1959 Wystawa Salon Nowej Kultury, Warszawa

Transkrypt

1959 Wystawa Salon Nowej Kultury, Warszawa
Przegląd prasy
1959 Wystawa Salon Nowej Kultury, Warszawa,
"Poezja kominów fabrycznych" (o malarstwie Ariki Madeyskiej):
"Na zmiennym, różnorodnym tle wystaw zbiorowych coraz bardziej wyraziście zaznaczała
się indywidualność twórcza młodej malarki- Ariki Madeyskiej. I oto dnia 13 bm. w "Salonie
Nowej Kultury" otwarta została pierwsza wystawa indywidualna artystki. Wystawa składa się
z dwóch cykli pejzaży architektonicznych: wcześniejszego, który obejmuje kościółki i
cerkwie oraz ostatnich prac - fabryki i śląskie pejzaże górnicze. Tak jak dziecko układa domki
z klocków, tak Madeyska buduje swoje cerkiewki i fabryki z prostych, geometrycznych form
- trójkontów, sześcianów, walca czy półkola, które tworzą wieże, kopuły, dachy czy kominy
fabryczne, naturalnymi, muzycznymi rytmami. Obrazy,malowane pozornie płasko, posiadają
głębię przestrzeni. Bardzo oszczędnymi środkami - światłem czy samym prowadzeniem
pędzla, Madeyska osiąga dotykalną prawie wyrazistość bryły. Kiedy artystka
prymitywizowanymi formami świadomie i konsekwentnie buduje powierzchnię swego
obrazu, bawi się ona równocześnie tworzywem, cieszy się kładzeniem pięknie grającej plamy
barwnej lub prostej, czułej formy. Najchętniej posługuje się głębokimi brązami i bogactwem
niezmiernie delikatnie zróżnicowanych szarości. Jednolitym kolorem,lekko i swobodnie
namalowanym pierwszym planem z którego budowie wzrastają w również jednolite tło,
Madeyska stwarza atmosferę bajkowości. Zafascynowana nastrojem pejzażu górniczego,
artystka maluje własną, poetycką wizję ujrzanej rzeczywistości. I właśnie w nastroju pejzaży
Madeyskiej leży urok i niepowtarzalność jej sztuki."
Ewa Garztecka, historyk sztuki.
"Zapewne nowym sukcesem salonu "Nowej Kultury" jest wystawa utalentowanej, młodej
malarki warszawskiej, Ariki Madeyskiej, jednej z najzdolniejszych wychowanek tzw. "szkoły
sopockiej". Wystawa obejmuje kilkanaście niewielkich rozmiarów płócien z dorobku dwóch
ostatnich lat twórczości, wprowadza nas w ciekawy świat indywidualności malarki. Kluczem
do niego są nasze nieznane polskie miasteczka, opuszczone cerkiewki, bogata ikonografia
nastrojów utrzymanych w wielkiej dyscyplinie plastycznej. Jest to jakiś liryzm esencjonalny
murów, ścian chropawych, omszałych płotów, starej architektóry, fabrycznych kominów
nasyconych przez Madeyską jakąś czarującą niemal baśniową substancją liryczną. Jej obrazy
nie opowiadają o materii, o świecie, lecz istnieją jak gdyby w samej liryce form i barw. Jest to
liryzm wewnęczny płynący z głębi ciał martwych. Stąd kameralność wystawy. Madeyska
reprezentuje oprócz ciekawej indywidualności i wrażliwości, wielką kulturę plastyczną."
Tygodnik "Ekran" z 22 marca 1959 r. Arika Madeyska i jej malarstwo:
"W chatce na Czerniakowie mieszka Arika Madeyska z mężem malarzem i córką Honoratą.
Trudno do niej trafić. Dla orientacji podaję, że zimą kręci się koło chatki trochę przyjaciółludzi, a poza tym- myszy, gołębie, kury i koty. Latem opalają się i kąpią w jeziorze
oddalonym o kilka metrów stołeczni malarze, a Arika gotuje im to co najbardziej lubi: kluski i
kaszę. Po tym sadza na czerwonej ławie przy czerwonym stole czerwonych (opalonych)
malarzy i popijają czewone wino. Chociaż Arika jest bardzo kobieca, obrazy jej są raczej
męskie. Myśle tu zarówno o ich tematyce jak i o chłodnej, wyrafinowanej formie. Obrazy
Madeyskiej nie dostarczają tanich wzuszeń i nie epatują uczuciowością, ani liryczną
interpretacją przyrody. To malarstwo intelektualne, które się przeżywa i kontempluje, chociaż
jest w nim coś z prymitywnej świeżości malarstwa dziecięcego. Na przykład pejzaż z
elektrownią przypomina skomplikowaną zabawkę, zbudowaną z wielką precyzją i finezją.
Arika operuje określoną gamą kolorów, szarościami, odmianami ciemnej czerwieni, brązami,
ugrami, czernią, bielą, skłania się raczej ku malarstwu walorowemu, rezygnując z
wygrywania nastojów barwą. Na płótnach Madeyskiej kominy ze złotymi kulami pilnują
fabryk: tajemnicze wieżyczki, przybudówki otaczają kościoły, i kopulaste cerkwie, których
rozliczne warianty zaprzątają wyobraźnię artystki. I chociaż na pozór wydaje się, że kościoły
te mają coś wspólnego z poetyką kościołów Nikifora- to przy uważnym przypatrzeniu się
dostrzegamy, że jest to jakaś indywidualna stylizacja, oparta na motywach autentycznych
pierwowzorów. A dla tych, którzy wiedzą, że nie każdy może mieć swoją własną chatkę,
Arika maluje domki. Domki stojące nie wiadomo gdzie i przez nikogo nie zamieszkałe. Bije z
nich smutek, zaduma, oddalenie od wielkich miast i ruchliwych ulic. Kiedy malarka ma dobry
humor- na przekór wielkopierśnym, maluje akty kobiece, zabarwione odcieniem kpiny,
groteski, satyry. A kiedy jest bardzo zmęczona- ucieka w sen. Widzi wtedy fantastyczne
miasta na wzgórzach, kościoły. Niektóre powracają w snach, malarka wita je, jak starych
znajomych. Sny mają jednak to do siebie, że kończą się przy przebudzeniu i dosyć trudno je
malować, wobec tego Arika dalszy ciąg swoich architektonicznych wizji odnajduje w
przedmieściach Warszawy i w małych, prowincjonalnych miasteczkach, które sama sobie
wyszukuje na mapie.
Chociaż Arika Madeyska idzie drogą wyznaczoną przez współczesne malarstwo europejskie,
nikogo nie naśladuje. Odnalazła swoją własną, Arikową drogę."
Krystyna Ostrowska, historyk sztuki.
1961 Zycie Warszawy: "Goście amerykańscy kupują obrazy artystów polskich":
"To była chyba jedna z nieoficjalnych wizyt wiceprezydenta USA R. Nixona. Wczoraj około
godz. 11 na MDM zatrzymał się czarny samochód, z którego wysiedli R. Nixon wraz z
małżonką oraz z dr. Eisenhowerem. Celem wizyty była galeria plastyków. Goście wypili małą
czarną w kawiarni po czym zwiedzili niewielką wystawę polskich artystów, eksponowaną w
galerii przed wysłaniem jej na wystawę na Sycylię, oraz poznali inne prace polskich artystów.
Gości oprowadził plastyk Marian Stępień, który udzielał wyjaśnień.
Po prawie godzinnym pobycie w galerii goście wybrali 5 obrazów i zdecydowali się
sfinalizować umowę o ich kupno w godzinach wieczornych. Około godz. 18 do galerii na
MDM ponownie przyjechał dr. Eisenhower, którego przywitała grupa warszawskich artystów
rzeźbiarzy, wręczając mu dla małżonki wiceprezydenta Nixona medal brązowy,
przygotowany na Tysiąclecie. Dr. Eisenhower wybrane obrazy zabrał z galerii własnoręcznie,
twierdząc, że zawiezie je żonie, która jest wielką miłośniczką sztuk pięknych. Kolekcje
obrazów pani Eisenhower wzbogaci obraz Henryka Musiałowicza, 2 obrazy Heleny
Cygańskiej- Walickiej i 2 obrazy Ariki Madeyskiej. Obrazy te zostaną przesłane do
ambasady amerykańskiej." (Kos).
1962 Wystawa tkanin, galeria ZPAP Kordegarda, Warszawa
"Inwencja Ariki Madeyskiej sprawiła że oto starej i godnej rodzinie tkanin dekoracyjnych
przybywa nowy przedstawiciel. Nim został prezentowany szerszemu ogółowi, potrzeba było
go jakoś nazwać. I malarka nie szukając określeń nowych przystała na stare: makata.
Kwiaty, smoki, motyle, ryby i ptaki, fauna i flora rzeczywiste i bajeczne z dawien dawna
stanowią ulubioną dziedzinę tkaniny dekoracyjnej. Też same stwory kreuje Madeyska na
swych makatach. Tyle że nie są tu ani wyhaftowane, ani zobrazowane splotem ściegu.
O rodzaju stosunku, jaki malarka zajmuje- i narzuca- wobec pięknej tradycji najlepiej
informuje, sądzę, materiał Jej twórczości: klej, sztuczne perełki, kawałki butelkowych szkieł,
odpryski luster, świecidła wydłubane z czeskiej biżuterii, zwykłe kamyczki, szmatki i
skrawki, koronki maszynowe. Co się nie dało przykleić, jest przyszyte paroma nićmi. I nagle
okazuje się , że wszystkie te elementy, niejako odpadki cywilizacji "fałszywych
drogocenności", scalone dzięki inwencji tworzą rzecz ściśle drogocenną dla swej piękności:
makatę."
Andrzej Bonarski, dziennikarz
1962 Tygodnik Ekran: "Szmatki"
"Tego jeszcze nie było. Autorka mówi o tym skromnie: "szmatki". Tylko że te "szmatki"
mogłyby stanowić wspaniałą ozdobę najbardziej eleganckiego domu... Arika Madeyska jest
jedną z najciekawszych i najbardziej popularnych w Warszawie artystek młodego pokolenia
plastycznego. Ukończyła PWSSP w Sopocie w 1953 r. Wystawiała- począwszy od od głośnej
skspozycji w Arsenale- wiele razy, zdobywając też szereg nagród i wyróżnień. Uczestniczyła
w zbiorowych wystawach polskich malarzy za granicą: w Genewie i w Paryżu. Każde jej
wystawa indywidualna była kolejną rewelacją. Dwie takie wystawy- dodajmy- miała w
stolicy malarstwa- Paryżu. Obrazy Madeyskiej znajdują się już w zbiorach Muzeum
Narodowego w Warszawie i Krakowie, wiele zdobi zbiory prywatnych galerii zagranicznych.
Niemal sensacją stał się kiedyś zakup dwóch jej płócien przez ówczesnego wiceprezydenta
Stanów Zjednoczonych- Nixona, w czasie jego pobytu w naszym kraju. Tym razem Arika
Madeyska pokazała w warszawskiej galerii ZPAP coś zupełnie nowego: artystyczne tkaniny
naszywane koralikami, perełkami i innymi świecidełkami. Efekty- zdumiewające! Jak
szokująca była ta wystawa niech świadczy fakt, że już w dniu jej otwarcia sześć tych
"szmatek" zakupili prywatni amatorzy. Galerie polskie nie notowały do tej pory takiego
powodzenia..." (mj)
1963 Tygodnik Lettres françaises Paryż :
"Wielka niespodzianka oczekuje widzów w galerii Lambert: nowe obrazy Ariki Madeyskiej
która, o ile pamiętam, wystawiała niegdyś prace zdecydowanie upostaciowane, o
folklorystycznym czarze domków i fabryk, a która teraz porusza problem światła, przestrzeni,
barw o różnorodnie zróżnicowanych liniach i pęknięć. Nie można posądzać Ariki Madeyskiej
o to że śledzi prąd sztuki współczesnej, ponieważ teraźniejszy prąd jest, jak to się mówi
obecnie, nie upostaciowy; myślę że ten skok w abstrakcję zgadza się z potrzebą wewnętrzną u
Madeyskiej, i że jest dowodem szczerej ciągłości."
Jean Fronche, krytyk sztuki.
1963 Dziennik Humanité:
"W Warszawie, nie upostaciowość stworzyła dziwne sny Ariki Madeyskiej, zaproszona przez
galerię Lambert w 1961 r. przy ulicy de Seine. Ale co się stało z bajecznym światem
zagęszczonym kominami fabryk i z namiotami cyrków, które artystka pobudzała niegdyś? Z
czarnych lub szarych obszarów płócien, Madeyska wyłania sieć przeźroczystych szwów
(żeber), dzięki którym można odkryć "ucieleśnienie" światła. Madeyska komponuje także
kolaże z małych, kolorowych papierków, kawałków koronek, zasuszonych roślin, i
kwiatowych płatków."
Jean Rollin, krytyk sztuki.
1963 Tygodnik Ekran, ARIKA w Paryżu:
"Arika Madeyska (widać to po minie) odniosła niedawno duże sukcesy w Paryżu, w związku
ze swoją wystawą w Galerii Bénézit. Krytycy francuscy wyrażali się ciepło i entuzjastycznie
o twórczości polskiej malarki. We wstępie do katalogu wystawy Waldemar George pisze:
"Arika Madeyska widzi prawdziwie. Motywy, które opracowuje, nie są wzięte z tej
rzeczywistości, która jest zastrzeżonym terenem łowów prozaików. Jej pamięć malarska
przenaicza je. Jej wyobraźnia obdarza je tysiącem uroków. Umieszcza ona swoje miasta z
tysiąca i jednej nocy poza czasem i przeztrzenią. Nadaje im moc zdumiewania, czyni z nich
malarskie baśnie".
1963 Abstrakcja Ariki Madeyskiej:
"Proces ewolucji umieszcza malarstwo Ariki Madeyskiej na skraju malarstwa
konstruktywistycznego ale bez kompletnego zaangażowania w jego problematykę. To się
stało mimo jej woli, wtedy gdy obnażyła "rusztowanie" obrazu, ujawniając zaś esencję
plastyczną, gdzie podział przestrzeni i ład powierzchni jednobarwnej określają zamkniętą
budowę. Kompozycje te charakteryzuje problematyka światła które przechodzi prawie
niezauważalnie poprzez szczeliny i powierzchnie, przecinając je. Subtelna obecność światła,
jego "ucieleśnienie", wydaje mi się najważniejszą zdobyczą tego malarstwa. Odrzucając
resztki światła upostaciowanego, przekracając próg zmian plastycznych, Madeyska zastąpiła
całość walorów poprzez siłę światła. Mam wrażenie że to zwycięstwo określa zarazem drogę
poszukiwań i konfrontacji estetycznych, i próg nowej drogi która wzbogaca to malarstwo
zleceniem semantycznym."
Ryszard Stanisławski, historyk sztuki, dyrektor Muzeum Narodowego w Łodzi.
1963 Katalog wystawy: Malarstwo i collages, galeria Studio, Warszawa:
"Nie bardzo pamiętam kiedy zacząłem zauważać obrazy Ariki Madeyskiej. Nie było ich od
razu dużo, nie narzucały się znanymi sposobami- formatem, skalą barwną, agresywnością
poszukiwawczych ambicji. Spotykałem je od czasu do czasu, pojedyncze wśród wielu innych,
w każdym razie musiałem tak spotkać, zanim stały się dla mnie znajome. Były figuratywne,
ale ta figuratywność nie była chyba najważniejsza. To znaczy nie czuło się potrzeby
rozszyfrowywania jej do końca. Nagromadzenia uparcie powracających form, jakieś budynki,
dachy, kominy, dużo pełnych powagi kominów, spiczaste namioty, może cyrki, może
meczety, kioski lunaparków, lampy, girlandy lampek, linki namiotów, może anteny. Nic tam
się nie działo, najmniejszej potrzeby komunikacji, nieokreślona pora pomiędzy zmierzchem a
nocą, najmniej dostępna, zwłaszcza na przedmieściach, dodajmy, które bardziej należą do
geografii wyobraźni, aniżeli do jakiejkolwiek geografii realnej. Takie krajobrazy spotyka się
na starych mapach uwikłane w pajęcze linie róży wiatrów, nigdy w rzeczywistości. To
właśnie zapamiętywałem: obrazy, które powstają z potrzeby wyobraźni, rzecz rzadka w
naszej hałaśliwej kuchni malarskich smaków i antymalarskich, ostatnio coraz bardziej
wtórniejących rytuałów. (...) Ostatnie obrazy Ariki Madeyskiej nie legitymują się ani
wrażliwością, która jest jej zresztą właściwa i której pole jest przez nią świadomie i
perwersyjnie ograniczane, ani konstrukcją, która jest w nich manifestacyjnie nieobecna, ani
wreszcie wirtuozerją gestu, od której artystka woli stan szczególnego zawieszenia, mówiący,
że byłoby możliwe rozstrzygnięcie, gdyby nie było zbyteczne jego przeprowadzenie. Co w
zamian za to wszystko proponuje? Czy właśnie nie owo zawieszenie, zawieszenie pomiędzy
złudną wolnością od wyobraźni, zawieszenie, które jest może jedyną prawdą, jaką na dzisiaj
daje się jeszcze ocalić."
Mieczysław Porębski, historyk sztuki.
1992 Katalog wystawy w galerii Ars Polona:
"Arika Madeyska mieszka pod dachami Paryża. Trzeba mozolnie piąc się na najwyższe piętro
starej kamienicy przy bulwarze Garibaldiego, aby znaleźć się w amfiladzie niedużych pokoi,
z których jeden pełni funkcję pracowni. Tutaj powstają obrazy o niewielkich zwykle
formatach a wielkiej klasie malarskiej. Ich kompozycja jest pozornie prosta: najczęściej są na
nich nieregularne koła i owale, których miękka geometria bywa zakłócona asymetrycznym
przecięciem płaszczyzn, niekiedy rozsuwającym się kształtem pionowym, poziomym czy
diagonalnym. Artystka odkrywa niezliczoną ilość wariantów operowania ową formą kolistą,
zawsze inaczej wyłaniającą się z tła. Formy te bowiem zdają się powstawać wyłącznie po to,
aby umożliwić najbardziej subtelne, delikatne orientacje barwne- perłowych szarości, brązów,
spłowiałych różów i błękitów. Można zachwycić się nimi od pierwszego rzutu oka, można
patrzeć na nie bardzo długo dzięki zawartej w nich zdolności wprowadzania w stan
kontemplacji. To malarstwo apollinijskie, takie które na szaleństwo emocji nakłada miarę
ładu i sensu, takie które przynosi uspokojenie. Równocześnie jednak jest intymne,
pozbawione patosu, osobiste jak dziennik, bardzo prywatne. I jeszcze jedno: jest zupełnie
odporne na mody, na kolejne kierunki i trendy, które Arika Madeyska miała i ma możliwość
śledzić z bliska. Mieszka przecież od wielu lat w Paryżu, mieście ciągle jeszcze leżącym na
skrzyżowaniu dróg sztuki współczesnej. W śród tych dróg znalazła ścieżkę własną, i idzie nią
z żelazną konsekwencją, zachowując pełną niezależność. Wystawia rzadko, nie umie zabiegać
o popularność ani o kontakty z galeriami. Pracuje na swoim poddaszu jak legendarni malarze
przełomu wieków, jak oni niedoceniona. Myślę jednak, że tak jak oni, wkrótce doczeka się
odkrycia swego wspaniałego malarstwa."
Wiesława Wierzchowska, historyk sztuki.
1997 Katalog wystawy kolaży i rysunków w galerii Ars Polona, Warszawa:
"Sztukę trzeba mieć w sobie na codzień. W sposobie bycia, ubierania się, dobierania słów,
przyjaciół, nawet potraw. Nie mówiąc już o muzyce, którą się czuje albo nie.
Od otoczenia zewnętrznego i wewnętrznego jakie wytwarzamy poprzez swoją osobowość,
zależy jak tworzymy. Najlepiej kiedy tworzymy zgodnie z sobą. Jak Arika Madeyska.
Ona wszystko potrafi zamienić w sztukę. Nie tylko płótno i farbę, ale nawet źdźbła traw,
włosy, kawałeczki papieru, no a przede wszystkim- nuty. Arika nie pokazywała dotychczas
tych kolaży, uważając je za zbyt osobiste. Ale przecież tylko taki przekaz liczy się naprawdę.
Więc to premiera. Podobnie jak innych prac gromadzonych latami w teczkach paryskich. Jest
w nich bezpośredniość przekazu, delikatność, umiejętnoć cieszenia się każdym drobiazgiem.
Jednocześnie- są to oczywiste, niepowtarzalne prace Ariki Madeyskiej, w których można od
razu rozpoznać autorkę wspaniałych, rozbielonych obrazów. Ale obrazy- to abstrakcja. A
kolaże? Niby też, lecz stworzone zostały z konkretu.
To ślad Ariki i ślad rzeczywistości. Także tej bliskiej mi szczególnie- przetworzonej
rzeczywistości dźwięku."
Elżbieta Dzikowska, historyk sztuki.
1997 Czasopismo Kobieta i Życie: Galeria bez granic, Arika:
"Posiadała ciekawe życie, chociaż często za przysłowiowy grosik. Często dostaję od niej
kartki ze świata. Kiedy nie ma pieniędzy, albo czasu, żeby wysłać je do trzech osób z którymi
się przyjaźni, pisze do jednej z nich: "kochane moje trzy dziewczynki". Pisze o wystawach,
modach, przyjaciołach. Krótko i ciekawie. Ale nie słowo jest jej narzędziem, tylko pędzel.
Właściwie- wszystko. Jak świadczy o tym wystawa rysunków i kolaży w warszawskiej Ars
Polona Gallery. Rysunki są jak ona sama: delikatne, powściągliwe, muzyczne. A kolaże- z
kawałeczków papieru, nitek, liści, włosów, nawet...kurzu. Wszystko jest w najlepszym guście.
Rysunki i kolaże przyjechały do Warszawy z Paryża, gdzie Arika mieszka już od wielu lat. Jej
piękne, abstrakcyjne obrazy, w beżach, bielach i szarościach, pokazałyśmy kiedyś na
wystawie "Jesteśmy" w warszawskiej Zachęcie. Jest świetną artystką. Maluje codziennie, a w
Paryżu wielkie galerie nie znają jej wcale. Nie zrobiła kariery komercyjnej. Właściwie
utrzymuje się z konserwacji dzieł sztuki, czasami coś sprzeda. Jej obrazy wiszą nawet gdzieś
w muzeach, ale nie jest osobą, która potrafi dbać o własne interesy. Lubi dawać. A takim jest
trundo. Lecz może też łatwiej. Bo iluż Arika ma przyjaciół! Każdy się cieszy gdy przyjeżdża.
W najtańszych ciuchach wygląda jak arystokratka. Jest nią także w sztuce. W stylu bycia.
Rzadko spotyka się takie osoby i nie dziw, że panowie wciąż się za nią oglądają, że czytamy o
niej w wydawanych wspomnieniach. Jest osobowością. Przykładem, że nie najważniejsze jest
mieć, a być. Arika nie stworzy nowych kierunków w sztuce, chociaż w swoim czasie jej prace
były awangardowe. Ale nigdy nie znajdzie się w jej dziełach hucpy. Nieprawdy. Epatowania.
Sentymentalizmu. Wszystko jest w najlepszym guście. To naprawdę rzadko się spotyka. W
twórczości Ariki- przy całym jej burzliwym życiu- panuje ład i spokój. I jeszcze jedno:
potrzeba. Osobista potrzeba tworzenia. Nawet- zdawałoby się- z niczego."
Elżbieta Dzikowska, historyk sztuki.
2005 Tygodnik Głos, Nowy Jork:
In memoriam, Arika Madeyska nie żyje
"Odeszła nagle, niespodziewanie i za szybko. Dla tych którzy ją znali, śmierć ta była
kompletnym zaskoczeniem. Ostatni raz odwiedziła Nowy Jork w październiku 2004. Lubiła
to miasto i przyjeżdżała tutaj dwa razy w roku. Namiętnie zwiedzała muzea i najważniejsze
galerie.(...) Nikt nie wie ile miała lat i nie miało to żadnego znaczenia. Była zawsze młoda,
kokieteryjna. pełna energii i planów na przyszłość. To my byliśmy zmęczeni, zestresowani,
niezorganizowani. Ona dodawała nam sił i radziła, jak rozwiązywać problemy. Kochała ludzi
i szybko nawiązywała z nimi kontakty.(...) Przyjaźniła się lub chociaż znała większość
wybitnych ze świata kultury. Odwiedzała Gombrowicza, gdy był już bardzo chory. Chyba
nikt nie wiedział, że w tym samym roku co Gombrowicz, za swoją twórczość, otrzymała
nagrodę z tej samej zresztą fundacji. Przyjaźniła się z Romanem Polańskim jeszcze w
czasach, kiedy nie byli sławni i często nie mieli pieniędzy. Była jedną z tych artystek, które
nie dbały o reklamę i sławę. To jej obrazy, poprzez swój kolor, wciągały nas w jej nierealny,
abstrakcyjny świat piękna i delikatności. (...) Malowanie było dla artystki codzienną pracą,
którą wykonywała do śmierci. Gdy pytano ją na wystawach co oznaczają te geometryczne
formy na płótnie, odpowiadała:"obrazu nie powinno się tłumaczyć, powinno się go brać
takim, jakim jest." Kilka dni przed śmiercią, wysłała do mnie kartkę z Warszawy. w której
opisywała spotkania z przyjaciółmi, odbywające się tam wystawy i przyjęcia- jednym
słowem, była w swoim żywiole, cieszyła się życiem i żyła jego pełnią. Do Paryża wracała
autobusem. Podróż miała więc długą i wyczerpującą. Położyła się do łóżka wcześniej, aby
odpocząć. Od jej córki dostałam wiadomość, że usnęła w spokoju. 21 grudnia 2004 roku, urna
z jej prochami została przewieziona z Paryża do Warszawy i złożona w grobie rodzinnym na
warszawskich Powązkach. Odeszła wielka artystka. Pozostawiła po sobie dorobek życia,
jednak pustki po niej samej, niczym się nie da wypełnić."
Grazyna Kashdan, dziennikarz.
2006 Urywki z książk io Arice Madeyskiej wydanej przez Muzeum Historyczne w Sanoku:
"Twórczość Ariki Madeyskiej wydaje się być jednorodna. Cechy, które odnajdujemy w
pracach wczesnych, pogłębione i oczywiście rozwijane, istnieją też w ostatnich obrazach.
Pytając się o genezę tego malarstwa, odpowiadamy sobie, że jest ono tak znakomicie wpisane
w osobowość artystki i tak naturalnie z tej osobowości wypływa, iż nie sposób wręcz
doszukiwać się obcych wpływów i inspiracji. Okres studiów w PWSSP w Sopocie przypadał
na ponure czasy socrealizmu. Być może artystka miała to szczęście, że była pod osłoną takich
talentów, jak Artur Nacht-Samborski i Jacek Żuławski.(...) Jej udział w legendarnej do dziś
wystawie w warszawskim "Arsenale" w 1955 r. jest już dzisiaj zamkniętą dla nas tajemnicą.
Na pewno, podobnie jak i pozostali młodzi ludzie, chciała pokazać swój bunt wobec doktryny
socrealizmu, pokazać, że będzie podążać własną drogą. W pejzażach- wciąż jeszcze
traktowanych dość konwencjonalnie- działanie stosunkowo stłumionym kolorem delikatnych
zieleni, czerwieni, brązów, błękitu, stało się już bardzo przemyślaną grą. Wrażenie
powściągliwości kolorystycznej i tego wyraźnie już uchwytnego srebrzystego tonu, który
wycisza i wzbogaca kilka, czasami tylko jedną barwę, pokazuje drogę, której to malarstwo
będzie wierne do końca. Poetyka tych prac związana jest z jakąś konsekwentną redukcją
elementów. (...) To specyficzne zawężenie motywów i formy pozwoliło jej stworzyć swój
własny świat, który przestał być zależny od wielkich twórców. Wyciszenie i statyka tych prac
zdefiniowały rodzaj tej twórczości- jako skrajnie intymnej, osobistej, wyciszonej. Madeyska
jednak nie pozbawiona była dowcipu i zmysłu dekoracyjnego, który bardzo wyraźnie objawił
się w jej collages'ach oraz rysunkach związanych choćby z przetwarzaniem motywu ryby. (...)
W dużym stopniu niemalże od początku sztuka ta związana była najgłębiej z poszukiwaniem
tonów i niuansów szarości, bieli, czerni. A więc rozpoznawalna forma inspirowana naturą
mogła zaniknąć całkowicie, nie rozpraszając uwagi artystki na tym, co mniej istotne.
Problem, z jakim musiała się uporać, polegał na znalezieniu ekwiwalentu formy realnej.
Paradoksalnie pełen wolności świat abstrakcji jest niesłychanie ograniczony, jeśli chodzi o
różnorodność krztałtów. Proste podziały linii poziomych i pionowych, stosowanych
swobodnie i miękko, zostały niemalże wprost wyprowadzone z motywów architektonicznych.
Dawały większą swobodę niż kształt rozpoznawalny. Sugerowały także jakąś insniejącą
potrzebę dialogu z abstrakcją geometryczną. Z geometrii wyczuwamy tu tylko pewne
rusztowanie, na którym oparta jest kompozycja. Obraz miał być uporządkowany, ale nie
sztywny. Arika Madeyska nadal zapisywała swoją czułą, poetycką naturę. To, co rozgrywała
w abstrakcjach malowanych w latach 60 i 70, było wyciszone i wrażliwe, budowało nastrój, a
zarazem przyjemność wzrokową. Pozwalało poszukiwać coraz szlachetniejszych efektów
tonalnych, wciągając artystkę coraz głębiej w zagadnienia związane ze światłem. Rozwijanie
w sobie wrażliwości na światło niejako dotykające, muskające powierzchni abstrakcyjnej
formy, niknące w matowych cieniach, tworzy bogactwo kolorystyczne tych obrazów. (...) Już
w latach 70 zwróciła się ku formom owalnym. Nie do ustalenia jest, czy ten nowy motyw
miał coś wspólnego z twórczością Mieczysława Janikowskiego. Artyści znali się i chyba
obdarzali się jakąś sympatią. (...) Subtelne wyczucie barwy i światła jest elementem
zbliżającym jego malarstwo do twórczości Ariki Madeyskiej. Co ciekawsze stworzył też cykl
prac w tonacji bieli i białych szarości. Te właśnie obrazy- mimo posługiwania się czysto
geometryczntmi formami- koła, elipsy, linii prostej, łuku, kwadratu, trójkąta, rombu- poprzez
swoją wysublimowaną atmosferę znakomicie zestawiają się z jasnymi owalami Madeyskiej
zwłaszcza z ostatnich lat jej twórczości. Owal, którym w tak bogaty sposób się posługiwała,
dał jej możliwości spełnienia swoich intuicji artystycznych. Nadawał się do modulowania
tonalnego, pozwalał na przenikanie łagodnych form, krzywizn, wysycanie lub wygłuszanie
światła, bez rozpraszania naszej uwagi na elementy mniej ważne. (...) Arika Madeyska
całkowicie pozbyła się przedmiotu, przeczuwając, że owal daje jej nieskończone możliwości
kreowania przestrzeni. Owal nie niósł z sobą żadnych ograniczeń.(...) Wąska i wyszukana
gama kolorystyczna stały się cechami rozpoznawczymi tego malarstwa i wydaje się, że
wprawne oko zaznajomione z abstrakcjami artystki bez trudności zidentyfikuje wykonane
przez nią portrety lub malowane rzadziej martwe natury. Patrząc bez perspektywy czasowej,
jak na dzieło powstające na naszych oczach, możemy mieć poczucie, że sztuka ta, tak
skromna i tak osobista w zestawieniu z obfitością wypowiedzi niezliczonej ilości malarzy
XX- wiecznych, zachowuje swoją odrębność."
Wiesław Banach, historyk sztuki, dyrektor Muzeum Historycznego w Sanoku.
2006 Gazeta Antykwaryczna- Sztuka.pl: Nic obiektywnie instniejącego: twórczość Ariki
Madeyskiej:
" W sierpniu 1959 r. gazeta 7 dni w Polsce donosiła o zakupie dwóch obrazów Ariki
Madeyskiej przez wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych, Richarda Nixona, podczas
oficjalnej wizyty w Polsce i jak najbardziej nieoficjalnej wizyty w warszawskiej galerii
plastyków. Wydarzenie to, aczkolwiek przypadkowe, odbiło się szerokim echem w
środowisku warszawskich twórców, tym bardziej, że artystka, od chwili ukończenia studiów
w 1953 r., konsenkwentnie i z sukcesami pięła się na szczyt malarskiej sławy. (...) Studia w
PWSSP w Sopocie były zapewne dla młodej artystki ucieczką od przeszłości, wyraźnym,
pozytywnym zwrotem w jej życiu. W ocenie profesorów Artura Nachta-Samborskiego i Jacka
Żuławskiego, była jedną z najzdolniejszych studentek. Pierwszy, wielki sukces artystyczny
odniosła już na Ogólnopolskiej Wystawie Młodej Plastyki w warszawskim Arsenale (1955),
zdobywając jedną z kilku przyznawanych tam nagród. Ta wystawa- legenda, wzór dla
malarzy kilku kolejnych pokoleń, wzbudzała tak wiele emocji wśród uczestników i krytyków
sztuki, że nietrudno sobie dzisiaj wyobrazić, jak istotne znaczenie miała nagroda dla
niedawnej absolwentki sopockiej szkoły. Z Sopotem wiązały artystkę jeszcze inne, ważne
wydarzenia jej życia. Tam poznała swego męża, Romana Madeyskiego, asystenta na
Wydziale Malarstwa Ściennego.(...) O twórczości malarskiej artystki tamtego okresu napisano
wiele artykułów. Teksty jak najbardziej pochlebne, pełne nadziei na wielki rozwój dotyczyły
prac o charakterze figuratywnym. Odbiorcom to się podobało. Lecz artystka czuła, że to
dopiero początek i zaledwo cząstka tego, co chce pokazać światu, że chce czegoś więcej, że
świat jest znacznie bardziej ciekawy, kiedy uwolnimy się od złudzenia, jakim jest realny
obraz na płótnie.(...) W 1963 r. Arika Madeyska wyjechała do Paryża na stypendium. Ten
wyjazd był kolejnym zwrotem w jej życiu osobistym i na zawsze odmienił jej artystyczny
świat. Pytana o przyczynę wyjazdu na stałę do Paryża, zawsze odpowiadała tak samo:
"uciekłam" zarazem przed reżimem, ale też przed życiem prywatnym. Pierwsze lata paryskie
były bardzo trunde. nie uwolniła się od problemów finansowych. Wsparcie wielu przyjaciół,
m. in. przyjaciółki Modiglianiego, Luni Czechowskiej, rzeźbiarki Marii Papa, z którą później
kilkokrotnie wystawiała oraz kolegów z paryskiej Kultury, pomogło przetrwać jej
najtrudniejsze lata. W książce wydaną przez Kulturę- Listy do Czesława Miłosza- drukowany
jest list Zygmunta Hertza we fragmencie dotyczącym Ariki Madeyskiej: (...)" więc mimo
tego, że nie osiągnąłeś Lednickiego i Szwedowej, walnie się przyczyniłeś do przyszłej fortuny
topielicy- Ariki. Zresztą jest to miła i dobra kobieta, wielka przyjaźń z nami. Kompletnie
wypruta z materializmu, co jest szalenie przyjemne."
Dzięki swym umiejętnościom zaczęła wspólnie z polskimi artystkami, Joanną WieruszKowalską i Mirą Krzyśko, realizować liczne zlecenia, m. in. konserwację malarstwa
ściennego i sztalugowego. Obrazy Ariki wczesnych lat paryskich zasadniczo się nie zmieniły.
Widoczne są próby poszukiwania czegoś nowego, świeżego, czegoś, co pozwoliłoby jej być
po prostu sobą. Ciągłe problemy finansowe nie pozwalały na skupienie uwagi tylko na
sztaludze. Nie miała też czasu i chyba jednak siły przebicia, by zadbać o własną karierę,
nawet tę komercyjną. Za to niezwykle ceniła sobie spotkania z kolegami artystami, a
szczególnie z Aliną Szapocznikow, Romanem Cieślewiczem, Marią Papa, Janem Lenicą,
Janem Lebensteinem, Mieczysławem Janikowskim, Eustachym Kossakowskim. Jej paryskie
mieszkanie było przystanią dla wielu przyjeżdżających z Polski przyjaciół.(...) Malarstwo
Ariki Madeyskiej na powrót odzyskało swój smak i temperaturę pod koniec lat 80. W tym
okresie niemal całkowicie zmienił się sposób wyrazu kreacji artystycznej malarki. Jej obrazy
niemal z pogranicza abstrakcji geometrycznej, o subtelnej, prawie monochromatycznej gamie
barwnej przedsawiały formy koliste, owale, przecięte niedokończoną formą, niekiedy
zachodzące na siebie, jakby pojawiały się i znikały pod mglistą przesłoną przeźroczystych
wstęg. W tym samym czasie powstały również liczne kolaże i rysunki.(...) W 1991 r. Arika
Madeyska została zaproszona do kraju na wystawę polskich artystów emigracyjnych
Jesteśmy. W życiorysie był to ważny moment, bo właściwie od tej wystawy rozpoczęła się
ponowna kariera artystyczna w Polsce, a lista wystaw w kraju stała się długa i interesująca.
Niemal co roku odbywały się indywidualne pokazy prac w muzeach i galeriach całego kraju.
Wiosną 2004 r. w galerii Art New Media w Warszawie została zorganizowana wystawa
indywidualna artystki o charakterze retrospektywnym. W otwarciu osobiście uczestniczyła
Arika Madeyska, bardzo wzruszona kolejnym spotkaniem z widzami. Było to ostatnie
spotkanie. Kilka miesięcy później zmarła nagle, w swoim mieszkaniu w Paryżu, tuż po
powrocie z ukochanej Warszawy."
Henryka Milczanowska, historyk sztuki.

Podobne dokumenty