De kla sa cja TESTY SPRZĘTU

Transkrypt

De kla sa cja TESTY SPRZĘTU
TESTY SPRZĘTU Przetwornik cyfrowo-analogowy Meitner MA-1 DAC
De kla sa cja
UTekst i zdjęcia: Filip Kulpa
Ed Meitner powrócił po wielu latach do pomysłu firmowania swoich produktów własnym
nazwiskiem. Pierwszym skutkiem tego jest przetwornik MA-1, który miał swoją polską
premierę podczas ostatniego Audio Show. To przysłowiowy wilk w owczej skórze
dmund Meitner jest guru w środowisku inżynierów nagraniowych po drugiej stronie
Atlantyku. Bodaj od lat 70. buduje sprzęt
studyjny, zaś we wczesnych latach 90. (dokładnie w 1993 roku) zasłynął własną konstrukcją superhigh-endowego procesora c/a IDAT, wycenionego wówczas na bajońską sumę 15 tys. dolarów, a uważanego za najbardziej zaawansowanego
technicznie DAC-a w tamtych czasach. Koncepcję urządzenia, bazującą na interpolacji słów cyfrowych IDAT,
przeniesiono wkrótce do modelu BIDAT sygnowanego
marką Museatex.
W 1998 roku Meitner założył nową markę EMM Labs,
pod którą zaczął tworzyć i sprzedawać jedne z najlepszych i najdroższych źródeł cyfrowych na świecie.
E
18 AUDIO VIDEO
Mniej więcej w tym czasie miał miejsce jeden z ważniejszych epizodów w jego karierze – współpraca
z Sony i Philipsem przy tworzeniu konwerterów a/c
i c/a dla potrzeb studiów nagraniowych przygotowujących nagrania w formacie DSD. To prawdopodobnie
wtedy Meitner stał się gorącym orędownikiem kontrowersyjnego systemu Super Audio CD, który – jak twierdzi do tej pory – jest znacznie lepszym rozwiązaniem
niż kodowanie LPCM wykorzystywane w formatach
CD, DVD-Audio czy Blu-ray. Wśród głównych zalet DSD
Meitner wymienia jego elastyczność, pozwalającą
na łatwą konwersję do innych formatów oraz lepszą
odpowiedź impulsową niż PCM.
Kilka miesięcy temu Ed Meitner zaanonsował zupełnie
nową serię urządzeń – tyle, że już pod nową-starą
marką Meitner. Pierwszym z nich jest testowany przetwornik MA-1; następny będzie odtwarzacz CD z funkcją DAC-a. Tym, co łączy nowe urządzenia z dotychczasowymi konstrukcjami EMM Labs, są te same rozwiązania techniczne, na których opierają się takie produkty jak XDS1 (odtwarzacz SACD/CD) czy DAC2. Natomiast dzielą je ceny – dużo niższe. Gdzie poczyniono
oszczędności – o tym Meitner nie wspomina. Ważne,
że MA-1 – analogicznie jak produkty EMM Labs – powstaje w kraju producenta, czyli w Kanadzie.
BUDOWA
Wygląd MA-1, tak zresztą jak i wcześniejszych konstrukcji spod znaku EMM Labs, nie wzbudza zachwytu. Obudowa jest prosta, bez żadnych ozdobników
i najogólniej mówiąc nic nie wskazuje na to, że mamy
do czynienia z urządzeniem w cenie fiata Pandy.
Całość wykonano z aluminium – front z grubej, ładnie
oszlifowanej płyty, zaś resztę ścianek ze szczotkowanych blach o wystarczającej grubości, polakierowanych na czarno. Jednym słowem: urządzenie prezentuje się skromnie, nie uzewnętrzniając drzemiącego
w nim potencjału.
Kierowany ciekawością, zaglądam do wnętrza, a tam
czeka mnie niespodzianka, bo mniej więcej połowa
objętości jest pusta. Cały układ audio rozmieszczono
na trzech małych płytkach drukowanych: górna obsługuje sygnały wejściowe, dolna zawiera przetworniki
c/a i układy wyjściowe, zaś ta pośrodku (digital board)
zawiaduje logiką wszystkich procesów i – jak można
podejrzewać – autorską obróbką sygnału, która wyróżnia „daki” Meitnera wśród wszystkich innych
na rynku. Pracuje tu m.in. procesor FPGA Xilinx Spartan z serii XC3, choć to akurat żadna rewelacja. Ogólnie rzecz biorąc, wkład materiałowy w konstrukcję
MA-1 nie jest wielki. Cenę tego urządzenia zdecydowanie silniej kształtuje zawarte w nim know-how oraz
oferowana jakość brzmienia, o czym za chwilę...
Tor analogowy (oczywiście SMD) zawiera pewną liczbę
układów scalonych (m. in. wzmacniacze operacyjne
AD820). Dokładniejsze oględziny uniemożliwia znajdująca się powyżej płytka wejściowa. Dobór elementów nie jest, tak naprawdę, dla niniejszego opisu istotny, a w każdym razie – nie kluczowy. Lewą stronę
urządzenia zajmuje podłużny aluminiowy ekran skrywający zasilacz impulsowy. To kolejne, bardzo drogie
źródło cyfrowe (po Linnach i Audio Aero LaFontaine),
które korzysta w tej wydajnej i praktycznej technologii.
Nie ma znaczenia, w jakim kraju podłączymy do sieci
MA-1 – w Stanach Zjednoczonych, Japonii czy w Europie. Zakres dozwolonych napięć zasilających rozciąga
się od 90 do 260 V.
Ciekawostką jest pokrycie spodu górnej pokrywy siatką przewodzącą zatopioną w przezroczystym tworzywie. To rodzaj ekranu elektrostatycznego.
W firmowym komplecie otrzymujemy prosty nadajnik
zdalnego sterowania o grubości karty kredytowej.
Umożliwia on zdalny wybór aktywnego wejścia, co ma
niezaprzeczalny sens, bo jest ich aż 6. Dostępne są
dwa złącza optyczne, dwa koncentryczne (o dziwo, nie
ma wśród nich gniazda BNC), wejście AES/EBU oraz
asynchroniczne wejście USB audio klasy 2. Za odbiór
danych z komputera (lub serwera) odpowiada układ
scalony XMOS XS1-L1 – podobny jak w przetworniku
Ayre QB-9 czy Audio Aero LaFontaine. Dzięki temu
możliwe jest odtwarzanie 24-bitowego materiału
o każdej standardowej częstotliwości próbkowania
z przedziału 44,1–192 kHz. Dotyczy to zresztą wszystkich pozostałych wejść, włącznie z optycznym (w tym
przypadku krytyczna jest jakość kabla). Użytkownicy
komputerów PC powinni zainstalować dołączone
na płycie CD-R sterowniki USB. Meitner zaleca ponadto korzystanie ze sterownika ASIO TUSBAudio – należy
go wgrać do odpowiedniego folderu i wybrać w progra-
Modułowa budowa wnętrza i szczelnie zaekranowany zasilacz impulsowy to dwie rzucające się w oczy
cechy konstrukcyjne MA 1. Dużo ciekawsze są jednak autorskie techniki Eda Meitnera – tych jednak
zobaczyć się nie da
Asynchroniczne wejście USB obsługuje układ
scalony XMOS LS1
mie muzycznym. Posiadacze Mac-ów z systemem
OS X (od wersji 10.5.7) nie muszą instalować jakichkolwiek sterowników. Wejście USB nie jest izolowane galwanicznie ani optoelektronicznie. Podczas testu nie
stwierdziłem jednak żadnego przydźwięku w połączeniu z komputerem iMac.
Ed Meitner świadomie i celowo zaoszczędził nam
trudnych wyborów w postaci różnych opcji filtracji cyfrowej czy upsamplingu. MA-1 DAC ma tylko dwa ustawienia: gra lub nie gra. I tak być powinno!
AUTORSKI DAC i UPSAMPLING DSD
Clou konstrukcji MA-1 bazuje na kilku oryginalnych
rozwiązaniach producenta. Akronim MFAST pochodzi
od Meitner Frequency Aquisition System i odnosi
się do systemu szybkiego asynchronicznego buforowania danych. System ten nie korzysta z pętli fazowej
Monofoniczny moduł autorskiego przetwornika
m DAC-1, po jego lewej stronie – master clock
(PLL) do rekonstrukcji przebiegu taktującego, co pozwala nie tyle zredukować, co skasować jitter w sygnale źródłowym. W związku z tym MA-1 powinien być zupełnie nieczuły na jakość sygnału wejściowego,
a sprowadza się to do tego, że możemy użyć nawet taniego odtwarzacza multimedialnego nie obawiając się
pogorszenia jakości brzmienia. Przynajmniej
teoretycznie.
Drugim etapem obróbki danych jest sekcja konwertera PCM->DSD – MDAT (Meitner Digital Audio Translator). Słowa wielobitowe z zapisu LPCM są przetwarzane do 1-bitowego formatu DSD o podwojonej częstotliwości próbkowania (5,6 zamiast
2,8 MHz).
Konwertery cyfrowo-analogowe są dwa (po jednym
na kanał), pracujące w trybie różnicowym. I znów nie
są to układy z tak zwanej „półki”, lecz autorskie prze-
AUDIO VIDEO 19
TESTY SPRZĘTU Przetwornik cyfrowo-analogowy Meitner MA-1 DAC
Piętrowa zabudowa płytek – na górze wejściowa, na
dole – analogowa
Płytka cyfrowa – a na niej programowalny układ
FPGA Xilinx Spartan. To on prawdopodobnie pełni
funkcję upsamplera DSD 5,6 MHz
tworniki MDAC pracujące w domenie 1-bitowej (DSD).
Zwróćmy uwagę, że połączenie USB – jako jedyne
z dostępnych – umożliwia przesyłanie sygnału z ripów
płyt Super Audio CD. Do tego konieczne jest skorzystanie z odpowiedniego oprogramowania (np. Amarra,
Pure Music na Mac OS lub Media Center 17 na PC).
W tym wypadku układ MDAT dokonałby dwukrotnego
upsamplingu (64 Fs -> 128 Fs), jednak Meitner nie
wspomina o tej możliwości i nie wiadomo, czy obecna
wersja oprogramowania umożliwiłaby odczyt strumienia DSD poprzez łącze USB.
Meitner zwraca uwagę, że użyta technika konwersji
sygnałów PCM do DSD i bezpośredniej konwersji strumienia 1-bitowego do postaci analogowej skutecznie
rozwiązuje problemy zniekształceń fazowych i efektów pra- i postecha w odpowiedzi impulsowej konwencjonalnych systemów cyfrowych opartych na kodowaniu liniowym PCM (które doskonale sprawdza
się w domenie częstotliwościowej, za to w czasowej
– już nie bardzo).
Kolejnym kruczkiem w konstrukcji MA-1 jest moduł zegara MCLK umieszczony dokładnie pośrodku pomiędzy obydwoma przetwornikami, w ich bliskim sąsiedztwie. Zawsze aktywna jest tylko jedna częstotliwość,
będąca pochodną tej częstotliwości próbkowania,
której wymaga sygnał źródłowy (wielokrotność 44,1
lub 48 kHz). To także przyczynia się do redukcji jittera
– już na etapie samej konwersji c/a, czyli wtedy, kiedy
jitter naprawdę ma znaczenie.
Nietypowe rozwiązanie odbiornika i bufora wejściowego skutkuje dość powolną synchronizacją DAC-a do sy-
gnału wejściowego. Zmiana częstotliwości próbkowania wywołuje kilkusekundową ciszę na wyjściu. Nie
jest to problem przy odczycie płyt, jednak gdy materiał
muzyczny o zróżnicowanym próbkowaniu odtwarzamy
w ramach jednej playlisty za pomocą odtwarzacza
strumieniowego, doświadczymy niezbyt atrakcyjnego
obcinania początków utworów przy każdorazowej
zmianie próbkowania. Zjawisko nie występuje
przy odczycie poprzez USB z uwagi na odmienny sposób taktowania danych (to DAC taktuje dane pobierane z komputera lub serwera, a nie na odwrót).
Jak widać, MA-1 jest bardzo niekonwencjonalnym
przetwornikiem. Tym bardziej byliśmy ciekawi, jak
sprawdzi się podczas odsłuchu.
ŹRÓDŁA SYGNAŁU
Wejścia koncentryczne i AES/EBU są izolowane
galwanicznie
BRZMIENIE
MA-1 DAC trafił do mnie w dość niekomfortowej sytuacji – musiałem, niestety, oddać dystrybutorowi kolumny Wilson Audio Sasha W/P (recenzja w AV 1/12).
Przesiadka na moje robocze Zollery wymagała akomodacji słuchu (miałem przeczucie, że będzie bolesna),
jednak bodaj trzeciego dnia po oddaniu Sashy w system został wpięty recenzowany przetwornik. Stwierdziłem z ulgą, że nie jest tak źle, jak się spodziewałem
– pomijając oczywiście znacznie skromniejszą dynamikę i słyszalną kompresję, co było ewidentną „zasługą” moich kolumn.
Meitner grał przez kolejnych kilkanaście dni, umożliwiając testowanie serwera muzycznego Aurender.
Przez cały ten czas nie analizowałem brzmienia DAC-a,
jednak czułem, iż drzemie w nim olbrzymi potencjał
W trakcie testu zaistniała sprzyjająca okoliczność
pod postacią testowanego równolegle serwera muzycznego Aurender S10 (patrz AV 2-3/2012), który posłużył jako źródło sygnałów cyfrowych z plików – tak
w standardowej, jak i w wysokiej rozdzielczości
(do 24/192 włącznie). Czytnik ten dostarczał sygnały
audio łączami S/PDIF i USB. Korzystałem też z odtwarzacza strumieniowego Linn Sneaky DS w trybie z wyłączonym wzmacniaczem. Do testów wejścia USB użyłem
ponadto komputera iMac 27” z oprogramowaniem Audirvana Plus działającego w trybie „Memory Play”.
Dla „rozrywki” podłączyłem także odtwarzacz Blu-ray
Panasonic BDT-T100 w roli napędu Blu-ray, by posłuchać koncertów wydanych w tym formacie, z dużo lepszą jakością brzmienia.
Linn Sneaky DS jest ciekawą alternatywą dla komputera w roli „transportu”. Daje
nieporównywalnie większy komfort obsługi (sterowanie z iPhone’a, iPada i zwykłego pilota)
20 AUDIO VIDEO
Aż sześć wejść cyfrowych włącznie z USB 2.0 HS czyni z MA-1 bardzo uniwersalny DAC. Wyjścia RCA brzmią nie gorzej niż XLR-y
– szczególnie w połączeniu USB. Pod koniec testu koreańskiego serwera zyskałem niezwykle cenną możliwość przetestowania omawianego wejścia w oderwaniu od komputera i szybko się okazało, że ta kombinacja wyznacza szczyt możliwości MA-1. Dzień prawdy
nadszedł w chwili, gdy rozpocząłem właściwe odsłuchy, dokonując konfrontacji ze źródłami odniesienia...
Wcześniej ustaliłem jednak, że nie ma znaczących różnic w brzmieniu pomiędzy wejściami optycznym i kon-
centrycznym. Co ciekawe, w przypadku Aurendera lepsze było połączenie optyczne, zaś w konfiguracji ze
Sneaky DS nie byłem w stanie jednoznacznie określić
swoich preferencji. Wydawało mi się, że brzmią,
na dobrą sprawę, identycznie. Miłą niespodzianką było to, że wejście optyczne obsługuje sygnały o próbkowaniu do 192 kHz. Według producenta, odbiornik wejściowy MFAST całkowicie niweluje różnice pomiędzy
źródłami i wejściami. Poniekąd tak jest – ale chyba
nie do końca. Połączenie USB – zarówno z podłączonym Makiem, jak i Aurenderem, dawało wyraźnie inne
brzmienie: w przypadku serwera bezdyskusyjnie dużo
lepsze, w przypadku komputera – z nieco innymi akcentami i przewagą w pewnych aspektach brzmienia,
takich jak definicja basu i ogólna precyzja.
Na początku zajmijmy się jednak tym, co ten DAC oferuje w kombinacji bardziej realistycznej cenowo –
z nadającym się do tego celu komputerem (poprzez
Przetwornik cyfrowo-analogowy Meitner MA-1 DAC
Tą płytą przewodzącą (pełniącą funkcję ekranu
elektrostatycznego) wyłożono od wewnątrz
znaczną część powierzchni górnej pokrywy
USB) oraz z superpraktycznym czytnikiem strumieniowym, który wraz z MA-1 tworzy kapitalne źródło cyfrowe za trzydzieści kilka tysięcy złotych.
Ten innowacyjny przetwornik ma w sobie coś absolutnie wyjątkowego wśród źródeł cyfrowych za
zbliżoną cenę: gra w sposób niesłychanie uporządkowany, rozdzielczy, gładki, a zarazem soczysty.
Nie chcę po raz kolejny sięgać po wyświechtany termin, jakim jest „dźwięk analogowy”, bo nawet nie o to
chodzi. Winyl ma swoje ograniczenia, które nie
do końca toleruję, a Meitner jest ich zupełnie pozbawiony. Podobieństwo polega na tym, że brzmienie tego DAC-a ma wyborną – jak na źródło cyfrowe – płynność. Odnosząc je do dwóch innych źródeł (przetworników), którymi dysponowałem, nie sposób było
przejść do porządku dziennego nad tym, że dźwięk
jest znacznie klarowniejszy a zarazem delikatniejszy,
bardziej zwiewny i kolorowy. Z drogich źródeł cyfrowych często doświadcza się superprecyzji, zjawiskowej analityczności – w dodatku coraz częściej przy
braku agresji jako takiej – jednak w parze z tymi przymiotami nie zawsze występuje tak zwana muzykalność wynikająca ze spójności i soczystości rejestrów
oraz dobrego timingu. Meitner zdaje się na pozór podążać w przeciwnym kierunku – łagodzenia szorstkości, dodawania kolorytu, może nawet lekkiego ocieplenia barw. Rewelacja polega na tym, że tu nie doświadczamy problemu „coś za coś”. W szczególności
zaś to ogólne wyrafinowanie tonalne nie wiąże się
z żadnym kompromisem w dziedzinie rozdzielczości.
Jest zgoła odwrotnie: głębia wnikania w strukturę nagrań i klasa, z jaką Meitner tego dokonuje, są wybor-
ne. Cała magia tkwi w jakości średnich tonów, a poniekąd także sopranów pozbawionych metaliczności
i szklistości na tym pułapie cenowym w stopniu dotąd
niespotykanym. Średnica ma nie tylko znacznie lepszą namacalność niż ze znanych mi źródeł do 30 tysięcy, lecz także imponuje ciągłością wybrzmień. To, jak
MA-1 przekazuje drobne niuanse z poziomu bliskiego
tła, zasługuje na szacunek. Niewymuszona przejrzystość i odwzorowanie mikrodetali przenoszą się także
na budowaną przestrzeń, która jest niesamowicie
swobodna, szeroka i głęboka. W tej materii przetwornik prezentuje poziom odniesienia.
Co do oceny dynamiki, zdania mogą być trochę podzielone, w przypadku źródeł cyfrowych jest ona szalenie subiektywna. Według mnie MA-1 DAC użyty
w analitycznym, dynamicznym „setupie” nie wnosi
żadnych słyszalnych – a już na pewno istotnych
– ograniczeń dynamicznych. Doskonale radzi sobie
z transjentami, lecz jego charakter nie jest z natury
„wybuchowy”. Innymi słowy, projekcja dynamiki odbywa się naturalnie, swobodnie, bez sztuczności czy
podrasowania. Jakby tego nie oceniać, nie sposób temu DAC-owi odmówić ekspresji dynamicznej. Porównania z Audionetem ART-em G3 w omawianej kwestii
wytrzymał ze stoickim spokojem – a to już wystarczająca rekomendacja (mimo że ART jest tańszy).
Znakomitość Meitnera – niezależnie od metody połączenia – wyraża się także w timingu, na który wprawdzie ma pewien wpływ definicja basu (zależna od połączenia), jednak tym, co definiuje rytmikę, jest koherentność poszczególnych zakresów. Źródła referencyjne, szczególnie Ayon, nie mogły się tu równać z Meitnerem. Przetwornik ten odtwarza doskonale znane
nam nagrania w sposób zdecydowanie mniej poszatkowany niż to ma miejsce w przypadku innych, znanych mi źródeł cyfrowych za zbliżoną czy nawet sporo
wyższą cenę (wyłączając Audio Research CD8).
Już w połączeniach S/PDIF (optycznym i elektrycznym) absolutnie rewelacyjnie wypada
reprodukcja niskich tonów. W połączeniu z Linnem
były wyjątkowo dokładne, sprężyste. W dodatku urozmaicone, świetnie różnicowane, a przy tym tak głębokie i potężne, jak potrzeba. Jednak dopiero dobre połączenie USB ukazało pełnię możliwości przetwornika
w tej materii. Bas stał się jeszcze krótszy, jeszcze bardziej sprężysty. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje
– i sam się temu dziwię – lecz weryfikowałem tę obserwację wielokrotnie i jestem jej absolutnie pewien.
Ale nie tylko bas ewoluował. W połączeniu z komputerem brzmienie stało się klarowniejsze, nieco lepiej zogniskowane, z nieco ostrzej akcentowanymi krawędziami dźwięków i bardziej przejrzystą sceną. Przyznam, że początkowo uznałem to za jednoznaczną zaletę, jednak późniejsze porównania z czytnikiem plików nie były już tak jednoznaczne. Sneaky DS podłączony kablem koncentrycznym zapewniał nieco lepszą płynność wybrzmień – a więc to, co jest jedną
z kluczowych cech brzmienia tego DAC-a. Ostatecznie
trudno mi ocenić, które połączenie było lepsze.
W gruncie rzeczy, zależało to od odtwarzanego materiału. Wokale i instrumenty akustyczne wypadały
atrakcyjniej z czytnikiem strumieniowym, zaś bardziej
energetyczne nagrania zyskiwały w połączeniu USB,
pozwalając docenić jeszcze lepszą precyzję.
Powyższych dylematów zaoszczędza przyszłemu użytkownikowi serwer Aurender S10 z firmwarem w wersji 1.0.58, który w połączeniu USB dosłownie zdeklasował to, co usłyszałem z wejść S/PDIF. Na czym polegały różnice? Głównie na znaczącym wzroście poczucia obecności muzyków i instrumentów. Wokal Diany
Krall i gitara z albumu „The Girl in The Other Room”
(24 bity/96 kHz) zdecydowanie ożyły, wchodząc wręcz
do pomieszczenia. Choć trudno w to uwierzyć, bezdyskusyjnie lepsza była także przestrzenność, ogniskowanie oraz – znów (!) – definicja basu. Całość można
skwitować stwierdzeniem: W połączeniu USB, MA-1
DAC osiąga zdecydowanie bardziej transparentne
brzmienie, bez względu na to, który zakres pasma
rozpatrujemy. Z głośników schodzi jakaś niewidzialna
firanka, która tłumi mikroinformacje i mikrodynamikę. Różnica jest ewidentna, moim zdaniem znacząca
muzycznie – nie wymaga bezpośrednich porównań.
Materiał hi-res odtwarzany na MA-1 prezentuje się
wybornie. Przetwornik ten jest na tyle przezroczysty, że z olbrzymią łatwością ukazuje różnice pomiędzy ripami CD a downloadami 24/88,2, 24/96 czy jeszcze gęściejszymi. Jednak
kluczową sprawą jest to, jak wyrafinowane brzmienie
otrzymujemy z płyt CD (lub ich reprezentacji plikowych). W istocie jest ono lepsze niż to, co uzyskują
niewiele tańsze przetworniki i odtwarzacze strumieniowe z plików HD...
NASZYM ZDANIEM
MA-1 DAC jest najlepszym, obok Audio Aero LaFontaine’a i odtwarzacza Audio Research Reference CD8,
źródłem cyfrowym, jakie słyszałem. Fakt, że kosztuje
mniej od pierwszego o kwotę równą wartości miejskiego auta i o prawie 20 tysięcy mniej od drugiego
– daje do myślenia. Meitner gra tak nieprawdopodobnie naturalnym, otwartym, świeżym, uporządkowanym i fantastycznie niemęczącym dźwiękiem, że
każdy – bez wyjątku – system (chyba że oparty
na źródłach za grube dziesiątki tysięcy złotych) znacząco zyska po podłączeniu tego przetwornika. To wy-
bitny produkt, który w pełni zasłużył na zaszczytny tytuł źródła kategorii A+ w naszej klasyfikacji – jako jedyny z rozpatrywanego przedziału cenowego. I chyba
nie jest to przypadek. A skoro tak, to Ed Meitner rzeczywiście jest geniuszem.
Cóż, wygląda na to, że kończy się era high-endowych
odtwarzaczy CD. Nie dlatego, że wchodzą nowe rozwiązania, lecz że w bezpośrednim starciu z najlepszymi DAC-ami ponoszą one sromotną porażkę w odsłuchu. Dwa miesiące temu pokazał to „wybryk” Asusa
(Xonar Essence One), teraz – na zupełnie innym pułapie cenowym – dowodzi tego Meitner MA-1 DAC. Przetwornik ten, sparowany z przygotowanym do tego celu komputerem lub dobrym odtwarzaczem strumieniowym, zapewnia brzmienie nieosiągalne dla odtwarzaczy CD za kwotę do co najmniej 30 tysięcy. I
SPRZĘT TOWARZYSZĄCY
■ Źródła sygnału cyfrowego S/PDIF:
Linn Sneaky DS (Davaar 5), Bryston BDP-1
■ Źródła sygnału USB: Aurender S10, Apple
iMac 27” (iOS 10.6.8, Intel Core i5 3,1
GHz, 4 GB RAM)/Audirvana Plus
■ Kable cyfrowe: AudioQuest Carbon
USB 0,75 m, Alphard HF8 (S/PDIF), WireWorld
Supernova (Toslink)
■ Przedwzmacniacz: Conrad-Johnson ET2
■ Źródła odniesienia: Audionet ART G3 (w roli
przetwornika c/a), Ayon S-3
■ Końcówka mocy: Audionet AMPI V2
■ Kolumny głośnikowe: Zoller
Temptation 2000, Revel Ultima Studio 2
■ Kable sygnałowe: Equilibrium Turbine
(RCA/XLR), Stereovox hdse
■ Kable głośnikowe: Equilibrium Sun Ray / AQ
Bedrock (bi-wiring)
■ Zasilanie: listwa Furutech f-TP615E, kable
sieciowe Furutech, Oyaide, Enerr Green
■ Akcesoria: platforma PAB B&H, stoliki Stand
Art STO
Dystrybutor Audiofast, www.audiofast.pl
Cena 30 900 zł
KATEGORIA SPRZĘTU
A+
DANE TECHNICZNE
Wejścia cyfrowe
1 x USB typu B (asynchroniczne),
2 x optyczne (Toslink), 2 x koncentryczne (S/PDIF), 1 x AES/EBU
Odbiorniki wejściowe
X-MOS XS-L1 (USB Class 2 audio), Meitner MDAT (S/PDIF)
Częstotliwości próbkowania
44,1 kHz, 48 kHz, 88,2 kHz, 96 kHz, 176,4 kHz, 192 kHz
(wszystkie wejścia)
Wyjścia analogowe
RCA, XLR
Poziom wyjściowy
RCA: 2,3 V RMS, XLR: 4,6 V RMS
Impedancja wyjściowa
RCA: 150 Ω, XLR: 300 Ω
Zasilanie
uniwersalne (90–260 V), 50/60 Hz
Pobór mocy (zmierzony)
24 W (stand-by: 2 W)
Wymiary (szer. x wys. x głęb.)
435 x 92 x 400 mm
Masa
7,4 kg

Podobne dokumenty