Tygodnik Solidarność nr 5_2017

Transkrypt

Tygodnik Solidarność nr 5_2017
nr 5 (1467) 3 lutego 2017
Wstydliwa
tysol.pl
cena 4,90 zł (w tym 8% vat)
ISSN 0208-8045
indeks
379433
miłość
Polaków
Odszedł Obama, a Trumpa nie chcemy
Ryba w lesie
3
nr 5 | 3 lutego 2017
Naiwność blondynki
Ewa Zarzycka
pełniąca obowiązki
REDAKTOR NACZELNej
B
iałostocka zabawa Bartłomieja Misiewicza,
zainteresowany skromnie ograniczył się do tweenfant terrible Ministerstwa Obrony, przez
etu: „Proszę nie wierzyć w bzdury na mój temat.
kilka dni była ulubionym tematem interTo nagonka” – napisał zwięźle.
netowych portali i komentarzy. Nawet przedNie jestem wyznawczynią teorii spiskowych.
stawiciele PiS poczuli się w obowiązku zabrać
Wierzę za to w etos służby państwowej. Wysoki
głos. Joanna Lichocka skarciła
urzędnik na służbie RP winien być
Misiewicza jak starsza siojak
żona cezara, wolny od wszelWysoki urzędnik
stra, wyrażając jednakowoż
kich podejrzeń. Naiwność? Być
na służbie RP winien
nadzieję, że młody dojrzeje.
może. Miałam nadzieję, że dzielę
być jak żona cezara,
Rzeczniczka rządu też okazała
ją z tymi, którzy tworzą obecny
wolny od wszelkich
wyrozumiałość: – Cóż, młodość
rząd. Niewykluczone jednak, że oni
ma swoje prawa – rzekła. Sam
już z tego wyrośli. A ja wciąż nie.
podejrzeń.
NA DOBRY POCZĄTEK
Krysztopa
4
TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ
03.02.2017
5
WYDANIE Nr
W TYM TYGODNIU:
TEMAT TYGODNIA
ZWIĄZEK
Disco
polo
Cennik dopłat powinien być jawny Praca tymczasowa bezpieczniejsza Nie przewidziano pieniędzy na podwyżki Związek numer 1 na świecie 10
11
12
14
KRAJ
16
Wstydliwa miłość Polaków
19
Zaczęło się od „Czarownicy”
Ważny jest staż pracy Oddać Niemcom co niemieckie 26
49
Społeczeństwo
Cyfrowy los szczęścia 28
Historia
20
Robimy swoje
22
Disco polo zjada komercja
Krwawa plama na panterce 32
Zagranica
Odszedł Obama, a Trumpa nie chcemy 40
Kultura
Błazen i mędrzec Gra życia i fikcji 44
46
ŚWIAT WOKÓŁ NAS
Ryba w lesie 50
Zdrowie
Kiedy trzeszczą stawy 32
HISTORIA
Krwawa plama na panterce
45 lat temu w północnoirlandzkim
Derry doszło do jednego z najbardziej
hańbiących wydarzeń w historii brytyjskiej armii. Żołnierze 1 Batalionu Spadochronowego ostrzelali demonstrację miejscowych katolików.
54
FELIETONY:
PIETRZAK8
GIL9
Chodakiewicz30
GÓRSKI35
JANOWSKI43
Krysztopa61
POLECAMY:
Co w sieci piszczy
PORADY PRAWNE
5
58
Sport62
KRZYŻÓWKA65
5
nr 5 | 3 lutego 2017
Co w sieci piszczy
Kto będąc głodnym rzecznikiem MON
bez kompetencji, nie używał służbowego auta na bombach żeby zjeść
Maca, niech pierwszy kamieniem
rzuci!
Paweł Ka
Czytam w oświadczeniu ObywateliRP,
że cofnęliśmy się do najczarniejszych czasów Stanu Wojennego. Może
od razu do zaborów?
Weronika Zaguła
Paulina Młynarska napisała „list”
do Melanii Trump. Kocham feministki, które z góry wiedzą co czują inne
kobiety.
Beata Biel
Różnica pomiędzy Polską Komorowskiego a Polską Dudy jest taka,
że pierwsza żegnała z honorami Jaruzela, a druga żegna gen. Gryfa
Cezary Krysztopa
Jestem za tym, żeby myśliwych zostawiać w lesie naprzeciw stada głodnych
wilków. One nie mają broni, oni mogą
uciec. Równa walka, polowanie.
Bartosz Węglarczyk
Wedle marszałka zachcianki
Zawisły raz w Sejmie firanki
Wieść gminna niesie
Że Prezes był w stresie
Bo ścigały go wzrokiem fanki
PolitykaWlimerykach
Liczba urodzin w listopadzie 2015: 28k
[tysięcy] Liczba urodzin w listopadzie
2016: 33k +18,1%. Łohohoho:)
Rafał Hirsch
Śpij żołnierzu, a w tym grobie niech
się Polska przyśni Tobie- prezydent@
andrzejduda na pogrzebie Janusza
Brochwicz-Lewińskiego „Gryfa”
Karol Darmoros
Bierze Pan udział w proteście studentów. Jest Pan studentem? – No ja nie,
ale syn brata studiuje.
fraterpafnutz
99% studentów obecnie walczy
z sesją. 1% studentów studiujących
40 lat temu obecnie walczy z PiSem.
#ProtestStudentow
Agata 1
Sprawa Auchan pokazuje kogo najbardziej boli 500+ i gdzie wywołało
tsunami zmian i presję.
Mariusz Gierej
Nie publikują orzeczeń TK, przyjmują
budżet w podejrzanych okolicznościach i zmieniają regulamin Sejmu RP,
aby zamknąć posłom usta. #PiS
Grzegorz Gruchalski
Min. Macierewicz mówi o zakupie łodzi
podwodnych. Od 1936 roku w polskiej
Marynarce Wojennej obowiązuje termin „okręt podwodny”.
Leszek Miller
Masz rację@pomaska Za czasów@
Platforma_org policja nie publikowała
wizerunków protestujących górników…
od razu do nich strzelała…
Aramis
Brejking nius [żart. z ang.: pilna
wiadomość]:
Rosyjscy naukowcy odkryli, że aby
przenieść się w przyszłość, wystarczy
poczekać.
Przemysław Henzel
Skoro w Polsce można zorganizować
głodówkę, w czasie której przybiera
się na wadze, to co za problem zrobić
#ProtestStudentow bez studentów?
Agata 1
„Hitler został wybrany przez naród
i swój naród zniszczył”, mówi w wywiadzie dla El Pais Papież Franciszek
przestrzegając przed populistami.
Marcin Antosiewicz
W sieci wyszperał Maciek Chudkiewicz
Cytaty oryginalne z serwisu społecznościowego
Twitter. Moderacji podlegają jedynie przekleń-
Uważam, że Trump ustąpi ze stanowiska. Nie wytrzyma krytyki Cimoszewicza i Giertycha w TVN.
Mitsuro
stwa. W kwadratowym nawiasie wyjaśnienia
niektórych użytych pojęć.
Cytowane wypowiedzi nie muszą być zgodne
ze stanowiskiem redakcji. 6
TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ
KALEJDOSKOP
Honory dla
bohaterskiej Polki
Anna Wołowska, ratująca Żydów podczas II wojny światowej, została odznaczona przez
prezydenta Andrzeja Dudę
Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Odznaczenie wręczył podsekretarz
stanu w Kancelarii Prezydenta
RP Wojciech Kolarski.
Rocznica
powstania styczniowego
22 stycznia 1863 r. Manifestem
Tymczasowego Rządu Narodowego rozpoczęło się powstanie
styczniowe, największy w XIX w.
polski zryw narodowy. Pochłonęło ono kilkadziesiąt tysięcy ofiar
i w ogromnym stopniu wpłynęło
na dążenia niepodległościowe
następnych pokoleń.
Fot. T. Gutry
PRZEGLĄD SPRAW WAŻNYCH POD REDAKCJĄ Izabeli Kozłowskiej
Ż
adna z kontrolowanych przez Najwyższą Izbę
Kontroli miejscowości nie spełniała pięciu wymogów
określonych dla uzdrowisk. Sprawdzeniu poddano
11 miejscowości z 45, które posiadają status uzdrowiska.
Jak wskazują kontrolerzy, posiadanie statusu nie gwarantuje, że dany obszar spełniał i nadal spełnia wymogi
wyznaczone dla uzdrowiska. Dotyczy to również właściwości leczniczych klimatu lub wykorzystywania surowców naturalnych. „Brak odpowiedniej dbałości gmin
o stan środowiska naturalnego może prowadzić do utraty
statusu uzdrowiska, a w konsekwencji ograniczenia pacjentom dostępu do lecznictwa uzdrowiskowego. Należy
podjąć natychmiastowe działania, by uzdrowiska mogły
nadal utrzymać swój status. Tylko niektóre z nich mają
na to czas do końca 2021 r.” – podkreślono w komunikacie. NIK wskazuje, że żadna z kontrolowanych gmin nie
prowadziła ewidencji wydatków pokrywanych z opłaty
uzdrowiskowej, pomimo że gminy mogą pobierać tę opłatę wyłącznie w celu realizacji zadań związanych z zachowaniem funkcji leczniczych uzdrowisk. Tężnia w Konstancinie
Fot. M. Żegliński
Uzdrowić uzdrowiska
Willa Pałac w Szczawnicy
7
nr 5 | 3 lutego 2017
„Nie ma żadnego uzasadnienia, aby niepodległą
Rzeczpospolitą budować na aktywach PRL-u”.
Dr Jarosław Szarek,
prezes Instytutu Pamięci Narodowej,
styczeń 2017
Strategiczny partner
Wicepremier i minister rozwoju oraz
finansów Mateusz Morawiecki podpisał porozumienie z amerykańskim
koncernem General Electric. Głównym
celem współpracy ma być zbudowanie
trwałego i długofalowego partnerstwa
pomiędzy rządem polskim a General
Electric w obszarach zrównoważonej
energetyki i lotnictwa, a także wspieranie rozwoju polskiej gospodarki,
modernizację przemysłu, wdrażanie
innowacyjnych technologii i wspieranie polskiego rynku pracy. Resort
rozwoju wyjaśnił w komunikacie, że jeden z punktów porozumienia odnosi
się do zwiększenia udziału lokalnych
dostawców, w szczególności z sektora
małych i średnich firm (MŚP), w globalnym łańcuchu dostaw GE.
wald. Drugiej Polce nic się nie stało,
przebywa w bezpiecznym miejscu.
Organizowany jest jej powrót do kraju.
Kobiety na misję do Boliwii wyjechały
9 stycznia br. Przez pół roku miały
pomagać siostrom służebniczkom
dębickim w prowadzeniu ochronki dla
dzieci. Motywem zbrodni była najpewniej kradzież. Zatrzymano dwóch
mężczyzn podejrzanych o udział
w zbrodni. Helena Kmieć pochodziła
z Libiąża. Do Wolontariatu Misyjnego
Salvator wstąpiła na początku 2012 rok.
Posługiwała na placówkach w Rumunii,
na Węgrzech i w Zambii.
Zbiór już niezastrzeżony
Zabójstwo polskiej misjonarki
26-letnia Helena Kmieć z Wolontariatu
Misyjnego Salvator została zamordowana w miasteczku Pacata, w pobliżu
położonego w środkowej Boliwii Cochabamba. Świecka misjonarka została
ugodzona nożem. Zmarła w skutek
odniesionych obrażeń. W placówce
przebywała jej koleżanka Anita Szu-
Fot. T. Gutry
Bez audytu
Po wycofaniu się firm audytorskich,
mimo wcześniejszych zapewnień prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz
-Waltz, nie będzie trzeciego przetargu
na przeprowadzenie zewnętrznego
audytu w sprawie reprywatyzacji
w stolicy. Bartosz Milczarczyk, rzecznik prasowy Urzędu m.st. Warszawy,
wyjaśnia, że powodem jest brak odpowiedzi z rynku od firm audytorskich,
które chciałyby się tą tematyką zająć.
Instytut Pamięci Narodowej opublikował na swojej stronie internetowej
pierwszą część wykazu dokumentów
wyłączonych z tajnego zbioru w archiwum IPN. Wykaz obejmuje jednostki
archiwalne, które wyłączono w roku
2016 z magazynów, w których znajdował się dawny zbiór zastrzeżony.
Zawiera sygnatury jednostek archiwalnych oraz ich krótki opis wraz
z danymi osobowymi funkcjonariuszy
SB. Prof. Sławomir Cenckiewicz, szef
Centralnego Archiwum Wojskowego,
poinformował, że w związku z ujawnieniem zbioru zastrzeżonego doszło
do cyberataków na serwery IPN.
Zmiany w resorcie zdrowia
Premier Beata Szydło przyjęła dymisję dwóch wiceministrów zdrowia:
Jarosława Pinkasa i Piotra Warczyńskiego. Na stanowisko wiceministra 1
lutego powołana zostanie posłankaPiS Józefa Szczurek-Żelazko. Rzecznik rządu Rafał Bochenek wyjaśnił,
że Pinkas zostanie oddelegowany
do innych zadań, zaś Warczyński zrezygnował z powodów osobistych.
Miliony na odbudowę
Ponad 860 milionów złotych na przeciwdziałanie i usuwanie skutków
klęsk żywiołowych przekazało w 2016
roku Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. Środki pochodziły z rezerwy celowej budżetu
państwa. Wykorzystano je na odbudowę infrastruktury komunalnej.
Na ten cel przeznaczono 325,9 mln zł
dla 457 jednostek samorządu terytorialnego. W ramach tych środków
kontynuowano odbudowę zniszczonej
w wyniku wybuchu gazu szkoły w Kazimierzu Dolnym oraz przywrócono
do używalności drogę powiatową nr
1034 w okolicach Częstochowy. Innym
znacznym wydatkiem (312,9 mln zł)
był „Projekt ochrony przeciwpowodziowej w dorzeczu rzeki Odry”. Ponad 117,9 mln zł w 2016 roku zostało
przekazane również na budowę, modernizację lub odbudowę wałów przeciwpowodziowych i innych urządzeń
infrastruktury przeciwpowodziowej.
45,4 mln zł przeznaczono na zadania związane z przeciwdziałaniem
i usuwaniem skutków tzw. osuwisk
ziemi w 57 jednostkach samorządu
terytorialnego.
I.K.
8
TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ
FELIETON
Od Trumana
do Trumpa
A
merykański prezydent narobił
sobie wrogów w Polsce już
w pierwszym dniu urzędowania. Poseł Szczerba ogłosił, że „miejsce Trumpa jest
na śmietniku”. Wściekły Lis
uznał, że „DT napluł w twarz
byłym prezydentom”. Celebrytka Wielowieyska
też mu naurągała… Ci ludzie są oburzeni wyborem Amerykanów. Są to te same typki, które
nie akceptują wyboru Polaków sprzed roku.
Przypominają oni załogę kołchozu „Czerwona
Gwiazda”, piszącą list do Wuja Sama Trumana
(tak było napisane): „Proletariat naszego kołchozu, w imieniu całej postępowej ludzkości,
daje zdecydowany odpór amerykańskim imperialistom” itd. Zaśmiewaliśmy się z chłopakami
z tamtego listu, a działo się to w mojej wczesnej
młodości i wiedza geopolityczna w tym gronie
była niezbyt duża. Obowiązkowo przy artykułach
o USA umieszczano rysunek grubego kapitalisty w cylindrze, siedzącego okrakiem na bombie
atomowej, z wielkim cygarem w zębach. Wokoło
kłębili się zakuci w kajdany czarni niewolnicy.
Sowiecka propaganda była wyrazista do bólu,
ale na ulicach kapele śpiewały: „ciocia UNRRA
z wujem USem przyjechali trolejbusem … to jest
Ameryka, kochany kraj, na ziemi raj”. Wracając
do bieżących ciekawostek, zbieżność pewnych
wątków okołowyborczych w Polsce i USA jest
zaskakująca, choć istniejemy przecież w zupełnie innych rejonach czasoprzestrzeni. Prezydent Trump ubolewa nad „rzezią” swego kraju,
podobnie jak nasz rząd mówił o „Polsce w ruinie”.
Trump widzi upadek armii, a rząd Tuska rozgromił
polskie wojsko. Kolejna sensacja: wyszło na jaw,
że w poprzednich latach fałszowano nam PKB,
czyli główny wskaźnik stanu gospodarczego kraju.
Umieszczano w statystyce miliardy pochodzące
ze złodziejskich machinacji podatkowych. Radzimy
sprawdzić u siebie, prezydencie Trump, ponieważ
podobieństwo wielu sytuacji jest uderzające, łącznie ze zdziczeniem opozycji, która zwalcza nowego prezydenta, bo jest niepoprawny politycznie.
A przecież to jest jego wielki atut! RYSUJĘ, CO MYŚLĘ
Michalski
9
nr 5 | 3 lutego 2017
Nolens volens
Mieczysław Gil
Będzie ostro
P
omysł ograniczenia liczby kadencji wójtów, burmistrzów i prezydentów miast ożywa co jakiś czas.
Podczas ostatniej kampanii wyborczej do parlamentu niemal wszystkie partie polityczne deklarowały
konieczność ograniczenia mandatu wybieranych w bezpośrednich wyborach włodarzy gmin i miast do dwóch
kadencji, niektórzy z ewentualnym ich wydłużeniem
z czterech do pięciu lat. Gdy jednak z tą propozycją
wystąpił ostatnio Jarosław Kaczyński – temperatura
dyskursu politycznego znów gwałtownie wzrosła. J. Kaczyński zadeklarował: „Proponujemy dwukadencyjność
od teraz. Nie mam wątpliwości, że ta ustawa zostanie
zaskarżona. A czy Trybunał uzna, że jest to działanie
prawa wstecz i po prostu uchyli te przepisy, czyli zaczną
one obowiązywać dopiero za osiem lat (…), tego nie wiem
i nie jestem w stanie przewidzieć”.
Najostrzej, co było do przewidzenia, zareagowali
sami zainteresowani, bo w wielu przypadkach wielokadencyjność terenowej władzy wykonawczej jest faktem.
Sam znam przynajmniej paru wójtów, sprawujących
urząd „od zawsze”, bo wcześniej byli naczelnikami gmin.
W 2002 r. na mocy nowej ustawy o bezpośrednim wyborze wójtów, burmistrzów i prezydentów miast niejednokrotnie stanowiska te obejmowali doświadczeni
w zarządzaniu lokalnymi strukturami władzy przed-
stawiciele poprzedniego systemu lub osoby wybrane już
po 1990 r. spośród przedstawicieli rady gminy. Prasa
przytacza słowa wójta – rekordzisty, który na stanowisku pozostaje od dwudziestu pięciu lat. Ostro krytykuje
ograniczenie kadencyjności. Twierdzi, że dziesięć lat
lat to zbyt krótko, by sprawdzić się w zarządzaniu małą
gminą. Mówi, że pierwsza kadencja to zapoznawanie się
ze specyfiką gminy, a w następnej nie da się zrealizować
działań prorozwojowych. Myślę, że nawet w najbardziej
odległych zakątkach kraju bez trudu znajdą się ludzie,
którzy w lot pojmą swoje powinności i nie będą potrzebowali na to całej kadencji. Z pożytkiem dla lokalnej
społeczności.
Warto pamiętać, że mowa jest o ograniczeniu kadencji włodarzy gmin i miast, a więc władzy wykonawczej.
Nie radnych – i tu pada odpowiedź na pytanie, dlaczego
podobnym rygorom nie poddaje się posłów i senatorów.
Sprawa wprowadzenia dwukadencyjności prezydentów
miast, burmistrzów i wójtów wydaje się być przesądzona. Czy rozbije to scementowany układ lokalnej władzy
– czas pokaże. W jakimś stopniu na pewno tak. Najważniejszym wyzwaniem jest, od kiedy będzie liczyło się
ograniczenie kadencji. Od teraz, jak proponuje PiS, czy
od nowych wyborów samorządowych w 2018 r. Czeka nas
ostra batalia, bo stawka jest olbrzymia. Dla wszystkich.
10
TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ
Związek
Praca tymczasowa
BEZPIECZNIEJSZA
Rząd przyjął projekt ustawy zmieniającej zasady zatrudniania pracowników przez agencje
pracy tymczasowej. Mamy ich ponad 6 tys., zatrudniają ok. 800 tys. ludzi. Wielu otrzymuje
zaniżone wynagrodzenie, jest zwalnianych niemal z dnia na dzień. Teraz pojawiła się
szansa na zmiany, w dużej mierze za sprawą Solidarności.
Anna Grabowska 11
nr 5 | 3 lutego 2017
Fot. M. Żegliński
B
ez wątpienia zatrudnienie
tymczasowe jest w Polsce
nadużywane. Pracodawcy
pozbywają się pracowników lub
od razu szukają ich przez agencje,
żeby obniżyć koszty działalności,
uwolnić się od zobowiązań socjalnych. W efekcie ludzie latami pracują tymczasowo, z tygodniowym
okresem wypowiedzenia. Są przerzucani z jednej agencji do drugiej, choć ciągle wykonują tę samą
pracę. To sposób na omijanie prawa,
pozwalający zatrudniać pracownika tymczasowego maksymalnie
18 miesięcy w ciągu kolejnych
36. Po zmianie ustawy nie będzie
to możliwe – nie będzie można
przekroczyć tych terminów, niezależnie od liczby umów i agencji.
Szczególnie znaczenie miało przedłużenie do dnia porodu
zatrudnienia przez APT kobiet
w ciąży. Wielokrotnie dyskutowano
o tym w RDS. Pracodawcy oponowali, podkreślając, że będą ponosić
koszty zatrudnienia, mimo że faktycznie z pracy kobiety, np. przybywającej na zwolnieniu lekarskim,
nie będą korzystać. Jednak w myśl
przyjętego przez rząd projektu
kobiety w ciąży zyskują finansowe
bezpieczeństwo.
Dla porządkowania rynku pracy
ważne będą też statystyki prowadzone przez pracodawcę użytkownika o liczbie zatrudnionych
na umowę o pracę i pracujących
w ramach umów cywilnoprawnych.
Nie tylko ułatwi to kontrole Inspekcji Pracy, ale pokaże agencje
stosujące zaniżone standardy.
Bo w Polsce działają też APT,
które o standardy dbają i które
proponowały np. wprowadzenie
gwarancji finansowych, jakie agencje miałyby składać, rozpoczynając
działalność na zabezpieczenie roszczeń pracowników.
Nigdy jednak praca tymczasowa nie zapewni stabilizacji, jaką
daje etat. Nigdy nie będzie zachęcać np. młodych ludzi do porzucenia myśli o emigracji, zakładania
rodziny, inwestowania w mieszkanie. Dlatego powinna być incydentalna, może dodatkowa, a nie
obejmująca setki tysięcy osób,
co czyni Polskę liderem zatrudnienia tymczasowego w UE. To nasz sukces
Zmiany w przepisach o zatrudnieniu tymczasowym to efekt wieloletniej walki
Solidarności z patologiami w tym segmencie rynku. Ponad 5 lat temu przedstawiliśmy projekt przepisów w tej sprawie i cały czas zabiegaliśmy w rządzie
o pochylenie się nad problemem tysięcy polskich pracowników. Dziś zbieramy to,
co zasialiśmy wcześniej. Cieszymy się, że rząd przyjął zgłaszane przez Solidarność
propozycje zabezpieczenia finansowego pracujących tymczasowo kobiet w ciąży,
Fot. T. Gutry
rozwiązania dotyczące uczciwych zasad wynagradzania pracowników tymczasowych, możliwości ich bezpośredniego kontaktu z agencją. Szczególnie satysfakcjonuje nas realizacja postulatu Solidarności o uniemożliwieniu zatrudniania
pracowników przez różne agencje u tych samych pracodawców użytkowników.
Henryk Nakonieczny,
członek prezydium
Mamy nadzieję, że Sejm przyjmie te przepisy, tak przecież istotne dla porządko-
KK NSZZ Solidarność
wania polskiego rynku pracy.
12
ZWIĄZEK
TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ
Cennik dopłat
powinien być
jawny
Powinny być jasne i publicznie
dostępne zasady, według których
pacjent, którzy chce mieć np. lepszą
soczewkę, protezę biodra albo
bardziej bezpieczne znieczulenie,
miałby do tego dopłacać z własnej
kieszeni. Takie rozwiązania
są nieuniknione, ale muszą być
klarowne – mówili związkowcy
i pracodawcy na posiedzeniu Zespołu
ds. usług publicznych RDS.
Propozycje współfinansowania wyrobów
i środków medycznych przez pacjentów zawiera poselski projekt ustawy
w tej sprawie. Chodzi o wyroby wyższej
jakości, których NFZ nie sfinansuje,
a pacjent chciałby z nich skorzystać.
W projekcie przewiduje się, że mógłby
za taki wyrób dopłacić różnicę między
cenę tego, co oferuje NFZ, a wyrobem
z wyższej półki.
Obecnie często dzieje się
tak, że pacjent wpłaca pieniądze
na przyszpitalną fundację i w zamian ten wyrób dostaje. To jest mało
transparentne. Dlatego wskazane
byłoby opracowanie jasnych zasad
dopłat i podanie ich do publicznej
wiadomości. Wówczas każdy pacjent
wiedziałby, że np. przy operacji zaćmy
nie musi korzystać z gorszej jakości soczewki wskazanej przez NFZ, ale może
dopłacić do lepszej, według oficjalnego cennika. Podobnie byłoby np. przy
znieczuleniu.
Przedstawiciele NSZZ Solidarność,
podobnie jak inni partnerzy społeczni,
zaznaczyli, że dyskusji na temat współfinansowania korzystania z wyrobów
medycznych i środków leczniczych
wyższej jakości nie da się uniknąć.
Trzeba jednak rozpocząć od ustalenia definicji świadczeń rzeczowych,
do których należą także leki. Należy
więc jasno określić, co pacjentowi
będzie się należało i jaki miałby być
poziom dofinansowania. Zaznaczyli
też, że powinno być to wprost zapisane
w ustawie.
Innym tematem poruszonym
na posiedzeniu Zespołu ds. usług
publicznych RDS, także dotyczącym
ochrony zdrowia, był projekt o usługach podstawowej opieki zdrowotnej,
który do 1 lutego jest w trakcie konsultacji społecznych.
Jak wyjaśniali przedstawiciele resortu zdrowia, jego głównym celem jest
wprowadzenie opieki skoordynowanej
nad pacjentem, także w ramach POZ.
Dziś są takie placówki opieki podstawowej, do których przynależność
Nie przewidziano
pieniędzy na podwyżki
Na razie nie wiadomo, czy i ile pieniędzy zabraknie w służbie zdrowia
w związku z podwyżką płacy minimalnej do 2 tys. zł oraz stawką 13 zł
– mówiła Katarzyna Głowala, podsekretarz stanu w Ministerstwie
Zdrowia na posiedzeniu zespołu doraźnego RDS ds. zamówień
publicznych.
zadeklarowało np. 30 tys. pacjentów.
W takich okolicznościach nie sposób
zająć się właściwie pacjentami, którzy
ciągle trafiają do innego, przypadkowego lekarza. Ale gdzie indziej jest
tak, że działa jednoosobowa praktyka
lekarska, pielęgniarska czy położnicza. Wymaga to lepszej koordynacji,
co będzie, zdaniem resortu, sprzyjało
ciągłości opieki, jej kompleksowości
i funkcjonalności wszystkich podmiotów działających w POZ. Konieczna
będzie współpraca między lekarzami,
wskazane tworzenie wspólnych list
pacjentów.
Co do finansowania opieki, to dziś,
jak wyjaśnili przedstawiciele MZ,
stawka za pacjenta zależy od wieku,
płci, zdiagnozowanych chorób. Według
założeń zmian zostanie to uzupełnione o tzw. wydatki zadaniowe, związane np. z edukacją czy profilaktyką.
Tu istotna będzie współpraca nie tylko
lekarza z pielęgniarką, ale również
z innymi zawodami medycznymi, jak
np. rehabilitant dietetyk czy psycholog.
Dążeniem MZ jest też to, by doprowadzić do sytuacji, w której ok. 80 proc.
usług leczniczych byłoby realizowane
w ramach podstawowej opieki zdrowotnej. Jak mówili przedstawiciele resortu, nie powinno być tak, że z bólem
kolana od razu idziemy do chirurga czy
ortopedy, a gdy boli gardło lub ucho –
do laryngologa. W ogromnej większości
przypadków nie ma takiej potrzeby,
bo decyzję o sposobie leczenia z powodzeniem może podjąć lekarz POZ. Przedstawiciele resortu zdrowia nie mieli odpo-
wiedzi na pytania związków, pracodawców oraz samorządowców: ile pieniędzy
będzie potrzeba i czy nie powstanie
konieczność zwalniania pracowników. Zapewniali jedynie, że analizują
sytuację, a minister zrobi wszystko, aby
zadłużenie szpitali i firm z nimi współpracujących nie rosło w związku z podwyższoną ustawowo płacą minimalną
oraz płacą godzinową.
13
nr 5 | 3 lutego 2017
Jak wyjaśniał Dariusz Jarnutowski,
dyrektor Departamentu Ekonomiczno-Finansowego NFZ, budżet funduszu
był tworzony w połowie 2016 r. i stanowi element
budżetu
państwa. Nie
można go więc
było zmienić,
gdy pewne stało
się, że zostanie
podwyższone
wynagrodzenie minimalne
i wprowadzona minimalna stawka
godzinowa.
Dziś stawką 13 za godzinę objęci są nie tylko pracownicy szpitali
zatrudnieni np. na zleceniach czy
kontraktach, ale także pracownicy
firm zewnętrznych świadczących
usługi na rzecz placówek medycznych,
np. sprzątania, prania, wyżywienia,
dostawy. Wzrost do 2 tys. zł brutto płacy minimalnej jest zaś istotny przede
wszystkim w mniejszych ośrodkach,
na tzw. prowincji, gdzie wcześniej te
wynagrodzenia nawet w wypadku personelu medycznego bywały niższe.
Przedstawiciele pracodawców
w zespole RDS oraz samorządowcy
nie kwestionowali zasadności podwyżek. Wskazywali jedynie na brak
zabezpieczenia finansowanego na ten
cel w podmiotach publicznych, w tym
w placówkach ochrony zdrowia.
Jak mówili przedstawiciele Związku
Powiatów Polskich, „od samego analizowania przez ministerstwo problemu
pieniędzy nie przybędzie, a przepisy
dotyczące minimalnego wynagrodzenia
w powiązaniu z zasadami kontraktowania dostaw towarów i usług powodują,
że jednostki samorządu terytorialnego
muszą na początek sfinansować wzrost
płac”.
Marek Mazur ze Związku Województw RP, przewodniczący sejmiku
województwa łódzkiego, wyjaśniał,
że jeśli samorządy nie będą miały
pieniędzy, to będą musiały się zadłużać
w bankach albo u przedsiębiorców. Dziś
wiadomo, że w szpitalach średnio bra-
li, że nie będę w stanie w nieskończoność kredytować klienta. Dziś zadłużenie szpitali wobec dostawców wynosi
średnio co najmniej 20 procent wartości dostaw. Sugerowali,
że za 3-4 miesiące dostawy
mogą po prostu zostać
wstrzymane. Z informacji
przedsiębiorców wynika,
że wzrost kosztów pracy,
tylko z powodu oskładkowania zleceń, wynosi
ok. 30-40 proc.
Jak zaznaczyła wiceminister Głowala, dotychczas
żaden podmiot leczniczy
podległy ministerstwu
nie zgłosił, że brakuje mu
środków w związku z podwyższeniem
wynagrodzenia minimalnego.
Tyle tylko, że pierwsze wypłaty
będą dopiero w końcu stycznia, na początku lutego. Szpitale mogą na razie
wypłacać pieniądze, ale szybko okaże
się, że zabraknie ich na podstawową
działalność leczniczą.
Jak zauważyły związki
i pracodawcy, koszt
pracy ciągle bowiem
nie jest wyłączony
z kosztu procedur
medycznych. To stanowi całość. Tymczasem koszty pracy
w służbie zdrowia
wahają się w granicach 40-60 proc.
Dyrektor z NFZ
wyjaśnił, że mniej
więcej w połowie
roku może zostać
dokonana korekta budżetu NFZ.
Dodał, że Fundusz
nie ma obowiązku
szacować skutków wzrostu wynagrodzeń. Gromadzeniem danych o kosztach
opieki zdrowotnej zajmuje się bowiem
Agencja Oceny Technologii Medycznych
i Taryfikacji. Szpitale mogą na razie
wypłacać pieniądze, ale
szybko okaże się, że zabraknie ich na podstawową działalność leczniczą
kuje 30-50 proc. środków. – Nie mogę
dać dyrektorom samorządowych szpitali poczucia bezpieczeństwa, że pieniądze na wymaganą prawem podwyżkę
wynagrodzeń będą. A samorządy nie
będą w stanie udźwignąć tego ciężaru
– argumentował.
Andrzej
Morawski,
dyrektor Biura
Związku Miast
Polskich, mówił,
że samorządy
dziś muszą gospodarować, nie
mając pieniędzy,
co czyni je najbardziej specyficznym gospodarzem w skali
świata. – Jeśli
spadną na nie
milionowe długi
służby zdrowia,
to drastycznie
spadną możliwości inwestycyjne samorządów, na których potrzebę
wskazuje wicepremier Morawiecki
– podsumował.
Odnosząc się do zadłużania wobec
firm współpracujących ze szpitalami,
przedstawiciele przedsiębiorców mówi-
Przedstawiciele pracodawców
w zespole
RDS oraz samorządowcy nie kwestionowali
zasadności
podwyżek.
Kolumny redaguje Anna Grabowska 14
ZWIĄZEK
TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ
Związek nr 1 na świecie
Magazyn Amazona
w Hiszpanii
Solidarność jako pierwszy związek zawodowy w historii podpisał porozumienie
z handlowym gigantem Amazon. Udało się to po niemal dwóch latach od powstania
„S” w polskich oddziałach firmy.
Maciek Chudkiewicz P
orozumienie o współpracy
między przedstawicielami
pracodawcy a Komisją Zakładową NSZZ „S” podpisano po kilku
miesiącach intensywnej kampanii
organizowania pracowników zatrudnionych w polskich magazynach
Amazon Fulfillment Poland. Solidarność to pierwszy na świecie związek,
któremu udało się podpisać taki
dokument z największą handlową
firmą świata.
Intensywna praca związkowa
We wrześniu 2016 r. rozpoczęła się
globalna akcja organizowania pracowników Amazona. W tym czasie organizacja związkowa „S” w ich polskich oddziałach liczyła ok 130 osób. Działano
bardzo intensywnie. W ciągu czterech
miesięcy udało się zwiększyć liczbę
członków związku do ok. 300. Oprócz
tego wywalczono wzrost wynagrodzenia dla szeregowych pracowników
do 15 zł za godzinę brutto, a dla szefów
zespołów do 20 zł. Osoby pracujące
ponad rok otrzymały dodatek stażowy.
Rozpoczęto też zmiany, które mają doprowadzić do poprawy warunków BHP.
Do podpisania porozumienia
przyczyniła się nie tylko kampania,
czyli ulotki, spotkania czy pikiety, ale
przede wszystkim realne wzmocnienie
organizacji: liczebność związku zwiększyła się o ponad drugie tyle.
– Spotkania z zarządem Amazon
Poland poprzedzające zawarcie
15
nr 5 | 3 lutego 2017
Fot. Álvaro Ibáñez
porozumienia trwały od ponad roku.
W początkowej fazie wydawało się
nam, że nie dojdzie do podpisania tego
dokumentu, ponieważ nie mogliśmy
pozwolić sobie na ustępstwa w bardzo
istotnych dla nas sprawach dotyczących kontaktów z pracownikami.
To była bardzo trudna i żmudna praca,
bo każdy najmniejszy kompromis
musiał być konsultowany ze ścisłym
zarządem Amazon przebywającym
przecież na stałe w Luksemburgu i Seattle. Naszym zdaniem jest to przełomowy moment w działalności związku,
da nam większą swobodę działania –
zwraca uwagę Grzegorz Cisoń, szef „S”
w Amazonie.
Trudne początki
Organizacja związkowa NSZZ „S”
powstała w Amazonie w styczniu
2015 r. w podwrocławskich Bielanach,
ale zapisać się do niego mogli i mogą
wszyscy pracownicy Amazona w Polsce. Za pierwszy cel stawiano rozmowy
dotyczące wynagrodzeń i świadczeń
socjalnych. Związek zaznaczał wtedy
w komunikacie, że chce rozmawiać
i prowadzić rzeczowy dialog, a dopiero
w ostateczności sięgał będzie po inne
narzędzia. Zaoferował także pracownikom wsparcie w zakresie prawa pracy.
Na początku wszystko miało być
dobrze: – Amazon nie ma nic przeciwko temu, ceni prawa pracownicze
i liczy na współpracę związkowców
– komentowała powstanie związku
Marzena Więckowska, rzeczniczka
prasowa polskiego Amazona.
Od momentu powstania „S”
w Amazonie związek nie zasypiał
gruszek w popiele. Spraw do uregulowania było dużo. Początkowo jednak
pracodawca podchodził do organizacji
nieufnie. Jedno ze spotkań odbyło się
w październiku 2015 r. Mimo próśb
ze strony „S” nie doszło do niego ani
w siedzibie firmy, ani Zarządu Regionu Dolnośląskiego „S”. Związek chciał
przede wszystkim omówić ważne dla
swojego rozwoju i dla bezpieczeństwa
pracowników kwestie: brak kontaktu
i odpowiedzi pracodawcy na związkowe pisma, różnice w wynagradzaniu
pracowników czy prowadzenie działalności związkowej na terenie firmy.
Amazon w Polsce
Amazon.com to największy na świecie sklep internetowy. Spółka powstała w 1994 r.
w Seattle w USA, zajmując się najpierw sprzedażą przez internet samych książek.
Polskie centra dystrybucyjne powstały na przełomie października i listopada
2014 roku. Dwa znajdują się w podwrocławskich Bielanach, a jedno w Sadach koło
Poznania. Amazon zasłynął z innowacyjnych rozwiązań, ale również specyficznego
traktowania pracowników. Obawiano się, jak będzie wyglądała praca Polaków.
Kontrowersje budziła kwestia zarobków. Na samym początku stawka godzina
na podstawowych stanowiskach wynosiła jedynie 12,5 zł brutto (na rękę to zaledwie 9,3 zł) na Dolnym Śląsku i 13 zł brutto (9,7 zł na rękę) pod Poznaniem. W Lipsku
(Niemcy) za taką samą pracę jak Polacy pracownicy zarabiali nawet 9,5 euro za godzinę (ok 40 zł).
System pracy w Amazonie jest tak zorganizowany, że pracownicy pracują 4 dni w tygodniu po 10 godzin.
Związek czuł, że nie jest traktowany po partnersku, że jest lekceważony
i zbywany. Porównywano go do zespołu piłki nożnej, który powołał Amazon.
Dialog był pozorowany, a propozycje
Amazona nie zawsze były nawet zgodne z prawem.
Jednak „S” dalej działała aktywnie.
Wspierani przez organizatorów związkowych związkowcy m.in. zbierali
podpisy pod obywatelskim projektem
ustawy ograniczającej handel w niedziele. Spotkało się to z bardzo dużym
zainteresowaniem załogi Amazona.
Zbierano także podpisy poparcia dla
związkowych postulatów. Chodziło
o to, by pracodawca zwiększył odpis
na Zakładowy Fundusz Świadczeń
Socjalnych i wprowadził dodatek
stażowy.
W końcu jak partnerzy
Podpisana 5 stycznia umowa gwarantuje przede wszystkim współpracę
między „S” a Amazonem na partnerskich warunkach. Związek ma dostęp
do pomieszczenia, które jest niezbędne dla dalszej działalności. Będzie
wyposażone w sprzęt poligraficzny. „S”
będzie miała także tablice informacyjne i telefony komórkowe. Ustalono
także kwestie rozmów przedstawicieli
„S” na terenie zakładu pracy z niezrzeszonymi pracownikami oraz cykliczne
spotkania „S” z pracodawcą.
– Wiemy, jak dużo pracy nas
czeka w najbliższym czasie. Nasza
organizacja chce wychodzić naprzeciw nowym technologiom i korzystać z niekonwencjonalnych działań.
Musimy przygotować się na szybko
postępujący efekt cyfryzacji. Chcemy, aby pracownicy Amazon Poland
czuli się bezpiecznie i komfortowo
w miejscu pracy, by ich wynagrodzenia
w jak najszybszym tempie zbliżały się
do tych z Europy Zachodniej. Podpisane porozumienie otwiera przed nami
drzwi, do których nasza organizacja
jako pierwsza na świecie znalazła właściwy klucz – dodaje Cisoń. 16
Disco polo
TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ
Temat Tygodnia
Wstydliwa
miłość
Polaków
nr 5 | 3 lutego 2017
D
17
Miłość do disco polo wielu Polaków wciąż
ukrywa, jak pozamałżeńskie dziecko. Profesor
będzie się zarzekał, że słucha go tylko w celach
badawczych. A gdy się spyta szanowanego
dziennikarza, dlaczego poszedł na imprezę
disco polo, powie, że chciał się przekonać, jak
tam jest. Często przekonuje się co tydzień.
Andrzej Berezowski, współpraca Maria Berezowska-Mazur Fot. M. Żegliński
r Michał Lutostański, socjolog
z Uniwersytetu
SWPS, mówi, że
disco polo nadal
pozostaje tematem tabu. Lecz
gdy na imprezie znajdzie się ktoś
odważny, kto taką muzykę włączy,
wtedy wszyscy, może prawie wszyscy,
zaczynają tańczyć. I śpiewać z wykonawcą, chociaż oficjalnie nikt tych
przebojów nie zna.
Kongresowa wytrzyma
Od narodzin disco polo cieszyło
się w mediach złą sławą. – Ta sala
wytrzymała przemówienie Leonida Breżniewa, wytrzyma więc też
przebój zespołu Fanatic „Czarownica” – złośliwie zapowiadał występ
Janusz Weiss podczas pierwszej
gali disco polo w Sali Kongresowej
w Warszawie.
„Shazza, Shazza, Shazza, ktoś
mi ciebie kochać kazał” – naigrawał się w 1996 roku Big Cyc. Jeszcze w 2008 roku jeden z artykułów
w „Newsweeku” zatytułowany został
„Wirus polo wraca”. – Transformacja
uwypukliła różnicę między gustami mas i gustami elitarnymi. Elity
w polskim przypadku równoznaczne
były z inteligencją, która disco polo
odrzucała, ba, potępiała w czambuł.
W latach 90. drwiło się z dyskomułów. Przynajmniej w mojej warszawskiej szkole. Mokasyny, białe skarpetki, kozaki, żel we włosach – to były
znaki rozpoznawcze dyskomułów.
Ale później kozaczki przejęła Doda,
tandeciarstwo zawłaszczył Michał
Wiśniewski, mokasyny zwyczajnie
wyszły z mody – mówi „TS” dr Włodzimierz Pessel z Instytutu Kultury
Polskiej UW. – Ta pogarda mediów
i mieszczuchów nie przeszkadzała artystom disco polo sprzedawać
najwięcej w Polsce kaset, a później
płyt kompaktowych. Shazza sprzedała oficjalnie ponad 500 tys.
18
Disco polo
TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ
płyt. Większość gwiazd rockowych
i popowych w Polsce mogła – i może
– o tym tylko pomarzyć. Disco polo
królowało też na wielu imprezach
organizowanych przez korporacje.
Białe kołnierzyki tańczyły w rytm
disco polo pod warunkiem, że nikt
oprócz obecnych na imprezie się
o tym nie dowiadywał.
Ole Olek
Rozpoznawalność disco polo w latach 90. postanowili zdyskontować
politycy. Sztab wyborczy Aleksandra
Kwaśniewskiego zamówił u zespołu
Top One utwór promujący kampanię.
Muzycy wywiązali się ze zlecenia.
Do dziś w internecie można zobaczyć
byłego prezydenta
pląsającego na wiejskiej potańcówce.
Nie wiadomo, na ile
muzyka pomogła w zwycięstwie
Kwaśniewskiego
nad Lechem Wałęsą.
Zdaniem analityków
ze sztabu dzięki
piosence uzyskano
9 punktów procentowych. Członkowie
zespołu Top One
twierdzili, że utwór
„Ole Olek” nagrali dla pieniędzy,
z których zresztą
sztab Kwaśniewskiego nie do końca
potrafił się rozliczyć.
Z usług kapel disco polo skorzystał także Waldemar Pawlak, dla
którego Bayer Full napisał piosenkę
„Prezydent”.
staje się prowincjonalnym folklorem” – pisał. – Istotnie na przełomie
wieków muzyka ta przeżywała swój
największy kryzys. Przestała być
obecna w mediach, czego symbolem
było zdjęcie z anteny Polsatu programu „Disco Relax”. Wiele zespołów zawiesiło działalność. Kryzys
przetrwały tylko te najpopularniejsze – mówi „TS” Milan Budziński,
autor książki „Disco-polo. Leksykon
muzyki”.
Robert Lewandowski śpiewa
„Oczy zielone”
Z medialnego niebytu wydobyły nurt
disco polo media społecznościowe,
w których teledysk
mógł umieścić każdy. I raptem okazało
się, że teledysk śpiewającej pop Margaret ma 670 000
odsłon, podczas gdy
tylko jedną wersję
teledysku Weekendu „Ona tańczy
dla mnie” oglądano
101 940 286 razy.
Nastała druga era
disco polo. Internauci mogli również zobaczyć, jak
reprezentacja Polski
w piłce nożnej
po awansie do mistrzostw Europy,
dyrygowana przez Kamila Grosickiego, śpiewa i tańczy w szatni „Przez
twe oczy zielone” zespołu Akcent.
– To nagranie, a także udział muzyków w programie Kuby Wojewódzkiego, pokazały, że słuchanie disco
polo przestaje być synonimem obciachu. Skoro piłkarze bawią się przy tej
muzyce, to ja też mogę – mówi „TS”
dr Michał Lutostański.
Wysoką oglądalność teledysków
w portalach społecznościowych dostrzegli spece od ramówek telewizyjnych. W pogoni za zwiększeniem
Disco
Polo niekoniecznie
wkroczyło
na salony,
ale jego słuchanie nie
jest już niczym wstydliwym.
Zejście do podziemi
W roku 1997 Robert Leszczyński
na łamach „Gazety Wyborczej” zastanawiał się, czy nadszedł pogrzeb
disco polo. Sprzedaż kaset i płyt zaczęła gwałtownie spadać. „Disco polo
przegrywa z muzyką pop i na powrót
oglądalności postanowili zaprosić
gwiazdy tej muzyki do swych programów. Zespoły disco polo były
główną atrakcją koncertów sylwestrowych transmitowanych przez
Telewizję Polską i Polsat.
Czy to oznacza, że disco polo
wkracza na salony? Niekoniecznie.
– Wciąż głupio byłoby profesorowi, gdyby przyznał się, że słucha
disco polo. Nie imponuje się też
dziewczynie na pierwszej randce
znajomością zespołów tego gatunku.
Muzyka ta niekoniecznie wkroczyła
na salony, ale jej słuchanie nie jest
już niczym wstydliwym – uważa
Michał Lutostański.
Socjolog badał słuchalność tej
muzyki przez osoby w wieku 15-35
lat. Okazało się, że mało osób przyznaje się, że słucha jej regularnie,
za to bardzo dużo, że zdarza się im
jej słuchać. – To może oznaczać, że
młodzież uważa, że nie wypada słuchać jej na co dzień, ale nic nie stoi
na przeszkodzie, aby bawić się przy
niej w weekend – uważa badacz. Poza
tym ci, którzy uważają słuchanie
disco polo za obciach, zawsze mogą
powiedzieć, że poszli na imprezę
taneczną z ciekawości.
Legalne disco polo
Muzyka disco polo wyszła z podziemia. Zaczęła uchodzić za muzykę
legalną. Taką, do której słuchania
można się przyznać. Dlaczego?
– O ile wiek XX należał do systemu kultury masowej, o tyle wiek XXI
należy do systemu kultury popularnej. W kulturze popularnej zatarła
się granica między gustami. Każdy
może skubnąć właściwie z każdego
repertuaru, od Bacha po Boysów.
Właśnie w zjawisku kultury popularnej osadza się druga fala disco polo
– tłumaczy dr Włodzimierz Pessel.
Normy kulturowe dopuszczają obecnie, aby rozpocząć wieczór od wizyty
w operze, a zakończyć na imprezie
disco polo. 19
nr 5 | 3 lutego 2017
Zaczęło się
od „Czarownicy”
Pierwsze kasety Boysów, Akcentu czy Bayer Full
sprzedawane były prosto z łóżek polowych budzącej się
polskiej przedsiębiorczości, ale grunt pod nowy rodzaj
muzyki został zasiany znacznie wcześniej. Od początku
teksty były przaśne i dotyczyły spraw damsko-męskich.
Andrzej Berezowski, współpraca Maria Berezowska-Mazur M
niej więcej do połowy XX wieku w Polsce prowincjonalnej
bardzo silną rolę odgrywały
wspólnoty lokalne skupione np. wokół
parafii. – Podstawową formą ekspresji lokalnej wspólnoty była kultura
tradycyjna, która tworzyła pamięć
wspólnoty – mówi „TS” dr Marcin
Niemojewski z Katedry Studiów Interkulturowych Europy Środkowo-Wschodniej UW.
W bajkach, opowiadaniach
i piosenkach przekazywano pamięć
o powstaniach narodowych, wydarzeniach z życia wspólnot, a także o tym,
jak postępować podczas wykonywania obrzędów.
Ale pod koniec drugiej wojny
światowej wspólnoty lokalne zaczęły
się rozpadać. W wyniku przesiedleń
do Wrocławia trafili Polacy z Kresów
Wschodnich, Polacy zasiedlili też
po części rejony Pomorza Zachodniego oraz Warmii i Mazur. Później część
mieszkańców wsi za chlebem przeniosła się do miast. W miejsce kultury
tradycyjnej weszła kultura popularna,
której najnowszą postacią jest disco
polo. Nie wypełniła jej funkcji, ale ją
zastąpiła. O ile kultura tradycyjna
miała nie tylko bawić, ale również
uczyć, o tyle disco polo ma wyłącznie
bawić.
Narodziny
– Umownym początkiem polskiego
disco polo była Gala Piosenki Biesiadnej w Sali Kongresowej w Warszawie w 1992 roku, zorganizowana
po wielkim sukcesie przeboju „Mydełko Fa” – mówi „TS” dr Włodzimierz
Pessel z Instytutu Kultury Polskiej
UW. Milan Budziński, autor książki „Disco-polo. Leksykon muzyki”,
wskazuje w rozmowie z „TS”, że najważniejszym momentem rodzącego
się nowego nurtu muzycznego było
założenie w podwarszawskich Regułach, na terenie szklarni, wytwórni
„Blue Star”, która zajęła się produkcją
kaset disco polo. Pierwszą wydaną
kasetą było „Wszystko się zmienia”
zespołu Fanatic, która zawierała hit
„Czarownica”. Większość grup, która
nagrywała dla wytwórni, wcześniej
grała na weselach.
– To była całkowita partyzantka.
Cały interes polegał na tym, by jak
najwięcej kopii sprzedać w pierwszych trzech dniach po premierze.
Trzy dni – tyle było trzeba, by bazary
zalała fala kopii pirackich. Dziesiątki
setek magnetofonów w całej Polsce
przejmowało premierowe nagranie
i kopiowało, kopiowało, kopiowało...
Czasem i tych trzech dni nie starczało. Kiedyś materiał zespołu Top One,
który miał premierę wyznaczoną
na poniedziałek, pojawił się na bazarach w całym kraju już w piątek. Ktoś
musiał zdobyć i wynieść z firmy jedną
z taśm – wspomina założyciel wytwórni Sławomir Skręta. W kolejnych
latach muzyka disco polo stała się
trzecią, po popie i rocku, najchętniej
słuchaną muzyką. W latach 90. grano
ją przede wszystkim na terenach
wiejskich. – Geografia popularności
disco polo była do uchwycenia i rozrysowania tylko w latach 90. – z dominacją wschodniej połowy kraju.
Carnegie Hall dla tego nurtu był klub
Panderoza w Janowie na Białostocczyźnie. Nieprzypadkowo Martyniuk
wyróżnia się wschodnią fonetyką,
pochodzi z okolic Bielska Podlaskiego
– mówi Pessel. 20
Disco polo
TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ
Z
Fot. orionart.com.pl
espoły disco polo grają
i na małych, i na dużych
imprezach. Na koncertach
na PGE Narodowym czy Atlas
Arenie w Łodzi widownia jest
pełna. – Śmiało mogę powiedzieć, że jesteśmy jedynym
gatunkiem muzycznym,
który jest w stanie zapełnić
ogromne hale czy stadiony.
Do naszych koncertów nikt
nie musi dokładać. Skąd nasz
sukces? Nie mamy określonej
grupy docelowej. Naszych
utworów może słuchać każdy,
bez względu na wiek, płeć
i wykształcenie. Gramy dla
ludzi od 5 do 105 roku życia
– mówi Marcin Miller, lider
zespołu Boys.
O ogromnej popularności muzyki disco mówi też lider zespołu
Playboys. – Na koncertach disco
bawi się od kilku do kilkudziesięciu
tysięcy osób. Ostatni koncert grupy
Akcent w jednym z wrocławskich klubów
został rozłożony na dwie tury, bo ludzie
po prostu nie pomieściliby się w lokalu.
Boys to zespół, który debiutował na początku lat 90. Dzisiaj należy do czołówki disco
polo. Ich przeboje: „Jesteś szalona”, „Najpiękniejsza dziewczyno”, „Wolność” czy „Łobuz”, znają praktycznie wszyscy.
– Eksperci twierdzili, że disco polo to jedynie zjawisko
socjologiczne. Wróżyli, że na rynku utrzyma się jakieś 5,
może 7 lat. Dowodem na to, jak bardzo się mylili, jest nasz
zespół. Istniejemy 26 lat i mamy się całkiem dobrze. Dzięki
programom „Disco Relax” i „Disco Polo Life” emitowanym
w telewizji Polsat w latach 90. społeczeństwo miało cotygodniowy dostęp do naszej branży. Dla wielu osób zakończenie ich emisji było równoznaczne z końcem disco polo. Nic
bardziej mylnego – wyjaśnia w rozmowie z „Tygodnikiem
Solidarność” Marcin Miller.
Zespół Boys. Od 26 lat należy
do czołówki disco polo.
Robimy
swoje
Muzyka disco polo króluje na eventach
i imprezach branżowych organizowanych
przez firmy z najwyższej półki. Ich
organizatorzy wiedzą, że w ten sposób
dobrze wypromują produkt lub
oferowane przez nich usługi.
Izabela Kozłowska Zmiany i korzenie
Jak w każdej dziedzinie przetrwanie na rynku wiąże się
z koniecznością wyjścia naprzeciw oczekiwaniom odbiorców. – Kapele grające disco polo też muszą się rozwijać
i zmieniać. I my staraliśmy się udziwniać. W latach 1991-1996 byliśmy klasycznym bandem weselnym z perkusją
i gitarą. Od 1997 roku przekształciliśmy się w boys band
i postawiliśmy na bardziej taneczne utwory. Po sukcesie
21
Fot. arch. zespołu
nr 5 | 3 lutego 2017
Playboys. Ich utwory mają
co najmniej 10 mln wyświetleń
na YouTube
piosenki „Najpiękniejsza dziewczyno”, w której powróciliśmy do tradycyjnego disco polo, przekonałem się, że
ludzie chcą wracać do korzeni – tłumaczy Miller.
Zespół Playboys zaistniał na rynku w 2013 roku. Jego
lider Jakub Urbański (rocznik 1989) jest absolwentem
wydziału jazzu i muzyki estradowej lubelskiego UMCS.
Dlaczego więc wybrał disco polo? – Z muzyką taneczną jestem związany od dziecka.
Potem mogłem sam tworzyć ten
rodzaj muzyki, grając na weselach,
studniówkach i innych imprezach
okolicznościowych – odpowiada
rozmówca „TS”.
Obciach do lamusa
Zespoły disco polo występują u boku wykonawców
z różnych gatunków, o czym mogliśmy się przekonać
chociażby podczas gal sylwestrowych. – To, że jesteśmy
zapraszani na takie imprezy, pokazuje, że społeczeństwo przestało się wstydzić tej muzyki. Od lat 90. pokutują stereotypy, że twórcy muzyki disco polo to buraki,
osoby bez wykształcenia, promujący kicz i tandetę. To podejście się zmieniło i dzisiaj mimo
wszystko łatwiej przychodzi
przyznanie się do słuchania
disco polo – mówi Miller z zespołu Boys.
Również Jakub Urbański
dostrzega zmianę w nastawieniu społeczeństwa. – Kiedy
zaczynaliśmy w 2013 roku, zastawialiśmy się, z jaką reakcją
się spotkamy. Sporo ryzykowaliśmy, bo były to czasy, kiedy
muzyka disco polo nie była tak szeroko akceptowalna
i niekoniecznie utożsamiano się z nią. Trudno było
przyznać się wprost, że słucha się tego rodzaju muzyki
i wręcz kpiono z grup disco polo. Dzisiaj nasze utwory mają co najmniej 10 mln wyświetleń na YouTube.
Spotykamy się z życzliwością. Nigdy nikt nas źle nie
traktował, nie obrzucano nas obelgami, co pokazuje, że
ludzie mają szacunek do nas i do całego gatunku disco
polo – mówi. Eksperci twierdzili, że disco polo
to jedynie zjawisko socjologiczne.
Wróżyli, że na rynku utrzyma się jakieś 5, może 7 lat.
Sztuczny boom?
W ostatnich miesiącach o muzyce
disco polo znów zrobiło się głośno.
– Obecny boom ma dwa źródła.
Pierwszym jest sukces piosenki
„Ona tańczy dla mnie” zespołu
Weekend, która znalazła się w dziesiątce najczęściej oglądanych teledysków na świecie. Drugim powodem było zaśpiewanie przeboju Zenona Martyniuka i zespołu Akcent „Przez twe oczy zielone” przez
piłkarzy reprezentacji Polski – mówi Marcin Miller.
– O zespołach disco polo mówi się częściej, przebijają się
do opinii publicznej. Przez 26 lat działalności w tej branży
takich „renesansów” przeżyłem co najmniej trzy. Szum
mija, media znów milczą na temat disco polo, a my w dalszym ciągu robimy swoje.
22
Disco polo
TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ
Disco polo
zjada komercja
Za dwa, trzy lata na rynku muzycznym
zacznie królować polski dance – twierdzi
Maciej Dobrowolski, szef grającego muzykę
taneczną Radia Rekord FM i discopolowego
portalu SuperHit.pl, prowadzący od lat
telewizyjne programy disco polo,
w rozmowie z Izabelą Kozłowską.
Dzisiaj kierunek, w którym
zmierza disco polo, nazywam
inteligentnym.
23
nr 5 | 3 lutego 2017
„Zmieniły się gusta słuchaczy, oni sami starzeją
się i następuje wymiana pokoleń. Zespoły,
które powstały na początku lat 90., muszą
dostosować się do nowych czasów, inaczej
znikną z rynku”.
Maciej Dobrowolski
– Na początku lat 90. ubiegłego
wieku nikt nie mógł przypuszczać, że muzyka disco polo tak
mocno zwiąże się z Polską…
– W tamtym czasie nie funkcjonowała ani nazwa disco polo, ani muzyka
biesiadna. O tym gatunku mówiło się
muzyka chodnikowa. Sprzedawała
się bowiem z chodników. Kupcy rozkładali na powstających jak grzyby
po deszczu bazarach łóżka polowe
i handlowali często
pirackimi kasetami.
Z kilkudziesięciu
takich stoisk w miastach i miasteczkach
wpadająca w ucho
muzyka docierała
do klientów. Była
inna od tej, którą
dostarczało przez
lata Polskie Radio
i Telewizja Polska, dzięki którym
ludzie mieli dostęp
do mniej więcej
jednego gatunku
muzycznego i zamkniętej grupy wykonawców polskich i zagranicznych.
W dobie przemian roku 1989 w show
biznesie wydarzyło się jednak coś
niezwykłego. Pojawili się artyści
znikąd, dosłownie.
90. Ci ludzie wypełnili gigantyczną, dotąd pustą, niszę. Zamietli pod
stół wszystkich wielkich artystów
ówczesnej sceny muzyką, której nikt
wcześniej oficjalnie nie grał i nie wydawał. A przecież kasety mógł w tych
czasach kopiować każdy. I każdy
mógł je sprzedawać bez ograniczeń
i jakichkolwiek reguł. Co ciekawe,
pierwsze kasety z muzyką, dziś
nazywaną disco
polo, wyprodukowano w Stanach
Zjednoczonych. Tę
epokę rozpoczął
chicagowski zespół
Polskie Orły, ale czy
ktoś jeszcze o nich
pamięta?
Obecnie
muzycy
disco polo
są świadomi,
że tworzą
część
ogromnej
machiny
biznesowej.
– Czym się wyróżniali?
– Byli bardzo podobni do swoich słuchaczy. Grali tak jak ludzie
na weselach, ogniskach, domowych
imprezach. To była prawdziwa
rewolucja kulturowa początku lat
– Skąd więc fenomen tego gatunku?
– Muzyka disco polo
na dobre zadomowiła się w Polsce,
mimo że wielu
wróżyło jej krótki
żywot, bo i wielu
była nie w smak.
Bardzo trudno znaleźć proste powody fenomenu tego gatunku, gdyż
miało na to wpływ wiele czynników.
Na pewno istotne jest to, że zespoły
grające ten rodzaj muzyki odbierane
były jako swojskie, nasze, zwyczajne.
Tak zwyczajne, jak zwyczajni byli
ludzie w tamtych czasach przełomu politycznego i gospodarczego.
To był ogrom ludzi – porównuję go
do „pospolitego ruszenia” Solidarności w roku 1980 i 1981 i myślę, że nie
ma w tym przesady. To był element
przemian robiony przez zwyczajnych sąsiadów zza płotu.
– Disco polo to typowo polska
muzyka?
– Nazwa disco polo jest polska, ale
ten rodzaj muzyki nie jest jedynie
polskim wynalazkiem. W tym samym czasie na Białorusi kształtował
się podobny gatunek. Na początku
lat 90. Białoruś była zdecydowanie
innym niż dzisiaj krajem: wyłaniającym się ze Związku Radzieckiego,
zyskującym niepodległość i przez
to otwartym na Zachód. Podobnie
jak Polska Białoruś chłonęła wiele
europejskości, wolności, władzy
ludzi, demokracji, fenomenu Solidarności, który tam był bardzo
pozytywnie odbierany. Podwaliny
rodzącego się nurtu muzycznego
na Białorusi były identyczne jak
w naszym kraju. Podobnie zresztą było na Bałkanach, w dawnej
Jugosławii. Tam także powstawały
identycznie brzmiące zespoły jak
np. legendarna Colonia. Mimo że
nie było wtedy internetu, zarówno
polscy, jak i bałkańscy czy białoruscy twórcy plagiatowali wzajemnie swoje piosenki, dodając jedynie
rodzime słowa. Analizując pierwsze
wielkie hity disco polo, bardzo łatwo
zauważymy, że są one kopiami innych piosenek.
– Jak ewoluowała muzyka disco
polo?
– Trudno jednoznacznie ocenić
to zagadnienie. Patrząc dwadzieścia
kilka lat wstecz, można zauwa-
24
Disco polo
żyć, że samo disco polo technicznie
znacznie się polepszyło. Jeśli mówimy o jakości, to jednoznacznie
nie można ocenić, co jest lepsze,
a co gorsze: czy prostota tamtych lat,
czy dopieszczenie aktualnych hitów.
Zmieniły się bowiem gusta słuchaczy, oni sami starzeją się i następuje
wymiana pokoleń. Zespoły, które
powstały na początku lat 90., muszą
dostosować się do nowych czasów, inaczej znikną z rynku. Tylko
kilka zespołów może pozwolić sobie
na granie w prawie niezmienionej
formule. Takim fenomenem jest
np. Zenek Martyniuk i zespół Akcent. Na podstawie serwisów internetowych takich jak YouTube znamy
30-40 najważniejszych zespołów
disco polo, które funkcjonują dłużej
niż dekadę głównie dzięki temu, że
zmieniają się i podążają za trendami. Natomiast 80-90 proc. rynku
to jednak zespoły, które utkwiły
korzeniami w latach 90. Nawet jeśli
ci artyści dzisiaj mają po dwadzieścia
lat, to ich świadomość muzyczna
i brzmienie jest jedynie lekko doszlifowane nowoczesnością.
– Dziś disco polo to nie tylko
muzyka, ale również ogromny
biznes…
– Początkowo disco polo było muzyką „z paździerza”, spontanicznie
TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ
graficznie, koncertowo, medialnie.
To są potężne pieniądze. Typowo
komercyjne podejście i włączenie się
w niego fachowców ucywilizowało
rynek disco polo.
– Dostrzega Pan różnice między
zespołami z lat 90. a współczesnymi?
– Różnice są bardzo widoczne. Kiedy
zespoły obecnych pięćdziesięciolatków zaczynały,
mając po dwadzieścia kilka lat, nikt
nimi nie kierował. Zwykle byli
to panowie i panie
z małych miejscowości, prezentujący kulturę i obyczaje tych miejsc,
wyglądający jak
ich mieszkańcy,
posługujący się
estetyką i językiem niekupowanymi przez firmy
fonograficzne i przeintelektualizowanych fanów muzyki z większych
miast. Nie mieli menadżerów, robili
muzykę na tyle, na ile potrafili. Kiedy ogólnopolskie stacje radiowe
i telewizyjne zaczęły ich pokazywać
i grać, popełniono błąd – nie zwrócono tym zespołom uwagi, że muszą
Na wolny
termin
koncertu
Pięknych
i Młodych
czeka się
dwa lata.
Mimo że nie było wtedy
internetu, twórcy
plagiatowali wzajemnie
swoje piosenki.
produkowaną i sprzedawaną bez
jakiejkolwiek kontroli. Jednak to się
zmieniło. Dzisiaj mówimy przede
wszystkim o gigantycznym biznesie,
bezapelacyjnie największym – fono-
część ogromnej machiny biznesowej,
na której może wypłynąć i zarobić
pieniądze, gwarantujące dobre życie
na wiele lat. Młodzi twórcy mają dostęp do mediów społecznościowych,
wiedzą, co i jak jest grane na świecie,
są świadomi własnego wizerunku.
Również ich młodzi odbiorcy stawiają dość duże wymagania, do których twórcy muszą się dostosować.
W latach 90. nie myślano w tych
kategoriach. Wtedy
rządziła spontaniczność i autentyczna
miłość do muzyki.
Teraz przede wszystkim rządzi komercja,
a pasja jest trzeciorzędnym elementem
biznesu.
się ucywilizować. Poprzez tę swojskość zasłużyli na negatywne lecz
słuszne opinie. Teraz jest zupełnie
inaczej. Obecne pokolenie zespołów
disco polo jest świadome, że tworzy
– W jakim kierunku
zmierza disco polo?
– Niegdyś w telewizji
Polsat był program
„Disco Relax”, prowadzony w nieskomplikowany sposób, prezentujący proste
piosenki. Jego sukces wynikał z tego,
że był wtedy jedynym programem
z disco polo w polskiej telewizji.
Potem pojawił się kolejny, „Disco Polo
Life”, w którym już większą uwagę
przykładaliśmy do prezentowanych
treści, sposobu prowadzenia – bardziej inteligentnego, dowcipnego, nie
siermiężnego jak w „Disco Relax”.
Miałem przez jakiś czas przyjemność tworzyć go i prowadzić. W ostry
sposób nakazywaliśmy zespołom
zmieniać teledyski z prostych, a czasem nawet prostackich, w naprawdę
profesjonalne produkcje, tworzone
przez ludzi z dobrych stacji telewizyjnych. Zmienialiśmy wykonawcom
stroje, fryzury, malowaliśmy ich,
cięliśmy przy montażu te fragmenty
wypowiedzi, które były, delikatnie
mówiąc, nieemisyjne. I to zaczęło się
sprzedawać. Pokazałem wtedy, że
można osiągnąć sukces i disco polo
25
nr 5 | 3 lutego 2017
prezentować na wysokim poziomie,
z klasą, z przymrużeniem oka, bez
zapachu nachalnej swojskości. Teraz
z perspektywy lat z przyjemnością
mogę powiedzieć, że jakąś cegiełkę
dołożyłem do dzisiejszej eksplozji tego
nurtu muzycznego, bowiem dzisiaj
kierunek, w którym zmierza disco
polo, nazywam inteligentnym. Czyli
takim, o jakim w roku 2000 czy 2001
marzyłem. Dzisiaj nie wystarczy piosenka, teledysk i trzy zdania w poście
opublikowanym w serwisie społecznościowym. Nieprawdą jest, że muzyki tej słuchają ludzie mniej inteligentni, zacofani, z małych miasteczek
i wsi gdzieś pod Chełmem czy Białymstokiem. Współcześni konsumenci
muzyki tanecznej są coraz bardziej
wymagający. Dlatego też przebudowaliśmy znacząco antenę Radia Rekord
FM i utworzyliśmy portal SuperHit.pl
piszący o disco polo inteligentnie i za-
zaga d ka :
Ziemię pomierzył i głęboką wodę,
wie jak wstają i zachodzą zorze,
pomierzył wszystko, praktykuje komu,
a sam nie widzi, że ma zdzirę w domu.
Czy jest to tekst piosenki disco polo?
Nic bardziej mylnego. To fraszka
Jana Kochanowskiego!
wadiacko. Uważam, że jest to spory
krok do przodu. A sama muzyka
disco polo również ewoluuje znacząco. W mojej ocenie obecnie jest
na szczycie, wyżej się nie da. Można
w dół i to na pewno nastąpi za około
2-3 lata. Jeśli koncerny muzyczne
i menadżerowie, którzy na nurcie
disco polo zarabiają w tej chwili
niewyobrażalne pieniądze, nie ucywilizują tego komercyjnego obłędu,
nastąpi przesycenie rynku. Porównuję to do wielkiego psa, który zjada
własny ogon. Natomiast w tym samym czasie powoli, cicho i nieśmiało
rośnie polski dance. I to będzie coś,
co może zdetronizować disco polo.
Ale dopiero za jakiś czas. 26
Kraj
Ważny jest
staż pracy
– Na budowie byłem najstarszy. Jeszcze
2-3 lata temu ważyłem 100 kg. Teraz 70 kg.
Obecnie zajmują się mną lekarze.
Marcin Raczkowski TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ
To, że od 1października br. przywrócony
zostanie wiek emerytalny, to dobrze,
ale jest to tylko częściowe załatwienie
tematu – uważa Krzysztof Siudakiewicz, budowlaniec z kilkudziesięcioletnim stażem pracy, długoletni wiceprzewodniczący NSZZ Solidarność
we WROBIS, niegdyś jednym z czołowych przedsiębiorstw budowlanych
Wrocławia.
Jego zdaniem podstawą do ubiegania się o emeryturę powinny być
przepracowane lata pracy. – W mojej
branży pracuje wielu ludzi, którzy
przez lata zatrudnieni byli na czarno.
27
nr 5 | 3 lutego 2017
ciowe. Nagle duże zakłady zaczęły
odchodzić od zatrudniania pracowników, bo lepiej, czyli taniej, było brać
ludzi z agencji pracy. Musieli obniżyć
koszty, aby wygrywać przetargi.
Duże firmy obniżyły też wymagania
co do podwykonawców i nie interesowały ich np. takie
kwestie jak badania
lekarskie pracowników. Wydłużenie
wieku emerytalnego
połączono z obniżeniem standardów
pracy.
Siudakiewicz
przepracował w jednej firmie 42 lata. –
Człowiek był pewny,
że tak będzie zawsze,
ale nagle okazało
się, że Wrobis upadł.
I zaczął się strach. Nieporównywalny
z żadnym innym. Zjadała mnie troska
o rodzinę. Nie bałem się tak nawet
za młodu, gdy brałem udział w różnych ustawkach i bójkach ulicznych
np. z chłopakami z Trójkąta Bermudzkiego (potoczna nazwa obszaru
śródmieścia we Wrocławiu). Wtedy
najwyżej dostało się „w uśmiech”,
kilkanaście minut pobolało i koniec.
A teraz? Razem z żoną miesięcznie
na leki wydajemy 500-600 zł. Z czego
opłacić rehabilitację u reumatologa?
Po długich poszukiwaniach
Krzysztof Siudakiewicz znalazł
pracę w innej firmie budowlanej jako
elektryk konserwator. Miał już wtedy
45-letni staż pracy.
– Moim zadaniem było utrzymanie budowy w ruchu. Prawo budowlane nakazuje, aby na zmianie pracowały 2 osoby, ale pracowałem sam.
Poza tym musiałem też wykonywać
zwykłe roboty budowlane, bo panowało przekonanie, że samo wykonywanie obowiązków elektryka „nie
daje produkcji”. W XXI wieku wróciliśmy do epoki faraonów. Do moich
obowiązków doszło m.in. wnoszenie
betonu z parteru na dach.
Skutki takiej pracy nie dały na siebie długo czekać.
– Trafiłem na OIOM, potem
na oddział neurologiczny. Nie mogli
ustalić, czemu
mam zawroty głowy. Po szpitalu nie
brałem zwolnienia,
bo człowiek się bał
stracić pracę. ZUS
mnie „uzdrowił”,
bo uznał, że nadaję się do pracy.
Co z tego, że lekarz
medycyny pracy
napisze mi, że mam
zakaz dźwigania
ciężarów – spróbuj
pan odmówić tego
na budowie. Wyskoczyła mi od noszenia ciężarów jeszcze przepuklina.
Neurolog jak to zobaczył, wysłał
mnie od razu na operację. Myślałem,
że będę dalej pracował, ale firma
zastosowała sprytny wybieg. Przysłała
mi papiery o świadczenie rehabilitacyjne, które w dobrej wierze podpisałem. Na komisji zusowskiej zapytali,
czy wiem, że przyznanie świadczenie
rehabilitacyjnego zamyka drogę do
starań o rentę lub zasiłek dla bezrobotnych. Powiedzieli, że ZUS nie leczy,
tylko orzeka. W dodatku w czasie,
gdy miałem operację, firma została
postawiona w stan upadłości i musiałem czekać na pieniądze z Funduszu
Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. Zanim je otrzymałem,
musiałem żyć z pieniędzy odłożonych na czarną godzinę. Nowelizacja
ustawy emerytalnej uratowała mi rok,
bo według reformy Tuska pracowałbym do końca 2018 roku. A tak mogę
przejść na emeryturę już w tym roku,
bo w czerwcu skończę 65 lat. Uważam,
że po 47 latach pracy powinienem
mieć godne dożycie, a nie być na czyjejś łasce. Fot. J. Wolniak
W mojej
branży pracuje wielu
ludzi, którzy przez
lata zatrudniani byli na
czarno.
Co więcej, nie wykazują zainteresowania, aby zmienić swój status,
bo tak im jest wygodniej. Zwłaszcza
ludzie młodzi, którzy o emeryturze
nie myślą i liczy się dla nich tylko to, że dostaną pieniądze teraz.
Wprowadzenie wymogu stażu zmusi
tych ludzi do starania się o legalne
zatrudnienie.
Jak przez lata wyglądała sytuacja
w branży? Krzysztof Siudakiewicz:
– Z jednej strony wydłużono za poprzednich rządów wiek emerytalny,
a z drugiej ułatwiono pracodawcom
zatrudnianie na tzw. umowy śmie-
28
TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ
Społeczeństwo
szczęścia
Mordechaj przez dziesięciolecia prosił Boga o wygraną…
Jeśli wspomniany mieszkał w Rzeczpospolitej Obojga Narodów, mógł rzeczywiście prosić
bardzo długo. Pierwsza znana nam dziś loteria liczbowa została bowiem przeprowadzona
w 1748 roku, z przeznaczeniem na cele dobroczynne.
Leszek Masierak D
wadzieścia lat później sejm zaaprobował prowadzenie loterii,
jako jeden ze sposobów zapełnienia koronnego skarbca. Specjalna
ustawa podporządkowywała loterię
Komisji Skarbowej – zaś rok później
owa Komisja, w zamian za niespłaconą pożyczkę, przekazała prawa do organizacji gry Kompanii Genueńskiej.
„Lotto di Genova” – bo tak
nazywała się gra zorganizowana
przez przedsiębiorczych Italczyków,
polegała na wytypowaniu 5 z 90
liczb. Losowania odbywały się dwa
razy w miesiącu w warszawskim
pałacu Krasińskich. Same ceremonie
losowania były bardzo uroczyste –
numery wyciągali ze specjalnej czary
młodzieńcy ubrani w białe kurtki
i spodnie, przepasani czerwonymi szarfami, w białych, długich aż
za łokcie rękawiczkach. Oczywiście
nie brakowało specjalnej oprawy
muzycznej. Loteria okazała się
interesem dochodowym – po kilku
latach przejął ją od Włochów Piotr
Tepper – jeden z najbogatszych
ówczesnych mieszkańców Rzeczpospolitej. Co roku wpłacał do skarbu koronnego 180 tysięcy złotych.
Co ciekawe – loteria przetrwała
zarówno rozbiory, jak i Księstwo
Warszawskie i powstanie listopa-
Fot. T. Gutry
Cyfrowy los
29
nr 5 | 3 lutego 2017
dowe. Zakończyła funkcjonowanie
dopiero w 1839 roku.
Nie oznacza to oczywiście, że pomysły na uruchomienie loterii przepadły – wręcz przeciwnie. Od 1808
roku istniała Dyrekcja Generalna
Loterii, od 1884 przemianowana
na Urząd Loterii. W trakcie I wojny
światowej Rada Główna Opiekuńcza
otrzymała od władz okupacyjnych
pozwolenie na zorganizowanie loterii,
z której dochód walnie pomógł w pracach RGO na rzecz
ubogich i poszkodowanych przez wojnę.
Po odzyskaniu niepodległości
również nie zaniedbywano tego typu
przedsięwzięć, pod
państwowym rzecz
jasna nadzorem.
W 1920 roku sejm
powołał do życia
Polską Państwową Loterię Klasową. W 1936 roku
przekształcono ją
w Polski Monopol
Loteryjny. Przez blisko 20 lat funkcjonowania organizowano różnego
rodzaju loterie – zarówno liczbowe,
jak i fantowe. Kolektury PML istniały powszechnie w całym kraju, nawet
w zapadłych mieścinach kresowych.
Przepadły wraz z II Rzeczpospolitą.
wzbogacić bez pracy. Przez siedem lat gry liczbowe w Polsce
nie istniały.
Pod koniec 1955 roku
uznano jednak, że ideologia
ideologią, a państwo potrzebuje pieniędzy. 17 grudnia
tegoż roku Rada Ministrów
podjęła uchwałę, powołującą
do życia przedsiębiorstwo
pod nazwą
Totalizator
Sportowy.
Zyski z tej
gry liczbowej
przeznaczone
miały być na budowę i utrzymanie
obiektów kultury
fizycznej. Pierwsze
losowanie sześciu
liczb z czterdziestu
dziewięciu odbyło
się 27 stycznia 1957
roku. Do czerwca
1984 roku odbywały
się one raz w tygodniu – w niedzielę.
Ale zanim dokonano pierwszych
losowań, przedsiębiorczy poznaniacy wzięli sprawy
w swoje ręce i zorganizowali własną
grę. 5 listopada 1956 roku po raz
pierwszy losowano trzy z trzydziestu liczb w ramach Poznańskiej
Gry Liczbowej. Nazwana następnie
„Koziołkiem” cieszyła się przez lata
sporą popularnością – ostatnie losowanie odbyło się dopiero w lutym
1982 roku.
Sukces Koziołków pociągnął
za sobą kolejnych – na Śląsku powstała Karolinka, we Wrocławiu
Liczyrzepka, w Warszawie Syrenka,
w Krakowie Lajkonik, w Szczecinie Gryf. Z latami zainteresowanie
grających malało jednak – ostatnia
z regionalnych gier liczbowych,
śląska Karolinka, przestała istnieć
w roku 1990.
Prawdopodobieństwo
trafienia
„szóstki”
wynosi
jeden
do prawie
czternastu
milionów.
Pewnego dnia Pan mocno się
zniecierpliwił…
Cierpliwość Stwórcy mogła być
szczególnie narażona na szwank
w epoce bierutowskiej. Wprawdzie
zaraz po zakończeniu II wojny światowej organizowano sporo loterii,
jednak ostatnie miały miejsce pod
koniec 1948 roku. Budujący komunizm władcy PRL nie zamierzali
dopuścić do takiego ideologicznego
bezeceństwa, aby ktokolwiek miał się
… I rzekł Pan:
Mosze, ty mnie daj
szansę, ty choć raz wyślij
zakład.
Liczba dostępnych gier i loterii jest
dziś w Polsce bardzo duża – co jakiś
czas pojawiają się nowości. Poprzestańmy dla prostoty rozważań przy
najpopularniejszej, czyli Lotto –
dawnym Dużym Lotku. Grający, aby
zgarnąć główną premię, musi trafnie
wytypować sześć liczb z dostępnych
49. Jakie szanse miałby więc Mordechaj, gdyby choć raz zawarł jeden
zakład?
Jeśli nie liczyłby na pomoc
Stwórcy – niewielkie. Prawdopodobieństwo trafienia „szóstki” wynosi
bowiem jeden do prawie czternastu
milionów. Gdyby przez całe swoje
życie grał w każdym losowaniu,
to miałby trzydzieści siedem setnych
procenta szansy na zgarnięcie pełnej
puli. Przyznać trzeba więc, że podparcie się boską interwencją można
uznać za usprawiedliwione…
30
Społeczeństwo
Jednak niewielu zraża się tak
niskim prawdopodobieństwem.
Liczba graczy wciąż jest bardzo
duża, a wysokości wygranych mogą
imponować. Najwyższa jednorazowa wygrana w grach Totalizatora
Sportowego miała miejsce 22 sierpnia
2015 roku w Ziębicach – było to ponad
35 milionów złotych. Najwyższa pula
na wygrane główne była znacznie
większa – rekord kumulacji wynosi
obecnie prawie 58 milionów złotych
– tyle było przeznaczone na „szóstkę”
7 maja 2016 roku. Wówczas jednak ów
szczególny układ liczb trafnie wytypowały trzy osoby.
Gdyby ktoś chciał spróbować
pomóc nieco swemu szczęściu i obstawić wszystkie możliwe kombinacje, musiałby bardzo głęboko sięgnąć
do kieszeni. Koszt możliwych prawie
14 milionów zakładów przekroczyłby znacznie ewentualną wygraną
– byłoby to bowiem prawie 42 miliony złotych. Grający musiałby się
też nielicho uwijać przy wypełnianiu
kuponów. Zakładając, że skreślenie
kompletu sześciu liczb zajęłoby mu
zaledwie jedną sekundę, to poświęcić
na to trzeba by pięć miesięcy – bez
snu, jedzenia i spania. Warto też
przemyśleć jedną rzecz – ewentualna
wygrana wcale nie musi być imponująca. Przekonało się o tym aż osiemdziesiąt osób, które w losowaniu z 30
marca 1994 roku celnie trafiły sześć
liczb – to rekord w historii polskiego
totalizatora. Każdy z owych szczęśliwców otrzymał bowiem nieco poniżej 70 ówczesnych milionów złotych.
Po denominacji dziś to wartość niecałych siedmiuset nowych złotówek.
Jednak trzeba powiedzieć, że los
bywa niezwykle przewrotny. Najlepiej
przekonał się o tym pewien mieszkaniec Olsztyna. W 1995 roku trafił
bowiem w odstępie zaledwie dwóch
tygodni aż dwie „szóstki”. Być może
przez całe wcześniejsze życie rozmawiał ze Stwórcą, jak wspomniany
Mordechaj? P
amiętamy setki tysięcy migrantów prących niedawno przez
Bałkany na północ. W Trzecim Świecie, szczególnie w krajach
muzułmańskich, miliony szykują się do migracji. Fale idą zgodnie
z sezonami: im cieplej, tym większe parcie. Reguluje je też przyzwolenie państw europejskich. Tylko twardy, aktywny sprzeciw fale hamuje.
Proces emigracji ma również swoją logikę odzwierciedlającą kulturę, historię, religię, teologię i prawo islamskie. Sam Solomon i E. Al
Maqdisi w swojej książce pokazują, że istnieje „islamska doktryna emigracji”. Tłumaczą, że polega ona na naśladowaniu Mahometa i słuchaniu Allaha, czyli Koranu.
Argumentują, że muzułmańska emigracja to nowoczesny koń
trojański, którego celem jest ustanowienie islamu jako religii panującej w miejscach docelowych emigrantów. Chodzi o islamizację Europy.
Skąd taka pewność? Ze źródeł historycznych i religijnych. A pierwszym
i najważniejszym wzorcem dla wyznawców tej religii jest ich prorok
Mahomet. Wierni uczą się sposobu zachowania z jego emigracji (hajj,
hadż) z Mekki do Medyny w 622 r. U podstaw leżała długofalowa, bardzo wyrafinowana strategia.
Ponieważ początkowo posłaniec Allaha miał małe sukcesy w pracy misyjnej, bo udało się mu zachęcić do nowej wiary około 170 osób,
naraził się na szyderstwa, gniew, a potem przemoc ze strony arabskich
pogan z Mekki. Były nawet próby jego zabicia. Mahomet całe lata przygotowywał się do wyjazdu do Medyny. Najpierw stworzył sieć zwolenników; wielu z nich pozostawało w podziemiu. Sieć ta była dobrze
finansowana i funkcjonowała jako organizacja logistyczna i wywiadowcza. Po nieudanych próbach zbudowania sojuszy w okolicach Mekki
apostoł islamu wykorzystał koneksje rodzinne, aby znaleźć protekcję
w Medynie. Jednocześnie nie poinformował tamtejszych mieszkańców,
że jego celem jest ustanowienie państwa islamskiego.
Dopiero po jakimś czasie udało mu się w pełni uzyskać kontrolę nad Medyną. Stworzył tam bazę, z której zaczął atakować Mekkę.
W międzyczasie pozbył się też opozycji. Dotyczyło to nie tylko pogan,
ale również Żydów. Najpierw przypochlebiał się im jako starszym braciom w wierze. Gdy odrzucili jego umizgi, a siły muzułmańskie wielokrotnie wzrosły, wypędził większość, a resztę wymordował, zniewalając
niedobitki. Na Żydach właśnie przećwiczył, jak postępować z niewiernymi, którzy odmawiają konwersji.
Z mekkańczykami zawarł traktat, potem go zerwał, twierdząc,
że poganie go pogwałcili. I ruszył na Mekkę, która poddała się bez walki. Większość uznała Allaha za jedynego boga. To wszystko – długofalowa strategia, fortele, otumanianie, cierpliwość, bezwzględność, dżihad,
konwersje, rzezie i zniewalanie niewiernych – stało się wzorcem dla
mahometan na setki następnych lat. I służy im do dzisiaj.
Koran nakazuje wiernym walczyć do upadłego, aż cały świat będzie
czcił jedynie Allaha. Dżihad to główny sposób szerzenia wiary. Ale walka może mieć różne oblicza. Dziś formą dżihadu są też działania bez
przemocy. Np. korumpowanie polityków, aby wspomagali cele islamistów w zamian za głosy wyborców i datki na kampanie, przekupywanie
stypendiami i grantami naukowców i dziennikarzy, aby pisali pozytywnie o emigrantach, nakierowanie lokalnych przedsiębiorców na obsługę
emigranckiego rynku produktami halal, aby sklepikarze i inni stali się
31
nr 5 | 3 lutego 2017
Marek Jan Chodakiewicz
Metoda w emigracyjnym
szaleństwie
lobbystami ze względu na zapewnienie im stałej klienteli. Inną metodą jest oskarżanie obywateli państw gospodarzy o rasizm, gdy bronią się słowem czy czynem przed
emigranckim zalewem, czy podminowywanie prawodawstwa krajów gospodarzy, aby faworyzowało muzułmanów
jako „prześladowaną mniejszość”.
Ale dżihad nie wyczerpuje narzędzi zdobywania
władzy. Daua (da’wa) to szerzenie islamu przez kazania
i dobre uczynki. Jednocześnie trzeba przeciwdziałać
integracji emigrantów. Kluczem jest separacja i utrzymywanie odrębności. Temu służą nie tylko budowane
za płynące z zagranicy subsydia meczety, które stają się
natychmiast centrami kulturalnymi mahometan, ale też
i rozmaite programy edukacyjne i stypendia dla zasiedziałych wiernych i świeżych konwertytów. Na Zachodzie takie przedsięwzięcia są zwykle finansowane przez
bogate państwa bliskowschodnie, szczególnie Arabię
Saudyjską. Kraj ten naciska, by w sponsorowanych przez
siebie instytucjach dominowała skrajna, fundamentalistyczna wersja islamu.
Koran zakazuje wiernym przyjaźnić się z niewiernymi. Mahometanie nie mogą żyć w systemie zdominowanym przez giaurów. Naturalnie są wyjątki, podane
w hadisach, czyli tradycyjnie zachowanych powiedze-
niach ich proroka. Muzułmanin może mieszkać w niemuzułmańskim kraju tylko wtedy, gdy jego celem jest
szerzenie islamu w nowym miejscu zamieszkania i realizowania celów religii podanych w Koranie.
Dlaczego o tym się nie mówi wprost? Lewaków
z Zachodu zaślepia polityczna poprawność. Jeśli chodzi
o wyznawców proroka, chodzi o osiągnięcie dalekosiężnych celów. Jej relatywizm dyktuje, że dobrem jest to,
co służy jej ostatecznemu celowi, którym jest poddanie
planety Allahowi. Stąd otumanianie, stałe naciskanie,
że islam jest religią pokoju; podkreślanie, że chodzi tylko
o tolerancyjne współżycie. Oraz agresywne oskarżenia
o „islamofobię” czy „rasizm”. A przecież islam to seria
propozycji prawno-religijnych, a nie rasa.
O tym wszystkim trzeba wiedzieć, aby podjąć racjonalną, demokratyczną decyzję na temat emigracji
i innych spraw z tym związanych. Polscy Tatarzy w zasadzie bardzo dobrze się Rzeczypospolitej przysłużyli
przez wieki. Są zintegrowani, są Polakami. Nie można
tego samego powiedzieć o wielu muzułmanach w krajach europejskich, szczególnie na Zachodzie. Nie bądźmy
liberalnymi doktrynerami. Ani użytecznymi idiotami.
Waszyngton, 25 stycznia 2017
www.iwp.edu
32
TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ
Historia
Kartka z kalendarza: 3 lutego zdarzyło się:
1943 – W Siedlcach odbył się demonstracyjny pogrzeb
dzieci wysiedlonych z Zamojszczyzny, które zamarzły
podczas transportu.
1948 – urodził się Henning Mankell, szwedzki pisarz.
Krwawa plama
na panterce
Fot. Wikimedia Commons
Derry – mural upamiętniający
krwawą niedzielę
45 lat temu w północnoirlandzkim Derry doszło do jednego z najbardziej
hańbiących wydarzeń w historii brytyjskiej armii. Żołnierze 1 Batalionu
Spadochronowego ostrzelali demonstrację miejscowych katolików. Zginęło
14 osób – żadna z nich nie miała broni. „Krwawa niedziela” z 30 stycznia 1972 roku
do dziś dzieli Irlandczyków i Anglików.
Leszek Masierak 33
nr 5 | 3 lutego 2017
Raport zawierający prawdę o Krwawej Niedzieli był jednym z warunków
tzw. porozumienia wielkopiątkowego, zawartego w Wielki Piątek,
10 kwietnia 1998. Głównymi architektami porozumienia byli katolicki
polityk John Hume i protestancki David Trimble
Odwieczny spór
Konflikt pomiędzy Anglikami
a Irlandczykami ma wielowiekową
historię. Nasilał się od chwili, kiedy
przybysze z sąsiedztwa opanowali
całą Zieloną Wyspę. Zaczęto na nią
sprowadzać osadników z Anglii
i Szkocji, rugując z ziemi miejscową
ludność, co rzecz jasna doprowadzało do kolejnych buntów. Wybuchały
one co kilkadziesiąt lat, jednak nie
przynosiły poprawy bytu Irlandczyków. Od drugiej połowy XVI wieku
spór miał również charakter religijny
– Irlandczycy w swej masie pozostali
przy katolicyzmie, Anglicy natomiast
przeszli na protestantyzm. Rys religijny konfliktu obecny jest i dziś.
Po powstaniu w 1921 roku Republiki Irlandii poza granicami owego
państwa pozostało sześć hrabstw,
z których utworzono Irlandię Północną, podlegającą nadal Koronie
Brytyjskiej. W owych hrabstwach
przewagę liczebną mieli protestanci,
którzy pragnęli pozostania w Królestwie. Jednak miejscowi katolicy nie
pozbywali się marzeń o zjednoczeniu
z Republiką. Przez dziesięciolecia
problem nabrzmiewał, aż z całą mocą
ujawnił się w końcówce lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Obie strony
– zarówno unioniści, jak i republikanie – przestały przebierać w środkach. Rozmaite odłamy irlandzkiego
podziemia sięgnęły po broń. Unioniści zaś, oprócz swoich bojówek, mogli
liczyć na pomoc brytyjskiej armii,
coraz liczniej lokowanej w Belfaście
i innych miastach Ulsteru. Trafił tam między innymi 1 Batalion
Spadochronowy – elitarna jednostka
lekkiej piechoty, niemająca jednak
żadnych doświadczeń w pacyfikacji
demonstracji.
Miejscowy rząd, zdominowany
przez unionistów, postanowił narzucić niesłychanie drakońskie prawo,
aby zdusić rewoltę. Nowe przepisy pozwalały na internowanie bez
wyroku sądu każdego podejrzanego
o działalność terrorystyczną. Zabraniały także organizacji demonstracji
i zgromadzeń publicznych.
pięcioro
demonstrantów
zginęło
od strzałów
w plecy.
Bloody Sunday
Republikanie nie zamierzali pozostać
bierni. W 1967 r. powstała Northern
Ireland Civil Right Assotiation
(NICRA). Organizacja prowadziła
kampanie na rzecz praw obywatelskich poprzez nagłaśnianie, dokumentowanie i lobbing na rzecz zakończenia dyskryminacji mniejszości
katolickiej. Chodziło zwłaszcza o reformy w takich obszarach jak: równy
przydział mieszkań socjalnych,
system wyborczy „jedna osoba, jeden
głos”, uczciwe praktyki zatrudnienia
w służbie publicznej i restrukturyzacja miejscowej policji. Royal Ulster
Constabulary była bowiem zdomino-
wana przez unionistów – katolików
tam nie przyjmowano, choć nigdy
nie ogłoszono oficjalnego zakazu.
Na znak sprzeciwu wobec uchwalonego prawa pozwalającego internować bez wyroku sądu i wprowadzającego zakaz zgromadzeń w Derry,
drugim co do wielkości mieście
Ulsteru, NICRA przygotowała wielką
demonstrację sprzeciwu. Na ulicach katolickiej dzielnicy Bogside
zgromadziło się osiem tysięcy ludzi.
Ruszyli w stronę placu ratuszowego,
prowadzeni przez republikańskiego
posła do parlamentu Ivana Coopera.
Władze jednak postanowiły pokazać
siłę. Na samym placu i w okolicach
skoncentrowano kolejne oddziały spadochroniarzy. Dysponowali
oni nie tylko armatkami wodnymi
i gazem łzawiącym, lecz również
ostrą bronią, a nawet samochodami
pancernymi.
Uderzenia strumieni wody i fale
gazu nie powstrzymały demonstrantów. Nie wiadomo do dziś, który
z żołnierzy oddał pierwszy strzał, nie
wiadomo nawet, czy w ogóle padł taki
rozkaz. Kompanie spadochroniarzy
otoczyły zgromadzonych i strzelały
do próbujących ucieczki. 13 osób zginęło na miejscu, w szpitalu umarła
kolejna ofiara. 17 osób odniosło rany.
Wśród zabitych było sześciu siedemnastolatków, tylko jedna z ofiar miała
powyżej 40 lat. Tylko w przypadku
jednej z nich udowodniono luźne
związki z organizacją, będącą w kontakcie z IRA. Według relacji lekarza,
który na prośbę prymasa Irlandii
abp. Wiliama Conwaya uczestniczył
w oględzinach ciał, pięcioro z demonstrantów zginęło od strzałów
w plecy. Wielu poszkodowanych,
głównie podeptanych i poranio-
34
HISTORIA
TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ
Fot. Wikimedia Commons
Krzyże, które
manifestanci
noszą podczas
rocznicy
krwawej niedzieli
nych przez przerażony tłum, nigdy
nie zgłosiło się do lekarzy.
Na wieść o masakrze w Derry
rozjuszony tłum demonstrantów
uszkodził budynek ambasady brytyjskiej w Dublinie. Irlandia odwołała
z Londynu swojego ambasadora,
jej premier Jack Lynch oświadczył
publicznie, że w Derry doszło do zamierzonego ataku na bezbronnych
ludzi. Masakra rozkręciła w Ulsterze
obustronną falę przemocy – do końca 1972 roku liczba ofiar w ludziach
w północnoirlandzkim konflikcie
przekroczyła pół tysiąca. NICRA
rozwiązała się – republikanie już nie
wierzyli w pokojowe rozwiązania.
Powszechne oburzenie zaowocowało również w sferze kultury. Już
dwa dni po masakrze Paul McCartney napisał piosenkę „Give Ireland
Back to the Irish”; ukazała się ona
na singlu 25 lutego, trzy tygodnie
po „Krwawej Niedzieli”. Natychmiast
jednak została zakazana we wszystkich brytyjskich stacjach radiowych.
W czerwcu 1972 roku utwór o po-
dobnej treści opublikował drugi
ex-Beatles – John Lennon. Najbardziej znaną piosenką upamiętniającą
ofiary styczniowego dnia w Derry jest
jednak „Sunday, Bloody Sunday” irlandzkiej grupy U2. Nagrany w marcu
1983 roku utwór Bono i spółki do dziś
uznawany jest przez część byłych
członków Irlandzkiej Armii Republikańskiej za hymn tej organizacji.
Mataczenie i dochodzenie
Dowódca wojsk brytyjskich w Ulsterze generał Robert Ford zaraz
po masakrze stwierdził, iż jego żołnierze odpowiedzieli jedynie ogniem
na ostrzał. Jego zdaniem bojówkarze
z IRA zaatakowali spadochroniarzy
ogniem karabinowym i bombami
z kwasem. 19 kwietnia 1972 roku wersję tę powtórzył raport brytyjskiej
komisji rządowej, na czele której stał
sędzia John Widgery.
Wersja ta jednak od początku
uznawana była za nieprawdopodobną. Żadna z ofiar nie była uzbrojona,
na ich dłoniach nie było śladów pro-
chu, nie znalazł się ani jeden świadek, który potwierdziłby strzelanie
do spadochroniarzy. Jednak oficjalna
wersja z raportu Widgery’ego obowiązywała przez prawie 40 lat.
W 1998 roku, w trakcie rozmów
pokojowych pomiędzy IRA a rządem
Wielkiej Brytanii ustalono wznowienie śledztwa w sprawie „Krwawej
Niedzieli”. Na czele komisji stanął
Lord Saville of Newdigate. Jak się
okazało, było to najdłuższe śledztwo
w całej historii brytyjskiego parlamentaryzmu – trwało aż dwanaście
lat. Raport końcowy opublikowano
15 czerwca 2010 roku. Stwierdzono
w nim, że spadochroniarze strzelali
do bezbronnych demonstrantów,
ich działania były nieuzasadnione
i nieusprawiedliwione. Premier David
Cameron złożył po publikacji raportu oficjalne przeprosiny w imieniu
rządu Jej Królewskiej Mości. Do dziś
jednak żaden z uczestników masakry
nie poniósł odpowiedzialności karnej,
a rodziny ofiar nie doczekały się odszkodowań. 35
nr 5 | 3 lutego 2017
#Postronieobywateli
Rafał Górski
– społecznik, szef Instytutu Spraw Obywatelskich (INSPRO).
Od 1995 roku na służbie publicznej po stronie obywateli.
O
Obywatele decydują
- dwie kadencje!
 dwukadencyjności mówimy od 2012 roku, kiedy
rozpoczęliśmy kampanię „Obywatele decydują”.
Aktualnie zbieramy podpisy pod petycją, w której
Polacy domagają się dwóch kadencji w samorządach i parlamencie.
Wójt, burmistrz i prezydent miasta powinni pełnić
funkcję nie dłużej niż dwie następujące po sobie kadencje po 5 lat. Pozwoli to rozkruszyć zabetonowane w wielu
gminach „układy zamknięte”, gdzie panuje klientelizm
i brak kontroli społecznej, strach zwykłego człowieka
przed lokalną oligarchią, arogancja ludzi władzy, którzy nie
rozliczają się ze swoich obietnic wyborczych. Pamiętam, jak
w październiku 2014 roku przed wyborami samorządowymi prowadziliśmy kampanię „Obywatele decydują – dość
olewania!”. Nasz spot z Julią Kamińską miał wtedy ponad
650 tysięcy odsłon. 15 tysięcy Polaków wysłało żądanie
rozliczenia się z obietnic wyborczych do swoich wójtów,
burmistrzów i prezydentów miast. Odpowiedział jeden
włodarz (!).
Nasza petycja dotyczy też dwukadencyjności posłów
i senatorów. Polskiej racji stanu będzie służyć świeża krew
w parlamencie oraz poznanie życia poza Wiejską przez
„zawodowych” polityków. Nasze państwo nie straci, kiedy
posłowie z kilkunastoletnim stażem pracy na Wiejskiej
zrobią sobie przerwę. Będzie to dla nich okazją do zobaczenia świata zwykłych ludzi, takim jaki on jest, a nie jakim kreują go media czy ludzie z najbliższego kręgu posła
czy senatora. Dużo mądrości jest w powiedzeniu, że rezultatem długiego siedzenia w okopie jest mylenie krawędzi
okopu z linią horyzontu.
Minister Elżbieta Rafalska, zapytana o dwukadencyjność w samorządach, stwierdziła, że „to rozwiązanie
ma już dzisiaj dużą społeczną akceptację”. Co mówią zwykli obywatele? Na zlecenie „Super Expressu”, z którego redakcją współpracujemy, przeprowadzono sondaż. 54 proc.
osób chce wprowadzenia ograniczenia do dwóch kadencji
dla samorządów. Przeciwnego zdania jest 29 proc., a nie
ma zdania 17 proc. Obywatele zostali również przepytani
na okoliczność wprowadzenia dwóch kadencji do Sejmu.
Tutaj głos ludu jest bardziej zdecydowany niż w przypadku
samorządów. 72 proc. Polaków opowiedziało się za dwiema
kadencjami, 14 proc. przeciw, 14 proc. nie miało zdania.
Na koniec, parafrazując prezesa Jarosława Kaczyńskiego, obecna sytuacja nie sprzyja, łagodnie mówiąc, ani
demokracji, ani dobrym, zdrowym stosunkom społecznym
w państwie, czyli krótko mówiąc, zmiana jest potrzebna. Zachęcam do podpisania i popularyzacji petycji o dwukadencyjności, która jest dostępna na www.obywateledecyduja.pl.
36
TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ
Kryptonim
„Entuzjasta”
Mateusz Wyrwich S
amochód jechał powoli. Na słabo
oświetlonych ulicach śnieg był
ledwie widoczny. Więzień skuty
kajdakami i zimnem znał miasto
jak własną bibliotekę. Był pewien, że
wiozą go do Komendy Wojewódzkiej
Milicji Obywatelskiej.
A jak nie, to do starych pruskich
koszar Pułku Artylerii Polowej w Iławie, zmienionych przez komunistów
na ciężkie więzienie. Raptem jednak
skręcili na północ Olsztyna w kierunku dworca.
– Widzę, jedziemy do cmentarza.
No, pomyślałem sobie, pewnie mnie
chcą rozwalić. Na krótko ogarnął
mnie paraliż. Teraz już wiem, dlaczego ludzie, którzy ginęli w czasie egzekucji, nawet nie próbowali się bronić.
Bo byli sparaliżowani strachem.
Szybko jednak podjąłem decyzję,
że nie dam się. Będę walczył. Nagle
skręciliśmy, podjeżdżając do milicyjnych garaży, a tam już stał karabin
maszynowy na nóżkach. Jakiś milicjant trzymał ujadającego owczarka
niemieckiego. Fatalne wrażenie,
ale nie strzelali. Wprowadzili mnie
do baraku. A tam prokurator Śnieżko
też zakuty w kajdanki. Zobaczyłem
i innych kolegów z regionu, więc
pomyślałem: to jakaś większa sprawa
musi być. Szybko nam przedstawiono nakazy internowania. Pobrali
odciski palców. Potem załadowali nas
do starych samochodów i powieźli
do więzienia w Iławie. Zastosowano
wobec nas regulamin tymczasowego
aresztowania.
Nie było co jeść. Nie bardzo jak
się umyć. Do celi wpadał śnieg. Ktoś
miał sweter, wymienialiśmy się nim
przez całą noc. Szczury łaziły po nas.
Takie oślizłe, z długimi ogonami…
Budziły mnie.
Fot. autor
Ludzie wolności i Solidarności
37
nr 5 | 3 lutego 2017
Wojciech Ciesielski podczas
internowania poważnie zachorował.
Po interwencji więziennego lekarza,
a także osób z zewnątrz został zwolniony do domu w Wigilię Bożego
Narodzenia 1981 roku. Ale już dwa
miesiące później został ponownie
internowany.
Wychowanie klasyczne
Przodkowie Wojciecha Ciesielskiego ze strony matki przywędrowali
do Polski z Moraw w XVII. Początek
polskiej gałęzi rodu dali Helena
i Marian Kadlec. Józef Ciesielski,
dziadek Wojciecha, walczył jako
ochotnik w 1920 r. Później został
zawodowym wojskowym. Pomiędzy dwoma wielkimi wojnami
był nauczycielem i dyrektorował
szkole podstawowej, jak również
gimnazjum im. Jana Kasprowicza
w Inowrocławiu.
Wojciech Ciesielski urodził się
sześć lat po II wojnie.
– Była nas dwójka. Ja i młodsza
o dwa lata siostra. Rodzice studiowali medycynę, później mieli nakaz
pracy, więc wychowywali mnie
dziadkowie – opowiada Wojciech
Ciesielski, Kawaler Krzyża Oficerskiego Orderu Odrodzenia Polski
Polonia Restituta nadanego przez
prezydenta Lecha Kaczyńskiego. –
Dziadkowie prowadzili bujne życie
wszystkim byłem wychowany
na Trylogii. Biblioteka była tak ułożona, że na niższych półkach były
książki dla małych dzieci. Na wyższych – dla starszych. Dziadkowie
bardzo dbali, byśmy znali polską
kulturę. Oraz… rodzinę. Tę najbliższą, żyjącą, i tę istniejącą już tylko
w albumach. Wiedziałem, kto jest
kim na tych pożółkłych zdjęciach
i bez zająknięcia odpowiadałem,
kiedy mnie pytano.
Oczywistą była też
nauka gry przynajmniej na jednym instrumencie i języka
obcego. Oboje z siostrą byliśmy przez
dziadków chronieni.
Spotykaliśmy się
z rodzinami o tych
samych poglądach
co dziadkowie.
Głównie o prawicowych, związanych
z Kościołem. Zawsze
obchodziliśmy uroczystości Konstytucji 3 Maja czy 11 Listopada. Śpiewaliśmy patriotyczne piosenki.
W tamtym czasie takie wychowanie było rzadkością. Ale nie
żyliśmy pod kloszem. Na podwórku
ganiało się z innymi. Ulubionym naszym zajęciem było szukanie po la-
Do celi
wpadał
śnieg. Ktoś
miał sweter,
wymienialiśmy się nim
przez całą
noc.
Pomyślałem sobie, pewnie
mnie chcą rozwalić.
Na krótko ogarnął mnie
paraliż.
towarzyskie. Wiedli dyskusje o literaturze, sztuce. Spotykała się u nich
lokalna „śmietanka towarzyska”.
Znałem całego Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego. Ale przede
Twardy komunizm,
lekka muzyka
Idylla skończyła się wraz ze śmiercią dziadków. Wojciech Ciesielski,
wtedy już uczeń dziesiątej klasy,
musiał przenieść się do mieszkających w Olsztynie rodziców. Syn
lekarza szybko jednak znalazł sobie
kolegów kontestujących ówczesną
rzeczywistość. Nie myśleli wtedy
o jakiejkolwiek działalności politycznej. Bardziej
interesowała ich
zachodnia muzyka
bigbitowa, koszule
non-iron i z żabotem czy słuchanie
radia Luxemburg.
Studiował historię
w Wyższej Szkole Pedagogicznej
w Olsztynie.
W połowie lat
siedemdziesiątych
Ciesielski został
adiunktem w rodzimej alma mater.
Ożenił się i został
ojcem. Jak wspominają jego studenci,
dziś profesorowie historii, z pasją
prowadził zajęcia ze wstępu do badań
historycznych.
Podpisanie Porozumień Sierpniowych w 1980 roku zaskoczyło Wojciecha Ciesielskiego. Był wtedy na wakacjach. Jednak niedługo po powrocie
postanowił wraz z kolegami założyć
na uczelni NSZZ Solidarność, ale
olsztyńska Wyższa Szkoła Pedagogiczna była uznawana za jedną z bardziej „czerwonych” uczelni w Polsce.
– Po podpisaniu porozumień
w Gdańsku spotkaliśmy się na starówce z Jasiem Kaczyńskim i jeszcze
jednym kolegą, i postanowiliśmy „coś
zrobić”. Czyli założyć Solidarność
na tej naszej uczelni – wspomina
Wojciech Ciesielski. – Jaś Kaczyński
był wtedy doktorem filologii i przewodniczącym ZNP. Scedował więc
na mnie organizowanie Solidar-
sach broni. Babcia zawsze zaglądała,
co chowam pod łóżkiem. Bo zdarzyło mi się nieraz przynieść granat,
a moja młodsza siostra bez problemu
potrafiła rozłożyć i złożyć pistolet.
38
Ludzie wolności i Solidarności
ności na WSP. I tak po tygodniach
mozolnej pracy 22 września powstał
Komitet Założycielski.
– Zaraz potem była inauguracja
roku w Kortowie, czyli w Akademii
Rolniczej i pojechałem tam założyć
Solidarność – mówi dalej Wojciech
Ciesielski. – Pierwsze zebranie było
na wpół konspiracyjne. Spotkałem się
z panią profesor Marią Nagięć, córką
autora pierwszej książki o Katyniu
Stanisława Swianiewicza. Później
poprowadziłem spotkanie, w efekcie
czego zrobiło się z tego spotkanie
założycielskie Solidarności. Część wyszła demonstracyjnie z tego zebrania,
bo się wystraszyli. A ci, co zostali,
założyli Solidarność, zaś panią profesor wybrano przewodniczącą Komisji
Zakładowej.
Wojciecha Ciesielskiego uważa się
dziś także za współtwórcę olsztyńskiego NZS-u. On jednak mówi, że
to przesada. Rzeczywiście, poszedł
któregoś dnia na spotkanie ze studentami Akademii.
– Ze znaczkiem Solidarności. Historycznym, bo ze stoczni
gdańskiej. Zapytałem
studentów: – A wy,
co? Nic? Może byście
się w NZS zorganizowali? Nie interesuje
was, jaki ma kształt
mieć uczelnia? Mija jakiś czas, wychodzę któregoś dnia
z zajęć, a tu podbiega
do mnie dwójka studentów. Zapraszają
do auli na ostatnie
piętro, na ulicę Pieniężnego. Właśnie
organizują spotkanie. I tak powstał
NZS.
było tyle energii. Skąd również tyle
przyjaźni? – Owszem, myśmy zażarcie dyskutowali, a nawet kłócili się, ale jak się jechało w Polskę,
to zawsze przyjmowano cię z otwartymi drzwiami. Jeździłem po audycje radiowe do Warszawy. Region
Mazowsze przygotowywał kasety
związkowe z informacjami o pracy
Solidarności. Puszczało się ją w radiowęzłach zakładowych. Nie mieliśmy
przecież jeszcze dostępu do radia.
Jedną godzinkę dano nam w publicznym radiu. Kiedy był strajk w 1980
roku, nauczycieli i lekarzy, to Andrzej
Wilk, wówczas szef Komisji Zdrowia, dzwonił do mnie, nagrywałem
co mówił, a moja żona to przepisywała. I puszczaliśmy do ludzi. Ściągałem
pielęgniarki albo lekarki ze szpitala
miejskiego, przychodził Alek Rusiecki
i drukowaliśmy ten „serwis” na stole.
Skąd myśmy mieli tyle siły? Sam się
dziwię. I jeszcze o jedenastej w nocy
ktoś przyjeżdżał, omawialiśmy jakąś
sprawę związkową.
Ludzie przyjeżdżali
z powiatów. Nie wiedzieli, jak zakładać
Komisję Zakładową
Solidarności. Inni
przynosili karteczki
deklarujące pomoc
dla Komisji Zakładowych czy też Zarządu Regionu.
Kiedyś przyszedł
do nas prokurator
Śnieżko. Ludzie bali
się prokuratorów.
Mówili: Nie przyjmować ich do Solidarności. Są nasłani. W każdej wówczas instytucji ludzie byli straszeni
przez esbeków czy tajnych współpracowników. Organizowałem zjazd
szkół pedagogicznych. Zacząłem też
trochę jeździć po wsiach i zakładać
Solidarność. Powołaliśmy wszechnicę związkową. Pierwszy wykład był
o Katyniu. Mnóstwo spotkań odbyło
Syn lekarza szybko
znalazł sobie kolegów
kontestujących ówczesną rzeczywistość.
Fenomen wielkiej rodziny
Wojciech Ciesielski szesnaście miesięcy legalnej Solidarności nazywa
fenomenem wielkiej rodziny. I zastanawia się, skąd u niego i innych
TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ
się u mnie w domu. Miałem setki
kopi teleksów. To dzisiaj niesamowity
dokument. I tak do stanu wojennego
trwała ta szaleńcza praca.
Na kilka godzin przed stanem
wojennym podeszła do mnie koleżanka i powiedziała: – Słuchaj, coś się
zaczyna dziać niedobrego. Komenda
wojewódzka oświetlona jak choinka.
Tego dnia były imieniny mojej
żony. Tylko na chwilę wszedłem
do domu, już kiedy goście wychodzili. Dwadzieścia minut po północy
mnie aresztowano.
Pewnie mnie chcą rozwalić
Podsumowanie działalności związkowej Wojciecha Ciesielskiego, sporządzone między innymi na podstawie
obserwacji oraz podsłuchu domowego, założonego przez SB w latach 1980
– 1989, składa się na kilkaset stron
maszynopisu. W „danych osobowych
w katalogu osób rozpracowywanych, znajdującym się w IPN”, można
przeczytać:
„Wojciech Ciesielski, 15.06.1956,
Inowrocław, syn Apoloniusza i Marii,
asystent w Instytucie Historii Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Olsztynie (WSP) był rozpracowywany
z powodu aktywnej działalności
w uczelnianej komórce NSZZ „Solidarność”. Angażował się w powielanie i rozprowadzanie nielegalnych
druków wśród studentów. Tworzył
Niezależne Zrzeszenia Studentów
(NZS) w WSP w Olsztynie, interweniował w KWMO w Olsztynie
w sprawie studentów historii zatrzymanych za rozklejanie plakatów
skierowanych przeciwko sekretarzowi KW PZPR w Olsztynie oraz
uczestniczył w zebraniu Tymczasowego Komitetu Założycielskiego
NZS. Sprawę prowadził Dep. III MSW
we współpracy z KWMO w Olsztynie.
Sprawdzany w ramach SOS
krypt. „Entuzjasta” jako działacz
NSZZ „Solidarność”. Aktywnie zaangażował się w tworzące się struktury
39
nr 5 | 3 lutego 2017
NSZZ „Solidarność”. Był inicjatorem
oraz kierownikiem komórki informacyjnej MKZ w Olsztynie i zajmował się rozpowszechnianiem antykomunistycznej literatury sygnowanej
przez KSS-KOR i KPN. Po wprowadzeniu stanu wojennego za swoją
działalność był dwukrotnie internowany. W dniu 09.11.1984 Wydz. III
WUSW w Olsztynie przekazał sprawę
do prowadzenia RUSW w Olsztynie.
Prowadzenie sprawy zakończono
w związku z niestwierdzeniem wrogiej działalności. Materiały o sygn.
12773/II zniszczono w 1989 za prot.
brak. nr 35/89, a mikrofilm o nr
12773/2 zniszczono w 1990 za prot.
brak nr 37/90.
Kontrolowany operacyjnie
w ramach ZO/SOS. Zmiana kategorii
nastąpiła w związku z uzyskiwanymi ze środków techniki operacyjnej
informacjami, że ww. utrzymuje
kontakty z osobami prowadzącymi
nielegalną działalność. Celem prowadzenia sprawy było rozpoznanie tych
kontaktów oraz ustalenie zakresu
i charakteru działalności W. Ciesielskiego. Podczas prowadzenia sprawy
ustalono, że W. Ciesielski współpracuje z Kurią Biskupią w Olsztynie
w sprawach organizacji uroczystości
religijnych i kulturalnych. Rejestruje
na kasetach video imprezy mające
Na kilka godzin
przed stanem
wojennym podeszła
do mnie koleżanka
i powiedziała:
– Słuchaj, coś się zaczyna
dziać niedobrego.
„negatywny wydźwięk polityczny” i rozpowszechnia je wśród osób
zaufanych oraz organizuje projekcje
filmów bezdebitowych, jest zaangażowany w organizację prelekcji i wykładów prowadzonych przez pracowników naukowych w kościele. W dniu
17.02.1987 sprawa została przekazana
do Wydz. III WUSW Olsztyn, a następnie złożona do archiwum. Podczas archiwizacji materiały dołączono
do SOS „Entuzjasta”. Materiały o sygn.
12773/II zniszczono w 1989”.
Kawaler Orderu
Polonia Restituta
Dziś Wojciech Ciesielski, Kawaler
Orderu Polonia Restituta, ma bardzo skromne i schludne mieszkanko
na parterze nieopodal olsztyńskiej
Starówki. Ze znakomitymi książkami,
obrazami znajomych i przyjaciół. Nie-
wielki laptop – to jego bogactwo.
Mieszkanko ma aż... czternaście
i pół metra kwadratowego. Ciesielski
o Solidarności i opowiada z wielką
troską i pasją. Nie wrócił już na uczelnię. Niektórzy mówią, że mu tego nie
zaproponowano. On sam opowiada: –
Moi uczniowie porobili już habilitacje,
więc nie chciałem im zajmować etatu.
Wojciech Ciesielski w 1988 zakładał jeszcze olsztyński Komitet
Obywatelski „Solidarność”. Po upadku dyktatury komunistycznej przez
dwa lata był pracownikiem Zarządu
Regionu NSZZ „S”, m.in. jako rzecznik
prasowy. Przez osiem lat (1991 – 1999)
sprawował funkcję dyrektora Okręgowej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu Instytutu Pamięci Narodowej w Olsztynie. Wiek XX
kończył natomiast jako bezrobotny.
XXI zaczynał jako specjalista w Dziale
Ochrony Zdrowia Warmińsko-Mazurskiego Centrum Zdrowia Publicznego.
I znów od 2005 roku był na bezrobociu. Aż do 2013 roku, kiedy to otrzymał rentę specjalną… 700 złotych.
– Mogłem dostać wyższą – mówi.
– Kolega mi powiedział: – Zapisz się
do Platformy Obywatelskiej, to ci
załatwię emeryturę specjalną. Dostaniesz 3500.
– Ale jakoś nie przyszło
mi to do głowy… 40
TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ
Fot. Zuma Press/Forum
Zagranica
Odszedł Obama,
a Trumpa nie
Jane Fonda na proteście w dniu
zaprzysiężenia Donalda Trumpa
chcemy
Dennis Miller, amerykański komentator, z przymrużeniem oka, stwierdził,
że jeśli chce oglądać politykę – słucha ostatnio aktorów. Jeśli natomiast
pragnie dobrego, wartkiego reality show, z elementami zaskoczenia –
włącza kanał z informacjami politycznymi.
Halina Kaczmarczyk 41
nr 5 | 3 lutego 2017
Chodziło mu głównie o Meryl Streep
w trakcie rozdania nagród Golden
Globe. Aktorka, po otrzymaniu statuetki za całokształt pracy twórczej, z szekspirowskim kunsztem
pochyliła się nad losem cierpiącego
na artrogrypozę Serge'a F. Kovaleskiego, dziennikarza, którego miał
przedrzeźniać Donald Trump. Nie
dziękowała za nagrodę, ale całe wystąpienie poświęciła na potępienie
prezydenta elekta. Koledzy aktorzy
szczerze ocierali łzy. Niejedna rodzina przed telewizorem z oburzenia
zaczęła szybciej wcinać popcorn.
21 listopada 2015 roku w czasie
kampanii wyborczej Trump użył
stwierdzenia, że tysiące muzułmanów zamieszkujących miasto
Jersey (tamtejsza arabska populacja to około 15 tys.) w stanie New
Jersey wiwatowały po zburzeniu
WTC. Źródłem jego wiedzy miał być
artykuł, który ukazał się w kilka dni
po terrorystycznej napaści. Autor,
Serge F. Kovaleski, wyliczył wtedy
niewłaściwe zachowania innowierców, ale po wystąpieniu kandydata
na prezydenta wydał oświadczenie, że absolutnie nie pamięta, aby
pisał cokolwiek o tysiącach. Donald
Trump w odpowiedzi wykonał ruchy
rękami, jakby również był chory
na wrodzoną sztywność stawów,
mówiąc z przekąsem, że dziennikarze mają beznadziejną pamięć.
Potem wyparł się, aby parodiował
w ten sposób niepełnosprawnego reportera, tłumacząc, że Kovaleskiego
nie zna. Dziennikarz odpowiedział,
że i owszem, w dodatku na poziomie
mówienia sobie po imieniu.
Niesmaczne. Tylko dlaczego teraz? Można było wywlec to w czasie
zeszłorocznego rozdawania najróżniejszych prestiżowych nagród aktorskich, choćby Oscarów, ale wtedy
jeszcze nikt Trumpa nie traktował
poważnie.
Teraz co innego, jest prawdziwym prezydentem, chcianym
przez miliony i niechcianym przez
waszyngtoński establishment
oraz hollywoodzką społeczność,
którą bezczelnie ominął, nie prosząc o finansowe wsparcie, jak
to czyni większość kandydatów.
W ten sposób poruszył ogromną
opiniotwórczą siłę, mającą wpływ
nie tyle na przeciętnych Brownów,
co na mieszkańców dużych miast,
zamożniejszych obywateli, którzy
zajęli dobre pozycje w korporacyjnej
rzeczywistości. Pomimo spadającej
popularności prezydenta elekta,
dokonano porównania wielkości
tłumów wiwatujących na cześć
Obamy ze skromniejszą frekwencją
na inauguracji prezydenta Trumpa.
Chyba dlatego National Mall, gdzie
odbywają się uroczystości państwowe, wybrukowany jest niemal białą
kostką. Jak na dłoni widać z lotu
ptaka ludzkie kropeczki czy większe
skupiska. U Obamy nie było widać
bieli bruku w ogóle. Oszacowano,
że na przysięgę przybyło wtedy ponad pół miliona widzów.
Z kolei w czasie pierwszych uroczy-
tRump nie prosił
Hollywood o finansowe
wsparcie
zapowiedzi poważnych zakłóceń, inauguracja odbyła się według planu,
a przynajmniej tak wyglądała.
Odleciał prezydent,
niech żyje prezydent
W dzisiejszych czasach inauguracja
prezydencka w USA to wielodniowy
festyn z niemal królewskim zadęciem i masowym udziałem widzów.
Jednak uroczystość zaprzysiężenia Trumpa musiała obyć się bez
gwiazd, bo te solidarnie odmówiły zaszczytu. Trump przysięgał
za to na dwie Biblie: tę, na którą
składał przysięgę Abraham Lincoln,
i tę otrzymaną od mamy. Później
wystąpili ci, którzy się nie przestraszyli hollywoodzkiego ostracyzmu.
Odbyła się również, jak zwykle z takiej okazji, defilada prezydenckich
samochodów, bezpieczniejszych niż
czołgi. Na trasie panował porządek i dobra organizacja: po lewej
stronie kawalkady krzyczeli protestujący, po prawej wiwatowali
entuzjaści. Oczywiście natychmiast
stości inauguracyjnych Georga W.
Busha (2001) tłum wył, a w czasie
defilady, kiedy prezydent znajdował
się w bojowym cadillacu, poleciały
jajka i piłeczki tenisowe. Aresztowano 4 osoby. Bush od początku był
niepopularny z powodu jawnego
sfałszowania wyborów. Po przeliczeniu głosów na Florydzie, gdzie
gubernatorem był jego brat Jeb,
zabrano zwycięstwo demokracie
Alowi Gore'owi. W czasie drugiej inauguracji (2005) było jeszcze weselej.
Protestujący zablokowali wejście
na ściśle strzeżony teren, gdzie miała odbyć się przysięga. Ochrona prosiła przybywających, aby nie mieli
ze sobą dużych toreb czy plecaków.
Pomysłowa opozycja, która zdobyła
bilety, przytaszczyła niekończące się
bagaże i w ten sposób zatarasowała
wszystkie bramki.
Bush był lekceważony w kraju
i za granicą. Określano go jako marionetkę, którą pociągał za sznurki
sprzedany roponośnym korporacjom Dick Cheney.
42
ZAGRANICA
TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ
Feminizm w akcji
Trump zabrał się do pracy, a jego
ideologiczni przeciwnicy wyszli
tłumnie na ulice w 25 miastach amerykańskich; ostatni raz tak żywiołowy sprzeciw wywoływała wojna
w Wietnamie.
Sobotni widok z drona na ulice
pękające w szwach, a następnie zbliżenie. Rzucają się w oczy włóczkowe
czapeczki z uszami, nazwane „pussy-hat” (pussy
– kotek, cipka;
hat – czapka).
Nazwa czapeczki
pochodzi od podobieństwa do uszu
kota, a jej kształt
próbuje przedefiniować słowo „pussy”, którego
Trump użył w podsłuchanej i nagranej potajemnie rozmowie w roku
2005. Powiedział wtedy „grab them
by the pussy” (łap je – i tu mamy
do wyboru – za kotki lub …). A feministki nie zapominają.
Madonna, ucieleśniająca jądro protestu, w czapeczce rogatej,
ale czarnej, krzyczała ochryple,
by dodać odwagi kobietom, że jest
wściekła i najchętniej wysadziłaby
w powietrze Biały Dom. Ashley Judd
z patosem Elektry i żyłami na szyi
recytowała z przerażeniem, jakie
szatańskie moce w postaci Donalda
Trumpa oplątały USA. Nadchodzi faszyzm – krzyczała – i tylko brakuje,
aby pojawił się przeklęty wąsik.
W tłumach obok czapeczek
maszerowały odblaskowe kamizelki,
napisy na twarzach i włosy w kolorach tęczy. Kontestujący mówili
reporterom, że boją się prezydenta,
a na pytanie dlaczego, wzruszali
ramionami. Niektóre panie założyły na głowy różowe kominiarki
w kształcie waginy, by pokazać,
że nie pozwolą odebrać praw do stanowienia o sobie, nie pozwolą odebrać wolności.
A kto im odbiera? Trump
wprawdzie podpisał dekret prezydencki o cofnięciu subsydiów
zagranicznym klinikom zajmującym
się antykoncepcją i usuwaniem ciąży, ale czy jest to powód do paniki?
Każdy prezydent republikański, zaczynając od Ronalda Reagana, cofał
dotacje, każdy demokrata przywracał. Nie sądzę również, aby Trump
mającą na celu wysłanie na zasiłki wszystkich nie nadążających
w neoliberalnej gonitwie. Tymczasem na całym świecie społeczeństwa wymykają się, głosują inaczej,
niżby sobie tego życzyli władcy,
którzy przestali zwracać uwagę
na elektorat. Kiedyś w sytuacji
podobnego podziału społeczeństwa
niemal na dwie połowy wybuchłaby
rewolucja.
Bardziej przytomni przeciwnicy Trumpa
przyznają, że demokraci zapomnieli o służbie
państwu. Dbają jedynie
o swoje interesy i mają
się świetnie. Ci sami
przytomni czekają jednak na jak najszybszy
impeachment nowego prezydenta.
A przecież jeszcze nie zaczął w pełni
rządzić i nie ma go o co oskarżać.
Wszystko, co do tej pory powiedział,
zostało po stronie kampanii, teraz
zaczyna czystą kartę prezydentury.
mówi się, że to soros
finansował masowy ruch
opozycyjny.
miał jakikolwiek zamiar polemizować z ruchem LGBT. Mają swoje
prawa, które jakiś czas temu wywalczyli, i, mam nadzieję, nie będzie
nierozsądnej eskalacji tematu.
O ile wietnamskie protesty miały konkretny wymiar i rzeczywistą
przyczynę, o tyle obecnie mamy
do czynienia z protestem percepcji.
Krzyczą feministki, geje i lesbijki.
Wydzierają się zahipnotyzowani
strachem na kolorowo pomalowani młodzi ludzie. A może by tak
zapoznali się z programem wyborczym, poczekali i zaczęli żywiołowo
rozliczać, gdy przyjdzie na to czas?
Bo jak na razie robią wrażenie ulegania masowej histerii.
Aktorzy na szańce
Protestują ci, którym nie są potrzebne zmiany gospodarcze w USA.
Madonna nie dba o to, czy amerykańskie samochody są produkowane
w Stanach, Meksyku czy Chinach.
Scarlett Johansson czy Julia Roberts
niewiele wiedzą o pracy zarobkowej.
Prezydent Trump zaburzył
porządek dobrze zorganizowanej
machiny i odsunął od władzy całą
świetnie ustawioną arystokrację,
Demokracja zjada własny ogon
Apatia i tolerancja pozwoliły koterii
Busha wygrać elekcję. Ten do spółki ze swoim zastępcą zdemolowali
ekonomicznie kraj – i nikt im nie
powiedział złego słowa. Obama
podwoił dług i jest bardzo lubiany.
Trumpowi na dzień dobry życzy się
sprawy karnej. Protestuje przeciw
niemu ponad milion obywateli,
a przecież programy feministycznych organizacji pokrywają się
z programem obecnego prezydenta.
Ale propaganda sprawia, że logika
zostaje wyłączona.
Tłumy wrzeszczą, dziennikarz
pisze, co jest poprawne, Meryl Streep oskarża prezydenta, aby dowiedzieć się od niego, że wysoka ocena
jej umiejętności jest przesadzona.
A nad wszystkim czuwają miliardy
Sorosa; mówi się, że to on finansował masowy ruch opozycyjny. Ciekawe, czy Trump wygra. 43
Paweł Janowski
Niemieckim
smogiem
w Polskę
P
rzez osiem lat rządów filoniemieckiej koalicji
niewiele w Polsce mówiło się o smogu. Powietrze
było czyste, no może poza Krakowem. Polityka też
była czysta. Krystalicznie przejrzysta, aż biło po oczach,
a po kieszeni jeszcze bardziej. Rączki były czyste, interesy
niemieckie w Polsce niezagrożone. Państwo, czyli „kamieni kupę”, rozkradano w tempie zaplanowanym w Berlinie i Brukseli. Plasterek po plasterku, fabrykę po fabryce. Aneks do tych planów od czasu do czasu dorzucała
Moskwa. I było pięknie i bezsmogowo.
Tymczasem modna ostatnimi czasy wojna hybrydowa ma swoją nową odsłonę. Jak to bywa z hybrydami,
nie wiadomo, jaką postać przyjmie. Czy to będzie cyberatak, czy może nagłe zakłócenia sygnału telewizyjnego, a może niepokój o kornika zjadającego drzewka nie
tam gdzie trzeba?
W styczniu 2017 r., po spektakularnym upadku
zamachu stanu, raptem, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, niemieckojęzyczne media zaniepokoiły się
stanem powietrza nad Wisłą i Odrą, ale tylko na wschód
od Odry, ponieważ jak wszyscy wiemy, powietrze na zachód od Odry jest przejrzyste, demokratyczne i wolne
od metali ciężkich oraz ciężkich wspomnień. Bo to jest
niemieckie powietrze. Tamtejszy tlen jest z dodatkami pakowany w Lidlu, a zatwierdzany w Bundestagu.
Tymczasem polskie Ministerstwo Środowiska odmówiło
obniżenia progów alarmowania polskiego społeczeństwa
o zagrożeniu smogiem. No i ekolodzy, po odpowiednich
konsultacjach specjalistów znad Renu i Łaby, po odczytaniu horoskopów, zaalarmowali świat.
Według Anny Dworakowskiej z PAS (Polski Alarm
Smogowy) skutki dla zdrowia ludzkiego pojawiają się
znacznie wcześniej niż przy poziomie stężeń uważanych
w Polsce za alarmowe. Na przykład we Francji analogiczne poziomy, które informują mieszkańców, że powietrze
jest niezdrowe, są określone na poziomie 80 μg/m3.
– Częstsze ogłaszanie alarmów smogowych mogłoby
skutecznie uświadomić Polakom, jak duża jest skala
problemu – mówi Andrzej Guła, lider PAS. Bo straszyć
trzeba często i regularnie. Niemieccy patrioci nad Odrą
i jej wschodnimi rubieżami zaalarmowali panią premier
Beatę Szydło. Pana Tuska i pani Kopacz nie zdążyli, tak
długo zbierali podpisy.
Oczywiście wszystkiemu winny węgiel. Skoro Niemcy nie wykupili jeszcze polskich kopalni, to nie jest dobrze. Niemiecki węgiel w Niemczech jest zdrowy, a polski
w Polsce jest smogotwórczy. Wychodzi na to, że Odra
niczym Himalaje zatrzymuje wszelkie ruchy powietrza
w Europie, a zwłaszcza między Polakami a Niemcami.
Jednak sezonowi „ekolodzy” tak się rozpędzili z tym
smogiem w Polsce, że nawet powietrze nad naszymi
parkami narodowymi gorzej wygląda niż w centrum
Zagłębia Ruhry. To zaniepokojenie jest tak wiarygodne,
jak troska Volkswagena o ekologiczne spalanie. Czyżby szykował się atak niemieckich producentów pieców
na tereny polskie? Może kogoś denerwuje konsolidacja
i odbudowa polskich fabryk?
– Jak nieoficjalnie wiadomo, Krakowski Alarm Smogowy kojarzony jest z branżą gazowniczą, a producenci
kominków wykorzystują znajomości z radnymi województwa – komentuje dziennikarz ekonomiczny Reutersa Wojciech Żurawski. – Jeśli ktoś się spodziewał, że
będziemy mieli do czynienia z czystą grą, to jest w dużym błędzie – powiedział.
Bitwa smogowa dopiero się rozpoczyna. Kto teraz
dołoży do pieca?
44
TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ
KULTURA
Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe
FILM
KSIĄŻKA
Błazen i mędrzec
Tadeusz Boy-Żeleński był jednym z najwybitniejszych tłumaczy literatury francuskiej,
znakomitym felietonistą i recenzentem teatralnym. Dlatego cieszmy się, że otrzymujemy
właśnie nowy wybór felietonów i recenzji Boya „Mity i zgrzyty”. Ostatni tom,
„W perspektywie czasu”, ukazał się ponad 10 lat temu.
Piotr Łopuszański 45
nr 5 | 3 lutego 2017
Trzeba się dziwić bierności, z jaką społeczeństwo oczekuje,
co – bez jego udziału – zdecyduje ktoś o jego losie i w czym
potem bezradnie tkwić będą całe pokolenia.
Tadeusz Boy-Żeleński, Nasi okupanci
Ż
eleński był z urodzenia warszawiakiem, młodość spędził jednak
w Krakowie. Zaczynał od wierszy
pisanych pod wpływem Kazimierza
Przerwy-Tetmajera. Potem studiował
medycynę, ale literatura wciągnęła
go bardziej. Przetłumaczył wszystkie
komedie Moliera, potem zabrał się
za tłumaczenia Kartezjusza, Pascala,
Montaigne’a i Balzaka. Przez pewien
czas należał do świty Przybyszewskiego i kochał się beznadziejnie w jego
żonie Dagny.
W 1919 roku zaczął pisać recenzje
teatralne dla konserwatywnego „Czasu”. Po przyjeździe do stolicy nawiązał
współpracę z prawicową „Rzeczpospolitą”. Co jakiś czas ogłaszał felieton.
Swoje teksty zbierał w tomach „Flirt
z Melpomeną”. W 1926 roku zaczął
pisać felietony na tematy bieżące w „Kurierze Porannym”, gazecie
bliskiej Piłsudskiemu. Od 1928 roku
wydawał je w książkach.
Pod wpływem Ireny Krzywickiej domagał się reformy obyczajów.
Został nawet prezesem Ligi Reformy
Obyczajów, ale szybko zrezygnował,
widząc jak ruch społeczny wyrodził
się w klikę. Rozstał się z Krzywicką
i zajął się odbrązawianiem wyidealizowanego oblicza naszych pisarzy oraz
tłumaczeniem Prousta. W 1935 roku
ukazała się ostatnia książka z felietonami: „Nieco mitologii”.
We wrześniu 1939 roku opuścił
Warszawę i trafił do Lwowa, wkrótce
zajętego przez armię radziecką. Tam
dał się wciągnąć do komunistycznego
związku literatów. Pisał w „Czerwonym Sztandarze” i „Widnokręgach”.
To najmroczniejszy okres w jego życiu
publicysty, choć rzadko kadził władzy.
W 1941 roku został zastrzelony przez
Niemców.
Był samorodnym talentem literackim. Wychowany w konserwatywnym
Krakowie rozczytywał się w literaturze
francuskiej i nasiąkł stylem galijskim
do szpiku kości. Potrafił w jednym
felietonie okpić napuszonego profesora, by w następnym przyznać się
do rozmaitych wyskoków. Nadał sobie
imię błazna, ale w późniejszych latach
wybrał miano mędrca.
Mimo świetnego stylu, atrakcyjnej
formy jego książki nie sprzedawały się
dobrze. Może były za drogie? Oszukany
przez wydawcę autor musiał za własne pieniądze wydawać swoje dzieła
i przekłady w serii „Biblioteka Boya”.
Po II wojnie światowej książek
Boya (z wyjątkiem „Znasz-li ten
kraj? ”) nie wydawano w takiej formie,
w jakiej autor je ogłaszał. Dokonywano selekcji. W „Pismach” podzielono
jego utwory tematycznie i w jednym
tomie zebrano szkice o Mickiewiczu,
Stendhalu, w trzech tomach felietony
i w jednym szkice literackie. Tymczasem, gdy sięgniemy po oryginalne
książki Żeleńskiego, zauważymy ich
różnorodność tematyczną. W jednej
książce Boy dawał felieton aktualny,
szkic o Balzaku czy innym pisarzu
francuskim, anegdotę o Przybyszewskim, coś o obyczajach czy wielkiej
literaturze. Uważał, że dzięki temu
„płodozmianowi” każdy znajdzie coś
dla siebie.
Najlepszy, wydany w PRL wybór
felietonów „Reflektorem w mrok” ukazał się w 1978 roku. Potem ukazał się
wybór recenzji „Romanse cieni”. Mimo
iż od lat 40. władze komunistyczne
uważały go za swojego, „Pisma” zostały
ocenzurowane. Nieprawomyślne okazały się recenzje ze sztuk radzieckich,
felieton „Teatr w Łucku” o polskim
wkładzie w kulturę na Kresach i „Gi-
de’owskie problemy”. Te teksty wydano
dopiero w III RP po zniesieniu cenzury.
Niestety, nie ma ich w omawianym
zbiorze.
Wybór „Mity i zgrzyty” obejmuje
felietony i recenzje z lat 1919-1936.
Podobnie jak „Reflektorem w mrok”
podzielony jest na kilka działów. Jan
Gondowicz we wstępie wspomniał
o felietonach „Dziki wiek” i „Wielcy plotkarze”, ale – ku zdziwieniu
czytelników – nie zamieścił ich w tym
wyborze. Chyba niepotrzebnie aż
27 felietonów Gondowicz powtórzył
za wyborem Andrzeja Z. Makowieckiego „Reflektorem w mrok”. Można
było poszukać innych, ciekawszych,
choćby wspomnienie o Franciszku
Fiszerze albo świetny felieton „Czy
Napoleon istniał?” Brak mi też szkicu
o Witoldzie Wojtkiewiczu, Prusie,
Żeromskim i Reymoncie oraz bardzo
aktualnych do dziś rozważań o podatkach („Paradoksy fiskalne”). Nie
ma też niestety szkiców o pisarzach
francuskich, co mocno wypacza obraz
Boya-tłumacza i propagatora literatury francuskiej. Jest tylko felieton
„Bezwiedne orientacje”, który po-
Kultura
Tadeusz Boy-Żeleński, Mity i zgrzyty. Polemiki,
recenzje, wspomnienia. Wybrał i przedmową
opatrzył Jan Gondowicz, PIW, Warszawa, 2016 W setną rocznicę urodzin Erwina
Axera – reżysera, pisarza, dyrektora Teatru Współczesnego i Teatru
Narodowego, Galeria Kordegarda
w Warszawie zaprasza na wystawę,
koncentrującą się na osobie reżysera i jego najważniejszych przedstawieniach. Prezentowane są zdjęcia
z wybranych spektakli, fragmenty
esejów, można też obejrzeć rocznicowy znaczek Poczty Polskiej i wirtualną ekspozycję przygotowaną
przez Instytut Teatralny. Wystawa
czynna do 19 lutego.
***
Mieszkańcy Opola zostali zaproszeni do współtworzenia wystawy
przedstawiającej m.in. ich rodzinne historie, dawne fotografie, dyplomy, dokumenty, drzewa
genealogiczne oraz znane obiekty
w mieście. Organizatorzy projektu
zaplanowali, że każdy uczestnik
otrzyma własne stanowisko i będzie mógł je zaaranżować według
własnego pomysłu. Tak powstała
wystawa „Opole – nasze matki, nasi
ojcowie, nasze korzenie” na 800-lecie miasta, którą można oglądać
w opolskiej Galerii Elewator od 26
stycznia.
***
Ponad sto dziesięć obrazów i rysunków Jacka Sempolińskiego z lat
1958–2011 prezentuje wystawa „Obrazy patrzące” w Muzeum Manggha
w Krakowie. Można na niej zobaczyć
najbardziej znane kompozycje malowane ciemnymi błękitami, fioletami
i zimnymi szarościami, spopielałe,
poprzecierane, podziurawione, ujawniające dramatyczne wątki eschatologiczne i spojrzenie artysty na rzeczy ostateczne. Ekspozycja czynna
jest do 26 marca.
***
Bogaty i różnorodny pod względem
tematyki, rozwiązań kompozycyjnych i technik artystycznych dorobek Janusza Towpika prezentuje
wystawa „Atlas sztuki” w Muzeum
Nadwiślańskim w Kazimierzu
Dolnym. Można na niej zobaczyć
liczne, w tym nigdy wcześniej nie
prezentowane ilustracje książkowe
oraz ilustracje przyrodnicze do atlasów i encyklopedii. Pokazane są też
„towpiki”, czyli niewielkich rozmiarów rysunki przedstawiające uroki
polskiego pejzażu, ujętego w różnych
porach roku, wykonywane przez
artystę w specjalnie opracowanej
technice. Ekspozycja czynna do 17
kwietnia. Fot. materiały dystrybutora
Kalejdoskop kulturalny
Fot. Wikimedia Commons
rusza sprawę konieczności „odniemczenia” kultury polskiej i zapoznania
czytelników z dorobkiem literatury
francuskiej.
W „Mitach i zgrzytach” zabrakło
mi także informacji, z jakich tomów
pochodzą poszczególne teksty, brak
również szkicu o życiu Boya, a przecież autor „Brązowników” domagał się,
by nie zapominać o biografii pisarzy.
Mam też zastrzeżenia do tytułu.
„Mity i zgrzyty”. Co za straszny zgrzyt!
A przecież Boy był mistrzem tytułów.
Jego „Pijane dziecko we mgle” weszło
do sformułowań języka żywego. Mimo
niewłaściwego tytułu otrzymaliśmy
interesujący, liczący ponad 700 stron
wybór tekstów Boya-Żeleńskiego. Wiele spraw opisanych przez autora jest
nadal aktualnych.
Ten wybór utrwala znany wizerunek Boya walczącego z konserwatywnymi księżmi, doradzającego „sublimowaną pederastię” w wychowaniu
młodzieży, wierzącego, że dodatek
„Życie Świadome” może zmienić
obyczaje. Był też inny Boy, kpiący
z propagandy radzieckiej, z zapałem
wertujący encyklopedię Diderota,
z sympatią piszący o Janie Sobieskim
i Marysieńce, wykłócający się z redaktorami o słowo „dziwka” w felietonie,
ale kładący uszy po sobie, gdy Sowieci
dopisywali mu akapit o nowych możliwościach badań nad Mickiewiczem
w Związku Radzieckim.
Tego Boya tu nie pokazano.
Mimo podtytułu „polemiki, recenzje,
wspomnienia” – brakuje odpowiedzi Żeleńskiego na paszkwilancką
książkę Irzykowskiego „Beniaminek”.
Cieszmy się jednak, że tom ukazał
się i że wielu nowych czytelników
dowie się, że istniał taki autor o pełnym wachlarzu zainteresowań. Oby
ten solidny wybór tekstów stał się
szkołą pisania i stylu dla młodych
publicystów.
TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ
Fot. Wikimedia Commons
46
47
nr 5 | 3 lutego 2017
Film
Gra życia i fikcji
Paweł Gabryś-Kurowski Wielkie nagrody: Goncourtów, Booker,
Pulitzer, Nobel. Marzenie pisarzy,
przedmiot fascynacji czytelników.
Kto dostanie JĄ w tym roku? Czy
wreszcie X doczeka się JEJ? Mariano
Cohn i Gastón Duprat, argentyńscy
filmowcy, już niemal dziesięć lat
stojący za kamerą, w swym nowym
dziele, „Honorowym obywatelu”, opowiadają o pisarzu Danielu
Mantovanim (wybitna rola Oscara
Martíneza) – artyście, który zdobywa laury i zyskuje sławę. Nobel dla
Argentyny, który ominął nawet wielkiego Jorge Luisa Borgesa, w świecie
fikcji jest możliwy.
Scenariusz Andrésa Duprata
traktuje wręczenie najsłynniejszej
w świecie nagrody jako punkt wyjścia – bardzo przewrotny, nieszablonowa jest bowiem pełna goryczy
mowa laureata. Mantovani cierpi
na kryzys twórczy, trwający przez
następne pięciolecie, sławą zdaje
się gardzić, zaproszenia na wykłady i bankiety odrzuca, przyjmuje
zaś – wbrew początkowej niechęci
i po długim namyśle – honorowe
obywatelstwo Salas, miasteczka,
w którym urodził się i wychował,
i z którego uciekł, by spełnić swe
marzenia. Po 40 latach po raz pierwszy pojawia się w rodzinnej miejscowości, przy czym oprócz przyjmowania splendorów jego udziałem
są liczne obowiązki, a także tzw.
spotkania po latach.
Taki zarys fabuły może zapowiadać szablonowość i banał. Argentyńczycy jednak zbudowali scenariusz
z wielką precyzją i pomysłowością
(dzieląc go na pięć rozdziałów –
przecież bohaterem jest pisarz),
dzięki czemu opowieść tętni życiem,
oferując nam kolejne niespodzianki.
Co jeszcze ważniejsze – daje się odczytywać na wielu poziomach.
Jeden z tematów to kryzys twórczy. Mantovani już w swej mowie
noblowskiej (która zresztą wywołała, delikatnie mówiąc, konsternację)
laury przyznane pisarzowi uznaje
za świadectwo jego artystycznej
śmierci – nagroda to wyraz poparcia
władz, akceptacja dzieł, a co za tym
idzie i samego autora jako wygodnego, kanonicznego. To zaś świadczy,
że twórca przestał szukać, przestał
być znakiem sprzeciwu, że przestał żyć. – Nagroda Nobla zmienia
człowieka w posąg – mówi Mantovani podczas żenującej i groteskowej uroczystości odsłonięcia
swej karykaturalnej podobizny (czy
raczej: nie-podobizny) w miejskim
parku w Salas. Nie zdradzając szczegółów scenariusza, trzeba dodać,
że Argentyńczycy ukazują kryzys
Daniela w niezwykle przewrotny
Filmowcy nie zostali nominowani do Oscara. mówili
jednak, że przyznanie nagrody o niczym nie świadczy.
48
Kultura
TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ
sposób: chwilami metafory nabierają
nają karykatury (Romero, Antonio,
sensu dosłownego, a granica między
chwilami burmistrz), wzbudzają nie
prawdą a jego literackimi pomysłami
tylko nerwowy śmiech i odrazę, ale
staje się niemal nieuchwytna. A cała
i współczucie dla swego ograniczenia
historia – ciekawsza.
i stłumionego bólu.
„Honorowego obywatela” można
Trudno zatem uznać „Honoroteż traktować jako obraz powrotu
wego obywatela” za satyrę na mado „kraju lat dziecinnych”. Filmowe
łomiasteczkową
Salas to zabita dechami prowincja.
mentalność. Trudno
Widzowi trudno pozbyć się wraże– choć fetowanie
nia, że przez 40 lat nieobecności pi„naszego Wielkiego
sarza nic się tam nie zmieniło. Biedę
Rodaka” demaskuje
i bezguście zabudowy oraz wnętrz
mieszkańców Salas.
wykreowano z pełną ironii pieczołoZdemaskowany –
witością (wybitna praca scenografki
w pewnej mierze
Mariany Eugenii Sueiro). Mieszkań– zostaje także sam
cy zachowują się w przewidywalny
noblista, człowiek
do bólu sposób, przy czym wcale nie
próżny i samolubny.
stanowią typów ludzkich, ale pełnoTakie zestawienie
krwiste charaktery. Są zakłamani,
każe raczej trakroszczeniowi (niejednemu wydaje
tować film Cohna
się, że coś mu się należy od wielkiego
i Duprata jako próbę
współziomka), egoistyczni, niedokonfrontacji dwóch
kształceni (prawie nikt poza córką
sposobów życia,
Irene – frapująca Belén Chavanne –
wręcz odmiennych
nie miał nawet w ręku dzieł pisaświatów: kraju dzierza). Dręczą ich kompleksy („z tego
ciństwa, obszaru
samego narodu wyrośli Maradona,
swojskiego, ale zamkniętego i ograpapież i Messi”; dobrze, że nie pada
niczającego, oraz świata artysty,
tu nazwisko Guevary!), które próbują
ucieleśnianego przez Europę – przeleczyć „znajomością” z Wielkim Rostrzeni dla jego marzeń, gdzie można
dakiem („strzelmy sobie słitrozwinąć skrzydła. Światy
focię!”). Chętnie imają się
te nie łączą się ze sobą –
manipulacji (pyszny wąnostalgia Mantovaniego
Mantovani
cierpi na kryzys
tek konkursu plastyczokazuje się tęsknotą
twórczy,
nego). Nieobca jest
za czymś, czego nie
trwający przez
im też zawiść, wręcz
ma. Idol, tak potrzebnastępne
pięciolecie,
wrogość wobec tego,
ny społeczności prosławą zdaje się
któremu się powiodło.
wincji, nie jest w stagardzić
Stworzenie tego obrazu
nie zaspokoić potrzeb
to zasługa nie tylko scenawspółziomków. Są sobie
rzysty i reżyserów, ale i aktoobcy, co świetnie uwidaczniają
rów: Manuela Vicente (burmistrz),
oczywiste różnice między sposobaMarcelo D’Andrei (Florencio Romero,
mi myślenia pisarza i jego rodaków.
domorosły malarzyna, prezes miejMało tego, musi dojść między nimi
scowego związku artystów plastydo konfliktu. Jego nieuchronność
ków), Andrei Frigerio (Irene, dawna
argentyńscy twórcy podkreślają,
ukochana Daniela), Dady’ego Brievy
stopniując w kolejnych rozdziałach
(Antonio, mąż Irene), tworzących tę...
napięcie, potęgując siłę emocji.
galerię raczej niż menażerię, bo choć
Jednak nawet to nie wyczerpuje
niektórzy z prowincjuszy przypomilimitu niespodzianek przygoto-
wanych dla nas przez filmowców
z kraju pampy. Wystarczy zwrócić
uwagę na sceny nocne z ostatniego
rozdziału, bliskie stylistyką koszmaru i groteski filmom Davida Lyncha.
Widzimy wtedy, że realizm „Honorowego obywatela”, dotąd uwydatniany
przez bardzo prostą,
niemal niedostrzegalną pracę kamery
samego Mariano
Cohna, jest pozorny,
że w gruncie rzeczy
służy zatarciu
granicy między
tym, co Mantovaniemu przydarza się
naprawdę, a tym,
co stanowi stworzoną przezeń fikcję.
Do jakich wniosków
to prowadzi, niech
każdy widz dojdzie
sam – ja nie zamierzam psuć nikomu
przyjemności. A jest
ona niemała, można
rzec – wprost proporcjonalna do poziomu złożoności fabuły. Mistrzostwo narracji.
Jednak argentyńscy filmowcy
nie znaleźli się na liście nominacji
do Oscara. Można ubolewać, że tak
frapujący, świetnie zrobiony i mądry film pominięto, ale... W jednym
z wywiadów Cohn i Duprat mówili,
że przyznanie nagrody w gruncie rzeczy o niczym nie świadczy.
Nawiązując do ich dzieła, trudno nie
stwierdzić, że to dobrze, iż tegorocznego Oscara nie dostaną – znaczy
to bowiem, że wciąż poszukują, że
są artystami niewygodnymi i rozwijającymi się. Miejmy nadzieję. Jeśli
ich noblista ma rację, nie życzmy im
laurów. W naszym, widzów i sztuki
interesie.
Argentyńczycy zbudowali scenariusz
z pomysłowością, opowieść tętni
życiem, oferując kolejne niespodzianki.
„Honorowy obywatel”; reż. Mariano Cohn,
Gastón Duprat; wyk.: Oscar Martínez,
Manuel Vicente, Andrea Frigerio; Argentyna,
Hiszpania 2016 49
nr 5 | 3 lutego 2017
Oddać Niemcom
co niemieckie
Gdy państwowa niemiecka telewizja ZDF nazywa
niemieckie obozy koncentracyjne polskimi,
a po przegranej w sądzie kombinuje, jak tu się
nie przyznać do błędu, do akcji wkracza internet.
Maciek Chudkiewicz K
to tworzył obozy koncentracyjne? Kto był ofiarą, bohaterem?
Kto najeźdźcą, mordercą? Kto
nienawidził i mordował Żydów? Kto
ich ratował?
Ty ukradłeś, czy tobie ukradli –
wszystko jedno, jesteś zamieszany.
Polityka historyczna
Niemcy, odpowiedzialne (obok ZSRR)
za masowe morderstwa obywateli
polskich i zamykanie ich w obozach
zagłady czy pracy, mają wyraźny problem z przyznawaniem się do swoich
zbrodni. Ponad 70 lat po wojnie widać
to coraz mocniej. Coraz wyraźniej
mówi się, że termin „polskie obozy
śmierci” został ukuty przez niemieckie służby jeszcze na przełomie lat
40 i 50. Od tego czasu, a szczególnie
ostatnio, coraz wyraźniej słychać ten
przekaz.
Wszystkie liczące się kraje dbają
o swoją politykę historyczną. Dbają
o to, by nie zakłamywać ich historii.
Uwypukla się dokonania i bohaterskie
czyny, a wycisza zachowania negatywne. Jak? Przy pomocy mediów,
sztuki i kultury, także edukacji.
Niemcom wyjątkowo trudno
ukrywać swoje działania, co nie znaczy, że tego nie robią. Robią i to dość
skutecznie. Jeszcze niedawno żar-
towano, że świat zacznie uważać, że
to polscy antysemici chcieli zabijać
Żydów, a dobre wojsko niemieckie
musiało ich przed tym powstrzymywać. Fikcja?
Polacy nie zapomną
W odpowiedzi na pojawiające się
od jakiegoś czasu sformułowania
„polskie obozy śmierci” (służące jako
uproszczenie, wynikające z umiejscowienia obozów) coraz więcej dzieje się
w polskim internecie. Od niedawna
bardzo szerokim echem odbija się
akcja #GermanDeathCamps, a więc
#NiemieckieObozyŚmierci. Po tym,
jak telewizja ZDF przeprosiła za użyte
przez siebie sformułowanie w niecny
sposób (ukryła przeprosiny), polscy internauci odpowiedzieli z całą
mocą. Najpierw w mediach społecznościowych w internecie pisali ZDF,
co o tym myślą, a ta usuwała ich
wpisy i blokowała ich. Akcja więc się
rozrosła: w Niemczech (i nie tylko)
pojawią się bannery przypominające
prawdę historyczną.
Akcja trwa
Akcja pt. „Death Camps Were Nazi
German” (ang. Obozy śmierci były
nazistowskie niemieckie) nawiązuje do wspomnianej wcześniej akcji
Akcja #GermanDeathCamps.
Plakat przypominający prawdę
historyczną. Możemy przeczytać:
Nie myl mordercy z ofiarą.
#GermanDeathCamps, której pomysłodawcą był m.in. portal „Żelazna
Logika”. Wszystko zaczęło się, gdy
polscy internauci zaczęli domagać
się, by telewizja ZDF odpowiednio
przeprosiła więźnia KL Auschwitz
Karola Tenderę (to on złożył wniosek
do sądu) za sformułowanie „polskie
obozy zagłady Majdanek i Auschwitz”.
Odpowiadając na internetowe
blokady, organizatorzy akcji dzięki 
m.in. publicznym zbiórkom pieniędzy organizują akcję billboardową.
Niedługo przed gmachem telewizji
ZDF w Wiesbaden ma stanąć mobilny, podświetlany billboard, który
przypomni, że obozy zagłady nie były
polskie, tylko niemieckie. Później odwiedzić ma on jeszcze Bonn, Brukselę
i Londyn. – Nasza akcja jest całkowicie apolityczna. Współpracujemy
z różnymi środowiskami, które chcą
włączyć się do naszej inicjatywy, 
m.in. z Żelazną Logiką, Redutą Dobrego Imienia i Stowarzyszeniem Głos
Bohatera. W akcję zaangażowało się
również środowisko portalu Wykop.pl
– komentuje Michał Wlazło, działacz
Fundacji Tradycji Miast i Wsi. 50
TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ
Świat wokół nas
w
Ryba
lesie
Wybierając się na grzyby, zamiast na
dorodnego borowika
można trafić na... rybę.
Przemysław Miller Rocznie odławia się
na całym świecie
30
tys. ton
węgorzy, co daje
rybakom 250-300
mln. dolarów.
51
nr 5 | 3 lutego 2017
W
szystko zaczyna się zwykle w wodach leśnego, bezodpływowego jeziora. Niektóre węgorze
(Anguilla anguilla L.) w pewnym okresie swojego
życia muszą opuścić swój „dom” i niesione instynktem
zaczynają mozolną wędrówkę do miejsca swoich narodzin,
do Morza Sargassowego. Dlaczego składają ikrę aż w Morzu Sargassowym? Według jednej z legend ryba ta była
niegdyś mieszkańcem mitycznej Atlantydy. Gdy kataklizm
zmiótł ją z powierzchni Ziemi, węgorz musiał szukać
innego lądu. Tak dotarł do Europy, ale na czas rozrodu
zawsze wraca tam, gdzie niegdyś była jego ojczyzna.
Węgorze wychodzą z wody zwykle w ciepłe i parne
letnie noce oraz jesienią, kiedy po zmroku panuje
często deszczowa i wilgotna aura, w okresie
od września do października, zawsze
cztery dni po pełni Księżyca i szybko
przemykają po wilgotnej trawie coraz
dalej w głąb nieznanego lądu. Spieszą się przy tym, ponieważ mają
do pokonania w 180-250 dni aż 8
tys. km drogi usianej wieloma niebezpieczeństwami. W czasie wędrówki dostosowują swój dotychczasowy metabolizm do typowego
zwierzęcia lądowego, aby za jakiś
czas przekształcić go ponownie
adekwatnie do warunków morskich.
Węgorz w morzu będzie musiał
również przywyknąć do ciśnienia
kilkaset razy większego niż
to, jakie panowało w leśnym jeziorze.
Tajemnica węgorza
Jako pierwsi zagadkę węgorza postanowili zbadać i wyjaśnić
starożytni Grecy – Arystoteles i Pliniusz Starszy. Zwrócili
uwagę na rybę-węża, ponieważ odbiegała zasadniczo nie
tylko kształtem, ale również cyklem biologicznego rozwoju od wszystkich już znanych gatunków słodkowodnych.
Niestety, ani Arystotelesowi, ani trzy wieki później żyjącemu Pliniuszowi Starszemu nie udało się odnaleźć wylęgu
i narybku węgorza. Co więcej, nie znaleźli w badanych rybach
ani ikry, ani mlecza, nie stwierdzili nawet obecności organów
zdolnych je wytwarzać. Arystoteles, nie mogąc się doszukać
racjonalnego wytłumaczenia takiego stanu rzeczy, stwierdził, że węgorze biorą się najprawdopodobniej ze środka
Ziemi. Pliniusz Starszy zaobserwował, że węgorz żyje ok. 8 lat
w wodach śródlądowych i jest jedyną rybą, która nie pływa
po powierzchni.
Mroczny Odyseusz z Atlantydy
Węgorz jest chyba najbardziej tajemniczą ze wszystkich
ryb występujących w naszym kraju. Na przełomie XVIII
i XIX w. wybitny polski przyrodnik S. B. Jundziłł w wydanej w 1807 r. „Zoologii krótko zebranej” podjął próbę
opisu jej nieracjonalnych zachowań. Pisał: „węgorz
na zimę w szlamie na dnie jezior kupami się zakopuje
i całą zimę uśpiony przepędza. Wiosną z jezior do rzek
wychodzi i z wodą płynie. Ostateczne, a te niedawne postrzeżenia ukazały, że węgorz płód swój żywo na świat
wydaje...”. Informacja ta została przyjęta przez ówczesny świat nauki i ludzi za wiarygodną, dlatego nie należy się dziwić, że opowieści o węgorzach wychodzących
z wody na grochowiska i wysysających krowom mleko
krążyły jako realne jeszcze w XX w. Dopiero w 1921 r.
Johannes Schmidt odkrył, że miejscem jego tarła jest
owiane złą sławą Morze Sargassowe. Dziś wiemy
tylko tyle, że węgorze składają ikrę na głębokości
4000-6000 m między marcem i czerwcem, choć
nikomu nie udało się zaobserwować ich tarła.
Mistrz różności
Węgorz europejski jest przedstawicielem niby
jednego gatunku, ale de facto mamy do czynienia, w zależności od sposobu odżywiania się,
z dwiema formami ichtiologicznymi: wąskogło-
52
ŚWIAT WOKÓŁ NAS
TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ
wą i szerokogłową. Wąskogłowy żywi się najczęściej
drobnym pokarmem – larwami, owadami, robakami,
natomiast szerokogłowy małymi rybami, ślimakami,
rakami i żabami. Wężowaty kształt ryby oraz budowa jej
szkieletu gwarantują nieograniczoną gibkość, elastyczność, ruchliwość oraz zwinność poruszania się nie tylko
wśród gęstej roślinności podwodnej, ale również podczas leśnych wędrówek. Niezwykle ważną rolę w życiu
węgorza odgrywa jego linia boczna, która jest swoistym
narządem sejsmosensorycznym informującym go o otaczającym świecie. Narząd ten ma wielkie znaczenie nie
tylko w wodzie, ale również w czasie lądowej wędrówki.
Przypisuje się mu główną rolę w umiejętności wyczuwania kierunku na lądzie, prowadzącym do wody, nawet
jeśli jest ona oddalona o kilkanaście kilometrów.
Skóra węgorza grubo pokryta warstwą śluzu nie
tylko dobrze chroni mięśnie i narządy wewnętrzne, ale
też w odróżnieniu od innych gatunków ryb wyśmienicie
zabezpiecza jego organizm przed wyrównywaniem się
ciśnienia osmotycznego pomiędzy wszystkimi płynami ustrojowymi a otaczającą wodą nawet w warunkach
bardzo zmiennego zasolenia.
Wyjątkowo dobrze są rozwinięte u niego również
zmysły skórne, które reprezentowane są przez tzw.
ciałka zmysłowe, mające zdolność odbierania wrażeń
dotykowych, termicznych i bólowych. Dzięki czemu
niewielkie serce ryby pracuje zawsze w tempie zależnym
od temperatury otoczenia.
Nie można pominąć jej znaczenia w tzw. wymianie gazowej. Dyfuzja tlenu poprzez skórę odbywa się
zarówno w dobrze natlenionej wodzie, jak i poza nią
podczas długiej wędrówki; na lądzie ryba może oddychać powietrzem atmosferycznym swoimi zakrytymi
skrzelami nawet przez długich 4-6 tygodni. Niekwestionowanym rekordzistą wśród wszystkich gatunków
ryb w tej dziedzinie jest właśnie węgorz europejski,
CIEKAWOSTKI O WĘGORZU:
* Prawdziwym fenomenem jest to, że węgorz
rosnący i żyjący w niezbyt
głębokich wodach śródlądowych, na głębokości rzadko
przekraczającej 20 m, w ciągu
kilku miesięcy przystosowuje
się do bardzo dużego ciśnienia 400-600 atmosfer.
* Pełzający po trawie węgorz porusza się z prędkością
ok. 3 km/h.
* Surowica krwi węgorza zawiera ichtiotoksynę,
truciznę zbliżoną swoim
działaniem do jadu węża.
U ssaków powoduje ona
skurcze mięśni, paraliżuje
czynność serca i płuc, prowadzi do rozkładu czerwonych
krwinek i zmniejsza krzepliwość krwi. Podgrzana
do temperatury 58 °C traci
swoje trujące właściwości
i podlega rozkładowi.
* Węgorze posiadają
fenomenalny węch. Czułość
tego zmysłu jest wręcz niewiarygodna, ponieważ ryba
potrafi odróżnić – wyczuć
zapach innej substancji,
która została rozpuszczona
(w ilości 1 cm³) w ok. 300 milionach metrów sześciennych
wody.
* Potrafią wyczuwać minimalne zmiany temperatury
– nawet te rzędu 0,03 °C.
* Węgorze są bardzo
wrażliwe na najdrobniejsze
wstrząsy podłoża, które
powodują ich natychmiastową ucieczkę z zagrożonego
miejsca, chowanie się w mule
lub piasku, nawet jeżeli były
głodne i żerowały.
* Węgorze są rybami
długowiecznymi, dorastającymi do znacznych rozmiarów. Przykładem może być
ryba, która przeżyła w niewoli 68 lat – w sadzawce
należącej do towarzystwa
ubezpieczeniowego w Pradze.
Dowód został złożony w Muzeum Narodowym w Pradze.
Ciało węgorzy pokrywa
się łuskami dopiero w piątym
roku życia, gdy mierzą 16-18 cm. Łuska ta jest bardzo
drobna, podłużna, głęboko
osadzona w skórze.
* Samce węgorzy z reguły nie przekraczają 50-60 cm
długości i wagi 200-350 g,
ponieważ rozwój narządów
płciowych hamuje skutecznie ich dalszy wzrost, natomiast samice osiągają maksymalnie długość do 200 cm
i ważą do 9 kg. Największy
węgorz w Polsce został
odłowiony 02.10.1994 r.,
mierzył 144 cm i ważył
6,43 kg. Zdarzenie to miało
miejsce w Jeziorze Jaśkowickim (wchodzącym w skład
tzw. Pojezierza Legnickiego,
które zaliczane jest do najmniejszych w Polsce). 53
nr 5 | 3 lutego 2017
który tą drogą pokrywa nawet połowę wszystkich
swoich potrzeb tlenowych.
Dlaczego las?
Las jest doskonałym korytarzem, którym wędrujący
na tarło do Morza Sargassowego węgorz może bezpiecznie przemieścić się do rzek. Wilgotne i miękkie podłoże
(trawa, mech) umożliwia mu w nocy szybkie przemieszczanie się do wód płynących, a drzewa i gęstwiny krzaków dobrze go ukrywają. Wędrówka lasem powoduje,
że ryba „przywdziewa” jeszcze dodatkowy ochronny
kamuflaż, stając się tym samym niewidoczna dla potencjalnych wrogów.
Węgorze, które żyją w stawach i jeziorach, z których wypływają rzeki, wędrują na tarło oczywiście drogą
wodną, nie zapuszczając się już bez potrzeby w głąb lądu.
Analogicznie też wygląda sytuacja w momencie, kiedy
młode węgorze wędrują z morza w górę rzek do jezior,
NA DOKŁADKĘ
które kiedyś opuścili ich rodzice. Jedne płyną w warunkach pełnego komfortu, a inne muszą przedzierać
się dzielnie do swoich oddalonych leśnych jezior lądem, zawsze wybierając jednak bezpieczną drogę przez
gęste ostępy leśne, z tą tylko różnicą, że taka podróż
odbywa się najczęściej w okresie wiosenno-letnim oraz
jesiennym.
Młode węgorze podobnie jak ich dorośli rodzice też
dają sobie radę podczas wędrówki do swoich nowych
domów, radząc sobie przy tym z pokonywaniem nie tylko
przeszkód lądowych, ale także bystrzyn dużych i rwących rzek, a nawet wodospadów. Robią to, gromadząc się
w warstwy, które ułatwiają im wspięcie się w górę następnym osobnikom, wykorzystując do tego celu wszelkie nierówności, chropowatości i szczeliny. Do pokonania nawet
największej przeszkody węgorzom wystarcza odrobina
wody, ledwo zwilżająca daną przeszkodę, a z tym przecież
nigdy nie ma problemu w gęstym i dzikim lesie. Michalski
54
TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ
ZDROWIE
Kiedy trzeszczą
Tytuł rozpoczynający
stawy
ZDROWIE dział
Ponad 20 stawów pracuje podczas otwierania słoika,
Lead_light
a blisko 100,lead_medium
gdy chodzimy po schodach. Na co dzień nie
lead_light
zdajemy sobie sprawy, jak skomplikowane mechanizmy
ludzkiego ciała uczestniczą w wykonywaniu tych z pozoru
banalnych czynności. Dopiero ból, zmniejszona sprawność
czy obrzęk każą nam bardziej pochylić się nad stawem –
ruchomym połączeniem elementów szkieletu.
Autor Ewa Banaszkiewicz nr 5 | 3 lutego 2017
Warto wiedzieć
55
Pozytywny wpływ na chorych ma posiadanie tzw. planu zarządzania chorobą.
Plan terapeutyczny powinien uwzględniać też życiowe plany pacjenta, jego
podejście do życia, stan psychiczny, obawy.
C
hoć człowiek posiada wiele
typów stawów, to podstawowym problemem, który dotyczy
wszystkich, jest tarcie. Dla ograniczenia jego negatywnych skutków
kości w stawie pokryte są twardą
śliską tkanką – chrząstką, którą nawilża i odżywia maź stawowa. Bywa
jednak, że chrząstka zużywa się
szybciej, niż organizm może ją zregenerować. Spowodowane to może
być naturalnym procesem starzenia,
nadmiernym obciążeniem stawu
lub... stanem zapalnym. Spośród ponad stu zapaleń stawów, sklasyfikowanych jako choroby reumatyczne,
do najpoważniejszych należy reumatoidalne zapalenie stawów (RZS).
Groźna choroba,
groźne powikłania
RZS (gościec, dawna nazwa: gościec
przewlekle postępujący) to przewlekła choroba ogólnoustrojowa tkanki
łącznej o podłożu immunologicznym. Nie dotyczy zatem wyłącznie stawów, ale w nich się właśnie
zaczyna. Początkiem choroby jest
stan zapalny wewnętrznej warstwy
torebki stawowej – błony maziowej,
która produkuje maź stawową. Gdy
nieznany do tej pory czynnik stymuluje błonę maziową do odpowiedzi
zapalnej, dochodzi do jej przerostu
i pogrubienia. W miarę postępu choroby błona odcina chrząstki stawowe
od płynu stawowego. Powoduje to ich
uszkodzenie, powstawanie nadżerek
i dalszą, nieodwracalną destrukcję
tkanek stawowych i okołostawowych. Z czasem dochodzi do zniekształceń stawów i upośledzenia
ich funkcji. Przejawami tego są początkowo ból i obrzęk, a następnie
nieodwracalne zniszczenie i utrata
ruchomości stawu. Typowa dla
Jak często występuje
RZS jest poranna
reumatoidalne zapalenie stawów?
sztywność stawów
W krajach rozwiniętych na RZS choruje około 1 na 100 osób,
utrzymująca się
trzykrotnie więcej kobiet niż mężczyzn. Choroba z reguły
ponad godzinę,
ujawnia się między 30. a 50. rokiem życia u kobiet (chociaż
a także ból wywomoże wystąpić wcześniej lub później), natomiast u mężczyzn
łany np. uściskiem
częstość jej występowania zwiększa się z wiekiem. RZS dotyręki. Choroba
ka około 350 tys. Polaków (0,5-1,5 proc. populacji).
zwykle atakuje
te same miejsca
po obu stronach
ciała. Początkowo są to drobne stawy rąk i stóp,
Stawy lubią gimnastykę...
a w miarę rozwoju choroby kolejne
Cierpiący na RZS boją się ćwiczeń,
grupy stawów. Wielu chorych wybo uważają, że w ten sposób zaszkoczuwa bezbolesne guzki podskórne
dzą stawom. Jest wręcz przeciwnie
– guzki reumatoidalne, najczęściej
– systematyczne ćwiczenia usprawzlokalizowane w okolicy łokci i staniają stawy, niwelują przykurcze,
wów rąk. Do bardzo groźnych powiwzmacniają mięśnie, poprawiają
kłań RZS zaliczana jest miażdżyca,
samopoczucie. Regularna aktywchoroby serca, płuc, nerwów, oczu,
ność fizyczna zapobiega niektórym
nerek, zapalenie naczyń, osteoporoniekorzystnym zmianom w staza i zaburzenia hematologiczne.
wach, a nawet je odwraca. Jednak
ćwiczyć trzeba mądrze. Absolutnie
Kiedy udać się do lekarza?
niewskazane są sporadyczne wizyChoroba zwykle rozwija się podty w klubie fitness ani codzienne
stępnie. Może minąć kilka tygodni,
mordercze treningi. Odpowiednie
a nawet miesięcy, zanim dolegliwości są ćwiczenia zwiększające zakres
staną się na tyle dokuczliwe, że skło- ruchu i wzmacniające mięśnie oraz
nią chorego do szukania pomocy
poprawiające ogólną wydolność
lekarskiej. Na początku często po(np. nordic walking, pływanie, jazda
jawiają się objawy „ogólne” przypona rowerze). Program ćwiczeń powiminające grypę, takie jak uczucie
nien być opracowany przez rehabiosłabienia, stan podgorączkowy, ból
litanta i dopasowany indywidualnie
mięśni, utrata apetytu. Mogą one
do każdego pacjenta. Świetnym
wyprzedzać objawy ze strony stawów domowym ćwiczeniem dla stalub im towarzyszyć. Jeżeli pojawów dłoni jest zmywanie, a także
wi się ból i obrzęk stawów, należy
zagniatanie ciasta. Pozwalają one
niezwłocznie zgłosić się do lekarza.
utrzymać siłę uścisku dłoni oraz
Osoby z podejrzeniem RZS powinny
ruchomość w stawach nadgarstków,
znaleźć się pod opieką reumatolołokci i barków. Jednak w trakcie zaga. Szybkie rozpoznanie i leczenie
ostrzenia objawów choroby należy
daje szansę na trwałe wycofanie się
się wstrzymać od ćwiczeń fizyczchoroby.
nych i zamiast tego jak naj-
56
ZDROWIE
TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ
Najnowsze badania i terapie
Badania nad RZS nie ustają. Zespół naukowców z uniwersytetu w Kioto
odkrył jedną z cząstek biorących udział w wewnątrzkomórkowej syntezie
białek, na którą negatywnie zareagowały komórki układu odpornościowego u osób chorych na RZS. Może to prowadzić do znalezienia lekarstwa
na tę chorobę. Badacze australijscy odkryli 42 miejsca w DNA, które mogą
odpowiadać za rozwój choroby. Trwają prace nad stworzeniem terapii
genowych, które na cel wezmą wspomniane regiony kodu genetycznego.
W Holandii prowadzone są eksperymenty nad implantami (tzw. bioelektronikami) wszczepianymi chorym na RZS, które mają zastąpić tradycyjne
leki. Impulsy wysyłane przez urządzenie ograniczałyby liczbę szkodliwych
komórek w organizmie, a co za tym idzie ból. W Rosji nowatorską terapię
wodą utlenioną (nadtlenkiem wodoru), opracował Iwan Nieumywakin
(współtwórca tzw. medycyny kosmicznej, autor „suchego spirometru”).
Stosowana wewnętrznie w odpowiednich dawkach woda utleniona ma
stymulować pracę układu odpornościowego.
częściej wypoczywać. Ulgę w bólu
przyniosą krótkie drzemki w ciągu
dnia.
... a nie lubią zimna
Ważne jest dostosowanie ubioru
do temperatury otoczenia, noszenie
rękawiczek i ciepłych skarpet. Unikać należy moczenia dłoni i stóp
w zimnej wodzie. Doświadczona
lekarka Instytutu Reumatologii
w Warszawie zalecała pacjentom
zanurzanie dłoni i stóp w gorącym
piasku, by zmniejszyć dolegliwości
bólowe (do następnego lata daleko, ale można podgrzewać piasek
w piekarniku). Chociaż część urlopu
warto spędzić w sanatoriach, które
oferują wiele zabiegów łagodzących
dolegliwości, np. kąpiele borowinowe, siarczkowe, masaże.
Jak się prawidłowo odżywiać?
Właściwe dobrana dieta wspomaga
terapię. Niewskazane są głodówki
ani diety oczyszczające, gdyż mogą
doprowadzić do niedożywienia.
W menu chorego powinny się znaleźć w odpowiednich proporcjach
wszystkie grupy produktów, najlepiej
jak najmniej przetworzone, bez konserwantów i barwników. Korzystna
jest dieta wegetariańska lub z ograniczoną ilością mięsa – zwłaszcza
wołowego i wieprzowego. Dla stawów „niedobre” w nadmiarze mogą
być: pomidory, szpinak, czekolada,
truskawki i owoce cytrusowe. Naukowcy zalecają dietę bogatą w kwasy
omega-3 i omega-6, które występują
w tłustych rybach i tranie. Źródłem
tych kwasów są też jajka, olej lniany
i rzepakowy, orzechy włoskie.
Pierwsze miejsce w diecie powinny zająć warzywa i owoce jako
doskonałe źródło przeciwutleniaczy,
witaminy C. Powinny się znaleźć
w każdym posiłku. Zwłaszcza jesienią pamiętajmy o czosnku – naturalnym antybiotyku, który zwalcza
infekcje, chroni przed udarem i zawałem, wspiera trawienie. Działanie
lecznicze ma również dobrze znana
cebula, tak bogata w witaminę C,
oraz chrzan – łagodzący bóle reumatyczne. Istotne jest ograniczenie
spożycia soli, gdyż zatrzymuje ona
wodę w organizmie i nasila obrzęki.
Picie kawy trzeba ograniczyć do najwyżej dwóch filiżanek dziennie. Jedzenie 4-5 razy dziennie, ale małych
porcji, pomoże zachować właściwą
masę ciała. Nadwaga, nawet niewielka, to niepotrzebne obciążenie
dla stawów, a także większe ryzyko
rozwoju chorób układu krążenia.
Równie niebezpieczne jest niedożywienie, które może być następstwem
zmian w przewodzie pokarmowym
i zaburzeń wchłaniania. Brak apetytu bywa efektem ubocznym przyjmowania leków, dlatego trzeba dbać
o urozmaicone i pełnowartościowe
posiłki.
Chorym zwykle brakuje witaminy C, D, E i z grupy B, częste są też
braki magnezu, wapnia, cynku oraz
selenu. Warto poprosić lekarza
o wskazanie odpowiednich suplementów, bo sama dieta może nie
wyrównać tych niedoborów. Apteki
oferują wiele preparatów przeznaczonych dla osób z problemami
stawowymi, ale należy po nie sięgać
z dużą ostrożnością. Producenci suplementów kuszą np. wysoką
zawartością glukozaminy i kolagenu, ale „pozytywne” działanie
tych substancji zostało zanegowane
w badaniach klinicznych. W jednym
z internetowych poradników lekarz
stwierdza: „Gdybym miał do wyboru preparat kolagenowy i galaretkę
z kurczaka, zdecydowanie wybrałbym to drugie”. Podobnie kwas
hialuronowy i chondroityna zawarte
w wielu preparatach na stawy nie
przynoszą pożądanych efektów
z powodu słabego przyswajania
i problemów wynikających z ich długotrwałego stosowania. Koniecznie
trzeba czytać ulotki, by nie narażać
się na niepożądane skutki uboczne
zażywanych suplementów.
Zrób coś dla siebie!
Dla poprawy jakości życia wprowadź
zmiany w otoczeniu i zmień niektóre
nawyki.
nr 5 | 3 lutego 2017
Poproś o przestawienie sprzętów zamiast podnosić. Unikaj prac, które
domowych, by mieć do nich łatwiejangażują małe stawy, np. wkręcania
szy dostęp. Zrezygnuj z miękkich ka- śrub, szydełkowania czy długotrwanap, z których trudno się podnieść.
łego pisania na klawiaturze.
Wstając z krzesła, nie opieraj się
Pomocne w odciążaniu stawów
na nadgarstkach ani palcach dłoni.
i radzeniu sobie z niesprawnością
Śpij na wysokim łóżku, z którego łasą laski, kule, chodziki, fotele inwatwo się wstaje. Postaraj się wymienić lidzkie, stabilizatory na ręce, kolana
sedes na wyższy, aby łatwiej z niego
i stawy skokowe, a także wkładki orkorzystać. Zamontuj przy wannie
topedyczne do butów. Skorzystaj też
oraz toalecie uchwyty ułatwiające
z drobnych udogodnień. Używaj
wstawanie. Zakupy noś
np.: szczotki na długim
w plecaku lub torbie
kiju, by się nie schylać
z długim paskiem
bez potrzeby; otwiezawieszonym
raczy do butelek
Chorym zwykle
na ramieniu,
i słoików, elekbrakuje
a do większych
trycznych szczowitaminy C, D,
wykorzystuj
teczek do zębów.
E i z grupy B,
wózki. Przenoś
Istnieje wiele
częste są też
cięższe przedgadżetów ułabraki magnezu,
mioty, przycitwiających
życie
wapnia, cynku
skając je do klatki
takie
jak:
uchwyoraz selenu.
piersiowej i podty na sztućce czy
trzymując przedrainne wąskie przedmionami. Otwierając
mioty, osłonki na talerz
drzwi, popychaj je biodrem
zapobiegające wylewaniu
lub ramieniem. Unikaj wysokich obsię potrawy, widelconóż – dla osób
casów i butów na twardej podeszwie.
posługujących się jedną ręką, chwyWszelkie czynności rozkładaj na wie- tak do podnoszenia przedmiotów
le stawów, np. trzymając przedmioty
bez schylania się (więcej znajdziesz
w obu rękach. Co możesz, przesuwaj,
w internecie).
57
Jak żyć z chorobą?
Wielu chorych błędnie uważa,
że brak bólu stawów oznacza całkowite wyleczenie. Niestety, ich
destrukcja może nadal postępować. Dlatego pacjent musi stosować
terapię, nawet gdy czuje się dobrze. Nie może rezygnować z wizyt
u reumatologa ani z rehabilitacji.
Na co dzień powinien unikać stresu,
a przede wszystkim – rzucić palenie (zwiększa ryzyko zachorowania
i powoduje jego cięższy przebieg).
Istotne jest wsparcie psychiczne
w RZS, gdyż choroba może wywoływać frustrację, poczucie uzależnienia od innych, a nawet depresję.
Dlatego warto szukać wsparcia
u bliskich, w poradniach specjalistycznych i stowarzyszeniach
pacjentów.
W oprac. wykorzystano m.in.
strony internetowe Ministerstwa
Zdrowia i Opieki Społecznej, stowarzyszeń związanych z chorobami
reumatycznymi, poradników medycznych oraz bloga: Rezasta.net 58
TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ
PRAWO
Czytaj też:
Bezpieczeństwo produktów
Nim poszusujesz,
przejrzyj
umowę!
Zima w pełni, trwają ferie, więc w biurach turystycznych
ruch. Katalogi nęcą naśnieżonymi stokami i wygodnymi
hotelami. W zalewie ofert często jednak zaniedbujemy
przestudiowania warunków umowy. Możemy za to słono
zapłacić, z utratą prawa do odszkodowania włącznie.
Anna Nowak U
waga na reklamowe pułapki!
Polisa także może kryć kruczki.
Pensjonat „tuż przy wyciągu”
Niech nas nie zwiedzie wysoka suma
może oznaczać górę do pokoubezpieczenia, bo ważniejsze jest to,
nania, a „dziki lodowiec” prymitywco ubezpieczamy: koszty leczenia
ne warunki sanitarne. Doliczmy też
(KL) czy następstwa nieszczęśliwych
nieeksponowane opłaty za osobę:
wypadków (NNW). Gdy wykupimy
lotniskowe, klimatycztę ostatnią, a na nartach
ne, ubezpieczenie czy
złamiemy nogę, to przewyżywienie. I włóżmy
świetlenie i założenie
Niech
nas
nie
między bajki hasło:
gipsu opłacimy sami,
zwiedzie wysoka
„dzieci za darmo”.
bo są to koszty leczesuma ubezpieczenia, bo ważAgent zrekompennia, a nie następstwa
niejsze jest to,
suje to sobie innymi
wypadku.
co ubezpieczamy.
kosztami. Podobnie „all
Umowa o świadinclusive”, czyli „wszystczenie usługi turyko w cenie”, może być dostycznej – zawsze pisemstępne tylko w wyznaczonych
na! – powinna zawierać dane
godzinach, np. gorące termy o świcie
biura podróży, wraz z jego numerem
lub w nocy, gdy wreszcie chcemy się
w rejestrze
wyspać. Hasło „last minute!” może
kryć mało atrakcyjne zimą kierunki,
zaś „biuro zastrzega sobie zamianę
hotelu na podobny w innej miejscowości” dodatkowe koszty dojazdu
na stok.
organizatorów turystyki
i pośredników turystycznych, oraz osoby, która
ją podpisuje. Powinna
wskazywać trasę i miejsce
wyjazdu, czas trwania imprezy oraz jej program. Ten
ostatni powinien określać
jakość, rodzaj i terminy
oferowanych usług transportowych, hotelarskich
oraz gastronomicznych.
W umowie oprócz
ceny, podanej wraz z wyliczeniem wszelkich należności (w tym podatków),
musi się znaleźć sposób
59
nr 5 | 3 lutego 2017
„All inclusive”, czyli „wszystko w cenie”, może być dostępne
tylko w wyznaczonych godzinach, np. gorące termy o świcie
lub w nocy, gdy wreszcie chcemy się wyspać.
zapłaty oraz rodzaj i zakres ubezpieczenia, wraz z danymi ubezpieczyciela. Przepisy nakazują też
zamieszczać w umowie informacje
o terminie, w jakim
biuro ma obowiązek powiadomić
nas o ewentualnym
odwołaniu wyjazdu,
sposobach reklamacji i przepisach
prawnych regulujących kwestie
umowy. Przy
wpłacie co najmniej
10-procentowej
zaliczki na poczet
imprezy powinniśmy otrzymać nie
tylko umowę, ale
i pisemne potwierdzenie organizatora o jego gwarancji bankowej lub
ubezpieczeniowej. Możemy też
dostać pisemne potwierdzenie umowy ubezpieczenia organizatora,
z informacją o sposobie
ubiegania się o wypłatę
takich środków.
Gdy organizator przed naszym
wyjazdem zmieni istotne warunki,
na podstawie których kupiliśmy
wycieczkę, musi nas o tym niezwłocznie powiadomić. Ma prawo
do zmian jedynie
z przyczyn od niego niezależnych,
my zaś możemy te
zmiany przyjąć albo
odstąpić od umowy:
wówczas przysługuje nam natychmiastowy zwrot
wpłaconych pieniędzy. Nie zapłacimy
też kary umownej. Gdy z powodu
odwołania wyjazdu
ponieśliśmy szkody,
możemy się domagać odszkodowania. Nie przysługuje
ono jednak w dwóch przypadkach:
siły wyższej lub zgłoszenia się zbyt
małej liczby chętnych na wyjazd,
dlatego limit ten powinna określać
umowa.
Generalną zasadą jest zakaz
podnoszenia ceny wycieczki. Jedynie
w wyjątkowych przypadkach może
ona wzrosnąć najpóźniej na 21 dni
przed jej rozpoczęciem. Te przypadki są dokładnie określone: dotyczą
one gwałtownego wzrostu kursów
walut, kosztów transportu, opłat
lotniskowych lub urzędowych itp. Gdy więc liczymy na udany odpoczynek
i frajdę z zimowej aury, nie
kierujmy się jedynie reklamą. Pamiętajmy, że wzór
umowy mamy prawo
wziąć do domu,
by ją spokojnie
przestudiować. Gdy z powodu odwołania wyjazdu
ponieśliśmy szkody,
możemy się
domagać
odszkodowania.
60
Prawo
Bezpieczeństwo produktów
TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ
wymagań dotyczących bezpieczeństwa jest wykonywana przez wojewódzkiego inspektora Inspekcji
W rozumieniu ustawy z 2003 r. o ogólnym bezpieczeństwie produktów
Handlowej.
produkt to rzecz ruchoma, nowa lub używana, przeznaczona do użytku
Organ nadzoru, stwierdzając,
konsumentów lub co do której istnieje prawdopodobieństwo, że może
że produkt nie jest bezpieczny, zakabyć używana przez konsumentów, dostarczana przez producenta lub
zuje producentowi lub dystrybutorodystrybutora zarówno odpłatnie, jak i nieodpłatnie.
wi jego dostarczania lub oferowania
Tekst: Tomasz Oleksiewicz
przez czas niezbędny do przeprowadzenia kontroli bezpieczeństwa, nie
dłuższy niż 30 dni.
Celem oceny bezpieczeństwa wprowadzanych
ty, wygląd, oznakowanie, ostrzeW przypadku stwierdzenia,
na rynek produktów jest określenie,
żenia czy instrukcje użytkowania
że produkt może stwarzać zagrożeczy dany produkt jest bezpieczny.
i postępowania z produktem zużynie w określonych warunkach, organ
Za taki uważa się produkt, który
tym. Osobną kategorią są produkty
nadzoru może żądać oznakowania
w zwykłych lub w innych dających
przeznaczone dla poszczególnych
produktu odpowiednimi ostrzesię w sposób uzasadniony przewigrup konsumentów, w szczególności
żeniami. Ponadto może uzależnić
dzieć warunkach jego używania,
dzieci i osób starszych.
wprowadzanie produktu na ryz uwzględnieniem czasu korzystania
Celem nadzoru nad bezpieczeńnek od wcześniejszego spełnienia
z produktu, rodzaju produktu, spostwem produktów jest zapewnienie,
ogólnych wymagań dotyczących
sobu uruchomienia oraz wymogów
aby do obrotu wprowadzane były
bezpieczeństwa.
instalacji i konserwacji, nie stwatylko produkty bezpieczne
Gdyby organ nadzoru
rza zagrożenia dla konsumentów
dla konsumenta, oraz
uznał, że produkt może
lub stwarza zagrożenie znikome,
zadbanie o sprawne
stwarzać zagrożenie
Organ nadzoru,
dające się pogodzić z jego zwykłym
usunięcie z obrotu
dla określonych katestwierdzając,
używaniem.
produktów niebezgorii konsumentów,
że produkt nie
W przypadku, gdy brak jest
piecznych. Organem
jest bezpieczny,
może nakazać ostrzezakazuje
jego
szczegółowych przepisów UE dotysprawującym nadzór
żenie tych konsuoferowania.
czących bezpieczeństwa określonego
nad ogólnym bezpiementów lub powiadoproduktu, produkt wprowadzony
czeństwem produktów
mienie opinii publicznej
na rynek polski uznaje się za bezw zakresie określonym
o zagrożeniu, określając
pieczny, jeżeli spełnia wymagania
ustawą jest prezes UOKiK,
termin i formę ostrzeżenia lub
określone odrębnymi przepisami
zwany dalej organem nadzoru.
powiadomienia.
polskimi.
Kontrola
W przypadku stwierdzenia,
Przy ocenie bezpieczeństwa
produktów
że produkt, który nie został jeszcze
produktu uwzględnia
w zakresie
wprowadzony na rynek, nie jest
się m.in. jego cechy,
spełniania
bezpieczny, organ nadzoru nakazuje
instrukcję instalaogólnych
wyeliminowanie zagrożeń stwacji i konserwacji,
rzanych przez produkt, zakazuje
oddziaływanie
wprowadzania produktu na rynek
na inne
i nakazuje podjęcie czynności nieprodukzbędnych do zapewnienia przestrzegania tego nakazu. Natomiast
w przypadku produktów wprowadzonych na rynek organ nakazuje
wyeliminowanie zagrożeń, natychmiastowe wycofanie produktu
z rynku, ostrzeżenie konsumentów,
określając termin i formę ostrzeżenia, wycofanie produktu od konsumentów i jego zniszczenie. 61
nr 5 | 3 lutego 2017
Cezary Krysztopa
Gogoń
W
iecie, co to jest „gogoń”? Otóż „gogoń” to jest
proszę ja Was ogon. W języku mojego dwuletniego Syna. Rozmówki z nim mam oczywiście
zaawansowane w o wiele większym zakresie. Na przykład
„pkapko” to jest jabłko, „pam” to pan, „bambam” to banan, „tety” to literki, „pipiu” to picie, „cici” to kot, „kuł”
to kula lub koło, „ucha” to mucha, „oga” to noga, „dzik”
to dźwig, „ody” to samochody, a „oooo” to straż pożarna
lub śmieciarka.
Pamiętam, jak przy starszym Synu wszystkie te
pierwsze słowa mnie wzruszały. Choć nie tylko wzruszały. Starszy Syn był naszym pierwszym dzieckiem i przede
wszystkim byliśmy przerażeni. Natomiast na wzruszenie również było miejsce. Pamiętam, jak zagoniony
i umordowany, z jakichś niewyjaśnionych irracjonalnych
powodów zakładałem, że to wszystko zapamiętam, że nic
mi nie umknie, przecież nie może mi umknąć ani to,
że na „Babcię” mówił „Tapcia”, ani to, że kiedy dostawał
czekoladę, natychmiast wysmarowywał się nią od stóp
do głów, ani to, że kiedy byliśmy nad morzem, podbiegał do fali, kiedy cofała się w kierunku Bałtyku i uciekał
od niej, kiedy zmierzała w jego stronę, ani to, jak się cieszył, kiedy mógł rozwalić zamek, który zbudowałem. No
dobrze, to akurat zapamiętałem, co chwila jednak Żona
czy sam starszy Syn, którzy mają akurat lepszą pamięć,
uświadamiają mi, jak wiele straciłem, jak wiele wypadło
mi z dziurawej jak durszlak głowy. Na przykład to, jak
na krawędzi wanny robiłem Starszemu przedstawienia
(żeby zatrzymać go w kąpieli), w których moje dłonie występowały w rolach pająków Stefana i Zygmunta. Starszy
nazywał ich Stefanem i Zygłontem. Czy nieznana kronikarzom część Gwiezdnych Wojen, która według Starszego
zatytułowana była „Wahadłajskie widło”.
Teraz rozumiem, jak to jest ulotne. Młodszy powoli przestaje już mówić „cici”, a zaczyna mówić „kokek”,
ewentualnie „kok” lub „Puchek”. Zna już literki, rozpoznaje cyferki (w większości jest to zasługa Babci, która
bardzo wspomaga zagonionych rodziców). Jeździ już
na drewnianym rowerku, potrafi w smartfonach rodziców ustawić takie funkcje, o jakich nie śniło się nie
tylko rodzicom, ale prawdopodobnie również twórcom
smartfonów i ich oprogramowania. To samo dotyczy
pilota do telewizora. Sięga już do klamek i robi porządki
w szafach. Jest bardzo rezolutny i uważa, że wszystko należy do niego. Próbuje sam myć ząbki. Dlatego teraz sobie
to wszystko spisuję. Może nigdy mi się to nie przyda,
a może za kilka lat usiądę sobie nad tym felietonem i się
wzruszę. Usiądę sobie z herbatą, kiedy wszyscy już będą
spali, przeczytam i coś mi stanie w gardle.
Ktoś powie, że to trochę niepedagogiczne, bo przecież to dziecko powinno uczyć się języka dorosłych,
a tu dorośli uczą się języka dzieci, ba! nawet sobie słownik spisali. I pewnie będzie miał rację, ale nie chcę tego
stracić po raz drugi.
62
TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ
SPORT
Piękność przed
trybunałem
Gdy jedna z najpopularniejszych osób w kraju staje przed sądem, musi
to wywołać olbrzymie zainteresowanie. Znaczna większość Norwegów śledziła
więc doniesienia z procesu, podczas którego biegaczka narciarska Therese
Johaug tłumaczyła się z ubiegłorocznej wpadki dopingowej. Nordycka piękność
nie zdołała jednak nikogo przekonać o swej niewinności.
P
ostępowanie w sprawie Johaug prowadził trzyosobowy
zespół sędziowski Norweskiej
Federacji Sportu. Przez dwa dni
publicznych przesłuchań próbowa-
no ustalić, czy piękna Therese jest
jedynie naiwna i padła ofiarą splotu
nieprzewidzianych wydarzeń, czy
też świadomie złamała przepisy
antydopingowe, używając maści
zawierającej steryd anaboliczny.
Niepodważalne fakty są następujące – latem ubiegłego roku, podczas
zgrupowania kondycyjnego we Włoszech, norweska narciarka została
63
nr 5 | 3 lutego 2017
„Jestem świadomy, że stać nas na to, ale żadnego medalu nie
będę wieszał na szyi przed zawodami – to byłby idiotyzm”.
Dawid Kubacki o oczekiwaniach kibiców przed mistrzostwami świata skoczków narciarskich
skontrolowana przez inspektorów
Światowej Agencji Antydopingowej (WADA). Kilka tygodni później
ujawniono wynik badania – Johaug
miała w organizmie clostebol, lek
znajdujący się na liście środków
zakazanych. Biegaczka tłumaczyła,
że używała kremu do ust Trofodermin, w którego składzie jest owa
feralna substancja.
Podczas procesu Johaug nie
umiała jednak odpowiedzieć na zasadnicze pytania – jak to się stało,
że zawodowy sportowiec nie umie
przeczytać dołączonej do każdego
leku ulotki? Mało tego, na opakowaniu kremu widniał wyraźny napis
„Doping”, wraz z odpowiednim
piktogramem. Jak to się mogło stać,
że owego ostrzeżenia nie zauważył
również lekarz kadry, który feralny
krem zawodniczce podał? Okazało
się natomiast, że Johaug nie przeszła stanowczo zalecanego przez
światową i krajową federację narciarską kursu antydopingowego –
choć miała taki obowiązek, podobnie jak każdy zawodowy sportowiec.
Ukończyła go dopiero dzień po ogłoszeniu przez WADA jej zawieszenia.
Nie miała także w swoim telefonie
zalecanej przez WADA aplikacji antydopingowej – choć również była
zobligowana do jej zainstalowania.
Cały czas twierdzi natomiast, że zakazany lek zażyła nieświadomie,
ufając doświadczonemu lekarzowi
kadry, który ze swej strony zapewnia, iż zupełnie nie rozumie, jak
mógł popełnić taki błąd i jak bardzo
z tego powodu jest mu przykro.
Jeśli Johaug udowodniono
by świadome stosowanie dopingu,
może ją czekać nawet czteroletnia dyskwalifikacja. W wypadku
nieświadomego zażycia zakazanej substancji kara jest o połowę
mniejsza. A w przyszłym roku
w koreańskim Pjonchang rozegrane
zostaną zimowe igrzyska olimpijskie. Jeśli kara nałożona na Norweżkę będzie wyższa niż 14 miesięcy
Zmieniać, czy nie zmieniać?
Zarządzający spółką Ekstraklasa SA są zadowoleni z obecnego
systemu rozgrywek polskiej najwyższej ligi piłkarskiej. Jednak
wśród klubów i działaczy piłkarskiej centrali opinie są podzielone.
Jak gra i jak grać będzie Lotto Ekstraklasa?
Od inauguracji sezonu 2013/14 nasza
ekstraklasa gra systemem, który
odbiega od najczęściej obowiązujących w Europie. Stawka 16 drużyn
po 30 kolejkach (mecz i rewanż, każ-
dy z każdym) dzielona jest na dwie
grupy – mistrzowską i spadkową.
W grupach każdy z klubów gra jeszcze siedem meczów – lecz, co ważniejsze i co wywołuje najwięcej kon-
(o taką wnioskuje właśnie norweska
agencja antydopingowa), pięknej
Teresy zabraknie w walce o złoto.
Przy okazji procesu Johaug media
przypominały o aferze związanej
z inną wielką gwiazdą norweskich
biegów narciarskich – Martin Johnsrud Sundby został latem 2016 roku
zdyskwalifikowany za zażywanie
zabronionych substancji. Odebrano mu triumf w Pucharze Świata,
skreślono z listy triumfatorów Tour
de Ski.
Decyzja norweskiego trybunału zostanie ogłoszona najprawdopodobniej do końca lutego. Nie
będzie to jeszcze finał tej sprawy.
Wszystko wskazuje bowiem na to,
że w wyniku odwołania proces
Johaug rozstrzygać będzie Trybunał Arbitrażowy do Spraw Sportu
w Lozannie. W podobnych sprawach
TAS nigdy nie nałożył kary niższej
niż 16 miesięcy dyskwalifikacji –
co dla Norweżki oznaczałoby koniec
olimpijskich marzeń. trowersji, dorobek punktowy z fazy
zasadniczej jest przez fazą grupową
dzielony na pół.
Jakie były argumenty zwolenników reformy? Polscy ligowi piłkarze
w porównaniu z europejską czołówką grali zbyt rzadko, sezon był
znacznie krótszy. Dodatkowe siedem
terminów meczowych spowodowało
oczywiście jego rozciągnięcie i piłkarze walczą już na naszych stadionach od lutego do grudnia. Więcej
meczów to również więcej okazji
64
sport
do zarobku dla klubów – to także
był argument zwolenników reformy.
Zaś podział na grupy i „spłaszczenie” tabel poprzez podział punktów
sprawić miał, że walka o medale
i o utrzymanie się w lidze będzie
bardziej emocjonująca.
Badania przeprowadzone
na zlecenie Ekstraklasy SA przez
zewnętrzną firmę analityczną
wykazały, że większość z zakładanych celów udało się osiągnąć. Nasze
terminy ligowe są znacznie lepiej
zsynchronizowane z europejskimi,
także pucharowymi i reprezentacyjnymi. Przychody klubów rosną
również dzięki temu, że na stadiony
przychodzi coraz więcej kibiców.
W poprzednim sezonie na trybunach pojawiło się ogółem dziewięć
procent więcej widzów niż rok
wcześniej i wszystko wskazuje
Spełnienie
czarnych snów
Polscy piłkarze ręczni przez dziesięć lat,
od mistrzostwa świata w Niemczech
w roku 2007, gdy sięgnęli po srebro,
dostarczali kibicom wiele radości.
Niestety, każda passa musi się kiedyś
skończyć. Po zakończonych właśnie
we Francji tegorocznych mistrzostwach wiemy, że spełniły się czarne
sny – budowa nowej drużyny będzie
niełatwa.
Bogdan Wenta budował swoją
kadrę naokoło znakomitego rocznika
w polskim handballu, który w roku
2002 sięgnął po młodzieżowe mistrzostwo Europy. Miał też do dyspozycji
sporą grupę zawodników na co dzień
występujących w najsilniejszej lidze
świata – w Bundeslidze. Z doświadczenia i umiejętności owej grupy
korzystał również następca Wenty
TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ
na to, że obecny sezon będzie znów
rekordowy – zaczynamy dochodzić do średniej 10 tysięcy widzów
na mecz, co jest już całkiem niezłym
osiągnięciem. Oczywiście, można
zadać pytanie, czy kibiców przyciągnęła atrakcyjność meczów, czy
nowoczesne stadiony – lecz wzrost
ich liczby jest faktem, który cieszy
klubowych skarbników.
Jeśli jednak jest tak dobrze,
to skąd całkiem liczne w środowisku
futbolowym głosy protestu? Przyczyny są dwojakie – po pierwsze,
konserwatyzm sporej części tego
światka. System dwurundowy jest
prosty i jasny. Wymaganą liczbę meczów można zaś osiągnąć, po prostu
zwiększając ligę do na przykład 18
drużyn, na co ostrzy sobie zęby
kilka klubów z zaplecza ekstraklasy.
Po drugie zaś – nie do końca udało
się zrealizować pomysł na uatrakcyjnienie rozgrywek poprzez likwidację meczów pozbawionych większej stawki, zwłaszcza z udziałem
zespołów środka tabeli. Zaś podział
punktów przed rundą finałową
sprawia, że najsilniejsze zespoły
ligowe dość lekceważąco podchodzą
do pierwszej fazy rozgrywek, licząc
na odrobienie strat w najważniejszej
części sezonu.
Dyskusje trwają, choć przedstawiciele władz Ekstraklasy opowiadają się jednoznacznie za utrzymaniem
obecnego systemu przez co najmniej
następne dwa sezony. W PZPN powstała jednak grupa robocza, która
ma przygotować propozycje ewentualnych zmian. I nie jest tajemnicą,
że jednym z głównych przeciwników
obecnego rozwiązania jest prezes
związku Zbigniew Boniek. Michael Biegler. A i obecny selekcjoner
umiejętności – młode pokolenie braci
Talant Dujszebajew miał do dyspoGębalów sporo już potrafi. Nie jest
zycji całkiem sporą ich grupę jeszcze
również problemem organizacja gry.
pół roku temu, gdy Polacy sięgali
Jak w każdej grze zespołowej kluczem
po czwartą lokatę na igrzyskach w Rio.
do zwycięstwa jest głowa – umiejętDziś to już przeszłość. Z repreność chłodnego myślenia, mobilizacja
zentacyjnych występów zrezygnoi przekonanie o własnych umiejętwali: Bielecki, Krzysztof Lijewski,
nościach. Dziś nasza reprezentacja
Szmal, Bartosz Jurecki.
gra dobrze w konfrontacjach
Urazy wykluczyły z gry
z najsilniejszymi – dowow tegorocznych midem tego były spotkania
Istnieją jednak
strzostwach Michała
z Francją i Norwegią,
podstawy, by przyJureckiego, Jurkiewiprzegrane wprawpuszczać, że francza, Wyszomirskiego,
dzie, lecz po bardzo
cuska lekcja dość
Syprzaka. Dujszebaemocjonujących i stoszybko będzie projew musiał postawić
jących
na wysokim
centować.
na graczy zupełnie
poziomie konfrontaniedoświadczonych
cjach. Zabrakło takiej
na wielkich imprezach.
determinacji w rywalizacji
Istnieją jednak podstawy,
z potencjalnie słabszymi. Jeśli
by przypuszczać, że francuska lekcja
Dujszebajew trafi do głów swoich
dość szybko będzie procentować.
graczy, za kilka lat będziemy mogli
Obserwując mecze Polaków
znów szczycić się ekipą najwyższej
na imprezie nad Sekwaną, można
klasy. Czego i zawodnikom i kibicom
było bowiem zauważyć, że problemem
serdecznie życzę... naszej kadry nie jest brak sportowych
Kolumny sportowe: Leszek Masierak nr 5 | 3 lutego 2017
65
krzyżówka
Poziomo: towaru 29 pęk, snopek 30 jednostka floty
do zachodu słońca 8 zwieńczenie wieży
1 kolega tokarza 5 surowiec do produkcji
wojennej 31 nie doświadcza objawów
9 iracka metropolia 10 cienki, mocny sznurek
piwa 11 powyginana linia 12 wąski pas płótna
choroby a zaraża innych 32 pechowy
16 prymitywne narzędzie rolnicze 17 nauka
używany dawniej do owijania niemowląt
trzynastego 33 sąsiaduje z Turcją 34 dział
o działalności gospodarczej 20 wśród ptaków
13 przerwa 14 muzyczna wprawka 15 żądlący
matematyki
drapieżnych 21 burda, draka 24 Plater lub
owad 18 grube podkolanówki bez stóp
19 kromka chleba 22 powieść Tadeusza
Dołęgi-Mostowicza 23 tkanina bawełniana
26 grzyb jadalny 27 opłata za magazynowanie
TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ
Czasopismo NSZZ Solidarność
Adres redakcji:
ul. Grójecka 186 m. 613,
02-390 Warszawa
E-mail:
[email protected]
Tel./fax: 22 882-27-96
Wybór tekstów z każdego
numeru „TS” na stronie:
www.tysol.pl
Prezes zarządu:
Michał Ossowski
Krakowska 25 ornament architektoniczny
Pionowo:
26 zajmuje się badaniem budowy ziemi
2 konsekwencja działania 3 sport walki
27 zimowy pojazd 28 darowanie lub
4 równolatek 6 kłamca, blagier 7 od wschodu
złagodzenie kary
P.o. redaktor naczelnej:
Ewa Zarzycka
[email protected]
tel. 22 882-08-21
Sekretarz redakcji: Anna Brzeska
tel. 22 882-27-81
Dziennikarze: tel./fax 882-27-96;
Andrzej Berezowski, Ewelina Dubińska,
Anna Grabowska (dział społecznoprawny), Izabela Kozłowska, Cezary
Krysztopa, Barbara Michałowska
Felieton i komentarz: Marek Jan
Chodakiewicz, Mieczysław Gil, Rafał
Górski, Paweł Janowski, Jan Pietrzak
Foto: Tomasz Gutry, Marcin Żegliński
Dział marketingu: Aleksandra Zawadzka
Stali współpracownicy:
Alicja Dzierzbicka, Leszek Masierak,
Przemysław Miller, Antoni Opaliński,
Ewa Podgórska-Rakiel, Marcin Raczkowski,
Jakub Szmit, Adam Zyzman
tel. 508 169 537, e-mail:
Korekta: Ewa Banaszkiewicz
Łamanie: Andrzej Chojnacki,
Małgorzata Lewicka-Koniak
[email protected]
Artykułów niezamówionych redakcja
nie zwraca i zastrzega sobie prawo
skrótów oraz zmian tytułów nadesłanych
materiałów
nr konta: Mbank
[email protected]
Konrad Wernicki
tel. 510 075 689, e-mail:
Wydawca: TYSOL Sp. z o.o., 80-855
Gdańsk, ul. Wały Piastowskie 24
58 1140 1065 0000 2038 9400 1001
Księgowość: 58 308 42 69
Adres wydawcy: TYSOL Sp. z o.o., ul. Wały Piastowskie 24, 80-855 Gdańsk. Biuro w Warszawie: ul. Grójecka 186 m 613, tel./fax: 22 882-27-81.
Kolportaż: tel. 22 882-27-89, e-mail: [email protected]; marketing tel. 22 882-27-98
66
rysunek na koniec
KRYSZTOPA
TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ
Prenumerata
Prenumeratę „Tygodnika Solidarność” można zamówić na cztery sposoby:
1) „ Ruch” SA na stronie
www.prenumerata.ruch.com.pl, tel. 801 800 803;
2) K
olporter SA na stronie: www.kolporter.com.pl, tel. 801 40 40 41;
3) bezpośrednio u wydawcy „TS” – TYSOL Sp. z o.o., 02-390 W-wa,
ul. Grójecka 186, lok. 613, tel. (22) 882-27-89, e-mail:
[email protected]
numer konta: Mbank 58 1140 1065 0000 2038 9400 1001.
Prenumerata przyjmowana jest na dowolny okres i w dowolnym momencie.
4) w wersji elektronicznej przez eGazety www.egazety.pl, tel. 22 379 16 88
Prenumerata krajowa
Prenumerata zagraniczna
•I kwartał – 52,00 zł (13 wydań)
•II kwartał – 52,00 zł (13 wydań)
•I półrocze 104,00 zł (od TS nr 1 do TS nr 26)
•III kwartał – 52,00 zł (13 wydań)
•IV kwartał 48,00 zł (12 wydań)
•II półrocze 100,00 zł (od TS nr 27 do TS nr 51/52)
•Roczna prenumerata – 190 euro
– przesyłka priorytetowa
Roczna prenumerata – 204,00 zł
Koszty wysyłki ponosi wydawca
Przy większych zamówieniach
cena podlega indywidualnej
negocjacji

Podobne dokumenty