Transkrypcja wystąpienia Edwina Bendyka ()

Transkrypt

Transkrypcja wystąpienia Edwina Bendyka ()
Edwin Bendyk
Ekonomika sztuki i kultury jako ekonomika rozwoju
Nie jestem ekonomistą, będę natomiast mówił o ewolucji myśli ekonomicznej w kontekście
ekonomiki kultury, jak ona się rozwijała, żeby poszukać pewnych argumentów, które
pokazują, że kultura i sztuka, aspekt kultury, powinny być przedmiotem szeroko rozumianych
inwestycji, zarówno publicznych, jak również prywatnych. Mają one, jak spróbuję za chwilę
pokazać, dokładając jeszcze argumentów, bo niektóre już tutaj padły, znaczenie poza
znaczeniem autotelicznym, związanym z samym aspektem tworzenia kultury, znaczenie dla
rozwoju. Aby troszeczkę spolaryzować tą dyskusję chciałbym przytoczyć cytat z Andy’ego
Warhola, który akurat chyba każdy minister finansów by polubił: „Making money is art,
working is art and good business is the best art”. Tak twierdzi Warhol i udowadniał, że tak
może być. To nie jest uniwersalne przesłanie dla wszystkich i tu można mieć niejakie
wątpliwości.
Jeszcze dwadzieścia lat temu nie było wcale tak oczywiste, przynajmniej dla wielu
ekonomistów, że kultura może mieć wpływ na rozwój. Dopiero w pewnym momencie zaczęto
przypominać sobie prace takich socjologów, jak chociażby Max Weber, który przypominał, że
nośnikiem, czy inaczej - polem działania - ekonomii i relacji ekonomicznych są relacje
zakorzenione w kulturze. Wystarczy pojechać do któregokolwiek z krajów, które odniosły
wielki sukces, chociażby do Korei Południowej. Miałem przyjemność rozmawiać z jednym z
najwybitniejszych ekonomistów koreańskich z Seul National University. Ma on dziś 70 lat,
mieszka z matką, codziennie, jak wychodzi do pracy, matka mówi mu: synu, ucz się pilnie. A
jak wraca, matka go pyta: synu, czego się dzisiaj nauczyłeś? A on - profesor najlepszej
uczelni koreańskiej. Tak wszystkie matki koreańskie pytają swoje dzieci, niezależnie od
wieku. Co to jest? To jest ekonomia i kultura jednocześnie, to znaczy pewne normy kultury,
które powodują, że Koreańczycy zajmują najwyższe pozycje, jeśli chodzi o rankingi
osiągnięć edukacyjnych, obok Finów, w teście PISA. Widzimy też, jakie osiągają wyniki, jeśli
chodzi o ekonomię. Inne kraje - Izrael - dosyć specyficzny, pod wieloma względami bardo
podobny, jeśli chodzi o kulturę polityczną, o korupcję i tak dalej, ale niewątpliwie jeden z
najbardziej innowacyjnych krajów na świecie. Izraelczycy pytani, co jest przyczyną takiego
boomu innowacyjnego, mówią: efekt izraelskiej matki. Podobno izraelska matka, jak już
doczeka się, że dziecko kończy studia, wtedy mówi: za to wszystko, co zrobiłam dla ciebie
dotychczas, oczekiwanie na Nobla chyba nie jest zbyt wielkie. W takiej atmosferze trudno
tych Nobli nie mieć, sporo ich rzeczywiście Izrael, proporcjonalnie do populacji, ma, a
osiągnięć technologicznych również niemało. Widać wyraźnie, że kultura tych najbardziej
namacalnych norm, które wynosimy z domu, przekazywanych, sankcjonowanie przez
przekazy kulturowe jest istotna.
1
Jak to jest z wchodzeniem tych obserwacji, tak oczywistych, zakorzenionych w
mądrości ludowej, do mądrości ekonomicznej. ??? jest ekonomistą z ??? University,
zajmuje się ekonomią kultury. Spostrzegł, że dzisiaj już, tak jak państwo możecie przeczytać,
ekonomia powoli radzi sobie z kulturą, dostrzega jej znaczenie. Kiedyś starała się unikać,
ponieważ do dzisiaj problem pozostał, to znaczy, upraszczając, ekonomia lubi zajmować się
rzeczami (to zostało później skorygowane), którym można przypisać cenę. Jak jest cena, to
łatwiej analizuje się te zjawiska, a kultura sprawia problem, po prostu tam cena może być
aspektem, ale jednym z wielu, oceny wartości dobra kultury. To jest właśnie ten problem,
dlaczego ekonomika kultury długo się przebijała, aż do momentu przełomowego dla rozwoju
refleksji ekonomicznej, to jest rok dziewięćdziesiąty dziewiąty, kiedy Bank Światowy
UNESCO zwołał we Florencji konferencję pod znamiennym tytułem „Culture Counts”,
zbliżonym do tego, który nam towarzyszy po jedenastu latach. Czy po dziesięciu, bo podczas
ostatniego kongresu: „Kultura się liczy” - to hasło zostało podjęte. Wynika ono ze
spostrzeżenia, że rozwojowi, w ogóle myśleniu o rozwoju ekonomicznym, muszą
towarzyszyć pewne zasady. W latach osiemdziesiątych ekonomiści dostrzegli, że model
regulowany tylko poprzez rynek i poprzez założenia ekonomii neoklasycznej nie wystarcza,
żeby radzić sobie z pewnymi zjawiskami, takimi, które zostały wtedy wprowadzone do
kanonu myśli rozwoju, czyli np. zasada zrównoważonego rozwoju. W tym jest tyle samo
ekonomii, jak kultury, która opisuje po prostu pewne postawy, dotyczące chociażby
solidarności międzypokoleniowej. Solidarność międzypokoleniowa nie jest kategorią
ekonomiczną, jest kategorią kulturową o znaczeniu ekonomicznym. Czy dzisiaj nabierająca
znaczenia zasada ostrożności, która mówi, jak podejść do postępu, która jest zasadą
hamowania postępu, ale jest zasadą kulturową, która ma bezpośredni wpływ na rozwój całej
teorii kapitału. Myślenie o kapitale u Marksa zaczynało się dosyć prosto, na definicjach:
kapitał fizyczny, finansowy, dopiero potem zaczęły wchodzić kolejne elementy kapitału, na
dobre i na złe, czasami może za dużo jest tych kapitałów, i często mają mylące znaczenie,
ale takie pojęcie, jak kapitał intelektualny, dzisiaj jest traktowane jako oczywiste, kapitał
społeczny bardzo się spopularyzował w ciągu ostatnich dwudziestu lat. Ministerstwo Kultury i
Dziedzictw Narodowego jest po prostu odpowiedzialne za stworzenie strategii rozwoju
kapitału społecznego. Kapitał kulturowy, zaczęło się od Bourdieu, ale dzisiaj jest traktowany
jako jeden z elementów myślenia o kapitale rozwojowym, kapitał symboliczny - to są pojęcia,
którymi dzisiaj żonglujemy na okrągło, często nie widząc co one znaczą, jaki mają rodowód i
warto się na pewno nad tym zastanowić.
Jeszcze tylko kilka przykładów, jak wchodziło to myślenie do obiegu w postaci
pewnych skodyfikowanych publikacji. To jest książka z 2000 roku, zredagowana przez
Lawrence’a Harrisona i Samuela Huntingtona, „Kultura ma znaczenie”, w Polsce wyszła dwa
lata później w 2002., oryginał „Culture matters”; czy przedsięwzięcia tutaj, w Polsce, w 2006
2
roku z inicjatywy Narodowego Centrum Kultury wspólnie z profesorem Krzysztofkiem
zaczęliśmy redagować zeszyt kwartalnika Kultura Współczesna, który próbował to, co było
zrobione w książce „Culture Matters”, przenieść na nasz grunt. To wszystko, przechodząc
już do sztuki, do węższego pola, bo kultura, w zależności od definicji, ta szeroka
antropologiczna – ujęte zostaje wszystko, wszystkie nasze działania, wyniki wytworzone
symbolicznie i materialnie, ale przejdźmy tutaj do węższego pola - z kultury do sztuki. Bardzo
ciekawą osobą, którą warto tutaj mieć w pamięci, mam nadzieję, że będziemy mieć okazję
ugościć, jest ??? szef pierwszej Katedry Ekonomiki Sztuki i Kultury na Uniwersytecie
Erazma w Holandii. Objął tę katedrę na początku lat dziewięćdziesiątych i pierwsze
doświadczenie, jakie zrobił, to był cykl podobnych seminariów, jakie my robimy, których
produkcją jest ta książka, którą tutaj państwo widzicie. To jest zbiór tych seminariów i muszę
powiedzieć, że jak się czyta te teksty sprzed dwudziestu lat, to one w temperaturze
przypominają dyskusję, jaka była na Kongresie Kultury Polskiej. Byli tacy ekonomiści, jak
Flauen ??? którzy nazywają siebie kulturalistami, którzy mówią, że nie można już myśleć o
kulturze i sztuce, ekonomii kultury i sztuki, używając tylko pojęcia ceny, rynku itd. i tacy,
którzy, powiedziałbym, jak profesor Balcerowicz, którzy uważają, że czego nie da się
zmierzyć, nie jest ekonomią, ta dyskusja była bardzo gorąca. Dzisiaj z tej małej książeczki
powstała 1400-stronicowa biblia, „Handbook of the economics of art and culture”, która to
wszystko opisuje, to wszystko już jest, pokazując, że ta rzeczywistość jest znacznie bardziej
złożona, co nie znaczy, że cena w sztuce nie ma znaczenia. ??? zaczął swoją refleksję od
tego obrazu Van Gogha, który w swoim czasie był rekordowo cenny, zdobył 82,5 miliona
dolarów i zastanawia się, czy to jest cały wyraz wartości tego obrazu, czy ta cena decyduje o
tym, że ten Van Gogh jest tak cenny, czy nie, co jeszcze dalej. Po takiej analizie, którą
prowadzi Clamer, David Throsby, który będzie w Polsce w czerwcu, ??? ze Szwajcarii, jest
paleta ekonomistów, którzy na co dzień zajmują się kulturą, z różnych perspektyw. Oni
patrzą na kilka obszarów, gdzie można zastosować teorię wartości i samą wartość aktu
sztuki. W akcie sztuki ten pierwszy moment jest kluczowy, sam akt tworzenia, tworzenia
czegoś, czego nie ma, czyli czegoś rzadkiego, co w teorii wartości jest podstawą. Rzadkość
jest głównym kryterium, samo tworzenie jest czymś, co jest z ekonomicznego punktu
widzenia istotne.
Kolejny aspekt kwestii kapitału społecznego czy kulturowego to jest to, że nie ma aktu
stuki bez działania komunikacyjnego i kooperacyjnego. Te działania tworzą zarówno więzi,
jak i znaczenie. Jedno i drugie jest potrzebne, zarówno do tworzenia norm, jak i do ich
upowszechniania, także sztuka jest, jak już powiedziała pani Wróblewska, medium
komunikacji. W końcu jest coś, co jest bardzo mierzalne czy stwarza duże problemy, a
przynajmniej gorące dyskusje, to jest wartość intelektualna, to, co można przypisać w postaci
copyrightu, to jest chyba najbardziej mierzalne, Amerykanie to precyzyjnie mierzą i wiedzą,
3
że copyright industry produkują rocznie w Stanach Zjednoczonych za prawie 1,5 biliona
dolarów, z tym, że część kultury w tym to jest jakieś 250 mld dolarów. Widać, że to nie jest
wszystko, to nie jest cała produkcja sztuki, to nie jest tylko to, co jest copyrightem, są też te
aspekty chociażby, które są ukryte w komunikacji, której nie da się zmierzyć.
Problem z dziełem sztuki jest taki, jak analizuje z kolei David Throsby, że dobra
kultury, jakimi są dzieła sztuki, mają charakter experience good, należą do ekonomii
doświadczenia. Polega to na tym, że im bardziej się z ich korzysta, tym bardziej się
uzależnia od tych dóbr, czyli koneser sztuki z czasem coraz mniej nasycony jest sztuką, czyli
popyt na dobra sztuki rośnie w przypadku dojrzewania rynku sztuki. To jest rynek
dojrzewający, dla którego rozwoju istotne znaczenie ma między innymi edukacja. Można
powiedzieć, no poziomie edukacji, już w szkole można sobie wyrobić smak sztuki, a tym
samym, wykreować popyt na tego typu dobra, który nie zna zaspokojenia. Dzieło sztuki
zaliczać też można do kategorii dóbr publicznych, jako pewnego zasobu, który jest dostępny
dla wszystkich i służy jako przestrzeń czy zasób rozwojowy. Odnosząc się do aktu sztuki,
jest wytworem kreatywności, czyli we współczesnych koncepcjach rozwoju, gospodarki
opartej na wiedzy, gospodarki opartej na kreatywności są par excellence w centrum tej
gospodarki. Są nośnikiem wartości intelektualnej, o której mówiliśmy, jest cały obszar
związany z dziełami sztuki, którego pieniężnie wyrazić się nie da, ale ma wartość. Ten cały
zakres wartości dzieła sztuki, który ma charakter nie pieniężny, ale bezwzględnie jest
wartością: wartość społeczna, duchowa, estetyczna, historyczna, symboliczna czy wartość
związana z pewną autentycznością doświadczeń, którą symbolizuje dzieło sztuki. Mniej
emocji budzi sprzedaż Volvo Chińczykom, niż gdyby Holendrzy mieli, tzn, są rzeczy
niesprzedawalne, za żadne pieniądze, „Nightwatch” nikt za żadne pieniądze by raczej nie
sprzedawał. Tak jak my nie sprzedalibyśmy „Bitwy pod Grunwaldem” żadnemu inwestorowi,
mam nadzieję przynajmniej. Widać, że to pole jest skomplikowane, natomiast można je
opisywać, można je wyrażać pojęciami.
Muzeum sztuki, jako część infrastruktury, w którym ta sztuka się uobecnia, które jest
dostawcą usług różnego typu, usług, które mają charakter dóbr publicznych, dóbr
prywatnych i jeszcze tworzą efekty zewnętrzne. Dobra prywatne, to można było zobaczyć w
zeszłym roku w Paryżu, była taka wystawa stulecia „Picasso i mistrzowie”, na którą ustawiały
się kolejki, które stały całą noc, żeby kupić bilet, 24 godziny na dobę była wystawa
wystawiona przez ostatni tydzień, obejrzało 800 tys. ludzi. To był autentyczny popyt na coś,
za co ludzie płacili ciężkie pieniądze i inwestowali swój czas, tak jak my kiedyś, żeby kupić
papier toaletowy. Chodzi o to, żeby zobaczyć tego Picassa. Nie wszyscy się dostali, bo
jednak dostęp do tego dobra był ograniczony. Jak się patrzy na muzea, to często pojawia się
pokusa takiego myślenia, ten Paryż był dobrym przykładem, taki efekt superstar, wydarzenia,
które miało charakter eventu, który, jak przeliczy się jego efekt łączny, w postaci biletów,
4
noclegów, jedzenia zjedzonego w Paryżu, na pewno kilkadziesiąt milionów, jeżeli nie ze 100
mln euro przyniósł. W związku z czym, jest pokusa, by patrzeć na ekonomikę muzeów w
dosyć uproszczony sposób. Jeden to jest mówienie w kategoriach efektu Bilbao: wybudujmy
takie Muzeum Guggenheima w Warszawie i będziemy mieli to samo, co w Bilbao: kilka
tysięcy nowych miejsc pracy, kilkaset tysięcy turystów i tak dalej. Na to zwraca uwagę Bruno
Frey, który sam jest bardzo liberalnym ekonomistą, że problem jest jeden: efekt
gwiazdorstwa decyduje, tak jak w każdym innym obszarze kultury, czyli gwiazd może być
niewiele, może być jedno Bilbao, może być jeszcze kilka muzeów podobnej rangi, ale nie da
się tego klonować w nieskończoność, bo wtedy automatycznie przestanie być tym dobrem, o
które turyści się zabijają. W związku z czym, nie do końca jest to pomysł dobry do
naśladowania, chociaż wielu się kusi. Inna rzecz, dzisiaj po kryzysie już wiemy, że to nie jest
do końca najlepszy pomysł na politykę rozwojową, dlatego, że to muzeum w Hiszpanii nie
wywarło stałego efektu Bilbao, tzn., stworzyło gospodarkę wokół siebie, natomiast nie stało
się dla Bilbao źródłem nowej gospodarki, można powiedzieć, gospodarki opartej na
kreatywności. Całym przemysłem kreatywnym Bilbao jest muzeum, wokół niego usługi,
natomiast nie ma tam wokół innych przemysłów kreatywnych, w związku z czym nie do
końca wypełnia swoją rolę. Często podnosi się też tak zwany efekt mnożnikowy, że jedna
przysłowiowa złotówka zainwestowana w kulturę czy sztukę ma przynieść ileś złotych w
postaci efektów ubocznych: miejsc pracy, ale też walorów odłożonych. Tu o tyle trzeba
ostrożnie, na co zwraca uwagę między innymi David Throsby, że z pozytywnym efektem
mnożnikowym wiąże się negatywny efekt mnożnikowy, to znaczy, złotówka dana na sztukę
jest złotówką, która nie jest dana na coś innego. Generalnie, ci ekonomiści, jak Throsby czy
Frey, zwracają uwagę, że jednak to jest pułapka, to nie jest najefektywniejszy, z punktu
widzenia
inwestora
giełdowego,
sposób
inwestowania
w
rozwój,
liczenie
efektu
zainwestowanego, tu się nie da, tu sztuka nie jest najlepszym miejscem. To wiedzą
inwestorzy i jednak inwestują w inne rzeczy, które ten termin bezpośredni szybciej
zapewniają, więc tu należy unikać pułapki. Natomiast, tak mówi Frey, który jest bardzo
liberalnym ekonomistą i lubi liczyć, że racją muzeum sztuki jest dostarczanie unikatowych
usług i zadanie muzeum nie polega na stymulowaniu gospodarki w sposób bezpośredni,
tylko na stymulowaniu pośrednim, o którym już wielokrotnie mówiliśmy.
Jeszcze dwa uzasadnienia znajdujące się we współczesnych teoriach rozwoju,
dlaczego muzea czy infrastruktura sztuki współczesnej jest istotna. Jedna, bardzo popularna,
teoria klasy twórczej Richarda Floridy, jest zwieńczeniem szerszej refleksji nad rozwojem i
centrami rozwoju, które lokalizuje on w metropoliach. Florida twierdzi, że znaczenie
rozwojowe metropolii wynika z pewnego klimatu środowiska, na który składa się potencjał
kreatywny, naukowy, kulturowy i talenty kreatywne, które mogą wnosić w gospodarkę
potencjał innowacji. Sztuka współczesna jest elementem tejże infrastruktury rozwojowej,
5
która ujawnia się na kilka sposobów – z jednej strony, ujawnia się jako to miejsce sprzyjające
kreatywności, ale z drugiej strony jest też symptomem, na ile ta wspólnota jest otwarta na
zmianę, której sztuka jest wyrazem. Inny ciekawy aspekt, który pokazuje znaczenie sztuki, to
jest komunikacyjna teoria sztuki, która jest jednym z aspektów teorii systemów społecznych,
którą zaproponował chociażby Niklas Luhmann, który pokazuje, że, tak jak całe
społeczeństwo jest systemem komunikacyjnym, sztuka jest podsystemem komunikacyjnym,
który służy do produkcji i recepcji wiedzy. To znaczy, sztuka jest naszym sensorem, czymś w
rodzaju instrumentu do rozpoznawania zmian na zewnątrz. Artyści często poprzez swój
warsztat dostrzegają wcześniej niż inni, że coś się zmieniło, że kontekst się zmienia i próbują
to zakomunikować poprzez swoje działania, często w sposób jeszcze trudno zrozumiały.
Jest pytanie, czy to jest potrzebne, czy nie? Wydaje się, że dzisiaj, w epoce rosnącego
kontekstu, złożoności samego społeczeństwa, ale również kontekstu, w którym ono się
rozwija, im subtelniejszy aparat sensoryczny tego społeczeństwa, im większa zdolność do
wychwytywania impulsów, chociażby poprzez sztukę, ale również poprzez nauki, tym lepiej.
Wydaje mi się, że sztuka współczesna i jej obecność jest niezbędnym elementem do
koncepcji, które opisują dzisiejsze społeczeństwo i jego rozwój, jak społeczeństwo wiedzy
czy gospodarka oparta na wiedzy, czy coś, co John Urry nazwał w socjologii contextive ???,
że dzisiaj społeczeństwo żyje w zupełnie innym kontekście, znacznie bardziej złożonych
relacji i musi się posiłkować bardziej wyrafinowanymi instrumentami komunikacji, produkcji
znaczenia; stąd rola sztuki jest tutaj bezwzględnie potrzebna.
Jako zwieńczenie, żeby zilustrować państwu, jak to może działać w praktyce, miałem
przyjemność w zeszłym roku uczestniczyć w takim eksperymencie, który dotyczył tego
ostatniego aspektu, czyli sztuka jako pewien instrument radzenia sobie z rosnącą
złożonością. Eksperyment był zainicjowany przez uczonego, profesora Andrzeja Nowaka,
który wykorzystał przestrzeń Centrum Sztuki Współczesnej, a więc aspekt infrastruktury
sztuki, po to, żeby wspólnie z artystami: z Agnieszką Kurant, z Jankiem Simonem, z Olą
Wasilkowską, sprawdzić, kto sobie lepiej radzi wobec takich zjawisk, jak niezwykle rzadkie
zdarzenia, które dzisiaj są punktem uwagi dla przedstawicieli nauk społecznych, którzy
zastanawiają się, co decyduje o dynamice zjawisk społecznych. Profesor Nowak wystawił
oręż nauki, z drugiej strony artyści mieli pokazać, co oni na ten temat mogą powiedzieć i
powstała bardzo ciekawa wystawa, pokazująca, że obie sfery rzeczywiście produkują
wiedzę, pomagają lepiej zrozumieć to, co się w świecie dzieje. Tego nie da się oczywiście
wyliczyć na konkretne pieniądze, cenę, natomiast efekt poznawczy, który potem, jako dobro
publiczne, w sensie publikacji, w sensie refleksji, jaka powstała, jest dostępny dla wszystkich
i tym, którzy chcą, może pomagać w radzeniu sobie ze złożonością współczesnego świata.
Wynika stąd, że trudno sobie wyobrazić dziś funkcjonowanie bez sztuki współczesnej.
Pytanie oczywiście dla polityki, dla ekonomistów, pozostaje ciągle aktualne - jak decydować,
6
gdy już wiemy, że jest potrzebna - ile i na co, pamiętając, że ekonomia jest nauką o wyborze
lub nauką zarządzania ograniczonymi zasobami, alokacji ograniczonych zasobów na
nieograniczone potrzeby. I teraz pytanie, jakie kryteria, jakie argumenty podawać politykom,
by podejmowali decyzje, że może nie zrezygnować ze wszystkich stadionów, ale zastanowić
się, czy na przykład 14 śląskich miast musi mieć 10 stadionów, a Warszawa 2, może mniej
tych stadionów, a w to miejsce coś innego, żeby dokonywać rozsądnych wyborów, żeby
mieć i jedno, i drugie.
7