Numer 04 2009/2010 - X Liceum Ogólnokształcące im. Przemysła II

Transkrypt

Numer 04 2009/2010 - X Liceum Ogólnokształcące im. Przemysła II
Gazetka szkolna X LO
Nr 4/2009/2010
Data wydania:
kwiecień 2010
W numerze:
życzenia
wspomnienie
spotkania
szczypta sportu
Cena: 1,00 pln
Kochani Maturzyści!
To już! Lada moment zakończą się Wasze trzy lata nauki w X
LO. Te gorzkie, męczące chwile, kiedy siedziało się nad książkami,
by zdobyć jak najlepsze oceny na świadectwo, a może przede
wszystkim, doskonale zdać maturę...
To już! Skończyły się te wszystkie szczęśliwe chwile, radosne,
wywołujące miłe wspomnienia, ryki śmiechu...To już! To już...
Czego warto życzyć Wam na kolejne dni, miesiące, lata – już nie
te szkolne?
Z pewnością pamięci idealnej, na ponoć najważniejszy w
Waszym życiu egzamin (albo raczej sztafetę egzaminów...). Tego,
by stres pozwolił się wyspać; by każda i każdy z Was dostał
podnoszący na duchu uśmiech nim usiądziecie przy arkuszach; by
pogoda nie była w tych doniosłych dniach paskudna... i by nie była
zbyt piękna... bo myśli się rozpraszają ;) Oczywiście, nie może
zabraknąć życzeń: dostania się na ukochane studia, czasu,
cierpliwości, pomyślności, szczęścia, wiary i pewności siebie! :)
Kochani
„Dziesiątkowicze”,
życzę
również,
abyście,
przechodząc obok naszej Szkoły, pomyśleli o niej z sentymentem; by,
jeśli na nią spojrzycie, przypominał Wam się czas i owocnej pracy, i
niezapomnianych momentów, klasowych wycieczek, Wigilii,
uroczystości... zwykłych niezwykłych dni – bo spędziliście je w
murach tego liceum, wśród osób, które pozostały w Waszej pamięci.
Na koniec – życzę tej jednej, jedynej chwili zadumy nad
wczoraj, dzisiaj i jutro. O czym pomyśleliście?
W imieniu redakcji „Teen Idea”
Natalia Matuszewska IG
TRAGEDIA W SMOLEŃSKU
W sobotę 10 kwietnia br. całą Polskę i świat obiegła
wiadomość o rozbiciu się rządowego samolotu z
prezydentem RP na pokładzie. Niemal od samego
początku było wiadomo, że nikt z dziewięćdziesięciu
sześciu pasażerów nie przeżył katastrofy. Zapewne trudno
nam było uwierzyć w to, co się stało, ale słuchając coraz
to
nowszych
wieści
spod
Katynia,
powoli
uświadamialiśmy sobie, że ta tragedia naprawdę się
wydarzyła. Do Polski zaczęły napływać kondolencje i
wyrazy współczucia z wielu krajów. Pod Pałacem
Prezydenckim zebrały się tłumy ludzi, zostawiając kwiaty
i zapalając znicze, w kościołach modlono się za zmarłych.
W ten dzień Polska utraciła bardzo wiele. Zginęli nie
tylko posłowie, senatorowie, wojskowi i funkcjonariusze
BORu. Musimy pamiętać, że zginęli ludzie tacy jak my,
poza pracą mający rodziny – dzieci, żony, mężów. My, po
zdjęciu flag z kirem, zapomnimy o nich, jedni z nas
szybciej, drudzy później, ale w końcu zapomnimy. Są
jednak osoby, którym wspomnienia zmarłych nie będą
dawały spokoju przez jeszcze długi czas. Puste miejsca
przy stole, na ławie poselskiej, w kancelariach - wszystko
to będzie kojarzyć się z tym, że tych ludzi już nie ma.
Wciąż zadajemy sobie pytania, na które być może
nigdy nie otrzymamy odpowiedzi. Dlaczego doszło to tej
tragedii? Czy można było jej zapobiec? Kto jest winny?
Nadal nie znamy dokładnej przyczyny katastrofy,
wiadomo jednak że nie był to zamach terrorystyczny,
choć i tak niektórzy snują teorie spiskowe na ten temat.
Na szczęście znaleziono czarne skrzynki, które pomogą
ustalić wszystkie okoliczności i odtworzyć jak mogły
wyglądać ostatnie chwile pasażerów rządowego Tupolewa.
Katyń stał się dla nas symbolem śmierci kolejnych
Polaków. Niektórzy skłaniają się ku stwierdzeniu, że ta
ziemia woła o polską krew. W 1940 roku Rosjanie
wymordowali naszych oficerów, inżynierów, uczonych i
profesorów z obawy przed nimi, dla zabicia polskości.
Teraz do tej daty dołączy rok 2010. Pytamy się jaki był
sens tej katastrofy? Jeśliby wierzyć w to, że śmierć tylu
ludzi może mieć w ogóle jakikolwiek sens, można by
skłonić się ku stwierdzeniu, iż pomogło to w ukazaniu
całemu światu prawdy o zbrodni katyńskiej. W
niektórych krajach nie zdawano sobie sprawy, że coś tak
okropnego miało miejsce, po 10 kwietnia nagle się to
zmieniło. W Rosji, na kanale ogólnego dostępu w
godzinach największej oglądalności, wyemitowano nawet
film Andrzeja Wajdy „Katyń”.
Lidia Jóźwiak IG
Spotkanie z przedstawicielką Rzeczypospolitej
do Parlamentu Europejskiego – poseł
Sidonią Jędrzejewską
O Parlamencie Europejskim, pracy i życiu posła, a
także o sprawie najbliższej licealistom – efektywnym
studiowaniu za granicą – rozmawialiśmy z poseł
Sidonią Jędrzejewską, podczas spotkania 17 lutego
br. w jej biurze poselskim.
Na Stary Rynek, wraz z kilkunastoma innymi
zainteresowanymi uczniami z naszej szkoły, a także z
prof. Bożeną Michalską, docieram przed czasem.
Zostajemy zaproszeni do jednego z przestrzennych
gabinetów, w którym przygotowany jest ekran i rzutnik.
Pani Poseł pojawia się szybko. Wita nas serdecznie,
proponuje ciastka i coś do picia, prosi, by się rozgościć.
Jest również jej doradca merytoryczny, mgr Mikołaj
Tomaszyk, pracownik UAM, absolwent naszego liceum.
Rzutnik zaczyna szumieć. Na ścianie pojawia się napis
„Parlament Europejski”.
Jesteśmy tutaj, żeby dowiedzieć się w sposób – nie
można temu zaprzeczyć – o wiele ciekawszy niż na
zwyczajnych lekcjach czegoś więcej o Parlamencie
Europejskim, jego funkcjach i strukturach.
Oficjalna siedziba Parlamentu znajduje się w
Strasburgu, położonym na granicy francusko-niemieckiej.
Poseł Sidonia Jędrzejewska jest posłem do PE i członkiem
Europejskiej Partii Ludowej. Ukończyła poznański
Uniwersytet im. Adama Mickiewicza. Studiowała również
za granicą, rok w Bielefeld (Niemcy) i rok w Sztokholmie
(Szwecja). Ponadto napisała „Dekalog Stypendysty”, czyli
10 zaleceń, które dotyczą studiowania w każdym kraju.
Oto one:
1. Uwierz, że studiowanie za granicą jest także dla
Ciebie.
2. Nie daj się przestraszyć, że to tylko dla
znajomych i tych, co mają kasę.
3. Staraj się o jak najlepsze świadectwo dojrzałości,
oceny maturalne mają spore znaczenie dla fundacji
(zwłaszcza niemieckich).
4. Jeśli jesteś już studentem, troszcz się o wysoką
średnią, ona wskazuje jak sobie radzisz na studiach.
5. Specjalizuj się jak najszybciej, pokaż, że jesteś
świetny w jakiejś dziedzinie.
6. Nie bądź nudnym kujonem, angażuj się w
inicjatywy społeczne, studenckie i wolontariat.
7. Na wszystkie swoje osiągnięcia zbieraj papiery,
świadectwa itp. Żyjemy w biurokracji, nikt Ci nie
uwierzy na słowo, że coś zrobiłeś.
8. Na studiach nawiąż konstruktywny kontakt z
samodzielnym (czyli habilitowanym) pracownikiem
nauki w dziedzinie, w której się specjalizujesz. Będzie
mógł napisać Tobie list polecający, który będzie (pilnie)
potrzebny.
9. Bądź szybki, terminy składania dokumentów są
zawsze zaskakująco bliskie. Ale bądź też cierpliwy,
trzeba wiele czasu i prób, by osiągnąć sukces
(zwłaszcza jeżeli nie płacą rodzice, tylko potrzebne Ci
stypendium).
10. Last but not least, naucz się języków obcych.
Dobry angielski to program minimum, dodatkowo język
kraju, który Cię interesuje. Zacznij już dziś!
Na zakończenie spotkania Poseł Sidonia Jędrzejewska podała
dwa cenne linki, na które warto zajrzeć: www.Sidonia.pl
oraz www.europarl.europa.eu.
Natalia Matuszewska IG
Poseł Sidonia Jędrzejewska i „Dziesiątkowicze”.
DOTKNIJMY HISTORII
W jednym z poprzednich numerów gazetki, opowiedziałam o
naszej wizycie w poznańskiej gminie żydowskiej i próbie
nawiązania kontaktu z osobą, która przeżyła holocaust. Prof.
Marek Zawadzki
wraz z kilkoma zainteresowanymi
uczniami 12 lutego br. zorganizował spotkanie z Panią Alicją
(nasz gość nie wyraził zgody na ujawnienie nazwiska).
Zebraliśmy się w jednej z sal lekcyjnych, by posłuchać jej
opowieści.
Jako pięcioletnia dziewczynka została oderwana od rodziny i
umieszczona w rzeszowskim getcie na 2 lata i 8 miesięcy.
„Nie było co jeść, w co się ubrać i na czym spać…” Musiała
wykonywać różnego rodzaju prace, które bardzo często
nikomu
się
do
niczego
nie
przydawały-chociażby
przenoszenie kamieni z miejsca na miejsce. W całym tym
nieszczęściu znalazł się „niby wujek” z Armii Krajowej, który
stał po drugiej stronie muru getta, kiedy małą Alę
przerzucała przez niego mama. Był to dzień przed
spacyfikowaniem getta, z powodu zbliżających się wojsk
radzieckich. Oprócz jej nikt nie przeżył. Wybawca
zaprowadził dziewczynkę do polskiej, zamożnej rodziny,
która zamknęła ją w piwnicy na parę lat. Pomimo tego, iż
warunki były lepsze niż w poprzednim miejscu, pani Alicja
źle wspomina ten czas: „ gdyby nie dobroduszne gosposie,
nie przetrwałabym…”Kiedy po raz pierwszy wyszła na
światło dzienne, zemdlała. Gospodarze, u których mieszkała
mieli córeczkę o 1,5 roku młodszą od naszej bohaterki, która
po zmaganiu się z chorobą zmarła. Mała Alicja otrzymała
dokumenty dziewczynki i do dnia dzisiejszego posługuje się
nimi. Z upływem czasu pani Alicja zaczęła poszukiwać
dowodów, ludzi, którzy pomogliby jej dowiedzieć się czegoś o
prawdziwej rodzinie.
I tak w roku 1994 zwróciła się do radia, w którym usłyszała
audycję o poszukiwaniu rodzin, umieszczając prośbę o
odnalezienie matki. Jedną z ważniejszych osób w tej sprawie
był ks. Jan Pułtyga, który zainspirował p. Alicję do
odnalezienia swoich korzeni. Spotykała się z różnymi ludźmi,
ale nikt nie chciał mówić. Wszyscy mieli przed nią jakieś
tajemnice i tak naprawdę do dziś nie zna szczegółów swojego
pochodzenia. Jeździła na „Obozy landerowskie” (lander – Żyd
amerykański), na które przyjeżdżali Rubini z Poznania,
Krakowa, Izraela i tłumaczyli Torę.
P. Alicja mimo tego, że w swoim „drugim życiu” jest
katoliczką, interesuje się wyznaniem przodków - judaizmem.
Została przewodniczącą organizacji „Żydów kombatantów”,
do której należy ok. 800 osób. Od 15 lat , dwa razy w roku
odbywają się spotkania ŻTK- Żydowskiego Towarzystwa
Kulturalnego. Członkowie widują się pod Warszawą i jak
opowiada - „panuje między nimi straszna nadopiekuńczość”
W 2007 roku Pani Alicja odnalazła pisarza z Izraela o
podobnym nazwisku, ale nie miał on nic wspólnego z jej
rodziną. Od tamtej pory nie zetknęła się już z nikim, kto
mógłby wiedzieć cokolwiek o jej przeszłości. Kiedy wybrała się
ze swoją przyjaciółką na wycieczkę do muzeum w
Oświęcimiu, miejsce to nie zrobiło na niej wrażenia. Lecz
kiedy udały się do Majdanka, odczuła niesamowity ból.
Została bowiem zaprowadzona przez przewodnika do baraku,
w którym spędziła część swojego dzieciństwa, jakże
strasznego dzieciństwa.
Uczniowie, którzy przyszli na spotkanie z p. Alicją, mieli
okazję dotknąć prawdziwej historii. Mogli wytężyć swoją
wyobraźnię i na chwilę przenieść się w te straszliwe czasy, o
których opowiadał nasz gość.
Jeśli chodzi o mnie, jestem pod ogromnym wrażeniem tych
wspomnień. Bardzo lubię opowieści z dawnych czasów, nawet
te tragiczne, bo właśnie dzięki nim jeszcze mocniej doceniam,
to co mam teraz. Życie, bez strachu i przymusu ciągłego
oglądania się przez ramię.Niezmiernie dziękujemy Pani Alicji,
za to, że zdecydowała się odwiedzić nas i podzielić się swoimi
przeżyciami z czasów holocaustu, shoah’u..
Natalia Gołasz 1G
„Adopcja na odległość”
Rozmawiamy
z
prof.
Janiną
Ratajczak.
Pani prof. Zajmuje się Pani w naszej szkole akcją
„Adopcja na odległość”. Kto jest jej autorem i na
czym dokładnie ona polega ?
- Rzeczywiście. Zajmuję się tym od pięciu lat. Jestem
koordynatorem, osobą reprezentującą nasze grono
pedagogiczne, dyrekcję, a także innych pracowników
szkoły, którzy zechcieli odpowiedzieć na tę inicjatywę.
Adopcja na odległość, to taki program pomocy w
kształceniu biednych dzieci z krajów misyjnych, który
proponuje od wielu lat Salezjański Ośrodek Misyjny, a
który skierowany jest do wszystkich mających ochotę
pokryć
koszty
ich
nauki.
Mając na uwadze fakt, iż w wielu Krajach Trzeciego
Świata
zdobywanie
wiedzy
jest
przywilejem
najbogatszych, gdzie nie ma obowiązku uczęszczania do
szkoły, a dzieci pozostawione są same sobie, ta inicjatywa
jest
zbawienną
dla
wielu.
Dzięki hojności darczyńców, dzieci mogą kończyć szkoły i
lepiej wykształcone „startować” w dorosłe życie.
Kiedy i gdzie zrodził się pomysł na przeprowadzenie
tej akcji w naszym liceum ?
- Pomysł na to, by uaktywnić nasze szkolne środowisko w
tej kwestii przyszedł mi do głowy w 2005 roku, kiedy to
wraz z moim mężem zaadoptowaliśmy chłopca o imieniu
Keneth. Było to niesamowite przeżycie. Keneth Okori z
Ugandy (lat 14), chcąc odwdzięczyć się za naszą pomoc
finansową, przysyłał nam piękne listy, zdjęcia i kartki na
święta. To było bardzo wzruszające i często wyciskało łzy
z oczu. Czuliśmy się tak, jakby był naprawdę naszym
dzieckiem. Pisał jak bardzo się stara mieć celujące wyniki
w nauce, by zostać w przyszłości lekarzem. W każdym
liście
serdecznie
dziękował
nam
za
wsparcie.
To osobiste doświadczenie sprawiło, że zapragnęłam
przenieść radość rodzica adoptującego do szkoły.
Okazało się, że wielu spośród nauczycieli i pracowników
bardzo chętnie podejmie się pokryć koszty nauki dziecka
z
krajów
Trzeciego
Świata.
(Nie mówiłam o kwocie – dla jednego dziecka roczna
edukacja kosztuje ok. 700 -800 zł.)
Kim jest adoptowana przez nas osoba i ile ma lat ?
Czy mamy z nią kontakt ?
- Zaadoptowaliśmy jak już mówiłam w 2005 roku Monisi
z
Malawi
(ur.
1991)
ze
stacji
misyjnej
St.
Luka/Nhkotakota z miejscowości Mgomba (środkowo
wschodnia
Afryka).
Monisi jest półsierotą i ma sześcioro rodzeństwa, Niestety
z dziewczynką nie było takiego kontaktu jaki miałam z
Kenethem. Otrzymywaliśmy jedynie co kilka miesięcy
szczegółowe sprawozdanie od wolontariuszy (– Polaków
przybywających na misji) o sytuacji dzieci adoptowanych,
o
ich
wynikach
w
nauce,
o
życiu.
Od roku „Adopcja na odległość” przybrała formę adopcji
grupowej. Umożliwia ona objęcie opieką większej liczby
dzieci. Nie mamy więc teraz jednego dziecka, ale jesteśmy
opiekunami wielu.
Czy wiemy w jaki sposób wykorzystywane są
pieniądze przekazywane na ten datek ?
- Jak już mówiłam, informacje o życiu naszych
podopiecznych napływają bardzo regularnie. Pieniądze,
które zbieram co roku od wszystkich chętnych i które
przekazuję na konto salezjańskiego ośrodka misyjnego
wykorzystywane są w różnoraki sposób. Przede
wszystkim jednak przeznaczone są na przybory szkolne
tj. zeszyty, ołówki, kredki, bloki rysunkowe itp. Jeśli jest
potrzeba, to również na odzież i obuwie.
Dlaczego Pani się tym zajmuje ?
- Przynosi mi to niezwykle wiele radości. Nie tylko to, że
pomagamy ludziom młodym, którzy są w bardzo trudnej
sytuacji, ale to, że potrafimy dawać. To jest czasem takie
trudne, ale w gruncie rzeczy takie proste. Marzy mi się,
by uczniowie także włączyli się w ten program adopcyjny.
Serdecznie zapraszam, jeśli jest taka potrzeba, wola
można to zrobić całą klasą, bądź ze swoją rodziną. Można
także dołączyć do nas.
Pomyślmy czasem, że niektórym nie jest dane tak
niewiele. Warto pomóc !!!
Marta Kicińska IG
Nasz „człowiek renesansu”
22 lutego 2010 roku na Wydziale Nauk Politycznych
i Dziennikarstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza
odbyła się uroczystość wręczenia nagród dziennikarskich.
Dla nas szczególnie miła, ponieważ nasz absolwent Marek
Zaradniak – redaktor Głosu Wielkopolskiego – został
pierwszym laureatem nagrody im. Zdzisława Beryta –
dziennikarza i krytyka filmowego. Nagroda Beryta
przyznawana jest dziennikarzom zajmującym się
problematyką kultury w prasie, radio, telewizji i
Internecie.
Wśród gości obecni byli: Kanclerz Uniwersytetu
Adama Mickiewicza prorektor Stanisława Wachowiak,
rzecznik Marszałka Województwa Wielkopolskiego Anna
Parzyńska - Paschke, dyrektor Oddziału Telewizji Polskiej
w Poznaniu Lena Bretes – Dorożała, sekretarz programu
Radia Merkury Małgorzata Rybczyńska, Marian Marek
Przybylski,
prezes
zarządu
Instytutu
Edukacji
Europejskiej, założyciel kilku wyższych uczelni w tym
Wyższej Szkoły Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa
w Poznaniu, prorektor Wyższej Szkoły Umiejętności
Społecznych Krzysztof Lewandowski i Bogusław Zalewski
–
doradca
Zarządu
Międzynarodowych
Targów
Poznańskich. Szczególnie serdecznie powitanym gościem
był fundator i sponsor nagrody im. Zdzisława Beryta,
prezes Zarządu INEA S.A. Janusz Kosiński. Licznie
przybyli także inni zaproszeni goście, patroni, sponsorzy i
dziennikarze
wszystkich
pokoleń.
Gospodarzem
spotkania był prof. dr hab. Tadeusz Wallas, dziekan
WNPiD. Po raz czternasty najlepszym dziennikarzom za
rok 2009 wręczono prestiżową nagrodę "Dziennikarskie
Koziołki". Przy jej przyznawaniu liczyła się „osobowość,
styl i charakter dziennikarza, jego praca, która nadaje
dziennikarstwu status zawodu zaufania publicznego,
profesjonalizm i przestrzeganie etycznych kanonów”.
Główne
nagrody
Dziennikarskich
Koziołków
otrzymali: Zofia Shroten – Czerniejewicz, działaczka
polonijna z Holandii, wydawca kwartalnika "Scena
Polska" i Marcin Bajerowicz – wydawca pisma "Filantrop",
autor wielu książek o ludziach niepełnosprawnych i
działacz na ich rzecz. Nagrodę w postaci stażu w radiu
publicznym przyznano także dwojgu studentom: Monice
Borowiak z WSUS i Kasprowi Fiszerowi z UAM.
Dla nas najważniejszą jednak postacią tego wieczoru
był red. Marek Zaradniak. Podczas laudacji na Jego cześć
usłyszeliśmy wiele pięknych słów charakteryzujących Go
jako
człowieka
renesansu,
dziennikarza,
rozpoznawalnego w środowisku tak trudnym, jakim jest
środowisko kultury; o którego się zabiega. Cechuje Go
zwięzłość i wszechstronność. Jest kontynuatorem
rzetelnego i barwnego dziennikarstwa o kulturze, jakie
prezentował Zdzisław Beryt, z którym - jak wspomina
sam Laureat - przez dwadzieścia lat siedział „biurko w
biurko”. Wszystkie te cechy sprawiły, że został pierwszym
laureatem nagrody im. Zdzisława Beryta.
BM
Red. Marek Zaradniak odbiera nagrodę.
„ARKADY FIEDLER
– Podróż w czasie i przestrzeni”
8 marca minęło 25 lat od śmierci
Arkadego Fiedlera, polskiego prozaika,
reportażysty,
przyrodnika
i
podróżnika, a przede wszystkim
wielkiego patrioty.
Z okazji tej
rocznicy w dniach 15 – 17 marca 2010 r.
każdy pasjonat pisarza mógł obejrzeć
wystawę dorobku i pamiątek wybitnego
obywatela Poznania i Puszczykowa.
Wiele podróżował - odwiedził Meksyk,
Indochiny, Brazylię, Madagaskar, kilkakrotnie Afrykę Zachodnią.
Plonem tych podróży były m.in. "Dzikie banany", "Piękna straszna
Amazonia", "Madagaskar okrutny czarodziej", "Spotkałem
szczęśliwych Indian". Napisał powieści dla młodzieży: "Mały Bizon",
"Wyspa Robinsona", "Orinoko", książki autobiograficzne - "Mój
ojciec i dęby", "Wiek męski - zwycięski". W swoim 90-letnim życiu
odbył 30 wypraw i podróży. Do każdej przygotowywał się niezwykle
starannie, studiując mapy , atlasy, czytając książki o krajach, do
których się wybierał, korespondując z tamtejszą Polonią. W dorobku
ma 32 książki wydane w 23 językach i przeszło10-milionowym
nakładzie. Jego książki urzekają plastyką opisu, pasjonująco, barwnie
zbliżają czytelnikowi ludzi o różnych kolorach skóry, uczą szacunku
dla innych kultur i obyczajów, opiewają piękno przyrody. Pisarz
często powtarzał, że to ojciec, Antoni Fiedler rozbudził w nim
namiętne zainteresowanie przyrodą. "Uczył mnie kochać rzeczy takie,
obok których inni ludzie przechodzili obojętnie" - wspominał o
swym ojcu. W 1936 i 1957 r. otrzymał nagrodę literacką miasta
Poznania i Srebrny Wawrzyn Polskiej Akademii Literatury. Zdobył
też najsympatyczniejsze odznaczenie - Order Uśmiechu. Pisarz
zachęcony przez czytelników stworzył wraz z rodziną prywatne
muzeum podróżniczych trofeów w swym puszczykowskim domu.
Arkady Fiedler został wybrany patronem wielu szkół oraz innych
instytucji.
W marcowe dni w poznańskiej Wadze Miejskiej można było
obejrzeć fotografie z licznych podróży Arkadego Fiedlera
przygotowane i opracowane przez „National Geographic Polska” ,
fotografie związane z Dywizjonem 303, zbiór pamiątek z podróży A.
Fiedlera, model żaglowca K. Kolumba „Santa Maria” i model
myśliwca, którym latał Dywizjon 303. Zwieńczeniem całego
wydarzenia było środowe (17.03.2010) spotkanie w którym
uczestniczyli uczniowie „dziesiątki”. Podczas spotkania Marek
Fiedler i Arkady Radosław Fiedler wraz z rodzinami oraz słynni
podróżnicy: Elżbieta Dzikowska i Olgierd Budrewicz swoimi
opowieściami, wspomnieniami i anegdotami przybliżyli postać A.
Fiedlera. Ponadto uczniowie naszej szkoły mieli przyjemność
obejrzenia bardzo cennego, jedynego filmu pt: „Arkady Fiedler”,
dzięki któremu każdy mógł zauważyć jakim był wybitnym
człowiekiem. Wszyscy chętni w tym dniu mogli zakupić książki
pisarza, na specjalnym stoisku zorganizowanym przez wydawnictwo
Bernardinum.
Asia Jędrzejewska IIG
Elżbieta Dzikowska z Lidią Jóźwiak IG
Red. Olgierd Budrewicz z jednym z organizatorów
spotkania Łukaszem Dembskim
Replika statku Krzysztofa Kolumba zbudowana w
Muzeum Arkadego Fiedlera w Puszczykowie
Dedykacja red. Olgierda Budrewicza
Autografy – coś więcej niż pasja
Chciałabym
opowiedzieć Wam o
mojej pasji, jaką
jest
zbieranie
podpisów sławnych
ludzi. Autograf jest
dla mnie czymś
więcej niż zwykłym
podpisem,
jest
indywidualną
pamiątką po nich.
Swoją przygodę z kolekcjonerstwem zaczęłam będąc
jeszcze małą dziewczynką, kiedy to razem z tatą
chodziłam na mecze Lecha Poznań. Od najmłodszych lat
interesowałam się sportem, dlatego też początkowo moja
kolekcja ograniczała się tylko do gwiazd z tej dziedziny. Z
czasem moja kolekcja rozrastała się i obejmowała nie
tylko podpisy sportowców, ale także ludzi ze świata
filmu, muzyki , polityki i książki. Na dzień dzisiejszy w
swoich zbiorach posiadam ok.200 autografów i liczba ta
wciąż rośnie. Zbieram podpisy na różne sposoby zarówno
poprzez e-maile, listy jak i osobiste spotkania z
gwiazdami. W swojej kolekcji posiadam sygnatury takich
osób jak : Wisława Szymborska, Tadeusz Różewicz,
Mirosław
Hermaszewski,
Władysław
Bartoszewski,
Wojciech
Jaruzelski,
Lech
Wałęsa,
Aleksander
Kwaśniewski, Adam Małysz, Wojciech Fibak, Robert
Kubica, John Travolta, Agnes Carlsson. Zbierając podpisy
bardzo miło spędzam czas, pojawiając się na różnych
imprezach, meczach czy koncertach. Dlatego też to hobby
sprawia mi tak wiele przyjemności. Jest jeszcze wiele
sygnatur, które chciałabym dołączyć do mojej kolekcji.
Moim największym marzeniem związanym z tą pasją jest
osobiste spotkanie z Belgijską tenisistką Justine Henin i
Jamajską sprinterką Veronicą Campbell-Brown. Choć na
razie nie mam możliwości spełnić żadnego z tych marzeń,
to patrzę z uśmiechem w przyszłość i wiem, że wszystko
jest możliwe. Zbieranie podpisów nauczyło mnie
cierpliwości, a także wytrwałości w działaniach. Choć
miałam nie raz momenty zwątpienia czy rezygnacji to
zawsze uważałam, że warto mieć swoją pasję, bo nic tak
nie uszczęśliwia człowieka, jak robienie tego co się lubi i
co sprawia nam przyjemność.
Karolina Konstańczak IG
P.S Na zdjęciu Karolina z Izabelą Bełcik
LIST
Mój niegdyś ukochany!
Od kiedy mnie zostawiłeś, mam wrażenie, że moje
odbicie ukazuje całkiem inną osobę. Patrzy się na mnie i
wygina starannie wymalowane czerwoną szminką usta w
sztucznym uśmiechu. Na pozór serdecznym, lecz
kryjącym niezmierzone pokłady drwiny. Wpatruje się we
mnie stalowoszarymi oczami błyszczącymi ironią i
chłodem,
otoczonymi
wachlarzem
gęstych
rzęs
wymalowanych uwodzeniem. Odrzuca kaskadę długich
włosów budząc w nich tysiące miedzianych refleksów. Od
czasu do czasu marszczy idealny nos, jakby odrzucał ją
zapach moich kłamstw, w których zaczynam już się
powoli gubić.
Wtedy zdejmuję maskę, którą siłą nałożyłeś na moją
twarz. Byle nie wyjść na świnię, byle inni nie widzieli, jak
cierpię i nie obwiniali Cię o to. Wreszcie mogę widzieć
siebie.
Moje
oczy
podkrążone
siwo-niebieskim
zmęczeniem przypominają oczy porcelanowej lalki, którą
niegdyś mi dałeś. Łzy płynące z nich wyglądają jak
diamenty, piękne i drogie, dokładnie takie jakie tkwiły w
pierścionku od Ciebie. Moje usta, niegdyś tak idealnie
pasujące do Twoich, są gotowe do krzyku. Do niemego
krzyku, pełnego bólu i żalu, do Ciebie, do mnie – za moją
naiwność.
Odchodząc, nawet nie odważyłeś się spojrzeć mi w oczy,
bałeś się choćby musnąć moją skórę. Dałeś mi,
zostawiłeś po sobie, cztery prezenty. Podarunki mające
pomóc mi stoczyć się na samo dno, w przepaść mojego
umysłu. Skrócić drogę do obłąkania.
Pierwszym z nich była zdrada. Dałeś mi tym do
zrozumienia, że nigdy dla Ciebie nic nie znaczyłam, że
byłam tylko zabawką. Zachowałeś się jak dziecko, które
wyrzuca w kąt misia, bo się mu znudził, bo pojawił się
nowy, lepszy. Dlaczego to zrobiłeś? Czym sobie na to
zasłużyłam?
Drugim prezentem była bezsilność. Nie mogłam nic
zrobić, zatrzymać cię przy sobie, cofnąć czas. Życie
zaczęło wymykać mi się spod kontroli, nie potrafiłam
zapanować nad tym, co się działo wokół mnie. Ty
powiedziałeś tylko, że tak będzie lepiej, że nie zasługujesz
na mnie, że znajdę kogoś lepszego. Nie pomyliłeś się
przypadkiem?
Trzecie na liście dumnie stoją wspomnienia. W każdej
mijanej na ulicy twarzy doszukuję się Twoich cech.
Siadam przed kominkiem, wrzucam do trzaskającego i
tańczącego wesoło ognia nasze wspólnie fotografie,
starając się powstrzymać łzy. Zapomnieć, a jednocześnie
pamiętać. Tylko o tym potrafię dzięki Tobie myśleć, tylko
tego pragnąć. Paradoksalne pragnienia zabijające moją
osobowość. Czy teraz jesteś z siebie zadowolony?
Czwarty podarunek, ten najtrwalszy i najdotkliwszy, to
samotność. Puste pokoje, w których jedynym dźwiękiem
oprócz mojego oddechu jest dźwięk wskazówek zegara,
uparcie odmierzających kolejne chwile i nie chcących
stanąć. Już nie będziemy wspólnie podziwiać burzy, tego
gwałtownego i pięknego zjawiska, na którego urok nie
można być obojętnym. Można się go bać, fascynować się
nim lub nienawidzić go – tak jak ja Ciebie. Naprawdę
chciałeś do tego doprowadzić?
Nie martw się jednak o mnie. W końcu otrząsnę się z
szoku i wyrzucę Twoje prezenty do kosza. A później poleję
je benzyną i wrzucę w nie ten list, zapalony wcześniej
moją nienawiścią do Ciebie. Nie pytaj się, co u mnie. Nie
proponuj, że możemy zostać przyjaciółmi. Po prostu
zniknij z mojego życia raz na zawsze. A ja dam sobie radę,
przywdziewając na twarz maskę od Ciebie, tą którą
wcześniej tak uparcie chciałam zdjąć.
Będę grała rolę wymyśloną przez siebie. Nie oglądając
się wstecz przedrę się przez gąszcze wspomnień i wyjdę
na drogę. A kiedy zobaczę Cię nieszczęśliwego na ulicy –
szyderczo zaśmieję Ci się prosto w twarz.
Niegdyś Twoja, Querida
Wraz z kolejną odsłoną naszej gazetki przedstawiamy
Wam nowy dział. Będziemy w nim opisywać talenty
sportowe, które mimo młodego wieku zaistniały już
na arenie międzynarodowej.
W
zeszłym
roku
był
podstawowym
rozgrywającym
reprezentacji
Polski
Juniorów.
Teraz tą samą rolę pełni w
częstochowskim
AZSie.
Ma
dopiero
dwadzieścia lat, a już „puka do drzwi”
reprezentacji seniorów. Mowa tu o Fabianie
Drzyzdze.
W
zeszłym
roku
Daniel
Castellani, trener reprezentacji narodowej,
powołał go do kadry na Ligę Światową.
Niestety nie było mu dane zagrać w żadnym meczu, ale
dla niego najważniejsze było to, że mógł trenować pod
wodzą Castellaniego.
Urodził się w Bordeaux [Francja], gdzie jego ojciec
Wojciech reprezentował barwy tamtejszego klubu - JSA
Bordeaux. Po powrocie do kraju, w wieku dwunastu lat,
rozpoczął swoją siatkarską karierę w AZSie Olsztyn,
którego szkoleniowcem był jego ojciec. Spędził tam
zaledwie jeden sezon i w 2003 roku przeniósł się do
MOSu Wola Warszawa, w którym występował aż do 2008
roku zdobywając wiele medali i nagród indywidualnych
we wszystkich kategoriach młodzieżowych.
W bardzo młodym wieku pojawił się w reprezentacji i jest
w niej do dziś. Z powodzeniem występował w
reprezentacji kadetów oraz juniorów. Zdobywał między
innymi medale Mistrzostw Europy,
Turnieju Nadziei
Olimpijskich oraz awansował do Mistrzostw Świata
Juniorów.
W sezonie 2008/2009 podpisał kontrakt z AZSem
Częstochową, jednak prawie cały czas
„grzał ławę”,
wchodząc jedynie na krótkie zmiany. Po odejściu
Andrzeja Stelmacha zaczął pełnić pierwszoplanową rolę w
klubie spod Jasnej Góry i radzi sobie całkiem dobrze, co
potwierdzają
częste
nagrody
dla
najbardziej
wartościowego zawodnika meczu. Talent młodego
rozgrywającego zauważyli nie tylko trenerzy czy działacze,
ale także kibice wybierając go Odkryciem Roku 2009.
Siatkarscy eksperci twierdzą, że jest to talent na miarę
Pawła Zagubnego, najlepszego rozgrywającego Mistrzostw
Świata 2006 oraz Igrzysk Olimpijskich 2009.
Marta Kicińska kl.IG
„POZNAŃSKI” WARSZAWIAK
Zdolny, zadziorny, przebojowy – mowa oczywiście o
dziewiętnastoletnim piłkarzu Lecha Mateuszu Możdżeniu.
Młody pomocnik swój pierwszy mecz w seniorach zaliczył
podczas spotkania z Pogonią Lwówek. Już kilka dni
później,
18
października
2009r.
debiutował
w
ekstraklasie w meczu przeciwko mistrzowi Polski – Wiśle
Kraków. Mateusz zagrał w nim od pierwszej minuty,
zastępując przeziębionego Jakuba Wilka. Już po chwili
wszyscy zastanawiali się kim
jest ten młody chłopak,
wtedy
jeszcze
osiemnastolatek, który grał
bardzo
dobrze
jak
na
debiutanta.
Nikomu
nie
chciało się wierzyć, że jest to
jego pierwszy mecz w ekstraklasie i to przeciwko tak
groźnemu rywalowi, jakim jest Wisła. Możdżeń
praktycznie się nie mylił i miał kilka ciekawych zagrań.
Boisko opuścił dopiero pod koniec spotkania. Od tego
momentu pojawiał się
już regularnie w składzie
meczowym, jednak na boisko wchodził z ławki
rezerwowych.
Mało kto jednak wie, kim jest tak naprawdę młody
pomocnik. Urodził się 14 marca 1991 roku w …
Warszawie. Wielu dziwi się więc, jak zawodnik ze stolicy
może grać w Poznaniu? Możdżeń jest drugim, po Robercie
Lewandowskim piłkarzem, na którym nie poznała się
Legia tylko Lech. Jego pierwszym klubem był Ursus
Warszawa, następnie Amica Wronki, a obecnie Lech
Poznań. Jest uczniem poznańskiego liceum oraz
szkolnym i klubowym kolegą Marcina Kamińskiego i
Bartosza
Bereszyńskiego,
również
debiutantów
ekstraklasy, ale na pozycji obrońcy. Słucha hip-hopu, a
jego ulubionymi wykonawcami są warszawscy raperzy –
Eldo i Fenomen. Mateusz ma za sobą grę w juniorskich
reprezentacjach narodowych.
W środę, 10 marca br. Mateusz sprawił sobie prezent
urodzinowy. W tym dniu podpisał swój pierwszy
profesjonalny kontrakt z Lechem, z którym związał się do
2014 roku. Jak powiedział
Dyrektor Sportowy Lecha pan Marek Pogorzelczyk,
Możdżeń zapracował na tę
umowę swoimi występami
w rundzie jesiennej. Sam
zainteresowany cieszył się,
że Kolejorz zdecydował się
na tak długi kontrakt. –
Jestem dumny, że mogę reprezentować barwy tak
wielkiego klubu, jakim jest Lech – powiedział po
podpisaniu umowy. Dodał też, że wie jaką ma szansę na
rozwój, ale co z tego wyniknie zależy tylko od niego. Kibice
pokładają w nim wielkie nadzieję wierząc, że utrzyma się
w seniorach Lecha i przekona do siebie Franciszka
Smudę, by móc grać z orzełkiem na piersi. Jak na razie
cały czas regularnie gra w Młodej Ekstraklasie, jednak
zawsze jest do dyspozycji trenera Zielińskiego. Również
piłkarze tacy jak Lewandowski, czy Bosacki chwalą
młodego kolegę i mówią, że dobrze gra i szybko
zaaklimatyzował się w seniorach.
Oglądając jego grę oraz słuchając wypowiedzi
Mateusza zastanowić się można, czy nie będzie następcą
Sławomira Peszko. Silny charakter i waleczność to jednak
nie wszystko, co daje znakomitą grę. Najważniejszy jest
trening i chęć wygrywania. Jedyne co możemy zrobić, to
życzyć Mateuszowi powodzenia i trzymać za niego kciuki.
Ania Ceyza kl. II G
PREZENTACJA KOLEJORZA
We wtorkowy wieczór, 23 lutego br. odbyła się w
Multikinie 51 prezentacja piłkarzy, którzy w rundzie
wiosennej, sezonu 2009/2010 będą reprezentować barwy
Lecha. Chociaż cała impreza zaczynała się o 1830, to już
godzinę wcześniej przed salą nr 6 zebrało się wielu
kibiców; niektórzy zbierali autografy i robili sobie zdjęcia
z piłkarzami. Inni zostawili to na koniec. Całą imprezę
prowadził Wojciech Bernard.
Gdy do mikrofonu podszedł prezes Andrzej Kadziński
wszyscy zastanawiali się czy tym razem również powie –
„Idziemy na majstra”. Jednak on zamiast obiecywać
wymienił
nazwiska
piłkarzy,
którzy
grają
w
reprezentacjach
narodowych
swoich
krajów
oraz
wspomniał o młodych zawodnikach – „Jak tu nie walczyć
o mistrzostwo Polski” ? – pytał retorycznie.
Tym razem cała prezentacja miała inny charakter.
Piłkarze nie wyszli na środek z koszulkami ze swoim
nazwiskiem, ponieważ nie był znany jeszcze sponsor
strategiczny. Nieoficjalnie mówiło się o firmie odzieżowej
S. Oliwer, z którą podpisano jednak umowę dopiero 18
marca. Po raz pierwszy kibicom zaprezentował się nowy
nabytek Kolejorza – Białorusin Sergei Kriwets. Fani
oprócz niego mogli również poznać młodych zawodników,
którzy dopiero zaczynają swoją karierę w seniorach
Lecha: Mateusz Możdżeń, Kamil Drygas, Bartosz
Bereszyński, Gerard Bieszczad, Mateusz Szałek, Marcin
Kamiński czy Jarosław Ratajczak. Pięciu szczęśliwców,
którzy złapali piłki wygrało płytę indukcyjną kuchenki z
herbem Lecha wyprodukowaną przez firmę Amica.
Podczas prezentacji rozstrzygnięty został coroczny
plebiscyt na odkrycie roku, piłkarza roku, ulubieńca
kibiców oraz piłkarza z charakterem. Pierwszą nagrodę
zgarnął bośniacki bramkarz – Jasmin Burić, następną
„Lewy”.
Dwie
ostatnie
statuetki
fani
przyznali
„Peszkinowi”. Kibice poznali również wyniki Wakacyjnego
Konkursu Lecha Poznań.
Prezentację urozmaicił występ Kolejorz Girls, film ze
wszystkimi golami strzelonymi przez piłkarzy w rundzie
jesiennej oraz pokaz nowej kolekcji ubrań Lecha.
Ania Ceyza II G
Siatkarskie Plusy rozdane !
13 lutego 2010r. w warszawskim hotelu
Hilton rozdane zostały Siatkarskie
Plusy. Statuetki uwieczniły całoroczne
zmagania ligowe jak i reprezentacyjne.
Sportowcy
nagrodzeni
byli
w
następujących kategoriach: siatkarz
roku, siatkarka roku, debiut roku,
trener roku, drużyna roku, drużyna
siatkówki plażowej roku, osobowość
roku oraz nagroda specjalna kapituły.
Jako pierwszy swoją nagrodę odebrał
Bartosz
Kurek,
który
znakomicie
spisywał się w bełchatowskiej Skrze
oraz reprezentacji. Wielokrotne nagrody w lidze dla
najlepszego zawodnika meczu, czy też na prestiżowych
imprezach przyczyniły się do tego, że popularny „Kuraś”
uznany został za debiut roku.
Statuetka przyznana w kategorii najlepszy siatkarz roku
trafiła do rąk Michała Bąkiewicza. Kapitan drużyny
podczas
Ligii
Światowej,
czołowy
przyjmujący
reprezentacji kraju udowodnił niektórym kibicom, a w
szczególności byłemu trenerowi Raulowi Lozano, który nie
zabrał go na Igrzyska Olimpijskie w Pekinie, że zawsze
można na niego liczyć i jest w stanie pomóc kolegom.
Siatkarką roku została występująca w Muszyniance, a
także reprezentacji Polski – Aleksandra Jagieło. Po
zdobyciu ze swoim klubem Mistrzostwa Polski otrzymała
od trenera Matlaka. powołanie do kadry. Długo się
zastanawiała czy wrócić do reprezentacji. Po wielu
namowach jednak zgodziła się. I to głównie dzięki niej
podczas jesiennych Mistrzostw Europy, Polki stanęły na
podium.
Drużyną roku uznana została Reprezentacja Polski
Siatkarzy, która zdobyła historyczny złoty medal na
Mistrzostwach Europy, a Daniel Castellani – trener
siatkarzy wybrany został trenerem roku.
W cieniu reprezentacji byli siatkarze plażowi. Michał
Kądzioła i Jakub Szałankiewicz to drużyna roku w
siatkówce plażowej. Wywalczyli na piasku Mistrzostwo
Polski oraz zdobyli złoty medal podczas Mistrzostw Świata
do lat 21 rozgrywanych w angielskim Blackpool.
Nagrodę specjalną kapituły otrzymał Tomasz Woźny –
niepełnosprawny siatkarz. Osobowością roku uznano
Jarosława Bauca i Zygmunta Solorz – Żaka, którzy
odpowiedzialni są za transmisję meczów w Polsacie Sport.
Za rok kolejne Siatkarskie Plusy. Miejmy nadzieję, że po
bardzo udanych Mistrzostwach Świata wybór najlepszych
zawodników będzie jeszcze trudniejszy niż w tym roku.
Marta Kicińska IG
"Puchar już mają….”
W ostatni weekend
marca poznańska Arena
gościła cztery zespoły,
które rywalizowały w
finale Pucharu Polski
siatkarek. Trofeum to
niespodziewanie trafiło w
ręce zespołu z Łodzi,
który jeszcze w ubiegłym
sezonie występował w I lidze. Tegoroczne rozgrywki
obfitowały w wiele niespodzianek, w końcu Puchar Polski
rządzi się swoimi prawami. Oprócz zespołu Organiki
Budowlanych Łódź do Poznania przyjechały siatkarki z
Dąbrowy Górniczej, Bielska – Białej, Vice-mistrzynie
Polski, zdobywczynie Pucharu Polski z 2009 roku oraz
zawodniczki z Muszyny – aktualne Mistrzynie Polski. W
sobotę (27.03) odbyły się półfinały. Już w pierwszym z
nich doszło do sporej sensacji, bowiem siatkarki z Łodzi
pokonały jedne z faworytek. Wygrały z bielszczankami 3:1
i awansowały do niedzielnego finału, gdzie zmierzyły się z
„Muszyniankami”, które w drugim, sobotnim półfinale
pokonały dąbrowianki także 3:1. Wielu kibiców nie mogło
zrozumieć jak to możliwe, żeby beniaminek Plus Ligi
Kobiet pokonał srebrne medalistki Mistrzostw Polski.
Uznane to została za sporą sensację, w końcu jeden z
murowanych faworytów do zwycięstwa wyjechał z
Poznania z niczym. Los bielszczanek następnego dnia
podzieliła także Muszyna. W niedzielnym finale zdołała
ugrać tylko seta z Budowlanymi i po raz kolejny nie była
w stanie zdobyć pucharu. Po ostatnim gwizdku spotkania
po jednej stronie siatki siedziały zapłakane Mistrzynie
Polski, a po drugiej na wiele sposobów cieszyły się
łodzianki. Wygrywając finał Pucharu Polski siatkarki
trenera Popika zapewniły sobie start w przyszłorocznej
edycji Ligii Mistrzyń; oprócz tego zgarnęły 150 tys. zł plus
dodatkowe pieniądze za nagrody indywidualne. Najlepszą
atakującą wybrana została Katarzyna Zaroślińska,
blokującą Luana de Paula Vanessa, rozgrywającą Marta
Pluta, przyjmującą Katarzyna Ciesielska (wszystkie
Organika Budowlani Łódź). Dwie nagrody trafiły do
siatkarek z Muszyny. Najlepiej zagrywającą została
Agnieszka Bednarek – Kasza, a broniącą Mariola Zenik.
Wybrano także MVP całego turnieju, została nią Karolina
Kosek, która wraz z Kasią Zaroślińską pełniły
pierwszoplanowe role w swojej drużynie. Na początku
kwietnia rusza rywalizacja w play-offach oraz walka o
medale. Wszyscy kibice liczą na to, że emocje w kolejnych
meczach będą takie same, jak w tym roku w Arenie.
Marta Kicińska IG
Tramwaje:
Niska
podłoga
AD.2010
Tramwaje niskopodłogowe dziś na zachodzie są
standardem, w Polsce zaczynają pojawiać się w kolejnych
miastach. Na dzień dzisiejszy w Poznaniu mamy 25
tramwajów niskopodłogowych i ok.300 tramwajów
wysokopodłogowych. Poniżej postaram się przybliżyć
eksploatowane w Poznaniu niskopodłogowce.
Konstal/HCP 105N/2 (115N) #400 ->...odchodzący w
niepamięć, pierwszy, nieudany polski krok w
nowoczesność...
W 1995 roku bramy poznańskiej fabryki HCP Cegielski
opuścił pierwszy w części niskopodłogowy(20%) tramwaj
w
Polsce.
Wagon numer 400 (zwany Glizdom) powstał z połączenia
dwóch wagonów 105N #163+164 niskopodłogowym
członem. W tej konstrukcji pokładano wielkie nadzieje,
niestety Glizda ich nie spełniła. Wysoka awaryjność
pojazdu spowodowała podjęcie decyzji o wycofaniu z
eksploatacji tego niepowtarzalnego wagonu. Na chwile
obecną Glizdę można zobaczyć stojąca razem z ex.
warszawskim 13N #115 na terenie torów odstawczych
Budziszyńska.
Tatra RT6-N1 ->...czeski problematyczny prototyp...
Przy okazji otwarcia Poznańskiego Szybkiego Tramwaju
(1997r.) zapadła decyzja o zakupie 10 nowoczesnych
niskopodłogowych tramwajów. Wybór padł na polskoczesko konsorcjum CDK Praha (5 sztuk) - FPS Poznań (5
sztuk złożone z części dostarczonych z Czech). Pojazdy te
cechuje wysoka awaryjność co poskutkowało wycofaniem
ich z końcem ubiegłego roku z obsługi trasy PST. W
związku z tą decyzją od początku tego roku Tatry kursują
na trasie linii "13".
Siemens Combino ->...Niemiec cechujący się niską
awaryjnością...
W roku 2002 ogłoszono przetarg na dostawę 14
fabrycznie nowych pojazdów niskopodłogowych, który
wygrał niemiecki Siemens. Dostawa tramwajów odbyła
się w latach 2003-2004. Do Poznania wagony dotarły
jednak z wadą konstrukcyjną, wadliwą konstrukcją
przegubu, która jednak została usunięta na koszt
producenta. Na chwilę obecną wagony cechuje bardzo
niska
awaryjność.
W
przypadku
poważniejszych
wypadków tych tramwajów problemem jest odległy niecki
serwis. Oczekiwanie na serwis często jest bardzo długie,
co skutkuje
Siemensów.
bardzo
długim
odstawieniem
rozbitych
FPS 118N "PUMA" #450 ->...poznański prototyp bez
przyszłości?...
W 2007 roku powstał prototyp tramwaju w 67%
niskopodłogowego (tyle samo co Tatry RT6-N1). Autorem
tego prototypu była poznańska Fabryka Pojazdów
Szynowych. Pojazd skonstruowany był z myślą o
przetargu w stolicy, który jednak wygrała bydgoska
PESA. Prototyp po przegranej (2008r.) trafił w trzy-letnią
dzierżawę do Poznania, kursuje na trasie linii "13". Dziś
jest szansa, że puma wygra przetarg w Szczecinie.
Moderus Beta MF02AC ->...kolejne marzenie córki
MPK
czy
przyszłość
poznańskiego
taboru?...
W tym roku na poznańskie tory mają wyjechać pierwsze
Moderusy Beta. Produkty firmy Modertrans, zwanej córką
MPK. Mają powstawać jako połączenie 2 wagonów 105Na
niskopodłogowym środkowym członem (podobnie jak w
105N/2). Pojazd wizualnie ma być podobny do
eksploatowanych już Moderusów Alfa. Czy okażą się
sukcesem
czy
klęskom
czas
pokaże...
Solaris Tramino LF32AC ->...filar na Euro czy
kolejny
niewypał...
W czasie ubiegłorocznych targów TRAKO pod poznańska
firma Solaris Bus&Couch. Również w ubiegłym roku MPK
ogłosiło przetarg na dostawę 40 nowoczesnych,
niskopodłogowych, klimatyzowanych i wyposażonych w
biletomaty tramwajów, który wygrał Solaris. Po wielu
protestach składanych przez bydgoską PESĘ (wszystkie
zastały odrzucone). W grudniu podpisano kontrakt
opiewający na 280.471.490 zł. Dostawa 40 pojazdów ma
odbyć się pomiędzy końcem czerwca 2011 a końcem
marca 2012.
Maciej Witkowski I G
Redaktor naczelny:
Ania Ceyza IIG
Zastępca red. naczelnego
Marta Kicińska IG,
Skład redakcji:
Joanna Jędrzejewska IIG, Karolina Konstańczak IG, Lidia
Jóźwiak IG, Natalia Matuszewska IG, Maciej Witkowski
IG, Wojciech Iwanik IIB
Fotoreporter:
Stefania Bogacz
Opiekun:
prof. Bożena Michalska

Podobne dokumenty