Oto siewca wyszedł siać - Biblioteka drohiczyńska

Transkrypt

Oto siewca wyszedł siać - Biblioteka drohiczyńska
Oto siewca wyszedł siać...
Bulla nominacyjna Księdza Biskupa Antoniego Pacyfika Dydycza
Ks. Bp Antoni Pacyfik Dydycz OFM Cap.
Oto siewca
wyszedł siać...
Drohiczyn 2009
©Diecezja Drohiczyńska
Redakcja:
ks. Paweł Anusiewicz, Andrzej Pasternak, ks. Paweł Rytel-Andrianik
Współpraca:
ks. Mirosław Łaziuk, ks. Zbigniew Rostkowski, ks. Robert Solka, ks. Tadeusz Syczewski
Korekta:
Anna Bosiacka, Joanna Gryn, Anna Jagodzińska, Urszula Kwiek, Anita Szczepkowska
Zdjęcia:
Archiwum Biskupa Drohiczyńskiego, Archiwum Diecezji Drohiczyńskiej, ks. Paweł Anusiewicz,
ks. Dariusz Frydrych, Krzyszfot Kopania, ks. Łukasz Kuźma, ks. Mirosław Łaziuk,
dk. Daniel Obzejta, Arturo Mari, ks. Artur Płachno, Marek Skupiewski, al. Wojciech Wysocki
Projekt okładki:
Dorota Zdrodowska – Masterpress
Fot. na okładce:
ks. Artur Płachno
Rysunki i akwarele:
Władysław Pietruk
Łamanie i przygotowanie do druku:
Grzegorz Sztandera
ISBN 978-83-7401-235-5
Wydawnictwo Duszpasterstwa Rolników
ul. Modra 23; 87-807 Włocławek
tel. (0 54) 413 27 88; (0 54) 235 52 61; tel./fax (0 54) 235 59 65
e–mail: [email protected]; www.wydawnictwodr.pl
Stanisław Kardynał Dziwisz
Słowo wstępne
W roku św. Pawła ze szczególną mocą przeżywamy to wszystko, co
odnosi się do trwającego od dwóch tysięcy lat dzieła ewangelizacyjnego,
któremu dał początek sam Zbawiciel. On jest tym „Siewcą, który wyszedł
siać” i nieustannie sieje słowa prawdy i miłości posługując się swoimi Apostołami i Uczniami.
Kolejne pokolenia „siewców” i „żniwiarzy”, wsłuchanych w polecenie
Pana Jezusa, wypowiedziane przed wniebowstąpieniem: „Idąc na cały świat
głoście Ewangelię wszystkiemu stworzeniu” (Mk 16, 15) – podejmowały tę
misję słowem i czynem nauczając o Jezusie Chrystusie.
Tak postępowali Ojcowie Kościoła w pierwszych wiekach chrześcijaństwa. Po ich śladach szli kolejni pasterze Kościoła, kapłani a nawet ludzie
świeccy, zanurzając się we wspaniały skarbiec Bożej mądrości i coraz bardziej go powiększając. Obejmuje on dzieła Ojców i Doktorów Kościoła,
wspaniałych myślicieli, niestrudzonych misjonarzy, rzeszy rekolekcjonistów
i kaznodziejów.
Współcześnie, co bardzo często podkreślał Ojciec Święty Jan Paweł II,
ważnym motywem publikowania kazań i homilii jest pragnienie uprzystępnienia jak największej rzeszy wiernych treści, które wskazują na Chrystusa
– Odkupiciela Człowieka. W dobie środków masowego przekazu, które są
współczesną „czwartą władzą”, głoszenie Chrystusa na różnych „areopagach
świata” jest obowiązkiem każdego ucznia Chrystusowego, tym bardziej Jego
Apostoła.
Słowo wstępne
Ksiądz Biskup Pacyfik Dydycz jest znanym kaznodzieją, wykorzystującym
środki społecznej komunikacji, szczególnie radio, by jak św. Paweł „nastawać
w porę i nie w porę” w głoszeniu Dobrej Nowiny o zbawieniu. Jego homilie
poruszają serca milionów słuchaczy Radia Maryja i Telewizji Trwam.
Zbiór, który otrzymujemy, swoją tematyką obejmuje różnorodność
problemów, jakimi żyje nasza epoka. W homiliach przebija wielka troska
pasterza, który pragnie, aby wszyscy ludzie poznali Chrystusa i otworzyli
serca na Jego Ewangelię. Widać wyraźnie wrażliwość na sprawy społeczne
i wszystkie bóle współczesnego człowieka. Ks. Biskup Pacyfik nie ukrywa, że
źródłem inspiracji dla niego jest Ojciec Święty Jan Paweł II, który przemierzał
wzdłuż wszerz całą kulę ziemską, by nieść Chrystusa, źródło nadziei na nową
rzeczywistość. On też z odwagą idzie do człowieka XXI wieku powtarzając
papieskie wezwanie: „Nie lękajcie się! Otwórzcie drzwi Chrystusowi!”.
Niech ten zbiór homilii Biskupa drohiczyńskiego przybliża Chrystusa
i niech będzie świadectwem wielkiej miłości pasterza do swojego Ludu.
Stanisław kard. Dziwisz
Kraków, 22 grudnia AD 2008
Przedmowa
Jubileusze i rocznice stanowią dobrą okazję do refleksji nad drogą przebytą przez człowieka lub społeczność. W roku 2009 mija dziesiąta rocznica
pobytu Jana Pawła II w Drohiczynie i piętnasta rocznica sakry biskupiej
Księdza Biskupa Antoniego Pacyfika Dydycza.
Ksiądz Biskup A.P. Dydycz urodził się 24 sierpnia 1938 r. w nadbużańskich Serpelicach. Jest on jednym z pięciorga dzieci Michała i Janiny
z d. Adamiuk. Miesiąc po urodzinach został ochrzczony w pobliskim Konstantynowie. Środowisko rodzinne i parafialne miało decydujący wpływ na
rozwój powołania przyszłego biskupa. Jako szesnastoletni chłopiec wstąpił
do Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów. W dniu 14 sierpnia 1954 r. przyjął, wraz z habitem zakonnym, nowe imię: Pacyfik, co z języka łacińskiego
znaczy „człowiek pokoju”. Nadal kontynuował naukę w szkole średniej.
Świadectwo dojrzałości uzyskał w 1957 r. w Liceum Ogólnokształcącym
im. J. Kochanowskiego w Krakowie. Studia filozoficzno-teologiczne odbył
w latach 1957–1963 w Wyższym Seminarium Duchownym Ojców Kapucynów w Łomży. Śluby czasowe złożył 15 sierpnia 1955 r., zaś śluby wieczyste
26 sierpnia 1961 r. w Nowym Mieście nad Pilicą. Wyświęcony na kapłana
został przez biskupa Czesława Falkowskiego w Łomży. Pracę duszpasterską
w Lublinie łączył ze studiami na KUL-u, które zakończył obroną pracy magisterskiej z socjologii. Sukcesem zakończył także misję założenia klasztoru
w Białej Podlaskiej.
W 1976 r. ojciec Pacyfik uczestniczył w kapitule generalnej zakonu
w Rzymie, zaś 5 sierpnia 1976 r. w kapitule prowincjonalnej w Zakroczymiu,
gdzie został wybrany przełożonym warszawskiej prowincji oo. Kapucynów.
Funkcję tę sprawował do 1982, do czasu, gdy Ojciec Generał wezwał ojca
Antoniego Pacyfika do Rzymu powierzając mu urząd Definitora Generalnego
Zakonu. Odtąd był jednym z najbliższych współpracowników Ojca Generała.
Jego głównym nowym zadaniem była troska o wspólnoty zakonne w Europie
Środkowej i Wschodniej. W tym samym czasie o. A.P. Dydycz obronił pracę
Przedmowa
doktorską na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Promotorem
pracy noszącej tytuł „Kapucyni na Litwie 1756–1793” był prof. Stanisław
Aleksandrowicz. Praca została ogłoszona drukiem.
W 1991 r., z nominacji Jana Pawła II, o. Dydycz wziął udział w pierwszym
Synodzie Biskupów nt. Europy. Trzy lata później został wyniesiony przez
Jana Pawła II do godności Biskupa Ordynariusza Drohiczyńskiego. Sakrę
biskupią przyjął z rąk arcybiskupa Józefa Kowalczyka, nuncjusza apostolskiego w Polsce oraz arcybiskupów: Francesco Gioia, sekretarza Papieskiej
Rady do spraw Duszpasterstwa Migrantów i Podróżnych oraz Stanisława
Szymeckiego, metropolity białostockiego.
Piętnasta rocznica sakry biskupiej Ks. Biskupa Antoniego Pacyfika
Dydycza oraz dziesiąta rocznica pobytu Jana Pawła II w Drohiczynie stały
się okazją do wydania książki pt. „Oto siewca wyszedł siać...”. Tom składa się
z homilii wygłoszonych przez Ks. Biskupa w ostatnich piętnastu latach, które
po części oddają historię diecezji oraz ofiarną posługę Jej Pasterza.
Jubileusz jest tylko przystankiem, aby pomyśleć nad przebytą drogą i kontynuować dalszą wędrówkę. Jego Ekscelencji Księdzu Biskupowi
Antoniemu Pacyfikowi Dydyczowi, Biskupowi Drohiczyńskiemu, z okazji
15 rocznicy sakry biskupiej redakcja Tomu składa wyrazy czci i wdzięczności
za każde dobro, które nam Bóg okazał przez Jego życie i posługę. Także
zrealizowania planów i zamierzeń, które nosi w sercu, a realizuje w myśl
swojego biskupiego zawołania: „Populus Tuus – hereditas Tua”.
Ad multos annos!
Andrzej Pasternak
I. W miłości Trójcy Świętej
Prostyń. Sanktuarium Trójcy Świętej
Uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata
Poznań, dn. 26 listopada 1995 r.
„Jezu, wspomnij na mnie” (Łk 23, 42)
Kochani Bracia i Siostry!
1. Zadziwia nas podejście tak Jezusa Chrystusa, przebywającego na ziemi,
jak i Kościoła – do sposobu ukazywania Królestwa Niebieskiego. Ta metoda
jest tak różna od naszego myślenia przesiąkniętego reklamą i propagandą.
I chociaż żartujemy z tych praktyk, to jednak coś z nich w nas pozostaje.
Stopniowo zaczynamy nawet zatracać chęć do wysiłku, aby oderwać się od
blichtru płytkich haseł i poszukać czegoś solidnego. Lenistwo zaś i bylejakość
opanowują często nasze myślenie.
Pan Jezus wymaga natomiast od nas wysiłku, stałego napięcia duchowego,
czujności psychicznej, gdyż to, do czego On nas zaprasza, a co odnajdujemy w Kościele, jest sprawą wielkiej wagi, chociaż dostępne dla każdego
człowieka; obojętnie, w jakiej żyje kulturze, ile ma lat i co posiada. Chrystus
Pan wymaga wszakże uczciwości i wewnętrznej szczerości, otwartości na
dobro, wrażliwości na prawdę. A z prawdą mamy jednak na ziemi kłopoty.
Czasami tłumaczymy je zewnętrznymi okolicznościami, polityczną przemocą
albo administracyjnym naciskiem. Królestwo Boże wszakże jest otwarte dla
tych, których stać na zrozumienie i przyjęcie prawdy, bez oglądania się na
cenę czy wysiłek.
2. Takie podejście widoczne jest już w samym ujęciu Królestwa Bożego,
jakie otrzymujemy w Piśmie Świętym. W Królestwie Bożym obowiązują całkiem inne prawa i zasady aniżeli w królestwach ziemskich. I dlatego pierwszą
rzeczą, do której wzywa nas Pan Bóg, jest sprawa naszego nawrócenia; mu-
11
W miłości Trójcy Świętej
simy oderwać się od ziemskiego sposobu patrzenia na królestwo, na władzę,
na wzajemne zależności. Nasze kryteria i nasze praktyki nie odpowiadają
naturze i przeznaczeniu Królestwa Bożego. Ono oczekuje czystych sumień
i czystych rąk. Człowiek musi więc dokładnie przypatrzeć się sobie samemu.
Nie wystarczą powierzchowne oceny, uciekanie przed odpowiedzialnością
i rozrachunkiem. Tym bardziej, że „Czas się wypełnił i bliskie jest Królestwo
Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!” (Mk 1, 15).
Czas się wypełnia od dwóch tysięcy lat, od momentu naszego odkupienia, kiedy dzięki męce, śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa nasze
zbawienie stało się bliższe. A my możemy uczestniczyć w jakże bogatym
dziedzictwie pozostawionym w Kościele dla naszego zbawienia. Pan Bóg
jednak potrzebuje z naszej strony najpierw nawrócenia, czyli oderwania się
od wszelkiego zła, a następnie – uwierzenia w Ewangelię.
3. Bardzo trudno przychodzi nam oderwanie się od zła, bez względu na
to, jaka jest jego natura. Po grzechu pierworodnym zło znajduje łatwy dostęp
do człowieka i może go niepokoić w każdej sytuacji.
W tym momencie warto przypomnieć notatkę, jaką pozostawił w swoich
zapiskach Piotr Kropotkin, czyli czerwony kniaź, główny ideolog rewolucji
październikowej. Czytamy tam: „11 grudzień 1920. Ileż setek lat potrzeba, aby
dać ludziom świadomość tego, co mogliby zrobić, gdyby zechcieli być wolni? Ledwo to
napisałem, mój szatan, który od pewnego czasu wtrąca się do każdej rozmowy, jaką
sam ze sobą prowadzę, spytał ze śmiechem: «Ale czy sądzisz, że skłonni są oni
zapłacić za wolność taką cenę, jaką byłoby nieczynienie krzywdy swoim bliźnim»”
(P. Kropotkin, Zapiski z ostatnich dni, Londyn 1982, s. 147).
Natrafiłem na ten tekst dziesięć lat temu. Wówczas wydawał się mało
prawdopodobny. Myśmy bowiem sądzili, że wystarczy uwolnić się od zewnętrznej przemocy, a już będziemy wiedzieli, co należy robić z tego rodzaju
wolnością. Okazało się jednak, że szatan Kropotkina nie był bardziej inteligentny od tych swoich kolegów, którzy pracują na terenie Polski.
I my nie jesteśmy „skłonni zapłacić za wolność taką cenę, jaką byłoby nieczynienie krzywdy swoim bliźnim”. Tej próbie i tym razem nie podołaliśmy,
a szkoda, gdyż nie można wejść do Królestwa Niebieskiego z duszą niewolniczą, mając sumienie uwikłane w grzech, a wolę skrępowaną różnymi
słabościami.
Wezwanie Syna Bożego do nawrócenia dotyczy każdego z nas, nie tylko
ludzi Starego Testamentu, nie tylko pogan, dawnych czy współczesnych.
12
„Jezu, wspomnij na mnie” (Łk 23, 42)
Mamy się nawrócić ku prawdzie w wolności, w wolności od przywiązania
do zła, w wolności od wszelkiej złudy i zakłamania.
Czymże jest bowiem wolność? „Wolność stale trzeba zdobywać, nie można – mówi Jan Paweł II – jej tylko posiadać. Przychodzi jako dar, utrzymuje się
poprzez zmaganie. Dar i zmaganie wpisują się w karty ukryte, a przecież jawne.
Całym sobą płacisz za wolność – więc to wolnością nazywaj, że możesz płacąc na
nowo siebie posiadać” (A. Michnik, Czytając, w: Zeszyty Literackie, Paryż 1986,
nr 13, s. 117.)
4. Jedynie wtedy, kiedy jesteśmy sobą, możemy myśleć o wpisywaniu się
naszym życiem w Królestwo Boże. „Nie każdy, który mi mówi: «Panie, Panie!»,
wejdzie do Królestwa Niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mego Ojca, który jest
w niebie” (Mt 6, 2). Królestwo Boże jest podobne do maleńkiego ziarnka
gorczycy, do kwasu zakwaszającego wiele mąki, do człowieka poszukującego
wspaniałych pereł, do skarbu ukrytego w roli, a dalej – do kupca, do sieci
rybackiej i do króla, który przygotował wielką ucztę.
Każda z tych przypowieści i każde z powyższych porównań zwracają
uwagę na potrzebę gotowości wsłuchania się w czas i w Boże wezwanie.
Stwórca nie chce nikogo wykluczyć, wszyscy jesteśmy wezwani do szczęścia
wiecznego. Każdy z nas wszakże winien ze sobą przynieść własny udział,
a jest nim nasze zawierzenie Bożej woli, czyli wybór tego, co jest dobrem, co
znajduje potwierdzenie we wspaniałym świadectwie Jezusa Chrystusa, który
jest „drogą, prawdą i życiem”.
5. Wyrazem takiej postawy zawierzenia jest zachowanie się Izraelitów,
którzy przyszli do Dawida, aby go ogłosić swoim królem, gdyż Pan Bóg
powiedział do niego: „Ty będziesz pasł mój lud, Izraela, i ty będziesz wodzem
dla Izraela”. Nie było prostym zadaniem ogłosić kogoś królem ze względu
na Bożą wolę. Jest człowiekowi bardzo trudno opowiedzieć się za wolą
Bożą. Dzieje się tak, ponieważ nie potrafimy w pełni zrozumieć wielkości
daru, jaki otrzymujemy od Stwórcy. Nie stać nas na postawę wdzięczności,
tej wdzięczności, która otwiera serca i umysły, o której pisze św. Paweł:
„Bracia: Dziękujcie Ojcu, który was uzdolnił do uczestnictwa w dziele świętych
w światłości. On uwolnił nas spod władzy ciemności i przeniósł do Królestwa swego
umiłowanego Syna”.
Otrzymaliśmy tak bardzo wiele: uzdolnienie do uczestnictwa w dziele
świętych, do życia w światłości, uwolnienie spod władzy ciemności i miejsce
13
W miłości Trójcy Świętej
w Królestwie Niebieskim. Przez setki tysięcy lat miliony ludzi oczekiwało na
te dary, a myśmy stali się ich uczestnikami, dzięki ofierze Syna Bożego.
Czy potrafimy z nich korzystać? Czy nie jesteśmy podobni do członków Wysokiej Rady, do żołnierzy, do złoczyńcy, czyli do wszystkich, którzy
drwią z Syna Bożego, którzy nie rozumieją istoty Jego królestwa, którzy
pozorne zwycięstwa, oparte na kłamstwie i przekupstwie, przedkładają nad
prawdę!? Gdyby tak było, również w naszej Ojczyźnie, o tysiącletniej tradycji
chrześcijańskiej, to powinniśmy się zaniepokoić, i to bardzo – o nasze dzisiaj
i o naszą przyszłość.
Być może w naszej postawie jest obecne coś z tchórzostwa św. Piotra,
z ucieczki apostołów i z zalęknienia uczniów. W takim wypadku droga do
Bożego przebaczenia stoi otworem. Zauważył to już jeden ze współukrzyżowanych z Panem Jezusem, człowiek prawdziwej, choć trudnej wiary.
Uwierzyć bowiem w Chrystusa całej Ewangelii, Kościoła, korzystając
z pięknych tradycji religijnych w Polsce, jest także ważną decyzją, ale uwierzyć
w Syna Bożego ukrzyżowanego, cierniem ukoronowanego, opuszczonego
i wzgardzonego, jest przejawem wielkiej odwagi. Nic więc dziwnego, że słowa
drugiego ze współukrzyżowanych złoczyńców: „Jezu, wspomnij na mnie, gdy
przyjdziesz do swego królestwa” – znajdują tak poczesne miejsce w nauczaniu
Kościoła.
Mógł je wypowiedzieć człowiek, który rzeczywiście uwierzył, który
nieco wcześniej przeżył swoje nawrócenie. Potwierdzeniem tego jest jego
jakże szczere i ujmujące wyznanie: „Ty nawet Boga się nie boisz, chociaż tę samą
karę ponosisz? My przecież sprawiedliwie, odbieramy bowiem słuszną karę za nasze
uczynki, ale On nic złego nie uczynił” (Łk 23, 40–41). Jest wielkim przełomem
móc przyznać się do własnych win, uznać słuszność kary, wyrazić chęć odpokutowania za grzechy!
I przed takimi ludźmi Królestwo Boże stoi otworem.
6. My jednak, w Uroczystość Chrystusa Króla, cofnijmy się nieco w czasie
i zstąpmy z Góry Kalwarii, przenosząc się na dziedziniec pałacu Piłata. Za
nim bowiem Pan Jezus dał świadectwo swojej królewskiej władzy, obiecując chwałę niebieską nawracającemu się złoczyńcy, już wcześniej wyraźnie
podkreślił swoją godność królewską.
Wydarzyło się to wtedy, kiedy Piłat zapytał Go: „A więc jesteś królem?”.
On odpowiedział wówczas bardzo zdecydowanie: „Tak, jestem królem”. Cóż,
okoliczności temu nie sprzyjały. Po ludzku sądząc, Syn Boży znajdował
14
„Jezu, wspomnij na mnie” (Łk 23, 42)
się na przegranej pozycji: w rękach przeciwników, ośmieszony, oskarżony
o różne przestępstwa. Spór Piłata z Żydami dotyczył tylko rodzaju kary,
napiętnowanie bowiem było czymś oczywistym. I wtedy Pan Jezus potwierdził swą godność królewską. Dlaczego nie uczynił tego, gdy zamienił wodę
w wino, gdy uzdrawiał, gdy wskrzesił Łazarza albo nakarmił chlebem pięć
tysięcy mężczyzn? Dlaczego z tą proklamacją nie poczekał do Poranku
Zmartwychwstania?
Stało się tak z bardzo prostej przyczyny. Jego królestwo jest przecież
czymś zupełnie różnym od naszej wizji i naszych oczekiwań. Jedynie określenie brzmi tak samo, ponieważ ma w sobie coś z godności majestatu, bezpieczeństwa i ładu. Zawsze będziemy mieli kłopoty ze zrozumieniem istoty
Chrystusowego Królestwa, jeśli nie oderwiemy się od naszych wyobrażeń.
Nasze najświeższe doświadczenie jest tego przykładem.
7. Chrystus na krzyżu w sposób jawny zaczyna wypełniać swą królewską misję: dokonuje pierwszej kanonizacji, swoją Matkę ogłasza Matką nas
wszystkich, a każdego z nas nobilituje i uszlachetnia, uznając za swego brata.
Jest więc prawdziwym Królem, to dzięki Niemu człowiek odzyskuje pełnię
swego człowieczeństwa.
Dzisiaj oddajemy hołd Chrystusowi Królowi w tej świątyni, w domu
macierzystym zgromadzenia, założonego przez sługę Bożego Kardynała
Augusta Hlonda, zgromadzenia nazwanego Towarzystwem Chrystusowym,
którego świętem patronalnym jest uroczystość Chrystusa Króla. W tym
momencie w sposób naturalny rodzi się pytanie, dlaczego tak się stało? Dlaczego zgromadzenie, którego zasadniczą misją jest praca wśród Polonii, czyli
naszych rodaków rozrzuconych po całym świecie, wszczepia swój charyzmat
w cierniową koronę Jezusa?
Nie do mnie należy udzielenie pełnej odpowiedzi na to pytanie. Odpowiedź odnajdujemy w życiu i działalności o. Ignacego Posadzego, wielu
kapłanów i braci, którzy trudzili się mocno, aby zgromadzić w jedno tych,
którzy zostali rozproszeni, aby odnaleźć zagubioną drachmę albo odszukać
zabłąkaną owcę.
Powstanie Zgromadzenia zbiega się w czasie z rozpowszechnianiem się
święta Chrystusa Króla, jest bliskie swoim charyzmatem tajemnicy boskiej
królewskości. Z serca więc płyną słowa wdzięczności Panu Bogu za powołanie do istnienia i za działalność Towarzystwa Chrystusowego. To dziękczynienie łączy się z gorącą prośbą o dalszy rozwój, by wszyscy rozproszeni
15
W miłości Trójcy Świętej
i zagubieni mogli dojść do tego Królestwa, aby Królestwo Prawdy, Świętości
i Pokoju mogło być udziałem każdego człowieka. Ono czeka także na nas.
Jego drzwi zamknięte są od zewnątrz, klucz do nich posiadają zaś wszyscy,
którzy zostali ochrzczeni. Ten klucz znajduje się w naszym sumieniu. Czas
już najwyższy, abyśmy zajrzeli do naszych sumień i oczyścili je, żeby łatwiej
było szukać i odnaleźć klucz do Królestwa Bożego. „Bliskie jest bowiem
Królestwo Boże”.
Amen.
Uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata
Kandydatura do diakonatu i kapłaństwa alumnów V roku
Święcenia diakonatu al. Stanisława Milika
Drohiczyn, dn. 26 listopada 2000 r.
Zbawiciel świata czyni nas
„kapłanami Bogu i Ojcu swojemu”
(por. Ap 1, 6)
Czcigodni Profesorowie i Wychowawcy,
Kochani Alumni,
Drodzy Bracia i Siostry!
1. „Posłannictwo Kościoła polega na „głoszeniu i krzewieniu Królestwa Chrystusowego i Bożego wśród wszystkich narodów i stanowi zalążek oraz zaczątek
tego Królestwa na ziemi” (Lumen gentium, 5). Przypomina nam to deklaracja
„Dominus Jesus”. A potem jeszcze pełniej rozwija tę myśl. „Z jednej strony
Kościół jest «sakramentem, czyli znakiem i narzędziem wewnętrznym zjednoczenia
z Bogiem i jedności całego rodzaju ludzkiego» (Lumen gentium, 1); jest on więc
znakiem i narzędziem Królestwa, powołanym do jego głoszenia i ustanowienia.
Z drugiej strony Kościół jawi się jako «lud zjednoczony jednością Ojca i Syna,
i Ducha Świętego» (Lumen gentium, 4); jest on więc «Królestwem Chrystusowym,
już teraz obecnym w tajemnicy» (Lumen gentium, 3), a zatem stanowi jego zalążek
i zaczątek. «Królestwo Boże ma bowiem wymiar eschatologiczny: jest rzeczywistością obecną w czasie, która jednak zaistnieje w pełni dopiero wraz z końcem, czyli
wypełnieniem się historii» (Lumen gentium, 9)” (Dominus Jesus, V, 18).
Wielki Jubileusz Zbawienia wprowadza nas w samą istotę posłannictwa
Kościoła, które dwa tysiące lat temu, wraz z przyjściem na świat Syna Bożego – po raz pierwszy dało o sobie znać, najpierw w Nazarecie, a następnie
17
W miłości Trójcy Świętej
w Betlejem. W dzisiejszej modlitwie dziękujemy Bogu Ojcu za to, że postanowił „wszystko poddać umiłowanemu Synowi (...), Królowi wszechświata”.
To postanowienie – sądząc po ludzku – nie było łatwe do wykonania.
Przewidywał to prorok Daniel, wskazując na straszliwe bestie, wychodzące
jakby z morskich głębin i usiłujące nie dopuścić Syna Człowieczego do
przejęcia panowania. Potwory te, uosabiające wszelkie zło, wiedziały, że
panowanie będzie „wiecznym panowaniem, które nie przeminie, a jego królestwo
nie ulegnie zagładzie” (Dn 7, 14). Tak się stało i dlatego możemy świętować
Wielki Jubileusz, który też będzie obchodzony w następnych stuleciach
i tysiącleciach – aż do końca świata.
Przyjście na świat Syna Bożego sprawiło, że pojęcie Królestwa Bożego
i Królestwa Chrystusowego łatwiej jest zrozumieć i przyjąć, także dzięki obecności Kościoła. Kościół stanowimy my wszyscy, którzy zostaliśmy ochrzczeni
i trwamy zawsze razem z Jezusem Chrystusem. Tenże Kościół jest rzeczywistością Królestwa Chrystusowego i jednocześnie narzędziem misji zbawczej.
2. Niezwykłym narzędziem zbawczym jest Kościół. Najlepiej widać to
w tajemnicy Serca Pana Jezusa. Ją także przypominamy dzisiaj, w to patronalne
święto naszego Wyższego Seminarium Duchownego, które – z samej swojej
natury – uczestniczy wprost w zbawczej misji, będąc narzędziem Ducha
Świętego w kształtowaniu postaw i osobowości przyszłych kapłanów, a więc
tych, którzy z Chrystusowego mandatu i w Jego imieniu będą posługiwali się
tym wszystkim, co On pozostawił w Kościele dla zbawienia ludzkiego.
W seminaryjny proces formacyjny wpisuje się wyraźnie obrzęd ustanowienia kandydatów do diakonatu i kapłaństwa. Was mam na myśli, drodzy
alumni z piątego roku studiów. Dość długą przebyliście drogę. Dziś może
nawet trudno byłoby dostrzec jej początek, kiedy to zaczęła się ta szczególna
współpraca z Jezusem Chrystusem. Praca wewnętrzna, szczera modlitwa,
braterski dialog i zgłębianie nauki Bożej – pozwoliły Wam na podsumowanie
dotychczasowego okresu formacyjnego poprzez przystąpienie do kandydatury. Dobrze uczyniliście. Was też Danielowe bestie nieraz usiłowały porazić,
odstraszyć i zniechęcić.
Radujcie się z tego, że wkroczyliście na drogę zwycięstwa. Tego nas uczy
Pan Jezus, ku temu nas prowadzi. Święty Jan, który potrafił miłować, umiał
też patrzeć odważnie na życie. W Synu Bożym znajdował zawsze umocnienie.
W Apokalipsie pisze: „Jezus Chrystus jest Świadkiem Wiernym, Pierworodnym
umarłych i Władcą królów ziemi. Tym, który nas miłuje i który przez krew uwolnił
18
„Zbawiciel świata czyni nas kapłanami Bogu i Ojcu swojemu” (Ap 1, 6)
nas od grzechów, i uczynił nas królestwem i kapłanami Bogu i Ojcu swojemu: Jemu
chwała i moc na wieki wieków” (Ap 1, 5–6).
Zbawiciel świata czyni nas „kapłanami Bogu i Ojcu swojemu”. Mocno to
czujesz, drogi Stanisławie, przystępując do święceń diakonatu, odważnie pukając do drzwi kapłaństwa. Stajesz się również diakonem Panu Bogu i Ojcu
naszemu, ale masz to wyrażać poprzez posługę szczególną, bo posługę
miłości. Dlatego pamiętaj o tym, gdy będziesz przy ołtarzu, gdy będziesz
czytał Słowo Boże, gdy będziesz niósł Eucharystię i gdy będziesz zwyczajnie
pocieszał albo pokrzepiał słabego człowieka.
W twojej posłudze Lud Boży powinien dostrzegać Tego, „który nas
miłuje i który przez swą krew uwolnił nas od grzechów, (...)” (Ap 1, 6). On jest
bowiem naszym Królem.
3. Powróćmy jeszcze do deklaracji „Dominus Jesus”, która nawiązując do
istnienia różnych interpretacji odnoszących się do znanych nam określeń,
jak: Królestwo Niebieskie, Królestwo Boże czy Królestwo Chrystusowe, i ich
relacji z Kościołem z mocą podkreśla, że „żadna z tych możliwych interpretacji
nie może w żaden sposób przekreślać ani pozbawić znaczenia wewnętrznego związku
pomiędzy Chrystusem, Królestwem i Kościołem”. Nie byłoby to bowiem „Królestwo
Boże, jakie znamy z Objawienia: Królestwo, którego nie można odłączyć ani od
Chrystusa, ani od Kościoła. (...) Jeśli odrywa się Królestwo od Jezusa, nie ma już
Królestwa Bożego przez Niego objawionego i dochodzi do wypaczenia zarówno sensu
Królestwa, któremu zagraża przekształcenie się w cel czysto ludzki czy ideologiczny,
jak i tożsamości Chrystusa, który nie jawi się już jako Pan, któremu wszystko ma
być poddane (por. 1 Kor 15, 27). Tak samo nie można odłączyć Królestwa od Kościoła.
Niewątpliwie Kościół nie jest celem samym w sobie, będąc przyporządkowany Królestwu
Bożemu, którego jest zalążkiem, znakiem i narzędziem. Jednakże, odróżniając się od
Chrystusa i od Królestwa, Kościół jest nierozerwalnie z nim złączony (Jan Paweł II,
Redemptoris missio, 9)” (Dominus Jesus, V, 18).
Jest w tym związku Chrystusa, Królestwa i Kościoła coś, co dla nas
wszystkich stanowi niesłychanie czytelny znak. Wzywa nas do coraz pełniejszego wrastania w Kościół, aby nasza przynależność do Królestwa Bożego
wprowadzała każdego z nas w przestrzeń Chrystusowej przyjaźni i miłości.
Temu służy nasz pobyt w seminaryjnym środowisku. Tym zadaniom służymy wszyscy: inaczej Ksiądz Rektor wraz z Przełożonymi, Wychowawcami
i profesorami; inaczej Ksiądz Prałat Senior; inaczej Siostry; inaczej Rodziny;
inaczej tym zadaniom służycie Wy, kochani klerycy.
19
W miłości Trójcy Świętej
Ale dla nas wszystkich przyjaźń Jezusa Chrystusa jest celem i metą.
Przyjaźń i miłość!
4. Moi Drodzy, często słyszymy, że to, co tutaj robimy, „nie jest z tego
świata”, gdyż rzekomo nie odpowiada oczekiwaniom i wyobrażeniom koleżanek i kolegów albo kogoś z rodziny. Może tak się wyrazić nawet kapłan
– przeżywający jakiś dramat.
Tak, sam Pan Jezus wyznał, że jego „Królestwo nie jest z tego świata”, ale
właśnie dzięki temu – jest i służy temu światu. W ciągu dwóch tysięcy lat od
założenia tego Królestwa nie było nikogo, kto tak służyłby światu jak nasz
Pan Jezus, i nikt nie pozostawił czegoś równego, co by tak służyło rozwojowi
człowieka jak Kościół wprowadzający do Chrystusowego Królestwa.
Do prawdziwego Królestwa zostaliśmy zaproszeni. Chrystus wyraźnie
to podkreśla: „Tak, jestem Królem. Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem
na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy kto jest z prawdy, słucha mojego
głosu” (J 18, 36–37).
Chrystusowa Prawda jest fundamentem Jego Królestwa; Królestwa,
którego wielkość i moc najpełniej przemawiają przez Serce, źródło Miłości.
Taka jest zbawcza rzeczywistość. Bogu niech za to będą dzięki. Końcowa
modlitwa z dzisiejszej Ofiary Eucharystycznej jest chyba najlepszym wyrazem
naszej wdzięczności i oczekiwania: „Wszechmogący Boże, (...) spraw, abyśmy
z radością byli posłuszni Chrystusowi, Królowi wszechświata, i mogli z Nim żyć
bez końca w królestwie niebieskim”.
Amen!
Uroczystość Objawienia Pańskiego
Zakończenie Wielkiego Jubileuszu
Drohiczyn, dn. 6 stycznia 2001 r.
Światło z Betlejem dociera
do coraz to nowych zakątków świata
Kochani Bracia i Siostry!
1. Podczas dobiegających końca obchodów Wielkiego Jubileuszu nieraz
byliśmy świadkami, jak na naszych oczach i w naszym osobistym postępowaniu wypełniały się słowa proroka Izajasza:
„...pójdą narody do twojego światła, (...)
wszyscy zebrani zdążają do ciebie.
Twoi synowie przychodzą z daleka,
Na rękach niesione twe córki” (Iz 60, 3.4).
Tym światłem stało się nowe Jeruzalem, a więc najpierw samo Betlejem,
a potem to wszystko, co pozostawił na ziemi Syn Boży, czym ludzkość ubogacił.
Moc tego światła jest przedziwna. Nigdy jej nie braknie. Wystarcza na każdy czas
i dla każdego człowieka. Ona to:
„Wyzwoli bowiem biedaka, który Go wzywa,
i ubogiego, co nie ma opieki.
(...) nędzarza ocali od śmierci” (Ps 72[71], 12–13).
Co więcej, to światło przekracza granice Starego Przymierza. Pisze o tym
św. Paweł do Efezjan, myśląc właśnie o nas, kiedy oznajmia, „że poganie już
są współdziedzicami i współczłonkami obietnicy w Chrystusie Jezusie przez Ewangelię” (Ef 3, 5–6).
Nic więc dziwnego, że na taką wiadomość odpowiedzieliśmy: „Bogu niech
będą dzięki”; tymi samymi słowami, co zawsze, ale jednak radośniej i cieplej.
21
W miłości Trójcy Świętej
Od dwudziestu wieków razem z tą nowiną Światło z Betlejem dociera do coraz
to nowych zakątków świata, do coraz to głębszych zakamarków naszych serc.
I wszędzie jest jaśniej.
2. Dobrze to zrozumieli Mędrcy czy też Trzej Królowie ze Wschodu,
gdy pozostawili swoje domostwa i rodziny, a przebywając już w Jerozolimie,
z prostotą i szczerością wyznali: „Ujrzeliśmy (...) Jego gwiazdę na Wschodzie
i przybyliśmy oddać Mu pokłon” (Mt 2, 3). Doskonale wiedzieli, że za tą gwiazdą, za tym światłem jest Ktoś. Jego odważnie szukają. Jego też znajdują. „Weszli
do domu i zobaczyli Dziecię z Matką Jego, Maryją; upadli na twarz i oddali Mu
pokłon. I otworzywszy swe skarby, ofiarowali Mu dary (...)” (Mt 2, 11).
Nie dostrzegali żadnych ziemskich znaków, świadczących o władzy czy
znaczeniu. Wprost przeciwnie – „zobaczyli Dziecię z Matką Jego”. Czyż może
być coś bardziej zwyczajnego. A jednak – wiara ich była wielka. To dlatego
w Dziecięciu dostrzegli Boga i uznali Go, przecież „upadli na twarz”.
Przez cały czas trwania Wielkiego Jubileuszu przypominaliśmy te fakty
i wydarzenia, które nas zaskakują i wyprzedzają. Zaskakują nasze umysły,
a wyprzedzają nasze serca.
3. W ciągu tego błogosławionego roku częściej niż zwykle wsłuchiwaliśmy się w nauczanie Ojca Świętego, aby móc jeszcze szerzej otworzyć się
ku prawdzie i chętniej poddawać się miłości. Jan Paweł II mówi nam: „«Jezus
Chrystus wczoraj i dziś, ten sam także na wieki» (Hbr 13, 8). Z Nim pragniemy
związać naszą przyszłość. Tylko On jest Bramą i tylko On ma słowa życia wiecznego.
Taki jest najgłębszy sens Wielkiego Jubileuszu: jest to czas powracania do korzeni wiary
i równocześnie wchodzenia w przyszłość przez Bramę, którą jest Chrystus. W Nim
bowiem, we wcielonym Synu Bożym, wypełnia się odwieczna tajemnica wybrania człowieka przez Boga (...)” (Jan Paweł II, 06.07.2000).
Wpatrując się w naszą przyszłość, jesteśmy świadomi wielości i różnorodności sytuacji oraz uwarunkowań, w jakich przychodzi nam żyć. Tym
mocniej należy podkreślać wagę wspólnoty i jedności. Jedno i drugie staje
się nam bliższe, kiedy pamiętamy o duchu komunii, także w odniesieniu do
bogactwa kultur czy też cywilizacyjnych prądów. W orędziu na pierwszy Nowy
Rok trzeciego tysiąclecia Jan Paweł II napisał: „Pojęcie komunii, które ma źródło
w chrześcijańskim objawieniu, a najdoskonalszy wzorzec w Bogu w Trójcy jedynym
(por. J 17, 11. 21), nie oznacza nigdy bezbarwnej jednolitości ani przymusowej
uniformizacji czy upodobnienia; jest raczej wyrazem zbieżności wielokształtnych
22
Światło z Betlejem dociera do coraz to nowych zakątków świata
i zróżnicowanych rzeczywistości i dlatego staje się znakiem bogactwa i zapowiedzią
rozwoju. Dialog pozwala dostrzec, że różnorodność jest bogactwem, i skłania umysły
ludzi do wzajemnej akceptacji, prowadzącej do autentycznej współpracy, zgodnej
z pierwotnym powołaniem całej ludzkiej rodziny do jedności. Dialog jest zatem
znakomitym narzędziem budowania cywilizacji miłości i pokoju, wskazanej przez
mego czcigodnego poprzednika, papieża Pawła VI, jako ideał, na którym winno się
wzorować życie kulturalne, społeczne, polityczne i ekonomiczne naszej epoki” (Jan
Paweł II, Orędzie na Światowy Dzień Pokoju, 01.01.2001, 10).
Jezus Chrystus jest naszą Bramą do przyszłości. Dzięki Jego obecności
z ufnością przyjmujemy wszystko, z czym się spotykamy, i jeszcze powszechniej
i roztropniej ujmujemy naszą komunię – wspólnotę. Tak się przecież zachowali
Trzej Mędrcy w stosunku do Heroda. To dzięki rozmowie z Herodem dostrzegli
pewne zagrożenie, a światło Boże ułatwiło im podjęcie decyzji. Poczucie więzi
z Jezusem i w Nim stanowi dla każdego pokolenia mocny fundament, na którym
staramy się opierać to, co powinniśmy wnosić w rozwój człowieka i świata, aby
oderwać się od postawy roszczeniowej, a zastanawiać się raczej nad tym, co
możemy dać, co możemy ofiarować czasom i ludziom, które nadchodzą.
Niech ten duch komunii umacnia się dzięki nam coraz bardziej, a dialog
pomiędzy ludźmi niech niech staje się kluczem ułatwiającym nam otwieranie
różnych drzwi, prowadzących do wielu serc, do licznych kultur i do nowych
epok.
4. Wielki Jubileusz Zbawienia Roku 2000 przechodzi do historii. Zblakną powoli symbole i znaki zewnętrzne. Nie możemy się jednak zgodzić,
aby w niepamięć poszły treści, które ożywiały nasze refleksje, nawrócenia
i odnowy.
Raz jeszcze przypomnijmy znaczenie jakże popularnego w ciągu minionego roku symbolu Wielkiego Jubileuszu, którego kompozycja i kolorystyka
zrosły się z naszą wyobraźnią na stałe.
Symbol ten wyraża powszechność chrześcijańskiego orędzia. Pięć gołębi
znajdujących się obok siebie reprezentuje pięć kontynentów. Każdy z nich
ma inny kolor, tak jak różnorodne są kultury, ale wszystkie razem, łącząc się,
tworzą ziemską kulę. Z gołębi wychodzą promienie, które przybierają kształt
krzyża jednoczącego całą ludzkość. Taka jest nasza historia, taka tożsamość,
a więc taką winna być przyszłość.
Glob ziemski nakładający się na krzyż symbolizuje więź między Stwórcą
a ludźmi. Niebieskie pole, przedstawiające wszechświat, jest nawiązaniem do
23
W miłości Trójcy Świętej
tajemnicy wcielenia Syna Bożego, który stał się człowiekiem za sprawą Ducha Świętego w łonie Maryi Dziewicy. Z centrum krzyża bije światło, które
wskazuje na Chrystusa, światłość świata, jedynego Zbawiciela ludzkości, tego
samego „wczoraj, dziś i na wieki”.
Znajdujące się blisko siebie gołębie wyrażają jedność i braterstwo, które są gorącym pragnieniem wszystkich dzieci Bożych. Żywość i harmonia
kolorów przypominają radość i pokój, dary będące owocem jubileuszowych
obchodów. Łaciński napis wokół symbolu głosi: „Jubileusz Roku Pańskiego
2000. Chrystus wczoraj, dzisiaj, zawsze”.
Niech ten opis znaczenia jubileuszowego symbolu głęboko zapadnie
w naszej pamięci. Jego bowiem treść jest jedną z bram, które mają nas
wprowadzić w trzecie tysiąclecie. Jest też jedną z dróg. Jej zarys łatwiej nam
będzie zachować w świadomości, jeśli włączymy się w obchody pierwszych
dwunastu miesięcy nowego tysiąclecia jako Roku Prymasa Tysiąclecia, Sługi
Bożego Kardynała Stefana Wyszyńskiego. On to swoim życiem i pracą pełnił
posługę św. Jana Chrzciciela wobec pontyfikatu Jana Pawła II. Taką misją
ubogacił nas u progu XXI wieku.
5. Wierzę głęboko, że stosunkowo łatwo będzie zachować nam to
wyjątkowe orędzie w sercach. Podejmujemy je bowiem odnowieni i przemienieni. Nie ma wśród nas nikogo, kto nie skorzystałby z jubileuszowego
daru, czy to nawiedzając kościoły stacyjne w Rzymie, w Drohiczynie albo
w poszczególnych dekanatach, czy też śpiesząc z pomocą chorym i potrzebującym wsparcia. Mieliśmy bardzo wiele okazji, aby skorzystać z sakramentu
pokuty, aby z nowym zapałem przystąpić do stołu eucharystycznego. Nasze
spojrzenie na własne zadania, na sytuację rodziny, wioski i miasta, parafii czy
diecezji, szkoły albo miejsca pracy – zostały rozjaśnione blaskiem betlejemskiej gwiazdy i światłem Chrystusowej Prawdy.
Wspólnie dziękujmy Panu Bogu za ten rok i za te dary, które stały
się naszym udziałem. Dziękujmy Chrystusowi, Królowi Świata, za osobę
i posługę jubileuszową Ojca Świętego Jana Pawła II. Niech w naszym „Te
Deum laudamus” znajdzie swoje miejsce każdy uśmiech dziecka i zapał do
życia dziewczyny czy chłopca, ufność matki i ojca, nadzieja bezrobotnych
i chorych; wszystko to, co naszemu życiu, niekiedy ulegającemu zniechęceniu – pozwoli w trzecim tysiącleciu już na stałe dosięgnąć wzrokiem ciała
i duszy widnokrąg pokoju i nadziei! (por. Jan Paweł II, Orędzie na Światowy
Dzień Pokoju, 01.01.2001, 10).
24
Uroczystość Trójcy Świętej
Druga rocznica pobytu Ojca Świętego w Drohiczynie
Drohiczyn, dn. 10 czerwca 2001 r.
„Nowych ludzi plemię”
Drodzy Diecezjanie!
1. Z pewnym żalem mówił Pan Jezus do Apostołów, odchodząc z tego świata: „Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, [...]”. Ale zaraz śpieszy
z pocieszeniem: „Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej
prawdy” (J 16, 12–13).
Co za wspaniała perspektywa otworzyła się wtedy przed Apostołami
i każdym ludzkim umysłem. Chrystus nie robi żadnych zastrzeżeń. Ta perspektywa nie wiąże się z naszym wykształceniem. Każdy człowiek od dnia
Zesłania Ducha Świętego może stać się odbiorcą „całej prawdy”. Rzadko
zatrzymujemy się na dłużej przy tych słowach, a przecież w tym wypadku
chodzi nie o jakąś „prawdę cząstkową”, związaną z wiekiem, doświadczeniem
czy nauką. Sprawa dotyczy „całej prawdy”, niezbędnej człowiekowi, aby mógł
czuć się na ziemi rzeczywistym obywatelem, zorientowanym w swoim dzisiaj,
umiejącym ocenić wczoraj i dokonać wyboru jutra!
Wielkie są to dary, a zawdzięczamy je zatroskaniu Syna Bożego, widocznym w odniesieniu do ludzi.
Dla św. Pawła jest to oczywiste: „Dostąpiwszy usprawiedliwienia przez
wiarę, zachowajmy pokój z Bogiem przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, dzięki
któremu uzyskaliśmy przez wiarę dostęp do tej łaski, w której trwamy i chlubimy
się nadzieją chwały Bożej” (Rz 5, 1). Jeśli więc trwamy w tej łasce, stajemy
się też uczestnikami „całej prawdy”.
25
W miłości Trójcy Świętej
2. Znaczenie i potrzeba trwania w łasce, wysłużonej nam przez Jezusa
Chrystusa – w sposób wyjątkowy ukazały się podczas przeżywania Wielkiego
Jubileuszu Zbawienia. Tak widzi to Ojciec Święty: „Gdybyśmy [...] mieli wyrazić
najzwięźlej samą istotę wielkiego dziedzictwa Jubileuszu, nie wahałbym się stwierdzić, że jest nią kontemplacja oblicza Chrystusa: Chrystusa, którego postrzegamy
jako postać historyczną i jako tajemnicę, i którego wieloraką obecność przeżywamy
w Kościele i w świecie, wyznając, że jest sensem historii i światłem na naszej drodze”
(Jan Paweł II, Tertio Millennio Ineunte, 15).
Chrystus jest naszą całą Prawdą. Podążając zatem za myślą Papieża:
„Teraz, winniśmy spojrzeć w przyszłość, «wypłynąć na głębię», ufając słowu Chrystusa: «Duc in altum!» To, czego dokonaliśmy w minionym roku nie upoważnia
nas bynajmniej do jakiegoś zwyczajnego zadowolenia, ani tym bardziej nie pozwala
nam zaniechać dalszych działań. Przeciwnie, dotychczasowe doświadczenia powinny
wzbudzać nowe energie, nakłaniając nas, byśmy wyrazili entuzjazm w konkretnych
przedsięwzięciach” (tamże).
Takich przedsięwzięć, które czekają na nasze włączenie się, jest wiele.
Niektóre z nich wiążą się z nowym tysiącleciem, z przyszłością Podlasia
i z zadaniami naszej prawie dziesięcioletniej diecezji.
3. Przed 35 laty, kiedy świętowaliśmy Milenium Chrztu Polski, ówczesny
Prymas Polski mówił: „Naród, który kończy jedno tysiąclecie i ma przed sobą nowe
tysiąclecie, musi wspierać się na błogosławionych doświadczeniach dziejowych, czerpiąc
z nich mądrość, siłę i program na przyszłość” (Nasz Dziennik, [26–27.05.2001],
s. 5). Wynika to z głębokiego przekonania Księdza Kardynała Stefana Wyszyńskiego, że „nie wolno w nowe życie wchodzić ze starymi nałogami. Najwspanialsze
programy zostaną zniszczone i nie wydadzą owocu, jeżeli człowiek będzie [...] ze
starymi nałogami i złymi skłonnościami, z językiem wrogim, ze spojrzeniem dzikim,
z mową nieopanowaną. To wszystko trzeba zostawić na progu pierwszego tysiąclecia
Chrztu Polski i nie wchodzić z tym w przyszłość. Musi powstać «nowych ludzi plemię,
jakich jeszcze nie widziano». Nawet kiepski ustrój, jeżeli będzie wspierany przez
miłość Boga i ludzi, stanie się pokojem i sprawiedliwością. Nic nie pomoże ustrój
najwspanialej pomyślany, jeżeli będą go wykonywać ludzie o starych nałogach i złych
skłonnościach. Stąd praca Kościoła Bożego w Ojczyźnie naszej zmierza do tego, abyśmy
wchodzili w Wiary nowe Tysiąclecie w nowym stylu chrześcijańskim [...]” (ks. kard.
S. Wyszyński, Idzie nowych ludzi plemię, Poznań 2001, s. 202).
Dzisiaj po dwudziestu latach od śmierci Prymasa Tysiąclecia jeszcze
lepiej widzimy, jak prorocze są te słowa. Nasze liczne próby, takie czy inne
26
„Nowych ludzi plemię”
doświadczenia, związane z życiem publicznym, z wyjątkową wyrazistością
ukazują prawdziwość tamtych przewidywań.
Czas już przestać łudzić się, że przyjdzie ktoś i to wszystko za nas zrobi!
Czas także przestać wyobrażać sobie, że jest to praca jednorazowa, a raz dokonana – wystarczy na zawsze. Są to wyzwania, wobec których staje i będzie
stawało każde pokolenie Polaków. Dlatego nie bójmy się podejmowania takich działań, które mogą przez dłuższy czas towarzyszyć naszej przyszłości
i pomagać w ożywianiu inicjatyw.
4. Innego wniosku zresztą nie można wyciągnąć ani z nauczania ks. kard.
S. Wyszyńskiego, ani z dziedzictwa duchowego Ojca Świętego. To właśnie
dlatego w liście pasterskim, odczytanym na terenie naszej Diecezji w minioną niedzielę, w Uroczystość Zesłania Ducha Świętego, a nawiązującym
do 10-lecia istnienia Diecezji i rocznicy spotkania z Janem Pawłem II,
została zawarta propozycja ogłoszenia dnia 10 czerwca swoistym świętem
Diecezji i Podlasia. Jest wiele przesłanek, które skłaniają nas, aby nadać
trwały charakter tego rodzaju propozycji. Mamy bowiem nadzieję, że „nasz
Podlaski Dzień Diecezjalny, odwołujący się do papieskiej spuścizny, dopomoże nam
w przezwyciężeniu” bardzo niebezpiecznej inercji społecznej i „ubogaci nasze
sposoby przeżywania świąt narodowych. Nie będzie on dniem wolnym od pracy, tym
lepiej, chociaż może to powodować pewne trudności, wymagać dodatkowego wysiłku,
ale motyw jest jasny, a cel wydaje się bardzo bliski i wszystkim drogi.
Nie rezygnujemy z corocznego modlitewnego spotkania w Drohiczynie, dlatego
już na stałe zapraszam przedstawicieli wszystkich parafii, samorządów, władz powiatowych i wojewódzkich, parlamentu organizacji młodzieżowych i kombatanckich,
straży pożarnych i policji – do stolicy diecezji, zawsze na godzinę 18.00” (List
pasterski na 03.06.2001, 6).
Obok albo raczej wespół z tą ideą pragnę zachęcić do owocnego przeżywania tego dnia indywidualnie i we wspólnocie, we wszystkich rodzinach,
w miastach i wioskach, w instytucjach i zakładach pracy. Inaczej bowiem
nauczanie Ojca Świętego nie będzie miało dostępu do naszego życia, do
różnych jego przejawów i płaszczyzn, a bez tego nie ma mowy o przemianie,
odnowie i odrodzeniu. Przecież tego najbardziej potrzebujemy, na tym nam
niesłychanie zależy.
5. Ukochani Bracia i Siostry! Dzisiejsze pierwsze czytanie przypomina
nam o pochodzeniu Mądrości. Boży jest jej rodowód i dlatego: „Gdy (Stwórca)
27
W miłości Trójcy Świętej
niebo umacniał, z Nim byłam, gdy kreślił sklepienie nad bezmiarem wód, gdy w górze
utwierdzał obłoki, gdy źródła wielkiej otchłani umacniał, gdy morzu stawiał granice,
by wody z brzegów nie wyszły, gdy kreślił fundamenty pod ziemię. Ja byłam przy
Nim mistrzynią, [...] znajdując radość przy synach ludzkich” (Prz 8, 27–31).
Ta sama Mądrość może być obecna w naszym życiu, w wychowaniu dzieci
i młodzieży, w pracach ustawodawczych i w decyzjach na każdym szczeblu
władzy. Jest ona nadal „mistrzynią” we wszystkim, co odnosi się do naszego
ziemskiego życia. Do Niej więc powracajmy. I gdyby nasze świętowanie
rocznicy pobytu Ojca Świętego wśród nas nie było w stanie nic więcej nam
przypomnieć, jak tylko potrzebę Mądrości, to chyba trudno byłoby znaleźć
bardziej zasadny cel.
Dzisiaj obchodzimy uroczystość Trójcy Świętej. W to Imię każdy z nas
został włączony i włącza się w zbawcze działanie Chrystusa; w to Imię przez
wiele wieków podejmowano najważniejsze decyzje.
W imię Trójcy Przenajświętszej przeżywajmy więc każdego roku nasz
Podlaski Dzień Diecezjalny, abyśmy wciąż pamiętali, że „Ma to być nowa droga dla człowieka, nowy zasiew w relacjach ludzkich” (Jan Paweł II, Drohiczyn,
10.06.1999).
Na drogę nie brakuje nam przestrzeni, czas już najwyższy na zasiew.
Znakiem krzyża podejmujmy jedno i drugie wezwanie: W imię Ojca i Syna,
i Ducha Świętego!
Amen.
Święto Podwyższenia Drzewa Krzyża Świętego.
Początek peregrynacji Obrazu Jezusa Miłosiernego
Serpelice, dn. 14 września 2003 r.
Krzyż stanowi najlepszą szkołę Miłosierdzia
Ukochani Bracia i Siostry!
1. Od tego wieczoru nasza Diecezja staje się jakby nową Ziemią Świętą,
ponieważ będzie ją przemierzał Syn Boży w Obrazie pełnym Miłosierdzia,
tak jak przed wiekami nawiedzał Kanę, Tyberiadę, Cezareę i Jerozolimę.
Dwadzieścia wieków temu w pielgrzymce ziemskiej Jezusa Chrystusa
towarzyszyli Mu apostołowie, uczniowie i tysiące osób spragnionych prawdy,
poszukujących miłości i z nadzieją wypatrujących tego, co przyszłe, tego,
co w górze!
Dzisiaj natomiast Pan Jezus zwraca się do każdej i do każdego z nas
z bardzo prostym zaproszeniem: „Pójdź za Mną!”. Nie ma na myśli całego
naszego życia. Chce, byśmy byli przy Nim przynajmniej przez jeden dzień,
gdy będzie w naszej parafii. Ma nam przecież tak wiele do powiedzenia, do
ofiarowania.
2. Kościół o tym pamięta i dlatego pragnie ułatwić nam spotkanie z naszym Zbawicielem. Jan Paweł II w adhortacji apostolskiej „Kościół w Europie”
pisze: „Powołaniem Kościoła, jako «wiarygodnego, choć zawsze niewystarczającego
znaku miłości przeżywanej, jest doprowadzenie do spotkania mężczyzn i kobiet
z miłością Boga i Chrystusa, który do nich przychodzi»”. Będąc «znakiem i narzędziem wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem i jedności całego rodzaju ludzkiego»,
Kościół daje o tym świadectwo, kiedy ludzie, rodziny i wspólnoty przeżywają głęboko
Ewangelię miłości” (Ecclesia in Europa, 85).
29
W miłości Trójcy Świętej
Miłość ma swój przekonujący wyraz w tajemnicy Krzyża, którego odnalezienie i wywyższenie dzisiaj wspominamy, dziękując Synowi Bożemu
za tak wielką ofiarę poniesioną z miłości ku nam. Słyszeliśmy przed chwilą
w Ewangelii, iż „Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał,
aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg
nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został
przez Niego zbawiony” (J 3, 16–17).
W czasach Starego Przymierza ludzie korzystali ze znaków, które zapowiadały przyjście Odkupiciela. Takim znakiem i figurą był wąż miedziany na pustyni.
Od 2000 lat sam Syn Boży ofiaruje się za nas, a jak pisze św. Paweł, żeby być
podobnym do nas, „ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi” (Flp 2, 6).
3. To ogołocenie i poświęcenie najmocniej przemawia do nas z Krzyża.
Z Krzyża biją ku nam źródła miłości. Krzyż stanowi najlepszą szkołę Miłosierdzia. Przed rokiem Papież Jan Paweł II mówił w krakowskim sanktuarium
Miłosierdzia: „Duch Święty pozwala nam przez Krzyż Chrystusa poznać grzech,
każdy grzech, w pełnej skali zła, jakie w sobie zawiera. Z drugiej strony, przez
Krzyż Chrystusa Duch Święty pozwala nam zobaczyć grzech w świetle «misterium
pietatis», czyli miłosiernej, przebaczającej miłości Boga” (Kraków Łagiewniki,
17.08.2002).
Ojciec Święty dodaje jeszcze: „Krzyż stanowi najgłębsze pochylenie się
Bóstwa nad człowiekiem (...). Krzyż stanowi jakby dotknięcie odwieczną miłością
najboleśniejszych ran ziemskiej egzystencji człowieka” (tamże).
Z krzyżami weszliśmy na to wzgórze. Krzyże prowadzą nas do Bożego
Miłosierdzia. Krzyż w całej swojej wymowie ukazuje nam tragizm zła, niebezpieczeństwo grzechu, dramat i grozę ludzkiego życia bez Boga.
4. Wiele we współczesnym świecie dostrzegamy zła. Jego skutków doświadczają dzieci; doświadczacie wy, dziewczęta i chłopcy, nawet wówczas,
kiedy jesteście współuczestnikami niegodnego zachowania, ułudy zabawy.
Zło nie przebiera w środkach. Nie ma litości, nie ma miłosierdzia.
Z bólem musimy to powiedzieć teraz, w obliczu straszliwych cierpień
naszego Narodu, cierpień jakby zorganizowanych, bo czymże nazwać bezrobocie, łapownictwo, a przede wszystkim to potworne kłamstwo, które
utożsamia się nam z większością polityków i urzędników? Aż wstyd o tym
mówić. Ale bardziej żal nam ludu, polskiego ludu, który doświadcza takich
upokorzeń, że chciałoby się powtarzać za wieszczem:
30
Krzyż stanowi najlepszą szkołę Miłosierdzia
„Niczym Sybir,
Niczym knuty
I rozlicznych tortur ból,
Lecz narodu duch zatruty,
To dopiero bólów ból” (Z. Krasiński).
Ta trucizna głęboko zagnieździła się w naszym ustawodawstwie
i w praktykach administracyjnych. Wszędzie tam widać, że zło nie ma
miłosierdzia.
5. Mając to przed oczyma, zapraszamy Ciebie, Jezu Miłosierny, na nasze
Podlasie. I prosimy, pomóż nam zrozumieć grozę sytuacji. Daj nam siłę,
abyśmy wyleczyli się z różnych słabości. Spraw, żebyśmy odkryli urok prawdy
i wagę miłości. Tobie pragnę dzisiaj zawierzyć całą naszą Diecezję, a w sposób
szczególny – naszą młodzież, was tu obecnych, drogie dziewczęta i chłopcy,
wasze koleżanki i kolegów, którzy może nie znają Miłosierdzia albo stoją
z dala od Krzyża, zwłaszcza tych młodych, którym z trudem przychodzi
wybór dobra i prawdy.
Wierzę jednak, że dobro zwycięży, że Miłosierdzie pomoże nam oczyścić
się, powrócić na drogę sprawiedliwości i uczciwości, na drogę duchowego
wzrostu i rozwoju.
Jak naucza Ojciec Święty: „Przy okazji każdego wydarzenia, w którym
uczestniczy wielu młodych, nietrudno jest dostrzec wśród nich różnorodne postawy.
Widoczne jest pragnienie bycia razem, aby wyjść z osamotnienia, mniej czy bardziej
uświadomiony głód Absolutu; wyczuwa się w nich utajoną wiarę, która chce się
oczyścić i pójść za Panem; dostrzega się gotowość do kontynuowania rozpoczętej drogi
i potrzebę dzielenia się wiarą” (Ecclesia in Europa, 61).
6. Bracia i Siostry, Kochana Młodzieży, bierzecie ze sobą Wizerunek
Jezusa Miłosiernego. Bądźcie przy Chrystusie jak ongiś byli przy nim ludzie
Jemu współcześni. Dzielcie się waszą wiarą w Chrystusa z całym otoczeniem.
Bądźcie hojni, nie skąpcie swojej wiary i swojej miłości. Niech ta pielgrzymka
Syna Bożego po naszej ziemi przyniesie jak najlepsze owoce, a zwłaszcza
niech przymnoży nam wszystkim nadziei.
Drodzy młodzi ludzie, przed wami życie, które nie lubi pustki, które
czeka na ożywcze soki, na duchowe wsparcie. Miejmy oczy szeroko otwarte.
Nie poprzestawajmy na powierzchownych ocenach. Wypływajmy na głębię.
31
W miłości Trójcy Świętej
Przypatrujmy się różnym znakom. Korzystajmy z Pisma Świętego, z katolickich środków komunikacji społecznej. Trwajmy żywo w Kościele.
„Dziejowym kolejom Kościoła towarzyszą «znaki», widoczne dla wszystkich,
ale wymagające interpretacji. Wśród nich Apokalipsa wymienia «wielki znak», który
ukazał się na niebie mówiący o walce Niewiasty ze smokiem” (tamże, 122).
Ku tej Niewieście, ku Matce Najświętszej kierujemy nasze serca i modlitwy, prosząc, aby nam dopomogła trwać przy Jezusie.
Nasza Matko i Królowo, która byłaś i jesteś tak blisko swego Syna, która wciąż trwasz przy Jego Krzyżu, która jesteś Matką Miłosierdzia, spraw,
abyśmy w tym świętym czasie obecności Jezusa Miłosiernego wśród nas byli
w stanie zrozumieć znaczenie i wymowę tego wyjątkowego Znaku Miłości
i Odrodzenia; Znaku, którym jest przebite Serce Twojego Syna – przebite
z miłości ku nam!
Amen!
Uroczystość odpustowa ku czci Trójcy Świętej
Prostyń, dn. 7 czerwca 2004 r.
Chrześcijaństwo
– współpraca z Trójcą Świętą
(Prz 8, 22–31; Rz 5, 1–5; J 16, 12–15)
Bracia i Siostry, Pielgrzymi i tutejsi Parafianie!
1. Wiele razy stawaliśmy pełni zdumienia wobec tajemnicy Trójcy
Świętej, która dla wszystkich ochrzczonych jest najwspanialszą rzeczywistością. W imię Trójcy Przenajświętszej witała nas matka zaraz po urodzeniu. W to samo Imię otrzymaliśmy Chrzest św., podobnie jak pozostałe
sakramenty.
W to Imię rozpoczynamy i kończymy nasz dzień, nasze prace, nasze
posiłki i podróże. Ono umacnia nas w błogosławieństwie. Ono otwiera przed
nami wciąż nowe perspektywy, gdyż ukazuje cel naszego życia, rozjaśnia
mroki i dodaje sił w momentach słabości.
W imię Trójcy Świętej wydawano ważne dokumenty odnoszące się także
do życia naszego Narodu. Świadczy o tym Konstytucja 3 Maja i większość
decyzji podejmowanych przed laty, do których powracamy z dumą. To Imię
jest widoczne w dekretach dających początek naszym miejscowościom,
miastom i wioskom. Ono rozpoczynało orkę i siewy. Ono jest na naszych
dożynkach. Razem ze znakiem Krzyża Imię Trójcy Świętej jawi się na ustach
matki, gdy bierze bochen chleba, aby obdzielić nim rodzinę i gości.
W Imię Trójcy Świętej rozpoczęto po zniszczeniach wojennych budowę
tej świątyni, którą przed 50 laty zakończono. W niej to każdego roku gromadzimy się, aby wyrazić naszą wdzięczność i przypomnieć sobie, jak wiele
zawdzięczamy Bogu Ojcu, Synowi i Duchowi Świętemu.
33
W miłości Trójcy Świętej
Czynimy to w duchu wspólnoty ze wszystkimi, którzy kiedykolwiek
przybywali na to wzgórze, przeżywając przedziwną tajemnicę świętych obcowania. Wspominamy zatem Sługę Bożego ks. kard. Stefana Wyszyńskiego,
który nieraz nawiązywał do swego pielgrzymowania do tego nadbużańskiego
sanktuarium, podkreślając, że to tutaj umacniała się jego wiara, że tutaj wrastał coraz bardziej w Chrystusowy Kościół, że tutaj mógł lepiej rozumieć
sens życia ludzkiego.
2. Trzeba bowiem podkreślić, że jakkolwiek do Trójcy Świętej odnosimy słowo „tajemnica”, to jednak dzięki coraz to głębszemu przeżywaniu
tej nadprzyrodzonej rzeczywistości lepiej też rozumiemy nasze życie. Ono
przecież również jest tajemnicą. Czyż nie jest tajemnicą nasze poczęcie,
narodzenie, zdrowie i choroby, praca i śmierć? Czyż nie jest tajemnicą nasz
duchowy rozwój albo słabość, nasze osiągnięcia i talenty, nasze powodzenia
i upadki? Czyż nie jest tajemnicą miłość małżeńska, ojca i matki do dzieci,
a dzieci do rodziców?
Tej tajemnicy nie jest w stanie rozjaśnić nam żadna nauka, ponieważ
ludzka wiedza opiera się na miarach materialnych, a to, co jest w nas najważniejsze, umyka rynkowym wycenom.
Szukamy światła w Trójcy Przenajświętszej. Znajdujemy je, gdyż Trójca
Święta jest rzeczywistością życia. Mówi nam o tym dzisiejsza modlitwa: „Boże
Ojcze, Ty zesłałeś na świat swojego Syna, Słowo Prawdy, i Ducha Uświęciciela,
aby objawić ludziom Tajemnicę Bożego życia [...]”. W Bożym życiu odnajdujemy
początek i koniec, i sens naszego życia.
3. Przypatrzmy się, co o tym mówią teksty Pisma Świętego, przewidziane
na uroczystość Trójcy Świętej.
Księga Przysłów przywołuje na pamięć Mądrość. Pan Bóg jest samą
Mądrością, zna nas wszystkich i zna wszystko. On dał początek wszelkiemu
istnieniu. Mądrość – to moc i potęga Boża, to wyjątkowy przymiot Stwórcy.
Dzięki temu wszystko, co wychodzi z rąk Bożych, opiera się na porządku
i ma swoje zasady.
Święty Paweł natomiast w Liście do Rzymian odwołuje się do Syna Bożego, któremu zawdzięczamy Odkupienie, łaskę powrotu do Miłości Bożej,
„ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych”.
Sam zaś Jezus Chrystus, odchodząc z tego świata, zapewnia uczniów, że
„przyjdzie On, Duch Prawdy, [i] doprowadzi was do całej prawdy”.
34
Chrześcijaństwo – współpraca z Trójcą Świętą
W ten sposób moglibyśmy wyliczać i przypominać sobie nowe dary
i łaski, jakie zawdzięczamy Trójcy Przenajświętszej, od której wszystko otrzymaliśmy. Ale zatrzymajmy się przy tych trzech: mądrości, miłości i prawdzie.
Zwłaszcza mając na uwadze obecny czas, łatwo zauważyć, że tych darów
szczególnie nam brakuje, niezależnie od tego, czy myślimy o jednostkach,
grupach społecznych czy nawet państwach. Ponadto grzech, który stanowi
dla nas największe zagrożenie, robi wszystko, aby stale powiększać odległość
pomiędzy człowiekiem a mądrością, miłością i prawdą.
Z tym się wiąże, widoczny gołym okiem, lęk przed chrześcijaństwem,
które jest zwiastunem i stróżem tajemnicy Trójcy Świętej. Ten lęk przed
chrześcijaństwem łączy się ze stałymi dążeniami do podporządkowania osoby
ludzkiej takiej lub innej ideologii, do oderwania jej od źródeł życia, aby stała
się wyłącznie i tylko przedmiotem, którym mogliby dysponować ludzie rządni
władzy i pieniędzy. Takie tendencje nasilają się szczególnie od paru wieków
i prowadzą zawsze do wyzysku, przemocy i zniewolenia.
4. Nasze dzieje i historia wielu innych narodów przestrzegają przed tym.
Mówią o jakże groźnym zakłamaniu, o walce z prawdą, o próbach eliminowania miłości, o dążeniach do usunięcia mądrości z systemów wychowania
człowieka. Dla ludzi przemocy, zakłamania, nienawiści chrześcijaństwo wydaje
się zagrożeniem, gdyż głosi naukę o Trójcy Świętej, rozjaśnia i opromienia
ludzkie życie.
Kilkadziesiąt lat temu, w czasach totalitaryzmu, zwanego też imperium zła,
jeden z naszych kapłanów, ks. J. Zieja, znany z wielkiego poświęcenia, troski
o ludzi potrzebujących pomocy, 27 marca 1956 roku skierował list do ówczesnego Komitetu Centralnego Partii, wiedząc, że naraża się na różne represje.
Czytamy w nim: „Pierwszym znakiem szczerego zajęcia przez Was prawdziwie
nowej postawy, prawdziwego czucia z masą narodu powinna być zasadnicza zmiana
Waszego stosunku do chrześcijaństwa, które jest wiarą religijną całego narodu polskiego
[...] Takie sprawy, jak: życie prawdą, godność człowieka, sprawiedliwość, braterstwo
wszystkich ludzi, pokój – jako wielkie świętości, o których realizację trzeba walczyć
– niesie ze sobą niezaprzeczalnie chrześcijaństwo [...] Zresztą – jak tam było i jest
gdzie indziej, tu – w Polsce, po prostu – ono, chrześcijaństwo jest najważniejsze”.
Tymczasem jesteśmy świadkami, jak wielu lęka się nawet nawiązać do
chrześcijaństwa w dokumentach o charakterze międzynarodowym, rzekomo
służących jedności, gdyż boją się odwołania do Trójcy Świętej, boją się więc
chyba mądrości, miłości i prawdy. Widocznie nie są szczerzy w budowaniu
35
W miłości Trójcy Świętej
jedności, podejmują kolejne próby podsuwania ludziom namiastek, aby zneutralizować szczere dążenia. Nie wystarczy bowiem powoływać się na słowa:
jedność, pokój, rozwój, równość. Ksiądz Zieja kładzie nacisk na to, aby to
podejście było szczere, nieuwarunkowane grą polityczną, nienastawione na
sukces wyborczy. Winno wypływać z wiary chrześcijańskiej.
5. Z tym brakiem szczerości spotykamy się niesłychanie często. Jest
to kąkol, który zachwaścił nasze życie publiczne i z którym trudno sobie
poradzić. Dlatego tak ciężko wyzwolić się z jakże licznych wad i grzechów.
Przed laty dostrzegła to siostra Faustyna, zostawiając wstrząsające wyznanie
w swoim „Dzienniczku”: „W pewnej chwili, kiedy się odprawiła adoracja za naszą
Ojczyznę, ból mi ścisnął duszę i zaczęłam się modlić w następujący sposób: Jezu
najmiłosierniejszy, proszę Cię przez przyczynę świętych Twoich, a szczególnie przez
przyczynę Matki Twojej najmilszej, która Cię wychowała z Dziecięctwa, błagam
Cię, błogosław Ojczyźnie mojej. Jezu, nie patrz na grzechy nasze, ale spójrz na łzy
dzieci małych, na głód i zimno, jakie cierpią. Jezu, dla tych niewiniątek, udziel mi
łaski, o którą Cię proszę dla Ojczyzny mojej. W tej chwili ujrzałam Pana Jezusa,
Który miał oczy zaszłe łzami i rzekł do mnie – «widzisz córko Moja, jak bardzo
Mi ich żal, wiedz o tym, że one utrzymują świat»” (Dzienniczek, 236).
Łzy w oczach Syna Bożego! Łzy przelewane za Polskę. Nasza literatura
nieraz już stawiała pytanie: „Kto nam łzy powróci?”. Kto powróci łzy Chrystusowi?
On niegdyś płakał nad grobem Łazarza i nad Jerozolimą, nad jednostką
i całym Narodem. I to miało miejsce, a może i ma w odniesieniu do nas!
Przed 70 laty ratowały nas dzieci. Sam Chrystus to powiedział: „one utrzymują
świat”. One utrzymują Polskę.
Teraz lepiej rozumiemy, skąd się bierze ta nienawiść do życia ludzkiego,
to ciągłe dążenie do zniszczenia małżeństwa i rodziny; dlaczego promuje
się jedynie zmysły bez oglądania się na skutki – gdyż chce się, aby namiastki i pozory zajęły miejsce życia. Teraz lepiej rozumiemy, skąd się bierze ta
postawa wrogości do życia poczętego! Bo gdy zabraknie dzieci, nie będzie
komu utrzymywać tego świata.
Ufajmy, że do tego nie dojdzie. Módlmy się o większe zrozumienie i szacunek dla życia. Błagajmy Trójcę Przenajświętszą, aby wzmacniała nas swoją
mądrością, miłością i prawdą. Starajmy się i zabiegajmy o to, aby w naszej Ojczyźnie, w życiu jednostek i całego społeczeństwa – było jak najwięcej miejsca dla
chrześcijaństwa, bo tylko w nim jest nasza przyszłość i prawdziwy rozwój!
36
Chrześcijaństwo – współpraca z Trójcą Świętą
6. Musimy również strzec się moralnego zobojętnienia. Bierność w życiu,
a zwłaszcza w wychowaniu nowych pokoleń i w kształtowaniu norm oraz
praw jest sprzeczna z postawą wiary, gdyż świadczy, że nie doceniamy mądrości, miłości i prawdy.
W takich sytuacjach nie będzie próżni. Pojawią się ludzie chętni, gotowi
na różne kompromisy, ale do czasu, byleby tylko wygrać, byleby tylko zająć
jakąś pozycję. My natomiast potrzebujemy ludzi sumienia, szczerych w swoich
przekonaniach i zachowaniach. Jeśli na serio traktujemy troskę Ojca Świętego
i Jego apele o ducha chrześcijańskiego w jednoczącej się Europie, to nie wolno
nam pozostawać na uboczu, należy wyraźnie zgłaszać swoje obywatelskie
oczekiwania, trzeba dokładnie przypatrywać się, kto jest kim? Nie łudźmy
się, treści chrześcijańskich i zasad ewangelicznych nie da się wprowadzać
w życie za pośrednictwem graczy politycznych. Świadczy o tym Ewangelia,
mówi o tym Krzyż, potwierdza to zamach na Ojca Świętego. Chrześcijaństwo
może odnaleźć swoje miejsce we współczesnym życiu jedynie poprzez wiarę
w Trójcę Przenajświętszą, wiarę w Ojca i Syna, i Ducha Świętego!
Tę wiarę głosi nam to sanktuarium, niszczone i odbudowywane. Tę wiarę ukazują nasze dzieje, historia Polski. Najbardziej odważnym głosicielem
tej wiary jest Jan Paweł II, którego piątą rocznicę pobytu wśród nas tu, na
Podlasiu, będziemy obchodzili w Uroczystość Bożego Ciała. Nie zapomnijmy o modlitwach w Jego intencjach, ale też sięgajmy do Jego nauk, czerpiąc
obficie z tej skarbnicy duchowej, jaką On nam pozostawia.
Ojciec Święty, w czasie pobytu na Monte Cassino, w roku 1979, mówił,
oddając cześć tym naszym rodakom, którzy nie doszli do ziemskiej Ojczyzny,
ale których groby głoszą nadzieję. „Musimy być całkowicie pewni, że poprzez chwile
tragiczne w dziejach ludzkości, zawsze zwycięża Chrystus! Módlmy się, by poszukiwania
Europy silnie zjednoczonej oparte były na duchowym fundamencie tradycji chrześcijańskiej,
katolickiej, czyli uniwersalnej. Zwróćmy ku Matce Bożej nasze spojrzenia i nasze serca!
Niech Ona wspomaga nas, byśmy wszyscy byli zgodni w jednoczeniu się całej Europy
w jedynej Światłości, którą jest Chrystus” (Monte Cassino, 18.05.1979).
Wszyscy bądźmy zwiastunami i stróżami tej Światłości. Przyrzeknijmy
to tutaj, w tym sanktuarium Trójcy Przenajświętszej, za wzorem naszych poprzedników spod Grunwaldu i Wiednia, obrońców Jasnej Góry i bohaterskich
powstańców, przyrzeknijmy w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego! I bądźmy
temu wierni.
Amen.
37
Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa, rok C
Święcenia diakonatu
Drohiczyn, dn. 18 czerwca 2004 r.
Wychodzić naprzeciw Bożej woli
Siostry Zakonne i Alumni Wyższego Seminarium Duchownego,
Kochani Kandydaci do diakonatu!
1. Pan to sprawił, że dzisiaj, w uroczystość Najświętszego Serca Pana
Jezusa, przyjmujecie święcenia diakonatu. Orędzie zaś, które płynie ku nam
z tajemnicy dzisiejszej uroczystości, jest orędziem miłości i miłosierdzia.
Jesteśmy wdzięczni za nie, gdyż wszyscy potrzebujemy zmiłowania Bożego,
a dzięki Sercu Syna Bożego dociera ono do nas z miłości i w postaci miłosierdzia. Nasza Diecezja kilka miesięcy temu przeżywała peregrynację Wizerunku
Chrystusa Miłosiernego i doświadczała wielkości i znaczenia Miłosierdzia
Bożego. Nadal żyje tym wielkim darem. Wciąż chce zań dziękować.
Wdzięczni jesteśmy Panu Bogu, za Księgą Ezechiela, że jest naszym
pasterzem. Ileż to zawodów spotyka nas ze strony ludzi, którym powierzamy
różne obowiązki o charakterze publicznym? Jesteśmy tego świadomi i z tego
powodu bolejemy. Prorok Ezechiel jest również tym, który zapowiada, że
Pan Bóg powoła jednego pasterza. Teraz jednak to On sam okazuje ogromną
troskę o każdą z owiec. Wyznaje przecież: „Zagubioną odszukam, zabłąkaną
sprowadzę z powrotem, skaleczoną opatrzę, chorą umocnię, a tłustą i mocną będę
ochraniał. Będę pasł sprawiedliwie” (Ez 34, 15–16).
2. Pełnię ojcowskiego zatroskania o nas wszystkich odnajdujemy w Jezusie Chrystusie. Miłość Boga przybywa do nas w Jezusie Chrystusie. Według
św. Pawła, jeżeli Stwórca tak wiele czynił dla człowieka, nawet gdy nie był
38
Wychodzić naprzeciw Bożej woli
jeszcze odkupiony, to o ile więcej zabiega o nas obecnie. Razem z Synem
swoim. Nie możemy zapominać, że nie mamy niczego, na co moglibyśmy się
powoływać, oprócz niepojętej miłości Boga, którą On nas obdarza w Jezusie
Chrystusie. Pamiętajmy więc o tym, że: „Miłość Boża rozlana jest w sercach
naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany. Chrystus bowiem umarł za
nas [...] (dzięki temu) [...] zostaliśmy pojednani z Bogiem przez śmierć Jego Syna
[...]” (Rz 5, 5–6, 10).
Najpiękniejszym opisem tej pasterskiej troski o nas jest przypowieść
o Dobrym Pasterzu. Miłość do zagubionej owcy przekracza granice naszej
ludzkiej roztropności. Któż z nas pozostawiłby dziewięćdziesiąt dziewięć
owiec, a poszedł szukać tej, której mógłby nie znaleźć. Ale Boże plany są
dojrzalsze. Według Starego Testamentu liczba „dziesięć” oznacza pełnię.
Dziesięć zaś pomnożone przez dziesięć, to jakby pełnia pełni, coś najpełniejszego. Pan Jezus nie poprzestaje na fragmentarycznych rozwiązaniach.
Szuka i zabiega o pełnię pełni. Tylko taka pełnia może świadczyć o najgłębszej
miłości. I tylko taka pełnia może być źródłem szczerej radości.
3. Kochani Alumni, przystępując do święceń diakonatu, podejmujecie
się, we współpracy z biskupem i prezbiterami, głosić Słowo Boże. Macie
pomagać w posłudze ołtarza i miłości, przewodniczyć niektórym modlitwom. Będziecie mogli asystować przy zawieraniu związków małżeńskich
i je błogosławić; nosić Wiatyk i prowadzić pogrzeby.
Z racji święceń diakonatu otwiera się przed Wami szeroka przestrzeń
działalności w zakresie miłosierdzia. Z pewnością nie zawsze będziecie czuli
się w pełni przygotowani. Wiele spraw będzie Was zaskakiwało, ale w takich
momentach nie można zapominać o obecności Bożej łaski, o bliskości Ducha
Świętego Pocieszyciela.
To do Was odnoszą się zapowiedzi proroka Ezechiela, zachęcające do
poszukiwania, do wychodzenia naprzeciw, najpierw Bożej woli, a następnie
macie wychodzić naprzeciw temu wszystkiemu, co z Bożej woli będzie
wypływało, a więc naprzeciw ludziom i ich słabościom, naprzeciw czasom
i okolicznościom. Nie możecie tworzyć sobie sztucznej wizji człowieka
i świata wedle modeli tegoż świata, ale musicie iść za głosem Bożej woli. Ten
głos poprowadzi Was ewangeliczną drogą.
4. Tylko na niej człowiek może osiągnąć pełnię swego życia. To jest nasze osobiste zadanie. Ale przed diakonami stoi także inne posłanie. Diakoni
39
W miłości Trójcy Świętej
mają pomagać w osiągnięciu pełni życia tym, wśród których przebywają.
Nie można poprzestać na własnej pełni. Diakon nie może odczuwać radości
z własnego sukcesu, z własnych osiągnięć.
Diakon może przeżywać radość jedynie wówczas, kiedy widzi, że inni
się radują, że inni dążą drogą Bożą. Dlatego podejmuje się tych wszystkich
zadań, zobowiązując się do życia w celibacie. Celibat nie jest – jakby mogło
się wydawać przy powierzchownym podejściu – jedynie rezygnacją z czegoś.
Celibat jest przede wszystkim darem, który składamy naszym bliźnim w duchu
coraz większej zażyłości z Panem Bogiem. Celibat jest darem, gdyż uwalnia
nas od ludzkich przywiązań i wielu zobowiązań, ale ograniczonych do małej
liczby osób. Celibat daje nam swoistą wolność wewnętrzną do miłowania
każdego człowieka i do poświęcania się dla jego zbawienia, bez oglądania
się na własne zmęczenie czy cierpienie.
5. Mogłoby się wydawać, że tak wiele Pan Bóg od nas wymaga, że tak
dużo oczekują od nas ludzie. Być może, ale i tak więcej otrzymujemy. O tym
mówi nam modlitwa konsekracyjna, kiedy to błagamy najlepszego naszego
Ojca: „Bądź z nami, prosimy Cię, wszechmogący Boże, który rozdzielasz łaski,
wyznaczasz stopnie i obowiązki. Ty, pozostając niezmienny, wszystko odnawiasz
i całym stworzeniem kierujesz przez swoje Słowo, Moc i Mądrość, Jezusa Chrystusa,
Twojego Syna, a naszego Pana”.
Do tak wielkich zadań, do współpracy z samym Bogiem w odnawianiu
świata przez Słowo, Moc i Mądrość, przez Jezusa Chrystusa – zostajecie
dzisiaj powołani, Drodzy Diakoni.
Nic więc dziwnego, że wespół z Wami będziemy się modlili, abyście jak
najlepiej wypełnili swoje obowiązki, nie zawiedli Bożego zaufania. Będziemy
błagali najlepszego Ojca o nagrodę dla Was.
„Niech naśladując na ziemi Twojego Syna, «który przyszedł nie po to, aby Mu
służono, lecz aby służyć», dostąpią królowania z Nim w niebie”. To o Was mowa,
Kochani Bracia. To Wasza droga i Wasz cel. To Wasza pełnia.
Amen.
Uroczystość Zesłania Ducha Świętego – Święto Ludowe
Drohiczyn, dn. 15 maja 2005 r.
Aby Polska była wciąż Wieczernikiem
Ukochani Bracia i Siostry!
1. Wsłuchując się w słowa Pisma Świętego opowiadające o Zesłaniu
Ducha Świętego na apostołów w obecności Matki Bożej, przenosimy się do
Wieczernika, gdyż udziela się nam atmosfera oczekiwania, a następnie coś
z odwagi św. Piotra przemawiającego do nieznanych mu ludzi „z mocą”.
Opis biblijny jest pełen symboliki, a jednocześnie wyjątkowo konkretny,
zwłaszcza w odtwarzaniu nastroju słuchaczy, którzy byli niesłychanie zdziwieni tym, że rozumieli słowa Księcia Apostołów.
Plastyczność powyższego zapisu i bogactwo symboliki sprawiają, że
nierzadko będąc oczarowani samym wydarzeniem, nawet przez moment nie
pomyślimy o tym, że jest to fakt, który powtarza się wciąż w Kościele, który
występuje w naszym życiu. Duch Święty bowiem jest obecny w momencie
naszego Chrztu, a zwłaszcza w sakramencie bierzmowania.
Wtedy to spełnia się obietnica dana przez Pana Jezusa, że po swoim
odejściu pośle „innego Pocieszyciela, Ducha Prawdy”. Sam Zbawiciel jest tym
pierwszym Pocieszycielem. Ale, jak pisze św. Paweł: „Nikt nie może powiedzieć
bez pomocy Ducha Świętego: «Panem jest Jezus»”. Wyznawanie więc wiary świętej
i jej praktykowanie wpisane jest w dzieło Ducha Świętego.
2. O tym przekonuje nas życie i działalność Jana Pawła II. Naród nasz
przeżył tajemnicę Zesłania Ducha Świętego w roku 1979. Jan Paweł II,
rozpoczynając pierwszą pielgrzymkę do Polski w wigilię Zesłania Ducha
Świętego, swoją homilię zakończył błagalnym wezwaniem do Trzeciej
41
W miłości Trójcy Świętej
Osoby Trójcy Przenajświętszej za pośrednictwem Zbawiciela. Wołał wówczas: „Niech zstąpi Duch Twój, niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi,
tej ziemi!”.
Często powracamy do tych słów, ponieważ widzimy, że właśnie wtedy
dokonał się cud Zielonych Świątek. Polacy zaczęli się rozumieć, Polacy zaczęli
współdziałać. Stać nas było na odwagę i poświęcenie. Gdzieś daleko prysnął
lęk przed przemocą i kłamstwem.
Nie wiem, czy pamiętaliśmy o tym, aby podziękować Panu Bogu za
tamten Wieczernik, Wieczernik placu Zwycięstwa, który dzięki temu stał
się prawdziwy, bo zwycięstwo Ducha było oczywiste.
I nic dziwnego, że zagraniczni i miejscowi wrogowie naszego Narodu
robili wszystko, aby zniszczyć tamte dary Ducha Świętego. Postępują tak
nadal, dzieląc ludzi i rzucając oszczerstwa.
Ale cud Zielonych Świątek był prawdziwy. Tkwił poprzez dary w naszej
świadomości, dopomagając w przetrwaniu czasu próby. Ten czas się nie
skończył.
3. W naszej Ojczyźnie uroczystość Zesłania Ducha Świętego przed
dziesiątkami lat stała się świętem ludu polskiego. To nie był przypadek. To
był i jest dar Ducha Świętego, który należycie odczytali i wykorzystali nasi
praojcowie żyjący na tej ziemi pod rosyjską okupacją. Kmiecie polscy przed
latami, ich następcy wieśniacy i rolnicy – rozumieli bowiem dobrze, że tylko
duch może im pomóc w przetrwaniu niesprawiedliwości, upokorzeń i wyzysku. Tego ducha trzeba jak najwięcej także w naszych czasach.
O nim to myślał Jan Paweł II, gdy mówił do rolników: „Pozostańcie
wierni tradycjom waszych praojców. Oni podnosząc wzrok znad ziemi ogarniali nim
horyzont, gdzie niebo łączy się z ziemią i do nieba zanosili modlitwę o urodzaj,
o ziarno dla siewcy i ziarno dla chleba. Oni w imię Boże rozpoczynali każdy dzień
i każdą swoją pracę i z Bogiem swoje rolnicze dzieło kończyli. Pozostańcie wierni
tej prastarej tradycji” (Jan Paweł II, Krosno, 10.06.1997).
O tej wierności wypada pamiętać zwłaszcza teraz, gdy Polska znajduje
się w Unii Europejskiej. Niech ta wierność tradycji praojców stanie się najcenniejszym wianem, jakie wieś polska, a więc i podlaska wnosi do jednoczącej się Europy, aby tym wysiłkom dać solidny fundament. Niech się nie
powtórzą dawne czasy, kiedy usiłowano jednoczyć Europę bez Boga, dla
hegemonii jednych narodów nad innymi, w miejsce bowiem państw mogą
wejść potężne grupy interesów.
42
Aby Polska była wciąż Wieczernikiem
Nasza wierność Panu Bogu, przez wieki czytelna w wierności Kościołowi,
daje gwarancje zachowania własnej tożsamości; tej tożsamości, która wyraża
się w gościnności i życzliwości dla każdego napotkanego człowieka.
4. Dzięki temu podejmiemy także dzieło ewangelizacji, do którego wzywa
nas Ewangelia, a którego potrzebę widzimy chociażby w tych zagrożeniach,
które na różnorakie sposoby uderzają w ludzkie życie. Nie możemy dopuścić
do samozagłady rodzaju ludzkiego. A w tym trudnym dziele tylko Pan Bóg
może nam skutecznie dopomóc, jak dopomagał naszym praojcom.
Z tego to względu Jan Paweł II zachęca nas do życia zgodnego z Ewangelią. „Trzeba nam uchwycić się Jezusa – Dobrego Siewcy i iść za Jego głosem po
drogach, które nam wskazuje... Dzisiaj naszej Ojczyźnie potrzebny jest katolicki
laikat, apostolstwo świeckich, Boży lud, na który czeka Chrystus i Kościół. Potrzebni
są ludzie świeccy rozumiejący potrzebę stałej formacji wiary” (tamże).
Nie wolno nam przecież zapomnieć, że „Siła państwa, jak siła Kościoła,
mają swoje źródło w starannej edukacji narodu. (...) Zastanawiajmy się nad «polską
prawdą». Rozważajmy, czy jest szanowana w naszych domach, w środkach społecznego przekazu, urzędach publicznych, parafiach? Czy nie wymyka się ukradkiem
pod naporem okoliczności? Czy nie jest wykrzywiana, upraszczana? Czy zawsze
jest w służbie miłości?” (Jan Paweł II, Kraków, 08.06.1997).
5. Chrystus Pan Zmartwychwstały, ukazując się apostołom, zawsze
pozdrawiał ich słowem – pokój. Jak to słyszymy w dzisiejszej Ewangelii:
„Pokój wam!”.
Tego pokoju, Chrystusowego pokoju potrzebuje cała Polska, ale wieś
przede wszystkim. Nasza wieś przeszła tyle zawirowań politycznych, gospodarczych i społecznych, że tęskni za autentycznym pokojem, pokojem
prawdy, sprawiedliwości i nadziei.
Marzył o tym przed laty Juliusz Słowacki. To z jego tęsknot zrodził się
proroczy wiersz o Słowiańskim Papieżu.
„Pośród niesnasków – Pan Bóg uderza
W ogromny dzwon,
Dla Słowiańskiego oto Papieża
Otwarty tron”.
Tego właśnie Papieża wspominamy z wdzięcznością dzisiaj, w to Święto
Ludowe, które w tym roku, w roku przejścia Jana Pawła II z tego świata do
wieczności, znalazło się pomiędzy trzynastym maja – rocznicą zamachu na
43
W miłości Trójcy Świętej
Ojca Świętego – i osiemnastym maja, dniem Jego narodzin. Ten fakt jeszcze
mocniej jednoczy nas z Osobą Następcy św. Piotra. Tym bardziej w czasie
poważnych zawirowań w naszym życiu publicznym, kiedy trudno odróżnić
nam ofiarę od kata, a świętość usiłuje się zmieszać z przewrotnością. Stąd
wołanie Słowackiego staje się także naszą modlitwą:
„A trzebaż mocy, byśmy ten Pański
Dźwignęli świat...
Więc oto idzie – Papież Słowiański,
Ludowy brat...”.
Ten „Ludowy brat” przybywa do Ludu Polskiego nie tylko od święta.
6. Ukochani Rolnicy, dzisiaj modląc się w Waszych intencjach, prośmy
Boga o dalszą opiekę nad Polską wsią, nad naszymi wioskami. Wierzymy,
że tuż przy Matce Najświętszej przebywa dusza Jana Pawła II. Ufajmy, że
to właśnie On, Słowiański Papież, Ludowy Brat, będzie Tym najpewniejszym naszym Orędownikiem u Syna Bożego. Dzięki takiej pomocy znowu
zaczniemy się nawzajem rozumieć, aby Polska była wciąż Wieczernikiem,
Wieczernikiem prawdy i sprawiedliwości. Niech więc Duch Święty zstąpi,
niech zstąpi na ziemię, na tę podlaską i polską glebę!
Amen.
Uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata, rok C
Drohiczyn, dn. 25 listopada 2007 r.
„Jezu, wspomnij na mnie,
gdy przyjdziesz do swego królestwa”
(Łk 23, 42)
(2 Sm 5, 1–3; Kol 1, 12–20; Łk 23, 35–43)
1. Królestwo Miłości
W naszej wyobraźni zakorzenionej w tekstach biblijnych Chrystus jawi
się jako prawdziwy Król, ale jako Król Miłosierdzia. Często mamy kłopoty
z posługiwaniem się słowami, gdyż wiele z nich nosi na sobie ciężar polityczny
albo ekonomiczny i dlatego jakby same przez się narzucają nam określone
wyobrażenia. Odnosi się to również do pojęcia „król”. Tak często oglądaliśmy
podobizny królów i książąt polskich, tak często wczytywaliśmy się w dzieje
wielu państw, że na słowo król reagujemy widokiem korony, berła, tronu
i drogich szat.
Dzisiaj chcemy oderwać się od tego rodzaju skojarzeń i skierować naszą
uwagę na istotę tej królewskości, która daje o sobie znać w Jezusie Chrystusie.
On to przyznał się do niej przed Piłatem, ale zastrzegając, że ma ona inny
rodowód i inny charakter.
Druga Księga Samuela wychodzi naprzeciw naszym wysiłkom, zmierzającym do jak najwłaściwszego rozumienia królewskości, która przysługuje
Panu Bogu. Wprawdzie Dawid zostaje królem ziemskim, ze wszystkimi
atrybutami odnoszącymi się do tej władzy, ale jednocześnie dowiaduje się,
że ma to czynić w imieniu Boga i dlatego w Hebronie wobec Niego zawiera
przymierze z Narodem Wybranym. Jest to niesłychanie ważny moment,
ponieważ wskazuje na źródło władzy i jej umocowanie na fundamencie
45
W miłości Trójcy Świętej
przymierza. Chodzi więc tutaj nie o władzę jednostki ludzkiej albo kolektywu, ale o królewskość, która korzeniami sięga dalej, aniżeli pozwalają na to
ludzkie możliwości, i ma być wypełniana w duchu przymierza. Jedno i drugie
nie mogłoby zaistnieć bez miłości.
2. Krzyż jest tronem
W czasach Dawidowych dotarcie do miłości nie było rzeczą łatwą. Skutki
grzechu pierworodnego dawały o sobie znać. Dopiero przyjście na ziemię
Jezusa Chrystusa, Jego całe życie, a następnie śmierć na krzyżu i zmartwychwstanie otworzyły przed ludźmi możliwości pełniejszego poznania natury
Królestwa Bożego. To dzięki odkupieniu dokonanemu na krzyżu Pan Bóg
przeniósł nas do Królestwa swojego Syna. Świat bowiem został stworzony
przez Chrystusa, umiłowanego Syna. Przez Niego został też odkupiony.
Bez Chrystusa świat nie mógłby istnieć, po prostu nie miałby sensu. O tym
mówi nam św. Paweł w drugim czytaniu, wskazując na to, kim staliśmy się
przez „Krew Jego Krzyża”.
Wezwanie Apostoła Narodów: „Dziękujcie Ojcu, który was uzdolnił do
uczestnictwa w dziale świętych w światłości”, ma uzasadnienie właśnie w tym, że
Pan Bóg „uwolnił nas spod władzy ciemności i przeniósł nas do królestwa swego
umiłowanego Syna...”. To przecież w Chrystusie „zamieszkała cała Pełnia, i aby
przez Niego i dla Niego znów pojednać wszystko ze sobą”.
3. Miłosierdzie jest bramą
Nie da się tego zrozumieć bez odwołania się do Miłości, do tej Miłości,
której formą jest Miłosierdzie. Jest to niezgłębiona tajemnica, która w pełni
ujawnia się w Jezusie Chrystusie. Dzięki Synowi Bożemu my, ludzie grzeszni,
możemy uczestniczyć w tej tajemnicy.
Wypada jednak wyraźnie podkreślić, że człowiek musi dorastać do
korzystania z Miłosierdzia Bożego, do świadczenia miłosierdzia ludziom
i do przyjmowania miłosierdzia od ludzi. Co więcej, nie możemy mylić Miłosierdzia z litością. Miłosierdzie prowadzi nas do Pana Boga, pozwala na
wejście w tajemnicę Boga. Dokonuje się to przez odkrywanie rzeczywistości
miłosierdzia. Podstawowym jej składnikiem jest sprawiedliwość. Tylko ktoś
sprawiedliwy może być miłosierny. Drugim znakiem i przejawem miłosierdzia jest zaufanie. Człowiek otrzymuje szansę, możliwość skorzystania
z Miłosierdzia, ale na zaufanie Boże winien odpowiadać zaufaniem. O tym
przekonuje nas ten krótki akt strzelisty: „Jezu, ufam Tobie!”.
46
„Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa” (Łk 23, 42)
4. Królestwo Boże jest otwarte
Tylko do końca świata stworzonego będzie otwarta brama do Królestwa
Niebieskiego. Nie możemy więc odkładać na później naszej decyzji o jej przekroczeniu, naszego włączenia się do „działu świętych w światłości”, czyli stałego
wchodzenia w tajemnicę Miłosierdzia Boga. A to wymaga sprawiedliwości,
zaufania, przebaczania i niemarnowania czasu, który daje nam Bóg.
Pan Bóg chętnie z nami współpracuje, zawsze jednak szanuje dar wolności. Czeka na nasz krok, na naszą dobrą i silną wolę. Na kalwaryjskiej górze
obok krzyża Chrystusowego znalazło się dwóch przestępców. Jeden z nich,
nawet straszliwie cierpiąc, chociaż słusznie, gdyż wiele zła popełnił, nie zdobył
się na to, aby dostrzec otwartą bramę Królestwa Bożego. Nadal złorzeczył.
Nic nie zrozumiał ze swego życia. Zabrakło mu poczucia sprawiedliwości,
ufności i przebaczenia.
Drugi łotr postąpił inaczej. Sprawiedliwie ocenił siebie i swego kolegę,
a jednocześnie zauważył, że to zupełnie nie pasuje do Pana Jezusa, gdyż „On
nic złego nie uczynił”. Okazał skruchę i ufność i dlatego był w stanie skierować
słowa prośby: „Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swojego królestwa”.
Nawrócony łotr nie marzy o ziemskim królestwie. Ma pełną świadomość,
że Jezus jest Królem, i chce być w Chrystusowym Królestwie.
6. Miłosierdzie i nadzieja
O takim Królestwie trudno jest myśleć ludziom, którzy zgubili gdzieś
sprawiedliwość, którzy za nic mają zaufanie. O takim Królestwie trudno jest
pamiętać tym, którzy nie wierzą w sens przebaczenia, którzy marnują swój
czas. To wszystko wyraża się także w postawie relatywizmu. Ojciec Święty
Benedykt XVI mówi nawet o dyktaturze relatywizmu, która niszczy wszelkie
wartości, wszelkie normy pozytywne, wszelkie sensowne kryteria. To ona
zaciera granice pomiędzy dobrem a złem, pomiędzy prawdą a kłamstwem...
To ona uderza w godność człowieka, pozbawia nadziei na zbawienie. Tymczasem Królestwo Chrystusowe jest „wieczne i powszechne”. Jest to Królestwo
„prawdy i życia, świętości i łaski, sprawiedliwości, miłości i pokoju”. O takim
Królestwie warto pamiętać i warto w nim być!
7. Królestwo czynu
Niepokoić natomiast może nas to, co Ewangelia mówi o większości
obecnych na Kalwarii w czasie ukrzyżowania Pana Jezusa. Przypomina nam
47
W miłości Trójcy Świętej
drwiny i złorzeczenia tych, którym zależało, aby Chrystus umarł na Krzyżu,
ale też zauważa, że „Gdy ukrzyżowali Jezusa, lud stał i patrzył”. To była ta
wielka rzesza, która towarzyszyła Panu Jezusowi w czasie Drogi Krzyżowej.
Wśród nich wielu było takich, którzy doznali łask od Mistrza z Nazaretu.
Rodzi się więc pytanie, dlaczego oni zachowali się biernie – stali i patrzyli.
Przecież wielu z nich wiedziało, że Chrystus jest niewinny.
Ta bierność da się wytłumaczyć lękiem, a także uczuciem samotności.
Im się wydawało, że nic nie mogą zrobić w zetknięciu się z Wysoką Radą,
rzymskimi żołnierzami, zabrakło poczucia wspólnoty, oparcia się na innych.
Człowiek pozostawiony sam sobie nie ma odwagi wystąpienia w obronie dobra albo prawdy. Pozostaje bierny, marnując dar wolności do wypowiadania
się w obronie sprawiedliwości.
Królestwo Chrystusowe jest Królestwem czynu, czynu twórczego, służącego rozwojowi każdego człowieka.
II. Przez Maryję do Jezusa
Liw. Figura Matki Bożej Anielskiej
Uroczystość Zwiastowania NMP
Drohiczyn, dn. 25 marca 1996 r.
Ona nas rodzi do nowego życia
(J 16, 21; 19, 25; Łk 2, 35)
Ukochani Bracia i Siostry, Drohiczyńscy Parafianie!
Biblijny opis sceny Zwiastowania tkwi mocno w naszej pamięci. Powracamy doń często, gdyż prostota jego przekazu i głębia treści zachęcają
nasze umysły do otwierania się na głoszoną prawdę, a serca do jej natychmiastowego przyjmowania. Czujemy całym naszym jestestwem, że są to
sprawy, które dotyczą każdego z nas i to w tym, co odnosi się do samej
istoty naszego pobytu na ziemi. W tym roku naszemu zamyśleniu nad
Zwiastowaniem towarzyszy pamięć o nawiedzinach Matki Najświętszej
w cudownym znaku Jej fatimskiej Figury. Fatimskie Orędzie Matki Bożej
ma swoje korzenie w Nazarecie, dalszy ciąg – w życiu i działalności Syna
Bożego, a zastosowanie – w naszym postępowaniu, w postawie każdego
człowieka. Posłanie Maryi, przekazane trójce portugalskich dzieci, ukazuje
nam pełnię misji Matki Odkupiciela.
Nic więc dziwnego, że dzisiaj jednocześnie patrzymy na Dziewicę
z Nazaretu, jakby zaniepokojoną wiadomością otrzymaną z ust archanioła
Gabriela, i na Matkę cierpiącą, która stała „obok krzyża Jezusowego”. I w jednym,
i w drugim wypadku Maryja jest jakby pełna oczekiwania: w chwili zwiastowania z powodu zaskoczenia, na Kalwarii zaś z bólu. Okres Wielkiego Postu
sprawia, że zatrzymujemy się nad rozważaniem cierpienia Matki, gdyż tam
na Golgocie spełnia się proroctwo Symeona: „A Twoją duszę miecz przeniknie”.
Matka Najświętsza przyjmuje wszelkie cierpienia, gdyż po macierzyńsku
uczestniczy w odkupieńczej ofierze Syna. Tam u stóp Krzyża wyjątkowo
51
Przez Maryję do Jezusa
przekonująco brzmi Jej „fiat”, tam się ono dopełnia. I to dopełnienie możemy
porównać do bólu porodu, gdyż na Kalwarii Ona ponownie rodzi, wydaje
na świat nie tylko swego Syna Jednorodzonego, ale nas wszystkich.
Znany w XII wieku teolog, mistrz Rupert z Deutz dzieli się z nami rozważaniem na temat tego dalszego ciągu Wcielenia i porodu, zwracając uwagę
na fakt, że w Betlejem Maryja nie musiała odczuwać boleści porodowych:
„Ta niewiasta nie miała tych bólów porodu, ale teraz właśnie, pod krzyżem, cierpi,
niesie swój smutek, ponieważ nadeszła Jej godzina, w której poczęła z Ducha Świętego, w której dopełnił się czas błogosławiony, w której Bóg stał się człowiekiem.
Gdy minie ta godzina, nie będzie pamiętała swego bólu, z radości, że człowiek się
narodził. Zostanie On nazwany nowym człowiekiem i otrzyma królestwo na całym
świecie”.
Ten rodzaj macierzyństwa Maryi wciąż trwa, to dzięki niemu jest Ona
Matką wszystkich wierzących. A słowa Chrystusa wypowiedziane na krzyżu
nabierają w tym świetle jeszcze wyraźniejszego znaczenia: „Niewiasto, oto syn
Twój” i „Oto Matka twoja”. W jedynym z uczniów, który znalazł się obok
Jezusa i przy Niej, Maryja staje się Matką nas wszystkich. I to duchowe macierzyństwo Matki Najświętszej, ukazane pod krzyżem, trwa nieustannie.
Dokonuje się codziennie, w nas, w całym Kościele i na całym świecie.
O wszystkim zadecydowało nazaretańskie „fiat” – ludzki akt zgody, który
ciągle obowiązuje; dał o sobie znać pod krzyżem, a dobiegnie kresu w chwili
dopełnienia się wiekuistego zbawienia. Sobór Watykański II, oddając hołd
Matce Zbawiciela i naszej, pisze: „Dzięki swej macierzyńskiej miłości opiekuje
się braćmi Syna swojego, pielgrzymującymi jeszcze i narażonymi na trudy i niebezpieczeństwa” (Lumen gentium, 62).
Ona rodzi nas do nowego życia, Ona troszczy się o nas, Ona cierpi
za nas, a przede wszystkim nas kocha. Czyni to wespół ze swoim Synem,
przez swą obecność w Kościele. Jest to prawda, którą dzisiaj możemy lepiej
i pełniej rozumieć i to nie tylko z racji pamiątki Zwiastowania Pańskiego.
Przecież parę lat temu z woli Bożej ukształtował się nasz Kościół partykularny, wtedy też powstała Katedralna Kapituła Drohiczyńska. Boży plan
zbawienia człowieka dokonuje się na wielu płaszczyznach, jednakże wymiar
kościelny jest nam najbliższy i niezbędny. Ten wymiar przemawia do nas
poprzez znaki. Znaki są obecne w całym misterium zbawienia. Znakiem
był archanioł Gabriel, znakiem były słowa, które przekazywał, znakiem
był krzyż. Rzeczywistość zbawcza mieści się w naszych sumieniach, w nas.
Wiele zależy od tego, czy potrafimy tak patrzeć na te znaki, tak odczytywać
52
Ona nas rodzi do nowego życia
ich sens, jak uczyniła to Dziewica z Nazaretu. Ta Eucharystia, to nasze
dziękczynienie, nasze modlitwy, to nasze spotkanie z Panem w Maryi w ten
wieczór – niech nam ułatwią ponowne przeżycie naszego wezwania do wiary,
do kapłaństwa, do różnych jego stopni, a przede wszystkim do odnowienia
w sobie świadomości, że jesteśmy nowym ludem, ludem Pana, a każdy z nas
jest Bożym człowiekiem!
Pielgrzymka Rodziny Radia Maryja
Częstochowa, dn. 16 lipca 2000 r.
Jesteśmy w domu Matki
1. Orędzie Matki Bożej
Jesteśmy w domu Matki, która wciąż na nas czeka, zawsze ma dla nas
czas, serce i dłonie otwarte. Przybyliśmy zwyczajowo w trzecią niedzielę lipca,
która w tym roku wypada we wspomnienie Matki Bożej z Góry Karmel,
zwanej u nas powszechnie – Szkaplerzną. Wiemy dobrze, czym był i czym
jest szkaplerz – jest znakiem duchowej łączności i pamięci pomiędzy Matką
a dziećmi.
Szkaplerz najczęściej zakłada na szyję dziecku matka rodziny. Szkaplerz
przypomina nam, że jesteśmy dziećmi Boga i Maryi, że przynależymy do
Kościoła. W okresie prześladowań, w czasie zaborów i okupacji, podczas
szykan i tortur zadawanych także przez niedawnych siepaczy – szkaplerz był
przedmiotem drwin i zniewag. Dzisiaj nie ma zaborców i okupantów, niegdysiejsi prześladowcy wstydzą się swojej przynależność partyjnej. A szkaplerz
nadal jest znakiem duchowej więzi pomiędzy dziećmi i Matką Bożą. Jest
godzien szacunku. Wciąż głosi chwałę Niepokalanej!
Wspominam te fakty tak, jak to się czyni w rodzinie, kiedy po pewnej
nieobecności powraca się do domu. Wówczas to dzielimy się zwłaszcza
z matką przeżyciami.
Tak też postępujemy tutaj, w tym Jasnogórskim Domu Matki, do którego przybyliśmy z różnych części Polski, a może nawet i spoza jej granic.
Przybyliśmy jako Rodzina Radia Maryja, a więc Jej rodzina. Tym zaś, co
łączy i jednoczy tę rodzinę, jest Jej orędzie, które dwa tysiące lat temu, zaraz
po Wcieleniu, zaniosła do Ain Karim i przekazała św. Elżbiecie: „Wielbi
dusza moja Pana i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy” (Łk 1, 46–47).
54
Jesteśmy w domu Matki
Jego treść przewija się przez program Radia Maryja, w Roku Jubileuszowym
w szczególności.
2. Jubileuszowe przesłanie nadziei
Wielki Jubileusz Zbawienia otwiera przed nami nie tylko drzwi rzymskich
bazylik i kościołów stacyjnych. Ukazuje nam na nowo wielkość dziedzictwa,
które zostało nam ofiarowane przez Syna Maryi i pozostawione w Kościele.
O tym dziedzictwie ze szczególną mocą pisze św. Paweł do Efezjan: „Niech
będzie błogosławiony Bóg i Ojciec naszego Pana Jezusa Chrystusa, który napełnił
nas wszelkim błogosławieństwem duchowym na wyżynach niebieskich w Chrystusie.
W Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani
przed Jego obliczem” (Ef 1, 3).
W Roku Jubileuszowym pragniemy wielbić Pana Boga i dziękować za
wszystkie dary i łaski. Pragniemy wyrażać wdzięczność sercem skruszonym
i pełnym radości. Czynimy to razem z Matką Kościoła i Królową Polski,
z mocą podkreślając te dwie rodziny, tak dla nas ważne: Kościół i Ojczyznę,
które ubogacamy tym, co otrzymujemy z ewangelicznego orędzia.
Blisko dwadzieścia wieków temu, jak pisze święty Marek: „Jezus przywołał do siebie Dwunastu i zaczął ich rozsyłać...” (Mk 6, 7). To rozesłanie wciąż
trwa. To dzięki temu, że na przestrzeni dwóch tysięcy lat zawsze było żywe
polecenie Jezusa i że wciąż byli i są ludzie gotowi je wypełniać, Ewangelia
dotarła do naszych czasów. Stale trwa i przynosi owoce.
3. Szczególne miejsce Radia Maryja
Ci ludzie są obecni na ambonie i w salce katechetycznej. Dostrzegamy ich
także, zwłaszcza w naszych czasach, przy redagowaniu pism, przygotowywaniu
programów telewizyjnych i radiowych. Rola środków komunikacji społecznej
w głoszeniu Ewangelii i kształtowaniu postaw ludzkich wzrasta z dnia na dzień.
Nic dziwnego, że chcemy dzisiaj podziękować Matce Bożej za Jej obecność
w radiowej przestrzeni. To dzięki Jej opiece, za pośrednictwem radia Jej Imienia,
powstała ta Rodzina, nowa w polskiej rzeczywistości wspólnota.
Rodzina Radia Maryja odwołuje się z jednej strony do Osoby naszej
Królowej, a z drugiej – do ogniska rodzinnego. Jedno i drugie jest źródłem
duchowego bogactwa, ale też i zobowiązaniem.
Matka Najświętsza jako Patronka Radia ukazuje drogę miłości i prawdy,
sprawiedliwości i solidarności, drogę wiary i nadziei. Klimat rodzinny natomiast wprowadza zaufanie i życzliwość, troskę o życie i wierność!
55
Przez Maryję do Jezusa
Posługiwanie się tak potężnymi środkami jak radio, telewizja i prasa
wymaga ze strony wszystkich pracowników, a szczególnie dziennikarzy, postawy odpowiedzialności i uczciwości. Mówił o tym Ojciec Święty w czasie
rzymskich obchodów Jubileuszu Dziennikarzy. Oto Jego słowa: posługiwanie dziennikarskie, a więc i radio „Powinno być natomiast postrzegane jako
zadanie w pewnym sensie «święte», wykonywane ze świadomością, że potężne środki
przekazu zostają wam powierzone dla dobra wszystkich, a zwłaszcza dla dobra
najsłabszych grup społecznych – od dzieci po ubogich, od chorych po osoby zepchnięte
na margines i dyskryminowane”, po polsku zaś Jan Paweł II dodał: „Serdecznie
pozdrawiam dziennikarzy języka polskiego. Życzę wam, abyście zachowali wolność
myślenia i trzeźwy osąd rzeczywistości. Bądźcie wierni prawdzie! Niech blask
prawdy przenika waszą służbę człowiekowi, Kościołowi i światu!” (Jan Paweł II,
Rzym, 04.06.2000).
Z głębi naszych serc dziękujemy Panu Bogu za to, że mimo różnych
trudności Orędzie ewangeliczne może docierać do ludzkich serc, do Polek i Polaków, dzięki posłudze tego Radia, które wciąż przebywa w szkole
maryjnego przekazu, aby korzystając ze względnej wolności, stać na straży
prawdy i służyć człowiekowi i Kościołowi. Nie można też zapominać o tej
wyjątkowej posłudze, jaką Radio Maryja pełni względem naszej Ojczyzny,
wciąż jeszcze chorej, a niekiedy jakże bezbronnej. Bogu niech więc będą
dzięki za to dobro, jakie w nasze życie wnosi Radio Maryja!
4. Królowa Korony Polskiej
Nikt nie powinien się więc dziwić, że kierujemy nasze oczy ku Tej, która już wiele razy przychodziła nam z pomocą, która jest Królową Korony
Polskiej. W tym miejscu niech nam wolno będzie przenieść się na chwilę
najpierw do wieku XIV, a potem przypomnieć sobie śluby Jana Kazimierza.
To właśnie w czasach ostatnich Piastów na terenie Polski zaczyna się pojawiać jej nowe miano – Korona Polska. Podobne nazwy zaczęły funkcjonować w Pradze i w Budapeszcie, gdy zaczęto mówić o Koronie Węgierskiej
i Koronie Czeskiej. Nie zawsze o tym pamiętamy, ale fakt ten określa nową
pozycję Polski i sąsiadów. Dotąd były to bowiem dziedzictwa pewnych dynastii, teraz zyskują nową jakość. Korona ma symbolizować niezależność,
jedność i godność. Te trzy wartości są niezbędne, aby i w naszych czasach
Polska była w pełni i pod każdym względem sobą.
Korona Polska stała się symbolem i znakiem tego, co w naszych dziejach ojczystych trwało na straży i umacniało naszą niezależność od wrogów,
56
Jesteśmy w domu Matki
wewnętrzną jedność, zawsze potrzebną, i wreszcie – godność. W obywatelskim etosie Polaków, którzy na zawsze wpisali się w historię, te trzy wartości
zajmowały zawsze pierwszorzędne miejsce.
I dlatego w Litanii Loretańskiej najpierw dodano to właśnie wezwanie:
Królowo Korony Polskiej, módl się za nami! A była podstawa ku temu. Śluby
Jana Kazimierza złożone przed wizerunkiem Matki Bożej w katedrze lwowskiej były i są aktem religijnym oraz faktem historycznym o państwowym
znaczeniu.
Za naszych dni, po latach rozbiorów, po czasach okupacji, po okresie
zniewolenia komunistycznego, kiedy tak trudno nam odnaleźć drogi prowadzące do odrodzenia Ojczyzny, warto przypominać o Polskiej Koronie
i o Tej, która jest jej Królową. Nie wystarczy sama zmiana warty na różnych
urzędach, nie wystarczą słowne deklaracje. Trzeba czegoś więcej. Potrzebni
są ludzie sumienia, jak to wciąż i przy różnych okazjach powtarza Ojciec
Święty. A ludzi sumienia nie znajduje się przypadkiem. Jeśli chcemy do nich
dotrzeć, szukajmy ich w szkole Maryi.
5. Z dawna Polski Tyś Królową!
Jest Ona naszą Królową od dawna. Jest obecna w życiu Narodu od samego początku. Przypomniał nam o tym Ojciec Święty w czasie Narodowej
Pielgrzymki Jubileuszowej, gdy przemawiał do nas 6 lipca na placu św. Piotra,
odwołując się do uroczystości milenijnych.
„Związało się to polskie milenium – zaznaczył – z postacią wielkiego Prymasa,
kard. Stefana Wyszyńskiego wiernego czciciela Matki Bożej, który przeprowadził
Kościół i naród przez próg drugiego tysiąclecia. Związało się ono również z peregrynacją Jasnogórskiego Obrazu. (...) Od tamtego polskiego milenium utrwaliła się
w nas świadomość Ludu Bożego, który z pokolenia na pokolenie pielgrzymuje poprzez
ten świat do domu Ojca. Tę właśnie, tak ukształtowaną świadomość przynosimy
dzisiaj do bramy Wielkiego Jubileuszu, poprzez którą przechodzą w pielgrzymce
ludy i narody całej ziemi.
Mając w pamięci nasze polskie milenijne przeżycia, w sposób szczególny doświadczamy, że nasza tutaj obecność jest owocem tej wielkiej, dziejowej pielgrzymki,
jaką naród nasz rozpoczął, gdy książę Mieszko przyjął chrzest i wyznał wiarę
w Chrystusa. Pragniemy, ażeby ten naród wziął dziś udział w tym naszym nawiedzeniu apostolskich progów Wielkiego Jubileuszu, a wraz z nim, by była tu obecna cała
nasza tysiącletnia historia i kultura, począwszy od Wojciechowej Bogurodzicy. Chcemy
zaprosić tu wszystkich Piastów, którzy zasiadali na polskim tronie, od Mieszka do
57
Przez Maryję do Jezusa
Kazimierza Wielkiego. Pragniemy, aby była tutaj obecna Pani wawelska, Królowa
Jadwiga, z tym wszystkim, co uczyniła dla naszego narodu i dla polskiej kultury.
Wraz z nią niech wejdzie tutaj epoka jagiellońska, czas Rzeczypospolitej Trojga
Narodów, okres największej świetności dziejowej naszej ojczyzny. Pragniemy tutaj
przywołać wszystkich, których ciała spoczywają w podziemiach Wawelu – biskupów,
królów, wodzów i wieszczów – wszystkich, którzy znaczyli szlak naszych dziejów
wzniosłych i trudnych, nacechowanych zwycięstwami i klęskami, aż po największy
upadek trzech rozbiorów, a potem w XIX wieku powstania i bohaterskie odzyskiwanie niepodległości już w tym stuleciu.
Wszyscy ci ojcowie naszej historii niech będą tu dziś obecni i niech zaświadczą,
iż kolejne pokolenia synów i córek Kościoła w Polsce zostawiały w dziejach trwały
ślad swojej wiary, umiłowania Boga i człowieka, troski o poszanowanie ponadczasowych wartości” (Jan Paweł II, Rzym, 06.07.2000).
Wierzymy głęboko, że „ojcowie naszej historii” tak, jak byli obecni w Rzymie na spotkaniu z Janem Pawłem II, tak dzisiaj są razem z nami tutaj, na
Jasnej Górze, w domu naszej Matki. Dostrzegamy ich ponadto w gronie
o. Augustyna Kordeckiego, któremu cała Polska zawdzięcza uratowanie
honoru Majestatu Rzeczypospolitej. Odczuwamy też dzisiaj obecność na
Jasnej Górze tych milionów pątników, którzy przez wieki pielgrzymowali
do tronu Królowej Polski. Razem z nimi, pamiętając na słowa Piotra
naszych czasów – gorąco błagamy: „Niech nie zabraknie tego świadectwa
o wielopokoleniowym trudzie kształtowania chrześcijańskiego oblicza nie tylko
naszego narodu, ale także całej Europy. Przyjmijmy ich świadectwo nie po to, aby
się chlubić, ale po to, byśmy oddali chwałę Panu, a z kolei świadomie podjęli to
dziedzictwo i przekazali je przyszłym pokoleniom. To wszystko, co Polskę stanowi,
niech wejdzie z nami tutaj przez bramę trzeciego tysiąclecia, która otwiera się ku
przyszłości” (tamże).
A dzięki temu nie jesteśmy tylko tymi, którzy oczekują czegokolwiek od
Europy, ale jesteśmy też tymi, którzy wnosili i wnoszą swój wkład w rozwijanie wspólnej tożsamości, wyrosłej z wiary w Jezusa Chrystusa, który dwa
tysiące lat temu narodził się w Betlejem!
Jakże to wciąż radosna i dobra nowina. I chociaż od dwudziestu wieków
jest wśród nas obecna, to od czasu do czasu pojawiają się jakieś przeszkody
i trudności, które sprawiają, że nie zawsze dociera do każdego ludzkiego
serca.
Potrzebni są wciąż nowi zwiastuni. Potrzebne są coraz to nowe środki,
wśród których Radio Maryja jawi się jako głos pasterzy i aniołów nawołują-
58
Jesteśmy w domu Matki
cych nas wszystkich, abyśmy wielbili i wysławiali Boga za wszystko, co nam
czyni (por. Łk 2, 20).
6. Odkryjmy większe dobro
Zło bowiem nie śpi. Jeśli nie potrafi zwyciężać w otwartej przestrzeni,
ucieka się wówczas do podstępu, namiastek i pozorów. Czyż przejawem
tego nie jest pokutujący od wielu lat wśród nas pogląd o potrzebie dokonywania wyboru „mniejszego zła”. Czyż przejawem tego rodzaju podejścia
nie jest dość często lansowane przekonanie, że tak naprawdę to nas nie
stać na uczciwość, sumienność i przyzwoitość; że Polska skazana jest na
słabość i marazm!
Jest to coś niesłychanego! Jak może to występować wśród ludzi, którzy
od tysiąca lat są blisko Chrystusowego Krzyża, do których dociera prawda
ewangeliczna i łaska sakramentalna? Jak może się to dziać w narodzie, który
ma tak piękne i głębokie korzenie chrześcijańskie, którego kultury nawet nie
można sobie wyobrazić bez obecności Jezusa Chrystusa?!
A jednak z tym się spotykamy. Często słyszymy o potrzebie oparcia naszego życia, zwłaszcza publicznego, na wyborze mniejszego zła. Czyż po to
przyszedł Chrystus na ziemię? Czyż nie nadszedł czas, abyśmy się wyzwolili
z takiego myślenia, żebyśmy przypomnieli, iż do wyższych rzeczy jesteśmy
stworzeni, o czym mówi życie św. Stanisława Kostki?
Idąc za myślą Ojca Świętego, na jubileuszowe świętowanie Rodziny Radia
Maryja zaprosiliśmy wielu naszych poprzedników, którzy dla obrony naszej
niezależności, dla ratowania jedności, dla poszanowania godności nie żałowali
swego życia, przelewali krew. Tysiące naszych męczenników, niezłomnych
bohaterów, twórców kultury i świętych wzywa nas, abyśmy odrzucili duchową
małość, miałkość moralną i minimalizm celów.
Jesteśmy powołani do tego, aby tworzyć większe dobro. Świat potrzebuje
dobra, coraz więcej dobra. Współczesnego świata nie uratuje mniejsze zło,
gdyż każde zło jest trucizną ludzkich sumień. W sposób szczególny deprawuje młode charaktery, przyczynia się do ich karłowacenia.
Wpatrujmy się w przykład Matki Najświętszej, która dwa tysiące lat temu,
w chwili zwiastowania, wybrała Największe Dobro. Niech przemawia do nas
przelana krew, ofiarowane życie tak wielu naszych ojców i dziadów. Niech
nasze sumienia poruszą słowa lwowskiego orlątka, które – zranione podczas
obrony miasta zawsze wiernego – konając, nie martwi się o siebie, nie pamięta
o cierpieniu, ale – jakby przewidując nasze czasy, z bólem wyznaje:
59
Przez Maryję do Jezusa
„Tylko mi ciebie, mamo,
Tylko mi Polski żal!”.
7. Radio Maryja – głosem nadziei
Ukochani Bracia i Siostry, Wy, którzy tworzycie Radio Maryja, i Wy, którzy
korzystając z niego, dodajecie Ojcu Dyrektorowi, wszystkim Pracownikom,
a zwłaszcza Prelegentom – ducha i zapału. Ukochani Bracia i Siostry z tej
samej rodziny, z Rodziny Radia Maryja!
Dwudziesty wiek dobiega końca. Wiek straszliwych prześladowań Kościoła, których ofiarami byli katolicy świeccy i duchowni, kapłani, zakonnicy
i zakonnice, biskupi, a nawet Ojciec Święty. Mówi o tym trzecia tajemnica
fatimska. Wiek ten jednakże ukazuje również beznadziejną słabość rzekomych
sukcesów zła. Wydawało się bowiem, że nic nie stanie na drodze straszliwym
tyranom i bezbożnym ideologiom. Stało się inaczej. Kolejny raz sprawdziła
się zapowiedź Chrystusa: „miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16, 33).
Niech więc służba prawdzie w miłości przyczynia się do pomnażania
dobra wśród nas, zwłaszcza w polskich rodzinach, w tworzeniu nowych
miejsc pracy, w oczyszczaniu życia publicznego z kłamstwa. Ufamy, że nasza
Ojczyzna wyzdrowieje i że Koronie Polskiej przywrócimy należny jej blask
poprzez umacnianie niezależności, jedności i godności.
A wówczas orędzie Matki Bożej, wyśpiewane w Ain Karim, stanie się
jeszcze bliższe człowiekowi i jego kulturze: „oto bowiem błogosławić mnie będą
odtąd wszystkie pokolenia, gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny. Święte
jest Jego imię” (Łk 1, 48–49).
Maryjo, Królowo Polskiej Korony, którą błogosławimy od wieków,
spraw, abyśmy owocnie przyjmowali te dary, którymi od początku ubogaca
nas Wszechmocny. Niech będzie święte imię Jego!
Jubileuszowy odpust Maryjny i diecezjalne dożynki
Skrzatusz, dn. 17 września 2000 r.
Obumierające ziarno przynosi plon
(por. J 12, 24)
Ukochani Czciciele Matki Bożej,
Drodzy Rolnicy!
1. Jakże bliskie są nam słowa Pana Jezusa: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam
wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo,
ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity” (J 12, 24).
Szczególnego znaczenia nabiera ten tekst w dzisiejszą niedzielę w tym
sanktuarium Maryjnym, które nawiedzamy w Roku Jubileuszowym. Rok święty
bowiem przypomina nam wcielenie i narodziny Syna Bożego, a następnie
prowadzi pod krzyż i wskazuje na ten znak zbawienia. Na krzyżu zaś umiera
Jezus Chrystus, aby przynieść nam życie – nowe życie.
Pod krzyżem dostrzegamy Matkę Najświętszą, pełną boleści. Jej cierpienie przedłużyło się aż poza krzyż, gdyż doprowadziło do grobu i tych
kilkudziesięciu godzin oczekiwania na zmartwychwstanie. Matka Najświętsza
wytrwała w wierności. Dzięki temu stała się Matką żyjących.
Pod koniec lata, po zakończeniu zbiorów przeżywamy uroczystości dożynkowe. Chcemy podziękować Panu Bogu za Jego szczególną opiekę, przedziwną troskę o każdego z nas. Przybywam z Podlasia, gdzie w tym roku od
Wielkanocy do końca maja nie było deszczu. Wydawało się, że trzeba będzie
likwidować stada krów, że rolnikom grozi całkowita klęska. Tymczasem tak
się nie stało. Najpierw nadeszła pomoc z południa Polski. Nasi bracia chętnie
odpowiedzieli na nasz apel o wsparcie. Często tłumacząc swoją gotowość tym,
że kiedy trzy lata temu ich doświadczyła powódź, wówczas otrzymali pomoc
61
Przez Maryję do Jezusa
z Podlasia. Są to momenty wzruszające i krzepiące zarazem, gdyż ukazują
inną Polskę, nie tę z telewizji, radia czy gazet; myślę, że Polskę prawdziwą,
na którą stać każdego z nas. Obumierające ziarno przynosi plon!
Pan Bóg zesłał później deszcz. Rolnicy są zadowoleni, wciąż dziękują
Panu Bogu. W poprzednią niedzielę dziękowali bardzo uroczyście w Drohiczynie, o czym może Wam powiedzieć ks. bp Tadeusz Werno, za którego
obecność wśród nas wyrażam gorącą wdzięczność.
2. Wielki Jubileusz Zbawienia ma swój początek w Nazarecie. Tam Maryja
wypowiedziała swoje „fiat”, wyraziła zgodę na współpracę z Bożą Miłością,
z Bożą wolą. Nie wszystko rozumiała z tego, co Jej zwiastował Archanioł Gabriel, ale jednego była pewna, że był to Boży wysłannik i przekazał Bożą wolę.
I dlatego wypowiedziała „tak”. Dzięki temu Jubileusz 2000 lat od Wcielenia
i Narodzin Pana Jezusa jest też jubileuszem Maryjnego „tak”. Z dumą możemy także wyznać, że jest to jubileusz ludzkiego „tak”. Fakt ten potwierdzają
dzieje Kościoła. W ciągu bowiem dwudziestu wieków to Maryjne „tak” odbyło
i odbywa nadal długą drogę. Dotarło do wszystkich zakątków ziemi, docierało
i dociera do ludzkich dusz. O jego obecności mówią święci i błogosławieni.
Oni wszyscy potrafili powiedzieć „tak” Panu Bogu. W ten sposób postępowali
święci i błogosławieni, znani z nazwiska i imienia. Tak postępowały miliony
naszych matek i ojców, dziadów i pradziadów, którzy zabiegali o to, aby zachować wiarę w Boga i ją przekazać następnym pokoleniom.
Czyż nie mówili Wam o tym rodzice, którzy trwali na tej ziemi i doświadczali różnego rodzaju ataków „kulturkampfu”; czyż nie opowiadali o tym ci,
którzy przybyli z Kresów, wyrzuceni z ojcowizny; czyż nie wspominali ci,
którzy zostawili inne strony Polski, bo chronili się przed prześladowaniem
albo poszukiwali znośniejszych warunków życia?
Jednego nam w ciągu ostatnich setek lat nie brakowało – cierpienia i ofiary,
prześladowania i kary. Na naszych ziemiach trzeba było cierpieć za wiarę, za
miłość do Ojczyzny, za przywiązanie do języka i za więź z ziemią!
3. W tych zmaganiach mieliśmy oparcie w Matce Bożej. Mówią o tym
maryjne sanktuaria. Maryja – sama bolejąca, jako wierna Służebnica Pańska
pociesza innych, dodaje odwagi zalęknionym, budzi nadzieję w sercach
zniechęconych, wzmacnia rodziny, podtrzymuje miłość, leczy dusze i ciała.
Takich miejsc jest wiele: Loreto, Lourdes, Fatima, La Salette, Częstochowa; w diecezji drohiczyńskiej: Miedzna i Ostrożany, a tutaj – przepiękne
62
Obumierające ziarno przynosi plon
sanktuarium w Skrzatuszu. Ziemia wałecka cieszy się wyjątkową opieką
Niepokalanej. Ta ziemia jest także przesiąknięta krwią męczenników, dzięki
temu w czasach doświadczeń stawała się prawdziwą opoką, skałą, a to dzięki
obecności Skrzatuskiej Pani.
Figura Matki Bożej Bolesnej do 1575 roku znajdowała się w Mielęcinie. Tego to roku w trakcie zamieszek, spowodowanych reformacją, figurę
usunięto z kościoła z zamiarem zatopienia jej w jeziorze. Mimo obciążenia
kamieniami figura, będąca znakiem wielkiej miłości Matki do Syna, wypłynęła
na powierzchnię. I znalazł się człowiek, z zawodu garncarz, który wykupił
ją z rąk złoczyńców, aby ratować od zniszczenia.
Wracając zaś, zatrzymał się w Skrzatuszu, gdzie opowiedział o całym wydarzeniu. Przejęta tą historią Katarzyna Kadrzycka odkupiła ją od garncarza
i zatrzymała u siebie w domu. W roku 1575 umieściła tę naszą, pietę w kościele.
Różne były jeszcze trudności, ale Matka Boża pozostała już tutaj i trwa.
Nie ma potrzeby przypominania całej historii pobytu figury Matki
Bożej Bolesnej w Skrzatuszu, gdyż znacie ją dobrze. Jeżeli odwołałem się
do niektórych faktów, to pragnąłem przypomnieć osoby, które mają swój
udział w początkach tego sanktuarium. To byli ludzie, którzy potrafili powiedzieć Panu Bogu „tak”. Poszli za przykładem Matki Najświętszej.
Za nimi podążyli ci, którzy walczyli o obecność krzyża w miejscach
publicznych; ci, którzy zabiegali o naukę religii w szkołach, którzy uczyli
i uczą pacierza, wychowują po chrześcijańsku.
Wielu z nich cierpiało w pruskich lub niemieckich więzieniach, w łagrach
rosyjskich bądź piwnicach UB. Postępowali tak dorośli, zachowywała się tak
młodzież, rozumiały wagę wiary w Boga nawet dzieci Wrześni, i nie tylko!
Dzieje sprawiedliwości i dobra, wolności i prawdy – to historia Maryjnego
„tak”, przyjmowanego i wcielanego w życie przez człowieka.
4. Jest to powód do radości i nadziei. Tymczasem nasza epoka robi wrażenie smutnej. Jakby wciąż czegoś brakowało. Oczywiście niedostatek jest
trwałym składnikiem życia ludzkiego. Niektórzy przezwyciężają go sumienną
pracą, z pogodą ducha, jak niegdyś czynili znacznie biedniejsi od nas nasi
poprzednicy, posługując się sierpem i kosą; choć utrudzeni, to modlitwą
i radosnym śpiewem dziękowali Panu Bogu i dzielili się ze wszystkimi tą
dobrą nowiną, że mieli ziarno na chleb, podstawę naszego życia.
Dzisiaj jest smutniej, jakby brakowało nadziei, jakbyśmy zmierzali do
zniszczenia. Jest to chyba skutek obecności biblijnego kąkolu albo chwastu,
63
Przez Maryję do Jezusa
który nieprzyjazny człowiek wciąż zasiewa w naszą glebę (por. Mt 13, 25).
Cywilizacja śmierci daje o sobie znać.
Nie po to jednak przyszedł na ziemię Jezus Chrystus. Nie po to współcierpiała Matka Bolesna. Nie po to jest Kościół apostołów i męczenników, matek
i ojców, dzieci i młodzieży, Kościół Jana Pawła II, czyli nasz Kościół!
Ewangeliczne ziarno wciąż się odradza. Ma wyjątkową moc. Nic nie jest
w stanie jej zniszczyć. Mówi o tym Jan Paweł II: „Tak bardzo jesteście podobni
do ewangelicznego siewcy. Szanujcie każde ziarno zboża kryjące w sobie cudowną moc
życia. Uszanujcie również ziarno słowa Bożego. Niech z ust polskiego rolnika nie znika
to piękne pozdrowienie: «Szczęść Boże!» i «Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!».
Pozdrawiajcie się tymi słowami, przekazując w ten sposób najlepsze życzenia. W nich
zawarta jest wasza chrześcijańska godność. Nie dopuśćcie, aby ją wam odebrano – bo
próbuje się to robić! Świat pełen jest zagrożeń. Docierają one poprzez środki przekazu
także do polskiej wsi. Twórzcie kulturę wsi, w której obok nowych wymiarów, jakie niosą
czasy, pozostanie – jak u dobrego gospodarza, miejsce na rzeczy stare, uświęcone tradycją,
potwierdzone przez prawdę wieków [...]” (Jan Paweł II, Krosno, 10.06.1997).
5. O to wszystko winniśmy zabiegać w Roku Wielkiego Jubileuszu
Zbawienia, którego obchody w tym sanktuarium łączą się z tysiącleciem
powstania diecezji kołobrzeskiej. Różnie wyglądały jej losy, przetrwała wiele
katastrof, liczne decyzje likwidacyjne i zwyczajne zapomnienie. Dzisiaj jest,
żyje i rozwija się. Między dziejami diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej a sytuacją
polskiego rolnika można dostrzec pewną analogię.
Oba jubileuszowe przesłania, to sprzed dwóch tysięcy lat i to milenijne,
mają swoje odniesienie do polskiej wsi. Na placu widzimy rzędy wspaniałych
wieńców dożynkowych. Warunki nie są zbyt sprzyjające, ale przybyliście, aby
podziękować Stwórcy za dar nadziei, wyjątkowo potrzebnej na wsi; przybyliście też, aby prosić o błogosławieństwo na zasiew.
Pamiętacie o jutrze. Przychodzicie z owocami waszej pracy, z sercami
pełnymi wiary w Pana Boga i miłości do Matki Bożej Bolesnej. Oba jubileusze poprzez wiarę i miłość całego Kościoła, naszych praojców i ojców
– nawołują, abyśmy nie lękali się pogody, nie lękali się trudu i poświęcenia.
Chcemy też podziękować Wam, drodzy rolnicy, którzy od wieków żywicie i bronicie, Wam spod znaku Krzyża i spod znaku Rodła! Zawsze na
Was można liczyć. Potraficie odróżnić przyjaźń Jezusa Chrystusa od wyborczych deklaracji fałszywych proroków. Wieś polska bowiem nie potrzebuje
jałmużny, nie potrzebuje wyjątków. Rolnik polski, pełen godności i dumy,
64
Obumierające ziarno przynosi plon
umie zapracować na siebie i rodzinę, chętnie wspomaga Ojczyznę. Wieś
polska potrzebuje tylko sprawiedliwego prawa, uwolnienia się od licznych
pośredników i korupcji. Wieś wciąż czeka na świeżą krew i nowego ducha.
6. Przed nami trzecie tysiąclecie. Wśród wielu spraw, o których teraz
myślimy, znajduje się również pytanie o to, w jakiej Polsce chcemy żyć
w przyszłości? Czy to będzie Polska na miarę bohaterskich obrońców,
szlachetnych działaczy, odpowiedzialnych twórców kultury; czy to będzie
Polska Chrystusowa? A może będzie to Polska jawnej lub ukrytej zależności,
zniewolenia; kraj karierowiczów i cyników o licznych twarzach?
Chcielibyśmy – sądzę, że tego pragnęli również nasi dziadowie, którzy za to przelewali krew, o to walczył Drzymała i Ślimak – aby w naszej
Ojczyźnie każdy czuł się jak u siebie, aby był rzeczywistym gospodarzem,
włodarzem. Zwłaszcza że przez całe lata Polaków wywłaszczano. Czynili to
zaborcy i okupanci, robili to rzekomi obrońcy ludu. Sami wprawdzie szybko
się uwłaszczali, innym nie chcieli i nie chcą na to pozwolić. W ten sposób
nawiązują do niezbyt chlubnych praktyk!
Tak postępowali ci, którym zależało na osłabieniu więzi rolnika z ziemią,
na osłabieniu przywiązania do tradycji, religii i kultury narodowej. W ten
sposób widać, jak ważne jest, żeby proces, który zaczął się przed laty, który
ma korzenie w autentycznej solidarności, postępował dalej, znajdując coraz
to więcej uczciwych i kompetentnych zwolenników.
Trzeba szybko uwolnić się od ciężarów bolesnych doświadczeń, zwłaszcza
tych z dwóch kończących się stuleci. Czas wreszcie zdecydowanie powiedzieć
„nie” – tym wszystkim, którzy za pomocą alkoholu i odurzających obietnic
dążą do przedłużenia zniewolenia i uzależnienia.
Nie lękajmy się przyjąć Prawdy, całej Prawdy, nie lękajmy się szczerego
rachunku sumienia; nie lękajmy się życia i miłości. Bierzmy przykład z Matki
Bożej. Ona nie bała się powiedzieć Panu Bogu – „tak”. I dała początek
największemu wydarzeniu w dziejach ludzkości.
Niech nasze polskie „tak” – wypowiadane w Skrzatuszu, w diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej i na całym Pomorzu – sprawia, że Chrystus będzie coraz
wyraźniej obecny w naszym postępowaniu, w naszych sercach, w naszych
rodzinach i życiu publicznym. Tylko On jest Zbawicielem świata. Tylko On
niesie nadzieję. Tylko On jest przyszłością każdego człowieka.
On, który jest Początkiem i Końcem, niech nas prowadzi przez następne
tysiąclecia!
65
Uroczystość koronacji obrazu Matki Bożej w Lipsku
Lipsk, dn. 2 sierpnia 2001 r.
Tobie, Maryjo, dzisiaj kolejny raz
zawierzamy siebie samych i nasze rodziny
(Syr 24, 1–2.16–21; Ga 4, 3–7; Łk 1, 26–33)
Drodzy Pielgrzymi! Ukochani Parafianie!
1. Ze wzruszeniem, ale i z radością wysłuchaliśmy słów św. Pawła: „Gdy
nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg Syna swego, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego
pod Prawem, aby wykupił tych, którzy podlegali Prawu, abyśmy mogli otrzymać
przybrane synostwo. Na dowód tego, że jesteśmy synami, Bóg wysłał do serc naszych
Ducha Syna swego, który woła: «Abba, Ojcze»”.
Ta pełnia czasu trwa od dwudziestu wieków. Ubiegłoroczny Jubileusz
Zbawienia ukazał nam, jak wiele otrzymaliśmy od Jezusa Chrystusa i jak
bogaty duchowo jest Kościół. Pamiętamy liczne przeżycia jubileuszowe,
spotkania z Ojcem Świętym, choćby te, w których uczestniczyliśmy tutaj
jakby w wigilię Wielkiego Jubileuszu, i te, w których brali udział ludzie dorośli i młodzież w Rzymie ubiegłego roku. Nie zapomnimy o nich, bo tego
uczynić nie możemy. Nazbyt wiele otrzymaliśmy, aby teraz to wszystko mogło
pozostać gdzieś na marginesie naszego życia.
Zresztą jest to niemożliwe. Ojciec Święty w Liście apostolskim, zawierającym podsumowanie uroczystości jubileuszowych i propozycje na przyszłość, zaprasza nas, abyśmy za przykładem apostołów starali się z ufnością
przyjmować jego przesłanie. Nie lękali się głębi wiary i miłości.
2. O tym też przypomina nam dzisiejsza Ewangelia. Dobrze znamy
moment Zwiastowania, który jest bliski każdemu z nas i naszej kulturze.
66
Tobie, Maryjo, dzisiaj kolejny raz zawierzamy siebie samych i nasze rodziny
Zrósł się z naszymi dziejami. A Ta, która jest pełna łaski, nie zapomina o nas.
Jest wciąż obecna, nie lęka się naszych słabości i potknięć. Stale chce nam
dopomagać. Tę Jej gotowość śpieszenia na ratunek w sposób szczególny
czujemy w tym dniu i w tym miejscu.
Dzień dzisiejszy przenosi nas w początki trzynastego wieku. Odbywały
się wówczas Wyprawy Krzyżowe, ludzie pielgrzymowali do Rzymu i do
Compostella, ale było tysiące takich, którzy nie mogli udać się w dalekie
strony. Oni wszakże również chcieliby otrzymać łaskę odpustu zupełnego, czyli dar pozwalający uczestniczyć w tej pełni czasu, o której mówi
św. Paweł, a która ma ścisły związek z Odkupieniem dokonanym przez
Jezusa Chrystusa.
I właśnie wtedy zaczyna swą działalność tak nam drogi św. Franciszek
z Asyżu. Osiemset lat, które upłynęły od jego narodzin, nie osłabia naszej
więzi z nim, jeszcze ją bardziej zaznacza. Czas jest najlepszym sprawdzianem
prawdziwej wielkości i miłości. Franciszek staje wobec wyjątkowej propozycji,
którą otrzymuje od Matki Bożej: „Proś, o co chcesz, a Syn mój ci udzieli...”.
Tak, to był ważny moment, ale też główny egzamin świętości. Biedaczyna
z Asyżu zdaje go wspaniale; w tym momencie nie pamięta o sobie, nie myśli
o rodzinie, o swoich bliskich. Jakże tego rodzaju podejście jest potrzebne
w naszych czasach tym wszystkim, którzy są za coś publicznie odpowiedzialni! Franciszek pamięta o najbiedniejszych, czyli o grzesznikach, i prosi,
aby każdy, kto wejdzie do maleńkiej świątyni, zwanej Porcjunkulą, czyli cząsteczką, otrzymał dar odpustu zupełnego, a więc taki sam, jaki uzyskiwano
za wielomiesięczną i niebezpieczną pielgrzymkę do Ziemi Świętej...
Otrzymana łaska była najpierw przywiązana jedynie do kościółka Matki
Bożej Anielskiej położonego pod Asyżem, potem możliwość otrzymania tego
odpustu rozszerzono na kościoły franciszkańskie, a wreszcie na wszystkie
kościoły parafialne. Prośba św. Franciszka została spełniona.
3. Dzięki temu drugi sierpnia wpisał się w szczególny kalendarz Bożego Miłosierdzia, uprzedzając jakby i równocześnie przygotowując świat na
przyjęcie tych objawień, których uczestniczką stała się św. siostra Faustyna
Kowalska. Z tajemnicą Bożego Miłosierdzia łączy się także miejsce, na
którym obecnie przebywamy. Matka Najświętsza od wieków przemierza
ziemię i wybiera różne miejscowości, aby się w nich zatrzymać i pozostawić
coś z duchowego klimatu Nazaretu i Betlejem zarazem. Tak jest i w Lipsku!
Najbardziej przypomina nam o tym Jej Obraz, który za chwilę zostanie
67
Przez Maryję do Jezusa
przyozdobiony koroną, jednocześnie koronę otrzyma Syn, czuwający przy
Matce. Obie korony dwa lata temu poświęcił Ojciec Święty w stolicy diecezji
– w Ełku.
Ten piętnastowieczny wizerunek ten znajduje się na desce lipowej. Do
Lipska został przyniesiony przez bazyliańskiego zakonnika z Wileńszczyzny,
tak nam miłej. Nie znamy nazwiska artysty, nie znamy imienia bazylianina.
Nie zawsze jesteśmy w stanie poprawnie opisać sam wizerunek. I chyba dzięki
temu tym bardziej odczuwamy tę przedziwną, nadprzyrodzoną obecność
Matki Bożej. Ona jest czytelna, Ona jest wiarygodna, Ona jest zawsze z nami.
Zmieniają się czasy, przechodzą liczne systemy polityczne i społeczne, różne
są nawet wyznania i obrządki, a Matka Najświętsza trwa wśród nas i razem
z nami, z ludem sobie wiernym. Wokół Jej podobizny przybywa wot. Nie
łatwo przychodzi nam należyte wyrażenie naszej wdzięczności, ale trudno
też opuścić to sanktuarium i nie pozostawić jakiegoś choćby ubogiego śladu
naszej pamięci i wdzięczności.
Ojciec Święty Jan Paweł II, nawiązując do 750-lecia objawień Szkaplerza,
w sposób bardzo syntetyczny przypomina nam wielkość Maryi. Czytamy tam:
„Kontemplując Najświętszą Maryję Pannę, widzimy Ją jako Matkę zatroskaną,
która patrzy na Syna, dorastającego w Nazarecie (por. Łk 2, 40.52), idzie za Nim
po drogach Palestyny i towarzyszy Mu podczas godów w Kanie (por. J 2, 5), a u stóp
krzyża staje się Matką współuczestniczącą w jego ofierze i darem dla wszystkich
ludzi, gdy Jezus powierza Ją swemu umiłowanemu uczniowi (por. J 19, 20). Jako
Matka Kościoła Najświętsza Maryja Panna jednoczy się z uczniami w ustawicznej
modlitwie (por. Dz 1, 14), a jako nowa Niewiasta, która wyprzedza to, co się kiedyś
dokona dla nas wszystkich w pełni trynitarnego życia, została wzięta do Nieba,
skąd osłania płaszczem swego miłosierdzia synów i córki pielgrzymujących ku świętej
górze chwały” (Jan Paweł II, List z okazji 750-lecia Szkaplerza Świętego, 3).
Nie sposób byłoby dzisiaj, kiedy znajdujemy się tak blisko Matki Najświętszej, nie przypomnieć również szkaplerza, który niemalże od początków
był wyjątkowo przyjmowany wśród naszych ojców i matek, który był i jest
szkołą maryjnej pobożności.
4. Dzięki tej szkole łatwiej odnajdujemy drogę „ku świętej górze chwały”,
czyli do nieba poprzez świętość życia, a więc świętość naszych myśli, słów
i uczynków, naszego postępowania. Ta świętość ma swoje korzenie w wierze,
a oparcie – w naszych praktykach religijnych, w naszej wierności Kościołowi,
w uczciwości i miłości. Z tą świętością spotykamy się przy poczęciu, a potem
68
Tobie, Maryjo, dzisiaj kolejny raz zawierzamy siebie samych i nasze rodziny
przez całe życie. Dostrzegamy ją w poświęceniu matek i ojców stojących na
straży każdego życia i przyjmujących je z radością i ufnością. Tej świętości
zawdzięczamy naszych bohaterów narodowych, ona też zachęca w naszych
czasach do stawiania na prawdę, pomimo jakże trudnych warunków i potwornych manipulacji usiłujących ośmieszyć uczciwość, wykpić przyzwoitość,
na tej samej płaszczyźnie stawiać dobro i zło.
Nic więc dziwnego, że wpatrując się w oblicze naszej Matki, wsłuchując
się w bicie Jej serca, pragniemy podziękować za świętość obecną w naszych
dziejach. Chcemy podziękować także za nowe błogosławione związane z tym
miejscem. Z szacunkiem i podziwem wspominamy bł. Mariannę Biernacką,
która dobrowolnie idzie na śmierć, aby ratować życie synowej i dziecka, idzie
za przykładem Syna Bożego, idzie śladami św. Maksymiliana.
Stąd też pochodziła bł. Sergia Julia Rapiej, mieszkanka wsi Rogożyn
Stary, jedna z tych nazaretanek, które zostały zamordowane pod Nowogródkiem, ofiarowując siebie za życie kapłana. Ich poświęcenie jest niezwykle
wymowne w zestawieniu z licznymi atakami na Kościół, a przede wszystkim
na duchowieństwo. Niestety, w tej agresji nierzadko uczestniczą nasze siostry
i bracia katolicy, zapominając o tym, jak wielką krzywdę wyrządzają przez
to sobie i narodowi.
5. Niech ta uroczystość koronacyjna przypomni nam, że nie można,
że nie powinniśmy zachowywać się dwulicowo; z jednej strony okazywać
nabożeństwo do Matki Bożej, a z drugiej zadawać rany Jej Synowi, przez
szkalowanie Kościoła, dobrze wiedząc, że uczestniczy się w zorganizowanej
kampanii. Niech te korony będą nie tylko ze szczerego srebra i złota. Niech
będą przede wszystkim ze szczerej naszej miłości do Niepokalanej, wyrażanej
przez Kościół i w Kościele.
Poruszamy ten temat również z tego względu, że obchodzimy Rok Prymasa Tysiąclecia, sługi Bożego ks. kard. Stefana Wyszyńskiego. To właśnie
On przez dziesiątki lat był oczerniany w prasie, radiu i telewizji. To Jego
oskarżano o niechęć do Polski, to przeciwko Niemu organizowano dziewczęta
i chłopców, których zamraczazno alkoholem, wsadzano do ciężarówek, wożono ulicą Miodową w Warszawie i kazano krzyczeć: „Precz z Prymasem!”.
Niestety, to byli nasi rodacy, którzy dali się oszukać. Posługiwano się zaś
tymi samymi metodami, z którymi spotykamy się obecnie, kiedy usiłuje się
przeciwstawiać nas nawet Ojcu Świętemu. Wystarczyło zaledwie kilkanaście
lat od tych zdarzeń, gdy atakowano sługę Bożego, aby się przekonać, kto
69
Przez Maryję do Jezusa
działał na szkodę Polski, kto okradał Skarb Państwa, kto osłabiał rodzinę,
kto demoralizował młode pokolenie. Dzięki Bogu, że to wyszło na jaw.
Ale dlaczego w Polsce doszło do czegoś podobnego? Kto przeprosił tych
młodych ludzi wprowadzonych w błąd, kto teraz odpowie za skrzywienie
charakterów i znieprawienie sumień?
Bądźmy ostrożni i czujni, przestrzega nas św. Piotr: „Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć. Mocni w wierze
przeciwstawcie się jemu!” (1 P 5, 8–9).
Ufam, że chcemy przeciwstawiać się złu. Dlatego jesteśmy w domu
Matki, dlatego wspominamy naszych błogosławionych, dlatego odwołujemy
się do doświadczeń z przeszłości.
6. Ksiądz Prymas Tysiąclecia, jakby przewidując tego rodzaju okoliczności, zachęca nas, abyśmy korzystali z tego, co mówi historia: „Naród, który
kończy jedno tysiąclecie i ma przed sobą nowe tysiąclecie, musi wspierać się na błogosławionych doświadczeniach dziejowych, czerpiąc z nich mądrość, siłę i program
na przyszłość” (S. kard. Wyszyński – Prymas Tysiąclecia, w: Nasz Dziennik,
[26–27.05.2001], s. 5).
Nasze dzieje ukazują nam różne wydarzenia i fakty. Ksiądz Prymas
podkreśla znaczenie „błogosławionych doświadczeń”. Gdy wypowiadał te słowa,
nowe beatyfikacje nie były jeszcze pewne. Dzięki naszym błogosławionym
lepiej rozumiemy, na czym polegają „błogosławione doświadczenia”. Są one potrzebne także w zestawieniu z różnymi prądami, które pojawiają się w naszej
kulturze i obyczajowości, kiedy to pogoń za dobrami materialnymi niszczy
rodziny i wychowanie, życie społeczne i polityczne. To zaś osłabia pozycję
Polski w świecie, zniekształcając jej wizerunek!
W tym miejscu pragnę przytoczyć opinię jednego z największych pisarzy
dwudziestego wieku, duchowego syna św. Franciszka z Asyżu, laureata Nagrody Nobla, Anglika – G.K. Chestertona. Wyznał on: „Moja instynktowna
sympatia dla Polski zrodziła się pod wpływem ciągłych oskarżeń, miotanych przeciwko
niej i – rzec mogę – wyrobiłem sobie sąd o Polsce na podstawie jej nieprzyjaciół.
Doszedłem mianowicie do niezawodnego wniosku, że nieprzyjaciele Polski są prawie
zawsze nieprzyjaciółmi wielkoduszności i męstwa. Ilekroć zdarzało mi się spotkać
osobnika o niewolniczej duszy, grzęznącego przy tym w bagnie zmaterializowanej
polityki, tylekroć odkrywałem w tym osobniku, obok powyższych właściwości, namiętną nienawiść do Polski” (J. Narbutt, Spory o słowa, spory o rzeczy, Katowice
2001, s. 81).
70
Tobie, Maryjo, dzisiaj kolejny raz zawierzamy siebie samych i nasze rodziny
7. Ukochani Bracia i Siostry! Niech te błogosławione doświadczenia, jak
mówił ks. kard. Stefan Wyszyński, będą źródłem, z którego chcemy i potrafimy
„czerpać mądrość, siłę i program na przyszłość”. Niech nam dopomagają, abyśmy
pozostali wierni obrazowi, który pozostawił Chesterton, wskazującemu na
wielkoduszność i męstwo naszych Rodaków.
Niech to wszystko sprawi, aby ta dzisiejsza koronacja Obrazu Matki
Bożej i Jej Syna, umocniła w nas postawę wiary i miłości i jeszcze bardziej
zjednoczyła nas z Ojcem Świętym w Kościele. Ufajmy, że takie postanowienia
dopomogą nam w odrodzeniu naszej Ojczyzny, aby życie zawsze i wszędzie
znajdowało ochronę i szacunek, żeby bezpieczeństwo naszych domostw
i dróg nie budziło wątpliwości, aby każdy człowiek czuł się potrzebny i chciał
takim być.
Tobie, Maryjo, jako Królowej Aniołów, od wieków opiekującej się tą ziemią,
dzisiaj kolejny raz zawierzamy siebie samych i nasze rodziny, diecezję ełcką
i jej Pasterza, Kościół i Polskę! Ukochana nasza Matko, to do Ciebie Kościół
kieruje te słowa z Księgi Syracha: „Jam matka pięknej miłości i bogobojności,
i poznania, i nadziei świętej”. To Ty nas wszystkich zapraszasz: „Przyjdźcie do
mnie, którzy mnie pragniecie, nasyćcie się moimi owocami” (Syr 24, 1.18).
Przychodzimy do Ciebie, nasza Pani i Królowo. Jesteśmy i czuwamy.
Bądź z nami w każdy czas!
Amen.
Dwunasta rocznica powstania Radia Maryja
Toruń, dn. 7 grudnia 2003 r.
„Przestań się lękać” (Ap 1, 17)
(Ba 5, 1–9; Flp 1, 4–6; 8–11; Łk 3, 1–6)
Ukochani Bracia i Siostry!
1. Od zarania polskich dziejów na naszych ziemiach i w duszy każdego
kolejnego pokolenia trwała i rozbrzmiewała melodia pieśni – hymnu narodowego i kościelnego – „Bogurodzica”. Niekiedy wyciszano jej głos, cenzurowano jej tekst, ale ona żyła, żyła wiarą, żyła miłością do Matki Najświętszej,
aż nadszedł czas, kiedy jej słowa nabrały dodatkowej mocy, jej muzyka
wypiękniała, jej przesłanie zaś zaczęło docierać do coraz to większej liczby
mieszkańców Polski i do naszych rodaków na obczyźnie, również do tych,
którzy zostali oddzieleni od nas granicą. I spełniły się sny poetów, i zaczęły
urzeczywistniać się marzenia: „Bogurodzica” głosi wciąż chwałę Maryi, dzięki
zaś falom radiowym swoim zasięgiem obejmuje wieżowce, miejskie skupiska
i powraca „pod strzechy”.
Nie dziwi nas, że to Radio, które dwanaście lat temu powstało w duchowym gnieździe św. Alfonsa Liguoriego, oddało się w opiekę Maryi. Ona
przecież jest obecna od 2000 lat w całym Kościele. Z Nią spotykamy się
w naszej Ojczyźnie choćby przy okazji pięknych i wymownych świąt: Gromnicznej, Kwietnej, Jagodnej, Zielnej i Siewnej. A blasku dodają uroczystości:
Jasnogórskiej, Wniebowziętej i Niepokalanego Poczęcia, które jutro będziemy
z radością obchodzić. Matka Boża jest razem z nami w tajemnicy Narodzin
Jezusa, Boleściwą widzimy pod krzyżem i pełną natchnienia w Dniu Zesłania
Ducha Świętego.
72
„Przestań się lękać” (Ap 1, 17)
To Ona uczy nas, jak mamy iść na spotkanie Pana. To dzięki Niej wiemy, w jaką kulturę winniśmy się przyodziewać i co powinno znajdować się
w naszych dłoniach, gdy podążamy na przyjście Jezusa Chrystusa.
Z Nią też chcemy przeżyć tę rocznicę powstania Radia Jej Imienia,
pamiętając o adwencie, o tym adwencie liturgicznym i o tym, głęboko wrośniętym w naszą tradycję, w życie każdego pokolenia. Chcemy bowiem, aby
na drogach ludzkiego życia przybywało światła, miłości i nadziei.
2. W to niedzielne popołudnie gromadzimy się tutaj, w tym sanktuarium,
przybywając z całej Polski, jak Abraham, jak biblijni Mędrcy opuszczający
miejsca swego pobytu i pracy, aby szybciej i pewniej dotrzeć na spotkanie
Zbawiciela. Oczekujemy pamiątki Jego przyjścia i chcemy wspólnie zastanawiać się nad tym, jak mamy naśladować Jezusa Chrystusa; zawsze, ale
zwłaszcza w tym roku liturgicznym, zgodnie z programem duszpasterskim
wytyczonym przez Konferencję Episkopatu Polski, nawiązując do zachęty
Ojca Świętego, wyrażonej w „Novo Millenio Ineunte”.
Jan Paweł II także w adhortacji o Kościele w Europie przypomina,
że „Dziejowym kolejom Kościoła towarzyszą «znaki», widoczne dla wszystkich
(...). Wśród nich Apokalipsa wymienia «wielki znak», który ukazał się na niebie
mówiący o walce Niewiasty ze smokiem (...). Walka jest nierówna; wydaje się, że
Smok ma przewagę, tak wielka jest jego arogancja wobec bezbronnej i cierpiącej
Niewiasty. rzeczywistości zwycięzcą jest Syn zrodzony przez Niewiastę” (Ecclesia
in Europa, 122). Maryja jest dla nas tym największym znakiem, tak nam
wszystkim potrzebnym, o czym mówią także dzisiejsze czytania biblijne.
3. Prorok Baruch wzywa do poprawy i do nawrócenia. Jego głos dociera
do naszych czasów, a odwołując się do Jerozolimy, wydaje się, że miał na
myśli i naszą epokę. „Złóż, Jerozolimo, szatę smutku i utrapienia (...). Oblecz
się płaszczem sprawiedliwości (...)”. Pan Bóg pragnie, abyśmy pamiętali o naszym powołaniu do uczciwego życia. Prorok nawet przewiduje, iż dzięki
temu imię Miasta Świętego „będzie nazwane: «Pokój sprawiedliwości i chwała
pobożności!»”.
Jak my w naszej Ojczyźnie tęsknimy za jednym i za drugim! Jak bardzo
pragniemy sprawiedliwości! O pomstę do nieba woła bezrobocie! Czymże
wytłumaczyć to, że w tym samym kręgu kulturowym wynosi ono w jednym
państwie 4%, w drugim – 7%, a u nas – 18%? Czym usprawiedliwić fakt, że tak
wielki odsetek ludzi pracy otrzymuje miesięczne wynagrodzenie w okolicach
73
Przez Maryję do Jezusa
zaledwie 1000 złotych? A jednocześnie słyszymy o korupcji, o łapownictwie,
o milionowych sumach ofiarowywanych gdzieś na politycznych górach. Nie
ma pieniędzy na służbę zdrowia, na oświatę; nie wychodzi się naprzeciw potrzebom rolnictwa, ale na przekupstwo znajdują się pieniądze! Widać, że one
w Polsce gdzieś są, ktoś je ma. Tylko sprawiedliwości nie ma. Święty Paweł,
pisząc do Filipian, zapewnia ich: „A modlę się o to, (...) abyście byli czyści i bez
zarzutu na dzień Chrystusa, napełnieni plonem sprawiedliwości...”. A w naszej
Ojczyźnie jest pustka, gdyż brakuje sprawiedliwości.
Pocieszają nas niekiedy, że znajdziemy pracę w innych krajach, jakby
zapominając o tym, że nasi praojcowie musieli opuszczać swoją ojcowiznę za
chlebem, wyrzucani ze „swego” przez zaborców albo okupantów, gdyż walczyli
o wolność, o suwerenność Polski. Dlaczego nie pamiętamy o ich przelanej
krwi? Dlaczego ich wnuków wysyła się na pracę do obcych, traktując w podobny sposób przez władze mieniące się polskimi? Czyż sprawiedliwość nie
domaga się, aby każda Polka i każdy Polak mieli pracę we własnym kraju?!
Nie daj, Boże, aby nasze modlitwy i wołanie o odnowę, o nawrócenie
były traktowane jak „Głos wołającego na pustyni”.
3. Do Ciebie, Chryste Miłosierny, za wstawiennictwem Twojej Matki,
a naszej Królowej, Niepokalanej, zanosimy nasze prośby, nasze błagania, aby
nadszedł czas, kiedy to Polska będzie mogła przybrać to imię zapowiadane
przez Proroka: „Pokój sprawiedliwości i chwała pobożności”. Przywracajmy więc
„pokój sprawiedliwości” przynajmniej tam, gdzie możemy: w naszych rodzinach, w sąsiedztwie i w tych zakładach pracy, które od nas zależą. Tak często
w adwencie śpiewamy: „Niebiosa, rosę spuśćcie nam z góry, Sprawiedliwego wylejcie
chmury; o wstrzymaj, wstrzymaj Twoje zagniewanie i grzechów naszych zapomnij
już, Panie!”. Oby tak się działo!
Nie jest łatwo zapomnieć o naszych grzechach. Nie wiemy, czy ubywa
starych, ale gołym okiem widać, że przybywa nowych. Z wyjątkową furią
zło atakuje naszą rodzinę. Być może jest to swoista zemsta za to, że w czasach niewoli i licznych zagrożeń, także o wymiarze narodowym, rodzina
była twierdzą nie do zdobycia. To w niej trwała wiara i przywiązanie do
Polski.
Współczesna walka o rodzinę rozgrywa się jakby na dwóch płaszczyznach.
Najpierw usiłuje się pozbawić rodzinę matki. Jest to niesłychanie bolesne,
kiedy słyszymy wystąpienia niektórych kobiet, w nazwie swego ruchu odwołujących się do łacińskiego słowa „femina”, czyli kobieta, a w konsekwencji
74
„Przestań się lękać” (Ap 1, 17)
uderzających w samą istotę kobiecej tożsamości. Co więcej, o braku szczerości
w ich poczynaniach świadczy to, że kiedy skraca się urlopy macierzyńskie,
one milczą; kiedy rujnuje się fundusz alimentacyjny, one milczą; kiedy obniża
się dodatki na wychowanie dzieci, one milczą; kiedy miesiącami nie wypłaca
się kobietom pensji, nawet tych niewielkich, one milczą! Nie słychać ich także, aby broniły godności kobiety, gdy patrzą na urągającą człowieczeństwu
obecność tzw. tirówek przy naszych drogach. Ale za to są bardzo głośne,
kiedy sprawa dotyczy antyludzkiej i antymacierzyńskiej aborcji. Są też za
wydłużeniem pracy dla kobiet i za eutanazją. Pracę więc trzeba wydłużać,
a życie można skracać. Nie ma w takim myśleniu miejsca na biblijne treści
zawarte w słowach: „chwała pobożności”. Pobożność to inna wersja miłości,
tej pełnej, skierowanej do Boga i do człowieka.
Jest i druga płaszczyzna walki z rodziną. Rzecz dotyczy samej natury
małżeństwa. Ustawodawstwo współczesne w wielu krajach stoi na straży
praw autorskich, występuje przeciwko próbom podrabiania pomysłów
i wynalazków. I dobrze robi. Ale dlaczego w dziedzinie tak istotnej dla przyszłości człowieka, jaką jest sprawa prokreacji i rodziny – prawnicy nabierają
wody w usta?! Dlaczego pod miano małżeństwa i rodziny podszywają się
różnego rodzaju związki międzyludzkie o charakterze sprzecznym z istotą
małżeństwa i rodziny? Dlaczego nawet te niewielkie uprawnienia, jakie ma
rodzina, przenosi się na związki nieposiadające istotnych obowiązków małżeńskich? Gdzie tu są wszyscy obrońcy czystości prawa!?
Nie chcemy nikogo potępiać. Jeżeli ktoś uważa, że nie jest w stanie poradzić sobie z taką czy inną odmiennością, to niech zakłada partie albo stowarzyszenia, ale niech pozostawi w spokoju małżeństwo i rodzinę! Małżeństwo
i rodzina muszą mieć zagwarantowane prawa do własnej oryginalności, do
własnej tożsamości. Zbyt wiele zawdzięczamy małżeństwu i rodzinie jako
jednostki i jako naród, aby dopuścić do bezczeszczenia tego ludzkiego ołtarza
świętości. Niech więc obudzą się sumienia parlamentarzystów, niech rozjaśnią się umysły polityków. Niech wszyscy ludzie dobrej woli staną w obronie
godności rodziny. Jest to bowiem sprawa „być albo nie być” takiego czy innego
narodu! Jest to sprawa godności każdej i każdego z nas.
4. Nie można przecież dopuścić do tego, aby kultura śmierci uderzała
w nasz byt narodowy. I tak jesteśmy słabi. W naszym ustawodawstwie „drogi
kręte niech staną się prostymi, a wyboiste drogami gładkimi”. Czas ku temu najwyższy. Jest to zadanie dla nas wszystkich. Jest to również obowiązek, od
75
Przez Maryję do Jezusa
którego nie mogą uciekać środki komunikacji społecznej, jeśli chcą służyć
człowiekowi, a nie jego demobilizacji, a nie – grzechowi!
Nasze czasy są inne niż poprzednie, to normalne. Szukając do nich
klucza, sięgnijmy do nauczania Jana Pawła II, który wyznaje w adhortacji
o Kościele w Europie: „Moim przewodnikiem w głoszeniu Europie Ewangelii
nadziei będzie Księga Apokalipsy, «prorocze objawienie», które ukazuje wspólnocie
wierzących ukryty, głęboki sens wydarzeń” (Ecclesia in Europa, 5).
Takich wydarzeń, związanych z naszą współczesną rzeczywistością,
w których trudno dopatrzyć się sensu, jest sporo również i w naszej Ojczyźnie. To wszystko wymaga wyjątkowego wysiłku ducha i wrażliwości
serc. Z pomocą przychodzi ostatnia Księga Pisma Świętego. „Apokalipsa
zawiera słowo skierowane do wspólnot chrześcijańskich, aby umiały interpretować
i przeżywać swój udział w historii, z wynikającymi z tego pytaniami i troskami,
w świetle ostatecznego zwycięstwa Baranka złożonego w ofierze i zmartwychwstałego”
(tamże).
To mówi Jan Paweł II. Świętując tę rocznicę, nie możemy zapomnieć, jak
często Ojciec Święty zwraca się do środków komunikacji społecznej o aktywny
udział w śpieszeniu z pomocą współczesnemu człowiekowi w jego dążeniu
do poznania Prawdy – także za pośrednictwem Pisma Świętego i nauczania
Kościoła, do uchwycenia sensu wydarzeń i do wyboru Miłości.
Dziękujemy więc Panu Bogu za to, że mamy nieco prasy katolickiej, także
codziennej; że daje o sobie znać telewizja Niepokalanów, że nabiera rozmachu
Telewizja Trwam. Dziękujemy za rozgłośnie radiowe stojące na straży życia
i miłości. Z zadumą i wdzięcznością myślimy o Radiu Maryja liczącym już
dwanaście lat. Nie jest rzeczą prostą być „głosem wołającym na pustyni”. Po
latach prześladowań, mimo wielu przeciwności to Radio jest i trwa. Niech
mu nie zabraknie wśród nas życzliwości i zrozumienia, modlitwy i wsparcia.
Niech coraz wyraźniej głosi Ewangelię Miłości, służąc kulturze życia i obronie
dobrych obyczajów. Niech będzie wciąż głosem ewangelicznym, mocnym
i czytelnym, wolnym od pomyłek i potknięć, zawsze ukazującym wielkość
Bożego Miłosierdzia, w duchu wiary i we wspólnocie Kościoła, w oparciu
o charyzmat zrodzony ze świętości Alfonsa Liguoriego.
5. Ekscelencje, Ojcowie i Bracia Redemptoryści, Drogie Radio Maryja,
Rodzino Radia Maryja! Księga Objawienia niesie nam nadzieję: „Przestań się
lękać! Jam jest Pierwszy i Ostatni, i Żyjący” (Ap 1, 17–18). To mówi o Jezusie
Chrystusie. On jest przed nami w postaci Dzieciątka. On jest w nas przez
76
„Przestań się lękać” (Ap 1, 17)
łaskę. Niech przenika nas swoim światłem i swoją mądrością. Niech dociera
do każdego umysłu i serca, niech ogarnia każdego człowieka.
W tym przedziwnym świecie komunikacji Prawdy i Miłości jest wiele
miejsca dla licznych środków przekazu. A ludzie bardzo potrzebują orędzia
życia i nadziei! Już dosyć mają lęku i cierpienia. Stąd płynie apel do wszystkich
naczelnych i dyrektorów, apel do ludzi odpowiedzialnych za każdy przekaz
międzyludzki. Stąd się biorą również słowa wdzięczności dla Radia Maryja, dla wszystkich osób, które je tworzą, które dzielą się wiarą i zaufaniem
i starają się budować miasto nowe, miasto sprawiedliwości i pokoju, miasto
budowane na kamieniu węgielnym, którym jest Jezus Chrystus.
Z radością więc przyjmujemy słowa Apokalipsy: „Przestań się lękać!
Jam jest Pierwszy i Ostatni, i Żyjący” (Ap 1, 17–18). „W epoce prześladowań,
udręki i zagubienia, pisze Jan Paweł II, dla Kościoła czasów Apokalipsy (por.
Ap 1, 9) słowo, które rozbrzmiewa w tej wizji, jest słowem nadziei” (Ecclesia in
Europa, 6). Ojcze Święty, dziękujemy Ci za to przypomnienie. I dla nas to
słowo jest Słowem nadziei!
Koronacja figury Matki Bożej „Ucieczki Grzeszników”
Wieleń Zaobrzański, dn. 3 lipca 2005 r.
Ucieczko grzeszników, strzeż w nas prawdy!
Drodzy Pielgrzymi!
1. Jesteśmy w domu Matki. Przybywamy pełni nadziei, podążając śladami
naszych poprzedników od kilku wieków szukających tutaj pomocy. Przychodzimy do Matki, którą w tym sanktuarium czcimy w tajemnicy – Ucieczki
grzeszników. To sanktuarium jest ochronką, szpitalem i pogotowiem ratunkowym. Nie wiemy, czy grzechów ubywa, czy przybywa. Ale wszyscy jesteśmy zdania, że grzechy są, i to nie tak bardzo daleko. One są również w nas.
Z tego to względu „grzesznik znajduje się w samym sercu chrześcijaństwa... Nikt
nie jest tak kompetentny w sprawach chrześcijaństwa, jak grzesznik. Nikt – chyba
że święty” – pisze myśliciel francuski Peguy.
A kiedy poruszamy się w świecie ludzi pióra, warto przypomnieć przestrogę Adama Mickiewicza zawartą w III części „Dziadów”:
„Kto z was wiarę i wolność znajdzie i zagrzebie,
Myśli Boga oszukać – oszuka sam siebie”
(A. Mickiewicz, Dziady, cz. III, scena I).
Grzech jest bliski każdej i każdemu z nas. Nie możemy więc udawać,
że nic się nie dzieje. Nie możemy chować głowy w piasek. Konsekwencją
bowiem takiej postawy może być swoisty totalitaryzm grzechu, kolejny totalitaryzm.
2. Temat ten poruszył Ojciec Święty Jan Paweł II w encyklice o Duchu
Świętym. Czytamy tam, że czymś niesłychanie groźnym jest zakłamanie,
w jakiejkolwiek postaci w odniesieniu do zła. Wtedy to: „Znajdujemy się tutaj
78
Ucieczko grzeszników, strzeż w nas prawdy
w samym centrum tego, co można nazwać «anty – Słowem», czyli «przeciw – Prawdą».
Zostaje bowiem zakłamana prawda o tym, kim jest człowiek, jakie są nieprzekraczalne granice jego bytu i jego wolności. Ta «przeciw –Prawda» jest możliwa dlatego,
że równocześnie zostaje dogłębnie «zakłamana» prawda o tym, Kim jest Bóg. Bóg
– Stwórca zostaje postawiony w stan podejrzenia, głębiej jeszcze: w stan oskarżenia
w świadomości stworzeń. Po raz pierwszy w dziejach człowieka dochodzi do głosu
przewrotny «geniusz podejrzeń». Stara się on «zakłamać» samo Dobro, absolutne
Dobro – wówczas, kiedy w dziele stworzenia objawiło się ono jako niewypowiedzianie
obdarowujące, jako bonum diffusivum sui, jako stwórcza Miłość. Któż może w pełni
«przekonać o grzechu»..., jak nie Ten, który sam jest Darem i źródłem wszelkiego
obdarowania? Jak nie Duch...” (Jan Paweł II, Dominum et Vivificantem, 37).
Odkrywanie prawdy o grzechu stało się możliwe dzięki przyjściu na
świat Jezusa Chrystusa, który „wziął na siebie nasze słabości” (Mt 8, 17). On
swoją śmiercią na krzyżu dokonał naszego odkupienia. On poprzez zmartwychwstanie i wniebowstąpienie ukazał nam nową perspektywę jako dzieci
Bożych. On posyła Ducha Świętego, aby uczył nas „całej prawdy” (J 16, 13),
także tej, a może przede wszystkim tej, która odnosi się do grzechu.
3. Grzech jest dziełem szatana. Grzech może popełniać jedynie człowiek. O tym mówi nam życie. Mówią nasze osobiste doświadczenia, bo tylko
człowiek może dokonywać wyboru pomiędzy dobrem a złem. Niestety, dość
często wybiera zło, głosuje na zło, na nie się decyduje.
Najlepszym przykładem jest zachowanie się pierwszych rodziców. Nie
potrafili się przeciwstawić złu, gdyż zaufali fałszywej obietnicy, dali się pokonać dzięki podstępowi. Adam myślał, że uratuje go dezercja. Stracił nawet
orientację o miejscu pobytu. I dlatego miał kłopot z odpowiedzią na Boże
pytanie: „Gdzie jesteś?”.
Czyż my nie mamy takich trudności? Rzekomo cieszymy się wolnością.
I jakąś wolność z pewnością mamy, a mimo to wciąż jesteśmy zniewoleni.
Czymże innym można wytłumaczyć łatwość, z jaką ulegamy kłamstwu? Te
same ideologie, te same poglądy, niemalże zawsze ci sami ludzie, a my im
ufamy, gdyż potrafią udawać, dawać złudne obietnice. A kiedy spotykamy się
z takimi zachowaniami, człowiekowi trudno jest utrzymać się przy dobru. Jest
wtedy gotów wystąpić przeciwko sobie samemu. I to nie jest coś oderwanego
od życia. Czyż głosowanie, a nawet samo wypowiadanie się za aborcją nie
jest tego najlepszym dowodem? Czyż sama dyskusja na temat możliwości
79
Przez Maryję do Jezusa
eutanazji nie jest już zbrodnią? A jaki procent naszych rodaków jest gotowy
za tym podnieść rękę? Ilu z nas tutaj obecnych tak myśli?!
Zło zaś, gdy zdobędzie przyczółek, idzie dalej. Stąd obserwujemy dążenia do ośmieszenia i osłabienia rodziny. Postępuje się w imię rzekomego
prawa do czegoś. I tak niektórzy są gotowi do sodomskich związków międzyludzkich, zapominając, że nikt z ludzi nie może uchwalać prawa, które
jest sprzeczne z naturą. Ci zaś, co lansują takie jakoby prawo, i ci, którzy
nim się kierują, popełniają najcięższy grzech, bo grzech przeciw Duchowi
Świętemu, grzech przeciw miłości. W ten sposób sprowadzają na siebie
i swoich następców tragedię wieży Babel albo zniszczenia Sodomy i Gomory
w różnych postaciach.
4. Bóg jednak nie pozostawia nas bez pomocy, nawet wówczas, gdy jesteśmy grzeszni. Jan Paweł II w adhortacji apostolskiej o Kościele w Europie
ukazuje nam różne zagrożenia, które pojawiają się we współczesnym świecie.
Aby lepiej im się przyjrzeć, bierze za przewodnika księgę Apokalipsy. Na
jej stronach pojawia się wiele zła i liczne zagrożenia. Ale jest też nadzieja.
Słyszeliśmy o tym w dzisiejszym drugim czytaniu: „...wielki znak się ukazał
na niebie: Niewiasta obleczona w słońce i księżyc pod jej stopami, a na jej głowie
wieniec z gwiazd dwunastu” (Ap 12, 1). Ta Niewiasta nie jest wolna od niebezpieczeństwa. Ono czyha na nią i na Jej Syna. Grozi śmiercią. Ale Niewiasta
otrzymuje pomoc od Stwórcy, a Jej Syn pokona smoka, czyli zło.
Potrzebna jest nam nadzieja, że zło można zwyciężyć. Współczesne
ideologie, wrogie Panu Bogu i człowiekowi, robią wszystko, aby osłabić
naszą wolę walki ze złem, aby zaszczepić przekonanie, że tak być musi, że
człowiek nie ma żadnego wyjścia jest skazany na grzech. To nie jest prawda.
Gdyby tak się działo, nie byłoby Kościoła, nie byłoby nas tutaj. Nie mielibyśmy Jana Pawła II.
On to w przemówieniu do młodzieży w Toronto powiedział: „Nowe
tysiąclecie rozpoczęło się od dwóch przeciwstawnych scenariuszy: jednym był widok
rzesz pielgrzymów przybywających do Rzymu podczas Wielkiego Jubileuszu, aby
przejść przez święte drzwi, którym jest Chrystus nasz zbawiciel i Odkupiciel; a drugim
– terrorystyczny atak na Nowy Jork, obraz będący swego rodzaju ikoną świata, gdzie
zdają się panować wrogość i nienawiść (...) pytanie (rodzi się): na jakich fundamentach
mamy budować nową (...) erę? (...) Jedynie Chrystus jest kamieniem węgielnym (...).
Dwudziesty wiek często próbował budować bez tego kamienia węgielnego, zamierzał
zbudować miasto człowieka bez odniesienia do Niego. Wreszcie skończyło się to
80
Ucieczko grzeszników, strzeż w nas prawdy
na zbudowaniu miasta przeciwko człowiekowi (...). Potrzebne jest nowe pokolenie
budowniczych, którzy kierują się nie strachem ani przemocą, lecz pilnymi potrzebami
prawdziwej miłości. Umieją kłaść kamień na kamieniu, aby budować w mieście
człowieka miasto Boga...” (Toronto, nocne czuwanie, 27.07.2002).
5. Mamy przed sobą wyraźne zadanie. Bez względu na wiek powinniśmy
budować przyszłość z Bogiem. Będzie ona taka, jeśli nie będziemy zapominali o tym wielkim darze, jaki wysłużył nam Jezus Chrystus: o naszym
dziecięctwie Bożym!
Każde dzieciństwo prowadzi nas do Matki. Jesteśmy w domu Matki,
w domu „Ucieczki Grzeszników”. Taka jest historia tego miejsca. „Z roku
1742 pochodzi opis cudownego nawrócenia kobiety, która od siedmiu lat przystępowała do świętokradzkiej spowiedzi” (Documenta, s. 3). Co więcej, jesteśmy tutaj
z tego względu, że korony – założone Dzieciątku i Matce Bożej w roku 1993,
w dziesięć lat potem zostały skradzione. Nawet w tym miejscu doszło do
świętokradzkiej zbrodni. Grzech się wciąż pleni. Grzech nie ma wstydu.
Przybyliśmy dzisiaj na zaproszenie JE ks. abp. Stanisława Gądeckiego,
metropolity poznańskiego, aby uczestniczyć w przeprosinach. Chcemy kolejny
raz prosić Pana Jezusa i Matkę Najświętszą o przebaczenie. I pragniemy Im
to wynagrodzić – najpierw naszą obecnością modlitewną, a następnie nałożeniem nowych koron, tym razem z błogosławieństwem Jana Pawła II. Ale
chcemy jeszcze zrobić coś więcej. Chcemy wyrzec się grzechów. Pragniemy
obiecać, że będziemy robili wszystko, aby unikać zła, aby strzec przed nim
każde nowe pokolenie naszych rodaków. Taki jest sens tego miejsca. Ucieczka
grzeszników pokazuje nam, jak najskuteczniej mamy uciekać od grzechów.
Zawsze winniśmy być blisko Jezusa.
6. To ostanie postanowienie wymaga od nas nowego spojrzenia na życie
po spowiedzi i Komunii świętej. Nie może zabraknąć mocnego postanowienia
poprawy. Jesteśmy w domu Matki, która nas „zawsze rozumie”, także wtedy,
gdy jesteśmy słabi i upadamy. Z tego względu w sposób szczególny chcemy
polecić Jej opiece nasze domy i nasze rodziny, aby były miejscem otwartym
na miłość i życie. Łatwiej przychodzi zwycięsko walczyć ze złem, kiedy ma
się oparcie w rodzinie. Jeśli ludzie są sobie bliscy, możliwa jest realizacja
szlachetnych wzorców. A takich ludzi, tak ukształtowanych środowisk będą
potrzebowały nadchodzące czasy. Na nich czekają przyszłe rodziny. Niż
demograficzny, manipulowanie życiem, urynkowienie międzyludzkich relacji,
81
Przez Maryję do Jezusa
materializowanie miłości – to wszystko nie przyszło znienacka, i nie łudźmy
się, że samo przeminie.
Człowiek współczesny potrzebuje moralnej kuracji, wszechstronnej
i odważnej, a rodzina potrzebuje normalności. Nie ma zaś lepszego leczenia
jak to, które przebiega w zdrowym środowisku, choćby parafialnym. Wtedy
człowiek czuje się sobą, jest u siebie i wśród bliskich.
Tego uczą nas lata rozbiorów, okupacji i totalitaryzmu, kiedy szkoła nie
mogła wychodzić naprzeciw pełnemu wychowaniu człowieka, kiedy ograniczone były nawet możliwości Kościoła, wówczas to nasze rodziny stały się
małymi Kościołami i Ojczyznami zarazem. To dzięki nim mamy bohaterskie
dzieci Wrześni, Lwowskie Orlęta i Szare Szeregi.
Wobec Matki Najświętszej składajmy hołd naszym matkom i ojcom
z minionych wieków za ich wiarę i miłość, za ich troskę o dobre wychowanie w rodzinie, za ich trud i poświęcenie, za tych Ślimaków i Drzymałów, za
Poznański Czerwiec przebudzenia, za ks. Jerzego Popiełuszkę, za tak wielu
błogosławionych i świętych, a przede wszystkim za każde poczęte i narodzone
życie. Przed obliczem Matki Bożej przyrzeknijmy następnym pokoleniom,
że będą miały prawo do zwyczajnej matki, a nie rozwydrzonych etycznie
mężczyzn. Niech dzieci mają matki!
O tym mówią nam nawet bardzo odległe wieki, a więc czasy sięgające
początków tego sanktuarium. Przyjęcie bowiem chrześcijaństwa przez Polskę było równoznaczne z przyjęciem pewnych wartości i zasad. „Od wieku
X towarzyszy Polsce Kościół; mnożą się wzajemne wpływy i zależności, wzajemne
przekształcanie się i uzupełnianie. Byłoby bowiem naiwnym uproszczeniem widzieć
identyfikację Polski w Chrześcijaństwie tylko od strony recepcji. Powstająca czy
trwająca Polska tworzyła Chrześcijaństwo. Wzajemne relacje ulegały przez wieki
różnym przekształceniom. Nie można ich odrywać od historii ludzi i instytucji,
od rozwoju pojęć i ich rozprzestrzeniania. W dobie piastowskiej przynależność do
Chrześcijaństwa rzymskiego umożliwiło identyfikację elit i ukształtowanie państwa.
Walka o samookreślenie Polski została wygrana przez pierwszych Piastów dążących
do korony i przez pierwszych polskich świętych” (M. Tymowski, J. Kieniewicz,
J. Holzer, Historia Polski, Paryż 1986). A to wszystko działo się głównie
w Wielkopolsce. Tutaj kształtowała się nasza Ojczyzna.
7. I tak niech będzie nadal. Niech nie brakuje ludzi idących przez życie
z Chrystusem. Ufnych w słowa Maryi: „Uczyńcie wszystko, cokolwiek Wam
powie” (J 2, 5). Od czasów apostolskich po dziś dzień nie znajdziemy nikogo,
82
Ucieczko grzeszników, strzeż w nas prawdy
kto zawiódłby się na tym zaleceniu Matki Bożej. Wprost przeciwnie, słowa te
pomagają w odnoszeniu zwycięstwa nad każdą słabością i grzechem. O tym
mówią nam dawni i obecni święci.
O tym pisał Wasz Arcypasterz, zachęcając do uczestnictwa w dzisiejszej
uroczystości: „...serdecznie zapraszam Was wszystkich do Wielenia Zaobrzańskiego (...) Niech kochające serca dzieci okażą swą miłość do Matki” (List pasterski
arcybiskupa Stanisława Gądeckiego przed uroczystością koronacji figury
Matki Bożej „Ucieczki Grzeszników” w Wieleniu Zaobrzańskim, Poznań,
8.06.2005). Patrząc na Was, mogę z radością zauważyć, że posłuchaliście
swego Pasterza. Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć, aby nasza miłość
do Matki przezwyciężała wszelkie pokusy i okazała się trwała. Niech cud
małżeńskiego i rodzinnego zadziwienia z Kany obejmuje wszystkie nasze
domy i rodziny. Niech blask wieleńskich koron stanie się światłem głoszącym
zwycięstwo Maryi nad smokiem, także tym obleczonym we współczesną
technikę! Niech to światło będzie dla wszystkich znakiem zwycięstwa prawdy,
dobra i miłości.
Amen.
W sanktuarium Matki Bożej Rokitniańskiej
Rokitno, dn. 23 września 2006 r.
O trzeźwość, Pani, Cię prosimy
(Prz 3, 27–35; Łk 8, 16–18)
Drodzy Bracia i Siostry!
1. „Nikt nie zapala lampy i nie przykrywa jej garncem ani nie stawia pod
łóżkiem...”. Pamiętamy dobrze te słowa Pana Jezusa. Stały się swego rodzaju
przysłowiem, które często wykorzystuje się w formacji osobowej człowieka.
Światło winno oświecać, a więc ułatwiać poznanie osób i rzeczy, dostrzeżenie
drogi. Światło jest niezbędne w pracy i w rozrywce.
Wszyscy powinni widzieć, dzięki światłu, dokąd wchodzą lub podążają;
z kim się spotykają. Bez światła nie poznamy codziennej prawdy, prawdy
o nas samych i o naszym otoczeniu.
Dziwnie w tym kontekście brzmi zakończenie dzisiejszego fragmentu
z Ewangelii. „Uważajcie więc, jak słuchacie. Bo kto ma, temu będzie dane; a kto
nie ma, temu zabiorą i to, co mu się wydaje, że ma”. Wiele jest tu nagromadzonych myśli. Są one dalszym ciągiem tego, co Pan Jezus powiedział
wcześniej. Mamy więc słuchać w świetle, czyli zdając sobie sprawę z tego,
kogo słuchamy. Inaczej przecież można stracić to, co się wydaje, że do
nas należy, chociażby dobre imię, nasz honor, a nawet pracę. Przypatrzmy
się sprawom lustracji. Ktoś może być całkowicie niewinny, ale brakowało
mu światła w ocenie osoby i teraz musi się tłumaczyć z tego, że z kimś
rozmawiał. Sama rozmowa może okazać się groźna. To nic, że jest to odległe od ducha Ewangelii, ale w codziennej praktyce życiowej nie możemy
o tym zapominać.
84
O trzeźwość, Pani, Cię prosimy
2. W naszych czasach potrzebujemy światła i to szczególnego. Świat
współczesny robi wszystko, aby pomieszać nam drogi, zaśmiecić obyczaje,
zabrudzić zabawę i rozrywkę. My, tu zebrani, dobrze o tym wiemy. Wiedzą rodzice i nauczyciele. Sądzę, że wiedzą o tym także i ci, którzy robią
wszystko, aby pozbawić nas dostępu do światła sumienia. Oni boją się
tego światła.
A tragedii jest coraz więcej. Najmocniej z tego powodu cierpią dzieci
i młodzież. Czy możemy przymykać na to oczy? Nie wypada nam jak małym
dzieciom paplać się w błocie, licząc na takie lub inne „luzy”, uciekając od
głosu sumienia.
Takie sytuacje miał na myśli Jan Paweł II, gdy mówił: „W czasie, gdy wielu
współczesnych ludzi boleśnie doświadcza przemocy, boi się jutra i z niepokojem zadaje
sobie pytanie o sens życia, chrześcijanie muszą być bardziej niż kiedykolwiek żarliwymi i dynamicznymi świadkami nadziei, którą żyją. Niech młodzi nie lękają się
poddać działaniu Chrystusa, niech znajdują w Jego słowie energię, która pomoże im
budować życie wewnętrzne i poprowadzi na spotkanie z braćmi, aby wspólnie z nimi
budować nowy świat na fundamencie wzajemnej miłości i przebaczenia. Każdemu
z nich mówię z mocą: tam gdzie żyjecie, w rodzinach, szkołach, miejscach pracy
i rozrywki, bądźcie zawsze sługami Ewangelii nadziei!” (Jan Paweł II, Przesłanie
na Europejskie Spotkanie Młodych).
3. Wdzięczni jesteśmy Janowi Pawłowi II za to, że tak często wychodził
naprzeciw różnym trudnościom, z jakimi spotykamy się na ziemi, że pamiętał
zwłaszcza o młodzieży. Ale to, co mówił Pan Jezus o roli światła, w kontekście współczesnych doświadczeń, w łączności z nauczaniem papieskim – ma
swoje odniesienie, i to wyraźne, do tego, co nas tutaj dzisiaj, w domu naszej
Matki gromadzi, do spraw trzeźwości naszego społeczeństwa.
Wróg człowieka – niezależnie od tego, kto nim jest: szatan, ktoś przewrotny czy nawet każdy z nas, kto zagraża sobie samemu – zabiega najpierw
o to, aby nas pozbawić światła, światła rozumu, światła sumienia i światła
materialnego. Wtedy bowiem człowiek łatwiej się poddaje, częściej się myli
i trudniej stawia opór.
W obecnej dobie nie trzeba czekać na zaćmienie słońca. Można i to
wyjątkowo skutecznie zaciemnić ludzkie życie przez środki komunikacji społecznej. Słuchając różnych dyskusji, często sami jesteśmy zdumieni, że to, co
nie śniło się dobrym filozofom, zdarza się obecnie, gdy są tacy dziennikarze,
którzy potrafią czarne przedstawić jako białe!
85
Przez Maryję do Jezusa
Najgorsze jest jednak to, że tymi talentami posługują się głównie w odniesieniu do najmłodszych, w nawiązaniu do moralności, do obyczajów. Ta grupa
ludzi denerwuje ich szczególnie, gdyż jest jeszcze czysta i trzeźwa. Moralność zaś
jest największym wrogiem współczesnych ciemności, ciemnych interesów przede
wszystkim. A ciemność powiększa się wraz z ze wzrostem uzależnienia.
4. Mamy nieść światło. Ale jak to robić, gdy zwolennicy ciemności dysponują tak wielkimi środkami? W poszukiwaniu odpowiedzi, przypomnijmy sobie
najpierw, że jesteśmy w domu Matki. To od Niej uczył się Karol Wojtyła, jak
dzielić się światłem z ludźmi. To do Niej odwoływał się stale sługa Boży Stefan
Kardynał Wyszyński. W jego życiu był taki czas, kiedy mógł sobie pomyśleć, że
„ciemności zapanowały nade mną”; jestem sam w rękach prześladowców; nie ma
przy mnie nikogo bliskiego. Ale on tak nie pomyślał, bo wiedział, że jest przy
nim Ona, Pocieszycielka Strapionych, zawsze śpiesząca z pomocą. I dlatego
mógł opracować tekst Jasnogórskich Ślubów Narodu. To już nie były śluby króla.
Prymas Tysiąclecia zaprasza cały Naród, aby poczuł się suwerenem, znajdując
się w niewoli politycznej, aby sam we własnym imieniu złożył śluby. I Naród
przyjął to zaproszenie. Poczuł się wolny. Przy Matce! Mój Boże, gdyby każde
dziecko w Polsce mogło poczuć się wolne przy matce. Gdyby każda matka miała
w sobie miłość macierzyńską na miarę potrzeb dziecka!? Łatwiej byłoby nam
dzisiaj uwalniać nasze społeczeństwo od zniewolenia, od pijaństwa, narkotyków
i wielu innych straszliwych pułapek, w które po ciemku wpadamy.
Starając się więc uwolnić nasz Naród z każdej niewoli, a zwłaszcza
z niewoli alkoholowej i narkotykowej, dajmy mu jak najwięcej światła. Głośmy coraz odważniej Ewangelię, ukazujmy Królestwo Niebieskie jako najpiękniejszą perspektywę. Niech nasze życie rodzinne korzysta jak najwięcej
ze światła Bożych zasad. Niech nasi rodzice i wychowawcy coraz chętniej
działają z miłości, na wzór Matki i Wychowawczyni, której obraz znajduje
się w każdym polskim domu.
My, kapłani, róbmy wszystko, aby każde spotkanie z Bogiem – na modlitwach, w czasie każdej praktyki religijnej, a zwłaszcza podczas uczestnictwa
w sakramentach świętych, w Eucharystii – było równoznaczne z odkrywaniem Bożego światła, było wydarzeniem, było przechodzeniem z ciemności
do światła.
5. Te wszystkie myśli znajdujemy w Jasnogórskich Ślubach Narodu.
Mówi o tym już sam początek: „Wielka Boga – Człowieka Matko! Bogurodzico
86
O trzeźwość, Pani, Cię prosimy
Dziewico, Bogiem sławiona Maryjo!”. Toż samo wschodzące słońce, potem
słyszymy: „Królowo świata i Polski Królowo [...] Wzywamy pokornie Twojej
pomocy i miłosierdzia w walce o dochowanie wierności Bogu, Krzyżowi i Ewangelii,
Kościołowi świętemu – którego tak samo opluwano wtedy, jak i dzisiaj – i jego
Pasterzom, Ojczyźnie naszej świętej, Chrześcijańskiej Przedniej Straży, [...]”. Bez
szczególnego światła nikt z nas nie napisałby czegoś podobnego i nikt z nas
nie miałby odwagi szczerze tego wypowiedzieć.
Ale zostało napisane. I wielka rzesza naszych ojców i matek, żyjących
w ciągłym lęku, ta wielka rzesza potrafiła mimo zakazu wypożyczania autobusów, mimo zmniejszania liczby pociągów, mimo nie najlepszej informacji,
a za to perfidnej dezinformacji, ta wielka rzesza przedarła się ku światłu! I to
światło przyniosło wiele zmian na lepsze.
W tym świetle ślubowano wówczas stać w obronie życia, walczyć o świętość rodziny, o postępowanie zgodne z Bożymi przykazaniami, o życie w łasce
uświęcającej, pamiętać o godności kobiety, należycie wychowywać dzieci
i młodzież, broniąc je „przed bezbożnictwem i zepsuciem”. Przyrzekano także
sprawiedliwość, zgodę i pokój, wolność od nienawiści, przemocy i wyzysku.
Nie zabrakło wezwania do wzajemnej miłości, aby wśród nas „nie było głodnych, bezdomnych i płaczących”.
Szczególny jednak nacisk został położony na sprawy moralne. To tutaj
słyszymy prośbę: „Zwycięska Pani Jasnogórska! Przyrzekamy stoczyć pod Twoim
sztandarem najcięższy bój z naszymi wadami narodowymi. Przyrzekamy wypowiedzieć walkę lenistwu i lekkomyślności, marnotrawstwu, pijaństwu i rozwiązłości.
Przyrzekamy zdobyć cnoty: wierności i sumienności, pracowitości i oszczędności,
wyrzeczenia się siebie i wzajemnego poszanowania, miłości i sprawiedliwości społecznej”.
I to wszystko kierujemy do Zwycięskiej Pani Jasnogórskiej. Ona taka jest.
Sama jednak nie zwycięża, Jej przecież takie zwycięstwo jest niepotrzebne.
Ona chce zwyciężać w nas. Razem z nami.
Ona czeka na o. Kordeckiego i Tadeusza Kościuszkę, na Adama Mickiewicza i Henryka Sienkiewicza. Ona czeka na każde nasze serce i umysł.
Na każdego dziennikarza i polityka, na rodziców i nauczycieli. Ona czeka
na dzieci i młodzież.
Módlmy się i błagajmy, aby nasz Naród wreszcie zrozumiał, że czas najwyższy, aby skończyć z budowaniem naszej przyszłości na piasku. Zabierzmy
się do budowy domu polskiego na skale, na skale zasad, abyśmy lepiej mogli
korzystać ze światła, Bożego światła.
87
Przez Maryję do Jezusa
6. Jakże mądre są słowa z Księgi Przysłów. Nie należy odkładać tego,
co dobre, na jutro. Nie ma sensu spiskować przeciw bliźniemu, żonie czy
mężowi. Pan Bóg błogosławi „mieszkanie uczciwych”. To najlepszy dla nas
znak, mimo że wśród nas jest wielu nieuczciwych, którzy są gotowi poprzez
krzywdę dzieci i młodych budować swoje fortuny. Oni deprawują serca
i umysły, im tak bardzo zależy na zniewoleniu woli człowieka. Wtedy bowiem zapada ciemność. Jednym z imion ciemności, jak słyszeliśmy w Rocie
ślubowań – jest pijaństwo.
Czy potrafimy to zrozumieć? Czy będzie nas wystarczająco dużo, aby
obronić w naszych czasach Jasną Górę trzeźwości? Matko Najświętsza,
o to Cię dzisiaj prosimy, w tym świętym miejscu, przymnóż nam sił i uproś
u swego Syna Jezusa Chrystusa, aby przysłał nam ludzi!
Spraw, aby serca naszych Rodaków otwarły się na światło Ewangelii,
abyśmy byli w stanie trzeźwo wszystko oceniać, trzeźwo wybierać ludzi
i prawa, trzeźwo żyć, trzeźwo wychowywać, trzeźwo radować się Twoją
obecnością wśród nas!
Amen.
W sanktuarium Matki Bożej Ostrobramskiej,
XXXII Niedziela Zwykła, rok B.
Skarżysko-Kamienna, dn. 12 listopada 2006 r.
„Ta uboga wdowa rzuciła najwięcej”
(Mk 12, 43)
(1 Krl 17, 10–16; Hbr 9, 24–28; Mk 12, 58–44)
Ukochani Parafianie i Goście,
Czciciele Matki Bożej Ostrobramskiej!
1. Nasze dzisiejsze rozważanie rozpoczniemy od wiersza Juliusza Słowackiego:
„Boga Rodzico – Dziewico! Niegdyś królowie
Korony swoje składali, a potem
Tyś je zwracała, jakby nowym były złotem (...).
Oto my teraz mali pastuszkowie,
Królestwa Twego, Polski Twej synowie,
Oto z rękami powyciąganymi,
Jak kwiatki w posusze, my błagamy Ciebie,
Ażebyś Ty nam wyprosiła w niebie,
O co tu proszą polskie serca, dusze”
(J. Słowacki).
Próśb zaś mamy wiele. Przepełnione są nimi nasze serca. Jedne dotyczą
nas samych, inne odnoszą się do naszych rodzin, a jeszcze inne zanosimy za
nasz Kościół, za naszą Ojczyznę.
Coraz trudniej bowiem przychodzi nam być dobrymi i postępować sprawiedliwie. Przybywa ustaw i sankcji, ale one są dalekie od Bożych przykazań.
Są tworzone na miarę człowieka, nie Bożego człowieka, ale uzależnionego.
89
Przez Maryję do Jezusa
Ci zaś, którzy tworzą prawa najczęściej myślą o sobie, nie o innych. Stąd też
tyle matactw i nieuczciwości.
Trudno w dzisiejszym świecie, który jest pełen zakłamania i obłudy,
o szacunek dla prawdy i prawości, prawdy umysłu i prawości woli. Pozornie
mogłoby się wydawać, że powinniśmy być lepsi, a jednak kroniki policyjne
i nasze osobiste doświadczenie mówią o czymś innym!
Czegoś nam brakuje. Czegoś nie dostaje prawodawstwu! Brakuje Pana
Boga. Nie dostaje nam Jego światła i Jego miłości. Królowie nie lękali się
składać koron przed Bogurodzicą i otrzymywali je z powrotem „jakby nowym
były złotem”. Tymczasem wielu z nas z powodu pychy nie dopuszcza czegoś
podobnego. Dlatego też tak nikłe są wyniki naszych starań, tak mizerne
owoce, niemal żadne – a zło się piętrzy.
2. Pierwsza Księga Królewska prowadzi nas na spotkanie proroka Eliasza
i biednej wdowy w Sarepcie. Uboga to była niewiasta, ledwie utrzymywała
przy życiu siebie i syna. I oto prorok prosi ją o wodę, a następnie o podpłomyk, kawałek chleba. Przeraziła się niewiasta. Bała się, że może być to
jakaś prowokacja, ale w końcu posłuchała proroka, człowieka Bożego, a on
ją zapewnił: „Dzban mąki nie wyczerpie się i baryłka oliwy nie opróżni się aż do
dnia, w którym Pan spuści deszcz na ziemię”. Tak też się stało. Pan Bóg chętnie
czyni dobro, gdyż nie ma żadnych podstępnych, egoistycznych zamiarów.
Tylko czy my jesteśmy zdolni je przyjąć?
Przed nami stoi otworem droga do dobra. Zawdzięczamy to Chrystusowi, który przyszedł na ziemię – „na zgładzenie grzechów przez ofiarę z samego
siebie”. W tej ofierze miała swój udział Ta, którą czcimy w ostrobramskim
wizerunku, do której modlił się Juliusz Słowacki.
W chwili Zwiastowania potrafiła powiedzieć Panu Bogu „Fiat” – „Oto
ja służebnica Pańska”. W ten sposób okazała się podobną do wdowy z Sarepty Sydońskiej i do ubogiej wdowy z dzisiejszej Ewangelii, którą pochwalił
sam Pan Jezus: „Zaprawdę powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła najwięcej
ze wszystkich, którzy kładli do skarbony. Wszyscy bowiem wrzucali z tego, co
im zbywało; ona zaś ze swego niedostatku wrzuciła wszystko, co miała, całe swe
utrzymanie”.
3. Czyż nie jest to mowa o Matce Najświętszej? Ona całkowicie zawierzyła Stworzycielowi, zrezygnowała ze wszystkich swoich osobistych planów,
oddała się woli Bożej. I co się dzieje? Oto od 20 wieków to właśnie Ona jest
90
„Ta uboga wdowa rzuciła najwięcej” (Mk 12, 43)
najbardziej hojną Wspomożycielką wiernych. Jej nie brakuje ani mąki, ani
oliwy. Jej nie brakuje wsparcia dla najbardziej potrzebujących.
Ona od dwudziestu wieków pielgrzymuje z miejsca na miejsce. Ona nie
lęka się żadnych trudności ani przeszkód. Pełna zawierzenia stara się wiernie
podążać Pańskimi ścieżkami.
Przed tysiącem lat przybyła na polskie ziemie i stopniowo starała się
dotrzeć wszędzie, aby być blisko wszystkich. Czterysta lat temu znalazła sobie
miejsce w Ostrej Bramie, a stamtąd w tym samym wizerunku nawiedzała całą
Rzeczpospolitą, aby to samo orędzie ze szczególną mocą głosić w Nieświeżu
za Mickiewiczowskim Nowogródkiem, w Białymstoku, w podziemiach watykańskich w sąsiedztwie Częstochowskiej Bogurodzicy i grobu Jana Pawła II,
wreszcie znalazła się tutaj, w Skarżysku-Kamiennej, gościnnie przyjęta, jak
u siebie, jak w domu!
Powróćmy jednak do Tej, co w Ostrej świeci Bramie. Ostra Brama była
jedną z pięciu zbudowanych pod koniec XV wieku przy udziale biskupa wileńskiego Wojciecha Tabora. Przy okazji poświęcenia zaś, w rok po przebudowie, czyli w 1508 roku, u jej zwieńczenia został umieszczony obraz olejny,
malowany na deskach dębowych, przedstawiający Matkę Najświętszą, który
mimo wielu pożarów, moskiewskich najazdów przetrwał aż do naszych dni.
Obraz przedstawia Matkę Bożą o spokojnym obliczu. Od głowy Maryi,
okrytej opadającą zasłoną, rozchodzą się złociste promienie z gwiazdkami
pośród nich, co nadaje wizerunkowi pogodny wyraz, jakby oczekujący na
pielgrzymów.
Być może to w Ostrej Bramie, wpatrując się w życzliwe oczy Niepokalanej, Juliusz Słowacki pisał dalsze strofy wiersza ku Jej czci:
„Od ludu Twego nie odwracaj powiek,
Wejdź w nasze serca i duszy potrzeby,
Spraw cud nad nami...”.
4. Matka Boża nie kazała zbyt długo czekać. Pierwszą wzmiankę o ostrobramskim obrazie jako cudownym zawdzięczamy kronice karmelitanek
bosych, gdzie czytamy: „Dnia 17 grudnia 1638 roku przyjechałyśmy do Wilna
(z Lublina), przed jedenastą; zaraz zajechano przed kościół Ojców naszych. Tam
nas prowadzono do kościoła św. Teresy [...] Potem poszłyśmy przed ołtarz Najświętszej Panny. Piękny to bardzo obraz [...]; kazali nam ojcowie nasi odsłonić
wela, żebyśmy mogły widzieć obraz Najświętszej Panny [...] Mówili z nami litanie
do Panny Najświętszej”.
91
Przez Maryję do Jezusa
W tejże samej kronice pod rokiem 1654 jest mowa, że zmarły spowiednik sióstr „niemało też pamiątek zostawił nabożeństwa do Najświętszej
Panny, bo na obraz Jej, który cudowny jest w kościele wielebnych Ojców naszych
wileńskich [...]”.
A tych nabożeństw było dużo. „Dawniej od świtu do południa co dzień, bez
przerwy msze święte się odprawiały przy cudownym obrazie – i ulica cała, zwłaszcza
w dni święte, zapełniona była klęczącymi. Wieczorem, gdy tylko jedna lampa płonie
przed obrazem, a w Mieście cicho i z dala tylko słychać turkot powozów, gdy biedni
ludzie smutkiem przygnębieni klęczą i modlą się, u Matki Bożej szukając pociechy
w cierpieniach, widok tej kaplicy dziwnie urocze wywiera wrażenie – i każdemu
zdaje się, że tu lepiej może się pomodlić; zdaje się, że ten obraz Matki Miłosierdzia, wznoszący się ponad miastem, ze złożonymi rękami błagającej Boga za nas,
i do serca swego macierzyńskiego przytuli i modlitwę naszą wzniesie wyżej i uprosi
niezawodny skutek”.
Takich kronikarskich zapisów znajdujemy setki. W nich zaś zawarte
są prośby i podziękowania zanoszone przez wiernych czcicieli Matki Bożej. Mówią one o ludzkich cierpieniach i bólach, o tragediach rodzinnych,
o nieszczęściach Polski. Do Ostrej Bramy podążano ze wszystkich stron.
5. W ostatnich zaś latach Matka Boża, jakby przypominając sobie pieszą
wędrówkę do Ain Karim, teraz, gdy powstało tak wiele granic utrudniających
pielgrzymowanie, Ona sama wyruszyła z wileńskiego Nazaretu i przybyła
w staropolskie strony, aby być bliżej nas, aby ułatwić nam spotkania, gdyż
dobrze wie, jak Jej opieki potrzebujemy. Zamieszkała w nowej Ostrej Bramie,
w Skarżysku, ufając, że Ją przyjmiemy z radością i miłością.
Dzisiejsza uroczystość jest jednym z przejawów naszej wdzięczności
dla Tej, która zawsze jest z nami. Wiemy o tym. Rozumiała to dobrze Maria
Konopnicka, w usta Królowej Polski wkładając jakże serdeczne słowa, pełne
otuchy:
„Nigdym ja ciebie, ludu, nie rzuciła.
Nigdym ci mego nie odjęła lica,
Ja – po dawnemu – moc twoja i siła!
– Bogurodzica!”.
Do Niej, do Bogurodzicy przybyliśmy dzisiaj, aby wyrazić naszą wdzięczność i miłość, aby kolejny raz w Jej ręce złożyć nasze prośby, naszą przyszłość, zwłaszcza przyszłość naszych rodzin, oraz wychowanie nowych
pokoleń.
92
„Ta uboga wdowa rzuciła najwięcej” (Mk 12, 43)
Wydaje się bowiem, że to są dwie najważniejsze sprawy dla przyszłości
Polski. Owszem, ważne są każde wybory i nie powinniśmy ich lekceważyć.
Niemniej jednak rodzina i dzieci to są dwie kolumny, od których zależy
przyszłość Ojczyzny.
Tymczasem dostrzegamy różne formy agresji przeciwko rodzinie i jakże
wiele prób demoralizacji młodego pokolenia. Aż dziw bierze, że patrzymy
obojętnie na to, co robią mass media. Postępują bowiem zgodnie z pewnym
planem. Uderzenie w rodzinę, osłabienie więzów rodzinnych, ośmieszenie
miłości i wierności otwiera im drogę do deprawacji umysłów i serc oraz woli
dzieci i młodzieży.
6. Kiedy prasa, radio i telewizja wylewają krokodyle łzy, mówiąc o przemocy w rodzinie, o maltretowaniu dzieci, o agresji względem dzieci i wśród
dzieci, to należałoby wołać: przestańcie, uciszcie się! Lansujecie różne przejawy
przemocy, wyuzdania, podważacie zasady, ośmieszacie wartości i nawet nie
chcecie się przyznać do tego, że jesteście odpowiedzialni za wiele cierpień
i dramatów, bólu i łez dzieci oraz ich rodziców.
Raczej przyjdźcie tu, przed oblicze Matki Najświętszej, przepraszając za
wszelkie zgorszenie, za osłabianie wiary w Boga, podrywanie zaufania do Kościoła. Razem z wami i my powtórzymy błagalne wersy Juliusza Słowackiego:
„A jeśli były ciężkie przewinienia,
Jeśli krwią trzeba odpowiedzieć za nie,
Na nas niech spadnie wszelkie ukaranie,
Niech w odkupieniu nasza krew się toczy,
Lecz niechaj do nas Bóg nawróci oczy,
Niech nam przebaczy i niech już odwoła, [...]”.
Ufajmy, że dzięki wstawiennictwu Matki Najświętszej Pan Bóg okaże
nam zmiłowanie, pomoże w odrodzeniu rodziny i lepszym wychowaniu
dzieci. Ale my też musimy wnieść nasz wkład, popierając katolickie środki
przekazu, modląc się w ich intencji, ofiarując im swoje pióro i słowo, ucząc
dzieci i młodzież, w jaki sposób mogą najlepiej z nich korzystać.
Pamiętajmy też, że każdy grosz wydany na zakup demoralizujących gazet jest uderzeniem we własną rodzinę, jest krzywdą wyrządzoną własnemu
dziecku, jest raną na ciele naszej Ojczyzny.
7. Kochani Bracia i Siostry! Wszystkie te nasze niepokoje, ale też i oczekiwania zawierzamy Tobie, Ostrobramska Pani, w tym sanktuarium. Ufamy
93
Przez Maryję do Jezusa
w Twoją pomoc. Wierzymy Twojej miłości względem nas. Ty jesteś przecież
naszą, jakże nam bliską Pośredniczką między nami a Stwórcą.
Zapewniał nas o tym Sługa Boży Jan Paweł II w pierwszej swojej encyklice
„Redemptor hominis”: „Odwieczna miłość Ojca wypowiedziana w dziejach ludzkości
przez Syna, którego Ojciec dał, «aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał
życie wieczne» (J 5, 16), przybliża się do każdego z nas poprzez tę Matkę, nabiera
znamion bliskich, jakby łatwiej dostępnych dla każdego człowieka. I dlatego Maryja
musi się znajdować na wszystkich drogach codziennego życia Kościoła. Poprzez Jej
macierzyńską obecność Kościół nabiera szczególnej pewności, że żyje życiem swego
Mistrza i Pana, że żyje tajemnicą Odkupienia w całej jej życiodajnej głębi i pełni,
i równocześnie ten sam Kościół, zakorzeniony w tylu rozlicznych dziedzinach życia
całej współczesnej ludzkości, uzyskuje także tę doświadczalną pewność, że jest po
prostu bliski człowiekowi, każdemu człowiekowi, że jest jego Kościołem: Kościołem
Ludu Bożego”.
Jest to wielki dar, który niesie w sobie nadzieję. Wszystko zaś przez Maryję, naszą Panią i Królową. Pamiętajmy więc zawsze o tym i stale dziękujmy
Panu Bogu za naszą Matkę, stale obecną w ostrobramskim wizerunku, Matkę
Miłosierdzia.
Amen.
Wspomnienie Matki Bożej Ostrobramskiej
Skarżysko-Kamienna, dn. 13 listopada 2006 r.
„Panno Święta,
co [...] w Ostrej świecisz Bramie...”
(Prz 8, 22–35; Tt 3, 4–7; Łk 1, 26–38)
Czciciele Matki Miłosierdzia w Ostrobramskim Wizerunku!
1. Nasza Stolica Mądrości
Wśród wielu wezwań Litanii Loretańskiej dzisiaj bliskie nam jest szczególnie to, które stanowi syntezę treści z pierwszego czytania z Księgi Przysłów
– Stolica Mądrości!
Matka Najświętsza dzięki zawierzeniu woli Bożej i wiernemu Jej pełnieniu
była, jest i będzie – Stolicą Mądrości. Ona jest bowiem tym arcydziełem istniejącym w sercu Bożym od wieków i zawsze bliskim Stwórcy. Ma więc prawo
nawoływać nas: „Synowie, słuchajcie mnie, szczęśliwi, co dróg moich strzegą”. To
na Jej drogach możemy się spotkać z dobrocią i miłością Zbawiciela, o czym
pisze św. Paweł do swego umiłowanego ucznia Tytusa. To dzięki Jej macierzyństwu możemy korzystać z darów, jakie nam pozostawił Jezus Chrystus,
którego Miłosierdzie zapewnia nam zbawienie, „abyśmy usprawiedliwieni Jego
łaską, stali się dziedzicami w nadziei życia wiecznego”.
A wszystko zaczęło się w Nazarecie, „gdy nastała pełnia czasu”. Archanioł
Gabriel zaskoczył Ją misją, którą spełniał. Nikt z nas nie jest w stanie zrozumieć tego, co się działo w sercu Maryi. Ale wszyscy winniśmy dziękować
Panu Bogu za to, że wybrał Ją na Matkę Zbawiciela, za to, że w Jej osobie
zawierzył człowiekowi. Maryja zaś nie zawiodła! Jej słowa: „Oto Ja służebnica
95
Przez Maryję do Jezusa
Pańska”, przez całe Jej ziemskie życie niczego nie straciły ze swego znaczenia,
tym bardziej w niebie.
Od tamtej też pory, kiedy opuściła Nazaret, aby podzielić się tą radosną
nowiną ze św. Elżbietą i jej pomagać, wędruje wciąż wśród ludzi. Podąża do
wszystkich zakątków globu ziemskiego i do wszystkich serc. Przed czterema wiekami zawędrowała do Wilna. Z tego zaś miłego miasta udała się do Nieświeża,
Białegostoku, dotarła także do nas, do Skarżyska. I tutaj pragnie pozostać.
2. Przedziwna tajemnica daru
Wiem, że w Waszej pamięci i w Waszych sercach mickiewiczowskie
wyznanie miłości względem Matki Bożej jest głęboko zakorzenione. I może
właśnie z tego względu przypomnę je teraz, aby połączyć nas wszystkich
w duchowej komunii przy sercu Najlepszej z Matek.
„Panno święta, co jasnej bronisz Częstochowy
I w Ostrej świecisz Bramie! Ty, co gród zamkowy
Nowogródzki ochraniasz z jego wiernym ludem!
Jak mnie, dziecko, do zdrowia powróciłaś cudem”
(A. Mickiewicz, Pan Tadeusz).
Tę strofę przytoczył także sługa Boży Jan Paweł II, kiedy 4 września 1993
roku pierwszy raz znalazł się w Ostrej Bramie i modlił się przed wizerunkiem
jakże nam drogim i kochanym. Tam wyznał wtedy: „Sanktuarium Ostrej Bramy
od wielu stuleci jest celem licznych pielgrzymów, którzy przybywają tu każdego dnia,
aby powierzyć Matce Miłosierdzia radości i troski swego życia. Świątynia ta stała się
zatem uprzywilejowanym miejscem spotkania z Matką Chrystusa i Matką Kościoła,
a zarazem miejscem, gdzie urzeczywistnia się komunia wiernych [...]. Chrześcijanie
z Litwy, Polski, Białorusi, Ukrainy i innych krajów przybywają tutaj, by przed
obliczem Matki Bożej dzielić się nawzajem, niczym bracia i siostry, tą samą wiarą,
wspólną nadzieją, jedną miłością” (Jan Paweł II, Wilno, 04.09.1993).
Wszędzie tam, gdzie znajduje się Matka, czujemy się dobrze – jedną rodziną, wyjątkową wspólnotą. Na dalszy plan schodzi to, co może nas różnić,
oddalać. Przy sercu Matki liczy się jedynie miłość. I to jest ten szczególny
dar, jaki otrzymujemy od Matki Najświętszej w Jej przeróżnych sanktuariach.
Ostra Brama jest tego przykładem i świadectwem!
3. Wymiar ponadczasowy
Ale Ostrej Bramy nie da się zacieśnić jedynie do pewnego miejsca i do
pewnej przestrzeni. W misji, jaką pełni Ostrobramski Wizerunek. jest coś, co
96
„Panno Święta, co [...] w Ostrej świecisz Bramie...”
przekracza granice polityczne, geografię i czas. Jest ten wyjątkowy wymiar duchowy, wymiar ponadczasowy, który sprawia, że orędzie Miłosierdzia płynące
od Jej serca równie dobrze daje się słyszeć z białostockiej archikatedry, z kaplicy
w podziemiach watykańskich, jak i z tego miejsca, gdzie dziś przebywamy.
Nasza powieściopisarka Zofia Kossak-Szczucka Szatkowska w rodzinnych wspomnieniach, nawiązując do życia babci, żony Juliusza Kossaka,
z dumą wyznaje, że wbrew ówczesnym poglądom, panującym wśród inteligencji, odważyła się urodzić czwórkę dzieci! Wielu dziwiło się temu i wcale
nie ukrywało swojej dezaprobaty. Ale pani Kossakowa nie przejmowała się
tym. Zawsze natomiast powtarzała, że matka jest jak Pan Bóg. Jej nigdy nie
zabraknie miłości do żadnego dziecka. Miłość macierzyńska, rodzicielska
nie ma końca.
Matka Najświętsza, Ostrobramska Pani jest tego potwierdzeniem. Nie patrzy
na miejsce, ani na czas, na warunki i okoliczności, ale jest tam, gdzie są Jej dzieci!
Skoro więc zamieszkała tutaj, na tej staropolskiej ziemi, to widocznie czuje, że
jesteście Jej dziećmi. Dziećmi umiłowanymi. Jej miłość nie zna kresu!
4. Ostrobramska Pani jest z nami
W czasie licznych wojennych zawieruch, również podczas drugiej wojny
światowej, nasi rodacy ze wszystkich stron Rzeczypospolitej, a zwłaszcza
pochodzący z Kresów modlili się często do Matki Miłosierdzia. Pisze o tym
poetka czasu wojny, Krystyna Krahelska (1914–1944), autorka pieśni partyzanckiej: „Hej, chłopcy, bagnet na broń!”, prosząc Maryję:
„Módl się o wiarę dla nas, o moc, o wytrwanie,
Najświętsza Panno, która w Ostrej świecisz Bramie!
Nie daj kruszyć się sercom naszym w męce
Po więzieniach, po obozach, po kaźniach.
Pomóż wszystkim słabnącym stać prosto [...].
Matko Boża Ostrobramska, Panienko Najsłodsza!”.
To ona pisała z umęczonej Warszawy do swojej siostry, wędrującej przez
Syberię, Azję, basen Morza Śródziemnego wraz z armią Andersa – ku Polsce!
Niczego nie ukrywała. Opisywała, jak jest zimno, bo mróz silny, a nie było
drewna na opał, brakowało go na ugotowanie obiadu. Ojciec, czym tylko
mógł, uszczelniał okna i drzwi. Matka – jak myszka – krzątała się po kuchni,
aby jednak na przekór trudnościom przygotować choćby najskromniejszy
posiłek. I jak zaznaczyła na końcu, na ścianie wisiał obraz Matki Bożej Ostrobramskiej. Była więc nadzieja.
97
Przez Maryję do Jezusa
Ona dla nas, niekiedy biednych i opuszczonych, jest zawsze nadzieją. To
Ona pomaga nam stać prosto wobec każdego niebezpieczeństwa, każdego
zła. To Ona nie pozwala kruszyć się w słabości naszym sercom. A tam, gdzie
jest Ona, tam trwa nadzieja!
5. Najważniejsza jest troska o życie
Nasz naród przeżywa dramat. Jeden z większych w ciągu ostatnich lat.
Wiąże się on z kryzysem demograficznym. Jest to prawdziwe zagrożenie, bardzo niebezpieczne. Nie możemy go lekceważyć. Nie powinniśmy przechodzić
obojętnie obok tej sprawy. Przed jego skutkami tak bardzo przestrzegał nas
sługa Boży Stefan Kardynał Wyszyński! Zawarł to w Jasnogórskich Ślubach
Narodu: „Święta Boża Rodzicielko i Matko Dobrej Rady! Przyrzekamy Ci, że
odtąd wszyscy staniemy na straży budzącego się życia. Dar życia uważać będziemy
za największą łaskę Ojca wszelkiego życia i za najcenniejszy skarb Narodu”.
Dzisiaj, wpatrując się w twarz Matki Miłosierdzia, zapytajmy samych
siebie, czy pamiętamy o tym ślubowaniu? I jak to się dzieje, że coraz mniej
się rodzi dzieci. Coraz więcej młodych opuszcza Polskę. Co to wszystko
znaczy? Gdzie się podziała nasza cześć do Matki Najświętszej? Nasza
miłość do Polski? Nasza samoświadomość przyszłego bytu narodowego?
Jak to się stało, że stajemy się narodem wymierającym? Pytajmy o to przy
Matce! Czyżby egoizm okazał się tak straszny w swoich skutkach? Czyżby
wyuzdanie moralne doszło aż do tego stopnia? A co mamy robić z naszym
dziedzictwem narodowym? Komu będą śpiewały niańki „o obrońcach naszych
polskich granic, o rycerstwie znad kresowych stanic!”. Komu będą nuciły przepiękne Godzinki o Najświętszej Maryi Pannie? Kto wreszcie będzie przesuwał
paciorki różańca?
A ziemia, nasza ziemia, krwią i potem przez tyle wieków użyźniana, komu
ma być przekazana? Co na to powie Bartosz i kosynierzy spod Racławic albo
Drzymała z Wielkopolski wespół z bliskim nam Ślimakiem?!
Nie pozwólmy, aby z naszych serc wyrwano resztki nadziei i zaufania do
Polski. Polska jest biedna, ale też z naszej winy. W obliczu Tej, która strzeże
w Ostrej Bramie polskiej litanii z końcowym wezwaniem – Królowo Korony
Polskiej, odnówmy naszą miłość do Ojczyzny.
6. Nie zapominajmy o nadziei
Do naszych Rodaków w Wilnie Jan Paweł II mówił w Ostrej Bramie:
„Drodzy bracia i siostry! Proszę was, byście wrócili do swoich domów z sercem
98
„Panno Święta, co [...] w Ostrej świecisz Bramie...”
przepełnionym nadzieją na zwycięstwo życia nad śmiercią, dobra nad złem, światła
nad ciemnością, wolności nad niewolą”. I jeszcze dodał: „Towarzyszy wam miłość
Następcy Piotra – tego Piotra, który stawszy się świadkiem zmartwychwstania,
otrzymał od Chrystusa posłannictwo utwierdzania braci w wierze (por. Łk 22,
32)” (Jan Paweł II, Wilno, 04.09.1993).
Jan Paweł II wciąż to czyni. Utwierdza nas swoim przykładem także
w oddawaniu czci Matce Najświętszej, która jest naszą nadzieją. W tym
roku często powracaliśmy do znaczenia nadziei w ludzkim życiu, w naszym
życiu. Współczesny świat często stawia nas w takich sytuacjach, że gdyby nie
nadzieja, czulibyśmy się zupełnie zagubieni. To samo możemy powiedzieć
o naszej Ojczyźnie. Tak bardzo jest nam potrzebna nadzieja, że będzie lepiej,
gdy będziemy wierni naszym przyrzeczeniom, poczynając od Chrztu Świętego
aż do Jasnogórskich Ślubów Narodu.
I nasza Matka, która „wszystko rozumie”, przynosi nam nadzieję. Bez
słów odnajdujemy ją w Jej „Fiat” – „Oto ja służebnica Pańska”, w Betlejem
i w Egipcie, w czasie Ofiarowania i poszukiwania, a zwłaszcza pod krzyżem.
Dzielmy się tą nadzieją, modlitwą i słowem w rodzinie i w pracy, korzystając z Radia Maryja i Telewizji Trwam, ofiarując książkę lub gazetę katolicką.
Brońmy się przed znieczulicą i zobojętnieniem, przed beznadzieją.
A naszą nadzieję rozjaśnia blask zmartwychwstania i ogniste języki
Zielonych Świąt. Weźmy ją ze sobą, weźmy ją razem z Matką Najświętszą,
z Jej różańcem, z Jej fatimskim przesłaniem, z Jej macierzyńską miłością do
każdej i każdego z nas.
Amen!
Odpust Narodzenia NMP
Rywałd Królewski, dn. 9 września 2007 r.
„A stało się to wszystko,
aby się wypełniło słowo Pańskie...”
(Mt 1, 22)
(Mi 5, 1–4a; Rz 8, 28–30; Mt 1, 18–23)
Ukochani Bracia i Siostry, tutejsi Mieszkańcy i Goście!
1. Przybywamy dzisiaj z różnych stron do Matki Bożej Rywałdzkiej,
aby Ją pozdrowić, aby podziękować Jej za stałą obecność wśród nas, za Jej
całą macierzyńską opiekę. Pamiętamy, że to Maryja pięćdziesiąt lat temu
w jasnogórskim wizerunku, poświęconym przez Sługę Bożego Papieża
Piusa XII, z inicjatywy Sługi Bożego Stefana Kardynała Wyszyńskiego,
rozpoczęła nawiedzanie całej Polski, zatrzymując się w każdej parafii. Ta
inicjatywa, podobnie zresztą jak idea Jasnogórskich Ślubów Narodu, możemy
to przypuszczać w oparciu o wypowiedzi Prymasa Tysiąclecia, zrodziła się
tutaj, gdy przebywał on tu jako więzień, .
To jest dla nas motywem szczególnym i zobowiązującym do coraz to
większej wdzięczności względem naszej Matki i Królowej. Jest też zachętą
do ożywienia naszego nabożeństwa maryjnego. W tym roku obchodzimy
również dziewięćdziesięciolecie fatimskich objawień. Orędzie przekazane
wtedy przez Matkę Najświętszą jest wciąż aktualne. Zamach na życie Jana
Pawła II i cudowny ratunek, przez Ojca Świętego przypisany Matce Bożej
Fatimskiej, jeszcze bardziej ukazuje nam potrzebę studiowania i wprowadzania
w życie treści maryjnego przesłania. Trójka portugalskich dzieci jest wreszcie
wyzwaniem, przed którym staje polska rodzina, wieś i cała Ojczyzna. O tym
chcemy pamiętać w czasie dzisiejszych modłów.
100
„A stało się to wszystko, aby się wypełniło słowo Pańskie...” (Mt 1, 22)
Przebywając w tym miejscu wśród synów św. Franciszka, chcemy modlić
się w ich intencji, zwłaszcza że upływa sześćdziesiąta rocznica powrotu Braci
Mniejszych Kapucynów do Rywałdu. Osiedlili się oni tutaj już w roku 1748
i pracowali, dzieląc się franciszkańskim świadectwem, aż do roku 1825, kiedy
Prusacy wyrzucili zakonników z klasztoru. Dopiero po II wojnie światowej
ks. bp Kazimierz Kowalski zaprosił i pozwolił na powrót Braci Mniejszych
Kapucynów do tego sanktuarium.
W duchu wiary wspominamy te wszystkie fakty, które mają wymiar nie
tylko historyczny. Zawierzamy je Maryi. Ona najlepiej wie, jak to przechowywać w sercu i jak przychodzić z pomocą, kierując uwagę swego Syna na
nas i na nasze potrzeby.
2. Maryi chcemy też zawierzyć wiele naszych spraw, mając zwłaszcza na
uwadze kończące się żniwa i zbiory z pól. Pragniemy wyjątkowo serdecznie
podziękować za to wszystko, co przeżyliśmy w ostatnich miesiącach, oddani
pracy na roli. Kolejne lato dobiega końca. Puste pola wkoło kierują nasze
myśli ku jesieni. Ptaków jest coraz mniej, jedynie gdzieś sroka da znać o sobie
albo wróbel zatroskany o jak najlepsze przygotowanie się na zimę. Czasami
jeszcze swoim stukotem przypomina o sobie dzięcioł.
Wy zaś, dokonując podsumowania tegorocznych zbiorów, wyruszacie
w pole ku nowym zasiewom. Życie nie lubi przerw. Nie ma w nim miejsca na
pustkę, a wymiana pokoleń w całej przyrodzie przebiega zgodnie z odwiecznym
planem Bożym. Święto Narodzenia Najświętszej Maryi Panny jakby z samej
swojej natury zaprasza do dziękczynienia Panu Bogu za tegoroczne zbiory. Nie
obeszło się i w tym roku bez różnych zakłóceń. W jednej części Polski dały
się one bardziej we znaki, w innej – mniej. Pomorze znalazło się w „strefie
ochronnej” w porównaniu z innymi regionami. Chociaż też byliśmy zaskakiwani przez gwałtowne burze, silne wichry, a nawet dokuczliwe upały.
Plony wszakże zostały zebrane. Nadszedł czas zasiewów. Jedno i drugie
chcemy polecić opiece Matki Bożej w dzień Jej narodzin, zwany świętem
Matki Bożej Siewnej.
3. Jest jeszcze wiele innych motywów, które sprowadziły nas do Matki
Bożej Rywałdzkiej. Nowa sytuacja prawna, także wypływająca z ustawodawstwa unijnego, również skłania do tego. Nie można wreszcie zapominać
o tych problemach polskiej wsi, które wypływają ze starzenia się rolników,
z niedostatków w zastępowalności pokoleniowej i z wielu innych spraw.
101
Przez Maryję do Jezusa
O nich trzeba rozmawiać z Matką Najświętszą. Większość bowiem trudności
wiąże się z postawą moralną, z szacunkiem lub jego brakiem dla pracy na
roli. Powierzmy nasze troski Królowej Polski, która od wieków zrosła się
z naszą kulturą, a przede wszystkim z tym, co jest piękne i urokliwe w każdej
wiejskiej zagrodzie. Świadczą o tym przydrożne kapliczki, przy których jakże
chętnie gromadzą się ludzie zwłaszcza w maju, aby w Litanii Loretańskiej
wyśpiewywać swą wdzięczność i miłość do Królowej Świata.
4. Warto także sięgać do doświadczeń minionych pokoleń pochodzących
z innych stron Polski. Niech takim świadectwem będzie Manifest Młodych,
ogłoszony na Kongresie Polaków w Niemczech 6 marca 1938 roku. Wiemy,
jakie były to czasy. Pamiętamy, kto tam wtedy rządził. I możemy sobie wyobrazić, jak się przedstawiała sytuacja Polaków na Śląsku, Warmii i Pomorzu.
Wsłuchajmy się więc w słowa ich Manifestu.
„Najpiękniejsze słowo polskie – Matka,
Najważniejsze – Naród,
Najświętsze – Bóg.
(...) Co dzień, co dzień trwa walka! Nie ma świąt ni wytchnienia! Tylko zęby zaciskać, serca w młoty zamieniać. I wierzyć! Wierzyć w Boga i Naród, w Naród Polski,
i w miłość każdej matki jak w świętość Matki Boskiej!
To nasz manifest młodych.
Głos wierzących,
Głos miłujących,
Głos gorejących,
Uśmiechniętych ufnie do Matki Boskiej Radosnej!
To my młodzi Polacy, Polactwo Walczące!”
Ze wzruszeniem czytamy dzisiaj te słowa. I z dumą zarazem. Wdzięczni
całym sercem tym naszym rodakom, którzy borykając się ze straszliwymi
przeciwnościami, byli w stanie zdobyć się na tak odważne wyznanie; potrafili
dostrzec w Matce Najświętszej radość i pokrzepienie!
Podejmując ich manifest i przeszczepiając jego treści w nasze czasy, wyrazimy najlepiej im wdzięczność za to przepiękne świadectwo, za tę lekcję miłości
do naszej ziemi, za to wyznanie więzi z nami, z naszym Narodem, z Polską!
5. Ziemia, na której stoimy, wszystko to przeżywała. Nasi rodzice i dziadkowie często opowiadali o różnych trudnościach i zmaganiach. W Bogu
szukali ratunku. Do Maryi szli po pomoc.
102
„A stało się to wszystko, aby się wypełniło słowo Pańskie...” (Mt 1, 22)
Prorok Micheasz tak dawniej, jak i teraz pośpiesza z nadzieją. Nie ma
bowiem znaczenia to, że Betlejem Efrata jest najmniejsze z judzkich miejscowości. Ważny jest natomiast fakt, że to właśnie tam, w Betlejem, przychodzi
na świat oczekiwany Mesjasz, dzięki któremu wszyscy „Będą żyli bezpiecznie,
bo Jego władza rozciągnie się aż do krańców ziemi. A On będzie pokojem”.
Upłynęło wiele stuleci, aż się to stało. Na świat przychodzi Syn Boży
i dlatego św. Paweł w Liście do Rzymian może napisać: „Wiemy, że Bóg z tymi,
którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra”. Pan Bóg poznał
ich przed wiekami i wiedział, że staną się na „wzór obrazu Jego Syna, aby On
był pierworodnym między wielu braćmi. Tych zaś, których przeznaczył, tych też
powołał, a których powołał, tych też usprawiedliwił, a których usprawiedliwił, tych
też obdarzył chwałą”.
Bliskie są nam te słowa Apostoła Narodów. Potrzebujemy i to bardzo
poczucia bezpieczeństwa, a więc i nadziei. I wtedy dopiero cieszy nas każdy
sukces, każde zebrane ziarno, zerwany owoc, wykopana jarzyna. W tym
świetle staramy się lepiej rozumieć, na czym polega powołanie rolnika.
Tylko czy jesteśmy mu wierni? Poważni rolnicy różnie nam o tym mówią,
odwołując się do przykładów z przeszłości. Dzień dzisiejszy podsuwa nam
nowe możliwości. Ale co będzie z jutrem? Wiele możemy zebrać ziarna,
jarzynh, warzyw, owoców i wszelkich płodów ziemi. Mleka też nie powinno
zabraknąć. A jednak lękamy się biedy, gdyż mogą być kłopoty ze zbytem.
I dlatego chłop polski tak marzy o prawie, o sprawiedliwości.
6. Jakże pouczające są słowa Anioła z dzisiejszej Ewangelii, który pociesza Józefa, dodając mu odwagi: „...nie bój się wziąć do siebie Maryi”. Z Nią
jest Duch Święty. Z Nią jest wola Boża. Jakże ta rzeczywistość bywa mocno
zagłuszana. Robi się wszystko, aby rolnikowi brakowało jakiejkolwiek nadziei.
Maryja jest przykładem bezgranicznej nadziei. Święty Józef, idąc za głosem
Pana, umacnia się w nadziei. Taka winna być i nasza droga.
W tym momencie wypada zwrócić się z gorącą prośbą do naszych mediów, do radia i telewizji publicznej, do stacji komercyjnych i do gazet, aby
zaprzestali jednostronnie ujmować naszą rzeczywistość. I to nie ma większego
znaczenia, którą wspierają partię. Jest gorzej gdyż media wspierają zło! One
nie dodają nadziei. Nie ukazują, piękna bycia rolnikiem. Co najwyżej je tolerują. A to jest zbyt mało. My zaś jesteśmy zmęczeni brakiem szerszej wizji,
otwartości. Polska to jednak coś więcej niż „seksafera”, korupcja i „przekręty”.
Drodzy dziennikarze, popatrzcie na nasze wioski. Pokażcie, jak wygląda życie
103
Przez Maryję do Jezusa
rolnika. Na czym polegają obecnie żniwa. Nie zapominajcie ukazać ludziom,
jak nasi rolnicy potrafią się poświęcać dla wspólnego dobra.
Rolnik z kolei chciałby poznać, jakie jest powołanie innych grup społecznych. I to są tematy na pierwsze strony gazet i na najlepszy czas antenowy.
A wtedy to wszystko będzie nas integrowało, przybliżało i ubogacało.
7. Drodzy Bracia i Siostry, Kochani Rolnicy! Dzisiaj w tym historycznym
miejscu pragnę serdecznie podziękować Wam za wielką miłość do polskiej
ziemi, za Wasz trud i poświęcenie, za każdy wysiłek. Chleb jest bardzo
smaczny, gdy bierzemy go do ręki, ale droga od wrzucenia ziarna do roli aż
do kromki w dłoni jest długa, najeżona licznymi znakami zapytania, niepewnością i zmartwieniami, i tak wiele wymaga cierpliwości.
Dziękuję Wam za tę cierpliwość dla ziemi i dla wszystkich zwyczajnych
zjadaczy chleba. Podzielam wreszcie Wasze zatroskanie o to, kto po Was
przejmie ten rolniczy etos! Kieruję to pytanie w stronę wszystkich dziewcząt
i chłopców. Nie poddawajcie się łatwo wieściom o „złotym runie” za lasami, za górami. I nie zapominajcie, że obcość podwójnie kosztuje. Czujmy
się braćmi ze wszystkimi. Korzystajmy z ich doświadczeń. Dbajmy jednak
i zabezpieczajmy polską zagrodę. Ona zawsze będzie nasza!
Naszą modlitwą i podziękowaniem obejmujemy wszystkie instytucje
samorządowe i państwowe za śpieszenie rolnikom ze szczerą pomocą, także
tych, którzy zaopatrują polską wieś, produkują sprzęt rolniczy. Nie można
wreszcie zapomnieć o szkołach z rolniczym profilem. Spotkanie u Matki to
też Wasze święto. Przybyliście, aby wspólnie dziękować Panu Bogu i razem
przeżyć piękno rolniczego braterstwa!
8. Moi Drodzy! Wszyscy starajmy się dążyć do dobra. I pamiętajmy,
o czym pisał Jan Paweł II: „Człowiek dąży do dobra, ale jest również zdolny
do zła; potrafi wznieść się ponad swoją doraźną korzyść, pozostając jednak do niej
przywiązany. Porządek społeczny będzie tym trwalszy, im w większej mierze będzie
uwzględniał ten fakt i nie będzie przeciwstawiał korzyści osobistych interesowi społeczeństwa jako całości, a raczej szukać będzie sposobów ich owocnej koordynacji”
(Centesimus annus, 48).
Słowa Ojca Świętego także są ziarnem. One bowiem wyrosły na polskiej
glebie duchowej. One są owocem wielkiego poświęcenia i trudu, gdyż jedno
i drugie wyraźnie było widoczne w życiu i działalności naszego Rodaka na
Stolicy Piotrowej.
104
„A stało się to wszystko, aby się wypełniło słowo Pańskie...” (Mt 1, 22)
Dziękując za ziarna zbóż, przewidziane na zasiew i na chleb, nie zapominajmy o tym ziarnie ewangelicznym. I prośmy Rywałdzką Panią Pomorza
o macierzyńską pomoc. Nie ma przecież innej ręki, z której lepiej smakowałby
chleb, w każdym jego rodzaju, jak macierzyńska dłoń, dłoń Matki Kościoła
i Królowej Polski – Rywałdzkiej Pani!
Amen.
Zakończenie peregrynacji Matki Bożej
w Znaku Figury Fatimskiej po Diecezji Drohiczyńskiej
Bielsk Podlaski, dn. 13 października 2007 r.
„Wielbi dusza moja Pana...” (Łk 1, 46)
1. Z Maryją ku pełni człowieczeństwa!
W ten październikowy wieczór, szemrzący szelestem różnokolorowych
liści, osłonięty delikatną warstwą obłoków, wyciszony sobotnim odpoczynkiem, wpatrzeni w oczy Matki Najświętszej w Znaku Fatimskim ze szczególnym wzruszeniem słuchaliśmy słów św. Pawła, który pisze: „Gdy nastała
pełnia czasu, Bóg zesłał swojego Syna, zrodzonego z niewiasty...” (Ga 4, 4). Tę
pełnię czasu odczuwaliśmy i jej doświadczaliśmy na terenie naszej Diecezji,
poczynając od 12 maja do dnia dzisiejszego, w dziewięćdziesiątą rocznicę
fatimskich objawień. W tym czasie Matka Najświętsza każdego dnia odwiedzała poszczególne parafie naszej Diecezji, wychodząc na spotkanie z każdą
i każdym z nas, jak to uczyniła dwadzieścia wieków temu, gdy udała się do
Ain Karim, albo szukając Jezusa w świątyni jerozolimskiej czy też postrzegając zakłopotanie gospodarzy wesela w Kanie Galilejskiej. Zawsze i we
wszystkich okolicznościach Maryja stara się dostrzegać każdą naszą radość,
również każdy niepokój, smutek i ból.
Ona cieszyła się naszą obecnością w czasie tych podlaskich nawiedzin.
Jej oczy radowało rozmodlenie dzieci, wspaniałych dzieci Podlasia, które
mają szczęście, iż mogą się powoływać na wiernych Bogu i Polsce swoich
przodków. Tylko dlaczego jest ich tak mało?
To samo można powiedzieć w odniesieniu do naszej młodzieży, z którą
spotkanie na Kalwarii Podlaskiej na zawsze pozostanie w Jej sercu. Młodzież
z wielkim przejęciem podejmowała maryjny feretron, a pozdrawiając Matkę,
dzieliła się wszystkimi swymi osiągnięciami i młodzieńczymi pytaniami.
106
„Wielbi dusza moja Pana...” (Łk 1, 46)
Maryję radowało także każde spotkanie z małżonkami i z rodzinami. Jakże
to bliska dla Niej rzeczywistość. Ona nią żyła w Nazarecie, w podróżach i na
wygnaniu. Nie obce są Jej nasze wyjazdy za granicę i dlatego chętnie dzieli się
z mieszkańcami Podlasia pracującymi w różnych krajach Europy i Ameryki
swoją postawą godną niewiasty, małżonki i matki, zawsze wiernej geniuszowi
kobiety. Maryja czuje się na naszej ziemi bliska wszystkim chorym, samotnym
i starszym. Od początku swojej misji doświadczała boleści, a w cierpieniu pod
krzyżem usłyszała z ust konającego Syna jakże upragnione słowa: „Niewiasto,
oto syn twój” (J 19, 27). Ten, który dokonywał odkupienia całego świata, aby
obdarzyć nas przybranym synostwem, zatroszczył się jeszcze o to, aby nie
brakowało nam wszystkim Matki.
Maryja nie może zapomnieć o bezrobotnych, więzionych, którzy także
się z Nią spotkali, zagubionych, słabych w wierze i nieufnych względem Boga.
Wyraziła to już w „Magnificat”, dziękując za to, że „wielkie rzeczy uczynił [...]
Wszechmocny. [...] A Jego miłosierdzie z pokolenia na pokolenie”. On bowiem
„Głodnych nasycił dobrami, [...] Ujął się za swoim sługą, [...] pomny na swe miłosierdzie” (por. Łk 1, 46–55).
2. Czas wspólnego pielgrzymowania
Matka Najświętsza wędrowała tymi samymi drogami, z których i my
korzystamy. Tym razem rozjaśniały je światła lampek. Patrzyła na te same
domy, gospodarstwa, różne instytucje i przedsiębiorstwa, szkoły i szpitale.
Serdecznym wzrokiem obejmowała cmentarze, lasy i pola. Nie mogła nie
dostrzec dekoracji, które mówiły o naszej miłości do Jej Osoby. I chociaż
nie zawsze nas stać na wielkie rzeczy, to wszyscy pragnęliśmy ofiarować coś
na miarę naszych możliwości, aby dać świadectwo, jak bardzo potrzebna jest
nam Matka, jak mocno tę Matkę kochamy!
A Ona wdzięczna jest wszystkim kapłanom i osobom konsekrowanym
za szczere włączenie się w dzieło przygotowania dusz i serc w poszczególnych parafiach, za ciepłe i serdeczne przyjęcie. Z pewnością nie zapomni
o rekolekcjach poprzedzających odwiedziny, o głoszonym Słowie Bożym,
o sakramencie pojednania i wielkiej rzeszy przystępujących do Stołu Pańskiego.
To dzięki temu dobrze się czuła Maryja w kościołach, gdzie każde podium
miało swój szczególny wdzięk, a wszystkie z pewnością były Jej drogie, jak
korona dębu w Cova da Iria.
Przemierzając nasze wioski i miasta, ze zdziwieniem postrzegała swoje obrazy w oknach i w mieszkaniach. Ze zrozumieniem i wdzięcznością
107
Przez Maryję do Jezusa
dyskretnie czyniła ukłon przed biało-czerwoną flagą, która przypomina
Jej tysiące córek i synów tego Narodu, wiernego bez reszty. To przecież Jej
hymn „Bogurodzica” od wieków idzie razem z biało-czerwonym sztandarem
i Polakami przez dzieje naszego narodu. Ona rozumie, że na polskiej ziemi
nie może zabraknąć papieskiego sztandaru i to nie tylko ze względu na Sługę
Bożego Jana Pawła II, ale też na odwieczne przymierze Narodu i Kościoła,
potwierdzone krwią, przelewaną zwłaszcza na naszym Podlasiu. Biel zaś
i błękit przyjmowała jako przejaw naszej delikatności i pragnienia, aby wśród
nas czuła się jak u siebie, jak w domu; zawsze i wszędzie!
Żegnając w ten wieczór Ciebie, Pani nasza, chcę Cię przeprosić za liczne
niedogodności, a także i za to, że nie dawaliśmy Ci spokoju. Byliśmy przez
cały czas przy Tobie w świątyniach i na drogach.
Jakże inaczej wyglądało Twoje wędrowanie po Podlasiu od tego, którego
doświadczyłaś, udając się w odwiedziny do św. Elżbiety. Tam byłaś sama.
Tutaj drogę zabezpieczała Ci policja i wszędzie byli obecni druhowie i druhny
strażacy. Ich wierność Tobie jest godna podziwu i szacunku zarazem. Często
trwali przy Tobie druhny i druhowie harcerze. Przemierzałaś nasze drogi
autem, w pięknych powozach, narwiańskim traktorem, a nawet płynęłaś
statkiem po Bugu.
Przy każdym przejeździe z parafii do parafii towarzyszyło Ci setki diecezjan. Nie zabrakło motocyklistów, dumnych, że mogli być tak blisko Tej,
która najszybciej pokonuje odległość od Serca swego do serca ludzkiego. Było
i tak, że młodzież sztafetą odprowadzała Matkę Pięknej Miłości. A kolumny
samochodów świadczyły, jak trudno Podlasiakom rozstać się z Tobą.
Podlaskie kwiaty ścieliły wejścia do kościołów, a cała zieleń nadzieją
pozdrawiała Matkę życia. Tych kwiatów nie zabrakło nawet na wodach Bugu,
gdzie rzucały je podlaskie dłonie. Także słońce w czasie Twej obecności
częściej niż zazwyczaj z otwartą przyłbicą podążało swoim szlakiem, starając
się być blisko Fatimskiego Znaku.
Dzisiaj już wiemy, że puste staną się nasze drogi po Twoim odejściu.
Nie możemy jednak być skąpi. Mieszkańcy Ukrainy, w tym liczni nasi rodacy,
czekają na Ciebie aż w Odessie, gdzie będą pracowali w blasku Twego światła Księża Pallotyni. Oni to właśnie troszczyli się o bezpieczeństwo Twoich
przemarszów po naszej Diecezji. Im dziękujemy serdecznie, a Ciebie prosimy,
abyś błogosławiła ich pracy daleko stąd i pozdrowiła wszystkich, których
spotkasz nad Morzem Czarnym. I powiedz im, że są nam drodzy jak siostry
i bracia, którzy mają tę samą Matkę.
108
„Wielbi dusza moja Pana...” (Łk 1, 46)
3. Z Maryją wszyscy stają się bliscy
Twoja obecność wśród nas zintegrowała wszystkich. To było widać
w czasie spotkań. Brali w nich udział także członkowie innych religii i wyznań, a zwłaszcza prawosławni ze swymi kapłanami. Wdzięczni jesteśmy
każdemu z duchownych i świeckich Cerkwi prawosławnej, którzy potwierdzili
swoją obecnością głębokie przekonanie, które wyraził Jan Paweł II, będąc
w Drohiczynie, że jedność jest możliwa i że prawdziwa jedność ma swoje
źródło w Sercu Matki!
Nie można też pominąć innego faktu. Oto w czasach politycznych napięć,
niestety, przykrej agresji, zwłaszcza związanej z przedwyborczą kampanią, Twoja
obecność wśród nas wprowadzała spokój i ducha życzliwości. To dzięki Tobie
wyraźniej postrzegaliśmy wielkość i wagę każdego ludzkiego życia, znaczenie
prawdy, potrzebę sprawiedliwości i solidarności, sens dobra wspólnego i szacunku dla uczciwego prawa, a zwłaszcza więź pomiędzy miłością i wolnością.
Najpierw dała się zauważyć duchowa integracja. Nie zabrakło bowiem
przy Tobie przedstawicieli rządu i parlamentu Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, władz wojewódzkich, Sejmiku Podlaskiego i innych instytucji; starostów,
burmistrzów, wójtów i rad wszystkich szczebli; komendantów i dowódców
służb mundurowych: policji państwowej i ochotniczej straży pożarnej, straży
granicznej, służb nadleśniczych i leśnych.
Do Stolicy Mądrości podążała nasza inteligencja, poszukująca najlepszych
form współdziałania prawdy i wolności. Przy Tobie znaleźli się nauczyciele
i pracownicy oświaty. Należy podkreślić ten fakt, aby zadać kłam tym, którzy
wychowanie nowych pokoleń chcieliby traktować jako polityczny materiał
przetargowy. Nie mogło zabraknąć przy Pocieszycielce strapionych i Uzdrowieniu chorych lekarzy, pielęgniarek, salowych i ratowników medycznych, którym racz błogosławić, gdyż wiernie trwają przy chorych. To w ich intencjach
będziemy się modlić w dzień Świętego Łukasza, patrona białej służby.
Najdłużej i najczęściej blisko Ciebie przebywali podlascy rolnicy, od
wieków zjednoczeni z Tobą śpiewem Godzinek i szeptem Różańca, litanijną melodią i ukochaniem ziemi, lżejszej niźli tamta w Nazarecie, ale równie
życiodajnej.
Do Służebnicy Pańskiej chętnie zbliżali się robotnicy z nielicznych naszych
zakładów pracy, modląc się o nowe inwestycje i lepsze warunki życia. Pełni
wdzięczności przybywali na spotkania rzemieślnicy i przedsiębiorcy.
Otaczały Cię, Matko, często liczne i piękne poczty sztandarowe, na wielu
z nich widać Twoje oblicza z Częstochowy, Ostrej Bramy, Fatimy, Ostrożan
109
Przez Maryję do Jezusa
i Miedznej. Wszystkie one znajdowały się w dłoniach dzieci i młodzieży, harcerzy, strażaków, związkowców, działaczy katolickich, społecznych i kulturowych.
Wszędzie czuło się powiew Ducha Świętego jak w Nazarecie i Wieczerniku;
jednym i drugim na ten czas stała się ziemia podlaska. Nasze podziękowanie
nie może ominąć tego, co się działo w świątyniach, tych godzin spędzonych
na modlitwie i adoracji, na uczestnictwie w Eucharystii. Dziękujemy Ci za
dar pojednania i za liczne Komunie Święte.
Z pewnością radowały się Twoje oczy gorliwością kapłanów i całej
służby liturgicznej, bogactwem pieśni wykonywanych przez chóry, schole,
orkiestry, trębaczy i wszystkich uczestników świętych zgromadzeń. Wiele
pobożności okazywali nasi ministranci, lektorzy. Straż przy Tobie trzymała
młodzież, harcerze, strażacy i leśnicy. Na czuwaniach nie brakowało Akcji
Katolickiej, Katolickich Stowarzyszeń Młodzieży, rodzin, lekarzy i pielęgniarek, Rodzin Nazaretańskich i Apostolatu Twego Imienia, a zwłaszcza
kółek i rodziny różańcowej. Byli też obecni członkowie neokatechumenatu, odnowy w Duchu Świętym, Ruchu Światło-Życie. Nie mogło też
zabraknąć przy Tobie członków „Caritas”, grup modlitewnych Ojca Pio,
tercjarzy i wielu innych bractw, ruchów i stowarzyszeń. Z pewnością po
matczynemu przyjmowałaś modlitwy wielu anonimowych katolików oraz
członków innych religii i wyznań, a także tych, którzy niekiedy uważają
siebie za niewierzących.
Ty przecież jesteś Tą, „Która perły masz od królów, złoto od rycerzy,
w którą wierzy nawet taki, który w nic nie wierzy” (J. Lechoń, Matka Boska
Częstochowska).
Podlasiacy dziękują Ci za obecność podczas święta Podlasia, w dniu
10 czerwca, kiedy wspominaliśmy kolejną rocznicę pobytu Sługi Bożego Jana
Pawła II wśród nas. Dziękowaliśmy wtedy Panu Bogu za dar Jego Osoby
i posługi, za to wszystko, co uczynił dla umocnienia naszej tożsamości religijnej i narodowej, także w wymiarze naszej małej Ojczyzny. Wtedy modliliśmy
się i teraz prosimy Cię o wstawiennictwo, aby jak najszybciej Papież z Rodu
Polaków został wyniesiony na ołtarze.
Cieszyliśmy się, i to bardzo, Twoją obecnością na tegorocznych dożynkach, zawierzając Ci nasze prace i trudy, prosząc o błogosławieństwo dla
kolejnych siewów. Nie zabrakło Cię w szkołach, aby dać wyraz zatroskaniu
o wychowanie i wykształcenie dzieci i młodzieży. Umocniłaś to przekonanie, przebywając z naszą młodzieżą w dniu Podwyższenia Drzewa Krzyża
Świętego na Wzgórzu Kalwaryjskim w Serpelicach.
110
„Wielbi dusza moja Pana...” (Łk 1, 46)
Chorzy również mogli Cię pozdrowić, tak w kościołach, jak i w szpitalu.
Wybrałaś jeden, ale z miłością i pocieszeniem jesteś przy każdym łóżku.
I wreszcie dziękują Ci osoby życia konsekrowanego, gdyż we wspólnocie Sióstr Benedyktynek i w innych domach wyraziłaś swoje zrozumienie
i wsparcie dla wszystkich, którzy nie lękają się wyruszać w życiową podróż,
wstępując w Twoje ślady.
Całym sercem błogosławiłaś naszemu Wyższemu Seminarium Duchownemu. Nikt tak tego nie rozumie jak my, kapłani, jak bardzo jest potrzebna
Twoja pomoc, abyśmy nie rozmieniali na drobne naszej pierwszej gorliwości
kapłańskiej i całej późniejszej służby duszpasterskiej. Nadal Cię prosimy
o dobre powołania kapłańskie i zakonne. Żniwo bowiem jest wielkie. Wiemy o tym, gdyż w Twojej pielgrzymce po naszej Diecezji na różny sposób
uczestniczyli nasi kapłani z Watykanu, Włoch, Turcji, Rosji, Białorusi, Francji,
Kanady, Stanów Zjednoczonych, Kamerunu, Brazylii, w Ordynariacie Wojska
Polskiego, przebywający w Archidiecezji Warszawskiej, Łódzkiej; kapłani
studiujący na KUL-u, UKSW, w Rzymie, Wenecji i Jerozolimie, i wszyscy
kapłani emeryci.
4. Z Tobą także mediom po drodze
Nie możemy też zapomnieć o tym, że w tych przeżyciach mogli brać
udział nasi rodacy z całej Polski i rozproszeni po świecie, a to dzięki pośrednictwu, jakie nam ofiarowały Radio Maryja i Telewizja Trwam. W całości
bowiem transmitowano początek peregrynacji, obchody Dnia Podlasia,
Dożynki, Dzień Młodzieży, a dzisiaj na żywo jest przekazywane na świat
to pożegnanie. Wdzięczność wyrażamy Ojcu Tadeuszowi, Dyrektorowi,
za obecność w wielu miejscach Twego pobytu, za słowo skierowane do
młodzieży, za dzisiejszą wspólną modlitwę i za to, że tak bardzo ukochał
Podlasie. Dziękujemy wszystkim współpracownikom, także dzisiaj trudzącym
się przy transmisji. Nie chcemy pominąć „Naszego Dziennika”, który chętnie
zamieszczał relacje z tych odwiedzin.
To samo pragnę wyrazić w stosunku do Katolickiego Radia Podlasie, do
tygodnika „Niedziela”. Podziękowanie składam Radiu i Telewizji Białystok za
dyskretną obecność; prasie lokalnej, spośród której chyba najwięcej informacji
podawały „Wieści Węgrowskie”. Wszystkim pracownikom tychże mediów raz
jeszcze serdecznie dziękuję, a ich pracę polecam opiece Pani Fatimskiej.
Niech każdy ze środków społecznego przekazu stara się głosić Dobrą Nowinę i szczerze zachęcać do współpracy w solidarności i miłości. Pielgrzymka
111
Przez Maryję do Jezusa
Matki Najświętszej po naszej Diecezji jest tego wymownym przejawem. Nie
ma chyba takiego człowieka, który by nie miał czegoś dobrego do przekazania
innym ludziom. I nie ma takiego wśród nas, który byłby niezdolny do przyjęcia
dobra. A takiej wymiany darów szczególnie nam potrzeba.
5. Twoje odwiedziny otwierały oczy i serca
Ukochana nasza Matko, wszystkich nas łączy dzisiaj wspólne pragnienie,
aby Twoje Niepokalane Serce zatriumfowało, jak to przypominali Słudzy
Boży, Prymasi Polski, kardynałowie – August Hlond i Stefan Wyszyński. Jak
mocno wierzył w to także Sługa Boży Jan Paweł II. Jak w tym nas umacnia
Benedykt XVI, przekazując nam specjalne błogosławieństwo na czas Twoich
odwiedzin.
Chcemy jeszcze podzielić się z Tobą czymś niesłychanie ważnym. Jesteśmy w Bielsku Podlaskim, mieście o bogatej przeszłości. Ale jest to też
miasto, które można nazwać małym Katyniem. Modlimy się bowiem obok
bazyliki, gdzie Bogu i ludziom służył bł. Antoni Beszta-Borowski. Mieszkał
w pobliskiej plebanii. To on wespół z dwoma innymi kapłanami i z 47 osobami świeckimi rankiem 15 lipca 1943 r. został zabrany przez niemieckie
gestapo z domu. Po dwóch godzinach wywieziono ich wszystkich do Lasu
Pilickiego i tam rozstrzelano. Wśród nich były małe dzieci.
Bolesne jest to, że ich nazwiska i adresy dostarczyła oprawcom jakaś
ręka; dłoń, która każdego dnia sięgała po podlaski chleb. Wspominamy ten
moment nie ze względu na przeszłość, ale z tej racji, że nasi współobywatele
zbyt swobodnie zwracają się do obcych przeciwko swoim rodakom czy przeciw państwu. Są i tacy, którzy chcą popychać Polskę w taką lub inną stronę,
jakby nie było dosyć granicznych zmian. Niestety, widać, że łatwo zapomina
się o bolesnych doświadczeniach z wieku XVIII i lat późniejszych. A w ten
sposób może nieraz nieświadomie, ale staje się w poprzek pragnieniu, które
wyraża pieśń, „żeby Polska była Polską”; Polską kochającą wszystkich sąsiadów, chętną do współpracy, bez kompleksów podejmującą różne inicjatywy.
Byłoby natomiast czymś przykrym, gdyby miały się spełnić słowa Juliusza
Słowackiego, że Polska staje się „pawiem i papugą narodów”. Przed taką perspektywą niech broni nas umacnianie i rozwijanie własnej tożsamości.
Twoje pielgrzymowanie wśród nas, Maryjo, pokazało, że można być bliskim wszystkim narodom i dla każdego kimś najbliższym. Takie jest przecież
Twoje królowanie. Chcemy uczyć się od Ciebie takiej postawy i podobnie jak
Ty całym sercem ufać Bogu, zgodnie z tym, co mówi Psalmista:
112
„Wielbi dusza moja Pana...” (Łk 1, 46)
„Zdaj się na Pana w swej drodze,
Jemu zaufaj, a On reszty dokona.
I uczyni, że sprawiedliwością
zajaśniejesz jak światłem,
a prawo Twe będzie jak jasność południa”
(Ps 57[56], 5–6).
Tobie więc zawierzamy przyszłość naszej Ojczyzny. Ciebie prosimy
o wstawiennictwo u Jezusa Miłosiernego. Natchnij nas swoją wiarą i siłą
ducha, abyśmy coraz bardziej odpowiedzialnie, ale też i bezinteresownie
potrafili uczestniczyć w życiu publicznym. Niech nie będzie wśród nas nikogo, kto by nie wypełnił swoich obywatelskich obowiązków. Zbliżające się
wybory do parlamentu staną się dobrym sprawdzianem szczerości naszych
postanowień. Jedno nie powinno podlegać dyskusji, a mianowicie: modlitwa
w intencji Polski i udział w wyborach.
6. Orędzie Fatimskie pozostaje
Żegnając się z Tobą, Maryjo, sercem i duchem przenosimy się do Fatimy.
Właśnie dzisiaj przypominamy sobie, co się tam działo, przed dziewięćdziesięciu laty. Podobno byłaś smutna. Od nas odchodź pogodna. Chcemy, zgodnie
z Twoim życzeniem, wtedy wyrażonym, zbudować Ci kaplicę, tutaj, na terenie
parafii Matki Bożej z Góry Karmel. Przekazujemy na ten cel dzisiejsze ofiary,
aby razem z naszą miłością ku Tobie stały się zaczątkiem tego zbożnego dzieła.
Niech będą one wyrazem naszej wdzięczności i pamięci. Z radością powrócimy
do Różańca, odmawianego prywatnie i publicznie, a zwłaszcza w rodzinach,
gdyż jego treści, cała jego duchowość zawiera w sobie wiele z tego, co jest potrzebne dla odnowy i ubogacenia współczesnej cywilizacji, naszych obyczajów.
Umocnieni Twoją obecnością będziemy zabiegać o wewnętrzną przemianę,
o pełne nawrócenie. Jest to niezbędne, aby małżeństwo i rodzina na nowo stały
się siedliskami miłości i kołyskami życia. Jest to pilnie potrzebne, aby nasze życie
publiczne wyrwało się spod wpływów zafałszowanych pozorów przyzwoitości
i żebyśmy mogli czuć się prawdziwie wolni, wolnością czystych sumień.
W dniu 13 października przed dziewięćdziesięciu laty nad portugalską ziemią dał się zauważyć „cud słońca”. My postrzegamy go od 12 maja. To w świetle
jego blasku czujemy obecność Twojego Syna, św. Józefa i Twoje trwanie wśród
nas i z nami. Dzięki temu częściej daje się zauważyć i odczuć zwycięstwo Twego
Niepokalanego Serca. Pragniemy o tym pamiętać i tę pamięć utrwalać przez
podjęcie Twojej propozycji uczczenia pierwszych sobót miesiąca.
113
Przez Maryję do Jezusa
Czas Twego odejścia jest bliski. Jeszcze nie wiemy, kiedy dotrzesz na
miejsce swego stałego pobytu, ale wiemy, że będzie nim Odessa na Ukrainie.
Pozostaniesz tam, aby umacniać w wierze i miłości mieszkańców tamtych
ziem, jakże nam bliskich, użyźnionych również polską krwią. Weź w swą opiekę wszystkich tam mieszkających, aby mogli zaznać radości życia w pokoju,
ciesząc się owocami pracy swych rąk.
Podczas niedawnej niewoli jeden z poetów ukraińskich napisał poświęcony Tobie epos. Opowiada o tym, jak przybyłaś na tamte ziemie w poszukiwaniu Jezusa. Pytałaś ludzi, czy Go gdzieś nie widzieli. Jedni z lęku, bo
o rzeczach religijnych nie można było mówić, odpowiadali przecząco. Inni
może już nie słyszeli, bo nikt nie uczył o Jezusie, powtarzali więc to samo.
Może też i byli tacy, co z delikatności nie chcieli mówić Matce o śmierci
Syna. Ale znalazł się starszy człowiek, który przyciszonym głosem wyznał
Ci, że Syn Twój został zabity. Miał na myśli chyba nie tylko to, co się stało
na Kalwarii. Przecież Kalwaria wtedy wciąż była obecna. Wciąż starano się
zabijać Boga. I wtedy Ty, pełna bólu, jakby uniosłaś się w górę i ponad łanami zbóż odeszłaś w dal. Wiedziałaś dobrze, że tam, gdzie nie ma miejsca
dla Syna, tam też nie ma miejsca i dla Matki.
My jednak i obecni tutaj Pallotyni chcemy zapewnić, że teraz jest inaczej.
Nadal wielu nic nie wie o Twoim Synu, wielu się lęka do Niego wrócić, ale
coraz więcej jest tych, którzy Go szukają. Oni czekają na Ciebie. Podążaj
tam jak do Ain Karim, pielgrzymuj tak, jak przemierzałaś nasze Podlasie.
Na Ukrainie był przecież Jan Paweł II. I nikt z nas nie ma wątpliwości, że
droga, którą on kroczył, jest także Twoją drogą. Wędrując zaś ponad łanami
ukraińskich zbóż, pamiętaj zawsze o polskim niebie i o nas wszystkich zgromadzonych tutaj w Bielsku Podlaskim, o naszej Diecezji, Podlasiu i Polsce.
Możemy czasami być słabi, ale nigdy nie zapomnimy tych słów, które wyszły
z ust Twego Syna, wypowiedzianych na Golgocie, z krzyża: „Oto Matka
twoja”. One są źródłem naszej mocy i trwania z Tobą i przy Tobie.
Pozostań naszą Matką na zawsze, jako Ta,
„[...] której obraz widać w każdej polskiej chacie
i w kościele, i w sklepiku, i w pysznej komnacie,
W ręku tego, co umiera, nad kołyską dzieci
I przed którą dniem i nocą wciąż się Światło świeci”
(Jan Lechoń, Matka Boska Częstochowska).
Amen!
114
Uroczystości Niepokalanego Poczęcia NMP
Poznań, dn. 8 grudnia 2007 r.
„Adamie, gdzie jesteś?” (por. Rdz 3, 9)
1. Gdzie był Adam?
Dzisiejsze pierwsze czytanie, zaczerpnięte z Księgi Rodzaju, przypomina początki pobytu człowieka na ziemi, jego pierwsze próby, a zwłaszcza
tę najważniejszą, gdyż odnoszącą się do jego i naszej dojrzałości moralnej,
która by pozwalała już na zawsze przebywać w raju, w przestrzeni pełnej
szczęśliwości.
Okazało się jednak, że tak się nie stało. Naszym prarodzicom zabrakło
moralnej dojrzałości. I na pytanie Pana Boga, skierowane do Adama: „Gdzie
jesteś?”, Adam odpowiedział wymijająco, tłumacząc swój strach przed Stwórcą
tym, że był nagi. Myślał, że przed Bogiem można się ukryć. Ale Pan Bóg z tej
Adamowej pokrętnej odpowiedzi wyciąga ciekawy wniosek, wie, że doszło
do złamania pierwszej normy, jaką człowiek otrzymał. Adam bowiem zjadł
owoc z drzewa, czego robić nie powinien, a więc zlekceważył normę, która
miała stać na straży integralności jego człowieczeństwa, także, a może przede
wszystkim w sferze moralnej, duchowej. Ta norma miała też bronić i strzec
podobieństwa do Boga, do utrwalenia obrazu Bożego w człowieku.
Niestety, człowiek nie zdał egzaminu. Pan Bóg zaś, darząc nas wolną wolą,
przewidział i taki scenariusz. I dlatego kolejny raz, wypowiadając surowe słowa
względem złego ducha, pociesza Adama i Ewę, gdyż zapowiada przyjście na
świat Niepokalanej, Niewiasty, której potomstwo „zmiażdży (...) głowę” węża.
W tej zapowiedzi zawiera się nadzieja, że człowiek nie będzie skazany na małość,
ale będzie mógł powrócić do pierwotnej wielkości, do pełnej godności.
O tym pisze św. Paweł Apostoł do Efezjan, gdyż Pan Bóg „wybrał nas
przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem”.
115
Przez Maryję do Jezusa
Sytuacja nieco pogmatwała się przez grzech pierworodny, ale zapowiedź
Pana Boga o niewieście i jej potomstwie, czyli o Jezusie Chrystusie, otwiera
przed nami nadzieję, gdyż Stwórca „Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako
przybranych synów przez Jezusa Chrystusa...”. A skoro tak jest, to nie musimy
się lękać głosu Pana, nie musimy się ukrywać przed Bożym pytaniem, które
często kieruje do każdej i każdego z nas: „Gdzie jesteś?”.
Jesteśmy w świętym Kościele, jesteśmy z Jezusem Chrystusem, jesteśmy
z Jego Matką Niepokalaną.
2. Gdzie jest dzisiejszy człowiek?
To nasze wyznanie jest bardzo ważne, chociaż nie możemy zapominać,
że nie wszyscy ludzie pamiętają o Jezusie Chrystusie i Jego Matce. I w naszych
czasach ma sens pytanie postawione Adamowi w raju, pytanie o człowieka,
„Gdzie jesteś?”. Gdzie jest człowiek? Gdzie jest matka lub ojciec? Gdzie jest
syn albo córka? Gdzie są biedni, gdzie są bogaci? Gdzie są ludzie prości
i naukowcy? Gdzie są ludzie władzy, pieniądza i mediów?
Pytanie o człowieka jest wyjątkowo ważne, zwłaszcza kiedy uświadomimy
sobie, że Obraz Boży bardzo przyblakł, a podobieństwo jest niekiedy mało
widoczne. Jest przecież wiele osób, które kryją się przed Bogiem. I jakkolwiek
wiedzą, że są „nadzy”, że brakuje im czegoś istotnego, co świadczy o pełni
ludzkiej osobowości, to jednak stwarzają pozory, aby nie spotkać się z Bogiem, aby nie podjąć Jego pytania.
To pytanie o człowieka nabiera swojej mocy wtedy, gdy ludzie oddalają
się od Stwórcy. Najbardziej stało się to widoczne pod koniec XVIII wieku
i chyba wciąż jest aktualne.
3. Niepokalane Poczęcie
Pan Bóg jednak nie kazał długo czekać. Dwadzieścia wieków temu
posłał swego Archanioła, aby przekazał Maryi, dzieweczce mieszkającej
w Nazarecie, szczególne zaproszenie, zasadzając w Jej sercu jakby nowe
drzewo dobra i zła, aby zechciała włączyć się w dzieło odkupienia człowieka. I wtedy Maryja, jako pierwsza z ludzi, usłyszała to przedziwne
pozdrowienie: „Bądź pozdrowiona, pełna łaski. Pan z Tobą...”. Jakie to ważne
wyznanie. Oto po tylu wiekach pojawia się na świecie ktoś, kto jest pełen
Łaski Bożej, a więc ktoś, kto nie niesie ze sobą skutków grzechu pierworodnego. I tak dowiadujemy się, że przyszła na świat „Niewiasta”, o której
słyszeliśmy w raju.
116
„Adamie, gdzie jesteś?”
Maryja wypowiada swoje „fiat”, pełną zgodę na wolę Bożą. Mówi Panu
Bogu „tak”, bez jakichkolwiek warunków. Ona dobrze wie, że Bóg jest Miłością, więc nie ma czego się obawiać. W pełni można i wypada zaufać.
Przyjmuje z miłością Pana Jezusa, strzeże Go i pielęgnuje. Jest zawsze blisko.
Najbardziej widać to na Kalwarii. Obok Krzyża stała Matka. I z tym krzyżem
wrosła w Kościół Chrystusowy. To dzięki Niej od czasu Zmartwychwstania
człowiek nie musi się lękać Bożego pytania, a zapytany, gdzie jest, może zawsze
odpowiedzieć, jestem z Maryją na rozważaniu, śpiewając Godzinki, odmawiając
Różaniec. Jestem z Maryją w Betlejem i na wygnaniu, w Nazarecie i Jerozolimie,
przy Krzyżu i Zmartwychwstaniu, w Wieczerniku i w Kościele!
Wąż zdradliwy nie traci jednak czasu i na różne sposoby stara się oddalać
człowieka od Pana Boga, powołując się nawet na pseudoodkrycia naukowe,
na rzekomo rozumowe przesłanki, a przede wszystkim ze wszystkich sił
zabiega o osłabienie woli, o rozbudzenie zmysłów i pychy.
To daje się zauważyć i to daje o sobie znać w tym wszystkim, co się
złożyło na bunt i co wciąż widać w propagowaniu w mediach ateizmu czy
też relatywizmu. Okazuje się, że trzeba znowu sięgać do skarbca Kościoła
i na nowo ukazać ten dar, jakim jest wciąż powołanie Matki Najświętszej
i Jej Niepokalane Poczęcie.
4. Świadkowie Niepokalanej
Wyjątkowo szybko przekonał się o tym młody stosunkowo ks. Eugeniusz de Mazenod. Urodził się we Francji jakby w przeddzień rewolucji francuskiej. Jako dziecko, a potem młody człowiek doświadczył antyludzkiego
charakteru rewolucji. Przekonał się, do czego może doprowadzić kłamstwo,
używanie wzniosłych słów, a do czegopostępowanie nie mające z tymi
słowami nic wspólnego. Zresztą i my jesteśmy tego świadkami. To samo
dzieje się w naszych czasach. Postanawia więc docierać do poszczególnych
osób, do tych najbardziej zagrożonych złem. I jak zwykle to, co jest dobre,
jeśli jest przejrzyste i wiarygodne, szybko znajduje naśladowców. Ksiądz
Eugeniusz Mazenod, może nawet tego nie planując, staje się założycielem
nowej wspólnoty zakonnej. Zwraca się więc do Stolicy Apostolskiej o zgodę
i błogosławieństwo. Może spodziewał się, że jego zgromadzenie otrzyma
nazwę „Misjonarzy Prowansji”, ale stało się inaczej papież Leon XII zatwierdza
kolejną rodzinę zakonną pod nazwą: „Oblatów Maryi Niepokalanej”.
Kościół już wtedy dobrze wyczuwał sytuację, a papież wiedział, że ludziom tych czasów trzeba przypominać prawdę o człowieku, o człowieku
117
Przez Maryję do Jezusa
grzeszniku i o człowieku świętym. Człowiek musi odnaleźć i na nowo ukochać
piękno swego powołania. Człowiek potrzebuje spotkania z Niepokalaną przez
konkretnych świadków, aby móc dokonać wyboru dobra, a odrzucić zło.
Jest rok 1826. Zamieszanie moralne trwa. Diabeł nie zaniedbuje ani jednej okazji, aby uderzać w człowieka, aby niszczyć fundament jego wielkości,
jakim jest wiara w Boga; aby rujnować jego moralność, ośmieszać uczciwość,
odstręczać od świętości. W tych to czasach Matka Najświętsza jakby ponownie
nawiedza ziemię, aby nam ukazać Chrystusa, aby ułatwić spotkanie z Nim.
Przychodzi w Lourdes jako Niepokalane Poczęcie, potwierdzając w ten
sposób decyzję bł. Piusa IX, papieża, który zaledwie cztery lata wcześniej
ogłosił dogmat o Niepokalanym Poczęciu. Matka Boża dzięki objawieniom
w Lourdes dodaje skrzydeł nowemu zgromadzeniu, które jeszcze za życia Założyciela, obecnie już świętego Eugeniusza de Mazenod, przez wiele lat biskupa
Marsylii, dotarło do kilkunastu krajów, aby dzisiaj spieszyć z pomocą ludziom
w odnajdywaniu siebie samych i własnej godności w około 70 państwach.
5. O ratunek człowieka przed nim samym
Jest to zadanie niesłychanie istotne. Współczesne prądy ateistyczne,
działające najczęściej z ukrycia, posługujące się terminologią nawet biblijną,
zmierzają do jednego: aby podważyć poczucie sensu bycia człowiekiem.
Przez całe wieki zło usiłowało uderzać w człowieka poprzez konflikty
i wojny, posługując się niegodziwą administracją i przemocą. W ostatnich
czasach zmierza ku temu, aby człowiek znienawidził samego siebie. Stąd się
biorą problemy z rodziną i małżeństwem. Dlatego jest taka silna propaganda
aborcji i wszelkiej nienaturalności. Jest coś wstrząsającego w tym wysiłku
zmierzającym do takiej formacji człowieka, aby był nie tylko niechętny innym, ale też samemu sobie.
Mniej się nawet mówi przeciw Panu Bogu, ale za to używa się nowoczesnych środków, aby skłonić człowieka do wyparcia się samego siebie. Niestety,
trzeba też zauważyć, że temu celowi służą liczne media. Oczywiście, wszystko
zaczyna się od ataku na Kościół, gdy się usiłuje przekonać słuchaczy albo
czytelników, że nawet we Wspólnocie Chrystusowej nie ma miejsca dla ludzi
dobrych. A ponieważ nie możemy przejść obojętnie obok św. Eugeniusza Mazenod, św Maksymiliana Marii Kolbego, św. Ojca Pio, Jana Pawła II, media robią
wszystko, aby ich izolować, żeby nie przenikali do współczesnej kultury.
Dotyczy to zwłaszcza młodzieży, przed którą roztacza się miraże źle
pojmowanej wolności, nic nie mówiąc o straszliwych zagrożeniach i tylko
118
„Adamie, gdzie jesteś?”
półsłowem wskazując na te tysiące młodych ludzi, którzy podążali za Papieżem, którzy starają się wymagać od siebie, choć inni od nich nie wymagają.
Umiejętne pomniejszanie albo ukazywanie z przymrużeniem oka tego dobra,
które daje o sobie znać, ma przyczyniać się do wytworzenia przekonania, że
człowiek jest skazany na zło, że człowiek musi być „nagi”.
6. Niepokalana zwycięża
Człowiek jednak ma przed sobą inną perspektywę, która tkwi korzeniami
w miłości Boga i w Jego stałej trosce o każdą i każdego z nas. Wyjątkowo
czytelnie jest ona widoczna w powołaniu Matki Najświętszej, w Jej Niepokalanym Poczęciu. To właśnie ten dar ma nam przypominać o naszej godności
i wielkości, o naszym powołaniu do szczęścia. A że czasy są takie, jakie są,
Maryja odwiedza nas dość często. Przychodzi, aby nam przypomnieć: Kto
nas stworzył, Kto odkupił i Kto nas uświęca. Nie używa zbyt wielu słów.
W pokorze jaśnieje swoją świętością, jaśnieje pięknem człowieczeństwa, do
którego wszyscy jesteśmy wezwani.
Taką ukazała się przy grocie Massabielskiej. Taką też była na spotkaniu
z dziećmi fatimskimi, może jeszcze bardziej jaśniejąca, bo ciemność była
wyjątkowa, Maryja zawsze niesie nadzieję, swoim życiem ukazując to, kim
człowiek być może. Sługa Boży Jan Paweł II, przemawiając 8 grudnia 1982
roku, w nawiązaniu do św. Maksymiliana Kolbego powiedział: „Z intuicją
świętego i subtelnością teologa przemyślał nadzwyczaj głęboko tajemnicę Niepokalanego Poczęcia Maryi w świetle Pisma Świętego, Magisterium i liturgii Kościoła,
wydobywając z niej wspaniałe nauki dla życia. Zjawił się w naszych czasach jako
prorok i apostoł nowej «ery maryjnej», w której w całym świecie ma zajaśnieć żywym
światłem Jezus Chrystus i Jego Ewangelia”.
Tu, we wspólnocie oblackiej, wspominamy św. Eugeniusza Mazenod,
proroka przełomu XVIII i XIX wieku. Papież zaś wskazuje nam na proroka
przełomu XIX i XX wieku. Czyż nie wynika z tego, że to właśnie my mamy
podjąć się tej misji profetycznej na przełomie XX i XXI wieku, aby Chrystus
mógł nadal prowadzić nas przez ziemię, aby wielkość i godność człowieka,
tak widoczne w Niepokalanej, przywracały wszystkim ludziom zaufanie do
prawdy, umiłowanie dobra, a zwłaszcza żeby człowiek nie lękał się przywracać
blasku obrazowi i podobiźnie, jakie otrzymał od Boga samego.
Amen.
119
Msza święta kończąca pielgrzymowanie z Archidiecezji
Szczecińsko-Kamieńskiej, z Diecezji Koszalińsko-Kołobrzeskiej,
Pelplińskiej, Rzeszowskiej, Toruńskiej i Drohiczyńskiej
Jasna Góra, dn. 13 sierpnia 2008 r.
W poszukiwaniu dróg Pańskich
Iz 2, 2–5: Ga 4, 4–7; J 2, 1–11
Ukochani Pątnicy!
1. Pielgrzymowanie prowadzi ku Panu
W dzisiejszym pierwszym czytaniu usłyszeliśmy słowa, które stanowią
swoistą syntezę tego wszystkiego, co przeżywaliście, wędrując przez Polskę
od Wolina, przez Szczecin, pozostawiając za sobą Wały Chrobrego; od Wybrzeża Kołobrzeskiego, przez Koszalin, Skrzatusz i Wałcz; od Bałtyku przez
Pelplin i Piaseczno; od Prymasowskiego Rywałdu przez Toruń i Działdowo;
od Rzeszowa przez Terliczkę i Sędziszów; i wreszcie od Bielska Podlaskiego,
Łochowa, Drohiczyna, Sokołowa oraz Węgrowa.
W Księdze Izajasza czytamy: „Stanie się na końcu czasów, że góra świątyni
Pana stanie mocno na wierzchu gór”. To „stanie się” od wieków ma swoje miejsce
na tej Górze, którą zupełnie słusznie nazywamy „Jasną”, ponieważ rozsiewa
swój blask na całą Polskę i na cały świat, niezależnie od tego, jaka jest pora
roku i co się dzieje na kontynentach, czy panuje pokój, czy słychać pomruki
wojny. Przybywamy na tę Górę, aby coś z tego światła zabrać ze sobą, aby
rozświecać nasze diecezje i parafie, nasze wioski i miasta, nasze rodziny
i każde ludzkie serce. Świat i człowiek potrzebują takiego światła. „Wszystkie narody do niej (do tej Góry) popłyną, mnogie ludy pójdą i rzekną: «Chodźcie,
120
W poszukiwaniu dróg Pańskich
wstąpmy na Górę Pana do świątyni Boga Jakuba. Niech nas nauczy dróg swoich,
byśmy kroczyli Jego ścieżkami»”.
Z różnych stron i różnych odległości podążaliśmy na tę Górę, która
jest Górą Pana, ponieważ na niej mieszka Matka Najświętsza, Uczennica
Pańska, aby przypomnieć sobie i chętnie powracać na drogi Pańskie w całym
naszym życiu. Na te drogi, które wyznacza nam sakrament Chrztu św., które
rozjaśnia Słowo Boże, a wędrujących nimi pokrzepiają sakramenty święte.
Odkrywanie tych dróg i ukazywanie ich znaczenia jest naszym obowiązkiem
i przywilejem; naszą nadzieją i radością.
Łatwiej nam przychodzi wypełnianie tego rodzaju misji, kiedy będziemy
pamiętali o słowach św. Pawła, że to właśnie po to: „Bóg zesłał swojego Syna...”,
Jezusa Chrystusa, który jest życiem i prawdą, ale także drogą.
2. Pielgrzymowanie razem z Chrystusem
To właśnie Pan Jezus, odchodząc z tego świata, polecił nam wszystkim
wędrowanie przez ziemię, a uczynił to w słowach skierowanych do apostołów: „Dana mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie
wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”, czyli
– idźcie i czyńcie moimi uczniami mieszkańców całego świata!
Rok duszpasterski, jaki przeżywamy, jest poświęcony naszej osobistej
refleksji nad tymi słowami, nad tą szczególną ufnością Syna Bożego w stosunku do nas, ludzi, gdyż to nam zawierza kontynuację własnej misji, a więc
ukazywanie Królestwa Bożego i kierowanie do niego. Przez Chrzest św.
staliśmy się uczniami Chrystusa. Każdy i każda z nas ma nieco inny start,
inne możliwości i perspektywy, ale ważne jest to, abyśmy pamiętali, że jako
uczennice i uczniowie Chrystusa nie poznaliśmy Jego samego, nie weszliśmy
do Królestwa Bożego, nie znaleźliśmy się na Górze Tabor po to, aby jedynie
samej czy samemu cieszyć się radością, że jesteśmy z Nim.
Wiarę należy przekazywać. Życie powinniśmy chronić. A drogę należy
wskazywać każdemu. A jak to mamy czynić? Odpowiedź znajdziemy, przypatrując się Chrystusowi. Czyż pielgrzymując przez Polskę, nie pomyśleliście
czasem, kiedy zbliżaliście się do jakiegoś zakrętu, że oto z drugiej strony wyjdzie
wam naprzeciw Mistrz z Nazaretu razem z apostołami, prowadząc braterski
dialog, pokazując świat i ucząc, jak się mają, czyli i my, jak się mamy po tym
świecie poruszać? Pięknie śpiewamy o tym w naszej pieśni młodzieżowej:
„On szedł w spiekocie dnia i szarym pyle dróg, A idąc uczył kochać i przebaczać. On
z celnikami jadł, On nie znał, kto to wróg, Pochylał się nad tymi, którzy płaczą”.
121
Przez Maryję do Jezusa
Czy w taki sposób pielgrzymowaliśmy? Chyba tak. I wam nie brakowało
spiekoty i pyłu dróg. Niekiedy dawał się we znaki deszcz. Ale to wszystko nie
miało większego znaczenia, ponieważ odkrywaliście kolejne etapy na drodze
rozwijającej się miłości. Chrystus bowiem uczył „kochać i przebaczać”. Tego
nie są w stanie zrobić ani olimpiady, ani tysiące różnych międzynarodowych
konferencji. On nie lękał się stać na straży godności Magdaleny i przyjąć
Nikodema, choćby Go później oskarżali, że zadaje się z dziwnymi ludźmi.
Ale to byli ludzie i taka jest prawda. A „prawdy trzeba pragnąć, trzeba szukać”.
Nie można nie pochylić się nad tymi, „którzy płaczą”. I to nie z racji na medialny szum, ale ze względu na krzyk miłości.
Wszystko to bowiem jest w zasięgu naszych serc i rąk. Wszystko to będziemy w stanie wypełnić, nieść, jeśli z nami będzie ON, Droga, Prawda i Życie,
Jezus Chrystus, jedyny tej miary Przyjaciel człowieka, wasz i mój Mistrz.
3. Nasze pielgrzymowanie prowadzi nas do Sydney
Ten sam, który jest tutaj, w sposób szczególny przebywał z waszymi
koleżankami i kolegami, z duchowieństwem i Ojcem Świętym na XXIII
Światowych Dniach Młodzieży w Sydney. Otóż tam przypomniano wypowiedź naszego Mistrza z jednej z Jego mów pożegnalnych, bardzo ważną,
gdyż jest ona jakby formułą pasowania apostołów na uczniów.
„Gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi
świadkami” (Dz 1, 8). Czyli będziecie uczniami z dyplomem. Ważne jest to
zwrócenie uwagi na przyszłość.
Ojciec Święty Benedykt XVI, mając na myśli powyższe słowa, odniósł je
do wszystkich młodych ludzi. Każda przecież dziewczyna i każdy chłopiec, ale
też i każda kobieta, i każdy mężczyzna przyjmują Ducha Świętego, najpierw
w sakramencie Chrztu św., a później już w pełni sakramentu Bierzmowania,
otrzymując „Jego moc”. Z tego to względu wypada, abyśmy zastanowili się nad
tym, jak często pamiętamy o tym, że mamy moc Ducha Świętego, że dzięki
Jego mocy możemy być prawdziwie uczennicami i uczniami Chrystusa.
Znajdujemy się w różnych sytuacjach, w różnych środowiskach. Żyjemy
w kraju, w którym pewne media usiłują ciągle deprecjonować wartości ewangeliczne, przez co pomniejszają człowieka, jego godność i jego nietykalność.
Czy w takich momentach, gdy słyszymy głosy wrogie Kościołowi, a nawet
Panu Bogu, pamiętamy, że mamy moc Ducha Świętego? Co więcej, że jest
z nami Mistrz, a przecież śpiewamy: „poniosę wszystko, jeśli będziesz ze mną
Ty”. On jest z nami. Ta pielgrzymka ten fakt potwierdza.
122
W poszukiwaniu dróg Pańskich
Nie lękajmy się tego świata. Umiejmy przyjąć to, co dobre, i bądźmy
odważni, gdy spotykamy się z przewrotnością. Sięgajmy wówczas do mocy
Ducha Świętego. Starajmy się jednak najpierw odkrywać to, co w naszej
Ojczyźnie znajdujemy uświęcone doświadczeniem, a nawet męczeństwem
wielu pokoleń. Sięgajmy do kultury, do sztuki, do literatury, do malarstwa
i muzyki. Na Jasnej Górze warto przypomnieć Henryka Sienkiewicza. To on
pozostawił przejmujący opis chrystianizacji starożytności. Oto do apostołów
Piotra i Pawła: „Zbliżała się słodka, cudna, rozpłakana (Afrodyta). Serce biło w niej
pod śnieżną piersią jak u ptaka... Więc przypadłszy im do nóg i wyciągnąwszy swe boskie
ramiona poczęła wołać z pokorą i bojaźnią: – Jam grzeszna, jam winna! ale, o Panie! jam
szczęście ludzkie! Zmiłuj się... Po czym lęk i łkanie odjęły jej głos. Lecz Piotr spojrzał
na nią litościwie i położył sędziwą dłoń na jej złotych włosach, a Paweł pochylił się ku
kępie polnych lilii, uszczknął jeden kielich i dotknąwszy jej nim – rzekł – Bądź odtąd
jako i ten kwiat – ale żyj, szczęście ludzkie! A wtem rozedniało. Różowa jutrzenka
wyjrzała zza przełęczy. Słowiki umilkły, a natomiast szczygły, makolągwy, zięby i piegże
jęły wydobywać spod zroszonych skrzydeł senne główki, strzepywać z piór rosę i powtarzać
cichymi głosami: «świt, świt!» Ziemia budziła się uśmiechnięta i radosna, bo nie odjęto
jej Pieśni i Szczęścia” (Baśnie i legendy, Na Olimpie, 1975, s. 143–144).
I tak jak postępowali apostołowie przed wiekami, tak my obecnie powinniśmy uczyć się i uczyć innych odróżniać dobro od zła, piękno od brzydoty,
szczęście od nieszczęścia, pieśń od bełkotu. Jakże szeroka przestrzeń otwiera
się przed nami. Więc nie lękajmy się świata!
Mamy moc Ducha Świętego!
4. Pielgrzymujemy ze św. Pawłem
Tej mocy Ducha Świętego nie zabrakło Zbigniewowi Herbertowi, który
odszedł od nas dziesięć lat temu. On też borykał się z wyborami. Jeszcze
przed rozstaniem z ziemią napisał:
„...Żyłem rozpięty
między przeszłością a chwilą obecną
ukrzyżowany wielokrotnie przez miejsce i czas
A jednak szczęśliwie ufający mocno
że ofiara nie pójdzie na marne...”
(Rovigo).
I dzięki temu do końca pozostał wyprostowany, pozostał sobą. A dziś
odnosi triumf. Gdzie są ci, którzy go deprecjonowali, nie dawali mu paszportu,
nie pozwalali na druk dzieł, pisali przeciw niemu wstrętne artykuły, podpisywali
123
Przez Maryję do Jezusa
się tytułami naukowymi i podpierali wysokimi stanowiskami państwowymi. To
były setki ludzi. A on był sam. I zwyciężył, gdyż miał moc Ducha Świętego.
O tym coraz częściej winniśmy pamiętać. Umieć poznawać świat, oceniać,
umieć wybierać i umieć wprowadzać w czyn. W Roku św. Pawła przypatrzmy
się Apostołowi Narodów, jak on to robił. A żył w znacznie trudniejszych
okolicznościach. On nie przyszedł na świat w rodzinie katolickiej. On na
każdym kroku nie spotykał się z pięknem kultury chrześcijańskiej. On nawet
nie mógł czytać Nowego Testamentu. Gdy natomiast się nawrócił, poznał
Pana Jezusa i poszedł za Nim jako uczeń, już nie miał żadnych wątpliwości.
Chrystus stał się dlań wszystkim.
W Liście do Rzymian napisze: „Nie wstydzę się bowiem Ewangelii, gdyż jest
ona mocą Bożą sprowadzającą zbawienie na każdego, kto wierzy” (1, 16). Obok
mocy Ducha Świętego św. Paweł korzystał z mocy Ewangelii. Jedna jest to
bowiem moc, moc Prawdy i Miłości. Warto jej się uczyć, warto ją poznawać.
Sięgajmy więc do Pisma Świętego, do katolickich czasopism, stacji radiowych
i telewizyjnych. I głośmy całemu światu, że mocą Ducha Świętego i Ewangelii
uznajemy w Jezusie Chrystusie naszego Pana i Zbawiciela. I chcemy tutaj,
w domu naszej Matki, przyrzec, że nie zapomnimy o tym, czego Ona nas
uczy: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”. To było w Kanie Galilejskiej
dwadzieścia wieków temu. Tak niech będzie dzisiaj i jutro.
I nie przejmujmy się tym, co mówią wrogowie Pana Jezusa, gdyż są to
zawsze także wrogowie człowieka. Już przed laty Paweł Hertz przestrzegał
nas, pisząc: „...do dziś trwające zniecierpliwienie: dlaczego nie jesteśmy tacy jak gdzie
indziej. Z tym, że to «gdzie indziej» wyobrażano sobie dość naiwnie. «Gdzie indziej»
wszyscy są cywilizowani i piękni, a my jesteśmy zacofani i szpetni. Zjawisko lokalności
istnieje wszędzie, we wszystkich krajach, tylko, że nasz turysta, nawet intelektualista, nie
jest zazwyczaj świadom, kim jest chłop bawarski czy mieszkaniec małego francuskiego
miasteczka. Różnica jest taka, że tam zawstydzenia warstwy «uduchowionej» wobec
własnej lokalności są albo dużo mniejsze, albo żadne. Nie ma poważnej gazety angielskiej
czy niemieckiej, która by zarzucała większości narodu, że jest zacofana, «nieeuropejska»,
taki problem nie istnieje w normalnej społeczności” (Życie, [15.05.2001], s. 14).
W normalnej więc społeczności nikt nie będzie za wszelką cenę zabiegał, aby większość upodobniała się do mniejszości, czy to będzie chodzić
o prawa, czy obyczaje, prądy kulturowe lub życie codzienne. Nasuwa się więc
pytanie, niesłychanie istotne, czy może być reprezentantem Ojczyzny ktoś,
kto chciałby ją przerabiać na własną modłę? Kto nie dostrzega i nie szanuje
godności ludzkiej? Wasza obecność na pielgrzymce jest nie tylko świadectwem
124
W poszukiwaniu dróg Pańskich
Waszej wiary, ale i odpowiedzią na wszelkie przejawy okazywanej pogardy
dla polskości i Polaków, dla Kościoła i wiary chrześcijańskiej.
Weźmy więc do serca to, co przekazuje nam św. Paweł: „Wy jesteście moim
listem..., który znają i czytają wszyscy ludzie... – Listem napisanym nie atramentem,
ale Duchem Boga Żywego, nie na kamiennych tablicach, ale na tablicach waszych
serc” (por. 2 Kor 3, 1–6).
A wtedy jeszcze bardziej staną się rzeczywistością słowa poety, często
przytaczane przez jednego z najwierniejszych pielgrzymów jasnogórskich,
Sługę Bożego Prymasa Tysiąclecia:
„Na tę ziemię ukochaną,
Na tę naszą, naszą ziemię,
Przyjdzie nowych ludzi plemię.
Takich jeszcze nie widziano”.
5. Pielgrzymkowe przesłanie
Ukochani Pątnicy! W tym roku wasze pielgrzymowanie zbiegło się z czasem trwania kolejnej olimpiady, która jest także swego rodzaju pielgrzymką
do przeszłości, do różnorodności ludzkiej i do możliwości ludzkiego ciała
i ducha. Ma ona przypominać wszystkim o jednym świecie i jednym marzeniu,
niosąc radość, nadzieję i dumę.
Kolejny raz możemy się przekonać, że tam, gdzie są szczere intencje,
gdzie jest świadomość wspólnoty rodzaju ludzkiego, tam jest miejsce na
dobro i prawdę. Tam jest miejsce na szacunek dla odrębności kulturowych
i etnicznych. Jakże beznadziejnie wyglądałby pochód sportowców, gdyby
pokazali się w identycznych strojach i posługiwali się takimi samymi gestami.
Nie byłoby wówczas miejsca na coś radosnego i pogodnego, ale czulibyśmy
się, jakby zaprowadzono nas do koszar.
Pielgrzymując przez Polskę, odkrywaliście również bogactwo ducha
i umysłu, różnorodność zwyczajów, ale i wspólne zasady, i dzięki temu czuliście, że jesteście w domu. W tym domu jest miejsce dla tych, którym rzekomo
słoma wystaje z butów, i dla tych w moherowych beretach i w siermiężnym
okryciu, ale też i dla tych o nienagannie skrojonych sukniach czy garniturach.
I jakże nie kochać takiego domu, takiej Polski!
Jakże nie podziwiać narodu, w którym kilkaset tysięcy ludzi udaje się do
Matki Bożej, aby modlić się o jakość środków masowego przekazu? Proszę
mi wskazać państwo, gdzie byłaby taka wrażliwość na rolę mediów? Jakież
to wyczucie kultury słowa i intuicja prawdy! Jaka to mądrość!
125
Przez Maryję do Jezusa
A wasze pielgrzymowanie, obecność tysięcy także młodych ludzi – czyż
nie jest tęsknotą za głębszym poznaniem samego siebie, za odkrywaniem urody
człowieka stworzonego na Boży obraz i podobieństwo, odkupionego przez
Jezusa Chrystusa? Bogu niech będą dzięki! Odkrywamy to wszystko i przypominamy nie po to, aby się wynosić nad innych, ale żeby kornie, kłaniając się
duchom przodków, dzielić się tym wszystkim z całym współczesnym światem.
Nie chcemy bowiem jedynie brać, chcemy dawać. I prosimy serdecznie polityków, nie przeszkadzajcie Polakom być Polakami, nie przeszkadzajcie Polakom
w dzieleniu się polskością z Europą i całym światem. Tylko wymiana darów,
wzajemna wymiana darów może być jednym z kamieni fundamentu jedności,
zwłaszcza jeśli zostaną one zespolone wiarą w Boga i zasklepione miłością.
Weźmy więc z tegorocznej pielgrzymki jako przesłanie godne uczennic
i uczniów Chrystusa apel i wyznanie Adama Mickiewicza. On wadził się z Panem Bogiem. Ale miał szczęście, że nigdy nie zapomniał o Matce Najświętszej,
o czym mówi w prologu do „Pana Tadeusza”. Czcił Pannę, która broni Jasnej
Częstochowy, u której jesteśmy. Pamiętał o światłach Ostrej Bramy i cieszył
się, że ta sama Maryja, ale w nowogródzkim wizerunku ochrania wierny lud.
Matka Boża broni Jasnej Góry i nas. Ona świeci w Ostrej Bramie wciąż
i chroni nas jak ongiś Nowogródek.
I dlatego w obliczu Matki Bożej Częstochowskiej łatwiej nam będzie
przyjąć mickiewiczowską wizję polskości i Polaka. Oto ona:
„Polak chociaż stąd między narodami słynny,
Że bardziej niźli życie kocha kraj rodzinny.
Gotów zawżdy rzucić go, puścić się w kraj świata
W nędzy i poniewierce przeżyć długie lata,
Walcząc z ludźmi i losem, póki mu śród burzy
Przyświeca ta nadzieja, że ojczyźnie służy”.
A jak pisze Baczyński, powstaniec warszawski, nie stać człowieka na
miłość, jeśli nie potrafi ukochać choćby czegoś jednego. Wszystko inne to
tylko pozory, pycha i chciwość. Przebywając z Matką Najświętszą, umocnijmy naszą miłość, miłość do rodziny, miłość do Polski, miłość do świata, do
każdego człowieka, a przede wszystkim miłość do Stwórcy, i pogłębiajmy
cześć dla Matki Najświętszej! Jesteśmy Jej uczennicami i uczniami. Ona nas
prowadzi do Jezusa. Bądźmy więc tymi uczennicami i uczniami na miarę
naszego Mistrza, Pana i Króla naszych serc.
Amen.
126
Święto Narodzenia NMP
Skrzyńsko-Kamienna, dn. 8 września 2008 r.
U Matki Pięknej Miłości
Drodzy Bracia w kapłaństwie,
Drodzy Parafianie!
1. Z perspektywy przeszłości
Wczoraj, w piękną wrześniową niedzielę, świętowaliście tutaj pod przewodnictwem swego Pasterza, przy licznym udziale pątników 10-lecie koronacji
cudownego Obraz Matki Bożej. Miałem szczęście być w dniu jego koronacji.
Pamiętam łagodną, wrześniową pogodę, wielu biskupów i kapłanów oraz
tysiące pielgrzymów. Najmocniej zapamiętałem jednak rozmodlone twarze, poczynając od dzieci, nie omijając młodzieży, a na osobach dorosłych
i starszych kończąc. Te rozmodlone twarze tworzyły jakby wieniec uwity
z różnorodnych kwiatów albo tysiące gwiazd, które otaczały Matkę Najświętszą ze wszystkich stron, oddając cześć Tej, która zawsze jest z nami. Wciąż
jest także tutaj, na tej mazowieckiej ziemi, unosząc nad pilickim pejzażem
swoją błogosławiącą dłoń.
Sanktuarium to znajduje się w Skrzyńsku, ale tutejszą Panią czcimy jako
Matkę Bożą Staroskrzyńską. Jest tu bowiem od bardzo dawna, od dwunastego
wieku. Wtedy to łaski uzdrowienia dostąpił Piotr Dunin, przedstawiciel jednego z najbardziej wówczas znanych rodów. Wieść o tym rozeszła się szybko
i daleko. Sam uzdrowiony zaś ufundował kościół, gdzie umieszczono cudowny wizerunek. Ludzie podążali do Matki Bożej, której nadano z latami tytuł
Matki Pięknej Miłości. Przybywali z różnych stron. Sanktuarium w okresie
zaborów pełniło ciekawą rolę kulturową, gdyż to przy nim powstała słynna
orkiestra, która uświetniała uroczystości maryjne, była szkołą dla kolejnych
127
Przez Maryję do Jezusa
roczników utalentowanej okolicznej młodzieży. Niestety, po stu piętnastu
latach została zniszczona przez władze komunistyczne.
Przed dziesięciu laty, za zgodą sługi Bożego Jana Pawła II, Cudowny
Wizerunek został ukoronowany przez ks. kard. Józefa Glempa, Prymasa
Polski. Koronę otrzymał również Pan Jezus, niesłychanie często towarzyszący swojej Matce, także na obrazach. Niestety, w trzy lata później doszło
do świętokradzkiego czynu, ale dzięki Bożej Opatrzności Wizerunek został
odzyskany. Dobrze się w tym wypadku spisała policja.
2. Matka Ludu Bożego
Przybyliśmy dzisiaj do tego sanktuarium, przynosząc ze sobą wiele próśb,
ale przede wszystkim po to, aby podziękować Panu Bogu, że przeszło 2020
lat temu przyszła na świat Panienka, której nadano imię Maryja. Pragniemy
również szczerze wyrazić naszą wdzięczność za to, że blisko 2010 lat temu
narodził się Jezus w Betlejem. Zapowiedział to prorok Micheasz, jednocześnie
odrzucając wszelkie zastrzeżenia, które mogłyby się pojawić z tego względu,
że narodziny miały miejsce w niewielkiej miejscowości: „A ty, Betlejem Efrata,
najmniejsze jesteś wśród plemion judzkich. Z ciebie Mi wyjdzie Ten, który będzie władał w Izraelu (...), Jego władza rozciągnie się aż do krańców ziemi” (Mi 5, 1).
Piękne i ważne słowa wypowiada prorok. Mają one swoje odniesienie i do
naszego sanktuarium. Mają również swoje odbicie we współczesnej mentalności,
która rzutuje na podejście do człowieka i do odpowiedzialności moralnej.
Skrzyńsko jest takie, jakie jest. Pan Bóg nie potrzebuje monumentalnych
budowli. Pan Bóg nie potrzebuje ziemskiej potęgi, nowocześnie uzbrojonych
armii i znaczących skarbów w bankowych sejfach. Pan Bóg chce nas uczyć
sprawiedliwości i pokoju, wiary i miłości. Pan Bóg pragnie nas darzyć nadzieją. Ale przede wszystkim Pan Bóg stoi na straży życia, rozwoju i zbawienia
każdego człowieka. Nie lękajmy się pomruków współczesnych mocarzy.
Nie obawiajmy się tych, którzy mówią o nas pogardliwie jako mieszkańcach
ciemnogrodu, używając też wielu innych terminów, przy których pomocy
usiłują nas pomniejszyć i zniewolić.
W oczach Bożych wielkość ma inne wymiary. Jest to wielkość ducha,
ludzkiego charakteru. Jan Paweł II w encyklice „Redemptor hominis” pisze:
„Odwieczna miłość Ojca wypowiedziana w dziejach ludzkości przez Syna, którego
Ojciec dał, «aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne»
(J 3, 16), przybliża się do każdego z nas poprzez Matkę, nabiera znamion bliskich,
jakby łatwiej dostępnych dla każdego człowieka. I dlatego Maryja musi się znaj-
128
U Matki Pięknej Miłości
dować na wszystkich drogach codziennego życia Kościoła. Poprzez jej macierzyńską
obecność Kościół nabiera szczególnej pewności, że żyje życiem swego Mistrza i Pana,
że żyje tajemnicą Odkupienia w całej jej życiodajnej głębi i pełni, i równocześnie ten
sam Kościół, zakorzeniony w tylu rozlicznych dziedzinach życia całej współczesnej
ludzkości, uzyskuje także tę doświadczalną pewność, że jest po prostu bliski człowiekowi, każdemu człowiekowi, że jest Kościołem: Kościołem Ludu Bożego”.
3. Nasza nadzieja w Matce Bożej
Jesteśmy Kościołem. Jesteśmy więc Ludem Bożym. Kościół jest otwarty
dla wszystkich ludzi dobrej woli. Jest bliski każdemu człowiekowi. To dlatego
Matka Kościoła nie boi się przebywać w dużych i małych miejscowościach.
Z tego to względu nikogo nie opuszcza i nikim nie gardzi. I my to czujemy.
Tak odbiera każde ludzkie serce. Ona, Maryja, jest wreszcie najwspanialszym
wzorem i obrazem człowieczeństwa. Jest to istotne ze względu na tendencje,
z jakimi spotykamy się w naszych czasach.
Nie są one życzliwe człowiekowi. Faworyzują bowiem tych, którzy potrafią robić interesy, za nic mając uczciwość. I dlatego wymiar sprawiedliwości
nie ma zahamowań, aby ukarać kogoś, kto może przez pomyłkę zawinił na
kilkanaście złotych, ale przez całe dziesięciolecia nie jest w stanie określić
tych, którzy okradli Skarb Państwa na miliony, a nawet miliardy.
Czasy więc, w których żyjemy, nie są czasami sprawiedliwości społecznej.
Zresztą, nie trzeba o tym mówić na polskiej wsi. Od lat wiedzą o tym wszyscy
rolnicy, jakże często upokarzani i ośmieszani, równie często manipulowani.
U Matki Bożej Staroskrzyńskiej uczmy się szacunku dla każdego człowieczeństwa. U Królowej Polski uczmy się szacunku dla naszego człowieczeństwa.
Ona od wieków jest blisko nas, naszych doświadczeń. W melodyjnej przecież
pieśni pod tytułem: „Jak paciorki różańca” śpiewamy:
„Ty też płakałaś i doznałaś trwogi,
I jak nikt poznałaś nasze ludzkie drogi,
Gdy nas mrok otoczy, nie jesteśmy sami.
W tajemnicach bolesnych módl się za nami!”.
Z tego to względu nie dziwmy się, że wśród licznych tytułów Maryja ma
i ten – Matka Pięknej Miłości. I jest nią rzeczywiście.
4. Siejmy więc miłość
Wdzięczni Panu Bogu za obecność wśród nas Matki Pięknej Miłości,
często pośpieszajmy do Niej, aby być uczennicami i uczniami miłości.
129
Przez Maryję do Jezusa
Doświadczyliśmy wielu rzeczy. Wiele razy zapowiadano nam powrót do
sprawiedliwości i autentycznej równości. Niestety, tak jest tylko w czasie
wyborów i to jedynie w słowach, w obietnicach. Nie dziwmy się więc temu,
że większość naszych rodaków rezygnuje ze swoich uprawnień obywatelskich
i nie bierze udziału w wyborach. Nie jest to jednak właściwe rozwiązanie.
Ono umacnia zło. Trzeba, żebyśmy wszyscy, i to świadomie, starali się włączyć
w życie naszego społeczeństwa, właśnie dlatego, przede wszystkim dlatego,
że nasza Ojczyzna jest chora. Nękają ją liczne choroby, ale najgorszą jest brak
miłości do Polski. I nie chodzi tutaj o słowa, przede wszystkim powinno
nam zależeć na praktyce. Z bólem widzimy, jak pogardza się polskością, jak
łatwo kłaniamy się albo na wschód, albo na zachód. A zwłaszcza powinno
nas martwić, że wielkie elity polityczne niemal z pogardą mówią o tych,
z których podatków, mogą się nieźle bawić.
Ale czy wystarczy uświadamianie sobie chorób? Z pewnością nie! Sięgajmy do lekarstw, a jednym z najważniejszych jest powrót do miłości: do
miłości w rodzinie, na wsi, w mieście, w szkole, w zakładzie pracy i w całej
ojczyźnie, aby pójść jeszcze dalej. Miłość musi odnaleźć swoje miejsce. Miłość
musi częściej być obecna w naszych mediach.
Jakże boleśnie zabrzmiała skarga jednego z działaczy społecznych, który
w czasie telewizyjnego spotkania wyraził żal, że nasze media, publiczne i komercyjne, z rocznicy powstania „Solidarności” zrobiły jakby teatrzyk walki elit
pomiędzy sobą, a nie podały nic z głębokiego kazania ks. abp. Leszka Sławoja
Głódzia, nie nawiązano do przemówień ani Prezydenta Rzeczypospolitej,
ani Przewodniczącego Związku. I tak jest stale. Trudno nam się dziwić, gdyż
zasadniczo taki jest poziom naszego dziennikarstwa.
Czyż nie widać tego w reakcjach na działalność mediów kościelnych? Czyż
nie jest tego świadkiem Radio Maryja i Telewizja Trwam? Ale nie możemy
poprzestać tutaj tylko na pewnych stwierdzeniach. Dlatego kieruję serdeczny
apel do wszystkich dziennikarzy, jak to już nieraz robiłem: ukazujcie problemy Polski i Polaków. Uszanujcie wolę narodu i tych, których on wybrał.
Nie przejmujcie funkcji, które dawniej pełniły różne instytucje zajmujące się
ocenianiem ludzi pod względem określonych kryteriów politycznych.
Polska potrzebuje wspaniałych dziennikarzy, wrażliwych na dobro wspólne, budujących jedność w działaniu, wyzwalających coraz to nowe energie
w społeczeństwie, tworzących przestrzenie dla miłości! Tak bardzo brak tego
wszystkiego. Czyż sprawdzianem tych niedostatków nie była kolejna olimpiada? Czyż nie za dużo mówiono i pokazywano działaczy, a za mało albo wcale
130
U Matki Pięknej Miłości
nie wypowiadano się o potrzebach sportu, o znaczeniu wychowania dzieci
i młodzieży w duchu prawdziwie sportowym, po harcersku, ewangelicznie?
5. Dbajmy o to, co trwałe
Wszystkim nam powinno zależeć na tym, aby Polska była Polską, aby
to, co dobre, przynosiło owoce. Jeden z naszych żołnierzy, który po wojnie,
po rozwiązaniu armii Andersa nie mógł wrócić do Polski i pozostał we
Włoszech, oddał się całkowicie opisywaniu miejsc oraz wydarzeń, w jakiejś
mierze związanych także z Polską.
Dużo uwagi poświęcił wzgórzu Monte Cassino i jego okolicom. Odwiedził maleńką osadę, która nazywa się Piedimonte San Germano – pozostałość
ze starożytnego Cassinum. Wojna zamieniła ją w gruzowisko. W środku
miasteczka ocalała jednak tabliczka z nazwą ulicy – „Buoncuore”, po polsku
„Dobrego Serca”. Uliczka ta prowadziła do kościoła, w którego ruinach odnaleziono nietkniętą figurę Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny,
czczonej w całej diecezji.
Ocalało to Serce, które przez wieki gromadziło ludzi wokół siebie. Może
to czynić nadal, gdyż do niego prowadzi ulica dobrego serca. Serce Matki
Bożej w sposób wyjątkowy bije i w tym sanktuarium. Starajmy się naszym
życiem i postępowaniem budować drogi do tego Serca, żebyśmy zasłużyli na
to piękne miano ludzi dobrego serca, jak ta starodawna ulica. Niech te nasze
dobre serca stają się ziarnem, które Maryja, Siewna Pani, będzie wsiewała
w naszą kulturę, nasze zwyczaje i wychowanie. Mówi o tym poeta:
„Idzie Matka Boża Siewna
po jesiennej roli,
wsiewa ziarno w ziemię czarną
w złotej aureoli.
Rzuca swe płomienne blaski
na pola i sioła,
Miłosierna, pełna łaski
patrzy dookoła”
(J. Skóra, Matka Boża Siewna).
Maryjo w Staroskrzyńskim obrazie, pełna łaski, wsiewaj w nasze życie
miłość, przemieniaj nasze serca na podobieństwo Twego i ogarniaj swoim
wzrokiem nas wszystkich, którzy jesteśmy przy Tobie.
Amen!
131
III. Światło z Betlejem
Bielsk Podlaski. Bazylika pod wezwaniem Narodzenia NMP i św. Mikołaja
Msza pasterska o północy
Drohiczyn, dn. 25 grudnia 2000 r.
Przyjście na świat Syna Bożego
stało się dla nas prawdziwym drogowskazem
Drodzy Bracia w Kapłaństwie,
Goście i tutejsi Parafianie!
W Roku Wielkiego Jubileuszu ze szczególną radością wsłuchujemy się
w słowa Anioła: „Nie bójcie się! Oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie
udziałem całego narodu: dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym
jest Mesjasz, Pan” (Łk 2, 10–11).
Przyjście na świat Syna Bożego – wedle deklaracji „Dominus Jesus”
– stało się w historii „prawdziwym drogowskazem” (Fides et rafio, 15) dla całej
ludzkości: „prawda, którą jest Chrystus, domaga się, by ją przyjąć jako uniwersalny
autorytet” (Fides et ratio, 92). Chrześcijańska tajemnica przekracza bowiem
każdą barierę czasu i przestrzeni, i urzeczywistnia jedność rodzaju ludzkiego:
„Wszyscy ludzie, wywodzący się z różnych krajów i tradycji, zostają powołani
w Chrystusie do udziału w jedności rodziny dzieci Bożych [...] Jezus obala mury
podziału i zaprowadza nieznaną dotąd i doskonałą jedność przez uczestnictwo
w Jego tajemnicy. Ta jedność jest tak głęboka, że Kościół może mówić za świętym
Pawłem: «nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami
świętych i domownikami Boga» (Ef 2, 19; Fides et ratio, 70)” (Deklaracja „Dominus Jesus”, 23).
Pełni wdzięczności względem Pana Jezusa, że przywrócił nam dziecięctwo Boże i że z obcych staliśmy się „domownikami Boga”, zabiegajmy o to,
aby wszyscy nasi bliscy i znajomi mogli znaleźć się w tej samej wspólnocie
ludzi podążających do Betlejem na spotkanie z Mesjaszem.
135
Światło z Betlejem
Żywe są przecież w naszych sercach słowa, które wypowiedział przed
laty Ojciec Święty jeszcze jako Pasterz Krakowa: „Tajemnica Jezusa Chrystusa,
Boga narodzonego w Betlejem z Dziewicy Maryi, ukształtowała naszą duszę, nasze
dzieje, naszą kulturę, naszą tożsamość” (25.12.1976).
„Od dwóch tysięcy lat Kościół jest jakby kołyską, w której Maryja składa
Jezusa, aby narody mogły Go wielbić” (Jan Paweł II, Incarnationis Mysterium, 11).
Cieszymy się i radujemy, że znajdujemy się w gronie tych właśnie narodów,
że możemy karmić Jego obecnością nasze serca i dusze, ożywiać kulturę,
odradzać obyczaje.
Z Bożej dobroci otrzymujemy ten dar, że to właśnie nasze pokolenia
będą przekraczały próg trzeciego tysiąclecia. W związku z tym nie może
nam być obce pragnienie, aby wkroczyć w ten nowy czas z sercem pełnym
miłości i dłońmi gotowymi do dzielenia się dobrem. „Nie chcemy bowiem
tylko wspominać i opowiadać swoją chwalebną przeszłość, ale także budować nową
historię! Chcemy wpatrywać się w przyszłość, ku której kieruje nas Duch, aby znów
dokonać z nami wielkich dzieł” (por. Vita Consecrata, 110).
Pamiętajmy na Tego, „który istniejąc w postaci Bożej nie skorzystał ze
sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie” (Flp 2). Skoro tak, to już wiemy dobrze, że „duszą nowej ewangelizacji jest głębokie życie
wewnętrzne, ponieważ tylko ten, kto «trwa» w Chrystusie «przynosi owoc obfity»”
(Jan Paweł II).
W okresie bożonarodzeniowym modlitwą obejmujemy również tych, którzy może jeszcze nie wsłuchali się z uwagą w zaproszenie anioła zwiastującego
„radość wielką” ludziom pragnącym udać się na spotkanie z Dzieciątkiem.
Zaproszenie to wtedy stanie się bardziej wiarygodne i skuteczne, kiedy
będziemy podążali za wezwaniem Ojca Świętego, który naucza: „Nie zapominajcie, że to wy właśnie w bardzo szczególny sposób możecie i powinniście głosić,
iż nie tylko należycie do Chrystusa, ale «staliście się Chrystusem»!”. Mamy stawać
się Chrystusem poprzez nasze czyny, słowa i myśli; w życiu osobistym, rodzinnym i publicznym. W ten sposób będziemy radośniejszymi „domownikami
Boga” i Jego zwiastunami.
Dobiega końca przeżywanie Wielkiego Jubileuszu 2000 lat od narodzin
Pana naszego Jezusa Chrystusa. Tak, ostatni już raz zasiądziemy w tym tysiącleciu do wigilijnego stołu, zaśpiewamy kolędy, złożymy sobie życzenia,
spotkamy się na Pasterce!
Tymi życzeniami i jednocześnie modlitwą obejmujemy wszystkich. Najpierw wspominam tych, którzy odeszli z tego świata, którzy kogoś osierocili;
136
Przyjście na świat Syna Bożego stało się dla nas prawdziwym drogowskazem
kogoś z rodziny, bliskiego albo znajomego; którzy może osierocili bardzo
wielu, jak to przeżywa w tym roku nasze miasto – Drohiczyn. Modlitwą
dzielimy się z nimi jak najpożywniejszym chlebem.
Z modlitwą i opłatkiem idźmy do opuszczonych, chorych i biednych.
Tam prowadzi nas Betlejemska Gwiazda, która zaczęła jakby jeszcze jaśniej
świecić dzięki harcerskiej inicjatywie. Zaczęło się to czternaście lat temu. Od
dziewięciu lat druhny i druhowie w Polsce dzielą się Betlejemskim Światłem z całą Ojczyzną. Pozostawiając za sobą wiek XX, idziemy za blaskiem
Gwiazdy ku naszej przyszłości, którą jest Chrystus, Boże Dziecię – w stajence
zrodzone, położone w żłobie. Pamiątkę tych narodzin świętujemy!
W to uroczyste święto zwracam się w duchu do wszystkich mieszkających na terytorium Diecezji Drohiczyńskiej; sercem pragnę również objąć
kapłanów, którzy przebywają daleko z racji na pomoc duszpasterską, pracę
misjonarską albo studia, a także tych wszystkich, którzy znajdują się z dala
od rodzin – do wszystkich z białym opłatkiem w dłoni.
Życzę Bożego błogosławieństwa dzieciom, młodzieży i dorosłym, zdrowym i chorym, pracującym i bezrobotnym. Modlę się razem ze wszystkimi kapłanami, klerykami, zakonnicami i zakonnikami, ze wszystkimi ludźmi dobrej
woli, aby pokój bożonarodzeniowy i radość Zbawienia zagościły na zawsze
w naszym życiu, poczynając od pierwszego roku trzeciego tysiąclecia.
Błogosławionych świąt Bożego Narodzenia i szczęśliwego Nowego
Roku – pierwszego w trzecim tysiącleciu!
Niech z tymi życzeniami dotrze do wszystkich moje pasterskie błogosławieństwo:
W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego!
Amen.
II Niedziela Adwentu, rok A
Warszawa, dn. 9 grudnia 2007 r.
„Miłujcie się nawzajem...” (J 13, 34)
Drodzy Rodacy w Polsce i poza granicami,
zwłaszcza na Wschodzie!
1. Miłość znakiem rozpoznawczym chrześcijan
Jesteśmy w okresie adwentowym, a jednocześnie pragniemy przypomnieć
sobie, że stanowimy wspólnotę, w najpiękniejszym tego słowa znaczeniu,
a więc jesteśmy wspólnotą wyrosłą z miłości Pana Jezusa do nas i na tej
miłości wciąż opartej. To o niej mówił nasz Zbawiciel podczas mowy pożegnalnej w Wieczerniku. Oto Jego słowa: „Miłujcie się nawzajem; jak Ja was
umiłowałem, tak i wy miłujcie jedni drugich. Jeżeli będziecie miłować jedni drugich,
to wszyscy poznają, żeście moimi uczniami” (J 13, 34–35).
Zaledwie przed tygodniem został ogłoszony program duszpasterski na
ten rok liturgiczny. Zachęca on nas, abyśmy na nowo podjęli zaproszenie
Syna Bożego i starali się naśladować Go w naszym życiu.
Słowa, wypowiedziane przez Niego w Wielki Czwartek, wyjaśniają
nam, w jaki sposób najpewniej możemy Go naśladować. A więc – miłujmy
się nawzajem. Pan Jezus podniósł wysoko poprzeczkę, mówiąc, że mamy
się miłować nawzajem tak, jak On nas umiłował. Tak właśnie powinniśmy
miłować jedni drugich. Co więcej, jeśli w ten sposób będziemy postępowali,
to świat się dowie o Nim, skoro pozna, że ci, co się miłują nawzajem, są
Jego uczniami.
Jest coś wzruszającego w takim postawieniu sprawy. Chrystus całe dzieło
ewangelizacyjne, jego wiarygodność i skuteczność zawierza miłości własnych
138
„Miłujcie się nawzajem...” (J 13, 34)
naśladowców, uczniów. Mówi o tym jakby w testamencie, czyli w chwili niesłychanie ważnej. To życzenie wyraża tuż przed pojmaniem.
My zaś często się martwimy, że dzieci nie zawsze mają entuzjazm w sprawach religijnych, że młodzież nie przyjmuje naszej ewangelizacji, że wielu
dorosłych gubi się w mrokach współczesności. A tymczasem należy się
martwić o jedno, aby miłować się nawzajem, w ten sposób najpełniej naśladując Jezusa. To pozwoli nam na adwentowe prostowanie dróg. To także
przybliży wypełnienie się proroctwa Izajasza, aż wyrośnie różdżka z pnia
Jessego, a Duch Święty ją ogarnie swoją mocą, pokój i zgoda zagoszczą
nie tylko między ludźmi, ale także w świecie dzikich zwierząt. „Wtedy wilk
zamieszka razem z barankiem”.
2. Niedziela pomocy Wschodowi
W ten klimat i w tę duchową atmosferę już od lat wpisuje się nasza
modlitwa i nasza refleksja, dotyczące pomocy względem Kościoła, który żyje
na Wschodzie; w krajach, z którymi nas wiele łączy, tak w wymiarze historycznym, jak i kulturowym; które są nam wyjątkowo bliskie dzięki wspólnie
doświadczanym cierpieniom.
Jeszcze nie mamy pełnych opracowań dotyczących katolików więzionych,
mordowanych; danych mówiących o świątyniach niszczonych i zamykanych;
o straszliwie nieludzkich prawach, które nie tolerowały nawet zwykłego znaku
krzyża; które wreszcie zabraniały dzieciom przybliżać się do Jezusa.
Bogu wszakże jesteśmy wdzięczni, gdyż kilkanaście lat temu doszło do
zmiany. Różnie ona wygląda. Jej poziom nie jest równy. Niemniej jednak
wszędzie można głosić Słowo Boże, prostować ścieżki Panu, nawoływać do
nawrócenia, modlić się wspólnie i wychowywać nowe pokolenia w Chrystusowej wierze.
O tym wszystkim mówiono na Pierwszym Synodzie Biskupów poświęconym Europie. Na ten Synod pierwszy raz mogli przybyć biskupi ze
wszystkich krajów europejskich, a Ojciec Święty Jan Paweł II zatroszczył się
o to, aby z zachodniej i wschodniej części Europy brało w nim udział tylu
samo przedstawicieli.
Pierwsze spotkania poświęcono dzieleniu się świadectwami. Niektóre
były wstrząsające, jak wyznanie podeszłego wiekiem rumuńskiego kardynała – Todeo, który blisko 20 lat przebywał w różnych więzieniach. A mówił
o tym ze spokojem, bez cienia wrogości. Z podziwem słuchaliśmy naszego
kardynała Kazimierza Świątka, który opisywał dziesięcioletni pobyt w Wor-
139
Światło z Betlejem
kucie. I tak godzina po godzinie. Krew przelewana przez współczesnych
męczenników nasycała aulę synodalną.
Ale zaskoczeniem okazały się także świadectwa licznych pasterzy zachodnich, którzy dzielili się bólem, jaki przepajał ich serca, a to z powodu
oziębłości religijnej, lekceważenia Chrystusowego daru miłości, dającego się
zauważyć w ich diecezjach.
W to wszystko wkraczano z modlitwą, prosząc, aby Duch Święty spoczął
na uczestnikach tego przedziwnego spotkania. Modlono się o Ducha Pana, ducha mądrości i rozumu, ducha rady i męstwa, ducha wiedzy i bojaźni Pana.
3. Wymiana darów
Duch Święty nie pozostawia Kościoła bez pomocy. Ojcowie synodalni doszli do wniosku, że nie da się porównywać cierpień pomiędzy sobą.
Każde cierpienie jest bolesnym doświadczeniem. I dlatego zwrócili uwagę
na potrzebę wzajemnego wspierania się, aby jeszcze bardziej była czytelna
miłość jednych względem drugich.
Wypracowano też zasadę określającą charakter współpracy. Jedne bowiem
Kościoły potrzebują bardziej personalnego i materialnego wsparcia, inne
natomiast duchowego. Z tego względu określono, że pomoc świadczona
z obu stron będzie opierała się na wzajemnej wymianie darów. Wielkość
zaś daru nie zależy od jego ceny materialnej. Wielkość daru zależy od serca,
które go ofiaruje. Zależy od miłości.
W oparciu o tę zasadę wymiany darów podjęto różne inicjatywy. Kościoły
wschodniej Europy nadal wnosiły do skarbca Kościoła swoje prześladowania,
cierpienia, straszliwe wyniszczenie, o którym świadczył brak świątyń, naczyń
i ksiąg liturgicznych, jakichkolwiek podręczników, całkowita nieobecność
w mediach, a przede wszystkim brak kapłanów i katechetów. Dzisiaj, po
tych kilkunastu latach, wiele się zmieniło, ale na początku przemian sytuacja
wyglądała niesłychanie boleśnie, a nawet przygnębiająco. Na szczęście nie
zabrakło wiary. Jakby z podziemi zaczęli pojawiać się w coraz to większej
liczbie katolicy, nawet tam, gdzie trudno było się spodziewać, że po tylu
latach straszliwego wyniszczania – jeszcze są.
Swoim doświadczeniem dzielili się jak chlebem nieliczni kapłani, którzy
przetrwali czasy zaplanowanej zagłady Kościoła. Dali o sobie znać kapłani,
zakonnicy i zakonnice, katolicy świeccy, formowani systemem podziemnym
– w ukryciu. Nie było ich wielu. W takich wszakże momentach nie liczą się
liczby. Ważna jest jakość.
140
„Miłujcie się nawzajem...” (J 13, 34)
To dzięki nim pomoc zewnętrzna mogła spotkać się z właściwym przyjęciem. Stolica Apostolska zaś, nie czekając, mianowała biskupów w różnych
krajach, którym brakowało wszelkich struktur. Nie mieli katedr, ale podeszli
do swojej misji z wyjątkową wiarą, z gorącą miłością. Cud Zielonych Świątek
spełniał się kolejny raz w dziejach chrześcijaństwa.
4. Kościół w Polsce znalazł się w samym sercu przemian
W tym cudzie wypadło wziąć udział Kościołowi, który Opatrzność
Boża jakby na te czasy specjalnie ochraniała w Polsce. Historyczne więzy,
bliskość językowa, a nawet rodzinne powiązania sprawiały, że kapłani, zakonnice i zakonnicy z Polski mogli natychmiast udać się z pomocą, wioząc
ze sobą księgi, naczynia oraz szaty liturgiczne, a przede wszystkim niosąc
ze sobą nadzieję.
Dzisiaj jeszcze jest zbyt wcześnie, aby opisać radość naszych sąsiadów
bliższych i dalszych, ich osobiste zaangażowanie w odzyskiwanie i odnawianie świątyń, jak oni się cieszyli, gdy znowu mogli wsłuchiwać się w melodię
dzwonów, pełną modlitewnego natchnienia i ufności.
Niestety, w wielu miejscach trzeba było zabrać się za budowę nowych
świątyń, gdyż stare zostały zniszczone albo migracja ludności sprawiła, że
ludzie w innym miejscu oczekiwali na Boży przybytek. Trudny to był czas
także dla wszystkich, którzy udali się z pomocą duszpasterską. Nasi kapłani
i osoby życia konsekrowanego byli wspierani przez swoje siostry i swoich
braci z innych krajów zachodniej Europy, a nawet byliśmy świadkami czegoś
wyjątkowego, gdy z jednego kraju potrzebującego pomocy udawali się do
drugiego będącego w podobnej sytuacji. Duch Święty był wszędzie obecny
ze swoim natchnieniem i mocą. A słowa z Listu św. Pawła do Rzymian:
„... przygarniajcie siebie nawzajem, bo i Chrystus przygarnął was ku chwale Boga”,
znajdowały wciąż nowe i wymowne potwierdzenie.
5. Prostujmy drogi Panu
Święty Jan Chrzciciel, tak wyraziście obecny w okresie adwentowym,
czuje się „zaskoczony”, gdy Jego apel, by prostować drogi Panu, stosujemy
w naszych czasach także w nawiązaniu do wymiany darów, która od lat dokonuje się pomiędzy Kościołem w Polsce, a Kościołami, które odradzają się na
Wschodzie i Południu. I nie ma potrzeby podawania liczb i cyfr ukazujących
rangę tej pomocy, gdyż to mogłoby ją pomniejszyć. Ważne jest, że nie ma
w naszej Ojczyźnie wielu takich katolików, którzy nie cierpieliby razem ze
141
Światło z Betlejem
swymi braćmi, sąsiadami, którzy nie radowaliby się ich radością, którzy nie
uczestniczyliby w ich zmaganiach.
A potwierdzeniem tego przekonania niech będzie dzisiejsza niedziela.
Niech nie zabraknie naszej modlitwy w intencjach naszych sióstr i braci
z zagranicy. Pozdrawiając, kieruję serdeczny apel do chorych, aby chętnie
ofiarowali swoje cierpienia w tym samym duchu. Wszyscy módlmy się
o powołania kapłańskie i zakonne w Polsce i wśród sąsiadów. Modlitwą
obejmujmy całe jakże nam bliskie wspólnoty katolickie.
I bądźmy hojni materialnie, aby ta adwentowa niedziela ukazała, że
wśród nas nie ma takich, do których mogłyby się odnosić słowa z Ewangelii
o drzewie, „które nie wydaje dobrego owocu, będzie wycięte i w ogień wrzucone”.
Wprost przeciwnie, zabiegajmy o to, abyśmy prostując drogi do Chrystusa
sobie i innym, mogli radować się, że Królestwo Boże jest coraz bliżej, a Król
Miłości nie tylko historycznie, ale prawdziwie narodzi się w naszych sercach
i duszach. Natomiast dzięki naszej ofiarności i miłości zagości również wśród
tych, którzy tak długo na Niego czekali.
Amen.
Msza pasterska o północy
Drohiczyn, dn. 25 grudnia 2007 r.
„Dziecię nam się narodziło” (Iz 9, 5)
Drodzy Bracia w kapłaństwie,
Ukochani Diecezjanie!
1. „Dziecię nam się narodziło”,
a my jako jeden z narodów „kroczących w ciemnościach” dzisiaj ujrzeliśmy
„światłość wielką”. Światłu zaś zawsze towarzyszy radość i wesele. To dzięki
światłu lepiej widzimy się nawzajem, łatwiej rozpoznajemy kierunki i szybciej zauważamy wszelkie zagrożenia. Dziecię zaś, które przychodzi na świat,
ma nam zapewnić trwałość tego wszystkiego. Jakże zastanawiające jest Jego
imię, złożone z wielu naszych słów. Tutaj widać ubóstwo naszej mowy. Jest
to: „Przedziwny Doradca, Bóg mocny, Odwieczny Ojciec, Książę Pokoju. Wielkie
będzie Jego panowanie w pokoju bez granic...”.
Kilka dni temu otworzyły się niektóre granice. Ale jednocześnie słyszymy,
że w pewnych krajach zaczęto wymieniać zamki, zakładać solidniejsze drzwi.
Jakże trudno nam połączyć pokój z otwartością granic! Jakże trudno nam
dokonać tego bez uczestnictwa Syna Bożego, bez uznania „Jego panowania
w pokoju bez granic”. Współczesność, zwłaszcza ta z politycznych szczytów,
zadufana w sobie, kolejne pokolenia ludzi wystawia na ciężkie próby, odrzucając pomoc Przedziwnego Doradcy, Księcia Pokoju.
2. Stańmy się „ludem świętym”
Prorok Izajasz, zapowiadając to, czego pamiątkę przeżywamy, a więc
przyjście na świat Syna Bożego, Odkupiciela, patrzy na to wydarzenie nie
143
Światło z Betlejem
tylko ze strony Bożego Dziecięcia. On chce nam podpowiadać, jak mamy
zachować się w takim momencie i co możemy otrzymać. Woła z całego
serca: „Mówcie do Córy Syjońskiej: Oto Twój Zbawca przychodzi. Oto Jego nagroda
z Nim idzie”. A wszyscy, którzy Go przyjmujemy, stajemy się „Ludem Świętym”. Czyż nie powinniśmy się zatrzymać nieco dłużej nad tym mianem?
Właśnie teraz, kiedy tak łatwo nasi rodacy opuszczają swoje domostwa,
gospodarstwa, także miasta? Czyż nie jest to ostrzeżenie i to wyjątkowo
mocne, abyśmy nawracali się i to całym sercem do Syna Bożego, żebyśmy
pamiętali, iż mamy być „Ludem Świętym!”. Temu wszystkiemu służył czas
adwentowy, a w nim rekolekcje i spowiedź święta, roraty i zwrot ku prostym drogom, ku czystemu sumieniu, ku jasnemu spojrzeniu. To zaś nam
pozwoli ujrzeć Betlejemskie Światło i w jego blasku patrzeć odważniej
w przyszłość.
3. Zwiastuni Radosnej Nowiny
Radujemy się, gdy postrzegamy za prorokiem Izajaszem „pełne wdzięku
na górach nogi zwiastuna radosnej nowiny, który ogłasza pokój, zwiastuje szczęście,
który obwieszcza zbawienie, który mówi do Syjonu: «Twój Bóg zaczął królować!»”.
Cieszy to wszystkich, ale najpierw tych, którzy są blisko Syjonu, którzy są
blisko Bożej obietnicy, którym łatwo dotrzeć do Betlejem. Na tym nie można
jednak poprzestać. Szczęście tylko wtedy jest pełne, radość tylko wówczas
ogarnia nas całkowicie, gdy dzielimy nimi się z innymi ludźmi. Musimy robić
wszystko, aby nie było wśród nas takich ludzi, którzy nie znaliby tej radosnej
nowiny. Trzeba robić wszystko. Należy nauczać, być świadkiem Nowonarodzonego we wszystkich miejscach, we wszystkich okolicznościach i o każdej
porze dnia i nocy. I to bez oglądania się na czas, aż „wszystkie krańce zobaczą
zbawienie naszego Boga” i uwierzą, że to „Słowo stało się Ciałem”, że Bóg stał
się człowiekiem, abyśmy my – jako ludzie, stawali się bliżsi Stwórcy, uczestnicząc w Jego doskonałości i świętości. On nas do tego zaprasza. On nam
otwiera największe możliwości. Nie stawia żadnych granic naszej wielkości.
Ale czy o tym pamiętamy? Czy prawdziwie jesteśmy uczniami Syna Bożego
i Jego zwiastunami?
4. Świat czeka na uczniów Chrystusa
Ojciec Święty Jan Paweł II w czasie Pasterki roku 2003, wpatrując się
w Boże Dzieciątko, niezwykle gorąco modlił się o to, aby każde pokolenie
umiało i chciało zbliżać się do Żłóbka, do światła i miłości.
144
„Dziecię nam się narodziło” (Iz 9, 5)
„O Dziecię, któreś zechciało mieć za kolebkę żłób! O Stworzycielu wszechświata, który wyrzekłeś się boskiej chwały! O, nasz Odkupicielu, który wydałeś
swe bezbronne ciało na ofiarę za zbawienie ludzkości!
Niech blask Twojego narodzenia rozjaśni noc świata. Niech moc Twojego orędzia
miłości zniweczy butne podstępy złego. Niech dar Twojego życia pozwoli nam coraz
lepiej rozumieć, jaką wartość ma życie każdej ludzkiej istoty.
Zbyt wiele krwi przelewa się jeszcze na ziemi! Zbyt wiele przemocy i konfliktów
zakłóca spokojne współistnienie narodów! Przychodzisz, by przynieść nam pokój.
Ty jesteś naszym pokojem! Tylko Ty możesz z nas uczynić lud oczyszczony, który
zawsze będzie do Ciebie należał, lud «gorliwy w spełnianiu dobrych uczynków»
(Tt 2, 14)”.
W ten sposób otwiera się przed nami wielka przestrzeń. Dobre uczynki
bowiem możemy pełnić zawsze i wszędzie. Nie ma na świecie nikogo, kto
nie byłby w stanie coś dobrego ofiarować, choćby życzliwe słowo, choćby
serdeczny uśmiech. I nie ma na świecie nikogo, kto nie oczekiwałby na jakieś
dobro!
5. Nieśmy dobre uczynki
Oto Syn Boży, Władca całego świata z radością przyjmuje dary tak od
pasterzy, jak i od mędrców. Jedni i drudzy nie zachowali jedynie dla siebie
tego, w czym uczestniczyli. Rozpowiadali o tym. Dzielili się chętnie jakże
oczekiwaną nowiną!
Z tego to względu miliony kart pocztowych przemieszczają się z jednego
krańca świata na drugi, a każdy człowiek już od tygodni zastanawia się nad
tym, jakim darem ofiarowanym bliźniemu powitać Nowonarodzonego. Wielki
ogień miłości zapłonął w Betlejem. I nikt nie jest w stanie go pomniejszyć.
Nie przeszkodził mu Herod, rzymscy cesarze, liczni prześladowcy i wrogowie
Chrystusa na przestrzeni wieków. Nie potrafiły tego dokonać ateistyczne
ideologie, nie dokonają tego współcześni „przyzwoici i kulturalni” przeciwnicy
życia, które tylko w miłości może trwać i rozwijać się w pełni.
Maleńkie Dziecię z Betlejem od wieków odnosi niepowtarzalne zwycięstwa. Odnosi je bezbronnością i niewinnością. Tak to wygląda w ludzkim
rozumieniu. Ale to dzięki tej materialnej bezbronności i fizycznej małości
tym większa i tym skuteczniejsza jest miłość. Ona to sprawia, że zwycięstwo
Dzieciątka jest zwycięstwem każdej i każdego z nas, czyli każdego człowieka,
który nie jest głuchy na śpiew aniołów i nie jest ślepy na betlejemskie światło.
To nic, że ktoś może nie widzieć oczyma albo nie słyszeć uszami. To nie
145
Światło z Betlejem
jest żadna przeszkoda. Betlejemski śpiew i betlejemskie światło najbardziej
dociera do naszego jestestwa, do naszych serc drogą miłości. A tej drogi nikt
nie jest w stanie nam odciąć!
6. Spieszmy do Betlejem
Ciągle więc podążajmy do Betlejem na spotkanie z Dzieciątkiem. Dzielmy się tą radosną nowiną ze wszystkimi. Z całego więc serca kieruję gorące
życzenia Bożonarodzeniowe do wszystkich ludzi dobrej woli, do wszystkich
przebywających na terenie naszej Diecezji i do wszystkich Diecezjan żyjących
na całym świecie. Tymi życzeniami obejmuję kapłanów i katolików świeckich,
siostry i braci zakonnych. Niech one dotrą do chorych i słabych. Niech światło Gwiazdy Betlejemskiej rozjaśni mroki serc i sumień ludzi zagubionych
i poróżnionych z otoczeniem, a być może nawet z własną rodziną i samymi
sobą. Niech to światło przeniknie więzienne mury. W sposób szczególny
niech ogarnie umysły dzieci, a młodzież, dziewczęta i chłopcy niech się cieszą,
bo w świetle gwiazdy lepiej widać, jak rozwijać swoje postawy, kształtować
osobowość i w jakie kolory przyoblekać swoją przyszłość.
Braterskie życzenia kieruję również do wszystkich ruchów, stowarzyszeń
i organizacji opartych na chrześcijańskiej duchowości, uczestniczących w dziele
ewangelizacyjnym. Modląc się w zjednoczeniu z Ojcem Świętym i wszystkimi
biskupami, Matkę Najświętszą proszę, aby pomagała nam w zbliżaniu się do
Dzieciątka, w przeżywaniu tej wielkiej tajemnicy promocji człowieka. I życzę
nam wszystkim, abyśmy – tak jak Ona – byli w stanie radować się, że „Dziecię
nam się narodziło”, że drzwi ku dobru, prawdzie i miłości stoją otworem.
Niech więc Boże Dziecię nam błogosławi na zawsze!
Amen.
IV. Przez krzyż i Święte
Triduum do Zmartwychwstania
Tokary. Kościół pod wezwaniem Podwyższenia Krzyża Świętego
Wielki Czwartek. Msza św. Krzyżma
Drohiczyn, dn. 4 kwietnia 1996 r.
„Urzeczywistniamy nasze powołanie,
o ile coraz bardziej miłujemy kapłaństwo”
Bracia i Siostry, wszyscy zgromadzeni w tej katedrze!
1. Wielki Czwartek otacza szczególny klimat duchowy. Wieczorem
rozważamy bowiem Ostatnią Wieczerzę, Ogród Oliwny i pojmanie Pana
Jezusa. Przedpołudnie natomiast Kościół przeznacza przede wszystkim
na przypomnienie ustanowienia sakramentów: Kapłaństwa i Eucharystii.
Zaprasza wszystkich kapłanów i tych spośród katolików świeckich, którzy
mogą przybyć, do katedr biskupich na Mszę Krzyżma św., aby w ten sposób
podkreślić nasze trwanie w jedności, o co tak gorąco modlił się Pan Jezus,
oraz wyrazić naszą wdzięczność za dar Eucharystii i Kapłaństwa.
Wyjątkowy charakter ma Msza św. koncelebrowana, której w bazylice
św. Piotra przewodniczy Ojciec Święty Jan Paweł II. Podczas tej Eucharystii
– podobnie jak to się dzieje i w naszej katedrze – są święcone oleje i odnawiane przyrzeczenia kapłańskie.
W tej Mszy św. jednoczymy się duchowo z Ostatnią Wieczerzą sprzed
wieków i Eucharystią sprawowaną na Wzgórzu watykańskim, abyśmy mogli
lepiej wczuć się w życzenia naszego Odkupiciela i w oczekiwania współczesnego Kościoła. Czynimy to tym chętniej, gdyż o tym wszystkim przypomina
nam Jan Paweł II w specjalnym Liście do kapłanów na ten Wielki Czwartek,
napisany w roku złotego jubileuszu kapłaństwa Ojca Świętego.
2. Papieskie Orędzie zachęca nas, by przypomnieć sobie naszą drogę do
kapłaństwa i zwrócić uwagę na korzenie tego wyjątkowego powołania, do
149
Przez krzyż i Święte Triduum do Zmartwychwstania
czego nawołuje św. Paweł już w Pierwszym Liście do Koryntian: „Przypatrzcie
się, bracia, powołaniu waszemu!” (1 Kor 1, 26). To nasze powołanie ma swoje
źródło w ofierze Jezusa Chrystusa, której kapłański wymiar jest bardzo czytelny w otwartym boku Syna Bożego, kiedy to lepiej dostrzegamy Serce pełne
miłości i Krew jako źródło życia wypływające ze śmierci. W tym otwartym
boku daje się zauważyć otwartość Boga dla wszystkich oraz zapewnione
miejsce dla każdego z nas.
Kapłan przecież powinien otwierać się, aż do kresu głębi, aż do ostatniej kropli krwi, w Chrystusie i razem z Chrystusem, dla każdego człowieka
i dla każdej ludzkiej duszy. Niekiedy może nam się wydawać, że nie jesteśmy
w stanie otworzyć się tak dalece. Owszem, byłoby to trudne, gdybyśmy liczyli
jedynie na własne siły. Rzeczywiście, są niewielkie i wyczerpują się szybko.
Jeśli jednak trwamy w Sercu Odkupiciela, wtedy uczestniczymy w ofierze
Jego Krwi i wtedy mocy zabraknąć nam nie może. Wówczas bowiem przez
nasze serce przepływa Miłość i Potęga Jezusa Chrystusa, to dzięki temu rodzi się i umacnia nowa jedność; jedność w Bogu, jedność naszego jestestwa
i jedność z całym światem.
Takie są korzenie naszego kapłaństwa. Sobór Watykański II bardzo
szeroko opisuje samo pojęcie powołania. „Mówi... o powołaniu człowieka,
o powołaniu chrześcijańskim, o powołaniu do życia małżeńskiego i rodzinnego. Na
tym tle kapłaństwo jest jednym z powołań, jedną z możliwych form realizacji wezwania
do pójścia za Chrystusem, który wiele razy kieruje w Ewangelii wezwanie: «Pójdź
za mną»!” (Jan Paweł II, List do kapłanów na Wielki Czwartek 1996, 2).
3. Tenże sam Sobór w Konstytucji „Lumen gentium” wyraźnie przedstawia
wyjątkowy charakter kapłaństwa sakramentalnego, które określa mianem
urzędowego: „Chrystus Pan, Kapłan wzięty spośród ludzi” (por. Hbr 5, 1–5),
nowy lud „uczynił królestwem i kapłanami Bogu i Ojcu swemu” (Ap 1, 6; por. 5,
9–10). Ochrzczeni, bowiem poświęceni są przez odrodzenie i namaszczenie Duchem
Świętym, jako dom duchowy i święte kapłaństwo... Toteż wszyscy uczniowie Chrystusowi, trwając w modlitwie i chwaląc wspólnie Boga (por. Dz 2, 42–47), samych
siebie składać mają na ofiarę żywą, świętą, miłą Bogu (por. Rz 12, 1), wszędzie
mają głosić świadectwo o Chrystusie, a tym, którzy się tego domagają, zdawać sprawę
z nadziei życia wiecznego, która jest w nich (por. 1 P 3, 15). Kapłaństwo zaś powszechne i kapłaństwo urzędowe, czyli hierarchiczne, choć różnią się od siebie istotą
a nie tylko stopniem, są sobie jednak wzajemnie przyporządkowane; jedno i drugie,
bowiem we właściwy sobie sposób uczestniczy w jednym kapłaństwie Chrystusowym.
150
Urzeczywistniamy nasze powołanie, jeśli coraz bardziej miłujemy kapłaństwo!
Kapłan urzędowy mianowicie, dzięki władzy świętej, jaką się cieszy, kształci lud
kapłański i kieruje nim, sprawuje w zastępstwie Chrystusa (in persona Christi) Ofiarę
eucharystyczną i składa ją Bogu w imieniu całego ludu” (Lumen Gentium, 10).
Z nauczania Kościoła wynika więc jasno, „że w obrębie najszerzej rozumianego powołania chrześcijańskiego, powołanie kapłańskie jest czymś szczególnym”
(Jan Paweł II, List do kapłanów na Wielki Czwartek, 3). To kapłaństwo bywa
dokładnie i długo przygotowywane, najpierw w rodzinie i w parafii, a potem w szkole i w pracy, zawsze zaś w sercu i umyśle. Pan Jezus nie stawia
zewnętrznych barier, dlatego ma odwagę powołać prostego rybaka, zagubionego celnika i wrogiego sobie Pawła z Tarsu. W gronie powołanych jest
miejsce dla każdego temperamentu i usposobienia.
Nic też dziwnego, iż „Drodzy Bracia w kapłaństwie – mówi Papież – musimy się często w modlitwie pochylać nad tajemnicą swego własnego powołania, z sercem
pełnym zadumy i wdzięczności wobec Boga za ten niewysłowiony dar” (tamże).
4. Apostołowie przez dłuższy czas przebywali razem z Jezusem, ale
dopiero w obliczu Męki, Śmierci i Zmartwychwstania tenże sam Chrystus
w pełni ukazał, że ich powołaniem jest kapłaństwo. Wieczernik jest tego
świadkiem, w nim bowiem „oddał im swoją własną Ofiarę i przez ich ręce przekazał ją Kościołowi po wszystkie czasy” (tamże, 4).
Do nas ten dar i łaska dotarły w momencie naszych święceń kapłańskich.
To Pan Bóg wezwał nas, abyśmy pełnili różne obowiązki wypływające z kapłaństwa, a jest ich wiele. Niemniej jednak „istnieje jeszcze inny, głębszy wymiar.
Oprócz zadań związanych z posługą kapłańską, pozostaje wciąż sam fakt «bycia
kapłanem». Kapłan wciąż jest wzywany przez różne sytuacje i okoliczności życia,
ażeby potwierdzał swój pierwotny wybór, ażeby wciąż na nowo dawał odpowiedź
na Boże wezwanie. Nasze życie kapłańskie, jest ciągiem tych odpowiedzi dawanych
przez nas wzywającemu Bogu” (tamże, 5).
Zatrzymajmy się na chwilę nad tym, co nazywamy „bycie kapłanem”,
a co wymaga wielkiej odwagi i wielkiej miłości do Chrystusa. Przekonał się
o tym św. Piotr. Początkowo sądził, że wystarczy mieć dobrą wolę i umieć
posługiwać się bronią. Kiedy wszakże stanął wobec tego wyzwania, kiedy
nadszedł moment, aby zaświadczyć sobą, kiedy usłyszał wypowiedź służącej:
„I ten był razem z Nim” (Łk 22, 56) – załamał się moralnie, zbytnio zaufał
sobie i swojej mocy.
Kapłaństwo wymaga ciągłej pracy, stałej czujności i troski o trwanie
i rozwój. Jan Paweł II, przeżywając swoje złote gody kapłaństwa, nawiązuje
151
Przez krzyż i Święte Triduum do Zmartwychwstania
do tego, gdyż „o tyle coraz pełniej potwierdzamy i urzeczywistniamy swoje powołanie,
o ile coraz wierniej przeżywamy całe misterium przymierza Boga z człowiekiem,
a w szczególności misterium Eucharystii; urzeczywistniamy nasze powołanie, o ile
coraz bardziej miłujemy kapłaństwo oraz całą kapłańską posługę, którą spełniamy” (tamże, 5).
5. Miłość kapłaństwa obecna w naszych sercach i sumieniach sprawia, że
stale odczuwamy niepokój o to, czy w pełni staramy się oddawać cześć Panu
Bogu i służyć człowiekowi? Czy poszukujemy człowieka w kontekście jego
różnych sytuacji, zagubień i zniechęceń? Czy usiłujemy dotrzeć do wszystkich
jego problemów, nawet tych najbardziej bolesnych?
Chrystusowe kapłaństwo, a w nim także i nasze, nie może istnieć poza
człowiekiem. Otwarte serce Syna Bożego jest tego najwymowniejszym
znakiem; otwarte i zapraszające. Kapłan Chrystusowy winien więc być bliski
dzieciom i młodzieży, dorosłym, chorym i starcom.
Drodzy Bracia w kapłaństwie! Jedni – doświadczeni wiekiem i utrudzeni
niekiedy ponad miarę; drudzy – w pełni sił i spokojnie patrzący w przyszłość;
inni – jeszcze młodzi i bogaci zapałem – tacy dzisiaj tutaj jesteśmy.
Dobrze, że tutaj jesteśmy, że zgromadziliśmy się razem w katedrze
zjednoczeni z Chrystusem w Jego Kościele, przy boku swego biskupa. Jakże to świadectwo jest potrzebne naszemu podzielonemu światu! Jakże jest
ono niezbędne nam na czas prób i zmagań. Dzięki temu nasze porażki albo
niepowodzenia bledną, tracą swą grozę. Obecność Chrystusa przeżywana
z miłością ku Jego i naszemu kapłaństwu niech nas umacnia na zawsze. Złoty jubileusz kapłaństwa Jana Pawła II niech będzie znakiem, który ułatwia
nam przypatrywanie się z wiarą i miłością naszemu powołaniu, którym jest
kapłaństwo!
Amen!
Wielki Czwartek. Msza św. Krzyżma
Drohiczyn, dn. 20 kwietnia 2000 r.
Bliżej Wieczernika!
Bracia i Siostry w Chrystusie!
1. Ojciec Święty z Wieczernika w tym roku kieruje swój zwyczajowy List
do kapłanów, czyli do nas, którzy przybyliśmy z różnych stron do katedry
drohiczyńskiej. Jan Paweł II od dwudziestu lat w każdy Wielki Czwartek,
„a więc w dniu Eucharystii, który w bardzo szczególnym sensie jest «naszym dniem»”
(Jan Paweł II, List do kapłanów na Wielki Czwartek 2000, 2), zwraca się do
wszystkich kapłanów, przypominając godność i zobowiązania na zawsze
związane z kapłańskim powołaniem.
Przebywając jednak w Ziemi Świętej, modląc się w Wieczerniku, Piotr
naszych czasów odwołuje się do przeszłości, „rozmyślając o tym, co wydarzyło
się w tych murach w ów wieczór przeniknięty tajemnicą” (tamże). Na pierwszym
miejscu jawi się Jezus Chrystus, który ustanawia kapłaństwo i Eucharystię,
a jednocześnie żegna się z apostołami i to schylając się do ich stóp.
Apostołowie są tym wszystkim przytłoczeni. Nie są w stanie, przynajmniej
od zaraz, uświadomić sobie możliwości zdrady, zaparcia się czy też ogólnej
dezercji. Święty Jan zaznacza, że „była noc” (J 13, 30), a moce ciemności
przygotowywały się do wielkiego ataku.
Chrystus pragnie złożyć siebie w ofierze, aby mógł zajaśnieć prawdziwy
poranek. Podążając za myślą Ojca Świętego, starajmy się i my – przynajmniej
duchowo – zjednoczyć się z Jego Osobą i współkoncelebrującymi z Nim
kapłanami w bazylice św. Piotra. Łączmy się z naszymi współbraćmi, którzy
przebywają w Brazylii, Argentynie, Kamerunie, we Włoszech, w Rosji i na
Białorusi. W modlitwie nie zapominajmy o tych, którzy cierpią z powodu
153
Przez krzyż i Święte Triduum do Zmartwychwstania
choroby lub starości; pamiętajmy również o tych, którzy przeżywają trudności
albo nawet odeszli od kapłańskiej wspólnoty.
Chrystus niech będzie dla nas wszystkich jedynym wzorem i Nauczycielem, gdyż On to pozostawił w nas swój „wizerunek..., owo niezatarte «znamię»,
które wyróżnia każdego z nas. Jest ono znakiem szczególnej miłości, której doświadcza każdy kapłan i na którą może zawsze liczyć, aby iść dalej z radością albo żeby
z nowym entuzjazmem rozpocząć wszystko jeszcze raz, dążąc do coraz większej
wierności” (Jan Paweł II, List do kapłanów na Wielki Czwartek 2000, 3).
2. Nasz rodowód jest więc rodowodem miłości. „Umiłowawszy swoich
na świecie, do końca ich umiłował” (J 13, 1). Tak to ujmuje święty Jan Ewangelista. Nie jest to miłość oderwana od życia. Jest bardzo konkretna
i wyraża się gestem umycia nóg. W ten sposób wprowadza nas w „tajemnicę komunii trynitarnej, do której powołuje nas Ojciec, włączając w Chrystusa,
przez dar Ducha Świętego. Tę komunię należy przeżywać zgodnie z logiką nowego
przykazania: «abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem» (J 13,
34)” (tamże, 4).
Słowa te niesłychanie donośnie rozbrzmiewały na polach drohiczyńskich
w ubiegłym roku, podczas historycznego już Nabożeństwa Ekumenicznego,
nawołując wszystkich do odkrywania Miłości. Ale to, co odnosi się do całego
Kościoła, ma szczególne zastosowanie w życiu kapłańskim.
Pogłębiając każdego dnia naszą więź z Jezusem Chrystusem w Eucharystii, na modlitwie brewiarzowej, podczas rozmyślania i rachunku sumienia
– zaczniemy odczuwać coraz większą radość z poddawania się miłości. Taka
bowiem postawa pozwala nam na spełnienie tych warunków, o których
mówi św. Grzegorz Wielki: „Trzeba, aby on (pasterz) był czysty w myślach,
przykładny w działaniu, dyskretny dzięki milczeniu, użyteczny w słowach. Aby
był bliski każdemu przez współczucie i bardziej niż inni oddany kontemplacji.
Niech będzie pokornym sprzymierzeńcem każdego, kto postępuje dobrze, ale też
w trosce o sprawiedliwość niech pozostaje nieugiętym wobec wad grzeszników. Niech
pośród zewnętrznych zajęć nie wyzbywa się troski o swe życie duchowe. Niech nie
przestaje śpieszyć z pomocą w zewnętrznych potrzebach, gdy zabiega o duchowe dobro”
(św. Grzegorz Wielki, Regula Pastoralis, II, 1 ).
Takie zaś spojrzenie na życie i posługiwanie kapłańskie sprawi, że
będziemy istotnie „żywym i przejrzystym obrazem Chrystusa Kapłana” (Jan
Paweł II, Pastores dabo vobis, 12). Nasza ewangelizacja okaże się wówczas
bardziej skuteczna, zwłaszcza jeśli będziemy stale mieli w pamięci, że praw-
154
Bliżej Wieczernika!
dziwa „Ewangelizacja obejmuje: zwiastowanie, świadectwo, dialog i służbę, opierając
się na połączeniu trzech nierozdzielnych elementów, jakimi są: głoszenie słowa,
posługa sakramentalna i przewodzenie wiernym” („Kapłan głosiciel słowa szafarz
sakramentów i przewodnik wspólnoty w drodze do trzeciego tysiąclecia chrześcijaństwa”, Kongregacja ds. Duchowieństwa, Watykan 1999, s. 12; por. Lumen
gentium, 28).
3. Dążenie do tego, aby wypełnić posłannictwo kapłańskie z całym
poświęceniem, zobowiązuje nas do stałej czujności w stosunku do grzechu
i każdej słabości. O tym także przypomina nam Wieczernik. Niszcząca
obecność zła daje o sobie znać podczas pojmania i śmierci Jezusa. Grzech,
i to jest największe niebezpieczeństwo, prowadzi do zaciemniania wizerunku
Chrystusa w kapłanach. Świadomość istnienia słabości nie może nas ani
zniechęcać, ani zadziwiać. Przestrzegał nas o takim stanie rzeczy św. Paweł,
kiedy pisał: „Przechowujemy zaś ten skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga
była owa przeogromna moc, a nie z nas” (2 Kor 4, 7).
„Dlatego – pisze Jan Paweł II – mimo ułomności kapłanów Lud Boży nie
przestał wierzyć w moc Chrystusa działającą poprzez ich posługę. Czyż można
nie wspomnieć w tym kontekście wspaniałego świadectwa Biedaczyny z Asyżu?
Ten, który w swej pokorze nie chciał zostać kapłanem, pozostawił w testamencie
świadectwo wiary w tajemnicę Chrystusa obecnego w kapłanach, oświadczając, że
byłby gotów korzystać z ich posługi nawet wówczas, gdyby go prześladowali, i nie
zważać na ich grzech. «A czynię to – wyjaśniał – ponieważ w tym świecie nie widzę
na sposób cielesny Najwyższego Syna Bożego inaczej, jak tylko pod postacią Jego
najświętszego Ciała i najświętszej Krwi, które jedynie oni konsekrują i jedynie oni
udzielają innym» (Źródła franciszkańskie, 113)” (Jan Paweł II, List do kapłanów
na Wielki Czwartek 2000, 6).
Postawa św. Franciszka z Asyżu i tysięcy innych ludzi stanowi dla kapłanów wyzwanie, aby zabiegali o wolność od jakichkolwiek słabości. W tym
kontekście Ojciec Święty apeluje o ponowne odkrycie „daru” i „tajemnicy”,
które otrzymaliśmy w dniu święceń kapłańskich.
Jubileusz Wcielenia wskazuje nam na wewnętrzną więź istniejącą pomiędzy kapłaństwem Jezusa a tajemnicą Jego Osoby. To jedyne kapłaństwo „jest
wpisane w Jego tożsamość Wcielonego Syna, Człowieka – Boga. W relacjach między
ludzkością a Bogiem wszystko dokonuje się od tej pory przez Chrystusa: «Nikt nie
przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przeze Mnie» (J 14, 6). Dlatego Chrystus
jest kapłanem wiecznego i powszechnego kapłaństwa (...)” (tamże, 7).
155
Przez krzyż i Święte Triduum do Zmartwychwstania
Wskutek tego zasadniczej zmianie uległo kapłaństwo w samej swojej istocie.
Podobnie też stało się z ofiarą, gdyż „na Golgocie Chrystus uczynił z własnego
życia ofiarę, która na wieki zachowuje swoją wartość, ofiarę «odkupieńczą», która na
zawsze otworzyła drogę do komunii z Bogiem, zerwanej przez grzech” (tamże, 8).
Chrystus stał się Kapłanem i Żertwą. Jest to fakt, który w sposób wiążący
odnosi się również do naszego kapłaństwa. A kiedy jeszcze przypomnimy
słowa Jezusa: „To czyńcie na Moją Pamiątkę!” (Łk 22, 19), lepiej zrozumiemy,
jak bardzo nasze kapłaństwo jest zrośnięte z kapłaństwem Chrystusowym.
4. Powracając do Wieczernika, warto przypomnieć i to, że Pan Jezus
przygotowuje apostołów na swoje odejście. To nie były chwile radosne.
Sam Zbawiciel widzi niepokój w ich zachowaniu i dlatego mówi: „ponieważ
to wam powiedziałem, smutek napełnił wam serca” (J 16, 6). Tak było. Ciężkie
chwile przeżywali apostołowie. Być może niektórzy z nich, pokrzepiając się,
przypomnieli sobie to, co wcześniej usłyszeli z ust Syna Bożego: „Nie zostawię
was sierotami: Przyjdę do was” (J 14, 18).
Dzisiaj jesteśmy w lepszej sytuacji, aniżeli byli wówczas apostołowie.
Perspektywa 2000 lat ma swoją jednoznaczną wymowę. Chrystus jest z nami
i będzie „przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28, 20). Niech to
usposobi nas ufnie do apelu, jaki kieruje Ojciec Święty do wszystkich kapłanów: „Bądźmy wierni «zadaniu» Wieczernika, wspaniałemu darowi Wielkiego
Czwartku. Sprawujmy zawsze świętą Eucharystię z żarliwą pobożnością. Spędzajmy
często długie chwile na adoracji Chrystusa eucharystycznego. Eucharystia niech będzie
dla nas «szkołą życia» (...). Odkryjmy na nowo nasze kapłaństwo w świetle Eucharystii” (Jan Paweł II, List do kapłanów na Wielki Czwartek 2000, 14–15).
Wpatrując się we wspaniałe dzieła malarskie przedstawiające Wieczernik,
mając w pamięci głównie obraz Leonarda da Vinci, nie łudźmy się, gdyż „tylko
święci potrafią przeniknąć mocą miłości głębię tej tajemnicy, jak gdyby wzorem Jana
opierali głowę na piersi Chrystusa (por. J 13, 25). Stajemy tu bowiem u szczytu
miłości: «umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował»” (tamże, 15).
Na tę wspinaczkę przez kapłaństwo w sposób szczególny zostaliśmy
zaproszeni. Przed nami szczyt Miłości. Niech zawsze będzie w nas miejsce
na Jezusa Chrystusa, na Jego moc. Wtedy dotrzemy na szczyt, i to nie sami,
ale razem z tymi, których Chrystus nam powierzył.
Sursum corda!
Amen!
156
Wielki Czwartek. Msza św. Krzyżma
Drohiczyn, dn. 12 kwietnia 2001 r.
Wielkim i wspaniałym darem jest kapłaństwo
Kochani Bracia i Siostry!
1. Wielki Czwartek staje przed nami z całym bogactwem tego dziedzictwa, jakie z tym dniem przed dwoma blisko tysiącami lat złączył na zawsze
Jezus Chrystus. Wielki Czwartek – mimo tak długiego dystansu czasowego
– wciąż trwa ze swoim orędziem, co więcej, jakby z każdym rokiem był nam
coraz bliższy. Taka jest bowiem natura dziedzictwa wielkoczwartkowego.
Na nie składa się wspólna wieczerza, opromieniona światłem Modlitwy
Arcykapłańskiej i uświęcona Chrystusowym pochyleniem się do ludzkich
stóp. Ustanowienie zaś sakramentów Kapłaństwa i Eucharystii jest centralnym punktem dzisiejszego wieczoru. Ale jest jeszcze coś, o czym nie
można zapomnieć: nocna modlitwa w Ogrójcu, zdrada Judasza, ucieczka
apostołów i pojmanie Jezusa, czyli początek Męki Syna Bożego. Wiele wydarzeń zbiega się, a każde z nich jest pełne treści i wyzwań skierowanych
do każdego z nas.
2. Podczas tej Najświętszej Ofiary, w której uczestniczy niemal całe prezbiterium naszej Diecezji – a nawet niektórzy kapłani pracujący poza diecezją
i poza granicami Polski, oraz przedstawiciele katolików świeckich – chcemy
w szczególny sposób dziękować Panu Bogu za dar kapłaństwa. W Liście do
kapłanów na pierwszy Wielki Czwartek trzeciego tysiąclecia Ojciec Święty
pisze: „Wielka jest doprawdy tajemnica, której szafarzami zostaliśmy ustanowieni. Jest to tajemnica bezgranicznej miłości, «bo umiłowawszy swoich na świecie, do
końca ich umiłował»” (J 13, 1); tajemnica jedności, która wypływając ze źródeł
157
Przez krzyż i Święte Triduum do Zmartwychwstania
życia trynitarnego (por. J 17), rozlewa się na nas, aby uczynić nas »jednym« mocą
daru Ducha; tajemnica Boskiej diakonii, która każe wcielonemu Słowu umywać
nogi własnych stworzeń, ukazując, że służba jest podstawą każdej prawdziwej relacji
między ludźmi: «abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem...» (J 13, 15)” (Jan
Paweł II List do kapłanów na Wielki Czwartek 2001, 1).
To wszystko, co przed chwilą słyszeliśmy i czego doświadczyliśmy w Roku
Jubileuszowym, jest dla nas wyraźną zachętą, abyśmy dalej podążali drogą,
którą ukazuje nam dzisiaj Jezus. Być może niekiedy należałoby przyśpieszyć
kroku, tego też nie powinniśmy się obawiać. Zawsze natomiast trzeba z odwagą i radością przyjmować wezwanie Pana Jezusa, skierowane do Szymona
Piotra, a przypomniane nam przez Jego Następcę: „Wypłyń na głębię – Duc
in altum! (Łk 5, 4)” (Jan Paweł II, Novo Millennio Ineunte, 1).
To zaś oznacza stałą otwartość na działanie Ducha Świętego, gotowość
do poświęceń i pełne zawierzenie Jezusowi.
3. O tym mówią nam dzisiejsze czytania Pisma Świętego. Ze szczególnym
wzruszeniem wsłuchiwaliśmy się w słowa proroka Izajasza, gdyż jednocześnie
możemy korzystać z komentarza, jaki nam daje sam Syn Boży, właśnie do
tego tekstu. „Duch Pana Boga nade mną, bo Pan mnie namaścił. Posłał mnie,
by głosić dobrą nowinę ubogim, by opatrywać razy serc złamanych, by zapowiadać
wyzwolenie jeńcom i więźniom swobodę; aby obwieszczać rok łaski u Pana...” (Iz 61,
1–2). I dalej płyną te słowa, które przedstawiają nasz program, program
kapłańskiego posługiwania. Tak do tego podchodzi Syn Boży, gdy wyjaśnia
to proroctwo w nazaretańskiej synagodze. Jego komentarz jest krótki: „Dziś
spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli” (Łk 4, 21).
Chrystusowy komentarz jest jednocześnie sprawozdaniem, gdyż On to
wszystko w pełni zachowywał, spełniał. W tym jest dla nas ważne zalecenie,
Pan Jezus ukazuje nam najbardziej wiarygodną metodę pastoralną. Nasze
nauczanie ma być równocześnie relacją z naszego postępowania. Nie może
być w Chrystusowym kapłaństwie dwutorowości.
Za św. Janem chcemy z całego serca podziękować za ten dar zaufania:
„Temu, który nas miłuje i który przez swą krew uwolnił nas od naszych grzechów,
i uczynił nas królestwem, kapłanami dla Boga i Ojca swojego, Jemu chwała i moc
na wieki wieków. Amen” (Ap 1, 5).
Ze strony naszych sióstr i braci wówczas spotkamy się ze zrozumieniem,
jak to podkreśla Izajasz: „Wy zaś będziecie nazywani kapłanami Pana, mienić was
będą sługami Boga naszego” (Iz 61, 6a). Jest pewna subtelna różnica pomiędzy
158
Wielkim i wspaniałym darem jest kapłaństwo
czasownikiem „nazywać” a „mienić się”. Pierwsze wypływa z samego faktu,
drugie powinno wyrażać osobiste przekonanie wypowiadającego to słowo.
Pierwsze otrzymujemy od Pana Boga, na drugie musimy sami zapracować.
Pan Bóg nie zapomni o nas. Mówi wyraźnie: „Oddam im nagrodę z całą wiernością i zawrę z nimi wieczyste przymierze” (Iz 61, 8b).
Wielkim i wspaniałym darem jest kapłaństwo. Jest ono także twardym
zobowiązaniem.
4. Dzisiaj chcemy zastanowić się także nad tym, w jakiej mierze to zobowiązanie staramy się wypełniać! Innymi słowy to właśnie „skłania nas do
refleksji nad naszym «byciem», a zwłaszcza nad naszym dążeniem do świętości”
– pisze Jan Paweł II (Jan Paweł II, List do kapłanów na Wielki Czwartek
2001, 5). Rozwijając tę myśl, Papież zauważa: „Kiedy patrzymy na Chrystusa
podczas Ostatniej Wieczerzy, gdy staje się On «chlebem łamanym» dla nas i w postawie pokornego sługi pochyla się do stóp Apostołów, czyż możemy nie doznawać
razem z Piotrem tego samego uczucia niegodności w obliczu ogromu otrzymanego
daru? «Nigdy mi nie będziesz nóg umywał» (J 13, 8). Piotr niesłusznie odrzucił
gest Chrystusa, słusznie jednak czuł się niegodny. Ważne jest, abyśmy odczuli
w tym dniu, który w szczególny sposób jest dniem miłości, że łaska kapłaństwa jest
przeobfitym darem miłosierdzia.
Miłosierdziem jest całkowita bezinteresowność, z jaką Bóg nas wybrał: «Nie
wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem» (J 15, 16).
Miłosierdziem jest wyrozumiałość, z jaką nas wzywa, byśmy działali jako Jego
przedstawiciele, choć wie, że jesteśmy grzeszni.
Miłosierdziem jest przebaczenie, którego On nigdy nam nie odmawia, jak nie
odmówił go Piotrowi, choć on się Go wyparł. Także do nas odnosi się stwierdzenie,
że «w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż
z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia»
(Łk 15, 7)” (Jan Paweł II, List do kapłanów na Wielki Czwartek 2001, 6).
5. Nie trzeba chyba nam, kapłanom, przypominać, że z Miłosierdziem
Bożym spotykamy się najczęściej w Sakramencie Pojednania. Czas Wielkiego
Postu, rekolekcje wraz z oblężonymi konfesjonałami – mówią na ten temat
bardzo dużo. Ale jest jeszcze inny aspekt, na który zwraca uwagę Ojciec
Święty. Zastanawia się nad tym, czy my uważamy „Sakrament Pojednania
jako podstawowe narzędzie naszego uświęcenia [...]. W tym świętym dniu prośmy
Chrystusa, aby pomógł nam odkryć w pełni – dla siebie samych – piękno tego sa-
159
Przez krzyż i Święte Triduum do Zmartwychwstania
kramentu. Czyż to nie sam Jezus dopomógł Piotrowi dokonać tego odkrycia? «Jeśli
cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną» (J 13, 8)” (tamże, 10–11).
Przypomnienie tego sakramentu niech będzie dla nas zachętą, abyśmy
do tego źródła łask nawoływali wszystkich i żebyśmy z pokorą sami z niego
owocnie korzystali. Każdemu z nas potrzeba nowych sił, życie bowiem stawia
coraz większe wymagania. Chrystus jednak nie pozostawia nas samych, jest
zawsze z każdym kapłanem i w każdej sytuacji.
6. Ukochani Bracia w kapłaństwie, w ten Święty Dzień pragnę najpierw
wyrazić szczerą wdzięczność za wszelki trud poniesiony dla Królestwa Bożego. Wiąże się on z samą istotą naszego powołania, niemniej jednak wiele
zależy od osobistego zaangażowania. Niech Jezus Chrystus – Najwyższy
Kapłan, wynagrodzi wszelkie poświęcenie.
Z serca też przekazuję braterskie życzenia. Tymi życzeniami obejmuję
wszystkich naszych kapłanów, najpierw starszych wiekiem i chorych, potem
tych, którzy przebywają z dala od Ojczyzny i od diecezji, a następnie Was
wszystkich, którzy jesteście dzisiaj tutaj zgromadzeni. Nie zapominajmy
o tych, którzy z różnych względów pozostali w parafiach.
W modlitwie pamiętajmy o tych, którzy od ubiegłorocznego Wielkiego
Czwartku odeszli do Pana, a są to księża: Wincenty, Piotr i Ryszard. Niech
Boże miłosierdzie nie opuszcza i tych naszych braci kapłanów, którzy pozostawili drogę wskazaną przez Syna Bożego w Wieczerniku.
Ufajmy, że Jego łaska zwycięży. To zwycięstwo będzie widoczne również
w nowych powołaniach, na które oczekujemy z tęsknotą i miłością.
Te wszystkie życzenia i nadzieje zawierzam Najświętszej Maryi Pannie
– Matce Kościoła, Patronce naszej Diecezji. Niech Ona opiekuje się każdym
z nas. Niech sprawia, aby nasze serca były tak mocno zjednoczone z Sercem
Jezusa, jak to ma miejsce w miłości Matki do Syna i Syna do Matki.
Wielki Czwartek. Msza św. Krzyżma
Drohiczyn, dn. 28 marca 2002
Wielki Czwartek jest dniem,
w którym nasze myślenie i działanie prowadzi
nas w duchu wdzięczności do Syna Bożego
Bracia i Siostry w Chrystusie!
1. Dość często w naszych modlitwach wołamy za Psalmistą: „Dziękujcie
Panu, bo jest dobry, bo Jego łaska trwa na wieki” (Ps 118[117], 1). Chcemy dziękować Stwórcy słowami, które podpowiadają nam Psalmy i pozostałe Księgi
Pisma Świętego. Do wyrażania wdzięczności zachęca nas nasze serce, gdyż
na każdym kroku spotykamy się z Bożymi dobrodziejstwami. Dziękujemy
za stworzenie świata i dar życia, za stałą opiekę nad nami, nad Kościołem
i Ojczyzną.
Wielki Czwartek przypomina nam jeszcze o innych wydarzeniach, które
winny zachęcać nas do wdzięczności. Mówi bowiem o dwóch niesłychanie
wielkich darach: o Eucharystii i Kapłaństwie. Oba te dary są ze sobą złączone. Oba też są wyrazem szczególnej miłości Jezusa Chrystusa względem
każdego z nas, względem wszystkich ochrzczonych.
2. W sposób wyjątkowy do tej wdzięczności czujemy się wezwani my
– kapłani. To prawda, każdego dnia pamiętamy o tym, że to nie my wybraliśmy Jezusa, ale zostaliśmy przez Niego wybrani (por. J 15, 16).
Wielki Czwartek jest jednak tym dniem, kiedy całe nasze myślenie
i działanie prowadzi nas w duchu wdzięczności do Syna Bożego, którego
obecność w Eucharystii, możliwa dzięki kapłańskiej posłudze, stanowi dla nas
161
Przez krzyż i Święte Triduum do Zmartwychwstania
centrum życia. Pisze o tym Jan Paweł II w Liście do kapłanów, skierowanym
na dzień dzisiejszy: „Z darem wyjątkowej obecności, którą Jezus wciąż odnawia
w akcie największej ofiary i czyni się pokarmem dla nas, właśnie podczas ostatniej
Wieczerzy związał szczególne posłannictwo Apostołów i ich następców. Od tamtej
chwili być Apostołem Chrystusa, jak to jest w przypadku biskupów i prezbiterów,
którzy uczestniczą w ich misji, oznacza być uprawnionym do działania in persona
Christi Capitis. Wypełnia się to w sposób doskonały za każdym razem, gdy celebruje
się ucztę ofiarną Ciała i Krwi naszego Pana. Wówczas kapłan niemal użycza swego
oblicza i głosu: «to czyńcie na moją pamiątkę» (Łk 22, 19)” (Jan Paweł II, List
do kapłanów na Wielki Czwartek 2002, 1).
A skoro tak jest, to nic dziwnego, że całym naszym jestestwem pragniemy
podziękować Jezusowi Chrystusowi za tak wielkie dary, za tyle przejawów
zaufania, które nam okazuje. To nas zachęca, abyśmy naśladowali pierwszą wspólnotę chrześcijańską i „Codziennie trwali jednomyślnie w świątyni...
Wielbili Boga” (Dz 2, 46, 47) w bojaźni ducha i z miłością. Wiemy, Komu
zawierzyliśmy. „Temu, który nas miłuje i który przez swą krew uwolnił nas od
naszych grzechów, i uczynił nas królestwem, kapłanami dla Boga i Ojca swojego...”
(Ap 1, 5). Chrystus uwolnił i nadal uwalnia nas od grzechów. Darzy nas
wolnością dzieci Bożych, wprowadza do szczęścia wiecznego. O tym nam
zapominać nie można.
3. Ufnej i radosnej wdzięczności przeszkadzać może jedynie grzech.
Jan Paweł II tak pisze: „Rozmyślając z radością nad tym darem (kapłaństwa
i Eucharystii), chciałbym w tym roku zatrzymać się wraz z Wami na tym wymiarze
naszej misji, na który już w zeszłym roku, z tej samej okazji zwróciłem Waszą
uwagę. Uważam bowiem, że zasługuje on na jeszcze większe zgłębienie. Myślę tutaj o misji, jaką Pan nam powierzył, abyśmy reprezentowali Go nie tylko podczas
Ofiary eucharystycznej, lecz także w Sakramencie Pojednania. Sakramenty te łączy
głęboka więź. Eucharystia, szczyt ekonomii sakramentalnej, jest też jej źródłem:
wszystkie sakramenty w pewnym sensie z niej wypływają i do niej prowadzą. Dotyczy to w sposób szczególny sakramentu, który został naznaczony jako »skuteczny
znak« przebaczenia od Boga, który powtórnie przyjmuje w swe ramiona skruszonego
grzesznika” (tamże, 2). A nieco dalej Następca św. Piotra zwraca się do kapłanów z konkretnym poleceniem: „Przypominając o tej prawdzie, pragnę Was,
drodzy Bracia w Kapłaństwie, gorąco zaprosić – jak to już uczyniłem w minionym
roku – abyście sami odkrywali i pomagali innym odkrywać piękno Sakramentu
Pojednania” (tamże, 3). Co więcej: „Z radością i nadzieją odkryjmy na nowo ten
162
Wielki Czwartek jest dniem, w którym nasze myślenie i działanie prowadzi nas...
sakrament. Przeżywajmy go przede wszystkim dla nas samych jako głęboką potrzebę
i jako nieustannie przeżywaną łaskę, aby nasze kroczenie ku świętości i nasze posłannictwo dokonywało się z nową energią i nowym zapałem. Jednocześnie starajmy
się być prawdziwymi sługami miłosierdzia” (tamże, 4).
4. Dobiegł już końca okres Wielkiego Postu. Od czasu do czasu powracamy do tegorocznych rekolekcji, dzieląc się wrażeniami i jakąś oceną. Pytamy
i mówimy o rekolekcjonistach, o naukach i nabożeństwach. Papież pragnie,
aby w tych naszych rozmowach nie zabrakło miejsca na spowiedź, na którą
my patrzymy od strony spowiednika i spowiadającego się. Jesteśmy w tej
wyjątkowej sytuacji, że znajdujemy się po obu stronach kratki konfesjonału.
Jest to wyjątkowy przywilej kapłana.
W tegorocznym Liście Ojciec Święty wychodzi naprzeciw naszym pytaniom, z którymi się spotykamy jako penitenci i jako spowiednicy. Wskazuje
nam na Syna Bożego i celnika Zacheusza. „Opowiadanie, jak wiemy, przedstawia
spotkanie pomiędzy Jezusem i Zacheuszem prawie jako wydarzenie przypadkowe...
Nic jednak, co pochodzi od Boga, nie jest dziełem przypadku. Żyjąc w czasach,
w których rzeczywistość duszpasterska jest tak zróżnicowana, możemy czasami
zniechęcać się lub tracić motywację przez fakt, iż wielu chrześcijan nie tylko nie
przykłada należytej wagi do życia sakramentalnego, ale też często, kiedy przystępują
oni do sakramentów, czynią to w sposób powierzchowny” (tamże, 5).
Przykładem takiej postawy jest właśnie Zacheusz, który jakby dla samej ciekawości wychodzi naprzeciw Chrystusowi. Nie myśli o zbliżeniu się,
pragnie jedynie spojrzeć na Tego, o którym tak wiele mówiono. My jako
spowiednicy dobrze wiemy, że różne są poziomy w zakresie przygotowania
się do Sakramentu Pojednania. Są penitenci bardzo dobrze usposobieni, ale
też zdarzają się i tacy, którzy nie całkiem wiedzą, po co przyszli. Nie powinno
to nas przestraszać ani zniechęcać.
Tak do tego podchodzi Jan Paweł II: „W każdej spowiedzi możemy zatem
spotykać najbardziej różnorodne typy osób. Jednej rzeczy powinniśmy być pewni:
jeszcze przed naszym wezwaniem, a potem przed naszymi sakramentalnymi słowami, bracia, którzy proszą o naszą posługę, już są objęci miłosierdziem, które
działa w ich sercach. Dałby Bóg, byśmy przez nasze słowo i pasterskiego ducha byli
zawsze oddani każdemu człowiekowi, zdolni do zrozumienia jego problemów i do
towarzyszenia mu z wyczuciem w jego wędrówce, przekazując mu ufność w dobroć
Bożą i stając się pośrednikami miłosierdzia, które go obejmuje i miłości, która go
ocala” (tamże, 6).
163
Przez krzyż i Święte Triduum do Zmartwychwstania
5. Nigdy więc nam, kapłanom, nie wolno zapomnieć, że „Szafarz Sakramentu Pojednania, który wobec grzesznika jest wcieleniem oblicza Dobrego
Pasterza, winien w jednakowym stopniu wyrażać uprzedzające miłosierdzie, jak
też uzdrawiające i kojące przebaczenie” (tamże, 8). Nie znaczy to, że możemy
zapominać o niebezpieczeństwie rygoryzmu i powierzchowności, ale
właśnie nasza pamięć o tym, że jesteśmy również penitentami, powinna
nam stale podpowiadać, co mamy robić, aby uniknąć jednego i drugiego
zagrożenia.
Sami więc często korzystajmy z Sakramentu Pojednania, aby nasza
więź z Chrystusem wciąż umacniała się i przeradzała w duchową zażyłość,
prowadząc ku pełnemu zawierzeniu i miłości, a wtedy nie będziemy zaniedbywali posługi konfesjonału. Znajdziemy w sobie dość siły, aby do każdej
spowiedzi przygotować się duchowo, zwłaszcza przez adorację i modlitwę
do Ducha Świętego. Nie można zapominać również o dalszym przygotowaniu. Dobra znajomość Pisma Świętego, teologii, i ogólna wrażliwość na
drugiego człowieka są niezbędne, abyśmy ze spokojnym sumieniem mogli
podążać do konfesjonału.
6. Kochani Bracia Kapłani, w pierwszym dzisiejszym czytaniu Izajasz
mówi do rodaków: „Pan mnie namaścił..., aby obwieszczać rok łaski...” (Iz 61,
1–2). A Ewangelia, podejmując ten sam wątek, wskazuje na Osobę Jezusa
Chrystusa, gdyż to na Nim „Duch Pański spoczywa...” (Łk 4, 19). Dzięki tej
obecności uciśnieni odchodzą wolni. Synowi Bożemu zawdzięczamy, że to,
co było znakiem albo figurą, stało się rzeczywistością dostępną dla wszystkich, którzy uwierzą Chrystusowi. Pełne nadziei są bowiem słowa kończące
ten Łukaszowy przekaz: „Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli”
(Łk 4, 21). Jeszcze piękniejsze jest to, że zawsze wtedy, kiedy udzielamy rozgrzeszenia albo je przyjmujemy, spełniają się słowa Pisma o przebaczeniu
i pojednaniu!
Ukochani Bracia i Siostry! Dziękuję Wam za uczestnictwo w tej Najświętszej Ofierze i zachęcam Was, wszystkich tu obecnych, do serdecznej modlitwy
w intencji spowiedników i Sakramentu Pojednania, aby na nas wszystkich
„spełniły się (...) słowa Pisma”, abyśmy wszyscy z czystym sumieniem mogli
pozdrowić Zmartwychwstałego Jezusa w wielkanocny poranek.
Amen.
164
Wielki Czwartek. Msza św. Krzyżma
Drohiczyn, dn. 8 kwietnia 2004 r.
W eucharystycznym i kapłańskim zdumieniu
Drodzy Bracia w kapłaństwie!
Drodzy Bracia i Siostry!
1. Pozwólcie, że zaraz na początku przytoczę słowa Ojca Świętego
z Listu do kapłanów rozesłanego na dzień dzisiejszy. Jan Paweł II wyznaje:
„Najpierw myślę o Was, którzy gromadzicie się w katedrach Waszych diecezji wokół
poszczególnych biskupów, aby odnowić przyrzeczenia kapłańskie. Ta wymowna ceremonia ma miejsce przed błogosławieństwem olejów świętych, a zwłaszcza Krzyżma,
i dobrze wpisuje się w celebrację, która ukazuje obraz Kościoła ludu kapłańskiego
uświęconego przez sakramenty i posłanego, aby szerzyć w świecie miłą woń Chrystusa
Zbawiciela” (por. 2 Kor 2, 14–16).
Z radością i wdzięcznością przyjmujemy to zapewnienie o bliskości wyrażone przez Następcę św. Piotra. W dalszej części swego listu pisze: „Gdy
zapada wieczór, widzę Was wchodzących do Wieczernika, aby rozpocząć Triduum
Paschalne. To właśnie do tej «sali na górze» (Łk 22, 12) Jezus zaprasza nas na nowo
w każdy Wielki Czwartek i właśnie tam szczególnie pragnę spotkać się z Wami,
umiłowani Bracia w Kapłaństwie. Podczas Ostatniej Wieczerzy zostaliśmy zrodzeni
jako kapłani: oto dlaczego pięknie i słusznie jest spotkać się w Wieczerniku, obejmując pełną wdzięczności myślą zaszczytną misję, która nas łączy”.
2. W dniu dzisiejszym poranek zbiega się z wieczorem, tworząc wyjątkową jedność. Postrzegamy ją w sakramencie Kapłaństwa i Eucharystii. Nie
ma Eucharystii bez Kapłaństwa i nie ma Chrystusowego Kapłaństwa bez
Eucharystii, gdyż „Zostaliśmy zrodzeni z Eucharystii”. Sami tą rzeczywistością
165
Przez krzyż i Święte Triduum do Zmartwychwstania
czujemy się zaskoczeni, ale nie możemy o niej zapominać, gdyż to ona posiada
wymiar tajemnicy wiary. Eucharystia jest tajemnicą wiary i tajemnicą wiary jest
kapłaństwo. Nie zawsze mamy czas, aby nad tym się zastanawiać. Niekiedy
gubimy się w licznych obowiązkach tak, iż polecenie Jezusa Chrystusa: „To
czyńcie na Moją pamiątkę”, pozostaje jakby we mgle.
A tymczasem Syn Boży wypowiedział to polecenie w bezpośrednim sąsiedztwie słów konsekracji, abyśmy w pełni byli świadomi, kto nas wybrał, kto nas
powołał i kto nas prowadzi. Już prorok Izajasz to zapowiadał: „Wy zaś będziecie
nazywani kapłanami Pana, mienić was będą sługami Boga naszego” (Iz 61, 6a).
Czci i uwielbienia domaga się św. Jan Apostoł względem Tego, który nas
„uczynił... królestwem, kapłanami dla Boga i Ojca swojego” (Ap 1, 5).
3. Wszystkich nas do kapłaństwa i w kapłaństwie prowadzi Jezus Chrystus,
Ten, który sprawia, że to, co było zapowiadane przez proroków, może się
wypełniać. I dlatego to Chrystusowe „dziś” (por. Łk 4, 21) ma taką szczególną
moc, trwa do naszych czasów, będzie trwało wiecznie.
Drodzy Bracia w kapłaństwie,
nasza misja polega na tym, aby każde dziś było przepojone Panem
Bogiem, aby Stwórca był obecny w każdym dzisiaj, czyli w każdym życiu,
w każdej cywilizacji, w każdym dziele.
To z tego względu otrzymaliśmy Słowo, sakramenty święte, aby nasze kapłaństwo mogło być skuteczne i przynosić owoce. W świetle tego lepiej widzimy
sens tej porannej Eucharystii, kiedy to odbywa się także obrzęd święcenia olei.
One zaś są potrzebne, aby nie zabrakło nam materii, tego wyraźnego znaku
potrzebnego w życiu religijnym, w budowaniu wspólnoty Ludu Bożego.
4. Nasze powołanie i nasza misja, o czym zapominać nam nie można
i nie godzi się, jest przecież darem ze względu na ten lud, który pragnie jednoczyć się z Jezusem Chrystusem, oczekując od nas dobrego, przekonującego
i czytelnego przykładu. Jan Paweł II przypomina: „...bardziej niż jakakolwiek
inicjatywa duszpasterska, konieczna jest nasza osobista wierność. W istocie liczy się
nasze przylgnięcie do Chrystusa: miłość, jaką żywimy do Eucharystii; żarliwość,
z jaki ją celebrujemy; nabożeństwo, z jakim ją adorujemy; gorliwość, z jaką ją
rozdajemy braciom, w szczególności chorym”.
Z racji wyjątkowej bliskości ołtarza, a w konsekwencji – tajemnicy wiary
– na czujną opiekę duszpasterską zasługują ministranci, a obok nich schola,
166
W eucharystycznym i kapłańskim zdumieniu
chór parafialny, orszak procesyjny; a więc ci wszyscy, którzy wspomagają
kapłanów w sprawowaniu świętych obrzędów. Nie żałujmy im czasu, zapewniając dobrą formację duchową i funkcyjną, aby mogli świadomie i spokojnie
uczestniczyć w Liturgii, przychodząc nam i wszystkim obecnym z pomocą,
dzieląc się świadectwem swojej wiary i miłości do Jezusa Chrystusa.
W Wielki Czwartek pragniemy również pamiętać o całym ludzie Bożym,
zwłaszcza gdy wspomnimy gest mycia nóg. Nikt tak jak Jezus Chrystus nie
ukazuje wielkości człowieka odrodzonego i odnowionego. Takim się on staje
poprzez uczestnictwo w słuchaniu Słowa Bożego, korzystanie z sakramentów
świętych i udział w budowaniu wspólnoty wierzących. A w tym wszystkim
jest i powinien być obecny kapłan posłany przez Jezusa do wszystkich ludzi
i do każdego człowieka z osobna.
5. „Wasza szczególna misja w Kościele – pisze Papież – wymaga, abyście byli
«przyjaciółmi Jezusa Chrystusa», wytrwale kontemplującymi Jego oblicze i uczącymi
się pokornie w szkole Najświętszej Maryi Panny”.
W dniu dzisiejszym, w to święto kapłaństwa – życzę Wam, Drodzy
Kapłani Diecezji Drohiczyńskiej, aby przytoczone przed chwilą papieskie
słowa spełniały się w Waszym życiu i w Waszym posługiwaniu. I o to się
modlę każdego dnia.
I jednocześnie chcę Wam, Kochani Bracia Kapłani, podziękować za
Wasz trud i poświęcenie tak w okresie tego Wielkiego Postu, jak i przez cały
rok, a już szczególnie za przygotowanie parafii na przyjęcie Obrazu Jezusa
Miłosiernego i na owocne przeżycie czasu Miłosierdzia.
Słowa wdzięczności kieruję do kapłanów schorowanych i starszych,
dziękując za dar cierpienia i częstej modlitwy. Cieszy nas obecność sporej
grupy kapłanów uczestniczących po raz pierwszy w tych obrzędach. Duchowo zjednoczeni jesteśmy z naszymi braćmi w kapłaństwie, którym wypadło
przebywać i pracować poza Diecezją, poza Polską. Nie możemy zapomnieć
o tych naszych kapłanach, którzy w ciągu minionego roku odeszli z tego
świata i dzisiaj misterium Wieczernika przeżywają w Królestwie Niebieskim.
A są to: ksiądz prałat Michał Badowski, ks. Wacław Misiewicz i ks. kanonik
Jan Chlebek. Niech Chrystus Miłosierny przygarnie ich do swego serca.
Niech wszystkich nas w szczególną opiekę weźmie Maryja, Matka Kościoła i Matka Chrystusa Najwyższego Kapłana.
Amen.
167
II Niedziela Wielkanocna – Niedziela Miłosierdzia Bożego.
Zakończenie peregrynacji obrazu Chrystusa Miłosiernego
w Diecezji Drohiczyńskiej
Sokołów Podlaski, dn. 18 kwietnia 2004 r.
„Dziękujmy Panu, bo jest miłosierny”
Drodzy Bracia i Siostry!
1. „Wiele znaków i cudów działo się” – słyszeliśmy przed chwilą w nawiązaniu do pierwszych wieków chrześcijaństwa. A w konsekwencji, jak podkreślają Dzieje Apostolskie, „Coraz bardziej też rosła liczba mężczyzn i kobiet,
przyjmujących wiarę w Pana”.
„Wiele znaków i cudów działo się” – słowa pochodzące z Dziejów Apostolskich mówią o pierwszych wiekach chrześcijaństwa, ale też mają swoje
pełne odniesienie do naszych przeżyć. Przed dwudziestoma wiekami Pan Jezus
przybył na ziemię, aby odbudować więź pomiędzy stworzeniem i Stwórcą,
żeby dokonać naszego Odkupienia; natomiast siedemdziesiąt lat temu przybył
na polską ziemię do św. siostry Faustyny, aby o tym wszystkim przypomnieć
i żeby kolejny raz skierować do nas te same słowa, które ongiś wypowiedział
do św. Tomasza Apostoła: „Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś
rękę i włóż ją do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym”.
Poczynając od uroczystości Podwyższenia Drzewa Krzyża Świętego, aż
do dzisiejszego dnia Jezus Chrystus w tym cudownym Wizerunku przemierzał
nasze wioski i miasta. Zatrzymywał się w kościołach i kaplicach, a nierzadko
na zwyczajnej drodze. Aż przeszedł całą Diecezję. A wszędzie, jesteśmy tego
pewni, dawał się słyszeć Jego głos, Jego prośba, kierowana również do nas za
pośrednictwem Siostry Faustyny: „Dziecię Moje, łącz się ściśle w czasie Ofiary
ze Mną i ofiaruj Ojcu Niebieskiemu Krew i Rany Moje na przebłaganie za grzechy
168
Dziękujmy Panu, bo jest miłosierny
miasta tego. Powtarzaj to bez przestanku przez całą Mszę św.” (Dzienniczek, 39).
„Za grzechy miasta”, za grzechy wasze, za nasze grzechy.
2. Spotkanie z Jezusem Miłosiernym
Nadszedł czas naszego podziękowania Panu Jezusowi za wszystko, co
czyni dla nas, ale w sposób szczególny za przypomnienie Tajemnicy Miłosierdzia Bożego, za przybycie najpierw do naszej Rodaczki przed laty, a w ciągu
tego roku – do wszystkich naszych diecezjan.
Pragniemy dziękować razem ze wszystkimi chorymi i słabymi, z radosnymi i zniechęconymi, z posiadającymi pracę i bezrobotnymi, z młodzieżą
i dziećmi. Chcemy wyrażać naszą wdzięczność z tymi, którzy w tym świętym czasie nawiedzenia odnaleźli drogę do przebitego boku Jezusa; chcemy
dziękować za każde nawrócenie, za każdą duchową odnowę. To właśnie
w dniach nawiedzenia staraliśmy się pamiętać o tym, co mówił Pan Jezus do
swojej Sekretarki: „Powiedz duszom, aby nie stawiały tamy Memu miłosierdziu
we własnym sercu, które tak bardzo pragnie w nich działać. Pracuje Moje miłosierdzie we wszystkich sercach, które Mu otwierają swoje drzwi, jak grzesznik tak
i sprawiedliwy potrzebuje (148) Mojego miłosierdzia. Nawrócenie i wytrwanie jest
łaską Mojego miłosierdzia” (Dzienniczek, 1577).
Dzisiaj trudno byłoby nam odpowiedzieć na pytanie, jakże wielu spośród
nas skorzystało z powyższego zaproszenia? Jak wielu nadal korzysta? Jak
wielu będzie korzystało? Wydaje się, iż ci, którzy tego doświadczyli, wiedzą
najlepiej. Dziękujmy więc wszyscy razem za te dary Bożego Miłosierdzia,
a dziękując, otwierajmy coraz szerzej serca i sumienia na promienie Chrystusowych łask!
O jednym nie możemy zapomnieć, na co zresztą sam Pan Jezus położył
wyjątkowy nacisk, mówiąc: „Łaski z Mojego miłosierdzia czerpie się jednym
naczyniem, a nim jest – ufność. Im dusza więcej zaufa, tym więcej otrzyma. Wielką
Mi są pociechą dusze o bezgranicznej ufności, bo w takie dusze przelewam wszystkie
skarby Swych łask. Cieszę się, że żądają wiele i to bardzo wiele. Smucę się natomiast,
jeżeli dusze żądają mało, zacieśniając swe serca” (Dzienniczek, 1578).
Jakże te słowa Chrystusowe różnią się od tego, z czym się spotykamy niemal codziennie. Wszyscy bowiem nawołują nas do poświęceń, oszczędności,
ograniczania wymagań – a inne miary stosują do siebie samych. Zbawiciel
postępuje inaczej. On się smuci, gdy prosimy o zbyt mało! Czyż nie powinno
nas to jeszcze bardziej nakłonić do zawierzenia Miłosierdziu Bożemu? Czyż
nie powinno umacniać naszej ufności i to nie tylko wtedy, kiedy doskwiera
169
Przez krzyż i Święte Triduum do Zmartwychwstania
nam głód albo niedostatek, agresja czy choroba. Jezu, ufam Tobie! Niech na
trwałe zapisze się w naszym słownictwie, w naszych modlitwach!
3. Spotkanie z każdym z osobna
Jesteśmy świadomi, jak bardzo potrzebują Miłosierdzia Bożego nie
tylko jednostki, ale nasze rodziny, nawet nasza Ojczyzna i cały świat. I dlatego Chrystus zaprasza nas do współpracy. Jej przykład znajdujemy w życiu
św. Faustyny. „Dusze wybrane – mówi Jezus – są w Moim ręku światłami, które
rzucam w ciemność świata i oświecam go. Jak gwiazdy oświecają noc, tak dusze wybrane
oświecają ziemię, a im dusza doskonalsza, tym większe światło roztacza wokoło siebie
i dalej sięga; może być ukryta i nieznana nawet najbliższym, a jednak jej świętość
odbija się w duszach na najodleglejszych krańcach świata” (Dzienniczek, 1601).
Zatroskanie Jezusa duszami ludzkimi jest przeogromne. Widzimy to
w zaproszeniu, jakie skierował do swojej Powiernicy w uroczystość Zwiastowania Pańskiego 1938 roku: „Córko Moja, pomóż mi zbawić grzeszników”
(Dzienniczek, 1645). Tak, my wszyscy jesteśmy zaproszeni, aby pomagać
w zbawianiu grzeszników, nie zapominając o nas samych, o naszym otoczeniu. Tymczasem najczęściej spotykamy się z sędziami, z opiniodawcami,
z krytykami. A przecież najważniejsza jest nasza pomoc, nasze uczestnictwo
w zbawianiu grzeszników.
Już sama dzisiejsza uroczystość daje nam przeróżne możliwości uczestniczenia w nawracaniu grzeszników. Każdy, kto w niedzielę dzisiejszą przyjmie
Komunię św., „dostąpi zupełnego odpuszczenia win i kar” (Dzienniczek, 699). Syn
Boży zalecił odmawianie Koronki do Miłosierdzia Bożego: „O, jak wielkich
łask udzielę duszom, które odmawiać będą tę koronkę” (Dzienniczek, 848). To
„Przez nią uprosisz wszystko, jeżeli to, o co prosisz, będzie zgodne z wolą Moją”
(Dzienniczek, 1731).
Mamy modlitwę, słowo i czyn. Ileż to osób czeka na dobre słowo, słowo
pokrzepienia! Iluż to ludzi czeka na czyn miłosierdzia. Twarde są serca ludzi
rządzących we współczesnym świecie. Nawet prawo ułożyli takie, aby zabezpieczało ich przed sprawiedliwością. W naszych czasach jak nigdy przedtem
potrzebna jest „wyobraźnia miłosierdzia”, ludzka wrażliwość.
4. Spotkanie w rodzinach
Takiej wrażliwości potrzebuje współczesna rodzina, która znalazła
się w wyjątkowo groźnym położeniu. Ustawodawstwo cywilne osłabia jej
trwałość. Została pozbawiona słusznych i niezbędnych wsparć material-
170
Dziękujmy Panu, bo jest miłosierny
nych. Zmierza się do skłócenia żony z mężem, a matki z ojcem, zwłaszcza
poprzez lansowanie w niektórych środkach przekazu „swoistej walki klas”
w łonie rodziny. Taką metodą zniszczono solidarność międzyludzką, narażając wiele grup społecznych na trwałe konflikty, i z tą metodą niektórzy
kierują się ku rodzinie.
Nagłaśnianie i przewrotne wspomaganie różnego rodzaju namiastek czy
sztucznych tworów, którym przyznaje się status rodziny, dodatkowo może
zniechęcać normalnego człowieka do jej założenia! Dzieciom nie pozwala się
przychodzić na świat w zwyczajnej rodzinie, ale zezwala się nimi posługiwać
dla usatysfakcjonowania zmysłów jednostek. A dla jeszcze większego zmylenia
człowieka tworzy się instytucje, które poprzez nazwę mają budzić zaufanie,
bo przecież jest rzecznik do równego statusu kobiet, rzecznik praw dziecka.
Ale co oni robią? Czy bronią każdego życia? Czy troszczą się, aby każde życie
mogło ujrzeć świat? Czy zabiegają o pomoc dla matek, i to tych w rodzinie?
Niestety, często zmusza się małżeństwo do separacji tylko po to, aby można
było otrzymać jakąś zapomogę! Któż mógł wymyślić coś podobnego? Rosyjski pisarz, Bułhakow, mówi o takich ludziach, że nawet diabła są w stanie
przechytrzyć! Dla większego zła! Miejmy nadzieję, że tylko do czasu!
Święta Faustyna nocą z 24 na 25 grudnia 1934 roku, czekając na Pasterkę, pisze, że „Od godziny dziewiątej do godziny dziesiątej odprawiłam adorację
w intencji rodziców i całej rodziny” (Dzienniczek, 346).
Niech nasze modlitwy, słowa i czyny, przepełnione Miłosierdziem,
stają się tym darem, który zobowiązujemy się ofiarować w intencji naszych
rodzin. One takiej pomocy wyjątkowo potrzebują! Pamiętajmy o wszystkich
rodzinach, bo współczesna rodzina ciężko niedomaga.
5. Spotkanie w naszej Ojczyźnie
Dzisiaj nie możemy zapomnieć o modlitwach do Miłosierdzia Bożego
także w intencji naszej Ojczyzny. Im kto jest bardziej chory, im kto jest słabszy,
tym większego potrzebuje wsparcia. Polska jest wyjątkowo słaba, nie jako
naród, ale jako państwo. Widzimy bowiem skompromitowanych ludzi, którzy
wciąż trzymają się stanowisk, a to dzięki temu, że nasze ustawodawstwo nie
służy rozwojowi państwa, ale zabezpieczaniu łupów i urzędów. Jest w tym
coś odrażającego, ale trudno nie dostrzegać cynizmu tych, którzy zajmując
najwyższe stanowiska, przyłapani na gorącym uczynku, powołują się na jedno,
że działali zgodnie z prawem. Nikt nie może dać gorszej recenzji polskiemu
prawu, jak tego rodzaju wystąpienia.
171
Przez krzyż i Święte Triduum do Zmartwychwstania
Święta Faustyna pisze: „Często się modlę za Polskę, ale widzę wielkie zagniewanie Boże na nią, iż jest niewdzięczna. Całą duszę wytężam, aby ją bronić. Nieustannie
przypominam Bogu Jego obietnice miłosierdzia. Kiedy widzę Jego zagniewanie, rzucam
się z ufnością w przepaść miłosierdzia i w nim zanurzam całą Polskę, a wtenczas
nie może użyć Swej sprawiedliwości. Ojczyzno moja, ile ty mnie kosztujesz. Nie ma
dnia, w którym bym się nie modliła za ciebie” (Dzienniczek, 1188).
Z jednej strony mamy świadectwo osoby świętej, a z drugiej – całą naszą
porażającą rzeczywistość, na którą się składają: straszliwe zakłamanie, kradzież
mienia publicznego i przekupstwo, ośmieszanie ustawodawstwa perfidnym
posługiwaniem się nim, cynizm w odniesieniu do wszystkich współobywateli, gdzie coraz więcej jest bezrobotnych, krzywdzonych, wydziedziczanych.
Która szala – w tym wszystkim – przeważy?
W Dzienniczku czytamy: „W pewnej chwili, kiedy się odprawiła adoracja za
naszą Ojczyznę, ból mi ścisnął duszę i zaczęłam się modlić w następujący sposób: Jezu
najmiłosierniejszy, proszę Cię przez przyczynę świętych Twoich, a szczególnie przez
przyczynę Matki Twojej najmilszej, która Cię wychowała z Dziecięctwa, błagam
Cię, błogosław Ojczyźnie mojej. Jezu, nie patrz na grzechy nasze, ale spójrz na łzy
dzieci małych, na głód i zimno, jakie cierpią. Jezu, dla tych niewiniątek, udziel mi
łaski, o którą Cię proszę dla Ojczyzny mojej. W tej chwili ujrzałam Pana Jezusa,
Który miał oczy zaszłe łzami i rzekł do mnie: – Widzisz, córko Moja, jak bardzo
Mi ich żal, wiedz o tym, że one utrzymują świat” (Dzienniczek, 286).
Czy my dostrzegamy małe dzieci i łzy Jezusowe? To są te same łzy,
które pojawiły się przy grobie Łazarza, na myśl o zniszczeniu Jerozolimy; te
same, które skrapiały Ogrójec. Podobne do tych, które wylewa Jego Matka.
„Ojczyzno moja, ile ty kosztujesz?”. Ojczyzno nasza...! Czy do nas ten fakt
dociera? O Polsko, nasza zagubiona Ojczyzno, czy wiesz, czy pamiętasz,
kto nad tobą płacze?!
6. W zmartwychwstaniu nadzieja
Bolesne są nasze doświadczenia, trudne drogi kolejnego pokolenia dają
o sobie znać. Pragniemy na to wszystko patrzeć dzisiaj przez pryzmat pustego
grobu, przez tajemnicę zmartwychwstania. Chcemy to wszystko przeżywać
w sercu przebitym na krzyżu, w sercu Jezusa Miłosiernego.
Jan Paweł II w adhortacji apostolskiej o Kościele w Europie wskazuje
nam na źródło naszej nadziei, które wytryska z tajemnicy Zmartwychwstania
i Miłosierdzia. Pisze bowiem: „W epoce prześladowań, udręki i zagubienia, dla
Kościoła czasów Autora Apokalipsy (por. Ap 1, 9) słowo, które rozbrzmiewa w tej
172
„Dziękujmy Panu, bo jest miłosierny”
wizji jest słowem nadziei: «Przestań się lękać! Jam jest Pierwszy i Ostatni, i Żyjący!
Byłem umarły, a oto jestem żyjący na wieki wieków...»” (Ecclesia in Europa, 6).
Chrystus jest z nami, jest i trwa do skończenia czasów, pełen miłosierdzia,
z nadzieją zmartwychwstania. Okres Zmartwychwstania Pańskiego wciąż
przypomina nam pusty grób i głosi pochwałę najwspanialszego zwycięstwa,
zwycięstwa, które swoją wielkością i treścią nie ma równego sobie.
Marzą się nam sukcesy, różne zwycięstwa na polu gospodarczym, kulturowym, naukowym, politycznym, sportowym czy militarnym. Wszystkie one
jednak mają w sobie zalążek końca. Wszystkim im bowiem towarzyszy ból
pokonanych czy zwyciężonych, a nierzadko też zawiść, zazdrość, upokorzenie
albo chęć odwetu. Jest tam obecne zło! Jedynie zmartwychwstanie Chrystusa
nie rodzi bólu w jakimkolwiek sercu, nie pozostawia na polu pokonanych.
Jest ono zwycięstwem życia i dobra; zwycięstwem życia nad śmiercią i dobra
nad złem! Takie zwycięstwo rodzi radość w każdym sercu, takie zwycięstwo
niesie nadzieję. Jest nią sam Jezus Chrystus, który przybywa do nas jako pełen
Miłosierdzia. Przybywa jako Ten, który bez stawiania jakichkolwiek barier
zaprasza: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja
was pokrzepię” (Mt 11, 28).
7. Nasze podziękowania i zobowiązania
Od wieków, od lat wszystkie ludy i narody idą do Ciebie, wdzięczni
za Twoje zaproszenie. I my w ciągu tych kilku minionych miesięcy szliśmy do Ciebie, szliśmy obciążeni naszymi kłopotami i utrudzeni naszym
życiem. Podążaliśmy do Ciebie we wszystkich parafiach naszej Diecezji.
Dobijaliśmy się do Twojego Miłosierdzia i szukaliśmy nadziei w Twoim
zmartwychwstaniu.
Nie sposób jest wyrazić wszystko, co czujemy i co chcielibyśmy powiedzieć. Odpowiadając na Twoje życzenia, przekazane za pośrednictwem św.
Faustyny, chcemy Cię zapewnić, że nie będziemy stawiali „tamy” Twemu
Miłosierdziu, że czerpiąc ze zdroju Miłosierdzia, nie zapomnimy nigdy o tym
naczyniu, którym jest „ufność”. Będziemy też usiłowali zawsze współdziałać
z Twoim Miłosierdziem. A to znaczy, że ciągle będziemy starali się coraz
lepiej poznawać Twoje Miłosierdzie, czytając Pismo Święte, „Dzienniczek”
Twojej Sekretarki, wspomagając prasę katolicką, katolickie programy radiowe
i telewizyjne. Będziemy starali się słuchać Radia Maryja i Radia Podlasie, ale
także je tworzyć. Będziemy oglądać Telewizję Trwam i również ją tworzyć.
Tworzyć modlitwą, słowem i czynem.
173
Przez krzyż i Święte Triduum do Zmartwychwstania
Jeszcze gorliwiej będziemy odmawiali Koronkę do Miłosierdzia Bożego, pamiętając o wszystkich potrzebujących ratunku i pomocy. Chcemy
też w ten urynkowiony świat, gdzie wciąż zabiera się przestrzeń człowieka,
a poszerza się miejsce dla przedmiotów, chcemy w ten właśnie świat wnosić
„iskrę” Twojego Miłosierdzia. Zdajemy sobie dobrze sprawę z trudności
i zagrożeń, jakie mogą pojawić się na naszej drodze, dlatego będziemy starali
się tworzyć oddziały Caritas, a więc środowiska ludzkie, które Twoją mocą
i za Twoim przykładem, o Jezu Miłosierny, będą usiłowały otwierać serca
i podawać pomocną dłoń. Niech nasza miłość ku Tobie i bliźnim stanie się
najważniejszym orężem w walce z niesprawiedliwością i krzywdą, a nasza
wiara niech staje się światłem, dzięki któremu będziemy w stanie przezwyciężyć ciemności współczesnego kłamstwa.
Twoja zaś postać, Twoje przebite serce, dłoń na nie wskazująca i prawa
ręka błogosławiąca oraz Twoja twarz – niech pozostaną na zawsze źródłem
naszej nadziei.
8. Jezu Miłosierny, przyjmij nasze podziękowania
Niech Twoje przebite Serce raduje się naszą czcią i miłością. Niech
Twoja błogosławiąca dłoń nadal unosi się nad nami wszystkimi, nad Naszą
Diecezją, nad Podlasiem, nad Polską i nad całym światem! Błogosław, o Jezu,
i miej Miłosierdzie!
A my ufamy Tobie! Ufamy!
Amen!
Wielki Czwartek. Msza św. Krzyżma
Drohiczyn, dn. 24 marca 2005 r.
Eucharystyczna wizja kapłaństwa
Drodzy Bracia w kapłaństwie!
1. Kościół powszechny zatroskany o wszystkich wierzących w Chrystusa
w dniu dzisiejszym kieruje szczególne wezwanie do kapłanów, przypominając wyjątkowy charakter Mszy Krzyżma. List Kongregacji Kultu Bożego
– „Paschalis Solemnitas”, podaje, że „Msza Krzyżma, którą biskup koncelebruje
ze swoim prezbiterium, konsekruje Krzyżmo święte i błogosławi inne oleje, jest jakby
ujawnieniem jedności prezbiterium ze swoim biskupem w jednym i tym samym kapłaństwie i w posłudze Chrystusa. Na tę Mszę św. winni być zaproszeni prezbiterzy
z różnych stron diecezji, aby koncelebrowali z biskupem jako świadkowie i współpracownicy w poświęceniu Krzyżma oraz jako pomocnicy i doradcy w codziennym
posługiwaniu” (Paschalis Solemnitas, 35).
Wsłuchując się w słowa Kościoła, pragnę bardzo gorąco pozdrowić
wszystkich naszych kapłanów: księży infułatów, prałatów, kanoników, proboszczów i wikariuszy; pozdrawiam również wikariuszy generalnych, kanclerza
i kapłanów pracujących w kurii; pozdrawiam księdza rektora oraz wychowawców i profesorów Wyższego Seminarium Duchownego; pozdrawiam
księży seniorów, emerytów i chorych; witam ks. Dariusza Giersa, pracownika
watykańskiej kurii, i pozdrawiam ks. Jerzego Cudnego, sekretarza nuncjatury
w Gwatemali; łączymy się duchowo z naszymi kapłanami, którzy pracują na
terenie Białorusi, Rosji, Turcji, Kamerunu, Brazylii, Stanów Zjednoczonych,
Kanady, Włoch i Francji; łączymy się również z kapłanami pracującymi
w ordynariacie polowym i w diecezji elbląskiej; modlę się wespół z tymi,
którzy poszukują swego miejsca, i z tymi, którzy oddalili się od kapłańskiej
175
Przez krzyż i Święte Triduum do Zmartwychwstania
misji. O Boże błogosławieństwo prosimy dla zgromadzonych tutaj alumnów
seminarium.
Wszystkich Was, Drodzy Bracia w kapłaństwie, obecnych tutaj zapraszam
do wspólnej refleksji i serdecznej modlitwy dziękczynnej, do duchowego
zjednoczenia ze wszystkimi braćmi z naszego prezbiterium diecezjalnego
i ze wszystkimi kapłanami na całym świecie, a zwłaszcza z Osobą Ojca
Świętego Jana Pawła II.
2. On to w Liście na ten Wielki Czwartek zaadresowanym do nas pisze:
„Moja myśl biegnie ku Wam, Kapłanom, podczas gdy przebywam na leczeniu i rehabilitacji w szpitalu, chory pośród chorych, jednocząc w Eucharystii moje cierpienie
z cierpieniem Chrystusa. W tym duchu pragnę rozważyć wraz z Wami niektóre
aspekty naszej kapłańskiej duchowości” (Jan Paweł II, List do kapłanów na Wielki
Czwartek 2005, 1). List ten został podpisany przez Ojca Świętego 13 marca,
a więc w trakcie szpitalnego leczenia.
Nieco wcześniej Papież przypomina, dlaczego ten Wielki Czwartek
skłania do tej wyjątkowej zadumy. „W Roku Eucharystii szczególną radość
sprawia mi doroczne, duchowe spotkanie w Wielki Czwartek, w dniu, w którym
miłość Chrystusa wyraziła się «do końca» (J 13, 1), w dniu Eucharystii, w dniu
naszego kapłaństwa” (tamże).
Jan Paweł II na samo wspomnienie Wielkiego Czwartku jakby zapomina o cierpieniu, a dzieli się radością, która płynie z tego wszystkiego, co
kapłan czyni in persona Christi. Trudno byłoby sobie wyobrazić Kościół
bez Eucharystii. A co za tym idzie, nie ma Chrystusowego Kościoła bez
kapłaństwa. A skoro tak jest, to kapłaństwo musi mieć oparcie i zaplecze
w Eucharystii; co więcej, kapłaństwo winno posiadać swoisty „kształt eucharystyczny”, postawę!
3. Pierwszą cechą tej eucharystycznej postawy kapłana jest duch wdzięczności, czyli dziękczynienia. Z Synem Bożym wypowiadamy przecież w każdej
Mszy św. słowa: „Tibi gratias agens benedixit”. „W Eucharystii Jezus dziękuje
Ojcu z nami i za nas” (tamże, 2). Nie musimy dzisiaj przypominać, jak wiele jest
przesłanek, które kierują nasze serca ku wdzięczności. Niech więc każda Msza
święta w całym swoim bogactwie będzie przesycona dziękczynieniem.
Drugą cechą eucharystycznej postawy kapłana jest pragnienie oddania się
Chrystusowi. Pan Jezus jest dla nas darem w Eucharystii, a kapłan, który tak
blisko współpracuje ze Zbawcą w przekazywaniu tego daru, jakby z natury
176
Eucharystyczna wizja kapłaństwa
rzeczy jest powołany do tego, żeby również stawać się darem, darem dla Jezusa i darem dla ludzi. W czasie Wielkiego Postu tak często wpatrywaliśmy
się w krzyż, który jest miejscem i znakiem największej ofiary, poświęcenia.
Mówi o całkowitym darowaniu się i ku takiemu zachowaniu nas prowadzi.
Nasze zaś darowanie się najpełniej wyraża się w posłuszeństwie! Papież
przypomina: „Jeśli dobrze się zastanowić, posłuszeństwo, do którego kapłan się
zobowiązał w dniu święceń i które na nowo obiecuje podczas Mszy św. krzyżma,
nabiera blasku w takim odniesieniu do Eucharystii” (tamże, 3). Odkrywając dzisiaj
posłuszeństwo – przywróćmy blask naszemu kapłaństwu! Wedle Następcy
św. Piotra życie kapłana „ma sens, jeśli potrafi on uczynić z siebie dar, oddając się
do dyspozycji wspólnoty, służąc każdemu, kto jest w potrzebie” (tamże).
Trzecia cecha eucharystycznej postawy kapłana daje o sobie znać w naszej świadomości uczestnictwa w zbawieniu, naszego istnienia zbawionego.
Chrystus oddał życie „za wielu” (por. Mk 14, 24 i inni), oddał je za ludzkie
istnienia, aby uczestnicząc w zbawczych darach, stawały się coraz doskonalsze,
czyli święte. Pamięć o tym „zobowiązuje nas do czynienia postępów na drodze
doskonałości. Świętość bowiem jest pełnym wyrazem zbawienia” (tamże, 4). Z tego
źródła wypływa cała gorliwość apostolska, misyjna i misjonarska. Każdy
z nas winien być „wszystkim dla wszystkich, żeby ocalić przynajmniej niektórych”
(1 Kor 9, 22) – jak to podkreśla św. Paweł.
4. Kolejną cechą eucharystycznej postawy kapłana, według Jana Pawła II, jest nasza pamięć o tym, co zdarzyło się przed wiekami i co dzieje
się codziennie na każdym ołtarzu świata. To wspominanie ma swoją bogatą
tradycję w Starym Testamencie, ale w Nowym otrzymało bardzo konkretne
zadanie. Chrystus Pan, mówiąc „Czyńcie to na moją pamiątkę”, zaznacza, że
nie chodzi tutaj o jakiś fakt, ale o Syna Bożego, Jego samego mamy wspominać. Mamy pamiętać o tym zawsze, kiedy pochylamy się nad postaciami,
kiedy bierzemy je w nasze dłonie, gdy wypowiadamy słowa konsekracji i gdy
wpatrujemy się w nie.
Do cech postawy eucharystycznej kapłana zaliczyć należy także szczególny sposób naszego istnienia, gdyż winno to być „istnienie konsekrowane”. Dzięki naszemu uczestnictwu w konsekracji – na ołtarzu znajduje się
„rzeczywistość w najwyższym stopniu „święta” (tamże, 6). Natomiast „My
kapłani jesteśmy celebransami, ale także i stróżami tej najświętszej tajemnicy”
(tamże). W dziejach Kościoła znajdujemy wielkie rzesze kapłanów, którzy
pamiętali o potrzebie osobistej świętości i ją osiągali, gdyż ten, kto uczest-
177
Przez krzyż i Święte Triduum do Zmartwychwstania
niczy w konsekracji chleba i wina, winien także konsekrować siebie samego,
uświęcać własne życie.
I wreszcie nie możemy zapominać, że nasza kapłańska postawa jest ukierunkowana na Osobę Jezusa Chrystusa. „Mortem Tuam annutiamus, Domine,
et Tuam resurrectionem confitemur, donec venias”. Oczekujemy przyjścia Syna
Bożego, ale nie stojąc w miejscu, tylko wzrastając w doskonałości, zbliżając
się ku Panu Jezusowi. Aż nadejdzie czas, gdy będziemy mogli wyznać za
św. Pawłem : „Dla mnie (...) żyć – to Chrystus” (Flp 1, 21).
5. Kończąc naszą wspólną refleksję opartą na treści Listu Jana Pawła II,
przypomnijmy sobie raz jeszcze cechy naszej eucharystycznej postawy: duch
wdzięczności, posłuszeństwo, czyli pełne oddanie się Chrystusowi, świadomość naszego istnienia w tajemnicy zbawienia, pamięć o obecności Chrystusa
pod postaciami, o naszej konsekracji i o stałym zbliżaniu się do Jezusa.
Z pewnością może nas ogarnąć niepokój, gdy widzimy, jak wielkie są
to wymagania. Ale Jan Paweł II wychodzi naprzeciw naszemu zatroskaniu
i kieruje nas ku Matce Najświętszej, prowadzi do Jej szkoły, abyśmy w niej
uczyli się i przyswajali sobie te wszystkie cechy. Ona jako „Niewiasta Eucharystii” (Rosarium Virginis Mariae, 53) jest najlepszą nauczycielką tego
wszystkiego, co się składa na eucharystyczną postawę kapłana. Pamiętajmy
o tym i prośmy Ją o pomoc. To nie kto inny, ale Ojciec Święty, kończąc swój
list, w nawiązaniu do święta Paschy wyznaje: „Pragnę podczas tej Wielkanocy
w Roku Eucharystii powtarzać każdemu z Was bliskie i uspokajające słowa Jezusa:
«Oto Matka twoja» (J 19, 27)” (tamże, 8).
A my, podejmując tę myśl, z nadzieją i wiarą zawierzmy nasz wysiłek
Matce Najświętszej, abyśmy coraz wyraziściej i owocniej stawali się przy boku
„Niewiasty Eucharystii” – „Kapłanami Eucharystii”.
Amen.
Msza św. rezurekcyjna
Drohiczyn, dn. 27 marca 2005 r.
Z Chrystusem nie ustaniemy w drodze
Drodzy Goście i miejscowi Parafianie!
1. Wielkanoc nadeszła znacznie wcześniej niż zazwyczaj. Rześki chłód,
który towarzyszył naszej procesji, jest tego najlepszym znakiem. Ale słońce
jest z nami. Światło ma swoją wyjątkową wymowę. Pogoda i nadzieja zadomawiają się w naszych sercach, a radość na różne sposoby daje o sobie
znać.
Nie od nas zależy termin obchodu Świąt Wielkanocnych. Wiąże się on
ze specjalnym sposobem obliczania czasu, z wiosenną pełnią księżyca. Nie
znamy dokładnego dnia Zmartwychwstania, ponieważ nie posługiwano się
wówczas naszym kalendarzem, ale odwoływano się do wzajemnych relacji
pomiędzy ziemią, księżycem i słońcem. I dzięki temu ten czas jest tak mocno
związany z prawem natury, z naszym życiem.
A nasze życie jest ciągłym pielgrzymowaniem, czyli wędrówką od jednego wydarzenia do drugiego, aż do chwili, gdy nadejdzie moment paschy
ostatecznej, czyli przejścia z tego świata do wieczności.
2. Wszyscy ochrzczeni są ludźmi paschalnymi, gdyż sakrament Chrztu
św. daje nam możliwość uczestnictwa w Chrystusowym Zmartwychwstaniu,
w Chrystusowym zwycięstwie nad śmiercią. To nam tłumaczy, skąd bierze
się wewnętrzna radość, gdzie jest źródło szczególnego klimatu duchowego,
jaki daje się odczuć w czasie Świąt Wielkanocnych, a który wyraża się w wyjątkowym wyczuleniu na wszelkie przejawy życia. Cieszą nas bazie i zieleń
hodowanego w wazonikach owsa, małe zajączki i kurczaczki, a zwłaszcza
179
Przez krzyż i Święte Triduum do Zmartwychwstania
Baranek z chorągwią zwycięstwa. Święcimy pokarmy, bo przecież to one
podtrzymują nasze życie, nasze pielgrzymowanie.
Z wyjątkową wszakże uwagą wpatrujemy się w Chrystusa Eucharystycznego. Od wielkoczwartkowego wieczoru jest On nam stale bliski.
Adorowaliśmy Go w ukryciu – jakby w ciemnicy. Powędrowaliśmy z Nim
do grobu, wiedząc, że to jest miejsce, z którego szybko powstanie jako
Zwycięzca. Kilkanaście minut temu towarzyszyliśmy Mu aż w potrójnej
procesji wokół katedry. Chrystus Eucharystyczny jest nam niesłychanie
bliski przez cały rok, ale te trzy dni od ustanowienia Najświętszego Sakramentu są czasem jakby naznaczonym Eucharystią, gdyż wszystko, co
wspominamy: cierpienie i śmierć Pana Jezusa – postrzegamy w świetle
Eucharystii.
3. Wszystko to, czego doświadczył Syn Boży, dokonało się z miłości do
każdej i do każdego z nas. Chrystus Pan nie ma innego pragnienia, jak tylko
to, abyśmy korzystali z Jego miłości, umacniając i doskonaląc własne życie.
Eucharystia po to też została ustanowiona, o czym winniśmy pamiętać nie
tylko w Roku Eucharystii. Pan Jezus staje się naszym pokarmem i napojem,
aby iść razem z nami, co więcej, aby być w nas, bo tylko wtedy może skutecznie nam dopomagać, uczestnicząc w pełni naszego życia nie jako widz,
ale jako Ktoś głęboko zakorzeniony w nasze jestestwo.
Niczego wszakże nie czyni bez naszego zaproszenia i przyzwolenia.
W pełni szanuje naszą wolność. Jego miłość do nas jest jednak narażona
na wielki ból, gdy zapominamy o Niej, kiedy lekceważymy taką ofiarę, gdy
marnujemy wyjątkową perspektywę, wieczną perspektywę.
4. W tym świetle lepiej rozumiemy sens tytułu najnowszej książki Jana
Pawła II „Pamięć i tożsamość”. Potrzebna jest nam pamięć o naszym rodowodzie, o ludzkiej kondycji moralnej, o słabościach i zagrożeniach. I nie
można zapomnieć, że jest Ktoś, Kto przynosi prawdę, Kto dzieli się z nami
Miłością. A czyni to, nie oglądając się na jakiekolwiek rynkowe oceny, całkiem
bezinteresownie, bo z miłości.
Wypada o tym pamiętać, gdy przystępujemy do Komunii Świętej. Niech
to wszystko będzie z nami, kiedy w sercu wnosimy Chrystusa do domu, kiedy
idziemy z Nim do szkoły, do pracy, gdy razem programujemy różne zadania
czy wykonujemy swoje obowiązki. Wówczas pytajmy siebie, czy to wszystko
jest godne Tego, który jest z nami? Czy to nie zasmuca Jezusa?
180
Z Chrystusem nie ustaniemy w drodze
I wtedy będzie nam łatwiej być sobą, mieć świadomość własnej tożsamości zbudowanej aktem stwórczym Boga i odkupionej miłością Jezusa
Chrystusa, który chcąc ją utrwalać, umacniać – posyła Ducha Świętego,
aby nas uświęcał, uzdalniał do świadomego i pełnego korzystania z Eucharystii.
5. Dzięki temu będziemy mogli spokojniej i pewniej poruszać się po
drogach naszego życia, mając do pomocy Chleb pielgrzymi. O nim to mówi
Jan Paweł II, nawiązując do zachowania się dwóch Chrystusowych uczniów,
którzy – niestety – przerażeni tym, co się stało w Wielki Piątek, uchodzili,
aby schronić się gdzieś poza Jerozolimą.
Jezus zbliża się do nich, poucza ich, umacnia swoim błogosławieństwem,
ale to jeszcze za mało. Dopiero gdy zaczął dzielić się Chlebem, który stał
się Jego Ciałem, otworzyły się im oczy. I nie tylko zrozumieli całe nauczanie
Syna Bożego, ale nabrali odwagi, aby wrócić do stolicy, żeby stawiać odważnie
czoło każdemu niebezpieczeństwu.
I tak już jest od dwudziestu wieków. Chrystus przybliża się do każdej
i każdego z nas. Przybliża się w Piśmie Świętym, w nauce Kościoła, ale
pełnej siły i światła udziela jedynie przez Eucharystię, w Komunii Świętej,
w osobowym zjednoczeniu.
Po nas zaś spodziewa się, że z ufnością będziemy przyjmowali ten dar
i z nadzieją będziemy podejmowali wszelkie wyzwania, jakie przynosi nam
życie: w Polsce, w Belgii czy gdziekolwiek się znajdziemy. Mogą się zdarzyć
trudne okoliczności, może być ciężko w rodzinie, może być wiele kłopotów
ze zdrowiem, pracą, ale On będzie z nami. Zapraszajmy Go, przyjmując
świadomie, w szczerości serca, z czystym sumieniem, przyjmujmy Go często
w Komunii Świętej.
6. To dzięki temu radość ze Zmartwychwstania Chrystusa będzie stawała
się naszą radością i to tak wielką, że nie da się jej zachowywać wyłącznie dla
siebie, nie wypada nawet. Stąd się bierze zwyczaj składania sobie życzeń,
dzielenia się święconym jajkiem. Za tymi gestami kryje się głęboki zamysł,
abyśmy stawali się apostołami radości i nadziei, bliżsi sobie.
Jedno i drugie przepełnia nas wszystkich w ten Wielkanocny Poranek.
I zastanawiam się, czego można życzyć właśnie w tym roku Wam tutaj zgromadzonym, Waszym rodzinom, a nawet ludziom przygodnym? Czego można
życzyć osobom bliskim, ale też obojętnym albo niekiedy wrogo względem nas
181
Przez krzyż i Święte Triduum do Zmartwychwstania
nastawionym? Nie powinniśmy nikogo wykluczać z uczestnictwa w radości
ze Zmartwychwstania i z nadziei na udział w nim.
Z tymi naszymi niespokojnymi pytaniami idźmy do Jezusa, skierujmy
nasz wzrok na Jego zmartwychwstałą postać, wpatrujmy się przede wszystkim w Jego miłosierny wzrok. To On nam podpowiada, abyśmy w tym
roku życzyli sobie nawzajem bardziej świadomego i ufnego przystępowania
do Komunii Świętej, pamiętając, że dzięki temu przez cały rok możemy
iść wespół ze Zmartwychwstałym, który chętnie przemierza razem z nami
nasze dni, miesiące i lata. On nie chce nas zostawiać w drodze. On chce
być z każdym dzieckiem, dziewczyną i chłopcem, z matką i ojcem, z ludźmi
różnych zawodów i stanowisk, z każdą osobą chorą, i starszą, z bezrobotnym
i zdesperowanym. Nikogo nie chce zostawić samemu sobie, gdyż jest z nami
„przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28, 20).
7. Niech Matka Najświętsza dopomaga nam, żebyśmy o tym pamiętali,
żebyśmy to zachowywali w naszych sercach. Bądźmy zawsze razem z Chrystusem Eucharystycznym, w Komunii Świętej, trwajmy z Nim.
Amen. Alleluja!
Msza św. rezurekcyjna
Drohiczyn, dn. 16 kwietnia 2006 r.
„Niebo i ziemia się cieszą. Alleluja”
Zacni Goście
i wszyscy Parafianie!
Nastał kolejny poranek wielkanocny. Minął Wielki Post, przeżyliśmy
bogate duchowo Triduum Paschalne, a dzisiaj, radując się życzliwą pogodą,
pośpieszyliśmy do tej świątyni, aby wziąć udział w rezurekcji. Tak czynili nasi
ojcowie i dziadowie. Tak było od zawsze.
Ze szczególnym wzruszeniem każdego roku przeżywamy procesję rezurekcyjną. Wówczas to w naszych sercach wyjątkowego znaczenia nabierają
słowa pieśni: „Wesoły nam dziś dzień nastał”. Dlatego z radością wyznajemy:
„Niebo i ziemia się cieszą, Alleluja. Ze zmartwychwstania Twojego, Chryste,
Alleluja!”. Później w skupieniu słuchamy słów modlitwy: „Boże, Ty przez
wielkanocną ofiarę Chrystusa dałeś swojemu ludowi zbawienie, udziel mu obficie
Twoich darów, aby osiągnął pełną wolność i posiadł radość życia wiecznego, której
pozwalasz mu kosztować na ziemi”.
Ciszę błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem podkreśla w sposób przejmujący głos dzwonka i nasze westchnienia. Jakże wielkie tajemnice
wspominamy w to święto. Ich znaczenie dodatkowo podkreśla historia, gdyż
to, co się działo przed dwudziestoma wiekami, ma miejsce i dzisiaj. Teraz
także nierzadko rozlega się „ukrzyżuj”, chociaż w słowach zupełnie innych,
ale sens jest ten sam. Chodzi bowiem o oddalenie Jezusa z ludzkiego życia,
z naszego myślenia i działania. Dzisiaj spotykamy Matkę Najświętszą i św.
Jana podczas czwartkowego, piątkowego i sobotniego czuwania; z tym że
Maryja jakby wcieliła się wespół ze św. Janem w dzieci i młodzież, ludzi
183
Przez krzyż i Święte Triduum do Zmartwychwstania
dorosłych, we wszystkich, którzy starali się być przy Jezusie. W naszych czasach również nie brak niewiast, naśladowców apostołów, tych więc, którzy
w niedzielę wczesnym rankiem śpieszyli do grobu. O tym świadczy nasza
obecność w tej katedrze na rezurekcji.
Tegoroczna Wielkanoc ma dodatkowe znaczenie. W ubiegłym roku
w tygodniu Zmartwychwstania Pańskiego odszedł z tego świata Jan Paweł II.
W tym roku z kolei wspominaliśmy Jego paschę, czyli przejście do wieczności
tuż przed Wielkim Tygodniem. W jednym i drugim wypadku jest widoczna
bliskość paschy Jezusa Chrystusa względem paschy Jana Pawła II.
Ta bliskość jest owocem całego życia Ojca Świętego. On bowiem zawsze
starał się pełnić wolę Bożą. Znamienne są Jego słowa zawarte w Testamencie, a nawiązujące do zamachu na Jego życie. Jan Paweł II wyznaje: „W dniu
13 maja 1981 r. [...], podczas audiencji na placu św. Piotra, Opatrzność Boża
w sposób cudowny ocaliła mnie od śmierci. Ten, który jest jedynym Panem życia
i śmierci, sam mi to życie przedłużył, niejako podarował na nowo. Odtąd ono jeszcze
bardziej do Niego należy” (Jan Paweł II, Testament, Szczecinek, 2005, s. 14).
To dzięki temu przekonaniu, że Jezus Chrystus „jest jedynym Panem
życia i śmierci”, Sługa Boży mógł ze spokojem czekać na 2 kwietnia 2005
roku, na swoje przejście do wieczności. W ten sposób wypełniły się słowa
modlitwy, przypomnianej wcześniej, gdyż z Bożego Miłosierdzia prawdziwa
wolność staje się naszym udziałem, radość zaś życia wiecznego – najprawdziwszą rzeczywistością.
Jest to radość tak wielka, że nikt z nas nie potrafi zachować jej wyłącznie
dla siebie. Chcemy nią się dzielić, chcemy ją wypowiadać, chcemy ją opisywać,
a nawet wyśpiewywać.
Świat współczesny, wbrew pozorom, szuka autentycznej radości, gdyż jest
zbyt wiele zgiełku i zamieszania. Nasze serca czekają na dar radości czystej,
spokojnej, a przede wszystkim ufnej. Takiego daru, zwłaszcza nadziei, potrzebują wszyscy. Z tego powodu wszyscy czujemy się niesłychanie biedni. Brak
przecież nadziei osłabia naszą wolę nauki, pracy, jakiegokolwiek wysiłku.
Pamiętajmy o tym wyjątkowo bolesnym zagrożeniu, które uderza w duszę
ludzką i zniechęca do jakiejkolwiek próby zmierzającej do odnowy, odrodzenia, do zmiany na lepsze. Zło bowiem bywa przebiegłe, potrafi uderzać
w najmniejszy odruch prowadzący do przemiany. Widzimy to na własnym
przykładzie, ale też i w działalności publicznej, która winna służyć naszej
Ojczyźnie, Polsce.
184
„Niebo i ziemia się cieszą. Alleluja”
Powróćmy do orędzia wielkanocnego. Starajmy się odzyskiwać nadzieję,
zabiegajmy o czystość sumień i rąk. Uwierzmy, że z nami i dla nas można
zrobić wiele dobrego.
Znowu przed naszymi oczyma jawi się Jan Paweł II. To Jego życie
zdaje się mówić: a jednak można być dobrym i uczciwym; można z ludźmi
porozumiewać się i pracować; można być w naszych czasach autentycznym
katolikiem i wielkim działaczem na skalę światową. „Można” – ten czasownik niech nam zapadnie głęboko w pamięci, gdyż to on widoczny jest
najlepiej przy pustym grobie Pana Jezusa. Skoro można wstać z grobu, to
co nam przeszkadza, abyśmy byli dobrzy, sumienni! To jest powód i źródło
najwspanialszej radości.
W tej pełni radości serc ma źródło przepiękny zwyczaj składania sobie
nawzajem życzeń wielkanocnych. Ma on mocny fundament i ważną misję
do spełnienia. O tym mówi Pan Jezus Zmartwychwstały przy pustym grobie do pełnych niepokoju niewiast: „Nie bójcie się. Idźcie i oznajmijcie moim
braciom” (Mt 28,10).
Nasze życzenia wielkanocne są więc wyrazem uczestnictwa w radości
zmartwychwstania. One nas zobowiązują – jak powiedział Pan Jezus do
niewiast – abyśmy oznajmiali tę radość wszystkim, z którymi żyjemy i się
spotykamy. Z tego względu jest w naszych życzeniach tyle pogody, szczerości, tyle nadziei!
W zjednoczeniu z tajemnicą Zmartwychwstania Pańskiego, pamiętając też
o przejściu Jana Pawła II, kieruję do wszystkich tu zgromadzonych radosne
i braterskie życzenia. Obejmuję nimi czcigodnych kapłanów, jakże oddanych
sprawie Bożej i ludzkiej zarazem; alumnów, którzy formują swoje serca
i umysły w duchu Chrystusowym, siostry zakonne, których obecność w tym
starodawnym grodzie jest nawiązaniem do najpiękniejszych kart z historii.
Z tymi życzeniami zwracam się do pana burmistrza, zarządu i rady, dziękując
za troskę o przyszłość naszego miasta, ale też pamiętając o potrzebie większej
życzliwości i roztropności, a nade wszystko kultury we wzajemnej współpracy.
Nie mogę dzisiaj zapomnieć o osobach chorych, starszych, przebywających
w szpitalach, a nawet więzieniach, o przebywających poza domem rodzinnym
i bezrobotnych. Wam tej nadziei radosnej szczególnie potrzeba. Nie lękajcie
się po nią sięgać nawet do ran Zmartwychwstałego Pana.
Zawsze mam w pamięci rodziców, matki i ojców, waszą ofiarę i trudy.
Nie obawiajcie się kłopotów. Bądźcie sobą, bądźcie dobrymi rodzicami,
185
Przez krzyż i Święte Triduum do Zmartwychwstania
a Jezus Chrystus Wam dopomoże w przezwyciężaniu dobrem i miłością
każdej próby, a nawet zła. Bądźcie nadal na podlaskiej ziemi świadkami mocy
miłości zwyciężającej każde zło.
Całym sercem życzę Wam, kochane dzieci i droga młodzieży, abyście za
św. Janem często starali się być blisko Pana Jezusa, wtedy, kiedy się uczycie
i kiedy się bawicie, a zwłaszcza wówczas, kiedy myślicie o przyszłości. Bądźcie
sobą, bądźcie spadkobiercami podlaskich dziejów, a na przyszłość nadzieją
naszą i nadzieją rodziców!
Chciałbym też przekazać pozdrowienia wszystkim, którzy wykonują
jakiekolwiek prace, wypełniają jakąkolwiek misję czy powołanie. Pamiętajcie
o zmartwychwstaniu Pana, tam znajdziecie wiele przesłanek i motywacji
niezbędnych na co dzień.
Radość i nadzieja tego poranka niech znajdą dostęp, odkryją drogę do
serc i umysłów, które są jeszcze z dala od pustego grobu. Chcę Was wszystkich zapewnić, że nie przestaniemy się modlić, aż odkryjecie piękno i pogodę
bycia razem przy Jezusie Chrystusie.
Ukochani Bracia i Siostry! Niech nasza pamięć o Chrystusowym zwycięstwie nad śmiercią umacnia nas w wierności Panu Bogu. Niech nie zabraknie
nigdy tej wierności, która otwiera bramy do życia, do dobrego życia na ziemi
i do szczęśliwego życia w niebie. Radujmy się i weselmy. Chrystus prawdziwie
zmartwychwstał. Alleluja!
Niedziela Palmowa
Ciechanowiec, dn. 1 kwietnia 2007 r.
Misterium Męki Pańskiej jest czymś,
co wciąż trwa
Ukochani Bracia i Siostry!
1. Dzisiaj jest nam trudno powiedzieć, jak wiele osób spośród tych, które
witały Pana Jezusa w Jerozolimie z palmami w dłoniach i ze śpiewem psalmów na ustach, wzięło udział w Drodze Krzyżowej, w czasie Męki Pańskiej
takiej, jak ją opisuje św. Łukasz w dzisiejszym czytaniu.
Jan Paweł II, którego druga rocznica paschy zbiega się w tym roku
z Niedzielą Palmową, 30 marca 1980 roku mówił na placu św. Piotra: „Oto
liturgia Niedzieli Palmowej: pośród okrzyków rzeszy, wśród uniesienia uczniów,
którzy słowami proroków głoszą i wyznają w Nim Mesjasza – On jeden, Chrystus,
zna do końca prawdę swojego posłannictwa; On jeden, Chrystus, czyta do końca to,
co napisali o Nim prorocy.
W nim też to wszystko, co powiedzieli i napisali, wypełnia się wewnętrzną
prawdą Jego duszy. On już jest wolą i sercem w tym wszystkim, co w zewnętrznych
wymiarach czasu jest jeszcze przed Nim: On już w tym swoim triumfalnym pochodzie, swoim »wjeździe do Jerozolimy« jest posłuszny aż do śmierci – do śmierci na
krzyżu (Flp 2, 8)”.
2. Jest coś szczególnego w tych słowach Papieża sprzed lat, czego nie
możemy pominąć. Otóż Jan Paweł II wypowiedział je przed zamachem na
swoje życie, ale też przed swoją paschą. My pamiętamy o jednym i o drugim.
Może też z tego względu ten czas teraźniejszy, którym posługuje się Ojciec
Święty, wywiera silne wrażenie, gdyż wskazuje, że dla Niego, tak jak i dla
187
Przez krzyż i Święte Triduum do Zmartwychwstania
Chrystusa misterium Męki Pańskiej jest czymś, co wciąż trwa. Zewnętrzne
jej przejawy mają swój czas przeszły, są jakimś następstwem wydarzeń.
W Bożych planach jest to jednak wciąż „dzisiaj”!
3. W Łukaszowym opowiadaniu o Męce Pańskiej Chrystus Pan przypomina nam, że to właśnie w Nim wypełnia się wszystko, o czym sam
Zbawiciel mówił wcześniej. W ten sposób wspaniały dar złożony z siebie
w czasie Ostatniej Wieczerzy pod postaciami chleba i wina nabiera swego
konkretnego wyrazu w słowach: „Otóż Ja jestem pośród was jak ten, kto służy”
(Łk 22, 27). Jan Paweł II mówił o tym przed laty: „Pomiędzy wolą Ojca, który
Go posłał, a wolą Syna trwa głębokie, pełne miłości zjednoczenie: wewnętrzny
pocałunek pokoju – pocałunek odkupienia. W tym pocałunku, w tym oddaniu bez
granic «Jezus Chrystus, istniejąc w postaci Bożej... ogołaca siebie, przyjąwszy postać
sługi... uniża samego siebie» (Flp 2,6–8). I trwa w tym ogołoceniu...Idzie z tym
wyniszczonym, ogołoconym wnętrzem... ku wydarzeniom, które przyniosą najbliższe dni. Ku wydarzeniom, wśród których to Jego wewnętrzne uniżenie, ogołocenie,
wyniszczenie przyoblecze się w zewnętrzne kształty: będzie oplwany, ubiczowany,
zelżony, wyszydzony, odrzucony przez własny lud, skazany na śmierć, ukrzyżowany
– aż wypowie ostatnie »wykonało się« i odda ducha swego Ojcu”. Tak wyglądał
wedle Jana Pawła II „ów wewnętrzny ingres Jezusa do Jerozolimy” (Jan Paweł II,
Watykan 30.03.1980).
4. Tak wygląda ten ingres również dzisiaj. W naszych rękach są pięknie
udekorowane palmy. Stroiły je z pewnością nie tylko dłonie, ale i serca. Kolory i wzory podpowiadały nam „wycinanki” z naszej kultury zakorzenione
w etosie Polaków. W tym dzisiejszym ingresie szczególne miejsce zajmuje
też śpiew.
W tych wszystkich zwyczajach jest też coś nowego, co pozwala nam
wierzyć, a nawet być głęboko przekonanymi, iż – jeśli nawet nie może się
obejść bez cierpienia i męki – to przynajmniej starajmy się je skrócić, nieco
zmniejszyć naszym pragnieniem, naszą wolą trwania przy Chrystusie, bez
zaparcia się, bez ucieczki. I chociaż inne melodie będą miały nasze śpiewy za
kilka dni i nieco przywiędną palmy, to jednak niech duch dzisiejszego ingresu
Pana Jezusa poprzez Jerozolimę, a przede wszystkim poprzez życie jakże
wielu świadków, z Janem Pawłem II zwłaszcza, przetrwa w nas, a nawet się
umocni aż do poranka wielkanocnego.
188
Wielki Czwartek. Msza św. Krzyżma
Drohiczyn, dn. 5 kwietnia 2007 r.
Eucharystia – „Sacramentum Caritatis”
1. Kochani Ministranci, drodzy Bracia i Siostry, pozdrawiam Was wszystkich bardzo serdecznie i cieszę się, że przybyliście dzisiaj, aby wziąć udział
w tej szczególnej Mszy św., w czasie której odbywa się poświęcenie Olei
Świętych i kiedy Kościół zaleca, aby całe Prezbiterium Diecezjalne zgromadziło się we wspólnym dziękczynieniu za Sakrament Miłości, za Eucharystię
Świętą, której trwanie w Kościele na zawsze zostało złączone z sakramentem
Kapłaństwa, z tym wyjątkowym darem Jezusa Chrystusa, który jest udziałem
tych, których Syn Boży sam wybiera i sam powołuje.
Pozwólcie więc wszyscy zgromadzeni, że skieruję teraz słowa powitania
i pozdrowienia do wszystkich kapłanów naszej Diecezji. Najpierw w duchu wiary
pochylam się nad tymi, którzy z powodu wieku lub choroby, złożeni niemocą,
nie są w stanie przebywać wespół z nami tutaj, w tej katedrze. Pozdrawiam
wszystkich księży emerytów, których kapłańska posługa jest w sposób widoczny
włączona w przeżycia wielkotygodniowe Pana Jezusa. Sercem i myślą obejmuję
naszych braci w kapłaństwie rozproszonych po różnych krajach, pracujących
w Rosji, Turcji, na Białorusi i w Jerozolimie, we Włoszech i w Watykanie,
w Kamerunie i Brazylii, we Francji i w Stanach Zjednoczonych oraz Kanadzie.
Łączymy się więzami naszego powołania z kapłanami, którzy pracują w Ordynariacie Wojska Polskiego, w Archidiecezji Warszawskiej, Łódzkiej i Diecezji
Radomskiej albo kontynuują studia specjalistyczne na terenie Włoch czy Polski.
W naszych modlitwach w pełnym wymiarze biorą udział również bracia kapłani,
których drogi rozeszły się z kapłańską posługą. Oni są tu obecni.
W sposób bezpośredni pozdrawiam Was, ukochani Bracia w kapłaństwie,
którzy zjednoczyliście się przy tym ołtarzu, w naszej katedrze. Dziękuję Wam
189
Przez krzyż i Święte Triduum do Zmartwychwstania
za to świadectwo jedności i miłości. Ma ono wyjątkową wymowę. Pozostawiliście bowiem dzisiaj Wyższe Seminarium Duchowne, Kurię Biskupią, różne
obowiązki, a zwłaszcza parafie, aby całą kapłańską wspólnotą zjednoczyć
się z Najwyższym Kapłanem.
2. Żyjemy w czasach, które ciągle borykają się z rozpoznaniem własnej tożsamości. Ślady takiego zamieszania postrzegamy we współczesnej
kulturze. I nie są w stanie wprowadzić nas w błąd takie czy inne tendencje
nawołujące do wspólnoty, gdy pozbawione są fundamentu, oddalone od
Chrystusa jawią się niemal jako głosy rozpaczy, a zawsze jako wołania
świadczące o bezradności współczesnego człowieka, jeśli nie chce powrócić
do Syna Bożego.
Parę dni dzieli nas od drugiej rocznicy śmierci Jana Pawła II, Jego przejścia
z tego świata do wieczności, do Domu Ojca pełnego Miłosierdzia. Jeszcze
żywe są w naszej pamięci sceny z życia i działalności Papieża z rodu Polaków.
Wciąż powracamy do Jego przykładu i nauczania, gdyż to właśnie On tak
bardzo zabiegał o to, aby dopomóc każdemu człowiekowi do odnalezienia
się we własnej tożsamości poprzez spotkanie z Jezusem Chrystusem. Jest
to coś niezbędnego na drodze odnowy, ucieczki przed cywilizacją śmierci.
I jeżeli ma to wielkie znaczenie dla każdej i każdego z ludzi, to o ileż bardziej
powinniśmy o tym pamiętać my kapłani. Jesteśmy przecież zwani Chrystusowymi kapłanami. Bądźmy nimi w każdym momencie i każdej sytuacji.
Niech przypomina nam o tym Eucharystia Święta. Tak postanowił Jezus
Chrystus w Wielki Czwartek, tuż przed podjęciem ofiary krzyżowej. Do tego
faktu nawiązał Jan Paweł II, gdy odchodził z tego świata w Roku Eucharystii,
który sam ogłosił. Co więcej, to z Jego postanowienia dwa lata temu odbył
się synod poświęcony Eucharystii, a dojrzałym owocem prac synodalnych
jest adhortacja apostolska Benedykta XVI – Sacramentum Caritatis. Eucharystia bowiem jest Sakramentem Miłości, my zaś kapłani powinniśmy być
sługami Sakramentu Miłości.
3. Adhortacja apostolska składa się z trzech części. W pierwszej Ojciec
Święty wyjaśnia, na czym polega fakt, że Eucharystia jest tajemnicą wiary.
Sakrament Miłości jest streszczeniem i podsumowaniem całej wiary
Kościoła, stanowiąc centrum jego życia i działalności. Eucharystyczna obecność Pana Jezus wśród ludzi ukazuje wciąż ten przedziwny zamysł Bożej
miłości, będącej darem całej Trójcy Przenajświętszej. Wedle słów adhortacji
190
Eucharystia – „Sacramentum Caritatis”
substancjalna przemiana chleba i wina w Ciało i Krew Chrystusa winna
przynosić w naszym wnętrzu radykalną przemianę, podobną do nuklearnego
rozszczepienia, prowadzącą do „przekształcenia rzeczywistości, którego kresem
ostatecznym będzie przemienienie całego świata, aż do stanu, w którym Bóg stanie
się wszystkim we wszystkich” (Sacramentum Caritatis, 11).
Obecność Ducha Świętego w tej przemianie sprawia, że tym samym
słowem Corpus – Ciało, nazywamy owoc łona Maryi i Eucharystię, a nawet
cały Kościół. On jest przecież Ciałem Chrystusa. Ta prawda ma wielkie
znaczenie dla dialogu ekumenicznego, zwłaszcza w odniesieniu do Cerkwi
prawosławnej.
Ta prawda ułatwia nam ponowne odkrycie sensu i wagi celibatu, a cała
posługa kapłańska „nigdy nie powinna wynosić na pierwszy plan ich (nas) samych
lub ich (naszych) opinii” (tamże, 23). Co więcej, Eucharystia powinna nas
uwrażliwiać na niebezpieczeństwo grzechu, zwłaszcza że współczesność
„zmierza do zanegowania poczucia grzechu” (tamże, 22). Wskutek tego daje się
zauważyć ścisła więź pomiędzy wszystkimi sakramentami, a przede wszystkim
Najświętszym Sakramentem i Sakramentem Pokuty. Te sprawy powinny być
rozwijane na katechezie i w homiliach, aby wierni lepiej rozumieli potrzebę
korzystania ze spowiedzi. Z tego też względu małżeństwa rozwiedzione
muszą brać pod uwagę wymogi katechizmowe, gdy małżonkowie pragną
przystępować do Komunii świętej.
4. W drugiej części adhortacji Benedykt XVI mówi o Eucharystii jako
o tajemnicy celebrowanej. Wedle Papieża piękno liturgii nie jest elementem
dekoracyjnym, ale konstytuującym, gdyż piękno jest „atrybutem samego Boga i Jego
objawienia” (tamże, 35). Nasz sposób sprawowania Mszy św. i nasz w niej udział
nie mogą być podporządkowane presji chwilowej mody. Natomiast właściwa
celebracja Eucharystii powinna rozwijać w nas poczucie „sacrum” i prowadzić
do angażowania się całego człowieka w sprawowane misterium.
W związku z tym homilie nie mogą być zbyt abstrakcyjne, a przygotowanie
darów nie może być uważane za jakąś przerwę pomiędzy homilią a liturgią
eucharystyczną, ponieważ wówczas zanosimy na ołtarz „całe cierpienie i ból
świata” (tamże, 47).
Adhortacja przypomina, że celem reformy liturgicznej była troska
o „czynne, pełne i owocne uczestnictwo całego ludu Bożego w celebracji eucharystycznej”
(tamże, 52). Chodzi więc też o przystępowanie do Komunii św. w czasie Mszy
świętej. Wysłuchanie Mszy św. za pośrednictwem radia lub jej obejrzenie na
191
Przez krzyż i Święte Triduum do Zmartwychwstania
ekranie telewizyjnym nie zwalnia ludzi zdrowych z uczestnictwa osobistego.
Chorym i starym, także osobom upośledzonym – powinniśmy zapewniać
częste przystępowanie do Komunii świętej.
W adhortacji nie zabrakło wreszcie zalecenia, aby starać się usuwać
wszelkie przeszkody architektoniczne, jeśli utrudniają one dostęp do kościoła
niepełnosprawnym.
We wszystkich celebracjach należy unikać rytualizmu, zawsze przecież
jest czymś najważniejszym, aby uczestnictwo miało charakter osobisty. Z tego
względu, jeśli są jakieś poważne przesłanki, nie musi być sprawowana Msza
św., a można odprawić Liturgię Słowa Bożego.
5. Trzecia część Sacramentum Caritatis ukazuje nam Eucharystię jako
misterium życia. Celebracja eucharystyczna z samej swojej istoty winna
wywierać wpływ na styl życia jej uczestników, a zwłaszcza na styl naszego
życia, życia kapłanów. Przypominając zaś o świętowaniu niedzieli, Papież
przestrzega, abyśmy nie stawali się niewolnikami pracy.
Nie możemy dopuścić do „bankructwa” współczesnego życia. A dojdzie
do tego wtedy, gdy nadal będziemy postępować tak, jakby Pana Boga nie było.
Powinniśmy więc odkrywać związek pomiędzy Eucharystią a codziennym
życiem, wówczas też Eucharystia zaowocuje duchowością eucharystyczną, czyli „życiem według Ducha”, zapewniając przemianę moralną i wzrost
w świętości.
Na końcu Benedykt XVI podkreśla, że „Kościół autentycznie eucharystyczny
jest Kościołem misyjnym” (tamże, 84). Winniśmy ożywiać w sobie ducha misyjnego. Nie możemy dyspensować się od troski o nowe powołania kapłańskie
i zakonne. Eucharystia winna przyczyniać się do przemian społecznych
w kierunku większej sprawiedliwości i miłości.
W zakończeniu Papież zapowiada publikację Kompendium na temat
Eucharystii, mając nadzieję, że dokument ów przyczyni się do tego, aby
„Pascha Pana stawała się z każdym dniem coraz bardziej źródłem i szczytem życia
i misji Kościoła” (tamże, 93).
6. Drodzy Bracia w kapłaństwie! To tylko niektóre myśli zaczerpnięte
z adhortacji apostolskiej Sacramentum Caritatis. Zachęcam do przeczytania
całości. A jeśli ktoś już przeczytał, to warto często powracać do tych treści,
abyśmy mogli zasłużyć na spełnienie się słów Pana z proroctwa Izajasza:
„Oddam im nagrodę z całą wiernością i zawrę z nimi wieczyste przymierze...
192
Eucharystia – „Sacramentum Caritatis”
Wszyscy, którzy ich zobaczą, uznają, że oni są szczepem, który Pan pobłogosławił” (Iz 61, 8b–9).
Jest bowiem Ktoś, kto „nas miłuje i który przez swą krew uwolnił nas od
naszych grzechów, i uczynił nas królestwem, kapłanami dla Boga i Ojca swojego”
(Ap 1, 5). A wszystko to w celu, aby ludzie uczestniczący w Eucharystii Świętej mogli przyjmować za własne słowa, które Chrystus Pan wypowiedział
w Nazarecie: „Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli” (Łk 4, 21).
Amen!
V. W bliskości świętych
Drohiczyn. Kościół Panien Benedyktynek pod wezwaniem Wszystkich Świętych
100-lecie śmierci Współzałożycielki Zgromadzenia Sióstr Imienia Jezus
– m. Franciszki Marii Witkowskiej
Warszawa, dn. 29 października 1995 r.
Poszerzajmy nasz dom
Ukochani Bracia i Siostry!
Przeżywamy dzisiaj setną rocznicę śmierci Matki Marii Franciszki Witkowskiej. W głębokiej zadumie przypominamy sobie, że kiedy odeszła z tego
świata, miała zaledwie 29 lat, a od 8 lat kierowała nowym zgromadzeniem.
W naszych czasach, o których mówimy, że są czasami przyśpieszenia, nie
wydaje się to możliwe, aby ktoś, mając 21 lat, mógł otrzymać tak wielką misję,
tak bardzo ważne zadanie. Posiadamy dwie miary szybkości. Inna jest miara
szybkości, która odnosi się do dobrego, a inna, którą stosuje się do złego. Zdaje
się, że w odniesieniu do tego drugiego szybkość jest znacznie większa, ma
mocniejsze przyspieszenie. I dlatego tak bardzo łatwo małe dzieci, a zwłaszcza
młodzież spotykają się ze złem. Natomiast całkiem inna jest szybkość, bardzo
spowolniona, w dziedzinie wychowania do dobrego. Tutaj bowiem jesteśmy
świadkami, jak przedłuża się ten proces i jak to dobro napotyka coraz większe
przeszkody, zanim dotrze do ludzkiej świadomości, do ludzkiego serca.
Dobrze się więc dzieje, że właśnie dzisiaj przypominamy Współzałożycielkę Zgromadzenia Sióstr Imienia Jezus i uświadamiamy sobie, w jak
młodym wieku została przełożoną generalną nowo powstającego zgromadzenia, na jej głowie spoczywało dopracowanie różnego rodzaju ustaw,
brała także odpowiedzialność za przyjmowane kandydatki. Osiem lat stała
na czele zgromadzenia, które istnieje do dzisiaj, a pracuje w Warszawie. Nie
tylko zresztą w Polsce, ma ono swoje placówki poza granicami: w dalekiej
Namibii w Afryce, następnie na dawnych wschodnich terenach Rzeczypo-
197
W bliskości świętych
spolitej, podejmuje wreszcie swoją pracę misyjną, apostolską na terenie Słowacji. Dzieło to zostało zapoczątkowane na bardzo młodym fundamencie.
Wszystko jednakże tłumaczy nam fakt, że Pan Bóg posłużył się świętym. To
bł. Honorat powierzył tę misję matce Marii Franciszce.
Błogosawiony Honorat zalecał swym siostrom: „Siostry Imienia Jezus czcić
będą Najświętszą Maryję Pannę we wszystkich tajemnicach jej życia, a szczególnie
w ukryciu Jej przed światem, w zaciszu nazareckiego domku”. To właśnie o matce
Marii Franciszce czytamy, że rysem wybijającym się w naśladowaniu Jezusa
Chrystusa było dla Niej Jego ukryte życie i praca w Nazarecie, co też stało się
ideą przewodnią dla organizowanego przez nią zgromadzenia. Ukryte życie
Jezusa Chrystusa w Nazarecie, łącznie z całą treścią Tajemnicy Wcielenia, było
już wówczas i jest obecnie podstawowym, fundamentem duchowości zgromadzeń ukrytych, jaki ukazał im założyciel – bł. Honorat Koźmiński, kapucyn.
Matka Maria Franciszka przypomina nam obecność w dziejach ludzkości
Domku Nazaretańskiego. Ten Domek Nazaretański poprzez Loreto, które
jest jego symbolem i przypomnieniem, okazuje się bliski Ojcu Świętemu
Janowi Pawłowi II.
Warto przez chwilę zastanowić się nad tym, czym dla nas jest dom, dom
jako taki. Czym jest dom w obecnej dobie, w tych czasach, kiedy mamy tyle
znaków zapytania odnoszących się do małżeństwa, do rodziny, do wzajemnych relacji pomiędzy dziećmi a rodzicami; kiedy tak bardzo często jesteśmy
poza domem, ponieważ różne obowiązki i prace odciągają nas od niego?
Zastanówmy się, zadajmy sobie to pytanie, czym dla nas jest dom? Z pewnością okaże się, że dom jest czymś zasadniczym, bo nawet w świecie polityki, różnych programach, jakże często pojawia się ta sprawa na pierwszym
miejscu! Ludzie pytają, gdzie będą i jakie będą mieszkania i czy ich starczy
dla wszystkich? Czyż nasze decyzje – niekiedy bardzo istotne nie są związane
i uzależnione od tego, czy możemy znaleźć mieszkanie? Mieszkanie stanowi
jedynie materialny wymiar; dom zaś oznacza coś więcej, bo dom to właśnie
środowisko, które powinno powstać w tym mieszkaniu; to środowisko, które
sprawia, że w nim czujemy się dobrze, że do tej przestrzeni tęsknimy, ponieważ wiemy, że ktoś na nas czeka, że tam możemy wchodzić bez pukania,
bez oczekiwania na słowo „proszę”, czy „zapraszam”. Jakże jest to ważne
dla naszych czasów, dla naszych „zimnych czasów”!
Jest to zadanie, które ponad sto lat temu przewidział błogosławiony
o. Honorat i powierzył je Matce Marii Franciszce. Ma ono obecnie może
nieco inny kształt zewnętrzny, odnosi się wszakże do tej bogatej treści, jaką
198
Poszerzajmy nasz dom
ubogaca nas Dom Nazaretański. On taki właśnie był. Tam panowała miłość,
tam było wzajemne zaufanie, tam było zrozumienie jednych dla drugich. Ten
dom był otwarty nie tylko dla Matki Najświętszej, dla św. Józefa i dla Dzieciątka Jezus. Dom Nazaretański był otwarty dla wszystkich, o tym możemy się
przekonać teraz, kiedy kościoły, będące swoistą kontynuacją ducha Domku
Nazaretańskiego, są dla nas otwarte i wprowadzają nas w tę atmosferę, w klimat wzajemnego zrozumienia i życzliwości. W tym właśnie wyraża się nasze
zadanie na obecne czasy, gdy trzeba myśleć o tym, jak najlepiej przygotować
się na trzecie tysiąclecie od narodzin Chrystusa Pana, kiedy zastanawiamy
się nad tym, jak ma przebiegać nowa ewangelizacja. W tym przygotowaniu
pomaga nam świadectwo, jakim dzieli się Matka Maria Franciszka, ukazując
nam jakże ważną przestrzeń naszego życia. A Ojciec Święty bardzo zachęca
nas, byśmy troszczyli się i zabiegali o to, aby życie współczesne mogło jak najwięcej korzystać z Ewangelii, oby te treści, jakimi Ewangelia obdarza ludzkość
– mogły docierać do każdego serca, do każdego umysłu; mogły dopomagać
w kształtowaniu postaw, w wychowaniu ludzkich osobowości. Wezwanie Ojca
Świętego, które również wypowiada w Loreto, jest niesłychanie przejmujące.
„Kościół – mówi Papież – otrzymał Ewangelię jako orędzie oraz źródło radości
i zbawienia. Otrzymał ją także od Jezusa posłanego przez Ojca, aby ubogim niósł
dobrą nowinę, otrzymał ją za pośrednictwem Apostołów przez niego posłanych na
cały świat. W Kościele zrodzonym z tego głoszenia Ewangelii, rozbrzmiewa echo
przestrogi Apostoła: «Biada mi gdybym nie głosił Ewangelii»”.
Odwagi dodaje Ojciec Święty, gdy mówi: „Nie lękajcie się, głoście, że Jezus
jest Panem, nie ma żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni”. To
wezwanie Ojca Świętego jest dla nas przypomnieniem i zachętą, jest wyraźnym nawiązaniem do bogatego dziedzictwa naszych doświadczeń, zwłaszcza ostatnich stuleci. Jest także tym, co powinniśmy wyczytać z dzisiejszej
Ewangelii, bo w niej zatrzymujemy się najczęściej na postrzeżeniu faryzeusza
i celnika, a już nie zadajemy sobie trudu, aby dowiedzieć się, w jaki sposób,
dzięki czemu celnik znalazł się na kolanach, gdzieś w tyle świątyni? Kto mu
dopomógł, kto go do tej świątyni doprowadził, kto wskazał mu tę drogę, kto
był dla niego tą ikoną, tym znakiem, drogowskazem i orędziem, że mógł on
odnaleźć swoją drogę i swoje miejsce przed Panem Bogiem.
Matka Maria Franciszka szybko dokonała swego biegu, jak to mówi
św. Paweł w dzisiejszym wyjątku z Drugiego Listu do Tymoteusza, dokonała
tego biegu w ciągu bardzo krótkiego życia, a dzieło, które pozostawiła, trwa
i domaga się z naszej strony poznawania jego wymowy, abyśmy mogli jak
199
W bliskości świętych
najwięcej z niego korzystać. Matka Franciszka miała odwagę, zrozumiała, jak
wiele znaczy dla nas imię Jezusa i odwoływanie się do tego Imienia. Nie tylko
odwoływanie się, ale także – utożsamianie się. To ona wyzna: „Ja pragnę należeć
do Boga bez podziału, bezwarunkowo iść za nim z wiarą i bez trwogi. Chcę, by moja
dusza w każdej chwili kierowała swój lot ku Niemu – z wiarą i bez trwogi”.
Popatrzmy, czy ewangelizacja naszych czasów nie dlatego napotyka na
poważne trudności, a szybkość w złym jest tak bardzo wielka, prędkość zaś
w dobrym jest tak zwolniona, że nasza wiara jest zbyt często zatrwożona
i onieśmielona? Widzimy to w zachowaniu się ludzi nawet światłych i wykształconych; jest im bardzo trudno rozmawiać o życiu modlitwy, nawet o tym, że
chodzą do kościoła. I pomyśleć, że dzieje się to w naszym kraju, w którym od
ponad tysiąca lat obecne są Krzyż i Ewangelia, a my mamy kłopoty z wyrażeniem naszych przekonań religijnych, z opisaniem naszej postawy duchowej,
naszej modlitwy. To właśnie świadczy o tym, że często nie starcza nam wiary,
i o tym, że nie rzadko bywa ona zagrożona. Przypominamy, więc to nasze
dziedzictwo, sięgamy do tych relikwii, które przemawiają do nas z minionych
czasów. Są one bowiem tworzywem, na którym możemy budować nasze
postawy i naszą osobowość. Co więcej, kiedy myślimy o domu w naszych
czasach, pamiętajmy na słowa wypowiedziane przez Jana Pawła II w Loreto do
młodzieży. Ojciec Święty nawiązał do tego, że wszyscy myślą obecnie o budowie wspólnego domu europejskiego i dlatego obecność młodzieży z naszego
kontynentu w Loreto daje okazję, abyśmy pamiętali, że Domek Nazaretański
jest ikoną, znakiem i rzeczywistością domu niewzruszonej nadziei.
Matka Maria Franciszka tak głęboko związana duchowo z tradycją nazaretańską i tą atmosferą, która towarzyszyła Matce Najświętszej i Panu Jezusowi w Nazaret, już sto lat temu pragnęła ubogacić naszą Ojczyznę będącą
w niewoli – duchem nadziei. Nie wystarczy bowiem zbudować dom i mieć
mieszkanie. Nie wystarcza to człowiekowi. On szuka nadziei na to, że może
być lepiej, że ludzie mogą być uczciwi, że stać nas na prawdę i miłość. Bez
tych wartości nie ma prawdziwego domu ludzkiego. Nie możemy poddać
się propagandzie, która wmawia nam, że człowiek z konieczności jest zły,
nie stać go na przyzwoitość, jest zawsze faryzeuszem. Życie Matki Marii
Franciszki przeczy takiemu nastawieniu. Jej świadectwo jest jednoznaczne
w płaszczyźnie relikwii i ikony. Mówi ona o nadziei i tą nadzieją żyje! Do
uczestnictwa w tej nadziei nas nieustannie zaprasza.
Amen.
200
Rocznica beatyfikacji bł. Marceliny Darowskiej
Szymanów, dn. 6 października 1997 r.
Chciała uczynić wszystko, aby prawda,
miłość i dobro mogły zwyciężać w życiu ludzi
Drodzy Bracia i Siostry!
1. Ciągle żywe są w nas wspomnienia wiosennego pobytu Ojca Świętego
Jana Pawła II w Ojczyźnie. Jesteśmy Mu wdzięczni za to, że przypomniał nam tak
wielu świętych, którzy szli przez naszą ziemię. Zachęcał nas do odwagi w tym,
co dobre, co święte. „Nie lękajcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić
nie mogą” (Mt 10, 28) – powtarzał Namiestnik Chrystusa za swoim Mistrzem,
odnosząc te słowa do roli świętych w historii Polski. A mówiąc o poświęceniu,
wyjaśniał, że „Męczeństwo jest szczytowym wyrazem męstwa człowieka współpracującego z łaską, która uzdaln ia go do heroicznego świadectwa. W męczeństwie Kościół
widzi «wspaniały znak» swojej świętości. Znak cenny dla Kościoła i dla świata,
«ponieważ pomaga uniknąć najgroźniejszego niebezpieczeństwa, jakie może dotknąć
człowieka: niebezpieczeństwa zatarcia granicy między dobrem a złem, co uniemożliwia
budowę i zachowanie porządku moralnego jednostek i społeczności. To właśnie męczennicy, a wraz z nimi wszyscy święci Kościoła, dzięki wymownemu i porywającemu
przykładowi życia, budują zmysł moralny. Poprzez swoje świadectwo dobru stają się
wyrzutem dla tych wszystkich, którzy łamią prawo» (por. Veritatis Splendor, 93).
Patrząc na przykład męczenników, nie bójcie się dawać świadectwa. Nie lękajcie się
świętości. Starajcie się odważnie dążyć do pełnej miary człowieczeństwa. Wymagajcie
od siebie, choćby inni nawet od was nie wymagali!” (Gorzów, 02.06.1997).
2. Różne są rodzaje męczeństwa. Najczęściej spotykamy się z męczeństwem związanym z przelaniem krwi, oddaniem życia za wiarę. Swego ro-
201
W bliskości świętych
dzaju męczeństwem jest także heroiczne życie, wyrażające się w wierności
powołaniu, bez oglądania się na warunki zewnętrzne, na trudności i prześladowania. Przejawem takiego męczeństwa poświęconego służbie bliźniemu
jest życie Matki Teresy z Kalkuty, która nie lękała się świętości. Przykładem
tego rodzaju postawy jest również bł. Marcelina Darowska. Sam Ojciec
Święty podpowiedział nam to w chwili jej beatyfikacji, kiedy mówił: „W dniu
dzisiejszym Kościół raduje się z wyniesienia na ołtarze Bł. Marceliny Darowskiej,
Współzałożycielki Zgromadzenia Sióstr Niepokalanego Poczęcia NMP. Całe życie
Błogosławionej Marceliny było nieustannym trwaniem w Bogu poprzez modlitwę
i wierne naśladowanie Jezusa Chrystusa, który do końca umiłował człowieka (por.
J 13, 1)” (Watykan, 06.10.1996).
Ona bowiem „Chciała uczynić wszystko, aby prawda, miłość i dobro mogły
zwyciężać w życiu ludzi i przemieniać oblicze umiłowanego narodu. Mozolne dzieło
budowy Królestwa Chrystusowego prowadziła wielkodusznie ze wspólnotą niepokalańską, zwracając szczególną uwagę na religijną formację młodego pokolenia,
zwłaszcza dziewcząt, na rozwój katechizacji i pracę wychowawczą” (Watykan,
06.10.1996). Troska o budowę Królestwa Bożego na ziemi jest równoznaczna
z kształtowaniem i umacnianiem ładu moralnego, jakże potrzebnego każdemu
człowiekowi i całym społeczeństwom.
3. Żyjemy w epoce pełnej zamieszania. Jest ono widoczne w języku i w kulturze, w ustawodawstwie i wychowaniu. Stale ponawiające się rzekome reformy
są wyrazem moralnej szarpaniny, która jest udziałem współczesnych ludzi.
Zdajemy sobie sprawę z istniejących niedostatków, ale brakuje nam wewnętrznej
szczerości, aby zło nazwać złem, grzech – grzechem, a kłamstwo – kłamstwem.
Łudzimy się ciągle, że można jakoś pogodzie fałsz z prawdą albo nienawiść
z miłością, wystarczy jedynie wykazać się pewną elastycznością psychiczną. Do
poprawy wszakże nie dochodzi. Pomieszanie pojęć rozprzestrzenia się jeszcze
mocniej, a chaos moralny przynosi coraz groźniejszy atak na życie.
Strach zaczyna zadomawiać się wszędzie: w domu i szkole, w biurze
i zakładzie pracy, na polu i na ulicy. Co więcej, jest on widoczny w ludzkich
oczach, mieszka w sercu niemal każdego z nas. Niepokój o dzień dzisiejszy
i o jutro, o decyzje i wybory staje się wszechobecny.
Środki komunikacji społecznej, zamiast jednoczyć ludzi, zbliżać ich ku
sobie, wnoszą dodatkowe zamieszanie. Nie potrafią dzielić się świętością,
nie pracują nad poszukiwaniem i ukazywaniem świadków prawdy i miłości.
Lubują się w pokazywaniu przemocy, niegodziwości i zła.
202
Chciała uczynić wszystko, aby prawda, miłość i dobro mogły zwyciężać w życiu ludzi
4. W kontekście tego wszystkiego szczególnie przekonująco brzmi wezwanie Jana Pawła II: „Nie lękajcie się świętości. Starajcie się odważnie dążyć do
pełnej miary człowieczeństwa”. W Księdze Kapłańskiej sam Stwórca wzywa
ludzi: „Ponieważ Ja jestem Pan, Bóg wasz – uświęćcie się. Bądźcie świętymi, ponieważ Ja jestem święty” (Kpł 11, 44). Nasza świętość ma swoją miarę i moc
w Panu Bogu. Jest to pocieszające dla każdego z nas. Ta miara i ta moc nie
zależą od ludzkich manipulacji ani od człowieczej chwiejności. Jest czymś
trwałym i pewnym, co ma wyjątkową wymowę w świecie pozbawiającym się
równowagi duchowej.
Nasze powołanie do świętości znajduje też oparcie w nauczaniu Syna
Bożego: „Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski”
(Mt 5, 48). Świętość nie powinna nas peszyć. Jest ona najlepiej widoczna
w naszym Ojcu. A które dziecko nie chce podążać za swoim ojcem? Wszystkie
dzieci myślą o tym, aby dorównać ojcu, gdy dorosną... Dobremu ojcu!
To odkrycie Ojca, dobrego Ojca zawdzięczamy Jezusowi Chrystusowi
obecnemu w dziejach świata; Temu samemu wczoraj i dzisiaj; Temu, który
trwa na wieki. On swoją męką i zmartwychwstaniem wysłużył nam odzyskanie
dziecięctwa Bożego. „Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu... Albowiem
Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło” (Łk 19, 10). I tak już jest
od dwudziestu wieków. I z tym się spotykamy w Chrystusowym Kościele.
5. Nie wszyscy jednak odnajdują Królestwo Chrystusowe. Nic więc
dziwnego, że wedle Jana Pawła II bł. Marcelina Darowska bardzo zabiegała
o to, aby Pan Jezus mógł docierać do ludzkich serc. „«Szerzyć Królestwo Boże
w duszach ludzkich i wprowadzać je w świat» – oto program jej apostolskiej działalności, zrodzony w ciszy rozmodlonego serca” (Watykan, 06.10.1996).
Nie jesteśmy w stanie zliczyć tych wszystkich, którym Błogosławiona
pomogła w dotarciu do Królestwa Bożego. A jeśli będziemy pamiętali o tym,
że czyniła to wespół „ze wspólnotą niepokalańską”, to ta liczba stanie się
jeszcze większa. Do tych, którzy zawdzięczają wiele Matce Marcelinie i Jej
naśladowczyniom, należę także i ja.
Ze wzruszeniem wspominam pierwsze odwiedziny w Szymanowie,
w drugiej połowie lat pięćdziesiątych. To było również pierwsze spotkanie
z niepokalańskim świadectwem, z niepokalańską ewangelizacją. Do tej pory
starannie przechowuję zdjęcie Matki Bożej Jazłowieckiej i powracam myślą do
spotkania w tamtym klasztorze. Miałem też szczęście uczestniczyć w otwarciu
domu zakonnego sióstr w Białej Podlaskiej. Był zimowy mroźny wieczór,
203
W bliskości świętych
kiedy pustymi uliczkami szedłem na Wolę, aby wziąć udział w poświęceniu
kaplicy. Im bliżej byłem domu państwa Jelinków, tym częściej dawały się
zauważyć bezszelestnie poruszające się postacie ówczesnej Służby Bezpieczeństwa, która więcej energii i pieniędzy poświęcała na niszczenie dobra,
aniżeli na przeciwdziałanie złu.
W latach osiemdziesiątych znalazłem się w Słonimie, w kościele Sióstr
Niepokalanek, gdzie była żywą legendą gimnazjum i męczeństwa. Sam korzystałem z pomocy ludzi, którzy z pewną dumą przyznawali się, że uczyli się
u Niepokalanek. A potem nadszedł rzymski okres i inny rodzaj odkrywania
ducha niepokalańskiego, uwieńczony beatyfikacją Założycielki.
O tych sprawach nie można milczeć i nie wypada o nich zapominać. Niech
duch wdzięczności ogarnia nas wszystkich i niech zachęca do odważnego
podejmowania przesłania Patronki dzisiejszej uroczystości.
6. Przykład życia i działalności Błogosławionej Marceliny jest dla nas
zachętą, abyśmy powołanie do świętości podejmowali na serio, przyczyniając się w ten sposób do odrodzenia siebie i odnowy świata, do wzrostu
dobra i do poszerzenia obecności miłości. Pomocą niech będą słowa św.
Piotra: „Nie stosujcie się do waszych dawniejszych żądz, gdy byliście nieświadomi,
ale w całym postępowaniu stańcie się wy również świętymi na wzór Świętego, który
was powołał, gdyż jest napisane: «Świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty (Kpł 11,
44)»” (1 P 1, 16).
Dziękczynienie za nowych męczenników
Niepokalanów, dn. 17 października 1997 r.
„W męczeństwie Kościół widzi
wspaniały znak swojej świętości”
W dzisiejszą niedzielę dziękujemy Panu Bogu za to, że nasza Ojczyzna
i Kościół mają nie tylko bohaterów, ale także błogosławionych, których Jan
Paweł II wyniósł na ołtarze 13 czerwca.
W ten sposób bohaterstwo ludzkie nabiera dodatkowej wymowy, gdyż
ukazuje także wagę wiary i zasad chrześcijańskich w życiu i działalności
człowieka. Znaczenie tego rodzaju świadków podkreślił Piotr naszych
czasów w Tertio Millenio Adveniente, w nawiązaniu do pierwszych wieków
chrześcijaństwa: „Kościół pierwszego tysiąclecia zrodził się z krwi męczenników...
Historyczne wydarzenia związane z postacią Konstantyna Wielkiego nigdy nie
potrafiłyby zapewnić takiego rozwoju Kościoła, jakiego byliśmy świadkami w pierwszym tysiącleciu, gdyby nie ów posiew męczeński oraz wielkie dziedzictwo świętości
pierwszych pokoleń chrześcijan. U kresu drugiego tysiąclecia Kościół znowu stał się
Kościołem męczenników. Prześladowania ludzi wierzących – kapłanów, zakonników
i świeckich – zaowocowały wielkim posiewem męczenników w różnych częściach
świata. Świadectwo dawane Chrystusowi, aż do przelania krwi, stało się wspólnym
dziedzictwem zarówno katolików, jak prawosławnych, anglikanów i protestantów, co
podkreślił już Paweł VI w homilii wygłoszonej z okazji kanonizacji męczenników
ugandyjskich: (Por. AAS 56(1964),906). W naszym stuleciu wrócili męczennicy.
A są to często męczennicy nieznani, jak gdyby «nieznani żołnierze» wielkiej sprawy
Bożej. Jeśli to możliwe, ich świadectwa nie powinny zostać zapomniane w Kościele”
(Tertio Millennio Adveniente, 37).
Skoro więc Piotr naszych czasów, przypominając słowa swego Poprzednika, prosi nas, aby świadectwa męczenników nie były zapomniane.
205
W bliskości świętych
Starajmy się je poznać. Przypomnijmy sobie, kim byli ci, którym tak wiele
zawdzięczamy.
Przynależeli do Warszawskiej Prowincji Braci Mniejszych Konwentualnych, Franciszkanów. To ich powitał serdecznie św. Maksymilian, będący
ojcem duchowym każdego z tych siedmiu, których dzisiaj wspominamy,
ojcem wedle ducha i wedle krwi.
Byłoby z pewnością czymś szczególnie radosnym, gdybyśmy w tę niedzielę przywołali na pamięć wszystkich męczenników, których Jan Paweł II
ogłosił błogosławionymi parę miesięcy temu. Z szacunkiem i wdzięcznością
powinniśmy pochylić się przed tymi setkami i tysiącami mężczyzn i kobiet,
którzy wytrwali w wierności swoim przekonaniom i powołaniu, a uczynili to
za cenę przelania własnej krwi. Wielu z nich nigdy nie będzie wspominanych
po imieniu, gdyż brakuje dokumentacji, ludzkiej dokumentacji. Pamiętajmy
więc o wszystkich męczennikach, którzy oddali swe życie za wiarę katolicką
i za nasz naród. W sposób szczególny przypomnijmy sobie tych, którzy
w życiu św. Franciszka i św. Maksymiliana znajdowali umocnienie na czas prób
i w momencie największej z nich, kiedy trzeba było przelać swoją krew.
Wszyscy pracowali na niwie Pańskiej. Oto oni: bł. Antonin Jan Eugeniusz Bajewski (1915–1941) pochodził z Wilna, został ochrzczony w kościele
św. Ducha. Znał kilka języków, był bardzo uzdolniony. Po roku pobytu
w wileńskim seminarium wstąpił do franciszkanów. Święcenia kapłańskie
otrzymał 1 maja 1939 roku, a 2 lipca był już w Niepokalanowie, gdzie
św. Maksymilian uczynił go swoim zastępcą. Ze względu na słaby stan zdrowia przebywał w Lasku. Dzięki temu nie został aresztowany 19 września.
Za to 17 lutego 1941 roku razem z o. Maksymilianem został aresztowany
i osadzony na Pawiaku, gdzie sam będąc słaby, umacniał innych, dzieląc się
skromnymi racjami żywnościowymi. Nie zdjął zakonnego habitu, narażając
się na dodatkowe szykany.
W nocy z 4 na 5 kwietnia został przewieziony do Oświęcimia. Już na
początku został dotkliwie pobity i to franciszkańską koronką, którą nosił przy
pasku. Nabawił się tyfusu brzusznego. W cierpieniach powtarzał: „Z Chrystusem jestem przybity do krzyża. Zmarł w święto św. Stanisława – 8 maja 1941
roku. Tuż przed śmiercią powiedział do Ks. Szwedy: «Powiedz moim konfratrom
w Niepokalanowie, że wierny Chrystusowi i Maryi tu zginąłem»”. I takim już
pozostał na zawsze. Za to Go czcimy i za to Mu dziękujemy.
Błogosławiony Pius Ludwik Bartosik (1909–1941) urodził się koło
Kalisza. Pochodził z biednej rodziny. Z wielkimi trudnościami udało Mu
206
„W męczeństwie Kościół widzi wspaniały znak swojej świętości”
się ukończyć pierwsze klasy gimnazjum. W 1926 roku wstąpił do franciszkanów. Święcenia kapłańskie otrzymał w Krakowie 23 czerwca 1935 roku.
Pracował w Krośnie, a w sierpniu 1936 roku na prośbę o. Maksymiliana
znalazł się w Niepokalanowie i został zastępcą gwardiana. Pełnił funkcje
redaktora „Rycerza Niepokalanej”, „Rycerzyka Niepokalanej” i kwartalnika
„Immaculata”. Bracia wspominają go jako gorliwego spowiednika, zawsze
pełnego szacunku dla innych ludzi. Był autorem wielu artykułów i książki
mariologicznej w maszynopisie.
Już 19 września 1939 r. razem ze św. Maksymilianem został zabrany przez
Niemców. Przebywał w obozach w Lamsdorf, Amitz i Ostrzeszowie. Po trzech
miesiącach wrócił do Niepokalanowa. Ponownie został zabrany 17 lutego 1941
roku. Przeszedł przez Pawiak i znalazł się w Oświęcimiu. Sam wiele cierpiąc,
innych umacniał na duchu. Zmarł w nocy z 12 na 13 grudnia 1941 roku.
Błogosławiony Innocenty Józef Wojciech Guz (1890–1940). Pochodził
ze Lwowa. W 1908 roku wstąpił do franciszkanów. 2 czerwca 1914 roku
przyjął święcenia kapłańskie w Krakowie. Pracował w Hanaczowie, Czyżkach, Haliczu, Warszawie, Lwowie i Radomsku, a najdłużej w Grodnie. Tutaj
spotkał się ze św. Maksymilianem przy wydawaniu „Rycerza Niepokalanej”
(1922–1927). W 1933 roku został przeniesiony do Niepokalanowa, gdzie
był spowiednikiem, wicemagistrem kleryków, profesorem śpiewu w Małym
Seminarium. W roku 1936 powrócił do Grodna i znalazł się pod okupacją
sowiecką. 21 marca 1940 roku został aresztowany. Z więzienia w Grodnie
udało się mu zbiec. Został schwytany, gdy rzekraczał granicę. Uwięziono go
na krótko w Suwałkach, a potem przeniesiono do Działdowa i wreszcie do
Sachsenhausen. Tam był prześladowany i bity, a w końcu okrutnie umęczony,
kiedy to kapo bloku włożył Mu do ust gumowy wąż z płynącą wodą. Tuż
przed śmiercią bł. Innocenty zdążył powiedzieć do przechodzącego obok
kapłana: „Ja już odchodzę do Niepokalanej”.
Błogosławiony Tymoteusz Stanisław Antoni Trojanowski (1908–1942)
urodził się w Sadłowie w diecezji płockiej. W latach młodzieńczych musiał
pracować na utrzymanie rodziny. W roku 1930 został przyjęty do franciszkanów. Całe swoje życie spędził jako brat zakonny w Niepokalanowie, pracując przy wysyłce „Rycerza”. Marzył o misjach, ale wybuch drugiej wojny
uniemożliwił mu wyjazd. Został aresztowany 14 października 1941 roku.
Przeszedł Pawiak, a 8 stycznia 1942 roku znalazł się w Oświęcimiu. Cierpliwie
i mężnie znosił głód, zimno i niewolniczą pracę, zachorował na zapalenie
płuc i zmarł 28 lutego 1942 roku.
207
W bliskości świętych
Błogosławiony Bonifacy Piotr Żukowski (1913–1942) urodził się w zaścianku Baran-Rapa koło Niemenczyna na Wileńszczyźnie. W roku 1930
przybył do Niepokalanowa. Jego postawę bardzo zwięźle scharakteryzował
przełożony o. Florian Koziura: „Pod każdym względem bardzo dobry. Takich
więcej”. W Niepokalanowie spędził całe swoje życie zakonne, pracując w drukarni. Aresztowano Go 14 października 1941 roku. Wszystkich podnosił na
duchu, śpiewając pieśni religijne, odmawiając różaniec. Dzielił się żywnością
z paczek. 8 stycznia 1942 roku z Pawiaka przewieziono go do Oświęcimia.
Mężnie i cierpliwie znosił cierpienia. Był pobity do krwi drewnianą listwą.
Zmarł w obozowym szpitalu 10 kwietnia 1942 roku.
Błogosławiony Achilles Józef Puchała (1911–1943) urodził się w Kosinie koło Łańcuta. Ukończył Małe Seminarium Ojców Franciszkanów we
Lwowie, a nowicjat rozpoczął w 1927 roku. Święcenia kapłańskie przyjął
5 lipca 1936 roku. Pracował w Grodnie, potem w Iwieńcu (diecezja pińska).
Z powodu braku proboszcza w sąsiedztwie po wybuchu wojny przeniósł
się do parafii Pierszaje. Pracował ofiarnie i z oddaniem. 19 czerwca 1943
roku w Iwieńcu miał miejsce bunt przeciw okupantowi. Hitlerowcy przybyli
też do jego parafii i na plebanię. Komendant miejscowej żandarmerii był
katolikiem i chciał go ratować, ale bł. Achilles odpowiedział, że „pasterze
nie mogą opuścić wiernych”. Wszystkich aresztowanych zawieziono do wsi
Borowikowszczyzna, gdzie obu kapłanów odłączono od parafian, zaprowadzono do stodoły Rudowiczów i zamordowano, a stodołę spalono. Było
to 19 lipca 1943 roku
Pozostałym mieszkańcom Pierszaj darowano życie i wysłano na roboty
do Niemiec. Ci, którzy pozostali, zebrali resztki kości spalonych ciał ojców
i pochowali przy kościele, gdzie do dziś znajduje się ich mogiła i cieszy się
żywą pamięcią wiernych.
Błogosławiony Herman Karol Stępień (1910–1943) urodził się w Łodzi.
W 1929 roku wstąpił do franciszkanów. Studia seminaryjne odbył w Krakowie i na Wydziale Teologicznym św. Bonawentury w Rzymie, gdzie w 1937 r.
przyjął święcenia kapłańskie. W 1938 roku powrócił do Polski i znalazł się
w Radomsku. W roku następnym na uniwersytecie Jana Kazimierza uzyskał
tytuł magistra teologii. Z Radomska został przeniesiony do Wilna, a w roku
1941 skierowano go do Iwieńca, a potem do wspomnianych już Pierszaj,
gdzie był wikariuszem bł. Achillesa Puchały. Po słynnych zamieszkach antyniemieckich w Iwieńcu został wraz z proboszczem aresztowany i zginął
w tych samych okolicznościach.
208
„W męczeństwie Kościół widzi wspaniały znak swojej świętości”
To są ci, którzy dochowali wierności słowom Pana Jezusa: „Nie bójcie się
tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą” (Mt 10, 28). Ojciec Święty, komentując ten tekst, mówi: „Męczeństwo jest szczytowym wyrazem męstwa
człowieka współpracującego z łaską, która uzdalnia do heroicznego świadectwa.
W męczeństwie Kościół widzi «wspaniały znak» swojej świętości. Znak cenny dla
Kościoła i świata, «ponieważ pomaga uniknąć najgroźniejszego niebezpieczeństwa,
jakie może dotknąć człowieka: niebezpieczeństwa zatarcia granicy między dobrem
a złem, co uniemożliwia budowę i zachowanie porządku moralnego jednostek
i społeczności. To właśnie męczennicy, a wraz z nimi wszyscy święci Kościoła, dzięki
wymownemu i porywającemu przykładowi życia, budują zmysł moralny. Poprzez
swoje świadectwo dobru stają się wyrzutem dla tych wszystkich, którzy łamią prawo» (por. Veritatis splendor, 39). Patrząc na przykład męczenników, nie bójcie się
dawać świadectwa. Nie lękajcie się świętości. Starajcie się odważnie dążyć do pełnej
miary człowieczeństwa. Wymagajcie od siebie, choćby inni od was nie wymagali”
(Gorzów, 02.06.1997).
Słowa Ojca Świętego są szczególnie aktualnie, gdyż pomieszaniu pojęć
towarzyszy zamieszanie moralne, które pociąga za sobą zagrożenie dla życia,
dla jego rozwoju i sensu. Znaczenie dobra i prawdy bywa na różne sposoby
podważane, a połowiczne rozumienie wolności wykorzystuje się do uzależniania człowieka.
Kościół w takich okolicznościach nie może milczeć, gdyż w jego nauczaniu pierwszoplanowe miejsce zajmuje WYDARZENIE. Takim Wydarzeniem
jest Wcielenie Słowa Bożego, takim Wydarzeniem jest także męczeństwo
i świętość. I właśnie Wydarzenie, a więc życie, jest podstawą wszelkiego
pisma i wszelkiej praktyki.
W świętości i w męczeństwie utożsamia się słowo z życiem, teoria
z praktyką, zamiar z wykonaniem. Osiągnięcie tego rodzaju jedności nie przychodzi łatwo. Wymaga poświęcenia, które nigdy nie pozostaje bezowocne.
Tę pewność potwierdza męczeństwo św. Szczepana, który był „pełen Ducha
Świętego” (Dz 7, 51–57; 8, 1).
Sam Jezus Chrystus wychodzi naprzeciw tym, którzy tak postępują.
Najpierw umacnia nas na czas życiowych prób, stając się naszym pokarmem:
„Jam jest chleb życia” (J 6, 34) – to Jego największy dar. Następnie ukazuje
nam sens męczeństwa i ofiary poprzez wymowę pustego grobu.
Duch modlitwy niech nam towarzyszy zawsze, abyśmy nie osłabli podczas prób. Na placu Marszałka Józefa Piłsudskiego, w czasie Mszy św.
beatyfikacyjnej, Ojciec Święty przypomniał słowa modlitwy, którą odmawia
209
W bliskości świętych
biskup, zakładając krzyż pektoralny: „Racz mnie umocnić, Panie, znakiem Twego
krzyża i spraw, abym tak, jak ten krzyż z relikwiami świętych noszę na swojej
piersi, tak zawsze miał w myśli i pamięć męki Twojej, i zwycięstwo, jakie odnieśli
Twoi męczennicy”. Dzisiaj czynię to wezwanie modlitwą całego Kościoła w Polsce,
który niosąc od tysiąca lat znak męki Chrystusa, wciąż odradza się z posiewu krwi
męczenników i żyje pamięcią zwycięstwa, jakie oni odnieśli na tej ziemi” (Warszawa,
13.06.1999).
Bracia i Siostry, obchodzimy dzisiaj niedzielę misyjną. Modlimy się
w intencji misjonarek i misjonarzy; nie zapominamy o tych narodach, które
czekają na Ewangelię. Wśród męczenników, wyniesionych na ołtarze, znajdujemy wielu, którzy byli napełnieni tym misjonarskim duchem. To dzięki
nim Kościół się wciąż odradza i przygarnia całe narody i każdego człowieka
z osobna. I tak to wielkie Wydarzenie, jakim jest Wcielenie Syna Bożego, do
którego Jubileuszu 2000 lat zbliżamy się, stale jest życiodajne.
Za św. Pawłem powtarzajmy więc: „Bogu niech będą dzięki za t to, że dał
nam odnieść zwycięstwo przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Przeto, bracia moi
najmilsi, bądźcie wytrwali i niezachwiani, zajęci zawsze ofiarnie dziełem Pańskim,
pamiętając, że trud wasz nie pozostaje daremny w Panu” (1 Kor 15, 57–58).
Amen.
Uroczystość bł. Bolesławy Lament,
założycielki Zgromadzenia Misjonarek Świętej Rodziny
Białystok, dn. 29 stycznia 2000 r.
Ofiarowany nam czas zawsze
i wszędzie można wypełnić świętością
(Pnp 8, 6–7; Ef 4, 1–6; J 17, 1–6.11, 17–19)
Ukochani Bracia i Siostry,
Czciciele Błogosławionej Bolesławy!
1. Zgromadzeni w tym sanktuarium, powstałym na fundamencie świadectwa życia i śmierci Błogosławionej Bolesławy, Założycielki jakże nam
bliskiej i drogiej rodziny zakonnej Sióstr Misjonarek Świętej Rodziny, głębiej
rozumiemy to, co mówił Ojciec Święty w „Tertio Millennio Adveniente” na
temat znaczenia Soboru Watykańskiego II dla naszego wejścia w trzecie
tysiąclecie od narodzin Pana Jezusa.
„Często mniema się, że Sobór Watykański II oznacza nową epokę w życiu
Kościoła” – pisze Papież. „Jeżeli w pewnej mierze takie twierdzenie jest słuszne, to
równocześnie trudno nie dostrzegać, na ile ten Sobór czerpie z doświadczeń i przemyśleń
okresu przedsoborowego, zwłaszcza z dorobku myśli Piusa XII. W dziejach Kościoła «stare» i «nowe» zawsze są ze sobą głęboko zespolone. To co «nowe» wyrasta ze
«starego», to co «stare» odnajduje w «nowym» swój pełniejszy wyraz (...). To, czego oni
(papieże tego wieku – przyp. A.D.) dokonali podczas Soboru i po jego zakończeniu
– tak poprzez nauczanie jak nie mniej przez działalność każdego z nich – z pewnością
wniosło znaczący wkład w przygotowanie tej nowej wiosny życia chrześcijańskiego,
która powinna rozkwitnąć w Wielkim Jubileuszu, jeśli tylko chrześcijanie będą posłuszni działaniu Ducha Świętego” (Tertio Millenio Adveniente, 18).
211
W bliskości świętych
Nasza dzisiejsza Eucharystia w tym miejscu jest jakby rozwinięciem
i komentarzem do wypowiedzi Ojca Świętego. W pewnej mierze bowiem
przybywamy, aby spotkać się z czymś „starym”, z życiem już dokonanym, co
więcej, potwierdzonym aktem beatyfikacji. Ale modlimy się i zastanawiamy
nad tym, co możemy uczynić, aby to „nowe”, które ma miejsce dzięki nam,
przybliżało coraz pewniej wiosnę Kościoła. Z tym się przecież wiąże osiągnięcie celu przez każdego człowieka, każdego z nas. Ojciec Święty określa
to mianem „spełnienia” ! I podkreśla jego więź z czasem.
2. „Takie spełnienie własnego losu człowiek osiąga poprzez bezinteresowny dar
z siebie samego. (...) To doskonałe spełnienie człowiek znajduje w Bogu i tę prawdę
objawia Chrystus. Człowiek się spełnia w Bogu dlatego, że Bóg sam do niego przyszedł w swoim Przedwiecznym Synu. Przez przyjście Boga na ziemię, czas ludzki,
mający swój początek w stworzeniu, znalazł swoją pełnię. (...) W chrześcijaństwie
czas ma podstawowe znaczenie. W czasie zostaje stworzony świat, w czasie dokonuje się historia zbawienia, która osiąga swój szczyt w «pełni czasów» Wcielenia
i swój kres w chwalebnym powrocie Syna Bożego na końcu czasów. Czas staje się,
w Jezusie Chrystusie Słowie Wcielonym, wymiarem Boga, który jest wieczny sam
w sobie. (...) Z tego związku Boga z czasem rodzi się potrzeba uświęcania czasu”
(Tertio Millenio Adveniente, 9–10).
Owocem zaś „uświęcania czasu” – i to najbardziej wymownym – jest świętość człowieka. Jest to bowiem przejaw najowocniejszej współpracy pomiędzy
ludzką wolą i czasem. Jubileusz narodzin Syna Bożego, który przychodzi w czasie, przypomina nam tę prawdę i do niej zachęca, do jej urzeczywistniania.
Świętość z kolei byłaby nie do pomyślenia bez miłości. Nic więc dziwnego, że Autor Pieśni nad Pieśniami używa jakże wymownego porównania:
„Wody wielkie nie zdołają ugasić miłości, nie zatopią jej rzeki”. To dzięki miłości,
którą darzy nas Jezus, każdy z nas znajduje w sobie moc, aby w czasie nam
ofiarowanym nie zawieść Bożego oczekiwania, nie zmarnować odzyskanego dziecięctwa Bożego, żeby wreszcie w jakiejś mierze zasłużyć na udział
w szczęściu wiecznym.
3. Kościół, wspominając święte i świętych, modli się tymi słowami:
„Wszechmogący, wieczny Boże, Ty dajesz nam dowody swojej miłości, gdy pozwalasz Świętym uczestniczyć w Twojej chwale, spraw, aby ich modlitwa i przykłady
pobudzały nas do wiernego naśladowania Twojego Syna” (Modlitwa ze mszy
wspólnych o Świętych).
212
Ofiarowany nam czas zawsze i wszędzie można wypełnić świętością
Do tej modlitwy nawiązał Jan Paweł II, wynosząc na ołtarze 110 nowych błogosławionych podczas Mszy świętej 13 czerwca w Warszawie.
Mówił wtedy: „Takie też wołanie zanosimy dzisiaj, gdy podziwiamy przykład
świadectwa, jakie dają nam wyniesieni przed chwilą do chwały ołtarzy błogosławieni.
Żywa wiara, niezachwiana nadzieja, ofiarna miłość zostały im poczytane za sprawiedliwość, bo głęboko tkwili w paschalnym misterium Chrystusa. Słusznie zatem
prosimy, abyśmy za ich przykładem wiernie podążali za Chrystusem” (Warszawa,
13.06.1999).
Przed dziewięciu laty w Białymstoku do chwały ołtarzy została wyniesiona błogosławiona Bolesława. Została powołana z ziemi łowickiej. Jej
droga była typowo adwentowa, gdyż trzeba ją było prostować i wytyczać.
Nie zawahała się, idąc za sugestią spowiednika bł. Honorata Koźmińskiego
– wyruszyć w nieznane! Daleko jest do Mohylewa, ale sto lat temu ta odległość była jakby większa. Potem bł. Bolesława wyruszyła do Petersburga,
gdzie przetrwała cztery straszliwe lata. Pozornie straciła niemal wszystko.
Z wiarą jednak, nadzieją i miłością przekroczyła jeszcze jedną granicę w swoim życiu. W odrodzonej Polsce na nowo poświęciła się odradzaniu sumień
i serc, zwłaszcza młodzieży. Nie ominęły ją kłopoty materialne, trudności
organizacyjne, a wreszcie druga wojna światowa. Wciąż podążała za Chrystusem, pomna na zachętę św. Pawła, skierowaną do Efezjan, ważną wszakże
i dla nas: „Zachęcam was ja, więzień w Panu, abyście postępowali w sposób godny
powołania, jakim zostaliście wezwani, z całą pokorą i cichością, z cierpliwością,
znosząc siebie nawzajem w miłości”.
4. Błogosławiona Bolesława pozostała wierna swemu powołaniu. W momentach prób i doświadczeń nie zabrakło Jej potrzebnych cnót. I tak stała
się jednym ze świadków, którzy przypominają nam, że czas nam ofiarowany
zawsze i wszędzie można wypełnić świętością. Dla Niej „świętość nie jest niczym
innym, jak życiem wewnętrznym, doprowadzonym do najściślejszego połączenia woli
człowieka z wolą Bożą” (bł. Bolesława Maria Lament, Bym Cię kochała coraz
goręcej, Warszawa 1997, s. 92).
Jakże to bliskie temu, co mówił i o co się modlił Pan Jezus w Wieczerniku: „Ojcze Święty, zachowaj ich w Twoim imieniu, które mi dałeś, aby tak jak My
stanowili jedno” (J 17, 11). Błogosławiona pamiętała o tym, kiedy spotykała
się z katolikami, prawosławnymi i niewierzącymi; z Polakami, Rosjanami
i Białorusinami; z potrzebującymi i bogatymi. Tak mocno bowiem Jej wola
połączyła się z Bożą wolą.
213
W bliskości świętych
Jej też – w jakieś mierze – zawdzięczamy, mając w pamięci tajemnicę świętych obcowania, że o tych sprawach mówił do nas Ojciec Święty. Pamiętamy
to wzruszające wyznanie: „Dobrze, że o wielkiej sprawie ekumenizmu mówimy
właśnie w Drohiczynie, w sercu Podlasia (...) Jest (...) wiele momentów w historii
tej ziemi, które bardziej niż gdziekolwiek indziej uwypuklają potrzebę dialogu
w dążeniu do jedności chrześcijan. (...) Ów dialog winien odznaczać się umiłowaniem
prawdy, gdyż «umiłowanie prawdy jest najgłębszym wymiarem autentycznego dążenia
do pełnej komunii pomiędzy chrześcijanami. Bez tej miłości nie można by stawić
czoła trudnościom teologicznym, kulturowym, psychologicznym i społecznym, jakie
się napotyka przy omawianiu istniejących różnic. Z tym wymiarem wewnętrznym
i osobowym musi się zawsze łączyć duch miłości i pokory. Miłości do rozmówcy
i pokory wobec prawdy, którą się odkrywa i która może się domagać zmiany poglądów
i postaw»” (Ut unum sint, Drohiczyn, 10.06.1999).
Wiem, że słowa wypowiedziane przez Ojca Świętego w Drohiczynie mają
swój oddźwięk, a może nawet jeszcze silniej brzmią – w Białymstoku. Jest to
z pewnością owoc stałej obecności tutaj bł. Bolesławy. Bardzo cieszyła się
Ona w niebie dziesiątego czerwca i jest jedną z tych, którym zawdzięczamy,
że to spotkanie wypadło tak szczęśliwie!
5. Czas wciąż płynie. Wielki Jubileusz Zbawienia już się rozpoczął. Dodatkowe drzwi do Bożych łask zostały szeroko otwarte. Skarbiec Kościoła
jest stale dostępny. A święci i błogosławieni są tymi, którzy nas ku niemu
prowadzą. Niech Bóg będzie uwielbiony poprzez tak wspaniałych świadków.
A Jego moc i miłość niech zapala nas do podążania drogą Chrystusową.
Niech nie braknie nam powołań kapłańskich i zakonnych. Zgromadzenie
Sióstr Misjonarek Rodziny Maryi stoi przed nowymi zadaniami. Metropolia
białostocka ze swoim pasterzem stanowi dla nas wszystkich mocne zaplecze kościelne w urzeczywistnianiu tych nowych wyzwań. Wspólnie, a więc
w jedności – zmierzajmy ku wiośnie Kościoła!
Amen.
Uroczystości jubileuszowe Diecezji Warszawsko-Praskiej
ku czci św. Andrzeja Boboli
Warszawa, dn. 19 maja 2000 r.
Zwycięstwo jest możliwe dzięki krwi Baranka
Drodzy Bracia i Siostry,
cała Wspólnoto Diecezji Warszawsko-Praskiej!
Gromadzimy się tutaj na głos Ojca Świętego zwiastującego nam Rok
Wielkiego Jubileuszu Zbawienia. Dzień tego modlitewnego spotkania wyznacza wspomnienie męczeńskiej śmierci św. Andrzeja Boboli, kapłana
i zakonnika z Towarzystwa Jezusowego.
1. Do modlitwy wzywa nas pragnienie wyrażenia wdzięczności Stwórcy
za wszystko, czym nas darzy, a przede wszystkim za to, że dwa tysiące lat
temu posłał na ziemię w ludzkim ciele swojego Syna – Jezusa Chrystusa.
Odkupicielowi świata zawdzięczamy przecież, że „teraz nastało zbawienie,
potęga i królowanie Boga naszego i władza Pomazańca, bo strącony został oskarżyciel naszych braci, który dniem i nocą oskarża ich przed naszym Bogiem. A oni
zwyciężyli dzięki krwi Baranka i dzięki słowu swojego świadectwa. (...) Dlatego
radujcie się, niebiosa oraz ich mieszkańcy” (Ap 12, 11–12a).
Radujmy się i my, mieszkańcy ziemi, gdyż tymi, którzy „zwyciężyli dzięki
krwi Baranka i dzięki słowu swojego świadectwa” – są święci, błogosławieni,
więcej lub mniej znani męczennicy żyjący na przestrzeni dwudziestu wieków. Nie zabrakło ich w dziejach Polski, jak o tym mówi życie i śmierć
św. Andrzeja Boboli. Do nich wszystkich odwołuje się Jan Paweł II w bulli
otwierającej obecny Rok Święty, przypominając jednocześnie, że „świadectwem prawdy chrześcijańskiej miłości – zawsze czytelnym, dziś jednak szczególnie
215
W bliskości świętych
wymownym – jest pamięć o męczennikach. Niech ich świadectwo nie będzie zapomniane. Głosili oni Ewangelię, oddając życie dla miłości. Zwłaszcza w naszej epoce
Męczennik jest znakiem owej największej miłości, w której zawierają się wszystkie
inne wartości. Jego życie jest odblaskiem wzniosłych słów Chrystusa, wypowiedzianych na krzyżu: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą co czynią” (Łk 23, 34)...
W ciągu dwóch tysięcy lat od narodzin Chrystusa zawsze było obecne świadectwo
męczenników...
Napełnieni obficie łaską (...) Roku Jubileuszowego, możemy głośniej śpiewać
Ojcu hymn wdzięczności: «Te martyrum candidatus laudat exercitus» („Tobie hołdy
nieść pośpiesza Męczenników orszak biały”)... Dlatego Kościół wszędzie na ziemi
musi pozostać zakorzeniony w ich świadectwo i pieczołowicie chronić pamięć o nich.
Oby Lud Boży umocniony przykładem tych autentycznych mistrzów wiary (...)
przekroczył z ufnością próg trzeciego tysiąclecia. Podziw dla męczenników niech
łączy się w sercach wiernych z pragnieniem naśladowania – z pomocą łaski Bożej
– ich przykładu, gdyby wymagały tego okoliczności” (Jan Paweł II, Incarnationis
mysterium, 13).
2. Mając natomiast w pamięci fakt, że św. Andrzej Bobola był kapłanem,
z potrzeby serca wspominamy także te słowa Piotra naszych czasów, które
zamieścił w tegorocznym Liście do kapłanów, rozesłanym z Wieczernika.
W nim to czytamy: „Czyż w Roku Jubileuszowym moglibyśmy zapomnieć o licznych
kapłanach, którzy swoim życiem dawali świadectwo o Chrystusie aż do przelania
krwi? Ich męczeństwo towarzyszy całym dziejom Kościoła i naznaczyło także
stulecie, które niedawno dobiegło końca, a w którym powstało wiele dyktatorskich
reżimów wrogich Kościołowi. Z Wieczernika pragnę podziękować Bogu za odwagę
tych męczenników. Wpatrujmy się w nich, aby czerpać z nich wzór, idąc śladem
Dobrego Pasterza, który «daje życie swoje za owce» (J 10, 11)” (Jan Paweł II,
List do kapłanów 2000, 5).
Prawda tych słów Ojca Świętego ze szczególną mocą rozlega się w tym
mieście, na ulicach Warszawy, która doświadczyła rzezi i zniszczeń przekraczających wszelkie ludzkie wyobrażenia; związana na zawsze z ofiarą księży:
Ignacego Skorupki i Jerzego Popiełuszki; naznaczona też ubiegłoroczną
beatyfikacją stu ośmiu męczenników z jednej tylko wojny, a umęczonych
przez jednego tylko z nieprzyjaciół.
I tak Warszawa zbudowana na piaszczystej glebie mazowieckiej – umocniła swój fundament krwią Męczenników Chrystusowych, a oparła go na
kościach św. Andrzeja Boboli jak na kamieniu węgielnym.
216
Zwycięstwo jest możliwe dzięki krwi Baranka
3. Jego dzisiaj czcimy. Urodził się w roku 1591 w Strachocinie koło Sanoka. Nauki pobierał w jezuickim kolegium wileńskim. W 1611 roku wstąpił
do zakonu św. Ignacego Loyoli.
Jeszcze przed święceniami kapłańskimi uczy w Braniewie, a następnie
w Pułtusku. Studia teologiczne odbywa w Akademii Wileńskiej. Święcenia
kapłańskie przyjmuje w roku 1622. Do pełnych ślubów wieczystych przygotowuje się w Nieświeżu. Tam przez rok jest rektorem kościoła, kaznodzieją,
spowiednikiem, ludowym misjonarzem i prefektem młodzieży. W latach
1624–1630 pracuje przy kościele św. Kazimierza w Wilnie; opiekuje się sodalicją mariańską. Przez trzy kolejne lata pełni obowiązki przełożonego domu
zakonnego w Bobrujsku, a od 1633 do 1635 roku prowadzi sodalicję mariańską w Połocku. W roku następnym pracuje jako kaznodzieja w Warszawie.
Następnie widzimy go ponownie w Połocku, a potem w Łomży i znowu
w Wilnie, a od roku 1652 przebywa w Pińsku.
Czasy były niespokojne. Mieszkańcy Rzeczypospolitej na wschodnich
Kresach przeżywali doświadczenie jeszcze jednej unii Kościoła wschodniego
z Kościołem łacińskim, zrodzonej w kręgach prawosławnych, zatwierdzonej
przez Stolicę Apostolską i oficjalnie ogłoszonej w Brześciu, wtedy zwanym
Litewskim. Święty Andrzej Bobola całym sercem był za zjednoczeniem,
mając w pamięci testament Jezusa Chrystusa ogłoszony w Wielki Czwartek.
W duchu ewangelicznym i z wielkim poświęceniem głosił jedność, zachęcał
do niej i ją umacniał.
W ten sposób naraził się ludziom, którym nie podobała się unia albo jej
nie rozumieli. 16 maja 1657 roku zostaje schwytany we wsi Mogilno w pobliżu
Janowa Poleskiego i okrutnie zamordowany. I tak jak za życia przewędrował
wiele miast i wsi, tak samo po śmierci wędrowały jego doczesne szczątki.
Na krótko znalazły się w janowskiej świątyni, a następnie pochowano je
w podziemiach jezuickiego kościoła w Pińsku. W roku 1793, po kasacie
klasztoru w Pińsku, jezuici przenieśli ciało Andrzeja Boboli do Połocka. Tam
wędrowało z kościoła do kościoła, kolejność wyznaczał kalendarz likwidacji
zakonów (jezuitów, pijarów i dominikanów). A kiedy carat skasował i tych
ostatnich, opiekę na nim przejęli kapłani diecezjalni. W roku 1922 trumnę
z relikwiami bolszewicy przewieźli do Moskwy, aby umieścić ją w muzeum
medycznym. W rok potem te same władze przekazały relikwie Stolicy Apostolskiej, z której polecenia zostały złożone w kościele il Gesú.
W roku 1853 papież Pius IX dokonał beatyfikacji Andrzeja Boboli,
a w uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego – 17 kwietnia 1938 roku – pa-
217
W bliskości świętych
pież Pius XI ogłosił go świętym, relikwie zaś podarował Warszawie. Powrót
św. Andrzeja Boboli do Ojczyzny, do stolicy był bardzo uroczysty. Na trasie
przejazdu trumnie towarzyszyli kardynałowie, biskupi, kapłani, zakonnicy
i katolicy świeccy. W Warszawie doczesne szczątki witane były przez przedstawicieli najwyższych władz Rzeczypospolitej i wszystkich mieszkańców.
W kryształowej trumnie spoczęły w kaplicy przy ulicy Rakowieckiej. W czasie
wojny przechowywano je na Starym Mieście, a w 1945 roku powróciły na
Rakowiecką, gdzie w końcu doczekały się godnego sanktuarium.
Wiele kościołów i kaplic zbudowano pod wezwaniem św. Andrzeja.
Jego kult jest wciąż żywy. Nic dziwnego, nawet ten krótki opis Jego życia
i działalności ukazuje nam chrześcijanina i kapłana pełnego wiary, miłości do
Chrystusa; sługę pojednania, które pojmował tak, jak to było wówczas możliwe. W tym życiorysie przewinęło się wiele dat i wiele nazw. Niektóre z nich
brzmią dziś niemal egzotycznie. Wszystko to razem ukazuje nam człowieka
Bożego. Jego zaś przykład mówi, ile można zrobić w dziele ewangelizacji,
oddając się ochotnie współpracy z łaską Bożą.
4. Dziś, z perspektywy paru wieków, lepiej widać, jak szczerym apostołem jedności był św. Andrzej Bobola. Zabiegał o to, aby chrześcijanie,
jak pisze św. Paweł do Koryntian – „byli zgodni i by nie było (...) rozłamów”,
żeby też „byli jednego ducha i jednej myśli” (1 Kor 1, 10). Na jedności bardzo
zależało Panu Jezusowi. Jakże wzruszająca jest Jego modlitwa wieczernikowa: „Ojcze Święty, proszę nie tylko za nimi, ale i za tymi, którzy dzięki ich
słowu będą wierzyć we Mnie, aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie,
a Ja w Tobie, aby i oni stanowili jedno w Nas, aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie
posłał” (J 17, 21).
Te słowa i to życzenie naszego Odkupiciela zostały przypomniane prawie
rok temu przez Jana Pawła II w Drohiczynie na Nabożeństwie Ekumenicznym wobec przedstawicieli różnych wyznań i religii. Papież mówił: „Jesteśmy
zatem wezwani, aby budować jedność. Obecna u początków życia Kościoła jedność
nie może nigdy stracić swojej istotnej wartości. Trzeba jednak ze smutkiem stwierdzić, że ta pierwotna jedność została na przestrzeni wieków, zwłaszcza w ostatnim
tysiącleciu, poważnie osłabiona (...). Miłość powinna nas nakłaniać do wspólnego
przemyślenia przeszłości, by zdecydowanie i odważnie iść drogą ku jedności (...).
Trzeba nam przyśpieszyć kroku ku doskonałemu i braterskiemu pojednaniu, abyśmy
w przyszłym milenium mogli – ramię przy ramieniu – świadczyć o zbawieniu wobec
świata, który czeka na ten znak jedności” (Drohiczyn, 10.06.1999).
218
Zwycięstwo jest możliwe dzięki krwi Baranka
Jesteśmy wezwani do budowania jedności. Poznanie przeszłości ma
dopomagać nam w sięganiu po takie środki i sposoby, które będą przybliżały
ten cel. Drogą do jedności jest dialog zakorzeniony w miłości. Kiedy dochodzimy do tego rodzaju spostrzeżeń, nierzadko rodzi się nowa trudność,
ponieważ po drugiej stronie nie znajdujemy zrozumienia. Odczuwamy brak
echa właściwego do naszych starań. Nie słyszymy odpowiedzi.
To prawda, podziałom nie ma końca. W miejsce zaleczonych ran powstają
nowe. Nierzadko można się spotkać z pozornymi dążeniami do jedności. A ich
jedynym zamierzeniem jest wyobcowanie Kościoła z życia publicznego.
Ciągle jest żywe i widoczne w różnych dziedzinach ludzkiego życia
„atomizujące społeczeństwo działanie idei i środowisk eliminujących z przestrzeni
publicznej te opcje światopoglądowe, które są depozytariuszami myślenia w kategoriach stabilnych ocen i historycznej ciągłości” (P. Paliwoda, Przeciw..., Życie,
[17.04.2000], s. 15).
Z takim zjawiskiem spotykamy się również wśród nas. Nie można jednak zapominać, że miłość, a w konsekwencji i jedność są wartościami, a nie
rynkowym towarem. I nie wolno nam zniechęcać się w dążeniu do nich,
usprawiedliwiając się jakąkolwiek nieobecnością w dialogu. Działalność
i męczeństwo św. Andrzeja Boboli, śmierć 46 milionów chrześcijan różnych
wyznań poniesiona za wiarę w ciągu dwudziestu wieków, a także przykład
i nauczanie Jana Pawła II sprawiają, iż ekumenizm jest czymś żywym. Dzisiaj
modlimy się razem. Bogu niech będą dzięki!
5. To są owoce krzyża. Ofiara Jezusa Chrystusa na krzyżu ma swoje
źródło w miłości. Jej moc ułatwia pojednanie człowieka z Bogiem, a ludzi
pomiędzy sobą. W przestrzeń duchowego oddziaływania krzyża wpisują się
świadectwa męczenników. Tak było dawniej, tak jest i dzisiaj. Błogosławiony
Alojzy Stepinac, arcybiskup Zagrzebia, pisał z więzienia: „Jak dotąd pobrano
mi trzydzieści pięć litrów krwi i kto wie, po ile sięgną jeszcze. Jednakże – Bogu niech
będą dzięki za wszystko! Ja wiem dobrze, dlaczego cierpię, jak i to z jakiego powodu
cierpi tylu innych kapłanów. Oni również wiedzą, dlaczego to się dzieje. Jeślibyśmy
bowiem zaprzedali nasz honor i dusze, moglibyśmy dzisiaj cieszyć się odznaczeniami
(...); ale «cóż bowiem za korzyść stanowi dla człowieka zyskać świat cały, a swoją
duszę utracić?» (Mk 8, 36)” (bł. A. Stepinac, List, 18.01.1960).
I tak dochodzimy do najgłębszych motywacji męczeństwa. Dla ich
pełniejszego ukazania warto w tym miejscu odwołać się do jeszcze innej
opinii o sensie poświęcenia, a odnoszącej się do postawy jednego z naszych
219
W bliskości świętych
wieszczów. „Norwid – choć pełen miłości do świata i ludzi, nie znalazł u nich
zrozumienia ani miłości (...). I nikogo znającego prawa tego świata dziwić to nie
powinno. Norwid wybierając prawdę i mądrość wybrał los męczennika, bowiem musiał się narazić światu” (K. Śniegocki, Cyprian Norwid..., Inspiracje, nr 5/59,
Warszawa 1999, s. 30). Czyż w części poznana trzecia tajemnica fatimska nie
mówi o tym samym ? Co nam w takim razie pozostaje?
Bracia i Siostry! Zwycięstwo jedności jest możliwe tylko „dzięki krwi
Baranka”. Dziś trudno nam powiedzieć, czy przyszłe wieki będą potrzebowały kapłanów–męczenników. Dziś nie jesteśmy w stanie przewidzieć,
jak przyszłość będzie odnosiła się do prawdy i mądrości; do trwałych ocen
moralnych i historycznej ciągłości? Jednego wszakże jesteśmy pewni, że
i w następnych tysiącleciach nie zabraknie „krwi Baranka”.
Z krzyża na Golgocie przenosimy więc wzrok na Jezusa Zmartwychwstałego, śpiewając razem z Matką, która wiernie trwała na Golgocie, wespół ze
św. Andrzejem Bobolą i tysiącami innych Chrystusowych świadków: „Tobie
hołdy nieść pośpiesza Męczenników orszak biały”. I tak wkraczamy w trzecie
tysiąclecie z wiarą i ufnością dążący do pojednania i bliżsi sobie, w nadziei
na zwycięstwo Miłości dzięki krwi Baranka.
Amen.
Uroczystość św. Jadwigi. Tysiąclecie Archidiecezji Wrocławskiej
Trzebnica, dn. 15 października 2000 r.
„Geniusz kobiety” staje się nam bliższy
dzięki konkretnym postaciom
Drodzy Bracia i Siostry,
Czciciele św. Jadwigi Śląskiej!
1. W Roku Wielkiego Jubileuszu Wcielenia i Narodzin Jezusa Chrystusa
często powracamy do słów św. Pawła, który w Liście do Galatów pisze, gdy
„nastała pełnia czasu, zesłał Bóg Syna swego zrodzonego z niewiasty” (Ga 4, 4).
Dzisiejsza uroczystość gromadzi nas przy grobie św. Jadwigi, księżnej śląskiej,
również niewiasty. Jest coś w świętości niewiast, co sprawia, że ich znaczenia
nie osłabia ani czas, ani przestrzeń.
Wypływa to także z tego, o czym mówi Ojciec Święty Jan Paweł II w liście
apostolskim „Mulieris dignitatem”, kiedy zaraz na wstępie zauważa: „Godność
kobiety i jej powołanie – odwieczny temat refleksji ludzkiej i chrześcijańskiej – nabrały
w ostatnim okresie szczególnej wyrazistości” (Mulieris Dignitatem, 1). Natomiast
Sobór Watykański II kieruje specjalne orędzie do kobiet: „Nadchodzi godzina,
nadeszła już godzina, w której powołanie niewiasty realizuje się w pełni. Godzina,
w której niewiasta swoim wpływem promieniuje na społeczeństwo i uzyskuje władzę nigdy dotąd nie posiadaną. Dlatego też w chwili, kiedy ludzkość przeżywa tak
głębokie przemiany, niewiasty przepojone duchem ewangelicznym mogą nieść wielką
pomoc ludzkości (...)” (AAS 58 (1966), 13–14).
Podążając za tą myślą, Paweł VI dodaje, że „W chrześcijaństwie bardziej
niż w każdej innej religii, kobieta posiadała od początku specjalny status godności,
którego liczne i ważne aspekty ukazuje Nowy Testament” (Insegnamenti di Paolo VI,
XIV (1976), 1017).
221
W bliskości świętych
Dostrzegamy to najwyraźniej w scenie Zwiastowania: „Przez swoje «fiat»
Maryja staje się autentycznym podmiotem tego zjednoczenia z Bogiem, jakie dokonało
się w tajemnicy Wcielenia Słowa współistotnego Ojcu. Całe działanie Boga w dziejach
ludzkich szanuje zawsze wolną wolę człowieczego «ja». To samo ma miejsce przy
zwiastowaniu w Nazarecie” (Mulieris Dignitatem, 4).
2. W Maryi jako drugiej Ewie wszystkie niewiasty odkrywają to, o czym
mówi Pismo Święte w odniesieniu do ich godności i powołania. Dzięki zaś
odkupieniu dokonanemu przez Jezusa Chrystusa każda niewiasta może
w pełni z tych darów korzystać i w tej godności uczestniczyć. „Chrystus stał
się wobec swoich współczesnych (i nie tylko) rzecznikiem prawdziwej godności kobiety
oraz odpowiadającego tej godności powołania. Wywoływało to nieraz zdziwienie,
zaskoczenie, czasem graniczące ze zgorszeniem: «dziwili się, że rozmawiał z kobietą»
(J 4, 27)” (Mulieris Dignitatem, 12).
Byli tym zaskoczeni nawet uczniowie, nie mówiąc już o faryzeuszu, który
gościł Syna Bożego i „mówił sam do siebie: Gdyby On był prorokiem, wiedziałby,
co za jedna i jaka jest ta kobieta, która Go dotyka, że jest grzesznicą” (Łk 7, 39).
Takich obaw i niepokojów było znacznie więcej. Odkupiciel wszakże nie lękał
się ludzkich uprzedzeń, gdyż znał dobrze każdego człowieka i „wiedział, co
w człowieku się kryje” (J 2, 25).
„Sposób postępowania Chrystusa, ewangelia Jego czynów i Jego słów, jest konsekwentnym sprzeciwem wobec wszystkiego, co uwłacza godności kobiety. Dlatego też te
kobiety, które znajdują się w pobliżu Chrystusa, odnajdują siebie w prawdzie, jakiej
On «naucza» i jaką «czyni», nawet jeśli jest to prawda o ich własnej «grzeszności».
Czują się przez tę prawdę «wyzwolone», przywrócone sobie, czują się umiłowane tą
«miłością odwieczną», miłością, która znajduje swój bezpośredni wyraz w samym
Chrystusie” (Mulieris Dignitatem, 15).
Tylko Jezus wie, co znajduje się w ludzkim sercu, On też najlepiej czuje
i rozumie, na ile poświęcenia i miłości może zdobyć się niewiasta. Zresztą możemy się o tym przekonać się, towarzysząc Synowi Bożemu w czasie Jego drogi
krzyżowej. Apostołowie Go opuścili, jedynie św. Jan znalazł się pod krzyżem,
Szymon z Cyreny został zmuszony do przyjścia z pomocą. Matka Najświętsza
cały czas była w pobliżu. Świętej Weronice nie zabrakło odwagi, aby przedrzeć
się przez niechętny tłum i otrzeć Mu twarz. Było również wiele kobiet: „które
zawodziły i płakały nad Nim” (Łk 23, 27). A po złożeniu ciała Chrystusa do grobu
niewiasty pomyślały o tym, aby namaścić, oddać cześć i uszanować. One to właśnie znalazły się też wśród pierwszych świadków zmartwychwstania Jezusa.
222
„Geniusz kobiety” staje się nam bliższy dzięki konkretnym postaciom
3. Chrystusowe odkupienie sprawia, że „W każdej epoce i w każdym kraju
znajdujemy wiele kobiet «dzielnych» (por. Przy 31, 10), które – mimo prześladowań, trudności i dyskryminacji – uczestniczyły w posłannictwie Kościoła. Wystarczy
wspomnieć tutaj bardziej znane: Monikę, matkę Augustyna, (...) Jadwigę Śląską
i Jadwigę Wawelską (...). Świadectwo i dzieła chrześcijańskich niewiast wywarły
duży wpływ zarówno na życie Kościoła, jak i społeczeństwa” (tamże, 27).
Wynika to z tego, że „Kobieta jest mocna świadomością zawierzenia, mocna
tym, że Bóg «zawierza jej człowieka», zawsze i wszędzie, nawet w warunkach
społecznego upośledzenia, w jakich może ona się znaleźć” (tamże, 30).
Ojciec Święty w Liście do kobiet dodaje: „Kościół (...) «pragnie złożyć dzięki
najświętszej Trójcy» za «tajemnicę kobiety» i za każdą kobietę – za to, co stanowi
odwieczną miarę jej godności kobiecej, za «wielkie dzieła Boże», które w niej i przez nią
dokonały się w historii ludzkości” (tamże, 31; List Jana Pawła II do kobiet, 1).
Zawsze i „we wszystkich (...) dziedzinach obecność kobiety będzie bardzo
cenna, ponieważ przyczyni się do ukazania sprzeczności społeczeństwa rządzącego
się wyłącznie kryteriami wydajności i produktywności oraz każe zmienić te systemy,
poddając je procesowi «humanizacji», która charakteryzuje «cywilizację miłości»
(List Jana Pawła II do kobiet, 4).
Dlatego też, pamiętając o obecności i roli kobiet w dziejach człowieka,
trzeba mówić o swego rodzaju „geniuszu kobiety”. Widoczne to jest także w czasach najnowszych. Papież pisze: „Społeczeństwo najwięcej zawdzięcza «geniuszowi
kobiety» właśnie w tym wymiarze, który bardzo często urzeczywistnia się bez rozgłosu,
w codziennych relacjach międzyosobowych, a szczególnie w życiu rodziny. (...)
Poprzez taką służbę urzeczywistniają one tę formę macierzyństwa aktywnego,
kulturowego i duchowego, które ze względu na wpływ – jaki wywiera na rozwój osoby
oraz na przyszłość społeczeństwa, ma nieocenioną wartość. (...) Wyrażam zatem
życzenie, drogie Siostry, aby temat „geniuszu kobiety” był rozważany ze szczególną
uwagą nie tylko po to, by rozpoznać w nim ślady Bożego zamysłu, który winien być
przyjęty z szacunkiem, ale także po to, by poświęcono mu więcej miejsca w życiu
społecznym i kościelnym” (tamże, 9–10).
4. Wspomniany przez Ojca Świętego „geniusz kobiety” staje się nam bliższy
dzięki konkretnym postaciom, znanym nam z bliska, czy drogim nam z racji
ich obecności w historii Kościoła i Ojczyzny. Dzisiaj w tym sanktuarium nasze myśli i serca kierują się ku św. Jadwidze, księżnej, żonie i matce, wdowie
i zakonnicy. Żyła około sześćdziesięciu pięciu lat (1178/80–1243). Pochodziła
z Bawarii, urodziła się w rodzinie germańsko-słowiańskiej. Młodość spędziła
223
W bliskości świętych
w klasztorze Sióstr Benedyktynek, gdzie uczyła się języka łacińskiego, haftu,
malowania, muzyki i pielęgnowania chorych. Miała ośmioro rodzeństwa,
w tym dwie królowe i dwóch biskupów. Jadwiga była przeznaczona dla władcy
Serbii, potem jednak w wieku dwunastu lat została oddana na dwór księcia
Bolesława Wysokiego do Wrocławia, z zamiarem wyjścia za mąż za Henryka,
zwanego Brodatym. I tak się stało. Najpierw była księżną we Wrocławiu,
a w późniejszym czasie także panią na Wawelu. W małżeństwie doświadczyła
radości i cierpień – wcześnie zmarło jej czworo dzieci.
Jadwiga, przebywając na Śląsku, nauczyła się mowy polskiej, wspierała
architekturę sakralną, troszczyła się o chorych i potrzebujących. Czuła się
i była rzeczywiście matką wszystkich mieszkańców księstwa. Sama zaś potrafiła i musiała wiele cierpieć. W Niemczech wymordowano jej najbliższą
rodzinę. Książę Henryk Brodaty został ranny na zjeździe w Gąsawie, a dwa
lata później książę Konrad Mazowiecki podstępnie go pojmał i wtrącił do
lochu. Święta Jadwiga sama pielęgnowała swego męża i odważnie udała się
do prześladowcy, domagając się jego uwolnienia.
Pod koniec życia przeżyła najazd Tatarów i śmierć syna Henryka, z przydomkiem Pobożny. Na wieść o tym wypowiedziała jakże pouczające słowa:
„Boże, dziękuję Ci za takiego syna”. Było to szóste dziecko, które sama chowała. Blisko trzydzieści lat życia spędziła w czystości, z których ostatnie
pięć spędziła w trzebnickim klasztorze, żyjąc w posłuszeństwie pod władzą
przełożonej, którą była jej córka Gertruda. Odeszła z tego świata wieczorem
14 października 1243 roku.
Od tego momentu zaczął rozwijać się kult św. Jadwigi. Jej kanonizacja
odbyła się w 1267 roku. Tego aktu dokonał papież Klemens IV w Witerbo,
w kościele dominikańskim, o czym do dzisiaj mówi tablica z napisem: „W świątyni tej została Jadwiga, księżna polska, przyjęta uroczyście w poczet świętych...”.
Dzięki wstawiennictwu Jana III Sobieskiego błogosławiony Innocenty XI, papież – rozciągnął kult św. Jadwigi na cały Kościół. Na obrazach
św. Jadwiga jest najczęściej przedstawiana z figurą Matki Bożej w jednej ręce,
a z kościołem w drugiej.
Jej bowiem cześć dla Matki Najświętszej była wyjątkowa, a troska o świątynie powszechnie znana. I dlatego już w czasach powojennych, kiedy władze
państwowe nie pozwalały na budowę kościołów, każdego roku w najbliższą
niedzielę albo w samo wspomnienie dnia 16 października w Polsce modlono
się o możliwość budowania nowych kościołów, tak potrzebnych po okresie
rozbiorów, po zniszczeniach wojennych i z racji na migrację ludności.
224
„Geniusz kobiety” staje się nam bliższy dzięki konkretnym postaciom
Dzień 16 października na stałe przeszedł do najnowszej historii, poczynając od roku 1978, kiedy to ks. kard. Karol Wojtyła został wybrany na Następcę
św. Piotra. A św. Jadwiga już nie tylko symbolizuje troskę o budowę świątyń
materialnych, ale stała się szczególną opiekunką ludzkich dusz. I taką ją czcimy
dzisiaj. Do tego zachęca nas również millenium wrocławskiego Kościoła.
Tysiąclecie Archidiecezji Wrocławskiej wzywa, abyśmy wspominali wszystkich, którym zawdzięczamy stałą obecność chrześcijaństwa, jego przenikanie
z pokolenia na pokolenie. Do takich postaci historycznych należy również
św. Jadwiga Śląska.
5. Zajmuje ona szczególne miejsce w historii całej Polski. O tym mówią
liczne fakty z Jej życia. I dzięki temu wpisuje się św. Jadwiga w naszych sercach
jako nauczycielka i wychowawczyni wielu pokoleń dziewcząt i kobiet, świadomych swoich obowiązków względem Ojczyzny. Do Jej uczennic i wychowanic
zaliczamy te Polki z czasów wojen, o których tak przekonująco pisze prof.
Adam Strzembosz: „nie można pojąć fenomenu przetrwania polskości (...) bez
docenienia roli kobiety polskiej, zwłaszcza tej z dworu i dworku oraz z chłopskiej
chaty, która pielęgnowała i przekazywała WARTOŚCI, (...) która własnym
przykładem wskazywała, jak można i – jak trzeba nimi żyć na co dzień. (...) Nie
można zrozumieć czynu powstania styczniowego bez tej rzeczywistości uwiecznionej
w obrazach Grottgera mających dwóch bohaterów: tego, który wyruszył na bój i tą,
która w domu zostaje, bo na bój wyruszyła już dawno i trwa nadal na swoim polu
bitwy, bitwy z której się nie powraca, bo się ją toczy przez całe życie, do śmierci.
Nie można ogarnąć fenomenu konspiracji polskiej 1939–1949 bez dojrzenia w nim
wielkiej roli kobiety – tej młodziutkiej i tej nieraz bardzo starej, które powiedziały
swoje TAK, zanim jeszcze mężczyźni zdecydowali się wyruszyć na pobojowiska po
porzuconą tam broń, utworzyć pierwszą piątkę, dotknąć korby pierwszego powielacza. (...) Nie można pojąć tej wielkiej siły trwania Powstania Warszawskiego bez
ujrzenia tych dziewcząt idących walczyć ze swoimi (...) chłopcami, na barykady, ale
także do kuchni polowej, do szpitala, świetlicy, warsztatu krawieckiego; stały przy
nich jak mur, trwały do końca i dzięki nim ceglane mury Warszawy, w których się
oni zamknęli, by zwyciężyć lub zginąć, zyskiwały odporność żelazobetonowej zapory
(...) One trwały najdłużej na ostatnich redutach Polski Podziemnej, także wtedy,
gdy niszczył ją drugi walec, (...) Były – i są – jak od wieków mądrością serca, gotowe przyjąć na siebie każdy ciężar, zatroskane: „o bardzo wiele”, podejmujące to,
co najbardziej szare i mało widoczne, ale jest wciąż podstawą wszystkich podstaw”
(Elżbieta Ostrowska, A wolność była wśród drutów, Warszawa 1991, wstęp).
225
W bliskości świętych
Bez takiego poświęcenia i ofiar matek oraz żon nie byłyby możliwe
zarówno historia, jak i dzień dzisiejszy archidiecezji wrocławskiej, Kościoła
na Śląsku. To one stały na straży wiary w Pana Boga, to one uczyły pacierza, to one błagały dzień i noc Królową Polski w czasie jakże przedziwnych
dziejów Dolnego Śląska.
To one przyniosły ze sobą miłość do ogniska domowego i nadzieję
w opiekę Opatrzności, kiedy po ostatniej wojnie musiały przemierzać setki
kilometrów, aby odchodząc ze swojego, znaleźć się na swoim. A tak się stało,
bo taki przykład dała św. Jadwiga, która też musiała coś zostawić, aby wiele
otrzymać, a wreszcie dojść do świętości.
6. Drodzy Bracia i Siostry, uczestnicząc w tej uroczystości Wielkiego Jubileuszu Zbawienia w sanktuarium św. Jadwigi, dziękując Panu Bogu za tysiąc
lat istnienia Kościoła śląskiego – nie możemy i nie chcemy zapomnieć, że to
wszystko nie byłoby możliwe, gdyby na te wieki i czasy nie składały się inne
jubileusze, związane z poszczególnymi osobami, gdyby nie było srebrnych
i złotych jubileuszy małżeństwa, kapłaństwa albo życia zakonnego. Kościół
na Śląsku jest w tym szczęśliwym położeniu, że w roku swego Tysiąclecia
jednocześnie świętuje złoty jubileusz kapłaństwa Jego Eminencji księdza
kardynała Henryka Gulbinowicza, arcybiskupa metropolity wrocławskiego,
a także trzydziestolecie święceń biskupich i dwudziestopięciolecie tutejszego
pasterzowania. Są to piękne i wymowne daty, zwłaszcza że Najdostojniejszy
Jubilat podobnie jak św. Jadwiga musiał wiele pozostawić w innym miejscu,
żeby – podążając za krzyżem Jezusa Chrystusa – móc dawać jeszcze więcej,
głosząc Ewangelię i utwierdzając wszystkich w wierze.
Bóg zapłać za to. Tak prosto to mówię, choć serce szuka innych słów.
I Pan niech błogosławi na przyszłość. Proszę pamiętać, że nasze modlitwy
– także na wschodnich kresach, będą stale towarzyszyły Waszej Eminencji.
Na zawsze bowiem łączy nas ta sama wiara, cześć dla Matki Najświętszej,
nabożeństwo do św. Jadwigi i przywiązanie do tradycji matek i ojców.
„Gaude, mater Polonia” – „Raduj się, matko Polsko”, tak śpiewamy w jednym
z najdawniejszych naszych hymnów. Ale dzisiaj, uczestnicząc w tych wszystkich tajemnicach Kościoła, Narodu i Człowieka – tutaj na Śląsku – lepiej
rozumiemy sens i prawdziwość tych słów: „Gaude, mater Polonia” – Raduj
się, matko Polsko!” przez następne tysiąclecie.
Amen.
226
Uroczystości dziękczynne za beatyfikację ks. Edwarda Grzymały
Sadowne, dn. 24 czerwca 2001 r.
Odkrywamy świętość obecną wśród nas
Drodzy Bracia w kapłaństwie,
Ukochani Bracia i Siostry, Krewni i Bliscy bł. Edwarda Grzymały!
1. W pełni podzielamy radość sąsiadów i krewnych Zachariasza i Elżbiety,
którzy cieszyli się przyjściem na świat jedynego Syna – św. Jana, w przyszłości
zwanego Chrzcicielem, Poprzednika Pańskiego.
Dla nas nie jest już istotne pytanie, które wtedy stawiano: „Kimże będzie
to dziecię?”, skoro wiemy, że „ręka Pańska była z nim”. To właśnie o Nim Pan
Jezus po kilkudziesięciu latach powie: „On jest tym, o którym napisano: «Oto
posyłam mego wysłańca przed Tobą, aby Ci przygotował drogę. Powiadam wam:
Między narodzonymi z niewiast nie ma większego od Jana»” (Łk 7, 27–28).
I ten to właśnie „chłopiec rósł i wzmacniał się duchem”, aby w przyszłości
wypełnić to wszystko, co o nim napisano. Stał się Poprzednikiem Pańskim,
prostował drogi ludzkich sumień i serc, przygotowując tych, z którymi się
spotykał, na przyjęcie Jezusa Chrystusa.
Parafia Sadowne każdego roku może przypominać sobie życie i działalność św. Jana Chrzciciela jako Patrona tej świątyni i całej wspólnoty
kościelnej.
2. Wdzięcznym sercem w uroczystościach ku czci św. Jana Chrzciciela
brał udział w swoich dziecięcych i młodzieńczych latach Pierwszy Parafianin,
który dostąpił chwały ołtarzy. Ksiądz Edward Grzymała przyszedł na świat
29 września 1906 roku, samym dniem narodzin zapewniając sobie szczególną
opiekę św. Michała Archanioła. Urodził się w Kołodziążu jako syn Zdzisława
227
W bliskości świętych
i Heleny Wiśniewskiej. Już następnego dnia został ochrzczony, w rzeczach
wiary bowiem nasi rodzice nigdy nie zwlekali. Uczył się najpierw w domu
rodzinnym, a potem uczęszczał do Szkoły Handlowej w Warszawie. W wieku
szesnastu lat przeniósł się do Włocławka i korzystając z duchowej opieki
ks. Antoniego Bogdańskiego coraz bardziej pogłębiał swoje życie religijne.
Tam też skończył Gimnazjum Ziemi Kujawskiej, które wtedy realizowało
program współczesnych liceów, wieńczy je uzyskaniem matury, czyli świadectwa dojrzałości. Nauczyciele szkolni już wtedy wydali o nim świadectwo,
„że wyróżnia się (...) niezłomnym charakterem, głęboką religijnością, niezwykłymi
zdolnościami i niespotykaną pracowitością” (Męczennicy za wiarę 1939–1945,
Warszawa 1996, s. 236).
Jesienią 1926 roku wstępuje do Wyższego Seminarium Duchownego we
Włocławku, a dnia 14 czerwca 1931 roku z rąk biskupa Karola Mieczysława
Radońskiego przyjmuje święcenia kapłańskie.
3. Ale zanim przejdziemy do kapłańskiej działalności bł. Edwarda, warto
zatrzymać się nieco nad relacją pomiędzy Podlasiem a Włocławkiem. Blisko
sto lat wcześniej z Białej Podlaskiej do Włocławka przeniosła się rodzina
bł. Honorata Koźmińskiego, pierwszego Podlasianina wyniesionego na ołtarze. Tam utrwalał swoje powołanie franciszkańskie i tam też musiał wiele
wycierpieć, zwłaszcza po stracie ojca.
Parę lat zaledwie przed bł. Edwardem do Wyższego Seminarium Duchownego wstępuje młody Stefan Wyszyński, tak bardzo zrośnięty z tym pograniczem Podlasia i Mazowsza. Jego rodzina pochodziła z parafii Kamieńczyk
i jej okolic. W Prostyni Stanisław Wyszyński, ojciec Prymasa Tysiąclecia, był
organistą. W tymże sanktuarium Trójcy Przenajświętszej przyjął sakrament
małżeństwa, którego owocem będzie syn Stefan.
I wszyscy trzej zostali kapłanami. Dwaj już są błogosławionymi. Proces
beatyfikacyjny najmłodszego z nich, zmarłego dwadzieścia lat temu księdza
kardynała Stefana Wyszyńskiego nabiera coraz większego przyśpieszenia.
Ufamy, że wkrótce dobiegnie końca i będziemy mieli kolejnego naszego
rodaka wśród niebiańskich patronów.
I pomyśleć, iż jeszcze trzydzieści lat temu wydawało się nam, że święci
mogli żyć w Ziemi Świętej, może na Półwyspie Apenińskim, a jeśli w Polsce
– to już wyłącznie w Krakowie. Pan Bóg daje nam tę wielką łaskę, że odkrywamy świętość obecną wśród nas. I wspólnie modlimy się, abyśmy wreszcie
odkrywali ją także w nas samych.
228
Odkrywamy świętość obecną wśród nas
4. Posługa kapłańska zmierza ku temu, aby świętość stawała się coraz
bardziej powszechna, aby ją dostrzegały dzieci i młodzież, żeby ją widzieli
ludzie dorośli i żeby nie uciekali przed nią chorzy oraz starsi.
Takie cele przyświecały pracy duszpasterskiej ks. Edwarda Grzymały,
który przez kilka tygodni pracował jako wikariusz w Tuliszkowie. W październiku 1931 roku opuścił Polskę i wyruszył do Rzymu, aby podjąć tam
studia specjalistyczne z zakresu prawa kanonicznego. Skończył je cztery
lata później, uzyskując doktorat na podstawie rozprawy mówiącej o miejscu
świętych motywacji w małżeństwie. Po powrocie do Ojczyzny podjął pracę
wikariusza w Lipnie, ale tam ze względu na duży radykalizm moralny i uczciwość naraził się władzom świeckim. Przeniósł się do Konina, gdzie pełnił
obowiązki prefekta w szkołach średnich. Po roku udał się do Kalisza, a po
dwóch latach wrócił do Włocławka jako prefekt państwowego gimnazjum
mechanicznego. W tym samym czasie został mianowany obrońcą węzła małżeńskiego w sądzie biskupim i drugim sekretarzem w kurii diecezjalnej.
Po wybuchu drugiej wojny światowej ks. Edward zamieszkał u Sióstr
Służebniczek w Aleksandrowie Kujawskim, otrzymując od biskupa Karola
Radońskiego nominację na wikariusza generalnego na północne tereny
diecezji. Zachował jednak wszystkie dotychczasowe prace, kapłanów było
bowiem coraz mniej. Wielu zostało aresztowanych przez hitlerowców. Ksiądz
Edward troszczył się o ukrywających się księży oraz o kleryków uwięzionych
w Lądzie wraz z biskupem Michałem Kozalem, również błogosławionym.
5. Te straszliwe doświadczenia wojenne nie osłabiły ducha ks. Edwarda
ani jego zapału. Za prorokiem Izajaszem z dzisiejszego pierwszego czytania
zdawał się wołać: „Wyspy, posłuchajcie mnie! Ludy najdalsze, uważajcie! Powołał
mnie Pan już z łona mej matki... Ostrym mieczem uczynił me usta, w cieniu swej
ręki mnie ukrył. Uczynił ze mnie strzałę zaostrzoną, utaił mnie w swoim kołczanie.
I rzekł mi: «Tyś sługą moim, w tobie się rozsławię». Ja zaś mówiłem: «próżno się
trudziłem...». A teraz przemówi Pan...: «To zbyt mało, iż jesteś mi sługą... Ustanowię
cię światłością dla pogan, aby moje zbawienie dotarło aż do krańców ziemi»”.
I nadszedł czas ofiary oraz męczeństwa. W uroczystość Matki Bożej
Częstochowskiej 1940 roku został zabrany z domu przez gestapo. „Wola
Boża” – powiedział do sióstr na pożegnanie. Od 29 sierpnia do 14 grudnia
przebywał w obozie Sachsenhausen, a potem w Dachau. Piątego kwietnia 1942
roku w liście do siostry Alfredy Rumińskiej z Aleksandrowa napisał: „Jestem
wdzięczny mojemu Zbawcy za te wszystkie łaski, które On mi dał. Teraz nadszedł
229
W bliskości świętych
czas, abym i ja w zamian za to Mu coś podarował”. Taką postawę zawdzięczał
wytrwałej modlitwie. Dużo się modlił, zwłaszcza w czasie poniżających apelów.
Zawsze, nawet w obozie, pozostał prostolinijny, koleżeński i uczynny.
Nie odznaczał się silnym zdrowiem, a jednak kiedy było potrzeba, wyręczał współwięźniów w dźwiganiu kotłów. Z tego powodu był szczególnie
brutalnie traktowany przez gestapowców, którzy straszliwie go bili. Nie żalił
się zupełnie. Co więcej, w stosownej chwili wygłaszał krótkie konferencje
teologiczne... dla dodania ducha innym. Pewnego razu przyłapany na tym
został straszliwie zmaltretowany i zostawiony na ziemi. Do przyjaciół, którzy przyszli, aby go podnieść, powiedział: „cieszę się, dzisiaj mogłem cierpieć dla
Imienia Jezus”.
Dość szybko opadł z sił. W dzień św. Wawrzyńca, diakona i męczennika,
wywieziono go do pieca gazowego. W rok po św. Maksymilianie jego dusza
odeszła do nieba.
6. Grozą napawa to wszystko. Ale posłuchajmy, co o hitlerowskich obozach mówi ks. Stefan Biskupski, współwięzień Błogosławionego, któremu
Pan uratował życie, aby mógł przekazać nam to świadectwo prawdy: „Bicie
więźniów było w obozie jednym ze sposobów wyniszczania ludzi. Bito oficjalnie
i publicznie w specjalnych miejscach kaźni, bito również nieoficjalnie przy każdej
sposobności. Bito okrutnie po twarzy, kopano leżących na ziemi, bito często kijami
tak długo, aż z człowieka została bezkształtna skrwawiona masa mięsa. Był okres,
że bito specjalnie za wszelki przejaw praktyk religijnych”.
Jak na to reagują następne pokolenia? „Bohaterom swoim naród stawia pomniki. Kościół bohaterów swoich wynosi na ołtarze. To u nich «zespoliły się w sposób
przedziwny cnoty narodowo-państwowe z cnotami religijnymi i moralnymi». Zapytajmy
bowiem, co było przyczyną tych masowych aresztowań i wyniszczania w niemieckich
obozach koncentracyjnych? Niewątpliwie usiłowanie zniszczenia kultury polskiej
i wygubienie narodu polskiego. Ponieważ jednak u podstaw polskiej kultury leżą
głęboko pierwiastki katolickie, przeto na pierwszym planie należało zniszczyć to
wszystko, co miało jakąkolwiek łączność z religią i Kościołem katolickim, należało
zamknąć świątynie i wytępić duchowieństwo polskie” (Męczennicy Męczennicy za
wiarę 1939–1945, Warszawa 1996, s. 240).
Mija czas, zmieniają się nazwy, ale wrogowie Kościoła nie śpią. W jakiejś mierze przypomniała nam o tym obecna pielgrzymka Ojca Świętego
na Ukrainę, a więc do kraju niesłychanie nam bliskiego, do narodu, którego
historia przez wiele wieków biegła tym samym torem co nasza.
230
Odkrywamy świętość obecną wśród nas
Jan Paweł II zresztą często spotyka się ze świadectwami wiary i świadkami.
Tak jak dwa lata temu wyniósł na ołtarze 108 męczenników w Warszawie,
tak samo we wtorek przypomni światu tych, którzy ginęli za Chrystusa na
Podolu, Wołyniu, Podkarpaciu czy Kijowszczyźnie.
Dzielą nas tysiące kilometrów, ale jednoczy wiara i łączą jej świadkowie.
Czujemy się blisko Ojca Świętego i razem z Nim oddajemy cześć Najlepszemu Ojcu.
7. Ducha nam dodają nasi święci i błogosławieni. Nie można przejść
obojętnie obok życia i śmierci bł. Edwarda Grzymały, jak nie omijamy krzyża
bez znaku świętego, bez modlitewnego westchnienia. Puste byłyby nasze
drogi, te asfaltowe i te polne, pozbawione przydrożnych kapliczek i krzyży.
Jeszcze bardziej puste byłyby nasze sumienia, gdybyśmy nie spotykali się
ze świętymi i błogosławionymi, byłyby zimne albo i wrogie, jak tych katów
z obozów koncentracyjnych.
Dziękujmy Panu Bogu za te duchowe światła, za te znaki, za świętych
świadków. Z całego serca dziękujmy za bł. Edwarda, prosząc, aby coś z Jego
wiary i męstwa przenikało nas wszystkich, niech stanie się tworzywem charakterów oraz postaw dzieci i młodzieży, niech się przyczyni do pełniejszego
odrodzenia naszej Ojczyzny u progu trzeciego tysiąclecia.
Razem z Matką Najświętszą, św. Janem Chrzcicielem, św. Maksymilianem, bł. Honoratem, sługą Bożym Prymasem Tysiąclecia i bł. Edwardem
wychwalajmy Boga słowami psalmu międzylekcyjnego: „Sławię Cię, Panie,
za to, żeś mnie stworzył”.
Wysławiamy również Stwórcę, ponieważ zapewnił nam wszystkim udział
w swojej Miłości. To nic, że niekiedy trzeba cierpieć, to nic, że czasami wydaje się, iż jesteśmy zmiażdżeni. Zawsze jednak sprawdza się to, co mówił
Prymas Tysiąclecia: „Ciągle was pouczam, że ten zwycięża – choćby był powalony
i zdeptany – kto miłuje, a nie ten, który w nienawiści depce. Ten ostatni przegrał!
Kto nienawidzi – przegrał! Kto mobilizuje nienawiść – przegrał! Kto walczy z Bogiem Miłości – przegrał! A zwyciężył już dziś – choćby leżał na ziemi podeptany
– kto miłuje i przebacza, kto jak Chrystus oddaje serce swoje, a nawet życie za
nieprzyjaciół swoich” (za: Nasz Dziennik, [26–27.05.2001], s. 12).
Dziękujmy Panu, że wśród takich zwycięzców mamy rodaka bł. Edwarda
Grzymałę!
231
Uroczystości jubileuszowe poświęcone
Słudze Bożemu ks. kard. S. Wyszyńskiemu
Andrzejewo, dn. 5 sierpnia 2001 r.
W poszukiwaniu tego, co dobre
Bracia i Siostry!
1. Biblijna Księga Koheleta, z której fragment przed chwilą został odczytany, mówiąc o mądrości, wiąże ją z osobą człowieka. Zwraca uwagę na
owoce, ale też i na zagrożenia, zwłaszcza zewnętrzne, które mogą się jawić
na drodze prowadzącej do mądrości. Z tym wszystkim trzeba się liczyć, ale
nie można się poddawać. Marność bowiem nie może powstrzymać naszych
poszukiwań mądrości. Biblijny autor ze spokojem zauważa: „Jest nieraz człowiek, który w swojej pracy odznacza się mądrością, wiedzą i dzielnością, a udział
swój musi on oddać człowiekowi, który nie włożył w nią trudu” (Koh 2, 21).
Słowa te stają się nam wyjątkowo bliskie, kiedy przypomnimy sobie o szczególnej przyczynie naszego dzisiejszego zgromadzenia się w tej świątyni. To
prawda, przychodzimy oddać cześć Panu Bogu, jak to zwykliśmy czynić w każdą
niedzielę i święto. Ale obok tego jest jeszcze inna przesłanka, która wiąże się
z historią Waszej parafii, a swoje źródło ma w życiu i działalności Sługi Bożego
Księdza Kardynała Stefana Wyszyńskiego, który sto lat temu przyszedł na świat
w pobliskiej Zuzeli, a w 1910 roku wraz z całą rodziną przeniósł się tu, do
Andrzejewa, gdzie ojciec Jego pracował jako organista. To w tutejszej parafii,
na cmentarzu grzebalnym, spoczęły na zawsze doczesne szczątki Jego matki.
Ksiądz Prymas Tysiąclecia był i jest tym człowiekiem, „który w swojej
pracy odznacza się mądrością, wiedzą i dzielnością, a udział swój musi(ał) on oddać
człowiekowi, który nie włożył w nią trudu”. On musiał się namęczyć, napracować, a inni z tego korzystali i korzystają.
232
W poszukiwaniu tego, co dobre
Doszedł do tego dzięki temu, że Jego rodzina i On sam pamiętali
o słowach św. Pawła z Listu do Kolosan: „Jeśliście razem z Chrystusem powstali
z martwych, szukajcie tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus zasiadając po prawicy
Boga. Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi” (Kol 3, 1–2).
2. Ale jak to wyglądało w praktyce? Trzeba sięgnąć do pewnych zapisków, do wspomnień Sługi Bożego, Jego rodziny i bliskich, aby zobaczyć, że
również tutaj, na pograniczu Podlasia i Mazowsza, można odkrywać mądrość
i można podążać za Chrystusem.
Sługa Boży wspomina: „Urodziłem się w moim domu rodzinnym pod obrazem
Matki Bożej Częstochowskiej i to w sobotę, żeby we wszystkich planach Bożych
był ład i porządek”. Wedle zaś Janiny, siostry rodzonej: „Porządek jest taki:
ojciec klęczy z przodu i jest nam przykładem, dzieci obok i z tyłu, a matka na
końcu” (ks. J. Sołowianiuk, Ziemia gorliwej modlitwy i wierności, Nasz Dziennik,
[27.07.2001], s. 11).
To są same początki. Wypada w tym miejscu dodać, że państwo Wyszyńscy sakrament małżeństwa przyjęli w Prostyni, znanym w całej okolicy
sanktuarium Trójcy Przenajświętszej, gdzie najpierw ojciec pracował jako
organista. W nawiązaniu do tego faktu, już w życiu późniejszym, pielgrzymując zresztą często do owego sanktuarium, Prymas Tysiąclecia wyzna, że tam
ma swój początek „moja głęboka cześć do Trójcy Świętej” (List od Ks. Rektora
Zdzisława Młynarskiego, 22.08.1976).
W Andrzejewie przyszły Kardynał przystąpił do Pierwszej Komunii
Świętej i rozpoczął naukę. 31 października 1910 roku umiera jego matka,
Julianna Wyszyńska z domu Karp. Przez jakiś czas młody Stefan będzie
się uczył w Warszawie, a następnie w Łomży. Do tych lat powracał zawsze
z wielkim sentymentem. Przy różnych okazjach powtarzał: „Wolno mi dziękować ziemi łomżyńskiej, która na pograniczu Mazowsza i Podlasia, w ziemi nurskiej
dała mi życie z mojej matki, spoczywającej w Andrzejewie” (ks. J. Sołowianiuk,
tamże).
Już po zakończeniu pierwszej wojny światowej wstępuje do Wyższego
Seminarium Duchownego we Włocławku. Mimo słabego zdrowia kończy
studia i przyjmuje święcenia kapłańskie 3 sierpnia 1924 roku. Potem pisze
doktorat z prawa kanonicznego, uzyskany na Katolickim Uniwersytecie
Lubelskim, i kontynuuje zdobywanie wiedzy w innych krajach, zwłaszcza
we Francji. Ksiądz Stefan Wyszyński chętnie podejmował różne prace duszpasterskie, chociaż częściej musiał być obecny w gmachu seminaryjnym czy
233
W bliskości świętych
na terenie kurii diecezjalnej. Był profesorem, redaktorem czasopisma „Ład
Boży”, referentem wielu dziedzin w kurii, duszpasterzem robotników i inteligencji, głównie w ramach Akcji Katolickiej.
W latach drugiej wojny światowej ściśle współpracował z polskim
podziemiem, w tym także z Armią Krajową. Przez dłuższy czas musiał się
ukrywać w okolicach Lubartowa i w Laskach pod Warszawą. Uczestniczył
w Powstaniu Warszawskim jako kapelan. A następnie znowu musiał się
ukrywać. Po zakończeniu zaś działań wojennych został mianowany rektorem
Wyższego Seminarium Duchownego we Włocławku. Ale już w 1946 roku
otrzymał godność biskupa lubelskiego, a w dwa i pół roku później został
metropolitą warszawskim i gnieźnieńskim. Ciężkie to były czasy. Na terenie
Polski wciąż jeszcze działało podziemie niepodległościowe, a Rosja sowiecka
coraz bardziej starała się umacniać swoje wpływy za pośrednictwem marionetkowej władzy komunistycznej. Atakom na osobę Prymasa Polski nie było
końca, a mimo to zostaje podpisane porozumienie, które zaraz na początku
łamie ekipa rządząca. Pod koniec września 1953 roku zostanie uwięziony
i przez trzy lata będzie przebywał w odosobnieniu... Do Warszawy powrócił
w końcu października 1956 roku. Radosna to była wieść dla nas wszystkich.
Entuzjastycznie też został przywitany przez społeczeństwo.
Nie był to jednak koniec Jego Drogi Krzyżowej, zmieniły się tylko stacje
i rodzaje cierpień, ale prześladowania trwały. Któż z nas nie pamięta pełnych
straszliwej nienawiści przemówień przywódców komunistycznych z przełomu lat 1965–1966! Wyglądało na to, że szatan przypuścił potworny atak na
Osobę Księdza Prymasa, aby osłabić przeżycia Tysiąclecia Chrztu Polski,
aby pomniejszyć duchowe owoce Wielkiej Nowenny Narodu i peregrynacji
kopii Obrazu Matki Bożej Częstochowskiej.
Ksiądz Prymas wszystko to przetrwał, pełen spokoju, równowagi, z odwagą i miłością broniąc wolności Kościoła i wolności każdej Polki i każdego
Polaka, broniąc prawa do życia i do pełnego rozwoju. Odszedł z tego świata
dwadzieścia lat temu, już po pierwszej wizycie Ojca Świętego, kiedy pojawiły
się jaskółki nadziei na odrodzenie Narodu!
Jego pogrzeb stał się zaś manifestacją wiary i godności Polaków, których
zgromadziło się kilkaset tysięcy w Warszawie, tym mieście nieujarzmionym.
Parlament nasz, do którego możemy mieć różne zastrzeżenia, stanął na wysokości zadania i okazał swą patriotyczną wrażliwość, ogłaszając stuletnią
rocznicę urodzin Rokiem Prymasa Tysiąclecia!
Długo czekaliśmy na taką decyzję.
234
W poszukiwaniu tego, co dobre
3. Wspominając dzisiaj Osobę Wielkiego Prymasa, pragniemy podziękować Panu Bogu za to, że na tak trudne czasy w naszej historii dał nam tak
mądrego i świętego Przywódcę duchowego. Składamy również hołd Słudze
Bożemu, Jego Rodzinie i tej naszej polskiej ziemi, na której żył, której bronił i w której spoczęło Jego ciało. Chcemy też zastanowić się nad tym, co
możemy przeszczepić z bogatego dziedzictwa prymasowskiego do naszego
życia, aby ubogacić nowe tysiąclecie?
Nie chcemy przecież być podobni do tego człowieka z dzisiejszej Ewangelii, który nie potrafił zrobić właściwego użytku z tego, co miał! Nie chcemy być
podobni do tych, którzy poszukiwali jedynie korzyści materialnych, znajdując
się w niewoli chciwości. A taka niewola nam grozi! Coraz więcej pojawia się
faktów, które powinny ostrzegać nas przed tego rodzaju zniewoleniem.
Nad tym wszystkim zastanawiamy się również, myśląc o nowym pokoleniu, o tych dziewczętach i chłopcach, którzy będą dziedziczyli po nas to
wszystko, co jest Kościołem, i to, co jest Polską.
O tym wszystkim pamiętał Prymas Tysiąclecia. W jednym z kazań mówił:
„Młode pokolenie Polski idzie w czasy niewątpliwie trudne. Kiedyś mnie zabraknie,
ale wy to sobie przypomnicie! I od was zażądają wielkich ofiar, potężnej wiary, gorącej
miłości, a po niejednej klęsce – nadziei na sprawiedliwego Boga. W takich momentach
pomocą wam będzie doświadczenie, które Naród zdobył w ciągu minionych dziejów”
(Nasz Dziennik, [26–27.05.2001], s. 7). To doświadczenie powinniśmy znać,
starajmy się więc poznawać naszą przeszłość, naszą historię, chociażby po to,
żeby nie popełniać tych samych błędów, które zostały popełnione dwieście
lat temu, pięćdziesiąt, a może i później!
4. Sługa Boży z ogromnym zaufaniem podchodził do nowego pokolenia. Mówił: „Patrząc na naszą młodzież i rozmawiając z nią, mamy tę pociechę,
że młodzież pragnie czegoś innego i lepszego. Nie lubi przemocy, nie znosi gwałtu.
Niekiedy nawet gorszy się, patrząc na najrozmaitsze praktyki i doświadczenia
gwałtów, przez które przeszli ich rodzice. Młodzież nowego Tysiąclecia mówi do nas:
My tego nie chcemy! My ufamy tylko tym, którzy nas będą miłować, którzy uszanują
nas i nasze prawo do prawdy, miłości, sprawiedliwości, szacunku i wzajemnej służby
w duchu ofiary, jak nas do tego zachęcał Ojciec Święty Jan XXIII w swojej głośnej
encyklice «Pokój na ziemi». Taka jest młodzież dzisiejsza i takie są jej tęsknoty.
Uszanujmy takie tęsknoty i dążenia naszej młodzieży, bo one zapowiadają lepszą
przyszłość, kiedy to będziemy nie tylko silni w wierze, ale także silni w miłości”
(kard. S. Wyszyński, Idzie nowych ludzi plemię, Poznań 2001, s. 207).
235
W bliskości świętych
Drodzy Bracia i Siostry, Kochana Młodzieży, winien jestem Wam w tym
miejscu pewne wyjaśnienie. Ksiądz Prymas używa słowa „Tysiąclecie” – ma
ono odniesienie do Millennium Chrztu Polski, które obchodziliśmy trzydzieści
pięć lat temu. O młodzieży też tamtych lat mówi Sługa Boży.
I dlatego zapytajmy nas samych, gdyby tak znalazł się dzisiaj wśród nas
i w tym kościele, gdyby spotkał się z Wami, Dziewczęta i Chłopcy, którzy
reprezentujecie młodzież współczesną, czy mógłby w podobny sposób opisać
zainteresowania i dążenia waszego pokolenia?
Na te pytania odpowiedzcie sami! Trzeba na nie odpowiedzieć. Gdyby
bowiem okazało się, że odeszliśmy dość daleko od postaw naszych poprzedników sprzed lat, że zapomnieliśmy o wielu sprawach, że zmarnowaliśmy
coś z naszego dziedzictwa, warto pomyśleć o poprawie, o nawróceniu. Nie
możemy i nie powinniśmy znaleźć się w tym samym szeregu, w którym
maszerowali przez dziesiątki lat nasi wrogowie, usiłując zniszczyć duchowo
i moralnie nasz Naród!
Moi Kochani! Rok Prymasa Tysiąclecia trwa. Przed nami jutro, które
będzie się przekładało na dni, miesiące i lata, na decyzje i wybory, na pracę
i odpoczynek, na odpowiedzialność i wierność; ale też może się przekładać na
lenistwo i pijaństwo, narkotyki i erotyzm, cynizm i beznadzieję! Człowiek ma
przed sobą różne możliwości. Nie każde jutro trwa w świetle i prawdzie.
Niech przykład naszego Wspaniałego Rodaka dopomaga nam, abyśmy
nawet za cenę ofiar i poświęcenia potrafili jednak opowiadać się za prawdą
i wolnością, żebyśmy podążali do tego, co w górze, aby wszędzie towarzyszyła
nam mądrość. Warto postawić na taki wybór. Dobrze jest bowiem, kiedy
po latach ludzie wspominają swoich poprzedników z szacunkiem, radością
i nadzieją.
Dniem dzisiejszym, tym, kim jesteśmy i jak postępujemy – budujemy
naszą przyszłość i przyszłość naszych bliskich. Niech w tym naszym tworzywie będzie jak najwięcej z ducha i miłości Sługi Bożego Księdza Kardynała
Stefana Wyszyńskiego.
Amen.
60. rocznica śmierci św. Maksymiliana Marii Kolbego
Niepokalanów, dn. 14 sierpnia 2001 r.
Dostrzegamy wagę niepokalanowskiego
doświadczenia
Ukochani Pielgrzymi i tutejsi Parafianie!
1. Przed chwilą słyszeliśmy słowa św. Jana Apostola: „Nie dziwcie się,
bracia, jeśli świat was nienawidzi”. Żyjemy w świecie i w czasach, kiedy często
wypada, a nawet musimy się dziwić. Różne są okazje i powody. Z pewnością
radością napawa to dziwienie się, które towarzyszy przyjściu na świat nowego
człowieka, które pojawia się wtedy, gdy człowiek czuje się zaskoczony jakimś
gestem życzliwości. Wzruszają nas wieści o tym, że nasi rodacy z wielką
ofiarnością śpieszą z pomocą potrzebującym, jak to się dzieje obecnie na
terenach dotkniętych powodzią.
To samo przeżywaliśmy na Podlasiu w roku ubiegłym, kiedy nawiedziła
nas klęska suszy i nieoczekiwanie spotkaliśmy się ze szczerym i solidarnym
wsparciem ludzi z innych terenów naszej Ojczyzny. To są te zadziwienia,
które mają swoje źródło w dobroci i miłości człowieka względem swego
brata. O takiej postawie mówił Pan Jezus w czasie ostatniej wieczerzy. Do
tych właśnie słów odwołał się Ojciec Święty Jan Paweł II, kiedy dwa lata
temu przebywał w Drohiczynie: „To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie
miłowali, tak jak ja was umiłowałem”.
Są jednak i inne powody zadziwienia. To do nich nawiązuje Pierwszy
List św. Jana Apostoła. Na te przyczyny składa się grzech, ich źródłem jest
zło, a przede wszystkim nienawiść.
Jedno i drugie zadziwienie przynależy do naszej ludzkiej rzeczywistości.
Chrystus Pan przyszedł na ziemię, aby swoją miłością, czytelną w poświę-
237
W bliskości świętych
ceniu i ofierze krzyża – poszerzyć zakres tych zadziwień, które wypływają
z dobra. Nie zawsze ludzie o tym pamiętają. My również często o tym
zapominamy.
2. Dzisiejsza uroczystość, wspomnienie sześćdziesięciolecia śmierci
św. Maksymiliana Marii Kolbego, tutaj, w Niepokalanowie, ma wyjątkową
wymowę. Jest ona przykładem pierwszego i drugiego rodzaju zadziwienia.
Pierwszy ma swój początek w życiu, działalności i poświęceniu Twórcy
Niepokalanowa; drugi zaś prowadzi nas do tajemnicy grzesznego sumienia
człowieka. I dlatego stanowi ostrzeżenie dla tych wszystkich, którzy starają
się zapomnieć o grzechu, lekceważą jego obecność albo wmawiają w nas,
że szatan nie jest groźny.
Takiej postawie przeczą całe dzieje ludzkości, takim zachowaniom zadaje kłam to, co się dzieje na naszych oczach. Zło mocno się zakorzeniło na
świecie, okopało się solidnie również w naszym dniu dzisiejszym.
Czymże bowiem wytłumaczyć te opory, jakie stawia niesprawiedliwość,
korupcja, chciwość, a więc te zachowania, które utrudniają odnowę naszego
życia publicznego? Co więcej, walkę z tymi nadużyciami ukazuje się jako słabość
niezbędnych reform. To prawda, dla niektórych lepiej byłoby, gdybyśmy nigdy
nie dowiedzieli się, ile oni zarabiają i za co! Tak było przez blisko pięćdziesiąt
lat! Inni woleliby, aby ciągle można było posługiwać się przekupstwem! Tak,
jest wiele dziedzin naszego życia, które zostały głęboko przeniknięte złem.
Powinniśmy się temu dziwić i przeciwstawiać!
3. Takiej postawy uczy nas Pierwszy Redaktor „Rycerza Niepokalanej”.
On dobrze znał sytuację, w jakiej znajdował się Kościół na przełomie XIX
i XX wieku. On doskonale wiedział, kto najbardziej zagrażał Chrystusowemu
Królestwu. A chcąc przeciwstawić się temu, nie odwoływał się do partyjnego klucza, nie tworzył tajnej organizacji, nie nawoływał do podstępnego
działania. Założył rycerstwo, zaczął drukować „Rycerza”, odwoływać się do
Niepokalanej. Być może lękał się, że samo pojęcie rycerskości zostało nieco
zniekształcone, że rycerskość w dwudziestym wieku znaczy nie to samo, co
w wiekach średnich, kiedy powstawało. Ale nie odszedł od pierwotnego zamiaru, ponieważ rycerskość w naszym myśleniu jakoś broni się przed zepsuciem.
A dzięki św. Maksymilianowi umocniła swój pozytywny wizerunek. Potrzeba
nam rycerskości, rycerskich zachowań w domach i w rodzinach, w szkołach
i w wojsku, we wszystkich okolicznościach i w każdym uwarunkowaniu.
238
W poszukiwaniu tego, co dobre
Pewnym wzorem takiej postawy jest Matka Najświętsza. Dlatego św. Maksymilian nie odwołuje się do rycerstwa związanego z orężem, ale do rycerstwa
ducha. Takiego przecież najbardziej potrzebujemy. Niepokalana jest jego
najlepszym przykładem. Stąd też Męczennik z Oświęcimia poleca: „Samemu
się do Niej zbliżyć, do Niej się upodobnić, pozwolić, by Ona opanowała nasze serce
i całą istotę, by Ona żyła i działała w nas i przez nas, by Ona miłowała Boga
naszym sercem, byśmy do Niej należeli bezgranicznie – oto nasz ideał. Promieniować na otoczenie, zdobywać dla Niej dusze, by przed Nią także serca bliźnich się
otwarły, by zakrólowała Ona w sercach wszystkich, co są gdziekolwiek na świecie,
bez względu na różnicę ras, narodowości, języków, a także w sercach wszystkich, co
będą kiedykolwiek aż do skończenia świata – oto nasz ideał”.
4. Dzięki odwołaniu się do Osoby Niepokalanej rycerska postawa zyskała mocne oparcie, także nadprzyrodzone. Takiego zdania już znacznie
później będzie sługa Boży ks. kard. Stefan Wyszyński. Zaraz na początku
swojej prymasowskiej posługi wypowiedział się w tym duchu, przyznając, że
„Za życia podziwiałem dzieła o. Kolbego. Redakcję Rycerza polskiego i japońskiego;
widziałem, że tak odbiegają od zwykłych działań naszych (...) Niedawno dostałem
fotografię o. Kolbego. Nie przestaję ufać, że idea jego zwycięży w Polsce, że przez
jego ofiarę kult Niepokalanej będzie wśród nas wzrastał, że ten kult rozwinie się
i będzie doskonałym środkiem odnowienia ducha wśród nas. A to zmieni się nam
w zwycięstwo. Każdego dnia, kiedy opuszczam swoje mieszkanie, idę do kaplicy
koło tej fotografii, patrzę na nią, całuję stopy o. Kolbego. Proszę go o siłę i moc, by
sprawy Kościoła świętego w Polsce były prowadzone po Bożemu...
U o. Kolbego «Immaculata» – «Niepokalana», «Assumpta» – «Wniebowzięta» związana była zawsze z dziełem Wcielenia i Odkupienia (...). Niepokalana
zwycięży, a początek tego zwycięstwa jest już rozpoczęty (...). Maryja umie być
wdzięczna sługom swoim i Ojczyźnie naszej. I słudze swemu Maksymilianowi
przywróci chwałę” (Warszawa, 8 marca 1951 roku).
Ostatnia zapowiedź już się spełniła. Trzydzieści lat temu Twórca Niepokalanowa został ogłoszony przez Ojca Świętego Pawła VI – błogosławionym.
To było wielkie święto wszystkich Polaków, gdyż pierwszy raz w tak pokaźnej
liczbie zjawili się w bazylice św. Piotra, pierwszy raz od ogłoszenia świętym
Andrzeja Boboli, czyli po trzydziestu paru latach.
Kanonizacja zaś odbyła się po jedenastu latach. Przewodniczył jej wielki
czciciel Matki Bożej i św. Maksymiliana – Jan Paweł II, ten, który podejmując
rycerskie wezwanie Męczennika z miłości, z cierpliwością i odwagą budzi
239
W bliskości świętych
ludzkie sumienia. Czas już jest najwyższy, abyśmy się obudzili, gdyż zło zbyt
daleko dotarło w postępowaniu i myśleniu, nazbyt wiele zniszczyło dobra,
siejąc straszliwe spustoszenie zwłaszcza wśród dzieci i młodzieży.
5. Kochani Bracia i Siostry! O tym doskonale wiedział i dobrze pamiętał
Dzisiejszy Patron. W jednym z pierwszych numerów „Rycerza Niepokalanej”
pisał: „Wobec tak potężnych ataków nieprzyjaciół Bożego Kościoła czy wolno nam
stać bezczynnie? Czy wolno tylko biadać i łzy ronić – Nie! Pamiętajmy, że na sądzie
Bożym zdamy nie tylko ścisły rachunek z czynności wypełnianych, ale także Pan
Bóg policzy wszystkie dobre uczynki, które mogliśmy zdziałać, a zaniedbaliśmy. Na
każdym z nas ciąży święty obowiązek, by stanął na szańcu i piersią własną odparł
zapędy wroga. Nieraz można usłyszeć zdanie: cóż ja mogę? – Taka silna organizacja.
– Mają grube kapitały itp. Zapomniał zapewne, co mówił św. Paweł: «Wszystko
mogę w Tym, który mnie umacnia»” (Rycerz Niepokalanej, 2/1923, s. 4).
Tak św. Maksymilian budził sumienia zaraz po nawale bolszewickiej.
A co robiłby dzisiaj, kiedy równie są silne organizacje zwalczające Kościół
Chrystusowy? Pieniędzy do walki z Panem Bogiem jest chyba nawet więcej!
A do tego mają jeszcze do dyspozycji potężną broń, jaką są środki społecznej
komunikacji.
W świetle tego lepiej dostrzegamy wagę niepokalanowskiego doświadczenia. Dziękujmy naszemu Stwórcy za to wszystko, czym ubogaca naszą
duchowość św. Maksymilian. I prośmy, aby Ogród Niepokalanej tutaj,
w Polsce, i w innych krajach był tym miejscem, dzięki któremu budzą się
ludzkie sumienia, gdzie powstają odważne inicjatywy, także i te, które zmierzają do osłabienia deprawującej siły telewizji, radia i prasy. Czas powstać ze
snu. „Błękitne rozwińmy sztandary”.
Amen.
Spotkanie ekumeniczne i modlitwa o pokój
Drohiczyn, dn. 24 lutego 2002 r.
„Franciszku, komu lepiej służyć
– Panu czy słudze?”
Ukochani Bracia i Siostry!
Chcemy dzisiaj podziękować Panu Bogu za to, że możemy się spotkać
w tej katedrze, razem się modlić i zastanawiać się nad ludzkim powołaniem;
iż możemy przypominać te dary, w których uczestniczymy dzięki Jezusowi
Chrystusowi, że możemy także bardziej zabiegać o to, aby ziarno – ziarno
dobra, ziarno Słowa Bożego, było przyjmowane w każdym sercu. Łączymy
się duchowo ze wszystkimi braćmi i siostrami, którzy zgromadzili się dzisiaj
w Asyżu, 150 km na północny wschód od Rzymu, aby tam, przy grobie
św. Franciszka z Asyżu, pod przewodnictwem Jana Pawła II modlić się, mając
w pamięci to, co ciągle wstrząsa światem, co powinno wstrząsać sumieniem
każdego człowieka – stale pojawiające się zagrożenia ludzkiego życia, ciągłe
wojny, bombardowania i wreszcie terrorystyczne ataki, które rzeczywiście
powinny poruszyć każdego z nas. Ale nie wystarczy jedynie dostrzegać zła,
zastanawiać się nad jego przyczynami. Trzeba szukać sposobu, aby temu złu
zaradzić. Trzeba szukać sposobu, żeby ludzie mogli wyzwalać się od nienawiści i agresji, żeby potrafili sobie przebaczać, żeby było więcej sprawiedliwości, a wtedy będzie miejsce dla pokoju, wówczas będzie można w spokoju
i z nadzieją starać się coraz bardziej pogłębiać więź z Jezusem Chrystusem,
wzrastając – tak jak Pismo Święte mówi o Panu Jezusie – w łasce u Boga
i u ludzi. Zechciejmy więc przypatrzeć się św. Franciszkowi z Asyżu. Skoro
w październiku 1986 roku zgromadzili się tam przedstawiciele różnych Kościołów i religii, podobnie jak dzisiaj, skoro także tutaj zastanawiamy się nad
241
W bliskości świętych
tym, co mogą uczynić ludzie wierzący w Pana Boga, aby przeciwstawić się
wojnie, terroryzmowi, to widocznie jest jakaś tajemnica tej świętości i tego
świadectwa, o którym mówi nam Asyż św. Franciszka.
Dzisiejsze czytanie przypomniało nam również historię powstania „Pieśni
słonecznej” św. Franciszka z Asyżu. Do jej stworzenia dojrzewał on bardzo
długo. Warto zwrócić uwagę na dwa wydarzenia z jego lat młodzieńczych.
Marzył o rycerskiej służbie, bo był to czas wypraw krzyżowych. Dla wielu
myślą przewodnią była wówczas troska o braci i siostry; o zagrożonych chrześcijan. Innym chodziło tylko o rycerską sławę. Święty Franciszek z pewnością
też o niej myślał, chciał przyczynić się do uwolnienia Ziemi Świętej. W tym
czasie trzeba było dobrze znać rycerskie rzemiosło, żeby bezpiecznie móc
się poruszać w owym świecie. Tak też uważał młody Giovanni, bo takie było
jego imię z chrztu świętego. Dopiero potem został nazwany Franciszkiem
i pod tym imieniem jest znany w całym świecie. Jego ojciec był średnio
zamożnym kupcem. Widząc dążenia syna, najprawdopodobniej cieszył się
z nich. Chciał zabezpieczyć to, co zgromadził, myślał o sławie własnego
rodu, dlatego nie pożałował synowi na zbroję, a kosztowała ona bardzo dużo.
Franciszek pełen radości wsiadł na konia, aby udać się pod władzę któregoś
z książąt, żeby móc uczestniczyć w walce. Wyruszył do Apulii. Nocą, kiedy
odpoczywał, wydawało mu się, że usłyszał głos, pytanie: „Franciszku, komu
lepiej służyć – panu czy słudze?”. Odpowiedź była oczywista. Gdy po przebudzeniu Franciszek zastanowił się, zrozumiał, że to Bóg chce go ostrzec
przed niebezpieczeństwem pójścia drogą zniewolenia. Zawrócił do domu.
Przeżywa różnego rodzaju wewnętrzne napięcia, stara się pomagać ubogim,
aż dochodzi do nowej próby. Niełatwo bowiem to, co dobre, zakorzenia się
w sercu człowieka. Franciszek wyrusza po raz drugi. Znów cieszy się piękną
zbroją, dosiada wspaniałego rumaka, ale kiedy niemalże zbliża się do swego
celu, napotyka biednego człowieka. I ten biedak, swoim natarczywym zwracaniem się z prośbą o pomoc, zatrzymuje Franciszka. Ten nie może jechać
dalej, zaczyna z nim rozmawiać, a w końcu, powodowany wrażliwością zeskakuje z konia i dzieli się z tym potrzebującym swoim bogactwem. Po tym,
co usłyszeliśmy, nie będzie dla nas zaskoczeniem pytanie: dlaczego właśnie
św. Franciszka wspominamy jako świadka pokoju, czcimy jako tego, który
przyczynia się do jednania ludzi pomiędzy sobą, nakłania do przebaczenia?
Przytoczone teksty dają nam odpowiedź. Pierwszy mówi o spotkaniu człowieka z Bogiem, a drugi o spotkaniu człowieka z człowiekiem. Gdyby we
współczesnym świecie ludzie potrafili spotykać się z Panem Bogiem, gdyby
242
„Franciszku, komu lepiej służyć – Panu czy słudze?”
odnajdowali Pana Boga w życiu, we wszystkim, co się dzieje, z pewnością
mielibyśmy mniej agresji i zagrożeń. I wreszcie gdyby ludzie potrafili spotykać
się pomiędzy sobą, gdyby nie traktowali innego człowieka jako kogoś, kto
może zagrażać, kto przeszkadza, kto konkuruje, gdyby w tej postawie było
coś z odwagi i duchowego ryzyka, moralnego poświęcenia, jakie widzimy
w młodym Franciszku, to na pewno pokój znalazłby lepszą glebę w ludzkich
sercach i w ludzkich sumieniach. Franciszek jest właśnie tym, który ciągle
nam przypomina: Nie ma pokoju bez sprawiedliwości, nie ma sprawiedliwości
bez przebaczenia! Te słowa wypowiedział Ojciec Święty w swoim orędziu,
które skierował do nas właśnie na Nowy Rok. A św. Franciszek mógł to
wszystko przeżywać, dlatego że umiał dostrzec Pana Boga we wszystkim, co
go otaczało, że potrafił oddawać cześć, uznawać Jego wielkość i cieszyć się,
Jego miłością. W Panu Bogu św. Franciszek dostrzegał innego człowieka,
a w każdym człowieku rozpoznawał brata albo siostrę. Dlatego Asyż jest
nie tylko miastem, ale jest znakiem, symbolem, przypomnieniem o wielkich
możliwościach człowieka – tego człowieka, który spotyka się z Panem Bogiem,
tego człowieka, który nie zamyka się w sobie, ale widzi także drugich. Asyż
jest znakiem nadziei dla świata. Asyż, mówiąc o pokoju, przypomina nam
to wszystko, o czym uczy Objawienie, abyśmy coraz częściej zwracali się do
Pana Boga, żebyśmy w Panu Bogu odnajdowali sens naszego życia, żebyśmy
w Panu Bogu lepiej rozumieli wartość zasad i Bożych Przykazań, a wtedy
znajdzie się bezpieczne miejsce dla człowieka. A tam, gdzie jest Pan Bóg,
gdzie razem z nim trwa człowiek, tam z pewnością zawsze będzie pokój.
Uroczystości poświęcenia krzyża pamięci męczeńskiej śmierci
bł. Antoniego Beszty-Borowskiego
Borowskie Olki, parafia Uhowo, dn.13 lipca 2002 r.
„We wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo
dzięki Temu, który nas umiłował”
(Rz 8, 37)
Ukochani Bracia i Siostry!
1. Z ogromnym wzruszeniem rozpoczynam to Słowo Boże. Mam
przecież świadomość, że dla nas wszystkich jest to wydarzenie wyjątkowe.
Pamiętamy dobrze, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu, kiedy czytaliśmy albo
rozmawialiśmy o świętych, to myślą przenosiliśmy się do Rzymu, Compostelli czy Asyżu, a już w najlepszym wypadku do Krakowa. Święci bowiem
żyli dawniej i daleko.
Dzisiaj uczestniczymy w poświęceniu krzyża w miejscu urodzenia jednego z Błogosławionych, na pograniczu podlasko-mazowieckim. To prawda
– nieraz stawiano tu krzyże. Wielu z tego powodu cierpiało od wrogów albo
i od swoich. Ten wszakże krzyż ma swoją niepowtarzalną wymowę.
2. W tym krzyżu i przez ten krzyż chcemy przypomnieć wypowiedź
św. Pawła z Pierwszego Listu do Koryntian podkreślającego trwałą więź pomiędzy mądrością i tym znakiem: „A jednak głosimy mądrość między doskonałymi,
ale nie mądrość tego świata, ani władców tego świata, zresztą przemijających. Lecz
głosimy tajemnicę mądrości Bożej, mądrość ukrytą, tę, którą Bóg przed wiekami
przeznaczył ku chwale naszej, tę, której nie pojął żaden z władców tego świata;
gdyby ją bowiem pojęli, nie ukrzyżowaliby Pana chwały (...)” (1 Kor 2, 5–8).
244
„We wszystkim odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował” (Rz 8, 37)
Zabrakło tej mądrości dwadzieścia wieków temu, kiedy krzyżowano Syna
Bożego. Brakowało jej w ciągu dwóch tysięcy lat, gdy na śmierć skazywano
tak wielu naśladowców Jezusa Chrystusa. Nie liczyli się z tą mądrością ani
bolszewicy, ani hitlerowcy. Niestety, nadal spotykamy się z ludźmi, którzy ją
lekceważą. I dlatego nie kończą się cierpienia zadawane człowiekowi przez
człowieka, wciąż przelewana jest krew. A sprawcami coraz częściej są ludzie
sobie bliscy, niekiedy z tej samej rodziny!
Ten krzyż powinien być wszędzie obecny, także i tutaj. Niech będzie
znakiem, który przypomina potrzebę mądrości Bożej w życiu jednostek,
rodzin, w szkołach i systemach wychowawczych, w naszym sąsiedztwie,
w Polsce i w świecie!
3. Krzyż mówi o Chrystusie i o tych, którzy Mu zaufali, którzy zrozumieli,
że „Chrystus Jezus, który poniósł za nas śmierć, (...) zmartwychwstał”, jak o tym
słyszeliśmy przed chwilą w pierwszym czytaniu. I chociaż ze względu na
Syna Bożego „zabijają nas przez cały dzień, uważają nas za owce przeznaczone
na rzeź”, to jednak „we wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu,
który nas umiłował”. I nic nie jest w stanie oderwać nas od Niego.
O tym wszystkim mówi nam obecność Krzyża, poczynając od Kalwarii
aż po krańce świata i czasów. To w jego perspektywie przypominamy dzisiaj
życie i śmierć jednego z męczenników drugiej wojny światowej, Krewnego
i Bliskiego dla wielu tu obecnych, Syna tej ziemi, Błogosławionego Antoniego
Beszty-Borowskiego, Chrystusowego kapłana.
4. Przyszedł na świat tutaj w 1880 roku. Miał szczęście, że urodził się
w dobrej rodzinie. Uczył się w Surażu i Białymstoku. W Wilnie wstąpił do
seminarium duchownego. Jako młody człowiek niemal codziennie starał
się brać udział we Mszy św. w Uhowie. W roku 1904 otrzymał święcenia
kapłańskie. Posługę duszpasterską rozpoczął w pięknym kościele wileńskim
pod wezwaniem św. Rafała, a kontynuował ją w Surwiliszkach na Wileńszczyźnie, w Prużanach na Polesiu aż dotarł do Bielska Podlaskiego, gdzie
pełnił obowiązki proboszcza i dziekana.
W swojej pracy duszpasterskiej niestrudzenie głosił Ewangelię, we
wszystkich okolicznościach sprawował kapłańską posługę. A czasy nie były
łatwe. Przeżył pierwszą wojnę światową, najazd bolszewicki, krótki okres
niepodległości, a potem okupację bolszewicką i hitlerowską, razem z całą
Polską.
245
W bliskości świętych
5. Nie lękał się prześladowań. Codziennie czytał Ewangelię i nią starał
się żyć. Pamiętał słowa Syna Bożego z dzisiejszego drugiego czytania: „Jeżeli
was świat nienawidzi, wiedzcie, że Mnie pierwej znienawidził (...). Jeżeli Mnie
prześladowali, to i was będą prześladować”. Nienawiść i prześladowania idą ze
sobą w parze. Człowiek, który nienawidzi prawdy i miłości, zawsze będzie
zagrożeniem dla całego otoczenia. Tego doświadczamy również i obecnie.
O tym też mówi nam tragedia z jedenastego września ubiegłego roku. Przed
tą datą nikt z nas tutaj będących, przynajmniej tak sądzę, nawet nie pomyślał,
że coś podobnego może się zdarzyć. Ale to nadeszło.
Człowiek nie może obojętnie przechodzić obok zła. Człowiek nie powinien
dopuścić, aby zło zagościło w jego duszy, ponieważ nigdy nie będzie w stanie
kontrolować siły zła. Zło należy usuwać, jak chwasty na polu czy w ogródku.
I musimy siać ziarna dobra, sprawiedliwości, pokoju i życzliwości.
A tymczasem, patrząc na to, co jest w nas i co nas otacza, z bólem dochodzimy do wniosku, że również teraz prawdziwe są słowa, które przed
dwustu laty wypowiedział ks. Stanisław Konarski: „...bojaźń jakaś, lichość
umysłów i podłość generalna opanowała wszystko..., zda się, że u nas umarła pamięć
o Rzeczypospolitej, jakby każdy obywatel kraju o niczym więcej myśleć nie powinien,
tylko, żeby jemu było dobrze, choćby wszyscy zginęli” (Życie i dzieła pijara księdza
S. Konarskiego, Warszawa 2001, s. 44).
6. Miał tego świadomość błogosławiony Antoni i dlatego w swojej kapłańskiej pracy zwracał uwagę na wychowanie dzieci i młodzieży. Korzystał
z pomocy różnych organizacji o katolickich inspiracjach i osób pojedynczych,
żyjących na co dzień wiarą świętą.
Nie pomijał spraw społecznych, nie była mu obojętna sytuacja rodaków,
gdziekolwiek by przebywali. Należał do tych, którzy w okresie dwudziestolecia
międzywojennego skutecznie przyczynili się do integracji trzech dawnych
rozbiorów; którzy zdawali sobie sprawę z potrzeby ukształtowania jednego
narodu jakby przeczuwając straszliwą próbę drugiej wojny światowej.
Ich praca nie poszła na marne. Wyrosło wspaniałe pokolenie ludzi
silnych duchem, dla których przykładem i wzorem były choćby Lwowskie
Orlęta i to wyznanie umierającego młodocianego bohatera, który żegnając
się z tym światem, nie martwi się o siebie, nie żałuje ginącej młodości, a cały
swój niepokój kieruje w stronę dwóch matek, powtarzając jak refren:
„Tylko mi Ciebie, Mamo,
Tylko mi Polski żal” (A. Oppman, Orlątko).
246
„We wszystkim odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował” (Rz 8, 37)
7. Ukochani Bracia i Siostry! Niemal sześćdziesiąt lat temu bł. Antoni
wraz z 49 innymi osobami 15 lipca, oddając swoje życie za Kościół i Polskę,
z pewnością zastanawiał się również nad tym, jakie owoce przyniesie ich
śmierć? Czy przybliży do Chrystusa? Czy wzmocni wiarę świętą? Czy nauczy
miłości i poświęcenia dla innych, dla Ojczyzny?
Odpowiedź zależy od nas, od naszego postępowania. Tak byśmy pragnęli,
aby była to odpowiedź, która okaże się godna męczeńskiej śmierci. Niech
nas zachęca do dawania dobrej odpowiedzi ten krzyż, który jak tysiące innych, rozsianych po całym świecie ma nam przypominać, odwołując się do
Monte Cassino:
„Przechodniu, powiedz Polsce,
żeśmy polegli wierni w jej służbie”.
Mówmy więc o tym wszystkim, wszędzie i zawsze. Mówmy podczas
waśni i kłótni, mówmy przed, w czasie i po wyborach. Mówmy o tym dzieciom i młodzieży. Mówmy do serc i umysłów. Niech w nas i w następnych
pokoleniach odradza się pamięć o naszym rodowodzie, tym chrześcijańskim
i tym ziemskim!
8. Wówczas staniemy się głosicielami nadziei, którą odnajdywali zawsze
ci, którzy od dwudziestu wieków pielgrzymują do Grobu Świętego i do
grobów męczenników, aby we krwi przelanej z wiary i miłości odnajdywać
Jezusa Chrystusa, jedynego Zbawiciela świata.
Nadszedł czas, abyśmy wreszcie zrozumieli, żeby pojął cały świat, że
dosyć już kłamstwa, dosyć niegodziwej propagandy, dosyć namiastek i ułud.
Mamy prawo do prawdziwej nadziei, która ma swoje imię i swoją twarz. Jest
nią Jezus Chrystus. Warto dla Niego żyć, warto i umierać. Tylko On zmartwychwstał i tylko On nam gwarantuje udział w zmartwychwstaniu.
Błogosławiony Antoni Beszta Borowski wraz ze wszystkimi męczennicami i męczennikami tej ziemi, dopomóżcie nam, byśmy nie zmarnowali
tego duchowego dziedzictwa, które Wam zawdzięczamy, żebyśmy wytrwali
przy krzyżu Pana naszego Jezusa Chrystusa.
Amen.
Odpust ku czci św. Aleksego
Płock, dn. 20 lipca 2003 r.
Zaprośmy świętość do naszych domów
Bracia i Siostry,
1. Doroczny odpust dla wspólnoty parafialnej i dla każdego z czcicieli
św. Aleksego jest dobrą okazją do podsumowania tego wszystkiego, co działo się w ciągu minionych dwunastu miesięcy; do oceny i do zastanowienia
się nad tym, jak powinniśmy postępować w przyszłości. I nie jest to tylko
zadumanie oderwane od rzeczywistości. Ma ono swoje oparcie w życiu i to
w życiu konkretnego człowieka, Waszego Patrona – św. Aleksego!
Przybyliśmy dzisiaj z różnymi sprawami. Jedne nas cieszą, inne smucą
i napawają trwogą, ciążą i dają się we znaki. Jest też wiele takich sytuacji
i okoliczności, których nie rozumiemy. Nieraz czujemy się podobnie jak
prorok Jeremiasz z pierwszego czytania, zwłaszcza gdy patrzymy na to,
co się dzieje w naszej Ojczyźnie. Tyle mieliśmy nadziei. Tylu wspaniałych
naszych poprzedników cierpiało za niepodległość i wolność Polski. Tylu
przelewało krew, ginęło w obozach koncentracyjnych, albo przez dziesiątki lat
przebywało na Syberii! Czyż trzeba o tym przypominać Wam, mieszkańcom
Płocka, którego Pasterz bł. Antoni Julian Nowowiejski mimo podeszłego
wieku przelał krew za Kościół i Polskę!
Należy o tym mówić, ponieważ tyle jest zła i to nie tylko w życiu jednostek, również w wymiarze ogólnym, w sprawach publicznych, państwowych,
że milczeć nie można. Porażająca nasze wyobraźnie i paraliżująca zaufanie
społeczne korupcja sięga szczytów. A jednocześnie straszliwe bezrobocie,
które upokarza nas wszystkich, bieda wielu środowisk – wołają o pomstę
do nieba!
248
Zaprośmy świętość do naszych domów
A tymczasem my sami nie zawsze korzystamy szczerze i uczciwie
z uprawnień do wpływania na losy kraju. Kogóż my bowiem wybieramy
do różnych przedstawicielstw? Na kogo głosujemy? Czyż nie najczęściej
na ludzi kłamstwa, którzy składają wiele obietnic bez pokrycia, żerując na
ludzkiej naiwności!?
2. I w takich okolicznościach należałoby wołać za Jeremiaszem: „Biada
pasterzom (przywódcom), którzy prowadzą do zguby i rozpraszają owce mojego
pastwiska”. My także chcielibyśmy, aby i do nas odnosiły się słowa proroka:
„Oto nadejdą dni, kiedy wzbudzę Dawidowi Odrośl sprawiedliwą”. Jakże potrzebna
jest nam sprawiedliwość! Jakże potrzebujemy przywódcy, który „postępując
roztropnie (...) będzie wykonywał prawo i sprawiedliwość na ziemi”.
Jesteśmy zmęczeni ciągłymi kłótniami, konfliktami, podziałami, które
wciąż dają o sobie znać. Męczą nas oszustwa i kradzieże mienia publicznego i prywatnego. Zniechęca nas obłuda i nieszczerość wielu, którzy niby to
nawołują do wspólnoty, jedności, posługując się nawet słowem „pojednanie”,
ale nieustannie sieją kąkol wzajemnej niechęci, a nawet nienawiści. I dlatego
dzisiaj tutaj jesteśmy. Poszukujemy wody źródlanej, oczyszczającej, odświeżającej i pokrzepiającej. Z uwagą wsłuchujemy się w słowa z drugiego czytania:
„Teraz w Chrystusie Jezusie wy, którzy niegdyś byliście daleko, staliście się bliscy
przez krew Chrystusa. On bowiem jest naszym pokojem”.
Wpatrujemy się w Krzyż Syna Bożego. Ten znak nam towarzyszy od
chwili narodzin. Walczyliśmy o to, aby był obecny w miejscach publicznych,
nie tylko w naszych kościołach i domach. Nasza historia i nasza czysta ludzka
intuicja podpowiadają nam, że to w tym znaku jest nasze odrodzenie, nasze
zbawienie!
Ten, który zawisł na Krzyżu, jest naszym Odkupicielem. On jest naszym
pokojem. Taka jest wymowa tego znaku. Tak to rozumieli nasi ojcowie
i dziadowie. Tak to przyjmowali święci.
3. Wspominamy dzisiaj św. Aleksego. Tylko w Kościele katolickim jest
możliwe, aby oddawać cześć Żebrakowi i Nędzarzowi! Taka jest prawda
i w niej jest nasza nadzieja. Dzięki bowiem tej szczególnej biedzie lepiej
widzimy człowieka jako stworzenie i dziecko Boże, jako brata lub siostrę
Syna Bożego.
Święty Aleksy żył w piątym wielu po narodzeniu Pana Jezusa. Urodził
się w znanej i zacnej rodzinie rzymskich patrycjuszy – z ojca Eufemiusza
249
W bliskości świętych
i matki Agle. Przymuszony do zawarcia małżeństwa, tuż po ślubie powiedział
swojej małżonce, że na ślub zgodził się pod naciskiem. Sam natomiast ma
inne spojrzenie na swoje życie, inna jest Boża wola wobec niego. Dlatego
postanowił opuścić Rzym i udać się na tułaczkę.
O suchym chlebie dotarł do Ziemi Świętej, aż do miasta Edessa, gdzie
modląc się przy jednym z kościołów, żył z jałmużny. Wszyscy byli zbudowani
jego głęboką pobożnością, cichością i pokutą. I chociaż sam miał mało, to
jeszcze z biedniejszymi od siebie dzielił się tym, co posiadał.
Po latach wszakże postanowił powrócić do Rzymu. Przyszedł do swego
rodzinnego domu. Nie poznali go rodzice, nie poznała go żona. Ale pozwolono mu nocować w ciasnym zakamarku pod schodami, gdzie przeżył
siedemnaście lat, modląc się w kościołach i żyjąc z tego, co mu ofiarowali
pielgrzymi. Chętnie nawiedzał miejsca święte, liczne rzymskie świątynie.
W chwili jego śmierci rozdzwoniły się wszystkie dzwony Wiecznego
Miasta. Tak żegnali go – być może – kościelni, zakrystianie, żałując, że tracą
wiernego czciciela świętych relikwii, a zwłaszcza czciciela Najświętszego
Sakramentu. Ktoś powiadomił ich o tym zgonie. A serce podpowiedziało,
co należy zrobić.
W stygnącej dłoni Zmarłego znaleziono kartkę, która informowała o tym,
kim on jest. Wedle różnych opowieści w pogrzebie Aleksego miał wziąć
udział sam Ojciec Święty. I tak Aleksy stał się patronem ubogich, żebraków
i pielgrzymów. Jego imię w przyszłości będzie nosiło czworo świętych i tyleż
błogosławionych. Pod jego imieniem powstały zgromadzenia zakonne: bracia
aleksjanie i siostry aleksjanki, Kongregacja Sióstr Najświętszego Serca Jezusa
i Maryi. Pisano o nim dramaty i śpiewano pieśni. Na wzgórzu awentyńskim,
gdzie miał stać jego rodzinny dom, wybudowano wielką i piękną bazylikę.
W klasztorze zaś, który przy niej istnieje, mieszkał przez jakiś czas św. Wojciech, bł. Radzym, brat Wojciecha, pierwszy arcybiskup gnieźnieński.
W Polsce kult świętego Aleksego był bardzo żywy. Ku Jego czci wybudowano w Tumie pod Łęczycą jeden z najstarszych kościołów na terenie
Polski. W roku 1529 wydano drukiem „Opowieść o św. Aleksym”. O nim też
w roku 1956 napisał dramat Władysław Smólski. Na mapie natomiast spotykamy miejscowości pochodzące od tegoż imienia, jak Oleksin, Oleksianka,
Oleksiekówka, Oleksiki, Oleksowo, Oleksówka, Oleksy.
4. Ukochani Bracia i Siostry! Po przypomnieniu bardzo skróconego
życiorysu św. Aleksego, w Polsce znanego również pod imieniem Olekse-
250
Zaprośmy świętość do naszych domów
go, możemy postawić sobie pytanie: jakie przesłanie płynie ze świadectwa
Waszego Patrona!? Jego życiorys jest nietypowy. Nie ma w nim mowy
o awansach społecznych, politycznych czy kulturowych; nie ma nic o pogoni
za bogactwem czy sławą; brakuje pobłażliwości dla zachowań niemoralnych,
reklamy napojów alkoholowych i wszelkich środków odurzających i propagandy uzależnień!
Jesteśmy świadkami, jak ludzie nam współcześni, a może i my sami,
uzależniają się od takich czy innych ideologii, partii, mody lub środków odurzających. Pragnienie zaś wolności i dążenie do niej, tak charakterystyczne dla
naszej historii – staje się mało zrozumiałe, niemalże obce współczesnemu
myśleniu. Wystarczy, że coś otrzymamy, że coś wypijemy! Nie liczy się nasza
świadomość, nasze poczucie odpowiedzialności. I niestety, musimy wreszcie
zauważyć, że nie są to wady związane tylko z ludźmi w starszym wieku. Coraz częściej młodzież, a nawet dzieci rezygnują z czystości serca i sumienia,
popadają w nałogi i uzależnienia.
I w tym kontekście, w świetle tego rodzaju doświadczeń spójrzmy na
przesłanie, które ofiaruje nam Kościół, przypominając św. Aleksego. On
potrafił zrezygnować z wielu rzeczy, nie poddawał się w niewolę swego
ducha. Stał na straży wolności sumienia od grzechów i nałogów. To takie
spojrzenie na życie kształtowało naszych bohaterów narodowych. To takie
podejście do swoich obowiązków pozwalało naszym rodzicom, dziadkom
z odwagą przyjmować każde życie i z uporem przekazywać każdemu nowemu pokoleniu wiarę w Boga i miłość do Polski. Narzekamy, że nasze czasy
są inne. Ale czasy są takie, jakimi my jesteśmy.
5. Bądźmy świętymi. Czy pomyśleliśmy o tym kiedykolwiek, tak na serio!
Czy myśli o tym matka albo ojciec, dziewczyna czy chłopiec, rolnik albo
robotnik, polityk czy naukowiec, nauczyciel i kapłan?! Czy myślimy na serio
o naszym powołaniu do świętości!?
Ojciec Święty zachęca nas do tego. I na srebrny jubileusz swego papieskiego posługiwania nie czekał na prezenty od nas. Sam z nimi wyszedł nam
naprzeciw, ogłaszając dwoje nowych świętych: Józefa Sebastiana Pelczara
i Urszulę Ledóchowską. Wie dobrze, jak bardzo potrzebujemy świętości
życia.
Rozumieją to domy pozbawione dzieci, czują to dzieci zaniedbane przez
rodziców, przeżywają to osoby starsze, nierzadko opuszczone. Otwórzmy
nasze serca i sumienia na świętość.
251
W bliskości świętych
Nie bądźmy „jak owce nie mające pasterza”. Naszym Pasterzem jest Jezus
Chrystus, który oddał za nas swoje życie. To On posyła kapłanów, biskupów,
to On prowadzi Jana Pawła II.
Mamy coraz więcej świętych i błogosławionych. Ziemia zaludnia się
świętymi, także nasza ziemia, ziemia polska, ziemia mazowiecka. Niech ziarna
świętości znajdują życzliwe przyjęcie w naszych umysłach i w naszej woli.
Zaprośmy świętość do naszych domów i zakładów pracy, do szkół
i wszelkich instytucji. Niech świętość będzie widoczna na naszych drogach
i polach, niech daje o sobie znać w czasie radosnym i trudnym.
Coraz bardziej potrzebujemy klimatu świętości, bo jest to klimat życia.
Niech Matka Najświętsza, Królowa Wszystkich Świętych, razem z naszymi
Patronami, a zwłaszcza ze św. Aleksym – dopomaga nam w wierności Bożym zasadom i przykazaniom, aby świętość rozjaśniła nasze umysły, wniosła
promień nadziei w codzienność naszej Ojczyzny i stała się jutrzenką nowego,
lepszego życia.
Wołajmy za Ojcem Świętym Janem Pawłem II: „Jutrzenko nowego świata,
okaż się Matką nadziei i czuwaj nad nami!” (Jan Paweł II, Ecclesia in Europa,
125).
Niech się tak stanie!
Amen!
Rocznica śmierci bł. Honorata Koźmińskiego
Nowe Miasto n. Pilicą, dn. 16 grudnia 2003 r.
Nasza epoka potrzebuje świętości
(So 3, 1–2. 9–13; Mt 21, 28–32)
Drodzy Bracia,
Czcigodne Siostry!
1. Jakże wielką nadzieję od wielu wieków niosą słowa zapisane przez proroka Sofoniasza: „I zostawię pośród ciebie lud pokorny i biedny”, a „Reszta Izraela
nie będzie czynić nieprawości, ani mówić kłamstwa”. Wszystko to staje się możliwe dzięki temu, że człowiek może czynić pokutę, może się nawracać i może
wzrastać duchowo. Ewangeliczni synowie w odmienny sposób zareagowali na
polecenie swego ojca. Ale to właśnie nie pierwsza deklaracja jest decydująca.
Największe znaczenie ma to, czy potrafimy przezwyciężyć własne lenistwo,
duchowy oportunizm i spotkać się z Panem Bogiem w pełnieniu Jego woli.
I ten „lud pokorny i biedny” znajdzie mocne zaplecze i oparcie, z jednej strony
w Bożej woli, a z drugiej – w postawie tych, którzy ją czynią. To dzięki temu
ta „reszta Izraela” zaczyna także się nawracać i kierować się ku Panu Bogu.
Czas tegorocznego adwentu mobilizuje nas do kolejnej refleksji nad tym
wszystkim, co nas otacza i nad naszym zachowaniem. A widzimy przeróżne
rzeczy wokół siebie. Nierzadko mają one charakter apokaliptyczny, jak to
zauważa Ojciec Święty, gdyż postrzegamy wiele zła, wiele przewrotności.
I w tym wypadku nie chodzi już o sprawę „zwyczajnego grzechu” wypływającego ze słabości człowieka.
2. W takiej atmosferze przeżywamy nie tylko adwent, ale również i tegoroczną rocznicę śmierci bł. Ojca Honorata. Uczestniczymy w jednym
253
W bliskości świętych
i drugim z całą świadomością powołania zakonnego i kapłańskiego, lub
ogólnego powołania do świętości mającego swoje korzenie w sakramencie
chrztu świętego.
Pamięć o naszym powołaniu do świętości jest czymś niesłychanie istotnym dla oceny całej naszej rzeczywistości, zwłaszcza w aspekcie zagrożeń
moralnych. Tak też widzi to Ojciec Święty. W adhortacji apostolskiej „Pastores
gregis” najpierw odwołuje się do piątego rozdziału Konstytucji „Lumen gentium”
o powszechnym powołaniu do świętości, a następnie dodaje: „Program ten
pragnąłem zaproponować całemu Kościołowi na początku trzeciego tysiąclecia jako
priorytet duszpasterski i owoc wielkiego Jubileuszu Wcielenia. Świętość bowiem jest
dziś w dalszym ciągu znakiem czasów, dowodem prawdy chrześcijaństwa jaśniejącej
w jego najlepszych przedstawicielach, zarówno w tych, którzy w wielkiej liczbie zostali
wyniesieni na ołtarze, jak i tych zdecydowanie jeszcze liczniejszych, którzy w ukryciu
użyźnili i użyźniają, dzieje ludzkości pokorną i radosną, świętością codzienności.
Również w naszych czasach nie brakuje bowiem cennego świadectwa różnych form
świętości, osobistej i wspólnotowej, które są dla wszystkich, także dla nowych pokoleń,
znakiem nadziei” (Jan Paweł II, Pastores gregis, 41).
3. Powyższe słowa Jana Pawła II są swoistym hołdem złożonym wszystkim,
który nie bali się podążać drogą świętości. Do nich należy przecież bł. Honorat,
do nich należą kolejne błogosławione, wywodzące się z kręgu duchowości franciszkańsko-honorackiej. Do nich należą setki sióstr, które „w ukryciu” użyźniały
i nadal „użyźniają dzieje ludzkości pokorną i radosną świętością codzienności”.
Nie możemy więc dzisiaj zapomnieć zwłaszcza o zakonnicach ze zgromadzenia Sióstr Służek Niepokalanej, które obchodzi 125-lecie swego powstania. Chcemy w tym miejscu podkreślać nie czas, ale osoby, które te lata
starały się uświęcać.
Był tego świadom za swego życia bł. Honorat. W roku 1891 mówił do
sióstr: „Radujcie się i weselcie, bo imiona wasze zapisane są w niebie” (Łk 10, 20).
Tymi samymi prawie słowami, jakimi się kończy Ewangelia na uroczystość
Wszystkich Świętych naszego zakonu i którymi św. Gabriel z Ferreti, umierając, pocieszał św. Jakuba z Marchii: „(...) ja odzywam się do was wszystkich,
Najmilsze Matki i Siostry w Chrystusie, bo to dziś doroczna ogólna pamiątka
waszych ślubów, jakie złożyłyście niegdyś Panu, a teraz corocznie (...) odnawiacie
i które chociaż zapisane zostały w księgach zakonnych, i w niebie bez wątpienia
imiona nasze rzeczą samą zostały zapisane” (Wybór pism o. Honorata Koźmińskiego, cz. I, Warszawa 1981, s. 215).
254
Nasza epoka potrzebuje świętości
Wespół z jakże licznymi naszymi siostrami i braćmi wyrażamy naszą wielką
radość, że ich imiona są utrwalone w niebieskich księgach, a ich przykład
w dużej mierze sprawił, że nasze imiona są także odnotowywane w niebie.
Trwałość zaś każdego zapisu zależy od naszego wzrostu w świętości.
4. Już św. Franciszek z Asyżu przestrzegał przed tym, abyśmy zachwycając się świętością innych, nie zapominali o naszym do niej powołaniu. A to
wezwanie zostało dodatkowo wzmocnione przez profesję zakonną czy kapłańskie święcenia. To prawda, że niekiedy czujemy się bardzo zagonieni, tyle
mamy spraw do załatwienia, tyle przeróżnych spotkań i zadań, że zapominamy
o pierwszorzędnym naszym obowiązku – o dążeniu do świętości. Pamiętajmy jednak najpierw o nim, a wtedy okaże się, że będziemy mieli wyjątkowo
dużo czasu na modlitwę, na dawanie świadectwa naszemu charyzmatowi, na
uczynki miłości i miłosierdzia. Świętość uwalnia nas od zbędnych przywiązań
i przyzwyczajeń, od drugorzędnych czynności, od marnotrawienia czasu.
I o tym mówią nam żywoty świętych. Nie znajdziemy nikogo wśród
najbardziej aktywnych działaczy społecznych, polityków czy finansistów, kto
byłby w stanie dorównać aktywności ewangelizacyjnej naszego Patriarchy
Asyskiego. Inne to są zadania, ale czas jest ten sam i w tym wypadku czas
bierzmy pod uwagę. Święty Franciszek miał go jakby więcej i bez wątpienia
owocniej go wykorzystywał.
Niech zatem świętość powróci do naszych rozmów i planów, marzeń
i snów. Niech jawi się zawsze na pierwszym miejscu, gdy podejmujemy jakąś
działalność, a zwłaszcza gdy układamy programy dla siebie i dla innych.
Takie zaś spojrzenie i podejście do życia nie tylko będzie nam pomagało
w pełnieniu Bożej woli, ale być może, że w wielu wypadkach przyczyni się
do szybszego i łagodniejszego przejścia od tego „nie”, jakie wypowiedział
drugi syn ewangeliczny, do późniejszego „tak”. Niech to przejście ma miejsce jak najszybciej, szkoda przecież naszego czasu ziemskiego. Mamy go tak
bardzo mało.
5. Nasza epoka potrzebuje świętości. Jej niedostatek dostrzegamy w życiu
jednostek, rodzin i całych społeczeństw. Jej brak daje się we znaki w kulturze
i nauce, a środki komunikacji społecznej jakby zupełnie zapomniały o jej
obecności. A może istotnie ta świętość jest jednak aż nadto słabo ukazywana?
Może to nie wystarcza, gdy powołujemy się na bł. matkę Teresę z Kalkuty
albo dyskretnie wskazujemy na Jana Pawła II?!
255
W bliskości świętych
Świętości trzeba więcej, bo świętości nigdy nie będzie w nadmiarze.
Błogosławiony Honorat apelował: „Moje Siostry najmilsze, w górę wznieśmy
serca nasze, niech w nich wszystko, co ziemskie, umrze i zagaśnie na wieki, niech
wolne od wszelkich ciężarów wzniosą się do nieba coraz wyżej i wyżej, niech na
wyżynach będzie ich mieszkanie, niech nie na ziemskich nizinach, ale wpośród
niebieskich niezmiernych przestworzy przebywają one. Do takich wielkich rzeczy
wezwał nas Bóg, nie godzi się nam czołgać po błocie tego świata lub pragnąć czego
bądź na ziemi. Niepokalane Serce Maryi zawsze z Bogiem złączone, Bogiem tylko
zajęte, wolne od wszelkich uczuć ziemskich, niech będzie wzorem naszym” (Wybór
pism o. Honorata, część I, Warszawa 1981, s. 222).
6. Drodzy Bracia, Czcigodne Matki i Siostry, niech będzie Pan Bóg
uwielbiony przez świętość bł. Honorata! Niech będzie uwielbiony przez
świętość wszystkich sióstr i wszystkich braci ze zgromadzeń, które Duch
Święty powołał do istnienia za pośrednictwem naszego Błogosławionego.
Niech będzie uwielbiony za dar świętości. Niech będzie uwielbiony za to, co
jest napisane: „Świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty” (1 P 1, 16; Kpł 11, 44).
Amen.
Uroczystość ku czci św. Kazimierza Królewicza
Białystok, dn. 4 marca 2004 r.
Bracia, patrzmy, co przed nami
Kochani Bracia i Siostry!
1. Uroczystość św. Kazimierza, na którą przybyliśmy z różnych stron
naszej metropolii i nie tylko, stawia nam przed oczyma tę mądrość, którą
sławiło pierwsze czytanie, a którą św. Paweł ujmuje niesłychanie zwięźle
w słowach: „Bracia, ja nie sądzę o sobie samym, że już zdobyłem (doskonałość),
ale to jedno czynię: zapominając o tym, co za mną, a wytężając siły ku temu, co
przede mną, pędzę ku wyznaczonej mecie, ku nagrodzie...”.
Dziwnie brzmią te słowa w dniu, w którym sięgamy do przeszłości, by
wspomnieć świętego, który żył przeszło pięć wieków temu w całkowicie
innych okolicznościach i warunkach. Pochodził z rodu królewskiego, sam
też w jakiejś mierze uczestniczył w sprawowaniu monarszej władzy.
Święty Paweł zachęca nas, abyśmy nie patrzyli na to, co jest za nami. My
tymczasem zwracamy się ku historii. Ale czy tego rodzaju dzieje są rzeczywiście
za nami? Czy to nie jest coś, co winno stanowić o naszym dzisiaj, co trwa,
co powinno pomagać nam w coraz to szybszym i pewniejszym podążaniu
ku naszemu celowi?
2. W osobie królewicza Kazimierza uobecnia się wśród nas świętość.
Świętość zaś może budzić lęk i pragnienie, obawę i podziw. Jest szczególnym
zaproszeniem do pełni, do pełni człowieczeństwa, budowanej na fundamencie Ewangelii. Jan Paweł II mówi: „Ewangelia nie prowadzi do zubożenia
czy zgaszenia tego, co każdy człowiek, lud, naród, każda kultura w ciągu historii
poznaje i realizuje jako dobro, prawdę i piękno. Zachęca raczej, by te wartości zostały
257
W bliskości świętych
zasymilowane i rozwijane; by wielkodusznie i z radością były wprowadzane w życie
i uzupełniane tajemniczym i wywyższającym światłem Objawienia”.
Każda ludzka świętość jest najbardziej czytelnym komentarzem, ale też
i wprowadzeniem do takiego spojrzenia na życie, na nasze postępowanie
i myślenie, o którym mówi Papież. W ten sposób nie tylko uczymy się mądrości. Zaczynamy nią żyć, wedle niej kształtować nasze zachowanie. Ona
wreszcie uczy nas czuwania na przyjście Pana i zachęca, abyśmy przepasywali
nasze biodra gotowości i zapalali pochodnie na czas powitania.
Czas niewiele ma tu do powiedzenia, gdyż świętość nie lęka się czasu,
nie obawia się słabości ludzkiej pamięci. Świętość jest życiem, stanowi pełnię
ludzkiego życia, zjednoczonego z Bogiem.
3. Świętość od przyjścia na świat Jezusa Chrystusa wpisała się na stałe
w dzieje chrześcijaństwa i stanowi ich główną osnowę. To ona ukazuje sens
ludzkiego wysiłku i wagę duchowej wspólnoty wszystkich ochrzczonych. Ją
też głosili i głoszą apostołowie, w niej umierali męczennicy, z nią szli przez
życie wyznawcy.
O tym mówią nasze dzieje, poczynając od pierwszych wieków pojawienia
się na naszych ziemiach krzyża i Ewangelii. „Polska – piszą historycy – znajdowała swoje miejsce w systemach uniwersalnych. Pierwszym wymiarem ponadlokalnym
stało się Chrześcijaństwo. Chrystianizacja rozpoczynała długi proces wszczepiania się
w uniwersalną całość. Od wieku X towarzyszy Polsce Kościół; mnożą się wzajemne
wpływy i zależności, wzajemne przekształcania się i uzupełnianie. Byłoby bowiem
naiwnym uproszczeniem widzieć identyfikację Polski w Chrześcijaństwie tylko od
strony recepcji. Powstająca czy trwająca Polska stale tworzyła Chrześcijaństwo. Wzajemne relacje ulegały przez wieki różnym przekształceniom. Nie można ich odrywać
od historii ludzi i instytucji, od rozwoju pojęć i ich rozprzestrzeniania. W dobie
piastowskiej przynależność do Chrześcijaństwa rzymskiego umożliwiła identyfikację
elit i ukształtowanie państwa. Walka o samookreślenie Polski została wygrana
przez pierwszych Piastów dążących do korony i przez pierwszych polskich świętych”
(M. Tymiński, J. Kieniewicz, J. Holzer, Historia Polski, Paryż 1986).
4. Na szczęście dla nas, dla Polski, po pierwszych świętych przybywali
następni, a wśród nich szczególne miejsce zajmuje Patron dzisiejszej uroczystości. Święty Kazimierz urodził się 3 października 1458 roku jako drugi
z sześciu synów króla Kazimierza Jagiellończyka i Elżbiety Rakuskiej, zwanej
matką królów. Przyszedł na świat na Wawelu. Od dziewiątego roku życia
258
Bracia, patrzymy, co przed nami
przygotowywał się do działalności publicznej pod opieką ks. Jana Długosza
i Kallimacha, najdłużej w tym okresie przebywał na zamku lubelskim. Ród
Jagielloński stawał się coraz bardziej szanowany w Europie i dlatego starszy
brat Władysław został powołany na tron czeski, a sam Kazimierz otrzymał
propozycję przyjęcia korony św. Stefana. Święty wszakże, widząc istniejący
podział w społeczeństwie węgierskim, zrezygnował z korony i powrócił do
Polski. Z pewnością cieszył się z tego ks. Jan Długosz, który na wieść o decyzji wysłania Królewicza na Węgry zanotował, że „raczej powinno zachować
się go dla ojczystej ziemi, niż oddawać go obcym”.
W wieku 23 lat Kazimierz przejmuje od swego ojca władzę królewską
na terenie Polski, ponieważ ze względu na wewnętrzne zamieszki ten udał
się na Litwę, aby tam bezpośrednio sprawować rządy. W roku 1483 do
Wilna wezwał też syna, który jednak nie czuł się najlepiej, gdyż męczyła go
gruźlica. Dotarł jedynie do Grodna i tam umarł 4 marca 1484 roku, mając
niespełna 26 lat. Jego ciało zostało pochowane w katedrze wileńskiej, gdzie
spoczywa do dziś, chociaż przez ponad trzydzieści lat, poczynając od 1953
roku, przebywało w kościele św. Piotra i Pawła na Antokolu.
W osiemnaście lat potem Leon X dokonuje kanonizacji. Niestety, biskup
Erazm Ciołek, który otrzymał bullę kanonizacyjną, zmarł, nie powróciwszy
do Polski, a cała dokumentacja uległa zniszczeniu. Na szczęście jednak
w archiwach watykańskich odszukano kopię i kolejną bullę w roku 1602 wydał
papież Klemens VIII. W związku z kanonizacją otwarto grób świętego i znaleziono nienaruszone ciało, a przy głowie pergamin z tekstem pieśni maryjnej
w języku łacińskim: „Omni die dic Mariae” (Dnia każdego sław Maryję).
5. Święty Kazimierz został głównym Patronem Wielkiego Księstwa Litewskiego, a po pierwszej wojnie światowej – Litwy i Polski. Od roku 1960
jest też Patronem Zakonu Kawalerów Maltańskich. Istnieje wiele przysłów
ludowych związanych z imieniem i dniem świętego. Największe uroczystości
festynowo-targowe odbywają się w Wilnie w okolicach Jego święta i zwane
są kaziukami.
Pod Jego wezwaniem istnieje blisko 50 kościołów, to imię nosiło około
30 wybitnych Polaków . W Polsce aż 104 miejscowości zapożyczyło swą nazwę
od imienia Kazimierz, w części nawiązując do Króla Chłopów. W Kanadzie
znajduje się miejscowość nosząca imię świętego. W wenezuelskim stanie Aragua
jest jednym z najpopularniejszych świętych. Jego imieniem nazwano miasto
położone około 100 km od Caracas. Tam też każdego roku są organizowane
259
W bliskości świętych
Dni św. Kazimierza. Wedle kronikarskich notatek w roku 1785 przybył w te
okolice z wizytą bp Mariano Marti i razem z miejscową ludnością zastanawiał
się, jaką dać nazwę powstającej osadzie. Biskup sięgnął do brewiarza i pod
dniem dzisiejszym znalazł wspomnienie św. Kazimierza, zadecydował więc,
że patronem parafii i imieniem miejscowości będzie San Casimir.
Święci, święci polscy, jak z tego widać, stoją na straży tożsamości i rozwoju
nie tylko własnego narodu. Świętość jest bowiem najbardziej uniwersalnym
wymiarem mającym swoje oparcie w miłości i mądrości.
6. Księga Syracha mówi: „Będąc jeszcze młodym, zanim zacząłem podróżować, szukałem jawnie mądrości w modlitwie”. Na obrazkach nierzadko widzimy
św. Kazimierza modlącego się na schodach przy zamkniętych drzwiach lubelskiej kaplicy zamkowej. Nie mogło mu więc brakować mądrości. Dzieli
się nią chętnie z wszystkimi, z którymi spotyka się podczas swojej podróży
w czasie, w obyczajach i kulturze. Najwięcej zaś korzystają z tego daru
kolejni święci, których mamy coraz więcej, których wynosi na ołtarze Jan
Paweł II, podkreślając wartość świętości w kształtowaniu postaw osobowych
i społecznych.
Oddając cześć św. Kazimierzowi, Patronowi naszej Metropolii, pragniemy w sposób szczególny uczyć się od niego odpowiedzialności za dobro
wspólne, sumienności w życiu publicznym, uczciwości w pełnieniu różnych
urzędów, miłości do Ojczyzny. Pięknie o tym pisze – swego rodzaju następczyni św. Kazimierza – św. Urszula Ledóchowska, składając hołd całej naszej
przeszłości, a więc i tym, którzy w ciągu wieków, żyjąc w chrześcijaństwie,
jednocześnie je tworzyli na naszej ziemi i tworzą nadal. Pisze Ona:
„Jesteś nieśmiertelny kraju moich przodków!
Jesteś nieśmiertelna Ojczyzno ukochana, Polsko moja!
Nieśmiertelna przez swą odwieczną sławę.
Nieśmiertelna przez sztukę i literaturę,
której nie sposób wymazać z pamięci narodów.
Nieśmiertelna przez miłość, którą żywią ku tobie twoje dzieci, a której równej
nie masz w świecie.
Śmiem to wypowiedzieć z czołem wzniesionym i z dumą w sercu”.
7. Ekscelencje, Bracia w kapłaństwie, Siostry Zakonne, Ukochani Mieszkańcy Białegostoku i Podlasia, Rodacy, niech Bóg będzie uwielbiony przez
naszych Świętych, którzy szli i idą przez Polskę. Niech będzie uwielbiony
260
Bracia, patrzymy, co przed nami
przez św. Kazimierza, naszego Patrona. Niech będzie wciąż uwielbiany przez
świętość każdego kolejnego pokolenia tych, którzy przychodzą na ten świat,
dziedzicząc świętość głęboko zakorzenioną w naszej kulturze i zwyczajach.
Oni najlepiej świadczą o tożsamości córek i synów Polski, o naszej tożsamości! Ta świętość jest bowiem najpewniejszym światłem i najbezpieczniejszym
kierunkiem ku przyszłości! W tym duchu, „Bracia, patrzmy, co przed nami”.
Amen!
Rocznica urodzin Sługi Bożego Stanisława Papczyńskiego
Góra Kalwaria, dn. 23 maja 2004 r.
Nie możemy zapominać o świadkach wiary,
nie wolno nam lekceważyć ich świadectwa
(Dz 7, 55–60; Ap 22, 12–14.16–17.20; J 17, 20–26)
Czcigodny Ojcze Prowincjale wraz z całą Rodziną Mariańską,
Ukochani Bracia i Siostry!
1. Już dzisiejsze pierwsze czytanie pokazuje, że jesteśmy podobni z jednej
strony do tych, którzy zbyt pochopnie podchodzą do spraw Bożych, jak to
miało miejsce w związku z ukamienowaniem św. Szczepana; a z drugiej strony
przypominamy tych, którzy – jak pierwszy Męczennik, jak bł. Jerzy Matulewicz
czy Sługa Boży o. Papczyński – potrafią i chcą widzieć niebo otwarte, aby wielbić
Bożą chwałę i oddawać cześć Jezusowi przebywającemu w niebie.
Chrystus Pan zasłużył bowiem także jako człowiek na wyjątkową wdzięczność i cześć. On jest Pierwszym i Ostatnim, Początkiem i Końcem. Ma to
swoje odniesienie do wszystkich przejawów życia, dokonuje się w wieczności,
przezwyciężając granicę śmierci i barierę czasu. To właśnie On, nasz Odkupiciel, wciąż posyła ludzi, którzy mają przypominać sobie współczesnym
o powołaniu człowieka, o zbawieniu. To On wreszcie zaprasza nas, abyśmy
nie lękali się i podążali do Niego. Zapewnia o swoim przyjściu. Przychodzi
do każdej i każdego z nas w sakramentach świętych. Przybędzie również na
końcu czasów.
2. W świetle pierwszego i drugiego czytania wyraźniejsze staje się dla nas
to przesłanie, które płynie ku nam z dzisiejszej uroczystości, kiedy wspomi-
262
Nie możemy zapominać o świadkach wiary, nie wolno nam lekceważyć ich świadectwa
namy kolejną rocznicę urodzin Sługi Bożego o. Stanisława Papczyńskiego,
myślą i sercem obejmując całe Jego życie i jakże nietypową działalność.
Urodził się tego samego dnia co Jan Paweł II, a więc 18 maja 1631
roku na Podkarpaciu, na chrzcie św. otrzymał imię Jan. Stanisław zaś – to
Jego imię zakonne. Uczył się w norbertańskiej szkole w Starym Sączu,
w Kolegium Jezuickim w Jarosławiu, Lwowie i Rawie Mazowieckiej. Z wyróżnieniem ukończył retorykę i filozofię. W wieku 23 lat wstąpił w Podolińcu
do zakonu pijarów, który dopiero co pojawił się na ziemiach polskich. Był
pierwszym Polakiem, który złożył śluby zakonne w nowym zakonie. W roku
1661 otrzymał święcenia kapłańskie, podejmując działalność kaznodziejską,
ale nie rezygnując z naukowej – napisał podręcznik retoryki. Był znany jako
roztropny spowiednik i kierownik duchowy. U niego spowiadał się nuncjusz
apostolski Pignatelii, późniejszy papież Innocenty XII.
Z różnych względów w tym właśnie czasie głównie na południu Europy
dochodziło do poważnych napięć w Zakonie św. Józefa Kalasantego. Wskutek tego papież Klemens X około roku 1670 zezwolił wszystkim pijarom na
swobodne przejście do innych zakonów albo diecezji.
3. Ojciec Stanisław znalazł się w trudnej sytuacji. Umiłował życie zakonne,
dlatego po dłuższym namyśle postanowił dać początek nowemu zakonowi
i w małym kościółku w Luboszczy nad Pilicą zawierzył to pragnienie Matce
Najświętszej. Udał się następnie do nuncjusza apostolskiego i biskupa poznańskiego S. Wierzbowskiego. Obaj udzielili swego poparcia idei o. Stanisława i pobłogosławili. Postanowił szerzyć kult Matki Bożej Niepokalanej,
pomagać w pracach kapłańskich duchowieństwu diecezjalnemu i nieść ulgę
duszom czyśćcowym.
Wszystkie trzy zadania nadawały nowemu zakonowi bardzo czytelny
charyzmat. W tym roku, kiedy świętujemy 150. rocznicę ogłoszenia dogmatu
o Niepokalanym Poczęciu, wypada podkreślić, że do jego ogłoszenia w dużej
mierze przyczynił się nowy zakon. Wielką wagę ma pomoc kapłanom w pracy
parafialnej, gdyż daje ona okazję, aby wierni mogli dostrzegać także inne wymiary Kościoła i nie czuli się zamknięci lub ograniczeni do jednej parafii.
Profetyczna była wreszcie myśl o modlitwie w intencji dusz czyśćcowych.
Świadczą o tym objawienia fatimskie i to wezwanie, które tak często odmawiamy na zakończenie każdego dziesiątka różańca. Nowy zakon wkrótce
otrzymał aprobatę Stolicy Apostolskiej, a Sługa Boży cieszył się wyjątkowym
szacunkiem wśród wielkich i małych tego świata.
263
W bliskości świętych
4. Zakon miał surowy charakter. Nie był nastawiony na większą liczbę
zakonników. Niełatwo było znaleźć kandydatów, którzy chcieliby każdej
doby wstawać o północy na dłuższe modlitwy, odmawiać trzy oficja, cały
różaniec i stosować różne praktyki umartwienia. Założycielowi wszakże
chodziło o dobrą formację zakonną, aby zakonnicy, choćby w małej liczbie,
ale byli wiarygodnymi zwiastunami Dobrej Nowiny. Sługa Boży na sposób
ewangeliczny uczestniczył w ówczesnym życiu publicznym. Piętnował
sobiepaństwo, liczne grzechy i wady „narodowe”. Dzięki swojej odwadze,
prawości i szczerości zyskał zaufanie króla Jana III Sobieskiego. Niektórzy
nawet uważają, że to on przekonał króla do podjęcia wyprawy wiedeńskiej.
z pewnością zaś w tej wyprawie królowi towarzyszył, a rankiem w dniu rozpoczęcia bitwy sprawował Najświętszą Ofiarę zaraz po bł. Marco d’Aviano,
w której uczestniczył król i najbliżsi jego towarzysze.
Tak wszechstronne zaangażowanie i pełne umartwienia życie nadszarpnęło jego zdrowie i właśnie tutaj, w Górze Kalwarii, 17 września 1701
roku skończył swoje ziemskie dni. Ciało pochowano w kościółku zwanym
wieczernikiem.
Pozostała po Nim wspólnota zakonna. Razem z całą Polską najwięcej
ucierpiała w czasie rozbiorów. Została uratowana, odrodzona i odnowiona
dzięki bł. Jerzemu Matulewiczowi. Dzisiaj prowadzi ona działalność w wielu
krajach na całym świecie, zawsze w tym samym duchu i z tym samym oddaniem sprawie Bożej.
5. Ukochani Bracia i Siostry, wiem, że wielu z was zna lepiej ode mnie
życie Sługi Bożego. Ale też jestem głęboko przekonany, że takie postacie
należy przypominać. Zachęca nas do tego Ojciec Święty i to w licznych
dokumentach związanych zwłaszcza z Wielkim Jubileuszem Zbawienia.
Nie możemy zapominać o świadkach wiary, nie wolno nam lekceważyć ich
świadectwa, tym bardziej że zło nie śpi i na różne sposoby usiłuje nas oddalić
od Jezusa Chrystusa, odciągnąć od naszego dziedzictwa wiary.
O takim zagrożeniu świadczy także to, że wielu ludzi współczesnych
boi się chrześcijaństwa, boi się tej nauki, jaką chrześcijaństwo głosi. Lęka się
stanąć w świetle tej prawdy, która przybywa z Ewangelią. Nie są to rzeczy
nowe. My mamy w tym względzie nieco wcześniejsze doświadczenia.
Pragnę w tym miejscu przytoczyć fragment listu ks. Jana Ziei, człowieka bardzo podobnego pod względem osobowości do Sługi Bożego, który
27 marca 1956 roku skierował do Biura Politycznego wyjątkowe pismo, wysłał
264
Nie możemy zapominać o świadkach wiary, nie wolno nam lekceważyć ich świadectwa
je jeszcze przed październikowymi zmianami. Ksiądz Zieja pisze: „List ten
wysyłam dziś z całym spokojem i w przekonaniu, że spełniam nawet obowiązek obywatelski. Czynię to z tym głębszym spokojem, że właśnie dziś, przez nikogo o to nie
proszony, odprawiłem Mszę św. za spokój duszy śp. Małgorzaty Fornalskiej, której
imieniem nazywacie fabryki, a która w ostatnich tygodniach swego życia w więzieniu
z całą szczerością i przekonaniem wierzyła w Boga, modliła się wspólnie z innymi,
[...] za Polskę wolną i szczęśliwą i wyraziła pragnienie, żeby jej dzieci wychowane
były po chrześcijańsku [...]. Taka to jest Polska”.
Tymczasem wmawiano nam, że Małgorzata Fornalska była z dala od
chrześcijaństwa. Dowodzi to tego, iż trzeba sięgać do źródeł, nie poprzestawać na powierzchownych opiniach, żeby nie skrzywdzić człowieka.
Dzięki temu będziemy jeszcze bardziej cenili to, że jesteśmy chrześcijanami, że przynależymy do tej wspólnoty, której początek dał Jezus Chrystus, w niej zaś uczestniczą: Matka Najświętsza, apostołowie, Sługa Boży
Stanisław Papczyński, wielu świętych i błogosławionych, nasi rodzice
i bliscy. Niech świadomość tego zachęca nas do jak największej wierności chrześcijaństwu, gdyż świat współczesny potrzebuje ducha i czynu
chrześcijańskiego.
6. O tym przekonują nas świadkowie przeszłości. O tym mówią nam
obecni tutaj duchowi synowie Sługi Bożego, kochani Jubilaci: Ksiądz Kustosz tego miejsca, goście z Brazylii i dwaj kapłani, w tym miejscu święceni
przed 30 laty. W ciągu tych minionych lat ks. Sergiusz Gajek pracował i nadal
pracuje nad tym, aby chrześcijaństwo było dostępne dla wszystkich, aby
na przeszkodzie nie stała ani narodowość, ani kultura, ani też obrządek.
Pełni odpowiedzialną funkcję wizytatora apostolskiego dla wszystkich katolików obrządku wschodniego na terytorium obecnej Białorusi, tworząc
i odradzając struktury, instytucje. Przede wszystkim zaś stara się docierać
do wszystkich, którym przez lata nie pozwalano korzystać z tego rodzaju
dziedzictwa wiary.
Ksiądz Andrzej Gorczyca po paru latach pracy kapłańskiej w Polsce
został skierowany do Stanów Zjednoczonych, aby tam prowadzić dzieło
o. Papczyńskiego. Niesłychanie gorliwie poświęcił się posłudze kapłańskiej
wśród naszych rodaków. Pełen miłości do Ojca Świętego sprowadził do
Stanów Zjednoczonych aż trzy pomniki Jana Pawła II i na tamtej ziemi je
ustawił. Mówię o tym, gdyż miałem szczęście, korzystając z zaproszenia
Jubilata, brać udział w poświęceniu dwóch z nich.
265
W bliskości świętych
7. Razem z obecnymi tutaj Jubilatami, wspominając również tych, którzy
przybyć nie mogli, dziękujemy Jezusowi Chrystusowi za Jego troskę o nas,
tak widoczną w każdym powołaniu kapłańskim. Do tego samego skłania
nas wielka postać Sługi Bożego o. Stanisława Papczyńskiego.
Ze wzruszeniem więc odmawiamy słowa modlitwy, którą przytacza
dzisiejsza Ewangelia, słowa, którymi modlił się Jezus: „Ojcze Święty, proszę
nie tylko za nimi, ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie: aby
wszyscy stanowili jedno... Ojcze, chcę, aby także ci, których Mi dałeś, byli ze Mną
tam, gdzie Ja jestem... Ojcze sprawiedliwy...! Ja Ciebie poznałem i oni poznali, żeś
Ty Mnie posłał. Objawiłem im Twoje imię i nadal będę objawiał, aby miłość, którą
Ty Mnie umiłowałeś, w nich była i Ja w nich”.
Ojcze Stanisławie, Ty teraz dobrze wiesz, że starałeś się być wierny tej
modlitwie, że dzięki niej odnajdowałeś potrzebne światło i nie pobłądziłeś.
Ty teraz widzisz, jak ta modlitwa jest owocna, gdyż wciąż przychodzą ludzie, którzy podejmują jej przesłanie i nim starają się przepajać swoje życie.
Sługo Boży, prosimy dzisiaj Tego, który był Twoim natchnieniem, aby Cię
wyniósł na ołtarze, żebyś jako błogosławiony i święty mógł jeszcze skuteczniej przyczyniać się do szerzenia kultu Niepokalanej Matki Jezusowej,
współpracować ze wszystkimi kapłanami i abyś nie zapomniał o duszach
potrzebujących pomocy.
Niech świat, niech współczesna Europa lepiej poznają, czym jest chrześcijaństwo, i zanurzą się w nim, aby Twoja miłość, o Chryste, zawsze gościła
w sercach i umysłach każdego kolejnego pokolenia!
Amen.
Uroczystości ku czci św. Ojca Pio
Lublin, dn. 23 września 2004 r.
„Nie potrafię odmówić siebie nikomu”
(Jr 9, 22–23; Ga 6, 14–18; Mt 11, 25–30)
Drodzy Bracia w kapłaństwie i życiu zakonnym,
Czcigodne Matki i Siostry!
1. Wśród wielu wypowiedzi św. Ojca Pio jest jedna, która w paru słowach
zawiera swoistą syntezę duchowości tego Wielkiego Stygmatyka. Przyznaje
się On wprost: „Nie potrafię odmówić siebie nikomu. Cóż mogę uczynić, skoro sam
Pan chce tego i jednocześnie nie odmawia mi niczego, o co proszę?”.
Wyznaje to człowiek, który przeżył 80 lat, w tym przez 50 lat nosił
stygmaty, czyli żywe rany Męki Pańskiej. Mówi to ktoś, kto każdego dnia
kilkanaście godzin przebywał w konfesjonale. Dzięki temu znał też człowieka
od środka, w całej jego małości i wielkości zarazem.
W Jego korespondencji z jedną z penitentek znajdujemy równie interesujące stwierdzenie: „Dobrze wiemy, jakie było Wasze wcześniejsze życie. Nie potrafię
powstrzymać się od podziwu dla dobroci Pana, który pośpieszył Wam z pełną troskliwości pomocą. Zawrócił Was z wiodącej prosto ku przepaści drogi, którą podążaliście
tak bezmyślnie. Gdyby nie łaska Jezusa, która oświetlała i pociągała Was do siebie,
zapewne upodobnilibyście się do głupca, który całą noc chodzi wzdłuż brzegu rzeki, nie
zauważając tego, gdyż otaczają go gęste ciemności. [...] Nieszczęśliwiec. Wystarczy chwila
nieuwagi, by postawił źle nogę, wtedy spada i tonie” (do R. Cerase, 04.11.1914).
2. Padre Pio nie odmawiał siebie nikomu. Nie miało dla niego znaczenia,
kto, skąd i po co przychodził. Ważne było, aby ten, kto do niego przybywał,
stawał w szczerości ducha. Jeremiasz poucza, że w pewnych wypadkach na
267
W bliskości świętych
nic mądrość, siła czy bogactwo. Wartość ma jedynie roztropność, dzięki
której możemy dostrzegać Pana. Skoro tak, to nie będziemy mieli trudności
z pełnym zrozumienia przyjęciem Pawłowego wyznania: „[...] co do mnie, nie
daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża naszego Pana
Jezusa Chrystusa, dzięki któremu świat stał się ukrzyżowany dla mnie, a ja dla
świata”. Jest tu przejmująca szczerość i rozjaśniająca życie roztropność, cnoty
ukochane przez Świętego z Pietrelciny.
Taka postawa jest możliwa tylko wtedy, kiedy stać nas na ewangeliczną
prostotę. Trudno o nią w życiu publicznym, w świecie naukowym. Zupełnie
się zagubiła w sztuce. Niestety, nie zawsze daje się zauważyć w życiu konsekrowanym: kapłańskim, czy zakonnym. Bardzo dużo mamy racji, naszych racji.
Nie potrafimy wyciągać wniosków, chociaż wciąż doświadczamy straszliwych
skutków, opierania się przede wszystkim na ludzkich racjach.
My upieramy się przy naszych przesłankach, naszych przemyśleniach:
naszych odkryciach. Zupełnie zapominamy o tym, że już wiele pokoleń
przerabiało te lekcje. Za nic mamy ostrzeżenia, które daje nam Pan Bóg.
On objawia siebie wszystkim, chociaż do wielu to nie dociera. Sięga więc
po prostaczków! Czy słowa Pana Jezusa, przypomniane nam w dzisiejszej
Ewangelii – przyjmujemy bez zastrzeżeń!?
3. Padre Pio przypominał: „Przyjrzyjcie się pełnym miłości gestom dobrego Ojca: [...] z podziwu godnym uczuciem nie zostawia Was ani na chwilę. [...]
Prowadzi, strzeże i podtrzymuje, aby nieprzyjaciele, którzy Was ciągle nękają, nie
odmienili Waszej woli” (Do R. Cerase, 04.11.1914).
Ciekawym doświadczeniem dzieli się z nami Spowiednik XX wieku.
Niezależnie od okoliczności – mamy stać na straży naszej woli. Ponieważ
wtedy, kiedy oddalamy się od prostoty, gubimy sprzed oczu Bożą obecność.
Te rzekome nasze racje, tak naprawdę nie są nasze. One pochodzą z różnych źródeł, bywają nam inteligentnie podpowiadane. To są ci ukryci nieraz
nieprzyjaciele, którzy sprawiają, że nasza wola się odmienia.
Inaczej wówczas patrzymy na Kościół, na jego ludzi, na współbraci czy
współsiostry. Dziwimy się, że oni wszyscy odstają od medialnych modeli, od
wyrafinowanych opinii i wyreżyserowanych ocen! Zbyt jesteśmy zapędzeni,
aby mieć czas na szczerość, a prostota wydaje się banalna.
4. Tylko co mamy robić z Padre Pio? Typowy mnich o temperamencie
południowca. Potrafił być ostry w słowach i mocny w sądach. Zawsze wszakże był szczery, zawsze był sobą. I to właśnie On „Nie potrafi odmówić siebie
268
„Nie potrafię odmówić siebie nikomu”
nikomu”. Jego adwersarze są wiecznie zapracowani, różnymi czynnościami
mają zapełnione kalendarze. Dlatego mało prawdopodobne jest to, żeby
mogli znaleźć czas dla kogoś, zwyczajnie dla kogoś...!
Padre Pio umiał zachować wyjątkowy dystans do wielu spraw. Przeżył
dwie wojny, różne transformacje w swojej ojczyźnie, był duchowym uczestnikiem Drugiego Soboru Watykańskiego. I pozostał sobą. Coś w tym momencie
szepcze do ucha, aby powiedzieć, że był ostatnim, który w stu procentach
wcielał w życie benedyktyńskie hasło: „Módl się i pracuj!”. Z pewnością, Święty
Ojciec Pio wspaniale zachowywał powyższą zasadę. Ale z równą pewnością
należy zauważyć, że nie był ostatnim, który to czynił. Wypada odrzucić tego
rodzaju pokusę minimalizmu.
To właśnie Padre Pio uczy nas odważnej ufności i to zwłaszcza tym
swoim doświadczeniem, które wypływało z polecenia władz kościelnych, aby
nie posługiwał wiernym, żeby udał się na duchową pustynię. Chociaż trwało
to bardzo długo, Święty przyjął polecenie i je wypełnił z całą prostotą, gdyż
nie potrafił odmówić siebie nikomu, a więc tym bardziej – Kościołowi!
5. Ten wspaniały Naśladowca św. Franciszka zawsze bowiem pamiętał,
że „Reguła i życie braci mniejszych polega na zachowaniu świętej Ewangelii Pana naszego Jezusa Chrystusa przez życie w posłuszeństwie, ubóstwie i w czystości”. Całą swoją
postawą zabiegał o zachowanie tej jedności pomiędzy Regułą i życiem.
Osiągnął swój zamiar. Jego rychła beatyfikacja i kanonizacja są tego
potwierdzeniem ze strony Kościoła, nie mówiąc o pielgrzymce Jana Pawła II
do San Giovanni Rotondo.
Nam i naszemu światu, rozdartemu różnymi sprzecznościami i wciąż
rozdzieranemu – pozostawia jakże przekonujące świadectwo wewnętrznej
jedności, opartej na wierze w Pana Boga, wyrażającej się także w woli gotowej
na każdy głos Pański.
To dzięki niemu słodycz Chrystusowego jarzma jest milsza, a lekkość
brzemienia jeszcze bardziej pociągająca. Wyznanie zaś Padre Pio, przytoczone
na początku, że „Nie potrafię odmówić siebie nikomu. Cóż mogę uczynić, skoro sam
Pan chce tego i jednocześnie nie odmawia mi niczego, o co proszę” – okazuje się jedną
z najwspanialszych perspektyw, jakie stoją otworem dzięki Jezusowi Chrystusowi – przed każdą i każdym z nas, przed kolejnymi pokoleniami i przed
następnymi tysiącleciami!
Amen.
269
XXVII Niedziela Zwykła, rok C
20. Rocznica śmierci ks. Jerzego Popiełuszki
Suchowola, dn. 3 października 2004 r.
„Zło dobrem zwyciężaj” (Rz 12, 21)
(Ha 1, 2–3; 2, 2–4; 2 Tm 1, 6–8. 13–14; Łk 17, 5–10)
Czcigodna Mamo śp. Księdza Jerzego,
Dostojni Goście,
Drodzy Mieszkańcy Suchowoli i okolic!
1. Wyjątkowo bliska jest nam w obecnych czasach prośba, z jaką zwrócili
się apostołowie do Jezusa: „Przymnóż nam wiary”. Tej wiary potrzebowali oni,
ale i nasi praojcowie, którym wypadało niesłychanie często stawać wobec
prób wyrwania jej z ich dusz, z dusz ich rodzin albo niszczenia tożsamości
narodowej. Wytrwali wszakże przy Bogu i Ojczyźnie. Tej wiary potrzebowali
nasi dziadowie w czasie pierwszej wojny światowej i bolszewickiej nawały.
O wiarę modlili się nasi ojcowie podczas faszystowskiego i sowieckiego
najazdu. O tę wiarę błagali nasi bracia i my razem z nimi.
Tej wiary nie zabrakło niezłomnemu Prymasowi Tysiąclecia. Ją głosił
przez całą działalność publiczną, aż do męczeńskiej śmierci – Sługa Boży
ks. Jerzy Popiełuszko. Chociaż był nieraz utrudzony, umęczony, to stale pamiętał o słowach św. Pawła, że „[...] nie dał nam Bóg ducha bojaźni, ale mocy
i miłości, i trzeźwego myślenia”. Uwięzienie zaś Apostoła Narodów jakby nawoływało go: „[...] weź udział w trudach i przeciwnościach znoszonych dla Ewangelii”. Dlatego tak często musiał przyjmować różne ciosy. Władze polityczne
były mu przeciwne. Różne jednostki nadzoru, wywiadu, prowokacji robiły
wszystko, aby go skompromitować. Środki masowego przekazu nie cofały
się przed podstępem i kłamstwem, a zwłaszcza oczernianiem.
270
„Zło dobrem zwyciężaj” (Rz 12, 21)
Ksiądz Jerzy jednak zawsze pamiętał o zachęcie św. Pawła: „Dobrego depozytu strzeż z pomocą Ducha Świętego, który w nas mieszka”. Wielkim skarbem
jest przecież wiara święta.
2. Tę wiarę otrzymał Ksiądz Jerzy w Sakramencie Chrztu św., umacniał
w rodzinnym domu, rozwijał w kościele, na katechezie i podczas spotkania
z Pismem Świętym. Ona to zaprowadziła Go do Warszawskiego Seminarium
Duchownego. Ona wzrastała wraz z pogłębianiem wiedzy religijnej i dzięki
bogatemu życiu duchowemu. W sposób szczególny dawała o sobie znać w życiu
kapłańskim poprzez Eucharystię Świętą. Jan Paweł II pisze o tym, jakby nawiązując do przeżyć Księdza Jerzego: „Eucharystia niech będzie dla nas «szkołą
życia». W ciągu stuleci liczni kapłani znajdowali w Eucharystii pokrzepienie obiecane
im przez Jezusa w dniu Ostatniej Wieczerzy, sposób na przezwyciężenie samotności,
pomoc w znoszeniu cierpień, pokarm dający siłę, by znów wyruszyć w drogę po każdym
rozczarowaniu; wewnętrzną energię, która pozwala dochować wierności dokonanemu raz
wyborowi” (List do kapłanów na Wielki Czwartek 2000, 14). Te słowa Papieża
brzmią jak fragment z życiorysu Wielkiego Parafianina Suchowoli.
Kapelan „Solidarności” po złożeniu ostatniej Najświętszej Ofiary na
ziemi stanął wobec najcięższej próby. Został pojmany. Jakże to wszystko
bliskie jest duchowo temu, co wycierpiał sam Jezus. On to po spożyciu
Paschy został pojmany, poddany straszliwym torturom i skazany na śmierć,
a w końcu ukrzyżowany!
Sam więc Zbawiciel dał nam znak, jak bardzo był Mu wierny Ksiądz
Jerzy, skoro kroczył tą samą drogą: Eucharystia, pojmanie, przesłuchania
i tortury; i wreszcie okrutna śmierć!
3. Dzisiaj z perspektywy 20 lat lepiej widzimy, że dzięki takiej postawie,
dzięki temu męczeństwu zło, straszliwe zło zostało wyhamowane. Historycy
już piszą o tym. „Polacy zdołali [...] w ciągu czterdziestu lat obronić swą tożsamość
narodową, mimo spustoszeń moralnych, spowodowanych życiem w systemie komunistycznym; zdobyli się na sformułowanie i wyrażenie protestu. Program Solidarności
odrzucił zamknięcie Polski w kategoriach państwa – obozu, zwrócił się do idei
ucieleśnionej w nowoczesnym i przemienionym narodzie, chcąc ją utrzymać przez
związek z chrześcijaństwem i Europą. To właśnie dziedzictwo pokoleń, potrzeba
uczestnictwa w życiu państwa i niepokorność wobec władzy, jest fundamentem upartego
dążenia do demokracji. W tym tkwi szansa Polski” (M. Tymowski, J. Kieniewicz,
J. Holzer, Historia Polski, Londyn, 1987, s. 14).
271
W bliskości świętych
W ten sposób patrzono na naszą sytuację w roku 1987. Od tamtej
pory wiele się zmieniło. Jeszcze bardziej odczuwamy potrzebę jedności
z chrześcijaństwem i lepiej też uświadamiamy sobie sens nowego spojrzenia
na Europę, którą chcielibyśmy oderwać od kupieckich zachowań i osadzić
w ewangelicznej wizji wspólnoty.
O tym mówi nam też „dziedzictwo pokoleń”, właśnie nasze, również to
płynące z ducha i przesłania pierwszej Rzeczypospolitej. Nie byli w stanie
zniszczyć tego dorobku wszelkiego rodzaju prześladowcy, ani nas do końca
skłócić.
Niech dalej mówią badacze dziejów. „Różnorodność postaw i odmienność
koncepcji w kwestiach narodu i państwa nie podważały znaczenia idei. Dla żyjących
w obcym państwie idea Polski oznaczała możliwość przetrwania najcięższych prób.
Zabierali ją na emigrację wychodźcy, tam ją pragnęli przechować w przekonaniu, że
«każdy ma w duszy swej ziarno przyszłych praw i miarę przyszłych granic». Niosły
ją w sercach pokolenia zesłańców na Sybir, do austriackich i pruskich więzień. Do
niej zwracali się w ostatniej chwili wołając w twarz oprawcom: «Niech żyje Polska»”
(tamże, s. 10).
4. Drogie są nam te słowa. My również modlimy się i zabiegamy o to
samo. Ale niepokoi nas zbyt gwałtowne zamazywanie idei Polski, zbudowanej
na wierze, żyjącej własną kulturą, mającej swoją duszę. Nierzadko przypuszcza
się ataki, zwłaszcza na duszę Polski. Przewidywał to Ksiądz Jerzy, gdy mówił:
„Wiary i ideałów nie wolno sprzedawać za miskę soczewicy, za stanowisko, większą
pensję, możność studiów, awans społeczny. Bo kto łatwo sprzedaje wiarę i ideały,
ten jest o krok od sprzedawania człowieka” (E. Szmigielska-Jezierska, Potwarz
bez twarzy, Nasza Służba, nr 15/277, [1–15.09.2004], s. 10).
Niestety te słowa okazały się święte i prorocze. One nie tylko odnosiły
się do przeszłości. Prawda w nich zawarta daje o sobie znać i w naszych
czasach. Mamy więc powód, aby się martwić, zastanawiać, dlaczego tak się
dzieje? Dlaczego tak łatwo depczemy krew męczenników?
Dopomóż nam, Księże Jerzy, w znalezieniu odpowiedzi na te nasze
niepokoje! W odnalezieniu się w Polsce! Już teraz dziękujemy Ci za to, że
ku nam spieszysz z odpowiedzią, przypominając o znaczeniu wiary w Jezusa
Chrystusa i nieustannego trwania przy Zbawicielu. Mówiłeś o tym, jakby
przewidując własną śmierć, gdy nauczałeś, że „[...] proces nad Chrystusem
trwa. Trwa proces nad Chrystusem w Jego braciach. Bo aktorzy dramatu i procesu
Chrystusa żyją nadal. Zmieniły się tylko ich nazwiska i twarze, zmieniły się daty
272
„Zło dobrem zwyciężaj” (Rz 12, 21)
i miejsca ich urodzin [...] Uczestniczą w nim ci wszyscy, którzy zadają ból i cierpienie
braciom swoim, ci, którzy walczą z tym, za co Chrystus umarł na krzyżu. Uczestniczą w nim ci wszyscy, którzy usiłują budować na kłamstwie, fałszu i półprawdach,
którzy poniżają, godność ludzką” (tamże).
5. Ukochani Bracia i Siostry! Proces nad Jezusem trwa. Dwadzieścia lat
temu miała miejsce jedna z najokrutniejszych odsłon. Wciąż jednak nie widać
końca tego procesu. Poraża nas obecnie atak na człowieka poprzez próbę
zalegalizowania znaku równania pomiędzy prawdą i kłamstwem, dobrem
i złem, sprawiedliwością i wyzyskiem. Takie same działania są podejmowane
w odniesieniu do życia. Chce się zrównać małżeństwo ze związkiem hipererotycznym, życie rodzinne z wyuzdaniem seksualnym.
Niepokojem powinien nas napawać fakt, że w tym procesie, który trwa
nadal na ziemi polskiej – współcześni terrorystyczni sędziowie medialni nie
mają odwagi zapytać o prawdę. Dalecy są nawet od Piłata. Boją się samego
wspomnienia o jakiejkolwiek moralnej i ludzkiej wartości, boją się pytać
o prawdę
Wciąż uderza się w Kościół Chrystusowy. Martwił się takimi zachowaniami przed laty ks. Janusz Stanisław Pasierb. W rok po śmierci ks. Jerzego
pisał: „Wiele razy zdarzało mi się przypominać zdanie Marii Dąbrowskiej, że
Kościół w Polsce nieustannie umiera za Ojczyznę [...] W Polsce katolicyzm poświęca
na rzecz narodu i narodowości swe wartości uniwersalne [...]” (ks. J.St. Pasierb,
Polski „Kościół ludu”, Przegląd Katolicki, nr 35/(63), [01.09.1985], s. 1).
Tak, „Kościół w Polsce nieustannie umiera za Ojczyznę!”. Powinniśmy
o tym pamiętać tutaj, na Podlasiu, wspominając kasaty zakonów, więzienia,
zsyłki i wyroki śmierci, wykonywane na duchownych. Biskup Konstanty
Ireneusz Łubieński został wypędzony z Sejn, biskup Piotr Paweł Beniamin
Szamański wyrzucony z Janowa Podlaskiego zmarł w Łomży. To tylko po
Powstaniu Styczniowym miało miejsce. I tak aż do naszych czasów, do
śmierci ks. Stanisława Suchowolca, do męczeństwa ks. Jerzego. Kościół
wciąż umiera za Polskę.
Nie możemy o tym zapomnieć na początku trzeciego tysiąclecia. Zresztą nie pozwala się nam na to. Trudno się temu dziwić, skoro potomkowie
prześladowców na różne sposoby dają o sobie znać! Pamięć winniśmy więc
odświeżać, ponieważ „Tak się składało, że chcąc mieć przed sobą jakąkolwiek
przyszłość, trzeba było ratować przeszłość: «Narody tracąc pamięć, tracą życie...»”
(tamże).
273
W bliskości świętych
6. Z tym wszystkim przybywamy dzisiaj, Księże Jerzy, do miejsca Twoich narodzin. Na tym miejscu, przy Twojej chrzcielnicy, chcemy Cię prosić,
abyś wstawiał się u Pana Boga za nami, za Twoją i naszą Ojczyzną. Tak
bardzo potrzebujemy duchowego oczyszczenia. W naszym błaganiu o ratunek jesteśmy podobni do proroka Habakuka i jak on każdy z nas woła do
Stwórcy: „Krzywda mi się dzieje, a Ty nie pomagasz? Czemu mi każesz patrzeć na
nieprawość?... Oto ucisk i przemoc przede mną, powstają spory, wybuchają waśnie.
I odpowiedział Pan [...]. Oto zginie ten, co jest ducha nieprawego, a sprawiedliwy
żyć będzie dzięki swej wierności”.
Niech nasze modły zostaną wysłuchane, a Pan niech okaże Miłosierdzie
naszym ciemiężcom. Oby się nawrócili! My tylko prosimy o jedno, zachowując
w pamięci Ciebie i Twoje męczeństwo, Kapelanie „Solidarności”, pomnąc na
liczne ofiary wcześniej i później składane na ołtarzu Ojczyzny, aby Polska
nie zginęła. W naszych uszach bowiem wciąż brzmią słowa jednej z najkrótszych modlitw, jaką odmawiali nasi rodacy, skazywani na śmierć albo ginący
w powstaniach lub na wojnach: „Boże, zbaw Polskę!”.
Ta modlitwa jest także szczególnym testamentem, który poprzez całe
dzieje winien przedzierać się, aby zagościć w sercach i duszach każdego nowego pokolenia Polaków. Ten testament obowiązuje również i nas. My także,
pozwól, Księże Jerzy, że razem z Tobą i dzięki Twojej pomocy, będziemy
starali się dochowywać mu wierności, z pokorą, ale i z mocą odmawiając tę
modlitwę:
„Boże, zbaw naszą Ojczyznę!
Boże, zbaw Polskę!”.
Amen.
Uroczystości ku czci św. Mikołaja
Bielsk Podlaski, dn. 6 grudnia 2004 r.
„Widzieliśmy przedziwne rzeczy” (Łk 5, 26)
(Iz 35, 1–10; Łk 5, 17–26)
Drodzy Czciciele św. Mikołaja!
1. „Przedziwne rzeczy widzieliśmy” – mówią ludzie, którzy słuchali słów Syna
Bożego i byli świadkami Jego działalności. To właśnie oni, a razem z nimi
i my jesteśmy adresatami dzisiejszych wypowiedzi proroka Izajasza. Tych
wypowiedzi, które mają, podobnie jak miały przed wiekami, przygotować
nas na spotkanie z Mesjaszem.
Do tamtego pokolenia kierował swój apel Izajasz: „Odwagi! Nie bójcie się!
Oto wasz Bóg, oto pomsta; przychodzi Boża odpłata; On sam przychodzi, aby was
zbawić”. Dziwili się współcześni Synowi Bożemu i dziwne nam się wydaje,
dlaczego pojawiają się takie słowa, jak „pomsta”, „Boża odpłata”, a zaraz potem
słyszymy zapowiedź zbawienia. Czyżby prorok myślał, że te pierwsze wyrażenia stracą swą ostrość, a pozostanie tylko jedno, czyli zbawienie. A skoro
tak, to skąd się brały i biorą kłopoty ze zrozumieniem tej nauki?
Być może ma to swoje źródło w tym, że nie potrafimy dostrzegać tych
„przedziwnych rzeczy”, które działy się i dzieją również na naszych oczach.
A jest ich wiele. Obfituje w nie historia Kościoła i dzień dzisiejszy. Zacznijmy
od naszego dzisiaj, przypatrzmy się Osobie i działalności Jana Pawła II.
Czy przy takim Człowieku mogą pojawić się: brak wiary, słaba moralność,
wygłaszanie pokrętnych teorii, robienie kpiny z wartości życia? Pytanie
jest zasadne, a odpowiedź jest jedna: nie. Czy wreszcie może człowiek
zapominać o Mszy świętej i o modlitwie, o każdym z Bożych przykazań,
o pięknie kultu i nabożeństwa do Matki Bożej, zwłaszcza w tajemnicy
275
W bliskości świętych
Niepokalanego Poczęcia? Czy może człowiek o tym zapominać, mając
w ręku chociażby ostatni list apostolski Jana Pawła II „Zostań z nami, Panie”.
I znowu wydawałoby się, że jest to pytanie retoryczne. Tymczasem nie, ono
jest uzasadnione.
Dlaczego to wszystko ma miejsce? Dlaczego jest tyle nieprawości, zakłamania, niesprawiedliwości, agresji, korupcji, a więc tego wszystkiego, co
degeneruje człowieka, jego odniesienie do Pana Boga i innych ludzi?
2. Szukajmy odpowiedzi na to wszystko. Szukajmy cierpliwie. I w ten
adwentowy wieczór zacznijmy te poszukiwania od wypatrywania człowieka.
Proszę się temu nie dziwić. Dużo jest ludzkich istot, ale nam chodzi o człowieka, w którego życiu właśnie dzisiaj i teraz moglibyśmy dostrzec „Boży obraz”
i „Boże podobieństwo”. Takiego człowieka odkrywamy w św. Mikołaju.
Patron tutejszej bazyliki żył na przełomie trzeciego i czwartego wieku.
Według historyków, św. Mikołaj był najbardziej popularny aż do czasów
Świętego z Padwy. W obecnej dobie do tej dwójki możemy dodać św. Ojca
Pio i kolejnych świętych.
Zatrzymajmy się jednak przy św. Mikołaju, choćby po to, aby oderwać
się od tego, co serwują nam współczesne środki komunikacji społecznej,
w rzeczywistości będące środkami masowego zamieszania. Niemal w całości bazują one na skandalach, aferach, mordach, wszelkich okrucieństwach.
Aby zwrócić naszą uwagę, czasami mówią o czymś prawdopodobnym, ale
bez porównania częściej usiłują zniechęcić nas do czegokolwiek dobrego,
podważając sam sens bycia dobrym.
W związku z tym rodzi się szczególne zapotrzebowanie na nowe środki
przekazu. Z tego względu ludzie dobrej woli czują się złączeni z Radiem
Maryja i Telewizją Trwam. Nasze czasy muszą szczerze uświadomić sobie
istnienie innego świata, któremu początek dało przyjście Jezusa Chrystusa na
ziemię. Nasze zaś pokolenia powinny jak najszybciej odkryć nurt świętości
obecny w Kościele, powinny odkryć sens i wagę bycia dobrym. Odnaleźć
i pokochać smak dobra!
3. Imię Mikołaj oznacza po prostu „zwycięski lud”. Taka jest jego etymologia. W odniesieniu zaś do jednostki można je tłumaczyć jako „zwycięski
człowiek”. I coś jest w życiu i pamięci o św. Mikołaju z tego zwycięstwa. Gdyż
żyło w Kościele 16 świętych o tym imieniu oraz około 10 błogosławionych
i jedna błogosławiona. Pojawili się oni już po Biskupie z Miry.
276
„Widzieliśmy przedziwne rzeczy” (Łk 5, 26)
Ten zaś urodził się w roku 270 na terenie Małej Azji (obecna Turcja)
w mieście Patara w Licji. Pochodził z dość zamożnej rodziny, a mimo to,
a może właśnie dlatego odznaczał się wyjątkową wrażliwością na biedę innych. To spowodowało, że na obrazach widzimy św. Mikołaja przeważnie
obdarowującego kogoś. Po śmierci rodziców roztropnie zarządzał majątkiem i był hojny dla potrzebujących. Dyskretnie śpiesząc z pomocą, ułatwił
zamążpójście trzem biednym siostrom. Legenda nadała im imiona: Wiary,
Nadziei i Miłości.
Jako biskup Miry (obecnie – Demre) zatroskany o diecezjan dbał o ich
wierność Ewangelii i bronił ich we wszystkich potrzebach. Kiedy cesarz
Konstantyn skazał na karę śmierci trzech chłopców z Miry, nie badając
sprawy do końca, wówczas Pasterz tego miasta osobiście udał się do stolicy,
aby bronić ich życia. I obronił. Pracując nad Morzem Śródziemnym, blisko
był wszelkich zagrożeń, jakie wiążą się z pracą na morzu. Stał się Patronem
rybaków. W jego działalności nie obeszło się bez prześladowań i uwięzienia,
a wolność przyniósł mu dopiero edykt mediolański w 313 roku.
Po stosunkowo długim życiu odchodzi z tego świata 6 grudnia. Ciało jego
zostało pochowane w Mirze i tam znajdowało się aż do roku 1087. Wtedy to
kupcy włoscy uzyskali zgodę władz muzułmańskich na wywiezienie świętych
relikwii. Były wielkie spory o to, gdzie należy je złożyć. O doczesne szczątki
św. Mikołaja zabiegały najznakomitsze miasta. Ale Bari było najbliżej. Do
naszych czasów zachował się wspaniały opis sprowadzenia relikwii i złożenia
w bazylice wystawionej ku jego czci, której konsekracji w 1098 roku dokonał
bł. Urban II, papież. Tego samego roku przy grobie św. Mikołaja odbył się
synod, który miał doprowadzić do jedności chrześcijaństwa wschodniego
z zachodnim.
4. W sto lat później wybudowano nową bazylikę. W niej też znajduje
się „święta kolumna”, przy której miał być biczowany Jezus. W mieście Bari
ostatnie lata życia spędziła nasza królowa Bona i w bazylice św. Mikołaja została pochowana. Kult św. Mikołaja rozwijał się wyjątkowo szybko. I był tak
powszechny, że jeden z pisarzy średniowiecza zauważa: „Gdybym miał tysiąc
ust i tysiąc języków, nie byłbym zdolny zliczyć wszystkich kościołów, wzniesionych
ku jego czci”. Mimo pewnej przesady, opinia ta daje nam przynajmniej ogólne
wyobrażenie o powszechności kultu św. Biskupa z Miry. Tylko w Polsce mamy
327 kościołów pod jego wezwaniem. W Poznańskiem co siódmy kościół jest
poświęcony św. Mikołajowi. Do najpiękniejszych należą kościoły w Gdańsku,
277
W bliskości świętych
Elblągu i – rzecz jasna – tutejsza bazylika w Bielsku Podlaskim! Na ziemiach
polskich są też sanktuaria związane z osobą św. Mikołaja. Biskup Miry był
czczony jako patron dzieci, panien, rybaków, marynarzy, więźniów i piekarzy.
Jest zaliczony do 14 orędowników. Niegdyś istniały również bractwa związane
z Mikołajowym kultem.
Imię Mikołaja nadano naszym znakomitym rodakom, poczynając od
Kopernika. Aż 52 miejscowości zawdzięczają swoją nazwę imieniu Mikołaj.
We współczesnym świecie w okresie adwentowym i Bożonarodzeniowym
św. Mikołaj jest wyjątkowo bliski nam wszystkim, a już zwłaszcza dzieciom.
Jest bowiem tym, który chce pamiętać o każdym i każdemu coś ofiarować.
5. Przyjmujemy tę przepiękną tradycję jako coś oczywistego. A przecież
ukazuje ona, wciąż to ukazuje, jak wielkie jest zapotrzebowanie na dobro.
I co więcej, ona nam mówi, jak wiele człowiek może zrobić, gdy jest dobry,
gdy jest święty.
Jest to najważniejsze przesłanie, które płynie ku nam ze wspomnienia
św. Mikołaja. To ono zachęca nas, abyśmy odkrywali także i nasze powołanie
do świętości, a w nim – umiejętność dzielenia się dobrem. Święty Mikołaj
na drogach historii, na drogach ludzkich serc, na drogach nieraz pogmatwanych ludzkich sumień ukazuje się nam jako niestrudzony Wędrowiec,
który chętnie dzieli z nami trud i niepokój, wykłada nam Pisma i wskazuje
na Jezusa Chrystusa. My bowiem jak nasi poprzednicy często myślimy, że
ucieczką uda się rozwiązać większość naszych problemów. I uciekamy od
naszej wiary, wyciszając ją przeróżnymi sloganami; uciekamy od sumienia,
zagłuszając je rynkowymi wyliczeniami; uciekamy od Pana Boga, od rodziny,
a nawet od siebie samych. Uciekamy od uczciwości i sprawiedliwości, chociaż
usta polityków są pełne, niestety, różnych frazesów. Uciekamy od prawdy,
powiększając rzesze ludzi zagubionych i zdesperowanych. Uciekamy od wewnętrznego pokoju i otwieramy drzwi wszelkiemu terroryzmowi. Uciekamy
od życia, narażając je na liczne zagrożenia.
Nic dziwnego, że Jan Paweł II przypomina nam prośbę dwóch uczniów
uchodzących do Emaus: „Zostań z nami, Panie, gdyż ma się ku wieczorowi” (por.
Łk 24, 29). Papież dobrze widzi jak „Na naszej drodze pełnej pytań, niepokojów,
nieraz także bolesnych rozczarowań, Boski Wędrowiec nadal przyłącza się do nas
i nam towarzyszy, prowadząc nas przez wyjaśnianie Pism do zrozumienia Bożych
tajemnic. Kiedy spotkanie staje się pełne, miejsce światła Słowa zajmuje światło
płynące z «Chleba życia», przez które Chrystus wypełnia w najdoskonalszy sposób
278
„Widzieliśmy przedziwne rzeczy” (Łk 5, 26)
swą obietnicę, że «będzie z nami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata»
(por. Mt 28, 20)”.
6. Ten Boski Wędrowiec – obecny w Eucharystii – bardzo chętnie utożsamia się z każdą matką i ojcem, nauczycielem i wychowawcą, prawodawcą
i administratorem, z tobą i ze mną, jak utożsamia się ze św. Mikołajem;
z każdym, kto pragnie być świętym, kto rozumie, że świętość – to pełnia
człowieczeństwa; kto czuje, że święty – to nadzieja i światło na przyszłość!
Czyż nie o tym mówi nam ten nieprzemijający kult św. Mikołaja? On
nam ukazuje wielką jego miłość do Jezusa. To on rozpalił potężne ognisko,
które wciąż płonie. Nikt go nie jest w stanie zagasić. I milionom daje ciepło
i radość!
Amen.
Uroczystość odpustowa ku czci św. Krzysztofa
Podkowa Leśna, dn. 24 lipca 2005 r.
Świętość owocem dialogu Boga z człowiekiem
(1 Krl 3, 5. 7–12; Rz 8, 28–30; Mt 13, 44–46)
Drodzy Bracia i Siostry!
1. Jezus Chrystus w swoim nauczaniu bardzo często odwołuje się do
porównania. Język ludzki opierający się na terminach wymiernych materialnie nie jest w stanie oddać tej rzeczywistości, jaka wiąże się z przestrzenią
duchową; śmiertelne nie wyrazi nieśmiertelności, skończone – nieskończoności. Potrzebny jest więc inny język, nawiązujący do znaków, symboli i jakże
często do metafor.
Doskonały przykład podaje nam dzisiejsza Ewangelia. Tak często słyszymy o postępie, rozwoju i wielu innych rzeczach, które mają nam, zwłaszcza
przed wyborami, ukazywać zasługi pewnych ludzi, partii, fundacji – w drodze
do dobrobytu. Siłą rzeczy królestwo niebieskie kojarzy się z naszymi oczekiwaniami opartymi na szklanych domach z literatury, na ziemskim raju
z epoki komunizmu i na postępie gospodarczym Zachodu, lansowanym
przez ogromną większość mediów aż do przesytu.
Życie jednak to nasza codzienność. Pomiędzy nią a naszymi wszystkimi
marzeniami, a może nawet ponad jednym i drugim, trzeba znaleźć jakąś
przestrzeń dla królestwa niebieskiego. Według Ewangelii „jest ono podobne
do skarbu ukrytego w roli”. Z pewnością jest ono jakimś skarbem, ale nie
materialnym. Jest ono jakoś ukryte, bo nie rzuca się pereł przed wieprze
(por. Mt 7, 6). Ten skarb zostaje znaleziony. Uczciwy na swój sposób był ten
znalazca. Nie wyniósł skarbu po cichu, ale wyzbył się wszystkiego, co miał
dotychczas, i nabył tę rolę. Wynika z tego ważna sprawa: gdy w grę wchodzi
280
Świętość owocem dialogu Boga z człowiekiem
królestwo niebieskie, nie wypada targować się o cenę. Trzeba być gotowym,
aby postawić wszystko na jedną kartę.
2. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że ta jedna z przypowieści
o królestwie niebieskim niewiele ma wspólnego z dialogiem, który przypomina nam Pierwsza Księga Królewska; dialogiem, który prowadził Pan Bóg
z Salomonem. A zaczyna się on niemalże baśniowo. Pan Bóg zwraca się do
Salomona z ofertą: „Proś o to, co mam ci dać”. Pan Bóg wiedział, do kogo
można się zwrócić z taką propozycją. Tu nie było miejsca na złotą rybkę. Tutaj
spotykamy się z człowiekiem na miarę Bożych oczekiwań. Salomon może
nas zaskoczył, ale nie Boga. Nie prosił o to, o co my się najczęściej modlimy
albo życzymy innym. Nie pomyślał o zdrowiu, o długim życiu, o dochodach,
o życzliwych sąsiadach. Nic z tych rzeczy. Salomon prosi o mądrość: „Racz
więc dać Twemu słudze serce pełne rozsądku do sądzenia Twego ludu i rozróżniania
dobra i zła”. Jaka tu jest głębia! Jakże widać w tej prośbie wielkość Salomona.
Tyle wieków upłynęło od tamtego czasu. Ludzkość może uczyć się na tym
dialogu zawartym na kartach Pisma Świętego, ale tego nie robi. Człowiek
nie chce się uczyć, nie chce rozmawiać z Bogiem.
Czy tego nie potwierdzają wszystkie kampanie wyborcze, w których
uczestniczyliśmy? A czyż nie jest rzeczą najważniejszą dla nas, dla naszej
Ojczyzny, aby wreszcie instytucje państwowe powołane do obrony i służby
Polsce, aby wszyscy ludzie tam się znajdujący zrozumieli, że trzeba umieć
odróżniać dobro od zła? Ale jak mogą być tego świadomi, jak mogą z tego
korzystać, gdy najczęściej od początku do końca opierają swoją kampanię
na kłamstwie!
3. Chełpią się nawet tym, że daleko im do Pana Boga. Szukają natomiast
zaplecza w różnego rodzaju odejściach od prawa natury, odwołują się do
antyprawa. O nich mówił już Cyprian Kamil Norwid:
„Nie trzeba siebie, wciąż siebie mieć środkiem,
By mimowiednie się nie stać wyrodkiem;
Nie trzeba myśleć, że jest podobieństwo
Być demokratą... bez Boga i wiary
(Czego, jak świat ten – nie bywało – stary!)”
(Początek broszury politycznej).
I my to wiemy, że nigdy nie było i nie będzie prawdziwej demokracji
bez Boga. Bo tam, gdzie nie ma miejsca dla Boga, tam nie ma miejsca dla
281
W bliskości świętych
człowieka. Tam są tylko finansowe interesy, mafijne zależności, wzajemne
intrygi.
Święty Paweł w drugim czytaniu dyskretnie do tego nawiązuje: „...Bóg
z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra...”. Oczywiście,
że nie dla swego, gdyż On ma wszystkiego pod dostatkiem. Ale jest wierny
swojej obietnicy. Dlatego tak bardzo zabiega o nasze szczęście, gdyż jesteśmy stworzeni na Jego obraz i Jego podobieństwo. Nie dziwmy się Bożemu
zatroskaniu o jedność człowieka.
Temat ten nie był obcy Janowi Pawłowi II. To On, przebywając we
Lwowie cztery lata temu, mówił: „Jeszcze bardziej aniżeli w stworzeniu, Bóg
przemawia w historii ludzkości. Raz po raz ukazuje swoją obecność w losach świata,
rozpoczynając dialog z ludźmi stworzonymi na swój obraz, chcąc z każdym tworzyć
komunię życia i miłości. Historia w ten sposób staje się drogą wzajemnego poznania
między Stwórcą a istotą ludzką, dialogiem, którego ostatecznym celem jest wyprowadzenie nas z niewoli grzechu do wolności i miłości” (Lwów, 26.06.2001).
4. Ten dialog przynosi owoce. Są one widoczne w życiu Jana Pawła II.
Mówią o tym święci wyniesieni na ołtarze i ci, którzy na ziemi nie dostąpili
tego zaszczytu, ale którzy osiągnęli królestwo niebieskie. Są ich miliony.
Wśród nich tysiące matek i ojców, także z naszych rodzin; męczenników
wiary i Ojczyzny; Są to ludzie, którzy cierpliwością, poświęceniem i uczciwością podtrzymują ten świat. To są święci. Mało mówimy o świętych.
Z domów wyrugowano zwyczaj czytania wieczorem Żywotów Świętych.
Święci stają się przedmiotem drwin licznych cwaniaków. Ale święci mają
pewne stronice na kartach historii świata i Polski. Oto opinia trzech wybitnych historyków o początkach kształtowania się polskiej państwowości i wypracowywania własnej tożsamości. „Od wieku X towarzyszy Polsce
Kościół; mnożą się wzajemne wpływy i zależności, wzajemne przekształcanie się
i uzupełnianie. Byłoby bowiem naiwnym uproszczeniem widzieć identyfikację Polski
w Chrześcijaństwie tylko od strony recepcji. Powstająca czy trwająca Polska stale
tworzyła Chrześcijaństwo. Wzajemne relacje ulegały przez wieki różnym przekształceniom. Nie można ich odrywać od historii ludzi i instytucji, od rozwoju pojęć
i ich rozprzestrzeniania. W dobie piastowskiej przynależność do Chrześcijaństwa
rzymskiego umożliwiła identyfikację elit i ukształtowanie państwa. Walka o samookreślenie Polski została wygrana przez pierwszych Piastów dążących do korony
i przez pierwszych polskich świętych” (M. Tymowski, J. Kieniewicz, J. Holzer,
Historia Polski, Paris 1986, s. 8).
282
Świętość owocem dialogu Boga z człowiekiem
Coś podobnego w sposób wyjątkowo silny działo się w czasach nam
bliskich, tak niełaskawych dla Polski. W minionych dwóch wiekach, gdy naród był pod zaborami, pod okupacją, gdy próbowano go zniewolić, znowu
pojawili się ludzie wielcy duchem, ludzie święci. Sięgnijmy do wieku XIX,
do minionego stulecia. Przed naszymi oczyma przesuwają się rzesze ludzi
wielkich, świętych, chociażby św. Maksymilian, Stefan Kardynał Wyszyński,
Jan Paweł II...
5. Święci odgrywają szczególną rolę w prowadzeniu owocnego dialogu
z Bogiem, w przybliżaniu królestwa niebieskiego, w poszukiwaniu mądrości.
Nie chcemy i nie możemy ograniczać tej rzeczywistości jedynie do Polski.
Wspominamy dziś św. Krzysztofa. Któż to był?
Jakub de Voragine pisze: „Krzysztof był z pochodzenia Chanajenczykiem
olbrzymiego wzrostu i groźnej twarzy, a na długość liczył sobie 12 łokci” (Złota
legenda, Warszawa 1955, s. 551).
Jego dążenia i plany życiowe stanowią ciekawą ilustrację do pierwszej
metafory mówiącej o królestwie niebieskim. Krzysztof postanowił znaleźć
pana, który nie miałby sobie równych na świecie, i tylko jemu chciał służyć.
Po krótkich poszukiwaniach wydawało się, że go znalazł. Jednak pewnego
razu na ten dwór przybył trubadur. Gdy śpiewał o diable, miejscowy władca
okazywał trwogę i żegnał się znakiem krzyża. Krzysztof zrozumiał, że to
jeszcze nie jest ten, o którego mu chodzi. Udał się więc w drogę. Wkrótce
spotkał na pustyni dzikiego i groźnego rycerza, który przyznał się, że jest
diabłem. Robił wrażenie silnego i Krzysztof zaciągnął się pod jego chorągiew. Nie upłynęło wiele dni, gdy diabeł, zauważywszy przydrożny krzyż,
zaczął się na jego widok straszliwie wić i uciekł daleko. Wtedy Krzysztof
dowiedział się o Ukrzyżowanym.
6. Nie było mu jednak łatwo znaleźć kogoś, kto mógłby mu coś więcej
powiedzieć o Synu Bożym. Poświęcił dużo wysiłku i czasu, aż w końcu dotarł
do pewnego pustelnika, który wyuczył go prawd wiary i ochrzcił. Krzysztof
jednak wciąż dociekał, jak może służyć temu Królowi. I pustelnik przedstawił
mu trzy możliwości, zaczynając od własnego doświadczenia.
Najpierw powiedział, że „Pan, któremu chcesz służyć, wymaga, abyś często
pościł”. Krzysztof nie był w stanie tego zrozumieć i dopytywał się o inny
rodzaj służby. Pustelnik więc odparł: „Ten Pan wymaga, abyś wiele się modlił”.
Krzysztof nie był w stanie i tego zrozumieć. W końcu pustelnik powiedział:
283
W bliskości świętych
„Jest taka rzeka, przez którą przeprawa jest niebezpieczna, wskutek czego wielu
podróżnych ginie. Osiedl się nad nią i staraj się pomagać podróżnym”. Spodobało
się to Krzysztofowi, bo był wysoki i silny. I wybrał ten rodzaju służby Jezusowi Chrystusowi.
Mijały lata. Pewnego wieczoru, gdy dął silny wicher, a fale były wzburzone i wysokie, Krzysztof usłyszał wezwanie o przeprawę. Dwukrotnie
wybiegał z domu i nikogo nie widział. Za trzecim razem dostrzegł dziecko,
które prosiło o przeniesienie na drugi brzeg. Krzysztof wyruszył śmiało, ale
w miarę oddalania się od brzegu czuł straszliwy ciężar. I z wielkim trudem
dotarł do drugiego brzegu.
Postawił dziecko na ziemi i powiedział mu o swoim lęku, że wydawało
mu się, że nie dotrze do lądu. I wtedy to Dziecię powiedziało: „Nie dziw się,
Krzysztofie, bo miałeś na sobie nie tylko cały świat, lecz niosłeś na swych ramionach
także tego, który stworzył ten świat” (tamże).
7. „Złota legenda”, która zawiera powyższe dane, została spisana w XIII
wieku, jej treść jest znacznie starsza, była przekazywana z ust do ust. Często
pojawiała się w pieśniach średniowiecznych trubadurów. Słowo „legenda”
oznacza to, co należy czytać. Oczywiście, trzeba sobie jasno powiedzieć, że
takiej księgi nie można czytać tak, jak się czysta współczesną prasę, jakże często
brukową, jak się czyta różne dreszczowce. Nie jest ona podobna do niektórych
książek dla dzieci, nawet wyjątkowo popularnych, gdy one mówią o świecie
jakby pozazmysłowym, o świecie wyrafinowanej wyobraźni, ale bez jakiejkolwiek troski o prawdę, o mądrość. Nie ma w nich nic z prośby Salomona. Jest
w nich za to dążenie do ogłupiania. I tak się często dzieje, zwłaszcza od czasu,
gdy nawet literatura i sztuka stały się tylko przedmiotem rynku, towarem.
W „Złotej legendzie” towarzyszymy człowiekowi, który czegoś szuka, czegoś większego i doskonalszego. Nie myśli o zarobku, ani o zysku. Jest gotów
do poświęceń, do autentycznej służby innemu człowiekowi. Dlatego książkę
tę powinni czytać wszyscy, którzy do czegokolwiek kandydują. Jej przesłanie
tak naprawdę liczy sobie ponad dwa tysiące lat. Ono zrodziło się w Betlejem,
dojrzało na krzyżu, a zajaśniało w Poranek Zmartwychwstania.
8. I dobrze się dzieje, że spotyka się ze zrozumieniem. Przekonuje nas
o tym ruch, jaki zrodził się przed pięćdziesięciu laty. Czasy pełne były gorących i zimnych wojen i nie było wtedy jeszcze Jana Pawła II. W tamtej to
epoce powstał ruch, który przyjął imię św. Krzysztofa. W języku greckim
284
Świętość owocem dialogu Boga z człowiekiem
– christophores oznacza nosicieli Chrystusa. Tym imieniem, czyli christophores
nazywali się ci wszyscy katolicy, którzy widząc pustkę moralną, straszliwe
zamieszanie w świecie młodych, popękane międzyludzkie relacje – postanowili
nieść Chrystusa, przenosić Go z serca do serca, z domu do pracy, z rodziny
na ulicę, ze szkoły na boisko: nieść Chrystusa wszędzie, gdzie Go nie było.
Polska potrzebuje takiego ruchu. Polska potrzebuje bardzo wielu christophores, nosicieli Chrystusa, gdyż jest niesłychanie dużo ludzi i dziedzin
życia ludzkiego, gdzie Go brak, gdzie usadowiło się królestwo zła, gdzie nikt
nie chce słyszeć o mądrości.
Nieśmy więc Chrystusa naszym życiem, naszym słowem, naszym wyborem jakąkolwiek decyzją. Nieśmy Go, bogatsi o przykład życia Jana Pawła II;
mocniejsi Zielonymi Świątkami z początków kwietnia tego roku. Nieśmy
Go, bo bez Chrystusa nie pojmiemy siebie samych, nie zrozumiemy człowieczeństwa innych. Nieśmy Go, dopóki mamy czas.
Amen.
Wspomnienie bł. Ignacego Kłopotowskiego
Miłkowice Maćki i Drohiczyn, 7 września 2005 r.
„Wy jesteście naszym listem,
pisanym w naszych sercach” (2 Kor 3, 2)
(Iz 61, 1–3a; Kor 3, 1–6a; Mt 9, 35–38)
Ukochani Bracia i Siostry!
1. Pierwszy raz w tym roku świętujemy dzień Błogosławionego Ignacego Kłopotowskiego. Chcemy ten dzień przeżyć jak najuroczyściej. Ignacy
Kłopotowski przyszedł na świat w Korzeniówce. W obecnej naszej katedrze
został ochrzczony. Był to lipiec roku 1866. Cała Polska, a zwłaszcza nasze
Podlasie, przeżywało ból po zduszeniu Powstania Styczniowego. Kolejny zryw,
pełen bohaterstwa i poświęcenia, nie przyniósł wymarzonej wolności.
Przemoc stawała się coraz bardziej okrutna. Naszych poprzedników
pozbawiono niemal wszystkich uprawnień, ze szczególną złością uderzając w Kościół katolicki obu obrządków. W Sokołowie zostaje powieszony
ks. Stanisław Brzóska, generał, ostatni dowódca Powstania Styczniowego.
Kolejne transporty naszych rodaków wywożone są na Sybir. Na stokach warszawskiej Cytadeli ginie Romuald Traugutt i jego najbliżsi współpracownicy.
Likwidacji ulega diecezja janowska, czyli podlaska. W kilka lat później zniesiono unicką diecezję chełmską, a unitom nakazano przyjęcie prawosławia.
I znowu polała się krew.
Nie były to czasy, które nastrajały pogodnie i pozwalały optymistycznie
myśleć o przyszłości. Te wszystkie zagrożenia, trudności i niepokoje musiały
głęboko tkwić w sercach i świadomości Rodziców przyszłego Błogosławionego. A jednak nie przerazili się przyszłości. Wyszli naprzeciw życiu. Zew życia
kolejny raz okazał się na podlaskiej ziemi silniejszy od pomruku tyranii.
286
„Wy jesteście naszym listem, pisanym w naszych sercach” (2 Kor 3, 2)
2. Ignacy, na ile to było możliwe, otrzymał staranne katolickie i patriotyczne wychowanie w domu rodzinnym. W Siedlcach ukończył szkołę średnią.
W Lublinie wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego, gdzie studiował
przez pierwsze cztery lata. Następnie został skierowany do Katolickiej Akademii Duchownej w Petersburgu. W roku 1901 otrzymał święcenia kapłańskie
z rąk ks. bp. Franciszka Jaczewskiego, pochodzącego z terenu naszej Diecezji,
z parafii Korytnica. I rozpoczyna się kapłańskie posługiwanie.
Będzie pełnił obowiązki wikariusza w różnych parafiach, profesora Wyższego Seminarium Duchownego, kapelana szpitala św. Wincentego à Paulo.
Od początku wszakże jest mu szczególnie bliska działalność charytatywna,
społeczna. Czuł cierpienie i widział biedę. Nie zamykał się ani przed jednym, ani
przed drugim. Pamięta o bezrobotnych i o zaniedbanych moralnie. Działa więc
przy Lubelskim Domu Zarobkowym w ramach Towarzystwa Dobroczynności,
dla upadłych kobiet otwiera przytułek św. Antoniego. Sprowadza do Lublina
honorackie zgromadzenie Sióstr Służek. Myśli o wydawaniu książek i gazet i ku
temu zaczyna podążać. Władze carskie nie patrzą na to wszystko obojętnie.
Nawiedza go policja, przeprowadza rewizję i nakazuje tajny nadzór.
Mimo to udaje mu się założyć księgarnię religijną w Lublinie z filiami
w Częstochowie, Warszawie i Siedlcach. Zaczyna wydawać dziennik pt. „Polak
– Katolik”, a następnie drugie pismo, które nazywa – „Posiew”. Za tymi idą
kolejne: „Dobra służąca” i „Pracownica polska”. W Lublinie zaczynają się mnożyć
trudności, rewizje i zakazy. Za zgodą biskupa przenosi się do Warszawy.
Tam żyje tym samym rytmem pracy. Do poprzednich tytułów wydawniczych dodaje „Kółko Różańcowe” i „Anioł Stróż”. Zaczyna też posługiwać
się pseudonimem „Żegota”. Nie omijają go kary grzywny, areszty. Rośnie
ilość procesów sądowych, policyjnych przesłuchań. Ale on nie ustaje i tworzy kuchnie dla biednych. Borykając się z różnymi trudnościami, przeżywa
pierwszą wojnę światową, nie zaprzestając swojej działalności.
Po wojnie zostaje proboszczem parafii Matki Bożej Loretańskiej, której
centrum znajdowało się w kościele św. Floriana. Pracy ma coraz więcej. W roku
1920 daje początek zgromadzeniu Sióstr Loretanek. Kupuje odpowiednie
budynki i zakłada własną drukarnię. Wznawia wydawanie „Przeglądu Katolickiego”, czasopisma „Polak – Katolik”, „Posiew” oraz „Kółko Różańcowe”.
Nie zapomina o kapłanach, z tego względu od 1927 rokudrukuje „Głos
Kapłański” . Tego samego roku rejestruje drukarnię pod nazwą „Drukarnia
Loretańska”. W majątku Zenów nad Liwcem organizuje ośrodek dla Sióstr
Loretanek, który istnieje do dzisiaj pod nazwą: Loretto. Prac i zajęć ma coraz
287
W bliskości świętych
więcej. Jakby z marszu zostaje wezwany przez Pana. Umiera na zawał serca
w 1931 roku.
3. W życiu i działalności Błogosławionego spełniły się słowa proroctwa
Izajasza: „Duch Pana nade mną, bo Pan mnie namaścił. Posłał mnie, by głosić
dobrą nowinę ubogim, by opatrywać razy serc złamanych”, aby też dawać „olejek
radości, zamiast szaty smutku”.
I w pewnej mierze, my zebrani dzisiaj na tym dziękczynieniu, możemy
być ilustracją do słów św. Pawła, który pisze do Koryntian: „Wy jesteście naszym listem, pisanym w naszych sercach”. Listy zawierają dobre i trudne wieści.
Jaką wieścią, jakim przesłaniem jest nasze życie, to od nas zależy. Ale to, że
jesteśmy wierzącymi w Jezusa Chrystusa zawdzięczamy naszym poprzednikom, z bł. Ignacym włącznie.
On bowiem bardzo na serio traktował słowa Jezusa, gdy Ten się żalił, że
„Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało”. Włączył się w to żniwowanie
z całym oddaniem i poświęceniem.
Pisał o tym sam: „Jest praca dla chleba, którą ludzie wykonują z konieczności.
Ale jest jeszcze inna praca – dla idei, jakby tego «chleba duszy». (...) Nie ustawajmy
w pięknych dziełach – Bóg i Ojczyzna wymagają ich od nas” (M. Z. Chomiuk CSL,
Bł. I. Kłopowski w służbie ubogim i potrzebującym, Warszawa 2005, s. 73–74).
W Roku Eucharystii wypada też przypomnieć, jak bardzo czcił Pana
Jezusa w Najświętszym Sakramencie i jak bardzo tę cześć polecał. „Nasza
modlitwa – pisał – osiąga wartość niezmierną, gdy przesiąknie najpotężniejszym
wpływem Sakramentu Ołtarza” (S.M.K. Bielecka CSL, ABC życia chrześcijańskiego według ks. I. Kłopotowskiego, Warszawa 2005, s. 42).
4. Nasze dzisiejsze modlitwy, nasze dziękczynienie składamy przed Jezusem
Chrystusem, obecnym wśród nas pod postaciami chleba i wina. Dziękujmy
za ten pokarm i napój pielgrzymi, dzięki któremu tysiące naszych poprzedników nie ustawało w drodze, nie lękało się przeszkód, nie rezygnowało
z pielgrzymowania, ale wytrwale i wiernie szli za Chrystusem. Wśród nich
widzimy bł. Ignacego, naszego rodaka. W Nim dostrzegamy jakże potrzebne
nam światło i siłę, abyśmy również nie ustawali w drodze. Abyśmy szli na
spotkanie z Bogiem ufni i pogdni, wsparci jakże wymownym i przekonującym
przykładem – życiem i działalnością bł. Ignacego Kłopotowskiego.
Amen.
288
La Novena prima della festa di san Padre Pio
San Giovanni Rotondo, il 18 settembre 2006
“Restate saldi nella fede” (1 Cor 16, 13)
(1 Cor 11, 17–26; Lc 7,1–10)
Carissimi Fratelli e Sorelle!
1. Ci avviciniamo alla solennità di San Padre Pio, alla ricorrenza del suo
passaggio da questo mondo all’eternità. Sappiamo bene che la cosa più importante per ognuno di noi è il giorno della nostra pasqua, perché proprio
allora conosceremo quale sarà la nostra eternità.
Nulla di strano, dunque, che la Chiesa colleghi il giorno della morte
terrena, col momento in cui i santi accedono alla felicità eterna. Nello stesso
tempo la Chiesa incoraggia tutti i viventi a pensare più spesso alla vita eterna,
di conseguenza, ad impegnarsi di più e a vivere meglio, per restare più uniti
a Gesù Cristo attraverso la preghiera e la condotta di vita.
2. Non c’è da meravigliarsi, quindi, che nella prima lettura di oggi San
Paolo, riferendosi ai Corinzi, esprima il suo sdegno per il loro comportamento
scorretto durante gli incontri della comunità. Scrive con dolore “...non posso
lodarvi per il fatto che le vostre riunioni non si svolgono per il meglio, ma per il peggio”. La sua inquietudine risulta dalle divisioni osservate tra i cristiani di quel
luogo, anche se l’Apostolo comprende la loro provenienza. Queste divisioni
scaturiscono dal loro egoismo, poiché quando i più abbienti (ricchi) portano il cibo per la mensa comune, in realtà lo trattengono solo per se stessi.
E alcuni arrivano persino a ubriacarsi. In queste circostanze, come parlare
della Cena del Signore? Comportandosi in questo modo, queste persone
destano scandalo e danno una pessima testimonianza alla Chiesa. Per questo
289
W bliskości świętych
motivo, san Paolo riporta le parole della consacrazione, concludendo: “Ogni
volta infatti che mangiate di questo pane e bevete di questo Calice, annunziate la
morte del Signore finché Egli venga”.
3. È proprio grazie a questo fatto che cresciamo nella fede, e in questo
modo il Signore Gesù Cristo viene in nostro soccorso. Lo sperimentarono
alcuni abitanti di Cafarnao e il centurione romano quando un suo servo si
ammalò gravemente. Il Signore Gesù si commosse quando i suoi connazionali
Gli chiesero aiuto, a nome di un Romano, e quindi si incamminò verso la casa
del centurione. E costui, quando lo seppe, pervaso dalla gratitudine, mandò
a dire al Figlio di Dio tramite i suoi amici: “Signore, non stare a disturbarti, io
non sono degno che tu entri sotto il mio tetto; per questo non mi sono neanche ritenuto degno di venire da te, ma comanda con una parola e il mio servo sarà guarito”.
Il Signore Gesù, restò ammirato da quella testimonianza di fede e disse ai
presenti: “Io vi dico che neanche in Israele ho trovato una fede così grande!”. E gli
inviati del centurione, ritornati a casa, trovarono il servo guarito.
4. La fede fa miracoli! Così dicevano i santi. Lo sperimentavano i fedeli
dei tempi passati e lo sperimentiamo anche noi, qui presenti, raccolti intorno
alle sante reliquie di Padre Pio. Questo posto è segno e frutto della fede di
padre Pio, nostro fratello in Cristo e in san Francesco. La sua fede è stata
fonte di migliaia di conversioni e guarigioni. Essa aprì le porte alla Divina
Misericordia, al sacramento della penitenza e successivamente alla mensa del
Signore. La stessa fede restituiva le persone a loro stesse, alle loro famiglie,
agli amici, al lavoro e agli impegni.
La santità poi, possiede un fascino particolare, perché attira la gente,
anche le persone che sono lontane. La santità possiede anche una forza
particolare, perché è capace di muovere le coscienze umane. La santità è lo
splendore e il segno della fede. Le cronache di questo convento e santuario,
soprattutto le agiografie di San Padre Pio, danno migliaia di testimonianze
che confermano la potenza della fede e lo splendore della santità.
5. La fede e la santità non tengono conto del tempo, non temono la
distanza. Sono capaci di arrivare molto lontato. Ecco una testimonianza
del tutto recente. Venni a conoscenza di questi fatti appena tre settimane
fa. Questa testimonianza riguarda l’Ucraina, risale ai tempi in cui esisteva
290
“Restate saldi nella fede” (1 Cor 16, 13)
ancora l’Unione Sovietica, non c’era “Solidarność” e il muro di Berlino era
ancora ben saldo.
Erano gli anni sessanta del secolo scorso. Chruscev, allora al governo
dell’Unione Sovietica, si schierò con violenza contro la religione, chiudendo
le chiese, intentando processi sempre nuovi contro i già pochissimi sacerdoti
rimasti. Don Jan Olszański, ordinato sacerdote nella diocesi di Lvov nel 1942
affrontò parecchi processi giuridici. Fu espulso dalla parrocchia, fu privato
della possibilità di compiere la sua missione sacerdotale. E alla fine, fu deportato in una piccolissima località chiamata Mankowice. Come se fosse in
esilio. Erano soltanto in due in quella zona. Più di una volta si domandarono
il senso della loro permanenza in quel luogo.
6. Non potevano abbandonare le loro località. Per anni nessuno andò
a trovarli. Non era concesso. Un bel giorno, vennero a sapere, da alcuni
ferrovieri che giravano tutta l’Europa, che in Italia viveva uno strano frate
il quale, si diceva, possedesse uno spirito profetico. Pensarono dunque, che
solo lui potesse rispondere alle loro perplessità. Si diceva che fosse un frate
francescano. Si chiedevano come potessero raggiungerlo. “Ciò che è impossibile
agli uomini è possibile a Dio” – scrissero una lettera e la spedirono, tramite
ferrovieri di fiducia, chiedendogli aiuto. Passato un po’ di tempo arrivò la
risposta. La portarono i ferrovieri. Conteneva soltanto una parola: “PERSEVERATE (STATE SALDI)”. Questo racconto sembra inverosimile. Ma
è tutto vero. Soltanto dopo molti danni don Jan Olszański seppe che quel
frate sconosciuto era Padre Pio.
Ubbidì a quel messaggio giunto dall’Italia decidendo di perseverare. In
Ucraina che allora contava più di 50 milioni di abitanti di cui, almeno qualche
milione era cattolico di rito latino, la situazione si aggravò al punto tale che
in tutto il territorio rimasero poco più di dieci sacerdoti. Tuttavia rimasero
saldi nella fede.
7. Arrivò il tempo della grande svolta. Il ministero di Giovanni Paolo II
contribuì alla caduta del comuinismo, a una trasformazione senza spargimento
di sangue. Nuovi sacerdoti iniziarono ad arrivare in Ucraina, soprattutto dalla
Polonia. Nacque il problema dei vescovi, dove trovarli. Don Jan Olszański,
di cui abbiamo parlato, fu uno dei primi a essere nominato vescovo. Divenne
vescovo della diocesi di Kamieniec Podolski, una diocesi antica sorta nel
quattordicesimo secolo.
291
W bliskości świętych
Attualmente in Ucraina ci sono due cardinali, circa 25 vescovi di rito
latino e orientale (uniati). Credo che il numero dei sacerdoti si avvicini a 5000.
Stanno rinascendo gli istituti di vita consacrata. I frati cappuccini, nella stessa
capitale Kiev hanno costruito un bellissimo centro parrocchiale dedicato
a Padre Pio. Quante meraviglie compie Dio tramite i suoi santi.
8. Padre Pio! Oggi, in questo luogo, voglio ringraziare il Signore per averti
scelto e per avere posto fiducia in te. Ringrazio la Vergine Santissima per il
suo ausilio, per la prontezza con cui intercedeva alle tue preghiere. Vorrei
esprimere la mia profonda gratitudine, anche a te, nostro caro Padre Pio.
Continua ad essere quella luce particolare che mostra il fascino della santità
e quella potenza eccezionale che ci aiuta a liberarci dal male e a sfuggire ai
peccati. Donaci la forza per stare saldi nella fede!
Amen.
* * * * *
Tłumaczenie:
Nowenna przed uroczystością św. O. Pio
San Giovanni Rotondo, dn. 18 września 2006 r.
„Trwajcie mocni w wierze” (1 Kor 16, 13)
(1 Kor 11, 17–26; Łk 7, 1–10)
Drodzy Bracia i Siostry!
1. Zbliżamy się do uroczystości Świętego Ojca Pio, do dnia Jego przejścia z tego świata do wieczności. Wiemy dobrze, że dla każdej i każdego
z nas dzień naszej paschy jest czymś najważniejszym, gdyż to właśnie wtedy
dowiadujemy się, jaką będzie nasza wieczność.
292
„Trwajcie mocni w wierze” (1 Kor 16, 13)
Nic więc dziwnego, że Kościół dzień ziemskiej śmierci świętych łączy
z chwilą wejścia w życie wiecznej szczęśliwości. Jednocześnie w ten sposób
zachęca wszystkich żyjących, aby częściej o tym myśleli, a w konsekwencji
zabiegali o lepsze życie, o głębszą więź z Jezusem Chrystusem przez modlitwę i dobre postępowanie.
2. Nie można się więc dziwić, że w dzisiejszym pierwszym czytaniu
św. Paweł wyraża oburzenie w odniesieniu do Koryntian, którzy niewłaściwie zachowują się na wspólnych zebraniach. Pisze z bólem „...nie pochwalam
was i za to, że schodzicie się razem nie na lepsze, ale ku gorszemu”. Niepokój
jego wiąże się z podziałami wśród tamtejszych chrześcijan, chociaż w pewnej mierze rozumie, skąd się one biorą. Wiążą się bowiem ze swoistym
egoizmem, kiedy to bogatsi, przynosząc ze sobą jedzenie na wspólny stół,
w rzeczywistości zachowują je wyłącznie dla siebie. A niektórzy nawet się
upijają. I jak tu mówić o wieczerzy Pańskiej? W ten sposób tacy ludzie dają
zgorszenie i źle świadczą o Kościele. I dlatego przypomina, również nam,
słowa konsekracji, konkludując: „Ilekroć bowiem spożywacie ten chleb albo pijecie
kielich, śmierć Pana głosicie, aż przyjdzie”.
3. To dzięki temu będziemy wzrastali w wierze, a Chrystus Pan dobrze
wie, w jaki sposób śpieszyć nam z pomocą. Przekonali się o tym niektórzy
mieszkańcy Kafarnaum i setnik rzymski, którego sługa ciężko zachorował. Pan Jezus wzruszył się prośbą swoich rodaków zanoszoną w imieniu
jednego z Rzymian i wyruszył w stronę domu setnika. A ten przejęty
wdzięcznością, za pośrednictwem swoich przyjaciół prosi Syna Bożego
„Panie, nie trudź się, bo nie jestem godzin, abyś wszedł pod dach mój. I dlatego ja
sam nie uważałem się za godnego przyjść do Ciebie. Lecz powiedz słowo, a sługa
mój będzie uzdrowiony”. Zadziwił się Pan Jezus tym wyznaniem wiary i powiedział do zebranych: „Powiadam wam: Tak wielkiej wiary nie znalazłem nawet
w Izraelu”. Wysłannicy zaś setnika, gdy wrócili do jego rezydencji, znaleźli
sługę w pełni zdrowego.
4. Wiara czyni cuda! O tym pisali święci. Tego doświadczano dawniej
i tego doświadczamy my, tutaj zgromadzeni przy świętych szczątkach Ojca
Pio. To miejsce jest znakiem i owocem wiary, wiary naszego brata w Chrystusie, w świętym Franciszku. To jego wiara była źródłem tysięcy nawróceń,
uzdrowień. To ona otwiera drzwi do Bożego Miłosierdzia, do Sakramentu
293
W bliskości świętych
pokuty, a następnie do stołu Pańskiego. Ona wreszcie przywracała ludzi sobie
samym, własnym rodzinom, przyjaciołom, pracy i obowiązkom.
Świętość bowiem ma szczególny urok, gdyż pociąga ludzi, nawet tych,
którzy są od niej daleko. Świętość ma też wyjątkową moc, gdyż potrafi poruszyć ludzkie sumienia. Świętość jest blaskiem i znakiem wiary. Kroniki
tutejszego klasztoru i sanktuarium, a zwłaszcza hagiografie św. Ojca Pio dają
tysiące świadectw, które potwierdzają moc wiary i blask świętości.
5. Wiara i świętość nie patrzą na czas, nie lękają się odległości. Są
w stanie sięgać bardzo daleko. Oto zupełnie nowe świadectwo. Poznałem
je zaledwie trzy tygodnie temu. A dotyczy Ukrainy jeszcze z czasów, gdy
istniał Związek Sowiecki, gdy nie było „Solidarności”, kiedy twardo trzymał
się mur berliński.
To były lata sześćdziesiąte dwudziestego wieku. W Związku Sowieckim
rządził Chruszczow, ostro występując przeciwko religii, zamykając kolejne
kościoły, wytaczając nowe procesy sądowe kapłanom. Ksiądz Jan Olszański wyświęcony w diecezji lwowskiej w 1942 roku przeżył wiele procesów
sądowych. Wyrzucano go z parafii. Pozbawiano możliwości sprawowania
misji kapłańskiej. A w końcu zesłano go do maleńkiej miejscowości, jakby
na wygnanie, do Mańkowic. Było ich w tamtej okolicy tylko dwóch. Nieraz
zastanawiali się, jaki ma sens to ich trwanie.
6. Nie mogli opuszczać swoich miejscowości. Przez lata nikt do nich nie
przyjeżdżał. Nie było wolno. I od znajomych kolejarzy, którzy jeździli po
całej Europie, dowiedzieli się, że we Włoszech żyje pewien zakonnik, który
ma ducha prorockiego i on mógłby odpowiedzieć na ich niepokoje. Miał to
być syn św. Franciszka. Zastanawiali się nad tym, jak do niego dotrzeć! I to,
co dla ludzi jest niemożliwe, okazuje się zupełnie możliwe dla Boga. Napisali
list i wysłali go przez zaufanych kolejarzy z prośbą o pomoc. Odpowiedź
po pewnym czasie, ale dotarła. Przywieźli ją kolejarze. Zawierała ona jedno
słowo: „TRWAJCIE!”. Opowieść ta wydaje się być nieprawdopodobna. Ale
to była prawda. I dopiero po latach ks. Jan Olszański dowiedział się, że tym
zakonnikiem był Padre Pio.
Posłuszny przesłaniu z Włoch, postanowił trwać. Doszło do tego, że
w całej Ukrainie, liczącej wtedy ponad 50 milionów mieszkańców i przynajmniej kilka milionów katolików obrządku łacińskiego, pozostało zaledwie
kilkunastu kapłanów. Oni jednak trwali, w wierze i z wiarą.
294
„Trwajcie mocni w wierze” (1 Kor 16, 13)
7. Nadszedł czas przełomu. Posługa Jana Pawła II dopomogła do obalenia komunizmu, do bezkrwawej przemiany. Na Ukrainę zaczęli przybywać
nowi kapłani, zwłaszcza z Polski. Powstał problem biskupów, skąd ich
wziąć. I jednym z pierwszych został mianowany wyżej wspomniany ks. Jan
Olszański. Został biskupem diecezji w Kamieńcu Podolskim, starej diecezji,
powstałej w czternastym wieku.
Obecnie na Ukrainie jest dwóch kardynałów, około 25 biskupów obrządku łacińskiego i wschodniego (unici). Sądzę, że liczba kapłanów zbliża się
do 5000. Odradzają się instytuty życia konsekrowanego. A bracia kapucyni
w samym Kijowie wybudowali piękne centrum parafialne imienia Padre Pio.
Przedziwny jest Bóg w swoich świętych.
8. Ojcze Pio! W tym miejscu pragnę podziękować Panu Bogu za to, że
Ciebie wybrał i Tobie zaufał. Dziękuję Matce Najświętszej za Jej pomoc, z jaką
spieszyła na każdą Twoją prośbę. Pragnę wyrazić moją głęboką wdzięczność
również Tobie, nasz drogi Ojcze Pio. Bądź nadal tym szczególnym światłem,
które ukazuje urok świętości i bądź tą wyjątkową mocą, która pomaga nam
wyzwalać się ze zła i wyrywać się od grzechów. Daj nam siłę, abyśmy trwali
mocni w wierze!
Amen!
Pożegnanie relikwii św. Dominika Savio
Sokołów Podlaski, dn. 10 września 2007 r.
Młodość i świętość
(Syr 3, 17–24; 2 Tym 1, 13–14. 2, 1–3; Mk 10, 13–16)
Czcigodni Bracia duchowi św. Dominika Savio,
Kochani Rodzice i Wychowawcy,
Droga Młodzieży!
1. Nic nas bardziej nie zaskakuje, jak stwierdzenie, że młodość i świętość
są sobie przeznaczone. Najczęściej bowiem wydaje się, że młody wiek jest
skazany na pewną swobodę, a wypowiedzi typu: on jest jeszcze młody, ileż
ona ma lat? – stanowią stały repertuar przy okazji młodzieżowych wyskoków,
a nawet poważniejszych ekscesów. I dlatego słowo tolerancja, jeśli gdzieś ma
zastosowanie, to w tych wypadkach jest ono nazbyt częste.
Okazuje się bowiem, że wychowawcom i rodzicom, niekiedy również
katechetom, trudno mówić do młodych o świętości życia. Brakuje słów,
terminów. Nie wystarcza przykładów. Ale chyba najbardziej daje się we znaki
niemożność odwołania się do lat własnej młodości.
Nasze spotkanie ze św. Dominikiem Savio przy jego doczesnych szczątkach przychodzi nam z pomocą. Przysparza słów, dodaje odwagi i ukazuje
konkret. Mamy przed sobą święte życie młodego człowieka.
2. Mając na uwadze miejsce, gdzie przebywamy, obecność od lat wspólnoty salezjańskiej, można czuć się zwolnionym od przypominania biografii
Świętego. Trzeba jedynie podkreślić, że w wieku 15 lat osiągnął cel swego życia.
Z pewnością pamiętał o ujmującym prostotą pouczeniem płynącym z Księgi
Syracydesa: „Synu, w sposób łagodny prowadź swe sprawy, (...). O ile wielki jesteś,
296
Młodość i świętość
o tyle się uniżaj, (...). Nie szukaj tego, co jest zbyt ciężkie, ani nie badaj tego, co jest
zbyt trudne dla ciebie”. Obecni tutaj nauczyciele mogą potwierdzić trafność
powyższych zaleceń. Tylko dziwić się należy, dlaczego nie ma ich w naszym
edukacyjnym ustawodawstwie? I chciałoby się zapytać, kiedy ponownie to, co
mądre, kształcące umysł i serce, znajdzie swoje miejsce w pełnym wymiarze
w dziedzinie formacji i wychowania dzieci oraz młodzieży?
Księga Syracydesa jest bezbłędna, o czym świadczy chociażby ta rada:
„Nie trudź się niepotrzebnie nad tym, co siły twoje przekracza (...)”. Jest to zalecenie, które winno być obecne w każdym programie edukacyjnym. A jakie
przekonujące uzasadnienie daje ta sama Księga: „Wielu bowiem domysły ich
w błąd wprowadziły i o złe przypuszczenia potknęły się ich rozumy”.
3. Dominik Savio często musiał sięgać do Pisma Świętego, jego matka
również. Matka i syn potrafili się modlić. Kiedyś ksiądz wikary parafii, gdzie
mieszkała rodzina Savio, podchodząc do drzwi kościoła, zobaczył klęczącego
na schodach młodego chłopca. Był chłodny poranek. Ze zdziwieniem zapytał,
co tu robi? Odpowiedź była chłopięco prosta: czekam na Mszę świętą. Po
takim przygotowaniu jego udział w Najświętszej Ofierze mógł być jedynie
święty. A my, czy mamy odwagę dziewczętom i chłopcom powiedzieć: nie
spóźniajcie się i nie opuszczajcie kościoła pośpiesznie? Co więcej, czy w tym
względzie dajemy dobry przykład?!
Święty Paweł napisał do Tymoteusza: „Zdrowe zasady, które posłyszałeś
ode mnie, miej za wzorzec w wierze i miłości w Chrystusie Jezusie”. Tak, jest to
niesłychanie istotne, żebyśmy mieli zasady i wzorce. Jako katolicy jesteśmy
w tej dziedzinie uprzywilejowani. Dopiero w wieczności przekonamy się, jak
wielu nam tego zazdrościło.
Taka postawa zapewnia nam solidny i autentyczny rozwój osobowy.
Dobrze też przygotuje na czas próby i walki z przeciwnościami. Dzieci
często się z tym spotykają, zwłaszcza gdy dochodzi do bijatyk. One są groźne, niekoniecznie z tego względu, że prowadzą do fizycznych uszkodzeń.
Ich zło tkwi głównie w tym, że uczą przemocy, lekceważenia godności
człowieka.
Święty Dominik spotkał się z taką sytuacją. Niełatwo jest rozdzielić
rozsierdzonych chłopców. A jednak on znalazł sposób, podpowiadany nam
wszystkim od dwóch tysięcy lat przez św. Pawła. I wskazał na Pana Jezusa
na krzyżyku, który miał na swojej szyi. Okazało się, że to był skuteczny
sposób.
297
W bliskości świętych
A my, czy nie powinniśmy zapytać samych siebie, jak postąpilibyśmy
w takim momencie? Czy pamiętalibyśmy o Jezusie? Teraz już chyba domyślamy się, dlaczego przegrywamy.
4. Umieć dostrzec Pana Jezusa w sobie i obok siebie jest czymś niesłychanie ważnym w rozwoju każdej dziewczynki i chłopca. Ma istotne
znaczenie w dorastaniu młodej osoby. Dominik Savio wyczuł to swoją
duchową wrażliwością. I dlatego jakby na nowo odkrył rolę Matki Bożej
w zbliżaniu się do Pana Jezusa. Wespół więc z kolegami zakłada Towarzystwo
Niepokalanej. Tak, to wszystko jest zapisane w historii Kościoła, ci założyciele mieli po kilkanaście lat. I jedno ich wyróżniało na zewnątrz. Nosili
Cudowny Medalik. Celem Towarzystwa było ożywianie Kultu Matki Bożej
oraz doskonalenie swej postawy moralnej przez wierne wypełnianie zadań.
Każdy z nich miał pod swoją duchową opieką jednego z kolegów spośród
niezdyscyplinowanych, opuszczających się w nauce, leniwych, agresywnych,
używających brzydkich słów i szukających zwady. Zainteresowany jednak
o tym nie wiedział. Członkowie zaś Towarzystwa starali się być bardzo dyskretnymi Aniołami Stróżami, pomagając im modlitwą, koleżeńską uwagą,
także w nauce.
Święty Jan Bosko nie zdawał nawet sobie sprawy z tego, komu zawdzięczał wiele sukcesów w swojej pracy wychowawczej. Dzięki Towarzystwu
Niepokalanej było ich więcej. Zwiększała się też liczba dobrych chłopców.
5. W ten sposób w połowie XIX wieku dokonano ciekawego odkrycia,
że to, co opowiada św. Marek w dzisiejszym czytaniu z Ewangelii, jest wciąż
aktualne. Młodzi ludzie zawsze pragną zbliżać się do Jezusa. Chcą Go słuchać
i iść za Nim. Tylko czy wszyscy dorośli pamiętają o słowach Jezusa: „Pozwólcie
dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im (...)”.
A przeszkód jest wiele. Niekiedy pojawiają się one znienacka, niekiedy
są dziełem rówieśników. Warto o tym pamiętać, zwłaszcza w momencie gdy
przyjdzie taka pokusa. Przypomnijmy wówczas to nasze spotkanie ze św. Dominikiem Savio. Ono przecież pozwala nam na odkrycie czegoś niesłychanie
cennego dla młodego człowieka. Ono ukazuje fakt, że młodość i świętość
pasują do siebie, że młodość i świętość nawzajem się uzupełniają. Razem
bowiem wzięte już tutaj, na ziemi, dają odczuć wdzięk i piękno Królestwa
Bożego, budowanego przez dzieci, przez młodzież.
Amen.
298
Uroczystości ku czci św. Faustyny
Łódź, dn. 5 października 2007 r.
„Trzy sposoby czynienia miłosierdzia bliźnim”
(Pnp 8, 6–7; Mt 11, 25–30)
Kochani Bracia i Siostry!
1. W czasie jednego ze spotkań z Panem Jezusem Miłosiernym św. Siostra Faustyna usłyszała, że istnieją „trzy sposoby czynienia miłosierdzia bliźnim:
pierwszy – czyn, drugi – słowo, trzeci – modlitwa, w tych trzech stopniach zawiera
się pełnia miłosierdzia”. Jednocześnie Zbawca wyjaśnił, że „nawet wiara najsilniejsza nic nie pomoże bez uczynków” (Dzienniczek, 742).
Wszystko zaczyna się od czynu. On jest bowiem u podstaw naszego
Odkupienia. Tym czynem jest przecież krzyż, Jezusowe całkowite oddanie
się woli Ojca z myślą o naszym zbawieniu.
Jest to podstawa dla naszej refleksji nad wielkością i tajemnicą miłosierdzia. Z tego względu Kościół odwołuje się w dniu dzisiejszym do tego
fragmentu Ewangelii, który bywa czytany w uroczystość św. Franciszka
z Asyżu i przy wielu innych wspomnieniach, mających jakieś odniesienie do
miłosierdzia, dobroczynności, czyli do tego, co Jan Paweł II określił mianem
„wyobraźni miłosierdzia”.
Daje ona o sobie znać, co więcej, jest ona w stanie zaistnieć tylko wówczas,
gdy potrafimy zdobyć się na prostotę, gdyż ludzka mądrość i intelektualna
roztropność mogą stanowić poważną przeszkodę. Tylko ludzie o prostym
sercu, którzy są utrudzeni i obciążeni, potrafią zbliżyć się do Syna Bożego.
Inaczej w takiej sytuacji mogą dać się słyszeć złorzeczenia, przekleństwa i pobudzanie siebie i innych do nienawiści. Chyba nie trzeba nam tego tłumaczyć!
Doświadczamy tego przy wielu okazjach, również w czasie przedwyborczym,
299
W bliskości świętych
kiedy przedmiotem agresji przeciwników nie jest tak na prawdę zło, ale dobro
pojawiające się czy mające szansę na zaistnienie. Dobro wytrąca argumenty
z ręki, chyba że się je wykpi. I w takich sytuacjach przeciwnicy nie mają
trudności, aby znaleźć wsparcie w mediach i w wielu innych instytucjach.
Taka jest ludzka mądrość, taka jest rzekoma roztropność ludzi tego świata,
jak ich nazywa Syn Boży.
Święta Siostra Faustyna nie lękała się brać „jarzmo na siebie” i uczyć się
w szkole Pana Jezusa, jak być cichą i pokornego serca. Z tego też względu nie
bała się niczego, gdyż dla niej każdy trud i cierpienie miało posmak słodyczy
jarzma i lekkość brzemienia.
2. Nie dziwi nas, że Sekretarka Miłosierdzia Bożego była w stanie prosić Boga słowami: „Dopomóż nam, Panie, aby ręce nasze były miłosierne i pełne
dobrych uczynków, byśmy umieli czynić dobrze bliźniemu”, zachęcona do tego
przez samego Zbawiciela, który przypominał nam: „Bądźcie miłosierni, jak
miłosierny jest Ojciec wasz” (Łk 6, 36).
Jan Paweł II na krakowskich Błoniach w czasie pożegnania z Polską,
w 2002 r. nawiązał wyraźnie do tych myśli. „Doświadczając tajemnicy nieprawości
człowiek przeżywa lęk przed przyszłością, przed pustką, przed cierpieniem, przed
unicestwieniem. Może właśnie dlatego, przez świadectwo skromnej zakonnicy, Chrystus
niejako wchodzi w nasze czasy, aby wyraźnie wskazać na to źródło ukojenia i nadziei,
jakie jest w odwiecznym miłosierdziu Boga. Trzeba, aby Jego orędzie o miłosiernej
miłości zabrzmiało z nową mocą. Świat potrzebuje tej miłości. Nadszedł czas, żeby
Chrystusowe przesłanie dotarło do wszystkich, zwłaszcza do tych, których człowieczeństwo i godność zdaje się zatracać w mysterium iniquitatis. Nadszedł czas, aby orędzie
o Bożym miłosierdziu wlało w ludzkie serca nadzieję i stało się zarzewiem nowej
cywilizacji – cywilizacji miłości” (Jan Paweł II, Kraków Błonia, 18.08.2002).
3. Ta zaś cywilizacja musi być coraz bardziej znana. Ludzie nie mogą
chodzić w ciemnościach i dlatego należy praktykować czyny miłosierdzia,
a jednocześnie stawać się apostołkami i apostołami miłosierdzia poprzez
słowo. Jest ono przecież tym drugim sposobem okazywania miłosierdzia
bliźnim, na który wskazuje Chrystus. Wynika to wreszcie i z tego, co polecił
Syn Boży św. Faustynie: „Żądam, abyś wszystkie wolne chwile poświęciła na pisanie o mojej dobroci i miłosierdziu; jest to twój urząd i twoje zadanie w całym twym
życiu, abyś dawała duszom poznać moje wielkie miłosierdzie, jakie mam dla nich,
i zachęcała je do ufności w przepaść mojego miłosierdzia” (Dz, 156).
300
„Trzy sposoby czynienia miłosierdzia bliźnim”
Miłosierdzie jest źródłem ukojenia i nadziei. Jednego i drugiego potrzebuje współczesność. Minione dwa wieki wniosły tyle podziałów, tyle
wojen, tyle ideologii, że mamy wszelkie podstawy ku temu, aby się lękać
o teraźniejszość i o przyszłość. W sercach ludzkich i w umysłach zasiano
bowiem wiele chwastów. Zatruwają one życie jednostek i całych społeczeństw, uderzając najpierw w godność człowieka, a następnie w prawo
do życia, znajdując potężne wsparcie wśród mocy ciemności, którym służą
nie tylko liczne jednostkowe nawoływania, ale nawet instytucje legislacyjne
zmierzające do uprzywilejowania zła zagrażającego samej naturze człowieka
w jego istnieniu.
Potrzebne jest więc ukojenie. Potrzebna jest nadzieja. Nie da się odrodzić
współczesnego człowieka, nie da się zaszczepić wizji cywilizacji miłości bez
naszego zaangażowania, bez naszych wystąpień, bez naszych świadectw.
4. I wreszcie nie wolno nam zapominać, że miłosierdzie powinniśmy
czynić na trzech płaszczyznach, czyli czynem, słowem i modlitwą. O dwóch
pierwszych sposobach była już mowa. Czas na modlitwę. O niej mówi sam
Jezus, polecając szerzenie nabożeństwa do Bożego Miłosierdzia, do świętowania Niedzieli Miłosierdzia. Z nią się łączy szczególny przywilej, na mocy
którego kto „przystąpi do spowiedzi i Komunii św., dostąpi zupełnego odpustu win
i kar...” (Dz, 699). Syn Boży zaleca również odmawianie specjalnej litanii,
nowenny oraz Apelu Golgoty, czyli Godziny Miłosierdzia, łącząc ją jednocześnie o godzinie 15.00 każdego dnia z pamiątką śmierci na krzyżu. Na
temat zaś odmawiania koronki do Miłosierdzia Bożego na różańcu powiedział
Pan Jezus do swojej Sekretarki: „O, jak wielkich łask udzielę duszom, które
odmawiać będą tę koronkę”. A zwracając się wprost do św. Faustyny, później
jeszcze dopowie: „Przez nią (przez koronkę) uprosisz wszystko, jeżeli to, o co
prosisz, będzie zgodne z wolą Moją” (Dz, 1731).
Miłosierny Chrystus przypomina także nadprzyrodzony wymiar Sakramentu Pokuty, czyli spowiedzi, mówiąc: „Ja sam w konfesjonale czekam na
ciebie, zasłaniam się tylko kapłanem, lecz sam działam w duszy. Tu nędza duszy
spotyka się z Bogiem Miłosierdzia” (Dz, 1602).
5. Miłosierdzie Boże jest też otwarte na cały świat, na każdą i każdego
z nas. Wszyscy potrzebujemy ożywczej wody miłosierdzia, ukojenia i nadziei.
Tak to rozumiała dzisiejsza Patronka, modląc się za pośrednictwem Matki
Najświętszej za wszystkie narody świata. Polecała niejednokrotnie sprawę
301
W bliskości świętych
nawrócenia Rosji. Jest jakaś przedziwna zbieżność pomiędzy Orędziem
Fatimskim a przesłaniem Miłosierdzia. W jednym i w drugim wypadku jest
obecna Rosja. Pod datą 16 grudnia 1936 roku czytamy w „Dzienniczku”:
„Dzień dzisiejszy ofiarowałam za Rosję; wszystkie cierpienia swoje i modlitwy
ofiarowałam za ten biedny kraj (...). O, jak cierpię nad narodem, który wygnał
z granic swoich Boga” (Dz, 818).
Ale czy to oznacza, że zło wypowiedziało już swoje ostatnie słowo? Raczej
nie! Jest to apel o czujność, o nasze odważne, ofiarne i trwałe włączenie się
w dzieło miłosierdzia poprzez czyn, słowo i modlitwę. A jak to jest potrzebne,
widać gołym okiem na przykładzie naszej Ojczyzny. Zło się mocno usadowiło
i broni się na wszelkie sposoby, strojąc się w pióra niemal anielskie.
W „Dzienniczku” czytamy także: „W pewnej chwili, kiedy się odprawiła adoracja za naszą Ojczyznę, ból mi ścisnął duszę i zaczęłam się modlić w następujący
sposób: Jezu najmiłosierniejszy, proszę Cię przez przyczynę świętych Twoich, a szczególnie przez przyczynę Matki Twojej najmilszej, która Cię wychowała z Dziecięctwa,
błagam Cię, błogosław Ojczyźnie mojej. Jezu, nie patrz na grzechy nasze, ale spójrz
na łzy dzieci małych, na głód i zimno, jakie cierpią. Jezu, dla tych niewiniątek,
udziel mi łaski, o którą Cię proszę dla Ojczyzny mojej. W tej chwili ujrzałam Pana
Jezusa, który miał oczy zaszłe łzami i rzekł do mnie: – widzisz, córko Moja, jak
bardzo Mi ich żal, wiedz o tym, że one utrzymują świat” (Dz, 286).
Dzieci utrzymują świat. To jest oczywiste, ale dlaczego boją się ich ci,
którzy się uważają za mądrych i roztropnych? Dlaczego nie chcą dać im
równych szans? Chyba nienawidzą człowieka! A tymczasem Adam Asnyk
już pisał przed laty:
„Bliższym jest bowiem dla polskiego serca
Ten, który skupia, niż ten, co rozprzęga,
Droższym, kto wskrzesza, niż ten, co uśmierca”.
6. Miłosierdzie Boże nie zna granic. Są one bowiem dziełem człowieka,
niekiedy ustawiane misternie z odwoływaniem się do wolności, dziwnej wolności, która pozwala zabijać i niszczyć, osłabiać i zezwierzęcać. Pomieszały
się w naszych czasach języki. A współczesna wieża Babel podstępnie wbija
ludzi w pychę, zadufanie, chichocząc diabelsko, że coś z tego wychodzi, że
chaos i zamieszanie osłabiają jednostki i całe społeczeństwa. Każda natomiast próba odnowy, odrodzenia jest przedstawiana jako zamach na rzekomą
wolność, choć w rzeczywistości chodzi tutaj o pozostawienie wszystkiego
tak jak jest.
302
„Trzy sposoby czynienia miłosierdzia bliźnim”
Blisko dwadzieścia lat temu, kiedy na terenie ówczesnego Związku Sowieckiego zaczęto mówić o pierestrojce, w polskojęzycznym czasopiśmie
wychodzącym w Wilnie ukazał się artykuł pod tytułem: „Odrodzenie miłosierdzia” (Czerwony Sztandar, Wilno, 21.11.1988). W artykule tym wskazano
na wiele zachowań i postaw dalekich od wrażliwości miłosiernej. Autor
odwołuje się do polskich doświadczeń, pisząc, że: „Nie zarobki więc decydują o stosunku do chorych, do ich cierpień i bólu, lecz miłosierdzie, którego nigdy
nie powinno zabraknąć. Jak nie brakuje go np. misjonarzom, o których czytałam
w polskiej prasie, wyruszającym do głodnej, bezwodnej i spalonej słońcem Afryki,
nieść pomoc ofiarom strasznych tropikalnych chorób”. I dalej: „Różnorodne na ten
temat listy przychodzą do redakcji. Wspólna jest ich myśl przewodnia: obowiązkiem
współczesnego społeczeństwa jest stworzenie takiej atmosfery, w której wybuchnie
„epidemia dobroci, serdecznego współczucia jednego współobywatela do innego”.
Nie łatwo przychodzi jednak uświadomienie tego, gdyż zło jest chytre.
I dzisiaj ludzie, którzy w roku 1988 czytali powyższy artykuł, mogą sobie
zadawać pytanie: co się stało, że wraca stare, że zło ponownie zajmuje wcześniej posiadane pozycje? Takie pytania powinniśmy postawić też, w naszej
Ojczyźnie, w Polsce! Takie pytanie powinniśmy postawić również tutaj,
w Łodzi, w mieście św. Siostry Faustyny, zwłaszcza że mało jest takich miast,
które doświadczyłyby w swojej stosunkowo krótkiej historii – jakże wielu
dramatów, bezpośrednio uderzających w człowieka, jego życie od samego
poczęcia aż do późnej starości, w jego godność i możliwości rozwoju.
Zupełnie słusznie martwiła się Sekretarka Miłosierdzia Bożego, gdy
patrzyła na to, co się działo dawniej, ale jeszcze mocniej przeżywałaby to,
że kolejny raz zło usiłuje odzyskać swoją pozycję, kryjąc się pod różnymi
frazesami, czyniąc z naszej Ojczyzny „pawia i papugę narodów”, jak to przewidywał Juliusz Słowacki.
Święta Faustyna jakby w odpowiedzi na to wyznaje: „Pomnożyłam swoje
wysiłki modlitw i ofiar za drogą ojczyznę, ale widzę, że jestem kroplą wobec fali
zła. Jakże kropla może powstrzymać falę?”. Człowiek sam sobie nie poradzi.
Dlatego powyższe pytania Świętej są równocześnie wezwaniem, które kieruje
do nas, abyśmy nie zapominali o czynach, słowach i modlitwach, ponieważ
w tych trzech naszych możliwościach zawiera się pełnia miłosierdzia.
Chrystus Miłosierny zaś nie pozostawi nas samych. Ileż razy dawał
temu dowody. Skąd się więc bierze nasza małość? Czas ją odrzucić. Czas
powstrzymać falę zła. Czas połączyć nasze siły z łaską Bożą. I nie oglądajmy
się na innych. Nie czekajmy na przykłady naszych sąsiadów.
303
W bliskości świętych
Postawa św. Siostry Faustyny powinna nam wystarczyć, zwłaszcza że
za nią stoją słowa Pana Jezusa: „Polskę szczególnie umiłowałem...Z niej wyjdzie
iskra, która przygotuje świat na ostateczne moje przyjście” (Dz, 1732). Z radością
przyjmijmy to wyznanie Syna Bożego. Z wdzięcznością podejmijmy na nowo
naszą współpracę z Nim na polu Miłosierdzia: czynem, słowem i modlitwą.
Przed nami bowiem jest wielkie zadanie: albo umożliwimy złu powrót na
stracone pozycje, albo wzmocnimy ducha zwycięstwa dobra. Niech nam nie
zabraknie nadziei!
W Pieśni nad pieśniami słyszeliśmy, że: „jak śmierć potężna jest miłość...
Wody nie zdołają zagasić miłości, nie zatopią jej rzeki”. Czyż może być lepsza
propozycja dla Łodzi, dla nas! Z odwagą ją przyjmijmy, ale na zawsze, już
na zawsze!
Amen.
Uroczystość św. Kazimierza
Białystok, dn. 4 marca 2008 r.
Świętość jest zawsze u siebie.
Świętość jest dla wszystkich
1. Spotkanie ze Świętym
Kolejny raz gromadzimy się w tej solidarnościowej świątyni w uroczystość
św. Kazimierza, Patrona Rzeczypospolitej, a potem Polski i Litwy, odbierającego
szczególną cześć również na terenie diecezji grodzieńskiej i na całej Białorusi;
znanego w Stanach Zjednoczonych i wszędzie tam, gdzie są Polacy, albo inaczej
mówiąc, gdzie zamieszkują ludzie, których rodowody gdzieś i kiedyś spotkały
się z rzeczywistością Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Święty Kazimierz jest
patronem młodzieży polskiej i litewskiej. Opiekuje się jednym ze zgromadzeń żeńskich. Imię św. Królewicza noszą dwie miejscowości: w Wenezueli
i w Kanadzie. Pod Jego wezwaniem zbudowano przynajmniej 44 kościoły na
terenach Królestwa Obojga Narodów i kilkanaście w USA oraz Kanadzie.
Świętemu Kazimierzowi poświęcono wiele pozycji książkowych z zakresu
historii i literatury. To samo można powiedzieć o licznych obrazach i rzeźbach.
W wielu miejscowościach ulice i place nazwane są jego imieniem. Ku Jego
czci śpiewane są pieśni, a przysłowia i ludowe powiedzenia, poczynając od
wileńskich „kaziuków”, często gościły pod polskimi strzechami, z czasem
przenosząc się nawet do wieżowców.
I pomyśleć, że to wszystko wzięło swoje źródło od kogoś, kto żył zaledwie 26 lat. Urodził się trzeciego października 1458 roku na Wawelu, z ojca
także Kazimierza, króla Polski i Wielkiego Księcia Litewskiego oraz matki
Elżbiety, córki Albrechta II, cesarza narodu niemieckiego.
Kim jest więc św. Kazimierz? Kim jest człowiek święty?
305
W bliskości świętych
2. Poszukiwania świętości
Pytanie o świętość jest wciąż aktualne. Upływa przecież 524 lata od
śmierci św. Kazimierza, a ta świątynia jest pełna ludzi. To prawda, że jest
ona Jemu poświęcona. To prawda, że tradycja wileńska zaszczepiła ten kult
również w Archidiecezji Białostockiej i św. Kazimierz stał się jej patronem!
I w tym momencie można byłoby dodać jeszcze i to, co zostało już powiedziane. To jednak nie ułatwia nam poszukiwania odpowiedzi na pytanie
o Kazimierzową świętość. Są to bowiem przeważnie zewnętrzne przejawy
oraz owoce świętości.
Księga Syracydesa ukazała nam dzisiaj, że święty Kazimierz, „będąc jeszcze
młodym”, szukał „jawnie mądrości w modlitwie”. Szukał jej u „bram świątyni”
i szukał jej do końca. Pamiętał o Tym, któremu ten dar mądrości zawdzięczał,
oddając Mu cześć. A wprowadzając mądrość w czyn, zapłonął „gorliwością
o dobro”, w pełni więc otworzył się na świętość.
Mając to wszystko na uwadze, powracamy do życiorysu Świętego, aby
przypomnieć, że przez pierwsze dziewięć lat wychowywał się na Wawelu,
pod opieką matki, która urodziła sześciu chłopców; przez historyków zresztą
nazywana matką królów. Królem Czech został najstarszy syn Władysław,
królem Węgier obwołano św. Kazimierza, a na tronie polskim zasiadało
trzech kolejnych braci: Jan Olbracht, Aleksander i Zygmunt zwany Starym,
choć był piąty z kolei. Szósty zaś z rodzeństwa Fryderyk został prymasem
Polski i kardynałem.
Od 9. roku życia wychowaniem Kazimierza zajmował się ks. Jan Długosz, wybitny dziejopisarz i wspaniały kapłan. Dzisiaj możemy powiedzieć,
że św. Kazimierz, otwierając się na modlitwie ku mądrości Bożej, w szkole
Długoszowej uczył się, jak nią przeszczepiać w codzienność. Kaplica na zamku lubelskim mogłaby rzucić wiele światła na proces duchowego rozwoju
Świętego, który modląc się na schodach, często czekał na otwarcie drzwi.
Świadczy to, że znał dobrze nauczanie św. Pawła i nierzadko powtarzał za Nim:
„Wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Chrystusa
Jezusa, Pana mojego”. Pędził ku „wyznaczonej mecie” z wyjątkową szybkością,
czując dobrze, że niewiele otrzymał czasu na ziemski pobyt.
3. Świętość i rycerskość Kazimierza
Kazimierz wychowany na królewskim dworze, korzystając z pomocy
światłych nauczycieli, musiał zastanawiać się często nad tym, jaki kształt
306
Świętość jest zawsze u siebie. Świętość jest dla wszystkich
powinna przybrać jego dojrzałość, czyli świętość? Czy powinien wzorować
się na ówczesnych świętych, znanych w Polsce i podziwianych, jak św. Jan
Kapistran, św. Jan Kanty, a potem św. Jan z Dukli, św. Szymon z Lipnicy czy
bł. Władysław z Gielniowa? Święty Jan Kapistran głosił kazania na Rynku
Krakowskim. Trzej Franciszkanie byli studentami Wszechnicy Jagiellońskiej,
a św. Jan Kanty był jej profesorem.
Mówiono o nich na Wawelu. Kraków nie był wtedy duży. Król Kazimierz zabiegał o to, aby św. Jan Kapistran udał się na Ruś, mając nadzieję,
że pomoże w umacnianiu unii pomiędzy obrządkami chrześcijańskimi.
Młody Królewicz słuchał również znanego humanisty – Kallimacha
(Filipa Buonaccorsi), Ambrożego Contarini, dyplomaty weneckiego, i wielu
panów krakowskich, których wpływ na dworze królewskim był znaczny.
Z perspektywy przeszło pięciu wieków, przypatrując się życiu naszego
Patrona, można by powiedzieć, że znając historię, nie lekceważąc współczesnych, sięgał ku przyszłości i opowiedział się za wzorem rycerskiej świętości,
która ma w sobie coś ze św. Franciszka z Asyżu, ale też dużo z legendy
o Parsifalu, z opowiadań o królu Arturze i rycerzach okrągłego stołu,
z Pieśni o Rolandzie i o Nibelungach. To dzięki Kazimierzowi kończące
się średniowiecze wpisuje w dzieje Rzeczypospolitej jedną z najpiękniejszych opowieści o ostatnim z rycerzy, o świętym, bo tylko takim mógł być
prawdziwy rycerz. A był on zawsze pełen szacunku dla kobiet i słabych,
był prawdomówny i uczciwy, prawy w działaniu i myśleniu, stosownie
zaś do słów dzisiejszej Ewangelii miał stale „przepasane biodra” i „zapalone
pochodnie”, wierny swemu Panu do końca. Takim powinien być i takim był
Rycerz Chrystusowy.
4. Rycerskość to sposób na życie
Czymś oczywistym okazuje się symbolika lilii, którą na licznych obrazach Święty trzyma w swojej dłoni. To przy niej książęce szaty schodzą na
dalszy plan. To przy niej książęcy kołpak niknie zupełnie. Lilia zaś, mając
swoje początki w pieśniach średniowiecznych trubadurów, ale na pewno
dzięki królewskiej posłudze św. Jadwigi, zadomowiła się na ziemiach
Rzeczypospolitej. Chociaż na zachodzie etos rycerski już przechodził do
historii, u nas jeszcze był żywy, wciąż wpływał na postawy i wzmacniał
osobowości.
Etos rycerski zrodził się w trudnych czasach, w okresie barbarzyńskich
wędrówek ludów, kiedy to kulturze europejskiej, zwłaszcza w jej śród-
307
W bliskości świętych
ziemnomorskim wydaniu, groziła całkowita zagłada. I oto chrześcijaństwo
dzięki św. Leonowi Wielkiemu oraz jego następcom wychodzi naprzeciw
barbarzyńcom. Nie zapomina o broni, ale łączy ją z przesłaniem rycerskim,
w którym nie było miejsca na grabież, bandytyzm, niesprawiedliwość i wszelką przemoc. Była to trudna i ciężka praca, jednakże nie zapominano, że od
Chrystusa płynie potrzebna pomoc. Dzięki temu po latach odniesiono wielki
sukces. Chrześcijaństwo przyjęły plemiona germańskie, a Frankowie stali się
nosicielami kultury romańskiej. Hunowie osiedli nad Dunajem, tworząc od
wieków wspólne dziedzictwo chrześcijańskie. Plemię mongolskich Bułgarów
całkowicie zespoliło się ze Słowianami.
A przykładem przyświecał wszystkim Parsifal. Młody człowiek, pełen
odwagi i uczciwości. Stawiano przed nimi wspaniały cel – dotarcie do pucharu
Graala, w którym przechowywana była krew Jezusowa, zebrana – według
legendy – pod krzyżem przez św. Marię Magdalenę.
Marzyli o tym wszyscy młodzi ludzie, którzy przez chrzest zostali włączeni w świat chrześcijański. Wielu próbowało, wciąż jednak bezskutecznie.
Trzeba bowiem było odznaczać się nie tylko siłą i odwagą, ale absolutną
uczciwością. Tymi wartościami odznaczał się Parsifal. On też dotarł do
Graala, pokonując straszliwe przeszkody. Tego samego, choć w nieco innej
rzeczywistości, dokonał również św. Kazimierz.
5. Rycerskość – to służba Polsce
W perspektywie powyższych doświadczeń bardzo ciekawie jawią się
dzieje naszej Ojczyzny dotykające wędrówek ludów, zwłaszcza kiedy patrzymy na nie w świetle tego, co dzieje się teraz; kiedy zastanawiamy się nad tym
dziedzictwem duchowym, które składa się na polskość, a które tak mocno
nas urzeka. Ten urok bowiem sprawia, że być Polakiem, to żyć godnie, to
postępować szlachetnie, to zachowywać się po rycersku.
Warto więc pamiętać, że w ciągu pierwszych wieków istnienia naszego
państwa na wielu płaszczyznach życia społecznego, rodzinnego i jednostkowego dokonywała się przedziwna wymiana darów. Polska identyfikowała
się coraz mocniej z systemem wartości, jaki płynie z Ewangelii. To dzięki
chrześcijaństwu Polska weszła w rzeczywistość uniwersalną w znaczeniu
najpierw duchowym i moralnym, a następnie instytucjonalnym i politycznym.
Od początku Polsce towarzyszy Kościół. Polska zaś nie tylko bierze wiele od
chrześcijaństwa, ale również wnosi coś od siebie. Powstająca i rozwijająca się
Polska tworzy chrześcijaństwo. „Wzajemne relacje ulegały przez wieki rożnym
308
Świętość jest zawsze u siebie. Świętość jest dla wszystkich
przekształceniom. Nie można ich odrywać od historii ludzi i instytucji, od rozwoju
pojęć i ich rozprzestrzeniania. W dobie piastowskiej przynależność do Chrześcijaństwa rzymskiego umożliwiła identyfikację elit i ukształtowanie państwa. Walka
o samookreślenie Polski została wygrana przez pierwszych Piastów dążących do korony
i przez pierwszych polskich świętych” (M. Tymowski, J. Kieniewicz, J. Holzer,
Historia Polski. Spotkania, Londyn 1987, s. 11). Tak ujmują to historycy.
Do tych świętych, dzięki którym Polska wygrała, należy także św. Kazimierz. Świętość w tamtych czasach obecna na różnych szczeblach władzy
zbiegała się z etosem rycerskim. Etos rycerski, z trudem przyjmowany przez
władców, z czasem stał się modelem właściwym w pełnieniu funkcji publicznych. Rycerskość pozwoliła oswoić dumę i przekształcać ją w postawę
służby.
6. Etos rycerski coraz bardziej oczekiwany
Może to zabrzmieć dziwnie, ale coraz bardziej wzrasta społeczne oczekiwanie na etos rycerski. Żyjemy w okresie „barbarzyńskim”, podobnym do
czasów wędrówek ludów. Obecne wędrówki przejawiają się w inny sposób, gdyż wyrażają się najczęściej w postaci straszliwych ideologii, których
niszczycielska działalność od dwustu lat wciąż daje o sobie znać. A zaczęło
się wszystko od podeptania jednego z kanonów rycerskich, a mianowicie
szacunku dla prawdy.
Cyklicznie pojawiają się współczesne wędrówki ludów. Wystarczy
wspomnieć ideologie bezdusznego kapitalizmu, ateistycznego komunizmu
i nieludzkiego nazizmu. Niestety obawy Ojca Świętego Jana Pawła II nadal
są uzasadnione. Wciąż przecież wielkim zagrożeniem dla człowieka jest
istnienie tych bezdusznych ideologii. One stopniowo prowadzą do śmierci
współczesne cywilizacje.
Barbarzyństwo naszych czasów jest wyjątkowo groźne, ponieważ korzysta z siły medialnej. Stąd się bierze ten straszliwy opór przed jakim kolwiek
środkami komunikacji społecznej, które nie są podporządkowane wizji konieczności ideologicznej. W takich sytuacjach też najlepiej daje się poznać
prawdziwe oblicze rzekomej demokracji, kiedy nie patrząc na praworządność,
postuluje się likwidację radiostacji, instytucji wydawniczej; co więcej, gdy
wywiera się naciski na obsadę personalną.
A to wszystko świadczy, że w wielu środowiskach zapomniano zupełnie
o etosie rycerskim. To także jest jakimś apelem o powrót do etosu rycerskiego.
309
W bliskości świętych
7. Rycerskość powraca
Jesteśmy jednak w Kościele, który przez całe wieki stawiał czoło różnym
słabościom, a zawsze wychodził naprzeciw człowiekowi! Kościół wynosi na
ołtarze powstańców i żołnierzy słusznej sprawy, wspiera rycerskie wspólnoty.
Odradza się coraz więcej dawnych Zakonów Rycerskich. Powstają nowe.
Maksymilianowskie Rycerstwo Niepokalanej – zbudowane na prawdzie
i miłości – wprowadza nas w inny świat środków komunikacji społecznej,
bardziej jasny i wiarygodny.
Nie można zapomnieć o Krucjacie Eucharystycznej i Krucjacie Wstrzemięźliwości. Harcerstwo wychowuje młodych ludzi do czujności, do wcześniejszego rozpoznania miejsca, czasu i okoliczności. A wszystko to ma swoje
odniesienie do moralnej uczciwości, do wierności prawdzie.
Przed wiekami nieraz wydawało się barbarzyńcom, że wygrywają, podpalając wiele miejscowości, mordując setki osób i niszcząc różne dzieła
kultury. Stało się jednak inaczej. Zwyciężyło chrześcijaństwo, zwyciężył
człowiek. Tylko chrześcijaństwo ma moc ducha, ma siłę wiary, ma zapasy
nadziei i niewyczerpane źródło miłości.
Należy więc przypominać św. Kazimierza, jednego z ostatnich rycerzy
średniowiecza, ale też i jednego ze Świętych, których jest coraz więcej i którzy wciąż zaludniają naszą ziemię, krzewią kulturę i cywilizują życie, życie
jednostek, rodzin i życie państwa.
Świętość nie zna starości. Świętość jest zawsze u siebie. Świętość jest dla
wszystkich. A wszystkich, którzy nie lękają się świętości i z nią się bratają,
można porównać do tych, o których mówi dzisiejsza Ewangelia: „szczęśliwi owi
słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. [...] przepasze się i każe
im zasiąść do stołu, a obchodząc będzie im usługiwał”. Prosta to perspektywa,
oczywista, wyjątkowo potrzebna i wciąż oczekiwana. Czy my to słyszymy?
Czy słyszysz to, Polsko?!
Amen.
20. rocznica beatyfikacji bł. Honorata Koźmińskiego
Drohiczyn, dn. 6 maja 2008 r.
O Boże środowisko zatroskany
1. Z troską o bezpieczeństwo naczynia glinianego
Święty Paweł Apostoł w Liście do Koryntian pisze, że „Przechowujemy
skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była przeogromna moc, a nie z nas.
Zewsząd znosimy cierpienia, lecz nie poddajemy się zwątpieniu; żyjemy w niedostatku, lecz nie rozpaczamy; znosimy prześladowania, lecz nie czujemy się osamotnieni,
obalają nas na ziemię, lecz nie giniemy” (2 Kor 4, 7–8).
Zagłębiając się w treść już chociażby tego krótkiego fragmentu, stopniowo zaczynamy rozumieć, dlaczego właśnie te zdania, zostały wybrane
na wspomnienie bł. Honorata. Żyjemy bowiem w czasach, kiedy wszystko
usiłuje się naginać jedynie do ziemskich oczekiwań i marzeń, a jakakolwiek trudność czy przeszkoda pozbawia nas inicjatywy i dyspensuje od
dalszej działalności. Wystarczy, że ktoś nie pochwalił, że w odpowiednim
czasie nie zaaprobował, a my zaczynamy się rozczulać nad rzekomymi
przeszkodami.
A jeżeli są, wtedy istotnie stajemy się całkiem bezradni. Widać to wówczas,
kiedy coś się nam zepsuje, gdy technika odmawia posłuszeństwa. W takich
sytuacjach jesteśmy gotowi podnosić ręce do góry i poddawać się, rezygnując
z wielu spraw i zadań.
Tak, to jest to naczynie gliniane, które jest w nas. A skarbem jest nasze
jestestwo, czyli nasza wiara, a właściwie nasza więź z Panem Bogiem. Nauka
krzyża powinna nas umacniać, ale krzyż w licznych swoich artystycznych
ujęciach nie zawsze przemawia do nas z całym realizmem. Dyskusje, jakie
zostały wywołane zaraz po pierwszych pokazach filmu Gibsona, ukazały
ogrom dystansu, jaki powstał wskutek ludzkiej małości pomiędzy naszą wi-
311
W bliskości świętych
zją Krzyża Chrystusowego, a tym, co się działo w Wielki Czwartek i Wielki
Piątek dwadzieścia wieków temu rzeczywiście.
Cierpi na tym całe życie religijne. Cierpi na tym nasze świadectwo ewangeliczne. I traci swą siłę przyciągania, co w wypadku życia konsekrowanego
jest wyjątkowo niebezpieczne, a dla nowych powołań – wprost zabójcze.
2. Moc w prawdziwym krzewie winnym
Drugie czytanie, przewidziane na dzień bł. Honorata, wykorzystane
także przez Ojca Świętego Jana Pawła II w czasie beatyfikacji, ukazuje nam
sposób na zabezpieczanie naszego skarbu, czyli naczynia glinianego. Chrystus
powiedział: „Ja jestem prawdziwym Krzewem winnym...Trwajcie we Mnie, a Ja
będę trwał w was. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie,
o ile nie trwa w winnym krzewie, tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie”
(J 15, 1. 4–5).
Nasze skarby, a więc wiara, powołanie i katolickość znajdują się w glinianych naczyniach i to do czasu, aż zrośniemy się z Jezusem Chrystusem,
tak jak to ma miejsce w wypadku krzewu winnego i latorośli. A to z kolei
zakłada zachowywanie przykazań i przede wszystkim wytrwanie w miłości
Jezusowej.
O tym wszystkim mówi Pan Jezus bez oglądania się na otoczenie, na
prześladowców i wrogów. Podobnie czynił nasz Błogosławiony. Ojciec
Honorat, trwając w Jezusie Chrystusie, bez reszty oddany Matce Najświętszej nie miał czasu zastanawiać się nad prześladowaniami. Duch Święty zaś
podpowiadał co ma robić. Duch Święty zawsze będzie podpowiadał, ale
pod jednym warunkiem, że nie będziemy bierni, pasywni, że nie poddamy
się zastraszeniu lub zniechęceniu, że nie będziemy obawiali się na zapas
kompromitacji albo wstydu.
3. Obfitość owoców nie od nas zależy
Współczesne tendencje cywilizacyjne zmierzają ku temu, aby wszystko
przewidzieć, poszufladkować i tylko spokojnie odcinać kupony. A tymczasem
może przyjść grad, a nawet powódź. Człowiek jest powołany do tego, aby
kontynuował stwórcze dzieło Boże i samo uczestnictwo w tym dziele jest
już radością. Natomiast obfitość owoców nie zawsze od nas zależy. Otóż
świętość w tym się wyraża, że uwalnia człowieka od wszelkich uzależnień od
okoliczności i warunków zewnętrznych, od jakichkolwiek opinii poza tym
jednym, aby trwać w Jezusie Chrystusie. Honorat mógł czuć się usprawied-
312
O Boże środowisko zatroskany
liwiony, żył istotnie w trudnych czasach. On jednak nie miał wolnej chwili
na nic poza modlitwą, służbą w konfesjonale i kierownictwem dusz. W jego
listach do sióstr, w tysiącach listów, prawie nie zauważa się, aby kreśląc obraz
życia zakonnego, w jakikolwiek sposób jego znaczenie i wielkość uzależniał
od tego, co zewnętrzne.
Pisał i pouczał o sprawach życia wewnętrznego tak, jakby nie było carskiej ochrony, jakby nie było rewizji i nacisków. W rzeczach bowiem Bożych
człowiek jest wolny. Zawdzięczamy tę wolność Panu Jezusowi. Czas paschalny
na każdym kroku przypomina nam o tym. Wręcz krzyczy.
4. Światowy wymiar świętości O. Honorata
Ojciec Święty Jan Paweł II podczas jednego ze spotkań, kiedy rozmowa
dotyczyła ojca Honorata jeszcze przed beatyfikacją, powiedział: „Inne sprawy
(beatyfikacyjne) znam dzięki informacjom, tę zaś znam osobiście. Ojciec Honorat
jest wielką postacią. Powinien poznać go cały świat”.
Ta wypowiedź Papieża z rodu Polaków jest wyjątkowa, gdyż zobowiązuje nas do tego, abyśmy nie poddawali się naciskom zewnętrznym. Gdy
Ojciec Święty to mówił, istniał jeszcze blok komunistyczny. Dawały o sobie
znać różne zakazy, prześladowania. Sto lat temu miały one zasięg regionalny. Dotyczyły jednego, drugiego państwa. Teraz spotykamy się z trendem
cywilizacyjnym, który pod różnymi pozorami usiłuje w pełni zawładnąć
ciałem i duszą człowieka. Widać to na przykładzie manipulacji genetycznych,
a zwłaszcza w odniesieniu do życia ludzkiego.
Wolę człowieka osłabia, albo i niszczy zupełnie, sprzyjanie gustom
i usprawiedliwianie się, że to jest najlepsze rozwiązanie, gdyż ma charakter
kompromisu. Kompromis może być zawierany, ale z kim, z czym? Czy można
pójść na kompromis w sprawach życia i śmierci, prawdy i kłamstwa, dobra
i zła albo miłości i nienawiści?
Odpowiedź jest oczywista. Trzeba jasno i dobitnie powiedzieć – nie! Albo
inaczej: trzeba na nowo zdecydowanie powiedzieć – tak Panu Bogu, jak to
uczyniła Maryja w chwili Zwiastowania, i wiernie przy tym trwać.
5. Tylko świętość może nas uratować
Jan Paweł II dobrze znał ludzką psychikę i wiedział, że współczesny
człowiek łatwiej może odnaleźć się w swoim jestestwie i odbudować swoją
więź z Bogiem, gdy będzie korzystał również ze wsparcia otoczenia. I dlatego tak mocno zabiegał o beatyfikacje i kanonizacje, jakby chcąc zaludnić
313
W bliskości świętych
ziemię świętymi, a w każdej i każdym z nas zasiać ziarno świętości. Ta sama
idea daje się zauważyć w działalności Ojca Honorata. Sam przecież bardzo
troszczył się o własną świętość. Powołując natomiast liczne instytuty życia
konsekrowanego, których członkinie i członkowie mieli być obecni we
wszystkich możliwych miejscach, zabiegał o stworzenie Bożego środowiska,
o zaludnianie ziemi świętymi.
Opiekując się tysiącami dusz, doświadczał wyraźnie wpływu środowiska
na rozwój świętości jednostek. On sam, chociaż był fizycznie oddzielony,
stał się bliski tym, którzy pragnąc odrodzenia ludzkiej wspólnoty, zabiegali
o własną świętość. Wskutek tego w drugiej połowie XIX wieku i na początku XX na ziemiach Rzeczypospolitej i poza nimi, tam, gdzie żyły skupiska
Polaków, istotnie ukształtowało się przedziwne środowisko Boże. To w nim
duchowe wsparcie znajdowali i nim się dzielili: św. Albert Chmielowski,
św. Józef Kalinowski, św. Józef Sebastian Pelczar, bł. Angela Truszkowska,
bł. Jerzy Matulewicz, bł. Bolesława Lament, bł. Franciszka Siedliska i wielu
innych. Z tym środowiskiem się łączy i jakby jego duchowy wymiar przedłuża
obecność św. Maksymiliana Marii Kolbego, bł. Ignacego Kłopotowskiego,
a potem już nadchodzi czas Męczenników.
Naszą refleksję, związaną z dwudziestoleciem beatyfikacji Ojca Honorata
Koźmińskiego, kończę serdecznym apelem o to, abyśmy bardzo troszczyli
się o takie środowisko ludzkie, które wolne od lęków płynących z zewnątrz,
może stać się glebą wyjątkowo żyzną na przyjmowanie zasiewów świętości.
A jako uczennice i uczniowie Chrystusa nie możemy zapominać, że nasze
otwarcie się na świętość i nasza troska o jej obecność w nas i w otoczeniu
stanowią zasadniczy program tej misji, do której powołał nas wstępujący
do nieba Pan.
Taką bowiem perspektywę pozostawił Jezus Chrystus, Dobry Pasterz,
powierzając nam dalszy ciąg. Umocnił ją, posyłając Ducha Świętego. On jest
krzewem winnym. My latoroślami! Owoce należą do nas. Owoce zależą od
nas! Tak postrzegał to bł. Honorat i wedle tego żył! I dlatego ma dostatek
owoców, a jego świadectwo o świętości stale ma coś do zaofiarowania, także
i nam, również dzisiaj. Ufamy, że tych owoców nie zabraknie ani na jutro,
ani na przyszłość.
Amen.
Uroczystość św. Ojca Pio
Węgrów, dn. 23 września 2008 r.
„Prosimy cię, naucz (...) nas pokory serca”
(Jr 9, 22–23; Ga 5, 14–18; Mt 11, 25–23)
Drodzy Bracia w kapłaństwie,
Ukochani Mieszkańcy Węgrowa,
Drodzy Parafianie!
1. Bogu niech będą dzięki!
Ojciec Święty Jan Paweł II w homilii kanonizacyjnej Świętego Ojca Pio
(15 VI 2002) skierował do Niego gorącą prośbę: „Prosimy cię, naucz także nas
pokory serca, abyśmy zostali zaliczeni do grona prostaczków z Ewangelii, którym
Ojciec obiecał objawić tajemnice swojego Królestwa. Pomóż nam, byśmy modlili
się niestrudzenie i byli pewni, że Bóg wie, czego nam potrzeba, zanim jeszcze Go
o to poprosimy. Daj nam spojrzenie wiary, abyśmy potrafili od razu rozpoznawać
w ubogich i cierpiących oblicze samego Jezusa. Wspieraj nas w godzinie walki
i próby, a jeśli upadniemy, spraw, abyśmy doświadczyli radości płynącej z sakramentu pojednania. Przekaż nam twoje serdeczne przywiązanie do Maryi, Matki
Jezusa i naszej. Towarzysz nam w ziemskiej pielgrzymce do szczęśliwej Ojczyzny,
do której i my mamy nadzieję dojść, aby na wieki kontemplować chwałę Ojca, Syna
i Ducha Świętego”.
Ta piękna i głęboka modlitwa jest jednocześnie rozwinięciem słów dzisiejszej Ewangelii, jako że ten fragment niemal zawsze słyszymy, gdy wypadają
święta franciszkańskie. Chrystus Pan wysławia swego Ojca właśnie za to,
że otwiera się On na ludzi prostego serca, wyraźnie podkreślając znaczenie
prostoty i szczerości w poznawaniu Boga i w dążeniu do Niego. Jakby na
315
W bliskości świętych
boku pozostawia tych, którzy uważają się za mądrych i są pewni swoich opinii.
Oczywiście nie mówi o ludziach prawdziwie mądrych, gdyż tacy są zawsze
prostego serca. Oni wiedzą, kim jest człowiek w obliczu Stwórcy. Zdają sobie
sprawę także z tego, że wszystko zawdzięczają Bożej miłości.
Taka postawa prowadzi nas zawsze do Stwórcy. Przykładem takiej
postawy jest życie św. Ojca Pio, jak również życie św. Franciszka, św. Klary
i wielu innych świętych oraz błogosławionych, spośród których wypada
tutaj, w Węgrowie, przypomnieć św. Antoniego i św. Piotra z Alkantary,
a także bł. Honorata Koźmińskiego, pierwszego Podlasianina wyniesionego
na ołtarze.
2. Pawłowy wzór
W Roku św. Pawła Apostoła zastanówmy się przez moment nad duchowym podobieństwem św. Ojciec Pio do Apostoła Narodów. Do takiego
spojrzenia zobowiązuje nas w pewnej mierze Kościół, ponieważ drugie
dzisiejsze czytanie, zaczerpnięte z Listu do Galatów, wyraźnie wskazuje
na takową analogię. Święty Paweł wiele przeżył i doświadczył. Nie chciał
się jednak czymkolwiek chlubić. Jego roztropność miała swoje korzenie
w zawierzeniu Jezusowi Chrystusowi. Dlatego szczerze wyznawał: „(...) co
do mnie, nie daj, Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża
naszego Pana Jezusa Chrystusa, dzięki któremu świat stał się ukrzyżowany dla
mnie, a ja dla świata”.
Padre Pio każdego dnia po kilka godzin wpatrywał się w Krzyż Chrystusowy. W czasie modlitwy adoracyjnej 20 września 1918 roku – otrzymał
stygmaty święte, stając się także zewnętrznie podobnym do Chrystusa.
Modlił się przed Ukrzyżowanym naprzeciwko cudownego obrazu Matki
Bożej Łaskawej. Matka Najświętsza, która stała przy swoim Synu, gdy był
konający na krzyżu, uczyła po macierzyńsku młodego kapucyna, naśladowcę
św. Franciszka, jak należy przeżywać wielką tajemnicę miłości, której Krzyż
był miejscem.
W ten sposób Ojciec Pio przeżył „nowe stworzenie”, jak to podkreśla
św. Paweł. Co więcej, stał się wyjątkowo skutecznym pomocnikiem, jako
najbardziej znany spowiednik naszych czasów, w tym nowym rodzeniu się,
„stwarzaniu się” milionów ludzi. Apostoł Narodów swoim słowem, swoimi
podróżami przyprowadzał setki ludzi do Chrystusa. Apostoł konfesjonału
z San Giovanni Rotondo poprzez kratki konfesjonału otwierał drogę ku
Chrystusowi ludziom XX wieku. A wszystko po to, aby Chrystus był uwiel-
316
„Prosimy cię, naucz (...) nas pokory serca”
biony nie ludzkimi słowami, ale nawróceniami, duchowymi przemianami,
prawdziwym „nowym stwarzaniem”.
3. We wszystkim chodziło o człowieka
Obaj wielcy apostołowie, żyjący w różnych epokach i prowadzący
działalność na różne sposoby, starali się jak najgorliwiej odpowiadać na
polecenie Chrystusa: „Idąc tedy nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je w imię
Ojca i Syna, i Ducha Świętego, ucząc je przy tym zachowywać wszystko to, co wam
przykazałem. A Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata”
(Mt 28, 19–20).
Po dwudziestu wiekach wyraźnie widać, że misja zlecona przez Chrystusa
jest realizowana. W tym czasie różne bywały zwyczaje i różnorakie cywilizacje,
a jednak uczniowie Chrystusa, mając z sobą i za sobą Jezusa Chrystusa, wciąż
są w stanie docierać do ludzkich umysłów i serc. Ten fakt jest dla nas ważnym
pouczeniem, abyśmy nie czekali na specjalne okoliczności, na wyjątkowe sytuacje, ale zawsze i wszędzie świadczyli o Chrystusie. A jak to należy czynić,
podpowiadają nam nasi święci. Bądźmy więc głosicielami Chrystusa naszymi
słowami i czynami, naszą uczciwością i prawdomównością, a zwłaszcza naszą
miłością. Bądźmy świadkami Chrystusa w naszych rodzinach i szkołach,
w instytucjach i zakładach pracy. Bądźmy nimi w świecie prawa i kultury,
w publicystyce i w mediach.
Świat niczego tak nie potrzebuje jak Jezusa Chrystusa. Jakże przekonująco
zapowiadał to wszystko prorok Jeremiasz: „Mędrzec niech się nie szczyci swą
mądrością, siłacz niech się nie chełpi swoją siłą, ani bogaty niech się nie przechwala
swoim bogactwem. Raczej chcąc się chlubić, niech się szczyci tym, że jest roztropny
i że Mnie poznaje, iż jestem Panem, który okazuje łaskawość, praworządność
i sprawiedliwość na ziemi...”.
4. Padre Pio wciąż nam pomaga
Podążajmy do św. Ojca Pio. Radujmy się, że przybywa do tej parafii, że
będzie obecny przez swoją duchową moc w kościele, który będziemy budować. Na Jego pogrzebie były ogromne rzesze ludzi, największe, jakie można
było sobie wyobrazić przed odejściem z tego świata Jana Pawła II.
Grób Padre Pio odwiedza parę milionów pielgrzymów rocznie. Czego
tam szukają? Czego my się spodziewamy od Ojca Pio? Oczekujemy pomocy w naszej doczesnej pielgrzymce. Mamy też nadzieję, że dzięki Niemu
odnajdziemy w sobie nasze człowieczeństwo, że się ono na nowo narodzi,
317
W bliskości świętych
że staniemy się nowym stworzeniem. Lubimy nowości, ale zapominamy, że
to, co wydaje się nam nowością, jest najczęściej kopią dawnych nawyków
i nałogów, ubraną w aktualny strój. Prawdziwa nowość daje się poznać po
tym, że się duchowo przemieniamy. Wtedy ze zdumieniem spostrzegamy, że
bycie człowiekiem odnowionym przez Mękę Pana Naszego Jezusa Chrystusa
jest czymś wspaniałym, choćby nawet towarzyszyły nam znaki Jego męki.
Tymczasem współczesny człowiek, uwikłany w różne namiastki i ekstrakty, łatwo zapomina o tym, kim być powinien, co jest celem jego życia i jak
ma postępować, aby nie zmarnować Bożej łaski. Ale Bóg, pełen miłosierdzia,
wciąż posyła nam swoich wysłanników! Dziękujmy Mu za to. Wyrażajmy Mu
wdzięczność za Jego zaufanie względem nas, ludzi. I zastanówmy się czasem,
czy nie moglibyśmy być bardziej skutecznymi świadkami Chrystusa względem
naszego otoczenia? Wpatrujmy się częściej w Padre Pio, a z czasem odkryjemy, że jest to możliwe. Przeżyjemy wówczas wielką radość i uświadomimy
sobie, że w ten sposób stajemy się „nowymi stworzeniami” !
Amen.
20. rocznica beatyfikacji o. Honorata Koźmińskiego
Nowe Miasto, dn. 13 października 2008 r.
„Jedno z Chrystusem czuć, myśleć i kochać”
Drodzy Bracia w kapłaństwie,
Zacni Mieszkańcy Nowego Miasta i Pielgrzymi!
1. W zjednoczeniu z Chrystusem
Dzisiejsza uroczystość ma charakter szczególny. Nie tylko wspominamy Błogosławionego Ojca Honorata, jak to czynimy co roku od dnia
Jego beatyfikacji, ale pragniemy także z perspektywy dwudziestu lat, które
upływają od owego radosnego wydarzenia na placu św. Piotra, zastanowić
się nad tym, czy staramy się chętnie i hojnie korzystać z bogatego dorobku
świętości naszego wielkiego Brata? Czy też może poprzestajemy na dziennikarskim podkreślaniu tych faktów i myśli, które są zbieżne z oczekiwaniami
społeczno-religijnymi.
Z tego względu wypada do świętości i działalności Błogosławionego
Honorata Koźmińskiego podejść w duchu profetycznym. Tym bardziej że
w tym roku świętujemy jubileusz 2000 lat od narodzin św. Pawła. Patrząc
od strony zewnętrznej, nie dostrzeże się wielu podobieństw pomiędzy
jednym a drugim głosicielem Chrystusa. Ale warto pozostawić na boku
rzymskie imperium i trud podróżniczy św. Pawła, jak również oddalić się
od mroków rozbiorowych, a zwrócić uwagę na to, co jest najważniejsze
w każdym Apostole Pana Jezusa, na jego osobistą relację z naszym Odkupicielem.
Świadomość słabości natury ludzkiej widoczna jest tak w pierwszym
wieku chrześcijaństwa, jak i w wieku XIX. Te gliniane naczynia często dają
319
W bliskości świętych
o sobie znać. Niemniej nie są w stanie zawładnąć naszą wolą, nawet mając
wsparcie w prześladowaniach. Słyszeliśmy przed chwilą, co pisał św. Paweł do
Koryntian: „Zewsząd znosimy cierpienia, lecz nie poddamy się zwątpieniu; żyjemy
w niedostatku, lecz nie rozpaczamy; znosimy prześladowania, lecz nie czujemy się
osamotnieni, obalają nas na ziemię, lecz nie giniemy”. Błogosławiony Honorat
podobnym sytuacjom nada inny kształt, ale istota pozostanie ta sama, gdyż
pisze: „Wszelka droga do świętości, co nie na Kalwarię prowadzi, złudzeniem jest
tylko i nie zawiedzie do nieba” (PTA 193).
Potrzebne jest głębokie i bezgraniczne oddanie się Chrystusowi. Apostoł
Narodów wyzna: „Nosimy nieustannie w ciele naszym konanie Jezusa, aby życie
Jezusa objawiło się w naszym ciele”. A Ojciec Honorat będzie wołał z radością:
„O szczęście! Jedno z Chrystusem czuć, myśleć i kochać” (ND 237).
2. W profetycznej przestrzeni
Obaj głosiciele Chrystusa kładą nacisk na konieczność pełnego zjednoczenia z Bogiem. Było to niezbędne u historycznych początków chrześcijaństwa.
Jest nieodzowne na każdym etapie jego rozwoju. Postawa obu wyrasta z ducha
profetycznego, gdyż okazuje się, że zawsze czymś niesłychanie istotnym jest
pogłębione spojrzenia na człowieka. Spór o postawę religijną nie rozgrywa
się obecnie pomiędzy Bogiem a człowiekiem, jak to się zdarzało. Wyciszone
zostały niemal wszystkie dyskusje światopoglądowe i filozoficzne na temat
istnienia Boga, Jego istoty czy też miejsca w świecie. Taka polemika mogłaby
okazać się niebezpieczna dla przeciwników Stwórcy. Temat ten bowiem został
rozpracowany na wszelkie możliwe sposoby. I w przestrzeni filozoficznej tak
naprawdę nie ma miejsca na ateizm.
Zło wszakże nie śpi. Diabeł stara się robić swoje. Dlatego uderza przede
wszystkim w istotę człowieka. I najczęściej nie podprowadza go pod drzewo
dobrego i złego. Może je nawet zasłaniać nieco przed ludźmi. Zły szuka
innego sposobu zawładnięcia człowiekiem. Posługuje się metodą, która
w świecie gwałtownie rozwijającej się techniki ma duże szanse na wygraną. Ustawia człowieka na pomniku, wywyższa go, sącząc dumę; powtarza
jakby te pokusy, które podsuwał Panu Jezusowi na pustyni. A gdy człowiek
znajdzie się rzekomo dość wysoko, okaże się wtedy, że jest sam, bezradny
i opuszczony. W tym kontekście widzimy, jak jest ważne, aby dniem i nocą,
o świcie i o zmierzchu, na modlitwie i w pracy powtarzać: „O szczęście! Jedno
z Chrystusem czuć, myśleć i kochać”. Tylko szczere zjednoczenie z Chrystusem
może uratować współczesnego człowieka od totalnej klęski.
320
„Jedno z Chrystusem czuć, myśleć i kochać”
3. Zwrot ku Miłosierdziu Bożemu
Współczesne zagrożenia uderzają przede wszystkim w samą istotę człowieczeństwa. Zmierzają ku temu, aby zrównać ludzi ze światem zwierząt, aby
pozbawić ich własnej tożsamości, przynależnej nam jako istotom stworzonym przez Pana Boga na Boży obraz i podobieństwo. Wszelkie tendencje
wychowawcze starają się podkreślać wyłącznie ekologiczne podobieństwo
człowieka do istot bezdusznych. I nie jest to błahy problem. Ekologia ma
swoje pozytywne znaczenie, ale nie może zniekształcać stwórczej idei Pana
Boga, gdyż w takim momencie staje się zagrożeniem dla człowieka.
Warto w tej sytuacji skierować się ku objawieniom św. Faustyny. Chrystus
przychodzi z tajemnicą Miłosierdzia w czasach totalitaryzmów ideologicznych,
które chciały sprowadzić ludzi jedynie do numerów oznaczających określone
siły robocze. Ale nie można zapominać, że nowożytny liberalizm w swojej
warstwie ideologicznej jest jakby dalszym ciągiem wysiłków zmierzających
do oderwania człowieka od rzeczywistości osób, a więc od Boga i duchów
niebieskich, aby sprowadzić go jedynie do kategorii osobnika w populacji.
W takim układzie człowiek nie będzie odczuwał potrzeby interesowania się
ani prawdą, ani miłością, nie mówiąc o nieśmiertelności.
Chrystus Miłosierny, który przychodzi jako Człowiek, umiera i zmartwychwstaje, całym sobą wskazuje na godność ludzką. Zmartwychwstanie
było pieczęcią ofiary na Krzyżu. A ofiara ta została dokonana dla odkupienia człowieka. Logika wiary jest w tym wypadku jednoznaczna. I ma swoją
moc przekonywania, zwłaszcza że wspierają ją fakty. Świat, jako stworzony
przez Boga, odnajdzie się na właściwej drodze tylko wtedy, gdy swój rozwój
oprze o zasady, które określił Pan Bóg. Każda inna droga będzie prowadziła do samobójstwa, ale o to właśnie chodzi złu i jego współczesnym
promotorom.
Błogosławiony Honorat pisał: „Pamiętajmy o tym, że im bardziej dzisiejszy
świat oddalił się od zasad Chrystusowych, tym bardziej potrzeba nam starać się o ich
przywrócenie w sobie i w drugich” (PTA 147). Wysiłki czynione w tym celu na
pewno otrzymają pomoc ze strony Miłosiernego Boga. Tak to przeczuwał
nasz Współbrat, który wyznawał, mając na myśli Jezusa: „(...) z Tobą jednym ja
mogę mówić o tym wszystkim, co mnie obchodzi i Ty się nie znudzisz, i wyrozumiesz,
i z takim zajęciem słuchasz, jakby to chodziło o Ciebie. Ach, bo też ja gorąco tego
pragnę, aby w tym wszystkim o Ciebie tylko chodziło” (ND 178). I chociaż innych
używa słów niż św. Faustyna albo bł. Michał Sopoćko, to idea Miłosierdzia
321
W bliskości świętych
Bożego jest tu wyraźnie widoczna. O tym uprzedzającym nabożeństwie do
Miłosierdzia Bożego przekonuje nas również Jego praca w konfesjonale,
czyli współuczestnictwo w rozdawnictwie daru przebaczenia, mającego
swoje źródło w Bożym Miłosierdziu. W ten sposób Błogosławiony stał się
prekursorem dla św. Leopolda Mandicia, św. Ojca Pio i bł. Michała Sopoćki.
Co więcej, to On był zwiastunem objawień z lat trzydziestych minionego
wieku. Gdyby o. Honorat nie odczuwał wielkości Bożego Miłosierdzia, nie
mógłby napisać: „Żaden człowiek nie może tak gorąco pragnąć pozyskania łaski
od Boga, jak Bóg chce nam jej udzielić” (Pp IV 313). I nie trwałby godzinami
w konfesjonale.
4. Idźmy więc chętnie do winnicy Pana
Z wiarą więc i spokojem wypełniał swoje powołanie w czasach względnej
swobody i wówczas, gdy był dokładnie inwigilowany. A we wszystkim towarzyszyło mu poczucie franciszkańskiej skromności. „My to właśnie jesteśmy owi
ślepi, chromi i upadający często, których Zbawiciel raczył wezwać do używania łask
przygotowanych dla dusz wybranych i do pracy w swej winnicy, zostawiwszy wielu,
lepszych może światu” (PTA 143). Ta winnica dziwnie wyglądała w naszych
czasach. Ale on wiedział doskonale, że praca w Winnicy Pańskiej wymaga
jednego, o czym mówi sam Zbawiciel: „Trwajcie we Mnie, a Ja będę trwał
w was. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie, o ile nie trwa
w winnym krzewie, tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie”. Dlatego
właśnie Błogosławiony trwał, nawet w czasie bombardowania nie zabrakło
Go na miejscu adoracji Najświętszego Sakramentu. I zachęcał do takiego
trwania każdą i każdego z penitentek i penitentów, a już szczególnie osoby
konsekrowane. Nie można bowiem naśladować Chrystusa, nie trwając w Nim
albo poprzestając na trwaniu powierzchownym.
A jakie jest nasze trwanie w Synu Bożym, łatwo się przekonamy, gdy powrócimy do treści ostatniego zdania z dzisiejszej Ewangelii, w którym Chrystus
zapewnia: „To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza
była pełna”. Przypatrzmy się więc naszemu powołaniu, temu dzisiejszemu.
I zastanówmy się, czy towarzyszy mu radość z tego, że jesteśmy na właściwej drodze i czy mamy zapał, aby iść nią jeszcze pewniej. A Błogosławiony
Honorat, po 20 latach od beatyfikacji i blisko 180 latach od narodzin, w tej
naszej radości nie omieszka wziąć udziału. Niech tak będzie.
Amen.
322
VI. „Przed kapłaństwem
klękam”
Drohiczyn. Bazylika katedralna pod wezwaniem Trójcy Przenajświętszej
Święcenia kapłańskie
Siemiatycze, dn. 16 czerwca 2001 r.
Ten dzień jest Waszą nadzieją i odwagą,
jest Waszą radością i ukochaniem!
Kochani Bracia!
1. Ten dzień należy do Was. Jest Waszą Galileą wędrowania z Jezusem, jest Wieczernikiem Wielkiego Czwartku, jest Ogrójcem i Porankiem
Zmartwychwstania, jest pamiątką spotkań z Chrystusem i Zesłania Ducha Świętego, jest Waszą nadzieją i odwagą, jest wreszcie Waszą radością
i ukochaniem!
„Na mocy sakramentu święceń – mówi Katechizm Kościoła katolickiego – prezbiterzy uczestniczą w powszechnym posłaniu powierzonym Apostołom
przez Chrystusa. Duchowy dar, jaki otrzymali przez święcenia, przygotowuje ich
[was] nie do jakiegoś ograniczonego i zacieśnionego posłania, ale «do najszerszej
i powszechnej misji zbawienia ‘aż po krańce ziemi’» (Presbyterorum ordinis,
10), «z sercem gotowym do głoszenia wszędzie Ewangelii»” (Optatam totius, 20)
(KKK 1565).
Katechizm Kościoła Katolickiego ukazuje Wam przestrzeń duchową
oddziaływania kapłańskiego i jego specyfikę. „Swój zaś święty urząd sprawują
przede wszystkim w kulcie czy uczcie eucharystycznej, w której działając w zastępstwie
(in persona) Chrystusa i głosząc Jego tajemnicę, łączą modlitwy wiernych z ofiarą
Tego, który jest ich Głową, i uobecniają we Mszy św., aż do przyjścia Pańskiego,
jedyną świętą ofiarę Nowego Testamentu, mianowicie Chrystusa, ofiarującego się
raz jeden Ojcu na ofiarę niepokalaną” (Lumen gentium, 28). „Z tej jedynej ofiary
czerpie swoją moc cała ich posługa kapłańska” (Presbyterorum ordinis, 2) (KKK
1556).
325
„Przed kapłaństwem klękam”
2. W pełnieniu kapłańskiej posługi, Drodzy Neoprezbiterzy, łączy
Was szczególna więź ze mną i każdym biskupem. „Prezbiterzy są zjednoczeni z biskupami w godności kapłańskiej, a równocześnie zależą od nich
w wykonywaniu swoich funkcji duszpasterskich; są powołani, by być roztropnymi
współpracownikami biskupów. Tworzą oni wokół swojego biskupa prezbiterium,
które wraz z nim jest odpowiedzialne za Kościół partykularny. Otrzymują od
biskupa misję kierowania wspólnotą parafialną lub określoną funkcję kościelną”
(KKK, 1595).
Święty Paweł był świadom tego wszystkiego, dowody tego znajdujemy
w jego listach. Do św. Tymoteusza pisze: „Przypominam ci, abyś rozpalił na
nowo charyzmat Boży, który jest w tobie przez nałożenie moich rąk” (2 Tm 1, 6).
W tym samym duchu kieruje swoje uwagi do św. Tytusa: „W tym celu zostawiłem cię na Krecie, byś zaległe sprawy należycie załatwił i ustanowił w każdym
mieście prezbiterów. Jak ci zarządziłem” (Tt 1, 5).
Ojciec Święty, nawiązując do osoby św. Pawła, a także św. Piotra, podkreśla postawę wdzięczności. „Drodzy kapłani – pisze w tegorocznym Liście
na Wielki Czwartek – świadectwa Piotra i Pawła zawierają cenne wskazania dla
nas. Zachęcają nas, byśmy przeżywali dar posługi kapłańskiej w postawie bezgranicznej wdzięczności: my sami na nic nie zasłużyliśmy, wszystko jest łaską!” (Jan
Paweł II, List do kapłanów na Wielki Czwartek, 2001, 10).
Zawsze musi być w nas żywa pamięć o słowach Syna Bożego: „Nie wyście
Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem” (J 15, 16).
3. Wdzięczni jesteśmy za to naszemu Panu i Zbawcy. Chrystus nas nie
tylko wybrał, On też „przez pełniącego posługę święceń działa i zbawia [...],
niegodność kapłana nie jest przeszkodą dla działania Chrystusa” (por. DS 1154).
Mówi o tym z mocą św. Augustyn: „Kto zaś jest sługą pysznym, należy do diabła,
jednak daru Chrystusa nie plami. Co przez niego spływa, jest czyste, co przez niego
przechodzi, jest jasne, dostaje się na żyzną glebę. [...] Duchowa moc sakramentu jest
jakby światłością. Ci, którzy mają być oświeceni, przyjmują ją czystą, a jeśli nawet
przechodzi przez nieczystych, nie ulega splamieniu” (św. Augustyn, In evangelium
Johannis tractatus, 5, 15) (KKK, 1584).
Katechizm Kościoła Katolickiego przypomina nam to nauczanie św. Augustyna, aby z jednej strony umocnić ufność w sercach wszystkich wierzących,
kiedy spotykają się ze słabością kapłanów, a z drugiej chce przypomnieć
wszystkim nam, kapłanom, jak bardzo powinniśmy być czujni. Duch pokory
i świadomość służby dopomagają każdemu z nas w dochowaniu wierności
326
Ten dzień jest Waszą nadzieją i odwagą, jest Waszą radością i ukochaniem
Chrystusowi. Nie może być w kapłańskim myśleniu miejsca na takie rzeczy,
jak kariera, majątek czy panowanie.
Niech w Waszej świadomości na zawsze – jako coś najbardziej trwałego
– pozostanie wyznanie Jezusa Chrystusa: „...Syn Człowieczy nie przyszedł, aby
Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie na okup za wielu” (Łk 22, 27).
4. Pamiętał o tym sługa Boży ks. kard. Stefan Wyszyński. Oto fragment
Jego kazania, wygłoszonego podczas święceń kapłańskich: „W dniu 14 kwietnia Roku Milenijnego 1966, w Bazylice Prymasowskiej świętego Wojciecha, na
legendarnym i historycznym Wzgórzu Lecha, na którym od tysiąca lat oddawana
jest cześć Bogu, na grobach naszych Poprzedników postanowiliśmy włączyć was do
szeregów Kapłaństwa Chrystusowego. Pragniemy wysłać was stąd dzisiaj, abyście
niosąc światło Ewangelii, mocni nadzieją Krzyża, szli i przepowiadali wszelkiemu
stworzeniu Dobrą Nowinę – Ewangelii miłości i pokoju. Pragniemy gorąco, aby
ten wielki dzień uczczony był radosną ofiarą z waszego życia, która jest bardziej
zaszczytem aniżeli cierpieniem, bardziej wyróżnieniem aniżeli poniżeniem. Jest ona
wzięta z jedynej i niekończącej się Ofiary Pana naszego Jezusa Chrystusa, złożonej
w krwawy sposób na Krzyżu, a powtarzanej przez was w sposób niekrwawy w waszym osobistym życiu i służbie kapłańskiej. [...]
Za chwilę wyjdziecie z tej świątyni w świat. Pójdziecie do owiec, do których was
poślemy, z wielką ufnością w moc Bożą, pod opieką Królowej Apostołów. Pójdziecie
do ludu, który trzeba miłować i który zasługuje na to, aby był miłowany. Pójdziecie
do wszystkich i nikomu nie odmówicie waszej miłości, bo Bóg miłuje wszystkich,
złych i dobrych, na wszystkich spuszcza swoje promienie słoneczne i nikomu nie
odmawia swojego serca. Patrzcie na wszystkich ludzi bez wyjątku, na waszych
przyjaciół czy też nieprzyjaciół, jako na tych, którym Bóg nie odmawia miłości.
Również i wy, Jego wysłannicy, nikomu nie będziecie odmawiać Bożej miłości. Tego
wam, najmilsi moi Synowie, czynić nie wolno!” (S. Wyszyński, Idzie nowych ludzi
plemię, 2001, s. 193).
5. Kochani Neoprezbiterzy: Pawle, Marcinie, Zenonie, Krzysztofie, Grzegorzu, Wojciechu, Ireneuszu Stanisławie, Marku, Andrzeju, Stanisławie, Pawle
i Rafale. Za chwilę w Was, w Waszych sercach, umysłach i woli, w Waszych
osobach spełni się dar kapłaństwa, który otrzymacie za moją posługą. Nie
jest to dla mnie jakaś zwyczajna czynność biskupia. Jest to także przywołanie
mojego kapłaństwa. Jest to coś, czym pragnę się dzielić, sięgając do mego
serca, umysłu, woli, do mojej świadomości i sumienia.
327
„Przed kapłaństwem klękam”
Kapłaństwo jest bowiem jedno, to Chrystusowe, a my wszyscy w nim na
różny sposób uczestniczymy. Niech to uczestnictwo będzie jak najpełniejsze
z naszej strony. Tego Wam życzę i o to się modlę.
I pamiętajcie, że w tym Waszym kapłaństwie uczestniczą Wasi rodzice:
matka i ojciec, Wasze siostry i bracia, krewni i przyjaciele, kapłani, katecheci
i nauczyciele; ksiądz rektor, spowiednicy, profesorowie i wychowawcy, siostry
zakonne. W tym Waszym kapłaństwie mają udział ci, którzy nas poprzedzili
w drodze do wieczności, jak bł. Honorat Koźmiński, bł. Antoni BesztaBorowski i inni.
Niech ta pamięć dodaje Wam sił, abyście z radością i entuzjazmem podejmowali każde zaproszenie wiernych, abyście nie lękali się przez kapłaństwo
i dzięki kapłaństwu uwalniać tej miłości – dla której Chrystus oddał życie
na Krzyżu.
Niech w Waszym posługiwaniu nie zdarzy się nic, co by dawało podstawy do niepokoju, jaki wyraził Prymas Tysiąclecia. Wierzę Wam mocno: Wy
nie tylko – że nie będziecie odmawiać miłości, Wy z tą miłością będziecie
wychodzić naprzeciw całemu trzeciemu tysiącleciu!
Amen.
II Niedziela Wielkanocna
Jubileusz 60-lecia kapłaństwa ks. prał Michała Badowskiego
Rudka, dn. 7 kwietnia 2002 r.
Twoje kapłaństwo niech będzie darem
Ukochani Bracia Siostry, Goście i Parafianie!
1. Księga Mądrości zachęca nas i nawołuje: „Wychwalajmy mężów sławnych
i ojców naszych według następstwa ich pochodzenia. Pan sprawił (w nich) wielką
chwałę, wspaniałą swą wielkość od wieków” (Syr 44, 1–2).
Wsłuchani w słowa Pisma Świętego w tę Niedzielę Miłosierdzia pragniemy dziękować Jezusowi Chrystusowi za dar kapłaństwa. A to nasze
dziękczynienie przyjmuje nieco inną postać, aniżeli ma to miejsce zazwyczaj.
Chcemy bowiem wyrazić je w radosnym śpiewie „Te Deum” za sześćdziesiąt
lat kapłańskiej posługi Czcigodnego Księdza Prałata Michała Badowskiego,
długoletniego proboszcza parafii Rudka.
Niedziela dzisiejsza stwarza wyjątkowy klimat duchowy, który ułatwia
nam przeżywanie powyższych treści. Najpierw Dzieje Apostolskie, mówiąc
o pierwszej parafii, podkreślają, że rosła ona w liczbę i rozwijała się duchowo,
ponieważ wszyscy oni „...trwali w nauce apostołów i we wspólnocie, w łamaniu
chleba i w modlitwie” (Dz 2, 42). A św. Piotr, będąc realistą, pisze: „...radujcie
się, choć teraz musicie doznać trochę smutku przez różnorodne doświadczenia”
(1 P 1, 6).
Jestem przekonany, że nasz Ksiądz Prałat Jubilat chętnie wspomina lata
proboszczowskiej pracy i często powraca do powyższej zachęty św. Piotra,
który ją wyrażał, być może będąc w podobnym wieku i w podobnym nastroju duchowym.
329
„Przed kapłaństwem klękam”
2. Nasz Dzisiejszy Jubilat urodził się w roku śmierci Henryka Sienkiewicza
i św. Brata Alberta Chmielowskiego, w dniu św. Łukasza, w Warszawie. Młodość
związała Go z Pińskiem, aby mógł podziwiać „Polesia czar”. W Drohiczynie natomiast ukończył szkołę średnią, a w Pińsku wstąpił do Wyższego Seminarium
Duchownego. Początek drugiej wojny światowej przeżył obok ówczesnego
pasterza pińskiego, ks. bp. Kazimierza Bukraby. Studia seminaryjne dokończył
w Wilnie i tam w ukryciu otrzymał święcenia kapłańskie z rąk ks. abp. Romualda
Jałbrzykowskiego, metropolity wileńskiego. Natychmiast został skierowany
do pracy duszpasterskiej w Borunach pod Oszmianą, a potem w Nowej
Wilejce i w Mirze, gdzie pełnił obowiązki proboszcza. Na Boże Narodzenie
1945 roku zjechał do Rudki i tutaj pozostał najpierw jako wikariusz zarządca,
a następnie jako proboszcz. Myślę, że ogromna większość z obecnych dzisiaj
w kościele, to są ci, którzy korzystali i nadal korzystają z różnorakich posług
duszpasterskich Jubilata, znając Go dobrze i będąc Mu bliskimi.
Wiele musiał się Ksiądz Prałat napracować w swoich parafiach, skoro
wiara jest w nich wciąż żywa, nadzieja odważna, a miłość cierpliwa.
Jednocześnie wypadło Księdzu Jubilatowi pełnić obowiązki wicedziekana brańskiego, a przez lat 24 dziekana ciechanowieckiego. Należał też
do Diecezjalnej Rady Gospodarczej, Seminaryjnej Komisji Gospodarczej
i Diecezjalnej Rady Kapłańskiej. Otrzymał również niemal wszelkie możliwe tytuły i godności, poczynając od kanonika honorowego i gremialnego
kapituły pińskiej, a następnie drohiczyńskiej, a kończąc na kapelanie Ojca
Świętego i prałacie honorowym Jego Świątobliwości.
3. Wizja kapłaństwa formowała się w życiu Księdza Jubilata w okresie
przedwojennym za pontyfikatu Piusa XI, papieża wyjątkowo bliskiego Polakom. To On wydał w roku 1935 encyklikę o kapłaństwie (Ad catholici sacerdotii,
20.12.1935). Jej zawartość była podówczas wykładana w seminariach. Tak ją
ujmuje ks. Zdzisław Goliński, późniejszy biskup częstochowski: „W kapłanie
katolickim XX wieku Pius XI chce widzieć osobnika o dużej kulturze umysłowej, wysokim urobieniu moralnym, wszechstronnym przysposobieniu zawodowym,
subtelnej wrażliwości na potrzeby czasu i środowiska swej pracy, który, na drodze
służby w dziedzinie stosunków między ludźmi i Bogiem, mógłby przyczynić się do
odrodzenia ludzkości poprzez religijno-moralne nauczanie, szafarstwo łaski, funkcje liturgiczne, przykład osobistego życia i popieranie tego, co wartościowe, a walkę
z tym, co złe i szkodliwe” (ks. Z. Goliński, Pius XI o kapłaństwie katolickim,
w: Prąd, [marzec – kwiecień 1936], s. 106–107).
330
Twoje kapłaństwo niech będzie darem
W tym samym czasie zauważamy rozwój literatury pięknej, ożywianej
wiarą katolicką. Na szczególne podkreślenie zasługują pisarze francuscy. Sam
zaś Mauriac niemal po kapłańsku rozumiał posłannictwo pisarza: „wydobywać
na jaw w istotach najszlachetniejszych i najwyższych to, co się w nich opiera Bogu, co
się kryje złego, co się zataja; i oświetlać w duszach, które nam się wydają, upadłe,
tajemne źródło czystości” („Dieu et Mammon”).
4. W takich to czasach i w takim klimacie duchowym oraz intelektualnym zakorzeniło się kapłaństwo, którego Jubileusz razem świętujemy.
Przez całe lata swego duszpasterskiego posługiwania Ksiądz Prałat starał
się być wierny ideałom młodości. O tym dobrze wiedzą ci wszyscy, którzy
z naszym Jubilatem spotykali się przez ten czas, ponad pół wieku. Chciałbym jeszcze przytoczyć pewne świadectwo, które pochodzi od Księdza
Prałata, a dotyczy Jego spojrzenia na posługę duszpasterską młodego wtedy księdza, zmarłego kilka tygodni temu ks. prałata Zenona Pietrzuczaka.
O nim to ówczesny Proboszcz w Rudce pisał, że jest: „prawdziwie pobożny
– bez dziwactw... Pobożnie, dokładnie i zgodnie z rubrykami odprawia Mszę
św.... Sumiennie i chętnie – wyjątkowo chętnie uczy dzieci religii... Do lekcji religii
przygotowuje się starannie... W stosunku do ludzi nadzwyczaj delikatny, grzeczny,
taktowny...” (Relacja... 24.05.1963). Celowo przytoczyłem tę relację, gdyż ona
wiernie oddaje nieprzeidealizowaną, ale realną wizję kapłana. Mniemam zaś
skromnie, że to, co pisał Ksiądz Prałat o innych, sam szczerze praktykował
w swoim życiu. To dzięki temu takie nauczanie mogło przynosić owoce,
gdyż słowa w pełni wyrażały praktykę. I dlatego w tym miejscu wypada do
tych wyrazów wdzięczności, które kierujemy pod adresem Jubilata za całość
kapłańskiej pracy, dodać słowa podzięki za wkład w dzieło formacji młodych
kapłanów. Mało kiedy to pole pracy proboszczowskiej bywa dostrzegane,
rzadko też doceniane.
5. A nad kapłaństwem w zadumie pochylało się wielu, przeżywając głęboko jego tajemnicę i ogrom. To św. Jan Chryzostom mówi: „Ci, co zamieszkują
Ziemię i na niej pędzą życie, zostali posłani, by szafować niebieskimi skarbami,
i otrzymali moc, jakiej nie dał Bóg aniołom ani archaniołom. Nie do tych ostatnich
bowiem powiedziano: «Cokolwiek zawiążecie na ziemi, będzie zawiązane w niebie».
Władcy ziemscy mają moc wiązania, ale tylko ciał, natomiast te więzy dotykają
samej duszy i przebijają niebiosa. Co czynią kapłani na ziemi, to Bóg zatwierdza
w niebie – za wyrokiem sług idzie Pan”.
331
„Przed kapłaństwem klękam”
Życie codzienne stawia przed kapłanami liczne wymagania. I nie zawsze
mamy czas, aby przypomnieć sobie charakter naszego powołania i zakres
obowiązków, ich wymiar nadprzyrodzony. W imieniu kapłanów wyrażam
wdzięczność Księdzu Prałatowi za to, że swoją uroczystością daje nam możność przypomnienia oraz ponownego przemyślenia charakteru kapłańskiej
misji i naszej jej wierności.
6. Wszyscy dzisiaj czujemy się podobni do św. Tomasza. Jesteśmy od
niemowlęcych lat ochrzczeni. Wszystko co odnosi się do wiary świętej powinno być dla nas oczywiste. A tymczasem w praktyce może być inaczej.
Nasz wzrok i dotyk cenimy wyżej niż moc Chrystusowej łaski, potęgę Jego
zmartwychwstania.
Drodzy Bracia w kapłaństwie, Ukochani Bracia i Siostry, Goście i tutejsi
Parafianie, w czasie każdej Najświętszej Ofiary, podczas spełniania każdego
z sakramentów, głosząc Słowo Boże, dzieląc się Bożą łaską – Dostojny nasz
Ksiądz Jubilat ukazywał wielu pokoleniom i ukazuje nadal Jezusa Chrystusa
Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego, który wstąpił do nieba i zsyła na
wszystkich Ducha Świętego, a nas przybliża do Jego ran i Jego miłości.
Czy jesteśmy w stanie wyznać naszą wiarę z takim samym przekonaniem,
jak to uczynił św. Tomasz dwadzieścia wieków temu? Czy szczerze możemy
powiedzieć, że Jezus Chrystus, to „Pan mój i Bóg mój!”. Jeżeli tak czynimy, to
Księże Prałacie, jesteś najszczęśliwszym z ludzi, a Twoje kapłaństwo niech
będzie nadal darem dla żyjących. Ty zaś bądź błogosławiony, boś na wieki
uwierzył Chrystusowi!
Amen!
Jubileusz 50-lecia kapłaństwa ks. prał. Witolda Kobylińskiego
Rozbity Kamień, dn. 14 kwietnia 2002 r.
Bogu niech będą dzięki
Ukochani Bracia i Siostry!
1. Z ogromnym zdumieniem wsłuchiwałem się w przed chwilą odczytane
słowa św. Piotra, który „W dzień Pięćdziesiątnicy stanął (...) razem z Jedenastoma
i przemówił donośnym głosem: «Mężowie Judejscy i wszyscy mieszkańcy Jerozolimy,
przyjmijcie do wiadomości i posłuchajcie uważnie mych słów: Jezusa Nazarejczyka, męża, którego posłannictwo Bóg potwierdził wam niezwykłymi czynami, (...)
o czym sami wiecie, (...) przybiliście (...) do krzyża i zabiliście. Lecz Bóg wskrzesił
Go, zerwawszy więzy śmierci, gdyż niemożliwe było, aby ona panowała nad nim»”
(Dz 2, 14. 22–24). Ten sam św. Piotr przypomina już w drugim czytaniu, że
z naszego złego postępowania zostaliśmy „wykupieni nie czymś przemijającym,
srebrem lub złotem, ale drogocenna krwią Chrystusa, jako baranka niepokalanego
i bez zmazy” (1 P 1, 18).
Moje zdumienie wiąże się nie tylko z wielkością nauki, którą przekazuje
św. Piotr, Książę Apostołów, pozbawiony lęku, daleki od trwogi nocy wielkopiątkowej. Mówi o Chrystusie do tych, którzy parę tygodni temu wołali:
„Ukrzyżuj Go”. O wielkich rzeczach – im i nam – mówi św. Piotr.
Moje zdumienie ma wszakże jeszcze inne źródło. Oto blisko 50 lat temu,
będąc uczniem liceum, podobne słowa usłyszałem na uroczystości odpustowej
ku czci świętych Apostołów Piotra i Pawła w Serpelicach. A kaznodzieją, pełnym mocy i Ducha, był ówczesny wikariusz z Janowa Podlaskiego – ks. Witold
Kobyliński, dzisiejszy Jubilat, świętujący 50-lecie święceń kapłańskich.
I czyż nie jest to powód do głębokiej zadumy? Czyż nie powinienem
dziękować Panu Bogu za ten dar, za tę przedziwną wymianę darów. Przed
333
„Przed kapłaństwem klękam”
laty w mojej rodzinnej parafii mogłem korzystać z kaznodziejskiej posługi
Kochanego Jubilata, a dzisiaj w Jego macierzystej parafii, jakże nam wszystkim drogiej, dla której wdzięczność wciąż zachowuję, obejmując nią Czcigodnego Księdza Proboszcza i współpracowników, w tej to parafii wypada
mi przemawiać na Złotym Jubileuszu ówczesnego Kaznodziei. Bogu niech
będą dzięki.
2. W tym naszym wspólnym doświadczeniu odkrywamy jedno z najważniejszych zadań kapłańskiego posłannictwa. Sobór Watykański bowiem
mówi: „Lud Boży jednoczy się przez słowo Boga żywego, (...). Ponieważ zaś nikt
nie może być zbawiony, jeśli wpierw nie uwierzył, prezbiterzy (...) mają w pierwszym
rzędzie obowiązek opowiadania wszystkim Ewangelii Bożej, aby wypełniając nakaz
Pana: «Idąc na cały świat głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu» (Mk 16, 15),
tworzyli i pomnażali lud Boży” (Dekret o posłudze i życiu kapłańskim, 4).
Uroczystość złotego jubileuszu kapłaństwa jest właściwą i dobrą okazją,
aby tę misję przypomnieć, ale też stanowi odpowiedni moment, aby za ten
rodzaj posługi wyrazić wdzięczność. Muszę powiedzieć, że nasz Kochany
Jubilat jawi się w mojej pamięci i sercu głównie jako kaznodzieja, zwiastun,
jako Apostoł. A przecież wypełniał wszystko to, co z kapłaństwa wynika
i co się z nim wiąże: sprawował Najświętszą Ofiarę, udzielał sakramentów,
często spowiadał, katechizował, odwiedzał chorych i żegnał odchodzących
do Pana. Był wspaniałym organizatorem życia parafialnego, o czym wciąż
mówią dawni parafianie. Wystarczy odwiedzić Radzyń Podlaski, Włodawę,
Siedlce, na Gocławiu pod Otwockiem kończąc, gdyż to była pierwsza Jego
parafia.
Co więcej, Księdza Prałata wspominam mile jako długoletniego Dyrektora
Wydziału Duszpasterskiego Kurii Diecezjalnej w Siedlcach. Ileż to powstało
wtedy różnych inicjatyw pastoralnych?! A czasy były trudne. Na każdym
kroku czyhało UB i różni szpiedzy. Wystarczyło choćby drobne potknięcie.
A jednak ówczesny Ksiądz Dyrektor z odwagą i zapałem podejmował liczne
działania. Kościół się ożywiał, Diecezja umacniała się w wierze, a wrogowie
zawstydzeni chowali się w cień.
Za te wszystkie prace, pełne poświęcenia, trudności i cierpień, najczęściej mało dostrzeganych przez otoczenie, dzisiaj wyrażam wdzięczność
Dostojnemu Jubilatowi. Wiem bowiem, że w tym wszystkim, co czynił i co
sprawuje nadal, pragnie jednego, o co też modlił się święty Paweł: „Niech
będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa. On napełnił nas
334
Bogu niech będą dzięki
wszelkim błogosławieństwem duchowym na wyżynach niebieskich – w Chrystusie”
(Ef 1, 3).
3. Mówiąc o posłudze kapłańskiej, warto w tym miejscu przypomnieć
wypowiedź św. Jana Chryzostoma: „Kapłanom powierzono duchowe rodzenie
i odnowienie przez chrzest. Przez nich oblekamy się w Chrystusa, zostajemy pogrzebani z Synem Bożym i stajemy się członkami onej świętej Głowy. Dlatego kapłanów
należy nie tylko poważać więcej niż władców i królów, lecz także czcić bardziej niż
rodziców. Ci bowiem zrodzili nas z krwi i z woli ciała, kapłani zaś są sprawcami
naszego Bożego życia, owego szczęśliwego odrodzenia, wolności prawdziwej i synostwa
przez łaskę”.
Z pokorą i zawstydzeniem wypowiadam te słowa św. Jana Chryzostoma,
Patriarchy Konstantynopola, prześladowanego przez władców. Jest on bardzo
podobny w swojej apostolskiej postawie do Sługi Bożego ks. kard. Stefana
Wyszyńskiego. Dzisiaj można byłoby wymienić wielu biskupów, z którymi się
spotykał i spotyka w swoim życiu Ksiądz Prałat. Sądzę jednak, że w osobie
Prymasa Tysiąclecia znajdujemy to wszystko, co było najbardziej wartościowe
w naszych doświadczeniach religijnych drugiej połowy minionego wieku.
Sługa Boży w pełni był świadom przeciwności. W kazaniu wygłoszonym
w maju 1961 roku mówił: „Kościół Boży w swej pracy dwutysiącletniej nigdy nie
był wolny od przeciwności, prześladowań i udręk. To jest jego chleb powszedni, bo
przecież Kościół Boży to żyjący Chrystus...” (Kazanie w kościele Wszystkich
Świętych, maj 1961). Jezus Chrystus umiera na krzyżu.
4. Trudno nam to wszystko zrozumieć. Z jednej strony jesteśmy głęboko
przekonani o szczególnym charakterze kapłaństwa. I rozumiemy dobrze,
dlaczego nas tak zachęca do szacunku względem kapłaństwa św. Jan Chryzostom. A z drugiej strony często spotykamy się ze straszliwymi atakami na
kapłanów. Każdego roku ginie kilkadziesiąt osób duchownych: na misjach,
w krajach biednych i bogatych, niestety, także i w Polsce. Życie oddają kardynałowie, biskupi i kapłani, niezależnie od wieku i stanu zdrowia. Kule
zamachowca dosięgły nawet Ojca Świętego.
Czy ci, którzy z jakąś szczególną nienawiścią mówią i atakują kapłanów,
zdają sobie sprawę z tego, że współuczestniczą w tych mordach, że wytwarzają klimat, w którym zbrodnia znajduje zaplecze? Nasz ratunek i nadzieja
w wierze. Ale szkoda tych, którzy grzęzną w grzechu. Tak, nasza nadzieja
w krzyżu. Kardynał S. Wyszyński dodaje nam ducha do wytrwania głosząc:
335
„Przed kapłaństwem klękam”
„Dlatego nie ma się co dziwić, że Kościół jest stale krzyżowany... Owszem, jak
Chrystus zwyciężył na Krzyżu, tak i Kościół zwycięża na Krzyżu i przez Krzyż.
I każdy z nas, gdy zaufa Krzyżowi, odniesie zwycięstwo” (tamże).
Mówię o tym przy dzisiejszej uroczystości, ponieważ takiego doświadczenia nie brakowało również w życiu naszego Jubilata.
5. Lata drugiej połowy dwudziestego wieku na ziemiach polskich były
naznaczone szykanami wobec Kościoła, jawną i skrytą walką z duchowieństwem, licznymi próbami osłabienia kondycji moralnej całego naszego
społeczeństwa. Usiłowano zamienić nasze terytorium na nieludzką ziemię,
siać zwątpienie w możliwość dobrego wychowania. W dziedzinie kultury
starano się upowszechniać model, żywcem wzięty z dziewiętnastowiecznego
scjentyzmu, który zamiast rozwoju ofiarował ludziom otchłań mroku. Systematycznie rozdmuchiwano pychę w nieograniczone możliwości ludzkiego
rozumu, a kiedy okazywało się, że jest inaczej, cynicznie deptano każdy
zdrowy odruch.
Efektami technicznego rozwoju przykrywano przejawy niesłychanie
groźnego rozpadu moralnego. I to doprowadziło do lekceważenia życia,
histerycznego propagowania kłamstwa i skrytego przyzwalania na niszczenie
życia. Zresztą, tak jest nadal. Nie jest więc łatwa ewangelizacja, która do tego
rodzaju świata, do ludzi, czyli do nas, poruszających się nierzadko po omacku
– z przeszkodami i to wielkimi – dociera dzięki kapłańskiej posłudze.
Trudno się dziwić, że w sercach wielu katolików może rodzić się niepokój i chęć przetrwania tego wszystkiego gdzieś na uboczu. Również dwaj
uczniowie usiłowali schronić się w Emaus, aby uratować się przed prześladowaniami. Okazuje się jednak, że wierzący w Chrystusa nie powinni
dezerterować, lękać się niebezpieczeństw. Zostali dobrze wyposażeni. Mają
solidny pokarm. I tak jak dwadzieścia wieków temu, tak i teraz, do nas, ludzi
zmęczonych, nierzadko pozbawianych nadziei, uciekających przed innymi
albo przed sobą zbliża się Jezus Chrystus. Towarzyszy nam poprzez swoich
kapłanów. Umacnia Eucharystią. Darzy łaskami. O tym przypomina nam
także dzisiejszy Jubileusz.
6. Księdzu Prałatowi niełatwo byłoby zliczyć wszystkich, którym dzięki
kapłańskiej posłudze dopomógł w przezwyciężaniu różnych słabości, w powrocie na drogę prawdy i miłości. Gdyby mogli się dzisiaj tu zjawić, byłoby
ich z pewnością bardzo wielu.
336
Bogu niech będą dzięki
I w takim momencie przypomina się scena opisana przez św. Łukasza.
Na polecenie Jezusa skierowane do Szymona Piotra: „Wypłyń na głębię
i zarzućcie sieci na połów!”, ten odpowiedział: „Mistrzu, całą noc pracowaliśmy
i niceśmy nie ułowili. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci”. I dobrze postąpił Rybak z Galilei, bo „zagarnęli... wielkie mnóstwo ryb...”. „Widząc to Szymon Piotr
przypadł Jezusowi do kolan i rzekł: «Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek
grzeszny»” (por. Łk 5, 4–8).
Z pewnością takie uczucie napełnia dzisiaj Twoje serce, Księże Jubilacie,
kiedy patrzysz zdumiony wstecz i widzisz, jak wiele można było dobrego
zrobić, właśnie dlatego, że poszedłeś za Jezusem i Jego słuchałeś. A my
wszyscy, reprezentując także i tych, którzy nie mogli przybyć, wespół z Tobą
dziękujemy Synowi Bożemu za dar kapłaństwa w ogóle, a za Twoje kapłaństwo w szczególności. Z wiarą i miłością wyśpiewać pragniemy dziękczynne
„Te Deum”, prosząc o następne powołania kapłańskie, także z parafii Rozbity
Kamień. Dla Ciebie zaś wypraszamy zdrowie i siły, liczne Boże dary na dalsze
lata kapłańskiego posługiwania. Składamy to wszystko w dłoniach i w sercu
Najświętszej Maryi Panny, Królowej Apostołów i Matki kapłanów. Niech się
tak stanie, niech tak będzie.
Amen.
Święcenia diakonatu
Drohiczyn, dn. 6 czerwca 2003 r.
„...pójdziesz, do kogokolwiek cię poślę,
i będziesz mówił, cokolwiek tobie polecę”
(Jr 1, 7)
(Jr 1, 4–9; Dz 6, 1–7a; Mt 5, 13–16)
Drodzy Alumni!
1. Za chwilę zostaniecie ustanowieni diakonami. Nie wiem, kto z was
podziela niepokój proroka Jeremiasza i martwi się, kierując swą obawę ku
Stwórcy: „Ach, Panie Boże, przecież nie umiem mówić, bo jestem młodzieńcem!”.
Wszystkim Wam chcę jednak powiedzieć, młodość nie może być przeszkodą
w pełnieniu Bożej woli. Pan Bóg wie dobrze, że ten, którego On wezwał, nie
powinien zawieść Jego nadziei, dlatego zapewnia: „...pójdziesz, do kogokolwiek
cię poślę, i będziesz mówił, cokolwiek tobie polecę”.
Jak to dobrze mieć wspaniałego Ojca. Nie musicie się przejmować tym,
gdzie macie iść i co macie głosić. On wam towarzyszy, On jest z wami. Jeszcze
teraz zastanawiacie się nad tym, co wam przyjdzie robić? I czy temu podołacie?
Najważniejsze jest jedno: być gotowym na każdy przejaw Bożej woli. On bowiem wybrał każdego z was. Bóg wyznaje szczerze: „...znałem cię, poświęciłem
cię, nim przyszedłeś na świat – ustanowiłem cię prorokiem dla narodów”.
Jaka to ulga móc słyszeć coś podobnego! To On cię zna, to On cię
wybiera, to On cię posyła.
2. Oczekuje najpierw prostej rzeczy: ducha służby. Do sporów i konfliktów zaczęło dochodzić już w pierwszej wspólnocie chrześcijańskiej, w jerozolimskiej parafii. A przyczyna była zwykła: wśród uczestników rodziła się
338
„...pójdziesz, do kogokolwiek cię poślę, i będziesz mówił, cokolwiek tobie polecę” (Jr 1, 7)
zawiść, lęk o brak równości w traktowaniu wszystkich obecnych. Apostołowie
wzywają na pomoc waszych poprzedników. Ustanawiają siedmiu diakonów,
którzy podejmują szczególną misję służebną. Musieli cieszyć się dobrą sławą,
być pełni Ducha i mądrości. To były poważne wymagania. Czy one były
potrzebne do wykonywania prostej pracy, usługiwania przy stołach? Chyba
nie tylko! One były potrzebne, aby te prace wykonywano w odpowiednim
duchu! Nie rąk bowiem brakowało do pracy, ale ducha służby.
Czy myśleliście o tym w czasie przygotowania do dzisiejszej ceremonii? Nie zapominajcie, że to jest właśnie ten najważniejszy egzamin, jaki
powinniście jak najlepiej zdać. Inaczej konflikty będą szły z wami, za wami
i przez was. Doświadczenia pierwszych diakonów nie pozostawiają co do
tego żadnych wątpliwości.
3. Każde zaś pokolenie ludzi lęka się zamieszania, zagrożeń, agresji. Boi
się jakiegokolwiek mroku. Chrystus Pan po to przyszedł na ziemię, aby uwolnić ludzi od tego. Czyni to we współpracy z człowiekiem. Przez święcenia
diakonatu do tej współpracy zaprasza was, kochani alumni.
I stawia przed wami jakże zachęcające propozycje: macie być solą ziemi
i światłem świata. Oczekuje, iż będziecie pamiętać, że jesteście solą. Nie
możecie osłabiać swego ducha, nie możecie zapominać o swoim powołaniu,
nie wolno wam pod jakimkolwiek pozorem tracić smaku Chrystusowego powołania. Alternatywa jest tylko jedna: odrzucenie i podeptanie przez ludzi.
Od was również oczekuje Pan Jezus, że będziecie świadomi tego, iż macie
świecić. To nie jest światło dla waszego użytku. To nie jest coś prywatnego.
Darów, które otrzymujecie, nie wolno wam używać dla samych siebie, dla
własnych spraw.
Troszczcie się o dobre uczynki. Nie może ich wam zabraknąć. One zaś
wystarczą, aby wasze światło miało sens, miało co ukazywać. I w tym wyrażać
się będzie wasza ewangelizacja.
4. Kochani kandydaci do diakonatu, to wszystko przeżywam razem
z wami. O tym wszystkim myślą wasi rodzice, krewni i bliscy, wychowawcy
i koledzy seminaryjni. Ta duchowa wspólnota niech stanowi dla was moralne
zaplecze. Nie jesteście sami. Wam pragnie dopomagać Ta, która całą sobą
stała się Służebnicą Pańską. Z Wami będzie zawsze Pan Jezus, „który nie
przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu”
(Mt 20, 28). Do Niego dziś razem z wami kieruję gorącą prośbę:
339
„Przed kapłaństwem klękam”
Poślij, Synu Boży, Ducha Pocieszyciela. Niech zstąpi w tej chwili na tych,
Twoich braci, aby dzięki Jego obecności mogli jak najowocniej i najlepiej
wypełniać swoje powołanie, do którego Ty ich wezwałeś!
Amen.
Święcenia kapłańskie
Bielsk Podlaski, dn. 7 czerwca 2003 r.
Otrzymujecie dary, które was czynią
„pasterzami i nauczycielami”
(Iz 61, 1–3a; Ef 4, 1–7. 11–13; J 10, 11–16)
Drodzy Diakoni, którzy dziś otrzymujecie święcenia kapłańskie!
1. „Duch Pański nade mną”. Te słowa proroka Izajasza są nam dobrze
znane. One to dają początek programowi, który od czasu spotkania Pana
Jezusa ze swymi rodakami w synagodze nazaretańskiej na stałe wpisał
się w tożsamość kapłańskiej posługi. Teraz wy, kochani diakoni, możecie z radością powtórzyć słowa Jezusa Chrystusa, które On wyrzekł
po skończonej lekturze: „Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli”
(Łk 4, 21).
Dziś te słowa spełniają się w waszym życiu. Dzisiaj spełniają się wasze
oczekiwania. Dzisiaj kończy się jeden z najważniejszych etapów waszej formacji ludzkiej i kapłańskiej. Dziś rozpoczynacie nową drogę.
2. To o niej mówi św. Paweł: „Zachęcam was ja, więzień w Panu, abyście
postępowali w sposób godny powołania, jakim zostaliście wezwani, z całą pokorą
i cichością, z cierpliwością”. W tym momencie przerywamy cytat ze św. Pawła,
aby zapytać siebie, w głębi serca, jak to jest, że św. Paweł, nawołując nas
do wierności powołaniu, nie odwołuje się do Osoby Jezusa Chrystusa, ale
najpierw wskazuje na nasze wzajemne relacje. Mówi przecież wyraźnie, że
mamy urzeczywistniać nasze powołanie przede wszystkim, „znosząc siebie
nawzajem w miłości”. Jest w tym coś zastanawiającego. Wobec takiego postawienia sprawy nie można przejść obojętnie, ani pośpiesznie. Zwłaszcza
341
„Przed kapłaństwem klękam”
że zaraz Apostoł Narodów dodaje: „Usiłujcie zachować jedność Ducha dzięki
więzi, jaką jest pokój”.
Dopiero teraz odwołuje się do Eucharystii, do wiary, nadziei, do chrztu
i dziecięctwa Bożego.
3. Święty Paweł dopowiada, że „każdemu... z nas została dana łaska
według miary daru Chrystusowego”. A wiemy, że tą miarą jest właśnie On sam,
Zbawiciel świata. To dlatego Jan Paweł II, ukazując związek pomiędzy kapłaństwem i Eucharystią, pisze w najnowszej encyklice: „Posługa kapłanów,
którzy otrzymali sakrament święceń, w ekonomii zbawienia wybranej przez Chrystusa ukazuje, że Eucharystia przez nich sprawowana jest darem, który przewyższa
zdecydowanie władzę zgromadzenia, i w gruncie rzeczy posługa ta jest niezbędna
dla ważnego zjednoczenia konsekracji eucharystycznej z ofiarą Krzyża i z Ostatnią
Wieczerzą. Zgromadzenie wiernych, które zbiera się w celu sprawowania Eucharystii, absolutnie potrzebuje kapłana z mocą święceń, który będzie jej przewodniczył,
ażeby była prawdziwie wspólnotą eucharystyczną. Z drugiej strony wspólnota nie
jest w stanie sama z siebie ustanowić sobie kapłana z mocą święceń. Jest on darem,
który wspólnota otrzymuje dzięki sukcesji biskupiej pochodzącej od Apostołów”
(Ecclesia de Eucharistia, 29).
Darem jest Eucharystia, ale także darem jest kapłaństwo. Płaszczyzna
darów jest inna niż te płaszczyzny, na których najczęściej się dyskutuje i na
których handluje współczesny świat.
4. Człowiek poszukuje dziś tej płaszczyzny daru. Ciągle ma swoją
wagę to, co mówi św. Paweł, wskazując na Syna Bożego jako Tego, który
rozdziela wszelkie dary. Każdy z nas otrzymuje inne. Wy otrzymujecie
te, które was czynią „pasterzami i nauczycielami dla przysposobienia świętych do
wykonywania posługi celem budowania Ciała Chrystusowego”. Celem bowiem
jest to, co w dążeniach było na początku, gdy kierowaliśmy uwagę ku
jedności. Teraz jawi się ona przed nami znacznie bogatsza w treści. Ale
o tym się dowiemy, gdy „dojdziemy wszyscy razem do jedności wiary i pełnego
poznania Syna Bożego, do człowieka doskonałego, do miary wielkości według Pełni
Chrystusa”.
Dzięki temu wiemy już dobrze, co według Chrystusa znaczy być dobrym
pasterzem, jako że i dar kapłaństwa od Niego pochodzi. Nie może pasować
do innej miary, jak tylko tej, której horyzonty ukazuje Jego życie i Jego nauka,
Jego śmierć i zmartwychwstanie, Jego nadzieja i miłość.
342
Otrzymujecie dary, które was czynią „pasterzami i nauczycielami”
5. Taki pasterz nie będzie skarżył się na owce. One będą go dobrze znały.
One będą wiedziały, że jest ich pasterzem. Pozostaje jednak pewien ważny
moment zatroskania. Chodzi o tych ludzi, którzy nie znają Jezusa, którzy
się Go lękają, którzy są poza Chrystusową owczarnią. I te owce trzeba przyprowadzić. Tego wam, drodzy diakoni, życzę z całego serca. Niech radość
wasza będzie pełna, bo święcenia kapłańskie są wielką, ogromną łaską. I niech
przez całe wasze życie kapłańskie towarzyszy wam jedna troska, aby szukać
tych owiec, które są z dala od Chrystusa. Szukajcie ich w duchu służby, jednocześnie w pełni świadomi, że otrzymaliście dar kapłaństwa, a więc trzeba
być, trzeba stawać się darem dla każdej ludzkiej osoby. Służcie wszystkim
z miłością. Bądźcie darem oczekiwanym, chcianym!
Jubileusz 50-lecia kapłaństwa ks. inf. Eugeniusza Borowskiego
Drohiczyn, dn. 30 sierpnia 2003 r.
Serce zakorzenione w miłości Chrystusowej
(Kpł 25, 1. 8–17; J 15, 9–17)
Drodzy Bracia i Siostry!
1. Wiele razy słyszeliśmy albo czytaliśmy dopiero co przypomniane słowa
Pana Jezusa skierowane do uczniów i apostołów. Dzisiaj jednak brzmią one
jakby mocniej. Są bardziej przekonujące. „Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja
was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej... To jest moje przykazanie, abyście się
wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Wy jesteście przyjaciółmi moimi...
Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście
szli i owoc przynosili...” (por. J 15, 9nn).
Przepiękne wyznanie Syna Bożego i królewski gest: zaproszenie do miłości i do przyjaźni. Na to stać tylko Jezusa Chrystusa. Dla nas wszystkich są to
słowa pełne nadziei i zaufania, ukazujące wspaniałą perspektywę, zwłaszcza
duchową! Słowa te w sposób szczególny muszą brzmieć w sercu Czcigodnego Księdza Infułata i Współjubilata! Trudno byłoby dzisiaj powiedzieć
z podaniem dnia i minuty, kiedy one pierwszy raz pojawiły się w świadomości; trudno byłoby wskazać na bliższe okoliczności tego wydarzenia; trudno
byłoby zidentyfikować źródło, z którego młody człowiek zaczerpnął przed
laty tę ożywczą wodę, podtrzymującą życie i rozwój ziarna powołania.
Być może najpierw była to nieśmiała myśl płynąca z zafascynowania
kapłaństwem przyszłego Błogosławionego. Być może – to Wielki Czwartek
jakoś tak mocno zafrapował swoją tajemnicą?! Gdzieś u tych początków
mogła być rozmodlona Matka, przeczytana karta Ewangelii, przykuwająca
uwagę historia dziejów Kościoła i Polski, a może nawet koleżeńska rozmowa.
344
Serce zakorzenione w miłości Chrystusowej
Ważne jest, że ziarno padło na przygotowaną glebę. Pielęgnowane w domu,
wzmacniane w kościele, utrwalane w szkole, zwłaszcza dzięki harcerskiemu
etosowi skierowało kroki maturzysty do swego ordynariusza, a następnie
do Wyższego Seminarium Duchownego w Krakowie. A myśl o kapłaństwie
rosła i rozwijała się nawet wtedy, kiedy napotykała na trudności. Jedne były
związane ze straszliwą wojną, drugie z pogmatwaną sytuacją powojenną,
a inne miały swoje powody zwyczajnie w ludzkiej naturze. Temu rozwojowi
nie przeszkadzały ataki na Kościół, pomówienia księży. Rodzinna gleba,
oparta na wierze katolickiej i szczerym patriotyzmie – dawała jednak mocne
oparcie.
2. Ziarno wciąż rosło. O jego rozwój modlił się Kościół, modliła się matka, modliło się wielu w Bielsku Podlaskim i w Krakowie. Królewskie Miasto
hojnie dzieliło się wspomnieniami, bez końca jarzyło się pamiątkami i był
tam książę niezłomny Stefan kardynał Sapieha, a nieco wcześniej kapłańskie
święcenia przyjął Karol Wojtyła, przyszły Jan Paweł II.
Nowe dla Jubilata otoczenie, nowi koledzy i zupełnie wcześniej nieznani
profesorowie wszystko to razem sprawia, że ziarno staje się rośliną mocno
ukorzenioną, gotową do owocowania, wystarczająco solidną w sferze intelektualnej, wolitywnej, emocjonalnej, a zwłaszcza duchowej – na przyjęcie
daru święceń, które Ksiądz Infułat otrzymuje w swoim rodzinnym mieście
przez pośrednictwo ks. bp. Mariana Jankowskiego z Siedlec, dokładnie w tym
dniu, chociaż pięćdziesiąt lat temu!
Praca kapłańska już czekała. Skutkiem martyrologii wojennej i prześladowań komunistycznych kapłanów wciąż brakowało. Na kapłana czekało
Perlejewo, Topczewo, Hajnówka i Ciechanowiec. I tak upłynęło dziewięć lat:
kościół, salka katechetyczna albo i szkoła – najczęściej bez wystarczającego
ogrzewania i pomocy naukowych, chorzy, kolęda, pogrzeby... A w domu
czekało Pismo Święte, brewiarz i lektura. Dzień był zawsze zbyt krótki, a noc
bezwzględna w stawianiu wymagań organizmowi.
3. W roku 1962 ówczesny administrator ks. inf. Michał Krzywicki wyraża zgodę na podjęcie studiów specjalistycznych na Wydziale Teologicznym
Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. I po trzech latach jest już magisterium. Tym razem czeka na Księdza Jubilata Wyższe Seminarium Duchowne
w Drohiczynie. Po dwóch latach pracy seminaryjnej następuje wznowienie
studiów akademickich, uwieńczone uzyskaniem doktoratu. Łączy się z tym
345
„Przed kapłaństwem klękam”
powrót do pracy w seminarium, gdyż wiele materii czekało na wykładowcę,
a młodych ludzi – na kapłańską formację.
W niewielkiej części diecezji pińskiej, która znalazła się w powojennych
granicach Polski, nie można było poprzestać na jednym obowiązku. Już
w roku 1975 Jubilat zostaje wybrany do rady kapłańskiej i tego samego lata
w uroczystość Matki Bożej Częstochowskiej otrzymuje godność kanonika
gremialnego Kapituły Pińskiej. Od 1987 roku pełni obowiązki wikariusza
generalnego. Poczynając zaś od roku 1991, przez 1992 i następne, włącza się
jakby w nową organizację tym razem już Diecezji Drohiczyńskiej. Obowiązki
zostały te same, a nawet ich przybyło, chociażby w związku z powstaniem
Kolegium Teologicznego, powołaniem do istnienia Kolegium Konsultorów
i przebiegiem prac I Synodu Diecezji Drohiczyńskiej. Kościół hierarchiczny,
dostrzegając oddanie się sprawie Królestwa Bożego w październiku 1994 r.
obdarza Jubilata godnością protonotariusza apostolskiego, czego widocznym znakiem jest mitra! W ramach tych chronologicznych wyliczeń nie
może zabraknąć przypomnienia pielgrzymki Ojca Świętego i Jego obecności
w Drohiczynie w dniu 10 czerwca 1999 roku.
4. Dość dużo obowiązków i zadań, a przy tym nie można pominąć codziennej posługi w konfesjonale, beatyfikacji Stryja, licznych rekolekcji, misji.
Przecież Wydział Duszpasterski stawiał duże wymagania. Z tym się też wiąże
udział w różnych sesjach i zjazdach, także ogólnopolskich. Ksiądz Infułat nie
ma zwyczaju być biernym słuchaczem. Zawsze stara się coś wnosić ze swej
wiedzy i to nie tylko w zakresie teologii czy pedagogiki. Zakochał się bowiem
w Podlasiu, pisze o nim artykuły i książki, chociażby o Ostrożanach, Miedznie.
Na Twoje pióro, Księże Infułacie, czekają inne miejscowości i wydarzenia,
czekają liczne postaci z przeszłości. Jubilat bowiem gromadził i gromadzi
to, co pozostało z dawnych lat, co uniknęło pożogi wojennej i ludzkiej niefrasobliwości. I tak powstaje archiwum diecezjalne dające również początek
muzeum. Ksiądz Infułat odwiedza archiwa krajowe i zagraniczne, byleby
tylko jak najwięcej odnaleźć świadectw z przeszłości, jakby w ten sposób
uprzedzając zalecenia Kościoła, w którego imieniu Kongregacja ds. Duchowieństwa przed rokiem wypowiedziała się właśnie w tym duchu.
„Prezbiterzy są tym bardziej wyrazistymi znakami i sługami kościelnej komunii, im bardziej żyją w Kościele zakorzenionym w czasie, czyli w świętej tradycji
strzeżonej przez Magisterium. Odniesienie do tradycji zapewnia posłudze prezbitera
trwałość i obiektywizm świadectwa dawanego prawdzie, której historyczne objawienie
346
Serce zakorzenione w miłości Chrystusowej
dokonało się w Chrystusie. Pomaga to kapłanowi uniknąć niezdrowej pogoni za
nowinkami, która przynosi szkodę wspólnocie oraz pozbawia kapłańską posługę
jej głębi i wiarygodności” (Kapłan pasterz i przewodnik wspólnoty parafialnej,
04.08.2002, 16).
5. Drodzy Bracia i Siostry, Jubileusz jest wspomnieniem i przypomnieniem. Tak to określił sam Stwórca, gdy zalecił Mojżeszowi: „Policzysz sobie
siedem lat szabatowych, to jest siedem razy po siedem lat...”. I tak to czynimy.
Liczymy te nasze lata, nie odwołując się do kalendarza, ale do słów Psalmu:
„Naucz nas liczyć dni nasze, abyśmy osiągnęli mądrość serca” (Ps 90). Liczymy
te lata, wpatrując się w sumienie, przenikając do ducha, zagłębiając się
w kapłańskie życie, w bicie kapłańskiego serca. Taka postawa wypływa także
i z tego, że to Pan Bóg zaleca nam, abyśmy w roku jubileuszowym powracali
„do swej własności”. Cóż jest tą kapłańską własnością, jak nie serce zakorzenione w miłości Chrystusowej, jak nie duch oświetlany blaskiem Zielonych
Świąt, jak nie wola wciąż rozgrzewana na modlitwie?! To jest ta najpewniejsza
kapłańska własność.
Oczywiście, w życiu kapłańskim dostrzegamy również zjawisko elipsy.
W czasie seminaryjnych przygotowań wznosimy się wysoko, jesteśmy razem.
Potem rozchodzimy się do różnych obowiązków i miejsc pracy. Mamy różne
stanowiska. Gdy zbliża się Złoty Jubileusz, wówczas ponownie schodzimy
się razem. Odnajdujemy się w tym świecie i wspólnie zastanawiamy nad tym,
co nas połączyło, co nas jednoczy. I dlatego cieszy nas wszystkich obecność
współseminarzysty, ks. kan. Stanisława, z którym miałem szczęście zgłębiać
nauki społeczne w kulowskim wydaniu, a który przybył aż z Sosnowca.
Zresztą, nie możemy zapominać, że jesteśmy w Polsce, gdzie trudno sobie
wyobrazić inne niż wspólne przeżywanie tak ważnej uroczystości.
O tej potrzebie bliskości nie tylko pomiędzy sobą, ale zwłaszcza z całym
narodem nieraz mówi Ojciec Święty. W nawiązaniu zaś do konkretnej polskiej
rzeczywistości w Warszawie dziewiątego czerwca 1991 roku wyraził te myśli:
„Nasze polskie znaki czasu uległy wyraźnemu przesunięciu wraz z załamaniem
się systemu marksistowskiego i totalitarnego, który warunkował świadomość i postawy ludzi w naszym kraju (...). W poprzednim układzie (...) Kościół stwarzał
jakby przestrzeń, w której człowiek i naród mógł bronić swoich praw (...). W tej
chwili (...) człowiek musi znaleźć w Kościele przestrzeń do obrony poniekąd przed
sobą samym; przed złym użyciem swojej wolności, przed zmarnowaniem wielkiej
historycznej szansy dla narodu”.
347
„Przed kapłaństwem klękam”
Z tego to względu kapłani winni być razem pomiędzy sobą, blisko
naszego społeczeństwa i z solidnym, ale ewangelicznym zakorzenieniem
w obecnym czasie.
6. Zatroskani o taką postawę wpatrujemy się w Pannę Najświętszą,
Królową Polski, Matkę Najwyższego Kapłana i Matkę Kościoła. To właśnie
od Niej uczymy się, jak mamy wyrażać naszą wdzięczność za dar kapłańskiego powołania. Wciąż mamy na ustach Jej słowa: „Wielkie rzeczy uczynił
mi Wszechmocny, Święte jest Jego imię” (Łk 1, 49).
Każdy kapłan czuje dobrze, że „W Maryi, Matce Najwyższego i Wiecznego
Kapłana, znajduje kapłan źródło przekonania, że razem z Nią jest «narzędziem
zbawczej łączności między Bogiem i ludźmi», chociaż w różny sposób: Najświętsza
Dziewica poprzez Wcielenie, kapłan przez wykonywanie władzy święceń. Więź
kapłana z Maryją jest motywowana nie tylko potrzebą opieki i pomocy: wynika
ona raczej z uświadomienia sobie sytuacji obiektywnej: bliskości Maryi jako Tej,
z którą «Kościół chce (...) wspólnie przeżywać tajemnicę Chrystusa»” (Kongregacja
ds. Duchowieństwa, Kapłan pasterz i przewodnik wspólnoty parafialnej, Watykan
04.08.2002).
Ku tej tajemnicy Chrystusa stale powracamy, sprawując Najświętszą
Ofiarę, posługując w konfesjonale, szafując pozostałe sakramenty, głosząc
Ewangelię. I ta tajemnica wciąż jest naszą fascynacją. Gdyż „Własnego kapłaństwa się boję, własnego kapłaństwa się lękam i przed kapłaństwem w proch
padam i przed kapłaństwem klękam” (ks. J. Twardowski).
Drogi Księże Infułacie, Drogi Współjubilacie, Księża Biskupi, kochani
kapłani, alumni, siostry zakonne i katolicy świeccy! Bogu niech będą dzięki
za ten dar kapłaństwa, niech będą dzięki za to dzisiejsze nasze zgromadzenie.
A Ciebie, nasza Matko i Królowo, prosimy, bądź zawsze blisko tajemnicy
każdego kapłaństwa. Bądź nadal obecna w kapłaństwie naszych Jubilatów,
bądź bliska dzisiejszemu Jubilatowi. O to się modlimy i tego Ci życzymy,
Księże Infułacie, z wdzięcznością i w duchowej jedności.
Amen.
Święcenia kapłańskie
Mołodeczno (Białoruś), dn. 22 maja 2004 r.
„Nie ma Eucharystii bez kapłaństwa,
tak jak nie istnieje kapłaństwo bez Eucharystii”
(Iz 61, 1–3a; 2 Kor 5, 14–20; Łk 22, 14–20. 24–30)
Ukochani Bracia i Siostry,
Drogi Diakonie Andrzeju!
1. Uroczystość święceń kapłańskich jest tym wydarzeniem, które samo
z siebie zachęca do pogłębionej refleksji nad tym sakramentem, który w sposób szczególny łączy w sobie tajemnicę Boga z tajemnicą człowieka. Jednoczy
zwłaszcza w Eucharystii.
Jesteśmy w tej szczęśliwej sytuacji, że od paru lat przybywa nam kapłanów.
Jest to wielki dar Bożej Opatrzności. Ale ten fakt może też stać się przyczyną
pewnego zobojętnienia na kapłaństwo, które po prostu jest. Spotykamy się
z nim przy ołtarzu, w konfesjonale, na ambonie, w kancelarii parafialnej, na
ulicy i w domu rodzinnym.
Dzisiaj natomiast Pan Bóg daje nam tę łaskę, że uczestniczymy w samym
obrzędzie święceń kapłańskich. Dlatego warto zadać sobie pytanie: czym jest
kapłaństwo, zwłaszcza od strony nadprzyrodzonej.
Prorok Izajasz, bliski najważniejszym momentom zbawczym, kieruje
naszą uwagę ku Trzeciej Osobie Trójcy Przenajświętszej. „Duch Pański nade
mną” przebywa i zaraz wyjaśnia dlaczego, „bo Pan mnie namaścił”. Kapłaństwo
ma więc Boże początki i zachowuje swoją tożsamość dzięki obecności Ducha
Świętego. Cel jest bardzo konkretny, gdyż to Ojciec Niebieski „posłał mnie,
by głosić dobrą nowinę”. Nie zapominajmy wszakże, iż to jeszcze jest Stary
Testament. Przyjście na świat Odkupiciela, Jego śmierć i zmartwychwstanie
349
„Przed kapłaństwem klękam”
czynią powołanie kapłańskie czymś nowym. Nie traci ono nic z dawniejszych
celów. Jednakże św. Paweł zauważa, że teraz „Miłość Chrystusa przynagla nas”.
Przynagla do jeszcze pełniejszego poświęcenia się kapłańskiej misji, która
dzięki Krzyżowi otrzymała nowe zadanie, gdyż „Bóg pojednał ze sobą świat,
nie poczytując ludziom ich grzechów, nam zaś przekazuje słowo jednania”. Stąd
to przejmujące wezwanie św. Pawła: „W imię Chrystusa prosimy: Pojednajcie
się z Bogiem”.
2. To nowe zadanie jest wyjątkowo ważne. Wymaga odpowiedniego przygotowania, którego przykład i wzór daje sam Syn Boży. Według św. Łukasza
Pan Jezus wyznaje: „Gorąco pragnąłem spożyć tę Paschę z wami, zanim będę cierpiał”. Spożycie tej Paschy złączyło się na zawsze z ustanowieniem nowego
kapłaństwa i sakramentu Eucharystii. Chrystus bowiem przemienia wino
i chleb w swoją krew i w swoje ciało. „To jest Ciało moje [...]”, a „Ten Kielich
to Nowe Przymierze we Krwi mojej”.
Jan Paweł II przypomina: „Zostaliśmy zrodzeni (jako kapłani) z Eucharystii [...]”, co więcej, Papież wyjaśnia: „Nie ma [...] Eucharystii bez kapłaństwa,
tak jak nie istnieje kapłaństwo bez Eucharystii” (List do kapłanów na Wielki
Czwartek 2004, 2).
Ta szczególna więź ukazuje nam zawsze nową wizję Chrystusowego
kapłaństwa, w którym służebność znajduje swój najwyższy wymiar w Jezusowej ofierze na krzyżu. Została ona złożona za nas wszystkich, dla naszego
zbawienia. To ona uzdalnia nasze kapłaństwo do pełnienia tego wyjątkowego
posłannictwa, jakim jest jednanie ludzi z Panem Bogiem, które wyraża się
najpełniej dzięki Eucharystii.
„Urząd kapłański – mówi Jan Paweł II – który nie może nigdy sprowadzać
się jedynie do aspektu funkcjonalnego, ponieważ wpisuje się w płaszczyznę «istnienia», czyni kapłana zdolnym do działania in persona Christi i znajduje swój
punkt kulminacyjny w momencie, w którym dokonuje on konsekracji chleba i wina,
powtarzając gesty i słowa Jezusa z Ostatniej Wieczerzy” (tamże, 2).
3. Kapłan jest więc tym, który działa in persona Christi, po polsku niekiedy to wyrażenie tłumaczymy jako działanie w imieniu Chrystusa. Ale ono
oznacza coś więcej, gdyż mówi o tym, że kapłan działa zjednoczony z osobą
Chrystusa, w osobie Chrystusa! A to wymaga poważnego i wszechstronnego przygotowania. Kościół bardzo się martwi i troszczy o to, aby każdy
kandydat do kapłaństwa był w pełni świadomy szczególnego charakteru
350
„Nie ma Eucharystii bez kapłaństwa, tak jak nie istnieje kapłaństwo bez Eucharystii”
swego powołania i późniejszej działalności. Z tego wywodzą się te pytania,
które tuż przed święceniami stawia Tobie, drogi diakonie, biskup. Pyta Cię,
czy chcesz pełnić urząd prezbitera jako gorliwy współpracownik biskupa,
czy chcesz pilnie i mądrze pełnić posługę słowa..., pobożnie i z wiarą
sprawować misteria Chrystusa, wypraszać Boże Miłosierdzie? Następnie
postawię Ci niesłychanie istotne pytanie: czy chcesz ściślej jednoczyć się
z Chrystusem, Najwyższym Kapłanem, który z samego siebie złożył Ojcu
za nas nieskalaną Ofiarę? Czyli inaczej mówiąc, czy jesteś gotów na złożenie
takiej samej Ofiary?
Dopiero po otrzymaniu pozytywnej odpowiedzi będę się modlił razem
z całym Kościołem o godność prezbiteratu dla Ciebie, o odnowę Ducha
świętości w Twoim sercu, o wierność przyjętym zobowiązaniom, o należyte postępowanie i Twój przykład nakłaniający wiernych do poprawy
obyczajów.
4. Drogi diakonie Andrzeju, oto teraz stoisz u progu, jakże pięknej,
rzeczywistości. To w niej spotyka się tajemnica Boga pełnego miłosierdzia
z tajemnicą człowieka błagającego o miłosierdzie. To dzięki niej kapłaństwo
ma przed sobą tak wielką misję do spełnienia. Wszędzie jest ono potrzebne,
ale szczególnie tutaj, na tej ziemi, na której ludzie przez dziesiątki lat cierpieli
i modlili się w intencji nowych powołań. Pan wysłuchał tych próśb. Twoje
święcenia kapłańskie są tego potwierdzeniem. Kiedy pierwszy raz kilkanaście
lat temu stanąłeś przy ołtarzu w Lipniszkach, pełniąc posługę ministranta, nie
myślałeś nawet o tym, że po jakimś czasie będziesz mógł otrzymać święcenia
kapłańskie. Wtedy nie sięgałeś nawet pulpitu. Ojciec Karol przystawiał ci
specjalny stołeczek, abyś mógł czytać Pismo Święte.
W roku śmierci swego byłego proboszcza otrzymujesz święcenia kapłańskie, podejmując Jego misję. Jakże ten fakt przypomina czasy, kiedy blisko sto
lat temu trwały prześladowania Kościoła w Meksyku, gdzie postanowiono
pozbawić życia wszystkich kapłanów. W jednej z prowincji (guberni) gubernator już był bliski wypełnienia tego okrutnego planu. Po kilku latach pościgu,
posługując się przekupstwem i podstępem, zdołał pojmać jedynego kapłana,
który jeszcze na tym terenie przebywał. Wydał nań wyrok śmierci. Chcąc zaś
nadać wyjątkowy charakter egzekucji, polecił, aby wszyscy dorośli mieszkańcy
miasta, gdzie była jego siedziba, przyszli na ten moment na centralny plac.
Niemalże w tej samej chwili, gdy ustawiał się oddział żołnierzy, aby dokonać
egzekucji, dał się słyszeć głos syreny statku, który przybił do brzegu. Wysiad-
351
„Przed kapłaństwem klękam”
ło z niego wiele osób, a po kilku minutach do jednego z mieszkań zapukał
pewien mężczyzna, który przypłynął statkiem. Rodziców w domu nie było,
znajdowali się na centralnym placu. Drzwi otworzył chłopiec, syn. Obaj,
stojąc naprzeciw siebie usłyszeli strzały egzekucyjnej kompanii. I wtedy to
nieznany mężczyzna przedstawił się chłopcu: „jestem katolickim kapłanem”.
To Jezus Chrystus go przysłał.
5. Tak to Pan Bóg miesza plany swoich wrogów. Pozornie wbrew wszelkim oczekiwaniom posyła kapłanów, aby pełnili swoją misję, aby ludzie mogli
korzystać z tych darów, które Chrystus Pan wysłużył nam na krzyżu.
Twoja droga do kapłaństwa, kochany Andrzeju, i Twoje święcenia – są
tego dowodem. Niech będzie Pan Bóg uwielbiony za okazywaną ludziom
troskliwość, za obecność kapłanów w każdym czasie i na każdej ziemi.
Z wdzięcznością także myślimy dzisiaj o wszystkich kapłanach, którzy
pracowali na tej ziemi w najtrudniejszych latach. Nie możemy zapomnieć
zarówno o. Karola Szczepanka z Lipniszek, jak i tych, którzy głosili Chrystusa tu, w Mołodecznie.
Z wdzięcznością chcemy pamiętać o matkach i ojcach, o całych rodzinach
oddanych sprawie Bożej, troszczących się o wychowanie każdego pokolenia
w duchu wiary i więzi z Kościołem powszechnym. Za ten Kościół także
pragniemy się gorąco modlić, a zwłaszcza za Jego widzialną głowę – Ojca
Świętego Jana Pawła II.
Modlitwą naszą obejmujemy cały rodzinę Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów, wszystkich braci rozproszonych po całym świecie, dziękując Panu
Bogu zwłaszcza za tych, którzy dają franciszkańskie świadectwo na ziemi
Mickiewicza, Kościuszki i Sługi Bożego biskupa Zygmunta Łozińskiego.
Ciebie zaś, Bracie Andrzeju, polecamy szczególnej opiece Matki Bożej,
która z ogromną miłością przychodzi z pomocą każdemu kapłanowi. Niech
będzie Twoją Matką i Królową, niech będzie Twoją najpewniejszą Przewodniczką we wszystkich okolicznościach życia i na każdej ścieżce kapłańskiego
posługiwania.
6. Wtedy spełni się obietnica Pana Jezusa wyrażona także w modlitwie
konsekracyjnej. Twoja wytrwałość zaś sprawi, że Chrystus będzie mógł
potwierdzić to, co powiedział dwadzieścia wieków temu do apostołów:
ponieważ „Wyście wytrwali przy Mnie w moich przeciwnościach. Dlatego i Ja
przekazuję wam królestwo”.
352
„Nie ma Eucharystii bez kapłaństwa, tak jak nie istnieje kapłaństwo bez Eucharystii”
Wówczas wypełnią się również słowa modlitwy konsekracyjnej: „Niech
przez (twoje) posługiwanie wszystkie narody zjednoczą się w Chrystusie i staną się
jednym ludem, który osiągnie pełnię doskonałości w Twoim królestwie”.
Ojcze Andrzeju, kochany ojcze Andrzeju, niech tak się staje zawsze
i wszędzie tam, gdzie będziesz pełnił kapłańską posługę.
Amen.
Święcenia diakonatu
Drohiczyn, dn. 17 czerwca 2005 r.
„Rozpoznawszy Pana...” (Łk 24, 33)
Drodzy kandydaci do diakonatu!
1. Rok Eucharystii, w którym uczestniczymy, a który na zawsze pozostanie w Was z racji przyjęcia dzisiaj święceń diakonatu, z woli Ojca Świętego
koncentruje naszą uwagę na zachowaniu się dwóch uczniów, najpierw uchodzących z Jerozolimy, a następnie powracających do niej od strony Emaus.
„Rozpoznawszy Pana, dwaj uczniowie z Emaus «w tej samej godzinie wybrali
się» (Łk 24, 33), aby przekazać to, co zobaczyli i usłyszeli. Kiedy naprawdę doświadczyło się Zmartwychwstałego, pożywając Jego Ciało i Jego Krew, nie można
zatrzymać tylko dla siebie przeżywanej radości” (Jan Paweł II, Mane nobiscum,
Domine, 24).
Święcenia diakonatu mają w sobie coś z tamtego doświadczenia. Wprowadzają bowiem w coraz większą zażyłość z Jezusem. Eucharystia staje się
wyjątkowo bliska także przez diakońską posługę. Ale najpierw Eucharystia
dokonuje przemiany wewnętrznej, za którą idzie nasze wzrastanie w świętości. Dwaj uczniowie Pańscy byli pełni lęku, obawiali się uwięzienia, a może
nawet i tortur. Uchodzą więc z Jerozolimy. Ale spożywając Ciało i Krew
Pana, stali się inni. Inaczej też zaczynają postępować. Minął lęk, opuściły
ich wszelkie obawy. Powracają do Jerozolimy, aby dać świadectwo, także
swoim życiem.
2. Każdy ochrzczony jest wezwany do dawania świadectwa o Jezusie.
Dzieło ewangelizacyjne wypływa z naszej wiary i miłości względem Zbawiciela. Wiąże się również z miłością bliźniego. Papież wyraźnie pisze: „... nie
354
„Rozpoznawszy Pana...” (Łk 24, 33)
można zatrzymać tyko dla siebie przeżywanej radości”. Z tego wypływa duch
misyjny. Misja ewangelizacyjna jednak winna mieć swoje oparcie w życiu,
w duchu służby.
Z tego to względu winniśmy pamiętać, że „Do tej misji Eucharystia daje
nie tylko siłę wewnętrzną, pisze Jan Paweł II, ale również – poniekąd – «program».
Jest ona bowiem pewnym sposobem bycia, który chrześcijanin przejmuje od Jezusa,
a przez jego świadectwo ma promieniować na społeczeństwo i kulturę. Aby do tego
doszło, każdy wierny musi przyswoić sobie w medytacji osobistej i wspólnotowej
wartości, jakie wyraża Eucharystia, postawy, jakie podpowiada, życiowe zamiary,
jakie wzbudza” (tamże, 25).
Wychowawczy wymiar Eucharystii, który ma swoje odniesienie do
wszystkich wiernych, w sposób wyjątkowy dotyczy formacji do kapłaństwa
i jakby stanowi najważniejszy jej aspekt w dziedzinie diakonii.
Ewangelizacja w pełnym zakresie nie przyniesie oczekiwanych owoców,
jeżeli nie będzie swoistą diakonią, ukierunkowaną na wyzwalanie się w każdym
człowieku ducha wrażliwości na prawdę i miłość. Co więcej, bez tych treści
ewangelizacja może okazać się pozorna.
3. O tym mówi także Księga proroka Jeremiasza. Sam prorok wyznaje, że
„Pan skierował do mnie następujące słowa: «Zanim ukształtowałem cię w łonie matki,
znałem cię, poświęciłem cię, nim przyszedłeś na świat, ustanowiłem cię prorokiem dla
narodów»” (Jr 1, 4). I na nic zdały się obawy samego zainteresowanego. Ma
iść, gdzie będzie posłany, otrzymując najwspanialszą obietnicę: „Nie lękaj się,
bo jestem z tobą, by cię chronić” (Jr 1, 8). Ten, który ma mówić w imieniu Boga,
nie powinien marnować czasu na troskę o siebie samego, na zabezpieczenia
materialne, gdyż Pan jest z nim. Dobroć Boża nie ogranicza się jedynie do
tego. Idzie dalej: „Oto kładę moje słowa w twoje usta” (Jr 1, 9).
Jakiż to przejmujący wyraz zaufania?! Ale dla was, drodzy diakoni, którzy
macie przed sobą kapłańską posługę, jest to także zobowiązanie. Trzeba się
uwalniać od wszystkiego, co nie jest słowem Boga! Należy gdzieś daleko
odrzucić wszelkie osobiste kryteria, wartościowania. Słowa Boga potrzebują
dużo wolnego miejsca w umyśle, sercu i na ustach.
Jak zaś do tego mamy dochodzić, poucza nas św. Paweł w Liście do Tymoteusza: „Diakonami winni być ludzie godni, w mowie nieobłudni...” (1 Tm 3, 8).
Ważne jest poczucie godności, które ma swoje korzenie w Chrystusowym
zaufaniu. Chrystus nas pierwszy umiłował. On też martwi się o to, czy wytrwamy w Jego miłości.
355
„Przed kapłaństwem klękam”
Każde zdanie z dzisiejszej Ewangelii to bogaty w treści zarys duchowej
formacji diakońskiej, która wyrasta z Chrystusa, na Nim jest zbudowana i ku
Niemu prowadzi was, drodzy kandydaci do diakonatu, i tych, do których
będzie docierała wasza posługa.
4. Na zawsze zapamiętajcie to jakże ważne zapewnienie Pana Jezusa.
Niech ono będzie dla was światłem wskazującym drogę i dzwonkiem poruszającym wasze sumienie. Zagrożeń przecież nie zabraknie. Pokusy będą
dawały o sobie znać. A zło tylko czeka, aby zniszczyć jakikolwiek przejaw
dobra.
Z pewnością będziecie potrzebowali pomocy, Syn Boży nie obiecuje nam
łatwego życia . I dlatego z taką mocą zapewnia nas o swojej miłości, pamięci.
A najważniejsze jest to, że w pewnej mierze bierze odpowiedzialność za wasze powołanie. „Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem
was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał – aby wszystko dał
wam Ojciec, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje. To wam przykazuję, abyście
się wzajemnie miłowali” (J 15, 16–17).
Kochani kandydaci do diakonatu, czy może być dla was piękniejsza
perspektywa? Przyjmijcie ją całą swoją osobowością, całym sercem, całym umysłem i całą duszą. Na zawsze pamiętajcie, że rozpoznawszy Pana,
w miejscu stać nie można.
Amen.
Święcenia kapłańskie
Bielsk Podlaski, dn. 18 czerwca 2005 r.
Życie i praca na płaszczyźnie darów
Drodzy kandydaci do kapłaństwa!
1. Sobór Watykański II w konstytucji o Kościele „Lumen gentium” zwraca uwagę na to, że kapłan pełni swoją misję, dzięki „władzy, jaką się cieszy
w osobie Chrystusa (in persona Christi)” (Jan Paweł II, Ecclesia de Eucharistia,
29, por. Lumen gentium, 10 i 28).
Według Jana Pawła II „wyrażenie in persona Christi” znaczy więcej niż
w imieniu czy w zastępstwie Chrystusa. In persona to znaczy: „w swoistym sakramentalnym utożsamieniu się z Prawdziwym i Wiecznym Kapłanem, który Sam
tylko Jeden jest prawdziwym i prawowitym Podmiotem i Sprawcą tej swojej Ofiary
– i przez nikogo właściwie nie może być w jej spełnianiu wyręczony” (tamże, 29).
Osoba Chrystusa jawi się więc dzisiaj nam i wam, drodzy kandydaci do
kapłaństwa, jako Ktoś Kto zaprasza was do pełnego zjednoczenia ze względu
na misję szerzenia Królestwa Bożego na ziemi oraz z racji perspektywy, jaka
czeka nas w szczęściu wiecznym.
To Chrystus was zaprasza. To On chce być razem z wami, a nawet w was.
To On bierze za was odpowiedzialność. To On was umacnia i pokrzepia.
Ale... On będzie również cierpiał z wami albo z waszego powodu, jak to
już miało miejsce zwłaszcza w pierwszym Wielkim Tygodniu przed blisko
dwoma tysiącami lat.
2. Za waszym zaś pośrednictwem Pan Jezus pragnie być darem dla
wszystkich, którzy odważą się wyznać wiarę w Niego. Dzięki natomiast
kapłańskiej posłudze, co w Roku Eucharystii z mocą należy podkreślić,
357
„Przed kapłaństwem klękam”
Eucharystia od dziś przez was sprawowana „jest darem, który przewyższa”
wszystko. Co więcej, to dzięki waszej posłudze kapłańskiej następuje również zjednoczenie „konsekracji eucharystycznej z ofiarą Krzyża i z Ostatnią
Wieczerzą” (tamże).
Dar przyjmujemy ze zrozumieniem i wdzięcznością, zwłaszcza gdy tym
darem jest Jezus Eucharystyczny. Za dar staramy się darem odwdzięczać. Tak
to wygląda w naszych ludzkich zachowaniach. Chrystus natomiast jeden dar
ubogaca drugim darem, czyli kapłaństwem.
Każda wspólnota wierzących, pisze Jan Paweł II, „potrzebuje kapłana
z mocą święceń, który będzie jej przewodniczył, ażeby była prawdziwie wspólnotą
eucharystyczną. Z drugiej strony wspólnota nie jest w stanie sama z siebie ustanowić
sobie kapłana z mocą święceń. Jest on darem, który wspólnota otrzymuje dzięki
sukcesji biskupiej pochodzącej od Apostołów” (tamże).
Dar kapłaństwa służy więc darowi Eucharystii, a dar Eucharystii służy
darowi kapłaństwa. Jest to przedziwna wymiana darów, która ma swój początek na Ostatniej Wieczerzy, a źródło w Chrystusowej miłości ku nam.
3. Płaszczyzna daru jest wyjątkowo twórcza w życiu duchowym. Umożliwia pełny rozwój wewnętrzny, sprzyja przezwyciężaniu każdej słabości.
Uczestnicząc w darze, a nawet w darach, nie można zapominać o wdzięczności, o potrzebie przynajmniej skromnego odwzajemniania się.
Na taką postawę liczy Pan Jezus. Z tego względu nie lęka się przekazania
nam również darów Ducha Świętego, abyśmy byli w stanie podjąć wezwanie
do głoszenia Ewangelii i skutecznie je wypełniali.
Mówił o tym już prorok Izajasz. Macie głosić „dobrą nowinę ubogim”,
„opatrywać rany serc złamanych”, „zapowiadać wyzwolenie jeńcom”. Będziecie „obwieszczać rok łaski Pańskiej”, ale też i „dzień pomsty naszego Boga”. A wreszcie
przekażecie tym, którzy was słuchać będą, „olejek radości zamiast szaty smutku”
(por. Iz 61, 1–3a).
Są to wyjątkowe zadania. Należy do nich solidnie się przygotowywać.
Wasze przygotowanie zaczęło się bardzo wcześnie, już w rodzinnym domu,
a potem było widoczne w życiu religijnym, w praktykach, w nauce szkolnej.
Jego intensyfikacja nastąpiła w seminarium. Nadal wszakże trzeba przykładać się „do czytania”, jak pisze św. Paweł. W żadnym wypadku nie wolno
zaniedbywać w sobie „charyzmatu, który został (...) dany”. Tak, kapłaństwo
korzysta ze szczególnego charyzmatu, a nawet z charyzmatów. Jest nam dane,
jest więc wyjątkowym darem.
358
Życie i praca na płaszczyźnie darów
Mamy się w nim ćwiczyć, „aby (...) postęp widoczny był dla wszystkich”
(1 Tm 4, 15). Pracy bowiem będzie dużo. Należycie winniśmy się troszczyć
o stały rozwój, aby nie zabrakło nam ani ducha, ani serca, ani kompetencji.
Żniwo jest wielkie (por. Łk 10, 2).
4. Wiemy o tym dobrze, żyjąc w czasie pontyfikatu Jana Pawła II. Jutro
zaś odbędzie się beatyfikacja trzech kapłanów, a ich życiorysy wyraźnie mówią o wielkości tego żniwa, które chyba wciąż rośnie. Przypatrzmy się tym
naszym poprzednikom.
a) Ksiądz Ignacy Kłopotowski, urodzony w Korzeniówce, został
ochrzczony w naszej katedrze, wyświęcony w Lublinie. Jako kapłan pracuje
w Lublinie i Warszawie. W końcu przenosi się na stałe do Warszawy. Poświęca
się pracy z najbardziej potrzebującymi wsparcia i to we wszystkich dziedzinach oraz wychodzi naprzeciw potrzebom w zakresie środków komunikacji
społecznej. Jego profetyczne przeżywanie daru kapłaństwa sprawiło, że i po
śmierci jest ciągle darem, darem dla każdego nowego pokolenia. Zgromadzenie
Sióstr Loretanek, któremu dał początek, z wielkim poświęceniem dzieli się
tym darem, zwłaszcza przez realizację Jego programu ewangelizacyjnego.
b) Ksiądz Bronisław Markiewicz, założyciel zgromadzenia Michalitów
i Michalitek, stanowi przykład, jak trudny jest los proroka. Wymaga wielu
poświęceń, ale jest też łaską dla całego otoczenia. Troska ks. Bronisława
Markiewicza o nasze obyczaje, o trzeźwość i wstrzemięźliwość – ciągle jest
aktualna.
c) Ksiądz Władysław Findysz zmarł w wieku 57 lat wskutek komunistycznych represji. A było to niemal za naszych dni, gdyż w roku 1964. Przeżył
pokazowy proces i więzienie. Dzisiaj może pomagać nam w wyzwalaniu się
z komunistycznej pajęczyny, która czyha wciąż na każde dobro, pozbawiając
je swobody lotu.
5. Jutrzejsze beatyfikacje są kolejnymi darami, jakie zawdzięczamy Janowi
Pawłowi II. To On w naszych czasach dążył tak bardzo, aby zasiewać ziarna
świętości w ludzkich sercach, a umysły i wyobraźnie zapełniać świadkami
świętości. Naszym czasom niczego tak nie potrzeba jak uczciwości, jak po
prostu – świętości.
Drodzy diakoni, za chwilę otrzymacie święcenia prezbiteratu. Proszę
was, nie zapominajcie, że otrzymujecie ten dar, aby stawać się darem dla
innych.
359
„Przed kapłaństwem klękam”
Nie zapominajcie wreszcie i o tym, że jesteście pokoleniem Jana
Pawła II, jednego z największych darów, jaki ludzkość otrzymała na przełomie tysiącleci.
Bądźcie więc darem, jako kapłani darem Chrystusowym, na wzór Jana
Pawła II, za przykładem Maryi, Niewiasty Eucharystii. Pamiętajcie zawsze,
że jesteście darem.
Amen.
I Niedziela Wielkiego Postu
Ustanowienie alumnów w lektoracie i akolitacie
Drohiczyn, dn. 5 marca 2006 r.
O dobre przygotowanie do kapłaństwa
(Rdz 9, 8–15; 1 P 3, 18–22; Mk 1, 12–15)
Drodzy Bracia i Siostry!
1. Księga Rodzaju w odczytanym przed chwilą fragmencie przenosi
nas w czasy Noego i przypomina obietnicę, jaką Pan Bóg złożył zaraz po
Potopie: „Oto Ja zawieram przymierze z wami i z waszym potomstwem, które po
was będzie; z wszelką istotą żywą” (Rdz 9, 9–10). Tamto Przymierze nabrało
nowego znaczenia, wedle św. Piotra dzięki temu, że „Chrystus raz umarł
za grzechy, sprawiedliwy za niesprawiedliwych, aby was do Boga przyprowadzić”
(1 P 3, 18). Przymierze bowiem mogło się wypełniać tylko wtedy, kiedy
naród wybrany, do którego zostaliśmy włączeni przez Chrzest Święty, starał
się trwać w wierze, dochowywał zobowiązań, które go dotyczą.
Nie przychodziło to łatwo. Cały Stary Testament obfituje w liczne przykłady niewierności ze strony potomków Abrahama. Było tam miejsce na
otwarty bunt, na ukryty sprzeciw, na zawieranie przymierza z bałwochwalcami
i wiele innych grzechów i niewierności.
Stwórca niepomny na te zdrady posyłał proroków i kapłanów, aby starali
się umacniać swoich braci w dobrym postępowaniu, w dochowywaniu wierności Panu Bogu. To wszystko nie wystarczało. Nadszedł w końcu czas, by
Syn Boży zstąpił na ziemię i odnowił dawne Przymierze, aby je zabezpieczył
i jeszcze skuteczniej zachęcił ludzi do wierności. Czynił to nauczając i dając
dobry przykład. A teraz zaprasza nas do stałej współpracy w Kościele, który
ubogaca sakramentami. Daje wreszcie początek nowemu kapłaństwu.
361
„Przed kapłaństwem klękam”
2. I oto dzisiaj tutaj, w tej kaplicy seminaryjnej, stajemy się świadkami
wielkiej tajemnicy, jaką jest kapłaństwo Chrystusowe. Uczestniczymy w dwóch
etapach dojrzewania do jego pełni – w ustanowieniu lektorów i akolitów.
Ojciec Święty Benedykt XVI w przemówieniu skierowanym do nas w czasie
wizyty „ad Limina Apostolorum” apelował, abyśmy zabiegali o właściwych wychowawców, zwłaszcza ojców duchownych, którzy „są powołani do spełniania
wymagającego zadania kształtowania ducha i weryfikowania uczuciowej gotowości
seminarzystów do podjęcia zadań kapłańskich” (Benedykt XVI, Do biskupów
polskich, Pallottinum, Poznań 2005, s. 19).
Etapy zakorzeniania się w kapłaństwo mają prowadzić zarówno do
bardziej owocnego kształtowania ducha, jak i weryfikowania gotowości
do szczerego podjęcia się misji ewangelizacyjnej, pełnionej zawsze w imię
Jezusa Chrystusa, którego „Duch wyprowadził (...) na pustynię”, jak słyszeliśmy w dzisiejszej Ewangelii. Przebywał tam czterdzieści dni i nie uniknął
szatańskiego kuszenia.
Drodzy alumni, wam może się wydawać, skoro przebywacie w tych
świętych murach seminaryjnych, że nie musicie się lękać jakichkolwiek zasadzek i pokus. A tymczasem może być inaczej. Szatan nie lubi atakować tych,
którzy są mu bliżsi. Szatan całą swoją agresję skierowuje w odniesieniu do
tych, którzy pragną być bliżej Chrystusa, pamiętając również o tych, którzy
czekają na dobrego pasterza.
3. Dotychczasowe lata spędzone w seminarium miały w sobie wiele
z klimatu pustyni: ograniczone kontakty ze światem, skupienie modlitewne
– to wszystko połączone z osobistym i szczerym zaangażowaniem z pewnością będzie owocowało. Bowiem „czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże.
Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. To są słowa Syna Bożego. Wypełnił się
czas przygotowania do lektoratu. Bliższe staje się kapłaństwo. Macie wierzyć
w Ewangelię, którą będziecie przekazywać innym, a służąc Słowu Bożemu
najskuteczniej będziecie szerzyć królestwo Boże. Drodzy bracia alumni,
pytam was, czy wierzycie w Ewangelię? Jeżeli tak, to z radością ustanawiam
was lektorami.
„Czas się wypełnił” także dla was, którzy pragniecie być akolitami. Chcecie
być bliżej Pana Jezusa Eucharystycznego. Nie może wam być obca duchowość
eucharystyczna, o której tak przekonująco nauczał Sługa Boży Jan Paweł II.
Początek tej duchowości tkwi w nawróceniu serca, umysłu i woli ku Temu,
który nas do końca umiłował (por. J 13, 1). Trudne może być niekiedy na-
362
O dobre przygotowanie do kapłaństwa
wracanie się, gdyż wymaga oderwania się od siebie, od własnych kryteriów
i programów. Czy tak rozumieliście założenia życia seminaryjnego? Czy
byliście gotowi w słowach wychowawców i przełożonych odnajdywać, może
czasami z dużym wysiłkiem, wolę Bożą? Teraz lepiej rozumiecie znaczenie,
jakie ma przebywanie na pustyni, na pustyni duchowej, tak potrzebnej dla
uformowania postawy zawierzenia Panu Jezusowi, Najwyższemu Kapłanowi.
Jeżeli korzystaliście z tego, to z ufnością ustanawiam was akolitami!
4. Nadejdzie czas, kiedy poza nami zostanie pustynia zewnętrzna. I wtedy nie zapominajmy o słowach Psalmisty: „Daj mi poznać Twoje drogi, Panie,
naucz mnie chodzić Twoimi ścieżkami. Prowadź mnie w prawdzie według Twych
pouczeń” (Ps 25[24]). Teraz te drogi są wam znane. Słyszycie o nich w czasie
konferencji ascetycznych. Mówią o nich profesorowie. Obecnie nie macie
kłopotów z rozpoznawaniem ścieżek Bożych, które wyznacza Duch Święty,
zwłaszcza gdy trwacie na modlitwie.
A jak będzie jutro? Co będzie później? Obrzęd ustanowienia w lektoracie
i akolitacie wskazuje na Pismo Święte i Eucharystię. I to jest najistotniejsze.
Tylko pamiętajcie o tym, zachowujcie to w głębi waszego sumienia. Za
św. Piotrem przez kolejne lata przygotowania i potem przez całą posługę
kapłańską nie zapominajcie wciąż prosić Pana Boga „o dobre sumienie, dzięki
zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa”. I bądźcie ufni. I bądźcie spokojni. On
jest z wami.
Amen.
Święcenia diakonatu i prezbiteratu kandydatów
z Prowincji Matki Bożej Anielskiej Braci Mniejszych
Kraków, dn. 15 maja 2006 r.
„Wstań i idź” (Dz 8, 26)
(Dz 8, 26–40; 1 P 5, 1–4; J 10, 11–16)
Drodzy kandydaci do diakonatu i kapłaństwa!
1. Wezwanie
Opis spotkania św. Filipa z Etiopczykiem na trasie powrotu tego ostatniego do Etiopii, z dzisiejszego pierwszego czytania, jest tak barwnie przedstawiony, iż niemal każdy z nas chciałby wziąć w nim udział. Ale plastyka
i obrazowość narracji nie mogą nam przysłonić tego, co w tym opisie jest
najistotniejsze.
Obie postacie znajdują się w różnych sytuacjach. Filip jest pełen Ducha
Świętego, już dawno dokonał wyboru i poszedł za Chrystusem. Etiopczyk
jest człowiekiem poszukującym. Ci dwaj zupełnie – wydaje się nieoczekiwanie – spotykają się ze sobą. Dlatego wypada zwrócić uwagę na Tego, który
doprowadził do ich zbliżenia. Dzieje Apostolskie mówią o Aniele Pańskim,
który spełnia rolę wysłannika Bożego, gdyż to Stwórca, Najlepszy Ojciec
interesuje się każdą i każdym z nas.
Jest ciągle z nami, chociaż my o tym nie wiemy. Nie musimy wiedzieć, ważne,
abyśmy byli wrażliwi na Jego obecność, żebyśmy o Nim pamiętali. Z pewnością
pamiętał o Bogu podróżny, który przecież czytał Pismo Święte. Filip w tym
czytaniu ma wiele do powiedzenia. To do niego Bóg kieruje wyraźne polecenie:
„Wstań i idź [...]”. I to jest decydujące. Mamy wstać i iść. Wszystko zaś, co
potem nastąpi, jest już konsekwencją naszego zawierzenia woli Bożej.
364
„Wstań i idź” (Dz 8, 26)
2. Zaproszenie przyjęte
To do was, drodzy diakoni, to do was, kochani akolici, przed laty zwrócił
się Pan Jezus w podobny sposób: „Wstań i idź[...]”. Może w tym wypadku
posłużył się spowiednikiem, gdzieś na drodze życia spotkanym Synem
św. Franciszka, a może książką. Anioł Pański ma wiele postaci. Panu Bogu
dziękujemy razem z wami za waszą gotowość. Poszliście. Wykorzystaliście
czas próby do wzmocnienia wagi Chrystusowego wezwania. W okresie nowicjatu poznawaliście Orędzie Syna Bożego przeniesione w życie ludzkie
w świętości Biedaczyny z Asyżu. W seminarium przygotowywaliście się,
aby móc przyjść z pomocą tym, którzy was zapytają: co w tej książce jest
napisane? jakie kryteria w ludzkim postępowaniu są istotne? gdzie szukać
odpowiedzi na liczne znaki zapytania?
Wielu jest bowiem takich, którzy chcą przyjść do Jezusa, ale niestety, nie
znajdują pomocy. Tłumaczą się: „Jakże mogę rozumieć, jeśli mi nikt nie wyjaśni?”.
Zostaliście więc zaproszeni, aby wychodzić naprzeciw ludzkim niepokojom,
ludzkim poszukiwaniom.
Razem z wami dzisiaj dziękujemy Panu Bogu za to przedziwne zaproszenie, a jeszcze serdeczniej wyrażamy naszą wdzięczność za to, że Pan dał
wam moc i światło, aby zrozumieć Jego głos i pójść za Nim!
3. Orędzie fatimskie
Dzisiaj przywołujemy w pamięci dwa wydarzenia. Pierwsze miało
miejsce 89 lat temu, kiedy Matka Boża ukazała się trójce dzieci w Fatimie.
Potem, spotykając się z nimi, przekazywała im swoje przesłanie. Dzieliła
się z nimi swoją postawą, pogodą ducha i modlitwą, zwłaszcza różańcową.
Drugim wydarzeniem był zamach na życie Jana Pawła II, dokonany na placu
św. Piotra na oczach tysięcy ludzi 25 lat temu. Zło chciało zatriumfować,
rzucić wyjątkowo tragiczne wyzwanie, jakby mówiąc światu, że nie ma żadnej
siły, która może się mu oprzeć, nie ma ani osoby, ani miejsca świętego, które
byłoby w stanie je odstraszyć. Czymże innym wytłumaczyć ten straszliwy
plan zabójstwa Ojca Świętego w czasie środowej audiencji publicznej, we
wspomnienie fatimskich objawień w maju?
Ale plany te zostały pokrzyżowane, Maryja uratowała życie Ojcu Świętemu. Matka Najświętsza kolejny raz ukazała się jako najlepsza nasza Opiekunka.
Dlatego z jeszcze większą ufnością, ze spokojem przyjmijcie, drodzy bracia,
wasze święcenia. Tragedia majowa z roku 1981 zaproszeniu Chrystusa, wyrażonemu w słowach: „Pójdź za Mną”, dodała nową wizję, dodała ducha!
365
„Przed kapłaństwem klękam”
4. W duchu służebnym
Za Chrystusem można podążać wieloma drogami. Ale wybraliście
przykład św. Franciszka. Do niego także przemawiał Anioł Pański, a był
nim trędowaty, żebrak potrzebujący okrycia i wreszcie krzyż z San Damiano. Nie była to łatwa decyzja. Franciszek bowiem już miał określoną swoją
przyszłość. Jednak modlitwa i gotowość do poświęceń pozwoliły, że głos
Pana przeniknął do głębi Franciszkowego serca. I poszedł za Jezusem, oddając się bez reszty, służąc ludziom. Zawierzenie woli Bożej sprawiło, że nie
brakowało mu sposobów ani pomysłów, jak tę służbę wypełniać. Pełni ją do
dzisiaj: „wychodząc [...] z Pisma”, opowiada wciąż „Dobrą Nowinę o Jezusie”
przez swoich naśladowców, przez was i przez nas.
Od wielu wieków jest dla milionów ludzi wyjątkowym diakonem zakochanym w Miłości i tym szczególnym darem pragnie przepajać nasze życie. Z tego
względu św. Franciszek ma wiele do powiedzenia wam, drodzy kandydaci do
diakonatu, bracia: Cyprianie i Macieju! To właśnie On tak bardzo pragnął
służyć każdemu człowiekowi. Według Chestertona nasz Założyciel dokonał
największej rewolucji społecznej: drogą ewangelicznej służby przemienił system feudalny. Uczynił to w sposób sobie właściwy, czyli zaczynając od siebie.
W tamtych czasach ustrój społeczny miał kształt piramidalny. Na górze był
władca, a na samym dole ci, którzy służyli. Franciszek odwrócił tę piramidę,
sam został na dole, aby służyć, a wszystkich ludzi uznał za swoich panów.
Potrzebę takiej postawy przypomniał nam Ojciec Święty Benedykt XVI
w czasie święceń kapłańskich, których udzielił w minioną niedzielę, wyrażając
obawę, że niekiedy dają się zauważyć inne motywacje na drodze powołania
kapłańskiego, a brakuje ducha służby. Wasza postawa, przyszli diakoni, niech
rozwieje wszelkie obawy i każdy niepokój Ojca Świętego.
5. Zawierzyć Miłości
Pragnę teraz kilka słów skierować do Was, którzy za chwilę staniecie się
kapłanami Jezusa Chrystusa, według Jego Serca. Dla was przykład św. Franciszka ma również duże znaczenie. Jego szacunek dla kapłanów urzeka
wszystkie pokolenia, skłania także nas, abyśmy pamiętali, że taka postawa
zobowiązuje do owocnego korzystania z tego daru, zgodnie z oczekiwaniami
Syna Bożego.
Święty Piotr w pierwszym Liście kładzie nacisk na potrzebę oddania się
woli Bożej i gorliwości osobistej ze strony kapłanów, w pełnieniu ich służby.
Macie być żywym przykładem takiego pełnienia misji kapłańskiej.
366
„Wstań i idź” (Dz 8, 26)
Papież Benedykt XVI podczas już wspomnianych święceń, nawiązując do
Ewangelii św. Jana, zwraca uwagę na trzy cechy, które winny wyróżniać dobrego
kapłana: „[...] oddaje on swoje życie za owce, zna je i one go znają, służy jedności
[...]”. Z pewnością są one drogie i dla was, kochani diakoni i bracia zarazem:
Benedykcie, Tadeuszu, Gabrielu Arturze, Przemysławie, Łukaszu, Mariuszu!
Powstaje jednak pytanie, gdzie można znaleźć pomoc, aby taką postawę
zdobyć i rozwijać? Papież wskazuje na Eucharystię, mówiąc: „w centrum życia
kapłańskiego znajduje się Święta Eucharystia, w której ofiara Chrystusa na krzyżu
pozostaje stale obecna wśród nas”. A krzyż uczy nas dawać, a nie brać, śpieszyć
z pomocą, a nie na nią czekać. Krzyż oznacza miłość.
6. Żniwo wielkie
Zapotrzebowanie na kapłańską posługę jest wielkie. Będzie wzrastało,
ponieważ zagrożenia człowieka są coraz większe, i wciąż rosną. Płyną ze
strony współczesnej cywilizacji, mają swoje źródło w pogoni za zyskiem
i użyciem, zresztą można je odkryć w nas samych. Ale czy mamy się tym
przerażać? W żadnym wypadku!
Oto przed nami jawi się inna perspektywa, ta Chrystusowa. Pan Jezus
dobrze wie, iż są jeszcze owce, które znajdują się daleko od Jego krzyża. Ale
też wie o waszym powołaniu, o waszym kapłaństwie. I On ufa, że pomożecie Mu w przyprowadzeniu tych owiec do jednej owczarni, iż nauczycie je
słuchania głosu Jego i wtedy „nastanie jedna owczarnia i Jeden Pasterz”.
Dlatego wyrażam wielką radość, że mogę uczestniczyć w tak ważnym
wydarzeniu Prowincji Braci Mniejszych pod wezwaniem Królowej Anielskiej.
Składam gratulacje Ojcu Prowincjałowi i całej Wspólnocie. Wyrazy szczególnego uznania kieruję w stronę Ojca Rektora, wszystkich wychowawców, od
Mistrza nowicjatu poczynając. Cieszę się radością matek i ojców, rodzeństwa.
Bóg zapłać za wasz jakże wielki wkład w duchową formację synów.
Wam zaś, drodzy nowi diakoni i kapłani, życzę, abyście byli wierni duchowi
franciszkańskiemu w służbie całemu Kościołowi, każdemu człowiekowi.
Amen!
Jubileusz 50-lecia kapłaństwa ks. inf. Jana Sobechowicza
Sokołów Podlaski, dn. 11 czerwca 2006 r.
„Poznaj dzisiaj i rozważ w swym sercu,
że Pan jest Bogiem...” (Pwt 4, 39)
Drodzy Goście i Mieszkańcy Sokołowa Podlaskiego!
1. Piękna i wyjątkowa uroczystość, w której uczestniczymy dzięki
wierności powołaniu kapłańskiemu Czcigodnych i Kochanych Dziesięciu Jubilatów, nabiera szczególnego znaczenia w świetle słów Mojżesza
z pierwszego czytania. Mojżesz postawił swemu ludowi kilka pytań: „Zapytaj dawnych czasów, [...] czy zaszedł taki wypadek [...] jak ten, lub czy słyszano
o czymś podobnym? Czy słyszał jakiś naród głos Boży z ognia [...] i pozostał
żywy? Czy usiłował Bóg przyjść i wybrać sobie jeden spośród innych [...]?” (Pwt 4,
32–34). Ze względu na naszą uroczystość wypada jeszcze zapytać: Czy
ktokolwiek z nas tu obecnych brał udział w złotym jubileuszu kapłaństwa
dziesięciu duchownych? A więc wielkim święcie obchodzonym tutaj, w tej
konkatedrze?
Idźmy więc dalej za Mojżeszem i posłuchajmy, do czego nas zachęca:
„Poznaj dzisiaj i rozważ w swym sercu, że Pan jest Bogiem [...]. Strzeż Jego praw
i nakazów [...], byś przedłużył swe dni na ziemi, [...]”. O to też się będziemy
modlić. Najpierw jednak chcemy wyśpiewać dziękczynne „Te Deum”. Chcemy
uwielbić Pana Boga za Jego dobroć! Za to, że posłał Swego Syna na ziemię!
Za zsyłanie Ducha Świętego! Za dar kapłaństwa, za Eucharystię!
2. Naszemu dziękczynieniu przewodniczy św. Paweł. On to przypomina,
że „Wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży, są Synami Bożymi” (Rz 8, 14).
Do nich i my należymy, do nich należą nasi dostojni Jubilaci. Wszyscyśmy
368
„Poznaj dzisiaj i rozważ w swym sercu, że Pan jest Bogiem...” (Pwt 4, 39)
otrzymali „ducha przybrania za synów, w którym możemy wołać: «Abba, Ojcze!».
Sam, Duch wspiera swym świadectwem naszego ducha [...]” (Rz 8, 16).
Kochani Jubilaci, ileż to razy przekonywaliście się na waszej kapłańskiej drodze o obecności Ducha Świętego, o tym wsparciu, jakiego wam
udziela? Jakże cieszyliście się z tego, że jesteście dziećmi i dziedzicami Boga,
„a współdziedzicami Chrystusa” (Rz 8, 17). To prawda, nieraz wypadało wam
współcierpieć z naszym Odkupicielem, ale też i cieszyć się owocami własnego trudu, widocznymi w sercach i oczach dzieci, młodzieży i dorosłych,
chorych i zdrowych!
Zaiste „Szczęśliwy jest naród wybrany przez Pana”, jak śpiewaliśmy w psalmie
responsoryjnym.
3. Szczęśliwi są ci, którzy zostali wybrani do kapłaństwa. Ojciec Święty
Benedykt XVI na spotkaniu z polskimi kapłanami w katedrze warszawskiej
powiedział: „Wielkość Chrystusowego kapłaństwa może przerażać. Jak św. Piotr
możemy wołać: «Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny» (Łk 5, 8),
bo z trudem przychodzi nam uwierzyć, że to właśnie nas Chrystus powołał. Czy nie
mógł On wybrać kogoś innego, bardziej zdolnego, bardziej świętego? A właśnie na
każdego z nas padło pełne miłości spojrzenie Jezusa i temu Jego spojrzeniu trzeba
zaufać” (Benedykt XVI, Warszawa, 25.05.2006).
Tak, kochany księże infułacie Janie, z pewnością dobrze pamiętasz, kiedy
pierwszy raz padło na ciebie pełne miłości spojrzenie Jezusa! Może ono było
widoczne w oczach matki? A może w przykładzie ks. Edmunda Barbasiewicza,
prefekta? Pan Jezus ma wiele możliwości. I wybrał taką, dzięki której odważyłeś się wstąpić do seminarium, przyjąć święcenia kapłańskie i pójść do pracy,
zgodnie z wolą biskupa, na to duszpasterskie żniwo, najpierw do Żelechowa,
a potem do Międzyrzeca Podlaskiego, wspomagając ówczesnych proboszczów.
Na samodzielną pracę wybrała Cię Matka Boża Kolembrodzka do swojej parafii,
mającej jakże bogatą przeszłość unicką, na całe 10 lat, aby potem przejść do
Kąkolewnicy już na lat 12 i dotrzeć tutaj, do Sokołowa, w 1983 roku. Ćwierć
wieku niemal dobiega, a pracy jest wciąż dużo. Pan bowiem powiedział, że
„żniwo jest wielkie” (Mt 9, 37). Wszędzie było wiele potrzeb duchowych, ale też
i materialnych. Każdy z etapów twojej kapłańskiej posługi został w jakiś sposób
przyozdobiony dobrym słowem, serdecznym apelem, łaską sakramentalną,
licznymi inicjatywami duszpasterskimi, wykonanymi pracami budowlanymi
i artystycznymi, a przede wszystkim serdeczną i ciepłą atmosferą, niemal
rodzinną względem wszystkich parafian, nie mówiąc o gościach i współpra-
369
„Przed kapłaństwem klękam”
cownikach. Wiele o tym mogłaby powiedzieć pani Maria i parafianie z każdej
placówki. Bogu niech będą dzięki za to! Kościół także o Tobie pamiętał, zostałeś
bowiem kanonikiem janowskim, drohiczyńskim, prałatem honorowym Ojca
Świętego Jana Pawła II, następnie infułatem i dziekanem Kapituły Katedralnej
w Drohiczynie, a świątynia parafialna otrzymała tytuł konkatedry!
4. Drodzy Współjubilaci, pozwólcie, że teraz do Was zwrócę się z nieco
krótszym pozdrowieniem, ale o nikim nie można zapomnieć.
Cieszy nas obecność ks. infułata Antoniego Laszuka, z którym przed
laty spotkałem się w Garwolinie, a potem w Białej Podlaskiej! Pozdrawiam
ks. Henryka Bujnika, kapelana Ojca Świętego, wiele lat pracującego w granicach obecnej Diecezji Drohiczyńskiej, w parafii Kamionna, budowniczego
kościoła w Ostrówku i w Łochowie Fabrycznym. W parafii Skibniew przez
lata ofiarnie duszpasterzował ks. kanonik Edmund Sroka, zawsze oddany
sprawie Bożej, niegdyś mój wizytator lekcji katechezy.
Wszyscy trzej jubilaci przynależą do diecezji siedleckiej, której zawdzięczamy oprócz miejscowego dziekana jeszcze dwóch kolejnych jubilatów. Ksiądz
kanonik Zbigniew Latosi, jakby urodzony wychowawca młodzieży, praktycznie
przez cały czas kapłańskiego duszpasterzowania pracował z młodymi, poczynając od Wisznic, przez Miedznę, Sobieszyn, Białą Podlaskę, gdzie miałem
szczęście przez trzy lata współpracować i uczyć się, aż do Węgrowa, gdzie też
został pierwszym proboszczem parafii św. Piotra z Alkantary i św. Antoniego
z Padwy. Zawsze działał z wielką delikatnością, ale też i cierpliwością, pomagając
w rozwiązywaniu jakże licznych problemów kolejnych nowych pokoleń.
Siedlecki rodowód ma także ks. kanonik Marian Aleksander Zbieć,
ale większą część kapłańskiego życia spędził na terenie obecnej Diecezji
Drohiczyńskiej. Zaczął daleko stąd, ponieważ aż w Ostrowie Lubelskim,
następnie w Dęblinie, Leopoldowie, Garwolinie, Parysowie i Żelechowie.
Ale już w roku 1964 przeniósł się na naszą stronę do Starej Wsi, aby sześć
lat później otrzymać samodzielną placówkę w Rogowie, potem Szkopach
i od 1979 roku do dzisiaj pozostać w Sadownem – przez dwa lata jako wikariusz, przez rok jako administrator i przez 21 jako pełnoprawny proboszcz.
Obecnie raduje się życzliwą emeryturą.
5. W tym roku złoty jubileusz kapłaństwa obchodzi również czterech
naszych kapłanów o pińskim rodowodzie. Najpoważniej wygląda ks. prałat
Roman Wodyński – parafianin drohiczyński, który zdążył posmakować życia
370
„Poznaj dzisiaj i rozważ w swym sercu, że Pan jest Bogiem...” (Pwt 4, 39)
partyzanckiego. Po ukończeniu łomżyńskiego seminarium i otrzymaniu święceń kapłańskich pracował jako wikariusz w Topczewie i Rudce, a następnie
jako proboszcz w Grannem, gdzie wypadło Mu budować kościół, w Niemyjach, w Perlejewie i wreszcie przyszło osiąść w Brańsku, gdzie dostojny
jubilat pozostał także na emeryturze, zawsze oddany Kościołowi i Polsce,
duszpasterz rolników i kombatantów.
Ksiądz prałat Wojciech Wasak przybył do Drohiczyna z Łukowa. W przygotowaniach do kapłaństwa szedł tą samą drogą, co poprzednik i dwaj następni
jubilaci. Jako wikariusz pracował w Milejczycach, Ciechanowcu, Śledzianowie
(zarządca parafii), Bielsku Podlaskim, Hajnówce i ponownie w Ciechanowcu,
gdzie przez cztery lata był zarządcą parafii. Pierwszą samodzielną placówką
była parafia Granne i budowa kościoła, a potem już był Bielsk Podlaski i organizacja nowej parafii Matki Bożej z Góry Karmel, a obecnie cieszy się spokojną
emeryturą po latach bardzo trudnej pracy. Pan niech błogosławi!
Ksiądz Ryszard Deniziak wciąż jest proboszczem w Horoszkach Dużych.
Przeszedł drogę „łomżyńską”. Pracował jako wikariusz w Dołubowie, Brańsku, Perlejewie, Bielsku Podlaskim, Strabli, Rudce i Dziadkowicach. Przez
rok pełnił obowiązki prokuratora, a później był proboszczem w Tokarach,
parafii podzielonej na połowę współczesną granicą, w Grannem, Szmurłach,
Klichach, a jako rekonwalescent przebywał też z pomocą duszpasterską
w Ceranowie. Najlepiej czuje się chyba w Horoszkach, łącząc pracę duszpasterską z emeryturą. I jeszcze jedna rzecz – chętnie łowi ryby na wędkę.
Ostatni z jubilatów – ks. Stefan Leopold Pajka – ma kresowe pochodzenie. Przeszedł też przez Łomżę. Duszpasterzował jako wikariusz w Perlejewie,
Brańsku, Topczewie, Bielsku Podlaskim, Ostrożanach, Śledzianowie, Osmoli
i Siemiatyczach. Odbył studia biblijne na KUL-u i rozkochał się w literaturze.
Pełnił posługę proboszcza w Tokarach i w rektoracie Czaje przez 16 lat. Od trzech
lat przebywa w domu św. Antoniego w Drohiczynie, na zasłużonej emeryturze
i buduje wszystkich zamiłowaniem do lektury, o modlitwie nie zapominając.
6. W roku 1956 było więcej wyświęconych. Ale ich Pan Bóg zabrał
już do siebie. Dzisiaj o nich także chcemy pamiętać. Wespół z nimi wielbić
Pana i dziękować Mu za wszelkie łaski, którymi ubogacał życie i działalność
wszystkich czcigodnych jubilatów. Praca bowiem była trudna, a czasy wyjątkowo ciężkie. To miał chyba na myśli Benedykt XVI, gdy mówił: „Spotykam
się z wami w archikatedrze warszawskiej, której każdy kamień przypomina bolesne
dzieje waszej stolicy i waszego kraju. Na jak wielkie próby byliście wystawieni w nie
371
„Przed kapłaństwem klękam”
tak dawnych czasach! Pamiętam o heroicznych świadkach wiary i ufności, którzy
oddali swe życie Bogu i ludziom, o kanonizowanych świętych i zwyczajnych ludziach,
którzy pozostali prawi, autentyczni i dobrzy, nie ulegając zwątpieniu, nie tracąc
wiary” (Benedykt XVI, Warszawa, katedra, 25.05.2006).
Świadkami tego wszystkiego jesteście Wy, Dostojni Jubilaci, którym
przypadło w większości przyjąć święcenia kapłańskie, gdy Ksiądz Prymas
Tysiąclecia był jeszcze internowany. I nic nie wskazywało na to, że los Wasz
będzie inny. Katecheza została usunięta ze szkół. Nie było sal ani pomieszczeń. Trzeba było uczyć w zakrystii albo zwyczajnie w kościele. Tam, gdzie
nie było świątyń, uczyliście w prywatnych mieszkaniach. Nie było to proste.
Ileż to razy karano gospodarzy, gdyż domagano się rejestracji każdego punktu nauczania, ale przeważnie jej nie udzielano. Domagano się prowadzenia
ksiąg inwentarzowych, inaczej karano nakładając poważne sumy albo licytując wszystko, co było na plebanii! Sam byłem tego świadkiem. Dzieciom
i młodzieży utrudniano uczęszczanie na religię.
Po latach dowiedziałem się, że tajne służby zmuszały ucznia drugiej
klasy licealnej, aby pisał wszystko, co się działo na lekcji religii. Ten chłopiec
przestał chodzić na religię. Bał się przyznać rodzicom. Dzisiaj jest chory. Kto
mu przywróci zdrowie i siły? A to wszystko było na porządku dziennym!
Kontrolowano kazania. Domagano się sprawozdań. Różnymi sankcjami dokuczano księżom za to, że bronili wolności religii, głosili Ewangelię
„w porę i nie w porę” – jak pisze św. Paweł (2 Tym 4, 2). Nie obeszło się bez
aresztowań i zatrzymań. I tak całymi latami, bez nadziei na lepsze. Dzisiaj ci
panowie mają wysokie emerytury, i wciąż atakują swoje ofiary.
7. Ale to przeszło. Najpierw z wyborem Jana Pawła II na Stolicę Piotrową,
a potem i w całym życiu publicznym. Wzruszenie z pewnością ogarnia nas,
gdy przypominamy płomienne słowa Ojca Świętego wypowiedziane na placu
Marszałka Piłsudskiego (wówczas Zwycięstwa) w Warszawie: „Niech zstąpi
Duch Twój, niech zstąpi Duch Twój. I odnowi oblicze ziemi, tej ziemi”.
Dziś już możemy powiedzieć, że ta modlitwa została wysłuchana. W tej
modlitwie uczestniczyliście, Kochani Jubilaci, całymi sobą i całym swoim
kapłaństwem. Wedle tego, jak je pojmował nasz Papież, kiedy pisał z okazji
swojego złotego jubileuszu: „Każde powołanie kapłańskie w swej najgłębszej
warstwie jest wielką tajemnicą, jest darem, który nieskończenie przerasta człowieka”
(Jan Paweł II, Dar i tajemnica). Z tego to względu mamy zapewnioną pomoc
Ducha Świętego.
372
„Poznaj dzisiaj i rozważ w swym sercu, że Pan jest Bogiem...” (Pwt 4, 39)
Ona towarzyszyła wam w odkrywaniu daru i zgłębianiu tajemnicy. Jedno
i drugie jest możliwe tylko w miłości. Popatrzmy bowiem, przed pół wiekiem
w czasie Litanii do Wszystkich Świętych, obecnej w obrzędzie święceń kapłańskich, leżeliście krzyżem na posadzce jak te dorodne snopy podlaskiego
zboża, jako zapowiedź wzmocnienia, w tym wypadku – wzmocnienia duchowego. Staliście się w ten sposób najbardziej oczekiwanym darem.
Jan Paweł II pisze: „Powołanie, w którym człowiek w sposób dogłębny odkrywa
ewangeliczne prawo daru, wpisane we własne człowieczeństwo – samo jest darem! Jest
darem szczególnie nabrzmiałym najgłębszą treścią Ewangelii – darem, w którym
odzwierciedla się bosko-ludzki profil tajemnicy Odkupienia świata. W tym przejawia
się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna
swojego jako ofiarę przebłagalną” (Jan Paweł II, Redemptionis donum, 6).
8. Całym sercem dziękujemy Panu Bogu za ten plan i za tę Jego hojność.
Całym sercem chcemy wyśpiewywać hymn uwielbienia. Ale też wdzięczni
jesteśmy wam, drodzy jubilaci, że zrozumieliście wielkość tego daru, że
przyjęliście go, że przekuwaliście ten dar, zwłaszcza w Eucharystii, na duchowy chleb dla tych, do których zostaliście posłani, wierni poleceniu Pana:
„Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody...” (Mt 28, 19). Pamiętając o tysiącach
wiernych, w imieniu naszych diecezji, Kościoła i Polski dziękuję wam za to
świadectwo kapłańskiej gorliwości, świadectwo wiary i miłości!
Pozwólcie, że jeszcze na koniec powrócę do czcigodnego księdza infułata
Jana, wyrażając również podziękowanie za to, że zechciał Was, Współjubilaci,
i nas zaprosić. Dziękuję księdzu prałatowi, administratorowi, współpracownikom i całej miejscowej parafii za okazaną gościnność!
Myślę, księże dziekanie, że sercem kapłańskim ogarniasz to wszystko,
wspominając rodzinny dom w Łomazach, nauki w Białej Podlaskiej i dalszą
drogę, a zwłaszcza wieloletnią orkę, siewy i żniwa. Patrz, jakie to było wielkie
pole, ile serc, ile dusz na nim!!!
Pan Bóg niech ci wynagrodzi, zwłaszcza za pracę w Sokołowie, za gotowość do pracy na rzecz diecezji, za przygotowanie ołtarza na czas pobytu
Jana Pawła II w Drohiczynie. Niech wynagrodzi każdy uśmiech i łzę, każdy
krzyż i każde cierpienie.
Niech Pan nagrodzi was wszystkich, drodzy jubilaci. A Maryja swoim
Niepokalanym Sercem niech nadal otacza was swoją macierzyńską opieką!
Amen!
373
Święcenia diakonatu
Węgrów, dn. 16 czerwca 2006 r.
„Zanim ukształtowałem cię w łonie matki,
znałem cię...”
(Jr 1, 5)
(Jr 1, 4–9; 2 Kor 4, 1–2. 5–7; J 15, 9–17)
Drodzy kandydaci do diakonatu!
1. Urzeka nas mądrość, z którą spotykamy się w Objawieniu Pańskim,
kiedy to nierzadko Bóg bezpośrednio przemawia, jak chociażby w dzisiejszym pierwszym czytaniu. „Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem
cię, poświęciłem cię, nim przyszedłeś na świat, ustanowiłem cię prorokiem dla
narodów” (Jr 1, 5).
To wyznanie Stwórcy jest dla nas wielką radością, ale też nawołuje do
wdzięczności za to, że Pan Bóg nosi wciąż nas w swoim sercu. Skoro zaś zna
nas, to możemy być zawsze w stosunku do Niego szczerzy, co w wychowaniu
ma szczególne znaczenie. Co więcej, On nas od początku istnienia poświęca,
a jeszcze przed narodzinami określa naszą drogę życia.
Wiek, w tym wypadku, nie ma znaczenia. „Nie mów «jestem młodzieńcem»”, liczy się to, czy podejmiemy Bożą propozycję i będziemy zawsze
szli tam, gdzie On posyła. A wówczas nie musimy się lękać kogokolwiek
i czegokolwiek.
On bierze odpowiedzialność także za treść naszego posłannictwa: „Oto
kładę moje słowa w twoje usta” (Jr 1, 9). Częściej powinniśmy rozważać te
pouczenia, wkraczając na drogę kapłańską! One powinny zapaść głęboko
w nasze serca, bo stanowią szczególny fundament pod to wszystko, czym
ma być zwłaszcza posługiwanie diakońskie.
374
„Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię...” (Jr 1, 5)
2. W praktyce kościelnej święcenia diakońskie poprzedzają święcenia
prezbiteratu. Ale ta czasowa zbieżność nie oznacza, że nasz diakonat obumiera
w chwili kolejnych święceń. On ma trwać. On ma być swoistym tworzywem
naszego późniejszego posługiwania, gdyż duch służby jest czymś, bez czego
nie da się wyobrazić sobie autentycznego kapłaństwa.
Z tego względu Ojciec Święty Benedykt XVI, komentując słowa Pana
Jezusa: „Kto nie wchodzi do owczarni przez bramę, ale wdziera się inną drogą, ten
jest złodziejem i rozbójnikiem” (J 10, 1), zwrócił uwagę, że słowo „wdzierać się”
ukazuje kogoś, kto chce wejść niezgodnie z prawem tam, gdzie nie powinien.
Z tego względu w tym wyrażeniu można „doszukać się obrazu karierowiczostwa,
próby wspięcia się «w górę», zdobywania pozycji dzięki Kościołowi: posługiwania się
nim, a nie służenia”.
Wasz diakonat poprzez ducha i praktykę służby ma być więc czymś trwałym, aby ratować Was przed materializacją, jakąkolwiek instrumentalizacją
w przyszłości kapłaństwa.
3. Myśl tę rozwija św. Paweł, kiedy pisze do Koryntian: „Bracia: Oddani
posługiwaniu zleconemu nam przez miłosierdzie, nie upadamy na duchu. Unikamy
postępowania ukrywającego sprawy hańbiące, nie uciekamy się do żadnych podstępów,
ani nie fałszujemy słowa Bożego [...]. Nie głosimy bowiem siebie samych, lecz Chrystusa Jezusa jako Pana, a nas – jako sługi wasze przez Jezusa” (2 Kor 4, 1).
Macie więc być „jako sługi”. Weźcie głęboko do serca tę prawdę. Dzięki
temu diakonat stanie się dla was istotnie najważniejszym przeżyciem w przygotowaniu do kapłaństwa, gdy nauczy was postępowania „jako sługi”.
Z tego też chyba względu św. Paweł zwraca nam uwagę na fakt, że
nasze powołanie „Przechowujemy [...] w naczyniach glinianych, aby z Boga była
owa przeogromna moc, a nie z nas” (2 Kor 4, 7). Niech Bóg was strzeże przed
zapomnieniem – choćby na moment – tej zasadniczej prawdy dla wszystkich
powołanych.
4. Ojciec Święty Benedykt XVI w słowach skierowanych do was na
Jasnej Górze zwrócił uwagę na rolę Matki Bożej w rozwijaniu kapłańskiego
powołania. Przypomnijmy sobie Jego wypowiedź: „Jak wielką pomocą może
być dla was refleksja nad tym, w jaki sposób Maryja uczyła się od Jezusa! Od Jej
pierwszego Fiat, przez długie, zwyczajne, szare lata życia ukrytego, gdy wychowywała Jezusa, czy gdy w Kanie Galilejskiej przynaglała Go do pierwszego znaku, czy
wreszcie, gdy pod krzyżem wpatrywała się w Jezusa, ucząc się Go chwila po chwili
375
„Przed kapłaństwem klękam”
[...]. Dzień po dniu z zachwytem Go adorowała, z odpowiedzialną miłością Mu
służyła, w sercu śpiewając Magnificat”.
W życiu duchownych niekiedy dochodzi do zagubienia ducha służby,
a zawsze dzieje się tak wtedy, gdy nie umiemy całym sercem śpiewać „Magnificat” ! Kiedy zapominamy o wdzięczności! Kiedy zawłaszczamy dar powołania!
Kiedy rachujemy posługi duchowne! Kiedy stajemy się zbyt przewrażliwieni
na swoim tle celnikami!
Niech więc nie zamilknie w waszych sercach śpiew „Magnificat”, a duch
wdzięczności niech dodaje wam skrzydeł w podejmowaniu przeróżnych
inicjatyw na polu służby, aby duch służby zakorzenił się mocno w waszym
powołaniu i stał się solidnym filarem waszej wierności Słowu Bożemu,
wierności Jezusowi!
5. On nas pierwszy umiłował, i to miłością najwyższą. On pragnie od
was przede wszystkim tego jednego, abyście trwali w Jego miłości. I podpowiada, jak mamy to konkretnie wyrażać w życiu: „Jeśli będziecie zachowywać
moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, [...]” (J 15, 10). I to właśnie
będzie źródłem waszego entuzjazmu, waszej radości. I to będzie zachęcało
do wyśpiewywania „Magnificat”, zwłaszcza wtedy, kiedy będziemy wciąż pamiętali, że Ten, który nas pierwszy umiłował, oddał za nas swoje życie. On
też jeszcze dodatkowo darzy nas swoją przyjaźnią. Nie ma tajemnic wśród
przyjaciół. Wiecie o tym dobrze. I niech nie będzie tajemnic pomiędzy wami
a Jezusem. Niech serca wasze będę przezroczyste, sumienia krystaliczne
i dłonie pełne poświęcenia.
Nie lękajcie się trudności, gdyż wasze modlitwy będą wysłuchane, owoców ducha nie zabraknie. On po to was wybrał, „abyście szli i owoc przynosili,
i by owoc wasz trwał [...]” ( J 15, 16).
Ale klamrą spinającą to wszystko ma być wasza wzajemna miłość. „To
wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali”. Czy o tym pamiętają ci, którzy wszczynają niepokoje? Czy o tym nie zapomnieli ci, którzy męczą się
i narzekają? Bądźcie wierni tej jedynej Miłości.
6. Drodzy kandydaci do diakonatu! Oto dzisiaj my wszyscy zgromadzeni
w tej przepięknej bazylice, duchowni i świeccy, wasi rodzice, krewni i przyjaciele, świadczymy o Chrystusowej miłości. Dajemy przykład wzajemnej
miłości, która zaczyna się od spotkania z Bogiem i przebiega wszystkie
dziedziny życia ludzkiego.
376
„Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię...” (Jr 1, 5)
Życzę więc wam, drogi Łukaszu i Piotrze, abyście w pełni otwarci na
tę miłość przez święcenia diakonatu jeszcze bardziej zakorzenili się w niej,
a podejmując się służby Słowu Bożemu, służyli ludowi Bożemu i sami stawali
się coraz pełniejszymi uczestnikami obiecanej przez Pana radości i tę radość
zasiewali w sercach i umysłach wszystkich, którym przyjdzie wam służyć.
„Aby radość była pełna!”.
Amen.
Święcenia kapłańskie
Drohiczyn, dn.17 czerwca 2006 r.
„Nie zaniedbuj charyzmatu...” (1 Tm 4, 14)
(Iz 6l, 1–5a; 1 Tm 4, 12–16; Mt 20, 25–28)
Umiłowani diakoni, kandydaci do kapłaństwa!
1. Prorok Izajasz wskazuje nam dziś na zbliżające się przyjście Jezusa
Chrystusa, dzięki któremu ludzie odzyskają dziecięctwo Boże i będą mogli
aktywnie uczestniczyć w wielkich sprawach Bożych.
Duch Pański będzie nad wybranymi, a sam Bóg będzie wybranych
posyłał, aby „głosić dobrą nowinę ubogim, by opatrywać rany serc złamanych, by
zapowiadać wyzwolenie jeńcom i więzionym swobodę; aby obwieszczać rok łaski
Pańskiej i dzień pomsty naszego Boga; aby pocieszać wszystkich zasmuconych...”.
W perspektywie widać zwycięstwo dobra, którego znakiem ma być „olejek
radości”.
Pięknie jest tu ukazana misja posługiwania, którą Ojcowie Kościoła wiążą
z nowym Chrystusowym kapłaństwem. Ono ma być swoistym transformatorem duchowym, przenoszącym Boże dary do ludzkich serc i umysłów.
Ono ma dopomagać w umacnianiu czy odzyskiwaniu Bożej przyjaźni. Ono
ma służyć coraz to pełniejszemu duchowemu rozwojowi tych, do których
będziecie posyłani, także i wy, drodzy kandydaci do kapłaństwa.
2. Jan Paweł II przed laty, w liście apostolskim „Redemptionis donum”
napisał: „Powołanie, w którym człowiek w sposób dogłębny odkrywa ewangeliczne
prawo daru, wpisane we własne człowieczeństwo – samo jest darem! Jest darem szczególnie nabrzmiałym najgłębszą treścią Ewangelii – darem, w którym odzwierciedla
się bosko-ludzki profil tajemnicy Odkupienia świata. W tym przejawia się miłość,
378
„Nie zaniedbuj charyzmatu...” (1 Tm 4, 14)
że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna swego
jako ofiarę przebłagalną”.
Wasze powołanie kapłańskie, drodzy diakoni: Krzysztofie, Antoni, Rafale, Rafale Romańczuku, Krzysztofie Rzepczyński i Marcinie, jest darem,
„darem szczególnym, nabrzmiałym najgłębszą treścią Ewangelii”. Zapiszcie sobie
te słowa głęboko w sercu. Niech one wciąż w was trwają. Niech stale dają
o sobie znać, kiedy pojawi się przed wami choćby na moment, nawet cień
zniechęcenia.
Jest to dar nadzwyczajny, dzięki któremu „kapłan zostaje całkowicie włączony w Chrystusa, ażeby wychodząc od Niego i działając pod Jego spojrzeniem,
pełnił w jedności z Nim posługę jedynemu Pasterzowi – Jezusowi” (Benedykt XVI,
Watykan, 7.05.2006, święcenia kapłańskie). Kapłaństwo zaczyna się w Jezusie
i spełnia się w Nim!
3. To stawia przed kapłanem wiele różnych wymagań. Święty Paweł, pisząc do Tymoteusza, pocieszał go, aby nie patrzył na swój młody wiek, gdyż
to nie ma większego znaczenia. Powinien jednak być „wzorem dla wiernych
w mowie, obejściu, w miłości, w wierze, w czystości”. Powinien nie rozstawać się
z książką, apostoł wyjaśnia wyraźnie, co ma na myśli: „przykładaj się do czytania, zachęcania i nauki. Nie zaniedbuj w sobie charyzmatu [...] W tych rzeczach
się ćwicz, cały im się oddaj, aby twój postęp widoczny był dla wszystkich”.
Okazuje się, że kapłaństwo nie kończy procesu formacji. Daje jej inny
wymiar, inne tempo i inną przestrzeń. Teraz już nie książka będzie decydowała o tym, czego należy się uczyć. Teraz źródłem waszego rozwoju będzie
więź z Jezusem Chrystusem, któremu zawdzięczacie kapłański charyzmat.
Skoro ten dar od Niego pochodzi, tylko On jest w stanie nauczyć was, jak
z niego najlepiej i najowocniej korzystać.
Pan Jezus jest dobrym Pasterzem. Wy także macie być dobrymi pasterzami. Wedle Benedykta XVI: „Pasterz nie może zadowolić się znajomością
imion i dat, [...] jego wiedza musi być zawsze wiedzą serca”. Wszystko to może
mieć miejsce jedynie wtedy, gdy „Pan otworzy nasze serca, jeżeli nasza wiedza
nie wiąże osób z naszym małym, prywatnym ja, z naszym małym sercem, lecz pozwala odczuć serce Jezusa, serce Pana” (Benedykt XVI, Watykan, 07.05.2006,
święcenia kapłańskie).
4. W jaki sposób można i powinno się szeroko otwierać serce na sprawy
Boże? Z pewnością wiele będzie zależało od waszego przeżywania Eucha-
379
„Przed kapłaństwem klękam”
rystii. Ojciec Święty, udzielając święceń kapłańskich 7 maja, wypowiedział
znamienne słowa w nawiązaniu do tej myśli, podkreślając, że „[...] w centrum
życia kapłańskiego znajduje się święta Eucharystia, w której ofiara Chrystusa na
krzyżu pozostaje stale obecna wśród nas”.
Papież nie mówi o tym, że Eucharystia będzie czy powinna znajdować
się w centrum waszego życia. Ona „znajduje się”, czyli trwa, czyli jest wciąż,
zawsze. Drodzy moi bracia, proszę was, nie zapomnijcie o tym, jak też pamiętajcie o krzyżu. Krzyż jest w Eucharystii, a Eucharystia bez krzyża nie
byłaby sobą.
O tym jakże często mówił Jan Paweł II. On tym wszystkim żył. To było
źródło Jego mocy apostolskiej i gorliwości duszpasterskiej. W tym znajdował
ukojenie i natchnienie. W tym widział również sens pokory i ducha służby.
„Nie jesteście z tego świata...”. Nie możecie opierać się na kryteriach, jakie
podpowiadają nam środki komunikacji masowej albo myślenie światowe.
Krzyż jest naszym drogowskazem! Eucharystia jest naszą mocą!
5. Dzięki takiemu spojrzeniu na własne kapłaństwo nie będziemy jako
ci „władcy”, którzy uciskają narody, albo jako ci „wielcy”, którzy dają odczuć
swoją wyższość, „Nie tak będzie u was” – mówi w dzisiejszej Ewangelii Najwyższy Kapłan. Mamy być „na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł,
aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu”.
Wielkie są to słowa, przejmują dreszczem nasz umysł i naszą wyobraźnię. Oto sam Jezus Chrystus, Odkupiciel świata, zbawienie ludzi wiąże nie
z naszą inteligencją, nawet nie z naszą gorliwością w działaniu, ale z duchem
służby, ale z pokorą! Bo jeżeli będą w nas pokora i służebność, wtedy będzie
miejsce na szczerą gorliwość, a nie szukanie siebie i poklasku. Wtedy będzie
miejsce na autentyczną ewangelizację.
Wierni przecież „oczekują od kapłanów tylko jednego, aby byli specjalistami
od spotkania człowieka z Bogiem”. Bądźcie tacy, a blisko was znajdą się także
ekonomiści i politycy, przedsiębiorcy i ludzie kultury, wynalazcy i naukowcy. Oni szukają właśnie tego: spotkania człowieka z Bogiem. Oni chcą się
spotkać z Bogiem. Umiejcie blisko ich przyprowadzić, ale nie przysłaniać
sobą, waszymi skargami i żalami. Bądźcie wielkoduszni w dawaniu, w obdarowywaniu Panem!
6. Kończąc, pragnę podzielić się z wami, drodzy przyszli kapłani – sądzę,
że tego samego zdania są zebrani tu duchowni, wasi rodzice i bliscy – apelem,
380
„Nie zaniedbuj charyzmatu...” (1 Tm 4, 14)
jaki Benedykt XVI skierował do polskich kapłanów. „«Bądźcie mocni w wierze!»
Również wam powierzam to motto mojej pielgrzymki. Bądźcie autentyczni w waszym
życiu i posłudze. Wpatrzeni w Chrystusa żyjcie życiem skromnym, solidarni z wiernymi, do których jesteście posłani. Służcie wszystkim, czekając na nich w parafiach
i w konfesjonałach, towarzyszcie nowym ruchom i wspólnotom, wspierajcie rodziny,
nie traćcie więzi z młodzieżą, pamiętajcie o ubogich i opuszczonych. Gdy będziecie
żyli wiarą, Duch Święty wam podpowie, co macie mówić, jak macie służyć. Będziecie
mogli zawsze liczyć na pomoc Tej, która przewodzi Kościołowi w wierze. Zachęcam
was, abyście zawsze wzywali Ją słowami, które dobrze znacie: «Jestem przy Tobie,
pamiętam, czuwam»” (Benedykt XVI, Warszawa, 25.05.2006).
Ufam, że Ta, która przyjęła od naszego Narodu przed 50 laty Jasnogórskie Śluby, będzie wspomagała was swoją macierzyńską opieką, jak to czyniła
względem Sług Bożych – Prymasa Tysiąclecia i Jana Pawła II. Bądźcie wierni
przyjaźni z Jezusem! Trwajcie mocni w wierze!
Amen!
Święcenia diakońskie i kapłańskie u kapucynów
Żilina, dn. 19 sierpnia 2006 r.
Pan czyni Was swoimi przyjaciółmi
(Dz 2, 1–11; 1 Kor 12, 3b–7. 12–13; J 20, 19–25)
Kandydaci do diakonatu i kapłaństwa!
1. Jest to wasz dzień i wasze szczególne święto, drodzy bracia, Mirosławie i Andrzeju. Oto Duch Święty przybędzie za chwilę, aby włączyć was do
grona diakonów i prezbiterów Jezusa Chrystusa. A dzieje się to już w trzecim
tysiącleciu od narodzin Pana Jezusa. I dlatego zachęcam was i nas wszystkich
tu obecnych, abyśmy pamiętali na słowa Psalmisty: „Nie zapominajmy wielkich
dzieł Bożych” (Ps 78, 7).
„Nie zapominajmy wielkich dzieł Bożych”. Oto wy, drodzy bracia, jesteście
najlepszymi świadkami tychże Bożych dzieł. Wasze wychowanie, powołanie
zakonne, formacja kapucyńska i przygotowanie do kapłaństwa, wasz pobyt
w rodzinie, w szkole, na uczelni i w klasztorze – to są te przepiękne dzieła
Boże. Ich bowiem piękno i urok płynie z waszych serc, oddanych Chrystusowi; z waszego umysłu, zakochanego w prawdzie; z waszego sumienia,
prowadzącego was drogą Bożych zasad.
Co więcej, pamiętamy o tym, że wasze święcenia wypadły za pontyfikatu Benedykta XVI, ale cała wasza formacja duchowa wiąże się z papieską
posługą Jana Pawła II. Jesteście pokoleniem tego właśnie Papieża!
2. Dzisiejsza uroczystość jest bliska spotkaniu Mojżesza z Panem Bogiem
na górze Synaj, z otrzymaniem Tablicy Prawa. Ona również prowadzi nas
do Wieczernika, gdzie Duch Święty zstępuje na apostołów.
382
Pan czyni Was swoimi przyjaciółmi
Oba te wydarzenia łączy podobna symbolika. W jednym i drugim wypadku występuje wiatr i ogień. Są to symbole dość często pojawiające się
w Piśmie Świętym, a mają na celu na podkreślenie obecności Bożej. Tam
zaś, gdzie jest Stwórca, tam zawsze dzieje się coś dobrego. Bez wątpienia
wielkim dobrem jest Tablica Dziesięciu Przykazań, od wieków tworzących ład
moralny i stojących na jego straży. Wyjątkowym też dobrem są dary Ducha
Świętego, które ożywiają ład moralny, ludzi natomiast jednoczą pomiędzy
sobą, a zwłaszcza z Panem Bogiem.
Nadzwyczajnym dobrem jest dar kapłaństwa. Święty Paweł w Pierwszym
Liście do Koryntian pisze, że „nikt nie może powiedzieć bez pomocy Ducha Świętego: Panem jest Jezus [...]. Wszystkim zaś objawia się Duch Święty dla wspólnego
dobra” (1 Kor 12, 5b).
Czymże jest to wspólne dobro jako dzieło Ducha Świętego? Czymże
jest i czymże będzie to wspólne dobro w waszym diakonacie i prezbiteracie
i za pośrednictwem waszego posługiwania?
3. W czasie kapłańskich święceń, pierwszych, jakich udzielił Benedykt XVI
jako papież, w niedzielę, 7 maja, Ojciec Święty powiedział: „w centrum życia kapłańskiego znajduje się Święta Eucharystia, w której ofiara Chrystusa na
krzyżu pozostaje stale obecna wśród nas”. Macie więc uobecniać ofiarę Jezusa
Chrystusa, a nawet więcej, winniście stawać się podobni do Syna Bożego
jako Dobrego Pasterza. A wedle Benedykta XVI „pasterz nie może zadowolić
się znajomością imion i dat, [...] jego wiedza musi być zawsze wiedzą serca” (Watykan, 07.05.2006).
Z tego względu zwracam się do was z całym zaufaniem, drodzy bracia,
którzy pragniecie dzisiaj w tej świątyni stać się Chrystusowym diakonem
i kapłanem. Jesteście także moimi braćmi w zakonnym powołaniu. Zapytajcie
się samych siebie, we własnych sercach, jaki obraz kapłaństwa pielęgnujecie?
Wasi rodzicie i krewni są tak blisko. Wasi przełożeni i bracia zakonni
są razem! My wszyscy chcielibyśmy wiedzieć, jaki obraz kapłaństwa nosicie
w waszych sercach? Modlimy się wespół z wami o to, aby był to obraz zgodny
z oczekiwaniem Serca Bożego, na miarę naszych czasów. Niech w waszych
sercach głęboko zapadnie mocne postanowienie, że chcecie być i będziecie
kapłanami na wieki, kapłanami Chrystusowymi!
4. Przystępujcie do ołtarza Pańskiego w pokoju serca i z nadzieją w duszy.
Jezus Chrystus, Ten sam, który po swoim zmartwychwstaniu tak często
383
„Przed kapłaństwem klękam”
odwiedzał apostołów, będzie chętnie i do was przybywał. Bądźcie czujni
i z radością otwierajcie Mu drzwi, drzwi waszego życia. On będzie przybywał
do was, jak do jerozolimskiego Wieczernika, z tym samym ciepłym i ufnym
pozdrowieniem: „Pokój wam!”. A na potwierdzenie, że to jest On, pokaże wam
ręce i bok. Pokaże wam rany. Może będą to rany staruszka lub człowieka w sile
wieku, matki lub ojca, dziewczyny albo chłopca; może będzie to lęk osoby
osamotnionej, cierpienie chorego na łożu boleści, krzyk człowieka z puszcz
afrykańskich, który nie zna jeszcze Zmartwychwstałego. A może będzie to
dziecko poszukujące miłości i światła! Tego dzisiaj nie da się określić. Ale
ran jest na świecie coraz więcej! Wciąż ich przybywa. I dlatego potrzebne są
odwiedziny Pana Jezusa. Bądźcie czujni! Otwierajcie Mu drzwi!
5. Nie możecie bowiem zapomnieć, że Jezus jest i będzie waszym
przyjacielem. Papież Benedykt XVI umocnił nas swoim słowem w miniony
Wielki Czwartek, kiedy odwołał się do gestu nałożenia rąk. Najpierw to
Pan położył na nas swoje ręce. Sam też wyjaśnił znaczenie tego gestu: „Już
was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was
przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mojego
(J 15,15)”. Nie nazywam was sługami, lecz przyjaciółmi: w tych słowach można
by nawet widzieć ustanowienie kapłaństwa. Pan czyni nas swoimi przyjaciółmi...”
(Benedykt XVI, Watykan, 13.04.2006).
Moi drodzy, zapamiętajcie na zawsze: Pan czyni was swoimi przyjaciółmi.
Jakiż to wielki dar i jaki przejaw szczególnego zaufania. A co więcej, w tak
ważnej chwili waszego życia, w tym żylińskim Wieczerniku jest również obecna Matka Boża. Ona jest dzisiaj tutaj, razem z nami, razem z wami, kochani
diakonie i prezbiterze! Ona jest w was, Ona jest przy was, drodzy Bracia!
Otwórzcie szeroko i z ufnością wasze serca, aby przyjąć dar diakonatu i kapłaństwa oddać się całymi sobą na tę jedyną służbę w Chrystusie,
z Chrystusem i przez Chrystusa!
Amen!
Dzień modlitw o świętość kapłanów
Drohiczyn, dn. 25 maja 2007 r.
„Stałem się wszystkim dla wszystkich”
(1 Kor 9, 22)
(Jr 1, 4–9; 1 Kor 9, 16–19. 22–23; J 15, 1–8)
Drodzy bracia w kapłaństwie!
1. Wsłuchani w słowa św. Pawła czujemy się w pewnym stopniu zawstydzeni, ponieważ widzimy, jak bardzo Apostoł Narodów zjednoczył się
z Osobą Jezusa Chrystusa. Jego wyznanie, zawarte w Liście do Koryntian,
że „Dla słabych stałem się słaby, by pozyskać wszystkich. Stałem się wszystkim
dla wszystkich, żeby w ogóle ocalić niektórych”, jest jednym z najwspanialszych
hymnów na cześć Syna Bożego, którego krzyż na Golgocie jest źródłem
tego rodzaju myślenia.
To najpierw Pan Jezus stał się „słabym”, aby nas podźwignąć. Godzi się
na pojmanie, biczowanie, cierniem ukoronowanie. Przyjmuje jako własne
upadki Drogi Krzyżowej i wreszcie śmierć na krzyżu. Chrystus Pan w całym
tego słowa znaczeniu „stał się wszystkim dla wszystkich”, co widać szczególnie
wtedy, kiedy już z Krzyża patrzy na Matkę i św. Jana Apostoła. Zapomina
wówczas całkowicie o sobie. Nie domaga się nawet sprawiedliwości, gdyż
zawładnęła Nim całkowicie Miłość. Będę „wszystkim dla wszystkich”, zapewnia. Zaprasza do uczestnictwa w tej tajemnicy swoją Matkę, kierując do Niej
słowa: „Oto syn Twój”. O nas wszystkich również pamiętał w tak straszliwym
cierpieniu, konający... Zwraca się wprost do nas poprzez św. Jana i zapewnia,
wskazując na Maryję: „Oto Matka Twoja!”.
Ileż trzeba mieć miłości, aby wypowiedzieć takie słowa!
385
„Przed kapłaństwem klękam”
2. Matka Najświętsza szczerze włączyła się w dzieło swojego Syna i przez
cały czas, od tamtego popołudnia Wielkiego Piątku stara się okazywać, że jest
Matką wszystkich wierzących w Jej Syna. W sposób wyjątkowy zaś czuje się
Matką kapłanów. Oto w tych dniach w Znaku Fatimskim odwiedza po kolei
nasze parafie. Przychodzi z ogromną prostotą. Przynosi wspaniałe orędzie,
które niesłychanie życzliwie przyjmował zawsze Jan Paweł II, Pielgrzym
Fatimski. On jakby przyłączył się do trójki dzieci – już jako czwarty, żyjący
nieco później, aby przekazywać ludziom, czyli nam wszystkim przesłanie
Matki Bożej.
I nas do tego zachęca, pod Jej opiekę oddając wszystkich kapłanów.
Dzisiaj mamy okazję, aby zastanowić się nad tym, czy kiedykolwiek pomyśleliśmy o tym, że możemy, a nawet powinniśmy przyłączyć się do Hiacynty,
Franciszka i Łucji, aby z takim samym przekonaniem i wdzięcznością przypominać światu to, co powiedziała Maryja!? Nie będziemy przekonującymi
zwiastunami Fatimskiego Przesłania, jeżeli nie staniemy się jako dzieci, jako
dzieci Maryi! Inaczej będzie nam brakowało wiarygodności i szczerości.
3. Jedno i drugie ma swoje źródło w naszym zawierzeniu Panu Bogu.
Był tego świadom Jeremiasz. Pan Bóg jednak wspiera go, mówiąc: „Nie mów:
«Jestem młodzieńcem», gdyż pójdziesz, do kogokolwiek cię poślę, i będziesz mówił,
cokolwiek tobie polecę”. Nieco później podobne zaproszenie otrzymuje Maryja.
Wypowiada swoje „Fiat”. I pozostaje wierna tamtemu „tak”. Ta wierność
zaprowadziła Ją do Fatimy. Ta sama wierność Bożemu zaufaniu prowadzi
Ją do nas i to nie tylko w znaku Figury Fatimskiej.
A jak jest z naszą wiernością temu „tak”, które wypowiadamy w dniu
święceń? Czy brzmi coraz wyraziściej i dźwięczniej? Czy ma przekonującą
moc?
4. Pod tym kątem przypatrujmy się naszemu powołaniu! Przypatrujmy się
temu wszystkiemu, co się składa na nasze „być” kapłanem! Czy to „być” kapłanem coraz głębiej sięga naszej duszy? Coraz chętniej uczestniczy w decyzjach
naszej woli? Coraz radośniej prowadzi nas drogami służby kapłańskiej?
Odpowiedzmy sobie, czy utożsamiamy się z wizją kapłańską Jezusa
Chrystusa, z jej ewangelicznym wizerunkiem? Czy chętnie przebywamy
w świątyni na rozmowie z Mistrzem? Czy czynności liturgiczne są dla nas
wyznaniem naszej wiary i naszej miłości? Przejdźmy do szkoły. Zatrzymajmy się przy łóżku chorego. Usiądźmy w kancelarii! Przyjrzyjmy się naszym
386
„Stałem się wszystkim dla wszystkich” (1 Kor 9, 22)
ambicjom i pragnieniom, naszym zamiarom i planom. Zastanówmy się nad
wyobraźnią miłosierdzia.
5. Trwanie w Chrystusie, które rozwija wyobraźnię miłosierdzia, przypominają nam jubileusze kapłańskie. Chcemy je obchodzić w Dniu modłów
o świętość kapłanów, gdyż one w pewnej mierze są i owocem, i przypomnieniem tej świętości. A każdy jubileusz jest też zaproszeniem do wyrażenia
wdzięczności.
Z całego serca łączymy się w dziękczynieniu za Złoty Jubileusz Kapłaństwa z ks. prał. Henrykiem Nowakiem i ks. Leopoldem Trofimukiem,
prosząc jednocześnie Matkę Najświętszą o dalszą opiekę. Dziękuję wam,
złoci jubilaci, za wasz wkład w budowanie Królestwa Bożego na ziemi, za
wasze trudy i poświęcenia przyjmowane i znoszone w pogodzie ducha.
Cieszy nas bardzo świętowanie Srebrnego Jubileuszu Kapłaństwa przez:
księdza Marka Bielaka, księdza Zenona Bobla, księdza Zygmunta Bronickiego,
księdza Józefa Gierczyńskiego, księdza Henryka Kosza, księdza kanonika
Antoniego Sieczkiewicza, księdza kanonika Mariana Szerszenia, pracującego
na Białorusi, i ks. Krzysztofa Żery.
Srebrny jubileusz jest jakby kresem formacji początkowej i powinien
wprowadzać w przestrzeń formacji ustawicznej. W ciągu bowiem tych
25 lat wasze sny o kapłaństwie nabrały konkretnych wymiarów, a wasza
więź z Chrystusem umacniała się wystarczająco, aby kapłańska droga świętości nie budziła żadnych wątpliwości, najpierw w was samych, a następnie
w waszym otoczeniu. Wierzę, że jest właśnie tak. I razem z wami dziękuję
za to Panu Bogu.
6. Dnia modłów o świętość kapłanów nie możemy przeżywać bez odwołania się do naszych poprzedników. Sam, zresztą, termin już o tym mówi,
gdyż wspominamy kolejną rocznicę przejścia z tego świata do wieczności
pierwszego pasterza drohiczyńskiego, ks. bp. Władysława Jędruszuka. Naszym
sercem i myślą obejmujemy Sługę Bożego bp. Zygmunta Łozińskiego, ks. bp.
Mariana Jankowskiego, który święcił obu złotych jubilatów, a także księży
biskupów: Ignacego Świrskiego, Jana Chrapka i Wacława Skomoruchę.
W sposób szczególny chcemy ogarnąć naszą modlitwą i wdzięcznością
dwóch naszych kapłanów, którzy w tym roku odeszli od nas do wieczności:
ks. Stanisława Trochimiaka i ks. Zygmunta Niewiarowskiego. Odeszli szybko, śpiesząc się na spotkanie z Panem. Niech też cieszą się Jego pokojem.
387
„Przed kapłaństwem klękam”
I niech wypraszają dar powołania dla nowych alumnów naszego seminarium.
Żniwo nie maleje, a pole wciąż staje się większe. I upraw przybywa. Niech
Pan posyła żniwiarzy, my zaś przyjmujemy ich z wiarą i miłością.
Nie może wreszcie wśród nas zabraknąć Sługi Bożego Jana Pawła II.
O Jego kanonizację serdecznie się modlimy. Za Jego dzieło gorąco Bogu
dziękujemy. I o kapłańskie serca na Jego miarę z całej duszy błagajmy Jezusa
Chrystusa, Najwyższego Kapłana!
Amen.
Święcenia diakonatu
Drohiczyn, dn. 15 czerwca 2007 r.
Dzisiaj diakońskiego posługiwania
Drodzy Bracia i Siostry!
1. Uroczystość Najświętszego Serca Jezusa w kalendarzu liturgicznym
jawi się nam jako wydarzenie i przeżycie będące swego rodzaju syntezą tego
wszystkiego, co dociera do nas i w nas pozostaje z okresu paschalnego;
z pamiątki ustanowienia Eucharystii, do której powracamy, oddając szczególną cześć Ciału i Krwi Pańskiej w święcie Bożego Ciała. A cześć tę jesteśmy
Bogu winni, gdyż otrzymaliśmy od Niego szczególny dar.
Nawiązuje do tego św. Paweł, gdy przypomina: „Chrystus bowiem umarł za
nas jako grzeszników w oznaczonym czasie, gdyśmy jeszcze byli bezsilni. A nawet za
człowieka sprawiedliwego podejmuje się ktoś umrzeć tylko z największą trudnością”.
Takiej bariery nie odczuwał Pan Jezus, oddając swoje życie na krzyżu za nas
wszystkich. Pragnął, aby prawdziwe okazało się proroctwo Ezechiela, aby
nadszedł czas, gdy Pan Bóg będzie mógł wypełnić swoją obietnicę zawartą
w proroctwie, a odnoszącą się do nas, którzy występujemy w biblijnej terminologii pod mianem owcy. Chce się cieszyć, jak wyznaje w pierwszej osobie,
gdy „Zagubioną odszukam, zabłąkaną sprowadzę z powrotem, skaleczoną opatrzę,
chorą umocnię, a tłustą i mocną będę ochraniał”.
2. Święcenia diakońskie w swoim teologicznym, a więc i kościelnym
wymiarze, są wyrazem nadzwyczajnego zaufania ze strony Stwórcy. Są także
zaproszeniem, jakie kieruje do człowieka Jezus Chrystus. Ten, który dokonał
odkupienia każdej i każdego z nas, i który chciałby, aby ten dar mógł dotrzeć
389
„Przed kapłaństwem klękam”
do wszystkich ludzi. Potrzebna jest jednak dobra wola i chęć współpracy ze
strony człowieka.
A to nie jest już takie proste. Zależy od przygotowania duchowego, od
moralnej wrażliwości, od samoświadomości ludzkiej. Sprawę tę porusza Andre Malraux, słynny francuski myśliciel minionego wieku, ze skierowaniem
uwagi na kształt i treść pojęcia chrześcijanina występującego w określonych
czasach i kulturze.
„Chrześcijanin – pisze – nawet zdolny do męczeństwa wie, że jest grzesznikiem, że może być zawsze zraniony przez świat, bo szatan zawsze zranić go może.
Pod wszelką cnotą wytrwania kryje się Łaska (...). Obok świętego gotyckiego ani
Cezar, ani Jupiter, ani Merkury nie żyją. Obok któregokolwiek proroka patrycjusze mają oblicza zamknięte starych dzieci. Twarz każdego chrześcijanina nosi
w sobie własny ślad grzechu pierworodnego. Kształt mądrości czy hartu był jedyny,
ale kształtów świętości i grzechu jest tyle, ile istot: każde oblicze chrześcijanina jest
rzeźbione przez patetyczne doświadczenie i najpiękniejsze usta gotyckie zdają, się
być bliznami życia...” (Zeszyty Literackie, Paryż, 13/1986, s. 36).
Przyczyna takich postaw leży w osłabianiu się więzi z sacrum. Jest
to więc dla was, diakonów, wyzwanie, abyście podejmując swoją służbę
Ewangelii i człowiekowi, coraz większy nacisk kładli na sacrum waszego
życia i waszego powołania. Takie podejście przyczyni się do poszerzenia
przestrzeni ziemskiej, przestrzeni ludzkich serc na przyjęcie sacrum, a więc
tego, co święte!
3. Brak świętości albo błędy w jej poszukiwaniu są przyczyną zagubienia
wielu owiec. One odchodzą od wspólnoty, gdyż nierzadko czują się zawiedzione. Nie znajdują tego ducha i tego klimatu, który zapewniałby otwarcie
się na sacrum. I dlatego „życie naszych pokoleń rozgrywa się między rozpaczą
a szukaniem nadziei” (A. Wat, Dziennik bez samogłosek, Londyn 1986, s. 43).
Rozpacz jest czymś przerażającym, paraliżuje bowiem wolę i zniechęca
do jakiegokolwiek wysiłku w dążeniu do odnowy, w poszukiwaniu światła.
Nie można dopuścić do tego, aby człowiek pozostał sam na sam z rozpaczą.
W takim wypadku łatwo dochodzi do klęski. Przegrywa człowiek.
Służba Ewangelii powinna nas mobilizować do przeciwstawiania się
rozpaczy, a dzieje się to przez jeszcze bardziej zdecydowane odkrywanie
nadziei, jej ukazywanie, wreszcie ułatwianie dotarcia do niej. Dzieje się tak
wówczas, kiedy sami oddajemy się całkowicie Sercu Bożemu, zawierzamy
Jego bezgranicznej miłości.
390
Dzisiaj diakońskiego posługiwania
4. Drodzy alumni, kandydaci do diakonatu: Adamie, Krzysztofie, Łukaszu i Marcinie, wespół z księdzem rektorem i wszystkimi Wychowawcami,
z całym seminarium modlimy się o to, aby dar diakonatu znalazł w was
szeroko otwarte serca i umysły. O to samo proszą wasi rodzice i bliscy. Nie
obawiajcie się samotności. Bądźcie pewni wspólnoty świętych. Nie będziecie
nigdy poza naszą modlitwą i poza naszą miłością.
Serce Jezusowe czeka na wasze serca. I bądźcie chętni, odważni w śpieszeniu z pomocą Boskiemu Sercu, w poszukiwaniu kolejnej zagubionej owcy.
Wtedy bowiem staniecie się również uczestnikami Bożej radości!
Amen.
Święcenia kapłańskie
Łochów, dn. 16 czerwca 2007 r.
Miłość Jezusa do kapłanów
Drodzy Bracia i Siostry!
1. Łochów doczekał się swego święta. Oto tutaj bowiem, w tej nowej
świątyni, której piękno i surowość architektoniczna są świadectwem czasów,
w jakich powstała, pierwszy raz odbywają się święcenia kapłańskie. Wtedy
to wiara ludu i gorliwość kapłanów musiała być silniejsza od strategii walki
z Bogiem i człowiekiem. Doświadczył tego i zapłacił za to życiem ks. Piotr
Jelinek, budowniczy kościoła.
I tak było, ponieważ kapłani zawsze starali się pamiętać o słowach Jezusa:
„Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem”. Mając takie zapewnienie,
najpiękniejszą gwarancję, czy można było czegokolwiek się lękać? Czy można
było zachowywać się biernie?! Skoro Pan nas wybiera, skoro On tak bardzo
pragnie, aby nasz trud i nasze poświęcenie przynosiły trwały owoc.
„Miłość Jezusa-Kapłana do Kapłanów nie zna końca ni granic. Daje On Boskie Serce swoje, by oni pierwsi z niego czerpali; skarby tego serca arcykapłańskiego
naprzód należą do nich, iżby oni godnymi byli szafarzami boskich tajemnic i, pełni
Chrystusa, przelewali Boską zawartość własnej przebóstwionej duszy na wszystkich,
co do nich przystępują” (ks. A. Żychliński, Sacerdos, 1932, s. 33–37).
Wiedział już o tym prorok Izajasz. I bardzo się radował, że mógł uczestniczyć
w Boskich dziełach. Że był w stanie „pocieszać wszystkich zasmuconych, rozweselić
płaczących i wieniec dać zamiast popiołu, olejek radości zamiast szaty smutku”.
2. Ludzie czekają na takie wsparcie. Tak myślą o waszej misji, drodzy
neoprezbiterzy, Łukaszu i Piotrze! Tego po was spodziewają się wasi rodzice,
392
Miłość Jezusa do kapłanów
kochane mamusie i ojcowie. Takiej kapłańskiej postawy potrzebuje współczesna cywilizacja. I tego rodzaju duchowe spojrzenie zbiegnie się zawsze
z oczekiwaniem Serca Bożego i Serca Matki Najświętszej, które w dniu
dzisiejszym czcimy.
Tak też myśleli święci. Oto list św. Katarzyny ze Sieny do nowo wyświęconego kapłana, czyli do was, kochani! „Ja, Katarzyna, służebnica sług Jezusa
Chrystusa piszę do ciebie ze względu na przecenną Krew Jego; pragnę bowiem, byś,
oświecony prawdziwym i doskonałym światłem, poznał godność, do jakiej zostałeś
wezwany. Albowiem bez oświecenia Jego nie zdołasz jej poznać, a jeśli jej nie znasz,
nie możesz Dobroci Najwyższego okazać chwały i czci, jaką winieneś Jej za to, iż
udzieliła ci tej godności; również nie będziesz zdolny potęgować dziecięcej nabożności duszy swej uczuciem wdzięczności, lecz raczej pozwolisz jej zamrzeć dla licznej
nieumiejętności i niewdzięczności...” (tamże).
Niepokój św. Katarzyny jest zrozumiały. Doświadczył tego św. Paweł.
I stąd bierze się jego zatroskanie postawą duchową Tymoteusza, widoczne
w przypomnieniu: „Nie zaniedbuj w sobie charyzmatu, który został ci dany za
sprawą proroctwa i przez nałożenie rąk kolegium prezbiterów”.
3. Wszystko zaś może się zdarzyć. Potrzebny jest program, program
duchowy, przewidziany na dziś i na jutro, na czas radosny i bolesny, na chwile
sukcesów i niepowodzeń. To wszystko już teraz winno znaleźć swoje miejsce
w waszych sercach i umysłach, drodzy neoprezbiterzy!
Co do tego nie miała żadnych wątpliwości święta Doktor Kościoła ze
Sieny, gdyż pouczała, ukazując wielkość kapłańskiego powołania. „Słudzy
Kościoła, których Dobroć najwyższa powołała, iżby pełnili urząd Chrystusa, powinni
być jak aniołowie, a nie jako zwykli ludzie; a jeśli sami nie pozbawią się światła,
będą prawdziwie aniołami, albowiem wykonują istny urząd anielski. Aniołowie
służą każdemu człowiekowi wedle woli i rozporządzenia Boga; są stróżami, jakich
nam Dobro najwyższe przydało ku pomocy. To samo czynią kapłani, których Bóg
w mistycznym ciele Kościoła świętego na to ustanowił, iżby ludziom podawali Ciało
i Krew Jezusa Ukrzyżowanego” (tamże).
Tak, jest to wielka rzecz! Każdego dnia brać do dłoni Ciało i Krew
Syna Bożego. Każdego dnia udzielać Ciała i Krwi Pańskiej setkom, a może
i tysiącom sióstr i braci! Wielka to rzecz i wielka tajemnica.
4. Z trwogą i drżeniem podejmujemy się tego zadania. „Bracie drogi!
– pisze święta Katarzyna – Ilu jest takich, co byli wezwani, by podobni do anio-
393
„Przed kapłaństwem klękam”
łów, wiernie służyli mistycznemu ciału Baranka Niepokalanego, a tymczasem są
szatanami w postaci ludzkiej. Ich postępowanie – to nie postępowanie kapłana,
który winien pokornie z brewiarzem w ręku żyć i dla swej oblubienicy-Kościoła,
obowiązki swoje wobec ubogich spełniać, za wszystkich modlić się, potrzebującym
z własnego mienia chętnie udzielać. Oni tymczasem przyjmują sposób życia i ducha
ludzi świeckich, szukając zaszczytów, zabaw, przyjemności i dobrobytu... Otóż na
to wszystko jest jedno lekarstwo: zamknąć się w celi poznania samego siebie, uznać
nicość własną oraz dobroć Boga wobec nas. On bowiem dał nam życie oraz łaski,
jakie otrzymujemy, i znosi nas dotąd cierpliwie” (tamże).
W Panu Bogu jest cała nasza nadzieja. Tylko co mamy robić, kiedy
pamięć o tym zacznie słabnąć? Niech kolejny raz przyjdzie nam z pomocą
w poszukiwaniu odpowiedzi i wyjaśnienia Patronka Włoch. Jest ona niesłychanie konkretna, gdyż radzi: „U progu tej celi (kapłaństwa) trzeba postawić
sumienie swoje, iżby na podobieństwo psa czujnego ostrzegało nas, skoro nieprzyjaciele,
to znaczy myśli rozpraszające serce, się zbliżają” (tamże).
5. Drodzy neoprezbiterzy! Wspólnie przypomnieliśmy sobie niektóre
fragmenty listu św. Katarzyny Sieneńskiej do nowo wyświęconego kapłana.
I jak widzimy, nie jest to takie istotne, że żyła ona w wieku XIV, ale liczy
się to, że ona kochała Kościół, ukochała całą sobą. To przecież jej w dużej
mierze zawdzięczamy przezwyciężenie schizmy zachodniej.
Ufam całym sercem, że treści jej listu pomogą wszystkim kapłanom,
a wam w szczególności, księża Łukaszu i Piotrze, jeszcze mocniej zakorzenić
własne kapłaństwo w glebie Kościoła, w Chrystusie, Założycielu i Głowie
Kościoła, aby nie poddać się presji tej cywilizacji, którą Jan Paweł II nazywał
cywilizacją śmierci. I warto wreszcie przypomnieć, że w naszych czasach nie
kto inny, ale Papież z Wadowic często odwoływał się do nauki i świadectwa
św. Katarzyny. Nawiedził jej miasto. Ale czyż nie miał racji? Niech więc
jeszcze raz ona sama przemówi słowami z zakończenia listu: „W ten sposób
twierdza duszy naszej będzie bezpieczna i ani szatan, ani jakie bądź inne stworzenie
nie będzie mogło jej zdobyć!” (tamże).
I tego wam, drodzy neoprezbiterzy, z całego serca życzę. Niech każde
wasze zwycięstwo będzie zwycięstwem Chrystusa. Niech każda wasza radość będzie radością Jego Serca. Niech też nigdy nie zbraknie wam otuchy
i wsparcia w Sercu Niepokalanej Matki, Matki kapłanów.
Amen.
394
Złoty jubileusz kapłaństwa o. Honoriusza Lisowskiego OFM Cap.
Serpelice, dn. 8 lipca 2007 r.
„...wasze imiona zapisane są w niebie”
(Łk 10, 20)
Czcigodny Ojcze Jubilacie!
1. Słowa Pana Jezusa z dzisiejszej Ewangelii: „Żniwo wprawdzie wielkie,
ale robotników mało” – brzmią wyjątkowo wdzięcznie tutaj, na Podlasiu,
a zwłaszcza w Serpelicach, o tej właśnie porze, kiedy falujące łany zbóż
przykuwają nasz wzrok, zachęcają do medytacji i refleksji nad wspaniałym
planem stwórczym Pana Wszechświata. Złoty jubileusz ojca Honoriusza
jest bowiem owocem tej modlitwy, do której zachęca nas Syn Boży: „... proście [...] Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo”. Jest wreszcie
darem łaski, szczególnym darem, który Jan Paweł II przyrównuje do daru
Eucharystii.
Nic więc dziwnego, że całym sercem chcemy wyrażać naszą wdzięczność
Chrystusowi Panu za kolejną łaskę powołania, a także wspaniałym rodzicom
i krewnym i duszpasterzom za pielęgnowanie tego ziarna powołania w sercu
i umyśle Stanisława Lisowskiego, urodzonego i ochrzczonego w Krzepicach,
skąd przy dobrej pogodzie widać jasnogórską wieżę.
Z tego względu, chociaż nie tylko, kierujemy nasze serca ku Matce Najświętszej, Matce Kapłanów, dziękując za Jej obecność w życiu i działalności
czcigodnego ojca jubilata. Ile otrzymałeś od Niej darów, jedynie ty, ojcze,
wiesz, ale ile razy głosiłeś cześć i chwałę Matki Bożej, to wiedzą również ci,
którzy ciebie słuchali i którzy razem z tobą modlili się do Niepokalanej.
Ojciec Honoriusz miał szczęście, gdyż nie tylko od dziecięcych lat
wzrok swój kierował ku Jasnej Górze, nie tylko wespół z całą Polską zwracał
395
„Przed kapłaństwem klękam”
się do Maryi jako do Królowej, ale podążając za św. Franciszkiem, znalazł
w Niepokalanej dodatkowy wzór i pomoc, a w synach i córkach Biedaczyny
z Asyżu, zwłaszcza w bł. Honoracie Koźmińskim, pierwszym Podlasiaku
wyniesionym na ołtarze – wiele świadectw, zachęcających do podejmowania
podobnych inicjatyw duchowych i wytrwałego pielgrzymowania tą samą
drogą, razem z Maryją.
2. Warto więc uważnie przypatrzeć się życiu jubilata, zwracając uwagę
przynajmniej na istotne sprawy, a zwłaszcza na decyzje, które z łaską Bożą
podejmował.
Skoro bowiem nawołuje nas prorok Izajasz, abyśmy się radowali, weselili
i cieszyli w związku ze zmianą sytuacji Jerozolimy, będącej figurą Królestwa
Bożego, to wypada przypatrzeć się także i czasom, całej epoce, w której
wypada jubilatowi żyć i ewangelizować, czyniąc wszystko dla niebieskiego
Jeruzalem.
Ojciec jubilat przysedł na świat 29 listopada, w uroczystość Wszystkich
Świętych Franciszkańskich, w dzień zatwierdzenia Reguły św. Franciszka
przez papieża Honoriusza III. W ten sposób syn Czesława i Jadwigi samym
swoim narodzeniem przyniósł wybór powołania i imię zakonne. Adres
i nazwa Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów dotarły do zainteresowanego,
liczącego 17 lat, za pośrednictwem częstochowskiego tygodnika „Niedziela”.
Imię zaś wybrał sobie 14 sierpnia 1949 roku, gdy pierwszy raz nakładał habit
zakonny brunatnego koloru, z długim kapturem. Habit ten jest wzorowany
na stroju Asyskiego Patriarchy. Brat Honoriusz powołaniu i imieniu pozostał
wierny na zawsze.
W uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w 1950 r. składa
pierwsze śluby zakonne. Ówczesna sytuacja, w jakiej wypadło żyć Polakom,
nie napawała optymizmem. Nowe było zawsze gorsze. Prześladowania Kościoła dawały się we znaki. Były one przecież wypadkową ogólnej strategii
imperium szatana, zła, w którym człowiek nie miał tak naprawdę żadnych
praw. Najlepszych synów Polski mordowano skrytobójczo albo posługując się
niegodziwym sądownictwem i całym wymiarem sprawiedliwości, chichotem
wyszydzając diabelskim i słowo „sprawiedliwość” i jego treść.
W roku uwięzienia księdza Prymasa Tysiąclecia ojciec Honoriusz składa
profesję wieczystą. Studia seminaryjne odbywa w Lublinie. Drugą połowę
studiów – w Łomży, przebywając w klasztorze ślicznie położonym na wysokim brzegu nad Narwią.
396
„...wasze imiona zapisane są w niebie” (Łk 10, 20)
3. Nadszedł czas święceń kapłańskich, czyli 7 lipca 1957 roku. Wczoraj
upłynęło dokładnie 50 lat. Święceń udzielał ks. bp Czesław Falkowski, pasterz łomżyński, wcześniej profesor KUL i Uniwersytetu Stefana Batorego
w Wilnie, także rektor, który w czasie II wojny światowej musiał ukrywać się po zaściankach Wileńszczyzny, aby najpierw nie zostać pojmany
przez Sowietów, a później przez Niemców. Biskup Falkowski był zakochany
w św. Franciszku, a jako historyk swoją wizję przeszłości budował na asyskim
doświadczeniu.
W Polsce jakby lekko drgnęło na lepsze. Jasnogórskie Śluby Narodu,
opracowane przez Prymasa Tysiąclecia w czasie internowania, zostały złożone w uroczystość Matki Bożej Częstochowskiej, rok przed święceniami
o. Honoriusza. Podczas tamtej uroczystości kazanie wygłosił biskup łomżyński. W dwa miesiące potem ks. kard. S. Wyszyński powraca do Warszawy.
Zło jednak nie chciało dać za wygraną i przez kolejne ćwierć wieku robiło
wszystko, aby niszczyć Polskę. W tym to czasie ojciec Honoriusz rozwija
działalność rekolekcyjną i misjonarską. Do pięciuset zbliża się liczba serii
rekolekcji, misji, jakie przeprowadził. Nie obeszło się bez ingerencji milicji,
władz lokalnych, zawsze po to, aby osłabiać działanie Słowa Bożego. Nie
obeszło się bez gróźb i kar, nakładanych również na parafie.
Misjonarz z Krzepic na to wszystko miał jedną odpowiedź: przygotować
się jak najlepiej, pracować nad głosem, gromadzić materiały, korzystać ze
współczesnych środków audiowizualnych. Mając solidne oparcie w Krzyżu
Chrystusowym, nie bał się prześladowań. Zachęcał go do tego bł. Honorat,
który pisał: „Lustrem chrześcijanina jest krzyż Chrystusowy, w Nim powinien się
co dzień i kilkakroć na dzień przeglądać dla przekonania się, czy miłość jego do
Chrystusowej miłości podobna” (ApD 18).
Jest to przecież niesłychanie istotne przede wszystkim dla Siewcy Bożego
Ziarna. Taką też jest strategia Stwórcy. Błogosławiony z Białej Podlaskiej
pisze o tym: „Ten sam Pan Bóg, który włożył krzyż ciężki na swojego najmilszego Syna dla naszego zbawienia, ten sam kładzie i na nas odpowiednie krzyże dla
naszego uświęcenia” (ApD 27).
Jest też oczywiste, że przy takim podejściu nie mogło być innej konkluzji jak ta: „Codziennie od Chrystusa wychodzę, do Chrystusa idę i do Chrystusa
wracam” (bł. Honorat).
4. Dzisiejszy jubilat, podejmując swoją działalność ewangelizacyjną, starał
się poznać, zwłaszcza od strony religijnej, współczesną cywilizację. Zdawał
397
„Przed kapłaństwem klękam”
sobie sprawę z faktu, że na Zachodzie laicyzacja i nieszczęsny liberalizm
są największym zagrożeniem dla człowieka naszych czasów. Wiedział też
dobrze, że to idzie ku nam. Było to widoczne w podejściu do kultury. Jak
zauważa Malreau, francuski mąż stanu z minionego wieku: „Chrześcijanin
Zachodu – wskutek powyższym tendencjom – sam jest swym własnym najokrutniejszym losem”, natomiast sztukę cechuje „Niezdolność do nadawania formy
wartościom duchowym”.
Owocem takiego podejścia staje się wyobcowanie osoby ludzkiej z rodziny
i ze środowiska. Pojawia się, mimo medialnego hałasu, uciążliwa samotność.
Egoizm zaś bogatych przekracza wszelkie wyobrażenia. Napięcia społeczne
są coraz częstsze i prowadzą do brutalizacji życia publicznego.
Te zjawiska stały się wyzwaniem dla wszystkich, którzy zawierzyli Jezusowi
i poszli za Nim, w szczególny jednak sposób powyższe przesłanki przyczyniały
się do odrodzenia duchowości franciszkańskiej, a w konsekwencji – franciszkańskiego apostolstwa. Tak to rozumiał młody kapucyński misjonarz. Zaczyna
więc korzystać z przeźroczy, a jak tylko stało się to możliwe, sięga po filmy.
Z dużym ryzykiem sprowadzało się filmy zagraniczne o Panu Jezusie, o Męce
Pańskiej, o św. Franciszku i inne. To była ciężka robota. I ryzykowna.
Ojciec Honoriusz postanawia więc, korzystając z pomocy fachowców
i zaprzyjaźnionych aktorów, kręcić filmy prywatnie. Jedne z nich dotyczą ciekawych wydarzeń z życia Prowincji Kapucyńskiej, inne opowiadają o działalności
apostolskiej, o pracy nad otrzeźwieniem narodu. Z czasem pojawią się dzieła
ambitniejsze, nawiązujące do życia i działalności św. Franciszka, św. Ojca
Pio. I tak dojdziemy do kolejnego złotego jubileuszu, około pięćdziesięciu
nakręconych filmów. W nich zaś znajdziemy Serpelice i bł. Honorata, Stany
Zjednoczone, Włochy, Szwecję i inne kraje!
Zamysł był oczywisty. Współczesny człowiek ma prawo do spotkania
się z alternatywą w stosunku do liberalizmu i laicyzmu. Często mówił o tym
Sługa Boży Jan Paweł II, uważając, że „Kapłan jest człowiekiem nadziei. Nie
dlatego, że ufa własnym uzdolnieniom i możliwościom, ale dlatego, że umacnia go łaska
sakramentalna, czyniąc go żywą ikoną Chrystusa – Dobrego Pasterza...” (Regina coeli,
20.04.1997).
Tego ducha i spojrzenia nie zabrakło w apostolskiej działalności jubilata.
5. Mówiąc o kaznodziejskiej pracy ojca Honoriusza wypada zaznaczyć,
że miała ona i ma zasięg światowy. Nie przypuszczam, aby była w Polsce
398
„...wasze imiona zapisane są w niebie” (Łk 10, 20)
diecezja, na terenie której nie słyszano by kazań jubilata. Mogły to być misje,
rekolekcje parafialne, trzeźwościowe, czterdziestogodzinne nabożeństwa,
odpusty, jubileusze oraz przygotowania do odwiedzin w parafiach Pana Jezusa
Miłosiernego w obrazie namalowanym według wskazówek św. Faustyny albo
Matki Bożej w kopii Jasnogórskiej, w Znaku Fatimskim lub Kodeńskim.
Ojcu Honoriuszowi nie był obojętny los katolików żyjących na terenie
byłego Związku Sowieckiego. Udało mu się nawiązać dyskretne kontakty
już pod koniec lat sześćdziesiątych. Bywał tam razem z o. Apolinarym, wypełniając posługę kapłańską, ale też dostarczał ksiąg, szat i naczyń liturgicznych. Wiele na ten temat mogłaby powiedzieć Moskwa, Lwów czy Wilno.
Były podejmowane próby w Czechosłowacji i Wschodnich Niemczech.
Wszędzie przyświecał ten sam cel: nieść pomoc tym, którzy jej tak bardzo
potrzebują.
A kiedy nasi rodacy w stanie wojennym masowo zaczęli opuszczać Polskę, o. Honoriusz udał się do Grecji, aby przez kilka miesięcy pokrzepiać
duchowo uchodźców. Ten sam duch ewangelizacyjny zaprowadzi Go kilka
razy do Stanów Zjednoczonych, gdzie trzydzieści czy dwadzieścia lat temu
nieraz trudno było o pomoc kapłańską w ośrodkach polonijnych.
Nasz misjonarz nie ograniczał swojej pracy misyjnej jedynie do polskich
środowisk. Na parę lat wyjechał do Włoch, aby pracować u Matki Bożej
Loretańskiej, w sanktuarium wyjątkowo ściśle związanym z dziejami Polski,
a następnie w słonecznej Umbrii, ogrzewając swoje serce apostolskim żarem
Francesco Bernardone.
Za św. Franciszkiem postanowił udać się do Ziemi Świętej, aby stanąć
oko w oko z biblijną rzeczywistością. Trudno przecież być dobrym kaznodzieją, nie czując ducha Nazaret, Betlejem, Jordanu i Kafarnaum, a zwłaszcza
Golgoty.
Wszędzie też coraz bardziej przemawiały do Niego słowa Jana Pawła II,
również związane ze złotym jubileuszem, że „Każde powołanie kapłańskie
w swej najgłębszej warstwie jest wielką tajemnicą, jest darem, który nieskończenie
przerasta człowieka” (Jan Paweł II, Dar i Tajemnica, 1996).
To ta świadomość, że kapłaństwo jest darem i tajemnicą skłania nas
wszystkich do szczerej wdzięczność względem Pana Jezusa, który nie lękał
się ich zawierzyć człowiekowi, kapłanowi.
6. I oto jeden z Chrystusowych kapłanów, dzisiaj kolejny raz stojąc
przed tą tajemnicą i darem, pełen wdzięczności, z głębokim wzruszeniem
399
„Przed kapłaństwem klękam”
sprawuje Najświętszą Ofiarę tutaj, w Serpelicach. Ojcze Honoriuszu, niech
pokój panuje w twoim sercu. My jesteśmy z tobą we wszystkim, co się składa
na całą twoją kapłańską drogę.
W tym momencie wypada powrócić do polskiego życiorysu jubilata, aby
lepiej zrozumieć, dlaczego świętujemy jego radość w tym pięknym i nastrojowym kościele. Otóż zaraz po święceniach kapłańskich młody kapłan został
skierowany do wspólnoty kapucyńskiej w Serpelicach. Miał tutaj być przez rok.
Przebywał trzy lata, pełniąc posługę kapłańską, potem jeszcze usługiwał jako
proboszcz w Horoszkach Dużych i – rzecz jasna – zgodnie z kapucyńskim
charyzmatem – wyjeżdżał w teren z kaznodziejską pomocą.
Następnie pracował w Lublinie, Łomży, Nowym Mieście i to w tym czasie,
gdy zabierano nam gmach nowicjacki, później w Warszawie i Lubartowie,
ponownie w Warszawie, gdzie miał dobre możliwości do realizacji filmów.
Stąd przenosi się do Zakroczymia i Białej Podlaskiej, a od kilkunastu lat gości
w Serpelicach, w tych uroczych warunkach nadając dojrzały kształt swoim
przemyśleniom, uwieczniając je w pozycjach drukowanych i na taśmach
filmowych!
Ale też, ubogacając się tym, co stanowi o genius loci – o geniuszu tego miejsca, a co wiąże się przede wszystkim z naszymi poprzednikami. Byli dla Niego
wzorem i zapleczem braterstwa i pomocy. Takim zapleczem z pewnością
było również skromne życie i uczciwa praca jakże wielu mieszkańców naszej
parafii, których doczesne szczątki spoczywają na miejscowym cmentarzu.
Solidne musi być to wsparcie, skoro nasz jubilat może tak wiele dokonywać,
nic nie tracąc z młodości i zawsze będąc w świetnej kondycji.
7. Drodzy bracia i siostry, bardzo przepraszam, że to dzisiejsze kazanie
nieco się wydłuża. Byłoby wszakże czymś niewłaściwym, gdyby nie zostały
podkreślone przynajmniej zasadnicze wątki z życia i ewangelizacji złotego
jubilata. A po cichu mniemam, że czas trwania tej homilii jest zbieżny z czasem
wygłaszanych przezeń kazań.
Dostojny ojcze jubilacie! Czuję to dobrze, iż moje słowa nie oddają nawet
w części tego wszystkiego, co się składa na twoje kapłaństwo. O tym wie
jedynie Pan Jezus i twoje serce. O tym mogli by wiele powiedzieć ci, którzy
Ciebie słuchali, których rozgrzeszałeś, a do nich i ja należę, wobec których
i z którymi sprawowałeś Najświętszą Eucharystię, uczestnicząc w całym życiu
sakramentalnym, w tajemnicy spotkania człowieka z Bogiem.
400
„...wasze imiona zapisane są w niebie” (Łk 10, 20)
Zastanawiam się jeszcze nad tym, do którego z apostołów upodabnia cię
twoja działalność apostolska. I myślę, że na to pytanie najlepszą odpowiedź
daje Pismo Święte, które przypomina, że Pan Jezus: „Ustanowił [...] Dwunastu:
Szymona [...]; dalej Jakuba, syna Zebedeusza i Jana, brata Jakuba, którym nadał
przydomek Boanerges, to znaczy synowie gromu, [...]” (Mk 2, 16–17). Dobre
i właściwe jest to określenie dla naszej epoki, dla której łagodny wiosenny czy
letni deszcz nic nie oznacza. Przemawiają wszakże do niej powodzie, klęski,
no i gromy! Zbawienne mogą być gromy o kaznodziejskiej sile.
Natomiast dzisiejszy fragment z Listu do Galatów w pełni oddaje klimat duchowy, właściwy jubileuszowi. Święty Paweł bowiem wyznaje: „Nie
daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego
Jezusa Chrystusa, dzięki któremu świat stał się ukrzyżowany dla mnie, a ja dla
świata”.
W tym wyznaniu Apostoła Narodów znajdujemy wytłumaczenie, dlaczego słowa Pana Jezusa: „Pójdź za Mną” – wciąż mają swą moc. Polecenie
zaś – „Idźcie na cały świat i nauczajcie” – nie wisi w próżni. Trafia do ludzkich
serc, jak zapadło w tobie, ojcze Honoriuszu, ponad pięćdziesiąt lat temu.
Dzisiaj zaś wespół z tobą śpiewając „Te Deum laudamus”, pragnę w imieniu Zakonu, Diecezji Drohiczyńskiej, całego Kościoła podziękować Panu
Jezusowi za to, że dostrzegł ciebie i powołał, a tobie za okazane zaufanie
Panu Jezusowi i za podjęcie jakże wielostronnej działalności dla szerzenia
Królestwa Bożego na ziemi.
Jednocześnie życzę z całego serca dalszej opieki Matki Najświętszej. Pan
potrzebuje nadal twoich ust i rąk. Spragnieni zaś Bożego Słowa mieszkańcy
Podlasia, Polski i całej ziemi liczą na twoją wiarę, nadzieję i miłość.
I proszę być spokojnym. Będziesz spotykał ludzi godnych pokoju, stosownie do treści dzisiejszej Ewangelii, wdzięcznych za nowinę o bliskości
Królestwa Bożego, w którego księdze umieszczasz swoją posługą ich imiona.
Raduj się, bo i twoje imię jest zapisane w niebie. Pan tak powiedział. Jemu
cześć i chwała na wieki.
Amen!
IX Niedziela Zwykła
Złoty jubileusz kapłaństwa ks. prał. Hipolita Hryciuka
Węgrów, dn. 1 czerwca 2008 r.
„Posłał mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę...”
(Iz 61, 6)
1. Zacznijmy od powołania
Dzisiejsze pierwsze czytanie z Księgi Powtórzonego Prawa przypomniało nam jedną z nauk Mojżesza, dotyczącą potrzeby szacunku
wobec Bożego prawa. Mojżesz mówi: „Weźcie sobie te moje słowa do serca
i do duszy. Przywiążcie je sobie jako znak na ręku”. Cytuję dzisiaj ten tekst
nieprzypadkowo. Wydaje się bowiem, że będzie on nam pomocą w jeszcze lepszym zrozumieniu wielkości tego daru, jakim jest kapłaństwo,
a który to dar wspominamy z tej racji, że wespół z księdzem prałatem
Hipolitem Hryciukiem dziękujemy Panu Bogu za to kapłaństwo, którego
pięćdziesięciolecie trwania i działania w sobie przeżywa nasz dostojny
jubilat.
Kapłaństwo bowiem jest właśnie takim braniem do serca i do duszy
słów Bożych, to rozjaśnianie przy ich pomocy własnego życia i losów tych,
którzy będą korzystać z kapłaństwa.
Jest jeszcze jeden moment, który sprawia, że wypadało odwołać się do
tego tekstu, który nam Kościół podpowiada. Mojżesz zaleca, aby te słowa
wypisać i przywiązać „jako znak na ręku”. Był taki czas, że każdy kapłan nosił
na ręku tzw. manipularz. Nosił go przez wiele lat nasz jubilat. Przypomina
nam to, że całe kapłaństwo powinno być znakiem, gdyż idą nowe czasy
i nowe, coraz większe wymagania.
Zresztą, Mojżesz w swoim wystąpieniu idzie jeszcze dalej, gdy zapowiada: „Widzicie, ja kładę dziś przed wami błogosławieństwo albo przekleństwo.
402
„Posłał mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę...” (Iz 61, 6)
Błogosławieństwo, jeśli usłuchacie poleceń waszego Pana Boga”. W tych zdaniach
dostrzegamy coś co możemy nazwać sekretem kapłaństwa.
Kapłaństwo winno być błogosławieństwem i takim się staje, jeśli jesteśmy świadomi i pamiętamy o tym, aby słuchać poleceń Pana Boga. A są to
polecenia, które napawają dusze radością, a przede wszystkim wiarą, nadzieją
i miłością. W tych poleceniach nie ma nic z naszej ludzkiej małości, jest zaś
wielkość miłości i szczodrość hojności Pana Boga, najlepszego Ojca.
To On posłał na ziemię swego Syna. To On wespół z Jezusem posyła
Ducha Świętego. Wskutek tego wszystkiego, jak pisze św. Paweł: „jawną się
stała sprawiedliwość Boża [...]. Jest to sprawiedliwość Boża przez wiarę w Jezusa
Chrystusa”. W tej sprawiedliwości i miłosiernej miłości Boga każdy człowiek
może uczestniczyć dzięki kapłańskiej posłudze. Wielka to rzecz i wyjątkowy
wyraz zaufania ze strony Boga względem człowieka, któremu Pan zawierza
tak poważne sprawy.
2. Kapłaństwo jest darem
Ojciec Święty Jan Paweł II pisze o kapłaństwie jako darze: „Często powtarzane przez Sobór watykański II wyrażenie, według którego «kapłan pełniący
posługę dzięki świętej władzy, jaką się cieszy w osobie Chrystusa (in persona Christi),
sprawuje Ofiarę Eucharystyczną» (Lumen gentium 10, 23), było już dobrze zakorzenione w nauczaniu Papieży. [...] wyrażenie «in persona Christi» znaczy więcej niż
w imieniu czy zastępstwie Chrystusa. In persona to znaczy: w swoim sakramentalnym
utożsamieniu się z Prawdziwym i Wiecznym Kapłanem, który sam tylko Jeden jest
prawdziwym i prawowitym Podmiotem i Sprawcą tej swojej Ofiary [...]. Posługa
kapłanów, którzy otrzymali Sakrament Święceń, w ekonomii zbawienia wybranej
przez Chrystusa ukazuje, że Eucharystia przez nich sprawowana jest darem [...].
Kapłan z kolei «Jest ...darem, który wspólnota otrzymuje dzięki sukcesji biskupiej
pochodzącej od Apostołów»” (Ecclesia de Eucharistia, 29).
Kapłaństwo jest więc w pełnym tego słowa znaczeniu darem. Jest darem
Trójcy Przenajświętszej, ale jest darem, który do przyszłego kapłana dociera poprzez ludzi. Najpierw jawią się przed nami rodzice, a rodzice księdza
jubilata – to Anna i Józef. Piękne są ich imiona i wspaniałe było ich życie.
Czasy nie były łaskawe, wojny i prześladowania, a jednak oni trwali w wierze,
budowali się nadzieją i dzielili miłością. Życie modlitwy, praktyki religijne
i codzienna skromność, prostota były na porządku dziennym. Rodzina – to
również bracia: Franciszek i Antoni. Pierwszy wskutek wojennej zawieruchy zachorował i cierpiał straszliwie. Zmarł stosunkowo wcześnie. Antoni
403
„Przed kapłaństwem klękam”
jest tutaj obecny. To człowiek zakochany w miejscach świętych, wytrawny
kierowca, niestrudzenie przybliżał Ojca Świętego i miejsca święte tysiącom
pielgrzymów.
3. W drodze do kapłaństwa
Kiedy mówimy o powołaniu kapłańskim trudno nie wspomnieć tych,
którzy w latach dzieciństwa i pierwszej młodości byli blisko naszego jubilata. Na pierwszym miejscu trzeba postawić postać wspaniałego kapłana,
proboszcza Konstantynowa, ks. Aleksandra Kornilaka, który tuż po wojnie
został wywieziony w głąb Rosji. Jeden ze współwięźniów pisze, co czuł, gdy
ks. Kornilak sprawował Eucharystię. W końcu władze sowieckie pozwoliły na
sprawowanie Eucharystii niedzielnej. Teksty Mszy św. napisano na papierze
oczyszczonym z worków po cemencie. I „po półtorarocznej przerwie, nadeszła
ta niezapomniana chwila. Ołtarz był na podwyższeniu, był też jakiś czerwony
chodnik, a na ołtarzu prawdziwe świece... Nie wiem, czy były wtedy wspólne śpiewy
[...], pamiętam natomiast dokładnie uniesienie, wdzięczność i ogromną wewnętrzną
radość z uczestniczenia we Mszy św. i możliwości przyjęcia Komunii św...” (J. Dzieduszycki, Trzy lata wykreślone z życia, Paryż – Spotkania, 1986, s. 66).
Z pewnością widok gorliwości i poświęcenia księży Duszy i Szpręgi,
ukrywających się w czasie wojny w rodzinnych Serpelicach i posługujących
w miejscowej kaplicy, nie pozostał bez echa w sercu wrażliwego młodego
chłopca zwłaszcza w rozwijaniu się jego miłości do Polski.
Trudno też nie wspomnieć ojca Anioła i brata Bartłomieja, wygnańców
z Kościuszkowskiego Lubieszowa, którzy osiedlili się tuż po wojnie w Serpelicach, dając początek kapucyńskiemu klasztorowi. Ojciec Anioł mimo
sędziwego wieku porwał młodzież, ukazując, że nawet w najtrudniejszych
czasach można robić wiele dobrego. A niedzielne popołudnia, zwłaszcza
zimowe, zagospodarowywał br. Bartłomiej, organizując niezapomniane
spotkania ministranckie i leśne zabawy do czasu, aż milicja wkroczyła i ich
zakazała. Dzisiejszy jubilat był wtedy prezesem Koła Ministrantów.
I tak w roku 1952 zapadła decyzja o wstąpieniu do seminarium duchownego, o wyborze drogi kapłańskiej na całe życie.
4. Kapłańskie posługiwanie
Jesienią 1952 roku tata zaprzągł do wozu konia, załadowano wóz potrzebnymi przedmiotami i razem z Hipolitem wyruszył w stronę Drohiczyna.
Nawet łóżko trzeba było przywieźć. Historyczna stolica Podlasia, zniszczona
404
„Posłał mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę...” (Iz 61, 6)
wojną, skromnie powitała nowego alumna, który w tym właśnie mieście
wespół z kolegami przez dwa lata zagłębiał się w tajemnice filozofii, aby
na kolejne cztery lata przenieść się do Siedlec w celu studiowania teologii,
aż 29 czerwca przed pięćdziesięciu laty z rąk ks. bpa Ignacego Świrskiego
otrzymał święcenia kapłańskie. To było niezapomniane przeżycie.
Pierwszy wikariat wypadł w Mordach, a później przyszła pobliska Stara
Wieś, skąd po trzyletnim pobycie ks. Hipolit, wspaniały katecheta, gorliwy
duszpasterz, zostaje przeniesiony na drugi koniec diecezji, czyli do Ryk.
Wszędzie dawał się poznać jako kapłan, który serdecznie współpracując
ze swymi proboszczami, cały czas poświęcał na katechezę, zajęcia z ministrantami, umacniając duchowo kółka różańcowe. Tylko te grupy w tamtych
czasach mogły istnieć. Dużo czasu zajmowała katecheza, która odbywała się
w prywatnych domach.
Ksiądz Hipolit w roku 1965 pozostawia wikariuszowski szlak i wkracza
na tory samodzielnej pracy. Najpierw będą to Pawłowice pod Rykami. Potem zostaje przeniesiony do Wyroząb, gdzie w tym czasie istniał szpital dla
śmiertelnie chorych na raka. Z Wyroząb już na 21 lat ksiądz jubilat udaje się
do Ceranowa, zakorzeniając się mocno w tradycje Ludwika Górskiego i jego
działalności na rzecz Kościoła i Polski, której w czasach hrabiego nie było
na mapach świata, ale on ją odkrywał i umacniał w sercach ludu, ciesząc się
ogromnym szacunkiem, gdyż już w latach wolności został obrany patronem
Zespołu Szkół miejscowych.
Parafia w Ceranowie wymagała dużej pracy, była rozległa, ślicznie położona nad samym Bugiem, niemal na wprost Zuzeli, miejsca narodzin
Prymasa Tysiąclecia. I postać Sługi Bożego tak za życia, jak i po śmierci
była wielkim natchnieniem dla nowego proboszcza. Z całym więc zapałem
zabrał się do swoich zajęć. Obok zwyczajnej pracy duszpasterskiej trzeba
było zbudować kaplicę w Rytelach Olechnach, co w latach siedemdziesiątych
i osiemdziesiątych było wyjątkowo ciężką sprawą, ale swoim taktem i zaangażowaniem ks. proboszcz Ceranowski zdołał pokonać wszelkie przeszkody.
Powstała solidna kaplica z salami katechetycznymi, która do dziś wypełnia
się wiernymi.
Na miejscu zaś w Ceranowie czekały na mieszkania siostry felicjanki, które
do tej parafii przybyły za czasów Ludwika Górskiego, w latach pięćdziesiątych
dziewiętnastego wieku. Odwiedzał je tam bł. Honorat Koźmiński. Po powstaniu
styczniowym rząd carski administracyjnie poddał zakon kasacie i dopiero po
drugiej wojnie światowej siostry mogły tam powrócić, ale domu nie miały.
405
„Przed kapłaństwem klękam”
Ksiądz Hipolit zdołał tak pokierować sprawami, że wkrótce stanął nowy
dom. Myślał jeszcze o budowie domu opieki dla osób samotnych i starszych,
ale przyszła transformacja, a potem nadeszły przenosiny do Węgrowa i trzeba
było zapomnieć o tych planach. A tutaj jesteśmy już u siebie. Wiele mówić
nie trzeba. Wystarczy jedynie otworzyć serca, przywołać nieco z pamięci,
aby lata pobytu w Węgrowie nabrały głębi fresków Palloniego, zarumieniły
się granitem przykościelnym, ożywiły się Bartoszkami i dały o sobie znać
szeptem konfesjonału, liturgią ołtarza, szmerem chrzcielnego źródełka i powagą tajemnicy śmierci. A wszystkiemu temu konkretny wyraz daje szeroki
uśmiech i wciąż młodzieńcze spojrzenie.
5. Odznaczenia i urzędy
Nasz jubilat musiał poczekać trochę na odznaczenia i różne urzędy, gdyż
dopiero w roku 1993 został kanonikiem honorowym, a po dwóch latach
gremialnym Drohiczyńskiej Kapituły Katedralnej. Niemal równocześnie
z przybyciem do Węgrowa znalazł się w Węgrowskiej Kapitule Kolegiackiej,
pełniąc zaszczytną funkcję Dziekana Kapituły. Z Watykanu zaś najpierw nadeszła nominacja na Kapelana Jego Świątobliwości Jana Pawła II, a później
został prałatem honorowym. W styczniu minęło dziesięć lat od tej ostatniej
nominacji.
W czasie obrad Pierwszego Synodu Diecezji Drohiczyńskiej ks. Hipolit
przewodniczył Komisji do spraw nauki i formacji chrześcijańskiej. W roku 1997
został dziekanem dekanatu węgrowskiego. Na czas pielgrzymki Jana Pawła II
do Drohiczyna pełnił obowiązki przewodniczącego komisji administracyjnosponsoringowej. Jest członkiem Rady Kapłańskiej i Kolegium Konsultorów.
6. Kapłańska tajemnica
Czcigodny Księże Hipolicie, bardzo przepraszam za poważne skróty,
jakich trzeba było dokonać w dziejach Twego posługiwania w obliczu tej
wielkie tajemnicy, jaką jest kapłaństwo. Ale jednego już teraz jesteśmy pewni,
że starałeś się budować dom na skale, na głębokiej wierze, na pełnej nadziei
i bezgranicznej miłości do Jezusa Chrystusa, a w Nim jako Najwyższym
Kapłanie i za pośrednictwem Matki Najświętszej całe swoje serce i duszę
ofiarowywałeś tym, z którymi Pan Ci dał pracować, i tam, gdzie pełniłeś
posługę kapłańską.
Każdego dnia starałeś się bowiem swoje prace kończyć dodatkowymi
nawiedzinami Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie, najczęściej po-
406
„Posłał mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę...” (Iz 61, 6)
przedzając je modlitwą różańcową. To dzięki takiej postawie ani polityczne
powodzie, ani moralne trzęsienia ziemi nie były w stanie osłabić twojej
wierności kapłańskiemu powołaniu.
Za Ojcem Świętym Janem Pawłem II spokojnie możesz powtarzać, że
„Każde powołanie Kapłańskie w swej najgłębszej warstwie jest tajemnicą, jest darem,
który nieskończenie przerasta człowieka”. Tak to czułeś. I tak to jest. Z tego to
względu nieraz zdarzało się, iż mógłbyś wyznać:
„Własnego kapłaństwa się boję,
własnego kapłaństwa się lękam
i przed kapłaństwem w proch padam
i przed kapłaństwem klękam”
(ks. J. Twardowski).
A kogo stać na taką postawę, ten umie zginać kolana przed Panem, ten
pochyla się przed każdym człowiekiem. I ten z wdzięcznością i radością
świętuje swój złoty jubileusz kapłaństwa, bo Pan jest z nim. Niech więc nadal, księże jubilacie, Pan będzie z tobą, przez kolejne lata i niech cię strzeże,
niech ci błogosławi, a Najświętsza Maryja Panna, Matka kapłanów niech
cię ogarnia swoją macierzyńską opieką po najdłuższe lata. My cieszymy się
bowiem, kiedy spotykamy się z tobą, a ludzie wciąż będą czekać na twoje
kapłańskie dłonie i kapłańskie serce! Ad multos multosque annos.
Amen
Święcenia diakonatu
Drohiczyn, 20 czerwca 2008 r.
„Diakonami winni być ludzie godni...”
(1 Tt 3, 8)
(Jr 1, 4–9; 1 Tm 3, 8–10. 12–13; J 15, 9–17)
Drodzy Bracia i Siostry!
1. Słowo Pana
Jeremiasz, jeden z czterech największych proroków, z całą szczerością
wyznaje, że to on sam usłyszał słowa Pana, przed chwilą odczytane, a z których
wynika, że to Bóg jeszcze przed poczęciem znał go, poświęcił, a co więcej,
już przed narodzeniem ustanowił go prorokiem dla narodów.
Jeremiasz bronił się przed tym powołaniem, tłumacząc się młodym wiekiem i brakiem krasomówczych zdolności. A wtedy sam Bóg go zapewnił:
„Nie mów «jestem młodzieńcem», gdyż pójdziesz, do kogokolwiek cię poślę. Nie
lękaj się ich, bo jestem z tobą, by cię chronić...”. I wyciągnąwszy rękę, dotknął
(Pan jego ust) i rzekł: „Oto kładę moje słowa w twoje usta”.
Z pewnością nieraz słyszeliśmy ten fragment Pisma Świętego, a może nawet
czytaliśmy gdzieś przy ambonie albo w samotności. Ale wówczas brzmiały one
inaczej. Mówiły o kimś dalekim, o czasach odległych, o rzeczywistości jakby
obcej. Dzisiaj jest inaczej. Wszyscy jesteśmy świadkami, jak alumn Marian
przyjmuje akolitat, a pięciu akolitów otrzymuje święcenia diakonatu. Czas się
więc skrócił, odległość stopniała, a to, co było obce, zamienia się w bliskie.
Słowo Pana staje się rzeczywistością. To On bierze w posiadanie wasze
serca, umysły, dłonie, a właściwie całą osobowość. I co najważniejsze, o czym
trzeba pamiętać na zawsze, że wasze słowa mają być słowami Pana.
408
„Diakonami winni być ludzie godni...” (1 Tt 3, 8)
2. Kim jest diakon?
W związku z tym rodzi się pytanie: kim w takim razie winien być diakon?
Kim macie być, kochani akolici: Karolu, Danielu, Wojciechu, Mariuszu i Mariuszu Januszu? Kim chcecie być? Co robiliście przez ten czas seminaryjnego
przygotowania, odkrywania i umacniania własnego powołania. Dzisiaj tylko
każdy z was wie najlepiej, w którym momencie dotarł do was ten sam głos
Pana, który przed wiekami usłyszał Jeremiasz! Ale to już historia. Natomiast
liczy się to, w jaki sposób chcecie przyjąć Bożą wolę.
Najlepiej byłoby pójść za głosem św. Pawła. Upływa 2000 lat od jego
narodzin. Święcenia diakońskie przyjmujecie niemal w wigilię rozpoczęcia się
Roku Pawłowego, dlatego powróćmy do tego, co pisał on Tymoteuszowi, a co
bez wątpienia odnosi się także i do was, mając na myśli diakońską posługę.
Apostoł Narodów spodziewa się, że diakoni są ludźmi godnymi, „w mowie
nie obłudni, nie nadużywający wina, nie chciwi brudnego zysku, lecz utrzymujący
wiarę w czystym sumieniu”.
Zatrzymajmy się nieco nad tym ostatnim z przypomnianych zaleceń. Cóż
to bowiem znaczy utrzymywać tajemnicę wiary w czystym sumieniu? Możemy
się domyślać, że utrzymywać oznacza trwać w wierze, tą wiarą żyć i wedle niej
postępować. Nikt przecież z nas nie chce być jedynie zewnętrznym stróżem
wiary, zwłaszcza że św. Paweł postuluje czyste sumienie. A czyste sumienie
to tak jakby pole dobrze uprawione, na którym ziarno łatwo kiełkuje, szybko
rośnie i przynosi dobry plon.
Taką interpretację podpowiada nam sam św. Paweł, kończąc swoje uwagi
stwierdzeniem, że diakoni, którzy należycie wypełnią swoje zadania, „zdobywają
sobie zaszczytny stopień oraz pełną ufność w wierze, która jest w Chrystusie Jezusie”.
Tym stopniem może w przyszłości okazać się kapłaństwo. Tym stopniem
może być równie dobrze podstawa do pełnej ufności w wierze, którą dzieli
się z nami Jezus Chrystus. W jednym i w drugim wypadku staje się dla nas
czymś oczywistym, że diakońska posługa ma swoje źródło, swoją wagę i swój
cel w wierze Chrystusowej, a dobrze spełniona przynosi wspaniały owoc
w postaci szczególnego zaufania ze strony Zbawiciela.
3. A wszystko to jest owocem miłości
Przedziwne są dary, którymi hojnie nas darzy Pan Jezus, zwłaszcza że
cała inicjatywa jest po Jego stronie, po stronie Jego miłości. Wyraźnie o tym
czytamy u św. Jana, gdzie Odkupiciel mówi do uczniów: „Jak Mnie umiłował
409
„Przed kapłaństwem klękam”
Ojciec, tak i Ja was umiłowałem”. A przecież wszyscy pragniemy być uczniami Chrystusa. Nasz tegoroczny program duszpasterski często o tym fakcie
przypomina.
Uczennicami i uczniami Pana Jezusa są, kochani akolici, wasze matki
i ojcowie, siostry i bracia, babcie i dziadkowie, przyjaciele i koledzy, nauczyciele
i kapłani. Mogą być różne stopnie i różne dziedziny, w których to uczniostwo się spełnia. Jeden jest wszakże warunek – „Wytrwajcie w miłości mojej!”.
Tak mówi Mistrz. A skoro jesteście dzisiaj tutaj, przy ołtarzu, to znaczy, że
wasi rodzice, bliscy i wychowawcy wytrwali w Jego miłości. Wy natomiast
wkraczacie na nowy stopień Chrystusowej miłości.
Miłość Chrystusowa jest wymagająca. Takim jest nasz Mistrz, który siebie
samego oddał za nas. Wszystko poświęcił i dobre imię, i ziemskie życie, gdyż
„nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”.
Tak postąpił Syn Boży. Wystarczyłoby Jego jedno tchnienie, co najwyżej
jedno słowo, aby obdarzyć nas największą miłością. On wszakże wybrał
pojmanie, proces i krzyż. A to wszystko ze względu na nas, aby nam ułatwić
zrozumienie i wejście w tę przestrzeń wiary, która zlewa się z miłością.
Wielka jest tajemnica naszej wiary i najpiękniejsza jest tajemnica Chrystusowej miłości! Czy jesteśmy gotowi otworzyć się całkowicie na jedno i drugie?
Czy jesteście gotowi, kochani akolici, oddać się bez reszty wierze i miłości?
4. Nagrodą jest przyjaźń
Te pytania będą jeszcze nieraz powracać w waszym życiu. Niekiedy
z akcentem silniej położonym na wierze, a kiedy indziej na miłości. Będą
powracać w zmienionym porządku, ponieważ życie jest pełne dynamiki.
Posługa diakońska opiera się na Chrystusowym zaufaniu. Potwierdził to
Chrystus, gdy powiedział: „Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeśli czynicie to, co
wam przykazuję. Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego,
ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem
od Ojca mego”.
Pan Jezus spodziewa się, że często będziecie sięgać do Jego nauki, aby
wasza wiara wciąż wzrastała, i jeszcze częściej będziecie zabiegać o to, aby
być prawdziwymi przyjaciółmi, żeby nie zranić Chrystusowej miłości. To
On nas wybrał. To On nas przeznacza do różnych zadań. To On będzie
nadal z nami, przychodząc nawet na każde nasze skinienie, ale przyjacielskie,
z odwołaniem się do Jego imienia. Aby zaś nie było jakichkolwiek wątpliwości,
musimy się darzyć miłością nawzajem.
410
„Diakonami winni być ludzie godni...” (1 Tt 3, 8)
5. Miłość wszystko przetrzyma
Miłość zaś pójdzie z nami na całą wieczność. Ku niej się wciąż kierujcie.
Nie wchodzicie bowiem na tę nową drogą z tego tylko względu, że taka jest
wasza wola albo że macie odpowiednie zdolności czy talenty. Wszystko to
może być bardzo przydatne. Wy natomiast, jak mówi Benedykt XVI: „Uczcie
się Jezusa, wpatrujcie w Niego, pozwólcie, aby On was kształtował”.
Bądźcie czytelnym znakiem dla swego otoczenia. Głosząc zaś Słowo
Boże, posługując w sakramentach, całym sposobem życia ukazujcie Kościół
Chrystusowy jako tę przestrzeń, którą nam pozostawił sam Pan Jezus, abyśmy
mieli gdzie z Nim się spotykać. Często też kierujcie wasze umysły w stronę
Ducha Świętego, a Jego moc niech uodparnia was na wszelkie słabości.
I proszę was, nie zapominajcie, że nie jesteście sami. Modlitwy nas tutaj
wszystkich zgromadzonych będą szły za wami. Łączcie się z nami w tej
modlitewnej czujności, biorąc przykład z Matki Najświętszej, Służebnicy
Pańskiej.
Amen.
Święcenia kapłańskie
Hajnówka, dn. 21 czerwca 2008 r.
„Oto dziś spełniły się dopiero co usłyszane
przez was słowa Pisma” (Łk 4, 21)
(Iz 61, 1–3a; 1 Tm 4, 12–16; Mt 20, 25–28)
Drodzy Bracia i Siostry!
1. Duch Pański nad wami
Ze wzruszeniem staję dzisiaj przed ołtarzem w tej świątyni, aby sprawować
Najświętszą Ofiarę i udzielić święceń kapłańskich czterem naszym diakonom, a wśród nich diakonowi, mieszkańcowi tego miasta. Moje wzruszenie
płynie z faktu, że wypadło mi w ciągu minionych czternastu lat dwukrotnie
przewodniczyć obrzędom pogrzebowym najpierw świętej pamięci ks. kanonika Alfonsa Trochimiaka, a następnie świętej pamięci ks. prałata Mariana
Świerszyczyńskiego. Obu wspominam jako wspaniałych duszpasterzy, bez
reszty oddanych misji ewangelizacyjnej w kapłańskiej posłudze.
I proszę mi wybaczyć, kochani diakoni, że już teraz dostrzegam coś, co
w Chrystusowej wizji kapłaństwa będzie łączyło wasze leżenie krzyżem podczas
litanii do Wszystkich Świętych z ich przejściem z tego świata do wieczności.
I dlatego z głębi serca dziękuję Temu, który jako pierwszy ofiarował się za nas,
abyśmy życie mieli i to w obfitości. W Jego zaś Osobie wdzięczność wyrażam
wszystkim kapłanom, którzy umierając w Panu jednocześnie stają się tym ziarnem pszenicznym rodzącym nowe powołania. Takim ziarnem pszenicznym jest
bez wątpienia pascha Jana Pawła II, czasowo bliska Chrystusowej passze.
O tej przedziwnej duchowej więzi mogliśmy się przekonać, słuchając
pierwszego czytania z proroctwa Izajaszowego. Ten sam tekst blisko dwa-
412
„Oto dziś spełniły się dopiero co usłyszane przez was słowa Pisma” (Łk 4, 21)
dzieścia wieków temu odczytał sam Zbawiciel w nazaretańskiej synagodze,
a po jego odczytaniu wypowiedział jakże znaczące słowa: „Oto dziś spełniły
się dopiero co usłyszane przez was słowa Pisma”. Spełniły się właśnie, w Nim
będą się spełniać dzięki wam.
Duch Pański jest nad nami. Duch Pański jest w tej świątyni. Duch Pański
jest z wami od początku waszego powołania na drogę ku kapłaństwu, kochani
diakoni. On was namaszcza, posyła; macie głosić dobrą nowinę ubogim,
opatrywać rany serc złamanych, jeńcom zapowiadać wyzwolenie, więźniom
swobodę. Do was należeć będzie zapowiadanie Roku Łaski Pańskiej, ale też
i dnia pomsty Bożej. Macie pocieszać zasmuconych, rozweselać płaczących,
nieść wieniec zamiast popiołu, a olejek radości zamiast szaty smutku.
Może wam wydawać się, że spada na was wyjątkowo dużo zadań, ale przecież to nie wy sami będziecie pełnić tę misję. Będzie z wami sam Jezus.
2. W Eucharystii siła
Już od minionej niedzieli trwa 49. Międzynarodowy Kongres Eucharystyczny w Quebec, na terenie Kanady. Jutro nastąpi jego zakończenie.
Hasło kongresu zostało zaczerpnięte z encykliki Jana Pawła II „Kościół żyje
z Eucharystii” i brzmi: „Eucharystia – dar Boga dla życia świata”.
Eucharystia jest więc darem i dla nas, i dla was, drodzy diakoni. Eucharystia za chwilę będzie darem dla świata dzięki wam, dzięki waszej posłudze
kapłańskiej. A stanie się tak, ponieważ do was odnoszą się słowa Jezusa: „Wy
jesteście przyjaciółmi moimi” (J 15, 14). I jako Chrystusowi przyjaciele będziecie
Go zapraszać każdego dnia na ołtarz i do serc, swojego serca i serc obecnych
w czasie eucharystycznej ofiary. My bowiem wszyscy żyjemy w wierze i miłości dzięki Synowi Bożemu, gdyż „Ten, kto Mnie spożywa, mówi On, będzie
żył przeze Mnie” (J 6, 57).
Dzięki Eucharystii dokonuje się też najdziwniejsza jedność, jedność pomiędzy Bogiem i ludźmi. „W Komunii eucharystycznej realizuje się w podniosły
sposób wspólne, wewnętrzne zamieszkiwanie Chrystusa i ucznia: «Trwajcie we Mnie,
a Ja w was będę trwać» (J 15, 4)” (Benedykt XVI).
Eucharystia jednoczy nas we wszystkim, co jest dobre, a zwłaszcza na
drodze do domu Ojca. Święty Jan Chryzostom pisze: „Czym w rzeczywistości
jest chleb? Jest Ciałem Chrystusa. Kim stają się ci, którzy go przyjmują? Ciałem
Chrystusa; ale nie wieloma ciałami, lecz jednym Ciałem. Faktycznie, jak chleb
jest jednością, choć składa się nań wiele ziaren, które choć się nie znają, w nim się
znajdują, tak że ich różnorodność zanika w ich doskonałym zjednoczeniu – w ten
413
„Przed kapłaństwem klękam”
sam sposób również my jesteśmy wzajemnie z sobą zjednoczeni, a wszyscy razem
z Chrystusem”.
Eucharystia jest darem Miłości, jest samą Miłością. I nie można jej
sprawować, nie można w niej uczestniczyć, aby nie umacniać się w miłości.
Nigdy o tym nie zapomnijcie. Bardzo was o to proszę, kochani diakoni: Adamie, Marcinie, Łukaszu i Krzysztofie. Modlę się o to dzisiaj, a wy módlcie
się o to zawsze!
3. Bądźcie zawsze uczniami Jezusa
Nigdy nie dozwólcie, nie dopuśćcie do tego, aby wasze serca zamknęły
się jedynie w was. Wpatrując się w Chrystusa Eucharystycznego, sprowadzając
Go na ołtarz, nie zapominajcie o bardzo ważnym poleceniu: „To czyńcie na
moją pamiątkę”. A Chrystusowa pamiątka to Jego życie i nauczanie, cierpienie
i śmierć, zmartwychwstanie i zesłanie Ducha Świętego, a przede wszystkim
to Miłość.
Jednocząc się z Chrystusem, macie stawać się i być swoistym znakiem
sakramentalnym dla całego świata, znakiem i narzędziem zbawienia dokonanego przez Chrystusa, światłem świata i solą ziemi (por. Mt 5, 13–16).
Co więcej, staniecie się przedłużeniem misji Chrystusa, o czym On mówi
wyraźnie: „Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam” (J 20, 21). To posłanie
jest wyrazem Jego miłości i zaufania. Chrystus Pan bowiem wszystko to, co
wysłużył na krzyżu, zawierza teraz wam, waszym sercom, ustom i dłoniom.
Ale żeby temu podołać, warto skierować uwagę ku nauczaniu św. Pawła, gdyż
jest on doskonałym przykładem ucznia Syna Bożego, w pełni i bez reszty
oddanego misji, do której został powołany.
A św. Paweł, pouczając Tymoteusza, dzieli się swoją nauką z nami.
Mamy być wzorem dla otoczenia w mowie, w miłości, w wierze i w czystości.
Apostoł Narodów nie zapomina o duchowej lekturze, ale kładzie nacisk na
wierność charyzmatom, mając na myśli kapłaństwo.
„W tych rzeczach się ćwicz, cały im się oddaj, aby twój postęp był widoczny dla
wszystkich”. Kapłaństwa nie da się urzeczywistniać częściowo. Macie się cali
oddać kapłaństwu. I tylko wtedy zbawicie siebie „i tych, którzy [...] słuchają”.
Kapłaństwo zaś powinno każdego dnia stawać się doskonalsze.
Kapłaństwo jest darem i tajemnicą, jak mówił Jan Paweł II. Kapłaństwo
jest darem i miłością, jest zaufaniem ze strony Pana Jezusa. A tajemnica kapłaństwa to nic innego jak troska, aby serca kapłańskie były wciąż otwarte
na miłość.
414
„Oto dziś spełniły się dopiero co usłyszane przez was słowa Pisma” (Łk 4, 21)
4. Kapłaństwo jest służbą
Na zaufanie Chrystusa nie można odpowiedzieć inaczej, jak tylko całym
życiem, pełnym wdzięczności oddaniem, bezgraniczną służbą człowiekowi
z miłości do Jezusa. On sam nas tego uczy. On sam daje przykład, jak powinno
się służyć. Mamy postępować „na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł,
aby Mu służono – lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu”.
Bądźcie zawsze takiego ducha, a słabość was ominie, zgorszenie nie
dosięgnie, zaś pokusy nie będą miały dostępu. A kiedy niebezpieczeństwo
zacznie dawać znać, idźcie przed tabernakulum, razem z Maryją i tak jak Ona
była przy żłóbku i przy krzyżu, wy trwajcie przy Nim. Na zawsze w waszej
pamięci niech głęboko zakorzenią się Jego słowa: „Trwajcie we Mnie, a Ja w was
będę trwać” (J 15, 4). I niczego wam więcej nie będzie potrzeba.
Amen.
50-lecie kapłaństwa ks. prał. Stanisława Kurka
Kosów Lacki, dn. 29 czerwca 2008 r.
„Żyję już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus”
(Ga 2, 20)
(Dz 12, 1–11; 2 Tm 4, 6–9. 16–18; Mt 16, 13–19)
Ukochani Bracia i Siostry!
1. Chrystus pyta wciąż
Ewangelia, wybrana na uroczystość świętych Apostołów Piotra i Pawła,
przenosi nas pod Cezareę Filipową, gdzie Pan Jezus postawił apostołom bardzo ważne pytanie: „Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?”. Odpowiedzi
apostołów były różne, nawiązywały do wielu postaci Starego Testamentu i były
godne porównania. Nie odpowiadały jednak rzeczywistości i były dalekie
od prawdy. Z tego to względu Pan Jezus stawia drugie pytanie, skierowane
bezpośrednio do apostołów: „A wy za kogo Mnie uważacie?”. I wtedy zabiera
głos św. Piotr, z mocą wyznając wiarę w Jezusa Chrystusa: „Ty jesteś Mesjaszem,
Synem Boga żywego”. Zatrzymajmy się przy tym wyznaniu właśnie dzisiaj, kiedy
świętujemy złoty Jubileusz Kapłaństwa czcigodnego księdza prałata Stanisława
Kurka, tutejszego proboszcza i dziekana sterdyńskiego.
Zatrzymujemy się dlatego, ponieważ to pytanie od dwudziestu wieków
stawia Pan Jezus kolejnym swoim uczniom. Z pewnością postawił je przed
laty, jeszcze przed wstąpieniem do wyższego seminarium duchownego, naszemu jubilatowi. Postawił je za pośrednictwem swego Objawienia – Pisma
Świętego, a może przez kapłana, jednego z tych, którzy pracowali w Sobolewie
nad Wisłą, a może za pośrednictwem mamy. Pan Jezus mógł też to pytanie
postawić przez usta śp. ks. Tadeusza Filabera, brata mamy, kapłana diecezji
416
„Żyję już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus” (Ga 2, 20)
siedleckiej. Na te nasze wątpliwości odpowiedź zna tylko sam jubilat. Ale my
chcemy do niej nawiązać, gdyż nie tylko czas zapytania jest ważny. Liczy się
treść odpowiedzi danej Chrystusowi, a brzmiała ona tak samo, jak ta, której
udzielił św. Piotr.
I od tej pory wszystko się zaczęło. To nic, że czasy nie były sprzyjające.
W mediach ówczesnych, w zakładach pracy i w szkołach nasilała się agitacja
antyreligijna. Wytaczano procesy kapłanom, biskupom, a ks. kard. Stefana
Wyszyńskiego nawet internowano. Wykonywane były wyroki śmierci. Przed
wierzącymi w Pana Boga zamykano drogę do awansów, do lepszej pracy.
Głos Chrystusa jednak przeważył i osiemnastoletni Stanisław podjął decyzję
pójścia za Chrystusem, wstąpienia do seminarium duchownego.
2. Kartki z życiorysu
Czcigodny ksiądz prałat urodził się 29 sierpnia 1934 roku, z ojca Stanisława i z mamy Józefy Filaber. Przyszedł na świat w uroczej miejscowości
nadwiślańskiej – Sobolewie. Tam ukończył szkołę podstawową i liceum.
Do seminarium uczęszczał najpierw przez dwa lata w Drohiczynie, a potem
następne cztery lata studiował w Siedlcach. Święcenia kapłańskie przyjął
w katedrze siedleckiej, z rąk ks. bp. Ignacego Świrskiego.
Pierwszą placówką wikariuszowską ks. Stanisława był Terespol, miasto
położone nad Bugiem na przeciw Brześcia, gdzie znajdowało się najważniejsze przejście graniczne pomiędzy Polską a Związkiem Sowieckim. Po
dwóch latach znalazł się na drugim krańcu diecezji siedleckiej, a mianowicie
w Osiecku, niemal na peryferiach Warszawy.
Pierwsza samodzielna placówka znowu wezwała księdza Stanisława na
wschód, do Klonownicy Dużej w dekanacie janowskim. Potem była Żeszczynka
i Motwica. Obie parafie są położone w dekanacie wisznickim. Na terenie parafii
Motwica znajduje się Romanów i muzeum poświęcone J.I. Kraszewskiemu.
Tam wielki pisarz spędzał lata dziecięce. Po ośmiu latach pracy duszpasterskiej na placówce, która z racji obecności sióstr i braci prawosławnych miała
charakter typowo ekumeniczny ksiądz jubilat został przeniesiony w strony
łukowskie i na lat dziewięć objął parafię Radoryż Kościelny. Został mianowany
dziekanem dekanatu adamowskiego. Z rodzinnych stron autora „Starej Baśni”
trafił w okolice związane z latami dziecięcymi Henryka Sienkiewicza.
W tamtych czasach posługa duszpasterska wymagała wielkiej odwagi
i poświęcenia. Religię wyrzucono ze szkół. Trzeba było organizować punkty
katechetyczne. Władze nie pozwalały na takie praktyki. Karały księży i tych,
417
„Przed kapłaństwem klękam”
którzy użyczali im swoich mieszkania w celu nauczania religii. Wierność
Kościołowi okazywana przez naszych ojców sprawiła, że w żadnej miejscowości nie zabrakło punktu katechetycznego. Warunki były ubogie. Nie było
przecież materiałów pomocniczych i brakowało wielu innych rzeczy, ale był
duch, było poczucie szczególnej misji. Były dzieci. Przychodziła młodzież.
Kościół żył! W kolejnej epoce zbawczych dziejów można było przekonać się,
że to właśnie Jezus Chrystus jest prawdziwie Mesjaszem, Synem Bożym.
3. Kosowskie doświadczenia
Nasz jubilat został potem wezwany do Kosowa Lackiego, gdzie spędził
niemal połowę kapłańskiego posługiwania. Trwał jeszcze system ateistyczny, ale dawało się zauważyć nadzieję na zmiany. Wybór Jana Pawła II i Jego
serdeczna modlitwa, wypowiedziana na placu Zwycięstwa, obecnym placu
Józefa Piłsudskiego już w roku 1979: „Niech zstąpi Duch Twój i niech odnowi
oblicze ziemi, tej ziemi”, zaczynały przynosić owoce.
Kosów Lacki przyjął nowego proboszcza z nadzieją. Trzeba było remontować kościół, od zewnątrz i od wewnątrz. Trzeba było myśleć o nowym
wystroju prezbiterium. Należało poszerzyć cmentarz grzebalny i postawić na
nim kaplicę. Brakowało sali na spotkania i zaplecza parafialnego. To wszystko
stawało się krok po kroku, a dzisiaj jest już rzeczywistością. Nie można też
zapomnieć o licznych szkołach, w których dzieci czekały na katechizację
i o całym duszpasterstwie, a więc o licznych praktykach religijnych, o dobrym
funkcjonowaniu kancelarii parafialnej i ładzie w całej administracji.
To wszystko zostało ujęte w przemyślanym programie duszpasterskim,
w którym na pierwszym miejscu była Eucharystia, posługa sakramentalna,
a zwłaszcza spowiedź święta.
Nie zabrakło wiernym okazji do korzystania z sakramentu pojednania
i Eucharystii. Jedne i drugie odwiedziny Matki Bożej, w znaku jasnogórskim
i znaku fatimskim, a następnie obecność Chrystusa Miłosiernego, wcześniej
Wielki Jubileusz Roku Świętego – to wszystko sprzyjało ożywianiu i odradzaniu się naszej religijności. A dzisiaj pragniemy za to dziękować Panu Bogu
i Matce Najświętszej.
4. Przygoda ze św. Pawłem
Uroczystość dzisiejsza przypomina nam obok św. Piotra – drugą kolumnę Kościoła, Apostoła Narodów, św. Pawła. Wczoraj wieczorem Ojciec
Święty Benedykt XVI w Bazylice św. Pawła za Murami ogłosił Rok Pawłowy
418
„Żyję już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus” (Ga 2, 20)
ustanowiony z okazji dwutysięcznej rocznicy narodzin Apostoła Narodów.
Ojciec Święty pragnie przez ten rok przybliżyć współczesnym ludziom ducha
św. Pawła i jego apostolskiej gorliwości.
W Drugim Liście do Tymoteusza Apostoł pisze, że jest świadom, iż
czas jego odejścia z tego świata jest bliski. „W dobrych zawodach wystąpiłem,
bieg ukończyłem, wiarę ustrzegłem”. To są jego słowa, a za nimi kryje się wielki
duch, który nie znał przeszkód, nie martwił się trudnościami które napotykał
w przepowiadaniu Ewangelii. To są wszystko trudności, które były również
udziałem naszego jubilata. Inne były czasy, inna cywilizacja, ale myśl ta
sama i ten sam duch. Nic więc nie stoi na przeszkodzie, aby i w tej świątyni
za św. Pawłem powiedzieć: „Żyję już nie ja, żyje we mnie Chrystus”. Tak było
przez te pięćdziesiąt lat i tak niech będzie jak najdłużej.
5. Spotkanie ze św. Franciszkiem
Pragniemy też dzisiaj wspomnieć postać św. Franciszka, który jest
szczególnym patronem księdza jubilata. Przesłanie św. Franciszka docierało
do ks. Stanisława najpierw przez ruch tercjarski, przez cześć dla św. Maksymiliana i przez pamięć o bł. Honoracie Koźmińskim, urodzonym w XIX
wieku w Białej Podlaskiej.
Najważniejszym jednak przeżyciem było spotkanie się ze św. Franciszkiem
tutaj, w Kosowie Lackim, kiedy to odnowiono obraz „Ekstaza św. Franciszka”,
pochodzący ze szkoły El Greco. Obraz św. Franciszka, który z woli Bożej
przypisany został do Kosowa Lackiego, stał się źródłem troski i licznych
wysiłków podejmowanych, aby mógł powrócić do swoich. To dzięki temu
zaangażowaniu możemy się cieszyć z decyzji przedstawiciela Stolicy Apostolskiej, stwierdzającej prawną przynależność tego obrazu do tutejszej parafii.
Biedaczyna z Asyżu, który za życia nie lubił wielkich miejscowości, mógł
także teraz w swoim obrazie zamieszkać w tym podlaskim Asyżu.
Jeżeli jednak wspominam dzisiaj dzieło El Greco, to czynię to nie tylko
ze względu na prawdę historyczną. Jest jeszcze jeden motyw, niesłychanie
istotny. Święty Franciszek bowiem od ośmiu wieków jest jednym z najcudowniejszych mistrzów i nauczycieli w zakresie przeżywania wielkości daru
powołania kapłańskiego.
Otóż Asyski Patriarcha w swoim Testamencie zamieścił wyjątkowe słowa.
Czytamy tam: „Potem dał mi Pan i daje tak wielkie zaufanie do kapłanów, którzy
żyją według zasad świętego Kościoła Rzymskiego ze względu na ich godność kapłańską, że chociaż prześladowaliby mnie, chcę się do nich zwracać. I chociaż miałbym
419
„Przed kapłaństwem klękam”
tak wielką mądrość jak Salomon, a spotkałbym bardzo biednych kapłanów tego
świata, nie chcę wbrew ich woli nauczać w parafiach, w których oni przebywają. I tych,
i wszystkich innych chcę się bać, kochać i szanować jako moich panów... I postępuję
tak, ponieważ na tym świecie nie widzę niczego wzrokiem cielesnym z Najwyższego
Syna Bożego, tylko Jego Najświętsze Ciało i Najświętszą Krew, które oni przyjmują
i oni tylko innym udzielają” (Testament, 6–10).
Głęboko wierzę, że treść tych słów św. Franciszka daje o sobie znać także
w tej świątyni. To jej zawdzięczamy każde nowe powołanie. Ono nas prowadzi
przed Najświętszy Sakrament, aby tam szukać wsparcia i pokrzepienia.
To nauczanie św. Franciszka pomaga w przeżywaniu kapłaństwa i w jego
wypełnianiu w ramach duszpasterskiej posługi. To ono znajduje swój wyraz
w wyznaniu Ojca Świętego Jana Pawła II, że „Każde powołanie kapłańskie
w swej najgłębszej warstwie jest tajemnicą, jest darem, który nieskończenie przerasta
człowieka”. Tak to czujesz, Kochany Jubilacie. I tak jest w rzeczywistości. Na
pewno niejeden raz zdarzało Ci się powtarzać za ks. Janem Twardowskim:
„Własnego Kapłaństwa się boję,
własnego kapłaństwa się lękam
i przed kapłaństwem w proch padam
i przed kapłaństwem klękam”.
6. Odznaczenia i urzędy
Kapłańska posługa to nie tylko sprawowanie Najświętszej Ofiary, udzielanie sakramentów świętych, odprawianie nabożeństw, przewodniczenie licznym
praktykom, wspomaganie potrzebujących, pamięć o chorych i przechodzących
do wieczności.
Kapłańska posługa to także administracja, porządek w kancelarii parafialnej i bezpieczeństwo całego zaplecza materialnego, służącego misji
ewangelizacyjnej. Co więcej, kapłańska posługa to także udział w odpowiedzialności organizacyjnej za Kościół, to różne stanowiska i urzędy.
Księdzu prałatowi wypadło piastować wiele różnych urzędów, poczynając od zadań proboszczowskich. Przez lata był dziekanem dekanatu adamowskiego, a potem wicedziekanem i od dziesięciu lat dziekanem dekanatu
sterdyńskiego. W ramach diecezji siedleckiej ksiądz prałat należał do komisji
do spraw struktur diecezji w przygotowaniach do drugiego Synodu Diecezji
Siedleckiej, czyli Podlaskiej, był członkiem Komisji do spraw administracji
i finansów I Synodu Diecezji Drohiczyńskiej. Uczestniczy w pracach Diecezjalnej Rady Duszpasterskiej. Natomiast w trakcie przygotowań do piel-
420
„Żyję już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus” (Ga 2, 20)
grzymki Jana Pawła II w Drohiczynie ks. Stanisław wchodził w skład Komisji
do spraw Duszpasterskich Diecezjalnego Komitetu Organizacji Pielgrzymki
Jana Pawła II do Drohiczyna.
Kościół nie zapominał o dostojnym jubilacie także przy okazji różnych
odznaczeń – jeszcze w czasach siedleckich, w 1989 r., został obdarzony godnością kanonika honorowego Kolegiackiej Kapituły Janowskiej, aby w cztery lata
potem zostać kanonikiem gremialnym Drohiczyńskiej Kapituły Katedralnej.
Ojciec Święty Jan Paweł II w roku 1997 przyznał godność kapelana Jego
Świątobliwości, z którą wiąże się piękny tytuł prałata.
Wspominając pokrótce wiele różnych wydarzeń, doświadczeń i przeżyć,
chciałbym jak najprościej ukazać piękno i wielowymiarowość kapłańskiego
powołania, kapłańskiej misji i kapłańskiego życia. A wszystko po to, abyśmy
jak najszczerzej wespół z dzisiejszym jubilatem mogli śpiewań dziękczynne
„Te Deum”.
7. „Te Deum laudamus”
Całe posługiwanie kapłańskie jest tak naprawdę śpiewaniem „Te Deum”,
Ciebie, Boże, wielbimy. Dziękczynieniem jest przecież każda Eucharystia. Tak
jak darem jest obecność eucharystyczna Jezusa wśród nas, tak i darem jest kapłaństwo. Eucharystia jest darem Miłości i kapłaństwo jest darem Miłości.
Jan Paweł II pisze w encyklice Ecclesia in Eucharistia (29): „Często powtarzane przez Sobór Watykański II wyrażenie, według którego «kapłan pełniący
posługę dzięki świętej władzy, jaką się cieszy w osobie Chrystusa in persona Christi,
sprawuje Ofiarę eucharystyczną» (Lumen Gentium, 10,28)[...]. (To) wyrażenie «in
persona Christi» znaczy więcej niż w imieniu czy zastępstwie Chrystusa. In persona
to znaczy: w swoistym sakramentalnym utożsamianiu się z Prawdziwym i Wiecznym Kapłanem, który Sam tylko Jeden jest prawdziwym i prawowitym Podmiotem
i Sprawcą tej swojej Ofiary... Posługa kapłanów, którzy otrzymują Sakrament Święceń, w ekonomii zbawienia wybranej przez Chrystusa ukazuje, że Eucharystia przez
nich sprawowana jest darem,” [...]. Kapłan z kolei «Jest ...darem, który wspólnota
otrzymuje dzięki sukcesji biskupiej pochodzącej od Apostołów»”.
Czcigodny i kochany księże jubilacie, pozwól, że wdzięczni Panu Bogu za
dar kapłaństwa, jaki ci ofiarował, razem z tobą będziemy śpiewać dziękczynne
„Te Deum”, wypraszając jednocześnie za pośrednictwem Matki kapłanów łaski
potrzebne ci na kolejne lata radosnej i ofiarnej służby kapłańskiej.
Amen.
421
50-lecie kapłaństwa o. Henryka Tadeusza Krajewskiego, kapucyna
Lublin – Poczekajka, dn. 6 lipca 2008 r.
„...dał mi Pan i daje tak wielkie
zaufanie do kapłanów”
(Za 9, 9–10; Rz 8, 9. 11–13; Mt 11, 25–30)
Drodzy Bracia i Siostry!
1. Radość z kapłańskiego powołania
Prorok Zachariasz, mając na myśli Jezusa Chrystusa, zapowiada radość
dla Syjonu i radość dla Jerozolimy. Woła z przejęciem: „Raduj się wielce, Córo
Syjonu, wołaj radośnie, Córo Jeruzalem! Oto Król Twoi idzie...”. Ten Król jako
„Pokorny jedzie na osiołku”, ale nie to jest istotne. Ważna jest nadzieja, z jaką
przybywa, a jest nią pokój, który zostanie obwieszczony i będzie tak „aż po
krańce ziemi”.
Wsłuchując się w te słowa, zagłębiając się w powyższe treści, rozumiemy
dobrze proroka Zachariasza, gdyż ma on wystarczające motywacje, aby się
cieszyć i dzielić się tą radością z innymi. Na szczególne przesłanki tej radości
zwraca uwagę św. Paweł w Liście do Rzymian, domagając się od chrześcijan,
aby otwierali się na Ducha Pańskiego, odrzucali to, co jest cielesne, gdyż do
pełni życia możemy być przywróceni jedynie „mocą mieszkającego” w nas
Chrystusowego Ducha.
Duch ten współpracuje bowiem z ludźmi o prostym sercu i tylko tacy są
w stanie usłyszeć zaproszenie Syna Bożego: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy
utrudzeni i obciążeni jesteście, a ja was pokrzepię”. On jest łagodny i pokorny
sercem. On niesie ukojenie dla dusz naszych. Ten fragment z Mateuszowej
Ewangelii jest obecny w uroczystość św. Franciszka i często, kiedy wspo-
422
„...dał mi Pan i daje tak wielkie zaufanie do kapłanów”
minamy licznych Naśladowców Biedaczyny z Asyżu. I to Pan sprawił, że
właśnie dzisiaj możemy odwołać się zarówno do tych słów tak nam bliskich,
jak i do pierwszego i drugiego czytania. Możemy do tych treści nawiązać,
kiedy świętujemy Złoty Jubileusz Kapłaństwa drogiego nam ojca Henryka
Tadeusza Krajewskiego z kapucyńskiej rodziny zakonnej. Nic więc dziwnego,
że towarzyszy nam radość, że wpatrujemy się w działanie Ducha Świętego
i dziękujemy Panu Jezusowi za zaproszenie do podążania za Nim.
2. Z ziemi łomżyńskiej wezwany
Tę wdzięczność wyrażamy wespół z ojciec Henrykiem, który przyszedł
na świat 10 lipca 1931 roku, z ojca Stanisława i matki Teofilii Ślesińskiej
w Ćwikłach-Rupie, na terenie parafii Kołaki Kościelne, na pograniczu Mazowsza i Podlasia, w jednym z zaścianków szlacheckich. Piękna to ziemia.
Jest to ziemia wielkiego arcybiskupa Romualda Jałbrzykowskiego, najpierw
biskupa łomżyńskiego, a następnie metropolity wileńskiego, bohatersko
służącego Kościołowi, w czasie drugiej wojny światowej prześladowanego
przez Niemców i Sowietów, usuniętego z Wilna po wojnie.
Jest to ziemia jednego z najwspanialszych proboszczów, jakim był
ks. Pianko. To w tej parafii pracował ks. bp Edward Samsel, późniejszy pasterz ełcki. Jest to ziemia ludzi wiernych Kościołowi i Polsce.
Jest to wreszcie ziemia licznych powołań kapłańskich i zakonnych, zwłaszcza kapucyńskich. Z samej przecież miejscowości Ćwikły-Rupie pochodzi
trzech kapucynów. Najpierw należy wskazać na brata Adama Krajewskiego, który półtora roku temu odszedł z tego świata i został pochowany na
cmentarzu w Serpelicach, w parafii, która zawdzięcza mu powstanie Kalwarii
Podlaskiej.
W roku zaś 1950 wstępuje do nowicjatu br. Eliasz Gołaszewski i dzisiejszy
jubilat, młodszy brat Adama Krajewskiego, który dzięki przykładowi brata
postanowił zostać kapucynem. Liceum ukończył w Lubartowie, korzystając z opieki i pomocy brata Adama, wspaniałego ogrodnika, cieszącego się
wielkim szacunkiem u ludzi pomimo wrogości, jaką wówczas okazywały
władze komunistyczne.
3. Na franciszkańskiej drodze
Czcigodny jubilat udał się do Nowego Miasta nad Pilicą, aby tam u grobu bł. Honorata Koźmińskiego i innych wspaniałych postaci zakonnych,
w wigilię Wniebowzięcia Matki Bożej roku 1950 rozpocząć nowicjat. I tak
423
„Przed kapłaństwem klękam”
się stało. Wokół dawały się słyszeć głosy o nagonce na Kościół, o różnych
złych zamiarach władz w stosunku do zakonów, ale klasztor nowomiejski
trwał na swojej pozycji. Po roku przypadają pierwsze śluby zakonne, złożone
na trzy lata. I czcigodny jubilat opuszcza Nowe Miasto, aby podjąć studia
seminaryjne. Na horyzoncie pojawi się Łomża, ale dopiero Lubelskie Seminarium Duchowne zapewni pełne wykształcenie. I tak w roku 1954 składa
śluby wieczyste, a 1 lipca przed pięćdziesięciu laty ojciec Henryk otrzymał
święcenia kapłańskie.
Przygotowując się do kapłaństwa i przyjmując święcenia kapłańskie,
z pewnością pamiętał o tym, co w odniesieniu do kapłanów napisał w swoim Testamencie św. Franciszek z Asyżu. Ważne to pouczenie. Biedaczyna
z Asyżu wyznaje: „Potem dał mi Pan i daje tak wielkie zaufanie do kapłanów,
którzy żyją według zasad świętego Kościoła Rzymskiego ze względu na ich godność
kapłańską, że chociaż prześladowaliby mnie, chcę się do nich zwracać. I chociaż
miałbym tak wielką mądrość jak Salomon, a spotkałbym bardzo biednych kapłanów
tego świata, nie chcę wbrew ich woli nauczać w parafiach, w których oni przebywają.
I tych, i wszystkich innych chcę się bać, kochać i szanować jako moich panów. [...]
I postępuję tak, ponieważ na tym świecie nie widzę niczego wzrokiem cielesnym
z Najwyższego Syna Bożego, tylko Jego Najświętsze Ciało i Najświętszą Krew,
które oni przyjmują i oni tylko innym udzielają” (Testament, 6–10).
To głębokie przekonanie św. Franciszka o szczególnym charakterze
kapłańskiego powołania nie mogło pozostać bez echa. Ono przygotowało
i ukształtowało postawę pełną szacunku i wdzięczności względem Jezusa
Chrystusa za obdarzenie ludzi kapłańską misją i służbą.
Czcigodny jubilat wciąż pamięta o słowach św. Franciszka tak w odniesieniu do tego kapłaństwa, w którym sam uczestniczy, jak i do każdego
kapłaństwa, patrząc na nie oczyma Asyskiego Patriarchy, a właściwie poprzez
jego serce. Widać to w twoim, ojcze Henryku, odnoszeniu się do każdego
kapłana.
4. W eucharystycznym zjednoczeniu
Na temat kapłańskiego posłannictwa często wypowiadał się Ojciec Święty
Jan Paweł II i to przeważnie w łączności z Eucharystią. Podobnie zresztą
czuł i pisał św. Franciszek. W encyklice, ogłoszonej pod koniec życia, nasz
Papież pisze: „Często powtarzane przez Sobór Watykański II wyrażenie, według
którego «kapłan pełniący posługę dzięki świętej władzy, jaką się cieszy w osobie
Chrystusa (in persona Christi), sprawuje Ofiarę eucharystyczną» (Lumen Gentium
424
„...dał mi Pan i daje tak wielkie zaufanie do kapłanów”
10, 28). [...] – To – wyrażenie «in persona Christi» znaczy więcej niż w imieniu czy
zastępstwie Chrystusa. In persona to znaczy: w swoistym sakramentalnym utożsamieniu się z Prawdziwym i wiecznym kapłanem, który sam Jeden jest prawdziwym
i prawowitym Podmiotem i Sprawcą tej swojej Ofiary. [...] Posługa kapłanów, którzy
otrzymali Sakrament Święceń, w ekonomii zbawienia wybranej przez Chrystusa
ukazuje, że Eucharystia przez nich sprawowana jest darem, [...]”. Kapłan z kolei
„Jest [...] darem, który wspólnota otrzymuje dzięki sukcesji biskupiej pochodzącej
od Apostołów” (Ecclesia de Eucharystia, 29).
Kapłaństwo jest darem, najpierw dla samego kapłana, a następnie dla
całej wspólnoty wierzących w Chrystusa. Darem jest również Eucharystia.
Eucharystia staje się darem dzięki kapłańskiej posłudze. Do każdego też
z kapłanów odnoszą się słowa Syna Bożego: „Wy jesteście przyjaciółmi moimi”
(J 15, 14). Przyjaźń jest także darem, ale i zobowiązaniem. Kapłan jako przyjaciel Chrystusa zaprasza Go każdego dnia na ołtarz i do serc; do swojego
serca i do serc wszystkich, którzy to zaproszenie rozumieją, którzy wierzą
Synowi Bożemu, którzy pamiętają na Jego zapowiedź: „Ten, kto Mnie spożywa,
będzie żył przeze Mnie” (J 6, 57). Będzie żył wiecznie.
Dzięki Eucharystii dokonuje się wyjątkowa jedność, zjednoczenie pomiędzy kapłanem i Chrystusem, pomiędzy przyjmującymi Jego Ciało i Krew,
a Nim samym. Mówi o tym Benedykt XVI: „W Komunii eucharystycznej realizuje
się w podniosły sposób wspólne, wewnętrzne zamieszkiwanie Chrystusa i ucznia:
«Trwajcie we Mnie, a Ja w was będę trwać»” (J 15, 14).
I tak się dzieje w życiu jubilata od pół wieku. On trwa w Chrystusie, a Chrystus trwa w nim! I tak było wszędzie, w Polsce i w Stanach Zjednoczonych.
5. Za przykładem św. Pawła
Ojciec Henryk zaraz po święceniach kapłańskich został skierowany do
pracy duszpasterskiej w dynamicznie rozwijającej się parafii, jaką była ta
wspólnota, w której jesteśmy, gdy osiedle powstawało po osiedlu. Kościołów
brakowało. Nie było sal katechetycznych. Maleńka kapliczka, budowana dla
stu osób, nie była w stanie sprostać 5 000, a później 10, 20 i blisko pięćdziesięciu tysiącom ludzi. Nasi poprzednicy, a razem z nimi jubilat, robili wszystko,
aby na różne strony poszerzać kaplicę. Zrezygnowali z paru pomieszczeń
mieszkalnych, wdarli się pod ziemię. I chociaż oczy i uszy partii śledziły
wszystko i wszystkich, to jednak miejsc przybywało. Nasi braci wykorzystali w tym celu każdy obiekt gospodarczy, zabezpieczając mieszkania i salki
katechetyczne. Obecni w tej świątyni dobrze pamiętają, jakie procesje dzieci
425
„Przed kapłaństwem klękam”
i młodzieży można było zobaczyć każdego dnia na trasie od LSM-u aż do
poczekajkowskiej Porcjunkuli.
Ze względu jednak na prośby naszych braci, którzy po wojnie nie mogli
wrócić do Polski i pracowali wśród naszych rodaków w Stanach Zjednoczonych, przełożeni kapucyńskiej prowincji postanowili wysłać za ocean kilku
młodych braci, a wśród nich dzisiejszego jubilata. Nie było to łatwe. Ojciec
Henryk mógłby godzinami opowiadać o swoich staraniach, ale w końcu
w połowie lat sześćdziesiątych zdołał otrzymać paszport i udał się do Stanów Zjednoczonych.
Początkowo zatrzymał się w New Jersey, gdzie była główna siedziba polskich kapucynów, związana z domem zakonnym w Oak Ridge. Trzeba było
pogłębiać znajomość języka angielskiego, aby następnie udać się do parafii
prowadzonej przez zakon w Broken Arrow, w stanie Oklahoma. Niestety,
klimat pustynny nie sprzyjał zdrowiu młodego misjonarza, wraca on więc
nad wschodnie wybrzeże i rozpoczyna swoją posługę w parafii św. Krzyża
w Trenton, gdzie proboszczem był wyjątkowy kapłan, ksiądz prałat Tadeusz
Wojciechowski, urodzony już w Stanach, ale tak kochający Polskę, że mógłby
nas uczyć miłości do Ojczyzny. Przekonałem się o tym, gdy odwiedziłem go
kilka lat temu, niemal przed śmiercią. Pokazał mi wówczas wiele fotografii
i choć były one robione na obczyźnie, każda z nich miała coś z Polski.
Podobnego ducha ma następca ks. Tadeusza Wojciechowskiego –
ks. Edward Arnister, również urodzony w Stanach, ale jego rodzice pochodzili
z Łomży, a więc to jest dodatkowy motyw zbliżający do siebie obu kapłanów.
Ojciec Henryk cieszył się szacunkiem obu proboszczów. Pamiętam jubileusz
25-lecia jego kapłaństwa, obchodzony w Trenton. Przybył na tę uroczystość
polskiego pochodzenia bp Kmieć, liczni kapłani i wielka rzesza naszych
rodaków. To byli potomkowie głównie dziewiętnastowiecznej emigracji, ale
głęboko zrośnięci z polskością. Ta polskość dzięki obecności jubilata jakby
się odradzała, krzepła i wzrastała.
W Stanach Zjednoczonych ojciec Henryk miał także wiele zadań związanych z odpowiedzialnością za kapucyńską wspólnotę. Był bowiem przełożonym domu w Oak Rdige, radnym, a następnie delegatem prowincjała. Do
jego zadań należała troska o formację zakonną, o zabezpieczenie warunków
życia, o podział pracy. Ojciec jubilat wypełniał te obowiązki z całym oddaniem. Zabiegał również o poszerzenie możliwości ewangelizacyjnej polskich
kapucynów, zdołał uzyskać kolejną placówkę polonijną w New Brunswick.
A ponieważ większość obecnych tam braci przeszła przez obóz koncen-
426
„...dał mi Pan i daje tak wielkie zaufanie do kapłanów”
tracyjny, troszczył się również o godną pomoc na starość. Tym natomiast,
którzy chcieli, przygotowywał powrót do Polski.
A św. Paweł cieszył się w niebie, że ma na ziemi kolejnego naśladowcę,
który nie patrzy na odległości, na różne cywilizacje, zagrożenia i kłopoty,
ale stara się wszędzie głosić Jezusa Chrystusa. Upływa 2000 lat od narodzin
Apostoła Narodów. Tydzień temu Papież Benedykt XVI rozpoczął Rok
św. Pawła. Warto więc powracać do życia i działalności św. Pawła także
dzisiaj, gdy dziękujemy Panu Bogu za kolejnego naśladowcę Apostoła Narodów. Potrzebujemy przecież jego ducha i zapału, jego poświęcenia i odwagi,
a przede wszystkim jego zawierzenia Chrystusowi. Jego bowiem było stać,
aby powiedzieć: „Żyję już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus” (Ga 2, 20). Taką
też drogą podążał dzisiejszy jubilat.
6. Powrót do Polski
W związku z osiągniętym wiekiem emerytalnym o. Henryk postanowił
wrócić do Polski. Przybył w to miejsce, z którego odjechał. Inny zastał już
kościół, bogatsze zaplecze duszpasterskie, choć parafia okazała się mniejsza.
Znalazł życzliwe przyjęcie w domu zakonnym, który jest jednocześnie siedzibą
kapucyńskiego Wyższego Seminarium Duchownego. Powrót więc okazał się
powrotem do gniazda.
A ojciec Henryk, jakby stąd nie wyjeżdżał, z całym entuzjazmem i na ile
pozwala zdrowie, podejmuje różne prace i obowiązki. Serdecznie opiekuje
się swoim starszym bratem Adamem, często go odwiedzając w Serpelicach,
zawsze przywożąc wiele radości i wiele nadziei. A te spotkania jakby przypominały ćwiklański dom, szlachetnych rodziców, kochające się rodzeństwo i tę stale żywą obecność wiary w Trójcę Przenajświętszą oraz w jeden,
powszechny, apostolski i święty Kościół. Nasi wszakże rodacy zza oceanu
pamiętali o swoim duszpasterzu. Ciągle zapraszali, aby dopóki może, odwiedzał ich i służył kapłańską dłonią i sercem. Ojciec Henryk, nie oszczędzając
siebie, pojechał w kolejną podróż duszpasterską, aby tam pracować choćby
parę miesięcy, a po śmierci brata Adama nawet dłużej. Pamięć na podróże
św. Pawła zakorzeniła się głęboko w jego sercu i w woli.
7. „Te Deum laudamus”
Kochany ojcze Henryku! Dar kapłaństwa przyjmowałeś z wielką pokorą,
biorąc przykład od Matki Najświętszej. Tę tajemnicę starałeś się rozjaśniać
swoją miłością do Jezusa Chrystusa. Wiele mogliby powiedzieć o twoim
427
„Przed kapłaństwem klękam”
kapłaństwie ci, których chrzciłeś, spowiadałeś; wobec których sprawowałeś
Eucharystię; którym asystowałeś przy ślubie. Za Janem Pawłem II spokojnie może ojciec powtarzać, że „Każde powołanie kapłańskie w swej najgłębszej
warstwie jest tajemnicą, jest darem, który nieskończenie przerasta człowieka”.
Tak to z pewnością czułeś. Tak to jest. Jakże wymownie ujmuje tę prawdę
św. Jan Chryzostom, nauczając: „Ci, co zamieszkują ziemię i na niej pędzą życie,
zostali posłani, by szafować niebieskimi skarbami, i otrzymali moc, jakiej nie dał
Bóg aniołom. Nie do tych ostatnich bowiem powiedziano: «Cokolwiek zwiążecie na
ziemi, będzie związane w niebie, a cokolwiek rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane i w niebie». Władcy ziemscy mają moc wiązania, ale ciał tylko, natomiast te
więzy dotykają samej duszy i przebijają niebiosa. Co czynią kapłani na ziemi, to
Bóg zatwierdza w niebie – za wyrokiem sług idzie Pan”.
Tylko w kapłaństwie tak się dzieje, że za decyzją kapłana – sługi, idzie
wola Boża. Przedziwna to tajemnica. Czyż nie powinniśmy w takim razie za
ks. Janem Twardowskim wołać:
„Własnego kapłaństwa się boję,
Własnego kapłaństwa się lękam
i przed kapłaństwem w proch padam
i przed kapłaństwem klękam”.
A kogo stać na taką postawę, ten zginając kolana przed Panem, potrafi
pochylić się nad każdym człowiekiem. I dlatego z radością i wdzięcznością
możesz świętować Złoty Jubileusz kapłaństwa, bo Pan jest z tobą, ojcze
Henryku. Niech nadal będzie z tobą! Niech przysparza ci lat i niech ci błogosławi przez przyczynę Najświętszej Maryi Panny, Matki kapłanów i za
wstawiennictwem św. Franciszka!
I w tym duchu, razem z tobą pełnym głosem i całym sercem chcemy
śpiewać dziękczynne „Te Deum”, Ciebie, Boga, uwielbiamy za kapłaństwo,
za każde kapłaństwo, ale dzisiaj w sposób szczególny za kapłaństwo naszego
brata Henryka, którego strzeż i broń, prowadź i wspieraj, gdyż nadal „żniwo
jest wielkie, ale robotników mało”, zwłaszcza takich robotników!
Amen.
Jubileusz 25-lecia kapłaństwa ks. Tadeusza Sosnowskiego
i ks. Jerzego Paczuskiego
Liw, dn. 3 sierpnia 2008 r.
Wieczne panowanie Syna Człowieczego
Dostojni i kochani Księża Jubilaci,
Drodzy Bracia i Siostry!
1. Chrystus Jest Panem
W pierwszym dzisiejszym czytaniu prorok Daniel zapowiadał przyjście
Mesjasza. Jego słowa są ubrane w prorocką wizję, ale ich znaczenie jest przejrzyste. Zresztą, posłuchajmy: „Patrzyłem w nocnych widzeniach, a oto na obłokach
nieba przybywa jakby Syn Człowieczy. Podchodzi do Przedwiecznego i wprowadzają
Go przed Niego. Powierzono Mu panowanie, chwałę i władzę królewską, a służyły
Mu wszystkie narody, ludy i języki. Panowanie Jego jest wiecznym panowaniem,
które nie przeminie, a Jego królestwo nie ulegnie zagładzie”.
Odpust Przemienienia Pańskiego całą swoją przepiękną wymową religijną
jest przedłużeniem i zarazem spełnieniem się Danielowej wizji prorockiej.
Oto bowiem oczekiwany Mesjasz jest już na ziemi, a na Górze Przemienienia
otrzymuje wyraźne umocnienie ze strony Ojca.
Dlatego św. Piotr mógł pisać, jak to słyszeliśmy w dzisiejszym drugim
czytaniu, że „Nie za wymyślonymi mitami postępowaliśmy wtedy, gdy daliśmy wam
poznać moc i przyjście Pana naszego Jezusa Chrystusa, ale nauczaliśmy jako naoczni
świadkowie Jego wielkości”. Święty Piotr miał i ma pełne prawo tak mówić.
Przez trzy lata przebywał przy Panu Jezusie. Jego też nie mogło zabraknąć
na Górze Przemienienia.
429
„Przed kapłaństwem klękam”
2. Prorocka i apostolska misja kapłanów
Pamiątka o proroctwie Daniela i opis Przemienienia Pańskiego docierają do nas dzięki temu, że Chrystus Pan zapewnił następców proroków
i apostołów. Tymi zaś następcami, czyli świadkami wielkich spraw Bożych
i uczniami Chrystusa, są właśnie kapłani. Oni są powoływani przez Pana
Jezusa. Oni mają głosić prawdy Boże. Mają sprawować sakramenty święte,
a wśród nich najważniejszy sakrament – Eucharystię. Na temat kapłańskiego
posłannictwa często wypowiadał się Ojciec Święty Jan Paweł II. Przeżywając
natomiast swój złoty jubileusz kapłaństwa, mówił, że jest ono darem i tajemnicą, darem, który kapłan otrzymuje od Pana Jezusa. Jest też kapłaństwo
tajemnicą, zwłaszcza tajemnicą Miłości. Wielkość tego daru i moc tajemnicy daje się najlepiej zauważyć w łączności z Eucharystią. Darem bowiem
i tajemnicą jest również Eucharystia. Ale Eucharystia staje się darem dzięki
kapłańskiej posłudze. Do każdego też z kapłanów odnoszą się słowa Syna
Bożego: „Wy jesteście przyjaciółmi moimi” (J 15, 14). Przyjaźń jest także darem,
ale jednocześnie jest i zobowiązaniem. Kapłan jako przyjaciel Pana Jezusa
zaprasza Go codziennie na ołtarz i do swego oraz naszych serc. Zaprasza do
wszystkich serc tych spośród nas, którzy rozumieją wielkość tego zaproszenia, bo czyni je w imieniu Chrystusa, którzy wierzą Synowi Bożemu, którzy
pamiętają na Jego obietnicę: „Ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie”
(J 5, 57). Będzie żył wiecznie.
Dzięki Eucharystii dokonuje się wyjątkowe zjednoczenie pomiędzy kapłanem i Chrystusem. Ale też pomiędzy przyjmującymi Jego Ciało i Krew,
a Nim samym. Mówi o tym Benedykt XVI: „W Komunii eucharystycznej
realizuje się w podniosły sposób wspólne, wewnętrzne zamieszkiwanie Chrystusa
i ucznia: «Trwajcie we Mnie, a Ja w was będą trwać»” (J 15, 14). Przytoczone
słowa Jezusa przez Ojca Świętego są dla nas źródłem szczególnej nadziei.
One to docierają do nas dzięki kapłańskiej posłudze.
I tak się dzieje w życiu naszych jubilatów od dwudziestu pięciu lat. Oni
trwają w Chrystusie, a Chrystus trwa w nich. I tak było wszędzie, w każdej
parafii i na każdym miejscu.
3. Jubilaci podążają za św. Pawłem
W tym roku, świętując jakikolwiek jubileusz kapłański, odwołujemy
się do św. Pawła. Początkowo, po swoim nawróceniu św. Paweł nie znajdował zrozumienia i uznania. Mówią o tym Dzieje Apostolskie (9, 26–27).
430
Wieczne panowanie Syna Człowieczego
„A kiedy przybył do Jerozolimy, usiłował przyłączyć się do uczniów, ale wszędzie
budził podejrzenie; nie wierzono mu, że jest uczniem. Dopiero Barnaba przyjął go
i zaprowadził do apostołów; im też opowiedział, jak w czasie podróży (Szaweł)
ujrzał Pana, który do niego przemówił, i z jaką odwagą oraz przekonaniem nauczał
w imię Jezusa w Damaszku”.
Drodzy jubilaci, z pewnością i wy dzisiaj zastanawiacie się nad tym,
kto w waszym życiu, na drodze waszego powołania pełnił rolę Barnaby?
Z pewnością mogli to być wasi rodzice; kapłani, z którymi się spotykaliście,
albo ktoś inny, ale pełen Ducha Bożego, który was kierował i utwierdzał
na drodze kapłańskiej. Taką misję w seminarium pełnili już świętej pamięci
rektorzy: ks. Edmund Barbasiewicz i Kazimierz Białecki, a także profesorowie i wszyscy tam pracujący. Nie można dzisiaj o nich zapomnieć. Wypada
ich przywołać, aby przynajmniej duchowo wyrazić wdzięczność i prosić
o dalszą pomoc.
Razem przebywaliście w Wyższym Seminarium Duchownym w Siedlcach.
Tego samego dnia, czyli czwartego czerwca przed ćwierć wiekiem otrzymaliście święcenia kapłańskie z rąk tego samego Następcy Apostołów – ks. bp.
Jana Mazura. A potem wasze drogi się rozeszły, aby zejść się ponownie i to
w czasie świętowania srebrnego jubileuszu kapłaństwa.
Najpierw jednak trzeba było przeżyć tajemnicę Chrystusowego polecenia:
„Idąc na cały świat głoście Ewangelię wszystkiemu stworzeniu. Kto uwierzy i ochrzci
się, będzie zbawiony...” (Mk 16, 15).
4. Głoszenie Ewangelii
Księże Tadeuszu i księże Jerzy, oto teraz w waszej pamięci i w waszej
wyobraźni przesuwają się klisze, na których widać, gdzie głosiliście Ewangelię, jak ją przyjmowano i jak wielu zwracało się z prośbą o chrzest. Jedno
jest ważne, że po tylu latach kapłańskiej posługi za św. Pawłem możecie
powiedzieć: „Nie wstydzę się bowiem Ewangelii, gdyż jest ona mocą Bożą sprowadzającą zbawienie na każdego, kto wierzy” (Rz 1, 16). Wielki to dar, wielka
łaska i wyjątkowe zaufanie ze strony Chrystusa.
Najpierw więc przypatrzmy się ewangelizacyjnej pielgrzymce ks. Tadeusza.
Pracę swą zaczął na wschodzie od Motwicy, parafii dzieciństwa wielkiego pisarza J.I. Kraszewskiego. Druga placówka także znajdowała się na wschodzie,
w parafii Piszczac. A później były już bliskie nam parafie, jak: Kosów Lacki,
Korytnica Węgrowska i Grębków. Widać z tego, że pracując w pobliskich
miejscowościach od dawna przygotowywał się do misji w Liwie. Natomiast
431
„Przed kapłaństwem klękam”
na wikariacie w Parysowie, to już garwolińskie strony, skończył zaocznie studia w Prymasowskim Instytucie Życia Wewnętrznego, jakby przewidując, że
nadejdzie czas, gdy będzie potrzebował wielkiej siły wewnętrznej, mocnego
ducha. Był to jego ostatni wikariat.
Obejmując pierwsze probostwo w Ugoszczy, wraca w nasze strony.
Z Ugoszczy zostanie przeniesiony do Dołubowa, Wyroząb i w roku 2002
przybywa do Liwa, na probostwo, gdzie może chlubić się tym, że jednym,
z poprzedników był pierwszy Prymas Królestwa Kongresowego – ks. Jan
Paweł Woronicz.
Tutaj, w Liwie, ponownie zbiegają się drogi obu seminarzystów.
Ksiądz Tadeusz Sosnowski, zagrożony poważną chorobą, znosząc ją z pogodą i heroicznie, rezygnuje z posługiwania proboszczowskiego, wszakże
pragnie nadal służyć w kapłaństwie również poprzez swoje cierpienie. A jego
miejsce zajmuje ks. kan. Jerzy Paczuski, który zaledwie przez dziewięć lat
pracował na terenie Polski, pełniąc posługę wikariuszowską w Sobieszynie,
Białej Podlaskiej, w Siedlcach i Sokołowie Podlaskim. Podobnie jak ks. Tadeusz w latach wikariuszowskich studiuje zaocznie w Prymasowskim Studium
Życia Wewnętrznego w Warszawie, gdyż w jego wypadku okaże się, że tej
duchowej mocy będzie bardzo potrzebował.
A stało się to wtedy, gdy w lipcu 1992 roku opuścił Polskę i udał się
z pomocą kapłańską do Rosji. Przez dziesiątki lat żyjący tam katolicy byli pozbawieni kapłanów. Jak oni na nich czekali. Ksiądz Jerzy wczuł się w potrzeby
Kościoła Powszechnego i dotarł na Syberię. Przemierzał wielkie rosyjskie
przestrzenie tymi samymi szlakami, którymi wywożono Kościuszkowskich
powstańców, a później bohaterów z Powstania Listopadowego i Styczniowego
oraz z lat drugiej wojny światowej.
Pierwszą placówką okaże się Tomsk, miasto, w którym przebywało do
pierwszej wojny światowej parę tysięcy Polaków. Zdołali tam daleko wybudować kościół. Ich potomkowie, choć w niewielkiej liczbie, przeżyli z przybyciem kapłana chwile głębokiej radości. Okazało się bowiem, że Chrystus
powraca, Chrystus nikogo nie opuszcza.
Po rocznej pracy wikariuszowskiej nieco przybliżył się do Europy,
otrzymując nominację na proboszcza w Jekaterinburgu. W tym mieście,
w carskich czasach Polacy również postawili kościół, ale na jego odzyskanie
małe były perspektywy. Nowy proboszcz rozpoczyna budowę kościoła
i całego zaplecza parafialnego. Najpierw jednak musi pozbierać i odnaleźć
zagubionych katolików. Wielu z nich zapomniało o swoich rodowodach.
432
Wieczne panowanie Syna Człowieczego
Do innych z trudem docierały wszelkie wieści. Parafia wszakże powstała,
odradzała się i rozwijała. Nie brakowało trudności administracyjnych. Sama
zaś budowa to pasmo napięć, poszukiwania środków i wielka cierpliwość.
Dzięki Bogu, że Polska nie była obojętna i ks. Jerzy mógł znaleźć wsparcie
u swoich. Niech im Pan Bóg wynagrodzi tę hojność.
Po blisko szesnastu latach pracy na terenie Rosji ks. Jerzy powraca „na
ojczyzny łono”, ponieważ nie tylko władze, nie tylko niektóre instytucje, ale
i klimat okazał się mało życzliwy. Przybywa tutaj, do Liwa, do swojego kolegi,
aby podjąć jego pracę i pełnić obowiązki proboszcza.
I w tym momencie trudno byłoby nie odwołać się kolejny raz do św. Pawła, który opisuje swoją działalność ewangelizacyjną w przejmujących
słowach: „Zewsząd cierpienia znosimy, lecz nie poddajemy się zwątpieniu; żyjemy
w niedostatku, lecz nie rozpaczamy; znosimy prześladowania, lecz nie czujemy się
osamotnieni; obalają nas na ziemię, lecz nie giniemy” (2 Kor 4, 8–9).
To dzięki temu obaj jubilaci są również świadkami prawdziwości słów
Pana Jezusa, które wypowiedział tuż przed Wniebowstąpieniem: „Ja jestem
z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28, 20).
5. Jubileuszowe „Te Deum”
A teraz pragnę wam, kochani jubilaci, księże Tadeuszu i księże Jerzy,
serdecznie podziękować za waszą wierność Chrystusowemu zaproszeniu,
za wasze pełne oddania uczestnictwo w dziele ewangelizacyjnym. To podziękowanie składam w Sercu Matki wszystkich kapłanów. Niech Ona wynagradza was i niech nadal się wami opiekuje, zwłaszcza wzmacniając wasze
siły duchowe i fizyczne. Pan jest z wami, księże Tadeuszu i księże Jerzy. Niech
nadal będzie z wami.
I w tym duchu, razem z wami pełnym głosem i całym sercem chcemy
śpiewać dziękczynne „Te Deum”, Ciebie, Boże, uwielbiamy – za kapłaństwo, za
każde kapłaństwo, a dzisiaj zwłaszcza za kapłaństwo obu jubilatów. Do Pana
gorąco wołamy: Broń ich i strzeż, prowadź i wspieraj swoją łaską, a następców
posyłaj, gdyż wciąż „żniwo jest wielkie, ale robotników mało!”
Amen.
VII. „Ty jesteś Piotr –
Skała...” (Mt 16, 18)
Serpelice. Kościół pod wezwaniem Świętych Apostołów Piotra i Pawła
Czwarta rocznica pobytu Ojca Świętego Jana Pawła II w Siedlcach
Siedlce, dn. 8 czerwca 2003 r.
„Panie, naucz nas dróg swoich” (Iz 2, 3)
Drodzy Bracia i Siostry!
1. Wśród wielu świąt kościelnych, w które obfituje rok liturgiczny, uroczystość Zesłania Ducha Świętego jest tym Wydarzeniem, które w szczególny sposób ukazuje nam jednoczącą moc Ducha Świętego. Mieszkańcy
Jerozolimy i pielgrzymi przybyli z różnych krajów ze zdumieniem słuchali
tego, co głosił św. Piotr. I chociaż wielu z nich nie znało miejscowego języka,
zamieszkiwali bowiem wśród innych ludów, to jednak rozumieli wszystko, co
do nich docierało i pełni zadumy mówili: „słyszymy ich głoszących w naszych
językach wielkie dzieła Boże” (Dz 2, 11).
Wtedy ukształtowała się „pierwsza parafia” czyli wspólnota chrześcijańska, a u jej początków legło świadectwo o Jezusie Chrystusie, wsparte mocą
Ducha Świętego, przyjęte w Chrzcie św. przez wszystkich, którzy szukali
prawdy i szczerze dążyli do dobra i odznaczali się szczególną wrażliwością
na „wielkie dzieła Boże”.
W tym duchowym klimacie Zielonych Świąt pragniemy dzisiaj, zgromadzeni w tej pięknej katedrze pod przewodnictwem Pasterza Diecezji, ponownie przeżyć to spotkanie, które miało miejsce cztery lata temu: mogliśmy się
wtedy wsłuchiwać w słowa Piotra naszych czasów. Chcemy dziękować Panu
Bogu za to, co stało się dwadzieścia wieków temu, ale również za to, co miało miejsce w roku 1999. Pragniemy wyśpiewywać naszą wdzięczność Panu
Bogu za przyjście na świat Jezusa Chrystusa, za zesłanie Ducha Świętego,
a jednocześnie za Kościół Powszechny, za łaskę Chrztu i Bierzmowania, za
wspólnotę Prawdy i Miłości.
437
„Ty jesteś Piotr – Skała...” (Mt 16, 18)
2. Przed czterema laty Ojciec Święty Jan Paweł II, przebywając wśród
nas, w Siedlcach, zwrócił się z gorącym apelem o jedność chrześcijan, o powrót do pełnej wspólnoty wiary i życia. Przypomniał nam Błogosławionych
Męczenników z Pratulina, oddał zarazem cześć wszystkim, którzy nie mieli
wątpliwości, gdy trzeba było wybierać pomiędzy wiernością wspólnocie
Kościoła Powszechnego a motywacjami materialnymi i ziemskimi. W takich
momentach wybierali Kościół płacąc za to najwyższą cenę – cenę życia.
Tamtego pamiętnego przedpołudnia Piotr naszych czasów mówił:
„W świecie, w którym (oni) żyli, z odwagą starali się prawdą i dobrem zwyciężać
szerzące się zło, a miłością chcieli pokonywać szalejącą nienawiść. Tak jak Chrystus,
który za nich w ofierze oddał samego siebie, by byli uświęceni w prawdzie – tak też
oni za wierność prawdzie Chrystusowej i w obronie jedności Kościoła złożyli swoje
życie. Ci prości ludzie, ojcowie rodzin, w krytycznym momencie woleli ponieść śmierć,
aniżeli ulec naciskom niezgodnym z ich sumieniem. Jak słodko jest umierać za wiarę
– były to ostatnie ich słowa. Dziękujemy im za to świadectwo, które winno stać się
dziedzictwem całego Kościoła w Polsce na zbliżające się trzecie tysiąclecie. Oni dali
swój wielki wkład w budowę jedności” (Siedlce, 10.06.1999).
Jesteśmy już w trzecim tysiącleciu.
3. Do tej myśli Jan Paweł II powrócił tego samego dnia wieczorem, gdy
przewodniczył Nabożeństwu Ekumenicznemu w Drohiczynie. Odwołując się
do Pisma Świętego modlił się powtarzając za prorokiem Izajaszem: „Panie, naucz nas dróg swoich” (Iz 2, 3). Nasze ludzkie drogi mają nierówne nawierzchnie,
różną szerokość i czasem tak trudno podążać nam po nich razem. Jednakże
mimo trudności staramy się korzystać z pielgrzymiego Chleba – Eucharystii
i nigdy nie zapominamy o darach, którymi umacnia nas Duch Święty! Tylko
wtedy, gdy podejmiemy wysiłek dążenia do jedności nasze wspólnoty będą
w stanie służyć dobru i będą stawać się mocnymi. Tak się stanie, gdy nie będziemy oddalać się od Tego, który jest „drogą, prawdą i życiem” (por. J 14, 6).
Jemu bowiem zawdzięczamy nasze ludzkie jestestwo, tożsamość religijną
i narodową. On prowadzi wszystkich ludzi i każdego człowieka z osobna do
pełni zwycięstwa, mówi nam o tym paschalny wymiar Kościoła. On posyła
Ducha Świętego, aby nauczał nas prawdy i wychowywał w miłości.
Niech to przesłanie utrwali się w nas w tę bogatą duchowo uroczystość
Zielonych Świąt. Do tego zobowiązuje nas św. Paweł: „Oto, czego uczę: postępujcie według Ducha [...] Owocem zaś ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość,
uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie” (Ga 5, 22).
438
„Panie, naucz nas dróg swoich” (Iz 2, 3)
Gdy będziemy postępować „według Ducha” odsłoni się przed nami najważniejsza perspektywa, o której mówi Jezus: „Gdy zaś przyjdzie On, Duch
Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy” (J 16, 13).
Zdajemy sobie sprawę z faktu, że powyższych treści i wartości nie można
dziedziczyć tak, jak to ma miejsce w odniesieniu do spraw „tego świata”. Każde pokolenie powinno o nie zabiegać; troszczyć się, żeby je poznać, przyjąć
i wedle nich żyć. To z kolei wymaga szczerości i wewnętrznej uczciwości.
Nic więc dziwnego, że często powinniśmy powracać do słów Izajasza: „Panie,
naucz nas dróg swoich”.
4. Te drogi wydają się nam niekiedy bardzo trudne. Po ludzku sądząc drogi
Błogosławionych Męczenników Pratulińskich były tragiczne, ale to dzięki
tym trudom możemy osiągnąć cel naszego życia. Po to przecież przyszedł
na ziemię Syn Boży i oddał za nas swoje życie.
Do tych myśli nawiązuje Pasterz Kościoła Siedleckiego w swoim słowie
o „Mocy umierania...” Czytamy tam: „Syn Boży przyszedł na ziemię, aby objawić
życie. Objawienie to nie polegało jednak tylko na wskazaniu sposobu na uratowanie
obecnego życia ludzkiego, czego niejako spontanicznie oczekiwałby każdy człowiek
i de facto tego oczekuje, gdyż sam z siebie nie zna innej możliwości ocalenia siebie
w swojej cielesności. Człowiek nie zdaje sobie nawet sprawy, że nie jest możliwe
uratowanie tego życia, takim, jakim ono jest. Tymczasem Bóg w Jezusie Chrystusie
udostępnił mu nową jakość życia, przeprowadzając go właśnie przez śmierć, czyli
przez tę barierę, która determinuje całe życie człowieka i trzyma go w niewoli. Jezus
w Misterium Paschalnym otworzył przed człowiekiem perspektywę zmartwychwstania,
które umożliwia – po części już w tym życiu – doświadczenie wolności od zdeterminowania lękiem przed śmiercią” (Bp Z. Kiernikowski, Moc umierania jako cecha
duchowa pasterza, s. 2).
Zstąpienie Ducha Świętego jest właśnie tym Wydarzeniem, dzięki któremu każda i każdy z nas jest w stanie wcielać w życie całą perspektywę
zmartwychwstania.
5. Ukochani Bracia i Siostry, otóż to są te „wielkie dzieła Boże”, które
dwadzieścia wieków temu pierwszy raz głosił św. Piotr, a które Kościół przez
swoich pasterzy ciągle przekazuje każdemu nowemu pokoleniu. Te „wielkie
dzieła Boże” przepowiadał wśród nas przed czterema laty Jan Paweł II.
Głosi je wciąż. Razem z całym Kościołem chcemy dziękować zarówno za
historyczne spotkanie siedleckie, jak i za całe dwadzieścia pięć lat nauczania
439
„Ty jesteś Piotr – Skała...” (Mt 16, 18)
Ojca Świętego. Modlimy się również o potrzebne siły na kolejne lata jego
posługiwania na Stolicy Piotrowej. Nawiązując do wczorajszej rocznicy gorąco
i serdecznie błagajmy Jezusa Chrystusa, Najwyższego Kapłana, o potrzebne
łaski dla Pasterza Kościoła Siedleckiego. Oby jak najdłużej mógł służyć tej
ziemi, ciesząc się darami Ducha Świętego, miłością, współpracą Prezbiterium
i całego Ludu Bożego.
Wszystkie nasze przemyślenia związane z dzisiejszą uroczystością, życzenia pod adresem Jego Świątobliwości Następcy Rybaka z Galilei oraz życzenia
dla Czcigodnego Biskupa Siedleckiego zawierzmy Matce Najświętszej. Ona
była w Wieczerniku w chwili Zesłania Ducha Świętego. Ona pomagała Apostołom w rozumieniu Bożych spraw. Ona była i jest najlepszą Nauczycielką
w korzystaniu z darów Ducha Świętego. Ona jest wspaniałym przykładem
współpracy i współdziałania z całą Trójcą Przenajświętszą. Tobie Matko
Kościoła zawierzamy z ufnością nas i cały Kościół.
Amen.
Piąta rocznica wizyty Ojca Świętego Jana Pawła II w Ełku
Ełk, dn. 5 czerwca 2004 r.
Byśmy też mieli odwagę zmienić
własne życie na lepsze...
(2 Tm 4, 1–8; Mk 12, 38–40)
Bracia i Siostry!
1. Przed pięciu laty Ojciec Święty Jan Paweł II, w wygłoszonej w Ełku
homilii, nawiązał do spotkania Pana Jezusa z celnikiem Zacheuszem. Zwrócił
szczególną uwagę na to, w jaki sposób na gest Syna Bożego zareagował celnik.
Zacheusz nie mógł się spodziewać, że Jezus Chrystus odwiedzi jego dom właśnie
tego dnia. To przekraczało wszelkie jego wyobrażenia. Ze wzruszeniem przyjął
słowa Odkupiciela: „Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu [...]” (Łk 19, 9).
Zacheusz nie zmarnował tej szczególnej okazji spotkania z Jezusem, świadczy
o tym jego natychmiastowa odpowiedź. Wiedział, że był człowiekiem słabym
i grzesznym, dlatego wyznał: „Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim”
(Łk 19, 8). Nawrócił się i wynagradzał krzywdy, które wyrządził bliźnim.
Tak pozostawił nam wszystkim wiarygodny przykład jak mamy na miłość
odpowiadać miłością, żeby nie zlekceważyć żadnej okazji służącej dobru;
żeby wykorzystać każdy dar Bożej dobroci!
Ojciec Święty w nawiązaniu do tamtego wydarzenia zauważa: „Łukaszowy
zapis wydarzenia, jakie miało miejsce w Jerychu, nie traci swego znaczenia i dziś.
Niesie ono z sobą wezwanie Chrystusa, «który stał się dla nas mądrością od Boga
i sprawiedliwością, i uświęceniem, i odkupieniem (1 Kor 1, 30)». I tak jak niegdyś
przed Zacheuszem, tak i w tej chwili staje Chrystus przed każdym człowiekiem
naszego stulecia. Każdemu z osobna zdaje się przedkładać swoją propozycję: «dziś
muszę się zatrzymać w twoim domu» (Łk 19, 5)”.
441
„Ty jesteś Piotr – Skała...” (Mt 16, 18)
Przed pięcioma laty Jan Paweł II zachęcał nas, abyśmy wychodzili naprzeciw Chrystusowi, byśmy byli gotowi przyjąć Go w naszym domu, byśmy
też mieli odwagę zmienić własne życie na lepsze.
2. To już pięć lat upłynęło od dnia, gdy słowa Jana Pawła II w ogromnej
ciszy rozlegały się na pobliskim placu. Wsłuchani ełccy diecezjanie i goście
dziękowali Panu Bogu za ten wyjątkowy dar, za to spotkanie, które jeszcze
kilkanaście lat wcześniej było niemożliwe do przewidzenia. Ale Boże plany
nie po raz pierwszy przerastają nasze oczekiwania. Pan Bóg nie daje się wyprzedzić w miłości i hojności.
Niemniej jednak to właśnie dzisiaj możemy zapytać samych siebie: czy
poznaliśmy czas tego nawiedzenia? Czy wyszliśmy naprzeciw Bożej łasce?
Czy staraliśmy się ją dostrzec?
Święty Paweł w Liście do Tymoteusza wzywa go do nieustannego przypominania ludziom o Bożej obecności, o Bożych nawiedzinach: „[...] głoś
naukę, nastawaj w porę, nie w porę, w razie potrzeby wykaż błąd, poucz, podnieś
na duchu z całą cierpliwością, ilekroć nauczasz” (1 Tm 4, 2).
Okazuje się, że o tych wielkich sprawach trzeba przypominać, należy
o nich mówić innym. Jakże łatwo zapominamy o dobrych rzeczach. Szczera
wdzięczność również nie należy do najtrwalszych cech naszego charakteru.
Święty Paweł ostrzega nas, że mogą nadejść takie czasy, kiedy ludzie
„będą sobie mnożyli nauczycieli. Będą się odwracali od słuchania prawdy” (2 Tm 4,
3–4). Czy czegoś podobnego nie zauważamy obecnie? Zajrzyjmy do naszych
sumień, przypatrzmy się małżeństwom i rodzinom, zastanówmy się nad tym,
co się dzieje w życiu publicznym? Czy jest miejsce na wierność i miłość? Na
szacunek dla życia? Na sprawiedliwość i uczciwość? Na prawdomówność?
Na szczere przyznanie się do win?
Odwracamy się od prawdy przy najmniejszej okazji! Zdradzamy rodzinę,
a nawet swój naród!
Ksiądz Jan Zieja, odważny i pełen poświęcenia obrońca biednych i krzywdzonych w ciągu całego XX wieku, 27 marca 1956 roku wystosował specjalny
list do ówczesnego Komitetu Centralnego Partii. Oto jego treść: „Piszę do
Was, jako do ludzi, którzy wzięli na siebie odpowiedzialność za losy narodu polskiego [...] Chyba sami dostrzegacie, że społeczeństwo nasze jest żywo poruszone
tymi nowymi akcentami, jakie się zjawiają w prasie partyjnej od czasu XX Zjazdu
w Moskwie. Jedynym językiem, w jakim można się porozumieć z własnym społeczeństwem i z całym światem jest prawda, zwykła ludzka prawda [...] «Kłamać nie jest
442
Byśmy też mieli odwagę zmienić własne życie na lepsze...
przyjemnie» – powiedziano uczestnikom zjazdu starszych instruktorów harcerstwa
– «ale, jeśli kłamstwo jest społecznie użyteczne» – to kłamać można i trzeba. Otóż
przestańcie raz na zawsze wierzyć w «społeczną użyteczność kłamstwa» w rzeczach
drobnych i sprawach wielkich. «Wyswabadza» i życie, i pracę, i rozwój umożliwia
– tylko prawda”.
Trzeba o tym mówić, należy o tym pisać, choćby „w porę, nie w porę”.
3. Zakłamanie i niesprawiedliwość ciągle nam o sobie przypominają.
Co gorsza, kolejne pokolenia, wkraczając w tę trudną rzeczywistość, tracą
sprzed oczu inne możliwości i perspektywy; nie mają okazji spotkać się
z Chrystusem. Czy zatem będą w stanie wyjść Mu na spotkanie? Czy zaproszą Go do siebie?
W nieodległej przeszłości nierzadko to najmłodsi byli najbardziej
wrażliwi na dobro. W tym roku wspominamy 70-lecie powstania wizerunku Jezusa Miłosiernego. Warto więc przy tej okazji przypomnieć to,
co odnotowała św. Siostra Faustyna z myślą o Polsce. „W pewnej chwili,
kiedy się odprawiła adoracja za naszą Ojczyznę, ból mi ścisnął duszę i zaczęłam się
modlić w następujący sposób: «Jezu najmiłosierniejszy, proszę Cię przez przyczynę
świętych Twoich, a szczególnie przez przyczynę Matki Twojej najmilszej, która Cię
wychowała z Dziecięctwa, błagam Cię, błogosław Ojczyźnie mojej. Jezu, nie patrz
na grzechy nasze, ale spójrz na łzy dzieci małych, na głód i zimno, jakie cierpią.
Jezu, dla tych niewiniątek, udziel mi łaski, o którą Cię proszę dla Ojczyzny mojej».
W tej chwili ujrzałam Pana Jezusa, który miał oczy zaszłe łzami i rzekł do mnie:
– Widzisz, córko Moja, jak bardzo Mi ich żal, wiedz o tym, że one utrzymują
świat” (Dzienniczek, 286).
„One utrzymują świat”, małe dzieci. To może z tego powodu wrogowie
człowieka uderzają najpierw w rodzinę i życie. Głoszą, że nie ma miejsca dla
dzieci, nie ma środków na ich utrzymanie. A jeśli nie ma dzieci, to kto nas
utrzyma? Kto wynagrodzi Chrystusowe łzy?
Czyż nie należy już teraz z mocą wołać do wszystkich, których sumienia
nie zostały jeszcze zupełnie zaduszone? Patrzmy na łzy Chrystusa! Polsko, czy
nadal będziesz powodem bólu Syna Człowieczego? Czy nie czas najwyższy,
abyśmy przejrzeli na oczy i uświadomili sobie i innym, że ani nasz naród,
ani Europa, ani świat cały – nie mają przyszłości bez Chrystusa! Głośmy to
wszyscy. Niech mówią o tym kapłani! Wołajcie i wy, matki i ojcowie! Módlcie
się w tej intencji, dziewczęta i chłopcy!
Niech wszyscy przejrzą na oczy i odwrócą się od zła!
443
„Ty jesteś Piotr – Skała...” (Mt 16, 18)
4. Grzech zapuścił zbyt mocne korzenie w naszą kulturę i w nasze życie.
Zakłamanie prowadzi do egoizmu, zachłanności i zupełnej obojętności względem życia i miłości. Poraża nas niegodziwość wielu ludzi, którzy złapani na
gorącym uczynku udają, że prawa nie złamali. Cóż to za prawo, które sankcjonuje nieprawość? Cóż to za instytucje, które ułatwiają okradanie własnych
współobywateli? Gdzie jest wrażliwość na życie i ludzką godność?
Nasza pamięć bywa tak krótka. Nie pamiętamy o ofierze Jezusa Chrystusa. Zapominamy łatwo tych, którym zawdzięczamy wolność i niepodległość.
Lekceważymy ich cierpienia i ofiary. Czy męczennicy z tajg syberyjskich,
prochy obozów koncentracyjnych, groby z brzozowym krzyżem rozsiane
po polskiej ziemi, nie zasługują na większą pamięć?! To właśnie nasi poprzednicy, którym tak wiele zawdzięczamy, mieli odwagę narażać się na
różne niebezpieczeństwa, gdyż byli święcie przekonani, że w odniesieniu
do każdego człowieka „najcenniejszą własnością naszą jest to, co dla dobra bliźnich ofiarować możemy”. Tak pisał i tak postępował Ludwik Górski, wierny
syn Kościoła i szczery patriota z drugiej połowy XIX i pierwszych lat XX
wieku. Takim ludziom jak on zawdzięczamy ocalenie tożsamości narodowej
i dochowanie wierności Kościołowi. To im zawdzięczamy to, że za naszych
dni mógł zostać wybrany na Stolicę Piotrową nasz rodak Jan Paweł II. Kogo
my zostawimy następnym pokoleniom? Jakich ludzi, jakich obywateli?
5. Jakże bliskie są nam ostrzeżenia, które Pan Jezus wypowiada w dzisiejszej Ewangelii. My również spotykamy się z zakłamaniem, nieszczerością,
chytrością i zachłannością. W systemach wychowania preferuje się cwaniactwo i „beztwarzowość”, nie zwraca się uwagi na ludzi prostych i ubogich oraz
lekceważy się ich „wdowi grosz”.
Przestańmy liczyć na bogatych tego świata. Oni będą zawsze wrzucali to,
co im zbywa. Uszanujmy szczerość i wielkoduszność ubogiej wdowy, gdyż
tylko ona „wrzuciła wszystko, co miała” (Mk 12, 44). Nie jest to tylko zwykła
metafora. Taka jest ewangeliczna rzeczywistość. To dzięki takiej postawie
w historii Polski nie brakowało wspaniałych ojców i matek. To dzięki takim
postawom słowo „Polska” wciąż budzi szacunek i wzruszenie. To dzięki
takiej kulturze mamy wspaniałe dzieła. To dzięki takim katolikom mamy
Papieża z rodu Polaków.
Stoją przed nami nowe wyzwania. Niezależnie od poważnych zastrzeżeń
i słusznych obaw znajdujemy się w nowej rzeczywistości europejskiej. Martwi
nas, że brakuje jej solidnego fundamentu, że ta konstrukcja nie ma w sobie
444
Byśmy też mieli odwagę zmienić własne życie na lepsze...
tworzywa czystej sprawiedliwości. Ale taka właśnie jest ta rzeczywistość.
Dlatego pozostaje dla nas sprawą otwartą: co chcemy do niej wnieść i co
możemy uczynić, by tę sytuację zmienić?
Myślimy o chrześcijańskich zasadach, ale czy zajmą się ich budową ci, dla
których to najważniejsze w Europie dziedzictwo będzie jedynie materiałem
przetargowym? Czy mogą nadawać chrześcijańskie oblicze Europie ludzie,
którzy Chrystusa nie znają albo na różne sposoby z Nim walczą?
Czy można zlekceważyć tak poważne zadanie, przed którym stoimy?
Czy można w obliczu takiego stanu rzeczy zachować się biernie? Ewangeliczna wdowa „wrzuciła wszystko”. Nie żałujmy naszych modłów na intencję
„uchrześcijanienia” jedności europejskiej. Starajmy się poznawać wszystko,
co dotyczy jej funkcjonowania. Przestańmy eksperymentować w wyborach
i rzucać głosy na tych, którzy najwięcej obiecują i najgłośniej krzyczą, ale też
i najwięcej biorą. Oni nic dobrego nie zrobią. Wybierajmy ludzi sumienia,
bo tylko tacy wychodzą naprzeciw Chrystusowi, tylko tacy nie lękają się Go
zaprosić do swego domu, tylko tacy uczynią dla Niego miejsce w Europie.
6. Ukochani Bracia i Siostry, nie możemy zapomnieć, że w ten wieczór
wspominamy obecność w Ełku i w diecezji ełckiej Ojca Świętego Jana
Pawła II. Niech więc Jego słowa, ponownie zabrzmią wśród nas:
„Musimy być całkowicie pewni, że poprzez chwile tragiczne w dziejach ludzkości,
zawsze zwycięża Chrystus! Módlmy się, by poszukiwania Europy silnie zjednoczonej
oparte były na duchowym fundamencie tradycji chrześcijańskiej, katolickiej, czyli
uniwersalnej. Zwróćmy ku Matce Bożej nasze spojrzenia i nasze serca! Niech Ona
wspomaga nas, abyśmy wszyscy byli zgodni w jednoczeniu się całej Europy i świata
w jedynej Światłości, którą jest Chrystus!”
Te słowa Papież wypowiedział na Monte Cassino w 1979 roku. To nie
był przypadek. To bardzo czytelny znak. Z Chrystusem i tylko z Chrystusem można zwyciężać! Zwyciężać w dobru, w sprawiedliwości, w prawdzie
i miłości – dla człowieka!
Amen!
Uroczystość odsłonięcia popiersia Jana Pawła II
i otwarcie Regionalnej Sali Papieskiej
Wyszki – Zespół Szkół im. Jana Pawła II, dn. 24 listopada 2005 r.
„Podjęliście się wielkiego zadania”
(Dn 6, 12–28; Mt 25, 14–15. 19–20)
Drodzy Bracia kapłaństwie,
Kochane Dzieci, Droga Młodzieży!
1. Tegoroczną rocznicę nadania imienia Jana Pawła II Zespołowi Szkół
w Wyszkach, uroczystość odsłonięcia popiersia Patrona Szkoły i otwarcia
Regionalnej Sali Papieskiej, Komitet Organizacyjny powitał słowami Tryptyku Rzymskiego: „A przecież nie cały umieram, to, co we mnie niezniszczalne,
trwa”.
Trudno sobie wyobrazić lepszy tekst, bardziej czytelny i głębiej wprowadzający nas w samo sedno naszego dzisiejszego spotkania. Za to przypomnienie należy się wdzięczność, ale pragniemy też dziękować za to wszystko,
co zostało przygotowane na kolejną rocznicę jakże ważnego wydarzenia,
pierwszy raz przeżywaną po śmierci Patrona Szkoły.
W tym programie tej uroczystości nie mogło zabraknąć Eucharystii.
Takie było życzenie Jana Pawła II, który odchodząc z tego świata pozostawił
nam Rok Eucharystii, gorąco zapraszając nas wszystkich, abyśmy z radością
przyjmowali ten Dar, największy z darów, jakie kiedykolwiek ludzkość mogła
otrzymać.
2. Eucharystia – to przede wszystkim dziękczynienie. Dziękczynienie
Bogu Ojcu za dar życia i dar odkupienia; za to, że posłał swego Syna Jezusa
Chrystusa, aby otworzyć przed nami wspaniałe perspektywy, zablokowane
446
„Podjęliście się wielkiego zadania”
przez zło. Chrystus Pan potrafi to uczynić, otwiera zamknięte bramy najwspanialszym kluczem – kluczem poświęcenia i miłości.
Już krótkie przypomnienie tych faktów ukazuje nam ich znaczenie wychowawcze, ich znaczenie dla rozwoju osobowego każdej i każdego z nas.
Ale motywów do wdzięczności mamy więcej. Zatrzymamy się jednak na
jednym z nich. Jest nim sługa Boży Jan Paweł II.
Dziękujemy Panu Bogu za Jego Osobę i Jego działalność. Modlimy
się, aby jak najdłużej trwał w naszych sercach i umysłach, aby trwał w życiu
publicznym. Przyszedł na ziemię w samą porę. Narodził się w czasach, kiedy
człowieka sprowadzano do obozowego numeru, a ludzkie życie deptano
na każdym kroku. Nadal przypominają o sobie jakże liczne zagrożenia. Jan
Paweł II jest nam wciąż potrzebny.
3. Ojcu Świętemu zawdzięczamy to, że wielu spośród nas, że miliony
ludzi na całym świecie mogą dziś chodzić wyprostowanymi, poruszać się
z godnością, patrzeć w przyszłość z nadzieją.
W życiu i działalności Jana Pawła II powtórzyła się historia proroka
Daniela. W naszych czasach spotykamy się z osobami, które drażni modlitwa,
które narzekają na pielgrzymki i procesje, które odrzucają miłość. W imię
jakiejś niewytłumaczalnej tolerancji chciałyby dać złu takie same prawa jakie
posiada miłość. Chętnie lekceważą Boże zasady, tak łatwo są gotowe deprawować nowe pokolenia. Współczesnych lwów, które są gotowe pożerać ludzi
uczciwych, nie brakuje. Przybierają one postać wyrafinowanych filozofów,
dystyngowanych pisarzy albo rzekomo profesjonalnych działaczy.
Potrzebne było nowe spojrzenie na te wszystkie wyzwania. Jan Paweł II
wiedział, że bez Bożej pomocy nie będzie w stanie pomóc człowiekowi,
który atakuje niekiedy sam siebie. Dlatego wszystkich zapraszał na spotkanie
z Jezusem Chrystusem. Przypominał, abyśmy się nie lękali wyjść naprzeciw
naszemu Odkupicielowi. Zapraszał dorosłych, podtrzymywał na duchu
młodzież i bronił całym sobą czystości serc i wolności sumień dzieci. Bronił
Was, kochane Dzieci, droga Młodzieży!
4. Zależało Mu na tym, aby w każdej szkole była jak najlepsza atmosfera.
„We wszystkich szkołach – mówił – niech panuje duch koleżeństwa i wzajemnego
szacunku, co było i jest charakterystyczne dla szkoły polskiej. Szkoła winna stać
się kuźnią cnót społecznych tak bardzo potrzebnych naszemu narodowi. Trzeba, aby
ten klimat przyczynił się do tego, by dzieci i młodzież mogły otwarcie przyznawać
447
„Ty jesteś Piotr – Skała...” (Mt 16, 18)
się do swoich przekonań religijnych i zgodnie z nimi postępować” (Jan Paweł II,
Łowicz, 14.06.1999).
A skoro takie horyzonty wyznacza nasz Papież polskiej szkole, nic dziwnego, że nie zapomina o nauczycielach, o wychowawcach, o wszystkich, od
których zależy nauka i wychowanie dzieci. Przed sześciu laty nauczał: „Zwracam się do was, drodzy nauczyciele i wychowawcy. Podjęliście się wielkiego zadania
przekazywania wiedzy i wychowania powierzonych wam dzieci i młodzieży. Stoicie
przed trudnym i poważnym wezwaniem. Młodzi was potrzebują. Oni poszukują
wzorców, które byłyby dla nich punktem odniesienia. Oczekują odpowiedzi na wiele
zasadniczych pytań, jakie nurtują ich umysły i serca, a nade wszystko domagają
się od was przykładu życia. Trzeba, abyście byli dla nich przyjaciółmi, wiernymi
towarzyszami i sprzymierzeńcami w młodzieńczej walce. Pomagajcie im budować
fundamenty pod ich przyszłe życie” (tamże).
5. Dzisiaj dzięki Janowi Pawłowi II wyraźniej widzimy, jak stają naprzeciw
siebie: mądrość i miłość nauczycieli oraz otwartość, oczekiwanie i entuzjazm
dzieci. Dzieci i młodzież czekają. Co możemy im dać? Dzisiejsza Ewangelia
przychodzi nam z pomocą. Ofiarujmy im talenty. Ofiarujmy tak, aby chciano
z nich robić użytek.
Nie są w tym momencie ważne cyfry, liczby. Nie jest takie istotne, ile
uzyskają, korzystając z naszej pomocy. Ważne jest jedno: aby czuli się z tego
powodu zadowoleni, a nawet więcej, aby byli szczęśliwi.
Szczęście każdego nowego pokolenia zwielokrotnia nasze szczęście.
Tego uczy nas Jan Paweł II. Takim był w całym swoim postępowaniu. I dlatego podążaliśmy do Niego i dlatego chcemy, aby trwał wśród nas. Jesteśmy
bowiem świadomi, że dla Niego nie istniała inna radość jak radość każdego
dziecka i młodego człowieka. Dla Niego nie istniało inne szczęście jak Wasze
szczęście, Dziewczęta i Chłopcy! Bogu niech będę dzięki za to wszystko,
Bogu niech będą dzięki za Jana Pawła II!
Amen.
Visita ad limina Apostolorum del terzo gruppo di vescovi polacchi
Roma, Basilica di San Paolo Fuori le Mura, il 12 dicembre 2005
Unità tra di noi come compimento
dell’unità in Cristo
(Num 24, 2–7. 15–17a; Mt 21, 23–27)
Sua Eminenza,
Vostre Eccellenze,
Reverendissimo Arcivescovo, Delegato della Sede Apostolica,
Cari Figli di San Benedetto,
Cari Fratelli nel sacerdozio,
Tutti Fratelli e Sorelle Laici qui presenti!
1. La prima lettura di oggi, proveniente dal Libro dei Numeri, ci ricorda
la profezia di Balaam, tanto importante per il periodo di avvento, la quale
preannuncia la venuta del Messia. Essa è stata preceduta da certe riflessioni
relative al Popolo Scelto. Il profeta vede il Messia come una Stella „che spunta
da Giacobbe” mentre lo Scettro „sorge da Israele”. Il Patriarca Giacobbe e la
sua discendenza sono delle specifiche figure messianiche. Nella storia di quei
tempi si poteva scorgere una grave divisione tra gli eredi di Abramo. L’unità
invece, persisteva nella eredità di Giacobbe.
Essa costituisce un segno di unità con Dio. Questa unità, purtroppo,
è venuta a mancare più volte negli anni di attività del Signore Gesù. Gli Ebrei
di quell’epoca non erano in grado di rispondere alla domanda del Figlio di
Dio: „Il battesimo di Giovanni da dove veniva? Dal cielo o dagli uomini?”. Essi si
erano allontanati assai dallo spirito delle profezie messianiche. Essi avevano
dimenticato che il battesimo di Giovanni non avrebbe avuto alcun significato, se non fosse venuto dal cielo. Così facendo, indebolirono l’unità con
449
„Ty jesteś Piotr – Skała...” (Mt 16, 18)
la società, con la tradizione e con Dio stesso. A quegli uomini era difficile
spiegare qualsiasi cosa. Bisognava attendere fino al momento in cui fossero
maturati.
2. Riflettiamo su queste cose, talmente importanti, proprio qui, nella
basilica di San Paolo fuori le Mura. Inoltre, la nostra visita „ad limina Apostolorum”, ci porta nello spirito di fede a sottolineare l’unità tra di noi e il
Successore di San Pietro. Veniamo per la prima volta nel corso del pontificato
di Benedetto XVI e dopo la morte di Giovanni Paolo II. Tutti ricordiamo,
e questo ricordo ci fa riflettere, come la Pasqua del Servo di Dio, abbia unito
tutti gli uomini di buona volontà sulla terra. Questo è per noi un segno e una
conferma particolare della giusta strada seguita da Giovanni Paolo II nella
sua missione pastorale.
Il suo spirito e la sua attività in questo campo continuano a farsi sentire
in questa Basilica. Basta ricordare quello che avvenne qui il 18 gennaio del
2000, nell’Anno del Grande Giubileo. Durante l’apertura della Settimana
di Preghiera per l’Unità dei Cristiani e durante l’apertura della Porta Santa,
quando il Santo Padre venne qui accompagnato dai rappresentanti di altre
22 Chiese cristiane. Giovanni Paolo II iniziò la sua omelia ricordando un brano
della prima lettera di San Paolo ai Corinzi: „Le parole di Paolo alla comunità di
Corinto, «in realtà noi tutti siamo stati battezzati in un solo Spirito per formare un
solo corpo» (1 Cor 12, 13), sembrano fare da contrappunto alla preghiera di Cristo:
«Come tu, Padre, sei in me e io in te, siano anch’essi in noi una cosa sola»” (Gv 17,
21). La preghiera di Cristo per l’unità! È la preghiera che Egli ha elevato al Padre
nell’imminenza della sua passione e della sua morte. Ad onta delle nostre resistenze,
essa continua a portare, anche se in modo misterioso, i suoi frutti”.
3. Questo mistero è presente anche ai nostri tempi. Esso costituisce
una particolare prova, forse la più convincente, che ciò che la Chiesa opera, proviene dal cielo. Non lo dice forse il fatto che Cristo andandosene
da questo mondo sembrava aver dimenticato di lasciare agli Apostoli e ai
Discepoli un retroterra, una base organizzativa, avendo soltanto definito la
loro missione? „Andate in tutto il mondo e predicate il Vangelo ad ogni creatura”
(Mc 16, 15).
Ed ecco che, nonostante il passare di tanti secoli, non sono mai mancati
coloro che hanno predicato il Vangelo. Nulla era in grado di scoraggiare gli
Apostoli dalla vocazione di Cristo, dalla sua fiducia. Poiché quello che ci
450
Unità tra di noi come compimento dell’unità in Cristo
affascina nell’ordine di Gesù ai suoi Discepoli è l’eccezionalità della fiducia
nei confronti dell’uomo, la fiducia che il Signore dimostra agli Apostoli e ai
loro successori. Esiste una sola condizione: perseverare nell’unità.
Ne parlava così Giovanni Paolo II, il 18 gennaio del 2000: „L’unità voluta
da Gesù per i suoi discepoli è partecipazione all’unità che Egli ha con il Padre e che
il Padre ha con Lui: «Come tu Padre sei in me e io in te», egli ha detto nell’Ultima
Cena, «siano anch’essi in noi una cosa sola» (Gv 17, 21). Di conseguenza, la Chiesa,
«popolo radunato dall’unità del Padre, del Figlio e dello Spirito Santo» (S. Cipriano,
De Dom. orat., 23), non può non guardare costantemente a quel supremo modello
e principio dell’unità che rifulge nel Mistero trinitario”. Così anche noi vogliamo
l’unità della fede, della speranza e dell’amore.
4. Con questo spirito siamo giunti nella Città Eterna, all’incontro con
il Vicario di Cristo – Papa Benedetto XVI. Liberi da ogni legame con le
strutture di questo mondo, da vincoli economici e politici; sinceramente
preoccupati per la salvezza del popolo che ci è stato affidato; consapevoli
della responsabilità per quest’eredità arricchita da Giovanni Paolo II di uno
splendore così grande; guardando l’esempio della Madre della Chiesa e Regina
della Polonia e di numerosi santi.
Vogliamo con tutto il cuore perseverare nell’unità con ciò che dona forza
e durata alla Chiesa di Cristo. Desideriamo anche scoprire di nuovo questo
filo spirituale, prendedolo a cuore e nelle mani ancora più ampiamente, fedeli
alla tradizione, cioè alla trasmissione della verità e del bene. Vogliamo poi
rinforzare tutto questo, durante questo Santo Sacrificio, unendoci a Colui
che è Unità. Vogliamo visitare i vari uffici della Sede Apostolica con uno
spirito di particolare cura, per essere dappertutto testimoni di unità, e grazie
a questi incontri, vogliamo comprenderla più profondamente.
Preghiamo pure, che l’incontro con il Santo Padre Benedetto XVI diventi il sigillo della nostra fedeltà alla chiamata del Figlio di Dio a perseverare
nell’unità, la cui potenza si fa sentire in questa Basilica attraverso la memoria
plurisecolare di San Paolo, Apostolo delle genti, ed anche la memoria a noi
più vicina, quella del Servo di Dio Giovanni Paolo II!
Amen.
451
„Ty jesteś Piotr – Skała...” (Mt 16, 18)
Tłumaczenie:
Wizyta ad limina Apostolorum trzeciej grupy biskupów polskich
Rzym, Bazylika św. Pawła za Murami, 12 grudnia 2005 r.
Jedność pomiędzy nami
dopełnieniem jedności w Chrystusie
(Lb 24, 2–7. 15–17a; Mt 21, 23–27)
Wasza Eminencjo,
Wasze Ekscelencje,
Czcigodny Księże Arcybiskupie Delegacie Stolicy Apostolskiej,
Drodzy Synowie św. Benedykta,
Ukochani Bracia w kapłaństwie,
Wszyscy obecni tutaj Bracia i Siostry, Katolicy Świeccy!
1. Dzisiejsze pierwsze czytanie, zaczerpnięte z Księgi Liczb, przypomina
nam bardzo ważne dla czasu adwentowego proroctwo Balaama, zapowiadające
przyjście Mesjasza. Zostało ono poprzedzone pewnymi refleksjami odnoszącymi się do Narodu Wybranego. Prorok postrzega Mesjasza jako Gwiazdę
„wychodzącą z Jakuba”. Patriarcha Jakub i jego potomkowie są swoistymi
figurami mesjanistycznymi. W historii tamtych czasów dało się zauważyć
poważne rozbicie wśród spadkobierców Abrahama. Jedność zachowała się
natomiast w dziedzictwie Jakuba.
Ta ludzka jedność jest znakiem jedności z Bogiem. Tej jedności brakowało
nieraz również w latach działalności Jezusa. Ówcześni Żydzi nie byli w stanie
odpowiedzieć na pytanie Syna Bożego: „Skąd pochodzi chrzest Janowy: z nieba czy od
ludzi?”. Odeszli oni daleko od ducha mesjanistycznych zapowiedzi. Zapomnieli
o tym, że chrzest Jana nie miałby żadnego znaczenia, gdyby nie był z nieba.
Z ich powodu została osłabiona jedność z całym społeczeństwem, z tradycją
i z Bogiem samym. Ich zatwardziałym sercom trudno było cokolwiek tłumaczyć.
Trzeba było poczekać, by otworzyli się na dar nawrócenia, by dojrzeli.
452
Jedność pomiędzy nami dopełnieniem jedności w Chrystusie
2. Nad tymi ważnymi sprawami zastanawiamy się tutaj w Bazylice
św. Pawła za Murami, podczas naszej wizyty „ad limina Apostolorum”, gdy
przybywamy w duchu wiary, aby podkreślić naszą jedność pomiędzy sobą
i względem Następcy św. Piotra. Przybywamy pierwszy raz za pontyfikatu
Benedykta XVI i po śmierci Jana Pawła II. Wszyscy mamy w pamięci to,
jak pascha Sługi Bożego zjednoczyła wszystkich ludzi dobrej woli. Był to
znak i swoiste potwierdzenie słuszności tej drogi, jaką podążał Jan Paweł II
pełniąc swoją misję pasterską.
Jego duch i działanie w tej dziedzinie wciąż są w tej Bazylice żywe
i obecne. Wystarczy przypomnieć to, co się stało tutaj 18 stycznia 2000 roku,
w Roku Wielkiego Jubileuszu. Na rozpoczęcie tygodnia Modlitw o Jedność
Chrześcijan i na otwarcie Drzwi Świętych, kiedy Ojciec Święty przybył tutaj
w towarzyszystwie 22 przedstawicieli innych Kościołów chrześcijańskich.
Jan Paweł II rozpoczął wtedy swoją homilię od przypomnienia fragmentu Pierwszego Listu św. Pawła do Koryntian: „Słowa Pawła skierowane do
wspólnoty korynckiej: «wszyscyśmy bowiem w jednym Duchu zostali ochrzczeni,
aby stanowić jedno Ciało» (1 Kor 12, 13) wydają się echem modlitwy Chrystusa:
«Jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w nas jedno» (J 17, 21).
Modlitwa Chrystusa o jedność! Tę modlitwę zanosił On do Ojca w obliczu bliskiej
już męki i śmierci. Wbrew naszym oporom nieustannie przynosi ona owoce, choć jej
działanie jest dla nas tajemnicą”.
3. Ta tajemnica jest obecna w naszych czasach. Jest ona najbardziej
przekonującym dowodem, że to, co czyni Kościół pochodzi z nieba. Czyż
nie o tym mówi fakt, że Chrystus odchodząc z tego świata, jak gdyby zapomniał o tym, żeby pozostawić apostołom jakieś materialne zaplecze lub
organizacyjne oparcie, a jedynie określił ich misję: „Idzcie na cały świat i głoście
Ewangelię wszelkiemu stworzeniu” (Mk 16, 15).
I oto mimo upływu tylu wieków nigdy nie zabrakło tych, którzy mieli to
czynić. Nic nie było w stanie ich oddalić od Chrystusowego powołania, od
Jego zaufania. To, co nas urzeka w poleceniu Jezusa – to właśnie wyjątkowość
zaufania, jakie Pan okazuje apostołom i ich następcom. W tym darze zaufania
Pan daje nam wyjątkowe zaproszenie – zaproszenie do trwania w jedności.
Mówił o tym Jan Paweł II 18 stycznia 2000: „Jedność, jakiej pragnął Jezus
dla swoich uczniów, jest udziałem w jedności, jaka łączy Go z Ojcem i Ojca z Nim:
«jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie» – powiedział podczas Ostatniej Wieczerzy
– «aby i oni stanowili w Nas jedno» (J 17, 21). Dlatego Kościół, «lud zgromadzony
453
„Ty jesteś Piotr – Skała...” (Mt 16, 18)
przez jedność Ojca, Syna i Ducha Świętego» (św. Cyprian, De Dom. orat., 25),
musi wpatrywać się nieustannie w ten najwyższy wzorzec i zasadę jedności, promieniującej z tajemnicy Trójcy Przenajświętszej”. My również pragniemy jedności
wiary, nadziei i miłości.
4. W tym duchu przybyliśmy do Wiecznego Miasta, na spotkanie z Wikariuszem Chrystusowym – papieżem Benedyktem XVI. Wolni od wszelkich
związków ze strukturami tego świata, od powiązań ekonomicznych i politycznych; szczerze zatroskani o zbawienie powierzonego nam ludu; świadomi odpowiedzialności za to dziedzictwo, któremu jakże wielkiego blasku
przysporzył Jan Paweł II; wpatrzeni w przykład Matki Kościoła i Królowej
Polski i jakże licznej rzeszy świętych.
Chcemy całym sercem trwać w jedności z tym, co Kościołowi Chrystusowemu nadaje moc i trwałość. Pragniemy także tę duchową nić jedności
na nowo odkrywać i z troską brać ją do serca i do dłoni, wierni Tradycji
czyli przekazowi prawdy i dobra. Chcemy to wszystko uczynić podczas tej
Najświętszej Ofiary, jednocząc się z Tym, który jest Jednością. Odwiedzając
zaś urzędy Stolicy Apostolskiej, pragniemy to czynić w duchu szczególnej
troski, aby wszędzie być świadkami jedności, a dzięki tym spotkaniom jeszcze
głębiej ją rozumieć!
Modlimy się również, aby spotkanie z Ojcem Świętym Benedyktem XVI
stało się pieczęcią naszej wierności wezwaniu Syna Bożego do trwania
w jedności, której moc przypomina o sobie w tej Bazylice poprzez wielowiekową pamięć o św. Pawle, Apostole pogan i tę bliższą – o Słudze Bożym
Janie Pawle II!
Amen!
VIII. W Rodzinie Zakonnej
Węgrów. Kościół pod wezwaniem św. Piotra z Alkantary
Święto Ofiarowania Pańskiego
Światowy Dzień Życia Konsekrowanego
Drohiczyn, dn. 2 lutego 1995 r.
Życie konsekrowane
i jego misja w Kościele i świecie
Drodzy Bracia i Siostry!
Od 2 do 29 października ubiegłego roku trwało Dziewiąte Zwyczajne
Zgromadzenie Ogólne Synodu Biskupów. Zostało ono w całości poświęcone
refleksji nad życiem konsekrowanym i jego misją w Kościele oraz w świecie
współczesnym.
We wprowadzeniu do prac synodalnych ks. kard. George Hume, Prymas
Anglii, benedyktyn, przypomniał dylemat bogatego młodzieńca, który interesował się tym, co ma uczynić, aby osiągnąć życie wieczne. W odpowiedzi
Chrystus Pan wystąpił z bardzo nieoczekiwaną propozycją. Święty Marek
tak opisuje ten moment: „Wtedy Jezus spojrzał z miłością na niego i rzekł mu:
«Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co nasz i rozdaj ubogim, a będziesz
miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną»” (Mk 10, 21).
Przypomnienie tamtego ewangelicznego spotkania poprowadziło Prymasa Anglii do następującej refleksji: „Ileż razy w dziejach Kościoła pełne miłości
spojrzenie Jezusa spoczęło na ludziach przezeń wybranych, zwłaszcza młodych!
W przeciwieństwie jednak do młodzieńca opisanego przez ewangelistów wielu z nich
poszło za Jezusem, akceptując radykalizm rad ewangelicznych” (Życie konsekrowane
i jego misja w Kościele i w świecie; w: „L’Osservatore Romano”, nr 1, 1995, s. 15).
Tacy ludzie nieśli ewangeliczne orędzie. Dzielili się nim z różnymi narodami, wszczepiali je w liczne kultury. W ten sposób życie konsekrowane,
bezpośrednio związane z pójściem za Jezusem, stało się w historii zbawienia
457
W Rodzinie Zakonnej
żywą rzeczywistością. Podkreśla to Ojciec Święty, kiedy stwierdza, że „życie
potwierdziło prawdziwość Chrystusowych słów: przecież większość świętych kanonizowanych »rekrutuje się« spośród zakonów. Można by powiedzieć, iż horyzont Królestwa
Bożego w jakiejś szczególnej mierze odsłonił się i stale się odsłania poprzez to właśnie
powołanie do życia konsekrowanego” (Jan Paweł II, Wielkie bogactwo Kościoła – homilia na rozpoczęcie Synodu, w: „L’Osservatore Romano”, nr 1, 1995, s. 12).
Nic więc dziwnego, że w czasie przygotowań do trzeciego tysiąclecia od
narodzin Syna Bożego, kiedy zastanawiamy się nad ożywieniem nowej ewangelizacji, uwaga całego Kościoła skupia się na instytutach życia konsekrowanego.
Czytamy o tym w „Orędziu Ojców Synodu do Ludu Bożego”: „Bez waszego życia
kontemplacyjnego, bez waszego ubóstwa i dziewictwa, bez świadectwa waszego posłuszeństwa, które daje radość i wolność, bez promieniowania waszej czynnej i bezinteresownej
miłości wobec najbardziej potrzebujących Kościół straciłby wielką część swego potencjału
ewangelizacyjnego, swej zdolności ukazywania dóbr zbawienia i dopomagania ludziom
w przyjęciu do serca Boga, od którego pochodzi ta wspaniała nadzieja” (Orędzie Ojców
Synodu do Ludu Bożego, w: „L’Osservatore Romano”, nr 1, 1995, s. 46).
Dzisiaj, jak nigdy dotąd, rozumiemy znaczenie tych wartości i cnót,
o których mówi Orędzie Ojców Synodu. Świat współczesny daje świadectwo braku dojrzałości duchowej; pyszni się postawą infantylnej przekory.
Ten świat często występuje przeciw życiu, przeciw miłości, przeciw rodzinie
i przeciw uczciwości. Tego rodzaju nastawienie jest bardzo widoczne i co
najgorsze wdziera się do systemów wychowania. W konsekwencji wzrasta
poziom niezadowolenia współczesnym środowiskiem ludzkim, któremu
można przypisać wiele różnych określeń, ale chyba najmniej pasuje do niego
właśnie przymiotnik „ludzkie”. I tak zatraca się sens, osłabia się prawdę.
Przy takim podejściu, w takiej sytuacji tworzy się dużo miejsca na narkotyki, na samooszukiwanie się i na ucieczkę w złudę. Taka ucieczka prowadzi
jednak donikąd! Przekonywującym przykładem może być w tym względzie
doświadczenie jednego z mieszkańców Europy wschodniej: „Przybywam
z kraju – mówi abp Marian Jaworski ze Lwowa – w którym przez bardzo
wiele lat przepowiadanie wiary w imieniu Kościoła praktycznie nie istniało. Tylko
w niektórych rodzinach przekazywano wiarę w Boga, lecz była to wiara bardzo
uboga w treść. Spustoszenia w tej dziedzinie są przeogromne. Tęsknota za Bogiem
stanowi podatny grunt dla rozwoju sekt. Szczególną rolę w dziele ewangelizacji odgrywają siostry zakonne. Odważę się powiedzieć, że od nich w dużej mierze zależy
przyszłość Kościoła, przyszłość wiary w Boga na tych ziemiach” (Istota – eidos
– życia konsekrowanego, w: „L’Osservatore Romano”, nr 1, 1995, s. 31).
458
Życie konsekrowane i jego misja w Kościele i świecie
W kontekście moralnych zagrożeń i niebezpieczeństw Metropolita Lwowski przypomina rolę zakonów w Kościele i w świecie. Mówiąc zaś o Kościele
i świecie, wypada nam zatrzymać się chociażby na chwilę w tym Kościele
i w tym świecie, którym jest Diecezja Drohiczyńska.
Razem z całym Kościołem w Polsce uczestniczymy w pracach Synodu
Plenarnego, którego dalekosiężne cele nie są nam obce. Nas wszakże interesuje bardzo Synod Diecezjalny, który nie jest czymś różnym od Synodu
Plenarnego. Jest jego ukonkretnieniem. Nasza młoda Diecezja o jakże starożytnych korzeniach poszukuje duchowych rezerw, źródeł potrzebnych dla
jeszcze bardziej skutecznego uczestniczenia w ewangelizacji.
Nasza historia, historia naszych ziem, przywodzi na pamięć licznych
zakonników i zakonnice, którzy tutaj się urodzili, tutaj pracowali albo przez
nasze tereny pielgrzymowali. Ze czcią i szacunkiem wspominamy św. Brunona
z Kwerfurtu, św. Jacka Odrowąża, św. Jozafata Kuncewicza, św. Andrzeja
Bobolę, bł. Honorata Koźmińskiego, bł. Angelę Truszkowską, bł. Bolesławę Lament; sługi Boże – ks. Ignacego Kłopotowskiego, ks. bp. Zygmunta
Łozińskiego i ks. Antoniego Besztę Borowskiego, oraz niezliczoną rzeszę
Męczeńskich Unitów.
A obok nich należałoby umieścić setki i tysiące sióstr, braci zakonnych
i kapłanów, którzy słowem i czynem świadczyli o Chrystusie, w codziennej
modlitwie szukając dla siebie duchowego oparcia. Cierpieli razem z narodem. To wszystko nie jest jedynie przeszłością. Obecność w katedrze dzisiaj,
w uroczystość ofiarowania Pana Jezusa, w łączności z Ojcem Świętym, wielu
zakonników i zakonnic jest dla naszego Kościoła drohiczyńskiego znakiem
nadziei. Kiedy zaś mówię o obecności, nie myślę wyłącznie w kategoriach
fizycznych. Tę obecność odczuwamy w wymiarze duchowym i ona nam podpowiada o tych, którzy będą przybywali, aby podjąć dzieło ewangelizacji .
Ojcowie Synodalni wskazali tę prawdę w końcowym Orędziu: „Duch
Święty nieustannie prowadzi Kościół przez stare i nowe formy świętości, która jest
niewyczerpana. W całej i historii Kościoła życie konsekrowane było żywym znakiem
tego działania Ducha, jak gdyby uprzywilejowaną przestrzenią absolutnej miłości
Boga i bliźniego, świadczą o Bożym zamyśle uczynienia z całej ludzkości wielkiej
rodziny dzieci Bożych, żyjących w cywilizacji miłości” (Orędzie Ojców Synodu do
Ludu Bożego, w: „L’Osservatore Romano”, nr 1, 1995, s. 4–6).
Wierzymy, że w naszej Diecezji, w rodzinach, na naszej ziemi jest jeszcze
wiele form świętości. Z tą wiarą zawierzamy dzisiaj siebie, nasze rodziny zakonne,
Diecezję i jej Synod opiece Matki Najświętszej, naszej Patronki i Opiekunki.
459
IV Niedziela Wielkanocna, rok A
Piaseczno, dn. 28 kwietnia 1996 r.
Pan jest naszym Pasterzem (por. Ps 23)
(Dz 2,14a. 36–41; 1 P 2,20b–25; J 10,1–10)
Czcigodne Siostry Pasterzanki,
Drodzy Bracia i Siostry, we wspólnocie wiary i miłości!
1. Liturgiczny okres paschalny wciąż trwa; każdego dnia i tygodnia daje
nam okazję do pogłębiania tajemnicy zmartwychwstania, a do tej radości,
która płynie z odkrycia pustki grobu Pańskiego, dodaje coś nowego i świeżego, utwierdza nas w wierze i zagrzewa w miłości.
Dzisiaj spotykamy się z Jezusem Chrystusem – Dobrym Pasterzem. To
piękne zestawienie pochodzi wprawdzie z innej epoki, ale treść, którą wyraża
nie tylko się nie starzeje, ale wprost przeciwnie, okazuje się być nam bliska.
Dobry Pasterz jest przy nas. Otwiera przed nami nowe przestrzenie.
Przewodzi i chroni, gwarantuje bezpieczeństwo i obejmuje swoją misją wszelki
wymiar duchowy każdego człowieka.
Świętemu Janowi Ewangeliście posłanie to kojarzy się z zadaniami bramy, tak też rozumie słowa samego Jezusa: „Ja jestem bramą owiec... Ja jestem
bramą” – powtarza. Nie jest wszakże bramą owczarni, jest bramą owiec, a to
coś więcej i coś ważniejszego.
Z natury rzeczy brama nie odgradza. Od tego są mury, płoty i bariery.
Brama jest po to, aby się przed kimś otwierać, aby ją otwierać komuś. Chrystus jest bramą, która otwiera się przed nami i która ukazuje nam cel naszego
życia, ziemskiego bytu.
2. Syn Boży czyni to na różne sposoby. Ojciec Święty w encyklice „Dives
in misericordia” napisał: „Orędzie mesjańskie Chrystusa oraz cała Jego działalność
460
Pan jest naszym Pasterzem (por. Ps 23)
wśród ludzi kończy się krzyżem i zmartwychwstaniem. Musimy gruntownie wniknąć
w ten finał, który – zwłaszcza w języku soborowym – bywa określany jako misterium
paschalne, jeżeli chcemy do końca wypowiedzieć prawdę o miłosierdziu tak, jak została
ona do końca objawiona w dziejach naszego zbawienia” (Dives in Misecricordia, 7).
Miłosierdzie jest jedną z bram. Nie można tej rzeczywistości, pełnej wewnętrznego bogactwa, wyrazić głębiej, niż to uczynił Chrystus, ukazując zasadniczą
myśl swojej działalności ewangelizacyjnej: „w niebie będzie większa radość z jednego
grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych,
którzy nie potrzebują nawrócenia”. Jan Paweł II podąża za tą myślą w encyklice
o Miłosierdziu i dlatego zauważa, iż „Misterium paschalne stanowi szczytowy punkt
tego właśnie objawienia i urzeczywistnienia miłosierdzia, które zdolne jest usprawiedliwić
człowieka, przywrócić sprawiedliwość w znaczeniu owego zbawczego ładu, jaki Bóg od
początku zamierzył w człowieku, a przez człowieka w świecie” (tamże).
Miłosierdzie Boże jest odpowiedzią na wołanie proroka Ezechiela oraz na
nasze oczekiwania: „Powiedz im – słyszymy – Na moje życie! – wyrocznia Pana Boga.
Ja nie pragnę śmierci występnego, ale jedynie tego, aby występny zawrócił ze swej drogi i żył.
Zawróćcie, zawróćcie z waszych złych dróg! Czemuż to chcecie zginąć” (Ez 33, 11).
Pan Bóg nie chce śmierci grzesznika. Pragnie, aby ten się nawrócił! Jak
to zrobić? Odpowiedzią jest sam Chrystus, który jest naszą bramą, bramą
nawrócenia; bramą, przez którą może do naszych sumień powracać ład.
3. Taki jest Dobry Pasterz, który z naszej strony oczekuje na współpracę,
zarówno w odniesieniu do nas samych, jak i w trosce o innych. My również
możemy stawać się bramą, względem naszych czasów, w stosunku do różnych
kultur, bramą wiodącą ku ewangelicznej rzeczywistości .
Wystarczy sięgnąć do życia św. Franciszka z Asyżu, aby przekonać się,
że człowiek może stawać się bramą. Nic nie może temu przeszkodzić. Miłosierdzia Bożego nie są w stanie ograniczyć nawet najtrudniejsze czasy. Wiek
XIX w historii Polski uważany jest za szczególnie trudny, a jednak właśnie
w tym okresie powstaje wiele inicjatyw, zmierzających do duchowego odrodzenia naszych praojców. Błogosławiony Honorat Koźmiński, kapucyn, daje
początek licznym instytutom życia konsekrowanego. W charyzmatach tych
zgromadzeń odnajdujemy obecność misji Dobrego Pasterza.
W święto Ofiarowania Matki Bożej czyli 21 listopada 1895 roku bł. Honorat zakłada jedno z takich zgromadzeń. Nadaje mu nazwę Zgromadzenie
Służebnic Matki Dobrego Pasterza, zwane popularnie Pasterzankami. Siostry
dziękują dziś Panu Bogu za 100 lat istnienia swego zgromadzenia; wczoraj
461
W Rodzinie Zakonnej
czyniły to za pośrednictwem Matki Dobrego Pasterza, a dzisiaj chciałyby
zaprosić do wspólnego śpiewu „Te Deum” wszystkich, którzy za pośrednictwem radia łączą się z nami duchowo w przeżywaniu Mszy św. W związku
z tym pragną podzielić się własnym doświadczeniem, świadectwem o tym, jak
stawały się bramą, jak ją odnajdywały i w jaki sposób ukazywały ją innym.
4. Pierwsza przełożona Pasterzanek, m. Ludwika Marconi, pochodząca z hrabiowskiej rodziny, dość wcześnie znalazła się w duchowej szkole
bł. Honorata, który nie mógł patrzeć obojętnie na dziesiątki, setki, a nawet
tysiące dziewcząt i kobiet, które w okresie gwałtownych przemian społecznych
najczęściej stawały się ofiarami wyzysku i przemocy i łatwo odchodziły od
Bożych zasad, gubiąc się i ulegając moralnemu zniewoleniu.
Zaborcom nie zależało na zapewnieniu Polkom dobrego wychowania
moralnego. Zawsze znajdowali się ludzie, którzy żerowali na ludzkiej nędzy
i słabości. Robili wszystko, aby przed ewentualnymi ofiarami niesprawiedliwości
zasłonić widok bramy, którą jest Jezus. Posługiwali się rożnymi przynętami: nadzieją na korzyść materialną, doznaniem zmysłowym, awansem społecznym.
Zgromadzenie Sióstr Pasterzanek, jako owoc jednej z wielu inicjatyw
zmierzających do poprawy tragicznej sytuacji dziewcząt i kobiet moralnie
zaniedbanych, stara się o zapewnienie im opieki wychowawczej. Życie zakonne
pozwala na stworzenie takiej atmosfery duchowej, dzięki której sens i rola
formacyjna życia ewangelicznego stają się bardziej czytelne i wiarygodne.
5. Siostry Pasterzanki otrzymały dobre przygotowanie wewnętrzne.
W tym zawiera się sekret tego czego dokonały. „Ojciec Honorat przypominał
siostrom, aby nie zapominały nigdy (...), «jak wiele zależy na tym, abyście światu
przyświecały (...) cnotami serafickiej pokory, ubóstwa i pokuty»(...). Oprócz wymienionych cnot, uważał, że ukryte życie zakonne jest najdoskonalszym sposobem
oddziaływania na innych” (D. Wielgat, Zgromadzenie Służebnic Dobrego Pasterza,
w latach 1895–1970, Lublin 1992, s. 11–12).
Siostry Pasterzanki nie nosiły i nie noszą stroju zakonnego. Na pierwszy
rzut oka niczym się nie wyróżniają spośród dziewcząt i kobiet, które pracują,
uczą się, przemierzają ulice i nawiedzają kościoły. Mieszkają w domach, które
mało odbiegają swym stylem od otoczenia. Założyły 35 domów, jednakże
do dnia dzisiejszego nie wszystkie znajdują się w posiadaniu sióstr.
Ojciec Święty w Liście Jubileuszowym przypomniał, że „W ciągu tych
stu lat istnienia Zgromadzenie (...) rozwijało się dynamicznie w wierności swemu
462
Pan jest naszym Pasterzem (por. Ps 23)
charyzmatowi i woli Założyciela. Świadczą o tym liczne dzieła (...) pracy i ofiarnej
służby” (Jan Paweł II, List z 21 XI 1995). Do roku 1949 prowadziły różne
zakłady, szkoły i ochronki. To wszystko zostało zniszczone przez komunistyczne władze. Siostry natomiast musiały przenieść się do innych prac
i poświęcają się głównie katechizacji. Pod ich opieką, na przestrzeni ostatnich
blisko pięćdziesięciu lat, znalazło się ponad 75 000 dzieci i młodzieży.
Wcześniej pole ich pracy było znacznie szersze. W latach 1895–1905
jedynie zakład w Piasecznie zapewniał godziwe warunki pracy i rehabilitacji
dla 600 dziewcząt w wieku od 15 do 18 lat. Przez jakiś czas Siostry sprawowały
patronat nad więźniami w Częstochowie. Podczas ostatniej wojny każdego
dnia wydawały w Piasecznie 1200 porcji obiadowych. W Białymstoku prowadziły tajne nauczanie dla 360 dzieci. W Lublinie uratowały 50 jeńców.
To są fakty udokumentowane. Wszystkie one mówią o poświęceniu i gorliwości. W każdym bowiem uczynku miłosiernym jest wiele wiary i miłości.
6. To świadectwo jest dla nas pouczające. Nie możemy zapominać, iż
obecne stulecie było niesłychanie tragicznie. Złożyło się na nie, w naszej
Ojczyźnie, 70 lat niewoli i zaledwie ćwierć wieku wolności. Biedy było
dużo, nie brakowało prześladowań. Siostry Pasterzanki to przykład, że nie
powinniśmy zwracać uwagi na czasy i okoliczności, ale z wiarą i nadzieją
podejmować każdą inicjatywę, która ma swoje źródło w Chrystusowym
wezwaniu do służby w miłości.
Ich praca i trud są widocznym potwierdzeniem prawdziwości zapewnienia, jakie nam pozostawił Syn Boży, mówiąc: „Nie bój się, mała trzódko, gdyż
spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo (...). Sprawcie sobie trzosy, które nie
niszczeją. Bo gdzie jest skarb wasz, tam będzie i serce wasze” (Łk 12, 32–34).
Ta mała trzódka, czyli Zgromadzenie Służebnic Matki Dobrego Pasterza,
nie bała się niczego i nie boi, bo wciąż idzie za Chrystusem, pozostawiając
na boku wszelkie spory kompetencyjne i profesjonalne, uczestnicząc skutecznie w budowaniu Królestwa Bożego w ludzkich sumieniach. Jej skarb
nie niszczeje, daleki od zagrożeń ze strony inflacji czy dewaluacji; ma trwałe
pokrycie, niezniszczalne, pewne zabezpieczenie w miłości! W Chrystusie
siostry znalazły Dobrego Pasterza. Wiedzą też dobrze, która brama prowadzi
do Królestwa wiecznego. Same stają się bramą, dla innych, a więc i dla nas!
Bogu niech będą dzięki za taki dar, za takie świadectwo!
Amen!
463
Spotkanie z formatorami zakonnymi
Częstochowa, dn. 23 marca 1999 r.
Nowe powołania – nowym czasom!
(Pwt 6, 4–9; Mt 22, 34–3)
Drodzy Współbracia,
W „Vita consecrata” czytamy: „Podmiotem formacji jest osoba w kolejnych
fazach swojego rozwoju, natomiast celem formacji jest cały człowiek, powołany, aby
szukać Boga i miłować Go »z całego serca swego, z całej duszy swojej, ze wszystkich
swych sił« (Pwt 6,5), a bliźniego swego jak siebie samego (por Mt 22, 37–39). Miłość
do Boga i braci jest potężną siłą, która może być nieustannym źródłem natchnienia
na drodze dojrzewania i wierności” (Vita Consecrata, 71).
Dostrzegamy tu wyraźnie podkreślony podmiot formacji, jej cel i motywacje. Niemniej jednak warto zatrzymać się przez chwilę nad samym
zjawiskiem powołania do życia konsekrowanego. To przecież „Duch Święty,
który w różnych epokach wzbudził liczne formy życia konsekrowanego, nieustannie wspomaga Kościół, podtrzymując w instytucjach już istniejących wolę odnowy
w wierności wobec pierwotnego charyzmatu czy też udzielając nowych charyzmatów
ludziom naszych czasów, aby tworzyli instytucje odpowiadające potrzebom dnia
dzisiejszego” (tamże, 62).
Duch Święty jest tym, który daje natchnienie, który pomaga w rozwijaniu
powołania i w jego realizacji. Nie każdy człowiek ma w sobie dość możliwości,
aby w pełni zrozumieć dar powołania. Kościół zachęca do modlitw, chodzi bowiem o to, żeby dar powołania został w porę rozpoznany i żeby różne zewnętrzne czy wewnętrzne przeszkody nie utrudniały ludziom powołanym pójścia za
Bożym wezwaniem. „Należy zachęcać do modlitwy o powołania, a zarazem trzeba
podjąć wysiłek bezpośredniego głoszenia słowa i katechezy, aby dopomóc powołanym do
464
Nowe powołania – nowym czasom!
życia konsekrowanego w udzieleniu odpowiedzi dobrowolnej, ale uległej i wielkodusznej,
która pozwala działać łasce powołania” (tamże, 64). Ojcom Synodalnym zależy
na tym, aby powołania się nie marnowały. One są, ich nigdy nie braknie. Nie
można o tym zapominać. To jest źródłem nadziei i radości.
Przyjęcie Bożego wezwania i wyruszenie w drogę to już wiele, ale to
zarazem tylko początek. Pociąga nas zaproszenie Pana Jezusa: „Chodźcie,
a zobaczycie” (J 1, 39). „Vita consecrata” mówiąc o początkowym okresie
życia zakonnego, używa często następujących terminów: „entuzjazm”, „wielkoduszność” i „harmonijność”. W naszych czasach brzmienie tych słów nieco
przygasło. Przykrywa je pragmatyzm, rozsądek albo potrzeba ostrożności.
Ojciec Święty Jan Paweł II nie ma takich obaw i mówi nam: „Istnieje, bowiem,
pewien rodzaj młodości ducha, która nie przemija z czasem: wiąże się ona z tym,
że na kolejnych etapach życia człowiek znajduje dla siebie nowe zadania, właściwy
sposób życia i miłowania” (tamże, 70).
A skoro tak, to zapytajmy siebie, jak wygląda w naszym życiu sprawa
entuzjazmu, wielkoduszności i harmonijności? Czy potrafimy w różnych
okresach naszego życia pamiętać o tych postawach? Czy staramy się przy
pomocy innych wyrażeń, właściwych obowiązkom, stanowiskom i latom
– przepajać nasze życie zakonne powyższymi cechami?
To są pytania odnoszące się do naszej autoformacji, ale co mamy robić,
żeby ci, którym pomagamy w ich formacji, zachowali na zawsze świeżość
ducha, czyli tę żywotność miłości Boga i bliźniego?
Wiemy dobrze, że od formacja ma charakter osobowy (ludzki), kulturowy, duchowy i duszpasterski. To są te cztery pola przeznaczone pod uprawę,
pod zasiew i na żniwowanie.
Z własnego doświadczenia wiemy, że pierwsze lata życia zakonnego,
a zwłaszcza apostolskiego oddziaływania, są nacechowane krytycyzmem.
Ma to swoje zalety. Do nich należy zaliczyć fakt, iż takie podejście pomaga
do stosunkowo bezpiecznego przejścia od całkowitego kierownictwa ze
strony innych do świadomej odpowiedzialności osobistej za podejmowane
działania. Nie musi i nie powinno to wykluczać obecności przełożonych. Ale
i na tym etapie zatrzymać się nie można. Spotykamy się bowiem z ryzykiem
przyzwyczajenia i pokusą rozczarowania. Spodziewaliśmy się czegoś więcej
i czegoś lepszego, a jest tak, jak jest. A to jeszcze nie koniec. Wiek dojrzały
sprowadza najczęściej na manowce indywidualizmu. Starość natomiast nie
jest mniej wymagająca, jej także jest potrzebna formacja i są niezbędni formatorzy, gdyż chętnie zatrzymuje się na rezygnacji i bezczynności.
465
W Rodzinie Zakonnej
Czy to wszystko, tak po Bożemu i ludzku, staramy się widzieć jako
formatorzy? Czy nie ograniczamy się w naszych programach i pracach do
tymczasowości, żeby nie powiedzieć do swego rodzaju formacyjnej bylejakości? Jest natomiast potrzebny przede wszystkim psychiczny entuzjazm,
intelektualna harmonijność i duchowa wielkoduszność. Te trzy rzeczywistości bardzo wyraźnie akcentuje adhortacja apostolska „Vita Consecrata”.
Chce nas oderwać od jałowych dyskusji, a przypomina, że wielką sprawą jest
wytworzenie odpowiedniego klimatu w środowisku kościelnym. Tego się
nie osiągnie bez szczerego entuzjazmu, bez ochotnej wielkoduszności i bez
rozumnej harmonijności. Od właściwego klimatu zależy w końcu kiełkowanie,
wzrost i owocowanie. Od właściwego klimatu zależy to czy kandydat będzie
mógł wzrastać w łasce u Boga i u ludzi (por. Łk 2, 52).
Nadzwyczajna Kapituła Warszawskiej Prowincji
Braci Mniejszych Kapucynów
Lublin – Poczekajka, dn. 9 lipca 1999 r.
Trzeba pamiętać o prawdzie i o dobru
Drodzy Bracia!
1. Prawdopodobnie nie będziemy w stanie zrozumieć tej wielkiej tajemnicy, która wyraża się w tym, że pierwsze wspólnoty parafialne dojrzewały
niesłychanie szybko. Wystarczyły tygodnie albo miesiące apostolskiego posługiwania, a powstałe gminy chrześcijańskiej przejmowały niemal pełną odpowiedzialność za głoszenie i wprowadzanie w życie orędzia ewangelicznego.
Apostołowie posługiwali się ubogimi środkami, nie brakowało prześladowań,
przywiązanie do starych postaw też dawało o sobie znać, a jednak Chrystus
był odważnie przyjmowany, Krzyż znajdował zrozumienie, a ewangeliczne
zasady cieszyły się życzliwym przyjęciem.
Wszystko to razem wzięte wcale nie oznacza, że posługiwanie apostolskie nie spotykało się z trudnościami. One istniały. Były niekiedy bardzo
poważne. Świadczą o tym Dzieje Apostolskie i Listy, zwłaszcza świętego
Pawła. Czcigodni Bracia, Waszej Kapitule towarzyszą słowa Apostoła Pogan
z Pierwszego Listu do Koryntian: „Przeto przypatrzcie się, bracia, powołaniu
waszemu” (1 Kor 1, 26). Święty Paweł nie martwi się tym, że na drodze ewangelizacyjnej zdarzają się trudności. Jest ich świadom, ale lekarstwa nie szuka
w rozbudowanych polemikach. Za najlepszy środek zaradczy uważa pamięć.
Pamięć na to, co otrzymali i kim się stali dzięki Chrystusowi. Ta pamięć nie
musiała sięgać daleko. Ważne jest to, że trzeba pamiętać o prawdzie i o dobru,
aby w życiu znajdowało się miejsce na miłość.
467
W Rodzinie Zakonnej
2. Dzisiejsza Ewangelia jest w tym względzie bardzo jednoznaczna. Pan
Jezus mówi: „Oto ja was posyłam jak owce między wilki. Bądźcie więc roztropni
jak węże, a nieskazitelni jak gołębie... Kiedy was wydadzą, nie martwcie się o to,
jąkani co macie mówić...Gdyż nie wy będziecie mówili, lecz Duch Ojca waszego
będzie mówił przez was” (Mt 10, 16–20). O tym należy pamiętać. Te słowa
zostały potwierdzone nie jeden raz. Już Patriarcha Jakub doświadczył tego,
kiedy z całą rodziną przeniósł się do Egiptu (por. Rdz 46, 1–30). Stwórca
nakazywał i domagał się tylko jednego: Pomnij Izraelu, czyli pamiętaj, Jakubie! To było najważniejsze. Co więcej, warto sobie powiedzieć, że kłopoty
i trudności w ewangelizacji nigdy nie ustaną. Wyraźnie mówi o tym Pan Jezus:
„Nie zdążycie obejść miast Izraela, nim przyjdzie Syn Człowieczy” (Mt 10, 23).
Już dwa tysiące lat uczniowie Syna Bożego przemierzają różne szlaki, odwiedzają wsie i miasta, ale nie byli w stanie obejść wszystkich. Zresztą, miasto
z przedwczoraj nie będzie miastem jutra. Wypada też pamiętać o tym, żeby
nie budować wizji rzeczywistości zbyt stabilnej a mało realnej.
3. To wszystko sprawia, że w świecie zawsze będzie zapotrzebowanie
na świadków i świadectwo. Świadek odwołuje się do kogoś albo o czymś
przypomina. Świadectwo mówi o kimś albo coś objaśnia. Zrozumiał to
dobrze św. Franciszek z Asyżu. Od chwili, kiedy uświadomił sobie, kim jest
Bóg, a kim jest on sam, Franciszek nie ustawał w wysiłkach, aby świadczyć
o tym wielkim odkryciu, tym świadectwem odradzać nasze dzisiaj i budować
wspólną przyszłość.
Ksiądz Kardynał Karol Wojtyła mówił kiedyś: „Prosimy o taką moc, jaką
otrzymał Chrystus powstając po modlitwie w Ogrójcu. O taką moc, która pozwoli
spojrzeć inaczej, aniżeli patrzy człowiek. O taką moc, która pozwoli udźwignąć
krzyż i pozwoli uczestniczyć w tajemnicy Chrystusowego zmartwychwstania. Poprzez
tę tajemnicę Chrystusowej męki – Ogrójca i Kalwarii, i zmartwychwstania – wszyscy przechodzimy. On czyni nas w tej tajemnicy darem dla Ojca i do tego Ojca nas
doprowadza” (29.10.1970, Msza za Ciesielskich).
4. Nie zapominał o tym bł. Padre Pio. Nawet pozbawienie możliwości
publicznego sprawowania jakichkolwiek kapłańskich czynności nie załamało go. Wprost przeciwnie, sam mówił: „Dzięki łasce Bożej jestem gotów być
posłusznym każdemu zarządzeniu...”. Papież Pius XI, który najpierw podpisał
surowy dekret, a potem go odwołał, wyznał z pokorą i szczerością, że: nigdy
nie był nieżyczliwy Ojcu Pio, przyznał też, że „w jego sprawie był źle infor-
468
Trzeba pamiętać o prawdzie i o dobru
mowany” (S. Filipowicz SI, Ojciec Pio z Pietrelciny, w: Posłaniec Serca Jezusa,
Chicago 1999).
Jan Paweł II nawołuje nas wszystkich, abyśmy poszukiwali świadectw
i odkrywali świadków. „W naszym stuleciu wrócili męczennicy. A są to często
męczennicy nieznani, jak gdyby «nieznani żołnierze» wielkiej sprawy Bożej. Jeśli
to możliwe, ich świadectwa nie powinny zostać zapomniane w Kościele”. Polska
otrzymała 109 męczenników i dwoje wyznawców błogosławionych, a także
jedną świętą. Zakon Kapucyński stał się bogatszy o pięciu błogosławionych
i jedną błogosławioną. Święty Franciszek w niebie z radością przypomniał
sobie swoją wypowiedz sprzed lat: „wiem, że mam znowu pięciu prawdziwych
braci”.
5. Mówiąc o świadkach i świadectwie trudno nie przypomnieć tych słów,
które Piotr naszych skierował czasów do zakonów w Łowiczu: „W dniu dzisiejszym zwracam się do zakonów. Osobom konsekrowanym pragnę powiedzieć, iż
w przeddzień Jubileuszu Roku 2000 Kościół patrzy ze szczególną uwagą w waszą
stronę. Kościół i świat oczekują od was świadectwa miłości, potrzebują autentycznego
świadectwa konsekracji zakonnej, jako nieustannego zaczyna zbawczej odnowy. Życzę
wam, aby miłość wasza doskonaliła się coraz bardziej” (Łowicz, 14.06.1999).
Wypowiedź tę wzmocnił aktem kanonizacji bł. Kingi, klaryski, podkreślając, że „Święci nie przemijają”. A następnie dodał: „Kiedy wpatrujemy się
w postać Kingi, budzi się to zasadnicze pytanie: Co uczyniło ją taką postacią poniekąd
nieprzemijającą. Co pozwoliło jej przetrwać w pamięci Polaków, a w szczególności
w pamięci Kościoła? Jakie jest imię tej siły, która opiera się przemijaniu? Imię tej
siły jest miłość” (Stary Sącz, 16.06.1999).
Dochodzimy w ten sposób do tej przedziwnej jedności pamięci i miłości. Nieraz zastanawia nas, dlaczego pewne reformy w Kościele albo
w poszczególnych zakonach, dokonujące się na naszych oczach, nie przynoszą
oczekiwanych rezultatów i nie służą ewangelizacji.
Powodem jest brak pamięci na świadectwa ludzi i czasów. Zapomina
się o przykrych doświadczeniach różnych wspólnot chrześcijańskich, które
rezygnowały niekiedy z poważnych części dziedzictwa. Mogło się to odnosić do dziedzictwa wiary, dziedzictwa moralności, do dziedzictwa nauki czy
kultury, do dziedzictwa liturgii albo rad ewangelicznych.
Zabrakło pamięci. A kiedy brakuje pamięci, brakuje także miłości.
Drodzy Bracia, dziękuję Panu Bogu za to wszelkie dobro, które dzieje
się w naszym Zakonie Kapucyńskim. Pamiętam wszystkich i wszystko, dzięki
469
W Rodzinie Zakonnej
czemu mogłem stać się synem św. Franciszka i bratem bł. Honorata. I jestem
wdzięczny. Dziękuję także za ten gest zaproszenia na wspólną Eucharystię
podczas kapituły, z pewnością bardzo ważnej dla naszej Prowincji św. Stanisława i Wojciecha, przeżywanej w roku jubileuszu kanonizacji Męczennika
z Prus.
Życzę Bożego błogosławieństwa na te prace i na dalsze plany. Niech
będzie Bóg uwielbiony za to, że razem mogłem – choćby przez krótki czas
– przypatrywać się mojemu powołaniu.
Amen.
Złoty jubileusz życia zakonnego o. Honoriusza Lisowskiego
Serpelice, dn. 25 listopada 2000 r.
„Radość w Twojej służbie”
Czcigodny i Dostojny Jubilacie,
Drodzy Bracia w kapłaństwie i życiu zakonnym,
Kochani Bracia i Siostry, Goście Ojca Jubilata
I tutejsi Parafianie!
1. W poprzednią niedzielę i w dni powszednie podczas Mszy św. modliliśmy się tymi słowami: „Panie, nasz Boże, spraw, abyśmy znajdowali radość
w Twojej służbie, albowiem szczęście trwałe i pełne możemy znaleźć tylko w wiernym
oddaniu się Tobie, Stwórco wszelkiego dobra” (Modlitwa na XXXIII niedzielę
zwykłą).
Słowa tej modlitwy oddają całą prawdę dzisiejszej uroczystości jubileuszowej – dziękczynienia za pięćdziesiąt lat życia zakonnego drogiego
i kochanego Ojca Honoriusza Lisowskiego z Warszawskiej Prowincji Braci
Mniejszych Kapucynów, od paru miesięcy przebywającego w tym domu
zakonnym, zresztą już po raz drugi.
Modlitwa zawiera wprawdzie prośbę, „abyśmy znajdowali radość
w (Bożej) służbie”, ponieważ „szczęście trwałe i pełne możemy znaleźć tylko
w wiernym oddaniu się (Bogu), On bowiem jest Autorem «wszelkiego dobra»”;
uroczystość jubileuszowa jest natomiast wyrazem wdzięczności za to, że
ta modlitwa została wysłuchana. Życie zakonne nie jest niczym innym,
jak przeżywaniem radości z pełnienia Bożej woli. Życie zakonne ze swojej
istoty przygotowuje nas do uczestnictwa w szczęściu – trwałym i pełnym,
gdyż uczy wierności w oddaniu się Panu Bogu; Temu, który jest samym
Dobrem!
471
W Rodzinie Zakonnej
2. Mówi o tym i przekonuje przykład św. Franciszka oraz czytania
z dzisiejszej Mszy św., zaczerpnięte z uroczystości Wszystkich Świętych
Zakonu Franciszkańskiego. Do tego tematu nawiązał Ojciec Święty Jan
Paweł II w czasie spotkania z uczestnikami tegorocznej kapituły generalnej: „Niech wasz ojciec i brat, Franciszek, prowadzi was i zawsze wspomaga (...).
Niech towarzyszą wam również tak liczni współbracia, którzy was poprzedzili
i są inspirującymi przykładami i wzorami do naśladowania. Mam tu na myśli
zwłaszcza znaczną liczbę tych, których z radością mogłem kanonizować i beatyfikować podczas mojego pontyfikatu. Niech wam towarzyszy także swą macierzyńską
miłością Maryja, Dziewica wierna, «za przykładem której poświęciliście swoje życie
Bogu» (Evangelica testificatio, 56), w «odpowiedzi miłości i całkowitego oddania
Chrystusowi»” (por. Vita consecrata, 112)” („L’Osservatore Romano”, nr 11–12,
2000, s. 33).
W świetle tych słów warto podkreślić, że w czasie pięćdziesięciu lat
życia zakonnego Ojca Jubilata, czyli od roku 1950 do 2000 Roku Wielkiego
Jubileuszu Stolica Apostolska ogłosiła: św. Wawrzyńca z Brindisium Doktorem Kościoła; pięciu Braci Mniejszych Kapucynów zostało uznanych za
świętych, w tym dwóch przez Jana Pawła II; piętnastu natomiast wyniesiono
na ołtarze przez akty beatyfikacyjne, pośród nich znajdujemy pierwszego
Podlasianina – bł. Honorata Koźmińskiego i pięciu polskich kapucynów
– męczenników z drugiej wojny światowej. Do tego wypada dodać trzy
beatyfikacje sióstr klarysek – kapucynek, z których jedna jako pierwsza
z naśladowczyń św. Weroniki Giuliani uznana została Męczennicą. Jest nią
bł. Teresa Kowalska z przasnyskiego klasztoru.
Razem mamy więc dwadzieścia cztery dekrety Stolicy Apostolskiej
w sposób najbardziej miarodajny potwierdzające obecność świętości w zakonie Braci Mniejszych Kapucynów.
3. „Wychwalajmy mężów sławnych (...). Ci są mężowie pobożni, których cnoty
nie zostały zapomniane, pozostały one z ich potomstwem, dobrym dziedzictwem są
ich następcy (...). Potomstwo ich trwa zawsze, a chwała ich nie będzie wymazana”
(Syr 44, 1.10–12). Tę zachętę słyszeliśmy dzisiaj w pierwszym czytaniu
z Księgi Syracydesa.
„Dobrym dziedzictwem” świętych są „ich następcy”. Tymi następcami są
wszyscy, którzy znaleźli w sobie dość siły woli, aby pójść za wezwaniem Syna
Bożego, o czym czytaliśmy przed chwilą w Ewangelii. „Wtedy Jezus spojrzał
z miłością na niego i rzekł mu: «Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co
472
„Radość w Twojej służbie”
masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za
Mną»” (Mk 10, 20–21).
Blisko osiem wieków temu przejął się bardzo tym zaproszeniem młody
człowiek, żyjący w Asyżu, a był nim Franciszek, syn Piotra Bernardone.
Franciszek pozostawił wszystko i poszedł za Jezusem. Jednak każda epoka
i każde pokolenie na nowo stają wobec Chrystusowego wezwania. Wielką
pomocą dla młodych ludzi w podejmowaniu tak ważnej decyzji jest przykład
i świadectwo dawane życiem przez poprzedników.
Z ust Ojca Świętego usłyszeli o tym uczestnicy kapituły generalnej 7 lipca
tego roku: „...widzicie potrzebę ukazywania konsekwentnej, praktycznej i konkretnej
postawy św. Franciszka. Trzeba przejść do czynów, do wartości realizowanych w życiu,
do metody bezpośredniego świadectwa. Wszystkim wam dobrze znana jest bowiem
zasada, do której odwoływał się często wasz założyciel: plus exemplo quam verbo
– «bardziej przykładem niż słowem»” (Legenda trium sociorum, 36; FF 1440).
4. Ta postawa biedaczyny z Asyżu daje się odczytać we franciszkańskim
charyzmacie. „Sam «charyzmat założycieli» (Evangelica testificatio, 11) jawi się
jako doświadczenie Ducha, przekazane ich uczniom, aby je przeżywali, strzegli go,
pogłębiali i ciągle rozwijali w harmonii z nieustannie wzrastającym ciałem Chrystusa. Dlatego „Kościół bierze w opiekę i popiera swoisty charakter rozmaitych
Instytutów zakonnych (Lumen gentium, 44; Christus Dominus, 33, 35, 1–3)”
(Mutate relationes, 11).
Nawiązując zaś do uroczystości Pięćdziesiątnicy, współczesny następca
Honoriusza III przypomniał, że: „...jeszcze raz skierowała (ona) naszą uwagę
na wielorakie dary, jakimi Duch Święty zechciał wzbogacić Kościół. Samo życie
Oblubienicy Chrystusa jest owocem zesłania Ducha Świętego, obiecanego przez
Jezusa podczas Ostatniej Wieczerzy (por. J 15, 26–27; 16, 4–15). Owo zesłanie,
które było tak głębokim przeżyciem w wieczór wielkanocny (por. J 20, 21–23) oraz
w poranek Pięćdziesiątnicy (por. Dz 2, 1–4), sprawia, że Kościół jest wspaniałą
wspólnotą różnych rzeczywistości osobowych, zgromadzonych w głębokiej jedności
wiary i miłości, i dających świadectwo zmartwychwstałemu Jezusowi pośród wszystkich
narodów” (Jan Paweł II, Do kapituły generalnej, 07.07.2000, w: „L’Osservatore
Romano”, nr 11–12, 2000, s. 32).
Wrażliwość na obecność Ducha Świętego w życiu zakonu Braci Mniejszych Kapucynów oraz pamięć o tym, że braterstwo franciszkańskie może
być „wspaniałą wspólnotą różnych rzeczywistości osobowych” (Jan Paweł II)
wciąż są żywe i obecne. W „Pastoralnym dokumencie” nadzwyczajnej kapituły
473
W Rodzinie Zakonnej
prowincjalnej z 1999 roku czytamy: „W naszych Konstytucjach z 1536 roku
wyrażona została zasada naśladowania i postawa budowania braterskiej wspólnoty:
«A ponieważ jest rzeczą niemożliwą ustanowić prawa i statuty dla wszystkich szczegółowych przypadków, które mogą się wydarzyć (...), zachęcamy w miłości Chrystusa
wszystkich naszych braci, aby w każdym swoim działaniu mieli przed oczyma świętą
Ewangelię, Regułę Bogu przyrzeczoną, chwalebne zwyczaje i przykłady świętych;
kierując każdą swoją myśl, słowo i działanie na cześć i chwałę Boga i zbawienie
bliźniego, a Duch Święty w każdej rzeczy ich będzie pouczał». Nie straciła ona nic
ze swej mocy obowiązującej – (tak ocenili bracia zebrani w Lublinie w ubiegłym roku
na kapitule) – i domaga się «zachowania świętej Ewangelii Pana naszego Jezusa
Chrystusa»” (2 Reg 1)” (Pastoralny dokument, Warszawa 2000, s. 12).
5. Bogactwo duchowości franciszkańskiej jest tak wielkie, że można
byłoby przytoczyć jeszcze wiele różnych faktów i opinii. Wydaje się jednak iż to, co zostało już powiedziane wystarczy, abyśmy mogli wczuć się
w klimat dzisiejszego jubileuszu i tym radośniej dziękować Panu Bogu za
to powołanie franciszkańsko-kapucyńskie, jakie zrodziło się przeszło pięćdziesiąt lat temu w Krzepicach pod Częstochową, gdzie Ojciec Honoriusz
przyszedł na świat, gdzie przyjął chrzest i otrzymał imię Stanisław, gdzie też
po raz pierwszy zetknął się z życiem zakonnym i o nim przeczytał. Zetknął
się poprzez przykład dwóch starszych swoich ziomków: br. Antoniego
Nonasa i ojca Błażeja Kutasińskiego; przeczytał też powołaniową notatkę
w częstochowskiej „Niedzieli”. To wystarczyło, aby podjąć decyzję w wieku
lat siedemnastu i udać się do Nowego Miasta, do kapucyńskiej kolebki – jak
ten klasztor określił bł. Honorat Koźmiński. Okoliczności zewnętrzne nie
były sprzyjające. Całe życie publiczne w ówczesnej Polsce było nastawione
na ateizację i walkę z Kościołem. Specjalni urzędnicy często nawiedzali klasztory i seminaria, aby zachęcać młodych ludzi do porzucenia tej drogi życia,
obiecując określone korzyści materialne. W tym czasie został aresztowany
Sługa Boży ks. kardynał Stefan Wyszyński, Prymas Polski.
Ojciec Honoriusz skończył liceum w Lublinie, Wyższe Seminarium
Duchowne w Łomży. W roku 1957 przyjął święcenia kapłańskie i rozpoczął
pracę pastoralną, najpierw tutaj na Podlasiu; w Serpelicach i Horoszkach
Dużych, ale też i w okolicznych parafiach całej diecezji siedleckiej, pińskiej
i wielu innych – na terenie Polski.
Poświęcił się głównie pracy rekolekcyjnej i misyjnej. Trudno byłoby opisać wszystkie przeżycia i warunki, w jakich przyszło mu pracować. Chętnie
474
„Radość w Twojej służbie”
włączył się do prowadzenia misji trzeźwościowych i powołaniowych. Zawsze
jednak troszczył się o poszerzanie i pogłębienie wiedzy oraz korzystanie
z nowoczesnych środków technicznych. Stał się jednym z pierwszych, którzy posługiwali się projekcją filmów religijnych, niedostępnych na ekranach
publicznych; odwoływał się również do filmów popularnonaukowych, ukazujących straszliwe skutki pijaństwa i choroby alkoholowej.
Szybko się zorientował, że repertuar kina religijnego jest bardzo ubogi,
dlatego podjął się reżyserskiego zadania.W ten sposób otrzymaliśmy ponad
czterdzieści filmów, głównie dokumentalnych, ukazujących życie i działalność
św. Franciszka i Jego naśladowców, ale nie tylko.
Te pięćdziesiąt lat życia zakonnego stały się przekonywującą ilustracją
do słów Jana Pawła II o tym, że Kościół, a w nim instytuty zakonne są
„wspaniałą wspólnotą różnych rzeczywistości osobowych, zgromadzonych w głębokiej
jedności wiary i miłości” („L’Osservatore Romano”, nr 11–12, 2000, s. 32). Świat
współczesny jest coraz bardziej wrażliwy na różnorodność i to już od nas,
wierzących w Chrystusa, zależy, czy potrafimy przekonać go o „jedności wiary
i miłości”.
Wydaje się, że Dostojny Jubilat, przyglądając się swojej dotychczasowej
pracy, może i powinien odczuwać satysfakcję, wczytując się w „Pastoralny
dokument” nadzwyczajnej kapituły prowincjalnej z Lublina – 1999 roku. Tam
bowiem stwierdzono: „Tradycyjne posługi misji i rekolekcji ludowych w obecnej dobie
podejmowane są w nieco zmniejszonym wymiarze, co wypływa z wielu przyczyn (...)
Mimo to należy kontynuować tę bliską naszemu charyzmatowi posługę” (Pastoralny
dokument, Warszawa 2000, s. 25). Za czasów kapłańskiej młodości Jubilata
tak nie było: rekolekcji i misji podejmowano się w zwiększonym wymiarze.
6. Dziękując Panu Bogu za świadectwo i działalność naszego Jubilata, nie
możemy zapomnieć o Jego pracy i posłudze kapłańskiej – obok kaznodziejstwa – pełnionej przy ołtarzu, w konfesjonale, przy łóżkach ludzi chorych
i w sali lekcyjnej. Wypada wreszcie wspomnieć o kontaktach duszpasterskich
ze środowiskami twórczymi, o czasowej pracy wśród Polonii amerykańskiej
i pomocy okazywanej katolikom żyjącym za naszą wschodnią granicą. W latach
siedemdziesiątych i osiemdziesiątych kończącego się wieku nie było to ani
sprawą łatwą, ani bezpieczną.
To wszystko zostało na stałe wpisane w życie kapucyńskie, wyrastające
z ducha i praktyki modlitwy, a rozwijające się dzięki rozmyślaniu i wierności
ślubom zakonnym. Na te dziedziny nie miało wpływu ani miejsce, ani wa-
475
W Rodzinie Zakonnej
runki zewnętrzne; Jubilat bowiem z właściwą sobie klarownością nie wahał
się przedstawiać – „Jestem Ojciec Honoriusz Lisowski, kapucyn!”. I nie znalazł
się nikt, kto by temu zaprzeczył, gdyż całe jego życie jest najlepszym potwierdzeniem tych słów.
Pięćdziesięciu lat trwania w zakonie nie da się w pełni zrozumieć bez
odwołania się do Wielkiego Jubileuszu Zbawienia, który przypomina nam
przymierze Boga z narodem wybranym, zawarte przed wiekami. Od dwudziestu wieków – dzięki przyjściu na świat Odkupiciela – to przymierze rozciąga
się na każdego człowieka. Powołanie kapłańskie i zakonne jest najpełniejszym znakiem tego nowotestamentowego przymierza. Nic dziwnego, że tak
radośnie i z taką wdzięcznością świętujemy każdy jubileusz.
7. Drodzy Bracia i Siostry, niech z naszych serc i dusz wznosi się przed
Boży tron hymn wdzięczności i uwielbienia. Niech się przeradza w gorące
błaganie, aby w trzecim tysiącleciu było jeszcze więcej przekonywujących
znaków przymierza Stwórcy ze stworzeniem.
Czcigodny Ojcze Jubilacie, raduj się i dziękuj wciąż Panu Bogu za łaskę
powołania do życia konsekrowanego. Razem modlimy się o potrzebne zdrowie i siły na dalsze lata, bo niezależnie od wieku lud wierny nadal potrzebuje
Twojego świadectwa, Twojej posługi. Wciąż będzie wiele osób, które będą
czekać na pomoc, aby móc znajdować radość ze spotkania z Bogiem i szczęście płynące z wierności Bożemu przymierzu.
A w takich przypadkach ta radość i to szczęście zagoszczą w Tobie, pomnożone o radość każdego człowieka korzystającego z Twojego świadectwa
i Twojej posługi. Matka Najświętsza, niestrudzona Pośredniczka – niech Ci
dodaje sił i nadal opiekuje się Tobą, a pod Jej opieką zawsze będziesz bezpieczny; Jej „fiat” coraz bardziej ukorzeniaj w swoim sercu!
Amen.
Uroczystości dziękczynienia za dziesięć lat obecności
Braci Mniejszych Kapucynów w Olsztynie
Olsztyn, dn. 11 czerwca 2001 r.
„Wypełnił Pan właśnie to, co obiecał”
(por. 1 Krl 8, 15)
Czcigodny Ojcze Gwardianie,
wraz z całą Wspólnotą Braci Mniejszych Kapucynów,
Ukochani Bracia i Siostry!
1. Chrystusowe kazanie na Górze ukazuje nam wizję nowego człowieka, który podejmując zaproszenie Syna Bożego, stara się wcielać w życie
wszystkie Jego zalecenia. Dzięki temu człowiek staje się błogosławionym,
czyli szczęśliwym, gdyż osiąga cel swego życia.
Kazanie zwraca uwagę na dwa etapy: pierwszy dotyczy czasu próby
i zmagań, drugi natomiast mówi o radości, gdyż cel został osiągnięty. Dzisiejsza uroczystość ma swoje korzenie w tym drugim etapie. Cieszymy się
bowiem, że tu, w Olsztynie, mamy coś z Porcjunkuli i całego Franciszkowego
Asyżu, że jest także wiele z naszej historii mającej swój początek w wileńskiej
Ostrej Bramie.
I dlatego z głębi naszych serc powtarzamy za Psalmistą: „Skosztujcie
i zobaczcie, jak Pan jest dobry, szczęśliwy człowiek, który znajduje w nim ucieczkę”
(Ps 34[33], 9). Nic więc dziwnego, że „Będę błogosławił Pana po wieczne czasy.
Jego chwała będzie zawsze na moich ustach. Dusza moja chlubi się Panem, niech
słyszą to pokorni i niech się weselą” (Ps 34[33], 2–3).
2. Zanim jednak nadszedł dzisiejszy dzień, w ciągu tych dziesięciu lat
trzeba było doświadczać ubóstwa, trzeba było czasami płakać, wyciszać
477
W Rodzinie Zakonnej
się, szukać sprawiedliwości, być miłosiernym i czystym w sercu, pamiętać
o spokoju, znosić prześladowania, urągania i kłamstwa, czyli przeżywać to,
o czym mówi Osiem Błogosławieństw.
Więcej mógłby powiedzieć o tym o. Andrzej Chludziński albo o. Mieczysław Wasyk, którzy doświadczyli tu na początku niepowodzeń, kiedy nie
oszczędzono nawet pierwszej kaplicy – namiotu. Dla nich również to nasze
dziękczynienie jest uczestnictwem w zaproszeniu Chrystusa, który w jakże
piękny sposób podsumował pierwszą część Kazania na Górze: „Cieszcie się
i radujcie, albowiem wasza nagroda jest wielka w niebie”.
W tej radości uczestniczy obecny gwardian i proboszcz – o. Apoloniusz Leśniewski wraz z całą wspólnotą. Są tu obecni jako ci, którym
przyszło kończyć to Boże dzieło. Ale w tej radości macie swój udział także
Wy, drodzy Bracia i Siostry, mieszkańcy Olsztyna (wraz z ks. kanonikiem
Janem Usiądkiem), którzy zawierzyliście decyzji swego Pasterza ks. abp.
Edmunda Piszcza i włączyliście się w nową parafię całym sercem i z wielką
ofiarnością.
To Wasze wspólne świętowanie jest tym radośniejsze i pełniejsze.
3. Czas dziękczynienia za zbudowanie i poświęcenie nowego ośrodka
parafialnego tu, w Olsztynie, napawa nasze serca szczerą wdzięcznością
względem naszego najlepszego Ojca, który jest w niebie, a który pamięta
o każdej i każdym z nas, o wszystkich pokoleniach i narodach. Wielu z was
doświadczyło tego, opuszczając swoje ojcowizny i przenosząc się w zupełnie
nieznane dotąd strony.
To zatroskanie Pana Boga o teraźniejszość i przyszłość każdego ludzkiego środowiska ukazuje Stary Testament na przykładzie Narodu Wybranego.
Jednym z przejawów tej szczególnej opieki było powoływanie mądrych
władców, wśród których Dawid i Salomon zasługują na wyjątkową uwagę.
To właśnie z ich panowaniem łączy się historia budowy przepięknej świątyni jerozolimskiej. Czytamy o tym w Drugiej Księdze Samuela: „Gdy król
zamieszkał w swoim domu, a Pan poskromił wokoło wszystkich jego wrogów, rzekł
król do proroka Natana: «Spójrz, ja mieszkam w pałacu cedrowym, a Arka Boża
mieszka w namiocie»” (2 Sm 7, 1–2).
Zrozumiałe były wyrzuty sumienia króla Dawida. Budowa tego kościoła ma bardzo podobny początek. Różni się tylko tym, że tam jedynie król
okazał pewną wrażliwość i zawstydzenie, a w tym wypadku to właśnie Wy,
mieszkańcy tej okolicy, spostrzegliście, że Chrystus Pan w ogóle nie ma dla
„Wypełnił Pan właśnie to, co obiecał” (por. 1 Krl 8, 15)
siebie domu, a potem, że nie można ograniczyć się do namiotu albo nieco
większej kaplicy.
I dlatego macie w pełni prawo, aby razem z Salomonem, który zbudował
piękną świątynię, uwielbiać Stwórcę słowami: „Błogosławiony Pan, Bóg Izraela,
który to, co zapowiedział swymi ustami memu ojcu Dawidowi, to też ręką wypełnił
[...]. Dawid zaś mój ojciec powziął zamiar zbudowania domu dla Imienia Pana,
Boga Izraela. Wówczas Pan rzekł memu ojcu Dawidowi: «Dobrze postąpiłeś, że
powziąłeś zamiar zbudowania domu dla mego Imienia, bo wypłynęło to z twego serca
[...]». Wypełnił Pan właśnie to, co obiecał [...]” (1 Krl 8, 15.17.20).
4. My, zgromadzeni dzisiaj na modlitwie w tej świątyni, także wyznajemy
z wiarą i pokorą, że „wypełnił Pan właśnie to, co obiecał”. I chcemy w tym momencie jeszcze raz przywołać Metropolitę Warmińskiego, który powołał do
istnienia ten ośrodek duszpasterski i powierzył go Zakonowi Braci Mniejszych
Kapucynów, pierwszego proboszcza – o. Andrzeja i Jego współpracowników,
radę parafialną, komitet budowy, wszystkich jakże licznych darczyńców, projektantów i wykonawców, wśród których wypada podkreślić udział licznych
wolontariuszy, rekrutujących się spośród Was.
Niech Dobry Bóg wynagrodzi każdemu według jego wkładu. Zawsze
jednak pamiętajmy, że z budową sakralną jest inaczej aniżeli z postawieniem
jakiegokolwiek innego obiektu. Przy powstawaniu świątyni pierwszym i najważniejszym Budowniczym zawsze jest sam Pan Bóg. To dlatego tak wiele
budowli kościelnych powstaje w czasach trudnych, jak te, w których żyjemy,
w okresie gospodarczych kryzysów. Przykład jerozolimskiej świątyni jest tego
najlepszym potwierdzeniem.
Pełni wdzięczności radujemy się w Pana i powtarzamy za Psalmistą: „Uradowałem się, gdy mi powiedziano: «Pójdziemy do domu Pańskiego!»” (Ps 122[121], 1).
Jesteśmy w nowym domu i w nim się modlimy.
A tę naszą radość i wesele możemy także przemienić w modlitwę wstawienniczą: „Przez wzgląd na dom Pana, Boga naszego, będę się modlił o dobro
dla ciebie” (Ps 122[121], 9). Za Księgą Nehemiasza staramy się powtarzać:
„Ten dzień jest poświęcony Panu, Bogu waszemu. Nie bądźcie smutni i nie płaczcie”
(Ne 8, 9). Bliskie są nam słowa św. Pawła z dzisiejszego pierwszego czytania:
„Błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec miłosierdzia
i Bóg wszelkiej pociechy. Ten, który nas pociesza w każdym naszym utrapieniu, byśmy
sami mogli pocieszać tych, co są w jakiejkolwiek udręce, pociechą, której doznajemy
od Boga” (2 Kor 1, 3–4).
479
W Rodzinie Zakonnej
5. Apostoł Narodów przypomina nam jeszcze jedną tajemnicę, o której
nie możemy zapomnieć w tej świątyni: mówi nam o Bożym Miłosierdziu.
Matka Boża Ostrobramska, Patronka tego miejsca, coraz częściej jest
czczona jako Matka Miłosierdzia. Miłosierdzie Boże jest jednym z najwspanialszych przymiotów Boga. Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa stanowi
jakby kulminacyjny punkt objawiania miłosierdzia, dzięki któremu przed
każdym z nas, choć jesteśmy grzesznikami, otwierają się drogi do szczęścia
wiecznego. Miłosierdzie Boże jest tym rodzajem miłości, która nie odrzuca
człowieka z powodu jego grzechów. W Ewangelii św. Jana czytamy, iż tak
„Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego
wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna
na świat, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony” (J 3,
16–17).
Przyjście na świat Syna Bożego w pewnej mierze zawdzięczamy Matce
Najświętszej, to dzięki temu ma Ona szczególny udział w tajemnicy Miłosierdzia Bożego, a jako Matka Syna Bożego jest też Matką Miłosierną!
Sądzę, że ta wspaniała prawda stanie się nam bliższa, kiedy uświadomimy
sobie, że obecność w tym miejscu Synów św. Franciszka przypomina nam
jedno z pierwszych źródeł, w którym ludzie mogli korzystać z Miłosierdzia
Bożego. Tym źródłem – na prośbę Biedaczyny z Asyżu – stała się Porcjunkula, kościółek Matki Bożej Anielskiej, gdzie każdy, kto pragnie nawrócenia,
może uzyskać dar odpustu zupełnego. Dar ten został „przyswojony” przez cały
Kościół powszechny, a jego zbawienne skutki dały o sobie znać szczególnie
w czasie Wielkiego Jubileuszu.
6. Czcigodny Ojcze Gwardianie, Drodzy Współbracia w św. Franciszku!
Jest to Wasz dzień. To przede wszystkim Wy z radością śpiewacie:
„Oto dzień, który Pan uczynił: radujmy się zeń i weselmy! [...]
Błogosławimy wam z domu Pańskiego” (Ps 118[117], 24.26).
Błogosławcie więc tutaj zebranym, ich rodzinom, dzieciom i młodzieży,
zdrowym i chorym, nie zapominajcie o biednych i bezrobotnych! Błogosławcie miastu i całej Warmii, ponieważ wszyscy razem za królem Salomonem
możemy przypominać się Stwórcy, wyznając: „Wszak Twoim ludem i twoim
dziedzictwem” jesteśmy (1 Krl 8, 51).
Ta świątynia jest wspólnym domem tych, którzy szukają Boga. To w niej
spełniają się oczekiwania i nadzieje tylu poprzedników u progu trzeciego
tysiąclecia.
480
„Wypełnił Pan właśnie to, co obiecał” (por. 1 Krl 8, 15)
Niech ten kościół będzie szczególną krynicą Łaski, aby Boże Miłosierdzie
było coraz bliższe nam wszystkim. A Matka Boża Ostrobramska, której nie
zabrakło miłości do Syna, gdy trzeba było trwać pod krzyżem, która przebywała razem z apostołami, gdy czuli się osamotnieni – niech będzie zawsze
z tymi wszystkimi, którzy kiedykolwiek wejdą do tej świątyni, Ona – Matka
Miłosierdzia w domu Bożego Miłosierdzia.
Amen.
Jubileusz 50-lecia życia zakonnego o. Henryka Krajewskiego OFM Cap.
Seperlice, dn. 17 czerwca 2001 r.
Wyśpiewujemy nasze dziękczynienie
Czcigodny Ojcze Jubilacie,
Kochani Bracia i Siostry, Goście i Parafianie!
1. Jubileusz pięćdziesięciolecia życia zakonnego przeżywany w rodzinie
Braci Mniejszych Kapucynów – prowadzi nas do św. Franciszka z Asyżu.
Niech więc przemówi do nas Biedaczyna, Syn Piotra Bernardone. „W imię
Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Oto jest sposób życia według Ewangelii Jezusa
Chrystusa, o którego uznanie i zatwierdzenie prosił papieża brat Franciszek. I ten
[papież] uznał go i zatwierdził dla niego i jego braci obecnych i przyszłych. [...]
Reguła i życie tych braci polega na tym, aby żyć w posłuszeństwie, w czystości i bez
własności oraz zachowywać naukę i naśladować przykład Pana naszego Jezusa
Chrystusa, który mówi: «Jeśli chcesz być doskonałym, idź, sprzedaj» wszystko (por.
Łk 18, 22), «co masz i daj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie; przyjdź i chodź
za Mną» (Mt 19, 21). I: «Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie
i weźmie krzyż swój, i naśladuje Mnie» (Mt 16, 24). Także: «Jeśli kto chce przyjść
do Mnie, a nie ma w nienawiści ojca i matki, i żony, i dzieci, i braci, i sióstr, jeszcze
też i życia swego, nie może być Moim uczniem» (por. Łk 14, 26). «I każdy, kto
opuściłby ojca albo matkę, braci albo siostrę, żonę albo dzieci, domy albo pola dla
Mnie, stokroć więcej otrzyma i posiądzie życie wieczne» (por. Mt 19, 29; Mk 10, 29
i Łk 18, 29)” (Pisma św. Franciszka z Asyżu, 1982, s. 58–59).
Przytoczone słowa podobnie jak i następne teksty, do których będę się
odwoływać pochodzą z pierwszej Reguły św. Franciszka, będącej bardzo
mocno zakorzenionej w Piśmie św., które sam Założyciel najczęściej cytował z pamięci. On troszczył się też niezmiernie o to, aby ta Reguła była
482
Wyśpiewujemy nasze dziękczynienie
jak najwierniej zachowywana, dlatego apelował: „W Imię Pańskie! Proszę
wszystkich braci, aby nauczyli się tekstu i znaczenia tego, co jest napisane w tym
sposobie życia dla zbawienia dusz naszych i aby to sobie często przywodzili na
pamięć. I błagam Boga, który jest wszechmogący i w Trójcy jedyny, aby błogosławił
wszystkich nauczających, uczących się, zachowujących, pamiętających i spełniających
to wszystko, co jest tu napisane dla zbawienia dusz naszych, ilekroć będą to sobie
przypominać i wykonywać. I całując im nogi, błagam wszystkich, aby [ten sposób
życia] bardzo kochali, strzegli i przechowywali” (Pisma św. Franciszka z Asyżu,
1982, s. 91).
2. Wzrusza nas to wyjątkowe zatroskanie Świętego Franciszka o nas
wszystkich, o tych, którzy kiedykolwiek podejmą jego przykład. Dzisiaj natomiast wierzymy głęboko, że On sam jest wśród nas i że jest szczęśliwy. To
bowiem, o co się modlił i o co tak troszczył, spełnia się dzięki Dostojnemu
Jubilatowi – Ojcu Henrykowi Tadeuszowi Krajewskiemu. Złoty Jubileusz
życia zakonnego jest tego potwierdzeniem.
Razem więc z Ojcem Jubilatem wyśpiewujemy nasze dziękczynienie.
Skłania nas do tego Ewangeliczna droga życia, gdyż za św. Pawłem możemy
powtarzać: „[...] razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża. Teraz zaś już
nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Nie mogę odrzucić łaski danej przez Boga”
(Ga 2, 19–20). Wielkość tej drogi zależy już od nas. Tak to tłumaczy sam Syn
Boży faryzeuszom, którzy nie byli w stanie pojąć Bożej dobroci i gorszyli
się na widok pokutującej niewiasty, która „...bardzo umiłowała” (Łk 7, 47).
Tego samego przebaczenia doświadczył znacznie wcześniej król Dawid, jak
o tym mówi pierwsze czytanie.
3. Ojcze Henryku, wspominając początki własnej drogi zakonnej i kapłańskiej, z pewnością dostrzegasz wiele momentów, które są bliskie doświadczeniom króla Dawida. Nie chodzi jedynie o ten fragment odczytany przed
momentem. Zostałeś przecież powołany wprawdzie nie od stada, ale niemalże
z pola. Piękna jest parafia Kołaki, usadowiona na styku Mazowsza i Podlasia,
ciesząca się licznymi powołaniami do stanu konsekrowanego. Wśród nich
należy wspomnieć o wielkim metropolicie wileńskim, a przedtem biskupie
łomżyńskim – ks. abp. Romualdzie Jałbrzykowskim. Wielu kapłanów, sióstr
zakonnych i zakonników wyszło z kołackiej parafii . To samo odnosi się do
rodzinnej miejscowości o nazwie typowej dla szlacheckiej tradycji tej ziemi
– Ćwikły Rupie. Franciszkańskiej drodze początek dał wcześniej urodzony
483
W Rodzinie Zakonnej
i wcześniej wezwany na Boże ścieżki brat Adam, nadając braterstwu rodzinnemu pieczęć braterstwa zakonnego.
Dom rodzinny, w nim zaś osoby Matki i Ojca, dał solidne podstawy
wiary w Pana Boga i przywiązania do Kościoła. Potem był Lubartów, Nowe
Miasto z tradycją bł. Honorata, Lublin, Łomża i ponownie Lublin. Nadszedł
czas ślubów czasowych i wieczystych, święceń kapłańskich. Dzisiaj wydaje
się nam, że czas płynął niesłychanie szybko, że wtedy było inaczej.
Pierwsza placówka zakonna, w której przebywał Ojciec Henryk już jako
kapłan, była domem otwartym. Ona tworzyła się, podobnie jak parafia powstała z woli sługi Bożego ks. kard. Wyszyńskiego na obrzeżach Lublina.
Stamtąd decyzja przełożonych skierowała naszego Jubilata za ocean,
do pracy wśród Rodaków, którzy szukając wolności i chleba, zawędrowali
tak daleko, ale pragnęli – i ciągle pragną – modlić się w języku ojców. Początkowo różne były miejsca pracy, nawet daleka Oklahoma z klasztorem
w Brokken Arrow – po polsku ta nazwa znaczy Złamana Strzała, gdyż ma
indiański rodowód.
Najdłużej przyszło Ojcu przebywać w Trenton, w parafii Świętego
Krzyża. Któż tam nie zna Ojca Henryka, zawsze gotowego do posługi,
pierwszego w kościele, cieszącego się ze służby Bożej.
We wspólnocie zakonnej, której centrum znajdowało się w Oak Ridge
– czyli w Dąbrowie – przez długie lata Jubilat pełnił obowiązki przełożonego. Był także delegatem prowincjała na Stany Zjednoczone. Pamiętam jak
bardzo zabiegał o nowych braci, jak chętnie wszystkim pomagał, jak pragnął,
aby ta wspólnota, która wyrosła z cierpienia i wierności, mogła nie tylko
trwać, ale rozwijać się i przynosić jak najpiękniejsze owoce Bogu i pożytek
dla dusz ludzkich.
Pan Bóg jednak sprawił, że częściej wypadało grzebać umierających
braci, aniżeli witać nowych. Ufamy wszakże, iż ta ofiara i wkład pracy nie
pójdą na marne.
4. Tej ufności uczy nas wspomniany już Prymas Tysiąclecia, znany
w trzecim zakonie franciszkańskim jako br. Wojciech. Na dwa i pół miesiąca
przed odejściem do Pana nasza delegacja zwróciła się z prośbą do ks. kard.
Stefana Wyszyńskiego, który odwiedzał także Serpelice i zostawił na pamiątkę
Mszał podpisany przez siebie, o przewodniczenie Komitetowi Obchodów
Jubileuszu Osiemsetlecia Narodzin św. Franciszka. Chętnie odpowiedział na
nasze zaproszenie: „jestem ogromnie wzruszony... Tym bardziej że sam wyczuwałem
484
Wyśpiewujemy nasze dziękczynienie
od dawna, iż nadchodzący jubileusz św. Franciszka obchodzić należy tak, aby cała
szczytna duchowość i odnowa franciszkańska świata uzyskała należyty wymiar...
Franciszkanizm jest dzisiaj bardzo sugestywny” (Ks. B. Piasecki, Ostatnie dni
Prymasa Tysiąclecia, Poznań 2001, s. 99). A już odchodząc, zatrzymał się
w drzwiach i jeszcze raz zwracając się do nas, powiedział: „Nie zapomnijcie,
jestem waszym starym bratem, bratem Wojciechem”.
Wielbimy Pana Boga za to, że dał nam takiego Brata, i czynimy to
w czasie uroczystości Złotego Jubileuszu Zakonnego naszego Brata, a pamiętamy o Tym, który osiem wieków temu naszemu braterstwu przywrócił
ewangeliczny wymiar i blask.
Za Nim więc powtarzamy: „Wszechmogący, najświętszy i najwyższy Boże,
«Ojcze Święty» (J 17, 11) i sprawiedliwy, «Panie», królu «nieba i ziemi» (por.
Mt 11, 25), dzięki Ci składamy z powodu Ciebie samego, że Twoją świętą wolą
i przez jedynego Syna Twego stworzyłeś z Duchem Świętym wszystkie byty duchowe
i cielesne, a nas uczyniłeś «na obraz i podobieństwo» (por. Rdz 1, 26) [...]” (Pisma
św. Franciszka z Asyżu, Warszawa 1982, s. 87).
Razem ze św. Franciszkiem, licznymi świętymi i błogosławionymi,
z Dzisiejszym Jubilatem i wszystkimi, którzy tutaj są, wyśpiewujmy w radości:
„Najwyższy, wszechmogący, dobry Panie, Twoja jest sława, chwała i cześć, i wszelkie
błogosławieństwo (por. Ap 4, 9, 11) ...Chwalcie i błogosławcie mojego Pana (por.
Dn 3, 85) i dziękujcie Mu, i służcie z wielką pokorą” (tamże, s. 250, 251).
5. Niech słowa Pieśni Słonecznej pozostaną na zawsze w Twoim sercu,
kochany nasz Jubilacie. Niech będą dla Ciebie źródłem duchowej siły, najpierw aż do diamentowego jubileuszu, a potem do kolejnego.
Niech Matka Najświętsza, Królowa Zakonu Serafickiego, otacza Cię
swoją szczególną opieką. Ona wie, jak Ją kochasz, jak rozszerzałeś Jej kult
na nowym kontynencie.
I weź ze sobą na dalszą drogę coś z podlaskiego przesłania, w którym
wiara w Boga, wierność Kościołowi i miłość do Polski wyznaczają główny
nurt. A Pan niech Ci błogosławi i niech Cię strzeże!
XIX Niedziela Zwykła, rok C
Złoty jubileusz życia zakonnego brata Anakleta Kazimierza Jaworskiego
Lubartów, dn. 12 sierpnia 2001 r.
Wbrew współczesnym prądom
stawiać na Jezusa i Ewangelię
Drogi i Kochany Bracie Jubilacie,
Bracia i Siostry!
1. Przed dwustu sześćdziesięciu laty kapucyński klasztor lubartowski
otworzył swoje podwoje. Sto dwadzieścia lat później, przez siedemdziesiąt
lat, dom zakonny, na mocy carskiego ukazu, nie mógł spełniać swojej roli.
Dzięki Bogu, dzisiaj zarówno kościół, jak i klasztor, oba odnowione obiekty
– zapraszają wiernych na modlitwę, na spotkanie z Panem Bogiem. Czynią
to w duchu franciszkańskiego doświadczenia, o którym przypominają nam
słowa, jakie Biedaczyna z Asyżu zapisał w Liście do wiernych. Czytamy w nim:
„Wszyscy, którzy miłują Pana z całego serca, z całej duszy, i umysłu, z całej mocy
(por. Mk 12, 30) i miłują bliźnich swoich jak siebie samych (por. Mt 22, 39),
a mają w nienawiści ciała swoje z wadami i grzechami, i przyjmują Ciało i Krew
Pana naszego Jezusa Chrystusa, i czynią godne owoce pokuty: O, jakże szczęśliwi
i błogosławieni są oni i one, gdy takie rzeczy czynią i w nich trwają, bo spocznie na
nich Duch Pański (por. Iz 11, 2) i uczyni u nich mieszkanie i miejsce pobytu (por.
J 14, 23), i są synami Ojca niebieskiego (por. Mt 5, 45), którego dzieła czynią,
i są oblubieńcami, braćmi i matkami Pana naszego Jezusa Chrystusa (por. Mt 12,
50)” (św. Franciszek z Asyżu, Pisma, Warszawa 1982, s. 161).
Wszystko to staje się możliwe dzięki cnocie wiary. Ona jest przecież
„poręką tych dóbr, których się spodziewamy, dowodem tych rzeczywistości, których
nie widzimy... Przez wiarę ten, którego nazwano Abrahamem, usłuchał wezwania
486
Wbrew współczesnym prądom stawiać na Jezusa i Ewangelię
Bożego...” (por. Hbr 11, 1. 8). Tak pisze św. Paweł do Hebrajczyków. Kościół
dzieli się z nami tą prawdą o ludzkim życiu i o ludzkich możliwościach, które
dzięki wierze mogą być w pełni urzeczywistnione. Potwierdzeniem tej prawdy
jest życie Serafickiego Patriarchy.
2. To bowiem, co Apostoł Narodów odnosi do Abrahama, to spełnia się
w ciągu wieków w życiu wielu świętych. Najpełniejszym owocem zawierzenia
Bogu jest świętość Matki Bożej. Dzisiaj natomiast, z racji odpustu kierujemy naszą uwagę na osobę św. Wawrzyńca, patrona tego kościoła. Święty
Wawrzyniec cieszył się w Polsce, zwłaszcza w XVIII wieku, żywym kultem.
Lubartów może być dumny z tego, że ma kościół pod wezwaniem Świętego
Diakona i Męczennika z pierwszych wieków chrześcijaństwa.
Zwróćmy jednak ponownie nasze myśli ku św. Franciszkowi, dziękując
za to, że przed wiekami dał początek ewangelicznej drodze do świętości.
Na tę drogę wstąpiły setki tysięcy ludzi, wpatrzonych w Jego przykład. Za
Nim poszło wielu naszych rodaków, wstępując do licznych zgromadzeń
zakonnych, męskich albo żeńskich i do tercjarstwa bardzo cenionego przez
duszpasterzy, zwłaszcza w ostatnich wiekach.
Przeszło pół wieku temu za św. Franciszkiem poszedł dzisiejszy Jubilat
Brat Anaklet Kazimierz Jaworski, wybierając kapucyńską formację duchową. O niej mówi nam to miejsce i te mury. To tutaj swój nowicjat odbywał
bł. Honorat Koźmiński, to o tym klasztorze myśleli przyszli Męczennicy
z drugiej wojny światowej, wyniesieni na ołtarze przez Jana Pawła II dwa
lata temu.
To w tym kościele i klasztorze rodziło się i rodzi powołanie licznych
chłopców i dziewcząt, którzy, jakby wbrew współczesnym prądom, stawiają
na Ewangelię i Jezusa Chrystusa.
3. Dzisiejszy Złoty Jubilat urodził się w Warszawie, ale dość długo
mieszkał w Sochaczewie, gdzie przygotowywał się do życia dojrzałego, nie
zapominając o praktykach religijnych, o życiu sakramentalnym i stałej modlitwie. Po ukończeniu szkoły podstawowej przeszedł do szkoły średniej, aby
jeszcze lepiej poznać swoje powołanie. Mając dziewiętnaście lat zapukał do
furty klasztornej w Lubartowie. Najpierw odbył czas próby, potem nowicjat, gdyż obie strony – kandydat i zakon – chcą się nawzajem jak najlepiej
poznać, żeby decyzja mogła być dojrzała. To poznanie wypadło pomyślnie.
Młody br. Anaklet, takie bowiem przyjął imię w zakonie, w uroczystość
487
W Rodzinie Zakonnej
Wniebowzięcia Matki Bożej dokładnie przed pięćdziesięcioma laty, złożył
pierwszą profesję zakonną. Działo się to w Nowym Mieście nad Pilicą przy
grobie bł. Honorata Koźmińskiego.
W tym samym miejscu pozostał jeszcze parę lat, dbając o piękno całego
otoczenia, współpracując z br. Dionizym, jednym z najlepszych ogrodników.
A potem były różne klasztory: Lublin przy Krakowskiem Przedmieściu,
Lublin przy alei Kraśnickiej, Warszawa, Zakroczym, Krynica Morska, Łomża,
jednakże do Lubartowa powracał najczęściej i najdłużej tu przebywał.
Nasz kochany Jubilat nie bał się pracy. Mieszkańcy Lubartowa i parafii
Niepokalanego Serca Matki Bożej w Lublinie doskonale Go pamiętają jako
solidnego oraz pełnego zaangażowania katechetę i wykładowcę. Chętnie
organizował zespoły śpiewacze, chwaląc Pana Boga swoim pięknym głosem. Wiele lat służył Panu Bogu przy ołtarzu, dbając o ład i porządek, co
w pewnym okresie nie było łatwe chociażby w Lublinie, kiedy rano msze św.
odprawiało blisko pięćdziesięciu kapłanów.
Były takie lata, kiedy brat Anaklet Kazimierz czuwał przy furcie klasztornej, zawsze z pogodą i życzliwością witając przybywających gości i powracających do domu braci. We wspólnocie prowincjalnej był defnitorem,
czyli członkiem zarządu prowincji, przez wiele lat pełnił funkcję referenta
prowincjalnego do spraw braci; przyszło też Bratu Jubilatowi dawać początki
formacji zakonnej w ramach junioratu dla braci po profesji czasowej. Był
wreszcie wikarym klasztoru, dyskretem, ekonomem domu zakonnego, bo
na ekonomii zna się dobrze, choć ślubował ubóstwo.
Zawsze natomiast cieszył się ogromną sympatią ze strony wszystkich
współbraci zakonnych, czego dowodem jest fakt, że przez ogół braci był
stale wybierany jako delegat na odbywające się co trzy lata kapituły prowincjalne.
4. Nie sposób bardziej szczegółowo przypomnieć o różnych wydarzeniach
z życia naszego Jubilata. O jednym nie możemy zapomnieć, mianowicie o tym,
że były to lata bardzo trudne. Na każdym kroku w ciągu blisko czterdziestu
lat można było się spodziewać inwigilacji, podsłuchów i prowokacji. Nie
było łatwo pełnić obowiązki furtiana czy zakrystiana wtedy, kiedy nasyłano
różnych ludzi, aby podstępnie usiłowali kompromitować życie zakonne.
Wszyscy cenimy mądrość. O niej mówiło pierwsze dzisiejsze czytanie.
„Pobożni synowie dobrych składali w ukryciu ofiary i ustanowili zgodnie Boskie
prawo, że te same dobra i niebezpieczeństwa święci podejmą jednakowo” (Mdr 18, 8).
488
Wbrew współczesnym prądom stawiać na Jezusa i Ewangelię
W drugiej połowie dwudziestego wieku trzeba było wiele rzeczy robić dyskretnie i w ukryciu, ale dziękujemy Bogu, że i w takich okolicznościach nie
brakowało tych, którzy jak święci „te same dobra i niebezpieczeństwa” podejmowali z wiarą i miłością.
I dlatego nadszedł czas, że „Noc wyzwolenia oznajmiono wcześniej naszym ojcom, by nabrali otuchy wiedząc niechybnie, jakim przysięgom zawierzyli”
(Mdr 18, 6). Wyzwolenie zaczęło docierać do wszystkich. Wypada jednak,
abyśmy dziękowali tym, którzy Panu „zawierzyli”, a nie słudze, jak tego doświadczył sam św. Franciszek.
Człowiek bowiem od początku istnienia poszukuje swego celu, miejsca,
zastanawia się nad swoimi możliwościami, wciąż się śpiesząc, stale za czymś
goniąc. Ten temat, na pięć miesięcy przed swoją śmiercią, poruszył Sługa Boży
ks. kard. Stefan Wyszyński, nawiązując do wędrówki trzech Mędrców. My
przecież często pytamy się na widok różnych osób: „Gdzie śpiesznie dążycie?
Czego oczekujecie? Czego pragniecie? Czego poszukujecie? Czy są takie wartości,
które mogłyby Was uspokoić, dodać Wam ducha? Jest w człowieku jakieś przedziwne
wołanie, które wzywa, aby wyszedł z siebie, z ciasnego kręgu spraw, które go dręczą,
aby zdobył się na spojrzenie nadrzędne w stosunku do tego poziomu, w którym my,
uwikłani w codzienne życie i jego kłopoty, znajdujemy się. I w naszej Ojczyźnie
nie zdołamy dziś dać należytej odpowiedzi na wszystko, co nas dręczy, dlaczego tyle
spraw nas nurtuje, czego szukamy? Istnieje potężny nakaz sumienia ludzkości, aby
szukać prawdy i to całej prawdy; by pełnić dobro i nigdy go nie porzucić; by oddać się
miłości Boga, z której dopiero można czerpać inne moce – miłowanie ludzi i życie
w światłości” (S. Kard. Wyszyński, Sumienie prawe...,Warszawa 1996, s. 6–7).
5. Ukochani Bracia i Siostry, jeżeli my dzisiaj, w tę niedzielę i z taką radością dziękujemy Panu Bogu za dar życia zakonnego, za ten złoty jubileusz
naszego Brata, to czynimy tak, ponieważ jesteśmy przekonani, że to w nas
umacnia wiarę, pogłębia nadzieję i otwiera nas coraz pełniej na miłość. Ponadto dzięki temu życie każdego z nas jakby odnajduje swój sens. Nie grozi
nam duchowe osamotnienie ani oziębłość, ponieważ są tacy, którzy każdego
dnia poprzez modlitwę i wierność radom ewangelicznym: ubóstwu, czystości
i posłuszeństwu, pamiętają słowa Syna Bożego: „Niech będą przepasane biodra
wasze i zapalone pochodnie” (Łk 12, 35).
Drogi Bracie Jubilacie, pozwól, że w tę Twoją uroczystość podziękuję Ci
nie za pięćdziesiąt lat życia zakonnego, ale za to, że przez cały ten czas zawsze
i we wszystkich sytuacjach miałeś „przepasane biodra i zapalone pochodnie”.
489
W Rodzinie Zakonnej
Niech Dobry Bóg nadal Tobie błogosławi i Ciebie strzeże. Niech Matka
Najświętsza – Królowa Zakonu Serafickiego – otacza Cię swoją szczególną
opieką, wypraszając zdrowie, pogodę i długie lata życia. Ufamy w pomoc
św. Franciszka, we wstawiennictwo bł. Honorata i Twoich Patronów: polskiego
Kazimierza, królewicza i rzymskiego Anakleta, papieża. Obyś jak najdłużej
ukazywał wszystkim i dopomagał zrozumieć, jak należy „pełnić dobro i nigdy
go nie porzucić; by oddać się miłości Boga, z której dopiero można czerpać inne moce
– miłowanie ludzi i życie w światłości”.
Amen.
O instytutach życia konsekrowanego w Kościele
Warszawa, dn. 27 stycznia 2002 r.
Dzięki wam światu przybywa światła i nadziei
1. Ukochani Bracia i Siostry,
zbliża się święto Matki Bożej Gromnicznej, które przypomina nam ofiarowanie Pana Jezusa w świątyni jerozolimskiej. To wspomnienie przed ośmiu
laty zostało wybrane przez Ojca Świętego i ogłoszone Światowym Dniem
Życia Konsekrowanego. Jan Paweł II pragnie bowiem, aby te głębokie treści,
które wiążą się z pełnym zawierzeniem Panu Bogu, zwłaszcza przez zachowanie rad ewangelicznych podpowiadanych ludziom przez Jezusa Chrystusa,
stawały się coraz bardziej znane w każdym nowym pokoleniu.
Kościół w Polsce, wychodząc naprzeciw tym intencjom, każdego roku
stara się – z jednej strony przypomnieć wagę i znaczenie życia zakonnego,
a z drugiej – usiłuje ukazać różne rodzaje konsekracji. W tym roku mamy
więc okazję skierować uwagę na nową formę życia konsekrowanego. Realizuje
się ona w instytutach świeckich, które oficjalnie istnieją dopiero od 55 lat,
gdyż powołane zostały do życia przez Piusa XII.
45 lat temu, kiedy organizowały się zręby organizacyjne instytutów
świeckich, ks. kard. S. Wyszyński został zwolniony z odosobnienia. W kilka
miesięcy potem udał się do Rzymu. W czasie rozmowy z Piusem XII usłyszał pytanie o instytuty świeckie na terenie Polski. Wtedy Prymas Tysiąclecia
odwołał się do zakonotwórczej działalności o. Honorata Koźmińskiego, kapucyna, mówiąc, że w obecnej formie instytuty świeckie dopiero się pojawiają,
ale już sto lat temu na ziemiach polskich powstawały i rozwijały się liczne
zgromadzenia zakonne, które miały prekursorskie znaczenie w stosunku do
współczesnych struktur instytutów świeckich.
491
W Rodzinie Zakonnej
2. W tę niedzielę, która w pewnej mierze ma nas przygotować na
święto Matki Bożej Gromnicznej, gdy będziemy modlić się w intencji
osób konsekrowanych, chcemy się zatrzymać i zastanowić przynajmniej
nad niektórymi aspektami duchowości i apostolstwa tych środowisk, które
tworzą ludzie świeccy, praktykujący rady ewangeliczne i w pełni oddani
Jezusowi w swoim postępowaniu, wpisując się w ten sposób w stałe dzieło
ewangelizacyjne.
Prorok Izajasz w pierwszym czytaniu zwraca uwagę na tragiczną sytuację
mieszkańców Galilei, którzy w roku 732 przed Chrystusem zostali przez
Asyryjczyków wzięci do niewoli. To dlatego słyszymy o ciemnościach mrokach i o upokorzeniach. To wszystko jest nam bliskie, bo odwołujemy się
niejako do dawnych stron naszej historii. Doświadczyliśmy tego, rozumiemy
dobrze nastroje ówczesnej ludności. Prorok nie chce jednak dopuścić, aby
zniechęcenie i bierność zatriumfowały. Spieszy z nadzieją. On dostrzegał już
światło i powracającą radość. Jego optymistyczna wizja ma swoje korzenie
w Bożej obietnicy, zapowiadającej przyjście Mesjasza na świat.
W naszych czasach nie brakuje ciemności. Jest wiele spraw, które zniechęcają ludzkie serca i rodzą smutek. Kościół zaś – jako Lud Boży Nowego
Przymierza – pielgrzymuje przez ten świat – świat, na którego drogach często
panuje ciemność i stara się rozpalać nadzieję, radość i pokój.
W szeregach Ludu Bożego zdecydowaną większość stanowią ludzie świeccy, którzy mają wiele obowiązków rodzinnych, społecznych i zawodowych.
Sobór Watykański II, nawiązując do ich sytuacji, apeluje do ludzi świeckich,
aby „wykonując właściwe sobie zadania, kierowani duchem ewangelicznym przyczyniali się do uświęcania świata, na kształt zaczynu, od wewnątrz niejako, i w ten
sposób przykładem zwłaszcza swego życia promieniując wiarą, nadzieją i miłością,
ukazywali innym Chrystusa. Szczególnym więc ich zadaniem jest tak rozświetlać
wszystkie sprawy ziemskie, z którymi ściśle są związani i tak nimi kierować, aby
się ustawicznie dokonywały i rozwijały po myśli Chrystusa i aby służyły chwale
Stworzyciela (...)” (Lumen gentium, 31).
W tym celu na przestrzeni wieków Duch Święty obdarzał i nadal darzy Kościół różnymi formami życia konsekrowanego, najczęściej zwanego
zakonnym. Natomiast w minionym stuleciu zaczęły powstawać instytuty
świeckie życia konsekrowanego. Ich członkowie nie muszą odchodzić od
dotychczasowych zajęć i obowiązków. Co więcej, przebywając nadal w swoich
środowiskach, są powołani do ożywiania ich duchem Ewangelii, do przypominania wagi Bożych przykazań, a w konsekwencji – do podkreślania
492
Dzięki wam światu przybywa światła i nadziei
znaczenia dochowywania wierności Panu Bogu w życiu każdego człowieka.
Takie postawy budzą nadzieję, są światłem dla wielu.
Z wdzięcznością kierujemy więc nasze serca ku Panu Bogu, ponieważ na
całym świecie jest już ok. 150 instytutów świeckich, a w Polsce mamy ich 30.
3. We współczesnym świecie coraz trudniej przychodzi ludziom pojmować i praktykować wspólnotowość. Przekonaliśmy się o tym 11 września,
o tym przypominają odgłosy walk i wojen. Mimo wielu słownych zapewnień
o potrzebie jedności, podziałów wśród ludzi wciąż przybywa.
Docierają do nas apele nawołujące do jednoczenia się. Trudno uwierzyć,
że przy takiej medialnej promocji jedności podziały stają się coraz większe.
Przebiegają one między państwami i pomiędzy ludźmi. Z różnymi pęknięciami
spotykamy się również w samym człowieku, któremu tak trudno jest się pozbierać w sobie, uporządkować swoje życie i odnaleźć wewnętrzny pokój.
Czyżby tym apelom o jedność czegoś brakowało?! A może nie ma w nich
szczerości?! Święty Paweł przestrzega przed niezdrową rywalizacją i gorszącą
niezgodą. On dobrze rozumie konieczność jedności. W swoim liście upomina
Koryntian, a pośrednio i nas, byśmy „byli jednego ducha i jednej myśli”. Kościół
jest wspólnotą ludzi, których powołanie do świętości jest podstawowym
prawem i obowiązkiem. Wprowadzanie w życie jednego i drugiego jest skuteczniejsze dzięki wzajemnemu zrozumieniu i współpracy, dzięki duchowi
komunii, czyli jedności i wspólnoty, budowanych na fundamencie miłości.
Należy o tym wszystkim mówić. W oparciu o takie założenia trzeba żyć.
Takich zachowań winniśmy się uczyć i przekazywać je innymi. To właśnie
jest misją instytutów świeckich. Życie zakonne w ogóle – a instytuty świeckie
w szczególności – stoją przed tym jakże ważnym zadaniem: mają ukazywać znaczenie wspólnoty i dawać przykład jej przeżywania w codziennym życiu.
Są one powołane do tego, aby były przykładem ducha wspólnotowości,
opartego na przykazaniu miłości, którego nowy wymiar ukazał nam Syn
Boży swoją nauką, życiem i śmiercią na krzyżu. Dzielenie się taką postawą
z otoczeniem przychodzi członkiniom i członkom instytutów świeckich łatwiej, ponieważ ich duchowa formacja korzysta z systematycznych spotkań,
rekolekcji i dni skupienia.
A dzięki temu, idąc za myślą dokumentu papieskiego „Vita consecrata”,
„odczuwają wewnętrzną potrzebę oddania wszystkiego wspólnocie: dóbr materialnych
i doświadczeń duchowych, talentów i pomysłów, a także ideałów apostolskiej posługi
miłosierdzia” (Vita Consecrata, 42). Światu przybywa wtedy światła i nadziei.
493
W Rodzinie Zakonnej
4. Podobnie było dwadzieścia wieków temu. Pan Jezus rozpoczynając
publiczną działalność, powołał apostołów, którzy poszli za Nim. Wsłuchiwali się oni uważnie w Jego nauczanie, pilnie przypatrywali się Jego życiu.
Od Niego uczyli się modlitwy, przygotowując się w ten sposób do przyszłej
pracy apostolskiej. Członkowie instytutów świeckich również są powołani,
aby trwać razem z Chrystusem, żeby coraz bardziej zbliżać się do Niego, bo
tylko wtedy będą w stanie uczestniczyć w misji ewangelizacyjnej w miejscu
swego zamieszkania, pracy czy odpoczynku.
Ludzie współcześni coraz bardziej potrzebują świadków Zbawiciela,
którzy wciąż będą przypominać, że: „bliskie jest Królestwo niebieskie”, czyniąc
to w różnych miejscach, czasach i okolicznościach. Naprzeciw tym oczekiwaniom wychodzą instytuty świeckie. Ich obecność w Kościele – już zinstytucjonalizowana – jest stosunkowo krótka: pół wieku istnienia i działania.
Duchowo wszakże nawiązują one do pierwszej parafii chrześcijańskiej, zwanej
gminą jerozolimską, której początek dali Apostołowie. Na kartach Dziejów
Apostolskich spotykamy się z imionami licznych kobiet i mężczyzn, osób
świeckich, którzy podążali za Chrystusem, uczestnicząc w misji ewangelizacyjnej Kościoła. Tak było przez wszystkie kolejne lata. Dlatego współczesne
instytuty świeckie mają mocne oparcie w historii i solidne korzenie w duchowości oraz świętości katolików świeckich. A świętość nie boi się czasu,
nie lęka się prześladowań. Świętość żyje i trwa!
5. Przez pośrednictwo Matki Najświętszej będziemy w najbliższą sobotę
dziękować Panu Bogu za naszą przynależność do Kościoła, za nasze powołanie do świętości. Jest to wspaniały dar. Dziękujmy Panu Bogu za wszelkie
pomoce, które otrzymujemy w Kościele na naszej drodze do świętości.
Z nimi spotykamy się w chorobie i samotności, w powodzeniu i trudnościach.
Prośmy Pana, aby umacniał świeckie instytuty życia konsekrowanego w ich
powołaniu. Dzięki nim świętość będzie mogła zataczać coraz to szersze
kręgi, będzie stawała się coraz bliższa każdemu człowiekowi. A na owoce
świętości, bardziej niż na cokolwiek innego – czeka nasz świat.
Niech nas wszystkich, przeżywających wciąż asyską modlitwę z minionego czwartku, połączą słowa gorącej prośby: „Panie, nasz Boże, spraw, abyśmy
znajdowali radość w Twojej służbie, albowiem szczęście trwałe i pełne możemy
znaleźć tylko w wiernym oddaniu się Tobie, Stwórcy wszelkiego dobra” (Modlitwa
mszalna z XXXIII Niedzieli Zwykłej).
Amen.
494
100-lecie powstania Komisariatu Ziemi Świętej
Kraków, dn. 4 lutego 2002 r.
Z pełnym oddaniem służyć
sprawie Ziemi Świętej
Czcigodni Ojcowie i Bracia w św. Franciszku
Ukochani Bracia i Siostry – Pielgrzymi i Przyjaciele Ziemi Świętej!
1. W czasie jubileuszowej pielgrzymki do Ziemi Świętej, przemawiając
przy Grobie Pańskim, Jan Paweł II powołał się na doświadczenie patriarchy
Abrahama. Papież wyznał: „Synaj był drugim etapem wielkiej pielgrzymki wiary, która rozpoczęła się w momencie, gdy Bóg powiedział do Abrahama: «Wyjdź
z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca do kraju, który ci ukażę» (Rdz 12,1)”
(„L’Osservatore Romano”, nr 5, 2000, s. 36–37).
I tak pielgrzymowanie od wyjścia z Ziemi Ur wpisało się na trwałe
w dzieje człowieka, w jego przymierze z Panem Bogiem. Duch pątniczy
ułatwia także poczucie wspólnoty pomiędzy ludźmi. Jest o tym głęboko
przekonany Ojciec Święty, dlatego w jednym z przemówień powitalnych
wyjaśnia: „Moja wizyta jest jednocześnie pielgrzymką i duchową podróżą Biskupa
Rzymu do źródeł naszej wiary w «Boga Abrahama, Boga Izaaka i Boga Jakuba»
(por. Wj 3, 15). Jest częścią dłuższej pielgrzymki modlitewnej i dziękczynnej (...)”.
A nieco dalej jeszcze dodaje: „Moja podróż jest zatem pielgrzymką do źródeł
naszej historii, podjęta w duchu pokornej wdzięczności i nadziei. Jest hołdem złożonym trzem tradycjom religijnym, współistniejącym w tym kraju” („L’Osservatore
Romano”, nr 5, 2000, s. 20).
2. Pielgrzymując wszakże do Ziemi Świętej, nie można zapomnieć o tym,
że dopiero dzięki przyjściu na świat Syna Bożego przestrzeń ta stała się nie
495
W Rodzinie Zakonnej
tylko ziemią wiary, ale przede wszystkim znakiem i świadkiem miłości. To
właśnie dlatego „Od dwóch tysięcy lat kolejne pokolenia chrześcijan wypowiadają
nazwę Betlejem z głębokim wzruszeniem i radosną wdzięcznością” (tamże, s. 22).
Wciąż żywe jest w nas pragnienie, aby poznać Tego, o którym mówili aniołowie i do którego prowadziła gwiazda. W każdej pielgrzymce do Ziemi
Świętej powtarza się wyznanie pasterzy: „Pójdźmy do Betlejem i zobaczmy, co
się tam zdarzyło i o czym nam Pan oznajmił” (Łk 2, 15).
Ludzkość z wdzięcznością wymienia nazwę Betlejem, Nazaretu, Kany,
Kafarnaum, Góry Tabor i Góry Błogosławieństw, Jordanu i Genezaret,
a zwłaszcza Jerozolimy. Nie ma takiego człowieka na ziemi, który nie pragnąłby dotrzeć jak najszybciej na zbocze Kalwarii i spojrzeć w głębię pustego
Grobu, aby móc z radością usłyszeć wiadomość: „Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał” (Łk 24, 6).
3. W swoim codziennym życiu jesteśmy podobni do tego człowieka
z dzisiejszej Ewangelii. Nierzadko zdarza się nam podróżować, często też
nie wiemy, co robić z tym wszystkim, co nam towarzyszy tutaj, na ziemi.
Wtedy tak bardzo zależy nam na tym, aby móc spotkać kogoś uczciwego.
Święty Paweł w Pierwszym liście do Koryntian, jakby przewidując tego rodzaju sytuacje, naucza i przypomina: „Przeto przypatrzcie się, bracia, powołaniu
waszemu” (1 Kor 1, 26). Nie jest istotne to, jakie wypełniamy funkcje, jakie
posiadamy zaplecze materialne. Ważna jest świadomość Bożego powołania.
A gdy je odkryjemy i będziemy je stawiać na pierwszym miejscu w naszej
wędrówce przez ziemię, unikniemy zawodów, a co więcej będziemy mogli
liczyć na szczerą pomoc, jak to bywa w czasie pielgrzymowania. Pan Bóg
okaże się dla nas tym dobrym Gospodarzem, który potrafi docenić naszą
wierność. I usłyszymy wówczas pełne nadziei słowa: „Dobrze, sługo dobry
i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do
radości twego pana!” (Mt 25, 23).
Wiedzieli o tym pielgrzymi zdążający do Jerozolimy. Tę swoją nadzieję
wyrażali w śpiewie psalmów:
„Uradowałem się, gdy mi powiedziano:
«Pójdziemy do Domu Pańskiego!»
Już stoją nasze nogi
w twych bramach, o Jeruzalem,
Jeruzalem, wzniesione jako miasto
gęsto i ściśle zabudowane.
496
Z pełnym oddaniem służyć sprawie Ziemi Świętej
Tam wstępują pokolenia,
pokolenia Pańskie,
według prawa Izraela,
aby wielbić imię Pańskie” (Ps 122[121]).
4. Nie zawsze jednak dostęp do Ziemi Świętej, do źródeł naszej wiary, do
miejsc przypominających ziemskie życie Syna Bożego był, a nawet i jest – łatwy. Niestety, ludzka nienawiść i zaborczość zdają się triumfować. A zło jakby
specjalnie utrudnia ludziom dobrej woli spotkanie z Ziemią Świętą. A tam,
gdzie pokój odnalazł swą treść i imię, nienawiść prowadzi do wojen.
Pamiętając o tym wszystkim, gromadzimy się dzisiaj, w tej pięknej franciszkańskiej świątyni, wespół z synami Biedaczyny z Asyżu, aby podziękować
Panu Bogu za to, że na przestrzeni wieków nie brakowo różnych inicjatyw
zmierzających ku temu, aby przybliżać ludziom Ziemię Świętą, aby ją uwolnić
od przemocy i złości. Duch Asyżu był obecny też dziesięć dni temu, kiedy
przedstawiciele licznych Kościołów i religii zgromadzeni z inicjatywy i wokół Jana Pawła II modlili się o pokój. Klimat i intencje tamtego spotkania
najlepiej oddają słowa Ojca Świętego: „Nigdy więcej wojny! Nigdy więcej terroryzmu! Niech w imię Boga każda religia niesie na ziemi sprawiedliwość i pokój,
przebaczenie i życie, miłość!”.
Dzisiaj chcemy pamiętać o tym, co mówił Papież, nie zapominając również o tych, którzy taką postawę w przeszłości pielęgnowali. Dlatego wielbimy
Pana Boga za dzieło, które powstało przed stu laty i nazywa się Komisariat
Ziemi Świętej. Mówiąc o nim, nie sposób nie odwołać się do św. Franciszka
z Asyżu, który już osiem wieków temu, żyjąc w podobnych okolicznościach,
kiedy miejsca święte znajdowały się w takim samym, a może nawet jeszcze
większym zagrożeniu, pielgrzymował z wiarą i nadzieją, pełen miłości. Czynił
tak, aby przynajmniej wyciszyć uderzenia mieczów i osłabić grozę nienawiści. Nie jesteśmy w stanie w pełni ocenić wielkości Franciszkowego czynu.
Widzimy jednak, że jego błogosławione skutki wciąż trwają. Za przykładem
Założyciela poszli Jego naśladowcy. Wielu przelało krew, wielu przebywało
w więzieniach, niemal wszyscy byli narażeni na liczne niebezpieczeństwa, ale
mimo wojen i prześladowań wciąż stróżują przy miejscach świętych, tworząc
Franciszkańską Kustodię Ziemi Świętej.
Powstała ona już w 1217 roku, kiedy to za życia św. Franciszka dokonano pierwszego podziału całego zakonu na prowincje. Jedną z nich była
prowincja Ziemi Świętej, zwana oficjalnie Zamorską. Obejmowała ona swoim
497
W Rodzinie Zakonnej
zasięgiem cały basen wschodni Morza Śródziemnego, poczynając od Grecji.
Był to zbyt duży obszar, a braci przybywało, dlatego w roku 1263 prowincję
tę ograniczono do Cypru, Egiptu, Syrii i późniejszej Palestyny.
5. Mijały lata. Trudności nie ubywało. Jedne placówki zakonne zabierano,
ale bracia zyskiwali kolejne, wiernie trwając przy miejscach świętych. Stolica
Apostolska na różne sposoby usiłowała wspierać posługę franciszkanów. I tak
papież Klemens VI w miejsce dotychczasowej prowincji zakonnej w roku 1342
w dzień ofiarowania Matki Bożej (21.11) powołał Kustodię Ziemi Świętej.
W tym czasie różni królowie chrześcijańscy starali się wykupić przynajmniej
niektóre miejsca święte i ratować je przed zbezczeszczeniem.
Z pewnością byłoby łatwiej je zabezpieczać, gdyby chrześcijanie nie byli
podzieleni. Historia pamiątek związanych z ziemskim życiem Pana Jezusa
ukazuje, jak te podziały niekiedy nawet uniemożliwiały ratowanie ich przed
profanacją.
Opatrzność Boża jednakże czuwała nad franciszkanami. I jeżeli dzisiaj
możemy na terenie Ziemi Świętej odwiedzać tak wiele świątyń zadbanych
i dobrze utrzymanych, to powinniśmy z głębi serca dziękować Panu Bogu za
tę pomoc, jaką darzył synów św. Franciszka należących do Kustodii Ziemi
Świętej.
6. Franciszkanie od samego początku usiłowali nadać Kustodii charakter
międzynarodowy. Miejscowych powołań nie było wiele, stąd też przybywali
zakonnicy z różnych krajów, zwłaszcza europejskich, w tym także i z Polski.
Wystarczy sięgnąć do najprostszych zapisków kronikarskich, aby się przekonać, ilu ich było i gdzie pracowali.
Kustodia Ziemi Świętej obok posług duszpasterskich miała za zadanie
troszczyć się także o stronę materialną. Chrześcijan na tym terenie stale
ubywało. Przecież do dzisiaj znajdują się oni w niesłychanie ciężkich warunkach, nie znajdując obrony ze strony humanitarnych organizacji międzynarodowych, o których i u nas jest głośno, ale nie wtedy, kiedy trzeba
ratować katolików.
Biorąc to wszystko pod uwagę, Kustodia Ziemi Świętej tworzyła w poszczególnych krajach miejscowe komisariaty, które informowały mieszkańców o losach Ziemi Świętej, organizując konkretną pomoc. W Polsce został
on powołany już w roku 1604. Ze zmiennym powodzeniem działał aż do
czasów rozbiorów. Potem sytuacja wyglądała niezbyt szczęśliwie i dlatego
498
Z pełnym oddaniem służyć sprawie Ziemi Świętej
dopiero w roku 1902 odradza się jeszcze pod zaborami Komisariat Ziemi
Świętej. Najpierw we Lwowie, a następnie w Krakowie. To właśnie tutaj,
gdzie dzisiaj się modlimy, od roku 1913 znajduje się siedziba polskiego Komisariatu Ziemi Świętej.
Wiek dwudziesty też nie był życzliwy dla tego rodzaju działalności. Na
szczęście, z Bożą pomocą, Komisariat przetrwał najcięższe czasy. Zawsze
usiłował informować o sytuacji miejsc świętych, w miarę możliwości organizował pielgrzymki do Ziemi Świętej. Pierwsza z nich odbyła się w 1907
roku, a udział w niej wzięło 467 naszych rodaków ze wszystkich części
podzielonej Polski.
7. Z Ziemią Świętą naród nasz związał się jeszcze mocniej podczas drugiej wojny światowej, kiedy to polscy żołnierze w drodze do Ojczyzny przez
jakiś czas przebywali w tamtych stronach. To dzięki nim niemalże „polskie”
stały się trzecia i czwarta stacja Drogi Krzyżowej. Oni też pamiętali o innych
pamiątkach. Razem z polskimi franciszkanami zabiegali o to, żeby w języku
polskim pojawił się tekst „Ojcze nasz”, a następnie „Magnificat” i wreszcie
„Benedictus”. Ten ostatni napis zawdzięczamy nie tak dawno zmarłemu Ojcu
Augustynowi Szymańskiemu, który przez kilkadziesiąt lat ofiarnie pracował
w Ziemi Świętej.
A na terenie Polski Komisariat razem z ostatnimi zmianami politycznymi
i społecznymi ożywiał coraz bardziej i umacniał swoją posługę. Ponownie
zaczęto organizować pielgrzymki do Ziemi Świętej, których przebieg wszyscy
rodacy mogą śledzić dzięki transmisjom Radia Maryja. Zostało reaktywowane
Dzieło Pomocy Ziemi Świętej. Powołano także do istnienia specjalną fundację.
A bogatą informację na temat miejsc świętych otrzymujemy dzięki pismu
„Ziemia Święta”. Wszystkim tym kieruje obecnie o. Nikodem przy współpracy
o. Paschalisa i całego zespołu, o którym można powiedzieć jedno, że to są
ludzie, którzy nie zakopują swoich talentów, ale z pełnym oddaniem służą
nimi sprawie Ziemi Świętej.
Czynią to wszystko z głęboką wiarą, jakby przeczuwali, że kiedyś nadejdzie taki czas, gdy Następca św. Piotra, z Rodu Polaków, ze wzruszeniem
powie, znajdując się w Wieczerniku: „Gorąco pragnąłem nawiedzić jako pielgrzym to święte miejsce, aby sprawować tu Eucharystię” („L’Osservatore Romano”,
nr 5, 2000, s. 25).
I tak się stało. Spełniło się pragnienie Jana Pawła II. Spełniają się pragnienia tysięcy i milionów ludzi, bo od ośmiu wieków synowie św. Franciszka,
499
W Rodzinie Zakonnej
wierni swemu powołaniu, z całym poświęceniem, w duchu miłości, płacąc
życiem i cierpieniem, ale bez oręża – stoją na straży tych świętych miejsc,
aby w każdym pokoleniu nie brakowało tych, którzy pielgrzymując, będą
mogli śpiewać:
„Uradowałem się, gdy mi powiedziano:
«Pójdziemy do Domu Pańskiego!».
Już stoją nasze nogi
w twych bramach, o Jeruzalem, (...)”
Bogu niech będą za to dzięki!
Amen.
Jubileusz 50-lecia istnienia Warszawskiej Prowincji
Braci Mniejszych Kapucynów
Gniezno, dn. 25 kwietnia 2002 r.
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię
wszelkiemu stworzeniu” (Mk 16, 15)
Czcigodny Ojcze Prowincjale
wraz z całą Warszawską Prowincją Braci Mniejszych Kapucynów,
Ukochani Bracia i Siostry!
1. W tej dziękczynnej pielgrzymce za pięćdziesięciolecie istnienia wznowionej Prowincji Polskiej, ale już pod nazwą Warszawskiej Prowincji Braci
Mniejszych Kapucynów, znaleźliśmy się przy grobie św. Wojciecha w Gnieźnie.
Chcemy bowiem do uroczystego śpiewu „Te Deum” zaprosić naszych Patronów, do których obok Matki Najświętszej i św. Stanisława należy Męczennik
znad Bałtyku. Jest to nauka, którą niosą ze sobą nasze dzieje: zmieniały się
uwarunkowania polityczne, różnie wyglądała od strony prawnej sytuacja
dawnej Prowincji Polskiej, ale św. Wojciech zawsze był obecny jako nasz
Opiekun i Wzór.
Pozostał na zawsze wierny Franciszkańskiej Wspólnocie Braci w Polsce, a swoją apostolską gorliwością i ewangelicznym poświęceniem uczył
wytrwałości i wierności. Dzisiaj, kiedy cieszymy się bł. Honoratem i Męczennikami z drugiej wojny światowej oraz innymi bohaterskimi świadkami
Ewangelii, podążającymi za Chrystusem w ciągu ponad trzystu lat obecności
kapucyńskiej na różnych terenach Rzeczypospolitej, nie można zapomnieć
o św. Wojciechu, niebieskim Protektorze. Kapucyni żyjący w Rzeczpospolitej
drugiej połowy XVIII wieku odznaczali się szczególną intuicją – zwrócili
oni swoją uwagę na naszych wielkich Męczenników. Przeczuwali jaka będzie
501
W Rodzinie Zakonnej
przyszłość i dlatego dali swoim następcom właściwych Opiekunów, którzy
nie zawiedli pokładanej nadziei. Skoro bowiem dzisiaj historycy podkreślają
z szacunkiem działalność i zachowanie naszych Braci z czasów rozbiorów,
okupacji i totalitaryzmu, to nie można zapomnieć o wzorcach, na których
opierała się ich religijna i patriotyczna formacja.
Św. Wojciechu, Patronie nasz, bądź uwielbiony i opiekuj się nadal Warszawską Prowincją Braci Mniejszych Kapucynów.
2. Modląc się przy tym Grobie, do którego pielgrzymował Jan Paweł II,
liczni papiescy legaci, koronowane głowy i inni przedstawiciele państw poszukujących świateł prowadzących ku przyszłości, my także przybywamy
z pytaniem, które postawił całej Prowincji jej Przełożony, zachęcając do jak
najpełniejszego przeżycia pięćdziesięciolecia. W nawiązaniu do aktualnej
sytuacji pisał: „W takim klimacie dramatycznym, ale i nie pozbawionym chrześcijańskiej nadziei, umocnieni darami Wielkiego Jubileuszu, wchodzimy w obchody
pięćdziesięciolecia przywrócenia do życia naszej zakonnej wspólnoty... Spontanicznie
rodzi się pytanie, jak mamy odczytać ten znak czasu, dany nam przez Boga właśnie
teraz? Jak powinniśmy przeżyć jubileuszowy rok 2002, «by owocnie wypełnić nasze
ewangeliczne powołanie w Kościele i w świecie?» (Pastoralny Dokument Nadzwyczajnej
Kapituły Prowincjalnej, Lublin 1999, s. 11). Jaką treścią wypełnić ten czas, «abyśmy
przejęli się do głębi serca: cóż mamy czynić bracia?» (Dz 2, 37)” (Br. P. Stasiński,
Minister prowincjalny, List: Życie według Ewangelii, L. dz. 0001/2002).
Wpatrując się w przykłady świętych razem poszukujemy odpowiedzi.
Wspominamy dziś św. Marka, ucznia św. Piotra, który potrafił zrozumieć
i przyjąć to wszystko, co usłyszał od Księcia Apostołów. Odczuwamy szczególną obecność św. Wojciecha, cierpliwego i wytrwałego poszukiwacza Bożej
woli. Przenosimy się wreszcie do Asyżu, aby poprosić o radę św. Franciszka,
a potem także Jego Następców. Jednym z nich był niedawno zmarły o. Paschalis Rywalski. On to, kończąc dwunastoletnią służbę generalską w szczerej
modlitwie zawarł odpowiedź na pytanie Ojca Prowincjała i na pytania, które
my również sobie zadajemy. Oto ona: „Ty wiesz, o Panie, jakie są podstawowe
cechy naszego powołania, dla których z całych sił pracowaliśmy, modliliśmy się
i cierpieliśmy: życie braterskie, także w wymiarze międzynarodowym; modlitwa,
a zwłaszcza medytacja; formacja, a przede wszystkim formacja formatorów; promowanie poważnego studium nad źródłami franciszkańskimi i kapucyńskimi;
ewangeliczne rozeznanie autentycznych powołań; właściwe zarządzanie zakonem;
ewangelizacja zgodna ze wskazaniami Soboru Watykańskiego II; wiara w to, że
502
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu”
nie wystarczą dobre pomysły, lecz trzeba z całych sił starać się o wprowadzenie ich
w czyn” (AOFCA 98 (1982) 240).
3. Przed pięćdziesięciu laty, ówczesny Komisarz Prowincjalny, o. Innocnety Hański z Kijowa, prosząc o zmianę prawnego statusu dotychczasowego
komisariatu uzasadniał to tym, że „My w klasztorach naszych żyjemy, pracujemy i modlimy się. Zakonnicy nasi wypełniają właściwe sobie obowiązki. A co do
przyszłości, to nasza nadzieja jest w Bogu” (List do Ojca Generała z 30 lipca
1952 roku).
To uzasadnienie było zwięzłe i treściwe było, ale co najważniejsze, było
ono prawdziwe. Tę prawdziwość potwierdzają późniejsze wydarzenia. O tej
prawdziwości mówi też nasza obecność, przynależność tak wielu młodych
zakonników i kandydatów. Pan Bóg, jak widać, nie lęka się posyłać do nas
następców św. Franciszka. To razem z Nim przypominamy sobie, że „uczniowie
Chrystusa nie powinni posiadać ani złota, ani srebra czy pieniędzy, ani trzosa, ani
torby, ani chleba, nie nosić laski w drodze, nie mieć obuwia, nie mieć dwóch sukien,
ale przepowiadać Królestwo Boże i pokutę...” (Tomasz z Celano, Życiorys pierwszy
Świętego Franciszka z Asyżu, nr 22, w: Wczesne Źródła Franciszkańskie, Warszawa 1981, s. 34–35).
Przy tym grobie wypędzanego i prześladowanego Biskupa wyjątkowo
przekonywująco brzmi również inne wezwanie Syna Bożego: „Jeśli kto chce
iść za Mną, niech się zaprze samego siebie” (Łk 9, 23). Trzeba było zapomnieć
o wymordowanej rodzinie, o wrogiej diecezji, o ziemi i rodzimej kulturze.
Tak, św. Wojciechu, zapomniałeś zupełnie o sobie, nie istniałeś dla siebie, ale
cały należałeś do Chrystusa. To dlatego stać Cię było na tak heroiczną decyzję. Twoja krew użyźniła wyjątkowo tę ziemię. Twoje szczątki są mocniejsze
i trwalsze od najsroższego oręża. Niosą światło, blask nadziei!
Drodzy Bracia! Jest coś zastanawiającego w tym, co łączy ze sobą św.
Wojciecha, św. Franciszka i o. Paschalisa Rywalskiego. Św. Wojciech został
wypędzony z własnej ojczyzny i diecezji, św. Franciszek utracił swój rodzinny dom, natomiast ojciec Paschalis musiał uchodzić z okolic Torunia przed
pruską przemocą. Dla nich pójście drogą Ewangelii nie było jedynie gestem
symbolicznym, miało swój wymiar naturalny i nadprzyrodzonym. Może
właśnie dlatego tak mocno i głęboko zjednoczyli się z Chrystusem.
Z pełnym oddaniem przyjęli polecenie Syna Bożego: „Idźcie na cały świat
i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu” (Mk 16, 15). Przyszło im wypełniać
503
W Rodzinie Zakonnej
tę misję w różnych warunkach i czasach, ale czynili to z prostotą i wiarą.
Można do nich odnieść te słowa, które św. Marek wypowiada pod adresem
Apostołów: „Oni zaś poszli i głosili Ewangelię wszędzie, a Pan współdziałał
z nimi i potwierdzał naukę znakami, które jej towarzyszyły” (Mk 16, 20).
Za naszych dni mogliśmy taką postawę podziwiać w działalności o. Paschalisa. Czuć to wyraźnie w słowach, które wypowiedział pod koniec kapituły
generalnej w roku 1970: „Zachęcam was, z mocą proszę was bracia kapitulni
i z naciskiem błagam cały Zakon, abyśmy coraz bardziej starali się przechodzić
do faktów. Wystarczająco długo już dyskutowaliśmy, przygotowaliśmy wspaniałe
prawo: przejdźmy do czynów; to nasze hasło, program naszego życia. Nie mówmy
o modlitwie, ale módlmy się; nie mówmy o ubóstwie, ale czynami ukażmy nasze ubóstwo; nie dyskutujmy o franciszkańskim braterstwie, ale zachowujmy się jak bracia;
nie proponujmy teorii na temat duszpasterstwa, lecz zaangażujmy się w dzieła duszpasterskie, podobnie jak... św. Wawrzyniec z Brindisi, jak wielu innych apostołów
naszego Zakonu. Nie słowem, ale czynem (por. 1 J 3, 18): ten cel, to postanowienie
wynieśmy z obecnej Kapituły generalnej i według niego starajmy się kształtować
nasze życie” (AOFMCap. 86 (1970) 195).
Grób jest faktem, grób jest najpewniejszą rzeczywistością. Przy nim te
słowa i wezwania nabierają szczególnej mocy, brzmią czytelnie i wiarygodnie, są przekonujące. Pozostaje nam jedno: zabrać je ze sobą i przemienić
w życie, w nasze życie!
5. Przy grobie świętego Wojciecha nie możemy zapomnieć o pustym
Grobie Jezusa Chrystusa i o naszej nadziei na udział w Jego zmartwychwstaniu. Całe nasze życie chrześcijańskie, nasza droga ewangeliczna jest
niczym innym jak najpewniejszym pomostem pomiędzy ludzkim grobem
a grobem Chrystusa, pomiędzy naszym ziemskim końcem a początkiem
szczęścia wiecznego.
Jakże mądrzy są święci. Jak bardzo przewidujący! O Święci nasi Patronowie, Wojciechu i Stanisławie, o święty Franciszku i wszyscy Święci i Święte
Zakonu Franciszkańskiego, uczcie nas tej mądrości i dodajcie nam sił, abyśmy
w niej wytrwali do końca, ubogaceni mocą tego Jubileuszu.
Amen!
Jubileusz kapucyński
Lublin, dn. 20 czerwca 2002 r.
Miłość nie zna granic, nie lęka się przemocy
(Rz 3, 1b–39; J 5, 18–21)
1. Upłynęły już trzy lata od dnia ogłoszenia błogosławionymi Męczenników z drugiej wojny światowej, a wśród nich bł. Aniceta i współbraci
z Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów, a od ich męczeństwa minęło około
sześćdziesięciu lat. Czas oddala nas od tego, czym była groza tamtej wojny.
Nie zawsze zastanawiamy się nad jej przyczynami. Coraz trudniej przychodzi nam wyrobić sobie przynajmniej ogólny obraz tego wszystkiego, co się
wówczas wydarzyło.
Działo się to, o czym mówi dzisiejsza Ewangelia. Pozory zewnętrznej
legalności zakrywały właściwe źródła zła. Zestawienie zachowywania szabatu z odwoływaniem się do Bożego ojcostwa jest tego najlepszym przykładem.
Chrystus Pan podejmuje faryzejskie zarzuty i stara się na nie odpowiedzieć, ukazując nierozerwalny związek pomiędzy ojcostwem i miłością. Tylko
w Bogu ojcostwo i miłość stanowią jedno. I dzięki temu każdy z nas, na ile
uczestniczy w tej jedności ojcostwa i miłości, na tyle też staje się bliskim Panu
Bogu w swoim działaniu, budząc w ten sposób nawet wielkie zadziwienie
i zastanowienie.
2. Tak dzieje się do dziś. Czytelnym tego potwierdzeniem była niedzielna
kanonizacja Ojca Pio. Jan Paweł II, tłumacząc wyjątkową popularność nowego
Świętego, powiedział: „Ale w czym tkwi sekret podziwu i miłości względem nowego
Świętego? On jest przede wszystkim «bratem ludu, a to już tradycyjnie charakteryzuje
kapucynów. A prócz tego, jest on cudotwórcą, jak o tym świadczą nadzwyczajne
505
W Rodzinie Zakonnej
wydarzenia, które rozjaśniają jego życie. Nade wszystko jednak, Padre Pio jest
zakonnikiem szczerze zakochanym w Chrystusie Ukrzyżowanym»”.
Święty Pio zdawał sobie sprawę z faktu, że do ojcowskiej miłości Pana
Boga można dojść jedynie przez Kalwarię oczyszczenia. Nie żałował więc
sił, aby dopomagać wszystkim, którzy tylko tego pragnęli, w oczyszczaniu
się z grzechów w sakramencie pojednania.
Jest coś zastanawiającego, głównie dla Zakonu braci Mniejszych Kapucynów, że w czasach, kiedy bezbożnictwo podejmowało największe wysiłki,
aby oderwać ludzi od Stwórcy, aby człowieka pozbawić ojcostwa Bożego,
Duch Święty wzbudzał w naszym Zakonie coraz większy zapał do posługi
w sakramencie pokuty. Mieliśmy wielu wspaniałych spowiedników, ale zacznijmy od bł. Honorata Koźmińskiego. Bł. Anicet był z kolei spowiednikiem
kard. Aleksandra Kakowskiego. A potem jest św. Leopold Mandić i wreszcie
Padre Pio.
3. Nie zawsze o tym pamiętamy, kiedy mówimy, że droga Kalwarii jest
najpewniejszą i najkrótszą do ojcowskiej miłości Boga. Wypada przypomnieć,
że to na Krzyżu najwyraźniej i najskuteczniej zabrzmiały słowa rozgrzeszenia wypowiedziane przez Ukrzyżowanego względem łotra, potem zwanego
dobrym.
Najpierw jednakże był czas cierpienia. Pojmanie Chrystusa, upokorzenia,
biczowanie i cierniem koronowanie, pozory sprawiedliwości, osamotnienie,
droga boleści i krzyż – to pewne etapy tego cierpienia, którego szczytem
było odrzucenie miłości. Czynił to i czyni człowiek.
Franciszkowe słowa przepojone bólem, że „Miłość nie jest kochana” – winny być częściej przypominane. Są one echem Kalwarii. Skutkiem braku miłości
są podziały, konflikty, nienawiść, chciwość, zazdrość i pycha. To wszystko
uderza w życie, niszczy nadzieję, prowadzi do wojen i do śmierci.
Trudno jest przeciwstawić się złu. Człowiek sam nigdy sobie z nim nie
poradzi. Wiedział o tym św. Paweł, dlatego tak bardzo starał się być blisko
Chrystusa. Miłość Jezusowa dodawała Mu sił, a od miłości Chrystusowej
nikt nie jest w stanie nas odłączyć.
4. Wyniesieni do chwały ołtarzy męczennicy drugiej wojny światowej są
wiarygodnymi świadkami tej prawdy. Niejeden z nich mógł ratować swoje
ziemskie życie, mógł pójść na kompromis z prześladowcami. Mógł znaleźć
takie czy inne wytłumaczenie, korzystne dla własnego lęku i bólu! A jednak
506
Miłość nie zna granic, nie lęka się przemocy
pozostali na Kalwarii oczyszczenia. Wytrwali. Stało się tak dlatego, że trwali
w miłości Bożej.
Oni odnieśli „pełne zwycięstwo dzięki Temu, który [ich i] nas umiłował”.
Potwierdzili, że słowa św. Pawła są prawdziwe we wszystkich okolicznościach. Wyrażają Jego wyznanie, które skierował do Rzymian: „I jestem pewien,
że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze,
ani przyszłe, ani moce, ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek inne
stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie,
Panu naszym”.
Drodzy Bracia, niektórym wydawało się, że mogą ogłosić całemu światu,
iż istnieją takie przestrzenie i takie okoliczności, w których nie ma miejsca
dla Miłości. Bł. Anicet wraz ze Współbraćmi, ze św. Maksymilianem dali
świadectwo czemuś przeciwnemu. Miłość nie zna granic, nie lęka się przemocy. Miłość jest wszędzie dostępna. Wystarczy, że nasze serca nie będą
przed Nią zamknięte.
Charyzmat franciszkański jaśniejący w obozach koncentracyjnych, na
każdej ziemskiej Kalwarii, skuteczny w konfesjonale i sprawdzający się w działalności charytatywnej, wyraża się najpełniej w tym nieustannym pukaniu do
własnego serca i do serc innych ludzi, aby otwierały się na Miłość!
Taki charyzmat ma zawsze przed sobą, przyszłość i... nadzieję na
zwycięstwo.
Amen.
Sympozjum na temat Miłosierdzia Bożego na UKSW w Warszawie
Warszawa, 29 kwietnia 2003 r.
Duchowość honoracka i miłosierdzie
(Dz 4, 32–37; J 3, 7–15)
Czcigodni Bracia,
Drogie Siostry w bł. Honoracie!
1. Dzieje Apostolskie w sposób niesłychanie przejrzysty oddają klimat
panujący w pierwszej parafii chrześcijańskiej: „Jeden duch i jedno serce ożywiały
wszystkich wierzących”. Nie było mojego i twojego, naszego i waszego, własnego i cudzego. Wszystko było wspólne. Pierwsi chrześcijanie z radością
nie tylko dzielili się tym, co posiadali, ale przekazywali wszystko co mieli dla
całej wspólnoty.
Słuchając powyższego opisu z Dziejów Apostolskich, możemy sobie
wyobrazić, co przeżywał św. Franciszek, a po nim wielu Jego naśladowców,
łącznie z bł. Honoratem. Oni także pragnęli tego samego, takiego nastawienia i takiego podejścia do spraw tego świata, abyśmy byli bliżej Stwórcy, aby
Miłość była kochana.
To był świat miłosierdzia. W takim środowisku i wśród tak postępujących ludzi miłosierdzie było jakby mniej tajemnicą, a więcej rzeczywistością,
codzienną rzeczywistością.
2. Nic dziwnego, że św. Franciszek Sekstę i Nonę kończy tym samym
wezwaniem do wielbienia Pana Boga:
„Będę Ci grał na cytrze, Wspomożycielu mój, bo Bóg moim obrońcą
Bogiem moim, miłosierdziem moim (por. Ps 58, 17c – 18)”
(Pisma, Warszawa 1982, s. 285 i 286).
508
Duchowość honoracka i miłosierdzie
W pierwszej Regule nawołuje: „Z całego serca, z całej duszy, z całego umysłu,
z całej siły (por. Mk 12, 30), i mocy (por. Mk 12, 33) ..., ze wszystkich sił (por.
Łk 10, 27), całym wysiłkiem, całym uczuciem, całym wnętrzem, wszystkimi pragnieniami i całą wolą kochajmy wszyscy Pana Boga (por. Ps 12, 30), który dał i daje nam
wszystkim całe ciało, całą duszę i całe życie, który nas stworzył, odkupił i zbawił
nas tylko ze swego miłosierdzia (por. Tb 13, 5) ...” (Pisma, 1982, s. 89).
Patriarcha Asyski wie i czuje dobrze, że „Gdzie jest miłosierdzie i delikatność
tam nie ma ani zbytku, ani zatwardziałości serca” (tamże). Święty Franciszek,
wpatrzony w pierwszą wspólnotę jerozolimską, oczekuje tak ze strony przełożonych zakonnych, jak i zwierzchników świeckich, a zwłaszcza sędziów,
postępowania pełnego miłosierdzia.
3. Mamy często kłopoty z umiejscowieniem miłosierdzia w teologii,
w prawie i etyce, a zwłaszcza w naszych sercach i postępowaniu. Rozmowa
Pana Jezusa z Nikodem jest dla nas wskazówką. Syn Boży wyraźnie zaznacza,
że są takie treści i takie płaszczyzny, których się nie da przyjąć albo wytłumaczyć w oparciu o nasz sposób myślenia, ten ziemski i z natury rzeczy
interesowny.
Nie przychodzi też łatwo próba oderwania się od ziemskich schematów.
Miał z tym kłopoty Mojżesz. Wywyższył więc węża na pustyni, żeby ludzie
przynajmniej wzrokiem odrywali się od swego małego świata. Pan Jezus stawia
jednak znacznie większe wymaganie. Mówi jasno: „Trzeba wam się powtórnie
narodzić”. Inaczej mówiąc: mamy zapomnieć o naszych grzechach i wadach,
zerwać z każdym złym przywiązaniem. Mamy się nawracać.
Chrystus Pan nie tylko daje to polecenie. Okazuje nam, że jest bogaty
w miłosierdzie. Pozostawia sakramenty święte, a zwłaszcza sakrament chrztu
i pokuty; daje nam kapłaństwo i Eucharystię. I można byłoby mnożyć i stale
coś wymieniać z tego dziedzictwa, które przechowuje Kościół. Dzięki temu
świat miłosierdzia staje się nam bliższy.
4. W tym duchu pisze bł. Honorat do swoich współbraci dnia pierwszego
września 1890 roku, nawiązując do zewnętrznych trudności i prześladowań.
„Gdy więc widzimy tak jawnie spełnione na nas to, co było zapowiedziane świętemu Ojcu (Franciszkowi) i gdy poznajemy z tego, że te utrapienia, jakie z łaski
Bożej przeszliśmy, dla naszego zbawienia i odrodzenia w duchu były zesłane i gdy
już wiemy, jakie pożytki osiągnąć możemy w tym stanie, w jakim dziś zostajemy,
błogosławmy raczej Boga za to i starajmy się korzystać z tego miłosiernego Jego na-
509
W Rodzinie Zakonnej
wiedzenia, ćwicząc się wiernie w tym, co nam brakowało, tj. w życiu wewnętrznym
i w ścisłym obserwowaniu reguły” (Wybór pism o. Honorata Koźmińskiego, cz. I,
ATK, Warszawa 1981, s. 64–65).
Święty Franciszek otrzymał od Pana Boga obietnicę, że w Jego wspólnocie
nigdy nie zabraknie osób gorliwych, wiernych Regule, żyjących dokładnie
wedle rad ewangelicznych. Do tego nawiązał bł. Honorat.
Według Niego wielką pomocą w zachowaniu i rozwijaniu wierności
zakonnej jest kontemplowanie Męki Pańskiej. „W tym współcierpieniu, a nawet
w samym wspominaniu cierpień Jezusa zawiera się dziwna moc, która ściąga Oko
Miłosierdzia Bożego na nas, która i nas pobudza skutecznie do wszelkich poświęceń
dla Boga, która wzmacnia w walce ze wszelkimi pokusami i która zarazem jest
najskuteczniejszą pociechą w każdym cierpieniu” (tamże, s. 249).
5. Bł. Honorat zdaje sobie sprawę z tego, że dla wielu osób, których
był duchowym przewodnikiem, nie będzie łatwo „powtórnie się narodzić”.
Świat pokus jest niesłychanie przemyślny. Wie to dobrze ten, który sam
doświadczył poważnego kryzysu wewnętrznego. Pisze więc w uroczystość
Wszystkich Świętych: „Zwątpienie, zniechęcenie po upadku gorsze są jeszcze niźli
sam upadek, bo są zwątpieniem o Jego bezgranicznym miłosierdziu. Upokorzyć się
i żałować potrzeba, ale nigdy na duchu nie upadać, nigdy wątpić, nigdy nie przestać
ufać Bogu. Więc Siostry, za przykładem świętych dążmy do nieba, to dziedzictwo
nasze, ono do nas należy, cierpliwości tylko. Wiara w sercu i w czynie, ufność w Bogu
oparta i miłością zagrzana doprowadzą nas do Boga” (tamże, s. 211).
Wiadomo także, że gniew i niecierpliwość mogą oddalać człowieka od
ducha miłosierdzia. Duże znaczenie ma w tym wypadku postawa przełożonej we wspólnocie zakonnej. Nasz błogosławiony Więzień Konfesjonału
znając do głębi ludzkie słabości zwraca się z praktyczną poradą, zwłaszcza
do matek generalnych, aby w chwilach jakichś trudności nie przerażały się
i nie popadały w zdenerwowanie. Radzi za to: „Niech ją nakłoni, ile razy w tym
zbłądzi, niech zada sobie jaką małą pokutę i zaraz ją dopełni; i to bowiem łatwe
i lekkie lekarstwo tak dla pokory, jak i dla przerwania tego wzburzenia, jako też
ubłagania Boskiego wejrzenia i miłosierdzia niemałej jest wagi, często na sobie
doświadczy, jeżeli w używaniu go wytrwa” (tamże, s. 297).
6. Różne są praktyki, które pozwalają nam włączyć się w nurt działania
Bożego miłosierdzia. Błogosławiony Honorat wskazując na środki, które
dopomagają w leczeniu chorób duszy, odwołuje się do Świętego z Clairvoux.
510
Duchowość honoracka i miłosierdzie
„Potrzeba nadto według nauki św. Bernarda, aby sama lecząca zaopatrzyła się
w pewne wonności umysłu, języka i rąk. Umysłu są trzy: współczucie dla chorej,
gorliwość o poprawę i ducha roztropności. Języka także trzy: łagodność w napominaniu, zapał w zachęcaniu i skuteczność w przekonywaniu. Rąk, wreszcie, także
trzy: wstrzemięźliwość od wszelkiej uciechy, miłosierdzie dla duszy i cierpliwość
w miłości” (tamże, s. 277).
Miłosierdzie dla duszy i cierpliwość w miłości jest dla nas wielkim darem. W rozważaniu na zakończenie starego roku (1899), wspominając liczne
zniewagi i zło, podkreśla, że to właśnie osoby konsekrowane winny w sposób
szczególny przepraszać Pana Boga. Pisze o tym tak: „... z drugiej strony, jeżeli
wszyscy wierni obowiązani są wynagradzać za te zniewagi, daleko bardziej nam to
przystoi nie być obojętnymi w tak wielkiej sprawie, ale od dzisiejszego dnia poświęcić
się Bogu jako ofiary przebłagania, zadośćuczynienia i wynagradzania nie dlatego,
abyśmy własnymi siłami tego dokonać mogli, ale abyśmy nasze małe wynagrodzenia
dorzucając do wynagrodzeń Chrystusowych, przebłagali Boga i zjednali Jego miłosierdzie dla świata” (tamże, s. 111).
7. Przedziwna jest tajemnica obcowania świętych. Przecież wypowiedź
bł. Honorata przytoczona przed momentem, rodzi w nas słowa modlitwy:
„Dla Jego bolesnej męki miej miłosierdzie dla nas i całego świata”. W okresie
paschalnym trzeba podkreślić, że to zmartwychwstanie Pana Jezusa sprawiło,
iż możemy być bliżej Stwórcy i bliżej siebie nawzajem. Dzięki zmartwychwstaniu Krew i Woda z boku Syna Bożego nabrała tej szczególnej mocy,
mocy Miłosierdzia. I jakkolwiek objawienia św. Faustyny wprowadzają nas
w znacznie poszerzony świat miłosierdzia Bożego, to rozumiemy dobrze,
że bez świadectwa i nauczania bł. Honorata byłoby nam trudniej podążać
za tym nowym wyzwaniem. „Bóg jest bogaty w miłosierdzie”. O tym mówią
wszystkie epoki, o tym mówią święci i błogosławieni! Bogu niech będą za
to dzięki!
Amen.
300-lecie konsekracji kościoła Ojców Kapucynów pw. Zwiastowania NMP
Kraków, dn. 13 maja 2003 r.
„Jasne pojmowanie tajemnicy”
Czcigodny Ojcze Prowincjale wraz ze Wszystkimi Braćmi,
Drodzy Bracia i Siostry.
1. Z głębi naszych serc wydobywa się dzisiaj uroczyste „Te Deum laudamus” i radosna „Pieśń Słoneczna” św. Franciszka z Asyżu, jako wyraz naszej
wdzięczności Bożej Opatrzności, dzięki której dokładnie trzysta lat temu
powstała ta świątynia.Wtedy też została ona poświęcona na chwałę Panu
Bogu i na duchowy pożytek ludzi.
Jan Paweł II wiąże znaczenie kościołów w życiu religijnym wiąże
z obecnością eucharystyczną Jezusa Chrystusa. W najnowszej encyklice,
o wymownym tytule: „Kościół żyje dzięki Eucharystii” pisze: oto „...wiara Kościoła w tajemnicę eucharystyczną wyraziła się w dziejach nie tylko poprzez potrzebę
wewnętrznej postawy pobożności, lecz także przez szereg zewnętrznych wyrazów,
mających na celu przywołanie i podkreślenie doniosłości sprawowania wydarzenia...
Tak na przykład było z architekturą, w której, gdy tylko sytuacja historyczna na
to pozwoliła, dokonało się przejście od pierwotnych miejsc sprawowania Eucharystii
w domus rodzin chrześcijańskich do pięknych bazylik z pierwszych wieków, do imponujących katedr średniowiecza, do kościołów wielkich lub małych, wzrastających
z czasem na ziemiach, do których docierało chrześcijaństwo. W ramach przestrzeni
liturgicznych rozwinęły się formy ołtarzy i tabernakulów, odzwierciedlających nie
tylko motywy ludzkiej fantazji, lecz także reguły wypływające z jasnego pojmowania
tajemnicy” (Ecclesia de Eucharistia, 49).
W ten sposób patrzy papież na wszystkie domy Boże, które nawiedził
w ciągu swego życia, a zarazem w ciągu swojego 25-letniego pontyfikatu.
512
„Jasne pojmowanie tajemnicy”
W zadumie pochyla się nad rolą jaką w Jego życiu odegrały krakowskie
kościoły, świątynie parafialne, w których pełnił posługę podczas swego
pasterzowania na terenie Polski. Z takim samym nastawieniem wspomina
wszystkie kościoły, z którymi się spotkał na całym świecie w czasie jakże
licznych pielgrzymek, nie zapominając o tych, którym zabrakło ścian, gdyż
zbudowane były z rzeszy ludzi – czyli z „żywych kamieni”. To były wspaniałe
błonia i przestrzenie, do których, jak mówi Apokalipsa prowadziły:
„Od wschodu trzy bramy
i od północy trzy bramy,
i od południa trzy bramy,
i od zachodu trzy bramy” (Ap 21, 13).
I nikt w tego rodzaju architekturze duchowej nie czuł się źle, gdyż miała
ona aż „dwanaście warstw fundamentu” (Ap 21, 14).
2. Szczere są słowa naszego Rodaka, który w 22 lata temu przeżył
doświadczenie krzyża, stając się ofiarą zamachu. Pomoc i ratunek znalazł
w Matce Najświętszej. Ona jako „Niewiasta Eucharystii” zachęca nas do
odważnego podejmowania zaproszenia Jezusa Chrystusa do uczestnictwa
w szczególnym zgromadzeniu, o którym mówi List do Hebrajczyków: „Wy
natomiast przystąpiliście ... do miasta Boga żyjącego, Jeruzalem niebieskiego, ... na
uroczyste zebranie” (Hbr 12, 22).
Takim miastem Boga żywego, takim Jeruzalem niebieskim, jest ten
kościół, w którym wspólnie przebywamy i modlimy się, uwielbiając Tego,
który nas włączył do „Kościoła pierworodnych” (Hbr 12, 23). Z wdzięcznością
wspominamy pierwszych ojców i braci, synów św. Franciszka ze spiczastymi
kapturami, którzy przybyli do królewskiego Grodu, może z Włoch, może
z Czech, a może już z Polski. Przybyli po to, aby współpracować z łaską
Bożą, aby mogło się wypełniać to, co powiedział Jezus Chrystus w domu
Zacheusza, podkreślając, że „Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawiać to, co
zginęło” (Łk 19, 10) .
Nie ma takich dziejów, nie ma takich epok, w czasie których nie ginęliby
ludzie. Dziwny jest człowiek. Spotyka się z Bożym światłem, ale go nie dostrzega, słyszy o Bożej prawdzie, ale jej nie przyjmuje, doświadcza miłości,
ale przed nią ucieka. Chyba że znajdzie się ktoś, kto go wprowadzi w tę
szczególną przestrzeń Bożej obecności, kto wskaże mu miejsce, gdzie każdy
i każda z nas mogą czuć się jak u siebie, jak w domu, do którego wchodzi się
bez pukania, gdyż wiadomo dobrze, że ktoś tam czeka.
513
W Rodzinie Zakonnej
3. Takie zadanie spełniają świątynie. Ojciec Święty ukazując nam historię
architektury kościelnej podkreśla, że jej początkiem w chrześcijańskim świecie był „domus”, czyli „dom”. Nadszedł czas bogatych bazylik i imponujących
katedr. Wciąż jednak żyli ludzie, którzy tęsknili za takim duchowym „domus”
– domem. W ich oczekiwania i nadzieje wczuł się dobrze św. Franciszek
i dlatego polecił swoim następcom, aby o tym nie zapominali i żeby troszczyli się o budowę świątyń, których nie będzie trzeba zamykać i w których
nawet największy grzesznik poczuje się „jak u siebie”. To te idee i plany legły
u podstaw decyzji przełożonych kapucyńskich sprzed trzystu lat. A dzięki
nim mamy ten właśnie kościół, gdzie Chrystus eucharystyczny wita z jednej strony katolików świeckich, a z drugiej braci zakonnych modlących się
o różnej porze dnia i nocy w chórze zakonnym. W tym domu Bożym jest
miejsce na tajemnicę Miłosierdzia, o której wciąż świadczą konfesjonały. Są
też maleńkie kapliczki przy których można się zatrzymać i wpatrywać się
w twarz Ukrzyżowanego, kontemplując to pełne miłości oblicze. Nie można
też zapomnieć o miejscu Wcielenia, o nazaretańsko-loretańskim mieszkaniu,
gdzie Matka Najświętsza jako ta prawdziwa lenifica domiseida – Prząśniczka
Domowa – troszczy się o ciągłość wiary, nadziei i miłości, także względem
wygnańców i tułaczy.
Nic dziwnego, że do tej świątyni chętnie przybywali kardynałowie i biskupi, królowie i książęta, konfederaci barscy i uczestnicy wszystkich powstań.
To tutaj modlił się przed swoją przysięgą Naczelnik Tadeusz Kościuszko
i wielu przywódców z ostatnich dwóch wieków naszej historii. Duchem tego
miejsca umacniał legiony Piłsudskiego o. Kosma Lenczowski. Natomiast
ojciec Wincentego Witosa do krakowskich kapucynów wysyłał na spowiedź
przyszłego chłopskiego premiera Drugiej Rzeczypospolitej. Nie mogło
w końcu zabraknąć na modlitwie i poszukiwaniach w domu Maryi i Józefa
ludzi szczerze oddanych ideom „Solidarności”.
4. W tym kościele spotykali się ludzie kultury i świętości. Swoje śluby
zakonne u stóp Loretańskiej Pani złożył św. Albert Chmielowski. Tutaj też
kształcili swoją postawę i umacniali ducha przyszli misjonarze ze Sługą Bożym
Ojcem Serafinem Kaszubą na czele. To właśnie stąd wyruszali na Syberię,
do Gwatemali, Afryki i do innych krajów synowie św. Franciszka, pragnący
dzielić się ze wszystkimi ludźmi dobrem i pokojem.
Tak to również widzi Jan Paweł II, mówiąc o swojej kapłańskim i apostolskim posługiwaniu, z wdzięcznością wspominając obecność Syna Bożego
514
„Jasne pojmowanie tajemnicy”
w kościołach pod postaciami chleba i wina. „Gdy myślę o Eucharystii, patrząc
na moje życie kapłana, biskupa i Następcy Piotra, wspominam spontanicznie wiele
chwil i miejsc, w których dane mi było ją sprawować. Pamiętam kościół parafialny
w Niegowici, gdzie spełniałem moją pierwszą posługę duszpasterską, kolegiatę
św. Floriana w Krakowie, katedrę na Wawelu, bazyliki św. Piotra oraz wiele bazylik i kościołów w Rzymie i na całym świecie” (Ecclesia de Eucharistia, 8). Te
wspomnienia różnych miejsc i budowli sprawiają, że Ojciec Święty jeszcze
wyraźniej dostrzega wielkość Eucharystii i znaczenie miejsca Jej przebywania.
Wyznaje, że „Nawet wtedy bowiem, gdy Eucharystia jest celebrowana na małym
ołtarzu wiejskiego kościoła, jest ona wciąż poniekąd sprawowana na ołtarzu świata.
Jednoczy niebo z ziemią” (tamże).
5.Teraz lepiej rozumiemy, że tak licznie przybyliśmy w ten wieczór do
tej małej świątyni, aby wspólnie podziękować Panu Bogu za jej obecność
w życiu tysięcy ludzi i w dziejach naszego Narodu. Chcemy wyrazić radość,
że istnieje to miejsce, dzięki któremu łatwiej nam spotykać się z Jezusem
Chrystusem i jednoczyć się pomiędzy sobą, łączyć ziemię z niebem!
Niech Biedaczyna z Asyżu, który za swego ziemskiego życia okazywał
tak wiele troski o wygląd domów Pańskich, a który w tym kościele od trzystu
lat gromadzi swoich naśladowców, dodaje nam sił, abyśmy przeżywali tak
wielkie sprawy Boże z serafickim zapałem i gorliwością.
Amen.
250-lecie obecności Ojców Kapucynów w Krośnie
Krosno, dn. 4 października 2003 r.
Święty Franciszek z Asyżu
– świadek i dar Bożego Miłosierdzia
1. W ten październikowy wieczór pełen przeżyć duchowych i intelektualnych, nie sposób nie odwołać się do Kwiatków św. Franciszka i nie przytoczyć
opisu przedziwnego spotkania Biedaczyny z Asyżu z bratem Leonem. Ten
ostatni „Błagał Boga z żarliwością wielką, by spełnił jego pragnienie”, gdyż chciał
ujrzeć już po śmierci „tego ojca słodkiego, którego tak czule kochał za życia”. Pan
Bóg wysłuchał tej szczerej i dziecięcej prośby – bratu Leonowi zjawia się
św. Franciszek „cały w chwale, ze skrzydłami”. „Brat Leon, pokrzepiony i pocieszon
tym zjawiskiem cudownym, rzekł w podziwie: «Czemuż, ojcze mój najczcigodniejszy,
zjawiłeś mi się w tak przedziwnej postaci?» Odrzekł św. Franciszek: «Wśród innych
łask, których mi udzieliło i użyczyło miłosierdzie Boskie, są te skrzydła, abym
wezwany przybył natychmiast życzliwym temu Zakonowi świętemu z pomocą w ich
udrękach i potrzebach i abym dusze ich i dusze braci moich niósł w locie do chwały
tam w górze»”. (Kwiatki św. Franciszka z Asyżu, Warszawa 1978, s. 194–195).
Każdego dnia powtarzamy w pacierzu: „wierzę w świętych obcowanie”.
Potwierdzenie tego szczególnego doświadczenia naszej wiary znajdujemy
w literaturze franciszkańskiej. Wyznanie św. Franciszka, złożone bratu Leonowi jest wyznaniem wiary w Boże Miłosierdzie, które w swej hojności
podarowuje nam bliskość i jedność z naszymi braćmi i siostrami, którzy nas
wyprzedzili na drodze do domu Ojca w niebie.
2. Warto odnotować jeszcze jeden ciekawy szczegół, odnoszący się do
Asyskiego Patriarchy, zwłaszcza że tę Najświętszą Ofiarę poprzedził obrzęd
zwany Transitus, nawiązujący do śmierci św. Franciszka.
516
Święty Franciszek z Asyżu – świadek i dar Bożego Miłosierdzia
„Kwiatki” opisują ten moment zaledwie w paru zdaniach. „Chwalebny
wyznawca Chrystusa, święty Franciszek, rozstał się z tym życiem roku Pańskiego
tysiąc dwieście dwudziestego szóstego, w sobotę, dnia czwartego października i był
pogrzebion w niedzielę. Rok ten był dwudziestym rokiem jego nawrócenia, to jest odkąd
zaczął czynić pokutę, a drugim rokiem od otrzymania stygmatów przenajświętszych.
A liczył czterdzieści pięć lat od urodzenia swego” (tamże, s. 137).
Ze zdumieniem czytamy ten tekst, który jest jednym z najkrótszych
życiorysów, ale jest równocześnie niesłychanie treściwy w wyrażeniu wyjątkowego przesłania. Dniem tej szczególnej Paschy św. Franciszka była
sobota, czwarty października – podobnie jak dzisiaj. Ponadto przypomniana
została droga nawrócenia, czyli czynienie pokuty, wewnętrzna pokuta i dar
stygmatów.
3. Dzisiejsza Ewangelia ukazuje nam słowa Syna Bożego: „Wysławiam
Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi,
a objawiłeś je prostaczkom”. Jezus identyfikuje się z tymi ostatnimi – prostaczkami. Dla św. Franciszka był to ważny przekaz, często się do niego odwoływał
i stosował go w swoim postępowaniu.
W dowód wdzięczności dla Syna Bożego za Jego utożsamianie się
z ludźmi czystego serca i prostego umysłu, sam całym swoim jestestwem
chciał być jak najbliżej Odkupiciela. To pragnienie zostało spełnione, o czym
świadczy dar stygmatów. Dlatego za św. Pawłem Biedaczyna może ciągle
powtarzać: „Odtąd niech już nikt nie sprawia mi przykrości: przecież ja na ciele
swoim noszę blizny, znamię przynależności do Jezusa”. Święty Franciszek osiągnął więcej, aniżeli pragnął. Chciał być jak najbliżej Pana Jezusa. Cóż może
być dla nas ludzi bardziej pożądane, upragnione, oczekiwane od trwania na
wieki z Synem Bożym!?
W tym zjednoczeniu z Chrystusem tkwi tajemnica wyobraźni miłosierdzia, o której przed rokiem mówił w Krakowie Ojciec Święty, a której
przekonującym i wytrwałym świadkiem od blisko ośmiu wieków jest dla nas
św. Franciszek z Asyżu.
4. To z tej wyobraźni miłosierdzia zrodziła się gorąca prośba o dar
odpustu zupełnego dla wszystkich, którzy nawiedzą Porcjunkulę, czyli
kościółek Matki Bożej Anielskiej, znajdujący się wówczas poza miastem.
Każdy człowiek potrzebuje duchowego oczyszczenia i odnowy. Bez nich
nie ma rozwoju wewnętrznego i w ogóle rozwoju ludzkiej osobowości. Czy
517
W Rodzinie Zakonnej
doświadczenia ostatnich wieków tego nie potwierdzają? Czy nasze cierpienia
i niedostatki o tym nie świadczą?
Ileż to razy na przestrzeni ostatnich pięćdziesięciu lat zapewniano o szybkim rozwoju gospodarczym, o postępie, o trosce o każdą i każdego z nas?
A tym czasem jest inaczej! Wstyd o tym mówić. Żal nam tego ludu, polskiego
narodu, który doświadcza straszliwych upokorzeń! Cóż pomyśleliby o tym ci,
o których świadczą mury tego kościoła i klasztoru, a którzy w ciągu dwustu
lat walczyli o naszą wolność i godność. Teraz wysyła się nas za granicę. Tak
przecież postępowali rozbiorcy, zmuszając naszych ojców do emigracji za
chlebem i wolnością! To nasza ziemia, polska ziemia, ma być miejscem naszej
pracy i naszego życia! Niestety, przekupstwo przybrało postać monstrualną!
Brak wstydu tym, którzy każdego dnia ustami pełnymi sloganów przekonują
o wzroście gospodarczym i o drodze do dobrobytu. Natomiast zwykłe pracownice muszą miesiącami czekać na swoje niskie wynagrodzenie za pracę.
Bezrobocie staje się zaś grzechem wołającym o pomstę do nieba!
5. Księga Syracydesa pisze o zwierzchniku mądrym: „On myślał o swoim
ludzie, aby go ustrzec przed upadkiem”. I dlatego troszczył się o dom Pański,
„za dni swoich wzmocnił świątynię”. Wiedział, że człowiek potrzebuje miejsca,
tej wyjątkowej przestrzeni, na której mógłby spotykać się z Panem Bogiem,
aby odczytywać swoje powołanie, poznawać swoją istotę i lepiej widzieć cel
życia ziemskiego.
Od tego właśnie zaczął swoją ewangeliczną drogę Francesco Bernardone.
Odbudował kościółek św. Damiana i Matki Bożej Anielskiej. Nie chodziło
wszakże o same mury, ale o miejsce spotkania Pana Boga z człowiekiem,
o przestrzeń nawrócenia i przemiany!
Jego bracia i naśladowcy podjęli tę myśl, niosąc do różnych krajów i narodów Franciszkowe przesłanie o więzi z Jezusem Chrystusem, o potrzebie
nawrócenia, czyli oczyszczenia sumienia, stałej troski o nie, abyśmy nigdy
nie zapomnieli o wrażliwości na dobro i zło, na prawdę i kłamstwo. Wyobraźnia Miłosierdzia jest stałym naszym wsłuchiwaniem się w Tego, który jest
Miłością. To wsłuchiwanie się nie jest możliwe bez czystego sumienia, bez
stałego nawracania się i pokuty.
6. To nam tłumaczy, dlaczego franciszkańskie konfesjonały nie są puste.
Stąd się wzięło umiłowanie posługi w sakramencie pokuty, obecne w życiu
bł. Honorata, św. Leopolda Mandicia i oczywiście – św. Ojca Pio! Kościół
518
Święty Franciszek z Asyżu – świadek i dar Bożego Miłosierdzia
krośnieński Ojców Kapucynów jest znakiem i świadkiem takiej właśnie
wrażliwości Miłosierdzia. Możemy podkreślać różne zasługi: na polu społecznym, kulturowym, wychowawczym, i one są rzeczywiste. Jednak w dniu
wspomnienia śmierci św. Franciszka nie można nie dostrzegać tego, co On
nam ukazał w ewangelicznym świetle, do czego sam dotarł życiem pełnym
zawierzenia, wczytywaniem się całym sobą w słowa Ewangelii, nie można nie
dostrzegać Jego orędzia o pokucie jako darze pochodzącym od Miłosierdzia
Bożego, wysłużonym przez ofiarę Jezusa Chrystusa. Jest to orędzie zawsze
potrzebne, stale aktualne, gdyż dar chrześcijańskiej pokuty na krzyżu na
zawsze złączony z miłością jest najpewniejszym źródłem nadziei!
Z głębi naszych serc dziękujmy Panu Bogu za ten dar, wyrażajmy wdzięczność św. Franciszkowi i tym, którzy podążając za Nim, trudzą się nad
upowszechnianiem tego przesłania. Dziękujemy więc wam, Drodzy Bracia
Mniejsi – Krośnieńscy Kapucyni – za 250 lat dzielenia się z każdym nowym
pokoleniem Polaków pokutą, miłosierdziem i nadzieją!
125 lat istnienia Zakonu Sióstr Służek w Łomży
Łomża, dn. 6 października 2003 r.
Spełniają się obietnice Chrystusa
(Jon 1, 1–2.11; Łk 10, 25–37)
Ukochani Bracia i Siostry!
1. W „Kwiatkach Świętego Franciszka” spotykamy się z tekstem, który swoją
treścią wychodzi naprzeciw każdej jubileuszowej uroczystości, a zwłaszcza
tej, związanej ze 125 rocznicą powstania Zgromadzenia Sióstr Służek Najświętszej Maryi Panny Niepokalanej.
Pewnego razu, przebywając na górze Alwernii św. Franciszek zwrócił
się do brata Leona w następujących słowach: „Bracie owieczko, obmyj ten
kamień wodą”. I tak uczynił br. Leon. Następnie św. Franciszek polecił
„z radością i pogodą wielką: «Obmyj go winem». I tak się stało”. Ale to nie
koniec. Św. Franciszek daje kolejne polecenie: „Obmyj go...oliwą”. Brat
Leon bez żadnego słowa wypełnia polecenie. Na końcu Biedaczyna
z Asyżu nakazuje: „Bracie owieczko, obmyj ten kamień balsamem”. Odparł brat
Leon: „O słodki ojcze, skądże wezmę balsamu w tym miejscu dzikim?” Odrzekł
św. Franciszek: „Wiedz, bracie owieczko Chrystusowa, że to kamień, na którym
siedział Chrystus, kiedy mi się tu raz zjawił; przeto ci rzekłem czterokrotnie,
obmyj go i milcz. Bowiem Jezus Chrystus przyrzekł mi cztery łaski szczególne
dla mego Zakonu. Pierwszą, że wszyscy, którzy z serca mój Zakon kochać będą,
i bracia, którzy wytrwają, z łaski Bożej dobrze skończą. Drugą, że prześladowcy
tego Zakonu świętego szczególnie ukarani będą. Trzecią, że żaden człowiek zły
nie zdoła wytrwać długo w Zakonie, trwając w przewrotności. Czwartą, że Zakon
ten trwać będzie aż do Sądu ostatecznego” (Kwiatki św. Franciszka z Asyżu,
Warszawa 1978, s. 194).
520
Spełniają się obietnice Chrystusa
2. Dzisiejsza uroczystość jest potwierdzeniem prawdziwości słów
św. Franciszka, gdyż świadczy nie tylko o trwaniu Jego Zakonu, ale o wspaniałym i stałym rozwoju. W nawiązaniu do samego dzisiejszego Jubileuszu,
wypada odwołać się do tego, co dokładnie 100 lat temu pisał w Liście Okólnym z dnia 7 października 1903 r. Błogosławiony Honorat: „...dziś uroczystość
Najświętszej Maryi Panny Różańca Świętego. Jest to właśnie dziś dzień, w którym
przed 25 laty Zgromadzenie wasze powstało, bo w tym dniu trzy pierwsze dusze na
poddaszu jako Służki Niepokalanej, z powodu objawienia się Najświętszej Maryi
Panny w Gietrzwałdzie, przyjęte zostały”. (Wybór Pism o. Honorata Koźmińskiego,
ATK Warszawa 1983, t. V, cz. 2, s. 132).
Błogosławiony Honorat dodaje jeszcze: „Winszuję Wam, żeście jako
ziarno gorczyczne z maleńkiego zawiązku w ogromne rozrosły się drzewo, pomimo
tylu trudności i przeszkód” (tamże).
Wprawdzie uroczystość Matki Bożej Różańcowej będziemy przeżywać jutro,
ale to tylko świadczy o wielkiej gorliwości Sióstr, że w tym roku już w wigilię
tak ważnego wydarzenia dla historii Zgromadzenia świętują swój Jubileusz,
dziękując Panu Bogu za pośrednictwem Matki Najświętszej, że te obietnice,
jakie przed wiekami przekazał św. Franciszkowi sam Chrystus ciągle dają o sobie
znać i w pełni towarzyszą dziejom każdej gałęzi Franciszkowego drzewa.
3. Błogosławiony Honorat był tego pewien i dlatego powstające przed laty
zgromadzenie wprowadził w krąg duchowości franciszkańskiej, wsłuchując się
w głos Kościoła. Wyraża radość, że „...obrały sobie za mistrza swego tego seraficznego
męża, którego Ojciec święty Leon XIII za jedynego wodza na dzisiejsze czasy tylokrotnie
wystawiał, bo duch jego seraficzny jest w zupełnej sprzeczności z duchem dzisiejszego
świata zepsutego, a zatem on jeden uleczyć ten świat potrafi” (tamże, s. 131).
W naszych czasach podobne stanowisko zajmował bł. Jan XXIII, gdy
swój pierwszy wyjazd poza Watykan odbył do Asyżu. Jan Paweł II tyle razy
odwiedzał grób św. Franciszka, iż nie może być jakiejkolwiek wątpliwości co
do tego, jak bardzo liczy na wpływ duchowości franciszkańskiej na nasze czasy.
W tym miejscu warto przypomnieć również to, że jedną z najważniejszych
spraw, bo sprawę jedności wszystkich ludzi wierzących w Boga, zawierzył
wstawiennictwu Biedaczyny z Asyżu, przy nim gromadząc przedstawicieli
niemal wszystkich religii i wyznań.
4. Duchowość bowiem franciszkańska jest wyjątkowa, ona jakby wyrasta z tajemnicy Miłosierdzia Bożego. Mówi o tym Porcjunkula, głosił to
521
W Rodzinie Zakonnej
wciąż sam Asyski Patriarcha zatroskany właściwie o jedno: aby Miłość była
kochana.
Prorok Jonasz miał kłopoty ze zrozumieniem tej prawdy, ale w końcu
ją przyjął, wiedziony przez Pana Boga niemal za rękę. Chrystus Pan w przypowieści o Miłosiernym Samarytaninie zachęca nas, abyśmy starali się nie
tylko sami odwoływać się do Bożego Miłosierdzia, ale pośredniczyć w Jego
zbawczym działaniu. Dlatego wielu z nas, na pytanie, do kogo jesteśmy
podobni: do zbójców czy do karczmarza, do ograbionego i pobitego czy
do lewity i kapłana czy w końcu do Samarytanina, mogłoby odpowiedzieć,
że tak na prawdę w różnym czasie jesteśmy podobni do każdego z nich,
ale na tym poprzestać nie można, gdyż winniśmy starać się być bliźnim
dla innych. To jest także ten „drugi aspekt”, o którym mówi Jan Paweł II
w nawiązaniu do objawień św. Siostry Faustyny. Odkrywanie tego aspektu
i wprowadzenie go w życie ma ułatwiać kształtowanie w nas „wyobraźni
miłosierdzia”.
Z tej wyobraźni wyrasta duchowość franciszkańska. Jej pozostał na zawsze
wierny bł. Honorat, a jego działalność w pewnej mierze przygotowywała
również czas objawień, których uczestniczką stała się św. Faustyna.
5. Biorąc pod uwagę tę perspektywę widzimy wyraźnie, że idea powstania
Zgromadzenia Sióstr Służek wyrasta również z przypowieści o Miłosiernym
Samarytaninie, jest jej przeszczepieniem w wiek XIX. Ludzie coraz bardziej
potrzebują takich spotkań. Coraz więcej jest tych, którzy są ograbiani nie
tyle z rzeczy materialnych, co z własnej godności i co jest najbardziej groźne
– pozbawiani są wszelkiej nadziei. Coraz więcej jest tych, którzy przechodzą
obojętnie, przyzwyczajeni do ludzkiej nędzy i opuszczenia.
Wiek XIX ze swoim procesem uprzemysłowienia doprowadził do
straszliwego zubożenia duchowego i materialnego. Wiek XX przez nieludzkie
ideologie starał się osaczyć człowieka ze wszystkich stron. Wydaje się, że
nasz wiek zmierza do „urynkowienia” człowieka. I dlatego na duchowość
franciszkańską jest tak wielkie zapotrzebowanie. Od nas, i tylko od nas zależy,
czy potrafimy się przy tym wszystkim zatrzymać czy będziemy w stanie nieco
poważniej się nad tym zastanowić i czy podejmiemy jakieś działania. Nie jest
istotne czy to będzie jadłodajnia dla ubogich czy szkoła. Być może pojawią
się jeszcze inne pola do dawania świadectwa. Ważne jest byśmy byli w stanie
zatrzymać się, pomyśleć i działać; abyśmy nie przysłaniali i nie zaciemniali
wyobraźni miłosierdzia.
522
Spełniają się obietnice Chrystusa
6. To miał na myśli bł. Honorat, gdy pisał do Matki Józefy Sieradzkiej:
„Chociaż macie wiele świętych między sobą, a nawet takie, o których piszesz, tj. ciche
i ukryte, ale możecie prosić Pana Boga, aby dał Wam więcej takich, bo to bardzo miła
taka modlitwa Bogu i P. Bóg ją zawsze wysłucha” (Wybór Pism, s.123).
Święci są potrzebni. Im więcej zła, tym więcej świat potrzebuje świętości.
Tylko dzięki niej będziemy dobrze przygotowani na spełnienie się obietnic,
jakie dał przed wiekami sam Chrystus św. Franciszkowi, Jego następcom
i Jego następczyniom!
Amen.
Śluby wieczyste Sióstr Sercanek
Skórzec, dn. 6 sierpnia 2004 r.
Modlitwa i miłość
Drogie Siostry, które składacie profesję wieczystą!
1. Jeden z wielkich świętych, św. Jan Maria Vianney – proboszcz z Ars,
w brewiarzowej katechezie pisał: „Pamiętajcie, dzieci moje: skarb chrześcijanina
jest w niebie. Dlatego gdzie jest wasz skarb, tam też powinny podążać wasze myśli.
Błogosławioną powinnością i zadaniem człowieka jest modlitwa i miłość. Módlcie się
i miłujcie: oto, czym jest szczęście człowieka na ziemi” (Brewiarz, t. IV, s. 1007).
Dzisiaj, w Święto Przemienienia Pańskiego, tutaj w Skórcu, w tej kolebce
Zgromadzenia Sióstr Sercanek – Córek Najczystszego Serca Najświętszej
Maryi Panny, stajemy się uczestnikami wyjątkowego wydarzenia w życiu
trzech sióstr – Alicji, Anny i Haliny, które składają swoją wieczystą profesję.
Jest to wyjątkowy fakt także dla całego zgromadzenia. Posiada on swoją
szczególną wymowę dla rodziców, rodzeństwa, krewnych i przyjaciół; dla nas
wszystkich, zebranych i modlących się w tej przepięknej kaplicy zakonnej,
której przestrzeń już nieraz była świadkiem tego rodzaju przeżyć!
Nawiązując do profesji wieczystej wiemy, że Siostry będą ślubowały czystość, ubóstwo i posłuszeństwo. To są te cnoty, które mają gwarantować stały
rozwój osobowy profesek wieczystych. Nie ślubujemy przecież jednorazowo
czegoś, co ofiarujemy Panu Bogu. W profesji wieczystej zobowiązujemy się
do życia w czystości, ubóstwie i posłuszeństwie w każdej sekundzie naszej
codzienności. Życie jest z jednej strony pielgrzymowaniem, a z drugiej
przemijaniem. Stale musimy być gotowi na coraz to inne próby i wyzwania.
W tym naszym ciągłym wędrowaniu w stronę Królestwa Bożego nie może
brakować nam sił.
524
Modlitwa i miłość
Święty Jan Maria Vianney podpowiada nam, gdzie mamy szukać umocnienia i kierunku. Pierwsze znajdujemy w modlitwie – z jej wielką różnorodnością, a drugie w miłości – tym przedziwnym darze Ducha Świętego.
2. Tak to postrzegała również Służebnica Boża, matka Paula Malecka.
To Ona pouczała siostry słowami: „Duch Święty jest światłem i siłą. Zakonnica,
posiadając Ducha Świętego rozróżnia najdrobniejsze szczegóły nędznego swego życia.
Pojęcie jej jest jasne, czuje się zawsze szczęśliwą. Ona zawsze w obecności Bożej żyje.
Z jej serca wychodzi tchnienie miłości. Czas na modlitwę poświęcony wydaje się jej
zawsze za krótki. Jej serce pełne cichości i słodyczy w życiu wspólnym. Gdy Duch
Święty w sercu, wtedy serce się rozpływa, zanurza w miłości Bożej. Rybie nigdy za
wiele wody, tak i dobrej zakonnicy nigdy za długo być z Bogiem” (M.P. Malecka,
Wskazówki dla sióstr, maszynopis, s. 14).
Błogosławiony ojciec Honorat w jednym ze swoich listów do przełożonej
wyraża radość, ponieważ „Widać, że Duch Święty Tobą kieruje”. Natomiast
swoje oczekiwania i zamierzenia, związane z rozwojem bardzo umiłowanego
przez niego Zgromadzenia Sióstr Sercanek, zawierza szczególnej opiece Matki
Bożej. Zauważamy to w Jego przesłaniu skierowanym do kapituły generalnej
z roku 1912. Pisze tam: „Umiłowane w Chrystusie Siostry, a moje Panie, z pociechą
widzę, iż w Zgromadzeniu Waszym panuje wielki duch jedności, miłości i gorliwości
o dobro Zgromadzenia. Niech Czcigodną Matkę (Przełożoną Generalną) Matka
Boża błogosławi” (bł. Honorat, List da kapituły Sióstr Sercanek, 1912).
Matka Najświętsza uczy nas, z jaką ufnością i odwagą mamy przyjmować dary Ducha Świętego. Jest też najwspanialszym przykładem modlitwy.
To dzięki modlitwie mogła doskonale wypełnić wolę Bożą. Trudno sobie
wyobrazić powołanie zakonne, a nawet kapłańskie, będące z dala od Matki
Bożej – Mistrzyni życia duchowego.
3. Maryja prowadzi nas do Jezusa. Towarzyszy Wam, drogie Siostry, na
duchowej uczcie z Oblubieńcem. Bądźcie Jej wdzięczne za pomoc, dzięki
której nie zabrakło wam potrzebnej oliwy do lamp. Mogłyście z uwagą wybierać drogę życia, bezpiecznie nią kroczyć i owocnie przygotować się na
ten dzisiejszy dzień.
Przybyłyście z różnych stron. Siostra Alicja usłyszała głos Pana w Zagłobieniu na terenie diecezji rzeszowskiej; Siostra Anna z kolei w Czeladzi
w granicach diecezji sosnowieckiej; a Siostra Halina aż w Kazachstanie. Potem
było Nowe Miasto i Jarmolińce. Wszystkie trzy natomiast nowicjat przeżywały
525
W Rodzinie Zakonnej
w tym miejscu. Po złożeniu pierwszej profesji trzeba było znowu się rozproszyć.
Siostra Alicja udała się do Drohiczyna, siostra Anna do Warszawy i Skórca,
a siostra Halina powróciła na wschód – do Grodna i Skidla.
Dzisiaj jesteście razem przed Panem, dziękując za powołanie, za tę
owocną formację duchową; za stałe odkrywanie piękna życia konsekrowanego na drodze ewangelicznej, przypomnianej przez św. Franciszka,
św. Klarę, bł. Honorata i setki Sióstr Sercanek. Do nich odnoszą się słowa,
które wypowiedział Jan Paweł II u progu nowego tysiąclecia: „Z okazji Roku
Świętego uczyniono też wiele, aby zgromadzić cenne pamiątki Świadków wiary XX
wieku. Wspominaliśmy ich uroczyście 7 maja 2000 r. wraz z przedstawicielami
innych Kościołów i Wspólnot kościelnych w sugestywnej scenerii Koloseum, które jest
symbolem dawnych prześladowań. Tego dziedzictwa nie wolno roztrwonić, ale trzeba
je uczynić przedmiotem nieustannego dziękczynienia i wytrwałego naśladowania”
(Novo Millennio Ineunte, 7).
Nie ma lepszego sposobu, aby wypełnić życzenie Ojca Świętego niż
właśnie pragnienie naśladowania świadków wiary z poprzednich wieków;
a więc sióstr z Syberii i z Płoskirowa, Kamieńca i Lubieszowa, z Wilna,
Bielska Podlaskiego, Nowego Miasta i Skórca.
4. Uroczystość Przemienienia Pańskiego podpowiada nam, jak mamy
to czynić. Już prorok Daniel zapewnia o wiecznym panowaniu Jezusa Chrystusa, a św. Piotr przypomina naocznych świadków Syna Bożego, a więc
tych, którzy przebywali razem, wsłuchując się w nauczanie i przypatrując
się dziełom Zbawiciela.
Góra Tabor wskazuje na trzech: na Piotra, Jana i Jakuba. Oni stają się
uczestnikami jedynego i niepowtarzalnego wydarzenia. To dzięki niemu nie
będą mieli trudności ze zrozumieniem tego, że Chrystus jest Alfą i Omegą,
Początkiem i Końcem. W otoczeniu Mojżesza i Eliasza Jezusa ukazuje się
im w chwale, a Ojciec Niebieski wypowiada takie słowa: „To jest mój Syn
wybrany, Jego słuchajcie”. Skoro zaś On jest wybrany, to wybranymi są i ci,
którzy podążają za Nim.
Nie możemy więc zatrzymywać się w sobie. Nie wypada nam cieszyć się
własnym zadowoleniem. Takiej pokusie uległ św. Piotr, gdy chciał pozostać
na Taborze już na zawsze. Niebezpieczna jest „pokusa” góry Tabor. Potrafi
osłabić niejedno powołanie. Nie wolno się nam jej poddać. Trzeba odważnie
zejść z góry, zbliżyć się do rzeczywistości i pełnić wolę Bożą wszędzie tam, gdzie
jesteśmy posłani, jakbyśmy nie mieli własnych planów, upodobań i racji.
526
Modlitwa i miłość
To tam Pan Jezus powiedział o przyszłych cierpieniach, o śmierci, ale
też i o zmartwychwstaniu. Należy ze spokojem i ufnością podejmować różne
obowiązki i zadania, zawsze w duchu wiary i w atmosferze miłości. A góra
Tabor powróci na zawsze w wieczności, po zmartwychwstaniu!
5. Ukochane Siostry, Profeski wieczyste! Teraz jesteście blisko Chrystusa.
Trwacie w tajemnicy Przemienienia. Nie lękajcie się tego wszystkiego, co
spotkacie u stóp góry, gdy zejdziecie na dół, kiedy skończy się świętowanie,
kiedy zamilkną słowa życzeń, gdy zwiędną kwiaty. Z Wami bowiem jest
i będzie Jezus Chrystus!
„Módlcie się i miłujcie”, a świat nie będzie Wam przeszkodą – przeciwnie
stanie się drogą: raz podobną do pasterskiej w noc betlejemską, kiedy indziej
pełnym niepokoju wędrowaniem Trzech Mędrców. Może być również drogą
krzyżową. Róbcie wszystko, aby w końcu móc towarzyszyć św. Marii Magdalenie albo trzem niewiastom do pustego grobu, na najpiękniejsze spotkanie.
Najpiękniejsze, bo ze Zmartwychwstałym! Już na zawsze!
Amen.
Uroczystości 100-lecia pobytu Sióstr Służek w Sokołowie Podlaskim
Sokołów Podlaski, dn. 29 sierpnia 2004 r.
Epoka, w której żyjemy nie potrzebuje
nauczycieli, ale przede wszystkim świadków
Przewielebna Matko Generalna,
Drogie Siostry Służki!
Dzisiejsza uroczystość, którą przeżywamy w tej świątyni, w tym roku
i w tych okolicznościach, ma szczególną wymowę. Jesteśmy bowiem w konkatedrze poświęconej Niepokalanemu Sercu Matki Najświętszej. Obok figury
Matki Bożej z jednej strony dostrzegamy św. Maksymiliana Marię Kolbe
– Rycerza Niepokalanej, a z drugiej – bł. Honorata Koźmińskiego – Założyciela Zgromadzenia dzisiejszych Jubilatek. Jednocześnie wiemy dobrze, że to
właśnie w tym roku świętujemy 150-lecie ogłoszenia dogmatu o Niepokalanym Poczęciu, gdy papież bł. Pius IX podjął jakże ważną decyzję określenia,
zdefiniowania tej Prawdy, która w Kościele była żywa od początku. Zastanawiamy się, dlaczego potrzebna była tego rodzaju definicja i przypomnienie
o Niepokalanym Poczęciu Matki Najświętszej? Kościół podjął tę decyzję,
zdając sobie sprawę z tego, że nadchodzą lata, kiedy człowiek będzie miał
niesłychanie duż

Podobne dokumenty