… - Każ wypuścić salwę! - Tak jest. Wszystkie jednostki! Ognia

Transkrypt

… - Każ wypuścić salwę! - Tak jest. Wszystkie jednostki! Ognia
II
0==+=============> KRONIKA SZÓSTEGO ODDZIAŁU – DZIEŃ ÓSMY
II
II
<=============+==0
II
Ryszard Nieśpiałowski
…
- Każ wypuścić salwę!
- Tak jest. Wszystkie jednostki! Ognia!- niezliczona ilość strzał poszybowała w górę,
zatrzymując się dopiero na oddziałach wroga. Niestety nie zatrzymało to o wiele liczniejszych
wojsk przeciwnika. Mało tego. Naparli na nasze jednostki z jeszcze większym zapałem niż
poprzednio. Ja, zwykły kronikarz, nie widziałem jeszcze nigdy takiej nienawiści do któregokolwiek
z ludów świata. Jednak teraz właśnie ujrzałem, do czego są zdolne wampiry i ich sługusy. Z całym
impetem natarły na oddział elfich łuczników. Nie poszli jednak oni w rozsypkę i dumnie walczyli
do samego końca. Niestety, nie ma nic gorszego niż łucznicy walczący wręcz. Nieosłaniani przez
zbrojnych polegli od śmiercionośnych mieczy i szabli szkieletów. Walka toczyła się na
pagórkowatym terenie z dala od jakiejkolwiek osady czy wioski. W bitwie nie uczestniczył żaden
znaczący się dowódca czy bohater wojenny, jednak brała w niej udział ogromna, niewyobrażalna
ilość jednostek elfów i niemalże trzykrotnie większa armia wampirów. Elfami dowodził
Arengatum - pomniejszy generał, a wampirami - jeden z nekromantów niezasłużonych jeszcze
w żadnej bitwie. Na imię miał Utsurol. Zaczyna świtać. Słońce powoli wschodzi. Zaczyna swoją
pozorną podróż po niebie. Elfy rozstawiły się na jednym z licznych pagórków, a armia wampirów
w dolinie usłanej kamieniami na wschód od pozycji elfów. Na pagórku wreszcie coś zaczęło się
dziać. Arengatum zaczął pospiesznie wydawać rozkazy:
- Lansjerzy! Okrążycie na swych koniach dolinę i gdy zobaczycie płonącą strzałę ruszycie
do ataku.
- Tak jest! - zakrzyknął dowódca kawalerii i natychmiast ruszył ze swym oddziałem
do wyznaczonego miejsca.
- Łucznicy! Podejść na długość strzału, wypuścić salwę i wycofać się.- rzucił Arengatum.
I właśnie wtedy to ujrzałem. Najpierw elfy wypuściły swoje strzały, a później zostały zalane
potokiem szkieletów oraz zombie. Łucznicy nie mieli nawet najmniejszej szansy na przeżycie.
Nie zdążyli wycofać się i zostali wybici w pień. Jak już prędzej napisałem, dolina była usłana
wielkimi głazami, za którymi schowała się znaczna ilość przeciwników. Zanim strzelcy zdążyli
oddać drugą salwę ohydne stworzenia już do nich dotarły. Arengatum nie spodziewał się takiego
obrotu akcji. Chciał jeszcze wykorzystać łuczników. Nie docenił przeciwnika. Wtem podjechał do
niego jeden z konnych wysłanych po to, aby zajść wroga od tyłu i zaatakować po sygnale. Jego koń
był cały zakrwawiony. Jeźdźcowi z pleców wystawały dwie strzały, jednak jeszcze żył.
- Panie, straciliśmy cały oddział kawalerii. Tylko ja przeżyłem, chociaż i tak za chwilę czeka
mnie kres. Gdy dojechaliśmy do wyznaczonego miejsca przeciwnicy już na nas czekali. Wiedzieli,
że przybędziemy. Może i byliśmy lepiej wyszkoleni i skuteczniej rozprawialiśmy się z wrogami,
lecz przewaga liczebna zrobiła swoje- rzekł lansjer.
U nieumarłych zaś panowała radość. Utsulor właśnie wydał rozkazy. Połączył oddziały szkieletów i
zombie i wysłał wprost na oddziały elfów. Oprócz piechoty miał jeszcze batalion czarnych rycerzy
na koniach- szkieletach oraz regiment okropnych wilków. Tym kazał ustawić się u podnóża góry,
skąd na sygnał dymny mieli zaatakować wojska elfów od flanki. Gdy ci się oddalili, na górze już
słychać było szczęk broni. Wojownicy elfów z niezwykłą zręcznością pozbywali się wrogów,
jednak tych było o wiele więcej i mimo to, że elfy były o wiele silniejsze od szkieletów i zombie, co
chwilę jakiś wojownik Arengatuma padał trupem. Walka była dość równa, aż do czasu, gdy dym
pojawił się na niebie. Czarni rycerze i wilki zaatakowały elfów od boku. Wtedy to formacja
przełamała się i cała piechota elfów poszła w rozsypkę. Już wydawało nam się, że nie ma dla nas
nadziei, gdy usłyszeliśmy róg. Były to posiłki składające się z łuczników, pikinierów oraz mistrzów
mieczy, czyli oczywiście elfów. Początkowo zmierzały na front, ale widząc armię nieumarłych, bez
namysłu rzuciły się, by nam pomóc. Razem odparliśmy wszystkie jednostki wroga i zmusiliśmy ich
do odwrotu. Teraz to my mieliśmy przewagę liczebną. Utsulor wyraźnie się rozgniewał, bo coś
krzyknął. Po chwili jednak dowiedziałem się, że nie było to przekleństwo, tylko wezwanie. Wtedy
to przyleciała ogromna bestia- skrzydlaty koszmar. Podleciał do Utsulora, a on wskoczył na bestię i
odleciał.
Elfy natychmiast rzuciły się na niedobitki wilków, czarnych rycerzy, szkieletów oraz zombie.
Pokonanie ich nie było trudne. Bez przywódcy zostali wybici do nogi. Zapadał zmierzch.
Zwycięzcy rozbili obóz niedaleko pola bitwy.
- Dziś odpoczniemy, a jutro uprzątniemy pole bitwy i uczcimy pamięć poległych - rzekł
Arengatum do Goliaba - dowódcy jednostek przybyłych im z pomocą.
- To oczywiste, ale wiedzcie, że nie zostaniemy z wami. Jutro wieczorem idziemy na front.
- Przecież nie zatrzymuję cię.
- Dobrze, a teraz świętujemy.
- Świetnie, a ty kronikarzu- Arengatum zwrócił się oczywiście do mnie- zapisz nasze
zwycięstwo. Niech nas zapamiętają jako bohaterów w tym dniu chwały!- więc od razu zacząłem
pisać ten dziennik. Pisałem go do późnej nocy. Zasnąłem dopiero nad ranem. Obudził mnie
straszliwy ryk. Na początku nie wiedziałem, o co chodzi. W namiocie byłem sam. Gdzie się
wszyscy podziali? Zaraz potem oprzytomniałem. Taki sam ryk wydawał skrzydlaty koszmar, na
którym odleciał Utsulor. Szybko wybiegłem z namiotu i ujrzałem przerażający widok. U podnóża
góry roiło się od szkieletów, zombie, a także duchów i upiorów. Źle się stało, że udało mu się uciec.
Teraz mi się przypomniało, że na wschód stąd znajdowało się całe mnóstwo kurhanów.
Nekromanta całą noc przyzywał wojowników nieumarłych. Teraz przewyższał nas pięciokrotnie
liczbą swoich oddziałów. Jeśli chodzi o szkielety i zombie to pół biedy, ale żeby pokonać ducha lub
upiora (tych także kilku sprowadził) trzeba było mieć ogromną siłę woli i umysłu. Niewielu elfów
taką posiadało. Zwycięstwo przemieni się w porażkę. Już nie ma dla nas nadziei. Utoniemy
w morzu wrogów. Bitwa już się zaczęła. Tym razem nekromanta też włączył się w bezpośrednią
walkę. Z grzbietu skrzydlatego koszmaru siekł długim, ciężkim mieczem na prawo i na lewo.
Sama bestia zaś szatkowała na plasterki swoimi pazurami piechotę elfów. Wojska Arengatuma
oraz Goliaba walczyły dzielnie zabijając wielu nieumarłych (w tym większość duchów i nawet
jednego upiora). Niestety to wiele nam nie pomogło. Wtedy Goliab strzelił z łuku i trafił prosto
w pierś skrzydlatego koszmaru. Potwór upadł. Jednak Utsulor nie odniósł żadnych obrażeń.
Wyraźnie się zdenerwował. Podszedł do Goliaba i jednym ruchem swego długiego miecza ściął mu
głowę. Arengatum zaszedł nekromantę od tyłu i zamierzył się do ciosu. Wiedział, że to
niehonorowe posunięcie, jednak dla niego to się nie liczyło. Chciał pomścić pobratymca. Na jego
nieszczęście Utsulor zorientował się i szybko odskoczył. Z niezwykłą zręcznością szybko
przeprowadził kontratak. Długi miecz przebił elfa na wylot. Arengatum już nigdy nie weźmie
udziału w żadnej bitwie. To już jego koniec. Kropla przepełniła czarę. Ostatnie żyjące elfy
rozpierzchły się. Nagle zobaczyłem w pagórku jakąś jamę. Powiadomiłem o tym kilku elfów
biegnących obok mnie i razem ukryliśmy się w jaskini. Szybko zabarykadowaliśmy się kamieniami
oraz większymi konarami drzew, których nie było tu wiele. Na razie nieumarli znajdowali się dość
daleko, ale gdy dobiegną ta barykada nie utrzyma nas długo. Zresztą są tam też z nimi duchy, które
przecież są niematerialne i przejdą przez zaporę. Już są blisko. W każdej chwili są coraz bliżej.
Już słyszę ich krzyki. Stąd, gdzie jesteśmy nie ma drogi ucieczki. Już są przy barykadzie. Żegnajcie.