Show publication content!
Transkrypt
Show publication content!
MICHEL LEIRIS z powtarzającym się regularnie powielaniem tych sa mych przedmiotów, co nasuwa przypuszczenie, że wy jeżdżając z A w jakimkolwiek kierunku, odnajdujemy się (po odbyciu „podróży dookoła świata”) z powrotem w A... W rzeczywistości jest to A1 - identyczne z A. Napotykamy je, podróżując nie po okrężnej, lecz w linii prostej. Przypuśćmy, że Magellan wyjechał z A1. Dociera do A2. Jest to miejsce identyczne z A1 - o czym jest prze konany, rozpoznaje w nim bowiem te same przedmioty i te same osoby. W tym samym czasie do A1 dociera in na ekspedycja Magellana, która wyruszyła z A. Przyja ciele „Magellana A 1” rozpoznają go w „Magellanie A ”, który z kolei jest przekonany, że odnalazł swoich. Jest zatem możliwe, że każdy punkt na ziemi, i w związku z tym również każdy przedmiot i każda osoba, powtarza się nieskończoną ilość razy. Ale sko ro nie ma powodu, aby dwa identyczne miejsca różni ły się, każdy ruch jednej osoby N a jest powtarzany w identyczny sposób (i naturalnie w tym samym kie runku) przez wszystkich jemu podobnych N n. Nie możliwe jest więc spotkanie kiedykolwiek naszych so bowtórów: w momencie gdy tylko zbliżamy się do niego, on sam zbliża się na taką samą odległość do in nego sobowtóra, oddalając się oczywiście od nas (pod czas gdy tamten oddala się od niego). Mogłoby to uzasadniać przesąd starożytnych, któ rzy wierzyli, że spotkanie swojego sobowtóra jest dla człowieka oznaką śmierci. Rzeczywiście - przyjmując naszą hipotezę - nie jest możliwe, by w sposób natu ralny spotkać się ze swoim sobowtórem (lub raczej z jednym z licznych sobowtórów). Taką anomalię można wytłumaczyć jedynie poważnymi, zdolnymi spowodować śmierć „organiczno-kosmicznymi” zakłó ceniami, które dotykają tego, kto doświadczył takiego spotkania (co według praw logiki nie powinno nastą pić - dwa identyczne ciała w identycznym środowisku zmuszone są zachowywać się identycznie). Dziennik 1922-1989 (fragmenty) 1 7 kwietnia 1924 Spacer w Issy-les-Moulineaux z André Massonem. Według niego: Limbour2 = Lucyfer Roland Tual3 = Czarodziej ja = Areopagita. (...) 7 października 1924 O podróży Magellana:4 Być może ziemia nie jest kulista. Być może jest pła ska i nieskończona (a w każdym razie bardzo duża), 24 stycznia 1925 [Crym jest sen? Odpowiedź na ankietę.]5 Świat moich snów jest światem nierealnym, bruko wanym kamieniami, obramowanym budowlami. N a ich frontonach czytam czasem tajemnicze sentencje. Jest to długi ciąg esplanad, galerii i perspektyw, które przemie rzam niczym całkowicie abstrakcyjną przestrzeń ogoło coną ze wszelkiej ziemskiej realności. Królują tutaj oło wiana nić, cyrkiel, waga (jako że ten nocny świat jest o wiele lepiej zorganizowany niż dzienny). Śledzenie ja kiejś myśli, jej wyjaśnienie za pomocą szczegółowego badania słów, które ją formułują, poszukiwanie linii sensu, jakakolwiek próba wyzwania wobec zawrotu gło wy - mogę tego wszystkiego dokonać tylko w moich snach, gdzie jestem jedynie matematycznym punktem. Punktem poruszającym się wzdłuż jednej linii, na pusty ni miasta wybrukowanego słowami. André Masson Gracz (Michel Leiris), 1923. Za: M. Leiris Miroir de l'Afrique, Gallimard 1996, ed. Jean Jamin. 36 Michel Leiris • DZIENNIK 1922-1989 Gdy tylko dzień odchodzi i oczy się zamykają, sy laby i litery wzbogacają się nowymi znaczeniami. For ma litery, dźwięk sylaby popychają umysł ku nieocze kiwanym tropom, odsłaniając przed nim nieznane związki pomiędzy różnymi elementami języka. Ileż to słów, których ukryty, intymny sens nigdy mi się wy raźnie nie ukazał, zostało w ten sposób przetłumaczo nych we śnie... Wydarzenia występujące zazwyczaj we śnie, nie in teresują mnie bardziej niż te rzeczywiste. Wydaje mi się jedynie ważne, to wspaniałe wy zwolenie umysłu, które pozwala na roztrząsanie naj poważniejszych spekulacji za pomocą analizy słów tej specjalnej logiki, mniej rygorystycznej niż trady cyjna, ale o ileż bardziej przekonywającej w swych objawieniach... Ten szczególny świat myśli tworzy nieustannie se kretną osnowę moich marzeń sennych. Trwały znak, który odnajduję we wszystkich przygodach mojego snu - niezależnie od tego, czy chodzi o podróż po podziem nych labiryntach, czy też o gonitwy wzdłuż meandrów bagnistej rzeki, która prowadzi mnie do bieguna, do kobiecego łona lub do prawdy. 15 maja 1929 (...) Poezja jest długotrwałą walką ze śmiercią (śmiercią, którą staramy się poznać, wierząc, że dzięki temu zdołamy ją okiełznać). To właśnie zbliża ją do mi styki, której celem jest zdobycie za życia namacalnego świadectwa nieśmiertelności. Pragnienie absolutu w rzeczywistości dotyczy negacji czasu - w ten sposób śmierć przestałaby istnieć. Stwarzamy świat poezji, po nieważ wszystko wydaje się w nim nienaruszalne - niepoddane zmienności i niszczeniu, którym podlega ciało. (...) Nie chodzi bowiem o to, że jego ponadczasowość jest szlachetniejsza, ale że jest „ponadczasowa”, czyli (w dosłownym sensie tego słowa) „ponad czasem”: niepoddana przemijaniu i śmierci. (...) Dlatego poezja powinna być rozumiana jako narkotyk lub nałóg, które go jedyną rolą jest pozwolić zapomnieć. (...) Każde działanie artystyczne sięga korzeniami do tej właśnie wojny przeciwko śmierci. Przypomina to ogromną pracę, jaką wykonali Holendrzy w XVII wie ku, by wydrzeć morzu nowe tereny, osuszając je. Jed nak w bitwie, jaką prowadzi sztuka, nie ma trwałych zdobyczy. Wszystkie zwycięstwa są złudzeniem. Trzeba bez przerwy budować na nowo, stawiać nowe funda- Od lewej: Robert Desnos, Georges Bataille, Gaston-Louis Roux, Alberto Giacometti, Michel Leiris, hrabia de Noailles i Georges Auric. Anonimowa fotografia, ok. 1925. Biblioteque littéraire Jacques Doucet. 37 Michel Leiris • DZIENNIK 1922-1989 menty - aż do nadejścia ostatecznej katastrofy, która zmiata wszystko i pozostawia na powierzchni jedynie kilka fal i bardzo mizerne szczątki. Tej samej klęski do znajemy po uprawianiu miłości, po alkoholu, czy wreszcie - po jakiejkolwiek próbie działania... Nuda i przesyt wprowadzają ponownie w sztukę śmierć - stąd potrzeba nieustannego odkrywania no wości, nieustannego wyścigu. Siódmy dzień Stworze nia - ten, podczas którego Bóg odpoczywa - powinien być interpretowany jako symbol nicości i śmierci. To z powodu tej alegorycznej racji, którą jednak głęboko przeżywamy, niedziele i wakacyjne dni są tak bardzo deprymujące. Podobnie jak myśl, że istnieją ludzie, którzy „idą na emeryturę” i budują domy, aby spędzić tam spokojną starość. Śmierć byłaby łatwiejsza do zaakceptowania, gdyby nadchodziła od razu, bez starzenia się, bez postępują cego wyniszczenia: osłabienie zdolności umysłowych to jedna z tych rzeczy, które przerażają mnie najbar dziej. Nie skłamię, mówiąc, że jeżeli wciąż piszę, to w dużej mierze po to, by udowodnić samemu sobie, iż jestem jeszcze do tego zdolny - że nie jestem jeszcze zupełnie niedołężny. życia. Podsumowując: chciałbym opisać zero, co jest przecież niemożliwe (zera nie ma). Ograniczam się więc przeważnie do prostego opisu moich starań, któ re zmierzają do tego, by właśnie opisać zero. Jest to od wieczna tautologia, błędne koło, którego naprawdę wiernym obrazem jest właśnie ta cyfra. Błędne koło: wplątujemy się weń, gdy pod pretekstem opisania swe go życia zapominamy żyć, ponieważ piszemy. (...) Wypełniłem swoje wieczne pióro świeżym atra mentem (mimo że w tej chwili nie było to niezbędne) tylko dlatego, że przyszło mi na myśl, że mając dużo atramentu, będę miał dużo pomysłów. Jestem ubrany w jaskrawoniebieską bonżurkę z po złacanymi guzikami - w coś w rodzaju blezera. N a mo im stole znajdują się papierosy, bibuła, ołówki, książki, papier... Siedzę naprzeciwko okna i widzę zachodzące słońce i chmurzące się niebo. Od czasu do czasu słoń ce ożywia się, po czym pochmurnieje i wydaje się, że bawi się w chowanego z tym, co o nim mówię. Słyszę tykanie mojego małego wahadłowego zegarka, drzwi od ustępu zamykające się za jedną ze służących, która właśnie tam weszła, daleki szum samolotu i tramwa jów. W tym momencie słychać spłuczkę i zbliżający się samolot (który staram się zobaczyć). Wszystko to nie ma naturalnie żadnego znaczenia i muszę przyznać, że mam przerażającą ilość czasu do stracenia, aby zaba wiać się w taki sposób lub ograniczać się do notowania podobnych błahostek. Równie dobrze mógłbym spo rządzić katalog mojej biblioteki lub zrobić inwentarz wszystkiego, co posiadam. 17 maja 1929 (...) Całe moje życie opiera się na chrześcijańskiej zasadzie spowiedzi i wyobrażam sobie, że się wypłaci łem, ponieważ potrafię dokładnie ocenić, kim je stem. (...) Chciałbym rozchorować się wskutek szcze rości. (...) Większość znanych mi dzienników intymnych (Novalis, Amiel, Baudelaire) to raczej wybór literac kich notatek i medytacji, nie zaś dzienniki intymne w ścisłym tego słowa znaczeniu. Wyjątek od tej regu ły stanowi dziennik Ludwika II Bawarskiego (choć mamy tutaj do czynienia z dziełem szaleńca lub osoby mającej reputację szaleńca). Dziennik intymny naprawdę szczery, nie powinien nosić śladów jakiejkolwiek selekcji opisywanych wy darzeń. (...) Dobrze by było, gdyby udało się w szcze gółowy sposób dokonać opisu całego dnia. Opisać, jak się wstaje, myje, ubiera... O czym się myśli podczas tych czynności... Opisać konwersacje przy stole, mo menty dobrego i złego humoru, które mogą po sobie następować, organiczne odczucia, których doznajemy, wspomnienia które wracają... To wszystko zapisane skrupulatnie, godzina po godzinie. Dziennik intymny, który w tej chwili redaguję, to raczej rodzaj szkicownika, a nie dziennik intymny jako taki. Wszystkie moje refleksje są zbyt teoretyczne, zbytnio dążą do uogólnień, zbliżają się do aforyzmu. Mówię nie tyle o sobie samym, co o sądach, jakie mam na swój własny temat. A przecież te strony powinny stanowić moje dokładne odbicie! (...) Dziwny fakt: od kilku dni jedynym usprawiedliwie niem mojego życia jest redagowanie dziennika mojego [kartka bez daty] (1930) (...) Jedynym sposobem, aby nie podróżować jako turysta (to znaczy jako ślepiec), jest podróżowanie w charakterze etnografa. (...) W podróży, pogrążając się całkowicie - aż do zatracenia - w przestrzeni, wy mykamy się biegowi czasu, jak gdyby zawracamy go. W ten sposób udaje nam się anulować wszystkie jego tak przerażające spustoszenia. Tymczasem, pozostając bez ruchu, skazani jesteśmy na jego szczęki - jakby kruchy minerał zżerany przez erozję. Ta ucieczka pole ga na walce z czasem, który zostaje przezwyciężony za pomocą przestrzeni... [kartka bez daty] (1933) Młodość Damoklesa Siriela6 Moja autobiografia, od początku wojny do utraty dzie wictwa Lipiec 1914 w Concarneau. Święto niebieskich sieci, zamknięte miasto. Ładna bretonka, służąca ho telowa: masturbuję się, myśląc o niej. Młody rybak, kabotyn, śpiewa „Kwiaty czarnego zboża”. Mój wuj. Zetknięcie się z dromaderem pewnego wieczoru. Za mach w Sarajewie; zaczyna się mówić o wojnie. „Ma newr giełdowy”, mówi mój szwagier. Mobilizacja. T e legram od mojego ojca. Powrót. Ucieszyłem się, że 38 Michel Leiris • DZIENNIK 1922-1989 wojna toczy się w momencie, gdy mam tylko 13 lat. Myślę sobie „dzięki temu nie pójdę”. Biarritz. Upokorzenie u księżny Elchingen. Moja siostra ma opuchnięte nogi i przeżywa szok nerwowy. Często widzę jej nagie łydki. Masturbuję się. Pani La porte, u której mieszkamy. Pani Dufrène. Nocne szlo chy. Mój brat Jacques wraca z Anglii. Mój brat Pierre i ja chodzimy wytrwale na zebrania w świątyni prote stanckiej. Nieudana nauka pływania. Podczas spaceru uciekam przed dwoma psami z folwarku i rozkładam się jak długi w kałuży błota. 1914-1918. Janson. Olympia i Syrena. Jean Metziger. Obopólne masturbacje. Versigny (słychać działa). Flirt z L., narzeczoną mojego starszego brata (pocału nek w usta na strychu z sianem, w nocy intymniejsze pieszczoty). Przedtem nieudane próby flirtów: Marcel le, moja „narzeczona” Geneviève. Miłość do Denise: poemat, który dla niej napisałem, dojrzała gruszka, którą jej dałem, mówiąc, że to jest jej portret. Spotka nia w metrze w okresie licealnym; Denise jest w żało bie. Początki flirtu z L.: pozwalam się „pieścić”. Msza. Modlitwa o piątej godzinie. Historia (poprzedzająca flirt) chusteczki L.: mój brat niechcący podbija mi oko, zabierając mi chusteczkę. Wakacje Świąt Wielkanocnych: „New York” z Jean Michel. Yvonne Darauze i wybryk z dwudziestoma frankami (mój ojciec wysyła mnie za karę do Nemours). Buda przed maturą: Vidal i pensjonariusze pederaści (ekscentryczność: spacer do Renelagh z Jacques Lavaud, ja imitujący niedorozwiniętego i zaślinionego), zawody Kayser-Charavay. Kanett's bar. Koledzy, którzy się zobowiązują „ustatkować się” ; ich odjazd do Harrar. Opowiadam ojcu, że chcę się zrehabilitować. Mdłe historie z bur delu: nieudana inicjacja (jeszcze teraz pamiętam wil gotne wargi tej kobiety na moim czole), półorgie (brunetka i blondynka; kobiety - prawie dziewczynki - w kole, pokpiwające sobie; burdel z ubranymi ko bietami, z których jedna całuje mnie, ale nie mam pieniędzy), naga kobieta o podłym wyglądzie, model ki murzynki i sztuczne penisy itd. Historia z pudełkami papierosów obok Tabarin. Ja ne Delers i jej przyjacółka Ninette („zobaczy pan, gdy będzie pan starszy i gdy pańska przyjaciółka będzie opowiadała o swoich sukienkach”). (...) Pojawienie się jazzu. The Seven Spades. Wielki zgiełk półświatka i wojska w teatrze Caumartin. Łań cuch od zegarka. Pijaństwo i wymiociny. Chcę, aby Toria nasikała mi do ust. Racing. „Dobre pijusy, tak jak my” . Dezerter Pierre Suleau. Ciotka, która miesz kała obok dworca Auteuil. Szampan z Guittą pod czas alarmu przeciwlotniczego. Mado i pocałunki gryząco-krwawiące. Yvonne Hamy. Przez cały ten czas kino i małe bistra z tą Andrée, która nie żyje. W każdy piątek kino w Auteuil. Bracia Toulogovat Halperson. Dwie podróże z moimi rodzicami do stre fy wojennej. Pierwsze poematy burleskowe (rodzaj śpiewnika kabaretowego), jeden odnoszący się do Torii. Zawieszenie broni i pokój. Prywatki, Savoy Dancing Club. Nieśmiałe flirty. Rosette. Rzygam w pracowni Jeana Hanau i chowają mnie pod płasz czem. Siostry Taverna. (...) Faun i Nimfa. Sadystyczna wstrzemięźliwość i pierwsze wezwania do włóczenia się (bohema z Nostre Logiz). 55, rue de la Pompe. Nocne spacery w La sku Bulońskim. Jestem zatrudniony jako pracownik handlowy w firmie Rosambert. Porzucam ją, żeby niby zajmować się chemią; tak naprawdę, żeby nic nie ro bić. Dalszy ciąg teorii o „ekscentrycznościach” (u jej podstaw Jacques Lavaud). Symulacja samobójstwa: w alei Lasku, pewnego wieczoru uciekam z butelką cy janku potasu w ręku. Literatury jeszcze nie ma. Nawet Maca Orlana. Jacques Dilly, zmęczony naszym noktambulizmem, źle się czuje u kuzynki Marys Demay. W tym samym okresie ja sam jestem tak zmęczony bezsennością, że idąc ulicą, mam halucynacje: sylwet ki skręcające gwałtownie za rogiem ulicy w momencie, gdy się pojawiam, małpa przeskakująca przez siatkę. Marys Demay zabiera nas na tańce do swojej przy jaciółki D(aisy) S; dostaję wysokiej gorączki i zaczy nam szczękać zębami; ona mnie leczy. Zdaje się, że uważa mnie za alkoholika. Idziemy tam innego wie czoru. Jestem tak zmęczony, że idę, opierając się na la sce i, żeby się trochę podreperować, piję czarną kawę u handlarza tytoniem na dole. D(aisy) i ja: tańczymy, bawimy się w przebieranki, wymieniamy nasze ubrania (tak samo Marys i Jacques). Udajemy, że flirtujemy. To mnie rozzuchwala. Pierwsze pocałunki na kanapie. Obok Marys, która chichocze i kręci się cały czas - śpi czy nie? Innego wieczora (6 sierpnia 1919): kiedy wy chodzimy, D(aisy) mówi mi, abym wrócił, co też robię. Wielkie poruszenie i niepokój. Okazuję się niezdolny do niczego. Dopiero powoli, stopniowo uda mi się ko chać się normalnie. Wątpliwość: skończyć książkę symulowaną podró żą do Deauville, czy też rzeczywistą podróżą do Wies baden (okupowane miasto; sztuczne ognie; Parsifal (którego nie zobaczę); pierwszy przystęp prawdziwej rozpaczy)? 31 stycznia 1941 W żadnym momencie mojego życia literackiego, nie przyszło mi do głowy, aby się „uoficjalnić” . Nie za cznę więc tego robić teraz. Podstawowym znaczeniem, jakie nadaję mojej działalności poetyckiej, jest odmo wa. Nie może więc być mowy o publikowaniu na wa runkach, które zakładałyby milczącą akceptację tego, co dzieje się obecnie w polityce. Odsłania mi się tutaj sens owej odmowy - głęboko negatywny charakter, jaki posiada całość mojej dzia łalności pisarskiej. L'Afrique fantôme zrodziła się ze sprzeciwu wobec pisania „książki podróżniczej” . Glos- 39 Michel Leiris • DZIENNIK 1922-1989 saire j'y serre mes gloses opiera się, przynajmniej w pier wotnym zamierzeniu (ponieważ trudno mi nie przy znać, że bardzo szybko dałem się wciągnąć i napisałem ją tak, jakbym pisał poemat), na nieodpartej chęci ja ką odczuwałem, by drobiazgowo przeanalizować - pra wie zniszczyć - to, co stanowiło rdzeń mojego słownic twa poetyckiego. Abanico para los toros jest odpowiedzią na pewien zakład, który sam w sobie jest także rodzajem odmowy: tworzyć poematy, z których każdy odnosiłby się do rzeczywistości, która może być naukowo opisana. Jeśli chodzi o Wiek męski —jest on w sumie zanegowaniem powieści. Próbowałem w nim streścić w stanie prawie surowym, nieopracowanym, całość obrazów i faktów, nie poddając ich wcześniej obróbce wyobraźni. (...) 21 października 1942 „Anachroniczny” (pożyczam to słowo od Duchampa, który użył go w rozmowie, jaką przeprowadziłem z nim kilka lat temu: jego wola wyeliminowania ze swoich dzieł elementu „anachronicznego”) charakter mojej działalności literackiej: wycofuję się wciąż w przeszłość, jestem urzeczony moimi wspomnieniami z dzieciństwa i młodości, urzeczony tym wszystkim, co stanowi wspomnienie. Chodzi mi nieustannie o od tworzenie, uchwycenie minionych doświadczeń, które staram się ożywić z maksymalną ostrością. Doświadczenie teraźniejszości jest niedostępne. Lub raczej moje jedyne doświadczenie teraźniejszości ist nieje poprzez akt pamiętania. Oto stałem się kronika rzem, zamiast być poetą. Herezja podobna do tej, jaką zanotowałem dziesięć dni temu: pisanie po fakcie, pi sanie, które zdaje relację, przekłada. Pisanie, które nie „tworzy”. Pisanie okaleczone, szukające oparcia w przeszłości, niemające już samo siły, by wzlecieć. To dlatego akt pisania stał się dla mnie rodzajem nudne go pensum. Piszę, jak gdyby moje życie było nieustannym upad kiem i jak gdyby każdy punkt czasu usytuowany poza mną był z tego powodu „wyżej” ode mnie - reprezento wał coś bardziej wartościowego niż miejsce, w którym jestem obecnie. (...) 4 listopada 1945 (...) W porze popołudniowej wizyta w atelier Giacomettiego, który pracuje wciąż nad postacią kobiecą, którą zaczął wiele lat temu i dla której wykonał mode le niewiele większe od szpilki. Alberto pokazuje mi również obraz przedstawiający pojedyncze jabłko poło żone na kredensie. To naturalizm i jednoczesne prze kroczenie go. Co do figurki (kobieta stojąca na bacz ność): wymyka się ona naturalizmowi przez swoją pozycję i poprzez wydłużenie. Akwarela, którą zrobił, będąc nastolatkiem, aby przedstawić Saula chcącego zabić Davida swoją włócznią. Michel Leiris w 1980. Paryż, wyspa Cité. fot. Harali. Za: M. Leiris Miroir de l'Afrique, Gallimard 1996, ed. Jean Jamin. 40 Michel Leiris • DZIENNIK 1922-1989 mym imieniem”. „Imię” (maska) zyskuje ludzki wy miar w romantyzmie.(...) U Moliera, pod maską Don Juana odnaleźć można mizantropa Alcesta oraz Tartuffe’a. Wraz z Mozartem, Don Juan traci swój aspekt toreadora, by stać się A r lekinem. 15 sierpnia 1946 Coraz bardziej jestem wobec literatury niczym to reador, który stracił upodobanie (laficion). 29 sierpnia 1950 Trzy fazy w Don Juanie Mozarta i Da Ponte: całkowita rozpusta i zupełna niewiara; (począwszy od sceny na cmentarzu) zakwestiono wanie istnienia Nadprzyrodzonego; (już po pojawieniu się posągu w ruchu) bunt prze ciwko Nadprzyrodzonemu, gdy narzuca ono swoją wolę. Po niedowierzaniu następuje negacja, po czym - kie dy nie da się dłużej zaprzeczać - otwarty bunt. 4 kwietnia 1954 W piątek 26 marca Parsifal w wykonaniu Opery ze Stuttgartu. Osobiste wspomnienia na temat Parsifala: w 1914 zabrano mnie do loży i byłem tak dumny, że pozwolono mi zobaczyć przedstawienie dzieła, które ma reputację trudnego w odbiorze, że nawet na myśl mi nie przyszło, aby się nudzić. Z czasów mojego związ ku z D(aisy) S.: jechałem spotkać się z nią w Wiesba den, udając, że jadę zobaczyć Parsifala. N a drugi dzień wróciłem jednak do Paryża: nie udało mi się dostać miejsca, w dodatku złapałem okropną chandrę. Problemy, jakie stawia Parsifal: czyż nie jest wymy słem, by pod pretekstem robienia teatru sakralnego, przedstawiać rytuał? (Przedstawienie samo w sobie jest rytem. Wyreżyserować pozór rytu to rzecz, której właśnie nie powinno się robić: nie możemy stać się częścią rytuału, jeżeli jest on nam „dany” jako spek takl). Wagner dążył do opery totalnej, z librettem ob darzonym prawdziwą wartością poetycką i pewną no- 4 lutego 1951 Praktycznie porzuciłem poezję, pod pretekstem ro bienia rzeczy pożytecznych. Tak naprawdę jednak tyl ko udaję, że robię rzeczy, które sprawiają wrażenie po żytecznych. Przedwczoraj na Sorbonie konferencja José Bergamina na temat Don Juana. Replika Tirso de Moli ny: na pytanie Donny Isabelli, Don Juan odpowiada: „Jestem człowiekiem bez imienia”. Według J [osé] B[ergamina], Don Juan będący dla kobiet „człowie kiem bez imienia”, dla siebie samego pozostaje „sa Błazenada z Picassem. Za: „Magazine Littéraire” nr 302/1992. 41 Michel Leiris • DZIENNIK 1922-1989 8 lipca 1957 śnością filozoficzną. Jednak w rzeczywistości robił bar dzo „niestrawne” libretta (może z wyjątkiem Tristana, gdzie stara legenda, nieznacznie tylko zmieniona, „niesie go”), wplątując je (co z muzycznego punktu widzenia niewłaściwe) w potrzebę objaśniania drobia zgowej i obfitej frazeologii. (...) Drugi akt - z inkantacją Klingsrora i obrazem dziewczyn-kwiatów - jest najbardziej atrakcyjny mu zycznie, co skłaniałoby do przyznania racji Williamowi Blake’owi z jego aforyzmem na temat Miltona (swo bodniejszego w Raju utraconym niż w Raju odzyska nym): „poeta, nie wiedząc o tym, jest zawsze po stronie demonów”. Estetyzm prowadzi także do stworzenia społeczeństw doskonałych i Parsifal, którego tematem jest inicjacja i który wysławia czystość (z całą powagą, bez ironicznego cudzysłowu Zaczarowanego fletu), jest w samym założeniu - u szczytów estetyzmu. Chęć wy kluczenia oklasków (jako niezgodnych z religijnym skupieniem) jest w rzeczywistości równoznaczna z chę cią zniesienia interwencji publiczności i, ograniczając ją do roli biernej, uniemożliwienia wszelkiej realnej wy miany między nią a artystami (wymiana z definicji nie może być jednostronna), co oznacza pozbawienie wy darzenia teatralnego tego, co w nim pozytywnie rytual ne (duchowej łączności, wspólnego obcowania hałaśli wie manifestowanego). Oczywisty związek pomiędzy czystym i sztywnym rycerstwem ukazanym w Parsifalu i „Ordenburger” epoki hitlerowskiej. Od pewnego czasu chcę wprowadzić w moje życie trochę opery włoskiej. Zaczęło się to mniej więcej w chwili, gdy mówiłem o „zlikwidowaniu miłości do oper Verdiego” i zlikwidowaniu owego estetycznego podejścia, które pozwalało mi zadowalać się miłościa mi przeżytymi za pośrednictwem oper. Niemożliwe jest jednak jednoczesne współistnienie na płaszczyźnie sztuki i płaszczyźnie życia. Sztuka nie jest rozrywką, czy też oderwaniem od życia, lecz jego przemienie niem. „Sztuka” powinna wcielić się w „życie”, złączyć się z nim, a nie je upiększać jak dodatkowo dorzucony ornament. Żartując, powiedziałem raz C., że jeśli się naprawdę kocha operę włoską, jest się zbyt zajętym jej przeżywaniem, aby jej jeszcze słuchać. 28 lipca (Vauvenargues) 1959 (...) Wczoraj wieczorem Picasso opowiadał, jak to go ścił w Vauvenargues Luisa-Miguela Dominguina.8 Roz mawiając z nim o tauromachii i próbując omówić pewne wątki dotyczące walki, okazał się całkowicie niezdolny do narysowania w jego obecności byka... 8 września 1959 Trzy różne zagadnienia: sztuka w życiu (spektakle i święta, jedzenie i picie podniesione do rangi sztuki...), życie w sztuce (moda w sztuce: Carpaccio, Guys, Lautrec lub może „weryzm”...), artysta, który pozostawia po sobie legendę, artysta, którego sztuka i życie zlewają się. „Wprowadzenie sztuki w życie” to pusta formuła - trze ba by było sprecyzować, czym ma być owo „wprowadze nie”, czym ma być „sztuka” i czym ma być „życie”. 9 kwietnia 1954 Sprostowanie do analizy Parsifala: skarżąc się i la mentując przy trumnie swojego ojca, Amfortas gorszy nie tyle swoim smutkiem, lecz tym, że przeplata go skargami na swą niedolę. W pewnym sensie Don Juan i Parsifal stanowią swoje przeciwieństwo (mimo że jedno i drugie dzieło zbudowane jest na micie mniej lub bardziej religijnym, a nawet chrześcijańskim). Spośród dwóch bohaterów, których nieludzkość wyznaczana jest przez pogardę wobec kobiet - jeden uwodzący je, drugi odpychający - pierwszy skazany jest na piekielne kary, drugi na nie biańskie rozkosze. Pogarda u Don Juana jest grze chem, u Parsifala cnotą. (...) 3 sierpnia 1960 Głęboko „monistyczny” charakter malarstwa Massona (wrzucenie artysty w samo serce wszechświata) wyjaśnia być może prawie całkowitą nieobecność u niego tematu „malarz i jego model” - tematu zasad niczego dla takich artystów współczesnych jak Picasso (który opracowywał go wielokrotnie w różnorodnych formach) lub Giacometti (który jest autorem niezli czonych rzeźbionych i malowanych portretów, auto rem nieustannie zaabsorbowanym relacją „oglądający - oglądany”). Postawa Massona jest „mistyczna”, Pi cassa i Giacomettiego - „fenomenologiczna”. 30 czerwca 1957 2 maja 1962 Posiadam w Saint-Hilaire rysunek André Massona, na który spoglądałem zawsze jak na portret (choć byłem jedynie modelem): prawą ręką, która trzyma róg, mężczyzna rzuca kości, opierając lewą na łokciu i podpierając czoło na lewej dłoni, która zasłania mu oczy, jak gdyby nie chciał widzieć. Zawsze bardzo lubiłem ten rysunek i zawsze myśla łem, że był naprawdę moim symbolem. Otóż, wydaje mi się dzisiaj, że mój gest sprzed miesiąca7 był także swego rodzaju rozpaczliwym „rzutem kości”... (...) Hiszpańska historia: piętnaście dni temu idę do kli niki na ulicy Nicolo zobaczyć Jaime Sabartesa, który przychodzi do siebie po ataku połowicznego paraliżu. Jest przy nim [Mur] Loto (żona rzeźbiarza), a tuż po moim przyjściu nadchodzi malarz Antoni Clavé. Zale dwie trzy lub cztery dni temu prasa francuska podała, że przeszło siedemdziesięcioletni Juan Belmonte zabił się strzałem z rewolweru z miłości do kolumbijskiej re joneadora. To rodzaj hiszpańskiego wydarzenia - wyda 42 Michel Leiris • DZIENNIK 1922-1989 rzenia, którym można się wzruszyć. Ku mojemu zdzi wieniu moi trzej rozmówcy okazują się mocno krytycz ni: wedle tego, co mówią, Belmonte, popełniając sa mobójstwo, doszczętnie się skompromitował. To zrozumiałe, że matador nie zabija się. Tym gorzej, je żeli robi to dla kobiety. Czarę goryczy przelewa fakt, że zrobił to za pomocą rewolweru: matador z rewolwerem - czy ktoś widział coś podobnego? dla równowagi potrzebę odwrotną - uporządkowania tego, co nieuporządkowane, gdzie wszystko co ważne odbywa się w podwójnym ruchu pomiędzy dwoma bie gunami. Doszedłem w ten sposób do idei reguły tech nicznej (która byłaby jednocześnie regułą estetyczną (stylistyczną)), która prowadzi do wyeliminowania an tynomii motorycznej. W sumie, zrezygnowałem z „ba roku”, by za wszelką cenę odnaleźć klasycyzm. Uspra wiedliwiając (jak to robiłem) stylistyczne piękno potrzebami technicznymi - lub raczej: czyniąc z piękna rezultat doskonałej zgodności pomiędzy stylem i sku tecznością - doszedłem jednak aż do obrony naiwnie „funkcjonalistycznego” punktu widzenia. 9 grudnia (Mougins) 1962 Moje upodobanie do baroku i moje upodobanie do opery stanowią jedność. Typowo „barokowy” charak ter tradycyjnej opera seria. To rodzaj opery, którego najbardziej skończone przykłady dał nam Verdi: na klasycznej osnowie wyznaczonej przez tradycję (zasada harmonii, cięcia w uwerturze, następujące po nich sceny liryczne lub arie, duety, wielogłosy lub chóry na przemian z recytatywami), proliferacja orkiestralna i wokalna prowadząca do wybujałości, nadmiaru, któ ry maskuje klasyczną strukturę. U Verdiego, klasy cyzm pojawia się ponownie w formie niezwykle czy stych i prostych arii, które prezentują się jako „wielkie rozlewy”. Dzięki temu został osiągnięty - poza wszelką dostrzegalną retoryką - „wieczny i kosmopolityczny” ton, o którym mówił Baudelaire.9 Wydaje mi się, że w moich obecnych dziełach dą żę do czegoś podobnego: obfitość szczegółów mniej lub bardziej malowniczych, wśród których chciałbym, aby czasem ukazał się ustęp wzruszający i prosty, o niena gannej czystości formalnej - całość się trzyma „o tyle o ile” (jak w sztuce barokowej), rygor jest przełamany przez wybujałość i nadmiar. Również poprzez nie się przejawia. Jesteśmy skłonni mylić czasem „barok” i „roman tyzm”. W rzeczywistości, nawet najbardziej rozbucha ny barok opiera się w sposób widoczny na klasycyzmie. Być może paralela (w dziedzinie opery) Verdi - W a gner pomogłaby w uchwyceniu tej reguły: „barokowe mu” Verdiemu przeciwstawia się (zresztą w sposób dość względny) W agner „romantyk”, u którego wszystko zmierza ku stopieniu się w mniej lub bardziej jednolitej masie, amalgamat zastępujący opozycję wy bujałości (różnorodności związanej zarówno z wyma ganiami dramatu, jak i scenopisu) i całkowicie nagiej wylewności lirycznej. Proust jako pisarz „barokowy”, wobec Valery’ego „klasyka” i Claudela „romantyka”. To, co tu mówię, pokrywa się mniej więcej z estety ką (i etyką), które próbowałem zdefiniować w Lustrze tauromachii: wymóg przekroczenia reguły, ale, jedno cześnie, wymóg narzucenia reguły chaosowi. Te kon cepcje Lustra są prawdopodobnie trafniejsze od tych wyrażonych później w rozprawie De la littérature con sidérée comme une tauromachie (Literatura rozpatrywana jako tauromachia10). Rzeczywiście, porzuciłem tam bataillowską ideę potrzeby transgresji, do której dodałem 10 grudnia 1962 Za piętnaście dni wycięcie prostaty. N a próżno mó wią mi, że ta operacja to nic ważnego, że będę cierpiał tylko trochę i że po niezbędnym okresie odpoczynku wyjdę bardziej męski (a nie wysterylizowany). Nie mo gę myśleć o tym inaczej, jak tylko z obawą i smutkiem: lęk przed znieczuleniem (być zamroczonym niczym wół i natychmiast potem znaleźć się w stanie osoby zoperowanej: brak odczucia „czasu martwego”, który stano wiłby rodzaj przejścia); wyobrażenie zmian organicz nych związanych ze starzeniem się; uczucie wejścia w początek końca (następna osoba w kolejce to być mo że Z(ette), lub też, ze względu na wiek, ci, którzy żyją z nami11...). Niemożność przedsięwzięcia jakichkol wiek poważnych projektów na „potem”. Mam wraże nie, że za kilka dni wejdę do tunelu. 23 grudnia (Mougins) 1962 „Barokowość” tauromachii: przerost stylu nad sku tecznością (dekoracyjne dodatki do tego, co jest ściśle wymagane przez konieczność walki - nawet najbar dziej „klasyczny” torreador, najbardziej skąpo ubrany, postępuje według estetyki, której nie można w całości zredukować do techniki zadawania śmierci), spekta kularna inscenizacja (kostiumy, paseo, zwyczaje takie jak np. brindis itd.), które przekształcają nagą tragedię w ceremonię. Nawet ruchy tkanin porównywalne do sposobu traktowania draperii w rzeźbach barokowych. 25 grudnia („Mistral” Cannes - Paryż) 1962 Czyż sztuka, niezależnie od form jakie przybiera, jest czymś innym niż barokową wybujałością na twar dych kantach życia? 15 sierpnia (Mougins) 1963 Wczoraj wieczorem Luis-Miguel i Lucia Dominguin na kolacji u P[icassa]. Lucia - coraz piękniejsza i pozor nie pozbawiona sztuczności. Luis-Miguel - utył od czasu, kiedy przeszedł na emeryturę. Bardziej rozluźniony, stra cił swoje ostre niczym stal spojrzenie (spojrzenie matado ra lub zabójcy): pozostał równie piękny jak przedtem, 43 Michel Leiris • DZIENNIK 1922-1989 równocześnie nabrał jednak cech pospolitych, wręcz wulgarnych. Wynika to prawdopodobnie z faktu, że jego kontakty ze śmiercią nie są równie intymne jak kiedyś. wspominała dziwactwa Roussela: przypinany kołnie rzyk założony tylko raz, krawat założony w sumie trzy razy, garnitur założony piętnaście razy... Roussel kazał naszyć na podszewce swoich marynarek mały kwadrat białego materiału, na którym robił kreskę za każdym razem, gdy wkładał garnitur. 29 września 1963 (...) Notatki o Picassie:12 „Malarstwo jest silniejsze ode mnie, sprawia, że ro bię, co każe” (notatka odręczna z 27 marca 1963, na końcu zeszytu z rysunkami). Ostatnie lata jego twórczości13 - szczególnie płod ne i bogate w oryginalne pomysły - nakłaniają do przy puszczania, że to Picasso robi z malarstwem, co chce, i że, w pewnym sensie, jest od niego silniejszy. Niektó re z jego znalezisk: zasugerować precyzyjny profil tam, gdzie jest tylko biel płótna, połączyć (zestawić) w tym samym obrazie środki skrajnie naturalistyczne i skraj nie aluzyjne; wykonać figurę, o której nie da się powie dzieć, czy jest szczytem naturalizmu, czy też, całkiem przeciwnie, asocjacją taszyzmu i geometrii, itd. Przemienność skrajnej wybujałości i wprawiającej w zakło potanie prostoty; łagodności i przemocy. Jeszcze jeden wielki temat podjęty na nowo (tym razem zupełnie nie zależnie i bez odwoływania się do artystów, którzy opracowywali go uprzednio) : Porwanie Sabinek. Jak zawsze znajome tematy: kobieta, pies, lokalny pejzaż, itd. Najczęstszy motyw: Malarz i jego model (wariacja: sam malarz naprzeciw swego obrazu). M a larstwo (akt malowania) : główny temat14 Picassa. Całkiem odwrotnie, niż to się zdarza u większości ar tystów (dla których malarstwo jest sposobem ekspresji lub estetycznym celem do osiągnięcia), u Picassa ma miejsce całkowita identyfikacja pomiędzy nim samym a malarstwem. Niemożliwe jest stwierdzenie, czy to on żyje „dla” i „w” malarstwie, czy też żyjące „w nim” ma larstwo, wciela się najnaturalniej w świecie w to wszyst ko, co jest mu bliskie.15 W tym przypadku nie ma mo wy o romantycznym „rozpuszczaniu się” artysty w jego sztuce: twórczość tę charakteryzuje niezmienna przeni kliwość, krytyczne spojrzenie na sam akt malowania (malarz bywa tu postacią wyśmiewaną). Jeżeli można mówić o romantyzmie, to chodziłoby raczej o ironię ro mantyczną (Picasso, malując, nigdy nie zapomina, że jest w trakcie malowania i że przygoda rozwija się po między malarstwem a nim samym. Tematem - który w zasadzie mógłby być banalny, ale jest niezbędny o ty le, o ile funkcją malarstwa jest coś powiedzieć - jest przede wszystkim miejsce ich spotkania). (...) 13 lipca (Mougins) 1964 Notatki do przedmowy Grobowiec Raymonda Roussela - planowany od dłuższego czasu zbiór artykułów, który powinienem wreszcie zrealizować. Grób na Père-Lachaise; inskrypcja „Rodzina R. Ro ussel..." zastępująca tę, której życzył sobie R[aymond] R[oussel]: „Raymond Roussel / Szwagier (a nie syn sio strzenicy, jak powtórzyłem za Caradekiem) księcia Moskowej".16 (...) Wkład do studiów osoby Raymonda Roussela. Źródła informacji: moje własne wspomnienia, opowie ści, jakie słyszałem w mojej rodzinie, to co powiedzia ła mi Charlotte Dufrène. „Podwójne życie”, do które go Michel Ney robi aluzję w wywiadzie w Bizarre. Czy rzeczywiście „podwójne”? Czy nie należałoby mówić „potrójne”, „poczwórne” itd.? Zycie prowadzone przez tego, który był zarazem multimilionerem, pisarzem i dramaturgiem, pianistą i piosenkarzem amatorem, imitatorem, dobrym strzelcem (z pistoletu), graczem szachowym (w późniejszym okresie, gdy już nie pisał lub gdy pisał bardzo mało), podróżnikiem, narkoma nem i homoseksualistą (zakamuflowanym)? Wielość zdolności Roussela, wszystkie poświęcone wyjątkowej pasji: literaturze (do której najwyższy czas byłoby go włączyć, zamiast w dalszym ciągu traktować go jako „ekscentryka”). (...) Pomysł Roussela, że pewnego dnia pojawi się „maszyna do cofania się w czasie” (do negacji czasu troska podobna do tej, jaką zaprzątnięty był Proust), w rzeczywistości oznacza u niego niezgodę na pozyty wizm. Jednak to w nauce szuka on rozwiązania, ponie waż perspektywa postępu mieści się zawsze w tym świecie. Spojrzenie w stronę nieba jak u astronomów, a nie jak u duchownych. Aspekt świętego Tomasza u Rous sela: „chwała” jako rzecz namacalna. Biorąc pod uwa gę, że istnieje wiele podobieństw pomiędzy Rousselem i Proustem, można powiedzieć, że obiektywność pierwszego przeciwstawia się subiektywizmowi drugie go, co wyraża się radykalną opozycją tych dwóch sty lów (u jednego geometrycznego, u drugiego krętego i falistego). Roussel jako pierwszy uważa się za „szczególny przypadek” i oddaje swą osobę autorytetowi dr Pierre’a Janeta. To, co dotyka jego subiektywizmu, pre zentuje się w ten sposób jako widziane z zewnątrz, podczas gdy w swoim tekście autobiograficznym poda je wyłącznie informacje z à la notki ze słownika. W su mie mamy do czynienia z odwróceniem ról: on sam streszcza swoje życie jakby spostrzegane z zewnątrz, 20 października (Saint-Hilaire) 1963 [O Picassie] Rodzaj przejścia przez lustro: on jako odbicie, malarstwo jako jedyna rzeczywistość. Niczym zdobywca popadający w niewolę tego, co zdobył. 17 listopada 1963 Podczas mojej ostatniej wizyty (podróż do Genewy i Brukseli pod koniec października), Charlotte Dufrène 44 Michel Leiris • DZIENNIK 1922-1989 20 stycznia 1969 podczas gdy to ktoś inny opisuje go takim, jaki jest od wewnątrz. Śmierć Denise’a Naville’a. Jedząc niedawno razem obiad, rozmawialiśmy o Paulu Celanie, poecie niemiec kim, którego podziwiam i z którym, czysty przypadek, rozmawiałem kiedyś dość długo w autobusie. Świetnie się rozumieliśmy. To było około ośmiu dni przed tym, jak próbował popełnić samobójstwo ciosem noża w serce... 5 października 1964 À propos Samuela Becketta (spotkanego kilka lat temu w Bernie, gdzie w Kunsthalle miała miejsce po dwójna wystawa Eugène’a de Kermadeca i Brama Van Velde): kiedy pytam go, czy nie przeszkadza mu pisa nie po francusku, podczas gdy angielski jest jego języ kiem macierzystym, odpowiada mi, że wprost przeciw nie - pozwala mu to „znieczulić język” . 20 lipca (Saint Hilaire) 1970 Szaleństwo Hamleta, dalekie od podstępu wojenne go (w co się powszechnie wierzy), jest rodzajem alibi, którym posługuje się wobec siebie samego, aby uniknąć tej wojny... (Ten pogląd tak naprawdę nie jest nowy: inne osoby również przedstawiały fortel Hamleta jako rodzaj „manewrów opóźniających”). (...) W rzeczywistości Hamlet zmierza do tego, by nie zabijać króla Klaudiusza (który rzeczywiście za pierw szym razem zostaje oszczędzony, ponieważ modli się): podanie w wątpliwość autentyczności ducha (pierwszy argument do uchylenia się); podanie w wątpliwość prawdziwości jego oskarżenia (potrzeba udowodnienia winy Klaudiusza przez pokazanie mu jego własnej zbrodni w formie sztuki teatralnej); zabójstwo - chy biony akt Poloniusza (jak gdyby Hamlet wybrał ofiarę najbardziej „ekonomiczną”); upokorzenie matki-winowajczyni. W tym momencie, zasadniczy rezultat zo staje osiągnięty. Mógłby on wystarczyć (i który wyda je się wystarczać, gdyż widzimy bardzo rozluźnionego Hamleta wracającego z podróży): Klaudiusz zostaje upokorzony (nikczemnik uśmiercony), królowa spo niewierana (jak na to zasługuje). Daje o sobie znać przeznaczenie: mechanika toczy się własnym biegiem i Hamlet, pomimo własnego upadku, doprowadza do ukarania winnych. „Nie chciał, lecz los chciał za nie go”, tak można by było streścić tragedię Hamleta. 26 września 1966 Książka, która nie byłaby ani dziennikiem intym nym, ani dziełem o zamkniętej formie, ani opowieścią autobiograficzną, ani dziełem wyobraźni, ani prozą ani poezją, lecz tym wszystkim naraz. Książka pomyślana w taki sposób, aby mogła tworzyć samodzielną całość niezależnie od momentu, w którym zostałaby przerwa na (przez śmierć). Książka pomyślana więc równocze śnie jako dzieło pośmiertne i work in progress. Używając metod stylistycznych i typograficznych, stworzyć zauważalne rozróżnienie pomiędzy tym, co by ło (lub jest) przeżywane, a tym, co jest wymyślone. Wziąć jako nić przewodnią (chwyt niczym „śmierć z głodu” w Księdze Mallarmé’ego) moje prawie odru chowe mycie rąk po tym, jak widziałem Niemców pa lonych żywcem w samochodzie podczas powstania pa ryskiego 1944 roku (patrz: pozostałe fiszki do La Règle du jeu17). Owa anegdota - lub jakaś inna, którą trzeba by było odkryć - stałaby się motywem lub „mitem” przewodnim. Wspomniana wyżej pozostaje wszelako uprzywilejowana, jako że przedstawia prawdziwy „kry zys” (kryzys, w którym to świat wewnętrzny doznaje nagłego szoku - szoku pochodzącego z wydarzenia ze wnętrznego - i zastyga w geście pozbawionym jakiej kolwiek wartości praktycznej...). Aby niedokończenie nie mogło mieć miejsca (przerwa przeszkadzająca w wyobrażeniu sobie, czym byłaby całość), zacząć od przedstawienia (wyłożenia) „motywu” (najzwyklejsze opowiadanie anegdoty), po czym w charakterze „wariacji” (np. fugi Bacha i Ćwi czenia stylistyczne Queneau) wypracować ciąg ko mentarzy i dygresji, raz dokumentalnych, innym ra zem spekulatywnych, to znowu lirycznych. To, że ów ciąg zostaje w niektórych miejscach przerwany, mia łoby drugorzędne znaczenie, jako że nie byłoby na kierowania na zamknięcie, na „konkluzję”, lecz na proliferację. Ewentualny tytuł Fariboles (Banialuki) (który mia łem na względzie jako rodzaj dodatku do La Règle du jeu - książki, która byłaby o wiele bardziej swobodna, niż te poświęcone na poszukiwanie owej reguły). We wstępnym projekcie u podstaw tej książki byłyby nie używane fiszki, materiały odłożone na bok (uznane wcześniej za bezużyteczne przy tego rodzaju dziele). 25 sierpnia 1970 Zjawa, którą się stałem, zjawa w szlafroku, która stra szy tylko siebie samą. 2 września 1973 Roussel i Ludwik II Bawarski: u Roussela „chwała”, u Ludwika II poczucie godności królewskiej. U jedne go i drugiego skłonności do coraz większego izolowania się, homoseksualizm, uroda, szalone wydatki, karawa ny i pałace, przedstawienia teatralne dla siebie samego. Szlachta napoleońska (Roussel) i dwór wersalski (Lu dwik II). Całkowity brak troski, by pokazać się jako „człowiek z gustem” itd. Przyjrzeć się także ich śmierci: w przypadku Ludwika II otacza ją całkowita zagadka, podczas gdy śmierć Roussela nastąpiła w okoliczno ściach nie do końca wyjaśnionych. 28 października 1980 Sztuka realistyczna jest dla mnie jedyną, która na prawdę mówi o rzeczywistości. Jedyną, która pozwala 45 Michel Leiris • DZIENNIK 1922-1989 pogodzić się z rzeczywistością lub, inaczej mówiąc, „zrehabilitować ją” (tzn. sprawić, by zbytnio nas nie „obciążała”). Aby życie było znośne, potrzebne jest coś, co pokazuje, że świat, pomimo wszystkich swych potworności, może posiadać również urok i że jakieś piękno można wydobyć nawet z najbardziej nie wdzięcznego motywu. To dlatego sztuka idealistyczna - która nie mówi o rzeczywistości lub mówi, lecz pod daje ją przesadnej rewizji - nie jest w stanie mnie z nią „pogodzić”. Potrzebna jest nie tyle ucieczka przed rze czywistością lub „sortowanie” (które zachowywałoby tylko to, co piękne - w sumie piękno już „gotowe”), lecz odzyskanie, ponowne zdobycie, które nie oddala jąc się od rzeczywistości, nadaje jej piękno. Spróbować osiągnąć coś podobnego do subtelnego piękna obdartego ze skóry wołu, namalowanego przez Rembrandta. ści codziennego biegu rzeczy. Tła - jak spokojne wody - ustępują tu i tam miejsca ogniskom malarstwa burz liwego, gwałtownego. F[rancis] B[acon] zdaje się wie dzieć lepiej niż ktokolwiek, że różnica potencjału jest konieczna, by przeskoczyła iskra elektryczna. 7 sierpnia (Merlingen) 1982 [Do tekstu, który byłby dołączony jako dodatek do Glossaire] 2 grudnia 1981 W czym Raymond Roussel ukazuje mi się jako pi sarz wzorcowy, modelowy, pouczający, przykładowy: w tym, że po opublikowaniu La Doublure stwier dził, że „chwała”, którą czuł się obdarzony podczas pi sania tej pierwszej książki, nie była zauważona przez innych, kiedy wychodził na ulicę lub pojawiał się w sa lonie; w tym, że gdy nie mógł dłużej doświadczać owego poczucia „chwały”, zastąpił pisanie innymi środkami pozwalającymi osiągnąć to, co nazywał „euforią”: grą w szachy, alkoholem, narkotykami; w tym, że nie licząc poszukiwań czysto stylistycz nych, starał się mówić najbardziej jasno i poprawnie jak to tylko możliwe; tym, że nie przejmował się nigdy „kulturą”, lecz upodobał sobie lekturę książek, które go bawiły lub też były mu przydatne w pracy, przy słuchaniu lub wyko naniu muzyki, itd.; przez fakt, że połączył absolutny pozytywizm z naj bardziej niepohamowanym ćwiczeniem wyobraźni. 26 grudnia (Casablanca) 1981 Dla F[rancisa] B[acona]: obraz ma swoje partie rozpalone lub być może, używając języka jazzu, swoje partie hot w opozycji do całości cool. Te, gdzie rzuca się kości, w porównaniu z resztą, która jest tylko neutral nością jednoznaczną z przepaścią (przepaścią, prawdę mówiąc w miniaturze, która najczęściej przybiera for mę pokoju). Opozycja części „sakralnych”, gdzie pa nuje wzburzenie, i części „świeckich” - najobszerniej szych - gdzie nic się nie dzieje. 27 grudnia (Casablanca) 1981 Te z obrazów Bacona, które ośmieliłbym się nazwać najbardziej „baconowskimi”, wydają mi się stworzone na podobieństwo życia: tak jak w życiu, chwile pełne (kiedy przygoda się zawiązuje) odcinają się od banalno Michel Leiris w 1960. Za: M. Leiris Miroir de l'Afrique, Gallimard 1996, ed. Jean Jamin. 46 Michel Leiris • DZIENNIK 1922-1989 Rozmyślne gmatwanie słów w podwójnym celu: 1) Sprawić, by słowa „zwróciły to, co bezprawnie zabrały” i wyciągnąć z tego wnioski (dzięki metodzie bliskiej aliteracji i, jeśli to możliwe, wyprowadzić ich znaczenie z ich struktury fonetycznej). Znaleźć duszę słowa, to znaczy rodzaj uzasadnienia jego struktury fo netycznej. 2) Gmatwać, by gmatwać. Wymierzyć językowi cios obrazoburczy (jak w pośpiesznym bełkocie opery buffo, na granicy nie-mowy wokaliz wstawionych w śpiew, jak w scot-singing i w oszałamiającym bełko cie komika Darry’ego Cowla - bełkocie, gromadzącym metatezy i jąkania). Dwuznaczność słów: słów połamanych i, w tym sa mym czasie, podniesionych do rangi wyroczni. Język traktowany jako rzecz święta, którą się czci (niczym podczas swego rodzaju mszy) i którą wystawia się na pośmiewisko (jak podczas świąt i karnawału). 2 3 4 5 6 7 8 9 10 28 września 1983 N a wzór Georges’a Pereca: „Przypominam sobie Pierrette Rothschild z pół światka, u której jadło się sałatkę z pomarańczy przy prawioną eterem”. 11 12 13 15 października 1983 N a wzór Georges’a Pereca: „Przypominam sobie czasy, gdy Panna Chanel ubierała kobiety w kostiumy z dobrze zaznaczonymi ramionami, ale bez żadnego padding". 14 18 października 1983 15 N a wzór Georges’a Pereca: „Przypominam sobie siwiejącego pensjonariusza ze sanatorium Buhlerhohe, który - bardzo wytworny w swoim komplecie w kratkę, opierając na lasce swo ją wysoką i mocną postać - wyliczał melancholijnie nazwy win, do których nie miał już prawa: Gewurztraminer... Riesling... Pinot czarne... itd.” 16 18 listopada 1983 W jakiś sposób jestem antybohaterem moich pism nazywanych „autobiograficznymi” . Co tak naprawdę w nich widać? Człowieka jak najbardziej przeciętnego, o życiu jak najbardziej przeciętnym, który po prostu umie na siebie patrzeć i o sobie opowiadać. Leiris budował swój autobiograficzny cykl La Règle du jeu, korzystając z notatek, które zapisywał - jak przystało na dyplomowanego etnografa - na fiszkach (przyp. red.). Przełożyła Jola Skomska-Godefroy Wybór i opracowanie: Dariusz Czaja i Tomasz Szerszeń Przypisy 1 Georges Limbour ( 1900-1970) - pisarz i poeta francuski, członek ruchu surrealistycznego, współpracownik „Do cuments” i „Cahiers du Collège de Pataphysique” (przyp. red.). Roland Tual - członek ruchu surrealistycznego, w latach 40. reżyser i producent filmowy (przyp. red.). T a nota z Dziennika została również opublikowana (ja ko krótki tekst) w Cahiers du collège de pataphysique no 26-27, 9 merdre 84 EP (26 mai de l’ère vulgaire), s. 92-93 (przyp. red.) Fragment ten stanowi odpowiedź na surrealistyczną an kietę dotyczącą snu. Została ona opublikowana w Le Di sque vert w marcu 1925 roku (przyp. red.). Projekt książki autobiograficznej pod tym samym tytu łem, który narodził się po raz pierwszy w 1933 roku, w czasie kuracji psychoanalitycznej (przyp. red.). Chodzi o próbę samobójczą (przyp. red.). Słynny toreador (przyp. red.). Baudelaire jest poetą „barokowym”: w tym wypadku kla sycyzm uwydatnia modernizm. W tłumaczeniu Jana Błońskiego: Literatura i tauromachia (w: Wiek męski, Warszawa 1972). Przekład ten, niestety nie oddaje skrytego odwołania do tytułu książki Thoma sa De Quincey (przyp. red.). Kahnweilerowie (przyp. red.). Notatki do wstępu do katalogu wystawy Picassa, Picasso. Peintures 1962-1963. Wystawa odbyła się w 1964 roku w galerii Louise Leiris. (przyp. red.). Której wspomniane malarstwo stanowiło tylko część, ja ko że kontynuował on swoją działalność rzeźbiarza, ry townika i ceramika. Malowanie było dla Picassa zawsze „wielkim tematem” (wbrew autobiograficznemu charakterowi, na jaki mogła by wskazywać jego sztuka, a który wynikał prawdopodob nie wyłącznie z faktu, że malował to, co było mu znane i bliskie), co wyjaśnia być może fakt, że tak często wracał do obrazów innych (Las Ménines, Femmes d'Alger itd.). Picasso, syn artysty malarza - wątek „osoby wykonującej zawód swojego ojca”. Podobnie jak Mozart, był on „cu downym dzieckiem”. „Wyrósł w malarstwie” zupełnie tak, jak toreadorzy - synowie toreadorów - „wyrośli w tauromachii”. Podobnie jak Proust, będący pod wrażeniem wielkich nazwisk sięgających czasów feudalnych lub starożytno ści, Roussel jest pod wrażeniem tych z czasów Cesarstwa i Napoleona I - np. w Comment j'ai écrit certains de mes livres (Jak napisałem niektóre z moich książek), zwierza się naiwnie, że jest dumny ze związków (poprzez drugie mał żeństwo swojej siostry) między swoją rodziną i wielkimi nazwiskami tej epoki. Wybrane fragmenty pochodzą z wydanego pośmiertnie dziennika intymnego, który Michel Leiris prowadził w latach 1922-1989 (Michel Leiris Journal 1922-1989; red. J. Jamin; Gallimard 1992). 47