1-15 Luty 1979 r.

Transkrypt

1-15 Luty 1979 r.
DWUTYGODNK • ORGAN POLSKIEGO ZWiAZKU ŁOWIECKEGO •
1-15 LUTEGO • CENA4Z
tomec POLSK
Treść numeru
KALENDARZYK MYŚUWSM
2
PROGRAM „WISŁA"
P. Topińskł
3
JESZCZE O KACZKACH
Z. Czarnecki
ŁOWIEC P O L S K I
Oigaa ł'oM.ictj:» 7^"\v.\m LaflTCCkiegi
Redakcja
4
KRONIK
LISOWICWCH
CIĄG
Worsiowo. Nowy ŚAiał 35. lei. 26-46-13
DALSZY F. Żaba
WYSTAWA ŁOWIECKA
W lutym wolno polować na nastę­
pujące zwierzęta łowne: do 10 lutego
- dzikie gęsi na terenie woj. woj. byd­
goskiego, elbląskiego, gorzowskiego,
jeleniogórskiego, kaliskiego, koniń­
skiego, koszalińskiego, olsztyńskie­
go, pilskiego, poznańskiego, suwal­
skiego, szczeci tiskiego, toruńskiego,
wrocławskiego i zielonogórskiego.
do 20 lutego - dzikie króliki,
przez cały miesiąc na: rysie, wilki,
kuny leśne, lisy, borsuki, jenoty, tchó­
rze, piżmaki, zające szaraki i dzikie
króliki
w rejunacłi baz sadowni­
czych, baianty-koguty, bażanty-kury
- tylko na terenie ośrodków hodowli
zwierzyny, czaple siwe, dzUde gęsi,
słonki.
Przez cały rok wolno strzelać: wilki
na terenach województw: krośnień­
skiego, nowosądeckiego i przemy­
skiego, kuny leśne - na terenach z os­
toją głuszca, cietrzewia i jarząbka
oraz w ośrodkach hodowli zwierzyny,
zające szaraki i dzikie króliki - na
terenach sadów i szkółek, ogrodzo­
nych w sposób uniemożliwiający
przedostanie się zwierzyny, czaple si­
we - na terenach stawów zagospoda­
rowanych,
wrony
siwe,
sroki
i gawrony.
W KĘTRZYNIE M. WożnUk
5
SAFARI CLUB INTERNATIONAL
R. Dziędolowski
6
SPOTKANIE SOKOLNIKÓW
W CZEMPINIU M. Szott
7
LESZCZYTŃISKIE
L.K. Sawicki
8-9
MALA ENCYKLOPEDIA ŁOWIECKA
ŁOWIECTWO ZA GRANICĄ
10
POLOWANIE NA BAŻANTY
L.K. Sawicki
11
MIŁOŚĆ LASU
E. Paukszta
12
ZE STARYCH KRONIK
CIENKIM ŚRUTEM
13
RV<:
.(.
MtSfiAh
WSKAZÓWKI HODOWLANE
GODZINY WSCHODU I ZACHODU SŁOŃCA 1 KSIĘŻYCA
15
PIERWSZY ŁOŚ...
J. Anusz
16
Zdtęriejia okladłe:
MARIUSZ WIDERYTŚISKI
tOH^IEC P O L S K I
Nr 3 (1582)
WYDAWCA: Polski Związek Łowiec­
ki - Zarząd Główny, (XM)29 Warsza­
wa, Nowy Świat 35, tei. 26-46-13.
konto NBP XV OM 1153-3157-132
REDAKCJA: Z. Gołański, A. Kryński
(red. nar?,.!, A. Sikorska, Rr lerentjew
(sekr. red,), U. Tańska (red- fechn.l.
A. Krzyszloforski (red. graf.), KOMI­
TET REDAKCYJNY: A. Brzezicki, E.
Frankiewicz, Z. Golański, A. Kryński
I przewodniczący). J.E. Kucharski, M.
Kurek, W. Mazurek, G. Mroczkowski,
T. Pasławski, R. Terentjew, B. Zieliń­
ski.
Redaktor „ŁOWCA
POLSKIEGO"
przyjmuje we wtorki i czwartki w
godz. 10-12. w inne dni i godziny po
uprzednim telefonicznym porozumie­
niu. Redakcja zastrzega sobie prawo
skrótów, poprawek i uzupelnieii w
przypadku wykorzystania w druku
nadesłanego materiału redakcyjnt-go.
Rękopisów nie zamówionydi Rcdakcjd nie zwraca.
2
luty
czas środkowoeuropejski
Słońce
Księżyc
Dnia Świt Wschód Zachód Zmrok WschódZachód
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
n
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
n
23
6,34
6.33
6,32
6.30
6,29
6.28
6.26
6.24
6.22
6.20
6,18
6,16
6.14
6.13
6.11
6.09
6,07
6,05
6,04
6.02
6,00
5,58
5,56
7,17
7.16
7,14
7.13
7.11
7.09
7.07
7.06
7.04
7.02
7.00
6,58
6,56
6,55
6.53
6,51
6,49
6,47
6.45
6,43
6.41
6,38
6.36
16.22
16,24
16,26
16,28
16.30
16,32
16,33
16,35
16.37
16.39
16.41
16,43
16,45
16,47
16.48
16,50
16,52
16,54
16,56
16,58
17.00
17.02
17,03
17,07
17.08
17,10
17,12
17,14
17.16
17.17
17,18
17,19
17,21
17,23
17.25
17,27
17.28
17,30
17.32
17.34
17,36
17,.37
17,39
17,41
17.43
17.44
9.18 22.12
9,45 23.26
10.13
_
10.44
0,36
11,17
1,42
11.55
2.44
12,38
3,40
13,26
4,30
14.20
5.14
15.17
5.52
16.17
6.25
17,19
6.53
18,22 "7,19
19,2.') 7,43
20,30 8.06
21.36
8,29
22,42 8,53
23,50 9.19
9,50
_
1,02 10.26
2,04 11,11
3.07 12.05
4.05 13.09
24
25
26
27
28
5,54
5,52
5.49
5,47
5.45
6,34
6,32
6.30
6,28
6,26
17,05
17,07
17,09
17,11
17,13
17,45
17,47
17,49
17,51
17,53
4,55
5,37
6,14
6,46
7.16
14,22
15,41
17,03
18.25
19.46
Poprawki średnie dla mlasl na dzień 15 lutego:
Miasiii
Świl Wsf hoil Zdt IUKI Zninik
Ltibhn
Kraków
Bielsko
UKIŻ
'i.
W rot law
Poznań
Szczecin
Słupsk
Gdańsk
(ilsztyn
Byfgoszcz
Bidly-itok
Rzeszow
-0.07
0,00
+ 0.02
+0.09
+ 0,06
+0,15
+ 0,16
+0,27
+ 0,19
+ 0.12
+ 0,07
+ 0,13
-0,07
4).0tl
-0,0«
-0.01
0,(H)
+ 0,04
+0,06
+0,14
+0.16
+ 0,2«
+ 0,21
+0,13
+ 0,09
+ 0,14
O.Oh
O.OK
-0.04
+ 0,03
+ 0,08
+ 0.12
4 0,06
+ 0,18
+ 0.1fi
+0.24
+ 0.11
+ 0.04
--0,01
fOJO
(flO
" n.(H}
-0.04
+ 0.03
+ 0;(>7
-0,l1
+0.06
+0,18
--0,16
+ 0.24
+ 0.13
+ 0,06
-(t,01
+ 0,10
-o,to
0,0()
WARUNKI PRENUMERATY; Prenumeratę na kraj przyjmują Oddziały RSW ..Pra.sa-Książka-Ruch oraz urzędy pocztowe i
doręczyciele - w terminach: - do 25 listopada na slyczeri. I kwcirlał, 1 półrocze roku następnegu i na cały rok następny. - do dnia 10
miesiąca, poprzedzającego okres prenumeraty na pozostałe okresy roku bieżącego. Cena prenumeraty rocznej - z! 96 Jednostki gospodarki uspołecznionej, instytucje i organizacje społeczno-polityczne składają zamówienia w miejscowych
Oddziałach RSW ,,Prasa-Książka-Ruch ' Zakłady pracy i instytucje w miejscowościach, w których nie ma Oddziałów RSW oraz
prenumeralorzy Indywidualni, zamawiają preDumeralę w urzędach pocztowych lub u doręczydełt Prenumeratę ze zleceniem
wysyłki za granicę, która jesi o 50"u droższa od prenumeraty krajowej, przyjmuje RSW ..Prasa-Ksiązka-Ruch' , Centrala
Kolportażu Prasy i Wydawnictw, ul. Towarowa 28, 00-958 War.szawa, konto PKO ru 15;il-?I - w terminach podanych dla
|)rej)uiiier>ilv kra|iixve|. C'«nnlk ogło§zen; za terilynietr kwadratowy/ł 45 - Drohne do 2.t wyrazów za wyraz zł'12.-Neknilogi zf 35.za rm kwadratowi Mieisca za-sir/ezone Mi proc. drozei. Druk Zakłady Graficzne ..Dom Słowa Polsiciego' , Warszawa Nakład
''>7000e.|/, ['„pier n.tm)r, kl \ Skład techniką fotoskładu Unoiron 503 TC. Ii}deks 36451. Zdni 195 fDt-123
CZŁOWIEK - PRZYRODA - ŚRODOWISKO
FOT.WŁtAmaa
Myśliwi uczuleni są na sprawy ochrony środowizachodzących w nim zmian, wieloletnich ten­
dencji oraz bezpośrednich zaburzeń- Dlatego warto
chytw przedstawić myśliwym patrząc na to z biolo­
gicznego punktu widzenia, PROGRAM WISŁA. Jak
wiadomo, program ten, wynikający zresztą z wielo­
letniego zacofania inwestycyjnego największej na­
szej rzeki, zakłada przeznaczenie na oczyszczenie
1 doinwestowanie Wisły ogromnej sumy 400 mld zl
do roku 2000, celem doprowadzenia jej do stanu
optymalnego gospodarczego wykorzystania. Wisła
bowiem pełni, lub w wyniku realizacji programu
pełnić będzie, następujące funkcje;
1 Zaopatrzenie w wodę zarówno ludności jak rów­
nież przemysłu i rolnictwa, i choć jest to funkcja
oczywista, to jednak wymaga ona olbrzymich
nakładów, punkt ten bowiem nierozerwalnie
związany jest z następnym.
2. Odbiór ścieków.
3. Fimkcje energetyczne. Powstające i mające po­
wstać na Wiśle 22 stopnie wodne, choć służyć
będą przede wszystkim energetyce i doprowadzą
do wykorzystania energii spływających wód, nie
mogą spiętrzać wody nie oczyszczonej, groziłoby
to ttowiem katastrofą ekologiczną całego
regionu.
4. Punkcie transportowe. Wraz z punktem po­
przednim, spowoduje to niemałą zawieruchę
w środowisku, na całej bowiem długości Ł>ędzie
musiała Wisła posiadać określoną głęłłokość, nie
mniejszą niż 2,5 m - tyle bowiem zakładają
wymagania międzynarodowych tras żeglugo­
wych IV kategorii.
5. Stabilizacja warunków wodnych-chodzio usta­
bilizowanie poziomu wód Wisły, likwidacji po­
wodzi i okresów niesptawności rzeki. Stabiliza­
cja ta jednakże będzie dotyczyła tylko wód po­
wierzchniowych samej Wisły, spowoduje nato­
miast znaczne zaburzenia w obiegu wód grunto­
wych a również powierzcłiniowych całej pradoliny Wirfy.
6. W sumie Wisłę ł>ędzie przecinało 30 zapór, t>ędących jednocześnie mostami. Stąd też Wisła spo­
woduje gnmtowne zmiany w lądowej sieci trans­
portowej. Będzie więc pełniła znaczące funkc}e
w połączeniach komunlkacłl lądowej 1 lądowo-wodnej.
?. Funkcje urbanistyczne - gruntowne zmiany
w samej rzece jak i całej pradolinie, związane ze
wszystkimi wymienionymi powyżej punktami
spowodują nowe, inne zagospodarowanie kra­
jobrazu całej doliny. Zmieni się charakter i S]K)sób użytkowania roli na skutek zmiany stosimków wodnych. Zmianom ulegnie charal^ter la­
sów. Zmieni się całkowicie krajobraz rzeki i jej
t>ezpośredniego sąsiedztwa.
8. Sport, wypoczyn^ taryst)4u. korzystające z je­
szcze nie istniejących, kaskadowo ułożonych je­
zior z bogatym zapleczem całego turystycznego
przemysłu i kompleksowym urbanistycznym za­
gospodarowaniem, spowodują, iż program zago­
spodarowania Wisty stanie się wielofunkcyjnym
działaniem gospodarczym i technicznym.
Program, przy całej swej wielofunkcyjności, za­
kłada wykorzystanie olbrzymiego potencjału bada­
wczego zarówno w fazie projektowania, realizacji,
jak później w fazie eksploatacji rzeki już zagospo­
darowanej. Tak więc, z kor2:yścią dla praktyki, W i ­
sła już się staje wszechstronnym poligonem nauko­
wym dla olbrzymiej ilości dyscyplin, od ściśle tech­
nicznych po ogólno przyrodnicze.
Nikt co prawda, pośród wielu, nie zawsze zresztą
ze sotią zgodnych funkcji programu „Wisła", nie
wymienił łowiectwa. Nie mniej myśliwyciiprogram
ten dotyczył t>ędzie szczególnie. Działania te spo­
wodują fcłowiem gruntowne zmiany w liczącym się
procencie powierzchni łcraju i istniejących tam ob­
wodach łowieckich.
Około 1500 obwodów znajduje się w pradolinie
Wisły bądź na jej obrzeżach, gdzie zmiany środowi­
skowe mieć tłędę lub mieć mogą charakter zasadni­
czy. Tradycyjne dobre łowisiw np. kuropatw, stać
się więc mogą tradycyjnie dobrymi łowiskami ka­
czek lub odwrotnie. Wraz z postępującymi zmiana­
mi w składzie drzewostanów, zasadzeń, zmienią się
również warunki rozwoju zwierzyny drobnej, pło­
wej i czarnej, iime więc ł>ędą proporcje wzajemne
tych gatimków w łowisku. Niektóre zwierzęta poja­
wią się tam, gdzie nigdy ich przedtem nie było, itme
znikną z dotychczasowych ostoi. W nowych warun­
kach rozprzestrzeniał się t>ędzie prawdopodobnie
łoś. Jeleń natomiast opuszczał będzie dotychczaso­
we, coraz bardziej podmakające ostoje. Dziki, do­
tychczas czyniące niewielkie szkody na niewielkich
polach w dolinie Wisły, znajdą się na terenach
działań nowoczesnej agrotecłiniki. Znajdując zaś
lepsze warunki rozwoju w podmokłych lasach, tym
łakomiej zwracać się l>ędą one w kierunku tradycyj­
nych płodów nowoczesnego rolnictwa.
Zmianom ulegnie nie tylko ilość ptactwa i zwie­
rzyny oraz ich wzajemnych do siebie proporcji w ob­
wodzie, lecz także trasy ptasich wędrówek, lęgo­
wisk i noclegowisk. Ponieważ zaś Wisła tiędzie
traktem komuniliacyjnym o zagospodarowanym nie
tylko nurcie, ale również brzegadi, do wszystkich
łowisk dostęp t>ędzie łatwy, a co za tyra idzie ze
strony ludzi intensywniejszy.
Szereg gatunków zwierząt, wymagających prze­
de wszystkim spokoju w zajmowanym przez siebie
środowisku, t>ędzie się więc wycofywało, itme zaś,
łatwo się adaptujące do ruchu i hałasu, tutaj znajdą
dobre wanmki rozwoju. Zjawisko, zwane przez fiz­
jologów habituacją - tj. wygaszaniem reakcji na
łxKlźce otwjętne, jest bardzo łatwo przyjmowane
np. przez samy. dzięki czemu zajmują one wię­
kszość śiadpwisk o t>ardzo od siebie oddalonych
parametrach i ł>aTdzo słat>o przyjmowane przez
bobry, szybko się wycofujące z terenów penetrowa­
nych przez odowieka. Dlatego to właśnie program
,,Wisła", zakładający zmianę rzeki w wielofunkcyj­
ny system kaskadowo ułożonych jezior z intensyw­
nym ruchem transportowym, działalnością gospo­
darczą, turystyczną, energetyczną - poczyni trudne
do przewidzenia zmiany w ekologii zwierząt, za­
mieszkujących tereny przylegające do W i ^ .
Tyle Wisła i bezpośrednie jej sąsiedztwo w prado­
linie. Pozostaje jeszcze całe dorzecze, które choć nie
tak zmienione, myśliwym t>ędzie stawiało szczegól­
ne wymagania. Woda w Wiśle i większych jej dopły­
wach tiędzie płynęła wielokrotnie wolniej, tym sa­
mym zmniejszą się zdolności samooczyszczające
rzeki. Spiętrzenia zaś wody nie oczyszczonej łub
nie doczyszczonej, sporadycznych przemysłowych
zrzutów awaryjnych, nieprawidłowo przeprowa­
dzane melioracje w całym dorzeczu spowodować
mogą katastrofę biologiczną rzeki i fiasko gospodar­
czych poczynań związanych z jej zagospodarowy­
waniem. Stąd słusznie na pierwszym miejscu całego
programu, najmocniej podkreślonym warunkiem
jego reahzacji jest czysta woda. Czysta woda zmu­
sza do działań ochroniarskich już u źródeł i źródełek
a następnie przebiegu strumieni i rzek całego do­
rzecza. Stąd to szczególnie z nadzieją kierujemy
wzrok na straż ochrony przyrody, myśliwych, w ę d ­
karzy, leśników - ludzi, dla których środowisko ma
szczególne znaczenie i szczególnie je potrafią
docenić.
PIOTR TOPIŃSKl
3
FOT. z. HTOWIŃSKI
Jeszcze o kaczkkch
Coraz bardziej poszerza się ostatnio wiedza
o strukturze populacji ptaków i o czyimikach na mą
wpływający^di. Z różnych studiów i syntez zdaje się
wynikać obraz, który winien być również uwzględ­
niony w gospodarce łowieckiej, która coraz bardziej
musi opierać się na wynikacłi śdstych t>adań.
Chcę dziś zwrócić u w a g ę na wyniki grupy lotewskich badaczy kierowanej przez H.A. Micłielsona.
Prowadzili oni szczegółowe studia nad biolo­
gią kaczek zamieszkujących jezioro Engures (pow.
35,4 km^j w Łotewskiej SRR. Drugie zagadnienie, to
coraz szerzej w piśmiermictwie podejmowana pro­
blematyka „wpojenia" znajomości terytorium lęgo­
wego już w pierwszym roku życia ptaka, jeszcze
w wieiću pisklęcym, bądź natychmiast po jego ukoń­
czeniu, w olfresie polęgowej dyspersji.
Materiał zebrany na jeziorze Engures dotyczy
błisico 30 000 oznakowanych osobników. Przeanali­
zowane dane o dwóch przyięt>'ch jako modelowe,
najliczniejszydigatunkacii: przedstawicielu grążyc
- czernicy i kaczek {riywający<^ - j^askonosie.
Wyniki są dla każdego gatunku nieco różne, na tyle
jednak ważne, że tdicęchociaż najistotniejsze z nich
przytoczyć. Dotyczą oczywiście samic, Ix> w okresie
rozmnażania one właśnie decydują wyłącznie
o miejscu lęgu, od ich zachowania zależy sukces
lęgu, w oparciu o ich liczebność ocenia się zagęsz­
czenie gniazdowej populacji.
Przywiązanie do miejsca wylęgu (u osobników
jednorocznych) lub miejsca poprzedniego gniazdo­
wania (u starych), szczególnie jeżeli lęg w roku
poprzedrum zakończył się sukcesem, jest t>ardzo
wyraźne. Na jezioro wraca 24-66% samic plaskonosa, które się w roku poprzednim gnieździły, ale aż
53-88% tych, które w roku poprzednim pomyślnie
lęg wywiodły. Nieco inaczej jest u czernicy. Tam
stwierdzono istotną różnicę między samicami wylę­
gniętymi na jeziorze (miejscowymi) a imigrantami te drugie w razie straty lęgu częściej opuszczają
wprost jezioro lub na większą odległość się wyno­
szą. Stwierdzono i . takie-^sytuacje, że samica po
stracie lęgu wyniosła się w iruiy rejon jeziora lub
nawet na inny zbiornik, a na kolejny łęg wróciła
znów na miejsce pierwszego gniazdowania. Młode
samice gnieżdżące się po raz pierwszy, często wy­
bierają na ten cel miejsce wylęgu, choć ich rozpro­
szenie (dyspersja) jest większe niż starych, już raz
gnieżdżącydi się osobników.
W sumie, średnio za okres badań, u płaskonosa
około 80%, a u czernicy około 70% gnieżdżących się
każdego roku samic, to osobniki miejscowe, a odpo­
wiednio 20 i 30% to ptaki pochodzące z itmych
zbiorników. Osobniki gnieżdżące się po raz drugi
lub więcej, to około 45% płaskonosa i 70% czernicy.
Po raz pierwszy gniazdujące ptaki to odpowiednio
w 44 i 2 1 % wylęgnięte w poprzednim sezonie na
4
jeziorze, a imigranci to 11% płaskonosów i 9%
czernic.
Istnieją dane, pozwalające sądzić, że część samic
przystępuje do lęgu dopiero w trzecim kalendarzo­
wym roku życia (w wieku ok. 23 miesięcy) - zależy
to jednak od stanu ilościowego populacji lęgowej.
Zależność polega
tym, że przy wysokiej wiosen­
nej liczebności, a więc stosunkowo wysokim pro­
cencie powrotu z zimowisk starycłi samic, część
młodych, jednorocznych, nie gnieździ się.
Również liczba odhodowanych młodych jest wy­
raźnie uzależniona od liczebności populacji. Oka­
zuje się mianowicie, że przy niskim stanie popula­
cji, jednoroczne i starsze osobniki odchowują w każ­
dym lęgu mniej więcej taką samą liczt>ę potomstwa.
Przy wysokiej liczebrM>ści wychów przez gnieżdżą­
ce się po raz pierwszy samice jest wyraźnie mniej
udany. U czernicy np. w pierwszym przypadku od
jednorocznych samic udało się skontrolować po­
wtórnie 5,3 a od starych 7,2% obrączkowanych jako
jednodniowe pisklęta młodych. Przy dużej liczeb­
ności populacji odpowiednie liczby wyniosły 2,5
i 10,8%. Dane te informują jednoznacznie, jak wiel­
ka była różnica śmiertelności w każdej z tych grup.
Dalsze ważne informacje, to różnica przeżywaln o ś d młodych, pocłiodzących z lęgów zakładanych
w różnych terminach. Dla płaskonosa pizeżywalność piskląt z najwcześniejszycłi łęgów jest zdecy­
dowanie najwyższa i wynosi 9,6%, a z najpóźniej­
szych - najniższa 1,3%. U czernicy odpowiednie
wielkości to: 5,7 i 0,9%.
śmiertelności piskląt wodzonych przez młode
samice.
Itme prace wykonane na ptakach nałeżącydi do
różnych gi^P systematycznych, wskazują na nie
docenianą u tws dotąd zupełnie wtaściwcłść ptaków.
Stwierdzono mianowicie, że ptaki poznają i wybie­
rają teren przyszłego gniazdowania nie na początku
pierwszej pory lęgowej, jak to się dotąd dość powszectmie przyjmowało, ale już w wieku młodzień­
czym - natyduniast, lub prawie natycłuniast po
opuszczeniu gniazda, b ą d ź też, u zagniazdowników. może nawet jeszcze przed uzyskaniem pełnej
zdolności do lotu. U różnych zbadanych dotąd ga­
tunków w odmieimym nieco terminie, zawsze na
określonym etapie rozwoju, wytwarza się drogą
impritingu (wpojenia) z w i ą w k ptaka z terytorium,
na którym później, nieraz dopiero za wiele lat (np.
albatrosy) t)ędzie się gnieźcŁdŁ Ołiecnie uważa się,
że to wpojenie stanowi zasadniczą podstawę zjawi­
ska nazywanego dotąd „konserwatyzmem lęgo­
wym". O ile wiadcHno, powstcdytakzwiązek nie jest
aż tak silny i bezwarunkowy jak niektóre inne
cechy, które pisklę lub młody ptak drogą impritingu
nabiera. Rola tego związku nie jest dotąd wystarcza­
jąco poznana, sądzić jednak można, ż e ptaki wypę­
dzone z terenu, z którym się w młodości związały,
stanowić mogą znaczącą część nieosiadłej, tzw. efe­
merycznej frakcji populacji - tej mianowicie jej
części, która w okresie lęgowym nie wiąże się z tery­
torium, nie tworzy par, nie wyprowadza młodych
a ktcwa często bywa uważana za jednorodną grupę
osobników jeszcze płciowo niedojrzałych - mlcKlodanych.
Nie wiadomo na razie zupełnie, czy omawiana
cecha tłehavioru charakteryzuje wszystkie gatunki
ptaków, na pewno jednak u licznydi kaczek, gęsi
i łabędzi jest silnie rozwinięta.
Wydaje się, że z przedstawionych informacji zu­
pełnie niedwuznacznie wynikają wnioski, które
winniśmy uwzględnić w praktyce ł o w e c k i e j - przy
ustalaniu zasad zagospodarowywania łowiska, har­
monogramów polowań. Dotyczy to, rzecz jasna, ka­
czek, kto wie jednak w jakim stopniu również i ba­
żantów?
Okazuje się więc, że odpowiednia ochrona lęgo­
wisk kaczych przed nadmiernym niepokojeniem,
przed wybierającą jaja młodzieżą, przed strzelają­
cymi kaczory myśliwymi, to niezmiernie ważny ele­
ment, w sposób istotny wpływający na populację.
Kaczki t>ędą się wierniej takich miejsc trzymały,
Uczt>a wywodzonych nUodych winna być większa,
bo samice nie ł>ędą musiały lęgów powtarzać.
Szczególnie ważny jest spokój w początkowym
okresie lęgów, bo miejsca niepokojone spora część
kaczek wprost opuszcza.
Trudniejszą jest kwestia początku polowań. Nie
znamy dokładniej terminu w jakim u poszczegól­
nych gatunków krajowych kaczek związek z przy­
szłym lęgowiskiem powstaje. Gdybyśmy zaczynali
polowanie zbyt późno, czekając na owo wpojenie, to
niektóre wcześniej odlatujące gatimki mogłyby już
łowisko opuścić. Według mojej oceny, termin 1
sierpnia jest jednak, przynajmniej dla większości
gatunków, a już szczególnie grążyc - stanowczo za
wczesny.
Mechanizmy samoregulacji liczebności, ewentu­
alne zmniejszenie lub zwiększanie liczby młodych
od jednorocznycii samic, mniejsza płocłiliwość sa­
mic przy niższej ich liczebności, stwierdzona jako
reakcja na chwytanie podczas obrączkowania wy­
siadujących ptaków, większa dyspersja lub śmier­
telność dorosłych samic, prowadzą do tego, że popu­
lacja jest na początku sezonu z roku na rok dość
stabilna. Jej ostateczna liczebność zależy jednak od
warimków danego roku - poziomu wody i warun­
ków tiezpieczeństwa na lęgowisku. Niepokojenie
ptaków w początku okresu lęgowego prowadzi wy­
raźnie do obniżenia liczby gniazdujących samic,
które „nie czując się liezpieczne", opuszczają lęgo­
wisko.
Ponieważ liczebność populacji bywa regulowana
i innymi drogami, część osobników ginie niezależ­
nie od tego, czy się populację eksploatuje, czy nie,
nie ma przeciwwskazań dla racjonalnego, umiarko­
wanego, rozsądnie wykonywanego odstrzału. W i ­
nien on być jednak prowadzony tak, by kaczki mimo
to zdążyły się z terenami związać. Na pewno nie
należy ich więc nękać częstymi sierpniowytni polo­
waniami, wykonywanymi nie wcześniej, niż od po­
lowy miesiąca. Dalej, w świetle przedstawionych
rezultatów, palącą wydaje się sprawa definitywne­
go zaniechania praktyki wiosennych polowań na
kaczory. Strzelając je, w sposób istotny, a dla nas
wielce niekorzystny, naruszamy strukturę popula­
cji, zmniejszając szanse na bogate i urozmaicone
jesierme rozkłady.
Okazuje się dalej, że przegęszczenie, drogą stre­
su tak niekorzystnie wpływające na przeżywałność
piskląt prowadzonych przez młode samice nie wy­
nika z liczebrtości Ijezwzględnej ptaków, a jest
wyraźnie funkcją częstotliwości spotkań stadek rodzirmych. Zwiększenie długości linii brzegowej,
przez wykopanie na łvyspac4i dodatkowych kana­
łów, dało natyclmiiaslowy wzrost liczebności popu­
lacji lęgowej, przy czym nie ujawniły się ujemne
skutki jej przegęszczenia w formie zwiększenia
Omówione wyniki nie są na pewno ostatnim sło­
wem w t)adania(h nad strukturą populacji i biologią
kaczek. Na pewno nie można ich bezkrytycznie na
itme warunki ekologiczne i inne gatunki uogólniać.
Wprawdzie różny może być wpływ poszczególnych
wymienionych czyimików, ale na pewno dla gło­
wienki, krzyżówki czy cyranki uzyskalibyśmy re­
zultaty swym charakterem zbliżone do omówio­
nych.
ZYGMUNT CZARNECKI
„Kronik Lisowickich" ciąg dalszy
Zajmując się od lat historią i bibliografią łowiec­
ką, z największym zainteresowaniem przeczytałem
artykxił „Z kronik Towarzystwa Lisowickiego" (Nr
15-16). Skoro Redakcja zainteresowała naszych ko­
legów tym tematem, pozwalam sobie dorzucić jeszcre garść szczegółów historycznych.
Kolega Mazaraki opisał w swym artykule tylko
pierwszy tom Kronik, których w sumie ukazało się
tizy.
Drugi tom oł>ejraujevl2 lat, od roku 1896do 1907.
Stanisław Łoboś podaje w swojej Bibliografii ł(twieckiej (Łowiec r. 1909 i 1910), że tom ten ukazał
słę we Lwowie w roku 1909. Natomiast Aleksander
Haas (jego notatki bibliograficzne istniały tylko
w rękopisie) podaje, że drugi tom Kronik wyszedł
w Krakowie w tym samym, 1909 roku. Tom ten
zawiera 464 strony. Układ i styl taki sam jak w tomie
pierwszym.
Trzeci tom obejmujący okres od jesieni 1907 roku
do zimy 1921 włącznie, zawiera 485 stron i ukazał
nę zarówno we Lwowie jak i w ICrakowie w roku
1921. Cytuję dane z dwóch znanych Bibliografii
Lowriecluch:
1) Dr Witold Ziembicki, ,,Wystawa książek ło­
wieckich". Łowiec Nr 7, rok 1927. Lisowice. Kronik
lom HI. Lwów. 1921. Nakład własny. Na składzie
w „Łowcu", Lwów, Ossolińskich U . Cena zł 5.2) Józef Wł. Kobylański, ,,Bibliografia łowiecka
w Odrodzonej Polsce". Kalendarz myśliwski na rok
1929 pod redakcją Juliana Ejsmonda. Warszawa,
1929. Pozycja 30. Kroniki myśliwskie Towarzystwa
Lisowickiego w ciągu lat czternastu, od jesieni 1907
do zimy 1921 włącznie. Tom III. Nakładem Towa­
rzystwa. Druk W.L. Anczyca i Spółki, Kraków 1921.
wym. 17,9 x 10.9. Stron nieliczb. 2 i 485, 3 tal>ele.
Przeczytałem wszystkie 3 tomy pożyczone mi
w latach pięćdziesiątych przez p. Aleksandra Haasa, którego były własnością. Mieszkał on w Kreikowie i posiadał t}ogaty zbiór książek i kalendarzy
łowieckich.
Większość „Kronik" wyszła spod pióra Antoniego
Wodzickiego, właść. majątku Niedźwiedź kolo Kra­
kowa, który był ponad 30 lat kronikarzem Towarzy­
stwa Lisowickiego. On to miał jedno z najpiękniej­
szych spotkań w kniei lisowickiej, ubijając w duble­
cie, kulami, rysia i wycinka dnia 19 października
1898 roku.
Odnośnie powstania Towarzystwa Lisowicłtiego
jeszcze jeden szczegół. W roku 1850 powstało-we
Lwowie pierwsze w Galicji towarzystwo myśliwskie
pod nazwą ,,Lisowitzer Jagd-Verein". Członkami
byli sami Niemcy, bądź urzędnicy c.k. administracji
austriackiej, bądź oficerowie. Wydzierżawili oni
kompletu leśny koło Stryja, który wspomina
w swym artyltule kol. Mazaraki. Towarzystwo to
prowadziło gospodarkę rabunkową i wspólnie
z łdusowmikami wyniszczyło cały zwierzostan.
W tych warunkach udało się założycielowi Towa­
rzystwa Lisowickiego „zadzierżawić" w roku 1871
ten obwód łowiecki.
Skoro jesteśmy przy łiistorii naszego łowiectwa,
warto wspomnieć, że w bieżącym roku minęło sto lat
od chwili założenia pierwszego czasopisma łowiec­
kiego w języku polskim. Dnia 10 stycznia 1878 roku
ukazał się we Lwowie pierwszy numer „Łowca",
organu Galicyjskiego Towarzystwa Ł^owieckiego
(powstało 24.4.1876 we Lwowie, pierwszym preze­
sem był Włodzimierz Dzieduszycki, założydei Mu­
zeum Przyrodniczego Dzieduszycliich we Lwowie)
pod redakcją Józefa Łozińskiego. Był to dwutygod­
nik, przez olcres 1899-1914 miesięcznik. Ostatni
numer „galicyjski" (19-20)ukazałsięwpaździemiku 1918, pierwszy numer „polski" po Odrodzeniu
wyszedł 1 maja 1921, jako miesięcznik, organ Mało­
polskiego Towarzystwa Łowieckiego, pod redakcją
All)erta Bużenin Mniszka. Od roku 1928 „Łowiec"
wychodził do końca jako dwutygodnik. Ostatni nu­
mer (17-18) ukazał się w chwili, gdy na Lwów
padały bomby niemieckie. Ostanim redałctorem był
dr Witold Ziembicki, zasłużony bibliograf i łiistoryk
łowiectwa.
FRANCISZEK ŻABA
Wystawa łowiecka w Kętrzynie
Od 15 grudnia 1978 roku w centrum
zainteresowania wszystkich sympaty­
ków łowiectwa znajduje się już druga
tego typu wystawa na Warmii i Mazu­
rach czyrma w sali wystawowej Mu­
zeum im. Wojciecha Kętrzyńskiego
w Kętrzynie.
Wystawa powstała z inicjatywy Za­
kładu t-owiectwa, Leśnictwa, Turysty­
ki i Wypoczynku Przedsiębiorstwa
Usług Rolniczych w Kętrzynie oraz
Muzeum im. Wojciecha Kętrzyńskie­
go. Dużej pomocy w trakcie organiza­
cji udzielili koledzy myśliwi z Kętrzy­
na i okolic.
Wśród licznie zgromadzonych eks­
ponatów pokazano między irmymi
dwa medaliony losi-łopataczy, zlotomedalowe wieńce jeleni mazurskich,
dużą kolekcję parostków rogaczy ko­
legi Bukiejko z Korsz, medalowy oręż
dzików zdobyty przez kolegów: Kala­
tę. Mellina, Pollusa i irmych. Cieka­
wostką wystawy są parostki samy sy­
beryjskiej, sprowadzonej przed! woj­
ną światową, której pojedyncze sztuki
widywano jeszcze w 1946 roku.
Pokazano również stylowy gabinet
myśliwski, w którym wyeksponowane
są skóry i oręż dzików, broń myśliw­
ska, trofea oraz meble i malarstwo
o tematyce łowieckiej.
Uwagę zwiedzających przydąga
zbiór starej i współczesnej broni my­
śliwskiej, akcesoria i odznaczenia ło­
wieckie, literatura. Są też narzędzia
kłusownicze, które, niestety, ciągle
jeszcze znajdujemy podczas naszych
wędrówek po mazurskiej kniei. Zna­
komitym uzupełnieniem wystawy są
-liczne eksponaty ptaków i ssaków
Krainy Tysiąca Jezior,
Wystawę na którą serdecznie za­
praszają organizatorzy, można zwie­
dzać do końca 1979 roku.
*
MAREK WOŹNIAK
ZDJĘOA:
A.
SUWA
„Pasja łowiecka jest zakorzeniona głęboko
w piersi człowieka" - powiedział łCarol Dickens,,
długoletni badacz natury ludzkiej- Pasja ta przy­
świeca również działalności Safari Club Internatio­
nal i ożywia wszystłue jego akcje. ,
Utworzony w 1971 r. w odpowiedzi na zapotrzełłowanie na organizację myśliwycłi, która zapewni­
łaby zarówno partnerstwo jak i dużą siłę zbiorową
służącą ich interesom, klub ten rozrósł się znacznie.
Każdy miesiąc odkrywa nowe obszary, w których
myśliwi mogą korzystać z poparcia międzynarodo­
wej organizacji, stającej za ich sprawą oraz w któ­
rych zwierzyna korzysta ze zjednoczonego działa­
nia, prowadzonego przez ludzi, gotowych poświę­
cać czas, energię i pieniądze na rzecz dziedziny,
którą ukoctiali.
Wspólne więzy
Nie jest przypadkiem, że Safćiri Club jest najak­
tywniejszym i najszybciej rosnącym klubem myśliwslum na świecie. Oprócz silnego poczucia wspól­
noty w dzieleniu doświadczeń i radości polowania,
jest jeszcze irma więź. Wraz z rosnącym obecnie
uznaniem dla człowieka przekształcającego środo­
wisko, odkryto, że jest ono tylko jedno. Wszyscy
musimy w nim żyć, musimy respektować wzajemnie
swe prawa i musimy domagać się naszych praw jako
myśliwi. Siły, z którymi myśliwi walczą, są sprzecz­
ne. Z jednej strony cdowiek uczy się coraz większej
HKłpowiedzialności za swoje kontakty ze środowi­
skiem, lecz z drugiej strony wzrasta jego rzeczywis­
te oderwanie od środowiska. Obydwie te siły stano­
wią zagrożenie dla myślistwa. Świadomość odpo­
wiedzialności za środowisko (w pełni podzielana
przez organizacje myśliwskie) rodzi również senty­
mentalizm, stanowiący motor dla ruchu przeciw
myślistwu. Drugi czyimik natomiast zagraża bezpo­
średnio zwierzynie i sportowi myśliwskiemu przez
niszczenie środowiska zwierzyny.
Zadanie klubu Safari jest zatem dwojakie. Musi
on walczyć o ochronę środowiska i dobrą gospodar­
kę łowiecką. Musi również nalegać, by myśliwi byli
odpowiednio doceniani za swą rolę w tych wysił­
kach.
THE M A N E A T E R O F BASTAR
NORTH A M E R I C A N B I G G A M E A W A R D S
Y E S T E R D A r S HUNTER
G R A N D SLAM IN O N E YEAR
A M E R I C A N WILDLIFE LEADERSHIP S C H O O L
L O R D O F THE BUSH
MUZZLELOADERS IN A F R I C A
RARE G L A C I E R BEAR
Myśliwi fednoczą się
Dotychczasowy odzew myśliwych na wezwanie
był imponujący. C.J. McElroy założył Safari Club
International jako niedochodową organizację w Los
Angeles w 1971 r. Z dużym wysiłkiem stworzono 34
oddziały w USA. Kanadzie i w Europie. Wiele in­
nych organizacji myśliwskich (głównie myśliwych
zawodowych) zostało afiliowanych przy Safari
,,Safari Club
IntemationaP'
Club, co rozszerzyło uczestnictwo o kilkanaście
tysięcy osób.
W rezultacie, poprzednio milcząca grupa stała się
riadzwyczaj głośna i daleko sięgająca w sprawach
łowiectwa i ocłminy przyrody. Na szczeblu federal­
nym klub ma obecnie komitet legislacyjny, pracują­
cy nad sprawami dotyczącymi łowiectwa amator­
skiego oraz fundację legislacyjną na poparcie swej
walki o rozsądne prawa gospodarki łowieckiej. Od­
notowano już skuteczne interwencje w sprawach
legislacyjnych, dotyczących zwierzyny Alaski,
określania środowiska niedźwiedzia grizzly, prze­
pisów o gatunkach zagrożonych i przepisów defi­
niujących traperstwo.
Na szczeblu oddziału członkostwo oznacza dzie­
lenie się doświadczeniami z innymi myśliwymi i ko­
rzystanie z doświadczeń innych. Oddziały zajmują
się również miejscowymi projektami, jakreintrodukcja zwierzyny, organizowanie szkól__preparowania
trofeów, itp.
y
6
Najszlachetniejszy sport
Podstawową zasadą w Safari Club International
jest przekonanie, że zwierzynę należy traktować
jako zasoby odnawialne. Z przekonania, że pozy­
skanie i ochrona muszą działać wspólnie, zrodziła
się potrzeba utworzenia odrębnej organizacji sios­
trzanej: Fundacji Ochroniarskiej Safari Club Inter­
national. Fimdacja ta podjęła pionierski program
intensywnych kursów uczących młodych ludzi ob­
cowania z przyrodą. Działając poprzez wykłady
w szkołach średnich oraz 10-dniowe obozy letnie
w regionach pierwotnych, Fundacja zapewnia do­
pływ informacji do szkoły średniej o racjonalnym
ui^ylkowaniu zasol>ów łowieckich. Taki zatem jest
Safari Club International - międzynarodowa orga­
nizacja myśliwych, ocłironiarzy i ludzi zdecydowa­
nych na mądre podejście do dziedzictwa przyrody.
Kiedyś, gdy polowanie było koniecznością a nie
sportem, w każdej kulturze rozwińmy się ostrożne
i surowe zasady zapewniające szacunek dla ofiar
polowania, wyżywienie ludzi i odnawianie się zasołłów zwierzyny. O polowaniu powiedziano, że jest to
najstarszy i najszlachetniejszy sport na świecie.
Z pewnością jest najstarszym. A od myśliwych zale­
ży, żeby pozostał najszlachetniejszym.
Nie wystarczy tylko płacić rachunki, by być do­
brym ojcem. Dobry ojciec daje coś z siebie swoim
FOT.SAFASI
dzieciom - postawę duchową lub etyczną, system
wartości. To samo można powiedzieć o polowaniu.
Nie wystarcza, że popiera się ochronę zwierzyny,
należy także przepoić akt polowania określoną mo­
ralnością. Jedną z największych odpowiedzialności
wydziałów łowiectwa jest dziś nie tylko (i nie tyle)
gospodarowanie zasobami ryb i zwierzyny jak to
potralią, lecz być również etycznym arbitrem co do
sposobu ich użytkowania przez społeczeństwo. Fak­
tem jest, że służba rybacka i łowiecka miała tyle
pracy z pierwszą sprawą, że zaniedbała drugą.
Działacze Safari Club International są zdania, że
sport łowiecki musi opierać się na dwóch zasadach:
l) polowanie nie zagraża istnieniu żadnego gatun­
ku zwierząt, 2) akt polowania nie przynosi ujmy ani
myśliwemu ani zwierzętom, na które on poluje.
Zawodowa służtła łowiecka w USA była zbyt zajęta
pierwszą zasadą, by pamiętać o drugiej. A jednak,
gdy złamie się jedną z tych zasad, akt polowania jest
nie do obrony. Co zatem można zrobić, by wzmocnić
te zasady w przyszłości?
Hodowla zwierzyny - oparta na solidnych bada­
niach biologicrznych i dobrym wdrażaniu tych wyni­
ków - to dopiero początek. To jest podstawa, podob­
nie jak informacja i szkolenie. Następnie przycho­
dzi potężny problem prowadzenia dcritirych progra­
mów społecznych.
Safari Club IntematitHial planuje otMwiązkowe
szkolenie myśliwych w Iłezpiecznym otx:hcxizeniu
się z bronią oraz wydawanie zaświadczeń wszyst­
kim nowym myśliwym. Rzeczywiste szkolenie w za­
kresie ł>ezpieczenstwa jest tylko częścią tego pro­
gramu i chyba nawet nie najważniejszą. Ważniejsze
jest kształcenie w zakresie biologicznych pcnlstaw
łowiectwa i rytiactwa oraz w zakresie zasad etycz­
nego polowania. Jest to najbardziej obiecujący asj>ekt. Ważne by wiedzieć, że to nie samo łowiectwo
w USA jest na cenzurowanym, lecz zachowanie się
myśliwych.
Słabym punktem w warunkach USA jest brak
kwalifikowanych instruktorów. Ludzie ci muszą być
myśliwymi znającymi się na broni i strzelaniu, lecz
Spotkanie
sokolników
w Czempiniu
się swoimi osiągnięciami a także kłopotami, zwią­
zanymi z uprawianiem sokolnictwa.
W godzinach pKipc^dnioMrych zaprezentowab się
w akcji najlepsi sokolnicy z najlepszymi ptakami.
Bażant i dziki królik stanowiły podstawową zdobycz
dla ptaków łowczych. Wieczorem po kolacji zorga­
nizowany został pokaz filmów o układaniu jastrzębi
oraz ich hodowli wolierowej w Czempiniu. Wywią­
zała się później swotmdna dyskusja, pKKlczas której
nastąpiła dalsza wymiana doświadczeń, trwająca
do późnych godzin wieczornych.
Następnego dnia uczestnicy zjazdu wysłuchali
wykładów na temat utrzymywania ptaków, pierze­
nia sięoraz ich kondycji. Omówione zostały również
rodzaje polowań z jastrzębiami. Po wspólnym obie­
dzie nastąpił wyjazd na ćwiczenia terenowe.
W ramach tych zajęć można było zaol>serwować
różny stopień zaawansowania sokolniczego. Wy­
brano osiem najlepszych ptaków, które zademons-
w listopadzie ub.r. już po raz szósty odbył się
ogólnopolski zjazd sokolników. Miejscem zjazdu
był Ośrodek Szkoleniowy WZKR w Dymaczewie,
odległym lOkm od Czempirua.Tegoroczna impreza
miała charakter szkoleniowy. Uczestniczyli w niej
członkowie i kandydaci Sekcji Sokolniczej PZŁ,
a także sympatycy pięknych tradycji łowiecłtich.
Zjechali się sokolnicy z różnych stron kraju, ptałd
łowcze pizez nich przywiezione, znalazły schronie­
nie w przygotowanych pomieszczeniach w Stacji
Badawczej PZŁ w Czempiniu. Przyjechał też do
Dymaczewa, nie bacząc na trudy podróży, senior
Sekcji Sokolniczej, siedemdziesięcaokilkuletni Sta­
nisław Zapaśnik z Radomia. Mimo niesprzyjającej
pogody nie zrezygnował także z zajęć terenowych
i wraz z wszystkimi młodymi sokolnikami uczestni­
czył w kilkugodzinnych pokazach łowów, które
odbywały się przez kolejne dwa dni.
W programie zjazdu były zarówno zajęcia teore­
tyczne jak i ćwiczenia terenowe z ptakami, prowa­
dzone przez przewodniczącego „Gniazda Sokolniczego" Z. Pielowskiego.
Pierwszy dzień poświęcony był sprawom organi­
zacyjnym. Uczestnicy zostali poinformowani o sytu­
acji sokolnictwa za granicą jak i w łcraju. łGadziono
nacisk na aktywizację terenowych kół sokolniczych. Głos zabierali m. in. uczniowie z tecłmików
lewych w Tucholi, Rogozińc:u i w Warcinie, dzieląc
muszą umieć także wyłożyć zasadnicze treści (x:hrony zwierzyny i etyki łowieckiej. Trudnym zadaniem
jest znalezienie i pozyskanie takich ludzi oraz wy­
posażenie ich w dobre materiały.
Dobrym przykładem działań na rzecz ocłuony
zwierzyny jest budowa rurociągu naftowego na Ala­
sce. Osiem towarzystw wydało ok. 100 milionów
dolarów na badania nad oceną i złagodzeniem
wpływu rurocnągu na ten piękny i delikamy krajob­
raz. Badania te spowodowały poważne zmiany tech­
nologiczne i operacyjne, zmierzające do oclKony
samego rurociągu, terenu oraz osiadłych i migrują­
cych populacji zwierzyny.
Zimowiska żurawi znajdują się w Teksasie na
wysoce zasobnych polach naftowych. Ścisła koordy­
nacja wydobycia ropy ze strony ^użby Rybackiej
i Łowieckiej zapewnia, że ptaki te nie odczuwają
żadnych ujemnych jego skutków. Gdy żurawie
przylatują na zimowiska, zawiesza się wydobycie
ropy.
W Luizjanie miliony akrów bagien znajdują się
w posiadaniu lub są dzierżawione przez sp^ki na­
ftowe. Na terenach tych prowadzi się zabiegi regu­
lujące przepływ poziomy i zapewniające stały po­
ziom wody w celu zachowania roślinności bagien­
nej i środowiska dla ptactwa wodnego, piżmaków,
nutrii, królików, szopów i jeleni. Traperzy, myślim
i wędkarze mają kontrolowany dostęp do tych
terenów.
W celu odstraszania ptaków od rozlanych plam
ropy na morzu opracowano elektroniczne urządze­
nie odstraszające, nazwane systemem Av Alarm.
Jedno takie urządzenie utrzymuje 85% ptactwa
wodnego poza granicami kręgu w średnicy 1,5 nuli.
W pustyniach Wielkich Równin krytycznym czyn­
nikiem ograniczającryro dla zwierząt dzikich jest
często woda. Warstwy wodono^e są często odkry­
wane przez towarzystwa poszukiwawcze zamiast
gazu i ropy i studnie takie można ot>ecrue utrzymy­
wać dla zwierzyny.
Są to niektra-e tylko przykłady wysiłków jednego
przemysłu w zakresie ochrony i wzbogacania zaso­
bów zwierzyny dla amerykańskiego myśliwego.
RYSZARD DZIĘCIOŁOWSKI
trowały swoje imiiejętności łowcze. W pierwszym
polowaniu na terenach Stacji Badawczej padło 14
łiażantów i 2 króliki. Następn€>go dnia upolowano 6
t>ażantów. W każdym polowaniu towarzyszyły meodłączne sygnały łowieckie, przywracając nastrój
dawnych łowów z sokoiami.
W trzecim, a zarazem ostatnim dniu odbyły się
egzaminy teoretyczne i praktyczne dla nowo wstę­
pujących sokolników, którzy zot>owiązani byli za­
prezentować własne umiejętności sokolnicze oraz
stan wyszkolenia ćwiczonego przez siebie ptaka.
Komisja egzamiriacyjna w składzie Z. Pielowski,
W. Bresiński i A. Szumełda dopuściła 8 kandyda­
tów do egzaminu, ktwy wszyscy szczęśliwie zdali
i zostali przyjęci do Sekcji Sokolniczej. Jednocześ­
nie w czasie zjazdu uaktualniona została ewidencja
członków Sekcji oraz posiadanych ptaków łow­
czych.
MARIA SZOTT
FOT. W.
BttESINSa
Prezentujemy województwa
Leszczyńskie
Tekst i zdjęcia: LESZEK KRZYSZTOF SAWICKI
Odłowy zafęcy w Kole Łowieckim „Diana" w Pońcu
Do budek z karmą rozstawionych na leszczyńskich polach podchodzą nie tylko kuropatwy
Spośród 77 obwodów łowieckich, leżących w ob­
rębie województwa, 33 pozostają w gestii adminis­
tracji lasów państwowych i pegeerów. Koła miejsco­
we dzierżawią zaledwie 54% obwodów łowieckich,
których lesistość wynosi 14% ogólnej powierzchni.
Są koła, w których na jednego członka przypada 120
łia powierzchni łowiska, a więc niechlubna norma
z Europy zachodniej. Największa piowierzchnid
przypadająca na członka koła wynosi 348 ha. Te
dane liczl)owe świadczą o tym, że województwo
leszczyńskie jest jedynym w kraju, w którym miej­
scowi myśliwi gospodarzą w tak niełatwych warun­
kach. Mimo to, myśliwych tych widać nie tylko od
święta, ale również w codzietmym życiu i gospodar­
ce województwa. Znani są również z pięknych ini­
cjatyw, które wielokrotnie zaskakują doświadczo­
nych kolegów z irmych części kraju.
Przypomnę choćby tradycyjne już uczestructwo
myśliwych leszczyńskich w pochodach pierwszo­
majowych, organizację pięknej wystawy łowieckiej
z okazji Centralnych Dożynek w 1977 roku, lub
rodzirme zawody strzeleckie. Myśliwy w społecz­
ności leszczyńskiej cieszy się powszecłmym uznariiem, odróżnia się od irmych aktywną działalnością
społeczną, budząc szacunek i uznanie dla łowiec­
twa w ogóle.
Jak do tego doszło, jak kształtował się taki model
myśliwego? Mam nadzieję, że na to pytanie uzy­
skam odpowiedź w rozmowach nie tylko z władzami
łowieckimi województwa, ale przede wszystkim
z członkami kół towieckicłi-
KOŁO ŁOWIECKIE NR 18
„DIANA" W POŃCU.
Na coroczne walne zebranie Koła zapraszani są
przedstawiciele miejscowych władz partyjnych
i administracyjnych, dyrektorzy szkół zbiorczych,
przewodniczący spółdzielni produkcyjnych i dyrek­
torzy kombinatów PGR w Gościejewicach i Pudliszkach, prezes GS oraz kierownicy poszczególnych
państwowych gospodarstw. Dla Koła jest to nie
tylko wielka uroczystość, ale także poważna i kon­
struktywna narada. Przychodzą wszyscy zaproszeni
goście i biorą aktywny udział w dyskusji, zarówno
nad problemami wychowawczymi, jak i związany­
mi z samą gospodarką łowiecką. To nie tylko nawią­
zanie wsp^racy ze społeczeństwem, w którym
żyją członkowie Koła, ale konkretna i bardzo wy­
mierna pomoc tego społeczeristwa dla łowiectwa.
8
Kolo dzierżawi dwa obwody łowieckie o łącznej
powierzchni 10 tys. ha, a w tyra zaledwie 1,5 tys. ha
lasów. Spośród 35 członków każdy wykonuje okre­
śloną pracę społeczną. Antoni Fomalik i Józef Ka­
czor współpracują z młodzieżą szkolną - wygłaszają
pogadanki przyrodniczo-łowieckie, urządzają spot­
kania młodzieży z myśliwymi w łowisku, uczą do­
strzegać piękno przyrody oraz kształcą w zakresie
gospodarki łowieckiej i ochrony przyrody.,,Diana"
przeznacza na nagrody i współpracę z młodzieżą
szkolną 5 tys. zł rocznie z budżetu Kola. Zaintereso­
wanie najmłodszych sprawami przyrodniczo-ło­
wieckimi - to pierwszy krok na drodze do naszych
kontaktów ze spoleczeiistwem - mówi prezes Koła,
Stefan II Napierała. Odczułem to i przeżyłem oso­
biście. Wiąże się to z historią naszego Koła, które
powstało w 1947 roku, jako jedno z pierwszych
w województwie poznaiiskim. Pierwszym łowczym
tego Kola był mój ojciec, Stefan 1 Napierała. Dał mi
dobrą szkołę łowiecką. Był bardzo wymagającym
i surowym nauczycielem. W1953 roku przejąłem od
ojca zaszcrzytną funkcję łowczego Kcłla, obecnie
jestem prezesem. Mam trzech synów. Jeden z nich,
Stefan III, jest także już myśliwym w naszym Kole,
dwaj pozostali muszą jeszcze popracować. Chcę
mieć synów myśliwych, a nie strzelaczy.
,,Diana ' jest Kołem otwartym, wychowuje i przy­
jmuje w swoje szeregi nowych członków P7Ł. W os­
tatnim czasie ośmiu. Jako całe Koło, jesteśmy rów­
nież członkami LOP, LOK, TPPR i ZHP. Łowczym
naszego Koła jest od 10 lat kol. Stefan Ludwiczak,
funkcję skarbnika sprawuje od 16 lat Jan Mikulski.
Działalność gospodarcza Koła nie ogranicza się jed­
nak tylko do pracy zarządu. Biorą w niej udział
wszyscy członkowie - przede wszystkim jednak
kandydaci. Mamy trzech strażników łowieckich,
zatrudniowych na pół etatu. Jeden znich, Bronisław
Ratajczak troszczy się szczególnie o sprawy ochrony
łowiska. Jest bardzo skrupulatny, prowadzi dokład­
ne notatki o każdym myśliwym spotkanym w łowi­
sku, o każdej napotkanej zwierzynie. Jest świetnym
hodowcą- Zasługą wszystkich strażników jest zna­
czne zmniejszenie szkód w uprawach polnych, wy­
rządzanych przez zwierzynę. Prowadzimy w okresie
wiosennym intensywne dokarmianie zwierzyny na
terenach leśnych. Wykładamy około 6 ton ziarna
kukurydzy oraz 50 ton pośladów zbożowych. Otrzy­
muje je Koło dzięki dobrej współpracy z kombina­
tem w Goścriejowicach.
Dyrektorowi, Zdzisławowi Prędłciemu - wielkie­
mu miłośnikowi przyrcKly i myślistwa - zawdzięcza
Irena l Jan Kietlrowscy z Leśnictwa Błotkowo k/Le­
szna. Malarstwo p. Ireny, piękne batty i ludowe
motywy na cfrewnie zdobią leśniczówkę.
Koto 15 ton nieprzydatnych w gospodarstwie odpa­
dów ziemniaczanych, wykładanych w lesie na buchtowiskach. Zwierzynę grubą w 90% strzela stę na
indywidualnych polowaniach, przede wszystkim na
polach. Jest 30 amtwn na przesmykach i obrzeżach
Jasu. Wśród miejscowych rolników myśliwi mają
sprzymierzeńców i przyjaciół. O wzajerrmych do­
brych stosunkach decydują nie tylko sprawy duże,
ale również i te drobne, jak chociażby fakt, że
myśliwi nie strzelają pochopnie do każdego napot­
kanego psa, który być może oddalił się trochę od
zagrody lub pastwiska. Dzięki takiej postawie,
o myśliwych mówi się bardzo pozytywnie. Miłą
atmosferę podtrzymują również organizowane wie­
czorki myśliwskie, zgaduj-zgadula dla nie-myśliwych czy urcKzystości hubertowskie.
Wyniki gospodarcze osiągane przez Koło ,iDiana" są imponujące. W sezonie pozyskuje się 6 jele­
ni, 50 sam, 60 dzików, 1300 zajęcy i 1000 kuropatw.
Za odstrzał, odłowy zwierzyny i tzw. polowania
dewizowe Koło otrzymuje około 450 tys. rcKznie.
Goście zagraniczni, którzy rok rocznie polują w ło­
wiskach ,,Diany ' równieżbardzosobiechwaląwzo­
rową gospodarkę Koła oraz miłą i serdeczną atmosferę-
KOŁO ŁOWIECKIE NR 8 W WIOCHACH
W pcHnocno-zachodniej części województwa le­
szczyńskiego, nad malowniczym jeziorem Prze­
męckim Koło dzierżawi swoje tereny łowieckie.
Składają się na nie dwa obwody o łącznej powierz-
Zfmowe
dokar­
mianie
zwierzy­
ny to na/ważniefszy obowiązek
myśltwycb
Ireneusz KIiks z KoUt Łowieckiego w Krobi.
Wofewoda leszczyński i prezes WRŁ Stanisław Ra­
dosz konsultuje plany dokarmiania zwierzyny z ło­
wczym wofewódziLim
Stanisławem Grylewiczem
chni 11 tys. ha. Jest to jedyne Koło w woj. leszczyńslcim, w którym na 33 członków aż 21 jest leśnikami.
Prezesem Kola jest emerytowany leśnik, Stefan
Stalkowski, łowczym również leśnik, młody i ener­
giczny Sylwester Matysiak. Koło aktywnie współ­
pracuje z Nadleśnictwem w Wolsztynie, Nadleśni­
czy terenowy, inż. Jerzy Bąk jest również członkiem
Kfrfa Nr 8. Z pierwszej ręki zna więc najpilniejsze
potrzeby kolegów myśliwych. Aktywnie uczestni­
czy w rozwiązywaniu wszystkich problemów zwią­
zanych z gospodarką łowiecką Koła. Ponieważ my­
śliwi wszystkie prace gospodarcze wykonują społe­
cznie, zarząd Koła wspólnie z Nadleśnictwem
w Wolsztynie troszczy się o zapewnienie materia­
łów do budowy paśników, ambon itp. W obwodach
Kota znajduje się 30 amt>on, 25 paśników, do któ­
rych wykłada się w sezonie 10 ton buraków, 7 ton
ziemniaków, 8 ton ziarna i snopówki oraz 4 tony
ziarna kukurydzy. Niezbędną karmę uzyskuje Koło
z własnych poletek, których uprawia około 5 ha,
pozostałą część zakupuje z funduszów Koła. Środki
finansowe konieczne do prawidłowej działalności,
uzyskuje się ze sprzedaży odstrzelonych w sezonie
110 sam, 40 dzików oraz kuropatw i zajęcy. Ponadto
Koło wprowadziło zasadę ryczałtowego premiowa­
nia odstrzelonej zwierzyny grabej. Każdy z myśli­
wych otrzymuje ryczałt w wysokości zaledwie 200 zl
za sztukę zwierzyny, niezależnie od wielkości i gatimku. Uzyskane tą drogą pieniądze zasilają kasę
Koła. Wygospodarowane zyski są przeznaczane na
prowadzenie działalności gospodarczej; pozwoliły
one również na całkowite imiundurowanie z kasy
Koła wszystkich jego członków.
Koto Nr 8 oł>chodziło w roku ubiegłym 25-Iecie
swojego istnienia. Uhonorowano ten fakt wydaniem
pięknego pamiątkowego medalu.
Spra«ry lasu i łowiectwa są domeną nie tylko
samych myśliwych. Często również członkowie ro­
dzin pasjonują się tymi zagadnieniami. Tak jak na
przykład w rodzinie państwa Kiedrowskich z Leśni­
ctwa Bratkowo koło Leszna. Pan Jan Kiedrowski
pracuje na tym terenie jako leśniczy już od 20 lat
Jego żona, pani Irena, jest świetnym towarzyszem
łowów i wielkim znawcą łowiectwa, mimo, że ^ama
nie poluje. Posiada również wiele innych zamiło­
wań i pasji życiowych. Uzdolnienia plastyczne po­
zwalają jej tworzyć kompozycje malarskieo tematy­
ce przyrodniczo-lowieckiej. Spod jej ręki wychodzą
również wspaniałe hafty na płótnie,- obrazujące
kwiaty. Dom paiistwa Kiedrowskich pełen jest jej
obrazów, przedstawiających sceny myśliwskie,
zwierzynę i dzikie ptactwo. Kuchnię zdobią liczne
malunki na drewnie, uldadanki z kwiatów oraz
malowane huby.
ńskiego. Dysproporcje w łowiectwie były znaczne.
Brak siedziby, ałreolutny brak rozeznania wśród
ludzi działających w sprawach łowiectwa. Jak mówi
stare porzekadło „ani woza. ani powroza". Ta sytua­
cja bardzo utmdniala prace i trwała niestety dość
długo, bo aż do pierwszego Walnego Zjazdu nasze)
wojewódzkiej organizacji. Na szczęście mieliśmy
Stanisława Grylewicza - dzisiejszego łowczego wo­
jewódzkiego. Znał on dobrze specyfikę tego terenu
i od początku był oddany sprawie łowiectwa. Był to
dla nas szczęśliwy przypadek, a inżynier Grylewicz
przez cały rok swej początkowej działalności ło­
wieckiej nie miał w zasadzie pełnych kompetencji
w tym zakresie. Po przebrnięciu tmdnych począt­
ków, postawiliśtńy na pierwszy plan wzmożenie
dyscypliny kół i uporządkowanie wszystkich spraw
organizacyjnych. Nasze województwo, to rejon ty­
powo rolniczy, a obwody dzierżawione przez miej­
scowe koła to w 86% tereny polne. Stworzyliśmy
specjalny fundusz hodowli bażanta. Każde z kół
Leszczyńskie z punktu widzenia myśliwych płaci 50 groszy od każdego dzierżawionego hektara.
i działalności kół łowieckich wygląda okazale i go­ Dochodzą do tego poważne dotacje z urzędu woje­
spodarnie. Co o tym sądzą władze administracyjne wódzkiego. Wprowadzamy bażanta kompleksowo.
i łowieckie województwa? Z tym pytaniem zwracam Teren województwa został podzielony na 5 rejonów
się do Stanisława Radosza, wojewody leszczyńskie­ i każdy z nich jest pod tym względem systematycz­
go, a jednocześnie prezesa Wojewódzkiej Rady Ło­ nie zagospodarowany. Daje to podwójne korzyści.
wieckiej oraz do Stanisława Grylewicza - łowczego Dla rolnictwa i dla łowiectwa. Dtiżym sprzymie­
rzeńcem są w tym zakresie ośrodki pgr. Mają one
wojewódzkiego.
- Aby żądać, trzeba najpierw nauczyć - stwier­ nie tylko tradycje hodowlane, ale również duże
dza łowczy wojewódzki, Stanisław Grylewicz-dla­ doświadczenie. Nasi myśliwi korzystają z tego.
tego kształcimy i szkolimy myśliwych. IK) w dużym W skali województwa we wszystkich ośrodkach
zakresie. Od kandydatów do myśliwych z wielolet­ łowieckich pozyskuje się 38 tys. bażantów. Odstrzał
wynosi 5 tys., a odłów 31 tys. Pozyskujemy również
nim doświadczeniem. Prowadzimy przede wszyst­
około 20 tys. zajęcy, w tym 4,o tys. odłowionych.
kim profilaktykę bezpiecznego polowania. Tym
problemem - w ramach porozumienia Prokuratury . Niestety, ostatnie lata są z powodu złych wanmków
atmosferycznych znacznie gorsze.
Generalnej z ZG PZL - zajmuje się mgr Marian
Wasilewski, nasz rzecznik dyscypiinamy, a zara­
Myśliwi wykazują duże zainteresowanie zwie­
zem prokurator rejonowy w Lesznie. Jest on wiel­
kim entuzjasta łowiectwa i aktywistą. Drugi rok rzyną grubą. Nacisk kładziemy więc na prawidłowe
z rzędu prowadzi systemem seminaryjnym szko­ gospodarowanie i rozwój przede wszystkim samy
lenia z regulaminu oraz bezpieczeństwa polowań. polnej. Ma ona w naszym województwie doskonałe
Z początku wiadomości w tym zakresie nawet wśród możliwości bytowania. Oprócz tego, na tak mini­
doświadczonych myśliwych były minimalne. E>zi- malnych powierzctmiach leśnych, na jakich polują
siaj, po roku systematycznej pracy, jest duża popra­ leszczyńscy myśliwi, strzelamy bardzo dużo dzi­
wa. Korzystamy z ogólnie dostępnej lektury, jak ków. W sezonie 1975-76 padło 535 sztuk dzików,
kalendarz myśliwski, czy populame publikacje w obecnym zaś przeszło 1000. E>zik znalazł nowe
w „Łowcu Polskim". Są rezultaty. Wzrosła dyscypli­ warunki bytowania w aktualnej strukturze agrar­
na. Nie mamy wypadków na polowaniach. Kłusow­ nej. Jest to dla nas korzystne, ale wymaga rozpraco­
wania jako całkiem nowego zagadnienia i odpo­
nictwo nie stanowi problemu.
wiedniej regulacji tego zjawiska.
W skali wojewódzkiej mamy umundurowanych
Dużą uwagę przywiązujemy do strzelectwa, wy­
już 70% myśliwych i to w większości z własnych
funduszy kół. Jest już tradycją, że nowo przyjęty chodząc z założenia, że myśliwy powinien uczyć się
członek przychodzi po odbiór legitymacji PZŁ strzelać i podnosić swoje umiejętności w tym zakre­
w mimdurze. Mamy też kłopoty, które powinniśmy sie na strzelnicy, a w żadnym wypadku na polowa­
niu. Staramy się, aby ogólnie to, co nazywamy
szybko rozwiązać. Pierwszy i poważny - to sprawa
mechanizacji w naszej strukturze wielkolanowej kulturą łowiecką, podnosić na coraz wyższy poziom.
gospodarki rolnej. Pada sporo zwierzyny. Szczegól­ Służą temu celowi różne formy. Szkolenia w kołach,
nie wiele wykasza się sam polnych. Problem ten wzmożenie dyscypliny wewnętrznej, kultywowanie
musimy rozwiązać natychmiast. Drażliwą i tmdną tradycji łowieckidi. Na przykład uczniowie Techni­
do realizacji i rozwiązania sprawą są dysproporcje kum Rolniczego z Bojanowa uczą naszych myśli­
wych sygnałów łowieckich.
w stanie zwierzyny w obwodach dzierżawionych
przez nasze koła. W niektórych na przykład strzela
Niestety, do dnia dzisiejszego nie posiadamy od­
się'w sezonie 80 zajęcy, w irmych - 1500. Czynimy powiedniego lokalu na siedzitię naszych władz
starania w kierunku likwidacji tych dysproporcji. zwią2Jcowych. Dlatego mamy zamiar budować dom
Mamy kc^a, które nawet na 180 ha przypadających łowiecki, aby stworzyć lepsze warunki pracy Zarzą­
na jednego członka gospodarzą bardzo dobrze.
dowi Woj. PZŁ, sekcjom zamiłowćui, spotkaniom
-Oczywiście, najtrudniej było na początku - rodziimo-myśiiwskim. Urząd Wojewódzki deklaru­
mówi wojewoda, Stanisław Radosz.-Województwo je w tym zakresie dużą pomoc, ponieważ widzimy,
leszczyńskie powstało z terenów trzech woje­ że oprócz potrzeb, będzie to bardzo korzystne dla
wództw: wrocławskiego, zielonogórskiego i pozna- całego naszego leszczyńskiego społeczeństwa.
MAŁA
ENCYKLOPEDIA
ŁOWIECKA
redakcja i zdłęda M.P. KRZEMIElŚt
oprać, grailczne A. ŁEPKOWSKI
Kryza (rant) - wystająca krawędź łuski na­
boju kulowego do broni łamanej.
Krzyżak - 1. lis, mający futro z ciemną
pręgą wzdłuż grzbietu i w poprzek łopat­
ki; 2. kozioł samy, którego parostki mają
na tyce obie odnogi, przednią i tylną,
umieszczone na jednej wysokości.
Ksł^gonuz - cłioroba zwierząt, głównie raciczkowych.
Ksykanie - głos wydawany przez dropia
koguta w czasie tokowania.
Ktzyk (baranek) {CapeUa galiogtĄ ~ ptak
z rodziny bekasów, lęgowy u nas, ptak
łowny. Nazwę baranek zawdzięcza
dźwiękowi wydawanemu przez sterówki
podczas lotów godowycłi.
Kadły (kłaki) - owłosienie niedźwiedzia.
Kofa - pysk psa ntyśliwslciego.
KolUd - nazwa podizędu obejmującego 4
rodziny i ponad 40 gatunków występują­
cych w Polsce. Są to ptaki małej lub
średniej wrielkośd (od szpaka lub gołębid
Jeleń hangul
w Indiach
w ciągu dwóch lat prowadzono t>adania
ekologiczne nad jeleniem hangul, czyli kaszmirskim (Cervus eiaphus hangui) w Re­
zerwacie Dadiigaro w Kaszmirze, o ktwym
wiadomo, że Jest jedynym miejscem wystę­
powania żywotnej populacji tego zwierzę­
cia. Ich celem było dostarczenie zasadni­
czych danych naukowych dla przyszłej ho­
dowli tego jelenia, w celu zapewnienia
przeżycia i odbudowania produktywnego
pogłowia na wolności.
Hangul znajduje się w Czerwonej Księ­
dze Międzynarodowej Unii Octirony Przy­
rody jdko gatunek zagrożony. Jego po­
przednie rozmieszczenie ot>ejmowało ob­
szar szerokości 65 km na północ i wschód od
rzek Jhelum i Ghenah w Dolinie Kaszmiru.
Niekontrolowane pozyskanie, zwłaszcza
w ciągu ostatnich 25 lat. było prawdopo­
dobnie zasadniczym czyimikiem redukują­
cym pierwotną populację do rozproszonych
grup szczątkowych. Całkowita światowa
populacja tego podgatunku nie osiąga na­
wet 1000 sztuk.
Ostoją jelenia hangul jest rezerwat Da-
10
do kury domowej) bytujące, z wyjątkiem
kilku gatunków, na błotacti lub brzegach
wód, Między innymi należą tu: kulon
(SurAinus oedicnemas] zainieszkując7
obszary piaszczyste, czajka pospolita
(VaneJius vaaei)u^ i kilka gatunków sie­
wek, kulik wielki (Numeoius arguala),
rycyk (Limosa limosa), batalion {PbUomacbas pugnax\, słonka {Scolopaz ruslicola), dut>elt {Capolla media), kszyk {Ca­
peUa gahnago), bekasik {LimnocTYptf^s
minima). Pięć ostatnich gatunków są pta­
kami łownymi, wszystkie pozostałe znaj­
dują się pod ochroną gatunkową.
Knika - l . tiaczyk drewniany lub rogowy,
rzadziej metalowy, służący do szybldego
patroszenia ptactwa; 2. t^czyzna zbaiku
lub zadu jelenia, daniela, samy.
K u a leśna, tumak [Martes maites) - Ssak
drapieżny, łowny, typowo leśny.
Kaper - tylna część ciała ptaków.
cłiigam w pobliżu Srinagar. W październi­
ku 1975 r. ostrożnie oszacowano jego popu­
lację na 200 zwierząt w obrębie granic
rezerwatu i na jego obrzeżach.
Podczas rui, która następuje w połowie
października, hangul gromadzi się w nie­
wielkie grupy. PopiUdcJa samców jest zor­
ganizowana według hierarchii społecznej
i komunikuje się głosem i prawdopodobnie
znakowaniem roślin przy pomocy poroża.
Byki zajmują dość duże środowisko, włącz­
nie z wyższymi położeniami w Dachigam.
natomiast lanie koncentrują się na wyraź­
nie mniejszym otiszarze w niższych położe­
niach i na dnie doliny w miejscu, gdzie
dolina Dagwao styka się z równinami Doli­
ny Kaszmirskiej.
Rdzeń tej populacji tworzony przez łanie
w optymalnych środowiskach jest stale za­
kłócany przez różne rodzaje ludzkiej ak­
tywności, jak wypas owiec, wypalanie traw,
ruch pieszy i mechaniczny. Kłusownictwo,
Jak stwierdzono, istniało dojjóki armia in­
dyjska nie ulokowała grupy 15 żołnierzy
w rezerwacie.
Następnym, najważniejszym krokiem
w kierunku lepszej ochrony Dachigamu
jest powstrzymanie wzrostu pogłowia
owiec i utrzymanie go na obecnym pozio­
mie 3000 sztuk, który i tak o 2200 przekra­
cza liczebność ustaloną na 800. Hodowla
owiec i Jej skutki muszą być uważane za
najpoważniejsze zagrożenie dla ostatnich
jeleni hangul. Jak również dla ekologicznej
stabilności tego ekosystemu. Zalecono za­
tem, by natydimiast zaniechać praktyki
wypalania, ograniczyć mch kołowy i podtueślać znaczenie Dachigamu }ako zbiorni­
ka wody dla Srinagar w drodze kampanii
propagandowej.
Kura - 1. samicd kuraków; 2. pospolita
nazwa kuropatwy.
Kuraki (grzebiące) (Ga/Jiformos)-rządpta­
ków otKJmujący m.in. gatunki łowne:
głuszec, cietrzew, bażant, kuropatwa,
przepiórka, jarzątiek, pardwa.
Korek - w broni palnej część zamka udtizająca w iglicę umieszczona bądź to na
zewnątrz t>ądż tez wewnątrz zamlia.
Korka wodna \GaUinula chloropuś) - zwa­
na też kokoszką wodną - ptak wielkości
gc^ębia o charakterystycznej czerwonej
narośli oa czole, z rodziny cłmiścielowatych, do której należą również; kureczka
nakrapiana (Porzana poizana) i kureczka
mała czyli zielonka [Ponana parva),obie
znacznie mniejsze od kurki wodnej.
Wszystkie te gatunki są objęte ochroną
gatimltową.
Knkać (kruczeć) - o żurawiach: wydaw ać
głos.
Kurkówba - broń myśliwska o zewnętrz­
nych kurkach.
Kusza myślhtrska - dawna broń myśliwska
- miotająca.
Knwłek - piszczałka do wabienia ptaków.
Kw*drBpłe< - cztery kolejne celne strzały.
Kwlat ~ 1. ogon łosia, jelenia, daniela i sar­
ny; 2. biały koniec ogona Usa.
Kwiczenie - gtos wydawany przez warch­
laki.
Kwkzol (Turdus pilaris) - ptak łowny z ro­
dziny drozdowatych. W Polsce lęgowy
i przelotny.
Kwdienie - głos niektórych ptaków drapież­
nych.
Kwokaade - głos samicy ^uszca i cie­
trzewia.
Kyaołogla - naulu zajmująca się psami
(historią powstania i opisem ras, oraz
hodowlą i tresurą psów rasonrych).
Międzynarodowa
Rezerwat ptactwa
wodnego w Sardynii Rada Ochrony
Ptactwa
P. Marcora, minister rolnictwa Republiki
Włoch, zgłosił trzy nowe tereny podmokłe
na Sardynii o łącznej powierzrfini ok. 6500
ha jako środowiska ptactwa wodnego
o międzynarodowym znaczeniu. Są to jezio­
ra Cabras, Pauli Maiori oraz ołiszar brzego­
wy zajmujący jeziora S. Giovanni i Marceddi, Pesrtiierra Corru S' ItHri i przyległy
brzeg morski. Tereny podmokłe o między­
narodowym znaczeniu ot>ejmują ot>ecnie
na Sardyniiottszar I t 500 łia.
Badania nad zacho­
waniem się
dzikich zwierząt
Grupa tiadaczy pod kiemnkiem profeso­
ra K. Lorenza, laureata nagrody Nobla
w medycynie, prowadzi w Grunau| Austria)
badania nad zachowaniem się dzikich
zwierząt. W swym artykule, opublikowa­
nym w ,,Les Cahiers Europfeens" prof. Lo­
renz pisze:,,za interesowania naukowe po­
krywają się z celami ochrony przyrody dzię­
ki temu, że zwierzęta wykazujące więzy
społeczne na wolności i będące przedmio­
tem zainteresowania myśliwych, doskonale
nadają się do reintrodukcji na odpowiednie
tereny."
Pierwszym, większym podjętym przed­
sięwzięciem jest reintrodukcja bobrów.
XVII światowa Konferencja Międzynaro­
dowej Rady Ochrony Ptactwa (ICBP) odbyła
się w Obrydzie (Macedonia, Jugosławia)
w dniach 12-19 czerwca I978r. W konlerencji wzięli udział przedstawiciele sekcji
paiistwowych 26 krajów i wielii organizacji
międzynarodowych. W trakcie konferencji
odbyły się trzy specjalne zebrania sekcji
europejskich.
Przedyskutowały one:
- międzynarodowy handel ptakami, łącz­
nie ze statystyką importowo-eksportową,
handel zwierzętami domowymi, warunki
tran$]x»rtu oraz propozycje dalszych t>adań w kilku krajach Europy;
- postęp w zakresie konwencji waszyng­
tońskiej i konwencji o terenach podmok­
łych (konwencja Ramsar);
- zanieczyszczenie mórz węglowodorami
i irmymi substancjami;
- używanie pestycydów i innych trujących
środków chemicznych otaz ich w^riyw na
ptactwO;
- zagrożenie ptactwa przez jiewne metody
połowu ryb (połów łososia na Atlantyku
i przybrzeżne połowy w Holandii);
- niel>ezpieczeństwo niepokojenia ptac­
twa przez turystykę i rekreację oraz środ­
ki zapobiegania szkodom w tym za­
kresie.
Konferencja przyjęła 23 uchwały, m. in.
zalecenie ochrony morza Wadden w Danii,
RFN i Holandii.
ItYSZASD DZIĘa(»X>WSKI
Polowanie
na bażanty
Pogoda była podła. Typowy, listopadowy kapuś­
niak. Fatalnie, jak na polowanie na bażanty. Nie
będą się rwały. Znajdą zaciszny krzak, czy kępę,
traw aby tam przeczekać. Myśliwi wykazują wyraź­
ne zaniepokojenie. Jak l>ędzie? Znają ten teren
doskonale. Od kilku lat przyjeżdżają tu w każdym
sezonie. Po powrocie do swoich dalekich domów,
w długie jesierme wieczory, me szczędzą pochwal,
opowiadając swoim przyjaciołom o polowaniach
w Polsce. Pan Otto Mattsson z sześcioosotwwągrupą
przyjaciół pokonał setki kilometrów z południowej'
Szwecji do Racotu koło Kościana w ciągu jednego
dnia. Nawet w tak złą pogodę nie błądzi. Przez kilka
lat droga dobrze utrwaliła się w pamięci.
Po śniadaniu - losowanie stanowisk. Tadeusz
Nabiałczyk, gospodarz i łowczy tego terenu, przy­
pomina gościom o zasadach zachowania bezpie­
czeństwa. Jest to szczególnie ważne w tak złych
warunkach, gdy bażanty będą latać nisko. Przed
pałac zajeżdżają powózki, zaprzężone w piękne
konie. Profanacją byłoby wyjeżdżać stąd na polowa­
nie samochodem. Jesteśmy wszak w jednej z naj­
większych stadnin koni na świecie - 500 końskich
ogonów w jednym miejscu.
Po półgodzirmej jeździe przybywamy na miejsce.
Przez duży łan kukurydzy rusza naganka. Rwą się
pojedyncze koguty, wyciśnięte przez psy. Padają
pojedyncze strzały. Coś nie dobrze - myślę. Jednak
ta pogoda,., i wtedy, gdy naganka już dochodzi na
kilkadziesiąt metrów do linii myśliwych, z olbrzy­
mim furkotem skrzydeł podrywa się dziesięć, dwa­
dzieścia... pięćdziesiąt bażantów, któż może zliczyć.
To już nie pojedyncze strzały, to cała palba grzmi na
linii myśliwych.
Sporo l>ażantów leci nisko, do tych myśliwi nie
strzelają. Są bardzo zdyscyplinowani, po pierwszym
miocie, gdy padło 60 kogutów, wszyscy są uspokoje­
ni. Myśliwi i gospodarze. Będzie dobrze, mimo zlej
pogody. Przed następnym pędzeniem kol. Nabiał­
czyk wydaje dodatkowe dyspozycje dla naganki.
Organizacja jest tu zawsze wzorowa. Myśliwi, zaab­
sorbowani bażantami, które rwą się na wszystkie
strony, przepuszczają pięknego lisa. Czmycha mię­
dzy dwoma myśliwymi - zaledwie na kilkanaście
kroków.
Przerwa śniadaniowa, również w lesie, upływa
bardzo szybko podczas miłej dyskusji przy okrą­
głym stole.
Druga część polowania w lesie i remizach śród­
polnych. Tu strzały są trudne. Krótki przelot bażanta
nad linią myśliwych czy między drzewami wymaga
naprawdę dużej precyzji strzału. Szwedzi strzelają
wspaniale! Widać, że uczą się tej sztuki na strzelni­
cy, a nie na zwierzynie.
ICról polowania z 86 bażantami może być napraw­
dę dumny z tego sukcesu.
Podczas kolacji, pełni wrażeń, wspominamy ten
wspaniały dzień, a szwedzko-polskie przyśpiewki
długo w noc rozbrzmiewają w pięknym zabytko­
wym pałacyku w Racocie. Ostatnie słowa brzmią: ,,do zobaczenia za rok!"
Tekst f zdjęcia: LESZEK K. SAWICKI
11
Eugeniusz Paukszta(w czterdziestolecie pracjtwórczej)
Dwa lata temu obchodził szesćdziesięciolecie urodzin, a w końcu ubiegłego roku czterdziestolecie pracy twórczej Eugeniusz Paukszta, autor wielu f>oczytnych książek,
laureat Nagrody Państwowej i licznych nagród literackich, odznaczony naiwyższymi
orderami ze Sztandarem Pracy I klasy na czele.
Trzech takich było w tej małej wioszczynie, zagu­
bionej w przepastnych borach, nad brzegiem wiecz­
nie szumiącego jeziora. Nie miał dla nich las ża­
dnych tajenmic. Jasno przemawiał do ucha szelest
osinowych liści i ciche ol)sypywa'nie się świerkowe­
go igliwia. Wiedzieli, kiedy drży gałąź trącana wia­
trem, a kiedy poruszona przez przemyłcającego się
chyłłciem zwierza. Znali z głosu każdego ptaka,
żaden ślad nie umknął ich spojrzeniu. Dopiero w gą­
szczu zagajników czy w poro^ra jeżyną poszyciu
przetrzebionego starodrzewia czuli się w pełni soł>ą.
Dwaj byli młodsi, jeden dożywał swoich lat. Stary
Walicki dawno już przeszedł na emeryturę. Osiadł
samotnie w tej wiosce, nie mogąc żyć z dala od lasu.
Uprawiał skrawek ogrodu przy chałupinie, zbierał
grzyby i orzechy, strugał łyżłci zosinowego miąższu.
Wiele od życia nie potrzełłował dawny leśniczy, ot,
aby tylko jakoś mijały te dni. aby do ostatka wdy­
chać w upalny czas ostry zapach żywicznych sosno­
wych zacieków, aby cieszyć stare oczy kołysaniem
szczytów świerkowych. Tylko miłowania lasu po­
trzeba mu było jak powietrza.
Zastanawiał się czasem starowina nad tym miło­
waniem. Różnie można miłować puszczariskie drze­
wa i stwory, jałtie pośród nich żyją. Dobrze i żle, tak
jako i ludzi, między którymi też różne bywają rodza­
je miłości. Dobre i złe, prawe i grzeszne. A przecież
zawsze miłowaniem ostają...
Ot. choćby Maćkowiak i Gertek. Leśruczy i łtłusownik, sąsiedzi z tej samej wioski. Obaj po swoje­
mu las miłują, oba] się nienawidzą nawzajem. Nie­
dobra ta nienawiść u jednego i drugiego. A i kocha­
nie nie tałtie jak trzeba... Nie można prawdziwie
kochać lasu, niszcząc życie nierozłącznie z nim
związane, jak czyni to Gertek. Ale i nie jest dobre
kochanie Maćkowiaka, któr^, patrząc na las, nie
widzi człowieka. Zawsze musi być właściwa miara
tych spraw.
Wcale jeszcze rześko powłócząc nogami, szedł
teraz Walicki właśnie do Gertka. Chciał prosić o po­
życzenie konia, zamierzał b)Owiem przywieźć sobie
gliny, przed mrozami szpary w ścianach opatrzeć,
pod ołcnami podsypać po wymieszaniu z igliwiem,
aby chłód nie przenikał potem do wnętrza. Stare
kości lubiły już teraz ciej^o...
Wchodził właśnie w kłusownicze podwórze. Za­
śmiecone było, cuchnące rozpaćlcaną gnojówką.
W śmieciach z zapałem bafcirały się kury, przewodził
im statecznie biały kogut, spod oka spoglądał na
niespodziewanego intruza.
Z wnętrza domu rozległo się przytiimiione szcze­
kanie. W oknie pokazała się jakaś twarz. Gertek
•1 n
Postać ujmująca od pierwszego wejrzenia. Wysoki,
szczupły, prosty jak stnma. Sylwetka wyraźnie sportowa,
wygląda młodo. Czy zawdzięcza to myślistwu, które od
młodości uprawiał, czy wędkarstwu, które upodobał, a któ­
re go wyprowadziło na jeziora i rzełu, a może zawdzięcza to
licznym wędrówkom po ziemiach Pomorza Zachodniego,
Warmii i Mazur, które przemierzył wszerz i wzdłuż i tak
serdecznie je opisał. Zawsze pogodny, życzliwy dla wszyst­
kich, ujmujący rozmówca i niezrównany gawędziarz, zaan­
gażowany po uszy w pracy społecznej. Taldm właśnie jest
Eugeniusz Paukszta.
Pochodzi z rodziny o tradycjach walk o niepodległość
Polski (wnuk uczesmika Powstania Styczniowego), jako
podchorąży bierze udział w kampanii wrześniowej 1939 r.
Podczas okupacji hitlerowskiej uczestniczy w konspiracji
i w walce zbrojnej w oddziałach partyzanckich. Te motywy
ofiarności i poświęcenia, oddania sprawie ojczyzny będą
później powracały w jego twórczości. Z wykształcenia
i z zamiłowania Paukszta jest historykiem, co także ujawnia
się w jego książkach i pubUkacjacłi.
Dotychczasowy dorot>ek pisarza jest ogromny: 33 książ-
ki, nie licząc broszur, szkiców, niezliczonej ilości recenzji
i artykułów. Znaczna część twMczosci autora jmświęcona
jest problematyce Nadodrza i Północy, przywróconych Pol­
sce w wyniku ostatniej wojny. Temat ten Paukszta wprowa­
dza do naszej literatury w sposób dotąd najszerszy i najpeł­
niejszy (..Straceńcy", „Buntownicy", „Pogranicze",,,Prze­
jaśnia się nietra', „Wrastanie" i inne). Od paru lat pisarz
{>ochłonięty jest pracą nad trylogią o Powstaniu Wielkopol­
skim. Jak sam powiada o tym bodaj jedynym w nasze)
historii przykładzie powstania zwydęsIciegcautentYCZBie
tudowego, powstania spontaińcznego.
- Czy w pana dorobku jest Jakaś powieść t>ez tniłości? spytał autora pewien dziennikarz.
- Nie mai MUość jest rzeczą najpiękoiejszą. Miiaść do
ziemi rodzinnej, ojczyzny, do wielkiej zagarniającej idei,
do drugiego człowieka - odpowiedział Paukszta.
Myślistwo, przyroda polska, las - to także ulubione
tematy Eugeniusza Paukszty. Ziia Je dobrze, wyczuwa je
kresowym zmysłem i pięknie o tym pisze.
Poniżej zamieszczamy jedno z jego opowiadań myśliw­
skich.
wyszedł staremu na spotkanie. Uśmiecłmął się przy­
jaźnie nie ogoloną gęt>ą. Był na t)o$aka, żle podcią­
gnięte portki zaledwie podtrzymywał cienki, rzemiermy pasek.
Walicki czuł niewytłimiaczony sentyment do tego
dziwnego człowieka. Nikt o nim dobrze nie mówił,
ale nic też specjalnie złego nikt mu nie mógł zarzu­
cić. Chyba Maćkowiak. No tak, ale Maćkowiak miał
z nim na pieńku jako leśniczy. Taki nigdy się nie
pogodzi z zawodowym kłusovńukiem.
Poczęstowany szklaneczką wódki, patrzył teraz
stary na gospodarza, dziwował się. Nikt nie wie­
dział, ile Gertek ma lat. Wyglądałby na trzydzieści,
gdyby nie niechlujstwo w ubiorze. Ale miał ponoć
blisko dwa razy tyle. No bo jakże: jeżeli już w dwu­
dziestym szóstym był gajowym u jakiegoś prywat­
nego dziedzica... Niski, krępy, z małą ale ruchliwą
głową i stale biegającymi na boki jasnymi oczyma,
z podstrzyżonymi na jeża. wypłowiałymi od słońca
włosami, siedział teraz Gertek naprzeciw niego,
chętnie zgadzał się na wypożyczenie konia i wozu.
Śmiał się, gadając:
- Na moje dwa hektary bogactwa dużo tam czasu
nie zmitrężę... Pasie się teraz kobyła, aż jej boki
wydęło. Bierzcie, choćby na tydzień.
Coś sobie przypomniał, nachylił się do ucha
starego:
- Jak t>ędziecle koło tej ł e ^ e j glinianki, zobacz­
cie, czy nie ma jelenich śladów. Byk ładny tam
chodzi, tylko że w tę stronę trudno mi skoczyć,
Maćkowiak z piętrainie złazi...-Brwi bujne nastro­
szył, śmiech zgasł mu w gardle. - Ale ja mu się nie
dam. Knur stary, dzieci nawet na przeszpiegi wysy­
ła. Przed paru dniami cłiłopca swego postawił przed
domem. W rowie siedział, a jak mnie zolwczył, w te
dyrdy do ojca, że to Gertek na noc poszedł do lasu...
- Znów zaśmiał się całym gardłem. - Maćkowiak
jak głupi do rana po lesie mnie szukał, a ja dopiero
przed południem ruszyłem, wyspany jak rzadko.
Dobrze mi wtedy poszło... Ha, ha, ha...
Walicki słuchał ciekawie. Nie bardzo mu w smak
była Gertkowa robota, ale cóż miał do gadania. Nie
jego zresztą to sprawy... Chce Gertek kłusować,
jego rzecz.
A'Gertek przechylił ku niemu swą młodą twarz i.
patrząc w okno, szeptał:
- Uwziął się na mnie Maćkowiak. Już i milicję
dwa razy nasyłał. Szukał mojej fuzyjki... Jakbym to
ja bez lasu potrafił wyżyć. Blisko ćwierć wieku
byłem gajowym. Las mi ojcem i matką...
Nalał sobie wódki do szklanki, przechylił, aż
zabulgotało, powtórzył w rozmarzeniu:
- I ojcem, i matką... Żyde moje, umiłowanie
najwięłtsze.
Walicki przypomniał sobie poprzednie swe roz­
myślania, gdy kroczył do Gertkowej zagrody. Po­
wiedział:
- Miłowanie, mówicie... Zali piękne to miłowa­
nie, gdy krzywdę lasowi się czyni? Lasowi, ludziom?
Porządek łamiecie, który praw leśnych strzeże...
Niedobre takie kochanie...
Umilkł, bo Gertek popatrzył na niego jakoś dziw­
nie, brew namarszczył, zdawało się, że wybucłmie
gniewem, ale nie, rzucił tylko pytanie:
- Źle kocham las, prawicie... Może Maćkowiak
dobrze kocha? Nie w tym sprawa, że przeciw mnie
występuje za kłusownictwo, ale że nie dla samego
lasu to robi, nie z umiłowania, a jeno z otwwiązku,
jeno dla spokoju sumienia. Ja chciałbym, aby po
lesie jak najwięcej zwierza się kryło, choćbym nic
nie miał nawet z tego dla siebie ustrzelić. On wolał­
by, aby głusza stała wśród drzew, zwierza tam
żadnego nie było, ho miałby wtedy spokój, niekłopotliwe obowiązku spełnienie. Ech, wolę ja moje złe
kochanie niżeli takie dobre...
- I Maćkowiak źle miłuje - szepnął Walicki,
dziwiąc się, jak pokrywają się słowa Gertka z jego
niedawnymi myślami. - Wszelako on ładu strzeże,
gdy wy ów ład biuzycie...
Pełniejszym głosem mówiąc ostatnie słowa, spoj­
rzał w jasne oczy Gertka, które zatrfysły, zamigotały
wzbierającym gniewem, zwęziły się w źrenicach
pod namarszczonymi nagle brwiami, ale zaraz po­
tem przykryły się szybko powiekami, jakby kłusow­
nik pragnął w ten sposób przesłonić swoje uczucia.
Tylko dłoń jego, wsparta o kolano, drgnęła kilka
razy, tylko wargi skrzywiły się grymasem.
Zapanowała cisza, przerwana brzęczeniem ostat­
nich jesieimych much, krążących pod powałą. Ger­
tek wreszcie się opanował, zawołał po swojemu już
wesoło:
- Jak dziewucha o pierwszym chłopcu, tak sobie
tu postękuję... No, bierzcie, ojcze, konia, i pładć mi
nie trzeba. Co tam ludziom będę żałował, ja nie
Maćkowiak. Ha, ha, ha...
Pomagał potem staremu zaprzęgać konia, wkła­
dał łopatę na wóz, znów napomykał:
- Nie zaponmijcie tylko tropów tego byka podpa­
trzeć. Ł^adna sztuka. Ładna, mówię wam. A ja wiem.
Walicki nie miał najpmi ej szych wątpliwości, że
Gertek wiedział. Któż zna tak las, jak on? Chytia
może jeden Maćkowiak.
Wspomniał w duchu na swoje młode lata. Jakoś
inaczej las ten widział. Z kłusownictwem wojował,
ale przecież miał zarazem serce dla ludzi otwarte,
dla ptaka i zwierza, dla drzewka każdego, choćby
sośniny najmarniejszej.
Westcłinął dężko.
Maćkowiak nie bardzo rozimuat, co się z nim
dzieje od kilku miesięcy. Gertek drzazgą mu zalazł *
za skórę. Lata całe przepracował już w lasach, tropił
dziesiątki kłusowników, dawał sobie radę nawet
z całymi bandami. Nigdy jednak nie wkładał w to
serca. Ot, aależało tropienie kłusownictwa i leśnych
kradzieży do jego otiowiązku, więc spełniał go
sumiermie.
Dopiero ten chytry Alojz! Nie wiedzieć kiedy
zrodziła się w nim taka silna zadętość wol»ec wy­
trawnego kłusownika.
dąg dalszy tia str. 14
Luty 1929
rok
o rabukek.dU zwWzynY- Wielkopolski Związek Myśli­
wych nie ustdjąc w szlachetnych zabiegach o ratunek dla
zwierzyny, ogłosił świeżo w pismadi poznańskich odezwę
tej treści:
„Złowroga cisza. Straszne mrozy skuły ziemię, jak gratiit
twardy, lezy zmarzły śnieg. Biała śmierć triumfalnie kroczy
poprzez pola, lasy, knieje i chciwie wyciąga swe lodowate
spony, wypatrując zieltmymi ślepiami swych ofiar. Jaka
ogromna moc naszej biednej zwierzyny, naszych ptaków
padło jej ofiarą. Pod skartowaciałą sosenką przy skraju lasu
siedzi w swej kotlinie zwinięty zając, sztywny, niby bryłka
lodu w futerko c^roda. Dniami wałczył biedak z głodem
i mrozem, nocą zaś gryzący głód gnat go aż na podwórka
okolicznych gospodarstw. Może by się utrzymał, ale tam za
węgłem stodoły już czyłiał łotr - kłusownik. Udała się
szaraczkowi wywinąć, resztkami sił dowlókł się do skraju
lasu, a tam - zmarzł. - Białą, dowrogą cisze przerywa
wl(^ce się stąpanie. Bolesny jęk - to roczna sarenka
resztkami sil wlecze się ze swą matką. Daremnie poszuki­
wały obie przez całą noc odrobiny karmy, niestety, nie
znalazły nic. Sarenka nagle przystaje, rozszerzone od gło­
du, jej duże oczy zachocteą mgłą, ostatni wysiłek, jeszcze
mały łtroczek - 1 pada. Matka wraca, ale samiątko nie żyje,
jedynie lis, który p ^ nocy wlókł się za tropem, znalazł łatwą
i obfitą zdobycz. I tak z dnia na dzień giną samy, zające,
bażanty, kuropatwy, setki naszych ptaszków leśnych, a bia­
ła śmierć kroczy dale) w triumfalnym pochodzie. Tak się
dzieje w kniejach i polach dzierżawców polowań, którzy
zapomnieli o swych obowiązkach myśliwskich. Nie paśli,
nie podsypywali karmy, tw nie było na to czasu. A zresztą
w takie mrozy i przez lakie śniegi, któż to t)ędzie się
narażał? Hańba takiemu, który zwie się myśliwym, takie­
mu, który po to wyjeżdża na swe tereny, by pozostałe resztki
zwierzyny mordować, nie ma serca i sumienia, ale chełpi
się, siedząc w ciepłej i gwarnej knajpie, ze swydi sukcesów
łowieckich. Takiemu myśliwemu wziąć w dzierżawę rakarnię, ale nie łowne knieje.
Apelujemy więc do prawych myśliwych i zanosimy gorą­
cą prośbę, aby się skomunikowali z sołtysami dzierżawio­
nych łowisk, nie żałowali pieniędzy na paszę, osobiście
dopilnowali prawidłowego podkładania i podsypywania
karmy oraz t>ezwzgłędiue tępih łdusownikiów i szlEodnictwo."
ZwieizyH tyrolska. Niezwylde śnieżna zima w lasach
i górach Tyrolu wywołała wśród zwierzyny spustoszenia
nieznane juz od lat dziesiątków. Cierpienia zwierząt po­
znać najlepiej z zachowania się ich wobec ludzi. Tak
płochliwe zazwyczaj sarny stały się z głodu zupełnie łaska­
we. Całe ich stada opuszczają się z gór do wiosek i stoją
w pobliżu domostw, jakby żebrząc o pożywienie. Jeden
z właścicieli polowań w dolinie górnego limu schwytał
około dwudziestu sam, co przy wielkim śniegu dato się
z łatwością uskutecznić, samy bowiem utykają w głet>okim
śniegu. Ze wszystkich też okolic tamtejszych donoszą o Je­
leniach, które podchodzą tak blisko do domów, że wiele
z nich pada ofiarą psów, a także wieśniaków myślivrych.
Bobrownie w Niemczech. W Niemczech ma powstać
w miejscowości Dirmies, pierwsza hodowla ł>obrów, zało­
żona na sposób amerykański, łącznie z hodowlą karpi. Do
hodowli ma być sprowadzony z Ameryki uszlachemiony
ttóbr, który nie tylko że odznacza się większym wzrostem,
delikatniejszym i piękniejszym futerkiem. <uiiżeU bóbr
europejski, ale także większą płodnością, gdyż wydaje
rocznie od 6 do 8 młodych. Ta szczególna zaleta podnosi
jego wartość, gdyż gwaranmje większą owocność hodowli.
Jak nurzyni polają. Głównymi tępicielami zwierzyny
w dżungli afrykańskiej są murzyni. Ciągnąc ogromne zyski
ze sprzedaży skór, kłów i żywych zwierząt handlarzom oraz
mniej szczęśliwym myśliwcom, całe wsie murzyiiskie wylę­
gają na polowania. Główną pomocą jest im ogień. Gdy
wiatr wieje po stepie w kierunku ściany lasów, wyrosłych
na t>agrMch, a więc trudno zapalnych lub też ku brzegoj^i
szerszej rzeki - murzyni szerokim półksiężycem zapalają
trawy. Wpierw na przesmykach, którymi zwierzyna pędzo­
na przez ogień, ucieka w gąszcze lasu lub wymyka się
wzdłuż rzeki, kopią wielkie doły wilcze. Stada antylop,
pędzonych ogniem, giną pod ciosami włóczni murzyi\skich,
reszta zaś oraz grut>oskómc i drapieżne wj>adają do dołów.
Pewien podróżnik opowiada, iż w takim olbrzymim dole
nad brzegiem rzeki, jjo Iowach, zobaczył nosorożca, lwa
i trzy gazele. Lew nie wykazywał chęci do mordowania.
tylko niespokojnie się kręcił. Nosorożec przeciwnie, stal
jakby kawał głazu, zanim włócznie murzyiiskie nie zdołały
przebić 9rut>ej skóry i powalić go na kolana. Ten sam los
spotkał antylopy, lew tylko został przekopem wpędzony do
drewnianej klatki, a następnie przetransportowany do otwzu agenta, skupującego żywe zwierzęta dla cyrków. Takie
jednak polowania z użyciem ognia, jako naganki, zostały
w licznych angielskich kołoniach afrykańskich zabronione.
Zakaz było wydać zresztą łatwo, gorzej z dopilnowaniem,
by murzyni się doń stosowali.
Puk wyulazcą Ikaatay. Londyński „Ot>server" przynosi
wiadomość o odkryciu materiału, który stanowi ttardzo
zyskowną i doskonalą namiastkę liawełny. Na ślad lego
odkrycia naprowadził przemysłowców angielskich zupeł­
nie niespodziewany przypadek. F*rzed 8 laty - opowiada
D.A. Walters. członek zarządu angielskiego trustu tekstyl­
nego - odkryliśmy w angielskiej Gujanie ptaka, który
skrupulatnie budował swoje gniazdko. Uwagę naszą zwró­
cił dziwny sposób obrabiama materiału na gniazdo, które
robiło wrażeue. jak gdyby ptak sporządził je z puchu
bawełnianego. Ot>serwowali$my zatem ptaka t>ardzo do­
kładnie i doszliśmy do przekonania, że ptak ów znosi
w dziobku łodygi i liście nieznanej nam )X)przednio rośliny,
którą starannie przerabia) na puch, budzący w nas takie
zaciekawienie. Nasiona i korzenie tej rośliny sprowadziliś­
my niezwłocznie do Anglii i zasadziliśmy w ziemi. Roślina
ta rozwinęła się nadsjwdziewanie dobrze i osiągnęła 8 stóp
wysokości. (Niestety, Anglicy zachowali dla siebie nazwę
ptaka i tajemniczej rośliny, jak rówmeż, czy udało się
wykorzystać dla celów przemysłowych wyniki obserwacji.)
ii
O broń dla straży. Starostwo Strzyżowskie w Małopolsce,
stwierdziwszy, że strażnicy leśni dopuszczają się kłusowni­
ctwa, wydało polecenie do właścicieli i dzierżawców polo­
wań, nakazujące odebrać straży łowieckiej i leśnej broń
myśliwską. Pozwolono jedynie na zaopatrzenie ich w broń
krótką, palną lub sieczną... (I)
Kołainze z ptie| slerśd. Jedną z ostatnich nowości mody,
która znajduje wielu zwolenników wśród wytwornych pań
z angielskiego towarzystwa, są kołnierze i czapeczki z sier­
ści psów. Przede wszystkim pieskom luksusowym, tałcim
jak,,pekińskie" pinczery, botońskie ,,King Charles", (oxleriery długowłose, przypada w udziale zaszczyt uzupełnie­
nia toalety swych pań. Pieski nie mają zresztą nic przeciw­
ko temu, t>o nie poświęcają swego życia, lecz tylko oddają
pod cięcie nożyczek swą sierść, która odrasta jeszcze buj­
niejsza i bardziej jedwabista. Księżna Manchesteru była
jedną z pierwszych dam, które przyjęły tę nową modę.
Królowe mody twierdzą, że z sierści i>siej można uzyskać
bardzo oryginalne i efektowne kreacje.
Psi caiariuz. ZA przykładem Paryża i Londynu, otwarto
w B(>rluiie cmentarz tlla psów, których stolica Niemiec liczy
przeszło 350 000 sztuk. Cmentarz Jest |x>łozony w podmiej­
skim Stahusdorfie, w malowniczym miejscu nad kanałem
i czynny Jest od rana do wieczora. Składanie zwłok do
grot>ów może się odt>ywać za oj>latą 10, 20 i 40 marek,
stosownie do rozmiarów zwłok. W środku cmentarza wznie­
siony będzie alegoryczny pomnik z piaskowca, a poszcze­
gólne groby zdobione będą kwietnikami i nagrobkami.
Cmentarz prowadzić będzie we własnym zarządzie rodzaj
przedsiębiorstwa pogrzet>owego dla psów, sprzedaż tru­
mien, wieńców itp. Planowane jest również założenie kiematorium, by umożliwić przechowywanie popiołów ulu­
bieńców w odpowiedniej umie.
Zastanawiam się czasem,
czy też dobrze zn^iłem,
że uległem namowom
i do Związku wstąpiłem.
Namówili mnie na U>
moi bliscy koledzy,
a ja biedny uległem,
pogrążony w niewiedzy.
Przed oczyma widziałem
siebie w gronie mvs7iwycA,
uśmiecłmiętycb, radosnydi,
jednym słowem - szczęśliwych..
Z wianiiszkami bażantów
i pękami zajęcy...
Dajmy spokój fantazji
i nie piszmy nic więcej.
łCiedyś miałem bażanty,
miałem również zające,
ładnie w pęczki związane,
na balkonie wiszące.
Jeden bukiet mi przysłał
bdrdzo bliski znajomy,
już od dawna m^yśliwy,
w dobrym kole zrzeszony.
Drugi - blisia kolega
z życzeruami - smacznego.
Tak to dbali myśliwi
o umie, tue-myśliwego.
A jak strzelbę kupiłem,
to tak jakoś się składa,
że Tukt nic nie przysyła,
no bo jak? - nie wypada.
Pojechałem sam strzelić,
ale cóż, spudłowałem!
Ina święta (wstyd mówić)
bez zająca zt^tałem.
A tu jeszcze znajomych
czeka cała plejada,
którym mnie - myśliwemu,
kota wysłać wypada.
Różne tego obecnie
Jak wieprz stal się dziUem. Do i>ewnego dzierżawcy
polowania przybiegł zdyszany włościanin i zawiadomił go,
że na jego gruncie w zbożu znajduje się &r^. Dzierżawca
w towarzystwie kilku uzbrojonych w widły chłopów udał
się na miejsce i celnym strzałem powalił „dzika", który
naprawdę był pod względem wielkości okazem niezwyk­
łych rozmiarów. Wtem przybiega sąsiad, ogląda uważnie
,,dzika" i zaczyna łtręcić głową. Nareszcie powiada ..Mnu'
się coś widzi, że to moja świnia!" Okazało sie potem, ze
świnia wyrwała się gospodarzowi z chlewa i wylegiwała się
następnie w torfowiskach i ł>agnach, aby paść od kuli
myśliwego, który ją wziął za dzika.
Wnem
są na pewno przyczyny.
Wiem, że jestem mySliwym,
ale nie mam zwierzyny.
I dlatego na wst^ie
to pytarńe zadałem:
nie wiem, czy to jest dobrze,
że myśliMrym zostałem?
SZARAK
13
skowytem wyskoczył naprzód, zaparł się wszystki­
mi nogami, ze zdumieniem węszył nosem, oglądał
się
na pana.
dokońtzenle ze str. 12
W wykrode przy pniu potężnego świerka, czer­
wonawym mięsem świticiły dwa śderwa lisie, snadż
niedawno dopiero odarte ze skóry. Maćkowiak stękNa próżno usiłował dociec przyczyny. Jedno było r^ł boleśnie. Nikt irmy. tylko Gertek. Nie pierwszy
pewne, nienawidził Alojza całym sercem. Ostatnio raz zostawiał po sobie takie pamiątki. To była dzi­
tylko o tym myślał, jak piodejść tamtego na gorącym siejsza roł>ota. Przez noc sowy i inne draiistwa
uczynku, jak odebrać mu posiadaną nielegalnie nadwerężyłyby lisie zwłoki... Dla pewnośd poma­
fuzyjkę. I milicję sprowadzał, i nadleśniczemu skła­ cał śderwa. Znów się zdumiał. To nie były sztułti
dał raporty - nic, Gertek nadal śmiał się w kułak; z dzisiejszego odstrzału. Gertek, któżby inny, jeśli
sam tropiony, ze swej strony tropił leśniczego. Dzie­ nie on. musiał zabić lisy już wczoraj. Z jakiejś
ciom Maćkowiaka dorównywały sprytem dzieci Ge- przyczyny odarde ze skóry zostawił na dzisiaj. Dla
rtkowe. łCażde poruszenie jednego z przeciwników sprawdzenia zerknął Maćkowiak na świerk, poki­
meldowane było natychmiast drugiemu. Zawzięty, wał głową. Od sterczącej resztki złamanego kiedyś
konara ciągnęła się po pniu nitka krwi. Zatem przez
t3ezłitosny pojedynek sprytu trwał nadal. Maćko­
noc lisy wisiały na drzewie.
wiak żył tylko tym jednym. Próżno żona namawiała
go do zaniechania nagonki. „Prędzej czy później
Na obliczu leśniczego odbiła się rozpacz. Tak
powinie mu się noga, po co masz zdrowie zdzie­ jeszcze nikt go za nos nie wodził. Od miesięcy nie
rać?". Ofukiwał wtedy kobietę, gniewnie naciskał mógł przyłapać Gertka na szkodzie, ale ślady tych
( 2 a p k ę na oczy i znów szedł szukać Gertkowych
szkód znajdował co tydzień. Dwa lisy, psia mać!
śladów.
I kiedy on je zdążył ustrzelić? Stuknął się w czt^o.
I teraz niosła go w las ta sama myśl. Dojrzał, jak Tak, wczoraj przede nie zajrzał w te strony, tropił
Gertek wychodził z domu, jak pomykał przez sad do kłusownika nad pasmem rojstów leśnych koło Warlasu. Nadarza się dobra okazja, może wreszcie speł­ dęki. On tymczasem tutaj sprzątnął mu lisy.
Zawródł bliższą drogą w kierunku domu. Nadni się marzenie długich miesięcy.
Ze zmarszczonymi brwiami, gryząc nerwowo do­ dągał zmrok, nie było już nadziei na złapanie
lną wargę białymi zęttami, zagłębił się w brzozowy Gertka. Teraz nic mu nie zrobi, choćby się ruiwet
zagajnik. Gdy już go z szosy nie można t>yło dojrzeć, zetknęli nos w nos.
skręcił w przeciwną stronę. Tropił jak lis. Skulony,
Nie zdążył o tym pomyśleć, gdy wraz z warknięczujnie rzucając na boki oczyma, rwał sobie tylko dem psa dosłyszał głośny trzask łamanydi gałęzi
znanymi przejściami, kluczył, przecinał partie leś­ i zza krzaków leszczyny, świecącej nagimi, długimi
ne, okrążał łsagna. Pies biegi obok przy nodze, writkami, wychyń^ Gertek. Spojrzał domyślnie na
posłuszny, choć lis poderwał się niedaleko od nich; Maćkowiaka, uchylił zatłuszczonej czapki.
psie serce zaskowyczało z tęsknoty za łowami ni­
- Moje uszanowanie panu leśniczemu - w tonie
skim, stłumionym skowytem.
głosu nie było złośd, jedynie zjadliwa kpina.
- Lisy, draniu, ubiłeś! - warknął leśniczy. Postą­
Godzinę bU^o błądzili już tak po lesie. Maćko­
wiak, jakby miał nieskończony zapas sił, ciągle parł pił krok bliżej. Spod brwi śdągniętych nienawistnie
naprzód, oltrążał polany, stawał często, nasłuchując patrzył na swego przedwnika, z trudem hamując
uważnie. Czułe miał ucho. Rozróżniał z dala tupot rozsadzający go gniew.
sarnich rade. rechotanie dzików, odległe kude
- Czyżby? - z uśmiechem zdumiał się Gertek. dziędoła.
To by się nawet przydało, skórki lisie mają dobrą
Wilczur zjeżył nagle sierść. Maćkowiak spojrzał cenę. Z mięsa jeno mała pociecha, tylko do wyrzu­
cenia...
uważnie.
- Prowadź!
- Gertek, ja d ę przyłapię, ale źle z tobą t>ędzie!
Na małej polance gęstym, nieprzebytym prawie Wczoraj wnyki twoje znalazłem na samy, dzisiaj te
gąszczem wyrósł młody brzeźniak. Ogołocony teraz lisie ścierwa. Ślady strzałów były wyraźne.
z liŚd, nakisły w podszydu wodą, tłumił wszellue
- Żle pan szuka, panie leśniczy... - gtos Gertka
kroki. Pies rwał z nosem nisko przy ziemi. Maćko­ rozległ się teraz z sykiem. - Gówno pan znajdziesz,
wiak starał się jak najdszej rozchylać gałęzie.
nie moją fuzyjkę... Ha, ha, ha - śmiech ten groźnym
Tuż za brzeźniakiem zaczynał się gęsty l>ór sosno­ echem niósł się po lesie. Pies zawarczał, Gertek
wy o miękkim podszydu z drobnej, kręglutkiej rzucił na niego okiem. - 1 piesek nie pomoże. Szko­
trawki, zżtMkłej teraz, zamarłej. Na skraju t>oru da gadać.
Tego było już Maćkowiakowi za wiele. Zacisnął
zakutana w chusty postać, zgięta w pół, wyszukiwa­
w pasji pięśd, zaszypiat nieswoim głosem:
ła coś ręką wśród trawy.
- Zastrzelił bym d ę jak psa. Tyle, że mi nie
Zaklął siarczyśde pod nosem. A niech to wszystko
diabli! Że też zawsze musi przydybać tę staruchę. wolno. Ale4Bech d ę na czymś przyłapię, a spróbu­
Dzień cały siedzi w lesie, szultając swoich ziół. jesz uciekać, w łeb trzasnę. A strzelam celnie. Poli­
Maćkowiak był zat>obonny Prawie serio traktował czone dni twego wałęsania się po lesie. Krokiem
gadki, jakie krążyły o złych mocach, ł>ędących na tutaj nie stąpisz. Już ja d ę dopadnę!
usługi zgarbionej, biednej kobiety. I teraz poczytał
Gertek patrzał na leśniczego uważnie. Z warg
spotkanie za złą wróżł>ę.
jego zniknął teraz kpiący uśmiech. Mięśnie twarzy
Zniechęcony, wolnym już krokiem powlókł się drgały hamowanym wzruszeniem. Mówił niemal
dalej. Nie odszedł daleko, gdy wilczur z dchym szeptem:
Miłość lasu
- Nie wam mnie z lasu wyrzucać. Ja w lesie
wyrosłem, w lesie i żyda dokończę. A nie wiedzieć
nam jeszcze, czyje żyde dłuższe...
Maćkowiak wzdrygnął się, tyle w tym dchym
głosie zabrzmiało straszliwej ludzkiej rozpaczy i ty­
le zinmej groźby. Rozumiał doskonale, co miał na
myśli Gertek, mówiąc o długośd ich żyda... Na
pewno się nie zawałia.
Ale i Maćkowiak nie był z tych, którzy cofali się
z lęku. Zawołał, eiż wilczur stulił w przestrachu uszy:
- ZolMczymy, zolwczymy! Myślę, że prędłto
przyjdzie d zakończyć plugawe żyde...
Gertek tylko łysnął oczami. Stał jeszcze chwilę,
potem dał nura w gęstwę, mign^ tu, tam, już go
widać nie t>yło. Leśniczy zdumiał się nad zręczrMiśd ą tego człowieka.
Ze zwieszoną głową wracał do wioski. W uszach
bez przerwy dźwięczał mu szept kłusownika: „Ja
w lesie wyrosłem, w lesie żyda dokończę... A nie
wiedzieć jeszcze, czyje żyde dłuższe."
W domu nie odzywał się słowem. Siedział nieru­
chomo, wspierając głowę na dłoruach. Raz tylko się
podniósł, wyszedł dężkim krokiem na ganek. W do­
mu Gertka paliło się jasne światło.
Dopiero gdy legli już w łóżku, a mąż przewracał
się z boku na bok, nie mogąc usnąć, udało się
kobiede wydobyć z niego zwierzenia o przebiegu
dzisiejszego dnia. Załamała ręce.
- Staśku, miejże ty Boga w sercu. Dzied masz,
żonę. Zostaw tego ^>ója w spokoju. On d ę zamordu­
je. Niech go ręka ł>05ka sądzi, ty zaś daj sptokój...
Gdy milczał, jęła się modlić głośno, coraz to
wykrzykując z lękiem:
- Staśku, Staśku, po co d ruszać tego szatana?
Niech sam doczeka swojego końca... Zlituj się nad
dziećmi swoimi i żoną.
- Przestań skomleć! - rzudł z gniewem.
Umilkła, tylko wzdychała dężko.
Gdy wydręczeni różnymi myślami, które kołatały
im się po głowach tej nocy, zasnęli wreszde twardo
nad samym ranem, zbudziło ich rozpaczliwe woła­
nie młodszego syna:
- Tata, mamo! Czuj nie żyje... Leży przy budzie,
ani się ruszy...
Jak nożem dźgnięty, poderwał się Maćkowiak
z łóżka, w gadach wybiegł na podwórze.
Kolo budy leżał sztywny już trup wilczura. Na
dele nie było żadnydi ran. Ktoś musiał go otruć.
Tylko jak potrafił to zrobić, skoro Czuj nie przyjmo­
wał od nikogo jedzenia? Dziwne też, że nie szcze­
kał. Nie ^ i ą c , słyszeliby przede.
Maćkowiak wzdrygnął się. Niesamowity czło­
wiek ten Gertek.
Tym silniej zapalała się w nim nienawiść do
kłusownika. Gertek pierwszy przystąpił do ostrej
walki. Niech się strzeże.
- Niech się strzeże - powtórzył szeptem.
Długo stal nad tym, co wczoraj jeszcze było wier­
nym druhem nieskończonych włóczęg po lesie. Zda­
wało mu się, że zrxad zwłok psa chytry Alojz w kpią­
cym uśmiechu szczerzy ł>ezzębne wargi.
EUGENIUSZ PAUKSZTA
dalszy dąg w następnym numerze
ZE STAROCZESKIEJ KUCHNI
MYŚLIWSKIEJ
dzień cały za zwierzyną, tracą siły, rujnują zdrowie:
każde jednak powołanie powiiuio mieć swoje przyjemnośd, jeżeli ma przykrośd i trudy. W myśliw­
skim stanie, rozkoszą jest po pracy spoczynek, sma­
czna wieczerza i kielich!... Dlatego też, opisawszy
potrawy posilające, wsporrmę jeszcze o rozgrzewa­
jącym i zdrowym truneczku.
TRUNEK MYŚLIWSKI
DO PODUSZKI
Niektórzy myśliwi są tak zapaleni na łowadi, iż
wyrzekają się pokarmu, spoczynku, i goniąc przez
Wziąć garnek polewany mocny, półtora kwarco­
wy, włożyć weń pół funta fig, tyleż rodzynek, tyleż
daktylów, migdałów na pół przebitych funt, i kilkanaśde gorzkidi, łót cynamonu, kilka goździków,
strączek wanilii, ze trzech cytryn same cedro zestrugać, ze trzy pomarańcze, miodu patoki lipcem zwa­
nej kwartę: to wszystko zalać mocną wódką, oble­
pić, i wstawiwszy do pieca wypalonego, zamknąć na
dzień cały: poczem na serwetę lub gęste sito przepuśdć do wazy. Trunek ten t>ędzie wylx>my na
toast: ,.niech żyją Myśliwi!".
UDZIEC JELENI
W ZAPRAWCE Z WINA
Mięso z udźca (ładny, kilogramowy kawałek)
dobrze oczyśdć zl>łon, mocno stłuc tłuczkiem, gęsto
naszpikować słoniną i zalać 1,5 szklanki wytrawne­
go wina, po czym odstawić na 4 dni w zimnym
miejscu. Mięso należy w zaprawie codziennie obra­
cać. Po wyjędu z zaprawy włożyć do brytlatmy,
dodać pokrojoną w plastry cebulę, kilka ziaren
pieprzu, pokruszony liść laurowy, 2-3 goździki,
skórkę z polowy cytryny i nieco otartej skórki z chle­
ba, podlać połową zaprawy i wstawić do gorącego
piekarnika. Podczas pieczenia podlewać masłem
(może być margaryna), a pod koniec, gdy mięso już
t>ędzie miękkie - zalać pół szklanką gęstej śmieta­
ny. Udziec jeleni piecze się ok. 3 godzin.
Przed podaniem - sos należy przecedzić.
Wskazówki hodowlane i gospodarcze
MARZEC
Mimo że w marcu zima przeważnie ustępuje, to
jednak należy nadal prowadzić dokarmianie zwie­
rzyny, aż do ustąpienia pokrywy śnieżnej, według
zasad omówionycłi w zaleceniacłi na poprzednie
miesiące. Zwierzyna jest w tym okresie osłabiona
zimą, a niektóre gatunki wymagają zwiększonych
ilości pokarmu w związku z ciążą samic i rozwojem
pwroża u samców. Intensywność dokarmiania nale­
ży szczególnie wzmóc w przypadkach dłuższych
nawrotów zimy.
Jeżeli w lutym nie udało się przeprowadzić in­
wentaryzacji zwierzyny grutiej to trzeba tego doko­
nać na początku marca w sposób przewidziany
instrukcjami. Również w wypadku nie przeprowa­
dzenia w lutym Uczenia kuropatw na śniegu, należy
ustalić liczebność tych ptaków w marcu metodą
taksacji pasowej, według zasad podanych w „Wyty­
cznych do zagospodarowania łowisk polnych". Uzy­
skane dane dają orientację co do liczebności stada
podstawowego, które weźmie udział w rozrodzie
oraz odnośnie wielkości strat zimowych.
W sprzyjających warunkach pogodowych można
przeprowadzić wstępne prace na poletkach w posta­
ci wysiewu nawozów, wapnowania i przygotowania
ziemi pod wioserme zasiewy.
W październiku 1978rokuzmarł w wieku 56 lat
W dniu 2 grudnia 1978 roku zmarł w wieku 42 lat
Kolega
Kolega
EDWARD KORUS
członek naszego kola, serdeczny kolega i przyjaciel, zamiłowany i etyczny myśliwy.
Żegnamy Go w głętmkim smutku i żalu. hłiech Knieja szumi nad Jego mogiłą.
Cześć Jego pamięci!
Zarząd i członkowie
Koła ŁoMTieckiego XX-lecia PRL
przy Polllectuiice Krakowskiej
MARIAN WIESE
długoletni łowczy Koła „Kuropatwd ' Zloiuw, Zmarły wniósłduży wkład pracy społecz­
nej dla Koła za co został odznaczony przez Kolegium Odznaczeń srebrnym Medalem
Zasługi Łowieckiej, Straciliśmy przyjaciela i towarzysza łowów.
C z ^ Jego pamięci!
Zarząd i członkowie Koła
W dniu 13 lipca 1978rokuzmarł nagle w wieku 47 lat
Kolega
I
TADEUSZ ZIEMAK
W dniu 5 września 1978 roku zmarł
Kolega
FRANCISZEK GROCHOWSKI
długoletni członek naszego kola. W zmarłym straciliśmy serdecznego kolegęi towarzy­
sza łowów.
Cześć Jego pamięci!
Zarząd ł członkowie
Koła Łowieckiego Nr 23 „Ostoja"
w Chodzieży
długoletni członek naszego kola, etyczny myśliwy, szlachemy i prawy człowiek.
Cześć Jego pamięci!
Zarząd ł cdonkowle
Kcria Łowieckiego „Wataha"
w Katowicach
Z głętmkim żalem zawiadamiamy, że w dniu 8 listopada 1978 roku
zmarł w wieku 71 lal
Kolega
WŁADYSŁAW SZUBARTOWICZ
wieloletni członek Koła Łowieckiego Nr 20 ,,Głuszec' w Biłgoraju, odznaczony
brązowym i srebrnym Medalem Zasługi Łowieckiej. Odszedł od nas zacny człowiek,
wielki miłośnik przyrody i łowiectwa, wysoce etyczny myśbwy i szlachetny kolega.
Cześć Jego pamięci!
Członkowie Koła Łowieckiego
Nr 20 „Głuszec" w Biłgoraju
Dnia 22 października 1978 roku zmarł przeżywszy 71 lat
Myśliwi!
Kolega
FRANCISZEK JUŚKO
długoletni członek Koła Łowieckiego ,,Żubr w Elblągu, odznaczony złotym Krzyżem
Zasługi, brązowym i srebrnym Mtidalem Zasługi Łowieckiej W zmarłym straciliśmy
serdecznego kolegę, wielkiego ^Młeczniica, miłośnika przyrody i łowiectwa.
Cześć Jego pamięci!
Zarząd I cdonkowle
KŁ „Żubr" w Eiblągn
Ogłoszenia
sprzedam dwie młode ułożone suki, krót­
kowłosą i pointerkę z dyplomami z prób
i wystaw, doskonale w polu, pozatem po­
szukuję psa krótkowłosego do 58 cm wyso­
kości możliwie maści brązowej, K, Tar­
nowski 33-101 Tarnów. Krakowska 27Ba,
66/79
SprzedAH merkla 12 Iż 16. Stanisław
Odziemkowski, Kochanowskiego 7 m 39,
27-400 Ostrowiec Św,
41/79
Sprzedam dubeltówkę niemiecką wyso­
kiej klasy, pełne zamki srebrzankowe Stetan Miesojed, M, Fornalskiej 17, tet.
34-87. 82-200 Malbork.
42/79
WyżełU niemieckie szorstkowłose po
zwycięzcach wystaw krajowych, między­
narodowych, uczestnikach regionalnych
i ogólnopolskich konkursów jesiermych.
Odbiór 11 marca br. Kazimierz Cipiszewski, u!. Podmiejska 10,98-220Zduliska Wo­
la, woj. Sieradz.
4.'l'?9
Punkty „Las*" kupują
upolowaną zwierzynę
Unłeważiilam zgubioną legitymację PZL
wydaną przez Zarząd Wojewódzki w Po­
znaniu na nazwisko Stanisław Kurcz.
47/79
Unieważniam zgubioną legitymację PZŁ
wydaną przez Zarząd Wojewódzki Rze­
szów. Jan Drewniak.
44/79
Sprzedam kniejówkę kal. 28, 6,5 x 52
z lunetą 7 x, Janina Knopf. 37-500 Jaro­
Unieważniam zgubioną legitymację PZŁ
sław, ul. Słowackiego 5,-5.
46'79. wydaną przez Zarząd Wojewódzki Białys­
tok. Piotr Łukaszuk.
45'79
Myilłwy z Jugosławii kupi wyżla szorstkowłosego dwuletniego z oceną ..Doskona­
ły " oraz z dyplomem 1 stopnia z konkursów
fisiennych. Wiadomość podać do redakcji
„Łowca Polskiego •
49/79
Unieważniam zgubioną legitymację PZŁ
wydaną przez Zarząd Wojewódzki Zielona
Góra. Paweł Galon
46/79
15
•^je przfyHir IHYŚUWSIilE
W latach pięćdziesiątych, kiedy \y Polsce łosie
były jeszcze pod ochroną gatunkową, zostałem za­
proszony razem z towarzyszem wielu moich wypraw
lowiecldch Michałem S., na Litwę. Stararmie przy­
gotowywaliśmy się do wyprawy, zwłaszcza, że
w programie przewidziane było polowanie na...
łosie.
W owych latach o polowaniu na te zwierzęta
wiedzieliśmy tyle, ile wiedział przeciętny polski
myśliwy: że były to polowania dostępne dla klasy
rządzącej w okresie międzywojermym i że ostatni
przedstawiciele tejże klasy wystrzelali ostatnie lo­
sie, zaspokajając swoją wybujałą fantazję łowiecką.
Aż tu raptem sprawa stała się poważna.
Polowanie na łosie należy do popularnych polo­
wań na Litwie. Stan tej zwierzyny jest wysoki i rocz­
ny odstrzał wałia się na poziomic kilku tysięcy
sztuk... Jaką zabrać broń? Jaką amunicję kiedy już
spotkamy się z tym dla nas prawie historycznym
zwierzem?
Michał był w tym zakresie bardziej doświadczo­
ny. Losy wojny rzuciły go daleko na wschód gdzie,
jak utrzymuje, polował już na łosie. Miałem co do
tego pewne wątpliwości, czy akurat była to pora na
łowieckie wyprawy? Ale wszystko było możliwe
w tych wojermycb czasach.
Michał zabrał ekspres 9.3 x ?4R, a ja nowo nabyty
czeski sztucprkal 3 ( ł ~ 0 6 z 4 x lunetą Zeissa.
Program pobytu przewidywał zapoznanie się
z pracą i wynikami Litewskiego Związku Myśli­
wych i Wędkarzy, jako że na Litwie zarówno myśli­
w i jak i wędkarze należą do wspólne] organizacji.
Mimo naprawdę ciekawych osiągnięć i gościn­
ności gospodarzy, nie mogliśmy doczekać się, kiedy
będzie ta najatrakcyjniejsza dla nas część programu
- polowanie na łosie.
Wreszcie w godzinach popołudniowych nastąpił
wyjazd w teren w pobliże granicy z Łotwą, gdzie
w e d ł u g relacji gospodarzy, stan łosi miał być bardzo
wysoki.
Wczesnym rankiem udaliśmy się na miejsce
zbiórki, a liczna grupa myśliwych i naganiaczy
świadczyła, że polowanie należy traktować poważ­
nie. Po krótkim, serdecznym powitaniu udaliśmy się
(łalej na miejsce przyszłych łowów.
Las był typowo nie łosiowy. Duże połacńe młodni­
ków sosnowych z domieszką brzozy, poprzecinane
szerokimi liniami przeciwpożarowymi, a na hory­
zoncie stary, dorodny drzewostan sosnowy. Bagien
ani śladu, natomiast na tych piaszczystych pasach
liczne tropy łosi. Świeże i stare, duże i małe, a tak
liczne, jak tropy jeleni w niektórych naszych lasach
0 wysokim stanie tej zwierzyny.
Wreszcie pierwszy miot. Ponowne powitanie goś­
ci, czyli nas, krótka informacja o tym na co i jak
polujemy oraz przypomnienie w a n m k ó w bezpie­
czeństwa. Koledzy litewscy z bronią o lufach gład­
kich i z brenekami. Nasza łiroń kulowa, a zwłaszcza
ekspres Michała, budziła duże zainteresowanie.
Jest nas 9 myśliwych. Nie losujemy stanowisk. Łow­
czy czy też prowadzącjy polowanie stawia nas ,,po
uważaniu". Wolno strzelać do łosi - byków, klęp
1 łoszaków, dzików oraz sarn.
Stanowisko mam na wąskiej, leśnej drodze, o bar­
dzo ograniczonym polu widzenia. Z lewej strony nie
mam sąsiada, sąsiad z prawej jest dość bhsko i do-,
skonale się widzimy.
Naganka ruszyła głośno i zbliżała się szybko. Te­
go gwaru naganki nie wytrzymałby nawet za jąc. a co
dopiero łoś. Obserwuję dyskretnie sąsiada i widzę,
że ciągle czeka z bronią gotową do strzału. Wreszcie
krzyk naganki się wzmaga, słyszę trzask w młodni­
ku i widzę kontury łosia. Najpierw białe, długie
badyle, wreszcie całą sylwetkę. Wychodzi między
m n ą a sąsiadem i zatrzymuje się na drodze. Jestem
złożony, mam muszkę na komorze, ale nie strzelam.
Sąsiad zrobił tak samo. Wreszcie, kiedy łoś rusza,
oddaję strzał. Nie wiem nawet dokładnie gdzie była
muszka, sąsiad również strzelił, a łoś poszedł dalej...
Strzelany łoś poszedł głośno, a zatem dobrze.
Nasłuchuję kiedy padnie, kiedy ustaną te trzaski...
Wydaje mi się, że słyszę jak się zwalił. A może to
złudzenie, może wyszedł na czyste i dlatego przestał
łamać?
Patrzę na sąsiada -- pokazuje że leży. Jeszcze nie
wierzę, nie wiem, czy dobrze rozumiem jego gesty.
A jeżeli leży, to kto go trafił? Jako gość, mogę sobie
pozwolić, aby mi go wmówiono. Ale nie zrobię tego,
sprawdzimy kule. Takie i irme myśli chodzą m i po
głowie i czekam niecnerphwie, kiedy wyjdzie na­
ganka. Wreszcie są!
Schodzę ze stanowiska i idziemy na miejsce strza­
łu. Sąsiad pyta, gdzie strzelałem? Odpowiadam, że
w ,,gruć". A ja w ,,gaławu" - odpowiada sąsiad
Dobra nasza - myślę. - Jeżeli trafiłby tak, jak
mierzył, to łoś powinien zostać w miejscu. Czyli
moje szanse rosną. Patrzymy na mocny, wyraźny
ślad i idziemy za tym śladem. Farby ani trochę, ale
takie duże zwierzę może nie fartrować - zwłaszcza
od razu. Wreszcńe naganiacze podnoszą gwar, ozna­
cza to, że oni znaleźli już łosia. Biegnę i ja. Leży
faktycznie na prawym boku. Skrzętnie oglądam
lewy - do którego strzelał sąsiad i nigdzie nie widzę
kuli. Wiem już, jakie ma poroże. Taki mocny bady­
larz z pięcioma pasynkami na każdej tyce. Rozpię­
tość okcrfo metra. Naprawdę piękny - zwłaszcza, że
pierwszy. Próbuję przewrócić łosia na drugi hok.
Podniosłem mu ledwie badyl. Pomogli mi nagania­
cze i sąsiad. Teraz już nie było wątpliwości.
Odbieram gratulacje, nadchodzą inni myśliwi
i zdaję relację, jak to było. Staliśmy tak chwilę, aż
nadszedł prowadzący polowanie i jak każdy prowa­
dzący, przynaglił do pośpiechu. Kiedy już mieliśmy
ruszać, mój sąsiad z miotu zawołał mnie jeszcze
i pokazał dziurę w łyżce łosia. Niewiele brakowało
i on trafiłby też śmiertelnie. Ale teraz to już nie ma
znaczenia. Mam łosia i jestem ogromnie urado­
wany.
W drugim miocie znowu łosie. Na irmie wychcKlzą
cztery klepy i łoszak - nie strzelam. O dwa stanowi­
ska dalej padają dwa strzały. Na flance znowu jakiś
strzał. Idziemy w kierunku strzałów. Na linii leżą
dwa byki. Myśliwy litewski zrobił dubleta. Strzelał
dwa byki w kark - brenekami i oba zostały w ogniu.
Pogratulować!
Bierzemy pięć miotów, we wszystkich były losie.
Padło ogi^em siedem. Michał strzelił również ład­
nego badylarza. Pierwszy strzał nieco spóźnił i mu­
siał poprawić, ale ekspres 9,3x74 zrobił swoje. Loś
został po jakichś 300 metrach.
Jest jeszcze widno, ale już dłużej nie polujemy.
Jest przerwa na drugie śniadanie. Palą się ogniska
i ubite łosie leżą na pokocie. Znowu je oglądamy,
a litewscy koledzy - naszą broń. Podoba i m się, że
taka precyzyjna - oczywiście i nasza w tym jakaś
zasługa. Wypijamy tradycyjne zdrowie króla i zaja­
damy się litewską wędliną, a zwłaszcza „kindziukiem". To jest takie specjalnie marynowane mięso
i wędzone w wieprzowym żołądku. Taki salceson,
tylko ze szlachetniejszego mięsa.
Kiedy butelka była już pusta, jeden z litewskich
kolegów zapytał Michała, czy z tego ekspresu trafił­
by tę butelkę. - Ano, spróbujemy - odpowiedział
Michał.
Jeden z naganiaczy [x>wiedział, aby opodal usta­
L.K. SAWICKI
wić tę butelkę, Michał zatrzymał go i powiedział:
,,nie nada - nada wierchu brosić". Nastąpiła kon­
sternacja. Zbliżyli się naganiacze i wszyscy otoczyli
Michała, patrząc jak on, z właściwym sobie spoko­
jem wyjął nabój - pokazał go zebranym i zamknął
eitspres. Butelkę miał taki typowy Litwin. Chłop ze
dwa metry wysołci, blondyn, lat okoio trzydziestu.
Zawinął rękaw (ręki na pewno nie objęłyby dwie
dłonie) i rzucił butelkę. Wszyscy utkwili w niej
wzrok i równo ze strzałem butelka prysła. Trafiona
chyba w denko - tak się doldadnie rozleciała.
Okrzyk uznania i już się znalazł ktoś następny,
gotów rzucać drugą butelkę. Takiego numeru się
nie powtarza. Była zresztą jeszcze pełna. „Ot, India­
niec" - słychać było jakiś głos w ^ m i e .
Pierwszy łoś...
Po krótkim czasie udaliśmy się do domku myśliw­
skiego, w którym przygotowana była kolacja i gdzie
miał miejsce jeszcze jeden zabawny epizod. Zwró­
ciłem się do naganiacza, który poprawiał jeszcze
patroszenie łosi i układał je w stodole, aby dobrze
wystygły, z prośł>ą o odcięcie głowy. Nie mógł irmie
zmztunieć i pytał uparcie: „szto urezać: gaławu, i i i
żopu?" „Kaniecznogaławu • -odpowiedziałem. Nie
potraktował jednak mojej prośby serio i na wszelki
wypadek odciął głowę i obie szynki. I tak umocowa­
ne na dachu „Wołgi" przyjechały do kraju obA
poroża wraz z załącznikami.
Strzeliłem jeszcze jednego łosia w kraju. Przeży­
cie jednak związane ze strzeleniem tego pierwsze­
go było znacznie silniejsze i wywarło niewspółmier­
nie większe wrażenie. I choć przyznam się szczerze,
że rad jestem z tego, że mam łosie na rozkładzie - na
strzelanie trzeciego jakoś nie nachodzi mnie ochota.
J. ANUSZ

Podobne dokumenty