Piesy - Jeszcze tego nie słyszałeś

Transkrypt

Piesy - Jeszcze tego nie słyszałeś
Jakub Gańko • Piesy
UWAGA!!! POMIJAJĄC FAKT, ŻE CAŁA TA POWIEŚD TO STEK NIEWYOBRAŻALNYCH
BZDUR NAZNACZONYCH AUTENTYCZNIE PORYPANYM HUMOREM I PRAWDOPODOBNIE
NIEZROZUMIAŁYMI DLA WIĘKSZOŚCI NORMALNYCH LUDZI GAGAMI NAWIĄZUJĄCYMI
CZASAMI PRZEZ PRZYPADEK (NAPRAWDĘ PRZEZ KOMPLETNY PRZYPADEK) DO PEWNEGO
POLSKIEGO FILMU SENSACYJNEGO, TO WYSTĘPUJE TU (PODOBNIE JAK W TYM FILMIE
ZRESZTĄ) KILKA BRZYDKICH SŁÓW, WIĘC JEŚLI ŻYCIE CODZIENNE JESZCZE CIĘ KOMPLETNIE
NIE ZDEPRAWOWAŁO, A NIE CHCESZ ŻEBY ZDEPRAWOWAŁO CIĘ W TEJ CHWILI, TO
NATYCHMIAST PRZESTAO TO CZYTAD, USUO Z DYSKU TWARDEGO I SPIERDALANTO NA
SPACER!!! TO BYŁA UWAGA (NIE TA Z TVN-u).
Był środowy wieczór. W zasadzie to już nawet nie wieczór, a noc. Dobra, to ma byd
poważna historia, więc bez ściem – był środek nocy. Środowej. Ten z pozoru nieistotny
szczegół będzie miał kluczowe znaczenie w dalszej części tej powieści. Jej główny bohater,
Franek „Małe Er” Małer, wracał właśnie ze spotkania z kumplami. A co to za spotkanie było?
Już spieszę wyjaśnid.
Franek nie był byle kim – był policjantem. Nie jakimś wybitnym, po prostu zwykłym
krawężnikiem, który lubił po godzinach wpaśd na pakernię z kilkoma koleżkami, by utrzymad
wizerunek „maczo”. Cieki temu jag gdoś ma czo sz do njeko… Przepraszam, nie powinienem
pisad z pełnymi ustami. Zostawię tę kanapkę na później, bo jeszcze sobie klawiaturę
pobrudzę. O czym to ja… A, o pakerni. Więc dzięki częstym wizytom na siłowni, jak ktoś ma
coś do Franka, to Małe Er może mu szybko to coś wybid z głowy. A że przy okazji z tejże
głowy zostaje wybitych kilka zębów, to już temat na osobne opowiadanie. Tego dnia, Franek
udał się ze swoimi trzema kumplami na złomowisko samochodowe, aby spalid kilka
nieciekawych gazetek. Znaczy w momencie kupna były one jeszcze ciekawe, ale od czasu gdy
Franek się ustatkował, nie wypadało mu już takich gazetek kupowad, a co dopiero posiadad.
Postanowił je więc raz na zawsze zniszczyd, na wypadek żeby jego Andżelika ich nie znalazła.
Andżelika miała w koocu dopiero dziesięd lat – mogłaby się dowiedzied czegoś
nieprzyzwoitego z takiej prasy. Chociaż, sądząc z tego co mała mu mówiła, jej wiedza była już
dośd szeroka. A, wypadałoby jeszcze wspomnied jak się Franek z Andżeliką poznali. Małer
miał akurat akcję w kościele, w którym proboszcza podejrzewano o pedofilię. Nie pamiętam
w tej chwili jak się ten proboszcz nazywał, ale to był ponod syn jakiegoś Jacka. Nie wiem, czy
to wam coś powie. No i po aresztowaniu rzeczonego księdza, mężczyzna postanowił
zaopiekowad się dziewczynką. Dobra, tyle tytułem wstępu, przejdźmy do akcji właściwej.
Jak więc już pisałem wcześniej, Franek wracał po nocy do domu. Ulice były już o tej
porze całkowicie puste: od czasu do czasu przejechał jakiś samochód, ale ogólnie żywego
ducha nie było. Jedynie Franek w świetle latarni. Skręcił w jedyną nieoświetloną uliczkę. Nie
bał się – w koocu był policjantem i często o takiej porze spacerował po ulicach. Jednak w tej
uliczce było coś dziwnego… Małe Er po prostu czuł się obserwowany. Szedł szybkim krokiem,
chcąc jak najszybciej opuścid alejkę. I wtedy ujrzał bezczelnego podglądacza – był nim czarny
jak noc owczarek niemiecki.
1
www.cth.boo.pl
- Aleś mnie przestraszył. – odparł z ulgą w głosie Franek.
Piesek jednak nie był tak miły – wyszczerzył zęby i warknął.
- Spokojnie, piesku.
„Piesek” jednak nie usłuchał – rzucił się na Małera i powalił na ziemię. Mężczyzna
starał się bronid, odrzucid psa, jednak bydle było wyjątkowo silne i uparte. No i stało się to,
czemu Małe Er chciał zapobiec. Ostre zęby psiska zatopiły się w jego dłoni. Płomieo bólu
powiększał swój obszar, lecz Franek nie zwracał w tej chwili na niego uwagi. Nie miał czasu,
najpierw musiał się pozbyd psa. W koocu udało mu się zrzucid bydle ze swojego ciała i
podnieśd się z ziemi. Pies patrzył na niego przez chwilę, po czym (jakby wyczuł, że Franek
będzie chciał się teraz zemścid) uciekł w otaczający całe miasto MROK.
Franek zamknął cicho drzwi, by nie budzid śpiącej już pewnie Andżeliki. Czasami
czekała na niego do późna w nocy, ale Małer zawsze się na nią wściekał, że nie śpi. Wszedł do
kuchni i wyjął z lodówki puszkę piwa „Mocasz”. Opróżnił ją trzema łykami i usiadł przy stole.
Wtedy dopiero zauważył na stole różową kopertę w serduszka. Jego pierwsza myśl brzmiała:
„skąd w moim domu wzięła się taka pedalska koperta w serduszka?”. Dopiero po chwili
przyszło mu do głowy, że koperta może byd własnością Andżeliki. Franek szybko ją rozerwał i
wyjął kartkę. Po jednej stronie (bo to była taka normalna kartka, to znaczy taka, która ma
dwie strony) znajdowało się zdjęcie kota stojącego obok kartonu z mlekiem (chociaż to chyba
nie było mleko – napis na opakowaniu brzmiał „Żyto ’87″). Kto najwyraźniej był „po
spożyciu”, bo wyglądał na nieźle skołowanego. Małerowi bardzo spodobało się to zdjęcie,
postanowił że powiesi je na lodówce. Okazało się jednak, że kartka, jak to normalne kartki
mają w zwyczaju, ma jeszcze drugą stronę. A co widniało na tej drugiej stronie? List. Po
charakterze pisma widad było, że pisała to dziesięcioletnia dziewczynka. Zaraz, kto to mógł
napisad… A, no jasne – Andżelika. Ale co ona mogła napisad do Franka? Przekonajmy się.
„Drogi Franku!
Było bardzo miło, kiedy wziąłeś mnie na chatę
i będę ci za to wdzięczna do kooca rzycia.
Niestety, dostałam propozycję zagrania głuwnej
roli w filmie „Surfujący Naziści Muszą Umżed 2:
Bałtycka Zemsta”. Może się jeszcze kiedyś
spotkamy. Ja mam przynajmniej taką nadzieję.
Twoja Andżelika
P.S.
Wujek powiedział mi taki fajny dowcip:
Do klasztoru przyszedł młody chłopak
jako świeżo upieczony po ślubach zakonnik.
Oprowadza go jeden z braci po klasztorze
i pokazuje rużne miejsca, muwiąc:
- Tutaj jest dormitorium gdzie śpimy, tutaj
refektasz gdzie jadamy posiłki, tu biblioteka
gdzie zgłębiamy wiedze, tutaj kaplica do modłuw,
tutaj łaźnia do kompieli, a tutaj… (w tym
momencie znacząco mrugnął okiem i otworzył
2
www.cth.boo.pl
drzwi szafy, z której ukazała się wielka,
wypienta dupa) …tutaj możemy sobie ulrzyd. dokooczył braciszek, a widząc zdziwioną minę
świeżo upieczonego zakonnika począł wyjaśniad:
- Modły, modłami, ale człowiek jest tylko
człowiekiem. Ilekrod ci się zahce ulrzyd swej
męskości przychod tu synu i urzywaj. Możesz
to robid w poniedziałki, wtorki, środy,
piątki, soboty i niedziele. – A w czwartki?
- W czwartki nie, bo wtedy jest twuj dyżur…”
- Zostawiła mnie… KURWAD, ZOSTAWIŁA MNIE!!! – wydarł się Franek. – Ale to i tak
zła kobieta była. – dodał po chwili i dokooczył „Mocasza”. – A dowcip fajny…
Dźwięk budzika był okropny, jak zwykle zresztą. A może tym razem był okropniejszy
niż zwykle, bo rozległ się po zaledwie godzinie i piętnastu minutach spania. Franek oglądał do
zmierzchu filmy ze swojej bogatej kolekcji kaset video (płaca zwykłego policjanta, czy też
strażnika miejskiego, nie pozwala na zakup porządnego odtwarzacza DVD, no, chyba, że jest
gwiazdą reality showów – wtedy nie tylko można sobie takowy kupid, ale też reklamowad w
telewizji!). Andżelika go zostawiła, więc znów mógł się zachowywad jak wolny człowiek. Nie
zmieniało to jednak faktu, że trza iśd do roboty. Franek szybko umył zęby, wziął prysznic,
przebrał się i wyszedł z domu. Tak, dobrze zauważyliście – nie zdążył zjeśd śniadania.
Autobusy są o tej porze wyjątkowo zapchane: emeryci jadą na poranną mszę,
młodzież do szkoły albo do Łazienek na wagary, a większośd ludzi zmierza w tym samym
kierunku, co Franek – do pracy. Na tym właśnie polega kryzys tożsamości człowieka w
pierwszej połowie dwudziestego pierwszego wieku, że nie ma on czasu porządnie się wyspad
ani pooglądad filmów z video, bo musi wciąż zmierzad do pracy albo do szkoły. A
najśmieszniejsze jest to, że po pracy dalej nie ma pieniędzy na odtwarzacz DVD, a po szkole
dalej nic nie umie. Tja… Dobra, wródmy do tematu. Franek oczywiście stał – żadna młodzież
nie chciała mu ustąpid miejsca. Nikogo nie obchodził wygląd Małera (przypomnijmy: facet
chodzi po pracy na pakernię, trzy razy w tygodniu), a już na pewno nie tych trzech
paskoramiennych, którzy zajęli miejsca na samym koocu autobusu. Z ich wyglądu można było
wywnioskowad, że mieszkają na pakerni. Małer unikał wzroku innych pasażerów (zwłaszcza
tych, którzy gapili się na jego zabandażowaną dłoo) i patrzył przez okno. Akurat szedł ulicą
mężczyzna z psem.
Arnold akurat szedł ulicą z psem. Jego pies był brązowym, dziwnie kanciastym
stworzeniem z małymi oczkami, którego rasy nie sposób było określid. Pies przysiadł na
trawie, by załatwid swoje potrzeby, natomiast jego pan postanowił w tym czasie zapalid
papierosa. MINISTER ZDROWIA I OPIEKI SPOŁECZNEJ OSTRZEGA: PALENIE TYTONIU
POWODUJE RAKA, SMRÓD I CHOROBY SERCA! (to tak na wszelki wypadek, żeby potem nie
było, że palenie promujemy).
- Nie wstydź się. Nie patrz na to, co robią inni. Bądź sobą. Czuj się wolny. Powiedz:
NI… – rzekł David Beckham, lecz nie skooczył, bo ja mu przerwałem.
Znowu odbiegliśmy od tematu, ale to nie moja wina tym razem, tylko tej mendy
Beckhama. Kurde, już mu totalnie sodówa do łba uderzyła, nawet do bezsensownych
3
www.cth.boo.pl
opowiadao się wpycha na chama. Potrenowad byd poszedł! No, to na czym skooczyliśmy?
Aha, więc Arnold zapalił papierosa. Patrzył w stronę atrakcyjnej brunetki, która akurat szła z
psem rasy jamnik osiedlowy po drugiej stronie ulicy. Nie zwrócił uwagi ani na nagły, silny
podmuch wiatru ani na to, że smycz którą trzymał w ręku, stała się nienaturalnie lekka. O,
dopiero teraz to zauważył.
- Leszek…? – szepnął zdziwiony Arnold. Psa nie było. – LESZEK!
Zwierzęcia nie było widad w zasięgu wzroku.
Franek wszedł na komendę i rzekł do siedzącego za biurkiem policjanta:
- Siemasz, Łosiu!
- Siemasz, Małer. – odpowiedział Krzysztof Łoś. – Co ci się stało w rękę? – dodał po
chwili
- Ugryzł mnie pies.
- Jakie to kurewsko smutne…
- No, nie? Były jakieś ciekawe zgłoszenia?
- Taa, niejaki Arnold B. zgłosił zaginięcie psa.
- Co to był za pies? – spytał Franek, robiąc sobie kawę.
- Problem w tym, że właściciel nie potrafił określid rasy.
- Czekaj… – Małer przypomniał sobie o zajściu z zeszłej nocy. – Podał chociaż jakiś…
hmm… rysopis?
- Taa. Średniej wielkości, brązowy, wyjątkowo kanciasty jak na psa. Wabi się Leszek,
jeśli coś ci to mówi.
- I mam pewnie iśd na patrol, się rozejrzed.
- No, wypadałoby…
- Dobra, to nara!
- Nara! – pożegnał się Łosiu. – Małer! – zawołał jednak po chwili – Małer, pamiętasz –
dziś czwartek, masz dyżur!
- Ty mnie nawet nie wkurwiaj tym dyżurem!
Barbara akurat szła ulicą z psem. Jej pies był brązowym, długim jamnikiem
osiedlowym. Podczas gdy stworzenie załatwiało swoje potrzeby fizjologiczne, Barbara
przyglądała się gościowi po drugiej strony ulicy. Wyraźnie wpadła mu w oko, bo facet nie
mógł od niej oderwad wzroku. Nagle powiał podmuch wiatru. Kobieta poprawiła szalik i już
chciała wrócid ze swoim psem do domu, lecz zauważyła, że w miejscu jej zwierzaka leży
jedynie porzucona smycz…
„Też kurwa nie mam co robid, tylko szukad jakiegoś głupiego psa!” – wkurwiał się
Małer idąc ulicą Witolioską. Rozglądał się naokoło, gwizdał, nawoływał, lecz Leszka nigdzie
ani widu, ani słychu. Na razie zauważył jedynie ławkę, na której siedział typowy, pozbawiony
karku dresiarz i cały czas powtarzał:
- Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa, kurwa, kurwa, kurwa, kurwa, kurwa…
- Dobry wieczór. – rzekł ironicznie Franek. – A ty co tak siedzisz samemu o tej porze i
gadasz do siebie?
- Kurwa, średnią kurwa nabijam.
- Co? Jaką średnią?
- Kurwa taką kurwa. Wiesz kurwa, że kurwa w kurwa tej kurwa chwili kurwa ponad
kurwa 250 kurwa tysięcy kurwa dresiarzy kurwa mówi kurwa „Kurwa” kurwa?
4
www.cth.boo.pl
- Wy jesteście naprawdę głupi!
- A kurwa wyjebad kurwa ci kurwa prosto kurwa w kurwa ryj?
- A wziąd cię kurwa na dołek na cztery-osiem?
- Kurwa, spoko, kurwa. Ja kurwa nic kurwa nie kurwa mówiłem kurwa. A kurwa tak
kurwa przy kurwa okazji: kurwa co kurwa ci kurwa się kurwa stało kurwa w kurwa rękę?
- Ugryzł mnie pies.
- Jakie kurwa to kurwa kurewsko kurwa smutne.
- Prawda? Dobra, to siedź tu sobie grzecznie.
Teoretycznie Małer powinien zwinąd paskoramiennego za zakłócanie spokoju, ale nie
miał wcale ochoty. No i musiał szukad tego całego Leszka. „Komu kurwa chce się porywad
jakieś pieprzone kundle?!” – kontynuował rozmyślanie Franek. Wtem poczuł na plecach
mocny podmuch wiatru. Błyskawicznie się odwrócił i ujrzał białą postad w czarnym płaszczu.
- Mów natychmiast kim jesteś albo cię zapałuję na śmierd! – wrzasnął Małe Er
dzierżąc w dłoni służbową pałę.
- Ja? Jam jest Blady, Wietrzny Łowca. Co ci się stało w rękę? – odparł spokojnie biały
jak ściana mężczyzna.
- Ugryzł mnie pies. – odparł znudzony już tym pytaniem Franek. – Co tu robisz o tej
porze?
- Jakie to kurewsko smutne…
- Pytałem co tu odstawiasz w środku nocy?!
- A, szukam psów.
- Psów? Jakich psów?
- No psów, normalnych. Jakichkolwiek, byle psów.
- Czekaj… – Franek doznał olśnienia.
- Wiesz, miło się gada, ale tak nie mam czasu zbytnio…
- Nie masz czasu! Ha, to dobre. – zaczął ironizowad Małer. – Sorry Gregory, ale muszę
cię zaprowadzid na komisariat.
- Mówiłem już, że jestem Blady, a nie żaden Gregory.
- Dobra, pogadamy potem. Teraz idziesz ze mną.
- A jeśli odmówię?
- To cię zacznę okładad tą pałą, póki nie zmienisz zdania.
- Też cię mogę postraszyd. – odparł złowieszczo Blady.
- Tja? Niby czym? – nie przestawał lekceważyd swego przeciwnika Franek.
- Zmuszę autora tej powieści, aby przestał o nas pisad!
- Nie zrobisz tego. – zgrywał się Małer.
- Założymy się?
…
…
…
…
- Dlaczego nic się nie dzieje? Halo, panie autorze? Czyżby posłuchał się pan tego
dziwaka?! – pytaniom przerażonego Franka nie było kooca.
- Nie chcę mi się z wami gadad. A co dopiero o was pisad.
KONIEC
HAPA SIX: PIESY
5
www.cth.boo.pl
Czerwiec – Lipiec 2005
6
www.cth.boo.pl

Podobne dokumenty