pobierz pdf - Fronda LUX

Transkrypt

pobierz pdf - Fronda LUX
PISMO POŚWIĘCONE
FRONDA
Nr 37
Rok 2005 od narodzenia Chrystusa
FRONDA
Nr 37
ZESPÓŁ
Nikodem Bończa-Tomaszewski, Michał Dylewski, Grzegorz Górny,
Marek Horodniczy (redaktor naczelny), Aleksander Kopiński, Estera Lobkowicz,
Filip Memches, Marcin Mścichowski, Sonia Szostakiewicz, Tomasz P. Terlikowski,
Rafał Tichy, Wojciech Wencel. Jan Zieliński
PODZIĘKOWANIA
Waldemar Bieniak, Natalia Budzyńska, Paweł Filipiak, Tadeusz Grzesik,
Piotr Frączyk-Smoczyński. Łukasz Łangowski, Schmaletz, Maciej M. Michalski
PROJEKT OKŁADKI
MHJGZ
OPRACOWANIE CRAFICZNE
Jan Grzegorz Zieliński
grafiki na stronach: 81,107,109,124-133, 307
Maciej M. Michalski
REDAKCJA STYLISTYCZNA I KOREKTA
JMD
ADRES REDAKCJI I WYDAWCY
ul. Jana Olbrachta 94, 01-102 Warszawa
tel.: (022) 836 54 44; fax: (022) 877 37 35
www.fronda.pl
[email protected]
WYDAWCA
Fronda.pl Sp. z o.o.
Zarząd: Michał Jeżewski
DRUK
Wydawnictwo AA s.c. pl. Na Groblach 4, 31-101 Kraków
tel. (012) 422 89 83, 422 13 44, fax 292 72 96
e-mail: [email protected]
Prenumerata Pisma Poświeconego Fronda
Księgarnia Ludzi Myślących
ul. Tamka 45, 00-355 Warszawa
tel.: (022) 828 13 79 • e-mail: [email protected] • www.xlm.pl,
firma Kolporter (wszelkie informacje - www.kolporter.com.pl)
oraz firma RUCH S.A. (wszelkie informacje - www.ruch.com.pl)
Aby otrzymywać kolejne numery za zaliczeniem pocztowym, prosimy wypełnić stałe
zamówienie na stronie internetowej www.ksiegarnia.fronda.pl
Redakcja zastrzega sobie prawo dokonywania skrótów i zmiany tytułów.
Materiałów niezamówionych nie odsyłamy.
Redakcja „Frondy" nie ponosi odpowiedzialności za treść i formę reklam.
ISSN 1 2 3 1 - 6 4 7 4
Indeks 3 8 0 2 0 2
S
P
I
S
R
Z
E
C
Z
Y
JAROSŁAW JAKUBOWSKI
Twój styl
6
SONIA SZOSTAKIEWICZ
Groza szwecjalizmu
9
NILS-ERIC SANDBERC
Co poszło źle w Szwecji?
24
ROZMOWA Z MARIANNĘ SICSTRÓM
Nie będziesz miał innego Socjalu przede m n ą
38
ROZMOWA Z ARCYBISKUPEM CARLEM-CUSTAVEM H A M M A R E M
Postkościół w społeczeństwie postotwartym
44
AKE CREEN
Hate speech (stenograficzny zapis kazania pastora)
50
ROZMOWA z AKE CREENEM
Skazany za homofobię
69
DEBATA INTERNETOWA
Szwecja z w r a c a uwagę na problem zoofilii
75
WOJCIECH WENCEL
Visby
JESIEŃ 2 0 0 5
82
3
PRZEMYSŁAW DULĘBA
W kraju Odyna. Obrazki z podróży po Danii
92
BENIAMIN MALCZYK PESSIMUS
Kod Andersena
99
TADEUSZ CHABROWSKI
Wilcze łyko
Dynia
Chrzan
103
104
105
ZENON CHOCIMSKI
RAK (Reinkarnacja, Azja, Komunizm)
106
JĘDRZEJ ABRAMOWSKI
Mity reinkarnacji
110
CRZECORZ KUCHARCZYK
Inna twarz buddyzmu
124
BARTOSZ WIECZOREK
Budda wędruje przez Niemcy
134
MAŁGORZATA TERLIKOWSKA
Powtórnie narodzony guru
145
JAROSŁAW JAKUBOWSKI
Z wielkiej litery
Więc
Inny świat
Erotyk
152
153
154
155
ROZMOWA Z ALAINEM BESANCONEM
Materializm jest OK
156
TOMASZ MERTA
Pęknięta tradycja
184
TOMASZ P. TERLIKOWSKI
Podwójne starcie
192
MAGDA PIETRZAK-MERTA
Nie przeminęło z wiatrem
4
200
FRONDA 37
ANDRIEJ STOLAROW
Zmierzch bogów
212
JANUSZ NOWAK
Szproty, wspomnienie
„Ile minut w godzinie, a godzin w wieczności"
238
239
PRZEMYSŁAW DAKOWICZ
Mój prapradziadek Jan
Pestka granatu
240
243
ROZMOWA Z KRZYSZTOFEM JARYCZEWSKIM
Wyjście z Zerostanu
246
FILIP MEMCHES
Dzień ukamienowania
252
KRZYSZTOF KĘDZIOR
Kim jest Allah?
256
BOGUSŁAW CHRABOTA
O sile milczenia
262
BOGUSŁAW CHRABOTA
Rozmowa Alberta z Bogiem
272
ALEKSANDER KOPIŃSKI
Księga trudnego powrotu
278
MAREK ORAMUS
Czerwona utopia Stanisława Lema
292
ARTUR NOWACZEWSKI
Czytanie miast
302
NOTY O A U T O R A C H
308
c
iężkie, błyszczące
n o . G ó w n o opakowane
jazdy, obleśny instruk­
stosy czasopism.
w nadzieję.
tor. Kurs języka. Głupi
Wyrzucane w każdą
sobotę, tylko w sobotę
i niesmaczne obiady
m o ż n a zrobić porządki.
z mikrofalówki. Bóle
Brak etatu, ale pracy
aż za dużo. Wczesne
wstawanie i późne
kursanci. Prywatne lek­
Późne powroty
cje. Kosztem wyrzeczeń.
Jak ty to robisz?
brzucha, Luźny stolec.
Czy m o ż n a schudnąć
Albo zatwardzenie.
jeszcze bardziej? Jogurt,
Niedomaganie.
•
płatki i h e r b a t a ziołowa.
powroty. Nadzieje.
Niedojadanie.
Lekkie: posiłki, alkoho­
Podsycane i zabijane.
Niedosypianie.
le, papierosy. M o ż n a się
Na przemian. Depresja,
euforia, afazja, epifania.
Ambicje.
Nieład. Niepokój.
Niechęć.
'
Ale nie zawsze i nie
zmienić w latawiec.
Odlecieć. Narkotyki
kiedyś tak, teraz już
Niezaspokojone.
do końca. Czasopisma
nie. Bez s e n s u . Szkoda
Rosnące. Dławiące.
uczą, że nie wolno się
życia. Papierosy tak.
Zawiść. O n a ma męża, '
poddawać. Telewizja na­
Alkohol tak. Kawa tak.
który ją utrzymuje, ona
ucza, że można pozostać
Ale z u m i a r e m , bez
planuje zakup samocho­
sobą. Mimo wszystko.
przesady. Seks.
du. O n a już kupiła nowy
Czasami nawet reklamy
Tak, w I n t e r n e c i e ,
model.
są wzruszające. Można by
na s u c h o . Przez szy­
to nawet nazwać głębią.
b ę . Bezboleśnie i bez­
Płacz w ubikacji,
coraz krótsze rozmowy
krwawo.
w pracy. W pracy, za
Trzydzieści lat i żadnych
którą dostaje się gów-
zmian. Kurs na p r a w o
6
Bezkrwawe łowy.
W ł o d z i m i e r z Puchalski.
FRONDA 37
Najlepsze są r o z m o w y
Łączenie kariery
Nadrabianie.
i macierzyństwa. M a t k a
o niczym. Na zasadzie
Pośpiech. Dziecko
skojarzeń. Luźnych.
wywieszone n a f l a d z e .
Polka w lateksowym
Lekkie rozmowy.
Pcwiewające nad głową.
wdzianku. Twarz na
Lekkie papierosy i lek­
Najlepiej: czyta, mówi,
zewnątrz. Twarz do
kie alkohole.
pisze, liczy, rysuje, bie­
wewnątrz.
Praca na zlecenie.
Na akord. Na chwilę.
Portfel. Karty stałego
ga, chodzi.
klienta. Szeroki asorty­
Zagraniczne waka­
Perspektywy. Szerokie.
cje p l a n o w a n e z rocz­
m e n t . Promocje i zniżki.
Z i m n a szyba w a u t o b u ­
nym wyprzedzeniem.
Z ł o t a karta uprawniająca
Porządek i odpowie­
do zakupów po wyjątko­
dzialność. Miara dojrza­
wo atrakcyjnych cenach
sie. Z i m n e ognie nieba.
Trzydzieści dziewięć lat.
i zaciągania kredytów na
łości. Nieprzebrana.
wyjątkowo atrakcyjnych
Stanowisko. Nie za wy­
warunkach.
sokie, ale odpowiedzial­
Aktywność, prze­
n e . Odpowiedzialność
c i w i e ń s t w o pasywr
miarą dojrzałości.
ności. A s e r t y w n o ś ć .
Poziomu. Linii. Stylu.
Dbałość o linię. D o b r a
Podręcznikiasertyw-
S t a n d a r d u . Się. Na p o ­
linia w a r u n k i e m dobre­
ności. Podręczniki od
wierzchni.
go samopoczucia.
wychowania dzieci.
Utrzymanie.
Ostry makijaż. Ostre
O d n o w a biologicz­
i p o r a d n i k i od urządza­
potrawy od Chińczyka.
na. Luźne ubrania, styl
nia w n ę t r z . S a m o c h ó d ,
Ze styropianowych pude­
- jak to się m ó w i - nie­
dom, mąż/dziecko,
łek. Zakupy raz na ty­
dzień. W piątek wieczór.
zobowiązująco elegan­
drugi s a m o c h ó d , drugie
cki. Wyrażający dojrza­
dziecko. Trzydzieści lat
łość i odpowiedzialność.
i t e n s a m mąż.
kety. Przeciągi na pod­
N o nieźle, c a ł k i e m
ziemnych parkingach.
nieźle.
W s p o m a g a n i e kie­
Dziecko w niepub­
licznej szkole wywieszo­
ne w gablotce. Dziecko
Dbałość o efek­
u r o d z o n e późno, w bó­
tywność. D o b r e wy-
lach, d u ż o kosztujące.
niki. Kłucie serca.
Zdjęcia z zagra­
Utrzymanie stylu.
nicznych wakacji. Kurs
Utrzymanie tempa.
dla zaawansowanych.
Utrzymanie p o z i o m u .
Kursanci młodsi o 20 lat.
D o n o s z e n i e ciąży.
P u s t a w e hipermar­
rownicy. Pełen pakiet.
'
Ubezpieczenie i wyposa­
żenie.
Bajki o d t w a r z a n e
z kaset, DVD.
JAROSŁAW JAKUBOWSKI
ABBA
Znając mnie, znając ciebie
(Knowing Me, Knowing You)
Koniec z bestroskim śmiechem
cisza już na zawsze
przechodzi przez pusty dom
łzy w moich oczach
tu kończy się ta historia
to jest pożegnanie
Znając mnie, znając ciebie
nie ma nic, co możemy zrobić
znając mnie znając ciebie
możemy tylko zmierzyć się
z tym, przez co musimy przejść
zerwanie ze sobą nie jest łatwe, ja wiem
lecz ja muszę iść
znając mnie, znając ciebie
to najlepsze, co mogę zrobić
Wspomnienia, dobre dni, złe dni
będą ze mną na zawsze
w tych starych dobrze znanych pokojach
bawiłyby się dzieci
teraz jest tylko pustka
co tu mówić
Znając mnie, znając ciebie
nie ma nic, co możemy zrobić
znając mnie, znając ciebie
możemy tylko zmierzyć się
z tym, przez co musimy przejść
zerwanie ze sobą nie jest łatwe, ja wiem
lecz ja muszę iść
znając mnie, znając ciebie
to najlepsze, co mogę zrobić
ABBA - najpopularniejszy zespół popowy ze Szwecji
Autorzy tekstu: Benny Andersson,
Stig Andersson & Bjórn Ulvaeus
Przekład: Marcin Mścichowski
GROZA
SZWECJALIZMU
SONIA SZOSTAKIEWICZ
Była
sekretarz
stanu
USA
Madelaine
Albright
wspomina
w
swoich
Pamiętnikach spotkanie z Kim D z o n g Iłem. P ó ł n o c n o k o r e a ń s k i d y k t a t o r zwie­
rzył się jej, że nie p o d o b a mu się chiński m o d e l p a ń s t w a , gdyż s t a n o w i mie­
szaninę socjalizmu i kapitalizmu. Za w z ó r do n a ś l a d o w a n i a Dżucze u z n a ł na­
t o m i a s t Szwecję, k t ó r a - jego z d a n i e m - p r e z e n t u j e czysty socjalizm.
JESIEŃ 2 0 0 5
9
Szwecja, Korea P ó ł n o c n a i Kuba to jedyne trzy kraje na świecie, w których
istnieje p a ń s t w o w y m o n o p o l farmaceutyczny. U n i a Europejska wywiera na­
ciski na Sztokholm, aby apteki stały się częścią w o l n e g o rynku. Pod koniec
maja br. sąd w L u k s e m b u r g u stwierdził, że szwedzki m o n o p o l jest w świetle
europejskiego p r a w a nielegalny i p o w i n i e n zostać zniesiony. W ł a d z e szwedz­
kie nie chcą się j e d n a k z t y m pogodzić.
Rządzący Szwecją socjaldemokraci wygłaszają publicznie poglądy, których
nie powstydziliby się przywódcy KRLD. Na przykład 20 k w i e t n i a br. m i n i ­
ster zdrowia i spraw socjalnych M o r g a n J o h a n s s o n opublikował w „Svenska
Dagbladet" artykuł, w k t ó r y m dziwił się, jak cywilizowany, wykształcony
człowiek w XXI wieku m o ż e w ogóle jeszcze wierzyć w Boga. W e d ł u g niego
religia to absurd, d o g m a t y zaś są z a g r o ż e n i e m dla świata.
Po pierwsze: nadbudowa
Zgadując, co m o g ł o się w Szwecji s p o d o b a ć Kim D z o n g Iłowi, m o ż n a wy­
mieniać i m o n o p o l p a ń s t w a , i a t e i z m elit, ale m o ż n a też wskazać na polity­
kę rodzinną. Liberalny publicysta szwedzki Karl Rudbeck twierdzi, że socjali­
styczne p a ń s t w o dąży do p o d p o r z ą d k o w a n i a sobie możliwie jak największych
obszarów życia społecznego, w związku z t y m niszczy wszelkie niezależne
od siebie ośrodki władzy i a u t o r y t e t u . Takim o b i e k t e m destrukcji stała się
w Szwecji rodzina.
Redaktor miesięcznika „Nyliberalen" H e n r i k Bejke m ó w i , że „ r o d z i n a
stała się celem ataku socjalistów, gdyż ze swej n a t u r y preferuje p e w i e n r o ­
dzaj wychowania, który m o ż e odgrywać rolę alternatywy w o b e c instytucji
opiekuńczych p a ń s t w a . Rodzina tworzy siatkę o c h r o n n ą dla człowieka, k t ó ­
ry w m o m e n c i e , gdy pojawiają się problemy, n p . brak pieniędzy czy k ł o p o t y
z d r o w o t n e , m o ż e się zwrócić o p o m o c do krewnych. P a ń s t w o dąży do zerwa­
nia więzi rodzinnych po to, by ludzie zwracali się z p o m o c ą b e z p o ś r e d n i o do
niego. W t e n s p o s ó b uzależnia ich od siebie".
Szwedzka lewica, w o d r ó ż n i e n i u od k o m u n i s t ó w w innych krajach, bu­
dowę socjalizmu p o s t a n o w i ł a rozpocząć nie od nacjonalizacji gospodar­
ki, lecz od z m i a n w sferze społecznej i obyczajowej. Używając t e r m i n o l o ­
gii marksistowskiej, s k o n c e n t r o w a ł a się więc na n a d b u d o w i e , a nie na bazie
(co zgodne było z p o s t u l a t a m i w ł o s k i e g o działacza k o m u n i s t y c z n e g o A n t o n i a
10
FRONDA 37
Gramsciego). G o s p o d a r k a p o z o s t a ł a w dużej części w rękach prywatnych, co
umożliwiło osiągnięcie dobrych w y n i k ó w e k o n o m i c z n y c h . Socjaliści skupi­
li się n a t o m i a s t na inżynierii społecznej. C e l e m było w y c h o w a n i e n o w e g o
człowieka i stworzenie n o w e g o s p o ł e c z e ń s t w a . Ż e b y to osiągnąć, t r z e b a było
najpierw zniszczyć stare struktury. Nic więc dziwnego, że p r a w o d a w s t w o
uchwalane w Szwecji sprzyjało rozbiciu więzi r o d z i n n y c h na różnych pozio­
m a c h : między w s p ó ł m a ł ż o n k a m i , m i ę d z y rodzicami a dziećmi i m i ę d z y w n u ­
kami a dziadkami.
Rozłam: mąż - żona
W Szwecji notuje się rocznie 38 tys. m a ł ż e ń s t w i 31 tys. rozwodów. 60 proc.
dzieci rodzi się w związkach p o z a m a ł ż e ń s k i c h , 20 proc. jest zaś wychowy­
wanych przez s a m o t n y c h rodziców. Pojawiają się n o w e a l t e r n a t y w n e for­
my „rodzin", n p . sambo - czyli „mieszkający r a z e m " lub serbo - „mieszkający
oddzielnie". W 1995 roku p a r l a m e n t szwedzki zalegalizował też pary h o ­
m o s e k s u a l n e . W e d ł u g S ó r e n a A n d e r s s o n a ze Związku R ó w n o u p r a w n i e n i a
Seksualnego (RFSL) ok. 40 tys. o s ó b m o ż e pochwalić się tym, że przynaj­
mniej j e d n o z jego rodziców było h o m o s e k s u a l i s t ą . Szwedzki p a r l a m e n t przy­
jął 3 czerwca br. u s t a w ę o inseminacji p a r lesbijskich, k t ó r e zezwala d w ó m
kobietom na z a p ł o d n i e n i e in vitro na koszt p a ń s t w a .
Elina Aberg ze szwedzkiej młodzieżówki Zielonych mówi, że tradycyjna
rodzina należy w Szwecji do przeszłości, n a t o m i a s t przyszłością jest poliga­
mia. Taki postulat zgłosiło oficjalnie kierownictwo jej ugrupowania. Pojawiają
się nawet pomysły, by zdelegalizować rodzinę w ogóle jako instytucję ze swej
natury opresywną i dyskryminacyjną. Szwedzcy naukowcy już teraz piszą całe
rozprawy o tzw. plastikowych rodzinach, czyli hybrydach powstałych po kil­
ku małżeństwach i kilku rozwodach. Dziecko w takiej rodzinie ma n p . cztery
mamy, sześciu t a t ó w i liczne rodzeństwo, którego często nie jest się w stanie
doliczyć. Państwowe uczelnie finansują badania, które mają ukazać pozytywne
strony tego typu rozwiązań. Profesor Margareta Back-Wiklund z uniwersytetu
w Góteborgu opowiada, że dzieci wędrujące po kolejnych rozwodach od jednej
rodziny do drugiej nabywają w t e n sposób doświadczenia życiowego i kapita­
łu społecznego, który m o ż e im się przydać w dorosłym życiu. Najczęściej przy­
woływanym a r g u m e n t e m świadczącym o wyższości „plastikowych" rodzin n a d
JESIEŃ 2 0 0 5
11
normalnymi ma być fakt, że dzieci na święta dostają znacznie więcej prezentów.
Dawid Bechtel, śpiewak operowy ze Sztokholmu, w s p o m i n a , że już w pierw­
szej klasie podstawówki dowiedział się, jak wspaniałą rzeczą jest rozwód i jak
to dobrze, gdy dziecko m o ż e mieć czworo rodziców.
Ż a d n a partia w Szwecji, p o z a m a ł o liczącymi się c h a d e k a m i , nie m ó w i
o p r o w a d z e n i u polityki p r o r o d z i n n e j . Obowiązujące przepisy, zwłaszcza sy­
s t e m podatkowy, faworyzują n a t o m i a s t i n n e rodzaje związków k o s z t e m tra­
dycyjnej rodziny. Większość r o z w o d ó w ma miejsce po u r o d z e n i u pierwsze­
go dziecka, co wynika m.in. z tego, że m a t k a s a m o t n i e wychowująca dziecko
m o ż e liczyć na wysokie zasiłki ze s t r o n y p a ń s t w a , n a t o m i a s t p e ł n a r o d z i n a
już nie. Częstym zjawiskiem są w o b e c t e g o fikcyjne rozwody, na k t ó r e m a ł ­
żonkowie godzą się tylko ze w z g l ę d ó w finansowych. Ponieważ j e d n a k u r z ę ­
dy skarbowe ścigają tego rodzaju nadużycia, rozwiedzeni, lecz żyjący ze s o b ą
m a ł ż o n k o w i e m u s z ą prowadzić p o d w ó j n ą grę - p r z e d p a ń s t w e m , sąsiadami,
a niekiedy n a w e t p r z e d w ł a s n ą rodziną.
Efekt polityki jest taki, że w y c h o d z e n i e za mąż s t a ł o się n i e o p ł a c a l n e fi­
n a n s o w o . Mąż przestał być najważniejszym o p a r c i e m żony - rolę tę przejęło
państwo.
Rozłam: rodzice - dzieci
P a ń s t w o przejęło też całkowitą n i e m a l k o n t r o l ę n a d w y c h o w a n i e m dzieci.
Ponieważ wysokie p o d a t k i uniemożliwiają u t r z y m a n i e rodziny z jednej p e n ­
sji, obydwoje rodzice m u s z ą pracować, a dziecko przez cały dzień przebywa
w szkole publicznej lub innych p a ń s t w o w y c h instytucjach opieki. System p o ­
datkowy zniszczył zresztą i n n e możliwości w y c h o w a n i a dzieci przez p a ń s t w o
- większość prywatnych przedszkoli i szkół z b a n k r u t o w a ł a , a na wynajęcie
niańki lub opiekunki do dzieci m o g ą sobie pozwolić tylko najbogatsi.
Przez lata w m e d i a c h p r o p a g o w a n y był też pogląd, że właściwe wychowa­
nie dzieci m o g ą zapewnić tylko specjalnie wykształceni eksperci. P o d w a ż o n a
została z u p e ł n i e wychowawcza rola rodziny. J e d n o c z e ś n i e na skutek t r i u m ­
fów „wolnej pedagogika" d o s z ł o do tego, że 12-letnie dziecko m o ż e już s a m o
decydować o swoich losach w b r e w woli rodziców.
Od 1979 roku w Szwecji obowiązuje całkowity zakaz w y m i e r z a n i a kar cie­
lesnych dzieciom. Grozi za to roku do 10 lat więzienia. Kara grozi za takie
12
FRONDA 37
przestępstwa, jak m.in. klaps w p u p ę , pociągnięcie za u c h o czy p o d n i e s i e n i e
głosu. Już w przedszkolu dzieci są i n f o r m o w a n e o swoich p r a w a c h : mają o b o ­
wiązek zgłosić na policję każdy t e g o typu przypadek.
G ł o ś n a była n i e d a w n o w Szwecji sprawa nastoletniej Agnety, k t ó r a posta­
nowiła zemścić się na ojczymie za to, że oddał kocięta do uśpienia. Oskarżyła
go o pobicie i m o l e s t o w a n i e seksualne, co skończyło się s k a z a n i e m go na
dwa lata więzienia i 83 tys. k o r o n o d s z k o d o w a n i a . Matce, k t ó r a nie uwierzyła
w opowieść córki, o d e b r a n o p r a w a rodzicielskie, A g n e t a zaś trafiła do rodzi­
ny zastępczej. Kiedy po trzech miesiącach z a ł a m a n a dziewczyna zdecydowała
się przyznać do fałszerstwa, p r o k u r a t o r nie dał jej wiary i mężczyzna m u s i a ł
odsiedzieć wyrok.
I n n a głośna sprawa dotyczyła kolejnej nastolatki, k t ó r a oskarżyła swego
ojca i kolegę, że wykorzystywali ją seksualnie. Dziewczyna p o d a w a ł a fikcyj­
ne nazwy i adresy lokali, w których m i a ł o dojść do owych zdarzeń, a policja
JESIEŃ 2 0 0 5
13
i p r o k u r a t u r a n a w e t nie zadały sobie t r u d u , aby sprawdzić p r a w d z i w o ś ć tych
informacji. W efekcie mężczyźni odsiedzieli w więzieniu po trzy lata, z a n i m
fikcja wyszła na jaw.
Niemal zawsze w wypadku konfliktu między rodzicem a dzieckiem wymiar
sprawiedliwości przyjmuje p u n k t widzenia osoby nieletniej. W szwedzkim pra­
wie nie istnieje zresztą pojęcie władzy rodzicielskiej. Istnieje za to obowiązek
opieki i odpowiedzialności za dziecko, który nałożony jest z a r ó w n o na rodzi­
ców, jak i na p a ń s t w o . To ostatnie, poprzez swoje instytucje, m o ż e kontrolować
życie rodzinne, a n a w e t w nie ingerować. C e n t r a l n ą tego typu placówką jest
Główny Zarząd Zdrowia i Opieki Społecznej, zwany w Szwecji p o p u l a r n i e „socjalem". Rocznie odbiera on rodzicom od 10 do 12 tys. dzieci.
G ł o ś n y m e c h e m odbił się opisywany p ó ł t o r a roku t e m u przez szwedzką
prasę przypadek rodziny z G ó t e n e . Pewien k r e w n y p o s t a n o w i ł się zemścić za
jakąś przykrość i d o n i ó s ł do „socjalu", że 10 lat wcześniej ojciec bił w tej r o ­
dzinie dwoje dzieci. Pracownicy „socjalu" w tajemnicy p r z e d rodzicami za­
trzymali dzieci w szkole, przewieźli do o ś r o d k a opiekuńczego, a n a s t ę p n i e
rozdzielili je i umieścili w d w ó c h różnych r o d z i n a c h zastępczych. Chociaż
śledztwo policyjne wykazało, że ojciec jest niewinny, to j e d n a k „socjal" nie
chciał oddać dzieci r o d z i c o m . D w a i p ó ł roku t r w a ł a b i t w a z u r z ę d a m i r o z m a ­
itych instancji, z a n i m rodzinie z n ó w u d a ł o się połączyć.
„Rodziną zastępczą", do której m o ż e trafić dziecko o d e b r a n e s w o i m ro­
dzicom, m o ż e okazać się n p . s a m o t n y alkoholik. W t e n s p o s ó b „socjal" osią­
ga jeszcze j e d e n swój cel, gdyż likwiduje bezrobocie - taki s a m o t n y p s e u d o rodzic otrzymuje b o w i e m od p a ń s t w a w y n a g r o d z e n i e .
Rozłam: dziadkowie - wnuki
Autorytet u dzieci tracą nie tylko rodzice, lecz r ó w n i e ż nauczyciele. Aż do ós­
mej klasy u c z n i o m nie w o l n o stawiać stopni, nie w o l n o ich zostawić na dru­
gi rok w tej samej klasie ani u s u n ą ć ze szkoły. Dzieci już od przedszkola m ó ­
wią do nauczycieli na „ t y " i nie m u s z ą o d p o w i a d a ć na ich p o w i t a n i e . Maria
N a e s s t r ó m , która pracuje w sztokholmskiej szkole jako nauczycielka angiel­
skiego, opowiada, że w wielu klasach nie s p o s ó b pracować z p o w o d u chaosu,
hałasu i agresji na lekcjach. W Szwecji często d o c h o d z i do pobić nauczycieli
przez uczniów i zamykania szkół na wiele tygodni, by przywrócić porządek.
14
FRONDA 37
Jak m ó w i N a e s s t r o m , p a ń s t w o , k t ó r e w latach 60. zastąpiło rodzinę, t e r a z
nie jest w stanie poradzić sobie ze s w o i m i obowiązkami. Z p o w o d u narastają­
cego kryzysu p a ń s t w a d o b r o b y t u i związanych z t y m p r o b l e m ó w finansowych
- nie ma już tyle pieniędzy na świetlice, p u n k t y opieki i ogniska dla dzieci.
Zamyka się szkoły i przedszkola. W efekcie coraz częściej dzieci p o z b a w i o n e
są opieki z a r ó w n o rodziny, jak i p a ń s t w a oraz p o z o s t a w i o n e s a m e sobie.
Podobnie dzieje się w Szwecji z l u d ź m i w p o d e s z ł y m wieku. Niegdyś
p a ń s t w o stworzyło r o z b u d o w a n y s y s t e m o ś r o d k ó w dla starców i wzywa­
ło do umieszczania d z i a d k ó w w p a ń s t w o w y c h d o m a c h opieki społecznej.
Przekonywano, że będą t a m otoczeni właściwą troską, co odciąży m ł o d e r o ­
dziny z dziećmi. O b e c n i e co jakiś czas wybuchają afery związane z niewłaści­
wą opieką w tego typu placówkach, co wynika z p r o b l e m ó w finansowych, n p .
n i e d a w n o prasa ujawniła, że w ranie j e d n e g o ze starców pojawiły się m r ó w ­
ki, gdyż nikt nie zmieniał mu o p a t r u n k u . Polscy księża, pełniący funkcje ka­
p e l a n ó w w d o m a c h starców, opowiadają, że p e n s j o n a r i u s z e w tych o ś r o d k a c h
najbardziej skarżą się na s a m o t n o ś ć - najpierw p r z e s t a ł y odwiedzać ich dzie­
ci i w n u k i , teraz zaś pracownicy opieki socjalnej.
Szwedzkie społeczeństwo w coraz większym stopniu cierpi zresztą na samot­
ność. Jak mówi Henrik Bejke, jest to wynik rozbicia przez państwo więzi uczucio­
wych i emocjonalnych w rodzinach. Dane statystyczne mówią, że aż 70 proc. wszyst­
kich gospodarstw domowych w Sztokholmie to gospodarstwa jednoosobowe.
Być m o ż e z t y m należy wiązać fakt, że najczęstszą przyczyną śmierci o s ó b
między 14. a 44. r o k i e m życia jest s a m o b ó j s t w o - rocznie u m i e r a w t e n spo­
sób ok. 1300 Szwedów.
S y m p t o m a t y c z n y m w y r a z e m pogłębiającej się s a m o t n o ś c i w s z w e d z k i m
społeczeństwie są z m i a n y w sztuce p o c h ó w k u . W S z t o k h o l m i e 90 proc. zmar­
łych jest po śmierci p o d d a w a n y c h kremacji. Ponieważ p o g r z e b jest możli­
wy dopiero po wykreśleniu z m a r ł e g o z listy p o d a t n i k ó w w urzędzie skarbo­
wym, często mijają aż dwa miesiące od m o m e n t u z g o n u do chwili p o c h ó w k u .
Wówczas j e d n a k okazuje się, że aż 40 proc. u r n z p r o c h a m i zmarłych p o ­
zostaje nieodebranych, gdyż nie zgłasza się po nie nikt z rodziny. D y r e k t o r
techniczny s z t o k h o l m s k i e g o c m e n t a r z a , Bórje Olson, m ó w i , że coraz częst­
szą praktyką jest też rozsypywanie p r o c h ó w bez u d z i a ł u kogokolwiek, gdyż
o s t a t n i ą wolą z m a r ł e g o było niezapraszanie nikogo na p o g r z e b i nieposiada­
nie grobu - w jego nekropolii o d n o t o w a n o 60 tys. takich wypadków.
JESIEŃ 2 0 0 5
|5
Olson przyjmuje te z m i a n y jako n a t u r a l n e i n i e u c h r o n n e . J e s t n a t o m i a s t nie­
zwykle d u m n y z tego, że energia w y t w a r z a n a w k r e m a t o r i u m podczas pale­
nia zwłok się nie m a r n u j e . Na j e d n y m s t o ł e c z n y m c m e n t a r z u ogrzewa o n a
budynki administracyjne, na d r u g i m zaś jest p o d ł ą c z o n a do s y s t e m u ociepla­
nia miasta.
Rozkład: Kościół
W wielu krajach w s p a r c i e m dla rodziny i z a p o r ą p r z e d rewolucją obycza­
jową pozostaje Kościół. N i e dotyczy to j e d n a k Szwecji. Co prawda, lutera­
nie stanowią t a m 94 proc. ludności, ale praktykuje zaledwie 2 proc. z nich.
Poza tym - jak wynika z b a d a ń SIFO (Szwedzkiego I n s t y t u t u Badania Opinii
Publicznej) - z owych 94 proc. tylko 6 proc. u w a ż a się za chrześcijan, za to
20 proc. za ateistów, a 36 proc. deklaruje, że wyznaje w ł a s n ą religię. I n n e
dane mówią, że tylko 16 proc. wierzy w istnienie Boga, n a t o m i a s t d w a razy
więcej - w istnienie kosmitów.
L u t e r a ń s k i m p a s t o r e m m o ż n a zostać po trzymiesięcznym kursie - wia­
ra nie jest przy tym w y m a g a n a . Są pastorzy, którzy przyznają, że nie wierzą
w Boga, ale lubią swoją pracę, bo jest b a r d z o ciekawa.
Ta z ł o ż o n a sytuacja religijna ma swe ź r ó d ł o w historii i wiąże się z p o ­
w s t a n i e m w XVI wieku p r o t e s t a n t y z m u . Panujący w ó w c z a s w Szwecji król
G u s t a w Waza p o t r z e b o w a ł pieniędzy na spłacenie wojska i p r z e p r o w a d z e n i e
reform. Ponieważ najbogatszą instytucją w kraju był Kościół katolicki, król
p o s t a n o w i ł przejąć jego majątek. Uczynił to w 1527 roku przy p o p a r c i u par­
l a m e n t u , po czym s a m ogłosił się głową Kościoła i zerwał s t o s u n k i ze Stolicą
Apostolską. Pomógł mu w tym w y d a t n i e specjalnie w e z w a n y po to do Szwecji
ks. Olaus Petri, który s t u d i o w a ł w W i t t e n b e r d z e p o d o k i e m Marcina Lutra.
Oficjalne ogłoszenie Szwecji p a ń s t w e m p r o t e s t a n c k i m n a s t ą p i ł o w 1593
roku, kiedy to syn G u s t a w a Wazy, Karol IX, zwołał w Uppsali synod bisku­
p ó w i k a p ł a n ó w z całego kraju, który - p o d groźbą w y m i e r z o n y c h przez króla
a r m a t - przyjął jako obowiązujące a u g s b u r s k i e w y z n a n i e wiary z 1530 roku.
Katolicyzm został wyjęty spod prawa. Za t r w a n i e przy n i m groziła najpierw
kara śmierci, a p o t e m banicja. Prawo z 1683 roku m ó w i ł o , że ż a d e n d u c h o w ­
ny katolicki nie m o ż e przebywać na t e r e n i e Szwecji p o d groźbą kary śmierci,
a każdy, k t o udzieli mu schronienia, będzie wygnany z kraju. Kiedy w 1654
1£
FRONDA 37
roku królowa Krystyna przeszła z l u t e r a n i z m u na katolicyzm, by m ó c prak­
tykować swą wiarę, zrzekła się t r o n u i opuściła Szwecję. Stan prawnej dys­
kryminacji Kościoła katolickiego trwał p o n a d 3 5 0 lat. Karę banicji z n i e s i o n o
w 1860 roku, ale d o p i e r o w roku 1952 katolicy w Szwecji uzyskali p e ł n ą wol­
ność religijną.
Przez t e n czas Kościół l u t e r a ń s k i w całości p o d p o r z ą d k o w a n y został pań­
stwu. Biskupi m i a n o w a n i byli najpierw przez króla, a później przez rząd.
Z czasem uchwalanie p r a w a kościelnego znalazło się w gestii p a r l a m e n t u ,
który regulował nie tylko sprawy administracyjne Kościoła, lecz również m i a ł
wpływ na kwestie n a u c z a n i a wiary i m o r a l n o ś c i .
Nic więc dziwnego, że Kościół przestał być t r a k t o w a n y jako instytucja d u ­
chowa, a zaczął być postrzegany jako kolejny urząd państwowy. Pastorzy sta­
li się funkcjonariuszami kultu i m o r a l i s t a m i na etacie p a ń s t w a . Ma to także
konsekwencje teologiczne i d u s z p a s t e r s k i e , k t ó r e trwają do dziś. Jeżeli b o ­
w i e m u t o ż s a m i a m y Kościół z p a ń s t w e m , a p a s t o r a z u r z ę d n i k i e m , to grzech
n i e u c h r o n n i e identyfikować m u s i m y z n a r u s z e n i e m prawa. Wielu S z w e d ó w
nie jest w stanie pojąć dziś katolickiego r o z u m i e n i a grzechu - w e d ł u g nich to,
co jest zgodne z obowiązującym p r a w e m , nie m o ż e być g r z e c h e m .
Socjaldemokracja, k t ó r a zaczęła rządzić w latach 20. XX wieku, p o s t a n o ­
wiła nie zrywać jedności Kościoła z p a ń s t w e m , lecz bardziej w z m o c n i ć jego
zależność od władzy świeckiej. W efekcie n a s t ą p i ł o jeszcze większe upolitycz­
nienie, a właściwie upartyjnienie Kościoła l u t e r a ń s k i e g o , który w wielu kwe­
stiach zaczął m ó w i ć g ł o s e m partii socjaldemokratycznej.
Szybko przyniosło to k o n k r e t n e efekty. W latach 50. u d z i e l o n o pierw­
szych święceń kapłańskich k o b i e t o m , a w 1997 roku pierwsza przedstawi­
cielka płci żeńskiej została b i s k u p e m . W latach 60. Kościół l u t e r a ń s k i zaak­
ceptował idee rewolucji seksualnej, wycofując się z p o t ę p i e n i a antykoncepcji,
aborcji czy współżycia p r z e d m a ł ż e ń s k i e g o . W latach 90. z kolei rozwinął się
ruch gejowski w e w n ą t r z Kościoła, widoczny zwłaszcza w ś r ó d p a s t o r ó w i pastorzyc, którzy domagają się p r a w a do zawierania h o m o s e k s u a l n y c h m a ł ­
ż e ń s t w kościelnych.
Przychylnie na p o s t u l a t y te spogląda zwierzchnik Kościoła szwedzkiego,
arcybiskup Uppsali ( o d p o w i e d n i k n a s z e g o p r y m a s a ) Carl-Gustav H a m m a r .
W 1998 roku zorganizował on w uppsalskiej k a t e d r z e wystawę fotograficz­
ną Ecce homo, k t ó r a p r z e d s t a w i a ł a J e z u s a z A p o s t o ł a m i jako h o m o s e k s u a l i JESIEŃ 2 0 0 5
stów i transwestytów. Później rozpoczęła się p u b l i c z n a dyskusja, n a z w a n a
„debatą o Jezusie". Arcybiskup H a m m a r zanegował w niej n a d p r z y r o d z o ­
ny charakter osoby i misji Jezusa. W o d p o w i e d z i j e d n y m g ł o s e m odezwa­
li się szwedzcy katolicy i zielonoświątkowcy - ich d u c h o w i zwierzchnicy wy­
dali w s p ó l n e oświadczenie chrystologiczne, stwierdzając, że J e z u s był S y n e m
Boga i Zbawicielem.
Żeby lepiej z r o z u m i e ć s t a n o w i s k o l u t e r a ń s k i e g o lidera, należy p o z n a ć
charakter funkcjonowania jego wspólnoty. O t ó ż w Kościele p a ń s t w o w y m
p a s t o r a z a t r u d n i a parafia, której zarząd p o c h o d z i z w y b o r ó w lokalnych, od­
bywających się w e d ł u g list partyjnych. W wyborach tych m o g ą brać udział
wszyscy zamieszkali na t e r e n i e parafii, n a w e t osoby niewierzące. Komuniści,
którzy c h ę t n i e z tego korzystali, podkreślają, że wybór p a s t o r a jest j e d n y m
18
FRONDA 37
z p o w s z e c h n y c h p r a w obywatelskich. Efekt j e s t taki, że większość p a s t o r ó w
i niemal wszyscy biskupi byli c z ł o n k a m i partii politycznych. N i e k t ó r z y z nich
publicznie przyznawali też, że należą do m a s o n e r i i .
Przynależność do Kościoła nie m u s i a ł a się wiązać z w i a r ą ani n a w e t
z c h r z t e m - s a m fakt u r o d z i n sprawiał, że mieszkaniec Szwecji a u t o m a t y c z ­
nie stawał się w i e r n y m Kościoła p a ń s t w o w e g o . O t r z y m a n i e PESEL-u było
r ó w n o z n a c z n e ze w s t ą p i e n i e m do Kościoła.
Pod koniec lat 90. w Szwecji rozgorzała wielka d e b a t a teologiczna na t e ­
m a t luterańskiej tożsamości. S p r o w o k o w a ł a ją telewizyjna w y p o w i e d ź pew­
nego imigranta, który otrzymał szwedzkie obywatelstwo, a t y m s a m y m zo­
stał wpisany na listę wiernych szwedzkiego Kościoła p a ń s t w o w e g o . P r o b l e m
polegał na tym, że imigrant ów był m u z u ł m a n i n e m , nie był ochrzczony i nie
wierzył w C h r y s t u s a . Sam z a i n t e r e s o w a n y opowiadał, że p o s z e d ł się p o r a d z i ć
w tej sprawie miejscowego pastora, który powiedział m u , że ani brak c h r z t u ,
ani wyznawanie islamu nie s t a n o w i ą przeszkody, aby być c z ł o n k i e m Kościoła
luterańskiego. Dyskusja, jaka p o t e m rozgorzała, podzieliła szwedzkich t e o ­
logów - j e d n i utrzymywali, że m u z u ł m a n i n t e n , nie wyrzekając się islamu,
m o ż e być z a r a z e m chrześcijaninem; inni twierdzili z kolei, że w y m a g a n y jest
przynajmniej chrzest. O s t a t e c z n i e zwyciężyło to drugie s t a n o w i s k o - t y m
bardziej że d o s z ł o do rozdziału Kościoła od p a ń s t w a . N a s t ą p i ł o to 1 stycz­
nia 2 0 0 0 roku, choć o d p o w i e d n i a u c h w a ł a z o s t a ł a przyjęta przez szwedzki
p a r l a m e n t 8 sierpnia 1995 roku. J e d y n ą partią, k t ó r a o p o w i e d z i a ł a się wów­
czas za p o z o s t a w i e n i e m p a ń s t w a w y z n a n i o w e g o i przeciw jego rozdziałowi
z Kościołem, byli k o m u n i ś c i .
Kościół się co p r a w d a uniezależnił, ale wciąż pozostaje p o d silną p r e ­
sją władz. 16 lipca 2 0 0 4 roku w i c e p r e m i e r M o n a Sahlin p o d c z a s Festiwalu
D u m y Gejowskiej zażądała, by Kościoły udzielały ś l u b ó w h o m o s e k s u a l n y c h ,
bo w przeciwnym wypadku u t r a c ą p r a w o do udzielania m a ł ż e ń s t w w ogóle.
Od 1995 roku pastorzy w Szwecji błogosławią b o w i e m w świątyniach związ­
ki h o m o s e k s u a l n e , ale akt t e n nie ma c h a r a k t e r u ślubu kościelnego.
Triumf: s o c j a l d e m o k r a c j a
Wpływ socjaldemokratów na kształt życia politycznego, s p o ł e c z n e g o i eko­
n o m i c z n e g o jest ogromny, gdyż rządzą oni Szwecją n i e m a l n i e p r z e r w a n i e
JESIEŃ 2 0 0 5
19
od 1921 roku - z wyjątkiem dziewięciu lat ( 1 9 7 6 - 1 9 8 2 i 1 9 9 1 - 1 9 9 4 ) . Ich
koncepcje znakomicie wpisały się zresztą we wcześniejsze tradycje szwedz­
kie, głoszące zależność p o d d a n e g o od p a ń s t w a . W XIX wieku prof. C h r i s t i a n
Jacob Bostróm stworzył teorię p a ń s t w a - b ó s t w a , k t ó r e o b d a r z o n e było m o c ą
rozwiązywania wszelkich p r o b l e m ó w społecznych. Twórczym rozwinięciem
tej tezy stały się późniejsze koncepcje XX-wiecznych szwedzkich p r e m i e r ó w :
Pera-Albina H a n s o n a (o „ n a r o d o w y m d o m u " ) i Tage E r l a n d e r a (o „silnym
społeczeństwie").
Różnicę w pozycji p a ń s t w a i j e d n o s t k i najlepiej widać w p r a w o d a w s t w i e .
Wszelkie wykroczenia przeciwko p a ń s t w u , takie jak n p . u n i k a n i e p o d a t k ó w
czy kontrabanda, t r a k t o w a n e są z całą surowością i nie m o g ą liczyć na pobła­
żanie. Świadczy o tym następujący przykład: w 1945 roku po czterech latach
nieobecności zawinął do p o r t u szwedzki statek, który podczas rejsu na p ó ł k u 20
FRONDA 37
li wschodniej zosta! i n t e r n o w a n y przez Japończyków. Po latach niewoli zdzie­
siątkowana c h o r o b a m i załoga wróciła do kraju i od razu trafiła do więzienia
za niepłacenie podatków.
Z czasem obciążenia p o d a t k o w e zwiększały się coraz bardziej (w 1976
roku z n a n a pisarka, n o t a b e n e należąca do partii socjaldemokratycznej, Astrid
Lindgren otrzymała n a g r o d ę literacką, za k t ó r ą m u s i a ł a zapłacić p o d a t e k
w wysokości 104 proc. wartości n a g r o d y ) . W latach 80. policja a r e s z t o w a ł a
publicznie i d o p r o w a d z i ł a do u r z ę d u skarbowego z n a n e g o reżysera I n g m a r a
Bergmana za r z e k o m e machinacje finansowe. O m n i p o t e n c j a p a ń s t w a i jego
ingerowanie w życie ludzi spowodowały, że wiele wybitnych indywidualności
zdecydowało się na stałe wyjechać ze Szwecji, by w s p o m n i e ć tylko o całej ge­
neracji znanych t e n i s i s t ó w z Bjórnem Borgiem na czele.
O ile wykroczenia przeciw p a ń s t w u t r a k t o w a n e są s u r o w o , o tyle j u ż prze­
s t ę p s t w a w o b e c j e d n o s t e k m o g ą liczyć na większą pobłażliwość ze s t r o n y są­
dów. Przykładem niech będzie casus dziewczynki zgwałconej przez t r z e c h
imigrantów. Jak opisywała gazeta „ E x p r e s s e n " , „przez tydzień
14-letnia
dziewczynka przechodziła z rąk j e d n e g o mężczyzny do drugiego, jak p u c h a r
przechodni. Wszyscy trzej odbywali z nią s t o s u n k i sprawiedliwie, po kolei".
Obcokrajowcy zostali skazani za pedofilię na rok więzienia i 55 tys. k o r o n od­
szkodowania. Sąd apelacyjny zmniejszył im j e d n a k karę do czterech miesię­
cy więzienia i 15 tys. koron. Jako okoliczność łagodzącą p o t r a k t o w a n o fakt,
że mężczyźni nie znali szwedzkiego, nie mogli więc z r o z u m i e ć , że dziewczy­
na p r o t e s t o w a ł a przeciwko gwałceniu jej.
W s p o m n i a n y już liberalny publicysta H e n r i k Bejke m ó w i : „W Szwecji ist­
nieje bezdyskusyjne przekonanie, że j e d n o s t k a nie znaczy nic. Siłę m o ż e p o ­
siadać tylko kolektyw, k t ó r e g o częścią jest j e d n o s t k a . [...] Należy być p o ­
słusznym w o b e c grupy. Jest b a r d z o niemile widziane, jeśli j e d n o s t k a próbuje
coś ukrywać przed kolektywem. Posiadanie swych prywatnych s e k r e t ó w i ta­
j e m n i c m o ż e być t r a k t o w a n e jako p r ó b a ukrywania czegoś".
Najbardziej chyba drastycznym p r z y k ł a d e m nieliczenia się p a ń s t w a z ży­
ciem obywateli była m a s o w a polityka p r z y m u s o w e j sterylizacji, k t ó r ą p r o w a ­
d z o n o w Szwecji w latach 1 9 2 2 - 1 9 7 5 . W t y m okresie z p o w o d ó w r a s o w o -biologicznych w y k a s t r o w a n o p o n a d 63 tys. osób, p r z e d e w s z y s t k i m dzieci.
W przeliczeniu na liczbę m i e s z k a ń c ó w jest to najwyższy o d s e t e k t e g o typu
zabiegów na świecie - n a w e t w Trzeciej Rzeszy d o k o n a n o proporcjonalnie
JESIEŃ 2 0 0 5
21
mniej p r z y m u s o w y c h sterylizacji. Jak pisze S t u r e J o h a n n e s s o n , „w wątpli­
wych przypadkach z a d o w a l a n o się p o ł o w i c z n ą kastracją, p o p r z e z odcięcie tyl­
ko j e d n e g o jądra, aby «zmniejszyć przyszły p o p ę d seksualny*".
Pierwszy na świecie I n s t y t u t Higieny Rasowej p o w s t a ł w 1922 roku
w Uppsali, p o w o ł a n y do życia przez wieloletniego przywódcę socjalde­
mokracji i p r e m i e r a Hjalmara Bratniego. Przywódcą r u c h u antysemickie­
go w Szwecji był wówczas późniejszy socjaldemokratyczny m i n i s t e r oświa­
ty i wyznań A r t h u r Engberg, który w 1921 r o k u w lewicowym c z a s o p i ś m i e
„Arbetet" pisał: „Poprzez swoje zdobywanie świata d o p e ł n i ł o ż y d o s t w o świa­
t o w ą politykę rasową. Jest to p o w o d e m ich bezlitosnej ekspansji. W n a t u ­
rze j u d a i z m u leży wgryźć się, uspokoić od środka, a p o t e m bezlitośnie spalić.
J u d a i z m był i jest j e m i o ł ą indoaryjskich l u d ó w " .
G ł ó w n y m i ideologami higieny rasowej i p r z y m u s o w e j sterylizacji o s ó b
„ n i e p e ł n o w a r t o ś c i o w y c h " było m a ł ż e ń s t w o Alva i G u n n a r Myrdalowie. To
ich koncepcje, w jeszcze większym s t o p n i u niż idee H a n s o n a czy Erlandera,
ukształtowały dzisiejsze oblicze Szwecji. Do dziś u z n a w a n i są o n i za najwy­
bitniejszą p a r ę S z w e d ó w w XX wieku, a wszelka krytyka p o d ich a d r e s e m
odbierana jest jako atak na n a r o d o w ą świętość. Obydwoje byli l a u r e a t a m i
Nagrody N o b l a - on w 1974 r o k u w dziedzinie e k o n o m i i , o n a w 1982 r o k u za
działalność na rzecz pokoju.
W latach 60. G u n n a r Myrdal opublikował pracę, w której przeciwstawił
sobie dwie kultury: europejską i szwedzką. W jego oczach ta d r u g a p r z e d s t a ­
wiała o wiele większą w a r t o ś ć niż ta pierwsza, k t ó r a o p a r t a była na nienawist­
nej mu zasadzie 4K - katolicyzm, k o n s e r w a t y z m , kapitalizm, kolonializm.
Wszystkie te zjawiska, z d a n i e m Myrdala, były ź r ó d ł e m nieszczęść Europy,
których na szczęście u n i k n ę ł a Szwecja.
Teraz P o l s k a
Po u p a d k u k o m u n i z m u Związek Sowiecki przestał być p u n k t e m o d n i e s i e n i a
dla polskiej lewicy. Po wojnie na Bałkanach w z o r c e m t a k i m p r z e s t a ł a też być
Jugosławia, k t ó r ą wcześniej c h w a l o n o za w ł a s n ą oryginalną d r o g ę do socjali­
z m u . W tej sytuacji nie tylko dla Kim D z o n g Ila, lecz r ó w n i e ż dla polskich elit
lewicowych coraz częściej p r z y k ł a d e m do n a ś l a d o w a n i a staje się Szwecja i jej
„socjalizm z ludzką t w a r z ą " . To w ł a ś n i e z t e g o skandynawskiego kraju n a s z a
22
FRONDA
37
lewica ma czerpać n a t c h n i e n i e i rozwiązania u s t r o j o w e - od wysokich p o d a t ­
ków po zakaz bicia dzieci. W a r t o j e d n a k przyjrzeć się bliżej tej „ludzkiej twa­
rzy" szwedzkiego socjalizmu, p o n i e w a ż wyziera s p o d niej z u p e ł n i e i n n e - i to
bynajmniej nie ludzkie - oblicze.
SONIA SZOSTAKIEWICZ
WSPÓŁPRACA: GRZEGORZ GÓRNY
co
POSZŁO
Ź L E W SZWECJI?
N I L S - E R I C
S A N D B E R C
I. Co p o s z ł o ź l e ?
D a w n o t e m u były sobie d w a m a ł e kraje, k t ó r e były b a r d z o p o d o b n e . Obie
wojny światowe oszczędziły im zniszczeń. O b y d w a miały j e d n a k o w ą struk­
t u r ę przemysłu wyróżniającą je s p o ś r ó d innych krajów. O b y d w a miały firmy,
które cieszyły się d o b r ą reputacją ze względu na n i e z a w o d n i e wysoką jakość
swoich p r o d u k t ó w .
Jedyna duża różnica pomiędzy tymi krajami dotyczyła hojności natury.
Jeden z nich miał duże zasoby rud żelaza, d r e w n a i energii wodnej. Drugi nie
miał nic, poza niewielką ilością pastwisk wystarczającą dla p a r u krów; poza t y m
ludność m u s i a ł a radzić sobie przy p o m o c y ciężkiej pracy i pomysłowości.
Porównanie Szwecji i Szwajcarii wyraźnie wskazuje na to, że coś poszło źle
w szwedzkiej gospodarce po roku 1970. Obydwa kraje znalazły się w doskona­
łej sytuacji po II wojnie światowej. Pozostały n e u t r a l n e w sensie braku zaanga­
żowania militarnego i pracowicie handlowały z wojującymi s t r o n a m i . W 1945
roku, kiedy reszta Europy leżała w gruzach, Szwecja i Szwajcaria, z n i e n a r u s z o ­
nymi s t r u k t u r a m i przemysłowymi, były gotowe do eksploatacji rynku stworzo­
nego przy okazji o d b u d o w y Europy za pieniądze z planu Marshalla. Szwecja
miała wyraźną przewagę z p o w o d u swoich zasobów naturalnych.
Obydwa kraje miały z grubsza rzecz biorąc j e d n a k o w ą s t r u k t u r ę prze­
mysłu: względnie d u ż ą liczbę b a r d z o dużych i m o c n o zinternacjonalizowanych firm. Różnica polegała na tym, że szwedzki p r z e m y s ł k o n c e n t r o w a ł się
24
FRONDA 37
bardziej na d o b r a c h kapitałowych, których p o t r z e b o w a ł a o d b u d o w u j ą c a się
Europa. Nigdy p r z e d t e m szwedzka g o s p o d a r k a nie ruszała z tak dobrej pozy­
cji jak w 1945 roku.
***
Po wojnie frank szwajcarski kosztował 0,9 korony szwedzkiej. Dziś (czer­
wiec 1997) kosztuje 5,65 korony. W 1970 r o k u Szwecja ze s w o i m PKB
per capita zajmowała trzecie miejsce w r a n k i n g u O E C D . Szwajcaria m i a ł a dru­
gie miejsce, które wciąż utrzymuje, podczas gdy Szwecja spadła na 17. pozy­
cję. Szwajcaria wykazuje nadwyżkę b u d ż e t o w ą prawie co roku. Szwecja, pra­
wie bez wyjątku, od 1965 roku wykazuje deficyt.
Ekonomiści ABB p o r ó w n a l i cenę kilograma e k s p o r t u z o b y d w u krajów
w ciągu o s t a t n i c h 25 lat. To m e t o d a m i e r z e n i a wartości d o d a n e j : kilogram
surowego żelaza to 0,5 SEK, s a m o l o t zaś kosztuje 10 tys. SEK za kilogram.
W ciągu 25 lat ceny szwajcarskiego e k s p o r t u rosły w taki s p o s ó b , że 90 p r o c .
całego eksportu przekraczało p o p r z e d n i ą średnią. S t r u k t u r a c e n o w a szwedz­
kiego e k s p o r t u p o z o s t a ł a praktycznie n i e z m i e n i o n a z d w o m a w a ż n y m i wyjąt­
kami: telefonami k o m ó r k o w y m i Ericssona i farmaceutykami Astry.
Szwajcaria od wielu
lat ma najniższe
stopy p r o c e n t o w e w
Europie
Zachodniej. Szwecja ma j e d n e z najwyższych, szczególnie od u w o l n i e n i a s t ó p
procentowych w 1985 roku.
Podatki i wydatki publiczne od p o ł o w y lat 60. rosły w Szwecji szybciej niż
gdziekolwiek indziej. Podatki obecnie sięgają 55 proc. PKB, wydatki publicz­
ne z górą 65 proc. O d p o w i e d n i e liczby w Szwajcarii to 33 i 37 proc.
Szwecja brała udział w systemie wymiany walutowej krajów UE od 1973
do 1977 roku. Dewaluowaliśmy k o r o n ę kilkakrotnie, a od 1976 roku spadła
ona w stosunku do praktycznie każdej innej waluty. Szwajcaria ma płynny kurs
wymiany i jej waluta wykazuje t r e n d wzrostowy w stosunku do reszty świata.
Szwajcarska inflacja w latach 1963-1995 wyniosła 40 proc. szwedzkiej.
Szwajcaria nie jest j e d n a k lepiej w y p o s a ż o n a przez los niż Szwecja.
Przeciwnie. Szwecja ma bardziej j e d n o r o d n ą populację i, p r z e d e wszystkim,
duże zasoby n a t u r a l n e oraz d ł u g ą linię b r z e g o w ą ( t r a n s p o r t m o r s k i jest t a ń ­
szy od lądowego).
Gdyby silna w ł a d z a polityczna i duży sektor publiczny dawały jakąkol­
wiek przewagę, to Szwecja jest w ś w i e t n y m p o ł o ż e n i u , a Szwajcaria w nieko­
rzystnym, bo od 1521 roku (kiedy G u s t a w Waza doszedł do władzy) Szwecja
JESIEŃ 2 0 0 5
25
miała b a r d z o silną władzę c e n t r a l n ą i wraz z u p ł y w e m czasu powiększyła
sektor publiczny do r o z m i a r ó w większych niż w jakimkolwiek i n n y m kraju.
Szwajcaria n a t o m i a s t ma od lat słabą w ł a d z ę c e n t r a l n ą i m a ł y sektor publicz­
ny. System referendalny pozwala na o c h r o n ę mniejszości i opinii lokalnych.
Wydatki na edukację w ciągu roku
(W PROCENTACH)
Australia
1976
21.2
Francja
1976
20.0
Niemcy
1978
10.5
Wielka Brytania
1978
23.0
Japonia
1976
8.8
Szwecja
1974
6.9
Podobieństwa pomiędzy Szwecją i Szwajcarią pokazują, że coś p o w a ż n e ­
go m u s i a ł o dziać się ze szwedzką g o s p o d a r k ą (i polityką) od końca lat 60.
Spróbuję tu opisać, co takiego się stało i dlaczego.
II. Z a c z y n a l i ś m y p ó ź n o . . .
Amerykański dziennikarz Marąuis Childs opisywał model szwedzki jako „po­
średnią drogę" (The Middle Way) - udany kompromis pomiędzy sowieckim cen­
tralnym planowaniem a amerykańskim kapitalizmem - w swojej znanej książce
pod takim właśnie tytułem opublikowanej w roku 1936. Ten opis jednak nie pa­
suje do Szwecji, ani do początków jej uprzemysłowienia, ani po roku 1970.
Uprzemysłowienie rozpoczęło się w Szwecji dość późno. Począwszy od poło­
wy XIX wieku uchwalono prawa dotyczące spółek giełdowych, wolnej przedsię­
biorczości i wolnego rynku kredytowego. To dało początek uprzemysłowieniu.
Pewna liczba przedsiębiorstw powstała w oparciu o szwedzkie wynalazki czy in­
nowacje. Dla przedsiębiorców był to wiek złoty. W latach 1892-1911 indywidu­
alni przedsiębiorcy zbudowali przedsiębiorstwa, które później wyrosły w wielkie
międzynarodowe korporacje: Sandvik, Nobel, Atlas Copco, SCA, Ericsson, Alfa
Laval, Munksjo, Facit, Bahco, SKE AGA, ASEA, Electrolux, STAB, SAAB.
26
FRONDA 37
Od końca ostatniej wojny tylko cztery wielkie firmy zostały z a ł o ż o n e
w Szwecji: IKEA, Tetra Pak, G a m b r o , H e n n e s & M a u r i t z ( H & M ) . D w i e na
trzy firmy opierające swą działalność na innowacjach opuściły Szwecję.
Przedsiębiorstwa innowacyjne rosły szybko i w k r ó t c e rozrastały się w fir­
my m i ę d z y n a r o d o w e . Wynikało to oczywiście z faktu, że szwedzki rynek był
b a r d z o mały, szczególnie p o d w z g l ę d e m średnich p r z y c h o d ó w g o s p o d a r s t w a
d o m o w e g o na tle reszty świata. Firmy, by obniżyć koszty przez zwiększenie
produkcji, m u s i a ł y eksportować. Ericsson, założony w 1876roku e k s p o r t o w a ł
90 proc. swojej produkcji w roku 1900.
Ten s a m czynnik z m u s z a ł firmy do t w o r z e n i a p o c z ą t k o w o sieci sprzedaży,
a później filii produkcyjnych w innych krajach. Wielkie szwedzkie korporacje
wkrótce stały się m i ę d z y n a r o d o w e , na p o n a d 50 lat wcześniej z a n i m u k u t o
takie pojęcie i (daremnie) p r ó b o w a n o z r o z u m i e ć to zjawisko. To wyjaśnienie
jest paradoksalne, ale logiczne: p o n i e w a ż Szwecja była tak mała, firmy, chcąc
wzrastać i przetrwać w sytuacji narastającej m i ę d z y n a r o d o w e j konkurencji,
musiały się rozrosnąć w organizacje m i ę d z y n a r o d o w e .
* * *
Pytanie b r z m i : co s p o w o d o w a ł o taki wysyp n o w y c h p r z e d s i ę b i o r s t w w deka­
dach poprzedzających i następujących b e z p o ś r e d n i o po p r z e ł o m i e XIX i XX
wieku? Szwecja nie d y s p o n o w a ł a d o b r z e wykształconym r y n k i e m kredyto­
w y m ani s y s t e m e m edukacji.
Przeciwnie, rozpoczęliśmy później niż i n n e kraje. Do p e w n e g o s t o p n i a
mogliśmy i m p o r t o w a ć technologie (jednak i m p o r t t e g o rodzaju był raczej
m a ł y ) . To j e d n a k nie wyjaśnia p o w s t a w a n i a i r o z r o s t u przedsiębiorczości.
J e d n ą z przyczyn należy upatrywać w systemie p o d a t k o w y m . Do wybu­
chu I wojny światowej s t o p a p o d a t k u wynosiła 8 proc. Podatki zostały pod­
niesione po w y b u c h u wojny, ale w latach 20. wciąż s t a n o w i ł y jedynie 12 czy
13 proc. d o c h o d ó w do kwoty 4 czy 5 m i n koron, licząc w dzisiejszych cenach.
To oznaczało, że d o b r z e prosperujący przedsiębiorca był w stanie zatrzymać
większość tego, co posiadał. I n n y m i słowy, bodźce e k o n o m ' < " ' n e do założenia
w ł a s n e g o przedsiębiorstwa, pracy i i n w e s t o w a n i a były b a r d z o m o c n e .
Inne wyjaśnienie: był to początek industrializacji. N o w e t e c h n o l o g i e były
t w o r z o n e od p o d s t a w i rozprzestrzeniały się dość w o l n o . W t e n s p o s ó b t e n ,
k t o miał pomysł i zrobił z niego komercyjny użytek, m ó g ł mieć czasowy m o ­
nopol i zarobić m n ó s t w o pieniędzy.
JESIEŃ 2 0 0 5
27
** *
W stuleciu pomiędzy r o k i e m 1870 a 1970 Szwecja m i a ł a wyższy współczyn­
nik w z r o s t u niż i n n e kraje u p r z e m y s ł o w i o n e . Dlaczego? M o ż n a w y m i e n i ć tu
cztery czynniki.
1) Industrializacja rozpoczęła się w Szwecji późno i mogliśmy impor­
tować technologie, a przede wszystkim kapitał z zewnątrz. Te importy
kapitałowe finansowały inwestycje (np. koleje), a nie konsumpcję.
2) Nastąpiła fala wynalazków i innowacji związana z nowo wynale­
zionym źródłem energii - elektrycznością. Wykorzystanie bogactw
naturalnych, takich jak energia wodna, również powodowało powsta­
wanie nowych technologii, których przykładem może być technologia
przesyłu prądu stałego wysokiego napięcia firmy ASEA.
3) Bardzo liberalna gospodarka pozwoliła na szybką migrację z niezbyt
wydajnego rolnictwa do bardziej wydajnych zawodów w przemyśli i usłu­
gach, pomimo dużych odległości i rzadkiego zaludnienia zmuszając nas do
względnie dużych inwestycji w gospodarkę mieszkaniową i infrastrukturę.
4) Niewielkie rozmiary rynku krajowego zmuszały do rozwoju mię­
dzynarodowego. Szwedzka kultura przemysłowa szybko rozwinęła
systematyczny sposób myślenia i kompetencje do zarządzania dużymi,
elastycznymi organizacjami jako kolejny atut. Jako przykład można
podać to, że Szwecja jest najmniejszym z czterech krajów będących w
stanie zaprojektować i wyprodukować swój własny samolot myśliwski.
Pozostałe trzy kraje to USA, Francja i (prawdopodobnie) Rosja.
Na dodatek szwedzki przemysł dostarczał głównie dóbr kapitałowych do odbu­
dowy Europy Zachodniej w latach 50. i 60. Eksport został jeszcze zwiększony
przez Szwecję w sierpniu 1949 roku, kiedy za przykładem Wielkiej Brytanii zdewaluowała koronę o 30 proc. w stosunku do dolara. Średnia dewaluacja w sto­
sunku do pozostałych walut eksportowych wyniosła około 15 proc. Od początku
lat 50. światowy handel towarami przemysłowymi wzrastał o 8 proc. rocznie.
III. O d 1 9 7 0 : „ P o ś r e d n i a d r o g a " p r o w a d z i w d ó ł
Szwecja w latach 50. m i a ł a średni w z r o s t na p o z i o m i e 3,4 proc. W latach 60.
wzrosło to do 4,6 proc. W latach 70. w a r t o ś ć ta spadła do 2 p r o c , a w 80.
spadła jeszcze nieco niżej.
28
FRONDA 37
Dlaczego? Być może, zakończenie powojennej odbudowy Europy Zachodniej
osłabiło korzystną pozycję Szwecji na rynku. Szwecja została dotknięta przez kry­
zysy paliwowe w roku 1974 i 1980, ale nie bardziej niż inne kraje, tym bardziej że
znaczną część potrzeb energetycznych zapewnia tania energia wodna.
Szwecja do roku 1970 w przeważającej większości szła krok w krok z resz­
tą świata. Byliśmy częścią systemu w a l u t o w e g o B r e t t o n W o o d s . Poczynając
jednak od 1973 roku, po o s t a t e c z n y m rozwiązaniu s y s t e m u B r e t t o n Woods,
Szwecja doświadczyła nawracającego kryzysu cenowego. Korona była dewa­
l u o w a n a pięć razy w ciągu sześciu lat ( 1 9 7 6 - 1 9 8 2 ) , redukując swą w a r t o ś ć
o około 45 proc. Ceny j e d n a k wciąż rosły w Szwecji szybciej niż na świecie.
Oszczędności i inwestycje
w gospodarkę w procentach PKB
Rok
Oszczędności netto
Inwestycje netto
1970
1 5.3
16.1
19/5
13.6
14.1
1980
5.9
9.0
1985
5.2
6.5
1990
5.3
8.2
1995
4.9
2.9
Szwecja ostatecznie zniosła kontrolę rynku dewizowego w 1989 roku. Stopy
p r o c e n t o w e były o d t ą d u s t a l a n e m i ę d z y n a r o d o w o i w k r ó t c e pojawiły się sko­
ki stopy procentowej, ponieważ każdy w kraju i za granicą wiedział, że kry­
zys cenowy w Szwecji prowadzi do szybkiej dewaluacji. P o m i m o desperackiej
akcji obronnej ze s t o p ą overnight na p o z i o m i e 5 0 0 p r o c . Riksbank (szwedzki
b a n k centralny) nie był w stanie u t r z y m a ć k u r s u korony w 1992 roku. Kiedy
stopy p r o c e n t o w e zostały uwolnione, k o r o n a spadła p o c z ą t k o w o o 30 proc.
Cała Europa Zachodnia została dotknięta rzeczywistym szokiem stóp pro­
centowych na początku lat 90. Inflacja spadła, ale stopy procentowe wzrosły,
JESIEŃ 2005
29
częściowo w wyniku wzrostu niemieckich stóp procentowych po zjednoczeniu.
Nawet dla tak bogatego kraju jak Niemcy Zachodnie wysiłek, by zamienić byłą
socjalistyczną N R D w miejsce nadające się do zamieszkania, był olbrzymim ob­
ciążeniem.
Jednak stopy procentowe rosły w Szwecji szybciej niż w innych krajach. W re­
zultacie kryzys na rynku nieruchomości i rynku walutowym był tu bardziej d o ­
tkliwy niż za granicą. Bankructwa wzrosły pięciokrotnie. Oficjalna wielkość bez­
robocia szybko wzrosła z około 2 do przeszło 8 proc. Państwo pożyczało pie­
niądze, by sfinansować zasiłki. To skutkowało
deficytem budżetowym na poziomie powyżej
10 proc. produktu krajowego b r u t t o . Dług na­
rodowy podwoił się w ciągu czterech lat.
Kryzys w t a s n e j produkcji
Koszty pracy rosły w Szwecji szybko od począt­
ku lat 70. Koszty pracy w przemyśle wzrosły
w latach 1973-1976 o 59 proc. W tym s a m y m
okresie Riksdag (parlament) podniósł podat­
ki od wynagrodzeń o 109 proc. Ówczesny pre­
S t o p a inwestycji
Inwestycje
b r u t t o j a k o o d s e t e k PKB)
19S0
1955
1960
1965
18.5
20.7
22.5
24.5
1970
1975
22.8
1980
198S
20.0
1990
20.8
19.3
24.5
mier, Olof Palmę, zadeklarował, że w podat­
kach od wynagrodzeń Riksdag znalazł „ n o w e źródło d o c h o d ó w podatkowych".
A Riksdag potrzebował d u ż o więcej pieniędzy, by sfinansować n o w e reformy.
Koszty pracy wzrosły o p o n a d 80 proc. w ciągu trzech lat. F i r m y nie m o g ł y
z r e k o m p e n s o w a ć sobie tego, p o d n o s z ą c ceny, p o n i e w a ż ceny e k s p o r t u były
dyktowane przez rynek światowy, k t ó r e g o liderami c e n o w y m i nie były firmy
szwedzkie. W t e n s p o s ó b z n i k n ę ł y zyski korporacji.
Po rozwiązaniu systemu Bretton W o o d s w 1973 roku Szwecja stała się
członkiem stowarzyszonym ówczesnego europejskiego s y s t e m u wymiany wa­
lutowej - Snake. To znaczyło, że m u s i a ł a utrzymać stały kurs korony w sto­
sunku do marki niemieckiej. Innymi słowy koszty pracy skorygowane o zmia­
ny w produktywności nie miały w Szwecji rosnąć szybciej niż w Niemczech
Zachodnich.
Jest wątpliwe, czy szwedzcy politycy, ich zarządy przedsiębiorstw czy związ­
ki zawodowe trzymały się ściśle wynikających z tego ograniczeń.
30
FRONDA 3 7
Między 1976 a 1981 rokiem Szwecja dewaluowała koronę cztery razy, w su­
mie o 30 proc. Ale to wciąż było m a ł o . Jej zorientowany na eksport przemysł
wciąż tracił udział w rynku.
Szwecja ma bardzo szczodry p r o g r a m socjalny i zasiłki w całości finansowa­
ne z dochodów publicznych. Kiedy firmy, nie będąc w stanie pokryć kosztów fi­
skalnych, zamykały zakłady i dokonywały cięć zatrudnienia, wydatki publiczne
rosły bez względu na przychody podatkowe. W latach 1976-1981 wydatki p u b ­
liczne wzrosły z 50 do 65 proc. PKB. N a w e t kraje zaangażowane w wojnę świa­
tową nie doświadczają takiego w z r o s t u wydatków publicznych.
W połowie lat 70. szwedzki rząd zaczął pożyczać pieniądze za granicą. Nie
było to niczym nowym. Szwecja pożyczała znaczne s u m y pieniędzy za granicą
pod koniec XIX wieku, głównie po to, by sfinansować b u d o w ę kolei.
Od połowy lat 70. rząd szwedzki pożyczył za granicą około 600 m l d koron.
Gdybyśmy p o d o b n i e jak w XIX wieku pożyczali na cele inwestycyjne, nasze in­
westycje rosłyby w sposób zasadniczy, a wzrost pozostałby taki sam. Ale j e d n o ­
cześnie ze w z r o s t e m pożyczek międzynarodowych stopa inwestycji - to jest in­
westycje jako odsetek PKB - spadała. Pomiędzy 1975 a 1996 rokiem stopa in­
westycji spadła z 21 do ledwie 14 proc.
Ta kombinacja i m p o r t u kapitału i spadającej stopy inwestycji sugeruje, że
coś naprawdę złego działo się ze szwedzką gospodarką. Czynniki powodujące
wzrost zostały wyłączone z gry.
W ciągu trzech lat p a ń s t w o w p o m p o w a ł o do gospodarki pożyczone 600 mld.
Bezrobocie rosło, a inwestycje malały. Ponad j e d n a piąta populacji w wieku
produkcyjnym została wyłączona z rynku pracy - jako bezrobotni, uczestnicy
różnych p r o g r a m ó w szkoleniowych, osoby na wcześniejszej e m e r y t u r z e „z p o ­
w o d ó w związanych z rynkiem pracy" i jako azylanci. Rzeczywiste bezrobocie
w ten sposób zdefiniowane przekraczało 20 proc.
Jakie m e c h a n i z m y tkwiły u p o d s t a w t e g o osłabienia p o d s t a w y produkcyj­
nej p a ń s t w a dobrobytu?
IV. Co o z n a c z a ł s o c j a l i z m ?
1. PREROGATYWY POLITYKI
W 1932 roku w ł a d z ę w Szwecji objął rząd socjaldemokratyczny. Od t a m t e j
pory (z wyjątkiem lat 1991-1994) socjaldemokracja rządziła krajem i odciJESIEŃ 2 0 0 5
31
skała na n i m swoje p i ę t n o . To w z n a c z n y m s t o p n i u z d e t e r m i n o w a ł o rozwój
myślenia politycznego w Szwecji.
a) Partia socjaldemokratyczna żyła w symbiozie ze związkami zawodowy­
mi. Obie organizacje miały w zasadzie tych samych członków i współ­
pracowały dla wzajemnej korzyści, zarówno w Riksdagu, jak i poza
nim. Związki wspierały partię rządzącą finansowo i służyły jako ma­
szynka do głosowania podczas kampanii wyborczych. W zamian partia
wprowadzała prawodawstwo faworyzujące interesy związków w każ­
dej sytuacji. Na żądanie związków partia rządząca wprowadziła prawa
wzmacniające pozycję związków wobec pracodawców.
Szwedzkie
wszechwładne prawo jest tu świetnym przykładem. Prawie nieograni­
czone prawo związków zawodowych do bezpośredniego działania jest
wpisane w konstytucję jako część praw człowieka. I tak dalej.
Ta symbioza stworzyła z konstelacji LO-SAP (LO, czyli Szwedzkiej
Konfederacji Związków Zawodowych, i SAP, czyli Partii Socjaldemo­
kratycznej) siłę dominującą w szwedzkiej polityce. Przedsiębiorca
wchodzący w konflikt ze związkami mógł jednocześnie znaleźć się
w konflikcie z rządem.
b) Socjaldemokracja miała praktycznie monopol na władzę prawodawczą
i zupełnie inaczej niż inne partie socjaldemokraci mieli dla wszystkich
obywateli wyraźną wizję tego, jak społeczeństwo powinno wyglądać.
Podczas gdy liberalizm chce społeczeństwa otwartego opartego na wska­
zaniach Poppera i Hayeka, socjalizm chce ostatecznego celu rozwoju, raz
na zawsze zdefiniowanego, zakończonego społeczeństwa. Przez daleko­
siężne interwencje socjaldemokracja kształtowała instytucje państwowe
w sposób najbardziej zgodny ze swymi intencjami. Każdy znalazł się
w socjaldemokratycznym społeczeństwie - czy tego chciał, czy nie.
c)
Socjaldemokracja, mając monopol na władzę, wykorzystywała dekady
gwałtownego przyspieszenia wzrostu gospodarczego, a wraz z nim wzrostu
standardów życia. Trudno znaleźć przypadek, za którym nie stałaby polityka
partii. Powodem, dla którego szwedzki przemysł rozwijał się tak doskonale
w latach 30., była rygorystyczna racjonalizacja w latach 20., która pozwoliła
wejść w dekadę światowego kryzysu z najbardziej efektywnym aparatem
produkcyjnym w Europie. Do tego doszła lekka dewaluacja i odejście Szwe­
cji w 1931 roku, długo przed wieloma innymi krajami, od standardu złota.
32
FRONDA 37
Szwedzka gospodarka w latach 50. i 60. toczyła się siłą r o z p ę d u n a p ę d z o n a
zachodnioeuropejskimi z a m ó w i e n i a m i d ó b r kapitałowych i w z r o s t e m p r o ­
duktywności wynikającym z migracji siły roboczej z rolnictwa do p r z e m y s ł u .
Socjaldemokracja systematycznie d o m a g a ł a się j e d n a k u z n a n i a za w z r o s t
z a t r u d n i e n i a i dochodów. Rosnąca p r o s p e r i t y m i a ł a być związana z p a r t i ą rzą­
dzącą. Wszystko to jest j e d n y m z głównych wyjaśnień dominacji socjalde­
mokracji i h o m o g e n i c z n o ś c i kultury politycznej. Partia zdobyła „prerogatywę
formułowania p r o b l e m ó w " i, co ważniejsze, m o n o p o l na f o r m u ł o w a n i e roz­
wiązań problemów. Od d e b a t wyborczych po p o d r ę c z n i k i akademickie naji­
stotniejszą ideą były n o w e interwencje sektora politycznego jako rozwiązanie
prawie wszystkich głównych p r o b l e m ó w s p o ł e c z e ń s t w a .
Z u p ł y w e m czasu część tej m e n t a l n o ś c i z o s t a ł a z a a k c e p t o w a n a przez
opozycję. Rozwój sektora publicznego nie napotykał ż a d n e g o przekonujące­
go o p o r u . N i e k t ó r e partie „opozycyjne" zaczęły systematycznie licytować się
z socjaldemokracją w żądaniach przejęcia n o w y c h z a d a ń przez „społeczeń­
s t w o " r o z u m i a n e jako w ł a d z e c e n t r a l n e i lokalne.
Kiedy socjaldemokracja zapoczątkowała swoją radykalną ideę równości,
opozycja krytykowała e k o n o m i c z n e konsekwencje zniesienia wszelkich za­
chęt ekonomicznych, ale nie skierowała słowa krytyki przeciwko idei samej
w sobie.
Socjaldemokracja k s z t a ł t o w a ł a myślenie polityczne w Szwecji i tworzyła
polityczny przywilej rozwiązywania wszelkich p r o b l e m ó w .
2. DZIEDZICTWO MARKSA
Socjaldemokracja m a korzenie m a r k s i s t o w s k i e . M i m o ż e rewolucja s a m a
w sobie została szybko skreślona przez partię, socjalizacja ś r o d k ó w p r o ­
dukcji na d ł u g o p o z o s t a ł a j e d n ą z jej głównych idei, co najmniej ideologicz­
nie. Poprawiony p r o g r a m przyjęty przez partię na jej kongresie w 1920 roku
m ó w i o „zniesieniu prywatnej kapitalistycznej w ł a s n o ś c i ś r o d k ó w produkcji
i o d d a n i u ich p o d k o n t r o l ę społeczeństwa, i zastąpieniu obecnej nieplanowej
produkcji d ó b r p l a n o w ą zgodnie z rzeczywistymi p o t r z e b a m i s p o ł e c z e ń s t w a
zwiększonymi dla większego d o b r o b y t u " .
# * *
Partia porzuciła j e d n a k w k r ó t c e swe żądania szybkiej socjalizacji. Były po
t e m u d w a powody, obydwa p r a g m a t y c z n e .
JESIEŃ 2 0 0 5
33
Część uczestników debaty w e w n ą t r z partii zwracała uwagę, że socjalizacja
jest t r u d n a do realizacji. Partia nie m i a ł a gotowego planu, w jaki s p o s ó b p a ń ­
stwo, związki czy n o w e „rady produkcyjne" miałyby prowadzić przedsiębior­
stwa i p l a n o w a ć produkcję.
Nils Karleby, jedna z dominujących postaci debaty wewnątrzpartyjnej, for­
sował sukcesywne przekazanie różnych funkcji własności „ s p o ł e c z e ń s t w u " .
Formalna socjalizacja była ryzykowna i zbyteczna; kapitalistów m o ż n a było
rozbroić przy pomocy prawa i przynajmniej część ich własności odebrać stop­
niowo przez opodatkowanie. Linia pragmatyczna wzięła górę. Partia zrzekła się
swych żądań całkowitej nacjonalizacji z czysto pragmatycznych powodów. Nie
było bezpośredniego i oczywistego związku p o m i ę ­
dzy własnością p a ń s t w o w ą i wyższymi przychodami.
Dług p u b l i c z n y b r u t t o
w miliardach
( b i l i o n a c h ? ) koron BNSEK
1977
1980
10.4
43.3
1985
139.0
1990
1992
116.0
351.0
Ideologicznie j e d n a k pojęcie socjalizacji p r z e t r w a ł o .
Praktyczne cele były j e d n a k zdecydowane. Głów­
nym, k r ó t k o t e r m i n o w y m c e l e m partii było zwięk­
szenie produkcji w celu p o d n i e s i e n i a d o c h o d ó w kla­
sy pracującej. W pierwszych d e k a d a c h industrializa­
cji dystrybucja p r z y c h o d ó w była szczególnie nierów­
na. Ludzie migrujący z rolnictwa do p r z e m y s ł u co
p r a w d a zwiększyli swoje zarobki, ale większa część
bogactwa w y t w o r z o n e g o przez n o w e , p r z e m y s ł o w e
s p o ł e c z e ń s t w o p o z o s t a w a ł a w rękach właścicieli p r z e m y s ł u . To u t r z y m y w a ł o
wzrost, p o n i e w a ż bogactwa były r e i n w e s t o w a n e . Jeśli j e d n a k przychody były­
by dystrybuowane w bardziej r ó w n y sposób, k o n s u m p c j a wzrosłaby na koszt
wydatków inwestycyjnych i dzisiejsze pokolenie m u s i a ł o b y się zadowolić niż­
szym s t a n d a r d e m życia.
Ten aspekt nigdy nie jest d y s k u t o w a n y przez krytyków n i e r ó w n e j dystry­
bucji przychodów w dekadach p r z e ł o m u wieków.
3. SZWEDZCY SUPERKEYNESIŚCI
Wyjście praktycznie nietkniętej Szwecji z kryzysu lat 30. z o s t a ł o o p i s a n e jako
wielki sukces polityki socjaldemokratycznej, czyli szybkie w p r o w a d z e n i e idei
keynesowskich. To jest interpretacja p o s t factum. Szwecja zrezygnowała ze
s t a n d a r d u złota we w r z e ś n i u 1931, wyprzedzając większość p o z o s t a ł y c h kra­
jów. Jej w a l u t a w wyniku t e g o straciła na wartości. Oficjalna s t o p a dyskon34
FRONDA
37
towa (stopa p r o c e n t o w a u s t a l a n a przez Riksbank) z o s t a ł a o b n i ż o n a w 1933
roku z 8 do 2,5 proc. W i o s n ą 1933 roku z u p e ł n i e p r z y p a d k o w o szwedzka ko­
r o n a m i a ł a b a r d z o niski kurs w s t o s u n k u do funta sterlinga. N a ł o ż y ł o się to
na poważny spadek wartości korony, skutkując w z r o s t e m z a m ó w i e ń , zysków
i z a t r u d n i e n i a w przemyśle e k s p o r t o w y m .
To był g ł ó w n powód, dla k t ó r e g o Szwecja wyszła z kryzysu szybciej niż
i n n e kraje. Polityka e k o n o m i c z n a p o d w z g l ę d e m p o d a t k ó w i w y d a t k ó w p u b ­
licznych nie była tu przyczyną. Przeciwnie, wydatki p u b l i c z n e w s t o s u n k u do
PKB spadły nieco w p o ł o w i e lat 30.
M i m o to socjalizacja gospodarki, czy co najmniej k o n t r o l a n a d nią, g ł ó w n a
ambicja partii, była wciąż żywa i dlatego Szwecja bardziej niż i n n e kraje przy­
swoiła keynesowskie recepty kontroli w a h a ń gospodarki.
Podatek d o c h o d o w y w latach
1921-1996
Zarobki osoby mieszkającej samodzielnie. Dochód przy cenach z 1996 roku
1921
SIK
1931
1941
1951
1961
1971
1981
1991
1996
52.6
34.3
38.0
51.2
13.7
14.7
28.5
37.0
40.8
49.5
250.000
16.1
15.1
36.8
42.5
49.9
60.6
74.6
400.000
17.6
17.9
60.5
80.0
150.000
W latach 30.
40.2
46.1
53.3
wszyscy ekonomiści rozważali
metody,
56.7
51.2
które pozwo­
lą p a ń s t w u na likwidację bezrobocia i p o n o w n e w p r a w i e n i e w r u c h gospo­
darki. Większość tych rozważań była zbędna. W Historii monetarnej Stanów
Zjednoczonych M i l t o n F r i e d m a n i A n n a Schwarz pokazali, że w latach 1 9 3 0 - 1 9 3 3
amerykańska Rezerwa Federalna ograniczyła p o d a ż pieniądza o j e d n ą trze­
cią; było to g ł ó w n y m p o w o d e m kryzysu. D r u g i m p o d w z g l ę d e m wagi p o w o ­
d e m było r o z p o w s z e c h n i e n i e p r o t e k c j o n i z m u . W roku 1930 Kongres uchwa­
lił u s t a w ę Smoota-Hawleya sankcjonującą bariery h a n d l o w e na 25 tys. towa­
rów. Protekcjonizm rozprzestrzenił się błyskawicznie. W jego wyniku w a r t o ś ć
światowego h a n d l u spadła do jednej trzeciej w latach 1 9 3 0 - 1 9 3 3 , a wiele kra­
jów straciło większą część swojego p r z e m y s ł u e k s p o r t o w e g o .
Kryzys wynikł z a t e m głównie z p o w o d ó w politycznych, a nie z p o w o d u
braku polityki rynku pracy.
JESIEŃ 2 0 0 5
58.8
35
* * *
Szwecja j e d n a k o p t o w a ł a za skrajnie k e y n e s o w s k ą polityką. Wynikało to częś­
ciowo z sukcesji szwedzkich e k o n o m i s t ó w ze Szkoły Sztokholmskiej, k t ó r a
głównie zalecała bodźce zawarte w receptach Keynesa. I n n y m p o w o d e m , naj­
ważniejszym, było to, że Keynes zaopatrzył socjaldemokrację w n o w y argu­
m e n t z a k o n t r o l ą n a d gospodarką, k t ó r a p o z o s t a w a ł a g ł ó w n ą t r o s k ą partii.
Później wybuchła wojna, a Szwecja p r z e s t a w i ł a swą g o s p o d a r k ę na tryb
wojenny z silnym c e n t r a l n y m s t e r o w a n i e m .
Po wojnie cykliczne w a h a n i a powróciły, a wraz z n i m i e k o n o m i c z n y argu­
m e n t keynesowskiej polityki kontroli. O czym wszyscy zapomnieli, u m y ś l n i e
czy też nie, to to, że recepty Keynesa na stabilizację zostały n a p i s a n e w grun­
cie rzeczy dla gospodarki wyizolowanej. Kiedy p a ń s t w o stymuluje popyt,
efekty nie m o g ą uciec w świat zewnętrzny, dlatego też Keynes łączył swe za­
lecenia z ograniczeniem i m p o r t u i e k s p o r t u .
W małej, otwartej gospodarce, takiej jak szwedzka, w której h a n d e l za­
graniczny odgrywa o g r o m n ą rolę, polityka k e y n e s o w s k ą działała źle. W go­
spodarce tego rodzaju ograniczenie h a n d l u zagranicznego do t e g o stopnia, by
p a ń s t w o m o g ł o k o n t r o l o w a ć w a h a n i a e k o n o m i c z n e , wystąpią większe straty
z p o w o d u ograniczenia h a n d l u niż zyski ze stabilizacji rynku w e w n ę t r z n e g o .
V . Jak d o p r o w a d z i ć d o p e r m a n e n t n e g o b e z r o b o c i a
Milion ludzi, p o n a d 20 proc. o s ó b w wieku produkcyjnym, jest bez pracy. To
o g r o m n e obciążenie dla tych, którzy pracują. Dlaczego? Trzy czynniki wyjaś­
niają szwedzką niezdolność do redukcji bezrobocia:
1) Wysokie płace minimalne. Związki zawodowe mają monopol na ich
ustalanie. Przez dziesięciolecia związki podnosiły niskie płace i hamowały
wysokie. W rezultacie doszło do eskalacji płac minimalnych. (Riksdag
podniósł koszty pracy jeszcze bardziej przez podniesienie opłat ponoszo­
nych przez pracodawców). Związki i Riksdag utrzymują koszty pracy na
takim poziomi, że wielu zwłaszcza młodych ludzi nie ma szans na znale­
zienie pracy. Wartość netto ich pracy jest daleko poniżej kosztów brutto
pracodawcy. Na dodatek 25-procentowa stawka VAT na wszystkie usługi
rozszerza klin podatkowy, czyli różnicę pomiędzy tym, co płaci klient,
a tym, co otrzymuje pracownik.
3£
FRONDA
37
2) Podatek w wypadku niskich dochodów jest tak wysoki, że ludzie,
którzy znajdują się w tej skali, nie mogą związać końca z końcem, jeśli
ich płaca jest obniżona.
3) Podstawowe opłaty są zbyt wysokie. Ludzie, którzy nie są w stanie
znaleźć pracy lub nie chcą pracować za niską stawkę, mogą utrzymy­
wać się z jałmużny publicznej, co dodatkowo demobilizuje ich w szu­
kaniu pracy.
VI. O s ł a b i o n e b o d ź c e w z r o s t u
P o d s t a w o w y m p r o b l e m e m szwedzkiej g o s p o d a r k i jest osłabienie b o d ź c ó w jej
w z r o s t u , przez co utraciła o n a swoją elastyczność. P o m i m o olbrzymich za­
strzyków pożyczonego przez p a ń s t w o k a p i t a ł u bezrobocie u t r z y m u j e się na
poziomie 20 proc.
W latach
1 9 2 1 - 1 9 2 2 Szwecja doświadczyła szoku. Z w i ą z a n a z wojną
szczęśliwa p a s s a nagle się skończyła. Produkcja, z a t r u d n i e n i e i zarobki spad­
ły o 15 czy 20 p r o c . G o s p o d a r k a utraciła d n o .
Od roku 1923 j e d n a k wszystko zaczęło z n ó w wzrastać. W z r o s t w latach
20. utrzymywał się na p o z i o m i e 5-10 p r o c . rocznie. P o w s t a w a ł y n o w e firmy,
zastępując te, k t ó r e plajtowały. J e d n y m wyjaśnieniem jest, że s t o p a p o d a t k u
wynosiła około 1 0 p r o c ; m a k s y m a l n a s t o p a p o d a t k u d o c h o d o w e g o w y n o s i ł a
17 proc. Zakładający firmy byli i n n y m i słowy w świetnej sytuacji.
Interesujące pytanie: przypuśćmy, że s t o p a p o d a t k u w 1922 roku wynosi­
łaby 55 proc. a klin p o d a t k o w y około 70 p r o c ; jak wiele firm z o s t a ł o b y wów­
czas założonych?
U m i ę d z y n a r o d o w i e n i e konkurencji i technologii stawia coraz wyższe wy­
m a g a n i a p r z y s t o s o w a n i u i z m i a n o m . Szwecja ma m a ł ą , o t w a r t ą g o s p o d a r k ę
m o c n o o p a r t ą na h a n d l u zagranicznym. Z t e g o p o w o d u , by p o d o ł a ć k o n k u r e n ­
cji, p o w i n n a m i e ć b a r d z o d o b r e m e c h a n i z m y p r z y s t o s o w a w c z e . P r o b l e m e m
jest to, że system p o d a t k o w y i o p i e k u ń c z e p r a w o stworzyły m o c n e , w b u d o ­
w a n e bariery zapobiegające z m i a n o m .
Jeśli coś pójdzie źle, b ę d z i e m y mogli winić jedynie siebie samych.
NILS-ERIC SANDBERG
Daniel napisał do mnie okoto 40 listów, w których bła­
gał: „Mamo! Pomóż mi! Pomóż mi! Czuję się tu źle. Oni
są gangsterami". Domyślacie się chyba, jak może czuć
się matka, która wie, że życie jej dziecka jest w niebez­
pieczeństwie, a ona nie może nic zrobić. Ta bezsilność
była okropna.
NIE BĘDZIESZ MIAŁ
INNEGO SOCJALU
PRZEDE MNĄ
ROZMOWA
MARIANN(
Z
SIGSTR2M
Pani historia s t a ł a się głoś­
na w c a ł e j S z w e c j i d z i ę k i
reportażowi,
jaki
napisał
o Pani w d z i e n n i k u „ D a g e n s
Nyheter" Maciej Zaremba.
Później
Carl-Olov
Larsson
nakręcił o Pani losach film
dokumentalny. Jak zaczęła
się t a historia?
Byłam
s a m o t n ą m a t k ą wy­
chowującą dziecko, ale mój
stan
zdrowia
lepszy.
nie
Miałam
był
naj­
problemy
z k r ę g o s ł u p e m oraz z p ł u ­
cami. Mój syn Daniel także
nie był zdrowym dzieckiem,
ale na początku nie wiedzieliśmy dokładnie, co mu jest. Potem, kiedy miał trzy
czy cztery lata okazało się, że choruje na epilepsję. D o d a t k o w o zdiagnozowano
u niego guza w m ó z g u (w p o d w z g ó r z u ) . W związku z t y m Daniel czasami
zachowywał się dziwnie, miał ataki agresji, stany lękowe oraz p r o b l e m y z kon­
centracją. Zaczęły się też kłopoty w szkole, gdyż n i e był w stanie sprostać
wszystkim w y m a g a n i o m . Musiał brać specjalne leki. A ponieważ brał te leki, to
nie miewał żadnych ataków epileptycznych. Przynajmniej dopóki mieszkał ze
m n ą . Dla m n i e , samotnej matki, sytuacja ta była b a r d z o t r u d n a , więc zwróci­
łam się o p o m o c do Socjalu, czyli u r z ę d u opieki społecznej. Niestety, od same­
go początku nie byłam przez pracowników Socjalu r o z u m i a n a . Nie zwracali oni
uwagi na problemy z d r o w o t n e Daniela i uważali, że jego kłopoty to moja wina.
Ze przyczyną zachowania Daniela są błędy wychowawcze.
Co w y d a r z y ł o się p o t e m ?
W Socjalu pojawili się nowi pracownicy. W e s z ł a m w konflikt z j e d n ą z n o ­
wych pracownic. Nie p o d o b a ł o mi się jej z a c h o w a n i e i b y ł a m dość krytyczna
w s t o s u n k u do niej. Z g ł a s z a ł a m swoje wątpliwości do różnych instytucji.
Nic to j e d n a k nie d a ł o - p o z a tym, że o n a zaczęła się na m n i e d e n e r w o w a ć .
Z a p l a n o w a ł a u m i e s z c z e n i e Daniela w r o d z i n i e zastępczej. U s ł y s z a ł a m o t y m
od innych osób, k t ó r y m powiedziała o s w o i m planie. Tak z r e s z t ą w k r ó t c e się
stało. Daniel znalazł się w rodzinie zastępczej.
Z tego, co p a m i ę t a m , zarzucono Pani, że b y ł a n a d o p i e k u ń c z a w o b e c dzie­
c k a . Co to b y ł a za rodzina, do której trafił Daniel?
To była rodzina, k t ó r a m i a ł a d o ś w i a d c z e n i a jedynie z m ł o d z i e ż ą u z a l e ż n i o n ą ,
głównie przez t o , że ludzie ci sami byli wcześniej uzależnieni. M ę ż e m zastęp­
czej m a t k i był mężczyzna, który w ł a ś n i e wrócił ze specjalnego d o m u opieki
dla uzależnionych. N i e był on jeszcze do k o ń c a wyleczony ze swojego uzależ­
nienia. Poza tym, o czym d o w i e d z i a ł a m się później, był oskarżany o z n ę c a n i e
się n a d kobietami. W i e m , że bił Daniela, który czuł się w tej r o d z i n i e coraz
gorzej. Miał coraz cięższe ataki epilepsji, a oni n i e byli w stanie zadbać, by
pozostawał pod opieką lekarzy. N i e byli też w s t a n i e dopilnować, by brał leki
na epilepsję. W związku z tym c h o r o b a się pogłębiała.
JESIEŃ 2 0 0 5
39
Co Pani robiła w tej sytuacji?
Byłam ś w i a d o m a tego, co się dzieje, dlatego p i s a ł a m listy do zarządu opieki
społecznej, do władz wojewódzkich, alarmując, jaka jest sytuacja. Niestety,
pracownica Socjalu, o której wcześniej m ó w i ł a m , też m i a ł a k o n t a k t z t y m i
wszystkimi u r z ę d a m i , do których ja pisałam, i s a m a p r z e d s t a w i a ł a im w ł a s n e
opinie na t e m a t tego, co się dzieje. Mogę jedynie zgadywać, że uspokajała
władze, iż m a t k a Daniela - czyli ja - ciągle wszczyna awantury, nie szanuje
nikogo, potrafi tylko krytykować. N i e było więc nikogo, k t o by moje w o ł a n i e
o p o m o c brał na p o w a ż n i e . A życie mojego syna było w n i e b e z p i e c z e ń s t w i e .
Jakie były dalsze losy tej rodziny zastępczej?
Rozpadła się. Ojciec zniknął. Matka została sama z kilkorgiem uzależnionych dzie­
ci, które miała pod opieką, oraz z chorym Danielem, potrzebującym specjalistycz­
nej opieki. Zamiast tego przyszło mu jednak mieszkać z uzależnioną młodzieżą.
Do tego był on narażony na przemoc seksualną ze strony tej młodzieży. Kiedy
w Socjalu dowiedzieli się o tym wszystkim, Daniel został przeniesiony. Tym razem
trafił do samotnego, młodego mężczyzny, który wcześniej przebywał w d o m u opie­
ki z powodu problemów z alkoholem. Ten młody człowiek nie otrzymał żadnych
informacji o tym, jak należy zajmować się dzieckiem chorym na epilepsję. Nie zda­
wał sobie sprawy z tego, jak ważne jest w tej sytuacji przyjmowanie leków. I kiedy
Daniel miał wyznaczoną wizytę u lekarza, zawsze musiał chodzić sam - dziesięcio­
letni chłopiec. Lekarzy zastanawiała ta sytuacja i wiele razy w jego karcie choroby
zaznaczano, że sytuacja socjalna Daniela jest niepokojąca i należałoby się nią zająć.
Ten człowiek nie dawał Danielowi klucza do mieszkania i kiedy gdzieś wychodził,
Daniel musiał całymi godzinami czekać na niego na dworze.
40
FRONDA 37
Czy był ktoś, kto mógłby Pani pomóc, j a k a ś instytucja, urząd, r z e c z n i k ?
N i e . G ł ó w n y Zarząd Z d r o w i a i Opieki Społecznej, czyli w ł a d z e Socjalu, n i e
zajmują się pojedynczymi p r z y p a d k a m i . Na d o m i a r złego k t o ś z zarządu w o ­
jewódzkiego przyjaźnił się z n a s z ą o p i e k u n k ą , był to p r z y p a d e k „przyjaźni ko­
rupcyjnej". O n a o b m a w i a ł a m n i e i przypuszczalnie o p o w i a d a ł a rzeczy, k t ó r e
uspokajały zarząd wojewódzki, t a k więc nic n i e m o g ł a m zrobić.
Stan Daniela w t y m czasie się pogarszał...
Daniel u m a r ł w czasie, kiedy nie widziałam go przez pięć miesięcy. M i a ł a m
bowiem sądowy zakaz spotykania się z n i m . Z d a n i e m sądu s t a n o w i ł a m za­
grożenie dla jego życia. Kiedyś r o z m a w i a ł a m z n i m przez telefon. Był w t e d y
przeziębiony, a ja zapytałam go, czy ci ludzie są dla niego mili. Odpowiedział,
że nie ma wokół niego nikogo, k t o by się przejmował tym, czy będzie żył,
czy u m r z e .
Rozmawialiście w t e d y przez telefon?
Tak, d u ż o rozmawialiśmy. Poza t y m pisał do m n i e . N a p i s a ł o k o ł o 40 listów,
w których błagał: „ M a m o ! P o m ó ż m i ! P o m ó ż m i ! Czuję się tu źle. O n i
są g a n g s t e r a m i " . Oczywiście r o z m a w i a ł a m o t y m z Socjalem, ale oni n i e
zwracali na m n i e uwagi. Mówili tylko, że n a r z e k a m i m a r u d z ę . N i e było
nikogo, k t o zwróciłby na n a s u w a g ę . N i e w i e m , jak to wyrazić, ale chyba
się domyślacie, jak m o ż e czuć się m a t k a , k t ó r a wie, że życie jej dziecka jest
w niebezpieczeństwie, a o n a nie m o ż e nic zrobić. Ta bezsilność była o k r o p n a .
O s t a t n i list do u r z ę d u , który p o w i n i e n n a d z o r o w a ć pracę Socjalu, w y s ł a ł a m
dwa tygodnie przed śmiercią Daniela. N a p i s a ł a m im: „Pomóżcie, bo m ó j syn
tego nie przeżyje". Pisałam, że nie ma dostatecznej opieki, że dzieci z epi­
lepsją m u s z ą przebywać w b e z p i e c z n y m środowisku, że m u s z ą d o s t a w a ć
regularnie j e d z e n i e i lekarstwa, bo inaczej p o z i o m c u k r u we krwi o b n i ż a się
i ataki epileptyczne stają się coraz częstsze. Ż a d n e j reakcji j e d n a k nie było.
W t e d y też d o s t a ł a m o s t a t n i list od Daniela. Pisał, że j u ż dłużej nie zniesie
tej sytuacji...
JESIEŃ 2 0 0 5
41
Potem s p r a w a s t a ł a się głośna.
Skontaktował się ze m n ą p a n Maciej Z a r e m b a , polski dziennikarz pracujący
dla „Dagens N y h e t e r " . Zajęło m u s p o r o czasu, ale p r z e p r o w a d z i ł b a r d z o d o ­
k ł a d n e śledztwo dziennikarskie. O d w i e d z i ł wszystkie miejsca, gdzie Daniel
mieszkał, spotkał się ze wszystkimi o s o b a m i , k t ó r e miały z D a n i e l e m jakikol­
wiek kontakt, n p . z lekarzami czy kolegami z p o d w ó r k a . N a p i s a ł o t y m b a r d z o
duży tekst d o „ D a g e n s N y h e t e r " . N a s z a s p r a w a stała się głośna. Z n a l a z ł a m
w tym czasie a d w o k a t a i p o s t a n o w i ł a m pociągnąć do odpowiedzialności tę
pracownicę z Socjalu. Ale w Szwecji j u ż tak jest - i n i e dotyczy to tylko mojej
sprawy - że nie da się pociągnąć do odpowiedzialności w ł a d z . Z a w s z e kiedy
dochodzi d o r o z p r a w przeciwko w ł a d z o m , t o sądy c h r o n i ą n i e n a s , obywateli,
ale starają się bronić i n t e r e s ó w władz, urzędów, instytucji, policji i innych.
Jako obywatel Szwecji j e s t e ś całkowicie p o z b a w i o n y praw, jeśli stałeś się
o b i e k t e m nadużycia ze s t r o n y urzędników. I to w ł a ś n i e s p o t k a ł o m n i e w cza­
sie tych wszystkich rozpraw, i w sądzie rejonowym, i w sądzie apelacyjnym.
W sądzie najwyższym nie uzyskaliśmy z e z w o l e n i a na rewizję sprawy, a sąd
apelacyjny z n ó w o d m ó w i ł zajęcia się tą sprawą. Obydwaj m o i adwokaci byli
bardzo k o m p e t e n t n i , ale na koniec, j u ż po o g ł o s z e n i u wszystkich wyroków,
powiedzieli, że boją się walczyć dalej. Tym bardziej że u d o w o d n i l i ś m y p r z e d
sądem, iż ta p r a c o w n i c a Socjalu k ł a m a ł a . Miała cały dzień na p r z e d s t a w i e n i e
swojej wersji wydarzeń, z e z n a w a ł a p o d przysięgą i k ł a m a ł a . U d o w o d n i l i to
Maciej Z a r e m b a , adwokaci i ja, ale to nic nie p o m o g ł o .
Nie d o c z e k a ł a się w i ę c Pani s p r a w i e d l i w o ś c i .
Mało tego. N i e tylko nie o t r z y m a ł a m ż a d n e g o zadośćuczynienia za cierpienie,
które przeżyłam jako m a t k a obserwująca z daleka, jak jej syn d o p r o w a d z o n y
został do śmierci, lecz s a m a m u s z ę teraz płacić p i e n i ą d z e p a ń s t w u . Szwedz­
kie p r a w o m ó w i bowiem, że ten, k t o przegrywa proces, m u s i p o n i e ś ć koszty
sądowe strony przeciwnej. M u s z ę więc zapłacić koszty sądowe, k t ó r e p o n i o ­
sła g m i n a w czasie procesu, czyli p ó ł t o r a m i l i o n a k o r o n szwedzkich [ r ó w n o ­
wartość około 650 tys. złotych - przyp. r e d . ] . I to tylko dlatego, że w ogóle
ś m i a ł a m skarżyć się i wymagać pociągnięcia do odpowiedzialności w ł a d z .
42
FRONDA 37
J a k Pani to w s z y s t k o p r z e ż y ł a ?
Kiedy u m i e r a dziecko, nigdy nie jest się na to p r z y g o t o w a n y m . Myślę, że ża­
d e n człowiek nie jest w stanie poradzić sobie z t a k i m u r a z e m . I albo zaczyna
w t e d y c h o r o w a ć psychicznie, albo fizycznie. W m o i m przypadku p r z e r o d z i ł o
się to w c h o r o b ę fizyczną. Praktycznie j e s t e m n i e p e ł n o s p r a w n a .
Życzę w s z y s t k i e g o najlepszego i dziękuję za r o z m o w ę .
Jeszcze j e d n a sprawa. C h c i a ł a b y m powiedzieć coś jeszcze o Szwecji. To m i t ,
że Szwecja jest p a ń s t w e m prawa. Szwecja t a k i m p a ń s t w e m nie jest.
ROZMAWIAŁ: ADAM WESOŁOWSKI
TŁUMACZYŁA: JANINA OLCZAK
SZTOKHOLM. MAJ 2005
Nie uznajemy prawdziwego związku między ludźmi
tej samej płci za grzech. Uważam, że grzech może się
pojawić we wszystkich związkach. To znaczy wtedy,
kiedy niszczy się związek. Ale relacja oparta na zaufa­
niu i wierności między homoseksualistami, np. relacja,
w której pojawia się poświęcająca się miłość - nie może
być nazywana grzechem.
POSTKOŚCIÓŁ
W SPOŁECZEŃSTWIE
POSTOTWARTYM
ROZMOWA Z A R C Y B I S K U P E M C A R L E M - C U S T A V E M H A M M A R E M
CARL-GUSTAV HAMMAR - arcybiskup Uppsali, głowa Szwedzkiego Kościoła Luterańskiego.
E w a n g e l i e p e ł n e s ą o p i s ó w c u d ó w . Czy c z ł o w i e k w X X I w i e k u m o ż e w i e r z y ć
w ich realność?
Myślę, że w a ż n ą rzeczą jest m ó c czytać te teksty b e z k o n f r o n t o w a n i a z c u d e m
jako wydarzeniem, w k t ó r e t r z e b a uwierzyć. Idea z a w a r t a w tych tekstach
to przeważnie nie s a m cud, lecz coś jeszcze. C z ę s t o j e d n a k i n t e r p r e t u j e m y
te teksty w następujący s p o s ó b : jest opis c u d u - wierzysz w niego czy nie?
Wiemy, że c u d a były e l e m e n t e m d a w n e g o s p o s o b u o p o w i a d a n i a historii
- wyjaśniania jej i o d n o s z e n i a do rzeczy niezwykłych. Tak więc n i e twierdzę,
44
FRONDA 37
że c u d a nie m o g ą się wydarzyć, ale jest b a r d z o w a ż n e , b y ś m y mogli głosić
Ewangelię, nie mówiąc l u d z i o m , że m u s z ą wierzyć w cuda. J e s t tylko j e d e n
cud - że żyjemy tutaj, na tej planecie, a to znaczy, że Bóg n a s kocha.
No dobrze, ale co ze Z m a r t w y c h w s t a n i e m ? Przecież Z m a r t w y c h w s t a n i e
było n a j w i ę k s z y m c u d e m o p i s a n y m n a k a r t a c h E w a n g e l i i .
Tak samo jest ze Zmartwychwstaniem. Mówi się n a m , że Chrystus został wskrze­
szony przez Boga. To jest czyn Boga. To jest n o w e stworzenie... Ale jest wiele
różnych sposobów rozumienia tego i nie m u s i m y wierzyć w to, w jaki sposób
Jezus został ożywiony ponownie czy jak to się stało, że znów był żywy. Spotykał
przecież swoich uczniów po śmierci na różne sposoby. Święty Paweł przedstawia
historię, w której spotkał Chrystusa w wizji, zatem jest wiele sposobów rozumie­
nia tego. Nie sądzę, byśmy byli zmuszeni do wiary w Zmartwychwstanie w jeden
konkretnie materialny sposób, by m ó c przyjąć przesłanie Chrystusa jako żyjące­
go. Często przesuwamy środek ciężkości historii w stronę formy, a nie treści.
Czy istnieje w o b e c tego życie po śmierci?
W p e w n y m sensie tak. J e d y n y m w i e c z n y m jest Bóg, więc jeśli j e s t e ś m y z N i m
powiązani za życia, co jest d a r e m Bożym, to dlaczego ta relacja m i a ł a b y zostać
przecięta, kiedy j e s t e ś m y biologicznie m a r t w i ? W t y m sensie więc wierzę, że
żyjąc w Bogu, żyjemy na zawsze.
W 1 9 9 8 roku z e z w o l i ł Ksiądz na z o r g a n i z o w a n i e w k a t e d r z e w Uppsali
w y s t a w y fotograficznej Ecce h o m o , na której Chrystus i a p o s t o ł o w i e byli
p r z e d s t a w i e n i j a k o homoseksualiści. W prasie g e j o w s k i e j p o j a w i ł y się po­
t e m k o m e n t a r z e , ż e J e z u s b y ł homoseksualistą, g d y ż nie b y ł żonaty, o t a c z a ł
się m ę ż c z y z n a m i itd.
Nie czytam takich tekstów. To, czy Jezus był gejem, czy nie, nie jest sprawą, która
mnie zajmuje. On odnosi się do mężczyzn i kobiet. A Jego relacje są wyrazem miłości
i to miłości najgłębszego rodzaju. Jeśli chodzi o wystawę, ważną sprawą było włą­
czenie homoseksualistów w otoczenie Jezusa. By byli blisko Niego. Tak rozumiałem
ideę tej wystawy. Będąc homoseksualistą, nie jesteś pozbawiony przyjaźni Jezusa.
JESIEŃ 2 0 0 5
45
Lobby gejowskie z a r z u c a j e d n a k Kościołowi l u t e r a ń s k i e m u w S z w e c j i hipo­
kryzję. Błogosławicie b o w i e m z w i ą z k i h o m o s e k s u a l n e w kościołach, a l e bez
oficjalnych uroczystości i bez ceremonii ślubnych.
Oczywiście to jest wielka z m i a n a tradycji. To jest z m i a n a m e n t a l n o ś c i . Kościół
i prawie wszyscy ludzie mieli wiele wątpliwości dotyczących związków h o m o seksualnych, a jeśli chcesz z m i e n i ć s p o s ó b p o j m o ­
w a n i a czegoś p r z e z ludzi i Kościół, to p o t r z e b u j e s z
n a t o p e w n e g o czasu. Jest t o zmiana, k t ó r a w y m a g a
jeszcze kilku kroków. W n a s z y m Kościele akceptu­
j e m y - co, jak myślę, jest b a r d z o d o b r e - legalny
w Szwecji związek h o m o s e k s u a l i s t ó w , a od 10 lat
b ł o g o s ł a w i m y takie związki w kościołach. Będzie
się t y m zresztą zajmował jesienią t e g o roku synod
n a s z e g o Kościoła i z o s t a n i e to w t e d y t y m bardziej
u z n a n e . Oczywiście geje chcą r ó w n o ś c i na wszyst­
kich p o z i o m a c h i chcą, by t r a k t o w a ć ich t a k s a m o
jak innych, ale to sprawa z r o z u m i e n i a i interpretacji naszych relacji. A to jest
o t w a r t a kwestia. M u s i m y dalej dyskutować, s t u d i o w a ć , dowiadywać się wię­
cej o sobie nawzajem. N i e z m i e n i a się podejścia ot tak.
Przez całe stulecia n a j p i e r w j u d a i z m , a p o t e m c h r z e ś c i j a ń s t w o u z n a w a ł y
j e d n a k stosunki homoseksualne z a grzech.
N i e uznajemy p r a w d z i w e g o związku m i ę d z y l u d ź m i tej samej płci za grzech.
Uważam, że grzech m o ż e się pojawić we wszystkich związkach. To znaczy
wtedy, kiedy niszczy się związek. Ale relacja o p a r t a na zaufaniu i wierności
między h o m o s e k s u a l i s t a m i , n p . relacja, w której pojawia się poświęcająca się
miłość - nie m o ż e być n a z y w a n a g r z e c h e m .
A aborcja? M o ż e być n a z y w a n a g r z e c h e m ?
No cóż, aborcja to t r u d n a kwestia. N i e m o ż n a t r a k t o w a ć aborcji jako anty­
koncepcji, jak czasem się dzieje. W t y m sensie aborcja jest zawsze tragedią.
To jest dylemat etyczny. Ale my w n a s z y m Kościele wciąż w i d z i m y to w t e n
46
FRONDA 37
sposób, że nie ma lepszego rozwiązania niż p o z w o l e n i e kobiecie na podjęcie
samodzielnej decyzji. To b a r d z o w a ż n e , by p o m a g a ć l u d z i o m w p o d e j m o w a ­
niu etycznych decyzji. To zawsze tragedia, jeśli m u s i się d o k o n a ć aborcji, ale
nie uważamy, by s p o ł e c z e ń s t w o , by p r a w o p o w i n n o tego zakazać. P o w i n n o
być p e w n e ograniczenie, jeśli chodzi o tygodnie ciąży, bo dzisiaj ta granica
leży zbyt daleko, zwłaszcza że ludzie m o g ą się dowiedzieć o ciąży wcześniej.
J e d n a k s t a n o w i s k o n a s z e g o Kościoła jest takie, że to
kobieta p o w i n n a decydować. P o w i n n a j e d n a k otrzy­
mać wsparcie, by podjąć etyczną decyzję.
C z y m j e s t j e d n a k aborcja? Zabiciem nienarodzonego
d z i e c k a w łonie m a t k i czy z w y k ł y m z a b i e g i e m j a k
usunięcie ślepej kiszki?
Nie używamy takich słów, jak m o r d o w a n i e dzieci.
Mówimy, że aborcja jest z a k o ń c z e n i e m rozwoju życia.
To nie jest o s o b a ludzka. To jest rozwijające się życie.
N i e m ó w i m y o granicach, tygodniach i t p . Jeśli czujesz, że m u s i s z to prze­
rwać, p o w i n i e n e ś mieć rzeczywiście d o b r e powody. I to jest w ł a ś n i e etyczna
decyzja. Ale uważamy, że nikt z z e w n ą t r z nie m o ż e jej podjąć. Są oczywiście
kobiety, k t ó r e przerywają t e n proces na zasadzie: „ N i e widzę tu p r o b l e m u . To
tak jakby wziąć pigułkę antykoncepcyjną". To jest b a r d z o t r u d n a sprawa. To
sprawa życia i śmierci. Cokolwiek się zrobi.
Słyszeliśmy o Księdzu opinie, że j e s t b a r d z i e j a p a r a t c z y k i e m p a r t y j n y m
d b a j ą c y m o linię p r o g r a m o w ą s o c j a l d e m o k r a t ó w niż d u s z p a s t e r z e m trosz­
c z ą c y m się o p r z e k a z wiary...
Z o s t a ł e m wybrany przez Kościół. Przez wszystkie diecezje Kościoła Szwecji.
Z d e c y d o w a n ą większością głosów. Z a t e m był to wybór Kościoła. Mój wy­
bór został z a t w i e r d z o n y przez p a ń s t w o . Taki obowiązywał w ó w c z a s m o d e l .
W t e d y z o s t a ł e m arcybiskupem. Wcześniej b y ł e m b i s k u p e m w Lund, w p o ł u ­
dniowej części Szwecji. Wówczas z o s t a ł e m zatwierdzony, wybrany p r z e z rząd
konserwatywny. Z o s t a ł e m b i s k u p e m z m i a n o w a n i a r z ą d u k o n s e r w a t y w n e g o ,
ale byłem również wybrany przez w ł a d z e diecezji. To tylko n o n s e n s o w n e
JESIEŃ 2 0 0 5
47
gadanie. Nie podobają im się moje działania polityczne, więc próbują je zmi­
nimalizować, m ó w i ą c takie rzeczy. Myślę, że Kościół ma w s p o ł e c z e ń s t w i e
do odegrania rolę polityczną. O b e c n i e z r e s z t ą pracujemy n a d z m i a n ą polityki
w kwestii uchodźców, z a t e m to w ł a ś n i e m o ż e być t e n o b s z a r mojej a k t y w n o ­
ści, z k t ó r e g o nie są zbyt zadowoleni.
Dziękujemy za rozmowę.
ROZMAWIALI: CRZECORZ GÓRNY I MARCIN MŚCICHOWSKI
UPPSALA. CZERWIEC 2005
NIE POWINNI, ALE ZABRONIĄ
h t t p : / / f o r u m . f r o n d a . p I
Biblia jasno naucza o tych zboczeniach. Zboczenia sek­
sualne są poważnym guzem nowotworowym na ciele
całego społeczeństwa. Pan wie, że skrzywieni seksual­
nie ludzie będą gwałcić zwierzęta. Nawet zwierzęta nie
unikną płomienia pożogi ludzkiego pożądania. Nawet
do zoofilii posuną się niektórzy. Przez wiele lat słysza­
łem takie historie od ludzi dzwoniących na telefon za­
ufania, kiedy jako wolontariusz siedziałem i z nimi roz­
mawiałem. Ludzie wielokrotnie mówili mi o stosunkach
ze zwierzętami, które to stosunki dawały im satysfak­
cję. Jest zatem zupełnie jasne, że Bóg nie pisze zbiorów
bajek dla ludzi, by mieli nad czym się zastanawiać.
(STENOGRAFICZNY
ZAPIS
A K E
KAZANIA
PASTORA)
C R E E N
Czy homoseksualizm jest genetyczną, czy diabelską silą, która gra o d u s z ę
z człowiekiem? Obawiam się, że ta sprawa budzi kontrowersje n a w e t w ś r ó d
chrześcijan. Nie szukałem poparcia dla moich myśli w Słowie Bożym. To raczej
Słowo Boże p o d s u n ę ł o mi myśli, które dziś zaprezentuję. Pragnę poruszyć kwe­
stię homoseksualizmu, a także s t o s u n k u do chrześcijan homoseksualistów.
Czy jest to znak czasu i czy można być od tego uwolnionym? Od początku Bóg
stworzył człowieka mężczyzną i kobietą. Zaczniemy od Księgi Rodzaju 1,27-28:
JO
FRONDA 3 7
Stworzy! więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył:
stworzył mężczyznę i niewiastę.
Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: „Bądźcie płodni
i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną;
abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym
i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi".
Tutaj Słowo Boże j a s n o stwierdza, że zostaliście stworzeni, by być ojcem
i m a t k ą - jako mężczyzna i kobieta. Pan stawia tę sprawę b a r d z o j a s n o .
P i s m o traktuje jakikolwiek rodzaj s t o s u n k ó w seksualnych p o z a związ­
k i e m m a ł ż e ń s k i m jako życie rozwiązłe. P i s m o określa t o m i a n e m c u d z o ł ó ­
stwa. Instytucja m a ł ż e ń s t w a jest j a s n o zdefiniowana w Księdze Wyjścia 2, 24,
która mówi:
Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze
swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem.
Jest tu m o w a wyłącznie o mężczyźnie i kobiecie. W t y m tekście n i e ma m o w y
o tym, że m o ż n a mieć jakiegokolwiek [seksualnego] p a r t n e r a .
Instynkt, który Bóg zaszczepił człowiekowi, by doświadczył najgłębszych
form relacji, także by chronić w i e r n o ś ć m a ł ż e ń s k ą , stał się najsilniejszą b r o ­
nią diabła przeciw Bogu i przeciw m a ł ż e ń s t w u . On używa go przeciw Bogu.
Tego, co Bóg stworzył, tak by człowiek doświadczał poczucia wspólnoty, wier­
ności, szczęścia i wszystkiego, co niesie to ze sobą - diabeł używa przeciwko
Bogu i w obliczu Boga, by wypaczać to i zniekształcać.
Oczywiście w królestwie zwierząt są samce i samice, w świecie roślin są
również męskie i żeńskie rośliny; ani jednak w życiu zwierząt, ani roślin nie mają
miejsca [seksualne] anomalie. Tak w każdym razie było, dopóki ludzie w ostat­
nich latach nie wtargnęli na Boży teren z zapłodnieniem w probówce i klonowa­
niem. Do tego m o m e n t u było tak, jak Bóg powiedział, że p o w i n n o być.
Legalizacja [cywilnych] związków p a r t n e r s k i c h m i ę d z y m ę ż c z y z n ą a m ę ż ­
czyzną i między kobietą a kobietą p r o w a d z i do katastrof n i e p o r ó w n y w a l n y c h
z niczym! Widzimy j u ż t e g o rezultaty. W i d z i m y je w r o z p r z e s t r z e n i a n i u się
AIDS. Oczywiście nie wszyscy zakażeni AIDS są h o m o s e k s u a l i s t a m i , ale
d o s z ł o do tych zakażeń, p o n i e w a ż tak było w przeszłości. Z t e g o p o w o d u
JESIEŃ 2 0 0 5
51
n i e w i n n i ludzie mogli zostać zakażeni tą strasz­
ną chorobą, nie mając nic w s p ó l n e g o z tym, co
za nią stoi. To p r o w a d z i do wielkiej katastrofy,
a w ł a d z e i służby socjalne j u ż mają poczucie
niemożności
kontrolowania
tego
problemu.
Doświadczają związanych z t y m t r u d n o ś c i . To
nie wszystko: telewizja o s t a t n i o d o n o s i ł a o wzra­
stającej
liczbie mężczyzn i kobiet zarażonych
c h o r o b a m i w e n e r y c z n y m i . Rozprzestrzeniają się
o n e coraz bardziej, p o n i e w a ż ludzie nie żyją tak, jak Bóg zamierzył. Wszystko
to dzieje się dlatego, że ludzie staczają się w j e d n o z n a c z n i e niebiblijne i nie­
ludzkie związki. Zycie seksualne n i e z g o d n e z tym, co nakazuje Biblia, nie jest
sprawą p r y w a t n ą czy czyimś p r a w e m . List do Hebrajczyków 13, 4 m ó w i :
We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieska­
lane, gdyż rozpustników i cudzołożników osądzi Bóg.
Niezależnie od tego, jak to widzi s p o ł e c z e ń s t w o , Bóg osądzi z a r ó w n o s p o ­
łeczeństwo, jak i tych, którzy dopuszczają się n i e m o r a l n o ś c i seksualnych.
Pamiętajcie o tym. Społeczeństwo, m i a s t o czy miejsce. Bóg osądzi tych, k t ó ­
rzy dopuszczają się seksualnej n i e m o r a l n o ś c i .
Wróćmy do historii z Księgi Rodzaju 19, 1-5:
Zanim jeszcze udali się na spoczynek, mieszkający w Sodomie męż­
czyźni, młodzi i starzy, ze wszystkich stron miasta, otoczyli dom,
wywołali Lota i rzekli do niego: „Gdzie tu są ci ludzie, którzy przyszli
do ciebie tego wieczoru? Wyprowadź ich do nas, abyśmy mogli z nimi
poswawolić!" [wersety 4-5]
Czytamy tu o h o m o s e k s u a l i s t a c h . Wszyscy mężczyźni z S o d o m y okazywali
swoje zboczone skłonności seksualne i otwarcie o nich mówili. Z a r ó w n o
starzy, jak i m ł o d z i , jak czytamy - każdy. M ó w i ą to w t e n s p o s ó b : „Tak byśmy
mogli ich p o z n a ć " . To oznacza s t o s u n e k seksualny - t e g o s a m e g o wyrażenia
używa Biblia, wspominając o tym, że mężczyzna idzie do kobiety [by z n i ą
współżyć]. To s a m o wyrażenie jest użyte tutaj w o d n i e s i e n i u do mężczyzn,
52
FRONDA 37
którzy odczuwali pożądanie w s t o s u n k u do innych mężczyzn. [Objaśnienia
pastora
Greena
dotyczą
tłumaczenia
szwedzkiego;
w
Biblii
Tysiąclecia
i innych polskich współczesnych t ł u m a c z e n i a c h jest to zastąpione s ł o w e m
jednoznacznie wskazującym n a seksualny c h a r a k t e r propozycji S o d o m i t ó w
- przyp. t ł u m . ] . Izajasz 3, 9 podaje to w t e n s p o s ó b :
Stronniczość ich świadczy przeciw nim, jak Sodoma ogłaszają swój
grzech, nie ukrywają [go]. Biada im, bo sami sobie gotują nieszczę­
ście.
[Nikt nie ukrywał w ł a s n e g o grzechu] w S o d o m i e . Ludzie ci otwarcie go oka­
zywali, kiedy pojawili się p r z e d d o m e m Lota i wołali go, j e d y n e g o p r a w e g o .
Nie oszczędzili go w ż a d e n sposób, lecz mówili: „Wyprowadź ich do n a s , aby­
śmy mogli z n i m i poswawolić! Po p r o s t u p o ż ą d a m y ich". Z u p e ł n i e otwarcie
i bezwstydnie mówili o swoich p o t r z e b a c h seksualnych, a to świadczy wyraź­
nie o stanie, w jakim była S o d o m a .
Bóg m ó w i A b r a h a m o w i w Księdze Rodzaju 18, 2 0 :
Po czym Pan rzekł: „Skarga na Sodomę i Gomorę głośno się rozlega, bo
występki ich [mieszkańców] są bardzo ciężkie".
Tak m ó w i Pan! Ciężkie! Skarga na S o d o m ę i G o m o r ę g ł o ś n o się rozlega,
a grzechy ich są ciężkie. W t e n s p o s ó b pokazuje Bóg z b o c z o n e relacje sek­
sualne. To jest b a r d z o ciężki grzech, m ó w i Bóg, kiedy ludzie pozwalają sobie
uwikłać się w t o .
Otwarci, bezwstydni - tak p o s t r z e g a m y całujących się mężczyzn i całujące
się kobiety. To dzieje się p r z e d k a m e r a m i telewizyjnymi. O n i robią to również
przed k a m e r a m i filmowymi, ale nie tylko. To ma miejsce na naszych ulicach
i w miejscach publicznych. To się dzieje dziś w n a s z y m kraju. Co m ó w i Bóg?
On mówi, że to ciężki grzech. To jest b a r d z o ciężki grzech, także w n a s z y m
kraju, tak jak to było w przypadku S o d o m y i t a m t y c h m i a s t .
Paweł m ó w i w Liście do Filipian 3, 19, że przechwalają się s w o i m i wy­
czynami seksualnymi. Czy nie z t y m się dziś spotykamy? Dziś ludzie chcą
p r o t e s t o w a ć przeciwko porządkowi Boskiego stworzenia. To Bóg stworzył
mężczyznę i kobietę, a rodzaj ludzki spotyka się dziś z niechęcią z a r ó w n o
JESIEŃ 2 0 0 5
53
szwedzkiego prawa, jak i r u c h ó w h o m o s e k s u a l n y c h . N i e p o d o b a im się p o ­
rządek stworzenia. Protestują przeciwko Bogu i p o r z ą d k o w i stworzenia. Co
więcej, pozwalają na związki p a r t n e r s k i e mężczyzn z m ę ż c z y z n a m i i kobiet
z kobietami. Jak m o ż e tak być?! Cóż, to jest
tak, jak Paweł m ó w i w Liście do Rzymian,
który za chwilę przytoczę. List do Rzymian
1, 22: „...stali się g ł u p i m i " . I pomyśleć, że
ci, którzy rządzą n a s z y m krajem są głupcami,
że oni wszyscy zgodzili się na to szaleństwo
i pozwolili rozlać się p o w o d z i grzechu po na­
szym kraju. To jest głupota, m ó w i Słowo Boże.
W rezultacie wierzę, że Pan m ó w i o grzechu
w Szwecji, że jest bardzo, b a r d z o ciężki. A dla­
czego do tego doszło? Cóż, m u s i m y p o w r ó c i ć
do pierwszego rozdziału Listu do Rzymian
i wersetów, w których Paweł g r u n t o w n i e r o z p r a w i a się z t y m p r o b l e m e m .
Miał p o t e m u powody, b o I m p e r i u m Rzymskie było p r z e s i ą k n i ę t e ideą h o m o ­
seksualizmu. To było coś, co r o z k w i t a ł o przerażająco, a on m u s i a ł się z t y m
rozprawić, by nie stało się w z o r c e m z a c h o w a n i a r ó w n i e ż w Kościele Bożym.
A dlaczego do tego doszło? O t o List do Rzymian 1, 2 1 - 2 8 :
Ponieważ, choć Boga poznali, nie oddali Mu czci jako Bogu ani Mu nie
dziękowali, lecz znikczemnieli w swoich myślach i zaćmione zostało
bezrozumne ich serce. Podając się za mądrych stali się głupimi. I za­
mienili chwałę niezniszczalnego Boga na podobizny i obrazy śmier­
telnego człowieka, ptaków, czworonożnych zwierząt i płazów. Dlatego
wydał ich Bóg poprzez pożądania ich serc na łup nieczystości, tak iż
dopuszczali się bezczeszczenia własnych ciał. Prawdę Bożą przemienili
oni w kłamstwo i stworzeniu oddawali cześć, i służyli jemu, zamiast
służyć Stwórcy, który jest błogosławiony na wieki. Amen. Dlatego to
wydał ich Bóg na pastwę bezecnych namiętności: mianowicie kobiety
ich przemieniły pożycie zgodne z naturą na przeciwne naturze. Podob­
nie też i mężczyźni, porzuciwszy normalne współżycie z kobietą, za­
pałali nawzajem żądzą ku sobie, mężczyźni z mężczyznami uprawiając
bezwstyd i na samych sobie ponosząc zapłatę należną za zboczenie.
54
FRONDA 37
A ponieważ nie uznali za słuszne zachować prawdziwe poznanie Boga,
wydal ich Bóg na pastwę na nic niezdatnego rozumu, tak że czynili to,
co się nie godzi.
Oni zamienili najwyższe... zamienili Pana na coś najniższego. To właśnie zrobi­
li, m ó w i Paweł. Jedynie głupiec postępuje w t e n sposób, mówi. Odrzucili Boga,
który jest błogosławieństwem, Boga, który jest Jedynym Władcą, Boga, który
jest Panem wszechrzeczy. Oni go odrzucili. Słowo Boże jest p r a w e m i obycza­
jem. Jednak źle jest, jeśli się mówi: „Tak, to jest Słowo Boże", a w praktyce nie
słucha się Jego nakazów. Co za różnica, jeśli uznaję Słowo Boże, a w praktyce
łamię je, robiąc coś przeciwnego i żyjąc zupełnie odwrotnie, niż to Słowo
mówi? Ponieważ Słowo Boże żąda od n a s posłuszeństwa, my m u s i m y być mu
posłuszni, jeśli m a m y otrzymać Boże błogosławieństwo, wypełniać jego wolę
w naszym życiu i być nazwani dziećmi Bożymi. O t o wers 2 8 :
A ponieważ nie uznali za słuszne zachować prawdziwe poznanie Boga,
wydał ich Bóg na pastwę na nic niezdatnego rozumu, tak że czynili to,
co się nie godzi.
Człowiek jest wyposażony w w o l n ą wolę i m o ż e przeciwstawić się lub p o d d a ć
s k ł o n n o ś c i o m starej natury. My n a p r a w d ę m a m y w ł a d z ę to zrobić. Co więcej,
m o r a l n a n a t u r a człowieka przejawia się w wyrażaniu d o b r a i zła, k t ó r e jest
zapisane w naszych sercach: głos s u m i e n i a jest tym, co m a m y w sobie. W t e n
sposób nasze myśli sądzą nas, broniąc lub oskarżając. N a s z e u s t a m ó w i ą :
„Nie ma nic złego w tym, co robię", a serce m ó w i co i n n e g o . N i e ma znacze­
nia, czy bronisz grzechu, w k t ó r y m żyjesz, czy grzechu kogoś i n n e g o . Twoje
serce m ó w i coś innego, bo o n o sądzi twoje myśli. M o ż e m y paplać u s t a m i
o różnych rzeczach, ale serce n a s osądzi. To m ó w i t e n fragment Biblii. Także
List do Rzymian 2, 14-15:
Bo gdy poganie, którzy Prawa nie mają, idąc za naturą, czynią to, co
Prawo nakazuje, chociaż Prawa nie mają, sami dla siebie są Prawem.
Wykazują oni, że treść Prawa wypisana jest w ich sercach, gdy jedno­
cześnie ich sumienie staje jako świadek, a mianowicie ich myśli na
przemian ich oskarżające lub uniewinniające.
JESIEŃ 2 0 0 5
55
To jest s u m i e n i e . Kiedy o d w r ó c i m y się do Boga plecami i o d m ó w i m y przyję­
cia tej wiedzy, wówczas Bóg odbierze s u m i e n i u swojego D u c h a - s u m i e n i e
utraci swoją wrażliwość - stanie się nieczule i chwiejne. Wówczas nie ma
już z a h a m o w a ń dla istoty ludzkiej. Bóg nie p r o w a d z i j u ż tych ludzi, bo trwali
przy swym występku. O t o List do Rzymian 1, 2 4 :
Dlatego wydal ich Bóg poprzez pożądania ich serc na lup nieczystości,
tak iż dopuszczali się bezczeszczenia własnych ciał.
H o m o s e k s u a l i z m zaczyna się p r a g n i e n i e m serca. To wynik g r z e c h ó w myśli.
To fantazje, którymi się zabawiasz, l u b m a r z e n i a seksualne, k t ó r e snujesz.
To przemysł p o r n o - telewizja, filmy i wydawnictwa. O n e rozbudziły te
p o t ę ż n e pożądania przez o t w a r t ą promocję [ h o m o s e k s u a l n e g o stylu życia]
w ś r ó d wszystkich Szwedów. Promocja ta dokonuje się bez skrępowania, bez
względu na ludzi, którzy nie m o g ą znieść oglądania takich rzeczy. W rezul­
tacie m o ż e to prowadzić ludzi n a w e t do a k t ó w przemocy. Wszyscy wiedzą,
że to niebezpieczne. N i e m n i e j j e d n a k nie zapobiega się t e m u . O t w a r c i e się
to pokazuje. Podczas demonstracji, których trasy p r z e m a r s z u w i o d ą ulicami
Sztokholmu, homoseksualiści n i o s ą swoje t r a n s p a r e n t y wysoko i paradują
z nimi. Prosiłem „Oland T i m e s " o napisanie a r t y k u ł u na t e n t e m a t i oferowa­
łem, że s a m m o g ę to zrobić. N i k t się do m n i e nie odezwał. S k o n t a k t o w a ł e m
się z „ B a r o m e t r e m " i p o w i e d z i a ł e m : „ Z a m i e r z a m wygłosić na t e n t e m a t
kazanie. Z a p r a s z a m w a s " . Żadnej odpowiedzi, nic. D z w o n i ł e m do stacji tele­
wizyjnej: „Czy zechcecie przyjechać w niedzielę r a n o , bo z a m i e r z a m wygłosić
kazanie na t e n palący t e m a t " . „Tak, p r a w d o p o d o b n i e b ę d z i e m y mieli c h w i l ę "
- powiedzieli. D z w o n i ł e m w poniedziałek, ale n i k t nie o d p o w i a d a ł . Po p r o s t u
pozwolili, by to p r z e s z ł o ot tak sobie. N i e chcą m i e ć z tym do czynienia.
O t o List do Rzymian 1, 2 6 - 2 7 :
Dlatego to wydał ich Bóg na pastwę bezecnych namiętności: miano­
wicie kobiety ich przemieniły pożycie zgodne z naturą na przeciwne
naturze. Podobnie też i mężczyźni, porzuciwszy normalne współżycie
z kobietą, zapałali nawzajem żądzą ku sobie, mężczyźni z mężczyznami
uprawiając bezwstyd i na samych sobie ponosząc zapłatę należną za
zboczenie.
56
FRONDA
37
Pragnienia serca przekształciły się w h a n i e b n e p o ż ą d a n i e . „ Z a p a l a ć " oznacza
u r u c h o m i ć t o . To w ł a ś n i e ludzie robią. U r u c h a m i a s z to, otwierając się na swo­
je fantazje seksualne czy marzenia, czy też kiedy oglądasz te rzeczy w magazy­
nach czy w filmach. To po p r o s t u znaczy, że zapalasz coś w sobie, pogardzając
Bogiem. Co więcej, kiedy h a n i e b n e p o ż ą d a n i a p r z e n i k n ą do osobowości, stają
się n i e p o h a m o w a n ą siłą, jak p ł o m i e ń , k t ó r e g o nie m o ż n a ugasić. A Bóg n i e
gasi tego p ł o m i e n i a , m ó w i Paweł. Bóg n i e
gasi p ł o m i e n i a , który [rozpaliłeś] sam,
w s w o i m w ł a s n y m życiu. Bóg p o z w a l a mu
p ł o n ą ć . Tak m ó w i w Liście do Rzymian 1,
2 7 b : „ p o n o s z ą c z a p ł a t ę n a l e ż n ą za zbocze­
n i e " . W rezultacie kiedy ludzie n i e chcą
opierać się t e m u - lecz n i e o k i e ł z n a n i e , bez
żadnych z a h a m o w a ń oddają się grzecho­
wi, [wtedy] Bóg pozwala im p ł o n ą ć . D z i e ń
sądu nadejdzie, a oni b ę d ą skazani na
ogień, k t ó r e m u pozwolili z a p ł o n ą ć . Tutaj
Paweł podkreśla, że z a r ó w n o kobiety, jak
i mężczyźni stawiają się w tej samej sytuacji, praktykując h o m o s e k s u a l i z m .
Jedni nie są lepsi od drugich. Tak to wyglądało w I m p e r i u m Rzymskim.
O t o Księga Kapłańska 18, 2 2 - 3 0 :
Nie będziesz obcował z mężczyzną, tak jak się obcuje z kobietą. To jest
obrzydliwość! Nie będziesz obcował cieleśnie z żadnym zwierzęciem;
przez to stałbyś się nieczystym. Także i kobieta nie będzie stawać przed
zwierzęciem, aby się z nim złączyć. To jest sromota! [w. 22-23]
O d w e r s e t u 27:
Bo wszystkie te obrzydliwości czynili mieszkańcy ziemi, którzy byli
przed wami, i ziemia została splugawiona. Ale was ziemia nie wy­
plunie z powodu splugawienia jej, tak jak wypluła naród, który byl
przed wami. Bo każdy, kto czyni jedną z tych obrzydliwości, wszyscy,
którzy je czynią, będą wyłączeni spośród swojego ludu. Będziecie więc
przestrzegać mego zarządzenia, abyście nie czynili nic z obrzydliwych
JESIEŃ 2 0 0 5
57
obyczajów, którymi się rządzono przed wami, abyście nie splugawili
się przez nie. Ja jestem Pan, Bóg wasz!
Biblia j a s n o n a u c z a o tych zboczeniach.
Z b o c z e n i a seksualne s ą p o w a ż n y m g u z e m
n o w o t w o r o w y m na ciele całego społeczeń­
stwa. Pan wie, że skrzywieni seksualnie
ludzie
będą
gwałcić
zwierzęta.
Nawet
zwierzęta nie u n i k n ą p ł o m i e n i a pożogi
ludzkiego pożądania. N a w e t d o zoofilii p o ­
s u n ą się niektórzy. Przez wiele lat słysza­
ł e m takie h i s t o r i e od ludzi dzwoniących na
telefon zaufania, kiedy jako w o l o n t a r i u s z
siedziałem i z n i m i r o z m a w i a ł e m . Ludzie
w i e l o k r o t n i e mówili mi o s t o s u n k a c h ze
zwierzętami, k t ó r e t o s t o s u n k i d a w a ł y i m
satysfakcję. Jest z a t e m z u p e ł n i e jasne, że Bóg n i e pisze z b i o r ó w bajek dla
ludzi, by mieli n a d czym się zastanawiać. Z p o w o d u tych g r z e c h ó w ziemia
będzie w y m i o t o w a ć swoich mieszkańców. Polityczną o d p o w i e d z i ą na to
w naszym kraju jest z a t e m to, o czym m ó w i Paweł: „ Z n a m y s ł u s z n y w y r o k
Boży, że ci, którzy żyją w t e n sposób, zasługują na śmierć. C h o d z i o to, jak
oni żyją, a co gorsza oni myślą, że to dobrze, kiedy r ó w n i e ż inni tak czynią"
[parafraza Rz 1, 3 2 ] . O t o jakiej d o ś w i a d c z a m y na to reakcji politycznej w na­
szym kraju. O n i [rząd] dają na to zgodę i myślą, że to w porządku, że się w to
angażują.
A j e d n a k nasz kraj staje w obliczu katastrofy na wielką skalę! Tego
m o ż e m y być pewni. Bóg powiedział, że ziemia będzie w y m i o t o w a ć swoich
mieszkańców. Nie będzie im d a n e przetrwać, jeśli b ę d ą dalej żyli tak, jak ci,
którzy wcześniej zamieszkiwali ziemię. Myślę, że to m o ż e się stać w Szwecji.
Myślę, że to m o ż e przydarzyć się w n a s z y m kraju, bo przyjęliśmy takie pra­
wa. Nasz kraj z u p e ł n i e nie przejmuje się tym, o czym m ó w i Bóg. N a s z kraj
stoi w obliczu katastrofy. Kto powie, że n i e m o ż e n a s spotkać trzęsienie zie­
mi, w k t ó r y m setki tysięcy ludzi zginie w m g n i e n i u oka? Kto powie, że n i e
d o t k n ą nas m o n s u n o w e deszcze, k t ó r e z a t o p i ą tysiące ludzi? Kto powie, że
ż a d n a i n n a katastrofa nie dosięgnie Skandynawii? J e s t e ś m y tacy bezpieczni
5
FRONDA 37
i spokojni. Siedzimy tu p o d kloszem i mówimy, że to nie m o ż e się n a m przy­
trafić, ale przecież na p o ł u d n i u E u r o p y się to zdarza; także w innych częściach
świata, w Chinach. Bóg m o ż e się odwrócić, a w t e d y mieszkańcy naszej ziemi
m o g ą również doświadczyć z u p e ł n i e takich samych [ w y d a r z e ń ] . M o ż e m y
zostać z w y m i o t o w a n i przez naszą ziemię, bo nasz n a r ó d opuścił Bóg. To jest
straszne.
Pomyśleć, że około 3 0 0 wybranych przez n a s u r z ę d n i k ó w s p r o w a d z i ł o n a s
na ścieżkę wiodącą ku katastrofie. Przyjęli p r a w a o związkach p a r t n e r s k i c h
i pozwolili l u d z i o m żyć, jak im się p o d o b a . A dziś nie są w stanie pojąć kon­
sekwencji decyzji, k t ó r e podjęli. Czas p o k a ż e . Musieliśmy się nauczyć słów
takich, jak kazirodztwo, pedofilia i m o l e s t o w a n i e dzieci. Słów, k t ó r e przypra­
wiają n a s o dreszcze, które opisują a n o m a l i e . Chcę przywołać szósty rozdział
Pierwszego Listu do Koryntian i przytoczyć coś, co Paweł m ó w i z g r o m a d z e ­
niu Koryntian o ich stylu życia. M ó w i on w wierszu 9 [do 11] tak:
Czyż nie wiecie, że niesprawiedliwi nie posiądą królestwa Bożego? Nie
łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani
rozwiąźli, ani mężczyźni współżyjący z sobą, ani złodzieje, ani chciwi,
ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy nie odziedziczą królestwa Boże­
go. A takimi byli niektórzy z was. Lecz zostaliście obmyci, uświęceni
i usprawiedliwieni w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa i przez Du­
cha Boga naszego.
Teraz
czytam
z
tekstu
oryginalnego
- b r z m i to tak: „Czyż nie wiecie, że
niesprawiedliwi
nie
posiądą
królestwa
Bożego? Nie oszukujcie się! Ani roz­
pustnicy, ani bałwochwalcy, ani c u d z o ­
łożnicy, ani hołdujący r o z k o s z o m zmy­
słów, ani bezczeszczący c h ł o p c ó w " - j u ż
kiedy Biblia była pisana, Pan wiedział,
co ma się wydarzyć. Doświadczyliśmy
tego tutaj
i j e s t e ś m y tym przerażeni.
W
Pierwszym
Liście
do
1,
10
mówi
o
JESIEŃ 2 0 0 5
Paweł
Tymoteusza
gorszycielach.
59
„Gorszyciel" to t ł u m a c z e n i e z oryginału, w k t ó r y m jest n a p i s a n e „ten, który
kładzie się z c h ł o p c a m i " .
Nie wszyscy homoseksualiści są pedofilami czy,,gorszycielami". Niemniej
jednak otwierają oni drzwi do zakazanych obszarów i zezwalają grzechowi za­
władnąć życiem duszy. Ten, kto jest dziś pedofilem, nie był n i m od początku. Oni
po prostu zaczęli od zmiany swoich kontaktów płciowych. Tak to się zaczyna.
Bycie „wiernym" w relacji homoseksualnej nie jest w niczym lepsze niż częsta
zmiana partnerów. To jest tak s a m o obrzydliwe w oczach Boga. Z Bożej perspek­
tywy to oznacza bycie odrzuconym i z Bożej perspektywy to jest taki sam grzech
jak częsta zmiana partnerów. To żadna różnica w świetle Słowa Bożego.
Czy h o m o s e k s u a l i z m jest zawarty w genach? Co Jezus m ó w i w Ewangelii
w e d ł u g św. M a t e u s z a 15, 18 [-20]? O t o w e r s e t często czytany i przytaczany:
Lecz to, co z ust wychodzi, pochodzi z serca, i to czyni człowieka
nieczystym. Z serca bowiem pochodzą złe myśli, zabójstwa, cudzołó­
stwa, czyny nierządne, kradzieże, fałszywe świadectwa, przekleństwa.
To właśnie czyni człowieka nieczystym. To zaś, że się je nie umytymi
rękami, nie czyni człowieka nieczystym.
J e z u s j a s n o wskazuje na serce,
intelekt
i niewidzialne życie myśli. Ma na myśli to,
że grzechy przeciwko m o r a l n o ś c i seksu­
alnej mają swój początek w sferze myśli.
Kiedy siedziałem i s ł u c h a ł e m ludzi w nocy
[przez telefon zaufania], d o w i a d y w a ł e m
się, że każdy bez wyjątku zaczynał swoje
k o n t a k t y z h o m o s e k s u a l i z m e m w myślach.
C z ę s t o m i a ł o to miejsce w wieku kilkuna­
stu lat, ale też z d a r z a ł o się później, na
przykład w nieszczęśliwym m a ł ż e ń s t w i e .
W każdym razie ludzie ci zaczynali grzeszyć przeciwko m o r a l n o ś c i seksualnej
w swoich myślach. Później to się r o z p r z e s t r z e n i a ł o . Wszyscy oni mówili, że
na początku mieli opory przed wejściem w związek h o m o s e k s u a l n y . J e d n a k ż e
kiedy tylko raz to zrobili, bariera p r z e s t a w a ł a istnieć. Tak więc widzimy, że
człowiek n a w e t p o m i m o swych grzechów przeciw m o r a l n o ś c i seksualnej p o -
60
FRONDA
37
siada o c h r o n ę w postaci tej bariery. Z każdym k o n t a k t e m jest łatwiej. Teraz
rozumiemy, co J e z u s m ó w i o grzechach p o p e ł n i a n y c h w sercu.
List do Rzymian 1, 26 m ó w i , że z a r ó w n o mężczyźni, jak i kobiety za­
mieniali swoje n a t u r a l n e związki na n i e n a t u r a l n e . To j e s t z a m i a n a . To jest
wolny wybór. N i k t nikogo nie z m u s z a .
Z a m i a n a oznacza, że d o b r o w o l n i e się
z czymś rozstajesz i d o b r o w o l n i e przyj­
mujesz coś innego. D o b r o w o l n i e p o r z u ­
casz czystość i przyjmujesz nieczystość.
Paweł
mówi
o
świadomej
zamianie.
H o m o s e k s u a l i z m to coś chorego, bo
zdrowe i czyste myśli zostały z a m i e n i o ­
ne na zanieczyszczone. Z d r o w e serce
zostało z a m i e n i o n e n a chore. Z d r o w e
ciało zostało zniszczone przez z a m i a n ę .
Paweł m ó w i w Pierwszym Liście do Koryntian 6, 18: „Strzeżcie się r o z p u s t y " .
N i e m o r a l n o ś ć seksualna h a ń b i ciało. N i e p o w i n n o się o t y m d y s k u t o w a ć ani
walczyć z tym - p o w i n n o się p r z e d tym uciekać jak Józef. Co powiedział Pan
Lotowi? U c h o d ź z życiem. „Uciekaj" - m ó w i Pan.
Czy h o m o s e k s u a l i z m jest czymś, co się wybiera? O d p o w i e d ź b r z m i : TAK.
Ty dokonujesz wyboru. Nie rodzisz się z t y m . W p r z e c i w n y m razie byłaby to
zdrada ludzkości. To ty d o b r o w o l n i e w to wchodzisz.
Czy m o ż e s z żyć w h o m o s e k s u a l i z m i e i być chrześcijaninem? O t o List do
Efezjan 5, 3; 5-6:
O nierządzie zaś i wszelkiej nieczystości albo chciwości niechaj nawet
mowy nie będzie wśród was, jak przystoi świętym.
[5-7:] O tym bowiem bądźcie przekonani, że żaden rozpustnik ani
nieczysty, ani chciwiec - to jest bałwochwalca - nie ma dziedzictwa
w królestwie Chrystusa i Boga. Niechaj was nikt nie zwodzi próżnymi
słowami, bo przez te [grzechy] nadchodzi gniew Boży na buntowni­
ków. Nie miejcie więc z nimi nic wspólnego!
Nie pozwól n i k o m u się oszukać. Myślisz, że m o ż e s z być chrześcijaninem i h o ­
moseksualistą? W t a k i m razie oszukujesz s a m siebie. Co, jeśli inni mówią,
JESIEŃ 2 0 0 5
61
że „to nie jest takie złe, a Bóg jest p e ł e n m i ł o ś c i " ? On jest p e ł e n miłości, ale
jest też święty. On powiedział, że nienawidzi n i e m o r a l n o ś c i , a t y m s a m y m
[niemoralny seksualnie] nie m o ż e być chrześcijaninem. Ci, którzy żyją w t e n
sposób, nie są dziećmi Bożymi i być nie m o g ą . M u s i m y m ó w i ć to tak, by
ludzie usłyszeli. Nie oszukujcie sami siebie, ludzie. To jest najgorszy rodzaj
fałszu, jeśli myślicie, że m o ż e c i e sami siebie oszukać. Diabeł m ó w i : „Możesz
być chrześcijaninem i to m o ż e s z być d o b r y m chrześcijaninem, niezależnie od
tego, że żyjesz w t e n sposób. Wystarczy, że będziesz w i e r n y w s w o i m związ­
ku". A j e d n a k Słowo Boże m ó w i co i n n e g o . To u ł u d a , k t ó r a wiedzie do kary,
o której czytamy w Liście do Rzymian 1, 27.
O t o Apokalipsa 22, 14-15:
Błogosławieni, którzy płuczą swe szaty, aby władza nad drzewem życia
do nich należała i aby bramami wchodzili do Miasta. Na zewnątrz są
psy, guślarze, rozpustnicy, zabójcy, bałwochwalcy i każdy, kto kłam­
stwo kocha i nim żyje.
Czy m o ż n a to powiedzieć jaśniej? Jeśli
się w to angażujesz i jeśli żyjesz w t e n
sposób,
to żyjesz w k ł a m s t w i e i nie
możesz
wejść
do
Królestwa
Bożego.
N i e wejdziesz. Możesz być wyznającym
C h r y s t u s a h o m o s e k s u a l i s t ą , ale nie wej­
dziesz w t e n s p o s ó b do nieba. C h c ę pod­
kreślić, że t e g o n a u c z a Słowo Boże.
Czy n i e m o r a l n y seksualnie styl życia
jest z n a k i e m czasu? Tak, w [Ewangelii]
Łukasza J e z u s przywołuje to m i ę d z y in­
nymi w rozdziale 17, mówiąc, jak to będzie w d n i a c h N o e g o i w d n i a c h Lota.
Jak oni wtedy żyli? Jedli i pili, kupowali i sprzedawali, uprawiali rolę i b u d o ­
wali. Ale p e w n e g o dnia, kiedy Lot opuścił S o d o m ę , spadł ogień z n i e b a i nie­
bo spadło na nich, i zniszczyło ich wszystkich. Tak s a m o stanie się p e w n e g o
dnia, kiedy Syn Człowieczy powróci. Co d o p r o w a d z i ł o do zagłady tych miast,
utraty ich godności, zniknięcia z p o w i e r z c h n i Ziemi? H o m o s e k s u a l i z m . Tak
s a m o będzie p e w n e g o dnia, kiedy objawi się Syn Boży. Tak jak żyli ludzie
62
FRONDA
37
w czasach Lota, tak b ę d ą żyli wtedy, kiedy J e z u s powróci. To jest coś, c z e m u
nie m o ż e m y zaprzeczyć w ż a d e n s p o s ó b . J e z u s m ó w i , że styl życia S o d o m y
będzie p o w s z e c h n y na całej Ziemi, z a n i m On przyjdzie. Ten, k t o r e p r e z e n t u j e
t e n styl życia dziś, występuje przeciw Boskiemu p o r z ą d k o w i stworzenia. Z 18
rozdziału Ewangelii w e d ł u g św. M a t e u s z a m u s z ę przytoczyć wiersz 6, w k t ó ­
rym J e z u s zajmuje się dziećmi:
Lecz kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, któ­
rzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi
i utopić go w głębi morza. [W szwedzkim tłumaczeniu w miejscu cyto­
wanego „stał się powodem grzechu" znajduje się „zwodził"].
„ Z w o d z i ł " jest tu p r z e t ł u m a c z o n e ze słowa skandal. Z a t e m wiemy, co to jest
- zgorszenie. Z g o r s z e n i e m jest u w o d z e n i e tych najmniejszych.
Teraz chcę poświęcić trochę uwagi
sytuacji dzieci w związkach partnerskich.
To jest zgorszenie pozbawiać dziecko
m a m y czy taty. To jest zgorszenie, m ó w i
Jezus. Zgorszeniem jest wystawianie nie­
winnych dzieci na tę t o r t u r ę . Krzywdzisz
dziecko, zabierając je od rodziców, od
m a m y i taty, i dając je d w u mężczyznom
czy dwu kobietom. M o ż n a powiedzieć,
że dwóch mężczyzn m o ż e równie d o ­
brze wychowywać dzieci, czy że m o g ą je
wychowywać dwie kobiety. Tak, wierzę, że oni m o g ą wychować [dzieci] w t e n
sposób, niemniej to występek przeciw n a t u r z e i zgorszenie, kiedy robi się coś
takiego. Tak m ó w i Jezus. To bardzo źle, kiedy ktoś zwodzi jednego z tych naj­
mniejszych, kiedy dzieci m u s z ą dorastać w takich warunkach.
Sodoma, jako ostrzeżenie, jest przywoływana w Biblii p o n a d 30 razy. Te
grzechy n i e m o r a l n o ś c i seksualnej są tak głęboko zakorzenione, że kary nie są
w stanie sprawić, iż ludzie od nich odstąpią. O t o Apokalipsa 9, 2 0 [ - 2 1 ] :
A pozostali ludzie, nie zabici przez te plagi, nie odwrócili się od dzieł
swoich rąk, tak by nie wielbić demonów ani bożków złotych, srebrJESIEŃ 2 0 0 5
63
nych, spiżowych, kamiennych, drewnianych, które nie mogą ni wi­
dzieć, ni słyszeć, ni chodzić. Ani się nie odwrócili od swoich zabójstw,
swych czarów, swego nierządu i swych kradzieży.
Sądy nie m o g ą przekonać ludzi, by porzucili grzech n i e m o r a l n o ś c i seksualnej.
Czy nie jest to o p ę t a n i e przez d u c h o w e siły zła? To jest tak głęboko zako­
rzenione w człowieku, że kiedy sąd przyjdzie, n i e m o r a l n i seksualnie się nie
zmienią, ale będą trwali przy swoim. To m u s i być tak, że o n i są w m o c y złego
ducha.
D o b r e życie m a ł ż e ń s k i e chroni p r z e d grzechami n i e m o r a l n o ś c i seksual­
nej. O t o Pierwszy List do Koryntian 7, 2 - 5 :
Ze względu jednak na niebezpieczeństwo
rozpusty niech każdy ma swoją żonę, a każda
swojego męża. Mąż niech oddaje powinność
żonie, podobnie też żona mężowi. Żona nie
rozporządza własnym ciałem, lecz jej mąż;
podobnie też i mąż nie rozporządza własnym
ciałem, ale żona. Nie unikajcie jedno drugie­
go, chyba że na pewien czas, za obopólną
zgodą, by oddać się modlitwie; potem znów
wróćcie do siebie, aby - wskutek niewstrzemięźliwości waszej - nie kusił was szatan.
U d a n e życie małżeńskie, gdzie mężczyzna z a p e w n i a kobiecie to, czego o n a
potrzebuje, a kobieta z a p e w n i a mężczyźnie to, czego on potrzebuje - c h r o ­
ni przed grzechami przeciw moralności seksualnej, m ó w i Paweł. „ P r e v e n t "
- m ó w i Paweł, w przeciwnym razie Szatan m o ż e wieść cię na pokuszenie, bo
pojawiają się takie myśli, że łatwiej ulec pokusie.
Czy homoseksualiści m o g ą zostać u w o l n i e n i od h o m o s e k s u a l i z m u ? O t o
Pierwszy List do Koryntian 6, 9 - 1 1 :
Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy,
ani rozwiąźli, ani mężczyźni współżyjący z sobą, ani złodzieje, ani
chciwi, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy nie odziedziczą królestwa
4
FRONDA
37
Bożego. A takimi byli niektórzy z was. Lecz zostaliście obmyci, uświę­
ceni i usprawiedliwieni w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa i przez
Ducha Boga naszego.
Słowo Boże daje siłę do życia w czystości. Ten u s t ę p biblijny m ó w i o tym, jak oni
zwykli żyć - wbrew moralności seksualnej i w cudzołóstwie. Ale zostali oczysz­
czeni. Alleluja! A Paweł mówi w Liście do Tytusa, że „służyliśmy różnym żą­
d z o m " [Tytus 3, 3], ale doświadczyliśmy miłosierdzia naszego Boga i Zbawiciela.
Wówczas On nas zbawił od grzechów przeciw moralności seksualnej, od h o m o ­
seksualizmu. Od tego nas zbawił. Sodoma i Gomora, m ó w i Jezus, gdyby usłysza­
ły to s a m o przesłanie co Kafarnaum, nawróciłyby się [Mt 11, 2 3 - 2 4 ] .
Jezus mówi, że musicie się nawracać. Poglądem J e z u s a na h o m o s e k s u ­
alizm jest nawoływanie do nawrócenia. O n i obmyli s w e szaty i wybielili je,
dlatego stanęli p r z e d t r o n e m Boga. Tam jest oczyszczenie. N i k t nie m u s i ulec
seksualnej n i e m o r a l n o ś c i . N i k t nie m u s i powiedzieć: „ P r z e g r a ł e m t ę b i t w ę " .
Każdy m o ż e zostać wyzwolony. Możecie t e g o doświadczyć, jeśli chcecie.
Czy homoseksualiści m o g ą być u w o l n i e n i spod tej diabelskiej władzy?
Tak, mogą. Dlatego, że jeśli Koryntianie
mogli zostać oczyszczeni z tego, w czym
żyli, to wszyscy i każdy z o s o b n a m o g ą
doświadczyć
tego
również
[dzisiaj].
Dziękuję Bogu za to, że Paweł w Liście
do Rzymian i w Liście do Koryntian
napisał j a s n o i wyraźnie o kwestiach
seksualnych. Jeśli ci ludzie nie toczyliby
walki, nigdy byśmy się o t y m nie dowie­
dzieli. Raczej myślelibyśmy, że doświad­
czamy tego jedynie w o s t a t n i c h czasach.
Tymczasem to istniało przez całą historię. Bóg chce ocalić każde p o k o l e n i e od
takich grzechów. Nie w o l n o m ó w i ć : „ M u s i m y t o z a a k c e p t o w a ć " . N i e m o ż e ­
my błogosławić związków p a r t n e r s k i c h . Nie m o ż e m y kłaść rąk na tych ludzi
i m ó w i ć : „Błogosławimy w a s " . Tego nie m o ż e m y robić, bo ściągamy p o t ę p i e ­
nie Boże na nasze życie - dlatego to jest takie w a ż n e .
Biblia j a s n o o d p o w i a d a na pytanie o to, czy h o m o s e k s u a l i z m j e s t w r o d z o ­
ny. Nie jest.
JESIEŃ 2 0 0 5
O d p o w i e d ź Biblii na pytanie o to, czy to jest diabelska siła, k t ó r a gra o du­
szę z człowiekiem, jest twierdząca. I m u s i m y z r o z u m i e ć , że tak to wygląda.
Amen.
[Wierni śpiewają]
Jedyną rzeczą, k t ó r ą wiem, j e s t t o , że wystarczy laski, że k r e w C h r y s t u s a mój
grzech, m ą w i n ę teraz zmywa.
[B ke Green m ó w i dalej]
Nigdy nie w o l n o n a m myśleć, że p e w n i ludzie z p o w o d u swojego grzesznego
życia zakończą je bez laski. Paweł m ó w i o sobie s a m y m , że był największym
grzesznikiem, ale doświadczył obfitości łaski i miłosierdzia. On r ó w n i e ż pisze
w Pierwszym Liście do Koryntian 6, 9 - 1 1 , kiedy w y m i e n i a n i e m o r a l n o ś ć sek­
sualną w ś r ó d innych grzechów, że m o ż e m y być u w o l n i e n i od wszystkich wy­
mienionych grzechów, łącznie z n i e m o r a l n o ś c i ą . Tym, czego p o t r z e b u j ą ludzie,
którzy żyją w niewoli n i e m o r a l n o ś c i seksualnej, jest obfita łaska. O n a istnieje.
O n a jest r ó w n i e ż dla nich. Dlatego też b ę d z i e m y zachęcać tych, którzy żyją
w t e n sposób, by patrzyli na łaskę J e z u s a C h r y s t u s a . Nie m o ż e m y p o t ę p i a ć
tych ludzi - J e z u s nigdy t e g o nie czynił. Okazywał k a ż d e m u , kogo spotkał,
głęboki szacunek jako osobie. Na przykład kobiecie cudzołożnej z 8 rozdziału
Ewangelii w e d ł u g św. J a n a czy kobiecie przy s t u d n i w Sychar w 4 rozdziale
tej Ewangelii. J e z u s nie umniejszał nikogo. On udzielał łaski. N i e w o l n o n a m
FRONDA
37
umniejszać nikogo, k t o żyje w grzechu. G r z e c h u nie w o l n o n a m t o l e r o w a ć
- ale człowieka [ m u s i m y w e s p r z e ć ] . Z p e w n o ś c i ą wciąż wierzymy, że to jest
tak, jak pisze Paweł w Liście do Tytusa [2, 1 1 - 1 2 ] . Posłuchajcie:
Ukazała się bowiem łaska Boga, która niesie zbawienie wszystkim
ludziom i poucza nas, abyśmy wyrzekłszy się bezbożności i żądz świa­
towych, rozumnie i sprawiedliwie, i pobożnie żyli na tym świecie.
Okazując w s z y s t k i m l u d z i o m łaskę i miłosierdzie, m o ż e m y wygrać ich dla
Chrystusa. Nigdy nie wygramy nikogo dla C h r y s t u s a , traktując go ozięble.
Jeśli ktokolwiek potrzebuje
r o z m o w y albo m o d l i t w y wstawienniczej,
zapraszam. Nie sądzę, żeby było s t o s o w n e zapraszanie na kolejne spotkania,
m o g ł o b y to wywołać niezbyt d o b r e w r a ż e n i e . Obejmijmy się teraz w z a j e m n ą
modlitwą...
AKE CREEN
TŁUMACZYŁ: MARCIN MŚCICHOWSKI
Od ttumacza: Chciałem, by przekład oddawał na tyle. na ile to możliwe, kazanie pastora, które posłużyło za dowód
w sprawie, w której sąd pierwszej instancji skazał go na miesiąc więzienia. Dlatego też powstrzymałem się od jakich­
kolwiek ingerencji w styl wypowiedzi.
BATHORY
Spiskując z szatanem
(In Conspiracy With Satan)
Kłamstwa Chrystusa przegrają
wybiorę drogi piekła
wypiję płynącą krew
wyzwę gniew Boży
Odwróciłem się plecami do Chrystusa
piekłu się poświęciłem
kochałem się z Pogańską Królową
ujrzałem bramy piekła
Słyszałem krzyk aniołów
widziałem lecące wiedźmy
widziałem obłoki śmierci
zasnuwające powoli niebo
Czytałem księgę zaklęć
Uderzyłem w śmierci starożytny dzwon
i kiedy umrę, czeka mnie miejsce
przygotowane w piekle
Spiskując z Szatanem
Dosiadam zbroczonego krwią kozła
i niech posoka płynie
widziałem żniwiarza twarz
i szedłem przez wieczną mgłę
Ucałowałem dłoń mego pana
widziałem potomstwo potępionych
słyszałem wołanie demonów
i widziałem upadek tysiąca dziewic
BATHORY - najważniejszy szwedzki
zespól blackmetalowy
Autor tekstu: Quorthon
Przekład: Marcin Mścichowski
Prokurator generalny, który zaskarżył mnie do Sądu
Najwyższego Szwecji, uznał, że mam co prawda pra­
wo głosić kazania na podstawie Biblii, ale nie mogę jej
wprost odnosić do naszych czasów, gdyż Biblia powsta­
ła tyle tysięcy lat temu, w zupełnie innym kontekście
kulturowym i trudno ją odnosić do dzisiejszych nowo­
czesnych ludzi. Mówiąc wprost, prokurator generalny
uważa, Biblia nie pasuje do naszych czasów. Będzie to
niebezpieczne dla nas wszystkich, jeśli Sąd Najwyższy
przyznana mu w tej kwestii rację.
SKAZANY
ZA HOMOFOBIĘ
R O Z M O W A
Z
P A S T O R E M
AKE
K O Ś C I O Ł A
Z I E L O N O Ś W I Ą T K O W C Ó W ,
C R E E N E M
2 9 c z e r w c a 2 0 0 4 roku j a k o p i e r w s z y E u r o p e j c z y k z o s t a ł Pastor s k a z a n y z a
publiczne m a n i f e s t o w a n i e s w e g o n e g a t y w n e g o stosunku w o b e c h o m o s e k ­
s u a l i z m u . P r z y c z y n ą w y d a n i a t a k i e g o w y r o k u było w y g ł o s z o n e 2 0 l i p c a
2 0 0 3 roku k a z a n i e w kościele w Borgholmie. Dlaczego z d e c y d o w a ł się P a ­
stor wygłosić tę homilię?
JESIEŃ 2005
9
W m e d i a c h t r w a ł a a k u r a t ożywiona d e b a t a na t e m a t h o m o s e k s u a l i z m u
i u z n a ł e m , że d o b r z e byłoby, gdyby k t o ś zabrał głos z pozycji wiary. A p o n i e ­
waż we w ł a d z a c h kościelnych nie znalazł się nikt, k t o m ó g ł b y to zrobić, o d e ­
b r a ł e m to jako w e z w a n i e , by s a m e m u p r z y g o t o w a ć takie kazanie. Swój za­
miar ogłosiłem w m e d i a c h , zapowiadając, że przygotowuję takie kazanie na
20 lipca 2 0 0 3 roku i z a p r a s z a m wszystkich do kościoła. Ale nikt w t e d y nie
przyszedł. O p i s a ł e m więc to w gazetach, zreferowałem swoje kazanie i dopie­
ro w t e d y znalazło się kilka osób, k t ó r y m się to n i e s p o d o b a ł o i zaczęły o t y m
pisać. Konsekwencją było d o n i e s i e n i e na policję.
Co takiego p o w i e d z i a ł Pastor w k a z a n i u , że t r z e b a było aż i n t e r w e n c j i po­
licji?
Moi krytycy zareagowali na to, co p o w i e d z i a ł e m na t e m a t a n o r m a l n y c h za­
c h o w a ń seksualnych, k t ó r e c z ę s t o t o w a r z y s z ą h o m o s e k s u a l i z m o w i , takich
jak pedofilia czy zoofilia. I to chyba najbardziej u d e r z y ł o m e d i a i s p o w o d o w a ­
ło t a k g w a ł t o w n ą reakcje.
A co z i e l o n o ś w i ą t k o w y Pastor m o ż e w ogóle w i e d z i e ć o z w i ą z k a c h m i ę d z y
h o m o s e k s u a l i z m e m a pedofilią i zoofilią?
Z a n i m z o s t a ł e m p a s t o r e m , b y ł e m p r z e d s i ę b i o r c ą w b r a n ż y b u d o w l a n e j i czę­
s t o jako w o l o n t a r i u s z Szwedzkiego C z e r w o n e g o Krzyża d y ż u r o w a ł e m n o c a m i
przy telefonie zaufania. Dzwonili do m n i e b a r d z o r ó ż n i ludzie w t r u d n e j sytu­
acji życiowej. Najbardziej wstrząsające były dla m n i e telefony od o s ó b uzależ­
nionych od seksualnych dewiacji, takich jak pedofilia czy zoofilia. W Szwecji
d o m i n u j ą p r o t e s t a n c i , nie ma więc spowiedzi, t a k jak u was, katolików. Ci lu­
dzie traktowali więc t e n telefon jako coś w rodzaju konfesjonału. Wyrzucali
z siebie swoje grzechy, opowiadali t a k s t r a s z n e rzeczy, że w ł o s się jeżył na
głowie. N i e m o g ę o p o w i a d a ć szczegółów, p o n i e w a ż pracując t a m , zobowiąza­
ł e m się, że nie m o g ę ujawniać żadnych faktów, k t ó r e mogłyby u ł a t w i ć iden­
tyfikację tych ludzi. Wszystkie opowieści m i a ł y j e d n a k p e w n ą w s p ó l n ą cechę
- wszyscy ci nieszczęśliwcy zaczynali od h o m o s e k s u a l i z m u . To w ł a ś n i e h o ­
m o s e k s u a l i z m był t y m p i e r w s z y m k r o k i e m , tą granicą, k t ó r ą przekraczali, by
wpaść w i n n e dewiacje. N i e u k r y w a m , że to wstrząsające d o ś w i a d c z e n i e wy70
FRONDA 37
słuchiwania ich opowieści całego życia s t a ł o się dla m n i e i m p u l s e m , by p o ­
rzucić b r a n ż ę b u d o w l a n ą i zostać p a s t o r e m .
Czy m ó w i ł o t y m Pastor w swojej homilii?
Prawdę mówiąc, moje kazanie z o s t a ł o p r z y g o t o w a n e na p o d s t a w i e Biblii
i opiera się o n o głównie na cytatach z P i s m a Świętego. W ł a ś c i w i e jest to bar­
dziej s t u d i u m biblijne niż typowa homilia. P r z e a n a l i z o w a ł e m wszystko, co
jest n a p i s a n e w Starym i w N o w y m T e s t a m e n c i e na t e m a t h o m o s e k s u a l i z m u ,
i po p r o s t u publicznie to o g ł o s i ł e m .
Czy mógłby Pastor podać j a k i e ś konkret­
ne
przykłady
z
Biblii,
w
których
mowa
0 stosunku c h r z e ś c i j a ń s t w a do h o m o s e k s u ­
alizmu?
Najsilniejszy
argument
przeciw
homosek­
sualizmowi, jaki mamy, p o c h o d z i ze Starego
T e s t a m e n t u i jest to o p o w i e ś ć o S o d o m i e .
M i a s t o s p o t k a ł a zagłada na s k u t e k grzechów,
w ś r ó d których
szczególnie w y e k s p o n o w a n y
był w ł a ś n i e h o m o s e k s u a l i z m . Biblia zresz­
tą wiele razy w s p o m i n a , że h o m o s e k s u a l i z m
jest g r z e c h e m . Najczęściej czyni to św. Paweł
w swoich Listach: do Rzymian, do Koryntian
1 do Tymoteusza.
Ale n a j w i ę k s z y w S z w e c j i Kościół - luterański a k c e p t u j e nie tylko z w i ą z k i
homoseksualne, lecz r ó w n i e ż p a r y gejowskie i lesbijskie w ś r ó d p a s t o r ó w
i pastorek. S k ą d t a k a różnica w podejściu do tej k w e s t i i m i ę d z y w a m i , zie­
lonoświątkowcami, a l u t e r a n a m i ?
Dla m n i e jest to b a r d z o d u ż y p r o b l e m , że p a s t o r z y z różnych kościołów
chrześcijańskich b r o n i ą h o m o s e k s u a l i z m u . N i e pojmuję tego. U w a ż a m , że
Biblia b a r d z o wyraźnie m ó w i , iż h o m o s e k s u a l i z m jest g r z e c h e m . D z i w n e dla
JESIEŃ 2 0 0 5
71
m n i e jest to, że m o ż n a trwać w grzechu, n i e chcieć się n a w r ó c i ć i wygłaszać
kazania. P o w i n n a istnieć chyba w księdzu jakaś p o t r z e b a , by żyć z g o d n i e ze
S ł o w e m Bożym. Bardzo t r u d n o jest mi z r o z u m i e ć , jak m o ż n a być j e d n o c z e ś ­
nie p a s t o r e m i h o m o s e k s u a l i s t ą .
Sąd pierwszej instancji w K a l m a r z e s k a z a ł Pastora na miesiąc w i ę z i e n i a . Ale
nie trafił Pastor za kratki.
O d w o ł a ł e m się od t e g o wyroku i s p r a w a przeszła do sądu drugiej instancji,
czyli Sądu Apelacyjnego w J ó n k ó p i n g . Tam z o s t a ł e m u w o l n i o n y do zarzu­
tów. J e d n a k p r o k u r a t o r generalny zaskarżył t e n w y r o k i teraz s p r a w a czeka
na r o z p a t r z e n i e w Sądzie Najwyższym. P r o k u r a t o r u z n a ł , że m a m co praw­
da p r a w o głosić kazania na p o d s t a w i e Biblii, ale nie m o g ę jej w p r o s t o d n o ­
sić do naszych czasów, gdyż Biblia p o w s t a ł a tyle tysięcy lat t e m u , w z u p e ł n i e
i n n y m kontekście k u l t u r o w y m i t r u d n o ją o d n o s i ć do dzisiejszych n o w o c z e s ­
nych ludzi. Mówiąc w p r o s t , p r o k u r a t o r generalny uważa, Biblia n i e p a s u ­
je do naszych czasów. Będzie to n i e b e z p i e c z n e dla n a s wszystkich, jeśli Sąd
Najwyższy p r z y z n a n a mu rację w tej kwestii.
J a k czuł się Pastor, słysząc w y r o k s k a z u j ą c y ?
/
Spokojnie i p e w n i e . J u ż w m o m e n c i e , kiedy z ł o ż o n o przeciwko m n i e d o n i e ­
sienie na policję, z d a w a ł e m sobie sprawę, że może*srę to zakończyć więzie­
niem.
A j a k a b y ł a r e a k c j a z w y k ł y c h ludzi? P o z y t y w n a czy n e g a t y w n a ?
Osoby wierzące z różnych Kościołów były do m n i e raczej j e d n o z n a c z n i e p o ­
zytywnie n a s t a w i o n e . N a w e t ci, którzy n i e c h o d z ą do kościoła i n i e nazywa­
ją siebie chrześcijanami, okazali się pozytywnie n a s t a w i e n i i chwalili m n i e , że
wreszcie k t o ś odważył się coś g ł o ś n o powiedzieć n a t e n t e m a t . P o t e m b y ł e m
z m o i m w y s t ą p i e n i e m na z a p r o s z e n i e Organizacji N a r o d ó w Zjednoczonych.
Tam ludzie reagowali w z u p e ł n i e i n n y s p o s ó b . Uważali, że to fantastyczne, że
t e m a t t e n został wreszcie poruszony. Moje poglądy n a b r a ł y z u p e ł n i e i n n e g o ,
bardziej p o w a ż n e g o znaczenia, kiedy z a p r e z e n t o w a ł e m je w O N Z .
72
FRONDA 37
P r z e m a w i a ł Pastor na t e n t e m a t w ONZ?
Tak, w Genewie, na z o r g a n i z o w a n y m przez O N Z kongresie dotyczącym p r a w
człowieka. Z o s t a ł e m t a m z a p r o s z o n y n a kilka d n i .
I ludzie f a k t y c z n i e byli p o z y t y w n i e n a s t a w i e n i do s ł ó w Pastora?
Tak, bardzo pozytywnie. Spotkałem t a m wielu dyplomatów, z którymi m i a ł e m
możliwość porozmawiać, i było to rzeczywiście b a r d z o krzepiące, że oni przyj­
mują moje słowa i nie m o g ą zrozumieć tego, co m n i e spotkało w Szwecji.
Kongres poświęcony był p r a w o m c z ł o w i e k a . Czy Pastor w y s t ę p o w a ł t a m
j a k o t e n , który ł a m i e p r a w a c z ł o w i e k a , czy t e ż j a k o t e n , którego p r a w a s ą
łamane?
U z n a n o , że cała sytuacja, w której się znalazłem, jest dla m n i e poniżająca.
I że Szwecja p o w i n n a z m i e n i ć swoje przepisy, by człowiek miał p r a w o wygło­
sić kazanie o tym, co jest p r z e d m i o t e m jego wiary, oczywiście na p o d s t a w i e
słów zawartych w Biblii.
Czy d o s t a w a ł Pastor j a k i e ś głosy p o p a r c i a z i n n y c h k r a j ó w ?
Słyszałem, że rząd szwedzki d o s t a w a ł listy protestacyjne w mojej sprawie.
Wiem, że zakon d o m i n i k a n ó w z Polski wysłał list protestacyjny do K o m i t e t u
Helsińskiego i stawał w mojej o b r o n i e w a m b a s a d z i e szwedzkiej.
A j a k z a r e a g o w a ł o lobby gejowskie?
Od sierpnia zeszłego roku sześć razy g r o ż o n o mi śmiercią. D o s t a w a ł e m li­
sty i o d b i e r a ł e m telefony, w których osoby a n o n i m o w e mówiły, że człowiek
taki jak ja nie p o w i n i e n m i e ć p r a w a wyrażać swoich poglądów. M a m to nagra­
ne n a w e t na mojej a u t o m a t y c z n e j sekretarce. Myślę, że dyskusja p r z e z e m n i e
wywołana wcale nie p o d o b a się r u c h o w i h o m o s e k s u a l i s t ó w . O n i nie chcą roz­
m ó w na t e m a t mojej osoby, procesu, całej tej sytuacji. Właściwie jest to dla
nich kłopotliwe. Woleliby, żeby cała ta s p r a w a ucichła.
JESIEŃ 2 0 0 5
73
A co sądzi Pastor o głosach k r y t y c z n y c h , które o k r e ś l a j ą tę homilię j a k o h a t e
speech, czyli m o w ę nienawiści?
Przyjmuję tę krytykę, ale u w a ż a m ją za n i e s ł u s z n ą . Ponieważ w i e m , że h o m o ­
seksualizm jest grzechem, to chciałabym ostrzec tych, którzy żyją w t e n s p o ­
sób, przed s k u t k a m i takiego życia. J e d n o c z e ś n i e chciałbym ostrzec wszyst­
kich młodych ludzi, którzy zamierzają jedynie p o p r ó b o w a ć takich związków.
Gdybym się nie przejmował l o s e m innych ludzi, to n i e w y p o w i a d a ł b y m się
w t e n sposób. Ale p o n i e w a ż się przejmuję i chcę p o m a g a ć l u d z i o m , wygłosi­
łem to kazanie. Po to, aby ich ostrzec. Bo w i e m , że życie w b r e w porządkowi
stworzenia m u s i mieć swoje konsekwencje.
K r y t y c y z a r z u c a j ą j e d n a k Pastorowi, że p o r ó w n a ł w s w o i m k a z a n i u homo­
seksualizm do narośli r a k o w e j . To p o r ó w n a n i e b a r d z o o b r a ź l i w e w stosunku
do w i e l u ludzi. Czy mógłby Pastor s k o m e n t o w a ć t a k i dobór s ł ó w ?
Słowa o raku zaczerpnąłem z Biblii. To jest wyrażenie Św. Pawła z Listu do
Tymoteusza. Nigdy jednak nie powiedziałem, że homoseksualiści są naroślą ra­
kową lub że oni powodują raka. D o k o n a n o takiego nadużycia moich słów, by
przedstawić m n i e w mediach jako osobę zatwardziałą i nietolerancyjną. Ja zaś
porównywałem tylko sam h o m o s e k s u a l i z m do raka. Jeśli ktoś choruje na raka,
to cierpi, należy mu pomóc, należy coś z tym zrobić. Albo trzeba p o d d a ć się le­
czeniu, albo modlić o cud. H o m o s e k s u a l n y styl życia sieje w życiu d u c h o w y m
p o d o b n e spustoszenie jak rak w organizmie człowieka. Osoba, która żyje w ten
sposób, o b u m i e r a d u c h o w o , gdyż zwróciła się w kierunku grzechu.
Dziękuję z a r o z m o w ę .
ROZMAWIAŁ: ADAM WESOŁOWSKI
BORGHOLM. CZERWIEC 2005
DEBATA
INTERNETOWA
Z A M I E S Z C Z O N E : 29 KWIETNIA 2 0 0 5 | 16:25 CET
(AFP) Zoofilia, czyli inaczej seks ze z w i e r z ę t a m i , jest r o s n ą c y m p r o b l e m e m
w Szwecji, a w wielu wypadkach zwierzęta doznają też u r a z ó w fizycznych,
podaje pierwszy w t y m kraju r a p o r t p r z y g o t o w a n y na zlecenie rządu, który
został z a p r e z e n t o w a n y w piątek.
Konie są g a t u n k i e m najczęściej m o l e s t o w a n y m , podaje szwedzka Agencja
Opieki n a d Zwierzętami, k t ó r a p r z y g o t o w a ł a r a p o r t .
Liczba 209 przypadków zoofilii, z których 161 dotyczyło koni, z o s t a ł a o p i s a n a
od początku lat 70. Tak wynika z o d p o w i e d z i na p o n a d 1600 k w e s t i o n a r i u s z y
wysłanych do lekarzy weterynarii, i n s p e k t o r ó w opieki n a d z w i e r z ę t a m i i ko­
m e n d policji na terenie całego kraju.
Rząd w ubiegłym roku zlecił agencji z a d a n i e u s t a l e n i a z a k r e s u p r o b l e m u
i stwierdzenia, jakie g a t u n k i najczęściej padają ofiarą zoofilów i czy zwierzęta
w związku z m o l e s t o w a n i e m doznają r ó w n i e ż u r a z ó w psychicznych.
„Konie są najczęściej p r z e d m i o t e m n a r u s z e ń . N a w e t jeśli t r u d n o ocenić sto­
pień urazu psychicznego u zwierzęcia, d o ś w i a d c z a o n o p r a w d o p o d o b n i e dy­
skomfortu czy też jest n a r a ż o n e na uraz psychiczny, n a w e t jeśli n i e ma o z n a k
u r a z ó w fizycznych" - stwierdza agencja.
JESIEŃ 2 0 0 5
75
„Niektóre ze zwierząt doznały u r a z u genitaliów w wyniku penetracji waginalnej i analnej, z a d a w a n o im też r a n y cięte i k ł u t e " .
W okresie od 2 0 0 0 do 2 0 0 4 roku o p i s a n o 119 p r z y p a d k ó w zoofilii, w zesta­
wieniu z jedynie t r z e m a z n a n y m i z lat siedemdziesiątych, 17 w latach o s i e m ­
dziesiątych i 70 w latach dziewięćdziesiątych.
J e d n a k a u t o r k a r a p o r t u , Katarina A n d e r s s o n , powiedziała AFP, że w z r o s t
liczby u d o k u m e n t o w a n y c h p r z y p a d k ó w nie m u s i koniecznie oznaczać, że taki
wzrost nastąpił w rzeczywistości.
„Wiemy, że m u s i a ł y mieć miejsce również przypadki, k t ó r e nie zostały u d o k u ­
m e n t o w a n e " - powiedziała, dodając, że ludzie stali się również bardziej wraż­
liwi na p r o b l e m w o s t a t n i c h kilku latach i w związku z t y m p r a w d o p o d o b n i e
częściej d o n o s z ą o podejrzanych przypadkach w ł a d z o m .
A n d e r s s o n powiedziała, że t r u d n o jest stwierdzić, czy seks ze z w i e r z ę t a m i
jest bardziej p o w s z e c h n y w Szwecji niż w innych krajach.
„Nie da się tego powiedzieć. Nie d y s p o n u j e m y t a k i m i b a d a n i a m i z innych
krajów, ponieważ nikt jeszcze nie p r z e p r o w a d z i ł takich b a d a ń " - m ó w i .
Zoofilia nie jest nielegalna w Szwecji. Zakaz t e g o rodzaju praktyk został znie­
siony w 1944 roku wraz ze z n i e s i e n i e m zakazu praktyk h o m o s e k s u a l n y c h .
Jednakże osoba może zostać u z n a n a za w i n n ą okrucieństwa wobec zwierząt,
jeśli prokuratura może dowieść, że zwierzęta te doznały urazów fizycznych lub
psychicznych.
Agencja Opieki nad Z w i e r z ę t a m i stwierdziła, że zwierzęta są w niewystar­
czający s p o s ó b c h r o n i o n e przed cierpieniem przez o b e c n e p r a w o d a w s t w o , ale
powstrzymuje się p r z e d ż ą d a n i e m zakazu.
76
FRONDA 37
K O M E N T A R Z E
N i g e l F u r m a n d e r | 29 kwietnia 2 0 0 5 | 17.10 | K o m e n t a r z do r a p o r t u
Cóż, wiecie, jak to się m ó w i : „ P o t w ó r nie potwór, byle miał o t w ó r ! " .
T o m | 29 kwietnia 2 0 0 5 | 17.14 | K o m e n t a r z do r a p o r t u
To nie moja działka, ale hej - czy jest tu jazda k o n n a ?
P a d d y | 29 kwietnia 2 0 0 5 | 17.22 | K o m e n t a r z do r a p o r t u
Nie m o g ę uwierzyć, że zoofilia jest w Szwecji legalna!
P a d d y | 29 kwietnia 2 0 0 5 | 17.27 | K o m e n t a r z do r a p o r t u
Dlaczego właśnie konie? Z a w s z e myślałem, że m u s z ą być b a r d z o niewygod­
ne do dosiadania. Z owcą na p e w n o byłoby łatwiej; właściwa wysokość itp.
Konie wściekle kopią swoimi z a d n i m i n o g a m i !
D a v i d K i n g | 29 kwietnia 2 0 0 5 | 17.37 | K o m e n t a r z do r a p o r t u
Zoofilia nie jest nielegalna w Szwecji!? Z o s t a ł a zalegalizowana w 1944 wraz
z h o m o s e k s u a l i z m e m , kiedy reszta świata walczyła na wojnie. Och, wy, libe­
ralni Szwedzi, jesteście tacy bardzo, b a r d z o a w a n g a r d o w i . Oczywiście jeśli
współczesny mężczyzna d o k o n a takiego wyboru, m o ż e , jak najbardziej, mieć
męskiego p a r t n e r a . Ale, ludzie, w tych swoich wypaczonych praktykach daj­
cie spokój zwierzętom. Jest p o w s z e c h n i e u z n a n e w cywilizowanym świecie,
że konia dosiada sie bez w z w o d u i s t o ł k a do dojenia krów.
O r j a n M a l m s t e d t | 29 kwietnia 2 0 0 5 | 19.29 | K o m e n t a r z do r a p o r t u
Ta
dyskusja
jest
śmieszna
już
sama
w
sobie.
Co
będzie
następne?
Wykorzystywanie seksualne m r ó w e k , czy co?
N i g e l E.j. Griffiths | 29 kwietnia 2 0 0 5 | 19.33 | K o m e n t a r z do r a p o r t u
To jest c h o r e . . . Chociaż śmiać mi się chce, ale to jest t o . Skoro p r a w o się nie
zmienia, więc m u s i to być n o r m a . To pokazuje, jak chore jest szwedzkie s p o ­
ł e c z e ń s t w o . . . I m t o w s z y s t k i m m u s i o d p o w i a d a ć . Każdy, k t o m a farmę, m u s i
być podejrzany, czy członkowie p a r l a m e n t u nie mają farm? Ciiiicho, mały, nie
ruszaj się, będziesz spokojny?
O r j a n M a l m s t e d t | 29 kwietnia 2 0 0 5 | 19.47 | K o m e n t a r z do r a p o r t u
Nigel, on nie ma - z tego, co w i e m - koni. Ale ma A n i t r ę Steen [żona G o r a n a
Perssona, a j e d n o c z e ś n i e dyrektor System Bolaget - szwedzkiej sieci s k l e p ó w
z alkoholem, będącej m o n o p o l e m p a ń s t w o w y m - przyp. t ł u m . ] .
M a r k Boy | 29 kwietnia 2 0 0 5 | 20.24 | K o m e n t a r z do r a p o r t u
To dla m n i e dziwne, że zoofilia nie jest nielegalna, głównie dlatego, że zwierzę
JESIEŃ 2 0 0 5
77
się nie zgadza, czy to nie jest GWAŁT? Z g a d z a m się - żyj i p o z w ó l żyć i n n y m
- ALE to n a p r a w d ę rozciąga tę figurę r e t o r y c z n ą po skraj jej możliwości.
R u t h G e i s l e r | 29 kwietnia 2 0 0 5 | 20.37 | K o m e n t a r z do r a p o r t u
H m m . Ale jeśli seks ze z w i e r z ę t a m i zaklasyfikować jako gwałt, to zarzynanie
ich na m i ę s o byłoby m o r d e r s t w e m .
N i g e l E.j. Griffiths | 29 kwietnia 2 0 0 5 | 21.21 | K o m e n t a r z do r a p o r t u
To m u s i być świetny biznes, sprzedawać b u t y na p o n a d w y m i a r o w y c h kotur­
nach i p o d n o ś n i k i . J e s t e m zaskoczony, że o b r o ń c y zwierząt nie wzięli się za
to. A co ze związkami farmerów na rzecz zadowalania zwierząt? Ta legalność,
to świetny s p o s ó b na zmniejszenie liczby ludności.
O r j a n M a l m s t e d t | 29 kwietnia 2 0 0 5 | 2 1 . 4 7 | K o m e n t a r z do r a p o r t u
Nigel, Nigel - my potrzebujemy więcej ludzi w tym kraju - nie jakichś na
wpół ludzkich koni... M u s i m y zapewnić sobie emerytury. Ale ok, jeśli koń
m o ż e zapewnić m i e m e r y t u r ę , t o idę n a t o .
O r j a n M a l m s t e d t | 29 kwietnia 2 0 0 5 | 21.49 | K o m e n t a r z do r a p o r t u
Ruth, ile koni miałaś? A ile końskiego m i ę s a zjadłaś?
A n o n i m | 30 kwietnia 2 0 0 5 | 11.09 | K o m e n t a r z do r a p o r t u
Kiedy Szwecja legalizowała zoofilię, co m i a ł a na myśli? Skoro coś nie jest
nielegalne, to dlaczego ludzie się na to skarżą? Czy Szwedzi nie m o g ą z m i e n i ć
tego prawa, jeśli ich to m a r t w i ? W m o i m m n i e m a n i u o n i by tego nie zmienili.
Ale w m o i m p r z e k o n a n i u Szwecja to czasem głupi kawał.
M a r k B o y | 30 kwietnia 2 0 0 5 | 11.19 | K o m e n t a r z do r a p o r t u
Z a s t a n a w i a m się, dlaczego tylu f o r u m o w i c z ó w skarży się i p o t ę p i a Szwecję.
Mieszkam tu już p o n a d rok i uwielbiam t e n kraj. Dlaczego m i a ł b y m mieszkać
w kraju, w k t ó r y m j e s t e m nieszczęśliwy i z k t ó r e g o p r a w a m i się nie zga­
dzam?
O r j a n M a l m s t e d t | 30 kwietnia 2 0 0 5 | 12.19 | K o m e n t a r z do r a p o r t u
A n o n i m , Szwecja to nie jest czasem głupi kawał - to głupi kawał zawsze, a ty,
Mark, nie uwierzyłbyś, jak wielu ludzi wyjechałoby ze Szwecji, gdyby m o g ł o .
A ja j e s t e m j e d n y m z nich i na szczęście m a m szansę wynieść się do mojej
dziewczyny do i n n e g o kraju, który nie jest doskonały, ale na p e w n o lepszy
od Szwecji. Mark, wydajesz się zarażony tą chorobą, której na i m i ę SDR
Wystarczająco s m u t n e , że jest zbyt wielu Szwedów. Ale ok, ta liczba spada.
78
FRONDA
37
M i k e | 30 kwietnia 2 0 0 5 | 12.59 | K o m e n t a r z do r a p o r t u
Mark, Szwecja jest w s p a n i a ł a na parę lat. Zabierze ci p a r ę lat, z a n i m się o b u ­
dzisz z ręką w nocniku, ale w t e d y będziesz zbyt biedny, by uciec.
M i k e | 30 kwietnia 2 0 0 5 | 13.01 | K o m e n t a r z do r a p o r t u
Zoofilia... Brzmi jak w s p a n i a ł e możliwości dla n o w e g o p o d a t k u . Sorry, nie
m o g ł e m się p o w s t r z y m a ć .
Kelvin | 30 kwietnia 2 0 0 5 | 18.44 | K o m e n t a r z do r a p o r t u
To do p e w n e g o s t o p n i a kwestia m o r a l n o ś c i . Kiedy Szwecja legalizowała z o o filię i h o m o s e k s u a l i z m , reszta świata była zajęta wojną. Ten artykuł wydał
mi się interesujący: Przez 40 lat, od 1935 do 1976 roku, za r z ą d ó w socjalde­
mokratów, kiedy b u d o w a n o p a ń s t w o d o b r o b y t u , Szwedzi prowadzili politykę
„higieny r a s o w e j " w stylu n a z i s t o w s k i m . [...]
F r a n c o F r e s c o v a l d i | 30 kwietnia 2 0 0 5 | 18.46 | K o m e n t a r z do r a p o r t u
Nie dziwią m n i e takie wieści ze Szwecji. Ludzie są tu tak zafascynowani
k o m u n i z m e m i d e k a d e n c k i m liberalizmem. Są a w a n g a r d ą europejskiego
upadku.
R a c h e l A s p o g a r d | 30 k w i e t n i a 2 0 0 5 | 18.59 | K o m e n t a r z do r a p o r t u
Z g a d z a m się z tobą, Franco, w z u p e ł n o ś c i . . . Ale czy kobiety tutaj są tak kiep­
skie, by trzeba było r e k o m p e n s o w a ć to sobie z k o n i e m ?
F r a n c o F r e s c o v a l d i | 30 kwietnia 2 0 0 5 | 19.54 | K o m e n t a r z do r a p o r t u
Rachel, dzięki; w p r o s t przeciwnie. Byłem w w a s z y m kraju i u w a ż a m , że ko­
biety t a m są b a r d z o piękne. [...]
N i g e l E.j. Griffiths | 1 maja 2 0 0 5 | 10.32 | K o m e n t a r z do r a p o r t u
Myślałem, że skończy się to na p a r u świńskich kawałach. A to byłoby t o .
Zawsze myślałem, że polityka s o c j a l d e m o k r a t ó w jest ł a g o d n ą formą k o m u ­
n i z m u per se. Polityczna indoktrynacja pozwalająca k o n t r o l o w a ć masy. Ten
rodzaj indoktrynacji zwykle działa w tych krajach, które, m ó w i ą c k r ó t k o ,
żywią m e n t a l n o ś ć wieśniaczą i głęboką nieufność w o b e c z m i a n . Najbardziej
proaktywne kraje mają dziś grupy o b r o ń c ó w zwierząt, n p . w Wielkiej Brytanii
RSPCA, i jeśli miały takie p r a w a jak p r z y t o c z o n e tutaj, to je zniosły.
N i g e l E.j. Griffiths | 1 maja 2 0 0 5 | 10.49 | K o m e n t a r z do r a p o r t u
Dalej, to nie jest dobry znak dla dzisiejszego s p o ł e c z e ń s t w a szwedzkiego.
Szwecja c h ę t n i e chwali się światu, jaka jest n o w o c z e s n a i p o s t ę p o w a . Jeśli
Szwedzi jako całość wraz z r z ą d e m nie zmienili p r a w a o zoofilii, to oznacza,
że w najlepszym wypadku p o d o b a im się to p r a w o wraz ze wszystkim, co
JESIEŃ 2 0 0 5
79
niesie. A to jest b a r d z o prymitywne, delikatnie m ó w i ą c . To p r a w o c h r o n i
jedynie partię feministyczną. Ten fakt w tym wypadku nie jest nieprzyzwoity.
Nieprzyzwoity jest fakt, że Szwecja przez tak długi czas p o z o s t a w i ł a to p r a w o
n i e n a r u s z o n e . [...]
R u d y p i p e r | 1 maja 2 0 0 5 | 13.10 | K o m e n t a r z do r a p o r t u
Ten kraj jest rzeczywiście śmieszny! Czy nie jest ś m i e s z n e , że zalegalizowali
zoofilię i zdelegalizowali prostytucję? CHORY, CHORY n a r ó d !
M a r k B o y | 1 maja 2 0 0 5 | 18.05 | K o m e n t a r z do r a p o r t u
Śmieszna jest ta stronka, skoro r o z m ó w c y nie krytykują Szwecji, tylko walczą
między sobą!!! „Dziwni ludzie".
D a v i d o l | 2 maja 2 0 0 5 | 12.05 | K o m e n t a r z do r a p o r t u
Teraz wiem, dlaczego rolnicy dostają te wszystkie unijne d o p ł a t y . . . Ale jazda!
;-)
T o n y | 2 maja 2 0 0 5 | 15.20 | K o m e n t a r z do r a p o r t u
Czy tylko pewni ludzie mają głos - skoro n i e k t ó r e k o m e n t a r z e są k a s o w a n e ,
a inne pozostają?!
S t e p h e n H o p k i n s | 2 maja 2 0 0 5 | 22.49 | K o m e n t a r z do r a p o r t u
Pierwszy raz widziałem artykuł o t y m jakiś miesiąc t e m u . Za p i e r w s z y m ra­
z e m myślałem, że to primaaprilisowy żart, d o p ó k i nie zobaczyłem d a t y t e g o
artykułu. Z n a l a z ł e m to na anglojęzycznym n o r w e s k i m serwisie informacyj­
nym, więc p o m y ś l a ł e m , że to p e w n i e złośliwy żart. Teraz j u ż nigdy nie b ę d ę
w stanie patrzeć w pracy na m o i c h szwedzkich kolegów w t e n s a m s p o s ó b
N e l l y | 4 maja 2 0 0 5 | 13.32 | K o m e n t a r z do r a p o r t u
Ten wątek szczęśliwie pozwolił mi stracić pięć m i n u t mojego d n i a pracy.
Widzę, że ludzie prześcigają się, dyskutując o tym w s z y s t k i m z taką pasją, ale
myślę, że to nie w porządku obarczać cały n a r ó d odpowiedzialnością za p a r u
krewkich dżokejów. J e s t e m p o d w r a ż e n i e m , że taka kwestia m o ż e wywołać
takie p o r u s z e n i e i tak wiele emocji.
S c o t t B o o t h | 22 lipca 2 0 0 5 | 17.24 | K o m e n t a r z do r a p o r t u
Wow... musicie być nieźle z d e s p e r o w a n i , by chcieć poszaleć ze zwierza­
kiem... Jakimkolwiek zwierzakiem. A co do p s e u d o n a u k i zwanej eugeniką,
którą Kelvin przypomniał, zapoczątkował ją Bryt..., a m i a ł przynajmniej t y t u ł
„sir", stąd wnioskuję, że był Brytem... w 1865 roku. Wierzę, że w praktyce
została z a s t o s o w a n a w barbarzyńskich S t a n a c h Zjednoczonych Paranoi, jed80
FRONDA
37
nak, a tak, Heinrich H i m m l e r dobrze odrobił swoje lekcje. Czy eugenika, czy
też pragnienie u t r z y m a n i a czystości rasowej, jest czymś d o b r y m ? N i e w i e m ,
ale jeśli twoją pracą miałoby być decydowanie, k t o p o w i n i e n się r o z m n a ż a ć ,
a kto nie, to czy twoje s t a n o w i s k o nie p o w i n n o mieć nazwy, h m m , Bóg?
Dodaj swój k o m e n t a r z . . .
Zapis dyskusji ze szwedzkiego internetowego serwisu wiadomości „The locai" (wersja anglojęzyczna),
http://www.thelocal.se/article.php7id = 1357&date = 20050429
W porze naszej dobranocki pustoszeją ulice, zamykane
są ostatnie puby. Spacerując w świeżym śniegu, wyraź­
nie czuję jednak na sobie czyjś wzrok, jakieś zimne,
nieludzkie spojrzenie. Tak jakby z wież kościołów albo
z murów obronnych patrzyły na mnie szeroko otwarte
oczy miasta. A może to tylko złudzenie?
VISBY
W O J C I E C H
W E N C E L
Na tym skończono zebranie w domu misyjnym.
Decyzja została podjęta.
Wszyscy się zgodzili dać uciekinierce dwa tygodnie. Będą więc patrzeć w lustro,
przekonani, że zrobili, co mogli... albo nawet więcej, niż większość ludzi by
zrobiła.
Prom dobija do przystani i j e s t e ś m y w niebie. Dwaj polscy poeci na stypen­
d i u m Baltic C e n t r ę for Writers a n d Translators w Visby na Gotlandii. P i ę k n a
wyspa, piękne m i a s t o , w perspektywie trzy tygodnie prawdziwej wolności.
Do dyspozycji: pokoje z w i d o k i e m na k a t e d r ę i m o r z e , kuchnia, biblioteka,
s a u n a fińska, rowery i k o m p u t e r y . . . Będzie c u d o w n i e ! Będziemy spacerować
po plaży, oddychać rześkim p o w i e t r z e m , modlić się i pisać wiersze. Jak tu ci­
cho, jak spokojnie! N i k t po n a s nie wyszedł, ale to z r o z u m i a ł e . J e s t j u ż d o b r z e
po północy. W kieszeni ściskam w y d r u k zaproszenia i kartkę ze szczegółowy­
mi instrukcjami, gdzie znaleźć klucze do sypialni.
Miasto leży na skarpie. Kiedy taksówka wiezie n a s wąskimi i krętymi ulicz­
kami na sam jego szczyt, zastanawiam się, p r z e d czym tu uciekliśmy. Może
2
FRONDA 37
przed odpowiedzialnością, pracą i „zwykłym życiem", a m o ż e przed pustką,
która rosła w naszych wierszach i d u s z a c h przez ostatni rok. Ale teraz to się
nie liczy. Trzeba otworzyć pokój, wykąpać się i zasnąć. Żegnajcie, c i e m n e świecidła, zapomnij o m n i e , depresjo, dobranoc, d u c h u nicości. D o b r a N o c .
- Ja widzę piękne miasteczko otoczone wspaniałymi górami. Miejsce, w którym
ludzie mają nadzieje i marzenia. Nawet w najtrudniejszych warunkach. I sie­
dem figurek, które wcale nie są okropne.
Budzą m n i e śmiechy dzieci zjeżdżających na sankach w p r o s t p o d m u r p r o t e ­
stanckiej katedry św. Marii. Z o k n a widzę w ł a ś n i e tę świątynię, o ś n i e ż o n e da­
chy d o m ó w i pas m o r z a w tle, po k t ó r y m w o l n o p r z e s u w a się p o r a n n y p r o m .
W p o ł u d n i e z katedralnej wieży dobiegają dźwięki barokowej melodii.
Wychodzimy do m i a s t a obejrzeć ruiny k i l k u n a s t u świątyń wzniesionych
w XII i XIII wieku, głównie przez franciszkanów i d o m i n i k a n ó w . O g l ą d a n e po
raz pierwszy robią o g r o m n e w r a ż e n i e . Stoimy p o d r u i n a m i kościoła święte­
go Mikołaja, podziwiając jego białe, k a m i e n n e m u r y oraz łuki, rozety i o s t r o
sklepione okna, aż nagle w pobliżu rozlega się p o t ę ż n y t r z e p o t skrzydeł. Echo
p o w t a r z a go kilkakrotnie, składając h o ł d uświęconej p r z e s t r z e n i . I kiedy j u ż
prawie jesteśmy pewni, że to anioły, z w n ę t r z a ruin wylatuje s t a d o gołębi.
Tak, Visby to p i ę k n e m i a s t o . D o b r z e jest w c z e s n y m w i e c z o r e m stanąć na
skarpie i patrzeć na oświetlone ż ó ł t y m blaskiem latarń ulice i c h o d n i k i . Tam
w dole spokojnie toczy się życie... Mieszkańcy Visby nigdzie się nie spieszą,
nie pędzą s a m o c h o d a m i na z ł a m a n i e karku; ich świat wydaje się d o s k o n a l e
uporządkowany, harmonijny jak n a b o ż e ń s t w o w k a t e d r z e świętej Marii, gdzie
o p o r a n k u m o ż n a usłyszeć ascetyczne śpiewy k i l k u n a s t u wiernych. A jeśli p o ­
jawi się w n i m jakiś e l e m e n t chaosu, jest n a t y c h m i a s t w s p ó l n y m i siłami n e u ­
tralizowany. O b r a z e k z rynku: pijany Turek, który rozbił l u s t e r k o czyjegoś
volvo, leży na śniegu z wykręconymi przez p r z e c h o d n i ó w n o g a m i . Wszyscy
w dostojnym milczeniu czekają na przyjazd policji.
Nazwanie Dogville pięknym było co najmniej oryginalne. Grace rzucała właśnie
ostatnie spojrzenie na figurki, które kilka dni wcześniej uznałaby za w złym
guście, gdy nagle poczuła coś, co najlepiej można by opisać jako maleńką zmianę
światła nad Dogville.
JESIEŃ 2 0 0 5
83
N i e b o nad Visby jest czyste jak m o r z e u jego s t ó p . Przy ś n i a d a n i u dzieli­
my się w r a ż e n i a m i z pierwszych d n i p o b y t u . D o c h o d z i m y do wniosku, że
Szwedzi są m i s t r z a m i porządku i dbałości o d o b r o w s p ó l n e , ich zasady s p o ­
łecznego współżycia są p r o s t e i p o w s z e c h n i e s z a n o w a n e , ś w i a d o m o ś ć oby­
watelska i k u l t u r a o s o b i s t a stoją na b a r d z o w y s o k i m poziomie, sprzęty p o ­
rażają funkcjonalnością. N a w e t ruiny kościołów świadczą o p r z e w a d z e miej­
scowych zakonników n a d tymi z p o ł u d n i a Europy. Kiedy u n a s b u d o w a n o
r o m a ń s k i e wieże, tu powstawały w s p a n i a ł e świątynie, łączące styl r o m a ń s k i
z gotykiem.
Godzinę później fotografujemy p o r o ś n i ę t e b l u s z c z e m elewacje p a r t e r o ­
wych domków, jakby z b u d o w a n y c h z klocków Lego. O k n a n i e m a l wszyst­
kich mieszkań są o d s ł o n i ę t e , widać każdy sprzęt w reprezentacyjnym p o k o ­
ju. Dlaczego? - Ludzie chcą pochwalić się u r z ą d z e n i e m d o m u , a j e d n o c z e ś n i e
pokazać, że żyją tak s a m o z a m o ż n i e jak inni - wyjaśnia Emeli, dziennikarka
lokalnej gazety, która pragnie zrobić z n a m i wywiad.
Tylko gdzie są ci ludzie? Ponoć mieszkańcy Visby celebrują swój szlachet­
ny materializm w głębi mieszkań. Wczesnym p o p o ł u d n i e m m ł o d z i e ż o k u p u ­
je jeszcze kawiarnie. Piękne jak k r ó l o w e śniegu dziewczyny i wiotcy chłopcy
w m o d n y c h czapkach na głowie grają w warcaby albo w gry p l a n s z o w e przy fi­
liżance kawy z m l e k i e m . Dorośli wolą r z u t k i . W p o r z e naszej d o b r a n o c k i p u ­
stoszeją ulice, z a m y k a n e są o s t a t n i e puby. Spacerując w świeżym śniegu, wy­
raźnie czuję j e d n a k na sobie czyjś wzrok, jakieś z i m n e , nieludzkie spojrzenie.
Tak jakby z wież kościołów albo z m u r ó w o b r o n n y c h patrzyły na m n i e szero­
ko o t w a r t e oczy miasta. A m o ż e to tylko z ł u d z e n i e ?
84
FRONDA 37
- Zauważyła pani drewnianą iglicę na dachu domu misyjnego? O piątej po
południu rzuca cień na sklep spożywczy Ginger. Dokładnie na literę „O" w wy­
razie „Otwarte" na wywieszce. Może mówi ludziom, że pora zrobić zakupy na
kolację.
Rozmowa Grace z Jackiem okazała się symptomatyczna dla postawy Dogville. Z rezerwą, ale przyjaźnie.
Visby to najbezpieczniejsze m i a s t o p o d s ł o ń c e m . Na c h o d n i k a c h ani śladu pi­
jaków czy agresywnych wyrostków, czasem m o ż n a za to zobaczyć p a r ę obej­
mujących się gejów. Alkohol sprzedawany jest w sieci sklepów p r z y p o m i n a ­
jących nasze apteki. System kontroli działa n i e z a w o d n i e : Tadeusz, k t ó r y za­
p o m n i a ł paszportu, m u s i wrócić po niego do Baltic C e n t r ę , żeby u d o w o d n i ć
kasjerce, że ukończył 21 lat. J e s t piątek. Mężczyzna stojący w kolejce p r z e d
n a m i kupuje pięć b u t e l e k w ó d k i i whisky. Na tylach k t ó r e g o ś z p a r t e r o w y c h
d o m k ó w szykuje się niezła impreza.
Wieczorem i my b a w i m y się na prywatce. Z a p r o s z e n i przez łotewskie­
go s t u d e n t a J u s t a s a siedzimy w kole na dywanie w ś r ó d m ł o d y c h ludzi z wy­
działu e k o n o m i i G o t l a n d University College. J u s t a s rzuca jabłko. Kto złapie,
m u s i powiedzieć kilka zdań o sobie. Kędzierzawy szwedzki kompozytor, k t ó ­
ry - p o d o b n i e jak my - trafił tu jako „ciekawy człowiek", przez dwie godziny
wpatruje się w Tadeusza jak w obrazek. - Masz s e k s o w n ą koszulkę - wskazuje
w końcu na „ f r o n d o w y " t-shirt z n a p i s e m No sex until marriage. - Gdzie m ó g ł ­
bym taką kupić?
Wszyscy są tutaj dla n a s mili: uśmiechają się, pytają „Jak się m a s z ? " ,
„O czym piszesz?", „Czy jesteś k a t o l i k i e m ? " . I zawsze sprawiają w r a ż e n i e za­
dowolonych z naszych odpowiedzi.
- Przyglądają ci się. Jeśli ty już ich kochasz, ich trzeba trochę przekonać.
Masz dwa tygodnie, by cię zaakceptowali.
- Mówisz, jakby to była jakaś gra.
- Bo jest. Gramy. Czy ocalenie ci życia nie jest warte małej gry?
Przed p o ł u d n i e m do pokoju Tadeusza p u k a szwedzka t ł u m a c z k a . Mówi, że
zginął jej zegarek, i pyta, czy go p r z y p a d k i e m nie znaleźliśmy. - Niestety, nie
JESIEŃ 2 0 0 5
85
- o d p o w i a d a m y zgodnie z p r a w d ą . - Poszukajcie jeszcze. Wczoraj do p ó ź n a
siedzieliście w bibliotece, a t a m go chyba z o s t a w i ł a m .
Za godzinę wizyta amerykańskiej pisarki. - Zginęły mi okulary. Nie wie­
cie, gdzie są? Zaprzeczamy, ale A m e r y k a n k a nie rezygnuje. - Zobacz, czy nie
ma ich w t w o i m pokoju - prosi z a k ł o p o t a n a . G r a m o l ę się na pierwsze pię­
tro, przerzucam kartki i gazety, choć wiem, że żadnych innych okularów,
oprócz moich, t a m nie znajdę. - Ok, zapomnijmy o t y m - słyszę po powrocie
na parter.
86
FRONDA 37
Tego d n i a d ł u g o siedzimy w M a s t e r s - jedynej czynnej do p ó ź n a knajpie
w Visby. Dwie m ł o d e , ale niezbyt u r o d z i w e Szwedki chcą n a s powozić s a m o ­
c h o d e m po wyspie. Zostawiają swój e-mail na wypadek, gdybyśmy się zdecy­
dowali: imię - liczba 666 - m a ł p a - n a z w a serwera. N i e decydujemy się, za­
m a w i a m y po kolejnym piwie. Nic dziwnego, że kiedy trafiam w k o ń c u do łóż­
ka, prawie n a t y c h m i a s t zasypiam. N a d r a n e m b u d z i m n i e h a ł a s dochodzący
z korytarza: t u p o t nóg, a raczej łap d u ż e g o zwierzęcia. Z u p e ł n i e jakby jakaś
nieziemska n u t r i a pędziła o d o k n a d o o k n a n a z ł a m a n i e karku.
Grace dobrze się bawiła. Można powiedzieć, że lubiła ich wszystkich, łącznie
z tymi, którzy powitali ją niechętnie i wrogo. Nie każdego bowiem zjednała
w pełni czy nawet w połowie, jak to przedstawiał Tom. Załeżałojej na Dogville
i pokazała miastu swoją twarz. Swoją prawdziwą twarz. Ale czy to wystar­
czyło?
Tadeusz też słyszał n u t r i ę . Śniadanie nie smakuje n a m j u ż tak jak daw­
niej. - Czy jesteście przyjaciółmi? - pyta w przelocie niemiecki prozaik.
- Oczywiście - odpowiadamy. N i e m i e c u ś m i e c h a się tajemniczo i wychodzi
do biblioteki.
H. jest s z w e d z k i m p i s a r z e m średniego pokolenia, a u t o r e m kilku powieści.
Po w s p ó l n y m wieczorze a u t o r s k i m w Baltic C e n t r ę r o z m a w i a m y z n i m przy
k u c h e n n y m stole, pijąc wino. Zaczyna się od p o l e m i k cywilizacyjnych, w k t ó ­
rych nasz r o z m ó w c a testuje slogany p o s t m o d e r n i s t ó w . - M ó w i s z o prawdzie,
ale co to jest prawda? Mówisz o miłości, ale cóż to jest miłość? Wreszcie d o ­
chodzimy do bardziej szczegółowych kwestii:
- Co takiego jest w Polsce, że jeszcze chcecie t a m mieszkać?
- A co takiego jest w Szwecji?
- Wszystko: klimat, n a t u r a . . .
- C h c e m y żyć w Polsce, bo t a m mieszka Maryja, M a t k a Boga.
- Nie wierzę ci, mój drogi.
Dla H. miłość jest n a m i ę t n o ś c i ą , co każe mu p o j m o w a ć w kontekście h o ­
m o s e k s u a l n y m n a w e t ewangeliczny przekaz o Janie, n a j m ł o d s z y m z a p o s t o ­
łów, „ u m i ł o w a n y m u c z n i u " Jezusa. - My w Polsce m a m y lepsze t ł u m a c z e ­
nie N o w e g o T e s t a m e n t u . Nic nie piszą w n i m o tym, że C h r y s t u s był gejem
- żartuję, żeby rozładować atmosferę. N i e p o m a g a . Po wypiciu kolejnej b u t e l JESIEŃ 2 0 0 5
87
ki w i n a H. zaczyna błądzić palcami po ręce i klatce piersiowej o n i e ś m i e l o n e ­
go Tadeusza. Powstrzymuje go d o p i e r o groźba użycia siły. Z d e c y d o w a n i e nie
chce ze m n ą walczyć, ma łzy w oczach.
Nazajutrz j e d n a k uroczyście m n i e przeprasza. - N i e ma p r o b l e m u - m ó ­
wię pojednawczo - wszyscy byliśmy pijani.
- Jak tam idzie akcja oszukiwania?
- Nie próbuję nikogo oszukać.
- Chodzi mi o Dogville. Nabrało cię już?
- Myślałam, że sugerujesz, iż wykorzystuję miasto.
- Pobożne życzenie. To miasto jest zepsute. Na wskroś.
Łotewski
poeta,
którego
spotykamy
później na mieście, wyznaje, że s a m kil­
kanaście lat t e m u miał p o d o b n e przy­
gody. - Na szczęście teraz j e s t e m stary
i brzydki, homoseksualiści już się m n i e
nie czepiają. Takie sytuacje to specyfika
tego kraju. Jeśli chce się p o n o w n i e d o ­
stać s t y p e n d i u m , nie w a r t o ich nagłaś­
niać - tłumaczy.
Po tygodniu p o b y t u w Visby ru­
iny świątyń powoli przestają n a s fa­
scynować.
piękne.
Niby wszystko wokół jest
Nieustannie
Wieczorem
światło
huczy
latarń
morze.
przegląda
się w zlodzonym bruku przed r u i n a m i
świętej Katarzyny i świętego Klemensa,
ale w głębi tego obrazu kryje się jakaś
pustka. Mieszkańcy żyją doskonale świeckim życiem, niespiesznie robiąc za­
kupy w supermarkecie albo przesiadując w swoich parterowych d o m k a c h .
Na pytanie o s e n s o w n o ś ć p r a w a gejów do adopcji dzieci każdy z naszych roz-
88
FRONDA 37
mówców, bez względu na płeć i wiek, o d p o w i a d a , że je popiera. Kiedy p r ó ­
bujemy przekonywać, że h o m o s e k s u a l i z m to c h o r o b a , najpierw słyszymy fra­
zes o „różnicach k u l t u r o w y c h " m i ę d z y Szwecją a Polską, a zaraz p o t e m szy­
d e r s t w o z naszej zaściankowości. Przywołanie a u t o r y t e t u papieża wywołuje
już obelgi. - To on jeszcze żyje? - pyta H. - Fuck the pope! - krzyczy s t u d e n t k a
miejscowego u n i w e r s y t e t u .
Podczas obiadu znajoma Szwedka wyjaśnia,
że pięćdziesiąt p r o c e n t
miejscowych pisarzy to geje albo ludzie, którzy „choć raz t e g o p r ó b o w a l i " .
Okazuje się, że n a w e t p a s t o r z katedry świętej Marii żyje z organistą.
Przy okazji dowiadujemy się, że pisarze z Baltic C e n t r ę skarżą się na
uciążliwości związane z naszymi p ó ź n y m i p o w r o t a m i do ośrodka. Po kola­
cji p o d e j m u j e m y więc p r ó b ę pojednania, zapraszając kil­
ka o s ó b na kieliszek w i n a . N i e m i e c k i prozaik wyznaje, że
był kiedyś w G d a ń s k u . - To t a m , gdzie k r a d n ą s a m o c h o ­
dy - śmieje się. Kiedy kończy się w i n o , s t a w i a m y na sto­
le k u p i o n ą w Visby b u t e l k ę fińskiego c a m p a r i . - To szam­
p a n czy s z a m p o n ? - pyta n o r w e s k a p o e t k a . - S z a m p o n
- m ó w i ę , p o d n o s z ą c się z krzesła. W d r z w i a c h sły­
szę jeszcze k o m e n t a r z N i e m c a : - Pewnie przywieźli to
z Polski.
- Musisz być ostrożniejsza. Liz też nie była za ostrożna,
ale nie tłukła szklanek. Musisz zrozumieć, że pan Henson cięż­
ko pracuje, żeby zeszlifować wszystkie nierówności. Szklanki
są przez to kruche. Myślałam, że wiesz.
- To się nie powtórzy. Oczywiście zapłacę za nią.
- Nie musisz nam płacić.
- Przebolejemy to.
Dyskusja stała się jałowa. W pokoju błyskawicznie rozpracowujemy butelkę
wódki, a później wychodzimy do miasta. W piątki n i e k t ó r e knajpy są czynJESIEŃ 2 0 0 5
89
ne nieco dłużej, więc żeglujemy z jednej do drugiej, kilkakrotnie wszczynając
drobne zamieszki. Chcą mieć pijaków i złodziei, to będą ich mieli. Właściwie co
n a m m o g ą zrobić? Na rynku drzemy się na całe gardła, skandując jakieś kibolskie hasła. No już, niech n a s zgarną. Ale m i a s t o jest n i e m e , patrzy na nas swo­
imi wielkimi oczami. Kiedy wreszcie podjeżdża policyjny radiowóz, jesteśmy
pewni, że to kres naszej podróży. Z o k n a wychyla się głowa i słucha obelg rzu­
canych pod jej adresem. Ale po chwili szyba się u n o s i i s a m o c h ó d odjeżdża. No
tak, był z n a m i wywiad w „Gotlands Tidningar". Poetów z Polski nie ruszą.
W nocy z n ó w słyszę n u t r i ę . Biega po korytarzu i sapie, jest wyraźnie p o ­
b u d z o n a . Chcę sobie przypomnieć, co r o b i ł e m p r z e d s n e m , ale nie potrafię.
Pieprzona nutria, p i e p r z o n e m i a s t o . Dajcie mi spać.
To nie duma utrzymywała Grace przy życiu w te dni jesienne, gdy drzew
traciły liście. Raczej podobny do transu stan, który ogarnia zwierzęta w chwiłi
śmiertelnej grozy. Ciało reaguje mechanicznie, na niskich obrotach bez zbytniej
bolesnej refleksji.
Czarne, karłowate drzewa na p i e r w s z y m planie wyglądają, jakby rosły korze­
niami do góry. Stoimy na kamienistej plaży, c h ł o d z i m y p i w o w m o r z u i wyob­
rażamy sobie, że j e s t e ś m y lotnikami, którzy b o m b a r d u j ą Visby p o d c z a s wy­
imaginowanej wojny polsko-szwedzkiej. Żadnej litości. Na pierwszy ogień
- ruiny. Potem knajpy, d o m k i z klocków Lego i tak dalej, aż nie z o s t a n i e tutaj
kamień na kamieniu. - Fajnie by było, chociaż te cyborgi na p e w n o mają jakiś
s u p e r n o w o c z e s n y system b u n k r ó w - t r z e ź w o z a u w a ż a Tadeusz.
Wyjechać stąd, wrócić do Polski. Z o s t a w i ć tę r o z c h w i a n ą wyspę, t e n skan­
sen, t e n kościół bez Boga r a z e m z pisarzami, gejami, l u d ź m i na b a t e r i e i n u ­
trią, czymkolwiek o n a jest. W milczeniu snujemy się po mieście, żywimy się
tylko u Turków, z zasady nie pijemy s k a n d y n a w s k i e g o piwa. Z o s t a ł jeszcze ty­
dzień. Trzeba jakoś go przeczekać: dzisiaj sen do p o ł u d n i a , obiad, pijaństwo,
a j u t r o z n o w u to s a m o .
Czy Grace opuściła Dogville, czy przeciwnie, Dogvilleją opuściło...
Kiedy nareszcie n a d c h o d z i czas p o w r o t u , okazuje się, że o d w o ł a n o p o r a n n y
p r o m do N y n a s h a m n . Szybka decyzja: w r a c a m y dziś w i e c z o r e m . To nic, że
90
FRONDA 37
całą noc spędzimy w obcym mieście bez noclegu, w lutym. Ważne, że zdąży­
m y n a p r o m d o Gdańska.
G ł o ś n o podśpiewując, pakujemy się i w y c h o d z i m y na parking. Ze skarpy
ostatni raz patrzę na p a n o r a m ę Visby. Oczy m i a s t a na p r z e m i a n zamykają się
i otwierają. Mrugają, jakby chciały mi coś przekazać. Za p ó ź n o . O d w r a c a m się
na pięcie i widzę, jak Tadeusz z p o c h y l o n ą głową n i e r u c h o m i e j e m i ę d z y m a ­
skami samochodów. Tam w śniegu coś tkwi - coś leży o d r ę b n e g o i obcego,
choć niewyraźnego... i t e m u przygląda się mój kolega.
- Kurza łapka.
-Aha.
Była to kurza łapka. Kurza łapka w lodzie. Odcięta. Ze s z p o n a m i i p o m a r ­
szczoną skórą. Nieznacznie p o w i ę k s z o n a przez soczewkę lodu.
WOJCIECH WENCEL
Fragmenty wyróżnione kursywą są cytatami z filmu Dogv///e Larsa von Triera.
Na pomarszczonych, zasuszonych ciałach w kolorze
ciemnego orzecha zachowały się resztki worków za­
rzuconych na głowę oraz postronków, które krępowa­
ły przeguby rąk. Jeden mężczyzna miał bliznę na szyi,
która świadczyła o tym, że zanim jego ciało spoczęło
w bagnie, poderżnięto mu gardło.
W KRAJU ODYNA
Obrazki z podróży po Danii
P R Z E M Y S Ł A W
D U L Ę B A
Kobenhavn
Rześki p o d m u c h morskiej bryzy przywraca n a s do życia po t r u d a c h nocy
spędzonych na p r o m i e . W całym mieście czuć zapach m o r z a , czystego i przej­
mująco z i m n e g o m o r z a Północy.
M u z e u m N a r o d o w e w K o p e n h a d z e - n o , m o ż e z wyjątkiem British
M u s e u m i P e r g a m o n M u s e u m w Berlinie - s t a n o w i niedościgły w z ó r dla
wszystkich europejskich placówek tej rangi. Zabytki p r e z e n t o w a n e na wysta­
wie The Spoils of Victory p o c h o d z ą w większości z tzw. znalezisk bagiennych.
Są to depozyty ofiarne z broni, o z d ó b , narzędzi i w y t w o r ó w sztuki, s k ł a d a n e
na d n a c h zbiorników wodnych, przez l u d n o ś ć od zarania dziejów. Większość
zabytków jest związana z p l e m i o n a m i g e r m a ń s k i m i , k t ó r e zamieszkiwały
obszary Jutlandii i sąsiednich wysp, w starożytności z n a n y c h p o d n a z w ą
C h e r z o n e s u Cymbryjskiego. D u ż a ilość zabytków p o c h o d z i z miejscowości
Illerup Adal, gdzie o d k r y t o o g r o m n y depozyt b r o n i , części stroju i o z d ó b ,
będących ł u p a m i zdobytymi na najeźdźcach z p ó ł n o c n e j części Skandynawii.
O k o ł o 2 0 0 roku po Chr. miejscowi G e r m a n i e pokonali napastników, a wszyst­
ko, co po nich zostało, wrzucili do świętego jeziora, dając t y m s a m y m d o w ó d
wdzięczności b ó s t w o m , k t ó r e dały im zwycięstwo.
92
FRONDA 37
Jedną z wielu przemiłych osób pracujących w dziale edukacyjnym m u z e u m
jest Annie. Ta 40-letnia, uśmiechnięta hipiska, nosząca ubranie wzorowane na
strojach z epoki brązu, aczkolwiek znacznie mniej skromne, zaprowadziła nas do
sal przeznaczonych dla wycieczek szkolnych. Annie jest osobą odpowiedzialną
za promocję dziedzictwa kulturowego wśród młodzieży szkolnej, a trzeba przy­
znać, że w krajach skandynawskich jest to dosyć ważne i na ten cel przeznacza
się ogromne sumy państwowych funduszy. Ta pogodna, zgrabna i otwarta blon­
dynka prowadzi działający przy m u z e u m klub młodzieżowy „Hugin i M u n i n " .
Nazwa wywodzi się od imion dwóch kruków, nieodłącznych towarzyszy Odyna,
który w ich złowrogim towarzystwie, dosiadając ośmionogiego wierzchowca
Sleipnira, przemierzał przestworza. Hugin („pamięć") i M u n i n („myśl") obser­
wowali bacznie cały świat, donosząc Odynowi o wszystkich poczynaniach bogów
i śmiertelników. Annie zaproponowała nam, abyśmy zobaczyli, jak duńska m ł o ­
dzież zdobywa w przystępny sposób wiedzę na t e m a t dziedzictwa kulturowego.
Zorganizowała wystawę, która dotyczyła tradycji religijnych. Poprosiła dzieci,
aby przyniosły ze swych rodzinnych d o m ó w różne przedmioty związane z prak­
tykami religijnymi. Zdobyte w ten sposób artefakty Anni podzieliła na poszcze­
gólne półki, poświęcone różnym wyznaniom. Cała ekspozycja s k o m p o n o w a n a
była na planie koła, co - jak Annie wyjaśniła - ma specjalną w y m o w ę symbolicz­
ną. Z toku dalszej rozmowy m o ż n a było bez t r u d u się zorientować, że z lubością
rozprawiająca o energii kół Annie jest zafascynowaną duchowością buddyjską
adeptką jednego z licznych tutejszych guru o typowo wikińskim nazwisku.
Plakaty takich guru m o ż n a bez t r u d u spotkać na mieście.
Przy każdej z czterech ścian znajdowała się gablota, w której z g r o m a d z o n o
przyniesione przez dzieci eksponaty: p r z e d m i o t y u ż y w a n e przez w y z n a w c ó w
chrześcijaństwa, islamu, h i n d u i z m u i j u d a i z m u . Po raz pierwszy w i d z i a ł e m
na wystawie taki zwyczajny krucyfiks, o b r a z e k z Maryją czy też plastikowy
różaniec. Zdziwieni zauważyliśmy, że e k s p o n a t ó w związanych z h i n d u i z m e m
jest zdecydowanie najwięcej. Były to p r z e w a ż n i e książki, bajecznie k o l o r o w e
kodeksy, niewielkie figurki i gobeliny.
Roskilde
Roskilde to takie „duńskie Gniezno". W c e n t r u m miasta znajduje się potężna
gotycka katedra, mieszcząca ciała zmarłych duńskich królów. Większość z nas
JESIEŃ 2 0 0 5
93
bodajże pierwszy raz była w kościele za­
mienionym na zbór protestancki. Dziwnie
czuliśmy się w tej zakurzonej świątyni, do
której
sprzedawano
bilety,
gdzie wszędzie stały gablot­
ki z podpisami i objaśnie­
niami, gdzie prezbiterium
świeciło pustką po taberna­
kulum, gdzie wszędzie wid­
niały tabliczki z n u m e r a m i
luterańskich psalmów. Nie
katedra jest p r z e d m i o t e m
międzynarodowej
tego
sławy
niewielkiego miasta.
Rokrocznie odbywa się tu
znany festiwal muzyki ro­
ckowej, który niegdyś uchodził za jedną z głównych imprez europejskiej sceny
niezależnej.
W Roskilde, n a d brzegiem m o r z a , znajduje się w s p a n i a ł e Viking Ship
M u s e u m (nazwy oryginalnej nikt z n a s nie był w stanie wypowiedzieć, a co
dopiero z a p a m i ę t a ć ! ) , do k t ó r e g o d o ł ą c z o n a jest n i e s a m o w i t a stocznia, wy­
twarzająca wikińskie statki - drakkary i knory. Wszystko r o b i o n e jest m e t o d a ­
mi tradycyjnymi. Tuż o b o k hal stoczni, w niewielkim kanale stoją z a c u m o w a ­
ne gotowe łodzie. Wszędzie krzątają się u ś m i e c h n i ę c i m ł o d z i ludzie. Pokazują
n a m ochoczo stocznię, w a r s z t a t y i p r a c o w n i e . Wyglądają jak p r z e c i ę t n a m ł o ­
dzież w tej części Europy, wyróżnia ich j e d e n szczegół. Wszyscy n o s z ą na
szyjach m a ł e zawieszki w formie m i o t a T h o r a , który w E d d a c h nazywa się
Mjóllnir. Ten rodzaj ozdoby jest zdecydowanie najpopularniejszy u wszyst­
kich m i ł o ś n i k ó w średniowiecza, fascynatów epoki wikingów. Po kilku d n i a c h
przekonaliśmy się, że w każdym d u ń s k i m barze m o ż n a spotkać r o b o t n i k ó w
budowlanych, piekarzy, h a n d l o w c ó w czy s t u d e n t ó w d u m n i e noszących na
piersi m i o t T h o r a . W Szwedzkiej Birce znaleziono ciekawą formę odlewniczą
z XI wieku, za p o m o c ą której j e d n o r a z o w o o d l e w a n o d w a krzyżyki i j e d n ą
zawieszkę w kształcie m ł o t a T h o r a . Zabytek t e n d o w o d z i ł z m i a n , jakie n a s t ę ­
powały w społeczności t a m t y c h lat. W dzisiejszej Danii proporcje noszących
94
FRONDA
37
te symbole z p r z e k o n a n i a są zdecydowanie o d w r o t n e . Krzyżyki spotyka się
raczej na wystawach.
Lejre
Lejre to niewielka, m a l o w n i c z o p o ł o ż o n a w c e n t r u m Fionii miejscowość.
G ł ó w n ą atrakcją tego miejsca jest w s p a n i a ł e c e n t r u m archeologii ekspery­
m e n t a l n e j - rekonstrukcja wioski z epoki żelaza. W przepięknej okolicy, p o ­
śród niewielkich p a g ó r k ó w u r o z m a i c o n y c h m a ł y m i jeziorkami w y b u d o w a n o
kilka drewnianych chat, p ó ł z i e m i a n e k i innych b u d y n k ó w charakterystycz­
nych dla tamtej epoki. W Lejre często dobywają się festyny archeologiczne,
pokazy rzemieślników - garncarzy, kowali, skórników oraz sesje archeologii
eksperymentalnej, gdzie r e k o n s t r u u j e się s t a r o ż y t n e n a r z ę d z i a i techniki.
Latem przyjeżdżają t a m całe rodziny mieszczuchów, pragnących zakosztować
u r o k ó w wiejskiego życia z czasów g e r m a ń s k i c h przodków. Przebierają się
w stroje z epoki, śpią na słomianych legowiskach, j e d z ą z glinianych garnkaów, pracują na roli, doglądają zwierząt.
Najbardziej osobliwą częścią s k a n s e n u w Lejre jest miejsce ofiar - n i e ­
wielkie, zabagnione jeziorko, w k t ó r y m znajdują się systematycznie w r z u c a n e
rekonstrukcje p r z e d m i o t ó w z epoki: narzędzi, broni, o z d ó b , naczyń ceramicz­
nych. Z gęsto rosnących trzcin na brzegu jeziorka wynurzają się d r e w n i a n e
rzeźby bóstw, a p o n a d nimi, na specjalnych, d r e w n i a n y c h konstrukcjach
zawieszono dwie końskie skóry (zdarte z całego ciała). Z z a c h o w a n y c h w ca­
łości ł b ó w wystawały w y s u s z o n e języki. J e d n a ze skór, widocznie w y s t a w i o n a
wcześniej, znajdowała się j u ż w stanie z a a w a n s o w a n e g o r o z k ł a d u , strzępiła
się i rwała, a d o o k o ł a czerniała c h m u r a kotłujących się m u c h . Te d z i w n e prak­
tyki ofiarnicze przypominały raczej zwyrodniałe obrzędy zdziczały c h ł o p c ó w
z Władcy much Williama Goldinga niż coś, co m o g ł o b y p r e z e n t o w a ć myślenie
człowieka archaicznego - h o m o religiosus.
Arhus
Z dworca w Arhus j e d z i e m y wlekącym się a u t o b u s e m do podmiejskiej dziel­
nicy Moesgaard, gdzie znajduje się wspaniały, XIX-wieczny folwark - kolejne
m u z e u m starożytności, które b u d z i nasz nieskrywany p o d z i w i zazdrość.
JESIEŃ 2 0 0 5
95
Największym z a i n t e r e s o w a n i e m zwiedzających cieszą się ludzkie ciała znale­
zione na bagnach. Gleba torfowisk i bagien p o s i a d a z n a k o m i t e walory konser­
wacyjne, dzięki c z e m u z a c h o w a ł o się wiele prehistorycznych ofiar tutejszych
bagien. Są tu również ciała p r z e s t ę p c ó w skazanych na śmierć za r ó ż n o r a k i e
przestępstwa, które godziły w ład i p r a w a wspólnoty. Rzymski historyk i et­
nograf Publiusz Korneliusz Tacyt tak o t o t ł u m a c z y ł różnicę kar, jaką stosowali
starożytni G e r m a n i e : „Zdrajców i zbiegów wieszają na drzewach, tchórzów,
g n u ś n i k ó w i wszeteczników t o p i ą w błocie i bagnie, a z w i e r z c h u c h r u s t
narzucają. Ta różnica w karach wypływa z zapatrywania, że karząc, należy
zbrodnie stawiać p o d pręgierzem, s r o m o t y u k r y w a ć . . . " ( G e r m a n i a 12, t ł u m .
S. H a m m e r ) . Na p o m a r s z c z o n y c h , z a s u s z o n y c h ciałach w kolorze c i e m n e g o
orzecha zachowały się resztki w o r k ó w zarzuconych na głowę oraz p o s t r o n ­
ków, które krępowały przeguby rąk. J e d e n mężczyzna m i a ł bliznę na szyi,
która świadczyła o tym, że z a n i m jego ciało s p o c z ę ł o w bagnie, p o d e r ż n i ę t o
mu gardło. Scenę egzekucji t e g o jegomościa świetnie obrazuje a n i m o w a n y
film, który wyświetlany jest t u ż o b o k gabloty ze z w ł o k a m i .
Będąc w c e n t r u m Arhus, wstąpiliśmy do sklepiku z muzyką młodzieżową.
Nasze przewidywania się sprawdziły: d o m i n o w a ł y tu płyty grup blackmetalowych, gotyckich i neopogańskich. Skandynawia od lat słynie jako europejskie
c e n t r u m tego typu twórczości. W sklepie m o ż n a było dostać wszystkie albumy
sygnowane oryginalną nazwą Burzum. Dzięki uprzejmości miłej ekspedientki
władającej nienaganną angielszczyzną (jest to p o w s z e c h n e zjawisko w tym
kraju) przesłuchaliśmy kilka płyt tego wykonawcy. B u r z u m to solowy projekt
kontrowersyjnego, norweskiego muzyka blackmetalowego - Varga Vikernesa,
twórcy agresywnej neopogańskiej grupy. Akcje zainicjowane przez nich to
przeważnie akty wandalizmu skierowane przeciwko chrześcijanom, a zwłasz­
cza podpalenia kościołów, których w s a m y m 1992 roku było aż 13. Rok później
Vikernes zamordował jednego z m u z y k ó w blackmetalowych, z k t ó r y m wcześ­
niej współpracował; zadał mu 16 cięć n o ż e m w k o r p u s oraz osiem w głowę
i kark. Ciało ofiary było tak zmasakrowane, że początkowo nie d a ł o się go
rozpoznać. Varg Vikernes został skazany na 21 lat więzienia, bez możliwości
wcześniejszego zwolnienia, a jego zbrodnię u z n a n o za najokrutniejszą w histo­
rii Norwegii. Ostatnie płyty Burzuma powstały w więzieniu.
Wracając l u k s u s o w y m pociągiem do Kopenhagi,
siedzieliśmy n a p r z e ­
ciwko groteskowej kobiety żołnierza, ubranej w m u n d u r polowy, z p e ł n y m
plecakiem, k t ó r a z a p e w n e w r a c a ł a do swojej j e d n o s t k i . Ta lekko otyła,
mlecznowłosa pani kapral czy też pani sierżant wyglądała na kobietę z cha­
rakterem, do z ł u d z e n i a p r z y p o m i n a ł a karykaturę wagnerowskiej Brunhildy,
z n a n ą z amerykańskich kreskówek. W p a t r z e n i w urokliwy pejzaż t e g o kraju
łagodnych wzgórz, torfowisk i zatok, łapczywie chwytaliśmy o s t a t n i e p r o ­
mienie zachodzącego, j e s i e n n e g o słońca. W tej chwili stanął mi p r z e d ocza­
mi potężny k a m i e ń runiczny, który znajdował się w ostatniej sali m u z e u m
w Moesgaard, na k t ó r y m wyrzeźbiono j e d n o z pierwszych w t y m kraju przed­
stawień ukrzyżowanego C h r y s t u s a . Krucyfiks u k a z a n o b a r d z o p r o s t o , t w a r z
C h r y s t u s a p r z y p o m i n a ł a bardziej s c h e m a t y c z n e oblicze z n a n e z w i z e r u n k ó w
Freya czy T h o r a . Cały krzyż szczelnie oplatał bujny o r n a m e n t roślinny, k t ó r y
przywodził na myśl wyobrażenie mitycznego węża J ó r m u n g a n d . Ten roślinny
oplot całkowicie krępował p o s t a ć C h r y s t u s a . J ó r m u n g a n d to w m i t a c h sym­
bol zła, wąż, którego ciało okalało cały Midgard - świat ludzi. Ponoć jego
krew była jadem, który zabijał n a w e t bogów. J ó r m u n g a n d rozrósł się do t e g o
stopnia, że aż połykał w ł a s n y ogon.
Z ulgą żegnaliśmy t e n kraj T h o r a i Odyna, k t ó r y powoli pogrążał się w zi­
m o w y sen.
PRZEMYSŁAW DULĘBA
Tl A M AT
Pentagram
(Pentagram)
W sercu każdego człowieka
Czyż nie tkwi głęboko ten symbol
Prawdziwa wiodąca w dół siła
Ale niestety wciąż śpi
Możesz swe oczy zasłaniać
Lecz jego blask niegasnący
Jak bardzo z ciebie wychodzi
Kryje jedynie zrozumienie
„Pięcioramienna szara gwiazda cięta
Aryjskiej rasy znak
Pięcioramienna szara gwiazda cięta
Na czole oblicza diabła"
TIAMAT - jeden z najważniejszych
szwedzkich zespołów death-gothic-metalowych
Autor tekstu: zespół TIAMAT
Przekład: Marcin Mścichowski
Bajka o księżniczce na ziarnku grochu świetnie wpisuje
się w atmosferę latami budowaną wokół lustracji przez
medialnych bohaterów pozytywnych III Rzeczypospolitej.
Książę chce wiedzieć, z kim ma do czynienia - społeczeń­
stwo domaga się prawdziwych księżniczek. Duża liczba
fałszywych księżniczek - tajnych współpracowniczek jest
sygnałem do podstępnego wykonania testu. Wysoka ster­
ta poduszek skutecznie przykrywa maleńki okruch, lecz on
i tak spędza sen z oczu... Czyżby mimo prób zdyskredyto­
wania całej akcji przez pewną gazetę wszystkie księżnicz­
ki, oprócz jednej, okazały się kolejnym wcieleniem... starej
kaczki?
KOD
ANDERSENA
B E N I A M I N
M A L C Z Y K
P E S S I M U S
Do wysiadującej jaja kaczki p o d c h o d z i stara kaczka i zagaduje o j e d n o jajko.
Kaczka m a t k a przyznaje, że jest o n o dziwne. Na to stara kaczka doradza:
porzuć je i ucz i n n e dzieci pływać. „Jednak jeszcze t r o c h ę nad n i m p o s i e d z ę "
- odpowiedziała kaczka m a t k a . S a m o t n a i brzydka stara kaczka n i e p o c i e s z o n a
odczłapała do swego kącika na p o d w ó r k u . Pierwsza w europejskiej l i t e r a t u r z e
p r ó b a aborcji spełzła na niczym...
Później fakt, że kaczątko nie było trendy, odegrał kluczową rolę w proce­
sie ostracyzmu, vulgo: wydaleniu go z p o d w ó r k a . Z o s t a ł o o n o z a a k c e p t o w a n e
dopiero przez tych jeszcze bardziej trendy, co to rozkoszują się l u b i e n i e m
odmieńców, ale nie tyle z miłości do nich, ile z miłości do bycia trendy, do
mody na obcowanie z tym, co inni odrzucają. N i e ś w i a d o m e niczego brzydJESIEŃ 2 0 0 5
99
kie kaczątko zahacza, o świat d u b b i n g u : obcuje z m e c h a n i z m a m i i zasada­
mi, na jakich działają elitarne kluby dla p r ó ż n y c h i z a r o z u m i a ł y c h k w o k
i kotów...
Jak gdyby jeszcze tego było m a ł o , w i n n y m epizodzie Brzydkiego kaczątka
odbywa się e k s p e r y m e n t : przyszły łabędź zgodnie z kryteriami wynikającymi
z europejskich n o r m ujednolicenia g a t u n k ó w p o d w z g l ę d e m płci m a . . . znieść
jajka. M i m o wysiłku, m i m o dyrektyw nie udaje mu się. Uni-sex pozostaje
nadal tylko w sferze m a r z e ń kaczych m i n i s t r ó w s t a n d a r y z a t o r ó w . . .
W pewien m r o ź n y zimowy wieczór - p o d o b n i e jak kiedyś d a w n o , na
kolanach m a m y - z wypiekami na twarzy śledziłem pięknie i l u s t r o w a n e karty
bajek A n d e r s e n a . Powody mojego zaaferowania były j e d n a k nieco i n n e niż
wówczas: niespodziewanie dla siebie samego, zajrzawszy pierwszy raz po
latach do ulubionej książki dzieciństwa, z o r i e n t o w a ł e m się, że być m o ż e trzy­
m a m właśnie w ręku j e d e n z nielicznych ocalałych egzemplarzy jej o s t a t n i e g o
nie o c e n z u r o w a n e g o wydania. Tym pilniej więc zagłębiałem się w coraz ciem­
niejsze scenariusze przyszłości, k t ó r e ziściły się za mojego życia, prawie na
moich oczach. M i a ł e m p r z e d sobą spisane n a starym, d a w n o j u ż p o ż ó ł k ł y m
papierze objawienie wizjonera, a być m o ż e i proroka, wieszczącego erę post­
m o d e r n i z m u , p e r m i s y w i z m u i ezoteryki.
***
W Chinach, na d w o r z e cesarza, pięknie śpiewającego słowika z a s t ą p i o n o
słowikiem sztucznym. Pewnego wieczoru, gdy s k l o n o w a n y p t a k śpiewał
w najlepsze, coś w n i m c h r u p n ę ł o : „ t r a c h ! " , coś p ę k ł o : „ s z u r r r r ! " i wszystkie
kółka m e c h a n i z m u rozsypały się wokoło, a m u z y k a umilkła. Gdy do łask w r ó ­
cił pierwszy słowik, cesarz w o d r u c h u gniewu chciał s z t u c z n e g o p t a k a kazać
rozbić na tysiące kawałków i wyrzucić na ś m i e t n i k . Był mu niepotrzebny, a do
tego „trochę nie wyszedł".
Właściwie dzięki s w o i m licznym, m ę s k i m p o d r ó ż o m A n d e r s e n - o ile
wcześniej niż L e m ! - przewidział p r o b l e m nieodległej przyszłości: owieczkę
Dolly i androidy. Cesarz jest s y m b o l e m p o s t m o d e r n i s t y c z n e g o człowieka,
którego możliwości są wielkie, n i e o m a l nieograniczone, ale k t ó r y nie ma już
serca. To dopiero dzięki interwencji słowika n a t u r a l n e g o u d a ł o się u r a t o w a ć
przed kasacją stworzenie-efekt-ludzkiej-próżności-i-egoizmu...
100
FRONDA 3 7
***
Stara latarnia czuje się n i e p o t r z e b n a , jest s c h o r o w a n a , s a m o t n a . Gubiąc się
w rozmyślaniach n a d s w o i m życiem, słyszy wreszcie troskliwy głos spada­
jącej z c h m u r y kropli: „Przeniknę w ciebie, latarnio, latarenko, tak że, jeżeli
sobie tego życzysz, w ciągu jednej nocy staniesz się rdzą, r o z p a d n i e s z się
i zamienisz w pył! J e s t e m tu dla ciebie, latarenko, j u ż dobrze, nie bój się, za
chwilkę nie będziesz j u ż nic czuła, za chwilę będzie d o b r z e " . Ale latarni nie
podobał się t e n straszny p o d a r u n e k i wiatrowi także się nie p o d o b a ł - pisze
autor, zostawiając b o h a t e r k ę przy życiu i znajdując i n n e miejsce dla staruszki.
Kropla żądna eksterminacji w imię h u m a n i t a r y z m u (czy raczej l a t a r n i z m u )
do z ł u d z e n i a p r z y p o m i n a starą kaczkę. Czyżby n e w a g e ' o w a reinkarnacja...
A m o ż e filipińscy uzdrowiciele...
***
Świat mody, polityki i m a s s m e d i ó w ? I ta apokalipsa z o s t a ł a spisana w peł­
nym zagadek kodzie A n d e r s e n a . Ten u r o d z o n y p r z e d d w u s t u laty s k r o m n y
bajkopisarz swojej wizji u p a d k u kultury i taplania się - d o s ł o w n i e - we w ł a s ­
nych wydzielinach przez tych, którzy m i e n i ą się artystami, dał tytuł Nowe sza­
ty cesarza. Wskazał on tu również na całą g a m ę „pożytecznych i d i o t ó w " , kry­
tyków, którzy boją się, że ich nie dość entuzjastyczna o c e n a p e r f o r m a n c e ' ó w
i instalacji zostanie o d e b r a n a jako d o w ó d braku fachowości i n i e r o z p o z n a n i a
t r e n d ó w w dziedzinie sztuki n o w o c z e s n e j . Dziecko u A n d e r s e n a symbolizuje
rozsądek, który p o d p o w i a d a , że k u p a to jest kupa, a nie sztuka. W k o ń c u
sztuki nie spuszcza się w klozecie.
Właściwie bajkę tę m o ż n a odczytać dwojako: jako opowieść o arty­
stach w ogóle, a także jako historię p e w n e g o p r o j e k t a n t a mody, niejakiego
Arkadiusza W e r e m c z u k a vel Arkadiusa,
którego podarta i zmarnowana
odzież zyskała mu u nobliwych krytyków wysokie n o t o w a n i a . Dziś z a p e w n e
zastanawiają się oni, czy to p r z y p a d k i e m nie s z a m p a n , p o d a n y w czasie inau­
guracji działalności butiku Arkadiusa, rozregulował im kubki s m a k o w e , że aż
p o p u l a r n i e zwany badziew okrzyknęli „nową, n i e z n a n ą do tej p o r y jakością".
A m o ż e głupio im było głośno powiedzieć: „król jest n a g i ! " , bo w świat, to zna­
czy w Polskę, poszedłby ich w i z e r u n e k jako dyletantów, a na kolejne imprezy
JESIEŃ 2 0 0 5
101
dostaliby szlaban? Żal t r o c h ę tej odzieży, tylu ludzi m o ż n a było uszczęśliwić,
wrzucając ją do specjalnych p o j e m n i k ó w na zużyte ubrania, stojących gdzie­
niegdzie przy ulicach...
***
Bajka o księżniczce na ziarnku grochu świetnie wpisuje się w atmosferę la­
t a m i b u d o w a n ą wokół lustracji przez medialnych b o h a t e r ó w pozytywnych
III Rzeczypospolitej. Książę chce wiedzieć, z kim ma do czynienia - społe­
czeństwo d o m a g a się prawdziwych księżniczek. D u ż a liczba fałszywych księż­
niczek - tajnych współpracowniczek jest sygnałem do p o d s t ę p n e g o wyko­
nania testu. Wysoka sterta p o d u s z e k skutecznie przykrywa m a l e ń k i okruch,
lecz on i tak spędza sen z oczu... Czyżby m i m o p r ó b zdyskredytowania całej
akcji przez p e w n ą gazetę wszystkie księżniczki, oprócz jednej, okazały się
kolejnym wcieleniem... starej kaczki?
M e c h a n i z m tych p r ó b d u ń s k i geniusz pióra zobrazował w bajce pt.
Pewna wiadomość. W niej to obnażył on nierzetelność p o ł ą c z o n ą z manipulacją,
czyli wypisz wymaluj dzieje m a s s mediów, k t ó r e albo są tak n a i w n e , albo tak
cwane... Kurnik jako wielki salon, gdzie liczy się ściskanie w ręku rządu dusz,
a k ł a m s t w o to „fakt prasowy", wydaje ostateczny werdykt: pogarda. Tym sa­
mym, rezygnując z d o c h o d z e n i a prawdy, wydaje wyrok n a . . . siebie.
Studiując kolejne bajki, powoli o r i e n t o w a ł e m się, że zawarte w nich in­
formacje, gdyby je w p o r ę właściwie odczytano, mogły zapobiec konfliktom,
wojnom, katastrofom...
Ludzie boją się czytać Apokalipsę św. Jana. To księga zbyt t r u d n a - m ó ­
wią - niezrozumiała, zbyt p e ł n a symboliki, przesiąknięta atmosferą p r z e ł o ­
m o w e g o wydarzenia... Czy z a t e m p o d o b n i e s k o n s t r u o w a n y tajemniczy kod
A n d e r s e n a jest o d p o w i e d n i ą lekturą dla dzieci? I kim był n a p r a w d ę jego au­
tor? Póki co j e d n o tylko jest p e w n e : dzięki n i e m u druga bestia nigdy już nie
będzie trendy.
BENIAMIN MALCZYK PESSIMUS
TADEUSZ CHABROWSKI
W I L C Z E ŁYKO
Będę cię nawoził badylu
p o d a r t y m i k a r t k a m i z p o d r ę c z n i k a biologii,
torfem z bagien o h e r b a c i a n y m s m a k u ,
ciepłym d e s z c z e m i o t r ę b a m i .
Wyrośniesz wysoko jak krzak j a n o w c a
cierpiący na zawroty głowy,
z p i ó r o p u s z e m d y m u z a m i a s t aureoli.
W ciszy lasu będziesz d e p t a ł
po trzeszczących szyszkach i żołędziach.
Chwila poprzedzająca n a s t ę p n ą chwilę
będzie ociekała po twoich liściach
r a z e m z żywicą
i glikozydem k u m a r y n o w y m .
JESIEŃ 2 0 0 5
103
DYNIA
Mój Boże! Mówią, że m a m kształt kopulastej
pomarańczowej bazyliki
i m o g ę się stać ostoją d u c h o w e g o ładu.
Leibnitz powiedział, „wszystkie byty
sklejone z materii posiadają w e w n ę t r z n ą m o c "
- p e w n i e ja też j e s t e m u c z u l o n a na energię
p r o m i e n i s t ą , za p o m o c ą rozgałęzionych
czepnych w ą s ó w m o g ę dotrzeć d o k r a ń c ó w ziemi;
kanciastymi szypułkami ż ó ł t e g o kwiatu
wsłuchiwać się w metaliczną muzykę
spływającą z przestworzy;
ale badyle pod p ł o t e m śmieją się
z mojej archaicznej metafizyki,
z r o z p u s z c z o n e g o warkocza liturgii nasyconego
arabskimi kadzidłami;
- bardziej n i e ś m i e r t e l n e od krecich
lub ludzkich dusz są k a m i e n i e przy d r o d z e .
104
FRONDA 37
CHRZAN
Mija lipiec, r o z d ę t e łodygi tracą symetrię,
kieszonki z n a s i o n a m i szeleszczą
jak chiński papier,
na liściach siateczki n e r w ó w coraz bledsze
a we w n ę t r z u mój przyczajony anioł usycha.
Co stało się ze szczęściem, z p o r a n n ą mżawką,
w której kąpały się z a k o c h a n e róże,
czemu świerszcze w lebiodach przestały przygrywać
do mojego erotycznego t a ń c a z dynią?
N i e d ł u g o przyjdą z i m n e wiatry,
ptaki dziobami porozrywają moją zieloną
kamizelkę, ze wszystkich p o r ó w skóry
wywietrzeją glikozydy gorczyczne,
zostanie gruby i mięsisty korzeń.
TADEUSZ CHABROWSKI
Wiersze z tomu Zielnik Sokratesa, które ukazały się staraniem Wydawnictwa Akademii Rolniczej. Lublin 2005.
JESIEŃ 2005
105
Hu Nim, jeden z ministrów w rządzie Pol Pota, mówił
wprost: „Nie jestem istotą ludzką, jestem zwierzęciem".
RAK
REINKARNACJA, A Z J A , K O M U N I Z M
Z E N O N
C H O C I M S K I
Rok 1989 uznaje się p o w s z e c h n i e za d a t ę u p a d k u k o m u n i z m u . N i e jest to jed­
nak prawda, ponieważ system t e n u p a d ł tylko w części krajów, w innych zaś
przetrwał. Co charakterystyczne, krach ustrojowy dokonał się głównie w kra­
jach europejskich, n a t o m i a s t nie d o t k n ą ł p a ń s t w azjatyckich. Jesień L u d ó w
o m i n ę ł a Chiny, W i e t n a m , Laos czy Koreę Północną. Symboliczna m o ż e wy­
dawać się zwłaszcza d a t a 4 czerwca 1989 roku, kiedy w Polsce w częściowo
wolnych wyborach większość głosujących opowiedziała się przeciwko władzy
PZPR, n a t o m i a s t w C h i n a c h c z e r w o n a d y k t a t u r a k r w a w o zdławiła s t u d e n c k i
p r o t e s t na p e k i ń s k i m placu T i e n a n m e n .
K o m u n i z m w Azji okazał się nie tylko bardziej żywotny niż w E u r o p i e
- na tym pierwszym kontynencie był on też bez p o r ó w n a n i a bardziej repre­
syjny i okrutny. O ile Stalinowi przypisuje się 20 m i n ofiar, o tyle M a o Tse
Tungowi - aż 60 m i n . Skala z b r o d n i d o k o n a n y c h przez Czerwonych K h m e r ó w
106
FRONDA 37
w Kambodży nie m i a ł a o d p o w i e d n i k a w ż a d n y m i n n y m kraju - w imię k o m u ­
nistycznej utopii w y m o r d o w a n a została j e d n a trzecia ludności p a ń s t w a .
Jak wytłumaczyć tę o d m i e n n o ś ć europejskiego i azjatyckiego doświadcze­
nia ustroju marksistowskiego? W rozdziale poświęconym Kambodży w Czarnej
księdze komunizmu
francuski
a u t o r opracowania
zwraca
uwagę
na wpływ
buddyzmu, którego „antyindywidualizm współgra z właściwym C z e r w o n y m
K h m e r o m zaprzeczeniem «ja». Niewielka wartość istnienia wobec wiary w łań­
cuch reinkarnacji oraz wynikający z niej fatalizm i przekonanie, że swego losu
się nie uniknie, osłabiły opór wierzących przeciwko bezprawiu".
J e d n o z najbardziej wstrząsających świadectw z b r o d n i Pol Pota było
dziełem więźnia politycznego Haing N g o r a . W swej książce pt. Kambodżańska
odysea opisuje on dialog z p e w n ą staruszką, k t ó r a spotkała go z m a l t r e t o w a n e ­
go po wyjściu z więzienia:
- Samnang, może zrobiłeś coś bardzo złego w poprzednim życiu i zo­
stałeś za to ukarany.
- Tak, na pewno. Myślę, że moja karma nie jest całkiem w porządku!
Wiara w reinkarnację podważa sens istnienia osoby ludzkiej, w takim sensie,
w jakim jest to rozumiane w kulturze zachodniej. Tylko na gruncie cywilizacji
chrześcijańskiej mogło się bowiem rozwinąć personalistyczne rozumienie czło­
wieka i samo pojęcie osoby, które nie jest w ogóle znane w Azji. Wedle klasycznej
już definicji Boecjusza osoba jest pełnym, indywidualnym bytem o rozumnej na­
turze - potrafi odróżniać dobro od zła oraz podejmować wolne decyzje.
JESIEŃ 2 0 0 5
107
Reinkarnacja rozbija taką koncepcję osoby - człowiek przestaje być
wolny, gdyż jest z d e t e r m i n o w a n y s k u t k a m i działań z p o p r z e d n i c h wcieleń.
Przestaje być też jednością, gdyż związek ciała i duszy człowieka ma c h a r a k t e r
incydentalny - już w k r ó t c e przecież ta s a m a d u s z a m o ż e zamieszkać w zwie­
rzęciu, a n a w e t w k a m i e n i u . Hu N i m , j e d e n z m i n i s t r ó w w rządzie Pol Pota,
mówił w p r o s t : „Nie j e s t e m istotą ludzką, j e s t e m zwierzęciem".
Skoro zaś osoba ludzka nie istnieje, to p r a w a j e d n o s t k i nie mają ż a d n e g o
sensu - brak wówczas jakiegokolwiek u z a s a d n i e n i a dla p r a w człowieka. Ich
łamanie m o ż e być usprawiedliwione, jak w wypadku w s p o m n i a n e g o H a i n g
Ngora, p o k u t o w a n i e m za uczynki z p o p r z e d n i e g o wcielenia. Nic więc dziw­
nego, że kraje azjatyckie, zwłaszcza Chiny, z t a k i m u p o r e m powtarzają, że
prawa człowieka, k t ó r e uznaje świat zachodni, nie mają c h a r a k t e r u uniwer­
salnego i na ich kontynencie wcale nie m u s z ą obowiązywać.
W e d ł u g antropologii chrześcijańskiej
człowiek s t w o r z o n y został na
obraz i p o d o b i e ń s t w o Boga. Każdy z a m a c h na g o d n o ś ć człowieka jest więc
równoznaczny z grzechem - czyli z w y z w a n i e m r z u c o n y m s a m e m u Bogu.
Jeżeli j e d n a k uczestniczymy w Bóstwie na takiej samej zasadzie jak zwierzęta,
rośliny czy gleba, jeśli j e s t e ś m y tylko pyłkami krążącymi cyklicznie w koło­
wrocie istnień, w jednych wcieleniach posiadając n a t u r ę r o z u m n ą , w innych
zaś n i e r o z u m n ą - to czym uzasadnić w ó w c z a s wyjątkowość ludzkiego istnie­
nia i jego godność? M o ż e m y wówczas taki s a m szacunek rozciągać na wszyst­
kie stworzenia, nie zmienia to j e d n a k faktu, że s t a t u s ontologiczny człowieka
będzie identyczny jak m u c h y czy karalucha.
Pierwsza zasada Czerwonych Khmerów, wpajana k a m b o d ż a ń s k i e m u
społeczeństwu, brzmiała: „Stracić ciebie to ż a d n a strata. Z a c h o w a n i e ciebie
niczemu nie s ł u ż y " . Przed taką a r g u m e n t a c j ą mieszkańcy Kambodży nie m o ­
gli szukać oparcia w swojej religii, która w s p ó ł b r z m i a ł a raczej z tego typu
retoryką.
Podobne dylematy dotyczą h i n d u i z m u : jak praktykować p r a w a człowie­
ka w społeczeństwie, w k t ó r y m większy szacunek okazywany jest świętym
k r o w o m niż l u d z i o m - p a r i a s o m z najniższej kasty społecznej?
Z kolei w Chinach u m a c n i a n i u w p ł y w ó w k o m u n i s t y c z n y c h sprzyjała
bardzo silna od stuleci tradycja konfucjańska, k t ó r a cechowała się agnostycznym c h a r a k t e r e m i sprzyjała s y s t e m o m a u t o k r a t y c z n y m , mającym ambicje
oświecania i wychowywania p o d d a n y c h . W t a k i m m o d e l u s p o ł e c z n y m nie
108
FRONDA 37
liczyły się nigdy p r a w a jednostki, gdyż człowiek realizował się nie p o p r z e z
o s o b o w e s a m o s p e ł n i e n i e , lecz przez integrację z kolektywem. Indywidualizm
w C h i n a c h zawsze był nie tylko przywarą, lecz wręcz obrazą. Słynna bolsze­
wicka fraza Majakowskiego - „jednostka z e r e m , j e d n o s t k a b z d u r ą , j e d n o s t k a
niczym" - w Kraju Środka brzmi jak oczywistość.
Richard M. Weaver pisał, że „idee mają konsekwencje". Także idee wyra­
stające b e z p o ś r e d n i o z religii W s c h o d u mają swoje konsekwencje społeczne.
Czy k o m u n i z m azjatycki okazał się od europejskiego bardziej trwały i bez­
względny, p o n i e w a ż sprzyjała t e m u gleba religijna? S t a r a ł e m się zasygnalizo­
wać jedynie t e n p r o b l e m . Czeka on j e d n a k na swego wnikliwego i d o g ł ę b n e g o
badacza.
ZENONCHOCIMSKI
Jeśli hipnotyzer przeprowadza badania, mając już zało­
żenia wstępne (wiara w reinkarnację), to zagraża to rze­
telności jego odkryć oraz wiarygodności jego teorii lub
wniosków Ludzie zahipnotyzowani przez takiego tera­
peutę będą fantazjować tylko po to, aby sprawić mu
przyjemność. Z tą opinią zgadza się Edwin Zolik, profe­
sor psychologii w Marguette University w USA. Badał on
wiele osób w stanie regresji hipnotycznej i doszedł do
wniosku, że ich wymyślone „poprzednie życia" w rze­
czywistości zbudowane są z materiału, który nieświado­
mie jest im dobrze znany z filmu, książki itd.
MITY REINKARNACJI
J Ę D R Z E J
A B R A M O W S K I
Człowiek często styka się z licznymi ideami, poglądami oraz w i e r z e n i a m i d o ­
tyczącymi życia po śmierci. Najbardziej z n a n y m i p r o p a g o w a n y m w i e r z e n i e m
związanym z k u l t u r ą Dalekiego W s c h o d u jest wiara w reinkarnację. J e d n a k ż e
informacje
110
dotyczące
orientu,
których
najczęściej j e s t e ś m y odbiorcami,
FRONDA 3 7
wcale nie p o c h o d z ą ze W s c h o d u , lecz ze S t a n ó w Zjednoczonych i z E u r o p y
Zachodniej. W latach 60. wielu ludzi było zafascynowanych n a u k a m i buddyj­
skich ł a m ó w i h i n d u s k i c h guru 1 . Część z nich p o s t a n o w i ł a połączyć zachodni
okultyzm i materializm ze w s c h o d n i m i d o k t r y n a m i religijnymi, by w efekcie
utworzyć n o w e grupy religijne lub sekty 2 . W t e n s p o s ó b wyidealizowane dale­
kowschodnie treści religijne, jakimi są medytacja, joga, reinkarnacja, zostały
wyjęte ze swego n a t u r a l n e g o środowiska k u l t u r o w e g o i w z m i e n i o n e j , a nie­
rzadko w wypaczonej formie w t ł o c z o n e do kultury Z a c h o d u .
Wiadomości o reinkarnacji, które współcześnie istnieją w ś w i a d o m o ś c i
ogółu społeczeństwa, są zazwyczaj p o w i e r z c h o w n e , m a ł o o b i e k t y w n e i prze­
de wszystkim wyidealizowane.
Kto w i e r z y w reinkarnację?
M o ż n a by całość sprawy zbagatelizować, gdyby dotyczyła ona tylko p a r u
ekscentryków, ale n i e s t e t y fakty pokazują co innego. Wyniki s o n d a ż u na
t e m a t p r z e k o n a ń religijnych m i e s z k a ń c ó w Karoliny Północnej okazały się
zaskakujące
(Kalifornijczycy są tak s a m o religijni jak inni A m e r y k a n i e ) .
24 proc. r e s p o n d e n t ó w przyznało się do wiary w reinkarnację. Zważywszy,
że 72 proc. A m e r y k a n ó w jest chrześcijanami,
m o ż n a z t e g o wyciągnąć
wniosek, że w s c h o d n i a koncepcja życia po śmieci na d o b r e z a d o m o w i ł a
się wśród chrześcijan 3 . Badania socjologiczne s t a n u religijności w E u r o p i e
wykazują p o d o b n ą tendencję. W e d ł u g E u r o p e a n Value System Study G r o u p
(EVS) w 1993 roku do krajów, gdzie odsetek m i e s z k a ń c ó w przyjmujących
reinkarnację jest największy, należą: Islandia (32 p r o c ) , Francja (24 p r o c ) ,
Wielka Brytania (24 p r o c ) , W ł o c h y (22 p r o c ) , N i e m c y (19 p r o c ) . Jeśli zaś
chodzi o Polskę, to w publikacji ogłoszonej przez G U S i pallotyński I n s t y t u t
Statystyki Kościoła Katolickiego w 1993 roku, p o d a n o , że 22,5 proc. Polaków
wierzy w reinkarnację 4 .
Do spopularyzowania wiary w w ę d r ó w k ę d u s z p o p r z e z m e d i a w dużej
mierze przyczyniły się, h o ł u b i o n e przez ludzką p r ó ż n o ś ć , gwiazdy filmu i m u ­
zyki oraz dziennikarze, będący z w o l e n n i k a m i religijności Nowej Ery. Linda
Evans i Schirley MacLaine są p r z e k o n a n e , że gościły na ziemi w p o p r z e d n i c h
wcieleniach. Tina Turner uważa, że w i n n y m wcieleniu była k r ó l o w ą egip­
ską 5 . W październiku 1991 roku światowa p r a s a ogłosiła, że Michael Jackson
JESIEŃ 2 0 0 5
111
wierzy w swoje p o n o w n e narodziny. Z n a także miejsce przyszłego wcielenia,
a swój majątek za n a m o w ą wróżki przeznacza dla n i e n a r o d z o n e g o jeszcze
niemowlęcia, gdyż po swojej śmierci chce s a m go po sobie odziedziczyć 6 .
„ N a u k o w e d o w o d y " n a reinkarnację
Wielu ideologów reinkarnacji próbuje wszelkimi s p o s o b a m i wykazać słusz­
ność tego poglądu. Nie wahają się n a w e t twierdzić, że posiadają tzw. „na­
u k o w e d o w o d y " na poparcie swojej tezy. Wydaje się, że obecnie najbardziej
r o z p o w s z e c h n i o n y m a r g u m e n t e m mającym p r z e m a w i a ć za s ł u s z n o ś c i ą wiary
w transmigrację duszy są „ w s p o m n i e n i a " z p o p r z e d n i c h wcieleń. Z a s a d n i c z o
przyjmuje się, że człowiek nie p a m i ę t a swoich p o p r z e d n i c h żywotów, gdyż
między innymi m o g ł o b y to wywoływać konflikty k a r m i c z n e m i ę d z y poszcze­
gólnymi o s o b a m i 7 . N i e m n i e j j e d n a k niektórzy ludzie chwalą się, że pamiętają
lepiej lub gorzej p o p r z e d n i e wcielenia. W s p o m n i e n i a te pojawiają się p o d
wpływem narkotyków, w snach, w dziecięcej pamięci czy też p o d w p ł y w e m
regresingu 8 .
W niektórych wypadkach do „rozszerzania ś w i a d o m o ś c i " lub do r ó ż n e g o
rodzaju „ t r a n s ó w t e r a p e u t y c z n y c h " wykorzystuje się narkotyki, k t ó r e mają
uzasadnić wiarę w reinkarnację: „...pacjenci podczas t r a n s u w y w o ł a n e g o LSD
albo hiperwentylacją wykazywali zaskakującą w i e d z ę o dziedzinach z u p e ł n i e
im obcych w n o r m a l n y m stanie świadomości. J e d e n z u c z e s t n i k ó w terapii
grupowej opisał n p . oblężenie i d r a m a t y c z n ą kapitulację b r o n i o n e g o przez
Hiszpanów, obleganego przez Anglików fortu, gdzieś na wybrzeżu brytyj­
skim" 9 . N a w e t przy najlepszych chęciach nie m o ż n a u z n a ć t e g o typu wizji
narkotycznych za p o t w i e r d z e n i e prawdziwości w ę d r ó w k i d u s z .
Innym s p o s o b e m p r z y p o m n i e n i a sobie p o p r z e d n i c h wcieleń są sny.
Urszula Fassbender
popierająca tę
metodę
zaleca:
„...obserwujcie,
czy
przez długi czas nie powtarzają się szczególnie i n t e n s y w n e sny i koszmary.
Być m o ż e śnicie też o wcześniejszych e p o k a c h i przeżywacie sceny we śnie,
zgodne z rzeczywistością i w historycznych miejscach?" 1 0 . C a s s a n d r a E a s o n
uważa, że „nawet bardzo z a g m a t w a n y sen m o ż e dać wyraźne obrazy z prze­
szłego życia" 1 1 . Jeśli nie potrafi się skojarzyć d a n e g o s n u z p o p r z e d n i m wcie­
leniem, to p o w i n n o się p o d d a ć a u t o s u g e s t i i i „ p o w t a r z a ć coś w rodzaju «teraz
zasypiam, we śnie przeżywam moje p o p r z e d n i e wcielenie, po p r z e b u d z e n i u
] ] 2
FRONDA 3 7
pamiętam w s z y s t k o
(ważne jest,
żeby używać czasu t e r a ź n i e j s z e g o ) " 1 2 .
Oczywiście wyobrażeń sennych, choćby najbardziej sugestywnych, nie należy
uznać za coś wiarygodnego, a jedynie za p r ó b ę manipulacji wyobraźnią.
Zwolennicy wiary w reinkarnację uważają, że pozostałości pamięci z p o ­
przednich wcieleń są z a c h o w a n e w u m y s ł a c h dzieci, k t ó r e „szybko je z a p o m i ­
nają bądź w ogóle o nich nie m ó w i ą " 1 3 . Zaskakujące, że ideolodzy t r a n s m i g r a cji duszy z taką łatwowiernością przyjmują wypowiedzi dzieci i i n t e r p r e t u j ą
je w d u c h u reinkarnacji: „Mający d w a i pół roku synek C a t h - D o m - w d r a p a ł
się znienacka na motocykl jej przyjaciela i oznajmił swojej wstrząśniętej
m a t c e : «Wiem jak to się robi. Byłem motocyklistą. Z g i n ą ł e m w wypadku».
Zdumiewające jest to, że D o m użył słów wykraczających poza jego zakres
s ł o w n i c t w a " 1 4 . Niekoniecznie m u s i to być zdumiewające, zważywszy, że dzie­
ci często powtarzają zasłyszane słowa ze świata dorosłych lub telewizji, nie
do końca przy tym rozumiejąc ich sens, co jest często p o w o d e m zabawnych
sytuacji. W i n n y m wypadku przytacza się historię p e w n e g o chłopca o i m i e n i u
James, który „opowiadał o tym, że podczas pierwszej wojny światowej służył
w wojsku. Nosił w t e d y imię Peter, miał ż o n ę i dwójkę dzieci. Na p r z e s t r z e n i
lat J a m e s wielokrotnie opowiadał o wojennych okopach. Powiedział m a t c e , że
JESIEŃ 2 0 0 5
113
został zastrzelony" 1 5 . Oczywiście nie należy się dziwić o p o w i a d a n i o m dzie­
cka, zwłaszcza gdy dorośli mu wierzą i uważają, iż m ó w i coś w a ż n e g o .
Odwołując się do w s p o m n i e ń z poprzednich wcieleń, najczęściej podaje się
przykłady pochodzące z regresji hipnotycznej. Twierdzi się, że t e n rodzaj w s p o ­
mnień spełnia kryteria naukowe i jest d o w o d e m na reinkarnację. 1 6 W rzeczy­
wistości nawet przychylnie nastawiony obserwator m u s i przyznać, że te tzw.
dowody są co najwyżej wątpliwej jakości przesłankami lub po p r o s t u zbiegiem
okoliczności 1 7 . Hipnoza jako taka jest s t a n e m niby-snu, w którym wyzwolona
jest
podświadomość,
a
tera­
p e u t a przyjmuje rolę k o n t r o ­
lującą. Powszechnie wiadomo,
że do badań terapeutycznych
mających
służyć
za
naukowe
należy
podchodzić
dowody
obiektywnie. Jeśli j e d n a k hip­
notyzer przeprowadza badania,
mając już
(wiara
w
założenia w s t ę p n e
reinkarnację),
to
zagraża to rzetelności jego od­
kryć oraz wiarygodności jego
teorii lub wniosków 1 8 . Ludzie
zahipnotyzowani
przez
takie­
go t e r a p e u t ę będą fantazjować
tylko po to, aby sprawić mu
przyjemność 1 9 . Z tą opinią zga­
dza się Edwin Zolik, profesor
psychologii w Marguette University w USA. Badał on wiele osób w stanie
regresji hipnotycznej i doszedł do wniosku, że ich wymyślone „poprzednie
życia" w rzeczywistości z b u d o w a n e są z materiału, który nieświadomie jest im
dobrze znany z filmu, książki itd. 2 0 . Należy też dodać, „że osłonka mielinowa
w mózgu dziecka w fazie prenatalnej, natalnej i wczesnej postnatalnej nie jest
dość wykształcona, by przechowywać w s p o m n i e n i a " 2 1 , a cóż dopiero twierdzić,
iż dziecko takie pamięta rzekome życia sprzed poczęcia.
Ludzie przypominający sobie wcześniejsze wcielenia zazwyczaj twierdzą,
że w p o p r z e d n i m życiu byli członkami rodziny królewskiej, wielkimi kapła114
FRONDA
37
n a m i , sławnymi n a u k o w c a m i 2 2 . Tylu już j e d n a k ludzi p o d a w a ł o się za Buddę,
Jezusa Chrystusa, Juliusza Cezara, T u t e n c h a m o n a ,
N a p o l e o n a , Alberta
Einsteina itp., że wszyscy nie m o g ą mieć racji 2 3 .
Regresing nie spełnia w y m a g a ń n a u k o w e g o d o c h o d z e n i a do prawdy.
Wręcz przeciwnie, dostrzega się możliwość i n s t r u m e n t a l n e g o i tendencyjne­
go posługiwanie się h i p n o z ą do w ł a s n y c h ideologicznych celów.
Z n a n y polski d e m o n o l o g i znawca p r o b l e m a t y k i o k u l t y z m u o. Aleksander
Posacki
sygnalizuje
problematyczność
naukowego
charakteru
metody
hipnozy. Wskazuje też na jej okultystyczną cechę, jaką jest m e d i u m i z m 2 4 .
Przypuszcza się, że w trakcie regresji hipnotycznej m o ż e n a w e t d o c h o d z i ć
do interwencji o s ó b zmarłych lub złych d u c h ó w 2 5 . N i e k t ó r e wypadki t r a n s ó w
mają wręcz charakter opętania. Z d a r z a się, że p o d d a n i regresingowi p o s ł u g u ­
ją się zdolnościami z n a n y m i z tego typu stanów, jak n p . p o s ł u g i w a n i e się nie­
z n a n y m wcześniej językiem: „Podczas h i p n o z y kobieta zaczęła nagle m ó w i ć
w obcym języku. Na początku jąkała się trochę, ale później m ó w i ł a całkiem
płynnie. N a p o d s t a w i e n a g r a n i a m o ż n a było zidentyfikować t e n język jako
hebrajski" 2 6 .
W s p o m n i e n i a z p o p r z e d n i c h wcieleń, o p a r t e na halucynacjach n a r k o ­
tycznych, snach, dziecięcej fantazji czy w y t w o r a c h ludzkiego u m y s ł u p o d
wpływem sugestii hipnotyzera, nie m o g ą być t r a k t o w a n e jako odpowiadające
rzeczywistości. N a t o m i a s t m o g ą budzić p o w a ż n e wątpliwości co do bezpiecz­
nego stosowania, jeśli chodzi o sferę d u c h o w ą człowieka.
Pismo Ś w i ę t e o w ę d r ó w c e dusz?
N e w Age propagujący wiarę w reinkarnację sugeruje, że wiara w t r a n s m i g r a cję d u s z znajduje się także w d o k t r y n i e chrześcijaństwa, tylko jest to skrzęt­
nie ukrywana 2 7 . W celu u d o w o d n i e n i a swej tezy posługuje się najczęściej
kilkoma wyrwanymi z k o n t e k s t u f r a g m e n t a m i N o w e g o T e s t a m e n t u , k t ó r e po
o d p o w i e d n i m zestawieniu m o g ą dać m y l n e wrażenie, że rzeczywiście idea
transmigracji duszy występuje w świętej księdze chrześcijaństwa.
Zwolennicy reinkarnacji interpretują P i s m o Święte w sposób gnostycki.
Jezusa Chrystusa uważają tylko za jeden z przejawów bardziej świadomej swo­
jego „ja" boskiej rzeczywistości 2 8 , której wszyscy jesteśmy częścią: „Ten, k t ó ­
rego zwiemy Chrystusem, jest tym a s p e k t e m Boga, który jest czystą miłością.
JESIEŃ 2 0 0 5
J15
Wszyscy stanowimy d r o b n e aspekty Boga" 2 9 . Postać Jezusa jest w e d ł u g takiego
założenia tylko kolejnym wcieleniem d u c h o w e g o mistrza. Za a r g u m e n t ma
służyć fragment Biblii opisujący nauczanie w ś r ó d uczonych 12-letniego Jezusa
w świątyni (Łk 2, 41-50), co zostało zinterpretowane w następujący sposób:
„Skąd prosty syn cieśli mógł zdobyć p o t r z e b n e do tego wykształcenie i wie­
dzę? Jezus, jak wynika z wielu
źródeł (!), do swego zadania przy­
gotował się już we wcześniejszym
wcieleniu" 3 0 . Oczywiście autorka
tego tekstu nie podaje żadnych
źródeł, z których by to wynikało.
Co zaś
się tyczy nadzwyczajnej
wiedzy Jezusa Chrystusa, to bę­
dąc wcieloną drugą O s o b ą Boską
- Synem Bożym, jako człowiek
miał trzy źródła wiedzy stworzo­
nej: pochodząca b e z p o ś r e d n i o od
Boga w
misji
zakresie jego
zbawczej
(wiedza wlana), z oglądu
bezpośredniego
Boga
(widzenie
uszczęśliwiające) oraz wiedza zwy­
czajna pochodząca z jego ludzkie­
go doświadczenia 3 1 .
Zwolennicy reinkarnacji utrzy­
mują, że sam Jezus Chrystus na­
uczał o reinkarnacji, cytując przy
tym
najczęściej
Ewangelię
wg
św. Jana: „Jezus przechodząc obok ujrzał pewnego człowieka, niewidomego od
urodzenia. Uczniowie Jego zadali mu pytanie: «Rabbi, k t o zgrzeszył, że się
urodził n i e w i d o m y m - on czy jego rodzice?». J e z u s odpowiedział: «Ani on nie
zgrzeszył, ani rodzice jego, ale s t a ł o się tak, aby się na n i m objawiły sprawy
Boże»" 3 2 . F r a g m e n t t e n został z i n t e r p r e t o w a n y w następujący s p o s ó b : „W
samej rzeczy, jak mógłby być u k a r a n y za grzechy ślepy od u r o d z e n i a , gdy­
by nie istniało p r a w o reinkarnacji?" 3 3 . J e z u s w ogóle nic nie m ó w i w t y m
tekście o w ę d r ó w c e dusz, choć z a p e w n e o niej słyszał. Pytający, jak wynika
116
FRONDA 37
z odpowiedzi Jezusa, mylili się w s w y m założeniu, jakoby każde kalectwo
i cierpienie było konsekwencją grzechu. Ówcześni Żydzi zastanawiali się, czy
człowiek m o ż e zostać ukarany za grzechy, k t ó r e p o p e ł n i w przyszłości, albo
które popełniłby, gdyby miał p o t e m u s p o s o b n o ś ć 3 4 .
Za p o m o c ą o d p o w i e d n i o dobranych cytatów insynuuje się, jakoby J e z u s
głosił, że Jan Chrzciciel był inkarnacją p r o r o k a Eliasza: „Lecz p o w i a d a m w a m :
«Eliasz już przyszedł, a nie poznali go i postąpili z n i m tak, jak chcieli. Tak
i Syn Człowieczy będzie od nich cierpiał». W t e d y uczniowie zrozumieli, że
mówił im o Janie Chrzcicielu" (Mt 17, 1 2 - 1 3 ) . Jagad G u r u k o m e n t u j e tę treść
takimi s ł o w a m i : „Jezus C h r y s t u s m ó w i ł b a r d z o wyraźnie, że J a n Chrzciciel
był tą s a m ą osobą, k t ó r a u p r z e d n i o pojawiła się jako Eliasz, ale tym r a z e m
powróciła p o d i n n y m i m i e n i e m w i n n y m ciele" 3 5 . Należy t e n fragment inter­
pretować w łączności ze Starym T e s t a m e n t e m , gdzie żyjący w V wieku p r z e d
C h r y s t u s e m p r o r o k Malachiasz z a p o w i a d a przyjście Mesjasza, k t ó r e z o s t a n i e
p o p r z e d z o n e nadejściem żyjącego już w VIII wieku p r z e d C h r y s t u s e m Eliasza
(Ml 3, 2 3 - 2 4 ) . Nie chodzi tu o reinkarnację Eliasza, lecz o d u c h o w e i m o r a l n e
odniesienie się do J a n a Chrzciciela, k t ó r e g o misja w z g l ę d e m J e z u s a z o s t a ł a
zapowiedziana przez anioła Gabriela: „...on s a m pójdzie p r z e d N i m w d u c h u
i mocy Eliasza" (Łk 1, 17). Z r e s z t ą s a m Jan Chrzciciel na pytanie: „Czy jesteś
Eliaszem?". Odrzekł: „Nie j e s t e m " (J 1, 2 1 ) .
Oprócz powyższych wzorcowych p r z y k ł a d ó w mających niby świadczyć
o tym, że w Piśmie Świętym jest zawarta n a u k a o reinkarnacji, zwolennicy
tej doktryny cytują jeszcze inne, k t ó r e interpretują w s p o s ó b typowy dla gno­
zy 3 6 . Poszczególnym s ł o w o m nadają tajemny, ukryty sens, z r o z u m i a ł y tylko
dla wtajemniczonych. Często się na przykład zdarza, że b ł ę d n i e identyfikuje
się pojęcie z m a r t w y c h w s t a n i a z reinkarnacją, co jest p o w a ż n y m n i e p o r o z u ­
m i e n i e m . W reinkarnacji chodzi b o w i e m o to, że d u s z a m o ż e się wcielać
w ciało innego człowieka, zwierzęcia i t p . N a t o m i a s t w z m a r t w y c h w s t a n i u
chodzi o to, że d u s z a ludzka z p o w r o t e m łączy się ze swym ciałem i człowiek
powraca do życia. Z m a r t w y c h w s t a ł e ciało nie będzie t a k i m s a m y m ciałem jak
przed śmiercią, lecz ciałem d o s k o n a ł y m , p o z b a w i o n y m o d c z u w a n i a s k u t k ó w
grzechu p i e r w o r o d n e g o 3 7 . J e d n a k ciało to nadal będzie ciałem tego konkret­
nego człowieka.
P i s m o Święte nie tylko nie głosi reinkarnacji, ale n a w e t o niej nie w s p o ­
mina. Za to są liczne cytaty, k t ó r e przemawiają przeciwko jej e w e n t u a l n o ś c i .
JESIEŃ 2 0 0 5
7
Podkreśla się j e d n o s t k o w o ś ć życia na ziemi i brak p o w r o t u po śmierci. „Nie
zapominaj, że nie ma [...] p o w r o t u , t a m t e m u nie p o m o ż e s z " (Syr 38, 2 1 ) .
„A jak p o s t a n o w i o n e l u d z i o m raz u m r z e ć , a p o t e m sąd" (Hbr 9, 2 7 ) . W a r t o
też p r z y p o m n i e ć historię z m a r ł e g o Łazarza i bogacza, k t ó r y chciał, aby Łazarz
wrócił na ziemię z o s t r z e ż e n i e m do żyjących jeszcze jego braci. P r o ś b a ta jed­
nak nie została s p e ł n i o n a (Łk 16, 1 9 - 3 1 ) .
Zwolennicy w ę d r ó w k i d u s z nie tyle d o k o n u j ą interpretacji Biblii, ile p r ó ­
bują nią m a n i p u l o w a ć . Z a m i a s t być p o s ł u s z n i Słowu Bożemu, chcą, aby to
o n o było p o s ł u s z n e ich m n i e m a n i o m .
N a u c z a n i e Kościoła o reinkarnacji
Ideolodzy w ę d r ó w k i dusz, chcąc p r z e k o n a ć chrześcijan do wiary w reinkarna­
cję, sugerują, że jest o n a z g o d n a z tym, czego n a u c z a ł w pierwszych wiekach
Kościół. Twierdzi się, że chrześcijaństwo nieco później o d c h o d z ą c od głosze­
nia wiary w reinkarnację, odeszło od n a u k i s a m e g o J e z u s a C h r y s t u s a i znie­
kształciło ją 3 8 . N a i w n y i nie zaznajomiony z h i s t o r i ą Kościoła chrześcijanin
m o ż e niestety dać się w p r o w a d z i ć w błąd. J e s t to t y m bardziej możliwe, że
zwolennicy transmigracji duszy zręcznie dobierają i zestawiają teksty Ojców
Kościoła oraz poddają je tendencyjnym k o m e n t a r z o m .
Dla z w o l e n n i k ó w reinkarnacji nie ma specjalnie r o z r ó ż n i e n i a m i ę d z y
herezją, a ortodoksją. Stąd często zrównują o n i n a u k i n i e p r a w o w i e r n e , n p .
gnostycyzm, z tworzącą się d o p i e r o w czasach patrystycznych d o k t r y n ą
Kościelną 3 9 . Nie chcąc się j e d n a k s k o m p r o m i t o w a ć , nie cytują w p r o s t zna­
nych gnostyków jako Ojców Kościoła. Wolą cytować w y r w a n e z k o n t e k s t u
wypowiedzi
niektórych
znanych
postaci
starożytnego
chrześcijaństwa
i w t e n s p o s ó b m a n i p u l o w a ć czytelnikiem. Najczęściej przytacza się p i s m a
Orygenesa 4 0 , p r a w d o p o d o b n i e ze względu na g ł o s z o n ą przez niego preegzystencję, k t ó r ą tendencyjnie u t o ż s a m i a się z reinkarnacją 4 1 . Orygenes, będąc
pod w p ł y w e m p i s m Platona, b ł ę d n i e uważał, że Bóg stworzył na początku
d u s z e jako czyste duchy, k t ó r e w celu o d p o k u t o w a n i a swoich g r z e c h ó w zo­
stały uwięzione w ciałach 4 2 . Nie głosił on j e d n a k w i e l o k r o t n e g o l u b p o w t ó r ­
nego wcielania się duszy. Co i n n e g o u w a ż a P r a b h u p a d a , cytując wybiórczo
Orygenesa z De Principiis: „Z p o w o d u pewnej s k ł o n n o ś c i do zła n i e k t ó r e du­
sze wcielają się, przyjmując najpierw ciało człowieka, a n a s t ę p n i e - z p o w o d u
FRONDA 3 7
obcowania z irracjonalnymi n a m i ę t n o ś c i a m i w ciągu całego życia - zmieniają
się w zwierzęta, po czym upadają do p o z i o m u roślin. Z tego p o z i o m u p n ą
się p o n o w n i e poprzez te s a m e etapy, aby powrócić do niebiańskiego miejsca,
z którego przyszły" 4 3 . Przytaczany j e d n a k cytat jest o p a r t y na fragmentach
zawartych w tekstach greckich p o l e m i s t ó w Orygenesa 4 4 . Inaczej t e n s a m
fragment przedstawia się u sprzyjającego Orygenesowi Rufina: „ N i e k t ó r z y
n a t o m i a s t zwykli n i e p o t r z e b n i e badać i głosić, że d u s z e d o c h o d z ą niekiedy do
takiej wielkiej własnej zagłady, iż z a p o m n i a w s z y o r o z u m n e j n a t u r z e i god­
ności, staczają się n a w e t do rzędu n i e r o z u m n y c h stworzeń, dzikich zwierząt
albo bydląt, takich t w i e r d z e ń my j e d n a k nie przyjmujemy" 4 5 . Z powyższego
m o ż n a się tylko domyślać, dlaczego P r a b h u p a d a nie cytował Orygenesa
z De Principiis z jedynego całkowicie z a c h o w a n e g o p r z e k ł a d u Rufina.
Oprócz tendencyjnego p o w o ł y w a n i a się na p i s m a Orygenesa zwolennicy
reinkarnacji raczej nie cytują innych Ojców Kościoła. Wyjątkiem jest Jagad
JESIEŃ 2 0 0 5
9
Guru, który przytacza w y r w a n e z k o n t e k s t u fragmenty Wyznań św. Augustyna,
mające r z e k o m o dowodzić jego wiary w reinkarnację: „O Boże, moja radość,
czy byłem gdzieś lub w jakimś ciele? N i e potrafi mi tego powiedzieć ani ojciec
ani matka, ani doświadczenia innych, ani moja p a m i ę ć " 4 6 . N i e rozumiejąc, jak
z powyższego wynika, funkcji niektórych z w r o t ó w retorycznych, Jagad G u r u
cytuje też zwykłą konstatację z listu Św. H i e r o n i m a do D e m e t r i a d e s a , k t ó r a
p o d o b n i e jak w p o p r z e d n i m wypadku ma j e d n o z n a c z n i e wskazywać na uzna­
nie przez a u t o r a reinkarnacji: „ D o k t r y n y transmigracji s e k r e t n i e n a u c z a n o
od najdawniejszych czasów w małych g r u p a c h ludzi, jako tradycyjnej prawdy,
która nie p o w i n n a być wyjawiona" 4 7 .
Cale zło n i e u z n a n i a przez Kościół reinkarnacji w s p ó ł c z e ś n i jej propaga­
torzy upatrują w pokoleniach nie zaznajomionych z t a j e m n ą wiedzą kapła­
nów, którzy na V Soborze P o w s z e c h n y m odrzucili n a u k ę o w ę d r ó w c e d u s z 4 8 .
Prawda jest jednak taka, że reinkarnacja była już od samych początków wy­
raźnie o d r z u c a n a przez Ojców Kościoła, a na Synodzie w K o n s t a n t y n o p o l u
w 543 roku i na II Soborze K o n s t a n t y n o p o l i t a ń s k i m w 5 5 3 roku nie tyle p o ­
t ę p i o n o reinkarnację, ile w c h o d z ą c ą w jej skład n a u k ę o preegzystencji 4 9 . N i e
było po p r o s t u potrzeby o d n o s z e n i a się w s p o s ó b b e z p o ś r e d n i do reinkarna­
cji, gdyż w świecie chrześcijańskim była o n a u z n a w a n a za a b s u r d . O d n o s z o n o
się do niej tylko w kontekście polemiki z ó w c z e s n y m ś w i a t e m p o g a ń s k i m .
W II wieku św. Ireneusz wystąpił przeciwko P l a t o n o w i w s w y m dziele
Adversus haereses: „Jeśli napój z a p o m n i e n i a p o s i a d a zdolność wymazywania
z pamięci wszystkich w s p o m n i e ń , to skąd ty m o ż e s z wszystko wiedzieć,
Platonie? Przecież n i m d u s z a twoja weszła w ciało, n a p o j o n o ją n a p o j e m
zapomnienia"50.
O m a w i a n y zaś
Orygenes wyznaje w s w y m dziele Contra
Celsus: „Nie wierzymy w w ę d r ó w k ę d u s z ani w to, że d u s z e w c h o d z ą w ciała
n i e r o z u m n y c h zwierząt". Minucjusz Feliks żyjący na p r z e ł o m i e II i III wieku
stwierdza: „Wypaczając j e d n a k prawdę, dodają, że d u s z e ludzi m o g ą wejść
w ciała bydląt, p t a k ó w i dzikich zwierząt. Pogląd t e n jest godny nie tyle docie­
kań filozofa, ile raczej bajania b ł a z n ó w " . Św. Bazyli dowodzi, że reinkarnacja
to teoria ludzi „mniej r o z u m n y c h niż n i e r o z u m n e zwierzęta", a św. Grzegorz
z Nazjanzu z o b u r z e n i e m stwierdza, że reinkarnacja to „ m r z o n k i g ł u p i c h " .
Krytycznie w s t o s u n k u do transmigracji d u s z wypowiadają się też między in­
nymi św. Augustyn, św. Jan H r y z o s t o m , św. H i e r o n i m , św. Grzegorz z Nyssy,
Tertulian i wielu innych 5 1 .
120
FRONDA 37
Ojcowie
Kościoła więc
nie
tyle
nauczali
o
reinkarnacji,
ile ją w p r o s t
zwalczali. S t a n o w i s k o takie z o s t a ł o oficjalnie p o t w i e r d z o n e p r z e z n a u c z a n i e
11 Soboru w K o n s t a n t y n o p o l u .
Z w o l e n n i c y reinkarnacji,
odwołując się w s w y m n a u c z a n i u o w ę d r ó w c e
dusz do P i s m a Świętego i do n a u c z a n i a Kościoła, p o s ł u g u j ą się o s z u s t w e m ,
p r z e m i l c z e n i e m n i e k t ó r y c h faktów oraz t e n d e n c y j n y m k o m e n t a r z e m .
Są to
raczej m e t o d y manipulacji c h a r a k t e r y s t y c z n e dla sekt niż uczciwe p r z e d s t a ­
wianie własnego światopoglądu.
JĘDRZEJ
ABRAMOWSKI
PRZYPISY
1
2
Por. J. Bąbel, Reinkarnacja - gdzie, skąd i dlaczego? (cz. II), „Nie z tej Ziemi" 1994, nr 6 (46), s. 17;
M. Kalmus, Tulku - Marnowani lamowie, „Nie z tej Ziemi" 1992 nr 10 (26), s. 26.
Por. M. Kalmus, Tybet z tej Ziemi - czyli legenda i rzeczywistość, „Nie z tej Ziemi" 1993, nr 12
(40), s. 14.
3
Por. J. Drane, Co New Age ma dopowiedzenia Kościołowi?, Kraków 1993, s. 178.
Por. A. Zwoliński, Wkohwrocie istnień, Kraków 1995, s. 83.
5
Por. J. Ritchie, Tajemniczy świat sekt i kultów, Warszawa 1994, s. 196.
6
Por. A. Zwoliński, dz.cyt., s. 79-80.
Por. U. Fassbender, Reinkarnacja, Gdynia 1993, s. 60.
7
8
Regresing - forma hipnozy, cofanie się w okres przedurodzeniowy lub w tzw. okres z poprzednich
wcieleń. Bazuje na wierze w reinkarnację i teoriach okultystycznych. Osoby poddające się tej
praktyce mają rzekomo przypominać sobie swoje stany emocjonalne sprzed setek czy tysięcy lat.
(H. Karaś, Quo Vadis Nowa Ero? New Age w Polsce, Warszawa 1999, s. 261-262).
9
L. Zeltman, Jak przypomnieć sobie poprzednie wcielenia, „Nie z tej Ziemi" 1995, nr 3 (55), s. 31.
10
U. Fassbender, dz.cyt., s. 74; por. J. Guru, dz.cyt., s. 146
12
L. Zeltman, dz.cyt., s. 31.
U. Fassbender, dz.cyt., s. 18.
C. Eason, Odkryj swoje minione życia, Bydgoszcz 1999, s. 61.
13
14
15
C. Eason, dz.cyt., s. 37.
Tamże, s. 183.
16
Zob. A.C.B.S. Prabhupada, Reinkarnacja, b.m.w. 1994, s. 78.
17
Zob. J. Vernette, Reinkarnacja, Warszawa 1999, s. 79-121.
' 8 Zob. A. Donimirski, Wspomnienia z poprzedniego życia pod wpływem hipnozy, „Nie z tej Ziemi" 1991,
nr 3, s. 33.
19
Jeżeli prowadzący hipnozę przekonany jest o istnieniu reinkarnacji, można się spodziewać, że jego
klienci swymi relacjami lojalnie mu dopomogą w ugruntowaniu tego przekonania. Kiedy więc
badacz Robert A. Baker poinformował grono pacjentów, że reinkarnacja bez wątpienia istnieje,
każdy grzecznie zaprezentował w transie historię z poprzednich wcieleń. Inna grupa, której dano
JESIEŃ 2 0 0 5
121
do zrozumienia, że badacz nie wierzy w istnienie reinkarnacji, podporządkowała się sugestii
z równą lojalnością. Zgodnie z oczekiwaniami nie byta w stanie przywołać żadnych wspomnień
mogących potwierdzić wędrówkę dusz. Co ciekawe, w tym ostatnim wypadku dwie osoby na
20 badanych wyłamały się z jednomyślnych szeregów. Obydwie jednak należały do wyznawców
religii akceptującej reinkarnację. Najwyraźniej przekonania zakorzenione od dzieciństwa w ich
psychice okazały się silniejsze niż autorytet hipnotyzera (J. Komorowska, Hipnoza a reinkarnacja,
„Nie z tej Ziemi" 1995, nr 6 (58), s. 41.
20
Por. J. Drane, dz.cyt., s. 111.
2 1
D. Hunt, T.A. McMahon, Ameryka nowy uczeń czarnoksiężnika, Warszawa 1996, s. 213.
22
Zob. A. Donimirski, Wspomnienia z poprzedniego życia..., dz.cyt., s. 32-33; E. Halckendorff, Życie
przed życiem, „Nie z tej Ziemi" 1990, nr 3, s. 15.
23
Hipnotyście teatralnemu, Peterowi Reveenowi, udało się nawet w ciągu jednego występu gościć
na scenie dwóch ochotników twierdzących, że są wcieleniami Henryka VIII (J. Komorowska,
dz.cyt., s. 42).
24
Hipnoza bowiem jako pewnego rodzaju „mediumiczne otwarcie" może otworzyć osobowość
człowieka na coś, co wymknie się kontroli i to często właśnie dlatego, że przekroczy jakby
immanentne i wewnętrzne granice tejże osobowość. Teoria, że hipnoza otwiera jedynie na pod­
świadomość, jest tylko teorią i to pochodzącą raczej z kontekstu redukcjonizmu klinicznego.
Nie można wykluczyć, że otwiera ona także na coś, co można nazwać nadświadomością (czy
też pozaświadomością), czy też na jakieś duchowe byty (inteligentne), które mogłyby przejąć
kontrolę nad sytuacją (A. Posacki. Niebezpieczeństwa okultyzmu, Kraków 1997, s. 157-158).
2 5
26
27
28
M
30
31
Por. R.N. Baer, W matni New Age, Kraków 1996, s. 181; J. Drane, dz.cyt., s. 111; J. Vernette,
dz.cyt., s. 85.
U. Fassbender, dz.cyt., s. 18; zob. P. Mądre, Ale zbaw nas ode Złego, Kraków 1999, s. 162-163.
Por. A.CB.S. Prabhupada, dz.cyt., s. 3-4.
Por. B. Franek, Leksykon New Age, Kraków 1997, s. 35-36.
G. Trevelyan, Kropelka Boga, „Nie z tej Ziemi" 1991, nr 6, s. 9.
U. Fassbender, dz.cyt., s. 48.
Por. J. Buxakowski, Jezus Chrystus - Osoba i czyn, Pelplin 2000, s. 211-212.
32
J 9, 1-3.
3 3
A. Klizowski, Prawo reinkarnacji, w: Podstawy światopoglądu Nowej Epoki, 1.1, Warszawa 1991, s. 7;
34
por. J. Łatak, Edgar Cayce o karmie, „Nie z tej Ziemi" 1995, nr 4 (56), s. 45.
Por. J. Sali), Pytania nieobojftne, Poznań 1997, s. 118.
35
J. Guru, Wyjaśnienie reinkarnacji, Kraków 1996, s. 128; por. A.CB.S. Prabhupada, dz.cyt. s. 3.
36
Zob. A. Klizowski, dz.cyt., s. 8-10.
Por. KKK nr 999.
37
38
Por. A. Klizowski, dz.cyt., s. 7; A. Dąbrowska, O wędrówce dusz i nie tylko, „Nie z tej Ziemi" 1991,
nr 1, s. 11-12.
19
Zob. K. Berggren, Jesteśmy nie tylko istotami cielesnymi, „Nie z tej Ziemi" 1991, nr 2, s. 49.
Orygenes - starożytny pisarz chrześcijański urodził się około 185 roku w Aleksandrii. Prowadził
bardzo ascetyczne życie i przyjmując fałszywie sens słów Mt 19, 12 dokonał samookaleczenia.
W Cezarei Palestyńskiej nieprawnie przyjął święcenia kapłańskie z rąk biskupów palestyńskich.
Został za co pozbawiony przez swego bpa Demetriusza urzędu prezbitera i nauczyciela, a także
wykluczony z Kościoła aleksandryjskiego. Za prześladowań Decjusza został poddany torturom.
Umarł w 254 roku w Cezarei. Swym dorobkiem pisarskim przewyższył wszystkich ojców sta­
rożytności chrześcijańskiej. Zyskał wielką sławę i stał się teologicznym autorytetem. Za swoje
40
122
FRONDA 37
poglądy był kontestowany już za życia, a źródłem sporów stały się one po jego śmierci. Potępiony
został na II Soborze w Konstantynopolu w roku 553. Autorami współczesnymi, którzy w dobie
powrotu do źródeł chrześcijaństwa go zrehabilitowali, są: H. Urs von Balthasar, H. de Lubac,
J. Danielou oraz H. Crouzel. Podkreślali oni ortodoksję jego wiary, prócz teorii o preegzystencji.
Zarzuca mu się też błędne poglądy dotyczące apokatastazy. Zacytowano go aż ośmiokrotnie
w dokumentach II Soboru Wytykańskiego. (Por. B. Altaner, A. Stuiber, Patrologia, Warszawa
1990, s. 284-300; F. Drączkowski, Patrologia, Pelplin 1998, s. 118-126; B. Sesboue, J. Woliński,
Bóg zbawienia, t. 1., w: (red.) B. Sesboue, Historia dogmatów, Kraków 1999, s. 184).
41
Zob. J. Guru, dz.cyt., s. 273.
42
Por. B. Mondin, Preegzystencja - nieśmiertelność - reinkarnacja, Kraków 1996, s. 20-21.
A.C.B.S. Prabhupada, dz.cyt., s. 3.
Dzieła Orygenesa, a w szczególności De Principiis, były fałszowane przez heretyków lub ludzi mu
nieprzychylnych. Orygenes nie poczuwał się do odpowiedzialności za tzw. orygenizm, czyli
za dokonywane w jego tekstach poprawki. Prawdopodobnie Prabhupada, cytując De Principiis
(Edynburg 1867), powołuje się na dogodny dla siebie cytat pochodzący od przeciwników Oryge­
nesa. Tym bardziej że w innym swoim dziele Contra Celsum Orygenes wyraźnie się przeciwstawia
reinkarnacji (por. G. Fels, Dwa oblicza Hare Kriszna, Niepokalanów 1997, s. 59-61; H. Masson,
43
44
Słownik herezji w Kościele katolickim, Katowice 1993, s. 232).
45
Fragment De Principiis w przekładzie Rufina jest cytowany za G. Fels, dz.cyt., s. 61.
46
J. Guru, dz.cyt., s. 276.
47
Tamże.
Por. A Klizowski, dz.cyt., s. 11.
Zob. Synod Konstantynopolitański, kanon I, w: Brewiarium Fidei, Poznań 1998, s. 592.
Wypowiedzi Ojców Kościoła są cytowane za: A. Zwoliński, dz.cyt., s. 38-43; J.M. Verlinde, Rein­
48
49
50
karnacja czy zmartwychwstanie?, Gdańsk - Toruń 1998, s. 15-18.
51
Zob. tamże.
I N N A TWARZ
BUDDYZMU
GRZEGORZ
K U C H A R C Z Y K
Według zachodnich liberalnych mediów, a t y m s a m y m w oczach d u ż e g o odła­
mu opinii publicznej na Zachodzie, b u d d y z m jest najczęściej kojarzony z re­
ligią pokoju, w e w n ę t r z n ą medytacją, relaksacją. Buddyzm to przyjmowany na
wszystkich salonach dalajlama - laureat Pokojowej N a g r o d y Nobla. Sprawa
124
FRONDA 37
b u d d y z m u to także integralna część oficjalnej dziś „religii p r a w człowieka",
skoro sprawa k o m u n i s t y c z n y c h represji (organizowanych i p r z e p r o w a d z a ­
nych przez Pekin), których doświadcza Tybet od p o n a d 50 lat, n i e schodzi
z agendy r ó ż n o r o d n y c h organizacji walczących o p r z e s t r z e g a n i e p r a w czło­
wieka. Buddyzm wywołuje więc u p r z e c i ę t n e g o człowieka na Z a c h o d z i e tylko
pozytywne skojarzenia - czy to podziw dla „religii w n ę t r z a " , czy w s p ó ł c z u c i e
dla ofiar chińskich prześladowań.
W tej sytuacji z d u ż y m t r u d e m przebijają się do światowej opinii publicz­
nej wiadomości o p r z e ś l a d o w a n i u w y z n a w c ó w innych religii przez samych
buddystów. Tymczasem f e n o m e n e m o s t a t n i c h lat jest fakt, że w tych p a ń ­
stwach, w których b u d d y z m jest religią większości, panuje r ó w n i e ż skrajna
nietolerancja, a właściwie o t w a r t e p r z e ś l a d o w a n i e niebuddyjskich religii.
W niniejszym tekście s k o n c e n t r u j e m y się na p r z e d s t a w i e n i u (w o g ó l n y m
zarysie) prześladowań, których z rąk b u d d y s t ó w doświadczają chrześcijanie
w wybranych azjatyckich krajach ( p o m i n i e m y p o d o b n y los, który jest udzia­
łem w tych krajach, n p . m u z u ł m a n ó w czy h i n d u i s t ó w ) 1 .
Birma: p a g o d y z a m i a s t krzyży
Birma (również z n a n a p o d nazwą: M y a n m a r ) jest sceną zakrojonych na
największą skalę represji organizowanych przez buddyjską większość w o b e c
chrześcijańskiej mniejszości (w Birmie 83 proc. ludności wyznaje b u d d y z m ) .
Nasilenie antychrześcijańskich represji t r w a od początku lat 90. m i n i o n e g o
stulecia i jest ściśle związane z objęciem d y k t a t o r s k i c h r z ą d ó w w t y m p a ń ­
stwie przez j u n t ę wojskową, czyli tzw. P a ń s t w o w ą Radę Pokoju i Rozwoju.
Pokój i rozwój r o z u m i a n y przez b i r m a ń s k i c h g e n e r a ł ó w przewidywał
m.in. a n u l o w a n i e niekorzystnego dla nich wyniku w y b o r ó w p o w s z e c h n y c h
w 1990 roku. Represje spadły p r z e d e w s z y s t k i m na politycznych przeciw­
ników j u n t y (symbolem o p o r u jest przywódczyni demokratycznej opozycji,
laureatka Pokojowej Nagrody Nobla, Aung San Suu Kyi - przebywająca nie­
przerwanie od 1990 roku w areszcie d o m o w y m ) . C h o ć nie tylko.
Obiektem brutalnych represji stały się także mniejszości etniczne zamiesz­
kujące Birmę. Chodzi tu przede wszystkim o ludy Karen, Karenni, Kachin
i Chin, które „na d o m i a r z ł e g o " w swojej zdecydowanej większości są chrześci­
jańskie. Ten fakt stał się w oczach j u n t y szczególną okolicznością obciążającą tę
JESIEŃ 2 0 0 5
125
ponadmilionową chrześcijańską społeczność, albowiem oficjalną polityką Rady
Pokoju i Rozwoju jest uczynienie z b u d d y z m u religii państwowej, i n s t r u m e n t u
mającego być - obok armii - głównym czynnikiem unifikującym Birmę.
Stąd też najważniejsze funkcje i urzędy w administracji i wojsku są
zarezerwowane tylko dla b u d d y s t ó w (żaden chrześcijanin nie m o ż e awan­
sować w armii p o n a d s t o p i e ń majora, a w administracji p o n a d s t a n o w i s k o
szefa d e p a r t a m e n t u ) 2 . N i e m a ł e t r u d n o ś c i napotykają p r ó b y w w o z u do Birmy
literatury chrześcijańskiej. Szczególną czujność wykazują w ł a d z e w o b e c naj­
ważniejszej dla chrześcijan książki. Jedynie w 2 0 0 1 roku na polecenie j u n t y
skonfiskowano i spalono 16 tys. egzemplarzy P i s m a Świętego.
Areną najbardziej brutalnych akcji wymierzonych w wyznawców Chrystusa
jest obszar zachodniej Birmy, którą zamieszkują - w s p o m n i a n e już - chrześcijań­
skie grupy etniczne Chin i Kachin (chrześcijańskie w 90 p r o c ) . 2!aczęto od usu­
wania krzyży ze szczytów wzgórz. Ostatni krzyż został zniszczony przez wojsko
w prowincji Chin w 2001 roku. Stałą praktyką jest także stawianie (na polecenie
władz) w miejscu zniszczonych krzyży buddyjskich pagod i figur (taki los spotkał
m.in. krzyż umieszczony na wzniesieniu górującym nad H a k h ą - stolicą prowin­
cji. W 1994 roku w jego miejsce postawiono figurę buddyjskiego m n i c h a ) .
Szczególnie perfidną m e t o d ą d y s k r y m i n o w a n i a chrześcijan (ciągle m o w a
0 prowincji Chin) jest z m u s z a n i e ich do finansowania b u d d y z m u . Każdego
roku chrześcijanie zobowiązani są o d d a w a ć 1 proc. ze swoich d o c h o d ó w na
rzecz organizowania buddyjskich uroczystości, w których u c z e s t n i c t w o dla
urzędników p a ń s t w o w y c h (bez względu na ich wyznanie) jest obowiązkowe.
Niekiedy pieniądze w y ł u d z a się od chrześcijan p o d p o z o r e m uiszczania o p ł a t
administracyjnych - n p . obowiązku opłaty za o t r z y m a n i e d o k u m e n t ó w , k t ó r a
to opłata jest n a s t ę p n i e oficjalnie klasyfikowana jako „dar chrześcijan" na
rzecz b u d o w y buddyjskiej pagody.
J u n t a patronuje również buddyjskiej „akcji misyjnej" w prowincjach za­
mieszkanych przez chrześcijan. Najczęściej ogranicza się o n a do m e t o d y kija
1 m a r c h e w k i . Tą o s t a t n i ą są oferowane potencjalnym k o n w e r t y t o m lepsze
miejsca pracy lub zwolnienie z obowiązku p r z y m u s o w e j pracy na rzecz armii.
W niektórych przypadkach (zwłaszcza w rejonach najbardziej ubogich) ofe­
ruje się w p r o s t ryż za przyjęcie n a u k Buddy.
Nie brakuje przypadków, gdy p o d p o z o r e m z a p e w n i e n i a chrześcijańskim
dzieciom (chłopcom) lepszej edukacji, w ł a d z e zabierają je z ich rodzin, osa126
FRONDA 37
dzają w buddyjskich klasztorach, gdzie są u z n a w a n e za m n i c h ó w - nowi­
cjuszy. Takie praktyki t r u d n o n a z w a ć inaczej niż r e g u l a r n y m i p o r w a n i a m i ,
skoro rodzice nie są informowani o miejscu p o b y t u swoich dzieci i rzadko się
zdarza, by ujrzeli je p o n o w n i e .
Faworyzowaniu b u d d y z m u towarzyszy piętrzenie u t r u d n i e ń s w o b o d n e ­
go praktykowania własnej religii przez chrześcijan. Temu służy na przykład
przepis wymagający u r z ę d o w e g o zezwolenia na każde z g r o m a d z e n i e liczące
p o n a d pięć o s ó b (przepis nie dotyczy - na razie - niedzielnych n a b o ż e ń s t w ) .
Specjalne zezwolenie w y m a g a n e jest również nie tylko dla b u d o w y n o w e g o
kościoła, lecz także dla o d n o w i e n i a j u ż istniejących świątyń.
W praktyce oznacza to, że na d r o d z e administracyjnych zakazów unie­
możliwia się organizowanie n p . konferencji biblijnych, s p o t k a ń katechizacyjnych i b u d o w y nowych kościołów (w prowincji C h i n od 1994 roku - m i m o
wielokrotnie ponawianych p r ó ś b - w ł a d z e nie wydały ani j e d n e g o p o z w o l e n i a
na b u d o w ę n o w e g o kościoła). Do reguły należy o r g a n i z o w a n i e przez w ł a d z e
wizytacji w prowincjach zamieszkanych przez chrześcijan albo w niedzielę,
albo w i n n e chrześcijańskie święto. Ponieważ w i t a n i e lokalnego przedstawi­
ciela junty jest „ r a d o s n y m o b o w i ą z k i e m " całej społeczności (brak widocznej
radości m o ż e oznaczać zesłanie do o b o z u pracy p r z y m u s o w e j ) , oznacza to
faktyczne uniemożliwianie chrześcijanom praktykowania ich religii.
Niekiedy zmusza się chrześcijan, by podczas najświętszych dla nich dni
uczestniczyli w buddyjskich uroczystościach. Tak stało się w p e w n y m mieście
w prowincji Chin, gdzie w dzień Bożego Narodzenia władze zorganizowały cere­
monię odsłonięcia nowej buddyjskiej pagody. W trwającej cały dzień uroczysto­
ści przymusowo wzięli udział miejscowi chrześcijanie, którym w dzień Narodzin
Chrystusa kazano przyglądać się odsłonięciu nowej buddyjskiej świątyni.
Paranoja w Bhutanie
Królestwo B h u t a n u jest mikroskopijnym p a ń s t w e m w Himalajach. 70 proc.
p o d d a n y c h króla B h u t a n u (ogół ludności to ok. 1,8 m i n osób) wyznaje lamaistyczną wersję b u d d y z m u . 24 proc. jest h i n d u i s t a m i , 5 proc. to m u z u ł m a n i e .
Chrześcijanie zaś s t a n o w i ą 0,33 proc. ludności B h u t a n u . M i m o to chrześci­
j a ń s t w o (tj. możliwość jego rozszerzania się) jest p o s t r z e g a n e przez w ł a d z e
B h u t a n u jako sprawa najwyższej wagi p a ń s t w o w e j .
JESIEŃ 2 0 0 5
127
Oficjalną religią p a ń s t w o w ą w B h u t a n i e jest b u d d y z m . W 1969 roku par­
l a m e n t tego kraju d o d a t k o w o przyjął u s t a w ę zabraniającą p r a k t y k o w a n i a t a m
chrześcijaństwa. Z d e c y d o w a n e egzekwowanie u s t a w o w e g o zapisu rozpoczął
rząd B h u t a n u 30 lat później. W 1999 roku mieszkający w B h u t a n i e chrześ­
cijanie zostali na polecenie rządu zobowiązani do podpisywania deklaracji,
w których mieli wyrażać swoją g o t o w o ś ć na p r z e s t r z e g a n i e „zasad i regulacji
dotyczących praktykowania religii". Przypomnijmy, że c h o d z i ł o o regulacje
zawarte w ustawie z 1969 roku zakazującej p r a k t y k o w a n i a chrześcijaństwa
w Bhutanie.
Bez podpisania takiej deklaracji chrześcija­
nin - obywatel B h u t a n u nie ma najmniejszych
szans na otrzymanie od policji tzw. Certyfikatu
Braku
Sprzeciwu
oraz
Certyfikatu
(No
Objection
Bezpieczeństwa
Clearance Certificate),
tj.
Certificate)
(Security
dokumentów, bez
których nie m o ż n a otrzymać paszportu, zezwo­
lenia na pracę, dopuszczenia dzieci do systemu
edukacji,
pożyczki
bankowej,
zezwolenia
na
działalność gospodarczą.
Większość b h u t a ń s k i c h chrześcijan zamiesz­
kuje p o ł u d n i e tego kraju, tzw. okręg Tsirang. To
na tym obszarze władze B h u t a n u skoncentro­
wały swoje „misyjne" wysiłki. 20 czerwca 2 0 0 1
roku szef lokalnej administracji w Tsirang naka­
zał wszystkim chrześcijanom stawić się w swojej siedzibie. Przyszły 34 osoby.
Wszystkie zostały brutalnie pobite przez w s p o m n i a n e g o urzędnika i jego
współpracowników. To była kara za niepodpisanie deklaracji o wyrzeczeniu się
chrześcijaństwa. By skruszyć opór chrześcijan, lokalni urzędnicy zastosowali
także inne środki represji. Na przykład chrześcijanom w Tsirang o d m a w i a się
zezwolenia na korzystanie z zasobów wodnych, elektryczności. Pozbawiani są
oni również przydziału d r e w n a przysługującego wszystkim obywatelom, k t ó ­
rzy planują budować lub r e m o n t o w a ć własny d o m .
Podejrzliwość b h u t a ń s k i c h w ł a d z wzbudzają także takie, wydawałoby się
niegroźne, fakty, jak zakup m a g n e t o f o n u lub telewizora przez chrześcijańską
rodzinę. Nierzadko chrześcijanie z m u s z a n i są do wywieszania buddyjskich
128
FRONDA 37
e m b l e m a t ó w przed swoimi d o m a m i i do finansowego w s p i e r a n i a b u d o w y
buddyjskich klasztorów.
Najkrócej i najcelniej p o d s u m o w a ł antychrześcijańską politykę w ł a d z
B h u t a n u katolicki biskup z indyjskiej diecezji Darjeeling (obejmującej s w o i m
działaniem także B h u t a n ) , S t e p h e n Lepcha. W 2 0 0 4 roku stwierdził on, że
polityka realizowana przez rząd tego himalajskiego k r ó l e s t w a graniczy z pa­
ranoją.
K a m b o d ż a ń s c y b u d d y ś c i : „ C h r y s t u s t o d r u g i Pol P o t "
Kambodża - ofiara j e d n e g o z najbardziej o k r u t n y c h h o l o c a u s t ó w XX wieku
(wymordowanie w drugiej p o ł o w i e lat 70. n i e m a l p o ł o w y k a m b o d ż a ń s k i e go n a r o d u przez Czerwonych K h m e r ó w d o w o d z o n y c h przez a b s o l w e n t a
Sorbony, Pol Pota), jest w o s t a t n i c h latach świadkiem w z r o s t u w p ł y w ó w
wojowniczego b u d d y z m u , splecionego ściśle z odradzającym się k a m b o d ż a ń skim nacjonalizmem (86 proc. K a m b o d ż a n to buddyści, 1 proc. to chrześcija­
nie, w liczbach bezwzględnych ok. 130 tys. o s ó b ) .
Konstytucja Kambodży n a d a ł a b u d d y z m o w i rangę religii państwowej. Ten
s a m d o k u m e n t zawiera także gwarancje wolności sumienia dla wyznawców
innych religii. Zważywszy, że większość chrześcijan w Kambodży zamieszkuje
okręgi położone blisko granicy z W i e t n a m e m (najczęściej wyznawcy Chrystusa
w Kambodży to uchodźcy z komunistycznego W i e t n a m u lub ich p o t o m k o w i e ) ,
antychrześcijańską retoryka stanowi doskonały pretekst dla sojuszu b u d d y z m u
z nacjonalizmem (w Kambodży ciągle jest żywa pamięć o wietnamskiej okupa­
cji tego kraju, która nastąpiła po upadku reżimu Pol Pota).
W listopadzie 2 0 0 2 roku K a m b o d ż a ń s k i e Niezależne Stowarzyszenie
Nauczycieli, powołując się na konstytucyjny zapis o b u d d y z m i e jako religii
państwowej, zgłosiło p o s t u l a t o wykreśleniu ze wszystkich p o d r ę c z n i k ó w
słowa „Bóg". Z d a n i e m Stowarzyszenia, Bóg „ t o lekarstwo, k t ó r e z a t r u w a
s t u d e n t ó w i będzie prowadzić do niepokojów społecznych".
Co p r a w d a ż ą d a n i o m k a m b o d ż a ń s k i c h nauczycieli (przynajmniej tych
zrzeszonych we w s p o m n i a n y m Stowarzyszeniu) nie s t a ł o się na razie za­
dość, j e d n a k w lutym 2 0 0 3 roku k a m b o d ż a ń s k i e m i n i s t e r s t w o d s . religijnych
wydało oficjalne rozporządzenie zakazujące w t y m kraju „chrześcijańskiego
prozelityzmu".
JESIEŃ 2 0 0 5
129
Antychrześcijańskim deklaracjom towarzyszyły antychrześcijańskie czyny.
W 2002 roku doszło do gwałtownych manifestacji b u d d y s t ó w w Prey Krang
i Pichirath przeciw obecności chrześcijan (w przeważającej części w i e t n a m ­
skiego pochodzenia) na t y m obszarze. W Prey Krang d e m o n s t r u j ą c y buddyści
nazwali C h r y s t u s a „Pol P o t e m N u m e r D w a " i wezwali okoliczną l u d n o ś ć „ d o
solidarnego pogrążenia pol-potowskiej grupy [tj. chrześcijan - przyp. G . K . ] " .
Wezwanie zostało w y s ł u c h a n e rok później przez o k o ł o 100 buddystów,
którzy w niedzielę 13 lipca 2 0 0 3 roku napadli na katolicki kościół w Kok
Pring. Napastnicy uniemożliwili o d p r a w i e n i e Mszy Świętej, zniszczyli ołtarz,
krzyże, P i s m o Święte i powybijali okna. Na szczęście obyło się bez ofiar
śmiertelnych (kilku katolików z o s t a ł o p o t u r b o w a n y c h ) . Jedynie dzięki szyb­
kiej interwencji policji ocalał s a m b u d y n e k kościelny.
Sri L a n k a : b u d d y j s k a ś w i ę t a w o j n a
Na koniec parę słów o Sri Lance (70 proc. s p o ł e c z e ń s t w a to buddyści, 8 proc.
to chrześcijanie). Konstytucja Sri Lanki przyznaje b u d d y z m o w i r a n g ę „naczel­
nej religii" w p a ń s t w i e . Uzyskanie przez b u d d y z m s t a t u s u religii p a ń s t w o w e j
jest w o s t a t n i c h latach politycznym p r i o r y t e t e m szeregu buddyjskich organi­
zacji. Część z nich stoi za wzrastającą falą napaści na chrześcijan (wszystkich
denominacji) w tym p a ń s t w i e .
Dość w s p o m n i e ć , że tylko w latach 2 0 0 2 - 2 0 0 4 o d n o t o w a n o na Sri Lance
164 przypadki czynnej napaści na chrześcijan. C z ę s t o bywało tak, że w ś r ó d
n a p a s t n i k ó w (lub podżegaczy)
znajdowali się buddyjscy m n i s i . Na przy­
kład 11 stycznia 2 0 0 4 roku około 5 tys. m n i c h ó w i świeckich b u d d y s t ó w
p r o t e s t o w a ł o w H o m a g a m a przeciw obecności chrześcijan w tym rejonie.
Jednocześnie w formie ultymatywnej zażądało od lokalnej policji, by m n i s i
podejrzani o p o d p a l e n i e w d n i u 30 listopada 2 0 0 3 roku katolickiego kościoła
w tym mieście nie byli o d d a n i na salę sądową. Policja spełniła „ p r o ś b ę " de­
monstrantów.
Z kolei p a r ę d n i później, 15 stycznia 2 0 0 4 roku, t ł u m złożony z kilkuset
osób, na którego czele maszerowali buddyjscy mnisi, nie dopuścił do pogrze­
bu na publicznym c m e n t a r z u w Weliweriya (okręg G a m p a h a ) ciała j e d n e g o
z miejscowych chrześcijan (ostatecznie z o s t a ł o o n o p o c h o w a n e w p r z y d o m o ­
wym ogródku z m a r ł e g o ) .
130
FRONDA 37
Kolejną
falę
antychrześcijańskich
represji
na
wyspie
wznieciła
nagła
śmierć w grudniu 2 0 0 3 roku Gangodawila S o m a T h e r o - buddyjskiego m n i ­
cha, jednego z przywódców wojowniczego b u d d y z m u w Sri Lance. Z m a r ł on
podczas składania wizyty w Rosji i chociaż sekcja wykazała, że przyczyna
śmierci była naturalna, dla większości b u d d y s t ó w sprawa była jasna:
od­
powiedzialni są chrześcijanie. Podczas p o g r z e b u swojego przywódcy część
z m n i c h ó w nawoływała w p r o s t do „świętej wojny" przeciw chrześcijanom.
O d z e w był szybki. W 2004 roku doszło do 73 a t a k ó w na chrześcijan, w wy­
niku których z a m k n i ę t o 140 kościołów. Wszystko w r a m a c h walki z chrześci­
jaństwem, „ostatnią kolonialną p o z o s t a ł o ś c i ą " na d a w n y m Cejlonie.
GRZEGORZ KUCHARCZYK
PRZYPISY
Materiał na potrzeby niniejszego artykułu pochodzi m.in. z internetowych stron:
www.chiesa.espressoline.it; www.cswusa.com; www. persecution.org; www.bhutan4christ.com.
Światowa opinia publiczna najwięcej dowiedziała się o prześladowaniu chrześcijan w Birmie
dzięki reporterskiej pracy Benedicta Rogersa, autora książki A Land without Evil: Stoppping the
Genocide of Burma's Karen People. Zob. reportaże B. Rogersa na: www.crisismagazine.com oraz
www. christianitytoday. com
Według ankiety przeprowadzonej wśród niemieckich ka­
tolików przez magazyn „Geo Wissen", Dalajlama XIV zo­
stały uznany przez 37 proc. ankietowanych za najwięk­
szy autorytet naszych czasów. Jan Paweł II z 19 proc.
głosów uzyskał drugie miejsce (badania przeprowadzo­
ne były za jego życia).
BUDDA
Niemcy
wędruje
B A R T O S Z
W I E C Z O R E K
Dziś w s p ó l n o t y buddyjskie kupują w Europie d a w n e , p u s t e obecnie klasz­
tory chrześcijańskie lub budują od p o d s t a w swoje n o w e ośrodki. Wielkie
c e n t r u m medytacyjne w H a m b u r g u w dzielnicy St. Pauli p o w s t a ł o w daw­
nej stoczni, k t ó r ą w y r e m o n t o w a ł o 40 m ł o d y c h buddystów. Tibetan C e n t e r
w H a m b u r g u oferuje siedmioletnie s t u d i a b u d d y z m u , a s a m b u d d y z m jest już
od n i e d a w n a oficjalnym p r z e d m i o t e m nauczania w niektórych niemieckich
szkołach.
134
FRONDA 37
W
jednym
z
największych
buddyjskich
ośrodków
w
Niemczech
- w H a m b u r g u zobaczyć m o ż n a następujący widok. Na p o d ł o d z e siedzi
grupa około 100 Niemców, w ś r ó d nich doktorzy, architekci, m e n e d ż e r o w i e .
Siedzą bez b u t ó w w d u ż y m pomieszczeniu, lekko oświetlonym, i medytują.
Atmosfera jest miła, sprzyjająca relaksowi, niektórzy trzymają w rękach kwia­
ty, niektórzy z p o w a g ą zerkają na w i z e r u n e k Buddy wiszący na ścianie. Wiele
osób, które trafiają do t e g o c e n t r u m buddyjskiego, to ludzie rozczarowani
chrześcijaństwem, którzy chcą j e d n a k szukać głębszego s e n s u życia. Wybór
b u d d y z m u nie jest już wcale czymś egzotycznym czy szokującym, gdyż religia
ta na d o b r e z a d o m o w i ł a się w N i e m c z e c h .
Subtelny n i e s m a k zachodniej kultury
C e n t r u m w H a m b u r g u p r o w a d z i i n a u c z a w n i m 63-letni, z n a n y też w Polsce,
d u ń s k i b u d d y s t a Ole N y d a h l . Jego c e n t r u m to j e d e n z wielu o ś r o d k ó w
buddyjskich, jakie p o w s t a ł y w mieście w o s t a t n i c h latach. Książki N y d a h l a
i innych b u d d y s t ó w na liście bestsellerów zajmują często pierwsze miejsce.
N a w e t poszukujące taniej sensacji p i s m o „Bild" przekazuje informacje doty­
czące b u d d y z m u . J e d n y m s ł o w e m wielka w s c h o d n i a religia przeżywa b o o m
w Niemczech.
Wiele znanych niemieckich osobistości stało się b u d d y s t a m i : piosenkar­
ka N i n a Hagen, aktor Ralf Bauer czy piłkarz Bayernu M o n a c h i u m M e h m e t
Scholl. Niemiecki indolog H a n s G r u b e r upatruje sukces b u d d y z m u w tym,
iż jest on postrzegany przez ludzi jako a l t e r n a t y w a w o b e c m a t e r i a l i z m u pa­
nującego w k u l t u r z e zachodniej. Z d a n i e m G r u b e r a jest to p e w i e n „ s u b t e l n y
n i e s m a k naszej k u l t u r y " , k t ó r a głęboko religijnym o s o b o m nie oferuje o d p o ­
wiedzi na nurtujące ich rozterki d u c h o w e i w e w n ę t r z n y niepokój.
Od czasu, kiedy niemiecki rząd nie p r o w a d z i statystyk dotyczących reli­
gii, nikt nie m o ż e d o k ł a d n i e stwierdzić liczby b u d d y s t ó w w kraju. N i e m i e c k a
U n i a Buddyjska (DBU), k t ó r a skupia 52 mniejsze organizacje, podaje liczbę
100 tys. b u d d y s t ó w niemieckiego p o c h o d z e n i a , i n n e szacunki m ó w i ą o liczbie
tylko 40 tys. Buddystów p o c h o d z e n i a głównie w i e t n a m s k i e g o i tajlandzkiego
jest zaś w N i e m c z e c h ok. 120 tys. Sympatyków są miliony. J a s n e jest też, że
liczby te stale r o s n ą - z 15 w s p ó l n o t buddyjskich istniejących na początku
lat 70. do obecnych p o n a d 600. Najbardziej o b s z e r n e i wnikliwe jak d o t ą d
JESIEŃ 2 0 0 5
135
s t u d i u m poświęcone rozwojowi b u d d y z m u w N i e m c z e c h przedstawił M a r t i n
B a u m a n n w pracy Deutsche Buddhisten: Geschichte und Gemeinschaften.
Obecność b u d d y z m u zaczyna też powoli oddziaływać na chrześcijań­
stwo. W r a m a c h projektu dotyczącego d u c h o w y c h w y m a g a ń i dążeń w ś r ó d
ewangelików i katolików badacze z U n i w e r s y t e t u Bayreuth stwierdzili, że
b u d d y z m oddziałuje na chrześcijan w t e n sposób, że „także osoby tradycyj­
nie uczęszczające do kościoła coraz częściej o s t a t e c z n e k r y t e r i u m swej wiary
widzą w osobistym religijnym d o ś w i a d c z e n i u " . Prowadzący b a d a n i a profesor
C h r i s t o p h Bochinger orzekł: „Ludzie ci szukają duchowości, k t ó r a sprawi, że
będą zadowoleni w życiu. Buddyzm jest b a r d z o bliski tej m e n t a l n o ś c i " . N i e
jest b o w i e m tajemnicą, że wiele o s ó b jest dziś rozczarowanych Kościołem,
w k t ó r y m nie znajdują odpowiedzi na swoje egzystencjalne pytania. B u d d y z m
nakierowany na osobiste przeżycia i indywidualny s t a n świadomości staje się
więc dla wielu kuszącą alternatywą.
Powolne przenikanie
Na całym świecie od dłuższego już czasu dokonuje się coś, co m o ż n a by
nazwać p r z e b u d z e n i e m b u d d y z m u . Przedstawiciele tej religii coraz bardziej
akcentują swą j e d n o ś ć i p r o w a d z ą misje. Wielkie znaczenie dla poczucia jed­
ności i siły b u d d y z m u miał sobór z u d z i a ł e m 4 0 0 0 przedstawicieli różnych
jego o d m i a n , który odbył się w latach 1 9 5 4 - 1 9 5 6 w R a n g u n i e i k t ó r y u c h o d z i
za szósty taki sobór w historii b u d d y z m u .
Dodajmy na marginesie, iż w typologii Maxa W e b e r a b u d d y z m nie jest
religią misyjną, gdyż tego typu aktywność z a r e z e r w o w a n a jest tylko dla wiar
objawionych. W pracy Religia Indii W e b e r zrewidował j e d n a k swoje poglądy
i stwierdził jasno: „Buddyzm stał się j e d n ą z największych misyjnych religii
n a ziemi".
Na Zachodzie b u d d y z m osiedlił się d w i e m a różnymi drogami, tak że
m o ż n a m ó w i ć o „dwóch b u d d y z m a c h " : pierwszy rozwija się w środowiskach
azjatyckich imigrantów, drugi w środowiskach zachodnich, k t ó r e przyjęły
buddyjską n a u k ę i praktyki. I s t o t n ą w s p ó l n ą cechą tych środowisk jest ich
misyjna aktywność.
Szukając korzeni z a i n t e r e s o w a n i a b u d d y z m e m w Niemczech,
należy
sięgnąć do niemieckiego r o m a n t y z m u , a dokładniej do r o z p o w s z e c h n i o 136
FRONDA
37
nej w n i m „czci" wobec Indii. Wielki wpływ na popularyzację b u d d y z m u
w N i e m c z e c h m i a ł a też działalność Towarzystwa Teozoficznego oraz w y d a n i e
w 1921 r. przez Friedricha Z i m m e r m a n n a Katechizmu buddyjskiego, k t ó r y m i a ł
już 14 w z n o w i e ń . O s o b n y m k a n a ł e m , przez który d u c h b u d d y z m u prze­
niknął na Zachód, była filozofia A r t h u r a S c h o p e n h a u e r a , k t ó r e g o poglądy
zainspirowały
wielu
późniejszych
niemieckich
intelektualistów.
Pierwsi
znani z imienia niemieccy buddyści, Paul C a r u s ( 1 8 5 2 - 1 9 1 9 ) i Karl E u g e n
Neumann
(1865-1915),
znajdowali
się w ł a ś n i e p o d wielkim w p ł y w e m
Schopenhauera.
Znaczenie tego filozofa, choć i s t o t n e , nie m o ż e j e d n a k r ó w n a ć się z wiel­
kim oddziaływaniem na i n t e l e k t u a l i s t ó w z a c h o d n i c h Fryderyka Nietzschego,
którego wizja b u d d y z m u odegrała też i s t o t n ą rolę w p r z y g o t o w a n i u miejsca
dla tej religii w Europie.
Nietzsche w swym Antychryście daje swoją s u b i e k t y w n ą w y k ł a d n i ę rela­
cji między chrześcijaństwem a b u d d y z m e m , podkreślając, iż b u d d y z m jest
„stokroć chłodniejszy,
prawdziwszy,
obiektywniejszy"
od chrześcijaństwa
opartego na zafałszowaniu wartości życiowych i fałszywej waloryzacji „ c n o ­
t y " miłości bliźniego i pokory. Ubolewając, że E u r o p a n i e dojrzała jeszcze
do b u d d y z m u , filozof gubi się w p e a n a c h na t e m a t dalekowschodniej religii,
pisząc: „Buddyzm - co głęboko o d r ó ż n i a go od chrześcijaństwa - ma j u ż
za sobą s a m o o s z u s t w o pojęć m o r a l n y c h - stoi, m ó w i ą c m o i m językiem,
poza d o b r e m i z ł e m " . Lub: „Buddyzm jest j e d y n ą w dziejach prawdziwie
pozytywistyczną religią, także w swej epistemologii (ścisły f e n o m e n a l i z m ) ,
nie m ó w i już o «walce z grzechem», lecz, w p e ł n i dopuszczając do głosu
rzeczywistość, o «walce z cierpieniem»". Gdy zestawić te sądy o b u d d y z m i e
z pojęciem, jakie miał N i e t z s c h e o chrystianizmie, pisząc: „Chrześcijaństwo
p o t r z e b o w a ł o barbarzyńskich pojęć i wartości, aby z a p a n o w a ć n a d barba­
rzyńcami: czymś t a k i m są ofiara z p i e r w o r o d n e g o , picie krwi jako e l e m e n t
k o m u n i i świętej, p o g a r d a dla d u c h a i k u l t u r y " - n a b i e r a m y daleko idącej
rezerwy w szukaniu u niego wartościowej wiedzy. Nie o n i ą tu zresztą
chodzi, a właściwie chodziło w czasach wielkiej p o p u l a r n o ś c i Nietzschego,
kiedy t r a k t o w a n e g o go jako m ł o t na chrześcijaństwo. Ważne jest, jaką rolę
odegrały jego poglądy w przygotowywaniu k l i m a t u dla przyjęcia w E u r o p i e
buddyzmu.
JESIEŃ 2 0 0 5
137
Statua Buddy w Saksonii
Z wyżyn filozofii zejdźmy na ziemię, k t ó r a w E u r o p i e stawała się coraz
bardziej żyzna dla nauki Buddy.
Pierwszą „białą" organizację buddyjską
założył w N i e m c z e c h w Lipsku w 1903 roku Karl Seidenstucker. Nazywała
się T h e Buddhist Mission in G e r m a n y i w y d a w a ł a p i s m o „The B u d d h i s t " .
Z kolei w 1924 roku Paul Dahlke, niemiecki lekarz, który p o z n a ł b u d d y z m
w czasie swych licznych p o d r ó ż y do Azji, założył we F r o h n a u niedaleko
Berlina pierwszy europejski klasztor buddyjski.
Od
1918
roku w y d a w a ł
3
gazetę „ N e u b u d d i s t i s c h e Zeitschrift". W 1962 roku w N i e m c z e c h było j u ż
ok. 2 0 0 0 buddystów. W ł a ś n i e pod koniec lat 60. b u d d y z m zaczął przenikać
do elit intelektualnych N i e m i e c .
Obecnie głównymi ośrodkami b u d d y z m u są wielkie miasta jak M o n a c h i u m ,
Hamburg, Berlin, Stuttgart, Hanower, Bonn i Kolonia. W s p o m i n a n y Ole Nydahl
szuka obecnie miejsca pod wielkie C e n t r u m Europejskie, które organizowało138
FRONDA 37
by działalność wszystkich p o n a d 4 0 0 ośrodków założonych przez duńskiego
buddystę na całym świecie.
Niemiecki b u d d y z m nie da się z a m k n ą ć w r a m a c h jednej dominującej tra­
dycji, lecz m a m y do czynienia z wielością jego o d m i a n . G ł ó w n e jego n u r t y na
początku lat 90. stanowił b u d d y z m tybetański (40 p r o c ) , b u d d y z m Mahajany
(30 proc.) i b u d d y z m T h e r a w a d y (14 p r o c ) .
Podsumowując
sto
lat
istnienia
buddyzmu
w
Niemczech,
Martin
B a u m a n n stwierdził, że p o s i a d a on j u ż d o b r z e u g r u n t o w a n ą i zorganizowa­
ną bazę, z a r ó w n o w postaci Niemieckiej Unii Buddyjskiej, jak też wielkiej
liczby centrów, o ś r o d k ó w i w s p ó l n o t . D o s z ł o do z a d o m o w i e n i a się tej religii
w Niemczech. W e d ł u g B a u m a n n a „to, na co b u d d y z m p o t r z e b o w a ł stuleci
w Chinach czy w Japonii, z o s t a ł o d o k o n a n e w N i e m c z e c h n i e p o r ó w n a n i e
szybciej".
Próbując zrozumieć ten proces, z n a n y badacz religii, j e z u i t a ks. H a n s
Waldenfels stwierdził już wiele lat t e m u : „Dzieje i s l a m u budziły w świecie
chrześcijańskim oddźwięk raczej negatywny. Stąd też, gdy poszukuje się al­
ternatywy dla chrześcijaństwa, to albo całkowicie p o r z u c a się religię, albo też
optuje się za jakąś z u p e ł n i e i n n ą religią - jak b u d d y z m " . Również dziś pod­
kreśla on, że znacznie ważniejszą s p r a w ą jest właściwe ocenienie b u d d y z m u
i jego rozwoju niż wnikliwie b a d a n e g o w E u r o p i e islamu.
Proces nasilania się obecności b u d d y z m u w N i e m c z e c h dokonuje się na
naszych oczach i coraz częściej wiąże się z p o w a ż n y m i p r o b l e m a m i , k t ó r e sta­
ją przez w ł a d z ą lokalną i d a n ą społecznością. N i e d a w n o mieszkańcy niewiel­
kiego niemieckiego miasteczka Taucha w Saksonii stanęli oko w oko z n o w y m
dla nich i zaskakującym w y d a r z e n i e m . O t ó ż zawitała do nich grupa w i e t n a m ­
skich b u d d y s t ó w chcących z b u d o w a ć t a m swą świątynię. Planują oni też
b u d o w ę 20-metrowej wieży z w t o p i o n y m i s e t k a m i małych posążków Buddy,
a na okolicznym zalewie ma p o w s t a ć p r z e z n a c z o n a do medytacji s z t u c z n a wy­
spa z 12-metrową s t a t u ą Buddy. Inwestycja ta, której koszt ma wynieść 4 m i n
euro, budzi j e d n a k skrajne reakcje. B u r m i s t r z Holger Schirmbeck (SPD)
uważa, że dzięki niej m i a s t o stanie się atrakcją turystyczną i przyciągnie
i n w e s t o r ó w z Azji. Z kolei Ralph N i e t z s c h m a n n ( C D U ) występuje przeciw
t e m u projektowi, powątpiewając w rzetelność finansową inwestorów. U w a ż a
też, że tak radykalna o d m i e n n o ś ć k u l t u r o w a i religijna projektu b u d d y s t ó w
m o ż e zakłócić życie lokalnej społeczności. Dyskusja wokół tych p l a n ó w
JESIEŃ 2005
139
zapoczątkowała d e b a t ę na t e m a t t o ż s a m o ś c i m i a s t a i p o t r z e b y jej z a c h o w a n i a
przed zbyt wielką inwestycją, k t ó r a m o ż e jej zagrozić.
Szacunek i w e z w a n i e do o d n o w y
Chrześcijaństwo w s p o s ó b głębszy z e t k n ę ł o się z b u d d y z m e m d o p i e r o
w XIX wieku, kiedy do E u r o p y dotarły m a n u s k r y p t y ksiąg buddyjskich i roz­
poczęto studia nad nimi. Wcześniej z n a n y on był ze skąpych i często myl­
nych informacji pochodzących od misjonarzy franciszkańskich i jezuickich.
P r z e ł o m e m w k o n t a k t a c h Kościoła katolickiego z b u d d y z m e m , k t ó r y roz­
począł n o w ą epokę, było ogłoszenie na Soborze W a t y k a ń s k i m II „Deklaracji
0 stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich" (Nostra aetate), stwierdza­
jącej, że Kościół nie odrzuca nic z tego, co w innych religiach „prawdziwe jest
1 święte. Ze szczerym szacunkiem o d n o s i się do owych s p o s o b ó w działania
i życia, do owych n a k a z ó w i doktryn, k t ó r e chociaż w wielu wypadkach r ó ż n i ą
się od zasad przez niego u z n a w a n y c h i głoszonych, n i e r z a d k o j e d n a k odbijają
p r o m i e ń owej Prawdy, która oświeca wszystkich l u d z i " (pkt 2 ) .
Wielu wybitnych teologów jeszcze p r z e d S o b o r e m s t a r a ł o się z r o z u m i e ć
buddyzm, świadomi tego, jak wielkim jest on w y z w a n i e m dla chrześcijań­
stwa.
I tak R o m a n o Guardini napisał o Buddzie: „Tego, co r o z u m i e on przez nir­
wanę, najwyższe Przebudzenie, unicestwienie iluzji i Bytu - nikt jeszcze nie
zrozumiał ani nie ocenił ze stanowiska chrześcijańskiego. Ktoś, k t o by chciał
tego dokonać, m u s i a ł b y być całkowicie wyzwolony przez m i ł o ś ć C h r y s t u s a ,
a jednocześnie więzami wielkiego szacunku ściśle złączony z o w y m b a r d z o
tajemniczym człowiekiem z VI w. przed C h r y s t u s e m " .
Również francuski jezuita, kardynał H e n r i de Lubac w swych pracach p o ­
święconych b u d d y z m o w i , szczególnie w Aspektach buddyzmu, z wielkim sza­
c u n k i e m wypowiada się o n a u c e Buddy, widząc w niej najdonioślejsze (poza
Wcieleniem, Śmiercią i Z m a r t w y c h w s t a n i e m J e z u s a C h r y s t u s a ) wydarzenie
d u c h o w e w historii. Jego z d a n i e m d o k t r y n a Buddy „jawi się jako coś b a r d z o
głębokiego, logicznego, n i e m a l n i e u n i k n i o n e g o , tak długo, jak d ł u g o brak idei
osobowej, boskiego Słowa - J e z u s a Chrystusa, k t ó r y m żyjemy o b e c n i e " .
Poglądy wybitnych teologów katolickich w y p o w i a d a n e o Buddzie i jego
nauce stanowią tylko j e d e n wymiar p r o b l e m u , b a r d z o teoretyczny. Z drugiej
140
FRONDA 37
bowiem strony m a m y do czynienia z p o w o l n y m , ale k o n s e k w e n t n y m r o z w o ­
j e m b u d d y z m u w Europie, w o b e c k t ó r e g o należy podjąć k o n k r e t n e działania.
Tych, niestety, nie ma zbyt wiele.
H a n s Waldenfels pytany, jak p o s t r z e g a zjawisko r o z r a s t a n i a się b u d d y z m u
w Niemczech, stwierdził, że Kościół w N i e m c z e c h niezbyt właściwie ocenia
duchowy wpływ b u d d y z m u . C h o ć liczba b u d d y s t ó w w N i e m c z e c h jest jeszcze
s t o s u n k o w o niewielka, to ich oddziaływanie znacznie p r z e r a s t a ich liczeb­
ność. J e d n ą zaś z przyczyn rozwoju b u d d y z m u jest, w e d ł u g niemieckiego je­
zuity, przykładanie zbytniej wagi przez Kościół do b u d o w y swego a u t o r y t e t u
w oparciu o instytucjonalne struktury, a nie o d u c h o w y f u n d a m e n t . Kościół
nie tyle m u s i więc, z d a n i e m Waldenfelsa, u s t o s u n k o w y w a ć się w p r o s t w o b e c
b u d d y z m u , żeby przeciwstawić się jego rozwojowi, ile raczej m u s i podjąć
wysiłek w e w n ę t r z n e j o d n o w y i p o w r o t u do czystości głoszenia ewangelii
charakterystycznej dla Kościoła p i e r w o t n e g o .
Dyskretny uśmiech Dalajlamy
Jest to zadanie już na dziś. W e d ł u g ankiety p r z e p r o w a d z o n e j w ś r ó d niemie­
ckich katolików przez magazyn „Geo Wissen", Dalajlama XIV zostały u z n a n y
przez 37 proc. a n k i e t o w a n y c h za największy a u t o r y t e t naszych czasów. Jan
Paweł II z 19 proc. głosów uzyskał drugie miejsce (badania p r z e p r o w a d z a n e
były za jego życia). Wyniki tej ankiety, jakkolwiek nie są socjologicznie d o ­
nośne, t o j e d n a k pozostają w y r a ź n y m s y m p t o m e m pewnej p r z e m i a n y d u c h o ­
wej zachodzącej w łonie Europy, k t ó r a coraz bardziej o t w i e r a się na b u d d y z m
w jego różnych postaciach. G ł ó w n y m zaś p r o p a g a t o r e m b u d d y z m u jest bez
wątpienia w Niemczech Dalajlama.
D u c h o w y przywódca Tybeteńczyków nie tylko t a m cieszy się wielkim sza­
cunkiem. Postrzegany jest głównie jako pokojowo n a s t a w i o n y przedstawiciel
uciemiężonego n a r o d u walczącego o swoje p r a w o do istnienia. N i e należy
j e d n a k zapominać, iż jest on także przywódcą religijnym. Nie ujmując nic
z wielkiej duchowej mądrości Dalajlamy czy jego wielkich zasług dla o b r o n y
praw człowieka, nie m o ż n a j e d n a k z a p o m n i e ć , iż p r e z e n t u j e on o k r e ś l o n ą
buddyjską wizję świata, która nie do p o g o d z e n i a jest z wizją chrześcijańską.
Od 4 d o l 5 sierpnia 2 0 0 5 roku Dalajlama będzie głosił [tekst został z ł o ­
żony do druku w lipcu 2 0 0 5 roku - przyp. red.] w Z u r y c h u n a u k i dla o k o ł o
JESIEŃ 2 0 0 5
141
10 tys. osób i - p o d o b n i e jak w 2 0 0 2 roku w Grazu - dojdzie do o d p r a w i e n i a
rytuału Kalachakry, j e d n e g o z najważniejszych dla b u d d y z m u tybetańskiego.
Według buddyjskich wierzeń rytuał t e n o d s u w a n i e b e z p i e c z e ń s t w o epidemii
i klęsk żywiołowych, ucisza konflikty i wojny oraz s p r o w a d z a pokój i h a r m o ­
nię między ludzi. W życiu o s o b i s t y m pozwala p o k o n a ć c h o r o b y i i n n e nie­
szczęścia, a także uzyskać długie życie, d o b r o b y t i pozytywne więzi z i n n y m i .
W rytuale w Grazu uczestniczyło wiele znanych osobistości życia publicznego
Austrii. Niektórzy przedstawiciele Kościoła ewangelickiego, jacy z d y s t a n s o ­
wali się od tego rytu, zostali przez m e d i a u z n a n i za nietolerancyjnych i w r o ­
gich i n n y m religiom. Pod w p ł y w e m j e d n a k wielu akcji wyjaśniających sens
rytuału n i e ś w i a d o m y m często niczego u c z e s t n i k o m s p o t k a n i a w Grazu część
z nich wycofała się z udziału lub - jak katolicki biskup Grazu Egon Kapellari
w liście z 21 maja 2 0 0 2 roku - w e z w a ł a do n i e u c z e s t n i c z e n i a w n i m .
Nie wchodząc w religioznawcze kwestie dotyczące e w e n t u a l n y c h ele­
m e n t ó w magii seksualnej i praktyk szamanistycznych zawartych w rytuale
Kalachakry, nie należy też zatrzymywać się na p o w t a r z a n e j często konstatacji,
iż rytuał t e n ma wymiar głównie psychologiczny, służący p r z e m i a n i e ludz­
kich serc i zjednoczeniu ich w pokojowym współżyciu. Nie należy t e g o czynić
choćby z tego p o w o d u , iż Dalajlama uchodzi w ś r ó d wiernych za żywe wcie­
lenie b o d d h i s a t t w y Awalokiteśwary (w b u d d y z m i e to j e d e n z najpopularniej­
szych boddhisattwów, u w a ż a n y za u o s o b i e n i e litości, k t ó r y odrzucił n i r w a n ę ,
aby u d o s t ę p n i ć ścieżkę do doskonałości p o z o s t a ł y m l u d z i o m ) . Dalajlama
u z n a w a n y jest więc za emanację wszystkich p o p r z e d n i c h dalajlamów Tybetu,
których z kolei uważa się za emanację b o d d h i s a t t w y Awalokiteśwary. Z g o d n i e
więc z tradycją Tybetem rządzi od stuleci ta s a m a osoba, wszyscy dalajlamowie są tylko jej kolejnymi inkarnacjami. Jak pogodzili to ze swą w i a r ą licznie
zgromadzeni w Grazu chrześcijanie, uczestniczący p o t e m w s a m y m rytuale,
p o z o s t a n i e z a p e w n e na zawsze ich wielką tajemnicą.
Tłumacząc
bardzo
pozytywne
społeczne
odniesienie
do
rytuału
i s a m e g o b u d d y z m u tybetańskiego, profesor religioznawstwa z u n i w e r s y t e t u
w Z u r y c h u Georg Schmid zwrócił uwagę, że większość ludzi ma niezwykle
idealistyczne wyobrażenie o n i m , jak i zresztą o całym b u d d y z m i e , uznając go
za religię bez reszty pokojową i nie mającą swych „ciemnych s t r o n " . Znając
b o w i e m p o n u r e karty z dziejów chrześcijaństwa czy islamu, s k ł o n n i j e s t e ś m y
do postrzegania b u d d y z m u jako religii wolnej od wszelkiego zła.
142
FRONDA 37
Z kolei Czesław Miłosz w r o z m o w i e z I r e n e u s z e m Kanią wskazywał na
dwa czynniki ułatwiające rozwój b u d d y z m u w Europie. J e d n y m z nich jest
p a n o w a n i e kultury masowej, k t ó r a poszukuje bez u s t a n k u egzotyki i n o w o ś ­
ci, by karmić czymś spragnionego w r a ż e ń odbiorcę. Buddyzm jest p o d t y m
względem
świetnym dostarczycielem tematów,
a zwulgaryzowana wersja
b u d d y z m u trafia do m a s o w y c h o d b i o r c ó w głównie p o p r z e z filmy (Siedem lat
w Tybecie, Kundun, Mały Budda).
D r u g i m czynnikiem, który sprawia, że b u d d y z m trafia także do ludzi
wrażliwych i myślących, jest w e d ł u g Miłosza wynikła w s k u t e k p o s t ę p u n a u k i
i techniki erozja wyobraźni religijnej, co wiąże się też z t r u d n o ś c i ą , na jaką
„natrafia p r z e t ł u m a c z e n i e światopoglądu biblijnego na język n o w o c z e s n y c h
pojęć i o b r a z ó w " .
To z a p e w n e j e d n a z wielu możliwych p r ó b wskazania przyczyn rozwoju
b u d d y z m u w Europie. Kościół katolicki w E u r o p i e p o s t a n o w i ł zgłębić t e n
p r o b l e m i zdecydował się kształcić specjalistów w sprawach b u d d y z m u oraz
informować o jego nauce i o d m i a n a c h występujących w różnych krajach.
Potrzebni chrześcijańscy b u d d o l o d z y
Rada Konferencji Biskupów E u r o p y (CCEE) i Papieska Rada ds. Dialogu
Międzyreligijnego (PCID) w d o k u m e n c i e p o ś w i ę c o n y m obecności b u d d y z m u
w Europie w y d a n y m po s p o t k a n i u w Rzymie ( 1 9 - 2 1 maja 1999 roku) zajęły
się zjawiskiem rozwoju tej religii w naszych czasach. D o k u m e n t p o d k r e ś l a
wielość różnych o d m i a n b u d d y z m u na n a s z y m k o n t y n e n c i e oraz fakt, że stają
się one dla wielu ochrzczonych Europejczyków a l t e r n a t y w n ą d u c h o w ą trady­
cją, ku której skłaniają się coraz chętniej.
Do duszpasterskich p r i o r y t e t ó w Kościoła w t y m zakresie d o k u m e n t zalicza
nacisk na kształcenie teologów, specjalistów i katechetów, którzy b ę d ą w sta­
nie właściwie ocenić poszczególne o d m i a n y i praktyki b u d d y z m u oraz podjąć
wyzwania, jakie przynoszą o n e dzisiejszemu chrześcijaństwu. P o w i n n y też
powstać specjalne ośrodki informacyjne, k t ó r e b ę d ą w stanie d o t r z e ć zarów­
no do dzieci w szkołach, jak i do dorosłych, aby przygotować ich na zetknięcie
się z b u d d y z m e m i umożliwić jego r z e t e l n ą ocenę oraz p o r ó w n a n i e z w i a r ą
chrześcijańską. Wreszcie d o k u m e n t zaleca, aby episkopaty poszczególnych
krajów oddelegowały j e d n e g o z b i s k u p ó w do koordynacji całego p r o g r a m u .
JESIEŃ 2 0 0 5
143
Z a d a n i e takiej osoby polegałoby na r e p r e z e n t o w a n i u Kościoła w k o n t a k t a c h
z różnymi g r u p a m i buddyjskimi i p o ś r e d n i c z e n i u m i ę d z y różnymi o ś r o d k a m i
naukowymi badającymi b u d d y z m . P r o g r a m t e n m o ż n a ująć w t r z e c h h a s ł a c h :
wykształcenie, informacja i koordynacja. P o d o b n e h a s ł a p a d ł y też podczas
drugiego spotkania konsultacyjnego (19-21 września 2 0 0 2 r o k u ) .
Nie ł u d ź m y się, iż s a m o p o w o ł a n i e instytucji odpowiedzialnych za bada­
nie przyczyn rozwoju b u d d y z m u czy innych religii stanie się c u d o w n y m anti­
d o t u m na słabnącą pozycję chrześcijaństwa, k t ó r e przestaje (przestało?) dla
coraz większej liczby ludzi być naczelną orientacją religijną i egzystencjalną.
Zgadzając się ze z d a n i e m H a n s a Waldenfelsa, iż Kościół p o w i n i e n przenieść
p u n k t ciężkości z b u d o w a n i a s t r u k t u r i instytucji na p o w o l n e tworzenie,
a raczej o d b u d o w y w a n i e swego d u c h o w e g o a u t o r y t e t u , należy d o p o w i e d z i e ć
jeszcze, iż w obecnych czasach wielką rolę będzie p o s i a d a ł o o s o b i s t e świade­
ctwo podążania za C h r y s t u s e m . Świadectwo ludzi, którzy żyją w dzisiejszym
świecie, ale w s p o s ó b o d m i e n n y od świata. Świadectwo ludzi, którzy biorą
osobistą odpowiedzialność za życie, mają p o t r z e b ę medytacji i modlitwy,
a jednocześnie są w s p o s ó b c u d o w n y n i e m a l r a d o ś n i i spokojni. Bo są p r z e b u ­
dzeni i oświeceni przez D u c h a .
BARTOSZ WIECZOREK
„W osiąganych przez Jogę transach najczęściej prze­
bywałem sam na sam z Siwą Niszczycielem, siedząc
w strachu u jego stóp, podczas gdy wielka kobra owi­
nięta dookoła jego szyi wpatrywała się we mnie, sy­
cząc i ostrzegawczo wysuwając język. Żaden ze spoty­
kanych w tych transach bogów nie był dobry, łagodny
i kochający.
POWTÓRNIE
NARODZONY
GURU
M A Ł G O R Z A T A
T E R L I K O W S K A
„Dawny Rabi Maharaj u m a r ł w Chrystusie. A z jego g r o b u p o w s t a ł n o w y
Rabi, w k t ó r y m żył obecnie C h r y s t u s " - słowa te p o t o m e k długiej linii
bramińskich k a p ł a n ó w i guru wypowiedział t u ż po n a w r ó c e n i u . Pamięta,
że odczuł w tym m o m e n c i e niewypowiedzianą radość i ulgę. W s p o m i n a , że
w jednej chwili opuściło go dręczące uczucie nieszczęścia i niedoli.
Rabi Maharaj wywodził się z tradycyjnej hinduskiej rodziny z Trynidadu
w Indiach Wschodnich, niewielkiej wyspy leżącej na M o r z u Karaibskim, t u ż
przy wybrzeżach Wenezueli. Był jedynakiem. Jego ojciec C h a n d r a b h a n Ragbir
D h a r m a Mahabir Maharaj zmarł, gdy syn miał o s i e m lat. Przez t e n czas nigdy
się do niego nie odezwał, nigdy nie zwrócił na swoje dziecko najmniejszej
uwagi. Wszystko z p o w o d u przysięgi, jaką miał złożyć jeszcze p r z e d narodzi­
nami syna. Całe dnie siedział w pozycji lotosu, na desce, której używał jako
łóżka. Medytował i czytał święte p i s m a - i to wszystko. Czy był w transie,
który osiągnął przez jogę? A m o ż e po p r o s t u był obłąkany? Miejscowi hin­
dusi mieli o n i m jednak i n n e zdanie. W ich opinii był k i m ś wyjątkowym,
JESIEŃ 2005
145
kimś, k t o „szuka b o w i e m prawdziwego Ja znajdującego się w nas wszystkich
- J e d y n e g o Bytu, poza k t ó r y m nie m a i n n y c h " . Wkroczył n a wyższe tajemni­
cze ścieżki. Z d a n i e m wielu, w tym również najznamienitszych mędrców, był
on awatarem, czyli, mówiąc najogólniej wcieleniem boga. H i n d u i z m uznaje
bowiem, że każdy żyjący na ziemi g a t u n e k ma swoich w ł a s n y c h awatarów.
W szczególnym sensie j e d n a k awatar to wcielenie W i s z n u . Awatar jest u z n a ­
wany za guru w każdym s w o i m wcieleniu. Rabi Maharaj m i a ł być n a s t ę p c ą
swojego ojca: „Wiedziałem, że nie z a p o m n ę p r z y k ł a d u jego życia. N i e m o ­
głem. Jego los stał się m o i m u d z i a ł e m i m i a ł e m pójść w jego ślady".
Pierwszą nauczycielką h i n d u i z m u dla Rabiego Maharaja była jego m a t ­
ka. To o n a niemal od kołyski uczyła go, jak być o d d a n y m b o g o m , jak być wy­
trwałym h i n d u s e m i w jaki s p o s ó b wypełniać wszystkie obowiązki religijne.
Jej m a ł ż e ń s t w o z ojcem Rabiego z o s t a ł o u s t a l o n e przez ich rodziców, zgodnie
z h i n d u s k ą tradycją. Dziewczyna m i a ł a wówczas 15 lat i była najlepszą uczen­
nicą w klasie. Mędrcy czytający
i wróżący z d ł o n i przepowiedzie­
li, że związek rodziców Maharaja
będzie
miał
błogosławieństwo
bogów. M a t k a nie m o g ł a się t e m u
przeciwstawić, bo dla h i n d u s ó w obowiązek w o b e c rodziny i kasty jest święty.
Musiała porzucić swoje m a r z e n i a o s t u d i a c h i o d d a ć się całkowicie woli m ę ż a .
Plany n a u k o w e zrealizowała d o p i e r o po jego śmierci. Wyjechała do Indii, by
nad G a n g e s e m rozsypać prochy swojego z m a r ł e g o m ę ż a . Na 11 lat z n i k n ę ł a
z życia syna. Zapisała się t a m na s t u d i a i zgłębiała tajniki h i n d u i z m u . Wróciła
do Trynidadu jako wykwalifikowana nauczycielka jogi.
Rabi Maharaj w s p o m i n a , że to w ł a ś n i e m a t k a u ś w i a d o m i ł a m u , iż dzięki
poprzedniej karmie urodził się w najwyższej kaście. Był b r a m i n e m , r e p r e ­
zentującym na ziemi B r a h m a n - J e d y n ą Prawdziwą Rzeczywistość. Z o s t a ł
joginem. Od piątego roku życia codziennie praktykował medytację: „Siedząc
w pozycji lotosu, z w y p r o s t o w a n y m k r ę g o s ł u p e m i oczami wpatrującymi się
niewidzialnym w z r o k i e m w nicość, n a ś l a d o w a ł e m tego, który j u ż w t e d y wy­
dawał się bardziej bogiem niż m o i m ojcem".
N i e m a l każdy widział w n i m n a s t ę p c ę ojca. D a w a n o mu to o d c z u ć na
każdym kroku. „Pewnego d n i a będziesz wielkim j o g i n e m ! Masz oczy swojego
ojca i będziesz m i a ł także jego w ł o s y " - mówili mu sąsiedzi i przyjeżdżający
146
FRONDA
37
do m i a s t a mędrcy. Z każdym d n i e m r o s ł o w n i m p r z e k o n a n i e , że został wy­
znaczony do spełnienia w h i n d u i z m i e ważnej misji. N i e m o g ł o być zresztą
inaczej, skoro pochodził z rodziny człowieka, czczonego przez wielu jako
awatar. Jednocześnie - w s p o m i n a Maharaj - zaczął m i e ć d z i w n e myśli. C h o ć
przyjmował i akceptował wszystko, co m ó w i ł y święte księgi h i n d u i z m u , to
j e d n a k coraz bardziej był p r z e k o n a n y o tym, że Bóg istniał zawsze i że jest
stwórcą wszystkiego. Chociaż Wedy mówiły, że był taki czas, kiedy nic nie
było - B r a h m a n p o w s t a ł z niczego. „Koncepcja Boga właściwa h i n d u i z m o w i
mówiąca o tym, że każdy liść, każdy insekt, każda gwiazda jest Bogiem, że
B r a h m a n jest wszystkim i wszystko jest B r a h m a n e m - nie kolidowała z m o j ą
świadomością Boga jako kogoś, k t o nie jest częścią wszechświata, lecz jego
Stworzycielem, k t o jest k i m ś i n n y m i o wiele większym niż ja i nie jest we
m n i e , tak jak byłem tego u c z o n y " .
Jak każdy przyszły jogin Rabi Maharaj m u s i a ł nauczyć się technik medy­
tacyjnych. W tym celu udał się do świątyni w Durga. Tam pod okiem hinduskich
kapłanów miał poznawać tajniki swojej religii. Najważniejszym p u n k t e m była
transcendentalna medytacja,
która zdaniem kapłanów jest
drogą do zbawienia wiecz­
nego. Maharaj wspomina, że
podczas seansów medytacji
w
świątyni
deliczne
miał
kolorowe
psycho­
wizje,
słyszał nieziemską muzykę
i odwiedzał egzotyczne pla­
nety, gdzie rozmawiali z n i m
bogowie, którzy zachęcali go do osiągania jeszcze wyższych stanów świadomości.
Czasem spotykał też same istoty demoniczne. Przeżywał poczucie mistycznej
jedności ze wszechświatem. Stawał się wszechświatem, P a n e m wszystkiego,
wszechmocnym, wszechobecnym. Był przekonany, że jest Bogiem, k t ó r e m u
kłaniają się wszelkie stworzenia. „W osiąganych przez Jogę transach najczęściej
przebywałem sam na sam z Siwą Niszczycielem, siedząc w strachu u jego stóp,
podczas gdy wielka kobra owinięta dookoła jego szyi wpatrywała się we m n i e ,
sycząc i ostrzegawczo wysuwając język. Ż a d e n ze spotykanych w tych transach
bogów nie był dobry, łagodny i kochający - mówił po latach Rabi Maharaj.
JESIEŃ 2 0 0 5
Ale wówczas, dla kilkuletniego chłopaka nie było to w a ż n e . Żył w świecie dale­
kim od beztroskiej dziecięcej zabawy. U z n a n i e i szacunek okazywali mu wielcy
mędrcy. Nie brakowało mu pieniędzy, bo ludzie przynosili mu ofiary. C h o ć miał
dopiero 11 lat, wielu h i n d u s ó w chciało, by był ich guru. W wieku 13 lat - jak
w s p o m i n a - uwielbiał spacerować w ś r ó d wiernych, kropiąc ich święconą w o d ą
i znacząc ich czoła świętą, białą maścią z drzewa sandałowego. Czuł, że posiada
nadprzyrodzoną moc: „Oddający mi p o k ł o n ludzie przeżywali często poczucie
rozjaśnienia lub doświadczali w e w n ę t r z n e g o oświecenia, kiedy dotykałem ich
czoła, udzielając błogosławieństwa. Miałem dopiero 13 lat, lecz udzielałem
słynnego wśród guru Szakti pat, co było niezaprzeczalnym z n a k i e m autentycz­
ności mojego powołania". To wszystko utwierdzało m ł o d e g o guru w pysze,
próżności i d e m o n i c z n y m wręcz przekonaniu, że jest Bogiem.
Do czasu jednak. Pewnego dnia okazało się, że ta „boskość", k t ó r ą nosił
w sobie, nie jest wystarczająca, by u r a t o w a ć życie chłopaka. Podczas wakacji
po drugim roku n a u k i w Q u e e n ' s Rogal College spotkał on w dżungli j a d o ­
witego węża, który przygotowywał się do ataku. Sparaliżowany s t r a c h e m
Rabi p r z y p o m n i a ł sobie
słowa m a t k i : „Rabi, jeśli
kiedyś będziesz w praw­
dziwym
niebezpieczeń­
stwie i nic i n n e g o n i e
będzie m o g ł o ci p o m ó c ,
jest jeszcze j e d e n bóg,
d o k t ó r e g o m o ż e s z się
modlić. Jego imię b r z m i
J e z u s " . I prawie bez głosu zawołał: „Jezu, p o m ó ż m i ! " . Ku jego w i e l k i e m u zdziwieniu wąż opuścił
głowę na ziemię, odwrócił się i zaczął pełzać w p r z e c i w n ą s t r o n ę . Wówczas
Maharaj zaczął rozmyślać n a d tym, k i m jest J e z u s .
Od tego m o m e n t u Rabi żył w d u c h o w y c h rozdarciu. Pozostał h i n d u s e m ,
oddawał się medytacji i jodze, ale czuł w e w n ę t r z n ą p o t r z e b ę p o z n a n i a Boga
chrześcijan. Tym bardziej że z n ó w stanął w obliczu n i e m a l ś m i e r t e l n e g o nie­
bezpieczeństwa i z n ó w - tak jak p o p r z e d n i o - p r o ś b a s k i e r o w a n a do J e z u s a
została wysłuchana. Tym r a z e m wszystko działo się w szpitalu, po operacji
148
FRONDA 37
wyrostka. Wracając z toalety poczuł, że traci p r z y t o m n o ś ć , że za chwilę u p a d ­
nie. Wokół była tylko c i e m n o ś ć . O s t a t k i e m sił zawołał: „Jezu, p o m ó ż m i ! " .
„Poczułem, jak jakaś d ł o ń chwyta m n i e za r a m i ę i podtrzymuje, chociaż wie­
działem, że w łazience nie ma nikogo. C i e m n o ś ć się rozproszyła. Wszystko
p o n o w n i e wróciło d o s t a n u b e z r u c h u . O d z y s k a ł e m o s t r o ś ć wzroku. Z n i k n ą ł
ból, a jego miejsce zajęło przepełniające m n i e niezwykłe uczucie błogości
i siły" - opowiadał Rabi Maharaj. Był to kolejny znak, w t e d y jeszcze niezbyt
d o k ł a d n i e odczytany przez h i n d u s k i e g o guru.
J e d n a k prawdziwy p r z e ł o m nastąpił, gdy 15-letni Maharaj udzielał błogosła­
w i e ń s t w a kobiecie, k t ó r a przybyła do niego z drugiego k r a ń c a wyspy. W t e d y
jakiś w e w n ę t r z n y głos powiedział m u : „ N i e jesteś Bogiem". Czuł, że te sło­
wa wypowiedział prawdziwy Stwórca. U ś w i a d o m i ł sobie, że gdyby udzielił
błogosławieństwa tej kobiecie, byłoby to wielkim o s z u s t w e m . Ku zdziwieniu
wszystkich cofnął rękę: „ C z u ł e m , że m u s z ę u p a ś ć u świętych s t ó p prawdzi­
wego Boga i prosić o Jego p r z e b a c z e n i e " . Zostawił o s ł u p i a ł y t ł u m i uciekł
do d o m u . Wiedział, że zrobił źle, że postąpił w b r e w z a s a d o m swojej religii,
że spotka go za to kara. Miał myśli samobójcze, j e d n o c z e ś n i e czuł, że p r z e d
śmiercią m o ż e u c h r o n i ć go tylko prawdziwy Bóg i Stwórca wszechświata.
W tym s a m y m czasie na d r o d z e Rabiego s t a n ę ł a Molly,
18-letnia
dziewczyna, k t ó r a przyszła, by p o r o z m a w i a ć z n i m o Bogu. Fascynowała go
radość i w e w n ę t r z n y pokój, jaki przyniosła ze sobą dziewczyna, ale tak i m i ę
Chrystusa, jak i s a m o chrześcijaństwo n a p a w a ł y go o b r z y d z e n i e m . Toczyła się
w n i m w e w n ę t r z n a walka. Czuł, że m u s i d o k o n a ć jakiegoś wyboru. N i e m o ż e
już dłużej tkwić w t a k i m r o z e r w a n i u . Wybór j e d n a k nie był łatwy. W trakcie
rozmowy z Molly szala p r z e s u w a ł a się w k i e r u n k u chrześcijaństwa. C h o ć
opowiedzenie się po stronie C h r y s t u s a byłoby z d r a d ą h i n d u i z m u i wszelkich
korzeni rodzinnych, on j e d n a k pragnął p o z n a ć p r a w d z i w e g o Boga. Zaczął
się modlić i, jak w s p o m i n a ł po latach, była to pierwsza szczera m o d l i t w a .
„W m o i m w n ę t r z u coś pękło, tak jak wysoki b a m b u s z ł a m a n y w i c h u r ą . Po
raz pierwszy w życiu c z u ł e m , że n a p r a w d ę się m o d l i ł e m i że p r z e d o s t a ł e m się
nie do jakiejś bezosobowej Siły, lecz do p r a w d z i w e g o Boga, który jest p e ł e n
miłości i troski". Czuł, że Bóg o d p o w i e na tę m o d l i t w ę .
Już nie fascynowała go świadomość, że jest Bogiem, w y b r a ń c e m losu. To
było dla niego wielkie k ł a m s t w o : „ N i e chciałem być j u ż Bogiem. N i e chciałem
JESIEŃ 2 0 0 5
149
j e d n a k pozostać takim, j a k i m obecnie się w i d z i a ł e m . P r a g n ą ł e m stać się
n o w y m człowiekiem [...] M u s i a ł e m narodzić się na n o w o - d u c h o w o , a nie
fizycznie". U ś w i a d o m i e n i e sobie tej p r a w d y p r z y n i o s ł o mu ulgę, ale nie
zniweczyło strachu, s t r a c h u przed u t r a t ą pozycji w społeczności hinduskiej
i życzliwości rodziny. Pragnienie Boga, jakiego doświadczył podczas p r o t e ­
stanckiego n a b o ż e ń s t w a , zwyciężyło lęk. „Ze łzami w y r a ż a ł e m s k r u c h ę za
moje wcześniejsze życie: za gniew, nienawiść, egoizm i d u m ę , za bożków, k t ó ­
rym służyłem, za przyjmowanie czci, k t ó r a należała się tylko p r a w d z i w e m u
Bogu, i za wyobrażanie sobie, że m ó g ł być krową, gwiazdą lub człowiekiem.
Modliłem się przez kilka m i n u t - i z a n i m skończyłem, wiedziałem, że J e z u s
nie jest po p r o s t u j e d n y m z wielu m i l i o n ó w bogów. Był on w rzeczywistości
Bogiem, którego p r a g n ą ł e m . S p o t k a ł e m J e z u s a przez wiarę i o d k r y ł e m , że to
właśnie On jest Stwórcą" - pisał o s w o i m n a w r ó c e n i u Rabi Maharaj.
Wraz z Rabim 13 innych o s ó b z jego rodziny przyjęło chrześcijaństwo.
W ich d o m u z a p a n o w a ł a radość i spokój. W z a j e m n i e wybaczyli sobie krzyw­
dy, wspólnie spalili posążki i obrazki bożków: „Kiedy tak w s p ó l n i e śpiewali­
śmy, modliliśmy się i chwaliliśmy Boga, widzieliśmy na swoich twarzach od­
bicie nowej wolności i radości". Tę radość p o g ł ę b i ł o jeszcze j e d n o zdarzenie,
które było jakby p o t w i e r d z e n i e m słuszności wyboru religii chrześcijańskiej.
J e d n a z bliskich mu o s ó b - Ma została c u d o w n i e u z d r o w i o n a i chociaż od lat
poruszała się na wózku inwalidzkim, zaczęła chodzić. Radość neofitów była
obrazą dla hinduskiej społeczności. Przez wiele tygodni ich d o m nawiedza­
li ludzie, którzy osobiście chcieli się przekonać, że Rabi i spora część jego
najbliższych porzucili h i n d u i z m . Był to też t r u d n y czas dla s a m e g o Rabiego.
Stal się dla h i n d u s ó w w r o g i e m n u m e r jeden. Ludzie, którzy niegdyś kłaniali
150
FRONDA
37
mu się i otaczali wielką czcią, zaczęli obrzucać go szyderstwami i najgorszymi
wyzwiskami. Z d a n i e m h i n d u s k i c h sąsiadów był zdrajcą. M i m o s p o ł e c z n e g o
ostracyzmu Rabi ani razu nie miał wątpliwości co do słuszności swojej decy­
zji. Kolejnym p o t w i e r d z e n i e m , że obrał właściwą drogę, było w i d z e n i e J e z u s a
w czasie s n u . Kiedy rozmyślał n a d tym, jak t r u d n o być chrześcijaninem, jak
t r u d n o znosić u p o k o r z e n i a z tego p o w o d u ze s t r o n y kolegów i rodziny, zoba­
czył Jezusa. Ten wyciągnął do niego rękę i powiedział: „Pokój! Pokój mój daję
ci!". To przeżycie d o d a ł o mu odwagi i jeszcze bardziej p o g ł ę b i ł o zaufanie do
Chrystusa.
Rabi Maharaj wyjechał z Trynidadu. W Londynie zaczął s t u d i o w a ć
medycynę. Ale kiedy w 1970 roku usłyszał apel Billy'ego G r a h a m a , porzucił
n a u k ę i zaangażował się w krucjatę w D o r t m u n d z i e . Tam pracował w ś r ó d hip­
pisów zażywających narkotyki. Starał się wyciągać ich z n a ł o g u , j e d n o c z e ś n i e
głosząc Chrystusa. Miał też do spełnienia i n n ą misję. Podczas licznych wykła­
d ó w ostrzegał ludzi Z a c h o d u p r z e d p u ł a p k a m i h i n d u i z m u . W Z u r y c h u Rabi
Maharaj utworzył Towarzystwo N o w e g o Życia. Prowadzi o n o szkołę biblijną
i kształci ewangelistów. Towarzystwo otworzyło też kilkadziesiąt z b o r ó w na
całym świecie. W wieku 31 lat ożenił się z chrześcijanką. Swojej m a t c e , k t ó r a
pozostała hinduską, p o d a r o w a ł Biblię. W liście napisała, że t r z y m a ją p o d
p o d u s z k ą i codziennie czyta.
MAŁGORZATA TERLIKOWSKA
JAROSŁAW JAKUBOWSKI
Z WIELKIEJ LITERY
Słuchając p o r a n n e g o szczebiotu d w u p a n i e n ,
tuż po t y m jak j e d n a z nich o d e b r a ł a telefon od „misia",
z a s t a n a w i a m się po której j e s t e m s t r o n i e :
tych roześmianych istotek czy s z u m u ,
który tak d ł u g o będzie w a t o w a ł p r z e s t r z e ń
między s ł o w a m i aż wyprze je całkowicie?
I nie w i e m co bardziej przygnębia myślenie o śmierci czy myślenie o życiu?
W i e m tyle, że czasem głowa wychyla się
p o n a d powierzchnię m ę t n y c h w ó d
i na m o m e n t widzi j a s n o Coś, czego nigdy,
w każdym razie nigdy głośno, nie nazwie.
08. 2004
152
FRONDA 37
WIĘC
Prawda i tylko p r a w d a
odraczana z wiersza na wiersz
zamiast tego opisy czynności
albo n a w e t bez o p i s ó w
czysta śmierć
06. 2 0 0 4
JESIEŃ 2 0 0 5
153
INNY ŚWIAT
D ł u g o w noc siedzę bezczynnie,
p a t r z ę w telewizor i w t w a r z e śpiących,
ale moje myśli
błądzą p o m a n o w c a c h .
N a w e t kiedy stoję przy oknie
i próbuję dojrzeć Gwiazdę,
moje myśli są b ł a h e .
W s u w a m się do łóżka,
c z ó ł n o odbija od brzegu,
po o b u s t r o n a c h las, ogniska, głosy.
Nie o d p o w i a d a m na nie;
n i e b o jest gwiaździste,
r o z u m n e i niepojęte.
154
FRONDA 37
EROTYK
Wśród liści widzę twoją twarz;
niewyraźniejesz i jesteś coraz bliższa.
Twoje nagie r a m i o n a , kiedy je unosisz,
mają k o n t u r wzgórz obejmujących dolinę,
jej m i ę k k ą m g ł ę i dymy.
Rzeka jest osią asymetrii t n ą c ą twoje ciało
aż po ujście; tutaj cię s p o t k a ł e m i tu p o ś l u b i ł e m ,
lubię patrzeć jak d ł u g i m i palcami gładzisz
delikatne jak sutki czubki d r z e w
i n a p e ł n i a s z w i a t r e m piszczałki konarów.
Coraz większa, zaczynasz p r z y p o m i n a ć
jesienne b ó s t w o , k t ó r e lubieżnie rozkopuje
swoje ołtarze. Kiedy otwierasz u s t a , światło
z przerażenia zatrzymuje bieg.
11. 2 0 0 4
JAROSŁAW JAKUBOWSKI
JESIEŃ 2 0 0 5
155
MATERIALIZM
-EST 2.
ROZMOWA
Z
ALAINEM
BESANCONEM
ALAIN BESANCON (1932) - francuski historyk, politolog i sowietolog. Badacz dziejów
Rosji. Profesor paryskiej CEcole des Hautes Etudes en Sciences Sociales. Współpracownik
kwartalnika „Commentaire". Autor takich książek, jak m.in.: Le tsarevitch immole (1961),
Les origines intellectuelles du leninisme (1977), Anatomia widma (1981, wyd. pol. 1991), LTmage
interdite. Une histoire intellectuelle de Viconodasme (1994), Przekleństwo wieku (1998, wyd.
pol. 2000). Mieszka w Paryżu.
156
FRONDA 37
Panie Profesorze, w swojej twórczości p r z e d s t a w i a Pan d z i e j e cywilizacji z a ­
chodniej toczącej od stuleci boje z ideami, które w m n i e j s z y m lub w i ę k s z y m
stopniu w y w o d z ą się z herezji c h r z e ś c i j a ń s t w a , j a k ą b y ł a a n t y c z n a gnoza.
Z tego p u n k t u w i d z e n i a za g n o s t y k ó w m o g ą uchodzić S z y m o n M a g , Marcjon, M a n i , ale i Lenin, Michel Foucault czy O s a m a bin L a d e n . M a m y w i ę c tu
do c z y n i e n i a z o g r o m n y m z r ó ż n i c o w a n i e m , a z a r a z e m p o m i e s z a n i e m . Czy
mógłby Pan zdefiniować gnozę w t a k i m kontekście?
Istnieje coś w rodzaju p o s t a w y gnostycznej. Polega o n a na nadziei zbawienia
przez wiedzę - wiedzę z d o l n ą u z a s a d n i ć z a r ó w n o zjawiska przyrodnicze, jak
i historyczne, wiedzę o k i e r u n k u , jaki obierze historia. Wizja ta dzieli ludz­
kość na wtajemniczonych, a więc na tych, którzy wiedzą, i na ludzi zwykłych,
którzy nie wiedzą. G n o z a m o ż e z m i e n i a ć formy, bo jest to p o s t a w a , k t ó r a
często powraca w ciągu wieków. G n o z a a n t y c z n a to zawiła narracja p e ł n a
istot kosmicznych. Budowała o n a swoiste hierarchie: rozciągały się o n e od
nieznanej Jedni aż do u c z n i ó w posiadających zaledwie iskierkę tej a b s o l u t n e j
wiedzy. G n o z a średniowieczna przybierała formę chrześcijańską, to znaczy
przyjmowała przekaz ewangeliczny, ale n a d a w a ł a m u i n n e znaczenie. G n o z y
n o w o c z e s n e usiłowały szukać rękojmi w n a u c e . I tu g n o z a przekształca się
w ideologię. Kiedy gnostyk myśli, że jego w t a j e m n i c z e n i e jest z a g w a r a n t o w a ­
ne przez wiedzę e k s p e r y m e n t a l n ą , p r z e z n a u k i ścisłe - h i p o t e t y c z n o - d e d u k cyjne - takie jakie narodziły się w XVII wieku, to p o r z u c a d a w n ą gnozę dla
ideologii zamkniętej w swej prozie i u b ó s t w i e twórczym. O g ó l n i e rzecz bio­
rąc, gnoza i gnostycyzm są dosyć w r o g o n a s t a w i o n e do t e g o wszystkiego, co
dotyczy ciała, m a ł ż e ń s t w a i p ł o d z e n i a dzieci. Ale m a m y też p o s t a w ę alterna­
tywną, k t ó r a polega na t w i e r d z e n i u , że całkowite z e r w a n i e z wszelka n o r m ą
i m p e r a t y w n ą jest - wręcz o d w r o t n i e - najlepszym ś r o d k i e m do u n i c e s t w i e n i a
tej znienawidzonej m a t e r i i . A z a t e m brak reguł, rozwiązłość, „wyzwolenie"
seksualne stają się w t e d y ś r o d k a m i do u n i c e s t w i e n i a t e g o świata, w k t ó r y m
upatruje się esencji zła. Istnieją więc d w a rodzaje gnozy, j e d n a - ascetyczna,
druga - negująca zasady m o r a l n e i propagująca s y s t e m a t y c z n ą rozwiązłość.
Są to dwie główne postaci gnozy w ciągu wieków.
Nowoczesna, scjentystyczna gnoza przybierała często w ciągu ostatnich
kilkuset lat charakter utopii. Czy to nie jest tak, że w a l k a prawicy z l e w i c ą
JESIEŃ 2 0 0 5
1
57
okazuje się fikcją, gdyż r z e c z y w i s t a linia podziału przebiega od d w ó c h tysiąc­
leci gdzie indziej: chrześcijaństwo i przeniknięta r e a l i z m e m filozoficznym kul­
t u r a helleńsko-łacińska pozostaje w n i e u s t a n n y m konflikcie z gnozą i innymi
prądami u m y s ł o w y m i , religijnymi, d u c h o w y m i , które u c i e k a j ą w utopię?
Duch utopijny dotyczy po trochu obu stron. Istnieje prawicowa nostalgia za wyide­
alizowanym, urojonym chrześcijaństwem przeszłości. Ten n u r t pojawił się w XIX
wieku, najpierw u romantyków niemieckich, p o t e m we Francji, być może także
w Polsce. To był mit. Natomiast w wypadku lewicy m a m y do czynienia z utopij­
nymi fundamentami. Chodzi tu o przemianę człowieka oraz o zbudowanie społe­
czeństwa doskonałego ludzkimi siłami. Papież Benedykt XVI jeszcze jako kardynał
Joseph Ratzinger zauważył, że m o ż n a owo zjawisko zanalizować jako swoisty
pelagianizm 1 , bo chodzi tu o to, aby żądać od ludzkiej woli osiągnięcia rezultatów,
które, według ortodoksyjnej teologii, może przynieść tylko łaska Boża.
C o jest obecnie n o w ą p o s t a c i ą gnozy j a k o ideologicznej utopii? M o ż e a l terglobalizm, j a k w i a d o m o , postulujący równość s p o ł e c z n ą i e k o n o m i c z n ą
w skali całej p l a n e t y ? Coś n a m to c h y b a p r z y p o m i n a ?
Jest to n i e k o m p l e t n a forma gnozy. Alterglobalizm, eksponujący tę ideologię
ruch ATTAC, i n n e t e g o t y p u zjawiska s t a n o w i ą n a w r ó t m a r k s i z m u - l e n i n i z m u
w postaci zakamuflowanej, bez jakiegoś szczególnego o ś r o d k a decyzyjne­
go. W e ź m y choćby takie p i s m o „Le M o n d e D i p l o m a t i q u e " . M a o n o n a k ł a d
300 tys. egzemplarzy, jest niezwykle p o p u l a r n e . M o ż n a je znaleźć na stołach
wszystkich i n s t y t u t ó w francuskich działających w świecie. P a m i ę t a m , jak
s z u k a ł e m jakiegoś p i s m a francuskiego w B u e n o s Aires i jedyne, jakie zna­
lazłem, to był właśnie „Le M o n d e D i p l o m a t i ą u e " . Miesięcznik t e n p o r u s z a
stare, znajome t e m a t y : wyzysk, w a r t o ś ć d o d a t k o w a , powiększający się prole­
tariat, ucisk mniejszości, wreszcie antykolonializm.
Ale obok pogrobowców marksizmu-leninizmu s p o t y k a m y r ó w n i e ż Zielonych
i rozmaite ruchy ekologiczne.
M a m y tu do czynienia z n o w ą gnozą, k t ó r a objawia się w k r a ń c o w y c h for­
m a c h ekologii. C h o d z i o wyzwolenie Z i e m i od drążącego ją zła, od tej złej siły,
158
FRONDA 37
czyli po p r o s t u od człowieka. Dwie wielkie ideologie XX wieku stawiały sobie
cele eksterminacyjne: n a z i z m dążył do zniszczenia n a r o d u żydowskiego, a na­
stępnie Słowian, n a t o m i a s t k o m u n i z m - tych, których p o s i a d ł d u c h kapitali­
z m u , a to mogli być d o k ł a d n i e wszyscy. Myśl o m a s o w y m ograniczeniu liczby
ludności nie była od razu oczywista. Wynikało to raczej logicznie z rozwoju
tych ideologii. Tymczasem skrajni Zieloni, owi wyznawcy „głębokiej ekolo­
gii", m ó w i ą po p r o s t u , iż skoro Z i e m i ę zamieszkuje sześć m i l i a r d ó w ludzi, to
jest ich zdecydowanie za d u ż o . P o w i n n o b o w i e m być 600 m i n . O z n a c z a t o , że
należałoby zabić 90 p r o c . ludzkości l u b pozwolić im u m r z e ć . Aby, rzecz jasna,
oswobodzić Z i e m i ę .
To p r z y p o m i n a C z e r w o n y c h K h m e r ó w lub Świetlisty Szlak.
Świetlisty Szlak nie kieruje się w z g l ę d a m i ekologicznymi, lecz po p r o s t u
ideologią k o m u n i s t y c z n ą . Ale skoro t r z e b a wyzwolić Z i e m i ę z p o n a d pięciu
miliardów ludzi - bo ją zanieczyszczają i zatłaczają - to jest to p r o g r a m - h o ,
ho - na szeroką skalę! I w t y m wypadku o p i e r a się on na n a u c e , na wiedzy.
Znajduje się tu, jak sądzę, s p o r a rezerwa dla rozwoju ideologicznego l u b - p o ­
przestając na przyjętej w naszej r o z m o w i e terminologii - g n o s t y c z n e g o .
W r a z z ruchami ekologicznymi p o j a w i a j ą się ruchy na rzecz r ó w n o u p r a w n i e ­
n i a mniejszości s e k s u a l n y c h .
W p o r ó w n a n i u z XIX w i e k i e m h o m o s e k s u a l i z m n i e jest j u ż u w a ż a n y za
chorobę. W kolejce na u p r a w o m o c n i e n i e czeka k a z i r o d z t w o . Poligamia jest
praktycznie u z n a n a , gdyż na przykład we Francji żyje kilka tysięcy m a ł ż e ń s t w
poligamicznych przybyłych z Afryki. U s t a w o d a w s t w o francuskie n i e s t w a r z a
im najmniejszych problemów. N a s t ą p i ł a p o w a ż n a reinterpretacja tego, czym
jest miłość. W starożytności funkcjonowało r o z r ó ż n i e n i e : eros i agape, amor
i caritas. Dziś dochodzi do zacierania t e g o rozróżnienia: u w a ż a się, że Cari­
tas, agape istnieją tylko p o p r z e z eros, amor i dla eros, amor. Ma to d o ś ć luźny
związek z tymi p e r m i s y w n y m i g n o z a m i , k t ó r e istniały w czasach antycznych,
a k t ó r e na m a s o w ą skalę m u s z ą p r o w a d z i ć do stopniowej sterylizacji ludzko­
ści. W końcu h o m o s e k s u a l i z m wyklucza m o ż l i w o ś ć r o z m n a ż a n i a się, przeka­
zywania życia.
JESIEŃ 2 0 0 5
Z o s t a w m y te w s z y s t k i e a b e r r a c j e ideologiczne i kulturowe. Co z i s l a m e m ?
Czy religia ta nie z a w i e r a w sobie p i e r w i a s t k ó w g n o s t y c y z m u ?
To jest sprawa bardziej s k o m p l i k o w a n a . Zastanawiając się n a d i s l a m e m ,
przeciwstawiłem się tym, którzy sądzą, że jest to niższa forma j u d a i z m u l u b
chrześcijaństwa. Niektórzy, jak na przykład Louis M a s s i g n o n 2 , uważają, że
islam ma j e d n a k coś głęboko biblijnego i że Koran to jakby nieco p r y m i t y w n e
streszczenie Biblii. J e s t e m i n n e g o zdania. Myślę, iż islam jest religią n a t u r a l ­
ną, religią pogańską. I ma całkowite p r a w o do istnienia.
Czy dotyczy to w s z y s t k i c h religii pogańskich?
Trudno porównywać duchowość Platona i Arystotelesa z krwawą religią Inków.
Tymczasem Bóg w słowach Ojców Kościoła określił d o r o b e k duchowej kultury
greckiego i rzymskiego antyku jako praeparatio evangelica3. N i e sądzę, żeby islam
mógł być uznawany za praeparatio emngelica. Przeciwnie, jest to religia natural­
na, lecz na nieszczęście zniekształcona przez fakt, iż wielbi w sposób pogański
Boga Izraela. Otóż Bóg Izraela nie m o ż e być wielbiony w t e n sposób. Należy Go
wielbić tak, jak On sugeruje. A kiedy się Go wielbi w sposób pogański, w t e d y
jest się oddalonym od tego Boga i odciętym od natury. Jeśli jest coś d o b r e g o
w religiach naturalnych, to właściwe p r z e k o n a n i e o p o r z ą d k u świata. O t ó ż
sądzę, że w islamie p o r z ą d e k świata jest strasznie zamazany, bo p o m i ę d z y
niego a człowieka wkracza Bóg Izraela, k t ó r y jest n i e z n a n y i który jest wyob­
rażany jako Bóg a b s o l u t n i e obcy. N i e ma z N i m przymierza, nie p o z w a l a On
przyczynom w t ó r n y m oddziaływać na bieg w y d a r z e ń w świecie. C z ł o w i e k n i e
rodzi człowieka, tylko jest b e z p o ś r e d n i o s t w o r z o n y p r z e z Boga. A Bóg m o ż e
w każdej chwili zmienić swoje przyzwyczajenia, n i e istnieją z a t e m ż a d n e
reguły. To jest jakby świat snu, w k t ó r y m t r u d n o o d r ó ż n i ć rzeczywistość od
jawy. Kładę nacisk na fakt, iż islam nie z n a pojęcia p r z y m i e r z a i przeciwstawia
się całkowicie w tej kwestii z a r ó w n o j u d a i z m o w i , jak i chrześcijaństwu.
Czy z a t e m m o ż e m y w t y m w y p a d k u m ó w i ć o j a k i c h ś e l e m e n t a c h gnostycznych?
160
FRONDA 37
W s a m y m islamie istnieją oczywiście gnozy, p o d o b n i e jak w j u d a i z m i e - na
przykład kabała - a także w chrześcijaństwie. Ale w islamie odbywa się to
za p o ś r e d n i c t w e m mistyków, b r a c t w sufickich, szyizmu, k t ó r y jest s z e r o k i m
s y s t e m e m gnostycznym. Szyizm to jakby islam przyswojony p r z e z Persów.
W ł ą c z o n o do niego wiele rzeczy z późnej starożytności, zwłaszcza m a n i ­
cheizm, i p e w n e e l e m e n t y m e s j a n i z m u chrześcijańskiego. To g n o z a b a r d z o
bogata i skomplikowana. A z a t e m e l e m e n t y gnostyckie istnieją w islamie.
Ale m ó w i e n i e , że islam jest gnozą, to przesada. Wręcz o d w r o t n i e , f o r m u ł a
jedyności boskiej, nie pozwalającej w z r a s t a ć n i c z e m u p o d t y m oślepiającym
słońcem, od gnozy się odcina.
F u n d a m e n t a l i z m islamski j e s t j e d n a k w y n i k i e m ideologizacji religii. J u ż z a ­
ł o ż o n a w 1 9 2 8 roku egipska o r g a n i z a c j a B r a c i a M u z u ł m a ń s c y w y k a z y w a ł a
cechy w s p ó l n e z w ł o s k i m i f a s z y s t a m i oraz h i s z p a ń s k i m i falangistami. Czy
dziś m o ż e m y m ó w i ć o j a k i e j ś formie n e o n a z i z m u , który t y m r a z e m w y r ó s ł
na gruncie islamu?
Nie. J e s t e m przeciwny reductio ad Hitlerum. N a z i z m to j e d n o , k o m u n i z m zaś
to co i n n e g o niż nazizm. Są to dwie r ó ż n e ideologie. J e d n a z n i c h n i e jest
ani lepsza ani gorsza od drugiej. N a t o m i a s t f u n d a m e n t a l i z m islamski to coś
całkiem i n n e g o .
Ale j a m a m n a myśli Al-Kaidę.
W tym wypadku jest to prezentacja literalnego z a s t o s o w a n i a m u z u ł m a ń s k i e ­
go prawa. Islam jawi się jako prawo, od k t ó r e g o ludzie odstąpili i ku k t ó r e m u
Bóg ich nawraca. J e s t to p o w r ó t do p r a w a boskiego, k t ó r e wszyscy ludzie
otrzymali przy n a r o d z e n i u , a n a s t ę p n i e je porzucili. W ciągu w i e k ó w p r a w o
to znały kolejne pokolenia ludzi, znali je A d a m , A b r a h a m , no i s a m C h r y s t u s .
N a t o m i a s t żydzi i chrześcijanie zniekształcili to p r a w o , ale M a h o m e t przy­
wrócił je do s t a n u pierwotnej czystości. Tymczasem o d s t ę p s t w o ludzi trwa.
Proroctwo M a h o m e t a ma ich nawrócić. A z a t e m jest to coś c a ł k i e m i n n e g o
niż system gnostyczny, który zakłada m o ż l i w o ś ć w t a j e m n i c z e n i a w s a m r o ­
z u m boski. Na gruncie i s l a m u Bóg jest a b s o l u t n i e oddzielony od człowieka.
Nikt nie wie, co się dzieje w Boskim r o z u m i e . Bóg raczył dać l u d z i o m p r a w o ,
JESIEŃ 2 0 0 5
Igi
ludzie m u s z ą się do tego p r a w a stosować, a ludzki r o z u m nie m o ż e p o z a n i e
wychodzić. Z a t e m nie jest to gnoza. Islam nie jest gnostyczny. To po p r o s t u
prawo, k t ó r e w y m a g a z a s t o s o w a n i a .
J a k w t a k i m razie interpretować pojęcie dżihatft
Dżihad to obowiązek powiększania dar-el-islam, czyli ziemi i s l a m u . Ci, którzy
są p o d d a n y m i m u z u ł m a n ó w - czy to żydzi, czy chrześcijanie - m o g ą starać się
o s t a t u t dhimmi - s t a t u t głęboko dyskryminujący, z d o d a t k o w y m i p o d a t k a m i ,
162
FRONDA 37
z zakazami w prawie cywilnym itd. Ale przynajmniej zachowują oni życie
i swoją w ł a s n o ś ć . Wyznawcy innych religii podlegają n i e u c h r o n n i e p r a w u
wojny antycznej, to znaczy śmierci bądź n i e w o l n i c t w u . Takie jest p r a w o m u ­
z u ł m a ń s k i e . Al-Kaida stosuje po p r o s t u dżihad, k t ó r y jest t a k stary jak islam.
Ale to nie ma nic w s p ó l n e g o z gnozą.
W j a k i sposób dzisiaj Zachód powinien się bronić p r z e d gnostyczną chorobą?
Istnieją dwie drogi: ortodoksja chrześcijańska oraz sceptycyzm. P r z y p o m i n a m
sobie, jak 30 lat t e m u p e w n a siostra z a k o n n a , w z n o s z ą c ku m n i e s w e czyste,
n i e w i n n e oczy, powiedziała: „Młodzi k o m u n i ś c i przynajmniej w coś w i e r z ą " .
W e d ł u g tej zakonnicy lepiej jest wierzyć w rzeczy fałszywe niż n i e wierzyć
w nic. Sądzę, że lepiej jest w nic n i e wierzyć, niż wierzyć w rzeczy fałszywe.
A przecież istnieją możliwości wiary w rzeczy p r a w d z i w e . Ale w y m a g a to
wysiłku. Postawa ortodoksyjna jest trudniejsza od p o s t a w y sceptycznej, bo
ta o s t a t n i a jest dość ł a t w a do osiągnięcia. N a t o m i a s t w i a r a w Boga to droga,
k t ó r a nigdy się nie urywa. Dąży się n i ą do p u n k t u , k t ó r y stale się oddala.
Najbardziej s k u t e c z n ą o d p o w i e d z i ą d u c h o w ą n a gnozę j e s t o d d w ó c h tysię­
cy lat chrześcijaństwo. Czy dzisiejszy Kościół potrafi w y g r y w a ć konfrontację
ze w s p ó ł c z e s n ą gnozą?
Oczywiście Kościół ma tutaj o g r o m n ą rolę do odegrania, i to w tej m i e r z e ,
w jakiej gnoza prezentuje się jako ś w i a d o m o ś ć religijna. Tak jest w w y p a d k u
scjentyzmu, p e w n e g o k u l t u n a u k o w o ś c i . Kościół m i a ł b y s p o r o d o powie­
dzenia na t e m a t tej fałszywej ś w i a d o m o ś c i religijnej. Wydaje mi się jed­
nak, że w ciągu m i n i o n e g o stulecia n i e zawsze był zdolny stawić czoła t y m
p r o b l e m o m . D o k u m e n t y n u n c j a t u r z czasów II wojny światowej zawierają
informacje o nuncjuszach, którzy chcąc przyjść z p o m o c ą Ż y d o m - i, co
ważne, pomagając im - akceptowali z a r a z e m podział świata na Aryjczyków
i Żydów, a więc ulegali opisowi rzeczywistości, jakiego d o s t a r c z a ł a ideolo­
gia! Trzeba n a t o m i a s t w s p o m n i e ć tu o w s p ó l n o c i e p r o t e s t a n c k i e j N i e m i e c c y
Chrześcijanie. Jej n a u c z a n i e cechował czysty m a r c j o n i z m : p r z e c i w s t a w i a n i e
N o w e g o T e s t a m e n t u S t a r e m u oraz t r a k t o w a n i e C h r y s t u s a jako Aryjczyka
nie mającego nic w s p ó l n e g o z Ż y d a m i . Z o wiele większym t r u d e m opierał
JESIEŃ 2 0 0 5
63
się Kościół k o m u n i z m o w i . Ten o s t a t n i p r e z e n t o w a ł się jako rodzaj lepszego
chrześcijaństwa, ze swoistym p r o g r a m e m altruistycznym. Jakże trafnie ko­
m u n i z m określił Pius XI: „plagiat o d k u p i e n i a b i e d n y c h " . Ale to fałszerstwo
czy raczej niezręczne n a ś l a d o w n i c t w o było niezwykle s k u t e c z n e . W 1937
roku Pius XI napisał b a r d z o w a ż n ą encyklikę Divini redemptoris. P o d z i w i a m
analizę papieża, k t ó r a jest g o d n a uwagi, n i e m n i e j j e d n a k pozostaje n i e k o m ­
pletna. Pius XI zarzucał ideologii komunistycznej ateizm. Ale t e n a t e i z m jest
w t ó r n y wobec negacji natury, w o b e c prawdy, k t ó r a czerpie swe u z a s a d n i e n i e
z porządku n a t u r a l n e g o . K o m u n i z m nie jest k ł a m s t w e m , bo jest ateistyczny.
O n jest ateistyczny, b o jest k ł a m s t w e m .
Dlaczego w i ę c z a r z u c a Pan Kościołowi h i e r a r c h i c z n e m u milczenie w o b e c
komunizmu?
Po śmierci Piusa XII nastąpiły poważne zmiany. Chodzi o lata 1960-1990.
Milczenie Kościoła było wręcz ogłuszające! Dochodziło nawet do p r ó b kolabora­
cji między komunistami a chrześcijanami na bazie „wspólnej walki o pokój i spra­
wiedliwość". Był to czysty i prosty błąd, bo pod słowami „pokój" i „sprawied­
liwość" komuniści pojmowali komunizm, podczas gdy Kościół rozumiał pokój
i sprawiedliwość. Było to pomieszanie synonimów z h o m o n i m a m i . P o t e m nastał
kardynał Agostino Casaroli i jego polityka, otwarcie na Wschód. Polityka ta oka­
zała się porażką, i było to tym bardziej nieszczęśliwe, że kraje takie jak Polska
i Litwa cierpiały okrutnie od prześladowań k o m u n i s t ó w w chwili, kiedy Kościół
robił wrażenie, iż woli słuchać głosu prześladowców niż prześladowanych. Trzeba
jeszcze dodać, iż po wojnie Kościół przyjął do wiadomości, że istnieje coś takiego
jak społeczeństwo socjalistyczne. A o n o przecież nie istniało! Istniał tylko reżim
komunistyczny władający społeczeństwem, które starało się przeżyć „jak cię
mogę". Ale akceptując podział świata na kapitalistyczny i socjalistyczny, Kościół
mylił się podwójnie, bo z a c h ó d nie był nacechowany kapitalizmem, a Wschód,
jak wiadomo - socjalizmem. Z a t e m marzenie o istnieniu trzeciej drogi pomię­
dzy dwiema nieistniejącymi to była oczywiście p o w a ż n a pomyłka. Kościół nie
umiał więc jasno dojrzeć niebezpieczeństwa. Trzeba było czekać bardzo długo,
praktycznie aż do upadku k o m u n i z m u , aby wreszcie zgodził się otworzyć oczy,
i to jeszcze nie całkowicie. Kościół rozpoczął bowiem wielkie dzieło skruchy po
upadku nazizmu, ale akta k o m u n i z m u nie zostały jeszcze otwarte. Kompromisy
164
FRONDA 37
Kościoła z k o m u n i z m e m nie zostały jeszcze ujawnione. Jak dotąd nic nie zapo­
wiada tego, żeby stały się one z jego strony p r z e d m i o t e m skruchy.
Wobec j a k i c h zagrożeń Kościół milczy o b e c n i e ?
Dzisiaj nie zdaje sobie sprawy z r o z m i a r ó w d w ó c h gróźb, k t ó r e n a d n i m wi­
szą: islamu oraz nowych form p r o t e s t a n t y z m u . Jeśli chodzi o islam, Kościół
nie wie, co to jest. Rzadko spotykani w świecie chrześcijańskim znawcy
islamu to raczej propagandyści tej religii. Gdy się wejdzie do księgarni ka­
tolickiej, m o ż n a dojść do wniosku, że większość książek o islamie z o s t a ł a
n a p i s a n a przez d u c h o w n y c h , którzy są e n t u z j a s t a m i islamu. Ci w Kościele,
którzy wiedzą, czym jest w istocie islam, n i e ośmielają się o t y m m ó w i ć .
Lobbies proarabskie i p r o i s l a m s k i e istnieją n a w e t w Watykanie! Część bi­
s k u p ó w uważa, iż lepiej jest wierzyć w Allaha, niż nie wierzyć w nic. Mylą
się całkowicie. Tak jak m ó w i się, że Anglię i A m e r y k ę dzieli t e n s a m ję­
zyk, tak z kolei ja u w a ż a m , że islam i chrześcijaństwo dzieli radykalnie
ten s a m Bóg.
Nowe formy p r o t e s t a n t y z m u t o j e d n a k z u p e ł n i e inny p r o b l e m , b o w e wnątrzchrześcijański.
Ale p r o t e s t a n t y z m t e n nie ma nic w s p ó l n e g o z L u t r e m czy Kalwinem. To p r o ­
t e s t a n t y z m n i e u s y s t e m a t y z o w a n y i p o z b a w i o n y d o g m a t ó w , całkowicie o p a r t y
na emocjach, doświadczeniu o s o b i s t y m itd. L u t e r a n i z m i k a l w i n i z m były
formacjami religijnymi b a r d z o d o b r z e z o r g a n i z o w a n y m i . L u t e r a n i z m p o s i a d a
s t r u k t u r ę kościelną. Prezbiteriańska s t r u k t u r a k a l w i n i z m u jest niezwykle so­
lidna. Ale w tych n o w y c h kościołach w c h o d z i w grę s t r u k t u r a całkowicie kongregacjonalna, to znaczy, że te kościoły się m n o ż ą i rozdrabniają. W S t a n a c h
Zjednoczonych jest ich p o d o b n o o k o ł o 26 tys.
W Afryce j e s t podobnie.
Chrześcij a ń s t w o w Afryce i A m e r y c e Łacińskiej chwieje się w p o s a d a c h . Kościół
katolicki w Afryce - m o ż e zresztą dotyczy to także anglikańskiego - znalazł
się, jak w kleszczach, między s e k t a m i a d w e n t y s t ó w i zielonoświątkowców
JESIEŃ 2 0 0 5
65
z jednej strony a i s l a m e m z drugiej. I n n a sytuacja, r ó w n i e d r a m a t y c z n a ,
rozwija się błyskawicznie w Ameryce Środkowej i P o ł u d n i o w e j . O b e c n i e
m o ż n a przewidzieć, że pierwszy p o d w z g l ę d e m liczebności wiernych Kościół
świata,
brazylijski,
który bez przerwy topnieje, w niedalekiej
przyszłości
przejdzie na p r o t e s t a n t y z m . Tak się j u ż stało w G w a t e m a l i . W całej A m e r y c e
Środkowej przejście do tych sekt p r o t e s t a n c k i c h , zwłaszcza baptystów, m e ­
t o d y s t ó w i zielonoświątkowców, odbywa się gremialnie, całymi r e j o n a m i .
Kościół zdaje się ślepy w o b e c tego zagrożenia.
Cdzie by Pan u p a t r y w a ł p r z y c z y n y tego s t a n u r z e c z y ?
Wydaje mi się, że w j a k i m ś sensie Kościół katolicki s a m przygotował t e n
swój kryzys w Ameryce Łacińskiej. C z y m b o w i e m była teologia wyzwolenia,
w której wielu b i s k u p ó w p o ł u d n i o w o a m e r y k a ń s k i c h m a c z a ł o palce? Był to po
p r o s t u k o m u n i z m o k r a s z o n y nieco chrześcijaństwem. Miała o n a g o uczynić
przyjemniejszym i bardziej u d u c h o w i o n y m . O t ó ż m a s y katolickie w A m e r y c e
Łacińskiej stwierdziły, że Kościół nie zaspokaja ich aspiracji religijnych, i jest
rzeczą dość n o r m a l n ą , iż zwróciły się o n e ku s e k t o m , k t ó r e obiecują j e d n a k
zbawienie w Jezusie C h r y s t u s i e .
Czy z j e d n e j strony podjęcie dialogu międzyreligijnego, z drugiej zaś - ak­
c e p t a c j a d e m o k r a c j i liberalnej nie s t a n o w i ą słabości Kościoła?
Nie, akceptacja demokracji liberalnej jest po p r o s t u akceptacją rzeczywistości.
Kościół stracił d u ż o piór, usiłując rozpaczliwie opierać się p o s t ę p o w i d e m o ­
kracji liberalnej przez cały wiek XIX. Zgubił jeszcze i n n e pióra, przystępując
do alternatyw s p o ł e c z e ń s t w a liberalnego, będących formami a u t o r y t a r y z m u ,
k t ó r e widzieliśmy w Hiszpanii, Portugalii i we W ł o s z e c h . Skończyło się to
prawdziwą katastrofą dla Kościoła, bo demokracja liberalna zwyciężyła. J e s t
to j e d n ą z wielkich zasług Piusa XII - krytykuję jego politykę w trakcie wojny,
ale p o d z i w i a m p o w o j e n n ą - że w orędziu na Boże N a r o d z e n i e 1944 roku za­
akceptował ostatecznie demokrację liberalną i że zgodził się na formę rządów,
z k t ó r ą Kościół m ó g ł b y b a r d z o d o b r z e w s p ó ł i s t n i e ć . Były j u ż takie p r ó b y za
Leona XIII, ale w międzyczasie m i e l i ś m y choćby W ł o c h y faszystowskie, za­
t e m demokracja liberalna stała się linią Kościoła od 1945 roku. A więc nie jest
166
FRONDA 37
to bynajmniej o z n a k ą słabości Kościoła. Wręcz o d w r o t n i e , t y m r a z e m jest to
posunięcie, k t ó r e świadczy o jego bystrości i realizmie.
Czy nie dostrzega Pan bolączek d e m o k r a c j i liberalnej?
Oczywiście, że d o s t r z e g a m . Przede w s z y s t k i m jest to relatywizm. Kiedy pre­
zydent USA, J a m e s Madison, opracowywał konstytucję a m e r y k a ń s k ą , chciał
zagwarantować w niej p r a w o do istnienia wielu religii: aby n i e p r z e ś l a d o w a ł y
się nawzajem, swoje s t o s u n k i opierały na doskonałej konkurencji, t a k jak
to się dzieje w h a n d l u i przemyśle. Ten cel został osiągnięty, bo w S t a n a c h
Zjednoczonych nie ma p r z e ś l a d o w a ń religijnych. Ruchy religijne p r z e s t a ł y ze
sobą walczyć. Oczywiście nie p o m a g a to ani p o s z u k i w a n i u ani t y m bardziej
wyrażaniu prawdy. N i e sprzyja to jej wyrażaniu, bo jest rzeczą b a r d z o źle
widzianą rościć sobie p r a w o do p o s i a d a n i a p r a w d y w świecie, w k t ó r y m róż­
norakie „ p r a w d y " mają jedynie s t a t u s u s t a w o w o r ó w n y c h sobie opinii. N i e
sprzyja to też p o s z u k i w a n i u prawdy, p o n i e w a ż kiedy n i e m o ż n a jej wyrazić,
to się jej nie szuka. Kościół katolicki poprzestaje więc na opiece n a d swoją
trzodą, nad z a c h o w a n i e m właściwej kondycji m o r a l n e j , n a t o m i a s t nie zawra­
ca sobie głowy p r o b l e m a m i teologicznymi.
W y d a j e się, i e tego oczekuje ś w i a t o d Kościoła: nie roztrząsania k w e s t i i t e o ­
logicznych, ale niesienia konkretnej pomocy ludziom w potrzebie.
Kościół m o ż e żyć w demokracji, ale nie m u s i się na n i ą nawracać. Dziś
słyszymy wiele kazań
katolickich,
k t ó r e powielają dyskursy telewizyjne:
trzeba u m i e ć być grzecznym, u p r z e j m y m , nie być rasistą, być o t w a r t y m na
innych, nastawiać u c h a na ich problemy. H u m a n i t a r y z m przejmuje niejako
miłosierdzie chrześcijańskie, a h u m a n i t a r y ś c i p r e z e n t u j ą się jako w y d a n i e p o ­
p r a w i o n e chrześcijan. To b a r d z o stara historia. Zaczęła się o n a od Felicite'a
de L a m e n n a i s a w XIX wieku, a p o t e m k o n t y n u o w a l i ją George S a n d i Lew
Tołstoj. Teraz m a m y cały prąd h u m a n i t a r n y , dominujący w organizacjach
pozarządowych ( N G O ' s ) . Ich przedstawiciele twierdzą, iż wykonują r o b o t ę ,
której nie podejmuje się Kościół. P o n a d t o m a m y d o m n i e m a n ą świętość, świę­
tość demokracji. I k o n a m i t e g o n u r t u są tacy ludzie, jak ojciec Pierre czy sio­
stra E m m a n u e l l e , którzy pozostają, m o i m z d a n i e m , zwykłymi d e m a g o g a m i ,
JESIEŃ 2 0 0 5
167
ale mają o g r o m n e p o w o d z e n i e . Przedstawia się ich jako najdoskonalszą formę
katolicyzmu, co wydaje mi się wręcz katastrofalne.
Choć nie m o ż n a n e g o w a ć p o z y t y w n y c h stron ich działalności... A dialog
m i ę d z y religijny?
Dialog z i s l a m e m to żarty, bo islam nie interesuje się chrześcijaństwem,
a poza t y m dialogi z o r g a n i z o w a n e są to z e s t a w i o n e m o n o l o g i , w których m u ­
z u ł m a n i e robią swoją r o b o t ę , broniąc islamu, a chrześcijanie nie robią swojej
w zamian, proponując katolicyzujące wersje Koranu, przyznając M a h o m e t o w i
s t a t u t niemal proroczy, a Koranowi n i e m a l biblijny. W k a ż d y m razie n i e są
t o prawdziwe dialogi, b o nie m a t a m w s p ó l n e g o p o s z u k i w a n i a prawdy. O t ó ż
dialog, od czasów Platona, jest to w s p ó l n e p o s z u k i w a n i e prawdy, przy za­
łożeniu, że nasz przeciwnik też m o ż e m i e ć rację. Jeśli t e g o nie zakładamy,
j e s t e ś m y skazani na kolejne m o n o l o g i .
A e k u m e n i z m , stosunki z i n n y m i d e n o m i n a c j a m i c h r z e ś c i j a ń s t w a ?
Jeśli chodzi o inne wyznania chrześcijańskie, to m a m zbyt m a ł o informacji,
żeby m ó c zająć w tej sprawie stanowisko. Z n a m trochę przypadek rosyjski.
Tutaj dialog jest zablokowany, bo prawosławie stało się oficjalną ideologią wła­
dzy. A Putin słucha się popów, którzy mają wpływ na Kreml. Papież Jan Paweł II
nie zdołał przekroczyć tego m u r u . Nie sądzę też, aby to się u d a ł o Benedyktowi
XVI. To zależy nie od niego, ale od Rosji. Rzecz wygląda o d m i e n n i e w wypad­
ku innych Kościołów prawosławnych: w Rumunii, A r m e n i i l u b na Ukrainie,
gdzie związek między nacjonalizmem i religią jest p r a w d o p o d o b n i e słabszy.
Z kolei między katolikami i p r o t e s t a n t a m i s t o s u n k i układają się rozmaicie, raz
tak, raz inaczej, dobrze albo źle. Po pięciu wiekach zażartych walk pojawił się
d o k u m e n t , świadczący o tym, iż zasada sołafide jest zasadą, k t ó r ą luteranie i ka­
tolicy zawsze akceptowali. Czyli pięć wieków n i e p o r o z u m i e ń na p r ó ż n o - tak
jak z r o z u m i a ł e m ten d o k u m e n t - rzecz nieco dziwna. Między kalwinistami
i katolikami - o d n o s z ę wrażenie - życzliwość stale postępuje. Jeśli chodzi o anglikanów sprawa jest bardziej skomplikowana. Z jednej strony są d o k u m e n t y
akceptujące na przykład kult Matki Bożej, z drugiej zaś - u z n a n i e k a p ł a ń s t w a
kobiet, a nawet ich biskupstwa, co zwiększa dystans do katolicyzmu. Dialog dla
16
FRONDA 37
samego tylko dialogu nie prowadzi do niczego. Dialog w p o s z u k i w a n i u jakie­
goś najmniejszego wspólnego m i a n o w n i k a też nic nie daje. Prawdziwy dialog
to - p o w t ó r z ę - wspólne poszukiwanie prawdy i jej pogłębienie. Potrzebni są
tu ludzie dobrej woli. Myślę, że znaleźć ich m o ż n a i p o ś r ó d katolików, i p o ś r ó d
protestantów, a niekiedy też pośród prawosławnych.
Nie w s p o m n i a ł Pan j e s z c z e o stosunkach z j u d a i z m e m .
W tej kwestii chrześcijanie dokonali o g r o m n e g o dzieła. Pobudzili ich do tego
nazajutrz po II wojnie światowej rozmaici bardzo wybitni Żydzi, jak wielki
rabin Mordechai Kapłan albo Jules Isaac, którzy wyświadczyli t y m s a m y m
przysługę nie tylko swojemu narodowi, lecz również c a ł e m u Kościołowi.
Zwrócili oni uwagę Kościoła na jego b ł ę d n e nauczanie, jakie głosił o d n o ś n i e do
judaizmu. I sądzę, że j e d n ą z najbardziej chwalebnych zasług J a n a Pawła II było
o g r o m n e pogłębienie tej relacji, której kulminacja nastąpiła p o d Ścianą Płaczu.
To jest z pewnością jedna z najpiękniejszych kart historii Kościoła o s t a t n i c h 50
lat. Ze strony żydów nie ma symetrii i nie należy jej oczekiwać. Wciąż przedsta­
wiają oni Kościołowi całą listę roszczeń, ale nie są gotowi do rozmyślania nad
chrześcijaństwem. Chrześcijaństwo wciąż jeszcze ich nie interesuje. Werset
z psalmu 2 3 : „Pan jest m o i m pasterzem, nie brak mi niczego" oznacza, że żydzi
mają poczucie posiadania wszystkiego, czego im trzeba, i że chrześcijaństwo
nic im nie przyniesie, bo mają na wszystko odpowiedź. Tak to w s u m i e wyglą­
da, a sytuacja ta się zaostrza z dwóch p o w o d ó w : s t a n u wojny w Izraelu oraz
związanego z tym napięcia i rozgoryczenia z jednej strony, a z drugiej tego, co
nazywam religią Shoah, która jest herezją j u d a i z m u . Albowiem religia śmierci,
eskalująca coś w rodzaju kultu Oświęcimia, nie jest k u l t e m Boga żywego. N i e
jest to, jak sądzę, zgodne ani z Biblią, ani z T a l m u d e m .
W Polsce j e s t Pan z n a n y j a k o w y b i t n y sowietolog i a n a l i t y k s y s t e m ó w t o t a ­
litarnych. Spośród c z y t e l n i k ó w pańskich książek i a r t y k u ł ó w c h y b a n i e w i e l u
w i e , iż w młodości był Pan c z ł o n k i e m Francuskiej Partii K o m u n i s t y c z n e j . Co
sprawiło, że z a a n g a ż o w a ł się Pan w t e n ruch i tę ideologię?
To była s t u d e n c k a nierozwaga. M i a ł e m w t e d y 19 lat, a „klub k o m u n i s t y c z ­
n y " był b a r d z o popularny. Kiedy się s p o s t r z e g ł e m , że z o s t a ł e m oszukany, bo
JESIEŃ 2 0 0 5
169
znalazłem się w świecie k ł a m s t w a - a w 1956 roku, kiedy m i a ł e m 24 lata,
to k ł a m s t w o z o s t a ł o z d e m a s k o w a n e - wówczas z e r w a ł e m z k o m u n i z m e m .
Nie s z u k a ł e m zresztą w y m ó w e k . C h c i a ł e m zgłębić moje z a a n g a ż o w a n i e i to
d o p r o w a d z i ł o m n i e do postawy zdecydowanie a n t y k o m u n i s t y c z n e j i a n t y s o wieckiej przez cały późniejszy okres aż do d n i a dzisiejszego. Będąc s t u d e n t e m
k o m u n i s t ą , nigdy niczego nie n a p i s a ł e m , nie s p r a w o w a ł e m też żadnej władzy.
Niemniej j e d n a k ci, którzy przez całe życie pozostawali t o w a r z y s z a m i drogi
partii komunistycznej i którzy są n i m i jeszcze do dziś, starają się zawsze robić
mi wyrzuty, że b y ł e m k o m u n i s t ą między 19. a 2 4 . r o k i e m życia.
Podobno po komunizmie przyszedł u Pana czas na fascynację psychoanalizą?
W t a m t y m okresie psychoanaliza była j e d y n y m r u c h e m i n t e l e k t u a l n y m , k t ó ­
ry wymykał się m a r k s i s t o w s k i e m u s ł o ń c u . Była to n i e m a r k s i s t o w s k a porcja
myśli francuskiej, dość ekscytująca, nowa, ciekawa. Ale t y m r a z e m p o t r z e b o 170
FRONDA 37
w a t e m nieco więcej czasu, by zdać sobie sprawę, że psychoanaliza to t a k ż e
gnoza. Dlatego, iż jest to koncepcja, k t ó r a na wszystko znajduje o d p o w i e d ź ,
zdolna z i n t e r p r e t o w a ć n i e tylko każdą psyche, lecz r ó w n i e ż każdy u t w ó r lite­
racki, a n a w e t wydarzenia historyczne. Na szczęście jak d o t ą d nie sięgnęła po
władzę. Chyba że indywidualnie, n a d pacjentami. To już jest coś. Ale będąc
zaszczepionym przez moje doświadczenie k o m u n i z m u , p r z e s z e d ł e m przez
psychoanalizę bez p o n o s z e n i a p o w a ż n y c h szkód.
J a k i e stanowisko zajął Pan w o b e c w y d a r z e ń m a j a 1 9 6 8 roku?
Z zawodu byłem specjalistą od k o m u n i z m u i Rosji, p o s i a d a ł e m więc w i e d z ę
w t y m zakresie. W 1968 roku p r z e b y w a ł e m w USA i do Paryża w r ó c i ł e m
właśnie w maju. Przyznam, że sytuacja wydała mi się niezwykle groźna:
nie b r a ł e m na serio lewaków, bo widziałem, że największe bataliony to były
bataliony k o m u n i s t ó w , że C G T 4 m o g ł a robić, co się jej żywnie s p o d o b a , że
partia k o m u n i s t y c z n a była jedyną d o b r z e z o r g a n i z o w a n ą p a r t i ą we Francji i że
p a ń s t w o waliło się s a m o przez się. Byłem t y m b a r d z o zaniepokojony. Będąc
wówczas a s y s t e n t e m - w y k ł a d o w c ą w UEcole d e s H a u t e s E t u d e s , walczyłem,
jak m o g ł e m , z s z a l e ń s t w e m majowym, a także w y s t ę p o w a ł e m przeciw tej
części inteligencji francuskiej - n a d m i e ń m y , że większościowej - k t ó r a zu­
pełnie straciła głowę. W t e d y w ł a ś n i e p o z n a ł e m R a y m o n d a Arona, z k t ó r y m
zacząłem współpracować. Ta w s p ó ł p r a c a p r z e r o d z i ł a się w przyjaźń, trwającą
aż do jego śmierci.
Czy miał Pan rację, o b a w i a j ą c się b a r d z i e j w 1 9 6 8 roku k o m u n i z m u niż
lewactwa?
I tak, i nie. Bo jeśli u d a ł o się u n i k n ą ć we Francji g r o ź n e g o kryzysu polityczne­
go p o d w ł a d z ą k o m u n i s t ó w , to dlatego, że między de G a u l l e ' e m a B r e ż n i e w e m
istniał rodzaj tajnego u k ł a d u , wedle k t ó r e g o de Gaulle był a k c e p t o w a n y przez
Związek Sowiecki z p o w o d u swojej polityki antyamerykańskiej, osobiście
przeze m n i e głęboko p o t ę p i a n e j . I to w ł a ś n i e dzięki t e m u u k ł a d o w i k o m u n i ­
ści n i e posunęli swoich zdobyczy poza p e w i e n p u n k t . Zwyciężyli n a t o m i a s t
lewacy, których nie b r a ł e m na serio.
JESIEŃ 2 0 0 5
171
J a k m o ż n a s c h a r a k t e r y z o w a ć t e n m a j o w y ruch polityczny?
Sądzę, że jest to jakby wyjście zasady d e m o k r a t y c z n e j p o z a sferę polityki.
W czasie rewolucji francuskiej demokracja w y p e ł n i ł a tę sferę. Ale i n n e sfery
- obyczajów, m o r a l n o ś c i - pozostały na u b o c z u . M o r a l n o ś ć Julesa F e r r y ' e g o 5
to zeświecczone liceum jezuickie. Relacje h i e r a r c h i c z n e p o z o s t a ł y a b s o l u t n i e
nietknięte czy to w szkole, czy w szpitalu, czy w m a ł ż e ń s t w i e i rodzinie. To
był n a p r a w d ę świat chrześcijański, który trwał dalej, tylko z e w n ę t r z n i e w for­
mie zdechrystianizowanej. O t ó ż wybuch roszczeń d e m o k r a t y c z n y c h w 1968
roku, czyli p o s t u l a t ó w całkowitej równości s t a n ó w - bo, jak wykazał Alexis de
Tocqueville, to jest p o d s t a w a demokracji - rozwiązał w ciągu kilku lat wszyst­
kie p o d s t a w o w e instytucje społeczne. Nie te dotyczące życia politycznego, ale
społeczne. Szkoła, szpital, m a ł ż e ń s t w o , r o d z i n a - wszystko uległo z m i a n i e .
Trzeba jeszcze podkreślić t o , że te w y d a r z e n i a nie zaczęły się tylko we Francji.
Kiedy byłem w Berkeley, j e d e n z m o i c h profesorów, M a r t i n Malia, pokazał
mi grupkę s t u d e n t ó w na Telegraph Avenue, p r z e d wejściem do m i a s t e c z k a
uniwersyteckiego, i powiedział: „ O t o zaczyna się coś, co ogarnie cały świat".
A było to w styczniu 1965 roku. O t ó ż r u c h t e n rzeczywiście rozpoczął się
w Ameryce i ogarnął cały świat. Przekroczył n a w e t żelazną kurtynę, co było
czymś z u p e ł n i e niezwykłym. Żelazna k u r t y n a p o z o s t a w a ł a n a d e r szczelna,
ale fluidy roku 1968 d o t a r ł y aż do Pragi i Warszawy w s p o s ó b zaiste tajemni­
czy. Było to, jak sądzę, czymś n i e z m i e r n i e w a ż n y m . Zawsze byłem r u c h o w i
m a j o w e m u zdecydowanie przeciwny. To w t e d y w ł a ś n i e założyliśmy p i s m o
„ C o m m e n t a i r e " , k t ó r e jest j e d n y m z czołowych periodyków francuskich.
Przez szereg lat kierował n i m R a y m o n d Aron, a obecnie jego r e d a k t o r e m jest
Jean Claude Casanovą. Z k w a r t a l n i k i e m t y m stale współpracuję.
J a k Pan w i d z i w y d a r z e n i a m a j o w e z dzisiejszej p e r s p e k t y w y ?
W roku 1968 s t a r a ł e m się t e n r u c h z r o z u m i e ć . Od t a m t e j p o r y p o ś w i ę c i ł e m
sporo czasu na refleksję n a d tym, co się w t e d y zaczęło. N a p i s a ł e m kilka ksią­
żek, które, co prawda, nie wiążą się b e z p o ś r e d n i o z f e n o m e n e m majowym,
ale k t ó r e zrodziły się z refleksji n a d współczesnością. U w a ż a m , że r o k 1968
to data wielka w historii świata, k t ó r a zapoczątkowała znaczące procesy.
Przypuszczam jednak, że wszystko zaczęło się wcześniej. Jest taki piękny film
72
FRONDA 3 7
kanadyjski z a t y t u ł o w a n y Inwazja barbarzyńców. W i d z i m y t a m wzruszającą sce­
nę z księdzem w z d e m o l o w a n y m kościele. Ksiądz stara się sprzedać o s t a t n i e
figurki z gipsu antykwariuszce angielskiej i m ó w i : „Tak, to dziwne, w 1965
z u p e ł n i e niespodzianie wszystkie zakonnice zrzuciły habity, a wszyscy księża
- sutanny, i Kościół kanadyjski przestał i s t n i e ć " . W d o d a t k u w t e d y po raz
pierwszy zatrzymała się demografia. Zaczął spadać przyrost naturalny. A za­
t e m zjawisko to nie zaczęło się we Francji, a przynajmniej n i e tylko w niej.
Również na Soborze W a t y k a ń s k i m II pojawiła się d r a m a t y c z n a kontestacja
autorytetów. Rzec by m o ż n a , że to p i e r w o t n y r u c h rewolucji francuskiej, k t ó ­
ry przebył n o w y e t a p . Kiedy k o m u n i z m runął, zostały po n i m tylko ruiny, on
s a m nic nie z b u d o w a ł . A rewolucja francuska coś j e d n a k z b u d o w a ł a , a mia­
nowicie n o w o c z e s n ą demokrację i zasadę r ó w n o ś c i stanów. Póki to z o s t a w a ł o
w sferze polityki, mieliśmy n o w o c z e s n e rządy jak we Francji i USA. P o t e m
demokracja u p o w s z e c h n i ł a się w formie raz lepszej raz gorszej na t e r e n i e
reszty E u r o p y i przekroczyła jej granice. Z a d o m o w i ł a się w Anglii czy Japonii,
a więc krajach skądinąd b a r d z o arystokratycznych. Ale w roku 1968, za jed­
n y m z a m a c h e m i na skalę światową, d e m o k r a c j a wyszła p o z a sferę polityki.
J e s t e ś m y teraz w e w n ą t r z tego p r o c e s u .
Czy Kościół t a k ż e poddał się t e m u procesowi?
Kościół jest hierarchią. W ł a d z a w n i m nie p o c h o d z i od l u d u , lecz - za p o ś r e d ­
n i c t w e m hierarchii kościelnej - od Boga. Tymczasem na przykład demokracja
w y m a g a całkowitego z r ó w n a n i a kobiety z mężczyzną. Przeczytałem kiedyś
w „ I n t e r n a t i o n a l Herald T r i b u n e " krytykę Kościoła jako „całkowicie męskiej
organizacji". Jest t o z u p e ł n a prawda, b o zasady demokracji 1968 roku p o s t u ­
lują bezwzględne i całkowite z r ó w n a n i e o b u płci. I p o ł o ż e n i e nacisku na ot­
warcie k o b i e t o m d o s t ę p u do k a p ł a ń s t w a jest logiczne w d u c h u t a k pojętej de­
mokracji. W ś r ó d kobiet są więc już pastorzy, są rabini. W przyszłości Kościół
m o ż e być oskarżany o dyskryminację s e k s u a l n ą przy z a t r u d n i e n i u .
A j a k Pan ocenia pontyfikat J a n a P a w ł a II?
To b a r d z o t r u d n e . Myślę o tym, co zrobił dla p o j e d n a n i a z Żydami, p o z a t y m
o jego wysiłkach e k u m e n i c z n y c h - d a r e m n y c h n i e s t e t y w o b e c prawosławia.
JESIEŃ 2 0 0 5
173
Myślę też o p o d t r z y m a n i u wiary katolickiej i katolickich obyczajów w chwili,
kiedy Kościołowi groził rozpad. Podziwiałem b a r d z o Pawła VI, ale t r z e b a
powiedzieć, że jego głos był słaby, nie dał się słyszeć. Głos J a n a Pawła II
zagrzmiał od razu, słychać go było od j e d n e g o k r a ń c a świata do drugiego.
Chcę zwrócić uwagę na p e w i e n gest J a n a Pawła II, rzadki u wielkich ludzi.
Chodzi o m i a n o w a n i e kardynała J o s e p h a Ratzingera na s t a n o w i s k o prefekta
Kongregacji N a u k i Wiary. U w a ż a m to za akt godnej p o d z i w u pokory. Papież,
jak sądzę, zdawał sobie sprawę z tego, że kardynał Ratzinger i n t e l e k t u a l n i e
go przewyższał. I Jan Paweł II powierzył w y b i t n e m u teologowi s t a n o w i s k o ,
na k t ó r y m t e n m ó g ł o d d a ć jak najwięcej u s ł u g Kościołowi. Niejeden wybrałby
w tej sytuacji jakiegoś m i e r n o t ę , będąc przekonany, że jest s a m o w y s t a r c z a l n y
i nie potrzebuje i n n e g o teologa niż on s a m . Ale nie, Jan Paweł II z g r o m a d z i ł
wokół siebie ekipę z k a r d y n a ł e m R a t z i n g e r e m jako p r e f e k t e m od d o k t r y n y
wiary i d o m i n i k a n i n e m , ojcem G e o r g e s e m C o t t i e r e m , jako t e o l o g i e m pa­
pieskim. W a r t o j e d n o c z e ś n i e zauważyć, iż J a n Paweł II był człowiekiem,
który wyszedł nieco p o z a swoją funkcję. Nie wykonywał służby Piotrowej
z należną tej pozycji s k r o m n o ś c i ą . Jego b a r d z o silna o s o b o w o ś ć przeważyła.
P o r ó w n a ł b y m go z F r a n k l i n e m Rooseveltem, k t ó r e m u nie wystarczyło zwy­
kłe stanowisko p r e z y d e n t a S t a n ó w Zjednoczonych. Stał się on p o s t a c i ą na­
r o d o w ą i m i ę d z y n a r o d o w ą , z n a n ą w ł a ś n i e z p o w o d u swej silnej osobowości.
Oczywiście, ma to swoje złe strony, a te, jak sądzę, d a d z ą o sobie znać po pew­
n y m czasie. Wydaje mi się, że d a ł e m tu szczerą o c e n ę t e g o pontyfikatu. No
i ta d ł u g a agonia Papieża. W 1999 roku b y ł e m z a p r o s z o n y przez J a n a Pawła II
na synod biskupów i j u ż w t e d y z n a l a z ł e m go w b a r d z o n i e d o b r y m s t a n i e . Ale
nie m a n a t o rady. W s p ó ł c z e s n a medycyna u r z ą d z a n a m n i e z m i e r n i e o k r u t n ą
starość. Może się to p o w t ó r z y ć z B e n e d y k t e m XVI, k t ó r y jest w p o d e s z ł y m
wieku i który nie ma już tylu sił jak wtedy, kiedy p r a c o w a ł z J a n e m P a w ł e m II.
W z y w a m wszystkie n a r o d y chrześcijańskie do m o d l i t w y w jego intencji.
Słyszy się c z a s a m i , n a w e t w Polsce, że w y b ó r J a n a P a w ł a II był o p e r a c j ą
czysto polityczną: d e c y z j a z a p a d ł a n a n a j w y ż s z y m szczeblu n a Zachodzie,
aby zdestabilizować obóz sowiecki i doprowadzić do likwidacji m u r u berliń­
skiego. Co Pan o t y m myśli?
To są bajeczki. To n i e ma nic w s p ó l n e g o z rzeczywistością. Wybór J a n a Pawła II
174
FRONDA 37
był z b a w i e n n y m refleksem Kościoła. M i a n o w a n i e Polaka P a p i e ż e m t r z e b a
uznać za akt wielkiej wagi. Nie w i e m n a w e t , czy święte k o l e g i u m n a p r a w d ę
zdało sobie z t e g o w t e d y sprawę. Kościół jest słaby politycznie. Analizy p o ­
lityczne udają mu się rzadko. Dokonuje ich czasem, ale n i e u d o l n i e . Wybrał
kardynała Karola Wojtyłę, zważywszy na jego wyjątkowe walory. To wszystko.
A Kościół uprawiał wówczas raczej ostpolitik. Nie miał więc najmniejszego
zamiaru obalać r e ż i m u sowieckiego, p o d o b n i e jak p a ń s t w a z a c h o d n i e .
J a k m a ł o który z F r a n c u z ó w z n a Pan Rosję, a j e d n a k nie u l e g a Pan po­
w s z e c h n e j w Pańskim k r a j u rusofilii. S k ą d się bierze u Pańskich r o d a k ó w
t a k i e zauroczenie Rosją?
To stara historia. Należy j e d n a k o d r ó ż n i a ć rusofilię p r a w i c o w ą od lewicowej.
Rusofilia lewicowa czerpie dla siebie legitymację z u s t a w i e n i a na tej samej
linii rewolucji październikowej i rewolucji francuskiej. Dokonali t e g o tacy
historycy, jak Albert M a t h i e z . Twierdził on, że rewolucja rosyjska zastosowa­
ła zasady K o n w e n t u . Z kolei rusofilia p r a w i c o w a to córa a n t y a m e r y k a n i z m u
i a n t y g e r m a n i z m u , to realizacja marzenia, k t ó r a n a s t ą p i ł a w chwili p r z y m i e r z a
francusko-rosyjskiego, czyli tzw. „aliansu od t y ł u " w y m i e r z o n e g o w Niemcy.
Był on, m o i m z d a n i e m , katastrofalny, chociaż pozwolił się o d r o d z i ć Polsce
w roku 1918. D o p r o w a d z i ł do wojny, a p o t e m do b o l s z e w i z m u i wielu i n n y c h
rzeczy. U w a ż a m , że to p r z y m i e r z e francusko-rosyjskie było p o m y ł k ą . Ale
m a r z e n i e p r z e t r w a ł o : u de Gaulle'a w „aliansie od t y ł u " przeciwko N i e m c o m ,
p o t e m w „aliansie od t y ł u " przeciwko S t a n o m Z j e d n o c z o n y m . Francja, k t ó r a
sprzymierza się z Rosją, aby p o k o n a ć Stany Z j e d n o c z o n e - o t o ź r ó d ł o p r o s o wietyzmu prawicy. Jest tu jeszcze p e w n a różnica, ta mianowicie, że lewica
uwierzyła, iż istnieje rzeczywiście w ZSRS n o w e s p o ł e c z e ń s t w o , a socjalizm
spełnił ideały rewolucji francuskiej. N a t o m i a s t prawica, przeciwnie, negowa­
ła różnicę między Rosją bolszewicką a Rosją carską. De Gaulle n i e używał
t e r m i n u ZSRS tylko Rosja, tak jakby chciał powiedzieć, że n a r ó d rosyjski dą­
żył stale do tych samych celów, co również, w e d ł u g m n i e , było b ł ę d e m . Czyli
obie strony się myliły. Osobiście w m o i c h k a m p a n i a c h antysowieckich czy
pracach na t e n t e m a t m i a ł e m o wiele więcej k ł o p o t ó w z prawicą niż z lewicą.
U s i ł o w a ł e m b o w i e m ukazać decydującą rolę ideologii, na co prawica była
z u p e ł n i e nieczuła.
JESIEŃ 2 0 0 5
175
Skąd się bierze u zachodnich elit t a k a w i a r a w d e m o k r a t y c z n e intencje ko­
lejnych gospodarzy K r e m l a ? Czy p o d z i e l a Pan tę w i a r ę w szczerego d e m o ­
kratę Putina i - szerzej - w możliwość z d e m o k r a t y z o w a n i a Rosji?
To się zaczęło nie we Francji. Francja w jakiejś m i e r z e była j e d n y m z krajów
zachodnich najbardziej
opornych wobec zachwytów nad Gorbaczowem.
Niemcy, Włochy, Anglia, USA n i e m a l od razu obdarzyły go zaufaniem. Francja
mu nie ufała, bo jej elita d z i e n n i k a r s k a stała się antystalinowska, a n t y k o m u n i ­
styczna czy lewacko-antykomunistyczna: n a s z a r o b o t a w n a s z y m ś r o d o w i s k u
przyniosła p e w n e owoce. A więc Francja nie p o p a d ł a w Gorbilatrię. Tak s a m o
później nie p o p a d ł a w Putinolatrię, z wyjątkiem prawicy. Proszę spojrzeć na
prasę francuską, k t ó r a jest na ogół lewicowa - „Liberation", „Le M o n d e " - t o ,
co pisze o n a o Rosji i Putinie, jest bez z a r z u t u , jest o wiele lepsze od tego,
co pisze prasa angielska, amerykańska, n i e m i e c k a i w ł o s k a . Prasa francuska
jest b a r d z o a n t y p u t i n o w s k a . To raczej na prawicy u t r z y m u j ą się jeszcze stare
m a r z e n i a gaullistowskie, k t ó r e w s p o s ó b ś m i e s z n y przejął Chirac. Jeśli chodzi
o Putina, nigdy nie m i a ł e m najmniejszych z ł u d z e ń co do niego. O d d a l i ł e m
się w t y m m n i e m a n i u od m o i c h m i s t r z ó w amerykańskich, od Malii, k t ó r y
twierdził, że Rosja po u w o l n i e n i u się od k o m u n i z m u pójdzie d r o g ą polską. Ja
sądziłem, że nie. Ponieważ Polska leży w E u r o p i e . J e s t to kraniec Europy, ale
j e d n a k Europa. Rosja to co i n n e g o . Polacy w i e d z ą o t y m dobrze, nie m u s z ę
tego Panu tłumaczyć, czuje Pan to na p e w n o dogłębnie, aż do szpiku kości.
Wie Pan doskonale, że kiedy się przejeżdża granicę w Brześciu, to jest to j u ż
inny świat.
A z a t e m u w a ż a Pan, że d e m o k r a t y z a c j a Rosji pozostaje p r o j e k t e m na
wieczność?
O n a tej drogi jeszcze nie obrała. Ale nie m o ż n a t e g o wykluczać w n i e s k o ń c z o ­
ność. Niech Pan spojrzy na t o , co się s t a ł o na U k r a i n i e . N i e było t a m o wiele
lepiej niż w Rosji, a j e d n a k zrodził się t e n nadzwyczajny r u c h w s p o m a g a n y
przez Polskę i Litwę, k t ó r e odegrały niezwykle p o z y t y w n ą rolę, zwłaszcza
w przekonywaniu Amerykanów. To j e d n a z najpiękniejszych historii ostat­
nich lat g o d n a wielkiego p o d z i w u . To najlepsza rzecz, jakiej d o k o n a ł a Polska
176
FRONDA 37
od dawna, od czasów Piłsudskiego. N i e m o ż n a całkowicie wykluczyć, że to
się kiedyś wydarzy w Rosji. W chwili obecnej w s z y s t k o blokuje p r a w o s ł a w i e ,
k t ó r e stało się kośćcem nacjonalizmu. N i e z n o s i o n o Z a c h o d u i wszystkiego,
co się z n i m łączy. Przyczyną tej blokady pozostaje także s a m r e ż i m rosyjski,
który nie jest już d y k t a t u r ą ideologiczną, lecz p o s i a d a ciągle s t r u k t u r ę w ł a d z y
sowieckiej w stylu Breżniewa, z tą różnicą, że w ł a d z ę sprawuje n i e partia, ale
KGB. Nie jest to d u ż y p o s t ę p , n a t o m i a s t s t a n o w i to p r z e s z k o d ę w rozwoju
s p o ł e c z e ń s t w a obywatelskiego. Rosja p o s i a d a o b e c n i e g o s p o d a r k ę kraju za­
cofanego. N i e wierzę w jej rozwój ekonomiczny. U t r z y m u j e się o n a z zysków,
jakie przynosi nafta i gaz. Poza t y m sprzedaje rzadkie m e t a l e . I to wszystko.
Na rynku paryskim widać tylko j e d e n w y r ó b rosyjski: o d w i e c z n e m a t r i o s z k i .
Nie wiem, czy jest ich więcej na rynku p o l s k i m . N i e sądzę. A t y m c z a s e m wi­
dać wszędzie zalew niezliczonych w y r o b ó w chińskich.
Czy myśli Pan, że Rosja m o ż e stać się z n o w u w przyszłości g r o ź b ą d l a Zacho­
du, tak j a k to było do n i e d a w n a ?
Rosja to papierowy tygrys. Myślę, że jest krajem p r z e g r a n y m . Pierwsza w o j n a
światowa zakończyła się śmiercią trzech krajów. Francja się w y k r w a w i ł a i nie
potrafiła się już p o d n i e ś ć . N i e m c y podjęły d r u g ą p r ó b ę podźwignięcia się i zo­
stały dramatycznie z m i a ż d ż o n e . Przy okazji w y z n a m , że j e s t e m e u r o p e j s k i m
patriotą. I c z e k a m z niecierpliwością na o d r o d z e n i e się wielkich N i e m i e c
- kraju uczonych, poetów, pisarzy, filozofów, k o m p o z y t o r ó w itd. Trzeci kraj,
który został uśmiercony, to Rosja. A Rosja była w t e d y w p e ł n y m rozkwicie,
a b s o l u t n i e gigantycznym w każdej dziedzinie: e k o n o m i c z n e j , artystycznej,
literackiej itd. To wszystko z o s t a ł o zabite. Rosja n i e jest dzisiaj bardziej
z a l u d n i o n a niż w roku 1914. Jej demografia pozostaje w stanie katastrofal­
nym. S p o ł e c z e ń s t w o jest częściowo o g ł u p i o n e , n i e z n a swojej przeszłości,
znajduje się w rękach władzy, na której nadużycia n i e potrafi reagować. Ten
kraj zdaje mi się na długo, na b a r d z o d ł u g o przegrany. N i e sądzę, by u d a ł o
się Rosji w niedalekiej przyszłości podźwignąć, zwłaszcza dlatego, iż jej elity
żywią b e z s e n s o w n e m a r z e n i a o o d b u d o w i e p r z e s t r z e n i i m p e r i u m sowieckie­
go. Rosja p o n i o s ł a porażkę na Ukrainie, w krajach bałtyckich, na Kaukazie,
p o n o s i ją w ł a ś n i e w centralnej Azji. No cóż, ta klęska to najlepsza rzecz, jaka
się m o g ł a Rosji przydarzyć. N i e o d c z u w a m najmniejszej nienawiści do t e g o
JESIEŃ 2 0 0 5
kraju, chcę n a t o m i a s t , aby stał się normalny. A stanie się taki, jeśli wyrzeknie
się swych m a r z e ń imperialnych, sekciarskiego nacjonalizmu, zalewu religii
przez nacjonalizm, co sprawia, że nie w i a d o m o już, w k t ó r ą s t r o n ę w z n o s i
się kadzidło p r a w o s ł a w n e : ku Rosji czy ku Bogu. To b a r d z o s m u t n e . Uważają
m n i e za rusofoba. A to dlatego, że nie chcę wierzyć w k ł a m s t w a , k t ó r e Rosja
opowiada o sobie, i wściekam się na tych na Z a c h o d z i e , którzy w nie wierzą.
J a k Pan o c e n i a d o ś w i a d c z e n i e Solidarności n a tle historii X X w i e k u ? Spierał
się Pan w tej kwestii z A d a m e m M i c h n i k i e m . K o m u przyszłość p r z y z n a ł a
słuszność?
Polemizowałem z Michnikiem w okresie obrad okrągłego stołu. Uważałem - było
w tym ryzyko - i uważam nadal, że Polska mogła osiągnąć więcej. Twierdziłem,
że Rosja była już wtedy słabsza, niż myślano. Z a t e m sądzę, że lepiej by było dla
Polski odsunąć od gry politycznej dawny aparat władzy komunistycznej. Wciąż
7
FRONDA 3 7
jestem o tym przekonany, bo p o n o w n e podniesienie się aparatu komunistyczne­
go, już bez ideologii, ale doświadczonego w zdobywaniu władzy i spokojnym jej
piastowaniu, stało się źródłem kłopotów dla Polski. Odpowiedzialność za to spa­
da częściowo na Kościół. Pamiętam, jaka była postawa Prymasa Józefa Glempa.
To właśnie przy tej okazji polemizowałem z Michnikiem.
Ale może w t e d y nie było wyjścia? Komuniści zgodzili się na oddanie władzy,
a przynajmniej podzielenie się nią, pod w a r u n k i e m że nie nikt ich nie ruszy.
To był polski deal. Sądzę, że t e n deal był za b a r d z o respektowany. Przez całe
pokolenia Polska cierpiała z winy tych ludzi. I w s a m y m sercu o d r o d z e ­
nia polskiej demokracji zalęgła się niesprawiedliwość. To nie jest d o b r e .
P r o p o n o w a ł e m czystkę, taką, jaką zrobił de Gaulle we Francji w 1945 roku.
Sporo było wyroków śmierci, jakieś cztery do pięciu tysięcy egzekucji sądo­
wych. Poza tym w p r o w a d z o n o karę n a z y w a n ą „ h a ń b ą n a r o d o w ą " , k t ó r a r u g o ­
wała i unieszkodliwiała środowiska kolaboranckie. Uczyniwszy t o , de Gaulle
ogłosił po kilku latach a m n e s t i ę . To w ł a ś n i e t r z e b a było zrobić w Polsce.
Ukarać p e w n ą liczbę wysokich funkcjonariuszy - oczywiście n i e tak, aby
spadły głowy - a po p e w n y m czasie, kiedy ta g r u p a polityczna zostałaby
definitywnie o d s u n i ę t a od władzy, ogłosić a m n e s t i ę . We Francji ci, którzy
kolaborowali z N i e m c a m i , nie wrócili już do rządów. Na t y m się skończyło.
Zostali m o ż e n a w e t wykluczeni w s p o s ó b zbyt surowy.
S a m u e l Huntington p o s t a w i ł w poprzedniej d e k a d z i e t e z ę o n a d c h o d z ą c y m
konflikcie m i ę d z y c y w i l i z a c j a m i . Czy z g a d z a się Pan z tą t e z ą ? Czy to b ę d z i e
p o d s t a w o w y konflikt XXI w i e k u ?
Jak się wyraził prezydent Chirac, przepowiadać jest t r u d n o , zwłaszcza przy­
szłość. Ale te bloki cywilizacyjne, o których m ó w i ł H u n t i n g t o n , to rzecz oczy­
wista. Można by się z n i m spierać co do opisu tych bloków. Na przykład kiedy
odróżnia blok Ameryki Łacińskiej od bloku europejskiego i p ó ł n o c n o a m e r y k a ń ­
skiego. To rzecz dyskusji. Ja zawsze uważałem, że Ameryka Łacińska jest ka­
wałkiem Europy, nieco p o s t r z ę p i o n y m być m o ż e , ale j e d n a k Europy. I być m o ż e
bardziej Europy niż cywilizacja północnoamerykańska, która pozostaje czymś
bardziej odległym od Europy niż Ameryka Łacińska. M o ż n a w każdym razie
JESIEŃ 2 0 0 5
spierać się co do granic tych bloków, ale nie co do ich istnienia. H u n t i n g t o n nie
jest pierwszym, który się t y m zajął. W latach 20. Oswald Spengler także m ó w i ł
o blokach cywilizacyjnych. Czy te bloki wejdą w konflikt, tego nie wiemy. To,
co się dzieje obecnie, to p o w a ż n e skurczenie się bloku cywilizacji europejskiej,
która straciła swoją siłę po wojnie 1914-1918. Pierwsza wojna światowa wy­
znacza schyłek Europy, wyjątkowo głęboki, gdy chodzi o m a s y w centralny tego
kontynentu, czyli Francję, Niemcy, Włochy. Być m o ż e gdzie indziej, w innych
krajach, jak Polska i Hiszpania, jest na odwrót. Kraje te wzrosły w siłę i zaznały
rozwoju, którego się nie spodziewały. W wypadku Polski jest to oczywiste. Jeśli
chodzi o strefę krajów bałkańskich i bałtyckich, jest całkiem możliwe, że kraje
te zaznają odrodzenia. Ale, ogólnie rzecz biorąc, E u r o p a straciła na rozpędzie,
przede wszystkim jeśli chodzi o m o c swego panowania, bo nie dominuje już
nad niczym. Jej siła militarna jest prawie żadna, jej sytuacja demograficzna
- katastrofalna. N a w e t w krajach, k t ó r e na n o w o odzyskały siłę, niepodległość,
niezależność, jak Polska, sytuacja wygląda dramatycznie. Jeśli chodzi o twór­
czość artystyczną, intelektualną, naukową, E u r o p a jest nieskończenie mniej
błyskotliwa, niż była w 1914 roku, kiedy w tej dziedzinie należało do Starego
Kontynentu 99 proc. twórczości światowej. Teraz jest tego około 20 proc. Na
czoło wysunęły się Ameryka i Japonia. Chiny i Indie weszły na tę s a m ą drogę.
Jeśli zważyć, że E u r o p a znajduje się na granicy ze ś w i a t e m m u z u ł m a ń s k i m ,
który pod względem demograficznym zaznaje od 100 lat niebywałego rozwoju,
to m a m y tu - to fakt - strefę e w e n t u a l n e g o konfliktu. Podobnie, jeśli chodzi
o Chiny. Są one w trakcie rewizji niesprawiedliwych traktatów, k t ó r e je ograbiły
z ich terytoriów. Oczekuję dnia - jest on już zaplanowany - kiedy Chiny powie­
dzą Rosji: „Oddajcie n a m część Syberii, k t ó r ą zrabowaliście n a m w XIX wieku".
Tych wydarzeń należy się spodziewać. I zdarzają się o n e między p a ń s t w a m i ,
a nie między blokami cywilizacyjnymi.
Ś w i a t dzisiejszy z a c z y n a żyć w cieniu Chin, które r o s n ą b e z p r z e r w y . Czy
sądzi Pan, że mogłyby o n e stać się r z e c z y w i s t ą g r o ź b ą d l a Z a c h o d u i Rosji?
Czy z g a d z a się Pan z S a m u e l e m Huntingtonem, k t ó r y p r z e w i d u j e n a w e t
możliwość aliansu m i ę d z y C h i n a m i a k r a j a m i a r a b s k i m i ?
To czysta spekulacja. W C h i n a c h w i d z i m y obecnie w z r o s t gospodarczy, jakie­
go nie było nigdy w historii świata. Mój przyjaciel e k o n o m i s t a powiedział mi,
180
FRONDA 37
że ani USA w czasach Rockefellera, ani J a p o n i a po II wojnie światowej nie
miały takiego wskaźnika w z r o s t u . C h i n y mają liczbę ludności r ó w n ą Europie,
Ameryce Północnej i Ameryce Południowej r a z e m w z i ę t y m . W z r o s t o w i go­
s p o d a r c z e m u o d p o w i a d a przyrost demograficzny, z k t ó r y m C h i n y b ę d ą m i a ł y
kłopoty. To jest niebezpieczne, ale nie ma na to rady. Te n i e b e z p i e c z e ń s t w a
m o g ą d o t k n ą ć Chiny głęboko i m o g ą je z a ł a m a ć . Poza t y m kraj t e n nie roz­
wiązał swoich p r o b l e m ó w politycznych. Prawowitość s y s t e m u chińskiego nie
jest p e ł n a . Pojawia się w t y m kraju także w i d n o k r ą g demokratyczny. C h i n y
twierdzą, że on im nie odpowiada, niemniej j e d n a k on istnieje. Dodajmy do
tego niestabilność gospodarczą, biedę na wsiach, olbrzymie bezrobocie, kru­
chość banków, korupcję. Są to p o w a ż n e sprzeczności. Tendencje do r e p r e z e n ­
tacji demokratycznej rozbijają się o s y s t e m k o m u n i s t y c z n y ciągle jeszcze t a m
funkcjonujący. Policja polityczna, obozy koncentracyjne, liczne i p o s p i e s z n e
wyroki śmierci, wszystko to r a z e m jest dość k r u c h e . Cóż m o ż n a jeszcze na
ten t e m a t powiedzieć? P r o b l e m e m C h i n pozostaje także odzyskanie Tajwanu.
To jest główny p r o b l e m ich polityki zagranicznej. Usiłują odzyskać tę w y s p ę
na sposób chiński, czyli, jak k t o woli, w e d ł u g reguł gry go i z a r a z e m p o ­
przez pogróżki w o j e n n e . Możliwe, że im się to u d a . C h o ć stacjonuje t a m VII
flota amerykańska, k t ó r a strzeże Tajwanu, i Bóg wie, co się m o ż e zdarzyć.
Jednocześnie gdybym był Rosjaninem, b a ł b y m się. P a m i ę t a m , jak w r a c a ł e m
s a m o l o t e m z Korei. Lecieliśmy n a d Syberią. Syberia z o k n a s a m o l o t u jest
przerażająca! N i e ma t a m nic, d o s ł o w n i e nic. Ani jednej drogi, ani j e d n e g o
d o m u , i tak całymi g o d z i n a m i ! O b o k t e g o C h i n y to j e d e n wielki ogród! Rejon
między Bajkałem i Pacyfikiem, wielki jak dwie trzecie S t a n ó w Zjednoczonych,
zamieszkuje około pięciu m i l i o n ó w ludzi, w tym niewielu Rosjan. C h i n y nie
uwzględniły jeszcze Rosji w s w o i m k a l e n d a r z u p r o b l e m ó w do rozwiązania,
przynajmniej w k r ó t k i m t e r m i n i e . Potrzebują na razie dobrych s t o s u n k ó w
z Rosją, potrzebują jej nafty, gazu, s u r o w c ó w itd. Są to s t o s u n k i - powiedz­
my, że n a w e t p a r t n e r s t w o - dość n a p i ę t e , ale w ż a d n y m razie nie wrogie.
Chiny posiadają armię, ale bez większego znaczenia. Są cierpliwi. Z b u d u j ą
ją wtedy, kiedy s t a n ą się krajem rozwiniętym. Mają rację. O b e c n i e nie oba­
wiają się niczego. Rosja była dla nich groźbą. Teraz nie m u s z ą się jej bać,
a z a t e m nie potrzebują armii, wystarczy im j ą d r o armii n o w o c z e s n e j . N i e
ma jeszcze s a m o l o t ó w k o n s t r u o w a n y c h w C h i n a c h . Nie należy przeceniać
potęgi C h i n .
JESIEŃ 2 0 0 5
181
W t a k i m razie być m o ż e na p ł a s z c z y ź n i e e k o n o m i c z n e j Chiny z a l e j ą Z a c h ó d ,
a n a w e t cały ś w i a t s w o i m i t a n i m i w y r o b a m i ?
To niekoniecznie m u s i być złe. To jest przecież o g r o m n y r y n e k dla krajów
zachodnich. High tech nie z a i n s t a l o w a ł a się jeszcze w C h i n a c h , chociaż p r o d u ­
kują o n e milion d y p l o m ó w rocznie. Od 1949 do 1978 C h i n y niszczyły s a m e
siebie. Unicestwiły swoje elity, szkoły, uniwersytety, u n i c e s t w i ł y s a m e sie­
bie. I to całkowicie. Straciły w „skoku n a p r z ó d " 30 m i n ludzi, którzy zginęli
z głodu, a w rewolucji kulturalnej utraciły elity. Ale takie s z a l e ń s t w o m o ż e
powrócić. N i e m o ż n a się u c h r o n i ć o d e p i d e m i i psychicznych. N a w e t w e
Francji. C h i n y mają za sobą zaledwie 25 lat rozwoju. To, co d o t ą d zrobiły, jest
nadzwyczajne. Jest to n a r ó d inteligentny, który u m i e pracować, lubi życie,
la bona vita, d o b r ą k u c h n i ę i grę. Chińczycy mają w d o d a t k u w r o d z o n y zmysł
r e s p e k t o w a n i a umów, k t ó r e g o brakuje Rosjanom. A r z e t e l n o ś ć przy u m o ­
wach jest n i e z b ę d n a w n o w o c z e s n e j e k o n o m i i . Poza t y m C h i n y posiadają
o g r o m n ą przewagę ze względu na swoją diasporę, k t ó r a pozostaje dla n i c h
szkołą: H o n g k o n g , Singapur, Indonezja, Ameryka, E u r o p a - Chińczycy są
wszędzie. Rosja nie ma tego a w a n t a ż u .
Od p e w n e g o czasu notuje się w Chinach c i e k a w e z j a w i s k o , m i a n o w i c i e m a ­
s o w e n a w r ó c e n i a na chrześcijaństwo. Czy sądzi Pan, że Chiny m o g ą stać się
kiedyś k r a j e m chrześcijańskim, z w a ż y w s z y n a ich t r a d y c j e konfucjańskie?
Chińczycy m ó w i ą , że Konfucjusz o t w o r z y ł drogę, k t ó r ą Chrystus urzeczy­
wistnił.
Nie w i e m . Jak d o t ą d kraj t e n zawsze w c h ł a n i a ł i chińszczył religie, k t ó r e
zapuszczały t a m korzenie: schińszczył b u d d y z m , odrzucił chrześcijaństwo,
bo nie m ó g ł go schińszczyć. J e d n a k t r z e b a byłoby wiedzieć, czy Chińczycy
n a p r a w d ę nawracają się na katolicyzm, czy też są to sekty b a p t y s t ó w i zie­
lonoświątkowców, k t ó r e ich werbują. Sekty te są o wiele bardziej z u c h w a ł e ,
aktywne i p e ł n e e n t u z j a z m u niż Kościół katolicki, który paraliżują s k r u p u ł y
względem nienaruszalności k u l t u r y chińskiej. G r u p y te atakują z p o w o d z e ­
n i e m n a w e t islam w Maghrebie, podczas gdy nasi biskupi m a r z ą tylko o ulep­
szeniu t e k s t u Koranu. To, co lubię u Chińczyków, to ich m a t e r i a l i z m . Daje on
im siłę i c n o t ę . Mają też b a r d z o sceptyczne n a s t a w i e n i e do świata.
2
FRONDA 3 7
W i d z i a ł e m w ł a ś n i e w t e l e w i z j i d o k u m e n t , w k t ó r y m C h i ń c z y c y m ó w i l i , że
d u s z ą się w s w o i m k r a j u m i ę d z y d w o m a m a t e r i a l i z m a m i : k o m u n i s t y c z n y m
i kapitalistycznym.
Materializm k o m u n i s t ó w nie byt m a t e r i a l i z m e m o tyle, o ile niszczy! w s z e l k ą
m a t e r i ę , zwłaszcza m a t e r i ę p o d s t a w o w ą , k t ó r a p o z w a l a żyć. Prawdziwi m a ­
terialiści cieszą się, że m o g ą się wzbogacić i żyć w d o s t a t k u . N i e u m i a ł b y m
im t e g o wyrzucać.
K i m d l a P a n a j e s t J e z u s Chrystus w ś w i e t l e Pańskiej ścieżki ż y c i o w e j ?
Jezus C h r y s t u s jest dla m n i e tym, o k t ó r y m m ó w i Credo Kościoła. N i e m a m na
t e n t e m a t opinii oryginalnej i nie zależy mi na niej.
ROZMAWIAŁ: KRZYSZTOF JEŻEWSKI
PRZYPISY
1
Herezja głosząca bledną naukę o lasce; zapoczątkował ją Pelagiusz (ok. 400), mnich z Brytanii
lub Irlandii, który - najpierw w Rzymie, a później w północnej Afryce - uczył, że ludzie mogą
osiągnąć zbawienie dzięki swoim wytrwałym wysiłkom. Grzech pierworodny sprowadził on
w najlepszym razie do złego przykładu danego nam przez Adama; ten zły przykład nie wyrzą­
dził żadnej wewnętrznej szkody potomkom Adama, a przede wszystkim pozostawił nietknięte
naturalne używanie wolnej woli. Sprowadzając laskę do dobrego przykładu danego nam przez
Chrystusa, Pelagiusz zachęcał do prowadzenia ściśle ascetycznego sposobu życia i popierał ko­
nieczność istnienia Kościoła dla moralnej elity. Za: Gerald 0'Collins SJ, Edward G. Farrugia SJ,
2
Louis Massignon (1883-1962), orientalista, znawca problematyki islamu.
Leksykon pojęć teologicznych i kościelnych, Wydawnictwo WAM, Kraków 2002.
3
Łac. - przygotowanie Ewangelii.
4
Francuska centrala związkowa.
Premier Francji w latach 1883-1885.
5
Alexis de Tocqueville, najbardziej przenikliwy badacz
ustroju Ameryki, uważał religię za jej pierwszą in­
stytucję polityczną. Pisał: „Związek wiary i wolności,
związek teologii i filozofii politycznej, stanowi jeden
z najbardziej znamiennych aspektów amerykańskiej
kultury. Pojęcia tworzące podstawy języka wolności,
inspirujące republikańską ideologię, mają bardzo wy­
raźne odniesienia teologiczne".
T O M A S Z
M E R T A
W potocznej opinii Stany Zjednoczone są p a ń s t w e m stworzonym ex nihilo, uwień­
czoną sukcesem realizacją teoretycznego projektu. Idąc za radą oświeceniowych
filozofów, Ojcowie Założyciele założyli n o w e państwo, zawierając u m o w ę spo­
łeczną, zapowiedzianą w Deklaracji Niepodległości, a wyrażoną w uchwalonej
w Filadelfii konstytucji. U m o w a wolnych obywateli stała się źródłem nowoczes­
nego, republikańskiego ustroju, źródłem prawa i obywatelskich swobód. To, co
czytelnicy Hobbesa czy Locke'a brali jedynie (nota bene zgodnie z intencjami
autorów) za filozoficzną konstrukcję mającą wyjaśnić, jaka jest natura władzy
184
FRONDA 37
politycznej, jakie wiążą się z nią zobowiązania i dlaczego obywatele winni są jej
posłuszeństwo, okazało się czymś znacznie istotniejszym: recepturą na skonstru­
owanie nowej wspólnoty politycznej.
Ten sposób interpretacji amerykańskiej tradycji budzi jednak p e w n e wątpli­
wości, jako że wcale nie ułatwia odpowiedzi na szereg ważnych pytań. Przede
wszystkim nie pozwala dostrzec różnicy pomiędzy dwiema rewolucjami - ame­
rykańską i francuską. Jak to się bowiem stało, że aprioryczny racjonalizm francu­
skich rewolucjonistów, który stał się przedmiotem płomiennej krytyki E d m u n d a
Burke'a, tak szybko zwiódł ich na krwawe manowce, podczas gdy racjonalizm
Ojców Założycieli otworzył drogę do powstania najpotężniejszej republiki czasów
nowożytnych? Czy rzeczywiście możemy poprzestać na odpowiedzi, która fran­
cuskiemu radykalizmowi przeciwstawia amerykańską roztropność albo sugeruje
wyższe kwalifikacje umysłowe myślicieli Nowego Świata? Trudno też przyznać
pełną rację Hannah Arendt, wedle której francuskich rewolucjonistów zgubiła
nade wszystko wola rozwiązania kwestii socjalnej z pomocą politycznych środków
- w odróżnieniu od nich praktyczni Amerykanie rozumieli, że polityka musi się
ograniczyć do tego, co polityczne, i poprzestali na ustanowieniu nowego porządku
wolności. Wątpić też chyba należy, że dramatyczne różnice pomiędzy francuską
i amerykańską drogą powstały wskutek terminowania polityków u innych filozo­
ficznych mędrców. Nie jest bowiem tak, że francuskim rewolucjonistom patrono­
wał jedynie Rousseau, a amerykańskim Locke (nawet gdyby tak zresztą było, to
prawdę powiedziawszy uznanie wpływu Rousseau za zawsze zgubny, a wpływu
Locke'a za błogosławiony ma się nijak do złożoności ich koncepcji) - w istocie
rzeczy i jedni, i drudzy odwoływali się często do tych samych idei i lektur.
Tego rodzaju stereotypowe sądy warto kwestionować, ale wtedy jedynie, gdy
nie chce się ich zastąpić innymi, równie jednostronnymi. Problem z przywoływaną
tutaj stereotypową wizją nie polega przecież na tym, że jest ona nieprawdziwa, ale że
jest niewystarczająca, bo niepełna. Amerykańska konstrukcja ustrojowa ma bardziej
złożony charakter, a istotną rolę oprócz koncepcji umowy społecznej, naturalnych
uprawnień jednostki i szeregu innych idei oświeceniowych odegrały w jej powstaniu
także różnego rodzaju czynniki przednowoczesne. Można chyba zaryzykować tezę,
że to właśnie ta niejednorodność i nieprzystawalność idei, jakie znalazły swoje odbi­
cie w akcie założycielskim, do dziś dnia powoduje, że Stany Zjednoczone pozostają
państwem wyjątkowym, w małym stopniu poddającym się logice dziejowych praw
i konieczności, jakich obowiązywanie ogłasza się co jakiś czas w Europie.
JESIEŃ 2 0 0 5
1g5
Różnice pomiędzy Europą i Ameryką stały się w ostatnich latach szczegól­
nie wyraźne. Stany Zjednoczone są nie tylko p a ń s t w e m potężnym, zdolnym do
przeprowadzenia odważnych projektów (także militarnych), p a ń s t w e m gorą­
cego patriotyzmu i niezwykłej syntezy indywidualnej wolności i prawa różnych
wspólnot do samorządzenia, lecz także takim, które wciąż swoją retorykę poli­
tyczną wspiera na fundamencie moralnych wartości. Przeciwnicy „światowego
policjanta" widzą w tym jedynie d o w ó d wyjątkowej hipokryzji, nie wydaje się
jednak, by zawsze mieli rację (choć z a p e w n e niekiedy ją miewają).
Leo Strauss tłumaczył amerykańską specyfikę - próbując uzasadnić zarazem
swoją wielką sympatię dla kraju, który udzielił mu schronienia - wskazując, że
o ile w Europie myśliciele pierwszej fali nowożytności odnieśli bezapelacyjne
zwycięstwo, ostatecznie redefiniując polityczne wyobrażenia, o tyle ustrój ame­
rykański jest zdumiewającym stopem starożytnego i nowożytnego republikanizmu. Zdumiewającym, bo przyjmuje się zwykle, że jedno wyklu­
cza drugie - starożytny republikanizm, stawiający powinności przed
uprawnieniami, pojmujący sferę polityczną jako
najlepsze miejsce do rozwijania moralnej dziel­
ności i heroicznych cnót, nie daje się przecież
uzgodnić z republikanizmem nowożytnym, ma­
jącym tendencję do redukowania dobra wspól­
nego do pojęcia racji stanu, skłaniającym się
do przekonania, że cnota obywateli, choć
pożyteczna, nie jest wszakże niezbędna, a gmach
polityczny winien się wspierać nie na próbach uszla­
chetniania namiętności, ale na instytucjach, które będą
owe namiętności neutralizować albo nawet spróbują
uczynić z nich paliwo dla rozwoju republiki.
Prawdę rzekłszy i w Stanach Zjednoczonych
t r u d n o mówić o harmonijnym współistnieniu
tych
dwóch
koncepcji
myślenia o polityce
i obywatelskich zobowiązaniach - walka toczy
się nieustannie, ale jak dotąd wciąż nie została
rozstrzygnięta. Najczęściej stroną nacierającą,
silniejszą
okazuje
się
republikanizm
no­
wożytny, nie jest jednak tak, że marzenie
Samuela Adamsa o stworzeniu chrześcijańskiej Sparty pozostało całkowicie
niespełnione.
Chcąc z r o z u m i e ć tę „ p o d w ó j n o ś ć " amerykańskiej tradycji, w a r t o się za­
stanowić n a d d o ś w i a d c z e n i e m o k r e s u kolonialnego. Najlepiej cofnąć się aż
do roku 1620, gdy na statku Mayflower zmierzającym do N o w e g o Świata
Ojcowie Pielgrzymi zawarli swoją u m o w ę . D o k u m e n t t e n wykazuje pew­
ne s t r u k t u r a l n e p o d o b i e ń s t w o do późniejszej amerykańskiej konstytucji.
Rozpoczyna się od p r z e d s t a w i e n i a zawierających u m o w ę , p o t e m n a s t ę p u j e
określenie jej celów i f o r m u ł a przysięgi tworzącej n o w e ciało polityczne,
wreszcie o k r e ś l o n e zostają zobowiązania, k t ó r e podpisujący biorą na siebie.
U m o w a została zawarta w imię Boga, nie opiera się więc wyłącznie na zgodzie
jednostek, lecz także na rozpoznaniu i uznaniu istnienia wyższego prawa, uprzed­
niego w stosunku do praw biorących początek z umowy. O w o wyższe prawo
pozostaje niezmienne, ale nie da się z niego wywnioskować bezpośrednio wszel­
kich reguł, jakimi winna się kierować dana wspólnota. Amerykański politolog
Willmoore Kednall w The Basic Symbol of American Political Tradition wskazywał, że
sposób myślenia Ojców Pielgrzymów opierał się na wierze w zdolność społeczno­
ści do kreowania prawa, które choć nie podporządkowane w sposób bezpośredni
prawu wyższemu, pozostaje z n i m w styczności. Tworzone przez społeczność pra­
wa nie są niezmienne - mogą ewoluować wraz ze zmianami warunków zewnętrz­
nych czy dominujących wśród członków wspólnoty przeświadczeń na t e m a t tego,
co godne i użyteczne. Taki sposób rozumowania rzutuje też na sposób pojmowa­
nia uprawnień jednostki - nie są one pierwotne i nienaruszalne, bo mogą pojawić
się dopiero wskutek określenia przez wspólnotę tego, co jest sprawiedliwe.
W umowie zawartej na Mayflower brak jednej szczególnie dla Ameryki cha­
rakterystycznej idei - samorządzenia. Jej prawdziwy rozkwit nastąpi, gdy Ojcowie
Pielgrzymi i liczne rzesze ich naśladowców znajdą się na amerykańskim brzegu.
Ameryka w okresie kolonialnym tworzy mozaikę różnych społeczności, które
same stanowią o swych losach. Ta republikańska zasada dobrze współgra z reli­
gijnym charakterem większości amerykańskich wspólnot. Jak dowodzi Stanisław
Filipowicz w książce Pochwała rozumu i cnoty. Republikańskie credo Ameryki, związek
polityczny traktowany jest przez kolonistów jako swoiste odwzorowanie wie­
kuistego przymierza Boga i człowieka. Władza pochodzi od Boga, ale jego wola
ujawnia się w decyzjach wspólnoty. J o h n Winthrop w kazaniu wygłoszonym w 10
lat po umowie Mayflower tak wyjaśnia zasadę tej „ochrzczonej" i uświęconej
JESIEŃ 2 0 0 5
187
republiki: „W taki oto sposób układają się sprawy pomiędzy Bogiem i nami; p o ­
dejmując nasze zadania, zawarliśmy z n i m Umowę; otrzymaliśmy Upoważnienie;
Pan pozwolił spisać nasze własne prawa; zobowiązaliśmy się podjąć działania
prowadzące ku takim a nie innym celom".
Porządek świecki i porządek wiary nieustannie się ze sobą przenikają, choć
przecież zarazem zachowują odrębność. Trudno się więc dziwić, że wszelkie spory
polityczne nabierają w kolonialnej Ameryce teologicznego zabarwienia. Kazania
i polityczne oracje pełne są tych samych pojęć, biblijnych obrazów i porównań,
odwołują się do podobnych skojarzeń. Alice Baldwin skomentuje to doświadcze­
nie następująco: „Konwencja konstytucyjna i ubrana w słowa konstytucja były
dziećmi kazalnicy".
Tego, że tak właśnie wyglądała polityka w Ameryce kolonialnej, nikt właści­
wie nie neguje - przedmiotem sporu jest natomiast n a t u r a zmiany, jaka dokonała
się wraz z powstaniem niepodległych Stanów Zjednoczonych. Wedle większości
historyków m o m e n t ten był zarazem cezurą oddzielającą dawną przednowoczesną, zanurzoną w religijności polityczność od tej nowej, którą najlepiej rozumieli
i opisali autorzy The Federalist - James Madison, Alexander Hamilton i J o h n Jay.
Ustanowienie nowego systemu politycznego oznaczało zerwanie ciągłości, od­
rzucenie doświadczeń protestanckich wspólnot religijnych, a przede wszystkim
świadomą deinstytucjonalizację religii, która odtąd miała wywierać jedynie poza­
polityczny wpływ na ludzkie zachowania i dążenia. N o w y m ideałem stać się miało
więc wyraźne rozróżnienie: świecka republika - chrześcijańskie społeczeństwo.
Nowy system fundowany był na przekonaniu o niedoskonałej naturze ludz­
kiej, która w istocie rzeczy nie może zostać naprawiona - ludzie nie są i nigdy nie
będą aniołami, potrzebują więc rządu, który z jednej strony pozwoli wspólnocie
politycznej wyrażać swoją wolę, z drugiej jednak będzie chronił tę wspólnotę
przed nią samą - przed niebezpieczeństwami tyranii zarówno mniejszościo­
wych, jak i większościowych frakcji. Temu celowi miała służyć subtelna mecha­
nika ustrojowa wyrażająca się przede wszystkim w skomplikowanym systemie
wzajemnego równoważenia się i kontroli różnych władz. Dzięki niej ludzkie
interesy i namiętności mogły być rafinowane i w debacie reprezentantów ludu
przekształcane w polityczną mądrość. Ojcowie Założyciele dobrze zdawali sobie
sprawę z niebezpieczeństw kryjących się w nagiej zasadzie demokratycznej, dla­
tego też starali się, by amerykański system polityczny nie poprzestawał na prostej
regule większości, lecz raczej wymuszał nieustanne dążenie do maksymalizacji
188
FRONDA 37
politycznego konsensusu. W tej konstrukcji nacisk kładziono na uzgadnianie
zróżnicowanych interesów w ramach sformalizowanych procedur, uznając, że
zarówno wiara, jak i cnota nie są dostatecznie pewnym fundamentem trwało­
ści republiki. Amerykańscy rewolucjoniści chętnie powoływali się na przykłady
i postaci ze starożytnego Rzymu, jednakże spoglądali już na rzymską republikę
oczami Machiavellego.
Czy jednak istotnie jest rzeczą p r a w d o p o d o b n ą , by to, co formowało myśle­
nie Amerykanów przez dziesiątki lat i przenikało wszystkie sfery ich życia, wy­
parowało z dnia na dzień? Czy istotnie Deklaracja Niepodległości i konstytucja
Stanów Zjednoczonych to czysto oświeceniowe produkty? Jeśli popatrzeć na nie
nieuprzedzonym okiem, okaże się to wcale nie takie oczywiste. W Deklaracji
Niepodległości, owszem, m a m y jasne odwołanie do przyrodzonych u p r a w n i e ń
jednostki (tyle że Jefferson nieco zmodyfikował myśl Locke'a, bo obok życia
i wolności pojawiła się nie własność, ale p r a w o do dążenia do szczęścia), służy
o n o jednak przede wszystkim nie do n a d a n i a n o w e g o s t a t u s u j e d n o s t k o m , ale
do uzasadnienia prawa kolonistów do b u n t u przeciw nie wypełniającemu swo­
ich powinności władcy. Na konstytucji z kolei najsilniejszy ślad odcisnął spór
federalistów i antyfederalistów. Ci pierwsi, p o m n i przykrego doświadczenia
z Artykułami Konfederacji, starali się o stworzenie silnego rządu, ci drudzy
natomiast skoncentrowali się na obronie u p r a w n i e ń stanów. D o b r z e to widać
w l O pierwszych poprawkach do konstytucji, tworzących tak z w a n ą Kartę Praw
(choć od razu należy podkreślić, że w b r e w p o t o c z n y m o p i n i o m Karta ta wcale
nie przypomina francuskiej Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela - wyliczone
w niej uprawnienia są raczej p o w t ó r z e n i e m angielskich p r a w zwyczajowych niż
świadectwem lektury oświeceniowych myślicieli). Ich zasadniczą intencją,
otwarcie wyrażoną w Dziesiątej Poprawce, jest zastrzeżenie jak najwięk­
szego zakresu władzy dla stanów. To właśnie antyfederaliści stali się
obrońcami dawnego, kolonialnego sposobu myślenia. Z ich p u n k t u
widzenia pomyślność Stanów Zjednoczonych zależała przede
wszystkim nie od siły rządu federalnego, ale od zachowania prawa
do samorządzenia lokalnych wspólnot. To wspólnoty b o w i e m są
prawdziwą ostoją dobra, szlachetności i cnoty. Ich p o d s t a w ą
nie są wcale wspólne interesy, ale raczej wspólnie wyzna­
wane wartości. H o m o g e n i c z n e wspólnoty nie wykluczają
indywidualnej wolności - wręcz przeciwnie, to właśJESIEŃ 2 0 0 5
nie ich istnienie umożliwia obywatelom korzystanie z jej dobrodziejstw. „Wedle
antyfederalistów - pisze Stanisław Filipowicz - homo politicus jest człowiekiem
lokalnym, zakorzenionym. Kształtuje go k o n k r e t n a w s p ó l n o t a . Federaliści m ó ­
wią o człowieku w sposób abstrakcyjny. Homo politicus Madisona czy H a m i l t o n a
to republikanin globalny. O jego p o s t ę p o w a n i u decydują uniwersalne koniecz­
ności natury. Antyfederaliści kładą nacisk na tradycję i siłę lokalnej więzi.
Uważają, że człowiek abstrakcyjny to postać fikcyjna". Antyfederaliści głoszą
pochwałę życia wiejskiego, widząc w a n o n i m o w y m miejskim zgiełku groźbę
zniszczenia tradycyjnej wspólnoty. Pozostają nieufni w o b e c miejskiego republikanizmu, który jest gotów potargać wszystkie więzy tradycji.
Czy istotnie w konstytucji d o s z ł o do deinstytucjonalizacji religii? I to
nie wydaje się wcale takie p e w n e . Sławna Pierwsza Poprawka, jeśli czytać ją
literalnie, zabrania s t a n o w i e n i a religii p a ń s t w o w e j federalnemu Kongresowi
- z tekstu nie wynika j e d n a k wcale, ażeby zakaz t e n dotyczył a u t o m a t y c z n i e
także poszczególnych stanów. Jeśli więc m o ż n a by się zgodzić, że Ojcowie
Założyciele chcieli oddzielić religię od polityki, to t r z e b a podkreślić, iż usta­
wili pomiędzy n i m i nie tyle wysoki mur, ile dziurawy p ł o t . N a w e t obecnie,
gdy wskutek orzecznictwa Sądu Najwyższego wiele z tych dziur na siłę
załatano, Stany Zjednoczone pozostają zdumiewającym krajem, który nie
widzi sprzeczności między n e u t r a l n o ś c i ą ś w i a t o p o g l ą d o w ą a publicznymi
modlitwami
s e n a t o r ó w przed p o s i e d z e n i a m i
plenarnymi,
krajem,
gdzie
wszyscy politycy - niezależnie od swych lewicowych czy prawicowych poglą­
d ó w - w swych wystąpieniach n i e u s t a n n i e odwołują się do Boga. Alexis de
Tocqueville, najbardziej przenikliwy badacz ustroju Ameryki, u w a ż a ł religię
za jej pierwszą instytucję polityczną. Pisał: „Związek wiary i wolności, zwią­
zek teologii i filozofii politycznej, stanowi j e d e n z najbardziej z n a m i e n n y c h
a s p e k t ó w amerykańskiej kultury. Pojęcia tworzące p o d s t a w y języka wolności,
inspirujące republikańską ideologię, mają b a r d z o wyraźne odniesienia teolo­
giczne". Współcześnie w t ó r o w a ł m u historyk Daniel Boorstin, który zauwa­
żał: „Wszyscy wiemy, że p r e z y d e n t T r u m a n chodził do kościoła, większość
z nas nie chciałaby prezydenta, który by t e g o nie czynił. Ale tylko nieliczni
mają pojęcie, do jakiego k o n k r e t n i e Kościoła n a l e ż a ł " . Ten k o n s e n s u s był na
tyle silny i powszechny, iż jeszcze p ó ł wieku t e m u r ó w n i e ż Sąd Najwyższy za
i s t o t n ą przesłankę swego r o z u m o w a n i a uważał to, że „jesteśmy religijnym
ludem, którego instytucje zakładają Najwyższą I s t o t ę " .
190
FRONDA
37
Jeśli więc nawet deinstytucjonalizacja religii istotnie nastąpiła, to z pewnością
powszechne pozostało przekonanie o „narodzie poddanym Bogu" (wyrażenie
to jest częścią amerykańskiej przysięgi na flagę), nowym Izraelu, który w planie
Bożym ma do wypełnienia specjalną misję. Ta idea posłannictwa, opatrznościowej
misji, uwidacznia się choćby w sławnych mowach Lincolna, który swoje plany
polityczne przedstawia jako amerykańską powinność realizacji Bożego zamysłu.
Jest to powinność nie tylko właściwego ukształtowania życia swojej społeczności,
lecz także dania uniwersalnego świadectwa, które zgodnie z wolą Opatrzności
skieruje inne nacje ku politycznej wolności. Efekty takiego nastawienia nierzadko
bywają dla cudzoziemców drażniące - gdy Amerykanie, przekonani równocześnie
0 wyjątkowości i uniwersalności swoich rozwiązań ustrojowych, próbują je bezre­
fleksyjnie aplikować w najbardziej odległych zakątkach świata...
Kto wie, czy historii politycznych i ideowych sporów w Stanach Zjednoczonych
nie dałoby się przedstawić jako szeregu powtarzających się starć pomiędzy obroń­
cami tradycyjnego republikanizmu i nowoczesnej demokracji, między przeciw­
nikami i zwolennikami J o h n a Locke'a. W jakiejś mierze przecież argumenty,
do których odwoływali się antyfederaliści, powróciły w retoryce zbuntowanych
stanów Południa. Po dokonaniu secesji zawiązały one konfederację i uchwaliły
swoją konstytucję, która była właściwie kopią federalnej konstytucji Stanów
Zjednoczonych, tyle że z bezpośrednim odwołaniem do Boga i formalnym usank­
cjonowaniem prawa stanów do wystąpienia z konfederacji (trzecią różnicą była
konstytucjonalizacja niewolnictwa). Łatwo je też odnaleźć u agrarystów, których
ostatni głośny manifest (I'll Take My Stand) pochodzi z początków XX wieku,
a współcześnie - w środowiskach konserwatywnych i komunitariańskich. W ja­
kiejś mierze „pęknięcie" amerykańskiej tradycji odzwierciedla się także w ostrym
(i wygląda na to, że bardzo trwałym) podziale politycznym uwidocznionym w cza­
sie ostatnich kampanii prezydenckich. To, co pęknięte, uważamy zwykle za słabe
1 pozbawione wartości;
kto jednak wie, czy sukces Stanów
Zjednoczonych
nie bierze początku właśnie z owego
pęknięcia.
TOMASZ MERTA
Wbrew temu, co sugeruje Kreeft, nie stoimy tylko wobec
wyboru między nihilizmem Zachodu a wartościami
wielkich religii, ale wobec wyboru o wiele trudniejszego
i bardziej skomplikowanego: czasem wprost między
rozmaitymi formami nihilizmu. I dlatego zamiast pytania
o to, czy bliższa nam jest pełna wartości cywilizacja
islamska, czy całkowicie ich pozbawiona cywilizacja
zachodnia, czy wolimy żyć w świecie rządzonym przez
Koran, czy anarchicznym - trzeba sobie czasem zadać
pytanie o to, w jakim nihilizmie chcemy żyć: swoim
własnym, zakorzenionym w naszej historii czy też obcym,
narzuconym nam z zewnątrz, a do tego będącym marną
karykaturą zachodnich szkół myślowych.
PODWÓJNE STARCIE
T O M A S Z P. T E R L I K O W S K I
Dialog ekumeniczny, a szerzej międzyreligijny, jest d r o g ą Kościoła. Ż a d e n pa­
pież, niezależnie od jego p o g l ą d ó w teologicznych, nie m o ż e zawrócić wielkie­
go statku Kościoła z m o r z a otwarcia na ludzi inaczej wierzących. J a n Paweł II
192
FRONDA 37
stwierdzał wręcz: „Wszyscy chrześcijanie m u s z ą zaangażować się w dialog
z wierzącymi różnych religii", a jego n a s t ę p c a Benedykt XVI p r z y p o m i n a ł
w kwietniowym p r z e m ó w i e n i u do w y z n a w c ó w innych religii: „ Z a p e w n i a m
was, że Kościół pragnie k o n t y n u o w a ć b u d o w ę p o m o s t ó w przyjaźni z wy­
znawcami wszystkich religii w celu p o s z u k i w a n i a a u t e n t y c z n e g o d o b r a każ­
dej osoby i s p o ł e c z e ń s t w a jako całości". Po co t e n dialog? O d p o w i e d z i udzie­
lał niezwykle m o c n o J a n Paweł II. Przede w s z y s t k i m po to, by wielkie religie
wspólnie broniły wartości moralnych, a także godności człowieka. I w ł a ś n i e
do tego e l e m e n t u n a u c z a n i a papieża Polaka nawiązuje Peter Kreeft w wydanej
właśnie przez Frondę książce Ekumeniczny dżihad. Ekumenizm i wojna kultur.
Jej przesłanie m o ż n a streścić j e d n y m k r ó t k i m z d a n i e m : „Moralni o r t o ­
doksi wszystkich wyznań, łączcie się". Kreeft stara się b o w i e m p r z e k o n a ć
ludzi różnych religii i wyznań, że tylko w s p ó l n i e sprzeciwiając się cywilizacji
śmierci - której najbardziej widocznymi p r z y k ł a d a m i są aborcja, eutanazja,
kontrola u r o d z i n czy laicyzacja (śmierć Boga przecież n i e u c h r o n n i e p r o w a d z i
do śmierci człowieka) - m o g ą rzeczywiście służyć cywilizacji życia. Jego zda­
n i e m w tej walce o życie ludzkie od poczęcia do n a t u r a l n e j śmierci, a także
we wspólnocie głoszenia o s o b o w e g o Boga różnice religijne i w y z n a n i o w e nie
mają i nie p o w i n n y mieć znaczenia. Liczyć się ma tylko szczera wola służe­
nia Bogu i d r u g i e m u człowiekowi. I to o n a ma jednoczyć ludzi wszystkich
wielkich religii w j e d n ą A r m i ę Boga, k t ó r a toczy świętą wojnę z liberalizmem
i n i h i l i z m e m współczesnej zachodniej cywilizacji. W jej skład mają w c h o d z i ć
tradycyjni chrześcijanie (prawosławni, p r o t e s t a n c i - szczególnie ewangelikalni oraz katolicy), m u z u ł m a n i e , ortodoksyjni Żydzi, ale też hinduiści, buddy­
ści, a n a w e t agnostycy, jeśli są rzeczywiście l u d ź m i dobrej woli. Pod j e d n y m
s z t a n d a r e m moralnej ortodoksji mają o n i zdobywać w s p ó ł c z e s n ą k u l t u r ę
i cywilizację dla Boga, odkładając na b o k to, co ich dzieli.
Piękny pomysł. Tyle że niezwykle t r u d n y do zrealizowania. I nie chodzi
nawet o to, że dla wielu o r t o d o k s ó w nie bardzo do przyjęcia. Moralna ortodoksja
bowiem zwykle idzie w parze z ortodoksją doktrynalną, a ta - nie ma co ukrywać,
często łączy się z d o k t r y n e r s t w e m czy d o g m a t y z m e m , który wyklucza dialog,
a nawet niekiedy współpracę. Ten p r o b l e m da się bez większych p r o b l e m ó w
przezwyciężyć. Już w tej chwili w Stanach Zjednoczonych czy na znacznie
bliższych n a m Wyspach Brytyjskich w katolickich ruchach pro life zgodnie
współpracują ze sobą katolicy, m u z u ł m a n i e , anglikanie czy chrześcijanie
JESIEŃ 2 0 0 5
193
ewangelikalni. Jednoczy ich szacunek dla życia ludzkiego i w s p ó l n o t a celów.
Nie ma powodów, by sądzić, że to, co u d a ł o się w krajach anglosaskich, jest nie
do zrealizowania w innych krajach europejskich.
Co z a t e m sprawia, że idea Kreefta jest t r u d n a do zaakceptowania? J e s t
d w u a s p e k t o w a : pierwszy dotyczy diagnozy,
drugi o d n i e ś ć już t r z e b a do
dogmatyki, czyli tego, co w danej religii jest f u n d a m e n t a l n e .
Splątany w ę z e ł w o j e n cywilizacji
Zacznijmy od diagnozy, jaka kryje się za r o z w a ż a n i a m i Kreefta. Z a k ł a d a
on
mianowicie,
że j e d y n y m
istotnym
starciem,
jakie
przychodzi
nam
obserwować współcześnie, jest wojna kultur, tocząca się m i ę d z y cywilizacją
życia a cywilizacją śmierci. Ta pierwsza - najogólniej - b r o n i życia ludzkiego,
sprzeciwia się aborcji czy eutanazji oraz b r o n i d u c h o w e g o w y m i a r u życia
ludzkiego. Ta druga jest jej przeciwna - akcentuje w o l n o ś ć człowieka i uznaje
go za jedyne ź r ó d ł o moralności, odrzucając mniej l u b bardziej otwarcie albo
istnienie Boga, albo przynajmniej to, że jest On b e z p o ś r e d n i o z a a n g a ż o w a n y
w sprawy świata. Spór nie jest już tylko, zaznacza Kreefta, jak jeszcze p r z e d
stu laty, konfliktem między wierzącymi a ateistami, lecz także s p o r e m
między s a m y m i wierzącymi, z których jedni przyjęli w p e ł n i styl myślenia
świata. M a m y z a t e m z jednej s t r o n y Kościoły czy w s p ó l n o t y chrześcijańskie,
które nie chcą bronić p r a w a do życia lub wręcz uznają p r a w o do zabijania
n i e n a r o d z o n y c h i starców za f u n d a m e n t w ł a s n e g o n a u c z a n i a m o r a l n e g o .
M a m y też h i e r a r c h ó w chrześcijańskich - jak biskup J o h n Spong, którzy od lat
głoszą konieczność p o r z u c e n i a t e i z m u i wiary w Boga.
I z tym e l e m e n t e m diagnozy t r u d n o się nie zgodzić. Rzeczywiście wojna
cywilizacji
przechodzi
w
poprzek
wyznań
chrześcijańskich,
a
obrońcy
tradycyjnych wartości p o w i n n i działać razem, tak by m o r a l n y liberalizm
nie stał się dominującym g ł o s e m w p r z e s t r z e n i publicznej. Z t e g o p u n k t u
widzenia konieczna jest w s p ó ł p r a c a ludzi r o z m a i t y c h religii w dziele o b r o n y
życia. I to j u ż się dzieje. Na arenie O N Z kraje islamskie i Watykan w s p ó l n i e
sprzeciwiają się aborcji, w Hiszpanii Żydzi, chrześcijanie (wspólnie katolicy
i p r o t e s t a n c i ) , oraz m u z u ł m a n i e p r o t e s t o w a l i przeciwko z r ó w n a n i u p r a w
par h o m o s e k s u a l n y c h z m a ł ż e ń s t w a m i , w Stanach Zjednoczonych katolicy
i protestanci wspólnie b r o n i ą życia.
194
FRONDA 37
J e d n a k już s a m o z a s t o s o w a n i e w tytule słowa „ d ż i h a d " wskazuje j a s n o na
to, że Kreeftowi najbardziej zależy na w s p ó ł p r a c y w dziele o b r o n y wartości
moralnych i religijnych z m u z u ł m a n a m i . T r u d n o mu się zresztą n a w e t dziwić
- to najbardziej d y n a m i c z n a i najbardziej c h ę t n a do toczenia takiej walki g r u p a
religijna we w s p ó ł c z e s n y m świecie. To nie chrześcijanie najmocniej b r o n i ą
dobrego imienia Jezusa, gdy szargane jest o n o przez a u t o r ó w bluźnierczych
sztuk, w których jest On p r z e d s t a w i a n y jako h o m o s e k s u a l i s t a czy e r o t o m a n .
To nie p a ń s t w a chrześcijańskie, lecz islamskie są na pierwszej linii walki ze
zbrodniczą polityką kontroli u r o d z i n . M u z u ł m a n i e mają siłę, d y n a m i z m ,
którego z n u d z e n i i sfrustrowani chrześcijanie m o g ą im tylko zazdrościć.
Problem
polega jednak
na
tym,
że
wojna między cywilizacją życia,
a cywilizacją śmierci to - w b r e w założeniom Kreefta - nie jedyne starcie
cywilizacyjne, jakiego jesteśmy świadkami.
również
i n n a wojna:
między agresywnym,
Na naszych
oczach
militarystycznie
toczy
się
nastawionym
islamem a postoświeceniową, liberalną cywilizacją zachodnią. Jej s y m b o l e m
są kolejne ataki: na N o w y Jork, Madryt, a o s t a t n i o Londyn. Ich ofiary - są
zdecydowanie mniej liczne niż n i e n a r o d z o n e ofiary zbrodni cywilizacji śmierci,
ale jednak nie mniej realne.
To starcie Kreeft zdaje się jednak całkowicie ignorować. Dla niego islamscy
terroryści w zasadzie nie istnieją, islam jest zaś religią moralności, pokoju i miłości.
Ignoruje on całkowicie te nurty islamu, które z pokojem i miłością nie chcą mieć
nic wspólnego, oraz pomija milczeniem fakt, że islam, który jest dla niego tak
ważnym i istotnym sojusznikiem w walce z cywilizacją zachodnią, także podlega
jej niezwykle mocnym wpływom. I wcale nie chodzi mi tu o nieliczne i niegodne
w istocie uwagi liberalne nurty tej religii (jak Postępowa Unia M u z u ł m a n ó w
ze Stanów Zjednoczonych - postulująca wyświęcanie kobiet na imamów,
akceptację homoseksualizmu czy aborcji), ale o islam fundamentalistyczny, który
z tradycyjną wersją religii Koranu ma już niewiele wspólnego lub zgoła nic. Jak
pokazuje 01ivier Roy, ten nowy zachodni islam stanowi reakcję na wyrwanie
arabskich emigrantów z kontekstu właściwej im kultury, związków rodzinnych
czy językowych. Drugie i trzecie pokolenie przybyszów z Bliskiego Wschodu nie
znajduje w cywilizacji zachodniej nic godnego uwagi i decyduje się na radykalne
z nią zerwanie. Fundamentaliści, jak przed laty trockiści czy guevaryści, nie p o ­
trafią pogodzić się z materializmem, h e d o n i z m e m i nihilizmem tej cywilizacji.
A za jedyne r e m e d i u m na nią uznają islam.
JESIEŃ 2 0 0 5
195
I nie byłoby w tym nic złego (z p u n k t u w i d z e n i a społecznego, a nie
teologicznego), gdyby nie fakt, że z a m i a s t przyjmować islam jako religię,
przyjmują go oni jako ideologię walki. W istocie więc z j e d n e g o n i h i l i z m u
- postoświeceniowego i liberalnego popadają w drugi - fundamentalistyczny.
Dla j e d n e g o i dla drugiego nie liczy się życie i godność człowieka, a jedynie
ideologia, s k o n c e n t r o w a n a na z b u d o w a n i u „ n o w e g o lepszego świata".
O tym splątaniu cywilizacyjnych u t a r c z e k nie w o l n o z a p o m i n a ć , gdy czyta
się Ekumeniczny dżihad. W b r e w t e m u , co sugeruje Kreeft, nie s t o i m i tylko
wobec wyboru między n i h i l i z m e m Z a c h o d u a w a r t o ś c i a m i wielkich religii,
ale w o b e c wyboru o wiele trudniejszego i bardziej s k o m p l i k o w a n e g o : c z a s e m
wprost między r o z m a i t y m i f o r m a m i n i h i l i z m u . I dlatego z a m i a s t pytania
o to, czy bliższa n a m jest p e ł n a wartości cywilizacja islamska, czy całkowicie
ich p o z b a w i o n a cywilizacja zachodnia, czy w o l i m y żyć w świecie r z ą d z o n y m
przez Koran, czy anarchicznym - trzeba sobie c z a s e m zadać pytanie o to,
w jakim nihilizmie chcemy żyć: s w o i m w ł a s n y m , z a k o r z e n i o n y m w naszej
historii czy też obcym, n a r z u c o n y m n a m z zewnątrz, a do tego b ę d ą c y m
m a r n ą karykaturą zachodnich szkół myślowych.
Pytanie o fundamenty
Jednak
ten
społeczno-polityczny
argument
przeciwko
projektowi
„ekumenicznego d ż i h a d u " nie jest ani najważniejszy ani jedyny. O wiele
istotniejszy jest inny p r o b l e m z p i s a r s t w e m Kreefta. Ten filozof ma mianowicie
tendencje do ignorowania faktów, które nie zgadzają się z przyjętą przez niego
tezą, a także do niedopuszczalnego upraszczania założeń stojących u p o d s t a w
przyjmowanych przez poszczególne wspólnoty założeń doktrynalnych. Ujmując
rzecz już zupełnie wprost, Kreeft analizuje tylko praktyczne postawy d a n e g o
wyznania wobec sporu między cywilizacją życia a cywilizacją śmierci, ignorując
całkowicie stojące za nimi założenia antropologiczne czy metafizyczne.
W
efekcie
ekumenicznego.
otrzymujemy
Jeśli
niezwykle
bowiem
różowy
przyglądać
się
obraz
moralnego
wyłącznie
dialogu
praktycznym
zachowaniom wyznawców i liderów wielkich religii monoteistycznych - to
wszyscy konserwatywni jej przedstawiciele wypowiadają się przeciwko aborcji
czy eutanazji. Jednak takie praktyczne deklaracje wcale nie oznaczają, że
stosunek do świętości życia jest identyczny. Znakomitym przykładem rozdarcia
196
FRONDA
37
między praktycznym opowiadaniem się za życiem a jego teoretyczną dezawuacją
jest doktryna ortodoksyjnego judaizmu. Według niej
- choć aborcja jest
czymś złym - to jednak embrion jest tylko potencjalnie człowiekiem, a zatem
w wypadku konfliktu życie - życie zawsze należy opowiadać się za życiem matki.
Podstawową
zasadę
przyświecającą
żydowskiemu
(wspólnemu dla wszystkich n u r t ó w judaizmu)
ro­
zumieniu dopuszczalności aborcji formułuje Miszna:
„Jeżeli kobieta ma trudności przy porodzie (tak że jej
życie jest zagrożone), u s u w a się embrion kawałek po
kawałku, bo jej życie jest ważniejsze niż jego". Myśl
tę podejmuje Raszi, wskazując, że życie dziecka, jako
osoby jedynie potencjalnej m o ż e zostać poświęcone dla
dobra życia matki, która jest osobą w pełni aktualną.
To niezwykle ogólne stwierdzenie - przez większość
tradycyjnych rabinów traktowane jest jako akceptacja
czy wręcz nakaz aborcji w sytuacji, gdy zagrożone
jest życie matki. W ten sposób zresztą stawia sprawę
Majmonides, nie wypowiadający się w kwestii statusu
moralnego i ontycznego płodu, a jedynie wskazujący,
że dziecko w łonie matki, jeśli zagraża jej życiu, m o ż e
zostać potraktowane jako atakujący ją napastnik, a wte­
dy zabicie go jest traktowane jako obrona konieczna.
Zasada obrony życia matki jest przez niektórych
rabinów i etyków judaistycznych rozszerzana także
na ochronę jej zdrowia. Jeśli kobieta cierpi na jakąś
chorobę, a stan jej zdrowia pogorszy się po urodzeniu
dziecka - to prawo żydowskie uznaje za jej prawo, a na­
wet obowiązek usunięcie dziecka poczętego. Dotyczy
to również wszelkiego rodzaju zagrożeń psychicznych,
załamań nerwowych czy choćby wstydu - aborcja jest
dopuszczalna. Nieżyjący już sefardyjski naczelny rabin
Izraela Bez-Zion Uziel w jednym ze swoich responsów otwarcie wskazał, że „je­
żeli istnieje powód, nawet tak «słaby», jak obrona kobiety przed wstydem i u p o ­
korzeniem, m a m y precedensy i autorytet, by zezwolić na aborcję". Aborcja zatem
jest dla Żydów jak najbardziej dopuszczalna, choć większość ortodoksyjnych
JESIEŃ 2 0 0 5
197
przedstawicieli tej religii uznaje obecne do niej podejście za niedopuszczalne
i stara się działać przeciwko m a s o w e m u jej wykonywaniu.
P o d o b n e s t a n o w i s k o zajmują zresztą - co dla entuzjastycznie do i s l a m u
nastawionego Kreefta m o ż e być zaskoczeniem - także teolodzy islamscy.
Uczeni z r e n o m o w a n e g o U n i w e r s y t e t u Al Azhar otwarcie uznają, że do
40. dnia życia p ł o d u aborcja jest dopuszczalna. Sprzeciw i s l a m u zaś w o b e c
polityki proaborcyjnej O N Z wynika nie tyle z p r z e s ł a n e k antropologicznych,
ile z ideologii i świadomości tego, że eksplozja demograficzna m u z u ł m a n ó w
jest ich najsilniejszą bronią.
O potrzebie Piotra
Problemy stają przed katolikami także w dialogu z m o r a l n i e ortodoksyjnymi
p r o t e s t a n t a m i . Ich ź r ó d ł e m jest po pierwsze o d m i e n n a eklezjologia, a po
drugie brak zwornika doktrynalnego, j a k i m w Kościele katolickim jest Stolica
Apostolska.
Doktryny m o r a l n e w s p ó l n o t p r o t e s t a n c k i c h nie s ą b o w i e m
obowiązujące dla ich wiernych. I tak członkowie proaborcyjnego Kościoła
prezbiteriańskiego m o g ą być przeciwni t a k i e m u stanowisku, p o d o b n i e jak
członkowie nastawionych pro life zielonoświątkowych Z b o r ó w Bożych m o g ą
być proaborcyjni. Nic takiego jak wyraźnie o k r e ś l o n a d o k t r y n a m o r a l n a
w większości w s p ó l n o t p r o t e s t a n c k i c h nie istnieje. Przykładem jest George
Bush, który choć należy do Zjednoczonego Kościoła Metodystycznego, k t ó r y
w swoich d o k u m e n t a c h akceptuje aborcję, s a m jest jej przeciwny.
Eklezjologia wielu wspólnot protestanckich, szczególnie tych należących do
tradycji kongregacjonalistycznej, prowadzi jednak do sytuacji jeszcze bardziej
absurdalnych. O t o w łonie wspólnoty aprobującej wyświęcanie homoseksualistów
na księży czy udzielanie ślubów gejowskich istnieć m o g ą ugrupowania czy
koalicje wiernych, które taką postawę uznają za ni mniej, ni więcej, tylko dzieło
szatana. W takiej sytuacji znajdują się pastorzy i świeccy liderzy Zjednoczonego
Kościoła Chrystusa (UCC), którzy odrzucają nauczanie tej wspólnoty, która jako
jedna z pierwszych walkę o prawo kobiet do zabijania swoich dzieci czy prawo
homoseksualistów do zawierania związków „małżeńskich" wypisała na swoich
sztandarach. Skupieni są oni w ramach organizacji Biblical Witness, której celem
jest zmiana nauczania tego Kościoła. Jego członkowie, choć nauczanie U C C
wciąż się radykalizuje, nie zamierzają opuszczać tej wspólnoty.
198
FRONDA 37
Skutek jest taki, że t r u d n o jest nawiązać z całymi wspólnotami autentyczny
dialog na poziomie moralnym. Ich członkowie mogą b o w i e m wierzyć inaczej
niż wspólnota, a ta ostatnia niewiele m o ż e z tym zrobić. Co gorsza, i to także
nie ułatwia takiego dialogu, brak tradycji i powierzenie decyzji doktrynalnych
demokratycznym synodom sprawia, że nie do końca wiadomo, czy obowiązująca
do jakiegoś m o m e n t u doktryna moralna danego Kościoła wciąż jest w n i m
obecna. Metodyści takie synody odbywają co cztery lata i na każdym z nich
zmieniają nieco swoją doktrynę. Za decyzjami takimi niezwykle często stoją nie
powody teologiczne, ale socjologiczne. Przykłady m o ż n a mnożyć: prezbiterianie,
metodyści, anglikanie czy nawet mennonici uzasadniając prawo kobiety do
aborcji, nie odwołują się, jak choćby Żydzi do a r g u m e n t ó w antropologicznych,
nie próbują nawet sugerować, że płód nie jest w pełni człowiekiem, tylko
przypominają, że społeczeństwo domaga się aborcji, więc oni się na nią
godzą. Nie jest przypadkiem, że większość wyznań protestanckich „włączyło"
prawo do aborcji do swoich etycznych katechizmów po tym, jak została o n a
zalegalizowana przez Sąd Najwyższy... Na takim poziomie p o w a ż n a dyskusja
staje się niemożliwa. Pozostaje ewentualnie współpraca.
Kilka refleksji końcowych
Wszystko, co n a p i s a ł e m , n i e oznacza, że p o m y s ł zarysowany przez Kreefta
jest mi obcy. Oczywiście w s p ó ł p r a c a ludzi różnych w y z n a ń i religii w dziele
obrony świata i życia ludzkiego jest konieczna. J e d n a k n i e m o ż n a w jej trakcie
z a p o m i n a ć o tym, że u p o d s t a w p e w n y c h praktycznych p o s t a w znajdują się
teoretyczne założenia. I o nich także w trakcie dialogu t r z e b a dyskutować, tak
by nagle p o d koniec wspólnej walki nie okazało się, że wypędzaliśmy diabła
szatanem.
TOMASZ P. TERLIKOWSKI
•
Peter Kreeft. Ekumeniczny dżihad. Ekumenizm i wojna kultur,
Fronda. Warszawa 2005
Przesłanie Przeminęło z wiatrem choć gorzkie, jest jed­
nak krzepiące. Stary porządek upada, ale los jego idea­
łów nie jest przesądzony, bo zależy od ludzkich decyzji
i czynów. Zawsze pozostaje nadzieja, o ile tylko jesteśmy
gotowi ją dojrzeć i wziąć odpowiedzialność za nasz świat.
Oto prawdziwe źródło amerykańskiego optymizmu: co­
kolwiek się stanie, Ameryka podniesie się z upadku siłą
swoich córek i synów. To właśnie dlatego Przeminęło
z wiatrem mogło odegrać w Stanach Zjednoczonych rolę
podobną do tej, jaką w Polsce odegrała Trylogia.
PRZEMINĘŁO Z WIATREM
MAGDA P I E T R Z A K - M E RTA
N a r o d z i n y n o w o c z e s n e g o n a r o d u - jego s t r u k t u r a m e n t a l n a , poczucie tożsa­
mości i w s p ó l n o t o w o ś c i - mają z reguły swe ź r ó d ł o w p r z e ł o m o w y c h m o m e n ­
tach dziejowych. Z e z r o z u m i a ł y c h w z g l ę d ó w nie m o g ą o n e j e d n a k bezpośred-
200
FRONDA 37
nio kształtować świadomości kolejnych p o k o l e ń - decydujące z n a c z e n i e ma
podtrzymywanie pamięci o owych wydarzeniach, u m i e j ę t n o ś ć p r z e t w o r z e n i a
ich w m o ż e uproszczony, ale przecież nie nieprawdziwy m i t . I n s t r u m e n t a m i
k o n s t r u o w a n i a i k o n s e r w o w a n i a pamięci historycznej nowych p o k o l e ń są nie
tylko szkolne podręczniki czy o g ó l n o p a ń s t w o w e c e r e m o n i e i k o m e m o r a c j e .
Wyjątkowe znaczenie ma p r z e d e w s z y s t k i m to, w jaki s p o s ó b d o ś w i a d c z e n i e
historyczne zostaje p r z e t w o r z o n e w literaturze.
Chodzi tu o coś więcej niż tylko zaprzęgnięcie literatury w s ł u ż b ę wycho­
wawczą i p r o p a g a n d o w ą (co zwykle kończy się źle z a r ó w n o dla literatury, jak
i dla p r o p a g a n d y ) , o coś, co wykracza p o z a edukacyjny wymiar t e k s t u . Jakiś
obraz przeszłości wyłania się z każdej powieści historycznej, j e d n a k prawdzi­
wie narodotwórczy wymiar zyskują tylko n i e k t ó r e teksty, nie zawsze zresztą
najwybitniejsze artystycznie.
Książki przekształcające ludzką u m y s ł o w o ś ć
wcale b o w i e m nie m u s z ą być najlepsze - wystarczy, żeby były n a j w a ż n i e j s z e .
I choć nie brakowało, oczywiście, w Ameryce a p o l o g e t ó w P o ł u d n i a i przed­
wojennego porządku - w t y m tak wybitnych jak J o h n E s t e n Cooke, T h o m a s
N e l s o n Page, A u g u s t a J a n e Evans, Julia Magruder, Jack C h a n d l e r Harris,
George Cable czy T h o m a s D i x o n - to j e d n a k tak jak bez Trylogii H e n r y k a
Sienkiewicza z a p e w n e nie byłoby Polski (a z p e w n o ś c i ą p e w n e g o s p o s o b u
r o z u m i e n i a polskości), tak bez Przeminęło z wiatrem Margaret Mitchell nie
byłoby dzisiejszych Amerykanów.
Łatwo znaleźć liczne p o d o b i e ń s t w a między t y m i powieściami: obie są
r o m a n s a m i historycznymi, obie p r e z e n t u j ą n i e m a l archetypiczne sylwet­
ki bohaterów. T ł e m powieściowych w y d a r z e ń są p r z e ł o m o w e m o m e n t y
historyczne - w Przeminęło z wiatrem wojna secesyjna zwiastująca schyłek
cywilizacji Południa, w Trylogii d r a m a t y c z n a próba, jakiej p o d d a n a z o s t a ł a
I Rzeczypospolita w p o ł o w i e XVII wieku. O b a dzieła są wyjątkowe, zara­
z e m j e d n a k należą do wcale licznej grupy opowieści o t a m t y c h epokach.
Amerykańska literatura odnosząca się do o k r e s u wojny d o m o w e j jest r ó w n i e
obfita jak literackie obrazy szlacheckiej Rzeczypospolitej. ( Z n a k o m i t y prze­
gląd dorobku amerykańskiego, z a r ó w n o w s p o m n i e n i o w e g o , jak i beletry­
stycznego daje Richard M. Weaver w książce Southern Tradition at Bay). Z ja­
kiegoś p o w o d u j e d n a k ani Trylogia, ani Przeminęło z wiatrem nie są książkami
„jedynymi z wieku"; stały się - każda w s w o i m kraju - p u n k t e m odniesienia
w myśleniu o historii, trwale w p i s a n y m w siatkę n a r o d o w y c h skojarzeń,
JESIEŃ 2 0 0 5
201
cytatów, mitów. Odciskają p i ę t n o n a w e t na myśleniu tych, którzy odrzucają
p r e z e n t o w a n ą w nich wizję historii. Ich wielkość polega na tym, że kształtują
nawet wtedy, gdy „nie zachwycają" czy n a w e t drażnią.
Z a r ó w n o Przeminęło z wiatrem, jak i Trylogia stanowią, rzec m o ż n a , u d a n ą
próbę „artystycznego przezwyciężenia" d o z n a n y c h przez w s p ó l n o t ę cierpień
i upokorzeń. Przeminęło z wiatrem niesie w sobie opis s t a n u ducha, który
staje się ideałem „starej A m e r y k i " . Ma to szczególne znaczenie, bo staje się
a n t i d o t u m na p o w o j e n n ą p r o p a g a n d ę Północy, starającej się s k o n s t r u o w a ć
j e d n o s t r o n n y obraz złego, niewolniczego P o ł u d n i a , p e ł n e g o niesprawiedli­
wości i nieludzkich obyczajów, k t ó r y m wojna secesyjna
położyła kres. Jako że h i s t o r i ę piszą zwycięzcy, m a ł o k t o
zdaje sobie sprawę, że przyczyny, jakie d o p r o w a d z i ł y
do wojny secesyjnej, były b a r d z o złożone, a znie­
sienie n i e w o l n i c t w a wcale nie zajmowało p o ś r ó d
nich pierwszego miejsca. Początkowo z r e s z t ą
n i e w o l n i c t w o z o s t a ł o z n i e s i o n e jedynie w sta­
n a c h „ z b u n t o w a n y c h " , n a t o m i a s t te, k t ó r e
p o z o s t a ł y lojalne w o b e c Północy,
mogły
jeszcze przez p e w i e n czas zachować niewol­
ników. P a r a d o k s e m - o jakże symbolicznym
znaczeniu - był też fakt, że to generał Lee, d o ­
wodzący wojskami Konfederatów, u w o l n i ł swo­
ich niewolników, uznając ich p o s i a d a n i e za rzecz
niegodną,
natomiast
właścicielem
Murzynów
p o z o s t a ł do k o ń c a generał Grant, j e d e n z naj­
sławniejszych d o w ó d c ó w Północy.
Oczywiście, w chwili obecnej wszelkie,
choćby najinteligentniejsze p r ó b y o b r o n y
instytucji n i e w o l n i c t w a nie m o g ą liczyć
na
nasze
zrozumienie
czy
aprobatę.
N i e m n i e j j e d n a k t r u d n o też zgodzić się
na j e d n o z n a c z n i e c z a r n ą wizję relacji
białych
„panów"
i
murzyńskich
niewolników. W wielu wypad­
kach przybierała o n a c h a r a k t e r
FRONDA 37
osobistej więzi, opartej na układzie - rzecz j a s n a b a r d z o n i e s y m e t r y c z n y m
- wzajemnych powinności, odpowiedzialności, lojalności i przywiązania. N i e
znaczy to, n a t u r a l n i e , że s t o s u n k i m i ę d z y p a n e m a n i e w o l n i k i e m zawsze
układały się tak, jak relacje białych b o h a t e r ó w Przeminęło z wiatrem z Mammy,
która kochała rodzinę 0 ' H a r ó w i wzajemnie była przez nią kochana. Z pew­
nością j e d n a k zbłądziłby ktoś, k t o uznałby, że losy M a m m y są całkowicie wy­
myślone. Bezdyskusyjnym faktem jest przecież także i to, że Murzyni walczyli
w wojnie secesyjnej po o b u stronach, a sprawy P o ł u d n i a bronili w wielu wy­
padkach, jeśli nie z osobistego przekonania, to z p e w n o ś c i ą z przywiązania.
Przeminęło z wiatrem z a k w e s t i o n o w a ł o t e n nieprzychylny obraz Południa,
przeciwstawiając mu opowieść o idyllicznej krainie, kultywującej d a w n e ary­
stokratyczne ideały. Sugestywność tej opowieści m i a ł a kolosalne znaczenie,
bo w znacznym s t o p n i u przyczyniła się do z m i a n y p o s t r z e g a n i a Południa,
które jest dziś w Stanach Zjednoczonych w tym s a m y m s t o p n i u p r z e d m i o t e m
potępienia, co i niezwykłej fascynacji - tak jakby od o b r a z u rzeczywistości
istotniejsze okazało się w y o b r a ż e n i e o niej.
Jaka jest ta zmitologizowana przeszłość? I jacy są jej b o h a t e r o w i e ?
Przede wszystkim należą do otoczonej największym s z a c u n k i e m klasy
społecznej. Tomasz Żyro pisze w książce Boża plantacja. Historia utopii amery­
kańskiej: „Zostać p l a n t a t o r e m oznaczało d o t r z e ć na szczyt drabiny społecznej.
P l a n t a t o r uosabiał najwyższe przymioty osobiste i obywatelskie. Miał m o r a l ­
ne p r a w o i m a t e r i a l n e możliwości do p r o w a d z e n i a o k r e ś l o n e g o trybu życia.
A rzecz to niebagatelna w krainie, gdzie i n s t y n k t towarzyski, kordialność,
gościnność stanowiły esencję m e n t a l n o ś c i . Na życie p l a n t a t o r a , nie pozba­
w i o n e przyjemnych stron, składały się r ó w n i e ż p o w i n n o ś c i : w o b e c niewol­
ników na plantacji, społeczności lokalnej, s t a n u i całego p a ń s t w a " . Dalej
Żyro celnie zauważa także, że „wyższość społeczna p l a n t a t o r a wcieliła się
też w wielce go satysfakcjonujący i uwznioślający e t o s rycerski: nieskazitel­
nego rycerza, p e ł n e g o kurtuazji w o b e c d a m , szczodrego, w s p a n i a ł o m y ś l n e g o
w o b e c swoich p o d d a n y c h - n i e w o l n i k ó w " . M a m y więc do czynienia z ludź­
mi p r z e k o n a n y m i o swej szczególnej misji - p o d o b n i e jak było to z polską
szlachtą XVII wieku - z rycerzami p r z e ś w i a d c z o n y m i o wyższości i znaczeniu
cywilizacji, której są przedstawicielam,i i gotowymi b r o n i ć wartości swojego
świata. Dopóki rysują się szanse na zwycięstwo, są o d d a n i sprawie, dzielni
i przepełnieni rycerskim d u c h e m . Wierzą w swoje racje, są ideowi i o d w a ż n i .
JESIEŃ 2 0 0 5
203
N a w e t wycieńczeni walką, g ł o d e m i forsownymi m a r s z a m i zachowują głę­
bokie poczucie p o w i n n o ś c i . O t o j e d n a z tajemnic wojny secesyjnej - m ł o d z i
mężczyźni wychowani w cieplarnianych w a r u n k a c h zamożnych, arystokra­
tycznych domów, nie z a h a r t o w a n i , nie przywykli do niewygód, okazują się
w z o r a m i rycerskich cnót.
Ich świat pogrąża się j e d n a k w niebycie: nie są w s t a n i e ocalić starego
porządku. Cierpią, gdy carpetbaggerzy i „białe ś m i e c i " zaczynają panoszyć się
w arystokratycznych d o m a c h zrujnowanego P o ł u d n i a . Kiedy nie m o ż n a j u ż
ocalić Starego Południa, pozostaje jeszcze o d r u c h s a m o o b r o n y - „zbrojna
partyzantka" (Ku-Klux-Klan) - i pogarda. A t a k ż e p a m i ę ć o świecie, który
uległ destrukcji. „Wraz z destrukcją starego P o ł u d n i a u t r a c o n o wiele nieodża­
łowanych rzeczy - pisze Weaver. - Większość poetycznych c n ó t - takich jak
honor, godność, wierność krajowi, m ę s t w o - wyszła z m o d y i p r z e s t a ł a się
liczyć". Przeciwstawiano im, oczywiście, i n n e ideały. To w ł a ś n i e za s p r a w ą
ostrego załamania się idei, dla tych, którzy badają t w o r z e n i e się Ameryki,
wojna secesyjna na zawsze p o z o s t a n i e „tą wojną".
Czy j e d n a k polityczna klęska P o ł u d n i a m u s i a ł a być r ó w n o z n a c z n a z zała204
FRONDA 3 7
m a n i e m wiary w d a w n e ideały? Cóż byłyby w a r t e , gdyby tak ł a t w o m o ż n a je
było porzucić? Pytanie więc, jak p o z o s t a ć w i e r n y m i d e a ł o m P o ł u d n i a w zmie­
nionych w a r u n k a c h , gdy idylliczna k r a i n a s t a ł a się d o m e m klęski. „Kodeks
ów był prosty - pisze Margaret Mitchell. - N a l e ż a ł o d o ń uwielbienie dla
Konfederacji, szacunek dla weteranów, w i e r n o ś ć s t a r y m zwyczajom, d u m a
z ubóstwa, wyciąganie p o m o c n e j d ł o n i do przyjaciół i n i e ś m i e r t e l n a niena­
wiść do J a n k e s ó w " .
Przekonanym o duchowej i moralnej wyższości łatwiej wytrwać przy
swojej wizji rzeczywistości. D o z n a n a p o r a ż k a jest tylko p r z e g r a n ą militarną.
Południe przegrało wojnę, ale z a c h o w a ł o p r z e k o n a n i e , że przeciwnik - m i m o
zwycięstwa - pozostał barbarzyńcą. Barbarzyńcy, n a w e t zwycięscy, o d u r z e n i
w ó d k ą i triumfem, pozostają przecież barbarzyńcami.
W tym sensie rację ma Weaver, pisząc, że klęska niczego tak n a p r a w d ę
P o ł u d n i o w c ó w nie nauczyła. Tradycjonalista z P o ł u d n i a wyszedł z wojny nie
tylko nie zrekonstruowany, ale s t a n o w c z o o d p o r n y na rekonstrukcję. W dal­
szym ciągu przekonany, że to, co Północ nazywa przyszłością i p o s t ę p e m ,
jest w istocie regresem, z a p r z e c z e n i e m cywilizacji, b e z d u s z n y m a t o m i z m e m
b e z r o z u m n i e druzgocącym w s p ó l n o t ę .
Ale obok p o s t a w y nieuleczalnych p i ę k n o d u c h ó w pojawia się p o s t a w a
inna - pragnienie nie tylko p r z e t r w a n i a znajdującego oparcie w poczuciu
wyższości, ale realnego zwycięstwa w rywalizacji, i to n a w e t na takich w a r u n ­
kach, jakie narzuca przeciwnik. Scarlett 0 ' H a r a g o t o w a jest t r w a ć i walczyć.
W b r e w wszystkiemu. N a w e t k o s z t e m spospolicenia - k o s z t e m z a p r z e c z e n i a
d a w n y m ideałom. M o ż n a prowadzić tartak, żebrać u d a w n e g o w r o g a o pienią­
dze na podatki, byleby tylko ocalić plantację: ocalić choć n a m i a s t k ę d a w n e g o
życia. Nie, n a m i a s t k a to złe s ł o w o - ocalić istotę d a w n e g o życia: ziemię, fun­
d a m e n t w s p ó l n o t y i wolności.
Scarlett daleko o d c h o d z i od szlachetnych i d e a ł ó w arystokratycznego
Południa. M a m m y nazywa ją m u ł e m w końskiej uprzęży: „Ty być jak m u ł
w końskiej uprzęży. Ludzie m ó c polerować kopyta m u ł a i szczotkować jego
sierść, tak by lśnić. Móc całą jego uprząż zrobić z m o s i ą d z u i zaprząc go do
pięknego p o w o z u . Ale m u ł i tak p o z o s t a ć m u ł e m . Jego wygląd nikogo nie
oszukać. I z t o b ą być tak s a m o . Ty m ó c m i e ć j e d w a b n e suknie, tartaki, sklep
i pieniądze. Ale ty nie potrafić zachowywać się jak rasowy koń. Ty być jak
ten m u ł . Też nikogo nie m ó c oszukać. Tak s a m o jak t e n Butler. On p o c h o JESIEŃ 2 0 0 5
205
dzić z dobrej rodziny i wyglądać jak rasowy koń, ale on być, jak i ty, m u ł e m
w końskiej u p r z ę ż y " . Scarlett b o w i e m w imię przetrwania, drapieżnej woli
ocalenia swojej rodzinnej posiadłości, g o t o w a jest zdradzić wartości, k t ó r e jej
od dzieciństwa wpajano. Ale to w ł a ś n i e Scarlett - Scarlett, k t ó r ą tak drażni
dziedzictwo Południa, k t ó r a z właściwą n o w y m c z a s o m bezwzględnością p r z e
ku swoim celom, która g o t o w a jest okryć się h a ń b ą , rozbijając m a ł ż e ń s t w o
Ashleya - daje jedyną odpowiedź na wyzwania n o w e g o czasu. N i e m o ż n a żyć,
cały czas patrząc w przeszłość, celebrując ją i opłakując. Trzeba odnaleźć się
w nowej rzeczywistości, stawić jej czoło.
Scarlett, gotowa uciec się do wszelkich, n a w e t niegodnych, s p o s o b ó w
w dążeniu do swoich celów, Scarlett b e z c e r e m o n i a l n i e rozstająca się z wize­
r u n k i e m eterycznej damy, paradoksalnie o c a l a fragment Starego P o ł u d n i a . Jej
witalizm poświadcza witalność dawnej tradycji, jej z d o l n o ś ć do akomodacji
do nowych, choćby n a w e t skrajnie niekorzystnych w a r u n k ó w . D u c h o w e p r o ­
stactwo Scarlett - w tym gotowość p o r z u c e n i a wszystkiego, w imię czego się
walczy (rodziny, Tary, dzieci), gdyby tylko u k o c h a n y zgodził się na ucieczkę
- p r z y p o m i n a nieco historię diabła grzebiącego w ziemi s k r a d z i o n e l u d z i o m
ziarno o t r z y m a n e w darze od Boga. Jak ów diabeł, k t ó r e m u s c h o w a n e zboże
wyrasta w p i ę k n e kłosy, tak Scarlett 0 ' H a r a , w b r e w sobie, z m ę c z o n a i „mają­
ca wszystkiego d o ś ć " o c a l a swój umierający świat. Ocala go w sensie d o s ł o w ­
nym: wyniszczającą, niemal h e r o i c z n ą pracą u m o ż l i w i a p r z e t r w a n i e s w o i m
bliskim, ale też w sensie p r z e n o ś n y m : jej p o s t a w a u t r w a l a w p o k o n a n y c h
wiarę, że są lepsi od militarnych zwycięzców, że przywiązanie do tradycji
i moralnych cnót daje im n i e u c h w y t n ą (co przecież nie znaczy n i e i s t o t n ą )
przewagę.
Nie jest z p e w n o ś c i ą rzeczą przypadku, że b o h a t e r k ą Przeminęło z wiatrem
jest kobieta. Przed wojną secesyjną istniał w stanach, k t ó r e później stworzyły
Konfederację, swoisty kult kobiety Południa, idealizowanej (czy wręcz: mi­
styfikowanej) na wszelkie możliwe sposoby. To w ł a ś n i e w o b r o n i e tych wy­
idealizowanych kobiet ruszali na wojnę konfederaccy żołnierze. Scarlett nie
jest t a k ą kobietą: nie s p o s ó b jej ani tak wielbić, ani tak szanować. Ale Scarlett
wie - a raczej intuicyjnie wyczuwa - że w n o w y c h w a r u n k a c h d a w n y ideał
kobiecości jest dysfunkcjonalny, bo paraliżujący, uniemożliwiający wszelkie
działanie, wszelki ruch. Bezruch zwiastuje śmierć. Scarlett o d r z u c a d a w n y
ideał, aby żyć. Dlatego jest g o t o w a przyjąć na siebie n a w e t ciężar m o r a l n e g o
206
FRONDA
37
b r u d u - sięgnie po wątpliwe etycznie pie­
niądze, będzie dźwigać b r z e m i ę mniej czy
bardziej karygodnych postępków, ocalając
(wcale, oczywiście, tego nie chcąc) nieza­
chwianą wiarę swych współbraci w ich
w ł a s n ą wyższość. Ktoś inny stawia czoło
barbarzyństwu,
można
więc
samemu
trwać w duchowej czystości.
Bo tylko
odejmując Scarlett cechy idealnej kobiety
Konfederacji (tak d o b i t n i e ucieleśnione
przez
Melanię),
można
było
uczynić
z niej b o h a t e r k ę skutecznie radzącą so­
bie w nowych w a r u n k a c h : „Masz serce
lwa - powie o niej Asheley - i jesteś
całkowicie p o z b a w i o n a wyobraźni, a ja
zazdroszczę ci o b u tych rzeczy. Nigdy
nie boisz się stawić czoła rzeczywistości
i nigdy tak jak ja nie pragniesz od niej uciec". S a m a Scarlett w k o ń c u zaczyna
zdawać sobie sprawę ze swojej o d m i e n n o ś c i : „ M i a ł a m rację, że nigdy nie oglą­
d a ł a m się za siebie. To rani zbyt silnie. Tak jątrzy serce, aż człowiek nie jest
w stanie robić już nic i n n e g o poza spoglądaniem w przeszłość. Na tym polega
właśnie p r o b l e m Ashleya. N i e potrafi j u ż p a t r z e ć p r z e d siebie. N i e potrafi
zaakceptować teraźniejszości, boi się przyszłości i dlatego p a t r z y w s t e c z " . Ale
różnica między Scarlett a Ashleyem leży głębiej niż tylko w dążeniu do innych
celów. Na zarzut Scarlett „nikt by do niczego nie doszedł, patrząc na świat
w t e n s p o s ó b " Ashley o d p o w i a d a : „Widzisz, ja nigdy nie chciałem w ogóle
donikąd iść. Pragnąłem jedynie być sobą". A p o t e m dodaje: „Żyję w s p o m n i e ­
n i e m świata, który runął na m o i c h oczach". To, co różni tę parę, s t a n o w i
chyba p o d s t a w o w ą rozbieżność między n o w ą a starą a m e r y k a ń s k ą p o s t a w ą :
stary świat chciał t r w a ć , w spokoju konserwując u s t a l o n y porządek. N o w y
dąży, znajduje się w ciągłym r u c h u , n i e u s t a n n e j p o g o n i i s t a ł y m zdobywaniu.
Pierwiastek arystokratyczny zostaje wyparty przez demokratyczny.
Rett krzywdzi z a p e w n e Scarlett, szyderczo pytając: „I co ty byś robiła
z Ashleyem? [...] czy sądzisz, że byłabyś z n i m szczęśliwa? Do diabła, n i e !
Nigdy nie będziesz w stanie go poznać, nigdy nie zrozumiesz, o czym myśli.
JESIEŃ 2 0 0 5
207
Nie byłabyś w stanie go pojąć, p o d o b n i e jak nie pojmujesz muzyki, poezji,
książek czy czegokolwiek innego, co nie jest d o l a r a m i i c e n t a m i " . Ale choć
p e w n i e niesłusznie m ą ż Scarlett s p r o w a d z a jej wszelkie dążenia do p o g o n i za
pieniędzmi, o tyle bezwzględnie udaje mu się wyczuć różnicę między statyką
umierającego świata, a d y n a m i k ą tego, który nastaje. J e d n a k tak n a p r a w d ę
Scarlett,
świetnie umiejąca przystosować się do n o w y c h niesprzyjających
czasów, gotowa porzucić wysokie s t a n d a r d y etyczne w imię p r z e t r w a n i a
i wyrwania się z nędzy, wcale nie dąży ku c z e m u ś , lecz raczej p r z e d czymś
u c i e k a . „Jestem g ł o d n a i wszyscy, t a t u ś , dziewczęta i M u r z y n i także przymie­
rają głodem. «Jesteśmy głodni» - powtarzają bez przerwy, a ja m a m b r z u c h
tak pusty, że aż boli. I j e s t e m straszliwie p r z e r a ż o n a . Wciąż p o w t a r z a m sobie
w d u c h u , że jeśli u d a mi się przetrzymać to wszystko, nigdy nie b ę d ę już
głodna. [...] jeśli d o t r ę t a m , dokąd z m i e r z a m , b ę d ę bezpieczna. Tylko że s a m a
nie wiem, gdzie próbuję się d o s t a ć " .
Traumatyczne przeżycia i lęki sprawiają, że Scarlett udziela sobie przy­
zwolenia na ł a m a n i e kodeksu Południa. J e d n a k ł a m a n i e go, o d r z u c e n i e
dawnych wartości, wcale nie przebiega bezboleśnie. Ucieczka p r z e d n ę d z ą
okupiona zostaje w y r z u t a m i s u m i e n i a i ś w i a d o m o ś c i ą d o b r o w o l n e g o posta­
wienia się poza n a w i a s e m wspólnoty, w której d o r a s t a ł a . Bo tak n a p r a w d ę
Scarlett potrafi kochać tylko ów stary świat, k t ó r e g o m e n t a l n e j rycerskości
nie podziela, którego szlachetności nie u m i e sprostać, ale który pozostaje
częścią jej samej. Sama o t y m nie wiedząc, miłuje go p o n a d wszystko, i to
m i m o ostracyzmu, jaki ją spotyka. „ M a t k a . . . Och, Rett, po raz pierwszy cie­
szę się, że o n a nie żyje i nie m o ż e m n i e teraz widzieć. Nie w y c h o w a ł a m n i e
na tak o k r o p n ą istotę. Tak m i ł o o d n o s i ł a się do wszystkich. Taka była dobra.
Wolałaby raczej, bym głodowała, niż d o p u ś c i ł a się tego wszystkiego. Tak bar­
dzo p r a g n ę ł a m stać się do niej we w s z y s t k i m p o d o b n a . A nie p r z y p o m i n a m
jej ani t r o c h ę . N i e z a s t a n a w i a ł a m się n a d t y m . . . tyle innych rzeczy wymagało,
bym o nich myślała, ale p r a g n ę ł a m stać się do niej p o d o b n a " .
Scarlett szuka usprawiedliwienia dla swoich czynów - i szuka z r o z u m i e ­
nia. Nie uzyska go j e d n a k od innych P o ł u d n i o w c ó w - o n i traktują wybory
Scarlett z pogardą, zdają się ulepieni z innej gliny (o jakże się m y l ą ! ) . Szuka
więc z r o z u m i e n i a u Retta, k t ó r e g o u w a ż a za o s o b ę r ó w n i e n i e m o r a l n ą . „ O n
sam p o s t ę p o w a ł w życiu tak źle, że nie m o ż e być dla niej zbyt s u r o w y m sędzią.
Jak to c u d o w n i e znać kogoś, k t o jest zły i pozbawiony h o n o r u . Kto zachowuje
208
FRONDA 3 7
się nieuczciwie i kłamie, podczas gdy cały świat wypełniali ludzie, którzy nie
skłamaliby n a w e t za cenę ocalenia życia i woleliby raczej u m r z e ć z głodu niż
postąpić n i e h o n o r o w o " . Ta krytyczna o c e n a Butlera jest j e d n o c z e ś n i e negacją
własnej postawy. Scarlett ma ś w i a d o m o ś ć niewłaściwości swojego p o s t ę p o ­
wania. Tym boleśniejsze będzie to dla niej w chwili, gdy Rett, jak n a w r ó c o n y
zdrajca Andrzej Kmicic, stanie ostatecznie po właściwej s t r o n i e barykady. Ów
niegdysiejszy „ o u t s i d e r " Konfederacji znakomicie czuje, że choć przegrani,
to Południowcy narzucają t o n życiu s p o ł e c z n e m u . W imię miłości do córki
(czy tylko dlatego?) p o r z u c a więc irytujący P o ł u d n i o w c ó w styl bycia, sta­
rając się zyskać akceptację n i e d o b i t k ó w dawnej konfederackiej arystokracji.
Ów renegat Konfederacji, ubijający interesy z J a n k e s a m i , o d r z u c o n y przez
społeczność p o ł u d n i o w y c h plantatorów, s a m tą społecz­
nością pogardzający (a z a r a z e m przecież w jakiś
tajemniczy s p o s ó b uznający jej wyższość),
wybiera ostatecznie p o w r ó t do jej tra­
dycji i obyczaju. Dochodzi do wniosku,
że
jakkolwiek
lekceważący
byłby
jego
s t o s u n e k do ludzi Południa, tylko oni
stanowią właściwe środowisko dla jego
dziecka. Śmierć Bonnie stawia j e d n a k
dramatyczne pytanie, czy jest jeszcze
dla
kogo
odtwarzać
dawne
ideały.
W p o r ó w n a n i u z m ę ż e m Scarlett jest
nie dość s u b t e l n a i refleksyjna, by
analizować swoje wybory. Działa
w s p o s ó b o d r u c h o w y - odrzuca
wrażliwość
i
szlachetność,
bo
czuje, że to zbyteczny balast, k t ó ­
ry u t r u d n i a p r z e t r w a n i e .
O ile więc Rett jest cynicz­
ny
(choć pragnienie wycho­
wania dziecka w środowisku
konfederackim
wskazuje,
że w głębi d u c h a ceni wy­
znawane przez nie wartości),
JESIEŃ 2 0 0 5
0 tyle Scarlett jest po p r o s t u głupia. Ale i ona, tak d ł u g o poirytowana bezpro­
duktywnym p i ę k n e m dawnych ideałów i postaw, odkrywa w końcu, że cały jej
hart d u c h a w nich właśnie ma swe źródło. Patrząc na Melanię, bez słowa skargi
znoszącą cierpienia i nędzę, bez chwili w a h a n i a stającą z bronią w ręku, by
strzec resztek dobytku przed jankeskim rabusiem, Scarlett odkrywa prawdziwe
bohaterstwo, lepszego - niewątpliwie - gatunku niż jej własne.
Tak jak przegrana w wojnie secesyjnej p a r a d o k s a l n i e u t r w a l i ł a p o ł u ­
dniowe wartości, których gwałtownej śmierci się l ę k a n o (jak pisze Weaver,
„w okresie p r z e d w o j e n n y m pisarze P o ł u d n i a wychwalali wyższość s e n t y m e n ­
talnych wartości p o ł u d n i o w e j cywilizacji, coraz powszechniej o b a w i a n o się
więc, że nie przetrwają o n e p o s t ę p ó w racjonalizmu, n a u k i i h a n d l u " ) , tak też
b o h a t e r o w i e tej najbardziej znanej w A m e r y c e powieści n a d a l kształtują m o ­
del p a t r i o t y z m u swojego kraju. (Największe znaczenie ma tutaj niewątpliwie
powieściowa ewolucja „ k o n t e s t a t o r ó w " tradycji P o ł u d n i a - R e t t a i Scarlett).
Utrwalają wiarę w zdolność d u c h o w e g o p r z e t r w a n i a w najtrudniejszych
n a w e t w a r u n k a c h , wskazują w a r t o ś ć wierności w o b e c swojego dziedzictwa,
choćby n a w e t przeciwnicy uważali je za a n a c h r o n i c z n e i złe.
Przesłanie Przeminęło z wiatrem choć gorzkie, jest j e d n a k krzepiące (czyż
nie tak kazał pisać Sienkiewicz - „ku p o k r z e p i e n i u s e r c " ? ) . Stary p o r z ą d e k
upada, ale los jego ideałów nie jest przesądzony, bo zależy od ludzkich decyzji
1 czynów. Zawsze pozostaje nadzieja, o ile tylko j e s t e ś m y gotowi ją dojrzeć
i wziąć odpowiedzialność za nasz świat. O t o p r a w d z i w e ź r ó d ł o amerykań­
skiego o p t y m i z m u : cokolwiek się stanie, A m e r y k a p o d n i e s i e się z u p a d k u
siłą swoich córek i synów. Przyszłość w s p ó l n o t y nie jest igraszką ciemnych
sił i bezlitosnych p r a w dziejowych - nie jest, o ile sami na to nie d a m y przy­
zwolenia.
To właśnie dlatego Przeminęło z wiatrem m o g ł o odegrać w Stanach
Zjednoczonych rolę p o d o b n ą do tej, jaką w Polsce odegrała Trylogia. Wydaje
się, że p o d o b n i e jak bez znajomości Sienkiewicza t r u d n o „rozgryźć" istotę
polskości, tak powieść Mitchell jest o g r o m n i e w a ż n y m k l u c z e m do z r o z u m i e ­
nia amerykańskiej m e n t a l n o ś c i .
Obie te książki przekonują: oto, j a k i m potrafimy być n a r o d e m . O b i e
krzepią serca nadzieją, że w kolejnych pokoleniach członkowie tej w s p ó l n o t y
m o g ą - jeśli tylko zechcą - okazać się r ó w n i e dzielni i b o h a t e r s c y jak niegdyś.
W obu nie chodzi też - m o ż e j e d n a k w a r t o to podkreślić - o p r a g n i e n i e przy210
FRONDA
37
wrócenia d a w n e g o porządku. N i k t przy zdrowych zmysłach nie będzie dążył
do o d t w o r z e n i a w Polsce m o d e l u demokracji szlacheckiej, a w A m e r y c e do
wskrzeszenia niewolnictwa. Schyłek t a m t e g o p o r z ą d k u był z r e s z t ą oczywisty
już w czasie wojny secesyjnej. Cytowany przez Weavera William L. Royall pi­
sze: „ M o ż n a pomyśleć, że po tych gorzkich refleksjach wciąż pozostaję niezrek o n s t r u o w a n y m b u n t o w n i k i e m . Ale nie j e s t e m n i m . U w i e r z y ł e m , że rzeczy
zmieniły się tak, jak zmienić się musiały. Trzeba było pozbyć się n i e w o l n i c t w a
i prawa secesji, a j e d y n ą drogą pozbycia się ich było d o p r o w a d z e n i e tej wojny
do końca". Po wojnie secesyjnej nie c h o d z i ł o więc o z a k o n s e r w o w a n i e czy
przywrócenie d a w n e g o ładu, ale o z a c h o w a n i e p e w n e g o s p o s o b u m y ś l e n i a
o sobie samych. Trylogia pokazuje, jacy potrafimy być w chwili ś m i e r t e l n e g o
zagrożenia, Mitchell u ś w i a d a m i a zaś s w o i m r o d a k o m , na co stać ich w chwili,
gdy dawny świat o s t a t e c z n i e u m i e r a .
MAGDA PIETRZAK-MERTA
Wygrać IV wojny światowej współczesna cywilizacja
euro-amerykańska nie jest w stanie. Postawmy pyta­
nie inaczej. Czy może ona zrobić cokolwiek, żeby tej
wojny nie przegrać? Odpowiedź wydaje się oczywista.
Żeby nie ponieść druzgocącej porażki w rozpalającym
się teraz konflikcie cywilizacyjnym, zachodnie kraje
uprzemysłowione będą także musiały zacząć wojnę zu­
pełnie nowego typu. Wojnę opartą nie na jakościowej
przewadze przemysłu, która w tym wypadku okazuje
się bezsilna, lecz na jakościowej różnicy pomiędzy kul­
turą euro-amerykańską a kulturą świata islamskiego.
zmierzch
ANDRIE-
bogów
STOLAROW
Historia pełna jest wojen, o których każdy wiedział, że nie wybuchną.
Enoch Powell
W o j n a się j u ź z a c z ę ł a
Tragedie rangi światowej miewają r ó ż n y przebieg. N i e r z a d k o zaczynają się
o n e o d m a ł o znaczących, praktycznie niezauważalnych wydarzeń, n a k t ó r e
z reguły nie zwraca się uwagi, i tylko później, kiedy przyszli historycy, prze212
FRONDA 37
kopując archiwa, przeprowadzają analizę przyczyn globalnej katastrofy, staje
się jasne, że te m a ł o znaczące wydarzenia m o g ą u c h o d z i ć za ź r ó d ł o kolejnej
tragedii.
Kiedy z genueńskiego okrętu, który wrócił w 1347 roku do W ł o c h z zara­
żonej d ż u m ą krymskiej Kaffy (obecnej Teodozji), zbiegło na brzeg kilka szczu­
rów okrętowych - zjawisko całkiem zwyczajne n a w e t jak na nasze czasy - nikt,
ma się rozumieć, nie mógł sobie wyobrazić, że r a z e m z n i m i do W ł o c h przybyła
„czarna śmierć" i że w najbliższych latach będzie o n a siać spustoszenie po całej
Europie. Około 25 m i n istnień ludzkich, prawie p o ł o w ę ówczesnej ludności,
pochłonie ta nagła epidemia, sięgająca na północy do Anglii i Norwegii, na
zachodzie do Portugalii i Hiszpanii, skąd p ó ł t o r a wieku później ruszą pierwsze
okręty na podbój świata, a na wschodzie - do s a m e g o środka p a ń s t w a m o ­
skiewskiego. Wielkie miasta W ł o c h będą stać puste, w Londynie w k r ó t k i m
czasie zginie p o n a d połowa mieszkańców, a po Rzymie chodzić b ę d ą t ł u m y
bosych, półnagich, kajających się grzeszników, flagellantów smagających się
skórzanymi biczami i wołających do Pana i Maryi Dziewicy o r a t u n e k .
Tak s a m o w październiku 1917 roku, kiedy j e d n a z wielu partii politycz­
nych ówczesnej rewolucyjnej Rosji zbrojnie objęła władzę w Piotrogrodzie, nikt
nawet nie podejrzewał, do jakich n a s t ę p s t w doprowadzi ta, jak się wielu wtedy
wydawało, d r o b n a rewolta. Przypuszczano, że bolszewicy utrzymają się tylko
kilka dni, kilka tygodni, w ostateczności kilka miesięcy, po czym odejdą i do
kraju wróci p r a w o i porządek. Jednak w b r e w wszelkim p r o g n o z o m , sformuło­
w a n y m zresztą przez dość mądrych i wykształconych ludzi, w ł a d z a sowiecka
przetrwała niemal trzy czwarte stulecia, zwyciężając najpierw w wyniszczającej
wojnie domowej, przetaczającej się od Pskowa do Władywostoku, a n a s t ę p n i e
realizując gigantyczny eksperyment społeczny, prowadzący ku p o w s t a n i u im­
p e r i u m ZSRS, pojawieniu się gospodarki nakazowo-rozdzielczej oraz świado­
m e m u unicestwieniu w łagrach m i l i o n ó w ludzi.
Tymczasem historia zna też i n n e przykłady: kiedy oznaki nadchodzącej
katastrofy są widoczne nie tylko dla historyków, lecz także dla samych świad­
ków, kiedy są o n e oczywiste na tyle, że wie o nich każdy, i kiedy m i m o wszyst­
ko światowa katastrofa rozwija się z jakąś diabelską nieodwracalnością.
Ponad osiem miesięcy trwała „dziwna wojna" między Anglią i Francją z jed­
nej strony, a faszystowskimi Niemcami z drugiej. W jej trakcie zostały zdobyte:
Czechosłowacja, Polska, Dania i Norwegia, Sztab Generalny Trzeciej Rzeszy już
JESIEŃ 2 0 0 5
213
zastanawiaj się nad operacją „Lew Morski", której
celem była inwazja na Wielką Brytanię, dym woj­
ny światowej już ścieli! niebo Europy, a żołnierze
armii francuskiej i brytyjskich sił ekspedycyjnych
na Linii Maginota, uważanej za nieprzekraczalną,
pili szampana i wsłuchiwali się w dźwięki płynące
z patefonów, jakby nie zastanawiając się nad tym,
co ich czeka w przyszłości. Iluzja skończyła się
w maju 1940 roku. Wojska niemieckie zaatakowały,
obchodząc Linię Maginota - przez Belgię, Holandię
i Luksemburg, 14 lipca bez walki poddał się Paryż,
a 22 czerwca - jakże znamienna dla Rosji data - na
niedużej polanie w lesie Compiegne zostało podpi­
sane porozumienie o kapitulacji Francji.
Obecna sytuacja w świecie przypomina właśnie
o tej katastroficznej klęsce. Po 11 września 2001
roku euro-amerykańska „Linia Maginota" (techno­
logiczna potęga Europy i Stanów Zjednoczonych,
wysoko rozwinięta broń nowej generacji i wojska
szybkiego reagowania), za którą Europa i USA po krachu ZSRS czuły się bez­
piecznie, okazała się nie tyle przerwana celowym atakiem czołowym, ile - omi­
niętą stamtąd, skąd napaści się nie spodziewano. Wyjaśniło się, że ona wcale nie
osłania zachodniej cywilizacji m u r e m nie do przebicia, i uderzenie terrorystów
w gmach World Trade Center w N o w y m Jorku ukazało to z pełną oczywistością.
Świat wkroczył w n o w ą fazę globalnych a n t a g o n i z m ó w . Teraz, za p r o g i e m
trzeciego tysiąclecia, zaczyna się rozwijać tragedia, k t ó r a w swych rozmia­
rach m o ż e przewyższyć wszystko, co było d o t ą d z n a n e ludzkości. Objawy tej
tragedii już są obecne. D y m snujący się ze zgliszcz w N o w y m Jorku zaściela
nie tylko E u r o p ę i USA, lecz najdalej p o ł o ż o n e regiony planety. Rzecz jasna,
żaden kraj na świecie nie m o ż e traktować siebie w separacji od zaogniającego
się konfliktu i żaden rząd, jakkolwiek byłby zatroskany s w o i m i w e w n ę t r z n y ­
mi p r o b l e m a m i , nie m o ż e b u d o w a ć polityki, w tym także ekonomicznej, bez
brania pod uwagę tej nowej rzeczywistości.
I wraz z tym, jeśli by wyciągać wnioski z całościowej reakcji społecz­
ności światowej na o b e c n ą sytuację, rodzi się d z i w n e w r a ż e n i e t a ń c ó w na
214
FRONDA 3 7
powierzchni wielkiego osypiska. Tak jakby n a w e t nikt nie podejrzewał praw­
dziwych r o z m i a r ó w nadchodzącej katastrofy i nie widział, że t e r m i n globalnej
zapaści jest już blisko.
To jest ślepota p a s a ż e r ó w tonącego Titanica, i m o ż e o n a m i e ć te s a m e
fatalne konsekwencje.
Krucjata P a t r i c k a B u c h a n a n a
Jednak przeczucie globalnego kryzysu wciąż unosi się w powietrzu. Istnieje
przesąd, który głosi, iż wszystko, co żyje, w jakiś sposób odczuwa objawy
nadchodzącego nieszczęścia. Koty, psy i n a w e t ptaki porzucają okolicę, gdzie
niebawem wybucha trzęsienie ziemi, a szczury jeszcze w porcie uciekają
z okrętu, k t ó r e m u na otwartym m o r z u grozi zguba. Z pewnością są ludzie,
którzy z jakichś niewytłumaczalnych p o w o d ó w wyczuwają pierwsze ruchy tek­
toniczne. Tylko w odróżnieniu od zwierząt, reagujących na sygnały wyjątkowo
zachowaniem, ludzie są zdolni swoje odczucia werbalizować, ubrać je w słowa
- w artykuły, w książki, w proroctwa dotyczące przyszłych wydarzeń.
Charakterystycznym tego w y r a z e m jest w y d a n a w zeszłym roku w USA
książka Patricka J. B u c h a n a n a Śmierć Zachodu.
Wydawałoby się, że nic na razie nie zapowiada zguby Stanów Zjednoczonych.
Wręcz przeciwnie, po rozpadzie ZSRS Ameryka, w powszechnym m n i e m a n i u ,
znajduje się u szczytu potęgi. Właśnie ona faktycznie określa dzisiejszy kierunek
industrialnej społeczności Zachodu, i właśnie ona rekonstruuje teraz całą resztę
świata - przez pryzmat własnego wyobrażenia o prawie i sprawiedliwości.
Niemniej j e d n a k ukazanie się książki B u c h a n a n a jest z n a m i e n n e . Tak jak
potęga Cesarstwa Rzymskiego - a taką analogię p r z e p r o w a d z a a u t o r książki
- świadczyła o jego bliskim u p a d k u , tak i obecna przytłaczająca p o t ę g a USA
p r a w d o p o d o b n i e jest o z n a k ą n a d c h o d z ą c e g o k r a c h u całej cywilizacji atlanty­
ckiej.
Za zasadniczą przyczynę kryzysu S t a n ó w Zjednoczonych, tak jak i Europy,
którą a u t o r z nimi łączy, B u c h a n a n u w a ż a narastający proces depopulacji
- spadek dzietności w tych d w ó c h regionach - i związaną z tym imigrację
z krajów Drugiego i Trzeciego Świata.
Liczby, k t ó r e przytacza w swojej książce, przekonują. Z g o d n i e z d a n y m i
Buchanana średni p o z i o m u r o d z i n w E u r o p i e spadł obecnie do współczynJESIEŃ 2 0 0 5
215
nika
1,4,
podczas
gdy dla z a c h o w a n i a
choćby bieżącej liczby ludności n i e z b ę d n y
jest p o z i o m 2,1. W rezultacie, w e d ł u g
Buchanana, E u r o p a g w a ł t o w n i e wymiera,
a Europejczycy stają się „ginącym g a t u n ­
kiem".
Prognozy s ą przy t y m s m u t n e .
W okresie od roku 2 0 0 0 do 2050, lud­
n o ś ć ziemskiego globu wzrośnie, w e d ł u g
szacunków, o trzy z k a w a ł k i e m miliardy
ludzi. J e d n a k t e n w z r o s t trzeba będzie za­
wdzięczać krajom Azji, Afryki i Ameryki
Łacińskiej.
A
100
min
Europejczyków
po p r o s t u zniknie z p o w i e r z c h n i planety.
I jeśli w 1960 roku ludzie p o c h o d z e n i a
europejskiego byli czwartą częścią miesz­
k a ń c ó w Ziemi, a w 2 0 0 0 roku, to znaczy
w naszych czasach, stanowili mniej więcej
j e d n ą szóstą, to w roku 2 0 5 0 oni b ę d ą stanowić zaledwie 10 proc. Cywilizacja
europejska, z d a n i e m autora, dobiegnie końca.
Ten sam obraz m o ż n a oglądać w Stanach Zjednoczonych. W 1960 roku
zaledwie 16 m i n A m e r y k a n ó w nie m o g ł o się „pochwalić" s w o i m europejskim
p o c h o d z e n i e m . Dzisiaj n a t o m i a s t liczba takich A m e r y k a n ó w w z r o s ł a do
80 m i n . Jeszcze żaden n a r ó d nie doświadczył na tak o g r o m n ą skalę etnicznej
transformacji w ciągu tak krótkiego czasu, i g ł ó w n y m n a s t ę p s t w e m tej t r a n s ­
formacji, w e d ł u g autora, jest fakt, iż teraz A m e r y k a przestała być „piecem
h u t n i c z y m Pana Boga" (w k t ó r y m przetapia się r ó ż n e n a r o d o w o ś c i w j e d e n
naród) - o n a faktycznie podzieliła się na d w a r ó ż n e narody, nie mające ze
sobą nic wspólnego.
Powstaniu tej „innej" Ameryki towarzyszyły określone czynniki społeczne.
Czynnik pierwszy - z b u r z e n i e tradycyjnej rodziny, w e d l e której mąż był
łowcą, zapewniającym p o z i o m życia, a ż o n a zajmowała się d o m e m i dzieć­
mi. Taka rodzina w ł a ś n i e odeszła w niepamięć. S p o ł e c z e ń s t w o i n d u s t r i a l n e
wyrwało z niej mężczyznę, który odszedł do fabryki albo w a r s z t a t u , a społe­
czeństwo p o s t i n d u s t r i a l n e w y r w a ł o kobietę, dając jej wystarczająco d o b r z e
p ł a t n ą pracę w biurze albo firmie. Zarobki kobiet w USA i s t o t n i e wzrosły, od216
FRONDA 37
p o w i e d n i o zarobki mężczyzn znacząco spadły. Kobieta uzyskała e k o n o m i c z n ą
niezależność, i r o d z i n a p r z e s t a ł a być dla niej j e d y n y m s p o s o b e m samoreali­
zacji. Coraz więcej kobiet amerykańskich, p o d o b n i e zresztą jak europejskich,
przedkłada karierę p o n a d radości m a c i e r z y ń s t w a i rodzinnej egzystencji.
Czynnik drugi - pojawienie się „wyzwolonej generacji" w roli dynamicznej
siły społecznej. Powojenne pokolenie Amerykanów, to znaczy u k s z t a ł t o w a n e
wówczas „pokolenie d o s t a t k u " , po raz pierwszy w dziejach USA o t r z y m a ł o
d o s t ę p do wyższych uczelni. Z rodziny p r z e n i o s ł o się o n o do uniwersyteckich
c a m p u s ó w i sal i w y c h o w a ł o się nie p o d z b a w i e n n y m w p ł y w e m m a t k i i ojca,
ale p o d w p ł y w e m ś r o d k ó w m a s o w e g o przekazu - p r z e d e w s z y s t k i m telewizji
i prasy „kolorowej". W efekcie przyjęło wartości zasadnicze różniące się od
wartości tradycyjnej Ameryki.
Buchanan nie szczędzi farb do m a l o w a n i a tych wartości. M a m y tutaj i od­
rzucanie a u t o r y t e t u rodziców, szkoły oraz instytucji społecznych, i p r o m i s k u ­
ityzm - b e z ł a d n e k o n t a k t y seksualne, związane z p o j a w i e n i e m się ś r o d k ó w
antykoncepcyjnych, i życie wyłącznie „dla siebie", żądzę w i d o w i s k i rozrywki,
i prawdziwą „wojnę przeciwko dzieciom", przeszkadzającym upajać się ra­
dościami materialnej egzystencji, i aborcje, związki h o m o s e k s u a l n e , o b ś m i e wanie chrześcijaństwa i obywatelskiego obowiązku. To, co najważniejsze
w ideologii n o w e g o pokolenia, to nie religijne wartości wyższe, k t ó r e uczyniły
Amerykę potęgą, lecz egoistyczny h e d o n i z m - dążenie do przyjemności tu
i teraz. Z a m i a s t d u c h o w e g o s e n s u - kariera i pieniądze, z a m i a s t rodziny - nie­
ograniczony seks i „wolna" egzystencja, z a m i a s t życia jako pewnej świętości
będącej d a r e m Boga - narkotyki i eutanazja.
Autor d o s ł o w n i e bije na alarm, ostrzegając p r z e d n i e u c h r o n n y m wymar­
ciem n a r o d u . I gdyby nie p e w n e specyficzne realia, cechujące tylko Stany
Zjednoczone, m o ż n a by przypuszczać, iż m o w a w książce jest o współczesnej
Rosji. Rzecz jasna, język skrajnego p a t r i o t y z m u jest u wszystkich n a r o d ó w
taki sam.
Tym bardziej że dla wyjaśnienia przyczyn dziejących się w y d a r z e ń a u t o r
zwraca się nie ku p r a w i d ł o w o ś c i o m rozwoju historycznego, co oczywiście
mu do głowy nie przychodzi, ale w pełnej zgodzie z psychologią skrajnego
p a t r i o t y z m u tworzy obraz z e w n ę t r z n e g o i w e w n ę t r z n e g o wroga. Jeśli rosyj­
scy skrajni patrioci t ł u m a c z ą nieszczęścia współczesnej Rosji przejawami
globalizmu, m a s o n e r i i i syjonizmu, dążących do p o d p o r z ą d k o w a n i a sobie
JESIEŃ 2 0 0 5
217
całego świata, to Patrick Buchanan, będący s t u p r o c e n t o w y m A m e r y k a n i n e m ,
przeciwnie, odkrywa gigantyczny spisek marksistowski, który od wielu dzie­
sięcioleci penetruje Stany Zjednoczone.
Okazuje się, że ponosząc klęskę w r o z p r z e s t r z e n i a n i u swoich idei prze­
mocą, m a r k s i z m nie złożył broni, jak uważali ideolodzy „ a t l a n t y z m u " . Jeszcze
w latach 30. zeszłego wieku k o m u n i s t a A n t o n i o Gramsci wysunął n o w ą stra­
tegię walki rewolucyjnej. Ponieważ głównymi p r z e s z k o d a m i dla m a r k s i z m u
są zachodnie chrześcijaństwo i kultura europejska w całości, to w pierwszej
kolejności trzeba w ł a ś n i e je zburzyć. M a r k s i z m nie ma po co zmierzać po wła­
dzę polityczną, j e m u wystarczy „przeobrazić" k u l t u r ę zachodnią, przejmując
jej instytucje społeczne - środki m a s o w e g o przekazu, sztukę i w y c h o w a n i e .
W t e d y przestanie o n a być ideologicznym f u n d a m e n t e m kapitalizmu, i za­
chodni ustrój społeczny u p a d n i e sam z siebie.
Zgodnie z tą strategią inny wpływowy działacz r u c h u k o m u n i s t y c z n e g o ,
Gyorgy Lukacs, założył we Frankfurcie szkołę, k t ó r a zaczęła przekładać dog­
matykę m a r k s i s t o w s k ą na język świadomości społecznej. Tę szkołę stworzyli
przyszli wybitni kulturolodzy, psycholodzy i socjolodzy: Max H o r k h e i m e r ,
T h e o d o r A d o r n o , Erich F r o m m , Wilhelm Reich i nieco później H e r b e r t
Marcuse. Za jakiś czas szkoła frankfurcka p r z e n i o s ł a się do USA i przystąpiła
do totalnej krytyki zachodniej cywilizacji.
Przede wszystkim k u l t u r a zachodnia została przez nich o k r e ś l o n a mia­
n e m „kultury p r z e m o c y " - kultury nienawiści, kultury rasizmu, kultury
218
FRONDA 3 7
zniewolenia, kultury s t l a m s z e n i a j e d n o s t k i . Kultura taka, ma się r o z u m i e ć ,
nie miała p r a w a istnieć, i jako przeciwwagę dla niej w y s u n i ę t o zasadniczo
i n n ą koncepcję - koncepcję wyzwolenia w s p ó ł c z e s n e g o człowieka, koncepcję
całkowitej równości. Na zewnątrz wartości „nowej k u l t u r y " wyglądały dość
atrakcyjnie, dlatego że wykorzystywały właściwe człowiekowi dążenie do
równości i wolności, lecz w praktyce było wręcz o d w r o t n i e . W o l n o ś ć p o j m o ­
w a n o tu jako wyzwolenie człowieka ze wszelkich zobowiązań: dzieci w o b e c
rodziców, rodziców w o b e c dzieci, kobiet i mężczyzn w o b e c rodziny, obywate­
la wobec innych obywateli i p a ń s t w a , a o g ł o s z o n a r ó w n o ś ć wszystkich religii,
ideologii, sztuk, ras i n a r o d ó w oznaczała p r z e d e w s z y s t k i m legitymizację
marginalnych grup: etnicznych, seksualnych i społecznych, k t ó r e w t e n s p o ­
sób otrzymywały możliwość wpływania na ś w i a d o m o ś ć społeczną.
To była prawdziwa rewolucja k u l t u r a l n a i teraz, w e d ł u g B u c h a n a n a , zakoń­
czyła się o n a p e ł n y m sukcesem. „ N o w a k u l t u r a " przyjęła pozycję d o m i n u j ą c ą
w społeczeństwie, a wartości, do których A m e r y k a n i e byli przywiązani, zosta­
ły wyparte na peryferie. Środki m a s o w e g o przekazu znajdują się teraz całkiem
pod kontrolą „nowej elity", tradycyjne rodziny s t a n o w i ą obecnie w USA nie
więcej niż ćwierć wszystkich w s p ó l n o t , zwycięską ideologią s p o ł e c z e ń s t w a
staje się feminizm, i miliony kobiet, k t ó r e wyszły z dechrystianizowanych
szkół i college'ów, nie zamierzają ani wychodzić za mąż, ani rodzić dzieci.
Szczególnie trafnie bieżącą sytuację w Stanach Zjednoczonych charakteryzuje
fakt, że była pierwsza d a m a Ameryki, ż o n a p r e z y d e n t a USA, a w tej chwili
senator z ramienia Partii Demokratycznej, Hillary Clinton, w dzień świętego
Patryka o d m ó w i ł a przejścia w uroczystym p o c h o d z i e przez N o w y Jork, co
niegdyś uchodziło za p o w i n n o ś ć wszystkich wysokiej rangi polityków, lecz
wzięła udział w paradzie gejów w N o w y m Jorku, p r z e m a s z e r o w u j ą c r a z e m
z „drag q u e e n s oraz mężczyznami w ł a ń c u c h a c h " .
Ameryka p o n i o s ł a o g r o m n ą porażkę z rąk „wroga w e w n ę t r z n e g o " , cywili­
zacja zachodnia jest w y d a n a na zatracenie, i tak jak w przeszłości E u r o p a ko­
lonizowała Afrykę, Azję i Amerykę Łacińską, tak teraz ludy te szykują z g u b ę
Europie i S t a n o m Zjednoczonym.
Recepta n a ocalenie n a r o d u jest, z d a n i e m Buchanana, d o s t a t e c z n i e p r o ­
sta: to o d r o d z e n i e a u t e n t y c z n e g o p r o t e s t a n t y z m u (w Rosji by powiedzieli
- a u t e n t y c z n e g o prawosławia), to n o w a krucjata w intencji p o w r o t u białych
A m e r y k a n ó w do patriarchalnych wartości s p o ł e c z e ń s t w a i rodziny.
JESIEŃ 2 0 0 5
219
W d o d a t k u książka Patricka J. B u c h a n a n a m o ż e i nie zasługiwałaby na t a k ą
uwagę - w końcu to j e d n a z wielu wychodzących obecnie książek w Ameryce
- lecz jak z jednej odnalezionej w wykopaliskach kości p r e h i s t o r y c z n e g o gada
m o ż n a z r e k o n s t r u o w a ć cały jego szkielet, tak na p o d s t a w i e książki Śmierć
Zachodu, nie najbardziej skądinąd p r o g r a m o w e j , m o ż n a z r e k o n s t r u o w a ć bie­
żącą kondycję d u c h o w ą S t a n ó w Zjednoczonych. I jeśli podjąć p r ó b ę jakiejś
krótkiej charakterystyki tej kondycji, to b ę d z i e m y mieli do czynienia z głębo­
kim prowincjonalizmem, t y p o w y m w ogóle dla k o n s e r w a t y w n e g o światopo­
glądu amerykańskiego.
Stany Zjednoczone Ameryki przyzwyczaiły się w ciągu o s t a t n i c h 100 lat
do pozycji największej potęgi świata i po p r o s t u nie są w stanie u ś w i a d o m i ć
sobie, że istnieją siły w i e l o k r o t n i e przewyższające kapitały i technologie, że
sprawa nie dotyczy mitycznego spisku garstki m a r k s i s t ó w przeciwko uczci­
wym A m e r y k a n o m , ale p r a w dziejowych, które coraz szybciej i n i e u b ł a g a n i e
się objawiają. Nikt nie jest w stanie im się oprzeć. N i k t nie m o ż e rozkazać
historii toczyć się inaczej. A m e r y k a nie jest tu niczym szczególnym i dlatego
jej prowincjonalna ślepota m o ż e d r o g o kosztować i ją samą, i całą ludzkość.
Niektóre znane fakty
Przypomnijmy n i e k t ó r e p o w s z e c h n i e z n a n e fakty.
Pierwsza wojna światowa, trwająca p o n a d cztery lata, zakończyła się
przegraną Trójprzymierza (krajów bloku a u s t r o - n i e m i e c k i e g o ) , u p a d k i e m
i m p e r i ó w rosyjskiego, austro-węgierskiego i o s m a ń s k i e g o oraz u s t a n o w i e ­
n i e m p o z b a w i o n e g o r ó w n o w a g i pokoju, który niezależnie od wszelkich wy­
siłków Ligi Narodów, p r e k u r s o r k i współczesnej O N Z , u t r z y m a ł się nie dłużej
niż 20 lat. Wojna ta objęła około 40 krajów i kosztowała życie dziewięć i pół
miliona ludzi.
Druga wojna światowa, trwająca r ó w n o sześć lat, zakończyła się klęską
p a ń s t w osi, u p a d k i e m i m p e r i u m brytyjskiego, i m p e r i u m japońskiego, i m p e ­
rium „tysiącletniej" Rzeszy, i praktycznie bez przerwy przeszła w kolejną fazę
światowej konfrontacji. O n a objęła j u ż 61 p a ń s t w i s p o w o d o w a ł a w rezultacie
wyłącznie bezpośrednich strat wojennych śmierć 27 m i n ludzi.
Trzecia wojna światowa, rozpoczęta 5 m a r c a 1946 roku m o w ą Churchilla
w Fulton, trwała mniej więcej 45 lat i zakończyła się r o z p a d e m „ i m p e r i u m "
220
FRONDA 3 7
ZSRS oraz u p a d k i e m caiego światowego s y s t e m u socjalizmu. Wojna ta nie­
przypadkowo o t r z y m a ł a m i a n o „ z i m n e j " : toczyła się o n a w większości na
t e r e n a c h krajów trzecich - w formie ograniczonych konfliktów wojennych.
W ten czy inny s p o s ó b b r a ł o w niej udział wiele krajów świata, a liczba ofiar,
w t y m ofiar b r o n i biologicznej, w y m a g a b e z s t r o n n e j oceny historyków.
Teraz, po zaledwie 10-letniej przerwie, rozkręca się n o w y konflikt glo­
balny, i m o ż n a go nazwać IV wojną światową. W wojnę tę wciągnięty został
z jednej strony p o t ę ż n y świat islamu, gromadzący p o n a d 40 krajów liczących
r a z e m 7 0 0 - 8 0 0 m i n ludności, a z drugiej - prawie całe p r z e m y s ł o w o „rozwi­
n i ę t e " jądro świata chrześcijańskiego: w skrajnym wypadku 10-15 wysoko
rozwiniętych krajów liczących w s u m i e 6 5 0 - 7 0 0 m i n ludności. Oczywiście
t r u d n o na razie przewidzieć wszystkie perypetie t e g o d o p i e r o rozpoczyna­
jącego się konfliktu, j e d n a k jeśli podążać za formalną logiką dziejów, będącą
r e z u l t a t e m wcześniejszych t e g o rodzaju kolizji, p o w i n i e n on d o p r o w a d z i ć do
rozpadu euro-amerykańskiej cywilizacji - n o w e g o „ i m p e r i u m z ł a " w oczach
przytłaczającej większości krajów i narodów.
Wojny są p o t ę ż n y m i m a c h i n a m i dziejowymi. Każda wielka wojna rodzi­
ła rzeczywistość zasadniczo różniącą się od p r z e d w o j e n n e j . C z w a r t a wojna
światowa nie będzie tu wyjątkiem. O n a zrodzi n o w y świat, k t ó r e g o k o n t u r y
już nabierają kształtu.
Przyczyny wojny
Wojna światowa to nie jest jakaś prerogatywa XX wieku. Już wyprawy wojenne
Aleksandra Macedońskiego, uwieńczone podbojem potężnej przestrzeni od
Indii do Egiptu, to znaczy całego ówczesnego świata, d o k o n a n y m w ciągu zale­
dwie 12 lat, m o ż n a uważać za globalny konflikt zbrojny tamtej epoki. Taki s a m
globalny charakter miała ekspansja Hunów, którzy przeszli w IV wieku naszej
ery od Uralu prawie do Rzymu i do Paryża, spustoszyli brzegi Morza Czarnego,
Kaukaz, Syrię, Kapadocję i zostali zatrzymani przez zjednoczone siły Franków,
Wizygotów i Rzymian dopiero na Katalaunijskich Polach. Tak s a m o było z póź­
niejszymi najazdami Mongołów, sięgającymi na wschodzie do brzegów Japonii,
a na zachodzie - do Węgier i Polski. Zasięg wypraw Napoleona, obejmujący
prawie całą Europę, w trójkącie Włochy-Rosja-Hiszpania, także pozwala t e n
okres nazywać wojną, jeśli nie światową, to przynajmniej europejską.
JESIEŃ 2 0 0 5
221
Widocznie jest coś takiego w zasadach rozwoju historycznego, jakiś nie­
d o s t ę p n y dla wzroku m e c h a n i z m wewnętrzny, który niezależnie od p r a g n i e ń
pojedynczych ludzi, n a r o d ó w lub p a ń s t w od czasu do czasu w p ę d z a n a s z ą
cywilizację w chaos katastroficzny - niby gigantyczną łyżką mieszając na­
rodowości i kultury - i im potężniejsze i d o s k o n a l s z e stają się t e c h n i c z n e
możliwości człowieka, t y m gwałtowniejsze i na większą skalę w swoich na­
stępstwach są te światowe kataklizmy.
W tym sensie w s p o m n i a n y już dzień 11 września 2 0 0 1 roku określił
w a ż n ą cywilizacyjną granicę, której znaczenie będzie widocznie z r o z u m i a n e
d u ż o później. W tym d n i u historia ś w i a t o w a p r z e s t a ł a być głównie h i s t o r i ą
europejską (euro-amerykańską) i przekształciła się w historię ś w i a t o w ą d o ­
słownie, w dzieje wszystkich grup etnicznych, ras i narodów.
Europejska w s z e c h k u l t u r a różni się od większości k u l t u r świata p r z e d e
wszystkim u n i k a l n y m odczuciem u p ł y w u czasu. Taka jest jej p i e r w o t n a , p o ­
czątkowa jakość - ta, k t ó r a określa całą wynikającą z niej specyfikę rozwoju
historycznego.
W większości k u l t u r w s c h o d n i c h czas ma c h a r a k t e r powtarzających się,
zamkniętych cyklów. Wiemy, że na przykład w 12-letnich cyklach kalendarzy
japońskiego i chińskiego każdy rok oznaczony jest n a z w ą jakiegoś zwierzęcia:
konia, tygrysa, małpy, myszy. Analogicznymi k a l e n d a r z a m i p o s ł u g i w a n o się
w innych krajach. J e d n a k istnieją cykle o znacznie większej skali, obejmu­
jące 100, 200, 300 lat, a n a w e t całe tysiąclecia. Czas nie ma tutaj j a s n e g o
chronologicznego k i e r u n k u (charakteru w e k t o r o w e g o ) , dlatego słabe jest
w kulturach w s c h o d n i c h wyobrażenie o przynoszącym n a s t ę p s t w a rozwoju.
W rezultacie osiągnięcia techniki i kultury nie wiążą się ze s o b ą w j e d n ą
„cywilizacyjną t r e ś ć " i p o s u w a n i e się po s t o p n i a c h cywilizacji przebiega d o ś ć
wolno. Chińczycy, jak w i a d o m o , stworzyli k o m p a s prawie 1000 lat wcześ­
niej, niż pojawił się on w Europie, z p r o c h u także korzystali na d ł u g o p r z e d
odkryciem go przez Bertholda Schwarza, a chińskie okręty w i e l o p o k ł a d o we, w e d ł u g świadectw niektórych historyków, j u ż na początku pierwszego
m i l e n i u m naszej ery mogły przyjmować na p o k ł a d tysiąc i więcej o s ó b . To
fantastyczna ł a d o w n o ś ć w p o r ó w n a n i u z pierwszymi europejskimi s t a t k a m i .
Niemniej j e d n a k te dopełniające się wzajemnie t e c h n i c z n e k o n s t r u k t y nie
pojawiły się w tym s a m y m czasie, i to nie chińskie „ k ł y " l u b „ s m o k i " zaczęły
geograficzne o p a n o w y w a n i e świata, lecz w ł a ś n i e k r u c h e karawele Kolumba,
222
FRONDA 3 7
Magellana i Vasco da Gamy. N i e C h i n y
i nie Japonia kolonizowały A m e r y k ę
Północną, do której im akurat płynąć
w żadnym wypadku nie było trudniej niż
z Europy, ale angielscy, francuscy, h o l e n ­
derscy i niemieccy emigranci przystąpili do
opanowywania p u s t y n n e g o - z europejskiej
perspektywy - k o n t y n e n t u .
W historycznie krótkim okresie E u r o p a
skolonizowała nie tylko Amerykę Północną,
gdzie przeciwstawiły się jej słabe pod względem
technicznym i podzielone p l e m i o n a indiańskie,
lecz i Amerykę Południową (zburzywszy p o t ę ż n e
i m p e r i u m Inków), wielką część Afryki oraz Bliski
Wschód i ucywilizowała ludność n a w e t w dalekiej
Australii.
W tej ogromnej w swoich r o z m i a r a c h ekspansji
przejawiała się materializacja specyficznego „europej­
skiego" czasu.
Problem polega na tym, że czas w Europie, w odróżnie­
niu od „cyklicznych" kultur wschodnich, posiada wyraźnie
„narracyjny" charakter. Już mitologia judaizmu, która jawi się jako narracyjna,
weszła p o t e m w chrześcijańskie doświadczenie istnienia: stworzenie świata
- stworzenie pierwszego człowieka - grzech pierworodny i wygnanie na ziemię
- życie na ziemi ze „zdobywaniem pożywienia w pocie oblicza swego" - przyjście
mesjasza - następnie drugie przyjście - Armagedon - Sąd Ostateczny - koniec
świata. Nie bacząc na to, że sama doczesność prezentuje się w kategoriach
wieczności szczególnie mała: wyłania się z Bożego bezkresu i wraca do niego,
niemniej jednak posiada kierunek chronologiczny i dlatego tworzy wyobrażenie
niosącego następstwa rozwoju świata. Z kolei to rodzi wyobrażenie o postępie,
to znaczy o świadomym i celowym budowaniu „płynącej rzeczywistości". W t e n
sposób historia nabiera sensu i z chaosu przypadkowych wydarzeń przekształca
się w poruszanie się ku określonej wersji przyszłości. W konsekwencji wynalazki
techniczne nie funkcjonują odseparowane od siebie, tak jak w kulturach wschod­
nich, ale łączą się ze sobą, tworząc n o w ą cywilizacyjną jakość.
JESIEŃ 2 0 0 5
223
To w ł a ś n i e ta cecha czasu, przejawiająca się technologicznie, wyprowa­
dziła najpierw Europę, a p o t e m USA na pozycję czołowych p o t ę g przemy­
słowych. To o n a uczyniła historią świata p r z e d e w s z y s t k i m h i s t o r i ę E u r o p y
i zapewniła najszybszy rozwój całego chrześcijańskiego kręgu cywilizacyjne­
go. Przez prawie pięć stuleci - od epoki wielkich odkryć geograficznych do
początku XXI wieku - E u r o p a u t r z y m y w a ł a dzięki t e m u dominującą pozycję
w dziejach świata.
Losy świata ważyły się w tym okresie wyjątkowo w e w n ą t r z z a c h o d n i e g o
kręgu cywilizacyjnego. E u r o - a m e r y k a ń s k a cywilizacja, której p o d s t a w ą jest
s p o ł e c z e ń s t w o obywatelskie i gospodarka liberalna, z p o w o d u oczywistej
przewagi technologicznej n a d i n n y m i n a r o d a m i faktycznie narzuciła im swój
wizerunek cywilizacyjnej egzystencji. Ż a d n a n a r o d o w o ś c i o w a czy k u l t u r o w a
specyfika w grę nie wchodziła. Jedynie wartości chrześcijańskie u w a ż a n e były
za właściwe dla organizacji całego globalnego s p o ł e c z e ń s t w a . Demokracja,
p o j m o w a n a jako priorytet j e d n o s t k i n a d p a ń s t w e m , była i s t o t ą ustroju s p o ­
łecznego, a gospodarka p r z e m y s ł o w a (towarowa) - ś r o d k i e m do osiągnięcia
powszechnego dobrobytu.
To
była
rzeczywiście
zeuropeizowana
historia.
Nawet
Organizacja
N a r o d ó w Zjednoczonych, u f u n d o w a n a w celu u r e g u l o w a n i a spornych kwe­
stii międzynarodowych, była s t w o r z o n a w e d ł u g e u r o - a m e r y k a ń s k i e g o wzorca
cywilizacyjnego - jako wizja przyszłego rządu światowego, mogącego realizo­
wać zachodnie ideały światopoglądowe w skali planety.
Teraz ma miejsce r o z p a d t e g o chrześcijańskiego universum. W s p o s ó b nie­
zauważalny, zasłonięte przedłużającą się w o j e n n ą i polityczną konfrontacją
dwóch supermocarstw, USA i ZSRS, znalazły się w awangardzie historii n o w e
p o t ę ż n e superetnosy: chiński, h i n d u s k i , japoński, islamski i inne, ogłaszające
swoje reguły cywilizacyjne i swój zamiar u c z e s t n i c t w a w rozwiązywaniu glo­
balnych p r o b l e m ó w współczesności.
Oni mają w ł a s n e wizje najważniejszych wartości w życiu, i bynajmniej nie
zamierzają się ich wyrzekać.
W d o d a t k u obraz w s p ó ł c z e s n e g o świata mają oni z u p e ł n i e inny, aniżeli
jawi się on „oświeconej", zachodniej świadomości.
Jeżeli z p u n k t u widzenia prawie każdego Europejczyka albo A m e r y k a n i n a
kultura zachodnia niesie w świat p o s t ę p , w o l n o ś ć i e k o n o m i c z n y dobrobyt, to
z p u n k t u widzenia prawie każdego kraju P o ł u d n i a l u b W s c h o d u ta s a m a kul224
FRONDA 3 7
t u r a niesie im nierówność, e k o n o m i c z n e uzależnienie oraz n ę d z ę . Korzystając
z rzeczywistej przemysłowej, a co za t y m idzie militarnej i politycznej, prze­
wagi, kraje zachodnie ściągają ku sobie większą część strategicznych z a s o b ó w
kuli ziemskiej. To pozwala im utrzymywać wysoką s t o p ę życiową u siebie,
lecz jednocześnie sprzyja u b o ż e n i u krajów „czarnego m i l i a r d a " . Przy czym
postępujące teraz na całym świecie procesy globalizacji, k t ó r e rozwijają się
w istocie rzeczy p o d p r z y w ó d z t w e m w ł a ś n i e z a c h o d n i c h p o n a d n a r o d o w y c h
struktur: M i ę d z y n a r o d o w e g o F u n d u s z u W a l u t o w e g o , Banku Światowego i in­
nych, b u d z ą p o w a ż n e obawy, że taki p o r z ą d e k u t r z y m a się na zawsze. Kraje
Z a c h o d u nadal p o z o s t a n ą na uprzywilejowanej pozycji „gospodarzy świata",
a Wschód i Południe, tak jak obecnie, b ę d ą dostarczycielami s u r o w c ó w oraz
taniej siły roboczej.
Nie ma s e n s u wyjaśniać, k t o ma więcej racji. Racja znajduje się i po jednej,
i po drugiej stronie. J e d n o jest p e w n e : kraje z a c h o d n i e b ę d ą stawały się ze
wszystkich sił u t r z y m a ć status quo, podczas gdy kraje p o ł u d n i o w y c h i w s c h o d ­
nich cywilizacji również ze wszystkich sił spróbują bieżącą sytuację z m i e n i ć
na swoją korzyść.
Faktycznie oznacza to p r z e b u d o w ę świata.
Oznacza również przedłużającą się militarno-gospodarczą konfrontację
pomiędzy p o t ę ż n y m i kręgami k u l t u r o w y m i .
I tutaj oczywiście nie w a r t o przywiązywać wagi do widocznej przewagi
technologicznej krajów p r z e m y s ł o w o rozwiniętych, rzeczywiście zwyciężają­
cych w o s t a t n i m czasie prawie we wszystkich lokalnych konfliktach wojen­
nych. P o ł u d n i e i W s c h ó d już wypracowały w ł a s n ą inicjatywę strategiczną.
O n e już d a w n o mają odpowiedź, k t ó r a m o ż e w s t r z ą s n ą ć f u n d a m e n t a m i
całego z e w n ę t r z n i e niezwyciężonego z a c h o d n i e g o s y s t e m u .
Charakter w o j n y
Kulturolodzy, zajmujący się p r o b l e m a m i przyszłości, nie p r z y p a d k i e m piszą
o rozpoczynającym się w naszych czasach „zderzeniu cywilizacji". W ł a ś n i e
cywilizacyjna, historyczna specyfika poszczególnych wielkich k u l t u r zaczyna
w tej chwili odgrywać coraz większą rolę na arenie m i ę d z y n a r o d o w e j . I kon­
k r e t n a e k o n o m i c z n a konfiguracja jakiegokolwiek p o t ę ż n e g o o r g a n i z m u pań­
stwowego, i jego polityka, i jego siła m i l i t a r n a p r e z e n t u j ą wyłącznie t e c h n o l o JESIEŃ 2 0 0 5
225
giczny przejaw właściwości danej kultury.
Zwycięstwa i porażki r o d z ą się bynajmniej
nie w fabrykach produkujących armaty,
czołgi i samoloty, lecz p r z e d e w s z y s t k i m
w kulturowej świadomości n a r o d u .
W t y m sensie liderzy, jakimi są u p r z e ­
m y s ł o w i o n e kraju Z a c h o d u , są wyjątkowo
słabe w p o r ó w n a n i u do krajów W s c h o d u
i P o ł u d n i a : w k u l t u r z e zachodniej wysoko
się ceni wartość życia ludzkiego. To jest związane z faktem, że g ł ó w n e ogniska
cywilizacji zachodniej rozwijały się w klimacie u m i a r k o w a n y m i c h ł o d n y m ,
gdzie s u r o w e w p o r ó w n a n i u z krajami p o ł u d n i o w y m i w a r u n k i klimatyczne
wpływały na niski p o z i o m dzietności. N a r o d y p ó ł n o c n e były zawsze d u ż o
mniej liczebne niż p o ł u d n i o w e . Tutaj nie było klasycznego niewolnictwa,
obniżającego wartość życia ludzkiego, i n a w e t w najbardziej o k r u t n y c h cza­
sach konfliktów średniowiecznych działania w o j e n n e były p r o w a d z o n e w taki
sposób, żeby unikać zbyt dużych strat w ś r ó d ludności cywilnej. W E u r o p i e
nie było pustoszących wojen typu „ s t e p o w e g o " , k t ó r e praktykowali koczow­
nicy, oraz zagłady całych narodów, jak to było w niektórych p o ł u d n i o w y c h
cywilizacjach.
Taki s t o s u n e k do człowieka zachował się w E u r o p i e i USA po dziś dzień.
Ściślej rzecz biorąc dlatego, że w a r t o ś ć życia w s p o ł e c z e ń s t w i e kultywującym
indywidualizm istotnie wzrosła, a s p a d e k dzietności, który d o t k n ą ł prawie
wszystkie p r z e m y s ł o w o rozwinięte kraje, uczynił każdego człowieka k i m ś
niepowtarzalnym - i to j u ż w świadomości nie tylko własnej, lecz i społecz­
nej.
W obliczu działań wojennych kraje z a c h o d n i e panicznie się boją strat
w ludziach i starają się ich unikać ze wszelkich sił. Śmierć j e d n e g o j e d y n e g o
żołnierza biorącego udział w jakiejś operacji „pokojowej" wywołuje s z u m
i społeczne niezadowolenie. W e t e r a n o m „ P u s t y n n e j B u r z y " każdy ubytek na
zdrowiu jest do tej pory k o m p e n s o w a n y o g r o m n ą liczbą k o s z t o w n y c h pań­
stwowych ulg, a los kilku szeregowców, którzy w czasie n i e d a w n e g o konfliktu
226
FRONDA 37
w Kosowie przypadkowo znaleźli się na t e r e n i e Jugosławii właśnie, przyku­
wał uwagę niemal całej Ameryki.
W kategoriach klasycznej „wojny europejskiej" ta specyficzna słabość
Z a c h o d u nie m o ż e być wykorzystana: tutaj, w zasadzie ma miejsce kon­
frontacja o charakterze technologicznym, a nie międzyludzkim, i w takiej
konfrontacji USA i E u r o p a zachowują niewątpliwie p r z e w a g ę n a d s w o i m i
wrogami. Może j e d n a k ta słabość w p e ł n i być wykorzystana przez t w ó r c ó w
tych wszystkich nowych strategii, które w s p ó ł c z e s n y Z a c h ó d nazywa „ t e r r o ­
rystycznymi".
Na przykład, p r e z y d e n t w s p o m n i a n e j Jugosławii, Slobodan Milośević,
mógł jeśli nie wygrać wojnę w y p o w i e d z i a n ą przeciw krajom NATO, to przy­
najmniej zaatakować z taką mocą, że ś w i a d o m o ś ć s p o ł e c z n a po t a k i m ataku
d ł u g o nie mogłaby dojść do siebie. Do t e g o m u s i a ł b y zmobilizować stare
lotnictwo rolnicze, k t ó r e g o w Jugosławii jest wystarczająco d u ż o , z a ł a d o ­
wać na samoloty b o m b y o średniej sile w y b u c h u , co dla j u g o s ł o w i a ń s k i e g o
wojska nie stanowiłoby p r o b l e m u , i w chaotyczny s p o s ó b wysłać je w nocy
przez Adriatyk. Czas lotu do granicy włoskiej wynosi mniej więcej 40 m i n u t ,
cele poruszające się powoli na małej wysokości
są przez radary dość słabo r o z p o z n a w a n e , noc
uniemożliwiłaby wykorzystanie s a m o l o t ó w my­
śliwskich z amerykańskich lotniskowców, a w ł o ­
ska o b r o n a przeciwpowietrzna, w e d ł u g d o n i e s i e ń
samej włoskiej prasy, wytrzymałaby w wypadku
ataku zaledwie dwie, trzy minuty.
W tym momencie południowe Włochy obładowane
były składami ś r o d k ó w łatwopalnych, technologii i a m u n i ­
cji dla wojsk NATO. Piekło ognia, jakie zostałoby t a m roz­
pętane, pogrzebałoby wszelkie nadzieje krajów Z a c h o d u na
bezkrwawe zawarcie pokoju.
Oczywiście żeby uczynić taki b e z p r e c e d e n s o w y krok,
należało podjąć s t o s o w n ą decyzję, a p r e z y d e n t Miloszević
jako polityk należący w ł a ś n i e do kręgu ś w i a d o m o ś c i eu­
ropejskiego zrealizować takiej akcji się nie odważył. Ale
przecież w t y m w ł a ś n i e tkwi specyfika k u l t u r wschodniej
i p o ł u d n i o w e j : życie człowieka ma tu z u p e ł n i e i n n ą w a r t o ś ć
JESIEŃ 2 0 0 5
i wykorzystanie kamikadze dla osiągnięcia jakiegoś celu wydaje się czymś na­
turalnym.
W religii chrześcijańskiej człowiek zmierza ku Bogu, najwyższym celem ludz­
kiego życia jest zjednoczenie się ze Stwórcą, jednak człowiek zachowuje wolność
wyboru i konkretną drogę zbawienia duszy wybiera samodzielnie. W islamie zaś
człowiek do Boga przynależy, jego życie jest już wcześniej u w a r u n k o w a n e Bożą
wolą, człowiek nie ma prawa uchylić się od spełnienia świętego obowiązku i jeśli
Bóg w imię wyższych celów zażąda życia, to człowiek bez żalu je oddaje.
Ta różnica w e w n ę t r z n y c h transcendencji o b u k u l t u r określa różnicę świa­
topoglądów, stylów życia, u s t r o j ó w społecznych, polityki i gospodarki.
O n a również określa rodzaj „ n a t u r a l n y c h " technologii wojny, wykorzysty­
wanych przez oba gigantyczne superetnosy.
Kamikadze - świętym w i a t r e m nazwali Japończycy niesamowicie silny h u ­
ragan, który rozniósł w 1281 roku flotę mongolskiego c h a n a Kubilaja, rządzą­
cego w Chinach i dążącego do podboju Japonii.
Pod koniec II wojny światowej, znajdując się już
u progu totalnej klęski, Japończycy sformowali specjalne
jednostki lotników kamikadze, które zapełniały swoje
samoloty b o m b a m i i materiałami wybuchowymi, u n o ­
siły się w górę - nieraz bez podwozia, żeby wykluczyć
powrót - i następnie taranowały amerykańskie okręty.
Decydującego uderzenia we flotę USA kamikadze nie
spowodowały, fatalnego dla Japonii przebiegu wojny od­
wrócić się w t e n sposób nie udało, lecz idea zawodowych
samobójców, dla zwycięstwa poświęcających własne życie, została po raz pierw­
szy urzeczywistniona i wraz z pojawieniem się w połowie XX wieku nowych
środków technicznych zyskała niezwykłą siłę.
Z a c h ó d jest b e z b r o n n y w o b e c strategii „ n i e o g r a n i c z o n e g o t e r r o r u " . O n
niczego, przynajmniej obecnie, n i e m o ż e przeciwstawić t e m u , że setki i ty­
siące samobójców zacznie p r z e d o s t a w a ć się na jego terytoria - wysadzać się
w powietrze w sklepach i instytucjach p a ń s t w o w y c h , na dworcach, w a u t o ­
busach, w s a m o l o t a c h i w biurach wielkich firm. J u ż kilka s k o o r d y n o w a n y c h
akcji tego typu, jak pokazuje n i e d a w n e doświadczenie, jest w stanie wywołać
panikę na skalę całych miast, a jeśli ilość działań terrorystycznych wzrośnie,
to system p a ń s t w o w y Z a c h o d u po p r o s t u pogrąży się w chaosie.
228
FRONDA 37
Jeszcze
większy
wstrząs
może
wywołać
użycie
broni
biologicznej.
Oczywiście nie chodzi tu o listy z tajemniczym proszkiem, wysyłane do
D e p a r t a m e n t u Stanu USA i r z e k o m o zawierające zarodniki wąglika. Akcja ta
ma na celu jedynie zastraszenie. Listy o s t a t e c z n i e m o ż n a przechwycić. J e d n a k
wystarczy, że kilkadziesiąt osób, na przykład n a s t o l a t k ó w lub n a w e t m a t e k
z dziećmi przy piersi, po o t r z y m a n i u o d p o w i e d n i c h d a w e k o s t r o zaraźliwego
w i r u s a bojowego, przez godzinę p o p r z e p y c h a się w t ł u m i e na największych
lotniskach Europy i USA, skąd s a m o l o t y pasażerskie odlatują co 10 m i n u t ,
i p o t ę ż n a epidemia, p o r ó w n y w a l n a ze ś r e d n i o w i e c z n ą d ż u m ą , obejmie cały
Zachód.
W żadnym wypadku nie usprawiedliwiając p o d o b n y c h a k t ó w t e r r o r u ,
trzeba j e d n o c z e ś n i e stwierdzić, że z p u n k t u w i d z e n i a wschodniej i p o ł u d n i o ­
wej cywilizacji zachodnie kraje u p r z e m y s ł o w i o n e także p r o w a d z ą grę pozba­
w i o n ą reguł. Operacje militarne NATO, p r z e p r o w a d z a n e j e d n o s t r o n n i e , bez
brania p o d uwagę zdania społeczności m i ę d z y n a r o d o w e j , bezwzględnie bu­
rzą obecny lad globalny. Dlatego stawiając im opór, k t ó r y P o ł u d n i e i W s c h ó d
traktują wyłącznie jako o b r o n ę , również m o ż n a nie liczyć się z jakimikolwiek
regułami i p r a w a m i .
A propos, N a p o l e o n wkroczywszy do Rosji, także skarżył się na to, że
Rosjanie toczą bój przeciwko n i e m u z p o g w a ł c e n i e m reguł walki: oddziały
partyzanckie b u r z ą ruchy wojsk, napadają z tyłu, zdobywają obozy z żyw­
nością i bronią. Tymczasem, zgodnie z panującymi p o g l ą d a m i t a m t e j epoki,
l u d n o ś ć cywilna w czasie działań wojennych p o w i n n a siedzieć w swoich
d o m o s t w a c h i po zakończeniu k a m p a n i i bez n a r z e k a n i a przejść p o d w ł a d z ę
zwycięzcy.
J e d n a k to, k t o zwycięży w wojnie Z a c h o d u ze W s c h o d e m i P o ł u d n i e m ,
jest kwestią, od której zależy s a m a i s t o t a przyszłej cywilizacji.
Scenariusze klęski
M i m o wszystko jest czymś wątpliwym, żeby scenariusz globalnej apokalipsy
się spełnił. Oczywiście m o ż n a teoretycznie sobie wyobrazić taki rozwój sytu­
acji, kiedy obie strony, zafascynowane w z a j e m n y m n a n i e s i e n i e m „sprawiedli­
wych" u d e r z e ń o d w e t u , u t r a c ą zdolność myślenia i przekroczą jakąś granicę,
za k t ó r ą zacznie się całkowita cywilizacyjna zapaść. Jest to t y m bardziej
JESIEŃ 2 0 0 5
229
p r a w d o p o d o b n e , że b r o ń j ą d r o w a j u ż wyszła p o z a r a m y ograniczonej liczby
krajów, a p r z e d e w s z y s t k i m znajduje się o n a w p o s i a d a n i u Indii i Pakistanu,
i pojawienie się jej w rękach „agresywnych" islamskich organizacji pozostaje
kwestią krótkiego czasu.
Przy czym „terror a t o m o w y " staje się z o b u s t r o n przytłaczającą rzeczy­
wistością.
Ucierpi na tym p r z e d e w s z y s t k i m Z a c h ó d : krach światowych walut, cha­
os gospodarczy i agonia skomplikowanych s y s t e m ó w informatycznych - to
wszystko zdaje się n i e u n i k n i o n e . Efektem będzie r o z p a d USA oraz zjednocznej Europy i p o w r ó t całej cywilizacji zachodniej do n a t u r a l n y c h , jak widać,
feudalno-przemysłowych
form
funkcjonowania.
Świat
islamski
poniesie
znacznie mniejszy uszczerbek, p o n i e w a ż on kultywuje w ł a ś n i e takie formy
życia.
To jest, rzecz jasna, g ł ó w n e n i e b e z p i e c z e ń s t w o zagrażające ludzkości.
J e d n a k instynkt samozachowawczy jest obecny nie tylko w ś r ó d pojedyn­
czych ludzi, lecz także w ś r ó d n a r o d ó w oraz w „ ś w i a d o m o ś c i zbiorowej",
i tego typu „wersja katastroficzna" przyszłości jest m a ł o p r a w d o p o d o b n a .
Czymś równie m a ł o p r a w d o p o d o b n y m jest to, że s t r o n y konfliktu b ę d ą
się mogły dogadać między sobą, gwarantując w t e n s p o s ó b trwały pokój. Zbyt
duże są ustępstwa, na k t ó r e p o w i n n i pójść w t y m wypadku uczestnicy kon­
frontacji. Świat islamski będzie m u s i a ł się wyrzec ekspansji religijnej, k t ó r a
coraz częściej przybiera c h a r a k t e r ekstremistyczny, a Zachód, zwłaszcza USA,
będzie m u s i a ł się p o w s t r z y m a ć od ekspansji gospodarczej, przynoszącej zyski
z nierównych s t o s u n k ó w h a n d l o w y c h i produkcyjnych. M o ż n a przewidzieć
o g r o m n e koszty dla o b u stron. W wypadku W s c h o d u będzie to r o z m y w a n i e
jego religijnej kultury przez świecką, pragmatyczną, i n d u s t r i a l n ą k u l t u r ę
Z a c h o d u , a dla krajów kręgu e u r o - a m e r y k a ń s k i e g o - zwolnienie t e m p a roz­
woju i i s t o t n e o b n i ż e n i e stopy życiowej. Ograniczenia m a t e r i a l n e dla miesz­
kańców Europy i USA m o g ą się okazać b a r d z o znaczące.
W d o d a t k u Stany Z j e d n o c z o n e nie są w tej chwili z d o l n e do negocjacji.
Uważając się, nie bez p o w o d u , za zwycięzcę III (zimnej) wojny światowej,
której r e z u l t a t e m było zniknięcie z areny m i ę d z y n a r o d o w e j ich g ł ó w n e g o
strategicznego o p o n e n t a , ZSRS, o n e na tyle przyzwyczaiły się w ciągu ostat­
nich dziesięcioleci do roli globalnego dyktatora, że przejście na skromniejszą
pozycję będzie dla nich b a r d z o deprecjonujące.
230
FRONDA 37
Z a w r ó t głowy u szczytu potęgi, „gwiezdna c h o r o b a " w p r z e c e n i a n i u swo­
ich możliwości - to zdaje się najbardziej r o z p o w s z e c h n i o n a psychopatologia
p a ń s t w typu imperialnego, których działalność n a s t a w i o n a jest nie n a p o s t ę p
wertykalny w e w n ą t r z własnych granic, to znaczy na n a u k ę , gospodarkę, e d u ­
kację i kulturę, lecz na m e c h a n i c z n ą ekspansję poza granicami, eksploatującą
zasoby i budującą jedynie z e w n ę t r z n e oznaki d o b r o b y t u . Takiego z a w r o t u
głowy doświadczały N i e m c y w obliczu o b y d w u wojen światowych, k t ó r e
zakończyły się dla nich klęską. Takiego z a w r o t u głowy doświadczała Rosja,
rozpocząwszy „ m a ł ą wojnę zwycięską" z J a p o n i ą - wojnę, k t ó r a d o p r o w a d z i ł a
do klęski i rewolucji 1905 roku. Analogicznego z a w r o t u głowy doświadczył
Związek Sowiecki, wkraczając do Afganistanu i angażując się t a m w bezsen­
s o w n e potyczki na całe dziesięciolecie.
Doświadczenie historyczne pokazuje, że dążenie do t e g o rodzaju ekspan­
sji, chęć p r z e p r o w a d z e n i a „małej wojny", k t ó r a ozdobiłaby zwycięzcę efek­
t o w n y m i wieńcami, to a u t e n t y c z n y przejaw przyszłego u p a d k u p a ń s t w a .
To s a m o doświadczenie historyczne pokazuje, że jeszcze ż a d n e p a ń s t w o
na świecie, żaden naród, ż a d e n rząd, jakiekolwiek szlachetne h a s ł a by głosi­
ły, nie rezygnowały d o b r o w o l n i e z przywódczej pozycji - choćby n a w e t była
k o s z t o w n a dla s a m e g o przywódcy i drenująca jego zasoby do całkowitego ich
braku.
Jeśli n a r ó d u s t a m i swojego p r e z y d e n t a s a m siebie ogłasza szlachetnym,
to znaczy stawia siebie za przykład do n a ś l a d o w a n i a dla innych narodów, jak
to zrobił n a r ó d amerykański u s t a m i p r e z y d e n t a Busha w m o w i e otwierającej
O l i m p i a d ę w Salt Lake City, to znaczy, iż n a r ó d t e n nie jest zdolny do rów­
noprawnych negocjacji. On jest zdolny wyłącznie dyktować swoje w a r u n k i
pokonanemu.
Ślepa uliczka w t y m wypadku jest n i e u c h r o n n a .
J e d n a k do negocjacji nie jest także zdolny świat islamski. Dla cywilizacji
islamskiej, powstałej o 700 lat później niż cywilizacja chrześcijańska, teraz,
jeśli użyjemy europejskiej skali chronologicznej, n a d c h o d z i wiek XV. (Tak
n a p r a w d ę to wiek XVI, a n a w e t XVII - biorąc p o d u w a g ę w z a j e m n e oddzia-
ływanie wielkich k u l t u r i ogólne przyspieszenie rozwoju h i s t o r y c z n e g o ) .
Widocznie w świecie islamu zaczyna się obecnie „czas liniowy". To o k r e s
poczucia misji (passijonarnosti), o k r e s s a m o u ś w i a d o m i e n i a siebie jako s p o ­
łeczności powszechnej, odróżniającej siebie od innych, okres „ n a s t o l e t n i " , to
znaczy czas pożądliwego i g w a ł t o w n e g o oswojenia świata. Okres, w k t ó r y m
się wydaje, że świat m o ż n a ł a t w o i po p r o s t u przekształcić i zaprowadzić
w n i m prawa niosące r ó w n o u p r a w n i e n i e i sprawiedliwość. W E u r o p i e w ana­
logicznym czasie wykształciło się O d r o d z e n i e . O d r o d z e n i e zaś uczyniło cywi­
lizację europejską ekstrawertyczną i d o p r o w a d z i ł o do ekspansji, k t ó r a ciągnie
się aż do XXI wieku.
Coś p o d o b n e g o przeżywa teraz świat islamski.
K o n k w i s t a d o r o m lub k o l o n i z a t o r o m ,
schodzącym niegdyś
ze
statku
w Ameryce Północnej bądź P o ł u d n i o w e j , n a w e t do głowy nie przychodziło
ustanawiać r ó w n e p r a w a z miejscowymi p l e m i o n a m i i n d i a ń s k i m i . Indianie
musieli być albo ujarzmieni albo u n i c e s t w i e n i - nic i n n e g o ó w c z e s n a m e n t a l ­
ność europejska zaoferować nie mogła.
Widocznie niczego i n n e g o nie m o ż e zaoferować „ n i e w i e r n y m " współczes­
na p e ł n a poczucia misji (passijonarna) m e n t a l n o ś ć islamska.
Dlatego d u ż o bardziej p r a w d o p o d o b n y wydaje się „ ś r e d n i " scenariusz
obecnej konfrontacji: przedłużający się konflikt zbrojny, przerywany przez
formalne, lecz ogólnie rzecz biorąc b e z o w o c n e negocjacje. To znaczy - wy­
pracowanie określonego p o r o z u m i e n i a za p o ś r e d n i c t w e m jakichś międzyna­
rodowych struktur, n a s t ę p n i e zerwanie tego p o r o z u m i e n i a , w o l n e l u b nie,
przez j e d n ą ze stron, u d e r z e n i e drugiej strony, w konsekwencji o d p o w i e d ź ,
wypracowanie n o w e g o p o r o z u m i e n i a - i cały cykl się p o w t a r z a , jak to było
wiele razy w dziejach p o n a d półwiecza konfliktu arabsko-izraelskiego.
Takie „pośrednie" rozkręcanie wydarzeń okaże się także niekorzystne dla
Stanów Zjednoczonych. Jedyne, co m o ż e im przywrócić minioną potęgę i au­
torytet, to szybkie i decydujące zwycięstwo nad cywilizacyjnymi o p o n e n t a m i .
A ponieważ takie zwycięstwo w obrębie istniejących technologii wojennych
pozostaje wykluczone, to druzgocąca porażka USA stanie się tylko kwestią cza­
su. Wyczerpujący konflikt zbrojny będzie stopniowo skracać sferę dolara jako
głównej waluty świata, spod wpływu Zachodu zaczną się wymykać kraje, które
jeszcze do niedawna z gotowością przesuwały się po torze euro-amerykańskiej
polityki, trudności w gospodarce USA znów doprowadzą do katastroficznego
232
FRONDA 3 7
spadku poziomu życia, wreszcie nastąpi to, czego wcześniej nie wypadało oczeki­
wać: oddzielenie się części stanów (na przykład z większością ludności hiszpańskojęzycznej) i powstanie z tej części osobnego państwa amerykańskiego.
Pierwsze s y m p t o m y takiego r o z p a d u już widać. U s t a w a znosząca o b o ­
wiązek n a u c z a n i a języka angielskiego w szkołach, przyjęta n i e d a w n o przez
Kongres S t a n ó w Zjednoczonych, możliwe że przyjęta z jak najlepszymi i n t e n ­
cjami - jako w z ó r p o p r a w n o ś c i politycznej i u t w i e r d z e n i a p r a w mniejszości
etnicznych, już w najbliższych latach d o p r o w a d z i do p o w s t a n i a w e w n ą t r z
i m p e r i u m amerykańskiego silnej „łacińskiej" enklawy, k t ó r a stanie się ośrod­
kiem krystalizacji nowej edukacji p a ń s t w o w e j .
USA p r z e s t a n ą istnieć jako ś w i a t o w e m o c a r s t w o . Nagle okaże się, iż
Francis Fukuyama, A m e r y k a n i n p o c h o d z e n i a japońskiego, który w s w o i m
z n a n y m artykule zapowiedział „koniec historii", ma rację.
Historia się n a p r a w d ę zakończyła, a przynajmniej jej europejska część.
Scenariusz z w y c i ę s t w a
Tak więc wygrać IV wojny światowej w s p ó ł c z e s n a cywilizacja euro-amerykańska nie jest w stanie. P o s t a w m y pytanie inaczej. Czy m o ż e o n a zrobić
cokolwiek, żeby tej wojny nie przegrać? O d p o w i e d ź wydaje się oczywista.
Żeby nie ponieść druzgocącej porażki w rozpoczynającym się teraz konflikcie
cywilizacyjnym, z a c h o d n i e kraje u p r z e m y s ł o w i o n e b ę d ą także m u s i a ł y zacząć
wojnę z u p e ł n i e n o w e g o typu. Wojnę, o p a r t ą nie na jakościowej p r z e w a d z e
przemysłu, który w tym wypadku okazuje się bezsilny, lecz na jakościowej
różnicy p o m i ę d z y kulturą e u r o - a m e r y k a ń s k ą a k u l t u r ą świata islamskiego.
Już z o s t a ł o powiedziane, że w przeciwieństwie do W s c h o d u i P o ł u d n i a
o b e c n a cywilizacja z a c h o d n i a „żyje w czasie". Dzisiaj czas to nie nakładające
się, wzajemnie istniejące cykle, lecz jak najbardziej dokładny, ukierunkowany,
„narracyjny" proces, rozwijający się z a r ó w n o ku fizycznej, jak i t r a n s c e n d e n ­
tnej nieskończoności.
To pociąga za sobą pojęcie p o s t ę p u n a u k o w o - t e c h n i c z n e g o , co z kolei
wyraża się w p r i o r y t e t o w y m rozwoju produkcyjnych (fizycznych) t e c h n o ­
logii. Mówiąc i n n y m i słowy, Z a c h ó d p r z e s u w a się po osi czasu zauważalnie
szybciej niż P o ł u d n i e i Wschód i materializuje przepaść innowacyjną w sferze
technosfery.
JESIEŃ 2 0 0 5
233
J e d n a k taki czysty rozwój technologiczny zawiera i s t o t n e ograniczenia.
On ma ściśle antropomorficzny charakter, to znaczy jest n a s t a w i o n y wyjąt­
kowo na człowieka. Systemy k o m p u t e r o w e m o g ą przeliczać miliony warian­
t ó w w sekundę, ale podjęcie ostatecznej decyzji zawsze należy do o p e r a t o r a .
M o ż n a s k o n s t r u o w a ć karabin albo b r o ń a u t o m a t y c z n ą posiadającą praktycz­
nie idealne p o d względem technicznym cechy, lecz korzystać z tej strzelniczej
doskonałości będą żołnierze dalecy od jakichkolwiek technicznych ideałów.
Nie bacząc na stulecia p o s t ę p u n a u k o w o - t e c h n i c z n e g o , w ł a s n a biologicz­
na n a t u r a człowieka pozostaje n i e z m i e n n a . Homo sapiens, tak jak wcześniej,
reprezentuje sobą całokształt biochemicznych i biofizycznych wzajemnych
oddziaływań, i p a r a m e t r y jego „ n a t u r a l n e g o " istnienia, tak jak wcześniej, p o ­
zostają w wystarczająco wąskich „białkowych" r a m a c h . Nic się nie z m i e n i ł o
od t a m t e g o nadzwyczajnie d a w n e g o czasu, kiedy prarodzic współczesnych
intelektualistów zszedł z d r z e w a i wziął w ręce k a m i e ń . Oczywiście czło­
wiek przez ten czas t r o c h ę się stechnicyzował - w t y m sensie chociażby, że
zarządza teraz bardziej skomplikowanymi s y s t e m a m i operacyjnymi niż na
przykład w epoce średniowiecza, lecz czyni to d o k ł a d n i e tak, jak robiłby to
500 lub 1000 lat t e m u - tak s a m o powoli poruszając kierownicą to w p r a w o ,
to w lewo.
Biologiczne reakcje człowieka - to obecnie g ł ó w n e ograniczenie techniki.
O n e niwelują przewagę d o s k o n a ł e g o n o w o c z e s n e g o uzbrojenia i o n e obni­
żając t e m p o p o d e j m o w a n i a decyzji operacyjnych, doprowadzają do sytuacji
krytycznych.
N a s t ę p n y p r z e ł o m cywilizacyjny d o k o n a się w ł a ś n i e w tym technologicz­
nym kierunku.
Specjalne j e d n o s t k i wojskowe - r ó ż n e g o rodzaju „ k o m a n d o s i " , „siły szyb­
kiego reagowania", grupy „alfa", „ o m e g a " i t y m p o d o b n e elitarne oddziały,
pojawiające się w okresie konfliktów lokalnych epoki „zimnej w o j n y " - o t o
pierwsze próby rozwiązania t e g o p r o b l e m u .
Ich rola we współczesnych działaniach wojennych często okazuje się
decydująca. Przy w p r o w a d z e n i u „ograniczonego k o n t y n g e n t u " wojsk sowie­
ckich w Afganistanie w g r u d n i u 1979 roku jako pierwsza wylądowała taka
właśnie grupa specnazu. To o n a po błyskawicznym s z t u r m i e zdobyła pałac
prezydenta A m i n a i t y m s a m y m pozbawiła a r m i ę afgańską możliwości zor­
ganizowania o p o r u . Pododdziały „ k o m a n d o s ó w " amerykańskich aresztowały
234
FRONDA 37
generała Noriegę w czasie akcji zbrojnej USA przeciwko Panamie, izraelskie
pododdziały specjalne przeprowadziły kilka unikalnych operacji i uwolniły
zakładników p o r w a n y c h przez terrorystów. A jeśli p r z y p o m n i e ć o tym, że to
właśnie o d m o w a przez rosyjską j e d n o s t k ę specjalną „Alfa" s z t u r m u Białego
D o m u zadecydowała faktycznie o losie a n t y d e m o k r a t y c z n e g o p u c z u w sierp­
niu 1991 roku, po czym reżim sowiecki w ZSRS całkowicie się rozpadł, to
m o ż n a z p r z e k o n a n i e m stwierdzić, iż w s p ó ł c z e s n e elitarne j e d n o s t k i , jak nie­
gdyś j e d n o s t k i gwardii cesarskiej, dają o sobie znać w m o m e n t a c h z w r o t n y c h
historii i nadają jej określony bieg.
Nie przypadkiem na stworzenie i p o d t r z y m a n i e w gotowości bojowej
elitarnych p o d o d d z i a ł ó w przeznacza się c z a s e m środki r ó w n e w y d a t k o m na
całą resztę armii. Przywódcy i rządy czołowych p o t ę g u p r z e m y s ł o w i o n y c h już
d a w n o zrozumiały, że w ł a ś n i e w sytuacjach krytycznych p o d o d d z i a ł y te sta­
nowią najbardziej efektywną b r o ń .
J e d n a k żadne d ł u g o t r w a ł e treningi, przysposabiające do najtrudniejszych
działań operacyjnych, i ż a d n e p r e p a r a t y chemiczne, czasowo podwyższające
u człowieka szybkość reakcji, nie m o g ą p o d w z g l ę d e m efektywności r ó w n a ć
się fantastycznym możliwościom, k t ó r e teraz odkrywa p r z e d n a m i rozpoczy­
nająca się rewolucja w biologii.
Rozszyfrowanie g e n o m u , mające miejsce w o s t a t n i c h latach, operacje bioplastyczne i m e t o d y inżynierii genetycznej j u ż w najbliższym czasie p o z w o l ą
stworzyć taki typ ludzi, którzy b ę d ą posiadać p r z e d e w s z y s t k i m „ n i e l u d z k i e "
cechy. Będzie to zdolność widzenia w ciemności i słyszenia ultradźwięków,
szybkiego r e g e n e r o w a n i a się z r a n i o n e g o w walce o r g a n i z m u ,
cji formy ciała,
modyfika­
odbioru radiosygnałów przeciwnika przy wykorzystaniu
wszczepionych c h i p ó w i dostrajania się do jego s p r z ę t u elektronicznego,
a n a s t ę p n i e przechwytywania t e g o sprzętu. Kontakt z s y s t e m a m i k o m p u t e r o ­
wymi również będzie n a s t ę p o w a ł bezpośrednio, na p o z i o m i e m ó z g u , i broń,
włączywszy rakiety, czołgi oraz samoloty, stanie się po p r o s t u n a t u r a l n y m
p r z e d ł u ż e n i e m możliwości bojowych żołnierza.
Najważniejsze,
że n o w y
człowiek będzie żył, odczuwając z u p e ł n i e inaczej upływ czasu - uprzedzając
i prześcigając wroga od razu na całej p r z e s t r z e n i operacyjnej. Przy czym nie
będzie to e k s t r e m a l n y wyraz jego ukrytych zdolności, jak w wypadku dzisiej­
szych elitarnych jednostek, lecz n a t u r a l n a przewaga z u p e ł n i e i n n e g o rodzaju
biologicznego istnienia.
JESIEŃ 2 0 0 5
235
Tacy ludzie nie będą już ludźmi, lecz h u m a n o i d a m i - n o w y m i i s t o t a m i
r o z u m n y m i n a Ziemi.
Cywilizacja e u r o - a m e r y k a ń s k a ma wszelkie szanse nie przegrać IV wojny
światowej, ale nie ma o n a jakichkolwiek szans tej wojny wygrać.
Zwycięzcą wojny nie będzie ż a d n a z istniejących wielkich kultur.
Zwyciężą ci, których jeszcze nie m a .
Nadejście wielkich m a ł p
Każda wojna światowa rodzi taki typ broni, k t ó r y będzie wykorzystany w ko­
lejnym globalnym konflikcie. To p r z y p o m i n a słynne p o w i e d z e n i e : „Francja
jest zawsze g o t o w a do n a s t ę p n e j wojny". Broń taka zwykle nie decyduje o t o ­
czących się działaniach wojennych, n a t o m i a s t staje się g ł ó w n y m o r ę ż e m we
wszystkich bataliach przyszłości.
Pierwsza wojna światowa znała czołgi i samoloty, których d o p i e r o m a s o ­
we zastosowanie z a m i e n i a ł o w r u i n ę całe regiony Europy.
Druga wojna światowa p o w o ł a ł a do życia straszliwą b r o ń j ą d r o w ą i c h o ­
ciaż w tej postaci jako j e d e n z najsilniejszych ś r o d k ó w zbrojnych była o n a
później stosowana, to w ł a ś n i e jej n a g r o m a d z e n i e u o b u s t r o n niewątpliwie
zdecydowało o „ z i m n y m " charakterze kolejnej globalnej konfrontacji.
Trzecia wojna światowa, k t ó r a zakończyła się całkiem n i e d a w n o , u t o r o ­
wała drogę do stworzenia n o w e g o typu ludzi. Podczas IV wojny światowej,
rozkręcającej się na naszych oczach, to o n i w ł a ś n i e zadecydują o p r z e b u d o w i e
świata.
Wojna jak zwykle odegrała rolę p o t ę ż n e g o katalizatora.
Oczywiście rasa „ n a d r o z u m n y c h i s t o t " p o w s t a ł a b y i bez w p ł y w u na t e n
proces obecnej cywilizacyjnej kolizji. O n a by się i tak pojawiła - po p r o s t u
podążając za logiką rozwoju historycznego.
Drzemiący już p o n a d 40 tys. lat m e c h a n i z m ewolucji człowieka i tak zo­
stałby uruchomiony. J e d n a k teraz bieg wydarzeń zostanie przyspieszony.
H u m a n o i d y pojawią się nie dlatego, że ludzkość przygotowała się we­
w n ę t r z n i e do kolejnego e t a p u „ p o s t ę p u biologicznego", ale jako rezultat
interwencji „wojny cywilizacyjnej" w bieg dziejów.
O n e nadejdą znacznie wcześniej, niż m o ż n a byłoby się spodziewać.
I to w ł a ś n i e do nich będzie należeć w ł a d z a w n o w y m świecie.
236
FRONDA 3 7
Gwardia pretoriańska, początkowo s t w o r z o n a dla o c h r o n y świętej osoby
cesarza rzymskiego, dość szybko u ś w i a d o m i ł a sobie swoje w ł a s n e interesy
i kierując się w ł a ś n i e nimi, a nie i n t e r e s a m i p a ń s t w a , zaczęła u s u w a ć niewy­
godnych w ł a d c ó w i sadzać na t r o n i e p o s ł u s z n e m a r i o n e t k i . To s a m o robili
„ n i e ś m i e r t e l n i " w Bizancjum, m a m e l u c y w ś r e d n i o w i e c z n y m Egipcie oraz
gwardia
rosyjska.
Elita traktująca s a m ą siebie jako elitę n i e u c h r o n n i e patrzy na r e s z t ę wy­
łącznie jako na środek do osiągnięcia celu.
Wątpliwe, że h u m a n o i d y b ę d ą liczyć się z ludźmi, jeśli u ś w i a d o m i ą sobie
swoją „biologiczną solidarność".
Antropogeneza, p o d o b n i e jak ruchy t e k t o n i c z n e , jest p o z a m o r a l n o ś c i ą .
Tym bardziej że historyczny p r e c e d e n s t e g o rodzaju j u ż miał miejsce.
Ponad 150 tys. lat panowali na ziemi neandertalczycy. O n i osiedlili się na
obszernych p r z e s t r z e n i a c h k o n t y n e n t a l n y c h i j u ż zaczynali wykorzystywać
w pracy i na p o l o w a n i u pierwsze narzędzia z k a m i e n i a . Neandertalczycy
mieli wszelkie szanse u k s z t a ł t o w a ć w s p ó ł c z e s n ą ludzkość. Lecz na skutek
p e w n y c h okoliczności historycznych pojawiły się p l e m i o n a z C r o m a g n o n ,
i neandertalczycy zniknęli.
Ich szkielety m o ż e m y teraz oglądać w m u z e a c h .
T r u d n o na razie stwierdzić, jak p o s t ą p i ą z l u d ź m i h u m a n o i d y . M o ż e nijak:
po p r o s t u ludzkość p o z o s t a n i e poza sferą ich z a i n t e r e s o w a n i a .
Ale IV wojnę ś w i a t o w ą wygrają niewątpliwie o n i .
I w t e d y zacznie się już z u p e ł n i e i n n a - n i e l u d z k a historia.
ANDRIEJ STOLAROW
PRZEŁOŻYŁ: FILIP MEMCHES
JANUSZ NOWAK
SZPROTY, W S P O M N I E N I E
Spodziewam się, że Panu przez myśl nie przejdzie,
Aby napisać wierszem, że ktoś jadał śledzie.
Adam Mickiewicz
leżały ciasno przyciśnięte do siebie s t ł o c z o n e
w drewnianej skrzynce jak złote iskry lipcowego s ł o ń c a
s o b o t n i e p o p o ł u d n i e wisiało m a r t w o n a d m i a s t e m
n a rozległym targowisku p o z o s t a ł o s t a t n i h a n d l a r z
gdzie m n i s i śpiewali antyfony i r e s p o n s o r i a
pełni skupienia stali n a d p u l p i t a m i czytali
układali żywoty m ę c z e n n i k ó w sekwencje h y m n y
spisywali kazania na święta i niedziele
teraz nic p u s t a r ó w n i n a miejskiego bazaru
papiery ciepły wiatr zapach m o c z u i stęchlizny
po kolacji s k o m p o n o w a l i ś m y na stole m a r t w ą
n a t u r ę z o g o n a m i główkami przecinkami czasu
238
FRONDA 37
„ILE M I N U T W GODZINIE. A GODZIN W WIECZNOŚCI"
sześćdziesiąt sekund w m i n u c i e
sześćdziesiąt m i n u t w godzinie
ile jest godzin w wieczności
w niej się wszystkie roztapiają
toną
tracą k o n t u r y
nie zaczynają się ani nie kończą
bezużyteczne zegary
płowieją na gałęziach
piasek zastyga w klepsydrach
płynie bystro w o d a a przecież
stoi wielka i przejrzysta
JANUSZ NOWAK
JESIEŃ 2 0 0 5
239
PRZEMYSŁAW DAKOWICZ
MÓJ PRAPRADZIADEK JAN
widzę go
kiedy stoi przy s t u d n i
w parcianych s p o d n i a c h
z nagim t o r s e m
i ziewa
m i a r o w y m r u c h o m drewnianej korby
towarzyszy zgrzyt ł a ń c u c h a
wiaderko z w o d ą wędruje ku górze
już je chwycił nalewa w o d ę do d z b a n k a
przechodzi p o d o k n o kuchni
na drewnianej ławie
miednica i przybory do golenia
w oknie kobieta
rozmawiają słychać śmiech
za jej plecami ogień trzaska w kaflowym piecu
na blasze mleko
zaczyna pokrywać się gęstym ż ó ł t y m k o ż u c h e m
mężczyzna przeciąga się
patrzy na drzewa grządki
na wbite w ziemię tyczki z p ę d a m i fasoli
odwraca się i chwyta brzytwę
świetlne refleksy igrają na pobielanej ścianie d o m u
widzę go
kiedy idzie przez m i a s t o
mija k i n o szkołę z czerwonej cegły
za jego plecami słońce przed n i m rzeka
już słyszy jej s z u m
lubi patrzeć jak w o d a bije w przyczółki i filary m o s t u
myśli w t e d y o zastępach budowniczych i a r c h i t e k t ó w
240
FRONDA 37
którzy od w i e k ó w próbują ujarzmić n a t u r ę
jest m u r a r z e m
jako jedyny w okolicy
posiada licencję na stawianie k o m i n ó w fabrycznych
rodzinne p o d a n i a w s p o m i n a j ą o jego udziale
w b u d o w i e Politechniki Lwowskiej
teraz stoi w środku grupy r o b o t n i k ó w
gestykuluje pokazując na wysoki k o m i n z czerwonej cegły
tamci na p r z e m i a n przytakują i kręcą g ł o w a m i
wreszcie rozstępują się i przepuszczają go
obserwują jak w s p i n a się
ku szczytowi n i e d o k o ń c z o n e g o k o m i n a
opierając ręce i nogi na kręgach cegieł
wysuniętych jak schody z lica m u r u
mój p r a p r a d z i a d e k j a n
p o drabinie Jakubowej k o m i n a
wstępujący do nieba
angelos posłaniec niebieski
w parcianych spodniach z szelkami
i zgrzebnej koszuli
jeszcze nie wie że t a m na górze
zaprawa nie zdążyła stwardnieć
i m u r ustąpi p o d jego ciężarem
a kiedy będzie spadał
w ś r ó d gradu glinianych cegieł
m o ż e w nagłym błysku
zobaczy
oddziały w żelaznych h e ł m a c h
maszerujące na w s c h ó d i na zachód
łuny pożarów
JESIEŃ 2 0 0 5
241
zaorany brzeg Bugu
gdzie nie m a j u ż ż a d n e g o d o m u
i nas wszystkich
uciekinierów z ziemi rodzinnej
synów i w n u k ó w
p r a w n u k ó w i ich dzieci
z których j e d n o pochyla się n a d reprodukcją o b r a z u
sokalskiej C u d o w n e j Matki Bożej Pocieszenia
na poszarzałej karcie pocztowej
wydanej n a k ł a d e m ojców B e r n a r d y n ó w w Sokalu
na początku ubiegłego wieku
2004
242
FRONDA 37
PESTKA GRANATU
To była niecka w ś r ó d skał, c i e m n a i cicha.
Odgłosy kroków głuszyły sterczące z ziemi tu i ó w d z i e
kępki czarnej trawy oraz g r u b a w a r s t w a p y ł u
kładąca się na ostrych krawędziach o d ł a m k ó w skalnych
i obłościach przyniesionych tu skądś krągłych rzecznych k a m i e n i .
W górze, zastygłe w szybujący wysoko t w a r d y kształt
sklepienia gotyckiej katedry, o g r o m n e milczenie
k a m i e n n e g o nieba.
Schodziła tu z a c h o d n i m zboczem, badając g r u n t n i e o b u t ą s t o p ą .
D r o b n a p o s t a ć rysowała się wyraźnie na tle ciemności
tak głębokiej, że m o ż n a by ją wziąć za p r ó ż n i ę .
I, zaiste, d u s z ę zstępującej p r z e p e ł n i a ł lęk p o m i e s z a n y
z przeczuciem niewyrażalnego. Szła i była p r o w a d z o n a ,
jakby k t o ś u m o c o w a ł w jej w n ę t r z u j e d e n koniec nici,
a drugi trzymał w dłoni, m i a r o w o skracając dzielący ich
dystans.
N i e oglądała się za siebie, nie znalazłaby t a m niczego,
co m o g ł o b y przynieść pociechę, stanowić p u n k t oparcia.
Była tu sama, a m i m o to nie o p u s z c z a ł o jej wrażenie,
że każdy jej krok śledzą u w a ż n e spojrzenia.
Kiedy znalazła się na d n i e zagłębienia,
wydała z siebie w e s t c h n i e n i e . N i e myliła się,
stała p o ś r o d k u dziwnego ogrodu, p e ł n e g o skarlałych,
na pierwszy r z u t oka m a r t w y c h d r z e w i krzewów.
W p o w i e t r z u wyczuwała stężałe oczekiwanie, ciszę
gotującą się do skoku w krzyk. Ale n a w e t to nie z d o ł a ł o jej p o w s t r z y m a ć .
Ogród miał kształt koła z malejącymi k o n c e n t r y c z n i e
kręgami drzew. Szła w o l n o ,
rozpoznając w tych roślinach o zamarłych, n ę d z n y c h k s z t a ł t a c h
JESIEŃ 2 0 0 5
2
43
braci i siostry tamtych, z krainy słońca, deszczu i wiatru,
aż zobaczyła d r z e w o stojące p o ś r o d k u .
Wiedziała: jest zbyt p ó ź n o , by się wycofać.
Opuścił ją lęk. Upojona l u n a t y c z n y m t r a n s e m ,
czuła spokojne, m i a r o w e bicie w ł a s n e g o serca.
To było oko cyklonu - bezdźwięk i b e z r u c h .
Teraz w jej głowie eksplodowały głosy, obrazy, zapachy:
Szum liści trącanych w i a t r e m , gwar p t a k ó w
uwijających się w k o r o n a c h drzew, szept s t r u m i e n i a ,
wieczorne granie świerszczy w ś r ó d traw,
blask słońca niknącego w m o r z u , daleki ryk fal
bijących o brzegi wyspy. Jej oczy wezbrały.
Słona strużka zbudziła u s t a .
I wtedy, w plątaninie poskręcanych gałązek i suchych liści,
zamajaczył jej zarys owocu, takiego jak t a m , w górze.
D ł o n i e Persefone s a m e p o w ę d r o w a ł y ku n i e m u .
A p o t e m , jak zawsze, w p o w i e t r z e uderzył płaski ś m i e c h Askalafosa.
2004
PRZEMYSŁAW DAKOWICZ
fronda
prezentuje ekskluzywne wydanie
wojciecha wencla ozdobione obrazami michała świdra
poematu
Gdyby nie moje choroby, nie zdałbym sobie sprawy,
że życie ma wartość, nie poznałbym tylu wspaniałych
ludzi i samego siebie. Dla człowieka na dnie, jakim by­
łem, choroba stała się dobrodziejstwem. Jestem za nie
wdzięczny Bogu.
W YJ Ś C I E
Z
ZEROSTANU
R O Z M O W A Z K R Z Y S Z T O F E M J A R Y C Z E WS K I M ,
BYŁYM LIDEREM I WOKALISTĄ ODDZIAŁU ZAMKNIĘTEGO
Na Twojej stronie i n t e r n e t o w e j m o ż n a p r z e c z y t a ć t a k i e z d a n i e o alkoholu
i n a r k o t y k a c h : „Wiem, j a k ł a t w o się z a c z y n a , p o p r z e z piekło, o k t ó r y m
c z ł o w i e k nie m o ż e mieć p o j ę c i a , kończąc na punkcie, w k t ó r y m t r z e b a do­
konać ostatecznego w y b o r u - żyć lub u m r z e ć " . Czy w t y m w y b o r z e prosiłeś
o pomoc S t w ó r c ę ?
W momencie ostatecznego upadku, który nazywam zerostanem, zwróciłem
się o r a t u n e k do Kogoś, kogo nie r o z u m i a ł e m , k t o był n a d e m n ą . W t e d y na­
zywałem Go „ k o s m o s e m , siłą wyższą". Dziś w i e m , że to był Bóg. C h c i a ł e m
żyć, ale nie w i e d z i a ł e m jak.
246
FRONDA 3 7
„ M o i m ś w i a t e m było łóżko, prochy, w ó d a , gdzie b y ł B ó g ? " (Zerostan). Czy
w ó w c z a s o d c z u w a ł e ś Jego b r a k ?
Z a n i m podjąłem decyzję o leczeniu, b y ł e m a g n o s t y k i e m . N i e n e g o w a ł e m
istnienia Boga, ale u w a ż a ł e m , że Jego k w e s t i a n i e jest mi p o t r z e b n a w życiu,
nie c z u ł e m Boskiej obecności. Do t a m t e j p o r y Stwórca kojarzył mi się z k i m ś
b r o d a t y m , n i e p r z y s t ę p n y m , karzącym - taki Jego obraz w y n i o s ł e m z d o m u .
Kolejny c y t a t z j e d n e g o z Twoich tekstów: „Teraz w i e m , j a k czujnie p a t r z y ł
na mnie i r a t o w a ł mnie nie raz. Gdy mi pozostało t y l k o j e d n o , t w a r d o s t a ­
nął, nie pozwolił z w i a ć " . Czy t e r a z , gdy z m a g a s z się z p o w a ż n y m i c h o r o b a ­
m i (gardła, w ą t r o b y ) , m a s z w r a ż e n i e , ż e z n a j d u j e s z się p o d B o s k ą o p i e k ą ?
Tak, podobnie jak przez wszystkie lata mojego życia. Wiele razy b y ł e m na grani­
cy śmierci i wówczas Bóg czuwał n a d e m n ą , m i m o iż nie z d a w a ł e m sobie z tego
sprawy. Dziś cierpię na śmiertelną chorobę wątroby i z m a g a m się z kilkoma
uzależnieniami. Oprócz tego walczę z paraliżem gardła, którego operację nie­
d a w n o przeszedłem. Myślę, że to ręka Boga poprzez profesora Kukwę prowa­
dziła skalpel i dzięki t e m u p o n o w n i e m o g ę śpiewać - prawie t a k jak dawniej.
Czy u w a ż a s z , że Bóg d z i a ł a w T w o i m ż y c i u j e s z c z e na inne sposoby?
Gdy w p a d a m w r u t y n ę dnia codziennego, s t a r a m się u z m y s ł o w i ć sobie, ile
o t r z y m a ł e m od Niego darów. M ó w i ę o m o i c h dzieciach, k t ó r e n i e widziały
m n i e nietrzeźwego, o pracy, k t ó r a p o z w a l a mi się realizować, i o tym, że
w ogóle m o g ę żyć. W i d z ę w t y m palec Boży.
M u n i e k S t a s z c z y k w j e d n e j z piosenek zwrócił się do Stwórcy: „Tak b a r d z o
c h c i a ł b y m zostać k u m p l e m T w y m " . Czy m a s z p o d o b n e ż y c z e n i a ?
Dziś Bóg jest mi bliższy. Stał się dla m n i e przyjacielem, „Wielkim B r a t e m " , ale
w pozytywnym sensie t e g o słowa. To k t o ś przyjaźnie do m n i e nastawiony.
„Wszystko, co m a s z , co ci Bóg dał, to T w o j a w o l n o ś ć " . J a k u s t o s u n k o w a ł b y ś
się do t y c h s ł ó w piosenki O d d z i a ł u Zamkniętego?
JESIEŃ 2 0 0 5
247
Fakt, że Stwórca p o d a r o w a ł n a m w o l n o ś ć , jest o z n a k ą tego, że n a s kocha.
Myślę, że p r a w d z i w a wiara płynie w ł a ś n i e z w o l n e g o wyboru. Z g a d z a m się
ze stwierdzeniem, że s u m i e n i e jest g ł o s e m Boga, który ocenia n a s z e decyzje.
Wolność nie m o ż e być p o s t r z e g a n a jako z d e j m o w a n i e wszystkich ograniczeń
z człowieka, bo p e w n y c h nie da się p r z e ł a m a ć . Poza t y m p a r a d o k s a l n i e ogra­
niczenia, granice dają poczucie wolności i b e z p i e c z e ń s t w a .
Niektórzy ludzie t w i e r d z ą , że m a j ą problemy z k o m u n i k a c j ą z Bogiem, że
On do nich nie m ó w i . Czy m a s z p o d o b n e kłopoty?
Różnie z tym bywa. C h o d z i o t o , żeby u m i e ć odczytywać z wiarą i zaufaniem
znaki d a w a n e przez Stwórcę. Jeśli k t o ś potrafi odrzucić swoje ego na tyle,
żeby nauczyć się słuchać, głos Boga przebije się w ś r ó d zgiełku.
Czy m o ż n a w i e r z y ć i j e d n o c z e ś n i e być b u n t o w n i k i e m ?
Myślę, że m o ż n a , gdy b u n t u j e m y się przeciw t e m u , co zgotowali n a m ludzie,
szczególnie jeśli t ł u m i to wolność, będącą w ł a ś n i e d a r e m Boga.
Istnieją opinie, że k a ż d a choroba j e s t p r z e k l e ń s t w e m i k a r ą w y m i e r z a n ą
przez Stwórcę. P o j a w i a j ą się też głosy, że p o z w a l a o n a spojrzeć na ż y c i e
w inny sposób...
Gdyby nie moje choroby, nie z d a ł b y m sobie sprawy, że życie ma wartość, nie
p o z n a ł b y m tylu wspaniałych ludzi i s a m e g o siebie. Dla człowieka na dnie,
jakim byłem, c h o r o b a stała się d o b r o d z i e j s t w e m . J e s t e m za nie wdzięczny
Bogu.
Czy czułeś kiedyś, że w t w o j e życie ingeruje siła n a z y w a n a d i a b ł e m ?
M i a ł e m z n i m niejedno s p o t k a n i e . R o b i ł e m w t e d y rzeczy, k t ó r y c h t a k na­
p r a w d ę nie chciałem, b y ł e m n i m i przerażony. W t e d y nie w i e r z y ł e m w istnie­
nie diabła. Dziś czuję p r z e d n i m r e s p e k t - bardziej p r z e d swoją c i e m n ą s t r o n ą
- i s t a r a m się nie dopuścić go do głosu.
W książce Zerostan w s p o m n i a n o , że w r o z m o w i e z p e w n y m alkoholikiem
w j e d n e j z melin na w a r s z a w s k i e j Woli p o w i e d z i a ł e ś : „ M y ś l a ł e m , że j e s t e m
na odstrzał. M i a ł e m żal do Boga, w którego z r e s z t ą nie b a r d z o w i e r z ę . Jeśli
j e d n a k istnieje, dlaczego s t w o r z y ł m n i e t a k i m z ł y m i p o p a p r a n y m ? " . Czy
dziś u w a ż a s z , że t a m t e n żal b y ł uzasadniony, i c z y m a m y p r a w o czynić Boga
o d p o w i e d z i a l n y m z a to, j a c y j e s t e ś m y ?
Wówczas tak n a p r a w d ę m i a ł e m żal do siebie, ale nie u m i a ł e m t e g o nazwać,
sprecyzować. Pojawiło się też u m n i e pytanie: skoro Bóg istnieje, dlaczego
dopuszcza do tych wszystkich złych rzeczy, k t ó r e dzieją się na świecie?
A t e r a z j a k postrzegasz obecność z ł a w ż y c i u ludzi?
Patrzę na nie przez p r y z m a t ludzkiej wolności. Człowiek jako i s t o t a w o l n a
ma możliwość wybrać zło, d l a t e g o o n o istnieje. Bez n i e g o n i e byłoby w o l n e g o
wyboru. Każdy wybór m o ż e m i e ć miejsce, jeśli wybiera się z m i n i m u m d w ó c h
rzeczy. N i e r o z u m i e m niesprawiedliwości, k t ó r a dzieje się na świecie, ale też
nie znajduję się w odpowiedniej perspektywie, żeby miarodajnie wyrokować
o sensie jej istnienia. Być m o ż e Bóg d o p u s z c z a zło, bo ma o n o u N i e g o jakiś
ukryty cel. M o ż e jest p o t r z e b n e , żeby i s t n i a ł o d o b r o ?
W e w s p o m n i a n e j książce opisującej T w o j ą drogę p r z e c z y t a ł e m : „ N a o d d z i a ­
le d e t o k s y k a c y j n y m o z n a c z o n y m s y m b o l e m F3 Krzysztof po raz p i e r w s z y
żarliwie prosi Boga o pomoc. Nie w i e , j a k i to Bóg, nie próbuje Co sobie w y ­
obrażać. O d c z u w a j e d n a k Jego obecność, o p i e k ę " . Czy nie m a s z w r a ż e n i a ,
że w T w o i m w y p a d k u dotknięcie a l k o h o l o w o - n a r k o t y k o w e g o d n a (zerostanu) było konieczne, a b y ś o d k r y ł Boga n a n o w o ?
JESIEŃ 2 0 0 5
249
W m o i m wypadku n i e było to o d k r y w a n i e na n o w o ,
tylko o d k r y w a n i e po raz pierwszy. Wcześniej u w a ż a ł e m ,
że nie po d r o d z e mi z w i a r ą chrześcijańską, katolicką.
M i e s z a ł e m s a m ą religię z z a c h o w a n i a m i księży, z k t ó ­
rymi m i e w a ł e m przykre doświadczenia. N a t o m i a s t pod­
czas z e r o s t a n u Bóg stał się dla m n i e o s t a t n i ą instancją,
do jakiej m o g ł e m zwrócić się o p o m o c . Wszystkie moje
wcześniejsze p r z e k o m a r z a n i a się ze Stwórcą, dylematy,
agnostycyzm p r z e s t a ł y m i e ć jakiekolwiek znaczenie.
Krok drugi p r a k t y k o w a n e g o przez Ciebie „ P r o g r a m u 12
Kroków A n o n i m o w y c h Alkoholików" m ó w i : „ U w i e r z y l i ś m y , ż e Siła w i ę k s z a
o d nas s a m y c h m o ż e przywrócić n a m z d r o w i e " . Czy gdy z a c z y n a ł e ś t e r a p i ę ,
uwierzyłeś w to do końca, czy raczej było to t r a k t o w a n i e w i a r y j a k o s p a d o ­
chronu, czegoś u ż y w a n e g o n a w s z e l k i w y p a d e k ?
Uczepiłem się k u r c z o w o myśli, że m o ż e Bóg istnieje i p o m o ż e mi u r a t o w a ć
s a m e g o siebie. M i m o t o n a w e t d ł u g o p o z a k o ń c z e n i u leczenia, c h o d z e n i u n a
spotkania z l u d ź m i wierzącymi m i a ł e m t r u d n o ś c i związane z wiarą. Dziś też
n a c h o d z ą m n i e wątpliwości, szczególnie wtedy, gdy nic się n i e u k ł a d a . Ale
myślę, że o n e są n a t u r a l n e .
Z Twojej biografii w n i o s k u j ę , że w y d o b y w a j ą c się z nałogów, dochodziłeś do
Boga stopniowo, b a r d z o powoli. Czy b y w a ł o , że chciałeś Co zmylić, oszukać
lub w d a w a ć się z Nim w targi?
Oczywiście. J e d n a k za sprawą mojej c h o r o b y alkoholowej p r z e k o n a ł e m się,
że m u s z ę być uczciwy w o b e c Stwórcy i siebie. Jeśli p o p a d n ę w z a k ł a m a n i e ,
alkoholizm z n ó w da o sobie znać. To tak jakbym wypuszczał z szafy diabła l u b
uwalniał wirusa, który jest we m n i e uśpiony.
A czy z d a r z a ł o się, że o b s e r w u j ą c w ł a s n e postępy w w a l c e z nałogami i po­
n o w n e zbliżanie się do Stwórcy, p o p a d a ł e ś w s a m o z a c h w y t i w rezultacie
oddalałeś się od celu?
250
FRONDA 3 7
Nie. W wypadku mojej c h o r o b y bycie zbyt p e w n y m siebie to coś niewskaza­
nego. Może się skończyć jej n a w r o t e m .
Alkoholizm j e s t c h o r o b ą n i e u l e c z a l n ą i alkoholikiem j e s t się do k o ń c a ż y c i a .
Żeby p o n o w n i e nie upaść, t r z e b a z a c h o w y w a ć o g r o m n ą s a m o d y s c y p l i n ę .
Czy u w a ż a s z , że w i a r a p o m a g a Ci w t y m na co dzień?
Niewątpliwie tak. Pozwala mi z a c h o w a ć zdrowy d y s t a n s do siebie, daje mi
p o g o d ę ducha, poczucie sensu, ł a d u w nieładzie.
W t e d y n a detoksie T w o j a m o d l i t w a b y ł a prośbą o ratunek. J a k w y g l ą d a
dzisiaj?
Dziś jest to m o d l i t w a bardziej na zasadzie wdzięczności niż prośby, ale nadal
m o d l ę się za m o i c h bliskich i przyjaciół...
Na przykład za m n i e , bo ja się w ogóle nie m o d l ę . Ja tylko g r a m na gitarze
[wtrąca się Marek Tymkoff, gitarzysta Jary Band obecny p o d c z a s r o z m o w y
- przyp. A . M . ] .
M o ż e t o j e s t w ł a ś n i e t w o j a modlitwa...
Dzięki.
ROZMAWIAŁ: ARTUR MIKA
Pozdrawiam wszystkich Czytelników „Frondy"
w imieniu swoim i zespołu Jary Band.
K. Jaryczewski
Władimir Putin nie mógłby z takim rozmachem prowadzić
swojej polityki historycznej, gdyby nie zielone światło,
które włączają przed nim europejskie elity polityczne.
DZIEŃ
UKAMIENOWANIA
FILIP
MEMCHES
Każdej szczodrości ducha zagraża jej własny stalinizm.
Emmanuel Levinas
Kto kontroluje przeszłość, kontroluje przyszłość. Kto kontroluje teraźniejszość, kontroluje
przeszłość.
Ceorge Orwell
W Poczdamie, a później w procesach norymberskich, zwycięzcy [...] zagrali na obłudnie
świętoszkowatej
nucie.
Niall Ferguson
O b c h o d y 60. rocznicy zakończenia II wojny światowej w M o s k w i e p r z y p o ­
mniały o p e w n y m fundamencie iadu m i ę d z y n a r o d o w e g o po 1945 roku. Tym
f u n d a m e n t e m jest „antyfaszyzm". Polityka h i s t o r y c z n a Kremla d o s k o n a l e
252
FRONDA 37
współgra z wizją dziejów, p r o m o w a n ą przez z a c h o d n i e siły lewicy, zwłaszcza
przez k o m u n i s t ó w francuskich.
O ile działania w ł a d z rosyjskich m o t y w o w a n e są swoiście p o j m o w a n ą
racją stanu, a więc chęcią odzyskania roli m o c a r s t w a z czasów sowieckich
i u t r w a l a n i a pewnych treści we własnej świadomości n a r o d o w e j , o tyle
w przypadku s p a d k o b i e r c ó w M a u r i c e ' a T h o r e z a zarysowuje się z d u c h a
manichejski, lecz zarazem zsekularyzowany, obraz walki D o b r a ze Z ł e m .
O t o widzimy, jak r e p r e z e n t a n c i h u m a n i z m u i wszelkich szczytnych wartości
- w tym z a r ó w n o powściągliwi zwolennicy liberalnej demokracji, jak i żarliwi
wyznawcy m a r k s i z m u p o d jego r ó ż n y m i p o s t a c i a m i - toczą odwieczny bój
z ciemnością, której kwintesencją był i pozostaje n a z i z m .
W ł a d i m i r P u t i n nie m ó g ł b y z t a k i m r o z m a c h e m p r o w a d z i ć swojej
polityki historycznej, gdyby nie zielone światło, k t ó r e włączają p r z e d n i m
europejskie elity polityczne. W a r t o w tym miejscu p r z y p o m n i e ć fragment kul­
towego eseju A d a m a Michnika Mantra zamiast rozmowy („Gazeta Wyborcza",
1-2.04.2000). Tekst ów został n a p i s a n y po decyzji w ł a d z unijnych w Brukseli
o n a ł o ż e n i u na Austrię sankcji z p o w o d u wejścia do jej n o w e g o rządu partii
Joerga Haidera, u g r u p o w a n i a o s k a r ż a n e g o o „faszyzm". Z d a n i e m Michnika
„u źródeł Unii Europejskiej jest p e w i e n m i t założycielski. Temu m i t o w i na
imię antyfaszyzm. To z klęski Hitlera zrodziła się myśl o europejskiej integra­
cji. I nic nie zdoła przekreślić faktu, że z a c h o d n i e p a r t i e k o m u n i s t y c z n e były
w tym czasie s k ł a d n i k i e m antyhitlerowskiej koalicji".
P o m i ń m y tu p e w n ą nieścisłość dziejową, jaką jest p r o p a g a n d o w e prze­
milczanie zaangażowania części narodowosocjalistycznego e s t a b l i s h m e n t u
w projekt paneuropejski. Z w r ó ć m y uwagę na w y m i e n i o n y w tekście czynnik
spajający w s p ó l n o t ę Starego K o n t y n e n t u . Wyłania się sytuacja, w której po
stronie D o b r a znaleźli się również bolszewicy. Rzeczą oczywistą dla Polaków
jest więc to, iż sprawiedliwości nie s t a ł o się zadość.
Ale partykularyzmy narodowe nie służą zgłębieniu problemu. Dlatego p o ­
trzebna jest innego rodzaju refleksja. Należy również wykroczyć poza waśnie
ideologiczne i polityczne. Pozostają one bowiem sprowadzonymi na ziemię kon­
fliktami, które tak naprawdę powinny być i są rozstrzygane gdzie indziej.
Kiedy nierządnicy grozi u k a m i e n o w a n i e z rąk p o b o ż n y c h żydów, J e z u s
C h r y s t u s staje w jej obronie, lecz j e d n o c z e ś n i e wzywa ją do n a w r ó c e n i a . To
bardzo z n a m i e n n e , że Zbawiciel jest gotów usprawiedliwiać jawnych grzeszJESIEŃ 2005
253
ników - co nie oznacza pobłażliwości w o b e c ich g r z e c h ó w - pozostaje n a t o ­
miast niezmiernie s u r o w y w s t o s u n k u do faryzeuszy i uczonych w Piśmie.
I tak wskazuje On na n i e b e z p i e c z e ń s t w a tkwiące w naszej religijności.
Jesteśmy skłonni do uciekania w moralizatorstwo, służące samousprawiedliwianiu się, a zarazem oskarżaniu bliźnich, których występek jest widocz­
ny. Nieświadomie odwracamy się więc od Bożego miłosierdzia, i - nie podej­
rzewając nawet tego, jak bardzo jesteśmy zakłamani - sami uzurpujemy sobie
atrybuty boskie. Oczywiście porównywanie grzechów świętoszka z grzechami
dziwki nie ma większego sensu. Tego typu licytacje p r o w a d z ą na m a n o w c e , bo
nie rozwiązują p r o b l e m u . Chodzi o dostrzeżenie czegoś innego: dziwka grzeszy
w pewnej swej prostocie i raczej nie wątpi w to, że jest kobietą upadłą, święto­
szek zaś pozostaje k o m b i n a t o r e m przeświadczonym o swojej wyższości moral­
nej. Pycha i zakłamanie to najpoważniejsze przeszkody na drodze do Boga.
N o w o ż y t n y Z a c h ó d został z b u d o w a n y n a gruncie h u m a n i z m u , laickiej
quasi-religii, k t ó r a p e ł n i tę s a m ą funkcję, co w Izraelu epoki C h r y s t u s a pełnił
m o z a i z m . Z a c h o d n i e wpływy dotarły również do Rosji, choć nigdy nie pozby­
ła się o n a swojej specyficznej t o ż s a m o ś c i eurazjatyckiej. Kiedy w s p ó ł c z e ś n i
h u m a n i ś c i d o g m a t y c z n i e i ślepo afirmują takie wartości, jak tolerancja, p r a w a
jednostki, r ó w n o ś ć społeczna, r ó w n o u p r a w n i e n i e g r u p d y s k r y m i n o w a n y c h
bądź upośledzonych, to przyjmują rolę faryzeuszy (przypomnijmy, iż rzecz
dotyczy wartości „antyfaszystowskich", a z a r a z e m konstytuujących szeroko
r o z u m i a n ą lewicowość). Są oni d u m n i ze swej wrażliwości na ludzką krzyw­
dę i pogardzają wszelkiej maści „ b a r b a r z y ń c a m i " (nieważne, czy chodzi tu
o agresywnych kiboli, czy o polityków kierujących się w ł a s n y m i n t e r e s e m
narodowym).
Ideologia p a ń s t w a sowieckiego - bo przecież bynajmniej nie praktyka - od
samego początku mieściła się w zachodnim paradygmacie h u m a n i z m u . Troskę
o ludzkość bolszewicy wypisali na swoich sztandarach. Inaczej było z niemie­
ckimi narodowymi socjalistami, którzy tej troski nie podzielali i nie zamierzali
się z tym ukrywać. W ten sposób zrywali oni z owym p a r a d y g m a t e m i szykowa­
li dla siebie rolę grzeszników Europy. Gdy wielbiony przez zachodnich intelek­
tualistów Związek Sowiecki stał się z przyczyn geopolitycznych sojusznikiem
Wielkiej Brytanii i USA, sprawa u k a m i e n o w a n i a nierządnicy została przesądzo­
na (bombardowanie cywilnej ludności Drezna, około dwa miliony niemieckich
kobiet zgwałconych przez żołnierzy Armii Czerwonej).
254
FRONDA 37
Rezultaty II wojny światowej należy więc u z n a ć za t r i u m f faryzeizmu.
Konstatacja ta nie jest bynajmniej rewizjonistycznym k w e s t i o n o w a n i e m ko­
nieczności p r o w a d z e n i a przez z a c h o d n i c h a l i a n t ó w walki z Trzecią Rzeszą czy
też n e g o w a n i e m p o s t a w tych wielu zwykłych żołnierzy rosyjskich, którzy n i e
zhańbili się o k r u c i e ń s t w e m i p r z e m o c ą , ale wykazali się ofiarą i m ę s t w e m .
P a ń s t w o niemieckie wywołało wojnę t o t a l n ą i w efekcie z g o t o w a ł o taki a nie
inny los s w o i m o b y w a t e l o m . N i e z m i e n i a to j e d n a k tego, iż i s t o t ą wspólnej
polityki historycznej Kremla i jego z a c h o d n i c h s p r z y m i e r z e ń c ó w pozostaje aż
po chwilę o b e c n ą ś w i ę t o s z k o w a t e z a k ł a m a n i e . Dzień Zwycięstwa - 9 maja
- to uroczystość r y t u a l n e g o u k a m i e n o w a n i a „faszyzmu" i p u s z c z a n i a w nie­
p a m i ę ć takich wydarzeń, jak z b r o d n i a katyńska. Przy okazji nie zapominajmy,
że działacze polskiego p o d z i e m i a niepodległościowego byli r e p r e s j o n o w a n i
przez k o m u n i s t ó w w ł a ś n i e jako „faszyści".
Historia nie kończy się jednak na konsekwencjach wielkiej wojny lat 1939—
1945. Faryzeusze mają bowiem jeden słaby p u n k t : w imię wzniosłych wartości
kłamią (vide: Jean Paul Sartre postulujący milczenie na t e m a t Gułagu, aby nie
dyskredytować ideologii k o m u n i z m u ) . Prawda zaś prędzej czy później wychodzi
na jaw, a wtedy jest zdolna wpływać na świadomość ogromnych społeczności
(tak się zrodził Kościół powszechny). Pamięć historyczna m o ż e nierzadko
zdziałać więcej aniżeli tak bardzo pożądana przez faryzeuszy wszelkich odcieni
(w tym „antykomunistów" podobnych do „antyfaszystów") namacalna fizycznie
sprawiedliwość dziejowa. I dlatego pozostaje p r z e d m i o t e m gorących sporów.
FILIP MEMCHES
Koran i Sunna są odbiciem życia Mahometa, który - za­
leżnie od sytuacji i potrzeb - używał metod pokojo­
wych lub też siły. Dlatego można się cieszyć z faktu, że
wielu muzułmanów przemocy nie stosuje, ale nie moż­
na zarzucać odstępstwa od wiary tym, którzy uderzają
niewiernych „mieczem po szyi", jak nakazuje Koran.
Kim jest Allah?
KRZYSZTOF
KĘDZIOR
0 terroryzmie i tzw. „ i s l a m i s t a c h " m ó w i się dzisiaj b a r d z o d u ż o ; z a i n t e r e ­
sowanie s a m y m i s l a m e m i jego k o r z e n i a m i wydaje się j e d n a k s t o s u n k o w o
niewielkie. Na ogól wychodzi się z założenia, że m u z u ł m a n i e m o d l ą się
do tego s a m e g o Boga co Żydzi i chrześcijanie, z tą różnicą, że Go inaczej
nazywają. I n n ą p o p u l a r n ą myślą jest ta, że islam jest w gruncie rzeczy re­
ligią pokojową. Akty p r z e m o c y i t e r r o r u t ł u m a c z y się u p o l i t y c z n i e n i e m
1 przypisuje się fanatykom. Wizja islamu pokojowego i bliskiego chrześci­
j a ń s t w u jest częścią panującego o b e c n i e k l i m a t u politycznej p o p r a w n o ś c i
i międzyreligijnego dialogu, ale p r o m o w a n a jest też często przez samych
muzułmanów.
Przykład takiej „ p r o m o c j i " zawarty jest w artykule, k t ó r y ukazał się
krótko po z a m a c h u na W T C w jednej z n i e m i e c k i c h gazet 1 . O b e c n i e za­
mieszczony jest
2
on
na
stronie
internetowej
niemieckiego
towarzystwa
FRONDA 3 7
chrześcijańsko-muzułmańskiego
Christlich-Islamische
Gesellschaft
e.V.2.
Autor opisuje w n i m s p o t k a n i e „znawcy i s l a m u " z dziećmi czwartej klasy
szkoły podstawowej w mieście Junkersdorf. „ Z n a w c ą i s l a m u " jest p a n i Wafaa
El Saddik, pochodząca z Egiptu i zamieszkała w N i e m c z e c h archeolog, k t ó ­
ra s t u d i o w a ł a również islamistykę. Zazwyczaj z a p r a s z a n a jest do starszych
klas, ale po wrześniowych wydarzeniach także m ł o d s z e dzieci „miały d u ż ą
p o t r z e b ę r o z m a w i a n i a i nie mogły tego wszystkiego pojąć". Ciągle słyszały,
że wszystkiemu w i n n i są „islamiści". Tak więc aby wyjaśnić n i e p o r o z u m i e n i a
i wytłumaczyć dzieciom, na czym „tak n a p r a w d ę " polega islam, katechetki
tamtejszej szkoły zdecydowały się zaprosić p a n i ą El Saddik na lekcje religii
także w klasach czwartych.
Pierwsza informacja, jaką otrzymały dzieci, to ta, że „ s ł o w o «islam»
pochodzi od słowa «salam», a to znaczy p o k ó j " . N a s t ę p n i e p a n i archeolog
podkreśliła w s p ó l n e cechy j u d a i z m u , chrześcijaństwa i islamu, dodając, że są
to religie „ s p o k r e w n i o n e " . O p o w i e d z i a ł a też o „wspólnym ojcu A b r a h a m i e "
i o tym, że m u z u ł m a n i e wierzą w tego s a m e g o Boga i Jego proroków, także
w Jezusa. Oglądając przezrocza m e c z e t ó w w Mekce i Medynie, dzieci dowie­
działy się, że nie różnią się o n e b a r d z o od chrześcijańskich kościołów. Brakuje
j e d n a k ławek, z a m i a s t których używa się dywanów, p o n i e w a ż kiedy się klęczy
i medytuje na podłodze, „ m a się większy spokój". O p r ó c z przezroczy klasa
m o g ł a zobaczyć również s z n u r koralików, służący m u z u ł m a n o m do p o w t a ­
rzania imion Boga. Na pytanie, czy j u ż kiedyś coś takiego widziały, dzieci
odpowiedziały c h ó r e m : „To r ó ż a n i e c ! " . „Ach, więc t a k nazywa się to u chrześ­
cijan" - p o d s u m o w a ł a znawczyni islamu.
Bez wątpienia słowa egipskiej m u z u ł m a n k i podziałały kojąco. Dzieci d o ­
wiedziały się, że to wszystko j e d n a k „nie tak"; że z a m a c h y w N o w y m J o r k u
i islam to dwie o d r ę b n e sprawy. Prawdziwi m u z u ł m a n i e m o d l ą się do Boga
i pragną pokoju, a ich wiara jest tak b a r d z o p o d o b n a do n a s z e j . . . Niestety,
informacje, jakie otrzymały dzieci - a przez nie także rodzice - są zlepkiem
półprawd. Słowo „islam" wywodzi się w p r a w d z i e z t e g o s a m e g o r d z e n i a co
słowo „salam", ale nie oznacza pokoju, lecz „ p o d p o r z ą d k o w a n i e " czy też „ p o ­
s ł u s z e ń s t w o " w o b e c Allaha. Stąd też dywan, k t ó r y służy nie tyle w e w n ę t r z ­
n e m u wyciszeniu się, co biciu p o k ł o n ó w i s y m b o l i c z n e m u d o t y k a n i u ziemi
czołem, zgodnie ze s ł o w a m i Koranu: „Każdy, k t o jest w niebiosach i na ziemi,
przychodzi do Miłosiernego jako s ł u g a " (19,93).
JESIEŃ 2 0 0 5
257
Twierdzenie, że islam jest religią pokoju, jest po p r o s t u zacieraniem teo­
logicznych i historycznych faktów 4 . Prawdą jest, że w Koranie i w hadisach 5
zawarte są wersety o charakterze pokojowym; nie sposób jednak przeoczyć
faktu, że przemoc fizyczna w stosunku do niewiernych i grzeszących, a także do
kobiet jest integralną częścią obu tych głównych źródeł religii muzułmańskiej.
Ambiwalencja ta wynika z faktu, że Koran i S u n n a są odbiciem życia M a h o m e t a ,
który - zależnie od sytuacji i potrzeb - używał m e t o d pokojowych lub też siły.
Dlatego m o ż n a się cieszyć z faktu, że wielu m u z u ł m a n ó w przemocy nie stosuje,
ale nie m o ż n a zarzucać odstępstwa od wiary tym, którzy uderzają niewiernych
„mieczem po szyi", jak nakazuje Koran (47,4). Swoje czyny m o g ą przypisać sa­
m e m u Allahowi: „To nie wy ich zabijaliście, lecz Bóg ich zabijał" (8,17).
Podobnie rzecz ma się z A b r a h a m e m , na k t ó r e g o powołuje się islam jako
na „ojca". Tylko o jakim A b r a h a m i e jest m o w a , skoro nie był on p r o t o p l a s t ą
Izraela, lecz p i e r w o w z o r e m p r a w d z i w e g o m u z u ł m a n i n a (3,67)? A b r a h a m
ukazany w Koranie buduje świątynię Kaby 6 w Mekce (2,127) i m o d l i się
o przyjście „posłańca", czyli M a h o m e t a (2,129). Jego religia przeciwstawia
się z a r ó w n o j u d a i z m o w i , jak i chrześcijaństwu (2,135). O d w r a c a się od
niej - czyli od dzisiejszego islamu - jedynie ten, „ k t o ogłupił swoją d u s z ę "
(2,130). Z p u n k t u widzenia biblijnego m ó w i e n i e o islamie jako religii „abrah a m i s t y c z n e j " jest więc niedorzeczne.
To s a m o dotyczy Jezusa. Koran przypisuje mu wiele pozytywnych cech,
łącznie z cudotwórczością. Ale czy to t e n s a m Jezus, o k t ó r y m m ó w i Ewangelia,
skoro nie u m a r ł na krzyżu (4,157) - i w konsekwencji nie zmartwychwstał?
Który to Jezus zapowiedział przyjście M a h o m e t a (61,6) - a nie D u c h a
Świętego? Koran bardzo k o n s e k w e n t n i e neguje z a r ó w n o boskość C h r y s t u s a
(6,101; 17,111; 25,2), jak i Trójcę Świętą: „Nie uwierzyli ci, którzy powiedzieli:
«Zaprawdę, Bóg - to trzeci z trzech!». A nie ma przecież żadnego boga, jak tylko
jeden Bóg! A jeśli oni nie zaniechają tego, co mówią, to tych, którzy nie uwie­
rzyli, dotknie kara bolesna. Czyż oni nie nawrócą się do Boga i nie p o p r o s z ą go
o przebaczenie? Przecież Bóg jest przebaczający, litościwy! Mesjasz, syn Marii,
jest tylko posłańcem, tak jak już przed n i m byli p o s ł a ń c y " (5,73-75).
Abraham, Jezus i i n n e postacie biblijne przeszli w islamie swoisty p r o c e s :
zostali jakby „wydrążeni" i wypełnieni n o w ą treścią; przypisano im n o w e
słowa i czyny, tak aby wszystko wskazywało na M a h o m e t a . W t e n s p o s ó b
jego przesłanie stało się tym o s t a t e c z n y m (Koran jako „ O s t a t n i T e s t a m e n t " ) ,
258
FRONDA
37
a s a m M a h o m e t „pieczęcią p r o r o k ó w " (33,40). To on „wyprowadza ludzi
z ciemności ku ś w i a t ł u " (14,1). W e d ł u g Koranu Tora, Psalmy i Ewangelia
p o c h o d z ą również od Boga, lecz zostały p r z e z Ż y d ó w i chrześcijan znie­
kształcone 7 . Islam jest zaś tą religią, k t ó r a koryguje o w e „ p r z e k ł a m a n i a " i na
n o w o ukazuje o d w i e c z n ą p r a w d ę o Bogu i o człowieku. To w ł a ś n i e do Ż y d ó w
i chrześcijan skierowane są słowa: „O l u d u Księgi! N a s z Posłaniec przyszedł
do was, wyjaśniając w a m wiele z tego, co wy ukrywaliście z Księgi, i wiele
też zacieraliście. Przyszło do was światło od Boga i Księga j a s n a " 8 . Czy też:
„Przyszedł do was N a s z Posłaniec, aby dać wyjaśnienie - po p e w n e j p r z e r w i e
między p o s ł a ń c a m i - żebyście nie mówili: «Nie przyszedł do n a s ani z w i a s t u n ,
ani ostrzegający!». I o t o przyszedł do w a s z w i a s t u n i ostrzegający" (5,19).
Jeśli słowa te p o c h o d z ą od Boga, to stawia się kluczowe pytanie, czy to na­
prawdę t e n s a m Bóg, do k t ó r e g o m o d l ą się chrześcijanie. Kim jest Allah, k t ó ­
rego nie w o l n o nazywać „Bogiem O j c e m " - p o n i e w a ż „nie ma towarzyszki",
a więc i dzieci - i który nawołuje do „walki z n i e w i e r n y m i " (9,73; 5,33)? Albo
inaczej: czy Bóg, który objawił się w J e z u s i e Chrystusie, 6 0 0 lat później z e s ł a ł 9
księgę przekreślającą decydujące słowa, czyny i w y d a r z e n i a z J e g o życia? Czy
mógł, „ p o wysłaniu Chrystusa, z Jego b ł o g o s ł a w i e ń s t w a m i i n a u k ą o miłości
bliźniego, posłać kogoś, k t o w istocie cofnął ludzkość o krok, przywracając lo­
gikę antycznego p r a w a o d w e t u " 1 0 ? T r u d n o uwierzyć w Boga zaprzeczającego
s a m e m u sobie, a jeszcze t r u d n i e j w to, że Bóg miłości i zbawienia objawił się
jako ten, który „stworzył wielu s p o ś r ó d ludzi dla p i e k ł a " (7,179).
Kto l u b co stoi więc za K o r a n e m , k t ó r e g o Bóg „ o b d a r z o n y zostaje najpięk­
niejszymi i m i o n a m i , jakie zna ludzki język", ale „nie jest nigdy E m m a n u e l e m ,
11
Bogiem-z-nami" ? Pytanie to jest niepokojące, p o n i e w a ż p o d w a ż a obraz har­
monizujących ze sobą religii i u d e r z a w n a s z e p r a g n i e n i e jedności. Niestety,
jest o n o a k t u a l n e i stawia się z tą s a m ą siłą, z j a k ą s ł o w o Allaha i jego p o s ł a ń ­
ca głoszone jest w tysiącach europejskich meczetów.
KRZYSZTOF KĘDZIOR
PRZYPISY
1
Markus Duppengiesser, Alles Kinder von Vater Abraham, „Kolner Stadtanzeiger" 05.10.2001 (tłum.
2
3
Zob. www.chrislages.de.
Tłumaczenie Koranu wg Józefa Bielawskiego, Warszawa 1986.
autor).
JESIEŃ 2005
259
4
Zob. Bat Ye'Or, Le Dhimmi/The Dimmi (1985); Les chretientes d'Orient entrejihad et d'himmitude / The
decline of Eastern Christianity under Islam / Der Niedergang des orientalischen Christentums unter dem
Islam (1991); Islam and Dhimmitude. Where Civilizations Collide (2002).
5
Hadisy - w formie anegdot zapisane słowa i czyny Mahometa i jego bliskich stanowiące tradycję
muzułmańską.
6
Kaba - czarny sześciobok, do którego pielgrzymują muzułmanie. Legenda głosi, że znajdujący się
7
Zob. „Księgi Boże" na www.islam-in-poland.org; strona dla dzieci: „Podstawy islamu".
8
„Księga" to Biblia, „Księga jasna" to Koran.
w Kabie czarny kamień nosi ślad stopy Abrahama.
9 Jak wierzą muzułmanie, Koran został podyktowany Mahometowi przez anioła Gabriela.
10 Samir Khalil Samir SJ, Islam - sto pytań, Genua 2002-Warszawa 2004, s. 128.
11 Jan Paweł II, Przekroczyć próg nadziei, s. 87.
IMACO MUNDI przypomina
fresk, który wchłania i rozpościera
w sobie przestrzeń; fresk, w któ­
rym istnieje przeszłość i przyszłość.
Albo - dokładniej - przypomina
kompozycję, z zewnątrz umocnio­
ną i nie rozpadającą się, w której
chorał łączy się ze współczesną
tonacją, intuicja z doświadcze­
niem, kunszt z wiedzą. Autorowi
udało się w tym wielkim poemacie
światła i ciemności.
M TLO ĝ DO L E Ż A Ł
fronda prezentuje ekskluzywne wydanie
poematu
W o j c i e c h a wencla ozdobione obrazami michafa świdra
wydobyć i zgłębić mnóstwo
Czy tajemnica istnieje? Czy jest tylko lustrzanym odbi­
ciem naszej zawiłej psychiki? Duchowości budowanej
na judajskiej mistyce, kabale, tajemnicach Ewangelii:
tajemnicy Trójcy, Zmartwychwstania, Przemienienia.
Tajemnicach języka Etrusków i Basków, znaków runicz­
nych i alchemii? Nasi ojcowie bywali świadkami mocy
tajemnicy. Widywali cuda, doświadczali niemożliwego,
przemawiali niespodziewanie wszystkimi językami.
Inni z naszych ojców postawili na ołtarzu rozum. Otrzy­
maliśmy tę podwójną spuściznę. Doświadczamy potęgi
rozumu i nie wyzbyliśmy się głodu poznania wszystkie­
go, co rozumowi się wymyka. Tak więc jesteśmy w pół
drogi. Między poszukiwaniem a milczeniem.
O sile milczenia
BOCUSŁAW
CHRABOTA
1.
Tajemnica, ów zasadniczy sekret poruszający od tysiącleci miliony ludzkich
mózgów, jest czymś z n a t u r y t a k n i e u c h w y t n y m , iż d o t r z e ć m o ż n a do niej
tylko okrężnymi drogami, tylko p o p r z e z z d a w a n i e sprawy z d o ś w i a d c z e ń
262
FRONDA 37
ludzi, którzy w r ó ż n y m s t o p n i u p o s m a k o w a l i wiedzy, otarli się o nią. Próby
takie są j e d n a k w znakomitej większości w y p a d k ó w skazane ab initio na nie­
powodzenie.
Tajemniczość potęguje fakt, że w e d l e wszelkiego p r a w d o p o d o b i e ń s t w a je­
steśmy w s p o s ó b n a t u r a l n y skazani na p o z n a n i e s e k r e t u d o p i e r o po śmierci.
Jak gdyby nie było d o ń wcześniej d o s t ę p u .
Tak więc z jednej s t r o n y n i e m a l ż e a b s o l u t n a ciemność, z drugiej, po
przejściu o s t a t n i e g o z progów, oślepiające światło n a t u r a l n e g o p o z n a n i a . Jeśli
j e d n a k nie śpieszymy się na d r u g ą s t r o n ę , t r u d n o się z t y m pogodzić. D l a t e g o
chcemy wierzyć w wyjątki. Dlatego s z u k a m y metody.
D e m o n sekretu zwykł pilnie strzec możliwości poznania. J e d n ą z jego ulubio­
nych m e t o d jest zamykanie ust. Nie tylko przez uśmiercenie. O ileż łatwiej jest
tego, kto otarł się choćby o naskórek tajemnicy, skazać na milczenie albo szaleń­
stwo. To tak, jak z gigantycznych rozmiarów urządzeniem: łatwiej popsuć ukryty
w jego wnętrzu sekretny mechanizm napędu, niż zniszczyć cały korpus.
Czas, by oddać hołd literaturze. To najczęściej za jej pośrednictwem dowiadu­
jemy się o przypadkach poznania sekretu przez żywych ludzi. O ileż trudniej jest
n a m bez jej pośrednictwa. To zresztą nasuwa pytanie, czy sekret w ogóle istnieje,
czy jego natura nie ma wyłącznego źródła w literackiej kreacji niegodnie wyko­
rzystującej zapotrzebowanie na metafizykę, poetykę tajemniczości i niedopowie­
dzeń; zapotrzebowanie utrzymywane przy życiu właśnie przez s a m ą literaturę.
Ten rozdźwięk między „życiem" a l i t e r a t u r ą należy j e d n a k rozstrzygnąć na
rzecz literatury. Dlaczego? O t ó ż „życie" to współczesność, a więc czas, k t ó r y
potrafimy ogarnąć pamięcią. Pamięć jest tu j e d y n y m i n s t r u m e n t e m , jakże
w gruncie rzeczy z a w o d n y m , nieumiejącym utrwalić przemijania w s p o s ó b
pełny i doskonały. Na d o d a t e k u w i ę z i o n y m w kilkudziesięciu c e n t y m e t r a c h
sześciennych naszej m a s y mózgowej, w której c h o w a się n a s z a inteligencja,
wiedza i zdolność pojmowania. Jakże to m a ł o .
Czym jest reszta? - Z a p e w n e milczeniem, jeśli odrzucić przekaz literacki,
historię opisaną i zapisaną.
Ktoś m o ż e zapytać jeszcze o granice wiarygodności p r z e k a z u pisanego.
Granice
zakreślone
mglistą linią wyobraźni
oddzielającą „rzeczywistość
obiektywną" od tego, co nazbyt osobiste.
O d p o w i e m nie bez satysfakcji - nie istnieją. I niech mi będzie w o l n o na
tym poprzestać.
JESIEŃ 2 0 0 5
263
2.
W r ó ć m y do s p r a w o z d a ń literackich.
Bohater N a t h a n i e l a H a w t h o r n e ' a n a k ł a d a n a twarz
czarny welon. Z n a sekret lub jego d r o b n ą cząstkę i nie
pokazuje swojej twarzy do śmierci. N i k t nie o ś m i e l a
się zdjąć w e l o n u n a w e t w t r u m n i e . Milczenie.
Falter z Nabokoviańskiej
Ultima
dozna­
Thule
je olśnienia którejś nocy w h o t e l u na francuskiej
Riwierze. Z pokoju, w k t ó r y m mieszka, d o c h o d z i nagle opętańczy krzyk. Trwa kilkanaście m i n u t . Falter d o c h o d z i p r z y p a d k o w o do roz­
wiązania „zagadki w s z e c h ś w i a t a " i o d t ą d tai jej treść.
Raz tylko objawia ją psychiatrze B o n o m i n i e m u , k t ó r e g o n a t y c h m i a s t
powala zawał serca; Bonomini chciał p o z n a ć sekret m i m o wielu o s t r z e ż e ń .
Sekret zabije każdego - m ó w i Falter i nie p o w t ó r z y go j u ż n i k o m u . U m r z e
szybko w stanie zupełnej
degradacji fizycznej, jakby odjęto mu
duszę.
Choroba? Szaleństwo?
Bohater
opowiadania
Borgesa Etnograf,
Amerykanin
Fred
Murdock,
opuszcza na kilka lat uniwersytet. Udaje się w góry, by w ś r ó d Indian p o z n a ć
p e w n e ezoteryczne obrzędy prowadzące do zgłębienia tajemnicy. Przechodzi
przez wszystkie kręgi wtajemniczenia, śni, doznaje wizji. S z a m a n - jego du­
chowy przewodnik - wyjawia mu na koniec tajemnicę.
M u r d o c k p o w r a c a w końcu na uniwersytet, ale tajemnicy nie ujawnia:
„Nie w i e m dobrze, jak p a n u powiedzieć, że tajemnica jest c e n n a - m ó w i swo­
j e m u p a t r o n o w i - i że teraz n a s z a w i e d z a wydaje mi się rzeczą bez znaczenia.
Poza tym s a m a tajemnica nie jest tyle warta, ile drogi, k t ó r e m n i e do niej d o ­
prowadziły. Te drogi trzeba przebyć...". Zostaje bibliotekarzem w Yale, jakby
się chciał ukryć w ś r ó d ludzkich myśli. Milczy.
Milczy również święty Paweł z Tarsu. W i d z e n i a jerozolimskie p r z e n o s z ą
Pawła do Trzeciego Nieba, gdzie - jak s a m m ó w i - zobaczył rzeczy „niewy­
rażalne". Paweł zachowuje tajemnicę. N a w e t gdyby chciał ją przekazać, nie
potrafiłby tego zrobić, bo sekret w i d z e ń nie daje się określić, nie przystaje do
n a t u r y ludzkich słów. Może gdyby m ó w i ł językiem a n i o ł ó w . . .
Talmud babiloński podaje, że łaskę „widzenia i objawienia" p o s i a d ł o od
Boga czterech rabinów.
264
FRONDA 3 7
Ben Azaj - zobaczył c h w a ł ę Bożą i u m a r ł .
Ben Sama - zachorował. M o ż n a się tu domyślić szaleństwa.
Aszer - skończył jako heretyk.
Rabin Akiba - a u t o r czwartej księgi Ezdrasza - nie p o n i ó s ł żadnej b e z p o ­
średniej szkody. Zginął j e d n a k szybko jako m ę c z e n n i k rewolucyjnego nacjo­
nalizmu.
3.
Przykłady iluminacji m o ż n a m n o ż y ć . O d czasów chińskich p o w s p ó ł c z e s n e ;
od ujawniających sekret ognistych s m o k ó w spływających z gór w epoce
Szang-In, po dociekliwych badaczy labiryntów ludzkiego myślenia, których
eksperymenty kończą się sukcesem.
Wypada też w s p o m n i e ć o tych, którzy ś w i a d o m i e lub i n s t y n k t o w n i e
dążąc do zgłębienia tajemnicy, byli na krawędzi p o z n a n i a . Kimże i n n y m jest
Kapitan A h a b z powieści Malville'a, b o h a t e r o w i e Kafki - b e z r a d n i w o b e c ta­
jemnicy, osaczeni przez n i e z r o z u m i a ł e racje.
- Teraz, gdy p o s i a d ł e m tajemnicę, m ó g ł b y m ją wypowiedzieć na sto róż­
nych, nawet sprzecznych s p o s o b ó w - m ó w i Fred M u r d o c k . Wielość dróg,
m n o g o ś ć s p o s o b ó w ich opisywania, na koniec zawsze milczenie.
Tajemnica wszechświata, sekret wszechrzeczy, zagadka bytu pozostaje
zawsze n i e p r z e n i k n i o n a dla p o s t r o n n y c h . Nie znają jej pisarze. P o w i e m to
raz jeszcze - zdają sprawę z przypadków p o z n a n i a . Jeśli zaś znają - zachowują
milczenie.
Bywają i fałszywi prorocy. Poznać ich m o ż n a po tym, że nie tają rozwią­
zania sekretu.
Genialny,
ciągle na krawędzi
szaleństwa
Fryderyk N i e t z s c h e . Objawia tajemnicę i świat
nie
drży w
posadach.
Nietzsche
nie
mówi
prawdy, ale jest blisko. Swoją wieszczą p r ó b ę
przypłaca s z a l e ń s t w e m . Jest to o b ł ę d albo maska.
Maska skrywająca prawdziwe rozwiązania sekretu.
N i e t z s c h e milknie.
Bywają i kpiny z sekretu. C z y m ż e i n n y m jest
„księga" z Imienia róży U m b e r t a Eco. Tajemnica upaJESIEŃ 2 0 0 5
da z wysokiej wieży na b r u k b a n a ł u - to tylko m a n u s k r y p t zaginionej księgi
Arystotelesa... To j u ż inny wymiar, nieistotny.
Czy tajemnica istnieje? Czy jest tylko l u s t r z a n y m o d b i c i e m naszej zawiłej
psychiki? D u c h o w o ś c i b u d o w a n e j na judajskiej mistyce, kabale, tajemnicach
Ewangelii: tajemnicy Trójcy, Z m a r t w y c h w s t a n i a , P r z e m i e n i e n i a . Tajemnicach
języka Etrusków i Basków, z n a k ó w runicznych i alchemii?
Nasi ojcowie bywali świadkami m o c y tajemnicy. Widywali cuda, doświad­
czali niemożliwego, przemawiali n i e s p o d z i e w a n i e wszystkimi językami.
Inni z naszych ojców postawili na o ł t a r z u r o z u m .
Otrzymaliśmy tę p o d w ó j n ą spuściznę.
Doświadczamy potęgi r o z u m u i nie wyzbyliśmy się głodu p o z n a n i a
wszystkiego, co r o z u m o w i się wymyka.
Tak więc j e s t e ś m y w pół drogi.
Między p o s z u k i w a n i e m i milczeniem.
4.
Rosja jest dla wielu u o s o b i e n i e m tajemnicy Europy. Krajem n i e z r o z u m i a ł y m
od wieków i obcym, jak obcy być m o ż e dla bawarskiego c h ł o p a Car-kołokoł
z jego filozofią albo Car-puszka.
Rosja - kraj przytłaczających odległości, wymiarów, k t ó r e odbierają zna­
czenie wszystkiemu, co n i e p o z o r n e , indywidualne; człowiekowi, jego losom,
n a m i ę t n o ś c i o m , r o z t e r k o m ; ojczyzna m o n s t r u a l n y c h wysiłków, wielkich a m ­
bicji i nikczemności. O d r ę b n y świat, gdzie d o b r o i zło mają p o s m a k a b s u r d u
i jakże często bywają s p r o w a d z a n e do a b s u r d u .
Mroki średniowiecza. D a w n e czasy, o których z a p o m n i a n o . Wielkie mia­
sto otoczone m u r a m i . Wyrastają n a d n i m baszty i cerkiewne kopuły. Lśni
z daleka złoto greckich krucyfiksów wieńczących dachy świątyń. Wokół lasy
i ludzie o szczególnej, prostej urodzie, a dalej na p o ł u d n i e j u ż tylko step,
Astrachań i Kaukaz, Tatarzy i górale.
Z a m e k w y b u d o w a n y przez Wielkiego Kniazia. Do wysoko sklepionej
k o m n a t y sączy się przez kolorowe szybki okien gęste i p r z y ć m i o n e światło.
Stary człowiek na w y ł o ż o n y m z ł o t o g ł o w i e m posłaniu, o b o k niego c h ł o ­
piec. Z cichym skwierczeniem p ł o n ą świece. Światło wędruje w głąb k o m n a t y
i rozświetla czerń ikon, ożywiając grupy świętych, dając migotliwe w r a ż e n i e
266
FRONDA
37
r u c h u . Za chwilę święty Michał za­
tańczy n a r u m a k u p o ś r o d k u k o m n a ­
ty,
a chór świętych zanuci Hospody
pomyłuj...; lśnią złote aureole. P ł o n ą
świece.
Nie minie godzina i nad miastem
zapadnie zmrok. Po północy rozlegnie
się pośród innych dzwon, który obwie­
ści Rusi śmierć Kniazia. Dzwon potęż­
ny, donośny. Słuchany przez lud w dole
i w górze rzeki. Dzwon monastyru p o ­
stawionego przez Kniazia na wysokim
brzegu.
Chłopiec pyta o dzwon.
Słyszał
o nim od kołyski. Stary człowiek mówi
o
tajemnicy,
ciemności,
milczeniu.
Śpiewają chóry świętych z ikon, Michałobrońca harcuje po komnacie i złotą
szablą wycina hordy demonów. Lśnienie aureoli staje się jaśniejsze od światła
słonecznego. Starzec, jeśli coś wie, zabierze tajemnicę do grobu. Legenda jednak
trafi do kronik.
5.
Zapis w j e d n y m z latopisów o nie do końca s p r a w d z o n y m korzeniu; m o ż e
stare podanie, m o ż e tylko wytwór czyjejś fantazji. Zostaje z tego h i s t o r i a
przykryta c a ł u n e m tajemnicy.
Wieki średnie. Wielki Kniaź buduje m o n a s t y r n a d wielką rzeką. Wiele lat
później ma być w t y m m o n a s t y r z e p o c h o w a n y wielki p o e t a tej ziemi.
Monastyr to pomnik, strażnik ludzkiej dumy. Hołd ale też wyzwanie dla
Boga - twórcy tego, co wielkie. Bóg jest nieogarniony jak rosyjska ziemia, jak
Ruś. Kniaź o tym wie i bez należytej pokory chce tego dowieść. Dlatego buduje
monastyr. Sprowadza najlepszych architektów, opłaca budowniczych. Tysiące
poddanych gną karki przy budowie świątyni. Zakonnicy odprawiają nieustanne
modły do Pana; o pomyślność budowy, o ostateczny sukces ludzkiego starania.
JESIEŃ 2 0 0 5
267
W gotowych już n a w a c h b r z m i ą cerkiewne chorały. P ł o n ą tysiące świec
i oliwnych kaganków. Kniaź czyni z a k o n n i k ó w o d p o w i e d z i a l n y m i za dzieło.
Daje im swoje słowo, a s ł o w o Kniazia znaczy: s t a ń się!
W y b u d o w a n o już nawy i przykryto kopułą. R o s n ą wieże, d z w o n n i c e ;
odlewany jest d z w o n . D z w o n będzie największym d z w o n e m , jaki widziały
ludzkie oczy. Już gotowy ma być zawieszony u szczytu dzwonnicy.
Z niewypowiedzianym t r u d e m setki r a m i o n p o d n o s z ą go do góry. Kiedy
już wisi, jeden z zakonników u d e r z a w e ń na p r ó b ę - d z w o n j e d n a k milczy.
Nie wydaje brzmienia.
Serce z brązu nie potrafi rozbudzić w n i m życia, dać mu melodii, której
oczekiwano. Ludwisarze musieli popełnić jakiś błąd. D z w o n nie jest pęknięty.
Stop, jakiego użyto, zgadza się z najlepszymi r e c e p t u r a m i .
- Brak mu duszy - m ó w i ą zakonnicy.
- Ciążą mu głowy w r o g ó w Kniazia - p o w t a r z a się między l u d e m .
D z w o n n i c a stoi na s t r o m y m brzegu rzeki. Przepływający tędy rybacy żeg­
nają się nabożnie na jej widok.
Kniaź chce słyszeć bicie d z w o n u , a s ł o w o Kniazia znaczy: s t a ń się!
Budowniczowie m ó w i ą :
- D z w o n trzeba zrzucić na dół, rozbić, p r z e t o p i ć i odlać na n o w o . P o t e m
z n o w u zawiesić.
268
FRONDA 3 7
Ale Kniaź chce słyszeć bicie d z w o n u . Rusza na wyprawę wojenną. Kiedy
wróci - d z w o n ma wieścić jego p o w r ó t . Mnisi m o d l ą się do Boga o p o m o c .
Nikt z ludzi nie poradzi. Budowniczowie i zakonnicy d a d z ą giowy.
Modły trwają całą noc. Z n ó w b r z m i ą cerkiewne chorały, w o s k świec topi
się u w r ó t tajemnej głębi ikon. Bóg nie zsyła anioła; święty Michał t r z y m a na
wodzy swoje hufce. Święty Jerzy z a p o m n i a ł o wyznawcach i walczy gdzieś
w świecie ze z ł e m wcielonym w j a d o w i t e g o smoka.
O świcie ma wrócić Kniaź. Powiadomił o s w o i m powrocie przez umyśl­
nego. Przed świtem zakonnicy opuszczają klasztor. Zostaje tylko I g u m e n ,
człowiek święty i uczony. Ma wiele lat i tyleż ksiąg w pamięci. Nie boi się
gwałtowności Kniazia i p o k ł a d a ufność w P a n u .
Modli się całą noc, leżąc krzyżem u s t ó p d z w o n u .
Czeka na cud. R a m i o n a pańskie są w s z e c h m o c n e , wielkość pańskiej łaski
jest nieogarniona. Jak Ruś. Jak ludzka pycha.
Zostaje mu tylko wiara, śni.
6.
Następnego dnia o świcie, wyprzedzając wracające zastępy kniaziowych ry­
cerzy, wyprzedzając szczekanie p s ó w i łoskot dudniących w nadwołżańskiej
mgle b ę b n ó w - dzwon się odzywa. Bije triumfalnie w nieboskłon i niesie
wieść o chwale Pana, o chwale jego Syna - Człowieka. Dźwięk żywego brą­
zu jest radosny, przeczysty, rozchodzi się daleko w z d ł u ż brzegów rzeki, n a d
którą postawiono monastyr. Budzą się ptaki i krążą radośnie w ś r ó d drzew.
Jaskółki śmigają jak tatarskie strzały wokół dzwonnicy. Rozproszeni zakon­
nicy powracają w m u r y świątyni. Kniaź obdarowuje s u t o przybytek i wzywa
Igumena.
Zakonnicy znajdują go u s t ó p d z w o n u . J e s t oniemiały, leży b e z w ł a d n i e
na powale i chwytając za rękaw, usiłuje coś powiedzieć p i e r w s z e m u z braci.
Ma m a r t w e oczy, choć widzi. Nie odzywa się.
Sprowadzają go na dół. Wygląda jak człowiek, z k t ó r e g o wyjęto kości.
Półprzytomny, jakby n i e ś w i a d o m czynów i słów.
- Cud, cud - powtarza się w całej Rusi. Lud snuje coraz to n o w e legendy.
Mówi się o Żydzie, którego widziano, jak wymykał się nocą z dzwonnicy;
miał gliniane ręce i odzywał się głosem psa.
JESIEŃ 2 0 0 5
269
Po miastach i wsiach wędruje ślepiec, o którym powiadają, że podpatrując
modlitwę Igumena - oślepł.
- Widziałem... - powiada ludziom i nie kończy, a z jego wyblakłych oczu
płyną wielkie jak groch łzy.
Gdy bije dzwon, milknie Ruś cała i słuchają wszyscy bez wyjątku: ksią­
żęta, popi, bojarzy, lud p r o s t y i niewolnicy.
Gdy bije d z w o n , zamiera słońce i c h m u r y przestają płynąć po niebie.
Gdy bije dzwon, na n i e b o s k ł o n i e pojawia się świetlisty rycerz; a jego
zbroja jaśnieje d i a m e n t o w ą p o ś w i a t ą wszystkich gwiazd niebieskich. M k n i e
na siwym r u m a k u z p o d n i e s i o n ą wysoko b r y l a n t o w ą w ł ó c z n i ą i rozpierzchają
się chmury, w szczelinie zaś uchylonego n i e b a widać niebieskie zastępy, chóry
archaniołów i t r o n s a m e g o Boga.
I g u m e n pozostaje do końca życia w swej celi. Nigdy jej nie opuszcza.
U m i e r a d w a lata później, nie wypowiedziawszy ni słowa.
Przed śmiercią odwiedza go Kniaź. Po wielu latach, j u ż na łożu śmierci
opowiada swojemu w n u k o w i , że zamknąwszy się w celi z I g u m e n e m , był
świadkiem, jak t e n zasłonił d ł o n i ą u s t a i nakreślił w p o w i e t r z u potrójny z n a k
krzyża, jakby chciał powiedzieć: „Nie w o l n o m i . . . " .
Tajemnicę d z w o n u próbują p o t e m rozwikłać najwięksi inżynierowie.
Rozkładają ręce i też m ó w i ą o cudzie.
P o t e m wszystko r o z p a d a się w pył.
Znika z wysokiego brzegu wielkiej rzeki monastyr, o d z w o n i e ludzie
zapominają. Groby budowniczych wietrzeją w stepie. W i a t r rozwiewa k u r h a ­
ny. Legenda coraz rzadziej p o w r a c a w pieśniach. U m i e r a jej ślad w ludzkiej
pamięci. Zostaje p u s t k a i milczenie.
7.
Czy istnieje tajemnica? Czy jest tylko w wymiarze literackiej kreacji? Spór
jest niemal r ó w n i e stary jak spór o istnienie Boga. A m o ż e o d p o w i e d ź na
mocy zawiłych i niespodzianych dialektyk jest twierdząca tak w pierwszym,
jak i w d r u g i m wypadku. P o d p a r t a wcale nie n o w ą tezą, że l i t e r a t u r a ze swej
n a t u r y pośredniczy w ciągłym dialogu m i ę d z y światami idei i materii?
Jeśli się z tym zgodzimy, to wyłączność, jaką ma l i t e r a t u r a na d o ­
wody istnienia tajemnicy i możliwości jej p o z n a n i a - znajduje swoją o d r ę b n ą
270
FRONDA
37
i niezawisłą rację. Jest nią stanie na straży ludzkiej s k ł o n n o ś c i do dociekania.
Jest nią p r o w o k o w a n i e do przerywania ciszy.
Kim j e s t e ś m y w o b e c tych, k t ó r y m d a n e było p o z n a ć sekret? Czy oddzie­
la nas od nich granica r ó w n i e t r u d n a do zakreślenia, jak ta m i ę d z y p r z e d s t a ­
w i e n i e m a ś w i a t e m rzeczywistym? Może j e s t e ś m y w s p ó l n o t ą n i e w t a j e m n i ­
czonych, oni zaś grają rolę m e d i ó w ?
Posługują się językiem n i e z r o z u m i a ł y m . Językiem areta remata*, języ­
kiem ukrytego sensu.
Jest jeszcze milczenie. Milczenie Freda M u r d o c k a , Faltera z Ultima
Thule.
Milczenie oszalałego N i e t z s c h e g o , który wieziony pociągiem z Turynu
do Bazylei śpiewał cicho w m r o k a c h t u n e l u G o t t a r d a :
Dusza moja, jak lira
Niewidocznie dotknięta
Nuciła w sekrecie pieśń gondoliera
drżąc od barwnego szczęścia.
Czy słuchał jej ktoś?...
Milczenie I g u m e n a o d d z w o n u .
Milczenie, k t ó r e kryje wszystkie tajemnice, łącznie z najważniejszą.
BOGUSŁAW CHRABOTA
Areta remata - wyrażenie z języka misteriów oznaczające stówa tajemne, których nie można wy­
mieniać wobec niewtajemniczonych.
Patrzył w lustro i rozpoznawał Boga lub Jego Anioła.
Świadczyła o tym nienaturalna jasność twarzy w lu­
strze, gorejące i zarazem spokojne oczy, rysy nieporuszone, odlane jakby z najszlachetniejszych stopów
metalu. Światło! Ponad wszystko światło, którego nie
mógł dać ani dogasający w kominku żar, ani płomień
świecy. I zapach! Cudowny, lekki i wibrujący, jak łaja­
jąca z zimowych śniegów fiołkowa łąka. Działy się rze­
czy zadziwiające. Wszystko wokół twarzy zatrzymało
się jakby tknięte palcem śmierci. Trwało w niepojętym
zawieszeniu. Pozbawione nagle energii. Poza czasem.
ROZMOWA
ALBERTA Z BOGIEM
B O G U S Ł A W
C H R A B O T A
Z i m o w e g o wieczoru, kiedy śnieg i zawieja na g ł u c h o zaryglowały drzwi do
jego d o m u , Albert usiadł za s t o ł e m , wejrzał w w y s r e b r z o n e l u s t r o i zaczął
wzywać Boga. W p o w i e t r z u czuć było cierpki zapach świec, żar z k o m i n k a
lekko r u m i e n i ł ściany. O b u d z o n a w środku zimy ćma, k t ó r a p r z e d chwileczką
272
FRONDA 37
jeszcze krążyła wokół płomienia, skwierczała teraz w o g n i u
jak suchy k n o t . Z jej n a d p a l o n y c h skrzydeł spoglądały na
Alberta wielkie sowie oczy.
Albert wypowiedział
zaklęcie
albo
też
zdanie,
które
w jego m n i e m a n i u było zaklęciem. Wiatr n a t a r ł mocniej na
ściany d o m u i Albert poczuł na twarzy chłód. Z m r u ż y ł oczy,
lecz nadal wpatrywał się z uwagą w l u s t r o .
Bóg był daleko... Przed oczami miał obraz z n a n y od dzie­
siątków lat: własne, p o d n i s z c z o n e jak w y t a r t e lisie futerko
oblicze, nietynkowany m u r z kanciastych kamieni, okienko,
w którego szybach zagnieździł się gruby na palec szron. Byłby
widział i g r a n a t o w e niebo, gdyby nie m r ó z . Gwiazdy? Cóż
m o ż n a powiedzieć o gwiazdach, jeśli nie widać nieba.
Płonące
w
kominku
drewno
zaczynało
się
dopalać.
Świeciła jeszcze świeca, a właściwie ogarek w g a r n i t u r z e
z motylich skrzydeł i tylko dzięki niej Albert czuł wokół sie­
bie słabe t ę t n o życia, r u c h . Płaty wilgoci i pleśni p o d sufitem
przybierały fantastyczne barwy i u n o s i ł y się w biegu jak s p ł o ­
szone zwierzęta.
Drgnął. Wydało mu się, że na m u r z e za sobą dostrzegł
cień, p o r u s z e n i e .
Powiedział z n o w u kilka razy na głos: „Panie, jeśli jesteś,
przyjdź...". Jakby w odpowiedzi j e d n o z dogasających p o l a n
wydało krótki, suchy trzask.
Albert trzymał l u s t r o w rękach. W p a t r y w a ł się w swoją
twarz, bo zrozumiał w n a g ł y m przypływie mądrości, że tylko
w niej m o ż e znaleźć Boga. Wszak człowiek jest s t w o r z o n y
na jego obraz i p o d o b i e ń s t w o . Jest z i e m s k i m odbiciem idei
doskonałych, ale do ich świata nie ma d o s t ę p u . Jeśli chce
znaleźć Boga, to skazany jest na szukanie wokół siebie, w ś r ó d
rzeczy.
Nagle wydało mu się, że jego twarz n a b r a ł a światłości.
Czyżby to od filozofii? N i e . P ł o m i e ń w k o m i n k u n i e m a l zgasł.
Usłyszał p o d sufitem t r z e p o t skrzydeł, b a r d z o wyraźnie
brzmiący o tej porze. Wiatr zadął gwałtowniej i Albert m i a ł
JESIEŃ 2 0 0 5
wrażenie, trwające j e d n ą chwilę, nie dłużej, że jakaś tajemna
siła porywa d o m w zamieć i rzuca p r z e d siebie, setki mil
stąd. Wzdrygnął się i patrzył dalej. Z a m i e ć h u c z a ł a jakby na
złość światu i Albertowi, który p o t r z e b o w a ł skupienia.
Usłyszał ciche p u k a n i e . Nie p o d n i ó s ł się. Drzwi d o m u
zasypane były śniegiem i p u k a n i e nie m o g ł o p o c h o d z i ć od
nikogo z żywych. Któżby wybierał się z wizytą w taką za­
mieć. Rozprostował d ł o n i e . Przesunął n i m i po szorstkiej de­
sce stołu, ale uważnie, by t y m r a z e m nie wbić sobie b r u d n e j
drzazgi w opuszki palca albo jeszcze gorzej, p o d paznokieć.
Z jeszcze większym n a p i ę c i e m wpatrywał się w l u s t r o .
Powoli zaczął dostrzegać coś, co w dziwaczny s p o s ó b zaczęło
się wyłaniać z jaskrawego k o n t u r u jego twarzy. Wiedział, że
to idea, która zaraz, na jego oczach oblecze się w m a t e r i ę .
Stanie się o s o b ą l u b rzeczą.
Nie czuł strachu. Powtarzał w myśli słowa wezwania,
jak n i e u s t a n n ą litanię. Powtarzał coraz szybciej i szybciej, aż
przeszły w jednostajny, ciągły szept, p o t o k nieartykułowa­
nych dźwięków.
Patrzył w lustro i rozpoznawał Boga lub Jego Anioła.
Świadczyła o tym n i e n a t u r a l n a jasność twarzy w lustrze, gore­
jące i zarazem spokojne oczy, rysy nieporuszone, odlane jakby
z najszlachetniejszych s t o p ó w m e t a l u . Światło! Ponad wszyst­
ko światło, którego nie mógł dać ani dogasający w k o m i n k u
żar, ani p ł o m i e ń świecy. I zapach! Cudowny, lekki i wibrujący,
jak tajająca z zimowych śniegów fiołkowa łąka. Działy się rze­
czy zadziwiające. Wszystko wokół twarzy zatrzymało się jak­
by tknięte palcem śmierci. Trwało w niepojętym zawieszeniu.
Pozbawione nagle energii. Poza czasem.
Z n i k n ę ł y wymiary, ucichł wiatr. Albert nie słyszał już
jego wycia, p o d o b n i e jak nie słyszał skwierczenia świecy.
P ł o m i e ń był nieruchomy.
Bał się myśleć. Obcował z ideą.
- Czy jesteś P a n e m ? - usłyszał swój głos.
- J a m jest - odpowiedział t e n s a m głos.
FRONDA 37
- Wierzę - s z e p n ą ! z głębokim przejęciem.
- Wierzysz, Albercie? - zapytał Bóg.
- Wierzę, Panie.
- A w co wierzysz?
- W Ciebie, Panie, wierzę.
- Nie chciałeś uwierzyć. Chciałeś mnie spotkać, zobaczyć.
- Widzę Cię, Panie.
- Bzdura, Albercie, widzisz siebie.
- Słyszę Cię, Panie.
- Nie... Słyszysz swój głos, Albercie.
- Ale jesteś tu, Panie.
- Musisz w to uwierzyć. Widzisz i słyszysz tylko siebie,
Albercie.
- Słyszałem Twojego Anioła.
- To była sowa, Albercie.
- Czas się zatrzymał.
- Ucichła zamieć, Albercie.
- Wierzę, Panie, że jesteś we m n i e . Wierzę w t o .
- Albo j e s t e m tobą, Albercie...
JESIEŃ 2 0 0 5
- Nie r o z u m i e m . Mną, Panie?
- Tobą, Albercie.
- Czyliż ja j e s t e m Bogiem?
Nie usłyszał odpowiedzi. Zaskwierczała za to głośniej świeczka, a n a d
głową przeleciał mu z n o w u Anioł Pański albo sowa.
Albert ciągle wpatrywał
się w l u s t r o .
Powoli gasła światłość bijąca
z twarzy w zwierciadle. Idea ulatywała w zaświaty, pozostawiając jedynie
wiotczejącą n a d r a n e m m a t e r i ę . Albert z o b r z y d z e n i e m zaczął r o z p o z n a w a ć
swoje rysy, gęstą szczecinę zarostu, który wyrósł po nieprzespanej nocy,
i p r z e k r w i o n e oczy. Miał niejasne poczucie jakiejś wulgarności wokół, m o ż e
w ł a s n e g o prostactwa.
W ściany d o m u z n ó w zawiał wiatr, a w o k i e n k u błysnęły pierwsze gwiaz­
dy świtu. Ż ó ł t y w o s k świecy kapał na stół, a p o d sufitem po raz tysięczny
plamy wilgoci i pleśni rozpoczęły b e z ł a d n ą gonitwę, jakby były s t a d e m roz­
pędzonych zwierząt.
N a s t ę p n e g o d n i a o d k o p a n o drzwi d o d o m u Alberta. Było już p o ł u d n i e .
Ze wsi dochodziły krzyki dzieci, metaliczny dźwięk k o w a d ł a dowodził p o ­
nad wszelką wątpliwość, że kowal nie próżnuje, k t o ś strzelił z b a t a i w k r ó t c e
przy w t ó r z e szalejących d z w o n e c z k ó w p r z e m k n ą ł p r z e d d o m e m Alberta dzie­
dzic w wielkich czerwonych saniach.
Do drzwi zastukał m i n i s t r a n t .
- Albercie, proboszcz woła, żebyście przyszli zagrać do A n i o ł a Pańskiego...
Już p o ł u d n i e . . . - krzyczał piskliwie chłopiec i Albert p o d n i ó s ł głowę z n a d
stołu.
- Idź, powiedz jegomościowi, że dziś nie przyjdę - rzucił w k i e r u n k u
drzwi organista. - Ani j u t r o - dodał po chwili.
- A co, chórzyście? - bez specjalnej troski w głosie zapytał chłopiec.
- Powiedz, że nigdy już nie przyjdę, niech se kogoś znajdzie.
M i n i s t r a n t nie pytał już więcej, tylko pobiegł na plebanię. Albert zaś spa­
kował do lnianego w o r k a wszystkie swoje ubrania, dorzucił jeszcze ogryzek
świecy, d w a chleby, k t ó r e kupił p o p r z e d n i e g o dnia, osełkę t w a r d e g o od m r o z u
jak k a m i e ń masła, włożył b u t y i wyszedł.
Kiedy p y t a n o go we wsi, dokąd się wybiera, odpowiadał, że idzie b u d o w a ć
nowy kościół i nic więcej nie mówił, tylko d r e p t a ł na zachód z a ś n i e ż o n ą d r o g ą
w kierunku dalekich miast i mądrych ludzi. A chłopi się dziwili, że on, niby
FRONDA
37
organista, a kościoły też u m i e b u d o w a ć , i pluli sobie w garść, że m a ł o A l b e r t a
szanowali.
On zaś zostawił za sobą wieś i jak n i k n ą c e w o d m ę t a c h ziarenko piasku
przepadł gdzieś w niekończących się p e r s p e k t y w a c h .
Tego s a m e g o d n i a odwiedził d o m organisty proboszcz. C z e r w o n y na twa­
rzy od z i m n a i wściekłości. O b u t y w trzewiki ze świńskiej skóry i w czarnym
ze starości k o ż u c h u . Najpierw zastukał kilka razy w drzwi, p o t e m je o t w a r ł .
Przestąpił próg. Z a n i m w s z e d ł s t r w o ż o n y m i n i s t r a n t .
Na p o d ł o d z e walały się p o r o z r z u c a n e paciorki różańca. Koło k o m i n k a
leżał mszalnik i księga z n u t a m i . Na krawędzi stołu, z kałuży z a s c h n i ę t e g o
wosku sterczały n a d p a l o n e skrzydła dużej ćmy. O b o k p r z e w r ó c o n e resztki
świecy.
Proboszcz rozdziawił m i m o w o l n i e u s t a .
Podszedł do stołu w nadziei znalezienia jakiegoś listu, ale t a m było tylko
grube, kryształowe l u s t r o .
N a m o m e n t o d b i ł o czerwony n o s Jegomościa.
Wziął je do ręki i jakby w p r z e s t r a c h u szybko odłożył.
Było przez środek p ę k n i ę t e .
BOGUSŁAW CHRABOTA
Dzisiaj mamy do czynienia nie tyle nawet z upadkiem
etyki, ile raczej z „hiperinflacją zła": „Rozmiar nieszczęść,
które w minionym stuleciu sprokurowali ludzie ludziom,
przesuwa granice piekła, czyśćca i nieba, bo jeśli piekło
gromadzi ludobójców, trudno, by smażyli się obok nich
pospolici złodzieje i zabawni rozpustnicy. [...] Demonicz­
ni zbrodniarze zwolnili nas z odpowiedzialności...".
KSIĘGA
TRUDNEGO
OWROTU
ALEKSANDER
KOPIŃSKI
Rzadko m a m y dzisiaj okazję czytać książ­
ki
eseistyczne,
zbiorami
które
nie
wcześniejszych
byłyby jedynie
publikacji
autora
r o z p r o s z o n y c h p o periodykach kulturalnych
czy wręcz w y s o k o n a k ł a d o w e j prasie. Jak to
bywa w p o d o b n y c h sytuacjach, przyczyn ta­
kiego s t a n u rzeczy jest b a r d z o wiele i są o n e
r o z m a i t e , bez w ą t p i e n i a j e d n a k za najważ­
niejszą t r z e b a u z n a ć tę najbardziej b r u t a l n ą :
konieczność e k o n o m i c z n ą . P o p r o s t o m a ł o
kogo stać dziś na pisanie, choćby czasowo,
do szuflady. Zwłaszcza zaś literaci m ł o d e g o
i średniego pokolenia o w o c e swojej pracy
p r a g n ą zazwyczaj
możliwie najszybciej
uj­
rzeć w d r u k u .
278
FRONDA 37
Teksty pisze się z a t e m n a p r ę d c e i z z a m i a r e m n i e z w ł o c z n e g o przedsta­
wienia ich czytelnikom, a po roku, d w ó c h czy niewielu więcej p o b i e ż n i e się je
redaguje i opatruje w s p ó l n y m r e w o l w e r o w y m t y t u ł e m . Z każdym n a s t ę p n y m
skleconym w p o d o b n y s p o s ó b „ n o w y m t o m e m esejów" p o s t ę p u j e inflacja
tego zaszczytnego niegdyś m i a n a , bo nielicznym tylko w y d a w c o m uczciwość
nakazuje przed n a z w ą szacownego g a t u n k u d o d a ć wdzięczny, a z a r a z e m
pobłażliwy p r z e d r o s t e k „ m i n i " . W p o g o n i za m e d i a l n y m i, co za t y m idzie,
komercyjnym s u k c e s e m jako (mini) eseistykę n a g m i n n i e n i e s t e t y określa się
b o w i e m zwyczajną publicystyczną bieżączkę czy gazetowe felietony, których
ukazujące się co dzień i co tydzień dziesiątki nie odróżniają się od siebie
niczym poza nazwiskami autorów. A ta s a m a b r u t a l n a e k o n o m i c z n a koniecz­
ność sprawia, że są to coraz częściej nazwiska n a p r a w d ę wartościowych
u p r z e d n i o pisarzy.
Najnowsza książka Jerzego Sosnowskiego s t a n o w i na t y m tle rzadki wy­
jątek: prawie wszystkie spośród zamieszczonych w niej dziewięciu szkiców
właśnie tutaj pierwszy raz ukazują się w d r u k u . Niegdysiejszy wykładowca
warszawskiej polonistyki i krytyk literacki, a obecnie r e d a k t o r r a d i o w e g o
„Klubu Trójki" i a u t o r czterech już powieści pisał więc swój najnowszy t o m
w sytuacji komfortowej, o której jedynie p o m a r z y ć m o ż e o g r o m n a większość
jego kolegów po piórze.
Rzecz jasna, wszelka zawiść byłaby tu d o w o d e m m a ł o d u s z n o ś c i , jako że
a u t o r swoje „szczęście" zawdzięcza li tylko własnej pracy i k o n s e k w e n t n e ­
mu kierowaniu przez kilka lat swą karierą pisarską, nie jest to zaś efekt n p .
wykorzystania łatwej okazji w rodzaju zbytnio nie absorbującej p a ń s t w o w e j
posadki. ( N o t a b e n e ta o s t a t n i a nie od dziś stanowi obiekt w e s t c h n i e ń na­
szych intelektualistów. „Inteligent polski nie chciał mieć s a m o d z i e l n e g o
warsztatu pracy. Inteligent polski chciał być u r z ę d n i k i e m . Ten tylko z a w ó d
sobie u p o d o b a ł . Stanowiło to naszą wielką s ł a b o ś ć " - pisał j u ż z górą 60 lat
t e m u Stanisław Cat-Mackiewicz w swej historii międzywojnia. N e u r o t y c z n e
m a r z e n i e leni wszelkiego a u t o r a m e n t u pozostaje więc n i e z m i e n n e ) .
Z a t e m przez cztery długie lata, od pierwszego d n i a n o w e g o m i l e n i u m aż
do Wigilii 2 0 0 4 roku, jak świadczy dopisek na k o ń c u t o m u , Jerzy Sosnowski
cyzelował swoje eseje - zaryzykujmy taki d o m y s ł - w s a m o t n o ś c i . Czy te wy­
jątkowe okoliczności p o w s t a n i a wyszły jego książce na dobre? Na p e w n o nie
zawsze. Niekiedy aż prosiłoby się o interwencję u w a ż n e g o redaktora, który
JESIEŃ 2 0 0 5
279
skróciłby niektóre p r z e g a d a n e fragmenty ( n p . w eseju Elsynor i Jerozolima),
zwróciłby a u t o r o w i u w a g ę na j e d n ą czy d r u g ą zbyt ł a t w o p u s z c z o n ą myśl
i zasugerował jej rozwinięcie czy poprawił słabości konstrukcyjne niektórych
w y w o d ó w i argumentacji. J e d n a k te d r o b n e u s t e r k i nie są w stanie o d e b r a ć
autentycznej przyjemności czerpanej z lektury Ach.
(Prawie) katolik
Ale są też ważniejsze powody, dla których Ach trzeba n a z w a ć książką nie­
zwykłą. Na jej kartach spotykają się b o w i e m światy, które, w y d a w a ł o b y się,
dzieli dystans lat świetlnych: wiersze Bolesława Leśmiana, J a r o s ł a w a M a r k a
Rymkiewicza, a także Jacka Podsiadły i M a r c i n ó w Świetlickiego i Barana oraz
lourdes'eńskie objawienia Bernadetty S o u b i r o u s ; krytyka N e w Age z pozycji
konserwatywnych oraz empatyczny n a m y s ł n a d z a g a d n i e n i a m i feminizmu;
rozumiejąca i omalże - horribile dictu - usprawiedliwiająca w z m i a n k a o „fa­
szystowskiej przygodzie wielu europejskich i n t e l e k t u a l i s t ó w " oraz a p r o b a t a
dla koncepcji „ p u s t e g o p i e k ł a " i „nadziei zbawienia dla wszystkich"; analiza
naukowych perypetii i filozoficznych implikacji teorii względności oraz herm e n e u t y c z n a egzegeza m o n o l o g u Szekspirowskiego Klaudiusza. Wszystko to
zaś gęsto p r z e p l a t a n e pisanymi w pierwszej osobie w y z n a n i a m i i refleksjami,
których p r z e d m i o t e m są najczęściej cielesność, jej rewelacje i upokorzenia,
oraz religia, ściśle zaś - w s p ó ł c z e s n y katolicyzm.
Takiego koktajlu nie spotykało się w polskiej eseistyce od d ł u ż s z e g o j u ż
czasu, od Powrotu człowieka bez właściwości Cezarego Michalskiego i Zamieszkać
w katedrze Wojciecha Wencla. Szkice Jerzego Sosnowskiego nie są j e d n a k s p o ­
wiedzią n a w r ó c o n e g o a d e p t a p o n o w o c z e s n e j alchemii ani m a n i f e s t e m kultu­
rowej kontrrewolty, choć ku takiej uproszczonej interpretacji skłaniać m o g ł a ­
by obiegowa opinia „uczciwego lewaka", jaką cieszy się ich a u t o r („uczciwy"
znaczy w tym wypadku: taki, co to m o ż e się jeszcze kiedyś o d m i e n i ć ) . On
sam już w otwierającym książkę Małym Lebiediewie mówi, że będzie tu sobie
zadawał pytania p o d s t a w o w e „ p o latach złych d o ś w i a d c z e ń i narastających
k ł o p o t ó w z s a m o o k r e ś l e n i e m , «wciąż bardziej obcy», uprawiający żonglerkę
słowami: «postkatolik», «okołokatolik»".
Sosnowski jest j e d n a k o wiele ostrożniejszy od k o n s e r w a t y w n y c h b u n t o w ­
ników sprzed mniej więcej dekady, na co być m o ż e nie bez w p ł y w u były ich
280
FRONDA
37
bolesne (samo) rozczarowania, k t ó r e a u t o r Ach o b s e r w o w a ł u w a ż n i e i z bliska,
towarzysząc jako krytyk pokoleniu „ b r u l i o n u " . Kiedy więc po l e k t u r z e kilku
kościelnych broszur pisze o n : „Czytając o Bernadetcie S o u b i r o u s , z zakło­
p o t a n i e m u ś w i a d o m i ł e m sobie, że nie u m i e m jej nie uwierzyć", to z a r a z e m
dystansuje się od samych objawień sprzed blisko p ó ł t o r a wieku („Została
n a m po nich ta j e d n a fraza, r ó w n i e zdumiewająca teologicznie, jak odległa
od literackiej francuszczyzny [...] «Jestem N i e p o k a l a n y m Poczęciem»"), jak
również od w s p ó ł c z e s n e g o kultu maryjnego i pielgrzymek do c u d o w n e j groty
( z n a m i e n n e wydaje się jego s a m o o k r e ś l e n i e : „my, którzy nie jeździmy do
L o u r d e s " ) . Zaraz też p o d k r e ś l a Sosnowski, że w wypadku prywatnych w i d z e ń
orzeczenie Kościoła, w y d a w a n e po s t o s o w n i e d ł u g i m namyśle i d o k ł a d n y m
przebadaniu sprawy, b r z m i co najwyżej: „Wierni z a t e m m o g ą w nie wierzyć",
ale nigdy się tej wiary nie nakazuje - p o t w i e r d z a się jedynie b r a k sprzeczności
przekazywanego przez wizjonerów orędzia z d o k t r y n ą katolicką.
I na s a m koniec tego p a s s u s u a u t o r Ach d o d a jeszcze: „Należę do ludzi,
którzy m u s z ą uczciwie przyznać, że mają za sobą j e d n o lub d w a doświadcze­
nia niezgodne ze z d r o w y m r o z s ą d k i e m " . Wyznanie tyleż mówiące, co ukry­
wające, zwłaszcza że dalszych kilka zdań nie wyjaśnia specjalnie więcej. C u d a
są. Zdarzają się. W i e m (wiemy) o nich. Wierzę (wierzymy) w nie. I nie.
Kerygmat negatywny
J e d n y m z najważniejszych wątków Ach jest p o n a w i a n a tu w i e l o k r o t n i e p r ó ­
ba przymierzania k o s t i u m u człowieka wierzącego. Wierzącego bynajmniej
nie w cokolwiek bądź, lecz w n a u k ę p o d a w a n ą do wierzenia przez Kościół
rzymski. Jerzy Sosnowski jak gdyby sprawdza, na ile ściśle p r a w d y tej wiary
przystają do jego własnych doświadczeń - i literackich, i realnych.
Impulsy, które pchają go ku tej próbie, m o ż n a by określić (za w a r t ą od­
kurzenia pracą Mariana Maciejewskiego sprzed 14 lat „Ażeby ciało powróciło
w słowo". Próba kerygmatycznej interpretacji literatury)
paradoksalnym mianem
kerygmatu negatywnego. N i e słyszy on głosu Bożego wezwania, a przynaj­
mniej się z t y m nie zdradza, lecz to w ł a ś n i e brak Jego Słowa staje się tak
dojmujący, że aż zaczyna się Go szukać. W ł a ś n i e w t e n s p o s ó b odczytuję takie
choćby zdanie ze szkicu Pobojowisko: „kiedy rezygnujemy z w a r s t w y o c h r o n ­
nej, jaką naszym p r z e k o n a n i o m zapewnia k u l t u r a i jej m i t y ( z a r ó w n o religijJESIEŃ 2 0 0 5
281
ne, jak i świeckie), kiedy za wszelką c e n ę c h c e m y zobaczyć się w swej nagości
- widzimy wysoko z o r g a n i z o w a n e społecznie zwierzę płci obojga".
W innym z kolei tekście znajdujemy się już najwyraźniej o kilka kroków dalej na
drodze wiodącej od owego (anty)objawienia się nicości, kiedy Sosnowski ostrzega,
że „religia pozbawiona jasnej struktury nakazów i zakazów [...] zbliża się [...] do
magii. Zrywając sojusz z (doczesnym) rozumem, kapłan przeobraża się w sza­
mana, a Bóg niknie w ciemnościach". Nadmierna niekiedy podejrzliwość, z jaką
„starzy" katolicy traktują rozmaitych „zawróconych" (a więc nie zasługujących
jeszcze w pełni na miano nawróconych), kazałaby się dopatrywać w tych słowach
uzurpacji, aroganckiego pouczania tych, do których wspólnoty wypowiadający je
jeszcze nawet na dobre nie dołączył. Ja jednak wolę w nich widzieć cenną wska­
zówkę człowieka o nie skażonej jeszcze rutyną wrażliwości na niebezpieczeństwo
wypaczenia naszego obrazu Boga. Utwierdzają mnie w takiej lekturze również
inne uwagi Sosnowskiego, jak choćby ta, że „synkretyzm N e w Age jest dla religii
zabójczy, zarówno instytucjonalnie (to oczywiste), jak i moralnie: nie jest wszystko
jedno, jakim językiem odpowiada się na wezwanie płynące spoza świata".
W t a k i m p o n o w n y m s z u k a n i u Boga, jakie wyczytuję z kart Ach, powraca­
niu d o ń po wielu latach o d d a l e n i a - szczególnie c e n n e wydaje mi się b o w i e m
wyczulenie na p r a w d ę o N i m ; na t o , by z p o w o d u naszych n i e u n i k n i o n y c h
u p r z e d z e ń nie stał się On w naszych oczach - l u b stał się tylko w możli­
wie najmniejszym s t o p n i u - za b a r d z o „ l u d z k i " czy też zbyt „nie-ludzki".
By jak najmniej Jego obraz na swój w ł a s n y użytek stwarzać, jak najwięcej
przyjmować. Do tego przyjmowania zaś konieczne jest oparcie na ź r ó d ł a c h
godnych wiary. Mniej więc na choćby i p o w s z e c h n e j opinii, mniej n a w e t na
koncepcjach teologów (a zwłaszcza n i e p o k o r n y c h h e t e r o d o k s ó w ) , najlepiej
na Piśmie i Tradycji.
Boże rebusy
Kwestia
owego
obrazu
Boga,
w którego
wierzy w s p ó ł c z e s n y człowiek
Zachodu, powraca w wielu szkicach Jerzego Sosnowskiego. W eseju Najpierw
światło a u t o r wskazuje na dwie Jego wizje ukrywające się za o d m i e n n y m i o n ­
giś i dzisiaj w y o b r a ż e n i a m i o działaniu Bożym w świecie.
Na pozór nic się nie zmieniło: spośród pielgrzymów zdążających do sły­
nących łaskami sanktuariów w dalszym ciągu „wielu marzy o zdecydowanej
282
FRONDA 3 7
boskiej interwencji". A jednak „wśród teologów pojawiła się w drugiej p o ł o ­
wie XX wieku z n a m i e n n a tendencja, by w cudzie widzieć nie tyle naruszenie
porządku natury, ile taki przebieg zjawisk, naturalnych czy nie, który ludzie
mogą uznać za znaczący". Z a t e m gęsta Dei to już nie obiektywne ingerencje
świata nadprzyrodzonego w rzeczywistość doczesną, lecz zbiegi okoliczności,
przypadków, które tylko w oczach wierzących mają swoje drugie d n o . O w o
przesunięcie sensu posiada ciężar o wiele poważniejszy od subtelnych dystynk­
cji intelektualistów pochłoniętych abstrakcyjnymi ideami. Jest d o w o d e m d o k o ­
nującej się na naszych oczach (i w nas samych) zmiany w sposobie pojmowania
Boga: nie jest to już „Bóg, który raził w szczękę wszystkich w r o g ó w Dawida",
ale „dyskretny Ktoś, kto z naturalnych zjawisk u k ł a d a rebusy na własny t e m a t
(tak, by czegoś naprawdę niewyjaśnialnego nie zmajstrować)".
W s z e c h m o c n e g o W ł a d c ę , zsyłającego g r o m y na swych wrogów, zastąpił
więc N a r r a t o r Esteta, ze splątanych w ą t k ó w tkający p ł ó t n o życia. Jak w wielu
innych miejscach swej książki, tak i tu Sosnowski diagnozuje p r o b l e m , u n i k a
jednak dawania p o c h o p n y c h recept. Sam wątpi przecież, „czy w akt t a m t e g o ,
niedyskretnego Boga my, którzy nie jeździmy do Lourdes, w ogóle potrafili­
byśmy jeszcze uwierzyć?". Z a r a z e m j e d n a k ma ś w i a d o m o ś ć , że gdy zgadzamy
się na Jego wycofanie (wypchnięcie? wyparcie?) poza widoczny h o r y z o n t
kosmosu, „coś zostaje n a m w t e n s p o s ó b odjęte". Rozwiązując (lub nie) Boże
rebusy, m o ż n a wciąż na n o w o odnajdować drogę, k t ó r a do N i e g o p r o w a d z i .
Z treści przygotowywanych dla n a s ł a m i g ł ó w e k da się n a w e t niekiedy od­
czytać, jak blisko (czy daleko) znajdujemy się od celu n a s z e g o pielgrzymo­
wania. Tak bawiąc się w ciepło-zimno, nie m o ż n a Go j e d n a k spotkać. Wielki
Szaradzista pozostaje przed n a s z y m w z r o k i e m ukryty.
Któż (nie) z d o ł a się zbawić?
2
p o s z u k i w a n i u p r a w d z i w e g o oblicza Boga traktuje również szkic Elsynor
, Jerozolima. Jerzy Sosnowski
analizuje
tutaj
m o n o l o g Klaudiusza,
stryja
Hamleta, w noc poprzedzającą o b n a ż e n i e jego zbrodniczej intrygi. Jego
rozważania a u t o r Ach odczytuje jako p r ó b ę spowiedzi, p r ó b ę z konieczności
nieudaną, gdyż Szekspirowski b o h a t e r nie jest w stanie zgodzić się na j e d e n
z pięciu w a r u n k ó w s a k r a m e n t u p o k u t y (ich wyliczenie w formie k a t e c h i z m o ­
wej p r z y p o m n i a ł o mi p i e r w s z o k o m u n i j n ą książeczkę do n a b o ż e ń s t w a ) - zaJESIEŃ 2 0 0 5
283
dośćuczynienie. Aby swe z b u d o w a n e na grzechu życie g r u n t o w n i e zmienić,
Klaudiusz m u s i a ł b y się wyrzec o w o c ó w swego p r z e s t ę p s t w a . J e d n a k - re­
konstruuje jego tok myślenia Sosnowski - „ N i e s p o s ó b żałować drogi, k t ó r a
doprowadziła m n i e do p u n k t u , gdzie żal się w z b u d z a ; droga b o w i e m , k t ó r ą
szedłem,
stworzyła z a r ó w n o m n i e ,
jak i mój żal" - w t e n s p o s ó b zamyka
się b ł ę d n e koło występku. „Klaudiusz
błądzi, bo nie u m i e wyobrazić sobie
m i ł o s i e r n e g o Sędziego [...] Ma tylko
żal, a z niego niewiele wynika, nic
prawie; m o ż e też w y s t ę p n ą miłość,
której nie chce się wyrzec".
Odwrotną postawę względem po­
d o b n i e nikczemnej własnej z b r o d n i
przyjmuje
starotestamentowy
król
Dawid. Kiedy p r o r o k N a t a n ujawnia intrygę, za p o m o c ą której w ł a d c a d o ­
prowadził do śmierci w i e r n e g o Uriasza i posiadł ż o n ę z m a r ł e g o , Batszebę,
t e n posypuje głowę p o p i o ł e m i rozpoczyna p o k u t ę , błagając J a h w e o litość
(Tradycja w k ł a d a tu w u s t a D a w i d a słowa p s a l m u 5 1 ) . To przeciwstawienie
nie prowadzi j e d n a k Sosnowskiego d o s f o r m u ł o w a n i a p r o s t e g o m o r a ł u , jako
że nie tylko pokora Dawida, lecz n a w e t zatwardziałość Klaudiusza m o ż e się
okazać dla współczesnych nieosiągalna. By trwać w grzechu, trzeba b o w i e m
mieć poczucie grzeszności. D o p i e r o ś w i a d o m o ś ć wykroczenia p o p e ł n i a n e g o
przeciw p r a w o m m o r a l n y m czyni za nie o d p o w i e d z i a l n y m .
Tymczasem dzisiaj m a m y do czynienia nie tyle n a w e t z u p a d k i e m etyki,
ile raczej z „hiperinflacją z ł a " : „Rozmiar nieszczęść, k t ó r e w m i n i o n y m stule­
ciu sprokurowali ludzie ludziom, p r z e s u w a granice piekła, czyśćca i nieba, bo
jeśli piekło gromadzi ludobójców, t r u d n o , by smażyli się o b o k nich pospolici
złodzieje i zabawni rozpustnicy. [...] D e m o n i c z n i z b r o d n i a r z e zwolnili n a s
z odpowiedzialności, odkrywając przed n a m i takie p o k ł a d y ł o t r o s t w a , o ja­
kich nie śniło się n a w e t Klaudiuszowi, o Dawidzie nie wspominając". To, co
kiedyś u z n a n o by za n i e g o d n e i gorszące, obecnie uchodzi za manifestację
indywidualizmu i oryginalności. Z a m i a s t wstydzić się i żałować za swe winy,
o d c z u w a m y częściej z n u ż e n i e ich m o n o t o n i ą . Bojaźń Bożą i strach przed karą
z ręki Sprawiedliwego zastąpiły o b a w a o zdrowie i d o c z e s n e p o w o d z e n i e .
284
FRONDA 37
Żyjemy więc „w świecie, w k t ó r y m ludzie czują się raczej nieszczęśliwi
niż grzeszni" i gdzie zanikła przepaść m i ę d z y w y s t ę p k i e m a cnotą, dlatego
„bez t r u d u w s t a w i a m y imaginacyjnie n a s z e «ja» w ciała przestępców, łotrów,
zbrodniarzy i użalamy się ni to n a d nimi, ni to n a d s o b ą " . N a s z e współczu­
cie dla nich „ n a b r a ł o nieprzyjemnej
lekkości", ale jest w n i m tak wiele
fałszu, jak chyba nigdy dawniej, gdyż
służy o n o w gruncie rzeczy zabezpie­
czeniu siebie samych na wypadek,
gdybyśmy i my j a k i m ś z r z ą d z e n i e m
ślepego losu - bo przecież nie w wy­
niku świadomej decyzji - znaleźli się
kiedyś w podobnej
sytuacji.
„Nikt
świadomie nie służy złu; o n o odwra­
ca ku n a m swą s z p e t n ą twarz dopie­
ro, gdy już je spełnimy. Po teraźniejszości i przyszłości śmigają wyłącznie
anioły; diabły pluskają się jedynie w plusąuamperfectum".
Dawid grzeszył i p o k u t o w a ł w obliczu M i ł o s i e r n e g o Ojca. Klaudiusz lękał
się, ale i godził na s ł u s z n ą karę Sprawiedliwego Mściciela. Dzisiaj już ani
z Jego wyrokami, ani z Jego n a g r o d a m i liczyć się nie ma potrzeby. Skoro s a m
przyzwalał na tyle i takich nieprawości, jak m ó g ł b y m i e ć czelność rozliczać
nas z tego, że czasem przydarzy się n a m to i owo? Klaudiusz spełniał przynaj­
mniej cztery z pięciu w a r u n k ó w spowiedzi. C z ł o w i e k w s p ó ł c z e s n y o d r z u c a
wszystkie poza j e d n y m - m o c n y m p o s t a n o w i e n i e m poprawy, a i o n o zredu­
kowane zostaje do silnego p o s t a n o w i e n i a , żeby ś m i a ł o iść dalej przed siebie,
nie dając się zdołować pamięci o tym, co się s t a ł o .
Orygenizm, czyli p e r m i s y w i z m
Ten o s t a t n i s p o s ó b myślenia o Bogu stoi z kolei za powracającą w kilku miej­
scach książki Jerzego Sosnowskiego ideą „nadziei zbawienia dla w s z y s t k i c h " .
Jest o n a ni mniej, ni więcej, tylko p r ó b ą p o w r o t u do przypisywanej żyjącemu
w III wieku Orygenesowi koncepcji apokatastazy, k t ó r ą trzy stulecia później,
w czasach cesarza Justyniana, p o t ę p i ł najpierw synod, później zaś s o b ó r kon­
stantynopolitański. O s t a t e c z n a n a p r a w a wszechrzeczy przy k o ń c u świata,
JESIEŃ 2 0 0 5
285
p o w s z e c h n e zbawienie, nie wyłączające n a w e t s a m e g o szatana, stały w zbyt
jawnej sprzeczności z p r z e k o n a n i e m o wolnej woli i, co za t y m idzie, o d p o ­
wiedzialności człowieka za swoje czyny.
J e d n a k w s p ó ł c z e s n a wersja apokatastazy wygląda o wiele bardziej proza­
icznie niż we wczesnochrześcijańskich sporach teologicznych. „Obaj j e s t e ś m y
za mali - m ó w i cytowany przez a u t o r a Ach r o z m ó w c a - by n a s z e życia m i a ł y
być realnym p r o b l e m e m m o r a l n y m . Myślisz, że Bóg jest tak m a ł o d u s z n y , by
liczyć dziewczynki, z którymi spaliśmy bez ślubu, albo wysłać n a s do piekła
za wypożyczanie p o r n o s ó w z osiedlowej w i d e o t e k i ? " . W gruncie rzeczy wyra­
finowana myśl o „ p u s t y m p i e k l e " oznacza z a t e m tyle s a m o , co b a n a l n e „hulaj
dusza, piekła nie m a " . Jak pisze Sosnowski, „ o d r z u c e n i e całej tej a u t o p r o k u ratorskiej m a c h i n y [tzn. r a c h u n k u s u m i e n i a i spowiedzi] p r o w a d z i w p r o s t
do p e r m i s y w i z m u " . Tak n a p r a w d ę b o w i e m to nie c h ę t n i e d e k l a r o w a n e przez
dzisiejszych orygenistów współczucie dla grzeszników (z ojcem wszelkiego
grzechu na czele) i ufność w n i e o g r a n i c z o n e Boże m i ł o s i e r d z i e s t a n o w i ą
istotny p o w ó d wiary w o s t a t e c z n e przebaczenie i z m a z a n i e win, lecz trywial­
ne, z góry wszystko usprawiedliwiające p r z e k o n a n i e , że „Prawdziwe zło jest
daleko poza zasięgiem naszych żałosnych grzeszków". Kolejnym obliczem
Boga współczesności okazuje się więc t w a r z D o b r o t l i w e g o Staruszka, k t ó r y
pobłażliwie spogląda na wszelakie ludzkie igraszki.
Nie ma demiurga, a m e n
Idea „Wielkiego Przywrócenia Wszystkiego" ma także inny wymiar - „apoka­
tastazy kosmicznej", czyli „ m a r z e n i a o o d n o w i e n i u świata z leczniczym p o ­
minięciem tego, co przynosi n a m b ó l " . Jednak, z d a n i e m Sosnowskiego, „od­
n o w a świata m a t e r i a l n e g o w niebezpieczny s p o s ó b prowokuje wyobraźnię,
by życie wiekuiste przedstawiać sobie jako p r o s t e p o n o w i e n i e doczesności,
a nie odejście od niej".
Tymczasem t e n ziemski świat od m o m e n t u , gdy b u d z i m y się z błogiego s n u
dzieciństwa, okazuje się czymś nie do przyjęcia. Ów manichejski wątek, jeden
z najważniejszych, powraca w wielu miejscach książki. „Aprobata dla p r a w
tego świata wydaje mi się najzwyczajniej nielojalna w o b e c rodzaju ludzkiego,
wobec liczby nieszczęść, które dopadają to tego, to owego spośród n a s " - pisze
a u t o r Ach i wskazuje liczne doświadczenia, które sprawiają, że dorosłość jest
286
FRONDA
37
dlań „bezpowrotnym wygnaniem". Streszczają się o n e w dwóch zjawiskach:
nieubłaganym upływie czasu i „skandalu ciała". Ich aktualizacje m o g ą być roz­
maite: choroba n o w o t w o r o w a ojca i jego śmierć, u t r a t a psa, w i d o k gołębiego
truchła na chodniku recyclingowanego przez robactwo, częściej wstydliwe niż
niepokojące kłopoty z trawieniem, astmatyczne duszności i wzmagający je z la­
tami coraz wyraźniej nikotynizm. Każdy zna ich dziesiątki.
Nie jest od nich w o l n a n a w e t miłość, zwłaszcza w jej cielesnym w y m i a r z e .
Współczesna k u l t u r a czyni z erotyki bożka; p o d tym w z g l ę d e m Sosnowski
jest do p e w n e g o s t o p n i a jej n i e o d r o d n y m s y n e m (ale k t o z n a s n i m nie j e s t ? ) .
Niemniej n a w e t w tej wyidealizowanej wersji seks wciąż balansuje na granicy
światła i ciemności, u n i e s i e ń d u c h a i p o n i ż e ń ciała. Tę p ł y n n ą granicę wy­
znacza lampa, k t ó r ą zapalamy (lub nie) podczas jego uprawiania. Podsycana
milionami dolarów i e u r o idolatria seksu sprawia, że o jego ciemnej s t r o n i e
zapominamy. Ale i bez tego t r u d n o sobie wyobrazić, byśmy mogli dzisiaj
uwierzyć w d e m i u r g a gnostyków, złośliwego pod-Boga, który stworzył świat
materialny, by z a m k n ą ć w n i m i t o r t u r o w a ć n a s z e d u s z e .
Eros s p r o f a n o w a n y , e r o s o c a l o n y
Dla a u t o r a Ach, który w swej książce wciela się także w p o s t a ć r o m a n t y c z n e g o
- na sposób ponowoczesny, rzecz j a s n a - k o c h a n k a (i jest to tutaj j e d n o z naj­
ważniejszych jego wcieleń), sprawą szczególnej wagi staje się ocalenie m i ł o ­
ści przed nicującym ją gnostyckim o d b i o r e m świata. O w a ś w i a d o m o ś ć m a nichejska na co dzień przybiera b o w i e m p o s t a ć p o w s z e c h n e g o przekonania,
że szczęście k o c h a n k ó w m o ż e być tylko chwilowe. O b i e g o w a prawda, że „co
doskonałe, nie spełnia się na ziemi", ma też swój r e s e n t y m e n t a l n y wymiar,
który objawia się j a s k r a w o zwłaszcza w postaciach literackich czy filmowych
b o h a t e r ó w : przecież „gdyby im w ł a ś n i e się u d a ł o , jaki byłby to policzek dla
nas, nieudaczników! Nas, jeśli coś takiego spotka, to zawsze w u ł o m n y spo­
sób [...] Niech umierają, niech ich rozdziela zły los, p r z y p a d e k lub historia,
byleby nie wcielił się w ich m i ł o ś ć I d e a ł " .
Gorzka, ziemska wiedza o kruchości t e g o najsilniej chyba związanego
z ciałem uczucia ma j e d n a k także głębsze korzenie: „ s m u t e k s t a n o w i bez­
pieczne opakowanie ludzkiej seksualności, kojarzy się n a m b o w i e m z tym,
co w n a s subtelne, delikatne, d u c h o w e " . Poszukując wyjścia z m a t n i świadoJESIEŃ 2 0 0 5
287
mości manichejskiej i ocalenia z niej miłości, Jerzy Sosnowski zwraca się po
inspirację ku n a u c e Kościoła, ale w t y m p u n k c i e wyraźnie go o n a zawodzi:
„Obawa, że i n t e n s y w n o ś ć d o z n a ń cielesnych każe człowiekowi z a p o m n i e ć
o jego d u c h o w y m wymiarze - o b a w a przecież n i e b e z p o d s t a w n a - sprawiła,
że chrześcijaństwo na r o z m a i t e sposoby, od p i s m świętego Pawła po ency­
klikę Humanae vitae, przyczyniło się do sprofanowania ludzkiego e r o s u " .
Mniejsza w t y m m o m e n c i e o to, czy trafnie d o b r a n e zostały egzemplifikacje
owego „profanowania e r o s u " przez chrześcijaństwo, o k t ó r y m gdzie indziej
czytamy, że „oswaja się [ono] coraz bardziej z l u d z k ą seksualnością, ale p o ­
zostaje nieufne w o b e c n a m i ę t n o ś c i [...] aż po koncepcje A d r i e n n y von Speyr
aktu m a ł ż e ń s k i e g o jako rzeczywistości mistycznej i J a n a Pawła II teologię
ciała".
(Wątpliwość stąd m.in.
może
wynikać, że to w ł a ś n i e Karol Wojtyła
był, jak w i a d o m o ,
faktycznym
auto­
r e m w s p o m n i a n e j encykliki Pawła VI,
a d o w a r t o ś c i o w a n i e ludzkiej płciowości
w jego tak wcześniejszym, jak i później­
szym n a u c z a n i u n i e stało w sprzeczno­
ści ze s p r z e c i w e m w o b e c p r z e r y w a n i a
ciąży
czy
stosowania
antykoncepcji).
Niemniej, pisze Sosnowski, „odkrycie w erotyce jednej z pozytywnych więzi
łączących m ę ż a i żonę nie n a r u s z y ł o generalnej wizji człowieka", jaka stoi
za n a u k ą Kościoła. „W wizji tej - w o l n o chyba powiedzieć, że ze stoicyzmu
wywiedzionej - n a m i ę t n o ś ć odgrywa w n a s rolę niesfornego dziecka, k t ó r e g o
wychowanie polega na z ł a m a n i u jego p i e r w o t n e g o , n i e o k i e ł z n a n e g o charak­
teru. [...] D o s k o n a ł o ś ć m o r a l n a skojarzona zostaje z o s t u d z e n i e m naszej
gorącej krwi. Nie bez p o w o d u święci na p o r t r e t a c h blade mają oblicza".
Ocalenie miłości odnajduje a u t o r Ach ostatecznie poza katolicyzmem
- w koncepcji Włodzimierza Sołowjowa, dla którego centralne zagadnienie
stanowi poszukiwanie sensu tego e l e m e n t a r n e g o doświadczenia, jakim jest
„Zachwyt drugim człowiekiem, całościowy, od serdecznej życzliwości aż po
wzajemne seksualne o d d a n i e " . „Sens ludzkiej miłości - cytuje rosyjskiego
myśliciela Sosnowski - tkwi w uzasadnieniu i zbawieniu indywidualności
przez ofiarę z egoizmu". I dla Sołowjowa oczywiste jest, że „w przygnębiającej
większości przypadków, we wszystkich nieomal, to szczególne o p r o m i e n i e n i e
288
FRONDA 3 7
przedmiotu miłości w końcu się rozwiewa", zakochanie, miłość kończą się. Ale
prawosławny filozof, a za n i m a u t o r Ach, odwraca nasz zwyczajny tok w n i o ­
skowania, każący wątpić w rzeczywistą wartość tego, co przemija. Dlaczego
bowiem mielibyśmy uznać, że uczucie, które zgasło, okazało się tym samym
fałszywe? Czy nie jest to objaw szczególnego konformizmu, próba nagięcia,
wręcz zdrada własnej pamięci o tym, co doskonałe, pod p r z e m o ż n y m n a p o r e m
owej manichejskiej wiedzy o marności tego świata? Spróbujmy popatrzeć ina­
czej, bo m o ż e nie końcowy wynik - czyli zawód - jest i s t o t n ą wiedzą przyno­
szoną przez doświadczenie końca miłości, lecz to właśnie „w chwili zakochania
objawia n a m się prawda, której nie u m i e m y p o t e m ocalić"?
Jerzy Sosnowski przyjmuje za swoje słowa Sołowjowa, że „każdy czło­
wiek ma w sobie obraz Boży, to znaczy
szczególną formę o absolutnej treści",
i już s a m w y s n u w a stąd wniosek,
że
kochającemu rzeczywistość, a zwłaszcza
osoba d a r z o n a przezeń miłością objawia
się tak, jak widzi ją s a m Stwórca. A gdy
z wolna gaśnie ów „urok istnienia-wogóle", „kiedy u ś w i a d a m i a m y sobie, że
z wolna tracimy tę łaskę, otwiera się
pole dla ludzkiej twórczości, dla wysiłku, k t ó r e m u d a n o przez chwilę właści­
wą perspektywę i właściwy cel".
Miłość zostaje więc ocalona jako s p o s ó b p a t r z e n i a na świat i ludzi, jako
jedynie prawdziwy s p o s ó b poznawania. I jako zadanie: n a w e t po jej wygaś­
nięciu trzeba żyć tak, jakby o n a trwała; trzeba żyć p a m i ę c i ą o t y m doświad­
czeniu, z jego perspektywy b u d o w a ć n a s z e relacje, kształtować, f o r m u ł o w a ć
i spisywać myśli. (Ale cała bieda w tym, że „ludzie nie potrafią przekroczyć
tego p u n k t u , p u n k t u D o n Kichota. Wybierają od tej p o r y ziemską, gorzką
m ą d r o ś ć " . Ludzie, czyli każdy z n a s ) . Jest to bodaj najmocniejsze przesłanie,
jakie niesie Ach. Prześwieca o n o przez całą książkę. I m o ż e w ł a ś n i e dzięki
tej wpisanej w p i s a r s t w o Sosnowskiego ( p o d o b n i e jak w t e m b r jego głosu,
jak twierdzi moja matka) pamięci o objawionym niegdyś „ u r o k u istnienia-wogóle" lektura Ach, n a w e t w jej ciemnych fragmentach, u n o s i o kilka centy­
m e t r ó w n a d ziemię.
JESIEŃ 2 0 0 5
289
Poza herezją i świątobliwością
Książka Jerzego Sosnowskiego nie udaje oczywiście t r a k t a t u teologicznego
ani się do t e m a t ó w tutaj p o r u s z o n y c h n i e ogranicza, chociaż ich wybór na
potrzeby tego szkicu nie jest chyba zbyt arbitralny, a wątek wiary współczes­
nego everymana - z m ę c z o n e g o b ł ą d z e n i e m intelektualisty to bodaj najważ­
niejsze spoiwo Ach. Składające się na t e n t o m eseje nie t w o r z ą też o s o b i s t e g o
wyznania autora, a jeśli nawet, to wyrażone b a r d z o n i e w p r o s t . Tak jak nie
znajdziemy tu j e d n o z n a c z n y c h rozwiązań wielu p r o b l e m ó w w s p ó ł c z e s n e j
duchowości, k t ó r e a u t o r wskazuje, p o d o b n i e n i e d o w i e m y się, jak d o k ł a d n i e
definiuje dzisiaj w ł a s n ą p o s t a w ę d a w n y „ p o s t - " czy też „okołokatolik".
Jerzy Sosnowski wolał się ukryć za r o z m a i t y m i m a s k a m i i dzięki t e m u
pozostać w sferze literatury (charakterystyczne, że jeśli cytuje się tu p s a l m y
czy Księgę Hioba, to nie z Biblii Tysiąclecia, lecz w t ł u m a c z e n i u C z e s ł a w a
Miłosza), a w tej na p r o s t ą szczerość n i e ma miejsca. Bardziej niż na osobistej
konfesji zależało mu b o w i e m na u k a z a n i u s t a n u d u c h a tej sfery społecznej, do
której jego w ł a s n a przynależność najmniej b u d z i w n i m s a m y m wątpliwości
i o p o r ó w - mianowicie „inteligencji", „ h u m a n i s t ó w o pasji nauczycielskiej".
Jaka z a t e m jest ich dzisiejsza kondycja? M o ż e najprzejrzyściej ukazać to m o ż ­
n a poprzez p e w n e przeciwstawienie.
„Niech więc będzie j a s n e od s a m e g o początku: Ja, piszący te słowa
- przeciwko wszelkiej ortodoksji - u w a ż a m się za h e r e t y k a i za gnostyka
- i szczycę się tym, że n i m j e s t e m . Jakże b o w i e m n i e być d u m n y m , jeśli
należy się do - niewielkiej, przyznaję - grupy ludzi, k t ó r a n a z w ę swą bie­
rze od u m i ł o w a n i a wolności i p o z n a n i a " - tymi s ł o w a m i Jerzy P r o k o p i u k
(nie wiedzieć c z e m u uparcie t y t u ł o w a n y w m e d i a c h profesorem) otwierał
grudniowy zeszyt „Literatury na Świecie" z 1987 roku. Ale blisko 20 lat,
jakie od tamtej pory zdążyło upłynąć, n i e oddaje chyba w p e ł n i o g r o m n e j
zmiany atmosfery panującej wokół z a g a d n i e ń religii. T a m t e n kultowy t o m ,
poświęcony w całości gnozie i m a n i c h e i z m o w i , był przecież z w i e ń c z e n i e m
panującej wówczas mody, której najtrwalszymi ś w i a d e c t w a m i p o z o s t a n ą
z a p e w n e Miłoszowe Ziemia Ulro i Hymn o perle. P a m i ę t a m , jak jeszcze po kil­
ku latach licealni nauczyciele p o d s u w a l i n a m te lektury z nadzieją, że t a k ż e
i dla nas s t a n ą się o n e objawieniem n o w e g o świata d u c h o w y c h doświadczeń,
fascynującego i, co najważniejsze, g o d n e g o ludzi uważających się za intelekFRONDA 37
t u a l i s t ó w (w przeciwieństwie do parafialnych homilii i listów p a s t e r s k i c h
biskupów).
Z kolei w s p o m n i a n e już s z t a n d a r o w e książki Michalskiego i Wencla
z okresu ich Sturm und Drang sytuują się na p r z e c i w n y m biegunie, do k t ó r e g o
w drugiej p o ł o w i e lat 90. wychyliło się w a h a d ł o t r e n d ó w w p o l s k i m życiu
u m y s ł o w y m . Eseje z t o m u Ach wiele dzieli od Powrotu człowieka bez właściwo­
ści i Zamieszkać w katedrze, a j e d n a k bez w ą t p i e n i a s w o i m k l i m a t e m książka
Jerzego Sosnowskiego zbliża się raczej do tych proklamacji konwersji niż do
zakurzonych d o k u m e n t ó w dawnej
ekscytacji wszelkiego rodzaju n u r t a m i
heterodoksyjnymi chrześcijaństwa. Ach czytane jako d o k u m e n t o b e c n e g o
czasu nie p o z o s t a w i a wątpliwości, że dzisiaj n i e w s t y d już p o l s k i e m u inte­
lektualiście myśleć i m ó w i ć o d o k t r y n i e i religii katolickiej j a k o o p o w a ż n e j
propozycji i wyzwaniu. O b a r d z o specyficznym procesie jego n a w r a c a n i a się,
tęsknocie za światłem, p o s z u k i w a n i u światła, odnajdywaniu go i ciągłym
zdradzaniu z czającą się wciąż za plecami i w tyle głowy c i e m n o ś c i ą ( m o t y w
światła przewija się zresztą we wszystkich zamieszczonych tu szkicach) o p o ­
wiada Sosnowski w s p o s ó b m o ż e najbardziej o s o b i s t y w eseju Księga powrotu.
N i e jest to p o w r ó t łatwy ani prosty. Ale d o m wydaje się coraz bliżej.
ALEKSANDER KOPIŃSKI
Jerzy Sosnowski. Ach. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2005
Stanisław Lem wielokrotnie deklarował się jako „zakamieniały ateista" i jego negatywny stosunek do religii
przez lata nie uległ zmianie. W Obłoku Magellana pisanie
o tych sprawach przyjmuje formę na poły ironiczną, jak
wtedy, gdy mowa o „groteskowym naśladownictwie dzieł
tego pana stwórcy, w którego wierzyli starożytni", na
poły zaś zwyczajnie dezawuującą. Autor ukazuje religię
jako zbędny społecznie element, tak dawno zapomniany,
że mówienie o nim nabiera cech niestosowności.
Czerwona utopia
Stanisława Lema
MAREK ORAMUS
W natłoku wydarzeń hałaśliwych, acz byle jakich przemknął niepostrzeżenie
komunikat, że sonda Voyager 1, która w latach 70. wespół ze swą siostrzycą
Voyager 2 obfotografowała wielkie planety wraz z ich księżycami, dotarła właśnie
do krańca Układu Słonecznego. Gdzie jest ten kraniec, nie wie nikt; przyjmuje
się umownie, że na granicy heliopauzy gdzie zrównują się ciśnienia wiatru
292
FRONDA 37
słonecznego i materii międzygwiazdowej. O b u tych ciśnień, nieznacznie tylko
wyższych od zera, nikt dotąd zresztą nie pomierzył, wszystko jest więc kwestią
umowy. Aby osiągnąć tę dość urojoną granicę, Voyager 1 potrzebował prawie 30
lat, a kudy t a m jeszcze do najbliższej gwiazdy. Z obliczeń wynika, że dryf sond
wypuszczonych na krańce Układu przez człowieka, n i m osiągną okolice najbliż­
szych gwiazd, potrwa setki tysięcy lat. Zaiste, pozaukładowe podróże kosmiczne
przeznaczone są tylko dla wyjątkowo cierpliwych i długowiecznych.
Piszę o tym, bo w powieści Obłok Magellana Stanisława L e m a a s t r o ­
nauci na statku Gea dolatują do c z e r w o n e g o karła P r o x i m a C e n t a u r i w lat
zaledwie osiem; nie t o j e d n a k m n i e bulwersuje. O t o znajdują t a m całkiem
niespodziewanie stację orbitalną Atlantydów, k t ó r a m u s i a ł a z tysiąc lat
wcześniej zboczyć z kursu po trafieniu m e t e o r y t e m i dryfując p o d w p ł y w e m
udzielonego w t e n s p o s ó b i m p u l s u , d o s t a ł a się w strefę przyciągania gwiazd
C e n t a u r a . Z a s t a n ó w m y się przez chwilę: ciała w e w n ą t r z U k ł a d u S ł o n e c z n e g o
poruszają się z prędkościami r z ę d u 4 0 - 7 0 k m / s ; te p o z a u k ł a d o w e są szybsze,
osiągając n a w e t 100 k m / s . Jest to, jak ł a t w o obliczyć, j e d n a trzytysięczna
prędkości światła, k t ó r e gna do C e n t a u r a 4,3 roku świetlnego. Dryf w r a k u
Atlantydów, przy założeniu, że puściłby się od razu z o d p o w i e d n i ą p r ę d k o ś c i ą
i dokładnie w o d p o w i e d n i m kierunku, w i n i e n z a t e m t r w a ć jakieś 13 tys. lat.
Innymi słowy w chwili, gdy Gea dobijała do Proximy C e n t a u r a , z d e m o l o w a n a
stacja Atlantydów, nafaszerowana kolbami bakterii i pociskami a t o m o w y m i
niezbędnymi do niszczenia życia, znajdowałaby się ciągle w drodze, gdyż fi­
zycznym n i e p o d o b i e ń s t w e m jest p o k o n a n i e tej trasy w tysiąc lat. Tak to Lem
z zapalczywości, by wymierzyć kopniaka złym A m e r y k a n o m , fałszuje fizykę
- bo nie chce mi się wierzyć, żeby to p r o s t e r o z u m o w a n i e n a w e t w latach 50.
było poza jego zasięgiem - wszak wszystkie d a n e były n a o n c z a s d o s t ę p n e .
Jerzy Wróblewski - mistrz m a t e r i a l i z m u d i a l e k t y c z n e g o
Obłok Magellana ukazuje się pierwszy raz od 35 lat (ostatnie w y d a n i e - 1970)
z p o w o d u blokady zastosowanej przez a u t o r a . Lem usiłował u ś w i e t n i ć swój
wizerunek, chowając grzechy m ł o d o ś c i p o d korcem; s a m lżył Obłok co naj­
mniej kilkakrotnie, nazywając go „ c z e r w o n ą u t o p i ą " . Istotnie, określenie to
pasuje jak ulał, gdyż jest to tylko przy okazji p o w i e ś ć o pierwszej wyprawie
człowieka poza Układ Słoneczny, odbywającej się na początku XXXII wieku,
JESIEŃ 2 0 0 5
293
główny zaś jej t e m a t stanowi wizja ludzkości po o s t a t e c z n y m tryumfie k o m u ­
n i z m u . Lem mający pretensje do futurologicznej nieomylności, podkreślający
natarczywie swoje zasługi w tej dziedzinie (nikt ich bodaj nie kwestionuje),
tutaj pomylił się grubo, gdyż nie n a d s z e d ł jeszcze luby wiek XXI, a po k o m u ­
nizmie już rozwiewały się o s t a t n i e resztki i dziś jest to tylko kuriozalny relikt
na politycznej m a p i e świata.
W Obłoku Magellana j e d n a k ohydny kapitalizm, uosabiany przez d e m o ­
nicznych i poniekąd komicznych w swym przejaskrawieniu Atlantydów, został
zduszony tak d a w n o - dziesięć wieków wcześniej - że nikt już nie pamięta,
co to było, wiedzą tylko, że należy odczuwać wobec niego odrazę. Na t e m a t
stosunku Lema do k o m u n i z m u z n a m dwie teorie: pierwsza to taka, że Lem
chcąc zaistnieć literacko, zgodził się płacić obowiązkowy trybut, przedstawiając
w swych początkowych utworach sprawy tak, jak tego wymagał realizm socja­
listyczny. Byli więc odważni i szlachetni komuniści, ruszający z i m p e t e m bryłę
świata i powoli, acz konsekwentnie zamieniający nasz padół w oazę szczęśli­
wości (w Obłoku m o w a jest wprost o specjalnych zabiegach felicytologicznych).
Zli i podli do cna są n a t o m i a s t Amerykanie, żądni j e n o dolarów i wojny. Lem
zatem godziłby się na takie pisanie w b r e w w ł a s n y m p r z e k o n a n i o m i niejako
z m u s u : robił jedno, myślał drugie i cierpliwie czekał końca.
Druga z teorii, k t ó r ą s a m wyznaję, zakłada, że Lemowi k o m u n i z m i soc­
realizm nie były tak b a r d z o obmierzłe, jak sugeruje dzisiaj, i smarując wizje
ludzkości szczęśliwej a bezkonfliktowej nie za b a r d z o zapierał się siebie, gdyż
294
FRONDA
37
w jego p r z e k o n a n i u tak być m i a ł o : szczęście ludzkości, o w s z e m , ale nie od
razu, więc i ofiary jakieś m u s z ą być, skoro istnieją siły, co się t e m u przeciwią.
Lem, podejrzewam, z n i e z n a n e g o bliżej p o w o d u nienawidził Ameryki, d o ś ć
często wyrażał się o niej z dającą do myślenia zajezgłością, nigdy jej też nie
odwiedził, n a w e t u szczytu sławy, mając s t o s o w n e z a p r o s z e n i a - m o ż e oba­
wiał się, że zostanie za swe zbytki zawrócony z lotniska. M o ż n a - w r a c a m do
s t o s u n k u Lema do k o m u n i z m u - przejść do p o r z ą d k u nad s ł o w a m i przed­
mowy:
Wyrażam wdzięczność profesorowi Jerzemu Wróblewskiemu za prze­
dyskutowanie ze mną zagadnień organizacji społeczeństwa i norm spo­
łecznych w okresie przechodzenia społeczeństwa z niższej do wyższej
fazy komunizmu.
W końcu było to pisane w roku 1955, za b ł ę d ó w i wypaczeń. Stalinizm j u ż
się kończył, ale mając gwiazdy p r z e d oczami, m o ż n a było t e g o nie zauważyć.
Chodzić też m o g ł o nie o konsultacje, lecz o ideologiczne nihil obstat: jak to,
pobierałem nauki u s a m e g o Wróblewskiego, odczepcie się.
We w s p o m n i a n e j p r z e d m o w i e Lem wyznaje też, jak t r u d n ą s p r a w ą jest
k o n s t r u o w a n i e wizji szczęśliwej przyszłości p o d k o m u n i z m e m :
Jeśli zaś współczesna wiedza nie może dokładnie przedstawić bazy ma­
terialnej przyszłego społeczeństwa, to tym mniej dostarcza przesłanek
do ukazania kultury umysłowej ludzkości XXX wieku, która będzie
owej bazy nadbudową. Na szczęście pisarz imający się tych trudów nie
pozostaje bez narzędzi; z pomocą spieszy natychmiast nauka: Określo­
ne tezy materializmu historycznego oraz pewne długodystansowe ten­
dencje rozwojowe techniki i nauk przyrodniczych pozwalają nakreślić
ogólnikowy obraz przyszłości.
Jak powiadam, wyznania te p o c h o d z ą z roku 1955, ale jeszcze w wydaniu
Obłoku Magellana z roku 1967 zostały p r z e d r u k o w a n e z całym dobrodziej­
s t w e m inwentarza. M o ż n a t o wytłumaczyć r o z t a r g n i e n i e m , zagapieniem
się, niepewnością, na jakiego konia postawić, ale m o ż n a też szczerym przy­
wiązaniem do tych ideałów, k t ó r e w t e d y o d g ó r n i e obowiązywały. Ktoś, k t o
JESIEŃ 2 0 0 5
295
skłaniałby się do nich p o d p r z y m u s e m , korzystałby z każdej okazji, z każdego
pretekstu, aby się ich pozbyć albo wyprzeć. Konsekwencja, z jaką Lem trwał
przy owym bełkocie, daje do myślenia.
„Międzynarodówka" - „stary h y m n Ziemian"
W powieści Obłok Magellana raj k o m u n i s t y c z n y aż bije po oczach. K a ż d e m u
dają w e d ł u g potrzeb, n a w e t jeśli te p o t r z e b y k t o ś ustali na ciut zawyżonym
poziomie. Nie ma biedy ani m e n e l s t w a , ludziska zachowują się statecznie,
rozmiłowani w dysputach na t e m a t y w z n i o s ł e i głębokie oraz c h ó r a l n y m
śpiewaniu pieśni; n a w e t przedszkolaki z a w o d z ą z u p o r e m g o d n y m lepszej
sprawy: Kukułeczka kuka, kukułeczka kuka / Za wodą, za wodą... N i e ma też partii
komunistycznej, acz obowiązkową formą zwracania się do zebranych jest „ t o ­
warzysze". (Może to oznaczać, że partii k o m u n i s t y c z n e j zabrakło nie dlatego,
że jest zbędna, lecz dlatego, iż całe s p o ł e c z e ń s t w o z a m i e n i ł o się w partię
komunistyczną, nie ma b o w i e m różnic zdań, wszyscy są j e d n o m y ś l n i i t p . ) .
C e r e m o n i a ł k o m u n i s t y c z n y ludzie mają we krwi do t e g o stopnia, że podlegają
m u niejako bezwiednie.
Spotkanie towarzyskie przeciągnęło się do późnej nocy. [...] W jednej
z takich chwil [„powszechnego milczenia", gdy impreza już gasła
- przyp. M.O.] ktoś zaintonował bardzo starą pieśń. Melodia zrazu
potykała się, przekazywana z ust do ust, aż zatoczyła krąg i porwała
wszystkich. I mnie, i innym brakło chwilami słów, mało kto je pamię­
tał, zamierzchłe, ledwo zrozumiałe, dziwne, o wyklętych dręczonych
głodem, o ich ostatniej walce. Gdy jedne głosy milkły i pieśń waliła się
jak puszczony ciężar, wtedy zrywały się inne i podtrzymywały ją, i tak
dźwigała się znowu, i rosła. [...] Przede mną stał Ter Akonian. [...]
śpiewał, stojąc, stary hymn Ziemian i płakał z zamkniętymi oczami.
Trudno mi nazwać tę scenę inaczej jak zbiorowym o r g a z m e m ideologicznym,
nirwaną osobników, którzy k o m u n i z m wyssali z m l e k i e m matki. Żeby napisać
coś takiego, trzeba było włożyć trochę serca i niekiepskiego zapału, bo to nie
wygląda na udawanie. „Stary h y m n Z i e m i a n " (młodszych czytelników infor­
muję, że to „Międzynarodówka") ma taką moc, że ludziska łkają jak bobry i nie
296
FRONDA
37
wstydzą się tego, acz, jak widać z wyznań bohatera, m a ł o rozumieją z całej
ceremonii. Pisarz, który dopuszcza się takich rzeczy, dziś czy p ó ł wieku t e m u ,
oferuje n a d z o r c o m ideologicznym taki n a d m i a r gorliwości i entuzja­
z m u , że t r u d n o to pogodzić z jakąkolwiek formą wymuszania.
Idźmy dalej. W słynnym rozdziale Komuniści ma
miejsce sytuacja, kiedy g r o m a d a nadwątlonych
psychicznie a s t r o n a u t ó w Gei gromadzi
się przed klapą wiodącą p r o s t o
w próżnię i d o m a g a jej od­
kręcenia, pragną b o w i e m
wyjść na zewnątrz. N i e
ma co wątpić, że d ł u g o ­
letnia
podróż
w
zam­
kniętej przestrzeni m o ż e
p o w o d o w a ć uczucia klaustrofobiczne
oraz
go
typu
ści
psychiczne;
w
inne­
wichrowato-
próżnię
wyjście
uwalnia
od
nich, i to radykalnie. O t o jak
kryzys został zażegnany: do zebranych
schodzi Ter Haar, historyk i jednocześnie jakby
komisarz polityczny wyprawy, który raczy ich opowieścią
o m a l t r e t o w a n y m przez gestapo niemieckim komuniście Martinie.
Ż ą d a n o od niego, by wydał towarzyszy, lecz on m i m o zastosowanych m ą k
milczał i w końcu „w kamiennej piwnicy dostał kulę w tył czaszki" (ten s p o s ó b
likwidacji skazanych praktykowali raczej śledczy sowieccy, lecz Ter H a a r pew­
nie ani słyszał o Katyniu). Historyk próbuje zawstydzić z b u n t o w a n y c h : Martin,
niemiecki ideologiczny męczennik, cierpiał w imię k o m u n i z m u , próbując
przyspieszyć jego nadejście, a wy co? „A otóż i jesteśmy w drodze do gwiazd,
bo on po to umierał, a otóż i k o m u n i z m . . . ale gdzie są k o m u n i ś c i ? ! ! ! " - grzmi
komisarz. No i oczywista o żadnym wychodzeniu w próżnię nie ma już mowy.
Zawstydzeni,
skompromitowani,
upokorzeni
malkontenci
rozchodzą
się
„w cztery strony, z opuszczonymi głowami, niosąc ciężkie, bezwładnie zwisie
ręce, które wahały im się w chodzie jak m a r t w e " .
JESIEŃ 2 0 0 5
297
Krzyż - „zapomniany symbol mitu religijnego"
Stanisław Lem w i e l o k r o t n i e deklarował się jako „zakamieniały a t e i s t a "
i jego negatywny s t o s u n e k do religii przez lata n i e uległ z m i a n i e . W Obłoku
Magellana pisanie o tych s p r a w a c h przyjmuje formę na p o ł y ironiczną, jak
wtedy, gdy m o w a o „ g r o t e s k o w y m n a ś l a d o w n i c t w i e dzieł t e g o p a n a stwórcy,
w którego wierzyli starożytni", na p o ł y zaś zwyczajnie dezawuującą. A u t o r
ukazuje religię jako z b ę d n y społecznie e l e m e n t , t a k d a w n o zapomniany, że
m ó w i e n i e o n i m nabiera cech n i e s t o s o w n o ś c i . Podczas dyskusji po s u t y m
obiedzie na Gei - n a c h a l n i e eksponuje się tu obfitość dóbr, n i e m o ż l i w ą do
osiągnięcia, gdy k o m u n i z m jest w b u d o w i e - ucztujący omawiają treść fresku
na ścianie. Pada w t e d y stwierdzenie, że „krzyż był z a p o m n i a n y m s y m b o l e m
m i t u religijnego" (w późniejszych w y d a n i a c h u s u n i ę t e ) . B o h a t e r o w i nie chce
przejść przez gardło s ł o w o kościół, z a m i a s t t e g o m ó w i o „ d o m a c h tych, n o ,
k t ó r e p o ś w i ę c a n o o b r z ę d o m religijnym". W i a r a to c i e m n o t a i w s t e c z n i c t w o ,
w światłym s p o ł e c z e ń s t w i e r o z w i n i ę t e g o k o m u n i z m u nie ma na nią miejsca.
Tej Arkadii a t e i s t ó w przeciwstawiony zostaje o b s k u r a n c k i i odrażający
statek Atlantydów, symbol ciemnej epoki ucisku i wyzysku. Na k a ż d y m k r o k u
b o h a t e r świadkuje szczegółom, k t ó r e b u d z ą jego repulsję, od m u m i i z głowa­
mi przewiązanymi s t r z ę p a m i koca, p o p r z e z nagie kobiety z p o m a l o w a n y m i na
k r w a w o paznokciami rąk i n ó g na plakatach, po „ b o m b y u r a n o w e " w ł a d o w n i .
Obraz t e n przyrządzony został d u ż y m n a k ł a d e m sił i ś r o d k ó w w konwencji
koszmaru; aby się pozbyć tej zgrozy, z a p a d a decyzja o z d e t o n o w a n i u b o m b ,
by po złych Atlantydach rozwiał się o s t a t n i ślad. Przed saperską akcją b o h a t e r
trafia jeszcze do p o m i e s z c z e n i a sprawiającego w r a ż e n i e kaplicy:
Był to duży, pusty pokój. Naprzeciw drzwi znajdowała się wysoka, łu­
kiem sklepiona nisza. Wisiał w niej drewniany krzyż, bardzo czarny na
białym tle. Nagle spostrzegłem, że pod niszą klęczy trup przyciśnięty
do podłogi; ostry kręgosłup unosił czarną, okrywającą go tkaninę. [...]
W głębi pokoju stał Piotr z Ganimeda. Jego naramienna lampa oświet­
lała mocno krzyż, a on, smukły, ogromny, w srebrnym skafandrze,
z rękami skrzyżowanymi na piersi, długo patrzał na ten znak wiary
daremnej.
298
FRONDA 3 7
Mamy tu nie tylko m a ł o s t o s o w n e n a w e t dla ateisty deprecjonowanie symbo­
lu kultu religijnego, ale rozmyślne skontrastowanie żywych, srebrzystych jak
anioły gigantów, od których bije światło, ze skurczoną, na czarno odzianą m u ­
mią, p o d o b n ą „do zbrylonej grudy ziemi". M u m i ą człowieka, który zawierzył
wszystko s w e m u Bogu - i przegrał. Nie dopuszcza się żadnej dyskusji ani na­
w e t cienia wątpliwości, po czyjej stronie jest racja; z d a n i e m ówczesnego Lema
w meczu k o m u n i z m kontra reszta świata zwycięzca mógł być tylko jeden.
Okrzyk - „ N a jądra starych a t o m i s t ó w ! "
A z a t e m „czerwona u t o p i a " . Co racja to racja: w s p o ł e c z e ń s t w i e powieści nie
występują ż a d n e konflikty, skoro wszyscy myślą j e d n o . Ludzie z a p o m n i e l i
JESIEŃ 2 0 0 5
1
299
już, że kiedyś było inaczej i że w ogóle m o ż e być inaczej. Wszyscy są p o w a ż n i ,
n a w e t dziatwa, ale jacyś w y p r e p a r o w a n i z emocji, bez ikry, bez życia - takie
chodzące „posągi a s t r o g a t o r ó w " . Od czasu do czasu k t o ś z d o b ę d z i e się na
czyn b o h a t e r s k i lub jęknie z niespełnionej miłości - i tyle. Nie do p o m y ś l e n i a
jest, aby ktoś oglądał głupie seriale (telewizja jest t a m prawie n i e o b e c n a ) albo
czytał „Fakt", gdyż obywatele pasjonują się p r z e d e w s z y s t k i m osiągnięciami
nauki, o nich to n a m i ę t n i e dyskutują w czasie w o l n y m . W laboratoriach i na
spotkaniach z n a u k o w c a m i - tłok, wzięciem cieszą się także koncerty muzyki
symfonicznej, akcje plastyczne i c h ó r a l n e pienia, czyli to, co preferowała kul­
t u r a socjalistyczna.
To, że nikt nie pożąda tandety, tylko danych naukowych, to m o ż e i dobrze­
nie ma też partii k o m u n i s t y c z n e j . Ś w i a t e m rządzą naukowcy, a ich m ą d r o ś ć
i autorytet są u z n a w a n e p o w s z e c h n i e . Kuriozalność t e g o wychodzi d o p i e r o
w pełni w naszych czasach, gdy przymierzymy te rojenia m ł o d e g o L e m a do
obecnego s t a n u rzeczy. Wszystko przeczy o p i s a n e m u w Obłoku Magellana
porządkowi, poczynając od tego, że k o m u n i z m sczezł, choć co p r a w d a nie
doszczętnie. Kompozycyjnie Obłok jest z u p e ł n i e niewyważony: wiele miej­
sca zajmuje opis d o r a s t a n i a b o h a t e r a , zaliczenia go w poczet załogi Gei,
pierwszej miłości, a p o t e m s a m lot do u k ł a d u C e n t a u r a , obliczony na lata.
To, co n a p r a w d ę interesujące, mieści się w p a r u o s t a t n i c h rozdziałach i na
d o b r ą sprawę a u t o r zamyka u t w ó r w miejscu, gdzie p o w i n i e n go rozpoczy­
nać. S m ę t n e gadulstwo bohaterów, rozpatrywanie ich s t a n ó w psychicznych,
patetyczne a r o z b u d o w a n e uwagi na t e m a t p o w i n n o ś c i ludzkości i tego, jak
wspaniale kwitnie o n a p o d k o m u n i z m e m , jak c u d n i e realizuje i rozwija się
t a m j e d n o s t k a - wszystko to nie tylko t c h n i e fałszem, lecz r ó w n i e ż s t o s o w n i e
przynudza.
O tym, jak to z o s t a ł o n a p i s a n e , wypowiadali się znawcy. Od siebie d o ­
dam, że jest to p r o z a s t a n o w c z o za b a r d z o rozedrgana: „rozejrzałem się
i d r g n ą ł e m " (Obłok Magellana, s. 2 0 1 ) , „ d r g n ą ł e m " (s. 3 2 1 ) , „nagle d r g n ą ł e m "
(s. 177), „drgnąłem nagle jak u d e r z o n y " (s. 182), „ n a p e w n o wiele było
we m n i e d r g n i e ń " (s. 2 2 4 ) . Drgania udzielają się nie tylko g ł ó w n e m u b o ­
haterowi: „nagle d r g n ą ł " (s. 2 8 1 ) , „aż naraz wszyscy d r g n ę l i " (s. 2 6 9 ) , są
„drgnienia r z ę s " (s. 2 7 2 ) , „puls wyraźnie drgał na s k r o n i a c h " (s. 214) itp.
Aż z „drgnieniem niepokoju" (s. 277) chciałoby się zawołać: „ N a jądra sta­
rych a t o m i s t ó w ! " (s. 196) - k t ó r e przecież, jak w i a d o m o , też drgają.
300
FRONDA 3 7
Kto by więc chciał dziś czytać Obłok Magellana w dobrej wierze, by się
czegoś dowiedzieć o świecie l u b o ludziach, t e n niech lepiej sięgnie po póź­
niejsze dzieła Lema. Także i n a u k o w o książka jest n i e d o p r a c o w a n a , n a w e t jak
na 1955 rok. A j e d n a k decyzję a u t o r a o w z n o w i e n i u jej należy p o w i t a ć z u z n a ­
n i e m i s z a c u n k i e m . Lem jakby oznajmiał tą edycją: cóż, b ł ę d y m ł o d o ś c i , taki
byłem, tak zaczynałem, o t o d o w o d y mojego u p a d k u . I tylko t a k w a r t o czytać
tę przegadaną, objuczoną m n ó s t w e m w a d i k u r i o z ó w książkę-świadectwo
m e a n d r o w a n i a u m y s ł u wielkiego pisarza, który p o t e m pokazał klasę, ale
wcześniej uległ zaczadzeniu fałszywą ideologią i chyba nazbyt gorliwie wi­
dział się w jej służbie. Jest to d o w ó d i p r z e s t r o g a zarazem, n i e j e d y n a z t a m t e j
epoki, co się dzieje, gdy artysta wyrzeka się niezależności i godzi się iść na
pasku w y m o g ó w ideologicznych, i t r u d n o mu w y m a c a ć granicę, p o z a k t ó r ą
nie czytelnicy, ale decydenci polityczni b ę d ą z a d o w o l e n i .
MAREK ORAMUS
Stanisław Lem. Obłok Magellana. Wydawnictwo Literackie. Warszawa 2005
Ilustracje tekstu pochodzą z sowieckiego komiksu propagandowego tok 1917. Jak to było?
rys. Anatolij Wasiliew, tekst: Helena Dobrowolska i Jurij Makarów, tłum.: Helena Szapielnikowa. wyd. Progress, ZSRS, 1987.
Lektura przestrzeni jest ważna, bo historia Boga jest
także historią człowieka. Mieli rację ci, którzy nazy­
wali Ziemię Świętą piątą ewangelią. Każdy z nas musi
odnaleźć dobrą nowinę w swojej przestrzeni, w swoim
czasie. Sensualność poezji Kudyby, obfitość szczegółów
jest wpisana harmonijnie w większą całość, która tę
poezję przekracza.
CZYTANIE MIAST
ARTUR NOWACZEWSKI
Bohater wierszy Wojciecha Kudyby n i e u s t a n n i e d o k ą d ś wędruje. N i e jest
j e d n a k w odwiedzanych m i a s t a c h i miejscach turystą. Turysta to ktoś, k o m u
zależy wyłącznie na wypoczynku. U Kudyby dzieje się inaczej. P o d r ó ż jest
zwieńczeniem czasu zwykłego, jest jego ś w i ę t o w a n i e m . W ł a ś n i e w p o d r ó ­
ży dokonuje się t o , co w życiu najważniejsze: p r z e k r o c z e n i e s a m e g o siebie.
Podróż ta jest peregrynacją do rozmaitych m i a s t i miejsc - są to z a r ó w n o
święte m i a s t a chrześcijaństwa,
302
c e n t r a k u l t u r y n a r o d o w e j , jak i
miejsca,
FRONDA 3 7
z którymi p o e t a jest związany emocjonalnie. Ś m i a ł o m o ż e m y z a t e m n a z w a ć
b o h a t e r a tych wierszy pielgrzymem. Pielgrzymować to znaczy n i e u s t a w a ć
w wysiłku dotarcia do Prawdy. Pielgrzymowanie to ś w i a d o m e przeżywanie
swojego życia. Tu, na ziemi, pozostajemy ciągle w d r o d z e . Ale droga zosta­
ła n a m d a n a nie po to, abyśmy czuli się w y g n a ń c a m i albo t u ł a c z a m i , lecz
żebyśmy odczytywali p o z o s t a w i o n e na niej znaki. Czym więc jest życie na
ziemi? C z y t a n i e m znaków. C z y t a n i e m miejsc. C z y t a n i e m miast. C z y t a n i e m
zamieniającym się w R o z m o w ę . Czytaniem, w k t ó r y m s a m czytający jest
czytany:
Rozmowa z Nim jest jak podróż, zawsze w innym miejscu W głębi Sródziemnomorza, w środku właśnie zaczętej historii;
Wciąż trzeba jej szukać, odchodzić, powracać
[...]
Pociągiem z Sącza, z Lublina, Tyszowiec,
Wczesnym rankiem, nagle zostawiać widoki.
Rozmowa z Bogiem
To czytanie jest „wywalczone", jest s k u t k i e m głębokiej wiary, k t ó r a o d n a w i a
się w D u c h u Świętym. M o ż e być n i e z r o z u m i a ł e dla tych, k t ó r z y p o d d a l i się
zbyt łatwo, albo dla tych, którzy nigdy n i e walczyli. N i e m o ż l i w e dla tych,
którzy zaprzeczyli celowości w ę d r ó w k i . Bohater Kudyby w p o d r ó ż y o d c z u w a
spokój wynikający z ufności. Pielgrzymuje, bo zawierzył s e n s o w i podróży. Ta
p o s t a w a nie jest j e d n a k wyzbyta d r a m a t u , nie jest - jak m o g ł o b y się k o m u ś
z zewnątrz wydawać - sytuacją komfortową. Trzeba b o w i e m zrywać się do
m a r s z u także wtedy, kiedy brak n a m sił, kiedy j e s t e ś m y z m ę c z e n i i zniechęce­
ni. Kiedy „ktoś w o ł a " , o d p o w i a d a ć na wezwanie, k t ó r e jest „ z u p e ł n i e o s o b n e ,
skierowane tylko i wyłącznie do n a s " . Nie jest ł a t w o p o d o ł a ć w e z w a n i u .
Bo przecież przywiązujemy się do mijanych po d r o d z e furtek, d o m ó w ,
ogrodów, chcemy odpocząć przy s t u d n i , n a d rzeką, s t a w e m . Poruszają n a s
dźwięki bijących dzwonów, znajome p a n o r a m y i pejzaże. C h o ć nie opuścili­
śmy ojczyzny, towarzyszy n a m poczucie utraty. T e m u uczuciu tak ł a t w o ulec.
Tak łatwo od pragnienia bliskości, spokoju przejść do e g o i z m u . Jeślibyśmy
chcieli zachować swoje życie, stracimy je.
JESIEŃ 2 0 0 5
303
Poczucie u t r a t y m o ż e j e d n a k także n a s b u d o w a ć , gdy mobilizuje do
intensywniejszego, bardziej s k u p i o n e g o przeżywania świata. Tak się dzieje
w wierszach Wojciecha Kudyby. W ę d r o w a ć m o ż n a i wtedy, gdy p r o w a d z i się
życie osiadłe. Benedyktyńskie „uprawianie o g r o d u " m o ż e być r ó w n i e o w o c n e
jak pielgrzymka. Także uczy wytrwałości, hartuje. Z a k o r z e n i a m y się, przy­
wiązujemy i nie ma w tym nic złego. Ale j e d n o c z e ś n i e m u s i m y być gotowi do
drogi. O w s z e m , często się zatrzymujemy. Miejsce to przecież nic i n n e g o jak
pauza w r u c h u . W wierszach Kudyby u t r w a l o n y c h jest wiele takich miejsc-pauz. Same wiersze są p r z e r w a m i w w ę d r ó w c e , bo nie w a r t o u t r w a l a ć swo­
jego pośpiechu, p r ó b o w a ć o d d a ć coraz nowszych r y t m ó w pędzącego świata,
czepiać się nowych, przelotnych języków. Trzeba odnaleźć w ł a s n y r y t m drogi.
Niespieszny jak r y t m wiersza. Rytm, który n a s uspokoi. Retardację, k t ó r a
pozwoli n a m ujrzeć sens. Odczytać to, co Bóg do n a s m ó w i . O d n a l e ź ć rytm,
który umożliwi R o z m o w ę .
Bohatera Tyszowiec otacza nie tylko p i ę k n o natury, przejmująca m a t e rialność rzeczowników, lecz także przyjaźń n a z w własnych: C z ę s t o c h o w a ,
Grabarka, Malbork, Limanowa, Sącz, Lublin, Tyszowce - te wszystkie m i a s t a
osadzają go w języku, dają poczucie trwałości. A są przecież jeszcze rzeki,
w ś r ó d nich zaś ta najbardziej ukochana, wręcz wylewająca się z liter H u c z w a .
W tym świecie zawsze jest się w jego środku - w d o m u , k t ó r y jest „zawsze
gdzie indziej".
Lektura przestrzeni jest ważna, bo h i s t o r i a Boga jest także h i s t o r i ą czło­
wieka. Mieli rację ci, którzy nazywali Z i e m i ę Świętą piątą ewangelią. Każdy
z n a s m u s i odnaleźć d o b r ą n o w i n ę w swojej przestrzeni, w s w o i m czasie.
Sensualność poezji Kudyby, obfitość szczegółów jest w p i s a n a h a r m o n i j n i e
w większą całość, k t ó r a tę poezję przekracza. N a s z język nie jest w stanie
doświadczenia Boga opisać, ale skoro j u ż zaczęliśmy o N i m m ó w i ć , m u s i m y
się u s u n ą ć z tej opowieści, zabrać z pierwszego p l a n u n a s z e „ja". Czy m o ż n a
z a t e m powiedzieć, że m a m y się starać doświadczenie Boga obiektywizować?
Oczywiście jest to niemożliwe. Ale obiektywizowanie jest n a m p r z y d a t n e ,
gdy szukamy p o r o z u m i e n i a z d r u g i m człowiekiem. Najłatwiej zgodzić się
z tym, co jest p o z a n a m i . Bohater Kudyby to ktoś, k t o patrzy, p o d z i w i a i za­
prasza n a s do wspólnej kontemplacji.
Poza n a m i jest również historia, k t ó r a zmierza w j e d n y m k i e r u n k u . Zycie
b o w i e m rozpięte jest także na osi h o r y z o n t a l n e j , a nie tylko u k i e r u n k o w a n e
304
FRONDA 3 7
wertykalnie. N a p o t y k a n e przez b o h a t e r a m i a s t a - to także d o t k n i ę c i e historii
konkretnej, rozpisanej na lata i stulecia. M i a s t o z a t e m to nie tylko jego mury,
lecz także ludzie. M i a s t o to polis. Czytanie m i a s t jest więc r ó w n i e ż w ę d r ó w ­
ką w głąb kultury. Ideę polis b e z p o ś r e d n i o dziedziczy Kudyba po Herbercie.
W dawnych wiekach m i a s t o było p r z e s t r z e n i ą z a m k n i ę t ą , dającą poczucie
bezpieczeństwa, c h r o n i ł o p r z e d z e w n ę t r z n y m i w r o g a m i . Dziś t o „ z a m k n i ę ­
cie" m i a s t a wydaje się a n a c h r o n i z m e m . M i a s t o jest o t w a r t e . Myśląc „ m i a s t o " ,
bardziej myślimy „ulica" a nie polis, czyli w s p ó l n o t a . Dlatego b o h a t e r Kudyby
m u s i walczyć z poczuciem wyobcowania:
Nigdy ich nie ma
Kiedy są potrzebne
Mapy okazują się puste, długie pasma dróg
Biegną zupełnie obce, nie kończą się domem
Miasta
Miasta m o g ą n a s zawodzić. Mogą okazywać się tylko ideami, nie d o p u s z c z a ć
nas do środka. Ale najczęściej potrafią n a s w c h ł o n ą ć . Kudyba zgadza się
z Marcinem Świetlickim, że przez m i a s t o „jesteśmy t r a w i e n i " , ale wyciąga
z tego faktu i n n e wnioski. P a m i ę t a biblijny k o n t e k s t opowieści o J o n a s z u :
p r o r o k nie chciał wypełnić powierzonej mu misji, ale w k o ń c u m u s i a ł p o d d a ć
się woli Bożej. Ogień, który n a s trawi, nie ma n a s niszczyć - jak się dzieje
w wierszach Swietlickiego - ale ocalać i oczyszczać.
W XXI wieku coraz trudniej n a m egzystować w n a r o d o w e j w s p ó l n o c i e .
Ludzie oddalają się od siebie, czujemy się w ś r ó d nich coraz częściej obco.
Rzadko integrują n a s w a ż n e m o m e n t y naszej historii. Dlatego na co dzień
wybieramy m a ł e wspólnoty, nisze, w których czujemy się dobrze, gdzie
znajdujemy z r o z u m i e n i e . Język m o ż e łączyć ludzi, ale m o ż e też ich dzielić,
jeśli coraz więcej w n a s z y m życiu k ł a m s t w a , jeśli wielkie słowa stają się tyl­
ko p u s t y m i h a s ł a m i , kiedy s ł o w o jest p o d d a n e relatywizacji. Na to Wojciech
Kudyba się nie zgadza i na t y m polega też krzepiąca w a g a jego poezji. Nie
żyjemy już w czasach wojujących klasycystów i barbarzyńców, kiedy obie
frakcje niezależnie od głoszonych haseł b u d o w a ł y swoją s a m o ś w i a d o m o ś ć
na negacji. Dziś poezja jest atrakcyjna o tyle, o ile p r o p o n u j e jakieś wartości
JESIEŃ 2 0 0 5
305
pozytywne, k t ó r e są w stanie nas zbliżyć do d r u g i e g o człowieka; jeśli jest ko­
dem, który pozwala n a m się nawzajem z r o z u m i e ć . K o d ó w takich jest wiele.
Kod chrześcijan świeci j e d n a k szczególnym blaskiem. Pozostaje żywy, z r o ­
zumiały. Jeśli tylko p r z e ż y w a m y swoją w i a r ę głęboko, połączy n a s C h r y s t u s .
Wtedy, jak święty Piotr, b ę d z i e m y mogli chodzić po w o d z i e :
Chodziliśmy po wodzie. Tak jak należało - wolno.
Chybocząc na powierzchni, patrząc co jest w głębi.
Ksiądz Jacek boso, ciocia Wanda w halce,
Dziadek Paweł - wciąż nie swój, wuj, jak zwykle, chwiejny.
[...]
W końcu ja sam: w niebieskich krótkich spodniach,
Z ciemną gromnicą w ręku, w komży, wraz z innymi, kołem,
Okręgiem, który ogarniał wciąż więcej i więcej.
Aż po horyzont.
Byliśmy Kościołem.
Chodzenie po wodzie
ARTUR NOWACZEWSKI
Wojciech Kudyba, Tyszowce i inne miasta, Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2005
NOTY O AUTORACH
JĘDRZEJ ABRAMOWSKI (1976) teolog, uzyskał licencjat w zakresie teologii apostolstwa.
Obecnie student czwartego roku studiów doktoranckich w Instytucie Teologii Apostolstwa
Wydziału Teologicznego UKSW w Warszawie. Mieszka w Kościerzynie.
TADEUSZ CHABROWSKI (1934) poeta.emigracyjny. Studiował w Instytucie św. Pawła
w Krakowie. W 1961 roku wyjechał do USA. Debiutował w 1960 roku w „Tygodniku
Powszechnym". W Londynie, nakładem Oficyny Poetów i Malarzy, ukazały się jego
Madonny (1963) i Lato w Pensylwanii (1965). Później wydał m.in. tomy Drewniany rower
(1988) i Panny z wosku (1992). Jest laureatem Nagrody Fundacji im. Kościelskich. Mieszka
w Nowym Jorku.
ZENON CHOCIMSKI (1969) publicysta. Mieszka w Poznaniu.
BOGUSŁAW
CHRABOTA
(1964)
poeta,
reporter,
dziennikarz.
Do
1989
roku
publikował w tytułach niezależnych i emigracyjnych. Po 1989 roku publikował w „Czasie
krakowskim", „Młodej Polsce". „Nagłosie", „Życiu", „Polityce" i „Twórczości". Wydał
książki: Widzieć mądrość w wolności ( 1 9 9 1 ) . Rysunki anatomiczne ( 1 9 9 2 ) , Wpośrodkunocy
(1995), Kroniki z czasów Mitanni (2002) oraz powieść Ferzan ( 2 0 0 3 ) . Współautor Czwartej
władzy (1995). Wiatach 1 9 9 2 - 1 9 9 3 Wicedyrektor TAI Warszawa. 1 9 9 3 - 2 0 0 2 Z-ca.
a następnie Dyrektor Programowy TV Polsat, 2 0 0 2 - 2 0 0 5 Redaktor Naczelny TV Polsat.
Od 2005 roku redaktor naczelny i szef kanałów tematycznych grupy Polsat. Autor licznych
reportaży, filmów dokumentalnych, formatów telewizyjnych (Graffiti). Pomysłodawca
i redaktor wielokrotnie nagradzanego cyklu telewizyjnego Raport specjalny.
PRZEMYSŁAW DAKOWICZ (1977) poeta, historyk literatury. Wydał zbiór wierszy
SuBmayr, śmierć i miłość (Stowarzyszenie Literackie im. K.K. Baczyńskiego, Łódź 2 0 0 2 ) .
Przygotowuje pracę doktorską o dziedzictwie Norwida w powojennej poezji polskiej.
Publikował
m.in.
we
„Frazie",
„Nowej
Okolicy
Poetów".
„Toposie",
„Tygodniku
Powszechnym" i „Zeszytach Literackich". Wraz z żoną Agnieszką i córką Zuzanną mieszka
w Łodzi.
PRZEMYSŁAW DULĘBA (1980) archeolog (szuka śladów pobytu Celtów w Małopolsce),
czasem pisuje do gazet literackich, najczęściej spotykany na trasie Skarżysko-Kamienna
- Warszawa Centralna.
308
FRONDA 37
JAROSŁAW JAKUBOWSKI (1974) poeta i prozaik. Ostatnio opublikował tom wierszy
Wyznania ulicznego sprzedawcy owoców ( 2 0 0 4 ) . Mieszka w Koronowie koło Bydgoszczy.
KRZYSZTOF
w Bochum,
KĘDZIOR
wiatach
(1968)
1981-2001
magister teologii
katolickiej
mieszkał w Niemczech,
na Ruhr-Universitat
obecnie
lektor języka
niemieckiego w szkole językowej. Mieszka w Warszawie.
ALEKSANDER KOPIŃSKI (1974) humanista dyplomowany i praktykujący. Jego książka
Ludzie z charakterami. O okupacyjnym sporze Czesława Miłosza i Andrzeja Trzebińskiego
(Biblioteka Frondy. 2004) otrzymała w tym roku nominację do Nagrody im. Józefa
Mackiewicza. Mieszka w Warszawie.
CRZECORZ KUCHARCZYK (1969) docent w Instytucie Historii PAN, kierownik Pracowni
Historii Niemiec i Stosunków Polsko-Niemieckich IH PAN w Poznaniu. Opublikował
m.in. Pierwszy holocaust XX wieku (Biblioteka Frondy, 2 0 0 4 ) .
BENIAMIN MALCZYK PESSIMUS (1980) prosty archeolog urodzony na Pradze; spotkać
go można na Szmulkach, aczkolwiek ręki prawej sobie uciąć nie da.
FILIP MEMCHES (1969) mąż i ojciec. Publicysta, tłumacz, redaktor „Frondy". Mieszka
na warszawskich Starych Bielanach.
TOMASZ MERTA (1965) historyk myśli politycznej, publicysta, współautor podręczników
do wiedzy o społeczeństwie i historii. Pod jego redakcją (wraz z Robertem Kostrą) ukazała
się ostatnio praca zbiorowa Pamięć i odpowiedzialność. Mieszka w Warszawie.
ARTUR NOWACZEWSKI (1978) poeta, krytyk literacki. Wydał arkusz wyrywki (Sopot
2002). Mieszka w Gdańsku.
JANUSZ NOWAK (1954) poeta, historyk literatury, folklorysta, nauczyciel języka
polskiego,
redaktor
naczelny
kwartalnika
„Almanach
Prowincjonalny".
Mieszka
w Raciborzu.
MAREK ORAMUS (1952) publicysta, dziennikarz, krytyk literacki, pisarz. Jeden
z głównych przedstawicieli nurtu science fiction w literaturze polskiej. Przez 14 lat
kierownik działu krytyki w „Nowej Fantastyce". Opublikował powieści: Senni zwycięzcy.
Arsenał. Dzień drogi do Meorii. Święto śmiechu; zbiory opowiadań: Hieny cmentarne
i Rewolucja z dostawą na miejsce; zbiory publicystyczne: Wyposażenie osobiste (szkice
i krytyki) oraz Rozmyślania nad tlenem (felietony). Obecnie przygotowuje powieść: Trzeci
najazd Marsjan oraz tom felietonów i miniatur literackich Człowiek idzie z dymem. Podroby
z brzucha PRL-u. Mieszka w Piasecznie.
JESIEŃ 2 0 0 5
309
MAGDA PIETRZAK-MERTA (1963) tłumaczka literatury pięknej i filozofii politycznej,
autorka przekładu Przeminęło z wiatrem. Mieszka w Warszawie.
NILS-ERIC SANDBERG
przez wiele lat autor artykułów wstępnych do „Dagens
Nyheter" (największego szwedzkiego dziennika). Pisał komentarze dotyczące szerokiego
spektrum zagadnień finansowych i ekonomicznych. Był współautorem ponad 20 książek
dotyczących podatków, ekonomii, gospodarki mieszkaniowej i kwestii filozoficznych.
ANDRIEJ STOLAROW (1950) pisarz rosyjski. Mieszka w Sankt Petersburgu.
SONIA SZOSTAKIEWICZ (1971) redaktor „Frondy". Mieszka pod Warszawą.
MAŁGORZATA TERLIKOWSKA (1976) absolwentka Wydziału Filozofii Chrześcijańskiej
UKSW, etyk. dziennikarka. Pracowała w Radiu Plus. Publikowała w „Nowym Państwie",
„Życiu", „Przeglądzie Powszechnym". Wspólnie z mężem prowadzi w T V P magazyn
rodzinny MY, WY. ONI. Mama dwuletniej Marysi.
TOMASZ P. TERLIKOWSKI (1974) doktor filozofii, pulicysta, dziennikarz radiowy
i telewizyjny. Zastępca redaktora naczelnego tygodnika „Ozon". Autor książki Kiedy sól
traci smak. Mąż Małgosi i ojciec Marysi.
WOJCIECH WENCEL (1972) poeta, eseista, krytyk literacki, redaktor „Frondy",
felietonista tygodnika „Ozon". Ostatnio opublikował tom szkiców Przepis na arcydzieło
(2003) oraz Wiersze zebrane (2003) i poemat Imago mundi (2005). Jest laureatem wielu
nagród, m.in. Nagrody Fundacji im. Kościelskich. Mieszka w Gdańsku Matami.
BARTOSZ
WIECZOREK
Warszawskiego,
publikował
(1972)
doktorant
w „Przeglądzie
w Instytucie
Filozofii
Uniwersytetu
Filozoficznym",
„Studia
Philosophiae
Christianae", „Znaku". „Frondzie". „Przewodniku Katolickim" i „W drodze".

Podobne dokumenty