Noc, morze i gwiazdy Noc, morze i gwiazdy

Transkrypt

Noc, morze i gwiazdy Noc, morze i gwiazdy
Heather Graham
Noc, morze
i gwiazdy
Przełożyła
Agnieszka Andrzejewska
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 1
11-05-20 14:12
Z wyrazami wdzięczności dla ciotki Dee, wujka George’a, Doreen,
a w szczególności dla kuzyna Kena, na pamiątkę długich rozmów podczas
śnieżyc w Massachusetts przy piecu i gorącej herbacie
Tytuł oryginału: Night, Sea and Stars
Copyright © 1983 by Heather E. Graham
All rights reserved.
Copyright for the Polish Edition © 2011 G + J Gruner + Jahr Polska
Sp. z o.o. & Co. Spółka Komandytowa
02-674 Warszawa, ul. Marynarska 15
Dział handlowy: tel. 22 360 38 41–42
faks 22 360 38 49
Sprzedaż wysyłkowa: 22 360 37 77
Redakcja: Małgorzata Grudnik-Zwolińska
Korekta: Jadwiga Piller
Projekt okładki: www.aorta.com.pl
Zdjęcia na okładce: Shebeko/Shutterstock
Redakcja techniczna: Mariusz Teler
ISBN: 978-83-62343-83-6
Skład i łamanie: Katka, Warszawa
Druk: Abedik SA
Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kopiowanie
w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie w jakiejkolwiek formie
oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych – również częściowe
– tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw autorskich.
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 2
11-05-20 14:12
Prolog
4 czerwca, Południowy Pacyfik
Na tle gęstej zieleni i brązowych skał wyspy unosiło się stadko mew,
prowadząc wrzaskliwe rozmowy. Piaszczystą plażę paliło słońce; przestraszony krab uciekał komicznym kroczkiem.
Nagle ptaki umilkły. Drzewami poruszył lekki wietrzyk, ale on też
ucichł.
Dał się słyszeć warkot, lecz naraz silnik zakaszlał i zgasł, wydając
przerażający dźwięk. Błogą ciszę zakłócił huk, a z nieba srebrnym zygzakiem, wśród płomieni i kłębów dymu, spadł samolot.
Uderzył w ziemię ze straszliwą siłą, ścinając wierzchołki drzew,
i znieruchomiał. Gąszcz wysokiej trawy zamortyzował upadek samolotu, ale i tak niebezpiecznie przechylony przejechał po plaży.
Mimo to się nie rozpadł.
Kyle Jagger stracił kilka cennych sekund, wpatrując się przed siebie. Trząsł się. Pot spływał mu po ciele, najpierw gorący, potem zimny
i lepki, serce biło szaleńczo. Tak długo wstrzymywał oddech, że teraz
się zachłystywał.
Udało się! Posadził samolot na przekór kapryśnym wiatrom na Południowym Pacyfiku, mimo awarii hydrauliki, która mogła doprowadzić do tragedii.
Nagle zamroczenie wypadkiem ustąpiło i Kyle poczuł zapach oleju
hydraulicznego. Musi wyciekać do wnętrza samolotu… Niewiele myśląc, szarpnięciem uwolnił się od pasa, którym był przypięty, i zaczął
się przedzierać przez ciasne wnętrze, żeby odszukać jedynego pasażera. To kobieta, przypomniał sobie, i w tej chwili na pewno nieprzytomna. Miejmy nadzieję, że tylko nieprzytomna. Okazało się, że jej twarz
skrywa szerokie rondo beżowego kapelusza; głowa opadła w przód.
3
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 3
11-05-20 14:12
Kyle przycisnął palce do szyi kobiety, żeby sprawdzić puls. Bił! Prędko odpiął jej pas i podniósł zaskakująco lekkie ciało, mimo woli rejestrując, jakie jest drobne. Kobieta mogła mieć zaledwie metr sześćdziesiąt wzrostu.
Nie miał czasu się nad tym zastanawiać. Musiał wydostać ich oboje z samolotu. Minęło dopiero kilka sekund, odkąd maszyna, drgając,
znieruchomiała na plaży, a wydawało się, że to cała wieczność.
Nagle kobieta się ocknęła. Gęste złotawe rzęsy uniosły się i ukazały przerażone topazowe oczy. Kocie oczy, pomyślał przelotnie Kyle,
lekko skośne. Spojrzała na niego i krzyknęła przeraźliwie. Przerzucił ją
sobie na jedno ramię i uderzył ją mocno w twarz, bojąc się, że przez jej
szamotaninę zginą oboje.
– Przestań! – wykrzyknął. – Samolot może wybuchnąć!
W jednej chwili panika w jej oczach zniknęła i zastąpiło ją zrozumienie. Uspokoiła się.
– Niech pan mnie puści! – zażądała. – Nic mi nie jest.
– Jak pani chce. – Kyle postawił ją na obutych w szpilki stopach
i natychmiast rzucił się, napierając dłońmi i umięśnionymi ramionami na drzwi. Zacięły się przy lądowaniu i nie chciały ustąpić. Kyle nie
tracił czasu na daremny wysiłek. Znalazł wyjście awaryjne nad skrzydłem, z najwyższą irytacją rejestrując, że elegancka pasażerka szuka
czegoś po omacku obok swego fotela.
– Co pani robi, do cholery?! – zawołał, zdumiony, że w obliczu
śmiertelnego zagrożenia szuka jakichś osobistych drobiazgów.
– Moja torba – poinformowała go zwięźle, zakładając długi pasek
na ramię.
– Tak to jest z babami – mruknął pod nosem Kyle i zabrał się do
otwierania siłą drzwi awaryjnych. Gdy wreszcie puściły, wyczołgał się
na skrzydło i zeskoczył na ziemię.
– Już ją znalazłam. – Kobieta stanęła na skrzydle. Wbiła w niego topazowe oczy o zdumiewająco agresywnie ostrym spojrzeniu,
jak na delikatną istotę. – Zabrało mi to mniej czasu niż panu psioczenie!
4
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 4
11-05-20 14:12
– Zamknij się i skacz! – rozkazał Kyle i gdy go posłuchała, złapał
jej szczupłe ciało, po czym chwycił ją za przegub. – A teraz, droga pani, wiejmy co sił w nogach.
Zaczęli biec po plaży, myśląc już tylko o tym, żeby przeżyć. Nagle
kobieta krzyknęła z bólu i upadła na piasek, pociągnąwszy Kyle’a w tył.
Spostrzegł, że skręciła kostkę.
– Kretynka! – mruknął pod nosem, wiedząc, że nie może poświęcić ani sekundy więcej na okazywanie wściekłości. – Durne szpilki. –
Zmełł w ustach przekleństwa i wziął na ręce uprzykrzoną pasażerkę –
i oczywiście tę cholerną torbę.
– Przepraszam! – syknęła, zmuszona objąć go ramionami za szyję.
Przelotnie spojrzała na niego kocimi oczami, w których teraz dominowało upokorzenie. – Nie planowałam udziału w katastrofie samolotu –
dodała ze złością.
Kyle zaczął biec, a jej kapelusz spadł z głowy; kaskada miodowoblond włosów oplątała mu się wokół ramion i poczuł ich jedwabisty
dotyk na policzkach.
– Ta cholerna torba waży chyba z tonę! – wykrzyknął, mimo że
z trudem łapał oddech.
Torba, którą z taką determinacją kobieta ściskała, była ciężka; płuca
bolały go z wysiłku, nogi miał jak z ołowiu. Dzięki Bogu, pomyślał, że
nie przyszło jej do głowy, by ratować resztę bagażu.
Nie odpowiedziała mu, a on rozsądnie postanowił więcej nie marnować sił. Skupił się na zwiększeniu dystansu między nimi a rozbitym
samolotem. Przeczuwał, że samolot wybuchnie – i wiedział, że trzeba
się spieszyć.
Gdy nastąpiła eksplozja, wydawało mu się, że ziemia rozpadła się
na kawałki. Ogień wystrzelił w niebo z oślepiającą jasnością; huk był
ogłuszający. Gryzący dym zasłonił widoczność. Kyle nie dotarł tak daleko, jak chciał. Fala gorąca, niczym ręka olbrzyma, chwyciła go od tyłu i uniosła bez wysiłku. Poszybowali w powietrzu. Reakcja Kyle’a była instynktowna. Wykręcił ciało jak tylko mógł, żeby chronić kruchą
istotę, którą trzymał w ramionach. W konsekwencji to on wylądował na
5
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 5
11-05-20 14:12
piasku, uderzając głową o kłodę, którą morze wyrzuciło na plażę. Jego ciało zamortyzowało upadek kobiety, jednak uderzenie pozbawiło
ją tchu.
Obojgu zrobiło się ciemno przed oczami.
A wtedy natura postanowiła interweniować i oczyścić się z dymu
i ognia.
Zaczęło padać.
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 6
11-05-20 14:12
1
Skye Delaney jęknęła, gdy pierwsze krople deszczu pociekły z jej włosów na czoło. Uniosła w zamroczeniu głowę, mrugając powiekami,
żeby oprzytomnieć. Nagle wydarzenia ostatnich kilku minut – chyba
mniej niż pięciu! – stanęły jej przed oczami. Ogarnęła ją panika, a ciało przeszył dreszcz przerażenia.
Samolot się rozbił, ale, o Boże, ona wciąż żyje!
Skye uświadomiła sobie, że kurczowo ściska w palcach jakiś materiał. Spojrzała w dół – to była dwurzędowa granatowa marynarka mężczyzny, który ją uratował. Był nieuprzejmy i apodyktyczny, ale silny,
zręczny i bystry. Przygryzła dolną wargę, żeby się nie rozpłakać.
Uświadomiła sobie coś jeszcze. Nie tylko żyła, lecz była też cała
i zdrowa, bo mężczyzna osłonił ją własnym ciałem. Wciąż obejmował ją bezwładnymi ramionami, a ona leżała na nim. Wydawał się olbrzymem.
Miał zamknięte oczy. Lśniące kasztanowe włosy opadały w nieładzie na opalone czoło, które przybrało niepokojąco szarą barwę. Skye
mimowolnie zarejestrowała rysy jego twarzy: wysokie kości policzkowe, ciemne łuki brwi, długi, prosty nos, pełne i o ładnym kształcie
wargi, wydatna szczęka. Uszła z życiem z katastrofy, przeżyła wybuch,
i co robiła? Wpatrywała się w drobne zmarszczki mimiczne wokół zamkniętych oczu mężczyzny i w zmysłowe usta.
Otrząsnęła się i zapytała samą siebie, co, u diabła, wyrabia. Przecież on może być…
– Nie! – powiedziała na głos. – O Boże – zaczęła się modlić, unosząc mokrą, oblepioną włosami twarz ku niebu. – Proszę, żeby nic mu
się nie stało!
Stoczyła się z mężczyzny. Łzy ciekły jej po policzkach i mieszały się z kroplami deszczu. Przysiadła na piętach, wsunęła palce pod
7
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 7
11-05-20 14:12
marynarkę i ostrożnie dotknęła piersi swojego wybawiciela, nie przerywając cichych modłów. Ogarnęła ją niewymowna ulga, gdy przez
cienki materiał jego koszuli wyczuła, że oddycha.
Żyje! Gorączkowo chwyciła jego przegub, żeby sprawdzić puls –
był regularny. Krew krążyła w ciele mężczyzny w odpowiednim rytmie, stwierdziła z radością Skye.
Co teraz? Jej wiedza na temat pierwszej pomocy była żałośnie mała. Skoro mężczyzna stracił przytomność w efekcie wybuchu, dlaczego nie ocknął się, gdy zaczął padać deszcz? Dotknęła ostrożnie jego
policzka, ale nie było żadnej reakcji. Zaczęła przeklinać się za swoją głupotę i bezradność. To straszne, być tak bezużyteczną! – uznała Skye.
Opanuj się, nakazała sobie. Sięgnęła po torbę, którą z taką determinacją wyniosła z samolotu. Delikatnie uniosła głowę mężczyzny
i dopiero wówczas dostrzegła nierówne krawędzie leżącej obok kłody.
Gdy wsunęła palce pod jego kark, poczuła lepkość krwi. Wydała głoś­
ny, żałosny jęk, zaraz zagłuszony przez wiatr i deszcz. Dlaczego nie jestem jedną z tych osób, które w sytuacjach kryzysowych stają na wysokości zadania?, biadoliła w duchu.
Deszcz raptownie ustał, jakby ktoś zakręcił kurek. Kawałek dalej
poskręcane fragmenty tego, co kiedyś było samolotem, wciąż płonęły, ale ogień nie sięgał już nieba. Płomienie, zdawałoby się, jakby nasycone i zadowolone z dokonanego dzieła zniszczenia, pełzały po szczątkach maszyny.
Skye zmobilizowała resztki sił i wzięła się w garść. Bardzo ostrożnie przekręciła ciemnokasztanową głowę, pod którą podłożyła swoją
torbę. Delikatnie wsunęła palce w gęste włosy, aż znalazła ranę; chociaż mężczyzna miał na głowie sporych rozmiarów guz, krew wydostawała się ze stosunkowo niewielkiego rozcięcia.
Lód! – olśniło Skye. Co za absurd! Skąd wziąć lód? Wokół siebie
widziała piaszczystą plażę, piach, wysoką trawę i drzewa o poskręcanych pniach. Nie bądź taką beznadziejną kretynką, napomniała się
w duchu. Zrób coś!
8
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 8
11-05-20 14:12
Wreszcie zdrowy rozsądek doszedł do głosu. Skye zrzuciła buty
i pobiegła w stronę wybrzeża, starając się nie zwracać uwagi na ból
skręconej kostki. Dotarła do wody, zadowolona, że jest ona chłodna
i świeża od niedawnego deszczu. Utykając, wróciła do rannego i zaczęła starannie przemywać ranę. Tyle czasu spędziłam ze Stevenem
w szpitalu, wyrzucała sobie w duchu, że powinnam była przyswoić sobie zasady pierwszej pomocy. Chociaż... jeśli chodzi o Stevena, na niewiele by się to zdało. Mogła jedynie trzymać za rękę człowieka skazanego na śmierć…
Łzy pociekły jej po policzkach. Ta tragedia należała do przeszłości, ale Skye, świadoma, że cudem uszła z życiem, na nowo opłakiwała brata. Łzy wzięły się nie tylko z żalu i bólu, ale też z niewiarygodnej radości i wdzięczności, że ona wciąż jest cała i zdrowa. Tego ranka
w Sydney, nim wsiadła do tego samolotu, ani nawet do głowy jej nie
przyszło, by zastanawiać się nad życiem. Funkcjonowała w rozgardiaszu, w zawrotnym tempie, jedna podróż służbowa za drugą. Liczyła się
tylko jej firma, Delaney Designs. Nie pamiętała już, kiedy ostatnio podziwiała błękit nieba, spacerowała dla przyjemności w deszczu, upajała się dotykiem wiatru na policzkach…
– Ale przecież nie wiedziałam! – szepnęła. Steven chorował, potem umarł, a firma, która należała do nich obojga, zaczęła kuleć bez
współzałożyciela. Podjęta przez Skye walka o utrzymanie firmy na powierzchni pomogła przynajmniej częściowo ukoić ból po stracie brata.
Skye ułożyła głowę pilota na płóciennej torbie i, kuśtykając, wróciła na brzeg morza. Ponownie zamoczyła w wodzie prowizoryczny
opatrunek. Przez chwilę rozglądała się dookoła. Piasek, wysoka trawa, woda i majestatyczne drzewa. Czyżbyś miała nadzieję, że coś się
zmieniło?, zapytała się w duchu. Raczej nie, ale na pewno znaleźli się
w miejscu, które figuruje na mapie. Ktoś przyjdzie im z pomocą. Gdy
samolot nie doleci na Tahiti, żeby uzupełnić paliwo, właściwe służby
podniosą alarm i ekipy ratownicze zaczną przeczesywać teren. Może
nawet pomoc jest już w drodze. Pilot prawdopodobnie zdołał wysłać
sygnał o katastrofie…
9
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 9
11-05-20 14:12
Skye pokuśtykała z powrotem i starannie zaczęła przemywać twarz
mężczyzny chłodną morską wodą. Jej palce wydawały się wiotkie przy
wyrazistych, rzeźbionych rysach jego twarzy.
– Proszę cię, żyj! – szepnęła z rozpaczą. – Proszę! Ocknij się!
Gorliwe modły zostały wysłuchane; mężczyzna jęknął, ziemista
barwa skóry ustępowała, a w jej miejsce powracał naturalny brązowy
odcień, przez policzek przebiegł skurcz, powieki zadrgały, ale się nie
uniosły.
– Hej! – Skye lekko poklepała go po brodzie, a następnie wsunęła dłoń pod muskularny kark, żeby złożyć głowę rannego jak
najostrożniej z powrotem na piasku i sięgnąć do torby, którą tak
desperacko uratowała. Ciężar, na który tak narzekał pilot, torba zawdzięczała głównie butelkom. Skye zabrała ze sobą dwa litry rumu
domowej roboty, prezent od współpracownika, i kilka butelek burgunda, część standardowego zestawu upominkowego. W takich sytuacjach przydawała się brandy, może rum spełni tę samą rolę? Czy
raczej burgund? A jeśli łyk alkoholu stosuje się tylko przy omdleniach? Czy on się nie zakrztusi, zamiast odzyskać przytomność?
Rum czy burgund?
– Do diabła! – mruknęła.
Jest kobietą interesu, która podejmuje decyzje w ułamku sekundy,
a tu wpada w traumę z powodu rumu… albo burgunda. Dobra, niech
będzie rum.
Pogratulowała sobie, że nie próbowała przemieszczać mężczyzny.
Ponoć mięśnie ważą więcej niż tłuszcz, on chyba składał się z samych
mięśni. Starając się trzymać jego głowę tak, żeby się nie zakrztusił, zaczęła majstrować przy zakrętce, aż wreszcie usunęła ją zębami. Przyłożyła mu otwór butelki do warg i przechyliła ją tak, że cienki strumień mocnego alkoholu popłynął częściowo do jego ust, a częściowo
na podbródek.
Zakaszlał i złapał ustami powietrze. Powieki mu zadrgały i nagle
się uniosły. Oczy o tęczówkach koloru limonki zlustrowały Skye.
– To ty! – wyszeptał ochryple.
10
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 10
11-05-20 14:12
Skye ogarnął gniew. Co za tupet! Troszczy się o niego, po tym jak
rozbił ten przeklęty samolot, a on patrzy na nią tak, jakby wylądował
na wyspie z dwugłowym potworem.
– A kogo się spodziewałeś? – zapytała z irytacją. – Zadzwoniłabym
po Czerwony Krzyż, ale akurat nie miałam drobnych na telefon!
Mężczyzna przeszywał Skye wzrokiem. Jego głowa wciąż leżała na
jej kolanach; jasne mokre blond pasmo opadło mu na policzek.
Wreszcie przestał na nią patrzeć i podniósł się, żeby usiąść, omal
przy tym nie nokautując Skye. Jęknął głośno przy tym ruchu i chwycił
się za głowę obiema rękami, marszcząc czoło.
– No właśnie, kogo się spodziewałem? – powiedział zdziwiony,
bardziej do siebie niż do niej.
– Bo co? – spytała Skye, przestraszona wyraźną dezorientacją pilota.
Pokręcił głową, nie patrząc na nią, i bardzo ostrożnie spróbował
wstać. Najpierw kucnął, dla nabrania równowagi, potem podniósł się
powoli, jedną ręką uporczywie pocierając skroń. Milczał. Wzrokiem
objął po kolei fale obmywające brzeg plaży, drzewa, wysoką trawę,
horyzont w oddali, a w dużym oddaleniu wciąż płonące, rozrzucone
szczątki samolotu.
– Udało nam się – mruknął niewyraźnie, a jego rysy ściągnęło
nagłe przypomnienie. – Udało nam się… – powtórzył.
Skye patrzyła ze zniecierpliwieniem, kiedy mężczyzna zaczął chodzić tam i z powrotem po piasku. Wzdrygnęła się, gdy obrzucił ją badawczym wzrokiem i spytał:
– Jak długo byłem nieprzytomny?
Skye wahała się, zaskoczona rzeczowym pytaniem.
– Nie jestem pewna…
– W przybliżeniu – rzucił ze zniecierpliwieniem. – Godzinę?
Dziesięć minut? Dziesięć sekund?
– Około dziesięciu minut – odparła Skye, mrużąc oczy ze złością.
Cholera, ależ ten człowiek jest wrogo nastawiony!
– Naprawdę niezły ze mnie pilot – powiedział ze zdumieniem
i z dumą, co głęboko uraziło Skye. Zachowywał się, jakby właśnie
11
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 11
11-05-20 14:12
wystąpił na pokazie lotniczym, a nie sprowadził ich na pustkowie. Nie
była złośliwa z natury, jednak czując, że jej cierpliwość się wyczerpała,
zauważyła kąśliwie:
– Z tym bym polemizowała.
Spojrzał na nią, jakby chciał ją przewiercić wzrokiem na wylot.
– Muszę być w miarę przyzwoitym pilotem, droga pani, bo inaczej
ten piasek, na którym usadziłaś swój uroczy tyłeczek, byłby miejscem
twojego ostatniego spoczynku.
Pod wpływem gniewu krew napłynęła Skye do twarzy, powstrzymała się jednak od repliki. Sugestia, że pilot jest odpowiedzialny za
katastrofę, była ciosem poniżej pasa, więc prawdopodobnie on miał
rację. Wróciły wspomnienia tych strasznych chwil, gdy Skye uświadomiła sobie, że samolot spada, i dlatego ugryzła się w język. Mimo
ograniczonej wiedzy na temat lotnictwa, zdawała sobie sprawę z tego,
że lądowanie na maleńkiej wysepce było naprawdę niebezpieczne i że
życie zawdzięczają niesamowitemu szczęściu i niewiarygodnym umiejętnościom pilota. Mało brakowało, żeby przed uderzeniem w ziemię
samolot zahaczył o drzewa i wtedy eksplodował. Tymczasem polana
porośnięta wysoką trawą złagodziła spadek maszyny, zanim wylądowała na piasku.
Zapadło milczenie. Pilot usiadł na tej samej kłodzie, o którą wcześniej nieszczęśliwie uderzył głową, i oparł łokcie na kolanach, a głowę
na dłoniach. Skye spojrzała w niebo i zauważyła z przerażeniem, że
niebo, jasne po deszczu, zaczyna ciemnieć. Co najwyżej trzy godziny
dzieliły ich od zmierzchu.
Zerknęła na swojego towarzysza. Wciąż wpatrywał się w piach, pogrążony w zadumie.
– Co się stało? – zapytała. Słysząc, że jej głos brzmi piskliwie i nierówno, odchrząknęła i zaczęła jeszcze raz: – Co się właściwie stało?
Po dłuższej chwili mężczyzna odwrócił się i obrzucił Skye nieprzyjaznym spojrzeniem.
– Co się miało stać? Wylądowałem awaryjnie. Samolot eksplodował. Życzysz sobie konkretów? Proszę bardzo: dostaliśmy się między
12
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 12
11-05-20 14:12
krzyżujące się prądy a jakąś dziwaczną wichurę. Potem przestała działać hydraulika. Udało mi się wysunąć podwozie ręcznie. – W jego
oczach błysnęła pogarda. – Potem potknęłaś się na tych swoich durnych obcasach, zmarnowałaś mnóstwo czasu, i jeszcze na dobitkę zaczęłaś się mądrzyć.
Skye żałowała, że nie może nim potrząsnąć i na niego nawrzeszczeć. Uświadamiając sobie daremność takiego działania – i szczerze
wątpiąc, czy miałaby na to siłę, nakazała sobie spokój i postanowiła zadać kolejne pytania.
– Wysłałeś sygnał SOS?
– Nie dałem rady. Były zakłócenia w falach radiowych.
– O Boże – wymamrotała z przerażeniem Skye. Zacisnęła powieki, próbując opanować falę strachu. – Na pewno ktoś nas znajdzie. Gdy
samolot nie zjawi się w bazie…
Mężczyzna bez słowa wzruszył ramionami i znów zapadło milczenie. Skye obserwowała go, zdumiona, że on tak po prostu siedzi na kłodzie i ponuro wpatruje się w szczątki samolotu.
– Przestań! – krzyknęła.
Spojrzał na nią, zaskoczony, i naraz szczerze się roześmiał. Zdziwiła się, jakie ładne ma oczy, gdy zapalają się w nich iskierki humoru.
– O co ci chodzi? – zapytał.
– Siedzisz sobie, jakby nigdy nic, a przecież noc zapada!
– Rozumiem, że powinienem coś robić?
– Oczywiście!
Odchylił się, siedząc na kłodzie i skrzyżował ramiona na piersi. Nie
wydawał się przejęty sytuacją.
– Nie krępuj się.
Skye zirytowała się.
– Co to znaczy?
– Rób to, co, twoim zdaniem, ja powinienem zrobić.
Skye wpatrywała się w niego najpierw zaszokowana, a potem tak
wściekła, że miała ochotę sypnąć mu piaskiem w twarz, żeby przestał
się uśmiechać.
13
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 13
11-05-20 14:12
– Na twoim miejscu wziąłbym się w garść – powiedział, patrząc,
jak jej dłonie zaciskają się w pięści. – Typowa baba – dodał z niesmakiem. – Stoi taka w sali konferencyjnej i twierdzi, że dorównuje facetom, albo nawet jest od nich lepsza. Ale niech tylko znajdzie się na
bezludnej wyspie, a natychmiast oczekuje, że to mężczyzna powinien
się wszystkim zająć.
Skye podniosła się, z trudem panując nad wściekłością.
– Widać jak na dłoni, że nie przepadasz za kobietami Czy to w sali konferencyjnej, czy gdziekolwiek indziej. Twoja rzecz. Nie masz jednak prawa wyładowywać się na mnie. Jedynym moim błędem jest to,
że cię ocuciłam. Znajdę sobie miejsce na tej wyspie i bardzo chętnie
zwolnię cię z wszelkiej odpowiedzialności. Tylko kiedy ktoś przybędzie z pomocą, wspomnij łaskawie, że utknęła tu jeszcze jedna osoba.
Chyba nie wymagam za wiele.
Tak się spieszyła, żeby odejść, zanim rozpłacze się ze złości, że całkiem zapomniała o skręconej kostce. W rezultacie udało jej się zrobić
jeden energiczny krok, po czym potknęła się i wylądowała jak długa na
piasku. Zanim zdołała wstać, on już był przy niej i pomagał jej, mimo
że wściekle go odpychała.
– Hej! – Zaśmiał się. – Spokojnie!
Nie przestawała z nim walczyć, ale w końcu przygarnął ją do siebie
i uwięził w mocnym uścisku. Czubkiem głowy sięgała mu zaledwie do
brody. Przed oczami miała jego opalony i porośnięty brązowymi włosami tors widoczny w rozcięciu białej koszuli, którą nosił pod marynarką.
– Przepraszam, naprawdę przepraszam – łagodził.
Wściekłość opuściła Skye i w końcu rozluźniła się w jego ramionach. A tak właściwie, to co by zrobiła, gdyby pozwolił jej odejść, zastanawiała się ponuro. Czy przeżycie musiałaby zawdzięczać wyłącznie swojemu zdrowemu rozsądkowi?
Poczuła, że masuje jej kark automatycznymi ruchami, jak pewnie
wiele razy wcześniej innym kobietom.
– Tylko dlatego, że zrzędziłaś jak jakaś zołza, a mnie ta sytuacja
wcale nie podoba się ani trochę bardziej niż tobie.
14
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 14
11-05-20 14:12
– Nie zrzędzę jak zołza! – zaprotestowała Skye. Odepchnęła go
i odzyskała trochę godności. Jego bliskość działała uspokajająco, pomyślała przelotnie, jednak nie chciała ani bliskości, ani jego samego.
W momencie słabości uznała, że byłoby miło przyznać się, iż należy
do słabej płci, i całkowicie zdać się na niego. Co też przyszło jej do
głowy? Przecież to cynik i szowinista, a ona nie jest słaba. Chociaż to
fakt, że wcześniej nie czuła przemożnej chęci, żeby się oprzeć na męskim ramieniu.
– No dobra, Kyle…
– Skąd znasz moje imię? – zapytał ostro, patrząc na nią podejrzliwie.
– To żadna tajemnica, Sherlocku. – Skye wskazała złote skrzydła
przypięte do kieszeni jego marynarki, które podczas ich szarpaniny zadrapały jej lekko policzek. – Umiem czytać.
Skrzywił się, zerknąwszy na skrzydła, a potem znowu na Skye.
– Aha – skwitował krótko.
Ciekawe, pomyślała Skye, że wzbudziłam jego podejrzliwość, gdy
zwróciłam się do niego po imieniu. Całe jego zachowanie wydawało
się dziwne: w jednej chwili traktował ją łagodnie jak dziecko, a w następnej, jakby była Matą Hari. W gruncie rzeczy nie obchodziły jej
problemy jego przeszłości – on w ogóle jej nie obchodził. Istotne było
to, że oboje byli w niezłych tarapatach.
– Cóż – mruknął, poklepał ją po policzku i nagle wrócił mu dobry nastrój. – Zobaczmy, co tu mamy. – Pogrzebał w kieszeniach i wyjął scyzoryk, drobne monety z różnych krajów, jednorazową zapalniczkę i paczkę marlboro. Podszedł do kłody, usiadł i w zamyśleniu zapalił
papierosa. Patrzył, jak dym się rozwiewa, po czym przeniósł wzrok
na paczkę papierosów, którą trzymał w dłoni. – Będzie ciężko, jak
się skończą – stwierdził z żalem, co, mimo okoliczności, rozśmieszyło Skye. Dźwięk jej śmiechu chyba przywrócił go do rzeczywistości,
bo wyciągnął papierosy w jej stronę. – Przepraszam, zdaje się, że nie
utknęłaś na wyspie z sir Galahadem…
Skye pokręciła przecząco głową.
15
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 15
11-05-20 14:12
– Dzięki. Na pewno się ucieszysz, bo nie palę. Może nie powinnam ci tego mówić, ponieważ okropnie się zachowywałeś, ale mam cały karton angielskich papierosów.
– Dopiero co powiedziałaś, że nie palisz.
– Bo tak jest.
Wzrok Kyle’a padł na misterny pierścionek ze szmaragdem, który
Skye nosiła na serdecznym palcu lewej ręki. Czy ten olśniewający klejnot był symbolem małżeństwa? Tego nie potrafił stwierdzić.
– Dla mężusia? – rzucił.
Skye nie miała ochoty omawiać swojego życia osobistego.
– Dla znajomego.
Wzruszył ramionami.
– Dzięki. Co jeszcze masz w tej cudownej torbie?
– Parę zestawów upominkowych: burgund, ser i krakersy. Poza
tym dwie butelki rumu domowej roboty i – co za absurd, jak mogłam
pomyśleć, że takie rzeczy mogą się przydać – zestaw do szycia z dobrymi nożyczkami, kilka metrów włóczki, wodę mineralną i jeszcze jeden zestaw z małymi cęgami i śrubokrętem. – Gdy uniósł brwi, wyjaś­
niła: – Projektuję biżuterię.
– Pamiętliwa jesteś, co? – zapytał kpiąco, podczas gdy Skye milczała. Teraz już się pilnowała przy nim. – No dobra – ciągnął – przepraszam, że czepiałem się torby i tych twoich groteskowych butów. Jestem pełen podziwu, że dałaś radę unieść tę ciężką torbę. Możemy
przestać się sprzeczać?
– To mogę – odparła gładko Skye. – Obawiam się jednak, że nie
potrafię zmienić swojej płci.
– Po prostu niech nam nie przeszkadza.
Słowo „płeć” przypomniało jej o czymś innym. Gwałtownie sięg­
nęła po torbę. Widząc jego pytający wzrok, wyjaśniła:
– Mam tu gdzieś torebkę…
– Jasne! – wykrzyknął. – Powinienem był wiedzieć, że skoro się
nie zatrzymaliśmy, żeby jej poszukać, to musiałaś ją schować. Przecież
nie możemy zacząć szkoły przetrwania bez torebki!
16
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 16
11-05-20 14:12
Rzuciła mu zjadliwe spojrzenie.
– Torebka jest mała. Wkładam ją do dużej torby, żeby było mniej
do niesienia.
– Ale na całą resztę potrzebujesz muła!
– Och, zamknij się! – zezłościła się Skye. – Mogę przypadkiem
mieć w niej coś, co nam się przyda.
– Niewykluczone – zgodził się szybko i sięgnął po niewielką skórzaną torebkę, gdy Skye wyjęła ją z większej torby.
– Halo! – zaprotestowała. – To moje!
Opuścił rękę, ale polecił:
– Otwórz.
Dlaczego poczuła się tak, jakby Kyle zażądał, żeby się obnażyła? W
torebce nie umieściła przedmiotu, którego przeznaczenia by nie znał,
ale to były jej rzeczy osobiste, będące częścią jej codziennego życia.
Niestety on nigdy nie zrozumie jej uczuć. Tylko się zniecierpliwi, że to
kolejne „babskie” sentymenty. Z westchnieniem wyrzuciła przedmioty
na rozłożoną większą torbę, a Kyle zaczął w nich grzebać.
– Portfel, notes z adresami, chusteczka – o kurczę, z monogramem
– puderniczka, szminka – a to?
– Tusz do rzęs.
– Super, na pewno bardzo nam pomoże.
– Ty też nie bardzo miałeś się czym pochwalić.
– Paszport, kosmetyki, długopis, jeszcze więcej kosmetyków do
makijażu, grzebień, klucze, bloczek do notatek, jeszcze trochę kosmetyków…
– Przestań wreszcie! – zażądała z rozdrażnieniem Skye. – To tylko
cienie, róż i konturówka. To wszystko.
Nie podobało jej się, kiedy uniósł z rozbawieniem brew, ale już się
nie odzywała, gdy kontynuował:
– Kolejny długopis, ołówek, znaczki pocztowe, tampon – ach, „te
dni”, co? To by wyjaśniało, czemu jesteś taka jędzowata.
– Nie jestem jędzowata! – Skye czym prędzej zabierała mu
swoje rzeczy. – I nie mam „tych dni” – dodała. Nie wiedziała, po
17
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 17
11-05-20 14:12
co się tłumaczy, bo nic mu do tego. Tyle że nastawienie uzależniające zachowanie kobiety od stanu jej hormonów bardzo ją zdenerwowało. – Wystarczy tych oględzin! – dodała, zgarniając pozostałe
przedmioty.
– Zaczekaj! – odsunął jej rękę. – O, to może się przydać – zauważył, biorąc do ręki pilnik do paznokci.
– Jasne. Przepiłujemy kraty naszej celi.
Spojrzenie, które jej rzucił, wyrażało zniecierpliwienie.
– Jeszcze nie jestem pewien, co będziemy piłować, ale każde ostre
narzędzie się przyda.
To niesamowite, pomyślała Skye, zaledwie przed godziną leniwie
opiłowywałam nadłamany paznokieć. Jak wiele może się wydarzyć
w krótkim czasie! Zwyczajny pilnik do paznokci nagle stał się „narzędziem”, które może ułatwić przetrwanie.
Kyle obracał pilnik w dłoni, po czym schował go do kieszeni. Skye
zatrzasnęła torebkę i włożyła z powrotem do płóciennej torby, obserwując Kyle’a. Zadała sobie w duchu pytanie, czy on wierzy samemu
sobie. Odchrząknęła i przerwała panujące milczenie:
– Nie wiesz przypadkiem, gdzie jesteśmy?
– Tak się składa, że wiem.
– Tak? – spytała z nadzieją, choć uniosła sceptycznie brew.
Widząc wyraz jej twarzy, zaśmiał się lekko, bez zniecierpliwienia.
– Przestań drwić, a zaryzykuję pewne stwierdzenie. Jesteśmy na
Pacyfiku…
– To faktycznie wiele mi mówi!
– Słuchaj dalej.
– Proszę – mruknęła. – I przepraszam.
– Moim zdaniem, znajdujemy się na wschód od wyspy Pitcairn
Island i na południe od Tahiti.
Skye czekała na dalszy ciąg. Gdy nie nastąpił, spytała:
– To wszystko?
– Pytałaś, czy wiem, gdzie jesteśmy.
– Chciałam się dowiedzieć, co to za wyspa.
18
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 18
11-05-20 14:12
– Droga pani – odparł, znowu zniecierpliwiony. – Wątpię, żeby ta
wyspa miała nazwę, czy by kiedykolwiek została naniesiona na mapę.
Znaleźliśmy się na niewielkim atolu – wysepce wulkanicznej obrośniętej koralem. Na oceanie są tysiące takich wysepek, a poza tym nie
zapominaj, że Pacyfik zajmuje jedną trzecią powierzchni Ziemi…
– O mój Boże! – przerwała mu Skye. – To znaczy, że…
– To nie znaczy, że nikt nas nie odszuka – przerwał jej Kyle. –
Chociaż mało prawdopodobne, że ktoś widział eksplozję, więc to może trochę potrwać. W wyniku huraganu zboczyliśmy z kursu, a poza
tym, jak już mówiłem, poszukiwania będą utrudnione, bo trzeba przebyć tysiące mil morskich.
Zrozpaczona Skye zaatakowała go:
– Do diabła z tobą! Jesteś pilotem! A twoja firma, Executive World
Charters, miała świadczyć niezawodne usługi! Nie powinieneś umieć
sobie jakoś poradzić? Dlaczego nie wziąłeś rac? Czemu nie ma jakiejś
procedury? Czegokolwiek? – Coraz bardziej się nakręcała, atakowała
go, żałując, że nie może mu wyrządzić fizycznej krzywdy. Nagle uzmysłowiła sobie, że on miał rację – zachowuje się jak zołza. Próba zwalenia na niego winy była bezsensowna. W końcu Skye osunęła się na piasek i zwiesiła głowę. – Przepraszam.
Położył jej dłoń na głowie.
– Ja też przepraszam – powiedział Kyle. Wprawdzie Skye nie
płakała, ale on nie powinien zbyt długo być delikatny. Gniew to najlepsza emocja, jeśli chce się przetrwać. – Należało zabrać race –
przyznał i postanowił nie tłumaczyć Skye, że i tak by się nie przydały, bo w tych stronach samoloty latały stosunkowo rzadko. Delikatnie
podniósł ją za ramiona. – Wiedziałem, że samolot wybuchnie, i mog­
łem myśleć tylko o tym, żeby nas stamtąd wydostać. – Zostawił ją
przy kłodzie i pogwizdując, poszedł w kierunku pobliskiej kępy wysokiej trawy.
Skye patrzyła za nim z niedowierzaniem.
– Dokąd idziesz?
– Coś zrobić! – odkrzyknął. – Za chwilę będzie ciemno!
19
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 19
11-05-20 14:12
Widziała to, niestety aż za dobrze. Na wyspie dla bogatych turystów mógł to być piękny zmierzch – niebo stało się różowe i szkarłatne, woda przybierała barwę głębokiego indygo, a fala delikatnie obmywała brzeg. Tyle że to nie była wyspa z luksusowym hotelem, do
którego można by wrócić.
– Poczekaj! – zawołała za nim Skye. – Idę z tobą!
Kyle zatrzymał się i odwrócił. Nagle zdała sobie sprawę, że to bardzo atrakcyjny mężczyzna, gdy spod gęstych rzęs rzucił jej spojrzenie
pełne przekory.
– Mam szczerą nadzieję, że się na coś przydasz! – zawołał ze
śmiechem, pokazując zdumiewająco białe zęby. – Bez urazy, ale w tej
sytuacji raczej nie obronisz się pięknym wyglądem.
– Dzięki – mruknęła Skye, świadoma, że on ma rację. Odprasowany kostium, w którym rozpoczęła dzień, był przemoczony, a schnąc,
wyglądał fatalnie. Potargane włosy wciąż kleiły jej się do twarzy. Czuła
się też wprost oblepiona piaskiem. – Sam nie wyglądasz jak Casanova
– odgryzła się i ruszyła za Kyle’em.
Nie uszła daleko. Chociaż stąpała ostrożnie i częściowo skakała,
zwichnięta kostka odmówiła posłuszeństwa po trzecim kroku.
– Daj spokój! – poradził. – Zostań tu. Znajdę ci coś do roboty.
– Nie! – zaprotestowała Skye. – Idź wolniej, a dam radę.
– Nie chcesz zostać sama, co?
– Nie bądź śmieszny! – burknęła, oburzona. – Zamierzam udowodnić, że mogę…
– Że co możesz? Zmusić mnie, żebym szedł wolniej? – Kyle ruszył w kierunku Skye i zatrzymał się jakieś pół metra od niej.
– Nie! – zaprotestowała Skye, ale on bynajmniej nie łagodnie pchnął ją na kłodę. Gdy przymierzała się, żeby ostro zaprotestować, ukląkł przed nią na jedno kolano i delikatnie obmacał kostkę. –
Na szczęście jest tylko skręcona – rzekł, postawił jej stopę na piasku
i wstał.
Skye była zaskoczona gwałtownością, z którą nagle zaatakował jej
pantofle.
20
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 20
11-05-20 14:12
– Pieprzone obcasy! – syknął z obrzydzeniem, ciskając buty w morskie fale.
– Dlaczego to zrobiłeś? – zaprotestowała Skye. – Teraz nie mam nic.
– Tylko tego mi potrzeba, żebyś skręciła drugą kostkę. Wtedy byłabyś kompletnie bezużyteczna!
– Jak na razie – odezwała się Skye, podejrzanie spokojnym tonem
– wydaje mi się, że oboje okazaliśmy się bezużyteczni.
Kyle nie zareagował na jej uwagę i wstał.
– Zaraz wrócę.
– Powiedziałam ci – powtórzyła z uporem Skye – że idę z tobą.
W jego oczach ukazał się znowu ten błysk uśmiechu.
– Najwyraźniej droga pani boi się ciemności.
– Nie mów głupstw! – zirytowała się Skye. – Nie boję się ciemności, odkąd skończyłam dwa lata. Poza tym – podniosła się ostrożnie,
aby udowodnić, że może wstać i kuśtykać – chciałabym, żebyś przestał
się do mnie zwracać protekcjonalnym tonem. Tak się składa, że mam
imię i lubię, gdy się go używa w rozmowie ze mną.
– Ach, jak mi przykro! – zadrwił. – Jak się nazywasz?
– Skye. Skye Delaney.
Kyle wyciągnął opaloną dłoń.
– Bardzo mi miło panią poznać, pani Delaney.
Uściśnięcie mu ręki okazało się poważnym błędem. Gdy tylko jej
smukłe palce znalazły się w jego dłoni, nachylił się, złapał ją ramieniem w talii i przerzucił sobie przez ramię niczym worek ziemniaków.
– Co, do jasnej… – Nie dokończyła, bo przy jego pierwszym energicznym kroku uderzyła brodą w jego plecy. Wściekła, podparła się dla
równowagi łokciami, po czym zażądała wyjaśnień. – Co to ma znaczyć?
– Upierasz się, że chcesz mi towarzyszyć. Jeśli będziesz kuśtykać,
nie dojdziemy nigdzie do rana, więc jeśli nie chcesz zostać, to nie ma
innego sposobu.
To rzeczywiście sensowne, przyznała z niechęcią Skye. Podparła
brodę rękami, a łokcie wparła w plecy Kyle’a, tak by złagodzić wstrząsy przy każdym jego długim kroku.
21
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 21
11-05-20 14:12
– Super! Co za cudowny dzień! Nie dość, że wylądowałam po katastrofie samolotowej na nieznanej wysepce, to jeszcze na dodatek z jakimś cholernym neandertalczykiem!
– Neandertalczykiem? – powtórzył ze śmiechem Kyle. – Uważaj,
żebym nie zaczął rozwiązywać naszych konfliktów tradycyjną bronią
ludzi jaskiniowych, czyli maczugą.
– Och, zamknij się! – burknęła Skye. Mocniej wbiła mu łokcie
w plecy, na co Kyle zareagował kolejnym wybuchem śmiechu. Sekundę później przeskoczył jakąś przeszkodę, w wyniku czego obiła sobie
brodę o jego umięśnione plecy.
– Hej!
– Ach. Jak mi przykro.
– Akurat! A w ogóle, to dokąd idziemy?
– Poszukać czegoś, z czego można sklecić szałas. Lubię deszcz, ale
wolę spać pod dachem. Poza tym trzeba zgromadzić drewno na ognisko, żeby móc w razie czego wezwać pomoc, a także – głos mu spoważniał – potrzebujemy wody. Naszym największym problemem, jeśli zostaniemy tu przez jakiś czas, będzie brak wody pitnej. Miejmy
nadzieję, że gdzieś zebrała się woda deszczowa, bo raczej nie natrafimy na żadne jezioro ani strumień. Twój ser i krakersy wystarczą jako
przekąska na dziś wieczór – możemy się też wstawić rumem – lecz jutro trzeba będzie poszukać czegoś jadalnego…
Mówił dalej, ale Skye przestała słuchać. Kilka godzin wcześniej jej
umysł zaprzątało spotkanie biznesowe w Buenos Aires. Nie myślała
o detalach codziennego życia. Szklanka wody to było coś, o co prosiło
się kelnera, gdy miało się dość wina. Deszcz – coś, co się zdarzało podobnie jak śnieg…
To niewiarygodne, uznała, jak szybko i diametralnie zwykła egzystencja może się zmienić.
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 22
11-05-20 14:12
2
Ogień buzowal pomarańczowym blaskiem na tle bezkresnej czerni nocy. Nie pokazały się nawet gwiazdy.
– Nieźle – przyznała Skye.
– Byłem kiedyś skautem – rzekł zwięźle Kyle, obserwując płomienie. Spojrzał na niezbyt imponującą konstrukcję, którą sklecił ze
ściętych wierzchołków drzew i pierzastych liści palm, których na wyspie nie brakowało. Użył scyzoryka i nożyczek Skye oraz pnączy i liści
palmowych do wiązania ponacinanych gałęzi. Zadanie nie było łatwe,
ale się udało. Szałas stał mocno, osadzony w piachu w odpowiedniej
odległości od morza, żeby nie dosięgły go fale przypływu.
– Nie wybraliby go do magazynu „Dom i ogród” – powiedziała ze
śmiechem Skye – ale będzie nam sucho.
– Cieszę się, że ci się podoba, droga pani – odparł żartobliwie Kyle.
Spojrzał na Skye, która siedziała po turecku przy ognisku. Dziewczyna z magazynu dla panów? Nie, na to była zbyt niska, ale gęste miodowozłote włosy, które zdążyły wyschnąć, oraz kuszące topazowe oczy
o migdałowym kształcie, błyszczące w świetle ogniska, sprawiały, że
była całkiem pociągająca. Gdy ją wcześniej niósł, nie zwrócił na to
uwagi, teraz jednak uświadomił sobie, że Skye jest wyjątkowo zgrabna,
zaokrąglona dokładnie tam, gdzie trzeba.
Nagle ogarnęło go silne pożądanie. Zdziwiony, uznał, że to sprawa szczególnych okoliczności i tego dzikiego i egzotycznego miejsca.
Zastanawiał się, jak zareagowałaby jego ponętna współtowarzyszka niedoli, gdyby posłuchał instynktu i wziął ją nagle i gwałtownie w ramiona. Pewnie byłaby oburzona. Po pierwsze, nie wyglądało na to, żeby darzyła go szczególną sympatią. Nie wiedzieć czemu traktuje ją szorstko,
to prawda, ale na swój sposób stara się ją chronić. I nie jest barbarzyńcą. Mężczyzna nie rzuca się na kobietę tylko dlatego, że miała pecha
23
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 23
11-05-20 14:12
wylądować z nim na bezludnej wyspie. Wciąż nie wiedział, jaki jest jej
stan cywilny, choć nazwisko brzmiało znajomo. Powinien był sprawdzić, kogo zabiera na pokład, gdy postanowił, że sam będzie pilotował
samolot, pomyślał. Był jednak zbyt zaabsorbowany własnymi problemami, jak najszybciej chciał się znaleźć w domu i odzyskać wolność.
Zwrócił się więc do tej dziewczyny z szerokim uśmiechem, aby nie
odgadła, o czym rozmyślał. Do tej kobiety, poprawił sam siebie. Była
zbyt pewna siebie i bystra, żeby ją lekceważyć, mimo że głową ledwie
sięgała do jego brody.
– Hej, księżno – rzucił z oschłym tonem. – Wykazałem się jako facet, jeśli chodzi o ognisko i szałas. Może razem zrobimy jakąś kolację?
Skye zerknęła na niego spod rzęs i, choć z trudem, podniosła się na
nogi. Kostka przestawała boleć, jednak wciąż trzeba było oszczędzać
lewą stopę.
– Może sobie nie przypominasz – przypomniała mu chłodno – ale
splatałam liście palmowe!
– Przypominam sobie. Po tym, jak coś upichcisz, sam sobie nałożę
ser na krakersy. A jak będziesz bardzo miła, rozłupię dla ciebie kokos –
odparł z przekąsem.
Posłała mu lodowate spojrzenie. Łatwo było sobie wyobrazić, że
potrafi być ostra w interesach... Pochylił głowę, bo poczuł, że na usta
wypełza mu krzywy uśmieszek. Mimo powagi ich sytuacji, dostrzegł
ironię losu. Osoba tak niezależna jak Skye pewnie nigdy nie prosi o radę lub pomoc, tylko arbitralnie podejmuje decyzje. Najwyraźniej była na tyle zamożna, że przyzwyczaiła się do obsługi, teraz jednak była
zdana na niego, czy jej się to podobało, czy nie.
Punkt dla ruchu wyzwolenia facetów! – pomyślał z humorem, ale
zaraz skrzywił się z dezaprobatą. Nie mógł zrozumieć, dlaczego bez
przerwy się z nią droczy – przecież nic do niej nie miał. Poza tym,
szczerze mówiąc, imponowały mu kobiety zaradne i inteligentne, które
odnosiły sukcesy w świecie biznesu.
Kyle zajął jej miejsce przy ogniu. Czy Skye wie, kim on jest? – zastanawiał się. Albo nie wiedziała, albo jej to nie obchodziło lub była
24
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 24
11-05-20 14:12
świetną aktorką. Nie brakowało mu pewności siebie, przeciwnie, ale
był człowiekiem praktycznym. Często zdumiewały go kobiety, którym
udało się go zdobyć – bo zwykle doskonale zdawały sobie sprawę z tego, że nie może im zbyt wiele zaoferować.
Związki uczuciowe się do tego przyczyniły, że był cynikiem. Nie
miał jednak skłonności do oceniania czy wręcz potępiania kogoś, gdy
znał go bardzo krótko.
Nagle na jego kolanach wylądowało pudełko krakersów.
– Myślisz, że potrafisz sam położyć plasterek sera? – zapytała ironicznie Skye, siadając obok Kyle’a. – Co pijemy?
– Nie wiem, jak tobie, ale mnie dobrze zrobiłoby parę łyków rumu.
Podała mu butelkę, którą wcześniej otworzyła.
– Zapomniałaś o kieliszkach, moja droga.
– Przepraszam. Jak mogłam? – Skye podniosła się, żeby wrócić do
szałasu i wziąć z niego „kieliszki” – tykwy, które wydrążył Kyle w rozłupanym kokosie. – Coś jeszcze, kochanie?
– Uhm, jeszcze stek, gruby na jakieś pięć centymetrów i średnio
wysmażony.
– Chyba będziesz musiał się zadowolić bananami albo kokosami.
– Dziś wieczorem pewnie tak – odpowiedział Kyle, wpychając
sobie do ust krakersa. – Nie jesteś przypadkiem mistrzynią w łowieniu ryb?
– Obawiam się, że nie. A ty?
– Jutro się przekonam. Niech mi pani opowie o swojej pracy, pani
Delaney.
– Nie ma specjalnie o czym. Jestem projektantką biżuterii. Zaczynałam od ubrań i ciągle je jeszcze, od czasu do czasu, projektuję,
zwłaszcza stroje wieczorowe. Jednak głównie zajmuję się biżuterią.
Kyle nagle uświadomił sobie, dlaczego nazwisko „Delaney” wydało mu się znajome. Skye była bohaterką co najmniej dziesięciu artykułów. Nie była przeciętną projektantką, ale królową współczesnej mody. Często biżuterię projektowała specjalnie do wytwornych strojów
własnego pomysłu. Miała pecha trafić na okładki wielu plotkarskich
25
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 25
11-05-20 14:12
brukowców. Jeśli pamięć go nie myliła, nie była zamężna. Jeden z tabloidów informował o jej czteroletnim romansie z jakimś producentem z Broadwayu – było to wydarzenie w kręgu znanych i bogatych,
gdyż długotrwałe związki niemal się nie zdarzały.
– Byłaś w Sydney w interesach? – zapytał Kyle, chrupiąc kolejnego krakersa.
– I tak, i nie – odparła Skye. – Szwagierka mieszka w Sydney –
wyjaśniła z nadzieją, że na tym Kyle zakończy przesłuchanie.
– A brat?
– Mój brat nie żyje. – Co ze mną jest nie tak?, zadała sobie w duchu pytanie Skye. Nadal nie potrafiła wypowiedzieć tych słów spokojnie, opanowanym tonem, tak żeby łzy nie napływały do oczu. Nie będę
płakać przy tym nieznajomym, postanowiła. Powiedziałam to lekceważąco, pomyślała z niezadowoleniem, gdy jednak mówiła dalej, ton pozostał nonszalancki, a nawet zabrzmiał arogancko. – Często latam do
Sydney, żeby kupować złoto, więc gdy jestem tam służbowo, przy okazji wpadam do Virginii.
Kyle milczał z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Gdy się odezwał, w jego głosie słychać było nutę potępienia.
– Cóż za bezmiar empatii.
Skye popatrzyła na niego zaszokowana, że może istnieć ktoś tak wrogo nastawiony i okrutny. „Empatii”! Przecież chyba każdy zrozumiałby,
że ona stara się bagatelizować ten temat właśnie dlatego, że jest ogromnie bolesny. Nagle poczuła taką wściekłość, że z trudem powstrzymała
się od rękoczynów. Starannie postawiła tykwę w piachu i wstała.
– Szczerze wątpię, czy znasz albo rozumiesz znaczenie słowa
„empatia”, Kyle. Tak czy inaczej, możesz iść do diabła wraz z opinią
o mnie i moich emocjach. Nie z własnej woli tu się znalazłam, i za nic
w świecie nie będę słuchać obelg ze strony faceta, którego nie znam
i który nic o mnie nie wie.
Gdy skończyła mówić, poszła w stronę wybrzeża i usiadła tak, że
ciepła fala opływała lekko stopy. Trzęsła się z bezsilnego gniewu. Przynajmniej jak tak dalej pójdzie, nie zacznę się nad sobą użalać, pomy26
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 26
11-05-20 14:12
ślała. Dobre i to! W całym swoim życiu nie spotkała nikogo tak jawnie
wrogiego. Oczywiście, gdyby kiedykolwiek znalazła się z kimś takim
w sytuacji towarzyskiej czy służbowej, natychmiast by zareagowała.
Próbowała się uspokoić, przypominając sobie, że Kyle jest kompetentny, inteligentny i zaradny. Nie tylko poradził sobie z szałasem
i ogniskiem, zdobył spory zapas świeżych owoców i z wydrążonej kłody skonstruował zbiornik na wodę deszczową, ale też ułożył na plaży
napis SOS – widoczny, jak można było mieć nadzieję, dla wszystkich
nisko lecących samolotów – który można było w każdej chwili zapalić,
pod warunkiem, że drewno pozostanie suche.
– Przypuszczam, że biorąc pod uwagę okoliczności, lepiej wylądować na wyspie z zaradnym draniem niż z nieprzydatnym do niczego
czarusiem – powiedziała do siebie Skye, usiłując się pocieszyć. Niestety, Kyle wydawał się mieć talent do zadawania celnych ciosów i rozdrapywania jej ran.
Pociągnął spory łyk rumu i skrzywił się, gdy poczuł palący płyn
w gardle. Ten alkohol ma chyba ze sto procent, uznał, ale to dobrze.
Dlaczego, do diabła, zachowuję się tak okrutnie? – dziwił się sam sobie
Kyle. Skye stanęła na wysokości zadania – nie narzekała, nie wpadła
w histerię, wykonywała jego polecenia posłusznie i szybko. Podobała
mu się i zarazem ją podziwiał. Skąd więc te kąśliwe uwagi? Odwrócił
się, żeby popatrzeć na plecy Skye. Jest taka drobna, pomyślał zawstydzony. Jest jakieś takie powiedzenie… liczy się nie postura mężczyzny,
ale wola walki, jaką ma w sobie. Przyszło mu do głowy, że Skye jest delikatną kobietą, lecz niesłychanie dzielną, pragnącą stawić czoło przeciwnościom. Nie powinien się na niej wyżywać.
Chciał wstać, lecz się rozmyślił. Rano ona będzie pewnie w lepszym nastroju na przyjęcie przeprosin. Zapatrzył się w ogień. Sącząc
rum, Kyle liczył na to, że mocny trunek ukoi stargane nerwy i pozwoli
się odprężyć zmęczonym mięśniom.
]
27
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 27
11-05-20 14:12
Skye wpatrywała się w morze, a po chwili wyjęła stopy z wody,
bo lekki chłód nocnego powietrza przyprawił ją o dreszcz. Poczuła
wdzięczność do losu, że jak już samolot musiał się rozbić, to przynajmniej w ciepłym klimacie. Wstała i poszła do szałasu, mijając siedzącego przy ognisku Kyle’a. Miała nadzieję, że zaśnie, jak tylko przyjmie pozycję horyzontalną. Posłanie z piasku pozostawiało wiele do
życzenia, jednak z determinacją zwinęła się w kłębek, podkładając pod
głowę płócienną torbę. Wbrew oczekiwaniom sen nie nadchodził. Od
czasu do czasu dobiegał ją trzask ognia albo szelest lekkiego wiatru
w pobliskich zaroślach. Nie słyszała, żeby Kyle się poruszył. W końcu
ukołysał ją monotonny szum fal.
Powinna się była spodziewać, że coś jej się przyśni. I rzeczywiście,
we śnie powróciło koszmarne wspomnienie.
Naprawdę bała się ciemności.
Zaczęła się jej bać. Choroby i śmierci brata – cichego, nienarzekającego i pogodzonego z losem. Steven nie podnosił głosu i dawał sobie
radę dzielnie i pogodnie. Tylko raz się załamał, pod koniec, majacząc
po jakichś lekach. Ona była przy nim, bo Virginia spała. Krzyknął, ponieważ go bolało, a ona nie była w stanie mu pomóc. Nie czuł jej ręki
w swojej, nie słyszał jej głosu. Tylko wciąż ją wołał. „Skye… jest tak
ciemno, tak ciemno i zimno. Skye, gdzie jesteś? Tak strasznie ciemno
i zimno… Proszę, zrób coś z tą ciemnością… proszę, Skye”. Nad ranem znowu był przytomny. Złapał za ręce żonę i siostrę, kobiety, które
kochał, żeby im powiedzieć, że już nie chce poddawać się terapii.
– Skye!
Ocknęła się raptownie i uświadomiła sobie, że rzeczywiście ktoś
ją woła i mocno nią potrząsa. Zdezorientowana, zamrugała powiekami.
Gdy po chwili oczy przyzwyczaiły się do panującej wokół ciemności,
dostrzegła zarys twarzy.
– Skye! – Głos Kyle’a był zaskakująco czuły. – Skye! – Powtórzył łagodnie jej imię i jeszcze raz lekko nią potrząsnął. – Wszystko w porządku?
Natychmiast usiadła i gwałtownie wyrwała się z jego uścisku. Oto
znajdowała się w towarzystwie przekonanego o swojej przewadze
28
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 28
11-05-20 14:12
mężczyzny i nieświadomie we śnie odsłoniła się przed nim ze swoją
słabością.
– Przepraszam. Zbudziłam cię? Krzyczałam? Postaram się, żeby to
się nie powtórzyło.
– Nie, nie krzyczałaś. – Pokręcił wolno głową. – Jesteś pewna, że
nic ci nie jest? Chcesz o tym porozmawiać?
– Nie! – zawołała, przerażona.
– Wiesz, jestem człowiekiem.
– Tak? – spytała tylko. Była zbyt wykończona, żeby silić się na cyniczny dowcip.
Chociaż raz nie odgryzł się zgryźliwą ripostą. Nie zauważyła, że
się poruszył, i drgnęła, gdy dłonią musnął delikatnie jej policzek.
– Tak – powiedział cicho, przesuwając powoli dłoń. Gdy znieruchomiała, zgrubiałym kciukiem dotknął jej dolnej wargi. – Tak, Skye,
jestem człowiekiem.
Skye przez chwilę poddała się czułemu dotykowi; sekundy mijały,
a ona wpatrywała się w światło odbijające się w oczach Kyle’a. W końcu westchnęła i się odsunęła. Nie potrafiła zaufać temu nagle odmienionemu mężczyźnie, nie miała też ochoty zwierzać mu się ze swoich
sennych koszmarów. Nie znali się i nie przepadali za sobą.
– Nic mi nie jest – oznajmiła stanowczo. – Postaram się więcej ci
nie przeszkadzać.
– Nie przeszkodziłaś mi – zaoponował, ale nie nalegał ani już jej
nie dotykał.
Usłyszała szelest w mroku i uświadomiła sobie, że wstał. Nie widziała, jak wychodził, ani nie słyszała cichych kroków na piasku. Zaciekawiona, czekała, i znowu była zaskoczona, gdy Kyle pojawił się
przed nią, podając łupinę kokosa.
– Łyk rumu – wyjaśnił. – To ci pozwoli zasnąć.
– Nie mogę go wypić bez rozcieńczenia! – zaprotestowała Skye.
– Przepraszam. W barze zabrakło coli, toniku i wody mineralnej –
powiedział ze śmiechem. – Połknij chociaż trochę. Gwarantuję, że pomoże na to, co cię gryzie.
29
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 29
11-05-20 14:12
Podejrzliwie wpatrując się w ciemność, żeby dostrzec minę Kyle’a,
Skye odchyliła głowę i wypiła płyn jednym haustem, po czym zaczęła gwałtownie łapać powietrze, a oczy zaszły jej łzami. Zakrztusiła się
i zakaszlała, a Kyle poklepał ją po plecach.
– Lepiej? – zapytał.
– Chyba tak – zgodziła się, wciąż niepewna.
– Myślisz, że teraz zaśniesz? A może chciałabyś pogadać? Chciałbym coś dla ciebie zrobić.
– Naprawdę – upierała się Skye – wszystko w porządku. Skuliła
się na piasku i zamknęła oczy. – Na pewno zasnę. – Przez kilka sekund
wahała się, ale on nie odchodził. Odezwała się więc, nadal odwrócona
do niego plecami. – Jeśli już musisz coś zrobić – powiedziała – to rozpal jeszcze jedno ognisko.
Nie odpowiedział, lecz po chwili zniknął. Najwyraźniej bez trudu
poruszał się w ciemności. Tym razem słyszała, jak zbiera nowe gałęzie.
Niedługo po tym zapłonęło kolejne ognisko. Otulona bladopomarańczowym blaskiem, Skye zapadła w odprężający sen.
Gdy Kyle wrócił, ujrzał odwróconą od niego plecami Skye. Jeszcze parę centymetrów, pomyślał, a znajdzie się na zewnątrz prowizorycznego schronienia. Leżała spokojnie. Nie była klasycznie piękna,
ale w pewnym sensie wyjątkowa, a także intrygująca. Nos miała delikatny i prosty, usta pełne, bardzo zmysłowe, zwłaszcza teraz, gdy lekko
je rozchyliła, i drobne białe zęby.
Przypomniał sobie, jak obudziło go jej pełne cierpienia mamrotanie. Rysy twarzy miała napięte, i chociaż nie rozróżnił wszystkich
słów, brzmiały, jakby starała się kogoś uspokoić. „Wszystko będzie dobrze, zaraz zrobi się ciepło i jasno…”. – To zapamiętał.
Był pewny, że śnił jej się brat, którego straciła; sen był prawdopodobnie wywołany bezceremonialną uwagą Kyle’a. Zupełnie niepotrzebną. Rzucił ją, ponieważ to, co Skye powiedziała, zabrzmiało tak,
jakby z łaski odwiedziła szwagierkę tylko dlatego, że akurat odbywała
podróż służbową. Od pewnego czasu Kyle potępiał taką postawę. Interesy nie powinny być ważniejsze od życia osobistego i rodzinnego. To
30
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 30
11-05-20 14:12
nie była tylko poza. Nauczył się, jak nie zaniedbywać syna, a jednocześnie prowadzić interesy. Dla Lisy sprawy służbowe były wszystkim; nigdy nie miała czasu dla Chrisa.
Dwadzieścia lat nieudanego małżeństwa to aż nadto, pomyślał
z goryczą. Dziwne, uznał. Powinienem się martwić o to, żeby przeżyć,
a nie wracać do już zamkniętych spraw. Nie wolno lekceważyć sytuacji; pomoc może nie nadejść tak szybko, jakby tego sobie życzył, o ile
w ogóle nadejdzie. Liczba maleńkich wysepek rozrzuconych na Pacyfiku dochodziła do tysięcy; ocean w najszerszym miejscu miał jedenaście tysięcy mil. Nawet gdyby ktoś wiedział w przybliżeniu, gdzie samolot się rozbił, znalezienie ich może ratownikom zająć całe wieki.
A jednak nie czuł żalu, że jego dotychczasowe życie – dynamiczne, aktywne – może się przedwcześnie zakończyć. Był rozgoryczony,
że koniec dwudziestoletniej walki jeszcze wczoraj leżał w zasięgu ręki
– za kilka dni miał triumfalnie osiągnąć cel. Istnienie Chrisa, jego syna, nadawało jedyny sens zmarnowanym latom. Chris, teraz już niemal
mężczyzna, był w stanie podchodzić rozsądnie do konfliktu rodziców,
dokonywać własnych osądów, zaakceptować winy i wciąż kochać…
Skye nagle się poruszyła. Niespodziewanie ogarnęło go żarliwe
pragnienie, żeby otoczyć ją ramionami, pocieszyć i chronić, ale doskonale wiedział, że byłaby przerażona takim jego zachowaniem.
Marszcząc brwi, wyciągnął się jakiś metr od niej, położył głowę w zgięciu łokcia i patrzył na dach z pierzastych liści. Był zdumiony własną reakcją na tę kobietę. Chociaż formalnie wciąż był żonaty,
jego małżeństwo od dawna nie funkcjonowało. Przez ostatnich dziesięć lat był oficjalnie w separacji. Najpierw nie naciskał na rozwód;
nie zamierzał bowiem się żenić. Jednak nie był też stworzony do życia
w celibacie, więc wiązał się z różnymi kobietami. Zawsze na początku
znajomości upewniał się, czy one są świadome okoliczności, i szanował te, które rozumiały, jaka jest sytuacja. Niczego nie ukrywał, wykładał wszystkie karty na stół. Zazwyczaj był uprzejmy, miły i czarujący
w stosunku do płci przeciwnej zarówno w życiu osobistym, jak i zawodowym.
31
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 31
11-05-20 14:12
Nigdy nie został pokonany przez kobietę, z którą wiązały go interesy. Może z takim rodzajem porażki łatwiej by się pogodził. Natomiast
on poległ przez intrygi, rozmaite nieczyste sztuczki. Emocje uległy
rozchwianiu, natomiast ze zmysłami było wciąż wszystko w porządku.
Przypomniał sobie to gwałtowne pożądanie, które ogarnęło go wcześniej. Zapragnął Skye mocniej niż jakiejkolwiek innej kobiety.
Może Skye nie jest mężatką, ale z tego, co czytał, należy do jakiegoś mężczyzny. W każdym razie nie wymieniła jeszcze jego imienia;
a senne koszmary dotyczyły zmarłego brata. Na jawie nie zdradziła
się z żadnymi osobistymi sprawami. No cóż, on też jej się nie zwierzał. Wydawało się to niewiarygodne po całym dniu, który spędzili razem, w szczególnych okolicznościach, po cudem przeżytej katastrofie,
lecz właściwie leżał obok całkiem nieznajomej kobiety, która, mimo to,
działała na niego jak żadna inna. Z pożądaniem mógł sobie poradzić,
za to wobec innych emocji był bezradny. Nie chciał się wyżywać na
Skye. Był szorstki, ale nie okrutny. Poza tym wcale nie podobało mu
się, że zapragnął ją chronić, pocieszać.
Jeśli chce się coś chronić, zwykle chce się to posiadać, pomyślał
i zrozumiał, dlaczego był zły. Ona należy do kogoś innego, i to go gniewa. Co za absurd!
Odwrócił się plecami do Skye. Za chwilę wreszcie zasnął.
]
Kyle stał na gładkim kawałku rafy, gotów w każdej chwili rzucić
się do akcji. Napięte plecy i barki zaczynały go boleć. Ramię, w którym trzymał coś, co miało przypominać harpun – gałąź ze spiczastym
końcem, którą ostrzył dobrą godzinę – zaraz mu odpadnie.
Trudno było ściskać gałąź, stojąc w wodzie. Poniewczasie zgromił się w duchu za to, że wyrzucił do morza sandały Skye na szpilkach. Z długich skórzanych pasków można by zrobić uchwyt dla dłoni. Człowiek uczy się całe życie, pomyślał. Wczoraj był tak zły na
te cholerne buty, że cisnąłby je w morze, nawet gdyby były nabijane
32
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 32
11-05-20 14:12
brylantami. No cóż, co się stało, to się nie odstanie. Trzeba w tych okolicznościach dobrze się zastanowić, zanim coś się zrobi – nawet pod
wpływem złości.
Zacisnął sztywniejące palce wokół harpuna. Ze dwadzieścia razy
próbował złapać rybę, która unosiła się nieruchomo w czystej wodzie,
pewnie śmiejąc się (przysiągłby, że te ryby się śmieją) z jego nieudanych łowów. Widział nieraz, na różnych wyspach, jak tubylcy robią to
zupełnie bez wysiłku. Oczywiście, urodzili się z tą umiejętnością…
Bez wykrętów, stary, skarcił się w duchu, próbuj dalej.
Przynajmniej w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby zobaczyć jego niezdarne poczynania. Niewielki żółtogon przepłynął niespiesznie obok gołych nóg Kyle’a, niemal ocierając się o nie. Wypłynął jakiś
metr dalej, nieruchome czarne oczy patrzyły prosto na Kyle’a. Rzucił się w przód. Ryba wcale nie odpłynęła w popłochu, tylko odsunęła
się o trzydzieści centymetrów. Cholera! Ależ jestem groźny! Kyle westchnął zakłopotany, jednak wytrwale uniósł harpun jeszcze raz, czekając, aż woda się uspokoi. Wyniosły żółtogon obserwował go wciąż obojętnym wzrokiem. Kyle znowu zanurkował. Tym razem dopadł rybę,
która wiła się szaleńczo na końcu harpuna, gdy Kyle uniósł ramię nad
wodę. Roześmiał się triumfalnie.
– Nikomu o tym nie opowiem! – zapewnił trzepoczącą się rybę.
Wyszedł na brzeg ze zdobyczą. Sprawił ją zręcznymi pociągnięciami scyzoryka, a potem skonstruował prymitywny ruszt z patyków, żeby się upiekła. Czując się absurdalnie zadowolony jak na człowieka,
który zniszczył swój najlepszy samolot i utknął na bezludnej wyspie
z dala od rodziny, przyjaciół i własnej firmy, wrócił do wody, żeby popływać.
Skye budziła się powoli. Nie wyrwało jej ze snu nic konkretnego,
raczej wschodzące słońce ogrzewało ją uporczywie, aż leniwie uniosła ciężkie powieki. Nie była zaskoczona, że jest na wyspie, mimo że
sen pomógł jej zapomnieć o wczorajszej katastrofie. Wsparłszy się
na łokciu, zobaczyła, że ognisko nadal płonie. Piekło się na nim coś
33
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 33
11-05-20 14:12
o zniewalającym zapachu, nawleczone na prymitywny rożen. Skye zastanawiała się, co takiego znalazł Kyle, jednocześnie upomniała się,
że wszystko pachniałoby jej cudownie, bo zeszłego wieczoru ledwie
skubnęła krakersa.
Rozejrzała się po tej części wyspy, którą miała w zasięgu wzroku.
Gdyby tylko za rogiem znajdowała się prywatna willa albo hotel, to
miejsce byłoby rajem. Nigdy nie widziała takiego czystego białego piasku. Wysoka trawa i las tropikalny miały barwę niewiarygodnie głębokiej zieleni. Pośrodku wyspy wznosiła się góra, która niegdyś musiała być czynnym wulkanem, i wydawała się sięgać błękitnego nieba
pełnego puszystych białych chmurek. Jednak to nie był raj, lecz piekło
uwięzienia. Przestań, skarciła się w duchu. Ktoś się zjawi i nas uratuje.
Przeciągnęła się, usiadła po turecku i rozejrzała się wokół siebie uważniej. Dziwne, pomyślała, ogień słabnie pod pieczenią, a jej współtowarzysza nie widać. Podrapała się po swędzących plecach i skrzywiła, bo
na skórze miała piach. Oddałaby w tej chwili wszystko za tubkę pasty, mydło i szampon do włosów. Przeciągnęła po nich palcami, próbując doprowadzić do ładu skołtunione pasma. Ziewnęła, zastanawiając
się od niechcenia, czy powinna zainteresować się tym, co się piekło na
rożnie. Wtem w jej polu widzenia znalazł się Kyle.
Skye znieruchomiała. Jej towarzysz niedoli, pogwizdując wesoło,
wynurzył się z morza całkiem nagi i zmierzał do ich skromnego obozowiska. Skye dopiero teraz zauważyła to, co powinna była dostrzec
wcześniej – że ubranie Kyle’a leży porządnie złożone przy ognisku.
– Cholera jasna! – zawołała, przyciągając natychmiast jego zaskoczony wzrok. – Nie masz w sobie odrobiny przyzwoitości?
Przestał gwizdać. Ponieważ Skye pilnowała się, żeby patrzeć mu
w twarz, widziała, jak znika z niej wesołość i rysy znów stają się
surowe.
– Chyba mam jakąś odrobinę – odparł, opierając dłonie na biodrach i zmuszając Skye do odwrócenia wzroku.
– W razie gdybyś nie zauważył, przypominam, że jestem kobietą! –
Skye zaczerwieniła się, bo Kyle nie ruszył się, żeby sięgnąć po ubranie.
34
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 34
11-05-20 14:12
– Prosiłem cię, żebyś nie zwracała uwagi na dzielące nas różnice
płci.
– Czy mógłbyś łaskawie coś włożyć na siebie? – zażądała rozdrażniona.
Uniósł kpiąco brew.
– O co chodzi, pani Delaney? Nie podoba się pani to, co widzi?
A może podoba się aż za bardzo?
Skye zdawała sobie sprawę z tego, że Kyle ją prowokuje. Wbiła
w niego nieruchome spojrzenie, a następnie powoli zaczęła przesuwać
wzrok z twarzy w dół, zatrzymując się na ułamek sekundy na trzech
strategicznych punktach: klatce piersiowej, biodrach i udach. Przemknęło jej przez głowę, że aby jej ostentacyjne oględziny były jeszcze
bardziej upokarzające, powinna siedzieć na stołku barowym, trzymając
w palcach długą, elegancką cygarniczkę. Nie mając odpowiednich rekwizytów, zachowywała się, jakby się nic nie stało, choć tylko ona wiedziała, że drżą jej dłonie, którymi obejmuje kolana.
Niestety oględziny nie zbiły Kyle’a z tropu, tak jak powinny.
– Mam się obrócić? – zapytał z uśmieszkiem.
Zdobyła się na gest dłonią i odparła z doskonale udawaną protekcjonalnością:
– O, tak, proszę.
Obrócił się powoli, podejmując wyzwanie.
– I jak?
Ich spojrzenia znowu się spotkały. Skye była zdumiona, że tak dobrze blefuje, i zdeterminowana ani na sekundę nie wypaść z roli. Wzruszyła ramionami, udając, że tłumi ziewanie.
– Standard. Chociaż tyłek niezły.
Odrzucił głowę do tyłu i ryknął śmiechem, po czym sięgnął po
slipki i dżinsy.
– Twarda sztuka z ciebie – przyznał, pełen podziwu. – Standard,
co? Założę się, że mój „standard” w tej chwili czuje się o wiele lepiej
niż twój. Dziesięć razy lepiej kleić się trochę od soli niż od wczorajszego brudu i piachu. Powinnaś pójść w moje ślady.
35
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 35
11-05-20 14:12
– Spróbuję, jak będę sama.
– Poczujesz się lepiej.
To logiczne, pomyślała, bo nie mogę się czuć gorzej, ale nie zamierzała mu o tym mówić. Przyglądanie się jego nagości wymagało wielkiej siły woli. Miała wstrząsającą świadomość, że jego drugie przypuszczenie było słuszne: trochę za bardzo spodobało jej się to, co zobaczyła.
Wyglądało na to, że pilot Kyle ćwiczył na tej samej siłowni, co Sylvester Stallone. Mogłaby mu szczerze powiedzieć, że jest w świetnej formie – muskularny, barczysty i smukły. A także dodać, że pewnie spędza
dużo czasu na słońcu, ponieważ był bardzo opalony poza tą częścią ciała, którą zakrywały prawdopodobnie krótkie spodenki obcięte z dżinsów, a nie typowe kąpielówki. Tak, spodobało jej się to, co zobaczyła,
i było to niepokojące, ponieważ nagle uprzytomniła sobie, że odkąd los
rzucił ją na tę wyspę, ani razu nie pomyślała o Tedzie.
A przecież jestem w nim zakochana, powiedziała sobie, przywołując obraz mężczyzny, którego poślubi, gdy nadarzy się odpowiednia okazja, kiedy przeminie żałoba, a firma rozkwitnie. Ted – ciepłe
brązowe oczy, płowe włosy, aura nerwowej uprzejmości. Obraz niemal
natychmiast się rozpłynął i nie potrafiła go znowu przywołać. Jakie
to absurdalne, pomyślała z konsternacją, przecież Ted jest czarujący,
przystojny, silny… Mają tyle ze sobą wspólnego, podziwiają się nawzajem… Obraz jednak nie chciał wrócić. Obiecała sobie, że gdy zostanie sama, wyciągnie portfel, znajdzie swoje zdjęcie z Tedem z jego
ostatniej premiery i przypomni sobie wszystkie szczegóły jego twarzy.
Była zła na siebie, że wcześniej nie pomyślała o Tedzie. A powinna! Wiedziała, że będzie szalał, gdy ona nie zadzwoni. Chociaż nie,
szaleństwo nie było w stylu Teda. Cierpiałby w milczeniu. Nagle Skye
uznała, że powinien rozpaczać. Zaraz jednak doszła do wniosku, że nie
mogłaby tego oczekiwać, skoro sama dopiero teraz wspomniała Teda.
To dlatego, że nie widziałam go od dwóch miesięcy, usprawiedliwiała się sama przed sobą. Byłam u Virginii, a z nią rozmawiałam tylko
o Stevenie. A poza tym, musiała to przyznać, było prawie niemożliwe
wyobrazić sobie innego mężczyznę, mając przed sobą Kyle’a.
36
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 36
11-05-20 14:12
Skye nagle zdała sobie sprawę, że się w niego wpatruje.
Przerażona, że jej obecna reakcja może zepsuć poprzednio demonstrowaną pewność siebie i obojętność, zaczęła udawać, że wytrzepuje
piasek z ubrań.
– Tak naprawdę – odezwał się Kyle – nie zamierzałem urazić twego poczucia przyzwoitości. Gdy poszedłem popływać, spałaś smacznie
i nawet chrapałaś, więc nie sądziłem…
– Ja nie chrapię! – przerwała mu z oburzeniem Skye.
Wzruszył ramionami z kpiącym uśmiechem.
– W każdym razie spałaś mocno i myślałem, że jeszcze długo się
nie obudzisz.
Skye wstała, ostrożnie sprawdzając przy tym zwichniętą kostkę.
Wciąż bolała, ale można było się na tej nodze wesprzeć.
– Oszczędzaj ją dzisiaj – poradził Kyle.
Zdążył wciągnąć spodnie. Od pasa w górę był nagi, umięśniony
tors lśnił od słonej wody. Ciemne mokre włosy tworzyły fale nad czołem, co nadawało mu nieco chłopięcy wygląd. Gdy się uśmiechnął –
prezentował się inaczej niż niemiły facet, który traktował ją szorstko
i bezceremonialnie. Nie była głupia; wiedziała, że tamten wciąż istniał.
Owszem, musiała przyznać, że jest atrakcyjny fizycznie, ale z pewnością nie było w tym nic więcej niż aprobata dla dorodnego osobnika
płci męskiej.
– To nie będzie trudne – odparła Skye. – Nie ma tu miejsca na maratony, a poza tym nigdzie się nie wybieram. – Zrzuciła marynarkę
i podeszła bliżej do ogniska, żeby się przyjrzeć pieczonemu mięsu. –
Co to jest? – zapytała.
– Ona się pyta, co to jest! – zawołał Kyle. – A jak myślisz? Ryba.
– Wiem, że ryba – odparła Skye z protekcjonalną cierpliwością,
mimo że wcale nie była tego pewna. – Ale jaka?
– Mały żółtogon.
– Ty go złapałeś? – zapytała z powątpiewaniem, klękając przy
ognisku i podwijając rękawy bluzki, bo poranne słońce intensywnie
grzało. – Jak?
37
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 37
11-05-20 14:12
– Nadziałem go na harpun – odparł z dumą, nie wspominając
o nieudanych próbach. – Nie wiem, kto był bardziej zdumiony: ja czy
moja ofiara.
– Cóż, gratuluję. Nie powinniśmy jej odwrócić?
– Uhm. – Kyle przekręcił prowizoryczny rożen. – Trzymałem rybę wysoko, bo próbowałem ją uwędzić.
– Aha. – Skye potrafiła szyć, ale z gotowaniem szło jej znacznie
gorzej. Radziła sobie jako tako z wołowiną i kurczakiem, jednak gdy
nachodziła ją chętka na owoce morza, wolała się udać do dobrej restauracji. Uśmiechnęła się z aprobatą do Kyle’a. – Wygląda na to, że masz
przydatne umiejętności.
– Dzięki, pani Delaney. – Usiadł obok niej i odwzajemnił uśmiech.
– Ty też musisz wykorzystać kilka swoich talentów.
– Talentów? – powtórzyła Skye. – Na przykład jakich? – Rozejrzała się po otoczeniu. – Zaprojektować odzież dla rozbitków?
Kyle roześmiał się serdecznie i pokręcił głową.
– Jestem pewien, że masz też inne talenty, ale szczerze mówiąc, chodzi mi właśnie o ten. Jak już pewnie zauważyłaś, jest gorąco w dzień i trochę chłodno w nocy. Chcę skrócić spodnie. Widziałaś już wszystko, i nie zrobiło to na tobie specjalnego wrażenia, myślę
więc, że widok gołych kolan cię nie urazi. Proponuję, żebyś zamieniła tę spódniczkę na coś bardziej praktycznego. Potnij tę bluzkę. Potem
weź te skrawki, nasze marynarki oraz ten swój ukochany przybornik
i uszyj nam coś w rodzaju pościeli.
– Czy spodziewasz się, że zostaniemy tu dłużej? – spytała Skye.
Kyle szybko rozważył, co odpowiedzieć. Nie chciał jej ani przygnębiać, ani oszukiwać czy składać pustych obietnic. Od wczoraj
w pobliżu nie przeleciał żaden samolot; nie dostrzegł też na morzu
ani jednego jachtu. Do tej pory musiała się rozejść wiadomość, że
lear­jet nie doleciał do miejsca przeznaczenia, i ekipy ratownicze powinny działać.
– Nie przypuszczam, że zostaniemy tu na zawsze – zażartował
– ale możemy się postarać, żeby było nam jak najwygodniej, dopóki
38
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 38
11-05-20 14:12
musimy przebywać tutaj. Poza tym dobrze to zrobi naszej psychice,
jeś­li będziemy czymś zajęci. Nuda prowadzi do bezsensownych kłótni, a nawet depresji.
Skye skinęła potakująco głową, przypomniawszy sobie, jak szybko
minęły im wczorajsze popołudnie i wieczór, gdy przygotowywali się
do przetrwania nocy. Byli zbyt zajęci pracą, żeby rozmawiać, a co dopiero wymyślać kąśliwe uwagi.
– Czy ta ryba już się upiekła? – zapytała. – Jestem potwornie głodna.
– Powinna być dobra. – Kyle zdjął rybę znad ognia, wołając „Au!”,
bo poparzył sobie palec, usiłując nadziać mięso na patyki. Skye zachichotała, co zaskoczyło ją samą. Dobrze było żyć, mimo wszystkich
niedogodności.
Kyle trochę się nachmurzył, lecz potem uśmiechnął.
– Śmiej się, księżno, ale zakasuj rękawy. Nie pozwolę na obijanie
się na wyspie. Może się czegoś napijemy?
Skye skrzywiła się, jednak pozbierała kokosy. Będzie musiała się
nauczyć lubić smak soku czy też mleka kokosowego, jak je nazywano.
Usta miała spieczone po nocy, w brzuchu jej burczało i gdy Kyle wywiercił scyzorykiem otwory w kokosie, po czym podał jej kawałek ryby na patyku, pochłonęła wszystko łapczywie.
– I jak? – zapytał Kyle.
– Jak się nie ma jajek i bekonu – odparła Skye – może być. Słyszałam, że najpopularniejszymi rybami w strefie raf koralowych są lucjany i graniki. Jak udało ci się znaleźć żółtogona?
– Żółtogon należy do lucjanowatych – wyjaśnił Kyle, z błyskiem
w oku.
– Aha. – Zirytowana, że tak wyraźnie bawi go jej ignorancja, burknęła: – Mówiłam ci, że nie znam się na łowieniu ryb.
– Czy ja coś mówię?
– Nie musisz mówić. Uśmiechasz się pod nosem.
– Przepraszam, potrafię kontrolować swoje słowa, ale nie uśmiechy.
Mimo że Skye była zła, stwierdziła z zaskoczeniem, że się śmieje. Wyglądało na to, że – jeśli nie liczyć uwag na temat własnej nagości
39
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 39
11-05-20 14:12
– Kyle się stara ułatwić im przymusowy pobyt na wyspie. W nocy rozniecił dla niej drugie ognisko; ona też może się trochę postarać.
– Teraz już wiem, że żółtogon to też lucjan – powiedziała. –
A właściwie, cieszę się, że ty wiesz. Jestem pewna, że w morzu pływa mnóstwo niejadalnych ryb, a ja w ogóle nie potrafiłabym ich rozpoznać. W dodatku nie natrafiłam na ani jedną ość. Najwyraźniej masz
talent do robienia filetów.
– Myślę, że oboje odkryjemy w sobie wiele talentów.
Spojrzała na niego niepewnie.
– Może nie będziemy musieli. Ekipy ratownicze bez wątpienia już
wyruszyły.
– Jasne – potwierdził Kyle, skupiając się na jedzeniu i nie patrząc
Skye w oczy.
Nie spodobał jej się ton jego głosu.
– Znajdą nas, i to niedługo – podkreśliła.
– Twój facet na pewno poruszy niebo i ziemię, żeby cię znaleźć.
Skye natychmiast zesztywniała.
– Owszem. – Zrozumiała, że Kyle musiał czytać artykuły, w których pojawiało się jej nazwisko.
– Czemu za niego nie wyszłaś? – zapytał nagle Kyle.
– To chyba nie jest twoja sprawa – zauważyła chłodno Skye.
– Jeśli to, o czym czytałem, jest prawdą, spotykasz się z Tedem
Trainorem od czterech lat. Miałaś czas podjąć decyzję, moja pani. Coś
tu musi być nie tak.
– Powtarzam – głos Skye był wręcz lodowaty – to nie twoja sprawa. – Była zaskoczona, że udało mu się ją zdenerwować. – Wszystko
jest w porządku – oświadczyła, mimo że wyjaśnienia nie były potrzebne. – Ted jest cudownym człowiekiem, jest…
Kyle się zaśmiał, niezrażony jej nagłym chłodem.
– Cudownym człowiekiem? Kochana, z całą pewnością coś musi
być nie tak.
– Skąd to przypuszczenie? – zapytała ze złością Skye, zirytowana
na niego i samą siebie. Jakie znaczenie ma opinia Kyle’a? Wiedziała, że
40
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 40
11-05-20 14:12
ją prowokuje, ale połknęła przynętę. – Jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć,
to powiem ci, bo może ci się to przyda, gdybyś kiedyś stracił pracę pilota i szukał zatrudnienia w jednej z tych szmatławych gazet. Ted Trai­
nor ma wszystko, czego może pragnąć kobieta. Jest niesamowicie inteligentny, pracowity, zdolny…
– Przystojny? – podrzucił Kyle z szerokim uśmiechem.
– Bardzo – odparła Skye i ciągnęła: – Wyjątkowo uprzejmy, silny,
czarujący…
– Męski, ale wrażliwy – dodał Kyle, unosząc kpiąco brew.
– Właśnie.
Ted naprawdę taki jest, pomyślała Skye. Po co więc go broni, skoro
to nie jest konieczne? Wyglądało na to, że Kyle wie o niej całkiem sporo.
– Szczerze mówiąc – powiedziała – Ted jest bardzo podobny do
ciebie. Jesteście mniej więcej tego samego wzrostu i budowy. Jednak
tutaj podobieństwa się kończą. Ted nie wypytywałby kogoś, kogo dopiero co poznał, o jego życie osobiste. Potrafiłby też zachowywać się
uprzejmie!
– Ach… jest taki silny i powściągliwy.
– Zgadza się – przytaknęła, świadoma, że Kyle z niej drwi.
– Chodzący ideał. – Kyle przełknął ostatni kęs ryby i rzucił swobodnie: – Może macie problem ze sprawami łóżkowymi?
Skye nie skończyła jeszcze jeść, i zakrztusiła się ostatnim kęsem.
Łapała powietrze, czując się upokorzona.
– Nie powinno cię to obchodzić.
– Ach, a więc mam rację.
– Nie bądź śmieszny! – zirytowała się Skye. – Nie mamy żadnych
pro… – Urwała, uświadamiając sobie, że jemu właśnie chodzi o to, żeby się tłumaczyła. – Nie mam ochoty rozmawiać z tobą o moim życiu
– dodała.
– W porządku.
Zapalił papierosa i zapatrzył się w morze. Skye nie mogła zrozumieć, dlaczego Kyle aż tak ją zdenerwował, i po prostu miała ochotę
wywołać awanturę.
41
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 41
11-05-20 14:12
– Twoje związki są z pewnością doskonałe – zauważyła ironicznie.
– Daleko im do tego.
– Dziwne. Przecież jesteś taki atrakcyjny! Pilot, który lata po świecie, a w wolnym czasie opala się na plaży w krótkich spodenkach…
– W spodenkach? – Kyle wychwycił to słowo. – Co za zmysł obserwacji! Jesteś spostrzegawcza, prawda? – Zaśmiał się dwuznacznie.
Skye nie zarumieniła się ani na widok jego nagości, ani gdy ją wtedy bezczelnie sondował, ale teraz, kiedy nachylił się ku niej, gdy jego
twarz i szeroka, pięknie umięśniona i owłosiona pierś były tak blisko,
poczuła, jak żar zalewa jej policzki.
Co się ze mną dzieje?, zadała sobie w duchu pytanie. Nie spędziła
z nim nawet doby, lecz była pewna, że go nie lubi. Mimo to miał wpływ
na jej zachowanie. Potrafił ją rozgniewać, rozwścieczyć… a gdy był blisko, oblewała ją fala gorąca. Serce biło przyspieszonym rytmem…
Żar tropików, pomyślała, sprawia, że stałam się bardziej podatna na
różne bodźce, a poza tym w sytuacji zagrożenia traci się samokontrolę.
Dlaczego nie wyszła za Teda?
Naprawdę kochała go, i to była dobra miłość zrodzona z przyjaźni, wielu godzin spędzonych razem… Dlaczego więc nie mogła podjąć
decyzji i dlaczego teraz siedziała blisko tego gbura, i żałowała, że brakuje jej odwagi, by wyciągnąć rękę i go dotknąć?
– Nie jestem szczególnie spostrzegawcza! – rzuciła. – Po prostu
mam oczy.
Kyle uśmiechnął się, ale bez złośliwości. Skye przyszło na myśl, że
znają się zaledwie od wczoraj, a jednak nie są tak całkiem obcy.
Ted ani razu nie zainteresował się, skąd wziął się jej lęk przed
ciemnością; nie rozmawiał z nią też o Stevenie i jego śmierci. Pocieszał
ją, lecz nie rozumiał, czym jest strata brata bliźniaka. Nie było go przy
niej, gdy do tego doszło.
– To świetnie – powiedział Kyle, muskając jej policzek opuszką
palca. – Bystry wzrok będzie ci potrzebny, bo przed nami sporo roboty.
– Gra w dwadzieścia pytań skończona? – zapytała sucho Skye.
– Chwilowo.
42
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 42
11-05-20 14:12
– Uratowały mnie obowiązki, czy tak?
– Uhm – mruknął Kyle, podniósł się i otrzepał spodnie z piasku. –
Bierzmy się do roboty. Łap te swoje nożyczki, droga pani.
– Przestań! – zaprotestowała Skye.
– Co?
– Mówić do mnie „droga pani”!
– Za bardzo w stylu macho, co? Trudno się odzwyczaić. Poza tym
człowiek potrzebuje jakiejś rozrywki, a mimo że to źle zabrzmi, zabawnie jest cię irytować. Uroczo się bronisz. Do tej pory to ja byłem
budowniczym, zaopatrzeniowcem i kucharzem, więc teraz ty powinnaś się ruszyć.
Nie mogła zaprzeczyć, że to on wykonał większość roboty, więc
w milczeniu wyjęła nożyczki.
– Co mam ciąć? – zapytała.
– Moje spodnie.
– Na tobie?
– Z przyjemnością je zdejmę – odparł zjadliwie.
– Nie, dziękuję! – Skye uklękła, zastanawiając się, od której strony
zacząć. – Jak krótko mam obciąć?
– Bardzo krótko.
Skye zarumieniła się, ale szybko zrobiła nachmurzoną minę.
– Uważaj i nie ruszaj się za bardzo, Kyle. Nie chciałabym zranić
twojego… ego.
Usłyszała jego śmiech, niski i gardłowy.
– Chociaż jesteś odważną młodą kobietą, pani Delaney, to chyba
nie aż tak odważną, ani nie głupią.
Zacisnąwszy wargi, Skye przystąpiła do cięcia materiału. Koniuszki jej palców reagowały za każdym razem, gdy musnęły ciało Kyle’a;
uwrażliwione nerwy wysyłały sygnały zarówno przyjemne, jak i niepokojące. Uświadamiała sobie, że utknęła na wyspie razem z bardzo zmysłowym mężczyzną. Co gorsza, reagowała na niego niejako wbrew sobie.
Wciąż nie była przekonana, czy on jej się w ogóle podoba; natomiast była pewna, że ma do czynienia z męskim szowinistą.
43
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 43
11-05-20 14:12
Najwyraźniej traktował kobiety jak zabawki służące do przyjemnej
rozrywki i okazjonalnego rozładowania napięcia. Nie zamierzała grać
takiej roli tylko dlatego, że przypadkiem znaleźli się razem na bezludnej wyspie.
– Obyśmy wydostali się stąd jak najszybciej! – mimowolnie wypowiedziała na głos życzenie.
Kyle roześmiał się gardłowo, jakby odczytał jej myśli i bawiło go
jej zakłopotanie.
– Przestań się śmiać i stój spokojnie! – syknęła, przecinając materiał nogawki.
– Tak, psze pani – odparł i dodał z nutą ostrzeżenia w głosie: –
Chyba oboje wiemy, że będziesz bardzo uważać, prawda?
– Zawsze bardzo uważam.
– Jak to miło z twojej strony. Tym razem też – upewnił się.
– O Boże! Jaki ty jesteś nieznośny! – zawołała wyprowadzona
z równowagi Skye.
– Chyba bardziej, niż myślisz – przyznał, nagle poważniejąc.
Oboje umilkli. Skye pomyślała, że on ma rację. Niewątpliwie był
gorszy, niż stwierdziła na początku.
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 44
11-05-20 14:12
3
– Dzięki – rzucił Kyle, odkładając na bok odcięte nogawki. – Spróbuj coś zrobić, zanim wrócę, dobrze? – dodał, po czym ruszył przed
siebie.
Skye zmusiła się do uśmiechu.
– Jasne. Wyszoruję podłogi i umyję wannę. Dokąd idziesz?
Nie zatrzymał się, ale odwrócił głowę, mówiąc:
– Przeszukam szczątki samolotu. Może znajdę coś przydatnego
albo dziennik.
– Dziennik?
– Pokładowy. Powinien przetrwać eksplozję.
Skye popatrzyła za Kyle’em. Obserwowała jego umięśnioną męską
sylwetkę o opalonej na brąz skórze. Czuła się tak, jakby usiłowała obłaskawić dobermana. Silnego, pewnego siebie, który potrafi być miły,
w następnej chwili warczy i jest gotów ugryźć, mimo że podaje łapę.
No cóż, uznała, można sobie wybierać przyjaciół, ale nie krewnych ani
tych, z którymi przyszło nam utknąć na bezludnej wyspie.
Pozbierała obcięte nogawki spodni Kyle’a i zabrała je do szałasu,
dorzucając je do marynarki Kyle’a i swojego żakietu. Pełna najlepszych intencji zaczęła wypruwać podszewkę z żakietu, lecz odłożyła materiał i sięgnęła po torebkę, ponieważ przyszło jej coś do głowy. Makijaż. Zwykła rutynowa czynność. Piętnaście minut starannego
nakładania kremu i podkładu na twarz, cieni na powieki i szminki na
usta. Chodziło o to, żeby podkreślić urodę, ale wyglądać naturalnie.
Czas poświęcony na makijaż pozwalał kobiecie dobrze się poczuć, jeśli się nie wyspała czy nie była zadowolona ze swojej cery lub potrzebowała kosmetyku, żeby wydobyć jakiś atut urody.
Zacisnęła palce na plastikowym pudełeczku z cieniami. Łzy pod
powiekami piekły coraz bardziej. Wstała, wyszła z szałasu i cisnęła
45
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 45
11-05-20 14:12
pudełeczko w kierunku gąszczu. Zdławiony szloch zmieszał się z przekleństwem.
Obróciła się na pięcie i wróciła do szałasu. Ponownie usiadła przed
stertą złożoną z resztek spodni, marynarki i żakietu, ale nie wzięła do
ręki nożyczek. Wciąż miała ochotę wybuchnąć płaczem i poużalać się
nad sobą, ale postawiła sobie za punkt honoru, żeby się powstrzymać.
Wyjęła portfel, lecz nie po to, aby popatrzeć na banknoty i monety,
które na bezludnej wyspie nie mogły się do niczego przydać. Chciała spojrzeć na zdjęcia, które trzymała pod plastikową zakładką. Oto
Ted ze swoimi cudownymi ciepłymi oczami, uśmiechający się szczerze do obiektywu. Czy faktycznie ma taki długi nos?, zastanowiła się.
To dziwne, przecież nie mogła tak szybko zapomnieć, jak on wygląda.
Wzięła do ręki kolejną fotografię, na której figurowali oboje z Tedem. Tworzyli naprawdę atrakcyjną parę, oboje urodziwi, eleganccy.
Dlaczego początkowo nie mogła go sobie przypomnieć? Nawet teraz zdjęcia nie ożywiły wizerunku Teda. Natomiast przypomniała sobie, jak poprosiła Teda, by poleciał z nią do Australii. Tego dnia Virginia zadzwoniła, aby poinformować Skye o pogorszeniu się stanu męża.
– Kochanie, nie mogę – usprawiedliwiał się Ted. – W przyszłym
tygodniu wypada premiera programu na licencji angielskiej. Nie mogę
wyjechać, chyba że to nagły wypadek.
Powinna mu była szczerze wyjawić, że to koniec pewnego etapu
w jej życiu, prawdopodobnie najpoważniejszy kryzys, jaki kiedykolwiek będzie przechodziła. Przecież umierał jej brat bliźniak, z którym
czuła się nierozerwalnie związana. Niczego takiego nie powiedziała,
świadoma, że Ted wiedział, iż Steven jest śmiertelnie chory. A mimo
to nie zdobył się na żaden gest.
– Rozumiem – odezwała się wtedy. – Jesteś potrzebny tutaj.
– Steven się nie podda – zapewniał ją Ted. – Jestem przekonany, że
wszystko będzie dobrze.
– Jasne – rzuciła Skye, chociaż nie wierzyła w szczęśliwe zakończenie. Nie było po temu przesłanek. Chemioterapia, naświetlania…
wszystko na próżno. Już nic nie mogło pomóc Stevenowi.
46
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 46
11-05-20 14:12
Nie chciała, żeby Ted był na pogrzebie; nie potrafiła przyjąć niezręcznych wyrazów współczucia…
Skye wzięła do ręki następne zdjęcie. Pamiętała, kiedy zostało zrobione. Steven, Virginia i ona popijali wino przed kominkiem
w Sydney, świętując dzień, w którym firma Delaney Designs wyszła
na prostą, i to jeszcze zanim minęła pierwsza rocznica istnienia firmy. To przeszłość; nie będzie jej opłakiwać. Musi się skoncentrować
na teraźniejszości. Tyle że jest tak samo dołująca, pomyślała, ale po
chwili wzięła się w garść. Wydostaną się z tej wyspy, pomoc nadejdzie. Na pewno.
Skye włożyła portfel i drobiazgi z powrotem do torebki, a torebkę
do dużej płóciennej torby. Postara się więcej nie oglądać swoich rzeczy, aby nie pogarszać i tak nie najlepszego nastroju. Zajmij się czymś,
powiedział Kyle. Wzięła do ręki żakiet i wróciła do prucia podszewki. Spojrzała na kawałki materiału. Ma z tego uszyć pościel. Zachichotała nieco histerycznie. Oczami wyobraźni ujrzała reklamę: publikacje branżowe. FIRMA DELANEY URUCHAMIA NOWĄ LINIĘ:
MARKOWĄ POŚCIEL ZE ŚCINKÓW.
Pomyślała, że powinna zacząć od swojego ubrania, które idealnie
nadawało się do klimatyzowanych pomieszczeń. Noszenie go w tropikalnym klimacie było istną męczarnią. Rzuciła spojrzenie na plażę, by
się upewnić, że jest sama, po czym zdjęła bluzkę z długimi rękawami
i spódnicę i zaczęła ciąć.
Czterdzieści pięć minut później patrzyła na swoje dzieło z zaskoczeniem. Nie wątpiła w swoje zdolności projektanckie, jednak zdziwiła się, że to, co stworzyła za pomocą „ukochanego przybornika”, wyglądało jak prawdziwy kostium plażowy.
Skye zsunęła podarte pończochy i już miała wrzucić je do dogasającego ogniska, ale się powstrzymała. Mogą się jeszcze na coś przydać.
Patrząc w niebo, zobaczyła, że słońce znajduje się dokładnie nad jej
głową. Była wdzięczna, że Kyle zaproponował, aby zredukowali ubrania, jak tylko się da. Mimo że szałas zapewniał cień, można się było
w nim ugotować.
47
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 47
11-05-20 14:12
– Za gorąco, żeby szyć pościel! – poskarżyła się głośno Skye rosnącej w pobliżu smukłej palmie. Przypomniała sobie jednak uwagi Kyle’a i z westchnieniem zaczęła pruć i dopasowywać kawałki podszewki.
To będą bardzo krótkie prześcieradła, uznała, a uszycie ich zajmie więcej czasu, niż przypuszczała. Poczuła w końcu, że bolą ją palce. Otarła
pot z czoła wierzchem ramienia. Spoglądając na cudownie przejrzysty
ocean, uświadomiła sobie, że jeszcze się nie kąpała i że prawdopodobnie ma teraz jedyną szansę, ponieważ Kyle’a nigdzie nie widać. Skye
chwyciła świeżo uszyte szorty i bluzkę bez rękawów i ułożyła je przy
ognisku. Spoglądając z wahaniem na brzeg, upewniła się, że wciąż jest
sama, i rzuciła się biegiem do wody.
Nie była entuzjastką morskich kąpieli, wolała popływać w basenie,
ale musiała przyznać, że woda jest wspaniała. Stojąc w niej po piersi, widziała czyste piaszczyste dno i własne stopy. Żadnych śladów
po beztroskich turystach. Jednak brak śmieci oznaczał, że wyspy nie
odwiedzali ludzie. Poczuła niemiły chłód, mimo że woda była ciepła.
Kyle wyjaśnił jej, żeby zapaliła ich sygnał SOS tylko wtedy, gdy dostrzeże statek, łódź albo samolot.
Tymczasem nie było kogo alarmować, a przecież samoloty ratownicze powinny tędy przelecieć! Spędzili na wyspie całą dobę.
Coś otarło się o jej nogę. Spojrzała w dół i zobaczyła ławicę lśniących, jaskrawożółtych ryb. Były piękne i w innych okolicznościach ten
widok mógłby ją podnieść na duchu. Teraz tylko uświadamiał boleś­
nie, że znajduje się daleko od znanego sobie świata drapaczy chmur,
zatłoczonych ulic, wygodnych gabinetów. Przybita, ze zwieszoną głową, powoli zaczęła wychodzić z wody, ale stanęła jak wryta na dźwięk
znajomego głosu:
– Doprawdy, pani Delaney! Czy pani nie ma odrobiny przyzwoitości?
Skye czuła, że się czerwieni, choć nie była pewna, czy ze złości,
czy zakłopotania. Kyle obserwował ją, stojąc z nogami lekko rozstawionymi, zarytymi mocno w piasku, i z ramionami skrzyżowanymi na
piersi. Emanowała z niego siła i arogancja.
48
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 48
11-05-20 14:12
Skye odruchowo zakryła piersi dłońmi. Przemknęło jej przez głowę, żeby zaapelować do Kyle’a o zrozumienie, ale zaraz odrzuciła ten
pomysł jako daremny.
– Pewnie nie posłuchasz, gdy poproszę, żebyś wrócił grzecznie
tam, skąd przyszedłeś? – spytała z irytacją w głosie.
– Nie – odparł z szerokim uśmiechem. – Raczej nie.
– Wiesz co? – Skye postanowiła spróbować negocjacji. – Jak mi
od czasu do czasu ustąpisz, to ci tylko wyjdzie na dobre. Gdy wrócimy do cywilizacji, opowiem o tym, jak sobie wspaniale radziłeś w sytuacji kryzysowej, a to może mieć pewien wpływ na twoją pozycję zawodową.
– Rozumiem, że masz rozliczne możliwości i jesteś ustosunkowana, czy tak?
– Często korzystam z usług twojej firmy.
– Jak to miło z twojej strony.
Skye nagle zrozumiała, że popełniła błąd.
– Ponieważ uznałaś za stosowne życzliwie mnie ostrzec – ciągnął
– pozostaje mi zrobić to samo, pani Delaney. Radzę się liczyć z konsekwencjami.
Wiedząc, że poniosła porażkę, Skye zaklęła pod nosem i wymaszerowała z wody, dumnie unosząc głowę, gdy mijała Kyle’a.
Chwycił ją za ramię i zatrzymał. Znowu był rozbawiony.
– Może się obrócisz?
– Lepiej idź na spacer! – Wyszarpnęła ramię i ruszyła przed siebie. Mogłaby odejść z godnością, gdyby nie odprowadzał jej gardłowy śmiech Kyle’a. Nie chcąc się ubierać w obecności Kyle’a, chwyciła
ubranie i poszła dalej, do miejsca, gdzie rosła wysoka trawa i drzewa.
W zaciszu niewielkiej kępy bananowców niezgrabnie włożyła ubranie,
przez cały czas przeklinając. Nie miała ochoty stawać z nim twarzą
w twarz i uznała, że wybierze się na niewielki rekonesans po okolicy.
Wiedziała, że na wyspie może się czuć bezpieczna. Kyle powiedział
jej wczoraj, że co najwyżej może się natknąć na dzika, który zazwyczaj
nie atakuje, jeśli człowiek zostawi go w spokoju.
49
Noc moze i gwiazdy_new_new.indd 49
11-05-20 14:12

Podobne dokumenty