OLIWIA KĘDZIORA / altowiolistka

Transkrypt

OLIWIA KĘDZIORA / altowiolistka
OLIWIA KĘDZIORA / altowiolistka
„LUBIĘ ŻYCIE BO CODZIENNIE PRZYNOSI MI NOWE SYTUACJE. LUBIĘ NOWE
SYTUACJE, BO POMAGAJĄ MI ZROZUMIEĆ OTACZAJĄCY ŚWIAT,
ALE
KOCHAM MUZYKĘ, BO ZABIERA MNIE Z TEGO ŚWIATA”.
To taka myśl przewodnia, może maksyma, może dewiza, którą jakiś czas temu
wymyśliłam, zapisałam. Nie, nie znaczy to, że rzeczywistość, która mnie otacza,
mnie - muzyka, człowieka o (może) nieco innej wrażliwości, jest zła. Owszem,
czasem nie jest „różowo”. Ale ja generalnie lubię ten czas, w którym żyję, lubię ludzi.
Ciekawią mnie. Było, że zgłębiałam tajniki psychologii, czytałam wiele na temat
relacji międzyludzkich.
A Muzyka? Mój dom rodzinny był jej pełen. Moja Mama jest wokalistką jazzową, Tato
gra na saksofonie. Tak więc od dzieciństwa byłam z nią zaprzyjaźniana – ileż to razy
zza kulis mogłam słuchać występów Rodziców. Aż kiedyś w telewizorze, podczas
jakiejś audycji muzycznej, zobaczyłam skrzypaczkę, posłuchałam, jak brzmi ten
instrument. Oczy mi się zaświeciły i już czułam, wiedziałam, że to jest „to”. Owszem,
później zdradziłam skrzypce dla altówki – dla jej pięknego brzmienia, ciemnej barwy.
Ale wybiegam...
Najpierw były skrzypce i Pan Michał Siwy, pierwszy nauczyciel siedmioletniej
dziewczynki. Dopiero po pierwszym stopniu Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej w
Bytomiu - altówka i Pan Krzysztof Batog. To On nauczył mnie, jak postrzegać
Muzykę, że nie sam warsztat – choć niezmiernie ważny – ale też myślenie
muzyczne, wiedza. Więc czytanie książek, uczestniczenie w kulturze innej niż
muzyczna. Uczenie się gry nie tylko dla zaimponowania, konkursów. Ich sens kończy
się przed ich rozpoczęciem, na przygotowaniach do niego.
Owszem, owszem brałam udział w wielu. W kilku byłam główną laureatką. Wygrałam
III Międzynarodowy Konkurs Muzyczny w Sztokholmie (2014) w kategorii altówka. Co
grałam? W finałach Koncert Sir Williama Waltona na altówkę i Sonatę
f – moll Johannesa Brahmsa. Ale przecież zanim ten sukces, to jeszcze nauka, kursy
mistrzowskie, Erasmus w Universität der Künste w Berlinie i moi profesorowie, bez
których nic by nie było – Pan prof. Piotr Reichert i Pani prof. Ewa Guzowska. To
wielkie osobowości, którym wiele zawdzięczam. Jakże piękne relacje mistrz – uczeń!
Nie do przecenienia!
Artysta? Artysta powinien posiadać umiejętność pozytywnego wpływania na drugiego
człowieka - w moim przypadku to takie podanie Muzyki, by poruszała, powodowała
że ktoś stanie lepszy, rozumniejszy, szczęśliwszy, radośniejszy. Umiejętność
przekazania swoich emocji, tego co jest w nutach, pomiędzy nimi. Jeśli tak się
zdarza, to wtedy czuję, jakbym dostawała skrzydeł. Wspominam taki koncert, kiedy
występowałam z orkiestrą w Toruniu. Graliśmy Symfonię koncertującą Wolfganga
Amadeusza Mozarta – to właśnie takie skumulowanie emocji – moich, tych muzyków,
którzy za mną, publiczności. Wtedy, po zakończeniu wykonania, przy aplauzie,
poczułam się artystką. To najlepsze odczucie w życiu, bo przecież jakże cieszy
zainteresowanie publiczności, jej zasłuchanie, pozytywna reakcja na to, co
przekazuję!
Tak. Tylko próbuję zdefiniować słowo „artysta”, jego pojemność - jestem bardzo
młoda. Został mi jeszcze rok studiów, ale tak pięknie mi się przytrafiło, że zdałam
egzamin do Orkiestry Filharmonii Gorzowskiej i jestem tutaj (najpierw na
doangażach) już od inauguracji poprzedniego sezonu. Nie, nie interesuje mnie
kariera solowa. Ja lubię ludzi, towarzystwo, wspólne muzykowanie. A w Gorzowie,
trafiłam na dobrą atmosferę, chęć do pracy, zaangażowanie, ducha młodości wśród
muzyków. Czuje się tutaj sens tworzenia Muzyki!
Co jeszcze? Że tylko Muzyka? Może tak: może i istnieje życie bez Muzyki, ale co to
byłoby za życie? Jak rodzina bez miłości.

Podobne dokumenty