Andrzej Pitrus Bill Viola: Zanurzony W historii sztuki wideo z całą
Transkrypt
Andrzej Pitrus Bill Viola: Zanurzony W historii sztuki wideo z całą
Andrzej Pitrus Bill Viola: Zanurzony W historii sztuki wideo z całą pewnością nie ma drugiej postaci o pozycji zbliżonej do Billa Violi – artysty o statusie niemal gwiazdorskim. Choć wydarzenia związane ze sztuką współczesną budzą niejednokrotnie żywe zainteresowanie publiczności, chyba tylko ten pochodzący z Kalifornii twórca może zagwarantować długie kolejki przed kasami. Co ciekawe – tę szczególną popularność osiągnął bez konieczności rezygnowania z własnego stylu, nie ulegając pokusie komercjalizacji. Dzisiaj jest u szczytu swych możliwości – jego prace znajdują się w kolekcjach wszystkich najważniejszych instytucji związanych ze sztuką mediów, a ceny jego instalacji osiągają na aukcjach pułap kilkuset tysięcy dolarów. Viola zaczynał bardzo wcześnie. Urodzony w 1951 roku, już na początku lat 70. dołączył do grona pionierów video artu. Początkowo chciał zajmować się reklamą, ale szybko zauważył, że dziedzina ta jest mu całkiem obca. Na szczęście podczas studiów na Syracuse University spotkał Jacka Nelsona – swojego późniejszego mistrza. Sam Nelson nie był wybitnym artystą, lecz – co Viola podkreślał wielokrotnie – był znakomitym dydaktykiem zdolnym zaszczepić studentom pasję eksperymentowania. Młody artysta fascynował się muzyką elektroniczną, ale także wideo – jeszcze jako nastolatek po raz pierwszy zetknął się z urządzeniem Sony Portapak, które z uwagi na przystępną cenę i względną mobilność zrewolucjonizowało sztukę ruchomych obrazów. Człowiek i technologie Viola jest nieco młodszy o pokolenia konceptualistów, ale niewątpliwie idee, które fascynowały Bruce’a Naumana czy Johna Baldessariego (opisanych w poprzednich numerach „EKARNów”), nie mogły pozostać bez wpływu na młodego artystę. Stąd też najwcześniejsze realizacje Amerykanina pozostają w kręgu wideo performance’u. Viola opiera się w nich na prostych, niemal minimalistycznych pomysłach, eksplorując przede wszystkim możliwości nowej technologii. Jego wczesne prace dotyczą często różnic między ontologią obrazu filmowego i wideo. Ale nie tylko: oglądane z dzisiejszej perspektywy ujawniają także zaskakujące treści. Oto bowiem – niejako wbrew ogólnym tendencjom – Viola podejmuje problematykę relacji człowieka i mediów. Początkowo jest ona nieco stłumiona, na plan pierwszy wybijają się eksperymenty dotyczące percepcji. Pytania o miejsce człowieka w świecie, o granice i możliwości poznania pojawiają się niejako przy okazji. Wczesne prace dotyczą jednak kwestii zaskakująco złożonych – artysta zastanawia się w nich na przykład, jak ukształtowanie zmysłów człowieka koresponduje z technologiami, jakie jesteśmy w stanie konstruować. Podobnie jak Marshall McLuhan uważa, że źródłem wszelkiego postępu jest natura, dostarczająca matrycy dla wszystkich wynalazków wzmacniających nasze postrzeganie świata. Taśmy realizowane w pierwszej połowie lat 70. – m.in. Tape I czy Level – były pozbawione montażu, ale Viola szybko odkrył możliwości, jakie daje edycja materiału. Zwieńczeniem jego poszukiwań z drugiej połowy lat 70. stał się legendarny dziś The Reflecting Pool – nazywany przez wielu krytyków „Moną Lisą video artu”. Praca ta, łącząca fascynacje żywiołem wody z refleksją nad specyfiką nowego medium, jest też świadectwem przywiązania artysty do tradycji. Choć – zgodnie z duchem czasu – liczył się przede wszystkim koncept: twórca od samego początku dbał o kompozycję, zapowiadając niejako późniejszy zwrot w jego realizacjach i coraz bardziej otwarte nawiązania do malarstwa. The Reflecting Pool sytuuje się na granicy między performance’em wideo a eksperymentem opartym na elektronicznej manipulacji obrazem. Artysta konstruuje prosty układ, w którym widzimy mężczyznę przygotowującego się do skoku do niewielkiego basenu usytuowanego między drzewami. Kiedy jednak obija się od brzegu zbiornika, jego ciało zawisa nad taflą wody. Stopniowo poszczególne obszary kadru zaczynają się autonomizować. Widzimy fantomatyczne odbicia nieistniejących postaci, ciało mężczyzny zaś rozpływa się w powietrzu. To nienarracyjne wideo jest nie tylko fascynującą zabawą z iluzją elektronicznego obrazu; przynosi ono również metaforę nowej kondycji audiowizualności, w której rzeczywistość nie musi już być podstawą tego, co widzimy na ekranie. Elektroniczny obraz powstaje ex nihilo – jest bowiem tylko konsekwencją przepływu prądu w odpowiednio zestawionych urządzeniach. Zainteresowanie obrazami starych mistrzów zrodziło się u Violi jeszcze w młodości. W 1974 roku trafił on do Florencji, gdzie zapoznawał się nie tylko z nowymi technologiami, ale także z pracami malarzy tworzących przed wiekami. Zwiedzał tam liczne galerii, niejako „ładując akumulatory” na przyszłość. Wyraziste nawiązania do prac malarzy okresu średniowiecza czy renesansu pojawią się bowiem nieco później. Do ukształtowania się jego twórczej osobowości przyczyniła się też zapewne inna podróż: w 1981 roku otrzymał stypendium firmy Sony, które umożliwiło mu roczny pobyt w Japonii. Viola zetknął się tam zarówno z nowymi technologiami, jak i z naukami buddyzmu zen. Bezpośrednim owocem wizyty w egzotycznym kraju stało się wideo zatytułowane Hatsu Yume – the First Dream (1981), poruszające ponownie problem percepcji, wzbogacony tym razem jednak o kwestie związane z pojęciem kulturowej obcości. Twórczość Billa Violi zaczęła przybierać nową formę – fascynacje Dalekim Wschodem sprawiały, że artysta śmiało zaczynał sięgać do na pozór eklektycznych fascynacji. Czytał pisma chrześcijańskich mistyków, inspirując się jednocześnie klasykami sufizmu i buddyjskimi koanami. Lata 80. przyniosły także zmianę środków wyrazu: prace z tego okresu to już nie tylko typowe single channel videos, ale także instalacje immersywne, wymagające większego nakładu sił i środków, a jednocześnie bardziej spektakularne, pozwalające widzowi dosłownie zanurzyć się w wizjach artysty. Sam twórca uważa za najważniejszą pracę z tego okresu Room for St. John of the Cross (1983) – dzisiaj bardzo rzadko pokazywaną publicznie, ale nadal opisywaną w licznych opracowaniach. Inspiracją dla jej stworzenia stały się wiersze hiszpańskiego mistyka Jana od Krzyża, który podczas lat spędzonych w więzieniu pisał piękne liryki miłosne. Amerykański artysta w sposób metaforyczny zrekonstruował tę sytuację. Jego instalacja składa się z dwóch pomieszczeń: na ścianach większego są wyświetlane gwałtowne monochromatyczne obrazy, w mniejszym – przypominającym więzienną celę – słyszymy recytowane po kastylijsku wiersze. Twórczość jest w ujęciu Billa Violi przestrzenią ucieczki przed zgiełkiem świata i wszechobecną agresją. Możliwość tę dają również inne jego realizacje, pozwalające oderwać się od rzeczywistości, wymagające skupienia i zatracenia się w świecie elektronicznych obrazów i dźwięków. Wielu krytyków uważa, że najbardziej przełomowym dziełem w dorobku Violi jest wideo z 1991 roku zatytułowane The Passing. Powstało ono w pewnym sensie przez przypadek. Twórca miał nakręcić godzinny film dla niemieckiej telewizji, ale prace opóźniały się przede wszystkim z powodu komplikacji rodzinnych – nieoczekiwanej choroby matki, która popadła w śpiączkę i po kilku miesiącach zmarła. W rezultacie Viola po raz pierwszy skierował kamerę na samego siebie: już nie jako performera, ale pełnoprawnego bohatera pracy. W The Passing zestawia śmierć swej matki z narodzinami drugiego syna. Opowiada jednak nie tylko o tytułowym przemijaniu, ale także mierzy się problemem odpowiedzialności artysty za obrazy. W The Passing pojawiają się ponadto jawne motywy autobiograficzne: artysta przywołuje wspomnienia z dzieciństwa – jego zdaniem fundamentalne dla ukształtowania jego artystycznych fascynacji. Liminalne doświadczenie, jakiego doznał podczas zabawy w wodzie nieomal zakończonej utonięciem, stało się figurą powracającą też w późniejszych realizacjach. Dawni mistrzowie W połowie lat 90. w twórczości Billa Violi następuje kolejny przełom. Był on związany z pobytem twórcy w Getty Institute, gdzie mógł się zapoznać z klasycznym malarstwem europejskim. Artysta uzupełnił przeprowadzone tam studia, podróżując po Starym Kontynencie – trafił m.in. do Asyżu, gdzie odkrył dla siebie freski Giotta. Największym zaskoczeniem było dla niego, że twórczość „starych mistrzów” okazała się niezwykle nowoczesna, wręcz rewolucyjna – na przykład w kwestii wykorzystania przestrzeni. Viola postanowił dokonać adaptacji najciekawszych prac, ale uczynił to w sposób bardzo kreatywny. Zamiast kopiować rozwiązania malarskie, pozwolił obrazom sprzed lat ożyć w nowym kontekście. Świetnym przykładem nowej strategii stało się kilkuminutowe wideo The Greeting (1995). Zostało ono zainspirowane przez manierystyczny obraz Jacopa Pontormo ukazujący scenę spotkania Marii z jej kuzynką Elżbietą, podczas której obydwie kobiety dzielą się radosną nowiną o przyszłym macierzyństwie. Viola dokonał tu osobliwego zderzenia sytuacji opisanej w Ewangelii św. Łukasza, kompozycji zaczerpniętej z obrazu szesnastowiecznego mistrza i codziennej sytuacji zaobserwowanej na jednej z ulic w Santa Monica. The Greeting nie jest uwspółcześnionym „nawiedzeniem”; w istocie ktoś nieznający obrazu Pontormo mógłby potraktować scenę jako proste zobrazowanie przypadkowego spotkania trzech kobiet, ukazanego tu z wykorzystaniem spowolnionego ruchu, z zastosowaniem barwnych kostiumów, precyzyjnie dopracowanego oświetlenia i starannej inscenizacji. Podobnie inspiracje malarskie zostają potraktowane w Emergence (2002). W tym wypadku punktem wyjścia jest Pietà Masolino da Panicale. „Chrystus” Billa Violi został ponownie oderwany od konkretu oryginału: nagi mężczyzna wyłania się z wypełnionego wodą grobowca, by spocząć w ramionach dwóch kobiet. Tym, co w szczególny sposób zafascynowało Billa Violę, była specyficzna konieczność interpretacji wpisana w dzieła starych mistrzów. Choć dzisiaj wydaje się, że ukazują one „kanoniczną” wersję wydarzeń, w istocie przynosiły one jedynie indywidualne odczytania biblijnych historii. Dlaczego Pontormo umieścił swoją wersję nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny w plenerze, a nie – zgodnie z Biblią – we wnętrzu? Kim jest trzecia postać, o której nie wspomina św. Łukasz? Dlaczego Chrystus składany do grobu nie wydaje się martwy, a jego ciało jest wyprężone? Czy to zapowiedź zmartwychwstania, czy wyłącznie niedostatek techniki malarza portretującego tu przecież jedynie „aktora” odgrywającego postać Jezusa. Bill Viola poszukuje w obrazach sprzed lat znaczących „szczelin”, wprowadzając jednocześnie własne, pozwalające widzowi odczytywać jego prace w sposób bardzo zindywidualizowany. Malarstwo jest też bazą dla niezwykle ważnego dla Violi cyklu, który został zaprezentowany najpierw w Los Angeles, a potem w Europie, m.in. w Londynie i Madrycie. The Passions na dobre ugruntował nowy język artysty, który ostatecznie porzucił zarówno strategię single channel video, jak i rozbudowane instalacje z lat 80. Wykorzystując projekcje high definition oraz plazmowe i ciekłokrystaliczne wyświetlacze, Viola stworzył bogaty zestaw elektronicznych obrazów – pozbawionych najczęściej jakichkolwiek elementów fabularnych. Ich tematem stały się krańcowe emocje. Tytuł cyklu – w oryginale wieloznaczny, choć niewątpliwie ponownie wskazujący na biblijne konotacje – kieruje uwagę widza przede wszystkim ku cierpieniu, ukazanemu w specyficzny, „analityczny” sposób. Korzystając z wyrafinowanych obiektywów firmy Carl Zeiss, Viola dokonał radykalnego spowolnienia ruchu. Sceny trwające w oryginale zaledwie kilkadziesiąt sekund zostały w ten sposób rozciągnięte do kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu minut. Oglądając Silent Mountain (2001), The Locked Garden (2000) czy The Quintet of the Astonished (2000), musimy sami rozpoznać emocje, jakim podlegają bohaterowie. Viola rezygnuje bowiem zarówno ze znaczącego tła, jak i rekwizytów czy kostiumu, sprowadzając portretowane uczucia do samej ich istoty. Podobnie Transfigurations jest w (2008). kolejnym Na jego rozbudowanym cyklu zatytułowanym potrzeby Viola skonstruował urządzenie wytwarzające jednolitą ścianę wody, przez którą „przechodzą” postaci ukazane w tytułowym procesie przetworzenia. Jednocześnie dokonał ciekawego zderzenia prymitywnej „telewizji przemysłowej” z najbardziej zaawansowaną technologią wysokiej rozdzielczości, uzyskując efekty, które – na pierwszy rzut oka – sprawiają wrażenie komputerowej manipulacji. W istocie jednak wszystkie obrazy zostały stworzone jedynie z użyciem „klasycznych” rozwiązań wideo. Bill Viola, choć korzysta z bardzo zaawansowanych technologicznie rozwiązań, jest nieufny wobec komputerów. Tworzone przez niego obrazy muszą bowiem mieć w sobie coś „organicznego”, bliskiego rzeczywistości. W Transfiguartions powraca problematyka egzystencjalna, ale i tym razem Viola ucieka od konkretu. Nie opowiada historii, budując sytuacje mogące stać się jedynie rodzajem matrycy, na którą widz nałoży własne doświadczenia. Nieco bardziej dosłowny charakter mają jego dzieła najnowsze – zaprezentowane w 2013 roku w londyńskiej galerii Blain | Southern i opisane w jednym z wcześniejszych numerów „EKRANów”, ale i one pozostawiają odbiorcy spory margines interpretacyjnej swobody. To zresztą te prace, które cechują się największą otwartością i dają widzom najwięcej satysfakcji. Otwartość twórczości Billa Violi ma jednak charakter szczególny. Zaskakujące jest bowiem to, że – inaczej niż wielu artystów media artu – Viola prawie nie uległ pokusie interaktywności. W jego dorobku znajdziemy zaledwie kilka prac o takim charakterze, a i one cechują się interaktywnością na tyle ograniczoną, by nie zachwiać integralności przekazu artysty. Najbardziej intrygująca jest w tym gronie realizacja oparta na interfejsie PlayStation – The Night Journey, będąca rodzajem artystycznej gry zastępującej klasyczne zadania zachętą do introspekcji. To jednak rodzaj marginesowego eksperymentu: w głównym nurcie poszukiwań amerykańskiego twórcy pozostaje wideo – i choć dziś jest ono oparte na technologiach mających niewiele wspólnego z prymitywnym Sony Portapak, Viola korzysta z niego w sposób, który w istocie nie zmienił się w wielkim stopniu.