Tygodnik Solidarność nr 5_2017
Transkrypt
Tygodnik Solidarność nr 5_2017
nr 5 (1467) 3 lutego 2017 Wstydliwa tysol.pl cena 4,90 zł (w tym 8% vat) ISSN 0208-8045 indeks 379433 miłość Polaków Odszedł Obama, a Trumpa nie chcemy Ryba w lesie 3 nr 5 | 3 lutego 2017 Naiwność blondynki Ewa Zarzycka pełniąca obowiązki REDAKTOR NACZELNej B iałostocka zabawa Bartłomieja Misiewicza, zainteresowany skromnie ograniczył się do tweenfant terrible Ministerstwa Obrony, przez etu: „Proszę nie wierzyć w bzdury na mój temat. kilka dni była ulubionym tematem interTo nagonka” – napisał zwięźle. netowych portali i komentarzy. Nawet przedNie jestem wyznawczynią teorii spiskowych. stawiciele PiS poczuli się w obowiązku zabrać Wierzę za to w etos służby państwowej. Wysoki głos. Joanna Lichocka skarciła urzędnik na służbie RP winien być Misiewicza jak starsza siojak żona cezara, wolny od wszelWysoki urzędnik stra, wyrażając jednakowoż kich podejrzeń. Naiwność? Być na służbie RP winien nadzieję, że młody dojrzeje. może. Miałam nadzieję, że dzielę być jak żona cezara, Rzeczniczka rządu też okazała ją z tymi, którzy tworzą obecny wolny od wszelkich wyrozumiałość: – Cóż, młodość rząd. Niewykluczone jednak, że oni ma swoje prawa – rzekła. Sam już z tego wyrośli. A ja wciąż nie. podejrzeń. NA DOBRY POCZĄTEK Krysztopa 4 TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ 03.02.2017 5 WYDANIE Nr W TYM TYGODNIU: TEMAT TYGODNIA ZWIĄZEK Disco polo Cennik dopłat powinien być jawny Praca tymczasowa bezpieczniejsza Nie przewidziano pieniędzy na podwyżki Związek numer 1 na świecie 10 11 12 14 KRAJ 16 Wstydliwa miłość Polaków 19 Zaczęło się od „Czarownicy” Ważny jest staż pracy Oddać Niemcom co niemieckie 26 49 Społeczeństwo Cyfrowy los szczęścia 28 Historia 20 Robimy swoje 22 Disco polo zjada komercja Krwawa plama na panterce 32 Zagranica Odszedł Obama, a Trumpa nie chcemy 40 Kultura Błazen i mędrzec Gra życia i fikcji 44 46 ŚWIAT WOKÓŁ NAS Ryba w lesie 50 Zdrowie Kiedy trzeszczą stawy 32 HISTORIA Krwawa plama na panterce 45 lat temu w północnoirlandzkim Derry doszło do jednego z najbardziej hańbiących wydarzeń w historii brytyjskiej armii. Żołnierze 1 Batalionu Spadochronowego ostrzelali demonstrację miejscowych katolików. 54 FELIETONY: PIETRZAK8 GIL9 Chodakiewicz30 GÓRSKI35 JANOWSKI43 Krysztopa61 POLECAMY: Co w sieci piszczy PORADY PRAWNE 5 58 Sport62 KRZYŻÓWKA65 5 nr 5 | 3 lutego 2017 Co w sieci piszczy Kto będąc głodnym rzecznikiem MON bez kompetencji, nie używał służbowego auta na bombach żeby zjeść Maca, niech pierwszy kamieniem rzuci! Paweł Ka Czytam w oświadczeniu ObywateliRP, że cofnęliśmy się do najczarniejszych czasów Stanu Wojennego. Może od razu do zaborów? Weronika Zaguła Paulina Młynarska napisała „list” do Melanii Trump. Kocham feministki, które z góry wiedzą co czują inne kobiety. Beata Biel Różnica pomiędzy Polską Komorowskiego a Polską Dudy jest taka, że pierwsza żegnała z honorami Jaruzela, a druga żegna gen. Gryfa Cezary Krysztopa Jestem za tym, żeby myśliwych zostawiać w lesie naprzeciw stada głodnych wilków. One nie mają broni, oni mogą uciec. Równa walka, polowanie. Bartosz Węglarczyk Wedle marszałka zachcianki Zawisły raz w Sejmie firanki Wieść gminna niesie Że Prezes był w stresie Bo ścigały go wzrokiem fanki PolitykaWlimerykach Liczba urodzin w listopadzie 2015: 28k [tysięcy] Liczba urodzin w listopadzie 2016: 33k +18,1%. Łohohoho:) Rafał Hirsch Śpij żołnierzu, a w tym grobie niech się Polska przyśni Tobie- prezydent@ andrzejduda na pogrzebie Janusza Brochwicz-Lewińskiego „Gryfa” Karol Darmoros Bierze Pan udział w proteście studentów. Jest Pan studentem? – No ja nie, ale syn brata studiuje. fraterpafnutz 99% studentów obecnie walczy z sesją. 1% studentów studiujących 40 lat temu obecnie walczy z PiSem. #ProtestStudentow Agata 1 Sprawa Auchan pokazuje kogo najbardziej boli 500+ i gdzie wywołało tsunami zmian i presję. Mariusz Gierej Nie publikują orzeczeń TK, przyjmują budżet w podejrzanych okolicznościach i zmieniają regulamin Sejmu RP, aby zamknąć posłom usta. #PiS Grzegorz Gruchalski Min. Macierewicz mówi o zakupie łodzi podwodnych. Od 1936 roku w polskiej Marynarce Wojennej obowiązuje termin „okręt podwodny”. Leszek Miller Masz rację@pomaska Za czasów@ Platforma_org policja nie publikowała wizerunków protestujących górników… od razu do nich strzelała… Aramis Brejking nius [żart. z ang.: pilna wiadomość]: Rosyjscy naukowcy odkryli, że aby przenieść się w przyszłość, wystarczy poczekać. Przemysław Henzel Skoro w Polsce można zorganizować głodówkę, w czasie której przybiera się na wadze, to co za problem zrobić #ProtestStudentow bez studentów? Agata 1 „Hitler został wybrany przez naród i swój naród zniszczył”, mówi w wywiadzie dla El Pais Papież Franciszek przestrzegając przed populistami. Marcin Antosiewicz W sieci wyszperał Maciek Chudkiewicz Cytaty oryginalne z serwisu społecznościowego Twitter. Moderacji podlegają jedynie przekleń- Uważam, że Trump ustąpi ze stanowiska. Nie wytrzyma krytyki Cimoszewicza i Giertycha w TVN. Mitsuro stwa. W kwadratowym nawiasie wyjaśnienia niektórych użytych pojęć. Cytowane wypowiedzi nie muszą być zgodne ze stanowiskiem redakcji. 6 TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ KALEJDOSKOP Honory dla bohaterskiej Polki Anna Wołowska, ratująca Żydów podczas II wojny światowej, została odznaczona przez prezydenta Andrzeja Dudę Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Odznaczenie wręczył podsekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta RP Wojciech Kolarski. Rocznica powstania styczniowego 22 stycznia 1863 r. Manifestem Tymczasowego Rządu Narodowego rozpoczęło się powstanie styczniowe, największy w XIX w. polski zryw narodowy. Pochłonęło ono kilkadziesiąt tysięcy ofiar i w ogromnym stopniu wpłynęło na dążenia niepodległościowe następnych pokoleń. Fot. T. Gutry PRZEGLĄD SPRAW WAŻNYCH POD REDAKCJĄ Izabeli Kozłowskiej Ż adna z kontrolowanych przez Najwyższą Izbę Kontroli miejscowości nie spełniała pięciu wymogów określonych dla uzdrowisk. Sprawdzeniu poddano 11 miejscowości z 45, które posiadają status uzdrowiska. Jak wskazują kontrolerzy, posiadanie statusu nie gwarantuje, że dany obszar spełniał i nadal spełnia wymogi wyznaczone dla uzdrowiska. Dotyczy to również właściwości leczniczych klimatu lub wykorzystywania surowców naturalnych. „Brak odpowiedniej dbałości gmin o stan środowiska naturalnego może prowadzić do utraty statusu uzdrowiska, a w konsekwencji ograniczenia pacjentom dostępu do lecznictwa uzdrowiskowego. Należy podjąć natychmiastowe działania, by uzdrowiska mogły nadal utrzymać swój status. Tylko niektóre z nich mają na to czas do końca 2021 r.” – podkreślono w komunikacie. NIK wskazuje, że żadna z kontrolowanych gmin nie prowadziła ewidencji wydatków pokrywanych z opłaty uzdrowiskowej, pomimo że gminy mogą pobierać tę opłatę wyłącznie w celu realizacji zadań związanych z zachowaniem funkcji leczniczych uzdrowisk. Tężnia w Konstancinie Fot. M. Żegliński Uzdrowić uzdrowiska Willa Pałac w Szczawnicy 7 nr 5 | 3 lutego 2017 „Nie ma żadnego uzasadnienia, aby niepodległą Rzeczpospolitą budować na aktywach PRL-u”. Dr Jarosław Szarek, prezes Instytutu Pamięci Narodowej, styczeń 2017 Strategiczny partner Wicepremier i minister rozwoju oraz finansów Mateusz Morawiecki podpisał porozumienie z amerykańskim koncernem General Electric. Głównym celem współpracy ma być zbudowanie trwałego i długofalowego partnerstwa pomiędzy rządem polskim a General Electric w obszarach zrównoważonej energetyki i lotnictwa, a także wspieranie rozwoju polskiej gospodarki, modernizację przemysłu, wdrażanie innowacyjnych technologii i wspieranie polskiego rynku pracy. Resort rozwoju wyjaśnił w komunikacie, że jeden z punktów porozumienia odnosi się do zwiększenia udziału lokalnych dostawców, w szczególności z sektora małych i średnich firm (MŚP), w globalnym łańcuchu dostaw GE. wald. Drugiej Polce nic się nie stało, przebywa w bezpiecznym miejscu. Organizowany jest jej powrót do kraju. Kobiety na misję do Boliwii wyjechały 9 stycznia br. Przez pół roku miały pomagać siostrom służebniczkom dębickim w prowadzeniu ochronki dla dzieci. Motywem zbrodni była najpewniej kradzież. Zatrzymano dwóch mężczyzn podejrzanych o udział w zbrodni. Helena Kmieć pochodziła z Libiąża. Do Wolontariatu Misyjnego Salvator wstąpiła na początku 2012 rok. Posługiwała na placówkach w Rumunii, na Węgrzech i w Zambii. Zbiór już niezastrzeżony Zabójstwo polskiej misjonarki 26-letnia Helena Kmieć z Wolontariatu Misyjnego Salvator została zamordowana w miasteczku Pacata, w pobliżu położonego w środkowej Boliwii Cochabamba. Świecka misjonarka została ugodzona nożem. Zmarła w skutek odniesionych obrażeń. W placówce przebywała jej koleżanka Anita Szu- Fot. T. Gutry Bez audytu Po wycofaniu się firm audytorskich, mimo wcześniejszych zapewnień prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz -Waltz, nie będzie trzeciego przetargu na przeprowadzenie zewnętrznego audytu w sprawie reprywatyzacji w stolicy. Bartosz Milczarczyk, rzecznik prasowy Urzędu m.st. Warszawy, wyjaśnia, że powodem jest brak odpowiedzi z rynku od firm audytorskich, które chciałyby się tą tematyką zająć. Instytut Pamięci Narodowej opublikował na swojej stronie internetowej pierwszą część wykazu dokumentów wyłączonych z tajnego zbioru w archiwum IPN. Wykaz obejmuje jednostki archiwalne, które wyłączono w roku 2016 z magazynów, w których znajdował się dawny zbiór zastrzeżony. Zawiera sygnatury jednostek archiwalnych oraz ich krótki opis wraz z danymi osobowymi funkcjonariuszy SB. Prof. Sławomir Cenckiewicz, szef Centralnego Archiwum Wojskowego, poinformował, że w związku z ujawnieniem zbioru zastrzeżonego doszło do cyberataków na serwery IPN. Zmiany w resorcie zdrowia Premier Beata Szydło przyjęła dymisję dwóch wiceministrów zdrowia: Jarosława Pinkasa i Piotra Warczyńskiego. Na stanowisko wiceministra 1 lutego powołana zostanie posłankaPiS Józefa Szczurek-Żelazko. Rzecznik rządu Rafał Bochenek wyjaśnił, że Pinkas zostanie oddelegowany do innych zadań, zaś Warczyński zrezygnował z powodów osobistych. Miliony na odbudowę Ponad 860 milionów złotych na przeciwdziałanie i usuwanie skutków klęsk żywiołowych przekazało w 2016 roku Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. Środki pochodziły z rezerwy celowej budżetu państwa. Wykorzystano je na odbudowę infrastruktury komunalnej. Na ten cel przeznaczono 325,9 mln zł dla 457 jednostek samorządu terytorialnego. W ramach tych środków kontynuowano odbudowę zniszczonej w wyniku wybuchu gazu szkoły w Kazimierzu Dolnym oraz przywrócono do używalności drogę powiatową nr 1034 w okolicach Częstochowy. Innym znacznym wydatkiem (312,9 mln zł) był „Projekt ochrony przeciwpowodziowej w dorzeczu rzeki Odry”. Ponad 117,9 mln zł w 2016 roku zostało przekazane również na budowę, modernizację lub odbudowę wałów przeciwpowodziowych i innych urządzeń infrastruktury przeciwpowodziowej. 45,4 mln zł przeznaczono na zadania związane z przeciwdziałaniem i usuwaniem skutków tzw. osuwisk ziemi w 57 jednostkach samorządu terytorialnego. I.K. 8 TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ FELIETON Od Trumana do Trumpa A merykański prezydent narobił sobie wrogów w Polsce już w pierwszym dniu urzędowania. Poseł Szczerba ogłosił, że „miejsce Trumpa jest na śmietniku”. Wściekły Lis uznał, że „DT napluł w twarz byłym prezydentom”. Celebrytka Wielowieyska też mu naurągała… Ci ludzie są oburzeni wyborem Amerykanów. Są to te same typki, które nie akceptują wyboru Polaków sprzed roku. Przypominają oni załogę kołchozu „Czerwona Gwiazda”, piszącą list do Wuja Sama Trumana (tak było napisane): „Proletariat naszego kołchozu, w imieniu całej postępowej ludzkości, daje zdecydowany odpór amerykańskim imperialistom” itd. Zaśmiewaliśmy się z chłopakami z tamtego listu, a działo się to w mojej wczesnej młodości i wiedza geopolityczna w tym gronie była niezbyt duża. Obowiązkowo przy artykułach o USA umieszczano rysunek grubego kapitalisty w cylindrze, siedzącego okrakiem na bombie atomowej, z wielkim cygarem w zębach. Wokoło kłębili się zakuci w kajdany czarni niewolnicy. Sowiecka propaganda była wyrazista do bólu, ale na ulicach kapele śpiewały: „ciocia UNRRA z wujem USem przyjechali trolejbusem … to jest Ameryka, kochany kraj, na ziemi raj”. Wracając do bieżących ciekawostek, zbieżność pewnych wątków okołowyborczych w Polsce i USA jest zaskakująca, choć istniejemy przecież w zupełnie innych rejonach czasoprzestrzeni. Prezydent Trump ubolewa nad „rzezią” swego kraju, podobnie jak nasz rząd mówił o „Polsce w ruinie”. Trump widzi upadek armii, a rząd Tuska rozgromił polskie wojsko. Kolejna sensacja: wyszło na jaw, że w poprzednich latach fałszowano nam PKB, czyli główny wskaźnik stanu gospodarczego kraju. Umieszczano w statystyce miliardy pochodzące ze złodziejskich machinacji podatkowych. Radzimy sprawdzić u siebie, prezydencie Trump, ponieważ podobieństwo wielu sytuacji jest uderzające, łącznie ze zdziczeniem opozycji, która zwalcza nowego prezydenta, bo jest niepoprawny politycznie. A przecież to jest jego wielki atut! RYSUJĘ, CO MYŚLĘ Michalski 9 nr 5 | 3 lutego 2017 Nolens volens Mieczysław Gil Będzie ostro P omysł ograniczenia liczby kadencji wójtów, burmistrzów i prezydentów miast ożywa co jakiś czas. Podczas ostatniej kampanii wyborczej do parlamentu niemal wszystkie partie polityczne deklarowały konieczność ograniczenia mandatu wybieranych w bezpośrednich wyborach włodarzy gmin i miast do dwóch kadencji, niektórzy z ewentualnym ich wydłużeniem z czterech do pięciu lat. Gdy jednak z tą propozycją wystąpił ostatnio Jarosław Kaczyński – temperatura dyskursu politycznego znów gwałtownie wzrosła. J. Kaczyński zadeklarował: „Proponujemy dwukadencyjność od teraz. Nie mam wątpliwości, że ta ustawa zostanie zaskarżona. A czy Trybunał uzna, że jest to działanie prawa wstecz i po prostu uchyli te przepisy, czyli zaczną one obowiązywać dopiero za osiem lat (…), tego nie wiem i nie jestem w stanie przewidzieć”. Najostrzej, co było do przewidzenia, zareagowali sami zainteresowani, bo w wielu przypadkach wielokadencyjność terenowej władzy wykonawczej jest faktem. Sam znam przynajmniej paru wójtów, sprawujących urząd „od zawsze”, bo wcześniej byli naczelnikami gmin. W 2002 r. na mocy nowej ustawy o bezpośrednim wyborze wójtów, burmistrzów i prezydentów miast niejednokrotnie stanowiska te obejmowali doświadczeni w zarządzaniu lokalnymi strukturami władzy przed- stawiciele poprzedniego systemu lub osoby wybrane już po 1990 r. spośród przedstawicieli rady gminy. Prasa przytacza słowa wójta – rekordzisty, który na stanowisku pozostaje od dwudziestu pięciu lat. Ostro krytykuje ograniczenie kadencyjności. Twierdzi, że dziesięć lat lat to zbyt krótko, by sprawdzić się w zarządzaniu małą gminą. Mówi, że pierwsza kadencja to zapoznawanie się ze specyfiką gminy, a w następnej nie da się zrealizować działań prorozwojowych. Myślę, że nawet w najbardziej odległych zakątkach kraju bez trudu znajdą się ludzie, którzy w lot pojmą swoje powinności i nie będą potrzebowali na to całej kadencji. Z pożytkiem dla lokalnej społeczności. Warto pamiętać, że mowa jest o ograniczeniu kadencji włodarzy gmin i miast, a więc władzy wykonawczej. Nie radnych – i tu pada odpowiedź na pytanie, dlaczego podobnym rygorom nie poddaje się posłów i senatorów. Sprawa wprowadzenia dwukadencyjności prezydentów miast, burmistrzów i wójtów wydaje się być przesądzona. Czy rozbije to scementowany układ lokalnej władzy – czas pokaże. W jakimś stopniu na pewno tak. Najważniejszym wyzwaniem jest, od kiedy będzie liczyło się ograniczenie kadencji. Od teraz, jak proponuje PiS, czy od nowych wyborów samorządowych w 2018 r. Czeka nas ostra batalia, bo stawka jest olbrzymia. Dla wszystkich. 10 TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ Związek Praca tymczasowa BEZPIECZNIEJSZA Rząd przyjął projekt ustawy zmieniającej zasady zatrudniania pracowników przez agencje pracy tymczasowej. Mamy ich ponad 6 tys., zatrudniają ok. 800 tys. ludzi. Wielu otrzymuje zaniżone wynagrodzenie, jest zwalnianych niemal z dnia na dzień. Teraz pojawiła się szansa na zmiany, w dużej mierze za sprawą Solidarności. Anna Grabowska 11 nr 5 | 3 lutego 2017 Fot. M. Żegliński B ez wątpienia zatrudnienie tymczasowe jest w Polsce nadużywane. Pracodawcy pozbywają się pracowników lub od razu szukają ich przez agencje, żeby obniżyć koszty działalności, uwolnić się od zobowiązań socjalnych. W efekcie ludzie latami pracują tymczasowo, z tygodniowym okresem wypowiedzenia. Są przerzucani z jednej agencji do drugiej, choć ciągle wykonują tę samą pracę. To sposób na omijanie prawa, pozwalający zatrudniać pracownika tymczasowego maksymalnie 18 miesięcy w ciągu kolejnych 36. Po zmianie ustawy nie będzie to możliwe – nie będzie można przekroczyć tych terminów, niezależnie od liczby umów i agencji. Szczególnie znaczenie miało przedłużenie do dnia porodu zatrudnienia przez APT kobiet w ciąży. Wielokrotnie dyskutowano o tym w RDS. Pracodawcy oponowali, podkreślając, że będą ponosić koszty zatrudnienia, mimo że faktycznie z pracy kobiety, np. przybywającej na zwolnieniu lekarskim, nie będą korzystać. Jednak w myśl przyjętego przez rząd projektu kobiety w ciąży zyskują finansowe bezpieczeństwo. Dla porządkowania rynku pracy ważne będą też statystyki prowadzone przez pracodawcę użytkownika o liczbie zatrudnionych na umowę o pracę i pracujących w ramach umów cywilnoprawnych. Nie tylko ułatwi to kontrole Inspekcji Pracy, ale pokaże agencje stosujące zaniżone standardy. Bo w Polsce działają też APT, które o standardy dbają i które proponowały np. wprowadzenie gwarancji finansowych, jakie agencje miałyby składać, rozpoczynając działalność na zabezpieczenie roszczeń pracowników. Nigdy jednak praca tymczasowa nie zapewni stabilizacji, jaką daje etat. Nigdy nie będzie zachęcać np. młodych ludzi do porzucenia myśli o emigracji, zakładania rodziny, inwestowania w mieszkanie. Dlatego powinna być incydentalna, może dodatkowa, a nie obejmująca setki tysięcy osób, co czyni Polskę liderem zatrudnienia tymczasowego w UE. To nasz sukces Zmiany w przepisach o zatrudnieniu tymczasowym to efekt wieloletniej walki Solidarności z patologiami w tym segmencie rynku. Ponad 5 lat temu przedstawiliśmy projekt przepisów w tej sprawie i cały czas zabiegaliśmy w rządzie o pochylenie się nad problemem tysięcy polskich pracowników. Dziś zbieramy to, co zasialiśmy wcześniej. Cieszymy się, że rząd przyjął zgłaszane przez Solidarność propozycje zabezpieczenia finansowego pracujących tymczasowo kobiet w ciąży, Fot. T. Gutry rozwiązania dotyczące uczciwych zasad wynagradzania pracowników tymczasowych, możliwości ich bezpośredniego kontaktu z agencją. Szczególnie satysfakcjonuje nas realizacja postulatu Solidarności o uniemożliwieniu zatrudniania pracowników przez różne agencje u tych samych pracodawców użytkowników. Henryk Nakonieczny, członek prezydium Mamy nadzieję, że Sejm przyjmie te przepisy, tak przecież istotne dla porządko- KK NSZZ Solidarność wania polskiego rynku pracy. 12 ZWIĄZEK TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ Cennik dopłat powinien być jawny Powinny być jasne i publicznie dostępne zasady, według których pacjent, którzy chce mieć np. lepszą soczewkę, protezę biodra albo bardziej bezpieczne znieczulenie, miałby do tego dopłacać z własnej kieszeni. Takie rozwiązania są nieuniknione, ale muszą być klarowne – mówili związkowcy i pracodawcy na posiedzeniu Zespołu ds. usług publicznych RDS. Propozycje współfinansowania wyrobów i środków medycznych przez pacjentów zawiera poselski projekt ustawy w tej sprawie. Chodzi o wyroby wyższej jakości, których NFZ nie sfinansuje, a pacjent chciałby z nich skorzystać. W projekcie przewiduje się, że mógłby za taki wyrób dopłacić różnicę między cenę tego, co oferuje NFZ, a wyrobem z wyższej półki. Obecnie często dzieje się tak, że pacjent wpłaca pieniądze na przyszpitalną fundację i w zamian ten wyrób dostaje. To jest mało transparentne. Dlatego wskazane byłoby opracowanie jasnych zasad dopłat i podanie ich do publicznej wiadomości. Wówczas każdy pacjent wiedziałby, że np. przy operacji zaćmy nie musi korzystać z gorszej jakości soczewki wskazanej przez NFZ, ale może dopłacić do lepszej, według oficjalnego cennika. Podobnie byłoby np. przy znieczuleniu. Przedstawiciele NSZZ Solidarność, podobnie jak inni partnerzy społeczni, zaznaczyli, że dyskusji na temat współfinansowania korzystania z wyrobów medycznych i środków leczniczych wyższej jakości nie da się uniknąć. Trzeba jednak rozpocząć od ustalenia definicji świadczeń rzeczowych, do których należą także leki. Należy więc jasno określić, co pacjentowi będzie się należało i jaki miałby być poziom dofinansowania. Zaznaczyli też, że powinno być to wprost zapisane w ustawie. Innym tematem poruszonym na posiedzeniu Zespołu ds. usług publicznych RDS, także dotyczącym ochrony zdrowia, był projekt o usługach podstawowej opieki zdrowotnej, który do 1 lutego jest w trakcie konsultacji społecznych. Jak wyjaśniali przedstawiciele resortu zdrowia, jego głównym celem jest wprowadzenie opieki skoordynowanej nad pacjentem, także w ramach POZ. Dziś są takie placówki opieki podstawowej, do których przynależność Nie przewidziano pieniędzy na podwyżki Na razie nie wiadomo, czy i ile pieniędzy zabraknie w służbie zdrowia w związku z podwyżką płacy minimalnej do 2 tys. zł oraz stawką 13 zł – mówiła Katarzyna Głowala, podsekretarz stanu w Ministerstwie Zdrowia na posiedzeniu zespołu doraźnego RDS ds. zamówień publicznych. zadeklarowało np. 30 tys. pacjentów. W takich okolicznościach nie sposób zająć się właściwie pacjentami, którzy ciągle trafiają do innego, przypadkowego lekarza. Ale gdzie indziej jest tak, że działa jednoosobowa praktyka lekarska, pielęgniarska czy położnicza. Wymaga to lepszej koordynacji, co będzie, zdaniem resortu, sprzyjało ciągłości opieki, jej kompleksowości i funkcjonalności wszystkich podmiotów działających w POZ. Konieczna będzie współpraca między lekarzami, wskazane tworzenie wspólnych list pacjentów. Co do finansowania opieki, to dziś, jak wyjaśnili przedstawiciele MZ, stawka za pacjenta zależy od wieku, płci, zdiagnozowanych chorób. Według założeń zmian zostanie to uzupełnione o tzw. wydatki zadaniowe, związane np. z edukacją czy profilaktyką. Tu istotna będzie współpraca nie tylko lekarza z pielęgniarką, ale również z innymi zawodami medycznymi, jak np. rehabilitant dietetyk czy psycholog. Dążeniem MZ jest też to, by doprowadzić do sytuacji, w której ok. 80 proc. usług leczniczych byłoby realizowane w ramach podstawowej opieki zdrowotnej. Jak mówili przedstawiciele resortu, nie powinno być tak, że z bólem kolana od razu idziemy do chirurga czy ortopedy, a gdy boli gardło lub ucho – do laryngologa. W ogromnej większości przypadków nie ma takiej potrzeby, bo decyzję o sposobie leczenia z powodzeniem może podjąć lekarz POZ. Przedstawiciele resortu zdrowia nie mieli odpo- wiedzi na pytania związków, pracodawców oraz samorządowców: ile pieniędzy będzie potrzeba i czy nie powstanie konieczność zwalniania pracowników. Zapewniali jedynie, że analizują sytuację, a minister zrobi wszystko, aby zadłużenie szpitali i firm z nimi współpracujących nie rosło w związku z podwyższoną ustawowo płacą minimalną oraz płacą godzinową. 13 nr 5 | 3 lutego 2017 Jak wyjaśniał Dariusz Jarnutowski, dyrektor Departamentu Ekonomiczno-Finansowego NFZ, budżet funduszu był tworzony w połowie 2016 r. i stanowi element budżetu państwa. Nie można go więc było zmienić, gdy pewne stało się, że zostanie podwyższone wynagrodzenie minimalne i wprowadzona minimalna stawka godzinowa. Dziś stawką 13 za godzinę objęci są nie tylko pracownicy szpitali zatrudnieni np. na zleceniach czy kontraktach, ale także pracownicy firm zewnętrznych świadczących usługi na rzecz placówek medycznych, np. sprzątania, prania, wyżywienia, dostawy. Wzrost do 2 tys. zł brutto płacy minimalnej jest zaś istotny przede wszystkim w mniejszych ośrodkach, na tzw. prowincji, gdzie wcześniej te wynagrodzenia nawet w wypadku personelu medycznego bywały niższe. Przedstawiciele pracodawców w zespole RDS oraz samorządowcy nie kwestionowali zasadności podwyżek. Wskazywali jedynie na brak zabezpieczenia finansowanego na ten cel w podmiotach publicznych, w tym w placówkach ochrony zdrowia. Jak mówili przedstawiciele Związku Powiatów Polskich, „od samego analizowania przez ministerstwo problemu pieniędzy nie przybędzie, a przepisy dotyczące minimalnego wynagrodzenia w powiązaniu z zasadami kontraktowania dostaw towarów i usług powodują, że jednostki samorządu terytorialnego muszą na początek sfinansować wzrost płac”. Marek Mazur ze Związku Województw RP, przewodniczący sejmiku województwa łódzkiego, wyjaśniał, że jeśli samorządy nie będą miały pieniędzy, to będą musiały się zadłużać w bankach albo u przedsiębiorców. Dziś wiadomo, że w szpitalach średnio bra- li, że nie będę w stanie w nieskończoność kredytować klienta. Dziś zadłużenie szpitali wobec dostawców wynosi średnio co najmniej 20 procent wartości dostaw. Sugerowali, że za 3-4 miesiące dostawy mogą po prostu zostać wstrzymane. Z informacji przedsiębiorców wynika, że wzrost kosztów pracy, tylko z powodu oskładkowania zleceń, wynosi ok. 30-40 proc. Jak zaznaczyła wiceminister Głowala, dotychczas żaden podmiot leczniczy podległy ministerstwu nie zgłosił, że brakuje mu środków w związku z podwyższeniem wynagrodzenia minimalnego. Tyle tylko, że pierwsze wypłaty będą dopiero w końcu stycznia, na początku lutego. Szpitale mogą na razie wypłacać pieniądze, ale szybko okaże się, że zabraknie ich na podstawową działalność leczniczą. Jak zauważyły związki i pracodawcy, koszt pracy ciągle bowiem nie jest wyłączony z kosztu procedur medycznych. To stanowi całość. Tymczasem koszty pracy w służbie zdrowia wahają się w granicach 40-60 proc. Dyrektor z NFZ wyjaśnił, że mniej więcej w połowie roku może zostać dokonana korekta budżetu NFZ. Dodał, że Fundusz nie ma obowiązku szacować skutków wzrostu wynagrodzeń. Gromadzeniem danych o kosztach opieki zdrowotnej zajmuje się bowiem Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji. Szpitale mogą na razie wypłacać pieniądze, ale szybko okaże się, że zabraknie ich na podstawową działalność leczniczą kuje 30-50 proc. środków. – Nie mogę dać dyrektorom samorządowych szpitali poczucia bezpieczeństwa, że pieniądze na wymaganą prawem podwyżkę wynagrodzeń będą. A samorządy nie będą w stanie udźwignąć tego ciężaru – argumentował. Andrzej Morawski, dyrektor Biura Związku Miast Polskich, mówił, że samorządy dziś muszą gospodarować, nie mając pieniędzy, co czyni je najbardziej specyficznym gospodarzem w skali świata. – Jeśli spadną na nie milionowe długi służby zdrowia, to drastycznie spadną możliwości inwestycyjne samorządów, na których potrzebę wskazuje wicepremier Morawiecki – podsumował. Odnosząc się do zadłużania wobec firm współpracujących ze szpitalami, przedstawiciele przedsiębiorców mówi- Przedstawiciele pracodawców w zespole RDS oraz samorządowcy nie kwestionowali zasadności podwyżek. Kolumny redaguje Anna Grabowska 14 ZWIĄZEK TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ Związek nr 1 na świecie Magazyn Amazona w Hiszpanii Solidarność jako pierwszy związek zawodowy w historii podpisał porozumienie z handlowym gigantem Amazon. Udało się to po niemal dwóch latach od powstania „S” w polskich oddziałach firmy. Maciek Chudkiewicz P orozumienie o współpracy między przedstawicielami pracodawcy a Komisją Zakładową NSZZ „S” podpisano po kilku miesiącach intensywnej kampanii organizowania pracowników zatrudnionych w polskich magazynach Amazon Fulfillment Poland. Solidarność to pierwszy na świecie związek, któremu udało się podpisać taki dokument z największą handlową firmą świata. Intensywna praca związkowa We wrześniu 2016 r. rozpoczęła się globalna akcja organizowania pracowników Amazona. W tym czasie organizacja związkowa „S” w ich polskich oddziałach liczyła ok 130 osób. Działano bardzo intensywnie. W ciągu czterech miesięcy udało się zwiększyć liczbę członków związku do ok. 300. Oprócz tego wywalczono wzrost wynagrodzenia dla szeregowych pracowników do 15 zł za godzinę brutto, a dla szefów zespołów do 20 zł. Osoby pracujące ponad rok otrzymały dodatek stażowy. Rozpoczęto też zmiany, które mają doprowadzić do poprawy warunków BHP. Do podpisania porozumienia przyczyniła się nie tylko kampania, czyli ulotki, spotkania czy pikiety, ale przede wszystkim realne wzmocnienie organizacji: liczebność związku zwiększyła się o ponad drugie tyle. – Spotkania z zarządem Amazon Poland poprzedzające zawarcie 15 nr 5 | 3 lutego 2017 Fot. Álvaro Ibáñez porozumienia trwały od ponad roku. W początkowej fazie wydawało się nam, że nie dojdzie do podpisania tego dokumentu, ponieważ nie mogliśmy pozwolić sobie na ustępstwa w bardzo istotnych dla nas sprawach dotyczących kontaktów z pracownikami. To była bardzo trudna i żmudna praca, bo każdy najmniejszy kompromis musiał być konsultowany ze ścisłym zarządem Amazon przebywającym przecież na stałe w Luksemburgu i Seattle. Naszym zdaniem jest to przełomowy moment w działalności związku, da nam większą swobodę działania – zwraca uwagę Grzegorz Cisoń, szef „S” w Amazonie. Trudne początki Organizacja związkowa NSZZ „S” powstała w Amazonie w styczniu 2015 r. w podwrocławskich Bielanach, ale zapisać się do niego mogli i mogą wszyscy pracownicy Amazona w Polsce. Za pierwszy cel stawiano rozmowy dotyczące wynagrodzeń i świadczeń socjalnych. Związek zaznaczał wtedy w komunikacie, że chce rozmawiać i prowadzić rzeczowy dialog, a dopiero w ostateczności sięgał będzie po inne narzędzia. Zaoferował także pracownikom wsparcie w zakresie prawa pracy. Na początku wszystko miało być dobrze: – Amazon nie ma nic przeciwko temu, ceni prawa pracownicze i liczy na współpracę związkowców – komentowała powstanie związku Marzena Więckowska, rzeczniczka prasowa polskiego Amazona. Od momentu powstania „S” w Amazonie związek nie zasypiał gruszek w popiele. Spraw do uregulowania było dużo. Początkowo jednak pracodawca podchodził do organizacji nieufnie. Jedno ze spotkań odbyło się w październiku 2015 r. Mimo próśb ze strony „S” nie doszło do niego ani w siedzibie firmy, ani Zarządu Regionu Dolnośląskiego „S”. Związek chciał przede wszystkim omówić ważne dla swojego rozwoju i dla bezpieczeństwa pracowników kwestie: brak kontaktu i odpowiedzi pracodawcy na związkowe pisma, różnice w wynagradzaniu pracowników czy prowadzenie działalności związkowej na terenie firmy. Amazon w Polsce Amazon.com to największy na świecie sklep internetowy. Spółka powstała w 1994 r. w Seattle w USA, zajmując się najpierw sprzedażą przez internet samych książek. Polskie centra dystrybucyjne powstały na przełomie października i listopada 2014 roku. Dwa znajdują się w podwrocławskich Bielanach, a jedno w Sadach koło Poznania. Amazon zasłynął z innowacyjnych rozwiązań, ale również specyficznego traktowania pracowników. Obawiano się, jak będzie wyglądała praca Polaków. Kontrowersje budziła kwestia zarobków. Na samym początku stawka godzina na podstawowych stanowiskach wynosiła jedynie 12,5 zł brutto (na rękę to zaledwie 9,3 zł) na Dolnym Śląsku i 13 zł brutto (9,7 zł na rękę) pod Poznaniem. W Lipsku (Niemcy) za taką samą pracę jak Polacy pracownicy zarabiali nawet 9,5 euro za godzinę (ok 40 zł). System pracy w Amazonie jest tak zorganizowany, że pracownicy pracują 4 dni w tygodniu po 10 godzin. Związek czuł, że nie jest traktowany po partnersku, że jest lekceważony i zbywany. Porównywano go do zespołu piłki nożnej, który powołał Amazon. Dialog był pozorowany, a propozycje Amazona nie zawsze były nawet zgodne z prawem. Jednak „S” dalej działała aktywnie. Wspierani przez organizatorów związkowych związkowcy m.in. zbierali podpisy pod obywatelskim projektem ustawy ograniczającej handel w niedziele. Spotkało się to z bardzo dużym zainteresowaniem załogi Amazona. Zbierano także podpisy poparcia dla związkowych postulatów. Chodziło o to, by pracodawca zwiększył odpis na Zakładowy Fundusz Świadczeń Socjalnych i wprowadził dodatek stażowy. W końcu jak partnerzy Podpisana 5 stycznia umowa gwarantuje przede wszystkim współpracę między „S” a Amazonem na partnerskich warunkach. Związek ma dostęp do pomieszczenia, które jest niezbędne dla dalszej działalności. Będzie wyposażone w sprzęt poligraficzny. „S” będzie miała także tablice informacyjne i telefony komórkowe. Ustalono także kwestie rozmów przedstawicieli „S” na terenie zakładu pracy z niezrzeszonymi pracownikami oraz cykliczne spotkania „S” z pracodawcą. – Wiemy, jak dużo pracy nas czeka w najbliższym czasie. Nasza organizacja chce wychodzić naprzeciw nowym technologiom i korzystać z niekonwencjonalnych działań. Musimy przygotować się na szybko postępujący efekt cyfryzacji. Chcemy, aby pracownicy Amazon Poland czuli się bezpiecznie i komfortowo w miejscu pracy, by ich wynagrodzenia w jak najszybszym tempie zbliżały się do tych z Europy Zachodniej. Podpisane porozumienie otwiera przed nami drzwi, do których nasza organizacja jako pierwsza na świecie znalazła właściwy klucz – dodaje Cisoń. 16 Disco polo TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ Temat Tygodnia Wstydliwa miłość Polaków nr 5 | 3 lutego 2017 D 17 Miłość do disco polo wielu Polaków wciąż ukrywa, jak pozamałżeńskie dziecko. Profesor będzie się zarzekał, że słucha go tylko w celach badawczych. A gdy się spyta szanowanego dziennikarza, dlaczego poszedł na imprezę disco polo, powie, że chciał się przekonać, jak tam jest. Często przekonuje się co tydzień. Andrzej Berezowski, współpraca Maria Berezowska-Mazur Fot. M. Żegliński r Michał Lutostański, socjolog z Uniwersytetu SWPS, mówi, że disco polo nadal pozostaje tematem tabu. Lecz gdy na imprezie znajdzie się ktoś odważny, kto taką muzykę włączy, wtedy wszyscy, może prawie wszyscy, zaczynają tańczyć. I śpiewać z wykonawcą, chociaż oficjalnie nikt tych przebojów nie zna. Kongresowa wytrzyma Od narodzin disco polo cieszyło się w mediach złą sławą. – Ta sala wytrzymała przemówienie Leonida Breżniewa, wytrzyma więc też przebój zespołu Fanatic „Czarownica” – złośliwie zapowiadał występ Janusz Weiss podczas pierwszej gali disco polo w Sali Kongresowej w Warszawie. „Shazza, Shazza, Shazza, ktoś mi ciebie kochać kazał” – naigrawał się w 1996 roku Big Cyc. Jeszcze w 2008 roku jeden z artykułów w „Newsweeku” zatytułowany został „Wirus polo wraca”. – Transformacja uwypukliła różnicę między gustami mas i gustami elitarnymi. Elity w polskim przypadku równoznaczne były z inteligencją, która disco polo odrzucała, ba, potępiała w czambuł. W latach 90. drwiło się z dyskomułów. Przynajmniej w mojej warszawskiej szkole. Mokasyny, białe skarpetki, kozaki, żel we włosach – to były znaki rozpoznawcze dyskomułów. Ale później kozaczki przejęła Doda, tandeciarstwo zawłaszczył Michał Wiśniewski, mokasyny zwyczajnie wyszły z mody – mówi „TS” dr Włodzimierz Pessel z Instytutu Kultury Polskiej UW. – Ta pogarda mediów i mieszczuchów nie przeszkadzała artystom disco polo sprzedawać najwięcej w Polsce kaset, a później płyt kompaktowych. Shazza sprzedała oficjalnie ponad 500 tys. 18 Disco polo TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ płyt. Większość gwiazd rockowych i popowych w Polsce mogła – i może – o tym tylko pomarzyć. Disco polo królowało też na wielu imprezach organizowanych przez korporacje. Białe kołnierzyki tańczyły w rytm disco polo pod warunkiem, że nikt oprócz obecnych na imprezie się o tym nie dowiadywał. Ole Olek Rozpoznawalność disco polo w latach 90. postanowili zdyskontować politycy. Sztab wyborczy Aleksandra Kwaśniewskiego zamówił u zespołu Top One utwór promujący kampanię. Muzycy wywiązali się ze zlecenia. Do dziś w internecie można zobaczyć byłego prezydenta pląsającego na wiejskiej potańcówce. Nie wiadomo, na ile muzyka pomogła w zwycięstwie Kwaśniewskiego nad Lechem Wałęsą. Zdaniem analityków ze sztabu dzięki piosence uzyskano 9 punktów procentowych. Członkowie zespołu Top One twierdzili, że utwór „Ole Olek” nagrali dla pieniędzy, z których zresztą sztab Kwaśniewskiego nie do końca potrafił się rozliczyć. Z usług kapel disco polo skorzystał także Waldemar Pawlak, dla którego Bayer Full napisał piosenkę „Prezydent”. staje się prowincjonalnym folklorem” – pisał. – Istotnie na przełomie wieków muzyka ta przeżywała swój największy kryzys. Przestała być obecna w mediach, czego symbolem było zdjęcie z anteny Polsatu programu „Disco Relax”. Wiele zespołów zawiesiło działalność. Kryzys przetrwały tylko te najpopularniejsze – mówi „TS” Milan Budziński, autor książki „Disco-polo. Leksykon muzyki”. Robert Lewandowski śpiewa „Oczy zielone” Z medialnego niebytu wydobyły nurt disco polo media społecznościowe, w których teledysk mógł umieścić każdy. I raptem okazało się, że teledysk śpiewającej pop Margaret ma 670 000 odsłon, podczas gdy tylko jedną wersję teledysku Weekendu „Ona tańczy dla mnie” oglądano 101 940 286 razy. Nastała druga era disco polo. Internauci mogli również zobaczyć, jak reprezentacja Polski w piłce nożnej po awansie do mistrzostw Europy, dyrygowana przez Kamila Grosickiego, śpiewa i tańczy w szatni „Przez twe oczy zielone” zespołu Akcent. – To nagranie, a także udział muzyków w programie Kuby Wojewódzkiego, pokazały, że słuchanie disco polo przestaje być synonimem obciachu. Skoro piłkarze bawią się przy tej muzyce, to ja też mogę – mówi „TS” dr Michał Lutostański. Wysoką oglądalność teledysków w portalach społecznościowych dostrzegli spece od ramówek telewizyjnych. W pogoni za zwiększeniem Disco Polo niekoniecznie wkroczyło na salony, ale jego słuchanie nie jest już niczym wstydliwym. Zejście do podziemi W roku 1997 Robert Leszczyński na łamach „Gazety Wyborczej” zastanawiał się, czy nadszedł pogrzeb disco polo. Sprzedaż kaset i płyt zaczęła gwałtownie spadać. „Disco polo przegrywa z muzyką pop i na powrót oglądalności postanowili zaprosić gwiazdy tej muzyki do swych programów. Zespoły disco polo były główną atrakcją koncertów sylwestrowych transmitowanych przez Telewizję Polską i Polsat. Czy to oznacza, że disco polo wkracza na salony? Niekoniecznie. – Wciąż głupio byłoby profesorowi, gdyby przyznał się, że słucha disco polo. Nie imponuje się też dziewczynie na pierwszej randce znajomością zespołów tego gatunku. Muzyka ta niekoniecznie wkroczyła na salony, ale jej słuchanie nie jest już niczym wstydliwym – uważa Michał Lutostański. Socjolog badał słuchalność tej muzyki przez osoby w wieku 15-35 lat. Okazało się, że mało osób przyznaje się, że słucha jej regularnie, za to bardzo dużo, że zdarza się im jej słuchać. – To może oznaczać, że młodzież uważa, że nie wypada słuchać jej na co dzień, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby bawić się przy niej w weekend – uważa badacz. Poza tym ci, którzy uważają słuchanie disco polo za obciach, zawsze mogą powiedzieć, że poszli na imprezę taneczną z ciekawości. Legalne disco polo Muzyka disco polo wyszła z podziemia. Zaczęła uchodzić za muzykę legalną. Taką, do której słuchania można się przyznać. Dlaczego? – O ile wiek XX należał do systemu kultury masowej, o tyle wiek XXI należy do systemu kultury popularnej. W kulturze popularnej zatarła się granica między gustami. Każdy może skubnąć właściwie z każdego repertuaru, od Bacha po Boysów. Właśnie w zjawisku kultury popularnej osadza się druga fala disco polo – tłumaczy dr Włodzimierz Pessel. Normy kulturowe dopuszczają obecnie, aby rozpocząć wieczór od wizyty w operze, a zakończyć na imprezie disco polo. 19 nr 5 | 3 lutego 2017 Zaczęło się od „Czarownicy” Pierwsze kasety Boysów, Akcentu czy Bayer Full sprzedawane były prosto z łóżek polowych budzącej się polskiej przedsiębiorczości, ale grunt pod nowy rodzaj muzyki został zasiany znacznie wcześniej. Od początku teksty były przaśne i dotyczyły spraw damsko-męskich. Andrzej Berezowski, współpraca Maria Berezowska-Mazur M niej więcej do połowy XX wieku w Polsce prowincjonalnej bardzo silną rolę odgrywały wspólnoty lokalne skupione np. wokół parafii. – Podstawową formą ekspresji lokalnej wspólnoty była kultura tradycyjna, która tworzyła pamięć wspólnoty – mówi „TS” dr Marcin Niemojewski z Katedry Studiów Interkulturowych Europy Środkowo-Wschodniej UW. W bajkach, opowiadaniach i piosenkach przekazywano pamięć o powstaniach narodowych, wydarzeniach z życia wspólnot, a także o tym, jak postępować podczas wykonywania obrzędów. Ale pod koniec drugiej wojny światowej wspólnoty lokalne zaczęły się rozpadać. W wyniku przesiedleń do Wrocławia trafili Polacy z Kresów Wschodnich, Polacy zasiedlili też po części rejony Pomorza Zachodniego oraz Warmii i Mazur. Później część mieszkańców wsi za chlebem przeniosła się do miast. W miejsce kultury tradycyjnej weszła kultura popularna, której najnowszą postacią jest disco polo. Nie wypełniła jej funkcji, ale ją zastąpiła. O ile kultura tradycyjna miała nie tylko bawić, ale również uczyć, o tyle disco polo ma wyłącznie bawić. Narodziny – Umownym początkiem polskiego disco polo była Gala Piosenki Biesiadnej w Sali Kongresowej w Warszawie w 1992 roku, zorganizowana po wielkim sukcesie przeboju „Mydełko Fa” – mówi „TS” dr Włodzimierz Pessel z Instytutu Kultury Polskiej UW. Milan Budziński, autor książki „Disco-polo. Leksykon muzyki”, wskazuje w rozmowie z „TS”, że najważniejszym momentem rodzącego się nowego nurtu muzycznego było założenie w podwarszawskich Regułach, na terenie szklarni, wytwórni „Blue Star”, która zajęła się produkcją kaset disco polo. Pierwszą wydaną kasetą było „Wszystko się zmienia” zespołu Fanatic, która zawierała hit „Czarownica”. Większość grup, która nagrywała dla wytwórni, wcześniej grała na weselach. – To była całkowita partyzantka. Cały interes polegał na tym, by jak najwięcej kopii sprzedać w pierwszych trzech dniach po premierze. Trzy dni – tyle było trzeba, by bazary zalała fala kopii pirackich. Dziesiątki setek magnetofonów w całej Polsce przejmowało premierowe nagranie i kopiowało, kopiowało, kopiowało... Czasem i tych trzech dni nie starczało. Kiedyś materiał zespołu Top One, który miał premierę wyznaczoną na poniedziałek, pojawił się na bazarach w całym kraju już w piątek. Ktoś musiał zdobyć i wynieść z firmy jedną z taśm – wspomina założyciel wytwórni Sławomir Skręta. W kolejnych latach muzyka disco polo stała się trzecią, po popie i rocku, najchętniej słuchaną muzyką. W latach 90. grano ją przede wszystkim na terenach wiejskich. – Geografia popularności disco polo była do uchwycenia i rozrysowania tylko w latach 90. – z dominacją wschodniej połowy kraju. Carnegie Hall dla tego nurtu był klub Panderoza w Janowie na Białostocczyźnie. Nieprzypadkowo Martyniuk wyróżnia się wschodnią fonetyką, pochodzi z okolic Bielska Podlaskiego – mówi Pessel. 20 Disco polo TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ Z Fot. orionart.com.pl espoły disco polo grają i na małych, i na dużych imprezach. Na koncertach na PGE Narodowym czy Atlas Arenie w Łodzi widownia jest pełna. – Śmiało mogę powiedzieć, że jesteśmy jedynym gatunkiem muzycznym, który jest w stanie zapełnić ogromne hale czy stadiony. Do naszych koncertów nikt nie musi dokładać. Skąd nasz sukces? Nie mamy określonej grupy docelowej. Naszych utworów może słuchać każdy, bez względu na wiek, płeć i wykształcenie. Gramy dla ludzi od 5 do 105 roku życia – mówi Marcin Miller, lider zespołu Boys. O ogromnej popularności muzyki disco mówi też lider zespołu Playboys. – Na koncertach disco bawi się od kilku do kilkudziesięciu tysięcy osób. Ostatni koncert grupy Akcent w jednym z wrocławskich klubów został rozłożony na dwie tury, bo ludzie po prostu nie pomieściliby się w lokalu. Boys to zespół, który debiutował na początku lat 90. Dzisiaj należy do czołówki disco polo. Ich przeboje: „Jesteś szalona”, „Najpiękniejsza dziewczyno”, „Wolność” czy „Łobuz”, znają praktycznie wszyscy. – Eksperci twierdzili, że disco polo to jedynie zjawisko socjologiczne. Wróżyli, że na rynku utrzyma się jakieś 5, może 7 lat. Dowodem na to, jak bardzo się mylili, jest nasz zespół. Istniejemy 26 lat i mamy się całkiem dobrze. Dzięki programom „Disco Relax” i „Disco Polo Life” emitowanym w telewizji Polsat w latach 90. społeczeństwo miało cotygodniowy dostęp do naszej branży. Dla wielu osób zakończenie ich emisji było równoznaczne z końcem disco polo. Nic bardziej mylnego – wyjaśnia w rozmowie z „Tygodnikiem Solidarność” Marcin Miller. Zespół Boys. Od 26 lat należy do czołówki disco polo. Robimy swoje Muzyka disco polo króluje na eventach i imprezach branżowych organizowanych przez firmy z najwyższej półki. Ich organizatorzy wiedzą, że w ten sposób dobrze wypromują produkt lub oferowane przez nich usługi. Izabela Kozłowska Zmiany i korzenie Jak w każdej dziedzinie przetrwanie na rynku wiąże się z koniecznością wyjścia naprzeciw oczekiwaniom odbiorców. – Kapele grające disco polo też muszą się rozwijać i zmieniać. I my staraliśmy się udziwniać. W latach 1991-1996 byliśmy klasycznym bandem weselnym z perkusją i gitarą. Od 1997 roku przekształciliśmy się w boys band i postawiliśmy na bardziej taneczne utwory. Po sukcesie 21 Fot. arch. zespołu nr 5 | 3 lutego 2017 Playboys. Ich utwory mają co najmniej 10 mln wyświetleń na YouTube piosenki „Najpiękniejsza dziewczyno”, w której powróciliśmy do tradycyjnego disco polo, przekonałem się, że ludzie chcą wracać do korzeni – tłumaczy Miller. Zespół Playboys zaistniał na rynku w 2013 roku. Jego lider Jakub Urbański (rocznik 1989) jest absolwentem wydziału jazzu i muzyki estradowej lubelskiego UMCS. Dlaczego więc wybrał disco polo? – Z muzyką taneczną jestem związany od dziecka. Potem mogłem sam tworzyć ten rodzaj muzyki, grając na weselach, studniówkach i innych imprezach okolicznościowych – odpowiada rozmówca „TS”. Obciach do lamusa Zespoły disco polo występują u boku wykonawców z różnych gatunków, o czym mogliśmy się przekonać chociażby podczas gal sylwestrowych. – To, że jesteśmy zapraszani na takie imprezy, pokazuje, że społeczeństwo przestało się wstydzić tej muzyki. Od lat 90. pokutują stereotypy, że twórcy muzyki disco polo to buraki, osoby bez wykształcenia, promujący kicz i tandetę. To podejście się zmieniło i dzisiaj mimo wszystko łatwiej przychodzi przyznanie się do słuchania disco polo – mówi Miller z zespołu Boys. Również Jakub Urbański dostrzega zmianę w nastawieniu społeczeństwa. – Kiedy zaczynaliśmy w 2013 roku, zastawialiśmy się, z jaką reakcją się spotkamy. Sporo ryzykowaliśmy, bo były to czasy, kiedy muzyka disco polo nie była tak szeroko akceptowalna i niekoniecznie utożsamiano się z nią. Trudno było przyznać się wprost, że słucha się tego rodzaju muzyki i wręcz kpiono z grup disco polo. Dzisiaj nasze utwory mają co najmniej 10 mln wyświetleń na YouTube. Spotykamy się z życzliwością. Nigdy nikt nas źle nie traktował, nie obrzucano nas obelgami, co pokazuje, że ludzie mają szacunek do nas i do całego gatunku disco polo – mówi. Eksperci twierdzili, że disco polo to jedynie zjawisko socjologiczne. Wróżyli, że na rynku utrzyma się jakieś 5, może 7 lat. Sztuczny boom? W ostatnich miesiącach o muzyce disco polo znów zrobiło się głośno. – Obecny boom ma dwa źródła. Pierwszym jest sukces piosenki „Ona tańczy dla mnie” zespołu Weekend, która znalazła się w dziesiątce najczęściej oglądanych teledysków na świecie. Drugim powodem było zaśpiewanie przeboju Zenona Martyniuka i zespołu Akcent „Przez twe oczy zielone” przez piłkarzy reprezentacji Polski – mówi Marcin Miller. – O zespołach disco polo mówi się częściej, przebijają się do opinii publicznej. Przez 26 lat działalności w tej branży takich „renesansów” przeżyłem co najmniej trzy. Szum mija, media znów milczą na temat disco polo, a my w dalszym ciągu robimy swoje. 22 Disco polo TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ Disco polo zjada komercja Za dwa, trzy lata na rynku muzycznym zacznie królować polski dance – twierdzi Maciej Dobrowolski, szef grającego muzykę taneczną Radia Rekord FM i discopolowego portalu SuperHit.pl, prowadzący od lat telewizyjne programy disco polo, w rozmowie z Izabelą Kozłowską. Dzisiaj kierunek, w którym zmierza disco polo, nazywam inteligentnym. 23 nr 5 | 3 lutego 2017 „Zmieniły się gusta słuchaczy, oni sami starzeją się i następuje wymiana pokoleń. Zespoły, które powstały na początku lat 90., muszą dostosować się do nowych czasów, inaczej znikną z rynku”. Maciej Dobrowolski – Na początku lat 90. ubiegłego wieku nikt nie mógł przypuszczać, że muzyka disco polo tak mocno zwiąże się z Polską… – W tamtym czasie nie funkcjonowała ani nazwa disco polo, ani muzyka biesiadna. O tym gatunku mówiło się muzyka chodnikowa. Sprzedawała się bowiem z chodników. Kupcy rozkładali na powstających jak grzyby po deszczu bazarach łóżka polowe i handlowali często pirackimi kasetami. Z kilkudziesięciu takich stoisk w miastach i miasteczkach wpadająca w ucho muzyka docierała do klientów. Była inna od tej, którą dostarczało przez lata Polskie Radio i Telewizja Polska, dzięki którym ludzie mieli dostęp do mniej więcej jednego gatunku muzycznego i zamkniętej grupy wykonawców polskich i zagranicznych. W dobie przemian roku 1989 w show biznesie wydarzyło się jednak coś niezwykłego. Pojawili się artyści znikąd, dosłownie. 90. Ci ludzie wypełnili gigantyczną, dotąd pustą, niszę. Zamietli pod stół wszystkich wielkich artystów ówczesnej sceny muzyką, której nikt wcześniej oficjalnie nie grał i nie wydawał. A przecież kasety mógł w tych czasach kopiować każdy. I każdy mógł je sprzedawać bez ograniczeń i jakichkolwiek reguł. Co ciekawe, pierwsze kasety z muzyką, dziś nazywaną disco polo, wyprodukowano w Stanach Zjednoczonych. Tę epokę rozpoczął chicagowski zespół Polskie Orły, ale czy ktoś jeszcze o nich pamięta? Obecnie muzycy disco polo są świadomi, że tworzą część ogromnej machiny biznesowej. – Czym się wyróżniali? – Byli bardzo podobni do swoich słuchaczy. Grali tak jak ludzie na weselach, ogniskach, domowych imprezach. To była prawdziwa rewolucja kulturowa początku lat – Skąd więc fenomen tego gatunku? – Muzyka disco polo na dobre zadomowiła się w Polsce, mimo że wielu wróżyło jej krótki żywot, bo i wielu była nie w smak. Bardzo trudno znaleźć proste powody fenomenu tego gatunku, gdyż miało na to wpływ wiele czynników. Na pewno istotne jest to, że zespoły grające ten rodzaj muzyki odbierane były jako swojskie, nasze, zwyczajne. Tak zwyczajne, jak zwyczajni byli ludzie w tamtych czasach przełomu politycznego i gospodarczego. To był ogrom ludzi – porównuję go do „pospolitego ruszenia” Solidarności w roku 1980 i 1981 i myślę, że nie ma w tym przesady. To był element przemian robiony przez zwyczajnych sąsiadów zza płotu. – Disco polo to typowo polska muzyka? – Nazwa disco polo jest polska, ale ten rodzaj muzyki nie jest jedynie polskim wynalazkiem. W tym samym czasie na Białorusi kształtował się podobny gatunek. Na początku lat 90. Białoruś była zdecydowanie innym niż dzisiaj krajem: wyłaniającym się ze Związku Radzieckiego, zyskującym niepodległość i przez to otwartym na Zachód. Podobnie jak Polska Białoruś chłonęła wiele europejskości, wolności, władzy ludzi, demokracji, fenomenu Solidarności, który tam był bardzo pozytywnie odbierany. Podwaliny rodzącego się nurtu muzycznego na Białorusi były identyczne jak w naszym kraju. Podobnie zresztą było na Bałkanach, w dawnej Jugosławii. Tam także powstawały identycznie brzmiące zespoły jak np. legendarna Colonia. Mimo że nie było wtedy internetu, zarówno polscy, jak i bałkańscy czy białoruscy twórcy plagiatowali wzajemnie swoje piosenki, dodając jedynie rodzime słowa. Analizując pierwsze wielkie hity disco polo, bardzo łatwo zauważymy, że są one kopiami innych piosenek. – Jak ewoluowała muzyka disco polo? – Trudno jednoznacznie ocenić to zagadnienie. Patrząc dwadzieścia kilka lat wstecz, można zauwa- 24 Disco polo żyć, że samo disco polo technicznie znacznie się polepszyło. Jeśli mówimy o jakości, to jednoznacznie nie można ocenić, co jest lepsze, a co gorsze: czy prostota tamtych lat, czy dopieszczenie aktualnych hitów. Zmieniły się bowiem gusta słuchaczy, oni sami starzeją się i następuje wymiana pokoleń. Zespoły, które powstały na początku lat 90., muszą dostosować się do nowych czasów, inaczej znikną z rynku. Tylko kilka zespołów może pozwolić sobie na granie w prawie niezmienionej formule. Takim fenomenem jest np. Zenek Martyniuk i zespół Akcent. Na podstawie serwisów internetowych takich jak YouTube znamy 30-40 najważniejszych zespołów disco polo, które funkcjonują dłużej niż dekadę głównie dzięki temu, że zmieniają się i podążają za trendami. Natomiast 80-90 proc. rynku to jednak zespoły, które utkwiły korzeniami w latach 90. Nawet jeśli ci artyści dzisiaj mają po dwadzieścia lat, to ich świadomość muzyczna i brzmienie jest jedynie lekko doszlifowane nowoczesnością. – Dziś disco polo to nie tylko muzyka, ale również ogromny biznes… – Początkowo disco polo było muzyką „z paździerza”, spontanicznie TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ graficznie, koncertowo, medialnie. To są potężne pieniądze. Typowo komercyjne podejście i włączenie się w niego fachowców ucywilizowało rynek disco polo. – Dostrzega Pan różnice między zespołami z lat 90. a współczesnymi? – Różnice są bardzo widoczne. Kiedy zespoły obecnych pięćdziesięciolatków zaczynały, mając po dwadzieścia kilka lat, nikt nimi nie kierował. Zwykle byli to panowie i panie z małych miejscowości, prezentujący kulturę i obyczaje tych miejsc, wyglądający jak ich mieszkańcy, posługujący się estetyką i językiem niekupowanymi przez firmy fonograficzne i przeintelektualizowanych fanów muzyki z większych miast. Nie mieli menadżerów, robili muzykę na tyle, na ile potrafili. Kiedy ogólnopolskie stacje radiowe i telewizyjne zaczęły ich pokazywać i grać, popełniono błąd – nie zwrócono tym zespołom uwagi, że muszą Na wolny termin koncertu Pięknych i Młodych czeka się dwa lata. Mimo że nie było wtedy internetu, twórcy plagiatowali wzajemnie swoje piosenki. produkowaną i sprzedawaną bez jakiejkolwiek kontroli. Jednak to się zmieniło. Dzisiaj mówimy przede wszystkim o gigantycznym biznesie, bezapelacyjnie największym – fono- część ogromnej machiny biznesowej, na której może wypłynąć i zarobić pieniądze, gwarantujące dobre życie na wiele lat. Młodzi twórcy mają dostęp do mediów społecznościowych, wiedzą, co i jak jest grane na świecie, są świadomi własnego wizerunku. Również ich młodzi odbiorcy stawiają dość duże wymagania, do których twórcy muszą się dostosować. W latach 90. nie myślano w tych kategoriach. Wtedy rządziła spontaniczność i autentyczna miłość do muzyki. Teraz przede wszystkim rządzi komercja, a pasja jest trzeciorzędnym elementem biznesu. się ucywilizować. Poprzez tę swojskość zasłużyli na negatywne lecz słuszne opinie. Teraz jest zupełnie inaczej. Obecne pokolenie zespołów disco polo jest świadome, że tworzy – W jakim kierunku zmierza disco polo? – Niegdyś w telewizji Polsat był program „Disco Relax”, prowadzony w nieskomplikowany sposób, prezentujący proste piosenki. Jego sukces wynikał z tego, że był wtedy jedynym programem z disco polo w polskiej telewizji. Potem pojawił się kolejny, „Disco Polo Life”, w którym już większą uwagę przykładaliśmy do prezentowanych treści, sposobu prowadzenia – bardziej inteligentnego, dowcipnego, nie siermiężnego jak w „Disco Relax”. Miałem przez jakiś czas przyjemność tworzyć go i prowadzić. W ostry sposób nakazywaliśmy zespołom zmieniać teledyski z prostych, a czasem nawet prostackich, w naprawdę profesjonalne produkcje, tworzone przez ludzi z dobrych stacji telewizyjnych. Zmienialiśmy wykonawcom stroje, fryzury, malowaliśmy ich, cięliśmy przy montażu te fragmenty wypowiedzi, które były, delikatnie mówiąc, nieemisyjne. I to zaczęło się sprzedawać. Pokazałem wtedy, że można osiągnąć sukces i disco polo 25 nr 5 | 3 lutego 2017 prezentować na wysokim poziomie, z klasą, z przymrużeniem oka, bez zapachu nachalnej swojskości. Teraz z perspektywy lat z przyjemnością mogę powiedzieć, że jakąś cegiełkę dołożyłem do dzisiejszej eksplozji tego nurtu muzycznego, bowiem dzisiaj kierunek, w którym zmierza disco polo, nazywam inteligentnym. Czyli takim, o jakim w roku 2000 czy 2001 marzyłem. Dzisiaj nie wystarczy piosenka, teledysk i trzy zdania w poście opublikowanym w serwisie społecznościowym. Nieprawdą jest, że muzyki tej słuchają ludzie mniej inteligentni, zacofani, z małych miasteczek i wsi gdzieś pod Chełmem czy Białymstokiem. Współcześni konsumenci muzyki tanecznej są coraz bardziej wymagający. Dlatego też przebudowaliśmy znacząco antenę Radia Rekord FM i utworzyliśmy portal SuperHit.pl piszący o disco polo inteligentnie i za- zaga d ka : Ziemię pomierzył i głęboką wodę, wie jak wstają i zachodzą zorze, pomierzył wszystko, praktykuje komu, a sam nie widzi, że ma zdzirę w domu. Czy jest to tekst piosenki disco polo? Nic bardziej mylnego. To fraszka Jana Kochanowskiego! wadiacko. Uważam, że jest to spory krok do przodu. A sama muzyka disco polo również ewoluuje znacząco. W mojej ocenie obecnie jest na szczycie, wyżej się nie da. Można w dół i to na pewno nastąpi za około 2-3 lata. Jeśli koncerny muzyczne i menadżerowie, którzy na nurcie disco polo zarabiają w tej chwili niewyobrażalne pieniądze, nie ucywilizują tego komercyjnego obłędu, nastąpi przesycenie rynku. Porównuję to do wielkiego psa, który zjada własny ogon. Natomiast w tym samym czasie powoli, cicho i nieśmiało rośnie polski dance. I to będzie coś, co może zdetronizować disco polo. Ale dopiero za jakiś czas. 26 Kraj Ważny jest staż pracy – Na budowie byłem najstarszy. Jeszcze 2-3 lata temu ważyłem 100 kg. Teraz 70 kg. Obecnie zajmują się mną lekarze. Marcin Raczkowski TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ To, że od 1października br. przywrócony zostanie wiek emerytalny, to dobrze, ale jest to tylko częściowe załatwienie tematu – uważa Krzysztof Siudakiewicz, budowlaniec z kilkudziesięcioletnim stażem pracy, długoletni wiceprzewodniczący NSZZ Solidarność we WROBIS, niegdyś jednym z czołowych przedsiębiorstw budowlanych Wrocławia. Jego zdaniem podstawą do ubiegania się o emeryturę powinny być przepracowane lata pracy. – W mojej branży pracuje wielu ludzi, którzy przez lata zatrudnieni byli na czarno. 27 nr 5 | 3 lutego 2017 ciowe. Nagle duże zakłady zaczęły odchodzić od zatrudniania pracowników, bo lepiej, czyli taniej, było brać ludzi z agencji pracy. Musieli obniżyć koszty, aby wygrywać przetargi. Duże firmy obniżyły też wymagania co do podwykonawców i nie interesowały ich np. takie kwestie jak badania lekarskie pracowników. Wydłużenie wieku emerytalnego połączono z obniżeniem standardów pracy. Siudakiewicz przepracował w jednej firmie 42 lata. – Człowiek był pewny, że tak będzie zawsze, ale nagle okazało się, że Wrobis upadł. I zaczął się strach. Nieporównywalny z żadnym innym. Zjadała mnie troska o rodzinę. Nie bałem się tak nawet za młodu, gdy brałem udział w różnych ustawkach i bójkach ulicznych np. z chłopakami z Trójkąta Bermudzkiego (potoczna nazwa obszaru śródmieścia we Wrocławiu). Wtedy najwyżej dostało się „w uśmiech”, kilkanaście minut pobolało i koniec. A teraz? Razem z żoną miesięcznie na leki wydajemy 500-600 zł. Z czego opłacić rehabilitację u reumatologa? Po długich poszukiwaniach Krzysztof Siudakiewicz znalazł pracę w innej firmie budowlanej jako elektryk konserwator. Miał już wtedy 45-letni staż pracy. – Moim zadaniem było utrzymanie budowy w ruchu. Prawo budowlane nakazuje, aby na zmianie pracowały 2 osoby, ale pracowałem sam. Poza tym musiałem też wykonywać zwykłe roboty budowlane, bo panowało przekonanie, że samo wykonywanie obowiązków elektryka „nie daje produkcji”. W XXI wieku wróciliśmy do epoki faraonów. Do moich obowiązków doszło m.in. wnoszenie betonu z parteru na dach. Skutki takiej pracy nie dały na siebie długo czekać. – Trafiłem na OIOM, potem na oddział neurologiczny. Nie mogli ustalić, czemu mam zawroty głowy. Po szpitalu nie brałem zwolnienia, bo człowiek się bał stracić pracę. ZUS mnie „uzdrowił”, bo uznał, że nadaję się do pracy. Co z tego, że lekarz medycyny pracy napisze mi, że mam zakaz dźwigania ciężarów – spróbuj pan odmówić tego na budowie. Wyskoczyła mi od noszenia ciężarów jeszcze przepuklina. Neurolog jak to zobaczył, wysłał mnie od razu na operację. Myślałem, że będę dalej pracował, ale firma zastosowała sprytny wybieg. Przysłała mi papiery o świadczenie rehabilitacyjne, które w dobrej wierze podpisałem. Na komisji zusowskiej zapytali, czy wiem, że przyznanie świadczenie rehabilitacyjnego zamyka drogę do starań o rentę lub zasiłek dla bezrobotnych. Powiedzieli, że ZUS nie leczy, tylko orzeka. W dodatku w czasie, gdy miałem operację, firma została postawiona w stan upadłości i musiałem czekać na pieniądze z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. Zanim je otrzymałem, musiałem żyć z pieniędzy odłożonych na czarną godzinę. Nowelizacja ustawy emerytalnej uratowała mi rok, bo według reformy Tuska pracowałbym do końca 2018 roku. A tak mogę przejść na emeryturę już w tym roku, bo w czerwcu skończę 65 lat. Uważam, że po 47 latach pracy powinienem mieć godne dożycie, a nie być na czyjejś łasce. Fot. J. Wolniak W mojej branży pracuje wielu ludzi, którzy przez lata zatrudniani byli na czarno. Co więcej, nie wykazują zainteresowania, aby zmienić swój status, bo tak im jest wygodniej. Zwłaszcza ludzie młodzi, którzy o emeryturze nie myślą i liczy się dla nich tylko to, że dostaną pieniądze teraz. Wprowadzenie wymogu stażu zmusi tych ludzi do starania się o legalne zatrudnienie. Jak przez lata wyglądała sytuacja w branży? Krzysztof Siudakiewicz: – Z jednej strony wydłużono za poprzednich rządów wiek emerytalny, a z drugiej ułatwiono pracodawcom zatrudnianie na tzw. umowy śmie- 28 TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ Społeczeństwo szczęścia Mordechaj przez dziesięciolecia prosił Boga o wygraną… Jeśli wspomniany mieszkał w Rzeczpospolitej Obojga Narodów, mógł rzeczywiście prosić bardzo długo. Pierwsza znana nam dziś loteria liczbowa została bowiem przeprowadzona w 1748 roku, z przeznaczeniem na cele dobroczynne. Leszek Masierak D wadzieścia lat później sejm zaaprobował prowadzenie loterii, jako jeden ze sposobów zapełnienia koronnego skarbca. Specjalna ustawa podporządkowywała loterię Komisji Skarbowej – zaś rok później owa Komisja, w zamian za niespłaconą pożyczkę, przekazała prawa do organizacji gry Kompanii Genueńskiej. „Lotto di Genova” – bo tak nazywała się gra zorganizowana przez przedsiębiorczych Italczyków, polegała na wytypowaniu 5 z 90 liczb. Losowania odbywały się dwa razy w miesiącu w warszawskim pałacu Krasińskich. Same ceremonie losowania były bardzo uroczyste – numery wyciągali ze specjalnej czary młodzieńcy ubrani w białe kurtki i spodnie, przepasani czerwonymi szarfami, w białych, długich aż za łokcie rękawiczkach. Oczywiście nie brakowało specjalnej oprawy muzycznej. Loteria okazała się interesem dochodowym – po kilku latach przejął ją od Włochów Piotr Tepper – jeden z najbogatszych ówczesnych mieszkańców Rzeczpospolitej. Co roku wpłacał do skarbu koronnego 180 tysięcy złotych. Co ciekawe – loteria przetrwała zarówno rozbiory, jak i Księstwo Warszawskie i powstanie listopa- Fot. T. Gutry Cyfrowy los 29 nr 5 | 3 lutego 2017 dowe. Zakończyła funkcjonowanie dopiero w 1839 roku. Nie oznacza to oczywiście, że pomysły na uruchomienie loterii przepadły – wręcz przeciwnie. Od 1808 roku istniała Dyrekcja Generalna Loterii, od 1884 przemianowana na Urząd Loterii. W trakcie I wojny światowej Rada Główna Opiekuńcza otrzymała od władz okupacyjnych pozwolenie na zorganizowanie loterii, z której dochód walnie pomógł w pracach RGO na rzecz ubogich i poszkodowanych przez wojnę. Po odzyskaniu niepodległości również nie zaniedbywano tego typu przedsięwzięć, pod państwowym rzecz jasna nadzorem. W 1920 roku sejm powołał do życia Polską Państwową Loterię Klasową. W 1936 roku przekształcono ją w Polski Monopol Loteryjny. Przez blisko 20 lat funkcjonowania organizowano różnego rodzaju loterie – zarówno liczbowe, jak i fantowe. Kolektury PML istniały powszechnie w całym kraju, nawet w zapadłych mieścinach kresowych. Przepadły wraz z II Rzeczpospolitą. wzbogacić bez pracy. Przez siedem lat gry liczbowe w Polsce nie istniały. Pod koniec 1955 roku uznano jednak, że ideologia ideologią, a państwo potrzebuje pieniędzy. 17 grudnia tegoż roku Rada Ministrów podjęła uchwałę, powołującą do życia przedsiębiorstwo pod nazwą Totalizator Sportowy. Zyski z tej gry liczbowej przeznaczone miały być na budowę i utrzymanie obiektów kultury fizycznej. Pierwsze losowanie sześciu liczb z czterdziestu dziewięciu odbyło się 27 stycznia 1957 roku. Do czerwca 1984 roku odbywały się one raz w tygodniu – w niedzielę. Ale zanim dokonano pierwszych losowań, przedsiębiorczy poznaniacy wzięli sprawy w swoje ręce i zorganizowali własną grę. 5 listopada 1956 roku po raz pierwszy losowano trzy z trzydziestu liczb w ramach Poznańskiej Gry Liczbowej. Nazwana następnie „Koziołkiem” cieszyła się przez lata sporą popularnością – ostatnie losowanie odbyło się dopiero w lutym 1982 roku. Sukces Koziołków pociągnął za sobą kolejnych – na Śląsku powstała Karolinka, we Wrocławiu Liczyrzepka, w Warszawie Syrenka, w Krakowie Lajkonik, w Szczecinie Gryf. Z latami zainteresowanie grających malało jednak – ostatnia z regionalnych gier liczbowych, śląska Karolinka, przestała istnieć w roku 1990. Prawdopodobieństwo trafienia „szóstki” wynosi jeden do prawie czternastu milionów. Pewnego dnia Pan mocno się zniecierpliwił… Cierpliwość Stwórcy mogła być szczególnie narażona na szwank w epoce bierutowskiej. Wprawdzie zaraz po zakończeniu II wojny światowej organizowano sporo loterii, jednak ostatnie miały miejsce pod koniec 1948 roku. Budujący komunizm władcy PRL nie zamierzali dopuścić do takiego ideologicznego bezeceństwa, aby ktokolwiek miał się … I rzekł Pan: Mosze, ty mnie daj szansę, ty choć raz wyślij zakład. Liczba dostępnych gier i loterii jest dziś w Polsce bardzo duża – co jakiś czas pojawiają się nowości. Poprzestańmy dla prostoty rozważań przy najpopularniejszej, czyli Lotto – dawnym Dużym Lotku. Grający, aby zgarnąć główną premię, musi trafnie wytypować sześć liczb z dostępnych 49. Jakie szanse miałby więc Mordechaj, gdyby choć raz zawarł jeden zakład? Jeśli nie liczyłby na pomoc Stwórcy – niewielkie. Prawdopodobieństwo trafienia „szóstki” wynosi bowiem jeden do prawie czternastu milionów. Gdyby przez całe swoje życie grał w każdym losowaniu, to miałby trzydzieści siedem setnych procenta szansy na zgarnięcie pełnej puli. Przyznać trzeba więc, że podparcie się boską interwencją można uznać za usprawiedliwione… 30 Społeczeństwo Jednak niewielu zraża się tak niskim prawdopodobieństwem. Liczba graczy wciąż jest bardzo duża, a wysokości wygranych mogą imponować. Najwyższa jednorazowa wygrana w grach Totalizatora Sportowego miała miejsce 22 sierpnia 2015 roku w Ziębicach – było to ponad 35 milionów złotych. Najwyższa pula na wygrane główne była znacznie większa – rekord kumulacji wynosi obecnie prawie 58 milionów złotych – tyle było przeznaczone na „szóstkę” 7 maja 2016 roku. Wówczas jednak ów szczególny układ liczb trafnie wytypowały trzy osoby. Gdyby ktoś chciał spróbować pomóc nieco swemu szczęściu i obstawić wszystkie możliwe kombinacje, musiałby bardzo głęboko sięgnąć do kieszeni. Koszt możliwych prawie 14 milionów zakładów przekroczyłby znacznie ewentualną wygraną – byłoby to bowiem prawie 42 miliony złotych. Grający musiałby się też nielicho uwijać przy wypełnianiu kuponów. Zakładając, że skreślenie kompletu sześciu liczb zajęłoby mu zaledwie jedną sekundę, to poświęcić na to trzeba by pięć miesięcy – bez snu, jedzenia i spania. Warto też przemyśleć jedną rzecz – ewentualna wygrana wcale nie musi być imponująca. Przekonało się o tym aż osiemdziesiąt osób, które w losowaniu z 30 marca 1994 roku celnie trafiły sześć liczb – to rekord w historii polskiego totalizatora. Każdy z owych szczęśliwców otrzymał bowiem nieco poniżej 70 ówczesnych milionów złotych. Po denominacji dziś to wartość niecałych siedmiuset nowych złotówek. Jednak trzeba powiedzieć, że los bywa niezwykle przewrotny. Najlepiej przekonał się o tym pewien mieszkaniec Olsztyna. W 1995 roku trafił bowiem w odstępie zaledwie dwóch tygodni aż dwie „szóstki”. Być może przez całe wcześniejsze życie rozmawiał ze Stwórcą, jak wspomniany Mordechaj? P amiętamy setki tysięcy migrantów prących niedawno przez Bałkany na północ. W Trzecim Świecie, szczególnie w krajach muzułmańskich, miliony szykują się do migracji. Fale idą zgodnie z sezonami: im cieplej, tym większe parcie. Reguluje je też przyzwolenie państw europejskich. Tylko twardy, aktywny sprzeciw fale hamuje. Proces emigracji ma również swoją logikę odzwierciedlającą kulturę, historię, religię, teologię i prawo islamskie. Sam Solomon i E. Al Maqdisi w swojej książce pokazują, że istnieje „islamska doktryna emigracji”. Tłumaczą, że polega ona na naśladowaniu Mahometa i słuchaniu Allaha, czyli Koranu. Argumentują, że muzułmańska emigracja to nowoczesny koń trojański, którego celem jest ustanowienie islamu jako religii panującej w miejscach docelowych emigrantów. Chodzi o islamizację Europy. Skąd taka pewność? Ze źródeł historycznych i religijnych. A pierwszym i najważniejszym wzorcem dla wyznawców tej religii jest ich prorok Mahomet. Wierni uczą się sposobu zachowania z jego emigracji (hajj, hadż) z Mekki do Medyny w 622 r. U podstaw leżała długofalowa, bardzo wyrafinowana strategia. Ponieważ początkowo posłaniec Allaha miał małe sukcesy w pracy misyjnej, bo udało się mu zachęcić do nowej wiary około 170 osób, naraził się na szyderstwa, gniew, a potem przemoc ze strony arabskich pogan z Mekki. Były nawet próby jego zabicia. Mahomet całe lata przygotowywał się do wyjazdu do Medyny. Najpierw stworzył sieć zwolenników; wielu z nich pozostawało w podziemiu. Sieć ta była dobrze finansowana i funkcjonowała jako organizacja logistyczna i wywiadowcza. Po nieudanych próbach zbudowania sojuszy w okolicach Mekki apostoł islamu wykorzystał koneksje rodzinne, aby znaleźć protekcję w Medynie. Jednocześnie nie poinformował tamtejszych mieszkańców, że jego celem jest ustanowienie państwa islamskiego. Dopiero po jakimś czasie udało mu się w pełni uzyskać kontrolę nad Medyną. Stworzył tam bazę, z której zaczął atakować Mekkę. W międzyczasie pozbył się też opozycji. Dotyczyło to nie tylko pogan, ale również Żydów. Najpierw przypochlebiał się im jako starszym braciom w wierze. Gdy odrzucili jego umizgi, a siły muzułmańskie wielokrotnie wzrosły, wypędził większość, a resztę wymordował, zniewalając niedobitki. Na Żydach właśnie przećwiczył, jak postępować z niewiernymi, którzy odmawiają konwersji. Z mekkańczykami zawarł traktat, potem go zerwał, twierdząc, że poganie go pogwałcili. I ruszył na Mekkę, która poddała się bez walki. Większość uznała Allaha za jedynego boga. To wszystko – długofalowa strategia, fortele, otumanianie, cierpliwość, bezwzględność, dżihad, konwersje, rzezie i zniewalanie niewiernych – stało się wzorcem dla mahometan na setki następnych lat. I służy im do dzisiaj. Koran nakazuje wiernym walczyć do upadłego, aż cały świat będzie czcił jedynie Allaha. Dżihad to główny sposób szerzenia wiary. Ale walka może mieć różne oblicza. Dziś formą dżihadu są też działania bez przemocy. Np. korumpowanie polityków, aby wspomagali cele islamistów w zamian za głosy wyborców i datki na kampanie, przekupywanie stypendiami i grantami naukowców i dziennikarzy, aby pisali pozytywnie o emigrantach, nakierowanie lokalnych przedsiębiorców na obsługę emigranckiego rynku produktami halal, aby sklepikarze i inni stali się 31 nr 5 | 3 lutego 2017 Marek Jan Chodakiewicz Metoda w emigracyjnym szaleństwie lobbystami ze względu na zapewnienie im stałej klienteli. Inną metodą jest oskarżanie obywateli państw gospodarzy o rasizm, gdy bronią się słowem czy czynem przed emigranckim zalewem, czy podminowywanie prawodawstwa krajów gospodarzy, aby faworyzowało muzułmanów jako „prześladowaną mniejszość”. Ale dżihad nie wyczerpuje narzędzi zdobywania władzy. Daua (da’wa) to szerzenie islamu przez kazania i dobre uczynki. Jednocześnie trzeba przeciwdziałać integracji emigrantów. Kluczem jest separacja i utrzymywanie odrębności. Temu służą nie tylko budowane za płynące z zagranicy subsydia meczety, które stają się natychmiast centrami kulturalnymi mahometan, ale też i rozmaite programy edukacyjne i stypendia dla zasiedziałych wiernych i świeżych konwertytów. Na Zachodzie takie przedsięwzięcia są zwykle finansowane przez bogate państwa bliskowschodnie, szczególnie Arabię Saudyjską. Kraj ten naciska, by w sponsorowanych przez siebie instytucjach dominowała skrajna, fundamentalistyczna wersja islamu. Koran zakazuje wiernym przyjaźnić się z niewiernymi. Mahometanie nie mogą żyć w systemie zdominowanym przez giaurów. Naturalnie są wyjątki, podane w hadisach, czyli tradycyjnie zachowanych powiedze- niach ich proroka. Muzułmanin może mieszkać w niemuzułmańskim kraju tylko wtedy, gdy jego celem jest szerzenie islamu w nowym miejscu zamieszkania i realizowania celów religii podanych w Koranie. Dlaczego o tym się nie mówi wprost? Lewaków z Zachodu zaślepia polityczna poprawność. Jeśli chodzi o wyznawców proroka, chodzi o osiągnięcie dalekosiężnych celów. Jej relatywizm dyktuje, że dobrem jest to, co służy jej ostatecznemu celowi, którym jest poddanie planety Allahowi. Stąd otumanianie, stałe naciskanie, że islam jest religią pokoju; podkreślanie, że chodzi tylko o tolerancyjne współżycie. Oraz agresywne oskarżenia o „islamofobię” czy „rasizm”. A przecież islam to seria propozycji prawno-religijnych, a nie rasa. O tym wszystkim trzeba wiedzieć, aby podjąć racjonalną, demokratyczną decyzję na temat emigracji i innych spraw z tym związanych. Polscy Tatarzy w zasadzie bardzo dobrze się Rzeczypospolitej przysłużyli przez wieki. Są zintegrowani, są Polakami. Nie można tego samego powiedzieć o wielu muzułmanach w krajach europejskich, szczególnie na Zachodzie. Nie bądźmy liberalnymi doktrynerami. Ani użytecznymi idiotami. Waszyngton, 25 stycznia 2017 www.iwp.edu 32 TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ Historia Kartka z kalendarza: 3 lutego zdarzyło się: 1943 – W Siedlcach odbył się demonstracyjny pogrzeb dzieci wysiedlonych z Zamojszczyzny, które zamarzły podczas transportu. 1948 – urodził się Henning Mankell, szwedzki pisarz. Krwawa plama na panterce Fot. Wikimedia Commons Derry – mural upamiętniający krwawą niedzielę 45 lat temu w północnoirlandzkim Derry doszło do jednego z najbardziej hańbiących wydarzeń w historii brytyjskiej armii. Żołnierze 1 Batalionu Spadochronowego ostrzelali demonstrację miejscowych katolików. Zginęło 14 osób – żadna z nich nie miała broni. „Krwawa niedziela” z 30 stycznia 1972 roku do dziś dzieli Irlandczyków i Anglików. Leszek Masierak 33 nr 5 | 3 lutego 2017 Raport zawierający prawdę o Krwawej Niedzieli był jednym z warunków tzw. porozumienia wielkopiątkowego, zawartego w Wielki Piątek, 10 kwietnia 1998. Głównymi architektami porozumienia byli katolicki polityk John Hume i protestancki David Trimble Odwieczny spór Konflikt pomiędzy Anglikami a Irlandczykami ma wielowiekową historię. Nasilał się od chwili, kiedy przybysze z sąsiedztwa opanowali całą Zieloną Wyspę. Zaczęto na nią sprowadzać osadników z Anglii i Szkocji, rugując z ziemi miejscową ludność, co rzecz jasna doprowadzało do kolejnych buntów. Wybuchały one co kilkadziesiąt lat, jednak nie przynosiły poprawy bytu Irlandczyków. Od drugiej połowy XVI wieku spór miał również charakter religijny – Irlandczycy w swej masie pozostali przy katolicyzmie, Anglicy natomiast przeszli na protestantyzm. Rys religijny konfliktu obecny jest i dziś. Po powstaniu w 1921 roku Republiki Irlandii poza granicami owego państwa pozostało sześć hrabstw, z których utworzono Irlandię Północną, podlegającą nadal Koronie Brytyjskiej. W owych hrabstwach przewagę liczebną mieli protestanci, którzy pragnęli pozostania w Królestwie. Jednak miejscowi katolicy nie pozbywali się marzeń o zjednoczeniu z Republiką. Przez dziesięciolecia problem nabrzmiewał, aż z całą mocą ujawnił się w końcówce lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Obie strony – zarówno unioniści, jak i republikanie – przestały przebierać w środkach. Rozmaite odłamy irlandzkiego podziemia sięgnęły po broń. Unioniści zaś, oprócz swoich bojówek, mogli liczyć na pomoc brytyjskiej armii, coraz liczniej lokowanej w Belfaście i innych miastach Ulsteru. Trafił tam między innymi 1 Batalion Spadochronowy – elitarna jednostka lekkiej piechoty, niemająca jednak żadnych doświadczeń w pacyfikacji demonstracji. Miejscowy rząd, zdominowany przez unionistów, postanowił narzucić niesłychanie drakońskie prawo, aby zdusić rewoltę. Nowe przepisy pozwalały na internowanie bez wyroku sądu każdego podejrzanego o działalność terrorystyczną. Zabraniały także organizacji demonstracji i zgromadzeń publicznych. pięcioro demonstrantów zginęło od strzałów w plecy. Bloody Sunday Republikanie nie zamierzali pozostać bierni. W 1967 r. powstała Northern Ireland Civil Right Assotiation (NICRA). Organizacja prowadziła kampanie na rzecz praw obywatelskich poprzez nagłaśnianie, dokumentowanie i lobbing na rzecz zakończenia dyskryminacji mniejszości katolickiej. Chodziło zwłaszcza o reformy w takich obszarach jak: równy przydział mieszkań socjalnych, system wyborczy „jedna osoba, jeden głos”, uczciwe praktyki zatrudnienia w służbie publicznej i restrukturyzacja miejscowej policji. Royal Ulster Constabulary była bowiem zdomino- wana przez unionistów – katolików tam nie przyjmowano, choć nigdy nie ogłoszono oficjalnego zakazu. Na znak sprzeciwu wobec uchwalonego prawa pozwalającego internować bez wyroku sądu i wprowadzającego zakaz zgromadzeń w Derry, drugim co do wielkości mieście Ulsteru, NICRA przygotowała wielką demonstrację sprzeciwu. Na ulicach katolickiej dzielnicy Bogside zgromadziło się osiem tysięcy ludzi. Ruszyli w stronę placu ratuszowego, prowadzeni przez republikańskiego posła do parlamentu Ivana Coopera. Władze jednak postanowiły pokazać siłę. Na samym placu i w okolicach skoncentrowano kolejne oddziały spadochroniarzy. Dysponowali oni nie tylko armatkami wodnymi i gazem łzawiącym, lecz również ostrą bronią, a nawet samochodami pancernymi. Uderzenia strumieni wody i fale gazu nie powstrzymały demonstrantów. Nie wiadomo do dziś, który z żołnierzy oddał pierwszy strzał, nie wiadomo nawet, czy w ogóle padł taki rozkaz. Kompanie spadochroniarzy otoczyły zgromadzonych i strzelały do próbujących ucieczki. 13 osób zginęło na miejscu, w szpitalu umarła kolejna ofiara. 17 osób odniosło rany. Wśród zabitych było sześciu siedemnastolatków, tylko jedna z ofiar miała powyżej 40 lat. Tylko w przypadku jednej z nich udowodniono luźne związki z organizacją, będącą w kontakcie z IRA. Według relacji lekarza, który na prośbę prymasa Irlandii abp. Wiliama Conwaya uczestniczył w oględzinach ciał, pięcioro z demonstrantów zginęło od strzałów w plecy. Wielu poszkodowanych, głównie podeptanych i poranio- 34 HISTORIA TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ Fot. Wikimedia Commons Krzyże, które manifestanci noszą podczas rocznicy krwawej niedzieli nych przez przerażony tłum, nigdy nie zgłosiło się do lekarzy. Na wieść o masakrze w Derry rozjuszony tłum demonstrantów uszkodził budynek ambasady brytyjskiej w Dublinie. Irlandia odwołała z Londynu swojego ambasadora, jej premier Jack Lynch oświadczył publicznie, że w Derry doszło do zamierzonego ataku na bezbronnych ludzi. Masakra rozkręciła w Ulsterze obustronną falę przemocy – do końca 1972 roku liczba ofiar w ludziach w północnoirlandzkim konflikcie przekroczyła pół tysiąca. NICRA rozwiązała się – republikanie już nie wierzyli w pokojowe rozwiązania. Powszechne oburzenie zaowocowało również w sferze kultury. Już dwa dni po masakrze Paul McCartney napisał piosenkę „Give Ireland Back to the Irish”; ukazała się ona na singlu 25 lutego, trzy tygodnie po „Krwawej Niedzieli”. Natychmiast jednak została zakazana we wszystkich brytyjskich stacjach radiowych. W czerwcu 1972 roku utwór o po- dobnej treści opublikował drugi ex-Beatles – John Lennon. Najbardziej znaną piosenką upamiętniającą ofiary styczniowego dnia w Derry jest jednak „Sunday, Bloody Sunday” irlandzkiej grupy U2. Nagrany w marcu 1983 roku utwór Bono i spółki do dziś uznawany jest przez część byłych członków Irlandzkiej Armii Republikańskiej za hymn tej organizacji. Mataczenie i dochodzenie Dowódca wojsk brytyjskich w Ulsterze generał Robert Ford zaraz po masakrze stwierdził, iż jego żołnierze odpowiedzieli jedynie ogniem na ostrzał. Jego zdaniem bojówkarze z IRA zaatakowali spadochroniarzy ogniem karabinowym i bombami z kwasem. 19 kwietnia 1972 roku wersję tę powtórzył raport brytyjskiej komisji rządowej, na czele której stał sędzia John Widgery. Wersja ta jednak od początku uznawana była za nieprawdopodobną. Żadna z ofiar nie była uzbrojona, na ich dłoniach nie było śladów pro- chu, nie znalazł się ani jeden świadek, który potwierdziłby strzelanie do spadochroniarzy. Jednak oficjalna wersja z raportu Widgery’ego obowiązywała przez prawie 40 lat. W 1998 roku, w trakcie rozmów pokojowych pomiędzy IRA a rządem Wielkiej Brytanii ustalono wznowienie śledztwa w sprawie „Krwawej Niedzieli”. Na czele komisji stanął Lord Saville of Newdigate. Jak się okazało, było to najdłuższe śledztwo w całej historii brytyjskiego parlamentaryzmu – trwało aż dwanaście lat. Raport końcowy opublikowano 15 czerwca 2010 roku. Stwierdzono w nim, że spadochroniarze strzelali do bezbronnych demonstrantów, ich działania były nieuzasadnione i nieusprawiedliwione. Premier David Cameron złożył po publikacji raportu oficjalne przeprosiny w imieniu rządu Jej Królewskiej Mości. Do dziś jednak żaden z uczestników masakry nie poniósł odpowiedzialności karnej, a rodziny ofiar nie doczekały się odszkodowań. 35 nr 5 | 3 lutego 2017 #Postronieobywateli Rafał Górski – społecznik, szef Instytutu Spraw Obywatelskich (INSPRO). Od 1995 roku na służbie publicznej po stronie obywateli. O Obywatele decydują - dwie kadencje! dwukadencyjności mówimy od 2012 roku, kiedy rozpoczęliśmy kampanię „Obywatele decydują”. Aktualnie zbieramy podpisy pod petycją, w której Polacy domagają się dwóch kadencji w samorządach i parlamencie. Wójt, burmistrz i prezydent miasta powinni pełnić funkcję nie dłużej niż dwie następujące po sobie kadencje po 5 lat. Pozwoli to rozkruszyć zabetonowane w wielu gminach „układy zamknięte”, gdzie panuje klientelizm i brak kontroli społecznej, strach zwykłego człowieka przed lokalną oligarchią, arogancja ludzi władzy, którzy nie rozliczają się ze swoich obietnic wyborczych. Pamiętam, jak w październiku 2014 roku przed wyborami samorządowymi prowadziliśmy kampanię „Obywatele decydują – dość olewania!”. Nasz spot z Julią Kamińską miał wtedy ponad 650 tysięcy odsłon. 15 tysięcy Polaków wysłało żądanie rozliczenia się z obietnic wyborczych do swoich wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Odpowiedział jeden włodarz (!). Nasza petycja dotyczy też dwukadencyjności posłów i senatorów. Polskiej racji stanu będzie służyć świeża krew w parlamencie oraz poznanie życia poza Wiejską przez „zawodowych” polityków. Nasze państwo nie straci, kiedy posłowie z kilkunastoletnim stażem pracy na Wiejskiej zrobią sobie przerwę. Będzie to dla nich okazją do zobaczenia świata zwykłych ludzi, takim jaki on jest, a nie jakim kreują go media czy ludzie z najbliższego kręgu posła czy senatora. Dużo mądrości jest w powiedzeniu, że rezultatem długiego siedzenia w okopie jest mylenie krawędzi okopu z linią horyzontu. Minister Elżbieta Rafalska, zapytana o dwukadencyjność w samorządach, stwierdziła, że „to rozwiązanie ma już dzisiaj dużą społeczną akceptację”. Co mówią zwykli obywatele? Na zlecenie „Super Expressu”, z którego redakcją współpracujemy, przeprowadzono sondaż. 54 proc. osób chce wprowadzenia ograniczenia do dwóch kadencji dla samorządów. Przeciwnego zdania jest 29 proc., a nie ma zdania 17 proc. Obywatele zostali również przepytani na okoliczność wprowadzenia dwóch kadencji do Sejmu. Tutaj głos ludu jest bardziej zdecydowany niż w przypadku samorządów. 72 proc. Polaków opowiedziało się za dwiema kadencjami, 14 proc. przeciw, 14 proc. nie miało zdania. Na koniec, parafrazując prezesa Jarosława Kaczyńskiego, obecna sytuacja nie sprzyja, łagodnie mówiąc, ani demokracji, ani dobrym, zdrowym stosunkom społecznym w państwie, czyli krótko mówiąc, zmiana jest potrzebna. Zachęcam do podpisania i popularyzacji petycji o dwukadencyjności, która jest dostępna na www.obywateledecyduja.pl. 36 TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ Kryptonim „Entuzjasta” Mateusz Wyrwich S amochód jechał powoli. Na słabo oświetlonych ulicach śnieg był ledwie widoczny. Więzień skuty kajdakami i zimnem znał miasto jak własną bibliotekę. Był pewien, że wiozą go do Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej. A jak nie, to do starych pruskich koszar Pułku Artylerii Polowej w Iławie, zmienionych przez komunistów na ciężkie więzienie. Raptem jednak skręcili na północ Olsztyna w kierunku dworca. – Widzę, jedziemy do cmentarza. No, pomyślałem sobie, pewnie mnie chcą rozwalić. Na krótko ogarnął mnie paraliż. Teraz już wiem, dlaczego ludzie, którzy ginęli w czasie egzekucji, nawet nie próbowali się bronić. Bo byli sparaliżowani strachem. Szybko jednak podjąłem decyzję, że nie dam się. Będę walczył. Nagle skręciliśmy, podjeżdżając do milicyjnych garaży, a tam już stał karabin maszynowy na nóżkach. Jakiś milicjant trzymał ujadającego owczarka niemieckiego. Fatalne wrażenie, ale nie strzelali. Wprowadzili mnie do baraku. A tam prokurator Śnieżko też zakuty w kajdanki. Zobaczyłem i innych kolegów z regionu, więc pomyślałem: to jakaś większa sprawa musi być. Szybko nam przedstawiono nakazy internowania. Pobrali odciski palców. Potem załadowali nas do starych samochodów i powieźli do więzienia w Iławie. Zastosowano wobec nas regulamin tymczasowego aresztowania. Nie było co jeść. Nie bardzo jak się umyć. Do celi wpadał śnieg. Ktoś miał sweter, wymienialiśmy się nim przez całą noc. Szczury łaziły po nas. Takie oślizłe, z długimi ogonami… Budziły mnie. Fot. autor Ludzie wolności i Solidarności 37 nr 5 | 3 lutego 2017 Wojciech Ciesielski podczas internowania poważnie zachorował. Po interwencji więziennego lekarza, a także osób z zewnątrz został zwolniony do domu w Wigilię Bożego Narodzenia 1981 roku. Ale już dwa miesiące później został ponownie internowany. Wychowanie klasyczne Przodkowie Wojciecha Ciesielskiego ze strony matki przywędrowali do Polski z Moraw w XVII. Początek polskiej gałęzi rodu dali Helena i Marian Kadlec. Józef Ciesielski, dziadek Wojciecha, walczył jako ochotnik w 1920 r. Później został zawodowym wojskowym. Pomiędzy dwoma wielkimi wojnami był nauczycielem i dyrektorował szkole podstawowej, jak również gimnazjum im. Jana Kasprowicza w Inowrocławiu. Wojciech Ciesielski urodził się sześć lat po II wojnie. – Była nas dwójka. Ja i młodsza o dwa lata siostra. Rodzice studiowali medycynę, później mieli nakaz pracy, więc wychowywali mnie dziadkowie – opowiada Wojciech Ciesielski, Kawaler Krzyża Oficerskiego Orderu Odrodzenia Polski Polonia Restituta nadanego przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego. – Dziadkowie prowadzili bujne życie wszystkim byłem wychowany na Trylogii. Biblioteka była tak ułożona, że na niższych półkach były książki dla małych dzieci. Na wyższych – dla starszych. Dziadkowie bardzo dbali, byśmy znali polską kulturę. Oraz… rodzinę. Tę najbliższą, żyjącą, i tę istniejącą już tylko w albumach. Wiedziałem, kto jest kim na tych pożółkłych zdjęciach i bez zająknięcia odpowiadałem, kiedy mnie pytano. Oczywistą była też nauka gry przynajmniej na jednym instrumencie i języka obcego. Oboje z siostrą byliśmy przez dziadków chronieni. Spotykaliśmy się z rodzinami o tych samych poglądach co dziadkowie. Głównie o prawicowych, związanych z Kościołem. Zawsze obchodziliśmy uroczystości Konstytucji 3 Maja czy 11 Listopada. Śpiewaliśmy patriotyczne piosenki. W tamtym czasie takie wychowanie było rzadkością. Ale nie żyliśmy pod kloszem. Na podwórku ganiało się z innymi. Ulubionym naszym zajęciem było szukanie po la- Do celi wpadał śnieg. Ktoś miał sweter, wymienialiśmy się nim przez całą noc. Pomyślałem sobie, pewnie mnie chcą rozwalić. Na krótko ogarnął mnie paraliż. towarzyskie. Wiedli dyskusje o literaturze, sztuce. Spotykała się u nich lokalna „śmietanka towarzyska”. Znałem całego Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego. Ale przede Twardy komunizm, lekka muzyka Idylla skończyła się wraz ze śmiercią dziadków. Wojciech Ciesielski, wtedy już uczeń dziesiątej klasy, musiał przenieść się do mieszkających w Olsztynie rodziców. Syn lekarza szybko jednak znalazł sobie kolegów kontestujących ówczesną rzeczywistość. Nie myśleli wtedy o jakiejkolwiek działalności politycznej. Bardziej interesowała ich zachodnia muzyka bigbitowa, koszule non-iron i z żabotem czy słuchanie radia Luxemburg. Studiował historię w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Olsztynie. W połowie lat siedemdziesiątych Ciesielski został adiunktem w rodzimej alma mater. Ożenił się i został ojcem. Jak wspominają jego studenci, dziś profesorowie historii, z pasją prowadził zajęcia ze wstępu do badań historycznych. Podpisanie Porozumień Sierpniowych w 1980 roku zaskoczyło Wojciecha Ciesielskiego. Był wtedy na wakacjach. Jednak niedługo po powrocie postanowił wraz z kolegami założyć na uczelni NSZZ Solidarność, ale olsztyńska Wyższa Szkoła Pedagogiczna była uznawana za jedną z bardziej „czerwonych” uczelni w Polsce. – Po podpisaniu porozumień w Gdańsku spotkaliśmy się na starówce z Jasiem Kaczyńskim i jeszcze jednym kolegą, i postanowiliśmy „coś zrobić”. Czyli założyć Solidarność na tej naszej uczelni – wspomina Wojciech Ciesielski. – Jaś Kaczyński był wtedy doktorem filologii i przewodniczącym ZNP. Scedował więc na mnie organizowanie Solidar- sach broni. Babcia zawsze zaglądała, co chowam pod łóżkiem. Bo zdarzyło mi się nieraz przynieść granat, a moja młodsza siostra bez problemu potrafiła rozłożyć i złożyć pistolet. 38 Ludzie wolności i Solidarności ności na WSP. I tak po tygodniach mozolnej pracy 22 września powstał Komitet Założycielski. – Zaraz potem była inauguracja roku w Kortowie, czyli w Akademii Rolniczej i pojechałem tam założyć Solidarność – mówi dalej Wojciech Ciesielski. – Pierwsze zebranie było na wpół konspiracyjne. Spotkałem się z panią profesor Marią Nagięć, córką autora pierwszej książki o Katyniu Stanisława Swianiewicza. Później poprowadziłem spotkanie, w efekcie czego zrobiło się z tego spotkanie założycielskie Solidarności. Część wyszła demonstracyjnie z tego zebrania, bo się wystraszyli. A ci, co zostali, założyli Solidarność, zaś panią profesor wybrano przewodniczącą Komisji Zakładowej. Wojciecha Ciesielskiego uważa się dziś także za współtwórcę olsztyńskiego NZS-u. On jednak mówi, że to przesada. Rzeczywiście, poszedł któregoś dnia na spotkanie ze studentami Akademii. – Ze znaczkiem Solidarności. Historycznym, bo ze stoczni gdańskiej. Zapytałem studentów: – A wy, co? Nic? Może byście się w NZS zorganizowali? Nie interesuje was, jaki ma kształt mieć uczelnia? Mija jakiś czas, wychodzę któregoś dnia z zajęć, a tu podbiega do mnie dwójka studentów. Zapraszają do auli na ostatnie piętro, na ulicę Pieniężnego. Właśnie organizują spotkanie. I tak powstał NZS. było tyle energii. Skąd również tyle przyjaźni? – Owszem, myśmy zażarcie dyskutowali, a nawet kłócili się, ale jak się jechało w Polskę, to zawsze przyjmowano cię z otwartymi drzwiami. Jeździłem po audycje radiowe do Warszawy. Region Mazowsze przygotowywał kasety związkowe z informacjami o pracy Solidarności. Puszczało się ją w radiowęzłach zakładowych. Nie mieliśmy przecież jeszcze dostępu do radia. Jedną godzinkę dano nam w publicznym radiu. Kiedy był strajk w 1980 roku, nauczycieli i lekarzy, to Andrzej Wilk, wówczas szef Komisji Zdrowia, dzwonił do mnie, nagrywałem co mówił, a moja żona to przepisywała. I puszczaliśmy do ludzi. Ściągałem pielęgniarki albo lekarki ze szpitala miejskiego, przychodził Alek Rusiecki i drukowaliśmy ten „serwis” na stole. Skąd myśmy mieli tyle siły? Sam się dziwię. I jeszcze o jedenastej w nocy ktoś przyjeżdżał, omawialiśmy jakąś sprawę związkową. Ludzie przyjeżdżali z powiatów. Nie wiedzieli, jak zakładać Komisję Zakładową Solidarności. Inni przynosili karteczki deklarujące pomoc dla Komisji Zakładowych czy też Zarządu Regionu. Kiedyś przyszedł do nas prokurator Śnieżko. Ludzie bali się prokuratorów. Mówili: Nie przyjmować ich do Solidarności. Są nasłani. W każdej wówczas instytucji ludzie byli straszeni przez esbeków czy tajnych współpracowników. Organizowałem zjazd szkół pedagogicznych. Zacząłem też trochę jeździć po wsiach i zakładać Solidarność. Powołaliśmy wszechnicę związkową. Pierwszy wykład był o Katyniu. Mnóstwo spotkań odbyło Syn lekarza szybko znalazł sobie kolegów kontestujących ówczesną rzeczywistość. Fenomen wielkiej rodziny Wojciech Ciesielski szesnaście miesięcy legalnej Solidarności nazywa fenomenem wielkiej rodziny. I zastanawia się, skąd u niego i innych TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ się u mnie w domu. Miałem setki kopi teleksów. To dzisiaj niesamowity dokument. I tak do stanu wojennego trwała ta szaleńcza praca. Na kilka godzin przed stanem wojennym podeszła do mnie koleżanka i powiedziała: – Słuchaj, coś się zaczyna dziać niedobrego. Komenda wojewódzka oświetlona jak choinka. Tego dnia były imieniny mojej żony. Tylko na chwilę wszedłem do domu, już kiedy goście wychodzili. Dwadzieścia minut po północy mnie aresztowano. Pewnie mnie chcą rozwalić Podsumowanie działalności związkowej Wojciecha Ciesielskiego, sporządzone między innymi na podstawie obserwacji oraz podsłuchu domowego, założonego przez SB w latach 1980 – 1989, składa się na kilkaset stron maszynopisu. W „danych osobowych w katalogu osób rozpracowywanych, znajdującym się w IPN”, można przeczytać: „Wojciech Ciesielski, 15.06.1956, Inowrocław, syn Apoloniusza i Marii, asystent w Instytucie Historii Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Olsztynie (WSP) był rozpracowywany z powodu aktywnej działalności w uczelnianej komórce NSZZ „Solidarność”. Angażował się w powielanie i rozprowadzanie nielegalnych druków wśród studentów. Tworzył Niezależne Zrzeszenia Studentów (NZS) w WSP w Olsztynie, interweniował w KWMO w Olsztynie w sprawie studentów historii zatrzymanych za rozklejanie plakatów skierowanych przeciwko sekretarzowi KW PZPR w Olsztynie oraz uczestniczył w zebraniu Tymczasowego Komitetu Założycielskiego NZS. Sprawę prowadził Dep. III MSW we współpracy z KWMO w Olsztynie. Sprawdzany w ramach SOS krypt. „Entuzjasta” jako działacz NSZZ „Solidarność”. Aktywnie zaangażował się w tworzące się struktury 39 nr 5 | 3 lutego 2017 NSZZ „Solidarność”. Był inicjatorem oraz kierownikiem komórki informacyjnej MKZ w Olsztynie i zajmował się rozpowszechnianiem antykomunistycznej literatury sygnowanej przez KSS-KOR i KPN. Po wprowadzeniu stanu wojennego za swoją działalność był dwukrotnie internowany. W dniu 09.11.1984 Wydz. III WUSW w Olsztynie przekazał sprawę do prowadzenia RUSW w Olsztynie. Prowadzenie sprawy zakończono w związku z niestwierdzeniem wrogiej działalności. Materiały o sygn. 12773/II zniszczono w 1989 za prot. brak. nr 35/89, a mikrofilm o nr 12773/2 zniszczono w 1990 za prot. brak nr 37/90. Kontrolowany operacyjnie w ramach ZO/SOS. Zmiana kategorii nastąpiła w związku z uzyskiwanymi ze środków techniki operacyjnej informacjami, że ww. utrzymuje kontakty z osobami prowadzącymi nielegalną działalność. Celem prowadzenia sprawy było rozpoznanie tych kontaktów oraz ustalenie zakresu i charakteru działalności W. Ciesielskiego. Podczas prowadzenia sprawy ustalono, że W. Ciesielski współpracuje z Kurią Biskupią w Olsztynie w sprawach organizacji uroczystości religijnych i kulturalnych. Rejestruje na kasetach video imprezy mające Na kilka godzin przed stanem wojennym podeszła do mnie koleżanka i powiedziała: – Słuchaj, coś się zaczyna dziać niedobrego. „negatywny wydźwięk polityczny” i rozpowszechnia je wśród osób zaufanych oraz organizuje projekcje filmów bezdebitowych, jest zaangażowany w organizację prelekcji i wykładów prowadzonych przez pracowników naukowych w kościele. W dniu 17.02.1987 sprawa została przekazana do Wydz. III WUSW Olsztyn, a następnie złożona do archiwum. Podczas archiwizacji materiały dołączono do SOS „Entuzjasta”. Materiały o sygn. 12773/II zniszczono w 1989”. Kawaler Orderu Polonia Restituta Dziś Wojciech Ciesielski, Kawaler Orderu Polonia Restituta, ma bardzo skromne i schludne mieszkanko na parterze nieopodal olsztyńskiej Starówki. Ze znakomitymi książkami, obrazami znajomych i przyjaciół. Nie- wielki laptop – to jego bogactwo. Mieszkanko ma aż... czternaście i pół metra kwadratowego. Ciesielski o Solidarności i opowiada z wielką troską i pasją. Nie wrócił już na uczelnię. Niektórzy mówią, że mu tego nie zaproponowano. On sam opowiada: – Moi uczniowie porobili już habilitacje, więc nie chciałem im zajmować etatu. Wojciech Ciesielski w 1988 zakładał jeszcze olsztyński Komitet Obywatelski „Solidarność”. Po upadku dyktatury komunistycznej przez dwa lata był pracownikiem Zarządu Regionu NSZZ „S”, m.in. jako rzecznik prasowy. Przez osiem lat (1991 – 1999) sprawował funkcję dyrektora Okręgowej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu Instytutu Pamięci Narodowej w Olsztynie. Wiek XX kończył natomiast jako bezrobotny. XXI zaczynał jako specjalista w Dziale Ochrony Zdrowia Warmińsko-Mazurskiego Centrum Zdrowia Publicznego. I znów od 2005 roku był na bezrobociu. Aż do 2013 roku, kiedy to otrzymał rentę specjalną… 700 złotych. – Mogłem dostać wyższą – mówi. – Kolega mi powiedział: – Zapisz się do Platformy Obywatelskiej, to ci załatwię emeryturę specjalną. Dostaniesz 3500. – Ale jakoś nie przyszło mi to do głowy… 40 TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ Fot. Zuma Press/Forum Zagranica Odszedł Obama, a Trumpa nie Jane Fonda na proteście w dniu zaprzysiężenia Donalda Trumpa chcemy Dennis Miller, amerykański komentator, z przymrużeniem oka, stwierdził, że jeśli chce oglądać politykę – słucha ostatnio aktorów. Jeśli natomiast pragnie dobrego, wartkiego reality show, z elementami zaskoczenia – włącza kanał z informacjami politycznymi. Halina Kaczmarczyk 41 nr 5 | 3 lutego 2017 Chodziło mu głównie o Meryl Streep w trakcie rozdania nagród Golden Globe. Aktorka, po otrzymaniu statuetki za całokształt pracy twórczej, z szekspirowskim kunsztem pochyliła się nad losem cierpiącego na artrogrypozę Serge'a F. Kovaleskiego, dziennikarza, którego miał przedrzeźniać Donald Trump. Nie dziękowała za nagrodę, ale całe wystąpienie poświęciła na potępienie prezydenta elekta. Koledzy aktorzy szczerze ocierali łzy. Niejedna rodzina przed telewizorem z oburzenia zaczęła szybciej wcinać popcorn. 21 listopada 2015 roku w czasie kampanii wyborczej Trump użył stwierdzenia, że tysiące muzułmanów zamieszkujących miasto Jersey (tamtejsza arabska populacja to około 15 tys.) w stanie New Jersey wiwatowały po zburzeniu WTC. Źródłem jego wiedzy miał być artykuł, który ukazał się w kilka dni po terrorystycznej napaści. Autor, Serge F. Kovaleski, wyliczył wtedy niewłaściwe zachowania innowierców, ale po wystąpieniu kandydata na prezydenta wydał oświadczenie, że absolutnie nie pamięta, aby pisał cokolwiek o tysiącach. Donald Trump w odpowiedzi wykonał ruchy rękami, jakby również był chory na wrodzoną sztywność stawów, mówiąc z przekąsem, że dziennikarze mają beznadziejną pamięć. Potem wyparł się, aby parodiował w ten sposób niepełnosprawnego reportera, tłumacząc, że Kovaleskiego nie zna. Dziennikarz odpowiedział, że i owszem, w dodatku na poziomie mówienia sobie po imieniu. Niesmaczne. Tylko dlaczego teraz? Można było wywlec to w czasie zeszłorocznego rozdawania najróżniejszych prestiżowych nagród aktorskich, choćby Oscarów, ale wtedy jeszcze nikt Trumpa nie traktował poważnie. Teraz co innego, jest prawdziwym prezydentem, chcianym przez miliony i niechcianym przez waszyngtoński establishment oraz hollywoodzką społeczność, którą bezczelnie ominął, nie prosząc o finansowe wsparcie, jak to czyni większość kandydatów. W ten sposób poruszył ogromną opiniotwórczą siłę, mającą wpływ nie tyle na przeciętnych Brownów, co na mieszkańców dużych miast, zamożniejszych obywateli, którzy zajęli dobre pozycje w korporacyjnej rzeczywistości. Pomimo spadającej popularności prezydenta elekta, dokonano porównania wielkości tłumów wiwatujących na cześć Obamy ze skromniejszą frekwencją na inauguracji prezydenta Trumpa. Chyba dlatego National Mall, gdzie odbywają się uroczystości państwowe, wybrukowany jest niemal białą kostką. Jak na dłoni widać z lotu ptaka ludzkie kropeczki czy większe skupiska. U Obamy nie było widać bieli bruku w ogóle. Oszacowano, że na przysięgę przybyło wtedy ponad pół miliona widzów. Z kolei w czasie pierwszych uroczy- tRump nie prosił Hollywood o finansowe wsparcie zapowiedzi poważnych zakłóceń, inauguracja odbyła się według planu, a przynajmniej tak wyglądała. Odleciał prezydent, niech żyje prezydent W dzisiejszych czasach inauguracja prezydencka w USA to wielodniowy festyn z niemal królewskim zadęciem i masowym udziałem widzów. Jednak uroczystość zaprzysiężenia Trumpa musiała obyć się bez gwiazd, bo te solidarnie odmówiły zaszczytu. Trump przysięgał za to na dwie Biblie: tę, na którą składał przysięgę Abraham Lincoln, i tę otrzymaną od mamy. Później wystąpili ci, którzy się nie przestraszyli hollywoodzkiego ostracyzmu. Odbyła się również, jak zwykle z takiej okazji, defilada prezydenckich samochodów, bezpieczniejszych niż czołgi. Na trasie panował porządek i dobra organizacja: po lewej stronie kawalkady krzyczeli protestujący, po prawej wiwatowali entuzjaści. Oczywiście natychmiast stości inauguracyjnych Georga W. Busha (2001) tłum wył, a w czasie defilady, kiedy prezydent znajdował się w bojowym cadillacu, poleciały jajka i piłeczki tenisowe. Aresztowano 4 osoby. Bush od początku był niepopularny z powodu jawnego sfałszowania wyborów. Po przeliczeniu głosów na Florydzie, gdzie gubernatorem był jego brat Jeb, zabrano zwycięstwo demokracie Alowi Gore'owi. W czasie drugiej inauguracji (2005) było jeszcze weselej. Protestujący zablokowali wejście na ściśle strzeżony teren, gdzie miała odbyć się przysięga. Ochrona prosiła przybywających, aby nie mieli ze sobą dużych toreb czy plecaków. Pomysłowa opozycja, która zdobyła bilety, przytaszczyła niekończące się bagaże i w ten sposób zatarasowała wszystkie bramki. Bush był lekceważony w kraju i za granicą. Określano go jako marionetkę, którą pociągał za sznurki sprzedany roponośnym korporacjom Dick Cheney. 42 ZAGRANICA TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ Feminizm w akcji Trump zabrał się do pracy, a jego ideologiczni przeciwnicy wyszli tłumnie na ulice w 25 miastach amerykańskich; ostatni raz tak żywiołowy sprzeciw wywoływała wojna w Wietnamie. Sobotni widok z drona na ulice pękające w szwach, a następnie zbliżenie. Rzucają się w oczy włóczkowe czapeczki z uszami, nazwane „pussy-hat” (pussy – kotek, cipka; hat – czapka). Nazwa czapeczki pochodzi od podobieństwa do uszu kota, a jej kształt próbuje przedefiniować słowo „pussy”, którego Trump użył w podsłuchanej i nagranej potajemnie rozmowie w roku 2005. Powiedział wtedy „grab them by the pussy” (łap je – i tu mamy do wyboru – za kotki lub …). A feministki nie zapominają. Madonna, ucieleśniająca jądro protestu, w czapeczce rogatej, ale czarnej, krzyczała ochryple, by dodać odwagi kobietom, że jest wściekła i najchętniej wysadziłaby w powietrze Biały Dom. Ashley Judd z patosem Elektry i żyłami na szyi recytowała z przerażeniem, jakie szatańskie moce w postaci Donalda Trumpa oplątały USA. Nadchodzi faszyzm – krzyczała – i tylko brakuje, aby pojawił się przeklęty wąsik. W tłumach obok czapeczek maszerowały odblaskowe kamizelki, napisy na twarzach i włosy w kolorach tęczy. Kontestujący mówili reporterom, że boją się prezydenta, a na pytanie dlaczego, wzruszali ramionami. Niektóre panie założyły na głowy różowe kominiarki w kształcie waginy, by pokazać, że nie pozwolą odebrać praw do stanowienia o sobie, nie pozwolą odebrać wolności. A kto im odbiera? Trump wprawdzie podpisał dekret prezydencki o cofnięciu subsydiów zagranicznym klinikom zajmującym się antykoncepcją i usuwaniem ciąży, ale czy jest to powód do paniki? Każdy prezydent republikański, zaczynając od Ronalda Reagana, cofał dotacje, każdy demokrata przywracał. Nie sądzę również, aby Trump mającą na celu wysłanie na zasiłki wszystkich nie nadążających w neoliberalnej gonitwie. Tymczasem na całym świecie społeczeństwa wymykają się, głosują inaczej, niżby sobie tego życzyli władcy, którzy przestali zwracać uwagę na elektorat. Kiedyś w sytuacji podobnego podziału społeczeństwa niemal na dwie połowy wybuchłaby rewolucja. Bardziej przytomni przeciwnicy Trumpa przyznają, że demokraci zapomnieli o służbie państwu. Dbają jedynie o swoje interesy i mają się świetnie. Ci sami przytomni czekają jednak na jak najszybszy impeachment nowego prezydenta. A przecież jeszcze nie zaczął w pełni rządzić i nie ma go o co oskarżać. Wszystko, co do tej pory powiedział, zostało po stronie kampanii, teraz zaczyna czystą kartę prezydentury. mówi się, że to soros finansował masowy ruch opozycyjny. miał jakikolwiek zamiar polemizować z ruchem LGBT. Mają swoje prawa, które jakiś czas temu wywalczyli, i, mam nadzieję, nie będzie nierozsądnej eskalacji tematu. O ile wietnamskie protesty miały konkretny wymiar i rzeczywistą przyczynę, o tyle obecnie mamy do czynienia z protestem percepcji. Krzyczą feministki, geje i lesbijki. Wydzierają się zahipnotyzowani strachem na kolorowo pomalowani młodzi ludzie. A może by tak zapoznali się z programem wyborczym, poczekali i zaczęli żywiołowo rozliczać, gdy przyjdzie na to czas? Bo jak na razie robią wrażenie ulegania masowej histerii. Aktorzy na szańce Protestują ci, którym nie są potrzebne zmiany gospodarcze w USA. Madonna nie dba o to, czy amerykańskie samochody są produkowane w Stanach, Meksyku czy Chinach. Scarlett Johansson czy Julia Roberts niewiele wiedzą o pracy zarobkowej. Prezydent Trump zaburzył porządek dobrze zorganizowanej machiny i odsunął od władzy całą świetnie ustawioną arystokrację, Demokracja zjada własny ogon Apatia i tolerancja pozwoliły koterii Busha wygrać elekcję. Ten do spółki ze swoim zastępcą zdemolowali ekonomicznie kraj – i nikt im nie powiedział złego słowa. Obama podwoił dług i jest bardzo lubiany. Trumpowi na dzień dobry życzy się sprawy karnej. Protestuje przeciw niemu ponad milion obywateli, a przecież programy feministycznych organizacji pokrywają się z programem obecnego prezydenta. Ale propaganda sprawia, że logika zostaje wyłączona. Tłumy wrzeszczą, dziennikarz pisze, co jest poprawne, Meryl Streep oskarża prezydenta, aby dowiedzieć się od niego, że wysoka ocena jej umiejętności jest przesadzona. A nad wszystkim czuwają miliardy Sorosa; mówi się, że to on finansował masowy ruch opozycyjny. Ciekawe, czy Trump wygra. 43 Paweł Janowski Niemieckim smogiem w Polskę P rzez osiem lat rządów filoniemieckiej koalicji niewiele w Polsce mówiło się o smogu. Powietrze było czyste, no może poza Krakowem. Polityka też była czysta. Krystalicznie przejrzysta, aż biło po oczach, a po kieszeni jeszcze bardziej. Rączki były czyste, interesy niemieckie w Polsce niezagrożone. Państwo, czyli „kamieni kupę”, rozkradano w tempie zaplanowanym w Berlinie i Brukseli. Plasterek po plasterku, fabrykę po fabryce. Aneks do tych planów od czasu do czasu dorzucała Moskwa. I było pięknie i bezsmogowo. Tymczasem modna ostatnimi czasy wojna hybrydowa ma swoją nową odsłonę. Jak to bywa z hybrydami, nie wiadomo, jaką postać przyjmie. Czy to będzie cyberatak, czy może nagłe zakłócenia sygnału telewizyjnego, a może niepokój o kornika zjadającego drzewka nie tam gdzie trzeba? W styczniu 2017 r., po spektakularnym upadku zamachu stanu, raptem, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, niemieckojęzyczne media zaniepokoiły się stanem powietrza nad Wisłą i Odrą, ale tylko na wschód od Odry, ponieważ jak wszyscy wiemy, powietrze na zachód od Odry jest przejrzyste, demokratyczne i wolne od metali ciężkich oraz ciężkich wspomnień. Bo to jest niemieckie powietrze. Tamtejszy tlen jest z dodatkami pakowany w Lidlu, a zatwierdzany w Bundestagu. Tymczasem polskie Ministerstwo Środowiska odmówiło obniżenia progów alarmowania polskiego społeczeństwa o zagrożeniu smogiem. No i ekolodzy, po odpowiednich konsultacjach specjalistów znad Renu i Łaby, po odczytaniu horoskopów, zaalarmowali świat. Według Anny Dworakowskiej z PAS (Polski Alarm Smogowy) skutki dla zdrowia ludzkiego pojawiają się znacznie wcześniej niż przy poziomie stężeń uważanych w Polsce za alarmowe. Na przykład we Francji analogiczne poziomy, które informują mieszkańców, że powietrze jest niezdrowe, są określone na poziomie 80 μg/m3. – Częstsze ogłaszanie alarmów smogowych mogłoby skutecznie uświadomić Polakom, jak duża jest skala problemu – mówi Andrzej Guła, lider PAS. Bo straszyć trzeba często i regularnie. Niemieccy patrioci nad Odrą i jej wschodnimi rubieżami zaalarmowali panią premier Beatę Szydło. Pana Tuska i pani Kopacz nie zdążyli, tak długo zbierali podpisy. Oczywiście wszystkiemu winny węgiel. Skoro Niemcy nie wykupili jeszcze polskich kopalni, to nie jest dobrze. Niemiecki węgiel w Niemczech jest zdrowy, a polski w Polsce jest smogotwórczy. Wychodzi na to, że Odra niczym Himalaje zatrzymuje wszelkie ruchy powietrza w Europie, a zwłaszcza między Polakami a Niemcami. Jednak sezonowi „ekolodzy” tak się rozpędzili z tym smogiem w Polsce, że nawet powietrze nad naszymi parkami narodowymi gorzej wygląda niż w centrum Zagłębia Ruhry. To zaniepokojenie jest tak wiarygodne, jak troska Volkswagena o ekologiczne spalanie. Czyżby szykował się atak niemieckich producentów pieców na tereny polskie? Może kogoś denerwuje konsolidacja i odbudowa polskich fabryk? – Jak nieoficjalnie wiadomo, Krakowski Alarm Smogowy kojarzony jest z branżą gazowniczą, a producenci kominków wykorzystują znajomości z radnymi województwa – komentuje dziennikarz ekonomiczny Reutersa Wojciech Żurawski. – Jeśli ktoś się spodziewał, że będziemy mieli do czynienia z czystą grą, to jest w dużym błędzie – powiedział. Bitwa smogowa dopiero się rozpoczyna. Kto teraz dołoży do pieca? 44 TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ KULTURA Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe FILM KSIĄŻKA Błazen i mędrzec Tadeusz Boy-Żeleński był jednym z najwybitniejszych tłumaczy literatury francuskiej, znakomitym felietonistą i recenzentem teatralnym. Dlatego cieszmy się, że otrzymujemy właśnie nowy wybór felietonów i recenzji Boya „Mity i zgrzyty”. Ostatni tom, „W perspektywie czasu”, ukazał się ponad 10 lat temu. Piotr Łopuszański 45 nr 5 | 3 lutego 2017 Trzeba się dziwić bierności, z jaką społeczeństwo oczekuje, co – bez jego udziału – zdecyduje ktoś o jego losie i w czym potem bezradnie tkwić będą całe pokolenia. Tadeusz Boy-Żeleński, Nasi okupanci Ż eleński był z urodzenia warszawiakiem, młodość spędził jednak w Krakowie. Zaczynał od wierszy pisanych pod wpływem Kazimierza Przerwy-Tetmajera. Potem studiował medycynę, ale literatura wciągnęła go bardziej. Przetłumaczył wszystkie komedie Moliera, potem zabrał się za tłumaczenia Kartezjusza, Pascala, Montaigne’a i Balzaka. Przez pewien czas należał do świty Przybyszewskiego i kochał się beznadziejnie w jego żonie Dagny. W 1919 roku zaczął pisać recenzje teatralne dla konserwatywnego „Czasu”. Po przyjeździe do stolicy nawiązał współpracę z prawicową „Rzeczpospolitą”. Co jakiś czas ogłaszał felieton. Swoje teksty zbierał w tomach „Flirt z Melpomeną”. W 1926 roku zaczął pisać felietony na tematy bieżące w „Kurierze Porannym”, gazecie bliskiej Piłsudskiemu. Od 1928 roku wydawał je w książkach. Pod wpływem Ireny Krzywickiej domagał się reformy obyczajów. Został nawet prezesem Ligi Reformy Obyczajów, ale szybko zrezygnował, widząc jak ruch społeczny wyrodził się w klikę. Rozstał się z Krzywicką i zajął się odbrązawianiem wyidealizowanego oblicza naszych pisarzy oraz tłumaczeniem Prousta. W 1935 roku ukazała się ostatnia książka z felietonami: „Nieco mitologii”. We wrześniu 1939 roku opuścił Warszawę i trafił do Lwowa, wkrótce zajętego przez armię radziecką. Tam dał się wciągnąć do komunistycznego związku literatów. Pisał w „Czerwonym Sztandarze” i „Widnokręgach”. To najmroczniejszy okres w jego życiu publicysty, choć rzadko kadził władzy. W 1941 roku został zastrzelony przez Niemców. Był samorodnym talentem literackim. Wychowany w konserwatywnym Krakowie rozczytywał się w literaturze francuskiej i nasiąkł stylem galijskim do szpiku kości. Potrafił w jednym felietonie okpić napuszonego profesora, by w następnym przyznać się do rozmaitych wyskoków. Nadał sobie imię błazna, ale w późniejszych latach wybrał miano mędrca. Mimo świetnego stylu, atrakcyjnej formy jego książki nie sprzedawały się dobrze. Może były za drogie? Oszukany przez wydawcę autor musiał za własne pieniądze wydawać swoje dzieła i przekłady w serii „Biblioteka Boya”. Po II wojnie światowej książek Boya (z wyjątkiem „Znasz-li ten kraj? ”) nie wydawano w takiej formie, w jakiej autor je ogłaszał. Dokonywano selekcji. W „Pismach” podzielono jego utwory tematycznie i w jednym tomie zebrano szkice o Mickiewiczu, Stendhalu, w trzech tomach felietony i w jednym szkice literackie. Tymczasem, gdy sięgniemy po oryginalne książki Żeleńskiego, zauważymy ich różnorodność tematyczną. W jednej książce Boy dawał felieton aktualny, szkic o Balzaku czy innym pisarzu francuskim, anegdotę o Przybyszewskim, coś o obyczajach czy wielkiej literaturze. Uważał, że dzięki temu „płodozmianowi” każdy znajdzie coś dla siebie. Najlepszy, wydany w PRL wybór felietonów „Reflektorem w mrok” ukazał się w 1978 roku. Potem ukazał się wybór recenzji „Romanse cieni”. Mimo iż od lat 40. władze komunistyczne uważały go za swojego, „Pisma” zostały ocenzurowane. Nieprawomyślne okazały się recenzje ze sztuk radzieckich, felieton „Teatr w Łucku” o polskim wkładzie w kulturę na Kresach i „Gi- de’owskie problemy”. Te teksty wydano dopiero w III RP po zniesieniu cenzury. Niestety, nie ma ich w omawianym zbiorze. Wybór „Mity i zgrzyty” obejmuje felietony i recenzje z lat 1919-1936. Podobnie jak „Reflektorem w mrok” podzielony jest na kilka działów. Jan Gondowicz we wstępie wspomniał o felietonach „Dziki wiek” i „Wielcy plotkarze”, ale – ku zdziwieniu czytelników – nie zamieścił ich w tym wyborze. Chyba niepotrzebnie aż 27 felietonów Gondowicz powtórzył za wyborem Andrzeja Z. Makowieckiego „Reflektorem w mrok”. Można było poszukać innych, ciekawszych, choćby wspomnienie o Franciszku Fiszerze albo świetny felieton „Czy Napoleon istniał?” Brak mi też szkicu o Witoldzie Wojtkiewiczu, Prusie, Żeromskim i Reymoncie oraz bardzo aktualnych do dziś rozważań o podatkach („Paradoksy fiskalne”). Nie ma też niestety szkiców o pisarzach francuskich, co mocno wypacza obraz Boya-tłumacza i propagatora literatury francuskiej. Jest tylko felieton „Bezwiedne orientacje”, który po- Kultura Tadeusz Boy-Żeleński, Mity i zgrzyty. Polemiki, recenzje, wspomnienia. Wybrał i przedmową opatrzył Jan Gondowicz, PIW, Warszawa, 2016 W setną rocznicę urodzin Erwina Axera – reżysera, pisarza, dyrektora Teatru Współczesnego i Teatru Narodowego, Galeria Kordegarda w Warszawie zaprasza na wystawę, koncentrującą się na osobie reżysera i jego najważniejszych przedstawieniach. Prezentowane są zdjęcia z wybranych spektakli, fragmenty esejów, można też obejrzeć rocznicowy znaczek Poczty Polskiej i wirtualną ekspozycję przygotowaną przez Instytut Teatralny. Wystawa czynna do 19 lutego. *** Mieszkańcy Opola zostali zaproszeni do współtworzenia wystawy przedstawiającej m.in. ich rodzinne historie, dawne fotografie, dyplomy, dokumenty, drzewa genealogiczne oraz znane obiekty w mieście. Organizatorzy projektu zaplanowali, że każdy uczestnik otrzyma własne stanowisko i będzie mógł je zaaranżować według własnego pomysłu. Tak powstała wystawa „Opole – nasze matki, nasi ojcowie, nasze korzenie” na 800-lecie miasta, którą można oglądać w opolskiej Galerii Elewator od 26 stycznia. *** Ponad sto dziesięć obrazów i rysunków Jacka Sempolińskiego z lat 1958–2011 prezentuje wystawa „Obrazy patrzące” w Muzeum Manggha w Krakowie. Można na niej zobaczyć najbardziej znane kompozycje malowane ciemnymi błękitami, fioletami i zimnymi szarościami, spopielałe, poprzecierane, podziurawione, ujawniające dramatyczne wątki eschatologiczne i spojrzenie artysty na rzeczy ostateczne. Ekspozycja czynna jest do 26 marca. *** Bogaty i różnorodny pod względem tematyki, rozwiązań kompozycyjnych i technik artystycznych dorobek Janusza Towpika prezentuje wystawa „Atlas sztuki” w Muzeum Nadwiślańskim w Kazimierzu Dolnym. Można na niej zobaczyć liczne, w tym nigdy wcześniej nie prezentowane ilustracje książkowe oraz ilustracje przyrodnicze do atlasów i encyklopedii. Pokazane są też „towpiki”, czyli niewielkich rozmiarów rysunki przedstawiające uroki polskiego pejzażu, ujętego w różnych porach roku, wykonywane przez artystę w specjalnie opracowanej technice. Ekspozycja czynna do 17 kwietnia. Fot. materiały dystrybutora Kalejdoskop kulturalny Fot. Wikimedia Commons rusza sprawę konieczności „odniemczenia” kultury polskiej i zapoznania czytelników z dorobkiem literatury francuskiej. W „Mitach i zgrzytach” zabrakło mi także informacji, z jakich tomów pochodzą poszczególne teksty, brak również szkicu o życiu Boya, a przecież autor „Brązowników” domagał się, by nie zapominać o biografii pisarzy. Mam też zastrzeżenia do tytułu. „Mity i zgrzyty”. Co za straszny zgrzyt! A przecież Boy był mistrzem tytułów. Jego „Pijane dziecko we mgle” weszło do sformułowań języka żywego. Mimo niewłaściwego tytułu otrzymaliśmy interesujący, liczący ponad 700 stron wybór tekstów Boya-Żeleńskiego. Wiele spraw opisanych przez autora jest nadal aktualnych. Ten wybór utrwala znany wizerunek Boya walczącego z konserwatywnymi księżmi, doradzającego „sublimowaną pederastię” w wychowaniu młodzieży, wierzącego, że dodatek „Życie Świadome” może zmienić obyczaje. Był też inny Boy, kpiący z propagandy radzieckiej, z zapałem wertujący encyklopedię Diderota, z sympatią piszący o Janie Sobieskim i Marysieńce, wykłócający się z redaktorami o słowo „dziwka” w felietonie, ale kładący uszy po sobie, gdy Sowieci dopisywali mu akapit o nowych możliwościach badań nad Mickiewiczem w Związku Radzieckim. Tego Boya tu nie pokazano. Mimo podtytułu „polemiki, recenzje, wspomnienia” – brakuje odpowiedzi Żeleńskiego na paszkwilancką książkę Irzykowskiego „Beniaminek”. Cieszmy się jednak, że tom ukazał się i że wielu nowych czytelników dowie się, że istniał taki autor o pełnym wachlarzu zainteresowań. Oby ten solidny wybór tekstów stał się szkołą pisania i stylu dla młodych publicystów. TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ Fot. Wikimedia Commons 46 47 nr 5 | 3 lutego 2017 Film Gra życia i fikcji Paweł Gabryś-Kurowski Wielkie nagrody: Goncourtów, Booker, Pulitzer, Nobel. Marzenie pisarzy, przedmiot fascynacji czytelników. Kto dostanie JĄ w tym roku? Czy wreszcie X doczeka się JEJ? Mariano Cohn i Gastón Duprat, argentyńscy filmowcy, już niemal dziesięć lat stojący za kamerą, w swym nowym dziele, „Honorowym obywatelu”, opowiadają o pisarzu Danielu Mantovanim (wybitna rola Oscara Martíneza) – artyście, który zdobywa laury i zyskuje sławę. Nobel dla Argentyny, który ominął nawet wielkiego Jorge Luisa Borgesa, w świecie fikcji jest możliwy. Scenariusz Andrésa Duprata traktuje wręczenie najsłynniejszej w świecie nagrody jako punkt wyjścia – bardzo przewrotny, nieszablonowa jest bowiem pełna goryczy mowa laureata. Mantovani cierpi na kryzys twórczy, trwający przez następne pięciolecie, sławą zdaje się gardzić, zaproszenia na wykłady i bankiety odrzuca, przyjmuje zaś – wbrew początkowej niechęci i po długim namyśle – honorowe obywatelstwo Salas, miasteczka, w którym urodził się i wychował, i z którego uciekł, by spełnić swe marzenia. Po 40 latach po raz pierwszy pojawia się w rodzinnej miejscowości, przy czym oprócz przyjmowania splendorów jego udziałem są liczne obowiązki, a także tzw. spotkania po latach. Taki zarys fabuły może zapowiadać szablonowość i banał. Argentyńczycy jednak zbudowali scenariusz z wielką precyzją i pomysłowością (dzieląc go na pięć rozdziałów – przecież bohaterem jest pisarz), dzięki czemu opowieść tętni życiem, oferując nam kolejne niespodzianki. Co jeszcze ważniejsze – daje się odczytywać na wielu poziomach. Jeden z tematów to kryzys twórczy. Mantovani już w swej mowie noblowskiej (która zresztą wywołała, delikatnie mówiąc, konsternację) laury przyznane pisarzowi uznaje za świadectwo jego artystycznej śmierci – nagroda to wyraz poparcia władz, akceptacja dzieł, a co za tym idzie i samego autora jako wygodnego, kanonicznego. To zaś świadczy, że twórca przestał szukać, przestał być znakiem sprzeciwu, że przestał żyć. – Nagroda Nobla zmienia człowieka w posąg – mówi Mantovani podczas żenującej i groteskowej uroczystości odsłonięcia swej karykaturalnej podobizny (czy raczej: nie-podobizny) w miejskim parku w Salas. Nie zdradzając szczegółów scenariusza, trzeba dodać, że Argentyńczycy ukazują kryzys Daniela w niezwykle przewrotny Filmowcy nie zostali nominowani do Oscara. mówili jednak, że przyznanie nagrody o niczym nie świadczy. 48 Kultura TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ sposób: chwilami metafory nabierają nają karykatury (Romero, Antonio, sensu dosłownego, a granica między chwilami burmistrz), wzbudzają nie prawdą a jego literackimi pomysłami tylko nerwowy śmiech i odrazę, ale staje się niemal nieuchwytna. A cała i współczucie dla swego ograniczenia historia – ciekawsza. i stłumionego bólu. „Honorowego obywatela” można Trudno zatem uznać „Honoroteż traktować jako obraz powrotu wego obywatela” za satyrę na mado „kraju lat dziecinnych”. Filmowe łomiasteczkową Salas to zabita dechami prowincja. mentalność. Trudno Widzowi trudno pozbyć się wraże– choć fetowanie nia, że przez 40 lat nieobecności pi„naszego Wielkiego sarza nic się tam nie zmieniło. Biedę Rodaka” demaskuje i bezguście zabudowy oraz wnętrz mieszkańców Salas. wykreowano z pełną ironii pieczołoZdemaskowany – witością (wybitna praca scenografki w pewnej mierze Mariany Eugenii Sueiro). Mieszkań– zostaje także sam cy zachowują się w przewidywalny noblista, człowiek do bólu sposób, przy czym wcale nie próżny i samolubny. stanowią typów ludzkich, ale pełnoTakie zestawienie krwiste charaktery. Są zakłamani, każe raczej trakroszczeniowi (niejednemu wydaje tować film Cohna się, że coś mu się należy od wielkiego i Duprata jako próbę współziomka), egoistyczni, niedokonfrontacji dwóch kształceni (prawie nikt poza córką sposobów życia, Irene – frapująca Belén Chavanne – wręcz odmiennych nie miał nawet w ręku dzieł pisaświatów: kraju dzierza). Dręczą ich kompleksy („z tego ciństwa, obszaru samego narodu wyrośli Maradona, swojskiego, ale zamkniętego i ograpapież i Messi”; dobrze, że nie pada niczającego, oraz świata artysty, tu nazwisko Guevary!), które próbują ucieleśnianego przez Europę – przeleczyć „znajomością” z Wielkim Rostrzeni dla jego marzeń, gdzie można dakiem („strzelmy sobie słitrozwinąć skrzydła. Światy focię!”). Chętnie imają się te nie łączą się ze sobą – manipulacji (pyszny wąnostalgia Mantovaniego Mantovani cierpi na kryzys tek konkursu plastyczokazuje się tęsknotą twórczy, nego). Nieobca jest za czymś, czego nie trwający przez im też zawiść, wręcz ma. Idol, tak potrzebnastępne pięciolecie, wrogość wobec tego, ny społeczności prosławą zdaje się któremu się powiodło. wincji, nie jest w stagardzić Stworzenie tego obrazu nie zaspokoić potrzeb to zasługa nie tylko scenawspółziomków. Są sobie rzysty i reżyserów, ale i aktoobcy, co świetnie uwidaczniają rów: Manuela Vicente (burmistrz), oczywiste różnice między sposobaMarcelo D’Andrei (Florencio Romero, mi myślenia pisarza i jego rodaków. domorosły malarzyna, prezes miejMało tego, musi dojść między nimi scowego związku artystów plastydo konfliktu. Jego nieuchronność ków), Andrei Frigerio (Irene, dawna argentyńscy twórcy podkreślają, ukochana Daniela), Dady’ego Brievy stopniując w kolejnych rozdziałach (Antonio, mąż Irene), tworzących tę... napięcie, potęgując siłę emocji. galerię raczej niż menażerię, bo choć Jednak nawet to nie wyczerpuje niektórzy z prowincjuszy przypomilimitu niespodzianek przygoto- wanych dla nas przez filmowców z kraju pampy. Wystarczy zwrócić uwagę na sceny nocne z ostatniego rozdziału, bliskie stylistyką koszmaru i groteski filmom Davida Lyncha. Widzimy wtedy, że realizm „Honorowego obywatela”, dotąd uwydatniany przez bardzo prostą, niemal niedostrzegalną pracę kamery samego Mariano Cohna, jest pozorny, że w gruncie rzeczy służy zatarciu granicy między tym, co Mantovaniemu przydarza się naprawdę, a tym, co stanowi stworzoną przezeń fikcję. Do jakich wniosków to prowadzi, niech każdy widz dojdzie sam – ja nie zamierzam psuć nikomu przyjemności. A jest ona niemała, można rzec – wprost proporcjonalna do poziomu złożoności fabuły. Mistrzostwo narracji. Jednak argentyńscy filmowcy nie znaleźli się na liście nominacji do Oscara. Można ubolewać, że tak frapujący, świetnie zrobiony i mądry film pominięto, ale... W jednym z wywiadów Cohn i Duprat mówili, że przyznanie nagrody w gruncie rzeczy o niczym nie świadczy. Nawiązując do ich dzieła, trudno nie stwierdzić, że to dobrze, iż tegorocznego Oscara nie dostaną – znaczy to bowiem, że wciąż poszukują, że są artystami niewygodnymi i rozwijającymi się. Miejmy nadzieję. Jeśli ich noblista ma rację, nie życzmy im laurów. W naszym, widzów i sztuki interesie. Argentyńczycy zbudowali scenariusz z pomysłowością, opowieść tętni życiem, oferując kolejne niespodzianki. „Honorowy obywatel”; reż. Mariano Cohn, Gastón Duprat; wyk.: Oscar Martínez, Manuel Vicente, Andrea Frigerio; Argentyna, Hiszpania 2016 49 nr 5 | 3 lutego 2017 Oddać Niemcom co niemieckie Gdy państwowa niemiecka telewizja ZDF nazywa niemieckie obozy koncentracyjne polskimi, a po przegranej w sądzie kombinuje, jak tu się nie przyznać do błędu, do akcji wkracza internet. Maciek Chudkiewicz K to tworzył obozy koncentracyjne? Kto był ofiarą, bohaterem? Kto najeźdźcą, mordercą? Kto nienawidził i mordował Żydów? Kto ich ratował? Ty ukradłeś, czy tobie ukradli – wszystko jedno, jesteś zamieszany. Polityka historyczna Niemcy, odpowiedzialne (obok ZSRR) za masowe morderstwa obywateli polskich i zamykanie ich w obozach zagłady czy pracy, mają wyraźny problem z przyznawaniem się do swoich zbrodni. Ponad 70 lat po wojnie widać to coraz mocniej. Coraz wyraźniej mówi się, że termin „polskie obozy śmierci” został ukuty przez niemieckie służby jeszcze na przełomie lat 40 i 50. Od tego czasu, a szczególnie ostatnio, coraz wyraźniej słychać ten przekaz. Wszystkie liczące się kraje dbają o swoją politykę historyczną. Dbają o to, by nie zakłamywać ich historii. Uwypukla się dokonania i bohaterskie czyny, a wycisza zachowania negatywne. Jak? Przy pomocy mediów, sztuki i kultury, także edukacji. Niemcom wyjątkowo trudno ukrywać swoje działania, co nie znaczy, że tego nie robią. Robią i to dość skutecznie. Jeszcze niedawno żar- towano, że świat zacznie uważać, że to polscy antysemici chcieli zabijać Żydów, a dobre wojsko niemieckie musiało ich przed tym powstrzymywać. Fikcja? Polacy nie zapomną W odpowiedzi na pojawiające się od jakiegoś czasu sformułowania „polskie obozy śmierci” (służące jako uproszczenie, wynikające z umiejscowienia obozów) coraz więcej dzieje się w polskim internecie. Od niedawna bardzo szerokim echem odbija się akcja #GermanDeathCamps, a więc #NiemieckieObozyŚmierci. Po tym, jak telewizja ZDF przeprosiła za użyte przez siebie sformułowanie w niecny sposób (ukryła przeprosiny), polscy internauci odpowiedzieli z całą mocą. Najpierw w mediach społecznościowych w internecie pisali ZDF, co o tym myślą, a ta usuwała ich wpisy i blokowała ich. Akcja więc się rozrosła: w Niemczech (i nie tylko) pojawią się bannery przypominające prawdę historyczną. Akcja trwa Akcja pt. „Death Camps Were Nazi German” (ang. Obozy śmierci były nazistowskie niemieckie) nawiązuje do wspomnianej wcześniej akcji Akcja #GermanDeathCamps. Plakat przypominający prawdę historyczną. Możemy przeczytać: Nie myl mordercy z ofiarą. #GermanDeathCamps, której pomysłodawcą był m.in. portal „Żelazna Logika”. Wszystko zaczęło się, gdy polscy internauci zaczęli domagać się, by telewizja ZDF odpowiednio przeprosiła więźnia KL Auschwitz Karola Tenderę (to on złożył wniosek do sądu) za sformułowanie „polskie obozy zagłady Majdanek i Auschwitz”. Odpowiadając na internetowe blokady, organizatorzy akcji dzięki m.in. publicznym zbiórkom pieniędzy organizują akcję billboardową. Niedługo przed gmachem telewizji ZDF w Wiesbaden ma stanąć mobilny, podświetlany billboard, który przypomni, że obozy zagłady nie były polskie, tylko niemieckie. Później odwiedzić ma on jeszcze Bonn, Brukselę i Londyn. – Nasza akcja jest całkowicie apolityczna. Współpracujemy z różnymi środowiskami, które chcą włączyć się do naszej inicjatywy, m.in. z Żelazną Logiką, Redutą Dobrego Imienia i Stowarzyszeniem Głos Bohatera. W akcję zaangażowało się również środowisko portalu Wykop.pl – komentuje Michał Wlazło, działacz Fundacji Tradycji Miast i Wsi. 50 TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ Świat wokół nas w Ryba lesie Wybierając się na grzyby, zamiast na dorodnego borowika można trafić na... rybę. Przemysław Miller Rocznie odławia się na całym świecie 30 tys. ton węgorzy, co daje rybakom 250-300 mln. dolarów. 51 nr 5 | 3 lutego 2017 W szystko zaczyna się zwykle w wodach leśnego, bezodpływowego jeziora. Niektóre węgorze (Anguilla anguilla L.) w pewnym okresie swojego życia muszą opuścić swój „dom” i niesione instynktem zaczynają mozolną wędrówkę do miejsca swoich narodzin, do Morza Sargassowego. Dlaczego składają ikrę aż w Morzu Sargassowym? Według jednej z legend ryba ta była niegdyś mieszkańcem mitycznej Atlantydy. Gdy kataklizm zmiótł ją z powierzchni Ziemi, węgorz musiał szukać innego lądu. Tak dotarł do Europy, ale na czas rozrodu zawsze wraca tam, gdzie niegdyś była jego ojczyzna. Węgorze wychodzą z wody zwykle w ciepłe i parne letnie noce oraz jesienią, kiedy po zmroku panuje często deszczowa i wilgotna aura, w okresie od września do października, zawsze cztery dni po pełni Księżyca i szybko przemykają po wilgotnej trawie coraz dalej w głąb nieznanego lądu. Spieszą się przy tym, ponieważ mają do pokonania w 180-250 dni aż 8 tys. km drogi usianej wieloma niebezpieczeństwami. W czasie wędrówki dostosowują swój dotychczasowy metabolizm do typowego zwierzęcia lądowego, aby za jakiś czas przekształcić go ponownie adekwatnie do warunków morskich. Węgorz w morzu będzie musiał również przywyknąć do ciśnienia kilkaset razy większego niż to, jakie panowało w leśnym jeziorze. Tajemnica węgorza Jako pierwsi zagadkę węgorza postanowili zbadać i wyjaśnić starożytni Grecy – Arystoteles i Pliniusz Starszy. Zwrócili uwagę na rybę-węża, ponieważ odbiegała zasadniczo nie tylko kształtem, ale również cyklem biologicznego rozwoju od wszystkich już znanych gatunków słodkowodnych. Niestety, ani Arystotelesowi, ani trzy wieki później żyjącemu Pliniuszowi Starszemu nie udało się odnaleźć wylęgu i narybku węgorza. Co więcej, nie znaleźli w badanych rybach ani ikry, ani mlecza, nie stwierdzili nawet obecności organów zdolnych je wytwarzać. Arystoteles, nie mogąc się doszukać racjonalnego wytłumaczenia takiego stanu rzeczy, stwierdził, że węgorze biorą się najprawdopodobniej ze środka Ziemi. Pliniusz Starszy zaobserwował, że węgorz żyje ok. 8 lat w wodach śródlądowych i jest jedyną rybą, która nie pływa po powierzchni. Mroczny Odyseusz z Atlantydy Węgorz jest chyba najbardziej tajemniczą ze wszystkich ryb występujących w naszym kraju. Na przełomie XVIII i XIX w. wybitny polski przyrodnik S. B. Jundziłł w wydanej w 1807 r. „Zoologii krótko zebranej” podjął próbę opisu jej nieracjonalnych zachowań. Pisał: „węgorz na zimę w szlamie na dnie jezior kupami się zakopuje i całą zimę uśpiony przepędza. Wiosną z jezior do rzek wychodzi i z wodą płynie. Ostateczne, a te niedawne postrzeżenia ukazały, że węgorz płód swój żywo na świat wydaje...”. Informacja ta została przyjęta przez ówczesny świat nauki i ludzi za wiarygodną, dlatego nie należy się dziwić, że opowieści o węgorzach wychodzących z wody na grochowiska i wysysających krowom mleko krążyły jako realne jeszcze w XX w. Dopiero w 1921 r. Johannes Schmidt odkrył, że miejscem jego tarła jest owiane złą sławą Morze Sargassowe. Dziś wiemy tylko tyle, że węgorze składają ikrę na głębokości 4000-6000 m między marcem i czerwcem, choć nikomu nie udało się zaobserwować ich tarła. Mistrz różności Węgorz europejski jest przedstawicielem niby jednego gatunku, ale de facto mamy do czynienia, w zależności od sposobu odżywiania się, z dwiema formami ichtiologicznymi: wąskogło- 52 ŚWIAT WOKÓŁ NAS TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ wą i szerokogłową. Wąskogłowy żywi się najczęściej drobnym pokarmem – larwami, owadami, robakami, natomiast szerokogłowy małymi rybami, ślimakami, rakami i żabami. Wężowaty kształt ryby oraz budowa jej szkieletu gwarantują nieograniczoną gibkość, elastyczność, ruchliwość oraz zwinność poruszania się nie tylko wśród gęstej roślinności podwodnej, ale również podczas leśnych wędrówek. Niezwykle ważną rolę w życiu węgorza odgrywa jego linia boczna, która jest swoistym narządem sejsmosensorycznym informującym go o otaczającym świecie. Narząd ten ma wielkie znaczenie nie tylko w wodzie, ale również w czasie lądowej wędrówki. Przypisuje się mu główną rolę w umiejętności wyczuwania kierunku na lądzie, prowadzącym do wody, nawet jeśli jest ona oddalona o kilkanaście kilometrów. Skóra węgorza grubo pokryta warstwą śluzu nie tylko dobrze chroni mięśnie i narządy wewnętrzne, ale też w odróżnieniu od innych gatunków ryb wyśmienicie zabezpiecza jego organizm przed wyrównywaniem się ciśnienia osmotycznego pomiędzy wszystkimi płynami ustrojowymi a otaczającą wodą nawet w warunkach bardzo zmiennego zasolenia. Wyjątkowo dobrze są rozwinięte u niego również zmysły skórne, które reprezentowane są przez tzw. ciałka zmysłowe, mające zdolność odbierania wrażeń dotykowych, termicznych i bólowych. Dzięki czemu niewielkie serce ryby pracuje zawsze w tempie zależnym od temperatury otoczenia. Nie można pominąć jej znaczenia w tzw. wymianie gazowej. Dyfuzja tlenu poprzez skórę odbywa się zarówno w dobrze natlenionej wodzie, jak i poza nią podczas długiej wędrówki; na lądzie ryba może oddychać powietrzem atmosferycznym swoimi zakrytymi skrzelami nawet przez długich 4-6 tygodni. Niekwestionowanym rekordzistą wśród wszystkich gatunków ryb w tej dziedzinie jest właśnie węgorz europejski, CIEKAWOSTKI O WĘGORZU: * Prawdziwym fenomenem jest to, że węgorz rosnący i żyjący w niezbyt głębokich wodach śródlądowych, na głębokości rzadko przekraczającej 20 m, w ciągu kilku miesięcy przystosowuje się do bardzo dużego ciśnienia 400-600 atmosfer. * Pełzający po trawie węgorz porusza się z prędkością ok. 3 km/h. * Surowica krwi węgorza zawiera ichtiotoksynę, truciznę zbliżoną swoim działaniem do jadu węża. U ssaków powoduje ona skurcze mięśni, paraliżuje czynność serca i płuc, prowadzi do rozkładu czerwonych krwinek i zmniejsza krzepliwość krwi. Podgrzana do temperatury 58 °C traci swoje trujące właściwości i podlega rozkładowi. * Węgorze posiadają fenomenalny węch. Czułość tego zmysłu jest wręcz niewiarygodna, ponieważ ryba potrafi odróżnić – wyczuć zapach innej substancji, która została rozpuszczona (w ilości 1 cm³) w ok. 300 milionach metrów sześciennych wody. * Potrafią wyczuwać minimalne zmiany temperatury – nawet te rzędu 0,03 °C. * Węgorze są bardzo wrażliwe na najdrobniejsze wstrząsy podłoża, które powodują ich natychmiastową ucieczkę z zagrożonego miejsca, chowanie się w mule lub piasku, nawet jeżeli były głodne i żerowały. * Węgorze są rybami długowiecznymi, dorastającymi do znacznych rozmiarów. Przykładem może być ryba, która przeżyła w niewoli 68 lat – w sadzawce należącej do towarzystwa ubezpieczeniowego w Pradze. Dowód został złożony w Muzeum Narodowym w Pradze. Ciało węgorzy pokrywa się łuskami dopiero w piątym roku życia, gdy mierzą 16-18 cm. Łuska ta jest bardzo drobna, podłużna, głęboko osadzona w skórze. * Samce węgorzy z reguły nie przekraczają 50-60 cm długości i wagi 200-350 g, ponieważ rozwój narządów płciowych hamuje skutecznie ich dalszy wzrost, natomiast samice osiągają maksymalnie długość do 200 cm i ważą do 9 kg. Największy węgorz w Polsce został odłowiony 02.10.1994 r., mierzył 144 cm i ważył 6,43 kg. Zdarzenie to miało miejsce w Jeziorze Jaśkowickim (wchodzącym w skład tzw. Pojezierza Legnickiego, które zaliczane jest do najmniejszych w Polsce). 53 nr 5 | 3 lutego 2017 który tą drogą pokrywa nawet połowę wszystkich swoich potrzeb tlenowych. Dlaczego las? Las jest doskonałym korytarzem, którym wędrujący na tarło do Morza Sargassowego węgorz może bezpiecznie przemieścić się do rzek. Wilgotne i miękkie podłoże (trawa, mech) umożliwia mu w nocy szybkie przemieszczanie się do wód płynących, a drzewa i gęstwiny krzaków dobrze go ukrywają. Wędrówka lasem powoduje, że ryba „przywdziewa” jeszcze dodatkowy ochronny kamuflaż, stając się tym samym niewidoczna dla potencjalnych wrogów. Węgorze, które żyją w stawach i jeziorach, z których wypływają rzeki, wędrują na tarło oczywiście drogą wodną, nie zapuszczając się już bez potrzeby w głąb lądu. Analogicznie też wygląda sytuacja w momencie, kiedy młode węgorze wędrują z morza w górę rzek do jezior, NA DOKŁADKĘ które kiedyś opuścili ich rodzice. Jedne płyną w warunkach pełnego komfortu, a inne muszą przedzierać się dzielnie do swoich oddalonych leśnych jezior lądem, zawsze wybierając jednak bezpieczną drogę przez gęste ostępy leśne, z tą tylko różnicą, że taka podróż odbywa się najczęściej w okresie wiosenno-letnim oraz jesiennym. Młode węgorze podobnie jak ich dorośli rodzice też dają sobie radę podczas wędrówki do swoich nowych domów, radząc sobie przy tym z pokonywaniem nie tylko przeszkód lądowych, ale także bystrzyn dużych i rwących rzek, a nawet wodospadów. Robią to, gromadząc się w warstwy, które ułatwiają im wspięcie się w górę następnym osobnikom, wykorzystując do tego celu wszelkie nierówności, chropowatości i szczeliny. Do pokonania nawet największej przeszkody węgorzom wystarcza odrobina wody, ledwo zwilżająca daną przeszkodę, a z tym przecież nigdy nie ma problemu w gęstym i dzikim lesie. Michalski 54 TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ ZDROWIE Kiedy trzeszczą Tytuł rozpoczynający stawy ZDROWIE dział Ponad 20 stawów pracuje podczas otwierania słoika, Lead_light a blisko 100,lead_medium gdy chodzimy po schodach. Na co dzień nie lead_light zdajemy sobie sprawy, jak skomplikowane mechanizmy ludzkiego ciała uczestniczą w wykonywaniu tych z pozoru banalnych czynności. Dopiero ból, zmniejszona sprawność czy obrzęk każą nam bardziej pochylić się nad stawem – ruchomym połączeniem elementów szkieletu. Autor Ewa Banaszkiewicz nr 5 | 3 lutego 2017 Warto wiedzieć 55 Pozytywny wpływ na chorych ma posiadanie tzw. planu zarządzania chorobą. Plan terapeutyczny powinien uwzględniać też życiowe plany pacjenta, jego podejście do życia, stan psychiczny, obawy. C hoć człowiek posiada wiele typów stawów, to podstawowym problemem, który dotyczy wszystkich, jest tarcie. Dla ograniczenia jego negatywnych skutków kości w stawie pokryte są twardą śliską tkanką – chrząstką, którą nawilża i odżywia maź stawowa. Bywa jednak, że chrząstka zużywa się szybciej, niż organizm może ją zregenerować. Spowodowane to może być naturalnym procesem starzenia, nadmiernym obciążeniem stawu lub... stanem zapalnym. Spośród ponad stu zapaleń stawów, sklasyfikowanych jako choroby reumatyczne, do najpoważniejszych należy reumatoidalne zapalenie stawów (RZS). Groźna choroba, groźne powikłania RZS (gościec, dawna nazwa: gościec przewlekle postępujący) to przewlekła choroba ogólnoustrojowa tkanki łącznej o podłożu immunologicznym. Nie dotyczy zatem wyłącznie stawów, ale w nich się właśnie zaczyna. Początkiem choroby jest stan zapalny wewnętrznej warstwy torebki stawowej – błony maziowej, która produkuje maź stawową. Gdy nieznany do tej pory czynnik stymuluje błonę maziową do odpowiedzi zapalnej, dochodzi do jej przerostu i pogrubienia. W miarę postępu choroby błona odcina chrząstki stawowe od płynu stawowego. Powoduje to ich uszkodzenie, powstawanie nadżerek i dalszą, nieodwracalną destrukcję tkanek stawowych i okołostawowych. Z czasem dochodzi do zniekształceń stawów i upośledzenia ich funkcji. Przejawami tego są początkowo ból i obrzęk, a następnie nieodwracalne zniszczenie i utrata ruchomości stawu. Typowa dla Jak często występuje RZS jest poranna reumatoidalne zapalenie stawów? sztywność stawów W krajach rozwiniętych na RZS choruje około 1 na 100 osób, utrzymująca się trzykrotnie więcej kobiet niż mężczyzn. Choroba z reguły ponad godzinę, ujawnia się między 30. a 50. rokiem życia u kobiet (chociaż a także ból wywomoże wystąpić wcześniej lub później), natomiast u mężczyzn łany np. uściskiem częstość jej występowania zwiększa się z wiekiem. RZS dotyręki. Choroba ka około 350 tys. Polaków (0,5-1,5 proc. populacji). zwykle atakuje te same miejsca po obu stronach ciała. Początkowo są to drobne stawy rąk i stóp, Stawy lubią gimnastykę... a w miarę rozwoju choroby kolejne Cierpiący na RZS boją się ćwiczeń, grupy stawów. Wielu chorych wybo uważają, że w ten sposób zaszkoczuwa bezbolesne guzki podskórne dzą stawom. Jest wręcz przeciwnie – guzki reumatoidalne, najczęściej – systematyczne ćwiczenia usprawzlokalizowane w okolicy łokci i staniają stawy, niwelują przykurcze, wów rąk. Do bardzo groźnych powiwzmacniają mięśnie, poprawiają kłań RZS zaliczana jest miażdżyca, samopoczucie. Regularna aktywchoroby serca, płuc, nerwów, oczu, ność fizyczna zapobiega niektórym nerek, zapalenie naczyń, osteoporoniekorzystnym zmianom w staza i zaburzenia hematologiczne. wach, a nawet je odwraca. Jednak ćwiczyć trzeba mądrze. Absolutnie Kiedy udać się do lekarza? niewskazane są sporadyczne wizyChoroba zwykle rozwija się podty w klubie fitness ani codzienne stępnie. Może minąć kilka tygodni, mordercze treningi. Odpowiednie a nawet miesięcy, zanim dolegliwości są ćwiczenia zwiększające zakres staną się na tyle dokuczliwe, że skło- ruchu i wzmacniające mięśnie oraz nią chorego do szukania pomocy poprawiające ogólną wydolność lekarskiej. Na początku często po(np. nordic walking, pływanie, jazda jawiają się objawy „ogólne” przypona rowerze). Program ćwiczeń powiminające grypę, takie jak uczucie nien być opracowany przez rehabiosłabienia, stan podgorączkowy, ból litanta i dopasowany indywidualnie mięśni, utrata apetytu. Mogą one do każdego pacjenta. Świetnym wyprzedzać objawy ze strony stawów domowym ćwiczeniem dla stalub im towarzyszyć. Jeżeli pojawów dłoni jest zmywanie, a także wi się ból i obrzęk stawów, należy zagniatanie ciasta. Pozwalają one niezwłocznie zgłosić się do lekarza. utrzymać siłę uścisku dłoni oraz Osoby z podejrzeniem RZS powinny ruchomość w stawach nadgarstków, znaleźć się pod opieką reumatolołokci i barków. Jednak w trakcie zaga. Szybkie rozpoznanie i leczenie ostrzenia objawów choroby należy daje szansę na trwałe wycofanie się się wstrzymać od ćwiczeń fizyczchoroby. nych i zamiast tego jak naj- 56 ZDROWIE TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ Najnowsze badania i terapie Badania nad RZS nie ustają. Zespół naukowców z uniwersytetu w Kioto odkrył jedną z cząstek biorących udział w wewnątrzkomórkowej syntezie białek, na którą negatywnie zareagowały komórki układu odpornościowego u osób chorych na RZS. Może to prowadzić do znalezienia lekarstwa na tę chorobę. Badacze australijscy odkryli 42 miejsca w DNA, które mogą odpowiadać za rozwój choroby. Trwają prace nad stworzeniem terapii genowych, które na cel wezmą wspomniane regiony kodu genetycznego. W Holandii prowadzone są eksperymenty nad implantami (tzw. bioelektronikami) wszczepianymi chorym na RZS, które mają zastąpić tradycyjne leki. Impulsy wysyłane przez urządzenie ograniczałyby liczbę szkodliwych komórek w organizmie, a co za tym idzie ból. W Rosji nowatorską terapię wodą utlenioną (nadtlenkiem wodoru), opracował Iwan Nieumywakin (współtwórca tzw. medycyny kosmicznej, autor „suchego spirometru”). Stosowana wewnętrznie w odpowiednich dawkach woda utleniona ma stymulować pracę układu odpornościowego. częściej wypoczywać. Ulgę w bólu przyniosą krótkie drzemki w ciągu dnia. ... a nie lubią zimna Ważne jest dostosowanie ubioru do temperatury otoczenia, noszenie rękawiczek i ciepłych skarpet. Unikać należy moczenia dłoni i stóp w zimnej wodzie. Doświadczona lekarka Instytutu Reumatologii w Warszawie zalecała pacjentom zanurzanie dłoni i stóp w gorącym piasku, by zmniejszyć dolegliwości bólowe (do następnego lata daleko, ale można podgrzewać piasek w piekarniku). Chociaż część urlopu warto spędzić w sanatoriach, które oferują wiele zabiegów łagodzących dolegliwości, np. kąpiele borowinowe, siarczkowe, masaże. Jak się prawidłowo odżywiać? Właściwe dobrana dieta wspomaga terapię. Niewskazane są głodówki ani diety oczyszczające, gdyż mogą doprowadzić do niedożywienia. W menu chorego powinny się znaleźć w odpowiednich proporcjach wszystkie grupy produktów, najlepiej jak najmniej przetworzone, bez konserwantów i barwników. Korzystna jest dieta wegetariańska lub z ograniczoną ilością mięsa – zwłaszcza wołowego i wieprzowego. Dla stawów „niedobre” w nadmiarze mogą być: pomidory, szpinak, czekolada, truskawki i owoce cytrusowe. Naukowcy zalecają dietę bogatą w kwasy omega-3 i omega-6, które występują w tłustych rybach i tranie. Źródłem tych kwasów są też jajka, olej lniany i rzepakowy, orzechy włoskie. Pierwsze miejsce w diecie powinny zająć warzywa i owoce jako doskonałe źródło przeciwutleniaczy, witaminy C. Powinny się znaleźć w każdym posiłku. Zwłaszcza jesienią pamiętajmy o czosnku – naturalnym antybiotyku, który zwalcza infekcje, chroni przed udarem i zawałem, wspiera trawienie. Działanie lecznicze ma również dobrze znana cebula, tak bogata w witaminę C, oraz chrzan – łagodzący bóle reumatyczne. Istotne jest ograniczenie spożycia soli, gdyż zatrzymuje ona wodę w organizmie i nasila obrzęki. Picie kawy trzeba ograniczyć do najwyżej dwóch filiżanek dziennie. Jedzenie 4-5 razy dziennie, ale małych porcji, pomoże zachować właściwą masę ciała. Nadwaga, nawet niewielka, to niepotrzebne obciążenie dla stawów, a także większe ryzyko rozwoju chorób układu krążenia. Równie niebezpieczne jest niedożywienie, które może być następstwem zmian w przewodzie pokarmowym i zaburzeń wchłaniania. Brak apetytu bywa efektem ubocznym przyjmowania leków, dlatego trzeba dbać o urozmaicone i pełnowartościowe posiłki. Chorym zwykle brakuje witaminy C, D, E i z grupy B, częste są też braki magnezu, wapnia, cynku oraz selenu. Warto poprosić lekarza o wskazanie odpowiednich suplementów, bo sama dieta może nie wyrównać tych niedoborów. Apteki oferują wiele preparatów przeznaczonych dla osób z problemami stawowymi, ale należy po nie sięgać z dużą ostrożnością. Producenci suplementów kuszą np. wysoką zawartością glukozaminy i kolagenu, ale „pozytywne” działanie tych substancji zostało zanegowane w badaniach klinicznych. W jednym z internetowych poradników lekarz stwierdza: „Gdybym miał do wyboru preparat kolagenowy i galaretkę z kurczaka, zdecydowanie wybrałbym to drugie”. Podobnie kwas hialuronowy i chondroityna zawarte w wielu preparatach na stawy nie przynoszą pożądanych efektów z powodu słabego przyswajania i problemów wynikających z ich długotrwałego stosowania. Koniecznie trzeba czytać ulotki, by nie narażać się na niepożądane skutki uboczne zażywanych suplementów. Zrób coś dla siebie! Dla poprawy jakości życia wprowadź zmiany w otoczeniu i zmień niektóre nawyki. nr 5 | 3 lutego 2017 Poproś o przestawienie sprzętów zamiast podnosić. Unikaj prac, które domowych, by mieć do nich łatwiejangażują małe stawy, np. wkręcania szy dostęp. Zrezygnuj z miękkich ka- śrub, szydełkowania czy długotrwanap, z których trudno się podnieść. łego pisania na klawiaturze. Wstając z krzesła, nie opieraj się Pomocne w odciążaniu stawów na nadgarstkach ani palcach dłoni. i radzeniu sobie z niesprawnością Śpij na wysokim łóżku, z którego łasą laski, kule, chodziki, fotele inwatwo się wstaje. Postaraj się wymienić lidzkie, stabilizatory na ręce, kolana sedes na wyższy, aby łatwiej z niego i stawy skokowe, a także wkładki orkorzystać. Zamontuj przy wannie topedyczne do butów. Skorzystaj też oraz toalecie uchwyty ułatwiające z drobnych udogodnień. Używaj wstawanie. Zakupy noś np.: szczotki na długim w plecaku lub torbie kiju, by się nie schylać z długim paskiem bez potrzeby; otwiezawieszonym raczy do butelek Chorym zwykle na ramieniu, i słoików, elekbrakuje a do większych trycznych szczowitaminy C, D, wykorzystuj teczek do zębów. E i z grupy B, wózki. Przenoś Istnieje wiele częste są też cięższe przedgadżetów ułabraki magnezu, mioty, przycitwiających życie wapnia, cynku skając je do klatki takie jak: uchwyoraz selenu. piersiowej i podty na sztućce czy trzymując przedrainne wąskie przedmionami. Otwierając mioty, osłonki na talerz drzwi, popychaj je biodrem zapobiegające wylewaniu lub ramieniem. Unikaj wysokich obsię potrawy, widelconóż – dla osób casów i butów na twardej podeszwie. posługujących się jedną ręką, chwyWszelkie czynności rozkładaj na wie- tak do podnoszenia przedmiotów le stawów, np. trzymając przedmioty bez schylania się (więcej znajdziesz w obu rękach. Co możesz, przesuwaj, w internecie). 57 Jak żyć z chorobą? Wielu chorych błędnie uważa, że brak bólu stawów oznacza całkowite wyleczenie. Niestety, ich destrukcja może nadal postępować. Dlatego pacjent musi stosować terapię, nawet gdy czuje się dobrze. Nie może rezygnować z wizyt u reumatologa ani z rehabilitacji. Na co dzień powinien unikać stresu, a przede wszystkim – rzucić palenie (zwiększa ryzyko zachorowania i powoduje jego cięższy przebieg). Istotne jest wsparcie psychiczne w RZS, gdyż choroba może wywoływać frustrację, poczucie uzależnienia od innych, a nawet depresję. Dlatego warto szukać wsparcia u bliskich, w poradniach specjalistycznych i stowarzyszeniach pacjentów. W oprac. wykorzystano m.in. strony internetowe Ministerstwa Zdrowia i Opieki Społecznej, stowarzyszeń związanych z chorobami reumatycznymi, poradników medycznych oraz bloga: Rezasta.net 58 TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ PRAWO Czytaj też: Bezpieczeństwo produktów Nim poszusujesz, przejrzyj umowę! Zima w pełni, trwają ferie, więc w biurach turystycznych ruch. Katalogi nęcą naśnieżonymi stokami i wygodnymi hotelami. W zalewie ofert często jednak zaniedbujemy przestudiowania warunków umowy. Możemy za to słono zapłacić, z utratą prawa do odszkodowania włącznie. Anna Nowak U waga na reklamowe pułapki! Polisa także może kryć kruczki. Pensjonat „tuż przy wyciągu” Niech nas nie zwiedzie wysoka suma może oznaczać górę do pokoubezpieczenia, bo ważniejsze jest to, nania, a „dziki lodowiec” prymitywco ubezpieczamy: koszty leczenia ne warunki sanitarne. Doliczmy też (KL) czy następstwa nieszczęśliwych nieeksponowane opłaty za osobę: wypadków (NNW). Gdy wykupimy lotniskowe, klimatycztę ostatnią, a na nartach ne, ubezpieczenie czy złamiemy nogę, to przewyżywienie. I włóżmy świetlenie i założenie Niech nas nie między bajki hasło: gipsu opłacimy sami, zwiedzie wysoka „dzieci za darmo”. bo są to koszty leczesuma ubezpieczenia, bo ważAgent zrekompennia, a nie następstwa niejsze jest to, suje to sobie innymi wypadku. co ubezpieczamy. kosztami. Podobnie „all Umowa o świadinclusive”, czyli „wszystczenie usługi turyko w cenie”, może być dostycznej – zawsze pisemstępne tylko w wyznaczonych na! – powinna zawierać dane godzinach, np. gorące termy o świcie biura podróży, wraz z jego numerem lub w nocy, gdy wreszcie chcemy się w rejestrze wyspać. Hasło „last minute!” może kryć mało atrakcyjne zimą kierunki, zaś „biuro zastrzega sobie zamianę hotelu na podobny w innej miejscowości” dodatkowe koszty dojazdu na stok. organizatorów turystyki i pośredników turystycznych, oraz osoby, która ją podpisuje. Powinna wskazywać trasę i miejsce wyjazdu, czas trwania imprezy oraz jej program. Ten ostatni powinien określać jakość, rodzaj i terminy oferowanych usług transportowych, hotelarskich oraz gastronomicznych. W umowie oprócz ceny, podanej wraz z wyliczeniem wszelkich należności (w tym podatków), musi się znaleźć sposób 59 nr 5 | 3 lutego 2017 „All inclusive”, czyli „wszystko w cenie”, może być dostępne tylko w wyznaczonych godzinach, np. gorące termy o świcie lub w nocy, gdy wreszcie chcemy się wyspać. zapłaty oraz rodzaj i zakres ubezpieczenia, wraz z danymi ubezpieczyciela. Przepisy nakazują też zamieszczać w umowie informacje o terminie, w jakim biuro ma obowiązek powiadomić nas o ewentualnym odwołaniu wyjazdu, sposobach reklamacji i przepisach prawnych regulujących kwestie umowy. Przy wpłacie co najmniej 10-procentowej zaliczki na poczet imprezy powinniśmy otrzymać nie tylko umowę, ale i pisemne potwierdzenie organizatora o jego gwarancji bankowej lub ubezpieczeniowej. Możemy też dostać pisemne potwierdzenie umowy ubezpieczenia organizatora, z informacją o sposobie ubiegania się o wypłatę takich środków. Gdy organizator przed naszym wyjazdem zmieni istotne warunki, na podstawie których kupiliśmy wycieczkę, musi nas o tym niezwłocznie powiadomić. Ma prawo do zmian jedynie z przyczyn od niego niezależnych, my zaś możemy te zmiany przyjąć albo odstąpić od umowy: wówczas przysługuje nam natychmiastowy zwrot wpłaconych pieniędzy. Nie zapłacimy też kary umownej. Gdy z powodu odwołania wyjazdu ponieśliśmy szkody, możemy się domagać odszkodowania. Nie przysługuje ono jednak w dwóch przypadkach: siły wyższej lub zgłoszenia się zbyt małej liczby chętnych na wyjazd, dlatego limit ten powinna określać umowa. Generalną zasadą jest zakaz podnoszenia ceny wycieczki. Jedynie w wyjątkowych przypadkach może ona wzrosnąć najpóźniej na 21 dni przed jej rozpoczęciem. Te przypadki są dokładnie określone: dotyczą one gwałtownego wzrostu kursów walut, kosztów transportu, opłat lotniskowych lub urzędowych itp. Gdy więc liczymy na udany odpoczynek i frajdę z zimowej aury, nie kierujmy się jedynie reklamą. Pamiętajmy, że wzór umowy mamy prawo wziąć do domu, by ją spokojnie przestudiować. Gdy z powodu odwołania wyjazdu ponieśliśmy szkody, możemy się domagać odszkodowania. 60 Prawo Bezpieczeństwo produktów TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ wymagań dotyczących bezpieczeństwa jest wykonywana przez wojewódzkiego inspektora Inspekcji W rozumieniu ustawy z 2003 r. o ogólnym bezpieczeństwie produktów Handlowej. produkt to rzecz ruchoma, nowa lub używana, przeznaczona do użytku Organ nadzoru, stwierdzając, konsumentów lub co do której istnieje prawdopodobieństwo, że może że produkt nie jest bezpieczny, zakabyć używana przez konsumentów, dostarczana przez producenta lub zuje producentowi lub dystrybutorodystrybutora zarówno odpłatnie, jak i nieodpłatnie. wi jego dostarczania lub oferowania Tekst: Tomasz Oleksiewicz przez czas niezbędny do przeprowadzenia kontroli bezpieczeństwa, nie dłuższy niż 30 dni. Celem oceny bezpieczeństwa wprowadzanych ty, wygląd, oznakowanie, ostrzeW przypadku stwierdzenia, na rynek produktów jest określenie, żenia czy instrukcje użytkowania że produkt może stwarzać zagrożeczy dany produkt jest bezpieczny. i postępowania z produktem zużynie w określonych warunkach, organ Za taki uważa się produkt, który tym. Osobną kategorią są produkty nadzoru może żądać oznakowania w zwykłych lub w innych dających przeznaczone dla poszczególnych produktu odpowiednimi ostrzesię w sposób uzasadniony przewigrup konsumentów, w szczególności żeniami. Ponadto może uzależnić dzieć warunkach jego używania, dzieci i osób starszych. wprowadzanie produktu na ryz uwzględnieniem czasu korzystania Celem nadzoru nad bezpieczeńnek od wcześniejszego spełnienia z produktu, rodzaju produktu, spostwem produktów jest zapewnienie, ogólnych wymagań dotyczących sobu uruchomienia oraz wymogów aby do obrotu wprowadzane były bezpieczeństwa. instalacji i konserwacji, nie stwatylko produkty bezpieczne Gdyby organ nadzoru rza zagrożenia dla konsumentów dla konsumenta, oraz uznał, że produkt może lub stwarza zagrożenie znikome, zadbanie o sprawne stwarzać zagrożenie Organ nadzoru, dające się pogodzić z jego zwykłym usunięcie z obrotu dla określonych katestwierdzając, używaniem. produktów niebezgorii konsumentów, że produkt nie W przypadku, gdy brak jest piecznych. Organem jest bezpieczny, może nakazać ostrzezakazuje jego szczegółowych przepisów UE dotysprawującym nadzór żenie tych konsuoferowania. czących bezpieczeństwa określonego nad ogólnym bezpiementów lub powiadoproduktu, produkt wprowadzony czeństwem produktów mienie opinii publicznej na rynek polski uznaje się za bezw zakresie określonym o zagrożeniu, określając pieczny, jeżeli spełnia wymagania ustawą jest prezes UOKiK, termin i formę ostrzeżenia lub określone odrębnymi przepisami zwany dalej organem nadzoru. powiadomienia. polskimi. Kontrola W przypadku stwierdzenia, Przy ocenie bezpieczeństwa produktów że produkt, który nie został jeszcze produktu uwzględnia w zakresie wprowadzony na rynek, nie jest się m.in. jego cechy, spełniania bezpieczny, organ nadzoru nakazuje instrukcję instalaogólnych wyeliminowanie zagrożeń stwacji i konserwacji, rzanych przez produkt, zakazuje oddziaływanie wprowadzania produktu na rynek na inne i nakazuje podjęcie czynności nieprodukzbędnych do zapewnienia przestrzegania tego nakazu. Natomiast w przypadku produktów wprowadzonych na rynek organ nakazuje wyeliminowanie zagrożeń, natychmiastowe wycofanie produktu z rynku, ostrzeżenie konsumentów, określając termin i formę ostrzeżenia, wycofanie produktu od konsumentów i jego zniszczenie. 61 nr 5 | 3 lutego 2017 Cezary Krysztopa Gogoń W iecie, co to jest „gogoń”? Otóż „gogoń” to jest proszę ja Was ogon. W języku mojego dwuletniego Syna. Rozmówki z nim mam oczywiście zaawansowane w o wiele większym zakresie. Na przykład „pkapko” to jest jabłko, „pam” to pan, „bambam” to banan, „tety” to literki, „pipiu” to picie, „cici” to kot, „kuł” to kula lub koło, „ucha” to mucha, „oga” to noga, „dzik” to dźwig, „ody” to samochody, a „oooo” to straż pożarna lub śmieciarka. Pamiętam, jak przy starszym Synu wszystkie te pierwsze słowa mnie wzruszały. Choć nie tylko wzruszały. Starszy Syn był naszym pierwszym dzieckiem i przede wszystkim byliśmy przerażeni. Natomiast na wzruszenie również było miejsce. Pamiętam, jak zagoniony i umordowany, z jakichś niewyjaśnionych irracjonalnych powodów zakładałem, że to wszystko zapamiętam, że nic mi nie umknie, przecież nie może mi umknąć ani to, że na „Babcię” mówił „Tapcia”, ani to, że kiedy dostawał czekoladę, natychmiast wysmarowywał się nią od stóp do głów, ani to, że kiedy byliśmy nad morzem, podbiegał do fali, kiedy cofała się w kierunku Bałtyku i uciekał od niej, kiedy zmierzała w jego stronę, ani to, jak się cieszył, kiedy mógł rozwalić zamek, który zbudowałem. No dobrze, to akurat zapamiętałem, co chwila jednak Żona czy sam starszy Syn, którzy mają akurat lepszą pamięć, uświadamiają mi, jak wiele straciłem, jak wiele wypadło mi z dziurawej jak durszlak głowy. Na przykład to, jak na krawędzi wanny robiłem Starszemu przedstawienia (żeby zatrzymać go w kąpieli), w których moje dłonie występowały w rolach pająków Stefana i Zygmunta. Starszy nazywał ich Stefanem i Zygłontem. Czy nieznana kronikarzom część Gwiezdnych Wojen, która według Starszego zatytułowana była „Wahadłajskie widło”. Teraz rozumiem, jak to jest ulotne. Młodszy powoli przestaje już mówić „cici”, a zaczyna mówić „kokek”, ewentualnie „kok” lub „Puchek”. Zna już literki, rozpoznaje cyferki (w większości jest to zasługa Babci, która bardzo wspomaga zagonionych rodziców). Jeździ już na drewnianym rowerku, potrafi w smartfonach rodziców ustawić takie funkcje, o jakich nie śniło się nie tylko rodzicom, ale prawdopodobnie również twórcom smartfonów i ich oprogramowania. To samo dotyczy pilota do telewizora. Sięga już do klamek i robi porządki w szafach. Jest bardzo rezolutny i uważa, że wszystko należy do niego. Próbuje sam myć ząbki. Dlatego teraz sobie to wszystko spisuję. Może nigdy mi się to nie przyda, a może za kilka lat usiądę sobie nad tym felietonem i się wzruszę. Usiądę sobie z herbatą, kiedy wszyscy już będą spali, przeczytam i coś mi stanie w gardle. Ktoś powie, że to trochę niepedagogiczne, bo przecież to dziecko powinno uczyć się języka dorosłych, a tu dorośli uczą się języka dzieci, ba! nawet sobie słownik spisali. I pewnie będzie miał rację, ale nie chcę tego stracić po raz drugi. 62 TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ SPORT Piękność przed trybunałem Gdy jedna z najpopularniejszych osób w kraju staje przed sądem, musi to wywołać olbrzymie zainteresowanie. Znaczna większość Norwegów śledziła więc doniesienia z procesu, podczas którego biegaczka narciarska Therese Johaug tłumaczyła się z ubiegłorocznej wpadki dopingowej. Nordycka piękność nie zdołała jednak nikogo przekonać o swej niewinności. P ostępowanie w sprawie Johaug prowadził trzyosobowy zespół sędziowski Norweskiej Federacji Sportu. Przez dwa dni publicznych przesłuchań próbowa- no ustalić, czy piękna Therese jest jedynie naiwna i padła ofiarą splotu nieprzewidzianych wydarzeń, czy też świadomie złamała przepisy antydopingowe, używając maści zawierającej steryd anaboliczny. Niepodważalne fakty są następujące – latem ubiegłego roku, podczas zgrupowania kondycyjnego we Włoszech, norweska narciarka została 63 nr 5 | 3 lutego 2017 „Jestem świadomy, że stać nas na to, ale żadnego medalu nie będę wieszał na szyi przed zawodami – to byłby idiotyzm”. Dawid Kubacki o oczekiwaniach kibiców przed mistrzostwami świata skoczków narciarskich skontrolowana przez inspektorów Światowej Agencji Antydopingowej (WADA). Kilka tygodni później ujawniono wynik badania – Johaug miała w organizmie clostebol, lek znajdujący się na liście środków zakazanych. Biegaczka tłumaczyła, że używała kremu do ust Trofodermin, w którego składzie jest owa feralna substancja. Podczas procesu Johaug nie umiała jednak odpowiedzieć na zasadnicze pytania – jak to się stało, że zawodowy sportowiec nie umie przeczytać dołączonej do każdego leku ulotki? Mało tego, na opakowaniu kremu widniał wyraźny napis „Doping”, wraz z odpowiednim piktogramem. Jak to się mogło stać, że owego ostrzeżenia nie zauważył również lekarz kadry, który feralny krem zawodniczce podał? Okazało się natomiast, że Johaug nie przeszła stanowczo zalecanego przez światową i krajową federację narciarską kursu antydopingowego – choć miała taki obowiązek, podobnie jak każdy zawodowy sportowiec. Ukończyła go dopiero dzień po ogłoszeniu przez WADA jej zawieszenia. Nie miała także w swoim telefonie zalecanej przez WADA aplikacji antydopingowej – choć również była zobligowana do jej zainstalowania. Cały czas twierdzi natomiast, że zakazany lek zażyła nieświadomie, ufając doświadczonemu lekarzowi kadry, który ze swej strony zapewnia, iż zupełnie nie rozumie, jak mógł popełnić taki błąd i jak bardzo z tego powodu jest mu przykro. Jeśli Johaug udowodniono by świadome stosowanie dopingu, może ją czekać nawet czteroletnia dyskwalifikacja. W wypadku nieświadomego zażycia zakazanej substancji kara jest o połowę mniejsza. A w przyszłym roku w koreańskim Pjonchang rozegrane zostaną zimowe igrzyska olimpijskie. Jeśli kara nałożona na Norweżkę będzie wyższa niż 14 miesięcy Zmieniać, czy nie zmieniać? Zarządzający spółką Ekstraklasa SA są zadowoleni z obecnego systemu rozgrywek polskiej najwyższej ligi piłkarskiej. Jednak wśród klubów i działaczy piłkarskiej centrali opinie są podzielone. Jak gra i jak grać będzie Lotto Ekstraklasa? Od inauguracji sezonu 2013/14 nasza ekstraklasa gra systemem, który odbiega od najczęściej obowiązujących w Europie. Stawka 16 drużyn po 30 kolejkach (mecz i rewanż, każ- dy z każdym) dzielona jest na dwie grupy – mistrzowską i spadkową. W grupach każdy z klubów gra jeszcze siedem meczów – lecz, co ważniejsze i co wywołuje najwięcej kon- (o taką wnioskuje właśnie norweska agencja antydopingowa), pięknej Teresy zabraknie w walce o złoto. Przy okazji procesu Johaug media przypominały o aferze związanej z inną wielką gwiazdą norweskich biegów narciarskich – Martin Johnsrud Sundby został latem 2016 roku zdyskwalifikowany za zażywanie zabronionych substancji. Odebrano mu triumf w Pucharze Świata, skreślono z listy triumfatorów Tour de Ski. Decyzja norweskiego trybunału zostanie ogłoszona najprawdopodobniej do końca lutego. Nie będzie to jeszcze finał tej sprawy. Wszystko wskazuje bowiem na to, że w wyniku odwołania proces Johaug rozstrzygać będzie Trybunał Arbitrażowy do Spraw Sportu w Lozannie. W podobnych sprawach TAS nigdy nie nałożył kary niższej niż 16 miesięcy dyskwalifikacji – co dla Norweżki oznaczałoby koniec olimpijskich marzeń. trowersji, dorobek punktowy z fazy zasadniczej jest przez fazą grupową dzielony na pół. Jakie były argumenty zwolenników reformy? Polscy ligowi piłkarze w porównaniu z europejską czołówką grali zbyt rzadko, sezon był znacznie krótszy. Dodatkowe siedem terminów meczowych spowodowało oczywiście jego rozciągnięcie i piłkarze walczą już na naszych stadionach od lutego do grudnia. Więcej meczów to również więcej okazji 64 sport do zarobku dla klubów – to także był argument zwolenników reformy. Zaś podział na grupy i „spłaszczenie” tabel poprzez podział punktów sprawić miał, że walka o medale i o utrzymanie się w lidze będzie bardziej emocjonująca. Badania przeprowadzone na zlecenie Ekstraklasy SA przez zewnętrzną firmę analityczną wykazały, że większość z zakładanych celów udało się osiągnąć. Nasze terminy ligowe są znacznie lepiej zsynchronizowane z europejskimi, także pucharowymi i reprezentacyjnymi. Przychody klubów rosną również dzięki temu, że na stadiony przychodzi coraz więcej kibiców. W poprzednim sezonie na trybunach pojawiło się ogółem dziewięć procent więcej widzów niż rok wcześniej i wszystko wskazuje Spełnienie czarnych snów Polscy piłkarze ręczni przez dziesięć lat, od mistrzostwa świata w Niemczech w roku 2007, gdy sięgnęli po srebro, dostarczali kibicom wiele radości. Niestety, każda passa musi się kiedyś skończyć. Po zakończonych właśnie we Francji tegorocznych mistrzostwach wiemy, że spełniły się czarne sny – budowa nowej drużyny będzie niełatwa. Bogdan Wenta budował swoją kadrę naokoło znakomitego rocznika w polskim handballu, który w roku 2002 sięgnął po młodzieżowe mistrzostwo Europy. Miał też do dyspozycji sporą grupę zawodników na co dzień występujących w najsilniejszej lidze świata – w Bundeslidze. Z doświadczenia i umiejętności owej grupy korzystał również następca Wenty TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ na to, że obecny sezon będzie znów rekordowy – zaczynamy dochodzić do średniej 10 tysięcy widzów na mecz, co jest już całkiem niezłym osiągnięciem. Oczywiście, można zadać pytanie, czy kibiców przyciągnęła atrakcyjność meczów, czy nowoczesne stadiony – lecz wzrost ich liczby jest faktem, który cieszy klubowych skarbników. Jeśli jednak jest tak dobrze, to skąd całkiem liczne w środowisku futbolowym głosy protestu? Przyczyny są dwojakie – po pierwsze, konserwatyzm sporej części tego światka. System dwurundowy jest prosty i jasny. Wymaganą liczbę meczów można zaś osiągnąć, po prostu zwiększając ligę do na przykład 18 drużyn, na co ostrzy sobie zęby kilka klubów z zaplecza ekstraklasy. Po drugie zaś – nie do końca udało się zrealizować pomysł na uatrakcyjnienie rozgrywek poprzez likwidację meczów pozbawionych większej stawki, zwłaszcza z udziałem zespołów środka tabeli. Zaś podział punktów przed rundą finałową sprawia, że najsilniejsze zespoły ligowe dość lekceważąco podchodzą do pierwszej fazy rozgrywek, licząc na odrobienie strat w najważniejszej części sezonu. Dyskusje trwają, choć przedstawiciele władz Ekstraklasy opowiadają się jednoznacznie za utrzymaniem obecnego systemu przez co najmniej następne dwa sezony. W PZPN powstała jednak grupa robocza, która ma przygotować propozycje ewentualnych zmian. I nie jest tajemnicą, że jednym z głównych przeciwników obecnego rozwiązania jest prezes związku Zbigniew Boniek. Michael Biegler. A i obecny selekcjoner umiejętności – młode pokolenie braci Talant Dujszebajew miał do dyspoGębalów sporo już potrafi. Nie jest zycji całkiem sporą ich grupę jeszcze również problemem organizacja gry. pół roku temu, gdy Polacy sięgali Jak w każdej grze zespołowej kluczem po czwartą lokatę na igrzyskach w Rio. do zwycięstwa jest głowa – umiejętDziś to już przeszłość. Z repreność chłodnego myślenia, mobilizacja zentacyjnych występów zrezygnoi przekonanie o własnych umiejętwali: Bielecki, Krzysztof Lijewski, nościach. Dziś nasza reprezentacja Szmal, Bartosz Jurecki. gra dobrze w konfrontacjach Urazy wykluczyły z gry z najsilniejszymi – dowow tegorocznych midem tego były spotkania Istnieją jednak strzostwach Michała z Francją i Norwegią, podstawy, by przyJureckiego, Jurkiewiprzegrane wprawpuszczać, że francza, Wyszomirskiego, dzie, lecz po bardzo cuska lekcja dość Syprzaka. Dujszebaemocjonujących i stoszybko będzie projew musiał postawić jących na wysokim centować. na graczy zupełnie poziomie konfrontaniedoświadczonych cjach. Zabrakło takiej na wielkich imprezach. determinacji w rywalizacji Istnieją jednak podstawy, z potencjalnie słabszymi. Jeśli by przypuszczać, że francuska lekcja Dujszebajew trafi do głów swoich dość szybko będzie procentować. graczy, za kilka lat będziemy mogli Obserwując mecze Polaków znów szczycić się ekipą najwyższej na imprezie nad Sekwaną, można klasy. Czego i zawodnikom i kibicom było bowiem zauważyć, że problemem serdecznie życzę... naszej kadry nie jest brak sportowych Kolumny sportowe: Leszek Masierak nr 5 | 3 lutego 2017 65 krzyżówka Poziomo: towaru 29 pęk, snopek 30 jednostka floty do zachodu słońca 8 zwieńczenie wieży 1 kolega tokarza 5 surowiec do produkcji wojennej 31 nie doświadcza objawów 9 iracka metropolia 10 cienki, mocny sznurek piwa 11 powyginana linia 12 wąski pas płótna choroby a zaraża innych 32 pechowy 16 prymitywne narzędzie rolnicze 17 nauka używany dawniej do owijania niemowląt trzynastego 33 sąsiaduje z Turcją 34 dział o działalności gospodarczej 20 wśród ptaków 13 przerwa 14 muzyczna wprawka 15 żądlący matematyki drapieżnych 21 burda, draka 24 Plater lub owad 18 grube podkolanówki bez stóp 19 kromka chleba 22 powieść Tadeusza Dołęgi-Mostowicza 23 tkanina bawełniana 26 grzyb jadalny 27 opłata za magazynowanie TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ Czasopismo NSZZ Solidarność Adres redakcji: ul. Grójecka 186 m. 613, 02-390 Warszawa E-mail: [email protected] Tel./fax: 22 882-27-96 Wybór tekstów z każdego numeru „TS” na stronie: www.tysol.pl Prezes zarządu: Michał Ossowski Krakowska 25 ornament architektoniczny Pionowo: 26 zajmuje się badaniem budowy ziemi 2 konsekwencja działania 3 sport walki 27 zimowy pojazd 28 darowanie lub 4 równolatek 6 kłamca, blagier 7 od wschodu złagodzenie kary P.o. redaktor naczelnej: Ewa Zarzycka [email protected] tel. 22 882-08-21 Sekretarz redakcji: Anna Brzeska tel. 22 882-27-81 Dziennikarze: tel./fax 882-27-96; Andrzej Berezowski, Ewelina Dubińska, Anna Grabowska (dział społecznoprawny), Izabela Kozłowska, Cezary Krysztopa, Barbara Michałowska Felieton i komentarz: Marek Jan Chodakiewicz, Mieczysław Gil, Rafał Górski, Paweł Janowski, Jan Pietrzak Foto: Tomasz Gutry, Marcin Żegliński Dział marketingu: Aleksandra Zawadzka Stali współpracownicy: Alicja Dzierzbicka, Leszek Masierak, Przemysław Miller, Antoni Opaliński, Ewa Podgórska-Rakiel, Marcin Raczkowski, Jakub Szmit, Adam Zyzman tel. 508 169 537, e-mail: Korekta: Ewa Banaszkiewicz Łamanie: Andrzej Chojnacki, Małgorzata Lewicka-Koniak [email protected] Artykułów niezamówionych redakcja nie zwraca i zastrzega sobie prawo skrótów oraz zmian tytułów nadesłanych materiałów nr konta: Mbank [email protected] Konrad Wernicki tel. 510 075 689, e-mail: Wydawca: TYSOL Sp. z o.o., 80-855 Gdańsk, ul. Wały Piastowskie 24 58 1140 1065 0000 2038 9400 1001 Księgowość: 58 308 42 69 Adres wydawcy: TYSOL Sp. z o.o., ul. Wały Piastowskie 24, 80-855 Gdańsk. Biuro w Warszawie: ul. Grójecka 186 m 613, tel./fax: 22 882-27-81. Kolportaż: tel. 22 882-27-89, e-mail: [email protected]; marketing tel. 22 882-27-98 66 rysunek na koniec KRYSZTOPA TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ Prenumerata Prenumeratę „Tygodnika Solidarność” można zamówić na cztery sposoby: 1) „ Ruch” SA na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl, tel. 801 800 803; 2) K olporter SA na stronie: www.kolporter.com.pl, tel. 801 40 40 41; 3) bezpośrednio u wydawcy „TS” – TYSOL Sp. z o.o., 02-390 W-wa, ul. Grójecka 186, lok. 613, tel. (22) 882-27-89, e-mail: [email protected] numer konta: Mbank 58 1140 1065 0000 2038 9400 1001. Prenumerata przyjmowana jest na dowolny okres i w dowolnym momencie. 4) w wersji elektronicznej przez eGazety www.egazety.pl, tel. 22 379 16 88 Prenumerata krajowa Prenumerata zagraniczna •I kwartał – 52,00 zł (13 wydań) •II kwartał – 52,00 zł (13 wydań) •I półrocze 104,00 zł (od TS nr 1 do TS nr 26) •III kwartał – 52,00 zł (13 wydań) •IV kwartał 48,00 zł (12 wydań) •II półrocze 100,00 zł (od TS nr 27 do TS nr 51/52) •Roczna prenumerata – 190 euro – przesyłka priorytetowa Roczna prenumerata – 204,00 zł Koszty wysyłki ponosi wydawca Przy większych zamówieniach cena podlega indywidualnej negocjacji