Sen skrytobójcy
Transkrypt
Sen skrytobójcy
Sen skrytobójcy Karol Paszkowski October 31, 2015 Lord Tain biegł przed siebie na oślep, jak zaszczute zwierzę. Próbując wziąć kolejny zakręt, z impetem uderzył w ścianę i wpadł na kolejną grupę zdezorientowanych strażników. - Parszywe bękarty! - krzyknął, niezdarnie wstając. Posturą najbliżej mu było do piłki, a to nie ułatwiało mu zadania. - Tam jest! Na co czekacie! - wydzierał się dalej, wskazując pusty korytarz za sobą. - Brać go! Strażnicy spojrzeli na niego ze zdziwieniem, po czym niechętnie zbliżali się do ciemnego holu. Ustawili się wzdłuż przejścia, wytężając wzrok i przysłuchując się odgłosom. Na próżno. Nieoświetlony korytarz wydawał się spokojny i pusty. Stanowiło to kontrast dla wrzawy, która dobiegała stamtąd do niedawna. - Na co czekacie, do diabła! Stoicie jak cholerne kołki! - wydzierał się znowu Tain, który odzyskał już oddech po swojej dzielnej ucieczce. W takich sytuacjach lubił zajmować się tym, na czym się znał, czyli kierowaniem tą bandą debili, którą nazywano oddziałami zaopatrzenia. "Będą tu sterczeć jak cioty, a tamten skurwiel ucieknie w między czasie" myślał grubas "muszę się z nimi policzyć po tym wszystkim". Dowódca strażników spojrzał z ukosa na wzburzonego Taina. - Rekrut! - rzucił do jednego z podkomendnych - Zostaniesz tu z lordem, a my pójdziemy się rozejrzeć. Wykonać! Żołnierze zbili się w ciasną grupkę i powoli zanurzyli się półmroku. Tain z niepokojem przyglądał się każdemu ich ruchowi. Przesuwali się powoli wzdłuż ścian, skupiając wszystkie zmysł na poszukiwaniu intruza. Ich czujność była wytężona do granic możliwości. To paradoksalnie tylko wzmocniło efekt zaskoczenia. Postać pojawiła się dosłownie znikąd. Może cały czas tam stała, ale nikt nie był w stanie jej dostrzec? Przynajmniej, do czasu, aż w końcu cień rozciął szyję kapitana, rozpościerając przed sobą krwawą zasłonę. Było tak niespodziewane, że żołnierze stanęli jak zamurowani, próbując pojąć całą sytuację. Chwilowy brak zdecydowania był fatalny. Napastnik nie tracił czasu. Z perspektywy Taina wyglądało to niemalże jak taniec. Cięcia były błyskawiczne, precyzyjne i pozbawione zbędnych ruchów, a każdy pozostawiał po sobie krwawy ślad. 2 Gdy upadło ostatnie ciało, a zabójcę i Lorda dzielił jedynie pusty korytarz i przerażony rekrut, grubas zrozumiał, że jest w jeszcze gorszej sytuacji niż wcześniej. Zakrwawiona postać w cieniu patrzyła teraz prosto na niego i on to wiedział. żaden z jego ludzi nie byłby w stanie go powstrzymać. Tain rozumiał to doskonale. Nie zamierzał jednak poddać się bez walki. Pchnął młodego żołnierza w stronę napastnika i ruszył jak ranny jeleń wśród korytarzy. Chłopak nie rokował nadziei, ale może zawsze spowolnić mordercę, a Tain był już blisko. Jeszcze tylko zakręt... i tak. Lord wbiegł do gabinetu, naparł całym ciężarem ciała na ogromne drzwi i pośpiesznie zasunął wszystkie rygle. Całą masę rygli. Poczuł teraz dumę, że przewidująco kazał założyć tu tę monstrualną deskę z dodatkowymi zatrzaskami. Tamten cyrkowiec mógł sobie skakać i machać mieczem ile chciał, ale żeby się tu teraz dostać potrzebowałby co najmniej tarana. Lordowi Tainowi można było wiele zarzucić (co bardzo wiele osób robiło), ale nie niedbałość. Cechowała go wielka ostrożność i przezorność, miał więc plan i na podobną ewentualność. Jak skuteczny, miał się właśnie przekonać. Podbiegł do biurka, zerkając w stronę okien. Co prawda były na wysokości mniej więcej piątego piętra, ale skoro ten goniący go zabójczy skurwiel mógł przejść przez grupę żołnierzy jak bagnet przez masło, to może mógł też wyhodować sobie skrzydła. Minął meble, podszedł do ściany i po otworzeniu ukrytego w drewnianym obiciu schowka, wyciągnął z niego sakwę. W środku miał przygotowane kilka drobiazgów: małą fortunę i kilka dokumentów, które mogły zagwarantować mu pomoc i schronienie w obrębie kilku najbliższych regionów. Pozostało już jedynie uciec z dala od zagrożenia i zaszyć się gdzieś bezpiecznie. Nic prostszego. Tain podniósł wzrok i skamieniał. Na jednym z foteli, przy świetle dogasającego w palenisku ognia siedział niewysoki mężczyzna. Grubas dostrzegał coraz więcej szczegółów im dłużej patrzył i im bardziej jego oczy przyzwyczajały się do półmroku. Mężczyzna siedział ze złożonymi rękami. Na kolanach trzymał brudny miecz. Drzwi, które nagle wydawały się strasznie daleko, nadal były dokładnie zaryglowane. Koło fotela leżał brudny płaszcz. Mężczyzna patrzył wprost na Taina i chyba się uśmiechał. Okna były solidnie zamknięte, żadne nie zostało wyważone. Miecz i płaszcz nie był zwyczajnie brudne. Tain chyba usłyszałby otwieranie okna, nawet mimo zaaferowania, prawda? To były piekielnie dobre okna, no i nie tak łatwo wspinać się po równym murze. Miecz i płaszcz były zakrwawione. Mężczyzna patrzył na Taina 3 z rozbawienie i pożałowaniem,jak na królika, który został złapany do klatki i jeszcze nie rozumie, że jego los jest już przesądzony. "Jak on się tu do cholery dostał?" - Proszę usiąść, Lordzie Tain - powiedział, wskazując fotel przed sobą. Nie będzie pan chyba stał przez cały czas. Grubas jeszcze raz spojrzał ukradkowo na najbliższe okno. - Zdecydowanie tego odradzam - usłyszał natychmiast głos nieznajomego. - Upadek z tej wysokości jest śmiertelny, szczególnie dla kogoś tak... nie obytego z upadkami. W najgorszym wypadku, byłoby to - nieznajomy uśmiechnął się - zbędnie bolesne. Po czym odegrał pantomimę, powoli opuszczając jedną dłoń w kierunku drugiej i gwiżdżąc coraz niżej. Gdy ręce spotkały się ze sobą, mężczyzna głośno wciągną powietrze i potrząsnął głową. Tainowi zaschło w gardle. "Piekielny demon" pomyślał, "bawi się ze mną i kpi w żywe oczy, chociaż dopiero co wyrżnął bogowie raczą wiedzieć ilu ludzi. Chory skurwiel". - Czego ty chcesz, co? - zjadliwie rzucił grubas. - Jeśli chcesz mnie zabić, to przecież stoję tutaj, zupełnie bezbronny, tak? Rozumiem, że chodzi o coś innego. Nieznajomy uśmiechnął się jeszcze szerzej, wygodnie ułożył się na fotelu i zaczął: - Po pierwsze: nie jesteś bezbronny. Masz sztylet za paskiem i jeszcze jeden ukryty w rękawie. Spaślak spojrzał na niego zdumiony. Skąd mógł wiedzieć gdzie nosi ukryte ostrze? - Po drugie - ciągnął mężczyzna - zgadza się, chodzi mi teraz o coś innego. Chce porozmawiać. Tain uśmiechnął się chytrze i usiadł na krawędzi fotela, wychylając się do przodu. 4 - Czyli rozumiem, że ktokolwiek cię wynajął, nie zaspokoił jeszcze twojego apetytu na złoto. Nie ma sprawy. W samej tej sakiewce jest... - Około piętnaście tysiąca dukatów - przerwał mu znowu nieznajomy - i jeszcze pięć razy tyle w różnych miejscach, główne w twojej sypialni i owszem, doskonale wiem gdzie. Niestety to za mało. Ten uśmiech coraz bardziej wyprowadzał Taina z równowagi. - Więc czego ty chcesz, co? Bo rozumiem, że o coś ci chodzi. - Już mówiłem - odpowiedział nieznajomy, ściągając razem brwi. - Chcę porozmawiać. Tłuścioch już chciał powiedzieć "nie igraj ze mną", ale ugryzł się w język. Miecz wciąż spoczywał na kolanach zabójcy. Kiedy tygrys śpi, nie należy podbiegać i kopać go w dupę - w to wierzył gruby lord. - Czy lord wie dlaczego tu jestem? "Bo jesteś sprzedajny jak dziewka?" pomyślał Tain. - Potrafię sobie wyobrazić - stwierdził grubas. - Czy słyszał lord kiedyś o skrytobójcach? - Ależ oczywiście, że słyszałem. To takie małe marionetki, które pozbywają się ludzi, na zlecenie wypierdków, którym brakuje jaj, żeby samemu to zrobić - stwierdził lord. - Można to i tak ująć - zgodził się zabójca. - Małe wypierdki, które dosypują zatrutego gówna do twojego jedzenia, albo dźgają cię w plecy, aż padniesz - kontynuował Tain. - Tego nie można chyba powiedzieć o mnie - zaśmiał się nieznajomy, podnosząc zakrwawiony miecz. Przez chwilę gruby lord spochmurniał. 5 - O co w tym wszystkim chodzi? - powiedział chłodno. - Czemu prowadzimy tą rozmowę? - Czy lord wie co jest najważniejszą cechą skrytobójcy? - zignorował go morderca. - Chyba aż cię korci, żeby mi powiedzieć. - Nie chodzi o sprawność fizyczną - mówił dalej zabójca. - Istnieje granica tego, jak szybki czy silny może stać się człowiek. Oczywiście, ułatwia to zadanie... - Nie będę tego słuchał - warknął Tain i już miał wstać, gdy poczuł stal na potężnej grdyce. Przez chwilę siedział w napięciu, aż w końcu: - Skuteczność - powiedział nieznajomy, opuszczając spokojnie ostrze. Najważniejszą cechą zabójcy jest jego skuteczność. Cała reszta nie ma większego znaczenia. - Bzdura - charknął lord, przyciskając się do wyściełanego oparcia fotela, byleby dalej od zimnej stali. - Stwierdzasz tylko, że coś jest skuteczne bo jest skuteczne. To bez sensu. - Chyba, że istnieje sposób na zdobycie całkowitej pewności, że wykonasz zadanie - odpowiedział zabójca i dodał po chwili - że z góry znasz wszystkie okoliczności i wiesz dokładnie, co musisz zrobić, żeby wykonać zadanie. - Za chwilę powiesz mi, że potrafisz przepowiadać przyszłość - prychnął Tain. Nieznajomy dorzucił do kominka, wciąż pewnie trzymając broń przed gardłem grubasa i z zadowoleniem powiedział: - Bardzo dobrze, lordzie Tain! Doskonała odpowiedż. - To śmieszne. - Nazywamy to "snem skrytobójców" - zaczął zabójca - i jest to piekielnie przydatna zdolność. Pozwala nam wcześniej zobaczyć śmierć naszych ofiar i pewien fragment poprzedzający te wydarzenia. 6 Przez chwilę w pokoju słychać było tylko ciężki oddech grubasa i trzask drzewa, poddającego się płomieniom w kominku. - To daje nam wiedzę, a jednocześnie pewność, lordzie Tain - podjął znowu morderca, a w kominku i jego oczach zaczęły tańczyć na nowo rozpalone płomyki. - Znam każdy ruch, każde słowo i każdą myśl, a potem powoli wprowadzam wizję w życie. Tego nie da się porównać do niczego innego. Być niepowstrzymaną ręką przeznaczenia! - Jesteś szaleńcem! - krzyknął spaślak, ale chłód ostrza ostudził jego temperament. - Nie znałeś tej sytuacji, bo ja sam nie wiedziałem, że będę tu dzisiaj! Nie masz pojęcia co się wydarzy, szalony skurwielu. - A! Zapomniałem wspomnieć - dodał nieznajomy.- Wizja, którą daje ci "sen" nie jest bezosobowa. Wcielasz się w nim w swój cel - wskazał palcem lorda - z wszystkimi jej wadami i zaletami, myślami i marzeniami. Na chwilę staję się nim. Rozumiesz? Tain czuł powracającą panikę. łapczywie chwytał oddechy, lekko rzężąc. - To ci nie ujdzie na sucho - wydyszał. - Tego akurat nie wiem - powiedział beztroski zabójca. - Chciałem cię jeszcze tylko zapytać, czy wiesz, dlaczego zostałem wynajęty, żeby cię zabić? - A skąd mam to wiedzieć, ty poprany bękarcie?! Nieznajomy wstał z fotela, a ognie rozpalił się na dobre w jego oczach. - Walki o tron cztery lata temu - powiedział. Tain zamilkł na chwilę, po czym powiedział nie do końca przekonująco: - Nie mam się czego wstydzić. - Byłeś odpowiedzialny za zaopatrzenie - kontynuował zabójca - ale nie wywiązałeś się z zadania. Ludzie umierali najpierw w czasie bitwy pod Piskar, a potem z powodu ran, wyczerpania i głodu, w czasie gdy ty miałeś dostarczać lekarstwa, żywność i ekwipunek. Tak samo w czasie oblężenia! Ludzie barykadowali się za murami, nie wiedząc, że opróżniłeś ich zapasy! 7 - Poparłem właściwą stronę! Teraz Wilhelm jest królem, a ja lordem dzięki moim decyzją! - podniósł głos grubas. - Ale ludzie zginęli, a ty jesteś zdrajcą - przerwał mu nieznajomy. - Zdenerwowałeś też ludzi na tyle wpływowych, że są w stanie nasłać na ciebie skrytobójcę, a to nie jest takie proste. - Nie masz prawa mnie oceniać! - zawył Tain. - I nie zamierzam - zabójca podniósł wysoko miecz. Tain odbił się od ziemi, przewrócił się z fotelem i niezgrabnie wrócił do pozycji stojącej. Zabójca spokojnie wstał z fotela i ruszył pewnym krokiem w jego stronę. Lord wyciągnął sztylety i rozłożył ręce w coś, co miał nadzieję było grożną postawą. Nieznajomy od niechcenia wytrącił broń z rąk grubasa, chwycił za gardło i rzucił nim o ziemię. - Lordzie Tain - odezwał się znowu zabójca - czy wiesz czemu ci to wszystko powiedziałem? - Niech cię piekło pochłonie - zasapał powalony. - Bo chciałem, żebyś to zapamiętał. żeby to były ostatnie rzeczy o jakich słyszysz. A po części dlatego, że "sen" pokazał mi już wcześniej, że ci to powiem. - Jeżeli to prawda - powiedział Tain - to jesteś tylko smutną marionetką przyszłości. Paskudną mała... Lord nie zdążył dokończyć. Poczuł jak ostrze przebija go na wylot. Tain otworzył oczy. Leżał w jakiejś obskurnym małym pokoju, na niewyobrażalnie twardym łóżku. Usiadł i rozejrzał dookoła. Plebejski wystrój. Co on tu u diaska robi? Wspomnienia napływały do niego powoli, jakby patrzył na nie przez palce. Pamiętał mężczyznę w półmroku i jakieś wyrwane fragmenty rozmów. Niejasno pamiętał złość, strach i bezradność. W końcu przypomniał sobie, jak został przebity mieczem i to wspomnienie powróciło nadzwyczaj żywo. 8 Szok był ogromny. Z przerażeniem próbował znależć ranę na piersi, ale żadnej tam nie było. Ciężko dysząc, opadł na łóżko i jeszcze raz przyjrzał się, czy nie ma gdzieś ran. Coś było nie tak. Zazwyczaj ciężko mu było się poruszać. Jego ciało było niezręczne, ruchy skrępowane i powolne. Teraz jego ręce i nogi wyglądały inaczej, zniknął potężny brzuch, ktoś zdjął ciężar z jego barków. Niezgrabnie wstał i pokracznie podszedł do komody, na której ktoś zostawił miskę z wodą. Tain skupił wzrok na tafli cieczy i poszukiwał własnych rysów. Zamiast nich zobaczył twarz swojego mordercy. Obejrzał się za siebie zbyt gwałtownie i upadł na podłogę. Odczołgał się w kąt i tam skulił w małą przerażoną kulkę. Zabójcy nigdzie nie było widać. Tain siedział na ziemi z szeroko otwartymi oczami i przypominał sobie noc, gdy zobaczył skrytobójcę, jakby sam widok jego twarz otworzył na oścież drzwi pamięci. Ale przecież ta rozmowa nie miała sensu, prawda? Może miała większy niż myślisz? Tain zerwał się na równe nogi i jeszcze raz omiótł wzrokiem pokój. Kto to powiedział? Nie bądż głupcem. Nikogo tu nie ma. Jestem tylko ja. - Nie wiem kim jesteś, ale nie igraj ze mną! - krzyknął Tain. - Jestem lord Tain z ramienia... Niczym nie jesteś. Jesteś złudzeniem i im szybciej zdasz sobie z tego sprawę tym lepiej. - O czym ty bredzisz?! Nie jestem żadnym złudzeniem! Ależ oczywiście, że jesteś. Resztką snu pod powiekami. Momentem, gdy sen przeplata się z rzeczywistością, a ty wciąż nie wiesz w co uwierzyć. Musisz być. Albo ty jesteś złudzeniem, albo ja. A w końcu obaj wiemy, jak będzie wyglądał dzisiejszy wieczór. - Ja chyba oszaleje! Widziałeś to. Dzisiaj zginiesz. Znaczy, lord Tain, ale ty nim nie jesteś. Jesteś tylko jego perspektywą, sposobem patrzenia. Ostatnim wspomnieniem umierającego zdrajcy. 9 - Może i tracę zmysły, ale wiem kim jestem! Jestem lord Tain, możnowładca z ramienia... Jak wygląda twoja matka? Słowa uderzyły go jak cep. Przez chwilę stał w milczeniu, aż w końcu powiedział: - Co to ma do rzeczy? Wszystko. Gdzie się urodziłeś? Jak dorastałeś? Czy miałeś przyjaciół? Jak nazywała się twoja pierwsza kobieta? Czy masz dzieci? Czy pamiętasz ich twarze? - Ja... nie pamiętam. Lord Tain chyba wiedziałby takie rzeczy, prawda? Chyba każdy człowiek wie chociaż część z tego. Dlaczego ty nie wiesz? - Mam jakąś amnezję. Nie pamiętam dobrze - odpowiedział cicho, ale w środku czuł się coraz bardziej słaby, jakby rozpływał się, oddalał. Nie masz amnezji. Po prostu skończył się sen. Gdy się budzisz, sen się kończy i nie da się dopisać do niego kolejnych wersów. A teraz zrozum to, bo mam cię już dość! - A co jeśli nie zrozumiem? - zapytał odzyskując odrobinę pewności siebie Tain. Głos przez chwilę się nie odzywał. Nie ma takiej możliwości. Widziałeś przyszłość. Wiemy, że pójdę do lorda Taina i go zabiję. Wiemy, że zrobię to ja. Nie możesz zmienić przyszłości. - Nawet, jeżeli wiem jak będzie wyglądała, nie mogę się jej sprzeciwić? Nie możesz. To nie działa w dwie strony. Każdy twój opór został już uwzględniony. Nawet jeżeli wiesz, co chcesz zmienić, to i tak ci się nie uda. 10 Tain uśmiechnął się słabo. Chociaż może już nie Tain? Coraz mocniej czuł, że głos ma racje. Jak może być Tainem, skoro nic o nim nie wie? Skoro inaczej wygląda? Skoro coraz bardziej myśli tym dziwacznym głosem, a nie swoim rozumem? - Czyli miałem rację. Jesteś tylko marionetką przeznaczenia - powiedział z satysfakcją. Nawet nie masz pojęcia... Stał w milczeniu. Po chwili ktoś załomotał w drzwi. - Czy wszystko w porządku? - zapytała nie wchodząc córka karczmarza. ładna blondyna. Zapamiętał ją dobrze, kiedy wynajmował pokój. Naiwna, ale ładna.- Dużo pan krzyczy. - Wszystko...yhm - odchrząknął zabójca - wszystko w porządku. Miałem tylko zły sen. Usłyszał jak odchodzi i usiadł na łóżku. Było całkiem miękkie. Po jego głowie odbijały się echa ofiar. Coraz trudniej było je uciszyć, szczególnie, gdy akurat nie wykonywał zadania. Kiedy pracował wszystko było łatwe. Znać każdy ruch i każde słowo. Nie trzeba nawet szczególnie trzymać się wizji. Wszystko samo się układało dokładnie tak samo jak we "śnie". Wtedy miał pewności, precyzję i wiedział co się wydarzy. Nikt nie mógł mu nic zrobić, ponieważ on z góry wiedział, kto i kiedy chce go zaatakować. I wiedział to jeszcze zanim zobaczył to we śnie. Poza tymi krótkimi momentami, dręczyła go niepewność. Nie miał pojęcia, czy zostanie zaatakowany, czy go znajdą, czy nie naślą na niego innego skrytobójcy. Oczywiście, przygotowywano go na taką ewentualność, ale czy dałby sobie radę? W świecie rządzonym przez przypadek? Te pytania męczyły go w kółko, ale nie tak bardzo jak głosy. Głosy odzywały się niemalże cały czas. Początkowo ich nie zauważał. Wystarczyło im na początku uzmysłowić, że nie istnieją i zgrywać twardego, a one rozpływały się. Póżniej były już tylko pojedynczymi myślami, prostymi skojarzeniami. Nic wielkiego. Jednak im więcej było ofiar, w które wcielał się w "snach", tym liczniejsze stawały się głosy. Teraz były już nie do zniesienia. W kółko napotykał jakieś sprzeczne sygnały, dziwaczne skojarzenia. Z tru11 dem się skupiał. Nie mógł spać, ani jeść. Nie czuł winy czy żalu. Wiedział czemu zabija i wiedział, że robi dobrze. Głosy jednak tego nie wiedział i nie chciały przyjąć do wiadomości, że nie żyją, a możliwe, że nigdy nawet nie istniały. Istny koszmar. Coraz częściej nazywał "sen" najgorszym nałogiem duszy. Nie potrafił już wyobrazić sobie świata, w którym nie mógłby stać się uosobieniem śmierci, nieuchronnym i ostatecznym. Bał się też, że pewnego dnia głosy wzmocnią na tyle, że jego własny zostanie zagłuszony. Kiedyś powiedziano mu, że skrytobójca może pracować nie więcej niż cztery lata. Uznał to wtedy za bzdurę. Teraz, po ponad trzech latach wykonywania zleceń, nie był już taki pewien. Głosy rosły na sile, a on nie miał najmniejszej ochoty przestać zabijać. Kiedy go w końcu dopadną? Uśmiechnął się pod nosem. "Na pewno nie dziś wieczorem" pomyślał, zarzucając na siebie ciemny płaszcz. 12