1-15 Luty 1979 r.
Transkrypt
1-15 Luty 1979 r.
DWUTYGODNK • ORGAN POLSKIEGO ZWiAZKU ŁOWIECKEGO • 1-15 LUTEGO • CENA4Z tomec POLSK Treść numeru KALENDARZYK MYŚUWSM 2 PROGRAM „WISŁA" P. Topińskł 3 JESZCZE O KACZKACH Z. Czarnecki ŁOWIEC P O L S K I Oigaa ł'oM.ictj:» 7^"\v.\m LaflTCCkiegi Redakcja 4 KRONIK LISOWICWCH CIĄG Worsiowo. Nowy ŚAiał 35. lei. 26-46-13 DALSZY F. Żaba WYSTAWA ŁOWIECKA W lutym wolno polować na nastę pujące zwierzęta łowne: do 10 lutego - dzikie gęsi na terenie woj. woj. byd goskiego, elbląskiego, gorzowskiego, jeleniogórskiego, kaliskiego, koniń skiego, koszalińskiego, olsztyńskie go, pilskiego, poznańskiego, suwal skiego, szczeci tiskiego, toruńskiego, wrocławskiego i zielonogórskiego. do 20 lutego - dzikie króliki, przez cały miesiąc na: rysie, wilki, kuny leśne, lisy, borsuki, jenoty, tchó rze, piżmaki, zające szaraki i dzikie króliki w rejunacłi baz sadowni czych, baianty-koguty, bażanty-kury - tylko na terenie ośrodków hodowli zwierzyny, czaple siwe, dzUde gęsi, słonki. Przez cały rok wolno strzelać: wilki na terenach województw: krośnień skiego, nowosądeckiego i przemy skiego, kuny leśne - na terenach z os toją głuszca, cietrzewia i jarząbka oraz w ośrodkach hodowli zwierzyny, zające szaraki i dzikie króliki - na terenach sadów i szkółek, ogrodzo nych w sposób uniemożliwiający przedostanie się zwierzyny, czaple si we - na terenach stawów zagospoda rowanych, wrony siwe, sroki i gawrony. W KĘTRZYNIE M. WożnUk 5 SAFARI CLUB INTERNATIONAL R. Dziędolowski 6 SPOTKANIE SOKOLNIKÓW W CZEMPINIU M. Szott 7 LESZCZYTŃISKIE L.K. Sawicki 8-9 MALA ENCYKLOPEDIA ŁOWIECKA ŁOWIECTWO ZA GRANICĄ 10 POLOWANIE NA BAŻANTY L.K. Sawicki 11 MIŁOŚĆ LASU E. Paukszta 12 ZE STARYCH KRONIK CIENKIM ŚRUTEM 13 RV<: .(. MtSfiAh WSKAZÓWKI HODOWLANE GODZINY WSCHODU I ZACHODU SŁOŃCA 1 KSIĘŻYCA 15 PIERWSZY ŁOŚ... J. Anusz 16 Zdtęriejia okladłe: MARIUSZ WIDERYTŚISKI tOH^IEC P O L S K I Nr 3 (1582) WYDAWCA: Polski Związek Łowiec ki - Zarząd Główny, (XM)29 Warsza wa, Nowy Świat 35, tei. 26-46-13. konto NBP XV OM 1153-3157-132 REDAKCJA: Z. Gołański, A. Kryński (red. nar?,.!, A. Sikorska, Rr lerentjew (sekr. red,), U. Tańska (red- fechn.l. A. Krzyszloforski (red. graf.), KOMI TET REDAKCYJNY: A. Brzezicki, E. Frankiewicz, Z. Golański, A. Kryński I przewodniczący). J.E. Kucharski, M. Kurek, W. Mazurek, G. Mroczkowski, T. Pasławski, R. Terentjew, B. Zieliń ski. Redaktor „ŁOWCA POLSKIEGO" przyjmuje we wtorki i czwartki w godz. 10-12. w inne dni i godziny po uprzednim telefonicznym porozumie niu. Redakcja zastrzega sobie prawo skrótów, poprawek i uzupelnieii w przypadku wykorzystania w druku nadesłanego materiału redakcyjnt-go. Rękopisów nie zamówionydi Rcdakcjd nie zwraca. 2 luty czas środkowoeuropejski Słońce Księżyc Dnia Świt Wschód Zachód Zmrok WschódZachód 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 n 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 n 23 6,34 6.33 6,32 6.30 6,29 6.28 6.26 6.24 6.22 6.20 6,18 6,16 6.14 6.13 6.11 6.09 6,07 6,05 6,04 6.02 6,00 5,58 5,56 7,17 7.16 7,14 7.13 7.11 7.09 7.07 7.06 7.04 7.02 7.00 6,58 6,56 6,55 6.53 6,51 6,49 6,47 6.45 6,43 6.41 6,38 6.36 16.22 16,24 16,26 16,28 16.30 16,32 16,33 16,35 16.37 16.39 16.41 16,43 16,45 16,47 16.48 16,50 16,52 16,54 16,56 16,58 17.00 17.02 17,03 17,07 17.08 17,10 17,12 17,14 17.16 17.17 17,18 17,19 17,21 17,23 17.25 17,27 17.28 17,30 17.32 17.34 17,36 17,.37 17,39 17,41 17.43 17.44 9.18 22.12 9,45 23.26 10.13 _ 10.44 0,36 11,17 1,42 11.55 2.44 12,38 3,40 13,26 4,30 14.20 5.14 15.17 5.52 16.17 6.25 17,19 6.53 18,22 "7,19 19,2.') 7,43 20,30 8.06 21.36 8,29 22,42 8,53 23,50 9.19 9,50 _ 1,02 10.26 2,04 11,11 3.07 12.05 4.05 13.09 24 25 26 27 28 5,54 5,52 5.49 5,47 5.45 6,34 6,32 6.30 6,28 6,26 17,05 17,07 17,09 17,11 17,13 17,45 17,47 17,49 17,51 17,53 4,55 5,37 6,14 6,46 7.16 14,22 15,41 17,03 18.25 19.46 Poprawki średnie dla mlasl na dzień 15 lutego: Miasiii Świl Wsf hoil Zdt IUKI Zninik Ltibhn Kraków Bielsko UKIŻ 'i. W rot law Poznań Szczecin Słupsk Gdańsk (ilsztyn Byfgoszcz Bidly-itok Rzeszow -0.07 0,00 + 0.02 +0.09 + 0,06 +0,15 + 0,16 +0,27 + 0,19 + 0.12 + 0,07 + 0,13 -0,07 4).0tl -0,0« -0.01 0,(H) + 0,04 +0,06 +0,14 +0.16 + 0,2« + 0,21 +0,13 + 0,09 + 0,14 O.Oh O.OK -0.04 + 0,03 + 0,08 + 0.12 4 0,06 + 0,18 + 0.1fi +0.24 + 0.11 + 0.04 --0,01 fOJO (flO " n.(H} -0.04 + 0.03 + 0;(>7 -0,l1 +0.06 +0,18 --0,16 + 0.24 + 0.13 + 0,06 -(t,01 + 0,10 -o,to 0,0() WARUNKI PRENUMERATY; Prenumeratę na kraj przyjmują Oddziały RSW ..Pra.sa-Książka-Ruch oraz urzędy pocztowe i doręczyciele - w terminach: - do 25 listopada na slyczeri. I kwcirlał, 1 półrocze roku następnegu i na cały rok następny. - do dnia 10 miesiąca, poprzedzającego okres prenumeraty na pozostałe okresy roku bieżącego. Cena prenumeraty rocznej - z! 96 Jednostki gospodarki uspołecznionej, instytucje i organizacje społeczno-polityczne składają zamówienia w miejscowych Oddziałach RSW ,,Prasa-Książka-Ruch ' Zakłady pracy i instytucje w miejscowościach, w których nie ma Oddziałów RSW oraz prenumeralorzy Indywidualni, zamawiają preDumeralę w urzędach pocztowych lub u doręczydełt Prenumeratę ze zleceniem wysyłki za granicę, która jesi o 50"u droższa od prenumeraty krajowej, przyjmuje RSW ..Prasa-Ksiązka-Ruch' , Centrala Kolportażu Prasy i Wydawnictw, ul. Towarowa 28, 00-958 War.szawa, konto PKO ru 15;il-?I - w terminach podanych dla |)rej)uiiier>ilv kra|iixve|. C'«nnlk ogło§zen; za terilynietr kwadratowy/ł 45 - Drohne do 2.t wyrazów za wyraz zł'12.-Neknilogi zf 35.za rm kwadratowi Mieisca za-sir/ezone Mi proc. drozei. Druk Zakłady Graficzne ..Dom Słowa Polsiciego' , Warszawa Nakład ''>7000e.|/, ['„pier n.tm)r, kl \ Skład techniką fotoskładu Unoiron 503 TC. Ii}deks 36451. Zdni 195 fDt-123 CZŁOWIEK - PRZYRODA - ŚRODOWISKO FOT.WŁtAmaa Myśliwi uczuleni są na sprawy ochrony środowizachodzących w nim zmian, wieloletnich ten dencji oraz bezpośrednich zaburzeń- Dlatego warto chytw przedstawić myśliwym patrząc na to z biolo gicznego punktu widzenia, PROGRAM WISŁA. Jak wiadomo, program ten, wynikający zresztą z wielo letniego zacofania inwestycyjnego największej na szej rzeki, zakłada przeznaczenie na oczyszczenie 1 doinwestowanie Wisły ogromnej sumy 400 mld zl do roku 2000, celem doprowadzenia jej do stanu optymalnego gospodarczego wykorzystania. Wisła bowiem pełni, lub w wyniku realizacji programu pełnić będzie, następujące funkcje; 1 Zaopatrzenie w wodę zarówno ludności jak rów nież przemysłu i rolnictwa, i choć jest to funkcja oczywista, to jednak wymaga ona olbrzymich nakładów, punkt ten bowiem nierozerwalnie związany jest z następnym. 2. Odbiór ścieków. 3. Fimkcje energetyczne. Powstające i mające po wstać na Wiśle 22 stopnie wodne, choć służyć będą przede wszystkim energetyce i doprowadzą do wykorzystania energii spływających wód, nie mogą spiętrzać wody nie oczyszczonej, groziłoby to ttowiem katastrofą ekologiczną całego regionu. 4. Punkcie transportowe. Wraz z punktem po przednim, spowoduje to niemałą zawieruchę w środowisku, na całej bowiem długości Ł>ędzie musiała Wisła posiadać określoną głęłłokość, nie mniejszą niż 2,5 m - tyle bowiem zakładają wymagania międzynarodowych tras żeglugo wych IV kategorii. 5. Stabilizacja warunków wodnych-chodzio usta bilizowanie poziomu wód Wisły, likwidacji po wodzi i okresów niesptawności rzeki. Stabiliza cja ta jednakże będzie dotyczyła tylko wód po wierzchniowych samej Wisły, spowoduje nato miast znaczne zaburzenia w obiegu wód grunto wych a również powierzcłiniowych całej pradoliny Wirfy. 6. W sumie Wisłę ł>ędzie przecinało 30 zapór, t>ędących jednocześnie mostami. Stąd też Wisła spo woduje gnmtowne zmiany w lądowej sieci trans portowej. Będzie więc pełniła znaczące funkc}e w połączeniach komunlkacłl lądowej 1 lądowo-wodnej. ?. Funkcje urbanistyczne - gruntowne zmiany w samej rzece jak i całej pradolinie, związane ze wszystkimi wymienionymi powyżej punktami spowodują nowe, inne zagospodarowanie kra jobrazu całej doliny. Zmieni się charakter i S]K)sób użytkowania roli na skutek zmiany stosimków wodnych. Zmianom ulegnie charal^ter la sów. Zmieni się całkowicie krajobraz rzeki i jej t>ezpośredniego sąsiedztwa. 8. Sport, wypoczyn^ taryst)4u. korzystające z je szcze nie istniejących, kaskadowo ułożonych je zior z bogatym zapleczem całego turystycznego przemysłu i kompleksowym urbanistycznym za gospodarowaniem, spowodują, iż program zago spodarowania Wisty stanie się wielofunkcyjnym działaniem gospodarczym i technicznym. Program, przy całej swej wielofunkcyjności, za kłada wykorzystanie olbrzymiego potencjału bada wczego zarówno w fazie projektowania, realizacji, jak później w fazie eksploatacji rzeki już zagospo darowanej. Tak więc, z kor2:yścią dla praktyki, W i sła już się staje wszechstronnym poligonem nauko wym dla olbrzymiej ilości dyscyplin, od ściśle tech nicznych po ogólno przyrodnicze. Nikt co prawda, pośród wielu, nie zawsze zresztą ze sotią zgodnych funkcji programu „Wisła", nie wymienił łowiectwa. Nie mniej myśliwyciiprogram ten dotyczył t>ędzie szczególnie. Działania te spo wodują fcłowiem gruntowne zmiany w liczącym się procencie powierzchni łcraju i istniejących tam ob wodach łowieckich. Około 1500 obwodów znajduje się w pradolinie Wisły bądź na jej obrzeżach, gdzie zmiany środowi skowe mieć tłędę lub mieć mogą charakter zasadni czy. Tradycyjne dobre łowisiw np. kuropatw, stać się więc mogą tradycyjnie dobrymi łowiskami ka czek lub odwrotnie. Wraz z postępującymi zmiana mi w składzie drzewostanów, zasadzeń, zmienią się również warunki rozwoju zwierzyny drobnej, pło wej i czarnej, iime więc ł>ędą proporcje wzajemne tych gatimków w łowisku. Niektóre zwierzęta poja wią się tam, gdzie nigdy ich przedtem nie było, itme znikną z dotychczasowych ostoi. W nowych warun kach rozprzestrzeniał się t>ędzie prawdopodobnie łoś. Jeleń natomiast opuszczał będzie dotychczaso we, coraz bardziej podmakające ostoje. Dziki, do tychczas czyniące niewielkie szkody na niewielkich polach w dolinie Wisły, znajdą się na terenach działań nowoczesnej agrotecłiniki. Znajdując zaś lepsze warunki rozwoju w podmokłych lasach, tym łakomiej zwracać się l>ędą one w kierunku tradycyj nych płodów nowoczesnego rolnictwa. Zmianom ulegnie nie tylko ilość ptactwa i zwie rzyny oraz ich wzajemnych do siebie proporcji w ob wodzie, lecz także trasy ptasich wędrówek, lęgo wisk i noclegowisk. Ponieważ zaś Wisła tiędzie traktem komuniliacyjnym o zagospodarowanym nie tylko nurcie, ale również brzegadi, do wszystkich łowisk dostęp t>ędzie łatwy, a co za tyra idzie ze strony ludzi intensywniejszy. Szereg gatunków zwierząt, wymagających prze de wszystkim spokoju w zajmowanym przez siebie środowisku, t>ędzie się więc wycofywało, itme zaś, łatwo się adaptujące do ruchu i hałasu, tutaj znajdą dobre wanmki rozwoju. Zjawisko, zwane przez fiz jologów habituacją - tj. wygaszaniem reakcji na łxKlźce otwjętne, jest bardzo łatwo przyjmowane np. przez samy. dzięki czemu zajmują one wię kszość śiadpwisk o t>ardzo od siebie oddalonych parametrach i ł>aTdzo słat>o przyjmowane przez bobry, szybko się wycofujące z terenów penetrowa nych przez odowieka. Dlatego to właśnie program ,,Wisła", zakładający zmianę rzeki w wielofunkcyj ny system kaskadowo ułożonych jezior z intensyw nym ruchem transportowym, działalnością gospo darczą, turystyczną, energetyczną - poczyni trudne do przewidzenia zmiany w ekologii zwierząt, za mieszkujących tereny przylegające do W i ^ . Tyle Wisła i bezpośrednie jej sąsiedztwo w prado linie. Pozostaje jeszcze całe dorzecze, które choć nie tak zmienione, myśliwym t>ędzie stawiało szczegól ne wymagania. Woda w Wiśle i większych jej dopły wach tiędzie płynęła wielokrotnie wolniej, tym sa mym zmniejszą się zdolności samooczyszczające rzeki. Spiętrzenia zaś wody nie oczyszczonej łub nie doczyszczonej, sporadycznych przemysłowych zrzutów awaryjnych, nieprawidłowo przeprowa dzane melioracje w całym dorzeczu spowodować mogą katastrofę biologiczną rzeki i fiasko gospodar czych poczynań związanych z jej zagospodarowy waniem. Stąd słusznie na pierwszym miejscu całego programu, najmocniej podkreślonym warunkiem jego reahzacji jest czysta woda. Czysta woda zmu sza do działań ochroniarskich już u źródeł i źródełek a następnie przebiegu strumieni i rzek całego do rzecza. Stąd to szczególnie z nadzieją kierujemy wzrok na straż ochrony przyrody, myśliwych, w ę d karzy, leśników - ludzi, dla których środowisko ma szczególne znaczenie i szczególnie je potrafią docenić. PIOTR TOPIŃSKl 3 FOT. z. HTOWIŃSKI Jeszcze o kaczkkch Coraz bardziej poszerza się ostatnio wiedza o strukturze populacji ptaków i o czyimikach na mą wpływający^di. Z różnych studiów i syntez zdaje się wynikać obraz, który winien być również uwzględ niony w gospodarce łowieckiej, która coraz bardziej musi opierać się na wynikacłi śdstych t>adań. Chcę dziś zwrócić u w a g ę na wyniki grupy lotewskich badaczy kierowanej przez H.A. Micłielsona. Prowadzili oni szczegółowe studia nad biolo gią kaczek zamieszkujących jezioro Engures (pow. 35,4 km^j w Łotewskiej SRR. Drugie zagadnienie, to coraz szerzej w piśmiermictwie podejmowana pro blematyka „wpojenia" znajomości terytorium lęgo wego już w pierwszym roku życia ptaka, jeszcze w wieiću pisklęcym, bądź natychmiast po jego ukoń czeniu, w olfresie polęgowej dyspersji. Materiał zebrany na jeziorze Engures dotyczy błisico 30 000 oznakowanych osobników. Przeanali zowane dane o dwóch przyięt>'ch jako modelowe, najliczniejszydigatunkacii: przedstawicielu grążyc - czernicy i kaczek {riywający<^ - j^askonosie. Wyniki są dla każdego gatunku nieco różne, na tyle jednak ważne, że tdicęchociaż najistotniejsze z nich przytoczyć. Dotyczą oczywiście samic, Ix> w okresie rozmnażania one właśnie decydują wyłącznie o miejscu lęgu, od ich zachowania zależy sukces lęgu, w oparciu o ich liczebność ocenia się zagęsz czenie gniazdowej populacji. Przywiązanie do miejsca wylęgu (u osobników jednorocznych) lub miejsca poprzedniego gniazdo wania (u starych), szczególnie jeżeli lęg w roku poprzedrum zakończył się sukcesem, jest t>ardzo wyraźne. Na jezioro wraca 24-66% samic plaskonosa, które się w roku poprzednim gnieździły, ale aż 53-88% tych, które w roku poprzednim pomyślnie lęg wywiodły. Nieco inaczej jest u czernicy. Tam stwierdzono istotną różnicę między samicami wylę gniętymi na jeziorze (miejscowymi) a imigrantami te drugie w razie straty lęgu częściej opuszczają wprost jezioro lub na większą odległość się wyno szą. Stwierdzono i . takie-^sytuacje, że samica po stracie lęgu wyniosła się w iruiy rejon jeziora lub nawet na inny zbiornik, a na kolejny łęg wróciła znów na miejsce pierwszego gniazdowania. Młode samice gnieżdżące się po raz pierwszy, często wy bierają na ten cel miejsce wylęgu, choć ich rozpro szenie (dyspersja) jest większe niż starych, już raz gnieżdżącydi się osobników. W sumie, średnio za okres badań, u płaskonosa około 80%, a u czernicy około 70% gnieżdżących się każdego roku samic, to osobniki miejscowe, a odpo wiednio 20 i 30% to ptaki pochodzące z itmych zbiorników. Osobniki gnieżdżące się po raz drugi lub więcej, to około 45% płaskonosa i 70% czernicy. Po raz pierwszy gniazdujące ptaki to odpowiednio w 44 i 2 1 % wylęgnięte w poprzednim sezonie na 4 jeziorze, a imigranci to 11% płaskonosów i 9% czernic. Istnieją dane, pozwalające sądzić, że część samic przystępuje do lęgu dopiero w trzecim kalendarzo wym roku życia (w wieku ok. 23 miesięcy) - zależy to jednak od stanu ilościowego populacji lęgowej. Zależność polega tym, że przy wysokiej wiosen nej liczebności, a więc stosunkowo wysokim pro cencie powrotu z zimowisk starycłi samic, część młodych, jednorocznych, nie gnieździ się. Również liczba odhodowanych młodych jest wy raźnie uzależniona od liczebności populacji. Oka zuje się mianowicie, że przy niskim stanie popula cji, jednoroczne i starsze osobniki odchowują w każ dym lęgu mniej więcej taką samą liczt>ę potomstwa. Przy wysokiej liczebrM>ści wychów przez gnieżdżą ce się po raz pierwszy samice jest wyraźnie mniej udany. U czernicy np. w pierwszym przypadku od jednorocznych samic udało się skontrolować po wtórnie 5,3 a od starych 7,2% obrączkowanych jako jednodniowe pisklęta młodych. Przy dużej liczeb ności populacji odpowiednie liczby wyniosły 2,5 i 10,8%. Dane te informują jednoznacznie, jak wiel ka była różnica śmiertelności w każdej z tych grup. Dalsze ważne informacje, to różnica przeżywaln o ś d młodych, pocłiodzących z lęgów zakładanych w różnych terminach. Dla płaskonosa pizeżywalność piskląt z najwcześniejszycłi łęgów jest zdecy dowanie najwyższa i wynosi 9,6%, a z najpóźniej szych - najniższa 1,3%. U czernicy odpowiednie wielkości to: 5,7 i 0,9%. śmiertelności piskląt wodzonych przez młode samice. Itme prace wykonane na ptakach nałeżącydi do różnych gi^P systematycznych, wskazują na nie docenianą u tws dotąd zupełnie wtaściwcłść ptaków. Stwierdzono mianowicie, że ptaki poznają i wybie rają teren przyszłego gniazdowania nie na początku pierwszej pory lęgowej, jak to się dotąd dość powszectmie przyjmowało, ale już w wieku młodzień czym - natyduniast, lub prawie natycłuniast po opuszczeniu gniazda, b ą d ź też, u zagniazdowników. może nawet jeszcze przed uzyskaniem pełnej zdolności do lotu. U różnych zbadanych dotąd ga tunków w odmieimym nieco terminie, zawsze na określonym etapie rozwoju, wytwarza się drogą impritingu (wpojenia) z w i ą w k ptaka z terytorium, na którym później, nieraz dopiero za wiele lat (np. albatrosy) t)ędzie się gnieźcŁdŁ Ołiecnie uważa się, że to wpojenie stanowi zasadniczą podstawę zjawi ska nazywanego dotąd „konserwatyzmem lęgo wym". O ile wiadcHno, powstcdytakzwiązek nie jest aż tak silny i bezwarunkowy jak niektóre inne cechy, które pisklę lub młody ptak drogą impritingu nabiera. Rola tego związku nie jest dotąd wystarcza jąco poznana, sądzić jednak można, ż e ptaki wypę dzone z terenu, z którym się w młodości związały, stanowić mogą znaczącą część nieosiadłej, tzw. efe merycznej frakcji populacji - tej mianowicie jej części, która w okresie lęgowym nie wiąże się z tery torium, nie tworzy par, nie wyprowadza młodych a ktcwa często bywa uważana za jednorodną grupę osobników jeszcze płciowo niedojrzałych - mlcKlodanych. Nie wiadomo na razie zupełnie, czy omawiana cecha tłehavioru charakteryzuje wszystkie gatunki ptaków, na pewno jednak u licznydi kaczek, gęsi i łabędzi jest silnie rozwinięta. Wydaje się, że z przedstawionych informacji zu pełnie niedwuznacznie wynikają wnioski, które winniśmy uwzględnić w praktyce ł o w e c k i e j - przy ustalaniu zasad zagospodarowywania łowiska, har monogramów polowań. Dotyczy to, rzecz jasna, ka czek, kto wie jednak w jakim stopniu również i ba żantów? Okazuje się więc, że odpowiednia ochrona lęgo wisk kaczych przed nadmiernym niepokojeniem, przed wybierającą jaja młodzieżą, przed strzelają cymi kaczory myśliwymi, to niezmiernie ważny ele ment, w sposób istotny wpływający na populację. Kaczki t>ędą się wierniej takich miejsc trzymały, Uczt>a wywodzonych nUodych winna być większa, bo samice nie ł>ędą musiały lęgów powtarzać. Szczególnie ważny jest spokój w początkowym okresie lęgów, bo miejsca niepokojone spora część kaczek wprost opuszcza. Trudniejszą jest kwestia początku polowań. Nie znamy dokładniej terminu w jakim u poszczegól nych gatunków krajowych kaczek związek z przy szłym lęgowiskiem powstaje. Gdybyśmy zaczynali polowanie zbyt późno, czekając na owo wpojenie, to niektóre wcześniej odlatujące gatimki mogłyby już łowisko opuścić. Według mojej oceny, termin 1 sierpnia jest jednak, przynajmniej dla większości gatunków, a już szczególnie grążyc - stanowczo za wczesny. Mechanizmy samoregulacji liczebności, ewentu alne zmniejszenie lub zwiększanie liczby młodych od jednorocznycii samic, mniejsza płocłiliwość sa mic przy niższej ich liczebności, stwierdzona jako reakcja na chwytanie podczas obrączkowania wy siadujących ptaków, większa dyspersja lub śmier telność dorosłych samic, prowadzą do tego, że popu lacja jest na początku sezonu z roku na rok dość stabilna. Jej ostateczna liczebność zależy jednak od warimków danego roku - poziomu wody i warun ków tiezpieczeństwa na lęgowisku. Niepokojenie ptaków w początku okresu lęgowego prowadzi wy raźnie do obniżenia liczby gniazdujących samic, które „nie czując się liezpieczne", opuszczają lęgo wisko. Ponieważ liczebność populacji bywa regulowana i innymi drogami, część osobników ginie niezależ nie od tego, czy się populację eksploatuje, czy nie, nie ma przeciwwskazań dla racjonalnego, umiarko wanego, rozsądnie wykonywanego odstrzału. W i nien on być jednak prowadzony tak, by kaczki mimo to zdążyły się z terenami związać. Na pewno nie należy ich więc nękać częstymi sierpniowytni polo waniami, wykonywanymi nie wcześniej, niż od po lowy miesiąca. Dalej, w świetle przedstawionych rezultatów, palącą wydaje się sprawa definitywne go zaniechania praktyki wiosennych polowań na kaczory. Strzelając je, w sposób istotny, a dla nas wielce niekorzystny, naruszamy strukturę popula cji, zmniejszając szanse na bogate i urozmaicone jesierme rozkłady. Okazuje się dalej, że przegęszczenie, drogą stre su tak niekorzystnie wpływające na przeżywałność piskląt prowadzonych przez młode samice nie wy nika z liczebrtości Ijezwzględnej ptaków, a jest wyraźnie funkcją częstotliwości spotkań stadek rodzirmych. Zwiększenie długości linii brzegowej, przez wykopanie na łvyspac4i dodatkowych kana łów, dało natyclmiiaslowy wzrost liczebności popu lacji lęgowej, przy czym nie ujawniły się ujemne skutki jej przegęszczenia w formie zwiększenia Omówione wyniki nie są na pewno ostatnim sło wem w t)adania(h nad strukturą populacji i biologią kaczek. Na pewno nie można ich bezkrytycznie na itme warunki ekologiczne i inne gatunki uogólniać. Wprawdzie różny może być wpływ poszczególnych wymienionych czyimików, ale na pewno dla gło wienki, krzyżówki czy cyranki uzyskalibyśmy re zultaty swym charakterem zbliżone do omówio nych. ZYGMUNT CZARNECKI „Kronik Lisowickich" ciąg dalszy Zajmując się od lat historią i bibliografią łowiec ką, z największym zainteresowaniem przeczytałem artykxił „Z kronik Towarzystwa Lisowickiego" (Nr 15-16). Skoro Redakcja zainteresowała naszych ko legów tym tematem, pozwalam sobie dorzucić jeszcre garść szczegółów historycznych. Kolega Mazaraki opisał w swym artykule tylko pierwszy tom Kronik, których w sumie ukazało się tizy. Drugi tom oł>ejraujevl2 lat, od roku 1896do 1907. Stanisław Łoboś podaje w swojej Bibliografii ł(twieckiej (Łowiec r. 1909 i 1910), że tom ten ukazał słę we Lwowie w roku 1909. Natomiast Aleksander Haas (jego notatki bibliograficzne istniały tylko w rękopisie) podaje, że drugi tom Kronik wyszedł w Krakowie w tym samym, 1909 roku. Tom ten zawiera 464 strony. Układ i styl taki sam jak w tomie pierwszym. Trzeci tom obejmujący okres od jesieni 1907 roku do zimy 1921 włącznie, zawiera 485 stron i ukazał nę zarówno we Lwowie jak i w ICrakowie w roku 1921. Cytuję dane z dwóch znanych Bibliografii Lowriecluch: 1) Dr Witold Ziembicki, ,,Wystawa książek ło wieckich". Łowiec Nr 7, rok 1927. Lisowice. Kronik lom HI. Lwów. 1921. Nakład własny. Na składzie w „Łowcu", Lwów, Ossolińskich U . Cena zł 5.2) Józef Wł. Kobylański, ,,Bibliografia łowiecka w Odrodzonej Polsce". Kalendarz myśliwski na rok 1929 pod redakcją Juliana Ejsmonda. Warszawa, 1929. Pozycja 30. Kroniki myśliwskie Towarzystwa Lisowickiego w ciągu lat czternastu, od jesieni 1907 do zimy 1921 włącznie. Tom III. Nakładem Towa rzystwa. Druk W.L. Anczyca i Spółki, Kraków 1921. wym. 17,9 x 10.9. Stron nieliczb. 2 i 485, 3 tal>ele. Przeczytałem wszystkie 3 tomy pożyczone mi w latach pięćdziesiątych przez p. Aleksandra Haasa, którego były własnością. Mieszkał on w Kreikowie i posiadał t}ogaty zbiór książek i kalendarzy łowieckich. Większość „Kronik" wyszła spod pióra Antoniego Wodzickiego, właść. majątku Niedźwiedź kolo Kra kowa, który był ponad 30 lat kronikarzem Towarzy stwa Lisowickiego. On to miał jedno z najpiękniej szych spotkań w kniei lisowickiej, ubijając w duble cie, kulami, rysia i wycinka dnia 19 października 1898 roku. Odnośnie powstania Towarzystwa Lisowicłtiego jeszcze jeden szczegół. W roku 1850 powstało-we Lwowie pierwsze w Galicji towarzystwo myśliwskie pod nazwą ,,Lisowitzer Jagd-Verein". Członkami byli sami Niemcy, bądź urzędnicy c.k. administracji austriackiej, bądź oficerowie. Wydzierżawili oni kompletu leśny koło Stryja, który wspomina w swym artyltule kol. Mazaraki. Towarzystwo to prowadziło gospodarkę rabunkową i wspólnie z łdusowmikami wyniszczyło cały zwierzostan. W tych warunkach udało się założycielowi Towa rzystwa Lisowickiego „zadzierżawić" w roku 1871 ten obwód łowiecki. Skoro jesteśmy przy łiistorii naszego łowiectwa, warto wspomnieć, że w bieżącym roku minęło sto lat od chwili założenia pierwszego czasopisma łowiec kiego w języku polskim. Dnia 10 stycznia 1878 roku ukazał się we Lwowie pierwszy numer „Łowca", organu Galicyjskiego Towarzystwa Ł^owieckiego (powstało 24.4.1876 we Lwowie, pierwszym preze sem był Włodzimierz Dzieduszycki, założydei Mu zeum Przyrodniczego Dzieduszycliich we Lwowie) pod redakcją Józefa Łozińskiego. Był to dwutygod nik, przez olcres 1899-1914 miesięcznik. Ostatni numer „galicyjski" (19-20)ukazałsięwpaździemiku 1918, pierwszy numer „polski" po Odrodzeniu wyszedł 1 maja 1921, jako miesięcznik, organ Mało polskiego Towarzystwa Łowieckiego, pod redakcją All)erta Bużenin Mniszka. Od roku 1928 „Łowiec" wychodził do końca jako dwutygodnik. Ostatni nu mer (17-18) ukazał się w chwili, gdy na Lwów padały bomby niemieckie. Ostanim redałctorem był dr Witold Ziembicki, zasłużony bibliograf i łiistoryk łowiectwa. FRANCISZEK ŻABA Wystawa łowiecka w Kętrzynie Od 15 grudnia 1978 roku w centrum zainteresowania wszystkich sympaty ków łowiectwa znajduje się już druga tego typu wystawa na Warmii i Mazu rach czyrma w sali wystawowej Mu zeum im. Wojciecha Kętrzyńskiego w Kętrzynie. Wystawa powstała z inicjatywy Za kładu t-owiectwa, Leśnictwa, Turysty ki i Wypoczynku Przedsiębiorstwa Usług Rolniczych w Kętrzynie oraz Muzeum im. Wojciecha Kętrzyńskie go. Dużej pomocy w trakcie organiza cji udzielili koledzy myśliwi z Kętrzy na i okolic. Wśród licznie zgromadzonych eks ponatów pokazano między irmymi dwa medaliony losi-łopataczy, zlotomedalowe wieńce jeleni mazurskich, dużą kolekcję parostków rogaczy ko legi Bukiejko z Korsz, medalowy oręż dzików zdobyty przez kolegów: Kala tę. Mellina, Pollusa i irmych. Cieka wostką wystawy są parostki samy sy beryjskiej, sprowadzonej przed! woj ną światową, której pojedyncze sztuki widywano jeszcze w 1946 roku. Pokazano również stylowy gabinet myśliwski, w którym wyeksponowane są skóry i oręż dzików, broń myśliw ska, trofea oraz meble i malarstwo o tematyce łowieckiej. Uwagę zwiedzających przydąga zbiór starej i współczesnej broni my śliwskiej, akcesoria i odznaczenia ło wieckie, literatura. Są też narzędzia kłusownicze, które, niestety, ciągle jeszcze znajdujemy podczas naszych wędrówek po mazurskiej kniei. Zna komitym uzupełnieniem wystawy są -liczne eksponaty ptaków i ssaków Krainy Tysiąca Jezior, Wystawę na którą serdecznie za praszają organizatorzy, można zwie dzać do końca 1979 roku. * MAREK WOŹNIAK ZDJĘOA: A. SUWA „Pasja łowiecka jest zakorzeniona głęboko w piersi człowieka" - powiedział łCarol Dickens,, długoletni badacz natury ludzkiej- Pasja ta przy świeca również działalności Safari Club Internatio nal i ożywia wszystłue jego akcje. , Utworzony w 1971 r. w odpowiedzi na zapotrzełłowanie na organizację myśliwycłi, która zapewni łaby zarówno partnerstwo jak i dużą siłę zbiorową służącą ich interesom, klub ten rozrósł się znacznie. Każdy miesiąc odkrywa nowe obszary, w których myśliwi mogą korzystać z poparcia międzynarodo wej organizacji, stającej za ich sprawą oraz w któ rych zwierzyna korzysta ze zjednoczonego działa nia, prowadzonego przez ludzi, gotowych poświę cać czas, energię i pieniądze na rzecz dziedziny, którą ukoctiali. Wspólne więzy Nie jest przypadkiem, że Safćiri Club jest najak tywniejszym i najszybciej rosnącym klubem myśliwslum na świecie. Oprócz silnego poczucia wspól noty w dzieleniu doświadczeń i radości polowania, jest jeszcze irma więź. Wraz z rosnącym obecnie uznaniem dla człowieka przekształcającego środo wisko, odkryto, że jest ono tylko jedno. Wszyscy musimy w nim żyć, musimy respektować wzajemnie swe prawa i musimy domagać się naszych praw jako myśliwi. Siły, z którymi myśliwi walczą, są sprzecz ne. Z jednej strony cdowiek uczy się coraz większej HKłpowiedzialności za swoje kontakty ze środowi skiem, lecz z drugiej strony wzrasta jego rzeczywis te oderwanie od środowiska. Obydwie te siły stano wią zagrożenie dla myślistwa. Świadomość odpo wiedzialności za środowisko (w pełni podzielana przez organizacje myśliwskie) rodzi również senty mentalizm, stanowiący motor dla ruchu przeciw myślistwu. Drugi czyimik natomiast zagraża bezpo średnio zwierzynie i sportowi myśliwskiemu przez niszczenie środowiska zwierzyny. Zadanie klubu Safari jest zatem dwojakie. Musi on walczyć o ochronę środowiska i dobrą gospodar kę łowiecką. Musi również nalegać, by myśliwi byli odpowiednio doceniani za swą rolę w tych wysił kach. THE M A N E A T E R O F BASTAR NORTH A M E R I C A N B I G G A M E A W A R D S Y E S T E R D A r S HUNTER G R A N D SLAM IN O N E YEAR A M E R I C A N WILDLIFE LEADERSHIP S C H O O L L O R D O F THE BUSH MUZZLELOADERS IN A F R I C A RARE G L A C I E R BEAR Myśliwi fednoczą się Dotychczasowy odzew myśliwych na wezwanie był imponujący. C.J. McElroy założył Safari Club International jako niedochodową organizację w Los Angeles w 1971 r. Z dużym wysiłkiem stworzono 34 oddziały w USA. Kanadzie i w Europie. Wiele in nych organizacji myśliwskich (głównie myśliwych zawodowych) zostało afiliowanych przy Safari ,,Safari Club IntemationaP' Club, co rozszerzyło uczestnictwo o kilkanaście tysięcy osób. W rezultacie, poprzednio milcząca grupa stała się riadzwyczaj głośna i daleko sięgająca w sprawach łowiectwa i ocłminy przyrody. Na szczeblu federal nym klub ma obecnie komitet legislacyjny, pracują cy nad sprawami dotyczącymi łowiectwa amator skiego oraz fundację legislacyjną na poparcie swej walki o rozsądne prawa gospodarki łowieckiej. Od notowano już skuteczne interwencje w sprawach legislacyjnych, dotyczących zwierzyny Alaski, określania środowiska niedźwiedzia grizzly, prze pisów o gatunkach zagrożonych i przepisów defi niujących traperstwo. Na szczeblu oddziału członkostwo oznacza dzie lenie się doświadczeniami z innymi myśliwymi i ko rzystanie z doświadczeń innych. Oddziały zajmują się również miejscowymi projektami, jakreintrodukcja zwierzyny, organizowanie szkól__preparowania trofeów, itp. y 6 Najszlachetniejszy sport Podstawową zasadą w Safari Club International jest przekonanie, że zwierzynę należy traktować jako zasoby odnawialne. Z przekonania, że pozy skanie i ochrona muszą działać wspólnie, zrodziła się potrzeba utworzenia odrębnej organizacji sios trzanej: Fundacji Ochroniarskiej Safari Club Inter national. Fimdacja ta podjęła pionierski program intensywnych kursów uczących młodych ludzi ob cowania z przyrodą. Działając poprzez wykłady w szkołach średnich oraz 10-dniowe obozy letnie w regionach pierwotnych, Fundacja zapewnia do pływ informacji do szkoły średniej o racjonalnym ui^ylkowaniu zasol>ów łowieckich. Taki zatem jest Safari Club International - międzynarodowa orga nizacja myśliwych, ocłironiarzy i ludzi zdecydowa nych na mądre podejście do dziedzictwa przyrody. Kiedyś, gdy polowanie było koniecznością a nie sportem, w każdej kulturze rozwińmy się ostrożne i surowe zasady zapewniające szacunek dla ofiar polowania, wyżywienie ludzi i odnawianie się zasołłów zwierzyny. O polowaniu powiedziano, że jest to najstarszy i najszlachetniejszy sport na świecie. Z pewnością jest najstarszym. A od myśliwych zale ży, żeby pozostał najszlachetniejszym. Nie wystarczy tylko płacić rachunki, by być do brym ojcem. Dobry ojciec daje coś z siebie swoim FOT.SAFASI dzieciom - postawę duchową lub etyczną, system wartości. To samo można powiedzieć o polowaniu. Nie wystarcza, że popiera się ochronę zwierzyny, należy także przepoić akt polowania określoną mo ralnością. Jedną z największych odpowiedzialności wydziałów łowiectwa jest dziś nie tylko (i nie tyle) gospodarowanie zasobami ryb i zwierzyny jak to potralią, lecz być również etycznym arbitrem co do sposobu ich użytkowania przez społeczeństwo. Fak tem jest, że służba rybacka i łowiecka miała tyle pracy z pierwszą sprawą, że zaniedbała drugą. Działacze Safari Club International są zdania, że sport łowiecki musi opierać się na dwóch zasadach: l) polowanie nie zagraża istnieniu żadnego gatun ku zwierząt, 2) akt polowania nie przynosi ujmy ani myśliwemu ani zwierzętom, na które on poluje. Zawodowa służtła łowiecka w USA była zbyt zajęta pierwszą zasadą, by pamiętać o drugiej. A jednak, gdy złamie się jedną z tych zasad, akt polowania jest nie do obrony. Co zatem można zrobić, by wzmocnić te zasady w przyszłości? Hodowla zwierzyny - oparta na solidnych bada niach biologicrznych i dobrym wdrażaniu tych wyni ków - to dopiero początek. To jest podstawa, podob nie jak informacja i szkolenie. Następnie przycho dzi potężny problem prowadzenia dcritirych progra mów społecznych. Safari Club IntematitHial planuje otMwiązkowe szkolenie myśliwych w Iłezpiecznym otx:hcxizeniu się z bronią oraz wydawanie zaświadczeń wszyst kim nowym myśliwym. Rzeczywiste szkolenie w za kresie ł>ezpieczenstwa jest tylko częścią tego pro gramu i chyba nawet nie najważniejszą. Ważniejsze jest kształcenie w zakresie biologicznych pcnlstaw łowiectwa i rytiactwa oraz w zakresie zasad etycz nego polowania. Jest to najbardziej obiecujący asj>ekt. Ważne by wiedzieć, że to nie samo łowiectwo w USA jest na cenzurowanym, lecz zachowanie się myśliwych. Słabym punktem w warunkach USA jest brak kwalifikowanych instruktorów. Ludzie ci muszą być myśliwymi znającymi się na broni i strzelaniu, lecz Spotkanie sokolników w Czempiniu się swoimi osiągnięciami a także kłopotami, zwią zanymi z uprawianiem sokolnictwa. W godzinach pKipc^dnioMrych zaprezentowab się w akcji najlepsi sokolnicy z najlepszymi ptakami. Bażant i dziki królik stanowiły podstawową zdobycz dla ptaków łowczych. Wieczorem po kolacji zorga nizowany został pokaz filmów o układaniu jastrzębi oraz ich hodowli wolierowej w Czempiniu. Wywią zała się później swotmdna dyskusja, pKKlczas której nastąpiła dalsza wymiana doświadczeń, trwająca do późnych godzin wieczornych. Następnego dnia uczestnicy zjazdu wysłuchali wykładów na temat utrzymywania ptaków, pierze nia sięoraz ich kondycji. Omówione zostały również rodzaje polowań z jastrzębiami. Po wspólnym obie dzie nastąpił wyjazd na ćwiczenia terenowe. W ramach tych zajęć można było zaol>serwować różny stopień zaawansowania sokolniczego. Wy brano osiem najlepszych ptaków, które zademons- w listopadzie ub.r. już po raz szósty odbył się ogólnopolski zjazd sokolników. Miejscem zjazdu był Ośrodek Szkoleniowy WZKR w Dymaczewie, odległym lOkm od Czempirua.Tegoroczna impreza miała charakter szkoleniowy. Uczestniczyli w niej członkowie i kandydaci Sekcji Sokolniczej PZŁ, a także sympatycy pięknych tradycji łowiecłtich. Zjechali się sokolnicy z różnych stron kraju, ptałd łowcze pizez nich przywiezione, znalazły schronie nie w przygotowanych pomieszczeniach w Stacji Badawczej PZŁ w Czempiniu. Przyjechał też do Dymaczewa, nie bacząc na trudy podróży, senior Sekcji Sokolniczej, siedemdziesięcaokilkuletni Sta nisław Zapaśnik z Radomia. Mimo niesprzyjającej pogody nie zrezygnował także z zajęć terenowych i wraz z wszystkimi młodymi sokolnikami uczestni czył w kilkugodzinnych pokazach łowów, które odbywały się przez kolejne dwa dni. W programie zjazdu były zarówno zajęcia teore tyczne jak i ćwiczenia terenowe z ptakami, prowa dzone przez przewodniczącego „Gniazda Sokolniczego" Z. Pielowskiego. Pierwszy dzień poświęcony był sprawom organi zacyjnym. Uczestnicy zostali poinformowani o sytu acji sokolnictwa za granicą jak i w łcraju. łGadziono nacisk na aktywizację terenowych kół sokolniczych. Głos zabierali m. in. uczniowie z tecłmików lewych w Tucholi, Rogozińc:u i w Warcinie, dzieląc muszą umieć także wyłożyć zasadnicze treści (x:hrony zwierzyny i etyki łowieckiej. Trudnym zadaniem jest znalezienie i pozyskanie takich ludzi oraz wy posażenie ich w dobre materiały. Dobrym przykładem działań na rzecz ocłuony zwierzyny jest budowa rurociągu naftowego na Ala sce. Osiem towarzystw wydało ok. 100 milionów dolarów na badania nad oceną i złagodzeniem wpływu rurocnągu na ten piękny i delikamy krajob raz. Badania te spowodowały poważne zmiany tech nologiczne i operacyjne, zmierzające do oclKony samego rurociągu, terenu oraz osiadłych i migrują cych populacji zwierzyny. Zimowiska żurawi znajdują się w Teksasie na wysoce zasobnych polach naftowych. Ścisła koordy nacja wydobycia ropy ze strony ^użby Rybackiej i Łowieckiej zapewnia, że ptaki te nie odczuwają żadnych ujemnych jego skutków. Gdy żurawie przylatują na zimowiska, zawiesza się wydobycie ropy. W Luizjanie miliony akrów bagien znajdują się w posiadaniu lub są dzierżawione przez sp^ki na ftowe. Na terenach tych prowadzi się zabiegi regu lujące przepływ poziomy i zapewniające stały po ziom wody w celu zachowania roślinności bagien nej i środowiska dla ptactwa wodnego, piżmaków, nutrii, królików, szopów i jeleni. Traperzy, myślim i wędkarze mają kontrolowany dostęp do tych terenów. W celu odstraszania ptaków od rozlanych plam ropy na morzu opracowano elektroniczne urządze nie odstraszające, nazwane systemem Av Alarm. Jedno takie urządzenie utrzymuje 85% ptactwa wodnego poza granicami kręgu w średnicy 1,5 nuli. W pustyniach Wielkich Równin krytycznym czyn nikiem ograniczającryro dla zwierząt dzikich jest często woda. Warstwy wodono^e są często odkry wane przez towarzystwa poszukiwawcze zamiast gazu i ropy i studnie takie można ot>ecrue utrzymy wać dla zwierzyny. Są to niektra-e tylko przykłady wysiłków jednego przemysłu w zakresie ochrony i wzbogacania zaso bów zwierzyny dla amerykańskiego myśliwego. RYSZARD DZIĘCIOŁOWSKI trowały swoje imiiejętności łowcze. W pierwszym polowaniu na terenach Stacji Badawczej padło 14 łiażantów i 2 króliki. Następn€>go dnia upolowano 6 t>ażantów. W każdym polowaniu towarzyszyły meodłączne sygnały łowieckie, przywracając nastrój dawnych łowów z sokoiami. W trzecim, a zarazem ostatnim dniu odbyły się egzaminy teoretyczne i praktyczne dla nowo wstę pujących sokolników, którzy zot>owiązani byli za prezentować własne umiejętności sokolnicze oraz stan wyszkolenia ćwiczonego przez siebie ptaka. Komisja egzamiriacyjna w składzie Z. Pielowski, W. Bresiński i A. Szumełda dopuściła 8 kandyda tów do egzaminu, ktwy wszyscy szczęśliwie zdali i zostali przyjęci do Sekcji Sokolniczej. Jednocześ nie w czasie zjazdu uaktualniona została ewidencja członków Sekcji oraz posiadanych ptaków łow czych. MARIA SZOTT FOT. W. BttESINSa Prezentujemy województwa Leszczyńskie Tekst i zdjęcia: LESZEK KRZYSZTOF SAWICKI Odłowy zafęcy w Kole Łowieckim „Diana" w Pońcu Do budek z karmą rozstawionych na leszczyńskich polach podchodzą nie tylko kuropatwy Spośród 77 obwodów łowieckich, leżących w ob rębie województwa, 33 pozostają w gestii adminis tracji lasów państwowych i pegeerów. Koła miejsco we dzierżawią zaledwie 54% obwodów łowieckich, których lesistość wynosi 14% ogólnej powierzchni. Są koła, w których na jednego członka przypada 120 łia powierzchni łowiska, a więc niechlubna norma z Europy zachodniej. Największa piowierzchnid przypadająca na członka koła wynosi 348 ha. Te dane liczl)owe świadczą o tym, że województwo leszczyńskie jest jedynym w kraju, w którym miej scowi myśliwi gospodarzą w tak niełatwych warun kach. Mimo to, myśliwych tych widać nie tylko od święta, ale również w codzietmym życiu i gospodar ce województwa. Znani są również z pięknych ini cjatyw, które wielokrotnie zaskakują doświadczo nych kolegów z irmych części kraju. Przypomnę choćby tradycyjne już uczestructwo myśliwych leszczyńskich w pochodach pierwszo majowych, organizację pięknej wystawy łowieckiej z okazji Centralnych Dożynek w 1977 roku, lub rodzirme zawody strzeleckie. Myśliwy w społecz ności leszczyńskiej cieszy się powszecłmym uznariiem, odróżnia się od irmych aktywną działalnością społeczną, budząc szacunek i uznanie dla łowiec twa w ogóle. Jak do tego doszło, jak kształtował się taki model myśliwego? Mam nadzieję, że na to pytanie uzy skam odpowiedź w rozmowach nie tylko z władzami łowieckimi województwa, ale przede wszystkim z członkami kół towieckicłi- KOŁO ŁOWIECKIE NR 18 „DIANA" W POŃCU. Na coroczne walne zebranie Koła zapraszani są przedstawiciele miejscowych władz partyjnych i administracyjnych, dyrektorzy szkół zbiorczych, przewodniczący spółdzielni produkcyjnych i dyrek torzy kombinatów PGR w Gościejewicach i Pudliszkach, prezes GS oraz kierownicy poszczególnych państwowych gospodarstw. Dla Koła jest to nie tylko wielka uroczystość, ale także poważna i kon struktywna narada. Przychodzą wszyscy zaproszeni goście i biorą aktywny udział w dyskusji, zarówno nad problemami wychowawczymi, jak i związany mi z samą gospodarką łowiecką. To nie tylko nawią zanie wsp^racy ze społeczeństwem, w którym żyją członkowie Koła, ale konkretna i bardzo wy mierna pomoc tego społeczeristwa dla łowiectwa. 8 Kolo dzierżawi dwa obwody łowieckie o łącznej powierzchni 10 tys. ha, a w tyra zaledwie 1,5 tys. ha lasów. Spośród 35 członków każdy wykonuje okre śloną pracę społeczną. Antoni Fomalik i Józef Ka czor współpracują z młodzieżą szkolną - wygłaszają pogadanki przyrodniczo-łowieckie, urządzają spot kania młodzieży z myśliwymi w łowisku, uczą do strzegać piękno przyrody oraz kształcą w zakresie gospodarki łowieckiej i ochrony przyrody.,,Diana" przeznacza na nagrody i współpracę z młodzieżą szkolną 5 tys. zł rocznie z budżetu Kola. Zaintereso wanie najmłodszych sprawami przyrodniczo-ło wieckimi - to pierwszy krok na drodze do naszych kontaktów ze spoleczeiistwem - mówi prezes Koła, Stefan II Napierała. Odczułem to i przeżyłem oso biście. Wiąże się to z historią naszego Koła, które powstało w 1947 roku, jako jedno z pierwszych w województwie poznaiiskim. Pierwszym łowczym tego Kola był mój ojciec, Stefan 1 Napierała. Dał mi dobrą szkołę łowiecką. Był bardzo wymagającym i surowym nauczycielem. W1953 roku przejąłem od ojca zaszcrzytną funkcję łowczego Kcłla, obecnie jestem prezesem. Mam trzech synów. Jeden z nich, Stefan III, jest także już myśliwym w naszym Kole, dwaj pozostali muszą jeszcze popracować. Chcę mieć synów myśliwych, a nie strzelaczy. ,,Diana ' jest Kołem otwartym, wychowuje i przy jmuje w swoje szeregi nowych członków P7Ł. W os tatnim czasie ośmiu. Jako całe Koło, jesteśmy rów nież członkami LOP, LOK, TPPR i ZHP. Łowczym naszego Koła jest od 10 lat kol. Stefan Ludwiczak, funkcję skarbnika sprawuje od 16 lat Jan Mikulski. Działalność gospodarcza Koła nie ogranicza się jed nak tylko do pracy zarządu. Biorą w niej udział wszyscy członkowie - przede wszystkim jednak kandydaci. Mamy trzech strażników łowieckich, zatrudniowych na pół etatu. Jeden znich, Bronisław Ratajczak troszczy się szczególnie o sprawy ochrony łowiska. Jest bardzo skrupulatny, prowadzi dokład ne notatki o każdym myśliwym spotkanym w łowi sku, o każdej napotkanej zwierzynie. Jest świetnym hodowcą- Zasługą wszystkich strażników jest zna czne zmniejszenie szkód w uprawach polnych, wy rządzanych przez zwierzynę. Prowadzimy w okresie wiosennym intensywne dokarmianie zwierzyny na terenach leśnych. Wykładamy około 6 ton ziarna kukurydzy oraz 50 ton pośladów zbożowych. Otrzy muje je Koło dzięki dobrej współpracy z kombina tem w Goścriejowicach. Dyrektorowi, Zdzisławowi Prędłciemu - wielkie mu miłośnikowi przyrcKly i myślistwa - zawdzięcza Irena l Jan Kietlrowscy z Leśnictwa Błotkowo k/Le szna. Malarstwo p. Ireny, piękne batty i ludowe motywy na cfrewnie zdobią leśniczówkę. Koto 15 ton nieprzydatnych w gospodarstwie odpa dów ziemniaczanych, wykładanych w lesie na buchtowiskach. Zwierzynę grubą w 90% strzela stę na indywidualnych polowaniach, przede wszystkim na polach. Jest 30 amtwn na przesmykach i obrzeżach Jasu. Wśród miejscowych rolników myśliwi mają sprzymierzeńców i przyjaciół. O wzajerrmych do brych stosunkach decydują nie tylko sprawy duże, ale również i te drobne, jak chociażby fakt, że myśliwi nie strzelają pochopnie do każdego napot kanego psa, który być może oddalił się trochę od zagrody lub pastwiska. Dzięki takiej postawie, o myśliwych mówi się bardzo pozytywnie. Miłą atmosferę podtrzymują również organizowane wie czorki myśliwskie, zgaduj-zgadula dla nie-myśliwych czy urcKzystości hubertowskie. Wyniki gospodarcze osiągane przez Koło ,iDiana" są imponujące. W sezonie pozyskuje się 6 jele ni, 50 sam, 60 dzików, 1300 zajęcy i 1000 kuropatw. Za odstrzał, odłowy zwierzyny i tzw. polowania dewizowe Koło otrzymuje około 450 tys. rcKznie. Goście zagraniczni, którzy rok rocznie polują w ło wiskach ,,Diany ' równieżbardzosobiechwaląwzo rową gospodarkę Koła oraz miłą i serdeczną atmosferę- KOŁO ŁOWIECKIE NR 8 W WIOCHACH W pcHnocno-zachodniej części województwa le szczyńskiego, nad malowniczym jeziorem Prze męckim Koło dzierżawi swoje tereny łowieckie. Składają się na nie dwa obwody o łącznej powierz- Zfmowe dokar mianie zwierzy ny to na/ważniefszy obowiązek myśltwycb Ireneusz KIiks z KoUt Łowieckiego w Krobi. Wofewoda leszczyński i prezes WRŁ Stanisław Ra dosz konsultuje plany dokarmiania zwierzyny z ło wczym wofewódziLim Stanisławem Grylewiczem chni 11 tys. ha. Jest to jedyne Koło w woj. leszczyńslcim, w którym na 33 członków aż 21 jest leśnikami. Prezesem Kola jest emerytowany leśnik, Stefan Stalkowski, łowczym również leśnik, młody i ener giczny Sylwester Matysiak. Koło aktywnie współ pracuje z Nadleśnictwem w Wolsztynie, Nadleśni czy terenowy, inż. Jerzy Bąk jest również członkiem Kfrfa Nr 8. Z pierwszej ręki zna więc najpilniejsze potrzeby kolegów myśliwych. Aktywnie uczestni czy w rozwiązywaniu wszystkich problemów zwią zanych z gospodarką łowiecką Koła. Ponieważ my śliwi wszystkie prace gospodarcze wykonują społe cznie, zarząd Koła wspólnie z Nadleśnictwem w Wolsztynie troszczy się o zapewnienie materia łów do budowy paśników, ambon itp. W obwodach Kota znajduje się 30 amt>on, 25 paśników, do któ rych wykłada się w sezonie 10 ton buraków, 7 ton ziemniaków, 8 ton ziarna i snopówki oraz 4 tony ziarna kukurydzy. Niezbędną karmę uzyskuje Koło z własnych poletek, których uprawia około 5 ha, pozostałą część zakupuje z funduszów Koła. Środki finansowe konieczne do prawidłowej działalności, uzyskuje się ze sprzedaży odstrzelonych w sezonie 110 sam, 40 dzików oraz kuropatw i zajęcy. Ponadto Koło wprowadziło zasadę ryczałtowego premiowa nia odstrzelonej zwierzyny grabej. Każdy z myśli wych otrzymuje ryczałt w wysokości zaledwie 200 zl za sztukę zwierzyny, niezależnie od wielkości i gatimku. Uzyskane tą drogą pieniądze zasilają kasę Koła. Wygospodarowane zyski są przeznaczane na prowadzenie działalności gospodarczej; pozwoliły one również na całkowite imiundurowanie z kasy Koła wszystkich jego członków. Koto Nr 8 oł>chodziło w roku ubiegłym 25-Iecie swojego istnienia. Uhonorowano ten fakt wydaniem pięknego pamiątkowego medalu. Spra«ry lasu i łowiectwa są domeną nie tylko samych myśliwych. Często również członkowie ro dzin pasjonują się tymi zagadnieniami. Tak jak na przykład w rodzinie państwa Kiedrowskich z Leśni ctwa Bratkowo koło Leszna. Pan Jan Kiedrowski pracuje na tym terenie jako leśniczy już od 20 lat Jego żona, pani Irena, jest świetnym towarzyszem łowów i wielkim znawcą łowiectwa, mimo, że ^ama nie poluje. Posiada również wiele innych zamiło wań i pasji życiowych. Uzdolnienia plastyczne po zwalają jej tworzyć kompozycje malarskieo tematy ce przyrodniczo-lowieckiej. Spod jej ręki wychodzą również wspaniałe hafty na płótnie,- obrazujące kwiaty. Dom paiistwa Kiedrowskich pełen jest jej obrazów, przedstawiających sceny myśliwskie, zwierzynę i dzikie ptactwo. Kuchnię zdobią liczne malunki na drewnie, uldadanki z kwiatów oraz malowane huby. ńskiego. Dysproporcje w łowiectwie były znaczne. Brak siedziby, ałreolutny brak rozeznania wśród ludzi działających w sprawach łowiectwa. Jak mówi stare porzekadło „ani woza. ani powroza". Ta sytua cja bardzo utmdniala prace i trwała niestety dość długo, bo aż do pierwszego Walnego Zjazdu nasze) wojewódzkiej organizacji. Na szczęście mieliśmy Stanisława Grylewicza - dzisiejszego łowczego wo jewódzkiego. Znał on dobrze specyfikę tego terenu i od początku był oddany sprawie łowiectwa. Był to dla nas szczęśliwy przypadek, a inżynier Grylewicz przez cały rok swej początkowej działalności ło wieckiej nie miał w zasadzie pełnych kompetencji w tym zakresie. Po przebrnięciu tmdnych począt ków, postawiliśtńy na pierwszy plan wzmożenie dyscypliny kół i uporządkowanie wszystkich spraw organizacyjnych. Nasze województwo, to rejon ty powo rolniczy, a obwody dzierżawione przez miej scowe koła to w 86% tereny polne. Stworzyliśmy specjalny fundusz hodowli bażanta. Każde z kół Leszczyńskie z punktu widzenia myśliwych płaci 50 groszy od każdego dzierżawionego hektara. i działalności kół łowieckich wygląda okazale i go Dochodzą do tego poważne dotacje z urzędu woje spodarnie. Co o tym sądzą władze administracyjne wódzkiego. Wprowadzamy bażanta kompleksowo. i łowieckie województwa? Z tym pytaniem zwracam Teren województwa został podzielony na 5 rejonów się do Stanisława Radosza, wojewody leszczyńskie i każdy z nich jest pod tym względem systematycz go, a jednocześnie prezesa Wojewódzkiej Rady Ło nie zagospodarowany. Daje to podwójne korzyści. wieckiej oraz do Stanisława Grylewicza - łowczego Dla rolnictwa i dla łowiectwa. Dtiżym sprzymie rzeńcem są w tym zakresie ośrodki pgr. Mają one wojewódzkiego. - Aby żądać, trzeba najpierw nauczyć - stwier nie tylko tradycje hodowlane, ale również duże dza łowczy wojewódzki, Stanisław Grylewicz-dla doświadczenie. Nasi myśliwi korzystają z tego. tego kształcimy i szkolimy myśliwych. IK) w dużym W skali województwa we wszystkich ośrodkach zakresie. Od kandydatów do myśliwych z wielolet łowieckich pozyskuje się 38 tys. bażantów. Odstrzał wynosi 5 tys., a odłów 31 tys. Pozyskujemy również nim doświadczeniem. Prowadzimy przede wszyst około 20 tys. zajęcy, w tym 4,o tys. odłowionych. kim profilaktykę bezpiecznego polowania. Tym problemem - w ramach porozumienia Prokuratury . Niestety, ostatnie lata są z powodu złych wanmków atmosferycznych znacznie gorsze. Generalnej z ZG PZL - zajmuje się mgr Marian Wasilewski, nasz rzecznik dyscypiinamy, a zara Myśliwi wykazują duże zainteresowanie zwie zem prokurator rejonowy w Lesznie. Jest on wiel kim entuzjasta łowiectwa i aktywistą. Drugi rok rzyną grubą. Nacisk kładziemy więc na prawidłowe z rzędu prowadzi systemem seminaryjnym szko gospodarowanie i rozwój przede wszystkim samy lenia z regulaminu oraz bezpieczeństwa polowań. polnej. Ma ona w naszym województwie doskonałe Z początku wiadomości w tym zakresie nawet wśród możliwości bytowania. Oprócz tego, na tak mini doświadczonych myśliwych były minimalne. E>zi- malnych powierzctmiach leśnych, na jakich polują siaj, po roku systematycznej pracy, jest duża popra leszczyńscy myśliwi, strzelamy bardzo dużo dzi wa. Korzystamy z ogólnie dostępnej lektury, jak ków. W sezonie 1975-76 padło 535 sztuk dzików, kalendarz myśliwski, czy populame publikacje w obecnym zaś przeszło 1000. E>zik znalazł nowe w „Łowcu Polskim". Są rezultaty. Wzrosła dyscypli warunki bytowania w aktualnej strukturze agrar na. Nie mamy wypadków na polowaniach. Kłusow nej. Jest to dla nas korzystne, ale wymaga rozpraco wania jako całkiem nowego zagadnienia i odpo nictwo nie stanowi problemu. wiedniej regulacji tego zjawiska. W skali wojewódzkiej mamy umundurowanych Dużą uwagę przywiązujemy do strzelectwa, wy już 70% myśliwych i to w większości z własnych funduszy kół. Jest już tradycją, że nowo przyjęty chodząc z założenia, że myśliwy powinien uczyć się członek przychodzi po odbiór legitymacji PZŁ strzelać i podnosić swoje umiejętności w tym zakre w mimdurze. Mamy też kłopoty, które powinniśmy sie na strzelnicy, a w żadnym wypadku na polowa niu. Staramy się, aby ogólnie to, co nazywamy szybko rozwiązać. Pierwszy i poważny - to sprawa mechanizacji w naszej strukturze wielkolanowej kulturą łowiecką, podnosić na coraz wyższy poziom. gospodarki rolnej. Pada sporo zwierzyny. Szczegól Służą temu celowi różne formy. Szkolenia w kołach, nie wiele wykasza się sam polnych. Problem ten wzmożenie dyscypliny wewnętrznej, kultywowanie musimy rozwiązać natychmiast. Drażliwą i tmdną tradycji łowieckidi. Na przykład uczniowie Techni do realizacji i rozwiązania sprawą są dysproporcje kum Rolniczego z Bojanowa uczą naszych myśli wych sygnałów łowieckich. w stanie zwierzyny w obwodach dzierżawionych przez nasze koła. W niektórych na przykład strzela Niestety, do dnia dzisiejszego nie posiadamy od się'w sezonie 80 zajęcy, w irmych - 1500. Czynimy powiedniego lokalu na siedzitię naszych władz starania w kierunku likwidacji tych dysproporcji. zwią2Jcowych. Dlatego mamy zamiar budować dom Mamy kc^a, które nawet na 180 ha przypadających łowiecki, aby stworzyć lepsze warunki pracy Zarzą na jednego członka gospodarzą bardzo dobrze. dowi Woj. PZŁ, sekcjom zamiłowćui, spotkaniom -Oczywiście, najtrudniej było na początku - rodziimo-myśiiwskim. Urząd Wojewódzki deklaru mówi wojewoda, Stanisław Radosz.-Województwo je w tym zakresie dużą pomoc, ponieważ widzimy, leszczyńskie powstało z terenów trzech woje że oprócz potrzeb, będzie to bardzo korzystne dla wództw: wrocławskiego, zielonogórskiego i pozna- całego naszego leszczyńskiego społeczeństwa. MAŁA ENCYKLOPEDIA ŁOWIECKA redakcja i zdłęda M.P. KRZEMIElŚt oprać, grailczne A. ŁEPKOWSKI Kryza (rant) - wystająca krawędź łuski na boju kulowego do broni łamanej. Krzyżak - 1. lis, mający futro z ciemną pręgą wzdłuż grzbietu i w poprzek łopat ki; 2. kozioł samy, którego parostki mają na tyce obie odnogi, przednią i tylną, umieszczone na jednej wysokości. Ksł^gonuz - cłioroba zwierząt, głównie raciczkowych. Ksykanie - głos wydawany przez dropia koguta w czasie tokowania. Ktzyk (baranek) {CapeUa galiogtĄ ~ ptak z rodziny bekasów, lęgowy u nas, ptak łowny. Nazwę baranek zawdzięcza dźwiękowi wydawanemu przez sterówki podczas lotów godowycłi. Kadły (kłaki) - owłosienie niedźwiedzia. Kofa - pysk psa ntyśliwslciego. KolUd - nazwa podizędu obejmującego 4 rodziny i ponad 40 gatunków występują cych w Polsce. Są to ptaki małej lub średniej wrielkośd (od szpaka lub gołębid Jeleń hangul w Indiach w ciągu dwóch lat prowadzono t>adania ekologiczne nad jeleniem hangul, czyli kaszmirskim (Cervus eiaphus hangui) w Re zerwacie Dadiigaro w Kaszmirze, o ktwym wiadomo, że Jest jedynym miejscem wystę powania żywotnej populacji tego zwierzę cia. Ich celem było dostarczenie zasadni czych danych naukowych dla przyszłej ho dowli tego jelenia, w celu zapewnienia przeżycia i odbudowania produktywnego pogłowia na wolności. Hangul znajduje się w Czerwonej Księ dze Międzynarodowej Unii Octirony Przy rody jdko gatunek zagrożony. Jego po przednie rozmieszczenie ot>ejmowało ob szar szerokości 65 km na północ i wschód od rzek Jhelum i Ghenah w Dolinie Kaszmiru. Niekontrolowane pozyskanie, zwłaszcza w ciągu ostatnich 25 lat. było prawdopo dobnie zasadniczym czyimikiem redukują cym pierwotną populację do rozproszonych grup szczątkowych. Całkowita światowa populacja tego podgatunku nie osiąga na wet 1000 sztuk. Ostoją jelenia hangul jest rezerwat Da- 10 do kury domowej) bytujące, z wyjątkiem kilku gatunków, na błotacti lub brzegach wód, Między innymi należą tu: kulon (SurAinus oedicnemas] zainieszkując7 obszary piaszczyste, czajka pospolita (VaneJius vaaei)u^ i kilka gatunków sie wek, kulik wielki (Numeoius arguala), rycyk (Limosa limosa), batalion {PbUomacbas pugnax\, słonka {Scolopaz ruslicola), dut>elt {Capolla media), kszyk {Ca peUa gahnago), bekasik {LimnocTYptf^s minima). Pięć ostatnich gatunków są pta kami łownymi, wszystkie pozostałe znaj dują się pod ochroną gatunkową. Knika - l . tiaczyk drewniany lub rogowy, rzadziej metalowy, służący do szybldego patroszenia ptactwa; 2. t^czyzna zbaiku lub zadu jelenia, daniela, samy. K u a leśna, tumak [Martes maites) - Ssak drapieżny, łowny, typowo leśny. Kaper - tylna część ciała ptaków. cłiigam w pobliżu Srinagar. W październi ku 1975 r. ostrożnie oszacowano jego popu lację na 200 zwierząt w obrębie granic rezerwatu i na jego obrzeżach. Podczas rui, która następuje w połowie października, hangul gromadzi się w nie wielkie grupy. PopiUdcJa samców jest zor ganizowana według hierarchii społecznej i komunikuje się głosem i prawdopodobnie znakowaniem roślin przy pomocy poroża. Byki zajmują dość duże środowisko, włącz nie z wyższymi położeniami w Dachigam. natomiast lanie koncentrują się na wyraź nie mniejszym otiszarze w niższych położe niach i na dnie doliny w miejscu, gdzie dolina Dagwao styka się z równinami Doli ny Kaszmirskiej. Rdzeń tej populacji tworzony przez łanie w optymalnych środowiskach jest stale za kłócany przez różne rodzaje ludzkiej ak tywności, jak wypas owiec, wypalanie traw, ruch pieszy i mechaniczny. Kłusownictwo, Jak stwierdzono, istniało dojjóki armia in dyjska nie ulokowała grupy 15 żołnierzy w rezerwacie. Następnym, najważniejszym krokiem w kierunku lepszej ochrony Dachigamu jest powstrzymanie wzrostu pogłowia owiec i utrzymanie go na obecnym pozio mie 3000 sztuk, który i tak o 2200 przekra cza liczebność ustaloną na 800. Hodowla owiec i Jej skutki muszą być uważane za najpoważniejsze zagrożenie dla ostatnich jeleni hangul. Jak również dla ekologicznej stabilności tego ekosystemu. Zalecono za tem, by natydimiast zaniechać praktyki wypalania, ograniczyć mch kołowy i podtueślać znaczenie Dachigamu }ako zbiorni ka wody dla Srinagar w drodze kampanii propagandowej. Kura - 1. samicd kuraków; 2. pospolita nazwa kuropatwy. Kuraki (grzebiące) (Ga/Jiformos)-rządpta ków otKJmujący m.in. gatunki łowne: głuszec, cietrzew, bażant, kuropatwa, przepiórka, jarzątiek, pardwa. Korek - w broni palnej część zamka udtizająca w iglicę umieszczona bądź to na zewnątrz t>ądż tez wewnątrz zamlia. Korka wodna \GaUinula chloropuś) - zwa na też kokoszką wodną - ptak wielkości gc^ębia o charakterystycznej czerwonej narośli oa czole, z rodziny cłmiścielowatych, do której należą również; kureczka nakrapiana (Porzana poizana) i kureczka mała czyli zielonka [Ponana parva),obie znacznie mniejsze od kurki wodnej. Wszystkie te gatunki są objęte ochroną gatimltową. Knkać (kruczeć) - o żurawiach: wydaw ać głos. Kurkówba - broń myśliwska o zewnętrz nych kurkach. Kusza myślhtrska - dawna broń myśliwska - miotająca. Knwłek - piszczałka do wabienia ptaków. Kw*drBpłe< - cztery kolejne celne strzały. Kwlat ~ 1. ogon łosia, jelenia, daniela i sar ny; 2. biały koniec ogona Usa. Kwiczenie - gtos wydawany przez warch laki. Kwkzol (Turdus pilaris) - ptak łowny z ro dziny drozdowatych. W Polsce lęgowy i przelotny. Kwdienie - głos niektórych ptaków drapież nych. Kwokaade - głos samicy ^uszca i cie trzewia. Kyaołogla - naulu zajmująca się psami (historią powstania i opisem ras, oraz hodowlą i tresurą psów rasonrych). Międzynarodowa Rezerwat ptactwa wodnego w Sardynii Rada Ochrony Ptactwa P. Marcora, minister rolnictwa Republiki Włoch, zgłosił trzy nowe tereny podmokłe na Sardynii o łącznej powierzrfini ok. 6500 ha jako środowiska ptactwa wodnego o międzynarodowym znaczeniu. Są to jezio ra Cabras, Pauli Maiori oraz ołiszar brzego wy zajmujący jeziora S. Giovanni i Marceddi, Pesrtiierra Corru S' ItHri i przyległy brzeg morski. Tereny podmokłe o między narodowym znaczeniu ot>ejmują ot>ecnie na Sardyniiottszar I t 500 łia. Badania nad zacho waniem się dzikich zwierząt Grupa tiadaczy pod kiemnkiem profeso ra K. Lorenza, laureata nagrody Nobla w medycynie, prowadzi w Grunau| Austria) badania nad zachowaniem się dzikich zwierząt. W swym artykule, opublikowa nym w ,,Les Cahiers Europfeens" prof. Lo renz pisze:,,za interesowania naukowe po krywają się z celami ochrony przyrody dzię ki temu, że zwierzęta wykazujące więzy społeczne na wolności i będące przedmio tem zainteresowania myśliwych, doskonale nadają się do reintrodukcji na odpowiednie tereny." Pierwszym, większym podjętym przed sięwzięciem jest reintrodukcja bobrów. XVII światowa Konferencja Międzynaro dowej Rady Ochrony Ptactwa (ICBP) odbyła się w Obrydzie (Macedonia, Jugosławia) w dniach 12-19 czerwca I978r. W konlerencji wzięli udział przedstawiciele sekcji paiistwowych 26 krajów i wielii organizacji międzynarodowych. W trakcie konferencji odbyły się trzy specjalne zebrania sekcji europejskich. Przedyskutowały one: - międzynarodowy handel ptakami, łącz nie ze statystyką importowo-eksportową, handel zwierzętami domowymi, warunki tran$]x»rtu oraz propozycje dalszych t>adań w kilku krajach Europy; - postęp w zakresie konwencji waszyng tońskiej i konwencji o terenach podmok łych (konwencja Ramsar); - zanieczyszczenie mórz węglowodorami i irmymi substancjami; - używanie pestycydów i innych trujących środków chemicznych otaz ich w^riyw na ptactwO; - zagrożenie ptactwa przez jiewne metody połowu ryb (połów łososia na Atlantyku i przybrzeżne połowy w Holandii); - niel>ezpieczeństwo niepokojenia ptac twa przez turystykę i rekreację oraz środ ki zapobiegania szkodom w tym za kresie. Konferencja przyjęła 23 uchwały, m. in. zalecenie ochrony morza Wadden w Danii, RFN i Holandii. ItYSZASD DZIĘa(»X>WSKI Polowanie na bażanty Pogoda była podła. Typowy, listopadowy kapuś niak. Fatalnie, jak na polowanie na bażanty. Nie będą się rwały. Znajdą zaciszny krzak, czy kępę, traw aby tam przeczekać. Myśliwi wykazują wyraź ne zaniepokojenie. Jak l>ędzie? Znają ten teren doskonale. Od kilku lat przyjeżdżają tu w każdym sezonie. Po powrocie do swoich dalekich domów, w długie jesierme wieczory, me szczędzą pochwal, opowiadając swoim przyjaciołom o polowaniach w Polsce. Pan Otto Mattsson z sześcioosotwwągrupą przyjaciół pokonał setki kilometrów z południowej' Szwecji do Racotu koło Kościana w ciągu jednego dnia. Nawet w tak złą pogodę nie błądzi. Przez kilka lat droga dobrze utrwaliła się w pamięci. Po śniadaniu - losowanie stanowisk. Tadeusz Nabiałczyk, gospodarz i łowczy tego terenu, przy pomina gościom o zasadach zachowania bezpie czeństwa. Jest to szczególnie ważne w tak złych warunkach, gdy bażanty będą latać nisko. Przed pałac zajeżdżają powózki, zaprzężone w piękne konie. Profanacją byłoby wyjeżdżać stąd na polowa nie samochodem. Jesteśmy wszak w jednej z naj większych stadnin koni na świecie - 500 końskich ogonów w jednym miejscu. Po półgodzirmej jeździe przybywamy na miejsce. Przez duży łan kukurydzy rusza naganka. Rwą się pojedyncze koguty, wyciśnięte przez psy. Padają pojedyncze strzały. Coś nie dobrze - myślę. Jednak ta pogoda,., i wtedy, gdy naganka już dochodzi na kilkadziesiąt metrów do linii myśliwych, z olbrzy mim furkotem skrzydeł podrywa się dziesięć, dwa dzieścia... pięćdziesiąt bażantów, któż może zliczyć. To już nie pojedyncze strzały, to cała palba grzmi na linii myśliwych. Sporo l>ażantów leci nisko, do tych myśliwi nie strzelają. Są bardzo zdyscyplinowani, po pierwszym miocie, gdy padło 60 kogutów, wszyscy są uspokoje ni. Myśliwi i gospodarze. Będzie dobrze, mimo zlej pogody. Przed następnym pędzeniem kol. Nabiał czyk wydaje dodatkowe dyspozycje dla naganki. Organizacja jest tu zawsze wzorowa. Myśliwi, zaab sorbowani bażantami, które rwą się na wszystkie strony, przepuszczają pięknego lisa. Czmycha mię dzy dwoma myśliwymi - zaledwie na kilkanaście kroków. Przerwa śniadaniowa, również w lesie, upływa bardzo szybko podczas miłej dyskusji przy okrą głym stole. Druga część polowania w lesie i remizach śród polnych. Tu strzały są trudne. Krótki przelot bażanta nad linią myśliwych czy między drzewami wymaga naprawdę dużej precyzji strzału. Szwedzi strzelają wspaniale! Widać, że uczą się tej sztuki na strzelni cy, a nie na zwierzynie. ICról polowania z 86 bażantami może być napraw dę dumny z tego sukcesu. Podczas kolacji, pełni wrażeń, wspominamy ten wspaniały dzień, a szwedzko-polskie przyśpiewki długo w noc rozbrzmiewają w pięknym zabytko wym pałacyku w Racocie. Ostatnie słowa brzmią: ,,do zobaczenia za rok!" Tekst f zdjęcia: LESZEK K. SAWICKI 11 Eugeniusz Paukszta(w czterdziestolecie pracjtwórczej) Dwa lata temu obchodził szesćdziesięciolecie urodzin, a w końcu ubiegłego roku czterdziestolecie pracy twórczej Eugeniusz Paukszta, autor wielu f>oczytnych książek, laureat Nagrody Państwowej i licznych nagród literackich, odznaczony naiwyższymi orderami ze Sztandarem Pracy I klasy na czele. Trzech takich było w tej małej wioszczynie, zagu bionej w przepastnych borach, nad brzegiem wiecz nie szumiącego jeziora. Nie miał dla nich las ża dnych tajenmic. Jasno przemawiał do ucha szelest osinowych liści i ciche ol)sypywa'nie się świerkowe go igliwia. Wiedzieli, kiedy drży gałąź trącana wia trem, a kiedy poruszona przez przemyłcającego się chyłłciem zwierza. Znali z głosu każdego ptaka, żaden ślad nie umknął ich spojrzeniu. Dopiero w gą szczu zagajników czy w poro^ra jeżyną poszyciu przetrzebionego starodrzewia czuli się w pełni soł>ą. Dwaj byli młodsi, jeden dożywał swoich lat. Stary Walicki dawno już przeszedł na emeryturę. Osiadł samotnie w tej wiosce, nie mogąc żyć z dala od lasu. Uprawiał skrawek ogrodu przy chałupinie, zbierał grzyby i orzechy, strugał łyżłci zosinowego miąższu. Wiele od życia nie potrzełłował dawny leśniczy, ot, aby tylko jakoś mijały te dni. aby do ostatka wdy chać w upalny czas ostry zapach żywicznych sosno wych zacieków, aby cieszyć stare oczy kołysaniem szczytów świerkowych. Tylko miłowania lasu po trzeba mu było jak powietrza. Zastanawiał się czasem starowina nad tym miło waniem. Różnie można miłować puszczariskie drze wa i stwory, jałtie pośród nich żyją. Dobrze i żle, tak jako i ludzi, między którymi też różne bywają rodza je miłości. Dobre i złe, prawe i grzeszne. A przecież zawsze miłowaniem ostają... Ot. choćby Maćkowiak i Gertek. Leśruczy i łtłusownik, sąsiedzi z tej samej wioski. Obaj po swoje mu las miłują, oba] się nienawidzą nawzajem. Nie dobra ta nienawiść u jednego i drugiego. A i kocha nie nie tałtie jak trzeba... Nie można prawdziwie kochać lasu, niszcząc życie nierozłącznie z nim związane, jak czyni to Gertek. Ale i nie jest dobre kochanie Maćkowiaka, któr^, patrząc na las, nie widzi człowieka. Zawsze musi być właściwa miara tych spraw. Wcale jeszcze rześko powłócząc nogami, szedł teraz Walicki właśnie do Gertka. Chciał prosić o po życzenie konia, zamierzał b)Owiem przywieźć sobie gliny, przed mrozami szpary w ścianach opatrzeć, pod ołcnami podsypać po wymieszaniu z igliwiem, aby chłód nie przenikał potem do wnętrza. Stare kości lubiły już teraz ciej^o... Wchodził właśnie w kłusownicze podwórze. Za śmiecone było, cuchnące rozpaćlcaną gnojówką. W śmieciach z zapałem bafcirały się kury, przewodził im statecznie biały kogut, spod oka spoglądał na niespodziewanego intruza. Z wnętrza domu rozległo się przytiimiione szcze kanie. W oknie pokazała się jakaś twarz. Gertek •1 n Postać ujmująca od pierwszego wejrzenia. Wysoki, szczupły, prosty jak stnma. Sylwetka wyraźnie sportowa, wygląda młodo. Czy zawdzięcza to myślistwu, które od młodości uprawiał, czy wędkarstwu, które upodobał, a któ re go wyprowadziło na jeziora i rzełu, a może zawdzięcza to licznym wędrówkom po ziemiach Pomorza Zachodniego, Warmii i Mazur, które przemierzył wszerz i wzdłuż i tak serdecznie je opisał. Zawsze pogodny, życzliwy dla wszyst kich, ujmujący rozmówca i niezrównany gawędziarz, zaan gażowany po uszy w pracy społecznej. Taldm właśnie jest Eugeniusz Paukszta. Pochodzi z rodziny o tradycjach walk o niepodległość Polski (wnuk uczesmika Powstania Styczniowego), jako podchorąży bierze udział w kampanii wrześniowej 1939 r. Podczas okupacji hitlerowskiej uczestniczy w konspiracji i w walce zbrojnej w oddziałach partyzanckich. Te motywy ofiarności i poświęcenia, oddania sprawie ojczyzny będą później powracały w jego twórczości. Z wykształcenia i z zamiłowania Paukszta jest historykiem, co także ujawnia się w jego książkach i pubUkacjacłi. Dotychczasowy dorot>ek pisarza jest ogromny: 33 książ- ki, nie licząc broszur, szkiców, niezliczonej ilości recenzji i artykułów. Znaczna część twMczosci autora jmświęcona jest problematyce Nadodrza i Północy, przywróconych Pol sce w wyniku ostatniej wojny. Temat ten Paukszta wprowa dza do naszej literatury w sposób dotąd najszerszy i najpeł niejszy (..Straceńcy", „Buntownicy", „Pogranicze",,,Prze jaśnia się nietra', „Wrastanie" i inne). Od paru lat pisarz {>ochłonięty jest pracą nad trylogią o Powstaniu Wielkopol skim. Jak sam powiada o tym bodaj jedynym w nasze) historii przykładzie powstania zwydęsIciegcautentYCZBie tudowego, powstania spontaińcznego. - Czy w pana dorobku jest Jakaś powieść t>ez tniłości? spytał autora pewien dziennikarz. - Nie mai MUość jest rzeczą najpiękoiejszą. Miiaść do ziemi rodzinnej, ojczyzny, do wielkiej zagarniającej idei, do drugiego człowieka - odpowiedział Paukszta. Myślistwo, przyroda polska, las - to także ulubione tematy Eugeniusza Paukszty. Ziia Je dobrze, wyczuwa je kresowym zmysłem i pięknie o tym pisze. Poniżej zamieszczamy jedno z jego opowiadań myśliw skich. wyszedł staremu na spotkanie. Uśmiecłmął się przy jaźnie nie ogoloną gęt>ą. Był na t)o$aka, żle podcią gnięte portki zaledwie podtrzymywał cienki, rzemiermy pasek. Walicki czuł niewytłimiaczony sentyment do tego dziwnego człowieka. Nikt o nim dobrze nie mówił, ale nic też specjalnie złego nikt mu nie mógł zarzu cić. Chyba Maćkowiak. No tak, ale Maćkowiak miał z nim na pieńku jako leśniczy. Taki nigdy się nie pogodzi z zawodowym kłusovńukiem. Poczęstowany szklaneczką wódki, patrzył teraz stary na gospodarza, dziwował się. Nikt nie wie dział, ile Gertek ma lat. Wyglądałby na trzydzieści, gdyby nie niechlujstwo w ubiorze. Ale miał ponoć blisko dwa razy tyle. No bo jakże: jeżeli już w dwu dziestym szóstym był gajowym u jakiegoś prywat nego dziedzica... Niski, krępy, z małą ale ruchliwą głową i stale biegającymi na boki jasnymi oczyma, z podstrzyżonymi na jeża. wypłowiałymi od słońca włosami, siedział teraz Gertek naprzeciw niego, chętnie zgadzał się na wypożyczenie konia i wozu. Śmiał się, gadając: - Na moje dwa hektary bogactwa dużo tam czasu nie zmitrężę... Pasie się teraz kobyła, aż jej boki wydęło. Bierzcie, choćby na tydzień. Coś sobie przypomniał, nachylił się do ucha starego: - Jak t>ędziecle koło tej ł e ^ e j glinianki, zobacz cie, czy nie ma jelenich śladów. Byk ładny tam chodzi, tylko że w tę stronę trudno mi skoczyć, Maćkowiak z piętrainie złazi...-Brwi bujne nastro szył, śmiech zgasł mu w gardle. - Ale ja mu się nie dam. Knur stary, dzieci nawet na przeszpiegi wysy ła. Przed paru dniami cłiłopca swego postawił przed domem. W rowie siedział, a jak mnie zolwczył, w te dyrdy do ojca, że to Gertek na noc poszedł do lasu... - Znów zaśmiał się całym gardłem. - Maćkowiak jak głupi do rana po lesie mnie szukał, a ja dopiero przed południem ruszyłem, wyspany jak rzadko. Dobrze mi wtedy poszło... Ha, ha, ha... Walicki słuchał ciekawie. Nie bardzo mu w smak była Gertkowa robota, ale cóż miał do gadania. Nie jego zresztą to sprawy... Chce Gertek kłusować, jego rzecz. A'Gertek przechylił ku niemu swą młodą twarz i. patrząc w okno, szeptał: - Uwziął się na mnie Maćkowiak. Już i milicję dwa razy nasyłał. Szukał mojej fuzyjki... Jakbym to ja bez lasu potrafił wyżyć. Blisko ćwierć wieku byłem gajowym. Las mi ojcem i matką... Nalał sobie wódki do szklanki, przechylił, aż zabulgotało, powtórzył w rozmarzeniu: - I ojcem, i matką... Żyde moje, umiłowanie najwięłtsze. Walicki przypomniał sobie poprzednie swe roz myślania, gdy kroczył do Gertkowej zagrody. Po wiedział: - Miłowanie, mówicie... Zali piękne to miłowa nie, gdy krzywdę lasowi się czyni? Lasowi, ludziom? Porządek łamiecie, który praw leśnych strzeże... Niedobre takie kochanie... Umilkł, bo Gertek popatrzył na niego jakoś dziw nie, brew namarszczył, zdawało się, że wybucłmie gniewem, ale nie, rzucił tylko pytanie: - Źle kocham las, prawicie... Może Maćkowiak dobrze kocha? Nie w tym sprawa, że przeciw mnie występuje za kłusownictwo, ale że nie dla samego lasu to robi, nie z umiłowania, a jeno z otwwiązku, jeno dla spokoju sumienia. Ja chciałbym, aby po lesie jak najwięcej zwierza się kryło, choćbym nic nie miał nawet z tego dla siebie ustrzelić. On wolał by, aby głusza stała wśród drzew, zwierza tam żadnego nie było, ho miałby wtedy spokój, niekłopotliwe obowiązku spełnienie. Ech, wolę ja moje złe kochanie niżeli takie dobre... - I Maćkowiak źle miłuje - szepnął Walicki, dziwiąc się, jak pokrywają się słowa Gertka z jego niedawnymi myślami. - Wszelako on ładu strzeże, gdy wy ów ład biuzycie... Pełniejszym głosem mówiąc ostatnie słowa, spoj rzał w jasne oczy Gertka, które zatrfysły, zamigotały wzbierającym gniewem, zwęziły się w źrenicach pod namarszczonymi nagle brwiami, ale zaraz po tem przykryły się szybko powiekami, jakby kłusow nik pragnął w ten sposób przesłonić swoje uczucia. Tylko dłoń jego, wsparta o kolano, drgnęła kilka razy, tylko wargi skrzywiły się grymasem. Zapanowała cisza, przerwana brzęczeniem ostat nich jesieimych much, krążących pod powałą. Ger tek wreszcie się opanował, zawołał po swojemu już wesoło: - Jak dziewucha o pierwszym chłopcu, tak sobie tu postękuję... No, bierzcie, ojcze, konia, i pładć mi nie trzeba. Co tam ludziom będę żałował, ja nie Maćkowiak. Ha, ha, ha... Pomagał potem staremu zaprzęgać konia, wkła dał łopatę na wóz, znów napomykał: - Nie zaponmijcie tylko tropów tego byka podpa trzeć. Ł^adna sztuka. Ładna, mówię wam. A ja wiem. Walicki nie miał najpmi ej szych wątpliwości, że Gertek wiedział. Któż zna tak las, jak on? Chytia może jeden Maćkowiak. Wspomniał w duchu na swoje młode lata. Jakoś inaczej las ten widział. Z kłusownictwem wojował, ale przecież miał zarazem serce dla ludzi otwarte, dla ptaka i zwierza, dla drzewka każdego, choćby sośniny najmarniejszej. Westcłinął dężko. Maćkowiak nie bardzo rozimuat, co się z nim dzieje od kilku miesięcy. Gertek drzazgą mu zalazł * za skórę. Lata całe przepracował już w lasach, tropił dziesiątki kłusowników, dawał sobie radę nawet z całymi bandami. Nigdy jednak nie wkładał w to serca. Ot, aależało tropienie kłusownictwa i leśnych kradzieży do jego otiowiązku, więc spełniał go sumiermie. Dopiero ten chytry Alojz! Nie wiedzieć kiedy zrodziła się w nim taka silna zadętość wol»ec wy trawnego kłusownika. dąg dalszy tia str. 14 Luty 1929 rok o rabukek.dU zwWzynY- Wielkopolski Związek Myśli wych nie ustdjąc w szlachetnych zabiegach o ratunek dla zwierzyny, ogłosił świeżo w pismadi poznańskich odezwę tej treści: „Złowroga cisza. Straszne mrozy skuły ziemię, jak gratiit twardy, lezy zmarzły śnieg. Biała śmierć triumfalnie kroczy poprzez pola, lasy, knieje i chciwie wyciąga swe lodowate spony, wypatrując zieltmymi ślepiami swych ofiar. Jaka ogromna moc naszej biednej zwierzyny, naszych ptaków padło jej ofiarą. Pod skartowaciałą sosenką przy skraju lasu siedzi w swej kotlinie zwinięty zając, sztywny, niby bryłka lodu w futerko c^roda. Dniami wałczył biedak z głodem i mrozem, nocą zaś gryzący głód gnat go aż na podwórka okolicznych gospodarstw. Może by się utrzymał, ale tam za węgłem stodoły już czyłiał łotr - kłusownik. Udała się szaraczkowi wywinąć, resztkami sił dowlókł się do skraju lasu, a tam - zmarzł. - Białą, dowrogą cisze przerywa wl(^ce się stąpanie. Bolesny jęk - to roczna sarenka resztkami sil wlecze się ze swą matką. Daremnie poszuki wały obie przez całą noc odrobiny karmy, niestety, nie znalazły nic. Sarenka nagle przystaje, rozszerzone od gło du, jej duże oczy zachocteą mgłą, ostatni wysiłek, jeszcze mały łtroczek - 1 pada. Matka wraca, ale samiątko nie żyje, jedynie lis, który p ^ nocy wlókł się za tropem, znalazł łatwą i obfitą zdobycz. I tak z dnia na dzień giną samy, zające, bażanty, kuropatwy, setki naszych ptaszków leśnych, a bia ła śmierć kroczy dale) w triumfalnym pochodzie. Tak się dzieje w kniejach i polach dzierżawców polowań, którzy zapomnieli o swych obowiązkach myśliwskich. Nie paśli, nie podsypywali karmy, tw nie było na to czasu. A zresztą w takie mrozy i przez lakie śniegi, któż to t)ędzie się narażał? Hańba takiemu, który zwie się myśliwym, takie mu, który po to wyjeżdża na swe tereny, by pozostałe resztki zwierzyny mordować, nie ma serca i sumienia, ale chełpi się, siedząc w ciepłej i gwarnej knajpie, ze swydi sukcesów łowieckich. Takiemu myśliwemu wziąć w dzierżawę rakarnię, ale nie łowne knieje. Apelujemy więc do prawych myśliwych i zanosimy gorą cą prośbę, aby się skomunikowali z sołtysami dzierżawio nych łowisk, nie żałowali pieniędzy na paszę, osobiście dopilnowali prawidłowego podkładania i podsypywania karmy oraz t>ezwzgłędiue tępih łdusownikiów i szlEodnictwo." ZwieizyH tyrolska. Niezwylde śnieżna zima w lasach i górach Tyrolu wywołała wśród zwierzyny spustoszenia nieznane juz od lat dziesiątków. Cierpienia zwierząt po znać najlepiej z zachowania się ich wobec ludzi. Tak płochliwe zazwyczaj sarny stały się z głodu zupełnie łaska we. Całe ich stada opuszczają się z gór do wiosek i stoją w pobliżu domostw, jakby żebrząc o pożywienie. Jeden z właścicieli polowań w dolinie górnego limu schwytał około dwudziestu sam, co przy wielkim śniegu dato się z łatwością uskutecznić, samy bowiem utykają w głet>okim śniegu. Ze wszystkich też okolic tamtejszych donoszą o Je leniach, które podchodzą tak blisko do domów, że wiele z nich pada ofiarą psów, a także wieśniaków myślivrych. Bobrownie w Niemczech. W Niemczech ma powstać w miejscowości Dirmies, pierwsza hodowla ł>obrów, zało żona na sposób amerykański, łącznie z hodowlą karpi. Do hodowli ma być sprowadzony z Ameryki uszlachemiony ttóbr, który nie tylko że odznacza się większym wzrostem, delikatniejszym i piękniejszym futerkiem. <uiiżeU bóbr europejski, ale także większą płodnością, gdyż wydaje rocznie od 6 do 8 młodych. Ta szczególna zaleta podnosi jego wartość, gdyż gwaranmje większą owocność hodowli. Jak nurzyni polają. Głównymi tępicielami zwierzyny w dżungli afrykańskiej są murzyni. Ciągnąc ogromne zyski ze sprzedaży skór, kłów i żywych zwierząt handlarzom oraz mniej szczęśliwym myśliwcom, całe wsie murzyiiskie wylę gają na polowania. Główną pomocą jest im ogień. Gdy wiatr wieje po stepie w kierunku ściany lasów, wyrosłych na t>agrMch, a więc trudno zapalnych lub też ku brzegoj^i szerszej rzeki - murzyni szerokim półksiężycem zapalają trawy. Wpierw na przesmykach, którymi zwierzyna pędzo na przez ogień, ucieka w gąszcze lasu lub wymyka się wzdłuż rzeki, kopią wielkie doły wilcze. Stada antylop, pędzonych ogniem, giną pod ciosami włóczni murzyi\skich, reszta zaś oraz grut>oskómc i drapieżne wj>adają do dołów. Pewien podróżnik opowiada, iż w takim olbrzymim dole nad brzegiem rzeki, jjo Iowach, zobaczył nosorożca, lwa i trzy gazele. Lew nie wykazywał chęci do mordowania. tylko niespokojnie się kręcił. Nosorożec przeciwnie, stal jakby kawał głazu, zanim włócznie murzyiiskie nie zdołały przebić 9rut>ej skóry i powalić go na kolana. Ten sam los spotkał antylopy, lew tylko został przekopem wpędzony do drewnianej klatki, a następnie przetransportowany do otwzu agenta, skupującego żywe zwierzęta dla cyrków. Takie jednak polowania z użyciem ognia, jako naganki, zostały w licznych angielskich kołoniach afrykańskich zabronione. Zakaz było wydać zresztą łatwo, gorzej z dopilnowaniem, by murzyni się doń stosowali. Puk wyulazcą Ikaatay. Londyński „Ot>server" przynosi wiadomość o odkryciu materiału, który stanowi ttardzo zyskowną i doskonalą namiastkę liawełny. Na ślad lego odkrycia naprowadził przemysłowców angielskich zupeł nie niespodziewany przypadek. F*rzed 8 laty - opowiada D.A. Walters. członek zarządu angielskiego trustu tekstyl nego - odkryliśmy w angielskiej Gujanie ptaka, który skrupulatnie budował swoje gniazdko. Uwagę naszą zwró cił dziwny sposób obrabiama materiału na gniazdo, które robiło wrażeue. jak gdyby ptak sporządził je z puchu bawełnianego. Ot>serwowali$my zatem ptaka t>ardzo do kładnie i doszliśmy do przekonania, że ptak ów znosi w dziobku łodygi i liście nieznanej nam )X)przednio rośliny, którą starannie przerabia) na puch, budzący w nas takie zaciekawienie. Nasiona i korzenie tej rośliny sprowadziliś my niezwłocznie do Anglii i zasadziliśmy w ziemi. Roślina ta rozwinęła się nadsjwdziewanie dobrze i osiągnęła 8 stóp wysokości. (Niestety, Anglicy zachowali dla siebie nazwę ptaka i tajemniczej rośliny, jak rówmeż, czy udało się wykorzystać dla celów przemysłowych wyniki obserwacji.) ii O broń dla straży. Starostwo Strzyżowskie w Małopolsce, stwierdziwszy, że strażnicy leśni dopuszczają się kłusowni ctwa, wydało polecenie do właścicieli i dzierżawców polo wań, nakazujące odebrać straży łowieckiej i leśnej broń myśliwską. Pozwolono jedynie na zaopatrzenie ich w broń krótką, palną lub sieczną... (I) Kołainze z ptie| slerśd. Jedną z ostatnich nowości mody, która znajduje wielu zwolenników wśród wytwornych pań z angielskiego towarzystwa, są kołnierze i czapeczki z sier ści psów. Przede wszystkim pieskom luksusowym, tałcim jak,,pekińskie" pinczery, botońskie ,,King Charles", (oxleriery długowłose, przypada w udziale zaszczyt uzupełnie nia toalety swych pań. Pieski nie mają zresztą nic przeciw ko temu, t>o nie poświęcają swego życia, lecz tylko oddają pod cięcie nożyczek swą sierść, która odrasta jeszcze buj niejsza i bardziej jedwabista. Księżna Manchesteru była jedną z pierwszych dam, które przyjęły tę nową modę. Królowe mody twierdzą, że z sierści i>siej można uzyskać bardzo oryginalne i efektowne kreacje. Psi caiariuz. ZA przykładem Paryża i Londynu, otwarto w B(>rluiie cmentarz tlla psów, których stolica Niemiec liczy przeszło 350 000 sztuk. Cmentarz Jest |x>łozony w podmiej skim Stahusdorfie, w malowniczym miejscu nad kanałem i czynny Jest od rana do wieczora. Składanie zwłok do grot>ów może się odt>ywać za oj>latą 10, 20 i 40 marek, stosownie do rozmiarów zwłok. W środku cmentarza wznie siony będzie alegoryczny pomnik z piaskowca, a poszcze gólne groby zdobione będą kwietnikami i nagrobkami. Cmentarz prowadzić będzie we własnym zarządzie rodzaj przedsiębiorstwa pogrzet>owego dla psów, sprzedaż tru mien, wieńców itp. Planowane jest również założenie kiematorium, by umożliwić przechowywanie popiołów ulu bieńców w odpowiedniej umie. Zastanawiam się czasem, czy też dobrze zn^iłem, że uległem namowom i do Związku wstąpiłem. Namówili mnie na U> moi bliscy koledzy, a ja biedny uległem, pogrążony w niewiedzy. Przed oczyma widziałem siebie w gronie mvs7iwycA, uśmiecłmiętycb, radosnydi, jednym słowem - szczęśliwych.. Z wianiiszkami bażantów i pękami zajęcy... Dajmy spokój fantazji i nie piszmy nic więcej. łCiedyś miałem bażanty, miałem również zające, ładnie w pęczki związane, na balkonie wiszące. Jeden bukiet mi przysłał bdrdzo bliski znajomy, już od dawna m^yśliwy, w dobrym kole zrzeszony. Drugi - blisia kolega z życzeruami - smacznego. Tak to dbali myśliwi o umie, tue-myśliwego. A jak strzelbę kupiłem, to tak jakoś się składa, że Tukt nic nie przysyła, no bo jak? - nie wypada. Pojechałem sam strzelić, ale cóż, spudłowałem! Ina święta (wstyd mówić) bez zająca zt^tałem. A tu jeszcze znajomych czeka cała plejada, którym mnie - myśliwemu, kota wysłać wypada. Różne tego obecnie Jak wieprz stal się dziUem. Do i>ewnego dzierżawcy polowania przybiegł zdyszany włościanin i zawiadomił go, że na jego gruncie w zbożu znajduje się &r^. Dzierżawca w towarzystwie kilku uzbrojonych w widły chłopów udał się na miejsce i celnym strzałem powalił „dzika", który naprawdę był pod względem wielkości okazem niezwyk łych rozmiarów. Wtem przybiega sąsiad, ogląda uważnie ,,dzika" i zaczyna łtręcić głową. Nareszcie powiada ..Mnu' się coś widzi, że to moja świnia!" Okazało sie potem, ze świnia wyrwała się gospodarzowi z chlewa i wylegiwała się następnie w torfowiskach i ł>agnach, aby paść od kuli myśliwego, który ją wziął za dzika. Wnem są na pewno przyczyny. Wiem, że jestem mySliwym, ale nie mam zwierzyny. I dlatego na wst^ie to pytarńe zadałem: nie wiem, czy to jest dobrze, że myśliMrym zostałem? SZARAK 13 skowytem wyskoczył naprzód, zaparł się wszystki mi nogami, ze zdumieniem węszył nosem, oglądał się na pana. dokońtzenle ze str. 12 W wykrode przy pniu potężnego świerka, czer wonawym mięsem świticiły dwa śderwa lisie, snadż niedawno dopiero odarte ze skóry. Maćkowiak stękNa próżno usiłował dociec przyczyny. Jedno było r^ł boleśnie. Nikt irmy. tylko Gertek. Nie pierwszy pewne, nienawidził Alojza całym sercem. Ostatnio raz zostawiał po sobie takie pamiątki. To była dzi tylko o tym myślał, jak piodejść tamtego na gorącym siejsza roł>ota. Przez noc sowy i inne draiistwa uczynku, jak odebrać mu posiadaną nielegalnie nadwerężyłyby lisie zwłoki... Dla pewnośd poma fuzyjkę. I milicję sprowadzał, i nadleśniczemu skła cał śderwa. Znów się zdumiał. To nie były sztułti dał raporty - nic, Gertek nadal śmiał się w kułak; z dzisiejszego odstrzału. Gertek, któżby inny, jeśli sam tropiony, ze swej strony tropił leśniczego. Dzie nie on. musiał zabić lisy już wczoraj. Z jakiejś ciom Maćkowiaka dorównywały sprytem dzieci Ge- przyczyny odarde ze skóry zostawił na dzisiaj. Dla rtkowe. łCażde poruszenie jednego z przeciwników sprawdzenia zerknął Maćkowiak na świerk, poki meldowane było natychmiast drugiemu. Zawzięty, wał głową. Od sterczącej resztki złamanego kiedyś konara ciągnęła się po pniu nitka krwi. Zatem przez t3ezłitosny pojedynek sprytu trwał nadal. Maćko noc lisy wisiały na drzewie. wiak żył tylko tym jednym. Próżno żona namawiała go do zaniechania nagonki. „Prędzej czy później Na obliczu leśniczego odbiła się rozpacz. Tak powinie mu się noga, po co masz zdrowie zdzie jeszcze nikt go za nos nie wodził. Od miesięcy nie rać?". Ofukiwał wtedy kobietę, gniewnie naciskał mógł przyłapać Gertka na szkodzie, ale ślady tych ( 2 a p k ę na oczy i znów szedł szukać Gertkowych szkód znajdował co tydzień. Dwa lisy, psia mać! śladów. I kiedy on je zdążył ustrzelić? Stuknął się w czt^o. I teraz niosła go w las ta sama myśl. Dojrzał, jak Tak, wczoraj przede nie zajrzał w te strony, tropił Gertek wychodził z domu, jak pomykał przez sad do kłusownika nad pasmem rojstów leśnych koło Warlasu. Nadarza się dobra okazja, może wreszcie speł dęki. On tymczasem tutaj sprzątnął mu lisy. Zawródł bliższą drogą w kierunku domu. Nadni się marzenie długich miesięcy. Ze zmarszczonymi brwiami, gryząc nerwowo do dągał zmrok, nie było już nadziei na złapanie lną wargę białymi zęttami, zagłębił się w brzozowy Gertka. Teraz nic mu nie zrobi, choćby się ruiwet zagajnik. Gdy już go z szosy nie można t>yło dojrzeć, zetknęli nos w nos. skręcił w przeciwną stronę. Tropił jak lis. Skulony, Nie zdążył o tym pomyśleć, gdy wraz z warknięczujnie rzucając na boki oczyma, rwał sobie tylko dem psa dosłyszał głośny trzask łamanydi gałęzi znanymi przejściami, kluczył, przecinał partie leś i zza krzaków leszczyny, świecącej nagimi, długimi ne, okrążał łsagna. Pies biegi obok przy nodze, writkami, wychyń^ Gertek. Spojrzał domyślnie na posłuszny, choć lis poderwał się niedaleko od nich; Maćkowiaka, uchylił zatłuszczonej czapki. psie serce zaskowyczało z tęsknoty za łowami ni - Moje uszanowanie panu leśniczemu - w tonie skim, stłumionym skowytem. głosu nie było złośd, jedynie zjadliwa kpina. - Lisy, draniu, ubiłeś! - warknął leśniczy. Postą Godzinę bU^o błądzili już tak po lesie. Maćko wiak, jakby miał nieskończony zapas sił, ciągle parł pił krok bliżej. Spod brwi śdągniętych nienawistnie naprzód, oltrążał polany, stawał często, nasłuchując patrzył na swego przedwnika, z trudem hamując uważnie. Czułe miał ucho. Rozróżniał z dala tupot rozsadzający go gniew. sarnich rade. rechotanie dzików, odległe kude - Czyżby? - z uśmiechem zdumiał się Gertek. dziędoła. To by się nawet przydało, skórki lisie mają dobrą Wilczur zjeżył nagle sierść. Maćkowiak spojrzał cenę. Z mięsa jeno mała pociecha, tylko do wyrzu cenia... uważnie. - Prowadź! - Gertek, ja d ę przyłapię, ale źle z tobą t>ędzie! Na małej polance gęstym, nieprzebytym prawie Wczoraj wnyki twoje znalazłem na samy, dzisiaj te gąszczem wyrósł młody brzeźniak. Ogołocony teraz lisie ścierwa. Ślady strzałów były wyraźne. z liŚd, nakisły w podszydu wodą, tłumił wszellue - Żle pan szuka, panie leśniczy... - gtos Gertka kroki. Pies rwał z nosem nisko przy ziemi. Maćko rozległ się teraz z sykiem. - Gówno pan znajdziesz, wiak starał się jak najdszej rozchylać gałęzie. nie moją fuzyjkę... Ha, ha, ha - śmiech ten groźnym Tuż za brzeźniakiem zaczynał się gęsty l>ór sosno echem niósł się po lesie. Pies zawarczał, Gertek wy o miękkim podszydu z drobnej, kręglutkiej rzucił na niego okiem. - 1 piesek nie pomoże. Szko trawki, zżtMkłej teraz, zamarłej. Na skraju t>oru da gadać. Tego było już Maćkowiakowi za wiele. Zacisnął zakutana w chusty postać, zgięta w pół, wyszukiwa w pasji pięśd, zaszypiat nieswoim głosem: ła coś ręką wśród trawy. - Zastrzelił bym d ę jak psa. Tyle, że mi nie Zaklął siarczyśde pod nosem. A niech to wszystko diabli! Że też zawsze musi przydybać tę staruchę. wolno. Ale4Bech d ę na czymś przyłapię, a spróbu Dzień cały siedzi w lesie, szultając swoich ziół. jesz uciekać, w łeb trzasnę. A strzelam celnie. Poli Maćkowiak był zat>obonny Prawie serio traktował czone dni twego wałęsania się po lesie. Krokiem gadki, jakie krążyły o złych mocach, ł>ędących na tutaj nie stąpisz. Już ja d ę dopadnę! usługi zgarbionej, biednej kobiety. I teraz poczytał Gertek patrzał na leśniczego uważnie. Z warg spotkanie za złą wróżł>ę. jego zniknął teraz kpiący uśmiech. Mięśnie twarzy Zniechęcony, wolnym już krokiem powlókł się drgały hamowanym wzruszeniem. Mówił niemal dalej. Nie odszedł daleko, gdy wilczur z dchym szeptem: Miłość lasu - Nie wam mnie z lasu wyrzucać. Ja w lesie wyrosłem, w lesie i żyda dokończę. A nie wiedzieć nam jeszcze, czyje żyde dłuższe... Maćkowiak wzdrygnął się, tyle w tym dchym głosie zabrzmiało straszliwej ludzkiej rozpaczy i ty le zinmej groźby. Rozumiał doskonale, co miał na myśli Gertek, mówiąc o długośd ich żyda... Na pewno się nie zawałia. Ale i Maćkowiak nie był z tych, którzy cofali się z lęku. Zawołał, eiż wilczur stulił w przestrachu uszy: - ZolMczymy, zolwczymy! Myślę, że prędłto przyjdzie d zakończyć plugawe żyde... Gertek tylko łysnął oczami. Stał jeszcze chwilę, potem dał nura w gęstwę, mign^ tu, tam, już go widać nie t>yło. Leśniczy zdumiał się nad zręczrMiśd ą tego człowieka. Ze zwieszoną głową wracał do wioski. W uszach bez przerwy dźwięczał mu szept kłusownika: „Ja w lesie wyrosłem, w lesie żyda dokończę... A nie wiedzieć jeszcze, czyje żyde dłuższe." W domu nie odzywał się słowem. Siedział nieru chomo, wspierając głowę na dłoruach. Raz tylko się podniósł, wyszedł dężkim krokiem na ganek. W do mu Gertka paliło się jasne światło. Dopiero gdy legli już w łóżku, a mąż przewracał się z boku na bok, nie mogąc usnąć, udało się kobiede wydobyć z niego zwierzenia o przebiegu dzisiejszego dnia. Załamała ręce. - Staśku, miejże ty Boga w sercu. Dzied masz, żonę. Zostaw tego ^>ója w spokoju. On d ę zamordu je. Niech go ręka ł>05ka sądzi, ty zaś daj sptokój... Gdy milczał, jęła się modlić głośno, coraz to wykrzykując z lękiem: - Staśku, Staśku, po co d ruszać tego szatana? Niech sam doczeka swojego końca... Zlituj się nad dziećmi swoimi i żoną. - Przestań skomleć! - rzudł z gniewem. Umilkła, tylko wzdychała dężko. Gdy wydręczeni różnymi myślami, które kołatały im się po głowach tej nocy, zasnęli wreszde twardo nad samym ranem, zbudziło ich rozpaczliwe woła nie młodszego syna: - Tata, mamo! Czuj nie żyje... Leży przy budzie, ani się ruszy... Jak nożem dźgnięty, poderwał się Maćkowiak z łóżka, w gadach wybiegł na podwórze. Kolo budy leżał sztywny już trup wilczura. Na dele nie było żadnydi ran. Ktoś musiał go otruć. Tylko jak potrafił to zrobić, skoro Czuj nie przyjmo wał od nikogo jedzenia? Dziwne też, że nie szcze kał. Nie ^ i ą c , słyszeliby przede. Maćkowiak wzdrygnął się. Niesamowity czło wiek ten Gertek. Tym silniej zapalała się w nim nienawiść do kłusownika. Gertek pierwszy przystąpił do ostrej walki. Niech się strzeże. - Niech się strzeże - powtórzył szeptem. Długo stal nad tym, co wczoraj jeszcze było wier nym druhem nieskończonych włóczęg po lesie. Zda wało mu się, że zrxad zwłok psa chytry Alojz w kpią cym uśmiechu szczerzy ł>ezzębne wargi. EUGENIUSZ PAUKSZTA dalszy dąg w następnym numerze ZE STAROCZESKIEJ KUCHNI MYŚLIWSKIEJ dzień cały za zwierzyną, tracą siły, rujnują zdrowie: każde jednak powołanie powiiuio mieć swoje przyjemnośd, jeżeli ma przykrośd i trudy. W myśliw skim stanie, rozkoszą jest po pracy spoczynek, sma czna wieczerza i kielich!... Dlatego też, opisawszy potrawy posilające, wsporrmę jeszcze o rozgrzewa jącym i zdrowym truneczku. TRUNEK MYŚLIWSKI DO PODUSZKI Niektórzy myśliwi są tak zapaleni na łowadi, iż wyrzekają się pokarmu, spoczynku, i goniąc przez Wziąć garnek polewany mocny, półtora kwarco wy, włożyć weń pół funta fig, tyleż rodzynek, tyleż daktylów, migdałów na pół przebitych funt, i kilkanaśde gorzkidi, łót cynamonu, kilka goździków, strączek wanilii, ze trzech cytryn same cedro zestrugać, ze trzy pomarańcze, miodu patoki lipcem zwa nej kwartę: to wszystko zalać mocną wódką, oble pić, i wstawiwszy do pieca wypalonego, zamknąć na dzień cały: poczem na serwetę lub gęste sito przepuśdć do wazy. Trunek ten t>ędzie wylx>my na toast: ,.niech żyją Myśliwi!". UDZIEC JELENI W ZAPRAWCE Z WINA Mięso z udźca (ładny, kilogramowy kawałek) dobrze oczyśdć zl>łon, mocno stłuc tłuczkiem, gęsto naszpikować słoniną i zalać 1,5 szklanki wytrawne go wina, po czym odstawić na 4 dni w zimnym miejscu. Mięso należy w zaprawie codziennie obra cać. Po wyjędu z zaprawy włożyć do brytlatmy, dodać pokrojoną w plastry cebulę, kilka ziaren pieprzu, pokruszony liść laurowy, 2-3 goździki, skórkę z polowy cytryny i nieco otartej skórki z chle ba, podlać połową zaprawy i wstawić do gorącego piekarnika. Podczas pieczenia podlewać masłem (może być margaryna), a pod koniec, gdy mięso już t>ędzie miękkie - zalać pół szklanką gęstej śmieta ny. Udziec jeleni piecze się ok. 3 godzin. Przed podaniem - sos należy przecedzić. Wskazówki hodowlane i gospodarcze MARZEC Mimo że w marcu zima przeważnie ustępuje, to jednak należy nadal prowadzić dokarmianie zwie rzyny, aż do ustąpienia pokrywy śnieżnej, według zasad omówionycłi w zaleceniacłi na poprzednie miesiące. Zwierzyna jest w tym okresie osłabiona zimą, a niektóre gatunki wymagają zwiększonych ilości pokarmu w związku z ciążą samic i rozwojem pwroża u samców. Intensywność dokarmiania nale ży szczególnie wzmóc w przypadkach dłuższych nawrotów zimy. Jeżeli w lutym nie udało się przeprowadzić in wentaryzacji zwierzyny grutiej to trzeba tego doko nać na początku marca w sposób przewidziany instrukcjami. Również w wypadku nie przeprowa dzenia w lutym Uczenia kuropatw na śniegu, należy ustalić liczebność tych ptaków w marcu metodą taksacji pasowej, według zasad podanych w „Wyty cznych do zagospodarowania łowisk polnych". Uzy skane dane dają orientację co do liczebności stada podstawowego, które weźmie udział w rozrodzie oraz odnośnie wielkości strat zimowych. W sprzyjających warunkach pogodowych można przeprowadzić wstępne prace na poletkach w posta ci wysiewu nawozów, wapnowania i przygotowania ziemi pod wioserme zasiewy. W październiku 1978rokuzmarł w wieku 56 lat W dniu 2 grudnia 1978 roku zmarł w wieku 42 lat Kolega Kolega EDWARD KORUS członek naszego kola, serdeczny kolega i przyjaciel, zamiłowany i etyczny myśliwy. Żegnamy Go w głętmkim smutku i żalu. hłiech Knieja szumi nad Jego mogiłą. Cześć Jego pamięci! Zarząd i członkowie Koła ŁoMTieckiego XX-lecia PRL przy Polllectuiice Krakowskiej MARIAN WIESE długoletni łowczy Koła „Kuropatwd ' Zloiuw, Zmarły wniósłduży wkład pracy społecz nej dla Koła za co został odznaczony przez Kolegium Odznaczeń srebrnym Medalem Zasługi Łowieckiej, Straciliśmy przyjaciela i towarzysza łowów. C z ^ Jego pamięci! Zarząd i członkowie Koła W dniu 13 lipca 1978rokuzmarł nagle w wieku 47 lat Kolega I TADEUSZ ZIEMAK W dniu 5 września 1978 roku zmarł Kolega FRANCISZEK GROCHOWSKI długoletni członek naszego kola. W zmarłym straciliśmy serdecznego kolegęi towarzy sza łowów. Cześć Jego pamięci! Zarząd ł członkowie Koła Łowieckiego Nr 23 „Ostoja" w Chodzieży długoletni członek naszego kola, etyczny myśliwy, szlachemy i prawy człowiek. Cześć Jego pamięci! Zarząd ł cdonkowle Kcria Łowieckiego „Wataha" w Katowicach Z głętmkim żalem zawiadamiamy, że w dniu 8 listopada 1978 roku zmarł w wieku 71 lal Kolega WŁADYSŁAW SZUBARTOWICZ wieloletni członek Koła Łowieckiego Nr 20 ,,Głuszec' w Biłgoraju, odznaczony brązowym i srebrnym Medalem Zasługi Łowieckiej. Odszedł od nas zacny człowiek, wielki miłośnik przyrody i łowiectwa, wysoce etyczny myśbwy i szlachetny kolega. Cześć Jego pamięci! Członkowie Koła Łowieckiego Nr 20 „Głuszec" w Biłgoraju Dnia 22 października 1978 roku zmarł przeżywszy 71 lat Myśliwi! Kolega FRANCISZEK JUŚKO długoletni członek Koła Łowieckiego ,,Żubr w Elblągu, odznaczony złotym Krzyżem Zasługi, brązowym i srebrnym Mtidalem Zasługi Łowieckiej W zmarłym straciliśmy serdecznego kolegę, wielkiego ^Młeczniica, miłośnika przyrody i łowiectwa. Cześć Jego pamięci! Zarząd I cdonkowle KŁ „Żubr" w Eiblągn Ogłoszenia sprzedam dwie młode ułożone suki, krót kowłosą i pointerkę z dyplomami z prób i wystaw, doskonale w polu, pozatem po szukuję psa krótkowłosego do 58 cm wyso kości możliwie maści brązowej, K, Tar nowski 33-101 Tarnów. Krakowska 27Ba, 66/79 SprzedAH merkla 12 Iż 16. Stanisław Odziemkowski, Kochanowskiego 7 m 39, 27-400 Ostrowiec Św, 41/79 Sprzedam dubeltówkę niemiecką wyso kiej klasy, pełne zamki srebrzankowe Stetan Miesojed, M, Fornalskiej 17, tet. 34-87. 82-200 Malbork. 42/79 WyżełU niemieckie szorstkowłose po zwycięzcach wystaw krajowych, między narodowych, uczestnikach regionalnych i ogólnopolskich konkursów jesiermych. Odbiór 11 marca br. Kazimierz Cipiszewski, u!. Podmiejska 10,98-220Zduliska Wo la, woj. Sieradz. 4.'l'?9 Punkty „Las*" kupują upolowaną zwierzynę Unłeważiilam zgubioną legitymację PZL wydaną przez Zarząd Wojewódzki w Po znaniu na nazwisko Stanisław Kurcz. 47/79 Unieważniam zgubioną legitymację PZŁ wydaną przez Zarząd Wojewódzki Rze szów. Jan Drewniak. 44/79 Sprzedam kniejówkę kal. 28, 6,5 x 52 z lunetą 7 x, Janina Knopf. 37-500 Jaro Unieważniam zgubioną legitymację PZŁ sław, ul. Słowackiego 5,-5. 46'79. wydaną przez Zarząd Wojewódzki Białys tok. Piotr Łukaszuk. 45'79 Myilłwy z Jugosławii kupi wyżla szorstkowłosego dwuletniego z oceną ..Doskona ły " oraz z dyplomem 1 stopnia z konkursów fisiennych. Wiadomość podać do redakcji „Łowca Polskiego • 49/79 Unieważniam zgubioną legitymację PZŁ wydaną przez Zarząd Wojewódzki Zielona Góra. Paweł Galon 46/79 15 •^je przfyHir IHYŚUWSIilE W latach pięćdziesiątych, kiedy \y Polsce łosie były jeszcze pod ochroną gatunkową, zostałem za proszony razem z towarzyszem wielu moich wypraw lowiecldch Michałem S., na Litwę. Stararmie przy gotowywaliśmy się do wyprawy, zwłaszcza, że w programie przewidziane było polowanie na... łosie. W owych latach o polowaniu na te zwierzęta wiedzieliśmy tyle, ile wiedział przeciętny polski myśliwy: że były to polowania dostępne dla klasy rządzącej w okresie międzywojermym i że ostatni przedstawiciele tejże klasy wystrzelali ostatnie lo sie, zaspokajając swoją wybujałą fantazję łowiecką. Aż tu raptem sprawa stała się poważna. Polowanie na łosie należy do popularnych polo wań na Litwie. Stan tej zwierzyny jest wysoki i rocz ny odstrzał wałia się na poziomic kilku tysięcy sztuk... Jaką zabrać broń? Jaką amunicję kiedy już spotkamy się z tym dla nas prawie historycznym zwierzem? Michał był w tym zakresie bardziej doświadczo ny. Losy wojny rzuciły go daleko na wschód gdzie, jak utrzymuje, polował już na łosie. Miałem co do tego pewne wątpliwości, czy akurat była to pora na łowieckie wyprawy? Ale wszystko było możliwe w tych wojermycb czasach. Michał zabrał ekspres 9.3 x ?4R, a ja nowo nabyty czeski sztucprkal 3 ( ł ~ 0 6 z 4 x lunetą Zeissa. Program pobytu przewidywał zapoznanie się z pracą i wynikami Litewskiego Związku Myśli wych i Wędkarzy, jako że na Litwie zarówno myśli w i jak i wędkarze należą do wspólne] organizacji. Mimo naprawdę ciekawych osiągnięć i gościn ności gospodarzy, nie mogliśmy doczekać się, kiedy będzie ta najatrakcyjniejsza dla nas część programu - polowanie na łosie. Wreszcie w godzinach popołudniowych nastąpił wyjazd w teren w pobliże granicy z Łotwą, gdzie w e d ł u g relacji gospodarzy, stan łosi miał być bardzo wysoki. Wczesnym rankiem udaliśmy się na miejsce zbiórki, a liczna grupa myśliwych i naganiaczy świadczyła, że polowanie należy traktować poważ nie. Po krótkim, serdecznym powitaniu udaliśmy się (łalej na miejsce przyszłych łowów. Las był typowo nie łosiowy. Duże połacńe młodni ków sosnowych z domieszką brzozy, poprzecinane szerokimi liniami przeciwpożarowymi, a na hory zoncie stary, dorodny drzewostan sosnowy. Bagien ani śladu, natomiast na tych piaszczystych pasach liczne tropy łosi. Świeże i stare, duże i małe, a tak liczne, jak tropy jeleni w niektórych naszych lasach 0 wysokim stanie tej zwierzyny. Wreszcie pierwszy miot. Ponowne powitanie goś ci, czyli nas, krótka informacja o tym na co i jak polujemy oraz przypomnienie w a n m k ó w bezpie czeństwa. Koledzy litewscy z bronią o lufach gład kich i z brenekami. Nasza łiroń kulowa, a zwłaszcza ekspres Michała, budziła duże zainteresowanie. Jest nas 9 myśliwych. Nie losujemy stanowisk. Łow czy czy też prowadzącjy polowanie stawia nas ,,po uważaniu". Wolno strzelać do łosi - byków, klęp 1 łoszaków, dzików oraz sarn. Stanowisko mam na wąskiej, leśnej drodze, o bar dzo ograniczonym polu widzenia. Z lewej strony nie mam sąsiada, sąsiad z prawej jest dość bhsko i do-, skonale się widzimy. Naganka ruszyła głośno i zbliżała się szybko. Te go gwaru naganki nie wytrzymałby nawet za jąc. a co dopiero łoś. Obserwuję dyskretnie sąsiada i widzę, że ciągle czeka z bronią gotową do strzału. Wreszcie krzyk naganki się wzmaga, słyszę trzask w młodni ku i widzę kontury łosia. Najpierw białe, długie badyle, wreszcie całą sylwetkę. Wychodzi między m n ą a sąsiadem i zatrzymuje się na drodze. Jestem złożony, mam muszkę na komorze, ale nie strzelam. Sąsiad zrobił tak samo. Wreszcie, kiedy łoś rusza, oddaję strzał. Nie wiem nawet dokładnie gdzie była muszka, sąsiad również strzelił, a łoś poszedł dalej... Strzelany łoś poszedł głośno, a zatem dobrze. Nasłuchuję kiedy padnie, kiedy ustaną te trzaski... Wydaje mi się, że słyszę jak się zwalił. A może to złudzenie, może wyszedł na czyste i dlatego przestał łamać? Patrzę na sąsiada -- pokazuje że leży. Jeszcze nie wierzę, nie wiem, czy dobrze rozumiem jego gesty. A jeżeli leży, to kto go trafił? Jako gość, mogę sobie pozwolić, aby mi go wmówiono. Ale nie zrobię tego, sprawdzimy kule. Takie i irme myśli chodzą m i po głowie i czekam niecnerphwie, kiedy wyjdzie na ganka. Wreszcie są! Schodzę ze stanowiska i idziemy na miejsce strza łu. Sąsiad pyta, gdzie strzelałem? Odpowiadam, że w ,,gruć". A ja w ,,gaławu" - odpowiada sąsiad Dobra nasza - myślę. - Jeżeli trafiłby tak, jak mierzył, to łoś powinien zostać w miejscu. Czyli moje szanse rosną. Patrzymy na mocny, wyraźny ślad i idziemy za tym śladem. Farby ani trochę, ale takie duże zwierzę może nie fartrować - zwłaszcza od razu. Wreszcńe naganiacze podnoszą gwar, ozna cza to, że oni znaleźli już łosia. Biegnę i ja. Leży faktycznie na prawym boku. Skrzętnie oglądam lewy - do którego strzelał sąsiad i nigdzie nie widzę kuli. Wiem już, jakie ma poroże. Taki mocny bady larz z pięcioma pasynkami na każdej tyce. Rozpię tość okcrfo metra. Naprawdę piękny - zwłaszcza, że pierwszy. Próbuję przewrócić łosia na drugi hok. Podniosłem mu ledwie badyl. Pomogli mi nagania cze i sąsiad. Teraz już nie było wątpliwości. Odbieram gratulacje, nadchodzą inni myśliwi i zdaję relację, jak to było. Staliśmy tak chwilę, aż nadszedł prowadzący polowanie i jak każdy prowa dzący, przynaglił do pośpiechu. Kiedy już mieliśmy ruszać, mój sąsiad z miotu zawołał mnie jeszcze i pokazał dziurę w łyżce łosia. Niewiele brakowało i on trafiłby też śmiertelnie. Ale teraz to już nie ma znaczenia. Mam łosia i jestem ogromnie urado wany. W drugim miocie znowu łosie. Na irmie wychcKlzą cztery klepy i łoszak - nie strzelam. O dwa stanowi ska dalej padają dwa strzały. Na flance znowu jakiś strzał. Idziemy w kierunku strzałów. Na linii leżą dwa byki. Myśliwy litewski zrobił dubleta. Strzelał dwa byki w kark - brenekami i oba zostały w ogniu. Pogratulować! Bierzemy pięć miotów, we wszystkich były losie. Padło ogi^em siedem. Michał strzelił również ład nego badylarza. Pierwszy strzał nieco spóźnił i mu siał poprawić, ale ekspres 9,3x74 zrobił swoje. Loś został po jakichś 300 metrach. Jest jeszcze widno, ale już dłużej nie polujemy. Jest przerwa na drugie śniadanie. Palą się ogniska i ubite łosie leżą na pokocie. Znowu je oglądamy, a litewscy koledzy - naszą broń. Podoba i m się, że taka precyzyjna - oczywiście i nasza w tym jakaś zasługa. Wypijamy tradycyjne zdrowie króla i zaja damy się litewską wędliną, a zwłaszcza „kindziukiem". To jest takie specjalnie marynowane mięso i wędzone w wieprzowym żołądku. Taki salceson, tylko ze szlachetniejszego mięsa. Kiedy butelka była już pusta, jeden z litewskich kolegów zapytał Michała, czy z tego ekspresu trafił by tę butelkę. - Ano, spróbujemy - odpowiedział Michał. Jeden z naganiaczy [x>wiedział, aby opodal usta L.K. SAWICKI wić tę butelkę, Michał zatrzymał go i powiedział: ,,nie nada - nada wierchu brosić". Nastąpiła kon sternacja. Zbliżyli się naganiacze i wszyscy otoczyli Michała, patrząc jak on, z właściwym sobie spoko jem wyjął nabój - pokazał go zebranym i zamknął eitspres. Butelkę miał taki typowy Litwin. Chłop ze dwa metry wysołci, blondyn, lat okoio trzydziestu. Zawinął rękaw (ręki na pewno nie objęłyby dwie dłonie) i rzucił butelkę. Wszyscy utkwili w niej wzrok i równo ze strzałem butelka prysła. Trafiona chyba w denko - tak się doldadnie rozleciała. Okrzyk uznania i już się znalazł ktoś następny, gotów rzucać drugą butelkę. Takiego numeru się nie powtarza. Była zresztą jeszcze pełna. „Ot, India niec" - słychać było jakiś głos w ^ m i e . Pierwszy łoś... Po krótkim czasie udaliśmy się do domku myśliw skiego, w którym przygotowana była kolacja i gdzie miał miejsce jeszcze jeden zabawny epizod. Zwró ciłem się do naganiacza, który poprawiał jeszcze patroszenie łosi i układał je w stodole, aby dobrze wystygły, z prośł>ą o odcięcie głowy. Nie mógł irmie zmztunieć i pytał uparcie: „szto urezać: gaławu, i i i żopu?" „Kaniecznogaławu • -odpowiedziałem. Nie potraktował jednak mojej prośby serio i na wszelki wypadek odciął głowę i obie szynki. I tak umocowa ne na dachu „Wołgi" przyjechały do kraju obA poroża wraz z załącznikami. Strzeliłem jeszcze jednego łosia w kraju. Przeży cie jednak związane ze strzeleniem tego pierwsze go było znacznie silniejsze i wywarło niewspółmier nie większe wrażenie. I choć przyznam się szczerze, że rad jestem z tego, że mam łosie na rozkładzie - na strzelanie trzeciego jakoś nie nachodzi mnie ochota. J. ANUSZ