Pobierz PDF - Fronda LUX

Transkrypt

Pobierz PDF - Fronda LUX
FRONDA
PISMO POŚWIĘCONE
Nr 19/20
Rok 2 0 0 0 od narodzenia Chrystusa
Rok 7 5 0 8 od początku świata
3,602 32ĝ:,ĉ&21(
FRONDA
Nr 19/20
REDAKCJA
Grzegorz Górny, Rafał Smoczyński, Sonia Szostakiewicz
ZESPÓŁ
Waldemar Bieniak, Nikodem Bończa-Tomaszewski, Natalia Budzyńska,
Marek Jan Chodakiewicz, Piotr Frączyk-Smoczyński, Mariusz Gajda, Adam Jagielak,
Aleksander Kopiński, Estera Lobkowicz, Filip Memches, Piotr Miśkiewicz,
Paweł Skorowski, Piotr Soluch, Rafał Tichy, Wojciech Wencel, Jan Zieliński
PROJEKT OKŁADKI
Paweł Saramowicz
KOREKTA I ADIUSTACJA
Aleksander Kopiński
OPRACOWANIE GRAFICZNE
Jan Zieliński
Czasopismo zostato wydane przy pomocy finansowej Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego
ADRES REDAKCJI
skr. poczt. 6 5 , 00-968 Warszawa 45
tel/fax 6 2 2 39 88
[email protected] \ [email protected]
www.fronda.pl \ www.webfabrika.com.pl/fronda
© Fronda Sp. z o.o.
DRUK
Apostolicum. 05-091 Ząbki, ul. Wilcza 8
SPRZEDAŻ HURTOWA
Akademia KLON Sp. z o.o. tel.: (022) 6 3 2 32 62
PODZIĘKOWANIA
Prowincja Wielkopolsko-Mazowiecka Towarzystwa Jezusowego, Piotr Ciompa,
Waldemar Gasper, Tadeusz Grzesik, ks. Zenon Hanas SAC, Zbigniew Kozak,
Agata Królikowska-Wąsik, Piotr Łysakowski, Wojciech Nachiło, Krzysztof Pluta,
Paweł Poncyliusz, Jacek Rusiecki, Piotr Tarnowski, Wiesław Walendziak, Andrzej Wysocki
Stowarzyszenie Kulturalne FRONDA dziękuje Stowarzyszeniu DZIKIE POLA
za pomoc w inicjatywach wydawniczych
Redakcja zastrzega sobie prawo dokonywania skrótów i zmiany tytuiów.
Materiałów nie zamówionych nie odsyłamy.
ISSN 1231-6474
S
P
I
S
R
Z
E
C
Z
Y
MIELONE KRASNOLUDKI
DAVID HOROWITZ
Religijne korzenie radykalizmu
ZENON CHOCIMSKI
30
Fałszywy mesjanizm Jakuba Franka
45
HTO flenaTb?
LEW ABRAMOWSK1
Metafizyka narodu w tradycji kabalistycznej
48
IZRAEL SZAHAK, NORTON MEZVINSKY
Syjonistyczny mesjanizm
ROZMOWA Z PROF. IZRAELEM SZAHAKIEM
Ortodoksja kontra Syjon
LATO-2000
83
3
ROZMOWA Z SZULAMIT ALONI
Kulturkampf po izraelsku
99
O mesjańskich naukach rabina Cwi Jehudy Kooka 108
IGOR FIGA
Prawo i sznur
114
DAVID PFANNEK AM BRUNNEN
Dziedzic odrzuconego skarbu
125
MOSEPH DE JAISTRE
Portret abortera
160
ROZMOWA Z RABINEM BYRONEM L. SHERWINEM
Mamy wspólnego wroga
162
PAWEŁ LISICKI
Nieskończoność na miarę śmiertelnych bogów
176
KS. KAZIMIERZ JUSZKO
Żydowskie źródła liturgii Kościoła
218
ADAM KUŹ
Pułapka na myszy,
czyli jak spotkałem gauleitera Magadanu
242
REMIGIUSZ OKRASKA
Anty-Hitlerjugend
258
ROBERT NOGACKI
Zygmunt Freud: ja, bezbożny Zyd
294
ANDRZEJ FIDERKIEWICZ
Czas relatywizmu. Uwagi o Freudzie
324
FILIP MEMCHES
Nie wierzę psychologom.
Wokół rozważań nad selfizmem
MAREK KONOPKO
350
Prorok rewolucji seksualnej
JAROSŁAW TOMASIEWICZ
Wyznawcy Arymana
MICHAŁ DYLEWSKI
Antypedagogika w służbie pedofilii
KASZA I ŚRUBOKRĘT
38
366
ROZMOWA Z PROF. HANSEM KUNG1EM
Nie byłoby kryzysu, gdyby czytano moje książki 398
ROZMOWA Z PROF. ROBERTEM SPAEMANNEM
Jezus nie był dobrym wujkiem
410
• IMPRIMATUR
NIKODEM BOŃCZA-TOMASZEWSKI
* „Noc ciemna" koprofaga.
O malarstwie religijnym Salvadora Dali
418
MAREK HORODNICZY
* Highway to Hell, Stairway to Heaven
426
WOJCIECH WENCEL
* Pożegnanie z peerelem
LATO2000
434
5
ALEKSANDER KOPIŃSKI
442
* Słowo jest blisko ciebie
JAN BŁONNY & MARIA STAŁA
Tropami wieszcza albo Parnas bis i
444
KASZA I ŚRUBOKRĘT A.D. 2015
ŁUKASZ MOHIKA
Głęboka noc, niepewny brzask
454
ROZMOWA Z MARKIEM JURKIEM
Wiek XXI: demokratyczny komunizm
6
Indeks ksiąg zakazanych
476
Poczta
Poczta literacka / Fundusz Frondy
Noty o autorach
477
487
488
FRONDA
19/20
Jak wytłumaczyć trwałość autodestrukcyjnego zaan­
gażowania Żydów w mesjańskie ambicje rewolucyjnej
lewicy? Dlaczego, w obliczu jej praktycznej katastrofy,
lewica nadal przyciąga tak wielu idealistów, w szcze­
gólności idealistów żydowskich?
RELIGIJNE KORZENIE
RADYKALIZMU
D AV I D
HOROWITZ
Pan Marks nie wierzy w Boga, ale głęboko wierzy w samego siebie. Jego serce
wypełnione jest nie miłością a złością. Ma niewiele życzliwych uczuć w sto­
sunku do innych ludzi, wpada w furię i ogarnia go pragnienie zemsty, kiedy
ktoś ośmieli się zakwestionować wszechwiedzę uwielbianej przez niego
boskiej istoty, którą jest, jak by to powiedzieć, pan Marks we własnej osobie.
Michaił Bakunin, 1872
Jako ortodoksyjnego Żyda mieszkającego w przedwojennej Polsce, marksistow­
skiego historyka Isaaca Deutschera urzekł pewien rozdział książki zatytułowa­
nej Midrash, opowiadający o rabbim Meirze, wielkim uczniu rabbiego Akiby.
LATO-2000
7
Rozdział t e n opowiada o tym, jak rabbi Meir p o ­
bierał lekcje teologii u heretyka zwanego
imieniem Acher (Ten Inny). Jak wspo­
m i n a Deutscher, p e w n e g o razu,
w dzień szabasu „rabbi Meir
spotkał się ze swoim na­
uczycielem, z k t ó r y m jak zwykle wdał się
w poważną dyskusję. Heretyk jechał na ośle,
podczas gdy rabbi Meir, jako że w szabas nie
wolno mu było jeździć, szedł u jego boku i słuchał
słów mądrości, wydobywających się z jego ust, w skupie­
niu tak głębokim, że nie zauważył, iż on i jego nauczyciel dotarli do rytualnej
granicy, której w dzień szabasu nie w o l n o było Ż y d o m przekraczać. Wielki he­
retyk zwrócił się w stronę swojego ortodoksyjnego ucznia i powiedział: «Spójrz,
dotarliśmy do granicy - m u s i m y się rozdzielić. Nie możesz mi dalej towarzyszyć
- wracaj!» Rabbi Meir wrócił do wioski żydowskiej, a heretyk pojechał dalej poza granice ziemi Żydów."
Historia ta zafascynowała Deutschera. „Dlaczego - zastanawiał się - rabbi
Meir, ten światły ortodoks, pobierał lekcje u heretyka?... Dlaczego bronił go
przed innymi rabinami?... Kim był ów heretyk? Wydawało się, że jest w ś r ó d
Żydów, a jednocześnie go nie m a . Wykazał się niezwykłym szacunkiem dla ortodoksyjności swojego ucznia, kiedy odesłał go z p o w r o t e m do Żydów w świę­
ty dzień szabasu. A jednak on sam, nie oglądając się na kanony i rytuały, prze­
kroczył granicę."
W postaci obcego heretyka D e u t s c h e r ujrzał paradygmat swojej własnej
kariery radykała. Żydowski heretyk, który przekracza granicę - napisał - jest
prototypem współczesnego rewolucjonisty. Poprzez zdefiniowanie rewolucyj­
nej tradycji, z którą s a m był związany, zidentyfikował jej przedstawicieli: Spi­
nozę, Marksa, Różę Luksemburg, Trockiego. Wszyscy ci słynni heretycy-rewolucjoniści „uznali kulturę żydowską za zbyt wąską, zbyt archaiczną i zbyt
ograniczającą", w związku z czym „szukali ideałów i spełnienia poza nią".
W świeckim świecie, do którego wkroczyli, również byli j e d n a k obcy: „Żyli na
marginesie lub w zaułkach i zakamarkach własnych społeczności. Każdy z nich
jednocześnie był i nie był częścią społeczeństwa, należał d o ń i nie należał."
Fakt, że żyli poza widocznymi podziałami, sprawił, że stali się niemal bogami:
8
FRONDA
19/20
„Pozwoliło im to wznieść się myślą p o n a d społeczeństwa, p o n a d swoje naro­
dy, p o n a d swój czas i pokolenie, wznieść się m e n t a l n i e aż do nowych, szer­
szych horyzontów, daleko w przyszłość".
Issac D e u t s c h e r był m o i m nauczycielem, a Acher, obcy heretyk, jest posta­
cią, z którą i ja identyfikuję się w m o i m życiu radykała. Byłem p o t o m k i e m so­
cjalistów i komunistów, Ż y d ó w zniechęconych do judaizmu, którzy kroczyli
drogą ideałów wykraczających poza granice społeczności żydowskiej i jej tra­
dycji, rewolucjonistów, którzy szukali spełnienia w wolnej przyszłości poza
granicami społeczeństw i narodów, które określały ludzką teraźniejszość. Pa­
m i ę t a m jak mając dziewięć lat m a s z e r o w a ł e m z rodzicami ulicami N o w e g o
Jorku, podczas p o c h o d u komunistycznego z okazji 1 maja. Był rok 1948, ko­
munistyczne siły polityczne, kierowane przez M o s k w ę i w s p i e r a n e przez Ar­
mię Czerwoną, przejmowały kontrolę n a d E u r o p ą Wschodnią. W lutym k o m u ­
niści obalili rząd Czechosłowacji. W m a r c u prezydent T r u m a n stanął przed
Kongresem, aby zmobilizować amerykańskie siły do rysującej się już na hory­
zoncie walki z k o m u n i s t a m i . Był to początek zimnej wojny, a nasz pierwszo­
majowy pochód był a k t e m politycznego o p o r u .
Moi rodzice i ja byliśmy już po drugiej stronie niewidocznej granicy - gra­
nicy, która oddzielała nas od narodu, na którego marginesie, w zakamarkach
i zaułkach żyliśmy. A jednak, kiedy wznosiliśmy okrzyki - One, rwo, three, four/
We don't want another war - czuliśmy się po prostu tak, jakbyśmy byli bezdom­
ni. Maszerując w szeregu przekroczyliśmy kolejną granicę dzielącą nas od kró­
lestwa naszej politycznej wyobraźni, gdzie rewolucyjna przyszłość już dotarła.
W naszych sercach czuliśmy ogromną, uspokajającą d u m ę , że jesteśmy częścią
postępowej awangardy ludzkości, maszerującej w stronę świata, w którym woj­
na i niesprawiedliwość miały być jedynie w s p o m n i e n i a m i z dawnych czasów.
W z d ł u ż nowojorskiej Ósmej Alei u s t a w i o n e były szare, d r e w n i a n e barier­
ki z wymalowanymi literami N.Y.RD.*, których z a d a n i e m było p o w s t r z y m a n i e
t ł u m u wrogo usposobionych do nas gapiów. Strach, który we m n i e tkwił, tłu­
miło ciśnienie wywołane naszymi okrzykami i piosenkami. W p e w n y m m o ­
mencie nasze szeregi zamilkły, ponieważ zatrzymaliśmy się, aby przepuścić sa­
mochody stojące na skrzyżowaniu. Kiedy tak czekaliśmy, aby za chwilę na
n o w o podjąć nasz marsz, grupa ulicznych dzieciaków, niektórych tak małych
* N.Y.RD. - Departament Policji Nowego Jorku (przyp. tłum.).
LATO-2000
9
jak ja, oparła się o j e d n ą z barierek i zaczęła wykrzykiwać: „Precz z komunista­
mi! Niech żyją Irlandczycy!" Obelgi te zraniły m n i e i wprawiły w zakłopotanie,
zupełnie jakbym otrzymał prawdziwy cios. Serce podeszło mi do gardła: to by­
ło takie niesprawiedliwe. Chciałem krzyknąć w odpowiedzi: „Nic nie rozumie­
cie! Robimy to dla was. Dla Irlandczyków i dla nie-Irlandczyków. Dla dnia,
w którym nie będzie wojen ani narodów, tylko jedna ludzka rodzina." Chcia­
łem odpowiedzieć, ale tego nie zrobiłem. Cały dzień r a z e m z innymi krzycza­
łem w powietrze do niewidzialnej publiczności, która, byłem tego pewien, m u ­
siała usłyszeć prawdę, którą głosiliśmy i powitać ją z radością. Teraz s t a ł e m
przed prawdziwymi ludźmi, którzy usłyszeli to, co mieliśmy do powiedzenia,
i którzy nienawidzili nas za to i gardzili n a m i .
To było jedyne wyraźne w s p o m n i e n i e z całego dnia 1 maja 1948 roku.
Przez następnych dwadzieścia pięć lat p o z o s t a w a ł e m w szeregach politycznej
lewicy. Byłem żołnierzem międzynarodowej armii walczącej w imieniu bied­
nych i uciskanych. Przejmowałem się racjami wszystkich wywłaszczonych spo­
łeczności. Dopiero znacznie później zdałem sobie sprawę, że stając się częścią
lewicy, tak naprawdę nie wziąłem odpowiedzialności za żadną społeczność.
M i m o że żyliśmy w społeczeństwie, nie byliśmy jego częścią. Nie reprezento­
waliśmy nikogo, nawet samych siebie. Przez wszystkie te lata, podczas których
broniliśmy uciśnionych, ani razu nie zdarzyło mi się krzyczeć, tak jak robiły to
t a m t e irlandzkie dzieciaki: „Niech żyją Żydzi!"
Nie uważałem siebie za Żyda. Byłem rewolucjonistą i internacjonalistą. Uj­
rzenie siebie jako Żyda - członka realnej społeczności ze wszystkimi ludzkimi
ograniczeniami i niedoskonałościami, identyfikacja z żądaniami takiej społecz­
ności to byłaby zdrada rewolucyjnej idei. Przez wszystkie te lata nigdy nie po­
zwoliłem sobie sprawdzić, czym m o g ł o by być u z n a n i e siebie za Żyda, tak jak
nigdy nie czułem, że j e s t e m Amerykaninem, ani też jak by to było, gdybym
utożsamił się z jakakolwiek społecznością mniejszą aniżeli s a m a ludzkość.
Z takim podejściem byłem prawdziwym lewicowcem. Dopiero kiedy ostatecz­
nie zerwałem z rewolucyjnymi fantazjami, po raz pierwszy zacząłem doświad­
czać swojej własnej rzeczywistości, a także realiów społeczności, do których
należałem - stało się tak dopiero gdy o p u ś c i ł e m szeregi politycznej awangar­
dy, której misją była zmiana świata.
Kiedy naprawdę opuściłem lewicę, morał, jaki wyciągnąłem z historii
o rabbim Meirze i obcym heretyku, historii która wywarła tak wielkie wraże10
FRONDA
19/20
nie na Isaaku Deutscherze, przestał być moim m o r a ł e m . Stał się czymś odwrot­
nym. Morał, jaki teraz odnajduję, to znaczenie granic - granic religijnych, któ­
re oddzielają to, co święte od tego, co świeckie; granic świeckich oddzielają­
cych to, co nieznane od tego, co znane, apokaliptyczne od doczesnego. To,
czego konserwatywne lekcje mojego heretyckiego życia nauczyły m n i e o grani­
cach, to cena, jaką trzeba zapłacić za ich przekroczenie.
Kiedy w latach sześćdziesiątych zaczynałem swoją działalność radykała,
Deutscher, jako marksistowski biograf Trockiego i Stalina, był już ogólnie ce­
nioną postacią świata kultury. Czterdzieści lat wcześniej, kiedy rewolucja bol­
szewicka była jeszcze młoda, D e u t s c h e r był działaczem politycznym w Euro­
pie Wschodniej. Później, jako m e n t o r Nowej Lewicy, ludzi takich jak ja,
Deutscher zawsze miał gotową jakąś pouczającą anegdotę o tamtych odurzają­
cych czasach. J e d n a z jego zabawnych opowieści dotyczyła d w ó c h najważniej­
szych przywódców Międzynarodówki komunistycznej, Karola Radka i Grigori­
ja Zinowiewa, którzy w 1918 roku przyjechali do Niemiec, aby wzniecić t a m
ogień rewolucji. Jak wielu innych wiodących bolszewików (np. Swierdłow, Kamieniew czy Trocki), zarówno Radek jak i Zinowiew byli Żydami, p o d o b n i e jak
czołowa postać rewolucji niemieckiej - Róża Luksemburg - oraz przywódca
nowego rządu Węgier, Bela Kun. A także jak inspirator wszystkich rewolucyj­
nych wysiłków, Karol Marks, który pochodził z długiej linii słynnych rabinów
z Trewiru. Radek zwrócił się do t ł u m u : „Przeprowadziliśmy rewolucję w Rosji
i na Węgrzech, a teraz rewolucja wybuchnie w Niemczech - zaczął grzmiącym
głosem - a później będziemy mieli rewolucję we Francji i w Anglii, a w końcu
i w Ameryce". Podczas gdy Radek wprowadzał się w stan euforii, Zinowiew
poklepał go po ramieniu i wyszeptał: „Karol, Karol, Ż y d ó w n a m nie starczy".
Jest to historia apokryficzna, ale jej sens jest trafny. Przez n i e m a l dwie­
ście lat Żydzi odgrywali nieproporcjonalnie wielką rolę jako przywódcy
współczesnych r u c h ó w rewolucyjnych w E u r o p i e i na całym Z a c h o d z i e .
W oczach tych socjalistycznych r e w o l u c j o n i s t ó w burżuazyjna w o l n o ś ć usta­
n o w i o n a przez rewolucję francuską była jedynie wolnością połowiczną. Po­
wszechne prawa człowieka stworzyły j e d n o ś ć rodzaju ludzkiego w dziedzinie
polityki, ale s p o ł e c z e ń s t w o obywatelskie p o z o s t a ł o p o d z i e l o n e i n i e r ó w n e .
Tylko n o w a rewolucja m o g ł a naprawić błędy w s p o ł e c z n y m k o s m o s i e .
Poprzez d o p r o w a d z e n i e rewolucji do końca socjaliści wkroczyliby w n o w e
tysiąclecie i wypełnili mesjanistyczne p r z e p o w i e d n i e dotyczące końca przedLATO-2000
11
oświeceniowych
religii,
zdyskredytowanych
przez
współczesne
idee.
Przy p o m o c y tej rewolucji o d n o w i o n a zostałaby u t r a c o n a j e d n o ś ć rodzaju
ludzkiego, przywrócona h a r m o n i a społeczna, a raj odzyskany. Byłby to tikkun
olam, n a p r a w a świata.
Jeśli rewolucja była walką świecką, to jej Mojżeszem był „wyrasowiony" Żyd,
którego ojciec zmienił imię z Herschel na Heinrich i przeszedł na chrześcijań­
stwo, aby popchnąć rozwój swej rządowej kariery. Młody Marks wyrósł na inte­
ligentnego, acz zawziętego młodzieńca, zżeranego przez nienawiść nie tylko do
społeczeństwa, które go zlekceważyło, ale również do społeczności, która go wy­
chowała. Przejmując najgorsze antysemickie stereotypy, włączył je do swojej
wczesnej wizji rewolucji, identyfikując Żyda z symbolem społeczeństwa, które
chciał zniszczyć: „Bóg Żydów został zeświecczony i stał się bogiem tego świata"
- czytamy w jednym z wczesnych rękopisów. „Pieniądz jest tym zazdrosnym Bo­
giem Izraela, z którym żaden inny nie m o ż e się równać." W katechizmie dla re­
wolucjonistów Marks przejmuje odwieczne argumenty prześladowców swoich
rodaków: „Jaka jest świecka podstawa żydostwa? Praktyczna potrzeba, własna
korzyść. Jaki jest świecki kult Żyda? Handel. Jaki jest jego świecki bóg? Pieniądz.
(...) Pieniądz jest wyobcowaną od człowieka istotą ludzkiej pracy i egzystencji:
ta obca istota ma go w swej mocy, on zaś zanosi do niej modły." Zbawieniem dla
Żydów jest więc rewolucja, która wypleniłaby same podstawy porządku społecz­
nego. W końcu rewolucja odniesie sukces w „niszczeniu faktycznej podstawy ży­
dostwa - obiecywał Marks - a bycie Żydem stanie się niemożliwe, ponieważ je­
go świadomość nie będzie już dłużej miała oparcia". W ten sposób rewolucyjne
równanie zostaje zakończone: „Ostatecznie, społeczna emancypacja społeczno­
ści żydowskiej jest uwolnieniem się rodzaju ludzkiego od żydostwa".
Dla świeckich Żydów, takich jak Marks, radykalna idea głosząca, że rewo­
lucja burżuazyjna była niekompletna, niosła ze sobą przesłanie, k t ó r e m u nie
sposób było się oprzeć. Burżuazyjna u s t a w a o prawach obywatelskich otworzy­
ła europejskie getta, gwarantując wolność cywilną poszczególnym Ż y d o m i od­
mawiając zarazem uznania Żydów, jako społeczności uparcie odrzucającej asy­
milację.
W rezultacie
n a w e t zeświecczeni
Żydzi p o s t r z e g a n i
byli jako
członkowie obcego n a r o d u . To im rewolucja socjalistyczna obiecywała praw­
dziwą o d n o w ę ich własnego człowieczeństwa i ogólnej wolności - m i a ł o to być
społeczeństwo uwolnione od religijnej iluzji i narodowych podziałów; świat
będący całością, tikkun olam. Komunizm, jak go przedstawiał Marks, był „ta12
FRONDA
19/20
jemnicą zbawienia ludzkości" - tak jakby p r o b l e m ludzkiego wyobcowania
i cierpienia był niczym więcej jak intelektualną układanką.
Antysemityzm był ożywczą pasją twórców socjalizmu (Fouriera, Proudhona,
a także Marksa), ale w ciągu całego wieku XIX te trujące opary wydobywały się
głównie z prawicy, podczas gdy Żydzi znaleźli swoich obrońców na politycznej
lewicy. Zmieniło się to wraz z wybuchem I wojny światowej. Jej barbarzyństwa
zniweczyły oczekiwania związane z postępem cywilnym i ożywiły pasję rewolu­
cji. I tak z popiołów kataklizmu wyłoniły się nowe ruchy radykalne.
Korzenie faszyzmu i k o m u n i z m u wyrastały z mesjańskich ambicji i gnostycznych iluzji. Obydwa kierunki pobudzały zbawcze twierdzenia socjalistycznej
obietnicy. Obydwa badały historyczną transcendencję, proponując ostateczne
rozwiązanie
ponadczasowych
problemów
ludzkiej kondycji. Obydwa zamierzały zbudować
swoją socjalistyczną przyszłość poprzez uprzednie
zniszczenie burżuazyjnej teraźniejszości, na której ru­
inach mogłyby wznieść swoje utopie. Obydwa zamierzały
odbudować utraconą jedność ludzkości, dzieląc ją najpierw
na przeciwne sobie obozy: obóz politycznie zbawionych
i moralnie przeklętych, dzieci światła i nosicieli ciem­
ności, nas i ich. Faszyzm proponował oparcie swo­
jej utopii na słowie Volk, czyli na czystości i soli­
darności plemienia. Międzynarodowy socjalizm
proponował wzniesienie swojej utopii na podstawach kla­
sowych - stworzenie moralnie oczyszczonego, proletariackiego Ubermenscha, „nowego mężczyzny" i „nowej kobiety". Środkiem oczyszczającym
był w obu przypadkach terror polityczny. „Proletariacki przymus we wszystkich
swoich formach, poczynając od oddziału straży pożarnej, jest (...) sposobem na
wykorzenienie człowieka k o m u n i z m u z materiału ludzkiego ery kapitalistycz­
nej" - wyjaśniał Bucharin, przyszła ofiara swojej własnej recepty.
Po roku 1917 ruchy te wypowiedziały polityczną wojnę liberalnym r z ą d o m
burżuazyjnej Europy. W Niemczech partia komunistyczna nakazała swoim
działaczom współpracę z nazistami i prześcigała się z nimi w politycznym
okrucieństwie, którego celem był u p a d e k rządzącej koalicji demokratycznej.
W roku 1933 u d a ł o im się republikę weimarską w końcu zniszczyć. Był to akt,
który przesądził o losie europejskich Żydów.
LATO-2000
13
Deutscher
był
żołnierzem,
stojącym po jednej ze stron poli­
tycznej bitwy. W chwili szcze­
rości, które się n a m zdarzały,
jak to nauczycielowi i ucznio­
wi, wyznał mi, że czuje się winny, bo
uwierzył w ideę, która zadecydowała o życiu
i śmierci milionów Żydów. Wspólnie z innymi Żydami aktywnie uczestniczą­
cymi w marksistowskiej Międzynarodówce w okresie międzywojennym, Deut­
scher występował za s a m o s t a n o w i e n i e m wszystkich n a r o d ó w - z wyjątkiem
Żydów. Zostając międzynarodowymi rewolucjonistami, owi Żydzi-heretycy
z entuzjazmem przyjęli doktrynę „biblijnej" wiary, którą u p r z e d n i o odrzucili.
Jako ludzie bez ziemi utrzymywali, że Żydzi mają szczególną misję w m a r s z u
ludzkości ku rewolucyjnej przyszłości. Misją tą było stać się rewolucyjnym
„światłem dla n a r o d ó w " , wskazywać drogę wybawienia człowieka w zjedno­
czonym świecie, w którym narody jako takie nie mogły już dłużej istnieć.
Taki był Żyd Trocki (właśc. Bronstein), prawa ręka Lenina, który udawał,
że nie słyszy błagań swoich własnych rodaków, odprawiając sowieckich Ż y d ó w
jako istoty należące do pogardzanej petite bourgeoisie. W d r u g i m roku hitlerow­
skiej wojny ze swego wygnania w Meksyku Trocki tak wypowiadał się o losie
swoich braci, Żydów: „Teraz m o ż n a zobaczyć, czym jest p r ó b a u r a t o w a n i a
sprawy żydowskiej poprzez emigrację Żydów do Palestyny - tragifarsą n a r o d u
żydowskiego. (...) Nigdy nie było tak oczywiste jak dzisiaj, że ucieczka Ż y d ó w
związana jest nieodłącznie z obaleniem systemu kapitalistycznego."
Tak więc Trocki i Deutscher, a także inni internacjonaliści lat trzydziestych
utrzymywali, że zbawienie społeczności żydowskiej zależy od obalenia kapitali­
zmu, że rozwiązaniem „kwestii żydowskiej" jest marksistowska rewolucja, czy­
li - innymi słowy - destrukcja społeczeństwa liberalnego w Europie. Wypowia­
dali się oni przeciwko działającym w ruchu socjalistycznym syjonistom, którzy
namawiali Żydów do emigracji do Palestyny, nazywali rodzący się żydowski kraj
miejscem ucieczki i arką przetrwania. Występowali też przeciwko wszystkim
nie-socjalistom, którzy starali się wesprzeć liberalną demokrację kapitalistycz­
nego Zachodu jako m u r obronny przed barbarzyńskim zagrożeniem.
Pracując na zgubę tych liberalnych społeczeństw i podkopując ich burżuazyjne prawa, radykałowie tacy jak D e u t s c h e r czy Trocki pomogli u s u n ą ć osto14
FRONDA
19/20
ję istnienia europejskich Żydów. J e d n a k obiecywane przez nich rewolucyjne
zbawienie nigdy nie nadeszło. Przetrwali tylko ci, którzy pozostali głusi na ich
wołanie i wyjechali do Palestyny, aby t a m b u d o w a ć syjonistyczne p a ń s t w o .
Rzesze tych, którzy ich posłuchali i zostali, aby walczyć za socjalizm, zginęły
podczas nazistowskiego Holocaustu.
W Rosji stalinowski terror przeżyli tylko nieliczni bolszewiccy Żydzi. Ra­
dek, Zinowiew, Kamieniew, Swierdłow i Trocki - wszyscy oni zostali z a m o r d o ­
wani przez rewolucję, której zawierzyli. J e d n a k garstka sowieckich Żydów, któ­
ra przetrwała nazistowską inwazję, podtrzymywała złudzenie, że socjalizm
wciąż jeszcze może dać Ż y d o m nadzieję. Kiedy tylko skończyła się wojna, Sta­
lin zaczął przygotowywać swoje własne „ostateczne rozwiązanie", które miało
dokończyć dzieło rozpoczęte przez Hitlera. W roku 1948 rozpoczęły się aresz­
towania i m o r d e r s t w a sowieckich Żydów. Tylko śmierć Stalina zapobiegła wy­
pełnieniu się nowego Holocaustu.
Kampania Stalina przeciw Ż y d o m inspirowana była jego w ł a s n ą paranoją,
jednak jej racjonalne uzasadnienie idealnie pasowało do kształtów socjalistycz­
nego projektu. Sam Lenin napisał: „Ktokolwiek, bezpośrednio lub pośrednio,
głosi hasło żydowskiej «kultury narodowej» (nawet jeżeli czyni to w dobrej in­
tencji), jest wrogiem proletariatu, poplecznikiem tego, co stare, (...) współpra­
cownikiem rabinów i burżuazji". A tak sformułował tę ideę Marks: „Ostatecz­
nie, społeczna emancypacja społeczności żydowskiej jest u w o l n i e n i e m się
rodzaju ludzkiego od żydostwa". Dziedzictwo stalinowskiego antysemityzmu
miało swoje przedłużenie w kulturalnych i religijnych prześladowaniach spo­
łeczności żydowskiej - co było u d z i a ł e m wszystkich mniejszości w socjali­
stycznym i m p e r i u m - ale także w szkoleniu terrorystów i dostarczaniu broni,
z pomocą której arabscy wrogowie Izraela mieli zagrozić istnieniu p a ń s t w a ży­
dowskiego.
Kiedyś głównym ośrodkiem międzynarodowego antysemityzmu była pra­
wica, dzisiaj jest n i m lewica. Dwie przystanie ocalałych z Holocaustu Ż y d ó w Izrael i Stany Zjednoczone - to d w a kraje, które od zakończenia II wojny świa­
towej są bezustannie atakowane przez międzynarodową lewicę. „Amerykański
imperializm" i „syjonistyczny rasizm" to wielkie diabły lewicowej wyobraźni.
W Stanach Zjednoczonych Organizacja Wyzwolenia Palestyny i inni arabscy
terroryści weszli w układ z rasistami i antysemickimi czarnymi „nacjonalista­
mi", takimi jak Louis Farrakhan, podczas gdy sojusznicy Farrakhana stali się
LATO-2000
15
częścią „progresywnej tęczy" Partii Demokratycznej. G ł o ś n o również o Żydach
działających w ramach owego szerokiego r u c h u współczesnej lewicy, którzy
podążają za tymi samymi iluzjami, co żydowscy radykałowie w przeszłości wierzą, że są światłem dla narodów, że ich rewolucja doprowadzi do mesjanicznej transformacji ogólnej nienawiści w socjalistyczną h a r m o n i ę , ludzkiego
zła w społeczne d o b r o i że będzie to oznaczać tikkun olam.
Jak wytłumaczyć trwałość tego autodestrukcyjnego zaangażowania w m e ­
sjańskie ambicje rewolucyjnej lewicy? Dlaczego, w obliczu jej praktycznej ka­
tastrofy, lewica nadal przyciąga tak wielu idealistów, w szczególności ideali­
stów żydowskich?
W odpowiedzi na to pytanie często m o ż n a usłyszeć stwierdzenie, że jest to
kwestia przyciągania czy też swego rodzaju pokrewieństwa p o m i ę d z y socjali­
z m e m i judaizmem. Z tego p u n k t u widzenia socjalizm jest spe ł nie nie m n a u k i
moralnej żydowskich proroków; socjaliści są pełnymi współczucia aniołami
świeckiego świata. Tylko co jest m o r a l n e g o i anielskiego w ruchu, który j e d n o ­
czy się z antysemitami i rasistami, skrywając jednocześnie swój p r o g r a m za za­
słoną kłamstw? Co ma wspólnego współczucie ze sprawą, która przyniosła
światu gułagi i politycznie sprowokowany głód, która zrodziła ogólną niedolę
socjalistycznego świata? Stwierdzenie, że tym, co przyciąga Ż y d ó w do lewicy,
jest rewolucyjna obietnica społecznej sprawiedliwości, jest r ó w n o z n a c z n e
z przyznaniem, iż okłamuje się samego siebie. N i e wyjaśnia to, dlaczego Żydzi
nadal czują się w obozie lewicy jak u siebie w d o m u , p o m i m o ponurej historii
lewicowych praktyk. Aby to wyjaśnić, trzeba najpierw zrozumieć n a t u r ę tej
świeckiej wiary. Aby b o w i e m p o d t r z y m a ć swe stanowisko w obliczu tak
sprzecznych wymagań, potrzeba przede wszystkim aktu wiary.
Jak już d a w n o zauważono, rewolucyjna nadzieja jest religijnym gnostycyzmem. Jest to wiara w świat tkwiący w szponach zła oraz w osiągnięcie ziem­
skiego zbawienia przy pomocy wiedzy. Lewica jest nieczuła na swoje w ł a s n e
katastrofy, ponieważ fakt katastrofy jest przesłanką jej wiary. Religijną podsta­
wą jej politycznych przekonań jest idea historii jako utraty łaski. Jeśli socjali­
styczny eksperyment opanuje korupcja, jego winą będzie jedynie niezdolność
do ucieczki od już istniejącej korupcji. Lewicy nie wystarczy reformowanie in­
stytucji. Zamiast tego proponuje o n a naprawienie samych f u n d a m e n t ó w egzy­
stencji. Dopóki nie osiągnie się zbawienia powszechnego, szczegółowe rozwią­
zania będą bez znaczenia.
16
FRONDA
19/20
Dla świeckich mesjanistów radykalnej lewicy świat jaki z n a m y jest społecz­
nym złudzeniem. G a t u n e k ludzki wyobcowany jest ze swego „prawdziwego
ja". Podobnie jak dla religijnych gnostyków, rzeczywistość jest dla nich rozcza­
rowaniem, t w o r e m fałszywej świadomości. Religijni rewolucjoniści wierzą, że
ludzkość tworzy swoją w ł a s n ą rzeczywistość. Nie ma więc granic tego, czym
ludzkość m o ż e się stać. Wyalienowanie i cierpienie m o ż n a jednak zniszczyć
poprzez rewolucję, która przywróci ludzkość do jej oryginalnego bytu. Religia
reakcyjna n atomiast próbuje pogodzić ludzkość z jej niemożliwą do zaakcepto­
wania rzeczywistością i z m a r z e n i e m o boskiej interwencji, czyli - innymi sło­
wy - z nadzieją. Jest to o p i u m dla mas, przerzucenie własnej potęgi ludzkości
- która jest siłą umożliwiającą wyzwolenie - na n a d n a t u r a l n ą istotę: Boga. Re­
wolucyjna wiara odrzuca iluzję boskiej łaski i proponuje siebie samą jako siłę
mesjańską. Rewolucyjną odpowiedzią na religijne pytanie jest potrzeba zmia­
ny warunków, które sprawiają, że wiara jest niezbędna. Rewolucyjny p r o r o k
proklamuje teologię liberalizacji: „będziecie niczym bogowie tworzyć w a r u n k i
swojego własnego zbawienia".
„Alienacja" jest marksistowską n a z w ą dla katastrofy, która przytrafiła się
ludzkiej egzystencji, gdyż nie ma tak po p r o s t u poszczególnych niesprawiedli­
wości, które m o ż n a by uleczyć przy p o m o c y jakichś szczegółowych reform,
lecz istnieje jedna niesprawiedliwość obecna w każdej s t r u k t u r z e ludzkiego by­
towania na tym świecie, niesprawiedliwość, której ż a d n a reforma uleczyć nie
może. Żydzi również mają swoją nazwę dla tej egzystencjalnej katastrofy i jest
to niemal to s a m o słowo: wygnanie. W Manifeście komunistycznym Marksa prole­
tariat określany jest jako ludzie żyjący na wygnaniu, tak jak Żydzi: „Proletariu­
sze nie mają ojczyzny. (...) Proletariusze wszystkich krajów łączcie się! Nie
macie do stracenia nic poza swoimi o k o w a m i . "
Polityczne preludium I wojny światowej obaliło proklamację Marksa. Kiedy
wypowiedziano wojnę, partie socjalistyczne zjednoczyły się ze swoimi naroda­
mi, dowodząc w t e n sposób, że proletariusze mieli ojczyznę, a więc coś więcej do
stracenia poza okowami. Wygnanie nie było prawdziwym s t a n e m proletariuszy,
ale było prawdziwym s t a n e m Żydów takich jak Marks. Marks, który sam wyłą­
czył się ze swojej własnej społeczności jako religijny wygnaniec, a następnie ze
społeczeństwa burżuazyjnej Anglii, jako socjalistyczny rewolucjonista, wyłączo­
ny również ze społeczeństwa niemieckiego, jako Żyd, stworzył sobie internacjonalistyczne marzenie, aby znaleźć rozwiązanie dla tej zagadki. Socjalizm był
LATO-2000
17
chęcią uwolnienia się z osobistego wygnania poprzez zniszczenie samej idei na­
rodu, poprzez zjednoczenie rodzaju ludzkiego w marksistowskim Syjonie.
To właśnie paradygmat wygnania łączy los Ż y d ó w z radykalną lewicą. Ten
sam paradygmat wytycza fałszywe granice pomiędzy żydowską wiarą a rewo­
lucyjną pasją. I to właśnie ten paradygmat wygnania w tradycji żydowskiej
ostrzega nas przed niebezpieczeństwami, jakie niosą p o d o b n e mesjanistyczne
nadzieje - nadzieje gnostyckie i apokaliptyczne, proponujące samo-przemienienie człowieka w anioła, obiecujące stworzenie raju na ziemi.
W żydowskiej tradycji wygnanie stoi u progu historii całej ludzkości: wygna­
nie pierwszej pary z rajskiego ogrodu. A d a m i Ewa byli naszymi rodzicami, ale
nie znali dobra ani zła, wstydu, cierpienia, pracy i śmierci. Są naszymi rodzica­
mi i naszą niewinnością; pochodzimy od nich, ale nie jesteśmy tacy jak oni. Są
tacy, jakimi my marzymy, aby być.
Genesis to opowieść-przestroga o tym, k i m jesteśmy. W ogrodzie tylko je­
den owoc był zakazany: „Z drzewa poznania d o b r a i zła nie w o l n o ci jeść, bo
gdy z niego spożyjesz, niechybnie u m r z e s z " (Rdz 2,17). Zjeść t e n owoc zna­
czyło tyle s a m o co utracić niewinność, a zarazem ofiarowany n a m raj. J e d n a k
chwilę po tym, jak Bóg zakazał jeść z tego drzewa, do Ewy zbliżył się wąż i sło­
wami, które brzmiały niemal dokładnie tak s a m o jak słowa marksistowskiej
obietnicy, skłonił ją, by zbagatelizowała zakaz Boga: „gdy spożyjecie owoc z te­
go drzewa, otworzą się w a m oczy i tak jak Bóg będziecie znali d o b r o i z ł o "
(Rdz 3,5). Adam i Ewa zjedli więc zakazany owoc, a Bóg ukarał ich, każąc ro­
dzić dzieci w bólu i ciężko pracować przez wszystkie dni życia aż do śmierci.
Była też inna kara - wygnanie z raju. „Pan Bóg rzekł: «Oto człowiek stał się
taki jak my: zna d o b r o i zło; niechaj teraz nie wyciągnie przypadkiem ręki, aby
zerwać owoc także z drzewa życia, zjeść go i żyć na wieki». Dlatego Pan Bóg
wydalił go z ogrodu Eden, aby uprawiał tę ziemię, z której został wzięty. Wy­
gnawszy zaś człowieka, Bóg postawił przed o g r o d e m Eden c h e r u b ó w i poły­
skujące ostrze miecza, aby strzec drogi do drzewa życia" (Rdz 3,22-24).
W tej paraboli możliwość zbawienia symbolizowana jest przez płonący
miecz, który wskazuje drogę p o w r o t u . Ale zagradzając wejście, miecz t e n sym­
bolizuje również fakt, że p o w r ó t możliwy jest tylko dzięki boskiej łasce.
W tradycji biblijnej wygnanie z raju jest przedsionkiem historii ludzkości.
Przekleństwo rzucone przez Boga - aby żyć na wygnaniu, poza rajem, aby pra18
FRONDA
19/20
cować w bólu, cier­
pieć
i
umrzeć
-
m o ż n a więc przę­
tłumaczyć w na­
stępujący sposób: Będziecie ludźmi. Od chwili
kiedy nasi wspólni rodzice zjedli z drzewa wiedzy, mie­
szając dobro ze złem, jesteśmy ludźmi: wygnanymi z miejsca, z którego pocho­
dzimy, zniechęconymi do siebie samych.
Temat wygnania przewija się w całej biblijnej historii. Biblia opowiada, jak
niedługo po wygnaniu pierwszej pary z Edenu, Bóg został p o n o w n i e tak spro­
wokowany ludzkim złem, że postanowił wyplenić w ł a s n e dzieło z ziemi. „Pan
widział, że wielka jest niegodziwość ludzi na ziemi... Wreszcie rzekł Pan:
«Zgładzę ludzi, których stworzyłem, z powierzchni ziemi»" (Rdz 6,5.7). Ale je­
den człowiek, Noe, znalazł łaskę w oczach Pana i Bóg ustąpił i postanowił go
ocalić: „...ale z tobą zawrę przymierze" (Rdz 6,18).
Po potopie, który Bóg zesłał, aby zniszczyć świat, N o e zbudował ołtarz
i złożył na n i m ofiarę. Kiedy N o e to uczynił, Bóg, jako mądry i z a s m u c o n y oj­
ciec, g o t ó w był pogodzić się z własnym stworzeniem: „Gdy Pan poczuł m i ł ą
w o ń [ofiary N o e g o ] , rzekł do siebie: «Nie b ę d ę już więcej złorzeczył ziemi ze
względu na ludzi, bo usposobienie człowieka jest złe już od młodości. Przeto
już nigdy nie zgładzę wszystkiego, co żyje, jak to uczyniłem*" (Rdz 8,21).
W tym pierwszym z niezwykłych związków, łączących boską potęgę z tra­
dycją żydowską, Bóg tworzy granice ludzkiej egzystencji, deklarując, że będzie
żył razem ze swoim stworzeniem, m i m o iż jest o n o przeznaczone, by Go za­
wodzić i czynić zło. Było to pierwsze przymierze, które podczas ucieczki
z Egiptu staje się przymierzem pomiędzy Bogiem i Jego ludem, Izraelem. Póź­
niej, u p o d n ó ż a góry Synaj Bóg powie Izraelitom: „będziecie mi królestwem
kapłanów i l u d e m świętym" (Wj 19,6). J e d n a k m i m o iż są oni wybrani, Izra­
elici pozostają nadal dziećmi Adama, a w ich sercach d o b r o miesza się ze złem.
Jako że zostali oni wybrani, Bóg wskazuje Izraelitom ścieżkę prowadzącą
do źródła. Ścieżką tą jest Prawo, które po raz pierwszy Bóg dał Mojżeszowi na
górze Synaj. W Edenie, przed u p a d k i e m było tylko j e d n o przykazanie. Teraz
jest ich wiele. Aby ich p o d s t a w o w e znaczenie nie zostało z a p o m n i a n e , m ó w i
Pan swojemu prorokowi: „Powiedz Izraelitom, niech sobie zrobią frędzle na
LATO-2000
19
krajach swoich szat, oni i ich p o t o m s t w o ,
i do każdej frędzli użyją sznurka z fioleto­
wej p u r p u r y " (Lb 15,38). Frędzle ozna­
czają granice, k t ó r e m u s z ą uszanować,
aby kontrolować swoje ludzkie serca: „Dla
w a s b ę d ą te frędzle, a gdy na nie spojrzycie,
przypomnicie sobie wszystkie przykazania Pa­
na, aby je wypełnić - a nie pójdziecie za żądzami
swego serca i oczu, przez które plamiliście się niewiernością"
(Lb 15,39). Ludzie nadal są dziećmi A d a m a i Ewy, stworzeniami s k ł o n n y m i do
zła przez pożądanie, które mają w sercu.
Boskie przymierze ma d w a ostrza, tak jak miecz, który strzeże b r a m Edenu.
Są to błogosławieństwo i przekleństwo: „Patrz! Kładę dziś przed tobą życie
i szczęście, śmierć i nieszczęście. Ja dziś nakazuję ci miłować Pana, Boga twego,
i chodzić Jego drogami, pełniąc Jego polecenia, prawa i nakazy, abyś żył i m n o ­
żył się, a Pan, Bóg twój, będzie ci błogosławił w kraju, który idziesz posiąść. Ale
jeśli swe serce odwrócisz, nie usłuchasz... oświadczam w a m dzisiaj, że na pew­
no zginiecie" (Pwt 30,15-17.18). Wygnanie jest klątwą Boga za złamanie Jego
przymierza, za wybranie zła kosztem dobra. Ale ponieważ Bóg zobowiązany jest
własnym przymierzem, aby nie zniszczyć swojego stworzenia, wygnanie to jest
również podstawą nadziei. Dla tych, których serca otwarte są na Boga, i którzy
wypełniają Jego przykazania, istnieje obietnica p o w r o t u do źródła.
We wczesnym okresie wygnania Izraelitów nadzieja na zbawienie związana
jest z nadejściem Mesjasza, p o m a z a ń c a Bożego, takiego jak Dawid, który popro­
wadzi lud Boga do jego d o m u w Syjonie. Ale kiedy wygnanie z ziemi Izraela wy­
daje się coraz bardziej trwałe, w mesjanizmie żydowskim zaczyna się rozwijać
nić apokaliptyczna, która nie traktuje już zbawienia jako odzyskania dobra z mi­
nionych czasów. Przedtem wizja mesjanistycznej przyszłości p o d s u m o w a n a by­
ła przez powiedzenie zawarte w Talmudzie: „Jedyną różnicą, jaka istnieje mię­
dzy tą wiecznością a dniami Mesjasza, jest zależność [Izraela] od innych
n a r o d ó w " . Ale teraz prorocy zaczynają mówić o „końcu dni", którego nadejście
będzie c u d o w n e i nagłe, w którym rządzić będzie s a m Bóg, ustanawiając wła­
sne prawo, i które to dni będą sygnałem nadejścia końca czasu historycznego.
N a w e t ten apokaliptyczny mesjanizm nie zapomniał jednak znaczenia hi­
storii: w Bogu i Jego przymierzu leży p o d s t a w o w a nadzieja zbawienia ludzkie20
FRONDA
19/20
go. Tak więc kamieniem węgielnym nabożeństwa mniejszości żydowskiej, Amidaha, jest pean na cześć Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba, który czci przymierze
z N i m i Jego obietnicę: „Bądź błogosławiony, o Panie, Zbawco Izraela... Zadmij
w wielki róg, aby nas uwolnić i podnieś sztandar, aby zwołać n a s z wygnania
i pozbierać nas z czterech stron świata. Bądź błogosławiony, o Panie, który zbie­
rasz banitów, swój lud Izraela."
Pokora porażki, cierpienie wygnania uczą nas, kim jesteśmy. To nie przypa­
dek, że wielkie okresy kształtowania się religii żydowskiej - czasy Patriarchów,
objawienia na górze Synaj, powstania Talmudu - wszystkie są okresami wy­
gnania. Jednak także w wygnaniu czai się niebezpieczeństwo. Związane z n i m
cierpienia m o g ą stać się tak straszne, że z a p o m n i m y o prawdzie, która wpisa­
na jest w przymierze: jesteśmy dziećmi Adama, których przeznaczeniem jest
mieszanie dobra ze złem; skazanymi przez to, k i m jesteśmy, na życie z dala od
źródeł Edenu. Jeśli o tym zapomnimy, przestaniemy walczyć, by stawać się lep­
szymi i bardziej sprawiedliwymi, a zamiast tego zbuntujemy się przeciw same­
mu wygnaniu. W poszukiwaniu całkiem n o w e g o rodzaju zbawienia zwrócimy
się ku mistycznej wiedzy i c u d o w n y m wierzeniom, fałszywym b o g o m i samozwańczym mesjaszom.
Po zniszczeniu drugiej Świątyni jerozolimskiej, kiedy setki lat prześlado­
wań i wygnania stały się tysiącami, Żydzi w diasporze zaczęli zadawać sobie
pytania wcześniej nie do pomyślenia: jak Bóg mógł nas wybrać, a p o t e m opu­
ścić? W jaki sposób ludzie wybrani przez Boga zasłużyli na taką karę? Jak Bóg
m o ż e być Bogiem, jeśli wciąż istnieje takie zło? Wszystkie te pytania są tak na­
prawdę tylko jednym pytaniem: jak wytłumaczyć nasze wygnanie?
Mniej więcej w tym czasie, kiedy w Europie p a n o w a ł Renesans, grupa ży­
dowskich mistyków żyjących w Palestynie sformułowała odpowiedź. Stworzy­
li oni pogląd radykalnie o d m i e n n y od tradycyjnych poglądów na żydowskie
wygnanie oraz zbawienie mesjańskie. W kabalistycznej n a u c e Izaaka Lurii i je­
go uczniów Bóg również stał się częścią wygnania swojego ludu, samo-wygnanie Boga jest wyjaśnieniem, w jaki sposób zło pojawiło się na świecie.
Według nauki Lurii, jeszcze przed p o w s t a n i e m E d e n u m i a ł o miejsce pierw­
sze dzieło stworzenia. Bóg wycofał się w siebie tworząc nicość, nie-Boga, z któ­
rego stworzony został świat. Tak więc w gnostycyzmie Lurii nie było jednego
Boskiego stworzenia, w którym dzieci Boga mogły dowolnie wybierać między
tym, co dobre i tym, co złe. Stworzenie z d o m i n o w a n e było przez walczące ze
LATO-2000
21
sobą moce dobra i zła. Elementy dzieła stworzenia to sefirot, czyli naczynia peł­
ne światła błyszczącego pełnią boskiego wpływu. Według Lurii podczas pier­
wotnego aktu stworzenia tylko trzy pierwsze poziomy sefirot mogły zawierać
„boskie światło". Kiedy promieniowanie dotarło do sześciu dolnych sefirot, jego
wydajność spadła i została zniszczona przez promieniowanie. Iskry boskiego
światła uwięzione zostały we fragmentach tych naczyń, niektóre z nich ulecia­
ły w górę, a jeszcze inne spadły i zatonęły. Te które zatonęły - kellipot, czyli łu­
ski - przekształciły się w siły nieczystości i zła, których m o c pochodzi z iskier
boskiego światła, wciąż w nich uwięzionych.
To właśnie jest wygnanie w r o z u m i e n i u Lurii - światło uwięzione w rozbi­
tych naczyniach, podległe złu. Nie jest to już jedynie wygnanie dzieci Adama,
ale również samego Boga. Izraelici nie są już w s w o i m wygnaniu sami: Szechina, Boska obecność, żyje na wygnaniu razem z n i m i . Dzieje się tak, ponieważ
w trakcie Stworzenia wszechświat został uszkodzony. Jego wady to wady ist­
niejące i w człowieku, i w Bogu, w s a m y m akcie stworzenia. Aby r a n a w dzie­
le stworzenia mogła się zagoić, potrzebny jest tikkun olam - n a p r a w a świata.
Ów tikkun olam jest n o w ą doktryną zbawienia, s t w o r z o n ą przez Lurię. Szechina m u s i p o n o w n i e zjednoczyć się z Bogiem. Zadanie d o p r o w a d z e n i a do po­
jednania złożone zostało w ręce ludzi wybranych przez Boga. Zbawienie doko­
nuje się dzięki świętości wybranych, ich p o s ł u s z e ń s t w u i m o d l i t w o m , k t ó r e
odmawiane są z mistyczną intensywnością, pozbawiającą zło jego mocy. Przez
odzyskanie boskiego światła idealizacji ulega nie tylko dusza Żydów, lecz tak­
że cały świat. Kiedy iskry uwięzione w rozbitych naczyniach zostaną uwolnio­
ne i powrócą do swojego źródła, wygnanie światła dobiegnie końca i osiągnię­
te zostanie ludzkie i kosmiczne zbawienie.
Wynikiem tej kabalistycznej interpretacji wygnania stało się przekształcenie
religijnego nauczania w gnostyczne wyznanie: zbawienie nie jest już boskim
uwolnieniem od kary wygnania, ale zainspirowaną przez człowieka transforma­
cją stworzenia. Koncepcja wygnania ludzi oddzieliła się od rzeczywistości histo­
rycznej, od próby odbudowy przymierza zniszczonego przez ludzką skłonność
do zła. Zastąpiła ją idea mistyczna: uwolnienie boskiego światła, które sprawi,
że kosmos stanie się całością. Z gnostyckiego p u n k t u widzenia, zło, które ema­
nuje z człowieka, nie pochodzi z jego własnej, niedoskonałej natury, lecz jest
wynikiem wad kosmosu, który człowiek zamieszkuje, ale który m o ż e naprawić.
Człowiek jest swoim własnym zbawcą.
22
FRONDA
19/20
Stąd też znaczenie ludzkiego wygnania zostaje dramatycznie - i d e m o ­
nicznie - przetworzone. N i e jest o n o już karą, ale misją; nie jest już odbiciem
tego kim jesteśmy, ale znakiem naszego przeznaczenia, zgodnie z k t ó r y m ma­
my stać się nosicielami zbawienia. W e d ł u g gnostyków Izrael rozproszył się
wśród n a r o d ó w po to, aby uwolnić światło z całego świata. Mówiąc s ł o w a m i
kabalisty C h a i m a Vitala: „ O t o cała tajemnica, dla której Izrael j e s t niewolni­
kiem wszystkich chrześcijan na świecie: dzieje się tak po to, aby m o ż n a było
pozbierać iskry [boskiego światła], k t ó r e upadły także między n i m i . . . Dlate­
go też konieczne było, aby lud Izraela rozproszył się na cztery strony świata
i pozbierał to, co się rozsypało." Izraelici są więc pierwszymi rewolucyjnymi
internacjonalistami.
Gnostycki mesjanizm jest e c h e m głosu węża, który uwiódł Ewę i doprowa­
dził Adama do upadku: Będziecie zbawcami, będziecie niczym Bóg.
W latach, które nastąpiły po wypędzeniu Ż y d ó w z Hiszpanii, w czasach
Kolumba, nowe doktryny Izaaka. Lurii szybko zaczęły się rozprzestrzeniać.
W roku 1648, roku rzezi Chmielnickiego, w Smyrnie pojawił się cierpiący mi­
styk o imieniu Sabataj Cwi, który twierdził, że jest prawdziwym mesjaszem.
Przez siedemnaście lat nikt nie zwracał uwagi na jego patetyczne twierdzenia.
Ekscentryczny, maniakalno-depresyjny Cwi, kiedy wpadał w ekstazę, bluźnił,
wymawiając zakazane imię Boga, gwałcąc żydowskie prawa i żyjąc w mistycz­
nym związku m a ł ż e ń s k i m z Torą. Często przywoływał błogosławieństwo: „ D o
Niego, który pozwala na to, co zakazane".
Za swoje herezje Sabataj Cwi został wygnany ze Smyrny, Salonik i Kon­
stantynopola i pewnie odszedłby w zapomnienie, gdyby nie fakt, że kiedy on
sam zorientował się, że jest chory, zwrócił się o p o m o c do niezwykle inteli­
gentnego m ł o d e g o kabalisty z Jerozolimy, mając nadzieję, że będzie on w sta­
nie wygnać demony, które go nawiedziły. Kabalistą tym był N a t a n z Gazy.
LATO 2 0 0 0
23
N a t a n z Gazy był p r o t o t y p e m
żydowskiego rewolucyjnego gnostyka, który to m o d e l znalazł
swą krańcową realizację w oso­
bie Marksa. Z a m i a s t spróbować
uleczyć Sabataja Cwi, zinterpre­
tował on jego demencję i n a g a n n e
zachowanie jako znak, że nadchodzi m e ­
sjańska godzina, jako p u n k t , w którym ludzka hi­
storia wychodzi poza d o b r o i zło. W 1665 roku N a t a n z Gazy ogłosił szalone­
go
Sabataja
Cwi
prawdziwym
Mesjaszem
i
wymyślił
nową
doktrynę
stworzenia, mającą usprawiedliwić jego wybór.
Według tej doktryny, kiedy po rozbiciu naczyń część iskier boskiego świa­
tła spadła w otchłań, dusza Mesjasza, osadzona w p i e r w o t n y m boskim świe­
tle, również dostąpiła upadku. D u s z a Mesjasza zamieszkała w głębinach wiel­
kiej otchłani, uwięziona przez kelippot, królestwo ciemności. Biorąc p o d uwagę
fakt, że hebrajskie słowo nahash (wąż) ma taką s a m ą wartość n u m e r y c z n ą
w doktrynie kabalistycznej, jak słowo mesiach (mesjasz), N a t a n określił Mesja­
sza jako „świętego węża" ciemności. Dopiero kiedy historyczny proces idealizacji dobiegnie końca, dusza Mesjasza będzie m o g ł a opuścić ciemne więzienie
i ujawnić swoje istnienie światu. D u s z a Mesjasza m o ż e zostać u w o l n i o n a tyl­
ko do takiego stopnia, do jakiego proces tikkun całego świata uwolni d o b r o od
zła w głębinach pierwotnej przestrzeni. Sposób w jaki Sabataj Cwi pogwałcił
prawa, co w żadnej mierze nie zdyskwalifikowało go jako p o m a z a ń c a Bożego,
stanowił oczywisty znak, że był on zaangażowany w mesjańską misję.
Przed Sabatajem Cwi pojawiali się też inni, którzy twierdzili, że są mesja­
szami. J e d n a k nie mieli oni takiego proroka, jak N a t a n ' z Gazy, który mógłby
ich namaścić, ani żadnej doktryny, takiej jak doktryna Lurii, która mogłaby
uczynić ich świętymi. Sabataj Cwi, którego początkowo o d r z u c o n o jako czło­
wieka szalonego, teraz został zaaprobowany przez rabinat, stając się symbo­
lem mesjanistycznej nadziei dla społeczności żydowskich od Frankfurtu po
Jerozolimę. Nikt nie wierzył w Sabataja Cwi bardziej niż on sam. Określił on
d o k ł a d n ą datę zbawienia, które nastąpić m i a ł o 18 czerwca 1666 roku. J e d n o ­
cześnie ogłosił nadchodzące obalenie tureckiego s u ł t a n a i popłynął do Kon­
stantynopola. Kiedy jednak w lutym 1666 roku jego statek dotarł do w ó d na24
FRONDA
19/20
leżących do Turcji, Sabataj został areszto­
wany i zakuty w kajdany. Kiedy przypro­
w a d z o n o go przed oblicze sułtana, który
pozwolił
mu
dokonać
wyboru
między
śmiercią a przejściem na islam, żydowski me­
sjasz zmienił wyznanie.
Po jego zdradzie żydowska społeczność poczuła się zagubiona i zrozpaczo­
na, a ortodoksyjne instytucje spuściły zasłonę milczenia na to, co się wydarzy­
ło. Jednak grupa najbardziej zagorzałych wyznawców pozostała n i e p o r u s z o n a
i niezachwiana w swojej wierze, dzięki c z e m u rdzeń r u c h u sabataistycznego
przetrwał. N a t a n z Gazy wyjaśnił zdradę mesjasza jako początek nowej misji,
której celem było uwolnienie boskich iskier rozproszonych w ś r ó d niewiernych
i uwolnienie światła uwięzionego w islamskiej ciemności: zadaniem mesjasza
było przybranie postaci zła, aby oczyścić pozostałych.
Prawdziwego źródła rewolucyjnej lewicy należałoby szukać w gnostycznym
mesjanizmie N a t a n a z Gazy i Sabataja Cwi, w sprzecznej wierze w zbawienie
poprzez grzech oraz w aroganckiej ambicji zmienienia ludzkiej n a t u r y i prze­
kształcenia świata.
Gnostyczna wizja wygnania - uwięzienie światła, które podlega złu - d o ­
kładnie odpowiada oświeceniowej wizji ludzkiego ucisku i wyzwolenia, k t ó r ą
odziedziczył Marks i socjaliści. Człowiek rodzi się wolny, ale zawsze nosi kaj­
dany. Ludzie ze swojej n a t u r y są istotami społecznymi i równymi, lecz zarazem
wszędzie, gdzie pojawia się więcej niż jeden człowiek, n a t y c h m i a s t pojawia się
także konflikt i brak równości. Rodzaj ludzki jest dobroczynny i anielski, ale
zawsze wyalienowany ze swego „prawdziwego ja". Ż a d n a wizja ludzkich moż­
liwości nie jest bardziej odległa od realiów życia córek i synów Adama, którzy
w głębi serca są zagubieni pomiędzy d o b r e m a z ł e m i których wygnanie jest
odzwierciedleniem ich nieposłusznej woli.
Jak religijny gnostycyzm postrzega zło jako wadę w ładzie stworzenia, tak
gnostycyzm świecki widzi zło jako skazę w kosmosie społecznym, jako siłę leżą­
cą poza ludzkością. Dla świeckich gnostyków z socjalistycznej lewicy skazą w ko­
smosie jest własność prywatna. To ona powoduje wyobcowanie i nierówność, ir­
racjonalizm i konflikty społeczne, skazując ludzkość na ciągłe wygnanie z własnej
wolności. Aby nawrócić rodzaj ludzki na ścieżkę prowadzącą z p o w r o t e m do
LATO-2000
25
ziemskiego raju, konieczne jest jedynie porzucenie własności. W tej mesjanistycznej wizji zbawienie leży nie w wypełnianiu nakazów moralnych i w posłuszeń­
stwie prawu, ale w porzuceniu i „przezwyciężeniu" obu tych elementów. Ścieżki
tej nie objawia boska laska, lecz ludzki rozum, który w rzeczywistości nie jest
wcale rozumem, tylko mistycyzmem wyzwolenia. Mieszka on w sercu każdego
ruchu, który dąży ku rewolucyjnej transformacji świata, jaki znamy.
W tym rewolucyjnym mistycyzmie mesjanistyczny zbawiciel uwięziony jest
w kapitalistycznej ciemności; wybawiciel z kolei to agent bez własności, który
przebywa w społeczeństwie, ale do niego nie należy. Jest to b u n t skierowany nie
przeciw konkretnym niesprawiedliwościom społecznej egzystencji człowieka,
ale przeciwko niesprawiedliwości istnienia jako takiego. Mesjanistyczna siła to
klasa ludzi rozproszonych wśród narodów, ale nie stanowiących ich części, któ­
ra zrzucając jarzmo własnego ucisku, zrzuci j a r z m o n o s z o n e przez wszystkich.
W teologii socjalistycznej klasą tą jest proletariat - n a r ó d wybrany wiary
marksistowskiej. Proletariat w e d ł u g Marksa to klasa, „która ma charakter uni­
wersalny ze względu na uniwersalność jej cierpień i k t ó r a nie d o m a g a się ja­
kichś specjalnych uprawnień, ponieważ niesprawiedliwość, przez którą cierpi,
nie jest konkretna, lecz ogólna. (...) Klasa ta n i e m o ż e wyzwolić się inaczej niż
uwalniając się od wszystkich innych klas społecznych - i w t e n s p o s ó b wyzwa­
lając je także. (...) Doświadcza o n a całkowitej ruiny człowieka i jest w stanie
uzdrowić się tylko poprzez p e ł n e zbawienie."
Tutaj właśnie widzimy mistyczny rdzeń wiary Marksa i wszystkich wiar re­
wolucyjnej lewicy: klasa reprezentująca „totalną ruinę człowieka" doprowadzi
26
FRONDA
19/20
do „totalnego zbawienia" człowieka. Jest to oczywisty absurd. Ale, tak jak gnostyczna herezja, jest on teologicznie precyzyjny: światło z ciemności.
Analitycznie konkretny „proletariat" zastąpiony został w teologii wyzwole­
nia współczesnej lewicy przez ogólne określenia „biedny" i „uciśniony Trzeci
Świat" oraz przez „rasy wyzyskiwane" i „ z d o m i n o w a n e płcie". F o r m u ł a j e d n a k
nie zmieniła się. Zbawienie od totalnej ruiny, wyzwolenie z ucisku, d o b r o ze
zła. Z upadłych dzieci Adama i Ewy - s a m o r o d n i bogowie.
W swoim słynnym wstępie do książki The Wretched of the Earth Frantza Fan o n a francuski radykał, Jean Paul Sartre, wychwala o k r u t n ą ścieżkę rewolucyj­
nego zbawienia, które doprowadzi ludzkość z p o w r o t e m do utraconego raju:
„To nieodwracalne okrucieństwo nie jest ani furią, ani wskrzeszeniem barba­
rzyńskich instynktów, ani n a w e t wynikiem złości: jest to na n o w o tworzący się
człowiek. (...) Tubylec leczy się z kolonialnej nerwicy poprzez zaufanie do
osadnika, osiągane dzięki posiadaniu broni. Kiedy gotuje się w n i m wściekłość,
ponownie odkrywa swoją utraconą niewinność i zaczyna poznawać samego
siebie i rozumieć, że on sam tworzy swoje ja."
Będziecie niczym Bóg...
Widzimy tutaj złowieszcze, uwodzicielskie przekleństwo gnostycznej iluzji
i jej tikkun olam: ty, Natanie z Gazy, nie będziesz już m ł o d y m a d e p t e m boskości,
lecz prorokiem, „świętą lampą" dla narodów, a ty, Sabataju Cwi, nie będziesz
już wyrzutkiem i banitą, lecz mesjaszem. Gnostyczne doktryny N a t a n a z Gazy
i Karola Marksa to doktryny samo-nienawiści i auto-egzaltacji, to intronizacja
człowieka, a w szczególności samozwańczych ludzkich zbawicieli. Jeśli zjecie
z drzewa radykalnych teorii, staniecie się bogami. To właśnie jest socjalistyczna
iluzja, trująca fantazja, która zmienia wyrzutków społecznych w politycznych
zbawców: nie współczucie aniołów, lecz arogancja węża - wiara w to, że rewo­
lucyjne idee m o g ą zaoferować n a m m o c samo-tworzenia, m o c bogów.
Właśnie to czyni radykałów tak niebezpiecznymi i destrukcyjnymi. Jako że
(dla rewolucjonisty) kres dni nadejdzie lada chwila, odrzucenie prawa, starych
zakazów jest znakiem wyboru. Błogosławieństwo wszystkich rewolucjonistów
brzmi: „Do Niego, który pozwala na to, co zakazane". Zbawienie poprzez
grzech. Jak m ó w i Sartre, „Kiedy wieśniak bierze w swoje ręce broń, stare mity
zachodzą mgłą, a zakazy jeden po d r u g i m odchodzą w zapomnienie. Broń re­
belianta jest d o w o d e m jego człowieczeństwa. (...) Zastrzelenie j e d n e g o Euro­
pejczyka jest jak upieczenie d w ó c h pieczeni na j e d n y m ogniu: to jednoczesne
LATO-2000
27
zniszczenie tyrana i człowieka uciskanego, pozostaje tylko m a r t w y człowiek
i wolny człowiek." Z ciemności światło.
Widzimy tutaj morderczą, dehumanizującą pasję lewicy w całym jej gnostyckim splendorze. Słyszymy tu głos Pol-Pota, nakazującego eksterminację
wykształconych mieszkańców Kambodży, aby uwolnić ją od kultury ucisku.
O t o głos Winnie Mandeli, wychwalającej południowoafrykańskich Murzynów,
którzy spłonęli żywcem po to, by RPA m o g ł a zostać wyzwolona. O t o głos
Marksa, głoszącego emancypację Żydów przez uwolnienie rodzaju ludzkiego
od żydostwa.
Marks był p r a w d z i w y m p r o t o t y p e m radykalnego, „nieżydowskiego Ży­
da", jakimi byliśmy ja i m o i rodzice, maszerując Ó s m ą Aleją w majowe świę­
to, kiedy m i a ł e m dziewięć lat. Byliśmy Żydami, którzy odwrócili się od juda­
izmu, ale którzy nie należeli do żadnej innej realnej społeczności czy miejsca.
Żyliśmy w Ameryce, ale nie byliśmy jej częścią. Stanęliśmy po s t r o n i e spra­
wy, k t ó r a zwróciła n a s przeciwko niej. Z d u m ą myśleliśmy, że j e s t e ś m y
zbawcami ludzkości, ale tak n a p r a w d ę nie u t o ż s a m i a l i ś m y się z ż a d n ą kon­
k r e t n ą jej częścią, k t ó r ą chcielibyśmy zbawić. Gdybyśmy odważyli się m ó w i ć
prawdę, przyznalibyśmy, że we w ł a s n y c h oczach j e s t e ś m y niczym, tak jak Sa­
bataj Cwi. Podjęliśmy się mesjanicznego dzieła w i m i e n i u całej ludzkości,
a szczególnie jej czarnej, ubogiej części, a także w i m i e n i u u c i ś n i o n e g o Trze­
ciego Świata. Ale nie mieliśmy naszych w ł a s n y c h racji. Ci, których bronili­
śmy, nienawidzili n a s jako Żydów, jako ludzi wywodzących się z klasy śred­
niej i jako Amerykanów.
S t w o r z o n a przez Marksa d o k t r y n a m i ę d z y n a r o d o w y c h socjalistów jest
wiarą w nienawiść i nienawiścią do siebie s a m e g o . R o z w i ą z a n i e m „kwestii
żydowskiej", jakie p r o p o n u j e Marks, jest obalenie s y s t e m u „ t w o r z ą c e g o " Ży­
dów. Ż y d o s t w o to jedynie objaw większego zła, k t ó r e t r z e b a w y e l i m i n o w a ć
- kapitalizmu. Żydzi są tylko r e p r e z e n t a n t a m i bardziej p o w s z e c h n e g o wro­
ga, którego trzeba zniszczyć - kapitalistów. W polityce lewicy r a s i s t o w s k a
nienawiść skierowana jest nie tylko przeciw ż y d o w s k i m kapitalistom, ale
przeciwko w s z y s t k i m kapitalistom; nie tylko przeciw kapitalistom, ale prze­
ciw k a ż d e m u , k t o nie jest biedny a jest biały; ostatecznie, jest to nienawiść
w s t o s u n k u do zachodniej cywilizacji jako takiej. Socjalistyczna rewolucja
jest a n t y s e m i t y z m e m o wymiarze o g ó l n o ś w i a t o w y m . Z ciemności - światło.
28
FRONDA
] 9/20
To, czego n a u c z y ł e m się z mojego w ł a s n e g o wygnania, jako były radykał,
heretyk i dziwak, to s z a c u n e k dla granic p o m i ę d z y tym, co z i e m s k i e a tym,
co święte, p o m i ę d z y c z ł o w i e k i e m a Bogiem; to b r a k zaufania do fałszywych
p r o r o k ó w głoszących tikkun olam. M a r k s i z m w r a z z teologią w y z w o l e n i a to
wiara szatańska. N i e ma i n n e g o p o w r o t u z n a s z e g o w y g n a n i a niż ścieżką
p r a w moralnych; nie m a zbawienia, k t ó r e zabierze n a s p o z a granice tego,
k i m i czym jesteśmy.
DAVID HOROWITZ
TŁUM. ALEKSANDRA DOBROWOLSKA
Tekst opublikowany w zbiorze e s e j ó w autora
The Politics of Bad Faith. The Radical Assault on America's Futurę.
LATO-2000
29
Ponieważ mesjasz ma przynieść nowe przymierze,
przestaje obowiązywać stare. Dlatego samozwańczy
mesjasze ostentacyjnie naruszali przykazania Tory,
aby w ten sposób legitymizować swą misję: wymawia­
li głośno imię Jahwe, jedli niekoszerne mięso, łamali
tabu seksualne. To ostatnie nabrało szczególnego zna­
czenia w działalności Franka, który utrzymywał na­
wet, że ma pięć fallusów.
FAŁSZYWY
MESJANIZM
JAKUBA
FRANKA
ZENON
CHOCIMSKI
W młodości mojej tak było żywe przyrodzenie moje,
że gdy raz jeden młodzieniec chciał wejść na drzewo, podstawiłem mu je sto­
jące i wlazł po nim. A gdym szedł między panny, musiałem je przywiązy­
wać, bo bez tego to by na wylot przebiło moje suknie. Także w najzimniej­
szej wodzie zawsze stało.
Jakub Frank, Księga Słów Pańskich, fragment 579
W Iwaniu mówił Pan: kiedy psy między sobą ujadają, chociaż kto przyjdzie
między nich i kijem je tłucze, to one nic nie zważają na to i dalej się gryzą.
Tak musi być krwi przelewanie na świecie nadzwyczajne i podczas tego same30
FRONDA 19/20
go zamieszania dopiero odbierzemy zgubę naszą, za którą się teraz uganiamy.
Podobnie gdy woda mętna, wtenczas dobre ryby łowić, tak też gdy się świat
krwią zaleje, wtenczas będziemy mogli ułowić rzecz, która się nam należy.
Jakub Frank, Księga Słów Pańskich, fragment 56
W Iwaniu widziały u mnie kobiety trzy przyrodzenia i nie rozumiały do ja­
kiej dobrej rzeczy ja je postawiłem i dotąd nie mogę tego odkryć. Gdybym
wam to odkrył, to by się wasze dusze nie utrzymały w ciele waszym.
Jakub Frank, Księga Stów Pańskich, fragment 116
Gdybyśmy tak jechali po Warszawie, to wszystko by złoto i srebro upadało,
a cała Warszawa by to zbierała sobie. Ty byś krzyczał wielkim głosem: Niech
król żyje! a wszyscy panowie i ludzie też by krzyczeli: Oto król nasz! Króla
zaś swego wrzuciliby do Wisły. My zaś usiedlibyśmy na krześle królewskim.
Jakub Frank, Księga Słów Pańskich, fragment 1118
Gdyby mi dawano wszystkie kraje, kosztownemi kamieniami napełnione, nie
wyszedłbym z Polski, bo to jest sukcesja Boga i sukcesja ojców naszych.
Jakub Frank, Księga Słów Pańskich, fragment 904
Kontrtalmudyści
Najbardziej z n a n y m s p o ś r ó d fałszywych mesjaszy żydowskich był bez wąt­
pienia Sabataj Cwi, za k t ó r y m w XVII stuleciu o p o w i e d z i a ł a się większość
ś w i a t o w e g o żydostwa. Misja Sabataja zakończyła się klęską, a on s a m z m u ­
szony został do przejścia na islam. D l a najbardziej zagorzałych s a b a t a i s t ó w
nie s t a n o w i ł o t o j e d n a k p r o b l e m u . P o pierwsze, kabała, k t ó r a była p o d s t a w ą
sabataizmu, nauczała, że mesjasz m u s i p o z b i e r a ć iskierki b o s k i e g o światła
r o z p r o s z o n e w c i e m n o ś c i a c h stworzenia, t a k więc konwersja Sabataja była
konieczna, aby zebrać o w e iskry ze ś w i a t a i s l a m u . Po drugie: w tradycji ży­
dowskiej żywa była idea d w ó c h mesjaszy: p i e r w s z e g o - cierpiącego, p o n o ­
szącego klęskę, Mesjasza syna Józefa i d r u g i e g o - triumfującego, ścielącego
w r o g ó w u swych stóp, Mesjasza syna Dawida.
Ta ostatnia koncepcja spowodowała, że kwestią czasu stało się pojawienie
nowego mesjasza, który ogłosiłby się n a s t ę p c ą i k o n t y n u a t o r e m Sabataja Cwi.
LATO-2000
31
Człowiekiem takim okazał się Jakub
Frank (1720-1791), przejawiający
najbardziej aktywną działalność
na Podolu. Przekazanie przez
Polskę na 27 lat województwa
podolskiego Turcji w roku 1672
spowodowało, że gminy żydow­
skie na tych ziemiach znalazły
się pod silnym oddziaływaniem
duchowym
sabataistów,
których
głównym o ś r o d k i e m były Saloniki. To
właśnie w tym mieście Frank próbował na
początku ogłosić się mesjaszem, nie uzyskał
jednak akceptacji najbardziej wpływowych sabataistów. Z m u s z o n y do opusz­
czenia Salonik, z grupą swoich wyznawców, powrócił do Polski, gdzie w roku
1754 objawił się jako nowy mesjasz - drugie wcielenie Sabataja Cwi.
Frank, który postulował całkowite odrzucenie Talmudu na korzyść Zoharu,
bardzo szybko zdobył sobie rzesze wiernych nie tylko w Rzeczpospolitej, lecz
również na Węgrzech, w Czechach czy w Niemczech. Zdołał też zgromadzić
wokół siebie znanych rabinów oddanych kabalistyce. Należeli do nich m.in. ra­
bin Nadworny - J e h u d a Leb Krysa, rabin Buska - N a c h m a n Ben-Samuel Lewi
czy rabin Rohatyna - Eliza Szor. Wzburzyło to innych rabinów, zaniepokojo­
nych triumfem podejrzanego ezoteryzmu, upadkiem autorytetu Talmudu i ze­
rwaniem z tradycją halachiczną. Jak pisze żydowski historyk Heinrich Graetz,
„Przerażenie ogarnęło pobożnych. Rabini i przełożeni zastosowali natychmiast
zwykłe środki przeciw gwałcicielom: klątwy i prześladowania. Na skrytych he­
retyków urządzono obławę." Gminy żydowskie wydały oficjalny zakaz studio­
wania kabały oraz pism mistycznych przed ukończeniem trzydziestego roku ży­
cia. Jeden z najwybitniejszych żydowskich u m y s ł ó w tamtej epoki, Jakub E m d e n
z Portugalii, do którego po radę zwrócili się talmudyści z Polski, stanowczo do­
radzał prześladować frankistów oraz dowodził, że Z o h a r jest fałszerstwem. Nie
odebrało to jednak rosnących wpływów zwolennikom Jakuba Franka.
Spór o „rząd d u s z " , jaki rozgorzał m i ę d z y frankistami a t a l m u d y s t a m i ,
spowodował, że obie s t r o n y zwróciły się o arbitraż do władzy kościelnej, za­
wieszając tym s a m y m w ł a s n ą a u t o n o m i ę religijną.
32
FRONDA
19/20
Publiczna d y s p u t a r a b i n ó w z frankistami odbyła się 20 czerwca 1757 ro­
ku przed s ą d e m k o n s y s t o r s k i m w Kamieńcu Podolskim. Jej p o d s t a w ą były
główne d o g m a t y wiary p r z e d s t a w i o n e przez Franka. Sąd u z n a ł , że bliższa ob­
jawieniu chrześcijańskiemu jest z a k o r z e n i o n a w Z o h a r z e n a u k a frankistowska aniżeli Talmud, który n a k a z a n o publicznie spalić jako „ p e ł n y ł g a r s t w
i b l u ź n i e r s t w " . Jak to ujął Graetz, „stos dla T a l m u d u podpaliła Kabała".
Zwycięstwo w dyspucie publicznej n i e z m i e n i ł o j e d n a k wiele w p o ł o ż e ­
niu frankistów, którzy nadal w ł o n i e społeczności żydowskiej zacięcie atako­
wani byli przez z w o l e n n i k ó w tradycji rabinicznej. Frankiści p o s t a n o w i l i więc
rozprawić się z żydowskimi o r t o d o k s a m i w inny s p o s ó b . W roku 1759 oskar­
żyli ich publicznie o rytualne m o r d y na chrześcijanach: „talmudyści przele­
wają więcej niewinnej krwi chrześcijańskiej niż p o g a n i e " . G ł ó w n ą w i n ę za to
ponosi Talmud, który „uczy krwi chrześcijańskiej p o t r z e b o w a ć " . Poza tym głosili owi frankistowscy rabini w chałatach, co m u s i a ł o wywrzeć d u ż e wra­
żenie na chrześcijanach - „talmudyści-karczmarze rozpijają chłopów, wysy­
sają k r e w biednych chrześcijan i obdzierają ich do ostatniej koszuli".
Z tymi oskarżeniami z n ó w zwrócili się do hierarchii kościelnej z p r o ś b ą
o p o n o w n y arbitraż. Arcybiskup lwowski K o n s t a n t y Łubieński zgodził się na
kolejną d y s p u t ę r a b i n ó w z frankistami (odbyła się w czerwcu 1759 we Lwo­
wie) - p o d j e d n y m wszakże w a r u n k i e m : że ci o s t a t n i przyjmą wcześniej
chrzest. Tak też się stało. Tysiące Ż y d ó w p r z e s z ł o na katolicyzm, w ś r ó d nich
sam Jakub Frank, k t ó r e g o ojcem c h r z e s t n y m został król August III Sas.
O ile Kościół był w stanie tolerować sektę w e w n ą t r z j u d a i z m u , o tyle - po
przejściu Franka i jego zwolenników na katolicyzm - nie m ó g ł sobie pozwo­
lić na p o d o b n e pobłażanie wobec sekty w e w n ą t r z chrześcijaństwa. Dlatego
w roku 1760 sąd kościelny w Warszawie skazał Franka na b e z t e r m i n o w e od­
osobnienie w klasztorze jasnogórskim. Przebywał on t a m przez 13 lat, do cza­
su uwolnienia przez wojska rosyjskie. Później przeniósł się do Brna na Mora­
wach, a n a s t ę p n i e do Offenbach w Niemczech, gdzie z m a r ł w 1790 roku.
Polska - Ziemia Obiecana
W swoich n a u k a c h Frank precyzuje d w a cele swej mesjańskiej misji - opa­
n o w a n i e świata i zbawienie świata. O s t a t e c z n e wyzwolenie d u c h o w e ma bo­
wiem zostać p o p r z e d z o n e przez wyzwolenie d o c z e s n e . Z a l e ż n o ś ć między tyLATO-2000
33
mi procesami była j e d n a k o d w r o t n a niż w koncepcjach p o p r z e d n i c h p r e t e n ­
d e n t ó w do roli mesjasza. Ci o s t a t n i utrzymywali, że ziemskie wyzwolenie
będzie wynikiem duchowej p r z e m i a n y świata. Frank uważał zaś, że d o p i e r o
ziemskie p a n o w a n i e mesjańskie stworzy w a r u n k i dla zbawienia świata: „ m y
najpierw n a p r a w i m y sferę dolną, a później i g ó r n ą p o t r a f i m y " .
Na tle innych fałszywych mesjaszy n a u k a Franka była o tyle nietypowa, że
nie zakładała ona p o w r o t u do Ziemi Świętej, lecz b u d o w ę p a ń s t w a żydowskie­
go na terenie Rzeczpospolitej, gdyż „grunt podniesienia jest w Polsce". Sam Ja­
kub Frank tak opisywał swoje powołanie: „Gdym leżał chory, pokazał mi się
piękny człowiek z brodą, a kiedym oczy otworzył, to mi się w nich rozświeciło.
Rzekł do m n i e ów człowiek: Pójdziesz ty do Polski! J a m nic nie odpowiedział,
tylkom się odwrócił twarzą na drugą stronę, ku ścianie, ale i t a m znowu, przy
ścianie, widziałem tegoż samego człowieka i b a r d z o m się zaląkł. On zaś wziąw­
szy m n i e za rękę, t a m gdzie puls macają, rzekł mi d w a razy te słowa: w s t a ń ! J a m
się porwał i na drugą stronę,
ku izbie, przewróciłem się
i obaczyłem tegoż samego
człowieka stojącego nagiego,
z rękoma na krzyżu rozcią­
gniętymi w wielkim świetle,
z r a n a m i w boku, rękach i n o ­
gach. Obaczywszy go porwa­
ł e m się z łóżka i p a d ł e m na
kolana przed nim, a on mi
tak mówił: posłałem d w a razy po ciebie Eliasza, a tyś nie chciał go słuchać. O t ó ż
teraz sam do ciebie przyszedłem. Nie bój się. Pójdziesz do Polski. A j a m odpo­
wiedział: a jak pójdę do Polski, kiedy języka nie r o z u m i e m , m a m fortunę w tym
kraju, m a m żonę młodą, która ze m n ą nie będzie chciała iść? Odpowiedział na
to: idź ty wprzódy, a o n a p o t e m pójdzie, a choć będziesz różnie prześladowany,
nie bój się nic, miej ufność we m n i e . Kiedy ci będzie ciężko, będziesz widział
przed sobą Eliasza. To powiedziawszy Pan Jezus zniknął."
Frank stanowczo odrzucał ideę p o w r o t u N a r o d u Wybranego do Palestyny:
„Jerozolima i Tempel więcej z b u d o w a n y m i nie będą". W swej Księdze Słów Pań­
skich podkreślał: „gdyby mi d a w a n o wszystkie kraje, k o s z t o w n e m i kamieniami
napełnione, nie wyszedłbym z Polski, bo to jest sukcesja Boga i sukcesja ojców
34
FRONDA
19/20
naszych". Już na wygnaniu w Brnie mówił swoim wyznawcom: „ M u s i a ł e m też
wyjść z Warszawy do innej bramy, do innego kraju i m u s i a ł e m odstąpić od suk­
cesji Boga. Wszakżeście ode m n i e słyszeli szczególnie: Pójdziemy na Polskę.
W tym kraju jest wielka rzecz do d e p t a n i a i ja depczę d o t ą d . "
Jak się wydaje, swoje nadzieje na b u d o w ę p a ń s t w a izraelskiego na tery­
t o r i u m Rzeczpospolitej wiązał Frank z liczebnością społeczności w y z n a n i a
mojżeszowego oraz z s a m o r z ą d o w y m i instytucjami żydowskimi, k t ó r e w p o ­
r ó w n a n i u z innymi krajami E u r o p y były tu bardziej r o z b u d o w a n e i cieszyły
się największą a u t o n o m i ą . Liczył, że dzięki w s p a r c i u hierarchii katolickiej
władza p a ń s t w o w a o d d a m u zwierzchnictwo n a d a u t o n o m i c z n ą s p o ł e c z n o ­
ścią Ż y d ó w polskich. Kiedy się to nie u d a ł o , zażądał od króla, by wydzielono
mu na kresach, przy granicy z Turcją, niewielkie t e r y t o r i u m , na k t ó r y m zbu­
dowałby swoje p a ń s t w o . Obiecał ściągnąć t a m Ż y d ó w z całej E u r o p y i na­
wrócić ich na chrześcijaństwo. Kiedy przeciw tej propozycji z a p r o t e s t o w a l i
kresowi magnaci, oferta Franka stała się skromniejsza - chciał już tylko czte­
rech miasteczek na Podolu. N i e uzyskał n a w e t tego.
Jak twierdzi Jan D o k t ó r w swej pracy o Jakubie Franku, fałszywy mesjasz
planował przejąć władzę od polskich p a n ó w : „królestwem mesjańskim byłaby
wówczas cała Polska pod władzą Franka i jego wyznawców". Świadczyć o t y m
mogą niektóre fragmenty z Księgi Stów Pańskich (częściowo cytowane na wstę­
pie niniejszego tekstu): „Gdybyście wy w całości byli, to b y m ja był k r ó l e m pol­
skim, a wy byście byli 12-stoma panami, na których bogactwa wszyscy królo­
wie by się zadziwili"; „Gdy pójdę do Polski, wtenczas b ę d ę rękę moją rozpo­
ścierał nad wszem. W t e n c z a s p o w ie m : Ja to j e s t e m Ezaw, starszy od ciebie."
Frank odwołuje się tu do starej kabalistycznej koncepcji, w myśl której trwa
konflikt o dziedzictwo d u c h o w e i prawdziwe Boże błogosławieństwo między
d w o m a siłami, symbolizowanymi przez biblijne postaci Jakuba i Ezawa. We­
dług Zoharu, p o t o m s t w e m Jakuba byli Izraelici, zaś Ezawa - chrześcijanie.
W Księdze Rodzaju Jakub przebiera się za Ezawa, narzuca na siebie koźle skó­
ry, i w ten sposób oszukuje swojego ojca Izaaka, który nieświadom niczego za­
miast Ezawowi przekazuje błogosławieństwo Jakubowi. Frankiści utrzymywali,
że wydarzenia te nie dotyczą zamierzchłej przeszłości, lecz czasów przyszłych.
W ten sposób tłumaczył swoje przyjęcie chrztu s a m Frank: „Wszakżem w a m
mówił, że mesjasz m u s i wejść w Ezawa, prawie w niego wejść, tak jak stoi: po­
szedł do Cheronny. Wyszedł, aby poszedł do Cheronny, ale nie poszedł."
LATO 2 0 0 0
35
Jak pisze Jan Doktór, „«wejście w Ezawa», czyli apostazja, nie oznacza
prawdziwego wejścia do panującego chrześcijaństwa, gdyż r ó w n a ł o b y się to
u z n a n i u status quo (...) Dla Franka jest o n a tylko n a r z ę d z i e m p o d s t ę p n e g o
wydziedziczenia Ezawa, «założeniem skór koźlęcych», przy p o m o c y których
Jakub odbierze b ł o g o s ł a w i e ń s t w o czyli w ł a d z ę . " Tak m ó w i ł F r a n k do swych
wyznawców o Ezawie (czyli chrześcijanach): „Kiedy zaś zdybiesz go, potrą­
cisz z miejsca, w k t ó r y m stoi, na to miejsce, gdzie ty staniesz, i ty odziedzi­
czysz jego miejsce, a on stanie na t w o i m " .
W Księdze Słów Pańskich Frank twierdził, że t o , czego nie zdołał d o k o n a ć
biblijny Jakub, u d a się j e m u - „ p r a w d z i w e m u J a k u b o w i " : „Jakub nie okołował i nie szedł z mądrością, bo uciekł od Labana, nie odebrał p r z e t o Ezawowi władzy. Ale my okołujemy i m ą d r z e pójdziemy, bo wszyscy się zbiorą na
wojnę, wówczas wyjdzie m o c s t r a s z n a od Boga, iż cały świat zatrzęsie się,
a królowie m o c ą mądrości i s ł o d k i e m i słowy w n a s z e ręce w p a d n ą i złożą ko­
rony swoje."
Trójca i Krzyż
Jeśli takie były rzeczywiście plany Franka, to jak to się stało, że sąd kościel­
ny przyznał rację jego wyznawcom, uznając n a u k i kabalistów za bliższe
chrześcijaństwu niż Talmud? Frankiści przedstawili 2 sierpnia 1756 roku
w urzędzie k o n s y s t o r s k i m w Kamieńcu P o d o l s k i m dziewięć tez swojej wia­
ry. N i e m a l wszystkie z nich m o g ł y zostać z p o w o d z e n i e m z a a k c e p t o w a n e
przez Kościół katolicki. Rzecz j e d n a k w tym, że Frank p o d s t a w i a ł p o d ich
treść z u p e ł n i e i n n e znaczenie. P o d o b n i e było z s i e d m i o m a t e z a m i p r z e d s t a ­
wionymi przez frankistów d w a lata później w k o n s y s t o r z u l w o w s k i m . Weź­
my n p . p u n k t piąty: „Krzyż święty j e s t w y o b r a ż e n i e m Trójcy Przenajświęt­
szej i z n a k Mesjasza". Jak rozumieli Krzyż i Trójcę frankiści?
O t ó ż pierwsza litera hebrajskiego alfabetu, alef, ma k s z t a ł t lekko pochy­
lonego krzyża. Tora zaczyna się j e d n a k nie od pierwszej, lecz od drugiej lite­
ry alfabetu - beth. Tak więc alef - czyli krzyż - oznacza p i e r w s z e ń s t w o Eza­
wa, k t ó r e p o w i n n o być z d e t r o n i z o w a n e przez beth, czyli p i e r w s z e ń s t w o p o ­
t w i e r d z o n e P i s m e m Świętym. Jak głosił w Księdze Słów Pańskich J a k u b Frank,
„Wszak alef d a n o Ezawowi, tak jak się m i ę d z y p r a w o w i e r n i k a m i z d a w n a błą­
kało to słowo, że krzyż u k r a d z i o n y i znajduje się u Ezawa (...) Ezaw zaś, że
36
FRONDA
19/20
wprzódy wyszedł, to mu w p r z ó d y d a n o t e n alef, a Biblia zaczyna się od beth.
Jakub trzymał się pięty Ezawa, to oznacza, że na k o ń c u on o d b i e r z e . "
Celem przejścia Franka na chrześcijaństwo jest więc - jak pisze J a n Dok­
t ó r - „odebranie od Ezawa «ukradzionego krzyżas, czyli symbolu p a n o w a n i a ,
alef, a n a r z u c e n i e mu podległości, k t ó r ą symbolizuje litera beth. W świetle
obrazu o d w r ó c o n e g o świata oczywistym w y d a w a ł o się, że chrześcijanie zaj­
mą miejsce żydów, i p r z e jm ą od nich w r a z z literą beth Mojżeszowe Prawo,
u z n a n e przez Franka za niezwykle skuteczne narzędzie zniewolenia, zaś ży­
dzi (ci oczywiście, co pójdą za F r a n k i e m ) p r z e jm ą b o g a c t w a i przywileje pol­
skich p a n ó w . "
Także frankistowska koncepcja Trójcy Świętej, przejęta od sabataistów,
różniła się od chrześcijańskiej. Składały się na n i ą „trzy
węzły wiary": Stwórca, Bóg Izraela i Szechina. W e d ł u g
kabalistów, na skutek katastrofy kosmicznej j e d n o ś ć
Trójcy została rozbita. M o ż e przywrócić ją tylko Me­
sjasz, który d o k o n a zaślubin z Szechiną. Wówczas zli­
k w i d o w a n e zostanie pęknięcie m i ę d z y Bogiem i Jego
l u d e m . Sabataj Cwi wierzył, że Szechina - czyli żeński
e l e m e n t Boga - zamieszkała w P i ś m i e Świętym, dlatego
j e d n y m z ważniejszych m o m e n t ó w jego misji były m i ­
styczne zaślubiny z Torą. Frankiści w swoich p i s m a c h
na p r z e m i a n używali określeń Szechina i „ P a n n a " . Kiedy
Frank uwięziony został na Jasnej Górze, oświadczył:
„Panna jest w C z ę s t o c h o w i e i to s c h o w a n a w p o r t r e ­
cie". Tak więc, utożsamiając Szechinc z j a s n o g ó r s k i m ob­
razem Matki Boskiej, n a w e t swoje p r z y m u s o w e za­
mknięcie w p a u l i ń s k i m klasztorze potrafił F r a n k przed­
stawić jako logiczny w a r u n e k własnej misji. „O C z ę s t o c h o w i e m ó w i Pan:
miejsce to u g r u n t o w a n e jest od początku świata, by s t a m t ą d zdjąć t e n ka­
m i e ń od tej s t u d n i - nauczał Frank - Ja w a s s t a w i ł e m za braci, abyście byli
p o m o c n i k a m i zdjąć t e n k a m i e ń (...) i przez to moglibyście przystąpić do ży­
w o t a wiecznego."
Powoływał się przy tym na fragment Talmudu, w k t ó r y m rabbi J e h o s z u a
ben Levi pyta proroka Eliasza, kiedy zjawi się Mesjasz. W odpowiedzi słyszy,
że m o ż e o to sam zapytać Mesjasza, który „znajduje się u b r a m Rzymu. Jest
LATO-2000
37
t a m pośród sprawiedliwych, którzy cierpią, jest t a m p o ś r ó d żebraków okrytych
r a n a m i " . Frank i n t e r p r e t o w a ł ó w fragment następująco: „Mówili p r z o d k o w i e
wasi: Ki moschach ben Josef beture de Rome - mesjasz siedzi we w r o t a c h rzym­
skich, zawiązuje i rozwiązuje (...) Ja to j e s t e m ten, co wiąże i rozwiązuje, jak
w ł a s n e m i widzicie oczyma". „Bo z d a w n a wiecie, że C z ę s t o c h o w a nazywa się
Bramą Rzymską, a ja t a m z o s t a w a ł e m w wielkiej c i e m n o ś c i . "
We w s p o m n i a n e j wyżej kabalistycznej koncepcji Trójcy istnieje w y r a ź n e
rozróżnienie między Stwórcą a Bogiem Izraela. Jak twierdzili frankiści,
„Świat, tewel, nie jest s t w o r z o n y przez s a m e g o Boga D o b r e g o . Takoż A d a m
nie był stworzony od Boga, bo gdyby A d a m i świat byli s t w o r z e n i od Boga
Żywego, to by świat istniał na wieki i A d a m żyłby wiecznie. Tylko dlatego, że
oni nie są od D o b r e g o Boga, to każdy człowiek m u s i u m i e r a ć a świat się nie
utrzymuje." W e d ł u g ich n a u k , Bóg jako p i e r w s z a zasada, En-Sof, Cyrkuł
wszech Cyrkułów, nie ma b e z p o ś r e d n i e g o w p ł y w u na świat materialny. Ta
koncepcja, charakterystyczna dla r ó ż n e g o rodzaju r u c h ó w gnostyckich, do­
konujących rozróżnienia między złym D e m i u r g i e m a d o b r y m Zbawicielem,
uznawała więc skażenie wszelkiego s t w o r z e n i a jako wynik n i e d o s k o n a ł o ś c i
s a m e g o aktu kreacji. Efektem takiego r o z u m o w a n i a było przyjęcie, że Me­
sjasz, z a n i m p r o k l a m u j e swoje królestwo, m u s i zniszczyć zastany porządek.
Tak więc Frank głosił: „Pierwszy człowiek A d a m wszędzie, w k a ż d y m miej­
scu co deptał, to się b u d o w a ł o m i a s t o , lecz ja gdzie tylko d e p t a ć b ę d ę ,
wszystko zniszczone zostanie. Bo ja tylko dlatego przyszedłem, aby wszyst­
ko z e p s u t e z o s t a ł o . " „ M u s z ę ja to wszystko zniszczyć, co jest c z a r n o na bia­
łym i wygluzować ze szczętem. Wówczas odkryje się Bóg dobry."
Prostytucja sakralna
J e d n ą z oznak nadejścia czasów mesjańskich było, z d a n i e m kabalistów, wy­
gaśnięcie Prawa n a d a n e g o p r z o d k o m na Synaju. Ponieważ mesjasz ma przy­
nieść n o w e przymierze, przestaje obowiązywać stare. D l a t e g o też wszyscy
samozwańczy mesjasze ostentacyjnie naruszali przykazania Tory, aby w t e n
s pos ób legitymizować swą misję. Popełniali maasim zarim: wymawiali g ł o ś n o
niewymawialne imię Jahwe, jedli n i e k o s z e r n e m i ę s o , łamali t a b u seksualne.
To o s t a t n i e n a b r a ł o szczególnego znaczenia w działalności Franka, który
utrzymywał nawet, że ma pięć fallusów.
38
FRONDA
19/20
Prostytucja sakralna frankistów sprawiła, że
historycy
żydowscy
uważali
ich
za
„ruch
0 w s t r ę t n y m charakterze" (Heinrich Graetz)
1 „nihilistów m o r a l n y c h " (Gerszom Szolem).
Zachowało się wiele świadectw, przede wszyst­
kim frankistowskich, opisujących praktyki seksualne z u d z i a ł e m s a m e g o mi­
strza. Aby podkreślić mistyczny, a nie i n t y m n y c h a r a k t e r tych czynności,
Frank bardzo często współżył z wybraną przez siebie kobietą publicznie („w
izdebce wśród białego dnia, w obecności wszech p r z y t o m n y c h " ) . Ponieważ
zawsze otaczał go fraucymer wyznawczyń, gotowych do wszelkich poświęceń,
często zmieniały się owe „ p a n n y " , z którymi połączenia seksualne antycypo­
wały i przyspieszały mistyczne połączenie z jedyną „ P a n n ą " czyli Szechina.
Frank organizował t e ż zbiorowe s e a n s e kopulacyjne, gdzie s a m d o b i e r a ł
pary. Jak podaje j e d n o ze źródeł frankistowskich: „Kazał Pan podówczas, aby
Matuszewski, Pawłowski i M a t u s z e w s k i N a d w o r n i e ń s k i mieli połączenie
z Henryką Wołowską. Drugiej nocy nakazał Henrykowi, Michałowi W o ł o ­
skiemu, D ę b o s k i e m u i Jasserowi z Wittel m i e ć o b c o w a n i e . D n i a 7-ego Paw­
łowski, Matuszewski i M a t u s z e w s k i N a d w o r n i e ń s k i z Jakubowską. D n i a 8ego był M a t u s z e w s k i N a d w o r n i e ń s k i ochrzczony i Pan z Jejmością n a s z ą
trzymali go do c h r z t u . "
Wiele ceremonii seksualnych poprzedzało obrzędy chrztu frankistów (i jed­
no, i drugie było zresztą radykalnym pogwałceniem zasad j u d a i z m u rabinicznego). Na przykład w lipcu 1759 roku we Lwowie, w przeddzień rozpoczęcia dys­
puty z talmudystami i po postanowieniu przyjęcia chrztu, miała miejsce mi­
styczna orgia, która zaczęła się od tego, że Frank pobłogosławił swoich wy­
znawców krzyżem i słowami: „daj n a m m o c wodzenia Go i wielkie szczęście
służenia M u " . Następnie - jak opisuje jeden z frankistów - „Pan postawił war­
tę z naszych na dworze, aby nikt nie odważył się patrzeć na okna nawet, a s a m
wszedłszy z Braćmi i Siostrami rozebrał się nago, toż i Jej śp. i w s z e m zgroma­
dzonym rozkazał, a wziąwszy ławkę przybił w środku gwóźdź i postawił na niej
dwie świece zapalonych, a do tego gwoździa przywiesił Krzyż swój, i tak klęk­
nąwszy najprzód sam wziął krzyż i skłoniwszy się na wszystkie 4-ry Strony go
pocałował, toż Jejmość, a p o t e m w s z e m rozkazał uczynić, dopiero p o t e m obco­
wanie nastąpiło podług jego wyznaczenia." Współżyło wówczas ze sobą czter­
naście par jego wyznawców, a jedna z kobiet, nienawykła do takich widoków,
LATO-2000
39
dostała ataku śmiechu, że się uspokoić nie mogła, więc Frank kazał zgasić świe­
ce i dalej orgia przebiegała po ciemku.
W Starym Testamencie b a ł w o c h w a l s t w o w i e l o k r o t n i e n a z y w a n e j e s t cu­
d z o ł ó s t w e m , k t ó r e g o Oblubienica, czyli N a r ó d Wybrany, d o p u s z c z a się z o b ­
cymi bogami. W oczach frankistów połączenie c u d z o ł ó s t w a fizycznego z cu­
d z o ł ó s t w e m d u c h o w y m (a za takie uważali czczenie Krzyża) m i a ł o być więc
demonstracyjnym z n a k i e m u t r a t y ważności p r z e z Torę, a z a r a z e m począt­
kiem ery mesjańskiej.
Ketman
Samuel Primo, osobisty sekretarz Sabataja Cwi, twierdził, że „przez swoje
przejście na islam Sabataj uwiarygodnił się jako mesjasz. To, co uczynił, jest
kabalistycznym m i s t e r i u m , k t ó r e j u ż wcześniej zapowiadały n i e k t ó r e p i s m a .
Tak jak pierwszy zbawiciel, Mojżesz, m u s i a ł przez jakiś czas przebywać na
dworze faraona i to nie jako Izraelita, lecz udając Egipcjanina, t a k o s t a t e c z n y
zbawiciel m u s i przez jakiś czas żyć w p o g a ń s k i m p r z e b r a n i u na p o g a ń s k i m
dworze - na zewnątrz grzesznie, lecz w e w n ę t r z n i e czysto."
J e d e n z głównych t e o r e t y k ó w sabataizmu, A b r a h a m C a r d o s o , był zdania,
że „każdy Żyd m u s i stać się t a k i m m a r r a n e m p r z e d p o w r o t e m z wygnania".
Obowiązkiem s a b a t a i s t ó w było więc oficjalne przyjęcie obcej religii, lecz p o ­
tajemne praktykowanie w ł a s n e j . Uważali oni - jak pisze J a n D o k t ó r - „że do­
póki ś w i a t e m władają m o c e przeciwne zbawieniu, p r a w d z i w a wiara m u s i być
kultywowana w ukryciu, by nie ulec p o k u s i e instytucjonalizacji, k t ó r a była­
by r ó w n o z n a c z n a z p o d d a n i e m się władzy sił d e m o n i c z n y c h . D l a t e g o im
większa jest sprzeczność między instytucjonalnymi formami, k t ó r e się re­
spektuje na zewnątrz, a wiarą, t y m lepiej dla wiary."
O w a idea czczenia swojego Pana przez służenie c u d z e m u Bogu stworzy­
ła zjawisko z w a n e ketmanem, k t ó r e w i n n y m z u p e ł n i e kontekście opisał póź­
niej Czesław Miłosz w Zniewolonym umyśle. Powoływał się on przy t y m na o b ­
serwacje G o b i n e a u : „Ketman n a p e ł n i a d u m ą tego, k t o go praktykuje. Wierzą­
cy dzięki t e m u osiąga s t a n trwałej wyższości n a d tym, k t ó r e g o oszukał, c h o ­
ciażby t e n o s t a t n i był m i n i s t r e m czy p o t ę ż n y m k r ó l e m ; dla człowieka, który
stosuje w o b e c niego ketman, jest on p r z e d e w s z y s t k i m b i e d n y m ślepcem; zo­
stał pozbawiony d o s t ę p u do jedynie prawdziwej drogi i n a w e t tego nie po40
FRONDA
19/20
dejrzewa; n a t o m i a s t ty, o b d a r t y i przymierający g ł o d e m , z p o z o r u drżący
u s t ó p zręcznie mylonej potęgi, m a s z oczy p e ł n e światła; kroczysz w blasku
przed twymi nieprzyjaciółmi. Szydzisz z nieinteligentnej istoty; rozbrajasz
niebezpieczną bestię. Ileż uciech j e d n o c z e ś n i e ! "
Jak to osiągnąć? Miłosz cytuje G o b i n e a u : „Nie tylko t r z e b a w t e d y wyrzec
się publicznie swoich poglądów, ale zaleca się użyć wszelkich p o d s t ę p ó w , by­
leby tylko zmylić przeciwnika. Będzie się w t e d y wypowiadać wszelkie wyzna­
nia wiary, które m o g ą mu się podobać, będzie się odprawiać wszelkie obrząd­
ki, które uważa się za najbardziej niedorzeczne, sfałszuje się w ł a s n e książki,
wykorzysta się wszelkie środki w p r o w a d z e n i a w błąd. W t e n s p o s ó b
zdobędzie się wielkie zadowolenie i zasługę, że u c h r o n i ł o się
i siebie i swoich, że nie naraziło się cennej wiary na o h y d n y kon­
takt z niewiernymi, i wreszcie, że oszukując tego o s t a t n i e g o
i utwierdzając go w jego błędzie, ściągnęło się na niego h a ń b ę
i nędzę duchową, na k t ó r ą zasłużył."
Wyznawcy Sabataja Cwi utrzymywali, że chociaż oficjalnie
przyjął on wiarę m a h o m e t a ń s k ą , to w rzeczywistości jego kon­
wersja miała inny, ezoteryczny, sens - chodziło o pozbieranie
iskier boskości z upadłego świata pogańskiego. Sto lat później
frankiści twierdzili, że misja ta okazała się połowiczna, ponieważ
drugą część świata pogańskiego, oprócz m u z u ł m a n ó w , stanowią
chrześcijanie - dlatego stało się konieczne, aby Jakub Frank, jako n o ­
we wcielenie Sabataja Cwi, przyjął chrzest i w ukryciu dopełnił m e ­
sjańskie dzieło, zbierając iskry zagubione w ś r ó d chrześcijan.
F r a n k i s t o m u d a ł o się p r z e t r w a ć ś m i e r ć mistrza. Dalej w ukryciu konty­
nuowali swe c e r e m o n i e . Z a c h o w a ł y się n p . z e z n a n i a t r z e c h w y z n a w c ó w
Franka z ł o ż o n e p r z e d r a b i n a t e m w F u r t h w roku 1800. Opowiadali o orgiach
organizowanych przez Rocha Franka, syna Jakuba. W t y m s a m y m roku,
zgodnie z p r o r o c t w e m Ewy Frank, córki z m a r ł e g o mesjasza, m i a ł a nastąpić
paruzja, czyli p o w t ó r n e przyjście na świat jej ojca, Jakuba. Kiedy to n i e na­
stąpiło, część frankistów p o w r ó c i ł a do j u d a i z m u , część p o z o s t a ł a przy chrze­
ścijaństwie, ale najbardziej zagorzali nadal wytrwali przy hetmanie, oficjalnie
udając katolików, a p o t a j e m n i e praktykując maasim zarim.
Z a r ó w n o historycy katoliccy (ks. Walerian Kalinka), jak i żydowscy (Abra­
h a m Duker, Heinrich Graetz) przytaczali wiele d o k u m e n t ó w oraz świadectw
LATO
2000
41
o tym, iż frankiści jako zorganizowana g r u p a działali jeszcze w drugiej p o l o ­
wie XIX wieku. G e r s z o m Szolem pisa! nawet, że do s p o t k a ń frankistów z sabataistami dochodziło w roku 1 9 2 1 . Sabataistyczna g m i n a w Salonikach prze­
trwała b o w i e m w ukryciu aż 2 5 0 lat, na z e w n ą t r z praktykując wskazania isla­
m u , zaś w ukryciu praktyki kabalistyczne.
Nic więc dziwnego, że część k a t o l i k ó w o d n o s i ł a się podejrzliwie do ży­
dowskich konwertytów, upatrując w n i c h potencjalnych frankistów. Na przy­
kład do czasów II Soboru W a t y k a ń s k i e g o do Towarzystwa J e z u s o w e g o n i e
w o l n o było przyjmować katolików p o c h o d z e n i a żydowskiego n a w e t w pią­
t y m pokoleniu p o chrzcie.
Co ciekawe, wielu czołowych przedstawicieli haskali czyli żydowskiego
Oświecenia było w m ł o d o ś c i frankistami lub p o c h o d z i ł o z frankistowskich ro­
dzin. Z d a n i e m G e r s z o m a Szolema, frankiści byli forpocztą gwałtownej seku­
laryzacji życia żydowskiego, do której d o s z ł o w XIX stuleciu: „nihilizm r u c h u
sabataistycznego i frankistowskiego ze swą nauką, że ł a m a n i e Tory jest jej
spełnieniem (...) u t o r o w a ł drogę XIX-wiecznej haskali i r u c h o w i reformacyjn e m u , gdy wyczerpał się jego p i e r w o t n y i m p u l s religijny". N a w e t ojciec ży­
dowskiego Oświecenia, Mojżesz M e n d e l s s o h n , człowiek wydawać by się m o ­
gło skrajnie racjonalistyczny, dowodził - jak pisał w 1767 roku Lessing - „że
rojenia p e w n e g o polskiego Żyda, k t ó r y przed kilku laty p o d a ł się za mesjasza,
są również u z a s a d n i o n e " . Tym „ u z a s a d n i o n y m " e l e m e n t e m , k t ó r y przejęli od
frankistów świeccy reformatorzy żydowscy, było o d r z u c e n i e dotychczasowej
tradycji religijnej j u d a i z m u oraz niecierpliwy mesjanizm, upatrujący zbawie­
nia nie w Bogu A b r a h a m a , Izaaka i Jakuba, lecz w kolejnych u t o p i a c h .
ZENON CHOCIMSKI
42
FRONDA
19/20
Ważniejsza literatura frankistowska w języku polskim:
• Księga Stów Pańskich w Briinnie mówionych, rękopis w Bibliotece Jagiellońskiej, sygn. 6 9 6 8 I, 6 9 6 9 ;
• Dodatek Słów Pańskich w Briinnie mówionych, rękopis w Bibliotece Publicznej im. H. Łopacińskiego
w Lublinie;
• Dodatek Stów Pańskich w Offenbach mówionych, rękopis w Bibliotece Publicznej im. H. Łopacińskiego
w Lublinie;
• Widzenia Pańskie, rękopis w Bibliotece Publicznej im. H. Łopacińskiego w Lublinie;
• Rozmaite Adnotacje, Przypadki, Czynności i Anegdoty Pańskie, rękopis w Bibliotece Publicznej
im. H. Łopacińskiego w Lublinie.
Ważniejsza literatura przedmiotu w języku polskim;
• M. Bałaban, Sabataizm w Polsce, w: Księga Jubileuszowa ku czci prof. Dra Mojżesza Schorra,
„Pisma Instytutu Judaistycznego w Warszawie", 1934;
• N. Calmanson, Uwagi nad ninieyszym stanem Żydów Polskichy ich wydoskonaleniem. Warszawa 1 7 9 7 ;
• J. Doktór, Jakub Frank i jego nauka, Instytut Filozofii i Socjologii PAN, Warszawa 1 9 9 1 ;
• H. Graetz, Historja Żydów, t. 8, Warszawa 1929;
• A. Kraushar, Frank i frankiści polscy 1726-1816, Kraków 1 8 9 5 ;
• G. Pikulski, Złość żydowska czyli wykład talmudu i sekt żydowskich, L w ó w 1 7 6 0 ;
• H. Skimborowicz, Żywot, skon i nauka Jakuba Józefa Franka, Warszawa 1866;
• Z. L. Sulima, Historya Franka i frankistów, Warszawa 1 8 9 2 .
LATO2000
43
Redakcja P i s m a P o ś w i ę c o n e g o „ F R O N D A " ogłasza
III edycję Konkursu Poetyckiego
im. x . Józefa Baki
Niepublikowane dotychczas utwory w 5 egzemplarzach (objętość d o w o l n a )
prosimy nadsyłać do 30 listopada 2 0 0 0 roku
n a a d r e s r e d a k c j i : F r o n d a , skr. p o c z t . 6 5 , 0 1 - 8 4 2 W a r s z a w a .
Ogłoszenie wyników wraz z w r ę c z e n i e m nagród (2000 $)
o d b ę d z i e się w s t y c z n i u 2 0 0 1
roku.
Piace poetyckie oceniać będzie j u t r w składzie:
Paweł H e r t z ( p r z e w o d n i c z ą c y ) , Krzysztof Dybciak,
K r z y s z t o f Koeiiler, W o j c i e c h W e n c e l .
Redakcja nie odsyła prac k o n k u r s o w y c h .
Jak d o n i o s ł a „Gazeta Wyborcza" (8-9.04.2000.) w artykule Przeciwko rasizmo­
wi. Drukowane zło, p r e m i e r Jerzy Buzek zwrócił się do w i c e m i n i s t r a sprawie­
dliwości o ściganie publikacji rasistowskich, a n t y s e m i c k i c h i ksenofobicz­
nych.
Obiecał t e ż w p ł y n ą ć n a m i n i s t r a skarbu,
b y p o w s t r z y m a ć ich
kolportaż. Na s p o t k a n i u z szefem rządu prof. Jerzy Jedlicki ze Stowarzysze­
nia przeciwko A n t y s e m i t y z m o w i i Ksenofobii „ O t w a r t a Rzeczpospolita" za­
apelował o uważniejsze zatwierdzanie p o d r ę c z n i k ó w szkolnych oraz ściganie
z u r z ę d u publikacji nawołujących do nienawiści na tle n a r o d o w o ś c i o w y m l u b
wyznaniowym.
N a ł a m a c h „Res Publiki N o w e j " (nr 7-8/1999) Bożena U m i ń s k a z d e m a ­
skowała jako u t w ó r antysemicki l e k t u r ę szkolną - Przedwiośnie Stefana Ż e ­
r o m s k i e g o i dodała: „antysemickich treści jest w literaturze więcej niż się
wydaje tym, którzy na nie nie zwracają uwagi".
No właśnie, co w t a k i m razie zrobić z i n n ą l e k t u r ą szkolną, m i a n o w i c i e
Nie-boską komedią Z y g m u n t a Krasińskiego? O ile w Przedwiośniu pojawia się
zaledwie jeden akapit, k t ó r y m ó w i - i to bynajmniej nie w dezawuującym t o ­
nie - o bolszewickich rewolucjonistach p o c h o d z e n i a żydowskiego, to w draLATO-2000
45
macie n a r o d o w e g o wieszcza... - żeby nie być g o ł o s ł o w n y m , zacytujmy p o ­
czątek księgi III. D o b r z e by było, aby u s t o s u n k o w a ł y się do niego o d p o w i e d ­
nie władze, z u r z ę d e m p r e m i e r a oraz m i n i s t r a m i sprawiedliwości i edukacji
narodowej na czele. Czy taka książka m o ż e być p o w i e l a n a w dziesiątkach ty­
sięcy egzemplarzy? Czy n a s z e dzieci m u s z ą czytać ją w szkołach jako obo­
wiązkową lekturę? Jak interpretują im nauczyciele poniższy fragment?
Szałas - lamp kilka - księga rozwarta na stole Przechrzty.
PRZECHRZTA
Bracia m o i podli, bracia m o i mściwi, bracia kochani, ssajmy karty T a l m u d u
jako pierś mleczną, pierś żywotną, z której siła i m i ó d płynie dla n a s , dla n i c h
gorycz i trucizna.
CHÓR PRZECHRZTÓW
J e h o w a Pan nasz, a nikt inny. - On n a s p o r o z r z u c a ł wszędzie. On n a m i , gdy­
by splotami niezmiernej gadziny, oplótł świat czcicielów Krzyża, p a n ó w na­
szych, d u m n y c h , głupich, n i e p i ś m i e n n y c h . - Po trzykroć p l u ń m y na zgubę
im - po trzykroć p r z e k l ę s t w o im.
PRZECHRZTA
Cieszmy się, bracia m o i . - Krzyż, wróg nasz, podcięty, zbutwiały, stoi dziś
nad kałużą krwi, a jak raz się powali, nie p o w s t a n i e więcej. - D o t ą d p a n y go
bronią.
CHÓR
Dopełnia się praca wieków, praca nasza markotna, bolesna, zawzięta. - Śmierć
p a n o m - po trzykroć p l u ń m y na zgubę im - po trzykroć przeklęstwo im!
PRZECHRZTA
Na wolności bez ładu, na rzezi bez końca, na zatargach i złościach, na ich
głupstwie i d u m i e o s a d z i m p o t ę g ę Izraela - tylko tych p a n ó w kilku - tych kil­
ku jeszcze zepchnąć w dół - t r u p y ich przysypywać r o z w a l i n a m i Krzyża.
CHÓR
Krzyż z n a m i ę święte nasze - w o d a c h r z t u połączyła n a s z l u d ź m i - uwierzy­
li pogardzający miłości pogardzonych.
Wolność ludzi p r a w o n a s z e - d o b r o l u d u cel n a s z - uwierzyli synowie
chrześcijan w synów Kaifasza. - Przed w i e k a m i w r o g a umęczyli ojcowie na­
si - my go na n o w o dziś u m ę c z y m i nie z m a r t w y c h w s t a n i e więcej.
46
FRONDA
19/20
PRZECHRZTA
Chwil kilka jeszcze, jadu żmii kropel kilka jeszcze - a świat nasz, o bracia
moi!
CHÓR
J e h o w a Pan Izraela, a nikt inny. - Po trzykroć p l u ń m y na zgubę l u d o m - po
trzykroć p r z e k l ę s t w o i m !
Słychać stukanie.
PRZECHRZTA
Do roboty waszej - a ty, święta księgo, precz stąd, by w z r o k p r z e k l ę t e g o nie
zbrudzil kart twoich.
Talmud chowa. (...)
CHÓR PRZECHRZTÓW
Powrozy i sztylety, kije i pałasze, rąk naszych dzieło, wyjdziecie na zatratę im
- oni p a n ó w zabiją po błoniach - rozwieszą po ogrodach i borach - a my ich
p o t e m zabijem, powiesim. - Pogardzeni w s t a n ą w gniewie swoim, w chwałę
Jehowy się ustroją; słowo Jego zbawienie, miłość Jego dla n a s zniszczeniem dla
wszystkich. - Pluńmy po trzykroć na zgubę im, po trzykroć przeklęstwo im!
LATO 2 0 0 0
47
Sekwencje szóstkowe, powtarzające się w wielu miej­
scach Zoharu, sprawiły, że Sabataj Cwi wybrał rok 1666
na ogłoszenie się mesjaszem, co uwiarygodniło go
w oczach kabalistów.
meta
fizy
kana
rodu
wtr
adycjika
balistcznej
LEW
ABRAMOWSKI
„ N a r ó d żydowski (...) jest więc o s t a t e c z n i e żywy (...) jedynie i wyłącznie
w tym, co z a p e w n i a t r w a n i e n a r o d u p o n a d czasem, nieprzemijalność jego
życia: w czerpaniu własnej wieczności z c i e m n y c h ź r ó d e ł k r w i . "
„Tylko w żydowskiej krwi żyje nadzieja na m i a r ę krwi, o której m i ł o ś ć
chętnie z a p o m i n a , a wiara sądzi, że m o ż e się bez niej obejść."
„Zakorzenienie w n a s s a m y c h i tylko w n a s samych, we w ł a s n y m ciele
i krwi, poręcza n a m n a s z ą w i e c z n o ś ć . "
48
FRONDA
19/20
Te trzy cytaty z najgłośniejszej książki Franza R o s e n z w e i g a (1886-1929)
zatytułowanej Gwiazda zbawienia - w której radzi on Ż y d o m „zamknięcie czy­
stego źródła krwi p r z e d obcą d o m i e s z k ą " - k o r e s p o n d u j ą znakomicie z teza­
mi i n n e g o wybitnego myśliciela żydowskiego w XX wieku: M a r t i n a Bubera
(1878-1965). Heinrich S i m o n (ur. 1921) i M a r i e S i m o n (ur. 1922) w swej
cennej monografii pt. Filozofia żydowska tak charakteryzują poglądy t e g o
ostatniego: „Dominującą zasadą był w e d ł u g niego dialog, r o z m o w a m i ę d z y
ja i ty; właściwym ty, n a p r z e c i w k t ó r e g o stoi człowiek, j e s t Bóg (...) Człowie­
kiem będącym w sytuacji dialogu nie jest przedstawiciel g a t u n k u ani abstrak­
cyjne i n d y w i d u u m , ani też myślący i poznający p o d m i o t , lecz Żyd (...) Wy­
szedł on od istnienia Żyda jako o d r ę b n e j , nie dającej się z a m i e n i ć formy
egzystencji. O d r ę b n o ś ć żydowskiego c h a r a k t e r u opiera się n i e tylko na reli­
gijnym wyznaniu, lecz polega na osobowości człowieka, k t ó r y cały i w p e ł n i
jest Ż y d e m i n i k i m i n n y m . To egzystencjalistyczne założenie szło w p a r z e
z biologistycznymi wyobrażeniami, gdyż z d a n i e m Bubera na j e d n o s t k ę silniej
niż wrażenia i wpływy z otoczenia oddziałuje « n a s t ę p s t w o pokoleń», a czło­
wiek «odczuwa w tej nieśmiertelności p o k o l e ń w s p ó l n o t ę krwi», k t ó r a «określa najgłębsze warstwy naszego istnienia*."
Z a r y s o w a n e powyżej poglądy Rosenzweiga i Bubera wskazują na p e w n ą
zasadę, która od zarania o b e c n a jest w tradycji judaistycznej. C h o d z i o u t o ż ­
samienie k o m p o n e n t u n a r o d o w e g o z religijnym - o t o ż s a m o ś ć krwi z d u ­
c h e m . J u d a i z m jest j e d y n ą religią na świecie, gdzie a t r y b u t y kasty inicjacyj­
nej, zapewniające b e z p o ś r e d n i p r z y s t ę p do Boga, p r z e n i e s i o n e zostają na cały
naród. W tym tkwić ma ź r ó d ł o wyjątkowości Izraelitów w ś r ó d innych ludów.
To krew, a nie wiara czy p o s ł u s z e ń s t w o objawieniu o t w i e r a w r o t a n i e b i o s .
Genealogia Zoharu
Jak wiele religii także j u d a i z m posiada swoją s t r o n ę egzoteryczną (zewnętrz­
ną) oraz ezoteryczną ( w e w n ę t r z n ą ) . Pierwszą z n i c h r e p r e z e n t u j e T a l m u d
czyli tradycja rabiniczna, d r u g ą Z o h a r czyli tradycja kabalistyczna. Od cza­
sów średniowiecza mistyczno-spekulatywny r u c h Kabały był t r z e c i m - o b o k
rabinicznego i filozoficznego - filarem j u d a i z m u . Jego i s t o t ą było zgłębianie
i wykorzystywanie ukrytych sitre Tora - tajemnic Tory. Z d a n i e m najwybitniej­
szego badacza dziejów religii żydowskiej, G e r s z o m a Szolema (1897-1985),
LATO-2000
49
w czasach formalnego skostnienia j u d a i z m u b a r d z o często czynnikiem dyna­
mizującym religię stawał się n u r t kabalistyczny. Były n a w e t okresy, kiedy
większość Izraelitów na świecie o p o w i a d a ł a się za kabalistyczną i n t e r p r e t a ­
cją religii, n p . w wieku XVII, uznając Sabataja Cwi (1626-1676) za obiecane­
go przez p r o r o k ó w mesjasza.
Świętą księgą kabały jest Sefer ha-Zohar czyli Księga Światłości, k t ó r a po
raz pierwszy pojawiła się na p r z e ł o m i e XIII i XIV stulecia w Hiszpanii. Za au­
tora Z o h a r u uchodzi Mojżesz z Leon (1250-1305), j e d n a k s a m i kabaliści
utrzymują, że księga jest o wiele starsza.
Stara tradycja judaistyczna utrzymuje, że
Mojżesz na górze Synaj oprócz Tory otrzy­
m a ł również m ó w i o n y k o m e n t a r z do niej
(zwany Torą U s t n ą ) , który przez wieki był
przekazywany z u s t do ust. Tym k o m e n t a ­
r z e m miał być, w e d ł u g rabinów, Talmud,
a także, w e d ł u g kabalistów, Zohar. Spisania
tego
ostatniego
dokonać
miał
żyjący
w II wieku po C h r y s t u s i e rabin Szymon
bar Jochaj. Część kabalistów ( n p . sabataiści
czy frankiści) u w a ż a ł a nawet, że Z o h a r jest
starszy i bardziej święty od Talmudu, gdyż
podarował go Bóg przez anioła A d a m o w i po wygnaniu z raju.
Nie wszyscy Żydzi uznawali a u t o r y t e t Z o h a r u . Z n a m y z historii g ł o ś n e
spory między t a l m u d y s t a m i a kabalistami, k t ó r e nasilały się zwłaszcza
w okresach pojawiania się fałszywych mesjaszy, n p . w s p o m n i a n e g o j u ż Saba­
taja Cwi czy Jakuba Franka (1720-1791), p o p i e r a n y c h m a s o w o przez adep­
t ó w Z o h a r u . Ortodoksyjni rabini p r o t e s t o w a l i n p . przeciw zawartej w Kaba­
le koncepcji reinkarnacji. Z kolei przedstawiciele haskali, czyli żydowskiego
oświecenia, na czele ze s w y m najwybitniejszym h i s t o r y k i e m H e i n r i c h e m
G r a e t z e m (1817-1891), uważali kabalistów za niebezpiecznych o s z u s t ó w
i hochsztaplerów. Tym niemniej przez wieki Z o h a r s t a n o w i ł dla wielkiej czę­
ści żydostwa r ó w n o p r a w n ą z T a l m u d e m w y k ł a d n i ę P i s m a Świętego.
Kabaliści zawsze podkreślali, że Biblia zawiera d w a j e d n o c z e s n e przeka­
zy: jawny, d o s ł o w n y oraz ukryty, mistyczny. Wierzyli, że w czasach mesjań­
skich przykazania Tory u t r a c ą swą w a ż n o ś ć i egzoteryczna interpretacja
50
FRONDA
19/20
stąpi miejsca ezoterycznej. Ponieważ studiowali g ł ó w n i e tę drugą, pragnęli
oglądać urzeczywistnienie swych n a u k tajemnych w życiu, a nie tylko ich
teoretyczne o p a n o w a n i e . Dlatego ś r o d o w i s k a kabalistów były zawsze głów­
nymi ośrodkami, z których wychodzili różni fałszywi mesjasze, n p . Aszer
Lemlein, Dawid Reubeni, Salomon Molocho, J a k u b Q u e r i d o czy Berechiasz.
Antropologia Zoharu
O w a wyjątkowość n a r o d u wybranego p o ś r ó d innych nacji, o której w s p o m i ­
naliśmy na początku - wyraźnie dochodzi do głosu w judaistycznej tradycji
ezoterycznej. W pierwszej części Z o h a r u , zatytułowanej Bereszit I, znajdujemy
następujące zdanie, którego a d r e s a t e m są Izraelici:
„Właśnie wy nazywacie się ludźmi, a nie i n n e
narody, służące gwiazdom i p l a n e t o m " .
W tradycji j u d a i z m u owymi „służącymi
gwiazd i planet", czyli akumami, są nie
tylko czciciele Baala czy Beliala, lecz
również przedstawiciele innych reli­
gii, u z n a n i za bałwochwalców. N a w e t
dziś m o ż n a usłyszeć rabinów, którzy
mówią,
że
nie
mogą
modlić
się
w obecności krzyża, ponieważ ozna­
czałoby to o d d a w a n i e czci bożkowi.
Zohar stwierdza też, że „wszelki duch
nazywa się «czlowiekiem»", lecz p o t e m precy­
zuje: „«człowiekiem» nazywa się tylko duch nale­
żący do «świętej strony»". We wspomnianej księdze Be­
reszit I czytamy, że „w rejonach «innej strony», tam, gdzie panuje anty-świętość,
duch, który rozprzestrzenia się wśród akumów (gojów), wychodząc z «anty-świętości» nie jest «człowiekiem»; dlatego nie zasługują oni na to m i a n o . "
W tradycji kabalistycznej m a m y więc do czynienia z b a r d z o precyzyjną
antropologią mistyczną, dokonującą p o d z i a ł u na ludzi i nie-ludzi. Taka duali­
styczna antropologia, dzieląca świat na „dzieci ś w i a t ł a " i „dzieci c i e m n o ś c i " ,
charakterystyczna była dla wielu sekt inicjacyjnych, n p . gnostyków, ismailit ó w czy manichejczyków. Zawsze j e d n a k więź łącząca „wybranych" czy też
LATO2000
51
„oświeconych" m i a ł a c h a r a k t e r duchowy. W Izraelu po raz pierwszy w h i s t o ­
rii miała to być więź krwi.
Demonologia Zoharu
U z n a n i e wszystkich innych n a r o d ó w oraz religii za przedstawicieli „lewej
s t r o n y " sprawia, że s t o s u n e k Izraela do nich staje się p r o b l e m e m nie poli­
tycznym, lecz teologicznym i mistycznym. Podczas kiedy p o z o s t a ł e ludy zo­
stają przez Z o h a r z d e m o n i z o w a n e , Izrael u z n a n y
jest za jedynego nosiciela Bożych energii zsyłanych
przez J a h w e w niższe światy. Dzięki t e m u d o c h o d z i
wręcz do u t o ż s a m i e n i a Szechiny czyli Bożej O b e c n o ­
ści, „dziesiątej sefiry", z n a r o d e m w y b r a n y m .
Wrogowie Izraela z d a n i e m kabalistów p o c h o d z ą
z plemienia kainowego. W e d ł u g Z o h a r u Kain nie był
synem A d a m a i Ewy, lecz dzieckiem A d a m a i diablicy Lilith, która wraz z d e m o n e m Samaelem stoi na
czele szatańskiego p a n t e o n u . Wszystkie negatywne
postacie, jakie pojawiają się w Torze, n p . C h a m za
czasów Noego, Izmael za czasów Izaaka czy Ezaw za
czasów Jakuba, u t o ż s a m i o n e zostają z p l e m i o n a m i
nie-izraelskimi. Od Izmaela mają brać swój początek
m u z u ł m a n i e , zaś od Ezawa chrześcijanie - w obydwu
wypadkach chodzi o bezprawnych sukcesorów, uzurpujących sobie Boże bło­
gosławieństwo. Największym wrogiem Żydów po zburzeniu Świątyni jerozo­
limskiej i rozproszeniu n a r o d u izraelskiego jest jednak Wielki Z a m ę t . Określe­
nie to odnosi się do skoncentrowanej siły zła obejmującej i n n e narody.
Szczególne miejsce w Kabale zajmuje problematyka eschatologiczna. Za­
nim nadejdzie Królestwo Boże, oznaczające dla n a r o d u wybranego wieczną
szczęśliwość, nastąpi walka między silami jasności czyli „prawą s t r o n ą " a siła­
mi ciemności czyli „lewą s t r o n ą " . Cierpienia Izraela w czasie „czwartego roz­
proszenia" traktowane są jako próba, podczas której Bóg wykorzystuje gojów
jako i n s t r u m e n t do wywołania przeciwko n i m świętego gniewu Izraelitów.
W Tikun ha-Zohar czytamy: „ D o p ó k i ludzie Wielkiego Z a m ę t u nie zosta­
ną starci z oblicza ziemi, nie spadnie deszcz Tory, a dzieci Izraela, p o d o b n e
52
FRONDA
19/20
do traw i drzew, nie b ę d ą się rozrastać. W tym tkwi tajemnica zda­
nia:
«nie było jeszcze
krzewu
żadnego
p o l n e g o na ziemi,
ani
żadna trawa p o l n a jeszcze nie
wzeszła - bo Bóg nie zsyłał desz­
czu na ziemię»
(Rdz 2,5)." Tak
więc między starciem z powierzchni
ziemi „ludzi Wielkiego Z a m ę t u " czyli
innych
narodów
a
eschatologicznym
s
c?
^
^
^
j
^
^
^
^
^
^
„deszczem Tory", czyli początkiem ery mesjań­
skiej, istnieje nie tylko związek chronologiczny, lecz również przyczynowy.
P o w i n n o dojść do p o w t ó r z e n i a się historii, tyle że na wyższym p o z i o m i e : tak
jak wytrzebienie n a r o d ó w kananejskich było w a r u n k i e m założenia p a ń s t w a
izraelskiego w czasach biblijnych, tak wytrzebienie n a r o d ó w Wielkiego Za­
m ę t u jest konieczne dla zapoczątkowania mesjańskiej ery w dziejach Izraela.
Nie należy więc biernie oczekiwać na przyjście p o ś r e d n i k a z góry, lecz aktyw­
nie przyczyniać się do nadejścia końca czasów.
Hermeneutyka Zoharu
Dalsze rozważania p r o w a d z ą n a s do refleksji n a d literami, k t ó r a s t a n o w i jed­
ną z p o d s t a w Z o h a r u . Kabaliści twierdzili b o w i e m , że każda litera związana
jest z k o n k r e t n y m e l e m e n t e m boskiego porządku. W c e n t r u m j u d a i z m u
znajduje się J a h w e . Kabaliści niezwykłą wagę przywiązywali do imienia Tet r a g r a m m a t o n a : J H W H . Ich zdaniem, każda z czterech liter Boskiego imie­
nia odpowiadała c z t e r e m a s p e k t o m boskości.
Pierwsza litera -jod - oznacza a b s o l u t n ą zasadę, z której wypływa Boska
energia, jest to źródło sakralnej emanacji, a zarazem męski pierwiastek Bo­
ga, który czyni Go Ojcem.
Druga litera -he- oznacza z kolei żeński p i e r w i a s t e k Bóstwa, u t o ż s a m i a ­
na jest z Mądrością oraz Łaską Bożą i nazywana przez kabalistów Matką, Z o ­
ną lub górną Szechina.
Trzecia litera - wau - oznacza m i s t y c z n ą więź łączącą n i e b o z ziemią i na­
zywana jest Synem.
i
LATO 2 0 0 0
53
Czwarta litera -he- p o d o b n i e jak druga litera oznacza Szechinę czyli Bożą
Obecność, ale tym razem dolną Szechinę, tzn. Bożą Obecność w niższych rejo­
nach stworzenia. O w o „małe he" u t o ż s a m i a n e jest przez kabalistów z n a r o d e m
Izraela. W najbardziej radykalnych koncepcjach oznacza to, że n a r ó d wybrany
jest integralną częścią samego Boga - i bez niego Bóg utraciłby swą pełnię.
Świątynia jerozolimska była niegdyś miejscem najświętszym ze świętych
i centralnym p u n k t e m Izraela tylko dlatego, że mieszkała w niej d o l n a Szechina. Po zburzeniu Świątyni przez rzymskie legiony Szechina u d a ł a się wraz
z n a r o d e m żydowskim na wygnanie, gdzie znajduje się do tej p o r y (co praw­
da okres wygnania już m i n ą ł , ale Świątynia nadal nie zo­
stała o d b u d o w a n a ) . Ta katastrofa z i e m s k a znalazła odbicie
w kataklizmie kosmicznym, m i a n o w i c i e w w e w n ę t r z n y m
pęknięciu s t r u k t u r y imienia T e t r a g r a m m a t o n a . Tak pisze
o t y m Zohar: „Kiedy tylko Wielki Z a m ę t , składający się
z Nefilitów, Hiborytów, Amalekitów, Refaitów i Anakitów,
znalazł się między d w o m a he, Święty, niech będzie błogosła­
w i o n e Imię Jego, nie m ó g ł dłużej s a m ich zjednoczyć. Na
t y m polega głęboki sens w e r s e t u : «Strumień wyczerpał się
i wysechł» (Iz 19,5). S t r u m i e ń «wyczerpał się» na p o z i o m i e
pierwszego he i «wysechł» na p o z i o m i e drugiego he. A wszystko dlatego, że­
by nie pozwolić W i e l k i e m u Z a m ę t o w i żywić się wau, k t ó r e j e s t D r z e w e m Ży­
cia. O t o dlaczego wau nie stoi więcej między d w o m a he, kiedy Wielki Z a m ę t
usadawia się między n i m i . (...) Jak d ł u g o Wielki Z a m ę t będzie podszywać
się p o d Izrael, nie będzie możliwości ani zbliżenia się, ani zjednoczenia liter
imienia J H W H . Lecz kiedy Wielki Z a m ę t z o s t a n i e starty z oblicza ziemi, «w
ten dzień J a h w e będzie j e d e n i jego imię będzie jedno» (Za 14,9). (...) D o ­
póki Wielki Z a m ę t nie zostanie na świecie zniszczony, nie będzie zjednocze­
nia."
Nieco dalej Z o h a r precyzuje, że „przyczyną r o z p r o s z e n i a były grupy two­
rzące Wielki Z a m ę t " .
Eschatologia Zoharu
Kluczowym p r o b l e m e m wydaje się rola litery wau - p o ś r e d n i k a między nie­
b e m a ziemią, u t o ż s a m i a n e g o z D r z e w e m Życia i zasadą synowską. N a r o d y
54
FRONDA
19/20
Wielkiego Z a m ę t u naruszyły cyrkulację boskich energii
między górą a d o ł e m , rugując literę wau i podstawiając
na jej miejsce swoje kulty i religie. Prawdziwe wau zo­
staje zakryte, a „ m a ł e he", p o z b a w i o n e łączności z „du­
żym he" odrywa się od J H W H . Jak podaje Zohar, n a s t ę ­
puje w y p e ł n i e n i e s ł ó w P s a l m u 38 - „ O n i e m i a ł e m ,
z a m i l k ł e m " - „kiedy wau zostaje oddzielone od he, nie ma
głosu a słowo m i l k n i e " . Nic dziwnego, że po p o w s t a n i u
chrześcijaństwa, po zburzeniu świątyni i po czwartym
rozproszeniu Izrael pozbawiony został d u c h a prorockiego,
a objawienie przestało się rozwijać. Ponieważ „ m a ł e he" s t a n o w i ł o integralną
część boskiego imienia, jego odpadnięcie - czyli r o z p r o s z e n i e Izraela - spowo­
d o w a ł o też okaleczenie s a m e g o T e t r a g r a m m a t o n a .
Ź r ó d ł e m nieszczęść n a r o d u w y b r a n e g o jest więc uzurpacja gojów i fał­
szywe przejęcie przez nich zasady Syna czyli D r z e w a Życia. J e d y n y m r a t u n ­
kiem, aby nie tylko przywrócić Izraelowi u t r a c o n ą łączność z Ojcem, lecz tak­
że by o d b u d o w a ć z a b u r z o n ą w e w n ą t r z s a m e g o i m i e n i a Boga j e d n o ś ć - jest
zlikwidowanie przeszkody między „ d u ż y m he" i „ m a ł y m he" czyli zniszczenie
fałszywego wau.
Dojdzie do tego w czasach mesjańskich, kiedy to rozegra się e s c h a t o l o ­
giczny bój między „ p r a w ą s t r o n ą " (rakchaim) a „lewą s t r o n ą " (din), m i ę d z y
„górnym ś w i a t e m " (merkaby) a „ d o l n y m ś w i a t e m " (kelipot), m i ę d z y Izraelita­
mi a gojami. Wizja takiego konfliktu k o s m i c z n e g o charakterystyczna jest dla
wielu religii, j e d n a k ż e tylko w j u d a i z m i e siły d o b r a u t o ż s a m i o n e zostają
z j e d n y m e t n o s e m p r z e c i w s t a w i o n y m jako metafizyczny przeciwnik wszyst­
kim innym narodom.
Tradycja kabalistyczna utrzymuje, że czasy mesjańskie przypadają na szó­
ste tysiąclecie od s t w o r z e n i a świata, a d o k ł a d n i e rozpoczęły się w s z ó s t y m
dziesięcioleciu szóstego tysiąclecia. Ponieważ k a l e n d a r z Ż y d ó w zaczyna się
w roku 3 7 6 0 przed C h r y s t u s e m , oznacza to, że era m e s j a ń s k a zaczęła się j u ż
około roku 1300 n.e. - d o k ł a d n i e w t y m czasie, kiedy po raz pierwszy
w Hiszpanii pojawił się Zohar. Przyjście Mesjasza p o w i n n o więc nastąpić
najpóźniej do końca szóstego tysiąclecia, czyli do roku 2 2 4 0 .
Istnieje j e d n a k r ó w n i e ż i n n a szkoła kabalistyczna, k t ó r a - zgodnie z bi­
blijnym p o w i e d z e n i e m , że j e d e n dzień dla Boga jest jak tysiąc lat dla ludzi LATO2000
55
każe owe szóste tysiąclecie (od 1240 do 2 2 4 0 roku) u t o ż s a m i ć z dobą. J e d n a
godzina takiej „tysiącletniej d o b y " wynosiłaby 41,666 lat. Jeśli podzielimy
taką „ d o b ę " na 4 części po 6 godzin każda, w ó w c z a s o t r z y m a m y okresy 250letnie. Ponieważ u Ż y d ó w początek d n i a liczy się nie od północy, lecz od za­
c h odu słońca, oznacza to, że początek nowej ery m o ż n a sytuować już o go­
dzinie 6 po p o ł u d n i u , a więc po trzech o k r e s a c h 250-letnich. W e d ł u g tej
szkoły pojawienie się Mesjasza przypada więc na rok 1990 - czyli o k o ł o 6 6 0
lat po rozpoczęciu ery mesjańskiej.
Nic więc dziwnego, że wielu kabalistów z u w a g ą obserwuje wszelkie zda­
rzenia w Izraelu lat 90-tych, by i n t e r p r e t o w a ć je w świetle powyższych obli­
czeń. Po z d e m a s k o w a n i u w XVII wieku jako fałszywego mesjasza Sabataja
Cwi chasydzi z r o d u Lubawiczów ogłosili, że prawdziwy Mesjasz pojawi się,
kiedy u m r z e o s t a t n i rabin z ich r o d u - s t a ł o się to 26 l u t e g o 1994 roku.
Jeszcze większe p o r u s z e n i e wywołały w m a r c u roku 1997 n a r o d z i n y
w Izraelu „czerwonej k r o w y " . W tradycji judaistycznej jest o n a s y m b o l e m
oczyszczenia z grzechów. W a r t o dodać, że jest to j u ż dziewiąta z kolei krowa,
podczas gdy dziesiątą, zgodnie z przekazami, p o w i n i e n złożyć w ofierze s a m
Mesjasz.
W e d ł u g niektórych kabalistów r y t u a l n a ofiara owej czerwonej krowy
umożliwi Ż y d o m wejście na t e r e n Świątyni jerozolimskiej. O b e c n i e jest o n a
dla nich n i e d o s t ę p n a nie tylko dlatego, że na jej miejscu w z n o s i się islamski
meczet, lecz również dlatego, że p r a w o w i e r n i Żydzi mają zakaz w c h o d z e n i a
na górę Moria, aby p r z y p a d k i e m nie p o d e p t a ć i nie sprofanować miejsca naj­
świętszego ze świętych. Wejście t a m s t a n i e się m o ż l i w e d o p i e r o , gdy objawi
się Mesjasz.
Numerologia Zoharu
Jak wynika z powyższych obliczeń numerologicznych, dotyczących nadejścia
ery mesjańskiej, p o d s t a w o w ą rolę porządkującą odgrywa w nich cyfra 6. Nic
dziwnego - taką w a r t o ś ć n u m e r y c z n ą p o s i a d a b o w i e m litera wau - o w a za­
g ub i on a litera T a t r a g r a m m a t o n a , której p o w r ó t będzie t r i u m f e m Izraela n a d
Wielkim Z a m ę t e m . W e ź m y następujący fragment Z o h a r u zapowiadający na­
dejście Mesjasza: „Kiedy nadejdzie szóste tysiąclecie, k t ó r e jawi się s e k r e t e m
wau, wówczas wau p o d n i e s i e he. W czasie sześć razy dziesięć wau p o d n i e s i e
56
FRONDA
19/20
się do jod, po czym opuści się do he. Wau s t a n i e się d o s k o n a ł e w dziesiątce
sześć razy - co daje sześćdziesiąt, by p o d n i e ś ć się z p r o c h u i k a ż d e g o sześć­
dziesiątego roku o w e g o szóstego tysiąclecia he n a b i e r a sił i przeskakuje wyż­
sze stopnie, by zbierać n o w e siły. W s z e ś ć s e t n y m roku s z ó s t e g o tysiąclecia
o t w o r z ą się drzwi m ą d r o ś c i z wysoka i ź r ó d ł a m ą d r o ś c i z d o ł u i świat przy­
gotuje się, by wstąpić w s i ó d m e tysiąclecie, p o d o b n i e jak człowiek s z ó s t e g o
dnia tygodnia p r z e d z a c h o d e m s ł o ń c a przygotowuje się do wejścia w szabat.
Jest to z g o d n e z w e r s e m : «W roku s z e ś ć s e t n y m życia N o e g o . . . t r y s n ę ł y z h u ­
k i e m wszystkie ź r ó d ł a Wielkiej Otchłanin (Rdz 7,11)."
O w e sekwencje szóstkowe, powtarzające się t a k ż e w innych miejscach
Z o h a r u , sprawiły, że wybór p r z e z Sabataja Cwi roku 1666 na o g ł o s z e n i e się
m e s j a s z e m uwiarygodnił go w oczach kabalistów.
LEW AESRAMOWSKI
TŁUM. ROBERT CIESZKOWSKI
Inspiracją do napisania niniejszego tekstu
był wykład Leonida Ochotina pt. Mesjanizm Kabaty.
LATO-2000
57
Biblia oczekiwała tylko jednego Mesjasza. Żydowski mi­
stycyzm natomiast oczekiwał dwóch Mesjaszów. We­
dług Kabały dwaj Mesjasze będą różnić się charakte­
rem. Pierwszy, łagodna figura zwana „synem Józefa",
przygotuje materialne warunki zbawienia. Drugi będzie
duchowym „synem Dawida", który zbawi świat po­
przez spektakularne cuda. Dwaj Mesjasze według Ka­
bały mają być pojedynczymi osobami. Rabin Kook
starszy zmienił ten koncept, oczekując i głosząc, że
pierwszy Mesjasz będzie zbiorowym stworzeniem.
Liderzy Cush Emunim trwają w przekonaniu, że ich ra­
bini - a może nawet wszyscy zwolennicy - są zbioro­
wym wcieleniem przynajmniej jednego, a może nawet
dwóch bosko przepowiedzianych Mesjaszów.
Syjonistyczny
mesjanizm
IZRAEL
SZAHAK,
NORTON
MEZVINSKY
Ideologię Narodowej Partii Religijnej i Ruchu G u s h E m u n i m (Blok Wiernych)
stworzył w latach 20-tych i rozwinął później rabin A b r a h a m Icchak Kook, któ­
ry był naczelnym rabinem Palestyny i najbardziej p r o m i n e n t n y m zwolennikiem
syjonizmu. Rabin Kook, zwany starszym, uważany był przez swych zwolenni­
ków za natchnionego przez Boga. Po jego śmierci w 1935 roku w kołach N P R
nadano mu status świętego. Rabin Cwi J e h u d a Kook młodszy, jego syn i następ­
ca na stanowisku szefa NPR, który zmarł w 1981 roku w wieku 91 lat, także zy­
skał status świętego. Nie pisał on książek i nie przejął po ojcu talmudycznej
wiedzy, lecz posiadał silną, charyzmatyczną osobowość i wywierał wielki wpływ
na swoich uczniów. Rozwinął polityczne i społeczne wywody nauczania swego
LATO-2000
59
ojca. Rabini, którzy ukończyli jego szkolę Yeshiva Merkaz Harav w Jerozolimie
lub Ośrodek Rabiniczny i pozostali wiernymi orędownikami jego nauczania, za­
łożyli żydowską sektę z jasno określonym p l a n e m politycznym. Na początku
1974 roku, niemal natychmiast po szoku, jakim była wojna październikowa
z 1973 roku i na krótko przed podpisaniem zawieszenia broni z Syrią, stronni­
cy rabina Kooka z błogosławieństwem i p o d d u c h o w y m p r z e w o d n i c t w e m swe­
go przywódcy założyli G u s h E m u n i m (Blok Wiernych). Celem G u s h E m u n i m
było powstanie i rozwój już istniejących osad żydowskich na Terytoriach Oku­
powanych. Z p o m o c ą Szymona Peresa, który latem 1974 roku został m i n i s t r e m
obrony Izraela, odpowiedzialnym za Terytoria Okupowane, G u s h E m u n i m uda­
ło się w znacząco krótkim czasie kilku lat zmienić izraelską politykę osadnictwa.
Osiedla żydowskie rozszerzające się na Z a c h o d n i m Brzegu i obejmujące dużą
część Strefy Gazy stanowiły świadectwo i d o k u m e n t o w a ł y wpływ, jaki G u s h
E m u n i m wywierał na społeczeństwo i politykę rządu Izraela. (...) Po wybraniu
w 1977 roku M e n a c h e m a Begina na premiera, powstało „święte przymierze"
religijnego G u s h E m u n i m i kolejnych świeckich rządów Izraela, które obowią­
zuje do dzisiaj.
Po odniesieniu sukcesów w polityce osiedlania rabini G u s h E m u n i m prze­
prowadzili szereg zręcznych politycznych intryg i u d a ł o im się z d o m i n o w a ć
NPR. Od połowy lat 80-tych G u s h E m u n i m objęło polityczne p r z y w ó d z t w o
nad NPR. Po śmierci rabina Kooka m ł o d s z e g o d u c h o w e przywództwo G u s h
E m u n i m skupiło się w pół tajnej rabinicznej radzie, wybieranej w e d ł u g tajem­
niczych kryteriów spośród najwybitniejszych uczniów rabina Kooka. Rabini ci
kontynuowali podejmowanie politycznych decyzji w oparciu o wiarę w p e w n e
innowacyjne elementy ideologii, która nie była sprecyzowana ani w y z n a w a n a
otwarcie, lecz miała swoje korzenie w ich oryginalnej interpretacji żydowskie­
go mistycyzmu, zwanego popularnie Kabałą. Prace rabina Kooka starszego słu­
żą jako święte teksty i p r a w d o p o d o b n i e są n a w e t bardziej niejasne niż i n n e
teksty kabalistyczne. W a r u n k i e m ich zrozumienia jest dogłębna znajomość li­
teratury talmudycznej i kabalistycznej, włącznie z ich najnowszymi interpreta­
cjami. Implikacje dzieł Kooka są teologicznie zbyt nowatorskie, by dopuścić do
ich popularnej prezentacji skądinąd wykształconemu społeczeństwu żydow­
skiemu. Prawdopodobnie to z tej przyczyny pojawiło się dotąd tak niewiele
analiz ideologii G u s h E m u n i m . J e d n ą z takich znaczących intelektualnych ana­
liz jest esej profesora Uriela Tala, opublikowany pierwotnie po hebrajsku w ga60
FRONDA
19/20
zecie „Haarec" 26 września 1984 roku, a po angielsku w „The Jerusalem Quarterly" (nr 35, wiosna 1985) p o d t y t u ł e m Podstawy politycznego mesjanistycznego trendu w Izraelu. Przedstawione dalej rozważania idei i polityki G u s h E m u ­
n i m opierają się zasadniczo na opracowaniu Tala.
P u n k t e m wyjścia tych rozważań m o ż e stać się s t a t u s nie-Żydów w Kabale
w porównaniu z literaturą talmudyczną. Większość a u t o r ó w piszących o Kaba­
le po angielsku, niemiecku i francusku albo unikała tego t e m a t u , albo ukrywa­
ła sens w potoku mylących uogólnień. Autorzy ci, spośród których najbardziej
znaczącym był Gerszom Szolem, stosowali zabiegi polegające na użyciu słów
takich jak „ludzie", „istoty ludzkie" i „kosmos", aby niepoprawnie sugerować,
że Kabała wskazuje drogę do zbawienia dla wszystkich ludzi. Prawda jest taka,
że w tekstach kabalistycznych, w przeciwieństwie do literatury talmudycznej,
podkreślane jest zbawienie wyłącznie Żydów. Wiele napisanych po hebrajsku
książek traktujących na t e m a t Kabały, oprócz tych a u t o r s t w a Szolema, przed­
stawia uczciwą wersję zbawienia oraz innych drażliwych t e m a t ó w żydowskich.
Temat ten jest dobrze przedstawiony w opracowaniach ostatniej, najbardziej
wpływowej szkoły kabalistycznej - szkoły luriańskiej, założonej p o d koniec
XVI wieku i nazwanej tak od imienia założyciela, rabbiego Icchaka Lurii. Idee
tego ostatniego w dużym stopniu wpłynęły na teologię rabina Kooka starsze­
go i nadal leżą u p o d s t a w ideologii G u s h E m u n i m i chasydyzmu. Izajasz Tishbi, autorytet w dziedzinie Kabały, który pisał po hebrajsku, wyjaśnił w swojej
pracy naukowej The Theory of Evil and the Satanic Sphere in Lurianic Cabbala (Teo­
ria Zła i sfery Szatana w Kabale luriańskiej; 1942, reprint 1982): „Jest jasne, że
te plany i projekt [zbawienia] są przeznaczone tylko dla Ż y d ó w " . Tishbi cyto­
wał rabina C h a i m a Vitala, głównego interpretatora rabina Lurii, który napisał
w swojej książce Gates of Holiness (Bramy Świętości): „Promieniująca Potęga,
błogosławione jej imię, chciała, by byli ludzie na tej niskiej ziemi, którzy ucie­
leśnialiby cztery boskie emanacje. Ci ludzie to Żydzi wybrani do dołączenia do
czterech boskich światów tutaj poniżej." Tishbi cytował dalej p i s m a Vitala, ak­
centującego doktrynę Lurii głoszącą, że nie-Żydzi mają duszę szatańską: „Du­
sze nie-Żydów pochodzą wyłącznie z kobiecej części sfery szatańskiej. Z tego
p o w o d u dusze nie-Żydów zwane są złymi, nie dobrymi, i zostały s t w o r z o n e
bez wiedzy (boskiej)." W swojej oświecającej książce napisanej po hebrajsku,
Rabbinate, Hassidism, Enlightement: The History of Jewish Culture Between the End of
the Sixteenth and the Beginning of the Nineteenth Century (Rabinat, Chasydyzm,
LATO-2000
61
Oświecenie: historia kultury żydowskiej między końcem XVI i początkiem
XIX wieku; 1956), Ben Zion Katz wyjaśni! przekonująco, że powyższe doktry­
ny stały się częścią ruchu chasydzkiego. Właściwe opisy doktryn Lurii i ich du­
żego wpływu na religijnych Ż y d ó w m o ż n a znaleźć w wielu innych opracowa­
niach napisanych po hebrajsku. W książkach i artykułach napisanych w innych
językach, a wobec tego czytanych przez najbardziej zainteresowanych Ż y d ó w
spoza Izraela i nie-Żydów, takie opisy i analizy najczęściej się nie pojawiają.
Rola szatana, którego ucieleśnieniem w e d ł u g Kabały jest każdy nie-Żyd, zosta­
je zminimalizowana albo p o m i n i ę t a przez a u t o r ó w nie piszących po hebrajsku.
Ci autorzy nie przekazali zatem czytelnikom właściwej relacji o ogólnej polity­
ce N P R czy ekstremalnej polityce G u s h E m u n i m .
Współcześnie wyrazem wskazanych powyżej p o s t a w są wpływowe n a u k i
i p i s m a jednego z ostatnich rabinów z Lubowicza, M e n a c h e m a Mendela
Schneersona, który przewodniczył ruchowi Chabad i wywarł olbrzymi wpływ
na religijnych Żydów i w Izraelu, i w Stanach Zjednoczonych. Schneerson i je­
go zwolennicy z Lubowicza są Żydami H a r e d i m (ortodoksyjnymi), jednakże
włączyli się w życie polityczne Izraela i podzielali wiele idei G u s h E m u n i m
i NPR. Idee rabina Schneersona, które przedstawione są poniżej, zostały za­
czerpnięte z książki-wezwania do jego zwolenników w Izraelu, zatytułowanej
Gatherings of Conversations
(Zbiory M ó w ) , opublikowanej w Ziemi Świętej
w 1965 roku. W ciągu następnych trzech dekad swego życia, aż do śmierci, ra­
bin Schneerson był konsekwentny, nie zmieniając żadnej ze swoich opinii.
To, czego nauczał Schneerson, albo od razu było, albo stawało się natych­
miast oficjalnymi przekonaniami chasydów i lubowiczerów.
Jeżeli chodzi o nie-Żydów, poglądy rabina z Lubowicza były jasne, choć m o ­
że nieco nieuporządkowane: „W t e n sposób Halacha w a r u n k o w a n a Talmudem
pokazuje, że nie-Żyd powinien zostać ukarany karą śmierci, jeżeli zabija e m ­
brion, nawet jeżeli embrion nie jest żydowski, na t o m ia s t Żyd nie powinien, na­
wet jeżeli embrion jest żydowski, jak my [mędrcy Talmudu] dowiadujemy się
z Księgi Wyjścia, od słów «Jeżeli zaś o n a poniesie jakąś szkodę...»". Cytat t e n
pochodzi z fragmentu (Wj 21,22-23), opisującego co p o w i n n o zostać zrobione
„Gdyby mężczyźni bijąc się uderzyli kobietę brzemienną", uszkadzając w t e n
sposób embrion. Wers 23, którego początek przytacza rabin z Lubowicza, w ca­
łości mówi: „Jeżeli zaś o n a poniesie jakąś szkodę, wówczas on odda życie za ży­
cie" (niektóre angielskie tłumaczenia używają sformułowania „życie za życie"
62
FRONDA
19/20
zamiast „duszę za d u s z ę " ) . Widać tu różnicę w karaniu Żydów i nie-Zydów za
tę samą zbrodnię, co jest charakterystyczne dla Talmudu i Halachy.
Rabin z Lubowicza kontynuuje: różnica między Żydem i nie-Żydem pocho­
dzi od popularnego wyrażenia „pokażmy różnicę". Nie chodzi tu o taką różnicę,
LATO
2000
63
w której jedna osoba jest po p r o s t u na wyższym poziomie od drugiej. Jest to ra­
czej przypadek „pokażmy różnicę" pomiędzy zupełnie różnymi gatunkami. O t o
co należy powiedzieć o ciele: ciało Żyda ma zupełnie inne właściwości niż ciała
przedstawicieli wszystkich innych nacji na świecie. Stary Rabin (pseudonim jed­
nego ze świętych rabinów z Lubowicza) wyjaśnia, że u s t ę p w rozdziale 49 Księ­
gi Hatanya, podstawowej księgi Chabadu - „I Ty nas [Żydów] wybrałeś" - ozna­
cza, że ciało żydowskie zostało wybrane przez Boga, ponieważ wybór jest
dokonywany pomiędzy zewnętrznie podobnymi rzeczami. Ciało żydowskie „wy­
gląda jak gdyby w istocie było p o d o b n e do ciał nie-Żydów", ale to znaczy, że cia­
ła tylko wydają się p o d o b n e w substancji materialnej, zewnętrznym wyglądzie
i powierzchownych właściwościach. Różnica wewnętrznych cech jest natomiast
tak ogromna, że ciała powinny być traktowane jak zupełnie o d m i e n n e gatunki.
To jest powód, dla którego Talmud stwierdza, że istnieje różnica w prawie ży­
dowskim między ciałami nie-Żydów a ciałami Żydów. „Ich ciała są nadarem­
n o " . . . Jeszcze większa różnica dotyczy duszy. Istnieją dwa przeciwstawne rodza­
je duszy. Dusza nie-żydowska pochodzi z trzech sfer szatańskich, natomiast
dusza żydowska wyrasta ze świętości.
Jak zostało wyjaśnione, e m b r i o n jest zwany istotą ludzką, ponieważ posia­
da duszę i ciało. Z a t e m różnica między e m b r i o n e m żydowskim i nie-żydowskim m o ż e być zrozumiana. Istnieje także różnica w ciele. Ciało e m b r i o n u ży­
dowskiego jest na wyższym poziomie niż ciało nie-żydowskie. Wyraża się to
we frazie „dostrzeżmy różnicę" o ciele nie-żydowskim, k t ó r e jest zupełnie in­
nego rodzaju. Ta s a m a różnica odnosi się do duszy: d u s z a e m b r i o n u żydow­
skiego jest inna od duszy e m b r i o n u nie-żydowskiego. Dlatego zadajemy pyta­
nie: dlaczego nie-Żyd powinien zostać ukarany, n a w e t jeżeli zabija e m b r i o n
nie-żydowski, a Żyd nie powinien być ukarany, n a w e t jeżeli zabija e m b r i o n ży­
dowski? Odpowiedź m o ż n a poznać rozważając generalną różnicę między Ży­
dami i nie-Żydami: „Żyd nie został stworzony jako środek dla jakiegoś i n n e g o
celu, on sam jest celem, ponieważ substancja wszystkich (boskich) emanacji
została stworzona, by służyć Ż y d o m . «Na początku Bóg stworzył n i e b o i ziemię» (Rdz 1,1), co oznacza, że [niebo i ziemia] zostały s t w o r z o n e na potrzeby
Żydów, którzy zwani są «początkiem». To oznacza, że wszystko, cały rozwój,
wszystkie odkrycia, stworzenie, włączając w to «niebo i ziemię» - są niczym
w p o r ó w n a n i u z Żydami. I s t o t n ą sprawą są Żydzi, ponieważ oni nie istnieją dla
żadnego innego celu, oni sami w sobie są (boskim) celem."
64
FRONDA
19/20
Po kilku dodatkowych kabalistycznych wyjaśnieniach rabin z Lubowicza
wysnuwa konkluzję: „Z tego, co już zostało powiedziane, m o ż n a zrozumieć,
dlaczego nie-Żyd powinien zostać ukarany, jeżeli zabija embrion, a Żyd nie p o ­
winien zostać skazany na śmierć.
Różnica między e m b r i o n e m i n a r o d z o n y m jest taka, że e m b r i o n nie jest
rzeczywistością s a m ą w sobie, a raczej jest p o d r z ę d n y w o b e c niej; albo jest
podrzędny w stosunku do matki, albo do rzeczywistości stworzonej po urodze­
niu, gdy (boski) cel jego stworzenia został wypełniony. W jego o b e c n y m
kształcie cel jeszcze nie istnieje. Cała nie-żydowska rzeczywistość jest próżnią.
Jest napisane: «Staną obcokrajowcy, by paść waszą trzodę» (Iz 61,5). Całe
stworzenie [nie-Żydów] zaistniało dla Żydów. Dlatego nie-Żyd p o w i n i e n być
ukarany śmiercią, jeżeli zabije embrion, a Żyd, którego istnienie jest ważniej­
sze, nie powinien być karany z p o w o d u czegoś p o d r z ę d n e g o . Nie p o w i n n i ś m y
zabijać kogoś ważnego z p o w o d u czegoś p o d r z ę d n e g o . To prawda, że istnieje
zakaz niszczenia embrionów, ponieważ jest to coś, co zostanie n a r o d z o n e
w przyszłości i w ukrytej formie już istnieje. Kara śmierci p o w i n n a być stoso­
w a n a tylko wtedy, gdy sprawa dotyczy, jak wcześniej napisano, spraw widocz­
nych; embrion jest tylko p o d r z ę d n ą wartością."
Komentarze i p o d s u m o w a n i a dotyczące powyższych opinii pojawiły się ale w niewystarczającym stopniu - w prasie izraelskiej wydawanej po hebrajsku.
W 1965 roku, gdy powyższe sądy zostały opublikowane, rabin Lubowiczer był
powiązany w Izraelu z Partią Pracy: jego ruch dostał już wtedy wiele ważnych
przywilejów od ówczesnego rządu, a także od poprzednich rządów Izraela.
Ruch Lubowiczerów otrzymał na przykład a u t o n o m i ę dla własnego systemu
oświaty w obrębie państwowego systemu edukacji religijnej. W połowie lat sie­
demdziesiątych rabin Lubowiczer zdecydował, że Partia Pracy jest zbyt umiar­
kowana i wobec tego przenosił polityczne poparcie swego ruchu raz na Likud,
raz na partie religijne. Ulubionym politykiem Lubowiczera był znany izraelski
działacz Ariel Szaron. Odwdzięczając się, Szaron publicznie chwalił Lubowicze­
ra i po jego śmierci wygłosił poruszającą m o w ę w Knesecie. Od wojny w czerw­
cu 1967 aż do śmierci rabin Lubowiczer popierał akcje zbrojne p r o w a d z o n e
przez Izrael i był przeciwny wycofywaniu się z okupowanych terenów. W roku
1974 energicznie przeciwstawiał się opuszczaniu przez wojska izraelskie rejo­
nu sueskiego, opanowanego w październiku 1973; obiecywał Izraelitom Boskie
łaski, jeżeli będą dalej okupować ten ląd. Po śmierci Lubowiczera tysiące jego
LATO-2000
65
zwolenników w Izraelu, którzy wyznawali
cytowane powyżej poglądy, odegrało waż­
ną rolę w zwycięstwie wyborczym Nataniahu, demonstrując na skrzyżowaniach
w przededniu wyborów i krzycząc: „Nataniahu jest dobry dla Ż y d ó w ! " (...)
Wśród religijnych o s a d n i k ó w na Teryto­
riach Okupowanych chasydzi z C h a b a d u
stanowią j e d n ą z
najbardziej
ekstremi­
stycznych grup. Baruch Goldstein, m a s o ­
wy m o r d e r c a Palestyńczyków, był j e d n y m
z nich. Rabin Icchak Ginsburgh, który na­
pisał rozdział książki sławiący Goldsteina
i jego dokonania, to inny członek tej gru­
py. Jest on byłym przywódcą Yoseph Tomb Yeshiva, szkoły wyznaniowej zloka­
lizowanej na przedmieściach Nablus. Rabin Ginsburgh, który przybył do Izra­
ela ze S t a n ó w Zjednoczonych i ma d o b r e k o n t a k t y ze z w o l e n n i k a m i
Lubowiczera w USA, często wyrażał swoje poglądy po angielsku w amerykańsko-żydowskich publikacjach. Poniższe tezy znalazłem w artykule w „Jewish
Week" (Nowy Jork) z 26 kwietnia 1996 roku, zawierającym wywiad z r a b i n e m
Ginsburghiem.
Uważany za jeden z wiodących a u t o r y t e t ó w w problematyce żydowskiego
mistycyzmu wśród sekty Lubowiczerów, u r o d z o n y w St. Louis, Gingsburgh,
absolwent wydziału matematyki, otwarcie m ó w i o żydowskiej (opartej na ge­
netyce) duchowej wyższości nad nie-Żydami. Ta wyższość, zapewnia rabin, na­
pełnia życie Żydów większą wartością w oczach Tory. „Gdybyś zobaczył d w ó c h
tonących ludzi, Żyda i nie-Żyda, Tora mówi, by najpierw ratować życie Żyda",
powiedział rabin Ginsburgh dla „Jewish Week". „Jeżeli każda najprostsza
cząstka w ciele Żyda pociąga za sobą boskość, jest częścią Boga, z a t e m każdy
zwój D N A jest częścią Boga. Wobec tego D N A Żyda jest szczególne." N a s t ę p ­
nie Rabin Ginsburgh pyta retorycznie: „Jeżeli Żyd potrzebuje wątroby, czy
m o ż n a wziąć wątrobę od przechodzącego niewinnego nie-Żyda, aby uratować
Żyda? Tora najprawdopodobniej pozwoliłaby na t o . Życie żydowskie ma nie­
skończoną wartość", wyjaśnia rabin. „Życie żydowskie jest nieskończenie
świętsze i bardziej wyjątkowe niż życie nie-żydowskie."
66
FRONDA
19/20
Zamieniając słowa „żydowski" na „niemiecki" lub „aryjski", a „nie-żydowski" na „żydowski", m o ż n a zmienić poglądy G i n s b u r g h a w doktrynę, która do­
prowadziła do Oświęcimia. W d u ż y m stopniu sukces niemieckich nazistów za­
leżał od ideologii i jej implikacji we wczesnych fazach rozwoju. Lekceważenie
nawet potencjalnych skutków mesjanizmu Lubowiczerów oraz innych ideolo­
gii m o ż e okazać się zgubne.
Różnica w postawie wobec nie-Żydów w księdze Halachy i w Kabale jest
dobrze zauważalna na podstawie s t o s u n k u do nie-Żydów, którzy przeszli na
judaizm. Księga Halachy, choć w pewien sposób ich dyskryminuje, traktuje
jednak konwertytów jak Żydów. Kabała nie jest w stanie przyjąć takiego podej­
ścia z p o w o d u nacisku kładzionego na kosmiczną różnicę między Ż y d a m i i nie-Żydami. Kabała wyjaśnia, że nawróceni mają żydowskie dusze, które znalazły
się w nie-żydowskich ciałach za karę. Potem zostały odzyskane przez nawróce­
nie, ponieważ kara się zakończyła albo interweniował święty mąż. To wyjaśnie­
nie jest częścią kabalistycznej wiary w wędrówkę dusz, której nie ma w trady­
cji halachicznej. Według Kabały szatańska d u s z a nie m o ż e przekształcić się
w duszę świętą przez zmianę wyznania. (...)
Wspomniany wcześniej przeze m n i e Tal opisał i przeanalizował zasady
G u s h E m u n i m , cytując obficie p i s m a rabina J e h u d y Amitala, wyjątkowego
przywódcy tego ruchu, który został wybrany m i n i s t r e m bez teki w rządzie izra­
elskim w listopadzie 1995 roku, gdy p r e m i e r e m był Peres i który pełnił to sta­
nowisko do czerwca 1996 roku. Peres określał swego m i n i s t r a jako umiarko­
wanego. Przedstawiając jego poglądy Tal opierał się głównie na artykule
Amitala On the significance of the Yom Kippur War (Znaczenie wojny J o m Kippur;
1973). Aby przedstawić nacisk kładziony przez Amitala na n u r t d u c h o w y i polityczno-mesjański swej myśli, Tal cytował jego tezy: „Wojna wybuchła przeciw
nastrojom o d b u d o w y królestwa Izraela, które w metafizycznym (nie tylko
symbolicznym) sensie są d o w o d e m zatrucia d u c h a świata zachodniego. Goje
walczą o przetrwanie jako goje, jako rytualnie nieczyści. Niegodziwość toczy
bój o przetrwanie. Wie, że w świecie Boga nie będzie miejsca dla szatana, dla
ducha nieczystości czy dla pozostałości zachodniej kultury, której zwolennika­
mi są świeccy Żydzi."
Tal interpretował dalej myśl Amitala i podstawowe poglądy G u s h E m u n i m :
współczesny świecki świat, według tego podejścia, „walczy o przetrwanie i wo­
bec tego nasza wojna jest skierowana przeciwko nieczystości zachodniej kultury
LATO-2000
67
i przeciwko racjonalności jako ta­
kiej". Następnie m ó w i się, że obca
kultura m u s i być wytępiona, ponie­
waż „wszystko co obce zbliża nas do
obcego i obcy powoduje obcość, tak
jak się dzieje z tymi, którzy ciągle
wyznają zachodnią kulturę i próbują
połączyć judaizm z racjonalistyczną,
empiryczną i demokratyczną kultu­
rą". Według podejścia Amitala woj­
na J o m Kippur m u s i być pojmowana
w wymiarze mesjańskim: jako walka
przeciw
cywilizacji
nie-żydowskiej
w całości.
Tal k o n t y n u o w a ł swoje rozwa­
żania, zadając Amitalowi p o w a ż n e
pytanie: „Jaki jest sens wszystkich
nieszczęść? Dlaczego wojny są toczone, skoro (...) u t w o r z o n e zostało króle­
stwo Izraela?" Amital odpowiedział: „Wojna rozpoczyna proces oczyszczenia,
rafinacji, obmycia ludu Izraela." Tal ciągnął dyskusję: „Dowiadujemy się, że
jest tylko j e d n o wyjaśnienie wojen: oczyszczają i rafinują duszę. Gdy nieczy­
stość jest usunięta, dusza Izraela - poprzez wojnę - zostanie oczyszczona. Po­
konaliśmy już ląd, teraz m u s i m y pokonać nieczystość."
Zwolennicy obu rabinów Kooków stosowali powyższe koncepty do wszyst­
kich innych wojen prowadzonych przez Izrael. Na przykład rabin Szmarjahu
Arieli wyjaśniał, że wojna z 1967 roku była „metafizyczną m e t a m o r f o z ą " i że
zdobycze Izraelczyków przeniosły ziemie z władzy szatana do sfery boskiej. To
najprawdopodobniej było potwierdzeniem, że nadeszła „Era Mesjasza". Tal cy­
tował także nauki rabina Hadaja: „[podboje z roku 1967] oswobodziły ziemie
z władzy drugiej strony [eufemistyczne określenie szatana], z władzy mistycz­
nej siły, która uosabia zło, nikczemność i korupcję. My [Żydzi] wkraczamy
w erę, w której najwyższa władza zapanowała n a d cielesnością."
Tal podkreślał, że jakiekolwiek wycofanie się Izraela z podbitych ziem bę­
dzie miało - zdaniem mesjanistów - skutki metafizyczne i m o ż e zakończyć się
odnowieniem władzy szatana nad tymi terytoriami. Inni przywódcy G u s h
FRONDA
19/20
E m u n i m w publicznych wystąpieniach i pismach wyrażali te s a m e poglądy.
Nie ma wątpliwości, że G u s h E m u n i m poważnie wpłynął z a r ó w n o na reli­
gijnych przywódców, jak i ludzi świeckich w Izraelu. Na przykład podczas izra­
elskiej inwazji na Liban rabinat wojskowy, wyraźnie p o d w p ł y w e m idei obu ra­
binów Kooków, wzywał żołnierzy do pójścia w ślady Jozuego i p o w r o t u do idei
zdobywania ziem dla Izraela p o d świętym wezwaniem. Wezwanie to zawiera­
ło hasło eksterminacji nie-żydowskich mieszkańców. Wojskowy rabinat Izraela
opublikował m a p ę Libanu, gdzie nazwy miast libańskich zostały z m i e n i o n e na
nazwy pochodzące z Księgi Jozuego: Bejrut został na przykład p r z e m i a n o w a n y
na Be'rut. Mapa określała Liban jako terytorium należące do dawnych północ­
nych plemion Izraela: Aszera i Naftalego. Jak pisał Tal, „Wojskowa obecność
w Libanie potwierdziła zasadność biblijnej obietnicy znajdującej się w Księdze
Powtórzonego Prawa: «Każde miejsce, po którym będzie chodzić stopa waszej
nogi, będzie wasze. Granice wasze sięgać b ę d ą od pustyni aż do Libanu, od rze­
ki Eufrat aż do Morza Z a c h o d n i e g o ) (Pwt 11,24). Zwolennicy rabina Kooka
postrzegali Liban jako uwalniany z m o c y szatana i oglądali jego mieszkańców,
ginących w trakcie tego uwalniania."
Rabini cytowani przez Tala i niżej podpisanego nie są nieznanymi czy rady­
kalnymi rabinami, lecz ważnymi postaciami w Izraelu. Jak w s p o m n i a n o wcze­
śniej, Szymon Peres, gdy był p r e m i e r e m , uważał jednego z nich, rabina Amita­
la, za umiarkowanego i przyznał mu stanowisko m i n i s t r a bez teki w swoim
rządzie. Tal rozumiał prawdziwe znaczenie tego, co nazywał „mesjańskim
t r e n d e m politycznym". Jego znajomość niemieckiego nazizmu, a szczególnie
ideologii nazistowskiej i jej źródeł, z pewnością p o m o g ł a mu w rozważaniach
o G u s h E m u n i m (por. książkę Tala po hebrajsku, Political Theology and the Third
Reich [Teologia polityczna i Trzecia Rzesza], University Press, Tel-Aviv 1989).
Podobieństwa między żydowskimi trendami mesjanistycznymi i niemieckim
nazizmem są uderzające. Goje są dla mesjanistów tym, czym Żydzi dla nazistów.
Nienawiść wobec zachodniej, racjonalistycznej i demokratycznej kultury jest
obecna w obu ruchach. Ekstremalny szowinizm mesjanistów jest skierowany
przeciw wszystkim nie-Żydom. Na przykład wojna J o m Kippur z roku 1973 by­
ła, według Amitala, skierowana nie przeciwko Egipcjanom, Syryjczykom lub
wszystkim Arabom, ale przeciw wszystkim nie-Żydom. Ta wojna była skierowa­
na zatem przeciw ogromnej większości obywateli Stanów Zjednoczonych, cho­
ciaż USA pomagały Izraelowi w tej wojnie. Nienawiść do nie-Żydów nie jest
LATO-2000
69
czymś n o w y m , lecz - jak j u ż z o s t a ł o o m ó w i o n e - wywodzi się z ciągłej tra­
dycji kabalistycznej. Ci żydowscy uczeni, którzy p r ó b o w a l i ukryć t e n fakt
przed nie-Żydami, a n a w e t p r z e d w i e l o m a Ż y d a m i , nie tylko nie przysłużyli
się nauce, ale przyczynili się do rosnącego p o d o b i e ń s t w a m i ę d z y tymi r u c h a ­
mi a n i e m i e c k i m n a z i z m e m .
Ideologia rabinów Kooków jest z a r ó w n o eschatologiczna, jak i mesjanistyczna. Jest p o d o b n a w tym aspekcie do wczesnych doktryn żydowskich i p o ­
krewnych im t r e n d ó w w chrześcijaństwie oraz islamie. Ta ideologia zakłada ry­
chłe przyjście Mesjasza i zapewnia, że Żydzi z p o m o c ą Boga zapanują n a d
nie-Żydami i będą rządzić nimi na zawsze. (...) Wszystkie bieżące t r e n d y p o ­
lityczne albo p o m o g ą przyspieszyć, albo o p ó ź n i ą nadejście Mesjasza. Opóźnie­
nie nie będzie j e d n a k duże, ponieważ n a w e t najgorsze grzechy Ż y d ó w nie m o ­
gą zmienić biegu odkupienia. Grzechy j e d n a k m o g ą zwiększyć cierpienia
Żydów przed odkupieniem. Dwie wojny światowe, Holocaust i i n n e tragiczne
wydarzenia współczesnej historii są przykładami kary. Rabin Kook starszy nie
ukrywał swojej radości z p o w o d u utraty życia tak wielu ludzi w I wojnie świa­
towej: wyjaśniał, że u t r a t a życia była konieczna, „aby przełamać władzę szata­
n a " . Zwolennicy poglądów starszego rabina Kooka często precyzowali szczegó­
łowo te wyjaśnienia. Rabin Dov Lior, jeden z najbardziej znanych członków
rady rabinów G u s h E m u n i m i rabin z Kityat Arba przekonywali na przykład,
że porażka Izraela podczas inwazji na Liban w 1982 roku wynika z braku wia­
ry okazanej p o d p i s a n i e m ugody pokojowej z Egiptem i „ z w r o t e m spadku po
naszych przodkach obcym". Lior wyjaśniał także w artykule na ł a m a c h „Hadashot S u p p l e m e n t " z 20 grudnia 1991 roku, że schwytanie d w ó c h d y p l o m a t ó w
izraelskich przez Syryjczyków stacjonujących w Libanie w maju 1984 roku by­
ło „sprawiedliwą karą za sponiewieranie w więzieniu naszych chłopców z ży­
dowskiego podziemia". N a s t ę p n i e Lior dodaje: „nie w i e m jakie jeszcze cierpie­
nia mogą spaść na Ż y d ó w " za tę zbrodnię.
Wyjaśnienia, które niewtajemniczonym m o g ą wydać się odległe i dziwacz­
ne, są czasami najłatwiejsze do zaakceptowania przez zwolenników G u s h
E m u n i m . Dzieje się tak szczególnie wtedy, gdy wierzą oni, że zbawienie nastą­
pi wkrótce. Wierzą, że szatan, zgodnie z o p i s e m Kabały, jest racjonalny i d o ­
brze zorientowany w logice, dalej wierzą, że siła szatana i jego ziemskiej m a ­
nifestacji, czyli nie-Żydów m o ż e zostać czasami z ł a m a n a poprzez działania
nieracjonalne. G u s h E m u n i m zakładał z a t e m swoje n o w e grupy d o k ł a d n i e
70
FRONDA
19/20
w dniach częstych wizyt sekretarza s t a n u USA J a m e s a Bakera w Izraelu nie tyl­
ko po to, aby zamanifestować silę, ale jako część mistycznego p l a n u mającego
złamać silę szatana i jego amerykańskie wcielenia. W przeszłości r ó ż n e żydow­
skie ruchy religijne przyjmowały p o d o b n ą logikę. Pewne ruchy chrześcijańskie
i islamskie czasami też zachowywały się w p o d o b n y sposób.
Ideolodzy G u s h E m u n i m , szczególnie rabin Kook starszy, nie tylko czerpa­
li z tradycji, ale także tworzyli n o w e koncepcje. Biblia oczekiwała tylko jedne­
go Mesjasza. Żydowski mistycyzm n a t o m i a s t oczekiwał d w ó c h Mesjaszów.
Według Kabały dwaj Mesjasze b ę d ą różnić się c h a r a k t e r e m . Pierwszy, łagodna
figura zwana „synem Józefa", przygotuje materialne w a r u n k i zbawienia. Dru­
gi Mesjasz będzie d u c h o w y m „synem Dawida", który zbawi świat poprzez
spektakularne cuda. Dwaj Mesjasze - w e d ł u g Kabały - mają być pojedynczymi
osobami. Rabin Kook starszy zmienił t e n koncept, oczekując i głosząc, że
pierwszy Mesjasz będzie zbiorowym stworzeniem. Kook u z n a ł grupę swoich
zwolenników za zbiorowego „syna Józefa". Liderzy G u s h E m u n i m , podążając
za naukami Rabina Kooka starszego, trwają w przekonaniu, że ich rabini a m o ż e n a w e t wszyscy zwolennicy - są zbiorowym wcieleniem przynajmniej
jednego, a m o ż e n a w e t dwóch bosko przepowiedzianych Mesjaszów. Członko­
wie G u s h E m u n i m wierzą, że ta idea nie p o w i n n a być ujawniana niewtajemni­
czonym aż nadejdzie właściwa pora. Co więcej, wierzą, że ich sekta nie m o ż e
błądzić z p o w o d u tego nieomylnego świętego przewodnictwa.
Drugie odkrycie rabina Kooka starszego dotyczyło związku pierwszego
Mesjasza z niewierzącymi Żydami, religijnymi i świeckimi. Rabin Kook wywo­
dził swój pomysł z biblijnego proroctwa, że Mesjasz, „przynoszący zbawienie",
będzie jechał „na osiołku, na oślątku, źrebięciu oślicy" (Za 9,9). Kabała trak­
towała ten wers jako d o w ó d na to, że jest d w ó c h Mesjaszów: j e d e n jadący na
ośle, a drugi na źrebięciu. Powstało pytanie: jak zbiorowy Mesjasz mógłby je­
chać na j e d n y m ośle? Kook odpowiedział na to pytanie, identyfikując osła z Ży­
dami, którym brakuje mądrości i właściwej wiary. Twierdził on, że zbiorowy
Mesjasz miałby jechać na tych Żydach, co oznaczało, że Mesjasz wykorzysty­
wałby ich dla korzyści materialnych i odkupiłby ich w t a k i m stopniu, w jakim
byłoby to możliwe. Idea odkupienia poprzez k o n t a k t z silnie u d u c h o w i o n ą
osobowością była głównym t e m a t e m wielu o d m i a n żydowskiego mistycyzmu.
Stosowano ją nie tylko w odniesieniu do ludzi, ale także w s t o s u n k u do zwie­
rząt i rzeczy nieożywionych. W Izraelu pogląd t e n jest ciągle częścią religijneLATO-2000
71
go wykształcenia. Popularne religijne książki dla dzieci zawierają wiele przy­
kładów, które przedstawiają tę ideę. J e d n ą z najczęściej powtarzanych jest p o ­
wieść o szlachetnej kaczce, k t ó r a po złapaniu i zabiciu staje się pysznym da­
n i e m dla świętego rabina. Kaczka ta u z n a w a n a jest za o d k u p i o n ą poprzez
zjedzenie przez świętego człowieka. Innowacją G u s h E m u n i m było zastosowa­
nie tej idei nie tylko do niewierzących Żydów, którzy zostają odkupieni przez
kroczenie za zbiorowym Mesjaszem, ale także do wszystkich możliwych
p r z e d m i o t ó w materialnych, od kanistrów do pieniędzy. Wszystko m o ż e zostać
odkupione, jeżeli zostanie d o t k n i ę t e lub będzie własnością Żydów, szczególnie
Żydów mesjańskich. Członkowie G u s h E m u n i m stosują t ę d o k t r y n ę d o kon­
fliktu w Ziemi Świętej. Przekonują, że to, co wydaje się być konfiskatą ziem
arabskich d o k o n a n ą przez Żydów, w rzeczywistości nie jest a k t e m kradzieży,
ale uświęcenia. Z ich perspektywy ziemia jest o d k u p i o n a przez przejście ze sfe­
ry szatana do sfery boskiej.
Zwolennicy rabina Kooka wierzą, że przez wyłączny d o s t ę p do całkowitej
i jedynej prawdy G u s h E m u n i m jest ważniejsza niż p o z o s t a ł a część l u d u ży­
dowskiego. Rabini G u s h E m u n i m korzystają z następującej analogii do m e ­
sjańskiego osła: z p o w o d u niskiego miejsca w hierarchii stworzeń osioł pozo­
stanie nieświadomy szlachetnego celu swojego bosko i n s p i r o w a n e g o jeźdźca.
Jest tak p o m i m o , że osioł siłą i wielkością przerasta swojego jeźdźca. Boski jeź­
dziec w tej analogii wiedzie osła do jego w ł a s n e g o zbawienia. Z p o w o d u jego
celu jeździec m o ż e kopać osła w czasie jazdy, aby nie zboczył on ze świętej
ścieżki. W ten s a m sposób, zapewniają rabini G u s h E m u n i m , ta mesjańska
sekta m u s i panować i prowadzić p o d o b n y c h do osła Żydów, którzy zostali sko­
r u m p o w a n i przez zachodnią kulturę z jej racjonalizmem i demokracją i którzy
odmawiają porzucenia swych bestialskich nawyków i przyjęcia prawdziwej
wiary. Aby pogłębić t e n proces, m o ż n a używać n a w e t siły.
Ostatnia innowacja rabina Kooka starszego decydująco wpłynęła na p o p u ­
larność i polityczny wpływ jego G u s h E m u n i m . Oddziaływała zwłaszcza na p o ­
stępowanie wybranych wobec spraw ziemskich i na kontakty z innymi Żydami
i nie-Żydami. Rabin Kook nauczał, że wybrani nie p o w i n n i wynosić się p o n a d
resztę świata, jak to praktykowali często Żydzi w przeszłości. Odkrywając, że
inni ludzie są grzeszni, a n a w e t posiadają n a t u r ę szatańską, wybrani mieli pró­
bować pokonać dystans między sobą i innymi poprzez aktywne zaangażowa­
nie w sprawy społeczne. Tylko w t e n sposób mieli oni szansę na uświęcenie in72
FRONDA
19/20
nych. Wybrani powinni dostarczać przykładu, wy­
wierać wpływ polityczny oraz wzmacniać i pogłę­
biać kontakty z innymi ludźmi. Od lat 20-tych dok­
tryna ta w dużym stopniu wpływała na zachowanie
ludzi związanych z N a r o d o w ą Partią Religijną. Od­
miennie od ortodoksyjnych Żydów, zwolennicy ra­
bina Kooka zaczęli ubierać się jak świeccy Żydzi
i wyróżniali się zewnętrznie jedynie n o s z e n i e m j a r m u ł e k . Do tej pory ubierali
się w stylu przyjętym przez świeckich Ż y d ó w w latach 50-tych. W swoich
szkołach do p r o g r a m u wprowadzili częściowo nauczanie świeckie. Pozwalali
swoim ludziom zapisywać się na świeckie uniwersytety w Izraelu. W d o d a t k u
sami założyli uniwersytet o orientacji religijnej o nazwie Bar-Uan. M i m o że wy­
kładowcami na Bar-Ilan byli wyłącznie religijni Żydzi, G u s h E m u n i m planowa­
ło rozszerzyć ofertę uniwersytetu tak, aby obejmowała zwyczajowe dyscypliny
uniwersyteckie. Żydzi ortodoksyjni oburzali się i patrzyli z obrzydzeniem na te
plany, które uznawali za wyraz sekularyzacji. Rabin Kook nalegał, by każdy Żyd
miał religijny obowiązek walki i uczył się walczyć. Członkowie N P R wiernie
przestrzegli tego wezwania. Wielu członków G u s h E m u n i m było i jest oficera­
mi elitarnych oddziałów armii izraelskiej, a ich liczba w tych oddziałach ciągle
wzrasta. Studenci religijnej szkoły G u s h E m u n i m zdobyli u z n a n i e dzięki swo­
im doskonałym umiejętnościach walki, bojowej motywacji, dużej ofiarności
w czasie wojny libańskiej i determinacji zwyciężania Palestyńczyków w czasie
Intifady.
G u s h E m u n i m zdobył szeroką przychylność w środowisku izraelskich Ży­
d ó w z p o w o d u s t o s u n k u do służby wojskowej. Kontrastuje to o s t r o ze społecz­
nym sprzeciwem skierowanym przeciwko ortodoksyjnym Ż y d o m z p o w o d u te­
go, że unikają oni służby wojskowej. D o k t r y n a świętości, przypisywana przez
rabinów Kooków k a ż d e m u syjonistycznemu przedsięwzięciu, jeszcze bardziej
przyczyniła się do szerokiej sympatii i poparcia dla G u s h E m u n i m . Tal przeciw­
stawiał religijne, syjonistyczne poglądy rabina Kooka m ł o d s z e g o i G u s h E m u ­
n i m poglądom świeckiej lewicy. Określał on syjonistyczne poglądy świeckiej
lewicy jako „poetyckie, liryczne przesłanie, dla którego zasadniczymi przesłan­
kami są p o w r ó t do ziemi przodków, życie zgodne z naturą, osiągnięcia rolnicze
i twórczość świecka". Obaj rabini Kookowie, uznając, że idea laickiej lewicy nie
idzie w parze z zasadą mesjańskiego odkupienia, zamiast tego kładli nacisk na
LATO-2000
73
„militarne zwycięstwa na Ziemi Świętej i na to, że żydowska k r e w została
przelana na tej ziemi".
Rabin Kook młodszy razem z innymi liderami G u s h E m n u n i m poszedł
zdaniem Tala dalej, określając „państwo Izrael jako królestwo Izraela i króle­
stwo Izraela jako Królestwo Niebieskie na ziemi". Zwolennicy rabina Kooka
starszego określają Izrael jako „ziemskie wsparcie t r o n u Pana". Izrael Harel, je­
den z najważniejszych liderów G u s h E m u n i m ,
użył tego sformułowania
w swoim politycznym wywodzie w czasopiśmie „ H a a r e t z " z 12 września 1996
roku. Cytując jeden z wcześniejszych esejów rabina Kooka starszego, Harel na­
pisał, że p a ń s t w o Izrael jest „ p o d s t a w ą t r o n u Pana na tym świecie" i wobec te­
go jest i p o w i n n o być i n n e od p a ń s t w „poważanych przez Locke'a, Rousseau
i innych". Dla takich ludzi jak Harel, całkowita świętość obejmuje i usprawie­
dliwia wszystko, co czyni Izrael w r a m a c h świętego przewodnictwa. Tal pisał,
że z tej wywyższonej pozycji „każde działanie, każde zdarzenie, włączając w to
przejawy sekularyzacji, będzie p e w n e g o dnia uświęcone i o d k u p i o n e " . Nie jest
niewyobrażalne, że tego typu świętość mogłaby prowadzić do wybuchu b o m b
nuklearnych, by ustanowić „podstawę t r o n u Pana na tym świecie".
W wielu przejawach członkowie G u s h E m u n i m i większość zwolenników
N P R przypominają pionierów wczesnego syjonizmu. To polepszyło ich p u ­
bliczny wizerunek. Promowali go przez p r e z e n t o w a n i e siebie niewtajemniczo­
nym jako spadkobierców pionierów z lat 20-tych i 30-tych, którzy mają trwałe
miejsce w pamięci zbiorowej i są czczeni w izraelskim szkolnictwie. Jak wcze­
śniej zaznaczono, z wyjątkiem jarmułek, członkowie G u s h E m u n i m świado­
mie kopiują styl ubierania się wczesnych pionierów. N i e m a l wyłącznie aszkenazyjskie pochodzenie z a r ó w n o pionierów, jak i osadników G u s h E m u n i m
pomaga tym o s t a t n i m w kopiowaniu ubioru. Wszyscy rabini G u s h E m u n i m są
Aszkenazyjczykami. Przyjęte standardy wykształcenia religijnego w Izraelu są
w dużym stopniu przyczyną braku Ż y d ó w orientalnych w ś r ó d r a b i n ó w G u s h
E m u n i m . Chociaż trzeba przyznać, że wielu Ż y d ó w sefardyjskich popierało
i nadal popiera G u s h E m u n i m . Także elektorat Likudu do chwili obecnej kon­
sekwentnie popiera G u s h E m u n i m . Dla o d m i a n y większość członków Partii
Pracy wspierała G u s h E m u n i m do końca lat 70-tych, ale przestała po tym, jak
G u s h E m u n i m wystąpił przeciwko pokojowi z Egiptem i zażądał, by Liban zo­
stał przyłączony do Izraela jako „część dziedzictwa naszych przodków." Z w o ­
lennicy G u s h E m u n i m sprzeciwiali się p o r o z u m i e n i u Szarona z libańskimi fa74
FRONDA
19/20
langistami, którzy byli chrze­
ścijanami, a więc - poganami.
Stanowisko
z
Gush
Emunim
1982 roku w tej
sprawie
brzmiało, że Żydzi w swoich
podbojach i walkach powinni
korzystać jedynie
Boga,
z pomocy
jakiekolwiek
porozu­
mienia z nie-Żydami mogły
wywołać gniew Boży i dopro­
wadzić
do
wstrzymania p o ­
mocy z Jego strony. Takie po­
glądy nawet dla ekstremistów
z Partii Pracy były nie do zaak­
ceptowania.
Polityka
Gush
Emunim
i N P R m u s i być analizowana
w kontekście ich ideologii. Książki wydane po angielsku niestety nie omawia­
ją jej dokładnie. Książka Lusticka For The Land and the Lord (Za ziemię i Pana),
która omawia polityczną postawę G u s h E m u n i m , jest tego d o b r y m przykła­
dem.
Aktywiści G u s h E m u n i m mieszkają zasadniczo na Z a c h o d n i m Brzegu
i sprawują t a m całkowitą kontrolę nad s t a n e m świadomości swojej jednorodnej
społeczności. Społeczność ta jest chroniona przed „zatruciem" przez znienawi­
dzone ideologie rywali, szczególnie tą wyrastającą z kultury Zachodu, która do
pewnego stopnia wpłynęła na laickich Żydów. Istnieje prawdopodobieństwo, że
społeczność Gush E m u n i m i jej zwolennicy z N P R m o g ą powiększyć swą wła­
dzę polityczną i wpływ kulturowy na społeczeństwo Izraela.
Podstawowym założeniem ideologii rabinów Kooków jest wyjątkowość Ży­
dów. Członkowie G u s h E m u n i m podzielają t e n pogląd ze wszystkimi ortodok­
syjnymi Żydami, ale interpretują go nieco o d m i e n n i e . Lustick analizował t e n
dogmat, zwracając uwagę na odrzucenie przez G u s h E m u n i m klasycznego dla
świeckiego syjonizmu wątku. Problem ten ma d w a aspekty. Pierwszy z nich za­
kłada, że „życie żydowskie zostało rozdarte, z a r ó w n o na poziomie indywidu­
alnym jak i grupowym, poprzez n i e n o r m a l n o ś ć życia w diasporze". Drugi
LATO-2000
75
aspekt wyjaśnia, że dzięki „procesowi normalizacji", emigracji do Palestyny
i stworzeniu izraelskiego p a ń s t w a Żydzi m o g ą stać się n o r m a l n y m n a r o d e m .
Lustick stwierdził, że dla G u s h E m u n i m klasyczna idea jest „pierwotnym złu­
dzeniem laickich syjonistów". Działacze G u s h E m u n i m argumentowali, że la­
iccy syjoniści mierzą „ n o r m a l n o ś ć " , stosując nie-żydowskie miary, k t ó r e są
z natury szatańskie. Laiccy syjoniści skoncentrowali się na p e w n y c h narodach,
które uznali za „ n o r m a l n e " i zapewniali, że nie-Żydzi w tych „ n o r m a l n y c h " na­
cjach są na poziomie bardziej z a a w a n s o w a n y m niż Żydzi żyjący w diasporze.
Wobec tego, jak przekonują laiccy syjoniści, Żydzi p o w i n n i starać się dorów­
nać tym nie-Żydom, stając się „ n o r m a l n y m i " ludźmi w „ n o r m a l n y m " pań­
stwie. K o n t r a r g u m e n t wysunięty przez G u s h E m u n i m brzmiał, że Żydzi nie są
i nie m o g ą być n o r m a l n y m i ludźmi. Ich wieczna wyjątkowość jest „wynikiem
przymierza zawartego między n i m i i Bogiem na górze Synaj". Lustick przed­
stawia stanowisko G u s h E m u n i m , cytując j e d n e g o z liderów grupy, rabina Avinera: „Choć Bóg wymaga od innych n o r m a l n y c h n a r o d ó w przestrzegania abs­
trakcyjnych
kodów
sprawiedliwości
i
prawości,
to
takie
kodeksy
nie
obowiązują Ż y d ó w " . Rabini ortodoksyjni często powoływali się w swoich pi­
smach na tę ideę, ale odnosili ją do mającego nadejść czasu Mesjasza. Halacha
potwierdza te zastrzeżenia, starannie rozróżniając dwie sytuacje w dyskusji
o n o r m a c h sprawiedliwości i prawości. Pozwala o n a Ż y d o m na obrabowanie
nie-Żydów w tych miejscach, gdzie Żydzi są silniejsi niż nie-Żydzi. Zabrania
natomiast Ż y d o m obrabowania nie-Żydów w tych miejscach, gdzie nie-Żydzi
są silniejsi. G u s h E m u n i m odrzuca te tradycyjne zastrzeżenia twierdząc, że Ży­
dzi - przynajmniej ci żyjący w Izraelu lub na Terytoriach O k u p o w a n y c h - j u ż
żyją w początkach wieku Mesjasza.
Lustick nie wyjaśnił wystarczająco dobrze charakterystyki wieku mesjań­
skiego i różnic między Żydami i nie-Żydami. Opracowanie Harkabiego było
lepsze. Przedstawiając nauki Halachy i stanowisko G u s h E m u n i m w o b e c m o r ­
derców, Harkabi wyjaśnia, że m o r d e r s t w o p o p e ł n i o n e na Żydzie przez nie-Ży­
da to najgorsza z możliwych zbrodni. Potem cytuje lidera G u s h E m u n i m , rabi­
na Izraela Ariela. Opierając się na Prawie Majmonidesa i na Księdze Halachy,
rabbi ten stwierdza: „Żyd, który zabił nie-Żyda, nie podlega osądowi ludzkie­
mu i nie pogwałcił [religijnego] zakazu zabijania". Harkabi dodaje, że należy
o tym pamiętać wtedy, „gdy zgłaszany jest postulat, by nie-żydowscy miesz­
kańcy żydowskiego p a ń s t w a podlegali r e g u ł o m Halachy". Rabini G u s h E m u 76
FRONDA
19/20
n i m powtarzali nieustannie, że Żydzi, którzy zabili Arabów, nie p o w i n n i być
karani. G u s h E m u n i m nie tylko p o m a g a tym Żydom, którzy karani są przez
świeckie sądy w Izraelu, ale o d m a w i a określania tych Ż y d ó w m i a n e m „mor­
derców". Tak więc osadnicy religijni i ich zwolennicy, z jednej strony, podkre­
ślają „rozlew krwi żydowskiej", z drugiej strony, wykazują m a ł o troski o „roz­
lew krwi nie-żydowskiej". Wpływy G u s h E m u n i m na politykę Izraela są
zauważalne w traktowaniu tej kwestii przez rząd. Rząd Izraela, z a r ó w n o w cza­
sie przewodnictwa laburzystów, jak i Likudu, odmawiał uwolnienia więźniów
palestyńskich „z rękami splamionymi krwią żydowską", ale nie wahał się
uwalniać więźniów „z rękami splamionymi krwią nie-żydowską".
Inne rzeczywiste konsekwencje takich p o s t a w t o wpływ G u s h E m u n i m n a
zachowanie rządu izraelskiego w sprawach dotyczących Terytoriów Okupowa­
nych. G u s h E m u n i m nie ustaje w zachęcaniu władz Izraela do o k r u t n e g o ob­
chodzenia się z Palestyńczykami na Z a c h o d n i m Brzegu lub w Strefie Gazy. Od­
m o w ę poparcia przez p r e m i e r ó w Rabina, Peresa i N e t a n i a h u ewakuacji choćby
jednego Żyda z tamtych t e r e n ó w przypisuje się głównie w p ł y w o m G u s h Emu­
nim. Wpływy tego ugrupowania na wszystkie rządy Izraela i na izraelskich p o ­
lityków z różnych partii były znaczące.
Stosunek r u c h u G u s h E m u n i m do Palestyńczyków, określanych przez nich
m i a n e m Arabów żyjących w Izraelu, jest b a r d z o wymowny. Lustick zazwyczaj
unikał tego t e m a t u . Harkabi podchodził do niego uczciwie, obficie cytując
stwierdzenia rabinów Cwi J e h u d y Kooka, Szlomo Avinera i Izraela Ariela. Trak­
towali oni Arabów żyjących w Izraelu jak złodziei. Opierali swoje poglądy na
założeniu, że ziemie Izraela były i są żydowskie i że każda rzecz t a m znalezio­
na należy do Żydów. Harkabi wymienił w podrozdziałach swojej książki wiele
przykładów i rozszerzeń tej doktryny. Wskazał, że dla G u s h E m u n i m Synaj
i obecny Liban są częścią terytorium żydowskiego i m u s z ą zostać oswobodzo­
ne przez Izrael. Rabin Ariel wydał atlas, który pokazywał wszystkie ziemie ży­
dowskie, jakie p o w i n n y zostać wyzwolone. Atlas uwzględniał ziemie na za­
chód i p o ł u d n i e od Eufratu, rozciągające się na dzisiejszy Kuwejt. Harkabi
cytował rabina Avinera: „Musimy żyć na tej ziemi n a w e t za cenę wojny. Co
więcej, jeżeli panuje t a m pokój, m u s i m y wzniecić wojny wyzwoleńcze w celu
zdobycia tej ziemi." Nie pozbawionym p o d s t a w wydaje się twierdzenie, że
gdyby G u s h E m u n i m posiadał władzę i kontrolę nad b r o n i ą nuklearną, mógł­
by ich użyć dla osiągnięcia swych celów.
LATO-2000
77
G u s h E m u n i m opracował politykę zagraniczną dla Państwa Izraela. Suge­
ruje ona, że wrogość Arabów wobec Ż y d ó w jest z n a t u r y teologiczna i wrodzo­
na. Konkluzja stąd wyprowadzana jest taka, że konflikt arabsko-izraelski nie
m o ż e być rozwiązany m e t o d ą polityczną. P r o m i n e n t n y lider G u s h E m u n i m
i były członek Knesetu, Elezer Waldman, powiedział: „Wrogość A r a b ó w wyni­
ka, jak cały antysemityzm, z oporu świata przed zbawieniem przez Ż y d ó w " .
Arabski opór bywał przypisywany arabskiemu poszukiwaniu „spełnienia gru­
powego pragnienia śmierci". Rabini, politycy i popularyzatorzy ideologii G u s h
E m u n i m r u t y n o w o porównywali Palestyńczyków do starożytnych Kananejczyków, których zniszczenie przez starożytnych Izraelitów było w e d ł u g Biblii
przewidziane p l a n e m Bożym. Ten ludobójczy t e m a t biblijny przysparza sympa­
tii G u s h E m u n i m wśród chrześcijańskich fundamentalistów, którzy oczekują
końca świata połączonego z rzezią i p o g r o m e m . G u s h E m u n i m od s a m e g o p o ­
czątku chciał wyrzucić z Izraela możliwie jak największą liczbę Palestyńczy­
ków. Działania palestyńskich terrorystów pozwalają przedstawicielom r u c h u
ukrywać chęć całkowitego pozbycia się Palestyńczyków p o d p o z o r a m i wydaleń
ze „względów bezpieczeństwa".
Harkabi cytował poglądy Mordechaja Nisana, wykładowcy na Uniwersyte­
cie Hebrajskim w Jerozolimie, które zostały opublikowane w sierpniu 1984
w czasopiśmie „Kivunim", oficjalnym organie Zachodniej Organizacji Syjoni­
stycznej. Według Nisana, powołującego się na Majmonidesa, każdy nie-Żyd,
k t ó r e m u p o z w o l o n o na pobyt w Izraelu, „ m u s i zaakceptować płacenie podat­
ków i cierpienie upokorzenia p o d d a ń s t w a " . Trzymając się religijnego tekstu
Majmonidesa, Nisan żądał, aby każdy nie-Żyd „był poniżony i by nie pozwala­
no mu podnieść głowy w o b e c Ż y d ó w " . Dalej, parafrazując Nisana, Harkabi pi­
sał: „Nie-Żydzi nie m o g ą otrzymać żadnego stanowiska dającego im władzę
nad Żydami. Jeżeli nie zgodzą się na życie w poniżeniu, to będzie oznaczało ich
protest i nieuniknioną konieczność wojny żydowskiej przeciw ich obecności
w Izraelu". Takie poglądy dotyczące nie-Żydów, opublikowane w oficjalnym pi­
śmie Światowej Organizacji Syjonistycznej, przypominają nazistowskie wywo­
dy o Żydach. Harkabi k o m e n t o w a ł : „Nie wiem, jak wielu Ż y d ó w podziela te
poglądy, ale publikacja tego artykułu w czołowym piśmie syjonistycznym jest
p o w o d e m do poważnego zastanowienia". (...)
Najbardziej ekstremalną grupą w ramach G u s h E m u n i m jest formacja zwa­
na E m u n i m (Być w i e r n y m ) . Powstała po u t w o r z e n i u rządu Rabina w 1992 ro78
FRONDA
19/20
ku, przewodniczy jej, rabin Benny Alon, syn e m e r y t o w a n e g o wicepremiera Są­
du Najwyższego Izraela, M e n a c h e m a Alona. Rabin Alon, cytowany przez
Nadava Szraggaja w „ H a a r e c " z 18 września 1992 roku, stwierdził: „Metody
z połowy lat 70-tych nie znajdą zastosowania w rządzie, którego morale kształ­
tują się pod wpływem Partii Merec i którego członkowie mają serca i umysły
przepełnione pogardą wobec całej ziemi Izraela i w o b e c j u d a i z m u . Chcą nie
tylko państwa palestyńskiego bez Żydów u t w o r z o n e g o wewnątrz ziem Izraela;
chcą także świeckiego demokratycznego państwa, mającego zastąpić żydow­
skie Państwo Izraela. Ten rząd jest d u c h o w o zdegenerowany." (...)
Alon i jego towarzysze jeżdżą do Stanów Zjednoczonych, aby prosić chrze­
ścijańskich fundamentalistów o finansowe wsparcie swoich działań. (...) Ży­
dowscy fundamentaliści, którzy nienawidzą nie-Żydów, zawarli p o r o z u m i e n i e
d u c h o w e z fundamentalistami protestanckimi, którzy wierzą w to, że popiera­
nie fundamentalistów żydowskich jest konieczne dla p o w t ó r n e g o przyjścia Je­
zusa. To p o r o z u m i e n i e stało się znaczącym czynnikiem w polityce S t a n ó w
Zjednoczonych wobec Wschodu.
Drugi przykład dotyczy polityki s a m e g o G u s h E m u n i m w okresie rządów
laburzystów i Partii Meretz w latach 90-tych. W artykule zamieszczonym na ła­
mach „Haarec" z 5 października 1992 roku D a n n y Rubinstein cytował przy­
w ó d c ó w G u s h E m u n i m , którzy twierdzili, że celem polityki Rabina jest „po­
dzielenie żydowskich osad na Terytoriach O k u p o w a n y c h oraz zniszczenie
wszystkich osiągnięć syjonizmu". Rubinstein starannie rozróżniał świeckich
osadników na Wzgórzach Golan od osadników z G u s h E m u n i m . Osadnicy ze
Wzgórz Golan twierdzili, że polityka Rabina była błędna, ponieważ pokój z Sy­
rią mógł zostać osiągnięty na w a r u n k a c h Izraela. N a t o m i a s t G u s h E m u n i m
twierdził, że „negocjacje Waszyngtonu z Organizacją Wyzwolenia Palestyny to
LATO-2000
79
nic innego, jak r o z m o w a istot ludzkich ze zgrają głodnych wilków chcących za­
mienić całość terytoriów Izraela w ziemie arabskie". Co nie oznacza, że G u s h
E m u n i m odmawiał brania pieniędzy na w ł a s n e cele od rządu, który prowadził
negocjacje z „bandą głodnych wilków".
W artykule z 14 października 1992 roku N a d a v Szraggaj pisał o sympozjum
zorganizowanym i sygnowanym przez ministra religii r a z e m z m i n i s t r e m edu­
kacji. (...) Jego t e m a t brzmiał: „Czy możliwa jest a u t o n o m i a dla obcych miesz­
kańców w Ziemi Świętej?" Rabin Szlomo Goren, główny prelegent sympo­
zjum, wyjaśniał: „ A u t o n o m i a jest r ó w n o z n a c z n a z zaprzeczeniem żydowskiej
religii". Według G o r e n a Halacha uznaje odrzucenie j u d a i z m u za największy
grzech i zachęca pobożnych Żydów, by zabijali tych niewiernych, odrzucają­
cych judaizm. Rabin G o r e n zrównał tych, którzy dążą do a u t o n o m i i , z niewier­
nymi. To oznaczałoby, że p r ó b a zabójstwa Rabina mogłaby nastąpić z p o b u d e k
religijnych. Goren twierdził dalej, że j u d a i z m zabrania „przyznawania jakich­
kolwiek p r a w narodowościowych jakiejkolwiek grupie obcych na ziemi Izra­
ela". Zaprzeczał też, jakoby n a r ó d palestyński w ogóle istniał. Zapewniał: „Pa­
lestyńczycy zniknęli w II wieku p.n.e. i nie słyszałem, aby zmartwychwstali".
Goren mówił słuchaczom, że niepowstrzymany przez niewiernych „proces od­
kupienia trwający już p o n a d sto lat nie m o ż e zostać zatrzymany, bo Opatrz­
ność Boża ciągle na nas czeka". Inny uczestnik sympozjum, rabin Aviner, zgo­
dził się z G o r e n e m , że judaizm zabrania udzielenia n a w e t nieznacznej
a u t o n o m i i Palestyńczykom. Rabin Z a l m a n Melamed, przewodniczący Komite­
tu Rabinów z Judei, Samarii i Gazy, wyraził t e n pogląd jeszcze dobitniej: „Ża­
den autorytet wśród rabinów nie zaprzeczy, że byłoby ideałem, gdyby ziemie
Izraela zamieszkiwali tylko Żydzi". Rabin Szlomo Min-Hahar rozciągnął t e n
pogląd na m u z u ł m a n ó w i chrześcijan, twierdząc: „cały świat m u z u ł m a ń s k i to
złodziejstwo godne pogardy i zdolne do wszystkiego. Wszyscy chrześcijanie
bez wyjątku nienawidzą Żydów i oczekują ich śmierci."
Za sympozjum, w czasie którego rabini wygłaszali owe przemówienia, za­
płacili podatnicy Izraela, włączając w to arabskich m u z u ł m a n ó w i chrześcijan.
Premier Rabin oraz minister religii i edukacji zaakceptowali to sympozjum
i nie wygłosili publicznie krytyki wyrażanych t a m poglądów. Obydwaj niemal
w przededniu sympozjum odwiedzili Niemcy, gdzie o s t r o potępiali „niemiec­
ką nienawiść wobec obcokrajowców". Starannie unikali w s p o m i n a n i a rasi­
stowskich wystąpień i zaleceń rabinów o tym, jak p o w i n n i być traktowani ob80
FRONDA
19/20
cokrajowcy w Izraelu. Nie wspomnieli o postulatach rabina Melameda, by
„przenieść" czyli wyrzucić wszystkich nie-Żydów z Izraela. Taka w z m i a n k a
mogłaby uzupełnić ich wypowiedzi na t e m a t niemieckiej ksenofobii.
Inny przykład, także zaczerpnięty z hebrajskiej prasy, pochodzi z książki
wydanej w 1990 roku. Odpowiedzi Intifady, napisane przez ważnego rabina
z Gush E m u n i m , Szlomo Avinera, dostarczają w p r o s t y m języku hebrajskim
odpowiedzi na pytania, co pobożny Żyd powinien czynić wobec Palestyńczy­
ków, gdy z n ó w n a s t a n ą czasy p o d o b n e do Intifady. Książka podzielona jest na
zwięzłe rozdziały zawierające pytania i odpowiedzi. Odpowiedzi nie opierają
się na prawie izraelskim. Cytaty z pierwszych d w ó c h rozdziałów dobrze przed­
stawiają istotę pytań oraz odpowiedzi zawartych w książce. Na przykład pierw­
sze pytanie w rozdziale pierwszym brzmi: „Czy istnieje różnica w karaniu
dziecka arabskiego i dorosłego Araba za naruszanie pokoju?" Odpowiedź roz­
poczyna się od ostrzeżenia czytelników nie zaznajomionych z Halachą, że nie
m o ż n a czynić p o r ó w n a ń między niepełnoletnimi Żydami i gojami: „Jak wiado­
mo, żadna kara halachiczna nie m o ż e spaść na chłopców poniżej 13-tego roku
życia i na dziewczynki poniżej 12-tego roku życia (...) Majmonides pisał, że ta
zasada dotyczy wyłącznie Żydów, a nie jakichkolwiek nie-Żydów. Dlatego nie-Żydzi, bez względu na wiek, będą odpowiadać za p o p e ł n i o n e zbrodnie." Od­
powiadając na to pytanie rabin Aviner zacytował kolejną zasadę Majmonidesa,
mówiącą o tym, by nie karać nie-żydowskiego dziecka, k t ó r e m u m o ż e „brako­
wać mądrości". Stwierdził przy tym, że decyzja, czy nie-żydowskie dziecko ma
być traktowane jak osoba dorosła, zależy od tego, czy dziecko mające nawet
mniej niż 13 lat posiada wystarczające rozeznanie. Według tego, co Aviner na­
pisał w swojej książce, każdy Żyd jest więc w stanie osądzić, czy nie-żydowskie
dziecko m o ż e być oceniane i karane jak dorosły. Drugie przykładowe pytanie
brzmi: „Co m a m y zrobić, jeżeli dziecko arabskie próbuje zagrozić żydowskie­
mu życiu?" Rabin Aviner wyjaśnia, że wcześniejsze odpowiedzi dotyczyły czy­
n ó w realnie popełnionych przez nie-żydowskie dzieci. Wyjaśnia, że jeżeli nie-żydowskie
dziecko
próbowałoby
zamordować
Żyda
poprzez
rzucenie
kamieniem w przejeżdżający samochód, w takiej sytuacji to dziecko u z n a n e
jest za „prześladowcę Ż y d ó w " i p o w i n n o zostać zabite. Cytując Majmonidesa
jako swój autorytet, Aviner utrzymuje, że zabicie nie-żydowskiego dziecka
w takiej sytuacji jest konieczne dla ratowania życia Żyda.
W drugim rozdziale swojej książki rabin Aviner zadaje kolejne pytanie i odLATO-2000
81
powiada na nie: „Czy Halacha pozwala nałożyć karę śmierci na A r a b ó w rzuca­
jących k a m i e n i a m i ? " O d p o w i e d ź brzmi, że n a ł o ż e n i e takiej kary jest nie tylko
wskazane, ale konieczne. Ta kara nie jest z a r e z e r w o w a n a dla tych, którzy rzu­
cają kamieniami, ale m o ż e być także orzeczona za inne wykroczenia. Aviner
mówi, że sąd rabinów lub król Izraela „ m o g ą skazać na karę śmierci każdego,
jeżeli dzięki t e m u świat stanie się lepszy". Sąd r a b i n ó w l u b król Izraela m o ż e
ukarać nie-Żydów lub zdradliwych Ż y d ó w poprzez bezlitosne wychlostanie,
więzienie w najcięższych w a r u n k a c h lub s p o w o d o w a n i e największego cierpie­
nia. Rzecznicy G u s h E m u n i m twierdzili, że władza sądu r a b i n ó w i króla Izra­
ela m o ż e być przeniesiona na rząd Izraela, jeżeli t e n przestrzega zasad religii.
W s p o m n i a n e kary m o g ą być n a ł o ż o n e , jeżeli władze są przekonane, że p o ­
wstrzymają o n e innych nieprawych ludzi. Aviner wyraźnie zaznaczył, że jest
zwolennikiem kary śmierci i surowej chłosty dla każdego nie-Żyda rzucające­
go lub chcącego rzucać kamieniami w Żydów.
IZRAEL SZAHAK, NORTON MEZVINSKY
TŁUM. ZESPÓŁ
Tekst jest nieznacznie skróconym rozdziałem
z książki Jewish Fundamentalism in Israel ( 1 9 9 9 )
82
FRONDA
19/20
Ortodoksi głoszą, że Talmud został dany Mojżeszowi
przez Boga na górze Synaj, tak samo jak Prawo znane
z Biblii, tyle że był przekazywany sekretnie drogą ust­
ną, aż do spisania go dopiero po 1500 latach. Dlatego
też Talmud jest nie tylko Słowem Bożym w równym
stopniu co Biblia, ale nawet w większym, ponieważ
został dany przez Boga po to, by być kluczem do inter­
pretacji Słowa zapisanego.
ORTODOKSJA
SYJON
ROZMOWA
Z
PROF.
I Z R A E L E M
SZAHAKIEM
Izrael Szahak ( 1 9 3 3 ) - przeżył warszawskie getto i hitlerowski obóz koncentracyjny, od
1945 roku mieszka w Palestynie; profesor chemii na Uniwersytecie Hebrajskim w Jero­
zolimie; przewodniczący Izraelskiej Ligi Praw Człowieka i Obywatela; autor wielu ksią­
żek nt. judaizmu i współczesnego Izraela (w Polsce ukazały się m.in. Żydzi / goje.
Trzydzieści wieków sąsiedztwa oraz Tel-Awiw za zamkniętymi drzwiami).
LATO-2000
83
J a k i e m i e j s c e w o b e c n y m życiu p u b l i c z n y m I z r a e l a i w ż y d o w s k i e j historii
z a j m u j e f u n d a m e n t a l i z m religijny?
Kwestia f u n d a m e n t a l i z m u żydowskiego i fanatyzmu religijnego jest b a r d z o
p o w a ż n ą sprawą w Izraelu i w historii jego l u d u . D l a wielu ludzi, być m o ż e
n a w e t dla większości Izraelczyków, j e s t to p r o b l e m ważniejszy niż pokój
z Arabami. Spoglądając wstecz i badając n a s z ą historię, widzimy, że wiele
konfliktów, wojen i wrogich relacji Ż y d ó w z nie-Żydami jest r e z u l t a t e m ży­
dowskiego f u n d a m e n t a l i z m u i ksenofobii.
J e s t Pan u z n a n y m a u t o r e m w i e l u książek, w k t ó r y c h w i n ą z a p o s t a w y rasi­
z m u i k s e n o f o b i i , j a k ą p r z e j a w i a j ą n i e k t ó r z y Żydzi, o b c i ą ż a P a n t r a d y c j ę j u ­
daizmu talmudycznego. Dlaczego?
P o pierwsze, n i e p o w i n n i ś m y p a t r z e ć n a j u d a i z m j a k o byt j e d n o r o d n y . Z m i e ­
niał się on w ciągu wieków. J u d a i z m o p i s a n y w S t a r y m Testamencie, p i s m a c h
proroków, p s a l m a c h jest czymś całkowicie o d m i e n n y m o d j u d a i z m u t a l m u ­
dycznego. Z a ś j u d a i z m t a l m u d y c z n y jest czymś z u p e ł n i e i n n y m niż n o w o c z e ­
sny j u d a i z m , który zaczął się k s z t a ł t o w a ć na p r z e s t r z e n i o s t a t n i c h 2 0 0 lat.
Dlatego też ci, którzy postrzegają j u d a i z m j a k o byt jednolity, popełniają t e n
s a m błąd jak ci, którzy p a t r z ą na Polaków j a k o na j e d n ą i n i e z m i e n n ą g r u p ę
i oskarżają wszystkich Polaków o jakieś t a m błędy czy grzechy, k t ó r e p o p e ł ­
nili niektórzy albo na przykład tylko rządzący. J e s t e m przeciwko jakiejkol­
wiek generalizacji, a w p i e r w s z y m rzędzie przeciwko generalizacji, jeśli cho­
dzi o mój n a r ó d .
Z a t e m to, co atakuję w swoich książkach, to j u d a i z m talmudyczny, juda­
izm, który e w o l u o w a ł w czasach talmudycznych, i który w ł a d a ł Ż y d a m i aż do
okresu n o w o c z e s n e g o . Ta forma j u d a i z m u dzieli świat na Ż y d ó w i nie-Ży­
dów, przy czym ci d r u d z y nie są t r a k t o w a n i p r z e z w y z n a w c ó w j u d a i z m u tal­
m u d y c z n e g o jako ludzie. J u d a i z m t a l m u d y c z n y jest w i n n y p o w s t a n i u p o ­
dwójnej m o r a l n o ś c i - jednej s t o s o w a n e j w o b e c Żydów, drugiej w o b e c gojów
- a także aberracyjnych koncepcji ksenofobicznych i rasistowskich. Co naj­
ważniejsze, t a forma j u d a i z m u m i a ł a p r z e m o ż n y w p ł y w n a k s z t a ł t o w a n i e się
p o s t a w i m e n t a l n o ś c i żydowskiej, m i a ł a w p ł y w na k u l t u r ę Żydów.
84
FRONDA
19/20
Dlaczego j u d a i z m t a l m u d y c z n y t a k b a r d z o różni się od źródeł biblijnych?
Dotknął Pan tu złożonego p r o b l e m u . J e s t e m n a u k o w c e m , w n a u c e nie szuka­
my powodów. Jaki jest p o w ó d istnienia p r a w a grawitacji? N i e wiemy. Istnieje
prawo grawitacji, obserwujemy je, w y p r o w a d z a m y na p o d s t a w i e ciągu zda­
rzeń. Nowoczesna historia nie jest już tak deterministyczna, jak wielu sądziło
w wieku XIX czy jeszcze na początku XX. Zazwyczaj p r o b l e m ma wiele przy­
czyn. Z a t e m nie m o g ę podać jakiejś jednej przyczyny pojawienia się ksenofo­
bicznego t a l m u d y z m u , ale m o g ę wymienić kilka powodów. J e d n y m z nich jest
reakcja j u d a i z m u na k u l t u r ę hellenistyczną. Kiedy Palestyna, a także M e z o p o ­
tamia, gdzie również mieszkali Żydzi, zostały p o d b i t e przez Aleksandra Wiel­
kiego, kultura grecka wywierała swój wpływ na wszystkich, w t y m także na Ży­
dów. W n o w o c z e s n y m języku hebrajskim 15 p r o c e n t s ł ó w to słowa greckie. Ich
pochodzenie wywodzi się z t a m t e g o okresu. Wasze s ł o w o „ m a s z y n a " to po h e ­
brajsku mochona, d o k ł a d n i e jak w wyrażeniu deus ex machina. Oczywiście mógł­
bym podać tysiąc p o d o b n y c h przykładów. Reakcja Ż y d ó w na k u l t u r ę helleni­
styczną była wroga - postanowili się separować. J e d n ą z form tej ucieczki od
pogańskiego świata był Talmud czy też to, co nazywamy literaturą talmudyczną. Drugi rodzaj reakcji to o p ó r skierowany przeciwko I m p e r i u m Rzymskie­
m u . Jego rządy w Palestynie były r ó w n i e opresyjne, jak w innych prowincjach.
Oczywistą reakcją jest - z n o w u - separacja. I rzeczywiście: j e d n e z najgorszych
praw wymierzonych w nie-Żydów, jakie m o ż n a znaleźć w Talmudzie, powsta­
ły w okresie żydowskiej rebelii przeciwko R z y m i a n o m .
Czy m o ż e Pan w s k a z a ć t ę o d m i e n n o ś ć , d z i e l ą c ą t r a d y c y j n y j u d a i z m biblij­
ny od j u d a i z m u t a l m u d y c z n e g o ?
LATO-2000
85
W języku jidysz słowem oznaczającym nie-Żyda jest goim - goj.
Słyszałem, że używa się go nawet w języku polskim. Jest to sło­
wo obraźliwe - to tak, jakby w Stanach Zjednoczonych nazwać
Murzyna „czarnuchem". Dokładnie takie ma o n o znaczenie,
kiedy używa go Żyd wobec nie-Żyda.
W Biblii natomiast jest to zwykłe hebrajskie słowo oznaczają­
ce „naród", pojawiające się t a m także w odniesieniu do Żydów.
Jest wiele biblijnych wersetów, w których Izraelici, Żydzi są okre­
ślani mianem goim. Tymczasem w Talmudzie to samo słowo oznacza coś innego,
oznacza pogardliwe określenie „wszystkich nie-Żydów". Co ważniejsze, w samej
Biblii nie ma słowa na oznaczenie „wszystkich innych narodów poza Żydami". Są
Egipcjanie, są Babilończycy, jest ten naród, t a m t e n naród, ale nie ma słowa okre­
ślającego „wszystkie narody razem". Jednym z pierwszych śladów dokumentują­
cych powstanie literatury talmudycznej jest wymyślenie słowa, którego odpowied­
nika nie ma w innych językach, a które oznacza „wszystkie narody poza n a m i " . Nie
ma w języku polskim słowa, które oznaczałoby jednocześnie Chińczyków, Hindu­
sów czy Indian. My je mamy! Z a t e m od razu widać tu różnicę.
W każdym narodzie istnieje ksenofobia. Jest o n a większa lub mniejsza
z przyczyn geograficznych, historycznych i wielu innych. Tutaj podstawa kseno­
fobii ma charakter teologiczny. Wszystkie inne narody są określone jednym sło­
w e m i w odniesieniu do nich wszystkich obowiązują dyskryminujące prawa. Go­
jowi nie należy pomagać, kiedy znajdzie się w potrzebie; goja m o ż n a oszukać,
jeśli jest to potrzebne; nawet zabicie goja przez Żyda zasadniczo nie jest zbrod­
nią. Ostatecznie, goj nie jest w pełni człowiekiem. Pełnym człowiekiem jest tyl­
ko Żyd. Sądzę, że taki sposób myślenia jest czymś bezwzględnie złym. Przede
wszystkim jest to coś złego dla samych Żydów. Chcę, aby to było zupełnie jasne
- moje obawy wynikają z troski o mój naród. U w a ż a m siebie za żydowskiego pa­
triotę. Zwalczam wpływy judaizmu talmudycznego właśnie z tego p o w o d u .
J a k dzisiaj kształtuje się w p ł y w j u d a i z m u t a l m u d y c z n e g o n a społeczność
żydowską?
Należy rozróżnić między Stanami Zjednoczonymi, Anglią i m o ż e jeszcze kilko­
ma innymi krajami a Izraelem. W USA i oczywiście w Europie przed Holocau86
FRONDA
19/20
s t e m byli Żydzi, którzy głosili n o w ą żydowską religijność.
Wyraźnie oświadczali: „nie będziemy kierować się T a l m u d e m
i literaturą talmudyczną, tworzymy nowy j u d a i z m " . Tą formę
judaizmu nazywamy dziś j u d a i z m e m reformowanym, liberal­
nym czy też konserwatywnym. W każdym razie byl to nowy
judaizm, który nie akceptował Talmudu i jego dziedzictwa.
W Stanach Zjednoczonych większość Ż y d ó w t a k na­
p r a w d ę nie jest ortodoksyjna.
O k r e ś l e n i e „ortodoksyjny"
stosuje się b o w i e m w o b e c Żyda akceptującego Talmud. Tu­
taj, w Izraelu, rozwój przebiegał inaczej, sprzeciw w o b e c T a l m u d u manife­
stował się po p r o s t u d r o g ą sekularyzacji. Żydzi zostali „świeckimi", co ozna­
cza, że sprzeciwiają się o n i żydowskiej religii. N a j n o w s z a statystyka, k t ó r ą
m o g ę tu przytoczyć, stwierdza, że ok. 20 p r o c e n t Ż y d ó w izraelskich to Żydzi
religijni, a więc „ortodoksyjni", akceptujący Talmud. Kolejne 20 p r o c e n t Izra­
elczyków reprezentuje całkowicie świecką t o ż s a m o ś ć do t e g o stopnia, że od­
mawiają wejścia do synagogi (chyba, że d a n a synagoga to m u z e u m albo z ja­
kiegoś i n n e g o p o w o d u ) . Są t a k zsekularyzowani, jak francuscy radykałowie
s t o lat t e m u . Pozostałe 60 p r o c e n t ludzi znajduje się jakby p o ś r o d k u . Są to
Żydzi, którzy zwykle nie c h o d z ą do synagogi, ale czasem, m o ż e raz do roku,
t a m bywają albo też zawarli m a ł ż e ń s t w o p r z e d r a b i n e m itd.
Jaki z a t e m u ż y t e k c z y n i ą z Biblii Żydzi w y w o d z ą c y się ze środowisk t a l m u dycznych?
Studiują Biblię korzystając wyłącznie z k o m e n t a r z y literatury t a l m u d y c z n e j .
Ta interpretacja jest ważniejsza niż s a m a Biblia. Rezultat jest taki, że inter­
pretacja t a l m u d y c z n ą w y p r o w a d z a c z ę s t o s e n s całkowicie sprzeczny z orygi­
n a ł e m biblijnym. J a s n e w e r s e t y Biblii znaczą coś i n n e g o w interpretacji tal­
mudycznej. Robi się to z r e s z t ą z a r ó w n o z dobrych, jak i ze złych p o b u d e k .
W każdym razie taka h e r m e n e u t y k a jest s p o t y k a n a we wszystkich religiach:
najbardziej tajemne s ł o w a są wyjaśniane przy p o m o c y k o m e n t a r z a w t e n
sposób, że znaczą coś i n n e g o . W j u d a i z m i e przybiera to p o s t a ć m o n s t r u a l n ą
- nie z n a m i n n e g o przykładu choćby t r o c h ę p o d o b n e g o w t y m do j u d a i z m u
t a l m u d y c z n e g o . We wszystkich hebrajskich encyklopediach jest n a p i s a n e , że
podstawą
LATO-2000
żydowskiego ortodoksyjnego p o s t ę p o w a n i a
,
(nie p o s t ę p o w a n i a
g7
każdego Żyda, ale Ż y d ó w ortodoksyjnych) jest T a l m u d i lite­
ratura na nim oparta.
C o n a d a j e t a k ą p o w a g ę literaturze t a l m u d y c z n e j , ż e j e s t
w a ż n i e j s z a n a w e t od S ł o w a Bożego o b j a w i o n e g o w Biblii?
Ortodoksi głoszą, że Talmud został dany Mojżeszowi przez Boga na górze Sy­
naj, tak s a m o jak Prawo z n a n e z Biblii, tyle że był przekazywany sekretnie d r o ­
gą ustną, aż do spisania go dopiero po 1500 latach. Dlatego też Talmud jest nie
tylko Słowem Bożym w r ó w n y m s t o p n i u co Biblia, ale n a w e t w większym, po­
nieważ został dany przez Boga po to, by być kluczem do interpretacji Słowa za­
pisanego. Tak przedstawia się to ich uroszczenie. J u d a i z m ma b a r d z o niewiele
dogmatycznych artykułów wiary, ale akurat w t e n wierzą oni n i e z ł o m n i e .
J a k a j e s t m e r y t o r y c z n a s t r u k t u r a Talmudu?
Większa część T a l m u d u to s y s t e m p r z e p i s ó w p r a w n y c h . P r a w o to w s p o s ó b
systemowy dyskryminuje nie-Żydów. D o p ó k i n i e m i e l i ś m y w ł a s n e g o p a ń ­
stwa, przepisy dotyczące n p . m o r d e r s t w a nie s t a n o w i ł y p r o b l e m u praktycz­
nego. J e d n a k teraz, w Izraelu, nastręczają o n e wielu p r o b l e m ó w praktycz­
nych. Stanowią n p . , że kiedy Żyd zabije nie-Żyda, to chociaż jest to grzech
(dodam, że nie m ó w i m y teraz o w i e l o k r o t n y m p o p e ł n i e n i u t e g o g r z e c h u ) ,
nie p o w i n i e n być za to u k a r a n y tu, na ziemi. „Bóg s a m się n i m zajmie" - tak
się to postrzega. D l a t e g o też za k a ż d y m r a z e m , gdy Żyd zabije A r a b a (tu,
w Izraelu, praktycznie wszyscy nie-Żydzi to A r a b o w i e ) , pojawia się o g r o m ­
na presja, aby objąć go a m n e s t i ą , aby wymierzyć mu z ł a g o d z o n y wyrok. I nie­
mal zawsze do czegoś takiego d o c h o d z i . W p r a w i e wszystkich przypadkach,
kiedy Żyd zabił Araba („my, Żydzi, j e s t e ś m y ci silni, a A r a b o w i e to ci słabsi"),
angażowali się n a w e t najwięksi rabini, wywierając na sąd naciski mające na
celu złagodzenie wyroku czy objęcie sprawcy a m n e s t i ą . I rzeczywiście wielo­
k r o t n i e m i a ł o t o miejsce.
Proszę sobie wyobrazić sytuację, w której w Polsce czy w j a k i m k o l w i e k
innym kraju najwięksi biskupi są raz po raz m o b i l i z o w a n i do załatwiania
a m n e s t i i dla Polaka, który zabił Żyda. Racja, to byłby a n t y s e m i t y z m ! Ale d o ­
kładnie to s a m o m o ż n a w t y m m o m e n c i e p o w i e d z i e ć o n a s ! J e s t to palący
88
FRONDA
19/20
p r o b l e m polityczny, p o n i e w a ż oczywiście A r a b o w i e o t y m
wiedzą. Nie dzieje się to w ukryciu, robi się to otwarcie.
Jeśli dobrze r o z u m i e m : n a w e t w p r z y p a d k u z a b ó j s t w a Ży­
dzi t r a k t o w a n i są inaczej niż nie-Żydzi, z a t e m ci ostatni nie
do końca są równi w s w y m c z ł o w i e c z e ń s t w i e Żydom...
Oczywiście! To prawda, że j e d n a z t a l m u d y c z n y c h zasad głosi: „nie-Żydzi nie
są l u d ź m i " . Jest to j e d n a z tych dobitnych prawd, z których wywiedzione zo­
stały reguły czystości i nieczystości. M u s z ę tu podkreślić, że system t a l m u dyczny jest b a r d z o logiczny, tyle że jego wyjściowe założenia są przerażające.
Jeżeli jest się tego n a u c z a n y m od najmłodszych lat, to się to akceptuje. Myślę,
że t r u d n o n a m zrozumieć, że 200-300 lat t e m u ludzie akceptowali (ponieważ
byli uczeni strasznych rzeczy), że kraj należy do króla l u b dynastii. N a p r a w ­
dę w to wierzyli, w imię tej prawdy szli na wojnę! Ludzie akceptowali t o , że
kobiety mają mniejsze prawa. Ludzie akceptowali n i e w o l n i c t w o . Proszę mi
pokazać gdziekolwiek na świecie 3 0 0 lat t e m u ruch przeciwko n i e w o l n i c t w u .
Nie było takiego! To tylko tradycja! Oczywiście ortodoksi są n i e z ł o m n i e prze­
konani, że ich tradycja o p a r t a jest na Słowie Bożym. Tradycja m ó w i , że
wszystkie te zasady - włącznie z tym, że nie-Żydzi nie są tak n a p r a w d ę ludź­
mi - zostały d a n e Mojżeszowi przez Boga na Synaju. W rzeczywistości wymy­
ślono to w czasach hellenizmu jako reakcję na wpływy helleńskie oraz rządy
I m p e r i u m Rzymskiego. N o , ale to jest ich m i t .
Czy j e s t p r a w d ą , ż e część literatury t a l m u d y c z n e j z a j m u j ą ustępy obraźliw e d l a c h r z e ś c i j a ń s t w a , C h r y s t u s a , M a t k i Boskiej?
Oczywiście! Jest ich nawet całkiem sporo. Podam Panu pewien przykład. To jest
nasz podręcznik arytmetyki dla klasy trzeciej: ćwiczenia z dodawania i odejmo­
wania. Widać tutaj, że normalny znak dodawania, czyli krzyżyk, został zmienio­
ny. To dlatego, że religia żydowska naucza, że krzyż jest czymś obraźliwym dla
Żydów. Wskutek u s t ę p s t w na rzecz partii religijnych zarządzono, że ma tak być
we wszystkich izraelskich szkołach podstawowych. Później, kiedy uczniowie
będą wystarczająco dojrzali, żeby nie ulegać wpływowi krzyżyków w zadaniach
typu „ 2 + 2 = 4 " , m o ż n a będzie przyjąć międzynarodowy znak „plus".
LATO-2000
89
To wyjaśni Polakom, skąd wziął się ów skandal z krzyżami w Oświęci­
m i u . Poza nienawiścią do krzyża i n n e a r g u m e n t y są w gruncie rzeczy d r u g o ­
r z ę d n e . Ci, co atakują krzyż w Oświęcimiu, n a p r a w d ę n i e n a w i d z ą krzyża - to
jest faktyczna przyczyna tej presji. M ó w i ę o t y m , b ę d ą c w zgodzie z odczu­
ciami wielu Izraelczyków. J e d n y m z najbardziej pozytywnych zjawisk, jakie
obecnie mają miejsce w Izraelu, jest większa s y m p a t i a i większe z r o z u m i e n i e
dla chrześcijaństwa, a szczególnie dla religii katolickiej, większe w p o r ó w n a ­
niu z tym, co m i a ł o miejsce w Warszawie 60 czy 100 lat t e m u . O wiele więk­
sze i głębsze pod k a ż d y m w z g l ę d e m . Ale to o s o b n y t e m a t .
N i e tylko z racji p r a w d z i w y c h przyczyn t a m t e g o s k a n d a l u z krzyżami
w Oświęcimiu, n i e tylko z uwagi na m o j ą o s o b i s t ą p o s t a w ę - j e s t e m przeciw­
ny nienawiści w o b e c jakiegokolwiek s y m b o l u religijnego. Krzyż nie jest m o ­
im symbolem, ale jest s z a n o w a n y przez miliard chrześcijan, d l a t e g o też je­
s t e m m u w i n i e n taki s a m szacunek, jakiego ż ą d a m w o b e c żydowskich
symboli religijnych.
Krzyż, j a k w i d z ę , p e ł n i r o l ę s z c z e g ó l n i e o d r z u c a j ą c ą d l a w i e l u Ż y d ó w . . .
Może Pan zapytać jakiegokolwiek dziewięciolatka uczącego się w szkole pod­
stawowej, jak wygląda wasz znak „ p l u s " . N i k t tego nie powie. Istnieje wiele
różnych rodzajów Żydów. Polacy nie p o w i n n i używać słowa „ Ż y d " na określe90
FRONDA
19/20
nie wszystkich Żydów, lecz p o w i n n i zrozumieć, że istnieje wiele różnych ro­
dzajów Żydów, p o d o b n i e jak ja r o z u m i e m , że istnieje wiele o d m i e n n y c h rodza­
jów Polaków, których ze sobą nie m i e s z a m . Są przecież Żydzi, którzy wysłu­
chują licznych zastrzeżeń dotyczących owego skandalu i mówią: „widok krzyży
wokół Oświęcimia nie przeszkadza n a m - jeśli chcą krzyży, to niech je mają".
Żydzi s p r z e c i w i a j ą c y się k r z y ż o m w O ś w i ę c i m i u s u g e r u j ą , że z d e c y d o w a n a
w i ę k s z o ś ć ż y d o s t w a s p r z e c i w i a się o b e c n o ś c i k r z y ż a w t y m m i e j s c u .
Ci, którzy tak twierdzą, k ł a m i ą ! To jest w ł a ś n i e s e d n o m o i c h książek: wyka­
zać, że k ł a m i ą ! To n i e p r a w d a ! Pierwszą z a s a d ą jest: „nie uogólniaj, s p r a w d ź ! "
Gdyby zapytał Pan o to ludzi w Izraelu, to bez p r o b l e m ó w powiedzieliby Pa­
nu, że nie jest w o l ą wszystkich Ż y d ó w walczyć z k r z y ż e m w O ś w i ę c i m i u . To
jakaś h o r r e n d a l n a b z d u r a i h u c p a . J e d n y m z największych osiągnięć P a ń s t w a
Izraela jest t o , że Żydzi są bardziej otwarci n i e tylko na chrześcijaństwo, ale
również na każdy f e n o m e n nie-żydowski, a to dlatego, p o n i e w a ż uwolnili się
od wpływu T a l m u d u .
T a p o s t a w a n i e c h ę c i w o b e c k r z y ż a u w i d o c z n i ł a się z w ł a s z c z a w USA.
W głównej m i e r z e jest to dzieło Ż y d ó w ze S t a n ó w Zjednoczonych. W USA
oraz w diasporze żydowskiej w i n n y c h krajach k l i m a t jest o d m i e n n y , p o n i e ­
waż oni nie mają naszych, izraelskich p r o b l e m ó w . Są c h r o n i e n i p r z e z amery­
kański rozdział p a ń s t w a od religii i, jeśli n i e chcą, to n i e m u s z ą płacić p o d a t ­
ków rabinom.
My musimy.
M u s i m y też p r z y z n a w a ć Ż y d o m
religijnym
przywileje, których nie przyznaje się w ż a d n y m i n n y m kraju. Oczywiście da­
ło to efekt o d w r o t n y od p l a n o w a n e g o . C o r a z bardziej wyzwalaliśmy się s p o d
zgubnego, p o d s t ę p n e g o w p ł y w u t a l m u d y c z n e j religii żydowskiej ( z n ó w - n i e
chodzi tu o cały j u d a i z m , ale o j u d a i z m t a l m u d y c z n y ) i staliśmy się lepsi.
J a k o c e n i a Pan efektywność w p ł y w u postawy t a l m u d y c z n e j w e współcze­
snej kulturze żydowskiej?
Proszę pozwolić mi m ó w i ć g ł ó w n i e o Izraelu, gdyż praktycznie całe d o r o s ł e
życie m i e s z k a m w Izraelu. Poza n i m s p ę d z i ł e m j e d y n i e b a r d z o krótki czas.
LATO2000
91
To jest mój kraj. Z n a m Ż y d ó w izraelskich, p o n i e w a ż j e s t e m j e d n y m z nich.
Wśród innych Ż y d ó w czuję się dziwnie, p o d o b n i e jak większość Izraelczy­
ków poniżej 60-tego roku życia. Kiedy Izraelczycy osiedlają się w USA, n i e
zamieszkują w ś r ó d tamtejszych Żydów, ale t w o r z ą w ł a s n e , o d r ę b n e społecz­
ności. Proszę z a t e m pozwolić mi m ó w i ć o Izraelu.
W Izraelu jest to p r o b l e m czysto polityczny. Ż y d ó w ortodoksyjnych m a ­
my tu 20 p r o c e n t . Głosują o n i tylko na swoje w ł a s n e p a r t i e religijne. Partie
te z a i n t e r e s o w a n e są wyłącznie z d o b y w a n i e m p i e n i ę d z y i przywilejów dla
Ż y d ó w religijnych oraz s e p a r o w a n i e m Izraela od gojów. Wszystkie i n n e za­
gadnienia, takie jak pokój, e k o n o m i a i k a ż d a i n n a w y o b r a ż a l n a k w e s t i a - n i e
interesują ich. D a m przykład. N i e d ł u g o przybędzie tu z wizytą p a p i e ż . Bar­
dzo są p o d n i e c e n i z t e g o p o w o d u , szukają różnych p r e t e k s t ó w . Papież b ę d z i e
miał tutaj r ó ż n e obowiązki w s o b o t ę , więc Żydzi m o g ą n a r u s z y ć szabat idąc
na s p o t k a n i e z n i m . Z t e g o p o w o d u rabini napisali list do papieża: Me naru­
szaj szabatu. A jest to tylko j e d e n z delikatniejszych sposobów, w jaki sprze­
ciwiają się tej wizycie. J e d n a k w wielu i n n y c h s p r a w a c h da się ich kupić. Uży­
w a m tego w u l g a r n e g o określenia, bo t a k się z n i m i robi. Koalicja m o ż e ich
kupić, a kiedy już da się im przywileje - b ę d ą p o s ł u s z n i e g ł o s o w a ć w każdej
innej kwestii. Mają więc wielkie z n a c z e n i e polityczne, ale coraz więcej Ży­
d ó w u w a l n i a swoje życie od ich w p ł y w u .
Powiedział Pan, że w p ł y w j u d a i z m u t a l m u d y c z n e g o j e s t zasadniczo niedo­
bry dla samych Żydów. Dlaczego?
P o d a m d w a przykłady: izraelski i polski. Gdy c h o d z i o Izrael, to z uwagi na
swą ksenofobiczną p o s t a w ę p a r t i e religijne są zawsze za polityką zaczepną,
za wojną, za gorszym t r a k t o w a n i e m Arabów, z a r ó w n o tych mieszkających
w Izraelu, jak i w innych p a ń s t w a c h . Z t e g o p o w o d u ściągają o n e na Izrael
większe n i e b e z p i e c z e ń s t w o wojny niż inni politycy. Robią to dla zasady, p o d ­
czas gdy świeccy politycy prawicowi robią to z innych, k o n i u n k t u r a l n y c h , p o ­
litycznych względów. M o ż n a się spierać z A r i e l e m S z a r o n e m , j e d n y m z na­
szych polityków prawicowych, na t e m a t tego, czy p o w i n n i ś m y , czy n i e
p o w i n n i ś m y być obecni w Libanie. To on w p r o w a d z i ł n a s do Libanu, ale te­
raz, w czasie o s t a t n i c h miesięcy, o p o w i a d a się za n a t y c h m i a s t o w y m wycofa­
n i e m się. Decyzję o w p r o w a d z e n i u i wycofaniu wojsk podjął ze w z g l ę d ó w
92
FRONDA
19/20
politycznych. J e d n a k nie m o ż n a spierać się z p o l i t y k i e m religijnym co do wy­
cofania się z Z a c h o d n i e g o Brzegu, p o n i e w a ż wierzy on, że jest n a k a z e m Bo­
żym, aby Z a c h o d n i Brzeg należał d o Żydów. M a m y t u więc d w a k o m p l e t n i e
różne podejścia. J e d n o - świeckie, n p . prawicowe, być m o ż e b a r d z o zle, ale
świeckie. M o ż n a z n i m p o l e m i z o w a ć na t e m a t tego, co jest d o b r e dla Izraela.
Z f u n d a m e n t a l i z m e m j e d n a k p o l e m i z o w a ć się n i e da, p o n i e w a ż „tak p o w i e ­
dział Bóg". Jeśli „tak powiedział Bóg", to nie ma dyskusji.
Polski p r o b l e m jest b a r d z o tragiczny, ale u w a ż a m , że t r z e b a m ó w i ć o t y m
otwarcie. J e d e n z największych p r o b l e m ó w Ż y d ó w w Polsce (przy czym wi­
nię za to n i e tyle s a m lud żydowski, co raczej ich w ł a d z e i r a b i n ó w ) polegał
na tym, że n i e chcieli oni uczyć się języka gojów, języka polskiego. N a w e t
w o s t a t n i m m o m e n c i e , w 1939 roku, o g r o m n a większość n i e z n a ł a polskie­
go, p e w n a ich część z n a ł a go s ł a b o . W i e m o t y m od mojej rodziny. N a w e t ci,
którzy polski znali, mówili z b a r d z o złym a k c e n t e m , o wiele g o r s z y m niż ja.
Dlatego też n i e było możliwości r a t o w a n i a ich w czasie H o l o c a u s t u . Ich b r a k
znajomości polskiego l u b zły akcent n a t y c h m i a s t ich zdradzały. A więc nie­
nawiść do gojów, p o s u n i ę t a aż do o d m o w y n a u k i języka polskiego, języka
kraju, w k t ó r y m żyli od setek lat, jest p r o b l e m e m , k t ó r y należy p o s t a w i ć
otwarcie! W i n ę za to t r z e b a przypisać żydowskiej religii t a l m u d y c z n e j , rabi­
n o m oraz b o g a t s z y m klasom, k t ó r e p o m a g a ł y r a b i n o m dla s w o i c h w ł a s n y c h
celów. Skutek t e g o był tragiczny.
Problemy, które Pan t e r a z porusza, właściwie nie są z n a n e na Zachodzie.
W i e l e o s ó b , k t ó r e n a w e t się w t e j m a t e r i i o r i e n t u j ą , o n a t u r z e j u d a i z m u t a l m u d y c z n e g o milczy. Z n a n e s ą p r z y k ł a d y t ł u m a c z e ń „ ł a g o d z ą c y c h " o s t r e
pierwotnie brzmienie żydowskiej literatury teologicznej na języki europej­
skie. W e w s p ó ł c z e s n e j k u l t u r z e w s z y s t k o się d e m a s k u j e , j e d n a k w m a t e r i i
żydowskiej ksenofobii panuje autocenzura. Dlaczego?
Odpowiedź brzmi: Holocaust. Trauma po Holocauście prowadzi do tabu. Jest
takie a m e r y k a ń s k i e przysłowie: „nie p o w i n n o się o b w i n i a ć ofiar". Z a t e m d o ­
brzy Francuzi, dobrzy Niemcy, dobrzy Anglicy, wszyscy d o b r z y ludzie chcie­
li p o m ó c Ż y d o m . Pojawił się k o m p l e k s : n i e m ó w m y o nich nic złego, m ó w ­
my tylko o ich dobrych s t r o n a c h . Oczywiście, jest to n a i w n e p r z e k o n a n i e
Oświecenia: „jeśli tylko u s u n i e m y opresję - wszyscy s t a n ą się d o s k o n a l i " ,
LATO-2000
93
„jeśli u s u n i e m y dyskryminację Ż y d ó w - to Żydzi b ę d ą d o s k o n a l i " . H o l o c a u s t
w z m ó g ł tę tendencję stu- czy n a w e t tysiąckrotnie. J e d n a k ż e jest to zła t e n ­
dencja, działająca na niekorzyść nas, Ż y d ó w ! M ó w i ę tylko: p o w i n n i ś m y znać
siebie takimi, jakimi jesteśmy, n a s z e d o b r e i n a s z e złe strony. O d n o s i się to
d o każdego n a r o d u . Ukrywanie p r a w d y będzie p r o w a d z i ć d o gorszego anty­
s e m i t y z m u niż w przypadku ujawnienia jej. Najlepszą polityką jest ujawnie­
nie całej prawdy. M a m y takie hebrajskie p o w i e d z e n i e : „Jeśli m a s z k a w a ł e k
wykrzywionego żelaza i próbujesz je w y p r o s t o w a ć , to p o w i n i e n e ś uderzyć je
z taką siłą, jakbyś chciał je wykrzywić w p r z e c i w n ą s t r o n ę . Twój wysiłek oraz
o p ó r żelaza być m o ż e uczynią je p r o s t y m . "
Czy z g a d z a się Pan z t y m o s o b a m i , które t w i e r d z ą , że
n a n a s z y c h oczach p o w s t a j e p e w i e n świecki kult, kult
Holocaustu. Holocaustu nie t r a k t u j e się j a k o z w y k ł e g o
w y d a r z e n i a historycznego, a l e nabiero o n o p e w n e j s a ­
kralnej treści.
W p e ł n i się z t y m zgadzam. Dzieje się t a k w ś r ó d Ż y d ó w a m e r y k a ń s k i c h , ale
także do p e w n e g o s t o p n i a w Izraelu. H o l o c a u s t staje się świecką religią dla
niektórych Ż y d ó w i n a r z ę d z i e m s z a n t a ż u politycznego w o b e c nie-Żydów.
Z a m i a s t p o z o s t a w a ć z b r o d n i ą i tragedią, jest p r z e z n i e k t ó r y c h wykorzysty­
wany do manipulacji. N i e p o d o b a mi się, że z H o l o c a u s t u robi się jakieś na­
rzędzie politycznego nacisku i s z a n t a ż u . Dlatego, kiedy b y ł e m w Polsce, n i e
wybrałem się do ż a d n e g o o b o z u koncentracyjnego, ale p o s z e d ł e m p o d p o ­
m n i k Mordechaja Anielewicza. Była to moja reakcja na r o b i e n i e z H o l o c a u ­
s t u jakiejś świeckiej religii.
Znana jest wypowiedź jednego
z
prominentnych
działaczy ż y d o w s k i c h , który p o w i e d z i a ł : „ P r ó b o w a ­
liśmy stosować różne r o d z a j e p e r s w a z j i , j e d n e były
skuteczne, inne zawodziły, j e d n a k Holocaust d z i a ł a
zawsze".
Myślę, że to wielki błąd, to n a d u ż y w a n i e H o l o c a u s t u , t r a k t o w a n i e tej trage­
dii jak jakiejś religii.
94
FRONDA
19/20
Dlaczego?
Ponieważ każda fałszywa religia jest szkodliwa. A religia H o l o c a u s t u jest cał­
kowicie fałszywa. N i e ma tu Boga, nie ma przykazań, nie ma przykazań p o ­
zytywnych. W n o r m a l n e j religii decyduje pozytywne p r z e s ł a n i e . Także w li­
teraturze
talmudycznej
są
pewne
pozytywne
fragmenty.
A
jakie
są
pozytywne przykazania religii H o l o c a u s t u ? N i e m a t a m żadnych pozytyw­
nych przykazań. Ta fałszywa religia jest właściwie p e w n y m rodzajem n i e n a ­
wiści do świata.
J e s t e m j e d n y m z tych, którzy przeżyli H o l o c a u s t . Najważniejszą rzeczą,
jaką m o ż n a powiedzieć o tych, którzy przeżyli eksterminację Ż y d ó w (nie lu­
bię słowa „ H o l o c a u s t " , lubię b r u t a l n e , j a s n e pojęcia, takie jak „ e k s t e r m i n a ­
cja" lub „ l u d o b ó j s t w o " ) , jest t o , że większość z n a s w i o d ł a po t y m wszyst­
kim n o r m a l n e życie. Tutaj, w Jerozolimie, j e s t e m n a w e t c z ł o n k i e m k l u b u
tych z mojej grupy, którzy przeżyli - s p o t y k a m y się co roku w rocznicę na­
szego wyzwolenia. Wszyscy w i e d z i e m y n o r m a l n e życie i t a k jest w przypad­
ku 90 p r o c e n t wszystkich tych, którzy przeżyli H o l o c a u s t , a, jak Pan sobie
m o ż e wyobrazić, z n a m lub z n a ł e m ich tysiące. M e d i a zaś lubią tragedie, tra­
gedie tych, którzy nie potrafili p o r a d z i ć sobie z t r a u m ą H o l o c a u s t u .
Kto - P a n a z d a n i e m - czerpie korzyści z tej religii Holocaustu?
Po pierwsze, żydowski establishment religijny; po drugie, w ł a d z e P a ń s t w a
Izraela. Chociaż ta p o s t a w a jest nadal b a r d z o efektywna, to j e d n a k na prze­
strzeni o s t a t n i c h 20 lat t o , co m o ż n a by n a z w a ć religią H o l o c a u s t u , traci
swoje oparcie w kręgach izraelskiej inteligencji.
Dlaczego?
Ze względu na to, czym to jest - jest to po p r o s t u b ł ę d n a p o ­
stawa. To prawda, że p o s t a w a ta nie r o z p o w s z e c h n i ł a się
wśród ludzi jakoś szeroko. Dlatego na przykład n i e k t ó r e int e t e k t u a l n e kręgi w Izraelu b a r d z o krytykują zwyczaj zabie­
rania naszej młodzieży na rytualne odwiedziny o b o z ó w za­
głady, różne m a r s z e żywych itp. Fałszywa t o ż s a m o ś ć nie
LATO
2000
p o m o ż e n i k o m u , a szczególnie Ż y d o m . To
n a m nie p o m o ż e . P o m o ż e n a m zdrowe,
demokratyczne państwo i społeczeństwo
w Izraelu oraz z d r o w e i d e m o k r a t y c z n e
mniejszościowe
społeczności
żydowskie
we wszystkich krajach, w których o n e ży­
ją,
o d d a n e w p i e r w s z y m rzędzie w a r t o ­
ściom o g ó l n o l u d z k i m , po w t ó r e - s a m o krytyczne,
po
trzecie
(co j e s t
równie
w a ż n e ) - w i e r n e wartościowej części dzie­
dzictwa
żydowskiego.
Różnice p o m i ę d z y ś w i e c k i m i a religijnymi Ż y d a m i są b a r d z o d u ż e . Czy s t a n
napięcia, j a k i u t r z y m u j e się m i ę d z y t y m i d w o m a g r u p a m i , m o ż e w e f e k c i e
doprowadzić do jakiegoś p o w a ż n i e j s z e g o konfliktu?
Proszę przyjrzeć się historii różnych n a r o d ó w . W wielu przypadkach, kiedy
różnice w n a r o d z i e dotyczące kwestii p o d s t a w o w y c h były f u n d a m e n t a l n e
i zanim pojawiła się wolność, z d a r z a ł o się, że w y b u c h a ł a w o j n a d o m o w a .
A więc dlaczego nie miałoby się to stać i tutaj, w Izraelu? U w a ż a m , że p r ę ­
dzej czy później dojdzie z a t e m do kryzysu, a m o ż e n a w e t do wojny d o m o w e j .
Kiedy kryzys m i n i e - niezależnie od tego, czy dojdzie do wojny d o m o w e j , czy
nie - Izrael stanie się wreszcie n o r m a l n y m p a ń s t w e m . O r t o d o k s i p r a w d o p o ­
dobnie wybiorą w t e d y życie w getcie, jak to j u ż w i e l o k r o t n i e w historii robi­
li, co zresztą po części już się dzieje.
Z a u w a ż a Pan p o w s t a w a n i e w Izraelu z j a w i s k a getta?
Mamy tutaj getta, d o b r o w o l n e getta r a d y k a ł ó w religijnych, którzy s a m i się
t a m zamykają. Praktyka życia o r t o d o k s ó w w y m u s z a t e n stan rzeczy. Żydzi
nieortodoksyjni sprzeciwiają się b u d o w a n i u synagog w ich sąsiedztwie. Or­
todoksyjna synagoga oznacza, że n a s t ę p n e g o d n i a pojawi się ż ą d a n i e wyłą­
czenia z r u c h u drogi do niej w czasie szabatu, zamykania jakichś s k l e p ó w itp.
Zwyczajni Izraelczycy nie chcą takich zwyczajów. Kiedy b y ł e m b a r d z o młody,
w Tel-Avivie duży o d s e t e k stanowili Żydzi religijni. O b e c n i e Tel-Aviv jest naj96
FRONDA
19/20
bardziej świeckim, z a c h o d n i m m i a s t e m , o wiele bardziej niż J e r o z o l i m a .
Większość religijnych Ż y d ó w w y p r o w a d z i ł a się z Tel-Avivu, mieszkają teraz
w p o b l i s k i m mieście z w a n y m Bnei-brak, gdzie s t a n o w i ą n i e m a l wszystkich
mieszkańców. W s o b o t y jest o n o k o m p l e t n i e z a m k n i ę t e . Tak więc jest to
„gettoizacja"! Z r e s z t ą h i s t o r y c z n e p o w s t a n i e g e t t a w E u r o p i e n i e ma związ­
ku z uciskiem rządzących nie-Żydów. G e t t a zostały s t w o r z o n e p r z e z samych
Żydów, p o n i e w a ż chcieli oni żyć o s o b n o . Ich n i e c h ę ć do gojów, do nie-ży­
dowskiego s p o ł e c z e ń s t w a była aż t a k wielka, że wybrali izolację. N a k a z
mieszkania w gettach pojawił się o wiele p ó ź n i e j . Jeśli ludzie chcą żyć w get­
tach z własnej woli, t r z e b a im na to pozwolić.
Co z a t e m p o w s t r z y m u j e t e n konflikt z ortodoksami?
Utrzymuje się status quo, p o n i e w a ż znajdujemy się w s t a n i e wojny z Araba­
mi. Ale gdyby tylko n a s t a ł pokój, konflikt t e n n a t y c h m i a s t przybrałby na si­
le. M o ż n a z a o b s e r w o w a ć następującą p r a w i d ł o w o ś ć : za k a ż d y m r a z e m , gdy
pojawia się polityczny kryzys w s t o s u n k a c h z A r a b a m i - ów konflikt słabnie;
gdy pojawia się więcej spokoju - ów konflikt n a r a s t a .
Z Pańskich książek m o ż n a d o w i e d z i e ć się o d w ó c h z n a c z ą c y c h grupach w e ­
w n ą t r z społeczności Ż y d ó w izraelskich. Do tej pory z a j m o w a l i ś m y się orto­
doksami, drugie środowisko o k r e ś l a P a n j a k o s y j o n i s t y c z n y c h m e s j a n i s t ó w .
Żydzi syjonistyczno-mesjanistyczni n i e stosują polityki e s k a p i z m u t a k jak
ortodoksi, są b a r d z o m o c n o z a a n g a ż o w a n i w rozwój p a ń s t w a izraelskiego.
C h ę t n i e , inaczej niż to się dzieje z o r t o d o k s a m i , s ł u ż ą w wojsku. Wierzą, że
cała ziemia izraelska, cala Palestyna, a n a w e t więcej niż s a m a Palestyna na­
leży do Żydów. Tradycyjnie to oni s t a n o w i ą s t r o n n i c t w o wojny w ś r ó d Izrael­
czyków.
J a k d e f i n i u j ą oni swój m e s j a n i z m ?
Polityczny ruch mesjanistyczny został s t w o r z o n y jakieś 80 lat t e m u p r z e z kil­
ku znaczniejszych rabinów, na czele których stał r a b i n A b r a h a m Izaak Kook.
S t w o r z o n o n o w ą interpretację teologii, k t ó r a opierała się na d w u założe1ATO-2000
C)7
niach. Po pierwsze: mesjasz nadejdzie j u ż n i e b a w e m . To jest ich najważniej­
szy pogląd. Żyjemy teraz w k o ń c o w y m okresie historii. N i m mesjasz n a d e j ­
dzie, m u s i m y m u przygotować d r o g ę p o p r z e z zdobycze terytorialne, p r z e z
o d t w o r z e n i e historycznego Izraela. Po drugie: mesjanistyczni Żydzi w z m o g l i
u c z e s t n i c t w o w życiu publicznym, angażowali się w politykę, w s t ę p o w a l i do
armii, byli d o b r y m i ż o ł n i e r z a m i . Te m e t o d y miały, w ich p r z e k o n a n i u , p r o ­
wadzić do uświęcenia p a ń s t w a i s p o ł e c z e ń s t w a . Chcieli transformacji Izraela
d o p e w n e g o rodzaju s t a n u sakralnego.
Czy m o ż n a określić, czego to środowisko o c z e k u j e po przyjściu M e s j a s z a ?
Mesjasz ma p o k o n a ć wszystkich w r o g ó w Izraela. Jego przyjście sprawi, że
sprowadzą się tu wszyscy Żydzi - niekoniecznie na tereny dzisiejszego p a ń ­
stwa izraelskiego, ale na d u ż y obszar Bliskiego W s c h o d u . Ci ludzie publikują
już m a p y tego przyszłego królestwa. W c h ł o n ą ć m a o n o właściwie wszystkie
p a ń s t w a Bliskiego W s c h o d u , będzie się rozciągało od M o r z a Ś r ó d z i e m n e g o po
Zatokę Perską. J e d n a k rządy Mesjasza b ę d ą wykraczały n a w e t p o z a granice
p o s z e r z o n e g o p a ń s t w a izraelskiego. W e d ł u g Żydów, mesjasz będzie p a n o w a ł
nad całym światem, wcześniej j e d n a k p o k o n a fałszywe religie, Arabów, chrze­
ścijan, gojów. Wszyscy będziemy musieli zaakceptować jego a u t o r y t e t .
Dziękuję z a r o z m o w ę .
ROZMAWIAŁ RAFAŁ SMOCZYŃSKI
JEROZOLIMA, MARZEC 2000
98
FRONDA
19/20
W czasach średniowiecza było o wiele więcej otwarto­
ści niż teraz. To od czasów Oświecenia rabini zaczęli
być tak zamknięci, tak surowi w wypełnianiu rytu­
ałów, w sposobie myślenia, zaczęli obawiać się każdej
nowej idei.
KULTURKAMPF
PO IZRAELSKU
ROZMOWA
Z
SZULAMIT
ALONI
Szulamit Aloni (1929) - prawniczka, dziennikarka i działaczka polityczna lewicowej partii
Merec w Izraelu; przez wiele lat (począwszy od roku 1965) deputowana do Knesetu; zało­
życielka Ruchu Praw Obywatelskich; w latach 1992-96 minister sztuki, nauki i technologii.
LATO-2000
99
J a k P a ń s t w o I z r a e l a r o z w i ą z u j e relacje m i ę d z y ś w i e c k i m i instytucjami p a ń ­
s t w o w y m i a Synagogą?
Izrael powstał jako p a ń s t w o d e m o k r a t y c z n e . W s w o i m zamyśle miał być spo­
łeczeństwem obywatelskim. Demokracja szanuje partie religijne i osoby wie­
rzące, jednak stoi o n a na stanowisku, że p r o b l e m wiary to sprawa osobista
i dobrowolna. Ponieważ Izrael nie ma spisanej konstytucji, zaadaptowaliśmy
system, który p a n o w a ł tutaj z a n i m p o w s t a ł o nasze p a ń s t w o , czyli o t t o m a ń s k i
typ społeczeństwa, w k t ó r y m każda grupa narodowościowo-religijna m i a ł a
swoją własną a u t o n o m i ę . Część władzy znajdowała się w rękach d u c h o w i e ń ­
stwa. W przypadku Ż y d ó w byli to rabini, w przypadku A r a b ó w mufti.
Dzisiaj jesteśmy jedynym s p o ł e c z e ń s t w e m demokratycznym, w k t ó r y m lu­
dzie są prawnie podzieleni na 12 g r u p narodowościowo-religijnych. N i e m a m y
cywilnych m a ł ż e ń s t w i rozwodów. Stan cywilny, m a ł ż e ń s t w o i rozwód, są p o d
jurysdykcją d u c h o w i e ń s t w a . Będąc kobietą, Żydówką, jeśli chcę zgodnie z pra­
w e m wyjść za mąż l u b się rozwieść, m u s z ę stanąć p r z e d żydowskim s ą d e m re­
ligijnym, w którym, jako kobieta, nigdy nie m o g ę zasiąść w ławach sędziow­
skich, w którym, jako kobieta, j e s t e m świadkiem drugiej kategorii. W e d ł u g
prawa żydowskiego - to s a m o dotyczy prawa m u z u ł m a ń s k i e g o obowiązujące­
go w Izraelu - kobieta do m o m e n t u zawarcia m a ł ż e ń s t w a jest własnością jej
ojca, zaś po zawarciu m a ł ż e ń s t w a jest własnością swego męża.
Z jednej strony, jest w p a ń s t w i e realna demokracja. Chociażby w przypad­
ku osoby takiej jak ja - zrobienie kariery w p a ń s t w i e było możliwe. Z drugiej
strony, zgodnie z p r a w e m dotyczącym s t a n u cywilnego, m a ł ż e ń s t w a i rozwo­
du, podlegam jurysdykcji najbardziej wstecznych o s ó b religijnych, osób, k t ó r e
nienawidzą społeczeństwa obywatelskiego i m o c n o sprzeciwiają się r ó w n y m
p r a w o m dla kobiet. Z taką o t o sprzecznością m a m y więc do czynienia w na­
szym życiu.
Jednak w p ł y w środowisk religijnych w y k r a c z a , z d a j e się, p o z a p r a w o cywil­
ne i d o t y k a t a k ż e polityki.
Oczywiście. Nie m a m y i nigdy nie mieliśmy w Izraelu partii, k t ó r a uzyskała ab­
solutną większość w wyborach parlamentarnych, dlatego rząd izraelski wiecz­
nie skazany jest na szerokie koalicje lewicy i prawicy, k t ó r e nigdy nie miały
100
FRONDA
19/20
większości. Łatwiej jest b u d o w a ć koalicje z partiami religijnymi, k t ó r e jednak,
będąc języczkiem u wagi, stosują politykę szantażu. Dlaczego? Ponieważ, jeśli
nie da się im tego, czego chcą, przyłączą się o n e do o b o z u przeciwnego. N i e in­
teresuje ich pokój ani wojna. N i e interesuje ich dobrobyt społeczeństwa. C h c ą
religijnego usztywnienia państwa, chcą swojej własnej edukacji i pieniędzy dla
swoich ludzi. C h c ą też więcej władzy dla swoich d u c h o w n y c h . Krok po kro­
ku... Jeżeli założyć, że p o d s t a w o w ą ideą P a ń s t w a Izraela jest oświecona d e m o ­
kracja z najlepszymi ideami Oświecenia - to stale cofamy się w s t r o n ę religij­
nego rygoryzmu. I dlatego społeczeństwo jest tak podzielone.
Czyli, Pani zdaniem, środowiska religijne z m i e r z a j ą do u z y s k a n i a coraz w i ę k ­
szych w p ł y w ó w w państwie...
M a m y do czynienia z m e t o d y c z n i e , k r o k po k r o k u p r o w a d z o n ą inwazją ze
strony żydowskich fanatyków religijnych. Ale istnieje też narastający s t o p ­
n i o w o o p ó r przeciw n i m w ś r ó d świeckich Żydów. N i e dzieje się t o n i e s t e t y
w ś r ó d c z ł o n k ó w rządu, p o n i e w a ż ich w ł a d z a jest u z a l e ż n i o n a od religijnych
ortodoksów.
Próbując scharakteryzować te środowiska należałoby powiedzieć, że są
przede wszystkim b a r d z o nacjonalistyczni, b a r d z o fanatyczni. Jak na funda­
m e n t a l i s t ó w przystało, do wszystkiego pakują Boga. Słyszą głosy z nieba m ó ­
wiące, że „Ziemia Święta należy do n a s " . N i e n a w i d z ą pogan, gojów. Uważają,
że poganie, Arabowie i Palestyńczycy nie mają żadnych praw. Są przeciwko bu­
dowaniu pokoju z Palestyńczykami. M u s z ę powiedzieć - a s t a r a m się być
ostrożna w słowach - że wielu z nich m o ż n a ś m i a ł o określić jako faszystów,
w t y m znaczeniu, że są bardzo nacjonalistyczni, że wykorzystują starą tradycję,
głosy rabinów i głos Boga do zdobywania coraz większej władzy i pieniędzy.
Rząd m u s i iść z nimi na kompromisy, gdyż nie chce utracić władzy. Na przy­
kład, jeśli Barak o d m ó w i im teraz w jakiejś kwestii, to zagłosują przeciw nie­
m u . I kaput. To s a m o było z B e n i a m i n e m N e t a n i a h u . N i e ma znaczenia czy to
prawica, czy lewica. To w ich rękach znajdują się rządy. Chociaż większość lu­
dzi w tym kraju chce cywilnych m a ł ż e ń s t w i r o z w o d ó w - nie m a m y cywilnych
m a ł ż e ń s t w i rozwodów. Chociaż większość ludzi w Izraelu chce, by publiczny
transport funkcjonował w szabat i święta - nie m a m y publicznego t r a n s p o r t u
podczas szabatu. N a w e t linie El-Al nie m o g ą latać w szabat, j e s t e ś m y w t e d y
LATO-2000
101
kompletnie odcięci od świata. I tak dalej, i t a k dalej. Jest to prawdziwy konflikt.
M a m y tu p e w n e g o rodzaju Kulturkampf toczony między religijnymi ortodoksa­
mi a s p o ł e c z e ń s t w e m obywatelskim. Rząd lawiruje p o m i ę d z y tymi d w i e m a
stronami. Większość praw, jakie mamy, jest p o k r ę t n a i z m a n i p u l o w a n a za­
miast być oświecona w d u c h u p r a w człowieka. N i e m a m y w n a s z y m u s t a w o ­
dawstwie Karty Praw, w której zapisana byłaby r ó w n o ś ć mężczyzn i kobiet, Ży­
d ó w i nie-Żydów.
Z tego, co Pani m ó w i , w y n i k a , że c e l e m w i e l u ortodoksyjnych Ż y d ó w jest z a ­
mienienie Izraela w p a ń s t w o teokratyczne.
Zgadza się, to jest ich cel. Cały czas próbują.
Ale nie wierzę, że się im to uda. Ludzie prze­
cież by się zbuntowali. Proszę nie zapomi­
nać, że wielu z tych o r t o d o k s ó w w ogóle nie
pracuje, żyją z pieniędzy publicznych. Potrze­
bują więc kogoś, k t o by na nich pracował.
N i e chcą, abyśmy zniknęli, abyśmy opuścili
t e n kraj. To nasz kraj. Wielu z n i c h nie służy
w armii. Są pasożytami. Mówią, że cały czas
się uczą. Jest to nieuczciwe i s p o ł e c z e ń s t w o
0 t y m wie. I dlatego nie osiągną oni aż tyle,
ile są przekonani, że osiągną. Z drugiej stro­
ny, m o g ą m i e ć wystarczającą siłę, aby przeta­
sować rząd od prawej do lewej. To z ich winy
proces b u d o w a n i a pokoju z Palestyńczykami
1 z Syrią jest z roku na rok opóźniany.
Ortodoksi t w i e r d z ą , że ich działanie j e s t u p r a w n i o n e z p u n k t u w i d z e n i a tra­
dycji żydowskiej i j u d a i z m u . Świeckich Ż y d ó w u w a ż a j ą za uzurpatorów, któ­
rzy nie m a j ą legitymizacji, a b y rządzić Izraelem.
Wielu ludzi uważa w dobrej wierze, że j u d a i z m polega na zachowywaniu rytu­
ałów i oczekiwaniu na nadejście Mesjasza. Są tacy ludzie. Wielu innych robi
jednak na tym interes. Są zwolnieni ze służby wojskowej, dostają pieniądze,
102
FRONDA
19/20
mają władzę i o nic innego nie dbają. Ciągle mają m e n t a l n o ś ć mniejszości ży­
jącej w getcie. Żyli niegdyś w gettach, p o ś r ó d pogańskiego, wrogiego im spo­
łeczeństwa i zajmowali się tylko sobą. M e n t a l n o ś ć ta jest ciągle obecna w ś r ó d
tych ludzi. Patrzą na nas, świeckich Żydów, z góry, jakbyśmy byli p o g a n a m i
i jakby mieli p r a w o nas wykorzystywać. To s m u t n e , że dzisiaj prawie n i e m o ż ­
liwe jest m ó w i e n i e o judaizmie w s p o s ó b czysto intelektualny. Wszystko jest
częścią polityki. To polityka, pieniądze, manipulacja i rytuały. Rytuały i rytu­
ały... Piękno judaizmu, jego filozofia, prawdziwe wartości proroków, sprawie­
dliwość - o t y m właściwie n i e m o ż n a z tymi l u d ź m i dyskutować, bo oni się
tym nie interesują.
Jest też jeszcze coś, co m n i e niepokoi. Po tak wielu latach bycia mniejszo­
ścią, która potrzebowała ochrony, nagle posiadają m n ó s t w o władzy. Czują, że
mają władzę. P a ń s t w o jest silne, m a m y najsilniejszą armię na Bliskim Wscho­
dzie. Tego rodzaju siła, siła p a ń s t w a z jednej strony, a z drugiej strony - ich
m o c m a n i p u l o w a n i a r z ą d e m sprawiła, że nie rozumieją oni granic władzy. Są
więc strasznie chciwi. Sposób, w jaki zabierają w ł a s n o ś ć Palestyńczyków, zie­
mię Palestyńczyków, sposób, w jaki traktują innych, także wszystkie i n n e
mniejszości, gojów... - to jest tragedia.
J e d n a k to oni twierdzą, źe reprezentują prawdziwego ducha żydowskiego,
a o świeckich Żydach m ó w i ą , że są p l a g i a t o r a m i .
Zgodnie z żydowskim p o d a n i e m my wszyscy, włącznie z kobietami, byliśmy na
górze Synaj, kiedy była n a m d a w a n a Tora. A więc i ja t a m byłam. Z a t e m moja
interpretacja jest tak s a m o dobra, jak naszego naczelnego rabina. Są ludzie,
którzy tego nie wiedzą, ale ja to w i e m . Zawsze im to m ó w i ę .
W kulturze, która liczy sobie trzy tysiące lat, m o ż n a znaleźć wszystko. Moż­
na znaleźć najbardziej oświecone, najpiękniejsze rzeczy i m o ż n a znaleźć rzeczy
najstraszniejsze, najbardziej rasistowskie. Problem polega na tym, że każda oso­
ba musi sama zadecydować, jakim chce być człowiekiem i jakim chce być Żydem.
Czy wie Pan dlaczego - zgodnie z Biblią - Bóg wybrał patriarchę Abrahama,
aby był głową n a r o d u żydowskiego? Ponieważ powiedział, że A b r a h a m będzie
uczył swój d o m i swój ród p o s t ę p o w a n i a w sposób uczciwy i sprawiedliwy.
W tym samym fragmencie Bereszit, pierwszej księgi Tory, A b r a h a m poprosił
Boga, aby nie wymierzał kary zbiorowej - dotyczyło to Sodomy i Gomory.
LATO-2000
103
Powiedział: „nie możesz zabić ich wszystkich, musisz to zbadać, są t a m ludzie
i prawi, i nieprawi". Sprzeciwia się to odpowiedzialności zbiorowej, nakazuje
się tu postępowanie uczciwe i sprawiedliwe.
A z a t e m to jest żydowska tradycja. N a r ó d żydowski stał się n a r o d e m
w Egipcie. Byli niewolnikami, a otrzymali wolność. Na pustyni otrzymali Torę,
kodeks n o r m . W Torze 36 razy - a w całej Biblii n a w e t częściej - p o w t a r z a się
nakaz, aby traktować drugiego jako r ó w n e g o sobie i dać mu p r a w a obywatela.
Jednak ortodoksi na usprawiedliwienie swojego s p o s o b u t r a k t o w a n i a in­
nych zawsze znajdują jakiś inny fragment, gdyż jest to kultura licząca sobie
trzy tysiące lat. Nikt z nich nie ma większego prawa do j u d a i z m u niż ja. W ju­
daizmie nie m a m y papieża. Każdy z n a s m o ż e wziąć Biblię i ją wyjaśniać. Or­
todoksi próbują bawić się w papieży, ale n i m i nie są. Z g o d n i e z naszą tradycją,
rabina trzeba sobie wybrać i każdy, k t o chce go mieć, ma swojego.
Chodzi tu zatem o władzę, władzę, którą oni posiedli, oraz o p e w n e g o ro­
dzaju koalicję w państwie, które próbuje być społeczeństwem obywatelskim,
ale nie ma spisanej konstytucji. Ben Gurion, chociaż był wielkim człowiekiem,
popełnił wielki błąd: kiedy p o w s t a ł o nasze państwo, był
przeciwny spisaniu konstytucji.
Ludzie zgromadzili
się
i w tym państwie ze 102 różnych miejsc świata. Większość
przybyła z Europy Wschodniej i z Bliskiego Wschodu. Nie
mieli najmniejszego pojęcia, co oznacza słowo
„demokracja". Ci religijni wierzą, że de­
mokracja to rządy większości w Knesecie - i bawią się w gry, w m a ­
nipulację. Coraz więcej osób
zaczyna mieć ich dość.
J e d n ą z rzeczy, k t ó ­
re
zainicjowałam
na
p r z e ł o m i e lat 60-tych
i 70-tych, a którą zaakceptowało wielu ludzi, jest kontrakt małżeński oparty na
cywilnym prawie kontraktów, zamiast małżeństwa przed sądem rabinackim.
I partnerzy żyją ze sobą, ponieważ dzieci są ich prawowitymi dziećmi, nawet je­
śli rodzice nie są małżeństwem.
Tak więc omijamy p e w n e rzeczy. Ale na dłuższą m e t ę nie będzie to dobrze
funkcjonować. Może będziemy potrzebowali następnej wojny, aby oni zrozu104
FRONDA
19/20
mieli, że m u s i m y b u d o w a ć pokój. M o ż e bę­
dzie potrzeba Kulturkampfu,
aby ortodoksi
zrozumieli, że nie m o g ą się n a m narzucać.
Izrael ma być w przeświadczeniu w i e l u reli­
gijnych
Żydów wyjątkowym
państwem,
p o n i e w a ż sami Żydzi s ą w y j ą t k a m i , S ą
narodem
wybranym,
który
ma
do
odegrania m e s j a ń s k ą misję.
Są Żydzi, którzy wierzą, że są n a r o d e m
wybranym. Jednak po II wojnie światowej
byłabym bardzo ostrożna. Każdy naród,
który ma wystarczająco d u ż ą potęgę, m o ­
że o sobie powiedzieć, że jest n a r o d e m
wybranym.
Z drugiej
strony,
m o ż n a powie­
dzieć, że jesteś wybrany, aby być przy­
kładem, aby postępować uczciwie i spra­
wiedliwie. Po to został wybrany A b r a h a m
- aby pomagać biednym i aby dawać
przykład przez realizowanie wartości
humanistycznych. To właśnie nazywa­
my elitą służebną wobec społeczeństwa.
Można powiedzieć: „ja, który zostałem
stworzony na obraz Boga, ja, który jadłem owoc z drzewa wiadomości złego i do­
brego, ja, który rozróżniam między tym co dobre i złe, biorę odpowiedzialność
za to co robię, biorę na siebie odpowiedzialność wobec społeczeństwa, w którym
żyję". To także rodzaj wiary w to, że jest się wybranym - poprzez bycie stworzo­
nym na obraz Boga.
Z drugiej strony, w judaizmie m a m y do czynienia z jeszcze j e d n ą p i ę k n ą hi­
storią. Weźmy opowieść o tym, jak Bóg stworzył świat. Stworzył ptaki - wedle
ich rodzajów, zwierzęta - wedle ich rodzajów, ryby - wedle ich rodzajów. Ale
stworzył tylko jednego A d a m a - A d a m jest w s p ó l n y m i m i e n i e m na oznaczenie
Adama i Ewy. Dlaczego stworzył tylko jednego człowieka, a nie wielu - wedle
I.ATO-2000
105
kolorów ich skóry, wedle języków jakimi mówią, itd.? W żydowskiej tradycji są
na to dwie piękne odpowiedzi. Pierwsza brzmi: cały świat został stworzony dla
każdego człowieka. Druga brzmi: my wszyscy, wszyscy ludzie z całego świata,
jesteśmy p o t o m s t w e m A d a m a i Ewy i nikt nie m o ż e powiedzieć: „ m a m n a d to­
bą wyższość". To także judaizm. Ale z o r t o d o k s a m i nie da się rozmawiać. Oni
to wszystko widzą ciasno, rasistowsko.
Czyli rozumiem, że t a k a uniwersalistyczna interpretacja j u d a i z m u musi
w uszach ortodoksa brzmieć j a k herezja.
Widzi Pan, dwa tysiące lat życia na wygnaniu i trzymania się r a z e m sprawiło,
że oni boją się jakiejkolwiek nowej idei. W czasach średniowiecza było o wie­
le więcej otwartości niż teraz. To od czasów Oświecenia rabini zaczęli być tak
zamknięci, tak surowi w wypełnianiu rytuałów, w sposobie myślenia, zaczęli
obawiać się każdej nowej idei. Od kiedy Żydzi otrzymali r ó w n e p r a w a w wyni­
ku Deklaracji Praw Człowieka, uchwalonej w czasie rewolucji francuskiej,
w sierpniu 1789 r., rabini zaczęli się zamykać, walczyć z ideami Oświecenia,
występować przeciwko n a u c e i filozofii i trzymać się w zwartości w oczekiwa­
niu na przyjście Mesjasza. W diasporze ci, którzy nie chcieli do n i c h należeć,
odchodzili z getta. N a t o m i a s t w Izraelu rabini mają w ł a d z ę polityczną. Dzięki
niej narzucili n a m owe religijne restrykcje w kwestii m a ł ż e ń s t w a , rozwodu,
stanu cywilnego, jedzenia, t r a n s p o r t u , finansów i wielu innych sfer życia.
Czy to napięcie między świeckimi a religijnymi Ż y d a m i jest w ogóle do usu­
nięcia?
Mówimy dziś o społeczeństwach pluralistycznych. To, co m u s i m y zrobić,
a o czym zapomnieliśmy wtedy, gdy p o w s t a ł o nasze p a ń s t w o , to rozpięcie swe­
go rodzaju parasola nad p a ń s t w e m . Konstytucja jest t a k i m parasolem. Pod n i m
ludzie m o g ą żyć dobrowolnie w taki sposób, w jaki chcą. W społeczeństwie
pluralistycznym m o g ą być ultraortodoksi,
liberalni ortodoksi,
reformiści,
Świeccy i inni. M u s i m y dojść do p u n k t u , w k t ó r y m ortodoksi zrozumieją, że
mają p r a w o do życia w d o k ł a d n i e taki sposób, w jaki chcą, ale nie m o g ą narzu­
cać się innym. Wierzę, że większość ludzi doprowadzi do tego typu rozwiąza­
nia. Musimy mieć nadzieję.
106
FRONDA
19/20
Na końcu chciałbym z a p y t a ć P a n i ą o znaczenie Holocaustu dla współczesnej
świadomości żydowskiej. Niektórzy religijni Żydzi są zdania, że Holocaust
stał się swoistą ś w i e c k ą religią dla zlaicyzowanego ż y d o s t w a .
Słowo „Holocaust" m ó w i s a m o za siebie. To była tragedia. Uważam, że każdy
powinien być tego świadom, powinien się o t y m uczyć, wiedzieć o tym. Nie tyl­
ko Żydzi, ponieważ było to coś strasznego w wymiarze ogólnoludzkim. Ale m u ­
simy pamiętać, że historia Żydów liczy sobie trzy tysiące lat, a t a m t e wydarze­
nia trwały przez cztery, pięć lat. Nie p o w i n n o się czynić z tego najważniejszego
wydarzenia w naszej historii, zapominać o przyszłości, o tym, że cały świat się
zmienia. Niektórzy Żydzi rzeczywiście wciąż tym żyją, p e w n e problemy ciągle
nie zostały dla nich rozwiązane. Poza t y m pojęcie Holocaustu m o ż e też odgry­
wać poważną rolę jako skuteczne narzędzie presji politycznej. M o ż n a dzięki te­
mu sprawować władzę polityczną, czasem m a n i p u l o w a ć tym zagadnieniem.
Zajmujemy się Holocastem za m a ł o jako p r o b l e m e m z zakresu wartości ogól­
noludzkich. Czasem staje się on w zbyt d u ż y m stopniu i n s t r u m e n t e m p r o m o ­
wania obaw, traum, szantażu - dla celów politycznych. Myślę, że to błąd.
Dziękuję za rozmowę.
ROZMAWIAŁ RAFAŁ SMOCZYŃSKI
TEL AVIV. MARZEC 2000
LATO-2000
107
„Każda wojna jest krokiem ku odkupieniu Izraela",
twierdził rabin Cwi Jehuda Kook. „Każda kolejna woj­
na odkrywa kolejne etapy Odkupienia. Wojna Jom
Kippur była etapem wyjątkowym. Była bolesna
i straszliwa. Im próba większa, tym bardziej uświęco­
na przez Jedynego."
O mesjańskich
naukach rabina
Cwi Jehudy Kooka
Nikogo nie stać na odwagę, by powiedzieć, że może w pełni przedstawić sylwetkę na­
szego nauczyciela, rabbiego Cwi Jehudy. Ale nie możemy milczeć. Rabbi Cwi Jehuda
Ha Cohen Kook był Sprawiedliwym (Cadykiem) narodu, Clal Israeł, całej wspólnoty
izraelskiej. Był Sprawiedliwym całego narodu, a nie tylko zwykłym mędrcem. (...) Je­
go złączenie z boskim światłem, które lśni w Zgromadzeniu Izraela, było totalne, ta­
kie jak Króla Dawida.
(...) W każdym pokoleniu jest Sprawiedliwy całego narodu
izraelskiego, Sprawiedliwy mas, Sprawiedliwy całego świata. Jego wpływ jest tak uni­
wersalny, że staje się on ostoją całej ludzkości. (...)
Sprawiedliwi są wyjątkowi. Rabi Abraham Icchak Ha Cohen Kook i jego syn, rab­
bi Cwi Jehuda, są Sprawiedliwymi odkupienia. Duch Jedynego, który unosi się nad
światem i kieruje historią, wcielił się w ich dusze.
Osobisty wysiłek nie czyni Sprawiedliwym. Jego istota jest wyjątkowym, Boskim dzie­
łem. Na początku czasów Jedyny uformował dusze przepełnione cudownymi zdolnościami,
przykrojonymi na miarę potrzeb pokolenia odkupienia, i umieścił je wśród nas. (...)
Jakże szczęśliwi jesteśmy, mogąc uczyć się Tory od Sprawiedliwych, którzy uczą
nas, jak dojrzeć Blask nowego światła padającego na Syjon - dziś.
Harav Szlomo Chaim Ha Cohen Aviner we wstępie do Torat Eretz Israel
108
FRONDA
19/20
Jednym z podstawowych zagadnień judaizmu jest kwestia Mesjasza. Majmonides uznawał wiarę w Jego przyjście za j e d n ą z trzynastu zasad wiary mojżeszo­
wej. A co na ten t e m a t sądził rabin Cwi J e h u d a Kook, dla którego „Mesjasz jest
nie tylko idealnym Królem Żydowskim, lecz procesem ewoluującym w czasie"?
„W czasie Wygnania (Galut) koncepcja Mesjasza była źle r o z u m i a n a . Czę­
ściowo z p o w o d u przenikania n a u k chrześcijańskich do naszej zbiorowej pod­
świadomości, Mesjasz był postrzegany przez wielu jako religijny superbohater, który pojawi się w blasku c u d ó w i znaków, by p o p r o w a d z i ć Ż y d ó w do
Izraela. Chociaż ta r o m a n t y c z n a wizja ma profetyczne źródła, to wkroczyła
ona w fantastyczne sfery w czasie wieków ucisku i wygnania z dala od naszej
Ziemi. Byliśmy bezradni wobec nędzy wygnania, bez możliwości realizacji na­
szych m a r z e ń p o w r o t u do Syjonu, a ta idealistyczna wizja Mesjasza wydawa­
ła się jedynym s p o s o b e m wyrwania się z brutalnej rzeczywistości getta. Wie­
ki spędzone na oczekiwaniu i rozczarowaniach, pobudziły d u c h a bierności.
Mieliśmy modlić się i czekać, a Mesjasz miał zrobić wszystko s a m po swoim
przyjściu. Zbawienie widziano jako wydarzenie jednorazowe, d o p e ł n i o n e od
samego początku, a nie jako rozwijający się proces, który n a r a s t a z czasem.
Kiedy inicjatywę przejęli syjoniści, którzy wzięli sprawy w swoje ręce, aby
zamknąć okres wygnania, rzecznicy bierności, p r o p a g a t o r z y myślenia, że nic-nie-możemy-zdziałać, zaczęli p r o t e s t o w a ć . Mieliśmy przecież czekać na
przybycie Mesjasza, który zabierze n a s do Izraela."
Dzięki ruchowi syjonistycznemu wielu Żydom udało się jednak powrócić z dia­
spory do swej historycznej ojczyzny. Proklamowanie Państwa Izraela nie było
LA IO-2I1C10
109
jednak równoznaczne z objawieniem się Mesjasza, a przecież - jak twierdził
Cwi Jehuda Kook - „pierwszym zadaniem Mesjasza jest o d b u d o w a naszego
zwierzchnictwa nad Ziemią Izraela". Tak więc powstanie państwa izraelskiego
jest dopiero pierwszym krokiem ku czasom mesjańskim. W następnej kolejno­
ści m u s z ą pod zwierzchnictwo żydowskie dostać się kolejne terytoria należące
do Ziemi Świętej. „Nie m a m y prawa utracić kontroli nawet nad najmniejszym
kawałkiem ziemi izraelskiej", mówił rabin Cwi J e h u d a Kook, stanowczo sprze­
ciwiając się jakimkolwiek u s t ę p s t w o m na korzyść Palestyńczyków.
Kiedy jednak nastąpią czasy mesjańskie? Jakie będą oznaki końca? Na te py­
tania rabin Kook odpowiadał: „Kiedy Ziemia Izraela wyda obfity owoc, znaczy
to, że Koniec Wygnania jest bliski, nie będzie większego znaku Ostatecznego
Końca niż ten. A dziś jest on jasno widoczny." I dalej rozwija tą
myśl: „Ziemia izraelska daje dziś cudowne plony po dwóch tysią­
cach lat opuszczenia. Jerozolima jest odbudowana: domy, hotele,
nowe dzielnice wzrastają na stokach wzgórz. Odżył język hebrajski,
powstał rząd żydowski i armia, przed którą drży cały świat. (...) Wystarczy otwo­
rzyć oczy, aby dojrzeć, jak dokonuje się nasze Odkupienie." I dalej: „ O d b u d o w a
Izraela dokonuje się każdego dnia. Pan Wszechświata nie jest bezczynny, broń
Boże. Dziś, m i m o problemów, które m u s i m y rozwiązać, jesteśmy w połowie
drogi. Jesteśmy na etapie niezawisłości wojskowej, rolniczej, państwowej. Jest
to państwowość dnia mesjańskiego, który objawił się widomymi wydarzeniami,
a zakończy się ukrytymi, takimi jak powstanie z martwych. Nie ma przeciwień­
stwa między tymi d w o m a obliczami WygnWania, objawionym i ukrytym. (...)
Państwo Izraela jest zwykłym państwem, które m u s i przejść wiele prób, w wy­
niku których stanie się Państwem nawoływań proroków."
Także w i n n y m miejscu rabin Kook zapowiadał, że czas mesjański, kiedy
z a r ó w n o chrześcijanie jak i m u z u ł m a n i e pojmą fałszywość swoich tradycji,
jest bliski: „Królestwa ciemności, k t ó r e są p r z e z n a c z o n e ku p r z y s z ł e m u
upadkowi, już boją się n i e u n i k n i o n e g o , a wstrząsają n i m i o s t a t n i e podrygi
życia. G e m a r a m ó w i o tym, jak p e w i e n chrześcijanin zapytał rabbiego Abah u : «Kiedy przyjdzie Mesjasz?», a t e n mu odpowiedział: «Kiedy ujawni się
bezwstyd tych ludzi»" (Sanhedrin 99 A). Ci ludzie to naśladowcy Nazarejczy­
ka. Kiedy s z t a n d a r P a ń s t w a Izraela został podniesiony, wszystkie n a u k i Wa­
tykanu o n ę d z n y m i w y r o d n y m Żydzie upadły. Powróciliśmy do swojej ziemi
i stało się jasne, że «Chwała Izraela nie k ł a m i e » " (Samuel 1 15:29).
110
FRONDA
19/20
Gdy p e w n e g o razu uczeń zapytał r a b i n a Kooka: „Czy w s p ó ł c z e s n e Pań­
stwo Izraela m o ż e m y u z n a ć za Królestwo Izraela?", t e n o d p o w i e d z i a ł : „Kró­
lestwo Boże
{Malchut) o d n o s i się do każdego żydowskiego przywództwa,
które rządzi n a r o d e m za p r z y z w o l e n i e m ludu, tak długo, jak otwarcie nie od­
rzuci Tory. Taki rodzaj p r z y w ó d z t w a zawiera p e w n e cechy Królestwa Niebie­
skiego. Chociaż p o t r z e b a wiele czasu, aby osiągnęło o n o p r z e z n a c z o n ą sobie
doskonałość." I d o d a ł : „ P a ń s t w o w o ś ć Izraela jest a b s o l u t n i e Święta (Kadosh),
jest bez żadnej z m a z y " .
W etosie tego p a ń s t w a znajduje się też Milchemet Mitzvah, czyli Wojna Ko­
nieczna. „Tora nakazuje n a m p o s i a d a n i e p a ń s t w a , a jeżeli p o t r z e b n y jest pod­
bój i wojna, aby je zbudować, to j e s t e ś m y zobowiązani do nich przystąpić. To
jest jeden z 613 p r z e p i s ó w Tory."
„Każda wojna jest k r o k i e m ku o d k u p i e n i u Izraela", twierdził rabin Cwi
J e h u d a Kook. „Każda kolejna wojna odkrywa kolejne etapy Odkupienia. Każ­
da z wojen, których doświadczyliśmy, była częścią p r o c e s u zbawienia, nieza­
leżnie od tego, czy nastąpiła przed, czy po p o w s t a n i u p a ń s t w a , czy nastąpiła
przed, czy po podboju Jerozolimy. Wojna J o m Kippur była e t a p e m wyjątko­
wym. Była bolesna i straszliwa. Im p r ó b a większa, t y m bardziej u ś w i ę c o n a
przez Jedynego."
Idee rabina Kooka nawiązują częściowo do w o j e n n e g o m e s j a n i z m u Bar
Kochby z początków naszej ery. Z tego p o w o d u Kook rehabilituje rabina
Akibę, który ogłosił przywódcę p o w s t a n i a żydowskiego Bar
Kochbę z a p o w i a d a n y m przez p r o r o k ó w mesjaszem: „I nie my­
ślcie, że Król-Mesjasz m u s i dokonywać c u d ó w i znaków, oży­
wiać zmarłych albo dokonywać t y m p o d o b n y c h rzeczy. Tak nie
jest, skoro rabbi Akiba, j e d e n z wielkich m ę d r c ó w Miszny, był m i e c z n i k i e m
króla Bar Kochby. I rzekł on, że Bar Kochba był Królem-Mesjaszem i on oraz
wszyscy mędrcy jego pokolenia uznali w Bar Kochbie Króla-Mesjasza, d o p ó ­
ki nie został on zabity z p o w o d u grzechów. Ponieważ zginął, u ś w i a d o m i o n o
sobie, że n i m [Królem-Mesjaszem] nie był." Z d a n i e m rabina Cwi J e h u d y Ko­
oka posłaniec Boga, taki jak rabbi Akiba, nie m ó g ł się mylić: „Rabbi Akiba
widział w Bar Kochbie cechy mesjańskie - iskrę Mesjasza". „ H e r o i z m Bar
Kochby w walce z R z y m e m był objawieniem iskier Mesjasza." W e d ł u g Kooka
mesjańską iskrę posiadała w sobie nie tylko d u s z a Bar Kochby, lecz r ó w n i e ż
dusze Arizala, Baal Szem Towa czy G a o n a z Wilna - o s ó b ucieleśniających
LATO-2000
111
wielkość Clal Israel. Słowo Clal oznacza n a r ó d izraelski ujęty jako osobny, od­
rębny byt, psycho-fizyczno-duchową całość, k t ó r a jest czymś więcej niż su­
mą j e d n o s t e k . Clal zawiera w sobie przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.
Rabin Cwi J e h u d a Kook podkreślał, że Królestwo Mesjasza powstaje
w s t o p n i o w y m procesie. Wiele „iskier" Mesjasza m u s i pojawić się w n a r o ­
dzie żydowskim z a n i m Mesjasz objawi się w p e ł n i : „Kulminacją mesjańskie­
go f e n o m e n u jest pojawienie się Króla Dawida. Zawiera on w sobie wszyst­
kie s t o p n i e Clal Israel. Jest najdoskonalszym w y r a z e m Clal Israel. Jak Król
Dawid, którego istnienie jest u n i w e r s a l n y m w c i e l e n i e m n a r o d u , Mesjasz,
syn Dawida, będzie o s o b ą wyjątkową, w e w n ą t r z której dojdzie do głębokiej
identyfikacji z całym n a r o d e m izraelskim."
„Mesjasz jest całkowicie zjednoczony z Clal Israel. Jego połączenie z członka­
mi Clal Israel przekracza jego ego. Z a b r a n i a mu się p o s i a d a n i a jakichkolwiek
śladów w ł a s n e g o ja. (...) Ta autonegacja nie p r o w a d z i j e d n a k do p u s t k i , ale
do totalnej identyfikacji z Clal Israel."
Rabin Kook nie m ó g ł nie u s t o s u n k o w a ć się r ó w n i e ż w o b e c najważniej­
szego, z d a n i e m niektórych, wydarzenia w najnowszej historii Ż y d ó w - wy­
darzenia, k t ó r e o b r o s ł o r ó w n i e ż teologicznymi interpretacjami, a m i a n o w i ­
cie H o l o c a u s t u .
Zagłady.
Liczni pisarze i badacze próbowali wyjaśnić przyczyny
Ortodoksi wskazywali na reformy Ż y d ó w niemieckich,
którzy
sprzeniewierzyli się Torze. Inni obwiniali świeckich syjonistów, którzy zakła­
dali świeckie osady w Izraelu przed przyjściem Mesjasza. Rabbi Cwi J e h u d a
rozumiał to inaczej. Jego z d a n i e m powyższym t e o r i o m b r a k o w a ł o szerokiej
perspektywy historycznej. Dzieło O p a t r z n o ś c i Bożej nie m o ż e zostać oddzie­
lone od historii: m u s i m y spojrzeć na nią z perspektywy Boskiego p l a n u dzie­
jów, który rozwija się przez pokolenia.
Co ciekawe, kilka lat przed Zagładą, ojciec rabbiego Cwi Jehudy, Abra­
h a m Icchak Kook, przewidział n a d c h o d z ą c e o k r o p i e ń s t w a . W m o w i e wygło­
szonej w jerozolimskiej synagodze w roku 5694, n i e d ł u g o przez II wojną
światową, powiedział: „Wrogowie Izraela przyjdą i z a d m ą w róg, który we­
zwie nas do Odkupienia. Z m u s z ą n a s do w s ł u c h a n i a się w jego dźwięk. O n i
nas zatrwożą, h u k a r m a t wypełni nasze uszy i nie d a d z ą n a m chwili wy­
tchnienia na Wygnaniu. Róg bestii p r z e m i e n i się w róg Mesjasza. Amalek,
Hitler i im p o d o b n i , pobudzili o d k u p i e n i e . A t e n . . . który nie chciał słuchać,
bo jego uszy były zatkane, on usłyszy... spod t o t a l n e g o ucisku, u s ł u c h a . "
112
FRONDA
19/20
Jego syn i n t e r p r e t o w a ł Shoah następująco: „Jest czas, kiedy t r u d n o p o ­
wrócić z Wygnania. (...) N a s z e d ł czas, kiedy Izrael m i a ł p o w r ó c i ć do Syjonu,
a Z i e m i a m i a ł a się odrodzić. Ale gdy n a d s z e d ł czas n a s z e g o wyjścia z m r o ­
k ó w Wygnania, d o s z ł o do sytuacji, w której hebrajski n i e w o l n i k odrzucił
w o l n o ś ć i powiedział: «Miłuję m e g o pana» (Wj 2 1 , 5 ) . Żydzi p o k o c h a l i Wy­
gnanie i o d m ó w i l i p o w r o t u do Izraela. Ale d i a s p o r a nie m o g ł a trwać wiecz­
nie. D i a s p o r a jest największym z m o ż l i w y c h b l u ź n i e r s t w p r z e c i w J e d y n e m u .
(...) Kiedy koniec Wygnania n a d s z e d ł , a Izrael go nie r o z p o z n a ł , n a s t a ł a ko­
nieczność o k r u t n e g o , Boskiego cięcia i o d ł ą c z e n i a . "
Zagłada wyrwała lud żydowski z Europy. Nagle, po d w ó c h tysiącach lat,
o b u d z o n y przez Z a g ł a d ę l u d żydowski p o w r ó c i ł do Izraela. W t y m s e n s i e
H o l o c a u s t miał znaczenie pozytywne.
OPR. MAREEK BEN WIEWIÓR
na podstawie: Torat Erezt Yisrael. The Teachings of HaRav Tzvi Yehuda HaCohen Kook,
c o m m e m a r y by HaRav David S a m s o n , edited HaRav S h l o m o Chaim H a C o h e n Aviner,
translation Tzvi Fishman, Jerusalem 1 9 9 1
Jerozolima, rok 614: wojsko perskie zdobywa miasto,
znajdujące się do tej pory pod panowaniem bizantyj­
skim. Krótko po tym Żydzi jerozolimscy urządzają rzeź
tysięcy jeńców bizantyjskich, przekazanych przez Per­
sów w ich ręce, z których większość to chrześcijanie.
Dr Horowitz: „Według znanych nam źródeł Persowie
przekazali Żydom od 20 do 90 tysięcy ludzi".
Prawo i sznur
IGOR
FICA
Na łamach prasy izraelskiej od wielu lat toczy się dyskusja na t e m a t fundamen­
talizmu religijnego Żydów. W z m a g a się o n a najczęściej po takich wydarzeniach,
jak np. masakra Palestyńczyków w Grocie Patriarchów w Hebronie, dokonana
przez dr Barucha Goldsteina, czy zabójstwo premiera Izraela, Icchaka Rabina,
przez fanatycznego studenta Uniwersytetu Bar Han łgała Amira. Wielu history­
ków i publicystów zwraca uwagę, że p r z e m o c ekstremistów religijnych była roz­
powszechniona w społeczności żydowskiej od bardzo dawna. W kontekście sto­
sunków chrześcijańsko-żydowskich
zazwyczaj
pisze
się
o
krzywdach,
jakie
chrześcijanie wyrządzili wyznawcom religii mojżeszowej. Tymczasem w Izraelu
coraz częściej pojawiają się głosy rewidujące tak j e d n o s t r o n n ą wizję dziejów
i protestujące przeciwko przemilczaniu a k t ó w przemocy ze strony Żydów, za­
równo wobec chrześcijan, jak i członków własnej społeczności.
114
FRONDA
19/20
Powtórka z Purim
Na Wydziale Historii Izraela Uniwersytetu Bar-Ilana prowadzony jest nawet
cykl wykładów zatytułowany: Przemoc żydowska na tle religijnym na przestrzeni ty­
siąclecia i próby zatuszowania jej przez historyków żydowskich. Prowadzi go dr Elimelech Horowitz, noszący jarmułkę wyznawca ortodoksyjnego stylu życia. Na
swoich zajęciach opowiada on o fałszowaniu dziejów swego n a r o d u przez wie­
lu żydowskich historyków w taki sposób, by wykreować obraz Żyda jako kogoś
unikającego przemocy, zwłaszcza na tle religijnym. Przykładem takiej postawy
może być książka prof. Anity Szpira pt. Miecz gołębia. Z d a n i e m dr Horowitza
w rzeczywistości Żydzi uciekali się do m e t o d siłowych w stopniu nie mniejszym
niż inne narody.
Charakterystyczny dla tego rodzaju „odbrązowiającej" publicystyki wydaje
się tekst Remi Rozena pt. Dzieje zaprzeczenia, opublikowany na łamach jednego
z najbardziej wpływowych dzienników izraelskich - „Haarec" - 15 listopada
1996 roku. Autor pisze w n i m m.in.: „Badania historiograficzne na przestrzeni
1500 lat odkryły obrazy inne od tych, do których byliśmy przyzwyczajeni. Obej­
mują one masakry chrześcijan, odgrywanie ukrzyżowania Chrystusa, najczę­
ściej w święto Purim, brutalne zabójstwa członków rodzin, często wynikające
z wiary, że są o n e tym samym, co zrobił Abraham, ojciec Izaaka, likwidowanie
donosicieli (część z nich na tle ideologicznym, przy pomocy sekretnych sądów
rabinackich, skazujących winnych na śmierć przez powieszenie), egzekucje ko­
biet w synagogach, a nawet obcinanie na rozkaz rabinów nozdrzy kobietom po­
dejrzanym o niewierność."
Według Rozena czyny Barucha Goldsteina czy łgała Amira wpisują się jako
ogniwa jednego łańcucha w dłuższą tradycję żydowskiej przemocy religijnej.
Uważa on, że nie jest przypadkiem, iż m a s a k r a u r z ą d z o n a przez Goldsteina
miała miejsce w święto Purim, a więc w d n i u upamiętniającym m a s a k r ę wro­
gów n a r o d u żydowskiego - Babilończyków. O żywej nadal tradycji tolerowania
przemocy w społeczności żydowskiej świadczy fakt, że Baruch Goldstein jest
przez wielu religijnych Żydów uznawany niemal za świętego, a jego grób sta­
nowi cel licznych pielgrzymek.
Dr Elimelech Horowitz nie ma wątpliwości: „Baruch Goldstein nie działał
w próżni. Historia obfituje w czyny przemocy żydowskiej i bezczeszczenia
symboli chrześcijańskich właśnie w czasie P u r i m . I tak, na przykład Żydzi
LATO2000
115
w cesarstwie bizantyjskim zwykli palić p o r t r e t H a m a n a i wykorzystywać rzeź­
by ukrzyżowanego Chrystusa umieszczone p o d skrzydłami orła, symbolu im­
perium. Zwyczaj t e n był rozpowszechniony aż do roku 408, kiedy to cesarz
Teodozjusz II wydal prawo, które mówiło, że Żyd przyłapany na t a k i m p o s t ę p ­
ku utraci swe prawa obywatelskie w i m p e r i u m . Jeżeli prześledzimy w czasie
setki lat, ukaże się n a m kronika bardzo p o d o b n y c h zdarzeń."
Zwyczaj manifestowania agresji na tle religijnym wobec wyznawców innych
religii w święto Purim nie skończył się wraz z d e k r e t e m Teodozjusza. Horowitz
wspomina wydarzenie, które miało miejsce w roku 1192 w mieście Brie na pół­
nocy Francji - po zamordowaniu Żyda przez chrześcijanina: „Nie wiemy nic
o przyczynach zdarzenia, jedynie to, iż chrześcijanin t e n prawdopodobnie sta­
nął przed sądem państwowym. Żydzi za p o m o c ą łapówki zdołali jednak przejąć
tego człowieka w swe ręce. W czasie święta P u r i m wykonano na n i m wyrok
przez powieszenie. Według chrześcijańskiej kroniki egzekucja odbywała się ja­
ko rodzaj ceremonii, rekonstruującej ukrzyżowanie Jezusa Chrystusa. Skazań­
cowi włożono koronę cierniową, bito go i tak p r o w a d z o n o na szubienicę." Naj­
wybitniejszy historyk żydowski XIX wieku,
H e i n r i c h Graetz,
opisał to
wydarzenie następująco: „Ze złośliwą intencją lub przez przypadek odbyła się
egzekucja skazańca, przeprowadzona właśnie w święto Purim. Podczas wyko­
nywania wyroku przypomniał im się H a m a n i drzewo, na którym powiesili je­
go i dziesięciu jego synów, a m o ż e i kogoś innego." Horowitz nie ma wątpliwo­
ści, że ta aluzja Graetza dotyczy osoby Chrystusa. Jednak w przekładzie na język
hebrajski dokonanym przez Pinchasa Dawidowitza aluzja do Jezusa znika, a za­
stępuje ją konkretyzacja, której w dziele Graetza nie było: „Kiedy Żydzi spoglą­
dali na wiszące zwłoki, przypominał im się ich odwieczny wróg - H a m a n , a tak­
że francuski król Filip August, który bardzo utrudniał im życie".
Na zajęciach dr Horowitza studenci m o g ą się dowiedzieć również o innych
przemilczanych na ogół zdarzeniach. Na przykład w roku 1556 oskarżono Ży­
d ó w z Sochaczewa o prowadzenie w czasie P u r i m obwiązanego ł a ń c u c h a m i
chrześcijanina, którego n a s t ę p n i e śmiertelnie pobito. Z kolei w roku 1577
w Brześciu Litewskim w święto P u r i m pewien Żyd przebrał się za cara M o ­
skwy Iwana Groźnego i zabił swego chrześcijańskiego sąsiada.
Rodzi się pytanie, na ile te przykłady z przeszłości są adekwatne w stosun­
ku do czynów związanych z przemocą religijną w naszych czasach? Dr Horowitz
odpowiada: „Oczywiście nie p o w i n n o się z historii przeskakiwać bezpośrednio
116
FRONDA
19/20
do
Bana­
cha Goldsteina. Z b a d a ł e m jednak kroni­
kę prasową na przestrzeni 10 lat poprze­
dzających rzeź, której dokonał Goldstein.
Każdego roku w okresie święta P u r i m
następowała
zauważalna
intensyfikacja
spi­
sków skierowanych przeciwko Arabom. Gdy w Hebro­
nie procesja P u r i m przechodziła przez bazar arabski, Arabo­
wie byli bici. Robiono przedstawiające Jasera Arafata lalki i palono je. A propos,
dowódca wojska pilnującego jaskini, zapytany po rzezi dokonanej przez Gold­
steina, dlaczego osadnikom żydowskim zezwolono na wniesienie alkoholu na
miejsce dla m u z u ł m a n ó w święte, kiedy jasne było, że to prowokacja, odpowie­
dział, że tłumaczyli oni żołnierzom, że jest święto P u r i m . "
Prof. Izrael Bartal z Wydziału Historii Izraela Uniwersytetu Hebrajskiego jest
przekonany, że „Goldstein wzorował swój plan na tekstach zwojów Księgi Este­
ry, w związku z czym prawie każde słowo przeniesione z historii wygląda tutaj
relewantnie, szczególnie jeśli chodzi o zdarzenia związane ze świętem Purim".
Rzeź chrześcijan
Dla osób, które znają historię Żydów tylko jako n i e u s t a n n e p a s m o prześlado­
wań ze strony chrześcijan, fakty przedstawione przez Rozena m o g ą wydać się
zaskakujące. Oddajmy głos autorowi: „Jerozolima, rok 614: wojsko perskie
zdobywa miasto, znajdujące się do tej pory p o d p a n o w a n i e m bizantyjskim.
Krótko po tym Żydzi jerozolimscy urządzają rzeź tysięcy j e ń c ó w bizantyjskich,
przekazanych przez Persów w ich ręce, z których większość to chrześcijanie."
A co na to historyk? Dr Horowitz, który badał szczegółowo tę historię, wy­
jaśnia: „Według znanych n a m źródeł Persowie przekazali Ż y d o m od 20 do
1 A TO-2000
117
90 tysięcy ludzi. Wydaje mi się, że te liczby są przesadzone, j e d n a k nawet we­
dług ostrożnych szacunków m ó w i się o 40 tysiącach zabitych. Nie zginęli oni
w ogniu walki. Przeciwnie, Żydzi negocjowali na ich t e m a t z Persami, płacąc
nawet za nich pieniądze. P o t e m z g r o m a d z o n o ich w j e d n y m miejscu i t a m do­
konano zbiorowego m o r d e r s t w a . "
Jakie były motywy tej zbrodni? H o r o w i t z podaje różne interpretacje: „Są
historycy, którzy twierdzą, że był to odwet. Z b r o d n i a w imię zbrodni. Inni m ó ­
wią, że Żydzi nie zapłacili Persom tylko po to, żeby m o r d o w a ć . W e d ł u g tej wer­
sji ich celem było uczynienie z bizantyjskich j e ń c ó w swych niewolników, a po­
nieważ zgodnie z Halachą niewolnika należy obrzezać, właśnie to chcieli
uczynić. Jeńcy, w oczach których obrzezanie było p r a w d o p o d o b n i e r ó w n o ­
znaczne z przejściem na judaizm, woleli dać się zabić za swą wiarę."
Co ciekawe, większość historyków żydowskich zupełnie przemilcza t e n
epizod. Właściwie jeden tylko Josef Berslawski w swojej książce Wojna i samo­
obrona żydowska w Palestynie z 1943 roku w s p o m n i a ł o t y m wydarzeniu. A prze­
cież okres, w którym doszło do owej masakry, był j e d n y m z najciekawszych
w historii Izraela. „Po ustąpieniu rządów bizantyjskich w Jerozolimie Żydzi
uzyskali trwającą trzy lata a u t o n o m i ę - m ó w i dr Horowitz. - Wydarzyło się to
około 500 lat po zburzeniu Świątyni i aż do XX wieku były to ostatnie trzy la­
ta niepodległości Żydów w Jerozolimie. W izraelskiej szkole jednak nie uczy
się o tym, nawet przy okazji o b c h o d ó w jubileuszu 3 0 0 0 lat Jerozolimy."
Remi Rożen w s p o m i n a p o d o b n e zdarzenie, które m i a ł o miejsce w ro­
ku 620 w Antiochii Syryjskiej. Kiedy wojsko perskie zbliżyło się do miasta, Ży­
dzi zbuntowali się przeciwko swym bizantyjskim władcom. Zabili wielu chrze­
ścijan, wrzucając ich w ogień. Ciało patriarchy antiocheńskiego Anastiosa
zmasakrowali i długo włóczyli po mieście. Również to wydarzenie historycy
żydowscy najczęściej przemilczają. Michael Awi-Jon w swej książce W czasach
Rzymu i Bizancjum kwituje je j e d n y m zdaniem: „Kiedy wojsko perskie zbliżało
się do Antiochii, Żydzi wszczęli b u n t " . W e d ł u g Horowitza Awi-Jon znał szcze­
góły masakry, ale zdecydował się je pominąć. Jedynym historykiem, który
wspomniał o tych krwawych ekscesach, był z n o w u ż Berslawski, ale n a w e t on
przemilczał opis m o r d u patriarchy i profanacji jego ciała.
Dr Elimelech Horowitz jest w stanie podać więcej przykładów przemilczania
lub zaprzeczania przez żydowskich historyków faktom związanym z przemocą
religijną. Na przykład większość książek podaje informację, że w XVII wieku
118
FRONDA
19/20
oskarżono Żydów o profanację religijną i wygnano z Antiochii. Tymczasem nie
wspomina się o tym, że pewien Żyd kupił w tym mieście d o m od chrześcijanina
i znalazł tam portret Matki Boskiej, który najpierw zniszczył, a p o t e m oddał na
niego mocz. Reakcją chrześcijan na tę profanację było wypędzenie wszystkich
Żydów z miasta. Zdaniem Horowitza w konsekwentnym przemilczaniu niektó­
rych faktów kryje się zamiar nieprzedstawiania pełnego obrazu historii Żydów.
Tajne sądy rabinów
Dziennik „Haarec" wiele miejsca poświęca nie tylko przemocy Żydów wobec
przedstawicieli innych wyznań, lecz również wobec członków własnej społecz­
ności. Remi Rożen cytuje n p . informację, która ukazała się w roku 1886 w cza­
sopiśmie żydowskim „Hamalic" w Petersburgu: „Chasydzi z miasta Wyszo­
gród, których poglądy nie odpowiadały kantorowi synagogi, n o s z ą c e m u czyste
ubranie i buty, urządzili a w a n t u r ę w synagodze, podczas której doszło do rę­
koczynów i polała się krew. Policja miejska pośpieszyła do synagogi, aby uspo­
koić ekscesy i rozdzielić bijących się. Rabin został zabrany w towarzystwie po­
licji
do
więzienia
w
celu
wyjaśnienia
sprawy.
Sprawcy
bijatyki
zostali
postawieni przed sądem."
LATO
2000
119
Prof. Izrael Bartal, kierujący Wydziałem Historii Izraela na Uniwersytecie
Hebrajskim twierdzi, że korzenie przemocy i zla z niej wynikającego obecne
były w kręgu Żydów z Europy Wschodniej od końca średniowiecza: „Sam, ja­
ko młody chłopak, członek jednej z organizacji młodzieżowych, w latach 50tych uczestniczyłem w bójkach na tle ideologicznym, przypominających b a r d z o
bijatyki z młodzieżą z Betaru w latach 30-tych. Byłem przekonany, że takie
utarczki należą do społecznego m o d e l u w n o w y m Państwie Izraela, nie mając
pojęcia, że tak n a p r a w d ę j e s t e m wpleciony w zakorzenioną j u ż tradycję."
Prof. Bartal uważa, że przedstawianie religijnych ortodoksów żydowskich ja­
ko społeczności usposobionej pacyfistycznie i niezainteresowanej niczym oprócz
studiowania pism religijnych, nie znajduje potwierdzenia w faktach: „Z bogate­
go piśmiennictwa żydowskiego Europy Wschodniej wynika coś zupełnie innego.
Opisy życia Żydów w wieku XIX wypełniają opowieści o bójkach w synagogach,
bijatykach ulicznych, opluwaniu, szarpaniu bród, a także zabójstwach."
Charakterystycznym przykładem takiego zabójstwa na tle religijnym jest
opisane przez prof. Zeewa Grisa z Wydziału Filozofii Uniwersytetu Ben Guriona z a m o r d o w a n i e we Lwowie w XIX wieku rabina A b r a h a m a C o h e n a . Próbo­
wał on wprowadzać zmiany w swojej gminie - mianowicie inicjował b u d o w ę
alternatywnych wobec jesziw szkół dla dzieci, chciał zakazać przeprowadzania
egzaminów o tematyce religijnej dla przyszłych nowożeńców, dążył też do
zniesienia podatków, które obciążały biedniejszych członków gminy, zaś wzbo­
gacały część jej przywódców, posiadających koncesje na ich p o b ó r - co wzbu­
dziło sprzeciw ze strony (jak ich nazywa biograf C o h e n a , prof. Eszkali) „fana­
tyków religijnych". Do najzagorzalszych przeciwników rabina należało pięciu
właścicieli koncesji na p o b ó r p o d a t k ó w ze Lwowa, z H e r c e m Bernsteinem
i Cwi O r e n s t e i n e m na czele. Wrogowie C o h e n a podburzali przeciw n i e m u in­
nych Żydów, wywieszali w synagodze obelżywe ulotki p o d jego adresem, ob­
rzucali kamieniami. Przyjaciele rabina proponowali mu osobistą ochronę, ale
on sprzeciwiał się t e m u , twierdząc, że nie wierzy, aby Żydzi mogli zrobić mu
coś złego. Wkrótce na ścianach d o m ó w zaczęły pojawiać się napisy, z których
wynikało, że nad rabinem ciąży wyrok samozwańczego sądu. 6 września 1848
roku niejaki Abraham Bar-Pilpel zakradł się do kuchni w d o m o s t w i e C o h e n a
i wrzucił do garnka z z u p ą truciznę. Po godzinie podczas posiłku zmarł rabin
i jego najmłodsza córka. Pozostali przywódcy gminy zbojkotowali pogrzeb Co­
hena, a żaden z nich nie p o t ę p i ! zbrodniarza. „Moja konkluzja jest oczywista 120
FRONDA
19/20
twierdzi prof. Z e e w Gris, który opisał tę historię. - Podżeganie innych, napisy
na ścianach, a w szczególności milczenie «zwierzchnictwa» - wszystko to przy­
wodzi na myśl m o r d e r s t w o Icchaka Rabina."
O tym, że zabójstwo A b r a h a m a C o h e n a nie było w owym czasie zdarze­
n i e m wyjątkowym, przekonuje list okólny, jaki w grudniu 1838 roku zarządca
północno-zachodniej Rosji, generał Dymitr Gabrielewicz Bibikow, wysłał do
kierowników dystryktów, znajdujących się p o d jego protekcją, prosząc, by
zwracali szczególną uwagę na wydarzenia w synagogach i midraszach. „W
miejscach tych - pisał - zdarzają się nierzadko incydenty, w wyniku których gi­
ną Żydzi. Z b r o d n i a taka jest szczególnie p o w a ż n a dlatego, że dokonuje się jej
w miejscach przeznaczonych do modlitwy i nauki. Zdarzenia te mają charak­
ter samosądów żydowskich rabinów, którzy przy poparciu swej fałszywej na­
uki (Tory) usuwają tych, którzy stoją im na drodze. Często udaje im się też
zmylić dochodzenie, tak że nie są znane szczegóły zbrodni."
Remi Rożen cytuje zdanie żydowskiego historyka Saula Ginsburga, który
twierdził, że gdyby D n i e p r mógł mówić, opowiedziałby o setkach żydowskich
informatorów, którzy zostali utopieni w jego n u r t a c h . „ N a d większością z nich
zbierał się sąd rabinacki, tak jak nad A b r a h a m e m C o h e n e m . Część z owych in­
formatorów działała, p o d o b n i e jak C o h e n , z p o b u d e k ideologicznych, chcąc
wprowadzić w gminie nowocześniejszy styl życia."
Badaczem tego zjawiska jest dr Dawid Esef z Wydziału Historii Izraela Uni­
wersytetu w Tel-Awiwie. „ D u ż a część skazywanych była zawodowymi informa­
torami - mówi. - W przypadku Rosji m o w a jest o ludziach, którzy przekazy­
wali w ł a d z o m informacje o unikaniu p o d a t k ó w i uchylaniu się od służby
wojskowej w gminach żydowskich. Ale wydawanie na nich wyroków przez są­
dy rabinackie i skazywanie ich na śmierć jest jeszcze j e d n y m o g n i w e m w łań­
cuchu konfliktów między intelektualistami i o r t o d o k s a m i . "
Dr Esef napisał książkę o j e d n y m z inicjatorów samozwańczego sądu n a d
d w o m a informatorami, rabinie Izraelu Friedmanie, z w a n y m cadykiem z Rożyna. Zamordowani byli członkami gminy żydowskiej w Uszycach na Podolu.
W lutym 1836 roku ciało jednego z nich, Icchaka Oksmana, zostało znalezione
I.ATO-2000
121
w rzece pod krą lodową. „Ciało było tak zmasakrowane, że zidentyfikowano je
dopiero po jakimś czasie - mówi Esef. - Ciała drugiego zabitego, Szmula
Szwarcmana, nie odnaleziono. Wiemy, że został on uduszony, gdy modlił się
w synagodze. Jego ciało zostało prawdopodobnie pocięte na kawałki i spalone
w piecu łazienkowym."
Jak opisuje Remi Rożen, „w wyniku policyjnego dochodzenia, którym inte­
resował się nawet car Mikołaj I, okazało się, że większość Ż y d ó w w gminie,
w tym członkowie rodzin zamordowanych, wiedziała dobrze co się wydarzyło
i jak się to s t a ł o " . Dr Esef wyjaśnia: „Wszyscy milczeli albo w wyniku surowej
dyscypliny, albo po p r o s t u ze strachu. Był to jeden z nielicznych incydentów,
w wyniku których ujawniono tajny sąd rabinów, który wydał wyrok śmierci."
Historie wzorcowe
Z d a n i e m cytowanego już dr Horowitza „przemoc w codzien­
n y m życiu była przyjętą n o r m ą , w b r e w stereotypowi o nie­
chęci Żydów do niej". Znakomicie d o k u m e n t u j e to praca pt.
Zbrodnia i przemoc w społeczności żydowskiej Hiszpanii, opubliko­
w a n a w czasopiśmie „Cijon" przez żydowskiego historyka
dr J o m a Tow Asisa. Wymienia on głośne w swoim czasie
przypadki publicznego m o r d o w a n i a swoich żon przez Ży­
d ó w w synagogach ( m i n . w 1508 roku w Sapolto p o d Rzy­
m e m czy wkrótce p o t e m w Ferrarze), co nie spotykało się z żadną nieprzychyl­
ną reakcją ze strony żydowskiej społeczności ani rabinów.
O agresywnym fanatyzmie, który znajdował swe ujście także wewnątrz
gmin żydowskich, tak pisał dr Izrael Jowel z Wydziału Historii Izraela Uniwer­
sytetu Hebrajskiego: „Mówi się o tym w kronice żydowskiej, opisującej pierw­
szą wyprawę krzyżową z roku 1096. Autor, Szlomo Ben Szimszon, opowiada
o czynach Żydów niemieckich w tym czasie. Mieli oni wówczas alternatywę:
zginąć albo zostać nawróconym na chrześcijaństwo. Istnieją dziesiątki związa­
nych z tym historii. J e d n a z nich wydarzyła się w Meinz, trzy dni po tym, jak
krzyżowcy opuścili miasto. Zwierzchnik gminy, Icchak Ben-Dor, który został
silą ochrzczony, powrócił do d o m u , zastając t a m swe dzieci i matkę, która po­
została przy życiu, chociaż jej nie ochrzczono. Autor pisze: «I wziął zacny p a n
Icchak swego syna i swą córkę, zaprowadził ich na p o d w ó r z e przed synagogą
122
FRONDA
19/20
i t a m zabił ku czci Boga Najwyższego. I rzekł: k r e w dzieci m o i c h będzie dla
m n i e pokutą za wszystkie moje winy. N a s t ę p n i e człowiek t e n powrócił do swe­
go d o m u , aby poinformować m a t k ę , że i ją zamierza poświęcić na ofiarę za
grzechy i m i m o jej błagań podpalił d o m , w k t ó r y m zginęli obydwoje.» Tak więc
człowiek tłumaczy, że morduje członków swej rodziny w pokucie za w ł a s n e
grzechy i, co gorsza, zabija również swą nieochrzczoną m a t k ę już pc
tym, jak krzyżowcy opuścili m i a s t o . "
A o t o inna historia z żydowskiej kroniki: „Kto widział i słyszał co
zrobiła kobieta zacna i sprawiedliwa, pani Rachel, żona rabina Jehudy. Rzekła ona do swych przyjaciółek: «Mam czwórkę dzieci. Nie
chrońcie ich, aby nieobrzezani goje nie zawładnęli ich życiem i aby
one nie popełniały ich grzechów. Poświęćcie je Bogu.» Przyszła jed­
na z jej przyjaciółek i wzięła nóż, aby zabić jej syna i rzekła: «Wola
Boża, łaska Jahwe». Rzekła nieszczęśliwa kobieta do swej przyjaciół­
ki: «Nie zabijajcie Icchaka przed Aaronem, b r a t e m jego, aby ten nie
ujrzał jego śmierci». Wzięła przyjaciółka chłopca i zabiła go, a był on
mały i bardzo posłuszny. A chłopiec Aaron, gdy ujrzał śmierć swego
brata, płakał i prosił matkę, aby go nie zabijała i schował się za skrzynią.
Pani Rachel miała jeszcze dwie córki i wzięły o n e nóż, naostrzyły go i ob­
nażyły swe szyje, ofiarując się Bogu Zastępów. Gdy sprawiedliwość doko­
nała się na trójce dzieci, kobieta wytężyła głos i wołała swego syna: «Aaron,
Aaron, gdzie jesteś? Ty również nie będziesz oszczędzony i nie będzie dla
Ciebie miłosierdzia." Wyciągnęła go za nogę zza skrzyni, gdzie się ukrywał
i ofiarowany został Bogu na niebiosach."
Ben Szimszon opisuje m o r d e r s t w a ciężarnych kobiet i zbiorowe samobój­
stwa. „Chasyd Szmul zobaczył swego syna, p a n a Jachiela, który rzucił się do
rzeki, ale nie u m a r ł i krzyknął: «Jachielu, synu mój, n a d s t a w swą szyję, a ja p o ­
święcę cię na ofiarę Jahwe, synu mój, d u s z o moja» i pobłogosławił m o r d ofiar­
ny i zarżnął syna swego mieczem, stojąc w wodzie."
Dr Jowel uważa, że „ b o h a t e r o w i e tych historii wypaczają pojęcie ofiary.
Poza tym należy dodać, że w t y m okresie w N i e m c z e c h w i e r z o n o , że Izaak,
syn A b r a h a m a , został w rzeczywistości poświęcony, a p o t e m z m a r t w y c h ­
wstał. Oczywiście w historiach tych są e l e m e n t y fikcji literackiej, ale general­
nie odzwierciedlają o n e ó w c z e s n ą sytuację. M a m y d o w o d y p o c h o d z ą c e ze
źródeł chrześcijańskich a także żydowskich, że w czasie pierwszej wyprawy
LATO
2000
123
krzyżowej zdarzały się wypadki zabójstw kobiet i dzieci z rąk ich ojców i m ę ­
żów, którzy n a s t ę p n i e popełniali s a m o b ó j s t w o . Takie przypadki, p r a w d o p o ­
d o b n i e ze względu na ich skrajny charakter, przyciągały u w a g ę o b s e r w a t o ­
r ó w wywodzących się z o b u religii."
Izraelski historyk dodaje, że „znaczenie tych historii oraz ich liczba spra­
wia, że stanowiły o n e wówczas swego rodzaju n o r m ę . W społeczności Ż y d ó w
aszkenazyjskich t r a k t o w a n o je w t e d y jako historie wzorcowe. Jest tylko j e d n a
negatywna opinia a n o n i m o w e g o rabina, żyjącego w tamtych czasach, który na­
zwał te czyny m o r d e r s t w a m i . "
Prace współczesnych historyków izraelskich ukazują n a m historię w spo­
sób bardziej obiektywny i mniej tendencyjny niż ma to miejsce w wielu publi­
kacjach dostępnych obecnie w Polsce. Uczmy się od tych uczonych żydowskich
mówienia o złożonej historii naszych wzajemnych stosunków, opierając się na
faktach, a nie na przyjętych z góry założeniach.
ICOR FICA
Cytaty, zaczerpnięte z artykułu Remi Rozena, tłumaczyła Ewa Dargiewicz.
124
FRONDA
19/20
Amerykański prezydent Bill C.
twierdzi: „Mój kaznodzieja po­
wiedział mi, że w Biblii nie ma
zakazu aborcji". Gdybyśmy prze­
tłumaczyli tę wypowiedź na
narodowo-socjalistyczny język
Hitlera, brzmiałaby ona tak: „Mój minister propagandy
mi powiedział, że w Biblii nie ma zakazu Oświęcimia".
Widzimy więc, że przeciwnik Boga ma wiele imion - jed­
no z nich nosi prezydent amerykański, który najwyraź­
niej odbył wraz ze swoim kaznodzieją kolejną konferen­
cję w Wannsee.
DZIEDZIC
ODRZUCONEGO
SKARBU
D AV I D
PFANNEK
AM
BRUNNEN
„Gazeta Wyborcza" poświęciła mu entuzjastyczny tekst. W swoim lubelskim dodatku
(20.10.1999) zrecenzowała jego książkę Skarby Habakuka. 25 opowieści chasydów, stawiając ją w jednym rzędzie z twórczością Martina Bubera, Isaaca Bashevisa
Singera, Jiri Langera czy Israela Cwi Kannera. David Pfannek am Brunnen -bo o nim
mowa -jest postacią niezwykłą. Jako Żyd i przeciwnik panującego systemu, trafił do nie­
mieckiego obozu pracy. Tyle że nie było to w Trzeciej Rzeszy, lecz w NRD. Ten duchowy
spadkobierca nauk środkowoeuropejskich chasydów został antykomunistycznym dysyden­
tem. Władzom narażał się wielokrotnie, np. za odmowę służby wojskowej w enerdowskim
wojsku czy za wysłanie listu otwartego do komendanta Armii Czerwonej w Naumburgu,
w którym nazwał tego ostatniego „mordercą" (Pfannek był świadkiem rozstrzelania przez
LATO-2000
125
oddział sowiecki zbiegłego dezertera -jego list do komendanta jednostki publikujemy po­
niżej). Zmuszony do emigracji, przebywał w RFN i Wielkiej Brytanii. Niedawno wrócił
do rodzinnej Turyngii. Z własnego wyboru mieszka w ciężkich warunkach materialnych,
w ubogiej chacie, oddając się studiom nad nauką chasydów.
W 1999 roku lubelskie wydawnictwa Kerygma i Norbertinum wspólnie opubliko­
wały książkę Pfanneka,
zawierającą chasydzkie opowieści.
Drugim wszakże gatun­
kiem pisarskim, jaki uprawia Żyd z Naumburga, są krótkie szkice dotyczące współcze­
snych wydarzeń społecznych,
politycznych
czy
kulturalnych,
pisane z religijnej
perspektywy wyznawcy judaizmu, który natchnienie czerpie z duchowego dziedzictwa
chasydyzmu. Poniżej po raz pierwszy w języku polskim prezentujemy próbkę tej twór­
czości Davida Pfanneka am Brunnen.
(red.)
Na p e w n o jestem tylko m a ł y m pyłkiem kurzu w literaturze żydowskiej, lecz
Przedwieczny pozwolił mi zostać dziedzicem odrzuconego skarbu. Żeby m ó c
go wyciągnąć z bagna jego otoczenia, p o t r z e b n e jest, żeby serce u n o s i ł o się n a d
wodami, gdzie kwitną bagniste lilie. Jeśli j e d n a k nadgorliwcy osusz ą to bagno,
owe klejnoty Stwórcy niewątpliwie wyschną, a nasza pamięć o nich stanie się
p o d o b n a w wyglądzie i zapachu do szklanej kuli, która w p a d ł a w s m o ł ę .
Oświecenie
Pozwólcie mi napisać parę słów o „oświeceniu", przez które to pojęcie rozu­
mie się działalność zmierzającą do oświecenia „ ś w i a t ł e m " poznania naukowe­
go tej części ludzi, która w rozumieniu oświecających pozostaje w stanie nie­
wiedzy czy wręcz ciemnoty. J e d n a k p o s t a w a j u d a i z m u j e s t d o k ł a d n i e
przeciwna - wymaga o n a trwałych starań o wzrost dobrotliwego, pokornego
i miłosiernego myślenia oraz odpowiednich do tego czynów, na podstawie któ­
rych światło i prawdziwe poznanie m o g ą wnikać w duszę.
Znieważanie Żydów wierzących rozpoczęło się od zachodniożydowskiego
„oświecenia" w XVIII wieku, które prowadziło w końcu do odrzucania Słowa Bo­
żego. Śmiano się z Przedwiecznego - tak jak był On w chasydyzmie oraz w całym
ortodoksyjnym judaizmie doświadczany i pojmowany - i w zaślepieniu odrzuca­
no przebudzenie religijne jako fanatyzm. Poza tym przedstawiciele oświecenia
mówili, że chasydzi i wszyscy Żydzi wierni tradycji służyli Stwórcy tylko dlatego,
126
FRONDA
19/20
że odmówili przyjęcia naukowego rozumienia świata, że upierali się przy istnie­
niu Przedwiecznego Boga w sposób bardziej niż folklorystyczny, w szkodliwej za­
leżności poddali się J e m u i z tego powodu potrzebują oświecenia.
Historyczność postaci Jezusa jest niewątpliwa, niezależnie od tego, jak in­
terpretujemy wystąpienie tego człowieka - czy u w a ż a m y go za wielkiego rabi­
na, proroka, Boga lub Jego Syna. W każdym bądź razie wystąpiłby On raczej ja­
ko superprofesor, gdyby na drodze poznania n a u k o w e g o istniały widoki na
doprowadzenie nas, ludzi, do pełnej wspólnoty, opierającej się na miłości.
Żydzi, Jezus i Einstein, różnią się tym, że nauki pierwszego pokazują dro­
gę do pokoju, nauki drugiego n a t o m i a s t - drogi do b o m b y a t o m o w e j .
Trzeba zrozumieć, dlaczego chasydyzm i oświecenie nie tylko różnią się
diametralnie jako nauki, lecz już w swojej istocie nie m o g ą być p o g o d z o n e ze
sobą. Z oświecenia bierze się zapiekła złość ogromnej liczby lewicowych a tak­
że prawicowych poprawiaczy świata, gotowych czynić wszystko, żeby znisz­
czyć duszę żydowsko-chrześcijańską. O n i wiedzą, że jedyną przeszkodę w nie­
ograniczonym zaspokajaniu ich żądz stanowi ta część ludzkości, która raczej
posłuszna jest Bogu w wypełnianiu Jego przykazań niż zabiega o wypełnianie
swej sakiewki złotem i goni za przyjemnościami.
Można łatwo zauważyć, że dla każdego bogobojnego człowieka „oświece­
n i e " wiąże się z o d s t ę p s t w e m i zarzuceniem wierności Panu. Dlatego niech się
czytelnik nie dziwi, że chasydzi takie zamierzenia jednoznacznie odrzucili i t e n
atak na życie wiary określili jako „niemiecki p o t o p " , co - jak wszyscy dowie­
dzieliśmy się z historii - potwierdziła rzeczywistość.
Niemcy
Chodzi mi o to, że w tym kraju w e d ł u g p r a w a nie ma już Żydów. Jest tylko od­
powiedź na urzędowe pytanie o przynależność religijną: wiara mojżeszowa. Je­
śli czyiś rodzice posiadali lub uzyskali obywatelstwo Rzeszy Niemieckiej, wte­
dy są oni Niemcami, a jeżeli nie - u c h o d z ą za bezpaństwowców, chyba że
posiadają paszport innego państwa. W dniu, gdy wrócą na t e r e n Państwa Izra­
ela, staną się jego obywatelami. Wielu Ż y d ó w od początku tego wieku z wypę­
dzanych Niemiec, Rosji i Polski oraz gros powracających jako Hebrajczycy z im­
p e r i u m sowieckiego do Izraela, nigdy nie pobierało n a u k opartych na Piśmie
Świętym i nigdy się nie modliło. Poddawani oni byli brutalnej indoktrynacji
LATO- 2 0 0 0
127
ewolucjonistyczno-komunistycznej. M i m o to zostają obywatelami z pełnią
praw wyborczych w ojczystym p a ń s t w i e n a r o d u ich przodków. Z p o w o d u za­
tracenia przez dziesięciolecia poczucia własnej żydowskości próbują oni teraz
zmieniać ten kraj poprzez jałowe, liberalne inicjatywy ustawodawcze na miarę
zniszczenia ich dusz. Powstaje z tego wiele niepokojów, co widać w izraelskim
życiu codziennym.
Sytuację wyznawców mozaizmu w Niemczech wyznacza staranie, żeby na
zewnątrz możliwie nie rzucać się w oczy. Do tego dochodzi jeszcze konsekwent­
ne milczenie poinformowanych o tle trwającego aż do dziś ogólnoświatowego
wyszydzania ludu wiary mojżeszowej. Często to właśnie p o t o m k o w i e dawnych
rodzin żydowskich znieważają judaizm i wyśmiewają wiernych. Jest to o tyle
gorsze, że znikła wiedza o tym, kim właściwie jest Żyd i jak charakterystyczną
wartość ma nasze ludzkie działanie, jeśli kierujemy się przykazaniami Tory,
podstawowego Prawa Żywego Boga. Niestety dzisiaj akceptowany jest jako Żyd
każdy, kto w swojej genealogii posiada jakiegokolwiek członka wspólnoty ży­
dowskiej. Prowadzi to do takiego obłędu, że niektórzy chcą nawet Hitlera (któ­
ry był bezpaństwowcem i dopiero w 1932 roku otrzymał obywatelstwo Rzeszy
Niemieckiej na podstawie swego uczestnictwa w I wojnie światowej) określić
jako Żyda tylko z tego powodu, że - jak wynika z jego biografii - za jego ojca
128
FRONDA
19/20
płacił alimenty pewien żydowski komiwojażer. Tak s a m o przywódcy partii, po­
słowie, radni miejscy itd. są uważani za Żydów nawet wtedy, gdy próbują wpro­
wadzać w obieg myślenie faszystowskie - tylko dlatego, że ich rodzice czy też
zaledwie dziadkowie w czasach dyktatury narodowo-socjalistycznej siedzieli
w więzieniu lub musieli opuścić kraj. Właśnie na przykładzie Karola Marksa wi­
dać, jak część ludności cierpiącej p o d tyranią w krajach komunistycznych oczer­
niała judaizm. Chociaż ojciec Marksa był rabinem, który p o t e m się przechrzcił,
a swojego syna, Karola, ochrzcił w wieku dwóch lat, to przecież wyraźnie widać,
że ten błędny ognik, naprawiacz świata nie powinien być nazywany ani chrze­
ścijaninem, ani Żydem, bo świadomie porzucił przykazania Przedwiecznego Bo­
ga i reguły prowadzące do pokory i miłosierdzia.
Wymienione tutaj przykłady dotyczą niemałej liczby przedstawicieli litera­
tury, sztuki, nauki i przede wszystkim polityki - zazwyczaj niszczących warto­
ści, lewicowych marzycieli. O n i nie są Żydami w najmniejszym s t o p n i u - ani
jako część wspólnoty, ani w sercu. Dla nich droga do uznanej przez naczelny
rabinat w Jerozolimie wspólnoty synagogalnej jest tak s a m o daleka, jak gdyby
byle przypadkowa osoba chciała przejść na wiarę mojżeszową tylko po to, że­
by uzyskać obywatelstwo Państwa Izraela.
To, że wielu z tych odszczepieńców-ateistów, pochodzących z r o d z i n nie­
gdyś żydowskich, poszukuje często s e n s u egzystencji i p r a g n i e oparcia w ży­
ciu, skutkiem czego zaczynają oni pytać k i m są i szukać p o z n a n i a wiary, jest
n a t u r a l n y m r e z u l t a t e m tego, że serce człowieka nigdy nie znajdzie p e ł n e g o
zaspokojenia w rzeczach materialnych. To, że p o t o m k o w i e o d s t ę p c ó w - ko­
munistów, socjalistów l u b liberałów - tak się wyjałowili, że nie potrafią zo­
rientować swego życia ku dającej życie dobroci, pokazuje, że ż y d o s t w o się
w nich wyczerpało i należałoby je p o n o w n i e w z b u d z i ć od podstaw, gdyby
chcieli oni powrócić do n a r o d u żydowskiego. Dzisiaj stan ich r o z t r z ę s i o n y c h
d u s z jest tak opłakany, że nie są oni n a w e t w stanie u z n a ć Dziesięciorga
Przykazań jedynego, żywego Stwórcy, jako obowiązujących bez wyjątku.
A przecież z nich wynika tylko j e d n o : nie czyń jak w O ś w i ę c i m i u .
Błąd
Błędem jest przypuszczać, że m o ż e m y bezkarnie ł a m a ć Boże przykazania
oraz to, że wydaje się n a m , iż m o ż n a Boga zreformować przez całkowite lub
LATO-2000
129
częściowe zastąpienie Jego j a s n o wymienionych praw, tak jak zostały o n e
n a m przekazane przez Torę, tę „ u s t a w ę zasadniczą", przez cywilne lub ko­
ścielne u s t a w o d a w s t w o . Tak więc na przykład zdarza się, że we w s p ó l n o t a c h ,
które powołują kobiety na r a b i n ó w lub p r e z b i t e r ó w Kościoła, znosi się t y m
s a m y m zarządzony przez Boga podział ról, który jednej płci da­
je obowiązek opieki matczynej, a drugiej - obowiązek t r o ­
ski męża. W wyniku p r ó b y zniesienia tego p o d z i a ł u ról
d o s z ł o do ich p o m i e s z a n i a , a życie dziecka w ł o n i e
m a t k i w tych m o d e r n i s t y c z n y c h w s p ó l n o t a c h z o s t a ł o
p o z b a w i o n e ochrony. D l a t e g o naczelny r a b i n a t o d m ó ­
wił o w y m „ w s p ó l n o t o m r e f o r m o w a n y m " jakiegokol­
wiek uznania, tak więc c z ł o n k o s t w o w n i c h nie m o ż e
zapewnić ani p r a w a p o w r o t u do Izraela, ani być p o d s t a ­
wą innych ważnych decyzji w e d ł u g p r a w a żydowskiego.
Skądinąd w aktach Stasi m o ż n a znaleźć s p r a w o z d a n i e o tym,
jak p r ó b o w a n o wykończyć c z ł o n k ó w naczelnego r a b i n a t u przez oszczerstwo,
aby p o t e m w ich miejscu ustawić „ p o s t ę p o w e o s o b i s t o ś c i " . . .
W b r e w u p o d o b a n i o m d u c h a naszego czasu mężczyzna i kobieta nie są
równouprawnieni, lecz mają r ó ż n e obowiązki wyznaczone przez Stwórcę. Je­
śli chcemy określić m i a r ę obowiązków k o n k r e t n e g o człowieka i co p o w i n i e n
wnieść w życie wspólnoty, trzeba wziąć p o d uwagę także jego płeć. Pod wpły­
w e m ewolucjonizmu obecne u s t a w o d a w s t w o nie potrafi już dostrzec danych
przez n a t u r ę różnych obowiązków płci, cechuje je głupota, wyrażającą się
tym, że na przykład pies, którego Bóg stworzył do polowania, do pilnowania
i do prowadzenia niewidomych, z m u s z o n y jest znosić dziwaczne t r a k t o w a n i e
jako surogat dziecka. Kobiety i mężczyźni, którzy nie chcą być m a t k a m i i oj­
cami, oddają całą swą miłość zwierzęciu, k t ó r e nie będzie w stanie im p o m ó c
w czasie choroby, ani troszczyć się o nich w czasie starości.
Faszystowskie (nie)myślenie
Często używa się pojęcia faszyzmu, nie znając n a w e t jego etymologii ani zna­
czenia tego słowa. Trzeba cofnąć się aż do czasów rzymskiego i m p e r i u m , je­
śli chce się p o z n a ć jego p o d s t a w o w y s e n s . W s a m y m pojęciu fascismo „łączy
się kilka s t r u m y k ó w w rwący p o t o k " . W ł o s k i e s ł o w o fascio oznacza wiązkę,
130
FRONDA
19/20
co odnosi się do fasce - wiązki rózg, k t ó r e r a z e m z t o p o r e m kata nosili kapła­
ni (liktorzy) przed Wielkim M a g i s t r a t e m ( m i s t r z a m i k u l t u ) , jako z n a k prze­
mocy karnej podlegającej d e m o n i c z n e m u wyrokowi. P o k r e w i e ń s t w o z fascinosum (łacińskie fasciare: „zaczarować" ifascium: „ m ę s k i c z ł o n e k " ) jest częścią
połączonej w j e d n o formuły zaklęć, k t ó r a w krzykliwym słowie „faszyzm"
wchodzi w sojusz z siłami ciemności (ukrytego zła, o k u l t y z m u ) , których wy­
korzystywanie wymaga ofiary z n i e w i n n y c h ludzi. Na p o d s t a w i e tego okulty­
stycznego sojuszu elity narodowo-socjalistycznej z siłami ciemności wybra­
no właśnie n a r ó d żydowski jako ofiarę i z a p ł a c o n o n i m c i e m n y m s i ł o m .
Rosyjska forma faszyzmu - b o ł s z e w i z m - zamierzała w sojuszu z elitą nazi­
stowskich N i e m i e c zlikwidować całe n a r o d y i kochające pokój w s p ó l n o t y
wiary, tak jak w przypadku chasydów. O b e c n i e rozszerzająca swoje wpływy
forma faszyzmu - wyjałowiony liberalizm - płaci c i e m n y m s i ł o m za c e n ę ta­
kiego sojuszu życiem dziecka w ł o n i e m a t k i . Taki faszyzm m o ż e m i e ć miej­
sce z a r ó w n o w klerykalnych, nacjonalistycznych, socjalistycznych, jak i libe­
ralnych ustrojach p a ń s t w o w y c h . Poznać go m o ż n a już po tym, że b e z b r o n n y
człowiek od m o m e n t u swojego poczęcia aż do n a t u r a l n e g o z g o n u nie posia­
da autentycznej ochrony prawnej do z a c h o w a n i a swojego życia. To zachowa­
nie obywateli, mordujących dzieci w łonie m a t k i , t ł u m a c z y się tym, że fakt
płacenia ofiary c i e m n y m siłom nie m o ż e być j u ż przez n i c h u ś w i a d o m i o n y
z p o w o d u wynikającego z tego o t ę p i e n i a w o d c z u w a n i u p o r u s z e ń swojej du­
szy. Z d o l n o ś ć u ś w i a d o m i e n i a sobie p o p e ł n i o n e j w i n y tracimy t y m bardziej,
im bardziej m n o ż y się w n a s działanie b e z w s t y d n e (pornografia, horror,
p r z e m o c ) . Zniszczenie hierarchii wartości jest n a r z ę d z i e m wyjałowionego li­
beralizmu do uzależniania ludzi, by służyli s i ł o m okultystycznym - a taka
służba oznacza negację obowiązku z a c h o w a n i a stworzenia.
Tabu
Szanowny Czytelniku, odnalezienie u t r a c o n e g o miłosierdzia oznaczałoby jed­
nocześnie odnalezienie utraconej odpowiedzi. Dlatego trzeba Ci wiedzieć, że
w mojej osobie macie p a ń s t w o do czynienia z n a r r a t o r e m b a r d z o otwartym,
piszącym niezależnie od d u c h a czasu, ponieważ nie należę do żadnej partii
lub stowarzyszenia społecznego. Dlatego m o ż e się u d a ć m o i m o c z o m patrzeć
w sposób niezamącony na wydarzenia naszych czasów, tak więc czytelnik m o LATO-2000
|3|
że naprawdę znaleźć tutaj to, co w innych książkach świadomie o m i n i ę t o .
Oczywiście wiem, że wszystkie tabu są r a n a m i , a k t o je rozdrapuje, chce spo­
wodować niepokój. J e d n a k te tabu dotyczą tylko liberalnego bezprawia, a wie­
rzący się ich nie boją: ani żydzi, ani chrześcijanie, ani m u z u ł m a n i e . Podstawo­
we nauki tych trzech wiar opierają się na Prawie, k t ó r e było przestrzegane
przez Noego, Sema i Abrahama. Wszyscy oni wiedzieli, że nie m o ż n a osiągnąć
pokoju i pojednania bez odniesienia się do tajemnicy Stworzenia i że wszel­
kie staranie, by zbudować epokę bez p r z e m o c y jest chybione, jeśli nie prze­
strzega się p o d s t a w o w e g o Prawa Boga - Tory. N a w e t o d r o b i n a d o m o w e g o p o ­
koju nie jest możliwa bez przestrzegania mądrości w połączeniu z miłością
i miłosierdziem. Realizację tych n o r m prawnych w systemie prawa p a ń s t w o ­
wego nazywać będziemy s e m i t y z m e m .
Przeciw t e m u ładowi przyjaciół Prawa i radujących się w Prawie połączyły się
wszystkie te siły, które kwestionują prawo człowieka w łonie matki do ochrony
życia i niszczą je w sposób brutalny. Te siły tworzą istotę antysemityzmu.
Semityzm / Antysemityzm
Sem, C h a m i Jafet byli synami Noego, którzy wraz z n i m i swoimi żonami,
przeżyli p o t o p w arce. Tora zawiera pięć ksiąg mojżeszowych, tzw. Pięcioksiąg;
w pierwszej z nich, Księdze Rodzaju, czytamy, że Przedwieczny zawarł nigdy
nie kończące się przymierze z A b r a h a m e m , p o t o m k i e m Sema, a to przymierze
wymaga od n a s wiernego przestrzegania Jego przykazań, k t ó r e On wpisał
w serce każdego człowieka. Ukierunkowanie p r a w o d a w s t w a jakiegoś kraju
według Tory, podstawowego Prawa Stwórcy, w celu regulacji życia codzienne­
go zawsze zasługuje na określenie „semityzm", które bierze swoje imię od Se­
ma, syna Noego. Zastosowanie i zwycięstwo tego Prawa było ostatecznym wa­
runkiem powstania n a r o d ó w z pogańskich p l e m i o n średniowiecznej Europy.
Chrystianizacja r o d ó w i szczepów była znacznym osiągnięciem tej epoki,
w której został stworzony ład i porządek, także o d n o ś n i e prawa do życia dziec­
ka w łonie matki oraz ludzi nieuleczalnie chorych. Aby zbliżyć się do wypeł­
nienia przykazań Przedwiecznego, my, ludzie, m u s i m y się nauczyć kontrolo­
wać nasze namiętności i wady i zrezygnować z hulaszczego życia. Do tego
potrzebny jest jasny wzór i możliwość kierowania w e d ł u g niego swego życia.
W chrystianizowanej, słowiańskiej Polsce takiego wzoru dostarczały przez
132
FRONDA
19/20
długi czas osiedla żydowskie. O b a kierunki wiary przez długie wieki wzajem­
nie się szanowały. Dopiero p r ó b a zastąpienia Tory n a u k ą człowieka oznaczała
koniec judaizacji świata chrześcijańskiego.
Chciałbym zwrócić uwagę na pewien szczegół, który przestaje być tylko
szczegółem, jeśli u z n a m y za prawdziwą następującą obietnicę Boga: On przy­
sięga doprowadzić naród żydowski do d o m u po epoce rozproszenia. Przez to
staje się też zrozumiałe, że - choć przy zasiedlaniu Europy gminy żydowskie
zakładały fundamenty licznych miejscowości - ta praca cywilizacyjna miała
miejsce zanim później skupiły się wokół nich narody. M i m o to, z p o w o d u wia­
ry w jedynego Boga i oczekiwania na p o w r ó t do ziemi przez Niego obiecanej,
Żydzi nie zintegrowali się z tymi nowopowstającymi p a ństw a mi, lecz stali się
gośćmi na ziemiach przez siebie samych cywilizowanych.
Zgodność religijnej wiedzy - chrześcijańskiej, żydowskiej, a także m u z u ł ­
mańskiej - o d n o ś n i e n a u k o obyczajowości i moralności umożliwia tolerancyj­
ne współżycie różnych n a r o d ó w ze sobą, dopóki nie odbiegają o n e od przyno­
szących pokój przykazań Tory z jednej strony oraz od n a u k Jezusa z drugiej.
Rozpadanie się kodeksu moralnego m u s i a ł o w swojej konsekwencji dopro­
wadzić do obłędu Oświęcimia - obłędu, który doprowadził do tego, że część
ludności celowo została pozbawiona p r a w i z a m o r d o w a n a . To, co działo się
wtedy z Izraelitami, dzieje się dziś w łonach m a t e k .
Krótka historyjka
Chciałbym opowiedzieć historyjkę, która mogłaby się zdarzyć w niejednym
miasteczku socjalistycznej N R D . W pewnej wsi w Rudawach (Erzgebirge)
mieszkał syn burmistrza, który wraz z synem wiejskiego milicjanta byli jedy­
nymi dziećmi, które nie brały udziału w lekcjach religii organizowanych przez
proboszcza jako pozaszkolne nauki chrześcijańskie. Gdy syn podrósł i nastał
czas, aby nauczył się zawodu, dostał się na studia nauczycielskie - jego rodzi­
ce byli politycznie oddani państwu, więc nie było przeszkód, by skierować go
na uniwersytet. Ale także ten piękny czas kiedyś mija i o t o syn zjawił się
w pewnej uczelni kształcącej księży ewangelickich i poprosił o przyjęcie na stu­
dia teologiczne. Jego prośbie nie o d m ó w i o n o , ponieważ wyglądało na to, że bę­
dzie zaangażowanym s t u d e n t e m . Gdzie jeden gołąb m o ż e się schować, t a m
przylecą jeszcze i n n e - tak m ó w i przysłowie. N i e trzeba się więc dziwić, że doLATO-2000
133
łączył do niego jeszcze inny syn z mniej czerwonego d o m u rodzinnego, który
p r z e d t e m był s t u d e n t e m n a u k przyrodniczych, ale ponieważ jego poglądy na
b u d o w ę socjalizmu były i n n e niż kierownictwa partii i państwa, został eksmatrykulowany. Postawiono mu w a r u n e k sprawdzenia się przez dwa lata w pro­
dukcji socjalistycznej z a n i m będzie się mógł starać o dalszą naukę. Tego było
dla niego za wiele. Przewidując cały t r u d fizycznej pracy, zapisał się na teolo­
gię. W podobnej sytuacji jak ci dwaj znalazła się jeszcze większa liczba „bojow­
n i k ó w " przeciw socjalizmowi w tej i w innych instytucjach kształcących dusz­
pasterzy,
które
na
tle
uniformistycznej
szarzyzny e n e r d o w s k i c h
miast
stanowiły kolorowe plamy życia, jak gdyby bardziej indywidualnego. O w y m
dysydentom p a ń s t w o , w o b e c którego okazali się niewierni, rzucało p o d nogi
kamienie, jednak nigdy nie były o n e cięższe niż ci byliby w stanie podnieść. Ja­
ko myśliciele wyobcowani od wiary chrześcijańskiej, doprowadzili o n i do tego,
że zamiast n a u k a m i żydowskiego rabina Jezusa d u c h tych instytucji kierował
się filozofiami kwestionującymi Boże stworzenie. Do p o d s t a w o w e g o wykształ­
cenia przyszłych księży weszły o n e jako m i ł a dla u s z u nauka. Przyczyna tego,
że od s t u d e n t ó w pragnących zostać duszpasterzami, nie m o ż n a było oczekiwać
najważniejszego w a r u n k u tej posługi - niezłomnej wiary w żywego Stwórcę
i przestrzegania Jego przykazań, jako kryterium dobra i zła, lecz jedynie w n o ­
szenia d u c h a czasu do życia wiary, była następująca: otóż niejeden docent od­
powiedzialny za przyjęcie nowych s t u d e n t ó w do tych instytucji edukacyjnych
troszczył się we współpracy ze Stasi (jak udowadniają o t w a r t e dziś archiwa),
by kodeks moralny i obyczajowy Pisma Świętego odgrywał już tylko podrzęd­
ną rolę oraz by przyszły ksiądz, zgodnie ze wskazaniami sięgających po w ł a d z ę
pogan, wpływał na uczestniczących w n a b o ż e ń s t w a c h wiernych w celu de­
strukcji wartości. Dlatego ludzie, którzy szukali t a m Boga lub chociaż odrobi­
ny braterstwa, nie mogli (i nie mogą) odnaleźć ani Jego, ani samych siebie.
Instytucja kształcąca duszpasterzy jest miejscem, gdzie powinna być zachowa­
na dusza religijnego wyznania, a student ma się uczyć doświadczać mocy Bożej
miłości, by móc w wierze podnieść człowieka pochylonego lub oddalonego. Sam
poznałem wielu studentów uczelni teologicznych. Tylko niewielu z nich było
w stanie podać Dziesięć Przykazań (większość z nich nie umiało więcej niż czte­
ry lub pięć), a jeszcze rzadziej wiedzieli, gdzie w Biblii m o ż n a je znaleźć. Jednak
na pytanie o wartości marksistowskich teorii społecznych potrafili godzinami teo­
retyzować w duchu lewicowo-demokratycznym. Trwało to bez końca, tak długo,
134
FRONDA
19/20
aż tęcza, którą Bóg od czasu Potopu postawił jako znak zachowania ziemi między
sobą a nami, ludźmi, została zestawiona z jakąś baśnią z tysiąca i jednej nocy.
Komu dziś wolno reprezentować naukę chasydzką?
Jeśli negujemy istnienie ładu ustalonego przez Boga-Stwórcę, wtedy należy się
zapytać: jaka to siła nas przekonuje, że jesteśmy od samego poczęcia i dłużej
nawet niż do śmierci duszą, k t ó r ą należy chronić? Kto n a m w t a k i m razie
otworzy oczy na to, że najpierw został zakłócony spokój umarłych przez otwie­
ranie wielotysiącletnich grobów, piramid, m a u z o l e ó w i kurhanów, a po roz­
grzebaniu i przebiciu wszystkiego w tej dziedzinie, teraz zostają zerwane ba­
riery chroniące świętość macierzyństwa. To wydanie duszy na zatracenie teraz,
po podcięciu żył strumienia życia, n i e u c h r o n n i e prowadzi do czasów umożli­
wiających rzucenie całej ludzkości w tę wydrążoną przez n a s przepaść.
Szanowny Czytelniku, ci Żydzi wschodni, których świat wiary przedstawi­
łem w książce Skarby Habakuka, należą do rodzin, których życie w sposób tragicz­
ny zostało zlikwidowane lub prawie zupełnie zniszczone przez straszny m o r d
materializmu kultowego, któremu udało się zdobyć władzę. Te zwarte i zamknię­
te grupy ludzi ze swoją postawą głębokiej wrażliwości i ducha pojednania prze­
stały istnieć. Trudno chyba wyobrazić sobie, że kierownictwa współczesnych, na­
stawionych modernistycznie (liberalnych) gmin żydowskich, których pojęcia
wiary są ukierunkowane zupełnie inaczej, mogłyby uchodzić za kulturowych
kontynuatorów tego zaginionego świata i być ich prawnym rzecznikiem.
Najpierw t r z e b a uwzględnić, że z p o w o d u głębokiego s m u t k u w wyniku
doświadczonego zniszczenia (Shoah) nie j e s t e ś m y w s t a n i e wyczerpująco
przedstawić istoty tej żydowskości, jej wierności religijnej i d u c h a przebacze­
nia. My wszyscy w wyniku stępienia wrażliwości weszliśmy w stan p e w n e j
obojętności, tak więc nie m o ż n a chyba od n a s oczekiwać, że zawsze odczu­
w a m y w d u c h u autentycznie żydowskim. Dlatego nie b ę d z i e m y w s t a n i e
przekazać powagi wiary w odpowiedniej wierności Bogu, d o p ó k i nie z d o b ę ­
dziemy się na p e ł n e przebaczenie. To chyba były przyczyny tego, że wydawa­
ny w N i e m c z e c h przez C e n t r a l n ą Radę (liberalnych) Ż y d ó w N i e m i e c k i c h ty­
godnik „Gazeta P o w s z e c h n a " często próbuje ukazywać p o s t a w ę stojącą p o z a
wiarą. Efekt jest taki, że czytelnik nie mający k o n t a k t u z głęboko religijnymi
przedstawicielami wiary mojżeszowej jest z w o d z o n y na m a n o w c e . D l a t e g o
LATO-2000
135
niech się Czytelnik n i e zdziwi, jak p o w i e m , że d u c h tej gazety z m i e r z a celo­
wo do zniszczenia wierności wierze i ma cele p r z e c i w n e Bogu. Ze s w o i m i ar­
tykułami i w i a d o m o ś c i a m i o życiu wiary p o b o ż n y c h Ż y d ó w na całym świe­
cie, w Izraelu i szczególnie w N i e m c z e c h , chce o n a w i d o c z n i e stworzyć
pozory s p r a w o z d a n i a obiektywnego, uwzględniającego t a k ż e religię. J e d n a k
tendencyjność s p r a w o z d a ń i różnych k o m e n t a r z y j a s n o u d o w a d n i a , że ich
z a d a n i e m jest w m a w i a n i e czytelnikowi, iż tylko w t e d y b ę d z i e m ó g ł on być
przyjacielem Żydów, jeśli o w e niszczące p o r z ą d e k Boży treści r z e k o m o ży­
dowskiej gazety p o t r a k t u j e jako wartości z a g r o ż o n e g o n a r o d u , k t ó r e należy
chronić. Myślę przy t y m o p o p a r c i u dla zabijania dzieci w ł o n i e m a t k i , k t ó ­
rego szkodliwość p r z e c h o d z i wszelką m i a r ę - to poparcie w p ł y w a na u s u w a ­
nie s u m i e n i a z n a s z e g o świata d o ś w i a d c z e ń i b u d z i chęć w y ł a d o w a n i a swej
brutalności. To zaś d o p r o w a d z a do gotowości na coraz szerszą akceptację
praktyk seksualnych przeciwnych n a t u r z e , t a k ż e w u s t a w o d a w s t w i e .
Poza tym nie należy z a p o m i n a ć , że z jednej s t r o n y j u d a i z m , a w n i m
szczególnie chasydzka wiedza religijna, z drugiej zaś s t r o n y dzisiejsza prak­
tyka p a ń s t w o w y c h szkół, r ó ż n i ą się od siebie d i a m e t r a l n i e . Taka s a m a różni­
ca dzieli mistykę o p a r t ą na d o ś w i a d c z e n i u m i ł o s i e r d z i a Bożego od m o d n e j
obecnie ezoteryki, opartej na p o s t u l a c i e agresywnej samorealizacji - na p o d ­
stawie miłości w ł a s n e j . W t y m języku n i e m o ż e j u ż być m o w y o p o r o z u m i e ­
niu się z wierzącymi w y c h o w a n y m i w e d ł u g żydowskich lub chrześcijańskich
wartości p o d s t a w o w y c h - skoro u ż y w a n e s ł o w a i gesty, k t ó r y m n a d a w a n y
jest z u p e ł n i e inny sens, b u d z ą też z u p e ł n i e i n n e o d c z u w a n i e b ó l u d u c h o w e ­
go, który jest g ł ó w n y m k r y t e r i u m r o z r ó ż n i e n i a m i ę d z y p o b o ż n y m i (bojący­
mi się Boga) a z a b o b o n n y m i p o g a n a m i .
Stan edukacyjny całego, znajdującego p o d w p ł y w e m ewolucjonizmu, świa­
ta podobny jest do s t a n u o w e g o ucznia, który p o d h a s ł e m „Wiem, że nic nie
w i e m " na cokole popiersia Sokratesa w M u z e u m P e r g a m o ń s k i m w Berlinie d o ­
pisał: „Ależ on g ł u p i ! "
Jeśli wiemy, że nic nie wiemy, w t e d y p y t a m y się: co w swej niepojętej m o ­
cy wie Bóg, który dał n a m życie? I dalej pytamy: jakie p r a w a m o r a l n e dał n a m
wraz z s u m i e n i e m , jak m o ż e m y je p o z n a ć i jak żyć w e d ł u g J e g o przykazań ku
n a s z e m u w s p ó l n e m u d o b r u ? W t e d y znajdziemy Jego P r a w o p o d s t a w o w e ,
które objawił Mojżeszowi na górze Synaj, aby przekazać je n a m w s z y s t k i m .
„Lekarz", który zabija dziecko w łonie m a t k i , jak gdyby ciągle dopisuje na p o 136
FRONDA
19/20
piersiu Sokratesa: „Ależ on g ł u p i ! " , bo j e m u się wydaje, że wie, że to, co za­
bija, nie jest człowiekiem mającym p r a w o do życia. To s a m o uczynili p o s ł o ­
wie, uchwalając u s t a w ę wyłączającą pożarcie dzieci od sankcji karnych. Gdy
pisali na s a m y m początku tej ustawy: „Ależ on g ł u p i ! " , chodziło im w t e d y
nie o Sokratesa, lecz o Boga, który w j e d n y m z Dziesięciu Przykazań m ó w i :
„Nie zabijaj". Przywódca p a ń s t w a , który p r z e z swój p o d p i s p o d t a k ą u s t a w ą
udzielił jej mocy prawnej, nie okazał więcej r o z u m u od t e g o ucznia, który
w M u z e u m P e r g a m o ń s k i m nabazgrał wyżej w y m i e n i o n e zdanie.
Odszkodowania materialne
Szanowny Czytelnik m u s i wziąć p o d uwagę, że Żydzi, którzy zginęli podczas
Wielkiego Mordu, byli przeważnie pokornymi, m o c n o wierzącymi ludźmi.
W przeciwieństwie do nich ci, którzy po 1945 roku na całym świecie żądali
i wciąż żądają odszkodowań materialnych, przeważnie nie należą do takich
wierzących wspólnot.
LATO'2000
137
Pozwólcie, proszę, że p r z e d s t a w i ę przykład niewłaściwego p r z y z n a w a n i a
o d s z k o d o w a ń materialnych. Gdyby B u n d e s w e h r a jako o d s z k o d o w a n i a dla
siebie zażądała i otrzymała te sumy, k t ó r e p o w i n n y być raczej wypłacane po­
t o m k o m zastrzelonych d e z e r t e r ó w W e h r m a c h t u , t o w ó w c z a s p r o t e s t y owych
p o t o m k ó w byłyby chyba u z a s a d n i o n e . Jak m i n i s t e r o b r o n y nie p o w i n i e n być
rzecznikiem dezertera W e h r m a c h t u , tak s a m o żydowskie przedstawicielstwa
interesów, które odwróciły się od wiary i często tylko z nazwy są żydowskie,
nie m o g ą r e p r e z e n t o w a ć zlikwidowanego świata wiary chasydów, który - gdy
jeszcze istniał - był wszak przez nie zwalczany, a t y m bardziej nie p o w i n n y
przyjmować za nich finansowego odszkodowania. Byłoby to tak s a m o nie­
słuszne, jak gdyby rząd niemiecki p o p r o s i ł Watykan o przebaczenie za za­
m o r d o w a n i e dużej liczby Badaczy P i s m a Świętego (którzy dzisiaj n o s z ą na­
zwę Świadków Jehowy) i przekazałby mu pieniądze na o d s z k o d o w a n i a . My
wiemy, że w obozach koncentracyjnych Hitlera i jego b r a t a Stalina zginęło
także wielu katolickich księży i z a k o n n i k ó w oraz chrześcijanie z kościołów
wolnych i ewangelickich. Chcę podkreślić, że l u d z i o m t y m oraz w s z y s t k i m
ofiarom owego barbarzyństwa należy się wdzięczność za ich n i e u g i ę t e trwa­
nie w wierze.
Wykorzystywanie tragedii
Chciałbym
również
podkreślić,
że
tragizm
Oświęcimia
spowodował
po 1945 roku po obu s t r o n a c h - i rządu niemieckiego, i g m i n żydowskich silne obciążenia, które do dziś nie zostały w pełni przezwyciężone. Wykorzy­
stał to nie trzymający się żadnego p r a w a stalinizm, który okazał się mocar­
s t w e m zwycięskim w II wojnie światowej. Właściwie nie p o t r z e b a n a w e t
otwierać archiwów tajnych służb komunistycznych GPU, N K W D i KGB, żeby
pokazać, iż organizacje te skierowały p e w n e osoby do Europy Zachodniej i da­
lej w świat z e w i d e n t n y m z a d a n i e m infiltrowania m.in. organizacji zajmują­
cych się p o m o c ą dla uciekinierów żydowskich oraz zdobycia w nich kierow­
niczych stanowisk w j e d n y m celu - aby wpływać na te organizacje po myśli
nakazanej przez Stalina ideologii.
Podczas „czystek" lat 30-tych w bolszewickiej Rosji dyktator t e n ekspery­
m e n t o w a ł na dzieciach, które uczynił sierotami - chciał wytresować tych po­
zbawionych rodziców biedaków na niewolników swej zbrodniczej, wyzbytej
138
FRONDA
19/20
wszelkich s k r u p u ł ó w ideologii. Powinien n a m dawać do myślenia nie tylko
przypadek pewnej osoby, która twierdzi (czego nie m o ż n a j u ż sprawdzić), że
jest jedynym ocalałym przy życiu c z ł o n k i e m z a m o r d o w a n e j na Majdanku ro­
dziny - p o d o b n o tylko jej u d a ł o się uciec z t e g o hitlerowskiego o b o z u zagła­
dy do p e w n e g o zachodniego kraju. Tam o s o b a ta wyszła za mąż za członka bo­
gatej i ogólnie szanowanej rodziny, co u m o ż l i w i ł o jej wejście do wyższych sfer
towarzyskich. Zdobyła w p ł y w o w ą pozycję, k t ó r ą wykorzystała, by z pogardy
dla życia pozwolić na zastosowanie „pestycydu na ludzi", „gazu" oświęcim­
skiego - pigułki wczesnoporonnej RU 4 8 6 - dla likwidacji dzieci n i e p e ł n o ­
sprawnych i pochodzących z m a r g i n e s u społecznego. Fakt, że o s o b a ta opu­
blikowała kilka książek o s w o i m pobycie w obozie koncentracyjnym, gdzie
p o d o b n o była ofiarą, przyczynia się jedynie do tego, że jej w ł a s n e k ł a m s t w a
stają się k ł a m s t w a m i zbiorowymi. Ten przypadek, który m o ż n a potwierdzić
w d o k u m e n t a c h tajnych służb bolszewickich, stanowi tylko j e d n o z setek nie
zbadanych do dziś s p r a w o z d a ń sierot, k t ó r e Stalin wytresował, by mogły d o ­
stać się do najwyższych o ś r o d k ó w rządzących wszystkich krajów i s t a m t ą d
rozlać nad całą ziemią p o s t a w ę brutalizującą d u s z ę ludzką.
Czy jest możliwe, żeby osoba, która wyrosła w rodzinie ludzi miłosiernych
i pokornych i która, jak twierdzi, uciekła od k o m o r y gazowej, zmierzała ku m a ­
sowemu zabijaniu niewinnych dzieci w łonach ich m a t e k przy p o m o c y ulep­
szonej formy Cyklonu B? Czy ta osoba, która nie m o ż e doczekać się likwidacji
niewinnych ludzi, naprawdę m o g ł a być w y c h o w a n a we wspólnocie ludzi głę­
boko wierzących i m o ż e rościć sobie p r a w o do uchodzenia za Żyda? Na mar­
ginesie chciałbym dodać, że nazwisko n a p r a w d ę zabitego dziecka z o s t a ł o nie­
d a w n o wymazane z tablicy pamiątkowej w obozie koncentracyjnym w wyniku
starań tej, uczynionej niewolnicą Stalina, sieroty, ponieważ p o d a ł a ona, iż t a m ­
to dziecko żyje, a w spisach zmarłych sporządzonych przez k a t ó w obozowych
p o d o b n o nastąpił błąd.
Niniejszym protestujemy w imieniu naszych z a m o r d o w a n y c h rodzin prze­
ciwko rozwijaniu, projektowaniu i używaniu pestycydów na ludzi, takich jak
„gaz" oświęcimski RU 486. Z a m i e r z o n e „zaspokojenie" agresywnej części
ludzkości miało już swój zły przykład, k t ó r y m był Cyklon B Hitlera.
W ciele każdej ciężarnej kobiety jest j e d e n z n a s !
Każde zabójstwo dziecka w łonie m a t k i jest m o r d e r s t w e m doskonałym.
Miłość wola: Pomóżcie tym, którzy są bez p r a w !
LATO-2000
139
Kłamstwo zbiorowe
Istota k ł a m s t w a zbiorowego oraz p r ó b a zalegalizowania go przez przepisy pra­
wa karnego - to temat, o k t ó r y m m o ż n a d u ż o pisać. Chciałbym ukazać w krót­
kim zarysie, jak k ł a m s t w a przez ciągłe ich powtarzanie m o g ą otrzymać rangę
faktów. Weźmy n p . książeczkę Opowiadania z Talmudu. Jest t a m napisane: „Trze­
ba podążać za większością". W przypisie znajduje się odniesienie do w e r s e t u
biblijnego z Księgi Wyjścia, jednakże t e n utrwalony na piśmie nakaz Boga z To­
ry zawiera d o k ł a d n e przeciwieństwo: „Nie łącz się z wielkim t ł u m e m , aby wy­
rządzać z ł o " (Wj 23,2), a to s a m o chce przecież wyrazić Talmud. Jest to wyraź­
na próba wsączenia do świadomości czytelnika czegoś nieprawdziwego, by
pielęgnować p e w n e k ł a m s t w o i włączyć je do zbiorowej świadomości. Jest to
często stosowany środek wyjałowionego liberalizmu, by przy p o m o c y świętych
pism chronić ustawowe bezprawie, jak n p . możliwość bezkarnego zamordowa­
nia dziecka w łonie matki, przed p r o t e s t a m i ludzi religijnych. (Wskazanie wy­
żej opisanego fałszerstwa zaczerpnąłem z akt Stasi. St a m tąd wychodziły też za­
lecenia, by fałszować Pismo święte.)
Z akt Stasi m o ż n a się dowiedzieć, że „nieoficjalni współpracownicy" tej or­
ganizacji w Komisji ds. Biblii Zurychskiej oraz analogicznej Rady Kościelnej
otrzymali nakaz, by w Księdze Wyjścia (21,22) w a ż n e dla egzegezy tekstu he­
brajskie słowo jaza tłumaczyć nie jak dr M e n g e w swoim d o s ł o w n y m przekła­
dzie Biblii, lecz żeby podstawić słowo „ p o r o n i e n i e " (Wj 21,22; z a d a n i e m tej
rewizji tłumaczenia Biblii było skorygować niewłaściwie p r z e t ł u m a c z o n e frag­
m e n t y ) . Ich mocodawcy całkiem p o p r a w n i e wnioskowali, że gdy o c h r o n a
prawna dziecka w łonie matki jest zniesiona, faktyczny sens tego fragmentu
Biblii jest zafałszowany także w praktyce. Aż do dnia dzisiejszego wielu ludzi
Kościoła o brudnych duszach głosi, że zabicie dziecka w łonie m a t k i nie daje
p o w o d u do kary.
Z akt Stasi wynika także, że czołowi dostojnicy Kościoła starali się zmie­
nić j e d n o z dziesięciu przykazań, mianowicie: „ N ie zabijaj!" Szanowny czytel­
niku, trzeba wiedzieć, że język semicki zawiera w sobie żydowskie r o z u m o ­
wanie religijne. Tak n p . dla pojęć „zabijać" i „ m o r d o w a ć " w hebrajskim nie
ma oddzielnego słowa pisanego. Jeśli za p o m o c ą pisanego słowa wyrażające­
go czynność chce się powiedzieć, że na tej czynności należy położyć szczegól­
ny nacisk, wtedy j e d n a spółgłoska tego słowa otrzymuje kropkę. Także
140
FRONDA
19/20
w przykazaniu: „Nie zabijaj!" taką k r o p ­
kę otrzymało słowo „zabijać". (Przykaza­
nie w Wj 20,13 brzmi po hebrajsku lo thirzah, co należałoby przetłumaczyć jako
„nie ł a m " lub „nie zabijaj". Oczywiście
„nie m o r d u j " nie jest fałszywym przekła­
dem, ale w naszych zakłamanych cza­
sach zawsze znajdą się sprytni ludzie,
którzy wywnioskują z tego, że m o r d o w a ć
nie wolno, ale zabijać tak.) Dostojnicy
„chrześcijańscy" w e w n ą t r z aparatu Stasi
(najbardziej wpływowi w t y m t w o r z e by­
li obok prawników właśnie ludzie Ko­
ścioła, którzy często jeszcze dziś n o s z ą
dostojne tytuły) fundowali w tym celu stypendia z kasy Kościoła, by nieofi­
cjalni współpracownicy Stasi u d o w o d n i a l i w rozprawach „naukowych", jako­
by przykazanie to brzmiało: „Nie m o r d u j ! " C e l e m było - i nadal jest - by wie­
rzący odnieśli wrażenie, że skoro u s t a w o d a w s t w o p a ń s t w o w e nie karze za
zabicie uciekiniera lub dziecka w łonie m a t k i znajdującej się w więzieniu l u b
za „usunięcie" ciąży - to również w sensie religijnym nie m o ż e być to łama­
nie prawa, ponieważ „ m o r d e m " jest w demokracji tylko to, co jest tak zdefi­
niowane przez p a r l a m e n t . Ten akt barbarzyństwa, by w świadomości ludzi
osłabić wyrzuty sumienia, jest celem fałszowania P i s m a świętego. Wspólnoty
interesów, takie jak lewicowo-faszystowskie stowarzyszenie Pro Mordia, któ­
rego członkowie przez lata pracując dla Stasi infiltrowali różne partie, organi­
zacje i wiele urzędów, mają j e d n ą cechę wspólną: wszystkie o n e podlizują się
duchowi czasu, który właściwie jest brakiem ducha, a który przez popieranie
perwersyjnej seksualności przeciwnej n a t u r z e oraz przez brutalizację odczu­
wania rozwija swoją władzę niszcząc p r a w o i porządek. O w o ś w i a d o m e zafał­
szowanie, że j e d n o z dziesięciu przykazań p o d o b n o w i n n o brzmieć „Nie mor­
d u j ! " zamiast „Nie zabijaj!", z o s t a ł o r o z p o w s z e c h n i o n e we wszystkich
publikacjach k o m u n i s t ó w oraz w wielu wydawnictwach na Zachodzie. W t e n
sposób trafiło o n o też do w s p ó l n o t chrześcijańskich i do organizacji ochrony
życia, które nie mają najmniejszego pojęcia o s t r u k t u r z e języków semickich,
zaś języka starohebrajskiego w szczególności.
LATO-2000
141
Niektórzy chrześcijanie wyciągnęli z tego fałszywe wnioski i rozpowszech­
nili je dalej - całkowicie po myśli „wilków w owczej skórze", z których część
awansowała nawet do kierownictwa różnych kościołów. „Nie tylko Kościół
ewangelicki znajduje się dzisiaj w stanie najgłębszego d u c h o w e g o upadku,
większego nawet niż Kościół katolicki w czasie reformacji" - napisał do m n i e
pewien proboszcz, który aktywnie pracuje w grupie ochrony życia i z tego po­
wodu doznał d u ż o przykrości od swoich przełożonych w Kościele.
Powróćmy do słowa zabijać. Jeśli tej kropce, ukazującej czynność w ujęciu
negatywnym m o ż n a nadać znaczenie, to m o ż e to prowadzić jedynie do takie­
go wnioskowania, które jest zgodne z istotą religii żydowskiej. W t e d y musie­
libyśmy jednak przetłumaczyć: „Nie zabijaj w s p o s ó b nikczemny". Ta kropka
mówi nam, że nie p o w i n n i ś m y działać tak jak człowiek, który zabija dziecko
w ciele ciężarnej matki, zabija więc w s p o s ó b zdradziecki. Gdy czytamy dalej
Biblię, to znajdziemy także złe czyny, za które Bóg karze śmiercią. Boże wska­
zania, kogo trzeba zabić, zawierają to słowo bez wymienionej wyżej kropki, p o ­
nieważ czynność zabijania w tym wypadku nie uchybia Bogu, lecz służy utrzy­
m a n i u Jego porządku prawnego.
Zorganizowana zbrodnia, która w d a w n y m N R D funkcjonowała p o d p o p u ­
larną nazwą „podsłuchuj i podglądaj", wpłynęła n a w e t na treść szkolnego
słownika Langenscheidta, wskazując swojemu agentowi w tym wydawnictwie
(istnieją na to dowody w aktach Stasi), by p o d h a s ł e m „aborcja" jako dalsze
określenie dodał „przerywanie ciąży" - czyli oficjalny t e r m i n enerdowskich ko­
m u n i s t ó w na zabicie dziecka w łonie matki.
Rozdmuchanie prywatnego poglądu
jako środek utrwalania kłamstwa zbiorowego
Dalszego przykładu dostarczy n a m p a n Ignatz B., przewodniczący Rady Cen­
tralnej liberalnych gmin żydowskich w Niemczech. Jako zaproszony k o m e n ­
tator napisał w katolickim czasopiśmie „Weltbild" (nr 6/94): „Kościół jako ta­
ki uczynił jedynie bardzo m a ł o " ( m o w a jest tu o r a t o w a n i u prześladowanych
w III Rzeszy). Dalej pan B. narzeka na „ b i e r n o ś ć " ówczesnych odpowiedzial­
nych w Kościele katolickim i dochodzi do śmiałych oskarżeń w o b e c ówcze­
snego papieża: „Wolałbym jednak, żeby Pius XII p o m a g a ł Ż y d o m podczas
wojny tak, jak po wojnie p o m a g a ł n a z i s t o m " . N a w e t jeśli papież jako o s o b a
142
FRONDA
19/20
zrobił zbyt mało, to nie w o l n o przecież tej winy podkreślać w taki sposób, jak
gdyby ogół katolików nie korzystał z wszelkich możliwości niesienia p o m o c y
ludziom, których życie było zagrożone; w e d ł u g żydowskiej mądrości życiowej
należałoby wyróżnić raczej tych ludzi, którzy w ciężkich czasach pomagali in­
nym, a nie atakować tych, którzy na p e w n o - lub tylko e w e n t u a l n i e - byli
tchórzami. Poza tym Tora w Księdze P o w t ó r z o n e g o Prawa zakazuje n a m do­
szukiwania się winy ojców u ich synów (Pwt 24,16). Ten atak nie był skiero­
wany do ówczesnego papieża, lecz miał uderzyć w tych wiernych swojej wie­
rze katolików, którzy aktywnie angażują się dziś w p r a w o do życia dzieci
nienarodzonych. W wielu listach do przewodniczącego gmin żydowskich
(które do dziś nie są pokazywane wierzącym z owych gmin) p r o s z o n o Ż y d ó w
- j a k dotąd bez skutku - żeby zaangażowali się na rzecz najbardziej pozbawio­
nych p r a w ludzi naszych czasów. Ci, którzy pisali te listy, co p r a w d a mają
świadomość, że większość Ż y d ó w w Niemczech żyje dziś tylko dlatego, że
przed dziesięcioleciami także katolicy ryzykowali swoje życie dla nich, ale nie
wiedzą oni, że istniejący także żydowski o p ó r przeciw barbarzyństwu takiej sa­
mej wagi, mianowicie zabijaniu niewinnych dzieci, jest tłumiony, zwalczany,
oczerniany, szpiegowany i przemilczany. Trzeba zdać sobie sprawę, że około
2 milionów Ż y d ó w przeżyło na obszarze władzy Hitlera. Uczeni żydowscy, ta­
cy jak Pinchas Lapide, Horkheimer, Poliakov i inni zgadzają się po wnikliwych
badaniach, że około 780 tysięcy prześladowanych zostało u r a t o w a n y c h przez
ryzykujących życiem katolików. Rozważmy teraz w tej samej mierze pytanie,
dlaczego zachodnie demokracje nie uczyniły w celu ratowania ludzi, których
życie było zagrożone, tego co leżało w zasięgu ich możliwości. Wówczas do­
strzeżemy ich ciężką współwinę.
Gdyby bomby, które spadły w j e d n y m tylko d n i u na przepełnione ucieki­
nierami, stare królewskie miasto Drezno, zrzucono raczej na oddalone jedynie
o kilka kilometrów drogi dojazdowe do o b o z ó w zagłady, wówczas do końca
wojny nie tylko stałaby się niemożliwością dalsza systematyczna likwidacja
ludności żydowskiej, lecz u r a t o w a n o by około 2 milionów istnień ludzkich
wielu narodowości, a zniszczenia b u d y n k ó w kosztowałyby o około 100 miliar­
d ó w marek mniej. Ciężar b o m b zrzuconych jednego tylko d n i a na j e d n o tylko
miasto z rozkazu demokratycznego rządu wyraźnie pokazał, że wcześniej nie
wykorzystano militarnych możliwości p o w s t r z y m a n i a zagłady ludności ży­
dowskiej. Poza tym m u s i m y widzieć, że właśnie ś w i a d o m e podjudzanie herszLATO-2000
143
t ó w narodowo-socjalistycznej bandy przez alianckie akty terroru p o w o d o w a ł o
dalszą intensyfikację zabijania uciśnionych ludzi, którzy przecież w świadomo­
ści nazistowskich p o t w o r ó w uchodzili za przeciwników wojennych i współ­
winnych rysującej się już wówczas klęski. Tak s a m o jak w r o g a zewnętrznego,
trzeba było - według nazistów - zlikwidować też wroga w e w n ę t r z n e g o .
Innymi słowy: Hitler miał nie tylko jednego brata, Stalina, lecz również
wielu innych braci, których nazwiska do d n i a dzisiejszego pozostały niewypo­
wiedziane, a przy pomocy których im obu u d a ł o się wyniszczyć pokojowo na­
stawioną część ludzkości, by zrealizować swoją pogardzającą człowiekiem filo­
zofię. Naród niemiecki miał niczego nie wiedzieć o Oświęcimiu (czy w o l n o n a m
uważać Żydów, którzy przecież byli i są częścią n a r o d u niemieckiego, za tak
głupich, by uporządkowani i zdyscyplinowani weszli do o b o z ó w zagłady, gdy­
by wiedzieli, co ich t a m czeka?), ale oddziałom szpiegowskim przeciwników
wojennych Niemiec znane były wszelkie informacje na t e n t e m a t i mieli oni si­
ły i środki wystarczające do podjęcia przeciw t e m u skutecznych kroków.
Milczenie nawet Międzynarodowego Czerwonego Krzyża w czasie Wielkie­
go M o r d u doprowadziło do tego, że rząd Izraela dla zachowania swego bytu
nie ufa do dziś ż a d n e m u p a ń s t w u i żadnej organizacji na ziemi i nie chce bu­
dować swojego bezpieczeństwa na samych tylko deklaracjach, lecz czuje się
zmuszony dokonać aktywnej oceny aktualnej sytuacji na całym świecie, aby na
czas odkryć i w miarę swoich możliwości zapobiec a t a k o m na życie swoich
obywateli.
Jednak budowanie na Bogu i Jego przykazaniach jeszcze nigdy nie było
podstawą polityki państwa. Pierwszeństwo d a w a n o ludzkim p o r o z u m i e n i o m .
Prawdopodobnie rząd, który coraz bardziej oddala się od Bożych przykazań,
nie będzie mógł osiągnąć żadnego trwałego pokoju. Nie bez p o w o d u jest napi­
sane: „Jeśli Pan d o m u nie zbuduje, na p r ó ż n o t r u d z ą się ci, którzy go wznoszą.
Jeżeli Pan miasta nie ustrzeże, strażnik czuwa n a d a r e m n i e " (Ps 127,1).
W czyśćcu dusz
Chciałbym podkreślić, że w e d ł u g starej religijnej wiedzy żydowskiej m u s i m y
pokutować w czyśćcu dusz za ból i cierpienia, które spowodowaliśmy, o ile
w swoim ziemskim życiu poprzez szczery żal oraz p o k u t ę nie wyrównaliśmy
już tej winy. (Nie będziemy się tu zajmować pytaniem, jak d ł u g o zmarły będzie
144
FRONDA
19/20
spał w śmierci licząc miarą czasu ziemskiego.) Przedwieczny Stwórca jest nie
tylko miłosierny, On jest także sprawiedliwy. On wie, że życie nie kończy się
wraz z istnieniem na tej ziemi. Dlatego też żal i p o k u t a są jedyną drogą wyrów­
nania spowodowanych krzywd, żeby uzyskać pojednanie z Bogiem i z ludźmi.
Przypisanie całej winy jedynie stronie przegranej w wojnie nie m o ż e przecież
oczyścić zwycięzcy z niewątpliwego faktu ślepego m o r d o w a n i a i krzywdzenia
ludzi także przez niego.
Uprawomocnienie kłamstwa zbiorowego
Kłamstwa (lub „prawdy"), jeśli służą wspieraniu systemu władzy, m u s z ą zo­
stać u p r a w o m o c n i o n e przez p r a w o karne. Ma to miejsce zawsze wówczas, gdy
odrzucenie k ł a m s t w a (tak zwanej „prawdy") m o ż e ciężko uszkodzić trwałość
zbudowanej na n i m struktury społecznej, tak że władcy polityczni czują się za­
grożeni perspektywą utraty władzy. Mogliśmy to za­
obserwować całkiem niedawno, gdy upadł k o m u n i ­
styczny
system
władzy,
w
którym
kłamstwo
zbiorowe (tak zwana zbiorowa „prawda") o wyż­
szości socjalistycznych form społecznych wobec
społeczeństwa demokratycznego z jego s w o b o d a m i
obywatelskimi u p r a w o m o c n i o n o sankcjami prawa karne­
go. Doprowadziło to do tego, że osądzony i ukarany więzieniem był
każdy, kto poddał w wątpliwość tezę, że „dyktatura proletariatu" ma
przewagę nad innymi ustrojami społecznymi w rozwiązywaniu próbie
m ó w ludzkości.
Obecna postać k ł a m s t w a zbiorowego
(tak zwanej zbiorowej
„prawdy") dotyczy z jednej strony przeludnienia świata, a z dru­
giej statusu nie-człowieka dla dziecka w łonie matki. Pokazuje
n a m to w sposób drastyczny, że b u d o w a n i e k ł a m s t w a zbiorowego
(lub zbiorowej „prawdy") stanowi wielkie niebezpieczeństwo
dla dalszego istnienia p a ń s t w i społeczeństw. Także sądoZ
nictwo nie potrafi bronić się przed k ł a m s t w e m zbioro­
wym (lub zbiorową „prawdą"), tak jak miało to miejsce
z obłędem rasistowskim u Hitlera, gdy wyższość rasy
aryjskiej nad innymi n a r o d a m i została zadekretowana
LATO-2000
145
prawnie, a ta część ludności, której o d m ó w i o n o człowieczeństwa, nie była już
prawnie chroniona przed likwidacją.
Dzisiaj zaprzecza się t e m u , że człowiekiem jest dziecko w łonie matki, tak
s a m o jak wówczas o d m ó w i o n o prawa do życia Ż y d o m i - jak doświadczamy
obecnie - praktyka p r a w n a p a ń s t w a demokratycznego nie potrafi zapobiec te­
mu, by ta część ludności, której o d m ó w i o n o prawa do bycia człowiekiem, zo­
stała p o d d a n a samowoli śmiercionośnej przemocy.
W rzeczywistości Ziemia jest zadziwiająco p u s t a i posiada środki do zaspo­
kojenia potrzeb 20 razy większej liczby ludności niż dziś. To żądza posiadania,
bezbożne zbrojenia i chęć niszczenia powodują, że jedynie nieliczni m o g ą być
szczęśliwi i zadowoleni. W Chinach n p . na jeden kilometr kwadratowy przypa­
da tylko połowa ludności w porównaniu z Niemcami, a w wielu miejscowo­
ściach na 10 chłopców przypadka tylko jedna dziewczynka, ponieważ te ostat­
nie są m o r d o w a n e . Dziecko rodzone przez chińską matkę m ł o d s z ą niż 25 lat nie
otrzyma metryki urodzenia i jest urzędowo m o r d o w a n e za p o m o c ą środków,
które pochodzą z funduszy O N Z ds. kontroli narodzin. Chiński mężczyzna po­
niżej 25 lat, przyłapany na stosunku seksualnym, jest sądzony za gwałt...
Nie lękaj się
W tym miejscu trzeba zapytać, co z żydowskiej wiedzy serca m ó w i P i s m o na
ten t e m a t .
Chciałbym wymienić dwa przykłady z Tory, którą u Was nazywa się Pięcioksięgiem lub pięcioma księgami Mojżesza. Weźmy najpierw Księgę Stwo­
rzenia, którą Wy nazywacie Księgą Rodzaju (Genesis) lub Pierwszą Księgą Moj­
żeszową, a my, Żydzi, nazywamy ją Bereszit - w e d ł u g naszego obyczaju, że
księga nosi nazwę od pierwszego słowa jej tekstu; Bereszit oznacza, „na począt­
ku". W Księdze Rodzaju jest napisane: „Rachela zaczęła rodzić; p o r ó d j e d n a k
był ciężki. I kiedy urodziła w wielkich bólach, rzekła do niej p o ł o ż n a : «Już nie
lękaj się, bo o t o masz syna!» O n a jednak, gdy życie z niej uchodziło, bo kona­
ła, nazwała swego syna Benoni" (Rdz 35,16b-18a).
Z tych nielicznych słów wynika, że Rachela miała p o r ó d miednicowy, bo
położna powiedziała: „oto masz syna", tzn., że narządy płciowe dziecka już by­
ło widać. Tak więc p o ł o ż n a była w stanie widzieć, czy będzie to syn, czy córka.
Jednak pół zdania wcześniej jest napisane: „Nie lękaj się". Rachela miała się
146
FRONDA
19/20
nie bać, bo będzie miała także tego syna. Że Rachela nie przeżyje tego porodu,
widoczne było już pewnie wówczas, gdy dziecko m i a ł o się rodzić tyłkiem do
przodu - a jednak Rachela będzie miała także tego syna. W każdym z n a s od
m o m e n t u poczęcia zakorzeniona jest nadzieja na przyjście Mesjasza, który
zbudzi zmarłych, a sprawiedliwym (tzn. starającym się o Królestwo Boże) da
życie wieczne, niesprawiedliwym zaś wieczną śmierć. Skoro Rachela czyniła
według p r a w - zakorzenionych w sercu każdego człowieka Przykazań Bożych
- przy nastaniu przyszłego świata będzie o n a miała także tego syna. Gdyby to
dziecko zostało p o t r a k t o w a n e według dzisiejszych bezprawnych zwyczajów,
pokawałkowano by je w łonie matki, a m a t k a i jej wspólniczka dałyby zły przy­
kład - ostatecznie żyłaby o n a jeszcze kilkadziesiąt lat, ale straciłaby życie
wieczne. N i e z a m o r d o w a n e wtedy dziecko, Beniamin, stało się j e d n a k p r o t o ­
plastą jednego z d w u n a s t u pokoleń Izraela, a z Pisma świętego m o ż e m y się do­
wiedzieć, jaki plan zbawczy Przedwieczny wiązał z tym dzieckiem.
Z tego historycznego przykładu widać, iż Przedwieczny Bóg j a s n o pokazu­
je, że ani państwo, ani rodzice nie m o g ą skorzystać z żadnego i n n e g o pra w a niż
starać się aż do ostatniej sekundy o życie i m a t k i i dziecka. Prawo żydowskie
nawet przy przypuszczalnym niebezpieczeństwie śmierci m a t k i nie pozwala
opowiedzieć się przeciw p r a w u dziecka do życia, tak s a m o jak przy przypusz­
czalnym niebezpieczeństwie śmierci dziecka nie pozwala decydować przeciw
prawu do życia matki. Rozpowszechnienie poglądu przeciwnego polega czę­
ściowo na fakcie, że Stany Zjednoczone Ameryki, w których żyje największa
liczba ludzi mówiących o sobie: „Jestem Ż y d e m " , uchwaliły ustawy antysemic­
kie (które prowadzą do m o r d o w a n i a wielu żydowskich dzieci lub m a t e k ) , oraz
na tym, że poszczególne gminy żydowskie b a r d z o różnie traktują wykluczenie
z Synagogi w wyniku z a m o r d o w a n i a dziecka lub matki. Każdy więc, k t o jako­
by cytuje p r a w o żydowskie, wybiera dla siebie najbardziej odpowiadające mu
procedury wspólnoty „żydowskiej", nie badając wcale, czy t e n sposób działa­
nia zgadza się z wypowiedziami Pisma świętego.
AIDS
jako broń Bożych praw przyrody dla zachowania Jego porządku
Przedwieczny Stwórca chroni swój porządek poprzez p r a w a przyrody, k t ó r e
ustanowił, a w nawiązaniu do nich ogłosił przez swojego pośrednika, MojżeLATO-2000
147
sza, na górze Synaj prawa i przykazania, których przestrzeganie jest konieczne
dla życia w rodzinie oraz dalszego istnienia społeczeństwa. W Księdze Kapłań­
skiej czytamy: „Nie będziesz się zbliżał do kobiety, aby odsłonić jej nagość pod­
czas jej nieczystości miesięcznej... Nie będziesz obcował z mężczyzną, tak jak
się obcuje z kobietą. To jest obrzydliwość! Nie będziesz obcował cieleśnie
z żadnym zwierzęciem" (Kpł 18,19.22-23), a nieco dalej jest napisane, że zie­
mia, której mieszkańcy czynili te obrzydliwości, wypluła ich (Kpł 18,25).
Pewna panująca w czarnej Afryce religia p l e m i e n n a pozwala mężczyźnie
w przypadku braku potencji, by obcował ze świniami lub m a ł p a m i . Poligamia
i turystyka seksualna także uczyniły wiele, by t e n wirus m ó g ł rozpowszechnić
się na całej Ziemi.
M o ż e m y obecnie doświadczyć działania Bożego p r a w a przyrody dla zacho­
wania porządku moralnego. Po I wojnie światowej, w której zginęło około
6 milionów ludzi, w wyniku tak zwanej grypy hiszpańskiej z m a r ł o na całym
świecie około 18 milionów. Była to głównie część ludności zainfekowana syfi­
lisem. Odkrycie penicyliny czasowo p o w s t r z y m a ł o to m a s o w e u m i e r a n i e
w wyniku nierządu, jednak nie przyniosło uleczenia n a r o d ó w ze złowróżbnych
zachowań. Co prawda, religie żydowska, chrześcijańska i m u z u ł m a ń s k a p r o p o ­
nują drogę moralnego uleczenia narodów, ale my, ludzie, nie przestrzegamy jej
wcale lub w stopniu niewystarczającym.
Stwórca praw przyrody nie jest mięczakiem, k t ó r e m u m o ż n a się podlizać.
Dlatego też uleczenie n a r o d ó w nie m o ż e opierać się na szukaniu p o m o c n e g o
leku, lecz tylko na odwróceniu się od śmiercionośnego zachowania.
Judaizacja / odżydzanie
Prawodawstwo karne i cywilne świata chrześcijańskiego od s a m e g o początku
kierowało się Torą, p o d s t a w o w y m p r a w e m Bożym. Wszystko, co było t a m na­
zwane bezprawiem, zostało zakazane prawnie, mianowicie h o m o s e k s u a l i z m ,
kazirodztwo, obcowanie seksualne ze zwierzętami, cudzołóstwo, m o r d e r s t w o ,
kradzież itd. oraz karane śmiercią, grzywną lub więzieniem. W t e n s p o s ó b
stworzono warunki szybkiego i efektywnego odpierania - przez jednoznaczne,
sankcjonowane p r a w e m p a ń s t w o w y m u s t a w o d a w s t w o - ataku sił okultystycz­
nych na godność człowieka. Ewolucjonizm, negujący Stworzenie i w wyniku
tego kwestionujący słuszność Bożych przykazań, od m o m e n t u gdy stał się ele­
m e n t e m myślenia społecznego, rozpoczął dejudaizację prawa, tzn. dążył do
przeorientowania jej w e d ł u g zasady przyjemności silniejszego. Dlatego dziec148
FRONDA
19/20
ko w łonie matki, kaleka czy słaby
znajduje jedynie drugorzędną o c h r o n ę
prawną. W przeciwieństwie do tego
człowiek skłonny do perwersji i agresji
otrzymuje daleko idące pole do działa,nia. Tym s a m y m w życiu społecznym
nastąpiło
„odżydzenie"
prawodaw­
stwa, które zamiast miłości preferuje
wyładowanie popędów.
Materializm kultowy
Szanowny Czytelniku, wybrałem dro­
gę literacką,
świadectwie
żeby, opierając się na
charakterystycznych
dla
judaizmu pism, wyjaśnić Ci jego mentalność, żeby podkreślić w jakim d u c h o ­
wym ucisku znajduje się żyjący w rozproszeniu naród, który przez wiele wie­
ków był przeganiany to tu, to tam, ale również dlatego, żeby p o m ó c znieść
utrwalone w narodach-gospodarzach negatywne stereotypy. Jest to jednak
w dzisiejszych czasach o tyle t r u d n e , że zmierzające do o p a n o w a n i a świata po­
gaństwo stworzyło kult przyjemności materialnych, za p o m o c ą którego próbu­
je opanować ludzi od niego zależnych. Oparty na ucisku miłosiernych ustrój
społeczny, który przez styl życia i u s t a w o d a w s t w o neguje istnienie w każdym
człowieku darowanej mu w akcie stworzenia duszy i z tego chorego, negujące­
go Stworzenie Boże, podejścia nie zamierza przyznawać p o d s t a w o w e g o prawa
do ochrony życia chorym, uwięzionym, niepełnosprawnym, dzieciom w łonie
matki - otóż taki ustrój m o ż e zostać p o k o n a n y tylko wówczas, gdy powrócimy
do Boga Stwórcy i Jego przykazań.
Istotną cechą „świata prawa", który odstąpił od Bożych przykazań, jest pre­
miowanie, popieranie i nagradzanie takich zachowań, k t ó r e odznaczają się
szczególną gotowością do przemocy i tym s a m y m jawnie pokazują swe p o d p o ­
rządkowanie interesom przywódców owego kultu. Dlatego nie należy się dzi­
wić, że w armiach bolszewickich Republik Sowieckich z zasady tylko t e n m ó g ł
uzyskać stopień oficera, kto zasłużył się właśnie w myśl tego, zwalczającego
wszelkie miłosierdzie, systemu. Praktycznie nie było t a m oficera, który nie
LATO 2 0 0 0
149
przeszedł przez „chrzest ognia", jak n p . zastrzelenie dezerterów, ludzi innej
wiary, odmawiających służby wojskowej itd. S t u d e n t medycyny, który n i e był
gotowy do zabicia dziecka w łonie matki, zostawał eksmatrykulowany, co jesz­
cze i dziś ma często miejsce. W komunistycznych związkach, więzieniach
i obozach koncentracyjnych n o r m ą było nagradzanie jedynie zdrady, donosicielstwa i brutalności - w obozie poprzez zwiększenie racji żywnościowej,
a w cywilnym życiu przez mieszkanie, samochód, miejsce na uniwersytecie lub
chociażby wystarczającą ilość węgla bądź z i e m n i a k ó w do piwnicy. Rozszerze­
nie na całą ziemię tego gnijącego od korzeni systemu, niszczącego miłosierdzie
i dobroć, jest g ł ó w n y m dążeniem n i e p o h a m o w a n e g o ewolucjonizmu. Te czy­
niące człowieka złym poglądy są p o d s t a w ą ideologii odbiegających od Bożych
przykazań, zarówno lewicowych jak i prawicowych.
Nie m o ż n a było oczekiwać niczego innego od systemu p a ń s t w o w e g o , któ­
ry zmierza coraz bardziej w kierunku p o g a ń s t w a niż to, co określił Federalny
Sąd Administracyjny w Berlinie w s w o i m orzeczeniu z 1991 roku - że w o l n o
miastu N o r y m b e r d z e sformułować ogłoszenie k o n k u r s u na szefa kliniki nastę­
pująco: „Warunkiem jest, że lekarki i lekarze są gotowi wykonywać zabiegi
przerywania ciąży w r a m a c h obowiązujących przepisów p r a w n y c h " .
Łatwo dostrzec, że opisany wyżej system nagradzania b r u t a l n e g o p o s t ę p o ­
wania także w Niemczech jest p r e m i o w a n y przez najwyższych sędziów, w t y m
wypadku funkcją szefa kliniki.
Komunizm po wielu latach funkcjonowania mógł pozwolić sobie na pozor­
ne zlikwidowanie swoich ośrodków władzy - znalazł przecież w wyjałowionym
liberalizmie swój dalszy ciąg pod i n n ą nazwą. Pod koniec 1989 roku pojechałem
do będącego już wtedy w stanie likwidacji bloku wschodniego i m o g ł e m zajrzeć
do wielu akt, które dzisiaj z n ó w są dla ogółu zamknięte. Całkowicie jasne jest,
że Stasi nie była służbą tajną, aby uniemożliwić akty sabotażu lub wykrycie
przypadków szpiegostwa; pod t y m s z t a n d a r e m s a m a przecież organizowała
zbrodnie. Ta instytucja była p a ń s t w e m w państwie. Prowadziła o n a akta o oso­
bach z całego świata - w samych Niemczech Zachodnich było to p o n a d trzy mi­
liony obywateli - a akta te zostały założone, by później wpływać na te osoby.
Miały tu miejsce, jak jasno wynika z tychże akt, morderstwa, zdrady, przekup­
stwa, szantaże, tortury i wykorzystywanie seksualne. W t e n sposób na m a s o w ą
skalę p r o w a d z o n o politykę personalną w partiach, organizacjach, stowarzysze­
niach, radiu i telewizji, w izbach lekarskich, kasach chorych, związkach zawo150
FRONDA
19/20
dowych, w wojsku, w parafiach,
w szkołach i na uniwersytetach,
w wydawnictwach
i
szpitalach.
Właśnie w ten sposób doszło do
wyżej wymienionego wyroku nie­
mieckiego sądu. Za to wszystko
odpowiedzialny był specjalny ze­
spół roboczy Stasi. Ponad 10 lat
czynił on przygotowania i starał
się o przeniesienie Federalnego
Sądu Administracyjnego do Berli­
na Zachodniego. Poza tym dążył
on do tego, by „postępowi sędziowie i sędziny" (tak w aktach) zostali „wybra­
n i " na odpowiednie funkcje, aby później, po zakończeniu tych przygotowań,
mogły się ukazywać w gazetach odpowiednio sformułowane oferty pracy. Wa­
runek, który miał spełnić potencjalny szef kliniki norymberskiej, zaskarżył, jak
po odpowiednich zachętach oczekiwano, rząd Bawarii. Był to warunek, by roz­
prawę sądową przenieść na wyższy szczebel, do Berlina Zachodniego, gdzie za­
siadały już osoby „gotowe działać w myśl celów socjalistycznych". Poza tym
Stasi infiltrowała wszystkie organizacje zajmujące się ochroną dziecka w łonie
matki za p o m o c ą „łodzi p o d w o d n y c h " (cytat z akt), które miały - i nadal mają
- troszczyć się o to, by wszystkie „planowane aktywności były zgłoszone do Pro
Mordia" lub „zaufanych osób w postępowych partiach" (znów są to d o s ł o w n e
cytaty z akt Stasi).
Na przykład projekty konstytucji nowych l a n d ó w zostały w s t ę p n i e napisa­
ne przez osoby w sposób znaczący związane ze Stasi i właśnie dlatego znajdzie­
my w nich takie sformułowania jak „prawo do ciąży w e d ł u g własnej decyzji".
Nie chodzi przy tym o starą żydowską praktykę prawną, że kobieta s a m a m o ­
że wybrać czas, kiedy chce się połączyć z mężczyzną, lecz przez to sformuło­
wanie chce się skłonić m a t k ę do zostania morderczynią - przez pozwolenie jej,
że aż do m o m e n t u nadania dziecku imienia m o ż e o n a decydować o jego życiu.
Z licznych badań jednoznacznie wynika, że siedem na dziesięć przypadków za­
bicia nienarodzonego dziecka dokonuje się za n a m o w ą partnera, pracodawcy,
członków rodziny lub innej osoby bliskiej kobiecie ciężarnej. Wynika stąd ja­
sno, że zwolennicy m o r d o w a n i a dzieci znajdują się w żywiole agresywnego
LATO-2000
151
otoczenia kobiety ciężarnej i wcale nie pomagają jej, jak twierdzą sami. Przez
to, że stwarzają oni warunki do brutalności, u niektórych kobiet dopiero roz­
budza się pragnienie zabicia swojego dziecka.
Wstyd i jego pokonanie
Szanowny Czytelnik, gdy spogląda na historię żydowską i chrześcijańską, oczy­
wiście kieruje się swoimi własnymi doświadczeniami, albo z własnej, prakty­
kowanej wiary, albo też z informacji przeczytanych lub usłyszanych, które m o ­
gą częściowo pokrywać się z moimi, przedstawionymi tutaj wywodami lub nie.
Jednakże spoglądając na kryteria tej epoki nie w o l n o mieć za złe autorowi ja­
snego podkreślenia faktu, że o d s t ę p s t w a od wypróbowanych p r a w moralnych
m u s z ą mieć destrukcyjny wpływ na dalsze istnienie każdej jednostki, każdej
rodziny oraz dla pokojowego współistnienia różnych n a r o d ó w i kultur. M o i m
zamiarem jest, rzecz jasna, otworzyć serca Szanownych Czytelników dla popie­
rającego życie, miłosiernego nastawienia wobec dzieci oraz wykazać b ł ę d n ą
drogę, która rozpoczyna się z chwilą zastąpienia dobrotliwego wychowania to­
lerującą wszystko n i e m o c ą - dlatego, że odczuwalny dla każdego człowieka
upadek prawa i porządku nie powinien p o n o w n i e osiągnąć takiego dna, jak
podczas Wielkiego Mordu, gdy cały n a r ó d został brutalnie unicestwiony przez
zwolenników tak zwanej „wiedzy" oświeconej.
W notatkach E. Ringelbluma (Kronika, s. 426-428) m o ż n a przeczytać: „W
przeciwieństwie do polskiej policji, która nie brała udziału w policyjnych pa­
trolach, policjanci żydowscy często brali udział w tej obrzydliwej pracy. Cecho­
wała ich niesamowita korupcja i demoralizacja. Jednakże dopiero podczas de­
portacji osiągnęła o n a swoje najgłębsze upodlenie. Nie wyrażono żadnego
słowa p r o t e s t u przeciwko tej gorszącej pracy polegającej na wydawaniu m o r ­
dercom swoich braci. (...) Jak m o g ł o dojść do tego, że Żydzi - przeważnie
przedstawiciele inteligencji, dawni adwokaci (większość oficerów tej policji by­
ła prawnikami) - przyczynili się do likwidacji swoich braci? Policja żydowska
wykazała się większą brutalnością od Niemców, Ukraińców i Łotyszy (...). Po­
licja żydowska dała wiele przykładów niezrozumiałej i dzikiej brutalności.
Skąd taka złość u naszych Żydów? Kiedy wychowaliśmy tyle setek zbrodnia­
rzy, którzy łapią dzieci na ulicach, rzucają je na wóz i ciągną go na plac depor­
tacji (Umschlagplatz)? (...) Każdy warszawski Żyd, każda kobieta i każde
152
FRONDA
19/20
dziecko mogliby wymienić kilka tysięcy faktów nieludzkiego okrucieństwa
i złości policji żydowskiej. (...) 90 p r o c e n t zdrad miejsca ukrywania się Ż y d ó w
idzie właśnie na k o n t o tych żydowskich policjantów. C z a s e m oni sami wybra­
li te miejsca ukrycia i zdradzili je p o t e m U k r a i ń c o m i N i e m c o m . Ci złoczyńcy
mają na sumieniu setki, tysiące ludzi."
Proszę w tym kontekście przeczytać fragment Tory, a konkretnie Księgi Ka­
płańskiej (Kpł 26,27-46). Po dokładnej i kilkakrotnej lekturze tych t e k s t ó w
chyba już n a s nie dziwi, jak ciężka jest p r ó b a o d b u d o w y gmin żyjących praw­
dziwą postawą żydowską w miejscach zniszczonych. Tego celu nie m o ż n a osią­
gnąć również dlatego, że prawie zupełnie w y m o r d o w a n o tę część n a r o d u ży­
dowskiego, która była nośnikiem miłosierdzia, a dzisiejszą o d b u d o w ą kierują
przeważnie Żydzi o orientacji oświeceniowej, którzy przeżyli. Z p o w o d u swo­
jej mentalności chyba w niewielkim stopniu m o g ą przyczynić się do tego, by
powołać do życia gminę lub wspólnotę żydowską o duszy z nastawieniem pier­
wotnej pobożności ludowej, w której dominuje d u c h przebudzenia wiary. To
byłby jednak
podstawowy
warunek,
jeśli
gminy w
Europie
Środkowej
i Wschodniej chcą zostać c e n t r u m n o w e g o r u c h u skupienia się na wierze, ma­
jąc życie wypełnione o d c z u w a n i e m autentycznie żydowskim i usilnym dąże­
niem do p o w r o t u do Boga.
List z października 1977 roku
Do k o m e n d a n t a Armii Czerwonej
w mieście N a u m b u r g nad Soławą
Szanowny Panie!
Kilka godzin t e m u byłem świadkiem, jak podległa Panu grupa poszukiwawcza
zabiła na miejscu odnalezionego dezertera, strzelając na rozkaz kierującego tą
operacją dowódcy z pistoletów maszynowych.
Całkowicie nieistotne jest, czy Wasz porządek prawny dopuszcza takie ce­
lowe zabijanie b e z b r o n n e g o człowieka. Na gruncie prawa naturalnego zawsze
stanowi to doskonałe bezprawie. Skoro opisana przeze m n i e zbrodnia nie jest
odosobnionym przypadkiem, m u s z ę założyć również Pańską wiedzę o tym.
Poza tym, należy jako p u n k t wyjścia przyjąć również, że t e n rodzaj rozwią­
zywania problemu, mianowicie zabijanie b e z b r o n n e g o człowieka bez rozprawy
sądowej, pokrywa się z Pańską postawą d u c h a i serca. Pewnie nie zgodzi się
LATO-2000
153
Pan z tym i powie, że to nie jest Pańska postawa. W takim razie jest to tchó­
rzostwo - tchórzostwo, które tutaj ma miejsce, jest charakterystyczne dla sto­
sunku do tego ustroju, k t ó r e m u podlega z a r ó w n o Pan, jak ja - z tą różnicą, że
Pan działa z m o t y w ó w niższych, w ślepym posłuszeństwie. Tak jest, z niższych
motywów! Aby mieć stanowisko, otrzymać awans, pełnić funkcję zmuszającą
do zabijania bezbronnych, niejeden mały ważniak w naszych czasach napełnił
już wiele mórz łez. Nie usprawiedliwia tego żadne u s t a w o d a w s t w o p a ń s t w o ­
we, które pod pewnymi w a r u n k a m i zwalnia od kary czynności pozbawiające
życia. Bo kanibalizm nie należy do rzemiosła jakiegokolwiek p o t r z e b n e g o za­
wodu na gruncie prawa naturalnego.
Dla nas wszystkich jest jasne, że społeczeństwo obojętne wobec brutalne­
go zachowania swoich obywateli nie będzie również w stanie bronić i chronić
praw bezbronnego. Szanowny Panie, niech s a m Pan oceni: który człowiek dzia­
ła bardziej w zgodzie z życiem - ten, k t o zabija b e z b r o n n e g o w p o s ł u s z e ń s t w i e
prawu, czy ten, który t e m u u c i ś n i o n e m u p o m a g a i ratuje mu życie na przekór
obojętności państwa, ryzykując nawet, że m o ż n i będą go prześladować, więzić
i w końcu go zabiją?
W Dekalogu jest napisane: „Nie zabijaj!" To jest rozkaz. A Pan morduje.
Pan jest odpowiedzialnym mordercą!
154
FRONDA
19/20
Słyszałem, że bardzo lubi Pan h o d o w a ć róże. Czy o c h r o n a Pańskiego
ogródka jest ceną Pańskiego nikczemnego zachowania? Jeśli tak, to Pański
ogród róż będzie zniszczony właśnie przez tych, którym dał Pan przykład ta­
kiego działania poprzez zabijanie bezbronnych - dlatego, że Żywy Bóg, niech
będzie pochwalone Jego Imię, stworzył Ziemię w r ó w n o w a d z e Jego wszystko
przenikających p r a w przyrody.
Powołuje się Pan na prawo. Ale p r a w o nie oznacza dyktatury. Dopiero czło­
wiek, który swoje brutalne działanie uzasadnia p o w o ł y w a n i e m się na prawo,
czyni ustrój państwowy, ale także siebie samego strażnikiem niewoli.
Jeśli chce Pan ocalić siebie i swoje róże, niech Pan jeszcze dzisiaj stanie się
dezerterem!
Z poszanowaniem, Pański
Pfannek
Ciągle na nowo przeszkadza nasze „Ja"
D o t a r ł e m do stolicy, do miejsca, gdzie u s t a n a w i a n e są prawa dla człowieka, dla
ludzi, którzy powinni być im posłuszni. Zauważyłem, że ciągle na n o w o prze­
szkadza n a m nasze „ja", bo prawa m o r a l n e i obyczajowe także działają w e d ł u g
praw natury. Powinniśmy sobie zdać sprawę, że m o c ą ustawy nie m o ż e m y
tworzyć p r a w przyrody - dlatego każdą ustawę, k t ó r ą uchwalamy, należy
sprawdzić, czy jej treść nie jest sprzeczna z przykazaniami Żywego Boga. Usta­
wy krajowe i państwowe, które nie zdają egzaminu p o d względem zgodności
z podstawowym p r a w e m Bożym, z Torą, stają się e l e m e n t a m i p a ń s t w o w o kie­
rowanego antysemityzmu. Dziś w Niemczech żaden Żyd (tak s a m o jak żaden
chrześcijanin czy m u z u ł m a n i n ) nie m o ż e zostać kierownikiem d u ż e g o szpita­
la - chyba że ta religia tylko formalnie figuruje w jego d o k u m e n t a c h . Bo Naj­
wyższy Federalny Sąd Administracyjny postanowił, że odpowiednią funkcję
kierowniczą w klinice m o ż e sprawować tylko ten, k t o jest g o t ó w zabić dziecko
w łonie matki. Żydzi łącznie z chrześcijanami i m u z u ł m a n a m i wiedzą, że jeśli
przestrzegają przykazań Żywego Boga, to prawa przyrody obdarują ich miło­
ścią, życiem i pokojem. N a w e t jeśli lekceważymy przykazania Przedwiecznego,
to i tak Jego nakazy pozostają p r o s t e i niezmienne, bo są o n e u s t a n o w i o n e na
czas nieograniczony. Jeśli chcemy sprawdzić, czy jesteśmy w zgodzie z prawa­
mi przyrody, czy raczej opuściliśmy Tego, który je stworzył, jako miara m o ż e
LATO-2000
155
n a m służyć odpowiedź, czy słabi,
chorzy, n i e p e ł n o s p r a w n i oraz dzieci
w łonach m a t e k czują się zaakcepto­
wani przez m i ł o ś ć bliźniego.
Zniszczenie żydowsko-chrześcijańskiego świata, wiary i myśli jest
wynikiem działań bezbożnych „na­
prawiaczy" świata. Pod często dobrze
brzmiącymi
n a z w a m i próbują oni
uzyskać władzę i wpływ na duszę lu­
dzi pozostających bez orientacji, żeby
skłonić ich do czynów okrutnych. Ci
zwodziciele z ciemności często po­
sługują się m a n e w r a m i pozornymi
i nadają sobie takie atrybuty jak:
chrześcijański,
żydowski,
muzuł­
mański, sprawiedliwy, pokojowy lub
wolnościowy. Wszystkich ich m o ż n a
poznać po tym, że, co prawda, inaczej stawiają kryterium braci Stalina i Hitlera
przy selekcji ludzi określanych jako „wartościowi" lub „niegodni życia", ale sa­
mego m o r d u nie potępiają bezwarunkowo. Cały ruch lewicowy wziął sobie za za­
kładnika dziecko w łonie matki, żeby na porządku prawnym wymuszać ustawy
odpowiadające ich bezbożnym zamiarom. Po tym m o ż e m y jednoznacznie p o ­
znać, że bezwzględne stanowisko Swastyki lub Czerwonego Frontu z przeszło­
ści znalazło swój niszczący życie ciąg dalszy w dzisiejszym jałowym liberalizmie.
Fakt, że w 1992 roku brytyjska królowa-matka odsłoniła p o m n i k sir Harri­
sa („bombowego Harrisa"), odpowiedzialnego podczas II wojny światowej za
terror na ludności cywilnej i ślepe zabijanie wielu setek tysięcy nie biorących
udziału w wojnie bezbronnych dzieci, kobiet i starców wielu narodowości,
świadczy o tym, że kolejnym braciom Stalina i H i d e r a stawia się m o n u m e n t y .
Przedwieczny Bóg na t e n znak nieprzejednanej zatwardziałości serca na
p e w n o nie przymknie oczu. Wedle żydowskiej wiedzy religijnej, Przedwieczny
troszczy się o to, by k a ż d e m u m i a s t u stało się to, co c h w a l o n o w jego m u r a c h .
Niech nikt, k t o dziś t a m mieszka, nie zarzuci kiedyś winy Ż y w e m u Bogu, gdy
jego miasto zostanie rozbite w gruz i popiół.
| 5£
FRONDA
1 9/20
Konferencja w Wannsee
Szczególnie utalentowanych więźniów (często ludzi wyraźnie psychicznie cho­
rych) z ich nadzwyczajnymi zdolnościami Stasi wykorzystywała w specjalnie
przygotowanych warsztatach fałszerskich, gdzie mieli sporządzać takie doku­
m e n t y historyczne, które pokazałyby w lepszym świetle ruch komunistyczny
i lewicowy. Bardzo często sporządzano t a m także fałszywe d o k u m e n t y na te­
mat wydarzeń w III Rzeszy, n p . o konferencji w W a n n s e e w 1942 roku. Poza
tym podrabiano też ordery wojskowe i wyróżnienia za p o m o c ą oryginalnych
narzędzi zachowanych z materiałów Rzeszy Niemieckiej lub sporządzano „do­
k u m e n t y " , które przedstawiały w całkiem i n n y m świetle
przegrywających lub wygrywających tę wojnę. Poza tym
należało wyposażyć historię r u c h u robotniczego w odpo­
wiednie „archiwalia". W warsztatach tych p r o d u k o w a n o
specjalną walutę dla więźniów enerdowskich (zarabiali
oni co dnia od 1 do 2 marek, a tę s u m ę przy „dobrym
sprawowaniu" wypłacano im w połowie p o d koniec mie­
siąca, a drugą połowę o d k ł a d a n o do czasu wyjścia na
wolność, jednak trzeba było z niej zapłacić za wszystko,
co podczas odbywania kary więzień zniszczył lub co mu
zginęło - wypłacano więc tylko s k r o m n ą resztę) oraz wa­
lutę wojskową na wypadek zdobycia N i e m i e c Zachod­
nich. Fałszowano nawet znaczki pocztowe z pierwszych
lat N R D , żeby razem z orderami i wyróżnieniami woj­
skowymi z czasów Hitlera sprzedawać je z d u ż y m zy­
skiem na rynku zachodnioeuropejskim. Dla tych czerwonych nazistów każdy
środek był dobry, żeby zdobyć dewizy do sfinansowania operacji szpiegow­
skich Stasi na Zachodzie, n p . na przekupywanie posłów.
Jeszcze kilka słów na t e m a t konferencji w Wannsee, które uzmysłowią
nam, jak często d o k u m e n t y używane do badania wydarzeń historycznych były
fałszowane lub przerabiane. Właśnie w przypadku dyktatur m u s i m y zakładać
próbę przeinaczania faktów jako środek do uzyskania korzystnego dla nich ob­
razu historii. To s a m o dotyczy niestety również zwycięzców, którzy mieli spo­
re możliwości ochrony całych n a r o d ó w przed likwidacją, a jednak nie udzielili
takiej pomocy z p o w o d ó w pragmatycznych i całkiem świadomie.
LATO-2000
157
Hitler i jego najbliżsi zwolennicy od s a m e g o początku praktykowali czarną
magię - kult, do którego p o t r z e b n e były ofiary z ludzi. Likwidacji Żydów euro­
pejskich nie zaplanowano dopiero na konferencji w W a n n s e e : należy stwier­
dzić, że tak naprawdę operacja likwidacji różnych części ludności (wśród nich
nieuleczalnie chorych, niepełnosprawnych, Żydów, Cyganów i innych) od
d a w n a już była w trakcie pełnej realizacji. Już w 1934 roku u c h w a l o n o u s t a w ę
„o ochronie niemieckiej czystości rasowej", a w latach 30-tych zabito setki ty­
sięcy niepełnosprawnych i psychicznie chorych. Wyjałowiony liberalizm nie
uznaje tych ludzi jako osób, n a d u t r a t ą których należałoby płakać - dlatego je­
go r a c h u n e k strat zaczyna się dopiero m o r d a m i podczas „nocy kryształowej"
9 listopada 1938 roku.
Konferencja w W a n n s e e do dziś powtórzyła się w wielu miejscach świata wszędzie tam, gdzie zrezygnowano z prawnej ochrony człowieka, którego na­
turalnym miejscem pobytu w pierwszych dziewięciu miesiącach życia jest ło­
n o matki.
Amerykański prezydent Bill C. twierdzi np.: „Mój kaznodzieja powiedział mi,
że w Biblii nie ma zakazu aborcji". Nawet, gdyby to była prawda, to w Biblii nie
ma też zakazu obchodzenia się z amerykańskim prezydentem tak samo, jak
z dzieckiem, które zabija się w łonie matki, tylko dlatego, że k o m u ś przeszkadza.
Gdybyśmy przetłumaczyli tę wypowiedź amerykańskiego prezydenta na narodowo-socjalistyczny język Hitlera, brzmiałaby ona tak: „Mój minister propagandy
mi powiedział, że w Biblii nie ma zakazu Oświęcimia". Widzimy więc, że prze­
ciwnik Boga ma wiele imion - j e d n o z nich nosi prezydent amerykański, który
najwyraźniej odbył wraz ze swoim kaznodzieją kolejną konferencję w Wannsee.
26 czerwca 1935 roku niemiecki Reichstag uchwalił „ u s t a w ę o zmianie
ustawy o niedopuszczaniu p o t o m s t w a dziedzicznie chorych". Na jej podstawie
Żydów najpierw sterylizowano (bo uchodzili w oczach nazistów za nosicieli
p o t o m s t w a dziedzicznie chorego), a później wraz z w z r o s t e m barbarzyństwa,
m o r d o w a n o ich w takich miejscowościach jak Oświęcim. D o k ł a d n i e 60 lat
później niemiecki p a r l a m e n t (obecnie - Bundestag) z n ó w uchwalił u s t a w ę
uprawomocniającą praktykę wielotysięcznego m o r d o w a n i a bezbronnych ludzi.
I znowu, tak jak 60 lat t e m u , znaleźli się biskupi, którzy s w o i m p o d w ł a d n y m
każą wypisywać pozwolenia dla morderców. Wśród nich znajduje się j e d e n wy­
jątek, którego każdy, k t o w sercu jest Żydem, m u s i pochwalić: arcybiskup Dy­
ba z Fuldy. Dawniej p o t r z e b n e były „pozwolenia" i dzisiaj też wystawia się ta158
FRONDA
19/20
ki papier. Tak s a m o jak wtedy, te „pozwolenia" i dziś p r o w a d z ą do m o r d o w a ­
nia niewinnych ludzi. W t e n s p o s ó b z n ó w uczyniono z krzyża swastykę.
Na pytanie, dlaczego taka p o t w o r n o ś ć z n ó w m o g ł a się zdarzyć, chciałbym
odpowiedzieć w t e n sposób: jeśli ma dojść do pojednania z ludźmi, którzy cięż­
kim bezprawiem obciążali swoją duszę, to trzeba, żebyśmy i my byli gotowi
przyznać się do własnego udziału w tej winie - inaczej m a r n u j e m y nawzajem
swój czas łaski, w którym moglibyśmy znaleźć pokój dla duszy własnej i bliź­
niego. Ofiary Wielkiego M o r d u do dziś nie m o g ą się zdobyć na taki stan du­
cha, by m ó c zapytać o własny udział w winie powodującej całe to nieszczęście,
by jawnie się do niej przyznać i z głębi serca prosić o pojednanie. D o p i e r o ta­
ki akt samoukorzenia stanowi w a r u n e k zniesienia gotowości agresywnej czę­
ści ludności do zabijania, a nie tylko przeniesienia jej z jednej części ludności
na drugą. Doszło b o w i e m do tego, że miejsce Żyda zajęło dziecko w łonie m a t ­
ki, które teraz podlega „selekcji" ze strony chroniącego bezprawie p a ń s t w a .
Zabijanie dzieci w łonie matki, t e n Oświęcim lewicy, m o ż e być o d p o k u t o ­
wany tylko w takim r u c h u p o k u t n y m , który poprzedzi nasze przyznanie się do
winy. Naszym h a s ł e m m u s i być jednoznaczny p o w r ó t do Boga.
DAVID PFANNEK AM BRUNNEN
TŁUM. HERBERT ULRICH
LATO-2000
159
PORTRET
ABORTERA
MOSEPH
DE
IAISTRE
...Przypuszczam, p a n o w i e , że zbytnio przywykliście do rozmyślań, by nigdy
nie przyszło w a m z a s t a n o w i ć się n a d a b o r t e r e m .
Czymże jest owa niezrozumiała istota, co nad wszystkie zawody przyjemne,
popłatne, uczciwe, a nawet szacowne, których m n ó s t w o stoi przed siłą i zręcz­
nością człowieka, przekłada męczenie i uśmiercanie swych bliźnich? Ta głowa,
to serce - czyż są takie s a m e jak nasze? Czyż nie ma w nich czegoś szczególne­
go, obcego naszej naturze? Co do mnie, nie wątpię w t o . Z e w n ę t r z n i e jest taki
sam jak my, rodzi się tak s a m o jak my, lecz jest to istota niezwykła i na to, by
zaistniała w rodzinie ludzkiej, trzeba jakiegoś dekretu, jakiegoś fiat władzy usta­
wodawczej. Stworzenie jej jest t a k i m s a m y m aktem, jak stworzenie świata.
Spójrzcie, co o n i m myślą inni ludzie, i pojmijcie, jeśli potraficie, jak m o ż e on
160
FRONDA
19/20
0 tym nie wiedzieć, względnie: nie bać się tego! Chociaż jest aborterem, nigdy
tego nie mówi publicznie, wstydliwie skrywając swój rzeczywisty fach. Pośród
samotności i tej swoistej próżni, którą tworzy w swoim w n ę t r z u , żyje s a m ze
swą kobietą i dziećmi, dzięki n i m znając głos człowieka: bez nich znałby tylko
jęki dręczące go w nocnych koszmarach... Pada p o n u r y sygnał: jakaś najnędzniejsza istota, spragniona autoafirmacji swej kobiecości, p u k a do jego drzwi
1 oznajmia m u , że jest potrzebny. Wychodzi, przybywa do gabinetu zabiegowe­
go, bierze do rąk instrumenty. Kiedy p ł ó d ma sześć miesięcy, a k o m u ś potrzebującymu, cierpiącemu na chorobę Parkinsona, niezbędny jest lek z substancji
mózgowej, wyjmuje z pochwy główkę, wywierca na jej czubku wiertarką dziu­
rę i specjalnym "odkurzaczem" wysysa mózg. Dobrze zna swoją profesję i wie,
że gdyby szczypcami roztrzaskał głowę w pochwie, wtedy m ó z g wymieszałby
się z kośćmi i niemożliwe byłoby uzyskanie upragnionego lekarstwa. D o p i e r o
p o t e m odpowiednimi szczypcami ćwiartuje w pochwie m a r t w e ciało i wybiera
je specjalnymi łyżkami, uważając, by w środku nie zostały resztki łożyska czy
płodu. Skończył; serce mu bije, ale z radości. Winszuje sobie, mówiąc w duszy:
nikt nie przeprowadza aborcji tak dobrze jak ja. Wychodzi, wyciąga rękę spla­
m i o n ą krwią, a wolność wyboru transferuje na jego k o n t o u m ó w i o n ą s u m ę pie­
niędzy. Wraca do d o m u , siada do stołu, je, p o t e m kładzie się do łóżka, zasypia.
A nazajutrz, budząc się, myśli o wszystkim innym, tylko nie o tym, co uczynił
wczoraj. Jest-że to człowiek? Tak: władza przyjmuje go w swoich urzędach i po­
zwala mu cieszyć się dobrym samopoczuciem. N i e jest przestępcą. I chociaż
uważany jest za dobroczyńcę ludzkości, to jednak nigdy n i e zdarzyło się, aby ko­
bieta korzystająca z jego usług powiedziała mu po wszystkim "dziękuję". Żad­
na pochwała moralna d o ń się nie stosuje, bo wszystkie kładą jako w a r u n e k ży­
cie wśród ludzi, a on niesie śmierć.
A j e d n a k cała wielkość, cała p o t ę g a i cała dyscyplina spoczywa na a b o r t e rze: on jest s t r a ż n i k i e m i g w a r a n t e m wolności wyboru, j e s t g ł ó w n y m zwor­
n i k i e m s p o ł e c z e ń s t w demokracji liberalnej. Zabierzcie d e m o l i b e r a l i z m o w i
ów niepojęty czynnik, a w jednej chwili ład ustąpi miejsca chaosowi, liberal­
na demokracja u p a d n i e i s p o ł e c z e ń s t w o o t w a r t e z n i k n i e .
MOSEPH DE JAISTRE
Tekst jest fragmentem Poranków leningradzkich.
l.ATO-2000
161
W istocie religia Holocaustu jest mitem chrześcijań­
skim, ponieważ opiera się na idei śmierci i zmartwych­
wstania. Jest to dokładnie opowieść o Wielkim Piątku
i o Wielkiej Nocy, tyle że Ukrzyżowaniem jest Holo­
caust, a Wielkanocą jest Państwo Izraela.
wroga
ROZMOWA
Z
RABINEM
BYRONEM
L.
SHERWINEM
Byron L. Sherwin (1946) - rabin, uczeń najwybitniejszego teologa żydowskie­
go XX wieku, Abrahama J. Heschela; wykładowca (na uczelniach żydowskich
i chrześcijańskich) żydowskiej filozofii i teologii, mistycyzmu, etyki, prawa
162
FRONDA
19/20
i studiów nad Holocaustem; wiceprzewodniczący Spertus College of Judaica
w Chicago; a u t o r kilkunastu książek (w Polsce w y d a n o jego Duchowe dziedzic­
two Żydów polskich).
P o j a w i a j ą się o p i n i e , ż e w s p ó ł c z e ś n i e m a m y d o c z y n i e n i a z e s z c z e g ó l n y m
p r o c e s e m deifikacji t r a g e d i i H o l o c a u s t u . Czy z g a d z a się p a n , ż e p a m i ę ć
0 z a g ł a d z i e Ż y d ó w e u r o p e j s k i c h p r z y b i e r a f o r m ę n i e m a l ż e religii? Czy o w a
religia H o l o c a u s t u m o ż e w s p ó ł i s t n i e ć p o k o j o w o z t r a d y c y j n y m j u d a i z m e m ?
Dla j u d a i z m u nie jest dobrze, gdy sekularyzuje się i zamienia w coś, co m o ż n a
nazwać religią Holocaustu. To, co się teraz dzieje, to jest - m o i m z d a n i e m próba całkowitego zredukowania j u d a i z m u do H o l o c a u s t u . M a m y obecnie
dwie tendencje i obie nie są d o b r e dla j u d a i z m u . J e d n a polega na tym, że bie­
rze się cały judaizm, całą jego historię, kulturę, religię, teologię, praktykę
1 stwierdza się: „Ważna jest tylko j e d n a część i jest nią H o l o c a u s t " . To b a r d z o
poważny błąd. Jest to zredukowanie tożsamości Ż y d ó w do zaledwie fragmen­
tu ich historii. F r a g m e n t u bardzo ważnego, ale nie będącego n a w e t w przybli­
żeniu całością. Drugi p r o b l e m to dokonująca się w Stanach Zjednoczonych
amerykanizacja Holocaustu. Pozwoli Pan, że wyjaśnię, co r o z u m i e m p o d poję­
ciem
„amerykanizacji".
Z n a n y XIX-wieczny powieściopisarz
amerykański,
William Dean H o u s e , powiedział: „Amerykanie lubią tragedie, ale ze szczęśli­
wymi zakończeniami". W ł a ś n i e w t e n sposób Amerykanie sprzedali historię
Holocaustu. Widać to w Liście Schindlera. Cały film jest czarno-biały, a na koń­
cu wszyscy tańczą na polu w Izraelu, w kolorze, przy muzyce. Ta amerykaniza­
cja Holocaustu jest zniekształceniem. O b a te zjawiska u w a ż a m za b a r d z o złe
i bardzo niebezpieczne.
Holocaust przestał t e ż b y ć j e d n o s t k o w y m w y d a r z e n i e m historycznym,
a s t a ł się u n i w e r s a l n y m p o j ę c i e m , z k t ó r e g o c h ę t n i e k o r z y s t a l i b e r a l n a d e ­
mokracja.
Myślę, że m a m y tu do czynienia z poważniejszym p r o b l e m e m . Jest n i m redu­
kowanie wszystkiego do Holocaustu i to nie tylko w społeczności żydowskiej.
Holocaust staje się p u n k t e m wyjścia do dyskusji na t e m a t wielu różnych zja­
wisk, które są lub nie są z n i m związane. Przykładem m o ż e być amerykańskie
LATO-2000
163
zaangażowanie w sprawę Kosowa. Clinton usprawiedliwiając je odwoływał się
do Holocaustu. W przypadku Bośni też m ó w i o n o o Holocauście. Obecnie jest
on p u n k t e m odniesienia w dyskusjach na t e m a t wszystkiego - broni chemicz­
nej, praw kobiet, praw zwierząt...
J a k i e j e s t stanowisko t r a d y c y j n e g o j u d a i z m u w o b e c f a k t u z a g ł a d y Ż y d ó w
europejskich? I j a k Pan, j a k o rabin, w i d z i tę s p r a w ę ?
Z teologicznego p u n k t u widzenia f u n d a m e n t a l n y m p r o b l e m e m dotyczącym
Holocaustu jest pytanie: „Dlaczego Bóg do tego d o p u ś c i ł ? " Spędziłem prawie
całe życie myśląc o t y m i jak d o t ą d nie znalazłem odpowiedzi. To jest niewy­
obrażalne.
Wykluczyłem jednak p e w n e możliwe interpretacje, na przykład tę, że była
to konsekwencja jakiegoś grzechu. Dzisiaj prawie każdy żydowski myśliciel na
świecie odrzucił taką możliwość. Jaki grzech m o ż e być aż tak ciężki, by uspra­
wiedliwić śmierć miliona stu tysięcy żydowskich dzieci? Aż do H o l o c a u s t u
prawie każde tragiczne wydarzenie w żydowskiej historii nasi teologowie wy­
jaśniali jako karę za grzechy. Holocaust stanowi zerwanie z tym. Mówimy, że
nie m o ż e istnieć grzech aż t a k wielki, by usprawiedliwiał taką tragedię. Pozo­
staje więc problem: skoro dotychczasowe wyjaśnienie nie ma tutaj zastosowa­
nia, to m u s i m y przedstawić jakieś nowe, o d m i e n n e . Na razie go nie mamy.
U t r z y m u j e się opinia, że Holocaust s t a n o w i w s p ó ł c z e s n y mit założycielski
dla kolektywnej świadomości światowego żydostwa.
Przede wszystkim m u s z ę zaznaczyć, że teraz to się zmienia. Myślę, że ludzie
mają już dosyć Holocaustu. O b e c n a tendencja, przynajmniej w Stanach Zjed­
noczonych, to zwrot ku bardziej duchowej postaci j u d a i z m u . To, co niektórzy
uczeni nazywają „holocaust-manią" czy też, ujmując to inaczej, obsesją na
punkcie Holocaustu - kończy się.
Pamiętam jak w Ameryce w latach 60-tych, kiedy Holocaust był jeszcze
zbyt bliską przeszłością, Żydzi nie chcieli o n i m mówić. Podobnie w Izraelu.
Nie chciano o t y m mówić, bo była to rzecz zbyt wstydliwa. P o t e m podejście się
zmieniło. Najpierw nikt nie m ó w i ł o Holocauście, a później wszyscy mówili
o n i m - i o niczym więcej! Obecnie przechodzimy do trzeciego etapu, w któ164
FRONDA
19/20
rym ludzie przestają mówić o Holocauście, a zajmują się bardziej p r o b l e m a m i
duchowymi.
Holocaust stal się p u n k t e m centralnym w m o m e n c i e , kiedy we współcze­
snej społeczności żydowskiej ludzie z jakichś p o w o d ó w porzucali swoją wiarę
i potrzebowali substytutu religii. Żydzi, którzy przez cały czas zachowywali
wiarę, nie mieli p o w o d u , aby czynić z H o l o c a u s t u c e n t r u m wszystkiego. N a t o ­
miast zsekularyzowani Żydzi potrzebowali
substytutu
religii,
powiedzieli
więc: „ O t o Holocaust, a o t o odpowiedź n a ń - Izrael". Stał się on więc, jak Pan
to ujął, m i t e m założycielskim. Tak n a p r a w d ę zaczęło się to p o d koniec lat 60tych, po Wojnie Sześciodniowej w Izraelu.
Ironia owego m i t u założycielskiego polegała na d w u sprawach. Po pierw­
sze, dla Ż y d ó w ów m i t stał się na ogół s u b s t y t u t e m wiary. Po drugie, w swej
istocie jest to chrześcijański m i t założycielski, p o n i e w a ż opiera się on na idei
śmierci i zmartwychwstania. Jest to d o k ł a d n i e opowieść o Wielkim Piątku
i o Wielkiej Nocy, tyle że U k r z y ż o w a n i e m jest Holocaust, a Wielkanocą jest
Państwo Izraela. M a m y tu więc do czynienia z Żydami, którzy porzucili swoją
tradycję religijną i szukali dla niej sekularnej alternatywy, przyjmując ściśle
chrześcijański paradygmat jako s u b s t y t u t swej odrzuconej wiary. U w a ż a m , że
to bardzo ironiczne. Dlatego b a r d z o się cieszę, że teraz od tego odchodzimy.
Tradycyjnie m o m e n t e m z a ł o ż y c i e l s k i m d l a s p o ł e c z n o ś c i ż y d o w s k i e j b y ł o
p r z y m i e r z e z B o g i e m . O Żydach m ó w i się j a k o o Ludzie P r z y m i e r z a . T y m c z a ­
s e m t u t a j t a k i m e l e m e n t e m s p a j a j ą c y m s t a ł a się p a m i ę ć o t r a g e d i i w o j e n n e j .
Tak, ale kiedy już porzuci się wiarę, nie ma m o w y o Przymierzu, ponieważ
Przymierze jest koncepcją teologiczną. W późnych latach 60-tych, szczególnie
tutaj w Ameryce, Żydzi przestali być identyfikowani na podstawie ich przywią­
zania do religii, ale w oparciu o p o c h o d z e n i e etniczne. A z a t e m : co staje się
p o d s t a w ą do identyfikacji etnicznej? Trzeba takiej podstawy poszukać. N i e jest
to p o d s t a w a religijna. Są to w s p ó l n e doświadczenia. Wspólna kuchnia, wspól­
na muzyka, wspólny język. W s p ó l n y m doświadczeniem, na k t ó r y m się skon­
centrowano, był jednak Holocaust i P a ń s t w o Izraela.
Żydzi w Ameryce postrzegali miejsca, z których tu przybyli - w t y m Polskę
- jako miejsca w o b e c nich niegościnne. N i e traktowali ich jako swego kraju
rodzinnego. Jednak wszystkie inne grupy etniczne w Stanach Zjednoczonych
LATO-2000
165
miafy swoje kraje rodzinne. Włoscy Amerykanie mieli Włochy, polscy Amery­
kanie mieli Polskę, nawet czarni Amerykanie mieli swoje korzenie w Afryce. Ży­
dzi amerykańscy nie mieli swojego kraju rodzinnego. Ale teraz pojawił się Izra­
el. Pasowało to więc do wzorca identyfikacji etnicznej: m a m y kraj rodzinny.
Kiedy m a m y już kraj rodzinny, m o ż e m y powrócić do tego, co nazwał Pan
m i t e m założycielskim. Holocaust u d o w o d n i ł bowiem, że w Europie dla Ż y d ó w
nie było w a r u n k ó w do n o r m a l n e g o życia. Dlatego też potrzebowaliśmy nasze­
go kraju rodzinnego, historycznej ojczyzny, Izraela - poza Europą. Co do tego
Żydzi izraelscy i Żydzi amerykańscy się zgadzali. Nie mogli się n a t o m i a s t zgo­
dzić w jednej kwestii - gdzie Żydzi p o w i n n i mieszkać. Zgadzali się tylko w jed­
nym - że nie w Europie.
J a k a jest z a t e m rola A m e r y k i d l a współczesnego ż y d o s t w a ?
Przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych Ż y d ó w nie określa się m i a n e m
„ n a r o d u " . Jest to określenie specyficznie europejskie. M o i m z d a n i e m p r o b l e m
ten ma związek z H o l o c a u s t e m . Sytuacja Żydów w Europie wyglądała tak:
m a m y narody - niemiecki, austriacki, francuski itd. Jeśli Żydzi są także n a r o ­
dem, to jak m o g ą być zarazem członkami n a r o d u francuskiego, niemieckiego,
austriackiego, polskiego? Z a o w o c o w a ł o to tym, co w Europie z n a n e było ja­
ko „kwestia żydowska" (od niemieckiego Judenfrage). P r o b l e m polegał na tym,
jak tę „kwestię żydowską" rozwiązać. Hitler wystąpił z tym, co nazwał „osta­
tecznym rozwiązaniem kwestii żydowskiej"
(Endlosung). P r o b l e m pogłębia
się, kiedy wychodzi się z założenia, że Żydzi są w j a k i m ś sensie o d m i e n n i od
wszystkich innych, że są o s o b n y m n a r o d e m , i że nie m o g ą stać się członkami
narodu, wśród którego żyją. Amerykański s p o s ó b p a t r z e n i a na to zagadnienie
jest inny. Opiera się założeniu, że m o ż e s z być członkiem n a r o d u amerykań­
skiego niezależnie od tego skąd pochodzisz. N a r ó d amerykański jest złożony
z tych, którzy świadomie przyłączają się do niego. Ludzie, którzy urodzili się
w tym narodzie, nie stanowią n a w e t większości. Tak więc wolałbym używać
słowa „lud", chociaż wiem, że w Polsce go nie lubicie. W języku angielskim
używamy t e r m i n u Jewish people - „lud żydowski".
Problem, który Pan p o d n o s i , to pytanie, co s t a n o w i o spójności, t o ż s a m o ­
ści tego ludu. Ma Pan a b s o l u t n ą rację: tradycyjny żydowski pogląd głosi, iż
to przymierze między n a m i a Bogiem jest p o d s t a w ą naszej definicji jako gru166
FRONDA
19/20
py. J e d n a k kiedy przejdzie się na pozycje s e k u l a r n e
i nie p o d t r z y m u j e się już stanowiska, że j e s t e ś m y
l u d e m przymierza, t r z e b a je zastąpić czymś i n n y m .
Trzeba zastąpić je czymś świeckim. M o i m z d a n i e m a obecnie jest to opinia coraz bardziej rozpowszech­
n i o n a w społeczności żydowskiej - wszystkie rozwią­
zania sekularne zawiodły.
W niektórych tekstach a u t o r ó w ż y d o w s k i c h moż­
na się spotkać z określeniem, że A m e r y k a j e s t d l a
nich n o w ą z i e m i ą o b i e c a n ą .
Jest w Ameryce coś o d m i e n n e g o od wszystkiego,
czego doświadczyliśmy w przeszłości, m o ż e z jed­
n y m wyjątkiem.
Wyjątkiem t y m była H i s z p a n i a
między, powiedzmy, VIII a XIII s t u l e c i e m . Żydzi,
chrześcijanie i m u z u ł m a n i e żyli w t e d y r a z e m
w
społeczeństwie
prawdziwie
pluralistycz­
n y m . Jest t o , jak sądzę, m o d e l najbliższy
S t a n o m Zjednoczonym.
Tak więc zgadzam się, że Ameryka to coś nowego, c u d o w n e g o dla nas,
ale są tu też p e w n e problemy. J e d n y m z nich jest to, że m a m y w o l n o ś ć bycia
nie-Żydami. Dlatego tracimy wielu ludzi - przez asymilację, przez m a ł ż e ń s t w a
mieszane, przez wpływ amerykańskiej kultury - jeśli jest tu jakaś k u l t u r a . . .
Tracimy wiele osób. Jak określił to p e w i e n uczony, w Stanach Zjednoczonych
odbywa się teraz swego rodzaju „duchowy H o l o c a u s t " .
Jak wielu Ż y d ó w traci Pańska społeczność w w y n i k u m a ł ż e ń s t w m i e s z a n y c h ?
Według szacunków od 48 do 52 p r o c e n t Ż y d ó w poślubia nie-Żydów. M o ż e za­
interesuje Pana fakt, że grupą o najwyższym współczynniku tego, co socjolo­
gowie nazywają outmarriage, czyli m a ł ż e ń s t w członków jednej grupy etnicznej
z osobami z innych grup, są Amerykanie polskiego pochodzenia. Drudzy w ko­
lejności są Amerykanie japońscy. Gdy chodzi o polskich Amerykanów, współ­
czynnik ten wynosi około 82 procent.
LATO-2000
167
Czy ta n a r a s t a j ą c a t e n d e n c j a s e k u l a r y z a c j i i a s y m i l a c j i j e s t n i e b e z p i e c z n a
dla samej tożsamości narodowej Żydów?
Taka sekularyzacja m o ż e sprawić, że w rezultacie Żydzi zanikną. Jest też inna,
niemniej groźna tendencja wśród Ż y d ó w - obecnie mniej p o p u l a r n a niż kiedyś
- czyli uniwersalizm żydowski („nie ma narodów, nie ma l u d ó w " ) . Stanowisko
to zajęło wielu żydowskich komunistów, jak n p . Z i n o w i e w w Rosji, który
twierdził, że nie ma n a w e t rosyjskiej rewolucji - jest tylko światowa rewolucja
komunistyczna. To dlatego po Kiereńskim n a s t a ł Lenin, a nie Zinowiew.
W mojej opinii żydowski uniwersalizm jest n a w e t niebezpieczniejszy niż ży­
dowski sekularyzm.
Skąd się wziął t e n ż y d o w s k i u n i w e r s a l i z m ?
W czasach, kiedy Żydzi przyjmowali t e n pogląd, chcieli oni uciec od swojej ży­
dowskości. Wówczas być Ż y d e m nie było zbyt dobrze, było niebezpiecznie. By­
ło się z tego p o w o d u dyskryminowanym, nie m o ż n a było pójść na uniwersy­
tet, udzielać się w gospodarce, we władzach p a ń s t w o w y c h . Na szczęście teraz
dla Żydów nie stanowi to p r o b l e m u . N i e m u s i m y być j u ż uniwersalistami, p o ­
nieważ nie doświadczamy już takiej dyskryminacji jak niegdyś. Kiedy b y ł e m
młodszy, rozmawiałem z w i e l o m a Żydami, którzy byli w Europie w czasie woj­
ny, którzy przeżyli, i którzy zostali k o m u n i s t a m i . Mówili mi, że mieli tylko
dwie możliwości: faszyzm albo k o m u n i z m . Pierwszy wybór był n i e d o b r y dla
Żydów. Zostali więc k o m u n i s t a m i , ponieważ w Europie, w krajach takich jak
Polska, Czechosłowacja i inne, była to jedyna alternatywa.
Czy w ujęciu teologii j u d a i s t y c z n e j m o ż n a p o w i e d z i e ć , że ż y d o w s k i u n i w e r ­
salizm k o m u n i s t y c z n y był f a ł s z y w y m m e s j a n i z m e m ?
Zdecydowanie tak.
Czy o b s e r w u j e Pan dzisiaj j a k i e ś p o s t a w y m e s j a n i s t y c z n e w ś r ó d Ż y d ó w ?
Podstawowym założeniem teologii żydowskiej jest to, że Mesjasz jeszcze n i e
przyszedł, zaś p o d s t a w o w y m założeniem teologii chrześcijańskiej jest t o , że
168
FRONDA
19/20
Mesjasz już przyszedł, a więc żyjemy w świecie mesjańskim. Z d a n i e m teologii
żydowskiej, żyjemy w świecie bezładnym, chaotycznym. Innymi słowy, w na­
szym świecie m a m y wojny, konflikty, wszelkiego rodzaju o k r o p i e ń s t w a - i z ju­
daistycznego p u n k t u widzenia jest to dowód, że Mesjasz jeszcze nie przyszedł.
Dlatego też żydowski mesjanizm, wiara w to, że Żydzi żyją teraz w świecie m e ­
sjańskim, jest w e d ł u g m n i e k ł a m s t w e m . N a s z y m z a d a n i e m jest starać się przy­
bliżać społeczeństwo do świata mesjańskiego. Ale jeszcze nie znajdujemy się
w n i m . Spójrzmy na przykład do Księgi Izajasza. M ó w i on, że świat mesjański
będzie światem, w k t ó r y m zapanuje pokój. J e s t e ś m y b a r d z o daleko od pokoju,
gdziekolwiek spojrzeć.
Jest Pan z a a n g a ż o w a n y w dialog z k a t o l i k a m i , g ł ó w n i e polskimi. Co z P a ń ­
skiego punktu w i d z e n i a j e s t w t y c h k o n t a k t a c h n a j t r u d n i e j s z e ?
W zeszłym roku m i a ł e m na t e n t e m a t długą r o z m o w ę z kardynałem Cassidy'm,
przewodniczącym komisji ds. s t o s u n k ó w katolicko-żydowskich w Stolicy Świę­
tej. Powiedziałem m u , a on zdawał się z t y m zgadzać, że obecne problemy i na­
pięcia w stosunkach katolicko-żydowskich, szczególnie jeśli chodzi o s t o s u n e k
katolików do Żydów, polegają na tym, że katolicy postrzegają kwestie p o d n o ­
szone przez Żydów raczej jako polityczne i społeczne niż teologiczne.
Powiedziałbym więc, że jeśli m a m jakiś udział, szczególnie w dialogu mię­
dzy Żydami a katolikami polskimi - a jest to dialog o d m i e n n y od tego, w jaki
angażuję się z katolikami w USA - to dlatego, że wychodzę od perspektywy
teologicznej. Nie interesuje m n i e polityka. N i e interesują m n i e społeczne ste­
reotypy. Interesuje m n i e to, co m a m y wspólnego, od czego m o ż e m y zacząć
oraz dokąd m o ż e m y z tego p u n k t u pójść dalej.
To, co w dialogu dialogu międzyreligijnym m a m y najbardziej w s p ó l n e g o ,
to w s p ó l n y wróg, z k t ó r y m walczymy: sekularyzacja, a t e i z m oraz ideologie,
k t ó r y m się przeciwstawiamy. Z a t e m n i e k o n i e c z n i e we w s z y s t k i m się zgadza­
my - bo oczywiście teologicznie się nie z g a d z a m y - ale m u s i m y d o s t r z e c
wspólny p u n k t wyjścia, m u s i m y zacząć m ó w i ć teologicznie. Teologia jest ję­
zykiem, w k t ó r y m m o ż e m y m ó w i ć r a z e m . Jeśli s p o ł e c z n o ś ć żydowska m ó w i
językiem politycznym, a Kościół katolicki m ó w i językiem teologicznym, to
nie m o ż n a się p o r o z u m i e ć , p o n i e w a ż m ó w i się d w o m a k o m p l e t n i e r ó ż n y m i
językami.
LATO-2000
169
Tu, w Stanach Zjednoczonych, p r o b l e m dialogu katolicko-żydowskiego p o ­
lega na tym, że zaczął się on od zagadnień społecznych. Chodzi tu szczególnie
o fakt, iż w latach 50-tych i 60-tych, z a r ó w n o Żydzi, jak i katolicy byli w t y m
kraju dyskryminowani społecznie i ekonomicznie. Mieli więc w s p ó l n ą podsta­
wę, aby walczyć r a z e m o swoje prawa. W USA p a n o w a ł y olbrzymie uprzedze­
nia antykatolickie. Z a t e m Żydzi i katolicy zbliżyli się do siebie na gruncie
spraw społecznych.
Teraz, jak sądzę, nadeszła p o r a na zbliżenie w kwestiach teologicznych.
Szczególnie dlatego, że jesteśmy obecnie b a r d z o podzieleni - a przynajmniej
oficjalny Kościół katolicki i społeczność żydowska. J e s t e ś m y podzieleni i nie
zgadzamy się w większości zagadnień społecznych. Na przykład w sprawie
aborcji. Społeczność żydowska jest j e d n y m z najsilniejszych s t r o n n i k ó w tego,
co nazywa się tutaj „ p r a w e m do wyboru". W ś r ó d Amerykanek-liderek r u c h u
Pro Choice większość stanowią Żydówki. Oczywiście Kościół katolicki jest tu
w czołówce r u c h u Pro Life. Z a t e m w wielu kwestiach społecznych nie zgadza­
my się. Problemów społecznych, k t ó r e niegdyś n a s zbliżały, już nie m a . Jedyną
płaszczyzną, na jakiej m o ż e m y się spotkać, są zagadnienia teologiczne i walka
z naszym w s p ó l n y m wrogiem, k t ó r y m są ludzie przeciwni religii.
W y d a j e się, ż e d y s k u s j a n a p ł a s z c z y ź n i e teologicznej t e ż nie j e s t ł a t w a . Pro­
szę zobaczyć, co się d z i e j e ze z n a k i e m k r z y ż a . Chrześcijanie w i d z ą w n i m
w y m i a r teologiczny, odkupieńczy. Żydzi nie p o d e j m u j ą j e d n a k r o z m o w y n a
t y m poziomie religijnym, oni w k r z y ż u c h c ą w i d z i e ć tylko n a r z ę d z i e upoko­
rzenia. Takich p r z y k ł a d ó w j e s t z r e s z t ą b a r d z o w i e l e .
Aby doszło do porozumienia, obie strony m u s z ą m ó w i ć t y m s a m y m językiem.
Kiedy nie rozumiesz, co m ó w i druga osoba, nie m o ż e s z jej zrozumieć w ogó­
le, bo nie masz pojęcia o co chodzi.
W sprawie Auschwitz m a m y do czynienia z d w o m a grupami, z których każ­
da nie rozumie tego, co mówi ta druga. Katolicy w Polsce m ó w i ą to, o czym Pan
wspomniał, że krzyż jest symbolem odkupienia. Ale Żydzi postrzegają krzyż ja­
ko symbol uciemiężenia, gdyż byli uciskani przez Kościół. M a m y zatem ten s a m
znak i dwa kompletnie różne jego znaczenia. Kiedy katolicy w Polsce stawiają
krzyż, próbują wyrazić coś dobrego. Biskupi w Polsce powiedzieli mi, że ludzie
stawiają krzyże tam, gdzie umierali Żydzi, ponieważ w t e n sposób wyrażają na170
FRONDA
19/20
dzieje odkupienia oraz to, że jest
im przykro z p o w o d u tego, co
się tam stało. Z a t e m jest w tym dobra
intencja. Jednak Żydzi patrzą na to w cał­
kowicie inny sposób, a katolicy nie rozumie­
ją, dlaczego Żydzi chcą usunięcia krzyży. Co
więcej, ludzie, szczególnie w Polsce, kiedy
słyszą żydowskie żądania usunięcia krzy­
żów, wydaje im się, że są to ateiści, ko­
muniści, stalinowcy: „To s a m o robił
Stalin, usuwał krzyże". Jednak Żydzi
tutaj, w Ameryce, nie mają intencji po­
wiedzenia czegoś takiego.
Mamy więc dwie osoby wygłasza­
jące monologi i nie rozumiejące tego,
co mówi ten drugi. Jest to więc pra­
blem o wiele głębszy niż teologicz­
na różnica zdań. Jest to różnica zdań
pomiędzy ludźmi widzącymi tę samą rzecz i interpretującymi ją w sposób kom­
pletnie różny. Powoduje to, że nie mają oni podstawy do porozumienia się. Róż­
nicę zdań m o ż n a mieć dopiero wtedy, gdy ma się podstawę do komunikowania
się. Dlatego też zawsze uważałem, że powinniśmy zaczynać raczej od rzeczy n a m
wspólnych. Zacznijmy raczej od wspólnego języka, niż od rzeczy, które robi jed­
na strona, a druga ich nie rozumie. Zawsze sugerowałem - a ludzie m n i e za to
wyśmiewali - że dialog polsko-żydowski powinien zacząć się od miski kaszy. To
jest coś, co jest n a m wspólne w sposób najbardziej podstawowy. Dopiero p o t e m
m o ż n a przechodzić do innych spraw. Siedzący przy stole Polak m o ż e powiedzieć:
„Moja babka przyrządzała kaszę, ale inaczej", Żyd powie: „Moja babka też przy­
rządzała kaszę, ale inaczej". Przynajmniej b ę d ą mówić o t y m samym. Będą m o ­
gli dojść do porozumienia, jak przyrządzać kaszę. P u n k t e m wyjścia jest to, co
m a m y wspólnego, dopiero później m o ż n a posunąć się dalej.
Z a d a j ę sobie p y t a n i e o sensowność dialogu katolicko-żydowskiego, j e ś l i po­
ważnie traktujemy tradycyjne
stanowisko żydowskie.
Brzmi
ono t a k :
chrześcijaństwo j e s t f a ł s z y w ą religią z a ł o ż o n ą przez f a ł s z y w e g o m e s j a s z a .
LATO-2000
|71
J a k a j e s t przyczyna teologicznego dialogu Żydów z kato­
l i k a m i , s k o r o n a u k a c h r z e ś c i j a ń s k a n i e z m i e n i ł a się
c o d o s w e j istoty, k t ó r a t a k r a z i ł a Ż y d ó w ?
Cały problem w tym, że katolicyzm nie stosuje już
takich rozwiązań jak poprzednio. Od II Soboru Wa­
tykańskiego w Kościele katolickim nastąpiły ogrom­
ne zmiany. W mojej nowej książce poświęconej Janowi Pawło­
wi II i dialogowi międzyreligijnemu o m a w i a m to dokładnie: jak
bardzo Kościół katolicki za pontyfikatu Jana Pawła II zmienił
swoje podejście nie tylko do judaizmu, ale także do innych re­
ligii, takich jak n p . islam. Z m i a n y jakie nastąpiły są bardzo
daleko idące. Nie jest to t e n s a m katolicyzm co kiedyś. Do­
kładnie o t y m pisał n i e d a w n o kardynał Cassidy. Stwierdza on, że znaczącym
p r o b l e m e m w dialogu międzyreligijnym, czy w ogóle w każdym dialogu p o m i ę ­
dzy Żydami i Kościołem katolickim, jest t o , że większość Żydów nie jest świa­
d o m a zmian w podejściu do Żydów, jakie miały miejsce w Kościele katolickim
od roku 1965, kiedy to II Sobór Watykański uchwalił swoją deklarację Nostra
aetate, w której Kościół formalnie zmienił swój s t o s u n e k do j u d a i z m u .
J e d n a k te zmiany w Kościele nie dotyczą tego, co j e s t podstawowe, to zna­
czy B ó s t w a o s o b y Chrystusa. N a u k a k a t o l i c k a n i e m o ż e się t u t a j z m i e n i ć ,
a z t e j prawdy w y r a s t a c a ł a reszta. A przecież ta c e n t r a l n a p r a w d a katoli­
cyzmu j e s t odrzucana przez Żydów.
Jest to dokładnie to s a m o pytanie, które zadał mi pewien s t u d e n t podczas kon­
ferencji w warszawskiej Akademii Teologii Katolickiej. D a m Panu tę samą odpo­
wiedź, którą dałem j e m u . Proszę popatrzeć: kiedy jest Pan żonaty, miewa Pan
nieporozumienia ze swoją żoną, a żona z Panem. Ale ciągle m o ż e Pan z nią roz­
mawiać, mieszkać razem i prowadzić dialog. Z a t e m nie chcemy, aby judaizm
i chrześcijaństwo były dokładnie takie same. Oczywiście, że m a m y różnice zdań.
Ale popatrzmy na nie tak, jak na spory w rodzinie, a nie jak na spory wrogów.
Logiczne ujęcie k a z a ł o b y ująć sprawę t a k : j e d n a strona j e s t w błędzie,
a d r u g a m a r a c j ę . T e r t i u m n o n datur.
172
FRONDA
19/20
Niekoniecznie. O d n a l a z ł e m cytat z prac XIV-wiecznego rabina włoskiego, któ­
ry powiada tak: „Dla nas, czyli dla Żydów, Jezus nie jest Mesjaszem, nie jest
Synem Bożym, nie jest Bogiem". Dlaczego? Ponieważ j u ż jesteśmy, jak byście
to powiedzieli w teologii katolickiej, złączeni z Bogiem Ojcem. Z a t e m nie p o ­
trzebujemy iść do Ojca przez Syna.
Ale ów rabin z XIV-wiecznych W ł o c h m ó w i : „Dla nas, Żydów, Jezus nie
jest Chrystusem, ale nie-Żydzi być m o ż e potrzebują Chrystusa, aby dostać się
do Ojca." Papież nie jest m o i m p a p i e ż e m . Jest p a p i e ż e m katolików. Ja nie p o ­
trzebuję papieża, ale Kościół katolicki wyraźnie go potrzebuje, więc ma papie­
ża, który jest Wikariuszem Chrystusa. Interesujące, że to J a n Paweł II powie­
dział, iż katolik m o ż e dotrzeć do C h r y s t u s a jedynie poprzez j u d a i z m .
To, co Pan m ó w i , oznaczałoby, że są d w i e równoległe i w pełni uprawnio­
ne drogi do z b a w i e n i a . J e d n a ż y d o w s k a i j e d n a c h r z e ś c i j a ń s k a .
W latach 20-tych znany żydowski filozof z Niemiec, Franz Rosenzweig - jest on
bardzo popularny w pewnych kręgach, szczególnie w kręgach jezuickich
w Polsce - głosił teorię „podwójnego przymierza". Istnieje przymierze
żydowskie i przymierze chrześcijańskie. Żydzi mają przystęp
do przymierza żydowskiego, a chrześcijanie do swojego.
J a k się Panu p o d o b a ta koncepcja?
Jest bardzo przekonująca. N i e m a m nic prze­
ciwko niej.
Jednakże koncepcja równoległych dróg z b a ­
w i e n i a - którą nota bene popiera niejeden k a ­
tolicki teolog - kłóci się z chrześcijańskim rosz­
czeniem dla unikalnej pozycji Chrystusa j a k o
S y n a Bożego i jedynego Zbawiciela świata.
Ma Pan rację. Problem zasadza się na tym: gdyby
Kościół porzucił tę ideę, to czy mógłby istnieć da­
lej, czy mógłby przetrwać? Mogłoby mu to ułatwić
LATO-2000
173
dialog z Żydami. To p e w n e . Ale czy Kościół by to przetrwał? Na to pytanie nie
mogę odpowiedzieć. Ale s a m o o n o jest b a r d z o w a ż n e .
Uważam, tak jak już m ó w i ł e m , że Kościół, szczególnie za pontyfikatu J a n a
Pawła II, poczynił o g r o m n y postęp, dokonał o g r o m n y c h zmian, k t ó r e uczyniły
nasz dialog łatwiejszym. Myślę, że teraz kolej na Żydów: oni p o w i n n i podjąć
p e w n e zmiany. U w a ż a m , że pierwszą zmianą, jakiej m u s i m y dokonać, jest
zmiana obecnego w naszej historii, b a r d z o negatywnego s t o s u n k u do Jezusa,
na stosunek bardziej pozytywny. W końcu był On j e d n y m z nas.
Co j e d n a k robić, skoro k a t o l i c y z m j e s t m i s y j n y ? Jego misyjność p o t w i e r d z a
w i a r ę w unikalność osoby C h r y s t u s a , w j e g o B ó s t w o .
To wielki dylemat - jak być religią misyjną i prowadzić dialog z i n n y m i reli­
giami? Czy r o z m o w y katolików z w y z n a w c a m i innych religii mają na celu być m o ż e jest to cel ukryty - n a w r ó c e n i e ich? Wielu Ż y d ó w nadal to podej­
rzewa i tak n a p r a w d ę ciągle nie ma na to pytanie o d p o w i e d z i . Dialog z osobą,
k t ó r a ma jakieś utajone cele, t a k n a p r a w d ę nie jest dialogiem. Jeśli osoba,
z k t ó r ą rozmawiam, chce, abym stal się taki jak ona, abym się nawrócił, to n i e
jest to prawdziwy dialog. II Sobór Watykański stwierdził, że Kościół nie bę­
dzie p r ó b o w a ł czynnie nawracać Żydów. W d o k u m e n t a c h S o b o r u nie było
wzmianki o doktrynie misji w o b e c Żydów. W mojej nowej książce o J a n i e
Pawle II i o innych religiach próbuję pokazać, że papież d o k o n a ł w s p a n i a ł y c h
rzeczy, jeśli chodzi o dialog. J e d n a k ż e j e d n ą z m n i e j wspaniałych rzeczy, któ­
rych on dokonał, było cofnięcie się do p o s t a w y bardziej misyjnej, niekoniecz­
nie nakierowanej szczególnie na Żydów, ale w ogóle do p o s t a w y misyjnej. On
nie powiedział: „Nie, n i e j e s t e ś m y z a i n t e r e s o w a n i n a w r a c a n i e m Ż y d ó w " .
Wielu t r a d y c y j n y m k a t o l i k o m w y d a j e się, źe teologiczny dialog z Ż y d a m i ,
j a k i w y n i k a koncepcji R o s e n z w e i g a , o s t a t e c z n i e p r o w a d z i d o r e l a t y w i z a c j i
B ó s t w a Chrystusa. Takie j e s t j e g o logiczne rozwinięcie. Nie w s p o m i n a j ą c
j u ż o t y m , że przyjmując teorie p a r a l e l n y c h dróg z b a w i e n i a , c h r z e ś c i j a ń ­
s t w o w d u ż y m stopniu p o z b a w i a się sensu.
To prawda, j e d n a k to p r o b l e m chrześcijan, a nie mój.
174
FRONDA
19/20
P r z y z n a Pan, ż e dialog ó w nie j e s t ł a t w y .
Nikt nie powiedział, że jest łatwy. Pozwoli Pan, że spojrzę na t e n przykład
z przeciwnej strony. Nikt na świecie nie popiera Izraela silniej niż amerykańscy
radykalni protestanci, ewangelicy. Wspierają go nawet silniej niż wielu Żydów.
Kiedy się z nimi rozmawia, mówią: „Nie o d d a m y ( „ m y " nie oddamy, „ m y " ! mówi ktoś z Dallas albo z Teksasu) ani cala Zachodniego Brzegu czy wschod­
niej Jerozolimy!" Mówią „nie oddamy!", jakby to była ich ziemia. To nie jest ich
ziemia. To najwięksi na świecie poplecznicy Izraela. Udzielają mu dużego
wsparcia politycznego i ekonomicznego. Ale są przy tym najaktywniej zaanga­
żowani w próby nawracania Żydów. Dlaczego tak wspierają Izrael? Ponieważ
wierzą, że spowoduje to p o w t ó r n e przyjście Chrystusa, że najpierw Żydzi odzy­
skają Izrael, a p o t e m powtórnie nadejdzie Jezus i wszyscy Żydzi się nawrócą, zo­
staną chrześcijanami. Tak więc ma Pan tutaj kolejny aspekt tego dylematu. Mój
przyjaciel, rabin z Teksasu, powiedział mi: „oni kochają nas na śmierć". Tak nas
kochają, że nie chcą, abyśmy żyli dalej jako Żydzi. Taka jest prawda.
Jednakże w dialogu katolicko-żydowskim p u n k t e m wyjścia była p r ó b a
ograniczenia antysemityzmu, usunięcia konsekwencji teologicznego nauczania
katolickiego dotyczących negatywnego t r a k t o w a n i a Żydów. Żydzi, którzy wte­
dy byli zaangażowani w ów dialog, tak n a p r a w d ę nie dbali o koncepcje teolo­
giczne. Zależało im na wpłynięciu na społeczny s t o s u n e k do nich.
Dziękuję z a r o z m o w ę .
ROZMAWIAŁ RAFAŁ SMOCZYŃSKI
CHICAGO, ILLINOIS, MARZEC 2000
WSPÓŁPRACA JAN FIJOR
LATO-2000
175
Doświadczenie czystej krwi staje się u Rosenzweiga wy­
znacznikiem judaizmu. Nie ma mowy o rzeczywistej
równoległości dostępu do Boga dla Żydów i chrześcijan.
Ci pierwsi mają dostęp przez to, co źródłowe, nieusuwal­
ne i bezwzględne. Coś, co nie ulega zmianie, co trwa,
choć przemijają państwa, języki, kultury i cywilizacje, co
pozostaje zawsze już niezmienione: przez krew. Nic
dziwnego, że autor Gwiazdy zbawienia stwierdza, że
samo-zachowanie wiecznego ludu polega na „zamknię­
ciu czystego źródła krwi przed obcą domieszką". Mamy
tu bowiem do czynienia ni mniej, ni więcej tylko z rasi­
zmem duchowym.
NIESKOŃCZONOŚĆ
NA MIARĘ
ŚMIERTELNYCH
BOGÓW
PAWEŁ
LISICKI
Nieskończoność, transcendencja, drugi, dialog, bliźni, t o ż s a m o ś ć i inność,
Sobość i otwarcie, Ja i Ty - te słowa wydają się szyfrem i obietnicą. Spoglą­
damy z n i e d o w i e r z a n i e m i nadzieją na tych, którzy w naszej epoce, z d o m i ­
nowanej przez przyziemny scjentyzm i u ż y t e c z n ą technikę, odważają się my­
śleć od początku. N a s z a nadzieja wzrasta, gdy słyszymy, iż myśliciele ci
176
FRONDA
19/20
dokonują kopernikańskiego p r z e w r o t u w historii filozofii, że w y c h o d z ą p o ­
za, zdawałoby się nieprzekraczalny, krąg p o d m i o t u i p r z e d m i o t u . Ich język
jest świeży i żywy. Obiecują n a m , że niczym n o w o n a r o d z o n e dzieci s t a n i e m y
wobec tego, co n i e z a p o ś r e d n i c z o n e . W o b e c doświadczenia, k t ó r e s a m o d o ­
p i e r o pozwoli pojawić się filozofii pojęciowej i logice. Czy nie t e g o oczekiwa­
ł e m po Levinasie i Rosenzweigu, gdy pierwszy raz się z n i m i z e t k n ą ł e m ?
Wreszcie pojawił się ktoś, myślałem, k t o przywrócił należytą r a n g ę j e d n o s t ­
ce, nie gubiąc j e d n a k niczego z tradycji Biblii.
Teraz m a m w r a ż e n i e jakby za t y m i wielkimi o b i e t n i c a m i kryło się
żałośnie m a ł o . Mgławicowe pojęcia z b u d o w a n e n a piasku opinii. N i e
f i l o z o f i a , k t ó r a uchwyciła k o n k r e t , ale f i l o z o f i a , k t ó r a p o d m a s k ą
k o n k r e t n o ś c i jest czystą pojęciową abstrakcją. N i e p r z e w o d n i c y do
tego, co k o n k r e t n i e jest, «le filozofia abstrakcyjnego k o n k r e t u , nie
dialog w prawdzie, ale p r a w d a w y d a n a na ł u p d w u z n a c z n o ś c i i k u r t u ­
azji, nie n o w y kopernikański p r z e w r ó t , ale stare b ł ę d y w n o w y m prze­
b r a n i u . Śmiałe z a k w e s t i o n o w a n i e zastanej tradycji filozoficznej zdaje
mi się dzisiaj ucieczką p r z e d r z e t e l n y m m y ś l e n i e m , p o m y s ł o w o ś ć
w t w o r z e n i u metafor d o w o d e m słabości a r g u m e n t ó w , a gest wyjścia p o z a hi­
storię sztubacką pyszałkowatością. Jak j e d n a k wyjaśnić fakt, że moja o p i n i a
rozmija się w t a k i m s t o p n i u z o p i n i ą wpływowych u c z n i ó w o w y c h filozofów
i tak zwanych szerokich kół? To p o w a ż n y p r o b l e m . N i e m o g ę nie dostrzegać,
że rację miał Alvin Plantinga, gdy pisał, że teologia n a t u r a l n a - której b r o n i ę
- nie błyszczy dziś specjalnie. O d w r o t n i e n a t o m i a s t wygląda sytuacja filozo­
fii dialogu, której wpływ na ś w i a d o m o ś ć zdaje się być ogromny. Cóż, to fakt.
A jak stwierdził, przemawiając do odciętej głowy M i c h a ł a Aleksandrowicza
Berlioza Woland, „fakty to najbardziej u p a r t a rzecz p o d s ł o ń c e m " .
Dla wielu teologów katolickich dzieło Bubera, Rosenzweiga i Levinasa
stało się p o d s t a w ą myślenia religijnego. Z d a n i e m współczesnych nauczycieli
wiary m o ż e m y odkryć zbieżność między zasadami nowej filozofii i tym, co
w posłaniu chrześcijańskim najważniejsze: g ł o s z e n i e m miłości bliźniego, we­
zwaniem do odpowiedzialności za drugiego, dialogiem Boga i człowieka. C h o ­
ciaż Rosenzweig faktycznie głosi podwójność prawdy, a Levinas o d r z u c e n i e
wszelkiej religii dogmatycznej, to jednak, o dziwo, w ł a ś n i e ich dzieła mają p o ­
zwolić chrześcijanom obcować z żywym Bogiem i przezwyciężyć błędy Ojców
i późniejszych Doktorów. G ł ó w n y m z a r z u t e m , jaki czynią n o w i filozofowie
LATO
2000
177
d a w n e m u myśleniu, jest jego statyczność i ogólność. Zarzucają mu redukcję
tego, co absolutnie i n n e - konkretu, historii - do tego, co p o w s z e c h n e , do toż­
samości, do teorii.
Odpowiedź przychodzi z góry
Wydaje mi się jednak, że tradycyjna metafizyka pozwalała d o t r z e ć do konkre­
tu i historii znacznie pewniej niż dzisiejsza filozofia Levinasa czy Ro­
senzweiga. Była abstrakcyjna w ściśle wytyczonej dziedzinie pierw­
szych prawd, pojęć i ogólnych definicji, przez co zostawiała
dość miejsca na odsłonięcie się k o n k r e t u . Zasady n a t u r a l n e ­
go r o z u m u , jak to, że p r a w d a m u s i być dla wszystkich ta sa­
ma, p o z a u m y s ł o w y byt s t a n o w i o b i e k t y w n ą m i a r ę dla r o z u m u ,
że sprawiedliwość, d o b r o ć i o d w a g a są czymś bezwględnie god­
n y m wyboru, że d o s k o n a ł y m jest to co wieczne, stanowiły w p e w i e n
s p o s ó b przygotowanie do historycznego objawienia.
Pierwsi Ojcowie myśleli, że w chrześcijaństwie - n a u c e historycz­
nego Zbawiciela - odnaleźli nie tylko religię, ale także p r a w d z i w ą filozofię.
Szukali przecież pierwszych zasad bytu, d o b r a i piękna, szukali szczęścia
i o t o s a m a historia, jak sądzili, przynosiła im o d p o w i e d ź . Wiedzieli, że praw­
d o m ó w n y jest dobry, a d o b r y m jest ten, k t o troszczy się o innych i potrafi
złożyć siebie w ofierze za drugich. Wiedzieli, jakim m u s i być człowiek spra­
wiedliwy, odważny, szlachetny i miłosierny. I dlatego uwierzyli t e m u , o k i m
wiarygodni świadkowie mówili, że przeszedł p r z e z życie d o b r z e czyniąc, te­
mu k t o wydał swe życie dla innych p o d Poncjuszem P i ł a t e m .
Tak s a m o pierwsi chrześcijanie rozumieli, że wolnego, o s o b o w e g o Boga
nie wiążą prawa natury. Dlatego z m a r t w y c h w s t a n i e stało się o s t a t e c z n y m
p o t w i e r d z e n i e m faktu, że w Jezusie z N a z a r e t u objawił się Bóg: dobry, m i ł o ­
sierny, sprawiedliwy i w s z e c h m o c n y zarazem.
M o ż n a więc powiedzieć, że Objawienie historyczne zasa­
dzało się na prawdach, k t ó r e n a t u r a l n i e m ó g ł odkryć ludz­
ki umysł. Wiara nie była sztuczką magiczną, dzięki której
wybrańcy uzyskaliby z u p e ł n i e n o w e pojęcie sprawiedliwości. Gdy­
by n a d p r z y r o d z o n a wiara niszczyła bądź to s u m i e n i e , bądź r o z u m ,
gdyby negowała obiektywność prawdy, metafizyczny ład świata, sens
178
FRONDA
19/20
sprawiedliwości, wielkość cnoty, nie m o g ł a b y apelować do tylu p o k o l e ń lu­
dzi. Pierwsi Ojcowie nigdy nie mogliby widzieć w słowach J e z u s a z Nazare­
tu nauki samej Wcielonej Mądrości i Prawdy. Byłby on wielkim m a g i e m i cza­
rodziejem, ale nie Bogiem-człowiekiem.
Przy p o m o c y r o z u m u j e s t e ś m y w stanie dojść do tego, że istnieje Abso­
lut, m o ż e m y przyznać, że jest On niecielesny, p o s i a d a intelekt i wolę.
Wszystko to m o ż e m y uczynić pozostając w obrębie m ą d r o ś c i pogańskiej. Bę­
dąc p o g a n a m i m o ż e m y wierzyć, że ów A b s o l u t niczego nie potrzebuje, że do­
bro w n i m polega na k o m u n i k o w a n i u się na zewnątrz. N a p r a w d ę , wiele rze­
czy m o ż e m y przyjąć jako poganie.
Po to jednak, by uznać, że ta n i e s k o ń c z o n a m o c w z b u d z i ł a z m a r t w y c h
człowieka zabitego na krzyżu, p o t r z e b a wiary. Po t o , by uznać, że cielesna
pełnia Bóstwa zamieszkała w j e d n y m z p o d d a n y c h rzymskich cesarzy w dość
parszywej części i m p e r i u m ze względu na m i ł o ś ć do ludzi, p o t r z e b a wiary. Po
to, by w Jego słowach widzieć p r a w d ę o najgłębszych tajemnicach życia Bo­
żego, o miłości, wolności i sprawiedliwości, t r z e b a wiary. Wiary, czyli nie po
p r o s t u zaufania, ale aprobaty dla realności, których nigdy nie
widzieliśmy. Wiary, czyli nie a b s u r d u , ale u z n a n i a za prawdzi­
we i rzeczywiste tego, co tajemnicze. Bóg, który stał się czło­
wiekiem, dziewica, która u r o d z i ł a Syna, j e d e n Bóg w trzech
Osobach: o t o nieskończenie tajemnicze prawdy. Inaczej niż
pierwsi świadkowie, nie widzimy Pana. Wierzymy jednak, że
to, co n a m przekazali, m i a ł o miejsce. N i e wierzymy tylko, że
słowa Boga są symbolem, p e w n ą niejasną poetycką metaforą,
dzięki której nasze z m ę c z o n e serce m o ż e p o c z u ć b o s k ą obec­
ność. W ż a d n y m razie. Ś m i e m y wierzyć w o wiele większe
dziwy. Te słowa, m i m o całej pozornej absurdalności, przekazują
n a m prawdziwe p o z n a n i e . Wiara chrześcijańska jest z n a t u r y dogmatyczna,
b o w i e m oznacza a p r o b a t ę treści przekazu. Ta wiara zakłada istnienie i god­
ność n a t u r a l n e g o r o z u m u .
To prawda, niektórzy z pierwszych chrześcijańskich nauczycieli filozofii
nazbyt ufali mądrości pogańskiej. To prawda, w ich oczach m a t e r i a była wciąż
czymś radykalnie przeciwstawionym d u c h o w i . To prawda, nie zawsze do­
strzegali metafizyczną rangę poszczególnej osoby. Łatwo pokazać te pozosta­
łości p l a t o n i z m u u Orygenesa czy choćby wczesnego Augustyna. Ale, sądzę,
LATO-2000
179
pierwsi nauczyciele zrozumieli to, co najważniejsze i co łączy myśl grecką
z Objawieniem: świat n a t u r a l n y jest czymś d o b r y m . Jest d z i e ł e m Mądrości,
odbija się w n i m Boski R o z u m . Taki jest p u n k t w s p ó l n y pogańskiej refleksji
nad n a t u r ą i religii chrześcijańskiej, głoszącej chwałę Boga Stwórcy, Pana ca­
łego porządku. I właśnie w tym p u n k c i e z a r ó w n o chrześcijaństwo, jak religie
pogańskie pozostają w opozycji do gnostyckiej doktryny świata, jako dzieła
złego, s a m o w o l n e g o demiurga, jako n i e ł a d u i chaosu.
Gnoza neguje ontologiczną różnicę między Stwórcą i stworzeniem, m u s i
więc też kwestionować sens opartych na tej różnicy pierwszych zasad. Gnoza
uniemożliwia dotarcie do Boga w oparciu o kontemplację natury. Jej Bóg, ab­
solutnie obcy i nieznany, nie jest ani Mądrością, ani R o z u m e m . Co więcej, gno­
za uczy, że części tego nieznanego Boga są, w s k u t e k tajemniczej katastrofy,
obecne w człowieku, a przynajmniej w niektórych ludziach. Już jesteśmy do­
skonali, jeszcze o tym nie wiedząc. Już jesteśmy boscy, jeszcze sobie tego nie
uświadamiając. Być m o ż e był jakiś Zbawiciel i być m o ż e n a w e t czegoś n a s
uczył; ale jego n a u k ę przyjmujemy, b o w i e m już p r z e d t e m byliśmy n a t u r a l n y m i
bogami. Bóg staje się zbawicielem człowieka, człowiek staje się zbawcą Boga.
Nie ma miejsca na adorację boskiej osoby: jeśli już kogoś czcimy, to siebie sa­
mych. Odkrycie tej przyrodzonej n a m boskości jest możliwe dzięki wyzwole­
niu z więzienia, w którym trzymają n a s r o z u m , p r a w a i uniwersalne zasady.
Pojednanie wiary i niewiary
W jakiej mierze j e d n a k powyższe t w i e r d z e n i a m o ż n a przypisać R o s e n z w e igowi i Levinasowi? Czy w ich tekstach nie kryją się d o n i o s ł e myśli? Przekre­
ślanie ich d o k o n a ń wydać się m o ż e decyzją p o c h o p n ą . P o s t a r a m się dalej wy­
kazać,
że j a w n e straty przewyższają tu znacznie wątpliwe zyski.
Obaj
bowiem, w r ó ż n y m s t o p n i u , mają w a d ę , k t ó r ą w p o l e m i c e z M a r t i n e m Buber e m wytknął G e r s c h o m Scholem: jedyna religia, jaka jest się w s t a n i e ostać
u Rosenzweiga czy Levinasa, to religia anarchiczna. N i e j e s t w niej w a ż n a
treść, a jedynie przeżycie, nie co, ale jak. To w ł a ś n i e m i a ł na myśli Buber, gdy
pisał, że w objawieniu człowiek otrzymuje „nie «treść», lecz obecność, obec­
ność jako siłę" (Martin Buber, Ja i Ty, s. 108).
To religia, k t ó r a pozbyła się mitów, a wraz z n i m i odrzuciła jakiekolwiek
pojęciowe p o z n a n i e Boga. Jak to k r ó t k o ujął Levinas „ ( . . . ) nie chodzi o to, by
180
FRONDA
19/20
sprowadzić o w e g o Boga doświadczenia do tego, czym
jest On w istocie, ale by wypowiedzieć Go t a k i m , jaki
wyłania się On spoza pojęć, z których n a w e t te najbar­
dziej n a b o ż n e już Go zniekształciły i z d r a d z i ł y " (E. Levinas, Trudna wolność. Eseje o judaizmie, s. 197). Zaiste, n o w i my­
śliciele lubują się w zagadkach. Ze s ł ó w Levinasa wynika
bowiem, że jest jakiś Bóg czystego doświadczenia, a celem
n o w e g o myślenia ma być coś więcej niż s p r o w a d z e n i e o w e g o Bo­
ga do Jego istoty, bo mianowicie „wypowiedzenie Go t a k i m , ja­
ki wyłania się spoza pojęć". Jeśli uznać, że język ludzki mu­
si,
opisując
jakikolwiek
przedmiot,
posługiwać
się
pojęciami, to zadanie takie wydaje się z góry skazane na p o ­
rażkę. Widzimy przecież, że „ n a w e t najbardziej n a b o ż n e pojęcia
już zdradziły Boga i Go zniekształciły". Mielibyśmy tu z a t e m do czynie­
nia z jakimś Bogiem doświadczenia, k t ó r e to doświadczenie p o z w a l a n a m
docierać do p r z e d m i o t u p o z a pojęciami. Ale czy taki bezpojęciowy Bóg
m o ż e obiektywnie istnieć jako byt? Wydaje się, że dla filozofów dialogu ta
kwestia jest b e z p r z e d m i o t o w a .
To dzięki t e m u m o g ą oni utrzymywać, że „ n a końcu teologii n e ­
gatywnej (...) m o g ą sobie p o d a ć d ł o n i e a t e i z m i m i s t y k a " (Franz Rosenzweig, Gwiazda zbawienia, s. 7 9 ) . Są to słowa r ó w n i e g o d n e uwa­
gi, jak stwierdzenie Levinasa, że n a w e t ci, którzy przeczą i s t n i e n i u
Boga, doświadczają Go jako nieistniejącego. Ta dialektyka p r z y p o m i n a
zabiegi myślowe sofistów. I jak w przypadku Greków, tak i tutaj pozor­
na oczywistość tych t w i e r d z e ń szybko znika, gdy tylko p o d d a m y je p r ó b i e .
Jeśli p r a w d ą jest b o w i e m , że przeczyć c z e m u ś j e s t tym s a m y m , co do­
świadczać tego czegoś jako nieistniejącego, to p o d o b n i e będzie z każdą rze­
czą: niewątpliwie przecząc i s t n i e n i u c e n t a u r a m u s i m y m i e ć d o ś w i a d c z e n i e
tego, c z e m u przeczymy, a więc ostatecznie z a r ó w n o ci, co wierzą, że c e n t a u ­
ry istnieją, jak i ci, co w to nie wierzą, doświadczają ich. Co się tu dzieje? Ko­
rzystamy z tego, że wyrażenie „doświadczać czegoś" m o ż e m i e ć d w a r ó ż n e
znaczenia. Po pierwsze, m o g ę tu mieć na myśli zwykłe wyobrażanie sobie
czegoś. Mówiąc o dośw ia d c z e niu c e n t a u r a , chciałbym powiedzieć tylko tyle,
że wyobraziłem sobie d z i w n ą i s t o t ę z ł o ż o n ą w p o ł o w i e z człowieka, a w p o ­
łowie z konia. W tym sensie m o g ę tworzyć d o w o l n i e wiele definicji rzeczy
LATO2000
181
nieistniejących. J e d n a k jest jeszcze drugie znaczenie s ł o w a „ d o ś w i a d c z e n i e " .
Doświadczać czegoś to tyle, co u z n a w a ć , że to coś istnieje. Jaki s e n s ma za­
t e m powiedzenie, że n a w e t ci, którzy przeczą i s t n i e n i u Boga, doświadczają
G o jako nieistniejącego? Albo n i e m a ż a d n e g o szczególnego: m i m o ż e prze­
czymy istnieniu centaurów, d o ś w i a d c z a m y ich. M e t o d ą tą m o ż e m y się też
posłużyć w s t o s u n k u do innych t w o r ó w w y o b r a ź n i : m u m i n k ó w , s m u r fów czy Barbapapy. M o ż e m y przeczyć, że istnieją, j e d n a k nie s p o s ó b
ich nie doświadczyć - w t y m celu wystarczy obejrzeć wieczorynkę.
Albo też Levinas chce tu wyrazić coś osobliwego: n a w e t jeśli przeczy­
my istnieniu Boga, to d o ś w i a d c z a m y Go jako nieistniejącego, to znaczy
jako t r o c h ę istniejącego. Tak n a p r a w d ę o s t r y p o d z i a ł na wierzących i nie­
wierzących nie jest ostateczny. Wszyscy po t r o s z e j e s t e ś m y wierzący (i n i e
wierzący). Bo też, aby zaprzeczyć, że coś istnieje, m u s z ę j u ż w p e w n e j m i e ­
rze wiedzieć c z e m u przeczę. Z a t e m istnieje d o ś w i a d c z e n i e nieistniejącego
Boga. A więc niewiara jest jakby t r o c h ę wiarą. Ba, ale to t w i e r d z e n i e jest p u ­
ste. W ż a d n y m razie nie jest a r g u m e n t e m na rzecz Boga; co najwyżej jest ar­
g u m e n t e m na rzecz d o ś w i a d c z e n i a Boga, czyli zdolności naszej wyobraźni,
by przedstawić sobie coś takiego jak Bóg. N i e da się tu d o p r o w a d z i ć do u g o ­
dy m i s t y k ó w i ateistów, której p o d s t a w ą m i a ł a b y być r z e k o m a j e d n o ś ć d o ­
świadczenia.
182
FRONDA
19/20
Nicość Boga m i s t y k ó w nie ma nic w s p ó l n e g o z nicością Boga ateistów.
U tych pierwszych jest w y r a z e m nadrzeczywistości, czegoś, co n i e d o s i ę ż n e
i niezgłębione, wobec czego należy zachować milczenie i cześć; dla tych dru­
gich jest po p r o s t u negacją. Dla tych pierwszych Nicość jest n a d w y ż k ą n a d
bytem, niewysłowioną realnością; dla drugich z u p e ł n i e przeciwnie: b r a k i e m .
Twierdzić, że w ujęciu Boga jako Nicości spotykają się mistyka z a t e i z m e m ,
to być po p r o s t u ślepym na doświadczenie (w t y m wypadku = u z n a n i e by­
tu) Żywego Boga.
Przywilej trwogi
Wyższość n o w e g o myślenia n a d s t a r y m ma polegać w pierwszej m i e r z e na
jego n o w y m p u n k c i e wyjścia. „ O d śmierci, od trwogi śmierci zaczyna się
wszelkie
poznanie
Wszystkiego"
- pisze
Rosenzweig
(Gwiazda zbawienia,
s. 5 1 ) . A więc p u n k t e m wyjścia nie jest po p r o s t u p o d m i o t poznający, obda­
rzony r o z u m e m człowiek, ale byt zagrożony śmiercią. To d o p i e r o doświad­
czenie śmierci, którego nie m o ż n a z r e d u k o w a ć , wskazuje Levinas, czyni
z człowieka „Sobość". A więc czyni z niego nie i n d y w i d u u m należące do ga­
t u n k u , nie część jakiejkolwiek całości, ale j e d n o s t k ę w b e z w g l ę d n y m tego
słowa znaczeniu, n i e p o r ó w n y w a l n ą i w s o b n ą . „Sobość jest s a m o t n y m czło­
wiekiem w najtwardszym sensie słowa (...) rodzi się w dniu, w k t ó r y m oso­
bowość, i n d y w i d u u m u m i e r a (...) b u d z i się, by doświadczyć a b s o l u t n e g o od­
osobnienia i s a m o t n o ś c i " (Gwiazda zbawienia, s. 148). O t o n o w a p e r s p e k t y w a
poznania, k t ó r a ma n a s u c h r o n i ć p r z e d tym, co, pisze Levinas, zawsze czyni­
ła filozofia zachodnia, przed totalizacją, s p r o w a d z a n i e m i r e d u k o w a n i e m od­
rębnych e l e m e n t ó w do całości. Samotny, odrębny, n i e p o r ó w n y w a l n y czło­
wiek staje teraz w o b e c wszystkości, w o b e c rzekomej jedności systemu,
wobec totalizacji. J e d n a k skąd się wziął? Co to znaczy, że „Sobość" zostaje
z b u d z o n a w s k u t e k doświadczenia thanatosa? I na czym d o k ł a d n i e ma polegać
błąd dotychczasowej tradycji filozoficznej?
Rosenzweig nie jest h i s t o r y k i e m filozofii, a m i m o to n i e w a h a się ująć
dziejów myśli zachodniej w jednej formule. Doprawdy, m o ż n a mu tylko p o ­
zazdrościć takiej lapidarności. Wypowiada na t e m a t historii filozofii j e d n o
zdanie, sugerując, że od czasów Talesa do czasów Hegla mieliśmy do czynie­
nia z j e d n ą filozofią, k t ó r a rządziła się też j e d n ą przyjętą p r z e z s t a r o ż y t n e g o
LATO-2000
183
m i s t r z a zasadą. Słowa Talesa: „Wszystko j e s t w o d ą " ro­
z u m i e Rosenzweig jako z a r a z e m zasadę i m e t o d ę filozofii aż
do Hegla. Zasadę, b o w i e m od tej pory myśl ludzka za­
częła p o s z u k i w a ć jedności w wielości zjawisk, w tym,
co r ó ż n e tego, co takie s a m o , ogólne i u n i w e r s a l n e .
O r a z m e t o d ę , b o s p o s o b e m działania stała się reduk­
cja, s p r o w a d z e n i e tego, co r ó ż n e i i n n e do tego s a m e ­
go. „Wszystkie z a i n t e r e s o w a n i a filozoficzne poruszały
się dotąd wokół p o z n a w a l n e g o wszystkiego; r ó w n i e ż czło­
wiek m ó g ł stać się p r z e d m i o t e m filozofii tylko w s w y m sto­
s u n k u do Wszystkiego" (Gwiazda zbawienia, s. 5 9 ) . Słowa te
b r z m i ą zagadkowo. Czym jest m i a n o w i c i e o w a Wszystkość?
Rosenzweig twierdzi, że p o d s t a w ą myślenia filozoficznego
było przeświadczenie, iż świat daje się pomyśle ć. „Jedność
Logosu u z a s a d n i a J e d n o ś ć świata jako wszystkiego" (Gwiazda
zbawienia, s. 6 3 ) . I w ł a ś n i e z tego myślenia wszystkiego wy­
p r o w a d z a n a s t r w o g a śmierci: „ u d a n y b u n t przeciw wszystkości świata oznacza j e d n o c z e ś n i e zaprzeczenie Jedności my­
ślenia"
(Gwiazda zbawienia,
s.
63).
Na t y m
ma polegać
rzucenie rękawicy „ c a ł e m u c z c i g o d n e m u t o w a r z y s t w u filo­
zofów od Wysp J o ń s k i c h aż po J e n ę " .
Niewątpliwie, by rzucić t a k ą rękawicę t r z e b a n i e lada od­
wagi. To więcej niż zaatakować po p r o s t u idealizm, h e glizm, realizm. To uderzyć w całą tradycję z a c h o d n i e g o
myślenia, które, jak pisze z kolei Levinas, było „niszcze­
n i e m transcendencji". C o się t u j e d n a k d o k ł a d n i e zakłada? P o pierwsze, m ó ­
wi się n a m , że w a r u n k i e m p o p r a w n e g o doświadczenia ma być t r w o g a śmier­
ci. Nie m a m y tu do czynienia z p o d m i o t e m jako t a k i m , ale z p o d m i o t e m
w stanie trwogi, z n o w ą egzystencją. D o p i e r o b o w i e m takie d o ś w i a d c z e n i e
umożliwia p o p r a w n e widzenie rzeczy. N a s t ę p n i e d o w o d z i się n a m , że całą
historię filozofii, niezależnie od s t a n o w i s k samych filozofów i szkół filozo­
ficznych, da się z a m k n ą ć w prostej formule Talesa. Po trzecie wreszcie, suge­
ruje się, że u d a n y b u n t przeciw tej tradycji o t w o r z y n a m drogę do nietożsamości bytu i myślenia, do wyjścia p o z a Myślenie ku bytowi. Każde z tych
twierdzeń j e d n a k jest w najwyższym s t o p n i u wątpliwe.
184
FRONDA
19/20
To, że filozofia ma być sztuką u m i e r a n i a , nie jest jeszcze niczym n o w y m .
Tak r o z u m i a ł m ą d r o ś ć Sokrates w Fedonie, t a k też rozumieli ją późniejsi my­
śliciele. Nie to j e d n a k zdaje się m i e ć na myśli Rosenzweig. Bowiem w Fedo­
nie s a m o odczucie śmierci nie daje jeszcze uprzywilejowanego d o s t ę p u do
rzeczywistości. Myśl o śmierci nie tworzy jakiejś nowej egzystencji, a jedynie
przysposabia człowieka do przyjęcia losu właściwego jego n a t u r z e . Śmierć to
kres n a t u r y zmiennej, bytu, jaki przypadł w udziale człowiekowi. R o z u m o ­
wanie klasyczne biegło t o r e m d o k ł a d n i e przeciwnym t e m u , jaki znajdujemy
w Gwieździe Zbawienia. Poznanie m i a ł o na celu określenie obiektywnych p r a w
bytu, odsłonięcie niejawnego c h a r a k t e r u rzeczy, odkrycie p r z e z n a c z e n i a czło­
wieka w świecie bytów. To p o z n a n i e , w o l n e od n a m i ę t n o ś c i , wyzbyte lęku,
umożliwiało p o g o d z e n i e ze śmiercią.
Filozofia miała określić, jakie j e s t jej z n a c z e n i e dla k a ż d e g o człowieka
i jak należy się do niej właściwie przygotować. Dla P l a t o n a było to przejście
do obcowania z b o g a m i i dalszych egzystencji, dla chrześcijan m o m e n t
śmierci był chwilą próby, s ą d e m n a d całym życiem, w czasie k t ó r e g o zapada­
ła decyzja czy człowiek wkroczy do N i e b a (lub Czyśćca), czy o s t a t e c z n i e
u m r z e w piekle. N i e u s t a n n e p r z y p o m i n a n i e o śmierci, z k t ó r y m t a k często
spotykamy się w całej literaturze mądrościowej, m i a ł o na celu p o k a z a n i e
n a m obiektywnego s t a n u rzeczy: n i e b e z p i e c z e ń s t w a zatracenia i zguby. Jed­
n a k w żadnej m i e r z e nie m o ż n a powiedzieć, że t r w o g a śmierci s a m a miała­
by już wyłączać człowieka z n a t u r y i w p r o w a d z a ć go w n o w ą egzystencję.
Doświadczenie śmierci jedynie p o b u d z a ł o d o p o z n a w a n i a . Kim j e s t e m , ż e
u m i e r a m ? Jakim rodzajem bytu? Jak m a m się przygotować do śmierci? Czy
stanowi o n a kres m e g o ja? Wówczas to, co czynię obecnie, n i e ma znaczenia.
Czy też jest tylko m o m e n t e m przejścia do innej formy bycia? Co m a m z a t e m
czynić, aby się dobrze przygotować i osiągnąć szczęście? Oczywiście, p a t r z e ć
śmierci w twarz to odkryć w ł a s n ą przygodność. Ale jest to p r z y g o d n o ś ć wła­
ściwa b y t o m t a k i m jak ja. To, co k o n k r e t n e : moja w ł a s n a p o s t a w a w o b e c
śmierci, moje doświadczenie czy przeczucie mają za p o d s t a w ę p r a w d ę ogól­
ną: byty materialne, byty s t w o r z o n e umierają.
Rosenzweig stara się oprzeć filozofię na j e d n o s t k o w y m doświadczeniu.
Odwołuje się do przeżycia śmierci, b o w i e m to o n a stawia człowieka w jego
całkowitej, nieporównywalnej s a m o t n o ś c i . To prywatne doświadczenie śmier­
ci, jakiego doznał w okopach w czasie wojny, staje się jakby objawieniem
LATO-2000
185
faktyczności, nieredukowalności w ł a s n e g o bytu. Myśl, że lada chwila obcy po­
cisk rozstrzaska cieple, żywe Ja, że to, co niepowtarzalne, niezastępowalne,
moje istnienie, ulegnie mocy b e z o s o b o w e g o świata, ma stać się w ujęciu Ro­
senzweiga k a m i e n i e m węgielnym n o w e g o r o z u m i e n i a bycia. J e d n a k co to do­
kładnie znaczy „doświadczyć trwogi śmierci"? I jaki w p ł y w m o ż e mieć takie
doświadczenie na akt poznania? Wyszłoby na to, że trwożąc się widzę więcej
niż bez trwogi. Trwoga stanowiłaby szczególny stan w e w n ę t r z n y umożliwia­
jący mi wgląd w to, co jest, postrzeganie tego a s p e k t u bytu, który dla p o d m i o ­
tów nietrwożących się jest n o r m a l n i e zakryty. Powstaje pytanie, w jaki s p o s ó b
p o d s t a w ą poznania tego, co obiektywne, czyli czegoś, co d a n e jest wszystkim
i s t o t o m r o z u m n y m , m o ż e być prywatne, o d r ę b n e , n i e k o m u n i k o w a l n e uczu­
cie? Stan trwogi nie jest przecież a k t e m intelektu, ale uczuciem, t y m co od­
c z u w a m jako prywatna jednostka, jako byt o d r ę b n y i całkowicie różny niż
wszystkie i n n e byty należące do g a t u n k u homo sapiens. Dalej: jeśli w i e m
o śmierci to, co w i e m dlatego, że się trwożę, to wiedza moja staje się o w o c e m
trwogi. Nie m o ż e być z a t e m prawdziwa. N i e widzę tego, jakie rzeczy są, ale
widzę to, co dyktuje mi trwoga.
Zrezygnujmy na chwilę z metafor. Doświadczyć trwogi śmierci to po p r o ­
stu bać się, że się u m r z e . Czy to doświadczenie faktycznie b u d z i „Sobość"?
Jakie jest j e d n a k przejście między p r z e w i d y w a n i e m : nie będzie m n i e oraz j e s t e m absolutnie samotny, o d r ę b n y i nieporównywalny? Co ma dawać do­
świadczeniu trwogi jego m o c wyłączania i w y o d r ę b n i a n i a śmiertelnika ze
wszystkich możliwych całości? Z a p e w n e poczucie, że świat beze m n i e p o z o ­
stanie takim, jaki był wcześniej. Zobaczyć świat bez siebie, zobaczyć siebie
jako całkowicie zbędny k o m p o n e n t świata, wyłączyć rzeczywistość z p o w ł o ­
ki „ja" - o t o chwila, w której wydarza się o w a „Sobość". Ale czy to doświad­
czenie trwogi - a mianowicie widzieć w s z y s t k o jakby m n i e nigdy nie było jest właściwie p o z n a n i e m ? Czy m ó w i mi o n o coś o m o i m miejscu w ś r ó d by­
tów? Co jest tutaj p o z a niejasnym, dziecinnym p r z e r a ż e n i e m : c i e m n ą nocą,
chaosem, pustką? N i e w i e m . Czy t e m u s t a n o w i przysługuje jakakolwiek
wartość poznawcza? Jak dokonuje się tu przejście między a u t o r e m tych s ł ó w
- Rosenzweigiem a o w ą „Sobością"? Czy o d s ł o n i ł a mu się tu n a t u r a człowie­
ka? Czy prywatne odczucie strachu, k t ó r y m raczył był się podzielić z bliźni­
mi? I czy to doświadczenie jest prawdziwe? Czy to, że człowiek jest „Sobo­
ścią", jest prawdą?
186
FRONDA
19/20
Poznawanie jako pożeranie
Jednak, aby m o ż n a było na te pytania odpowiedzieć,
m u s i m y potwierdzić założenie, k t ó r e neguje Rosen­
zweig, a mianowicie, iż istnieje p e w n e g o rodzaju toż­
samość bytu i myślenia. Dla tego, co myślimy,
s p r a w d z i a n e m jest byt. Jak to ujmował św. To­
masz, pierwszym a k t e m intelektu jest znać byt,
rzeczywistość, b o w i e m p r z e d m i o t jest pozna­
walny tylko w t y m s t o p n i u , w ja k im jest aktual­
ny. Intelekt rozpoznaje z a t e m , od razu gdy zaczy­
n a działać,
pierwsze prawo bytu:
to,
ż e d a n a rzecz n i e m o ż e
jednocześnie być i nie być. Skąd j e d n a k bierze się o w a z g o d n o ś ć m i ę d z y
tym, co jest a myślą? Z faktu, że Stwórcą ś w i a t a rzeczy i k r ó l e s t w a d u s z
jest j ed en U m y s ł Boży: on jest o s t a t e c z n ą m i a r ą tak rzeczy, jak nasze­
go myślenia o nich. Dzięki t e m u m o ż e m y odwoływać się do pojęcia
prawdy: bez U m y s ł u Bożego n a s z e sądy tracą oparcie. Wszelka zgod­
ność zakłada b o w i e m istnienie części wspólnej. Z g o d n o ś ć myśli z by­
t e m myślanym m u s i zakładać p o r ó w n y w a l n o ś ć między n i m i . Są tu tylko trzy
w p e ł n i k o n s e k w e n t n e stanowiska. Pierwsze, w ł a ś n i e opisane, to t o , że o w a
wspólność myśli i bytu zasadza się na wyższej p o d s t a w i e : Myśli Bożej. D r u ­
ga możliwość to przyjęcie, że ż a d n e g o p o z n a n i a n i e ma, a świat w o k ó ł n a s to
zjawa i majaki s e n n e . Wszelkie p r a w a myślenia, zasady sprzeczności czy ra­
cji dostatecznej stają się w ó w c z a s z ł u d z e n i e m . Plączemy się w świecie, o k t ó ­
rym nic nie da się powiedzieć lub też, co na j e d n o wychodzi, da się powie­
dzieć wszystko. I wreszcie trzecia możliwość. Człowiek czyli bóg. Świat
w t e d y nigdy nie będzie faktycznie z e w n ę t r z n y : staje się on tylko tym, co jest
naszą myślą.
Wydaje się, że od czasów Kartezjusza myśl zachodnia - i tu m o ż n a zgodzić
się z Levinasem - niszczy transcendencję, zewnętrzność. Podstawowy błąd za­
warty jest w punkcie wyjścia. Kartezjańska zasada, by wszelką pewność czerpać
z własnej świadomości, znalazła ostateczne wypełnienie w myśli Hegla, czyli
idei Myśli jako jedynej zasady bytu i człowieka jako boga. Dla Kartezjusza po­
znanie opiera się na jasnym doświadczeniu: „myślę, więc j e s t e m " . To, co w i e m
o świecie zewnętrznym, jest dla niego już tylko interpretacją dokonywaną przez
lato
2000
187
świadomość. Nie m a m bezpośredniego dostępu do zewnętrzności, a jedynie przez idee, które są także
dziełem umysłu. Jak więc docieram do świata?
.Wychodzę od idei nieskończoności we mnie,
u d o w a d n i a m istnienie Boga, dodaję do tego, że
ów Bóg m u s i być p r a w d o m ó w n y i nie m o ż e
m n i e chcieć oszukiwać. W ostateczności każde poznanie jest tu już tyl­
ko wiarą, jego prawdziwość oparta jest na prawdomówności Boga. Dlatego
Kartezjusz m o ż e sobie łatwo wyobrazić, iż Bóg mógłby stworzyć świat
wbrew zasadom logiki. Wystarczy jednak, jak to uczynił Kant, pójść krok
dalej i pokazać, że r o z u m sam z siebie nie m o ż e wyprowadzić d o w o d u na ist­
nienie Boga, by również świat osunął się w m r o k „rzeczy samych w sobie". Dro­
ga do Fichtego i Hegla zostaje otwarta.
Ale na czym opiera się sąd: „myślę, więc j e s t e m " ? Czy jest on począt­
kiem, czy raczej w n i o s k i e m ? Od XVII wieku tomiści podkreślali, pisze Garrigou-Lagrange, że zasada Kartezjusza jest w n i o s k i e m z zasady niesprzeczności, a nie na o d w r ó t . Faktycznie: jeśli coś m o ż e być i nie być zarazem, to
z tego, że myślę, m o ż e wynikać także to, że nie j e s t e m . Bo też aby twierdze­
nie Kartezjusza było prawdziwe, m u s i o n o b r z m i e ć „każdy byt, k t ó r y myśli,
jest". Ale u s a m e g o a u t o r a Medytacji nie znajdę u z a s a d n i e n i a dla takiego
przejścia. Skąd wiem, że o w a p o d s t a w o w a idea jego myślenia nie j e s t zwod­
niczym dziełem d e m o n a ? Tylko u z n a n i e p i e r w s z e ń s t w a bytu, dostrzeżenie,
jak pokazywał Gilson, że p u n k t e m wyjścia j e s t u c hw y c e nie rzeczywistości intelligibilnej w p r z e d m i o t a c h zmysłowych, a więc że p i e r w s z y m a k t e m inte­
lektu jest byt, pozwala mi wyjść p o z a b ł ę d n e koło.
Paradoks myślenia Rosenzweiga czy Levinasa polega na tym, że próbując
przezwyciężyć idealizm, który czynił ze świata t w ó r ś w i a d o m o ś c i Ja,
faktycznie go przejęli. Tak tylko m o ż n a r o z u m i e ć z a r z u t Rosenzweiga
w s t o s u n k u do Talesa. Dlaczego twierdzenie, że „Wszystko jest w o d ą " , sta­
n o w i p u n k t wyjścia filozofii? Ro s e nz w e ig widzi tu grzech p i e r w o r o d ­
ny dotychczasowej tradycji: redukcję wielości
d o Jedności. Myli t y m s a m y m k o n k r e t n ą po­
stać d a n e g o t w i e r d z e n i a i s ł u s z n ą zasadę.
C z y m ś s ł u s z n y m jest, że r o z u m abstrahuje od
tego, co przygodne i poszukuje wiedzy ogólnej.
188
FRONDA
19/20
G o d n o ś ć istot r o z u m n y c h , wskazują d a w n i m i s t r z o w i e na czele z Tomaszem,
polega na tym, że w sposób n i e m a t e r i a l n y m o g ą stać się jakby każdą rzeczą.
Aby powiedzieć, że dokonuje się tu redukcja, t r z e b a wyobrazić sobie akt p o ­
znania jako akt biologicznego zdobywania, p o ż e r a n i a czy trawienia. Reduk­
cja byłaby „ s p r o w a d z e n i e m d o " , „ z a m k n i ę c i e m w " , p o c h ł o n i ę c i e m , zniszcze­
niem. To prawda, m o ż n a w taki s p o s ó b p a t r z e ć na t w i e r d z e n i e Talesa.
„Wszystko jest w o d ą " znaczyłoby, że wielość b y t ó w - drzew, ludzi, d o m ó w
jest p o z o r e m , płaszczem skrywającym w o d ę . To, co r ó ż n e byłoby po p r o s t u
o d m i a n ą wody. Ale myśl grecka b a r d z o szybko zarzuciła t e n s p o s ó b r o z u m i e ­
nia. Poszukiwanie przyczyn czy też zasad tego, co jest, nie polega na w c h ł o ­
nięciu przez j e d n o wielu, ale na ustaleniu relacji bytowych. O d s ł a n i a się n a m
wtedy świat o wiele bogatszy niż tylko świat p o ż e r a n y i p o c h ł a n i a n y przez
poznającą myśl. Jest to świat ducha, w k t ó r y m „ d o s k o n a ł o ś ć (...) polega na
p o z n a w a n i u p r a w d y " (św. Tomasz z Akwinu, Kwestie dyskutowane o prawdzie,
kw. 15, o d p . ) . N a s z a d u s z a przyjmuje w siebie obrazy innych rzeczy, w pe­
wien sposób staje się tymi rzeczami, nie pozbawiając je j e d n a k ich t o ż s a m o ­
ści i różności.
Levinas pisze: „Wiedza jest relacją Tego-Samego do I n n e g o , w której In­
ne redukuje się do Tego-Samego i traci swą obcość, i w której myśl o d n o s i
się do tego, co inne, ale tak, że i n n e n i e jest już i n n e jako takie, lecz jest już
własne, jest już m o j e " (E. Levinas, Transcendencja i pojmowalność, w zbiorze
Człowiek w nauce współczesnej, s. 117). Skąd a u t o r tego t e k s t u wie o tym, że
istnieje „to, co obce", skoro wszelka wiedza p r z e d s t a w i a mu t o , co obce ja­
ko „własne"? Wiedza jest dla niego w c h ł o n i ę c i e m w siebie tego, co i n n e , j e s t
asymilacją, czyli d o ś w i a d c z e n i e m z m y s ł o w y m . Bo tylko w przypadku zmy­
słów p o z n a w a ć znaczy posiadać p r y w a t n e wrażenia. Aby tak patrzeć, t r z e b a
zanegować d u c h o w o ś ć a k t u p o z n a n i a . Trzeba odrzucić r o z u m jako w ł a d z ę
wydawania uniwersalnych s ą d ó w o rzeczach.
Dialektyka różnicy
Co to d o k ł a d n i e znaczy, że m a m y p o s z u k i w a ć - jak d o m a g a się t e g o od n a s
Rosenzweig - „podstawy n i e t o ż s a m o ś c i w m y ś l e n i u " ? Pisze on, że „Tożsa­
m o ś ć Myślenia i Bytu zakłada ich w e w n ę t r z n ą n i e t o ż s a m o ś ć " (.Gwiazda zba­
wienia, s. 65), czyli różnicę. Ta dialektyka zasadza się na d w u z n a c z n o ś c i
LATO
2000
189
używania niektórych pojęć. I tak, m ó w i ą c o tym, że „Tożsamość Myślenia
i Bytu zakłada ich w e w n ę t r z n ą n i e t o ż s a m o ś ć " , Rosenzweig za p i e r w s z y m ra­
z e m ma na myśli ścisłą o d p o w i e d n i o ś ć bytu i myślenia (a = a), by p o t e m ro­
zumieć przez nią tylko częściową z g o d n o ś ć ( a ^ a ) . Oczywiście, każde zesta­
wienie pojęcia i jego p r z e d m i o t u jest w p e w i e n s p o s ó b p o d o b n e , a w p e w i e n
sposób nie. Myśląc o k a m i e n i u nie staję się m a t e r i a l n y m k a m i e n i e m , a jed­
nak c h w y t a m d u c h o w o jego i s t o t ę . Potrafię dalej j u ż rozróżnić k a m i e ń od
jabłka czy psa. N i e t o ż s a m o ś ć bytu i myśli dotyczy tego, co w bycie material­
ne, gęstej, nie dającej się przebić zmysłowości. Tożsamość dotyczy jego o b ­
razu poznawczego, tego, co u m y s ł przyjmuje z rzeczy z e w n ę t r z n e j , tego co
z niej abstrahuje, co będąc ogólne, istnieje tylko w konkrecie. Staję się w pe­
wien s p o s ó b k a m i e n i e m , kiedy o n i m myślę, ale nie m a t e r i a l n y m k a m i e n i e m .
Poznanie zakłada n i e t o ż s a m o ś ć i zarazem t o ż s a m o ś ć bytu i myśli, nie w t y m
s a m y m sensie j e d n a k !
Trafnie zauważył Vincent D e s c o m b e s , że i s t o t ą współczesnej myśli jest
odkrycie różnicy w samej definicji tożsamości. „Różnica, choć jest formą ni­
cości, jako, że odróżniać się od czegoś to nie być t y m czymś, s t a n o w i część
tego, co jest. (...) Aby między b y t e m a nicością była różnica, konieczne j e s t
włączenie nicości w bycie" (Jo samo i inne, s. 4 6 ) . Taki ma być cel nowej dialektyki: w p r o w a d z e n i e różnicy w t o ż s a m o ś ć czy też negatywności w byt.
Ale w jakiej mierze m o ż n a powiedzieć, że różnica jest formą nicości? Tyl­
ko wtedy, gdy zakłada się, że nicość jest czymś, co m o ż e m i e ć formę. Ma się
tu więc na myśli względną nicość, d a n ą w sądzie: A jest i n n e niż B. Ta różni­
ca byłaby tym, co odjęte od A czyni z niego B. Gdyby człowiek nie miał zmy­
słów, gdyby o d e b r a ć mu zdolność p o r u s z a n i a się, myślenia, gdyby nie mial
gładkiej skóry, miękkiego ciała, gdyby zostawić mu jedynie zdolność wzra­
stania, stałby się rośliną. To wszystko, co z o s t a ł o odjęte, s t a n o w i różnicę.
Z p u n k t u widzenia rośliny jest o n a nicością (tym, czego o n a nie m a ) , z p u n k ­
tu widzenia człowieka b r a k i e m (tym, co mu odjęliśmy). W istocie taka ope­
racja dialektyczna możliwa jest tylko przez t o , że raz m ó w i ą c o nicości m a ­
my na myśli zaprzeczenie, drugi raz coś i n n e g o niż to s a m o . Z r ó w n u j e m y tu
dwa sądy: nie-A jest tym samym, co inne-niż-A. To prawda: skoro nie ma A,
to nie ma A. Ale jest wiele rzeczy nie będącymi A, a j e d n a k będącymi. Raz
przypisuje się tu słówku „jest" w a r t o ś ć egzystencjalną, drugi raz tylko war­
tość łącznika w orzeczeniu.
190
FRONDA
19/20
Dlaczego tak postępujemy?
Co c h c e m y
osiągnąć? Przezwyciężenie idealizmu - m ó w i
się n a m . I n t e r p r e t a t o r z y myśli Rosenzweiga
pokazują, że w e d ł u g a u t o r a Gwiazdy zbawienia
filozofia osiągnęła
absolutną
samoświado­
m o ś ć w myśli Hegla. Z a r a z e m żydowski myśli­
ciel widział, że Hegel z a m k n ą ł c z ł o w i e k a
w szklanym z a m k u swego Ja. Co należało
uczynić? Rosenzweig nie zdobył się na p o w r ó t
do realizmu. Rezygnując z rozbicia idealistycznego założenia, w e d ł u g które­
go byt to to, co p o m y ś l a n e , wyzbył się j e d y n e g o skutecznego lekarstwa. Za­
miast tego uderzył p o z o r n i e głębiej: w s a m ą ideę jedności Logosu jako pod­
stawy jedności p o z n a n i a . Z a d a ł pytanie: dlaczego jakieś rzeczy n a z y w a m y
takimi samymi? Dlaczego myślimy świat p r z e d m i o t ó w jako jeden, a nie jako
nieskończoną liczbę odrębnych rzeczy? Dzięki d o ś w ia dcz e niu trwogi odna­
lazł byt par excellence o d r ę b n y : człowieka. I zaraz p o t e m pojawiła się trójca:
Bóg-Swiat-Człowiek. Inaczej niż u Hegla, świat miał być p r a w d z i w y m świa­
tem, człowiek p r a w d z i w y m człowiekiem, a Bóg p r a w d z i w y m Bogiem. Każdy
z e l e m e n t ó w z u p e ł n i e odrębny. N i e są o n e , jak u Hegla, tylko formami jed­
nej s a m o ś w i a d o m o ś c i , ale t r z e m a jakby a b s o l u t a m i , albo lepiej - o d r ę b n y m i
e l e m e n t a m i absolutu. Relacja, czyn mają być wcześniejsze od bytu, mają go
d o p i e r o ustanawiać. To ma przywrócić mu s a m o d z i e l n e życie. To ma u m o ż ­
liwić faktyczne spotkanie. Tu j e d n a k kryje się zasadzka. Tak d ł u g o jak Rosen­
zweig pozostaje człowiekiem - nie jest przecież Światem-Bogiem - wszelkie
spotkanie odrębnych e l e m e n t ó w będzie m u s i a ł o przekształcać się w do­
świadczenie jego świadomości.
Wówczas każdy opis stanu ontycznego okaże się faktycznie o p i s e m s t a n u
świadomości. Procesy psychologiczne s t a n ą się ź r ó d ł e m procesów ontologicznych. Wyjdziemy poza żelazną, abstrakcyjną logikę, p o p a d n i e m y jednak w nie
mniej dokuczliwe więzienie uczuciowości i wrażenia. Będziemy chcieli wyrwać
się na zewnątrz, poza n a s samych, ale wciąż będziemy natrafiali na ślady Ja. Bę­
dzie o n o teraz bliższe, będzie łkało, cierpiało, kochało, ale - tu odzywa się to
straszne podejrzenie - czy o n o w ogóle jest? M o ż e m y patetycznie głosić, że „Ja
całkiem zwykły, prywatny podmiot, ja z i m i e n i e m i nazwiskiem, ja proch i p o ­
piół, ja jeszcze w ogóle jestem. I filozofuję, tzn. m a m czelność filozofować
LATO-2000
191
wszechpotężną filozofię" (cyt. za: A. Żak, Punkt wyjścia filozofii Franza Rosen­
zweiga, w: Zawierzyć człowiekowi. Księdzu Józefowi Tischnerowi na sześćdziesiąte uro­
dziny, s. 460-474). No dobrze, ale czy to Ja filozofuje, czy też opowiada n a m
o swoich prywatnych doświadczeniach? Zauroczenie się prywatnym bytem,
podziw dla samego siebie ma n a m odsłonić n o w ą wiedzę. Jak jednak n a s t ę p u ­
je przejście od imienia i nazwiska, tego, co absolutnie prywatne, do filozofii,
do tego, co ogólnie prawdziwe? Nie ma na to odpowiedzi. Są kolejne metafo­
ry. Jest ucieczka przed tym, co od wieków wyznaczało sens filozofii: „ n a z w a m i
należy posługiwać się w taki sposób, jak czyni to ogół ludzi" (Arystoteles, To­
piki). A więc, z jednej strony, wychodzimy od tego, co najbardziej k o n k r e t n e od mojego imienia, z drugiej zaś, zaczynamy się n i m
posługiwać jakby było pojęciem ogólnym. To dzięki te­
mu zabiegowi filozofia dialogu sprawia pozór tak bli­
skiej człowiekowi.
Szukamy w p r a w d z i e tego, co trwałe, ale wierzy­
my, że „nie w o l n o się n a m wyprzeć śmierci i m u s i m y
przyjąć Nicość t a m , gdzie i jak m o ż e n a s o n a spotkać
i uczynić ją t r w a ł y m p u n k t e m wyjścia tego, co trwa­
ł e " (Gwiazda zbawienia, s. 7 4 ) . D o b r z e . Lecz na m o c y
jakiego zabiegu kiedykolwiek przejdziemy od Nicości
do bytu? Jak z N i e wywiedziemy Tak? Przecież z N i ­
cości nic nie powstaje! M ó w i m y wprawdzie, że nie
chodzi tu o o g ó l n ą Nicość,,tylko o Nicość poszcze­
gólnego pojęcia. M ó w m y sobie co chcemy, bo i t a k nic nie zyskamy. Cóż to
niby znaczy, że czynimy z Nicości Boga założenie, bo na początku nie ma On
być dla n a s niczym innym, tylko p r o b l e m e m ? Kto to są ci „ m y " ? R o s e n z w e ­
ig, zapewne. Jak m o ż n a uzyskać rzeczywistość, k t ó r a nie jest w związku
z ż a d n ą i n n ą rzeczywistością, tylko jest s a m a w sobie? Z n o w u w y c h o d z i m y
od pojęć, k t ó r e coś już znaczą, takich choćby jak Bóg, i w y p r o w a d z a m y dalej
Jego istotę, r z e k o m o z czystej negatywności. „Wolność Boga zrodziła się
z p i e r w o t n e g o zaprzeczenia Nicości jako to, co s k i e r o w a n e jest na w s z y s t k o
inne, jedynie jako i n n e " (Gwiazda zbawienia, s. 8 8 ) . Wynikałoby z tego, że akt
u s t a n o w i e n i a Bożej wolności był t y m s a m y m co akt zaprzeczenia nicości,
czyli że nicość była czymś p i e r w o t n y m . Ale jaka nicość? Oczywiście, a u t o r
Gwiazdy zbawienia zdaje sobie sprawę, że nie m o ż e tu chodzić po p r o s t u o ni192
FRONDA
19/20
cość t r a k t o w a n ą jako czyste, a b s o l u t n e zero, jako brak. Nie, z takiej ogólnej
nicości nic by p o w s t a ć nie m o g ł o . Ale z k o n k r e t n e j nicości naszej wiedzy?
Z nicości naszej wiedzy o Bogu dlaczego nie miałby p o w s t a ć Bóg? Dlaczegóż
to pojęcie wolności absolutnej, pojęcie Boga, k t ó r y przekracza s a m e g o siebie,
wychodzi poza siebie i zniża się ku Człowiekowi, n i e m i a ł o b y być... s a m y m
Bogiem? „ Z a r ó w n o bóg Indii jak i C h i n , także już p r z e d t y m o s t a t e c z n y m
rozpłynięciem się w N i r w a n i e i Tao, dzieli słabość owych b o g ó w m i t u , nie­
m o ż n o ś ć przekroczenia siebie s a m e g o " (Gwiazda zbawienia, s. 100). Bóg In­
dii i Chin to bóg, jakiego d o ś w i a d c z a n o w Indiach i C h i n a c h . To, że nie m o ­
że on przekroczyć siebie oznacza, że H i n d u s i i Chińczycy nie m o g ą go sobie
wyobrazić (doświadczyć go) jako przekraczającego siebie. J e d n a k w końcu
przekroczenie siebie następuje. Z m o c y Nicości powstaje w Bogu wolny
czyn, następuje zejście ku człowiekowi, otwarcie się na niego. Ale: czy to nie
człowiek otwiera się s a m na siebie? Czy t e n Bóg powstający z nicości ludz­
kiej wiedzy nie jest aby Człowiekiem?
Skąd się b o w i e m wziął? Czy m o ż e być zasadą świata? Wszystko wskazu­
je, że nie, skoro świat, człowiek i Bóg znajdują się p o z a relacją wzajemną.
Nie doszliśmy do Niego badając świat (w języku Rosenzweiga należałoby ra­
czej powiedzieć, że Świat s a m do N i e g o nie d o s z e d ł ) , nie doszliśmy także
medytując n a d sobą. Tu docieramy tylko do wiecznej „Sobości". W jaki spo­
sób j e d n a k filozof m o ż e n a m powiedzieć, że każdy z t r z e c h e l e m e n t ó w : Bóg,
Człowiek i Świat to s a m o t n a Sobość, która, z a p a t r z o n a w siebie, nie z n a ni­
czego p o z a sobą? Wydaje się, że Rosenzweig wie przynajmniej tyle o każdej
z nich, ile o n e wspólnie nie w i e d z ą o sobie. Jeśli z a t e m wszystkie te w n i o ­
skowania nie s ą a b s u r d e m , t o m o g ą o n e stanowić p r z y g o t o w a n i e d o ujawnie­
nia faktycznego celu dialektyki: odkrycia, że cała z e w n ę t r z n o ś ć jest przeży­
ciem psychicznym, że religijne pojęcia są alegoriami, k t ó r y m i posługuje się
chciwe p a n o w a n i a Ja, by zawładnąć ś w i a t e m i Bogiem! Ze tak jest, o d s ł a n i a
się n a m w m o m e n c i e , gdy Rosenzweig pokazuje na czym polega Stworzenie,
Objawienie i Zbawienie.
Świadomość budzi Stworzenie
W tradycyjnym języku mówiąc o s t w o r z e n i u m a m y na myśli p e w i e n fakt:
Bóg daje istnienie rzeczom. To, czego nie było, realnie zaczyna istnieć. Oczyl.ATO-2000
93
wiście, przedstawienie sobie tego aktu jest dla n a s z e g o u m y s ł u niemożliwo­
ścią. Obcujemy b o w i e m już zawsze ze ś w i a t e m będącym. Z n a m y byty, k t ó r e
przestają być, k t ó r e giną, a j e d n a k zmysły pokazują n a m , że wszelkie przej­
ścia dokonują się jako p r z e m i a n y z jednej formy bytu w inny. Tym n i e m n i e j ,
ilekroć chrześcijanin czy żyd myśli o stworzeniu, ma na myśli Czyn Boga,
w s k u t e k którego to, czego w ogóle realnie nie było, zaczyna istnieć. U Ro­
senzweiga takie r o z u m i e n i e s t w o r z e n i a zostaje o d r z u c o n e .
Stworzenie to w myśli Rozenzweiga nie coś realnego, ale przeżycie. „To, co
z p u n k t u widzenia Boga jest stworzeniem, z p u n k t u widzenia stworzenia m o ż e
oznaczać jedynie nagłe przebudzenie się świadomości jego stworzoności, jego
bycia stworzonym" (Gwiazda zbawienia, s. 2 1 6 ) . Człowiek nie m o ż e dowiedzieć
się o Stworzeniu jako zewnętrznym akcie: w człowieku m o ż e obudzić się świa­
domość bycia stworzonym. Nie mówi n a m o n a nic o tym, czy stworzenie fak­
tycznie miało miejsce, jest tylko s t a n e m świadomości, w którym widzimy sie­
bie jako stworzenia, a Boga jako Opatrzność. Rosenzweig pisze, że „ta
świadomość jest czymś całkowicie obiektywnym" (Gwiazda zbawienia, s. 216).
W jaki sposób? Świadomość m o ż e być obiektywna tylko wtedy, gdy odnosi się
do bytu. Jak jednak m o ż e dokonać się przebudzenie świadomości, coś z zasady
jednostkowego, czemu przysługiwała będzie m o c powszechna, a mianowicie
obiektywność? Ta czysto heglowska formuła prowadzić by n a s musiała z n o w u
do pojęcia Ducha absolutnego, które to właśnie Rosenzweig zwalcza. Mówi on
nam, że nowym zadaniem filozofii ma być „postawienie Stworzenia obok prze­
życia Objawienia" (Gwiazda zbawienia, s. 192). Dzięki t e m u będzie m o ż n a uza­
sadnić „ufność w nadejście etycznego królestwa ostatecznego zbawienia", co
jest dzisiaj „jądrem wiary". Jak dokonuje tego autor Gwiazdy Zbawienia? Dzięki
czemu udaje mu się postawić Stworzenie obok Objawienia? Dzięki redukcji
tych wydarzeń do aktów świadomości! Objawienie staje się przeżyciem miłości
Boga, stworzenie przeżyciem bycia stworzonym, zbawienie zaś przeświadcze­
niem o osiągnięciu przez świadomość w przyszłości stanu doskonałego odpo­
czynku. I tak, pogaństwo nie jest niczym innym, jak tylko p e w n y m s t a n e m
świadomości, w którym Bóg, świat, człowiek są rozdzielone. Koniec p o g a ń s t w a
następuje wraz z narodzinami świadomości bycia stworzonym, o n a zaś otwie­
ra się n a m w m o m e n c i e objawienia, czyli przeżycia Bożej miłości zapowiadają­
cej jednocześnie pełne zbawienie rodzaju ludzkiego. Przejście z sytuacji braku
relacji - brak więzi i separacja - do sytuacji nawiązania relacji trzech osobnych
194
FRONDA
19/20
elementów oznacza narodziny nowej egzysten­
cji. Jak trafnie wskazał jeden z k o m e n t a t o r ó w
myśli Rosenzweiga, Tadeusz Gadacz, „stworze­
nie polega n a p r z e m i a n i e
w
świat
bliski".
obcego
świata
Stworzenie-Objawienie-Zb-
awienie są jakby różnymi etapami odsłonięcia
obecności Bożej, różnymi stopniami jej odczuwania.
Wszystko są to wydarzenia na miarę zamkniętego świata świado­
mości. Jeszcze raz trzeba postawić pytanie: jakiej świadomości? Bo­
skiej czy ludzkiej? O t o m o m e n t , w k t ó r y m Rosenzweig okazuje się tak
bardzo współczesny. W jego myśli, co Levinas nazwie później najbar­
dziej żydowskim e l e m e n t e m dzieła Rosenzweiga, t r u d n o powiedzieć
kto kogo zbawia, kto k o m u się objawia i kto kogo stwarza! Teraz wi­
dać oryginalność myśli a u t o r a Gwiazdy zbawienia. Potrafił on włożyć w dawne,
tradycyjne formuły n o w ą treść. Wprawdzie z jednej strony w Stworzeniu zy­
skujemy świadomość bycia zależnymi, skończonymi istotami, ale jednocześnie
jest o n o wydarzeniem „które z samego świata promieniuje na świadomość
Stwórcy i dopiero całkowicie ją określa" (Gwiazda zbawienia, s. 2 1 6 ) . M o ż e m y
więc powiedzieć, że Bóg stworzył świat, ale m u s i m y właściwie to zdanie rozu­
mieć: znaczy ono, że m a m y świadomość bycia stworzonym, a Bóg zyskuje
świadomość bycia Stwórcą. Jednak k t o jest sprawcą tego wszystkiego? „Świat
m u s i posiadać charakter stworzenia, tak jak Bóg m u s i mieć m o c stwórczą, aby
mogło wyłonić się Stworzenie jako rzeczywisty proces między n i m i d w o m a "
(Gwiazda zbawienia, s. 233). Czym jest to Stworzenie? Wychodzi na to, że to ja­
kaś ludzko-boska świadomość, która w człowieku przejawia się jako bycie
stworzeniem, w Bogu zaś jako bycie Stwórcą. Jak człowiek dojrzewa do bycia
stworzeniem przezwyciężając pogaństwo, tak i Bóg d o r a s t a do bycia Stwórcą
przezwyciężając n i e m e zamknięcie się w sobie. Schodzą się oni razem, wyda­
rzają się sobie nawzajem, jeden spragniony drugiego, jeden drugiego potwier­
dzający. Jeden zaś i drugi wspólnie gwarantują rzeczywistość procesu, czyli faktyczność doświadczenia, w którym obaj uczestniczą: człowiek wyznacza jakby
jego wymiar subiektywny, Bóg obiektywny.
N i m Bóg się nie odsłoni, człowiek p o z o s t a n i e z a m k n i ę t y w Sobości. N i m
jednak człowiek nie odpowie, Bóg będzie w i ę ź n i e m samowoli. Stworzenie-Objawienie-Zbawienie odsłaniają o b e c n o ś ć Boga. O b e c n o ś ć Boga to tyle, co
LATO-2000
195
miłość, a m i ł o ś ć to tyle, co o d c z u w a n i e bycia ko­
c h a n y m i o d p o w i e d ź kochającego. Bóg kocha, Bóg
wychodzi m i ł o ś n i e ku Sobości przemieniając ją
w duszę, o n a zaś przyjmując Jego miłość czyni
z Niego Boga d o b r e g o . „ ( . . . ) M i ł o ś ć kochającego,
wciąż zaprzeczająca sobie samej, znajduje t o , cze­
go nie m o g ł a b y znaleźć w sobie samej: potwier­
dzenie i t r w a ł o ś ć " (Gwiazdazbawienia, s. 2 8 7 ) . Mi­
łość,
pisze żydowski myśliciel, jedynie w t e d y
m o ż e być stałą, gdy całkowicie żyje w niestałości
- „w t e n s p o s ó b kocha także Bóg" (Gwiazda zbawienia, s. 2 7 6 ) . W myśli Ro­
senzweiga nie ma żadnej f u n d a m e n t a l n e j różnicy m i ę d z y miłością nadprzy­
r o d z o n ą a zwykłą miłością uczuciową. N i e ma miejsca na analogię. Aby o Bo­
gu m o ż n a było m ó w i ć w s p o s ó b analogiczny, t r z e b a by przyjąć h i e r a r c h i c z n ą
relację łączącą Absolut z człowiekiem. Tu n a t o m i a s t trzy e l e m e n t y Wszyst­
kiego - Bóg, Człowiek, Świat - pozostają na t y m s a m y m jakby p o z i o m i e . Au­
tentyczna idea Objawienia polega na tym, że trzy «faktyczne» e l e m e n t y
Wszystkiego - Bóg, Świat Człowiek - „wychodzą z siebie, wzajemnie do sie­
bie przynależą, schodzą się ze s o b ą " (Gwiazda zbawienia, s. 2 0 8 ) . N i e ma re­
alnej relacji podległości i zależności. Człowiek jest niewątpliwie stworze­
n i e m zależnym od Boga, ale tylko w tej mierze, w jakiej p r z e b u d z i ł a się jego
świadomość; Bóg jest niewątpliwie w s z e c h m o c n y m Stwórcą, o tyle jednak,
o ile wykroczył p o z a siebie i znalazł w człowieku g w a r a n t a swojego bycia
Stwórcą. „Wiara d u s z y wyznaje w swej wierności m i ł o ś ć Boga i nadaje jej
trwały byt. Kochający, k t ó r y oddaje się w swojej miłości, zostaje s t w o r z o n y
na n o w o w wierności ukochanej i o d t ą d na z a w s z e "
(Gwiazda zbawienia,
s. 2 8 7 ) . Bóg więc daje się n a m , ale t e n dar m u s i zostać potwierdzony. Bez
wierności ukochanej, bez w y z n a n i a duszy, p o z o s t a ł b y jedynie rzeczywisto­
ścią ukrytą w pogań st w ie . „Bóg kocha człowieka jako ipseitas (...) Tę relację
miłości idącej od Boga do j e d n o s t k o w e g o człowieka, R ose nz w e ig nazywa
O b j a w i e n i e m " - pisze komentując słowa a u t o r a Gwiazdy zbawienia Levinas
(Trudna wolność, s. 2 0 0 ) . O t o Bóg Rosenzweiga: bodziec umożliwiający czło­
wiekowi zyskanie p e ł n i własnej ś w i a d o m o ś c i ! O t o Objawienie, k t ó r e jest
„dokonującym się w miłości Bożej d o j r z e w a n i e m niemej Sobości do postaci
mówiącej d u s z y " (Gwiazda zbawienia, s. 3 2 7 ) .
196
FRONDA
19/20
Lecz to nie wszystko. Objawienie p o z w o l i ł o spotkać się
w dialogicznej relacji człowiekowi i Bogu. Pozostał jeszcze
świat. Dusza, o b u d z o n a w Sobości w s k u t e k przeżycia Obja­
wienia, pozostaje nadal z a m k n i ę t a na świat. To otwarcie doko­
nuje się właśnie przez Zbawienie, w k t ó r y m to dziele „Bóg
zbawia ostatecznie s a m e g o siebie" (Gwiazda zbawienia, s. 3 2 7 ) .
Jak p o g a ń s t w o , czyli przeszłość stała się S t w o r z e n i e m w s k u t e k
Objawienia, tak też i przyszłość o d s ł a n i a się jako Z b a w i e n i e .
Śmiertelność bliźnich, którzy należą do przyszłości, d o m a g a się zbawienia.
Przyszłość jest p y t a n i e m o o b e c n o ś ć Boga dla wszystkich.
„Objawienie Boga człowiekowi jest więc gwarancją, która zostaje d a n a
światu jako p o r ę k a jego Zbawienia" (Gwiazda zbawienia, s. 4 1 8 ) . Z n o w u , jak
w przypadku Stworzenia i Objawienia, widzimy podwójność: Bóg przyrzeka
zbawienie, ale też będzie o n o Jego u d z i a ł e m . „W Zbawieniu świata przez czło­
wieka, człowieka w świecie, Bóg zbawia s a m e g o siebie" (Gwiazda zbawienia,
s. 356). Bez człowieka Zbawienie świata nie byłoby możliwe, tylko on spra­
wia, że Bóg m o ż e odnaleźć swą wieczność i szczęście. N i e chodzi tu bynajm­
niej o chrześcijańską prawdę, p o d ł u g której jeśli człowiek chce zostać zbawio­
ny, m u s i współdziałać z Bogiem. Zgodnie z nią Zbawicielem jest zawsze Bóg;
współdziałanie człowieka jest wprawdzie konieczne, ale nie dla Zbawienia
Boga, tylko narażonego na zgubę wieczną człowieka. Tu z u p e ł n i e inaczej:
„Objawienie Boga rozpoczyna więc dzieło Zbawienia, k t ó r e j e d n a k ż e jest
dziełem człowieka" - pisze Levinas (Trudna wolność, s. 2 0 1 ) . W jakim sensie?
Zbawienie świata dokonuje się przez miłość bliźniego. Zbawienie świata jest
dziełem świętego, który - w myśli Rosenzweiga - inaczej niż mistyk nie za­
myka się na świat, nie pogrąża w r a d o s n y m o b c o w a n i u z b o s k ą Sobością, ale
wypromieniowuje jakby żar Bożej miłości na bliźnich. Miłość Boga staje się
tu miłością bliźniego. Widać, że Rosenzweig spełnił d a n e przyrzeczenie. Po­
łączył Stworzenie z Objawieniem i Z b a w i e n i e m . Pokazał, jak Objawienie rzu­
tuje w przeszłość przeżycie bycia s t w o r z o n y m i w przyszłość przeżycie bycia
zbawionym. Tak, słowa o p o w s z e c h n y m królestwie etyki jako o podstawie
dzisiejszej wiary znalazły wypełnienie. Stworzenie jest zapowiedzią Objawie­
nia, Objawienie zaś odsłania Zbawienie jako zadanie polegające na miłości
bliźniego. W ostatecznym r a c h u n k u „Zbawienie wyzwala Boga z pracy n a d
Stworzeniem i z miłosnej troski o d u s z ę " (Gwiazda zbawienia, s. 593).
LATO'2000
197
Tropem nieskończoności
Jeśli w myśli Rosenzweiga m a m y początek drogi, prowadzącej do rozdziele­
nia Boga-Czlowieka-Świata, to jej kres znajdziemy u Levinasa. W jego myśli
Bóg staje się absolutnie obcy, n i e p o z n a w a l n y i nieprzedstawialny, staje się
Nieskończonością. O ile w Gwieździe zbawienia objawienie nadal zachowuje
swoje religijne korzenie (przynajmniej jeśli chodzi o retorykę) ujawnia Bożą m i ł o ś ć - to u a u t o r a Nieskończoności i całości zostaje
o n o s p r o w a d z o n e do miłości bliźniego. „Boskość m o ż e objawić się
jedynie p o p r z e z bliźniego" (Trudna wolność, s. 167). Jakiekolwiek
dotarcie do boskości samej w sobie, do Boga jako osoby, jako
sprawcy historii i Pana stworzenia, jest wykluczone.
Podobnie jak a u t o r Gwiazdy zbawienia, Levinas postanowił odkryć
m o m e n t , w k t ó r y m dokonuje się rozbicie całości. „Objawienie zna­
czy [dla Rosenzweiga] ustanawianie relacji między odzielonymi ele­
m e n t a m i absolutu, nie poddającymi się syntezie i łączeniu w całość, o p o r n y m i
wobec wszelkiej koniunkcji, która pozbawia je - jak w filozofii idealistycznej samego ich życia" (O Bogu, który nawiedza myśl, s. 2 2 8 ) . Jest to m a r z e n i e o ję­
zyku, który mówiłby rzeczami, o umyśle,^ctóry byłby z m y s ł e m do­
tyku. Stanąć wobec tego, co i n n e bez żadnych założeń, stanąć jak
czysta odrębność wobec czystej odrębności, zewnętrzność wobec zewnętrzności - o t o cel, a zarazem chimera. Myśl bez pojęć, język bez
słów, rozdzielenie bez jedności, byt rozbity i roztrzaskany na tysiące
fragmentów - do tego zmierza Levinas. I przegrywa tak s a m o jak
Rosenzweig. Klęski tej myśli nie są w stanie ukryć n a w e t pomysło­
we metafory. Levinas nie odpowiada na p o d s t a w o w e pytania: jak to
się dzieje, że człowiek uznaje inność i równość drugiego? Jak idea
Nieskończoności m o ż e cokolwiek sprawiać? Czy Nieskończoność
m o ż e w ogóle być kimś? Dlaczego obecność bliźniego zobowiązuje? J e d n y m
słowem: jak w świecie separacji możliwa jest łączność, która nie byłaby prze­
mocą? Czy w ogóle dwa radykalnie i n n e byty m o ż e wiązać w s p ó l n e prawo, czy
mogą o n e podlegać j e d n e m u autorytetowi? Z a m i a s t odpowiadać na pytania,
proponuje się n a m p o d d a n i e urokowi przenośni.
P o d s t a w o w y m pojęciami, k t ó r e pojawiają się w myśli Levinasa, są „ t r a n s ­
cendencja" i „ n i e s k o ń c z o n o ś ć " . Co o n e d o k ł a d n i e znaczą? Słyszymy, że „kie|9g
FRONDA
19/20
dy ściśle rozwiniemy pojęcie transcendencji, wyrazi się o n o s ł o w e m «nies k o ń c z o n o ś ó / ' . Ściśle rzecz ujmując, m a m y tu klasyczny przypadek definio­
w a n i a n i e z n a n e g o przez jeszcze bardziej n i e z n a n e .
Levinas pisze, że „«myślenie», «wewnętrzność» to p ę ka nie bytu i s a m o wy­
darzanie się transcendencji" (Całość i nieskończoność, s. 2 7 ) . Co to znaczy, że
transcendencja się wydarza? Mówiąc, iż coś się wydarza, chcemy powiedzieć,
że zaszedł nowy fakt, że nastąpiło coś, co u p r z e d n i o nie m i a ł o miejsca. Pyta­
my więc o czas - kiedy się to wydarzyło i o fakt „co się wydarzyło". N p . k t o ś
opowiada n a m o wypadku, którego był świadkiem, a my pytamy: kiedy się to
wydarzyło i co się stało. Ale co to znaczy, że „myślenie" jest w y d a r z e n i e m się
„transcendencji"? Czy chcemy w t e n s p o s ó b powiedzieć, że myślenie jest
emanacją transcendencji? A m o ż e jej przejawem, odbiciem, skut­
kiem? Innymi słowy: jaki istnieje związek między transcendencją
a myśleniem? Być m o ż e Levinas nie zamierza powiedzieć nic wię­
cej, jak tylko tyle, że człowiek, gdy myśli, postępuje jak istota du­
chowa. Dlaczego w t a k i m razie m ó w i o wydarzeniu się transcen­
dencji, a więc o radykalnie nowym, czasowo n i e p o p r z e d z o n y m
zaistnieniu? I wciąż nie wiemy, czym jest tajemnicza transcen­
dencja. Czy to byt, czy też relacja, atrybut, symbol?
Wydarzać się - to słowo zakłada także bierność, pasywność.
Mówimy zawsze: coś się wydarzyło, a nie ktoś się wydarzył. Opisujemy pewien
bezosobowy stan rzeczy, a nie akt woli. A więc transcendencja nie jest k i m ś
(np. obdarzonym r o z u m e m Bogiem), ale jakby boskością. Transcendencja coś radykalnie innego niż wszystko, co da się pomyśleć, wyobrazić, opisać,
przedstawić, poznać wreszcie - ma objawić się w twarzy innego
człowieka. Levinas pisze tu o rozbłysku transcendencji. Z a t e m
transcendencja byłaby czymś w rodzaju idei platońskiej. Ale idea
platońska nie m o ż e się wydarzyć - jej p o d s t a w o w ą cechą jest nie­
zmienność, pozostawanie zawsze taką samą.
Opozycję transcendencji i immanencji żydowski autor wyraża
też przy pomocy innej pary pojęć: tożsamości i inności. Czym jest
jednak Tożsamość, która zamyka przede m n ą świat Innego? Wy­
daje się, że obejmuje o n a w sobie wszystkie możliwe akty mojej
woli i mojego r o z u m u , na czele z p o z n a n i e m , które sprawiają że to, co inne,
staje się p r z e d m i o t e m poznawalnym. Skoro poznać to uchwycić byt wychodząc
LATO-2000
199
od niczego albo sprowadzić go do niczego, odebrać mu jego inność, to nie m o ­
gę docierać do zewnętrzności przez poznanie. Poznanie staje się, jak podkreśla
to Levinas, przemocą w stosunku do świata (Etyka i Nieskończoność, s. 3 8 ) . Prze­
mocą: bowiem t e m u , co obce i inne, narzuca moje pojęcia. Pojęcie czegoś in­
nego byłoby sprzecznością s a m ą w sobie: o ile coś jest pojmowalne, o tyle nie
jest inne, a więc o tyle nie jest.
Skoro j e d n a k Tożsamość obejmuje w sobie wszystko t o , co m o ż e być p o ­
myślane i pojęte, to jak w ogóle m o g ę docierać do tego, co na zewnątrz?
„Idea zewnętrzności - wskazuje Levinas - to n a w r ó c e n i e się duszy na zewnętrzność, czyli a b s o l u t n i e Inne, czyli na nieskończoność, nie daje się wy­
wieść z samej tożsamości tej duszy, gdyż nie j e s t na jej m i a r ę " (Całość i nie­
skończoność, s. 55). Widzimy tu kolejne r ó w n a n i a : z e w n ę t r z n o ś ć jest tym, co
absolutnie inne, czyli nieskończonością. Tym, co o s t a t e c z n i e objawia n a m
o w o ostatecznie Inne, jest twarz człowieka, w której o t w i e r a się w y m i a r boskości. To Inny jest epifanią nieskończoności, a „idea nieskończoności jest
o s t a t e c z n ą s t r u k t u r ą bytu, jakby w a r u n k i e m s a m e g o wydarzania się nieskoń­
czoności" (Całości nieskończoność, s. 5 5 ) . Dlaczego j e d n a k Levinas m ó w i o na­
wróceniu na zewnętrzność? Wynikałoby z tego, że d u s z a t r w a p i e r w o t n i e za­
m k n i ę t a na z e w n ę t r z n o ś ć , że potrzebuje nagłego a k t u wyjścia z siebie
i odsłonięcia, aktu na m i a r ę religijnego nawrócenia. Kto ją nawraca? Twarz
innego. Ale jaka twarz i co w niej d o k ł a d n i e n a w r a c a d u s z ę na z e w n ę t r z n o ś ć ?
Jeśli transcendencja to zupełnie „poza", to każda p r ó b a uchwycenia owe­
go „poza" będzie z góry skazana na n i e p o w o d z e n i e . Najpierw definiujemy
p e w n e pojęcie jako „a" - p o d m i o t poznający. P o t e m definiujemy p r z e d m i o t ja­
ko „nie-a". Nic dziwnego, że wówczas p o z n a n i e będzie zawsze a k t e m t r a n s cendowania, będzie czymś nieskończonym. Skuteczność tego typu dialektyki
zależna jest tylko od tego, co d o k ł a d n i e p o d s t a w i m y p o d „a" i „nie-a" i przy
pomocy jakich metafor opiszemy ich relację.
Jeśli b ę d ą to dwie p r o s t e równoległe w p r z e s t r z e n i euklidesowej, to ich
wieczny brak zetknięcia nie wywoła emocji. Skoro j e d n a k p o d s t a w i m y za „ a "
siebie a za „nie-a" twarz i n n e g o (na przykład cierpiącego bliskiego, spotka­
nego na ulicy żebraka, b o h a t e r a wstrząsającego r e p o r t a ż u w Wiadomościach),
dojdziemy do całkiem obiecujących wniosków.
Podobnie, jeśli o w y m „nie-a" będzie „ t y " czy „Bóg". W pierwszej części
skupiamy całą uwagę na dialektycznym rozgraniczeniu i przeciwstawieniu tych
200
FRONDA
19/20
pojęć, by p o t e m dążyć do ich zjednoczenia. Rozgraniczenie dokonuje się na
mocy zasady logiki. Przeciwstawiamy To S a m o i Inne; „ja" i „nie-ja"; człowie­
ka i Boga. Im większa przepaść dzieli oba pojęcia, t y m paradoksalnie łatwiej­
sza droga dla jednoczącego je uczucia. Im bardziej zdolne są o n e do p o b u d z e ­
nia naszej uczuciowości - ja i Bóg, ja i bliźni, ja i Ty - tym skuteczniejszymi są
sposobami uprawiania filozofii.
Levinas pisze wprawdzie, że „relacja z I n n y m nie ma nic w s p ó l n e g o z lo­
giką sprzeczności, w której I n n y m w s t o s u n k u do A jest nie-A, negacja A"
(Całość i nieskończoność, s. 172), j e d n a k t r u d n o przyjąć to t w i e r d z e n i e za do­
brą m o n e t ę . Nigdzie b o w i e m nie znajdziemy jego uzasadnienia.
M i m o tych_ wszystkich wątpliwości spróbujmy pytać dalej.
Czy w o l n o r o z u m i e ć n i e s k o ń c z o n o ś ć tak jak n p . doskonałość,
d o b r o czy moc? O ile m o ż e m y zasadnie m ó w i ć o nieskoń­
czonej mocy czy nieskończonej doskonałości - a więc, jak
to ujął Plantinga - o mocy i doskonałości większej od
wszelkiej innej, to czy z r ó w n y m p o w o d z e n i e m m o ż e m y
m ó w i ć o nieskończonej nieskończoności? N i e wydaje się to
szczęśliwym rozwiązaniem. W ogóle nie wydaje
się to rozwiązaniem. Musielibyśmy pokazać, jaka
jest różnica między skończoną a n i e s k o ń c z o n ą
nieskończonością. N i e s k o ń c z o n o ś ć oznacza brak
granic, nieograniczenie,
s w o b o d ę przekraczania, n i e w y m i e r n o ś ć . Z a t e m
wszelkie m ó w i e n i e o nieskończonej nieskończoności jest a b s u r d a l n e .
Skoro tak, to czy w ogóle m o ż n a m ó w i ć o idei nieskończoności w t a k i m
sensie, jak m ó w i m y o idei d o b r a czy piękna? D o c h o d z i m y przecież do absur­
du: idea to coś określonego, to kształt, forma, kres. Idea d o b r a to i n n y m i sło­
wy p e ł n i a dobra, d o b r o jako wzór, jako to, co m o ż e być n a ś l a d o w a n e . Widać,
że pojęcie idei nieskończoności, k t ó r y m Levinas się posługuje, jest w najwyż­
szym s t o p n i u problematyczne. J e d n a k z a m i a s t p r ó b y wyjaśnienia ofiaruje się
nam nowe przenośnie.
Nie bardzo r o z u m i e m b o w i e m twierdzenia, że „idea nieskończoności za­
kłada d u s z ę zdolną zawrzeć więcej, niż m o ż e wywieść z samej siebie" (Całość
i nieskończoność, s. 2 1 1 ) . Skąd w i e m b o w i e m , co m o ż e wywieść z samej siebie
dusza? I dlaczego to „więcej" j e s t raczej czymś, co na zewnątrz niej, a nie
czymś z niej wywiedzionym? Jaką m i a r ą m o g ę się posłużyć, aby zbadać to, co
LATO-2000
201
jest wywiedzione przez s a m ą d u s z ę i to, co p o c h o d z i spoza niej, jeśli rezy­
gnuję z podziału na p o d m i o t i p r z e d m i o t , to co w e w n ę t r z n e i z e w n ę t r z n e ?
Czy w ogóle m o ż e m y odróżnić nieskończoność, do której odwołuje się
francuski filozof, od nicości? I jedna, i d r u g a nie m o ż e być p r z e d m i o t e m do­
świadczenia; i jedna, i d r u g a nie przejawia się. O jednej i drugiej m o ż n a po­
wiedzieć, w ujęciu a u t o r a Całości i nieskończoności, r ó w n i e wiele i r ó w n i e m a ­
ło. Jedyna różnica polega na tym, że nicości nie m o ż n a wykorzystać
z p o w o d z e n i e m w zwrotach retorycznych. Mówiąc o nieskończoności więk­
szość o s ó b i n s t y n k t o w n i e wyobraża sobie Boga, a więc istotę mającą nie­
skończoną m o c , wiedzę, dobro, istnienie. Levinas korzysta z t e g o podświa­
d o m e g o skojarzenia, co pozwala mu u n i k n ą ć kłopotliwych pytań.
Wszystkie te słabości i n i e d o s t a t k i argumentacji
nikną, gdy d o s t r z e ż e m y wzniosły cel myśli Levinasa.
Wydaje się, że jest n i m odkrycie w człowieku n a t u r a l ­
n e g o boga. Idea nieskończoności wydarza się w twarzy
człowieka, przez co człowiek jest „ o d k u p i e n i e m
S t w o r z e n i a " (Całość i nieskończoność, s. 113). Gdy­
by nie człowiek, Bóg - o ile to s ł o w o jest tu
w ogóle na miejscu - nie m ó g ł b y się wydarzyć!
„Istnienie j e d n o s t k o w e i o s o b o w e jest k o n i e c z n e
do tego, by N i e s k o ń c z o n o ś ć m o g ł a urzeczywist­
nić
się jako
nieskończona"
(Całość i nieskończoność,
s. 2 6 0 ) . Ta idea nieskończoności u m o ż l i w i a prawdzi­
wą relację metafizyczną, która, p o d o b n i e jak u Rosen­
zweiga, nie m o ż e być relacją zależności ontologicznej od
najwyższego bytu. Bowiem d o ś w i a d c z e n i e nieskończoności
jest ś w i t a n i e m ludzkości bez mitów, wiary zakładającej metafizyczny ateizm.
To wiara przyjmująca absolut oczyszczony z p r z e m o c y sacrum. To wiara, któ­
ra d o s t ę p do idei Boga znajduje tylko w relacji społecznej. To ś w i a d o m o ś ć , że
„idea-nieskończoności-we-mnie albo moja relacja z Bogiem - n a w i e d z a m n i e
w konkretnej relacji z d r u g i m człowiekiem, w s t o s u n k u społecznym, jakim
jest moja odpowiedzialność za bliźniego" (O Bogu, który nawiedza myśl, s. 4 3 ) .
Nie ma z a t e m Boga jako p r z e d m i o t u bezsłownej kontemplacji, nie ma Boga
jako wiecznego źródła bytu ani jako celu wszelkiego r u c h u . Absolut, najwyż­
sza istota mądrości,
202
kochająca wiecznie siebie samą,
Bóg metafizyczny
FRONDA 1 9/20
u m a r ł . Od tej pory Bóg pojawia się tylko w konkretnej relacji z d r u g i m czło­
wiekiem jako poczucie odpowiedzialności za niego.
Tajemnica twarzy
Większość tych sądów o p a r t a jest na p r o r o c k i m autorytecie Levinasa, a nie
na argumentacji filozoficznej. M ó w i do n a s wielki p r o r o k nieskończoności,
który głosi n a m , że „jestem świadectwem, ś l a d e m chwały N i e s k o ń c z o n o ś c i "
(0 Bogu, który nawiedza myśl, s. 139), j e d n a k gdy p y t a m y go o listy uwierzy­
telniające, milknie. Gdzie są cuda, których d o k o n a ł ? Gdzie chorzy, których
uleczył? Kto poświadczy a u t e n t y c z n o ś ć jego posłania? N i e w i e m . Z a m i a s t te­
go Levinas wskazuje na twarz wdowy, ubogiego, sieroty i woła: czy nędza,
którą dostrzegasz, nie p o r u s z a cię? Czy ich twarz nie budzi w tobie pragnie­
nia nieskończoności? Czy nie objawia się w nich etyczny nakaz, pochodzący
„nie w i a d o m o skąd". Ba, u w a ż n i e s ł u c h a m tego proroka, j e d n a k nie m o g ę
zrozumieć, skąd czerpie on swoją m o c .
Jak to jest mianowicie, że s a m a twarz drugiego ma m n i e zobowiązywać?
Jak m a m r o z u m i e ć twierdzenie, że „ n i e s k o ń c z o n o ś ć ukazuje się jako twarz
w etycznym oporze, który paraliżuje moją władzę, w t w a r d y m i a b s o l u t n y m
oporze, który powstaje z głębi b e z b r o n n y c h oczu w całej ich nagości i n ę d z y "
(Całość i nieskończoność, s. 235) ? Co jest ź r ó d ł e m tego nakazu? Gdzie jest pra­
wodawca, k t ó r e m u winien j e s t e m p o s ł u s z e ń s t w o ? Dlaczego m a m p o n o s i ć
odpowiedzialność za drugiego, który jest mi a b s o l u t n i e obcy? Czy nie jest
wręcz przeciwnie? Czy tym, czego z n a t u r y pragnę, nie jest dominacja i pod­
porządkowanie sobie innego? N i e wiem, skąd p o c h o d z i „rozkaz, który m o ż e
mi rozkazywać". W twarzy i n n e g o człowieka nie widzę całej ludzkości, a na­
wet gdybym ją widział, niewiele by to dla m n i e znaczyło. I czym i n n y m by­
łaby ta cała ludzkość, jak nie z b i o r e m odrębnych, nie dających się p o r ó w n a ć
bytów? Mówi mi się, że Twarz jest od razu etycznym nakazem, z n a c z e n i e m
bez k o n t e k s t u - „nie zabijaj" jest p i e r w s z y m s ł o w e m twarzy (Etyka i Nieskoń­
czoność, s. 4 9 ) . Jak to się d o k ł a d n i e dzieje? N i e m a m y przecież wspólnej na­
tury ani nie j e s t e ś m y po p r o s t u s t w o r z e n i a m i t e g o s a m e g o Boga. J e s t e ś m y
bytami radykalnie o d r ę b n y m i . Skoro nakaz „nie zabijaj" nie p o c h o d z i ani od
natury, ani z a u t o r y t e t u Stwórcy, to skąd? Co jest jego p o d s t a w ą ? I dlaczego
m a m m u być posłuszny?
I.ATO-2000
203
Levinas odwołuje się do i n s t y n k t o w n e g o współczucia. W p e w i e n s p o s ó b
stosuje uczuciowy szantaż: filozof przywołuje obraz opuszczonej wdowy, sie­
roty, nędzarza, przez co p o b u d z a współczucie w czytelniku, j e d n o c z e ś n i e jed­
nak dołączając ogólne twierdzenie po p r o s t u o Twarzy budzącej Nieskończo­
ność. Ci, którzy odrzucają to twierdzenie jako n i e u p r a w n i o n e , okazują się
teraz ludźmi t w a r d e g o serca, których po p r o s t u wyobrażenie cierpiącej w d o ­
wy i sieroty nie porusza. Z jednej strony, o d r z u c a się racjonalność i p o z n a ­
nie, to b o w i e m ze względu na swoją abstrakcyjność nie m o ż e zmierzyć się
z k o n k r e t n y m cierpieniem; z drugiej zaś, abstrahuje się od k o n k r e t n e j osoby,
tylko wykorzystuje się w y a b s t r a h o w a n e pojęcie litości dla słabszego, aby za
jego p o ś r e d n i c t w e m narzucić sąd o rzeczywistości. „Właśnie w t y m wezwa­
niu do odpowiedzialności przez twarz, k t ó r a na m n i e wskazuje, k t ó r a o m n i e
pyta, k t ó r a o m n i e woła, w ł a ś n i e w t y m p o s t a w i e n i u m n i e p o d z n a k i e m za­
pytania Inny jest m o i m b l i ź n i m " (O Bogu..., s. 2 4 7 ) . To, że k t o ś j e s t m o i m
bliźnim, objawia się jako s p o n t a n i c z n e poczucie p o d w p ł y w e m zetknięcia
z twarzą. Jest to odczucie „lęku i odpowiedzialności za śmierć drugiego czło­
wieka", odczucie p i e r w o t n e , źródłowe, nie p o p r z e d z o n e ż a d n ą z a s a d ą ani
prawem.
W obrębie myśli Levinasa nigdy nie m o ż e m y zdobyć się na to najprost­
sze, a zarazem najbardziej zabójcze pytanie: czy jest prawdą, że Twarz dru­
giego zobowiązuje? Wówczas d o p i e r o o w a Twarz i ja, który p y t a m , mogliby­
śmy stanąć w o b e c czegoś trzeciego, w o b e c ogólnego p o r z ą d k u natury.
Wówczas twarz przestaje być j e d n a k ś l a d e m nieograniczonej boskości i staje
się obliczem stworzenia, p o d d a n e g o porządkowi Bożej O p a t r z n o ś c i ! Tego
Levinas chce uniknąć: „szukać p r a w d y i znajdować p r a w d ę to nawiązywać
s t o s u n e k z I n n y m nie dlatego, że Ja określa się przez coś I n n e g o niż o n o sa­
m o , lecz dlatego, że w p e w n y m sensie niczego mu nie brakuje" (Całość i nie­
skończoność, s. 5 5 ) . Prawda to nie z g o d n o ś ć myśli z rzeczywistością, ale na­
wiązywanie
204
stosunku
z
Innym
p r z e z Ja,
któremu
nic
nie
brakuje.
FRONDA
19/20
Obiektywność to nie p o w s z e c h n a obowiązywalność - w t e d y Ja określiłoby
się przez coś Innego niż o n o s a m o - ale s p o t k a n i e z i n n y m w m o w i e .
Na początku był dialog
„Obiektywność p r z e d m i o t u i jego znaczenie p ł y n ą z m o w y " (Całości nieskoń­
czoność, s. 102). Świat staje się p r z e d m i o t e m tylko wtedy, gdy staje się przed­
m i o t e m dyskursu z I n n y m . N i e m a świata p o z a r o z m o w ą , nie m a p r a w d y
i obiektywności innej aniżeli ofiarowywanej w r o z m o w i e . „Inny j e s t z a s a d ą
zjawiska" (Całość i nieskończoność, s. 197).
To radykalne rozdzielenie Boga i człowieka, świata i i n n e g o jest w ł a ś n i e
sytuacją, którą Levinas, idąc tu za Rosenzweigiem, nazywa dialogiem. „Dia­
log jest w y d a r z e n i e m d u c h o w y m co najmniej r ó w n i e n i e r e d u k o w a l n y m
i d a w n y m jak cogito" (O Bogu..., s. 2 2 5 ) . N i e i n t e l e k t u a l n y akt p o z n a n i a nie­
zależnego od u m y s ł u p r z e d m i o t u jest pierwszy, ale s p o t k a n i e Ja i Ty. Pierw­
szym a k t e m intelektu nie jest ujęcie bytu i niebytu, ale r o z m o w a d w ó c h ze
sobą. Rozmowa, w której nie da się „obiektywnie objąć r a z e m Ja i Ty" (O Bo­
gu..., s. 227). Wręcz przeciwnie, n i e s p r o w a d z a l n o ś ć Ja do Ty jest p o d s t a w ą
dialogu: „właśnie dlatego, że Ty j e s t a b s o l u t n i e i n n e od Ja, nawiązuje się m i ę ­
dzy n i m i dialog" (O Bogu..., s. 2 2 8 ) . Jest on możliwy, bo spotykają się ze so­
bą „oddzielone e l e m e n t y a b s o l u t u " , Człowiek i Bóg. Dialog j e s t miejscem
przejawienia się s a m e g o absolutu, który inaczej skazany byłby - jako s a m tyl­
ko człowiek czy s a m tylko Bóg - na m o n o l o g , na s a m o t n o ś ć . „ D o p i e r o w dia­
logu transcendencji (...) powstaje idea d o b r a " (O Bogu..., s. 2 3 0 ) . Relacja,
w której Ja spotyka Ty, jest ź r ó d ł o w y m miejscem i ź r ó d ł o w y m w a r u n k i e m
pojawienia się etyki. D o b r o to nie idea istniejąca z e w n ę t r z n i e w o b e c świata
ludzi. D o b r o staje się w dialogu; bez s p o t k a n i a człowieka z Bogiem, a raczej
człowieka z i n n y m człowiekiem d o b r o nigdy by nie zaistniało.
Widzimy, jak dialektyka pozwala wydobyć człowieka z jego n a t u r a l n e g o
stanu - istoty stworzonej, przemijalnej i p o d d a n e j śmierci, istoty bezwzględ­
nie potrzebującej Bożej p o m o c y - i p r z e m i e n i ć w m a ł e g o boga. Dialog prze­
staje być po p r o s t u s p o t k a n i e m w o b r ę b i e j u ż istniejących zasad; jest s a m y m
ich u s t a n o w i e n i e m . Ja i Ty n i m się nie zeszły, nie były. „Właściwe, nieoczy­
wiste, a k c e n t o w a n e i p o d k r e ś l o n e Ja m o ż e się wygłosić po raz pierwszy w od­
kryciu Ty. Gdzie jednak jest takie samodzielne Ty, stojące w o l n o naprzeciw
1 ATO-2000
205
ukrytego Boga, w o b e c k t ó r e g o m ó g ł b y się On odkryć jako J a ? " - py­
ta Rosenzweig (Gwiazda zbawienia, s. 2 9 7 ) . I na o d p o w i e d ź nie m u ­
simy d ł u g o czekać: „Ja odkrywa siebie w chwili, w której przez py­
tanie o «gdzie» tego Ty, stwierdza istnienie Ty". Sytuacja
dialogu jest u s t a n o w i e n i e m się Boga i człowieka jako Ja i Ty.
Jak trafnie określił zasadę dialogiczną ksiądz Tischner: „nie
m o ż n a «ustanowić» ż a d n e g o Ty, nie ustanawiając zarazem w ł a s n e ­
go Ja; przekreślenie możliwości Ty jest zarazem p r z e k r e ś l e n i e m
możliwości Ja. N a w e t Bóg nie m o ż e w y ł a m a ć się od tej zasady".
Dialog to nie s ł o w o Boga s k i e r o w a n e do człowieka, nie r o z m o w a
Pana i sługi, Stwórcy i stworzenia, Ojca i dziecka, lecz d w ó c h rów­
nych sobie, wzajemnie się warunkujących, wzajemnie sobie niezbęd­
nych p o d m i o t ó w . Bez ludzkiego Ty nie ma boskiego Ja. Bóg, aby być
osobą, m u s i się u s t a n o w i ć w o b e c człowieka. Gdyby człowiek nie po­
wiedział Ty, boskie Ja nie m o g ł o b y zaistnieć. I na o d w r ó t : tylko dzięki
w e z w a n i u Boga tworzy się ludzkie Ja. Bóg i człowiek - e l e m e n t y ab­
solutu. Sobie niezbędni, sobie przeznaczeni, d w a bieguny, d w a m o ­
m e n t y procesu u s t a n a w i a n i a ś w i a d o m o ś c i osobowej.
Przyjrzyjmy się bliżej t e m u r o z u m o w a n i u . Mówiąc o Ja i Ty zakła­
d a m y najpierw d w a przeciwne sobie pojęcia: Ja to wszystko to, co różni je od
Ty. Ja i Ty nie należą do j e d n e g o gatunku, nie łączy je ż a d n a w s p ó l n o t a , znaj­
dują się w o d d a l e n i u a b s o l u t n y m , „nie poddającym się syntezie, jaką między
d w i e m a i s t o t a m i ludzkimi chciałoby p r z e p r o w a d z i ć synoptyczne spojrzenie
trzeciego". Ja i Ty w tym wypadku to tyle, co A i nie-A. N a s t ę p n i e m ó w i się
n a m , że dialog jest sytuacją p i e r w o t n ą , w której o w o Ja i Ty rozmawiają ze
sobą, ustanawiając przez to świat jako p r z e d m i o t dyskursu. Jak to się j e d n a k
dzieje, że o w e dwie całkowicie oddzielone istoty znajdują nagle w s p ó l n y ję­
zyk? Jak to jest, że ich dialog nie kończy się n p . w z a j e m n y m pogryzieniem,
w y d a w a n i e m nieartykułowanych okrzyków albo dziką kopulacją? W jaki spo­
sób ze spotkania Ja i Ty m o ż e wyniknąć cokolwiek, skoro są o n e sobie tak
całkowicie obce? Aby dialog był sytuacją p i e r w o t n ą , m u s i e l i ś m y w y o d r ę b n i ć
i przeciwstawić sobie Ja i Ty; aby dialog m ó g ł się zacząć, m u s i e l i ś m y z n o w u
powrócić do naszego zwykłego języka, w k t ó r y m Ja i Ty są po p r o s t u osoba­
mi r o z u m n y m i : i s t o t a m i zdolnymi p o r o z u m i e w a ć się, nazywać, posiadający­
mi to s a m o pojęcie prawdy. Oczywiście, bez takiego zabiegu nigdy byśmy nie
206
FRONDA
19/20
mogli dojść do przeświadczenia, że „ m o w a jest ź r ó d ł o w y m m o d u s e m dialo­
gu". Potrzebowaliśmy dialektycznego przeciwstawienia, aby podkreślić n o ­
wość i oryginalność sytuacji dialogicznej; w r a c a m y do zwykłego myślenia,
kiedy dialog, czyli stanięcie w o b e c siebie Ja i Ty, już n a s t ą p i ł o . Bo przecież
coś m u s i w tym dialogu zajść, przecież m u s z ą p a ś ć słowa nie będące bełko­
tem, paplaniną, p u s t o s ł o w i e m , rykiem, dzikim d a r c i e m się, m u s i istnieć
świat nie jako p r z e d m i o t rozmowy, ale jako to, co s a m ą r o z m o w ę umożliwia!
M u s z ą istnieć pojęcia, k t ó r e obejmują wiele poszczególnych rzeczy, m u s i ist­
nieć w s p ó l n o t a pojęć wreszcie! Bez Logosu dialog nie jest możliwy! Jeśli „al­
ternatywa bytu i nicości nie jest o s t a t e c z n a " (O Bogu..., s. 2 6 5 ) , t o stajemy
wobec osobliwej mieszaniny bytu i niebytu. Wówczas j e d n a k wszystko to, co
mówi n a m Levinas o wartości drugiego człowieka jako bliźniego, okazuje się
tylko retoryką! Jak to ma być, że „ m o w a jest ź r ó d ł o w ą relacją z z e w n ę t r z n y m
b y t e m " , jak to m o ż e się stać, że m o w a „tworzy s e n s " ? Dlaczego t e n j e d e n
sens miałby obowiązywać o b u r o z m ó w c ó w ? Kto rozsądzi m i ę d z y nimi?
Twierdzenie Levinasa, że m o ż e n a s pouczyć tylko „to, co a b s o l u t n i e o b c e " ,
nie jest ż a d n ą odpowiedzią. Te zdania są w ł a ś n i e r e t o r y k ą w złym sensie, są
n a r z u c a n i e m n a m opinii tylko dzięki c h y t r e m u zabiegowi. Ulegamy im nie
dlatego, że n a s przekonują, ale p o n i e w a ż p o d ś w i a d o m i e wzbudzają w n a s
uczuciowe n a s t a w i e n i e ! Dialog w ujęciu Levinasa byłby m o n o l o g i e m d w ó c h
odrębnych istot. Stałyby o n e zawsze o b o k siebie, nigdy j e d n a k nie m o g ą c
spojrzeć sobie w oczy. Mówiłyby do siebie, ale ich r o z m o w a p r z y p o m i n a ł a b y
r o z m o w ę psa i jelenia.
Pragnienie bez braku
Nie jest łatwo wyjść poza tradycję filozofii. Levinas zdaje sobie z tego sprawę,
dlatego tak d u ż ą wagę przywiązuje do n o w e g o określenia pojęcia pragnienia,
które nie wynika z potrzeby. W przeciwieństwie do rozkoszowania się i szczę­
śliwości, które są w e d ł u g niego po p r o s t u zaspokojeniem potrzeby, pragnie­
nie oznacza wyjście poza Tożsamość i zwrócenie się ku prawdziwie i n n e m u .
W pewnej mierze m o ż n a zgodzić się z krytyką tradycyjnego r o z u m i e n i a pra­
gnienia jako po p r o s t u pożądania. Człowiek jest b y t e m przekraczającym sie­
bie i w tym sensie pragnienie m o g ł o b y oznaczać transcendencję człowieka.
Czy jednak Levinas chce n a m powiedzieć, że podejmując wybory m o r a l n e nie
LATO-2000
207
kierujemy się i n s t y n k t e m dążącym do zaspo­
kojenia braku? N i e wydaje się, żeby taka by­
ła jego intencja.
W a r u n k i e m tego, że „pragnienie wykraczające p o z a byt
(czyli transcendencja) nie p o p a d a w i m m a n e n c j ę " , jest to, by to co pożąda­
ne, „odsyłało m n i e do tego, co par excellance n i e p o ż ą d a n e , czego z n a t u r y nie
pragnę: do I n n e g o " (O Bogu..., s. 130). Co to j e d n a k znaczy, że z n a t u r y n i e
pragnę Innego? W I n n y m nie należy z a p e w n e widzieć p r z e d m i o t u pożąda­
nia. Ale powiedzieć tyle, to zdecydowanie za m a ł o , by określić jego charak­
ter. Czy t e n Inny to coś n e u t r a l n e g o , coś, co m n i e nie obchodzi? N p . jutrzej­
sze opady deszczu w Tanzanii są czymś n i e p o ż ą d a n y m , czyli o b o j ę t n y m
i nieznaczącym, czymś, co nie m o ż e m o t y w o w a ć mojej woli. Czy o taki ro­
dzaj Inności chodzi Levinasowi? C z y m w t e d y byłoby pragnienie, odsyłające
m n i e do czegoś obojętnego?
Jeśli m a m y uniknąć absurdu, m u s i m y uznać, że t e n Inny motywuje moją
wolę. Jaki jest j e d n a k inny rodzaj jej m o t y w o w a n i a p o z a p o ż ą d a n i e m ? Moral­
ne zobowiązanie. Człowiek przekracza siebie, dostrzegając obiektywność
prawd moralnych, obiektywność świata wartości. Inny, k t ó r e g o p r a g n i e m y
bez pożądania i braku, byłby z a t e m s y m b o l e m świata obiektywnych wartości
moralnych. Dla tak r o z u m i a n e g o I n n e g o wszakże w myśli Levinasa w ogóle
nie ma miejsca. Zniósł przecież różnicę między p o d m i o t e m i p r z e d m i o t e m ,
dlatego nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie, czym jest ów pozabytowy
Inny. Ma do niego docierać pragnienie - ale czym m o ż e o n o być, skoro nie jest
ani pożądaniem, ani odpowiedzią na obiektywną wartość? Inny nie jest czym­
kolwiek uchwytnym, p r z e d m i o t o w y m , określonym. Inny to miraż. Pragnąc,
spotykam wciąż siebie, siebie już jako Nieskończonego, Transcendencję, bo­
ga. Wyjście poza byt, pragnienie I n n e g o to z a t e m p o r ę c z n e alegorie, ukrywa­
jące właściwe znaczenie myśli Levinasa, p r o r o k a ludzkiej boskości.
W p r a w d z i e osobliwa to boskość. Jest to boskość n a g a i w y z u t a z wiecz­
ności, wciąż się rodząca i nigdy n i e d o k o ń c z o n a , boskość wydarzająca się
w odstępie między czasem a śmiercią, w nieciągłej chwili. Ale boskość praw­
dziwa, ludzka, transcendencja w człowieku, uczłowieczona boskość, wiecz­
ność uczasowiona, wyzwolona od Prawa, od Sędziego, od Pana zastępów, od
całej tej przemocy sacrum, zamykającej człowieka w świecie mitycznych pojęć
i n u m i t y c z n e g o drżenia. O t o boskość, do której z n a n e n a m z historii religie
208
FRONDA
1 9/20
m o g ą doprowadzić w s p o s ó b n i e p e ł n y i niedoskonały. Wszystkie o n e ześli­
zgują się b o w i e m w mity, wszystkie przypisują Bogu c h a r a k t e r kogoś, k t o
wie, chce i działa, k t o zamiast p o p r z e s t a ć na w y d a r z aniu się w twarzy bliź­
niego p o s t a n o w i ł jeszcze faktycznie być.
W t y m sensie a u t o r Całości i nieskończoności, m i m o oryginalności języka,
wyraża ś w i a d o m o ś ć licznych i n t e l e k t u a l i s t ó w Z a c h o d u . Nic dziwnego, że
Luc Ferry, który opisał to zjawisko jako, z jednej strony, p r o c e s humanizacji
transcendencji, z drugiej zaś - u b ó s t w i e n i a człowieka, widział w Levinasie
jednego z d u c h o w y c h ojców współczesności. To, że m i ł o ś ć bliźniego stała się
obecnie jedynym s p o s o b e m o b c o w a n i a z transcendencją, że należy żyć
w świecie jakby tradycyjnie r o z u m i a n e g o Boga nie było, że w przyjęciu tych
prawd wyraża się dojrzałość człowieka - to poglądy wielu w s p ó ł c z e s n y c h pi­
sarzy i filozofów. Dla nich g o d n o ś ć człowieka jest godnością ś m i e r t e l n e g o
boga. Tradycyjny Absolut, k t ó r y śmiał sądzić, karać i kochać, i nienawidzić,
zostaje z a m k n i ę t y w m u z e u m m i t ó w starożytnych. W najlepszym razie jest
symbolem abstrakcyjnej zasady miłości. Mówiąc o Bogu, nie czynimy teraz
nic innego, jak tylko wyrażamy doświadczenie bycia k o c h a n y m i akceptowa­
nym, doświadczenie odsyłające n a s z konieczności ku d r u g i m .
Tym samym nowi myśliciele umożliwiają dialog poszczególnych histo­
rycznych religii: żadna z nich nie m o ż e być j e d y n ą d r o g ą prowadzącą do spo­
tkania z prawdziwym Bogiem. Dialog jest możliwy, bo nie p r o w a d z i już do
żadnych wniosków; dialog odbywa się w obliczu p r a w d y absolutnej, to znaczy
niepoznawalnej. Ż a d n a z religii nie ujmuje tej prawdy całkowicie wiernie, każ­
da jest pojęciowym ujęciem Boga, który wykracza p o z a wszelkie pojęcie.
Judaizm i chrześcijaństwo
„Prawda bytu jest w taki s p o s ó b z b u d o w a n a , że cząstkowa p r a w d a chrześci­
j a ń s t w a w y m a g a cząstkowej p r a w d y j u d a i z m u , lecz każda z nich m u s i być
przeżywana w swojej integralności jako absolut, a ich dialog, aby nie zafał­
szować absolutnej prawdy, nie m o ż e przekroczyć w ludziach zasadniczej se­
paracji dialogu" (E. Levinas, Trudna wolność, s. 2 0 4 ) . D r o g a do a b s o l u t u wie­
dzie jakby d w i e m a d r o g a m i .
K a ż d a p r ó b a z a m k n i ę c i a całej
prawdy
w cząstkowej prawdzie chrześcijaństwa l u b j u d a i z m u s t a n o w i jej zafałszowa­
nie. Być m o ż e najbardziej z n a n ą myślą Rosenzweiga było jego t w i e r d z e n i e
LATO-2000
209
0 dwóch uzupełniających się misjach chrześcijaństwa i j u d a i z m u . Obie religie
zdają się pochodzić od Boga, obie siebie potrzebują, obie się uzupełniają
1 obie razem dopiero pozwalają dotrzeć do prawdy. „Prawda, cała p r a w d a - pi­
sał Rosenzweig - nie przynależy ani im, ani n a m " (Gwiazda zbawienia, s. 6 4 5 ) .
Chrześcijanie i Żydzi wspólnie są „ r o b o t n i k a m i w t y m s a m y m dziele".
Niestety, z r o z u m i e n i e opinii żydowskiego myśliciela nie jest z a d a n i e m
łatwym. Religia jest prawdziwa wtedy, gdy m ó w i n a m p r a w d ę o Bogu. Z t e ­
go p u n k t u widzenia r ó ż n e religie nie m o g ą być w t y m s a m y m s t o p n i u praw­
dziwe. Z a r ó w n o chrześcijaństwo, jak i j u d a i z m zgadzają się, że Stary Testa­
m e n t zawiera objawione s ł o w a Boga. R ó ż n i ą się j e d n a k co do tego, jaka jest
ostateczna w y m o w a tych słów. I p r z e d e w s z y s t k i m n i e zgadzają się ze s o b ą
co do najważniejszego faktu: czy Jezus z N a z a r e t u był z a p o w i e d z i a n y m Me­
sjaszem, czy w Jego osobie d o k o n a ł o się p e ł n e i o s t a t e c z n e Objawienie tego
s a m e g o Boga, który p o w o ł a ł A b r a h a m a . Wydaje się, że filozo­
fowie dialogu gotowi są przejść n a d tą sprzecznością do p o ­
rządku d z i e n n e g o .
To, co Rosenzweig, a za n i m Levinas, nazywa dialogiem,
z b u d o w a n e jest na niewierze w p r a w d z i w o ś ć Objawienia.
Aby ich wizja dialogu stała się możliwa, t r z e b a najpierw
zniszczyć przeświadczenie, że Bóg objawił się prawdziwie,
a to, co powiedział, zobowiązuje. To wizja, w której
d w a sprzeczne sądy m o g ą być r ó w n o c z e ś n i e prawdzi­
we, b o w i e m Bóg kryje się p r z e d n a m i , niedosiężny,
p o z a d o ś w i a d c z e n i e m i n a z w a n i e m , p o z a s ł o w e m i uję­
ciem. Historyczny spór o p r a w d ę między chrześcijaństwem a j u d a i z m e m
przestaje się liczyć. Z a m i a s t tego widzimy dialektyczny proces, k t ó r e g o m o ­
m e n t a m i stają się chrześcijaństwo i j u d a i z m . Napędzają się o n e nawzajem,
uzupełniają, potrzebują. Z boskiego p u n k t u w i d z e n i a o b a r ó w n i e u ł o m n e ,
oba r ó w n i e n i e p e ł n e , o b a r ó w n i e z a w o d n e . Przecież to Bóg „w k a ż d y m cza­
sie w p r o w a d z a ł między nich w r o g o ś ć " (Gwiazda zbawienia, s. 6 4 4 ) . N i e j e s t
już ważne, czy J e z u s był z a p o w i a d a n y m przez p r o r o k ó w Mesjaszem, czy nie
był, nie jest ważne, czy już przyszedł, czy jeszcze nie; nie jest w a ż n e czy m u ­
siał ponieść śmierć dla o d k u p i e n i a innych, czy nie. To wszystko n i e i s t o t n e .
Nie m o ż e m y przecież znać całej p r a w d y o Bogu. Chrześcijaństwo ma swoją
p r a w d ę cząstkową i j u d a i z m ma swoją. Prawdą chrześcijaństwa jest to, że do
210
FRONDA
19/20
Ojca dociera się przez Syna, p r a w d ą j u d a i z m u
jest to, że nie dociera się do Boga przez Syna;
p r a w d ą chrześcijaństwa j e s t to, że t r z e b a wie­
rzyć i słuchać n a u c z a n i a Jezusa; p r a w d ą juda­
i z m u jest to, że nie t r z e b a Go słuchać ani Mu
wierzyć.
Przezwyciężenie s p o r u
chrześcijań­
stwa i j u d a i z m u m o ż l i w e jest tylko dzięki
a b s t r a h o w a n i u od historii. O d r z u c a się t r e ś ć wiary
Ż y d ó w i chrześcijan; zamiast o niej, m ó w i się o je d no ści doświadczenia Bo­
gaTak powstaje prawda, k t ó r a nie jest prawdą, Mesjasz, k t ó r y nie jest M e ­
sjaszem, chrześcijaństwo, k t ó r e nie j e s t chrześcijaństwem. Lecz cóż to za
sztuczka magiczna? Cóż to za gra dziwna? Kto n a m powiedział, że te sądy
mają znaczenie? Jak to się stało, że zostały przyjęte i z a a p r o b o w a n e ? Że się
rozpowszechniły? Że znajdują zwolenników, chwalców, i n t e r p r e t a t o r ó w , wy­
znawców? To zagadka nie mniej tajemnicza niż wiele s f o r m u ł o w a ń filozofów.
Rosenzweig nie określa co r o z u m i e przez chrześcijaństwo. P o d ł u g a u t o ­
ra Gwiazdy zbawienia pierwszym chrześcijaninem, jakiego chciał C h r y s t u s ,
był G o e t h e . Z d a n i e m Rosenzweiga p o g a ń s k a m ą d r o ś ć G o e t h e g o urzeczy­
wistniła d u c h o w ą i s t o t ę chrześcijaństwa, a m i a n o w i c i e z a p e w n i e n i e człowie­
kowi zbawienia w e w n ą t r z świata. N i e b a r d z o w i e m jak r o z u m i e ć twierdze­
nie,
że d u c h o w ą i s t o t ą chrześcijaństwa j e s t z a p e w n i e n i e człowiekowi
zbawienia w e w n ą t r z świata. Być m o ż e chodzi tu o t o , że chrześcijanin, poga­
nin z urodzenia, uczy się w s k u t e k objawienia miłości Boga a k c e p t o w a ć swój
los, przyjmować go jako wyraz Bożej miłości. Prawdziwa m o d l i t w a chrześci­
j a n i n a jest z a t e m „ m o d l i t w ą do swego w ł a s n e g o losu: człowiek z jednej stro­
ny jest z a d o m o w i o n y w swej Sobości i j e s t w świecie całkowicie u siebie"
(Gwiazda zbawienia, s. 4 5 0 ) .
W każdym razie t o , co Rosenzweig nazywa chrześcijaństwem, n i e ma nic
w s p ó l n e g o z religią chrześcijańską, jak zwykle ją r o z u m i e l i jej wyznawcy.
Wiara nie jest tu a k t e m p o s ł u s z e ń s t w a w o b e c z e w n ę t r z n e g o głosu Boga, k t ó ­
ry p o s t a n o w i ł p r z e m ó w i ć w czasie, ale a k t e m zaufania do swojego w ł a s n e g o
losu, poczuciem, że jest się k o c h a n y m . N i e ma o n a treści dogmatycznej, dla­
tego r ó ż n e wersje historycznego chrześcijaństwa - katolicyzm, p r o t e s t a n ­
tyzm czy prawosławie - są t r z e m a kościołami, łącznie wyrażającymi i s t o t ę
LATO-2000
211
chrześcijaństwa. Dla Rosenzweiga nie ma znaczenia co k o n k r e t n y Kościół w swym historycznym w y z n a n i u wiary - faktycznie sądzi o sobie. Wiara jest
przecież s t a n e m świadomości, a nie p o z n a n i e m rzeczywistości z e w n ę t r z n e j !
Jest m o d l i t w ą do swego losu, m o d l i t w ą z a r a z e m wierzącego i niewierzącego.
Naród wiecznej krwi
Rosenzweiga słusznie nazywa się ojcem dialogu chrześcijańsko-żydowskiego.
Jednak wiele jego formuł określających relacje między o b u religiami b r z m i
osobliwie. Wprawdzie a u t o r Gwiazdy zbawienia twierdzi, że j u d a i z m i chrze­
ścijaństwo p o c h o d z ą razem od Boga, który bez żadnej z tych religii nie m o ż e
się obejść. Wprawdzie m ó w i o „wiecznym ogniu j u d a i z m u " i „wiecznej d r o ­
d z e " chrześcijaństwa, wskazując, że spotykają się o n e u kresu, gdzie w p e ł n i
prawdy osiągniemy p e ł n e z r o z u m i e n i e . M i m o to, jeśli s t a r a m y się z r o z u m i e ć
dokładnie s t o s u n e k o b u religii w jego ujęciu, to niewątpliwą wyższość trzeba
będzie przypisać judaizmowi. To „judaizm jest j e d n y m jądrem, k t ó r e g o ż a r e m
karmione są niewidoczne p r o m i e n i e , które w chrześcijaństwie w i d o c z n e i roz­
dzielone wpadają w m o c pogańskiego przed-świata i p o d z i e m i a " (Gwiazda
zbawienia, s. 6 4 4 ) . Chrześcijaństwo jest tylko o d b i t y m światłem j u d a i z m u ,
a wszystko, co jego własne, jest skażone myślą pogańską. Nic dziwnego, że
Levinas, który jest dziedzicem myśli Rosenzweiga, m o ż e stwierdzić, że „dia­
log jest możliwy, gdyż chrześcijaństwo nie jest już p o k u s ą dla j u d a i z m u " .
Oczywiście, chrześcijaństwo, k t ó r e zrezygnowało z roszczenia do uniwersal­
ności i przyjęło rolę przypisaną mu w Gwieździe zbawienia.
Chrześcijanin z n a t u r y jest p o g a n i n e m , k t ó r y potrzebuje Żyda - bez nie­
go „zatraciłby się t a m , gdzie b y ł " (Gwiazda zbawienia, s. 6 4 1 ) . To, co wydaje
212
FRONDA
19/20
się stanowić p o d s t a w ę każdego w y z n a n i a chrześcijańskiego, a m i a n o w i c i e
wiara, iż Bóg stał się p r a w d z i w y m człowiekiem, jest w myśli Rosenzweiga je­
dynie pozostałością p o g a ń s t w a : „ D o p i e r o p r o w a d z o n y za rękę Syna chrześci­
janin odważa się przystąpić do Ojca: wierzy, że do Ojca m o ż e dojść tylko
przez Syna (...) Nie m o ż e on sobie wyobrazić, żeby s a m Bóg, święty Bóg
m ó g ł się tak do niego zniżyć, jak on tego pragnie, nie stając się człowiekiem.
Z samego w n ę t r z a każdego chrześcijanina wyłania się tu jakiś e l e m e n t p o ­
gaństwa. Poganin chce być otoczony b o g a m i l u d z k i m i " (Gwiazda zbawienia,
s. 5 4 6 ) . Prawdę powiedziawszy, n i e chodzi tu o t o , co sobie m o ż e lub n i e m o ­
że wyobrazić chrześcijanin, ale co mu objawił, jak wierzy, s a m Bóg. Twierdze­
nie, iż nikt nie przychodzi do Ojca inaczej niż przez Syna, nie jest chrześci­
j a ń s k i m wyobrażeniem, ale i s t o t ą wiary objawionej, przekazanej n a m p r z e z
pierwszych świadków. Być m o ż e s a m Syn skażony j u ż został m y ś l e n i e m p o ­
gańskim, w każdym razie zdawał się nauczać, że nie ma i n n e g o d o s t ę p u do
Ojca niż przez Niego.
Co więcej, w ł a ś n i e to, że Bóg stał się człowiekiem, s t a n o w i nie pozosta­
łość pogaństwa, ale spełnienie j u d a i z m u . N i e ma i n n e g o Boga niż Bóg Abra­
h a m a , Izaaka i Jakuba. Tylko On żyje, tylko On działa. Tylko On w k r a c z a
w historię. Jego zazdrość staje się a b s o l u t n y m p o t w i e r d z e n i e m Jego o s o b o ­
wości. Nie jest jak bałwany pogan, ale widzi, słyszy, panuje. I coraz bliżej, co­
raz wyraźniej się odsłania. Aż wreszcie o d s ł o n i ł się do końca, aż wreszcie po­
kazał c a ł k i e m jaki jest, aż wreszcie s t a n ą ł p r z e d n a m i , n ę d z n i k a m i ,
grzesznymi i skażonymi, nic nie chowając. Przestał j u ż posyłać p r o r o k ó w
i mędrców, zjawił się s a m w ś r ó d n a s . „Wcielenie jest z w o r n i k i e m hebrajskiej
koncepcji świata" - pisał C l a u d e T r e s m o n t a n t . To Wcielenie j e d n a k zostaje
przez j u d a i z m o d r z u c o n e . Bo też Wcielenie jest d o p e ł n i e n i e m i k o ń c e m , ale
zarazem p r z e k r o c z e n i e m . Ten Bóg przychodzi w ciele nie jako wódz, nie ja­
ko Mesjasz wiodący n a r ó d wybrany do zwycięstwa n a d p o g a n a m i , ale jako
pokorny, cierpiący sługa. Je s t s k a n d a l e m dla pogan, ale i z g o r s z e n i e m dla Ży­
dów! By go przyjąć, musieliby wyrzec się ostatniej pozostałości p o g a ń s t w a :
s n u o p o t ę d z e n a r o d u i krwi. By go uznać, musieliby z a k w e s t i o n o w a ć wła­
sną t o ż s a m o ś ć . Dlatego cofnęli się.
Chrześcijanin jest s p e ł n i o n y m Hebrajczykiem, który przyjął p e ł n i ę Obja­
wienia. To jednak, co stało się u d z i a ł e m dawnych pogan, pozostaje zamknię­
te dla Żydów. Uniżenie p o s u n i ę t e do wcielenia wydaje im się p o g a ń s t w e m . DlaLATO2000
213
tego, p o d o b n i e jak niegdyś dla Greków, jest dla nich s k a n d a l e m to, że „jakiś
konkretny człowiek, istniejący historycznie, «co widziały n a s z e oczy, czego
dotykały nasze ręce», m ó g ł b y nosić w sobie «wszystkie skarby m ą d r o ś c i
i wiedzy», (...) że jakiś k o n k r e t n y człowiek m ó g ł b y s a m siebie nazywać
«prawdą», czyli t y m co u n i w e r s a l n e ( . . . ) " (C. T r e s m o n t a n t , Esej o myśli hebraj­
skiej, s. 103-104). O t o ironia losu! O t o sytuacja tragiczna, gdy p o t o m k o w i e
Abrahama, Hebrajczycy n a t u r a l n i odrzucają t o , co s t a n o w i d u c h o w ą treść Bi­
blii, gdy mówią, jak to czyni Rosenzweig, że „gdyby cała p r a w d a była n a m
d a n a przekraczałoby to granice n a t u r y ludzkiej" (Gwiazda zbawienia, s. 6 4 5 ) .
Jest d o k ł a d n i e przeciwnie. Cała p r a w d a została n a m d a n a ! Cała p r a w d a d o
n a s przyszła! Między n a m i żyła, w ś r ó d n a s przebywała. Czyż to nie najwięk­
szy paradoks historii, że zarzut stawiany s t a r o ż y t n y m Hebrajczykom przez
pogan jest g ł ó w n y m z a r z u t e m ż y d o w s k i m przeciw chrześcijaństwu? Poganie
drwili z Boga, który p r z e m ó w i ł do A b r a h a m a , k t ó r y zechciał p o w o ł a ć Mojże­
sza, który zamieszkał p o ś r ó d swego ludu, k t ó r y łączył się tak ściśle i blisko
z człowiekiem. I teraz t e n pogański z a r z u t - zbytniej bliskości Boga i czło­
wieka - pojawia się na u s t a c h Ż y d ó w !
Tak, nie m o g ę oprzeć się wrażeniu, że w t y m proteście przeciw Wciele­
niu odsłania się p o g a ń s k i e przywiązanie do „ciała i krwi". W jaki b o w i e m
s pos ób Żyd, w e d ł u g Rosenzweiga, w c h o d z i w relację z Bogiem? L e k t u r a
Gwiazdy zbawienia wskazuje, że t a k ą p o d s t a w ę s t a n o w i krew. „Jedynie wspól­
n o t a krwi odczuwa już dziś ciepło płynącej p o p r z e z żyły p o r ę k i swej wiecz­
n o ś c i " (Gwiazda zbawienia, s. 4 7 2 ) . Kanałem, przez k t ó r y następuje spotka­
nie z Bogiem, staje się w myśli Rosenzweiga n a r ó d żydowski. N i e n a r ó d
w sensie politycznym czy historycznym; nie n a r ó d jako w s p ó l n o t a l o s ó w czy
też n a w e t w s p ó l n o t a tradycji; ale n a r ó d w sensie najbardziej p i e r w o t n y m ,
n a r ó d jako w s p ó l n o t a żydowskiej krwi. „ N a r ó d żydowski (...) j e s t więc osta­
tecznie żywy (...) jedynie i wyłącznie w tym, co z a p e w n i a t r w a n i e n a r o d u po­
nad czasem, nieprzemijalność jego życia: w czerpaniu własnej wieczności
z ciemnych źródeł k r w i " (Gwiazda zbawienia, s. 4 8 0 ) . Ta w s p ó l n o t a krwi j e s t
p o d s t a w ą duchowej w s p ó l n o t y Żydów; Żyd w p r z e c iw ie ństw ie do chrześci­
janina rodzi się sobą, nie m u s i się sobą stawać.
Dlatego, dowodzi Rosenzweig, n a r ó d żydowski ma w sobie j u ż to, do
czego d o p i e r o dążą wszystkie n a r o d y pogańskie. Ma swoją Sobość, której
p e ł n y m wyrazem jest czysta krew. „Dla n a r o d u żydowskiego nie ma rozbież214
FRONDA
19/20
ności między tym, co najbardziej w ł a s n e i najwyższe"
(Gwiazda zbawienia,
s. 517). Tym, co najbardziej w ł a s n e jest krew, biologiczny fakt p o c h o d z e n i a ,
coś, co nie m o ż e zostać o d e b r a n e ani u s u n i ę t e ; tym, co najwyższe jest zba­
wienie, spoczynek w miłości Boga. Żyd ma to z natury, chrześcijanin dąży do
tego wciąż przezwyciężając p o g a n i n a w sobie. „Dla siebie s a m e g o n a r ó d ży­
dowski jest już u celu, do k t ó r e g o n a r o d y świata d o p i e r o kroczą" (Gwiazda
zbawienia, s. 520). N a r o d y świata m o g ą m i e ć wiarę, m o g ą m i e ć p o s ł u s z e ń ­
stwo, m o g ą mieć sprawiedliwość i obietnicę, ale nie m o g ą m i e ć krwi. „ ( . . . )
Tylko w żydowskiej krwi żyje nadzieja na m i a r ę krwi, o której m i ł o ś ć c h ę t n i e
zapomina, a wiara sądzi, że m o ż e się bez niej obejść" (Gwiazda zbawienia,
s. 4 5 2 ) .
Te słowa, w których ł a t w o odczytać p o l e m i k ę z n a u k ą św. Pawła o tym,
że „nie synowie co do ciała są dziećmi bożymi, lecz synowie obietnicy są
u z n a n i za p o t o m s t w o " (Rz 9,8), s t a n o w i ą zasadę myślenia Rosenzweiga. Do
Izraela nie należy się ani tylko przez wiarę, ani tylko przez p o s ł u s z e ń s t w o
obietnicy. N i e ma i n n e g o Izraela ciała a i n n e g o ducha, jakby chcieli t e g o
chrześcijanie. „Zakorzenienie w n a s samych i tylko w n a s samych, we właLATO-2000
215
snym ciele i krwi, poręcza n a m n a s z ą w i e c z n o ś ć " (Gwiazda zbawienia, s. 4 8 1 ) .
To doświadczenie czystej krwi staje się wyznacznikiem j u d a i z m u R o s e n z w e ­
iga. Nie ma m o w y o rzeczywistej równoległości d o s t ę p u do Boga dla Ż y d ó w
i chrześcijan. Ci pierwsi mają d o s t ę p przez to, co ź r ó d ł o w e , n i e u s u w a l n e
i bezwzględne. Coś, co nie ulega zmianie, co trwa, choć przemijają p a ń s t w a ,
języki, kultury i cywilizacje, co pozostaje zawsze już n i e z m i e n i o n e : przez
krew. Nic dziwnego, że a u t o r Gwiazdy zbawienia stwierdza, że s a m o - z a c h o wanie wiecznego l u d u polega na „zamknięciu czystego ź r ó d ł a krwi p r z e d ob­
cą d o m i e s z k ą " (Gwiazda zbawienia, s. 5 3 4 ) .
N a w e t Levinas dostrzega, że „Rosenzweig używa niebezpiecznego okre­
ślenia «wieczność krwi»". Sugeruje jednak, że wyrażenia tego nie należy ro­
zumieć w s p o s ó b rasistowski, bo nie ma o n o c h a r a k t e r u n a t u r a l i s t y c z n e g o
i oznacza zakorzenienie w sobie s a m y m . N i e w i e m , co to znaczy. N i e w i e m ,
jak m o ż n a b ron ić twierdzenia, że p o d s t a w ą w s p ó l n o t y religijnej ma być czy­
sta krew. Nie wiem, jak m o ż n a a r g u m e n t o w a ć , że takie t w i e r d z e n i a nie ma­
ją charakteru naturalistycznego. G o t ó w j e s t e m z r e s z t ą przyznać, że w myśli
Rosenzweiga nie m o ż e być m o w y o u z a s a d n i e n i u polityki dyskryminacji ra­
sowej. Ale to jeszcze go nie usprawiedliwia. M a m y tu b o w i e m do czynienia
ni mniej, ni więcej tylko z r a s i z m e m d u c h o w y m . Tak tylko m o ż n a n a z w a ć
twierdzenie, ż e w a r u n k i e m d o s t ę p u d o Boga j e s t p r z y n a l e ż n o ś ć d o n a r o d u
czystej krwi.
Zmysł prawdy
Starałem się tu pokazać, dlaczego to, co nazywamy filozofią dialogu, nie m o ­
że przynieść nadziei na o d n o w ę religii. W myśli Rosenzweiga, a w jeszcze
większym s t o p n i u Levinasa, Bóg staje się tym, co n i e s k o ń c z o n e , co nieogra­
niczone i b e z m i e r n e : p o z a k s z t a ł t e m , p o z a pojęciem, p o z a n a z w a n i e m . N i e
wydaje się, by miał on wiele w s p ó l n e g o z t y m Bogiem, o k t ó r y m o p o w i a d a
n a m Biblia. Z P a n e m , k t ó r y bronił świętego swego l u d u aż przyszedł sam,
p o d ł u g ciała p o t o m e k Dawida, i s w o i m cierpieniem zgładził grzechy świata,
grzechy pogan i Żydów. Z P a n e m , który wybierał i odrzucał, sądził i karał,
okazywał miłosierdzie i przebaczenie. Z P a n e m zawsze k o n k r e t n y m , żywym,
zawsze stawiającym człowieka w o b e c najwyższej próby.
Powrotu do tego Pana nie zapewni n a m dialektyka i d w u z n a c z n o ś c i . Ra216
FRONDA
19/20
czej p o k o r n e p o s z u k i w a n i e b e z w a r u n k o w e j prawdy, k t ó r a n i e jest raz taka,
raz inna, p o d j e d n y m w z g l ę d e m wiążąca, p o d i n n y m nie, dla j e d n y c h zobo­
wiązująca, dla drugich o b o j ę t n a - ale zawsze ta s a m a . N i e m o g ę się o p r z e ć
wrażeniu, im dokładniej wczytuję się w teksty filozofów dialogu, że t e g o
zmysłu, t e g o p r a g n i e n i a p r a w d y i m z a b r a k ł o .
PAWEŁ LISICKI
l.ATO-2000
217
Wspólnota chrześcijańska po męce i śmierci Chrystusa
kontynuowała przez pewien czas „chodzenie do Świą­
tyni" oraz sprawowanie Paschy z innymi Żydami, za­
częła jednak przeżywać to święto już nie jako wspo­
mnienie Wyjścia i oczekiwanie przyjścia Mesjasza, ale
raczej jako pamiątkę tego, co wydarzyło się w Jerozo­
limie podczas święta Paschy oraz jako oczekiwanie po­
nownego przyjścia Jezusa Chrystusa.
Żydowskie źródła
liturgii Kościoła
KS.
KAZIMIERZ
JUSZKO
Kiedy nadszedł wreszcie dzień Pięćdziesiątnicy, znajdowali się wszyscy
razem na tym samym miejscu. Nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakby
uderzenie gwałtownego wichru, i napełnił cały dom, w którym przebywali.
Ukazały się im też języki jakby z ognia, które się rozdzieliły, i na każdym
z nich spoczął jeden. I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym, i zaczęli
mówić obcymi językami, tak jak im Duch pozwalał mówić.
Przebywali wtedy w Jerozolimie pobożni Żydzi ze wszystkich narodów
pod słońcem.
Dz 2,1-5
Papież Jan Paweł II w jednej z katechez wygłaszanych przed Wielkim Jubile­
uszem roku 2000 powiedział: „Rozważając tajemnicę Izraela i jego nieodwołalne
218
FRONDA
19/20
powołanie chrześcijanie zgłębiają również tajemnicę swoich korzeni. W źródłach
biblijnych, dzielonych wraz z braćmi żydami, znajdują elementy, które są im
nieodzowne, by żyć własną wiarą i ją pogłębiać.
Dostrzegamy to na przykład w liturgii. Tak jak Jezus, którego Łukasz
przedstawia n a m w chwili, gdy w synagodze nazaretańskiej otwiera księgę pro­
roka Izajasza (por. Łk 4,16n), p o d o b n i e i Kościół korzysta z liturgicznego bo­
gactwa narodu żydowskiego. Kościół układa Liturgię Godzin, liturgię Słowa,
a nawet s t r u k t u r ę m o d l i t w eucharystycznych zgodnie z w z o r a m i tradycji ży­
dowskiej. Niektóre wielkie święta, jak Pascha i Pięćdziesiątnica, nawiązują do
żydowskiego roku liturgicznego i stanowią z n a k o m i t ą okazję, by w s p o m n i e ć
w modlitwie n a r ó d wybrany i u m i ł o w a n y przez Boga (por. Rz 11,2)."
Przyjmując proponowane przez papieża spojrzenie przeanalizujmy p o n o w n i e
teksty biblijne, które liturgia Kościoła przypomina n a m w Okresie Wielkanoc­
nym. W czasie tej wędrówki chcemy na n o w o odkryć środowisko religijnego
przeżywania Jezusa i Apostołów, wszystkich uczniów, niewiast i Maryi, Matki Je­
zusowej. To, niejako poszerzone, spojrzenie p o m o ż e n a m zauważyć fakty wyda­
wałoby się nieistotne. O n e pozwolą n a m wyjaśnić, chociażby dlaczego owi wspo­
mniani w Dziejach Apostolskich „pobożni Żydzi" przybyli do Jerozolimy.
Ponieważ nie m o ż e m y przenieść się do czasów J e z u s a C h r y s t u s a , dlate­
go oprócz t e k s t ó w biblijnych p o m o c n e n a m b ę d ą artykuły i książki, dzięki
którym spróbujemy zobaczyć Paschę oraz Pięćdziesiątnicę tak, jak Maryja
i Apostołowie.
Tak wyjaśnia swój zamiar włoski kapucyn, kaznodzieja D o m u Papieskie­
go, Raniero C a n t a l a m e s s a : „Tylko konieczność całościowego spojrzenia zdo­
pingowała m n i e do przejścia p o n a d «czasem Kościoła», aby p o s z u k a ć w Bi­
blii - Starym i N o w y m Testamencie - tych elementów, k t ó r e s t a n o w i ą
w liturgii Kościoła «cechy dziedziczne*. Są to te s a m e racje, dla których po­
dejście do r o z u m i e n i a w y d a r z e ń zbawczych - z a p r e z e n t o w a n e osobiście
przez Jezusa w d r o d z e do E m a u s - rozpoczęło się od rzeczy t a k odległych:
«od Mojżesza poprzez wszystkich proroków» (Łk 24,27).
Wydarzenia związane z o s o b ą J e z u s a posiadają w s p ó l n ą cechę ze staro­
żytnym faktem Wyjścia - nie m o ż n a d o t r z e ć do nich w s p o s ó b b e z p o ś r e d n i ,
jedynie w oparciu o tradycyjne m e t o d y b a d a ń historycznych.
Dla chrześcijaństwa oznacza to, że nie m o ż e m y poznać faktów historycznych
inaczej jak tylko przez kerygmat, to znaczy przepowiadanie, jakie przekazali n a m
LATO-2000
219
na ten temat naoczni świadkowie. Mamy zatem pełne prawo odwoływać się do
Ewangelii oraz pozostałych pism Nowego Testamentu, aby dowiedzieć się, co
naprawdę stało się w tamtych dniach w Jerozolimie, jeśli chodzi o sprawę Jezu­
sa z Nazaretu."
Brat Efraim w swojej książce Jezus Żyd praktykujący pisze p o d o b n i e : „Jestem
w pełni świadomy, że porywam się na coś nieosiągalnego. Przyjęcie linii współ­
czesnej egzegezy równałoby się próbie syntezy treści zasobów całej biblioteki.
Tym, czym chciałbym się podzielić, jest światło Bożego tchnienia przenikające
teksty, jest moje zachwycenie wobec oblicza Chrystusa wyłaniającego się z tek­
stów biblijnych jak i rabinistycznych."
Nie przyszedłem znieść Tory
Prawo żydowskie nakazywało trzy razy w roku pielgrzymować do świątyni
jerozolimskiej: „Trzy razy do roku ukaże się każdy mężczyzna przed P a n e m ,
Bogiem twoim, w miejscu, k t ó r e sobie obierze: na Święto Przaśników, na
Święto Tygodni i na Święto N a m i o t ó w . Nie ukaże się p r z e d obliczem Pana
z próżnymi r ę k a m i " (Pwt 16,16).
Mosty i drogi, k t ó r e prowadziły pielgrzymów do Jerozolimy, a także do­
my, które miały ich gościć, m u s i a ł y być o d n o w i o n e i u p o r z ą d k o w a n e ; groby
pobielone przy zachowaniu wszelkiej ostrożności, dla uniknięcia ryzyka sta­
nia się nieczystym. Cała z ł o ż o n a c e r e m o n i a towarzyszyła r ó w n i e ż poszuki­
waniu przy świetle świecy, a później niszczeniu w ciszy jakiegokolwiek śla­
du kwaszonego chleba.
Trudności związane z d ł u g ą p o d r ó ż ą sprawiły, że u d a w a n o się t a m raz
w roku, przeważnie na Paschę. Kobiety i dzieci nie były do tego zobowiąza220
FRONDA
19/20
ne; nakazywano j e d n a k przed t r z y n a s t y m r o k i e m życia przyzwyczajać je do
spełniania obowiązków religijnych. O b e c n o ś ć więc Maryi, Józefa i d w u n a s t o ­
letniego Jezusa w świątyni t r z e b a u w a ż a ć za wyraz ich szczególnej p o b o ż n o ­
ści. Świadczy o tym również p o b y t w Jerozolimie p o d c z a s całego święta.
Maryja brała czynny udział w pobożności ludowej, uczestnicząc w piel­
grzymkach do Świętego Miasta na święto Paschy. Za krótką w z m i a n k ą o piel­
grzymowaniu do Jerozolimy kryje się wielkie bogactwo modlitwy Matki Jezu­
sa. Św. Łukasz bardzo wyraźnie i świadomie podkreśla związek pobożności
Maryi, wyrażający się udziałem w pielgrzymce, z rozważaniem w sercu. Ewan­
gelista pokazuje w t e n sposób, jak religijność Ludu Wybranego wpływała na
formację Maryi. Udział w pielgrzymce odsłania nowy obszar modlitwy i du­
chowości Maryi.
Uczestnictwo w pielgrzymkach, udział w liturgii świątynnej, coroczne wie­
czerze paschalne z haggadą ojca rodziny miały żywy oddźwięk w Jej życiu. N i e
zrozumiemy Maryi, gdy Ją oderwiemy od Jej ludu, od jego religijności i zwy­
czajów. Ta, która wielbiła Pana, bierze udział w pobożności ludowej, jaką była
pielgrzymka. Modlitwa Maryi bez tego kontekstu zawieszona jest w próżni.
Pielgrzymi zbierali się n o c ą w o k r e ś l o n y m miejscu. N a d r a n e m zjawiał się
przewodnik pielgrzymki i śpiewał wezwanie: „Wstańcie, w s t ą p m y na Syjon,
do Pana, Boga n a s z e g o " (Jr 31,6). Pątnicy wstając odpowiadali: „ U r a d o w a ł e m
się gdy mi powiedziano: «pójdziemy do d o m u Pana»" (Ps 122,1). Psalmy są
pozostałością z tych właśnie pielgrzymek. Pielgrzymka w pojęciu biblijnym
miała charakter radosny. Pielgrzymi szli b a r d z o w o l n o , p o c h ó d otwierał fletnista, który grał na s w o i m i n s t r u m e n c i e . P r o w a d z o n o również wołu, który
miał być złożony na ofiarę. Pielgrzymi nieśli dary ofiarne, k t ó r e s k ł a d a n o po­
t e m w świątyni. Kiedy dochodzili do celu, śpiewali psalmy: „Już stoją nasze
nogi w twych bramach, o J e r u z a l e m " (Ps 122,2), na co odpowiadał im chór
lewitów: „Chwalcie Boga w Jego świątyni" (Ps 150,1). W czasie śpiewu ostat­
niej strofy w c h o d z o n o na dziedziniec świątyni. Na spotkanie pielgrzymów
wychodzili lewici śpiewając: „Wysławiam Cię, Panie, b o ś m n i e wybawił i nie
uradowałeś mych w r o g ó w z mojego p o w o d u " (Ps 30,1). Podczas pielgrzymki
na święto Paschy ojcowie rodzin składali w ofierze baranka.
Idąc t r o p e m w s k a z a n y m przez J a n a Pawła II u ś w i a d a m i a m y sobie, że Je­
zus C h r y s t u s wraz z A p o s t o ł a m i uczestniczyli w n a t u r a l n y m i s w o b o d n y m
przeżywaniu religijności N a r o d u Wybranego, k t ó r a dla nas, n a w e t u w a ż n i e
LATO-2000
221
czytających tekst biblijny, nie jest taka oczywista. Inaczej niż w czasach apo­
stolskich, współcześnie b a r d z o nieliczne osoby m o g ą odkryć t a k ą n i e p o w t a ­
rzalną więź we w ł a s n y m doświadczeniu życiowym, jak J a n Grosfeld: „Jeśli
chodzi o moje żydowskie p o c h o d z e n i e , było o n o dla m n i e faktem b e z ż a d n e ­
go znaczenia. To był fakt biologiczny, n a w e t nie kulturowy, nie m ó w i ą c już
o religijnym. Byłem świadomy, że j e s t e m Ż y d e m z p o c h o d z e n i a . P a m i ę t a m ,
jak nie wiedziałem, jak m a m r o d z i c o m powiedzieć o tym, że się o c h r z c i ł e m .
Kiedy zacząłem chodzić do kościoła, ś w i a d o m o ś ć żydowskości w sensie reli­
gijnym była dla m n i e zerowa.
To, że przestała być zerowa, zawdzięczam w s p ó l n o c i e n e o k a t e c h u m e n a l nej. Zacząłem odkrywać, CQ to znaczy być Ż y d e m . Gdybym nie trafił do
wspólnoty, w której jest wiele z n a k ó w i treści nawiązujących do żydowskich
korzeni, to dzisiaj m ó g ł b y m być p o z a Kościołem. Myślę, że Pan Bóg p o ­
wstrzymuje m n i e przed z b y t n i m zagłębianiem się w j u d a i z m . Biorę t e n ży­
dowski korzeń, ale nie s k u p i a m się na n i m . Jest on w a ż n y jako f u n d a m e n t ,
jako p e w n e tło, ale to na p e w n o nie wszystko, o co chodzi w chrześcijań­
stwie. Korzeń t e n był obecny w Kościele, ale przysypany, p o w s z e c h n i e chrze­
ścijanie nie byli go ś w i a d o m i . Z o s t a ł o b o w i e m o c h r z c z o n e p o g a ń s t w o z ca­
łym d o b r o d z i e j s t w e m i n w e n t a r z a . N i e było z a p e w n e innej metody, aby ci
ludzie stali się chrześcijanami."
Pascha żydów
Chrześcijaństwo ma w y m i a r paschalny, ale nie w i a d o m o co to znaczy, póki
nie wejdzie się w sens Ostatniej Wieczerzy A p o s t o ł o w i e pytają się po p r o ­
stu swego Mistrza: „Gdzie chcesz, żebyśmy Ci przygotowali Paschę do spo­
życia?" (Mt 26,17; por. Mk 14,12). J e z u s nie m u s i a ł n i k o m u nic wyjaśniać,
wystarczą krótkie słowa: „Idźcie i przygotujcie" (Łk 2 2 , 8 ) . Dzieje się tak,
gdyż Jezus z N a z a r e t u funkcjonował w r a m a c h rzeczywistości religijnej swo­
jego n a r o d u i spędzał to ś w i ę t o w taki sposób, jak spędzali je wszyscy Żydzi.
Wszystkie słowa, k t ó r e J e z u s wypowiedział w czasie Ostatniej Wieczerzy, dla
A p o s t o ł ó w były rzeczą n o r m a l n ą , bo byli zwyczajnymi Żydami, którzy wie­
dzieli co o n e znaczą.
Wszystko to każe n a m przypuszczać, że O s t a t n i a Wieczerza była wiecze­
rzą paschalną, o d p r a w i o n ą przez Jezusa i Jego u c z n i ó w w e d ł u g zwyczajów
222
FRONDA
19/20
żydowskich. Ukazuje to zarazem wyraźne miejsce Eucharystii w historii zba­
wienia, nierozerwalną więź między Starym i N o w y m Przymierzem, między
p r o r o c t w a m i a ich s p e ł n i e n i e m .
W czasie swego o s t a t n i e g o p o b y t u w Jerozolimie J e z u s c o d z i e n n i e wie­
czorem opuszczał m i a s t o (Łk 21,37). W dzień Ostatniej Wieczerzy Jezus p o ­
został w przeludnionej Jerozolimie. Kiedy n a d s z e d ł dzień P r z a ś n i k ó w i nale­
żało przygotować Paschę, Jezus posłał do m i a s t a Piotra i Jana, aby znaleźli
izbę n a wieczerzę paschalną. W e d ł u g p r z e p i s ó w b o w i e m b a r a n k a paschalne­
go należało spożyć w obrębie m u r ó w Świętego Miasta.
W Wielki C z w a r t e k liturgia Słowa p o p r z e z czytanie z Księgi Wyjścia
przypomina n a m przygotowania, k t ó r e do paschalnej wieczerzy poczynili
Apostołowie: „Dziesiątego dnia t e g o miesiąca n i e c h się każdy p o s t a r a o ba­
ranka dla rodziny, o b a r a n k a dla d o m u . . . Będziecie go strzec aż do czterna­
stego d n i a tego miesiąca... I tej samej nocy spożyją m i ę s o pieczone w ogniu,
spożyją je z c h l e b e m n i e k w a s z o n y m i gorzkimi z i o ł a m i " (Wj 12,3.6.8).
W czasach Starego T e s t a m e n t u zabijano b a r a n k a c z t e r n a s t e g o d n i a mie­
siąca Nizan, w godzinach p o p o ł u d n i o w y c h : między g o d z i n ą trzecią a piątą,
zgodnie z p r z e p i s e m zawartym w Wj 12,6: „wtedy zabije go całe z g r o m a d z e ­
nie Izraela o z m i e r z c h u " .
Mieszkańcy Jerozolimy r a d o ś n i e witali przybywających pielgrzymów. Ka­
płani na wieżach Świątyni dęli w s r e b r n e trąby, lewici śpiewali pieśni p o ­
chwalne. Gdy pątnicy wstępowali na w e w n ę t r z n y dziedziniec Świątyni, lewi­
ci śpiewali piętnaście hymnów, tyle ile s t o p n i p r o w a d z i ł o do ołtarza. Po
odśpiewaniu każdego pątnicy odpowiadali: dajenu, co znaczy: już by i t e g o
starczyło.
Pielgrzymi i mieszkańcy Jerozolimy zabijali b a r a n k a w świątyni w obec­
ności kapłanów. Przynosili go ojcowie rodzin. Z g r o m a d z e n i e w c h o d z i ł o na
dziedziniec, a kiedy się zapełnił, z a m y k a n o b r a m y i rozpoczynało się ofiaro­
wanie baranka. W czasie ofiary lewici śpiewali hallel, powtarzając śpiew jeśli
zachodziła potrzeba. Każdą recytację hallelu zapowiadali d m ą c w szofar, trąbę
sporządzoną z rogu.
„I w e z m ą k r e w baranka, i p o k r o p i ą n i ą odrzwia i progi d o m u , w k t ó r y m
b ę d ą go spożywać" (Wj 12,7). Każdy Izraelita zabijał w ł a s n ą ofiarę, p o d c z a s
gdy kapłani, ustawieni w d w a rzędy, zbierali część krwi do złotych naczyń:
te, przechodząc z rąk do rąk, docierały do o s t a t n i e g o kapłana, który wylewał
LATO-2000
223
ją u stopni ołtarza. N a s t ę p n i e zawieszano b a r a n k a za tylne nogi na h a k a c h
umieszczonych na słupach, z d e j m o w a n o z niego skórę i w y j m o w a n o w n ę t r z ­
ności, aby części p r z e z n a c z o n e na spalenie m ó c złożyć na o ł t a r z u . W n ę t r z ­
ności b a r a n k a u m i e s z c z a n o w misie i p r z e k a z y w a n o kapłanowi, który je so­
lił i spalał na o ł t a r z u ofiarnym.
O b r z ę d p o k r o p i e n i a odrzwi krwią zabitego b a r a n k a został w t e n s p o s ó b
zastąpiony przez p o k r o p i e n i e krwią jedynie ołtarza.
W czasie składania ofiary z b a r a n k a p a s c h a l n e g o lewici śpiewali hallel
(Ps 113-118). Psalmy te rozpoczynają się od alleluja, stąd n a z w a hallel; w s p o ­
minają o n e m.in. wyjście z niewoli egipskiej (Ps 114). W śpiewie l e w i t ó w
uczestniczyli ojcowie rodzin, wtórując s w o i m alleluja po każdej strofie psal­
m u . Kiedy pierwsza grupa zakończyła już c e r e m o n i ę ofiary, o t w i e r a n o b r a m ę
dziedzińca. Miejsce pierwszej grupy zajmowała n a s t ę p n a , by kolejno złożyć
ofiarę. N a s t ę p n i e u p r z ą t a n o dziedziniec i każdy wracał ze s w o i m b a r a n k i e m ,
aby go upiec w obrębie m u r ó w Jerozolimy i zasiąść do sederu, r y t u a l n e g o po­
siłku paschalnego.
Od wieczora czternastego d n i a aż do d w u d z i e s t e g o p i e r w s z e g o d n i a z do­
m ó w izraelskich ma być u s u n i ę t y wszelki kwas i ma być spożywany chleb
niekwaszony (macot). Szukanie i u s u w a n i e k w a s u p r z e d nadejściem Paschy
stanowi istotny m o m e n t przygotowań d o t e g o święta. Tora nakazuje u s u n ą ć
wszelki kwas z całej posiadłości. Na okres s i e d m i u dni z a b r o n i o n e jest spo­
żywanie chleba k w a s z o n e g o (Pwt 16,3-4). Chamec (kwas) jest s y m b o l e m py­
chy oraz skłonności do zła. Dopóki nie wyrzucimy z serca pychy, nie m o ż e ­
my m ó w i ć ani śpiewać na chwałę Tego, który n a s wyzwolił.
Do tego skrzętnego oczyszczania d o m ó w żydowskich z wszelkich pokar­
m ó w kwaszonych, z n a m i e n n e g o dla przygotowań do świąt paschalnych, na­
wiązuje św. Paweł: „Czyż nie wiecie, że odrobina kwasu całe ciasto zakwasza?
Wyrzućcie więc stary kwas, abyście się stali n o w y m ciastem, jako że przaśni je­
steście. Chrystus b o w i e m został złożony w ofierze jako nasza Pascha. Tak prze­
to odprawiajmy święto nasze, nie przy użyciu starego kwasu, kwasu złości
i przewrotności, lecz - przaśnego chleba czystości i p r a w d y " (1 Kor 5,6-8).
Zabitego w świątyni b a r a n k a spożywano w d o m a c h , w rodzinach, na wie­
czerzy paschalnej. Baranek był pieczony w d o m u , na rożnie, z użyciem drze­
wa granatowca, przy bacznym zwracaniu uwagi, aby ż a d n a z jego kości nie
została złamana.
224
FRONDA
19/20
Tak zaczynała się c e r e m o n i a wieczerzy paschal­
nej. I n n e jedzenie, p o z a b a r a n k i e m , z k t ó r e g o każdy m u ­
siał s p r ó b o w a ć kawałek co najmniej wielko­
ści o w o c u oliwki, to gorzkie zioła, przaśny
chleb oraz p o t r a w a z fig, daktyli i w i n o g r o n , p o d a w a ­
na we wspólnej misie, gdzie każdy maczał swój ka­
wałek. Cały posiłek był spożywany w czterech fazach,
do których był przypisany o s o b n y kielich wina, który s t a n o ­
wił p o m o s t p o m i ę d z y poszczególnymi e t a p a m i całego obrzę­
du.
Kiedy już cała rodzina zasiadła wokół s t o ł u , ojciec błogo­
sławił w i n o i chleb, używając s ł ó w błogosławieństwa, k t ó r e m u ­
siało być p o d o b n e do tego, jakie jeszcze dzisiaj żydzi czytają w swej
haggadzie paschalnej. Niejeden z n a s jest zaskoczony l e k t u r ą tych błogosła­
wieństw, albowiem odnajdujemy w nich (o czym p r z y p o m n i a ł n i e d a w n o pa­
pież) tekst m o d l i t w na ofiarowanie, jakie są u ż y w a n e w czasie s p r a w o w a n i a
Eucharystii: „Błogosławiony jesteś, Panie, Boże nasz, Królu wszechświata,
który stworzyłeś t e n owoc ziemi. O t o chleb uciemiężenia, który nasi ojcowie
spożywali w Egipcie. Ktokolwiek jest głodny, n i e c h się przybliży i spożywa;
a k t o p o w i n i e n sprawować Paschę, niech się przybliży i ją celebruje.
Błogosławiony jesteś, Panie, Boże nasz, królu wszechświata, który stwo­
rzyłeś t e n owoc w i n n e g o krzewu. Ty nas wybrałeś w ś r ó d wszystkich narodów,
wyniosłeś n a s p o n a d i n n e p l e m i o n a i Twymi przykazaniami n a s uświęciłeś.
W miłości Twojej dałeś n a m Panie, n a s z Boże, te coroczne święta ku na­
szej radości, uroczystości i dni p o g o d n e , takie jak to Święto Przaśników, któ­
re jest czasem naszego wyzwolenia, z g r o m a d z e n i e m świętym, p a m i ą t k ą na­
szego wyjścia z Egiptu."
W czasie spożywania wieczerzy ś p i e w a n o r ó w n i e ż hallel - pierwszą część
po nalaniu drugiego kielicha. W czasie sederu pije się w i n o czerwone, k t ó r e
ma przypominać k r e w obrzezania i k r e w b a r a n k a p a s c h a l n e g o . Na stole kła­
dzie się trzy mace przykryte o z d o b n ą serwetką, symbolizujące d a w n ą struk­
t u r ę społeczności żydowskiej: g ó r n a m a c a to kapłani, ś r o d k o w a - lewici, dol­
na - lud. Pod koniec wieczerzy paschalnej ojciec rodziny o d ł a m u j e kawałek
środkowej macy i chowa go, aby p o b u d z i ć ciekawość dzieci, k t ó r e zadają py­
tania i stwarzają w t e n s p o s ó b okazję do rozpoczęcia o p o w i a d a n i a haggady.
l.ATO-2000
225
Ten kawałek macy nosi n a z w ę afikoman (greckie: po ucz­
cie) . Z chrześcijańskiego p u n k t u widzenia szczególnie
interesujące jest to, że w tradycji żydowskiej od
czasów z b u r z e n i a Świątyni
spożycie
afikomanu
wyobraża spożycie baranka paschalnego, k t ó r a
to p o t r a w a kończyła świąteczny posiłek. Tak
więc, kiedy podczas mszy świętej k a p ł a n
p o d n o s i h o s t i ę z p r z a ś n e g o chleba, m ó ­
wiąc „ O t o Baranek Boży, który gładzi
grzechy świata", odnajdujemy wspólny
z j u d a i z m e m język, gdyż odkąd nie składa się już
w ofierze zwierząt, m a c a s e d e r o w a zastępuje b a r a n k a pas­
chalnego. C h l e b to baranek, a b a r a n e k to chleb, który zbawia.
N i e k w a s z o n y chleb z mąki i z wody, u f o r m o w a n y w ciasto,
ugnieciony i upieczony. To ciasto m u s i nosić na sobie p i ę t n o p o ś p i e c h u
i dlatego nie daje mu się wyrosnąć. I tak m i a ł o p o z o s t a ć : m i z e r n y chleb, k t ó ­
rym żywili się owi ludzie w niewoli, staje się p i e r w s z y m k ę s e m s p o ż y w a n y m
na wolności. Ten w p o ś p i e c h u spożywany p o s i ł e k stał się ich u c z t ą jako lu­
dzi wolnych.
Teraz następuje opowiadanie o Wyjściu. Ojciec rodziny wygłasza haggadę pas­
chalną, w której wyjaśnia dzieciom i niewiastom sens uczty paschalnej. Rozpo­
czyna ją rytualne pytanie najmłodszego syna: Ma nisztana ha lajla?, czyli: czym ta
noc różni się od wszystkich innych nocy? Chłopiec zadaje cztery pytania: dlacze­
go tej nocy jemy gorzkie zioła? dlaczego tej nocy gorzkie zioła maczamy w sło­
nej wodzie? dlaczego tej nocy jemy macę? dlaczego tej nocy jemy polegując?
O d p o w i a d a na nie ojciec l u b k t o ś ze starszych. C z t e r y razy p o w t ó r z o n y
jest w Torze nakaz: „Gdy syn twój zapyta cię kiedyś: «Jakie jest znaczenie
tych świadectw, p r a w i nakazów, k t ó r e w a m zlecił Pan, Bóg nasz?», o d p o ­
wiesz synowi: «Byliśmy n i e w o l n i k a m i faraona w Egipcie i wyprowadził n a s
Pan z Egiptu m o c n ą ręką»" (Pwt 6,20n).
„Gdy się was zapytają dzieci: cóż to za święty zwyczaj? - tak im odpowiecie:
«To jest ofiara Paschy na cześć Pana, który w Egipcie ominął d o m y Izraelitów. Po­
raził Egipcjan, a nasze domy ocalił»... Dzieje się tak ze względu na to, co uczy­
nił Pan dla m n i e w czasie wyjścia
z Egiptu" (Wj 12,26; 13,8).
FRONDA
19/20
Przez pokolenia, co roku ojciec o p o w i a d a synowi, a wszyscy uczestnicy
sederu u w a ż n i e słuchają. Należy o p o w i a d a ć tak, jakby s a m e m u b r a ł o się
udział w tym niezwykłym wydarzeniu. Podczas czytania haggady, przy w s p o ­
m i n a n i u kolejnych plag egipskich, każdy z u c z e s t n i k ó w strąca kroplę w i n a ze
swojego kieliszka tyle razy ile było plag.
Ojciec tłumaczył również symbolikę p o k a r m ó w : przaśny, to znaczy niekwaszony chleb, gorzkie zioła, b a r a n e k paschalny. Każdy e l e m e n t wieczerzy
sederowej jest symbolem, p r z y p o m n i e n i e m k t ó r e g o ś a s p e k t u tej nocy, kiedy
Bóg p o t ę ż n ą ręką wywiódł swój lud z Egiptu.
Dlaczego spożywa się gorzkie zioła? Ponieważ Egipcjanie czynili życie
naszych ojców w Egipcie gorzkim (Wj 1,14). Aby złagodzić s m a k ziół, zanu­
rza się je w charosecie. Ta p o t r a w a s p o r z ą d z a n a z tartych jabłek, o w o c ó w gra­
n a t u , orzechów, daktyli ma p r z y p o m i n a ć jabłonie, p o d k t ó r y m i kobiety ży­
dowskie w ukryciu rodziły synów ( P n p 8,5).
Dlaczego spożywa się p r z a ś n e mace? Ponieważ ciasto naszych ojców
nie m i a ł o czasu wyrosnąć.
Dlaczego pijemy oparci na łokciu? Ponieważ n a s z y m obo­
wiązkiem jest wychwalać Tego, który dla ojców naszych i dla
n a s uczynił te cuda. Ojciec w s p o m i n a ł przy t y m wielkie in­
terwencje Boże w historii Izraela, a szczególnie wyzwo­
lenie z Egiptu. Tak s p r a w o w a n a Pascha nie p o d k r e ­
śla j u ż z a c h o w a n i a się Izraelity g o t o w e g o do
wyruszenia w s t r o n ę Z i e m i Obiecanej. Tym ra­
z e m biesiadnicy siedzą przy stole w pozycji p ó ł ­
leżącej dla wyrażenia ś w i a d o m o ś c i bycia w o l n y m ,
o s w o b o d z o n y m z niewoli egipskiej. Ojciec rodziny
kończył haggadę w e z w a n i e m : „Zaśpiewajmy p r z e d Bogiem: Alleluja!"
Po tym w e z w a n i u ś p i e w a n o hallel (Ps 113 i 114), który był u w i e l b i e n i e m
Boga i medytacją Jego wielkich dziel w historii N a r o d u Wybranego. Teraz pi­
je się drugi kielich; rozpoczyna się w ó w c z a s właściwa wieczerza, k t ó r a p o ­
w i n n a skończyć się p r z e d północą, na p a m i ą t k ę wyjścia z Egiptu. Z a n i m
uczestnicy wieczerzy rozpoczęli spożywanie macy, umywali ręce. Trzeci kie­
lich wina, zwany „kielichem b ł o g o s ł a w i e ń s t w a " , był p o d a w a n y w t y m wła­
śnie m o m e n c i e . Z n i m z d a n i e m niektórych należy wiązać u s t a n o w i e n i e Eu­
charystii.
LATO-2000
227
Czwarty kielich, łącznie ze ś p i e w e m o s t a t n i c h p s a l m ó w (druga część hallelu - Ps 115 do 118 oraz 136), stanowił zakończenie wieczerzy paschalnej.
W tym m o m e n c i e o t w i e r a n o drzwi na oścież w oczekiwaniu na p r o r o k a Elia­
sza. W e d ł u g synoptyków (Mt 26,30; Mk 14,26) w ł a ś n i e w t y m m o m e n c i e Je­
zus opuścił wieczernik i u d a ł się na mękę. W t e n s p o s ó b ewangeliści ukazu­
ją sens t a m t e g o wieczoru w w y p e ł n i e n i u się oczekiwań mesjańskich.
Ale jest jeszcze piąty kielich, p r z y g o t o w a n y na stole sederowym dla p r o r o ­
ka Eliasza. Pozostaje on nieopróżniony. Ten piąty kielich jest aluzją do przy­
szłego, ostatecznego wyzwolenia Izraela i całej ludzkości przez Mesjasza,
którego nadejście zapowie p r o r o k Eliasz.
K o n k r e t n y m w y r a z e m tej tradycji jest p r z e k o n a n i e , m o c n o roz pow sz e ch­
nione w czasach N o w e g o T e s t a m e n t u , że pojawienie się Mesjasza będzie
m i a ł o miejsce podczas nocy paschalnej. Historiozbawczy związek łączy
w teologii rabinicznej wieczerzę p a s c h a l n ą z eschatologią. Pascha j e s t t a m
widziana jako p o w t ó r z e n i e Wyjścia, jako fakt historyczny, k t ó r y będzie m i a ł
miejsce w d o k ł a d n i e o k r e ś l o n y m czasie - p o d c z a s wigilii paschalnej, a więc
w rocznicę Wyjścia, tak jak Wyjście m i a ł o miejsce w rocznicę stworzenia.
Pascha chrześcijan
Chrześcijanie, przyjmując t e n p u n k t widzenia (św. H i e r o n i m ) , nadali m u n o ­
wą treść ze względu na to, że Jezus C h r y s t u s przez swoją Paschę d o k o n a ł n o ­
wego stworzenia. Dlatego Eucharystia, z r o d z o n a podczas O s t a t n i e j Wiecze­
rzy, będzie p a m i ą t k ą śmierci Pana, ale w tym s a m y m czasie będzie r ó w n i e ż
zapowiedzią Jego przyjścia (1 Kor 11,26).
W s p ó l n o t a chrześcijańska po m ę c e i śmierci C h r y s t u s a k o n t y n u o w a ł a
przez p e w i e n czas „ c h o d z e n i e do świątyni" (Dz 3,1) oraz s p r a w o w a n i e Pas­
chy z innymi Żydami, zaczęła j e d n a k przeżywać to ś w i ę t o już nie jako w s p o ­
m n i e n i e Wyjścia i oczekiwanie przyjścia Mesjasza, ale raczej jako p a m i ą t k ę
tego, co wydarzyło się w Jerozolimie podczas święta Paschy oraz jako ocze­
kiwanie p o n o w n e g o przyjścia J e z u s a C h r y s t u s a . W roku 135 u p a d e k p o w s t a ­
nia Bar Kochby oznaczał też koniec w s p ó l n o t y judeochrześcijańskiej. Osie­
dlenie
się w Aelia C a p i t o l i n a
(jak kazali
odtąd nazywać Jerozolimę
Rzymianie) w s p ó l n o t y wywodzącej się s p o ś r ó d p o g a n d o p r o w a d z i ł o do peł­
nego rozdzielenia Paschy chrześcijańskiej od Paschy żydowskiej.
228
FRONDA
] 9/20
W świętowaniu Paschy, którą Żydzi celebrowali przez wieki, po przyjściu
Chrystusa owo oczekiwanie mesjańskie pozostaje niespełnione. Trwa o n o w pra­
gnieniu skierowanym ku Jerozolimie: „Tego roku jesteśmy jeszcze niewolnikami,
ale w przyszłym roku będziemy już wolni"; Leszanah haba'ah bjeruszalajim! - „Na
przyszły rok w Jerozolimie!" Jeśli uczta jest sprawowana w tym mieście, to ru­
bryka nakazuje mówić: „W przyszłym roku w odbudowanej Jerozolimie!"
Najważniejsze znaczenie Paschy nie kryje się w jej c h a r a k t e r z e socjolo­
gicznym czy historycznym, ale polega na jedynej w s w o i m rodzaju roli t e g o
święta w życiu n a r o d u żydowskiego. Było o n o i jest w najwyższym s t o p n i u
świętem wolności i wybawienia. Mówiąc o zbawczych dziełach Boga, zawsze
dawało l u d z i o m nadzieję w obliczu fizycznego i d u c h o w e g o zagrożenia. Po­
n a d t o , jako święto r o d z i n n e , było o g n i w e m łączącym pokolenia, jego siła
przejawiała się w t r w a n i u n i e p r z e r w a n y m od t r z e c h tysięcy lat i ciągłym p o ­
zostawaniu w y r a z e m p o t r z e b ludzi.
Tradycje o miłości Boga i Jego zbawczych dziełach n a t c h n ę ł y rodzącą się
w s p ó l n o t ę chrześcijańską - w e d ł u g Ewangelii na polecenie J e z u s a - do ob­
chodzenia święta dziękczynienia (eucharystia) upamiętniającego Paschę, k t ó ­
rą Jezus spożył ze sw o im i u c z n i a m i w n o c p r z e d s w o i m u k r z y ż o w a n i e m
(1 Kor 11,23-26). C e n t r a l n a pozycja t e g o r y t u a ł u w wierze chrześcijańskiej
nawiązująca do święta Paschy jako c e n t r a l n e g o o b r z ę d u wiary żydowskiej,
wyraźnie pokazuje, jak głęboko chrześcijaństwo j e s t z a k o r z e n i o n e w h i s t o ­
rycznym życiu i historycznej wierze n a r o d u izraelskiego.
Pascha żydowska u p a m i ę t n i a wyprowadzenie Izraelitów z niewoli egip­
skiej, czyli najważniejsze wydarzenie z historii N a r o d u Wybranego. W każdym
pokoleniu człowiek winien uważać, że to on sam wyszedł z Egiptu, jak mu po­
wiedziano: „W tym dniu będziesz opowiadał synowi s w e m u : Dzieje się tak ze
względu na to, co uczynił Pan dla m n i e w czasie wyjścia z Egiptu" (Wj 13,8).
To u o b e c n i e n i e i u a k t u a l n i e n i e tajemnicy zbawienia, z n a m i e n n e dla Pas­
chy żydowskiej, p o m a g a zrozumieć, dlaczego Pan Jezus wybrał właśnie ucztę pas­
chalną, by w czasie niej ustanowić Eucharystię. A jej s p r a w o w a n i e w Kościele do­
tychczas zachowało s t r u k t u r ę o p o w i a d a n i a o dziejach zbawienia,
czyli
liturgii słowa, a n a s t ę p n i e uczty ofiarnej połączonej z dziękczynną m o d l i t w ą .
Jak refleksja teologiczna Izraela d o p r o w a d z i ł a do „paschalizacji" do­
świadczenia związanego z Wyjściem, tak też a u t o r z y N o w e g o T e s t a m e n t u
rozważając życie Jezusa ukazali je jako całościowo z o r i e n t o w a n e na Paschę.
LATO-2000
229
Gdy w czasie swoich pielgrzymek J e z u s zasiadał do s t o ł u , wokół Niego,
oprócz najbliższych uczniów, znajdowało się zwykle wielu z w o l e n n i k ó w
(Łk 5,29). Z g o d n i e ze zwyczajem p a s c h a l n y m , w czasie Ostatniej Wieczerzy
liczba biesiadników jest ograniczona. Baranek m ó g ł być ofiarowany tylko
w imieniu osób, k t ó r e zgromadziły się, aby w s p ó l n i e spożyć go w wieczór
Paschy. Przy czym należało się zgromadzić, p ó k i b a r a n e k był jeszcze żywy.
Ewangelie mówią, że w czasie Ostatniej Wieczerzy J e z u s spoczywał przy sto­
le wraz ze swymi uczniami. W t e n s p o s ó b spełniał rytualny obowiązek, na­
kazujący k a ż d e m u spożywać wieczerzę p a s c h a l n ą w pozycji półleżącej, przy
czym oparcie się na lewym łokciu było s y m b o l e m wolności.
Kiedy podczas u m y w a n i a n ó g J e z u s m ó w i do Piotra: „Jeśli cię nie umyję,
nie będziesz miał udziału ze M n ą " , S z y m o n Piotr o d p o w i a d a : „Panie, nie tyl­
ko nogi moje, ale i ręce, i g ł o w ę ! " Wówczas J e z u s m ó w i : „Wykąpany p o t r z e ­
buje tylko nogi sobie umyć, bo cały jest czysty" 0 13,8-10). A więc J e z u s
spożywał wraz z uczniami O s t a t n i ą Wieczerzę w stanie czystości k a p ł a ń ­
skiej, w e d ł u g nakazu Tory (Lb 19,19).
Kąpiel rytualna, polegająca na całkowitym z a n u r z e n i u się, była wymaga­
n a zwłaszcza p r z e d ś w i ę t e m , n a k t ó r e p i e l g r z y m o w a n o d o Jerozolimy. Nale­
żało wykąpać się p r z e d rozpoczęciem święta.
U s t a n o w i e n i e Eucharystii o p i s a n e przez s y n o p t y k ó w zdaje się być rozu­
m i a n e w s p o s ó b najbardziej n a t u r a l n y wtedy, gdy w s t a w i m y je w r a m y ży­
dowskiej wieczerzy paschalnej. W miejsce uczty z m i ę s e m i poszczególnymi
kielichami w i n a z o s t a n i e od tej chwili w p r o w a d z o n a u c z t a paschalna, której
ofiarą będzie J e z u s C h r y s t u s - w ofierze z ł o ż o n e Jego ciało i p r z e l a n a Jego
krew. Ten e l e m e n t o b r z ę d u p a s c h a l n e g o tradycja synoptyczna u w a ż a za naj­
istotniejszy m o m e n t wieczerzy paschalnej. D l a t e g o wybiera go dla w y r a ż e n i a
swego p r z e k o n a n i a o tym, że Pascha żydowska z o s t a ł a w y p e ł n i o n a .
Tradycja Janowa w śmierci na krzyżu widzi m o m e n t o największym znacze­
niu i najbogatszej symbolice. Trzy Paschy odmierzają czas publicznej działalno­
ści Jezusa Chrystusa. Jest to zrobione tak, że nikt nie ma wątpliwości, co do te­
go, że intencją Św. Jana jest wskazanie na Jezusa, który zmierza do zastąpienia
Paschy żydowskiej swą własną śmiercią. W całym opowiadaniu św. Jan wybrał
wyjątkowo sugestywny sposób dla ukazania połączenia między C h r y s t u s e m
a Paschą, którą miał zastąpić. „A była blisko Pascha żydowska..." 0 11,55). „ N a
sześć dni przed Paschą [zgodnie z nakazem Wj 12,3 baranek paschalny powi230
FRONDA
]9/20
nien być wówczas zabrany ze stada i trzymany w miejscu
osobnym, aż do złożenia go w ofierze] Jezus przybył do Be­
tanii" 0 12,1). „Było to przed Świętem Paschy. Jezus wie­
dząc, że nadeszła Jego godzina..." (J 13,1). Kiedy Żydzi
krzyczą, widząc ukazanego przez Piłata Jezusa, Św. Jan za­
uważa: „Był to dzień przygotowania Paschy, około godziny
szóstej" (f 19,14-15). Jest to godzina, w której chleb kwaszony musiał zniknąć
z każdego żydowskiego d o m u , aby zrobić miejsce dla niekwaszonego.
W t e n sposób docieramy na Kalwarię w chwili, kiedy J e z u s „skłoniwszy
głowę o d d a ł d u c h a " 0 19,30). Jest 14 Nizan, godzina, o której w świątyni za­
częło się ofiarowanie b a r a n k ó w paschalnych. Jeśli istniałyby jeszcze jakiekol­
wiek wątpliwości co do tego, że św. J a n chciał ukazać w Jezusie wiszącym na
drzewie krzyża prawdziwego Baranka paschalnego, wystarczy p r z y p o m n i e ć
jeden szczegół: „gdy podeszli do J e z u s a . . . nie łamali Mu goleni... Stało się to
bowiem, aby się wypełniło P i s m o : Kość jego nie będzie złamana" Q 19,33.36).
Pismo, które z d a n i e m Ewangelisty się wypełniło, to Wj 12,10.46, czyli frag­
m e n t , który m ó w i o b a r a n k u p a s c h a l n y m .
O d m i e n n y s p o s ó b p r z e d s t a w i e n i a u Św. J a n a i s y n o p t y k ó w w y d a r z e ń
związanych z O s t a t n i ą Wieczerzą, spożywaną p r z e z J e z u s a i Apostołów, jest
odzwierciedleniem d w u b i e g u n o w o ś c i Paschy żydowskiej w czasach N o w e g o
T e s t a m e n t u . Posiadała ona, jak o t y m wcześniej mówiliśmy, d w a znaczące
centra: m o m e n t składania ofiary, k t ó r e g o c e n t r u m była świątynia w Jerozo­
limie, i m o m e n t spożycia ofiary, podczas której c e n t r u m s t a n o w i ł o ognisko
rodzinne, k o n k r e t n y d o m .
Jan Chrzciciel, widząc Chrystusa, woła: „ O t o Baranek Boży" (J 1,36).
W przedstawionym kontekście lepiej m o ż e m y zrozumieć fakt, że w czasie
Ostatniej Wieczerzy Jezus, jako prawdziwy Baranek Boży, u s t a n a w i a ofiarę N o ­
wego Przymierza, przemieniając chleb w swoje Ciało, a w i n o w swoją Krew.
Jednakże t e m p o wydarzeń, k t ó r e w ó w c z a s się rozgrywają, nie p o z o s t a w i a
A p o s t o ł o m za wiele czasu na refleksję. Jezus zostaje aresztowany, osądzony
i skazany na h a n i e b n ą śmierć na drzewie krzyża.
Jezus C h r y s t u s p o w s t a ł z m a r t w y c h w szczególny dzień kalendarza litur­
gicznego: w pierwszy dzień żniw. Św. Paweł pisząc, że „ C h r y s t u s zmartwych­
wstał jako pierwszy z tych, co p o m a r l i " (1 Kor 15,20), używa s ł o w a oznacza­
jącego pierwociny.
LATO2000
231
Żydzi nazywają pierw­
szą niedzielę
Paschy
po
dniem
święcie
świętego
snopa. Snop zostaje złożo­
ny jako ofiara dziękczynie­
nia za żyzność ziemi i obfi­
tość
plonów.
dziękczynienia
Tę
ofiarę
człowiek
winien jest Bogu za otrzy­
m a n ą n a pustyni m a n n ę ,
której
każdy
Hebrajczyk
zbierał omer, czyli snop.
Tego d n i a synowie Izraela przynosili o zachodzie słońca pierwszy s n o p
jęczmienia. Kapłan wykonywał tą ofiarą liturgiczny gest kołysania w czterech
kierunkach, a n a s t ę p n i e gest p o d n o s z e n i a w h o ł d z i e Temu, do k t ó r e g o nale­
ży cała ziemia, a także otaczająca ziemię p r z e s t r z e ń . W t e n s p o s ó b s n o p y sta­
wały się poświęcone.
„Odliczysz sobie s i e d e m tygodni. Gdy zacznie sierp żąć zboże, rozpocz­
niesz liczyć te s i e d e m t y g o d n i " (Pwt 16,9). „Przyniesiesz do d o m u Boga twe­
go, Pana, pierwociny p ł o d ó w z z i e m i " (Wj 23,19).
Dzień t e n rozpoczyna okres pięćdziesięciu d n i przed Zielonymi Święta­
m i . Przez siedem tygodni odliczania co wieczór o d m a w i a n o m o d l i t w ę : „Pa­
nie świata, przez sługę Twojego Mojżesza, przykazałeś n a m liczyć omer, aby
oczyścić n a s od złego i nieczystości, jako zapisałeś w swojej Torze: Liczyć bę­
dziecie od drugiego d n i a święta, od dnia, k t ó r e g o żeście przynieśli s n o p siedem tygodni pełnych być p o w i n n o . Aby oczyściły się d u s z e Twojego Izra­
ela od nieczystości ich. Więc niech stanie się wola Twoja, Panie, Boże nasz,
Boże ojców naszych. I w zasługę liczenia omerów niechaj n a p r a w i o n a zosta­
nie n i e d o k ł a d n o ś ć w liczeniu. Byśmy byli czyści i święci świętością wyżyn."
Drzwi pozostawały zamknięte
O niewiastach, k t ó r e udały się do grobu, gdzie z ł o ż o n o ciało C h r y s t u s a Pa­
na, piszą wszyscy ewangeliści. Uderzające jest zatroskanie kobiet, p o m i m o
ich lęku: „Maria Magdalena... stała przed g r o b e m płacząc" (J 20,11); „Prze232
FRONDA
19/20
straszone, pochyliły twarze ku z i e m i " (Łk 24,5); „Weszły więc do grobu i uj­
rzały m ł o d z i e ń c a . . . i bardzo się przestraszyły" (Mk 16,5); „Anioł p r z e m ó w i ł do
niewiast: «Wy się nie bójcie*" (Mt 28,5).
Lękały się nie tylko kobiety, gdyż jak relacjonuje św. J a n : „Wieczorem
owego pierwszego d n i a tygodnia, t a m gdzie przebywali uczniowie, gdy drzwi
były z a m k n i ę t e z obawy przed Żydami, przyszedł Jezus, stanął p o ś r o d k u
i rzekł do nich: «Pokój w a m ! » " 0 20,19).
Jednakże p o m i m o radosnego spotkania ze zmartwychwstałym Jezusem
sytuacja nie ulega zmianie, gdyż: „ p o o ś m i u dniach, kiedy Jego uczniowie by­
li znowu w e w n ą t r z [ d o m u ] . . . J e z u s przyszedł m i m o drzwi zamkniętych, sta­
nął p o ś r o d k u i rzekł: «Pokój w a m ! » " 0 20,26).
Chrystofanie, czyli ukazywanie się Z m a r t w y c h w s t a ł e g o u c z n i o m , mają
umocnić ich w doświadczeniu zbawczej m o c y Boga. Apostołowie, którzy do­
świadczyli przecież własnej słabości, gdy zabrakło Mistrza, chcą powrócić do
swoich p o p r z e d n i c h zajęć: „Szymon Piotr powiedział do nich: «Idę łowić ryby». Odpowiedzieli m u : «Idziemy i my z tobą»" 0 21,3).
Z a r ó w n o rozczarowanie u c z n i ó w J e z u s a Chrystusa, jak i wyjaśnienia
udzielone w chwili zwątpienia, najpełniej ukazuje fragment Ewangelii roz­
grywający się na d r o d z e do E m a u s . Uczniowie m ó w i ą N i e z n a j o m e m u , któ­
rego spotykają na d r o d z e : „Ty jesteś chyba j e d y n y m z przebywających w J e r o ­
zolimie, który nie wie, co się t a m w tych d n i a c h s t a ł o . . . co się stało
z J e z u s e m Nazareńczykiem, który był p r o r o k i e m p o t ę ż n y m w czynie i słowie
wobec Boga i całego ludu; jak arcykapłani i nasi przywódcy wydali Go na
śmierć i ukrzyżowali. A myśmy się spodziewali, że On właśnie miał wyzwolić Izra­
ela... Na to On rzekł do nich: O n i e r o z u m n i , jak n i e s k o r e są wasze serca do
wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy... I zaczynając od Mojżesza
poprzez wszystkich p r o r o k ó w wykładał im, co we wszystkich P i s m a c h o d n o ­
siło się do N i e g o " (Łk 24,18-21.25.27).
Jezus Chrystus nie pozostał na ziemi ze swoją Matką, uczniami i Apostoła­
mi, aby wyjaśniać im na podstawie Pism i Proroków wszystko, co odnosiło się
do Mesjasza, lecz „kazał im nie odchodzić z Jerozolimy, ale oczekiwać obietnicy
Ojca" (Dz 1,4). Powiedział też: „Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle
w m o i m imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co w a m po­
wiedziałem" 0 14,26). „Po tych słowach uniósł się w ich obecności w górę i ob­
łok zabrał Go im sprzed oczu" (Dz 1,9). „Wtedy wrócili do Jerozolimy z góry,
LATO-2000
233
zwanej Oliwną" (Dz 1,12). „Przybywszy t a m
weszli do sali na górze i przebywali w niej:
Piotr i Jan, Jakub i Andrzej, Filip i Tomasz,
Bartłomiej i Mateusz, Jakub, syn Alfeusza i Szymon Gorliwy, i Juda [brat]
Jakuba. Wszyscy oni trwali jedno­
myślnie na modlitwie razem z niewia­
stami, Maryją, Matką Jezusa i braćmi Jego" (Dz 1,13-14).
)uch Święty pozwala mówić
m i a D u c h a Święte­
go opisanej w Dziejach Apostolskich: „Kiedy nad­
szedł wreszcie dzień Pięćdziesiątnicy... dał się sły­
szeć z nieba s z u m . . . I wszyscy zostali n a p e ł n i e n i
D u c h e m Ś więtym" (Dz 2,1-2.4).
Spośród wielu świąt Starego Testamentu o dwóch tylko można powiedzieć, że prze­
szły do kalendarza chrześcijańskiego. Zyskały t a m o n e oczywiście n o w e , pogłę­
bione znaczenie, o p a r t e na wydarzeniach historii zbawienia N o w e g o Testa­
m e n t u . Pierwszym z tych świąt jest oczywiście Pascha, k t ó r a dla chrześcijan stała
się o b c h o d e m Z m a r t w y c h w s t a n i a C h r y s t u s a . Z a c h o w a ł a o n a przy tym rów­
nocześnie charakter uroczystości upamiętniającej wyzwolenie z niewoli poj­
m o w a n e j j e d n a k już nie jako ucisk narodowy, ale jako
zniewolenie przez grzech.
Druga
data
kalendarza
swojona przez Kościół to Szawuot.
żydowskiego
przy­
Święto Tygodni
(Tb 2,1) o b c h o d z o n o w s i ó d m y m tygodniu po święcie
Paschy. Siedem razy siedem r ó w n a się czterdzieści dziewięć; następujący po
tym dzień był pięćdziesiąty po ofiarowaniu pierwszego s n o p a ze zbiorów. Na
zakończenie ż n i w s k ł a d a n o Bo­
gu
w
ofierze
dwa
kwaszone
chleby z n o w e g o zboża.
„I będziesz obchodził Święto Tygodni
ku czci Pana Boga twego, z ofiarą w e d ł u g
wspaniałomyślności
twej ręki, z ł o ż o n ą s t o s o w n i e do tego, jak ci p o b ł o ­
gosławi Pan, Bóg t w ó j " (Pwt 16,10).
„Także w d n i u pierwocin, gdy składacie P a n u ofiarę z n o w e g o zboża
w Święto Tygodni, ma być dla w a s z w o ł a n i e święte; w t e d y n i e będziecie wy­
konywać żadnej p r a c y " (Lb 2 8 , 2 6 ) .
„I odliczycie sobie od d n i a po szabacie, od dnia, w k t ó r y m przyniesiecie
snopy do wykonania n a d n i m i gestu kołysania, s i e d e m tygodni pełnych, aż
do dnia po s i ó d m y m szabacie odliczycie pięćdziesiąt d n i i w t e d y złożycie n o ­
wą ofiarę p o k a r m o w ą dla P a n a " (Kpł 23,15-16).
Po rozproszeniu Izraela c e r e m o n i a ta zanikła. Od początków II wieku
po Chrystusie, gdy Świątynia została zburzona, święto straciło c h a r a k t e r
rolniczy. Na pierwsze miejsce w jego o b c h o d a c h w y s u n ę ł o się ogłosze­
nie Prawa na górze Synaj. G ł ó w n y m t e k s t e m liturgii synagogalnej
jest opis n a d a n i a Dziesięciorga Przykazań zawarty w Księdze
Wyjścia (19,1-20.26). Św. Łukasz w opisie Pięćdziesiątnicy
nawiązywał raczej do tego drugiego znaczenia święta.
Gdy Izrael przyjął Torę, zgodził się służyć Panu
i stał się l u d e m n a p r a w d ę wolnym. A więc Szavu'ot
- co znaczy „tygodnie" - to święto daru Tory.
Obchodzi się je szóstego dnia miesiąca Siwan,
przez jeden dzień w Izraelu, a dwa w diasporze.
O b r z ę d y Święta Tygodni o b c h o d z i się
t a ń c e m i ś p i e w e m . W t y m d n i u ozdabia się syna­
gogi i d o m y gałęziami i liśćmi na p a m i ą t k ę zieleni i k w i a t ó w jakimi się okry­
ła p u s t y n n a góra Synaj w m o m e n c i e objawienia. Przypominają o n e pierwo­
ciny z pól i d r z e w o życia w Gon Eden - p r z e p i ę k n y m , rajskim ogrodzie. Na
oknach nakleja wycinanki z m o t y w a m i biblijnymi, aby w t e n s p o s ó b przypo­
m i n a ć święto żniw n a k a z a n e przez Torę.
Szawuot jest z a t e m ś w i ę t e m pierwszych o w o c ó w i p r z e k a z a n i a Prawa na
górze Synaj. Podczas t e g o święta zakazana jest praca, o d p r a w i a się specjalne
n a b o ż e ń s t w a , a w d o m u przygotowuje okolicznościowe posiłki. Z t y m świę­
t e m związany jest zwyczaj spożywania d a ń z sera i mleka, t ł u m a c z o n y tym,
że Żydzi po o t r z y m a n i u objawienia podlegali j u ż p r z e p i s o m p o k a r m o w y m
i przez czas p o t r z e b n y do r y t u a l n e g o zabicia bydła mogli żywić się tylko mle­
kiem. Dlatego podaje się też słodycze z m l e k a i m i o d u , gdyż tak słodkie są
235
słowa Tory. W nocy wierni p o ­
dejmują się czuwania, a także stu­
diują Pisma, aby pogłębić m i ł o ś ć do Tory.
W p o r a n e k s a m e g o święta n a s t ę p u j e z g r o m a d z e n i e w sy­
nagodze. Podczas n a b o ż e ń s t w a uroczyście odczytuje się Dzie­
sięcioro Przykazań. Wierni wysłuchują ich stojąc. O p r ó c z uroczystej prokla­
macji Dziesięciu Słów czyta się również megillę (zwój) Księgi Rut. Jest to
opowieść o Moabitce, która poślubiła Żyda z pokolenia J u d y z Betlejem. Po­
m i m o u t r a t y m ę ż a zachowała w i e r n o ś ć jego religii, k t ó r ą d o b r o w o l n i e przy­
jęła. Rut była p r a b a b k ą króla Dawida. O p o w i e ś ć o Rut jest z n a k i e m t e n d e n ­
cji uniwersalistycznych w s t a r o ż y t n y m j u d a i z m i e .
Betlejem, „dom chleba", jest więc miejscem, w którym cudzoziemka, Moabitka, wchodzi w Przymierze. Jezus, urodzony w Betlejem, jest Chlebem ży­
wym, który zstąpił z nieba 0 6,41). Wiemy, że Moabitka Rut pojawia się w ro­
dowodzie Jezusa (Mt 1,5). Dla judaizmu nie ma wątpliwości, iż Rut zalicza się
do przodków Mesjasza. Poprzez swoich p o t o m k ó w ona, nie-Żydówka, umożliwi
przyjście Mesjasza i stanie się symbolem otwarcia zbawienia dla wszystkich narodów.
Święto Pięćdziesiątnicy o b c h o d z o n o po upływie s i e d m i u tygodni od Pas­
chy, czyli wyjścia Izraela z niewoli egipskiej: s i e d e m razy s i e d e m u z n a w a n o
za znak pełni - w t y m wypadku oznacza to, że Szawuot jest p e ł n i ą w s t o s u n ­
ku do Paschy. Po wyjściu z Egiptu Izraelowi p o t r z e b n e było dojrzewanie, czy­
li d o r a s t a n i e do D a r u Tory, który otwiera d o s t ę p do prawdziwej wolności. To­
ra jest to lekkie brzemię, k t ó r e p o r ó w n u j e się z ciężkim b r z e m i e n i e m niewoli
egipskiej. Stąd przeciwstawienie: byliście p o d ciężkim b r z e m i e n i e m faraona,
wyzwoliłem was, aby dać lekkie b r z e m i ę Tory. Tak więc związek m i ę d z y Pas­
chą a Szawuot jest związkiem i s t o t n y m .
Dlatego Szawuot w o d n i e s i e n i u do wyjścia z Egiptu było c e l e b r o w a n e ja­
ko święto Przymierza, czyli D a r u Prawa, a więc u k o n s t y t u o w a n i a l u d u . To
z niewolników i z rozproszonych Bóg u f o r m o w a ł i utworzył lud dla siebie. I wła­
śnie ten lud, po wyjściu z niewoli, o t r z y m a w s z y Boże przykazania, dzięki
n i m staje się d a r e m Boga, pierwociną Bożego działania w o b e c całej ludzkości.
Spełnia się w t e n s p o s ó b obietnica d a n a ojcom: „takie będzie przymierze,
jaki zawrę z d o m e m Izraela po tych d n i a c h - wyrocznia Pana: U m i e s z c z ę s w e
p r a w o w głębi ich j e s t e s t w a i wypi­
szę na ich s e r c u " 0r 31,33).
FRONDA
19/20
„I d a m w a m n o w e serce i d u c h a n o w e g o t c h n ę do w a s z e g o w n ę t r z a , od­
biorę w a m serce k a m i e n n e , a d a m w a m serce z ciała. D u c h a m o j e g o chcę
tchnąć w w a s i sprawić, byście żyli w e d ł u g m o i c h n a k a z ó w i przestrzegali
przykazań i w e d ł u g nich p o s t ę p o w a l i " (Ez 36,26-27).
Najbardziej oczywistym z n a k i e m towarzyszącym zstąpieniu Słowa na Sy­
naju było pojawienie się C h w a ł y Boga w o g n i u i błyskawicach. Nieprzypad­
k o w o też D u c h Święty ukazuje się w wieczerniku w postaci języków ognia.
Ten pięćdziesiąty dzień wybrał D u c h Święty, aby zstąpić na rodzący się
Kościół. D u c h Święty, Pocieszyciel, k t ó r e g o J e z u s obiecuje zesłać u c z n i o m ,
jest to t e n s a m D u c h Święty, k t ó r y zstąpił j u ż w o g n i u na Synaju, aby wyryć
Dziesięć Słów, by p o d y k t o w a ć Mojżeszowi Torę. W t y m w ł a ś n i e d n i u na
A p o s t o ł ó w z g r o m a d z o n y c h w wieczerniku, w sali na górze, t a k jak na Moj­
żesza na Synaju, zstępuje ogień, ogień D u c h a Świętego. N a p e ł n i e n i J e g o m o ­
cą zaczęli głosić D o b r ą N o w i n ę p i e l g r z y m o m przybyłym na Święto Tygodni
do Jerozolimy.
Św. Łukasz opisuje w y d a r z e n i e Pięćdziesiątnicy jako teofanię, objawienie
się Boga, p o d o b n e do objawienia na górze Synaj (por. Wj 19,16-25): głośny
szum, gwałtowny wicher, o g n i s t e języki. Przesłanie jest j a s n e : Pięćdziesiąt­
nica t o n o w y Synaj, D u c h Święty t o n o w e przymierze, t o d a r n o w e g o prawa.
Bardzo wnikliwie opisuje t e n związek św. Augustyn: „Bracia, j e s t to wielka
i w s p a n i a ł a tajemnica: zwróćcie uwagę, że w d n i u Pięćdziesiątnicy [Żydzi]
otrzymali p r a w o n a p i s a n e p a l c e m Bożym i w t y m s a m y m d n i u Pięćdziesiąt­
nicy zstąpił D u c h Święty".
Dlatego w początkach chrześcijaństwa Święto Tygodni u w a ż a n o za dzień,
w k t ó r y m g m i n a chrześcijańska z o s t a ł a n a p e ł n i o n a D u c h e m Ś w i ę t y m
(Dz 2,1-13). Szczególnie uderzające są paralele m i ę d z y Dz 2,1-4, a w c z e s n o rabiniczną wykładnią objawienia na Synaju w Wj 19, mówiącą, iż Bóg obja­
wił ludzkości Torę we „wszystkich siedemdziesięciu językach".
Opis wydarzenia Pięćdziesiątnicy podkreśla, że Kościół rodzi się jako p o ­
wszechny:
taki s e n s ma lista l u d ó w - Partowie,
Medowie,
Elamici...
(por. Dz 2,9-11) - k t ó r e słuchają pierwszego p r z e m ó w i e n i a Piotra. D u c h
Święty zostaje dany l u d z i o m wszystkich ras i n a r o d o w o ś c i i urzeczywistnia
w nich n o w ą j e d n o ś ć mistycznego Ciała C h r y s t u s a .
Żydzi ze wszystkich krajów oraz c u d z o z i e m c y r o z u m i e l i s ł o w a wypowie­
dziane przez Apostołów. (Dz 2,6.11). Fakt t e n n a p e ł n i ł ich z d u m i e n i e m
LATO-2000
237
(Dz 2,6). Przyczyną tego zdziwienia było to, że
każdy z u c z e s t n i k ó w zesłania D u c h a Świętego słyszał
A p o s t o ł ó w w s w o i m w ł a s n y m języku ojczystym. P e w n e światło na r o z u m i e ­
nie tego znaku rzuca historia wieży Babel (Rdz 11,1-9). Księga Rodzaju o p o ­
wiada, że przez grzech pychy ludzie stracili z d o l n o ś ć do p o r o z u m i e w a n i a się
między sobą. Zstąpienie D u c h a Świętego jednoczy r o z p r o s z o n y c h .
Tak r o z u m i a n e m ó w i e n i e językami p o d k r e ś l a p o w s z e c h n o ś ć Dobrej N o ­
winy. Jest o n a a d r e s o w a n a do Ż y d ó w z Jerozolimy i do diaspory, do prozelit ó w i pogan. Ewangelia jest tak głoszona, aby wszyscy r o z u m i e l i ją we wła­
s n y m języku. Może się o n a wcielić w każdy język i k u l t u r ę .
Dla chrześcijan dzień Pięćdziesiątnicy jest w y d a r z e n i e m d o p e ł n i e n i a Ta­
jemnicy Paschalnej C h r y s t u s a . O b i e t n i c a d a r u D u c h a Świętego staje się na­
macalną rzeczywistością. Z J e z u s o w y c h uczniów, którzy w konfrontacji z rze­
czywistością krzyża przeżyli swoje rozproszenie, rodzi się Kościół, świadczący
o wielkim dziele - darze D u c h a Świętego. To On zbiera i j e d n o c z y rozproszo­
nych dzięki p o j e d n a n i u (przebaczeniu) d o k o n a n e m u przez Tego, który został
zdradzony i ukrzyżowany, ale żyje Z m a r t w y c h w s t a ł y i udziela swojego D u ­
cha dla pojednania i b u d o w a n i a jedności.
Kiedy po Pięćdziesiątnicy zaczęły się formować pierwsze o p o w i a d a n i a na
t e m a t tego, co „wydarzyło się w J e r o z o l i m i e " , a co n a s t ę p n i e było r ó w n i e ż
p r z e p o w i a d a n e u s t n i e , w t e d y dla wszystkich chrześcijan s t a ł o się rzeczą ja­
sną, że to, czego w swym ś w i ę t o w a n i u Paschy Żydzi oczekiwali, czyli n o w e ­
go Wyjścia, n o w e g o i o s t a t e c z n e g o zbawienia d o k o n a n e g o przez Mesjasza,
zostało zrealizowane przez J e z u s a z N a z a r e t u .
Aż do k o ń c a III wieku Pascha była j e d y n ą d o r o c z n ą uroczystością chrze­
ścijańską. Jeśli n a w e t czasami źródła o b o k Paschy m ó w i ą o Pięćdziesiątnicy,
to nie m o ż e n a s to w p r o w a d z i ć w błąd. Nie m o ż n a mówić, przynajmniej do
końca IV wieku, o k o n k r e t n y m święcie o b c h o d z o n y m w pięćdziesiąt d n i po
święcie Paschy, r o z u m i a n y m jako p a m i ą t k a zesłania D u c h a Świętego. Nale­
żałoby m ó w i ć raczej o całym okresie pięćdziesięciu dni, k t ó r e r a z e m z Pas­
chą tworzą j e d n ą całość.
W inny sposób, lecz w tej samej perspektywie Przymierza, z e s ł a n i e D u ­
cha Świętego na chrześcijan z g r o m a d z o n y c h w d n i u Pięćdziesiątnicy jest nie­
jako inauguracją zaślubin C h r y s t u s a z Kościołem. Z a ś l u b i n y te zaowocują
n o w ą płodnością. O b a święta ukazują w s p o s ó b uroczysty genezę uświęco238
FRONDA
19/20
nego ludu: narodziny Izraela i n a r o d z i n y Kościoła. Ich prze­
znaczeniem jest t w o r z e n i e j e d n e g o l u d u Bożego, l u d u świę­
tego, królewskiego, kapłańskiego (por. Wj 19,6). Jak Izrael
stał się l u d e m d o p i e r o na górze Synaj, gdy o t r z y m a ł Torę; tak
też Kościół uformował się p o d d z i a ł a n i e m Ducha-Pocieszyciela w dzień Pięćdziesiątnicy.
W s p ó l n o t a chrześcijańska nie jest w pierwszym rzędzie o w o c e m wolnej
decyzji wierzących; u jej początków tkwi najpierw b e z i n t e r e s o w n a inicjatywa
Bożej Miłości, udzielającej daru D u c h a Świętego. Przyjęcie z w i a r ą t e g o daru
miłości jest odpowiedzią na łaskę i o n o s a m o jest d z i e ł e m łaski. D l a t e g o też
istnieje głęboka i nierozerwalna więź między D u c h e m Świętym a Kościołem.
Bóg, n i e u s t a n n i e wychodząc ze zbawczą inicjatywą, pozostaje wierny
człowiekowi, chociaż t e n łamie Przymierze, k t ó r e zawarł na górze Synaj. Bóg
proponuje N o w e Przymierze, tak m o c n e , że nic nie m o ż e go już z ł a m a ć w swoim Synu, Zbawicielu, Mesjaszu Izraela.
Wszystkie Ewangelie m ó w i ą nam, że przed śmiercią Jezus z Apostołami był
w Jerozolimie, aby święcić Paschę. Po raz ostatni byli razem i w czasie posiłku
Jezus zmienił słowa tradycyjnego błogosławieństwa nad chlebem i winem. Po­
wiedział, że chleb i wino będzie teraz Jego ciałem i krwią N o w e g o Przymierza
i że oni mają kontynuować to, co uczynił, jako w s p o m n i e n i e o N i m .
Tak jak żydowska Pascha była święceniem wyzwolenia z niewoli i p o ­
wstania przymierza l u d u z Bogiem, tak O s t a t n i a Wieczerza jest s p r a w o w a n a
obecnie jako chrześcijańska Pascha - wyzwolenie z grzechu do n o w e g o życia
w wolności w Jezusie C h r y s t u s i e . To N o w e Przymierze jest przypieczętowa­
ne nie we krwi zwierzęcej - jagnięcia, lecz we krwi Baranka Bożego, J e z u s a
Chrystusa.
Wydarzenie Zielonych Świąt s t a n o w i definitywne ujawnienie tego, co do­
k o n a ł o się w tymże s a m y m wieczerniku już w niedzielę wielkanocną. To, co
wówczas z o s t a ł o d o k o n a n e w ukryciu wieczernika „przy drzwiach z a m k n i ę ­
tych", zostaje z kolei objawione na zewnątrz w o b e c ludzi. Drzwi wieczerni­
ka otwierają się i A p o s t o ł o w i e wychodzą do m i e s z k a ń c ó w i p i e l g r z y m ó w
zgromadzonych w Jerozolimie z okazji
święta,
aby dawać ś w i a d e c t w o
o Chrystusie w mocy D u c h a .
Ta perspektywa wydaje się szczególnie w a ż n a w czasie przeżywania Wiel­
kiego Jubileuszu. Tak pisze o tym w s w o i m liście papież: „Jeśli Bóg pozwoli
LATO2000
239
chciałbym z okazji Wielkiego J u b i l e u s z u Roku 2 0 0 0 przejść przez ziemię śla­
dami historii zbawienia, na której się o n a rozwinęła.
Pielgrzymka do Miejsc świętych staje się z a t e m d o ś w i a d c z e n i e m niezwy­
kle doniosłym, do k t ó r e g o nawiązują w p e w i e n s p o s ó b wszystkie i n n e piel­
grzymki jubileuszowe. Kościół b o w i e m nie m o ż e z a p o m i n a ć o swoich korze­
niach; przeciwnie, m u s i do nich n i e u s t a n n i e powracać, aby p o z o s t a ć w p e ł n i
wierny zamysłowi Bożemu.
To skupienie uwagi na Ziemi Świętej jest ze s t r o n y chrześcijan n i e o d z o w ­
n y m przejawem pamięci, a zarazem ma wyrażać s z a c u n e k dla głębokiej wię­
zi, jaka łączy ich z n a r o d e m żydowskim, z k t ó r e g o C h r y s t u s wywodzi się we­
dług ciała (por. Rz 9,5).
Ewangelia ukazuje n a m J e z u s a zawsze w d r o d z e . Wydaje się, że J e z u s
pragnie jak najszybciej p r z e n o s i ć się z miejsca do miejsca, aby obwieszczać
bliskie nadejście Królestwa Bożego. Głosi i p o w o ł u j e .
Przyjmijmy zaproszenie Zbawiciela, b y ś m y w t y m czasie Wielkiego J u b i ­
leuszu doświadczyli szczególnej m o c y Jego obietnicy: «Gdy D u c h Święty
zstąpi na was... będziecie m o i m i ś w i a d k a m i w Jerozolimie i w całej Judei,
i w Samarii, i aż po krańce ziemi» (Dz 1,8)."
KS. KAZIMIERZ JUSZKO
Bibliografia
• R. Cantalamessa, Pascha naszego zbawienia. Tradycje paschalne Biblii oraz pierwotnego Kościoła,
Kraków 1 9 9 8 .
• Brat Efraim, Jezus Żyd praktykujący, Kraków 1 9 9 4 .
• J. Grosfeld, Krzyż i gwiazda Dawida, Warszawa 1 9 9 9 .
• Jan Paweł II, Dominum et Vivificantem, Libreria Editrice Vaticana 1 9 9 6 .
• Jan Pawet II, Pięćdziesiątnica - wylanie Ducha Świętego, Audiencja generalna z 1 7 . 0 6 . 1 9 9 8 r.,
„L'Osservatore Romano", nr 10 ( 2 0 6 ) .
• Jan Pawet II, Dialog z Żydami, Audiencja generalna z 2 8 . 0 4 . 1 9 9 9 r., „L'Osservatore Romano",
nr 9-10 ( 2 1 6 ) .
List Ojca Świętego Jana Pawła 11 o pielgrzymowaniu do miejsc związanych z historią zbawienia,
„L'Osservatore Romano", nr 9-10 ( 2 1 6 ) .
• Ks. J. Kudasiewicz, Odkrywanie Ducha Świętego, Kielce 1 9 9 8 .
• N. Kameraz-Kos, Święta i obyczaje żydowskie, Warszawa 1 9 9 7 .
• Ks. Z. Kiernikowski, Tchnienie Ducha Świętego w życiu Maryi, Matki Kościoła, „Niedziela" 1998, nr 2 3 .
240
FRONDA
19/20
• Kowalski, Wspólne korzenie. Dialog chrześcijańsko-żydowski, (cykl pogadanek w y g ł o s z o n y c h
w Radiu Watykańskim), Kraków 1 9 9 4 .
• B. Madia, F. M. A m o r o s o , Żyd naszym bratem... Chrześcijaństwo w świetle Pism i tradycji hebrajskiej,
Kraków 1 9 9 8 .
• J. J. Petuchowski, C. Thoma, Leksykon dialogu chrześcijańsko-żydowskiego, Warszawa 1 9 9 5 .
• K. Strzelecka, Szalom, Warszawa 1 9 8 7 .
• F. Thiele, Święta religijne (daty i objaśnienia żydów, chrześcijan i muzułmanów), Warszawa 1 9 9 5 .
• J. Unterman, Pascha, w: Encyklopedia biblijna, red. RJ. Achtemeier, Warszawa 1 9 9 9 .
• S.P. De Vries Obrzędy i symbole Żydów, Kraków 1 9 9 9 .
• Whitehead, Pięćdziesiątnicą trzeba żyć, Kraków 1 9 9 5 .
LATO-2000
241
Po odśpiewaniu hymnu Limonow powołuje prezydium
zjazdu. Jedną z wywołanych osób jest wysoka, ubrana
na czarno dziewczyna z ostrym makijażem, której wy­
gląd zadaje kłam oszczerczym twierdzeniom Milana
Kundery, jakoby w Rosji od XVI wieku nie było kobiet
o długich nogach.
Pułapka na myszy,
czyli jak spotkałem
gauleitera Magadanu
ADAM
KUZ
Wartownic/ w czarnych uniformach stoją przed wejściem do kina w pozie
doskonale znanej z wielu filmów - lekki rozkrok, ręce założone do tyłu, nieru­
chomy wzrok. Ekipy operatorskie celują w wejście obiektywami z naprzeciwka,
242
FRONDA
19/20
wygląda to na plan filmowy. Patrząc na wartowników m a m wrażenie, że za
chwilę pojawi standartenfuhrer SS Stirlitz, pracujący w G ł ó w n y m Urzędzie Bez­
pieczeństwa Rzeszy, a w rzeczywistości agent N K W D . Ale to nie film - w sali
kinowej przy ulicy Szabolowskiej odbywa się Pierwszy Ogólnorosyjski Zjazd
Partii Nacjonal-Bolszewickiej. Do środka wchodzą młodzi ludzie o charaktery­
stycznym wyglądzie - krótko ostrzyżone lub całkowicie ogolone włosy, skórza­
na kurtka lub wojskowy płaszcz, do tego glany, gdzieniegdzie plecaki. Jest po­
chmurnie, zacina lodowato zimny deszcz. Pogoda stanowi dziś uzupełnienie
architektury - Szabołowska to ciąg podobnie wyglądających, ponurych budyn­
ków, jedynie gmach kina wyróżnia się pseudomodernistycznym wyglądem.
Podchodzę do drzwi. Bramkarze na rękawach mają c z e r w o n e opaski
z białym kołem, w e w n ą t r z którego skrzyżowane są sierp i m ł o t ; z daleka do
złudzenia p r z y p o m i n a to swastykę. J e d e n z nich pyta m n i e o p r z e p u s t k ę , ro­
bię zdziwioną m i n ę i o d p o w i a d a m , że nie m a m . - Och, to niedobrze, b a r d z o
niedobrze - przygląda mi się podejrzliwie - ale zaraz to załatwimy. - Uprzej­
m y m gestem wskazuje drzwi. Przez chwilę w a h a m się czy wejść, ale jako m i ­
łośnik filmów szkoły polskiej z d e c y d o w a n y m k r o k i e m w c h o d z ę do środka.
Wewnątrz znajduje się już spory t ł u m nacbolów (tym s k r ó t e m określają się
nacjonal-bolszewicy). Bramkarz p r o w a d z i m n i e do stolika stojącego w koń­
cu kinowego hallu, m ó w i coś na u c h o do siedzącej przy stercie formularzy
pięknej, rudowłosej dziewczyny i znika. U b r a n a na c z a r n o krasawica pyta
o nazwisko i skąd p o c h o d z ę . - Polska? - patrzy na m n i e i marszczy czoło, jak
gdyby usiłowała coś sobie p r z y p o m n i e ć . - Polska? - p o w t a r z a jeszcze raz A, Tejkowski! - wykrzykuje z e n t u z j a z m e m , po czym zaczyna wypisywać
przepustkę.
Czarny uniform i typ u r o d y dziewczyny p r z y p o m n i a ł mi plakat, k t ó r y wi­
działem n i e d a w n o w jednej z m o s k i e w s k i c h wypożyczalni video. Plakat re­
klamował w y p r o d u k o w a n e g o bodajże w H o l a n d i i p o r n o s a p o d t y t u ł e m liza wilcza suka SS i przedstawiał wysoką dziewczynę o tycjanowskich w ł o s a c h
z pejczem w ręku, u b r a n ą jedynie w wysokie b u t y i r o z p i ę t ą e s e s m a ń s k ą blu­
zę m u n d u r o w ą . Na plakat z w r ó c i ł e m u w a g ę nie ze względu na dziewczynę,
ale na leżącego u jej s t ó p w s p a n i a ł e g o owczarka niemieckiego. Pies był wy­
raźnie zmęczony i miał ludzkie, p e ł n e rezygnacji a z a r a z e m pogardy spojrze­
nie, n a t o m i a s t stojąca n a d n i m szwedzka a k t o r k a D i a n a Torn debilny wyraz
twarzy i szklany w z r o k lalki.
LATO-2000
243
Dziewczyna za stołem ma żywszy wzrok
niż piękna liza, uśmiecha się, a po chwi­
li podaje mi czerwoną przepustkę,
na której widnieje logo partii skrzyżowany sierp i młot. Roz­
glądam się po zatłoczonym
hallu - większość tu obec­
nych to bardzo młodzi lu­
dzie w glanach i czarnych
skórzanych
kurtkach
z sierpem i m ł o t e m na rę­
kawach. Sądząc po spo­
sobie wysławiania się, to
w większości dzieci inteli­
gentów, są podobnie ubra­
ni i mają nawet podobny
wyraz twarzy. Dziwne wra­
żenie, że jestem na planie fil­
mowym, nie opuszcza mnie.
Czuję się trochę jak bohater opo­
wiadania Według łotra
śniewskiego,
Snerga-Wi-
będący jedynym
żywym
człowiekiem wśród makiet i m a n e k i n ó w na
planie filmowym. Niesamowity widok t ł u m u ludzi
ubranych na czarno z charakterystycznymi opaskami powoduje, że przypomi­
n a m sobie sceny z rosyjskich filmów, w których występowali oficerowie SS.
W jednym - niestety nie p a m i ę t a m tytułu - esesman dawał rosyjskim dzieciom
cukierki, a p o t e m zabijał je strzałem z rewolweru. W pamięci utkwiła mi także
scena z filmu Los człowieka, w której Sokołow-Bondarczuk bez mrugnięcia okiem
wypija trzy szklanki spirytusu, wygrywając w t e n sposób pojedynek duchowy
z mającym go zabić sadystycznym esesmanem.
Ponad gwar głosów przebija się agresywna rockowa muzyka. Na m o n i t o ­
rach podwieszonych przy wejściu m o ż n a obejrzeć profesjonalnie zrobiony klip.
Główną rolę odgrywa w n i m twórca i przywódca partii nacjonal-bolszewickiej,
znany pisarz Eduard Limonow, rocznik 1943. Sekwencje klipu zmieniają się
244
FRONDA
19/20
w rytm ostrego, metalicznego rocka. Widzimy więc L i m o n o w a w czarnej, skó­
rzanej kurtce jak wykrzykuje z pasją: „rżnijcie burżujów i u r z ę d n i k ó w ! " Na­
stępna sekwencja: bojówka nacbolów bijąca się z oddziałem policji. W kolejnym
ujęciu podziwiamy t ł u m d e m o n s t r a n t ó w z czerwonymi sztandarami ze swastykopodobnym logo - skrzyżowanym sierpem i m ł o t e m . P o t e m z n ó w widzi­
my Limonowa nawołującego do rżnięcia burżujów. Klip zrobili profesjonaliści
- ostra rockowa muzyka jest idealnie zsynchronizowana ze zmieniającymi się
obrazami. Grupy nacjonal-bolszewickiej młodzieży podrygują w r y t m muzyki,
a w m o m e n t a c h gdy na ekranie m o n i t o r a pojawia się Limonow, publiczność
podejmuje jego okrzyk złorzecząc burżujom.
Oglądam kolejny klip - też demonstracja, ale obok Limonowa pojawia się
długowłosy, czarno odziany młodzian o bladej inteligentnej twarzy i, podobnie
jak wódz nacjonal-bolszewików, w dużych okularach. To Jegor Lietow - chary­
zmatyczny wykonawca rosyjskiego punka, lider kapeli Grażdanskaja Oborana,
występujący także z grupą Opizdniewszyje, w przeszłości twórca formacji Po­
siew i Adolf Hitler. Obaj okularnicy o twarzach p r y m u s ó w z dobrych d o m ó w sto­
ją na czele wznoszącego okrzyki t ł u m u . Z głośników leci teraz przebój Lietowa,
Pops. Tytuł oznacza, rosyjską wersję italo-disco i jest to gatunek na poziomie nasze­
go disco-polo. W Moskwie słychać go wszędzie: najwięcej jest tradycyjnych rosyj­
skich motywów w popsowej przeróbce. Najbardziej irytuje fakt, że dyskotekowa
aranżacja skutecznie zabija naturalną melodykę. Dlatego też bluzgi, którymi Lie­
tow raczy słuchaczy tego rodzaju muzyki, wydają się uzasadnione. Poprzez gwar
głosów wyławiam słowa wykrzykiwane w rytm ostrej muzyki:
Pops się otłuszcza w mózgach waszych
Stal rdzewieje w palcach waszych
Marchew gnije w dupach waszych
Mól lata w płucach waszych
Rytm muzyki w z m a g a się, po czym słychać w e z w a n i e wokalisty: „Zróbcie so­
bie karb na chuju", a wreszcie po kolejnej serii b l u z g ó w pojawia się zaskaku­
jąca swoją p r o s t o t ą p o i n t a u t w o r u : „a w pizdę z t a k i m życiem".
Komitywa lidera punkowego zespołu i przywódcy nacjonal-bolszewików nie
powinna dziwić. W swoich artykułach Limonow wielokrotnie zwracał uwagę na
ogromny wpływ, jaki muzyka rockowa wywiera na młodzież. Na zainteresowa! A K ) 2000
245
nie wodza nacbolów muzyką młodzieżową wpływa także fakt, że
jego żona, Natalia Miedwiediewa, jest z n a n ą postacią rosyjskie­
go show-bussinesu. Lietowa i Limonowa łączy także zamiłowa­
nie do matu - języka rosyjskich przekleństw. Pod tym względem
Rosjanie osiągnęli absolutne mistrzostwo. Wobec matu w tyle zostaje francuski
argot czy angielski cockney. O przekleństwach niemieckich szkoda nawet mówić
- ubogie słownictwo, które naród filozofów i myślicieli odnosi głównie do sfe­
ry wydalania. Kompletny brak inwencji cechuje także bluzgi amerykańskie, po­
legające głównie na stosowaniu w różnych odmianach słowa fuck. Pewne osią­
gnięcia na niwie przekleństw mają Irlandczycy. Z ich bluzgami zaznajomiłem
się mieszkając w N o w y m Jorku. Pewnego dnia pomyliłem stacje m e t r a i wysia­
d ł e m w samym środku czarnej dzielnicy. Daleko nie uszedłem, ponieważ zosta­
ł e m sprawnie zwinięty do radiowozu. Stróże prawa przez pewien czas milczeli,
najwyraźniej nie mogąc wyjść z szoku na widok białego w tym miejscu, po czym
najniższy z nich - rudy Irlandczyk - plastycznie objaśnił, co by się ze m n ą sta­
ło, gdyby nie było t a m przypadkiem policji. Określenia, których przy tym użył,
niepomiernie rozszerzyły zakres mojego słownictwa w języku angielskim. Po­
m i m o dużej dozy fantazji Irlandczykom daleko jednak do Rosjan. Jako patriota,
z przykrością m u s z ę stwierdzić, że polskie przekleństwa ustępują rosyjskim, to­
też wielu rodaków sięga do skarbnicy m o w y Puszkina. N a w e t marszałek Piłsud­
ski, nienawidzący wszystkiego co rosyjskie, lubił jednak znane mu z okresu stu­
diów i pobytu na zesłaniu rugatielstwa.
Wyższość matu nad przekleństwami innych nacji wynika z faktu, że język
rosyjski bije na głowę inne m o w y p o d względem bogactwa leksykalnego. Dla­
tego też rosyjska literatura jest bezkonkurencyjna na świecie, a drugorzędni pi­
sarze rosyjscy są lepsi niż pierwszorzędni pisarze zachodni. Mat jako język m ó ­
wiony przetrwał w Rosji okres k o m u n i z m u , zachowując wszystkie atuty
rdzennego rosyjskiego języka - przede wszystkim obrazowość i wspaniałą m e ­
taforykę. W b r e w p o z o r o m nie był to jedynie język przestępców - ci nadal po­
sługują się n i m s t o s u n k o w o rzadko. W czasach sowieckich mat został przyswo­
jony przez intelektualistów, którzy traktowali go jako o d t r u t k ę na koszmar
oficjalnej nowomowy. Stał się także językiem literatury najwyższego lotu, zy­
skując w osobie Wieniczki Jerofiejewa swego genialnego piewcę.
N i e k t ó r y m t w ó r c o m s a m o p o s ł u g i w a n i e się matem nie wystarcza, m u s z ą
do niego dopisywać jeszcze całą ideologię, tak jak to robi Lietow - a u t o r ta246
FRONDA
19/20
kich przebojów, jak A paszli wy wsie na chuj!, Mnie nasrat" na wasze lico, My
w głubokoj żopie. W wywiadzie, k t ó r e g o udzielił j e d n e m u z nacjonalistycznych
pism, tak przedstawił cel swojej działalności artystycznej: „ P o w i n n i ś m y wy­
wołać n o w ą globalną rewolucję, stworzyć n o w e g o , p r a w d z i w e g o człowieka,
wolnego od k o m p l e k s ó w i wszelkich zasad. Człowieka żywego, prawdziwe­
go, takiego, który zrobił pierwszy naskalny rysunek. To - Człowiek, Artysta
z dużej litery, który m o ż e przelać swoją krew, aby napisać s ł o w o . . . Twórczość
to totalna rewolucja, to wojna przeciwko inercji i e n t r o p i i . To zniszczenie
wszelkich układów, wszelkich struktur, szkieletów tego życia w imię nicze­
go... To agresja przeciw inercyjnemu i e n t r o p i c z n e m u bytowi z r o d z o n e m u
przez «konfucjańską cywilizację»."
Ten p s e u d o i n t e l e k t u a l n y bełkot budzi irytację - że też Lietow nie m o ż e
ograniczyć się do bluzgów, m u s i jeszcze t e o r e t y z o w a ć . . .
W stoisku przy wejściu kupuję partyjną gazetę o nazwie „Limonka",
z której m o ż n a się dowiedzieć, co dzieje się w s z e r o k i m świecie. Katastrofa
szwajcarskiego s a m o l o t u u wybrzeży Ameryki, w której zginęli wszyscy pa­
sażerowie i załoga, została w Limonce s k w i t o w a n a n o t a t k ą następującej tre­
ści: „Każdy uczciwy człowiek p o w i n i e n cieszyć się ze śmierci t ł u s t y c h kapi­
talistycznych kotów, lecących z jednej stolicy m i ę d z y n a r o d o w e g o kapitału do
drugiej". Dla czytelników zainteresowanych w e w n ę t r z n ą sytuacją w Rosji
niezwykle pouczająca jest l e k t u r a felietonów L i m o n o w a p o d wdzięcznym ty­
t u ł e m Pizdiec. Tytuł, w e d ł u g r e d a k t o r a naczelnego Limonki, d o k ł a d n i e oddaje
sytuację z a r ó w n o w Rosji jak i na świecie. Jest to lektura p r z e z n a c z o n a dla
o s ó b o dość specyficznym poczuciu h u m o r u . M o ż n a w niej znaleźć taki o t o
dowcip: „Wowa pyta ojca: - Tato, czego trzeba, aby Beatlesi z n ó w się połą­
czyli? - Trzech kul, synku, tylko trzech kul".
LATO-2000
247
Przeglądając nacjonal-bolszewicką prasę m o ż n a się u ś m i a ć nie tylko z dow­
cipów słownych, ale także z rysunkowych. W gazetce o nazwie „ B u m b a r a s z "
m o ż e m y zobaczyć Myszkę Miki przytrzaśniętą p u ł a p k ą na myszy. Pod rysun­
kiem widnieje napis: „zniszczymy amerykańską kulturę m a s o w ą " . Osobiście
nie cierpię amerykańskiej kultury masowej w ogólności, a przesłodzonego,
niemieckiego stylu rysunków Walta Disneya w szczególności. J e d n a k po lektu­
rze „Bumbarasza" polubiłem Myszkę Miki. Disneyowska mysz ma zresztą pe­
cha do rosyjskich propagandzistów, oglądałem kiedyś zamieszczoną w „Praw­
dzie" karykaturę Goebbelsa, przedstawionego jako Myszka Miki z o g o n k i e m
zakończonym swastyką.
Na straganie są także broszury i kasety - m o ż n a tu kupić Mini-podręcznik par­
tyzantki miejskiej autorstwa brazylijskiego komunisty Carlosa Marighelli. Z wy­
danej w 1969 roku książki, będącej biblią terrorystów wszelkiej maści, m o ż e m y
się dowiedzieć między innymi, jak wyprodukować koktajl M o ł o t o w a oraz prze­
prowadzać zbrojne akcje proletariatu wymierzone w imperialistycznych ciemiężycieli. Podręcznik z detalami opisuje, jak należy wysadzać w powietrze mosty,
tory kolejowe, linie wysokiego napięcia oraz likwidować policjantów i konfiden­
tów. O taktyce działań partyzanckich traktuje także książka lewackiego święte­
go, Ernesto „ C h e " Guevary, która na nacjonal-bolszewickim straganie leży obok
wspomnień belgijskiego fuhrera, dowódcy dywizji SS-Walonia, Leona Degrelle'a.
248
FRONDA
19/20
Okładkę książki „ C h e " zdobi słynna, bluźniercza ilustracja argentyńskiego
malarza Carlosa Alonsa, przedstawiająca C h r y s t u s a o rysach twarzy Guevary
z karabinem na ramieniu. To sąsiedztwo kieszonkowego Antychrysta z boli­
wijskiej dżungli oraz belgijskiego p o m o c n i k a Hitlera wydaje się w p e ł n i uza­
sadnione. Dla zmęczonych pouczającą lekturą sprzedawca ma kasety - z foto­
grafii niechlujnie naklejonej na p u d e ł k o spogląda dobrotliwie trzymając fajkę
w zębach Wielki Językoznawca, Chorąży Pokoju, Ojciec N a r o d ó w - Józef Wissarionowicz Stalin.
Przerywam swój r e k o n e s a n s przy stoisku, bo o t o otwierają się drzwi na
salę kinową i u ś w i a d o m i o n a politycznie m ł o d z i e ż w czarnych skórach w c h o ­
dzi do środka. Siadam w o s t a t n i m rzędzie, sala jest p r a w i e całkowicie wypeł­
niona, siedzi tu kilkuset nacbolów. Dekorację s t a n o w i ą c z e r w o n e s z t a n d a r y
z bolszewicko-faszystowskim e m b l e m a t e m oraz t r a n s p a r e n t y z g ł ó w n y m ha­
słem partii L i m o n o w a - „Rżnij b u r ż u j ó w " .
Największy e l e m e n t dekoracji znajduje się n a d k i n o w y m e k r a n e m na
w p r o s t miejsca, w k t ó r y m siedzę - jest to obraz przedstawiający F a n t o m a s a
z p i s t o l e t e m wycelowanym w w i d o w n i ę . Pod t y m niewątpliwie nacjonal-bolszewickim s y m b o l e m znajduje się cytat z Boba Marleya: „ P o w s t a ń i walcz
o swoje p r a w a " .
R o z m a w i a m z siedzącym o b o k łysym d r a b e m w czarnej skórze, który
przedstawia się jako gauleiter M a g a d a n u . To m i a s t o na dalekiej p ó ł n o c y było
największą wyspą stalinowskiego archipelagu G u ł a g . Z b u d o w a n y r ę k a m i ze­
słańców, p o c h ł o n ą ł miliony ofiar zabitych g ł o d e m , m r o z e m i niewolniczą
pracą w kopalniach. N a z w a ta nie tylko w Rosji nadal b u d z i grozę. Teraz jed­
nak Magadan doczekał się w ł a s n e g o gauleitera - niewątpliwie p o t o m k a ze­
słańców, k t ó r y m jakimś c u d e m u d a ł o się przeżyć. Interesującą r o z m o w ę
przerywa przeciskająca się między r z ę d a m i foteli s t a r u s z k a z plikiem ulotek.
Biorę j e d n ą - jest to w e z w a n i e do u c z e s t n i c t w a w wiecu z o r g a n i z o w a n y m
przez k o m u n i s t ó w Z i u g a n o w a . Staruszce m u s i a ł o się coś pomylić, skoro tu
przyszła; być m o ż e zmyliły ją c z e r w o n e sztandary przed k i n e m . - Poszła
stąd! - m ó w i do niej gauleiter. - M a m y w ł a s n e wiece, a ty się lepiej bierz za
kopanie ziemniaków, a nie za ulotki, bo z i m ą u m r z e s z z głodu - radzi życz­
liwie staruszce, k t ó r a szybko znika.
Na scenie pojawia się s a m ftihrer nacjonal-bolszewików, E d u a r d Limo­
now. Jest niski i wygląda bardziej n i e p o z o r n i e niż na klipie. U b r a n y na czarLA1 O - 2 0 0 0
249
n o , z partyjną o p a s k ą na r a m i e n i u , siwy, typ
wiecznego chłopca. Witają go oklaski, wszy­
scy na sali wstają, pozdrawiając swego w o d z a
partyjnym p o z d r o w i e n i e m - w z n i e s i o n ą p r a w ą
ręką z zaciśniętą pięścią. L i m o n o w w i t a
zebranych na Pierwszym Ogólnorosyjskim Zjeździe nacjonal-bolszewików i in­
tonuje partyjny h y m n . Po chwili cala
sala śpiewa, wywrzaskując r y t m i c z n ą
pieśń, jako żywo przypominającą do­
k o n a n i a socrealizmu.
Po odśpiewaniu hymnu Limonow po­
wołuje p r e z y d i u m zjazdu, wywołując
z w i d o w n i p r z y w ó d c ó w nacjonal-bol­
szewików z kolejnych okręgów. J e d n ą z wywoła­
nych o s ó b jest wysoka, u b r a n a na czarno dziew­
czyna z o s t r y m makijażem, której wygląd zadaje
k ł a m oszczerczym t w i e r d z e n i o m Milana Kundery jakoby w Rosji od XVI wieku nie było kobiet
o długich nogach. Z a j m o w a n i u miejsc za s t o ł e m prezydialnym towarzyszą
oklaski w i d o w n i i k o m e n t a r z e L i m o n o w a . Wywołując c h ł o p a k a o i m i e n i u Ta­
ras, który początkowo w z b r a n i a się p r z e d z a s i a d a n i e m w p r e z y d i u m , w ó d z
w s p o m i n a początki działalności partii: - Czy pamiętacie, jak było n a s tylko
kilku, j e d n y m z pierwszych był Taras, zwykły c h ł o p a k z ulicy, a teraz zobacz­
cie ilu n a s jest, Tarasy się r o z m n o ż y ł y . . . Taras - szczupły c h ł o p a k w czarnej
skórze i panterkowych spodniach - p o d c h o d z i do sceny, nie siada j e d n a k za
prezydialnym s t o ł e m , bo z a b r a k ł o krzeseł. L i m o n o w k o m e n t u j e : - N i e m a ­
my krzeseł, bo my nie Bieriezowscy. - Po s k o m p l e t o w a n i u p r e z y d i u m fiihrer,
wskazując na wywołanych z sali, wola: - Jesteście k o m i s a r z a m i albo, jak k t o
woli, gauleiterami, do was należy przyszłość Rosji, p o t r z e b a n a m czterdziestu
pięciu Goebbelsów, Dzierżyńskich, Mołotowów, Strasserów. Wymieciemy
wszystek b r u d z Rosji: burżujów, urzędników, w r o g ó w prawicowych i lewi­
cowych! Skoro m ó g ł Lenin i Hitler, m o ż e m y i my! - Sala wiwatuje i j e d n o ­
głośnie akceptuje wybór prezydium, po czym następuje p r z e m ó w i e n i e wo­
dza. Ponieważ w swojej twórczości literackiej często posługuje się on matem,
250
FRONDA
19/20
spodziewałem się, że będzie p r z e m a w i a ł w stylu Nikity C h r u s z c z o w a . Ze
względu na obecność k a m e r na sali, m ó g ł b y także zastosować słynny chwyt
oratorski C h r u s z c z o w a - walenie b u t e m w m ó w n i c ę . Nic z tego. L i m o n o w
stoi n i e r u c h o m o , m ó w i dowcipnie i ze swadą, bez p r o b l e m u nawiązując kon­
takt z m ł o d o c i a n ą widownią. Wygłaszaną okrągłymi z d a n i a m i p r z e m o w ę co
chwila przerywają owacje. L i m o n o w p r z e m a w i a z t a l e n t e m u r o d z o n e g o
mówcy, który doskonale wie, gdzie p o d n i e ś ć głos, gdzie zawiesić lub zrobić
pauzę. P r z e m ó w i e n i e ma d u ż e walory literackie - gdyby nie treść, m o ż n a by
tego słuchać z przyjemnością. Swoich z w o l e n n i k ó w n a m a w i a do używania
matu: - Nie wstydźcie się, to przecież język prawdziwych Rosjan - ale w prze­
m ó w i e n i u nie używa ani razu g r u b e g o słowa.
Staram się wynotować najciekawsze sformułowania. L i m o n o w zaczyna od
charakterystyki aktualnej sytuacji w Rosji stwierdzając, że „to nie kryzys, to
agonia". Dramatycznie zawiesza głos i po chwili dodaje: „bardzo się z tego
cieszę, bo to oznacza miliony nowych wyborców głosujących na nacjonal-bol­
szewików". Słowa te sala przyjmuje aplauzem, m ó w c a robi kolejną p a u z ę , po
czym kontynuuje w tonie wyraźnie kaznodziejskim: „Często ludzie zatrzymu­
ją m n i e na ulicy i pytają: co będzie dalej? W t e d y o d p o w i a d a m im: a na kogo
głosowaliście w ostatnich wyborach prezydenckich? Co chcieliście, to teraz
macie." Jelcynowi m ó w c a nie poświęca d u ż o uwagi, stwierdzając: „Nie b ę d ę
nic mówił o trupie; skoro wyborcy chcieli t r u p a na fotelu prezydenckim, no
to go teraz mają". Niektóre twierdzenia L i m o n o w a są n a w e t s e n s o w n e , na
przykład gdy mówi o aktualnie rządzącej Rosją elicie: „Nauczyli się brać do­
lary z bankowego a u t o m a t u , a teraz są zdziwieni, że ich zabrakło; nie przyszło
im, idiotom, to głowy, że to się m u s i tak skończyć". O rosyjskiej elicie władzy
Ediczka nie jest, oględnie mówiąc, najlepszego zdania: „ U r z ę d n i k ó w nienawi­
dzę jeszcze bardziej jak burżujów, ich też trzeba wyrżnąć. Nigdy z n i m i nie
w s p ó ł p r a c o w a ł e m " - zastrzega się. Rosyjscy demokraci to diemokrady, Żyrinowski to „błazen", a Lebiedź - miełkij bonapartist, który bierze pieniądze od
Bieriezowskiego - „obywatela Rosji i Izraela". Dla L i m o n o w a ź r ó d ł e m władzy
Jelcyna i jego otoczenia są banki: „Wszyscy im dają pieniądze, ale gdy wygra­
my, pójdziemy do b a n k ó w i odbierzemy nasze pieniądze".
Plany partii nacjonal-bolszewickiej są w e d ł u g przywódcy b a r d z o ambit­
ne: „naszym celem jest euroazjatyckie i m p e r i u m od Pacyfiku do Atlantyku".
Cele bieżące są j e d n a k bardziej ograniczone: „ m u s i m y zadbać o interesy RoLATO-2000
251
sjan, którzy na t e r e n i e byłego Związku Radzieckiego stali się obywatelami
trzeciej kategorii". W planach w o d z a nacjonal-bolszewików jest też miejsce
dla Polski: „Mówią n a m o niepodległej Ukrainie, a przecież U k r a i n a nigdy
nie była niepodległa, nigdy nie było takiego p a ń s t w a . Z r o b i m y z n i ą porzą­
dek, zaatakujemy od w s c h o d u , a na zachodzie zrobią z n i m i p o r z ą d e k Pola­
cy, bo mają z n i m i swoje p o r a c h u n k i . " M a r z e n i e m L i m o n o w a , p o d o b n i e jak
wszystkich Rosjan, jest prześcignięcie Z a c h o d u . Jak to zrobić? Ależ to p r o ­
ste: „ U k r a d n i e m y Z a c h o d o w i technologie, a p o t e m tymi t e c h n o l o g i a m i go
pokonamy. J u ż Lenin powiedział, że kapitaliści są t a k głupi, że s p r z e d a d z ą
n a m sznurek, na k t ó r y m ich powiesimy."
W p e w n y m m o m e n c i e m ó w c a zmienia t e m a t . „ N i e d a w n o byłem w N i e m ­
czech, w Monachium, na placu O d e o n , gdzie 9 listopada 1919 roku Hitler pró­
bował dokonać zamachu stanu. Padły strzały, zginęło szesnastu jego towarzy­
szy, a on sam ledwo uszedł z życiem. I co powiecie na to, że do dziś k t o ś w tym
miejscu składa świeże kwiaty, bo t a m zginęli prawdziwi rewolucjoniści? Bo pa­
mięć o nich będzie trwała wiecznie. Oczywiście, Hitler był wielkim rewolucjo­
nistą tylko do 1934, p o t e m w y m o r d o w a ł swoich towarzyszy z SA i zaprzedał
się wielkiemu kapitałowi. My nawiązujemy raczej do idei, które wyznawali
bracia Strasserowie."
L i m o n o w chciałby być k o m u n i s t ą i z a r a z e m faszystą r e f o r m o w a n y m , nie
obarczonym schedą, z jednej strony, po s t a l i n o w s k i m G u ł a g u , a z drugiej po holocauście. Dlatego też odwołuje się do tradycji lewicowego n u r t u
w N S D A P r e p r e z e n t o w a n e g o przez Gregora i O t t o n a S t r a s s e r ó w oraz przy­
w ó d c ó w SA.
Słuchając buńczucznej m o w y z a s t a n a w i a m się n a d karierą kandydata na
rosyjskiego fiihrera. Niekiedy porównuje się L i m o n o w a z j a p o ń s k i m pisarzem
Yukio Mishimą, który w 1970 roku p o p e ł n i ł seppuku na znak p r o t e s t u przeciw
zanikowi tradycyjnych wartości Japonii i narastającej amerykanizacji kraju.
Podobnie jak Limonow, M i s h i m a zrobił karierę literacką, p o d o b n i e też zwra­
cano głównie uwagę na skandaliczne aspekty jego twórczości. Takich pozor­
nych p o d o b i e ń s t w jest więcej - M i s h i m a stworzył paramilitarną organizację
Bractwo Tarczy, którego członkowie paradowali w fantazyjnych m u n d u r a c h .
W przeciwieństwie jednak do Partii Nacjonal-Bolszewickiej Limonowa, orga­
nizacja ta miała charakter elitarny. Obaj pisarze to postacie z d w ó c h różnych
opowieści. M i s h i m a popełnił seppuku w okresie, gdy wydawało się, że kultu252
FRONDA
19/20
rowa amerykanizacja Japonii jest nieunik­
niona. Można jednak powiedzieć, że przesła­
nie pisarza-samuraja zwyciężyło, p o n i e w a ż
we współczesnej Japonii tradycyjne wartości
są nadal żywe. N a t o m i a s t L i m o n o w głosi
swoje
skrajnie
nacjonalistyczne
poglądy
w okresie, gdy są o n e w Rosji p o w s z e c h n i e
akceptowane i wszyscy się na nie powołują.
Nazywanie Limonowa „rosyjskim C e l i n e m "
jest takim s a m y m n i e p o r o z u m i e n i e m , jak
p o r ó w n a n i e z Mishimą. Co p r a w d a o b u au­
t o r ó w łączą profaszystowskie sympatie, n o ­
w a t o r s t w o językowe
(Limonow posługuje
się matem równie biegle, jak Celinę argotem)
oraz żywiołowy styl pamfletów politycznych.
Trudno jednak wyobrazić sobie Ediczkę jako
lekarza za d a r m o leczącego biedaków, czym
do końca życia zajmował się Celinę.
Jego najbardziej znana książka, Eto ja Ediczka, wpadła mi w ręce podczas pobytu w Stanach. Mieszkając w N o w y m Jorku
lubiłem odwiedzać j e d n o z magicznych miejsc tego m i a s t a - rosyjską dzielni­
cę na Coney Island, gdzie przybysze z Matuszki Rassii stworzyli namiastkę swo­
jego raju utraconego. W nowojorskiej „Małej Rosji" było biednie, b r u d n o i po­
dejrzanie, a równocześnie w e s o ł o i swojsko, jedynie tu m o ż n a było kupić
kiełbasę o smaku kiełbasy i chleb o smaku chleba. Książkę Limonowa pożyczy­
ła mi Swieta, kelnerka w knajpie „U Wasilija". - Kiepska proza, ale za to co za
język - westchnęła z zachwytem, dając mi książkę. Swieta świetnie znała się na
literaturze, kiedyś w Kazaniu obroniła d o k t o r a t poświęcony Dziennikowi pisarza
Dostojewskiego.
Książkę Limonowa przeczytałem jednym tchem. Nie wiem, czy Eto ja Ediczka to proza kiepska, czy też genialna. Sam Limonow napisał kokieteryjnie w jed­
nym ze swoich opowiadań: „Jakiż ze m n i e pisarz, żulik jestem i tyle". Nie z n a m
się na literaturze, natomiast m u s z ę przyznać, że lektura Ediczki zrobiła na m n i e
ogromne wrażenie. Wiele osób, które przyjechały do Ameryki z Europy, do­
świadczyło tych samych uczuć co bohater książki przyglądający się Ameryce
LATO-2000
253
przez o k n o wynajętego pokoju na Madison Avenue, ale tylko Limonow potrafił to tak dobitnie
wyartykułować. Poczucie obcości jest niezbywalną
cechą ludzkiej kondycji, ale tylko w Ameryce m o ­
że o n o dopaść człowieka tak silnie. Ludzie wyjeż­
dżający do Ameryki liczą, że w tym kraju pozba­
wionym historii, przekonań, gdzie wszystko jest
dozwolone i możliwe, pozbędą się garbu dotych­
czasowych przeżyć. Gdy się to udaje, stają wobec
kompletnej pustki i wtedy ze zdwojoną siłą poja­
wia się nostalgia.
Po n a p i s a n i u swej autobiograficznej powie­
ści L i m o n o w wrócił do Rosji, j e d n a k nie wystarczyła mu sława u z n a n e g o pi­
sarza - p o s t a n o w i ł zostać rosyjskim fiihrerem. Początkowo działał u b o k u
W ł a d y m i r a Wolfowicza Żyrinowskiego, w czasach gdy t e n z m a ł o z n a n e g o
wiecowego krzykacza zamienił się w u l u b i e ń c a rosyjskich mediów, a jego
u g r u p o w a n i e zaczęło zdobywać coraz więcej głosów. U r o d z o n y w 1946 roku
Żyrinowski, z wykształcenia orientalista i prawnik, w roku 1983 rozpoczął
starania o uzyskanie zgody na wyjazd do Izraela, działał także w towarzy­
stwach kultury żydowskiej, przez co u skrajnych nacjonalistów rosyjskich zy­
skał p r z y d o m e k „koszernego p a t r i o t y " . Rozwój jego L i b e r a l n o - D e m o k r a ­
tycznej Partii Rosji był możliwy dzięki s p o n s o r o w i Andriejowi Zawidiji,
który w 1989 roku o t r z y m a ł nisko o p r o c e n t o w a n y kredyt od KC KPZR w wy­
sokości trzech m i l i o n ó w rubli. Podczas w y b o r ó w prezydenckich w czerwcu
1991 roku Żyrinowski uzyskał 8 p r o c e n t głosów, zajmując trzecie miejsce po
Borysie Jelcynie i Nikołaju Ryżkowie. N a s t ę p n e wybory, t y m r a z e m parla­
m e n t a r n e , przyniosły LDPR 2 4 p r o c e n t głosów.
Fenomen tej partii jest ilustracją charakterystycznego dla Rosji zjawiska,
a mianowicie tworzenia przez władzę opozycji dla siebie. W t e n sposób kanalizuje się nieprzychylne wobec władz nastroje w przewidywalnej formie i kon­
troluje się nieprzyjazny sobie elektorat. Nie wiadomo, czy Limonow dos­
trzegł podwójne oblicze LDPR, w każdym razie zerwał z Żyrinowskim
(z Zyrikiem, jak go familiarnie określa), zarzucając mu tendencje wodzowskie
oraz brak programu partyjnego. Według Limonowa LDRP ma dwa progra-my:
radykalny dla wyborców i ugodowy dla sponsorów. „Nie można, drogi i utalen254
FRONDA
19/20
towany Włodzimierzu Wolfowiczu, nie można! Toż to będzie całkowite wynatu­
rzenie. Za to, żeście się wyparli swojego narodu, niech was męczy sumienie, je­
go zaś wstyd za was!" - napisał na pożegnanie Limonow, nawiązując do pocho­
dzenia Żyrinowskiego, który sam się określił jako „syn Rosjanki i prawnika".
Ekscentryczny pisarz rozpoczął działalność na własny r a c h u n e k , druku­
jąc w prasie sążniste manifesty i udzielając b u ń c z u c z n y c h wypowiedzi. Za­
czął też rozbudowywać własną, nacjonal-bolszewicką partię, współpracując
z Aleksandrem D u g i n e m , pełniącym rolę ideologa. Dugin, najwybitniejszy
współczesny teoretyk eurazjatyzmu, nawiązuje do koncepcji działających
w latach 20-tych i 30-tych emigracyjnych rosyjskich eurazjatów - zwolenni­
ków tezy o duchowej i geograficznej jedności Eurazji, przeciwstawionej Za­
chodowi. Na jego poglądy wywarły także w p ł y w teorie tradycjonalistów in­
tegralnych, Rene G u e n o n a i Juliusa Evoli, w e d ł u g których ź r ó d ł e m naszej
cywilizacji jest z a p o m n i a n a , idealna cywilizacja hiperborejska, w której lu­
dzie żyli w h a r m o n i i z sacrum.
Jednym z p o m y s ł ó w Dugina była p r ó b a wskrzeszenia w w a r u n k a c h rosyj­
skich niemieckiego nacjonal-bolszewizmu z okresu Republiki Weimarskiej.
N u r t ten pojawił się w ówczesnych Niemczech za sprawą byłych k o m u n i s t ó w
- Heinricha Laufenberga i jego przyjaciela, Fritza Wolfheima, którzy założyli
Komunistyczną Partię Niemieckich Robotników. Ugrupowanie to nie o d n i o s ł o
jednak żadnych sukcesów i wkrótce przestało istnieć. Najbardziej z n a n y m
działaczem tego n u r t u był konserwatywny rewolucjonista Ernst Niekisch - go­
rący zwolennik współpracy Niemiec z Rosją Sowiecką. Jego m a r z e n i e m było
zjednoczenie Eurazji p o d sztandarami miecza i m ł o t a . W roku 1919 działał
w monachijskiej Republice Rad, a n a s t ę p n i e próbował stworzyć nacjonal-bol­
szewicką frakcję w stronnictwie socjalistów. Oryginalnym p o m y s ł e m Niekischa był partyjny strój nacjonal-bolszewika: czarny uniform z czerwoną opa­
ską, na której widniał sierp i m ł o t . Symbol t e n został w 1921 roku przerobiony
przez Hitlera, który tak o tym pisze w Mein Kampf: „Organizacja naszych grup
dla utrzymania porządku na spotkaniach posłużyła do wyjaśnienia bardzo
trudnego problemu. Do tej pory r u c h nie posiadał e m b l e m a t ó w partyjnych
i flag... byłem obecny na masowej demonstracji marksistów... m o r z e czerwo­
nych flag, czerwonych szarf i czerwonych kwiatów dawało zewnętrzny obraz
siły t e m u t ł u m o w i . . . Po niezliczonych próbach zdecydowałem się na końcową
formę: biały pas na czerwonym de z czarną swastyką na środku."
LATO2000
255
Ta wręcz symboliczna p r z e m i a n a skrzyżowanego sierpa i m i o t a na swa­
stykę jest kolejnym p o t w i e r d z e n i e m tezy E r n s t a Noltego, że n a z i z m byl zja­
wiskiem w t ó r n y m w o b e c k o m u n i z m u , z k t ó r e g o czerpał z a r ó w n o symboli­
kę, jak i zbrodnicze m e t o d y działania.
Niekisch byl zaciekłym w r o g i e m Hitlera; w 1932 roku opublikował książ­
kę Hitler -fatalne przeznaczenie Niemiec. Po dojściu n a z i s t ó w do władzy działał
w antyhitlerowskim p o d z i e m i u , co d o p r o w a d z i ł o do a r e s z t o w a n i a przez Ge­
stapo. O s a d z o n y w obozie koncentracyjnym w M a t t h a u s e n , został uwolnio­
ny przez Armię C z e r w o n ą w 1945 roku. Wstąpił do w s c h o d n i o n i e m i e c k i e j
partii komunistycznej SED, w N R D założył i n s t y t u t b a d a ń n a d imperiali­
z m e m . W roku 1953 wyjechał do N i e m i e c Z a c h o d n i c h , gdzie z m a r ł w całko­
witym z a p o m n i e n i u 14 lat później. Jego idee zostały p o n o w n i e odkryte
w Rosji przez Dugina, który w s p ó l n i e z L i m o n o w e m podjął p r ó b ę stworze­
nia organizacji nacjonal-bolszewickiej w Rosji.
Na Pierwszym Ogólnorosyjskim Zjeździe Partii Nacjonal-Bołszewickiej
zabrakło głównego ideologa. Najprawdopodobniej w m a ł y m u g r u p o w a n i u
nacbolów stało się zbyt ciasno dla d w ó c h takich indywidualności, jak Limo­
n o w i Dugin. Tym bardziej, że t e n o s t a t n i miał ambicje znacznie szersze niż
bycie tylko ideologiem u g r u p o w a n i a Ediczki. C e l e m D u g i n a jest, by jego idee
stały się p o d s t a w ą działania tych sił politycznych, k t ó r e mają realny w p ł y w
na politykę p a ń s t w a . Dlatego też, kiedy L i m o n o w w kinie przy Szabołowskiej
wykrzykiwał swoje „Rżnij burżujów!", Aleksander D u g i n u r z ę d o w a ł już
w m o s k i e w s k i m Białym D o m u , jako d o r a d c a przewodniczącego rosyjskiej
Dumy, Gienadija Sielezniowa. Jego książka Podstawy geopolityki. Geopolityczna
przyszłość Rosji stała się p o d r ę c z n i k i e m w uczelniach wojskowych i dyploma­
tycznych. Największa partia w D u m i e , czyli k o m u n i ś c i Z i u g a n o w a , przejęli
już geopolityczne idee Dugina, których w p ł y w m o ż n a zauważyć także w wy­
powiedziach nacjonalistów Żyrinowskiego. D o p r o m o w a n e j przez D u g i n a
ideologii eurazjatyzmu odwołuje się cały szereg wpływowych polityków, n p .
generał Lebiedź.
W swojej książce Rosja weimarska Aleksander J a n ó w wykazuje p o d o b i e ń ­
stwa sytuacji N i e m i e c przed dojściem Hitlera do władzy i dzisiejszej Rosji.
Analogie nasuwają się zresztą s a m e . W e d ł u g marksowskiej formuły, h i s t o r i a
zawsze się powtarza, lecz najpierw j e s t tragedią, a p o t e m już tylko farsą.
O t w a r t e pozostaje pytanie, czy w Rosji p o w t ó r z y się tragedia, czy też p r ó b a
256
FRONDA
19/20
p o n o w n e j rewolucji zakończy się groteską. Reakcje, jakie budzi zjazd, świet­
nie oddaje p u s z k i n o w s k i e określenie: i śmieszno, i straszno. Pierwszy O g ó l n o rosyjski Zjazd Partii Nacjonal-Bolszewickiej, ze swoją a t m o s f e r ą m ł o d z i e ż o ­
wego pikniku, s t e k i e m o b ł ę d n y c h a b s u r d ó w głoszonych p r z e z L i m o n o w a
i bluzgami Lietowa lecącymi z głośników, sprawia w r a ż e n i e cokolwiek ko­
miczne. Partia L i m o n o w a to organizacja niewielka i nie mająca żadnych
w p ł y w ó w politycznych, jest to raczej s u b k u l t u r a m ł o d z i e ż o w a , której zada­
n i e m jest indoktrynacja młodzieży w celu w y c h o w a n i a przyszłej elity n a r o ­
d u . To właśnie budzi największy niepokój. Nigdzie na świecie faszyści i ko­
muniści nie zabili tylu ludzi, co w Rosji. A m i m o to L i m o n o w o w i u d a ł o się
przyciągnąć pod s z t a n d a r komuno-faszyzmu całkiem s p o r ą grupę m ł o d z i e ż y
i to nie wykolejeńców, ale raczej idealistów przejętych l o s e m swego kraju.
Obserwuję przemawiającego pisarza, który próbuje wskrzesić najbardziej
zbrodnicze doktryny, jakie wymyśliła ludzkość i nie o d c z u w a m nienawiści, co
budzi we m n i e irytację. Czy dlatego, że napisał książkę, która m n i e zafascy­
nowała? A m o ż e dlatego, że on się nie starzeje i do śmierci będzie c h ł o p c e m
beztrosko bawiącym się w literaturę, politykę i wojnę? Nie wiem. Przyglądam
się m ł o d y m , r o z e n t u z j a z m o w a n y m ludziom, wychodzącym z kinowej sali.
Sprawiają wrażenie kogoś, k o m u wreszcie w y t ł u m a c z o n o wszystkie zawiłości
współczesnego świata i k t o wreszcie odnalazł sens egzystencji. W hallu z gło­
śników leci agresywny rock, zespół Grażdanskaja O b o r o n a śpiewa:
Jutro będzie i nudno, i śmiesznie
Nie boli, że wczoraj znowu był dzień
Jutro będzie i wiecznie, i grzesznie
Pułapka na myszy zatrzasnęła się
ADAM KUŹ
Tekst p o w s t a ł przed dojściem do władzy w Rosji Władimira Putina,
który stał się dla nacjonal-bolszewików nadzieją zmian na lepsze.
LATO-2000
257
Faszyści w parlamencie, faszyści na ulicach, faszyści na
stadionach... więc społeczeństwo też sfaszyzowane
i skąpi grosza na antyfaszyzm. Co za straszny kraj ta
Polska, nawet muzycy nie chcą się włączyć w tworze­
nie antyfaszystowskiego agit-propu. Naprawdę dziw­
ne, że dzielni antyfaszyści wytrwali na pozycjach mimo
tylu przeszkód. Gdy jednak uświadomimy sobie, że na
zwalczaniu faszyzmu opiera się kariera publicystyczna
i naukowa Pankowskiego, a dla Kornaka jest to jedyna
szansa zaistnienia w obiegu publicznym, przestanie nas
to dziwić.
R E M I G I U S Z
OKRASKA
Trzeba więc (...) nieustannie wykazywać, że jest dokładnie przeciwnie.
To znaczy, że w imię wolności człowieka jesteście przeciwko totalitaryzmowi,
wszelkim dyktaturom, policjom politycznym, cenzurom itp.
Jacek Kuroń, „Wyznanie" do ludzi ruchu GAN, „ N W " nr 3
258
FRONDA 19/20
Wstęp
Poniższy artykuł zawiera p r ó b ę prezentacji działalności antyfaszystowskiego
p i s m a „Nigdy Więcej!", k t ó r e w nieregularnych o d s t ę p a c h czasu ukazuje się
od roku 1994. Działalność s k u p i o n e g o w o k ó ł niego środowiska (Grupa
Anty-Nazistowska, Stowarzyszenie „Nigdy Więcej!") od dłuższego czasu
wzbudzała wiele kontrowersji, w d o d a t k u zaś redaktorzy p i s m a w m i a r ę
upływu czasu stawali się coraz bardziej p r z e k o n a n i o słuszności swoich po­
czynań i stosowanych przez siebie m e t o d . Ponieważ n i e k t ó r e p o d e j m o w a n e
przez „Nigdy Więcej!" kroki od początku rodziły we m n i e wiele zastrzeżeń,
o b s e r w o w a ł e m uważnie rozwój p i s m a i działania jego redaktorów. Gdy
oprócz s t a n d a r d o w e g o zwalczania realnego faszyzmu, który wydaje się zja­
wiskiem marginalnym, coraz częściej zaczęli atakować osoby i inicjatywy
z faszyzmem nie mające wiele w s p ó l n e g o , w d o d a t k u zaś s t o s o w a n e przez
nich m e t o d y stawały się coraz trudniejsze do zaakceptowania, stwierdziłem,
iż nie sposób przyglądać się t e m u bezczynnie. N i e u k r y w a m , że p e w n e zna­
czenie miał też aspekt osobisty: gdybym nie został zaatakowany przez redak­
t o r ó w „ N W " , z a p e w n e nie chciałoby mi się poświęcać swego czasu i energii
na wnikliwe rozpatrywanie ich działalności. I choć milczenie jest z ł o t e m , to
jednak nie w przypadku, gdy p e w n i osobnicy szczytnymi h a s ł a m i maskują
niezbyt szczytne cele i metody.
Zaznaczyć muszę, że d o k o n a ł e m prezentacji i oceny działalności „ N W "
przede wszystkim w kontekście ich własnych deklaracji. Dlatego część zarzutów,
jakie im w poniższym tekście stawiam, nie wynika z moich przekonań, zaś niektó­
re poczynania redakcji „ N W " nie przeszkadzają mi osobiście, gdyż nie dekla­
ruję podobnych zasad, p o s t a w i metod, co „ N W " . J e d n y m z celów dokonanej
tu prezentacji jest porównanie głoszonej przez tę grupę teorii z działalnością praktycz­
ną. Opisując działalność tego środowiska skupiłem się na analizie m a t e r i a ł ó w
drukowanych, z rzadka odwołując się do innych źródeł informacji. Przedmio­
t e m mojego zainteresowania stały się więc wszystkie dotychczas wydane nu­
mery czasopisma oraz i n n e wypowiedzi jego r e d a k t o r ó w na interesujący m n i e
temat. Pominąłem jedynie książkę jednego z r e d a k t o r ó w „ N W " , gdyż doczeka­
ła się już wnikliwego omówienia, w którym wykazane zostały liczne błędy,
nieuprawnione interpretacje, przekłamania, tendencyjność, m a n i p u l o w a n i e
faktami oraz karkołomne uzasadnianie równie karkołomnych tez, przede
LATO-2000
259
wszystkim zaś rzeczywisty zamiar prezentacji zjawiska w takim świetle.* Każ­
de odniesienie w tekście do słów, k t ó r e padły na ł a m a c h „ N W " lub w i n n y m
miejscu, jest s t a r a n n i e oznaczone, by czytelnik w razie wątpliwości m ó g ł oso­
biście sprawdzić, czy przytaczam a u t e n t y c z n e wypowiedzi. W cytatach zacho­
wana została oryginalna pisownia.
P o d s t a w o w y m celem niniejszego a r t y k u ł u j e s t wykazanie, że s p o s ó b my­
ślenia, zasady p r z e d s t a w i a n i a faktów, m e t o d y i o s t a t e c z n e cele działalności
antyfaszystów niewiele r ó ż n i ą się od p o d o b n y c h a s p e k t ó w praktyki faszy­
stowskiej. To jest w ł a ś n i e g ł ó w n y z a r z u t w o b e c t e g o ś r o d o w i s k a : że w swej
istocie zachowuje się o n o p o d o b n i e d o tych, k t ó r y c h zwalcza. Jeśli b o w i e m
u z n a m y nawet, iż skala zjawiska faszyzmu j e s t na tyle p o w a ż n a , że z a s ł u g u ­
j e n a przedsięwzięcie szczególnych k r o k ó w zaradczych, t o n i e w i d z ę p o w o ­
du, dla k t ó r e g o m i a ł o b y się t o odbywać przy p o m o c y i d e n t y c z n y c h m e t o d ,
jak s t o s o w a n e przez zwalczane ś r o d o w i s k a . P o w i e m więcej - jeśli k t o ś prze­
ciwstawia się faszyzmowi z p o b u d e k rzeczywiście pozapolitycznych (gdyż
zło zawarte w d o k t r y n i e i praktyce t e g o s y s t e m u b u d z i j e g o s p r z e c i w jako
człowieka, nie zaś jako liberała, lewicowca i t p . ) , to piętnując p e w n e zjawiska
występujące w ś r ó d faszystów, m a m o r a l n y o b o w i ą z e k p i ę t n o w a ć p o d o b n e
t e n d e n c j e występujące w ś r o d o w i s k u antyfaszystowskim. W p r z e c i w n y m ra­
zie jego p o s t a w a j e s t n a c e c h o w a n a hipokryzją, a o b s e r w a t o r o w i z e w n ę t r z n e ­
mu każe przypuszczać, że taki antyfaszyzm j e s t tylko i wyłącznie p o r ę c z n y m
i n s t r u m e n t e m do realizacji celów jak najbardziej politycznych i n i e ma nic
w s p ó l n e g o z z a s a d a m i etycznymi czy o d r a z ą w o b e c zła.
D o d a m też, uprzedzając zapewne część zarzutów, jakie pojawią się po lek­
turze tego tekstu u niektórych osób, że ukazując i n n e od powszechnie z n a n e g o
oblicze działalności „ N W " nie w s p i e r a m bynajmniej w żaden s p o s ó b faszystów.
Gdybym bowiem pewnych faktów nie opisał, to nie przestałyby o n e dzięki te­
mu istnieć, z a t e m jeśli ktoś ułatwia faszystom życie, to jest n i m co najwyżej re­
dakcja „ N W " , kreująca swymi poczynaniami taki wizerunek antyfaszyzmu,
z którym faszyści łatwo m o g ą się uporać i p o d d a ć krytyce, a z k t ó r y m rozsądni
* Zob. Jarosław Tomasiewicz, 7 ty możesz zostać faszystą..., „Arcana" 1999, nr 3.
O podobnych „dokonaniach" Rafała Pankowskiego, choć tylko w odniesieniu do fragmen­
tu jego artykułu, pisał także Zbigniew Mikołejko, Błędy na temat Evoli, „Gazeta Wyborcza",
18-19 VII 1998.
260
FRONDA 19/20
ludzie nie chcą mieć nic wspólnego. Po drugie zaś, na zarzut, że w poniższym
tekście bronię często osób o poglądach, które redakcja „ N W " określa m i a n e m
faszystowskich, odpowiem z kolei, że obowiązkiem uczciwego człowieka jest
piętnowanie negatywnych zjawisk zawsze, także wtedy, gdy występują o n e
w działalności antyfaszystowskiej (chyba, że ktoś jest wyznawcą zasady, iż cel
uświęca środki). Dzielenie ludzi na dobrych antyfaszystów i złych faszystów,
wobec których m o ż n a postępować bez oglądania się na podstawowe zasady
etyczne, niczym się nie różni od hitlerowskiej teorii, która sankcjonowała sto­
sowanie przez dobrych N i e m c ó w wszelkich możliwych środków przeciwko
złym Żydom. Jeśli więc ktoś, choćby był to antyfaszysta, stosuje n a g a n n e m e t o ­
dy wobec kogoś innego, choćby nawet faszysty, nie zmienia to faktu, że należy
postępowanie takie piętnować. Jest to tym bardziej wskazane, gdy zachodzi po­
dejrzenie, że niekoniecznie ci, którzy przez „ N W " oskarżani są o sympatie fa­
szystowskie, w rzeczywistości są faszystami. Jednak powtarzam - nawet jeśli są
to naprawdę faszyści, nie p o w i n n o się im odmawiać prawa do obrony, nie po­
w i n n o się w prezentacji ich działań posługiwać k ł a m s t w a m i i manipulacjami,
nie p o w i n n o się obrzucać ich najgorszymi obelgami. Jeśli ktoś sądzi inaczej - je­
go mentalność niewiele się różni od mentalności faszystów i zamiast faszyzmu
powinien zwalczać brzydkie cechy własnego charakteru.
Faszyzm, czyli zagrożenie niekoniecznie realne
W czwartym n u m e r z e „ N W " Stefan Zgliczyński napisał: „Otóż nacjonalizm, dla
swojego istnienia i rozwoju, potrzebuje wroga. Wróg, wszystko jedno, czy praw­
dziwy, czy wymyślony, niezbędny jest nacjonalistom do samoidentyfikacji - okre­
ślenia swojego miejsca w świecie polityki i wartości oraz uzasadnienia takiego
czy innego sposobu postępowania." Zgliczyński niewątpliwie ma rację. Warto jed­
nak zauważyć, że identycznie wygląda sytuacja w przypadku antyfaszystów. Tutaj także
istnieje duże zapotrzebowanie na wroga, więc wyolbrzymia się i rozdmuchuje wszel­
kie przejawy postaw rzeczywiście faszystowskich, a w razie ich braku lub obojęt­
ności opinii publicznej na marginalne i incydentalne zjawiska - po prostu ten
„faszyzm" się wymyśla, dodając do katalogu zachowań nagannych coraz to no­
we postawy, organizacje, postacie. Bez takich zabiegów niemożliwe byłoby
wspomniane przez Zgliczyńskiego określenie przez antyfaszystów swojego miej­
sca w świecie polityki i uzasadnienie takiego czy innego sposobu postępowania.
LATO-2000
261
Jak zatem wygląda ów faszyzm, którego zwalczaniu redakcja
„ N W " poświęca tyle uwagi i przeciwko k t ó r e m u proponuje podję­
cie tylu poważnych środków zaradczych? Sięgnijmy do wiarygodnych
źródeł,
czyli
Katalogu wypadków
zamieszczanego w każdym
numerze
„ N W " . Marcin Kornak stwierdza (G nr 13): „Katalog wypadków jest przede
wszystkim d o w o d e m na to, że zagrożenia, o których m ó w i m y nie są czczą ga­
daniną. Wystarczy go przejrzeć, aby zobaczyć jaka jest skala p r o b l e m u - incy­
denty, o których piszemy są w większości bardzo poważne" (podkreślenie R.O.).
Jako że zadałem sobie trud dokładnego przejrzenia Katalogu wypadków i poli­
czenia przejawów faszyzmu różnych kategorii, m o g ę stwierdzić z całą odpo­
wiedzialnością, że w zależności od o m a w i a n e g o w n i m okresu, owe „bardzo
p o w a ż n e " incydenty to w 70-90 procentach wojny między subkulturowymi
gangami (czyli relacje o pobiciu punków, h i p p i s ó w czy „młodzieży alternatyw­
n e j " przez skinów) oraz rozróby pseudokibiców. Pozostała część „bardzo po­
ważnych" incydentów to takie zjawiska, jak rozpowszechnianie na minimalną
skalę gadżetów z Hitlerem, akty wandalizmu (malowanie na m u r a c h haseł an­
tysemickich, dewastowanie cmentarzy e t c ) , kilkudziesięcioosobowe manife­
stacje pod ksenofobicznymi hasłami itp. Nie oznacza to, że należy takie zjawi­
ska p o z o s t a w i ć
bez
reakcji, j e d n a k w większości p r z y t a c z a n e w t y m
zestawieniu fakty, jak n p . dotkliwe pobicia czy nawet zabójstwa (w liczbie kil­
kunastu) będące efektem wojen subkulturowych, nie mają charakteru faszy­
stowskiego, lecz kryminalny (bo bandyta jest takim s a m y m bandytą, gdy bije
wykrzykując nazistowskie slogany i gdy robi to p o d h a s ł a m i nienawiści do
mieszkańców innych części miasta, miłośników innych drużyn piłkarskich czy
słuchaczy innej muzyki, albo i bez uzasadniania swojego bandytyzmu) i jako
takie powinny stać się p r z e d m i o t e m zainteresowania policji, nie zaś antyfaszystów, a wystarczającą odpowiedzią na nie są istniejące regulacje p r a w n e doty­
czące przestępstw z użyciem przemocy.
Jednak twórcy „ N W " sądzą inaczej, czego przykładem jest iście genialna te­
za Marcina Kornaka, który stwierdza, że aby pozbyć się bandytyzmu ze stadio­
n ó w piłkarskich, należy wyeliminować z nich „infiltrujących to środowisko neo­
faszystów" ( N W nr 7). Teza tak absurdalna, że nawet nie warto byłoby się nad
nią zastanawiać, gdyby nie to, że jest o n a typowym dla „ N W " przykładem ma­
nipulowania problemami społecznymi i wykorzystania ich do własnych celów.
Zaiste, problem przemocy na stadionach zniknie, gdy tylko „szalikowcy" prze262
FRONDA
19/20
staną śpiewać piosenki o Hitlerze, wywieszać flagi z „celtykami" i wyzywać się
nawzajem od Żydów. Jest to typowe odwracanie kota ogonem, bo z faktu obec­
ności wśród pseudokibiców grup zafascynowanych ideologią nazistowską (choć
t r u d n o tu mówić w ogóle o ideologii, gdyż ogranicza się ona do przyswojenia
sobie kilku prymitywnych sloganów) nie wynika stosowanie przez nich prze­
mocy. Gdyby pseudokibice nie słyszeli w życiu o Hitlerze, to tak s a m o tłukliby
się po mordach, demolowali pociągi i terroryzowali p o s t r o n n e osoby, bo prze­
moc i bandytyzm jest e l e m e n t e m składowym stadionowego etosu. N a w e t jeśli
zdarzają się przypadki wykorzystywania stadionowych bandziorów przez skraj­
nie prawicowe ugrupowania polityczne, to ze względu na poziom intelektualny
„kiboli" może się to sprowadzać jedynie do organizowania przez nich n a p a d ó w
i rozbojów, a ten z kolei problem m o ż n a skutecznie rozwiązać karząc s u r o w o
sprawców takich czynów, nie zaś walcząc z urojonym faszyzmem.
Po prostu zamiast faszyzmu należy zwalczać bandytyzm, społeczne przy­
zwolenie na c h a m s t w o i lekceważenie takich zjawisk przez policję i wymiar
sprawiedliwości, które są p o w o ł a n e i opłacane właśnie po to, by takim zdarze­
niom zapobiegać, a sprawców karać. Lepiej jeśli policja będzie się zajmować
sprawcami pobić i napadów, niż gdyby d a n o jej do ręki p r a w o ścigania o s ó b za
poglądy czy rozpowszechnianie „nieprawomyślnych" treści, gdyż m o ż e to pro­
wadzić do wprowadzenia państwa policyjnego (łatwo sobie wyobrazić rewizje
i zastraszanie niewygodnych osób p o d p o z o r e m poszukiwania m a t e r i a ł ó w za­
wierających faszystowskie treści, równie ł a t w o także policyjne prowokacje - co
za problem podrzucić k o m u ś w czasie rewizji kilka sfabrykowanych ulotek
o rasistowskich treściach lub przysłać i n t e r n e t e m o określonej porze plik za­
wierający n p . „kłamstwa oświęcimskie" i w tym s a m y m czasie zrobić mu prze­
gląd zawartości k o m p u t e r a ? ) . Gdyby j e d n a k wszelkie p o d o b n e przypadki zna­
lazły swoje miejsce tam, gdzie powinny, czyli w rejestrze p r z e s t ę p s t w (a nie
w Katalogu wypadków), to mogłoby się okazać, że po odliczeniu w s p o m n i a n y c h
70-90 procent przejawów „faszyzmu" problem, którego zwalczaniem zajmuje
się „ N W " , po p r o s t u nie istnieje i działalność antyfaszystów nie ma racji bytu.
Do tego wszak nie m o ż n a dopuścić i dlatego właśnie zwykły bandytyzm przed­
stawia się jako faszyzm, a marginalne w istocie przypadki jako p o w a ż n e zagro­
żenie (bo nawet gdyby uznać t e n bandytyzm za rzeczywisty faszyzm, to w po­
równaniu z ogólną liczbą podobnych przestępstw, czyli pobić i zabójstw,
stanowią one znikomy u ł a m e k ) . Nie m o ż n a do tego dopuścić także z innego
LATO-2000
powodu: gdyby przez policję i sądownictwo zwalczana s u r o w o była wszelka
przemoc, to na ławy oskarżonych trafiliby nie tylko faszyści, ale i wielu antyfaszystów, którzy - oczywiście w r a m a c h s a m o o b r o n y - potrafią bić skinów tyl­
ko za to, że są skinami (nie mówiąc o poważniejszych przypadkach, bo na za­
chodzie Europy często zdarzają się napady antyfaszystów czy młodzieżowych
organizacji żydowskich na rewizjonistów i działaczy prawicowych). Można
zrozumieć, że dla większości czytelników „ N W " , rekrutujących się ze środo­
wisk subkulturowych, istotnym p r o b l e m e m jest to, że skini ich biją, ale trud­
no uwierzyć, że ktoś o mentalności bandyty przestanie bić innych, gdy zarzu­
ci wykrzykiwanie nazistowskich haseł, a z kurtki odepnie e m b l e m a t ze
swastyką. W n u m e r z e jedenastym „Nigdy Więcej!" m o ż e m y przeczytać, że ski­
ni bili Azjatów, homoseksualistów i osoby odróżniające się od reszty niekon­
wencjonalnym wyglądem zanim jeszcze przyjęli skrajnie prawicową orientację.
W Polsce p u n k ó w na długo przed skinami bili słuchacze metalu, muzyki dys­
kotekowej itp.
Studiując zawartość „ N W " m o ż n a dostrzec także zainteresowanie innym
rodzajem „faszyzmu". Tymi faszystami są politycy i twórcy kultury, którzy nie
przystają do k a n o n ó w politycznej poprawności. Są oni w m n i e m a n i u „ N W "
równie groźni. Jednak i tutaj skala owego faszyzmu zdaje się być minimalna, na­
wet jak na standardy „ N W " . Z a r ó w n o we w s p o m n i a n y m Katalogu wypadków, jak
i w innych rubrykach pisma nie sposób się natknąć na zbyt wiele informacji
0 prężnych inicjatywach faszystowskich. Dotyczą o n e albo niewielkich partyjek
politycznych, które nie mają żadnego wpływu na rzeczywistość polityczną
1 prawdopodobnie nie b ę d ą jej miały nigdy, albo też są n a p i ę t n o w a n i e m postaw,
które z rzeczywistym faszyzmem nie mają nic wspólnego. Na celowniku „ N W "
znajdują się więc przede wszystkim ugrupowania prawicowe, zwłaszcza zaś te,
które przeciwstawiają się obecnej sytuacji politycznej i podkreślają znaczenie
interesu narodowego. Często przyczyną uznania przez „ N W " danej formacji po­
litycznej częścią składową rosnącego faszystowskiego zagrożenia jest deklaro­
wany przez nią nacjonalizm. Tymczasem według encyklopedycznych definicji
nacjonalizm jest stawianiem interesu własnej wspólnoty narodowej ponad in­
teresami innych zbiorowości i jako taki wcale nie m u s i oznaczać niczego złego,
podobnie jak fakt szczególnego uwielbienia własnej żony przez jakiegoś męż­
czyznę nie oznacza, iż musi on krzywdzić wszystkie pozostałe kobiety. Jednak
skala takich zjawisk (nawet jeśli rzeczywiście u z n a m y je za faszystowskie i groź264
FRONDA
19/20
ne) jest minimalna. Być może rzeczywiście kibice częściej demolują pociągi, ski­
ni ganiają po mieście punków, a przywódcy kanapowych partyjek głoszą hasła
o „interesach narodowych" (cokolwiek by to miało znaczyć), ale w żaden spo­
sób nie świadczy to o groźbie recydywy faszyzmu.
Nie przeszkadza to antyfaszystom rozgłaszać alarmów o narastającej fali ksenofobii,
szowinizmu, neofaszyzmu itp. W końcu Zgliczyński pisał, że do funkcjonowania
takich grup niezbędne jest istnienie wroga. I jak faszyści węszyli wszędzie ży­
dowskie spiski, tak i antyfaszyści nie m o g ą być gorsi. Myliłby się ktoś sądząc,
że tylko faszyści widzą dookoła zagrożenie, myliłby się także, gdyby wyłącznie
im przypisywał skłonność do spiskowej obsesji. W n u m e r z e ó s m y m „ N W "
m o ż e m y przeczytać przedruk artykułu z p i s m a „Searchlight" w opracowaniu
Marcina Kornaka. Z tej mrożącej k r e w w żyłach historii m o ż e m y się dowie­
dzieć, jak to groźni neofaszystowscy terroryści po zabiciu we Włoszech m n ó ­
stwa osób (zamach w Bolonii) uciekli do krajów arabskich, a n a s t ę p n i e osie­
dlili się Wielkiej Brytanii, skąd nie m o ż n a ich deportować m i m o n i e u s t a n n y c h
wysiłków włoskiego rządu i rodzin p o m o r d o w a n y c h , gdyż są oni byłymi bry­
tyjskimi agentami chronionymi przez angielski rząd. W ł o s się na głowie jeży
czytając o tych faszystowskich knowaniach. Jeśli się jednak zastanowimy n a d
kilkoma kwestiami, sprawa przestaje wyglądać tak straszliwie. Autor artykułu
zastanawia się, kiedy rodziny zabitych w z a m a c h u będą mogły oczekiwać spra­
wiedliwości ze strony władz brytyjskich. A m o ż e powinien zapytać, kiedy do­
czekają się sprawiedliwości od rządu włoskiego, skoro zamach był inspirowany
przez włoskie służby specjalne, o czym sam a u t o r w swym tekście w s p o m i n a .
Wydaje się jednak, że rządy włoski i brytyjski niewiele m o g ą tu zrobić. Autor
stawia retorycznie pytanie: „Czy jest to jeszcze je d e n rezultat działań zorgani­
zowanych tajemniczych sił?" Z pewnością!
Widzimy więc, że faszystowskie zagrożenie to nie wymysł. Faszyści w par­
lamencie, faszyści na ulicach, faszyści na stadionach... wszędzie są faszyści. Jak
pisze Marcin Kornak, „Złowroga m o d a na nacjonalizm dociera nawet do śro­
dowisk alternatywnych i ekologicznych" ( N W nr 11). Zaiste, trzeba być męż­
nym osobnikiem, aby zachować spokój i z i m n ą k r e w w obliczu odradzania się
faszyzmu. Nic dziwnego, że redaktorzy „ N W " cierpią na s y n d r o m oblężonej
twierdzy. Jeśli ktoś wytyka im błędy i podważa sensowność takiej działalności,
zapewne jest to faszysta, który chce rozbić ruch antyfaszystowski. Jak sami pi­
szą, „Nasze działania są już tak odczuwalne dla faszystów i wszelkiej maści
LATO-2000
szowinistów, że próbowali już oczerniać i k o m p r o m i t o w a ć ruch antyfaszy­
stowski w oczach społeczeństwa (...), dyskredytować nasze działania i n a s
osobiście w środowiskach wolnościowych na scenie niezależnej, zastraszać,
nawet grożąc śmiercią, nas i nasze rodziny, przedstawiać naszych zagranicz­
nych współpracowników jako agentów, a nas wszystkich jako fanatyków, igno­
rantów, świrów, oszołomów, burżujów, komunistów, demoliberałów, trocki­
stów, Żydów, masonów, narkomanów, p e d e r a s t ó w i satanistów. To, że
puszczają im nerwy, jest d o w o d e m skuteczności naszych działań" (IS nr 10).
Cóż, sądząc po wypowiedzi tej oraz zamieszczonych w dalszej części tekstu,
nerwy puszczają chyba k o m u i n n e m u . Syndrom oblężonej twierdzy jest tak sil­
ny, że Marcin Kornak w swej reakcji na krytykę poczynań „ N W " (GAA nr 56)
jednym t c h e m wymienia działaczy r u c h u anarchistycznego obok Bolesława
Tejkowskiego i Janusza Bryczkowskiego - wszak wszystko to faszyści pragną­
cy jednego: zniszczenia dzielnych antyfaszystów. Jest to n a d e r wygodny sposób
na odparcie wszelkiej krytyki - nie trzeba polemizować z żadnymi zarzutami, lecz
wystarczy tych, którzy je stawiają, uznać za faszystów.
N a t o m i a s t najbardziej d o b i t n y m przykładem na o g r o m n e wpływy faszy­
stów w Polsce jest społeczna reakcja na poczynania „ N W " . Co p r a w d a Kornak
w s p o m i n a o tysiącach listów od czytelników (G nr 13), ale później dodaje:
„Nie u d a ł o n a m się uzyskać stabilizacji finansowej. To
jest też trochę s m u t n e , że organizacja tak niewielka, o tak
niewielkich, w sumie, potrzebach finansowych nie spo­
tkała się do tej pory ze społecznym poparciem zapewnia­
jącym niezbędne m i n i m u m finansowe." Trudno się t e m u
dziwić: faszyści w parlamencie, faszyści na ulicach, faszyści na stadionach...
więc społeczeństwo też sfaszyzowane i skąpi grosza na antyfaszyzm. Obojęt­
ność na faszyzm charakteryzuje też wykonawców muzyki, n a d czym u b o l e w a
Marcin Kornak w n u m e r z e jedenastym „ N W " . Co za straszny kraj ta Polska,
nawet muzycy nie chcą się włączyć w tworzenie antyfaszystowskiego agit-propu. To naprawdę dziwne, że nasi dzielni antyfaszyści wytrwali na swych pozy­
cjach m i m o tylu przeszkód. Gdy jednak u ś w i a d o m i m y sobie, że na zwalczaniu
faszyzmu opiera się kariera publicystyczna i n a u k o w a Rafała Pankowskiego,
a dla Kornaka jest to jedyna szansa zaistnienia w obiegu publicznym na szer­
szą skalę, przestanie nas to dziwić. Przestaną nas dziwić także m e t o d y stoso­
wane przez antyfaszystów, o których będzie m o w a później.
266
FRONDA
19/20
Ciekawym zjawiskiem jest także szczególny rodzaj działalności „ N W " , czy­
li zwalczanie faszystów (nie mylić ze zwalczaniem faszyzmu, choćby i urojone­
go) . Choć redaktorzy „ N W " na łamach p i s m a i w d o k u m e n t a c h programowych
Stowarzyszenia „Nigdy Więcej!" głosili niejednokrotnie, że celem ich działal­
ności jest sprzeciw wobec „odradzającego się rasizmu, neofaszyzmu i szowini­
z m u narodowego", to analiza ich p o s t a w świadczy, że na zwalczaniu faszyzmu
się nie kończy. Okazuje się bowiem, że nie tylko głoszenie faszyzmu jest na­
ganne. N a g a n n e jest także s a m o bycie faszystą, nawet jeśli nic złego z tego nie wy­
nika. Jeśli więc „ N W " u z n a kogoś za faszystę, wtedy wszelkie jego poczynania,
nawet nie związane w jakikolwiek s p o s ó b z szerzeniem faszyzmu, z o s t a n ą na­
piętnowane. I tak o t o w Katalogu wypadków - który, jak pamiętamy, dotyczy
w większości incydentów bardzo poważnych - z n u m e r u piątego m o ż e m y zna­
leźć informację, że lider Prawicy Narodowej, doktor n a u k historycznych
Krzysztof Kawecki, wziął udział w telewizyjnym programie poświęconym re­
wolucji październikowej. Z a t e m zbrodnią Kaweckiego (i Szczepana Żaryna,
który zaprosił „faszystę" do swego p r o g r a m u ) jest sam fakt omawiania w tele­
wizji wydarzenia historycznego nie związanego w żaden sposób z faszyzmem.
A przecież Żaryn mógł zaprosić Pankowskiego albo Kornaka, wybitnych spe­
cjalistów od wszystkiego! Podobnie rzecz się ma w przypadku zatrudnienia
w olsztyńskim urzędzie wojewódzkim członka jednej z organizacji skrajnie
prawicowych ( N W nr 8). Nic nie wskazuje na to, aby s a m fakt podjęcia przez
niego pracy na tym stanowisku mógł się w jakimś stopniu przyczynić do wzro­
stu faszystowskiego zagrożenia w Polsce, nie przeszkadza to jednak redakcji
„ N W " poświęcać t e m u wydarzeniu s p o r o miejsca.
Identyczny przypadek znaleźć m o ż e m y w n u m e r z e dziesiątym, gdzie jeden
z autorów ubolewa nad zatrudnieniem wspomnianego już Kaweckiego w Mini­
sterstwie Edukacji. Autor artykułu poświęconego t e m u wydarzeniu pisze w alar­
mującym tonie, że skandalem jest, by Kawecki, jako osoba będąca na bakier
z podstawowymi aktami prawnymi, pracował w ministerstwie (owo łamanie
prawa ma polegać na przewodzeniu partii „o charakterze faszystowskim i szowi­
nistycznym" - jednak o tym, co jest niezgodne z p r a w e m w cywilizowanym kra­
ju orzeka sąd, a za samowolne ferowanie i upublicznianie wyroków m o ż n a się
znaleźć na ławie oskarżonych). Pisze również, że skandalem jest, iż człowiek
z takimi poglądami „ma spory wpływ na to, czego i jak uczą się nasze dzieci
i młodzież", choć w świetie przytoczonej kilka wersów wcześniej informacji
LATO-2000
267
o stanowisku zajmowanym przez Kaweckiego (szef doradców politycznych te­
go resortu) twierdzenie takie jest po prostu b z d u r n e . W tym samym n u m e r z e
ten sam autor pisze o p o d o b n y m przypadku. Tym razem chodzi o Krzysztofa
Nyczaja, działacza Młodzieży Wszechpolskiej z Wrocławia, którego zatrudnio­
no jako rzecznika Mazowieckiej Kasy Chorych. I znowu m a m y tu do czynienia
z istnym horrorem, bo jak to m o ż e być żeby publicznymi pieniędzmi zarzą­
dzał faszysta (co innego jeśli to prawdziwi i m i a n o ­
wani faszyści ze swych podatków finansują poczyna­
nia antyfaszystów
albo wydawnictwa publikujące
antyfaszystowskie rozprawy Pankowskiego). I zno­
wu autor w dramatycznym tonie pyta, jakimi to kom­
petencjami charakteryzuje się Nyczaj, skoro objął tak poważne stanowisko,
choć kilka wersów wcześniej podawał, że jest on absolwentem Akademii Eko­
nomicznej, s t u d e n t e m handlu zagranicznego, byłym pracownikiem banku, ab­
solwentem kursu dla członków rad nadzorczych. Nie j e s t e m co prawda specja­
listą w tej dziedzinie, ale wydaje mi się, że są to wystarczające kompetencje do
zarządzania publicznymi pieniędzmi.
Taki sposób r o z u m o w a n i a redakcja „ N W " prezentuje nie tylko wobec
obecnych faszystów, ale i wobec postaci z przeszłości. I tak z d a n i e m Marcina
Kornaka należy „piętnować publikowanie jakichś dziwnych treści odwołują­
cych się do poglądów i postaci znanych ze swoich skrajnie szowinistycznych czy wręcz uznanych za faszystowskie - poglądów. Kiedy n p . z przedwojenne­
go polskiego faszysty robi się promotora idei ekologizmu w Polsce (...) to my nie
m o ż e m y się na to zgodzić. Ponieważ jest to wpuszczanie w n o r m a l n y obieg
dyskusji politycznej, poglądów, które naszym z d a n i e m - m u s z ą się znaleźć po­
za tym obrębem. Jesteśmy zdania, że wobec pewnych rzeczy, pewnych idei,
pewnych ludzi, i ich dorobku, p o w i n n o funkcjonować tabu. Me można dawać plat­
formy do głoszenia poglądów, które są odpowiedzialne za niewiarygodne zbrodnie"
(G
nr 13; podkreślenie R.O.). Niżej podpisany swego czasu popełnił tekst będący
p u n k t e m odniesienia Kornaka, więc akurat tę sprawę zna dobrze. W artykule
prezentującym ekologiczny aspekt dorobku A d a m a Doboszyńskiego celowo po­
minąłem jego poglądy polityczne, by nie dawać antyfaszystom p o d s t a w do sta­
wiania zarzutów, jakobym p o d płaszczykiem ekologii p r o m o w a ł „faszyzm".
Okazuje się jednak, że s a m o przedstawianie jakichkolwiek (nawet najdalszych
od faszyzmu) poglądów osób uznanych za faszystów jest karygodne. Zgodnie
268
FRONDA
19/20
z logiką zaprezentowaną przez Kornaka promowanie rolnictwa
organicznego czy odnawialnych źródeł energii jest więc odpowiedzialne za
niewiarygodne zbrodnie. Gdyby Edison byt faszystą, Kornak zapew­
ne siedziałby wieczorami przy świeczce...
Zaiste, sposób myślenia godny hitlerowców: nieważne co zrobił, czy postąpił dobrze, czy źle, czy ma jakieś zalety lub wady - ważne, że jest Ż y d e m . I nieważne, że Doboszyński jako jeden z pierwszych p r o m o w a ł w Polsce ekologicz­
ne rozwiązania - skoro był „faszystą", to znaczy, że nic dobrego nie m ó g ł
zrobić i należy zapomnieć o jego dokonaniach na polu ekologii, bo pisząc
0 nich m o ż n a przyłożyć rękę do odrodzenia się faszyzmu. Faszyści nie m o g ą
więc pracować w administracji rządowej, nawet jeśli mają odpowiednie kom­
petencje, nie są też w stanie (zapewne są do tego genetycznie niezdolni) doko­
nać niczego dobrego na pozapolitycznym polu. A m o ż e by tak wprowadzić ja­
kieś
ustawy
zakazujące
zatrudniania
faszystów,
ich
udziału
w
życiu
publicznym, a nawet mieszanych m a ł ż e ń s t w faszystów ze zdrowymi i normal­
nymi członkami społeczeństwa? Sądzę, że dobrym w z o r c e m przy konstruowa­
niu takiego rozwiązania p r a w n e g o mogłyby stać się Ustawy Norymberskie,
znane zapewne każdemu antyfaszyście na pamięć...
Marcin Kornak pyta: „Bo k t o normalny chce leczyć ból głowy gilotyną?!" (P
nr 13). No właśnie, kto normalny chce wprowadzić regularną cenzurę i jawnie
totalitarne przepisy prawne, żeby zwalczać niezwykle groźne bandy skinów, ki­
biców czy pięcioosobowe partyjki? Kto n o r m a l n y w imię walki z urojonym za­
grożeniem faszystowskim używa m e t o d żywcem wyjętych z arsenału tychże fa­
szystów? No kto? Obrońcy demokracji!
Obrońcy demokracji, czyli wolność nie dla wszystkich
W imię czego antyfaszyści walczą z faszyzmem? W tej kwestii istnieją p e w n e
rozbieżności. Marcin Kornak stwierdza: „Jestem antyfaszystą gdyż tak dyktuje
mi s u m i e n i e " (P nr 11), a w innym miejscu dodaje: „Mój (nasz) antyfaszyzm
jest postawą broniącą istoty człowieczeństwa, poszanowania godności ludzkiej
1 miłości bliźniego" (MP nr 63-64). Trudno jednak poważnie traktować takie
słowa. Gdyby bowiem sumienie Kornaka było tak wrażliwe na to,
co ze sobą niesie faszyzm, wtedy sam nie zachowywałby się wie­
lokrotnie jak owi faszyści. Ktoś, kto kłamie, stosuje
LATO-2000
zasadę zbiorowej odpowiedzialności, oczernia ludzi i od­
mawia im prawa do obrony, obrzuca innych najgorszymi obelgami - po p r o s t u
nie ma moralnego prawa opowiadać czegokolwiek pozytywnego o w ł a s n y m
sumieniu. Możemy więc uznać słowa Kornaka za efektowny ozdobnik jego
tekstu, a rzeczywistych przyczyn antyfaszyzmu m u s i m y szukać gdzie indziej.
Nasze wątpliwości rozwiewa Jerzy Czech, który w n u m e r z e ó s m y m zarzuca re­
d a k t o r o m „FRONDY", że demokracja nie jest dla nich wartością najważniejszą. Antyfaszyści walczą więc z faszyzmem w imię obrony demokracji.
Jest to jednak demokracja specyficznie pojmowana. Jeśli b o w i e m przyjrzymy
się rozwiązaniom funkcjonującym w Stanach Zjednoczonych, uznawanych
przez miłośników demokracji za model wzorcowy (przyjmijmy na potrzeby
tekstu, iż rzeczywiście tak jest), łatwo dostrzeżemy, że w kraju t y m nie jest za­
kazana działalność u g r u p o w a ń politycznych uznanych za faszystowskie lub ko­
munistyczne, nie zamyka się w więzieniach za „ k ł a m s t w o oświęcimskie", nie
zabrania się publicznego głoszenia jakichkolwiek treści itp. Czytając wypowie­
dzi redaktorów „ N W " dotyczące sposobów walki z faszyzmem rzeczywistym
i urojonym, m o ż n a by się spodziewać, że w USA po demokracji i prawach czło­
wieka nie zostało ani śladu, gdyż na ich straży nie stały przepisy ograniczające
wolność słowa (głoszenie poglądów faszystowskich), swobodę zrzeszania i or­
ganizowania się (działalność u g r u p o w a ń faszystowskich), s w o b o d ę badań na­
ukowych (dociekań o holocauście) itp. M o ż n a wnioskować, że Stany Zjedno­
czone to kraj totalnie sfaszyzowany. Tymczasem demokracja w Ameryce ma się
zdaniem jej apologetów na tyle dobrze, że m o d e l amerykański promuje się na
całym świecie jako najdoskonalsze rozwiązanie ustrojowe. Nie sposób się dzi­
wić, że demokracja w Ameryce t r w a jednak w dobrej kondycji, skoro zamiast
karania za „przestępstwa" bez ofiar s u r o w o karze się t a m rzeczywiste prze­
stępstwa, czyli wszelkie akty przemocy. I tak się jakoś dziwnie składa, że m i m o
wydawania w USA p i s m faszystowskich, s w o b o d n e g o głoszenia „ k ł a m s t w
oświęcimskich", działalności u g r u p o w a ń nazistowskich itp., kraj t e n nie prze­
kształcił się do tej pory w jeden wielki obóz koncentracyjny i nic nie wskazu­
je, by tak się m i a ł o stać w dającej się przewidzieć przyszłości.
Okazuje się jednak, że nie o taką demokrację chodzi antyfaszystom. N i e t r u d n o
się zorientować dlaczego.
Gdyby rzeczywiście groźne przejawy faszyzmu
(przemoc) zwalczała skutecznie policja i sądy, zaś nieszkodliwe mogłyby funk­
cjonować w obiegu publicznym bez przeszkód, mogłoby się okazać, po pierw270
FRONDA
19/20
sze, że skala tego faszyzmu jest m i n i m a l n a (bo w USA, m i m o swobodnej pro­
pagandy faszyzmu, nie sposób dostrzec akceptacji takich idei przez znaczącą
część społeczeństwa - i bez zamordystycznych rozwiązań prawnych pozostają
one na marginesie), a po drugie, że większość społeczeństwa wcale nie uważa
za faszyzm tego, co ideolodzy antyfaszyzmu próbują jako taki przedstawić.
W efekcie zapotrzebowanie na antyfaszyzm drastycznie by spadło...
Demokracja w wydaniu antyfaszystowskim miałaby się zasadzać na słyn­
nym jakobińskim haśle „Nie ma wolności dla w r o g ó w wolności". Z a t e m orga­
nizacje, pisma, poglądy itp., które zostaną u z n a n e za faszystowskie, nie mają ra­
cji bytu w życiu publicznym. Antyfaszyści nie podają jednak, jakie powinny być
kryteria, na podstawie których dane zjawisko należałoby uznać za faszystowskie i na mo­
cy tego poddać ograniczeniom. A jeśli już to robią (jak Pankowski w swej książce),
są one tak nieprecyzyjne, że m o g ą obejmować właściwie wszystkie opcje polityczne,
poglądy i rodzaje działalności. Nie precyzują także, k t o miałby orzekać o tym, czy
dane zjawisko jest już faszyzmem. Powołują się co prawda na przepisy prawne,
czyli na wymiar sprawiedliwości, jednak w każdym n u m e r z e „ N W " m o ż e m y
znaleźć samowolnie ferowane wyroki tego typu (nie wspominając
już o częstych sugestiach, że d a n ą osobą czy organizacją powinien
się zająć sąd). Możemy zatem bez trudu wyobrazić sobie, jak taka
demokracja miałaby wyglądać w praktyce. Ktoś uznany przez antyfa­
szystów za faszystę nie miałby szans się bronić, byłby pozbawiony możliwo­
ści udziału w życiu publicznym, nie mógłby głosić swoich poglądów itd. Za faszystowskie
można byłoby uznać dowolne poglądy, które nie podobają się antyfaszystom (albo osoby,
które z jakichś powodów nie podobają się im samym).
Jak wygląda wolność w e d ł u g antyfaszystów m o ż e m y się dowiedzieć z jede­
nastego n u m e r u „ N W " , gdzie m a m y opisaną sprawę procesu sądowego, wyto­
czonego Kornakowi przez Tomasza Szczepańskiego po tym, jak n a z w a n o go
k o n s t r u k t o r e m „antysemickiej i szowinistycznej formacji politycznej" i o d m ó ­
wiono zamieszczenia sprostowania jego autorstwa. Teraz „ N W " żali się, że
Szczepański pozwał ich do sądu, na szczęście jednak w ich o b r o n i e s t a n ę ł o
C e n t r u m Monitorowania Wolności Prasy. Jak stwierdza a n o n i m o w y a u t o r not­
ki, „To paradoks, że ludzie głoszący nienawiść n a r o d o w ą i rasową działają dziś
w Polsce swobodnie, zaś ci, którzy przeciwstawiają się szowinizmowi, są cią­
gani po sądach". R o z u m i e m oczywiście, że redakcja wolałaby, żeby na łamach
swego pisma mogła swobodnie oczerniać dowolnie wybrane osoby, kłamać
LATO-2000
271
i dopuszczać się chamskich ataków, a na straży tego procederu stało C e n t r u m
Monitorowania Wolności Prasy, zaś atakowani nie mieli prawa do obrony. Na
szczęście żyjemy jeszcze w cywilizowanym kraju, nie zaś w ZSRR czy Trzeciej
Rzeszy, gdzie takie praktyki były na porządku dziennym. Ciekaw jestem zresztą,
co robi C e n t r u m Monitorowania Wolności Prasy, gdy „ N W " dopuszcza się ata­
ków na inne tytuły prasowe i postuluje wprowadzenie zakazów ograniczających
wolność prasy. O przepraszam, przecież dla „faszystów" nie ma wolności... Bar­
dzo interesujący przykład rozumienia wolności słowa przez antyfaszystów ma­
my także w n u m e r z e szóstym, gdzie redakcja ubolewa nad wygłoszeniem przez
Marka Głogoczowskiego referatu na kongresie Federacji Zielonych. A przecież,
jak stwierdzają redaktorzy „ N W " , „w wolnym kraju nikt nie
zmusza FZ do dawania platformy antysemitom, a Głogoczowski m o ż e sobie założyć własną organizację i przemawiać do
woli na jej zjazdach..." To prawda, ale w wolnym kraju ta sama
FZ ma prawo zapraszać na swoje kongresy kogo chce, Głogoczowski ma prawo przemawiać o czym chce, uczestnicy spotkania mają pra­
wo słuchać czego chcą (a jeśli nie chcą słuchać akurat Głogoczowskiego, to m o ­
gą sobie odpuścić jego wystąpienie). Poza tym, gdyby Głogoczowski - jak radzi
redakcja „ N W " - założył sobie własną organizację, to wtedy to s a m o „ N W " ani
chybi rozpętałoby kampanię w sprawie jej delegalizacji jako antysemickiej. No
i taka to byłaby wolność w wolnym kraju...
Gdyby wprowadzić w życie pomysły antyfaszystów i zastosować ich zasa­
dę, że nie ma wolności dla tych, których oni sami za w r o g ó w wolności uznają,
to w takiej n p . Francji po delegalizacji F r o n t u N a r o d o w e g o (ok. 15-20 p r o c e n t
poparcia w wyborach) i Francuskiej Partii Komunistycznej (ok. 10 procent)
jedna trzecia społeczeństwa straciłaby jakikolwiek wpływ na rzeczywistość po­
lityczną. Gdyby w miarę rozszerzania się w p ł y w ó w antyfaszystów delegalizo­
wać bardziej u m i a r k o w a n e ugrupowania, to wkrótce mogłoby się okazać, że
owszem, jest to demokracja, ale z t a k i m mniej więcej udziałem ludu we wła­
dzy, jak w Trzeciej Rzeszy czy w „demokracjach ludowych", podporządkowa­
nych rządzącej klice komunistycznej. W n u m e r z e czwartym „ N W " w przedru­
kowanym z „Searchlighta" (bez k o m e n t a r z a redakcji) artykule Żadnej platformy
dla faszystów m o ż e m y przeczytać: „Faszyści będą manipulowali a r g u m e n t a m i
o wolności słowa, ale rzeczywistość jest taka, że mile powitają każdą okazję do
odebrania jej m i l i o n o m ludzi". Być m o ż e tak jest rzeczywiście, ale nie sposób
272
FRONDA
19/20
z góry zakładać, że jest to prawda. Równie dobrze m o ż n a bo­
w i e m stwierdzić, że to antyfaszyści chętnie manipulują slogana­
mi o obronie podstawowych swobód obywa­
telskich,
choć
w
rzeczywistości
mile
powitaliby o d e b r a n i e ich m i l i o n o m
ludzi (wyborcy F r o n t u N a r o d o w e g o
są
liczeni
właśnie
w
milionach).
W każdym n o r m a l n y m kraju cywilizacji zachodniej obowiązuje w sądow­
nictwie reguła domniemanej niewinności osoby podejrzanej. Dopóki nie udo­
wodni się jej, że w praktyce popełniła przestępstwo lub miała na p e w n o prze­
stępcze zamiary, jest o n a niewinna. N a t o m i a s t antyfaszyści z góry zakładają, że
ktoś jest winny i ma zbrodnicze zamiary - jest to postępowanie identyczne jak
wobec Żydów w Trzeciej Rzeszy i „wrogów klasowych" w ZSRR. Dlatego śro­
dowiska u z n a n e przez nich za faszystowskie już z założenia nie m o g ą normal­
nie funkcjonować. Przykładowo w n u m e r z e dziesiątym, opisując wizytę Finiego
w Oświęcimiu, autor tekstu pisze, że m i m o iż Fini wielokrotnie powstrzymywał
neofaszystów od aktów przemocy, potępił rasistowskie ustawy Mussoliniego
i zagładę Żydów, głosi akceptację reguł demokratycznych itp. - to nie robi tego
szczerze. Zdaniem autora tekstu jest to po p r o s t u sprytny kamuflaż, mający na
celu zjednanie sobie przychylności opinii publicznej. Być m o ż e jest tak w rze­
czywistości, ale jak to sprawdzić? Jeśli z góry założymy, że deklaracje Finiego
nie są szczere, to w podobny sposób m o ż e m y stwierdzić wobec każdej innej po­
staci. Nawet jeśli wobec osób wywodzących się ze środowisk skrajnie prawico­
wych i lewicowych należałoby zachować większą ostrożność, nie zmienia to fak­
tu, że nie m o ż n a z góry wykluczać ich rzeczywistej metamorfozy i porzucenia
dawnych ideałów. Dobra pamięć i podejrzliwość to cechy potrzebne, j e d n a k ich
powszechne stosowanie nie wszystkim byłoby na rękę...
O ile jednak w przypadku Finiego m o ż e m y sądzić, że jego deklaracje skie­
rowane do szerokiej publiczności wyczulonej na przejawy faszyzmu są po pro­
stu zgodne z panującą koniunkturą, zaś on s a m demokracji i jej reguł w głębi
duszy nie cierpi, o tyle w innych przypadkach sprawa nie jest j u ż taka prosta.
Co bowiem zrobić n p . z francuskim z e s p o ł e m Fraction Hexagone (którego
członkowie są działaczami Frontu Narodowego) głoszącym w wywiadzie dla
pisma „ N a r o d o w a Scena Rockowa" (a więc p i s m a skierowanego do ludzi, któ­
rym to, co „ N W " określa m i a n e m faszyzmu nie przeszkadza i przed którymi
LATO-2000
273
Francuzi nie m u s z ą niczego udawać): „Marzymy o (...) Europie Stu Flag, gdzie
reżim demokracji parlamentarnej, który służy za legitymację dyktaturze partii
i lobbies, ustąpi miejsca demokracji bezpośredniej, gwarancji wolności l u d ó w " ?
Ewentualne prześladowania tego zespołu w imię zwalczania faszyzmu byłyby
więc po prostu walką dwóch różnych frakcji m i ł o ś n i k ó w demokracji: opowia­
dających się za demokracją p a r l a m e n t a r n ą i zwolenników demokracji bezpo­
średniej. Co to ma z antyfaszyzmem wspólnego, t r u d n o powiedzieć... Jak mia­
łaby wyglądać wolność i demokracja w e d ł u g antyfaszystów, m o ż e m y się
dowiedzieć z n u m e r u siódmego „ N W " , w k t ó r y m Jarosław Hebel wzywa do
delegalizacji p i s m a „Trygław" dlatego, że zamieszcza o n o reprodukcję rzeźby
Stanisława Szukalskiego przedstawiającą Józefa Piłsudskiego. Z d a n i e m Hebla
rzeźba jest „zdecydowanie u t r z y m a n a w stylu sztuki faszyzującej". Kierując się
tą logiką m o ż n a wzywać do delegalizacji encyklopedii sztuki współczesnej, ka­
talogów wystaw itp. Żeby zaś było wszystko jasne, to żaden z poważnych kry­
tyków nie twierdzi, że styl rzeźbiarstwa Szukalskiego miał coś wspólnego ze
stylem faszystowskim.
Obrońcy demokracji nie potrafią odpowiedzieć na p o d s t a w o w e pytanie: co
zrobić, jeśli ów lud, mający sprawować władzę, życzyłby sobie, żeby reprezentowały go
w parlamencie osoby uznane za faszystów? Co zrobić w sytuacji, gdyby wartości i po­
stawy reprezentowane przez środowiska u z n a n e przez antyfaszystów za faszy­
stowskie, cieszyły się poparciem znacznej większości społeczeństwa? Jeśli zde­
legalizuje się takie formacje polityczne i zakaże głoszenia takich poglądów, nie
będzie to miało nic wspólnego z demokracją, czyli władzą większości - ludu. A jeśli nie
zdąży się zdelegalizować i w demokratycznych wyborach lud w swej większości
opowie się za realnymi czy mianowanymi faszystami? Pozostaje wtedy już tyl­
ko, jak w słynnym wierszu Brechta o nieodpowiedzialnym narodzie, zmienić ta­
ki lud na inny - tylko jak to zrobić? Eksterminować? Wysłać na jakąś wyspę (Ma­
dagaskar?)? Poddać totalnej kontroli i praniu mózgów? A m o ż e pomanipulować
w genach, by nie rodziły się osobniki o faszystowskich poglądach?
Okazuje się więc, że demokracja i swobody obywatelskie są dobre, jeśli nie służą
faszystom. Biorąc jednak p o d uwagę to, że dla antyfaszystów faszystą m o ż e się
stać każdy ( w s p o m i n a ł e m już o braku jasnych kryteriów, nie sprecyzowaniu
kto ma wydawać wyroki, pozbawieniu prawa oskarżonego do obrony itp.), nie
mamy żadnej pewności, iż udziału w antyfaszystowskiej demokracji i swobód obywatel­
skich nie zostaną pozbawione równie liczne zbiorowości, jak w ZSRR czy Trzeciej Rze274
FRONDA
19/20
szy. I m o ż e po prostu o to właśnie chodzi:
o sprawowanie absolutnej władzy przez
środowiska zwące się antyfaszystowskimi
(oczywiście nie tylko z „ N W " - chłopaki są jeszcze m ł o d e i na
razie będą się zajmować przygotowaniem g r u n t u dla starszych
kolegów, choćby z antyfaszystowskiej Unii Wolności), które
wszystkich swoich przeciwników i konkurentów będą eliminować pod
hasłami walki z faszyzmem i obrony demokracji. Przyglądając się m e ­
t o d o m stosowanym przez „ N W " takie skojarzenia z totalitaryzmem nie są
bynajmniej nieuprawnione.
Faszyści do gazu, czyli kultura niekoniecznie pełna
W piątym n u m e r z e „Nigdy Więcej!" Michał Warchala omawiając p i s m o
„Szczerbiec" napisał: „W atakach na i n n e gazety «Szczerbiec» posługuje się
brutalną frazeologią, która bliska jest slangowi s t o s o w a n e m u n p . przez propa­
gandę komunistyczną czy hitlerowską. M a m y więc «pismaków», «ujadaczy»,
«sprzedajne szmatławce na żołdzie masonerii, neokomuny, związków prze­
stępczych i wrogich Polsce ośrodków żydowskich». Do ulubionych należą też
takie określenia, jak «demoliberalne publikatory* czy «prasa polskojęzyczna*.
Inwencja publicystów «Szczerbca», jeśli chodzi o tworzenie inwektyw, jest do­
prawdy niewyczerpana - częste są, mające zdyskredytować przeciwnika, zbitki
słowne w rodzaju «żydowsko-masońska pseudodemokracja», «antychrześcijański pseudonacjonalizm», «socjalkapitalizm» i t p . " Nie wdając się w ocenę słow­
nictwa „Szczerbca" i przyjmując za „ N W " , że jest o n o b r u t a l n e i p e ł n e okre­
śleń podobnych do występujących w prasie faszystowskiej i komunistycznej,
przyjrzyjmy się językowi u ż y w a n e m u przez t w ó r c ó w „ N W " . Wnioski z takiej
analizy sprawiają wrażenie, że ani chybi „Szczerbiec" jest o b i e k t e m ich fascy­
nacji i inspiracją w tworzeniu pisma. Wystarczy porównać. O t o określenia uży­
w a n e przez „antyfaszystów" w celu opisania działań i p o s t a w tych, których oni
sami za faszystów uznają: „bydlak" ( N W nr 2), „pseudoekologia" (j.w.), „zatę­
chła i obskurancka tradycja" ( N W nr 3), „bredzą coś" (j.w.), „chora psychika
niektórych społeczeństw" ( N W nr 4 - warto zauważyć, że taka sugestia nosi
wszelkie znamiona propagowania nietolerancji narodowościowej), „neofaszysta
próbujący zawłaszczyć nasze polskie tradycje" ( N W nr 5), „zwykła, prymitywna
LATO-2000
275
nienawiść do «obcych»"
(j.w), „zoologiczni antysemici"
(j.w; NW nr 7), „paranoiczna ideologia" (j.w.), osobnicy, któ­
rym a u t o r „skłonny jest zalecić konsultację psychiatryczną" (j.w.),
„ p s e u d o n a u k o w e p r a c e " (j.w), „ p s e u d o h i s t o r y k " (j.w.; G W ) , „zloty fa­
natycznych a n t y s e m i t ó w i rasistów" ( N W nr 6), „książki-paszkwile" (j.w.),
„chore poglądy" ( N W nr 7), „wyciągnięta z niebytu kolejna k r e a t u r a " (j.w.),
„plugawe b r e d n i e " (j.w.), „ t ł u s t a klucha" (j.w.), „półświatek" (j.w.), „galeria
p o t w o r ó w " (j.w), „aberracja szczególnie perfidna" (j.w.), „ideologia nienawi­
ści" (j.w.), „umysłowa dewiacja" (j.w.), „jastrzębie Rydzyka" ( N W nr 8), „manifestomaniacy" (j.w.), „ m a s o w a paranoja" (j.w), „leciwy fan - club o. Rydzy­
ka" (j.w.), „emerytowany fan - club o. Rydzyka" (j.w), „neofaszystowski
«naukowiec»" (j-w-)> „pracowity a n t y s e m i t a " (j.w), „obsesyjna publicystyka"
(j.w.), „znany tropiciel m a s o n ó w " (j.w.), „farbowani nibypatrioci" (j.w), „typy
spod najciemniejszej gwiazdy" (j.w.), „ m ę t n e t ł u m a c z e n i a " ( N W nr 9), „nadę­
te «ekologiczne» wypociny" (j.w), „koleś" (j.w.), „pieszczoch włoskiego neofaszyzmu" ( N W nr 10), „niezniszczalny polski k o ł t u n i dulszczyzna, w swej ca­
łej dusznej, świętoszkowatej «krasie»" (j.w.), „rasistowski szmatławiec" (j.w.),
„szarlatani" (j.w), „wulgarna manipulacja n a r o d o w ą martyrologią" (j.w.), „neo­
nazistowski pseudohistoryk" (j.w.), „niebezpieczny fanatyk" (j.w.), „pseudohistoryczne bajdurzenia" (j.w), „manifesty ziejące nienawiścią" (j.w.), „(pseu­
do) filozoficzne refleksje"
(j.w.),
„wioskowy g ł u p e k "
(j.w),
„faszystowski
fanatyk i przestępca" ( N W nr 11), „rasistowski parteitag" (j.w), „zbiór wypo­
cin" (j.w.), „pucołowaty fuhrer" (j-w.), „tym p o d o b n e ble, ble, ble" (GAA
nr 56, ZB), „mogą oni zrobić kuku w głowie na całe życie" (j.w.), „lepszy wywabiacz białych p l a m niż Ace" (j.w.), „ g ó w n o " (j.w), „faszystowska breja" (P
nr 13), „paszkwilo-donos" (j.w.), „ideologiczne s z a m b o " (j.w.), „chora fascy­
nacja" (j.w.), „faszyzoidalne b r e d n i e " (j.w.), „byłby idealnym rzecznikiem pra­
sowym Ku Klux Klanu, gdyby był to szpital [sic! - R.O.] katolicki" (P nr 10),
„neofaszystowska gadzinówka" (P nr 11), „cymbały" (G nr 13), „szarlatani"
(GW). Nie są to bynajmniej wszystkie przykłady wyszukanego i łagodnego
słownictwa, które ma odróżniać „ N W " od „Szczerbca", gdyż wybrałem tylko
te, które nie dotyczą neonazistowskich gangów, bojówek, p s e u d o k i b i c ó w
i tych osób, których działalność nie zasługuje na łagodne określenia, p o m i n ą ­
łem także inwektywy zawarte w artykułach przedrukowanych przez „ N W " .
Warto pamiętać, czytając te określenia, o stwierdzeniu redaktora naczelnego
276
FRONDA
19/20
„ N W " - Marcina Kornaka, który napisał: „Historia
uczyła ludzi już tysiąc razy, za każdym razem boleśniej,
że na początku zabija s ł o w o . . . " ( P n r 13). Czyżby Kornak
był potencjalnym mordercą? W innym miejscu ten sam au­
tor napisał: „Narastający potok plugastwa coraz rzadziej już
hamuje autorefleksja, zdrowy rozsądek, dobry smak, podstawowe
maniery czy zwyczajny wstyd. Dziś właściwie nie ma zbyt śmierdzącego
gówna do rzucania nim w bliźniego, tylko dlatego, że jest przeciwnikiem" (P
nr 10). Czytając „Nigdy Więcej!" nie sposób się nie zgodzić z tą opinią.
W n u m e r z e dziesiątym „ N W " Marcin Kornak napisał: „Dziś wydajemy ga­
zetę na europejskim poziomie i n a p r a w d ę nie m a m y się czego wstydzić". Nie
wiem jakie gazety wyznaczają kanon europejskości w r o z u m i e n i u Kornaka, ale
biorąc p o d uwagę słownictwo używane przez r e d a k t o r ó w „ N W " sądzę, że ich
p i s m o m o ż e się równać z takimi tuzami, jak „Vólkischer Beobachter" (organ
NSDAP) czy sowiecka „Prawda" z najczarniejszego okresu o b u reżimów. Jaro­
sław Hebel w n u m e r z e dziesiątym „ N W " , komentując p r o w a d z o n ą przez Ra­
fała Ziemkiewicza audycję radiową poświęconą antyfaszyzmowi, z o b u r z e n i e m
napisał: „Redaktor Ziemkiewicz (...) nie pierwszy już raz biernie przysłuchi­
wał się rzucaniu przez radiosłuchaczy inwektyw p o d a d r e s e m nielubianych
przezeń osób". Nie wdając się w ocenę działalności Ziemkiewicza i przyjmując
za Heblem, że istotnie zachowuje się on w t e n sposób, warto zauważyć, iż re­
daktor „ N W " Marcin Kornak nie tylko wielokrotnie tolerował w swoim piśmie
rzucanie inwektyw p o d a d r e s e m nie lubianych przez siebie osób, ale i s a m
w rzucaniu tychże inwektyw przodował (wśród wyżej wymienionych wiele, na
ogół tych najbardziej chamskich, jest a u t o r s t w a Kornaka).
W n u m e r z e siódmym „ N W " prowadzący rubrykę Katalog wypadków - kraj
Marcin Kornak napisał: „Rzeszów. 29 marca po mszy w kościele farnym około
stu neofaszystów przemaszerowało ulicami miasta krzycząc: «Precz z żydowską
okupacją*, «Polska rzecz - Żydzi precz» i «Chcemy katolika, a nie heretyka*.
Gdzie w tych hasłach miłość bliźniego, nie w i a d o m o . " Nie wdając się w rozwa­
żania o hasłach wykrzykiwanych przez rzeszowskich manifestantów i przyjmu­
jąc za Kornakiem, że pełne są o n e nienawiści, zapytajmy jednak, gdzie jest mi­
łość bliźniego w artykułach i wypowiedziach redaktorów „Nigdy Więcej!"?
A może po prostu faszyści realni i mianowani nie zasługują na miłość bliźnie­
go? Wszak nie ma tolerancji dla wrogów tolerancji (o czym pisałem wcześniej),
LATO-2000
277
więc ci, którzy zdaniem redakcji „ N W " głoszą hasła faszystowskie (nie zapomi­
najmy, że dla tego towarzystwa faszyzmem jest bardzo szerokie s p e k t r u m po­
glądów, nawet takich, które są całkiem o d m i e n n e od głoszonych przez faszy­
stów historycznych) nie zasługują na miłość bliźniego - po prostu są podludźmi.
Dlatego jakiekolwiek zasady etyczne nie obowiązują w szczytnym dziele zwal­
czania faszyzmu. A więc faszyści do gazu?
Kto wie... Marcin Kornak stwierdza: „Faszyści z n o w u szykują rzeź, my
(antyfaszyści) chcemy im to u t r u d n i ć wszelkimi s p o s o b a m i " (MP nr 63-64;
podkreślenie R.O.). Co p r a w d a żadnych poważnych oznak zbliżającej się rzezi
nie widać, ale nie zaszkodzi prewencyjnie zastosować wszelkich
możliwych środków wobec faszystów realnych i urojonych.
Czytając zamieszczone w „ N W " listy od czytelników (wydruko­
w a n e bez żadnego k o m e n t a r z a redakcji), m a m y wrażenie, że nie
m o ż n a wykluczyć niczego. J e d e n z nich pisze w n u m e r z e piątym: „Je­
śli nie d a m y faszystom żadnej platformy działania, żadnych spotkań, de­
monstracji, rozdawania ulotek, itd., to wtedy o d e t n i e m y ich od źródła p o t e n ­
cjalnych sympatyków - a więc osiągniemy cel: rozpad ich u g r u p o w a ń . Oni
m u s z ą wiedzieć, że gdziekolwiek się ruszą, MY ich powstrzymamy, że każda
ich manifestacja będzie rozbita, każde spotkanie atakowane. Każda partia po­
w i n n a sobie uświadomić, że współpraca z nacjonalistami i faszystami zakoń­
czy się dla nich wybitymi szybami i osprajowanymi m u r a m i . . . Może wtedy u d a
n a m się powstrzymać b r u n a t n ą zarazę. O b e c n e czasy i gwałtowny rozwój neofaszyzmu wymuszają na nas takie metody, bo inaczej pewnego dnia obudzimy
się wśród dymiących k o m i n ó w o b o z ó w koncentracyjnych. Powyższe m e t o d y
są z powodzeniem stosowane w Anglii, Niemczech, Szkocji i innych krajach.
Myślę, że czas i na n a s . " Wtóruje mu w n u m e r z e szóstym inny czytelnik:
„Przyczyną tego [zaprzestania przez "faszystów,, n a p a d ó w na koncerty i de­
monstracje] na p e w n o nie jest ulotka antynazistowska (...), lecz bezpośrednie
ataki na ich miejsca spotkań, ataki na ulicy, rozbijanie demonstracji (legal­
nych!). W t e d y oni zaczną się bać, a przecież są tylko ludźmi i strach też ich do­
sięga (...). Wywalczmy swoje ulice, wtedy nie będzie p r o b l e m ó w w stylu pod­
paleń
synagog,
niszczenia żydowskich cmentarzy
ani
pobić."
Identycznie
brzmiały nawoływania nazistowskich bojówkarzy do pogromów, tylko że „faszystów"
i „nacjonalistów" zastępowali tam „Żydzi" i „komuniści". Wtedy też wybijanie szyb
(Noc Kryształowa), malowanie na murach haseł (antysemickich), atakowanie manife278
FRONDA
19/20
stacji (komunistycznych), „wywalczanie ulic" itp. miały uchronić przed ostatecznym
złem. Wtedy było nim „zdobycie przez Żydów władzy nad światem", dziś jest to „prze­
jęcie władzy przez faszystów". Historia zatoczyła koło, Hitler przewraca się w gro­
bie ze śmiechu...
W n u m e r z e szóstym „ N W " Radek Zenderowski ubolewa: „Najbardziej
(...) rozgoryczające jest to, że słuszny skądinąd sprzeciw wobec chorych form
współczesnej kultury tak łatwo przeradza się w totalitaryzm, w p r ó b ę nie inte­
lektualnego, lecz siłowego, najbardziej prymitywnego przezwyciężenia proble­
m u . Czyżby miało to świadczyć o tym, że nasza kultura nie posiada już zdol­
ności rewitalizacji,
odradzania się?"
C h o ć s ł o w a t e dotyczyły m e t o d
stosowanych przez faszystów, to obserwacja zachowań i p o s t a w r e d a k t o r ó w
„ N W " skłania m n i e do s m u t n e g o wniosku, że na końcowe pytanie Zenderowskiego należy odpowiedzieć twierdząco...
Chłopaki nie kłamią, czyli prawda niekoniecznie pełna
Redaktorzy „ N W " , jak przystało na ludzi szlachetnych, ceniących wolność,
sprzeciwiających się faszyzmowi z p o b u d e k moralnych, są uczciwi i prawdo­
mówni. Rzadko więc sięgają po zwykłe kłamstwa, na ogół zadowalają się
przedstawieniem częściowej prawdy lub p o d a n i e m informacji w taki sposób,
że zmienia o n a swój wydźwięk. Nie jest to zadanie specjalnie t r u d n e , gdyż
większość czytelników „ N W " to osoby m ł o d e , nie posiadające głębokiej wie­
dzy na podejmowane przez p i s m o tematy, często wszystkie informacje na da­
ny t e m a t czerpiące właśnie z niego i nie mające z czym tej wiedzy skonfronto­
wać (lub nie chcące tego robić, traktując zawartość „ N W " jako prawdę
ostateczną i niepodważalną). Redaktor naczelny „ N W " stwierdza: „My pisze­
my jedynie o faktach" (G nr 13). Zobaczmy z a t e m jak wyglądają te fakty.
I tak o t o Marcin Kornak stwierdza (GAA nr 56), jakoby Rafał Jakubowski
nigdy nie był członkiem redakcji „Nigdy Więcej!". Wystarczy jednak otworzyć
drugi n u m e r „ N W " i w stopce redakcyjnej przeczytać: „Redakcja w składzie:
Marcin Kornak (red. nacz.), Krzysztof Kornak, Rafał Pankowski, Dariusz Pacz­
kowski, Rafał QBA Jakubowski". Oczywiście Kornak informację o Jakubowskim
podaje „gwoli prawdy" - przynajmniej wiadomo, jak Kornak tę prawdę rozumie.
Ciekawym przykładem k o n s t r u o w a n i a takiej
swoistej
„prawdy"
w wydaniu „ N W " jest przedstawianie Jean Marie Le Pena jako osoLATO2000
by kwestionującej zagładę Ż y d ó w w czasie II wojny światowej. W d r u g i m n u ­
merze „ N W " Rafał Pankowski przytacza następujące słowa Le Pena: „Nie twier­
dzę, że komory gazowe nie istniały. Nie widziałem ich na w ł a s n e oczy. N i e zajmo­
wałem się tym zagadnieniem. Myślę, że to tylko szczegół w historii II wojny
światowej" (podkreślenie R.O.). Choć wypowiedź Le Pena jest kuriozalna, to
nie sposób uznać, że neguje on fakt zagłady Żydów. Jeśli już, to bagatelizuje
ten fakt, ale w końcu Le Pen jest politykiem (a nie historykiem) i F r a n c u z e m
(a nie Żydem) i chyba nie ma obowiązku u z n a w a n i a zagłady Żydów za fakt
najistotniejszy w historii ludzkości (czytając takie stwierdzenia zaczynam się
zastanawiać, czy już wkrótce do więzienia nie b ę d ą zamykać nie tylko za
„kłamstwo oświęcimskie", ale i za „bagatelizowanie oświęcimskie"). W ko­
m e n t a r z u Pankowski stwierdza, że Le Pen „kwestionuje znaczenie zbrodni lu­
dobójstwa, Oświęcimia, h o l o c a u s t u " (podkreślenie R.O.), a więc nie kwestio­
nuje samego faktu. Nie przeszkadza to Pankowskiemu już w n u m e r z e
czwartym „ N W " stwierdzić, że Le Pen „zaszokował opinię publiczną kwestio­
nując autentyczność historyczną zagłady Ż y d ó w w czasie II wojny światowej"
(podkreślenie R.O.). Uważny czytelnik łatwo zauważy, że taki wniosek w świe­
tle wypowiedzi Le Pena jest po p r o s t u nieuprawniony, a stwierdzenie Pankow­
skiego nieprawdziwe. Jednak na łamach „ N W " historia żyje w ł a s n y m życiem
i o t o w n u m e r z e szóstym Michał Warchala pisze już, że Le Pen jest wręcz „«tubą» negacjonizmu we Francji". Dodaje także: „Lider skrajnie prawicowego
Frontu N a r o d o w e g o znany jest z publicznego podważania prawdy o masowej eks­
terminacji Żydów w Oświęcimiu" (podkreślenie R.O.). Stwierdzenie to w świe­
tle przytaczanych przez „ N W " wypowiedzi Le Pena jest również nieprawdzi­
we, a innych d o w o d ó w na taką p o s t a w ę Le Pena Warchala nie raczy podać.
Podobnie jak nie raczy podać żadnych d o w o d ó w na swoje kolejne stwierdze­
nie, tym razem z n u m e r u dziesiątego, jakoby „Le Pen «wsławił się» m.in. twier­
dzeniami na t e m a t nieistnienia k o m ó r gazowych w Oświęcimiu". Jedyne zna­
ne stwierdzenie Le Pena na ten t e m a t to retoryczne pytanie, czy fakt istnienia
komór gazowych to prawda objawiona, w k t ó r ą trzeba koniecznie wierzyć.
Kwestią szczególnie dobrze obrazującą specyficzne rozumienie „ p r a w d y "
przez „ N W " jest zjawisko tzw. rewizjonizmu historycznego. Artykuły o tym
zjawisku obfitują w przekłamania, manipulacje słowne, żonglerkę faktami itp.
Specjalistą „ N W " od tego t e m a t u jest Michał Warchala, który w n u m e r z e pią­
tym stwierdza: „Jednym z głównych celów «historyków-rewizjonistów» jest
280
FRONDA
19/20
wykazanie,
że d o k o n a n a
N i e m c ó w zagłada
(...)
ludności
przez
żydow­
skiej w rzeczywistości nie miała miej­
sca" (podkreślenie R.O.). Ktoś, kto
zetknął się ze zjawiskiem rewizjonizmu historycznego, wie, że twierdze­
nie takie jest nieprawdziwe. Pomijając
kilku fanatycznych neonazistów wybie­
lających Hitlera i Trzecią Rzeszę, którzy
zresztą nie sytuują się w głównym nurcie rewizjonizmu, rewizjoniści nie zajmują się nego­
waniem zagłady Żydów, lecz dowodzeniem, że z wielu względów - nie mogła o n a wyglądać tak, jak przedstawia to oficjalna
historiografia. Nikt z czołowych rewizjonistów nie twierdzi, że hitlerowcy
w ogóle nie mordowali Żydów (nie będę pisał, co o tym w rzeczywistości
twierdzą rewizjoniści, gdyż w w o l n y m i demokratycznym kraju za takie rzeczy
ciągają po sądach). Nie przeszkadza to Warchale w n u m e r z e szóstym (a Pan­
kowskiemu w „GW") nazywać rewizjonistów „negacjonistami", czyli osobami,
które negują fakt zagłady Żydów, co w świetle działań większości rewizjoni­
stów jest nieuprawnione. M o t y w e m p r z e w o d n i m t e k s t ó w Warchali jest teza,
że rewizjonizm historyczny służy w istocie wybielaniu nazistów, promocji na­
zizmu, gloryfikacji Hitlera itp. Starannie dobiera więc postacie prezentowa­
nych rewizjonistów tak, by ich poglądy i sympatie polityczne potwierdzały tę
tezę. Skupia się więc przede wszystkim na działalności Davida Irvinga, znane­
go rzeczywiście ze swych skrajnie prawicowych i prohitlerowskich sympatii.
Oprócz tego wymienia kilka innych postaci: Ernsta Z u n d e l a (podobne poglą­
dy do Irvinga) i Paula Rassiniera (zważywszy na to, że przez cale życie był on
związany z lewicą i znany z propagowania pacyfizmu, a w czasach H i d e r a wię­
ziono go w obozie koncentracyjnym w Buchenwaldzie, przypisywanie mu po­
glądów prohiderowskich jest całkiem na miejscu...). Ktoś, kto chciałby swą
wiedzę o rewizjonizmie czerpać z „ N W " , nie dowie się więc, że z nazistowski­
mi sympatiami i skrajną prawicą niewiele mają wspólnego inni rewizjoniści (o
znacznie większym dorobku i znaczeniu w tym środowisku niż Ziindel czy Rassinier). Nie dowie się więc o Rogerze Garaudym - lewicowym islamiście, anar­
chiście Serge'u Thionie, a o Robercie Faurrissonie - liberale i wolterianinie LATO'2000
281
dowie się, że jest a u t o r e m szeregu antysemickich publikacji (jako że Warchala
ich nie wymienia, należy sądzić, że „antysemickie" są rewizjonistyczne prace
Faurrissona). Nie dowie się czytelnik także, że poparcia prześladowanym rewi­
zjonistom udzieli! znany lewicowy bojownik p r a w człowieka o żydowskim po­
chodzeniu, N o a m Chomsky. Gdyby czytelnik się o tym dowiedział, mógłby bo­
wiem zapytać, jak to w rzeczywistości jest z pronazistowskim i skrajnie
prawicowym nastawieniem rewizjonistów. Innym a r g u m e n t e m przeciwko rewi­
zjonistom jest ich rzekomy antysemityzm. I z n ó w Warchala nie wspomina, że
oprócz zdeklarowanych antysemitów sporo jest w tym gronie osób, które o ta­
kie sympatie t r u d n o posądzać. W swym wywodzie p o s u w a się aż do paranoi,
kiedy pisze, że czołowa organizacja rewizjonistyczna, czyli Institute for Historical Review organizuje konferencje będące jego zdaniem „zlotami fanatycznych
antysemitów i rasistów" oraz jest częścią większej s t r u k t u r y w skład której
wchodzą organizacje antysemickie i rasistowskie. Jest to zapewne szcze­
ra prawda, zważywszy, że szefem IHR jest Żyd - Mark Weber. Cieka­
wym zjawiskiem, które dotyczy m.in. rewizjonistów, jest określa­
nie ich przez „ N W " m i a n e m „pseudohistoryków" ( N W nr 6, 7, 10).
Zważywszy, że wśród uczonych związanych z rewizjonistami m o ż e m y
odnaleźć choćby profesora Ernsta Nolte, zaś wśród osób redagujących
„ N W " t r u d n o byłoby znaleźć kogoś z t y t u ł e m wyższym niż magisterski, oceny
takie są zapewne uprawnione. Marcin Kornak pisze w n u m e r z e jedenastym:
„Negacjoniści Holocaustu to grupa pseudohistoryków, prawicowych ekstremi­
stów i antysemitów, których wspólną misją jest wybielenie zbrodniczej III Rze­
szy". Tej klasy geniusz intelektu i prawdziwy znawca historii co Kornak zapew­
ne potrafi wytłumaczyć, jak Żyd m o ż e być antysemitą, skrajny lewicowiec czy
anarchista - prawicowym ekstremistą, a profesor - p s e u d o n a u k o w c e m . Na
gruncie antyfaszystowskiej dialektyki jest to zapewne możliwe...
W ogóle redakcja „ N W " jest a u t o r y t e t e m w każdej dziedzinie. M a m y więc
ataki na „pseudoekologów", choć żaden z t w ó r c ó w „ N W " z działalnością eko­
logiczną nie ma nic wspólnego (Kornak był co p r a w d a kiedyś w s p ó ł t w ó r c ą
Frontu Wyzwolenia Zwierząt, ale po tym, jak on i kilku kolegów m i a n o w a ł o
się „liderami" i autorytarnie zarządzało jego działaniami, organizacja ta prak­
tycznie rozpadła się i słuch o niej przed kilku laty zaginął). M a m y też „pseudoanarchistów", choć z n o w u nikt z t w ó r c ó w „ N W " z tym r u c h e m nie ma nic
wspólnego, a znakomita większość ważnych ośrodków, p i s m i postaci spod
282
FRONDA
19/20
znaku czarnej flagi w mniej lub bardziej jednoznaczny sposób potępiła zamordystyczne działania „ N W " i odcięła się od tego towarzystwa. M a m y i „pseudopatriotów", choć redakcja „ N W " , reklamując sprzedaż koszulek z n a p i s e m
„Pierdol swoją n a r o d o w o ś ć " ( N W nr 11), jasno określa swoje stanowisko wo­
bec każdego patriotyzmu (żeby wszystko było jasne, to hasłu na koszulce t o ­
warzyszy rysunek przekreślonej swastyki - jasna sugestia, że wszelkie przy­
wiązanie do swej ojczyzny i n a r o d u jest t o ż s a m e z faszyzmem).
Innym sposobem, pozwalającym t w ó r c o m „ N W " ominąć niewygodną dla
nich prawdę, jest przedstawianie jej w sposób niepełny. I tak o t o w n u m e r z e
ó s m y m M.farcin] K.fornak] z zadowoleniem pisze, że w ł a d z e obozu oświę­
cimskiego zabroniły w s t ę p u na jego t e r e n i do a r c h i w u m Davidowi Irvingowi.
Pisze także, że Irving przybył do Oświęcimia z ekipą telewizyjną, mającą krę­
cić o n i m film. Oczywiście nie dodaje, że owa ekipa telewizyjna to ekipa stacji
BBC, znanej z przygotowywania najlepszych chyba na świecie filmów doku­
mentalnych. Przecież czytelnik informowany w kilku poprzednich n u m e r a c h
„ N W " , że Irving to pseudohistoryk objęty p o w s z e c h n y m bojkotem przez
wszystkie poważne gremia, nie m o ż e się dowiedzieć, że tak szacowna stacja te­
lewizyjna zamierzała nakręcić o n i m film. Podobnym, choć bardziej ordynar­
nym przykładem pomijania części prawdy jest zamieszczona w n u m e r z e szó­
stym „ N W " redakcyjna notka, w której
m o ż e m y przeczytać,
że Marek
Głogoczowski jest publicystą, którego artykuły zamieszczała m.in. „Trybuna
Ludu". Nie dowiemy się więc z tej notki, że Głogoczowski to nie jakiś były
PZPR-owski aparatczyk, a ów artykuł ukazał się w „Trybunie L u d u " po upad­
ku k o m u n i z m u (więc była to taka s a m a gazeta, jak dzisiejsza „Trybuna", która
w pozytywnym świetle prezentuje d o k o n a n i a naszych antyfaszystów), nie do­
wiemy się także, że Głogoczowski w latach 70-tych regularnie publikował
w paryskiej „Kulturze", której ówczesny i obecny redaktor chwali poczynania
„ N W " (a m o ż e by tak „ N W " powiedziało Giedroyciowi kilka ostrych słów za
to, że przez tyle lat dawał faszyście trybunę do głoszenia swych poglądów?).
Głogoczowski w ogóle nie ma szczęścia do „ N W " , gdyż po tym, jak opubliko­
wał (Ż nr 16) sprostowanie w s p o m n i a n e j „prawdziwej" informacji z „ N W " ,
w n u m e r z e ó s m y m tego p i s m a Rafał Pankowski z n o w u napisał o n i m „ s a m ą
p r a w d ę " . Tym razem z kilkustronicowego tekstu obnażającego m a t a c t w a
„ N W " wybrał j e d n o zdanie (wyrwane z k o n t e k s t u ) , by stwierdzić, że Głogo­
czowski jak zwykle pisze o „podwójnej twarzy żydowskich p r o m i n e n t ó w " .
LATO-2000
283
Pankowski jest zresztą m i s t r z e m w tego rodzaju manipulacjach słownych.
W n u m e r z e ó s m y m stwierdził, że Jarosław Tomasiewicz (będący nota bene ulu­
bionym b o h a t e r e m ataków „ N W " - swoją drogą warto, by czytelnicy „ N W "
pamiętali, że przed kilkoma laty redaktorzy „ N W " , Kornak i Pankowski, do­
skonale wiedząc o jego wcześniejszych związkach ze skrajną prawicą korespon­
dowali w najlepsze z tym „groźnym faszystą", prosili go o p o m o c i prawili
komplementy) w j e d n y m ze swych artykułów „broni serbskich zbrodniarzy
wojennych". Jako że Tomasiewicz nie bronił serbskich zbrodniarzy wojennych,
a jedynie wskazywał, iż nie tylko Serbowie popełniali zbrodnie w konflikcie
bałkańskim, a u t o r zażądał sprostowania wskazując na rzeczywistą w y m o w ę
artykułu. P r a w d o m ó w n a redakcja „ N W " stwierdziła, że nie ma on racji, a jako
dowód podała cytat z tego właśnie artykułu. Co p r a w d a cytat potwierdzał to,
co w sprostowaniu stwierdził Tomasiewicz, a zaprzeczał tezie „ N W " , ale k t o
by się przejmował takimi drobiazgami... W tym s a m y m n u m e r z e ó s m y m Pan­
kowski zarzucił niżej p o d p i s a n e m u , że w j e d n y m ze swych artykułów „głosi
chwałę «ekologicznego»/o5zyzmu" (podkreślenie R.O.). Gdy zażądałem sprosto­
wania pisząc, że nie jest możliwe abym głosił chwałę jakiegokolwiek faszyzmu,
gdyż w swym artykule o ekologii w Trzeciej Rzeszy wyraźnie p o t ę p i ł e m ów
ustrój (w sprostowaniu p o d a ł e m stosowny cytat, który Pankowski celowo p o ­
minął), wtedy w n u m e r z e dziewiątym „ N W " redakcja odpowiedziała mi, że
moje „ m ę t n e t ł u m a c z e n i a " nie zmienią faktu, że w s p o m n i a n y artykuł „był p o ­
chwałą «ekologiczności» faszyzmu" (podkreślenie R.O.). Cóż, jeśli redaktorzy ga­
zety na europejskim p o n o ć poziomie nie odróżniają pochwały części („ekologiczności" Trzeciej Rzeszy) od pochwały całości (ustroju faszystowskiego), to
zamiast wydawać gazetę powinni oglądać w telewizji programy dla przedszko­
laków. Równie dobrze m o ż n a wszak za piewcę faszyzmu uznać kobietę, która
stwierdzi, że przywódcy Rzeszy byli przystojni (są różne g u s t a . . . ) .
Jednak w przypadku „ N W " takich „ p o m y ł e k " jest zbyt wiele, by m o ż n a by­
ło to złożyć na karb przypadku lub nieuctwa. Są to starannie przemyślane ma­
nipulacje, których autorzy liczą na brak rozeznania u czytelników. Takich ma­
nipulacji m a m y zresztą więcej: w s p o m n i a n y Pankowski w n u m e r z e
szóstym omawiając tzw. Trzecią Pozycję stwierdza, że „antysemityzm
pozostaje w a ż n y m s k ł a d n i k i e m " (podkreślenie R.O.) jej ideolo­
gii. Na d o w ó d tego przytacza słowa deklaracji owej formacji:
„syjonizm jako zorganizowany r u c h polityczny (...) zbudował
strukturę władzy, która ogarnia cały glob" (podkreślenie R.O.). Jeśli więc po­
tępienie syjonizmu jest zdaniem Pankowskiego przejawem antysemityzmu, to
za antysemitów należałoby uznać ortodoksyjnych Żydów z organizacji N a t u r e i
Karta (którzy otwarcie deklarują swój antysyjonizm) oraz w s p o m n i a n e g o już
Żyda-antysyjonistę C h o m s k y ' e g o . Teoretyk tej klasy co Pankowski z a p e w n e tę
sprzeczność potrafi logicznie wytłumaczyć. Ta żonglerka pojęciami typu „na­
zizm", „rasizm", „antysemityzm" nie jest przypadkowa. Pozwala o n a m a n i p u ­
lować mniej wyrobionym czytelnikiem, czego najlepszym przykładem jest za­
mieszczone w n u m e r z e siódmym „ N W " (przedruk bez k o m e n t a r z a redakcji)
porównanie amerykańskich milicji stanowych (decentralizacja polityczna, o p ó r
wobec rządu centralnego, patriotyzm lokalny, o b r o n a tradycji religijnych itp.)
z europejskimi fanami Hitlera (skrajna centralizacja, wzmocnienie władzy rzą­
du, niszczenie partykularyzmów lokalnych, wykorzenianie tradycji religijnych
itp.). Wszak to wszystko rasiści, faszyści, naziści i antysemici. Pankowski do­
brze sobie radzi w przedstawianiu „całej p r a w d y " także i w innych przypad­
kach. W n u m e r z e czwartym „ N W " , opisując współpracę Prawicy Narodowej
z ugrupowaniem Le Pena, stwierdza, iż w czasie wizyty Bruno Gollnischa (za­
stępcy Le Pena) w Polsce jego spotkanie ze s t u d e n t a m i w Warszawie nie do­
szło do skutku „z p o w o d u bójki między polskimi sympatykami Le Pena a pro­
testującymi antyfaszystami". W rzeczywistości owi antyfaszyści po p r o s t u
dotkliwie pobili Gollnischa (zważywszy że ma on żydowskie pochodzenie,
m o ż n a to uznać za akt antysemityzmu) i towarzyszące mu osoby (jedną
z nich zabrała karetka) oraz zdemolowali pomieszczenia uczelni. Gdy­
by do Polski przyjechał n p . Daniel Cohn-Bendit, a jego spotkanie
w podobny sposób rozbiliby faszyści, to Pankowski pisałby
o „terrorze skrajnej prawicy", „rodzącym się zamordyzmie",
„braku reakcji władz i policji na karygodne wybryki faszystów",
„zagrożeniu demokracji i swobód obywatelskich" itp. Lecz skoro po­
bito jedynie „faszystę", Pankowski pisze o bójce.
Kolejnym d o w o d e m na p r a w d o m ó w n o ś ć Pankowskiego jest krótkie
o m ó w i e n i e przez niego działalności brytyjskich u g r u p o w a ń tzw. „trzeciej dro­
gi", w k t ó r y m sugeruje, że ich h a s ł e m (lub streszczeniem ideologii - Pankow­
ski nie precyzuje) jest „nie k o m u n i z m , nie kapitalizm, ale faszyzm" (IS nr 7).
Zważywszy na fakt, że j e d n o z tych u g r u p o w a ń odwołuje się m.in. do zasad
decentralizacji p a ń s t w a i dorobku p r e k u r s o r a a n a r c h i z m u - P r o u d h o n a ,
LATO-2000
285
z n o w u m a m y do czynienia z „ s a m ą p r a w d ą " . „ S a m ą p r a w d ę " pisze także
w n u m e r z e piątym „ N W " prezentując p o s t a ć L a r r y ' e g o 0 ' H a r y , angielskiego
dziennikarza, który opisał związki antyfaszystowskiego p i s m a „Searchlight"
(będącego w z o r c e m do n a ś l a d o w a n i a dla „ N W " i o b i e k t e m fascynacji Pan­
kowskiego) z brytyjskimi s ł u ż b a m i specjalnymi. Pankowski pisze, że 0 ' H a r a
jest faszystą, który przez i n c y d e n t a l n e k o n t a k t y z lewicą usiłował zyskać so­
bie wiarygodność w tym środowisku. Z d a n i e m P a n k o w s k i e g o w rzeczywisto­
ści 0 ' H a r a na co dzień związany jest ze skrajną prawicą. Tymczasem p r a w d a
wygląda d o k ł a d n i e o d w r o t n i e : 0 ' H a r a przez lata w s p ó ł p r a c o w a ł z e środowi­
skami lewicowymi (był a u t o r e m wielu a r t y k u ł ó w m.in. w takich p i s m a c h jak
„Tribune", „ N e w Socialist", „Labour Briefing", „Green Party Anti-Racist
N e w s l e t t e r " , „ G r e e n l i n e " ) , a k o n t a k t y ze skrajną prawicą nawiązał, gdy ta
zainteresowała się jego publikacjami o poczynaniach wywiadu brytyjskiego
i jego prowokacjach przeciwko u g r u p o w a n i o m opozycji a n t y s y s t e m o w e j (le­
wicowej i prawicowej). Pankowski pisze też i n n ą „ s a m ą p r a w d ę " : że 0 ' H a r a
został objęty bojkotem przez radykalną lewicę, a ś r o d o w i s k a a n a r c h i s t y c z n e
w Anglii u z n a ł y go za a g e n t a faszystów. I tę p r a w d ę ł a t w o m o ż n a sprawdzić
biorąc do rąk katalog (z początku roku 2 0 0 0 ) najbardziej s z a c o w n e g o wy­
dawnictwa anarchistycznego z Wysp Brytyjskich, czyli AK Press, k t ó r e m i m o
s u g e r o w a n e g o przez Pankowskiego p o t ę p i e n i a 0 ' H a r y przez anarchistów,
dwa lata po w y d r u k o w a n i u artykułu w „ N W " wciąż r o z p r o w a d z a jego prace,
m.in. b r o s z u r ę o w s p ó ł p r a c y angielskich antyfaszystów ze s ł u ż b a m i specjal­
nymi. A m o ż e po p r o s t u „ N W " nie d o t a r ł o do Albionu i angielscy anarchiści
sami nie wiedzą, że potępili 0 ' H a r ę ? Rafał, na co czekasz, wyślij im koniecz­
nie n u m e r piąty! Pankowski nie napisze j e d n a k przecież, że k t o ś o lewico­
wych poglądach m o ż e krytycznie oceniać p i s m o antyfaszystowskie, bo wia­
d o m o , że działalność antyfaszystów b u d z i zastrzeżenia tylko i wyłącznie ze
strony faszystów. Z a p e w n e przypadki fizycznych a t a k ó w na 0 ' H a r ę i jego
mieszkanie to także dzieło faszystów, dla których stał się zbyt m a ł o faszy­
stowski pisując do lewicowych gazet...
I n n y m specjalistą od obiektywnego p r z e d s t a w i a n i a w y d a r z e ń jest w s p o ­
m i n a n y j u ż Michał Warchala. W n u m e r z e dziesiątym „ N W " omawiając pi­
s m o „Stańczyk" stwierdza, że u l u b i e ń c e m tej redakcji jest E r n s t Jiinger - „pi­
sarz raczej średniego f o r m a t u " . R o z u m i e m , że k o m u ś m o ż e się nie p o d o b a ć
twórczość Jiingera (oraz jego wybory polityczne), nie z m i e n i a to j e d n a k fakFRONDA
19/20
tu, że by} on u z n a w a n y za j e d n e g o z najwybitniejszych w s p ó ł c z e s n y c h pisa­
rzy niemieckich przez krytyków, wydawców, czytelników (o czym świadczy
fakt przełożenia jego książek na wiele języków) i t w ó r c ó w (tej klasy co Rem a r ą u e czy Boli). Warchala j e d n a k nie napisze przecież, że „faszysta" m o ż e
być jednocześnie wybitnym p i s a r z e m . Co i n n e g o Andrzej Szczypiorski, któ­
ry napisał tyle książek o dobrych Żydach i złych a n t y s e m i t a c h , a i do „ N W "
coś skrobnął... W t y m s a m y m artykule Warchala na p o d s t a w i e w y r w a n e g o
z kontekstu cytatu pisze, że r e d a k t o r o w i „Stańczyka", Tomaszowi Gabisiowi,
„marzy się Wielka Rzesza". O tym, że Gabiś jest p o l s k i m faszystą, m o ż n a się
już było dowiedzieć, ale że jest faszystą niemieckim, to pierwsze słyszę. Ech,
ma t e n Warchala dar odkrywania prawdy...
„Samą p r a w d ę " pisze też Marcin Kornak w Katalogu wypadków w n u m e ­
rze piątym „ N W " , kiedy to podaje, że we Wrocławiu podczas wizyty papieża
członkowie NOP-u i Młodzieży Wszechpolskiej „próbowali zakłócić uroczy­
stość". Jako że m i a ł e m okazję oglądać telewizyjną relację z t e g o zdarzenia,
chciałbym się dowiedzieć w jaki to s p o s ó b m o ż n a zakłócić wizytę katolickie­
go papieża skandując katolickie h a s ł a w części m i a s t a odległej od miejsca
uroczystości? Kornak z a p e w n e to jakoś wytłumaczy, zwłaszcza że znany jest
powszechnie jako m i ł o ś n i k papieża. W n u m e r z e j e d e n a s t y m jakiś a n o n i m o ­
wy m i ł o ś n i k całej p r a w d y pisze, że jeśli chodzi o w s p o m n i a n e g o j u ż Toma­
sza Szczepańskiego „ n a w e t w «NW» znalazły się d w a p r z e d r u k i jego tek­
s t ó w " . Dodajmy od siebie, by wyręczyć m i ł o ś n i k ó w całej prawdy, że t e n s a m
Szczepański figurował przez jakiś czas jako stały w s p ó ł p r a c o w n i k t e ­
go p i s m a w stopce redakcyjnej, a Rafał Pankowski chwalił go w n u ­
m e r z e trzecim.
Warta uwagi jest także wybiórczość w p r z e d s t a w i a n i u kon­
kretnych przypadków tego, co redakcja „ N W " uznaje za przejaw fa­
szyzmu. Gdy jeden z czytelników w liście ( N W nr 10) o b u r z o n y przy­
tacza c h a m s k i e i ocierające się o ksenofobię s ł o w a Rafała Bryndala z p i s m a
„Machina", redakcja „ N W " stwierdza, że a u t o r tych s ł ó w z a p e w n e nie ma ra­
sistowskich poglądów, a jego tekst to po p r o s t u wypadek przy pracy. Oczy­
wiście, słowa Kazimierza Kapery (byłego p e ł n o m o c n i k a rządu ds. rodziny)
o zagrożonej białej rasie nie zostały u z n a n e za „wypadek przy pracy", który
nie p o w i n i e n zostać n a p i ę t n o w a n y ( N W nr 11). Ale przecież Kapera to zna­
ny „klero-faszysta" a nie dziennikarz „ M a c h i n y " , z k t ó r ą współpracuje Rafał
LATO-2000
287
Pankowski i k t ó r a zamieszcza entuzjastyczne recenzje płyt wydawanych p o d
p a t r o n a t e m „ N W " . I n n y m ciekawym p r z y k ł a d e m tego zjawiska jest k o m p l e t ­
ne milczenie na t e m a t przejawów nacjonalizmu, ksenofobii itp. zjawisk p o ­
jawiających się w środowiskach mniejszości n a r o d o w y c h zamieszkujących
w Polsce. O ile w Katalogu wypadków - kraj Marcin Kornak s k r u p u l a t n i e od­
notowuje wszelkie z n a n e sobie przejawy r z e k o m e g o faszyzmu (nawet, a ra­
czej zwłaszcza takie, jak pobicie w Koziej Wólce d w ó c h p u n k ó w przez t r z e c h
skinów), o tyle nie przeczytamy w n i m o pojawiających się w ł o n i e mniejszo­
ści narodowych tendencjach znacznie bardziej poważnych. N i e wynika to by­
najmniej z braku z a i n t e r e s o w a n i a redakcji t a k i m i środowiskami, gdyż t e m a ­
tyce mniejszościowej kilkakrotnie p o ś w i ę c a n o w „ N W " miejsce. Czym się
różni pojawianie się na m a r g i n e s i e polskiego życia politycznego faszyzują­
cych partyjek od pojawiających się w ł o n i e mniejszości niemieckiej p o d o b n i e
marginalnych organizacji?
Czym się różni uczczenie p a m i ę c i R o m a n a
D m o w s k i e g o przez Sejm Rzeczypospolitej - n a d k t ó r y m u b o l e w a Pankowski
( N W nr 10) - od pojawiających się w łonie mniejszości ukraińskiej (m.in. na
m a s o w y c h imprezach) wyrazów s z a c u nk u i u z n a n i a dla S t e p a n a Bandery,
ukraińskiego nacjonalisty i j e d n e g o z p r z y w ó d c ó w UPA? (Właściwie należa­
łoby zapytać, co takiego złego zrobił D m o w s k i , czego nie zrobiłby Bandera bo różnice, owszem, występują, ale na korzyść D m o w s k i e g o , gdyż w przeci­
wieństwie do Bandery nie jest on w s p ó ł o d p o w i e d z i a l n y za śmierć wielu ty­
sięcy osób.) W i a d o m o jednak, że wszelkie mniejszości to ś r o d o w i s k a nieska­
zitelne i p r z e ś l a d o w a n e przez żądnych krwi faszystów...
Redaktorzy „ N W " są nie tylko p r a w d o m ó w n i , ale i niesłychanie odważni, je­
śli chodzi o obronę prawdy. Gdy Tomasz Szczepański wytoczył redakcji proces po
tym, jak p o d a ł a nieprawdziwe informacje na jego t e m a t i nie zamieściła prze­
słanego sprostowania (łamiąc przepisy p r a w a prasowego), Marcin Kornak po­
wołując się na orzeczenia lekarskie o swym złym stanie zdrowia (inwalidz­
two) oraz związane z c h o r o b ą wysokie koszta przejazdu, nie raczył stawić się
na wyznaczonej przez sąd rozprawie. Ten s a m ubogi i schorowany Kornak
niejednokrotnie potrafił p o k o n a ć p o d o b n e trudności, gdy chodziło o wyjazdy
na koncerty p u n k o w e odbywające się kilkaset k i l o m e t r ó w od jego miejsca za­
mieszkania. Cóż, odwaga cywilna i uczciwość nie są istotne, gdy chodzi
o „walkę z wszelkimi totalitaryzmami".
288
FRONDA
19/20
Uśmiech Stalina, czyli dystans niekoniecznie równy
W drugim n u m e r z e „Nigdy Więcej!" jego redaktorzy stwierdzili, że „klasizm
= rasizm", a ideologia i praktyka k o m u n i s t ó w są równie godne potępienia, jak
poczynania nazistów. Pogląd t e n twórcy „ N W " wyrażali później jeszcze kilka
razy. Okładka n u m e r u czwartego ozdobiona była grafiką, na której o b o k Hitle­
ra widniał Stalin, a ich wizerunki o p a t r z o n e były p o d p i s e m „Każdy totalita­
ryzm jest z ł e m " . (Tak na marginesie: czy nie jest to aby przejaw faszystowskich
fascynacji redaktorów „ N W " , skoro „faszyzująca" europejska N o w a Prawica
głosi hasło „Przeciwko wszystkim totalitaryzmom"?) Jak w praktyce wygląda­
ło identyczne potępienie nazizmu i k o m u n i z m u przez r e d a k t o r ó w „ N W " ?
W tym samym n u m e r z e drugim, tuż p o d deklaracją o potępieniu totalita­
ryzmu bolszewickiego m o ż n a było znaleźć analizę faszyzmu historycznego
i współczesnego d o k o n a n ą z typowo „klasistowskich" pozycji. Był to p r z e d r u k
artykułu z zagranicznego p i s m a trockistowskiego. Ciekawe zatem, dlaczego re­
daktorzy „ N W " odwołali się do bolszewickiej wykładni faszyzmu, a nie n p . do
takiej, która potępiała faszyzm z „prawej" strony (np. Julius Evola czy osoby
z kręgu niemieckiej rewolucji konserwatywnej)? Przecież dystans dzielący
Evolę od faszyzmu jest p o d o b n y do tego, jaki dzieli m i ł o ś n i k ó w Trockiego od
zamordyzmu bolszewickiego.
U l u b i o n y m o b i e k t e m oskarżeń o faszyzm na ł a m a c h „ N W " jest u g r u p o ­
wanie Prawica N a r o d o w a , wchodzące w skład AWS. Z d a n i e m p i s m a jest to
u g r u p o w a n i e „faszyzujące" ( N W nr 4, 5, 6), gdyż nawiązało w s p ó ł p r a c ę
z Le Penem, w swoim p i ś m i e p r e z e n t o w a ł o sylwetkę Leona Degrelle, w cza­
sie kampanii prezydenckiej jej lubelski oddział posługiwał się h a s ł e m „Kwa­
śniewski - S t o l z m a n n " itp. N i e wdając się tutaj w rozważania o c h a r a k t e r z e
Prawicy Narodowej i przyjmując w ślad za „ N W " , że i s t o t n i e jest
to u g r u p o w a n i e faszyzujące, chciałbym zwrócić uwagę, że Polską
Partię Socjalistyczną, z k t ó r ą „ N W " n i e j e d n o k r o t n i e w s p ó ł p r a c o ­
wało, m o ż n a analogicznie u z n a ć za u g r u p o w a n i e komunizujące. Świadczyć
o tym m o ż e retoryka jego liderów (ocierająca się o „ k l a s i z m " ) , poparcie dla
komunistycznych r e ż i m ó w (wyrażane przez m ł o d z i e ż ó w k ę t e g o u g r u p o w a ­
nia poparcie dla Kuby C a s t r o ) , używanie przez lokalne oddziały tego ugru­
powania haseł typowo „klasistowskich" podczas akcji politycznych (typu
„Faszyści, burżuje - wasz koniec się szykuje"). Ciekawe z a t e m , dlaczego
LATO-2000
289
w zwalczaniu totalitaryzmu „ N W " współpracuje z PPS-em, n a t o m i a s t p o t ę ­
pia n p . Prawicę N a r o d o w ą , które to u g r u p o w a n i a od t o t a l i t a r y z m ó w dzieli
dystans mniej więcej równy?
W n u m e r z e siódmym „ N W " ukazał się d o k u m e n t poświęcony potrzebie
powołania Stowarzyszenia Przyjaciół Dąbrowszczaków, czyli polskich ochotników biorących udział w wojnie domowej w Hiszpanii w latach
1936-1939. W „ N W " kilkakrotnie p o t ę p i a n o Leona Degrelle'a (m.in. NW nr 4), który utworzył ochotniczą dywizję
SS. Postawiono mu zarzut kolaboracji z hitlerowcami.
I znowu, uznając słuszność argumentacji „ N W " o niecnym
postępku Degrelle'a, zapytajmy, dlaczego p i s m o to potępia
nazistowskich kolaborantów, a jednocześnie promuje kolaborantów komunistycznych (bo w a r t o pamiętać, że większość polskich o c h o t n i k ó w
w Hiszpanii była członkami lub sympatykami Komunistycznej Partii Polski popierającej radziecki zamordyzm i totalnie podporządkowanej Stalinowi)?
Okazuje się, że komuniści przestają być źli, gdy walczą z faszyzmem... A czy faszy­
ści, którzy walczą z komunizmem, także przestają być źli? Skądże...
Pod znakiem amnezji, czyli pamięć nieco wybiórcza
Cechą charakterystyczną publicystyki „ N W " jest b a r d z o d o k ł a d n a obserwacja
życiorysów prawdziwych i
domniemanych
faszystów.
Antyfaszyści
śledzą
przeszłość przeróżnych o s ó b i z lubością wyciągają z niej wątki „faszystow­
skie". Sądząc po ich reakcjach na takie fakty, wnosić m o ż n a , że k t o raz w ja­
kiś sposób związał się z prawdziwymi lub rzekomymi faszystami, t e n do koń­
ca życia pozostanie faszystą. Wszelkie e w e n t u a l n e zmiany w zachowaniu
i światopoglądzie „faszystów" są tylko sprytnym, taktycznym wybiegiem, któ­
ry ma ukryć przed antyfaszystowską opinią publiczną ich prawdziwe oblicze
i pozwolić zyskać zaufanie ludzi nieświadomych tych krętactw. Jak w przypad­
ku opisywanych już wcześniej zastrzeżeń wobec przystosowania się „faszy­
s t ó w " do reguł demokracji i wolności słowa, tak i tutaj podejrzliwość redak­
t o r ó w „ N W " jest p o s u n i ę t a n a d e r daleko, a p r a w o „faszystów" do o b r o n y
przed atakami z ich strony nie istnieje - Rafał Pankowski pisze, że w „Naszym
D z i e n n i k u " polemiki mają miejsce niezwykle rzadko ( N W nr 10) - w a r t o jed­
nak pamiętać, że w „ N W " jest to zjawisko jeszcze rzadsze.
290
FRONDA
19/20
Dobra pamięć i podejrzliwość to cechy czasami p o t r z e b n e . Warto jednak
zastanowić się, jak wyglądałaby sytuacja „ N W " , gdyby także wobec jego redak­
torów zastosować p o d o b n e zasady. Zobaczmy
Najpierw zastanówmy się, czy ekipa „ N W " byłaby wiarygodna dla swoich
zwolenników z kręgów lewicujących. Marcin Kornak zarzuca redaktorowi
„Maci Pariadka", Krzysztofowi Galińskiemu, że w s w o i m periodyku zamiesz­
cza recenzję p i s m a „Rojalista" (dla Kornaka to „skrajnie antysemicka i neofa­
szystowska gadzinówka") i podaje jego adres kontaktowy (P nr 11). Ten s a m
Marcin Kornak swego czasu napisał recenzję nacjonalistycznego skin-zina „Le­
gion" i opatrzył ją adresem wydawcy (K nr 4 ) . Warto p a m i ę t a ć także, że Mar­
cin Kornak, który dzisiaj wraz z kolegami z „ N W " rozpacza n a d r z e k o m ą pró­
bą wykorzystania idei ekologicznych i ruchu o b r o ń c ó w przyrody do
propagowania faszyzmu (choć t r u d n o sobie wyobrazić, jak miałoby to wy­
glądać w praktyce) i przestrzega przed infiltracją r u c h u ekologicznego
przez „faszystów", tak pisał swego czasu, jako lider Frontu Wyzwolenia
Zwierząt, z okazji podjęcia przez tę organizację współpracy z neopogańsko-nacjonalistyczną partią Unia Społeczno-Narodowa: „Wszystkim, którzy zarzuca­
ją nam, że współpracujemy z partią prawicowo-narodową i że dajemy im się
uwiarygadniać przez tę współpracę pragnąłbym powiedzieć, że U S N nie ma nic
wspólnego z nacjonalistami, nie każdy k t o używa przymiotnika n a r o d o w y jest
kryptofaszystą. Ani lewica, ani prawica nie mają prawa ani danych do zawłaszczania
sobie monopolu na działalność ekologiczną, jako że ta powinna być ponadideowa i raczej
powinna łączyć niż dzielić" (ZB nr 60; podkreślenie R.O.).
Z a s t a n ó w m y się także jak wyglądałaby ekipa „ N W " w oczach prawicy,
z którą p o n o ć tak usilnie chce nawiązać współpracę, co im nie wychodzi, gdyż
- jak żali się Kornak (G nr 13) - prawica nie dorosła do tego, by odciąć się od
„faszystów" w swoim łonie. Zważywszy, że dla „ N W " Mariusz Dzierżawski
z SPR-u to faszysta ( N W nr 8), a p i s m o „Arcana" jest skrajnie prawicowe
(GW), podobnie jak „Najwyższy C z a s ! " ( N W nr 10), prawica, chcąc zastoso­
wać się do zaleceń „ N W " , musiałaby po p r o s t u przestać być prawicą. Gdyby to
jednak do ekipy „ N W " zastosować kryteria dobrej pamięci i podejrzliwości
przez nią stosowane, ciekaw jestem czy dla umiarkowanej n a w e t prawicy wia­
rygodny byłby Rafał Pankowski, który współpracował z trockistowskim pisem­
kiem „Ofensywa"? Czy wiarygodny byłby Marcin Kornak, a u t o r takiego m.in.
tekstu, napisanego dla zespołu Schizma: „Ojciec Święty mieszka w Watykanie,
LATO-2000
291
Ojciec Chrzestny w Palermo - i s a m nie wiem, który z nich rządzi większą ma­
fią" (K nr 5) oraz wyjątkowo prymitywnych i chamskich szyderstw z d o g m a t u
0 niepokalanym poczęciu („wiersz" w MP nr 18)?
Okazuje się, że dobra pamięć i podejrzliwość obowiązują jedynie wobec
„faszystów". Jeśli więc „faszysta" głosi p o s z a n o w a n i e zasad demokratycznych,
wolności słowa i p r a w obywatelskich - to oczywiście jest to „sprytny k a m u ­
flaż", „przebiegłość", „ p o d s t ę p " itp. Gdy miłośnikiem chrześcijaństwa i obroń­
cą papieża staje się - „zoologiczny" (zgodnie z n o m e n k l a t u r ą s t o s o w a n ą przez
„ N W " ) antyklerykał, wtedy oczywiście nie ma w t y m ani krzty wyrachowania;
jest to jedynie głęboka i szczera przemiana, której nie należy wnikliwie oceniać
1 traktować podejrzliwie.
Lustrzane odbicie, czyli faszystowski antyfaszyzm
Na podstawie wnikliwej lektury pisma „Nigdy Więcej!" i wypowiedzi jego redaktorów
możemy zatem stwierdzić, że:
•
głoszone przez nich hasła i teoretyczne uzasadnienia podejmowanych kroków trakto­
wane są nader instrumentalnie i często działalność praktyczna tego środowiska
stanowi ich zaprzeczenie;
stosowane przez to środowisko metody niewiele różnią się od m e t o d stosowa­
•
nych przez osoby i organizacje, które są u z n a w a n e przez „ N W " za faszy­
stowskie (a skupiłem się jedynie na łatwo dostępnych dla czytelnika i dzięki temu
bez problemu
weryfikowalnych faktach,
choć mógłbym przytoczyć szereg innych:
m.in. wypowiedzi redaktorów „NW" z prywatnej korespondencji ze mną i kilkoma
innymi osobami,
relacje świadków niektórych niejawnych działań podejmowanych
przez to środowisko itp. - uważam jednak, że „mądrej głowie dość dwie słowie" i już
przedstawione powyżej fakty świadczą wystarczająco o rzeczywistych intencjach
i mentalności twórców „NW"), a wielokrotnie w stopniu znacznie większym
niż w przypadku rzekomych faszystów wykazują p o d o b i e ń s t w o do działań
podejmowanych przez włodarzy Trzeciej Rzeszy.
Jeśli więc uznalibyśmy, że p r o p o n o w a n e przez redakcję „ N W " działania praw­
ne przeciwko przejawom faszyzmu i n n y m niż p r z e m o c fizyczna istotnie nale­
żałoby wprowadzić w życie, to kto wie, czy ich uczciwe (nie zaś wybiórcze) za­
stosowanie
nie
musiałoby doprowadzić
do
postawienia właśnie
tego
środowiska przed sądem, a nawet do jego delegalizacji. Trudno jednak oczeki292
FRONDA
19/20
wać takiego o b r o t u sprawy, gdyż zamiast walki z chamstwem, kłamstwem i sianiem
nienawiści mamy niestety do czynienia wyłącznie z walką z faszyzmem. Jeśli więc ktoś
przywdziewa maskę anty faszysty, może stosować metody typowo faszystowskie i nie po­
nosić za to jakiejkolwiek odpowiedzialności. M a m y tu praktyczne zastosowanie
przysłowiowej moralności Kalego: gdy Kali ukraść, to dobrze; gdy Kalemu
ukraść, to źle. Gdy faszystowskie m e t o d y stosują antyfaszyści - to dobrze, gdy
podobne m e t o d y stają się udziałem faszystów - to źle. W a r t o jednak, by redak­
torzy „ N W " (i ich zwolennicy), którzy od p e w n e g o czasu tak chętnie p o w o ł u ­
ją się na słowa papieża i hierarchów Kościoła, pamiętali o biblijnej przypowie­
ści o dostrzeganiu drzazgi w oku bliźniego i niemożności dostrzeżenia belki
w oku własnym.
REMIGIUSZ OKRASKA
Skróty t y t u ł ó w s t o s o w a n e w tekście:
G - „Garaż"
GAA - „Gazeta An Arche"
GW - „Gazeta Wyborcza"
11-12.07.1998
IŚ - „Inny Świat"
K - „Kanaloza"
MP - „Mać Pariadka"
NW - „Nigdy Więcej!"
P - „Pasażer"
ZB - „Zielone Brygady"
LATO
2000
293
Psychoanaliza była zemstą, która nad wyraz skutecz­
nie pogrzebała świat wartości, realizowanych przecież
w praktyce i przez samego Freuda.
Zygmunt Freud:
ja, bezbożny Żyd
ROBERT
NOCACKI
Psychoanaliza jest metodą badawczą, bezstronnym instrumentem,
jak - powiedzmy - rachunek różniczkowy.
Zygmunt Freud
Liście Erythroxylonu coca w i n n o się rozetrzeć na proszek, a p o t e m wstrząsać
w roztworze sody i eteru naftowego. Powstały w t e n sposób związek, struktu­
ra obejmująca 17 a t o m ó w węgla, 21 a t o m ó w wodoru, cztery atomy tlenu i je­
den azotu, przechodzi w postać ciała stałego poniżej 98° C. Po schłodzeniu do
temperatury pokojowej otrzymujemy białe kryształki, dobrze znane p o d na­
zwą kokaina. Mało kto zna s t r u k t u r ę chemiczną tego śmiercionośnego środka,
podobnie jak i fakt, że jego twórcą był nie kto inny jak sam „lekarz s n ó w " , Zyg­
m u n t Freud.
294
FRONDA
19/20
To właśnie on wyizolował substancję, z p o w o d u której liście koki żują In­
dianie, i w pracy ber coca odrzucił p o w s z e c h n ą w owych czasach opinię, że jej
działanie ogranicza się wyłącznie do rasy czerwonej. N i m przeprowadził grun­
towne badania kliniczne, uraczył białym proszkiem swojego przyjaciela Ernsta
Fleischa von Marxowa. Nie omieszkał wysłać kokainy także swojej „ukochanej,
maleńkiej narzeczonej", by „uczynić ją silną i m o c n ą " . Pomniejsze działki tra­
fiły do rodziny i przyjaciół. Planował już wkrótce u r u c h o m i ć produkcję na po­
trzeby drogerii i aptek.
1
Po kilku latach stawania się silniejszym i mocniejszym Ernst von Fleisch
zaczął widywać na swoim ciele pełzające białe węże i wyniszczony chorobą
narkotykową zmarł w roku 1 8 9 1 . Freud już wcześniej stracił szansę na u r u c h o ­
mienie masowej produkcji, b o w i e m wynalazek kokainy ukradł mu dr Karol
Koller, który opublikował wyniki t e s t ó w korzystając z tego, iż pomysłodawca
zamiast dokończyć prace badawcze wyjechał przekonywać do n o w e g o narkoty­
ku swoją narzeczoną. Jak sam do niej pisał, „jeśli będziesz ciekawa, przekonasz
się kto jest silniejszy - śliczna, m a ł a dziewczynka, która m a ł o je, czy też duży,
dziki mężczyzna aplikujący sobie kokainę". Nigdy nie darował swojej ukocha­
nej, że przez nią musiał na światową sławę czekać jeszcze wiele lat. Zacznijmy
jednak od początku...
Psycho fiction
Twórca psychoanalizy i kokainy urodził się w rosz chodesz miesiąca ijar roku
5616. Na imię mu d a n o Szlomo, co p o t e m z m i e n i o n o na Sigismund, a wresz­
cie na Z y g m u n t Salomon. 2 Gdy miał cztery lata, wraz z rodziną musiał prze­
nieść się z rodzinnego Freibergu do Wiednia, gdzie ukończył z wyróżnieniem
gimnazjum, a następnie podjął studia medyczne.
Po uzyskaniu dyplomu u d a ł o mu się wyjechać na s t y p e n d i u m do Paryża,
gdzie zapoznawał się z hipnozą p o d okiem samego Jean Martin Charcota.
Ustabilizował swą sytuację materialną, podejmując po powrocie do Wiednia
własną praktykę, dzięki czemu mógł poślubić M a r t ę Bernays. Pochodziła o n a
z rodziny samego rebe Izaaka Bernaysa, który był cochem w H a m b u r g u . 3 Wkrót­
ce powstała jego ostatnia praca, która m o ż e jeszcze uchodzić za n a u k o w ą przygotowane wspólnie z Józefem Breuerem Studia nad histerią. To właśnie za
nią (oraz za łapówkę) w roku 1902 został profesorem. Z a p e w n e gdyby na t y m
LATO-2000
295
m ł o d y dr Freud poprzestał, i tak zapisałby się
w historii medycyny. Tak się j e d n a k nie stało.
W roku 1900 ukazuje się jego książka
O interpretacji marzeń sennych, która - początko­
wo przyjęta bez zbytniego zainteresowania w ciągu kilku dziesięcioleci staje się na całym
świecie pozycją kultową. W samym Wiedniu swoją n o w ą m e t o d ą leczenia nerwic - „psychoanalizą",
jak ją nazwał, Freud skutecznie zraził do siebie większość
lekarzy, lecz zarazem zaczął stawać się postacią coraz lepiej znaną, a to dzięki
kolejnym publikacjom, coraz mniej medycznym, za to bardziej pretensjonal­
nym, łączącym antyklerykalizm z przesyconym erotyką o perwersyjnym zabar­
wieniu s p o s o b e m wyjaśniania zaburzeń mentalnych. Są to kolejno: Psychopato­
logia życia codziennego, Trzy rozprawy z teorii seksualnej, Totem i tabu, Przyszłość pew­
nego złudzenia, Das Unbehagen in der Kultur (w Polsce przyjęło się b ł ę d n e t ł u m a ­
czenie Kultura jako źródło cierpień) oraz finałowy Mojżesz i monoteizm.
Zawarte w tych książkach tezy szokowały raczej ze względu na kumulację
różnorodnych perwersji i w y n a t u r z e ń niż oryginalność. W ujęciu n a t u r y ludz­
kiej nie odbiegały od dobrze już wtedy znanych koncepcji S c h o p e n h a u e r a
i Nietzschego. Problem nieświadomości rozważali już starożytni, a Freud m u ­
siał o swoim „odkryciu" czytać u Leibniza, albo kiedy zaznajamiał się z teorią
magnetyzmu F. A. Messmera, zainspirowaną przezeń poezją Schellinga i Go­
ethego oraz „filozofią nieświadomości" E d u a r d a von H a r t m a n n a . Ze w s p o ­
m n i e ń Zweiga wynika, iż Freud prywatnie przyznawał, że o roli czynnika sek­
sualnego w nerwicach usłyszał od Charcota. Przy bliższym p o z n a n i u dorobku
francuskiej szkoły hipnozy okazuje się, że właściwie wszystko, co w psycho­
analizie jest zgodne z prawdą, wymyślił przed F r e u d e m uczeń Charcota, Pierre Janet (1859-1947). On też jako jeden z pierwszych sformułował rzeczową
krytykę psychoanalizy, zwracając uwagę, że tak daleko idące wyeksponowanie
czynnika seksualnego nie znajduje podłoża w wynikach b a d a ń klinicznych.
Włodzimierz Szewczuk we Wstępie do antypsychoanalizy (1973), z której to pra­
cy zaczerpnąłem powyższe informacje, krok po kroku odsłania sposób, w jaki
Freud preparował swoje prace autobiograficzne, tak by budując złudzenie
intelektualnej niezależności, nie przyznać się do oczywistego wpływu innych
autorów. Czyżby p o z n a n i e genezy psychoanalizy uniemożliwił Freudowi psy296
FRONDA
19/20
choanalityczny m e c h a n i z m „wyparcia"? W końcu przyznawał, że głównym pa­
cjentem jest on sam...
Już za życia swego twórcy psychoanaliza zdobyła sporą popularność, szcze­
gólnie w Austrii, Niemczech, Szwajcarii i Wielkiej Brytanii, a przede wszyst­
kim w Stanach Zjednoczonych. Freud wykształcił również wielką liczbę
uczniów, z których część potraktowała jego ujęcie psychoanalizy jako m o t y w
wyjściowy do budowy własnych wariacji (Carl Gustav Jung, Alfred Adler, San­
dor Ferenczi, O t t o Rank, Melanie Klein, Alfons M a e d e r czy Wilhelm Stekel),
a inni - jak Ernst Jones i A n n a Freud - ściśle trzymali się jego zaleceń. Psycho­
analiza w każdej z tych sprzecznych wersji, p o d o b n i e jak we wciąż powstają­
cych nowych (z których na największą uwagę zasługują teorie Ericha F r o m m a
i Karen Horney, a w mniejszym stopniu również H. S. Sullivana i znanego z fra­
pującej biografii Lutra Erika Eriksona), zyskała instytucjonalną postać prakty­
ki medycznej. W niektórych krajach, n p . w Stanach Zjednoczonych, u d a ł o jej
się zintegrować z medycyną i, choć gdzie indziej lekarze o s t r o przeciw niej
oponowali, wszędzie zdobyła stałe g r o n o pacjentów oraz znaczącą grupę zwo­
lenników wśród intelektualistów.
Z czasem fala popularności osłabła, a dziś środowiska naukowe, które zde­
cydowały się oprzeć na psychoanalizie, przypominają i n n e tego typu sekty:
zwolenników zimnej fuzji jądrowej, teorii chaosu albo paleoastronautyki. Już
w 1970 roku Erich F r o m m stwierdził: „współczesna psychoanaliza przeżywa
kryzys, którego zewnętrznym objawem jest spadek liczby s t u d e n t ó w wybiera­
jących staż w instytutach psychoanalitycznych, a także spadek liczby pacjen­
t ó w (...) Pojawiły się terapie konkurencyjne, a ich twórcy utrzymują, że przy­
noszą o n e lepsze rezultaty w znacznie krótszym czasie za znacznie mniejsze
pieniądze." 4
Fromm, pewnie dlatego, że sam był psychoanalitykiem, i tak pozostawał
w swojej ocenie bardzo łaskawy. Inny autor, prof. Eysenck w Decline and Fali od
the Freudian Empire (1986), pisał dosadniej: „psychoanaliza - i m p e r i u m Freuda
- upada. N o w e osiągnięcia nauki są krytyczne wobec tez psychoanalitycznych,
czego nieuniknionym rezultatem jest spadek wpływów i prestiżu psychoanali­
zy (...) To rozczarowanie nie d o t k n ę ł o jeszcze Ameryki Południowej, Francji
i paru innych krajów, które ciągle z u p o r e m trzymają się przestarzałych pojęć
i teorii. Jednakże nawet t a m zaczynają się pojawiać wątpliwości. Stopniowo i te
kraje pójdą w ślady USA i Wielkiej Brytanii."
LATO
2000
297
Zaskoczeniem jest nie tyle spadek popularności psychoanalizy, co fakt, że
w ogóle stalą się o n a znana szerszemu g r o n u odbiorców. Dlaczego Freudowi mimo, że jego prace nie były zbyt oryginalne i od początku znajdowały się p o d
silnym obstrzałem środowisk naukowych - u d a ł o się przebić do m a s o w e g o od­
biorcy? Fakt ten t r u d n o racjonalnie umotywować. Gdybym to ja dziś szukał
wydawcy dla makabrycznej opowieści o synach zabijających ojca jako źródle re­
ligii, to zapewne wylądowałbym w „serii z tygryskiem" o b o k dzieł r ó w n i e epo­
kowych jak Adolf Hitler, założyciel Izraela. Tymczasem we Freudzie zaczytywali
się Albert Einstein, Henri Bergson, Artur Schnitzler, G u s t a w Mahler, J a m e s
Joyce, Pablo Picasso, Salvadore Dali, H e r m a n n Hesse, a w Polsce n p . Bruno
Schulz. Po Anschlussie Roosevelt osobiście przykazał s w o i m d y p l o m a t o m za­
dbać o bezpieczeństwo Freuda.
Najprostsza odpowiedź to ta, że wyżej wymienieni myśliciele byli w znacz­
nej części Żydami, przedstawicielami n a r o d u nadzwyczaj solidarnego, który
zwykł popierać „swoich", nawet gdy głębsza refleksja na t e m a t merytoryczne­
go aspektu ich twierdzeń skłaniała do ocen negatywnych. Taki wątek w proce­
sie p r o m o w a n i a psychoanalizy niewątpliwie istnieje, ale t r u d n o byłoby cały fe­
n o m e n popularności Freuda doń sprowadzać, tym bardziej że wśród jego zwo­
lenników nie brakowało ludzi, nie mających korzeni semickich, z Marią Bona­
parte na czele. Inne wytłumaczenie jest takie, że prawie żaden z wymienionych
i niewymienionych zwolenników psychoanalizy w gronie wybitnych myślicieli
nie miał większego pojęcia o psychologii, przez co ł a t w o poddawali się oni
zbiorowej sugestii. Za taką interpretacją przemawiać m o ż e choćby w s p o m n i e ­
nie Freuda o spotkaniu z Einsteinem: „jest pogodny, uprzejmy i budzi zaufa­
nie, zna się na psychologii tyle, co ja na fizyce, tak więc m i ł o sobie p o r o z m a ­
wialiśmy" 5 . Ale i takie wytłumaczenie rodzi tylko kolejne pytanie: skąd się
więc wzięła owa „zbiorowa sugestia"?
Dla ostatecznego powodzenia psychoanalizy kluczowy okazał się fakt, iż
Freud umiał się zręcznie wstrzelić w m o d y intelektualne wśród postępowych
elit twórczych, dzięki czemu począwszy od I wojny światowej praktycznie każ­
dy szanujący się intelektualista czuł się zobowiązany do poczynienia życzliwej
wzmianki na t e m a t jego prac. W i n n y m wypadku zostałby przez kolegów po
fachu zdemaskowany jako osoba ulegająca m e c h a n i z m o w i represji, wynikają­
cej zapewne z traumatycznego dzieciństwa lub przykrych doświadczeń seksu­
alnych. Jego pozycja jako intelektualisty zostałaby m o c n o nadszarpnięta, nie
298
FRONDA
19/20
mówiąc już o tym, że któż by chciał mieć opinię bitego dzieciaka albo łóżko­
wego nieudacznika? Doszło nawet do tego, iż niektórzy myśliciele powoływa­
li się na Freuda jeszcze n i m uważnie przestudiowali jego prace, czego klasycz­
6
nym przykładem jest Herbert Marcuse. Jak to później wykazano , pomylił on
znaczenie podstawowych pojęć psychoanalizy, co mu bynajmniej nie przeszka­
dzało w określaniu się m i a n e m jej zwolennika, a n a w e t napisaniu na t e n t e m a t
7
książki .
Wielkimi atutami Freuda okazały się jego żydowskie pochodzenie, socjali­
styczne przekonania polityczne (dom, w którym spędził prawie całe dorosłe
życie, kupił tylko dlatego, że wcześniej mieszkał w n i m lider austriackich so­
cjalistów),
ostentacyjny antyklerykalizm
oraz wyeksponowany
seksualizm.
Wszystko to czyniło zeń modelowego wyrzutka z głównego n u r t u życia spo­
łecznego. Nie ważne, że prowadzący spokojne życie wiedeńskiego mieszczani­
na Freud nim nie był - i tak jego magiczna siła przyciągała tych wszystkich,
którzy walczyli z „zalewem czarnego m u ł u " (tak właśnie wiedeński analityk
określał metafizykę), a ostentacyjne popieranie go było po p r o s t u wyrazem
b u n t u i sprzeciwu wobec kulturowego mainstreamu epoki. W ł a ś n i e fakt, że psy­
choanaliza rekrutowała swoich zwolenników z owej grupy zawodowych here­
tyków, przyniósł jej światową sławę w m i a r ę jak „ n o r m a l n o ś ć inaczej" stawała
się obowiązującym k a n o n e m postępowania. Nigdy nie przyjęta przez naukę,
została wpuszczona do naszego dziedzictwa kulturowego bocznymi drzwiami:
przez powieści, filmy, obiegowe powiedzenia, stereotypowe sądy. Będąc od­
biorcami m e d i ó w wiele osób staje się wyznawcami psychoanalizy tkwiąc jesz­
cze w okresie „pregenitalnym", a p o t e m oddaje jej cześć do końca życia - i to
mimo, że być m o ż e nigdy nie przeczytają oni żadnej pracy Freuda. 8
Drugi powód popularności jego teorii jest taki, że Freud był doskonałym li­
teratem. Albert Einstein twierdził: „szczególny podziw wzbudziło we m n i e to
pańskie dzieło, podobnie jak wszystkie pańskie prace, ze względu na kunszt li­
teracki. Nie znam nikogo ze współcześnie żyjących, kto w języku niemieckim
opisywałby w tak mistrzowski sposób sprawy, jakimi się zajmuje". Gdy w roku
1927 wielki rywal Freuda, prof. Wagner-Jauregg, odbierał Nobla, tak komento­
wał szanse psychoanalityka: „może jeszcze otrzyma nagrodę - ale literacką!" 9
H e r m a n Hesse widział w pracach Freuda „wielkie wartości ludzkie, jak i literac­
kie", a Tomasz M a n n mówił o „nawiązywaniu do wzorów wielkiej eseistyki nie­
mieckiej" 1 0 . Rajcy Frankfurtu, doceniając wymiar literacki prac Freuda, przyznali
LATO.2000
299
mu nagrodę im. Goethego, co mia­
ło przynieść mu jedną z najwięk­
szych satysfakcji w życiu."
„Psychoterapia nie jest lecze­
niem, ale rozmową. Freuda widzę
jako wielkiego retora raczej niż
wielkiego n a u k o w c a " - pisał To12
m a s Szasz . Jeden z pacjentów,
którzy leżeli na kozetce Freuda,
w s p o m i n a ł : „zanim się spostrze­
głem,
o p o w i e d z i a ł e m m u całe
swoje życie, bez jakichkolwiek opo­
rów opowiedziałem o sprawach, o których jeszcze z nikim nie rozmawiałem.
Jakiż miałoby sens coś przed n i m ukrywać. On przecież wiedział wszystko
z góry." Równie dobrze słowa te mógłby powiedzieć ktoś odchodzący od kon­
fesjonału Padre Pio albo świętego proboszcza z Ars. Ponad wszelką wątpliwość
zachodzi związek między kryzysem spowiedzi, sprowadzonej do odklepania
zwyczajowej formułki, a popularnością psychoanalizy. A to dowodzi, że całe jej
terapeutyczne działanie z naukowego p u n k t u widzenia sprowadza się do efek­
tu placebo - w przeciwieństwie do spowiedzi, która posiada realny, choć nie za­
wsze dostrzegany, wymiar transcendentny.
Wróćmy do problemu zgodności prac Freuda z k a n o n a m i r o z u m o w a n i a na­
ukowego. Znany terapeuta żydowskiego pochodzenia, Bruno Bettelheim, twier­
dził, że terminologia Freuda jest metaforyczna, „sugestywna i bogata w znacze­
nia", „nawiązuje do m i t u i d r a m a t u " . O w a metaforyczność „służy jako mosty
łączące surowe fakty z wyjaśnieniami" i „porusza ludzkie struny w człowie­
ku"' 3 , ułatwiając percepcję szerokiemu gronu odbiorców i korzystnie odbijając
się na tle utrzymanych w specjalistycznym żargonie prac naukowców. Powyższe
refleksje są trafne, zdumiewa tylko, że ich autor - człowiek bądź co bądź dobrze
wykształcony - widzi w nich zalety psychoanalizy. Tak naprawdę owa bogata
metaforyka czyni prace Freuda nawet nie tyle nieprawdziwymi, co raczej nieweryfikowalnymi dla naukowca. Można to nazwać świecką mistyką albo psychofiction, ale na p e w n o nie nauką. Sam Bettelheim zauważa, iż Freud odwoływał się
do Goethego, Szekspira, Dostojewskiego czy Nietzschego, ale „rzadko cytował
przyrodników, nie mówiąc już o lekarzach" 1 4 . N a m pozostaje jedynie ubolewać,
300
FRONDA
19/20
że psychoanalitycy nie mają zwyczaju informować swoich pacjentów, iż nie tra­
fili do lekarzy, lecz „poetów duszy". Kolejną trafną uwagą Bettelheima jest ta,
że Freud był zręcznym słowotwórcą i po części popularność zawdzięcza takim
t e r m i n o m jak „sfery e r o g e n n e " czy „kompleks Edypa", które brzmią ładnie bez
względu na to czy koncepcje składające je w jedną całość są prawdziwe. Jak to
15
ujął Bohdan Suchodolski , „wszystkie jego poglądy są martwe, ale lektura tych
tekstów jest żywa i zajmująca".
Freud porwał intelektualistów literackimi pracami popularyzatorskimi, jak
Cierpienie w kulturze, Przyszłość pewnego złudzenia czy Totem i tabu. Tymczasem,
aby zrozumieć, że wyssał swoje hipotezy z palca, nie mając żadnego oparcia
w materiale źródłowym i badaniach klinicznych, trzeba by porzuciwszy lektu­
rę popularnych wydawnictw, gdzie spisywał obserwacje n a t u r y ogólnej, przy­
stąpić do logicznej analizy n o t a t e k z poszczególnych terapii - i to właśnie n o ­
tatek, a nie późniejszych ich opisów w literaturze fachowej. Efekty takiej pra­
6
cy są przerażające' i jedynie zręczność apologetów w t u s z o w a n i u b ł ę d ó w mi­
strza pozwala ukryć ten fakt w jego biografiach oraz opracowaniach na t e m a t
17
psychoanalizy . Czasami jesteśmy wręcz w stanie odtworzyć „głuchy telefon"
szeregu autorów, którzy kolejno się cytując uzupełniają notatki Freuda coraz to
nowymi szczegółami, łącznie z w k ł a d a n i e m w u s t a pacjentów interpretacji,
które w rzeczywistości wypowiedział analityk. 1 8
My tymczasem prześledźmy, jakie były realne efekty praktyki medycznej
dra Freuda:
1. Psychoanaliza zacząć się miała od Anny O. 19 , w rzeczywistości Berty Papp e n h e i m , która gdy tylko wróciła do równowagi psychicznej, stała się za­
gorzałą przeciwniczką teorii Freuda. Nic w t y m dziwnego, skoro Freud
i Breuer wcale jej nie wyleczyli, a kryzys u d a ł o się przezwyciężyć po wielu
innych terapiach i pobytach w sanatoriach. Fakt, że kuracja zakończyła się
niepowodzeniem, przyznał również inny znany psychoanalityk żydowski,
Georg Markus 2 0 . Po powrocie do równowagi psychicznej A n n a O. zdobyła
sławę jako sufrażystka, zakładając Żydowski Związek Kobiet.
2. Jeszcze większym o s z u s t w e m był rzekomy pierwszy sukces psychoanalizy
na większej próbie pacjentów, ogłoszony przez dra Freuda 21 kwietnia
1896 roku w „Verein fur Psychiatrie u n d Neurologie in W i e n " . Miało go
stanowić wyleczenie 18 osób, które dokonały wyparcia ze świadomości do­
świadczeń seksualnych z dzieciństwa. W rzeczywistości było ich mniej, zaLATO2000
301
pewne czworo, co zresztą jest poprawką na korzyść Freuda, bowiem tak na­
prawdę nie wyzdrowiała żadna.
21
Podobne o s z u s t w a s t o s o w a n o i później.
Gdy pewien amerykański t e r a p e u t a zaczął utrzymywać, że wyleczalność je­
go pacjentów wynosi 97 procent, stwierdzono, że z ogólnej liczby 595 pa­
cjentów odjął 400, którzy wycofali się z analizy albo których przypadki nie
nadawały do jednoznacznej oceny. Dopiero pozostała liczba stanowiła
p u n k t wyjściowy jego „statystyki".
22
3. „Człowiek-szczur" nie zdążył reklamować psychoanalizy, gdyż zapewne zgi­
nął w czasie I wojny światowej. Zdziwiłbym się jednak, gdyby terapia oka­
zała się skuteczna. Freud najpierw pomylił stan faktyczny, postawił diagno­
zę, a gdy sytuacja się wyjaśniła, nie zdecydował się na zmianę terapii.
23
4. „Mały H a n s " , kolejny sztandarowy obiekt analizy Freuda, przeczytawszy 14
lat po spotkaniu z lekarzem opis swojego przypadku, nie był w stanie sobie
2
nic przypomnieć '', co świadczy, że nie przywiązywał do analizy większej wa­
gi. Zresztą d o k o n a n e post factum badanie tego przypadku wskazuje, że przed
postawieniem ostatecznej diagnozy Freud mógł zagubić część własnych n o ­
tatek albo rozmyślnie je pominąć. W rezultacie przyjął tezę, jakoby „rodzi­
ce [Hansa] w sposób zasadniczy unikali naszych wychowawczych grzechów
pierworodnych. Stanowczo uznali, że nie wolno go ośmieszać ani tyranizo­
wać". Tymczasem gdyby Freud znał własne notatki, znalazłby wyrażone
expresiss verbis groźby obcięcia męskości oraz upokarzające kłamstwa rodzi­
ców. F r o m m nazwał tę pomyłkę „zaćmieniem Freuda".
5. Inny modelowy i znany z p i s m analitycznych przykład to „ D o r a " , której
ojcem był lider austriackich socjaldemokratów O t t o Bauer. J e d n a k i o n a jak przyznawał sam Freud - „pozbawiła go satysfakcji z gruntowniejszego
uwolnienia jej od choroby" 2 5 . Nie jest to zaskakujące biorąc p o d uwagę, że
w przypadku tej pacjentki Freud najpierw s a m postawił diagnozę, dopie­
ro p o t e m ją wysłuchał, a n a s t ę p n i e z m u s i ł do przyjęcia swojego p u n k t u
widzenia. 2 6
6. Również „człowiek-wilk" był leczony wielokrotnie, za drugim razem już
z lepszym skutkiem. 2 7 Podobne wpadki trafiały się i n a s t ę p c o m Freuda.
Gdy American Psychoanalytic Association ogłosiło, że wyleczalność ich pa­
cjentów sięga 1/3, psychologowie odpowiedzieli, że jeszcze większy pro­
cent osób z tego typu zaburzeniami zdrowieje bez p o m o c y medycyny. 2 8
Czyżby więc psychoanaliza szkodziła?
302
FRONDA
19/20
Powyższą listę m o ż n a by
wydłużać w nieskończoność.
Wszystkie te klęski nie wyda­
dzą się czymś nienaturalnym,
jeśli
spojrzymy
na
warsztat
badawczy Freuda. Na widok
egzemy wokół ust od razu
szukał
wyjaśnienia w fanta­
zjach o seksie oralnym, nie ra­
cząc nawet sprawdzić, czy nie
jest to uczulenie albo wysypka
na tle
bakteryjnym.
Wolne
skojarzenia pacjentów w razie
potrzeby łatał własnymi. Zde­
nerwowanie kobiety, która ba­
wiła się torebką, wystarczyło mu
do wydania kategorycznego sądu: w dzieciństwie się m a s t u r b o w a ł a i wyraża
podświadome życzenie, że teraz również ma ochotę na masturbację; 18 osób na
20 możliwych to jego zdaniem 80 procent; ataki kaszlu świadczą o podświado­
mej ochocie na seks oralny; jeśli ktoś poblednie na widok innej osoby, to z całą
pewnością jest w niej zakochany. 2 9
Trudno streścić tutaj całą, genialną w treści i m o n u m e n t a l n ą w formie,
książkę
Maxa
Scharnberga
The Non-Authentic Naturę of Freud's
Observations,
w której zebrana została gigantyczna ilość p o d o b n y c h potknięć, o s z u s t w i błę­
d ó w wiedeńskiego terapeuty, a przecież istnieją także inne tego typu pozycje,
jak The Experimental Study of Freudian Theories H a n s a Jurgena Eysencka i G l e n n a
D. Wilsona (1973), Psychoanalytic „Evidence": A Critiąue Based on Freud's Case of
Little Hans Josepha Wolpe'a i Stanleya R a c h m a n a (w Personality Theory and Rese­
arch, California 1964) czy wreszcie zupełnie oryginalne spostrzeżenia Włodzi­
mierza Szewczuka, zawarte we w s p o m n i a n y m już Wstępie do antypsychoanalizy.
W wielu wypadkach Freud kłamał w żywe oczy, choć przynajmniej niektóre
z jego b ł ę d ó w wynikały ze zwyczajnej ignorancji. W końcu s a m przyznawał:
„nigdy nie byłem lekarzem w d o s ł o w n y m r o z u m i e n i u tego słowa"" 1 . Dodajmy,
że na ukończenie s t u d i ó w potrzebował aż o sześć s e m e s t r ó w więcej niż stan­
dardowe pięć l a t ! "
LATO-2000
303
Z powyższych p o w o d ó w środowiska n a u k o w e nie podzielały entuzjazmu
intelektualistów wobec koncepcji Freuda. W roku 1916 francuski biolog Delage pisał: „psychoanaliza jest psychozą. Określając ją najogólniej, m o ż e m y p o ­
wiedzieć, iż jest chorobą; ludzie dotknięci nią, stają się niezdolni do przyjmo­
wania po p r o s t u najmniejszych gestów, najbanalniejszych słów tych, z którymi
obcują: we wszystkim m u s z ą się doszukać jakiegoś głęboko ukrytego znacze­
nia" 3 2 . Freudowi, n a m i ę t n e m u palaczowi, przypisuje się sławne powiedzenie:
„czasami cygaro to tylko cygaro", które doskonale oddaje t e n aspekt n a t u r y
zwolenników psychoanalizy. Inni w p r o s t nazywali p o d o b n y s p o s ó b myślenia
„panświnizmem" 3 3 .
„Psychoanaliza jest tą chorobą u m y s ł u , która s a m a uważa się za m e t o d ę le­
czenia" - twierdził Karol Krause. Oprócz obsesyjnego wyszukiwania erotycz­
nych podtekstów, najczęściej w y m i e n i a n y m jej objawem pozostaje bardzo głę­
bokie skoncentrowanie na własnej osobie, co zazwyczaj zwie się „autoanalizą".
Jak m ó w i dowcip, na ofertę „pozwól, że Ci p o m o g ę " zwolennik F r e u d a o d p o ­
wie: „to twój problem, ja nie chcę się angażować". Potrąciwszy kogoś na ulicy
normalny człowiek powie „przepraszam"; czytelnik Freuda wykrzyknie: „Uwa­
żaj jak chodzisz!" Jeśli zrobi on coś niezgodnego ze s t a n d a r d a m i moralnymi,
to n a w e t nie czuje się winny, gdyż odpowiedzialne są jego popędy, a on je tyl­
ko zaspokaja, przy czym - co wynika z braku religijnej metafizyki - nie ma
w życiu celu wyższego n a d ich zaspokajanie. Czy m o ż n a więc w takiej sytuacji
mieć do niego jakiś żal? 3 4
W wielu wypadkach s y m p t o m y c h o r o b o w e tak się nasilają, że dochodzi do
utraty pracy, z a ł a m a ń psychicznych, a jeszcze częściej: rozpadu rodziny. Wobec
takich osób wskazane byłoby używać określeń „freudofil" albo „człowiek po
sfreudowaniu m ó z g u " . Najbardziej niebezpiecznym skutkiem takiej freudofilii
jest niszczenie więzi między rodzicami a dziećmi z p o w o d u urojonych zarzu­
tów molestowania seksualnego. Całkiem n i e d a w n o przez Stany Zjednoczone
i Europę Zachodnią przetoczyła się fala procesów, w których psychoterapeuci
występowali w charakterze biegłych, a ich pacjenci - ofiar, r z e k o m o wykorzy­
stywanych seksualnie w dzieciństwie.
Koncepcja uwiedzenia w dzieciństwie jest j e d n y m z fundamentalnych
twierdzeń już u samego Freuda, j e d n a k on s a m uważał, że jest to raczej dzie­
cięca fantazja, a uznanie ją za realną było „ b ł ę d e m w jaki przez chwilę popa­
d ł e m " 3 5 . Niektórzy z epigonów uznali to jednak za przejaw pruderii i uległości
304
FRONDA
19/20
wobec „faryzejskiej" moralności konserwatywnych elit, każdorazowo nadając
uwiedzeniu wymiar fizykalny. Wydana w 1981 roku w Oxfordzie książka Patricii Mrazek i H e n r y ' e g o Kempę Sexually Abused Children and Their Families oraz
o rok późniejsza publikacja Suzanne Sgroi Handbook of Cłinical Intervetion in
Child Sexual Abuse pomogły zamienić tak z m u t o w a n ą „koncepcję uwiedzenia"
w wielki strumień zielonych b a n k n o t ó w płynących z k o n t rodziców do kiesze­
ni prawników. Z a n i m do sądów dotarły zadające k ł a m t e z o m Mrazek i Sgroi
wyniki badań klinicznych, na wiele lat ożyła atmosfera czasów, gdy wystarczy­
ło w sobotę zapomnieć napalić w piecu, by zostać oskarżonym o obchodzenie
szabasu. Można przytoczyć sporą liczbę k a z u s ó w prawnych, w których czło­
wiek - najprawdopodobniej niewinny - został skazany na zakaz kontaktu ze
swoim dzieckiem, a n a w e t wieloletnie więzienie na podstawie takich psycho­
analitycznych „ d o w o d ó w " molestowania.
36
Powstał n a w e t specjalny t e r m i n -
false memory syndrom, s y n d r o m fałszywej pamięci - na określenie u r a z u psy­
chicznego, polegającego na w m ó w i e n i u sobie, w b r e w faktom, iż w dzieciń­
stwie było się wykorzystanym seksualnie przez rodziców.
Równie zabójcze dla zachodniej cywilizacji okazało się u z n a n i e autorytetu
Freuda w dziedzinie życia małżeńskiego. „Gdyby jego poglądy na seks i m a ł ­
żeństwo były słuszne, to prostytutki powinny być najbardziej szczęśliwymi
ludźmi na ziemi" - ironizował po latach jeden z krytyków 3 7 . Psychoanaliza, wy­
brana jako droga rozwiązywania p r o b l e m ó w rodzinnych, uzależnia jak narko­
tyk, w dodatku bezwzględnie narzucając schemat myślenia o życiu d o m o w y m
jako nieustającej walce o wpływy i kontrolę. Liczba r o z w o d ó w w ś r ó d par,
w których choćby jedna strona p o d d a się terapii, jest ogromna, a ta destrukcja
prowadzi do długiego ciągu nowych związków, zakończonych dokładnie tak
samo jak pierwszy, choć trzeba zaznaczyć, że w miarę rozwoju psychoanalizy
pojawia się istotne novum w postaci coraz rzadszego wybierania p a r t n e r ó w płci
przeciwnej. Oczywiście, szukanie przyczyny każdego n i e u d a n e g o związku wy­
maga intensyfikacji terapii, a nawet p o m o c y kilku niezależnych analityków.
Tworzą się więc miejsca pracy dla nowych specjalistów, którzy dzięki zręcznej
reklamie wciągają w psychoterapię n a s t ę p n e ofiary.
Oprócz b ł ę d ó w w opisie i ocenie stanu faktycznego, które zraziły tak wie­
lu naukowców, Freud popełnił jeszcze fundamentalne o s z u s t w a metodologicz­
ne, z których najbardziej b r z e m i e n n y m w skutki okazało się wysuwanie gene­
ralnych wniosków z obserwacji całkowicie wyizolowanych i z pojedynczych
LATO'2000
305
przypadków. Co gorsza, najczęściej owym „pojedynczym przypadkiem" był nie
kto inny, jak właśnie doktor Freud. „Freud był przypadkiem dla Freuda", pisał
jeden z biografów. Również nasz główny b o h a t e r przyznawał: „głównym pa­
38
cjentem jestem ja sam" .
Twierdzenie, iż fundamentalne wnioski wyciągnął z analizy swojej osobo­
wości, to kolejny powód, dla którego lwia część procesu badawczego znajduje
się poza możliwością weryfikacji współczesnych naukowców, nie mówiąc już
o tym, że także co do innych osób w miejsce zapisków z badań klinicznych
przedstawiał eseje, opowiadania, nowele lub przypowieści, zawsze pikantnie
przyprawione erotycznymi fantazjami, a czasami również żydowskim h u m o ­
rem ludowym. Czyta się to przyjemnie - niestety, wartość merytoryczna jest
znikoma. Jak podaje Scharnberg, w sprawie najbardziej znanej z analitycznych
teorii własne notatki Freuda składają się w zaledwie w 4,9 p r o c e n t a z wyników
badań, z czego jeszcze prawie 1/4 to o r n a m e n t y k a językowa, a nie kliniczny
opis.
39
Zostaje niewiele p o n a d 300 słów! Dosyć to krucha p o d s t a w a do wywra­
cania całego porządku cywilizacji łacińskiej. Freud s a m przyznawał, że od
40
sprawdzalnych faktów woli się powoływać na „ p o e t ó w i znawców duszy" .
Wnioski wyciągnięte z analizy o d m ę t ó w swojej nieświadomości Freud od
razu zamieniał w dogmatyczne formuły, których u z n a n i e było w a r u n k i e m ko­
niecznym przy zgłaszaniu akcesu do jego ruchu. N a w e t ludzie mu bliscy, tacy
jak Stefan Zweig czy Artur Schnitzler, przyznawali, że w dogmatyzmie p r ó ż n o
by mu było szukać godnych rywali. Doszło do tego, że gdy zdolny analityk, Ot­
to Rank, odszedł od Freuda, to rozwiodła się z n i m żona - fanatyczna zwolen­
niczka mistrza. 4 1 Sam wiedeński t e r a p e u t a nazywał osoby, które od jego spo­
sobu myślenia się oddaliły - „heretykami" i „odszczepieńcami" 4 2 . Ferencziego
ostrzegał przed odejściem od „tradycyjnych zwyczajów i technik psychoanali­
zy", co anonimowy czytelnik na marginesie egzemplarza Freud's Mission, z któ­
rego korzystałem, skomentował: /ta/t, hak, tradition? Książka ta należała uprzed­
nio do U. S. Army i uwaga ta jak najlepiej świadczy o inteligencji jej żołnierzy.
Na t e m a t jednego z odszczepieńców Freud pisał w liście do Zweiga: „nie rozu­
m i e m twojej sympatii do Adlera. Dla żydlądka z przedmieścia Wiednia śmierć
w Aberdeen jest już niesłychaną karierą. Świat hojnie go wynagrodził za usłu­
gi w zwalczaniu psychoanalizy."
Interesujące efekty przynosi również analiza języka, jakiego używali wobec
Freuda apologeci. Tak o t o był on „ojcem" 4 3 , którego postawa cechowała się „or306
FRONDA
19/20
todoksyjnością" 4 4 , do którego odbywa się „pielgrzymki" 4 5 i który niczym Chry­
stus przeszedł „drogę krzyżową" 4 6 . W rodzinie „uchodził za n i e o m y l n e g o " oraz
był „ p o d o b n y m Bogu patriarchą" 4 7 . Co bardziej trzeźwi ze współczesnych
Freudowi ujmowali to raczej tak: „sprawia on wrażenie człowieka o p ę t a n e g o
przez swe idee (...) m a m p o w a ż n e podejrzenia, że Freud (...) jest prawdziwym
szaleńcem" 4 8 . Erich F r o m m , analizując język jakim posługiwali się dwaj „orto­
doksyjni" zwolennicy wiedeńskiego mistrza, zapisał: „intensywność nacisków,
które zakazują krytyki lidera «organizacji», p r z y p o m i n a system dyktatorski,
który zagraża życiu i zdrowiu jednostki" 4 9 .
Z tego skrajnego egocentryzmu badawczego m a m y przynajmniej tę ko­
rzyść, iż zachowała się wystarczająca ilość materiału do d o k o n a n i a psychoana­
lizy osobowości jej twórcy. Próbowała tego n p . Marie Balmary w Psychoanalyzing Psychoanalysis (1982), jednak a u t o r e m , który w tych szrankach wykazał się
największą zręcznością, okazał się Erich F r o m m i jego Sigmund Freud's Mission.
An Analysis of His Personality and Influence.
Bez wątpienia najbardziej frapujący p u n k t analizy osobowości Freuda to
szukanie wyjaśnienia jego histerycznej nienawiści do Kościoła w traumatycz­
nych doświadczeniach z dzieciństwa. Prace na ten t e m a t opublikowali amery­
kański jezuita W. W. Meissner oraz wywodzący się z ortodoksyjnej rodziny ży­
dowskiej Gregory Zilboorg, który początkowo przystał do sekty kwakrów, a na­
stępnie wstąpił do Kościoła katolickiego, choć w swoim dążeniu do syntezy
chrześcijaństwa i psychoanalizy nie reprezento­
wał wyrażonego przez Piusa XII stanowiska
katolickiej ortodoksji. 5 0 Z d a n i e m Zilboorga,
ową katastrofą emocjonalną z dzieciństwa
Freuda było aresztowanie pod zarzutem kra­
dzieży katolickiej niani małego Zygmunta.
Powyższa teza, z której wynika, że freudow­
ska niechęć do Kościoła była zupełnie irracjo­
nalna, nie cieszy się sympatią większości psy­
choanalityków, choć i wśród nich pojawiają
się głosy, że jakieś dramatyczne zdarzenie
w jego dzieciństwie musiało mieć miejsce. 5 1
Traumatyczny charakter niechęci Freuda
do religii czyni zrozumiałą pobłażliwość dlań
LATO
2000
wielu duchownych. Opłakane skutki wynikły jednak z rozciągnięcia tej pobłaż­
liwości również na jego poglądy. Z a r ó w n o wśród Ż y d ó w reformowanych, jak
i p r o t e s t a n t ó w oraz tzw. katolików otwartych zaczęli się pojawiać zwolennicy
konwergencji freudyzmu z tradycyjnymi systemami religijnymi. Wśród żydow­
skich przywódców religijnych ze zwolenników Freuda najbardziej p o p u l a r n y m
okazał się rabin J o s h u a Loth Liebman, który wyłożył swoje teorie w wydanym
w 1946 roku na rynku amerykańskim bestsellerze Peace of Mind. Niecałe dwie
dekady wcześniej A.A. Roback w pracy Jewish Influences in Modern Thought
okrzyknął wiedeńskiego psychoanalityka m i a n e m „chasyda współczesnej psy­
chologii". Myślę, że każdy szanujący się ortodoksyjny Żyd wszelkie próby przy­
pisania Freudowi poczesnego miejsca w dorobku j u d a i z m u uznałby za obrazę.
Natomiast Żydzi pozostający w b e z p o ś r e d n i m otoczeniu Freuda oraz ich na­
stępcy byli ateistami, czasami - jak w przypadku Ericha F r o m m a - renegatami
z judaizmu ortodoksyjnego.
W obrębie chrześcijaństwa najbardziej z n a n y m sojusznikiem Freuda, któ­
ry przetarł szlak dla Paula Tillicha i wielu innych, był p a s t o r Oskar Pfister. Na
sławne pytanie wiedeńskiego doktora, dlaczego wymyślenie psychoanalizy
musiało czekać na bezbożnego Żyda, odpowiedział: „nie jesteś bezbożny, albo­
wiem każdy, k t o żyje w Bogu i kto walczy o wyzwolenie miłości, pozostaje,
w zgodzie ze słowami Św. Jana (1 J 4,16), w Bogu (...) nigdy nie było lepsze­
go chrześcijanina" 5 2 . D u ż o bardziej krytyczny niż wobec Freuda pozostawał pa­
stor wobec katolicyzmu, który uważał za „religię maksymalnego wyparcia na­
turalnego życia instynktownego". Z a p e w n e z tej to właśnie przyczyny katolic­
cy święci to dla niego ewidentni neurotycy, nawiedzeni wizjonerzy, obsesjonaci cierpiący na histeryczne bóle, o k r u t n i e traktujący swoją seksualność. Jedyną
nadzieją dla nich jest protestancka wolność, która „odwraca fenomen represji
wykształconej w celibacie, hierarchii i życiu monastycznym" 5 3 . Przyjaźń pasto­
ra Pfistera i żydowskiego psychoanalityka przetrwała nawet publikację Przy­
szłości pewnego złudzenia, co t e n pierwszy tłumaczył następująco: „mocny inte­
lektualnie przeciwnik religii jest bardziej przydatny niż tysiące bezużytecznych
zwolenników (...) Ty zawsze byłeś tolerancyjny dla m n i e , dlaczegóż ja b y m nie
miał być tolerancyjny dla Twojego a t e i z m u ? " 5 4
Chyba tylko głęboka fascynacja F r e u d e m nie pozwalała Pfisterowi dostrzec,
że dla religii wcale nie był on tolerancyjny. Twierdził: „pragnę ustrzec psycho­
analizę przed lekarzami i kapłanami. Pragnę powierzyć ją o s o b o m uprawiają308
FRONDA
19/20
cym profesję, która jeszcze nie istnieje,
profesję świeckiego wspomożyciela duszy,
który nie m u s i być lekarzem, a nie m o ż e
być kapłanem."
55
„Nasza nauka nie jest ilu­
zją. Ale iluzją byłoby wierzyć, że m o ż e m y
skądinąd otrzymać to, czego o n a dać n a m
nie może."
56
Te i inne wypowiedzi nie po­
zostawiają wątpliwości, jaką rolę w tworze­
niu psychoanalizy odegrały ateizm i antyklerykalizm Freuda. Swojej nienawi­
ści do Kościoła nie ukrywał, pozwalając sobie na wypowiedzi w rodzaju: „w do­
bie Renesansu Kościół był bliski upadku, uratowały go tylko dwa czynniki: sy­
57
filis i Luter" . Niewątpliwie zestawienie Lutra z syfilisem odznacza się swoistą
finezją, jednak meritum twierdzenia jest nad wyraz dyskusyjne. Jeszcze ciekaw­
sza jest jego obsesja na punkcie Rzymu, czy - jak ją sam nazywał - „sen o Rzy­
m i e " . Pobyt w tym mieście uważał za „kulminacyjny p u n k t swojego życia"
i przyznawał, że tęsknota d o ń była „głęboko neurotyczna".
58
Dochodziło do te­
go jakieś dziwaczne utożsamianie się z Hannibalem, a strach przed c e n t r u m
Kościoła powszechnego był tak wielki, że przy pierwszym podejściu zawrócił
50 mil od Rzymu. 5 ' Jakże szerokie pole do psychoanalitycznych p o p i s ó w pozo­
stawiają te fakty!
Z czasem sama psychoanaliza zaczęła przypominać system religijny i w ten
sposób była odbierana nie tylko przez oponentów, ale i przez wyznawców. Jed­
na ze zwolenniczek pisała: „był to nowy świat, w którym odnalazłam siebie:
świat, w którym wszystko pasowało do zbioru definicji i pojęć, o których ist­
nieniu nawet nie śniłam. A nazwanie p r o b l e m ó w wielce ułatwia sprawę. Tak
o t o tu był kompleks Elektry, t a m kompleks Edypa, i było jeszcze libido z jego
różnorakimi działaniami." 6 0 Te słowa Mabel Luhan to właściwie Credo funda­
mentalizmu religijnego i to bardzo zazdrośnie nastawionego wobec dotychcza­
sowych systemów religijnych.
Salomon Wallenrod
Kim był prywatnie człowiek, który stworzył psychoanalizę? Dla odsłonięcia
kulisów powstania tego systemu światopoglądowego jest to być może pytanie
kluczowe.
LATO-2000
309
F r e u d a jako o s o b ę p r y w a t n ą nie łączyło
zbyt wiele ze stylem bycia, który sugerują
jego prace. Miał u p o r z ą d k o w a n e życie in­
t y m n e , był w z o r o w y m ojcem, a w swoich
przyzwyczajeniach - skrajnym konserwaty­
stą. Rodzi się więc pytanie: po co u s i ł o w a ł
zniszczyć wartości bliskie r ó w n i e ż i s w e m u
sercu? C o n i m kierowało?
Jego syn w s p o m i n a ł życie swoje i rodzeń­
stwa następująco: „nigdy nie mieliśmy jednej
wady - egoizmu. Nie wynikało to z jakichś szczególnych u p o m n i e ń , lecz po pro­
stu z atmosfery, jaką stworzyli w d o m u rodzice (...) Kiedy dostawaliśmy pudeł­
ko czekoladek, m a t k a mówiła «podzielcie się nimi» i natychmiast moja siostra
Matylda kroiła każdą czekoladkę na tyle kawałków, ile zdołała i rozdawała je
(...) Kiedyś podczas podwieczorku w towarzystwie innych dzieci zobaczyłem
dziewczynkę, która sama pochłaniała zawartość pudełka z cukierkami. Byłem
bardzo zaszokowany (...) W konsekwencji tego zdarzenia nigdy nie rozmawia­
łem z tą dziewczynką" 6 1 . Proszę sobie wyobrazić, że człowiek, umiejący stwo­
rzyć w swoim d o m u tak piękną atmosferę, był również a u t o r e m systemu świa­
topoglądowego, zgodnie z którym zwyczaj przebierania się za świętego Mikoła­
ja jest tylko egoistyczną potrzebą rodziców, którzy czerpią przyjemność z oglą­
dania, jak czerwona postać wydobywa się z komina, reprezentującego drogi rod­
ne kobiety. 62 To oczywiście tylko jeden z setek przykładów freudowskich t ł u m a ­
czeń, sprowadzających całe życie d o m o w e do nieustającej orgii.
Dziecko Freuda twierdziło: „byliśmy wychowani w atmosferze pokojowej
i obca n a m była wszelka przyjemność łącząca się z zabijaniem bezbronnych
zwierząt. Jak daleko sięgam pamięcią, ojciec nigdy nie miał żadnej broni, na­
wet sztyletu. J e s t e m pewny, że gdy m u s i a ł przy m u n d u r z e lekarza wojskowe­
go nosić oficerską szpadę, czynił to z wyraźną niechęcią." 6 3
Wielką miłością obdarzył swoje w n u k i . Po stracie jednego z nich żalił się:
„Henio był wspaniałym smykiem i s a m wiem, że nie kochałem nikogo jak je­
go, a na p e w n o żadnego dziecka (...) Tak źle znoszę tę stratę, że wydaje mi się,
iż nigdy nie przeżywałem czegoś równie bolesnego." 6 4
Twórca psychoanalizy deklarował, że jest „przeciwnikiem k o n w e n a n s ó w " ,
ale praktyka jego życia była zupełnie o d m i e n n a . Hołubił kulturę klasyczną, dbał
310
FRONDA
19/20
o wychowanie swoich dzieci, lubił porządek w d o m u i schludny wygląd ze­
wnętrzny, a p u n k t u a l n y był aż do przesady, mając zwyczaj przybywać na pociąg
pół godziny przed odjazdem. 6 5 To drobny szczegół, ale z n a m i e n n y dla całej jego
osobowości. To przywiązanie do tradycyjnych wartości było szczególnie silne
w sprawach obyczajowości. Na podstawie w s p o m n i e ń Martina Freuda m o ż e m y
snuć domysły, jakie dylematy przeżywał odnośnie p r o b l e m u uświadomienia
seksualnego swoich dzieci, ostatecznie porzucając ten pomysł. Syn opowiadał:
„kiedyś rozmawialiśmy w kręgu rodziny o zwierzętach hodowlanych i ojciec
zdał sobie sprawę, że żadne z jego dzieci nie wie, jaka jest różnica między wo­
łem a bykiem. «Musimy porozmawiać o tych sprawach» - powiedział wtedy,
lecz, jak czyni to większość ojców, nic w tym celu nie zrobił." 6 6 Aż dziw bierze,
że nie kto inny jak ten s a m dr Freud na potrzeby życia publicznego sformuło­
wał tezę, jakoby czternastolatka, która nie czuje się zadowolona, gdy mężczyzna
o ćwierć wieku starszy zmusi ją do pocałunku, była neurotyczką. 6 7
Ta wstydliwość - i to w najlepszym tego słowa znaczeniu - była charakte­
rystyczna także dla jego małżonki, jej r o d z e ń s t w a oraz ich dzieci. „Nie raz
w s p o m i n a ł e m o swojej bujnej wyobraźni (...) nigdy j e d n a k nie u m i a ł e m sobie
wyobrazić matki ubranej w sweter i spodnie (...) Nic nie m o g ł o być bardziej
absurdalnego i niemożliwego; byłoby to prawie bluźnierstwo. Z n a ł e m ciotkę
Minnę od dziecka, lecz nigdy mi nie przyszło do głowy, że ma n o g i " - twier­
dził syn Freuda 6 8 . Co do córek, to ich brat i towarzysz dorastania w s p o m i n a ł :
„zapytaliśmy je kiedyś, dlaczego nie bawią się z córką leśniczego, która miesz­
ka niedaleko nas. Odpowiedziały z poważnymi m i n a m i , że były bardzo zaszo­
kowane, gdy bawiąc się na h u ś t a w c e odkryły, że była bez majtek." 6 9 Także syn
Freuda w czasie s t u d i ó w zauważył, że ze sposobu bycia, jaki wszczepiła w nie­
go rodzina, „przypominam dobrze w y c h o w a n ą p a n i e n k ę " 7 0 .
Freud zakończył swoje pożycie z ż o n ą około czterdziestego roku życia. An­
na de Noailles twierdziła: „byłam wstrząśnięta, że człowiek, który tak wiele na­
pisał o seksualności, nigdy nie zdradził swej żony" 7 1 . O w o „nigdy" m o ż e być
przesadą, ale uczciwie trzeba przyznać, że z całego jego życia i n t y m n e g o m a m y
tylko kilka pikantnych plotek, n p . na t e m a t związku z Louise „Lou-Andreas"
von Salome. Sprawa ta stała się głośna zapewne dlatego, że zamieszkała ona
wspólnie z rodziną Freuda. Jego apologeci zaklinają się, że związek t e n miał
charakter czysto platoniczny 7 2 , lecz kłóci się z to z innymi wiadomościami
o Lou. Ta eks-studentka teologii, która p o t e m wystąpiła z Kościoła i zasłynęła
LATO-2000
311
odrzuceniem oświadczyn Fryderyka Nietzschego, miała opinię kobiety upadłej.
Pewien biograf postawił tezę, że Freuda łączył również dwuznaczny związek
z własną szwagierką, Minną Bernays. Ale na tym właściwie skandale obyczajo­
we w życiu Freuda się kończą. Bardzo tego niewiele, biorąc p o d uwagę, iż są to
tylko niesprawdzone pogłoski.
P o m i m o socjalistycznych zapatrywań politycznych miał w gruncie rzeczy
mentalność szczerze konserwatywną, czasami w rozmiarach wręcz karykatu­
ralnych. Nigdy u d a ł o się go n a m ó w i ć do korzystania z telefonu, wyjąwszy przy­
padki skrajnej konieczności. Kiedy wynalazek radia zawitał do jego d o m u , za­
żądał, aby nie korzystać zeń w tych pomieszczeniach, w których on przebywa.
M i m o że pisał bardzo wiele, jego bliscy nie zdołali go oswoić z m a s z y n ą do pi­
sania. Jak na prawdziwego reakcjonistę przystało, nie cierpiał również cykli­
stów. W całym swoim życiu tylko raz złamał przyjęty w tamtych czasach po­
dział prac między m ę ż e m a żoną i osobiście wybrał się na zakupy.
73
W ogóle
w stosunku do kobiet jego zachowanie rażąco odbiegało od p o s t u l a t u równo­
uprawnienia, który uważał za „absurd". Wobec swojej żony był do tego stop­
nia despotyczny, że potrafił wymagać od niej nazywania rodzonego brata „łaj­
dakiem". Nie uważał za stosowne zabierać jej zbyt często w swoje ulubione
podróże i, co z n a m i e n n e , w jego gigantycznej korespondencji istnienie żony
niemalże nie daje się zauważyć. Erich F r o m m w Sigmund Freud's Mission wyka­
zał, w jaki sposób autor najbardziej znanej biografii Freuda, Ernst Jones, ulega
mechanizmowi racjonalizacji, ukrywając jego brutalność wobec małżonki. 7 4
W życiu swojej rodziny korzystał oczywiście ze swej bogatej wiedzy psy­
chologicznej, ale nigdy nie był s k ł o n n y s t o s o w a ć w o b e c bliskich p o d s t a w o ­
wych kategorii psychoanalizy. Jego ż o n a mawiała, że psychoanaliza kończy
się przy wejściu do pokoju dziecięcego, a on - choć było to d o k ł a d n e o d w r ó ­
cenie jego p o d s t a w o w e g o d o g m a t u - najwyraźniej miał w tej sprawie p o d o b ­
n e zdanie.
Teza Fromma, jakoby życiową namiętnością Freuda było odkrywanie praw­
dy, jest w świetle tej zastanawiającej dychotomii między tezami głoszonymi
publicznie a życiem prywatnym nad wyraz dyskusyjna. 7 5 Powinniśmy się raczej
zastanowić, czy nie było tak, iż on sam zdawał sobie sprawę z niesłuszności
swoich teorii i z tej to przyczyny nie ośmielił się niszczyć nimi życia bliskich?
Równie ciekawa jest obserwacja, że kiedy tylko zechciał, potrafił być bada­
czem skrupulatnym, co dotyczy szczególnie jego prac z okresu studenckiego. 7 6
312
f r o n d a
19/20
Zadziwia fakt, iż potrafił wykazać się wiel­
ką
precyzją
osiowych
w
badaniach
włókien
cylindrów
nerwowych
raka
rzecznego, nie miał n a t o m i a s t wy­
starczająco wiele systematyczności,
by poprzeć swoje teorie psychoana­
lityczne wynikami
t e s t ó w klinicz­
nych. Czyżby miał świadomość, iż
precyzyjny aparat naukowy uśmierci
dorobek jego życia? A jeśli tak, to dla­
czego włożył tyle wysiłku w lansowanie
niesłusznych poglądów?
Pierwszy powód, jaki się nasuwa, to żądza
sławy. Nie da się ukryć, iż Freud, m i m o wszystkich jego zalet, byl człowiekiem
bardzo próżnym. Już narodziny Z y g m u n t a poprzedzał niezwykły znak, jakim
było proroctwo starej chłopki, która przepowiedziała brzemiennej Amalii
Freud, iż jej dziecko będzie wielkim człowiekiem. Ten fakt m o ż e nie ma zna­
czenia merytorycznego, ale ta rodzinna legenda dobrze oddaje atmosferę
uwielbienia, w jakiej dorastał.
Jeszcze w czasach kiedy był a n o n i m o w y m inteligentem, potrafił palić m a ­
teriały dotyczące życia prywatnego, aby nie dostały się w ręce przyszłych bio­
grafów. W roku 1885, czyli na wiele lat n i m świat poznał jego nazwisko, twier­
dził: „nie m o g ę opuścić tego miejsca ani nie m o g ę umrzeć, zanim nie uwolnię
się od przeszkadzającej myśli o tym, k t o m o ż e zdobyć moje stare papiery (...)
Niech się biografowie irytują, nie będziemy ułatwiać im zadania. Niech każdy
z nich będzie przekonany, że właśnie on ma rację w swojej «teorii rozwoju Bohatera». Sprawia mi przyjemność myśl, jak daleko się p o s u n ą . "
W jednym z pierwszych listów, jakie zachowały się po m ł o d y m Z y g m u n ­
cie, tak pouczał swojego przyjaciela: „piszę do pana, który też z a p e w n e do tej
pory nie zauważył, że wymienia listy z niemieckim stylistą. Teraz j e d n a k radzę
panu, jako przyjaciel, nie jako zainteresowany - proszę te listy zachować związać - strzec dobrze - nigdy nic nie w i a d o m o . " 7 7 To oczywiście miał być tyl­
ko żart, ale w iście freudowskim stylu. M i m o że był kiepskim s t u d e n t e m , nie
omieszkał zapomnieć o wizytówkach z n a p i s e m „ Z y g m u n t Freud, d o k t o r a n t
medycyny". Ledwie został przyjęty do wojska, potrafił p o t u r b o w a ć w kawiarLATO2000
313
ni kelnera, wykrzykując: „ja też m o g ę
kiedyś zostać g e n e r a ł e m ! " 7 8
Kiedy te wielkie nadzieje, jakie
wpoił m u d o m rodzinny, zetknęły
się z szarą rzeczywistością, Freud
nabawił się nerwicy. Paraliżował go
paniczny strach na s a m ą myśl, że
u m r z e zanim stanie się sławny. Zaczę­
ły pojawiać się różne dolegliwości fizycz­
ne, o których n a w e t on s a m sądził, iż m o g ą
mieć podłoże hipochondryczne. O k r e s o w o wpadał
w depresje, podczas których nie był w stanie dokonywać czynności bardziej
skomplikowanych niż rozcinanie kart w książkach albo oglądanie m a p .
W czasie głębokich kryzysów ratował się przyjmowaniem kokainy. Choć
apologeci zaklinają się, iż nie popadł w uzależnienie, inni badacze widzą w nar­
kotykowych wizjach ważny e l e m e n t jego „autoanalizy" 7 9 . Wyraźną p o p r a w ę
przynosiły mu dopiero sukcesy publiczne, a wraz ze zdobyciem światowej sła­
wy te przynajmniej dolegliwości cofnęły się (pojawił się za to rak). M o ż n a by
więc powiedzieć, że tworzył psychoanalizę, aby s a m e m u powrócić do zdrowia
psychicznego. „Głównym pacjentem j e s t e m ja s a m " - przypomnijmy raz jesz­
cze sławne powiedzenie.
Nie da się ukryć, że wiele e l e m e n t ó w jego twórczości wskazuje na chęć
wprawiania ludzi w zdumienie, jako bardzo ważny i m p u l s twórczy. „Znajdo­
wał p e w n e zadowolenie w m ó w i e n i u tak, by zaszokować b u r ż u j ó w " - sądził
Fromm 8 0 . Mechanizm był następujący: im większy autorytet się opluje, tym ła­
twiej zrobić s z u m wokół wtasnej osoby. Nie inaczej jest dziś, gdy t r u d n o o ła­
twiejszą drogę do zdobycia rozgłosu niż poprzez „odbrązowienie" jakiegoś bo­
hatera albo „demitologizację" wydarzenia.
Wśród m o t y w ó w działania Freuda była też z a p e w n e zwyczajna chciwość,
kolejna wielka skaza jego osobowości. Jeden z uczniów w s p o m i n a ł następują­
cy fragment wykładu mistrza: „wyobraźcie sobie p a ń s t w o , że spacerujecie po
Kartnerstrasse i znajdujecie dziesięć tysięcy szylingów. Ręczę, że nikt w a s nie
obserwuje. Oddając pieniądze nie otrzymacie znaleźnego. Jaką decyzję pań­
stwo podejmiecie? Pójdziecie na policję czy zachowacie pieniądze?" Ze wszyst­
kich s t u d e n t ó w tylko jeden zdecydowałby się pójść na policję (liczba ta dobrze
314
FRONDA
19/20
oddaje klimat moralny wśród zwolenników psychoanalizy), co Freud skomen­
tował następująco: „Gratuluję p a n u moralności - d u r e ń z p a n a " . Sam za jeden
seans psychoanalityczny życzył sobie 100 koron, odbywając ich do j e d e n a s t u
dziennie. Działo się to w czasach, kiedy pensja nauczyciela wynosiła 120-140
koron miesięcznie!
81
Kolejne w y t ł u m a c z e n i e to jego ideowy i żarliwy ateizm. Jeszcze z a n i m
82
podjął s t u d i a był zafascynowany teorią Karola Darwina , w czasie ich trwa­
83
nia pisał o Darwinie jako „ n o w o c z e s n y m świętym" , a nie da się też ukryć,
że o wyborze zawodu lekarza zadecydowała w ł a ś n i e lektura O pochodzeniu ga­
4
tunków." W czasach s t u d e n c k i c h znalazł się p o d w p ł y w e m księdza-apostaty,
Franza Brentano, twórcy filozofii fenomenologicznej.
85
Dosyć szybko obraca­
nie się w p o d o b n y c h kręgach sprowadziło go na pozycje wojującego a t e i z m u .
N i m skończył studia był tak gorącym o b r o ń c ą „filozofii m a t e r i a l i z m u " , iż
nieomal s p r o w o k o w a ł pojedynek, gdy o r d y n a r n i e zelżył j e d n e g o z jej prze­
ciwników.
86
Co ciekawe, sami ideologowie m a t e r i a l i z m u raczej nie odwza­
jemniali sympatii Freuda. Bardzo interesujące są p o d t y m w z g l ę d e m reflek­
sje Karla Kautsky'ego: „w praktyce medycznej freudowska psychoanaliza wy­
daje się w zasadzie niczym i n n y m jak p r z e n i e s i e n i e m niektórych t e c h n i k ka­
tolickiej spowiedzi do gabinetu lekarskiego" 8 7 . Czyżby więc nienawiść Freu­
da do Kościoła była uczuciem t a k i m samym, jakie wszyscy heretycy żywią
wobec ortodoksji? Czyżby chodziło o rywalizację d w ó c h s y s t e m ó w religij­
nych o d u s z e wiernych?
Istnieje jeszcze j e d n o wyjaśnienie genezy psychoanalizy. Zacznijmy od te­
go, iż Freud często był upokarzany z p o w o d u swojego pochodzenia. Jego ro­
dzina uciekała przed p o g r o m a m i znad R e n u na Litwę, stąd do Galicji, a p o t e m
do Czech. Ostatni etap tej wędrówki z Freiburga do Wiednia został przebyty
już za życia Zygmunta. 8 8 A przecież jeszcze później jego s a m e g o czekała uciecz­
ka do Londynu. Kiedy miał 10 lat, wielki szok psychiczny wywołała w n i m
opowieść ojca o spotkaniu na ulicy z człowiekiem, który zdjął mu czapkę, rzu­
cił ją w b ł o t o i krzyknął „Wynocha z chodnika, Żydzie!" „Co zrobiłeś, t a t o ? " zapytał Zygmunt. „Zszedłem z jezdni i p o d n i o s ł e m czapkę" - odpowiedział.
Zygmunt miał do ojca wielki żal, iż nie bronił godności swojego n a r o d u . 8 ' Na
uniwersytecie „ u b o d ł o mnie, że p o w i n i e n e m się uważać za mniej wartościo­
wego, ponieważ byłem Żydem." 9 0 Prócz tego wielokrotnie był świadkiem u p o ­
karzania innych Żydów, co bardzo go irytowało. 9 1 Po znalezieniu się Austrii
LATO-2000
315
pod kontrolą Hitlera wielu najbliższych członków jego rodziny zginęło. We­
dług p r o t o k o ł ó w przesłuchań świadków z Norymbergi śmierć Róży Graf-Freud
wyglądała następująco: „ d o Kurta Franza podeszła jakaś starsza kobieta i p o ­
wiedziała, że jest siostrą Z y g m u n t a Freuda. Prosiła, by przydzielić ją do lekkiej
pracy biurowej. Franz powiedział, że przypuszczalnie zaszła pomyłka; zapro­
wadził ją do rozkładu jazdy i oznajmił, że za dwie godziny będzie pociąg z p o ­
w r o t e m do Wiednia. Może więc pozostawić wszystkie wartościowe p r z e d m i o ­
ty i pójść do łaźni."
Freud na własnej skórze odczuł nienawiść ludzi, którzy w „obcych" zna­
leźli kozła ofiarnego, w i n n e g o ich w ł a s n y c h n i e p o w o d z e ń życiowych. W ich
zachowaniu nie było ani cienia chrześcijańskiego miłosierdzia, ani śladu h o ­
n o r u . „Nacjonalizm", tak jak o n i go pojmowali, wydawał się t r i u m f e m etyki
plemiennej n a d katolickim u n i w e r s a l i z m e m zasad m o r a l n y c h oraz wyparcia
Złotej Zasady przez „zasadę Kalego". A u p o k o r z e n i e F r e u d a było t y m więk­
sze, iż nie był w stanie ukryć swojej przynależności etnicznej. Zresztą, będąc
człowiekiem o d w a ż n y m , z a p e w n e by t e g o nie czynił, n a w e t gdyby los dał mu
taką szansę.
Nie był w stanie albowiem, jak opisywał go dziennikarz „Le T e m p s " - „na­
szym oczom ukazuje się typ wyraźnie semicki, w i z e r u n e k starego rabbiego,
przybyłego jakby wprost z Palestyny, m i z e r n a i w y c h u d ł a twarz człowieka, któ­
ry wraz z grupą swych wtajemniczonych uczniów dyskutował dniami i nocami
o subtelnościach Prawa" 9 2 . Pochodzenie t r u d n o byłoby mu ukryć również dla­
tego, iż łatwo dostrzec więź między jego żydostwem, a ostatecznym kształtem
psychoanalizy. Widział to n a w e t s a m zainteresowany, choćby wtedy, gdy zapy­
tywał Oskara Pfistera: „dlaczego żaden d e w o t nie stworzył psychoanalizy? Dla­
czego musieliśmy czekać na zupełnie bezbożnego Ż y d a ? "
W roku 1921 socjolog William McDougall pisał: „sławna teoria Freuda jest
teorią na temat rozwoju i sposobu działania umysłu, która została rozwinięta
przez Żyda, który studiował głównie żydowskich pacjentów; i wydaje się odno­
sić bardzo silnie do Żydów; wielu, być m o ż e większość tych lekarzy, którzy ak­
ceptują ją jako Nowy Testament, n o w e objawienie, są Żydami". Z tej to przyczy­
ny McDougall postawił następującą tezę na t e m a t autentyczności obserwacji
psychoanalitycznych: „to, co dla m n i e i większości ludzi mojego rodzaju wydaje
się dziwne, osobliwe i fantastyczne, może być dokładnie prawdziwe dla narodu
żydowskiego". „Nie wiem, czy masz rację w swoim sądzie, który chce widzieć
316
FRONDA
19/20
w psychoanalizie bezpośredni produkt ducha żydow­
skiego, ale gdyby tak było, to nie czułbym się zawsty­
dzony" - komentował tę i p o d o b n e hipotezy s a m
Freud." 1 Trzeba jednak zaznaczyć, iż każdy ortodoksyj­
ny Żyd uznałby powyższe twierdzenia za absurdalne.
Jeszcze w młodości Freud zapisał się do Izraelickiego Stowarzyszenia Bratniego B'nai B'rith, gdzie na
jednym z zebrań po raz pierwszy została przedstawio­
na na szerszym forum jego teoria marzeń sennych. 9 4
Polubił tę atmosferę loży i później założył własne „tajne przymierze", obejmują­
ce psychoanalityków, mających go „chronić przed wszelkimi atakami z ze­
wnątrz" 9 5 . Warto również odnotować, że główny teoretyk syjonizmu, Teodor
Herzl, mieszkał na tej samej ulicy co Freud i, choć nie utrzymywali bezpośred­
nich kontaktów, to najwyraźniej Herzl miał wpływ na dzieci psychoanalityka,
z których najbardziej zagorzałym syjonistą został Martin. W okresie studenckim
był on nacjonalistycznym bojówkarzem - został nawet raniony w wyniku starcia
żydowskich i niemieckich narodowców 9 6 - oraz członkiem syjonistycznej korpo­
racji studenckiej Kadimah. Ojciec „był tym faktem szczerze uradowany i wyraź­
nie to podkreślił. Wiele lat później sam się stał h o n o r o w y m członkiem Kadimahu." 9 7 „Syjonizm budził moje najbardziej szczere sympatie, które odczuwam do
dziś" - pisał w 1930 r. Freud. 9 8
Zaznaczyć trzeba, że w - przeciwieństwie n p . do Karola M a r k s a - był on
lojalny w o b e c swych p r z o d k ó w i nigdy nie odwoływał się do antysemickiej
retoryki. Niestety, jego u c z n i o m zabrakło j u ż tej kultury p o l e m i c z n e j . Ży­
dowski naśladowca Freuda, O t t o Weininger - z d a n i e m s a m e g o m i s t r z a „uta­
lentowany m ł o d y filozof" - stworzył j e d n ą z bardziej z n a n y c h a n t y s e m i c k i c h
książek międzywojennego Wiednia, Eros i Psyche, k t ó r a m i a ł a 28 w y d a ń
i o której Mussolini twierdził, iż dzięki niej „wiele s p r a w się s t a ł o dla niego
jasnych". 9 9 Duce darzył wielką, zresztą odwzajemnioną, s y m p a t i ą także s a m e ­
go Freuda. Dbał o jego b e z p i e c z e ń s t w o po Anschlussie, w z a m i a n za co t e n
s p r e z e n t o w a ł mu książkę z dedykacją „od s t a r e g o człowieka, który w dykta­
torze widzi h e r o s a kultury". 1 0 0
Przy innej okazji Freud twierdził: „Żydzi w ogóle czcili m n i e jak b o h a t e r a
narodowego, chociaż moja zasługa dla sprawy żydowskiej ogranicza się do tego
jedynie, że nigdy nie ukrywałem swego żydowskiego pochodzenia" 1 0 1 . Jest to
LATO2000
317
prawda i rodzinie F r e u d ó w przyszło zapłacić
wysoką cenę za o d w a ż n e przyznawanie się
do swego pochodzenia. Dorastając w a t m o s ­
ferze prześladowań, wielu jego krewnych na­
bawiło się ciężkich anty-antysemickich obse­
sji. Syn mistrza opisywał, że p e w n e g o dnia
podczas spaceru siostra Zygmunta, Dolfi, za­
częła się upierać, że człowiek, który przed
chwilą ich obojętnie minął, „nazwał m n i e
starą, śmierdzącą Żydówką i dorzucił, że
nadszedł już czas, by pozabijać wszystkich Ż y d ó w " . Z d a n i e m Martina Freuda,
zachowanie Dolfi „było przejawem jakiejś patologicznej fobii". 1 0 2 N a w e t jeśli
ocenimy te „patologiczne fobie" w rodzinie Freudów jako usprawiedliwione
okolicznościami, nie powinniśmy zapominać, że miały o n e wpływ na ich per­
cepcję rzeczywistości. Z y g m u n t Freud zaś nie był typowym Żydem, który zno­
si antysemickie prześladowania w pokorze. Był Żydem galicyjskim, co - jeśli
wierzyć jego synowi - stanowi wielką różnicę: „Myślę, że właśnie o nich była
mowa, gdy słyszy się o Żydach, którzy chwalą przemoc i opór zamiast pokory
i małodusznej akceptacji wrogiego losu" - pisał Martin Freud 1 0 3 .
Taka też była odpowiedź jego ojca na szykany. Stworzył intelektualną grę,
równie wciągającą jak poprzedni jego wynalazek - kokaina. Grę, która cały
świat wartości, odpowiedzialny jego z d a n i e m za prześladowania Żydów, mia­
ła obrócić w perzynę. A dokładniej rzecz ujmując: zamienić w „sublimację".
Psychoanaliza była zemstą, która nad wyraz skutecznie pogrzebała świat war­
tości, realizowanych przecież w praktyce i przez samego Freuda.
Tak właśnie brzmi ostatnia hipoteza na t e m a t źródeł psychoanalizy. Nie da
się ukryć, że rodzi ona daleko p o s u n i ę t e wątpliwości. Czy Freud nie bał się, że
zniszczy w ten sposób również cywilizację żydowską? Niewątpliwie, dla juda­
izmu psychoanaliza jest równie wyniszczająca, jak dla chrześcijaństwa. Ale nie
sądzę, by ten aspekt p r o b l e m u robił na nim, ateiście, wrażenie. N a t o m i a s t co
do pozostałych wartości kulturowych, mógł liczyć na niezwykłą siłę wewnętrz­
ną swojego etnosu. Takiej wizji m o ż n a przynajmniej się domyślać z jego wypo­
wiedzi: „my, Żydzi, nosimy w sobie tę c u d o w n ą w s p ó l n ą rzecz, która - jak do­
tąd niedostępna dla żadnej analizy - powoduje, że jesteśmy Żydami" 1 0 4 . Podczas
całej mojej lektury Freuda nie p r z y p o m i n a m sobie, aby choć jeden raz więcej
318
FRONDA
19/20
przyznał on, iż cokolwiek jest w stanie w y m k n ą ć się psychoanalizie! Tak więc
jedynym wyjątkiem miałaby być „ c u d o w n a w s p ó l n a rzecz", k t ó r a konstytuuje
żydostwo. W jego książkach wielokrotnie ujawnia się p o d o b n e spojrzenie.
„Żydzi mają b a r d z o d o b r ą opinię o sobie, uważają się za szlachetniejszych, re­
prezentujących wyższy poziom, górujących n a d innymi. Przy tym ożywia ich
szczególne zaufanie do życia, takie, jakie daje tajemne posiadanie c e n n e g o da­
ru (...) Wśród wszystkich l u d ó w żyjących w starożytności w basenie M o r z a
Śródziemnego lud żydowski jest jedynym, który istnieje jeszcze z nazwy
i w rzeczywistości." Freud j a s n o podkreśla, że za siłą żydostwa stoi coś głęb­
szego niż kult Jahwe, gdyż „taka przyczyna nie zgadza się ze skutkiem. Fakt,
który staramy się wytłumaczyć, jest n i e w s p ó ł m i e r n y w s t o s u n k u do wszystkie­
go, co przytaczamy celem wyjaśnienia go."
105
O t o prawdziwe, nie dające się ob­
jąć ludzkim umysłem, Misterium Fideil
Cywilizacja łacińska okazała się niepokojąco p o d a t n a na wirusa zwanego psy­
choanalizą. Ukształtował on n o w ą kastę kapłańską, która dokonała systematycz­
nej dewastacji dorobku duchowego Europy, sprowadzając nasze wartości moral­
ne do poziomu „wysublimowanych" popędów, szukając podłoża zachowań m o ­
ralnych w represji, a metafizyczne fundamenty cywilizacji redukując do p o z i o m u
„mojego zdania", równoprawnego wobec „moich z d a ń " wszystkich innych ludzi.
W życiu n a u k o w y m twórcza energia psychoanalizy wypaliła się już kilka
dekad t e m u , lecz z a n i m to się stało, zdołała głęboko w n i k n ą ć w s p o s ó b rozu­
m o w a n i a Europejczyków i Amerykanów. Utworzyła p e w n ą m a n i e r ę myślenia
0 świecie, bardzo t r u d n ą do wykorzenienia, gdyż większość ulegających jej
o s ó b jest zbyt głupia na czytanie obalających „ m i t psychoanalizy" prac n a u k o ­
wych, a jednocześnie - we w ł a s n y m poczuciu - zbyt m ą d r a na p r o s t ą wiarę
w zasady m o r a l n e . Tacy ludzie jeszcze przez całe pokolenia w gotyckich kate­
drach nie b ę d ą umieli dostrzec niczego p o n a d symbol erekcji. A p o z a t y m n i k t
już nie da szansy naprawienia swoich b ł ę d ó w tym, którzy odeszli, przeżywszy
swoje życie zgodnie z zaleceniami d o k t o r a Freuda.
ROBERT NOCACKI
PRZYPISY
1
2
Georg Markus, Zygmunt Freud i tajemnice duszy, Warszawa 1993, s. 52-62.
Tamże, s. 21-22.
3
Tamże, s. 42; Martin Freud, Freud - mój ojciec, Warszawa 1993, s.12.
4
E. Fromm, Kryzys psychoanalizy, Rebis, Poznań 1995.
LATO-2000
319
5
G. Markus, dz. cyt., s.255.
6
E. Fromm, Kryzys psychoanalizy, wyd. cyt., s.21-30.
7
H. Marcuse, Eros and Civilization. A Philosophical Inąuiry into Freud, Beacon Press, Bo­
ston 1955.
8
Max Scharnberg, The Non-Authentic Naturę of Freud's Observations, Acta Universitatis
Upsaliensis, Uppsala 1993, tom I, s. 113-115 i nast.
9
G. Markus, dz. cyt., s. 190-191.
10
Bruno Bettelheim, Freud i dusza ludzka, Warszawa 1994, s. 28.
11
Ingrid Kaestner, Christina Schroeder, Zygmunt Freud (1856-1939). Badacz umysłu, neu­
rolog, psychoterapeuta, Wrocław 1997, s. 59.
12
T. Szasz, The Myth of Psychotherapy, New York 1979, s.125.
13
B. Bettelheim, dz. cyt., s. 40, 49, 55.
14
Tamże, s. 56.
15
B. Suchodolski, wstęp do: Z. Freud, Człowiek, religia, kultura, Warszawa 1967.
16
M. Scharnberg, dz. cyt., tom I, s. 30-38.
17
Tamże, tom I, s. 69-75 i in.
18
Tamże, tom I, s. 86.
19
W kwestii dlaczego i po co Freud tuszował tożsamość pacjentów polecam refleksje
M. Scharnberga, dz. cyt., tom I, s. 66-68 i 149.
20
G. Markus, dz. cyt., s. 77-87.
21
M. Scharnberg, dz. cyt., tom I, s. 127-129, 150, 226-234.
22
Edward M. D. Pinckney, Cathey Pinckney, The Fallacy of Freud and Psychoanalisis, En-
23
M. Scharnberg, dz. cyt., tom I, s. 46.
glewood Cliffs 1965, s. 109.
24
G. Markus, dz. cyt., s. 165.
25
Tamże, s. 144; M. Scharnberg, dz. cyt., tom I, s. 231-232.
26
M. Scharnberg, dz. cyt., tom I, s. 19-21, 26-29, 33, 43 i in.
27
G. Markus, dz. cyt., s. 251-253.
28
E. Pinckney, C. Pinckney, dz. cyt., s. 109.
29
M. Scharnberg, dz. cyt., tom I, s. 18, 43, 44, 46, 171, 52.
30
G. Markus, dz. cyt., s. 30; B. Bettelheim, dz. cyt., s. 63.
31
G. Markus, dz. cyt., s. 37.
32
J. de La Vaissiere TJ, Teorja psychoanalityczna Freuda. Studjum z psychologii pozytywnej,
33
Peter Gay, A Godless Jew. Freud, Atheism, and the Making of Psychoanalisis, Yale 1987, s.
34
E. Pinckney, C. Pinckney, dz. cyt., s. 155-168.
35
Z. Freud, Wizerunek własny, Warszawa 1990, s. 28.
36
M. Scharnberg, dz. cyt., tom I, s. 270-334.
[wydanie międzywojenne], s. 9.
71.
37
E. Pinckney, C. Pinckney, dz. cyt, s. 113.
38
G. Markus, dz. cyt., s. 17.
39
M. Scharnberg, dz. cyt., tom I, s. 137.
320
FRONDA
19/20
40
Z. Freud, Wizerunek własny, wyd. cyt., s. 27.
41
G. Markus, dz. cyt., s. 237.
42
Z. Freud, Wizerunek własny, wyd. cyt., s. 46.
43
G. Markus, dz. cyt., s. 15.
44
I. Kaestner, C. Schroeder, dz. cyt., s. 48.
45
G. Markus, dz. cyt., s. 15.
46
Tamże, s. 271.
47
Tamże, s. 19.
48
W. Szewczuk, Wstęp do antypsychoanalizy, Warszawa 1973, s. 87.
49
E. Fromm, Kryzys psychoanalizy, wyd. cyt., s. 43-46.
50
P. Gay, dz. cyt., s. 57.
51
G. Markus, dz. cyt., s. 25.
52
R Gay, dz. cyt., s. 81-82.
53
Tamże, s. 84-85.
54
Tamże, s. 79.
55
B. Bettelheim, dz. cyt., s. 53.
56
R Gay, dz. cyt., s. 64-65.
57
G. Markus, dz. cyt., s. 168.
58
Tamże, s. 131-133.
59
E. Fromm, Kryzys psychoanalizy, wyd. cyt., s. 74-75.
60
Freud, red. Frank Cioffi, London 1973, s. 4.
61
M. Freud, dz. cyt., s. 27.
62
E. Pinckney, C. Pinckney, dz. cyt., s. 9-10.
63
M. Freud, dz. cyt., s. 173.
64
G. Markus, dz. cyt., s. 231.
65
M. Freud, dz. cyt., s. 142.
66
Tamże, s. 90.
67
M. Scharnberg, dz. cyt., tom I, s. 76.
68
M. Freud, dz. cyt., s. 67.
69
Tamże, s. 94.
70
Tamże, s. 183.
71
G. Markus, dz. cyt., s. 149.
72
Tamże, s. 180.
73
M. Freud, dz. cyt., s. 42, 136, 119, 70.
74
E. Fromm, Sigmund Freud's Mission. An Analysis of His Personality and Influence, New
York 1959, s. 20-37.
75
Tamże, s. 1-9.
76
I. Kaestner, C. Schroeder, dz. cyt., s. 16-18.
77
G. Markus, dz. cyt., s. 188.
78
Tamże, s. 38, 63.
79
Problem ten rozważali: Jurgen Scheidt, Freud und das Kokain, Mtinchen 1973; Eberhard Haas, Freuds Kokainepisode und das Problem der Sucht, „Jahrbuch der Psychoana-
LATO-2000
321
łyse" 1983, tom XV, s. 171-228; Heinz Schott, Freud's Experiments on Himself with Cocaine as a Forerunner of his Self-Analysis, „International Associaton for the History of
Psychoanalysis Journal" 1986, nr 7-9.
80
E. Fromm, Sigmund Freud's Mission..., wyd. cyt., s. 9.
81
G. Markus, dz. cyt., s. 209-211.
82
Tamże, s. 34.
83
P. Gay, dz. cyt., s. 18.
84
I. Kaestner, C. Schroeder, dz. cyt., s. 16.
85
R Gay, dz. cyt., s. 38.
86
G. Markus, dz. cyt., s. 88.
87
R Gay, dz. cyt., s. 40-41.
88
Z. Freud, Wizerunek własny, wyd. cyt., s. 6.
89
G. Markus, dz. cyt., s. 34.
90
Z. Freud, Wizerunek własny, wyd. cyt., s. 6.
91
Zob. np. M. Freud, dz. cyt., s. 113-114.
92
G. Markus, dz. cyt., s. 250.
93
R Gay, dz. cyt., s. 117-118, 127.
94
G. Markus, dz. cyt., s. 167.
95
Tamże, s. 241.
96
M. Freud, dz. cyt., s. 175-176, 186.
97
Tamże, s. 183-184.
98
R Gay, dz. cyt., s. 123.
99
G. Markus, dz. cyt., s. 125-129.
100 Tamże, s. 260.
101 Tamże, s. 167.
102 M. Freud, dz. cyt., s. 15.
103
Tamże, s. 9.
104
R Gay, dz. cyt., s. 132-133; podkreślenie - R.N.
105 Z. Freud, Człowiek, religia, kultura, wyd. cyt., s. 211.
322
FRONDA
19/20
Nadchodzi godzina, owszem już jest...
STRONA
POŚWIĘCONA
czyli fronda
w intemecie
H T T P : / / W W W . F R O N D A . P L
LATO-2000
323
Miejsce opisywanego przez niemieckich lekarzy
„Żyda-szaleńca" uprawiającego kazirodztwo zajął everyman; każdy człowiek stał się winny, skłonny ku sza­
leństwu i seksualnym dewiacjom. Odpowiedzią Freuda
na zarzut, że Żydzi są z natury szaleńcami, przestępca­
mi i zboczeńcami był pogląd, że są nimi wszyscy lu­
dzie, gdyż „przestępstwo pierworodne", jakim jest
„psychologiczne" uśmiercenie ojca przez syna, stanowi
najgłębsze jądro człowieczeństwa.
CZAS
RELATYWIZMU
Uwagi o Freudzie
A N D R Z E J
FIDERK , ( : , & =
29 maja 1919 roku na maleńkiej wysepce Principe sir A r t h u r E d d i n g t o n wy­
konał szereg zdjęć całkowitego zaćmienia Słońca. D a n e z d o b y t e p o d c z a s te­
go doświadczenia przyniosły p o t w i e r d z e n i e teorii względności Einsteina, za­
dając ostateczny cios fizyce n e w t o n o w s k i e j z jej p r z e ś w i a d c z e n i e m , że czas
i p r z e s t r z e ń m o g ą być z m i e r z o n e w wartościach bezwzględnych. Jak zauwa­
żył Paul J o h n s o n , odkrycie faktu, iż czas i p r z e s t r z e ń mają c h a r a k t e r względ­
ny, o d m i e n i ł o radykalnie n a s z e p o s t r z e g a n i e świata. Brytyjski historyk uży­
wa tu następującego p o r ó w n a n i a : w y o b r a ź m y sobie, że w antycznej sztuce
greckiej z epoki peryklejskiej pojawia się nagle p e r s p e k t y w a z n a n a ze stu­
diów i o b r a z ó w malarzy R e n e s a n s u , a p o j m i e m y do p e w n e g o stopnia, jak
wpłynęła na u m y s ł y ludzi teoria względności. 324
FRONDA
19/20
Niejako równolegle do odkryć Einsteina obserwujemy w o w y m czasie eks­
plozję relatywizmu w sztuce, w szczególności w literaturze. W t y m s a m y m
1919 roku Marcel Proust publikuje pierwszy t o m swojej powieści W poszuki­
waniu straconego czasu, niezwykłego e k s p e r y m e n t u literackiego, klasycznego
dzieła z anty-bohaterem, rozgrywającego się w chaotycznych, zazębiających
się bądź oddalających się od siebie s t r u m i e n i a c h czasu, p e ł n e g o utajonych
seksualnych podtekstów. Trzy lata później J a m e s Joyce publikuje w Paryżu
Ulissesa. Jeśli w dziele P r o u s t a m o ż n a jeszcze odnaleźć, jak chce Paweł Lisic­
ki, choćby ślad nadziei na istnienie absolutu, „czegoś, co jest na zewnątrz cza­
su, co nadaje mu sens, wyznacza jego kierunek, spaja r ó ż n e jego p u n k t y " ,
LATO-2000
325
o tyle na p r ó ż n o szukać tego w powieści-niepowieści Irlandczyka. Z d a n i e m
T.S. Eliota Proust i Joyce dokonali zniszczenia XIX stulecia, a raczej jego wiel­
kiej literatury, „która opiewała chrześcijańskie wartości, takie jak odpowie­
dzialność za innych i rzetelność, i której autorzy rzeczywiście czuli się o d p o ­
wiedzialni za wpływ swoich dzieł na m o r a l e czytelników".
1
Na pytanie, czy rewolucyjny w p ł y w teorii E i n s t e i n a m o ż n a rozciągać
również na i n n e dziedziny, z n a u k ą niewiele mające w s p ó l n e g o , takie cho­
ciażby jak literatura, nie s p o s ó b j e d n o z n a c z n i e odpowiedzieć. Z p e w n o ś c i ą
erozja chrześcijańskiego kośćca europejskiej kultury zaczęła się znacznie
wcześniej, a tacy myśliciele jak Molnar, G u e n o n czy Weaver umieszczają jej
początki już w XIV stuleciu. Na p e w n o j e d n a k nie m o ż n a bagatelizować
wpływu na ówczesną k u l t u r ę i n n e g o uczonego, d o k t o r a psychologii z Wied­
nia, Z y g m u n t a Freuda.
Prorok z Wiednia
Jak pisze badacz dzieła Freuda Richard Webster, wiedeński psycholog twier­
dził, że „zadał drugi cios n a i w n e m u samouwielbieniu człowieka". Pierwszy
cios, jak sądził, padł z ręki D a r w i n a po publikacji O pochodzeniu gatunków.
W opinii Freuda osobowe sumienie, stanowiące serce chrześcijańskiej etyki,
zostało sprowadzone do roli m e c h a n i z m u s a m o o b r o n n e g o wytwarzanego
przez społeczeństwo dla ochrony przed wybujałym indywidualizmem i ego­
izmem jednostek ludzkich. To t ł u m i e n i e ludzkiego pożądania przez rozwinię­
te społeczeństwa uczyniło człowieka nieszczęśliwym. Poglądy Freuda, zawarte
w jego książkach i listach, miały wyraźny charakter guast-religijnego objawie­
nia o sile p o p ę d u seksualnego i potędze podświadomości, stawiając p o d zna­
kiem zapytania wolną wolę człowieka i sensowność posługiwania się rozu­
m e m . Mamy tu do czynienia z rodzajem świeckiej teologii, jednoznacznie
negatywnie oceniającej istotę ludzką. Webster uważa, że pewnych e l e m e n t ó w
teologii o wydźwięku mizantropijnym doszukiwać się m o ż n a już w dziełach
św. Augustyna, uzyskały o n e jednak p e ł n e rozwinięcie dopiero w poglądach za­
łożycieli protestantyzmu, Lutra i szczególnie Kalwina. 2 Freud zastąpił „religij­
ną mizantropie" p r o t e s t a n t y z m u swoją p r y w a t n ą mizantropią.
Intelektualny klimat, jaki p a n o w a ł w a u s t r i a c k i m i n i e m i e c k i m środowi­
sku m e d y c z n y m w czasach m ł o d o ś c i Freuda, z d o m i n o w a n y był przez m o d n e
326
FRONDA
19/20
p o d ó w c z a s „ d o g m a t y " racjonalnego o p t y m i z m u . Psychologowie owej epoki
przypominali p e w n y c h siebie w i k t o r i a ń s k i c h przedsiębiorców, pragnących
rozwiązywać p r o b l e m y świata za p o m o c ą b u d o w y linii kolejowych i telegra­
ficznych, narzucając s t a n d a r d y w o l n e g o h a n d l u i p o w s z e c h n e j edukacji.
U w a ż a n o , że pociąg seksualny należy do „zwierzęcych" r e z y d u ó w ludzkiej
n a t u r y i wraz z d o s k o n a l e n i e m się człowieka będzie on podlegał sublimacji.
Freudowi u d a ł a się nie lada sztuka, jaką było zniszczenie tego n a i w n e g o , ra­
cjonalnego o p t y m i z m u . Po pierwsze, z a p r o p o n o w a ł radykalnie o d m i e n n e
spojrzenie na ludzką psyche, twierdząc, iż w istocie jest o n a chaotyczna
i m r o c z n a . Po drugie, d o k o n a ł uniwersalizacji pojęcia „ c h o r o b y u m y s ł o w e j "
w taki sposób, że właściwie każde z a c h o w a n i e wynikające z konfliktów e m o ­
cjonalnych przeżywanych przez j e d n o s t k ę było ipso facto formą „ c h o r o b y " .
Z p e w n o ś c i ą wierzący w p o s t ę p i d o s k o n a l e n i e ludzkości psychologowie
byli w błędzie. J e d n a k ż e d o s t a r c z o n a przez F r e u d a t e o r i a była r ó w n i e b ł ę d n a
i bez wątpienia znacznie bardziej destrukcyjna. W a r t o m o ż e przyjrzeć się ko­
respondencji wiedeńskiego doktora, gdyż o d s ł a n i a n a m o n a nie Freuda-Me3
sjasza psychoanalizy, lecz Freuda-człowieka. W s w o i m liście do Lou-Andreas Salome pisał: „W głębi m e g o serca zawsze żywiłem p r z e k o n a n i e , że m o i
drodzy współobywatele są, p o z a niewielkimi wyjątkami, nic niewarci". Takie
przeświadczenie żywi wielu, a od czasu do czasu bywa o n o u d z i a ł e m każde­
go z nas, idźmy j e d n a k dalej za myślą w i e d e ń s k i e g o psychiatry. „Bezwartościowość ludzi zawsze robiła na m n i e wielkie w r a ż e n i e (...) zaledwie kilku
pacjentów wartych jest wysiłków, jakie im p o ś w i ę c a m " . „ Z n a l a z ł e m b a r d z o
niewiele d o b r e g o w ludzkich istotach. W m o i m p r z e k o n a n i u większość
z nich to śmieci."
W n a p i s a n y m u schyłku życia liście do Ludwika Binswangera Freud, p o ­
sługując się metaforą D o m u , pisał: „ Z a w s z e m i e s z k a ł e m na p a r t e r z e l u b
w s u t e r e n i e b u d y n k u . Pan uważa, że w r a z ze z m i a n ą p u n k t u obserwacji m o ż ­
na zobaczyć również wyższe p i ę t r a i tych, którzy t a m zamieszkują: Religię,
Sztukę itd. (...) W t y m względzie Pan jest konserwatystą, ja rewolucjonistą.
Gdybym miał jeszcze j e d n o życie i m ó g ł je poświęcić mojej pracy, zaprosił­
b y m również i tych M i e s z k a ń c ó w z góry do m o i c h p o d z i e m i . Z n a l a z ł e m na­
wet imię, które n a d a ł b y m Religii, gdyby zamieszkała u m n i e , na dole: N e u ­
roza
Ludzkości."
Znany
przedstawiciel
ruchu
antypsychiatrycznego,
prof. T h o m a s Szasz, tak k o m e n t u j e t e n list Freuda: „Przesłanie F r e u d a jest
LATO-2000
327
bardzo jasne. D z i e ł e m jego życia było s p r o w a d z e n i e religii «z piętra» do
«piwnicy», tj. z p o z i o m u inspiracji i n a t c h n i e n i a do p o z i o m u s z a l e ń s t w a
i choroby. Gdyby miał więcej czasu, t e n rewolucyjny n a u k o w i e c zdegrado­
wałby również sztukę i i n n e w z n i o s ł e osiągnięcia ludzkiego d u c h a . "
Powróćmy teraz do poglądów wiedeńczyka. Ich j ą d r o stanowi pojęcie
tzw. kompleksu Edypa, choć trzeba przyznać, że w chwili obecnej niewielu na­
ukowców uznaje centralne miejsce tego „ d o g m a t u " psychoanalizy. 4 W oczach
Freuda o egzystencji człowieka przesądzają zdarzenia składające się na ów
kompleks: seksualna fascynacja m a t k ą i nienawiść do ojca w wypadku c h ł o p ­
ców oraz pociąg seksualny do ojca w połączeniu z nienawiścią do m a t k i w wy­
padku dziewczynek. Nie będziemy się zajmować tym, w jaki s p o s ó b F r e u d
uzasadniał istnienie tych zjawisk (osobną kwestią jest, czy istnieją o n e w ogó­
le, czemu zaprzecza wielu współczesnych psychologów), jego argumentacja
jest bowiem dostatecznie znana. Z a u w a ż m y jedynie, że p e w n e argumenty,
chociażby twierdzenie o tym, że przyczyną nienawiści dziewczynki do m a t k i
jest poczucie dyskomfortu s p o w o d o w a n e „okaleczeniem" (brakiem p e n i s a ) ,
b u d z ą dziś raczej u ś m i e c h niż głębsze zainteresowanie. 5 B e z p o ś r e d n i m na­
s t ę p s t w e m kompleksu Edypa jest poczucie winy. Chłopiec nienawidzący ojca
i dziewczynka nienawidząca m a t k i jednocześnie kochają ich, gdyż powiązani
są z nimi więzami krwi. Poczucie winy prowadzi z kolei do zaburzeń bądź
wręcz do choroby psychicznej. 6 Z d a n i e m F r e u d a r a t u n k i e m (zbawieniem) dla
ludzkości, zniszczonej poczuciem winy i c h o r o b ą psychiczną, była psychoana328
FRONDA
19/20
liza. Dokonał on jednak kalwinistycznego rozróżnienia, gdyż jego z d a n i e m do
terapii nadawała się jedynie garść wybrańców ( p r e d e s t y n o w a n y c h ) . Uzasad­
niając ten pogląd Freud starał się używać języka n a u k o w e g o i racjonalnego,
jednakże w listach z n ó w odsłania się n a m raczej p r o r o k i moralista niż uczo­
ny: „budzi we m n i e zadowolenie fakt, że właśnie najcenniejsze, najbardziej
rozwinięte jednostki najlepiej nadają się do psychoanalizy". Wybrańcy, w a r t o
zauważyć, wywodzili się przeważnie z górnych w a r s t w klasy średniej. „Pa­
cjentom nie posiadającym o d p o w i e d n i e g o wykształcenia (...) należy o d m a ­
wiać terapii." Uczniowie Mistrza poszli w jego ślady, odrzucając wszelkie
przypadki poważnych zaburzeń psychicznych. Zadziałała tu widać logika po­
dwójnej predestynacji. G r o n u szczęśliwych wybrańców przeciwstawiono mas­
sa damnata, niewykształconych i ubogich „ p s y c h o p a t ó w " . Z kolei wyedukowa­
ni i zamożni „wybrańcy", gotowi u z n a ć absolutny a u t o r y t e t t e r a p e u t y i jego
interpretację ich „choroby", stali się idealnymi klientami gabinetów psycho­
analitycznych. Są nimi zresztą po dziś dzień.
Freud uważał, że brak szczęścia jest ceną, jaką płacimy za cywilizację. Dlate­
go też cele, jakie stawiała przed sobą psychoanaliza, były m a ł o ambitne w porów­
naniu z religijną (chrześcijaństwo) czy ideologiczną (np. k o m u n i z m ) wizją czło­
wieka. „Zdrowie psychiczne" oznaczać m i a ł o po p r o s t u przystosowanie
człowieka do panującego porządku, zagłuszenie dręczących go pytań i pragnień
niezależnie od ich prawdziwej natury. „Psychoanaliza nie uczyni pana szczęśli­
wym - powiedział kiedyś Freud j e d n e m u ze swychpacjentów. - Przekona jednak
LATO-2000
329
pana, że najlepszym rozwiązaniem jest transformacja pańskiej własnej histerii
w przekonanie o istnieniu ogólnoludzkiego nieszczęścia."
Dziwaczne poglądy Freuda znalazły wielu zwolenników wśród artystów, fi­
lozofów i intelektualistów. Psychoanaliza stworzyła b o w i e m kastę kapłanów,
która po dziś dzień wywiera olbrzymi wpływ na życie całych narodów, choćby
amerykańskiego. Jak pisze Seth Farber, amerykański antypsychiatra i prawo­
sławny teolog, „Freud czczony jest w Ameryce niczym Bóg w środowiskach in­
telektualistów i zsekularyzowanych Żydów, p o m i m o ewidentnej n i e n a u k o w o ści jego teorii. Poglądy Freuda zagnieździły się na wydziałach psychologii
naszych uniwersytetów. Freud zapewnił specjalistom od «zdrowia psychiczne­
go* status zbawców dusz w gabinetach psychoanalizy. M o ż n a zaryzykować
twierdzenie, że w połowie obecnego stulecia jego «religia» posiadała w Stanach
niemal tylu wyznawców, co chrześcijaństwo. Jego pogląd, że t r a u m a psychicz­
na wyniesiona z dzieciństwa determinuje wszystkie p r o b l e m y dorosłego życia,
całkowicie opanował kulturę popularną, m i m o że brak jakichkolwiek dowo­
d ó w na prawdziwość tej tezy. Nie posiadamy również żadnych dowodów, któ­
re potwierdzałyby istnienie kompleksu Edypa."
Powodem tak wielkiej żywotności post-freudyzmu w N o w y m Świecie jest
zapewne specyfika d u c h o w a Amerykanów, ukształtowanych przez ultraprotestancką mentalność i po dziś dzień pozostających w podświadomości purytanami, ślepo wierzącymi w predestynację. Równie w a ż n ą przyczyną jest opłacal­
ność biznesu psychoanalitycznego. Wiemy przecież, że kościoły protestanckie
nigdy nie były ubogie, biedny nie jest też „Kościół" freudystowski.
330
FRONDA
19/20
Antysemityzm źródłem psychoanalizy?
Warto pokusić się o odpowiedź na pytanie, co s k ł o n i ł o F r e u d a do s t w o r z e n i a
tak mrocznej teorii. Ciekawej odpowiedzi dostarcza n a m a m e r y k a ń s k i psy­
cholog, Sanford Gilman, w swojej książce Przypadek Zygmunta Freuda. Medycy­
na i tożsamość w epoce fin de siecle." G i l m a n przypomina, że n a i w n y racjonalizm
i o p t y m i z m niemieckich i austriackich p s y c h o l o g ó w oraz lekarzy owych cza­
sów szedł w parze z niezwykłymi poglądami rasowymi, mającymi raczej cha­
rakter p r z e s ą d ó w niż tez naukowych. U w a ż a n o , że Żydzi mają większą niż
inne narody s k ł o n n o ś ć z a r ó w n o do c h o r ó b umysłowych, jak i p r z e s t ę p s t w
natury seksualnej, w szczególności kazirodztwa. M ł o d y Freud miał więc nie
lada orzech do zgryzienia, aspirując do ś r o d o w i s k a n a u k o w e g o , k t ó r e w prze­
ważającej części h o ł d o w a ł o p o g l ą d o m urągającym jego n a r o d o w i . Z jego ko­
respondencji w i a d o m o zresztą, że przeżywał swoje żydostwo w s p o s ó b przy­
pominający
s t o s u n e k wielu
Rosjan
wobec
Zachodu:
dumie
z własnej
tożsamości towarzyszył n i e o d m i e n n i e k o m p l e k s niższości.
Z d a n i e m Gilmana wszystkie dzieła Freuda są odzwierciedleniem jego sta­
nu psychicznego i zarazem p r ó b ą autoterapii. Freud, zalecający s w o i m pacjen­
t o m transformację osobistych p r o b l e m ó w w przekonanie o „istnieniu ogólno­
ludzkiej u ł o m n o ś c i " , sam dokonał projekcji własnych k o m p l e k s ó w i ambicji
na płaszczyznę ogólnoludzką. Miejsce opisywanego przez niemieckich lekarzy
„Żyda-szaleńca" uprawiającego kazirodztwo zajął everyman; każdy człowiek
stał się winny, skłonny ku szaleństwu i seksualnym dewiacjom. O d p o w i e d z i ą
LATO-2000
331
Freuda na zarzut, że Żydzi są z n a t u r y szaleńcami, przestępcami i zboczeńca­
mi byt pogląd, że są n i m i wszyscy ludzie, gdyż „ p r z e s t ę p s t w o p i e r w o r o d n e " ,
jakim jest „psychologiczne" uśmiercenie ojca przez syna, stanowi najgłębsze
jądro człowieczeństwa. Uczeń wiedeńskiego psychologa, W i l h e l m Stekel, na­
pisał wprost, że „psychoanaliza zakłada p o w s z e c h n ą w y s t ę p n o ś ć ludzkiej na­
t u r y " . Trzeba równocześnie zauważyć w p r o w a d z o n ą przez Freuda i s t o t n ą m o ­
dyfikację: o ile Ż y d o m zarzucano zwykle s k ł o n n o ś ć do s t o s u n k ó w między
b r a t e m i siostrą, o tyle everyman winien był kazirodczych s t o s u n k ó w między
rodzicami a dziećmi, te zaś u w a ż a n e są - o ile możliwa jest tu jakakolwiek
gradacja - za jeszcze ohydniejsze.
Psychoanaliza była, z d a n i e m Gilmana, reakcją z a r ó w n o na oświeceniowy
pozytywizm i o p t y m i z m ( m i m o że w przyszłości sięgną po n i ą p o s t o ś w i e c e niowcy z N o w e j Lewicy), jak i na antysemickie prądy i n t e l e k t u a l n e p r z e ł o m u
wieków. Uniwersalizując zarzuty s t a w i a n e Ż y d o m , F r e u d pokazał, jak dalece
był uzależniony (inna sprawa, na ile ś w i a d o m y m było to uzależnienie) wła­
śnie od a n t y s e m i t y z m u swojej epoki.
H i p o t e z a amerykańskiego badacza stawia p o w a ż n y dylemat przed czemp i o n a m i m o d e r n i z m u : skoro a n t y s e m i t y z m j e s t z ł e m , a m o ż e n a w e t Z ł e m , t o
wszystko, co o d e ń pochodzi, w tym i psychoanaliza, r ó w n i e ż p o w i n n o być
złe, a n a w e t Z ł e . A przecież jest o n a j e d n y m z f u n d a m e n t ó w n o w o c z e s n o ś c i
i postępowej wizji człowieka!
N a p r a w d ę istotne jest j e d n a k wyzwanie, jakie stawia przed n a m i freudyzm, a raczej caty n u r t intelektualny, k t ó r e m u dat on początek. Genialny ko­
lumbijski aforysta, Nicolas Davila, napisał niegdyś o Nietzschem, iż jest on
gigantycznym p y t a n i e m skierowanym do chrześcijan i nie należy go krytyko­
wać, lecz odpowiadać m u . Podobnie należy p o t r a k t o w a ć freudyzm ze wszyst­
kimi jego p o c h o d n y m i . P r o b l e m u nie stanowi b o w i e m Freud, psychoanaliza
i kompleks Edypa, lecz zanik chrześcijańskiej wizji człowieka, który umożli­
wił o p a n o w a n i e przestrzeni duchowej społeczeństw przez tego typu teorie.
Perspektywę - która nie zapominając o u p a d ł y m stanie ludzkiej n a t u r y
zarazem nie w p a d a ani w m i z a n t r o p i e , ani w n a i w n y o p t y m i z m - o d n a l e ź ć
m o ż n a w antropologii biblijnej i w dziełach Ojców Kościoła, szczególnie
greckich. W tej perspektywie każdy człowiek jest „największym z grzeszni­
ków", a jego egzystencja to stałe zawieszenie m i ę d z y p o t ę p i e n i e m a zbawie­
niem, ciągłe „drżenie duszy u b r a m Raju". J e d n o c z e ś n i e to w ł a ś n i e napięcie
332
FRONDA
19/20
i zawieszenie p r z e s ą d z a o wielkości człowieka. T r u d n o o bardziej m i a ż d ż ą c ą
krytykę kondycji ludzkiej niż ta, k t ó r a znajduje się na k a r t a c h dzieł Ojców
Kościoła, p a r a d o k s a l n i e nie ma w niej j e d n a k ani cienia m i z a n t r o p i i . Taka
p e r s p e k t y w a w y m a g a j e d n a k wyjścia p o z a w ł a s n e ja i o t w a r c i a się na t o , co
a b s o l u t n e , t r w a ł e i n i e z m i e n n e , na to w ł a ś n i e , czego z u p e ł n i e nie m a ' w p o ­
glądach Z y g m u n t a Freuda, j e d n e g o z Ojców Założycieli E p o k i R e l a t y w i z m u .
ANDRZEJ FIDERKIEWICZ
PRZYPISY:
1
Wielkie wartości solidnej wiktoriańskiej literatury dostrzegają również ludzie nie
związani z literaturą. Wielu prawosławnych kierowników duchowych polecało
swoim podopiecznym lekturę książek Dickensa, uznając je za abecadło codzien­
nego chrześcijańskiego życia.
2
Kalwin uważał np. ludzką naturę za całkowicie i nieodwracalnie zepsutą przez
grzech pra-rodziców, twierdząc, że rodzimy się „z naturą wstrętną i obrzydliwą
w oczach Boga".
3
Cytaty z listów pochodzą z książki dra Setha Farbera Eternal Day. The Christian Alternative to Secularism and Modern Psychology, Regina Orthodox Press, Salisbury
(USA) 1998.
4
Podobna ewolucja poglądów zaszła w teologii protestanckiej, która wywarła ogrom­
ny wpływ na Freuda. Współcześni ewangelicy odżegnują się np. od koncepcji predestynacji.
5
W świetle teorii Freuda dzieci są od narodzin „złe". David McClelland, amerykań­
ski psychoanalityk i kwakierski teolog, napisał o jednym z najważniejszych
uczniów Freuda, jego córce Annie: „Słuchając Anny Freud mówiącej o kryminal­
nych skłonnościach rocznych i dwuletnich dzieci, wracamy myślą do kalwińskich
kazań o wiecznym potępieniu niemowląt".
6
Webster twierdzi, że początkowo Freud przypisywał skłonności neurotyczne oso­
bom wykorzystywanym seksualnie przez rodziców, z biegiem czasu uznał jednak
neurozę za zjawisko powszechne i nie powiązane z takimi czy innymi zachowania­
mi rodziców.
7
Zob. Sanford Gilman, The Case of Sigmund Freud. Medicine and Identity at the Fin de
Siecle, John Hopkins University, Baltimore 1993.
LATO 2 0 0 0
333
Ponowoczesne małżeństwo to „małżeństwo otwarte".
Z możliwością uprawiania seksu grupowego (zarówno
w wersji hetero, jak i homo), „terapeutycznego" roz­
stawania się oraz mnóstwa innych atrakcji. Autorzy
jednego z poradników, propagującego „wolną miłość",
snują rozważania na temat „terapeutycznej gratyfika­
cji", jaką - ich zdaniem - dają stosunki kazirodcze. Na
zarzuty o namawianie do zachowań perwersyjnych
selfista swojemu krytykowi może zawsze odpowie­
dzieć: „Wszak ty sam określasz wartości i znaczenia".
NIE
WIERZĘ
PSYCHO
LOGOM
Wokół rozważań
FILIP
nad
selfizmem
MEMCHES
Nazywamy wiek dwunasty ascetycznym. Nasze własne czasy nazywamy he­
donistycznymi, uważając, że są przepełnione radosną przyjemnością. Jednak
w czasach ascezy miłość życia była ewidentna i tak wielka, że stale trzeba
było ją hamować. W czasach hedonizmu przyjemność osiąga poziom tak
niski, że stale trzeba ją pobudzać. Jak wysoko potrafiło wezbrać morze
334
FRONDA 19/20
ludzkiego szczęścia w wiekach średnich, poznajemy dziś tylko po kolosalnych
groblach, które ludzie wznosili wtedy, by nie przelało się ponad miarę. Jak
nisko poziom ten spadł dzisiaj, poznają nasi potomni tylko po owych osobli­
wych poradnikach, które każą ludziom zachować pogodę ducha i tłumaczą
im, że życie ostatecznie nie jest takie złe. Społeczeństwo wytwarza optymi­
stów wtedy, gdy nie jest już w stanie wytworzyć ludzi szczęśliwych.
Gilbert K. Chesterton
Psychoterapia jest u samych swoich korzeni fenomenem kontrkulturowym.
Wojciech Eichelberger
Psychologia i religia doskonale uzupełniają się wzajemnie. Pierwsza jest nie­
zbędna dla zgłębienia ludzkiego wnętrza. Jej nieoceniona w a r t o ś ć ujawnia się
w rozmaitych sytuacjach kryzysowych, z a r ó w n o indywidualnych, jak i społecz­
nych. Druga pozostaje także ważna, lecz jej przydatność dotyczy tylko o s ó b
wierzących. Świadomość istnienia d o b r e g o i miłującego Boga znakomicie speł­
nia u nich funkcję terapeutyczną. Poprawia samopoczucie.
Ten pogląd wydaje się ostatnio dominujący. Z powyższych zdań wynika, że
psychologia jest dla wszystkich, zaś religia dla nielicznych. Ponowoczesność po­
zostaje spadkobierczynią - przynajmniej w niniejszym zakresie - typowo moder­
nistycznego przekonania o wyższości tego, co naturalne, nad tym, co objawione.
Zresztą obiektywność i autentyczność wszelkich objawień jest poddawana w wąt­
pliwość. Wciąż panują racjonalizm i empiria, m i m o iż coraz głośniej słychać o N o ­
wej Erze, nowym pogaństwie, poznaniu pozarozumowym itp. Średniowiecze jed­
nak m a m y dawno za sobą. Teologia nieustannie musi się podporządkowywać
pozostałym naukom, a nie odwrotnie. Kwestie dotyczące cierpienia, sensu istnie­
nia, stosunku do bliźnich uchodziły w przednowoczesnej przeszłości za religijne,
za wiążące się z relacjami człowieka do Boga. Ktoś, kto ówcześnie miał „proble­
my z samym sobą", zwracał się o p o m o c do kapłana. Obecnie tego ostatniego za­
stępują najczęściej „eksperci": psycholog, psychiatra, terapeuta. Według Ericha
Fromma współczesny człowiek, owszem, potrzebuje religii, ale wyłącznie „huma­
nistycznej", czyli takiej, która nie wymaga od wiernych „ślepego" posłuszeństwa,
a wzbudza w nich „pozytywne emocje". Która głosi, że Bóg nie jest Osobą, lecz
jedynie symbolem ludzkości (jedna z prac F r o m m a nosi znamienny tytuł Będziecie
jako bogowie). Tak więc ksiądz, pastor czy rabin są w porządku, o ile są kapłanami
LATO2000
335
religii „humanistycznych" i nie wchodzą w kolizję z „ogólnie przyjętymi" koncep­
cjami naukowymi. O ile ich misja przynosi korzyść naukowo pojmowanemu zdro­
wiu psychicznemu. O ile poprawiają samopoczucie.
Współczesna psychologia jest p r o d u k t e m postmodernistycznego p r z e ł o m u .
Jej przedstawiciele podkreślają chęć zerwania z paradygmatem materialistycznym. Z biologicznym czy mechanistycznym m o d e l e m postrzegania człowieka.
Odrzucają charakterystyczne dla „starej" psychologii (m.in. behawioryzmu)
traktowanie ludzkiej psychiki jak maszyny lub jakiegoś prymitywnego, bez­
dusznego organizmu. „Nowe spojrzenie - pogląd ten m o ż n a uznać za rodzaj
pewnika. Wierzenia i praktyki religijne należą do ważnych i powszechnych zja­
wisk życia jednostkowego i zbiorowego" - tą uwagą rozpoczyna pracę Z Bogiem
albo bez Boga Józef Kozielecki.
Ponowocześni psycholodzy deklarują swoją
otwartość na - tożsamy według nich z higieną psychiczną - rozwój duchowy.
Wyrażają szacunek dla praktyk religijnych. Ale m u s i być spełniony pewien wa­
runek: wszelkie działania są podporządkowane ostatecznemu celowi - samourzeczywistnieniu się. Realizacja siebie, realizacja p o t r z e b swojego „ja" to głów­
ne zadanie w życiu. Dobra jest tylko taka religia, która wypełnieniu tego zadania
sprzyja. Która poprawia samopoczucie.
Podróż na Wschód
Wielkie religie monoteistyczne do wymienionych s t a n d a r d ó w nie „dorastają".
Stosując terminologię Fromma, m o ż n a je uznać za „ a u t o r y t a r n e " . Ale oświe­
ceniowy deizm i lewicowy ateizm też, jak w i a d o m o , straciły świeżość. Psycho­
logom humanistycznym i transpersonalnym - r e p r e z e n t a n t o m kierunków naj­
bardziej
akcentujących
znaczenie pierwiastka d u c h o w e g o w człowieku -
pozostaje swoista reinterpretacja czegoś, czego o g r o m n a większość ludzi na
Zachodzie nie zna: indiańskiego szamanizmu, b u d d y z m u w wersji tybetańskiej
bądź zen, różnorakich o d m i a n h i n d u i z m u i taoistycznej mądrości (to tylko
oferta częściowa). Reinterpretacja będąca zaledwie e t a p e m w tworzeniu zupeł­
nie nowej religii, którą amerykański psycholog Paul Vitz nazywa selfizmem
(od angielskiego self - jaźń, własna osoba), a więc k u l t e m s a m e g o siebie. Naj­
ważniejsze dla judeo-chrześcijańskiego dziedzictwa przykazanie, streszczające
się w słowach: „Kochaj Boga i bliźniego", zostaje zastąpione guast-gnostycznym: „Poznaj i wyraź siebie". Człowiek m u s i odnaleźć boga w sobie. Człowiek
336
FRONDA
19/20
jest p a n e m swojego życia.
Wystarczy chociażby pójść
za radą, zawartą w książce
Josepha 0 ' C o n n o r a i Johna
Seymoura NLP. Wprowadze­
nie do programowania neurolingwistycznego:
„To, w co
wierzymy, m o ż e być spra­
wą wyboru. Możesz porzu­
cić poglądy, które cię ogra­
niczają, a z b u d o w a ć takie,
które sprawią, że twoje ży­
cie stanie się radośniej sze
i bogatsze w sukcesy. Pozy­
tywne przekonania pozwo­
lą ci zrozumieć, co m o g ł o ­
by być p r a w d ą i jak jesteś
uzdolniony. Są o n e przy­
zwoleniem na penetrację i zabawę w świecie możliwości. Jakie przekonania
warto mieć, tak aby umożliwiły i wsparły twoje dążenie do celu? Pomyśl o ja­
kichś swoich aktualnych przekonaniach. Czy są ci p o m o c n e ? Czy są zachętą,
czy przeszkodą? Wszyscy m a m y jakiś swój pogląd na miłość i na to, co jest
istotne w życiu. M a m y również wiele poglądów na t e m a t naszych możliwości
i szczęścia, które stworzyliśmy i które m o ż e m y zmienić. I s t o t n ą częścią bycia
człowiekiem sukcesu jest posiadanie przekonań, które pozwalają osiągnąć t e n
sukces." Penetrowanie swojej psychiki, przeprowadzanie na niej rozmaitych
operacji za p o m o c ą narzędzi, do których zaliczają się ezoteryczne formy roz­
woju w e w n ę t r z n e g o (obecne n p . w magii k a h u n ó w ) oraz techniki psycholo­
giczne (składające się m.in. na NLP), przynosi k o n k r e t n e efekty. Jeśli ktoś chce
zostać milionerem, bardzo proszę, nie ma obiektywnych przeszkód. Wystarczy
uruchomić „nieświadome zasoby" psychiki, aby zmienić zachowania i emocje.
To n o w a duchowość. Nie daje jej ani Kościół katolicki, ani ż a d n a i n n a konfe­
sja, odwołująca się do autorytetu P i s m a świętego. A b r a h a m Maslow oferuje
więc „doświadczenia szczytowe". Mają być o n e doświadczeniami mistycznymi,
doświadczeniami zjednoczenia z k o s m o s e m . Bez obecności Boga osobowego.
LATO-2000
337
Rzeczywistość postrzegana z perspektywy takich przeżyć jawi się często ina­
czej niż z p u n k t u widzenia ogólnie przyjętych n o r m kulturowych (także reli­
gijnych). Selfiści widzą w Bogu Starego i N o w e g o Przymierza tyrana, który według nich - tylko zabrania, a na nic nie zezwala. Także na p o z n a w a n i e sie­
bie. Wątek owocu z zakazanego drzewa stale powraca. Z a m i a s t poznawać, Jah­
we nakazuje „ślepo" wierzyć w Niego. Powołuje w tym celu instytucje stojące
na straży religijnej ortodoksji i legitymizujące „represyjność" cywilizacji za­
chodniej. Selfiści w zamian proponują Podróż na Wschód - wędrówkę w głąb
siebie. By odkryć mitycznego „dobrego dzikusa", którego cywilizacja białego
człowieka nie zdążyła skazić. „Dobry dzikus", niczym dziecko, nie przeżywa ani
poczucia winy, ani poczucia wstydu. Judeo-chrześcijańskie pojęcie grzechu jest
„dobremu dzikusowi" obce. Żyje on w pełnej symbiozie z naturą, która pozo­
staje dla niego święta. Kolega po fachu i rodak Paula Vitza, William Kilpatrick,
stwierdza: „Pogląd ten wciąż jest popularny, ale nigdzie chyba jego popularność
nie była tak wielka, jak wśród psychologów ze szkoły humanistycznej, którzy
bez przerwy namawiają nas do nawiązania k o n t a k t u z naszym n a t u r a l n y m «ja».
Zwykle oznacza to pozbycie się wszelkich z a h a m o w a ń , ograniczeń oraz zaka­
zów i branie przykładu z tubylców w przepaskach." Na Dalekim Wschodzie
„dobry dzikus" medytuje. Dlatego elementy jogi i p o d o b n y c h praktyk przeni­
kają do psychologii.
Egoizm namaszczony
Ze skrajnego indywidualizmu „społeczeństwa o t w a r t e g o " (zwłaszcza w wyda­
niu jankeskim) wyłaniają się selfistyczne dogmaty. J e d n y m z nich jest zredefiniowana dojrzałość. Obecnie oznacza o n a co innego, a przynajmniej coś wię­
cej niż kiedyś, gdy kojarzono ją z takimi cnotami jak m ę s t w o bądź gotowość
do poświęceń. Dziś dojrzałość to umiejętność wyrażania swoich uczuć i po­
trzeb. To umiejętność u p o m i n a n i a się o p r a w o do własnego - partykularnie ro­
zumianego - szczęścia. Jeśli ktoś ma z t y m problem, to p o m o ż e mu psycholog.
Chociażby organizując trening asertywności. Celem tej formy terapii jest - jak
podkreśla Vitz - „uczynienie osoby nieśmiałej, zalęknionej i wycofującej się
bardziej stanowczą w sytuacjach interpersonalnych". Typowa sesja polega na
odgrywaniu scenek, w których t e r a p e u t a udaje kogoś, k t o chce klienta wyko­
rzystać, a ten ostatni m o ż e w takich sytuacjach reagować w sposób agresywny
338
FRONDA
19/20
i wyrażać swobodnie swoją niezależność. Ale bywa, iż t r e n i n g asertywności
okazuje się czymś znacznie więcej niż n a u k ą stanowczości. Vitz jako przykład
podaje książkę Roberta J. Ringera Winning through intimidation: „Podręcznik ten,
uczący osiągania sukcesu, ma przekonać, że zwycięstwo zarówno w transak­
cjach osobistych, jak i biznesie zależy od tego, czy przyjmujemy odstraszającą
i asertywną postawę. Ringer uważa, iż ma do zaoferowania realistyczny pro­
gram osiągania osobistych sukcesów. O d r z u c a zalecenie troski o d o b r o bliź­
nich jako chwyt używany przez innych, skierowany przeciwko n a m . "
Najważniejszym z selfistycznych d o g m a t ó w jest oczywiście d o b r e samo­
poczucie. By je wzmacniać, n i e z b ę d n e jest „pozytywne m y ś l e n i e " czyli sztuka
tworzenia własnej rzeczywistości. Trening b e z u s t a n n e g o , wysokiego m n i e m a ­
nia na swój t e m a t . O t o dwa, typowe dla p o p u l a r n y c h amerykańskich t y t u ł ó w
prasowych, ogłoszenia: „Kocham siebie. N i e j e s t e m zarozumiały. J e s t e m po
p r o s t u d o b r y m przyjacielem samego siebie, lubię robić wszystko to, co spra­
wia, że czuję się d o b r z e " ; „Żyjemy wedle określonej filozofii: s t a r a m y się, aby
nasze sny ziściły się już dzisiaj zamiast czekać na to do jutra. Ale z a n i m za­
czniesz robić coś d o b r e g o dla siebie, m u s i s z najpierw s a m e g o siebie p o z n a ć " .
Ponieważ - zdaniem selfistów - tradycyjne wychowanie w ogóle nie uczy
troszczenia się o siebie, dlatego potrzeba sporej dawki „zdrowego egoizmu".
Najlepiej to widać na przykładzie instytucji rodziny. Niektóre pary trwają ze so­
bą w związkach, chociaż z selfistycznego p u n k t u widzenia męczą się. Według
Carla Rogersa „związki między kobietami a mężczyznami są znaczące, ale warto
je utrzymywać o tyle, o ile są one doświadczane jako sprzyjające rozwojowi oby­
dwu partnerów". Pojmowanie miłości w kategoriach nie tylko uczuć, ale też
wierności, odpowiedzialności i obowiązku, robi swoje. A trudności w małżeń­
stwie to nie wyjątki, lecz reguła. Monogamia, przywiązanie do tradycyjnych, spo­
łecznych ról mężczyzny i kobiety często ograniczają swobodne realizowanie się
małżonków. Niejeden mąż chciałby zaszaleć i pojechać z kumplami dookoła
świata. Niejedna żona porzuciłaby gospodarstwo d o m o w e dla kariery zawodo­
wej. Tradycyjna moralność Zachodu stoi na przeszkodzie. Ale selfizm przeszko­
dę usiłuje usunąć. Rogers ma „dobrą" wiadomość: „Małżeństwo i rodzina nukle­
arna to instytucje upadające, to ginący sposób życia. Nikt nie mógłby twierdzić,
że były o n e bardzo udane. Potrzebujemy laboratoriów, eksperymentów i prób,
które uchroniłyby nas od powtarzania minionych niepowodzeń, potrzebujemy
poszukania nowych dróg." Ponowoczesne małżeństwo to „małżeństwo otwarLATO-2000
339
t e " . Z możliwością uprawiania seksu grupowego (zarówno w wersji hetero, jak
i h o m o ) , „terapeutycznego" rozstawania się oraz m n ó s t w a innych atrakcji. Spo­
śród poradników propagujących „wolną miłość" Vitz wymienia The newjoy ofgay
sex. Jego autorzy, Charles Silverstein i Felice Picano, snują rozważania na t e m a t
„terapeutycznej gratyfikacji" jaką - ich zdaniem - dają stosunki kazirodcze. Na
zarzuty o namawianie do zachowań perwersyjnych selfista swojemu krytykowi
może zawsze odpowiedzieć: „Wszak ty sam określasz wartości i znaczenia".
Społeczeństwo ofiar
Selfistyczni psycholodzy goszczą w lansujących obyczajowy liberalizm m e ­
diach. Udzielają się na łamach prasy kobiecej i młodzieżowej, radząc jak wy­
zwolić się z k o n w e n a n s ó w „autorytarnego", „patriarchalnego" ładu społecz­
nego. (W Polsce w tej kwestii specjalizują się chociażby „Wysokie O b c a s y " weekendowa, kolorowa wkładka do „Gazety Wyborczej", w której m o ż n a
przeczytać tego rodzaju psychologiczne porady: „Czy z a t e m masturbacja do­
rosłych ludzi jest nieszkodliwym i n a t u r a l n y m s p o s o b e m r o z ł a d o w a n i a ich
napięcia seksualnego? Czy zawsze jest tylko nieszkodliwym i n a t u r a l n y m
u z u p e ł n i e n i e m współżycia?
W ogromnej
większości
przypadków - tak.
Zwłaszcza wtedy, gdy p o m a g a żyć dalej w d o b r y m związku".) Selfistyczni psy­
cholodzy użyczają swojego „eksperckiego" a u t o r y t e t u wspierając agresywne
feministki oraz i n n e ruchy na rzecz - prawdziwych lub urojonych - mniejszo­
ści. Vitz przytacza opinię Charlesa J. Sykesa, k t ó r e g o z d a n i e m m i e s z k a ń c ó w
USA łączy teraz poczucie, że są „ofiarami niemalże wszystkiego, począwszy
od rasizmu i seksizmu, przez konieczność posiadania o d p o w i e d n i e g o wyglą­
du (look-ism) i r o z m i a r ó w (size-ism), po bycie dorosłymi dziećmi alkoholików".
Selfizm
opanowuje
edukację.
„Podstawowym
przesłaniem
związanym
z kształtowaniem poczucia własnej wartości (...) jest to, że uczniowie powin­
ni, zarówno z u s t nauczycieli, jak i poprzez ćwiczenia, w r a m a c h p r o g r a m u
szkolnego dowiadywać się, jacy są wspaniali i ważni. Uczniowie (lub nauczy­
ciele) mają m ó w i ć bądź pisać różnego rodzaju pozytywne rzeczy o sobie. Czę­
sto nazywa się to «rozmową z s a m y m sobą»" - dowodzi Vitz. Podobnie rzecz
wygląda jego z d a n i e m w prawodawstwie. „Przyjrzyjmy się d w ó m absurdal­
n y m przykładom: 1. pracownik lokalnych władz szkolnych, który został wy­
rzucony za notoryczne spóźnianie się, utrzymuje, że był ofiarą «syndromu
340
FRONDA
19/20
chronicznego spóźniania się»; 2. a g e n t FBI, który z rządowych pieniędzy
sprzeniewierzył dwa tysiące dolarów, został najpierw wyrzucony, ale n a s t ę p ­
nie przyjęty z p o w r o t e m , ponieważ sąd u z n a ł jego s k ł o n n o ś ć do h a z a r d u za
«niepełnosprawność», był więc c h r o n i o n y p r a w e m federalnym."
Kilpatrick wskazuje na fenomen przenikania języka psychoterapeutyczne­
go do dziedzin życia, które p o w i n n y być od niego raczej wolne. T r u d n o nie
zastanowić się nad następującą obserwacją: „Odnosi się wrażenie, że każda
wypowiedziana przez nas uwaga wymaga analizy ze strony naszych przyjaciół.
N a m z kolei t r u d n o coś k o m u ś doradzić bez dodania: «To będzie dla ciebie do­
bra terapia». Wydaje się, że w każdej sprawie przyjęliśmy postawę nieustannej
czujności: «Czy to, co teraz robię, będzie dla m n i e korzystne?», «Czy ta osoba
p o m o ż e mi się rozwinąć?», «Czy przytuliłem dzisiaj dziecko? »
LATO-2000
341
Koń trojański
Selfizm nie omija również miejsc, które, wydawałoby się, są i m p r e g n o w a n e na
jego wpływy. Kilpatrick przytacza historię pewnego eksperymentu, jaki prze­
prowadzono w Los Angeles w 1967 roku. Wówczas to Rogers wraz z kolegami
z Wertern Behavioral Science Institute zajęli się zaszczepianiem „edukacyjnych
innowacji" w sieci szkół zatrudniających zakonnice. Efekt okazał się piorunują­
cy. „Na początku eksperymentu - informuje Kilpatrick - sieć zatrudniała sześć­
set zakonnic w pięćdziesięciu dziewięciu szkołach (...). Według Williama Coulsona,
jednego
z
kierujących
przedsięwzięciem,
rok
po
zakończeniu
eksperymentu «istniały dwie szkoły i nie pozostała żadna zakonnica*. Zakonni­
ce zerwały z Kościołem katolickim i założyły zakon świecki." We w s p o m n i e ­
niach We overcame their tradition, we overcame theirfaith Coulson pisze o całej spra­
wie jako o szerszym, rozciągniętym w czasie zjawisku: „Zdeprawowaliśmy
w latach sześćdziesiątych całą m a s ę zgromadzeń religijnych na Z a c h o d n i m Wy­
brzeżu przez wciągnięcie sióstr zakonnych i księży do r o z m ó w o stresach"; o za­
stosowaniu terapii niedyrektywnej: „Uważaliśmy, że jeśli była ona dobra dla
neurotyków, to będzie o n a również dobra dla osób zdrowych"; o zakonnicach,
które ją przebyły: „Nie chciały zależeć od jakiegokolwiek autorytetu, oprócz au­
torytetu swego własnego, wspaniałego «ja»".
Uczeni czy szarlatani?
Vitz i Kilpatrick obnażają n a u k o w ą słabość selfizmu. P r z e p r o w a d z o n o m n ó ­
stwo badań psychologicznych, z których wynika, że „jakkolwiek r o z u m i a n e bę­
dzie poczucie własnej wartości, to brak jest rzetelnych danych, k t ó r e wskazy­
wałyby na możliwość przewidywania
istotnych
zachowań
na podstawie
p o m i a r ó w tej z m i e n n e j " . W 1989 roku uczniowie z o ś m i u różnych p a ń s t w
wzięli udział w teście, który miał p o r ó w n a ć ich m a t e m a t y c z n e zdolności. Jed­
nocześnie zostali oni poproszeni o w ł a s n ą ocenę swoich umiejętności w t y m
zakresie. Najlepszy matematyczny wynik osiągnęli Koreańczycy, a najgorszy Amerykanie. Na uwagę zasługuje jednak i n n a rzecz. „Poczucie własnej warto­
ści co do matematyki - stwierdza Vitz - p o z o s t a ł o w odwrotnej zależności do
rzeczywistych wyników uzyskanych w badaniu! Jest to z pewnością świetny
przykład na to, jak psychologia typu «czuj się dobrze» przeszkadza s t u d e n t o m
342
FRONDA
19/20
w adekwatnej percepcji rzeczywistości." Kolejną w a ż n ą kwestią jest instru­
mentalny sposób w jaki psycholodzy selfistyczni traktują dzieci. Z jednej stro­
ny, zwolennicy antyrodzinnych koncepcji skłonni są minimalizować skutki roz­
wodu rodziców dla psychiki dziecka. A tymczasem Vitz (powołując się przy
tym na konkretne dane) stwierdza: „Wiarygodne badania wykazują, że aż jed­
na trzecia takich dzieci nie dochodzi do pełnego zdrowia psychicznego". Z dru­
giej strony, na krytykę zasługuje selfistyczne idealizowanie dziecięcej psychiki.
Vitz pisze: „Pierwsze przejawy zazdrości u jednorocznego dziecka, pierwsza
nienawiść wyrażająca się w uderzaniu innego dziecka (co wydaje się sprawiać
r ó w n ą przyjemność dzieciom i dorosłym), łatwość, z jaką dziecko uczy się po­
jęcia «moje», a trudność w zrozumieniu, co to znaczy «twoje», skrajny egocen­
tryzm dziecięcy, niezwykła zdolność dzieci do stawania się całkowicie roszcze­
niowo nastawionymi tyranami - wszystko to jest pomijane". Uwagi te m o ż n a
równie dobrze odnieść do pseudoetnograficznych m r z o n e k o „dobrym dziku­
sie". Co się zaś tyczy - odbywanych przez selfistów w poszukiwaniu religii
„humanistycznej" - Podróży na Wschód, to należałoby t y m newage'owym tury­
stom przypomnieć, iż w licznych odgałęzieniach h i n d u i z m u czy b u d d y z m u
uczeń winien jest p o s ł u s z e ń s t w o względem a u t o r y t e t u mistrza. Zjawisko
przyjmowania z rozmaitych religii tego, co się akurat w nich podoba, oraz te­
go, co pasuje, i sklecanie z poszczególnych kawałków w ł a s n e g o światopoglądu
- jest z perspektywy d u c h o w e g o W s c h o d u zabiegiem niepoważnym. Przy oka­
zji Kilpatrick stwierdza: „Transcendencja w wersji «zrób to sam» m o ż e jednak
bardzo łatwo wymknąć się spod kontroli. Bóg w butelce okazuje się p o t ę ż n y m
d ż i n n e m z piekła rodem, o b d a r z o n y m r o z u m e m . "
Psychomasturbacja
Vitz i Kilpatrick pokazują konsekwencje selfizmu. Na płaszczyźnie społecznej
widoczne są one w rozkładzie naturalnych wspólnot. Statystyki wykazują, że
w społeczeństwie, w k t ó r y m wzrasta p o p u l a r n o ś ć skupiania się na w ł a s n y m
„ja" (czytaj: chodzenia do psychologa przy każdej nadarzającej się okazji, by je­
dynie doradził jak poprawić sobie samopoczucie), zwiększa się zarazem liczba
osób samotnych, cierpiących na depresję, popełniających samobójstwa. Z psy­
chologicznego p u n k t u widzenia, społeczeństwo takie obfituje w n a d m i e r n ą pod względem liczby - obecność jednostek narcystycznych i psychopatycznych.
LATO-2000
343
Nie widzą o n e niczego oprócz własnej osoby. Vitz zauważa: „Depresja m o ż e
być także s p o w o d o w a n a czynnikami n a t u r y psychologicznej, ale w tych przy­
padkach dość często jest przejawem zamaskowanej formy samouwielbienia.
Taka sugestia na pierwszy rzut oka m o ż e się wydawać zadziwiająca, ale uzasad­
nienie jest proste: depresja i negatywne myśli wobec s a m e g o siebie są często
rezultatem agresji,
która obróciła się przeciwko s a m e m u
sobie,
agresji
czy nienawiści do siebie pojawiającej się wtedy, gdy nie udaje się n a m spełnić
własnych wysokich oczekiwań na sukces. Ludzie popadają w depresję, ponie­
waż nie udaje im się ożenić, skończyć studiów, zostać czyimś p a r t n e r e m , stać
się bogatym, zdobyć uznanie jako artysta itd. O g r o m n e n a g r o m a d z e n i e d u m y
czai się za naszym przywiązaniem do standardów, k t ó r y m nie potrafimy spro­
stać. Oznacza to, że optymistyczne zaufanie do siebie i pesymistyczna depre­
sja często biorą się z w ł a s n e g o «ja», które próbuje przejąć u p r a w n i e n i a do wy­
znaczania s t a n d a r d ó w własnej wartości. To narcystyczne «ja» n a s t ę p n i e ocenia
na ile dobrze spełnia się owe standardy. Kiedy nie udaje się n a m im sprostać,
wtedy w ł a s n e «ja» zaczyna nas potępiać." Z kolei Kilpatrick pisze: „Przywiązy­
wanie wagi do poczucia własnej wartości, wyrwane ze swego właściwego kon344
FRONDA
19/20
tekstu, szybko przechodzi w zainteresowanie w ł a s n ą samowystarczalnością,
statusem, władzą i p o d o b n y m i rzeczami. Jest to s c h e m a t obowiązujący
w książkowych poradnikach, które wychodzą od miłości własnej, lecz za każ­
dym razem zdają się kończyć na s a m o o b r o n i e : «inni są ci niepotrzebni)), «postaw na swoim», «nie daj się pokonać», «nie daj się wykorzystać))." Wiara
w psychoterapeutyczną przesłankę, zgodnie z k t ó r ą nie należy podporządko­
wywać swych p o t r z e b p o t r z e b o m innych, ani żadnej idei lub tradycji, przyno­
si plon. Dla wyznawcy selfizmu ludzie z jego najbliższego otoczenia są nie­
zbędni, by mógł się realizować. Są oni wyłącznie środkami do osiągnięcia celu.
Są po prostu narzędziami.
Lecz na dłuższą m e t ę cel okazuje się nieosiągalny. Samotność zbiera swoje
żniwo. Człowiek, który coraz bardziej i coraz częściej koncentruje się na sobie,
stopniowo popada w pogłębiające się poczucie odizolowania od świata. W ta­
kich przypadkach relacje międzyosobowe zanikają. Vitz, odnajdując analogię we
Francji sprzed rewolucji 1789 roku, stawia selfistycznemu społeczeństwu ame­
rykańskiemu diagnozę: „Kultura k a m p u s ó w uniwersyteckich i cała kultura yuppies w Stanach Zjednoczonych w ostatnich trzydziestu latach obnażyły frywolność i arogancję d w o r ó w ancien regime'u. Jak na dworze francuskim, ale na
znacznie większą skalę, odnajdujemy tu jedynie niewielką świadomość krucho­
ści podstaw dobrobytu oraz jego zależności od żyjących gdzieś indziej ludzi.
Przeciwnie, z całą powagą utrzymuje się, że to właśnie urzeczywistnianie siebie
stanowi uniwersalną etykę przyszłości, m i m o , że najpewniej stoimy przed trud­
n y m p r o b l e m e m uniknięcia degradacji czy nawet kwestią przetrwania."
Koniec złudzeń
Vitz zauważa, że selfistyczne koncepcje są lustrzanym odbiciem życia ich twór­
ców. „Fakt obecności antyrodzinnych tendencji w psychoterapii wydaje się
sprzężony z tym, że wysoki procent psychoterapeutów stanowią ludzie rozwiedzeni bądź wyobcowani z rodziny lub tradycyjnych religii. Tacy terapeuci prze­
jawiają naturalne ludzkie pragnienie społecznego potwierdzenia ich własnego
stylu życia, co m o ż e sprawiać, że zachęcają innych do przyjmowania podobnych
wzorców." Czy aby w Polsce, w przypadku największych psychoterapeutycz­
nych autorytetów, nie m a m y również do czynienia z p o d o b n y m zjawiskiem?
D u c h o w e p o s z u k i w a n i a sporej części selfistów m o g ą w z b u d z a ć w ś r ó d
LATO-2000
345
niektórych psychologów z a ż e n o w a n i e . Taka p r a w d o p o d o b n i e była reakcja
Kilpatricka, gdy trafił on na konferencję psychologiczną, której uczestnicy na
poważnie
rozprawiali
o
zagadnieniach
astrologicznych,
reinkarnacji,
o „ t r a n s c e n d e n t n y m d u c h u j e d n o ś c i " . Kilpatrick w s p o m i n a : „ O t o eksperci,
mogący korzystać z najbardziej s k o m p l i k o w a n y c h i racjonalnych analiz, jakie
ma do zaoferowania psychologia, wolą u p r a w i a ć jogę i medytację oraz radzić
się najróżniejszych m e d i ó w i g u r u " . Vitz n a t o m i a s t zaznacza, że „ d u c h o w o ś ć
N e w Age ukazała o s o b o m n i e s k ł o n n y m do s ł u c h a n i a chrześcijańskiej kryty­
ki, że interpretacja religii i lekceważenie życia d u c h o w e g o przez świecką psy­
chologię jest zasadniczym b ł ę d e m " .
Ku świadomym wyborom
Psychologia nie jest „ ś w i a t o p o g l ą d o w o n e u t r a l n a " . N i e m o ż e być o n a taka,
gdyż pozostaje n a u k ą o człowieku. O istocie bądź co bądź r o z u m n e j , wypo­
sażonej we w ł a d z e pozwalające dokonywać wyboru. A więc dokonywać cze-
34g
FRONDA
19/20
goś, co wymaga p o r u s z a n i a się w świecie wartości: między P r a w d ą a k ł a m ­
stwem, D o b r e m a złem, P i ę k n e m a szpetotą. Psychologia b a d a kogoś, k t o
jest stworzony do relacji z innymi o s o b a m i . Do b u d o w a n i a wspólnoty. Gdy
selfistyczni psycholodzy zachwalają s w o i m p o r a n i o n y m „ k l i e n t o m " teorie
o realizacji siebie poprzez masturbację czy h o m o s e k s u a l i z m , to nie zdają al­
bo nie chcą zdawać sobie sprawy z tego, że bynajmniej nie działają w p r ó ż n i
moralnej i d u c h o w e j . J u d a i z m i chrześcijaństwo zakazują p e w n y c h z a c h o w a ń
nie dlatego, iż tak się s p o d o b a ł o „ k l e c h o m " , ale dlatego, że te z a c h o w a n i a
prędzej czy później obnażają s w ą szkodliwość. Także w wymiarze psycholo­
gicznym (najczęściej zaburzenia o p o d ł o ż u n e u r o t y c z n y m ) . W związku z t y m
Vitz wskazuje na w a ż n ą rolę, jaką mają do odegrania przeciwnicy selfizmu.
„To ci, którzy uznają za istotne, szanują i reagują na a u t e n t y c z n i e religijne
kwestie w życiu swoich pacjentów. N i e jest to j e d n a k g r u p a ani liczna, ani ła­
t w o poddająca się kategoryzowaniu. Należą do niej psycholodzy, którzy sami
są l u d ź m i wierzącymi i starają się t a m , gdzie to wskazane, włączać wiarę
w psychoterapię. W tej grupie r ó w n i e ż znajdują się ci s p o ś r ó d p s y c h o l o g ó w
świeckich, którzy doszli do przekonania, że należy odrzucić w s p ó ł c z e s n ą re­
ligię psychologii, jako p o w i e r z c h o w n ą n a m i a s t k ę czegoś p r a w d z i w e g o i jako
degenerowanie się ważnych, choć ograniczonych funkcji psychoterapii. To są
właśnie ci psycholodzy, dzięki k t ó r y m m a m nadzieję, że będzie m o g ł o się
rozwinąć m o c n e i uczciwe p a r t n e r s t w o między psychologią a religią."
Krzyż najskuteczniejszą terapią
Selfistyczna psychologia t o , w świetle n a u c z a n i a C h r y s t u s a , bałwochwal­
stwo. Idolem w selfizmie jest „ja". N i e ma miejsca na Krzyż, na o d d a n i e się
bliźnim. Na bycie r a z e m wtedy, gdy przestaje to być przyjemnością, a staje
się p r ó b ą cierpliwości i wytrwałości. Na przyjęcie łaski Bożej, kiedy się jest
w dołku. Trudy życia w miłości i p r a w d z i e są nie do p o g o d z e n i a z selfistyczn y m „zdrowym e g o i z m e m " . Z selfistycznym „pozytywnym m y ś l e n i e m " ,
zwłaszcza gdy p o w o d ó w ku t e m u brak (nikt nie jest d o s k o n a ł y ) . I w końcu
z selfistycznym s z u k a n i e m boga w sobie.
Trudno się nie zgodzić z następującym wywodem Vitza: „Filozofia selfistycz­
na (...) trywializuje życie utrzymując, że cierpienie (i co za tym idzie, nawet
śmierć) jest pozbawione wewnętrznego znaczenia. Cierpienie jest postrzegane
LATO-2000
347
jako swego rodzaju absurd, zwykle zawiniony przez człowieka i do uniknięcia
przy zastosowaniu wiedzy pozwalającej uzyskać kontrolę nad środowiskiem.
Stanowisko selfistyczne wydaje się optymistyczne i wiarygodne, szczególnie gdy
broni się go w czasach dobrobytu. Jest o n o jednak powierzchowne, tym mniej
przekonujące, im lepiej zna się życie. Miliony tych, którzy entuzjastycznie za­
aprobowali optymistyczny selfizm na początku drogi życiowej, teraz zaczynają
doświadczać odwiecznych lekcji zniedołężnienia, utraty, choroby i śmierci - lek­
cji, które podrywają powierzchowny optymizm co do ciągłego radosnego wzro­
stu wspaniałego «ja»."
Podrabiani kaznodzieje
Kwintesencją selfistycznego światopoglądu m o ż e być modlitwa, u ł o ż o n a przez
twórcę terapii Gestalt, Fritza Perlsa: „Ja robię swoje i ty robisz swoje. Nie je­
stem na świecie, by spełniać twoje oczekiwania. A ty nie jesteś na świecie, by
spełniać moje. Ty jesteś ty, a ja j e s t e m ja i jeśli przypadkiem trafiamy na siebie,
jest wspaniale. Jeśli nie, nic na to nie poradzimy." Z książki Neville'a Drury'ego Psychologia transpersonalna dowiadujemy się, jak Perls podczas prowadzo­
nych przez siebie warsztatów uwiódł, a n a s t ę p n i e porzucił j e d n ą z uczestni­
czek, doprowadzając ją do samobójstwa. Świadkowie byli zdumieni, gdyż
terapeuta t e n w ogóle się tym wydarzeniem nie przejął. N i e miał żadnych skru­
pułów. N a s u w a się prosty wniosek: widocznie za d u ż o od Perlsa oczekiwano,
a on na to nic nie mógł poradzić.
W roku 1969 redaktorzy poczytnego amerykańskiego periodyku „Psychology Today" konkludowali: „Pozostawieni bez zbiorowo usankcjonowanych
wartości Bogo-pochodnych, bez absolutów moralnych, jesteśmy z m u s z e n i
stworzyć w ł a s n ą moralność, wykształcić w ł a s n ą wiarę i światopogląd i odkryć
sens własnego istnienia".
Kwestionariusz osobowości Everetta L. S h o s t r o m a z 1974 roku zakłada, że
badany, zmierzający ku samourzeczywistnieniu, ku pełni zdrowia psychiczne­
go, wybierze stwierdzenie typu: „Nie przestrzegam wymagań przyjętych za
obowiązujące w jakiejkolwiek tradycji religijnej".
N i e d a w n o w j e d n y m ze swoich cyklicznych p r o g r a m ó w telewizyjnych,
znany polski p s y c h o t e r a p e u t a z a p r o p o n o w a ł , żeby - skoro są uroczyste,
uświęcone c e r e m o n i e ś l u b n e - w p r o w a d z i ć także uroczyste, u ś w i ę c o n e cere348
FRONDA
19/20
m o n i e r o z w o d o w e . M a ł ż o n k o m , którzy nie byliby w stanie dłużej żyć razem,
łatwiej byłoby się rozstać. Poprzez taki „oczyszczający" akt uwolniliby się od
wzajemnych oskarżeń i pretensji, pozbyli bolesnych r e s e n t y m e n t ó w , przeba­
czyli i - jak niegdyś biorąc ślub, czyli rytualnie - od siebie odeszli. Pomysł
naszego p s y c h o t e r a p e u t y zdają się o s t a t n i o realizować „ p o s t ę p o w i " p a s t o r z y
luterańscy w Szwecji.
Vitz i Kilpatrick są psychologami. Ale s w o i m selfistycznym kolegom nie
wierzą. Wolą wsłuchiwać się w głos prawdziwych, nie podrabianych kazno­
dziejów.
FILIP M E M C H E S
Paul C. Vitz, Psychology as Religiom The Cult of Self-Worship,
Eerdmans, William B. Publishing Company 1 9 9 4
William K. Kilpatrick, Psychologiczne uwiedzenie, W Drodze, Poznań 1 9 9 7
Książka Paula Vitza w roku bieżącym ukaże się w Polsce nakładem wydawnictwa Logos.
Wielkie dzięki dla Agnieszki i Olafa Żyliczów za p o m o c w dotarciu do materiałów.
LATO2000
349
Reich stwierdził, że orgazm łechtaczkowy jest świadectwem kobie­
cej oziębłości oraz wyrazem reak­
cyjnej świadomości seksualnej.
PROROK
REWOLU
CJI S E K S
UALNEJ
M A R E K
K O N O P K O
Wilhelm Reich przyszedł na świat 24 marca 1897
roku w Brodach nieopodal Lwowa. Żydzi urodzeni
wówczas w Galicji - m.in. Golda Meir, M e n a c h e m
Begin czy Icchak Szamir - stali się z czasem elitą
państwotwórczą Izraela. W odróżnieniu od nich ro­
dzina Reichów należała do kategorii „Żydów niena­
widzących swojego żydostwa". Ojciec Wilhelma od­
ciął się zdecydowanie od wiary i tradycji przodków:
w d o m u wymagał kategorycznie rozmawiania po
niemiecku, a s w e m u synowi s u r o w o zabronił bawić
się z żydowskimi dziećmi.
Kiedy Wilhelm miał 17 lat, jego m a t k a popełni­
ła samobójstwo (przyczyną był najprawdopodobniej
r o m a n s z g u w e r n e r e m syna, wykryty przez m ę ż a ) .
FRONDA 19/20
Trzy lata później zmarł ojciec. Dwudziestoletni
Reich pod koniec I wojny światowej wstąpił do ar­
mii austro-węgierski ej. Po wojnie rozpoczął stu­
dia medyczne na uniwersytecie w Wiedniu, gdzie
zafascynował się psychoanalizą. W k r ó t c e został
pierwszym a s y s t e n t e m Z y g m u n t a Freuda, a na­
stępnie w i c e d y r e k t o r e m
założonej
przez
tego
ostatniego kliniki psychoanalitycznej. W odróż­
nieniu od swego mistrza, nigdy nie o d e b r a ł jed­
nak gruntownej edukacji medycznej. M i m o to
w roku 1924, mając zaledwie 27 lat, stanął na cze­
le pierwszego
na świecie
zakładu
naukowego
w nowej dziedzinie - S e m i n a r i u m Terapii Psycho­
analitycznej.
Jego pierwszą koncepcją była teoria z d r o w e g o
życia seksualnego. W przeciwieństwie do Freu­
da, Reich uważał, że t ł u m i e n i e i n s t y n k t u seksu­
alnego
nie jest
wewnętrznym
mechanizmem
o b r o n n y m ludzkiej psychiki, lecz b r u t a l n ą ze­
w n ę t r z n ą represją k u l t u r o w ą . Represja ta p o w o ­
dować ma, w e d ł u g niego, brak satysfakcji seksu­
alnej u większości ludzi. Reich odrzucił przy t y m
obowiązujące dotychczas kryteria satysfakcji sek­
sualnej,
czyli
zdolność wielokrotnej
ejakulacji
u mężczyzn i o r g a z m łechtaczkowy u kobiet. Co
więcej, stwierdził, że o r g a z m łechtaczkowy jest
świadectwem kobiecej oziębłości oraz w y r a z e m
reakcyjnej świadomości seksualnej. Jego z d a n i e m
idealny s t o s u n e k seksualny,
k t ó r e g o przeżycie
dane jest dziś tylko nielicznym, p o w i n i e n d o p r o ­
wadzić
z a r ó w n o kobietę jak i
jednakowych
bezwolnych
mężczyznę
konwulsji
do
orgastycz-
nych. Reich p o s t u l o w a ł jednak, aby takie szczy­
t o w a n i e seksualne było d o s t ę p n e w s z y s t k i m lu­
dziom. W związku z t y m należało wypowiedzieć
LATO-2000
bezwzględną walkę całej tradycji kulturowej, odpowiedzialnej za represjono­
Reich zachwycający się marksizmem, Johann Grunmann {olej. płótno, 10 x 7 m)
wanie ludzkiej seksualności.
W tym też czasie Reich zachwycił się marksizmem, związał z Komunistycz­
ną Partią Austrii i założył Socjalistyczne Towarzystwo Konsultacji i Badań Sek­
suologicznych. Zaproszony do Moskwy, wygłosił t a m dwa wykłady o syntezie
psychoanalizy i materializmu dialektycznego. W stolicy ZSRR narodziła się też
idea tekstu Der sexuełe Kampf der Jugend (Seksualna walka młodzieży).
W roku 1927 doszło do radykalnego zerwania s t o s u n k ó w Reicha z Freu­
dem. Powodów było kilka: po pierwsze, uczeń twierdził, że lepiej od samego
mistrza wie, co stanowi najbardziej wartościowy e l e m e n t freudyzmu (chodzi­
ło mu o teorię libido), a co nie ma najmniejszego znaczenia (instynkt śmierci),
czego twórca psychoanalizy nie mógł mu darować; po drugie, Freud nie po­
dzielał komunistycznych fascynacji Reicha; po trzecie, miał mu za złe nawiązy­
wanie kontaktów seksualnych ze swoimi pacjentkami. Sam zainteresowany nie
ukrywał zresztą tego faktu, a jedna z jego pacjentek, Annie Pink, wyszła za nie­
go za mąż.
W roku 1929 Reich ogłosił ideę stworzenia sieci klinik seksuologicznych,
które w praktyce realizowałyby jego program edukacji seksualnej. W konserwa­
tywnym Wiedniu t r u d n o było jednak o zdobycie poparcia dla jego pomysłów,
352
FRONDA
19/20
dlatego też rok później Reich przeniósł się do słynącego z niezwykłej jak na owe
czasy swobody obyczajowej Berlina. W Niemczech, działając aktywnie w prokomunistycznym Ruchu Zdrowia Psychicznego, założył Niemieckie Towarzystwo
Proletariackiej Polityki Seksualnej (Sex-Pol) i zaczął organizować wymarzone
przez siebie pierwsze kliniki. Był jednym z intelektualnych p r o m o t o r ó w nudystycznej organizacji Tieffall, propagującej wyzwolenie seksualne. Współpracował
też z Instytutem Seksuologii stworzonym przez Żyda, k o m u n i s t ę i homoseksu­
alistę, dra Magnusa Hirschfelda. Lokal tego ostatniego w berlińskiej dzielnicy
Kreuzberg stał się p u n k t e m kontaktowym wielu przybyszów z całej Europy
zwabionych do stolicy Niemiec opinią najbardziej liberalnego obyczajowo mia­
sta na kontynencie. U Hirschfelda Reich poznał m.in. trójkę brytyjskich litera­
tów, zafascynowanych k o m u n i z m e m homoseksualistów: Wystana H u g h a Audena, Christophera Isherwooda i Stephena Spendera.
W Berlinie Reich porzucił swą żonę Annie i związał się z Elsą Lindenberg. To
wówczas, w okresie Republiki Weimarskiej, ukuł on określenie, które po latach
zrobiło światową karierę - „rewolucja seksualna". Uważał on mianowicie, że na­
stępnym etapem po rewolucji francuskiej, która przyniosła wyzwolenie politycz­
ne, i po rewolucji komunistycznej, która przyniosła wyzwolenie społeczne, po­
winna być rewolucja seksualna, która przyniesie wyzwolenie obyczajowe.
Po dojściu Hitlera do władzy w roku 1933 klimat polityczny w Niemczech
zmienił się. W środowisku psychoanalityków rozpowszechniły się aryjskie
i antysemickie teorie Carla Gustava Junga. Obawiając się represji ze strony na­
zistów, Reich uciekł do Danii. W 1934 roku o d m ó w i o n o mu jednak prawa po­
bytu w tym kraju za „propagowanie r o z p u s t y " . Wyjechał do Szwecji, ale po pół
roku u s u n i ę t o go również s t a m t ą d z tych samych powodów.
Trzeba b o w i e m przyznać, że poglądy Reicha ewoluowały w kierunku, któ­
ry dla zwolenników „reakcyjnego światopoglądu seksualnego" był nie do przy­
jęcia. Głosił on konieczność g r u n t o w n e g o przeorganizowania życia społeczne­
go w ten sposób, by dzieci od najmłodszych lat mogły się s w o b o d n i e
masturbować, by dorastający chłopcy mogli w sieci tzw. d o m ó w kawalerskich
nieskrępowanie zaspokajać swe seksualne potrzeby itd.
Poza tym rozwinął własną teorię zdrowia psychicznego. Dla Reicha, nie czy­
niącego różnicy między materialnym a psychicznym czynnikiem ludzkiej natury,
owo wyzwolenie się z kulturowego gorsetu, równoznaczne z przełamaniem pan­
cerza hamującego swobodny przepływ energii libidalnej w organizmie, p o w i n n o
LATO-2000
353
mieć charakter bezwiednego, orgazmicznego, wręcz konwulsyjnego dążenia, by
połączyć swoje usta z odbytem partnera. Temu oralno-analnemu aktowi towa­
rzyszyć p o w i n n o charczenie, rzężenie, nieludzki ryk i bezwolna masturbacja.
Przeciwnicy koncepcji Reicha twierdzili, że zniszczenie represyjnej kultury
i wyzwolenie instynktów m o ż e spowodować wybuch niekontrolowanej agresji.
Jako polemikę z nimi Reich wydał w 1933 roku w Kopenhadze swą najgłośniej­
szą książkę Psychoanaliza masowa faszyzmu. Napisał w niej, że jedynym źródłem
agresji jest brak satysfakcji seksualnej. Według niego właśnie ów brak seksual­
nej gratyfikacji na skalę m a s o w ą stał się przyczyną powstania faszyzmu. U jego
podstaw legła zaś, zdaniem Reicha, cała europejska kultura z jej ideą monogamicznego małżeństwa, wstrzemięźliwością religii chrześcijańskiej i poświęce­
niem się w służbie państwa.
Reich uważał, że największą szansę na przeprowadzenie rewolucji seksual­
nej i obalenie dotychczasowej kultury miał Związek Sowiecki. Jednakże p o z a
Aleksandrą Kołlontaj nikt z kierownictwa bolszewickiego nie był tym zainte­
resowany. Odpowiedzialnością za to Reich obarczał kult wodza - w y m u s z o n a
pełnieniem misji dziejowej asceza Lenina stała w z o r e m do naśladowania. Za
swe twierdzenia autor Psychologii masowej i faszyzmu został przez centralę ko­
munistyczną uznany za rewizjonistę. Jego wspomnienia, jakoby był z tego po­
wodu nękany przez sowieckie służby specjalne, nie znajdują jednak potwier­
dzenia w faktach. Do legendy należą też rzekome prześladowania go przez
NSDAP
Po wydaleniu ze Szwecji przez kilka lat mieszkał w Norwegii, gdzie wykła­
dał na uniwersytecie w Oslo. W swoich wystąpieniach akademickich szczegól­
nie zawzięcie zwalczał instytucję, k t ó r ą uważał za najbardziej odpowiedzialną
za podtrzymywanie żywotności represyjnej kultury - m o n o g a m i c z n e małżeń­
stwo. Wielokrotnie powtarzał, że dla zachowania higieny psychicznej związek
dwojga osób powinien trwać około czterech lat, zaś partnerzy w każdej chwili
powinni być gotowi do rozstania. Sam Reich zresztą, kiedy w 1939 roku prze­
niósł się do USA, porzucił Elsę i poślubił Ilse Ollendorff.
Tej ostatniej zawdzięczamy literacki portret głośnego psychoanalityka.
Z biografii, napisanej z bardzo życzliwych dla niego pozycji, wyłania się obraz
drobnomieszczanina o wiktoriańskim stylu bycia, człowieka nadużywającego
alkoholu, niezwykle zazdrosnego o swą żonę i ciągle wywołującego z tego po­
wodu awantury. Reich nie mógł też ścierpieć w swoim otoczeniu o s ó b o innych
354
FRONDA
19/20
Reich - sen o akumulatorze, Johann Grunmann (olej, płótno.. 10 x 6 m)
poglądach, atakował ich gwałtownie, zarzucając nielojalność i tchórzostwo.
W Stanach Zjednoczonych, gdzie akurat zaczynała się m o d a na psychoana­
lizę, opromieniony sławą ucznia Freuda, szybko stał się najpopularniejszym
psychoanalitykiem w kraju. Wówczas też swoją koncepcję rewolucji seksualnej
postanowił podbudować aparatem naukowym. Stwierdził mianowicie, że w na­
turze działa nieznana siła energetyczna, która znajduje się u podstaw każdego
życia. Siłę tą, którą uważał za fundament freudowskiej teorii libido, nazwał orgonem. Jego zdaniem, energetyczny potencjał orgonu zależy głównie od aktywności
seksualnej człowieka. Takie choroby jak rak, epilepsja czy miażdżyca są jedynie
skutkami naruszenia nieskrępowanego strumienia orgonu w organizmie. Dlate­
go też bolączką na wszelkie dolegliwości może być jedynie seksualne samodo­
skonalenie się człowieka - oczywiście w wersji zalecanej przez Reicha. Teorie te
propagował założony przez niego w N o w y m Jorku Instytut Orgonu.
Reich twierdził, że za p o m o c ą orgonu m o ż e zmieniać pogodę i nawiązywać
kontakty z UFO. Nazwał Einsteina dyletantem, kiedy t e n nie podzielił jego en­
tuzjazmu dla odkrycia orgonu. Potrafił dokładnie opisać, jak wygląda orgon - jest
żywy, ma kolor niebieski, kształt spiralny, a unicestwiony przez wybuch nukle­
arny tworzy chmury.
W roku 1950 przez prasę Stanów Zjednoczonych przetoczyła się fala elek­
tryzujących artykułów i reportaży. Tytuły niektórych gazet krzyczały: „Od dziś
LATO-2000
355
nie ma nieuleczalnych c h o r ó b ! " Przyczyną całego zamieszania było ogłoszenie
przez Reicha, iż skonstruował a k u m u l a t o r orgonowy, który jest w stanie przy­
wrócić w organizmie n a r u s z o n ą równowagę orgonu. Dzięki t e m u przestały ist­
nieć choroby u z n a w a n e dotąd za nieuleczalne. Pojawiły się entuzjastyczne ko­
mentarze: Reich pogodził psychoanalizę z p o s t ę p e m technicznym - pisano.
Upadł wizerunek psychoanalityka jako człowieka, który potrafi wskazać źródło
choroby, ale nie potrafi jej uleczyć - d o d a w a n o . W 1951 roku w Rangeley Re­
ich rozpoczął b u d o w ę fabryki, w której m a s o w o miały być p r o d u k o w a n e aku­
mulatory orgonowe - urządzenia wielkości budki telefonicznej z b u d o w a n e
z blachy i wełny mineralnej.
W roku 1953 Reich opublikował książkę pt. Morderca Chrystusa, w której
stwierdził, że odkrył Boga. O t ó ż bogiem t y m jest orgon, tożsamy z żywą ener­
gią kosmiczną. Oprócz niej istnieje też m a r t w a energia orgonalna, w postaci
chmur, która jest skutkiem działania p r o m i e n i o w a n i a radioaktywnego, czyli
zła. W książce tej Chrystus, z którym Reich często się porównuje, jest żywym
wcieleniem seksualności, prześladowanej przez plagę apatii, wynikającej z za­
niku przeżycia orgazmu.
W roku 1954, kiedy pierwsza partia a k u m u l a t o r ó w trafiła do sprzedaży,
w jego fabryce pojawili się pracownicy Food a n d D r u g Administration, by wy­
jaśnić kwestię d o c h o d ó w oraz p o d a t k ó w ze sprzedaży towaru. Reich wyrzucił
ich za drzwi, żegnając siarczystymi bluzgami. Pozwany, nie zjawił się w sądzie,
argumentując, że o akumulatorach m o ż e rozmawiać tylko z uczonymi. W ma­
ju 1956 skazany został za obrazę sądu na d w a więzienia. Według jego zwolen­
ników Reich po raz trzeci (po zabiegach N K W D i NSDAP) stał się o b i e k t e m
ataków służb represyjnej kultury - tym razem jako ofiara antykomunistyczne­
go „polowania na czarownice".
W obronę skazanego zaangażowało się wiele światowych autorytetów, jego
uwolnienia żądali m.in. Albert C a m u s , Albert Einstein, Ernest Hemingway czy
Jean-Paul Sartre. 3 listopada 1957 roku - na dwa dni przed w a r u n k o w y m zwol­
nieniem - Reich u m a r ł w więzieniu. Chociaż oficjalna wersja m ó w i ł a o niewy­
dolności serca jako przyczynie zgonu, to jednak sympatycy Reicha do dziś utrzy­
mują, że został on skrycie z a m o r d o w a n y Twierdzą też, że po aresztowaniu
Reicha jego rękopisy z dokumentacją akumulatorów zostały skonfiskowane
i utajnione. Ich zdaniem władze amerykańskie pozbyły się niewygodnego na­
ukowca oraz zagarnęły jego dorobek, by w tajemnicy kontynuować badania nad
356
FRONDA
19/20
długowiecznością, a być m o ż e nawet nieśmiertelnością gatunku ludzkiego.
Obecnie na świecie istnieje wiele instytucji nazwiązujących do dorobku
zmarłego psychoanalityka, m.in. M u z e u m Reicha w Rangeley, American Col­
lege of O r g o n o m y czy Institut fur Orgonforschung u n d Orgontechnik. Regu­
larnie wydawanych jest dziewięć dużych czasopism poświęconych jego na­
ukom.
Miał on niewątpliwie wielki wpływ na p o w s t a n i e takich szkół
psychoterapeutycznych, jak n p . ergonomia Bakera, bioenergetyka Lowena, te­
rapia radix Kelly'ego, integracja orientalna Kushi, terapia polaryzująca Stone'a
czy osławiona m e t o d a Gestalt. Jego koncepcje inspirowały twórczość literacką
pisarzy beat generation, zwłaszcza Burroughsa i Ginsberga. W 1971 roku mię­
dzynarodową karierę zrobił film o Reichu pt. Misteria orgazmu jugosłowiańskie­
go reżysera D u ś a n a Makajeva, przez co t e n ostatni został e m i g r a n t e m politycz­
nym.
Obok Freuda i Junga, był niewątpliwie psychoanalitykiem, który wywarł
największy wpływ na oblicze kulturowe XX wieku. Jego portrety o b o k podo­
bizn Che Guevary nosili studenci podczas młodzieżowej rebelii w 1968 roku.
Wilhelm Reich przeszedł do historii głównie jako zwiastun nadchodzącej re­
wolucji seksualnej. Rewolucja dokonała się, wyzwolenie nie nastąpiło.
KONOPKO
Reich uwięziony. Johann Grunmann (olej, płótno, 10 x 8 m)
MAREK
LATO 2 0 0 0
357
Studencka grupa Związku przeciw Przystosowaniu
wzywa: „Śmierć feministycznym i religijnym kurato­
rom, zwycięstwo dla wolności i równości - równość za­
miast feminizmu!"
WYZNAWCY
ARYMANA
J A R O S Ł A W
T O M A S I E W I C Z
A r y m a n e m nazywali starożytni Persowie antagonistę dobrego boga O r m u z d a .
Ten d u c h Zta przez religioznawców uważany jest za pierwowzór chrześcijań­
skiego Szatana. Dla radykalnych antyklerykałów Aryman stal się s z t a n d a r e m
ich walki.
Źródła
W roku 1933 niemiecki marksista Wilhelm Reich opublikował pracę Massenpsychobgie des Faschismus (Psychologia m a s o w a faszyzmu), w której starał się odpo­
wiedzieć na pytanie, dlaczego „kryzys gospodarczy, po którym spodziewano się,
że przyniesie ze sobą przesunięcie ideologii m a s na lewo, doprowadził do skraj358
FRONDA
19/20
nie prawicowego rozwoju ideologii sproletaryzowanych przez siebie w a r s t w " ,
a w konsekwencji - do przejęcia władzy przez NSDAP. Jego z d a n i e m „mark­
sizm nie obserwował (...) uważnie ani też nie pojął właściwie tzw. «subiektywnego czynnika» w historii". Reich próbuje więc skorygować t e n błąd zwracając
uwagę na „zwrotne oddziaływanie ideologii na bazę ekonomiczną". Kluczem
ma być freudowska psychoanaliza, która „jest właściwą p o d s t a w ą przyszłej
dialektyczno-materialistycznej psychologii". Łącząc j e d n a k dia-mat z psycho­
analizą, Reich poddaje krytyce „idealistyczną filozofię k u l t u r y " Freuda, zda­
n i e m którego t ł u m i e n i e seksualności jest nieodłącznym e l e m e n t e m kultury
społeczeństw cywilizowanych. Reich widzi to o d m i e n n i e : „Badając historię
tłumienia seksualności i genezę stłumienia seksualności, dochodzimy do prze­
konania, że (...) zaczynają się o n e rozwijać (...) wraz z prywatną własnością
środków produkcji. Interesy płciowe wszystkich zaczynają być wykorzystywa­
ne w interesie zysku gospodarczego osiąganego przez mniejszość społeczeń­
stwa (...). Wraz z ograniczeniem i s t ł u m i e n i e m seksualności (...) powstaje re­
ligia
negująca
seksualność,
stopniowo
klasa p a n u j ą c a b u d u j e
własną
organizację seksualno-polityczną, Kościół (...), organizację, której celem jest
wytępienie rozkoszy seksualnej człowieka (...). To ma swój sens socjologiczny
w związku z rozkwitającym odtąd wyzyskiem ludzkiej siły roboczej..."
Historia
W 1970 roku O t t o Miihl tworzy w Friedrichshof n a d austriackim jeziorem
Neusiedler k o m u n ę dążącą do „wyzwolonego społeczeństwa". Kierowana
przez niego Akcyjno-analityczna Organizacja Świadomej Praktyki Życia (Aktionsanalytische Organisation Bewusster Lebenspraxis) powołuje się na teorię
Reicha i „terapię szokową" amerykańskiego psychoanalityka A r t h u r a Janova.
W tym samym czasie były działacz SDS (Socjalistycznego Związku S t u d e n t ó w
Niemieckich), psycholog, dr Fritz Erik Hoevels, zakłada we Freiburgu inspiro­
w a n ą ideami Reicha Inicjatywę Marksistowsko-Reichistowską (MarxistischReichistischen Initiative).
Początkowo MRI funkcjonuje jedynie jako koło teoretyczne na uniwersytecie,
w roku 1978 włącza się jednak w Inicjatywę Obywatelską przeciw Zakazowi Za­
trudniania (Burgerinitiative gegen Berufsverbote) i Kolorową Listę (Bunte Listę)
we Freiburgu. Członek MRI, mecenas Gottfried Niemitz, zostaje nawet
LATO-2000
359
w 1980 roku wybrany z ramienia BuLi d e p u t o w a n y m
do rady miejskiej Freiburga (w cztery lata później nie
powtórzy! już jednak tego sukcesu). Filia MRI po­
wstaje też w Hamburgu, gdzie p o d szyldem Komite­
tu Ad-Hoc na rzecz Praw Zasadniczych w R F N (Ad-hoc-Komitee Grundrechte in der BRD) próbuje na
przełomie 1981/82 w Kilonii bezskutecznie zinfUtrować tamtejszych Zielonych.
N a s t ę p n y m krokiem w ofensywie MRI jest u t w o ­
rzenie w 1983 roku d o m u wydawniczego A h r i m a n Verlag: nazwa wydawnictwa ma być h o ł d e m złożonym „imieniu naszego pa­
trona, perskiego antagonisty «kochanego» Boga, p o t ę ż n e g o i nieprzejednanego
wroga przystosowania". Ahriman-Verlag opublikował m.in. książkę Hoevelsa
Marxismus, Psychoanalyse, Politik (Marksizm, Psychoanaliza, Polityka, 1983) oraz
broszurę Hoevelsa i F r e u d e m a n n a Tabuthema AIDS stop - Gedanken eines Ketzers
(Temat tabu: stop dla AIDS. Myśli kacerza, 1986); wydaje też czasopisma „Ketzerbriefe - Flaschenpost fur u n a n g e p a s s t e G e d a n k e n " i „System usw. - Zeitschrift fur klassische Psychoanalyse".
W tym s a m y m czasie, na p r z e ł o m i e 1983/84 roku Helgę Voges, k t ó r a
w dolnosaksońskiej miejscowości Einbeck stworzyła k o m u n ę na wzór AAO,
zakłada M i ę d z y n a r o d o w e Towarzystwo Rozwoju Radości Życia ( I n t e r n a t i o nalen
Gesellschaft
zur
Entwicklung
der
Lebensfreunde).
MRI/BuLi
i AAO/IGEL nawiązują ścisłą w s p ó ł p r a c ę , gdy w 1984 roku m e c e n a s N i e mitz broni przewodniczącej IGEL, Birgit R o e m e r m a n n . O b i e organizacje
przeprowadziły w Getyndze w s p ó l n ą manifestację p o d h a s ł e m „Od Inkwizy­
cji do art. 166: prześladowani przez Kościół d o n o s z ą " . Jako organizator wy­
stąpiło n o w o u t w o r z o n e Koło Robocze Antyklerykałów (Arbeitskreis
Antiklerikales),
działające
początkowo
w
ramach
miejscowej Listy Inicjatywy Zielono-Alternatywnej (Alternativen-Griinen-Initiativen-Liste).
Gdy po katastrofie w Czarnobylu Miihl ewakuował swą au­
striacką k o m u n ę na kanaryjską wyspę Gomera, o s a m o t n i o ­
na grupa
saksońska AAO
p o s t a n o w i ł a zjednoczyć
się
z MRI. W roku 1985 AAO przekształciło się oficjalnie
w Inicjatywę N o w a Lewica (Initiative N e u e Linke), w któ360
FRONDA
19/20
rej Hoevels objął przywództwo. INL nawiązało współpracę z założonym w tym
samym roku Związkiem na rzecz Zapobiegania AIDS (Verein zur AIDS-Verh u t u n g ) , kierowanym przez Andreasa F r e u d e m a n n a . W maju 1986 INL zorga­
nizowała serię demonstracji pod h a s ł e m „Seksualność w defensywie", co na­
trafiło na opór części lewicy i wymusiło zmianę nazwy na Związek przeciw
Przystosowaniu (Bund gegen A n p a s s u n g ) .
Organizacja i działalność
BgA zorganizowana jest na zasadach hierarchicznych, jako grupa k a d r o w a
pod kierownictwem Hoevelsa - „założyciela i przywódcy"
(Grunder und
Fuhrer). N o w i członkowie rekrutują się głównie spośród uczniów i uczennic
szkół średnich oraz s t u d e n t ó w pierwszych lat studiów. Przeciwnicy Hoevelsa
zarzucają m u , że jego organizacja p r z y p o m i n a parareligijną sektę, z a r ó w n o
z p o w o d u intensywnych szkoleń ideologicznych, jak i ze względu na wspól­
n o t ę majątkową: członkowie przekazują swoją p r y w a t n ą w ł a s n o ś ć na rzecz
Związku. Strategia BgA polega na wykorzystywaniu aktualnych t e m a t ó w Związek pojawia się wszędzie t a m , gdzie m o ż n a uzyskać szerokie oddziały­
wanie. Marksiści-reichiści, sami uważając się za lewicę, starają się oddziały­
wać przede wszystkim na środowiska lewicowe: biorą udział
w manifestacjach lewicy, współpracują z lewicową p r a s ą (ich
a n o n s e w latach 1988-90 drukowały takie gazety, jak h a m b u r skie „Konkret" i „Arbeiterkampf" czy wiedeński „TATblatt";
„Konkret" zamieścił także w 1988 roku artykuł N i e m i t z a Śre­
dniowiecze żyje, poświęcony art. 166 kodeksu k a r n e g o ) .
Charakterystyczne dla MRI/BgA j e s t t w o r z e n i e k o n t r o l o ­
wanych przez siebie wyspecjalizowanych „organizacji k a m u ­
flażowych" (Tarnorganisation). Należą do nich: G r u p a na rzecz
Oświecenia, D e m o k r a c j i i S a m o s t a n o w i e n i a
Aufklarung,
( G r u p p e fur
Demokratie und Selbstbestimmung),
Związek
Krzewienia Niepożądanej Znajomości Rzeczy (Bund zu Verb r e i t u n g u n e r w u n s c h t e r E i n s i c h t e n ) , Związek Krzewienia
Niewygodnych Poglądów (Bund zur Verbreitung u n b e ą u e m e r
Ansichten), Zrzeszenie na rzecz Zwalczania AIDS (Verein
zur AIDS-Verhutung), Towarzystwo Klaudiusza Helwecjusza
LATO 2 0 0 0
*
361
(Claude-Helvetius-Gesellschaft), M i ę d z y n a r o d o w y Związek Bezwyznaniow­
ców i Ateistów (Internationaler B u n d der Konfessionslosen u n d A t h e i s t e n )
i Komitet na rzecz Zniesienia art. 166 k.k. (Komitee z u r Abschafftung des
166 StGB).
Placówki BgA lub k o n t r o l o w a n y c h p r z e z e ń organizacji m o ż e m y znaleźć
we Freiburgu (centrala grupy), Einbeck, Getyndze, Frankfurcie n a d M e n e m ,
Bochum, Erlangen, N o r y m b e r d z e , Berlinie, H a m b u r g u , H a n o w e r z e i Essen.
Po u p a d k u m u r u berlińskiego marksiści-reichiści rozpoczęli też ekspansję na
obszarze byłej N R D . W maju 1990 roku na w s c h o d n i o n i e m i e c k i c h uniwer­
sytetach BgA zorganizował o s i e m manifestacji przeciw „ z a c h o d n i o n i e m i e c k i e m u i a m e r y k a ń s k i e m u b u t o w i " , na rzecz radykalizacji m a r k s i z m u „w imię
wolności i prawdy, w d u c h u idei Z y g m u n t a F r e u d a " . Z n o w u ż w b r o s z u r z e
Russians went - Amis go Związek agitował Ossis na rzecz „ E u r o p y bez zakazu
zatrudniania, bez p o d a t k u d r o g o w e g o i bez obowiązku m e l d u n k o w e g o . . . "
Ideologia
Ideologia BgA opiera się na tezach psychoanalityka F.E. Hoevelsa, zawartych
w jego książce Marxismus, Psychoanałyse, Politik. Hoevels pisze t a m , że ucisk
i wyzysk p o w o d o w a n e są wyłącznie przez Kościół, rodzinę i tradycyjne wy­
chowanie, które deformują psychikę człowieka. Prowadzi to do zdławienia
seksualności, a w konsekwencji do słabej indywidualności. Słabość ta powin362
FRONDA
19/20
na zostać przezwyciężona przez „erotyczny rozrost indywidualno­
ści". Wychodząc z tych przesłanek Hoevels twierdzi, że ucisk klaso­
wy m o ż e zostać zniesiony przez z m i a n ę s t o s u n k ó w seksualnych.
Wyzwolona seksualność jest więc p u n k t e m ciężkości rewolucyjnych
przemian społecznych i dlatego m u s i zostać w p r o w a d z o n a m e t o d a ­
mi politycznymi. Mówiąc krótko: rewolucja seksualna jest t o ż s a m a
z rewolucją polityczną i społeczną. I n s t r u m e n t e m realizacji tego
„seksualno-komunistycznego"
programu
(sexualkommunistisches)
miała być kiedyś MRI, która stawiała sobie za cel „ k o m u n i s t y c z n ą
politykę,
k o n s e k w e n t n i e wykorzystującą p o z n a n i e
psychoanalityczne",
dziś zaś BgA.
Wrogiem nr 1 BgA nie jest więc P a ń s t w o ani Kapitał - lecz Kościół. Wal­
cząc przeciwko Kościołowi reichiści organizują m.in. regularne „tygodnie antyklerykalne" i publikują biuletyn Listy Heretyka. S z t a n d a r e m swej k a m p a n i i
uczynili j e d n a k p r z e d e wszystkim s p r a w ę art. 166 kodeksu karnego; artykuł
ten, przez BgA uważany za przeżytek średniowiecza i w s p ó ł c z e s n e wcielenie
inkwizycji, uznaje „bluźnienie Bogu" za czyn karalny. W ł a ś n i e na jego pod­
stawie przewodnicząca IGEL, B. R o e m m e r m a n , została w 1984 roku ukara­
na grzywną za n o s z e n i e plakietki „ O r g a z m z a m i a s t k o m u n i i " . G ł ó w n y m
rzecznikiem p o s t u l a t u zniesienia art. 166 jest fryburski adwokat, G. N i e mitz, broniący oskarżonych w procesach o b l u ź n i e r s t w o .
Z lewicowych przesłanek marksizmu-reichizmu wynikają jednak też impli­
kacje, budzące na lewicy gorące kontrowersje. Dla BgA wyzwolenie seksualne
jest celem nadrzędnym, dlatego zwalczają wszystko, co je u t r u d n i a - a więc
także niektóre elementy ideologii lewicowych.
G ł ó w n y m antagonistą BgA są feministki, prowadzące b e z k o m p r o m i s o w ą
walkę przeciwko pornografii i tzw. sexual harassment - rozciągliwie r o z u m i a n e ­
mu seksualnemu napastowaniu kobiet. Tymczasem z d a n i e m marksistów-reichistów wolność pornografii jest n i e o d z o w n y m e l e m e n t e m wyzwolenia sek­
sualnego, dlatego w swej ulotce Auch bei grofiten Schweinerei: Alice Schwarzer ist
dabei, która w marcu 1988 była kolportowana przez Inicjatywę Nowej Lewicy
przy okazji feministycznej kampanii PorNO, napisali np.: „jak b a r d z o m a ł o
może o n a zaprzeczyć s w e m u b e z d u s z n e m u , nieludzkiemu, antyegalitarnemu
tj. właśnie feministycznemu charakterowi, pokazuje nasz dzisiejszy t e m a t :
Plugawe paluchy precz od de Sade'a". A grupa studencka (Hochschulgruppe)
LATO-2000
363
BgA d o d a ł a : „Śmierć feministycznym
i religijnym k u r a t o r o m , zwycięstwo dla wol­
ności i równości - r ó w n o ś ć zamiast femini­
z m u ! " . Również akcentowanie przez feministki
sexual harassmnent ma mieć negatywne konse­
kwencje,
jako że deerotyzuje
stosunki
między kobietami i mężczyznami. H o evels napisał wręcz: „Gwałt jest najczyst­
szym wyrazem zasady: seksualna aktywność mężczy­
zny, seksualna pasywność kobiety. W praktyce wygląda to tak, że mężczyzna
naciera, a kobieta się wzbrania lub oddaje."
Innym zjawiskiem, które u t r u d n i a socjal-seksualne wyzwolenie, jest po­
wściągliwość s p o w o d o w a n a s t r a c h e m przed AIDS. Z d a n i e m reichistów do
czasu wynalezienia lekarstwa tylko izolacja nosicieli wirusa HIV m o ż e przy­
wrócić nieskrępowany promiskuityzm. W tym celu Hoevels w swej książce Te­
mat tabu: stop dla AIDS postulował m.in. przeprowadzenie obowiązkowych
„masowych testów dla wszystkich obywateli", w p r o w a d z e n i e legitymacji dla
nosicieli HIV i „zakaz wjazdu [do Niemiec] dla wszystkich nieprzetestowanych, a więc przypuszczalnie AIDS-pozytywnych". Dla przeforsowania tego
„prowizorycznego rozwiązania, zmierzającego do osiągnięcia ludzkiego szczę­
ścia" u t w o r z o n o w 1985 roku we Frankfurcie Zrzeszenie na rzecz Zwalczania
AIDS, skupiające lekarzy i farmaceutów p o d kierownictwem reichistów: Andreasa Freudemanna, Karla Muttera, Nielsa Auhagena (Freiburg), Axela Rethwilma (Heidelberg) i Eleonory H a r t m a n n (Freiburg).
Charakterystyczny dla BgA jest też brak entuzjazmu wobec homoseksuali­
zmu, który jest traktowany nie jako „naturalna i r ó w n o p r a w n a orientacja sek­
sualna", lecz - niezgodnie z lewicowymi s t a n d a r d a m i - raczej jako odchylenie
od normy. H. Voges napisała w manuskrypcie szkoleniowym Międzynarodo­
wego Towarzystwa Rozwoju Radości Życia: „Analna szkodliwość (Schadigung)
prowadzi do erotyki analnej i h o m o s e k s u a l i z m u : cała seksualność staje się
analna, doznaje się ją jako brudną, niższą, obleśną, nieczystą i obrzydliwą.
Szkodliwość ta czyni z człowieka jednostkę aspołeczną."
Te aspekty marksizmu-reichizmu sprawiły, że niektóre u g r u p o w a n i a lewac­
kie (jak n p . marksistowsko-feministyczna Ókologischen Linken) zarzucają
grupie Hoevelsa... kryptofaszyzm. Miesięcznik „ÓkoLinx" napisał wprost, że
364
FRONDA
19/20
BgA „pseudolewicowym słownikiem maskuje seksistowską, rasistowską i biologistyczną politykę", a jego p r o g r a m określił jako „darwinizm seksualny (Sexualdarwinismus), eliminujący chorych p o d p r e t e k s t e m konieczności zachowa­
nia wolności seksualnej zdrowych". Ze swej strony Hoevels rewanżuje się
oskarżeniem, że feministki cechuje a u t o r y t a r n a psychika, k t ó r a nie realizuje
się w otwartym faszyzmie tylko dzięki naciskowi otoczenia.
Kilka lat t e m u „biblia" arymanistów - książka Psychoanaliza i religia Hoevelsa - ukazała się po polsku. Filia A h r i m a n International pojawiła się także w na­
szym kraju.
JAROSŁAW TOMASIEWICZ
LATO2000
365
Roszczenie do rządzenia dziećmi
jest zdaniem Schónebecka pozo­
stałością po czasach niewolnictwa,
pańszczyzny, rasizmu, ucisku kobiet
i kolonializmu, dlatego antypedagogika
zrywa z „tradycyjną, hierarchiczną i patriarchalną kulturą", z „ideologią władztwa" (czyli pe­
dagogiką), zaś „nowi dorośli" nie chcą już „codziennej
wojny wychowawczej, nasyconej chorą mieszaniną
dominacji, poczucia winy i nieufności"
ANTYPEDAG0GIKA
W SŁUŻBIE
PEDOFILII
M I C H A Ł
D Y L E W S K I
Coraz większym zainteresowaniem cieszą się opracowania o „toksycznych
rodzicach" i „szkolnym stresie". Coraz szersze rzesze rodziców i nauczycieli
z przerażeniem odkrywają własną niemoc i przemoc wobec dzieci. Coraz
częściej budzący się na kwestię praw dziecka dorośli pytają: jak? jak je re­
spektować? Czym zastąpić cielesne kary? Co oznacza w praktyce szanować
dziecko? Autor tej rewelacyjnej książki wprowadza nas krok po kroku na
drogę szczęścia z dziećmi, które same są szczęśliwe. Pomaga ustrzec dzieci
przed płaceniem najwyższej ceny lęku, upokorzeń i zdrady swego prawdzi­
wego ]a w procesie nauki i kształtowania osobowości.
Jacek Santorski'
366
FRONDA 19/20
Rodowód nurtu
Historia antypedagogiki sięga lat 70-tych w Ameryce. Naro­
dziła się o n a jako kontynuacja r u c h ó w wyzwolenia niewolni­
ków, kobiet, ras i klas społecznych, a także jako echo rewol­
ty hippisowskiej. Gdy wymienione grupy zostały już z r ó w n a n e
w prawach, zaczęto domagać się również zrównania w pra­
wach dorosłych i dzieci (w radykalnych wersjach - już od
m o m e n t u narodzin), dlatego m o ż n a jako źródło anty­
pedagogiki wskazać abolicjonizm.
Drugim ważnym w dziejach tego n u r t u krajem są
Niemcy, skąd pochodzi obecny guru antypedagogiki - H u b e r t u s von Schónebeck. Jeszcze w 1975 roku pracował on w szkolnictwie. Jednak rok później po­
rzucił je za sprawą lektury prac Carla R. Rogersa oraz twórcy antypedagogiki, Ekkeharda von Braunmiihla. Opuszczając szkołę, porzucił jej „system sprawowania
władzy", aby w ramach naukowego projektu badać n o w ą relację między doro­
słym a dzieckiem, którą nazwał „przyjaźnią z dziećmi". Natchnienie przyszło
w roku 1975 podczas lektury Antypedagogiki Braunmiihla 2 , której jeden z rozdzia­
łów nosił właśnie taki tytuł. Od roku 1978 „przyjaźń z dziećmi" jest znakiem fir­
mowym krucjaty Schónebecka; krucjaty opartej na twierdzeniach antypedagogi­
ki
(warstwa
teoretyczna),
ruchu
praw
dziecka
(warstwa
polityczna)
i psychodynamicznej koncepcji człowieka (warstwa emocjonalna). Antypedagogika urasta tu do roli „szczególnego niemieckiego w k ł a d u " w ruch praw dziecka.
W latach 1976-78 podczas 2600 godzin Schónebeck doświadczał „bycia
z dziećmi w wieku 3-17 lat". W tym też okresie konsultował badania i ich wyni­
ki z Rogersem. W 1978 roku, równolegle do istniejącego już Niemieckiego To­
warzystwa Obrony Dzieci, Schónebeck założył własne Stowarzyszenie „Przyjaźń
z dziećmi" z siedzibą w Munster w Westfalii. Przeprowadziło o n o wiele akcji
ulotkowych -"tylko w latach 1980-81 rozdało około 10 tysięcy egzemplarzy bro­
szury Przyjaźń z dziećmi. Aby skierować uwagę społeczeństwa na to, że szkoła już
u swych podstaw wroga jest dzieciom, 1 lutego 1980 roku w Wiesbaden, w dniu
rozdania świadectw po raz pierwszy w Niemczech odbyło się ich publiczne pa­
lenie. W maju stowarzyszenie proklamowało Niemiecki Manifest Dziecięcy, którego
22 artykuły zostały odczytane w obecności 150 dziennikarzy w sali, w której
w roku 1648 zawarto pokój kończący wojnę trzydziestoletnią. W roku 1980
LATO-2000
367
Schónebeck zakończył swe badania w dziedzinie psychologii, uzyskując tytuł
doktora nauk filozoficznych. Od tego czasu czeka cierpliwie aż postulaty jego ru­
chu staną się rzeczywistością. W ciągu ostatnich 20 lat wygłosił i zorganizował
kilka tysięcy wykładów i seminariów, podczas których przekonywał o funkcjonal­
ności i konstruktywności wyzwolenia z „pedagogicznych przesądów".
W popularyzowanie publicystyki Schónebecka w Polsce w latach 90-tych za­
angażowane były takie periodyki branży oświatowej jak: „W korczakowskim krę­
gu", „Edukacja i Dialog", „Forum oświatowe", zaś w wydanie jego „dzieł" zaan­
3
gażowało się nawet wydawnictwo Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu .
Główne tezy antypedagogiki
Czym jest antypedagogika? Antypedagogika, kształtując swe tezy w opozycji do
tradycji pedagogicznej, odrzuca pogląd, że rodzice (dorośli) mają prawo, a nawet
obowiązek wychowywać dzieci. Przy czym przez wychowanie rozumiemy tu
świadome działanie w celu wywołania określonych zmian w świadomości i za­
chowaniu dziecka. Antypedagogika to odrzucenie „roszczenia do wychowywa­
nia", „ambicji pedagogicznej", „pedagogicznego d e m o n a " . Tradycyjni dorośli,
kiedy obcują z dziećmi, pozostają pod wpływem „wyrafinowanego narkotyku od­
powiedzialności", który jest produkowany w „pedagogicznych zakładach nauko­
wych i przynosi ogromne zyski przemysłowi pedagogiczne­
m u " . 4 Konserwatywni - a zatem obciążeni tym
balastem - dorośli są przekonani, że dzieci trzeba
dopiero „uczynić" pełnoprawnymi ludźmi, że
trzeba je „wychowywać", na co antypedagodzy od­
powiadają: „Każdy człowiek od chwili narodzin jest
w pełnym tego słowa znaczeniu człowiekiem. To, że
brak mu jeszcze pewnych umiejętności i możliwości re­
alizowania swych potrzeb i zamierzeń, w niczym nie po­
mniejsza jego wartości. (...) Nie istnieją stałe i ścisłe n o r m y
społeczne określające relacje między ludźmi. Bezpośrednie ob­
cowanie to proces, który kreują wyłącznie jego uczestnicy" 5 .
Według Schónebecka wyzwolenie się od „pedagogicznego t a b u "
obłożone jest klątwą, a przecież „nikt nie jest uprawniony do sprawowa­
nia władzy nad innym człowiekiem, do rządzenia kimkolwiek" 6 . Roszczenie do
368
FRONDA
19/20
rządzenia dziećmi jest jego zdaniem pozostałością po czasach niewolnictwa,
pańszczyzny, rasizmu, ucisku kobiet i kolonializmu, dlatego antypedagogika
zrywa z „tradycyjną, hierarchiczną i patriarchalną kulturą", z „ideologią władz­
twa" (czyli pedagogiką), zaś „nowi dorośli" nie chcą już „codziennej wojny wy­
chowawczej, nasyconej chorą mieszaniną dominacji, poczucia winy i nieufno­
7
ści" . W nowej relacji dorosły odrzuca „postawę eksperta", nie m u s i już
wiedzieć lepiej niż dzieci, a nawet nie ma głębokiego przekonania, że przysłu­
guje mu to prawo.
Główna teza antypedagogiki brzmi zatem: „Dorośli nie mają prawa wychowywać
dzieci ani brać za nie odpowiedzialności". Wspierają ją następujące twierdzenia: „Każ­
dy człowiek, również dziecko, odpowiada za swoje życie i od chwili narodzin posiada zdol­
ność decydowania o sobie"" oraz „Każdy człowiek jest odpowiedzialny za siebie i tylko za
siebie". Wspomniany wcześniej von Braunmuhl twierdził: „Niemowlę posiada
(przed wszelką świadomością) zdolność postrzegania oraz komunikacji i od sa­
mego początku potrafi stanowić o sobie", zaś pedagogika „przywłaszczyła sobie
9
monopol na rozumienie relacji dorosły-dziecko." Oddajmy głos Schónebeckowi:
„We współczesnym świecie pojawiła się nowa generacja rodziców. Rodziców,
którzy uwalniają się od tradycyjnie pojmowanej odpowiedzialności za wychowa­
nie swoich dzieci, którzy pragną być ich przyjaciółmi, lojalnymi towarzyszami.
(...) Nowe pokolenie rodziców dysponuje nową kategorią samowiedzy. Próbuje
udzielać dzieciom wsparcia zgodnie z ich potrzebami
i pragnieniami. Przyjaźnie nastawieni do dzieci [ro­
dzice] są pełni szacunku dla suwerennego i decydu­
jącego o sobie młodego człowieka - noworodka,
niemowlęcia, przedszkolaka, ucznia czy nastolatka.
Absurdalna wydaje się im myśl, że mogliby pozbawić
swoje dzieci osobistej odpowiedzialności, wychowywać
je lub zmuszać do realizacji swoich celów" 1 0 . Rodzice nie
liważają swojej postawy za jakąś n o w ą m e t o d ę wychowawczą, po
prostu żyją nią spontanicznie, „płynie ona z ich serc i podstawo­
wych przekonań". Rodzice doświadczają dzieci jako pomocy dla sie­
bie na drodze ku „wyzwolonemu rodzicielstwu" i traktują je jako peł­
noprawnych partnerów interakcji.
Bycie nowym rodzicem oznacza już nie „wychowywanie", lecz wolne od
niego „wspieranie". Młodzi ludzie, odkąd zaczną być pewni wsparcia dorosłych,
LATO-2000
369
będą wiedzieli, że „ich Ja jest bezpieczne, a ich su­
werenność nie jest ograniczona", dzięki t e m u ca­
łą swą energię będą mogli przeznaczyć na poznawanie i bada­
nie siebie oraz świata i nie b ę d ą tracić jej na o b r o n ę przed
wszędobylskimi ekspertami, wiedzącymi co jest dla nich najlepsze. Ten
rodzaj postępowania wolny od roszczenia wychowawczego Schónebeck na­
zywa „oddziaływaniem".
N o w a relacja otrzymuje największe wsparcie ze strony przedstawicieli psy­
chologii humanistycznej, w mniejszym zaś stopniu ze strony n a u k pedagogicz­
nych, antropologii i socjologii. Opiera się o n a na e l e m e n t a c h zapożyczonych
z psychoterapii Carla Rogersa" i opartej na niej grupie spotkaniowej (grupy
wsparcia), tak jak jest o n a realizowana w Kalifornii w C e n t e r of Studies of t h e
Person. Te podstawowe elementy nowej relacji t o : a) autentyczność w kontak­
cie (kongurencja) - „staram się być tym kim jestem", b) akceptacja - „pozwa­
lam ci być takim, jakim jesteś i jakim chcesz być", c) współodczuwanie (em­
patia) - „otwieram się na twoje uczucia i o d c z u w a m wraz z tobą".
Gdy Schónebeck wyjaśnia p o b u d k i do przyjmowania postawy antypedagogicznej, wskazuje na pobudki emocjonalne. Antypedagogika oparta jest bo­
wiem
na
antyracjonalizmie
wychowawczym.
Antyracjonalizmie
bazującym
na
przekonaniu, że ostateczną instancją w podejmowaniu decyzji są uczucia, nie
zaś rozum. Schónebeck pisze: „Drogę, którą pragniemy podążać n a p r a w d ę roz­
poznać m o ż e m y jedynie sercem, zaś dyskusje na t e m a t płynących z głębi na­
szego wnętrza decyzji m o g ą pozbawić n a s pewności i wzbudzić niepokój'" 2 .
Autor uważa, że nie ma potrzeby wdawania się w teoretyczne dyskusje z anta­
gonistami (pedagogami klasycznymi), choć sam uczynił to choćby w książce
Antypedagogika w dialogu". Według niego nie należy przejmować się kontrargu­
m e n t a m i , a trzeba starać się zyskać wpływy polityczne jako grupa nacisku
i propagować antypedagogikę. Wymóg formułowania racjonalnych argumen­
tów zastąpić (ha siła politycznych przekonań i m n i e m a ń zindoktrynowanych
antypedagogicznie środowisk.
Ruchy antypedagogiczne przez środowiska pedagogiki akademickiej trak­
t o w a n e są z reguły krytycznie, choć nie zawsze, p r z y k ł a d e m czego m o g ą być
niektóre konferencje n a u k o w e , gdzie d u c h antypedagogiki daje o sobie znać.
Ruchy antypedagogiczne cieszą się za to d u ż y m p o p a r c i e m r ó ż n e g o rodzaju
t e r a p e u t ó w i psychologów oraz części czytelników p o r a d dotyczących wycho370
FRONDA
19/20
wania w kolorowej prasie. Schónebeck cieszy się z p o s t ę p u i z m i a n cywiliza­
cyjnych: „ N o w a polityka zacznie oddziaływać w skali społecznej, kiedy wzro­
śnie liczba o s ó b praktykujących n o w e s t o s u n k i . Możliwe b ę d ą w ó w c z a s
zmiany w e w n ą t r z społeczeństwa i przeforsowane z o s t a n ą u s t a w y odpowia­
14
dające ż ą d a n i o m r u c h u p r a w dzieci" .
Guru antypedagogiki doradza rodzicom, że nad zmianą wzorców emocjonal­
nych mogą pracować „w trakcie wspólnego obcowania z dziećmi". Dzięki ich si­
le, spontaniczności i naturalności dorośli mogą zdobyć się na odwagę i spróbo­
wać dotrzeć do wartości i n o r m własnego dzieciństwa. Doświadczą wówczas
swoich lub cudzych dzieci jako przyjaciół i rodzeństwa: „Musimy stać się niczym
5
bracia i siostry dla naszych dzieci'" . Ten rodzaj zmiany wzorców emocjonalnych
wymaga jednak wcześniejszego zerwania z n o r m a m i i wartościami świata doro­
słych. Antypedagogika zatem to inwersja wychowawcza. Oznacza to, że dzieci m o ­
gą i powinny oduczyć dorosłych ich „dorosłości". Wyzwolenie z procesu
kulturowej reprodukcji oraz zanegowanie transmisji wzorców
służy odkrywaniu swego dziecięcego ja. Gdy zaś sugeruje się
transmisję wzorców od dzieci do dorosłych, to nieuchron­
nie pobrzmiewają tu echa pracy znanej antropolog Margaret Mead o dystansie międzypokoleniowym i o trzech
typach kultur: prefiguratywnej, kofiguratywnej i postfiguratywnej, przy czym m a m tu na myśli ostatnią. 1 6
Schónebeck udziela porad, jak działać s a m e m u , a jak
w grupie. Należy rozmawiać z innymi rodzicami (zebrania
szkolne, spotkania pozaszkolne), wysyłać listy do gazet lokalnych, roz­
dawać ulotki, uprawiać lobbing, zamieszczać p ł a t n e ogłoszenia, organizować
spotkania informacyjne („namówić uczelnię, aby wystąpiła jako organizator, co
przyda powagi"), festyny, akcje ulotkowe, rozmawiać z radnymi, starać się
0 dotacje (np. komisji ds. młodzieży), nawiązywać kontakty ze s t u d e n t a m i
1 kadrą uczelni pedgagogicznych.
Samostanowienie w praktyce
Głównym celem antypedagogiki i r u c h u p r a w dziecka jest równouprawnienie.
Z twierdzenia, że każdy człowiek jest od chwili narodzin s u w e r e n n ą istotą, wy­
nika podstawowy postulat zapewnienia „ m ł o d y m l u d z i o m " wszelkich p r a w
LATO-2000
371
i przywilejów, jakie przysługują dorosłym. Praw tych nikt dzieciom, rzecz ja­
sna, przyznać nie może, gdyż „przysługują im o n e od chwili n a r o d z i n " .
Frederik Leboyer, lekarz i położnik, na którego często powołuje się Schóne­
beck, w swej pracy Narodziny bez przemocy" porusza zagadnienie m e t o d natural­
nego p o r o d u oraz „doświadczenia n o w o r o d k ó w " . Autor jest rzecznikiem po­
rodu, w którym n o w o r o d k a przyjmuje się „w ciszy, cierpliwie, z uwagą i wielką
sympatią", starając się maksymalnie złagodzić „traumatyczne doświadczenie
narodzin". Co bowiem czeka dziecko podczas tradycyjnego p o r o d u ? O t ó ż - jak
tłumaczy n a m Leboyer nic przyjemnego: „ściska się je, oślepia, podrzuca i m ę ­
czy", zaś przecięcie pępowiny zanim nastąpi pierwszy o d d e c h stanowi „prze­
jaw przemocy i pogardy dla godności noworodka, odzwierciedla niewiedzę
i nasz lęk przed życiem".
Kolejną krzywdę wyrządza dzieciom p r z y m u s nauki. Skandaliczne jest dla
Schónebecka, że nikt nie zapytał dzieci, czy w ogóle chcą uczęszczać do szko­
ły, a jeśli tak, to co chciałyby w niej robić: „Ruch p r a w dziecka krytykuje obo­
wiązek szkolny jako skrywaną p o d maską życzliwości dyktatorską i szowini­
styczną
postawę
wobec
młodych
18
ludzi" .
Z d a n i e m antypedagogów nauczyciele p o w i n n i
realizować funkcję „wspierającej i lojalnej wo­
bec dzieci o s o b y " oraz otrzymać zamiast wy­
kształcenia pedagogicznego wykształcenie
w zakresie wzajemnego k o m u n i k o w a n i a
się. „ C e n t r u m edukacyjne" (tj. szkoła
wolna od roszczeń wychowawczych)
powinno
zaś
kierować
się zasadą
„ d o m u otwartych drzwi" 1 9 .
Gdy dziecko zachoruje, nie należy sto­
sować niczego, co „zmieniłoby życie dziecka
w k o s z m a r " . A tym, co m o ż e je zmienić w horror,
są: opatrunki gipsowe, wkładki ortopedyczne, okulary, aparaty dentystyczne,
gimnastyka korekcyjna, dieta. Dzieci s a m e z d a n i e m Schónebecka p o w i n n y za­
decydować, czy chcą się zastosować do wskazań lekarzy.
Z przyznania prawa do samostanowienia wynika również, że nie m o ż n a ni­
komu zabronić decydowania, czy chce żyć, czy nie chce. Odbieranie k o m u ś
prawa do dysponowania w ł a s n y m życiem jest zazwyczaj, jak czytamy omawia372
FRONDA
19/20
nej książce, „świetnie m a s k o w a n y m pragnieniem dominacji n a d d r u g i m czło­
20
wiekiem" . Szacunek dla drugiego człowieka zakłada szacunek dla wybranej
przez niego śmierci. W związku z t y m Schónebeck nie zabierze dziecku fiolki
tabletek nasennych czy czegokolwiek umożliwiającego dokonanie samobój­
stwa, b o w i e m ważniejsze dla niego będzie „towarzyszenie dziecku w jego
ostatnich chwilach, niż pozostawienie go s a m e m u sobie, by s a m o t n i e wyru­
21
szyło na spotkanie śmierci" .
Prekursorzy i autorytety
Aby uwiarygodnić swoje wywody, tezy i twierdzenia, Schónebeck posiłkuje
się
różnymi
autorytetami.
Obok
wymienionych
w cz e śnie j
Rogersa,
von Braunmiihla, Mead i Leboyera wymienia także: Ronalda D. Lainga (twór­
cę antypsychiatrii), Lloyda de M a u s e (dyrektora I n s t i t u t e for Psychohistory
w N o w y m Jorku), Paula Watzlawika (badacza p r o c e s ó w komunikacji między­
ludzkiej w Mental Research I n s t i t u t e w Paula Alto w Kalifornii), G e r a r d a
Mendla (psychiatrę i psychoanalityka), Nilsa C h r o s i e (profesora socjologii
i kryminologii z Oslo), J a n p e t e r a Koba (profesora socjologii na uniwersytecie
w H a m b u r g u ) , Charlesa W e i n g a r t e n a (profesora pedagogiki
w Cmeens College w USA) i wielu innych. Szczególnie jed­
nak przybliża n a m w swych książkach postacie teorety­
ków i praktyków p r a w dzieci: Richarda Farsona, psy­
chologa, w s p ó ł t w ó r c ę W e s t e r n Behavioral Science
Institute w La Jolla w Kalifornii, oraz J o h n a Holta, by­
łego
nauczyciela,
obecnie
politycznie
aktywnego
obrońcy p r a w dzieci i p r o p a g a t o r a home-schooling.
Farson już w latach 70-tych w swej pracy Prawa człowieka
dla dzieci21 domagał się dla każdego młodego człowieka (dziecka)
następujących praw: „prawa swobodnego wyboru otoczenia, prawa dostosowa­
nego do dziecięcych potrzeb środowiska, prawa do wiedzy, prawa do samozachowania, prawa do życia bez kar cielesnych, prawa do wolności seksualnej, prawa
do działalności gospodarczej, prawa działań politycznych" 2 3 . Holt zaś w książce
Do diabła z dzieciństwem24, która jest sztandarowym dziełem ruchu p r a w dziecka,
do praw „młodych ludzi" niezależnie od wieku zaliczał: „prawo do równego trak­
towania, prawo wyborcze i prawo pełnego uczestnictwa w życiu publicznym,
LATO2000
373
prawo ponoszenia odpowiedzialności prawnej za swoje życie, prawo pracy za­
robkowej, prawo do życia prywatnego, prawo do finansowej niezależności i od­
powiedzialności (prawo posiadania, kupowania i sprzedawania własności, poży­
czania pieniędzy, udzielania kredytów, zawierania u m ó w itd.), prawo do
samodzielnego kierowania i zarządzania swoją nauką, prawo podróżowania, pra­
wo mieszkania samodzielnie poza rodziną, wyboru swego d o m u lub zakładania
własnego, prawo otrzymywania tego, co p a ń s t w o zapewnia swoim obywatelom
jako dochód minimalny, prawo tworzenia na bazie wzajemnej zgody relacji typu
rodzinnego poza swoją własną rodziną, tzn. wybrania sobie osób innych niż ro­
dzice na swoich opiekunów, prawo robienia wszystkiego co mogą robić dorośli
25
w ramach obowiązujących przepisów prawnych" . O perspektywach wprowa­
dzenia tych postulatów w życie Holt pisał z n u t ą nadziei: „Zmiany do których
dążę, z pewnością nie nastąpią od razu, (...) będzie to długotrwały proces, cały
szereg kroków realizowanych przez lata. I tak n p . u d a ł o się obniżyć
dolną granicę wieku uprawnionych do głosowania z 21 na 18 lat.
Powinniśmy obniżyć ją jeszcze bardziej, na 16 lub 15 lat. Później
na 14, 12 itd., aż ta bariera i wszystkie inne przeszkody, które
uniemożliwiają młodzieży rzeczywisty, samodzielny i odpowie­
dzialny udział w życiu społecznym zostaną w pełni usunięte" 2 6 .
Sex, drugs & rock'n'roll... for all!
Większość wymienionych wyżej postulatów zebrał Schónebeck w Niemieckim
Manifeście Dziecięcym, a znajdują się w n i m i inne jeszcze radykalne postulaty, n p :
„Art. 15 «Dzieci mają prawo do tego, by bez przeszkód spożywać każde poży­
wienie i używkę dostępną dla dorosłych albo o d m ó w i ć ich przyjęcia», Art. 16
«Dzieci mają prawo do nadawania sobie własnego imienia», Art. 18 «Dzieci ma­
ją prawo decydować same o swoim życiu seksualnym i płodzić potomstwo»" 2 7 .
Istotnie, Schónebeck nie miesza się do spraw dzieci i postępuje w ten sposób
również w kwestii palenia papierosów: „Nie dramatyzuję, (...) przy stosownej
okazji mówię co sądzę o paleniu." A alkohol? H u b e r t u s też się raczej nie mie­
sza, bo po co. Narkotyki? W tej dziedzinie jak pisze nie ma właściwie żadnych
doświadczeń: „Jeżeli miałbym kiedyś do czynienia z dzieckiem uzależnionym
od narkotyków, zachowałbym się podobnie jak w przypadku alkoholizmu, chy­
ba, że jego życie byłoby zagrożone. (...) Nie chcę obciążać ich [dzieci uzależnio374
FRONDA
19/20
nych M.D.] dodatkowo m o i m i lękami. (...) Dzieci powin­
ny otrzymać takie same prawa jak dorośli, a to oznacza, że
28
nikomu nie wolno odbierać im papierosów czy butelki" .
Jeden z wymienionych wyżej p u n k t ó w manifestu powinien
budzić naszą szczególną czujność: chodzi o prawa dzieci do kontaktów sek­
sualnych. Seksualność dzieci jest jednym z wielu aspektów nowej relacji:
„Jeżeli dzieci zwrócą się do nas, zechcą o coś zapytać, zareagujemy zgodnie
z naszymi możliwościami i chęciami. (...) Gdy powiedzieliśmy im co [seksu­
alność] znaczy i z czym się wiąże, są uświadomione seksualnie i teraz będą sa­
modzielnie doświadczać tej sfery i uczyć się ile ona znaczy. (...) Sprawa staje się
trudniejsza, kiedy dzieci chcą nie tylko się czegoś dowiedzieć, lecz również coś
zrobić. (...) Nasza reakcja zależy od zaufania, jakie m a m y do siebie i dzieci. (...)
A jeśli nasze dorastające dziecko będzie miało ze swoją przyjaciółką bądź przyja­
cielem dziecko? (...) Ja osobiście podjąłem decyzję, że podobnie jak wspieram
moje dzieci w innych sprawach, p o m o g ę im, jeśli zdecydują się mieć swoje dzie­
ci. (...) A jeśli dzieci współżyją seksualnie nie tylko z rówieśnikami, lecz stają się
atrakcyjne także dla dorosłych? N o w a relacja nie odrzuca żadnej sytuacji, w któ­
rej dziecko traktowane jest jako «obiekt», również jako «obiekt pożądań seksualnych». Żyjemy w równoprawnej i przyjacielskiej relacji z dziećmi i jeżeli w ra­
mach tej relacji pojawia się bliskość seksualna pełna wzajemnego szacunku,
nikogo nie raniąca i nie wykorzystująca, nie widzę żadnego problemu (inną kwe­
stią są tu zagadnienia prawne). (...) W nowym współistnieniu seksualność nie
staje się ani dramatem, ani też tragedią. Od nas zależy czy doświadczamy jej ja­
ko radości i szczęścia" 2 9 .
Jak widzimy, antypedagogika lansuje z a r ó w n o kontakty seksualne dzieci-dzieci, jak i dorośli-dzieci. W drugiej konfiguracji swoje interesy bezsprzecz­
nie ma lobby pedofilskie, a antypedagogika staje się w rękach tego środowiska
skutecznym orężem, przy pomocy którego m o ż e o n o próbować zalegalizować
kontakty seksualne dorosłych z dziećmi.
Hubertus w akcji
W swych książkach niemiecki guru obficie raczy n a s osobistymi doświadcze­
niami 3 0 . Z a t e m zanurzmy się na chwilę w to, jak „był z dziećmi", jak „przeży­
wał n o w ą relację", jak „wyzwalał się ze swej dorosłości":
LATO2000
375
Brawura, sytuacja 1. „Wraz z czwórką dzieci jedziemy a u t e m . Andy (13 lat)
siedzi koło m n i e z przodu. Chce prowadzić. (...) [Robi to] ze swego miejsca
obok kierowcy. Koncentruję się, aby m ó c w każdej chwili interweniować, ale
Andy kieruje samodzielnie. Samochód jedzie spokojnie, chłopiec dobrze radzi
sobie z oceną prędkości i m a n e w r o w a n i e m . P o t e m próbują inni. (...) Po wielu
jazdach Andy prowadzi równie dobrze jak ja. N a w e t przy prędkości 100 k m / h
jedzie spokojnie i p e w n i e . "
Brawura, sytuacja 2. „Wiozę dzieci na tylnym zderzaku mojego volkswagena «garbusa» po polnych drogach. Tę zabawę wymyśliło j e d n o z nich, (...) p o ­
trzebowały tylko mojej zgody, (...) w odróżnieniu o d e m n i e nie zastanawiały
się nad możliwym ryzykiem. (...) W naszej zabawie jesteśmy sobie równi,
wszyscy dzielimy ryzyko i każdy jest odpowiedzialny za siebie. Ufam, że jeżeli
«coś się stanie» nie będą mi robić żadnych wyrzutów. (...) Jedziemy przez p o ­
la i lasy, wieje letni wiatr, jesteśmy szczęśliwi."
Róbta co chceta! sytuacja 1. „Druga w nocy. R a z e m z Antje (13 lat), Doris
(13 lat) i Ullą (12 lat) jesteśmy na letniej dyskotece n a d jeziorem. Dziewczy­
ny tańczyły i poznały chłopców. Doris i Antje chcą przenocować z n i m i w na­
miocie i nie zamierzają wracać do d o m k u letniskowego, w k t ó r y m mieszkamy
od kilku dni. Boję się, że będą spały z chłopcami i cos się m o ż e przydarzyć, (...)
jednak wewnętrznie zaakceptowałem już ich decyzję, nie chcę im rozkazywać,
pozostawiam im decyzję. (...) Pozwalam im wyruszyć tak, jak pozwalamy na­
szym przyjaciołom p o w ę d r o w a ć w poszukiwaniu przygody."
Róbta co chceta! sytuacja 2. „Doris (13 lat) i Barbel (13 lat) chcą kupić pa­
pierosy. Brakuje im 50 fenigów. (...) Oficjalnie w o l n o palić od 16 roku życia,
czy te 3 lata stanowią jakąś różnicę? Naturalnie, że nie. (...) Klaudia (12 lat),
Jurgen (13 lat) i Monika (11 lat) dają mi swoje papierosy i pytają czy m o g ą je
u m n i e zostawić, bo jak je znajdą rodzice to będzie a w a n t u r a . Po ich wyjściu
przyglądam się paczkom leżącym na parapecie. Czy nie przyczyniam się w t e n
sposób do rujnowania ich zdrowia? Zawierzyli mi, a ja im p o m o g ł e m , tak jak
p o m a g a m m o i m dorosłym przyjaciołom. Doskonale wiedzą czym grozi pale­
nie, jednak nie w tym rzecz. Ważne jest dla nich, że sami decydują o swym ży­
ciu i gotów j e s t e m wspierać ich w tym bez ograniczeń."
Lolitki? sytuacja 1. „Wyszliśmy z Melanią (3 lata) na dwór. Melania chce
stać na siedzeniu huśtawki (...) siadam blisko niej by m ó c ja złapać (...) Me­
lania chce żebym ją bardziej rozbujał. (...) Musi to być dla niej wspaniałe prze376
FRONDA
19/20
życie. (...) Ciągle się huśtając siada z n o w u na pupie, spogląda na m n i e i jest
bardzo szczęśliwa. Patrzymy na siebie przez cały czas. Melania czuje się wol­
na. (...) Stojąc na huśtawce odrzuca głowę do tyłu i zamyka oczy. Z n o w u sia­
da i patrzy na m n i e i śmieje się. J e s t e m szczęśliwy (...), m o g ę się z nią spotkać
w miejscu, w którym właśnie jest."
Lolitki? sytuacja 2. „Wraz z Miriam (3 lata) jesteśmy na placu zabaw.
Dziewczynka siedzi w piaskownicy o m e t r ode m n i e i bacznie mi się przyglą­
da. Wstaje obserwując m n i e ciągle. Czuję jak głęboko skrywa swą p r a w d ę
przed ludźmi. Nie ruszam się z miejsca i tylko wzrokiem przekazuję jej swoje
przesłanie. Po powrocie do d o m u piszę wiersz:
Miriam istniejesz,
żyjesz, wspierasz mnie,
jesteś piękna.
Miriam
widzę i czuję,
że uciekłaś daleko,
na odległa planetę.
Nie będę ci przeszkadzał,
zerknę tylko na Ciebie.
Wciąż na nowo będę spoglądał w Twą stronę
może moje światło ogrzeje Cię trochę,
może w końcu i Ty spojrzysz na mnie:
Miriam
mam czas, aby czekać.
Lolitki? sytuacja 3. „Prywatka. Dwanaścioro dzieci w wieku od 12 do
15 lat. Bawią się wymyślając sobie różne zadania. Decydują się na zabawę z ca­
łowaniem. Po raz pierwszy w życiu biorę udział w czymś takim. Początkowo
przyglądam się tylko i zachowuję dystans ś w i a d o m wszelkich zakazów okazy­
wania czułości i fizycznego kontaktu, jakie dorośli wznieśli między sobą
a dziećmi. Potem jednak podejmuję decyzję: «Bawię się z wami». Kiedy nad­
chodzi moja kolej m ó w i ą mi: «Masz całować Christian przez 10 sekund
w usta». Robię to i wokół zaczynają wirować kwiaty. Uczę się bez końca: to cu­
d o w n e kiedy cię całują, nawet kiedy to zabawa. Później w trakcie gry w śpiącą
królewnę m a m obudzić p o c a ł u n k i e m Sabinę ze s n u i nagle spostrzegam, że to
LATO-2000
377
ja s a m b u d z ę się ze stuletniego snu i od tej chwili czuję obecność wszystkich
zakazanych spraw fizycznego k o n t a k t u i erotyki. (...) Dzieci tak s a m o jak do­
rośli posiadają t e n wymiar i jeśli ufam sobie i o n e mi ufają, to coś z t e g o staje
się również m o i m u d z i a ł e m . "
„W tym szaleństwie jest metoda"
Piewcy antypedagogiki ignorują w imię r ó w n o u p r a w n i e n i a szczególny status,
jaki posiada dziecko, które nie będąc zwierzęciem, w sensie społecznym nie jest
jeszcze człowiekiem, czyli p e ł n o p r a w n y m obywatelem społeczności, posiadają­
cym oprócz p r a w cały szereg obowiązków. Jeżeli przyjęlibyśmy za słuszny po­
stulat, że dzieci powinny mieć s t a t u s prawny identyczny z dorosłymi, gdyż są
„tak s a m o świadome i odpowiedzialne za swe poczynania", to należałoby dzie­
ci, podobnie jak dorosłych, skazywać na grzywny, zobowiązywać do płacenia ali­
mentów, legalizować bądź delegalizować zakładane przez nie partie polityczne,
zamykać w więzieniach, niektóre m o ż e nawet eliminować ze społeczeństwa itd.
Klasyczne wychowywanie to w p r o w a d z a n i e w tradycję. Rodzice są o d p o ­
wiedzialni podwójnie: za istniejący świat i za dzieci, k t ó r e w e ń wprowadzają,
aby zapewnić mu dalsze trwanie. Antypedagodzy kwestionują p o z o r n i e tylko
model wychowania, „ k o n s e r w a t y w n ą " socjalizację, ale w rzeczywistości jest to
destrukcja f u n d a m e n t ó w naszej cywilizacji.
Antypedagodzy udają, że n i e r o z u m i e j ą całości, substancjalności świata.
Jeśli nie ma j e d n e g o świata, a żyjemy w wielu własnych, w k t ó r y c h na bieżą­
co wypracowuje się reguły p o s t ę p o w a n i a , to n a p r a w d ę „rzeczywistość się
r o z p a d a " , zaś klasyczny m o d e l w y c h o w a n i a przestaje być oczywisty, bo n i e
w i a d o m o d o czego wychowywać, d o jakiego świata. Ale n a szczęście t o nie
antypedagodzy mają rację.
MICHAŁ DYLEWSKI
Przypisy
1
Z noty wydawcy na okładce książki Hubertusa von Schónebecka, Antypedagogika -
2
Ekkehard von Braunmiihl, Antipadagogik, Weinheim 1975.
3
H. von Schónebeck, Antypedagogika w dialogu. Wprowadzenie w rozmyślania antypedago­
4
Tegoż, Antypedagogika być..., wyd. cyt., s. 33.
być i wspierać zamiast wychowywać, Warszawa 1994.
giczne, Toruń 1991 (seria: „Studia Kulturowe i Edukacyjne U M K " ) .
378
FRONDA
19/20
5
Tamże, s. 52-53.
6
Tamże, s. 38.
7
Tamże, s. 65.
8
Tamże, s. 5, 183.
9
Cyt. za: H. von Schónebeck, Antypedagogika - być..., wyd. cyt., s. 145.
10
Tamże, s. 5.
11 Carl R. Rogers, Der neue Mensch, 1980; Zob. tegoż, Uczyć się jak być wolnym, w: Prze­
łom w psychologii, red. K.Jankowski, Warszawa 1978, s. 289-303.
12 H. von Schónebeck, Antypedagogika - być..., wyd. cyt., s. 64.
13 Tegoż, Antypedagogika w dialogu..., wyd. cyt., s. 64.
14 Tegoż, Antypedagogika - być..., wyd. cyt., s. 11.
15 Tamże, s. 59.
16 M. Mead, Kultura i tożsamość. Studium dystansu międzypokoleniowego, Warszawa 1978,
s. 106-147.
17 F. Leboyer, Narodziny bez przemocy, Warszawa 1986 (wyd. franc. 1974).
18 Cyt. za: H. von Schónebeck, Antypedagogika - być..., wyd. cyt., s. 106.
19 Tamże, s. 164.
20 Tamże, s. 120.
21 Tamże, s. 121.
22 Richard Farson, Menschenrechte fur Kindern, Munchen 1975.
23 Cyt. za: H. von Schónebeck, Antypedagogika - być..., wyd. cyt., s. 138.
24 John Holt, Zum Teufel mit der Kindheit, Wetzler 1978.
25 Cyt. za: H. von Schónebeck, Antypedagogika - być..., wyd. cyt., s. 142.
26 J.w., s. 143.
27 H. von Schónebeck, Kinderrechtsbewegung und Deutsches Kindermanifest, Munster 1981,
s. 13; cyt. za: H. von Schónebeck, Antypedagogika w dialogu..., wyd. cyt., s. 67.
28 H. von Schónebeck, Antypedagogika - być..., wyd. cyt., s. 114-115.
29 Tamże, s. 116-117.
30 Por. tamże, s. 16-30.
LATO-2000
379
dodatek
do tygodnika
Paweł HERTZ,
Rewolucja francuska wywodzi się
z ideałów chrześcijaństwa. Gazety wy­
wodzą się z ideałów chrześcijaństwa.
Ruch anarchistyczny, nauka, same nawet ataki na
chrześcijaństwo wywodzą się z ideałów chrześcijań­
stwa. Tylko ta żywotność i zdolność do tworzenia tłu­
maczy, dlaczego kilkanaście wieków temu Europej­
czycy odrzucili pogaństwo. Pełne antycznej godno­
ści, wabiące orgiastpną radością.
Dziś część ludzkości zachowuje się tak, jakby
chciała zaczynać od początku. Zrezygnować z wie­
lu duchowych wynalazków.
Kultura rozpaczy. Cywilizacja śmierci. Świat bez
smaku i sensu. Okazuje się, że rynek z jego logi­
ka zysku ponad wszystko to za mało. Albo chaos,
albo chrześcijaństwo?
BERGER
REDAGUJĄ:
O PRZYBYLSKIM
Robert TEKIELI
& Wojciech WENCEL
O MIŁOSZU
PUBLIKUJĄ:
KOEHLER
Hilaire BELLOC, Allan BLOOM,
Gilbert Keith CHESTERTON, DANTE
Alighieri, Krzysztof DYBCIAK, Thomas
Stearns ELIOT, Mieczysław GOGACZ,
Grzegorz GÓRNY, Marek JUREK,
Mieczysław KRĄPIEC OP, Clive Staples
LEWIS, Pawet LISICKI, Jarosław Marek
RYMKIEWICZ, Jacek SALIJ OP, Olaf
SWOLKIEŃ, Rafał A. ZIEMKIEWICZ,
Abp Józef ŻYCIŃSKI
O RYMKIEWICZU
KARPIŃSKI
URBANOWSKI
O PILCHU
WENCEL
ZDAĆ SIĘ NA ŻYWIOŁ
W czasach nowożytnych
p o w t ó r n i e z j e d z o n o jabłko. N a
s k u t e k ujawnionego r o z d z i a ł u
m i e d z y religią a k u l t u r ą coś się
stało, co jest już n i e o d w r a c a l n e :
Iliada,
Odysem,
Eneida,
Biblia,
Boska Komedia...
KRUCJATA PRZECIW
DZIECIOM ŚWIATA
Konsekwencjami
mitu
przeludnienia
są:
przemysł
aborcyjny, p r o p a g a n d a h o m o ­
seksualizmu, prezerwatyw i eu­
tanazji. N a Filipinach wysteryliz o w a n o i poddano aborcji 3,5
miliona kobiet b e z ich w i e d z y
pod p r e t e k s t e m O N Z o w s k i c h
szczepień przeciwtężcowych...
POCHWAŁA
DZIEWICTWA
M a ł g o r z a t a : — Młodzi lu­
dzie potrzebują świadomości,
ż e s ą k o c h a n i , ż e to, c o się
w nich r o d z i , jest ś w i ę t e i czy­
s t e , ż e t e g o nie m o ż n a o d d a ć
p i e r w s z e j lepszej osobie, k t ó r ą
z n a się t y d z i e ń . To jest zbyt
wielkie piękno, aby nie ofiaro­
w a ć t e g o osobie, z k t ó r ą c h c e
się być do k o ń c a życia.
BRZÓSKA. AGENT MI­
STYK INICJATOR
Rzeczywistość powoli prze­
k r a c z a swoje w ł a s n e w y o b r a ż e ­
nia.
oraz
SZALEŃSTWO KUPOWANIA
O ŚWIETLICKIM
POŻEGNANIE Z PEERELEM
ZWINOGRODZKA
GŁĘBOKA DEMOKRACJA
O LIBERZE
KULA MIŁOŚCI
OKULTYZM PAŃSTWOWY
NOWOCZESNE NIEWOLNICTWO
KASZA I ŚRUBOKRĘT
Uczeń Ojca Świętego
Motto:
Nie można też bez Chrystusa zrozumieć dziejów Polski.
J a n Paweł II
Bez Kościoła nie u d a się z r o z u m i e ć Polski, nie ma Polski bez Kościoła.
Leszek Miller w rozmowie z Adamem Michnikiem
i Pawłem Smoleńskim, „Gazeta Wyborcza" 15-16.01.2000.
Wychowanek paryskiej „Kultury"
Kościół katolicki, rodziny katyńskie, d u c h o w n i , ś r o d o w i s k a akademickie, de­
mokratyczna opozycja w Polsce, ludzie kultury, literatury, sztuki - jak naj­
wyższej próby świadkowie i k r o n i k a r z e tej tragedii - Józef Czapski, G u s t a w
Herling-Grudziński, nie bacząc na t r u d n o ś c i , groźby, przywrócili n a m nie tyl­
ko prawdę, ale i godność.
Z przemówienia Aleksandra Kwaśniewskiego, Przepraszam za milczenie
o Katyniu,„Gazeta Wyborcza" 14.04.2000.
Dylematy lewicowej duszy
-W co dzisiaj może się naprawdę zaangażować lewicowa dusza? Bo ja mam wraże­
nie, że ostatnią pozostałością tej ideologii, która wypisała na sztandarach upowszech­
nienie praw obywatelskich
i walkę z nierównościami społecznymi, jest dzisiaj femi­
nizm.
- Feminizm i gay liberation - r u c h wyzwolenia h o m o s e k s u a l i s t ó w .
Michał Cichy i Richard Rorty w rozmowie Wszędzie wokół tyle pieniędzy,
„Gazeta Wyborcza" 15-16.01.2000.
Etos lewicy
- Pan jest popularny nie tylko wśród czytelników „Rzeczpospolitej". Pan również stał
się idolem skrajnej prawicy. Czy to Panu nie daje do myślenia?
LATO-2000
381
- A jaka jest dzisiaj lewica? Z u p e ł n i e skurwiona. O d n o s z ę się z p o g a r d ą do
tych, którzy operują lewicowym językiem, ale za ich s ł o w a m i nic nie stoi.
Gustaw Herling-Cmdziński w rozmowie z Anną Bikont i Joanną Szczęsną,
Tak, taki jestem, „Gazeta Wyborcza" 29.04.-1.05.2000.
Nihilizm jako końcowe stadium komunizmu
- Widziałem o g r o m n y wysiłek komuny, żeby do polskiego d o m u wtłoczyć ni­
hilizm w stylu Urbana, bo to u ł a t w i a ł o podbój społeczny. Gnijący i tonący
k o m u n i z m „brzydko się chwytał", a j e d n y m z jego o s t a t n i c h wynalazków by­
ło rzucenie na polski rynek o k r u c h ó w zachodniej k u l t u r y m a s o w e j , w t y m
e r o t y z m u . . . Proszę tylko nie pomyśleć, że ja występuję z pozycji Z C h N - o wskich! My - liberałowie - n a p r a w d ę to lubimy, ale uważamy, że u schyłku
k o m u n i z m u t o było j e d n a k narzędzie szatana.
- Lubimy dla siebie, ale nie będziemy gorszyć pobożnego ludu?
- Wiemy, że m o ż e to być, przy braku samoograniczeń, narzędzie wojny m o ­
ralnej ze s p o ł e c z e ń s t w e m . K o m u n i z m tylko na początku opierał się na ba­
gnetach. Później podbijał p o p r z e z zniewolenie m o r a l n e , konformizm, łama­
nie zasad. Był świadomie p o w o d o w a n ą katastrofą m o r a l n ą i z t e g o się
utrzymywał, odkąd przestał być s y s t e m e m czysto t o t a l i t a r n y m .
Janusz Lewandowski w rozmowie z Michałem Cichym,
Wolność, nie równość,„Gazeta Wyborcza". 15-16.01.2000.
Satanizm czyli ostatnie tchnienie komunizmu
Młodzież, która buntuje się przeciw Kościołowi - o t o temat, o t o materiał odpo­
wiadający rządzącym wtedy k o m u n i s t o m . Satanizm, jako ostatnie tchnienie ko­
m u n i z m u w Polsce, został zaszczepiony wtedy jako kolejna, utopijna alternaty­
wa wobec konstruktywnej
tradycji - chrześcijaństwa.
Był
to tylko jeden
z elementów walki. Młodzież, jak zwykle, traktowana instrumentalnie, podat­
na na manipulację, była łatwa do „ulepienia". Jerzy Urban, ówczesny rzecznik
prasowy rządu, oficjalnie próbował nawet stworzyć Antyklerykalny Festiwal
Rockowy (wśród zaproszonych zespołów miała wystąpić Kobranocka). Walka
z klerem okazała się być jednak zbyt powierzchowną. Jak pokazała historia można było zabić księdza, ale dawało to skutek odwrotny - wzmacniało tym sa­
m y m wiarę w Boga. Trzeba było więc zaatakować Samego Zainteresowanego.
Pozwolono, by z Z a c h o d u napłynął przekaz satanistyczny i to nie w postaci
382
FRONDA
19/20
ideowej, zbyt trudnej w szybkim pojmowaniu, ale komiksowej, powierzchow­
nej, atrakcyjnej dla sfrustrowanych nastolatków. Diabły z horrorów, piekło
z tekstów piosenek oraz okładek płyt, to był strzał w dziesiątkę. Raz zasiane,
ziarno takie ciężko wyplenić.
Oficjalnie potępiany, nieoficjalnie zaś był satanizm wspierany. Pod patrona­
tem Z H P i ZSMP (czyli Związku Harcerstwa Polskiego i Związku Socjalistycz­
nej Młodzieży Polskiej) na scenie festiwalu w Jarocinie, muzyk zespołu Test
Fobii Kreon w m n i s i m kapturze na głowie rozbijał krzyż w oparach dymu.
Grzegorz Kasjaniuk, Szamanki, wampiry, potworki,
pismo literacko-kulturalne „Portret" nr 8/9, Olsztyn 1 9 9 9
Satanizm czyli rozwój osobowości
Nie j e s t e m satanistą, ale podzielam n i e k t ó r e poglądy La Veya. Jak pisał bo­
w i e m kiedyś ksiądz Jan Twardowski: „La Vey próbuje w swej «Biblii» wyka­
zać, że głównym celem «Kościoła Szatana» jest zwalczanie o b ł u d y m o r a l n e j
we w s p ó ł c z e s n y m społeczeństwie, zaś s a t a n i z m m o ż e przyczyniać się do
rozwoju osobowości człowieka p o p r z e z wyzwolenie go z z a k ł a m a n i a i zaha­
m o w a ń religijnych".
Przemysław Szubartowicz, Satanizm a satanizm, „Trybuna" 1 2 - 1 3 . 0 2 . 2 0 0 0 .
Kto jest polskim Juliusem Streicherem?
Pamięta pan zapewne b e z r o z u m n ą k a m p a n i ę przeciw wartościom chrześcijań­
skim w środkach przekazu. Na pozór było to przedsięwzięcie absurdalne
w społeczeństwie, którego e l e m e n t a r n e przywiązania odnoszą się do takich
właśnie wartości. Zmierzało o n o w rzeczywistości nie do obalenia owych war­
tości, ale właśnie do rozchwiania przywiązań do nich. Z o s t a w m y je dewotkom,
powiadano, my ludzie światli doskonale się obywamy bez aksjologicznych
uprawomocnień. Nie była to debata ideowa, ale p r ó b a socjotechniki adresowa­
nej do tych, co pragnęliby uchodzić za „światłych".
A fala antyklerykalizmu, która - dość niespodziewanie - wezbrała w Polsce
w pierwszej połowie lat 90.? Osiągnęła o n a w p e w n y m m o m e n c i e stopień agre­
sywności i rozjątrzenia porównywalny z opisywaną wielokrotnie propagandą
antysemicką - w nieznanej u nas postaci. Wiadomo, że w tradycyjnej propagan­
dzie antysemickiej występowały zawsze w jakimś powiązaniu cztery motywy:
Żydzi zatruwają skrycie nasze dusze i chcą nami dyrygować; są oszustami i złoLATO-2000
383
dziejami naszych dóbr, z których ciągną własne bogactwo; ich wygląd i zacho­
wanie budzą naszą odrazę; nie są nigdy związani z miejscem, w którym żyją, ale
z międzynarodowym żydostwem, które dąży drogą spisku do panowania nad
światem. O t ó ż zaskakująco paralelnie układa się zestaw uzasadnień antyklerykalnych: czarni chcą zawładnąć naszymi duszami po to, aby uczynić z n a s nie­
wolników; opływają w dostatki, pasą się naszym kosztem, rozbijają się drogimi
samochodami kupowanymi za pieniądze z datków ubogich emerytów; są pa­
skudni jako pedofile, homoseksualiści, erotomani; należą do armii p o n a d n a r o ­
dowego państwa - Watykanu - i jego interesy mają przede wszystkim na wzglę­
dzie. Antyklerykał wiele się może nauczyć od antysemity - i odwrotnie.
Janusz Sławiński w rozmowie z Maciejem Nowickim,
Epoka „Parnasów bis", „Życie" 2 1 . 0 2 . 2 0 0 0 .
Antisemitenzeitung
„Nein"
Jeśli poddać analizie porównawczej m a t e r i a ł y p r o p a g a n d o w e (artykuły i iko­
nografię) w „Der S t r m e r " , prasie marcowej i „ N i e " , to p e w n e wątki - w t y m
społeczny - okazują się dość p o d o b n e , z tą różnicą, że w „ N i e " Żyd został za­
stąpiony przez „solidarucha" lub księdza.
Ludwik Dom, Kto jest Kąko/em III RP?. „ N o w e Państwo" 2 4 . 0 3 . 2 0 0 0 .
Tęczowy Laur?
Buchanan jest z pewnością politykiem najbardziej z n i e n a w i d z o n y m przez si­
ły p o s t ę p u , k t ó r e określają go jako „ a n t y s e m i t ę " , „rasistę", „ m a n i a k a seksu­
alnego" i „socjalizującego faszystę". W p i ś m i e h o m o s e k s u a l i s t ó w „ O u t w e ek" n a p i s a n o o n i m onegdaj tak: „Trudno oprzeć się chęci złapania tego
człowieka za gardło i d u s z e n i a go tak m o c n o , jak się da, aby m ó c p a t r z e ć
w jego s z p e t n ą i odrażającą twarz, i obserwować, jak jego gałki oczne pękają
i wypływają z oczodołów. Lub m o ż e k t o ś wolałby n a d e p n ą ć na jego twarz
i wyciskać jego m ó z g tak długo, aż zgniły szlam wypłynie na c h o d n i k . "
Jacek Bartyzel, Pat (Patrick Joseph) Buchanan, „ N o w e Państwo" 2 1 . 0 1 . 2 0 0 0 .
Kto liże klamki
Amerykański dziennikarz próbował wykluczyć znanego z katolickiego funda­
mentalizmu kandydata na prezydenta USA... zarażając go grypą. D a n Savage,
reporter internetowego p i s m a „Salon", przez tydzień pracował przy kampanii
384
FRONDA
19/20
wyborczej Gary Bauera w stanie Iowa. Savage, który jest homoseksualistą,
chciał zarazić grypą Bauera - przedstawiciela m a ł o tolerancyjnej skrajnej reli­
gijnej prawicy. Lizał więc klamki w sztabie wyborczym, chuchał na d o k u m e n ­
ty, a nawet trzymał w ustach długopisy, które p o d s u w a ł Bauerowi (...) Savage
opisał swą - jak nazwał to jeden z d o r a d c ó w Bauera - „akcję higienicznego ter­
roryzmu" w Internecie.
BW, Terroryzm grypowy, „Gazeta Wyborcza" 5 - 6 . 0 2 . 2 0 0 0 .
Demoniczna sieć
Rabini z Izraela uznali i n t e r n e t za narzędzie szatana. (...) O t ó ż w p i s o w n i
hebrajskiej, przynajmniej tej starożytnej, nie ma cyfr. Wartość liczbową m a ­
ją za to o d p o w i e d n i e litery alfabetu. Cyfrę „sześć" oznacza się literą „Waw"
(W), czyli nasze „W". Skrótowe oznaczenie s t r o n i n t e r n e t o w y c h W W W
(World Wide W e b - czyli „sieć o zasięgu ś w i a t o w y m " ) , dla Ż y d ó w jest rów­
noznaczne z zapisem 666, a t o , jak w i a d o m o , jest s y m b o l e m największej nie­
doskonałości (po trzykroć nieświęty), czyli szatana.
ks. Józef Świerczek, Rabini i WWW. „Najwyższy czas!" 1 8 . 0 3 . 2 0 0 0 .
Doktryna Breżniewa wiecznie żywa
Tak jak negatywny rezultat pierwszego referendum w Danii w sprawie Ma­
astricht w 1992 roku został przekreślony przez p o n o w n e , drugie referendum
w tej sprawie w 1993 roku, tak w latach 90. rządy europejskie i USA ingero­
wały w wybory krajów Europy Wschodniej i b. Związku Sowieckiego, popiera­
jąc tych polityków, którzy uginali kolana przed doktryną wyrzeczenia się suwe­
rennych p r a w dla swoich n a r o d ó w .
Zintegrowane z Unią Europejską
i kontrolowane przez nią rządy będą wygodnym narzędziem do przegłosowa­
nia każdego kraju, n p . Wielkiej Brytanii, który mógłby próbować przeciwsta­
wiać się Unii w obronie własnego interesu.
Uwagi ministra Fischera poparte polityką UE potwierdzają, że wszyscy
przywódcy na Zachodzie są obecnie podporządkowani starej doktrynie Breż­
niewa O ograniczonej suwerenności państw. Przywódcy ci zdecydowani są u s t a n o ­
wić rodzaj internacjonalizmu, „całkowicie n o w e stosunki między państwami,
nie spotykane uprzednio w historii", na które powoływała się KPZR w paź­
dzierniku 1952 r. Ich świetlanym przykładem miały być stosunki między ZSRS
i państwami Paktu Warszawskiego.
LATO-2000
385
K o m u n i s t y c z n e p r a w d y o internacjonalizmie i w y d u m a n y m antyfaszyzmie przeniosły sie obecnie z M o s k w y i Berlina W s c h o d n i e g o do n o w y c h pa­
jęczych gniazd w Europie i USA. Niezbyt wiarygodnie b r z m i ą zarzuty p o d
a d r e s e m Austrii za antyemigracyjną politykę H a i d e r a . Gdyby to była p r a w d a ,
Wielka Brytania zostałaby p o t ę p i o n a za stanowiące j a s k r a w o r a s i s t o w s k ą p o ­
litykę żądanie wpłacania d e p o z y t u 10 tys. f u n t ó w od t u r y s t ó w z Indii, gdy
przybywają w odwiedziny do swoich krewnych. N a t o m i a s t m i n i s t e r Jack
Straw byłby krytykowany za stwierdzenie, że „Cyganie mają n a t u r a l n e s k ł o n ­
ności d o p r z e s t ę p s t w " .
W p r o s t przeciwnie, „ z a g r o ż e n i e " H a i d e r a i jego p o p u l a r n o ś ć w ś r ó d Au­
striaków są r e z u l t a t e m wartości, k t ó r e r e p r e z e n t u j e jako przywódca s p o z a
kręgu internacjonalistów i globalistów. Stanowi wyzwanie dla ciepłych posa­
dek, międzypartyjnych układów, z r u t y n i z o w a n y c h przez 13 lat skostniałej
koalicji między socjaldemokratami i k o n s e r w a t y s t a m i , k t ó r ą w ł a ś n i e t e r a z
zniszczył. Istnieje p r z e k o n a n i e (być m o ż e n i e s ł u s z n e ) , iż stwarza on zagro­
żenie dla rządzących przez dziesięciolecia E u r o p ą k a r t e l o p o d o b n y c h u k ł a ­
dów, których s k o r u m p o w a n e m e t o d y zostały ujawnione n a całym k o n t y n e n ­
cie.
Nie jest przypadkiem,
że politycy z najbardziej
autokratycznych
s y s t e m ó w - p r z e d e w s z y s t k i m z Francji i Belgii, ale r ó w n i e ż z N i e m i e c
i W ł o c h - przewodzili w ataku przeciw nowej austriackiej koalicji.
Najczęstszą obecnie praktyką jest oczernianie przeciwnika jako nazisty.
Chwyt ten m o ż e być użyty bez ograniczeń. Każdy jest teraz Hitlerem. Od Pata
Buchanana i Jórga Haidera po S a d d a m a H u s a i n a i Slobodana Miloszewicia,
i starych Łotyszów, dodanych po to, aby ładnie brzmiało.
Ten zabieg jest obecnie tak m a s o w o nadużywany, że powinien być u z n a n y
za całkowicie bezwartościowy. Trzeba przyznać, że po roku 1989 prawica prze­
grała najważniejszą ze wszystkich politycznych batalii, walkę o kulturę.
Po tak zwanym upadku k o m u n i z m u pamięć historyczna XX wieku powin­
na osiągnąć jakiś rodzaj równowagi w ocenie między z b r o d n i a m i k o m u n i z m u
a zbrodniami faszyzmu. Zamiast tego z nonszalancją, na k t ó r ą m o ż e się zdo­
być tylko lewica, pamięć poprzedzających wydarzeń została całkowicie zaprze­
paszczona przez hipnotyczne i wyłączne koncentrowanie się na tym, co nastą­
piło. Pamięć historyczna jest obecnie uwięziona w niebezpiecznym t u n e l u
świadomości, tak jak gdyby jedynym wydarzeniem XX wieku było pojawienie
się Hitlera. 80 milionów ofiar k o m u n i z m u zostało wygodnie wyrzucone na
386
FRONDA
19/20
śmietnik historii, a pamięć historyczna jest bezwstydnie m a n i p u l o w a n a dla
doraźnych korzyści politycznych.
W konsekwencji polityk demokratycznie wybrany w Austrii m o ż e być ata­
kowany jako zwolennik nazizmu, p o m i m o iż nigdy nie naruszył p r a w a lub
przynależał do nielegalnej organizacji. W tym s a m y m czasie nikt nie wyraził
najmniejszego zdziwienia, gdy komuniści doszli do władzy we Francji i we
Włoszech. M a s s i m o d'Alema, który został p r e m i e r e m Włoch, kierował k o m u ­
nistyczną partią w okresie, gdy była ona nielegalnie subsydiowana przez M o ­
skwę. W roku 1998 głosił on: „Ja j e s t e m twórcą włoskiego k o m u n i z m u . Nie
żałuję mojej przeszłości", a w 1990 r. twierdził: „Praktycznie nie jest możliwe
znaleźć piękniejszą nazwę niż Partia Komunistyczna".
Tak więc, p o d o b n i e jak u z a s a d n i e n i e m dla m u r u w Berlinie było twier­
dzenie, iż jest to „bariera chroniąca p r z e d faszyzmem", tak r ó ż n e e m b r i o n y
międzynarodowych struktur, jak UE i cały „ a l p h a b e t t i - s p a g e t t i " a k r o n i z m ó w
i a n o n i m ó w m i ę d z y n a r o d o w y c h t w o r ó w w świecie, znajdują u z a s a d n i e n i e ja­
ko o c h r o n a przeciw jakiejkolwiek erupcji
„nacjonalizmu",
który m ó g ł b y
przeszkodzić b i u r o k r a t o m w a u t o k r a t y c z n y m zarządzaniu p l a n e t ą . J e s t to
z n a n e n a m jako „raison d ' e t r e " - u z a s a d n i e n i e istnienia dla U E . Globalizacja
jest po p r o s t u r o z s z e r z e n i e m tych s a m y c h a n t y d e m o k r a t y c z n y c h i a n t y n a r o dowych zasad d o p o z i o m u światowego. Potwierdził t o J e a n M o n n e t , k t ó r y
w swoich p a m i ę t n i k a c h zapisał: „Wspólnota Europejska s a m a jest tylko kro­
kiem ku przyszłym f o r m o m organizacji świata".
Zachód jest obecnie na krawędzi spełnienia tego, o czym marzyli Lenin
i Trocki w 1917 r. Nie chodzi tu o to jak zastąpić p a ń s t w a n a r o d o w e przez
p a ń s t w o europejskie lub przez światowe s u p e r p a ń s t w o . Celem jest zrealizo­
wanie starego m a r z e n i a m a r k s i s t ó w - obalenie wszelkich s t r u k t u r p a ń s t w a .
Według słów Lenina, celem k o m u n i z m u jest „zanik każdej formy p a ń s t w a " .
Entuzjazm, z jakim N o w a Lewica u z n a ł a „Wolny Rynek", stwarzając w r a ż e n i e
przesunięcia w p r a w o kierunku polityki światowej, p o d y k t o w a n y jest przeko­
naniem, że zanikanie p a ń s t w a będzie bardziej skutecznie realizowane przez
merkantylizm wielkich korporacji niż przez p a ń s t w o w y socjalizm. P o d o b n i e
za materializm dialektyczny w nowej szacie należy u z n a ć twierdzenie, że glo­
balizacja jest jakąś bezimienną, n i e u n i k n i o n a historyczną siłą. Tak jak Lenin
napisał w eseju o Stanach Zjednoczonych Europy: „Stany Zjednoczone Świa­
ta, nie tylko Europy, są związkiem państw, w których w o l n o ś ć n a r o d ó w utożLATO-2000
387
samiamy z socjalizmem. Dopiero p e ł n e zwycięstwo k o m u n i z m u przyniesie
prawie zupełny zanik państwa, włączając również p a ń s t w a d e m o k r a t y c z n e . "
Minister Fischer nie m ó g ł tego wyrazić lepiej.
John Laughland, Jak komunistyczna lewica wygrała zimną wojnę,
„Nasz Dziennik" 6.03.2000 (przedruk z brytyjskiego „The Spectator")
Pochwała Europy
- A co jako wyspiarz myśli pan o zjednoczeniu Europy?
- Czy Adolf Hitler nie miał p o d o b n e g o p o m y s ł u na zjednoczoną E u r o p ę ?
(...) Wspólna E u r o p a to nie najlepszy pomysł, bo przecież przez p o n a d ty­
siąc lat każdy kraj na tym kontynencie starał się zachować o d r ę b n ą k u l t u r ę .
Amerykanie przyjeżdżają tu i nie m o g ą się nadziwić, że wystarczy pojechać
godzinę w jakimkolwiek kierunku i słyszy się inny język, spotyka się i n n ą hi­
storię i kulturę. Przecież E u r o p a to najwspanialszy k o n t y n e n t na świecie.
Mieszkają tu najbardziej inteligentni ludzie tej planety. W p r a w d z i e nie po­
w i n n o być żadnych granic dla w o l n e g o rynku i możliwości p o d r ó ż o w a n i a , ale
nie sądzę, żebyśmy stali się j e d n y m krajem o nazwie E u r o p a . Takie zjedno­
czenie byłoby zniewagą dla wszystkich, którzy walczyli w wojnach o n a r o d o ­
wą i k u l t u r o w ą o d r ę b n o ś ć .
Noel Gallagher, gitarzysta zespołu Oasis, w rozmowie z Romanem Rogowieckim,
Gwiazda z konieczności. „Wprost" 12.03.2000.
Państwo Wielkiej Powszechnej Niemocy
- Dlaczego w piosence P a ń s t w o Wielkiej Powszechnej N i e m o c y zaatakował pan
Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy?
- W p e w n y m m o m e n c i e p o c z u ł e m , że p r z y p o m i n a mi czyny społeczne z epo­
ki PRL.
- To duża przesada. Nikt nikogo nie zmusza do udziału w akcji Jerzego Owsiaka. Za­
miast narzekać na polityków, robi swoje.
- Ale m o ż n a m ó w i ć o presji m o r a l n e j . U w a ż a m , że Wielka Orkiestra Świą­
tecznej Pomocy miałaby dzisiaj sens, gdyby zyskała wymiar lokalny. Pomaga­
ła b u d o w a ć nasze m a ł e ojczyzny. Niestety, tak jak w k o m u n i z m i e , m a m y
do czynienia z centralnym s t e r o w a n i e m . Ze szczytnej jeszcze n i e d a w n o idei
robi się szopka. Ludzie z wioski, z m a ł e g o miasteczka m o g ą przekazać pie­
niądze na fundację, ale nie b ę d ą mieli z tego ż a d n e g o pożytku. Obowiązuje
388
FRONDA
19/20
rejonizacja, są kasy chorych. Myślę też, że coraz trudniej jest k o n t r o l o w a ć ta­
ką m a s ę pieniędzy. Może w a r t o zastanowić się, ile kosztuje telewizję dzień
transmisji, ekipy telewizyjne, sprzęt, s t u d i o , prezenterzy? Czy k t o ś się n a d
tym zastanawiał? A ci kolesie z b a n k ó w i firm, których nazwiska i nazwy wy­
m i e n i a n e są na a n t e n i e - ile zyskują taniego czasu r e k l a m o w e g o nie scho­
dząc z wizji? Nie dość, że wychodzą na wspaniałych ludzi, m o g ą sobie jesz­
cze odpisać od p o d a t k u darowizny. U w a ż a m , że dzięki t a k i m s p e k t a k u l a r n y m
akcjom jak Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy p a ń s t w o usprawiedliwia
swoją n i e m o c i indolencję.
Paweł Kukiz, lider zespołów Piersi i Aya Rl, w rozmowie z Jackiem Cieślakiem,
Manifestacja wolności, „Rzeczpospolita" 6 . 0 5 . 2 0 0 0
Korekta Europy
Europa obejdzie się bez Austrii.
Minister spraw zagranicznych Belgii. Louis Michel,
cyt. za: Europejski ranking sankcji, „Życie" 5 - 6 . 0 2 . 2 0 0 0 .
Heideryzm jako współczesny augustianizm
Wierzę, że wywołana przez Jórga Heidera sytuacja w Austrii i wokół niej spo­
woduje nad Wisłą skuteczny o p ó r większości społeczeństwa przeciw rodzi­
m y m szowinistom, ksenofobom i politycznym spadkobiercom Św. Augustyna.
Jan Gadomski, Bóg zapiać, Hen He/der, „Trybuna" 9 . 0 2 . 2 0 0 0 .
Anatomorfologia demokracji
Widział k o m u n i z m i wierzył, że demokracja jest najlepszym s y s t e m e m . To
przenikało każdą tkankę jego osoby.
Bill Clinton o Borysie Jelcynie, Nasz kolega Borys, „Życie" 3 . 0 1 . 2 0 0 0 .
Joanna d'Arc ery atomowej
- Rozpoznaje pani siebie w Joannie?
- Oczywiście. J e s t e m także b a r d z o impulsywna, b a r d z o g w a ł t o w n a . M n ó ­
stwo kobiet m o ż e u t o ż s a m i ć się z J o a n n ą . O n a jest b a r d z o n o w o c z e s n a . Dzi­
siaj mogłaby być n a u k o w c e m , szukać za p o ś r e d n i c t w e m i n n e g o m e d i u m niż
Bóg odpowiedzi na pytanie w rodzaju: dlaczego tutaj jesteśmy?
-
A więc Joanna przypominająca nieco bohaterkę Jodie Foster w „Kontakcie"?
LATO-2000
389
— O właśnie. Na początku XV stulecia filozofia była t a k a n a i w n a . Ci wszy­
scy starcy, którzy wierzyli w Boga p o c h o d z ą c e g o z bajek, te marzenia, że po
śmierci idzie się do n i e b a . . . M o ż n a sobie wyobrazić 19-letnią dziewczynę,
która przeżywszy takie o k r o p n o ś c i jak J o a n n a , o d r z u c a świat mężczyzn na­
znaczony o k r u c i e ń s t w e m i zwraca się do nieba, t a m szukając o d p o w i e d z i .
Sądzę, że dzisiaj szukałaby raczej ucieczki w naukę, bo nauka, a p r z e d e
wszystkim f i z y k a t o n o w a religia.
Milla Jovovich, odtwórczyni roli J o a n n y d'Arc w filmie Luca Bessona,
w rozmowie z Jean-Yvesem Katelanem, „Film" nr 1/2000
Śluby panieńskie Ery Wodnika
M a ł ż e ń s t w o to b a r d z o podejrzana instytucja. Aż dziwne, że d o t ą d się utrzy­
mała. Biologia stworzyła n a s co p r a w d a do m o n o g a m i i , ale tylko okresowej.
H o r m o n ó w i innych f e r o m o n ó w starcza b o w i e m najwyżej na kilka lat. Tyle,
ile potrzeba, by o d s t a w i o n e od piersi dziecko nauczyło się wystarczająco d o ­
brze chodzić, żeby s a m o m o g ł o pobiec za s t a d e m . W t e d y przychodzi czas na
p o s z u k a n i e n o w e g o p a r t n e r a i rekombinacje genów. M a ł ż e ń s t w o , w k t ó r y m
„nie opuszczę cię aż do śmierci", to wymysł k u l t u r y - m u s i m i e ć swoje zale­
ty dla społeczeństwa, nie daje j e d n a k żadnej gwarancji szczęścia j e d n o s t k o m .
Zresztą, to „nie opuszczę cię aż do śmierci", d o b r e było kiedyś, kiedy śred­
nia życia wynosiła o k o ł o trzydziestu lat. Kobiety u m i e r a ł y często w p o ł o g u ,
szalały zarazy, m ę ż o w i e z k r ó l e m Bolesławem szli na Kijowiany i latami nie
wracali, a jeśli żona m i a ł a o d r o b i n ę szczęścia, to nie wracali nigdy. W t e d y
obiecywać było łatwo, a tylko wyjątkowy p e c h skazywał na coś, co dziś m o ­
głoby być (gdyby nie rozwody) p o w s z e c h n ą n o r m ą : pięćdziesiąt, sześćdzie­
siąt lat w s p ó l n e g o pożycia. Przecież to p r o g r a m nie na ludzką m i a r ę !
Łatwiej znaleźć igłę w stogu siana, niż s p o t k a ć n a p r a w d ę d o b r ą p a r ę m a ł ­
żeńską. N u d z i m y się ze sobą w łóżku, rozczarowujemy w życiu. Z m i e n i a m y
się, przy okazji oddalając od siebie. Żyjemy p o d j e d n y m d a c h e m z k i m ś , k t o
jest n a m coraz bardziej obcy. Rozwód? Z r e z y g n o w a n i i przytłoczeni m a ł ż e ń ­
ską melancholią i na to nie m a m y sił. O k ł a m u j e m y s a m i siebie, że to dla
d o b r a dzieci, że takie są nasze wartości: c e n i m y m a ł ż e ń s t w o . Ale co jest
w n i m takiego cennego? Z ł u d n e poczucie bezpieczeństwa, k t ó r e g o nie
sposób odróżnić od nudy? Patologiczne uzależnienie od drugiej osoby?
Wspólne mieszkanie, s a m o c h ó d , serwis w kwiatki. Ciocia-Klocia, k t ó r a
390
FRONDA
19/20
będzie oburzona, jeśli się rozwiedziemy. Wspólni, r ó w n i e z n u d z e n i swymi
m a ł ż e ń s t w a m i znajomi i rutyna: dziś p a ń s t w o do nas, w przyszłym tygodniu
my do p a ń s t w a . I strach, jak sobie s a m a p o r a d z ę , jeśli nie znajdę tego n a s t ę p ­
nego? Przecież i t e n następny, p o d t y m j e d n y m w z g l ę d e m zmądrzałyśmy,
po kilku latach okaże się p o d o b n y do p o p r z e d n i e g o . Rozsądek p o d p o w i a d a
więc: p o r a osiąść w gniazdku wyścielonym cicha rezygnacją. Nauczyć się
paru m a n i p u l a t o r s k i c h sztuczek, wypracować kulturalny s p o s ó b n i e d e p t a n i a
sobie po piętach i da się jakoś dożyć. Do śmierci, byle nie mojej.
Kinga Dunin. Lipa aż do śmiem, „Wysokie obcasy" 1 1 . 0 3 . 2 0 0 0 .
Nieubłagane prawa biologii
Czasem prowokuję, m ó w i ę na przykład, że byłabym idiotką, gdybym wierzy­
ła, że Nowicki był mi wierny przez dwadzieścia pięć lat.
- Niewierność nie robi na Pani wrażenia?
- Ja go r o z u m i e m . Gdybym czuła, że on m n i e nie kocha, to co i n n e g o . Albo
że kocha kogoś i n n e g o . Ale to, że on się z k i m ś p r z e ś p i . . . to jego p r a w o . To
sprawa jego biologii, ja też m o g ę sobie na to pozwolić.
Marta Meszaros w rozmowie z Katarzyną Bielas,
Do miłości trzeba mieć talent, „Wysokie obcasy", 5 . 0 2 . 2 0 0 0 .
Zwierzę polityczne
Gdy Basia znalazła się w Sejmie, w t e d y zaczęło się n a s z e o s o b n e życie, bo
o n a cały czas była w Warszawie. Zaczęliśmy mieszkać w różnych przestrze­
niach i k o n t a k t stał się rzadki. Basia od u r o d z e n i a jest zwierzęciem politycz­
nym. Z biegiem lat sprawy p a ń s t w o w e stały się dla niej ważniejsze od d o m o ­
wych. Rozwód wzięliśmy rok t e m u .
O n a m a niewielu starych przyjaciół, b o nie m a czasu n a p i e l ę g n o w a n i e
starych przyjaźni. Z a w s z e jest p o c h ł o n i ę t a tym, co w ł a ś n i e robi, i w s p ó l n o ­
tą, jaka wokół tego się wytwarza.
Ma j e d n ą z wad typowych dla osobowości lewicowej. Bardziej s k u p i o n a
jest na ludzkości niż na pojedynczym człowieku.
Aleksander Labuda w tekście Jarosława Kurskiego,
Debata na trzy głosy, „Wysokie obcasy" 1 1 . 0 3 . 2 0 0 0 .
LATO-2000
391
Shoah Ceschaft
- Dlaczego zajął się pan kwestią odszkodowań dla ofiar holokaustu?
- Z uwagi na m o i c h rodziców. Mój ojciec, który zdołał przeżyć warszawskie
getto i obóz koncentracyjny w Oświęcimiu, d o s t a ł od N i e m i e c d o ż y w o t n i ą
rentę, ponieważ d o z n a ł poważnych u r a z ó w fizycznych. R e n t a ta wynosiła
pod koniec jego życia około 6 0 0 doi. miesięcznie. Matce, k t ó r a przeżyła get­
to i obóz na Majdanku, N i e m c y nie chcieli dać renty, bo nie m i a ł a widocz­
nych obrażeń. D o s t a ł a tylko symboliczne o d s z k o d o w a n i e - o k o ł o 3 tys. doi.
Matka zawsze zastanawiała się, k t o w t a k i m razie dostaje pieniądze z N i e ­
miec, k t ó r e wypłaciły ocalałym z h o l o k a u s t u Ż y d o m łącznie 118 m l d doi.
Teoretycznie przecież nikt bardziej nie zasługiwał na najwyższe odszkodowa­
nia niż moi rodzice, którzy byli prześladowani przez całą wojnę, stracili całą
rodzinę i cały majątek.
Drugi p o w ó d zajęcia się t e m a t e m o d s z k o d o w a ń wiąże się z książkami
Daniela Goldhagena Hitler's Willings Executioners (wydana w Polsce p o d tytu­
ł e m Gorliwi kaci Hitlera) i Petera Novicka Holocaust in American Life. Z o s t a ł e m
poproszony o napisanie recenzji tych książek i po p r z e p r o w a d z e n i u b a d a ń hi­
storycznych p o s t a n o w i ł e m s a m napisać n a t e n t e m a t książkę. Będzie o n a
miała tytuł The Holocaust Industry: The Abuse of Jewish Victims. W polskim t ł u ­
maczeniu p o w i n i e n on brzmieć: Jak z o d s z k o d o w a ń dla ofiar h o l o k a u s t u
uczyniono d o c h o d o w y interes?
- Co pan ustalił w wyniku swoich badań?
- Najpierw przeanalizowałem negocjacje i p o r o z u m i e n i e p o d p i s a n e w 1952
roku przez rząd Niemiec z Żydowską Konferencją Roszczeniową
0ewish
Cla-
ims Conference, dalej w skrócie J C C ) . Na mocy tego p o r o z u m i e n i a N i e m c y
wypłaciły JCC około miliarda dolarów na o d s z k o d o w a n i a dla takich o s ó b jak
moja m a t k a - które nie kwalifikowały się do otrzymywania dożywotnich rent.
Okazuje się jednak, że JCC zatrzymała większość tych pieniędzy dla siebie
albo dokonała ich podziału po swojemu. Część p r z e z n a c z o n o na wsparcie
społeczności żydowskich w krajach arabskich, część na Instytut Yad Vashem
w Jerozolimie i różne muzea, czyli na cele nie związane z o d s z k o d o w a n i a m i
dla ofiar.
- Ile zatem przypadło bezpośrednio ofiarom?
- Ostatecznie tylko 15 p r o c . z o w e g o miliarda. C h o ć n a w e t i tę część J C C roz­
prowadziła głównie w ś r ó d „wybitnych żydowskich p r z y w ó d c ó w z czasów
392
FRONDA
19/20
II wojny światowej i r a b i n ó w " , czyli faktycznie w ł a s n y c h działaczy. Zwykłe
ofiary dostały jakieś promile.
Potem zająłem się sprawą b a n k ó w szwajcarskich, od których z a ż ą d a n o
o d s z k o d o w a ń za u t r a c o n e przez Ż y d ó w oszczędności. Ciekawym a s p e k t e m
tej sprawy jest fakt, że Żydzi przed wojną ulokowali w b a n k a c h szwajcar­
skich wcale nie więcej oszczędności niż w b a n k a c h amerykańskich. Logika
podpowiadałaby więc, że JCC, k t ó r a jest a g e n d ą posiadającego swą centralę
w USA Światowego Kongresu Ż y d ó w (World Jewish C o n g r e s s , dalej w skró­
cie WJC), p o w i n n a najpierw d o m a g a ć się o d s z k o d o w a ń od b a n k ó w amery­
kańskich. Tymczasem cały atak s k o n c e n t r o w a n o na Szwajcarach. Najpierw
z żądaniem o d s z k o d o w a ń wystąpiły WJC i J C C . N a s t ę p n i e adwokaci z USA
złożyli przeciw b a n k o m szwajcarskim pozwy zbiorowe w sądach. P o t e m do
działań tych dołączył r e w i d e n t finansowy N o w e g o Jorku Alan Havesi, j e d n a
z najbardziej wpływowych postaci w świecie amerykańskiej finansjery, który
zagroził Szwajcarii sankcjami e k o n o m i c z n y m i . N a s t ę p n i e odbyły się przesłu­
chania w komisjach b a n k o w y c h Kongresu i Senatu, a na k o ń c u do akcji wkro­
czył zastępca sekretarza s t a n u S t u a r t Eizenstat mający za sobą a u t o r y t e t
amerykańskiego rządu. Pod t a k ą presją Szwajcarzy b a r d z o szybko zgodzili się
na audyt k o n t i już w 1996 roku zapewnili, że k a ż d e m u z posiadaczy k o n t a
lub spadkobiercom wypłacą odszkodowania. Ale WJC się na to nie zgodził.
Bo gdyby się zgodził, to pieniądze dostałyby tylko ofiary - WJC i adwokaci
nie dostaliby nic.
I na tym właśnie rzecz polega. WJC i J C C domagają się o d s z k o d o w a ń
w imieniu ofiar h o l o k a u s t u , ale pieniądze zostawiają sobie. W sierpniu 1998
roku WJC i adwokaci zmusili banki szwajcarskie do p o d p i s a n i a ugody, na
mocy której
banki zostały zobowiązane do wypłacenia o d s z k o d o w a n i a
o łącznej wartości 1,25 m l d doi. M a m y kwiecień roku 2 0 0 0 i ż a d n a z ofiar
nie dostała jeszcze ani grosza. Dlaczego? Czy czeka się aż wszystkie ofiary
u m r ą ? Gdy WJC d o m a g a ł się o d s z k o d o w a ń , a Szwajcarzy p r o p o n o w a l i p o ­
czekać na wyniki audytu kont, a r g u m e n t e m s t r o n y żydowskiej było to, że nie
ma czasu, bo potrzebujące ofiary h o l o k a u s t u wymierają z d n i a na dzień.
A kiedy już WJC osiągnął swój cel, o w a presja czasu znikła. W J C ma teraz
m n ó s t w o czasu, b o m a już pieniądze.
- Czy uważa pan, że organizacje żydowskie działały podobnie w przypadku negocja­
cji z Niemcami o odszkodowania za pracę przymusową?
LATO-2000
393
- T a k , strategia została p o w t ó r z o n a . W sierpniu 1998 roku d o p r o w a d z o n o do
ugody z b a n k a m i szwajcarskimi, a już we w r z e ś n i u tegoż roku ci sami a d w o ­
kaci złożyli pozwy zbiorowe przeciwko n i e m i e c k i m firmom. Z n ó w włączył
się Alan Havesi, z n ó w d o p r o w a d z o n o do p r z e s ł u c h a ń w Kongresie i Senacie,
z n ó w rola „ m e d i a t o r a " przypadła S t u a r t o w i Eizenstatowi.
Zacząłem się t e m u bliżej przyglądać i za p o ś r e d n i c t w e m prasy postawi­
ł e m dwa pytania: co się stało z pieniędzmi, k t ó r e N i e m c y już wcześniej za­
płaciły ofiarom i ile rzeczywiście jest dziś żyjących ofiar? J C C stwierdziła
podczas negocjacji, że byłych r o b o t n i k ó w p r z y m u s o w y c h n a r o d o w o ś c i ży­
dowskiej żyje jeszcze 135 tys. Wynikałoby z tego, że na koniec wojny, w 1945
roku, było ich około 600 tys., bo n a s t ę p n e pięćdziesiąt lat przeżyła tylko oko­
ło j e d n a czwarta z nich. Tymczasem historycy h o l o k a u s t u szacują, że w m a ­
ju 1945 roku ocalałych Żydów, którzy wykonywali pracę niewolniczą, było od
50 do m a k s i m u m 100 tys. Skąd więc wzięła się liczba 135 tys.? Z a w y ż o n o
liczbę ofiar, żeby uzyskać więcej pieniędzy. Teraz J C C zamieści w prasie ogło­
szenia, żeby zgłaszali się u p r a w n i e n i do p o b r a n i a o d s z k o d o w a ń . M o ż n a prze­
widzieć, że o s ó b takich nie będzie więcej niż 20 tys., a jeśli do t e g o J C C od­
rzuci część p o d a ń p o d różnymi p r e t e k s t a m i , n p . niepełnej dokumentacji, to
faktycznie wypłaty d o t r ą m o ż e do 10 tys. o s ó b . Reszta pieniędzy zostanie dla
WJC. Dlatego u w a ż a m , że żydowskie organizacje robią z h o l o k a u s t u intrat­
ny biznes. J e s t e m t e m u zdecydowanie przeciwny. Na holokauście nie p o w i n ­
ni zarabiać ani Niemcy, ani Żydzi, bo to uwłacza pamięci i godności milio­
n ó w Żydów, którzy padli ofiarą zagłady.
- Polacy, tak jak i Żydzi, byli ofiarami wojny. Ale ostatnio pozwy zbiorowe zostały
złożone także przeciwko Polsce, którą wzywa się, żeby zwróciła Żydom utracone w wy­
niku wojny mienie.
- Polacy są kolejni na liście. Strategia, k t ó r a została p r z e t e s t o w a n a w przy­
padku Szwajcarii i Niemiec, będzie wykorzystana do w y ł u d z e n i a od Polski gi­
gantycznych o d s z k o d o w a ń . To ma być „wielki finał". „Wielki" dlatego, że or­
ganizacje
żydowskie
zażądają
o
wiele
większych
pieniędzy
niż
od
kogokolwiek dotąd. Od Szwajcarów WJC otrzymał 1,25 m l d d o i , a o s t a t n i o
od N i e m c ó w jako o d s z k o d o w a n i a za prace r o b o t n i k ó w p r z y m u s o w y c h 1,3 mld doi. W przypadku Polski m ó w i się już o m i e n i u żydowskim w a r t y m
kilkadziesiąt miliardów doi. Ta akcja już się zaczęła. Z ł o ż o n e zostały pozwy,
do polskich w ł a d z p ł y n ą listy od k o n g r e s m a n ó w , o ile wiem, do Warszawy
394
FRONDA
19/20
wybiera się też w k r ó t c e Alan Havesi. W n i o s e k o p r z e s ł u c h a n i a w Kongresie
został już złożony, a p o t e m z n ó w do działania przystąpi S t u a r t E i z e n s t a t itd.
Ojciec mojej m a t k i miał przed wojną w Polsce sklep tytoniowy, a ojciec
ojca mały tartak. Ja n a w e t nie z n a m nazwisk swoich dziadków, m o i rodzice
nigdy o tym nie rozmawiali i choć teoretycznie j e s t e m legalnym spadkobier­
cą, nigdy by mi do głowy nie przyszło d o m a g a ć się z w r o t u tego m i e n i a . Po­
w i e m szczerze - moi rodzice nienawidzili Polaków, tak s a m o jak Niemców, bo
takie mieli doświadczenia. Ja tego nie p o t ę p i a m , ale też i nie b r o n i ę . W i e m
jednak, że moi rodzice nigdy nie zgodziliby się, żeby w imię zadośćuczynienia
wyrzucić z ich dawnych majątków mieszkających t a m teraz Polaków.
- Ale czy Żydzi, którzy chcą odzyskać dawne mienie w Polsce, nie powinni mieć do te­
go prawa?
- Oczywiście, jest w Polsce niewielka społeczność żydowska i bez żadnych
wątpliwości ludziom tym należy się zwrot części d a w n e g o m i e n i a żydow­
skich gmin, synagog, cmentarzy, szkół. Ale czy każdej synagogi, szkoły czy
szpitala? Czy kilku tysiącom ludzi p o t r z e b n a j e s t infrastruktura, k t ó r a kiedyś
służyła kilku m i l i o n o m polskich Żydów? Co zaś do p r y w a t n e g o mienia, to
z wyjątkiem niezbicie u d o k u m e n t o w a n y c h roszczeń t e n rozdział p o w i n i e n
być zamknięty. O g r o m n a większość byłych właścicieli i tak już nie żyje, ja­
kim p r a w e m więc WJC i adwokaci m ó w i ą o kilkudziesięciu miliardach dola­
rów, skoro ocalała garstka?
Polskie władze nie p o w i n n y p o d e j m o w a ć negocjacji z szantażystami.
Zwłaszcza, że oni w d u ż y m s t o p n i u blefują i czekają, jaka będzie reakcja. Gdy
raz się ustąpi, to wcześniej czy później pojawią się kolejne roszczenia. N i e m ­
cy już wcześniej zapłaciły p o n a d 100 m l d doi. Ż y d o m i teraz z n ó w m u s i a ł y
zapłacić. Jeśli Polska pójdzie na jakieś u s t ę p s t w a , to j e s t e m pewien, że za ja­
kiś czas, gdy Polska stanie się zamożniejsza, WJC p o n o w n i e zjawi się z wy­
ciągniętą ręką. Przewodniczący WJC Edgar Bronfman lata sw ym p r y w a t n y m
o d r z u t o w c e m i twierdzi, że potrzebuje pieniędzy dla „ b i e d n y c h " ofiar. Ja b y m
mu odpowiedział: „Proszę pana, ma p a n w ł a s n y majątek o wartości p o n a d
3 mld doi., dlaczego się pan nie podzieli n i m z ofiarami, starczy aż n a d t o .
Niech pan zostawi Polskę w spokoju."
N o r m a n G. Finkelstein, politolog z New York University,
w rozmowie z Krzysztofem Darewiczem, Kto czerpie korzyści z holokaustu?,
„Rzeczpospolita", 2 6 . 0 4 . 2 0 0 0
LATO-2000
395
Antychryst-filantrop
Czołowy kandydat k o n s e r w a t y s t ó w do sukcesji po o b e c n y m papieżu stwier­
dził wczoraj, że „Antychryst" jest już na Z i e m i w postaci z n a n e g o filantropa,
który troską o p r a w a człowieka i ś r o d o w i s k o n a t u r a l n e oraz zaangażowa­
n i e m na rzecz e k u m e n i z m u maskuje swój prawdziwy cel: zniszczenie chrze­
ścijaństwa i „śmierć Boga".
71-letni kardynał G i a c o m o Biffi, arcybiskup Bolonii, powiedział, że Anty­
chryst nie jest siedmiogłową bestią o p i s a n ą w Księdze Objawienia, ale „fa­
scynującą osobowością", k t ó r a z e w n ę t r z n y m u r o k i e m i o b ł u d n ą p r z y m i l n o ścią zwiodła swoich wrogów. Kardynał Biffi powiedział, że Antychryst j e s t
zwolennikiem wegetarianizmu, pacyfizmu, o c h r o n y ś r o d o w i s k a n a t u r a l n e g o
i p r a w zwierząt.
Określił też Antychrysta jako eksperta w sprawach Biblii, j e d n a k ż e p r o ­
mującego raczej m o d n e , m ę t n e wartości d u c h o w e niż s a m o P i s m o . Popiera
on dialog ekumeniczny p o m i ę d z y Kościołem rzymskokatolickim a i n n y m i
chrześcijańskimi d e n o m i n a c j a m i , w t y m z a n g l i k a n i z m e m i Kościołem pra­
wosławnym. Wydaje się to sprawą słuszną, ale w rzeczywistości Antychryst
wykorzystuje to jako p r ó b ę rozcieńczenia i p o d k o p a n i a katolicyzmu, aż do
p u n k t u , w k t ó r y m on u p a d n i e . Kardynał nie powiedział, czy ma na myśli ja­
kąś konkretną, z n a n ą w świecie osobistość. Rzeczywistym celem Antychry­
sta wydaje się zastąpienie „prawdziwej religii" „ideami poprawiającymi sa­
m o p o c z u c i e " , takimi jak ekologia czy p o m o c h u m a n i t a r n a . (...)
Kardynał Biffi p r z e m a w i a ł na bolońskiej konferencji na t e m a t twórczości
W ł o d z i m i e r z a Sołowjowa (1853-1900), rosyjskiego filozofa i mistyka, które­
go określił m i a n e m „ z a p o m n i a n e g o p r o r o k a " , tego, który j a s n o przepowia­
dał okropności XX wieku. W swoich o s t a t n i c h p i s m a c h , powiedział kardy­
nał, Sołowjow przewidział pojawienie się Antychrysta po stuleciu wojen,
rozlewu krwi, rewolucji oraz po z a ł a m a n i u się p a ń s t w a n a r o d o w e g o .
Wegetariański Antychryst jest wśród nas,
korespondencja Richarda O w e n a z Rzymu, „The Times", 6 . 0 3 . 2 0 0 0
396
FRONDA
19/20
Endecko-akowscy naziści
Organizacje antysemickie - w wieku XIX i na początku XX powstało wiele ugrupo­
wań antyżydowskich, których idee utorowały drogę ekstremalnemu antysemity­
zmowi Holocaustu. Żydzi pełnili rolę kozła ofiarnego w konfliktach społecznych
i ekonomicznych między różnymi grupami niezadowolonych Europejczyków.
Niektóre z owych ugrupowań rozwinęły się do poziomu wpływowych partii poli­
tycznych.
Endecja - zwana tak od skrótu N.D., polska Narodowa Demokracja; jej człon­
ków nazywano endekami; prawicowa partia polityczna, która stała się rozsadnikiem polskiego antysemityzmu w pierwszej połowie XX wieku; pod rządami na­
zistów połączyła się z Armią Krajową, której działania często skierowane były
przeciwko Żydom.
Publikacja na stronach internetowych Centrum Szymona Wiesenthala
(dossier zawiera m.in. informacje o Heimwehrze, Action Francaise i CSU)
Kto przeczytał moje książki, ten wie, że reprezentuję
idee bardzo konstruktywne. Ratzinger wcześniej też
reprezentował dużą ich część. Najgorsze jest, kiedy się
widzi, że ktoś, kto wchodzi w wielki aparat władzy,
wyrzeka się tego, co wcześniej uważał za rację. Moje
przekonania mają potwierdzenie w Nowym Testamen­
cie, mają pokrycie w wielkiej tradycji chrześcijaństwa,
są zgodne z przekonaniami większości katolików.
nie byłoby kryzysu,
gdyby czytano
moje książki
R O Z M O W A Z K S . PROF. H A N S E M K U N C I E M
Hans KLing (1928) - niemiecki teolog, profesor Uniwersytetu w Tybindze; au­
tor wielu książek, m.in. Credo, Kościół, Nieomylny?; krytyk papiestwa i do­
gmatów katolickich, pozbawiony w 1979 roku przez Jana Pawła II prawa do
nauczania w imieniu Kościoła („odszedł w swoich pismach od integralnej
398
FRONDA 19/20
prawdy wiary katolickiej i dlatego nie może być już uważany za teologa ka­
tolickiego ani - jako taki - nie może pełnić misji nauczania").
Jednym z kluczowych zagadnień dla Kościoła katolickiego jest problem depo­
zytu prawdy. Pełnia prawdy j a k ą Bóg powierzył s w e m u Kościołowi - a tak
brzmi tradycyjna n a u k a katolicka - ma ścisły związek z nadzieją zbawienia.
Ksiądz dał się poznać jako krytyk tej tradycyjnej nauki Kościoła.
Od II Soboru Watykańskiego jest jasne, że Zbawienie jest możliwe także poza
Kościołem katolickim i że także poza katolicyzmem m o ż n a odnaleźć prawdę.
Dzisiaj żaden w miarę dobrze poinformowany biskup nie będzie twierdził, że nie
ma prawdy także w Kościele protestanckim, u Żydów, a również w islamie. Tam
też jest prawda. Także ludzie niewierzący pokazywali wystarczająco często, że
opowiadają się za prawdą. To nie znaczy, że my, katolicy, nie m a m y się trzymać
naszej drogi, że nie widzimy, co jest naszą drogą. Kiedy ktoś m n i e zapyta, co jest
dla m n i e prawdą, to powiem, że dla m n i e jako chrześcijanina, p r a w d ą albo lepiej
powiedzieć - Drogą, Prawdą i Życiem jest Jezus Chrystus. Kiedy podejmuję za­
sadnicze decyzje, to mogę wzorować się na N i m . Nie m o g ę więc niszczyć moich
przeciwników. Nawet jeżeli ich zwalczam, to m u s z ę ich szanować i próbować
w jakiś sposób dojść z nimi do porozumienia. Nie widzę żadnej sprzeczności
w tym, że jestem m o c n o zakorzeniony w chrześcijańskiej wierze w Boga i rów­
nocześnie widzę, że dla Żyda Drogą, Prawdą i Życiem jest Tora, a dla m u z u ł m a ­
nina Drogą, Prawdą i Życiem jest Koran. Powinniśmy rozmawiać o tym, czego
możemy nauczyć się od innych i czego inni m o g ą nauczyć się od nas. M a m y iść
naszą drogą zakorzenienia i być maksymalnie otwartymi na innych.
Logiczna konsekwencja stanowiska księdza musiałaby prowadzić do rezygnacji
z apostolstwa i misji. Kościół nigdy tego się nie w y r z e k ł i nadal m ó w i o koniecz­
nej misyjności katolicyzmu.
Misja jest słowem, które w wielu krajach nie ma dobrego wydźwięku. Właśnie
wróciłem z parotygodniowej podróży po Japonii, Indiach, Syberii. Misja źle się
kojarzy, ponieważ łączy się z nią kolonizację i imperializm. Nie m o ż n a kwestio­
nować tego, że europejscy misjonarze, którzy przybywali z europejskimi żołnie­
rzami, handlarzami i politykami, pomagali tworzyć p a ń s t w a kolonialne, których
LATO-2000
399
potęga teraz się załamała. Misja ma sens, kiedy rozumie się ją jako
świadectwo. Dzisiaj w języku angielskim zamiast słowa mission-work
używa się często określenia witness-work, tzn. dzieło świadczenia.
Osobiście to praktykuję, kiedy r o z m a w i a m na przykład z japońskim
buddystą albo h i n d u s e m . Oczywiście w rozmowach z nimi pozostaję
wierny m o i m przekonaniom. Widać, że wiele się zmieniło. Teraz nikt
nie chce zadawać gwałtu, zdobywać. Dzisiaj chrześcijańskie kościoły
w Indiach albo Japonii, nie wspominając już o Chinach, m o g ą działać tyl­
ko od wewnątrz. Nie wpuszcza się już takich misjonarzy, którzy po pro­
stu propagują wiarę. Misje nie m o g ą odbywać się p o d sztandarami pro­
pagandy, świadectwo m u s i pochodzić od wewnątrz, m u s i odzwierciedlać
codzienne życie.
Ksiądz już od d a w n a pozostaje w sporze ze Stolicą Apostolską. W kurii rzym­
skiej panuje przekonanie, że poglądy księdza niewiele m a j ą wspólnego z kato­
licyzmem, a ich przyjęcie przez Kościół zakończyłoby się dla katolicyzmu tylko
pogłębieniem kryzysu.
W Rzymie panuje ścisły fundamentalizm. Tam, gdzie rozchodzi się o antykoncep­
cję, o świeckich i właściwie wszędzie, gdzie reprezentowana jest dogmatyczna po­
zycja Rzymu, m a m y do czynienia z fundamentalizmem. Po pierwsze, stale powta­
rza się te same argumenty, ale nie podejmuje się żadnej prawdziwej dyskusji.
Chce się tylko dekretować i dominować. Taka postawa nie ma przyszłości. Myślę,
że w czasie tego pontyfikatu popadliśmy w bardzo głęboki kryzys strukturalny.
Nie można dać się zwieść tym różnym papieskim manifestacjom. M a m y coraz
mniej księży. Szczególnie w Niemczech. W zeszłym roku wyświęconych zostało
zaledwie 170 księży. Dla porównania: przed dziesięcioma laty było ich 600. A więc
liczba powołań bardzo spada. Jest coraz mniej parafii, gdzie ksiądz pracuje na sta­
łe, coraz mniej parafii, gdzie sprawowana jest Eucharystia. M a m y miliony osób,
które rozstały się z Kościołem, zarówno zewnętrznie, jak i wewnętrznie. Kościół
ma zły image w prasie. Jest postrzegany jako zacofany, jako instytucja, która jest
ciągle przeciwko czemuś, jako układ, który ciągle moralizuje. Pogorszyły się sto­
sunki ekumeniczne. Jesteśmy w głębokim kryzysie strukturalnym. Sami biskupi
to przyznają i m a m nadzieję, że także kardynałowie to widzą. Jeżeli będzie się
twierdziło, że można utrzymać przy życiu średniowieczne, skostniałe struktury
400
FRONDA
19/20
Kościoła, to wtedy kryzys się będzie jeszcze bardziej pogłębiał, aż do m o m e n t u ,
kiedy trzeba będzie stwierdzić, że Kościół katolicki stał się tak ociężały, jak w cza­
sach reformacji. Myślę, że to nie jest przesada. Jeżeli się widzi, jak wiele stracili­
śmy na wiarygodności od czasu Jana XXIII i II Soboru Watykańskiego, w którym
brałem udział, jak rzadko dzisiaj ludzie postrzegają Kościół jako troskliwy i pocie­
szający, to jest to s m u t n e . M a m nadzieję, że znajdziemy drogę do Kościoła otwar­
tego, a nie takiego, który tylko oskarża; do Kościoła, który nie chce tylko ciągle
mieć rację, ale chce służyć ludziom, dawać im radość, który będzie promieniował
otwartością na wierzących i niewierzących.
Jest znamienne, że ksiądz przyjaźnił się kiedyś z kardynałem Josephem Ratzingerem, mieliście podobne przekonania dotyczące Kościoła. Dzisiaj w y d a j e się,
że różni w a s wszystko. Ratzinger się mocno zmienił od tamtego czasu, ksiądz
jedynie zasadniczo rozwinął te poglądy, które j u ż w ó w c z a s głosił. Któryś z w a s
dwóch musi być w błędzie.
Myślę, że ten, kto przeczytał moje książki, wie, że reprezentuję idee bardzo kon­
struktywne. Ratzinger wcześniej też reprezentował d u ż ą ich część. Najgor­
sze jest, kiedy się widzi, że ktoś, k t o wchodzi w wielki aparat władzy, wy­
rzeka się tego, co wcześniej uważał za rację. Moje przekonania mają
potwierdzenie w N o w y m Testamencie, mają pokrycie w wielkiej tradycji
chrześcijaństwa, są zgodne z przekonaniami większości katolików. Nikt
nie może powiedzieć, że ten, kto formułuje krytyczne poglądy, jest winny
kryzysowi Kościoła. To nie ja odpowiadam za złych biskupów, którzy zostali
wyznaczeni do posługi, nie ja odpowiadam za fałszywą naukę o antykoncep­
cji, nie ja odpowiadam za to, że w Kościele dyskryminuje się kobiety. To
wszystko jest stworzone przez rzymską politykę, za którą odpowiedzialność
ponoszą tacy ludzie jak kardynał Ratzinger. Nie chcę tu nikogo osobiście obwi­
niać, ale - żeby obrazowo to wyrazić - nie chcę sprzątać b r u d u po innych.
Gdyby dalej podążano zgodnie z linią Jana XXIII i II Soboru Watykańskiego,
to wzięto by na poważnie posoborowe poglądy, jakie zawarłem w m o i c h
książkach. Gdyby to uczyniono, zamiast wypierania się mnie, zaprzeczania m o ­
im poglądom, ograniczania i zakazywania publikacji mych książek - a wiemy jak
to wyglądało w Polsce, gdzie nie m o ż n a było m n i e długo czytać - to wyglądali­
byśmy dzisiaj inaczej. J e s t e m o tym przekonany.
LATO-2000
401
Zatem pośrednio przyznaje ksiądz rację kardynałowi Ratzingerowi,
który niedawno stwierdził, że współcześnie w j e d n y m Kościele k a ­
tolickim są obecne j a k b y d w a różne Kościoły, różniące się we
wszystkich podstawowych kwestiach.
To prawda, istnieje rozłam między tym, co myśli hierarchia, a tym, co myśli
Lud Boży. To nie znaczy, że Kościół się rozpada, ale ci, którzy ciągle w n i m
uczestniczą, a jest ich coraz mniejsza liczba, identyfikują się nie z Kościołem
jako takim, ale z lokalną parafią. Wszędzie tam, gdzie jest dobry ksiądz
i gdzie jest grupa, która z n i m współpracuje, t a m ludzie wspólnie działają
i nie martwią się tym, co mówi papież, kuria albo biskup. Mówią: robimy to,
co jest naszą sprawą. Słyszałem to, co mówił pewien amerykański kardy­
nał, arcybiskup Chicago. On już nie żyje, to był bardzo dobry człowiek.
Mówił, że w ich archidiecezji panują stosunki kongregacyjne. Tam
wszystko zbudowane jest na miejscowej wspólnocie. Co jest u z n a n e za ważne
w danej parafii, to jest wiążące. J e s t e m za tym, żeby biskupi pozostawali na swo­
im miejscu. P o m i m o całej krytyki z mojej strony, ciągle jestem zwolennikiem pa­
piestwa, czyli fizycznej kontynuacji posługi Piotra. Ale to m u s i być zakorzenione
w Ewangelii, to musi się dać uzasadnić w wielkiej tradycji chrześcijan. Kościół
nie może być autorytarnym, totalitarnym systemem, którym jest obecnie i to ja­
ko ostatni system po upadku Związku Sowieckiego. Taka nie m o ż e być jego przy­
szłość. My potrzebujemy Kościoła i papieża, który jest sługą, a nie tylko mówi,
że nim jest i który się naprawdę podporządkowuje ludziom. Potrzebujemy kole­
gialności, która kwitnie na serio, a nie dusi się w zakurzonych aktach. W t e d y dia­
log będzie naprawdę praktykowany, także z takimi teologami jak ja i z innymi,
którzy reprezentują poglądy o d w r o t n e od moich. Myślę, że to jest w przyszłości
możliwe. Kościół stoi dzisiaj na rozdrożu. To jest dla m n i e zupełnie jasne. Jeżeli
Kościół nie poradzi sobie z tym kryzysem strukturalnym, to osiągniemy stan
z okresu reformacji, a proces odzyskiwania sił będzie długotrwały. Wciąż m a m
nadzieję. Bądź co bądź pielęgnuję ją od 30 lat, od czasów Soboru. Ciągle m a m
nadzieję, że pokonamy ten kryzys jeszcze za mojego życia. W każdym razie pra­
cuję nad tym codziennie w mojej teologii i o to się modlę.
U w a ż a się księdza za ojca chrzestnego takich dysydenckich ruchów katolickich
j a k Wir Sind Kirche z Niemiec i Austrii, domagających się - j a k same t w i e r d z ą
402
FRONDA
19/20
- koniecznych reform w przestarzałej strukturze i nauce Kościoła. J a k a jest
przyczyna waszego krytycyzmu?
Nie wiem, czy mogę mówić otwarcie, co myślę o tych sprawach. Wiem,
że w Polsce nie jest się lubianym, gdy krytykuje się Papieża i gdy się re­
prezentuje inne stanowisko niż on. Ale jestem przekonany, że ten od­
dolny ruch skupia większość członków Kościoła,
przynajmniej
w krajach zachodnich. Wszystkie ankiety pokazują, że Papieżowi
nie udało się przez te wszystkie podróże, przemówienia, wielkie
manifestacje przekonać ludzi, że ma rację w kwestii regulacji po
częć, w sprawie celibatu, w kwestii święceń kapłańskich dla kobiet.
W kwestii regulacji poczęć - według mojego doświadczenia - p o n a d
90 procent młodego pokolenia jest zdania, że Kościół rzymskokatolicki
się myli. Ale nie to jest dla m n i e decydujące. J e s t e m przekonany, że gdy­
by sam Jezus dziś powrócił - jak to się stało w jednej książce Dostojewskiego - to nie stanąłby po stronie hierarchii. Nie m o g ę sobie wyobra­
zić, by On, który powiedział, że nie należy nakładać ciężarów na barki
innych, a s a m e m u nawet palcem nie ruszyć, by je dźwigać, by On po­
dzielał oficjalne stanowisko Rzymu w sprawie środków antykoncep­
cyjnych. Nie mogę sobie wyobrazić, by ustanowił prawnie celibat,
skoro wyraźnie pozwolił w tej materii na zachowanie wolności. N i e powiedział
przecież: „Kto nie m o ż e tego pojąć, ten m u s i pojąć", lecz „kto może, t e n powi­
nien". A w całym N o w y m Testamencie jest m o w a o tym, że nie tylko św. Piotr
był żonaty, ale wszyscy apostołowie z wyjątkiem Pawła byli żonaci. I także w li­
stach apostolskich napisane jest, że biskup powinien być „ m ę ż e m jednej żony".
Zachodzi sprzeczność między prawdą Ewangelii a praktyką prawa Kościoła. Je­
zus z pewnością reprezentowałby takie stanowisko. Nie m o g ę sobie wreszcie
wyobrazić - i to jest bardzo ważna część referendum kościelnego, jakie prowa­
dzimy - że Jezus traktowałby kobiety tak, jak to robi obecny papież. Papież chwa­
li kobiety, ale w praktyce na nic im nie pozwala. Nie chce mi się wierzyć, że ktoś
może powiedzieć, że wolą Boga jest, aby kobiety nigdy nie były wyświęcane na
kapłanów. Kobiety odgrywały o g r o m n ą rolę w otoczeniu Jezusa. Na przykład
Maria Magdalena. Nikt w to nie wątpi. Kobiety były, według niektórych relacji,
pierwszymi świadkami Zmartwychwstania. Kobiety stały też na czele pierw­
szych wspólnot kościelnych. Dlaczego się to wszystko przemilcza?
LATO-2000
403
Myślę też, że ten hierarchiczny, absolutystyczny system Kościoła nie
odpowiada temu, czego chciał Jezus. Jak w średniowieczu, m a m y
Kościół autorytarny, w którym jeden człowiek sądzi, że m o ż e decy­
dować o tym, kto ma zostać biskupem, nawet w b r e w woli ludu.
Mieliśmy z tego p o w o d u o g r o m n e konflikty w C h u r w Szwajcarii,
teraz się to trochę uspokoiło, m a m y konflikty w Wiedniu, w Kolo­
nii, w Salzburgu, w Ameryce Łacińskiej, m i a n o w a n o złych bisku­
p ó w w Ameryce Północnej, na całym świecie. Dzieje się tak dlate­
go, ponieważ ludzie, którzy nie cenią II Soboru Watykańskiego,
którzy chcą w n i m widzieć jedynie potwierdzenie swych tradycjonalistycznych poglądów, uznali, że m o g ą decydować o polityce per­
sonalnej Kościoła. Krótko mówiąc, znajdujemy się w głębokim kry­
zysie i konieczne jest, by - już raczej w czasie pontyfikatu nowego
papieża - zebrał się sobór, aby na n o w o omówić sytuację i podjąć de­
cyzje, których nie podjął II Sobór Watykański. N i e w o l n o było wte­
dy dyskutować o celibacie, o regulacji poczęć, o prymacie Piotra,
o nieomylności papieskiej. Te tematy były tabu. Myślę, że jeśli chcemy poradzić
sobie z poważnym kryzysem Kościoła, to w czasie następnego pontyfikatu m u ­
simy zwołać sobór powszechny.
O kryzysie Kościoła katolickiego w krajach niemieckojęzycznych - co ciekawe m ó w i ą zarówno konserwatyści j a k i liberałowie. J a k a zdaniem księdza panuje
tu sytuacja?
Niemieccy biskupi są w dwuznacznej sytuacji. Nie są na dobrą sprawę zbyt śmia­
li, lecz raczej lojalni wobec Rzymu, ale nawet konserwatywni biskupi nie m o g ą
już dzisiaj reprezentować tego stanowiska. N i e do pomyślenia jest na przykład,
by w Niemczech wprowadzić w życie p e w n e rygorystyczne instrukcje napływa­
jące z Watykanu, na przykład najnowszą instrukcję o świeckich w Kościele. Gdy­
by świeccy mieli tak wyglądać, jak o n a podaje, załamałaby się cała działalność
duszpasterska. W związku z tym biskupi m ó w i ą w sposób dwuznaczny. Nieja­
sno przedstawiają sytuację. Ż a d e n biskup w Niemczech nie ma odwagi powie­
dzieć, że działalność duszpasterska tak naprawdę się załamuje. Że co najmniej
jedna trzecia parafii jest bez księży. Że niedługo p o ł o w a będzie bez księży. Ż a d e n
z biskupów nie ma odwagi tego powiedzieć. Są w sytuacji przymusowej. Właści404
FRONDA
19/20
wie powinni się wypowiadać w imieniu swoich wspólnot kościelnych, ale
boją się Rzymu. Osobiście tego nie rozumiem. Apostolska otwartość,
która przecież jest cnotą, p o w i n n a być widoczna szczególnie u bisku­
pów. Staramy się jedynie w możliwie największym stopniu ograni­
czyć szkody i nie wprowadzać nazbyt surowej polityki Rzymu.
Czy ksiądz w dalszym ciągu podtrzymuje swój doktrynalny k r y t y c y z m
w o b e c zasady nieomylności papieskiej?
Już w roku 1970 postawiłem Rzymowi to zapytanie: nieomylny? To chy­
ba jeszcze wolno zrobić. Dlaczego nie wolno mi było pytać, skoro właśnie
została opublikowana encyklika Humanae ńtae, która zabraniała wszelkiej
antykoncepcji. To była okazja do zapytania, czy ta teoria naprawdę jest
słuszna. Uczciwie przedstawiłem argumenty. Nigdy nie d o s t a ł e m na nie
odpowiedzi. Próbowano m n i e uśmiercić, teologicznie oczywiście - jak
widać, się to nie udało. Ale pytanie pozostało. Jest to pytanie bez od­
powiedzi. A w międzyczasie rozegrała się następująca historia: powoli nawet tra­
dycyjni katolicy zauważyli, że papież nie zawsze ma rację, że się myli. Że myli się
nawet w ważnych rzeczach, jak właśnie antykoncepcja. Myślę, że teraz znowu
myli się w sprawie święceń kobiet - to katastrofalny błąd. Sądzić, że wolą Boga
jest, by kobieta nie mogła być księdzem i biskupem, to n o n s e n s . Wszystkie po­
zostałe kościoły, może nie wszystkie, ale większość, są innego zdania. Papież się
myli, jak mylił się w kwestii Galileusza, w kwestii p a ń s t w a kościelnego, jak my­
lił się względem Lutra i w wielu innych sprawach. To przecież ludzkie. Dlaczego
trzeba udawać, że na świecie istnieje jeden jedyny człowiek, który nie jest omyl­
ny? Który, jeśli chce, od początku ma rację. N i e jest to potwierdzone w N o w y m
Testamencie. W całym pierwszym tysiącleciu nikt w t e n sposób nie myślał, w za­
sadzie nawet w średniowieczu jeszcze tak nie myślano, przyjmowano, że papie­
że popełniają błędy. Na początku nawet nauka o nieomylności papieża została
przez jednego z papieży potępiona. To jest dopiero p r o d u k t XIX wieku. Zostało
to zdefiniowane w roku 1870. W o w y m czasie postępowi biskupi największych
diecezji świata, z Francji, Niemiec, częściowo też z innych krajów, choćby z Wę­
gier, odjechali na znak protestu przeciw tej definicji. Pytanie pozostało niewyja­
śnione. M a m wrażenie, że stało się tak s a m o przestarzałe, jak kwestia p a ń s t w a
kościelnego, którego 120 lat t e m u też broniono, tak jakby to należało do istoty
LATO-2000
405
papiestwa. Dziś już nikt nie mówi o t y m wielkim państwie kościelnym, ja­
koby było o n o potrzebne. Praktycznie większość katolików myśli dzisiaj
tak, jak ja. Tak osłabła wiara w nieomylność papieża. I już tylko mniej­
szość katolików w to wierzy. Dobrze by było, gdyby w tej kwestii nie
próbowano potępiać tych, którzy uczciwie stawiają pytania, gdyby nie
uciskano ich jak dawniej w systemie sowieckim. Należy podjąć to pyta­
nie, potraktować je uczciwie, p o w i n n a się n i m dzisiaj zająć komisja eks­
pertów, w której wszyscy mieliby głos.
Czy w odnowie, j a k ą ksiądz i jego stronnicy proponujecie Kościołowi,
mieści się także nowe spojrzenie na szereg p r a w d doktrynalnych? Wszak wie­
lu liberalnych teologów u w a ż a , że takie kwestie j a k Zmartwychwstanie Chry­
stusa czy istnienie piekła nie mogą być rozumiane literalnie, j a k to się działo
w średniowieczu.
Nie mogę wytłumaczyć teraz wszystkiego, co przedstawiłem w grubych książ­
kach. W sprawach Zmartwychwstania czy piekła trzeba dawać zróżnicowane od­
powiedzi. Nie wolno przecież wylać dziecka z kąpielą. Ale, żeby to krótko ująć wskrzeszenie zmarłych, także samego Jezusa, nie znaczy, że koniecznie połączą
się te same kości, te same atomy, jak to sobie wyobrażano w średniowieczu. Jak
najbardziej oznacza to jednak, że jesteśmy przekonani - i to jest istota wiary
w zmartwychwstanie - że człowiek w m o m e n c i e śmierci nie wchodzi w nicość.
Tak jak i Jezus nie wszedł w nicość, lecz w tą ostateczną rzeczywistość, którą na­
zywamy Bogiem, został wzięty do wiecznego życia Boga - to jest centralne prze­
konanie naszej wiary, którego w o l n o n a m się trzymać. N a w e t kiedy będzie ze
m n ą gorzej, jeśli poniosę klęskę albo jeśli na koniec nic mi się nie uda, albo jeśli
zachoruję nieuleczalnie, albo cokolwiek - to nie jest koniec. Koniec jest u same­
go Boga. Nie śmierć jest wybawieniem: Bóg jest Wybawicielem. To jest istota
wiary w Zmartwychwstanie. Jeśli chodzi o piekło, to jestem zdecydowanie prze­
ciwny temu, by straszyć człowieka piekłem, jak to przez długi czas czyniono.
Przez długi czas w Kościele katolickim p r ó b o w a n o mówić: „jak to zrobisz, pój­
dziesz do piekła". Jak będziesz używać środków antykoncepcyjnych, pójdziesz do
piekła itd. To nadużycie. Sam Jezus nie był kaznodzieją piekła. Mówił o tym, na
marginesie to się ciągłe pojawiało, jednak Jego N o w i n a nie była groźną nowiną,
lecz Dobrą Nowiną. Głosił nowinę uwalniającą, przynoszącą szczęście, a nie
406
FRONDA
19/20
groźbę, że wszystko istnieje z myślą o piekle. Rzuca się w oczy, że w wy­
znaniu wiary nie ma mowy o piekle. Piekło jest w p e w n y m sensie cie­
niem życia wiecznego. Oczywiście, trzeba to traktować poważnie. Czło­
wiek, który myśli, że może po prostu żyć jak mu się podoba, bo i tak nic
nie gra roli, ci cynicy, których w Polsce pewnie dzisiaj też jest więcej niż
niegdyś i których u nas też m a m y pełno, ci cynicy sądzą, że m o g ą żyć jak
im się podoba, nie zważać na ludzi wokół siebie, myśleć tylko o sobie. My­
ślę, że piekło jest przestrogą: mój drogi, możesz minąć się z s e n s e m ży­
cia. Możesz sobie zgotować piekło już na ziemi, jeśli sądzisz, że wystar­
czy żyć tylko dla siebie, że nie trzeba zważać na nikogo innego. To bardzo
poważne pytanie - o to, czy człowiek m o ż e minąć się z sensem życia. To jest pie­
kło. Ale jeśli robi się z niego miejsce, gdzie ludzie mają być na wieki smażeni, jak
to jest przedstawiane na obrazach, to jest to dla m n i e wyobrażenie niechrześci­
jańskie. Również w Piśmie świętym nigdzie nie ma m o w y o tym, że ma to trwać
wiecznie. Nie mogę sobie wyobrazić, by miłosierny, dobry Bóg kazał t ł u m o w i lu­
dzi, albo tylko kilku duszom, zostać gdzieś na dole w jakimś zakątku wszech­
świata. To także jest w mojej opinii sprzeczne z N o w y m Testamentem. Wypo­
wiedzi o ogniu wiecznym nie należy rozumieć w ten sposób. Wielu Ojców
Kościoła też było tego zdania, że nie ma piekła, które by miało trwać wiecznie.
Niektórzy z liberalnych katolików twierdzą, ie tradycyjna f o r m a katolicyzmu
prowadzi do traum i nerwic. Czy popiera ksiądz t a k ą opinię?
Sam napisałem książkę o Freudzie i religii. Byłbym ostatnim, który by nie do­
strzegał znaczenia psychoanalizy, psychoterapii dla dzisiejszego człowieka. Tak­
że w sprawie religii psychoterapia ma bardzo d u ż o do powiedzenia. Zwłaszcza
psychoanaliza, która dostrzega patologie życia religijnego. Są ludzie, którzy z po­
wodu religii chorują. Są ludzie, którzy cierpią z p o w o d u przymusu, że m u s z ą zro­
bić to czy tamto, odmówić jakieś modlitwy, którzy mają wyobrażenia o przymu­
sie religii i wymuszonych rytuałach. Mają oni często eklezjogenne nerwice.
Myślę, że cała kwestia moralności małżeńskiej jest przyczyną wielu nerwic: gdy
ludzie nie mogli używać środków antykoncepcyjnych, gdy się im w m ó w i ł o m n ó ­
stwo rzeczy o wstydliwości tam, gdzie w zasadzie nie było wcale grzechu. Był­
bym ostatnim, który by uważał, że nie ma granic, n p . w dziedzinie seksualności.
Nie uważam też, by Freud miał rację, sprowadzając wszystko do seksualności.
LATO-2000
407
Psychoanaliza ma granice i trzeba ją też kry­
tykować. Ale dzisiaj
potrzebujemy przejąć
z psychoterapii to, co jest słuszne; także sa­
ma Ewangelia ma oczywiście wiele elemen­
t ó w psychoterapeutycznych,
to nie ulega
wątpliwości. Jezus nie przyszedł tylko po to,
by głosić kazania, przyszedł po to, by uzdra­
wiać. Jezus na wielu ludzi wpływał sobą
i swoją osobowością, inaczej byłoby niewy­
obrażalne, jak mógł mieć tak wielkie oddzia­
ływanie. Nie wolno jednak sprowadzać całej
Ewangelii do psychoterapii. Jest t a m coś wię­
cej. To, co jest powiedziane o Bogu i Jego kró­
lestwie, o świecie od początku do końca, nie
jest ujęte tylko w ciasne ramy psychiki. Musi­
my patrzeć wciąż na cały horyzont przed nami. J e s t e m za wzajemnym oddziały­
waniem między religią czy teologią a psychoterapią. Właściwie o n o już jest. Teo­
logia,
religia,
kościoły m u s z ą się nauczyć,
że psychoterapia ma im do
powiedzenia istotne rzeczy. Są ludzie, którzy są po p r o s t u chorzy, którymi m u s i
się zająć psychoterapeuta. I m u s i m y bardzo poważnie potraktować krytykę reli­
gii ze strony psychoanalizy i psychoterapii.
Ciekawi jesteśmy zdania księdza na temat ekumenizmu. W y d a j e się, że obec­
ny papież dość dużo robi w tej materii. Czy satysfakcjonuje księdza sytuacja
ekumeniczna w Kościele?
Rozróżniałbym tu między e k u m e n i z m e m wewnątrzchrześcijańskim a ekumeni­
z m e m między religiami świata. W obrębie chrześcijaństwa nie jest dobrze. Obec­
ny papież, co prawda, d u ż o o tym mówił, słów nigdy nie brakowało, gestów też
nigdy nie brakowało, ale tak naprawdę nic się nie wydarzyło. Przeciwnie, stosun­
ki ekumeniczne trzeba postrzegać jako niezadowalające. Między Światową Radą
Kościołów a Rzymem niewiele się dzieje. Są wręcz takie relacje, jak na przykład
z Patriarchatem Moskiewskim, gdzie właściwie przez bezsensowną politykę mi­
syjną Rzymu i wiele niezręczności nastąpiła stagnacja. Z Konstantynopolem ja­
koś idzie. Ale pozytywnego właściwie nic się nie wydarzyło. Co mógłby zrobić
408
FRONDA
19/20
papież? Powiem tylko o dwóch rzeczach. Mógłby na przykład znieść na raz
wszystkie ekskomuniki. Mamy taki ogromny t o m liczący kilka tysięcy stron,
w którym komisja ekumeniczna wykazała, że większość tych spraw z XVI wie­
ku, z czasów reformacji, już jest przestarzała. Papież mógłby dziś bez p r o b l e m ó w
powiedzieć: znosimy te ekskomuniki. Jeśli katolik chce wziąć udział w prote­
stanckiej wieczerzy, m o ż e to zrobić. Jeśli protestant chce wziąć udział w katolic­
kiej mszy, też może. Tak s a m o z prawosławnymi. To jedna sprawa. Druga spra­
wa dotyczy samego papieża. Jan Paweł II mógłby, jak Jan XXIII, być gotowy do
rezygnacji z władzy. Obecnie m a m y znowu średniowieczne, triumfalne papie­
stwo. O s o b n ą sprawą jest władza papieża. Jak się okazuje, znowu w tych wiel­
kich manifestacjach tylko jeden człowiek stoi w c e n t r u m . To niekoniecznie spra­
wia dobre wrażenie na innych chrześcijanach. To jest w dużej mierze katolicka
demonstracja władzy. Myślę, że papież mógłby, na przykład wobec anglikanów,
ustąpić z władzy. To byłoby najprostsze. Mógłby powiedzieć, że Kościół w Anglii
może sam wybierać swoich biskupów, jak to zawsze czynił. Dawniej wszystkie
Kościoły same wybierały biskupów. Będziemy się wzajemnie uznawać, nie chcę
się mieszać w wewnętrzne sprawy Kościoła angielskiego. Za to Kościół anglikań­
ski uznałby Rzym jako c e n t r u m i papieża w jego prymacie duszpasterskim. My­
ślę, że złe jest to, że prymat ciągle jeszcze jest p r y m a t e m władzy, która sądzi, że
jako jedyna m o ż e o wszystkim decydować - od regulacji poczęć, przez eutanazję,
po pytania o niebo i piekło. Czegoś takiego w pierwotnym Kościele nigdy nie by­
ło. I to jest coś, czego inne Kościoły nigdy nie zaakceptują. Jeśli chodzi o ekume­
nizm między religiami - t a m rzeczywiście jest więcej zgodności. W tej sprawie
obecnego papieża ciągle się broni, że reprezentuje należyty kierunek.
Dziękujemy za rozmowę.
R O Z M A W I A L I RAFAŁ S M O C Z Y Ń S K I I T E O D O R ZGLISZCZ
TYBINGA, GRUDZIEŃ 1998
LATO-2000
409
Forma sprawowania prymatu papieża może się zmie­
niać. Jeżeli papież mógłby spowodować powrót here­
tyków i schizmatyków jedynie poprzez przeprowadz­
kę do trzypokojowego mieszkania na przedmieściach
Rzymu, z pewnością by to uczynił.
Jezus
nie był
dobrym wujkiem
R O Z M O W A
Z
P R O F .
R O B E R T E M
S P A E M A N N E M
Robert Spaeman ( 1 9 2 7 ) - profesor filozofii, wykładowca na uniwersytetach
w Stuttgarcie, Heidelbergu i Monachium; autor m.in. książek Szczęście i wol­
ność wyboru. Krytyka utopii politycznych. Refleksja i spontaniczność.
W roku 1 9 9 9 w y ś w i ę c o n o w N i e m c z e c h 1 3 8 n o w y c h księży - o 19 procent
mniej niż w roku 1 9 9 8 . Od lat 6 0 - t y c h regularnie s p a d a liczba u c z e s t n i k ó w
mszy ś w i ę t y c h . Rocznie 1 5 0 tysięcy N i e m c ó w o p u s z c z a Kościół. Gdzie t k w i ą
p r z y c z y n y tego k r y z y s u ? Czy k r y z y s j e s t k o n i e c z n y m n a s t ę p s t w e m reform
II Soboru W a t y k a ń s k i e g o ?
Dla p r o c e s ó w historycznych nie ma zasadniczo żadnych jednoprzyczynowych wyjaśnień. Nie m ó w i ł b y m także o „koniecznych n a s t ę p s t w a c h " II So410
FRONDA
19/20
b o r u Watykańskiego. M o ż n a by przecież wyobrazić sobie i n n e , p o z y t y w n e
n a s t ę p s t w a . Możliwe jest p o n a d t o , że t a k ż e bez S o b o r u s p a d ł a b y w N i e m ­
czech liczba p o w o ł a ń k a p ł a ń s k i c h i o s ł a b ł y praktyki religijne. F a k t e m jest
jednak, że Sobór w żaden s p o s ó b n i e p o w s t r z y m a ł t e g o n e g a t y w n e g o r o z w o ­
ju oraz że autodestrukcyjne siły w Kościele, s ł u s z n i e lub nie, n i e u s t a n n i e p o ­
woływały się na Sobór. Ojcowie S o b o r u n i e sformułowali t e k s t ó w w t e n spo­
sób, aby wykluczyć t e g o rodzaju p o w o ł y w a n i e się na o w e teksty.
Jasno w i d a ć , ż e w p ł y w Kościoła n a ż y c i e publiczne w k r a j a c h z a c h o d n i c h
j e s t coraz mniejszy. J e d n a k z d a n i e m H a n s a K i i n g a dzisiejsze p a p i e s t w o nie
różni się w c a l e od średniowiecznego. R ó w n i e ż inni z a c h o d n i teologowie
m ó w i ą w i e l e o w ł a d z y i p o t ę d z e papieży. Ten sposób r o z u m i e n i a p a n u j e
również w prasie i m e d i a c h . Dlaczego?
„Mówi jak ktoś, k t o p o s i a d a w ł a d z ę " - takie s ł o w a wypowiadali ludzie o Je­
zusie. „ D a n a mi jest wszelka w ł a d z a na n i e b i e i na z i e m i " - stwierdził s a m
Jezus. N a t o m i a s t A p o s t o ł o w i Piotrowi dał On w ł a d z ę wiązania i rozwiązy­
wania. Istnieje w ł a d z a d o b r a i w ł a d z a zła. Z a p y t a n y o swe K r ó l e s t w o p r z e z
Piłata, J e z u s definiuje je jako Królestwo „świadka p r a w d y " . Ten, k t o n i e wie­
rzy w p r a w d ę objawioną, d o s t r z e g a tylko abstrakcyjny fakt „ w ł a d z y " najwyż­
szego świadka z m a r t w y c h w s t a n i a w Kościele. J e s t to w ł a d z a czysto d u c h o ­
wa. J e d n a k papież, który n i e p o s i a d a ł b y tej władzy, stałby się zbędny.
Niektórzy teologowie u w a ż a j ą , że Kościół w j e s z c z e w i ę k s z y m stopniu musi
dostosować się do w s p ó ł c z e s n y c h o b y c z a j ó w i moralności. W i d z ą oni w t y m
j e d y n ą szansę n a p r z e t r w a n i e . Dlatego o p o w i a d a j ą się z a p r z e w a r t o ś c i o ­
w a n i e m katolickiej e t y k i seksualnej: z a a k c e p t a c j ą środków a n t y k o n c e p c y j ­
nych, stosunków h o m o s e k s u a l n y c h , z g o d ą na rozwody. Co sądzi p a n o t y m
podejściu? Czy to p r a w d z i w e l e k a r s t w o ?
Kościół m u s i zawsze dopasowywać s p o s ó b p r z e p o w i a d a n i a do adresatów. N i e
m o ż e j e d n a k dopasowywać jego treści. Św. Paweł pisał już w liście do Tymote­
usza, że n a d c h o d z i czas, w k t ó r y m ludzie domagają się od biskupa, aby im
mówił to, co p r a g n ą usłyszeć. To oznaczyłoby j e d n a k zdradę. Co sądzilibyśmy
o lekarzu, który nie m ó w i ł b y s w o i m p a c j e n t o m tego, co jest konieczne dla ich
LATO-2000
411
zdrowia, ale to, co byłoby m o d n e i czego się c h ę t n i e
słucha? Takiemu lekarzowi należałoby o d e b r a ć pra­
w o wykonywania z a w o d u .
Pojawia
się
coraz
więcej
o wspólnocie katolików i
znaków
świadczących
protestantów. W w i e l u
k r a j a c h z a c h o d n i c h katolicy o d w i e d z a j ą n a b o ż e ń ­
s t w a protestanckie,
a protestanci
uczestniczą
w m s z a c h . Czy m o ż n a w t y m w i d z i e ć z d r o w y roz­
w ó j ruchu e k u m e n i c z n e g o ? W i e l u teologów sądzi,
ż e n a d s z e d ł czas oficjalnego w p r o w a d z e n i a interkomunii. Czy to j e s t m o ż l i w e ?
W s p ó l n a k o m u n i a j e s t z n a k i e m j e d n o ś c i w w i e r z e i w y p e ł n i e n i e m tej j e d n o ­
ści. N i e j e s t i n s t r u m e n t e m dla jej osiągnięcia. I n t e r k o m u n i a m i ę d z y katoli­
kami i p r o t e s t a n t a m i z a h a m o w a ł a b y e k u m e n i c z n y p r o c e s , p o n i e w a ż s t w o ­
rzyłaby z ł u d n e wrażenie, jakoby t e n p r o c e s z o s t a ł j u ż zakończony. W świetle
wiary katolickiej tylko wyświęcony w r a m a c h sukcesji apostolskiej k a p ł a n
jest w s t a n i e d o k o n a ć konsekracji chleba i wina. P r o t e s t a n c i posiadają i n n e
z r o z u m i e n i e m s z y świętej. J e s t to w i d o c z n e w p r a k t y c z n y m działaniu, kiedy
p r o t e s t a n c i po celebracji wyrzucają p o z o s t a ł e h o s t i e , p o d c z a s gdy katolicy je
adorują i p o d c z a s procesji n i o s ą ulicami w m o n s t r a n c j i .
Dlaczego ż a d e n katolicki k a r d y n a ł a n i biskup w N i e m c z e c h nie p o t ę p i ł pu­
blicznie z e r w a n i a w s p ó l n o t p r o t e s t a n c k i c h z c a ł ą c h r z e ś c i j a ń s k ą t r a d y c j ą
moralną? J a k m o ż l i w y j e s t dialog z p r z e d s t a w i c i e l a m i kościołów prote­
stanckich, k t ó r e p o w o ł u j ą kobiety n a u r z ę d y p a s t o r ó w i b i s k u p ó w ? A k c e p ­
t u j ą o n e rozwody, środki a n t y k o n c e p c y j n e , z g a d z a j ą się n a w s p ó ł ż y c i e p a storów-homoseksualistów i pastorek-lesbijek, o p o w i a d a j ą się za p r z y z n a ­
n i e m p a r o m h o m o s e k s u a l n y m s t a t u s u m a ł ż e ń s t w a . Z a m i a s t j a s n e g o potę­
pienia t a k i c h p r a k t y k m a m y w s p ó l n e n a b o ż e ń s t w a katolickich h i e r a r c h ó w
z n a j b a r d z i e j r a d y k a l n y m i z w o l e n n i k a m i n o w e j e t y k i : np. z n i e m i e c k ą bi­
skup M a r i ą J e p s e n czy s z w e d z k i m a r c y b i s k u p e m K.C. H a m m a r e m .
Spotkania m o d l i t e w n e i n a b o ż e ń s t w a k a t o l i k ó w i p r o t e s t a n t ó w , w o d r ó ż n i e 412
FRONDA 19/20
niu od wspólnej celebracji Eucharystii, nie m o g ą być zależne od zgodności
we wszystkich k w e s t i a c h wiary i m o r a l n o ś c i . J e d n a k w s p o s ó b n a t u r a l n y Ko­
ściół katolicki m u s i być zaniepokojony, kiedy w s p ó l n o t a p r o t e s t a n c k a o p u s z ­
cza w s p ó l n ą dotychczas płaszczyznę n a u k i o m o r a l n o ś c i . E k u m e n i c z n y cel
p r z e s u w a się t y m s a m y m na nieosiągalną odległość. Katolikom niekoniecz­
nie m u s i przeszkadzać fakt, że p r o t e s t a n c i akceptują kobiety w roli p a s t o r ó w .
Ewangeliccy pastorzy nie są w y ś w i ę c o n y m i k a p ł a n a m i . Pastorki n i e mogłyby
też przyjąć święceń, których n i e przyjęła t a k ż e Królowa Apostołów, święce­
nia nie odpowiadają b o w i e m s z c z e g ó l n e m u p o s ł a n n i c t w u kobiety. P o d o b n i e
ludzie tej samej płci nie m o g ą udzielić sobie s a k r a m e n t u m a ł ż e ń s t w a .
M o ż n a dziś z a u w a ż y ć n o w e podejście teologów katolickich do historii. Nie­
którzy niemieccy biskupi t w i e r d z ą , ż e M a r c i n Luter nie był w c a l e herety­
kiem, tylko w i e l k i m r e f o r m a t o r e m Kościoła. Hans Kiing u w a ż a np., ż e Ko­
ściół katolicki musi się w y r a ź n i e p r z y z n a ć do b ł ę d u . Co sądzi Pan o t y m no­
w y m podejściu d o Lutra?
Dzisiaj dostrzegamy wyraźniej niż w latach m i n i o n y c h katolickie korzenie Lu­
tra. Lepiej r o z u m i e m y jego pragnienie z r e f o r m o w a n i a Kościoła katolickiego.
Bliżej z n a m y winę ówczesnych katolików za n i e p o r o z u m i e n i a , których ofiarą
padł Luter. Niektórych rzeczy m o ż e m y się nauczyć od Lutra, szczególnie
w odniesieniu do prawdy, że „wszystko jest łaską". Herezje są zawsze j e d n o ­
s t r o n n y m z a a k c e n t o w a n i e m p e w n y c h prawd, z z a n i e d b a n i e m lub zaprzecze­
n i e m innych. W t y m sensie Luter był bez wątpienia h e r e t y k i e m : o d r z u c a ł sze­
reg prawd katolickiej wiary i opuścił Kościół, który zamierzał reformować.
S a m papież J a n P a w e ł I I w e z w a ł d o n o w e j d e b a t y n a t e m a t z n a c z e n i a pry­
m a t u . C o t o w ł a ś c i w i e z n a c z y ? Czy nie j e s t t o a u t o r e l a t y w i z a c j ą p r a w d y k a ­
tolickiej? Niektórzy biskupi katoliccy, j a k W a l t e r Kasper, m ó w i ą o b ł ę d a c h
w nauce I Soboru W a t y k a ń s k i e g o odnośnie d o k t r y n y o nieomylności papie­
skiej. Czy nie n a l e ż a ł o b y się w i ę c zgodzić z H a n s e m Kiingiem i s t w i e r d z i ć ,
że dogmat o nieomylności papieskiej z d e z a k t u a l i z o w a ł się?
F o r m a s p r a w o w a n i a p r y m a t u papieża m o ż e się zmieniać. Jeżeli papież m ó g ł ­
by s p o w o d o w a ć p o w r ó t h e r e t y k ó w i s c h i z m a t y k ó w j e d y n i e p o p r z e z p r z e p r o LATO-2000
413
wadzkę do trzypokojowego m i e s z k a n i a na p r z e d m i e ś c i a c h Rzymu, z p e w n o ­
ścią by to uczynił. Papież n i e m o ż e jednak, jak niektórzy p r o p o n u j ą , zrezy­
gnować z tych prerogatyw, jakich p o t r z e b u j e dla s k u t e c z n e g o w y p e ł n i e n i a
boskiego zadania związanego z u r z ę d e m P i o t r o w y m . Jeżeli Kościół zrezygno­
wałby dzisiaj z d o g m a t u o nieomylności, k t ó r y został zdefiniowany przez Vaticanum Primum i p o t w i e r d z o n y przez Vaticanum Secundum, to j e d n o c z e ś n i e za­
przeczyłby nieomylności wcześniejszych soborów, a z a t e m t a k ż e s o b o r ó w
z Nicei czy C h a l c e d o n u . W t e n s p o s ó b zostałaby w s t r z ą ś n i ę t a w i a r a katolic­
ka jako taka. Papież, któryby to uczynił, w tej samej chwili s a m stałby się h e ­
retykiem i eo ipso przestałby być p a p i e ż e m .
J a k p o k a z u j e w i e l e sondaży, coraz m n i e j
N i e m c ó w w i e r z y w istnienie
wiecznego piekła. U w a ż a się, ż e k a r a p o t ę p i e n i a p r z e c z y ł a b y miłości Boga.
Dlaczego ś w i a d o m o ś ć eschatologiczna u m a r ł a w N i e m c z e c h ?
Nie tylko w N i e m c z e c h wielu chrześcijan n i e wierzy w s ł o w a
J e z u s a o n i e b e z p i e c z e ń s t w i e w i e c z n e g o p o t ę p i e n i a . Dlacze­
go? Ponieważ n i e chodzi im o p r a w d ę w religii, ale o jej „symp a t y c z n o ś ć " . C h c ą się czuć d o b r z e bez konieczności n a w r ó c e n i a .
Oburzają się na tych, którzy m ó w i ą o piekle, za t o , że „ n a p ę ­
dzają l u d z i o m s t r a c h a " . Z p o d o b n y c h p o w o d ó w m u s i e l i b y o n i
o b u r z a ć się n a lekarza, k t ó r y m ó w i d o kogoś, ż e p o z o s t a ł o m u
kilka miesięcy życia, jeżeli n i e z m i e n i s p o s o b u odżywiania się.
Kto nie wierzy, u w a ż a n a u c z a n i e religijne za ludzki wymysł.
Jeżeli jest o n o tylko ludzkie, w ó w c z a s m o ż n a d o m a g a ć się wymyślania m o ż ­
liwie przyjemnych n a u k . J e d n a k J e z u s nie był d o b r y m wujkiem, k t ó r y śpie­
wał piosenki na d o b r a n o c , lecz powiedział: „Ja j e s t e m P r a w d ą " .
J e d n ą z n a j w a ż n i e j s z y c h tendencji w s p ó ł c z e s n e j teologii j e s t p e w i e n osobli­
w y o p t y m i z m . Np. z d a n i e m K a r l a R a h n e r a k a ż d y człowiek, n i e z a l e ż n i e o d
tego, czy o t y m w i e , czy nie, j e s t j u ż c h r z e ś c i j a n i n e m i j e s t z b a w i o n y . Co s ą ­
dzi pan o t y m poglądzie?
R a h n e r nie powiedział, że każdy człowiek jest a n o n i m o w y m chrześcijani­
n e m . Powiedział, że istnieją a n o n i m o w i chrześcijanie, którzy nie wiedząc
414
FRONDA
19/20
o t y m n a l e ż ą do C h r y s t u s a i z o s t a n ą zba­
wieni. Kościół zawsze nauczał, że m o ż n a
uzyskać zbawienie bez p o s i a d a n i a wie­
dzy o Jezusie i Boskim Objawieniu. M ó ­
wiono
o
tzw.
„chrzcie
pragnienia".
Pius XII e k s k o m u n i k o w a ł formalnie t e o ­
loga, który głosił, że wszyscy ludzie p o z a
Kościołem r z y m s k o k a t o l i c k i m są p o t ę ­
pieni.
Ponieważ j e d n a k każdy zbawiony uzyskuje zbawienie
na m o c y śmierci C h r y s t u s a , m o ż n a n a z w a ć k a ż d e g o czło­
wieka w stanie łaski „ a n o n i m o w y m c h r z e ś c i j a n i n e m " . U w a ż a m , że stosowa­
nie tego pojęcia jest nietrafne. Chrześcijanami n a z y w a m y tych, k t ó r z y wie­
dzą, k t o ich zbawił i przyznają się do C h r y s t u s a . M ó w i e n i e o a n o n i m o w y c h
chrześcijanach jest z a w ł a s z c z e n i e m w s t o s u n k u do ludzi, którzy w ogóle n i e
chcą p o z n a w a ć C h r y s t u s a i osłabia misyjną motywację n a w r a c a n i a ludzi do
C h r y s t u s a . N i e b e z p i e c z e ń s t w o wiecznej zatraty dla człowieka p o z a Kościo­
ł e m jest d u ż o , d u ż o większe niż dla chrześcijanina, k t ó r y żyje z wiary i z m o ­
cy s a k r a m e n t ó w .
Ten s a m o p t y m i z m p o j a w i a się w t e k s t a c h niemieckiego teologa H a n s a Urs a v o n B a l t h a s a r a , w e d ł u g którego j e s t e ś m y z o b o w i ą z a n i ż y w i ć n a d z i e j ę ,
że piekło o k a ż e się puste.
Nadzieję na p u s t e p i e k ł o wydaje się żywić t a k ż e Ojciec Święty, który von Bal­
t h a s a r a p o d n i ó s ł d o godności kardynalskiej. Modlitwa, której n a u c z y ł a n a s
M a t k a Boża z Fatimy, także zawiera tę nadzieję: „ Z a p r o w a d ź wszystkie du­
sze do n i e b a " . Wydaje mi się, że coś i n n e g o m ó w i ą s ł o w a J e z u s a o J u d a s z u :
„Lepiej byłoby dla t e g o człowieka, aby się n i e n a r o d z i ł " . Jeśli J u d a s z byłby
w niebie, to byłoby dla n i e g o lepiej, gdyby się n a r o d z i ł . Myślę, że p o w i n n i ­
śmy sami sobie zabronić wszelkich t e g o rodzaju spekulacji. W i n n i ś m y wziąć
na p o w a ż n i e m o d l i t w ę z k a n o n u m s z y Św.: „Zachowaj n a s od w i e c z n e g o p o ­
t ę p i e n i a " . Chrześcijańska c n o t a nadziei o d n o s i się w e d l e n a u k i wszystkich
Ojców Kościoła do własnego zbawienia. W i n n a o n a m o t y w o w a ć do wysiłku
w celu osiągnięcia zbawienia. Troska o zbawienie innych ludzi n i e jest przedLATO-2000
415
m i o t e m nadziei, ale czynnej miłości. Po ich śmierci m o ż e m y ich jedynie p o ­
wierzyć B o ż e m u m i ł o s i e r d z i u . P o n a d t o m o d l i t w a Kościoła za z m a r ł y c h od­
nosiła się zawsze do tych, o których Bóg wie, że „są Jego w ł a s n o ś c i ą przez
wiarę i dzieła m i ł o ś c i " . M o d l i t w a o d n o s i się do d u s z w czyśćcu. W czasie
pierwszych 1500 lat Kościół był przekonany, że większość ludzi trafi do pie­
kła. Dzisiaj r o z p o w s z e c h n i ł o się p r z e k o n a n i e , że tylko nieliczni albo n a w e t
nikt nie znajdzie się w piekle. P r a w d a jest następująca: m u s i m y się pogodzić,
że tego nie wiemy. „Nadzieja" jest w t y m kontekście całkowicie bezużytecz­
na, jest wishfull thinking, k t ó r e nie ma mocy sprawczej.
Co z n a c z y t e z a R a h n e r a o „ a n t r o p o l o g i c z n y m p r z e w r o c i e " w teologii? J a k
m o ż n a pogodzić tę t e z ę z c e l e m k l a s y c z n e j teologii, k t ó r y m b y ł a c h w a ł a
Boga, glorificatio Dei?
Podobnie jak m ó w i e n i e o a n o n i m o w y c h chrześcijanach, tak i m ó w i e n i e
o „antropologicznym z w r o c i e " jest d w u z n a c z n e . M o ż e o n o p o p r o s t u ozna­
czać, że p o w i n n i ś m y rozpocząć od kondycji człowieka i istniejącej a priori
s t r u k t u r y jego świadomości, aby o d t e g o p u n k t u d o t r z e ć d o tego, c o człowie­
ka przekracza: do Boga. Stwierdzenia „Tylko k t o z n a Boga, z n a c z ł o w i e k a "
oraz „ C h r y s t u s objawił człowieka c z ł o w i e k o w i " są c h ę t n i e u ż y w a n e przez Ja­
na Pawła II. C e l e m jest p o z n a n i e Boga jako w ł a ś c i w e g o i o s t a t e c z n e g o celu
człowieka. O s t a t e c z n i e chodzi o uwielbienie Boga. Ksiądz R a h n e r z p e w n o ­
ścią by się zgodził z t y m . J e d n a k jego t e o r i a kryje n i e b e z p i e c z e ń s t w o i n n e g o
r o z u m i e n i a . C h o d z i o takie p r z e k o n a n i e , jakoby Bóg był tylko j e d n y m wy­
m i a r e m ludzkiej ś w i a d o m o ś c i i, w ostateczności, jakoby Bóg był dla człowie­
ka, a nie człowiek dla Boga. Jest to s t a n o w i s k o nihilistyczne, p o n i e w a ż w ta­
k i m przypadku egzystencja człowieka jest b e z s e n s o w n a . Człowiek d o m a g a
się sensu, który wykracza p o z a niego. J e s t to t e z a antropologiczna, k t ó r a p r o ­
wadzi do teologii. „Wystarczająco d ł u g o s n u l i ś m y myśli na t e m a t człowieka.
N a d c h o d z i czas myślenia o Bogu" - pisał Andriej Siniawski w g u ł a g u sowiec­
kiego h u m a n i z m u .
Gdzie dostrzega Pan z n a k i nadziei? Jest w i e l e n o w y c h r u c h ó w katolickich,
np. Focolari, k t ó r y c h p r z e d s t a w i c i e l e m ó w i ą o w i o ś n i e Kościoła. Z drugiej
strony, m o ż n a z a u w a ż y ć p o w r ó t m ł o d y c h ludzi do tradycji katolickiej, no416
FRONDA
19/20
w e z a i n t e r e s o w a n i e m s z ą t r y d e n c k ą . Trudno j e s t być prorokiem, ale czy
s p r a w a c h r z e ś c i j a ń s t w a w Niemczech f a k t y c z n i e j e s t j u ż przegrana?
Są w Kościele zrywy, k t ó r e dają p o w ó d do nadziei. Z jednej s t r o n y są to n o ­
we d u c h o w e ruchy, p o n o w n e odkrycie tradycji, szczególnie liturgicznej,
w obliczu nieudanej reformy i s p u s t o s z e n i a rzymskiej liturgii. W N i e m c z e c h
zrywy te są słabsze niż w innych krajach. R o z p o w s z e c h n i a się m i e s z c z a ń s k i e
chrześcijaństwo, k t ó r e nie zasługuje na swoje m i a n o . W mojej ojczyźnie,
gdzie brakuje kapłanów, ludzie uczestniczą chętniej w p r o w a d z o n y m przez
człowieka świeckiego n a b o ż e ń s t w i e Słowa Bożego z m s z ą na o r k i e s t r ę M o ­
zarta, aniżeli jadą s a m o c h o d e m d w a k i l o m e t r y do sąsiedniego kościoła, aby
wziąć udział we mszy św. N i e p o w i n n i ś m y się j e d n a k n a d m i e r n i e niepokoić
o przyszłość Kościoła. M u s i m y się dzisiaj starać żyć jako chrześcijanie, w p o ­
s ł u s z e ń s t w i e w o b e c wskazań Pana. Kiedy dziś m ó w i się o Kościele katolic­
kim, często używa się określenia „nasz Kościół". Tak m ó w i ą n a w e t biskupi.
Chrześcijanie nigdy nie mówili w t e n s p o s ó b o Kościele. Był to raczej „Jego
Kościół", Kościół Boga. Jeśli Kościół jest Jego Kościołem, w t e d y przyszłość
Kościoła jest Jego, a nie n a s z ą sprawą. W pierwszych wiekach p r z e ś l a d o w a ń
Kościół szybko się rozrósł p o m i m o , że chrześcijanie n i e zastanawiali się n a d
jego przyszłością. Oczekiwali p o n o w n e g o przyjścia C h r y s t u s a i radowali się,
kiedy mogli u m i e r a ć jako męczennicy za w y z n a w a n i e C h r y s t u s a . To była
m e n t a l n o ś ć , k t ó r a dała Kościołowi przyszłość.
Dziękujemy z a r o z m o w ę .
ROZMAWIALI RAFAŁ SMOCZYŃSKI I TEODOR ZGLISZCZ
WARSZAWA-MONACHIUM,
LATO-2000
KWIECIEŃ
2000
417
W 1949 roku Dali staje się na­
miętnym piewcą Boga, króla i mo­
narchii i aż do śmierci pozostaje
malarzem religijnym. Dali popiera
generała Franco, podczas gdy po­
wojenny Paryż upaja się wizerun­
kiem Józefa Wissarionowicza Sta­
lina. Dali zgłębia naukę katolicką
w czasie, gdy religią intelektuali­
stów jest doktryna komunistycz­
na. Zamiast Marksa czyta św. Ja­
na od Krzyża. Surrealistyczne pismo „Minotaure"
zamienia na zakonne „Etudes carmlitaines". Wkrótce
zostaje ochrzczony „faszystą".
N O C CIEMNA
-KOPROFAGAo malarstwie religijnym
Salradora Dali
N I K O D E M
Za
okazał
B O N C Z A-T O M A S Z E W S K I
sprawą Ducha
się
owocem
Świętego
demonicznych
mój
i
obecny
mistycyzm
surrealistycznych
z początkowego
okresu
nuklearny
doświadczeń
mego
życia.
Salvador Dali
418
FRONDA 19/20
1
W 1888 roku Paul Gauguin przyniósł na plebanię w Pont-Aven w Bretanii je­
den z najciekawszych obrazów religijnych XIX wieku. Wizja po kazaniu ukazu­
je bretońskich chłopów, którzy wraz księdzem oddają się wyciszonej k o n t e m ­
placji starotestamentowej sceny walki Jakuba z a n i o ł e m . Gauguin zamierzał
podarować Wizję parafii, ale proboszcz o d m ó w i ł przyjęcia. Podejrzewał, że ar­
tysta chce z niego zakpić.
Dzień spotkania Gaugaina z księdzem m o ż n a uznać za dzień narodzin n o ­
woczesnego malarstwa religijnego. Malarstwa, które wyszło poza dotychczaso­
we ramy sztuki religijnej, poza artystyczne doświadczenie Boga z n a n e po­
przednim epokom. Opuszczenie „starego świata", n o w e przeżywanie Boga
było tak głęboko o d m i e n n e od dotychczasowego, że wydało się nie tylko dale­
kie od sacrum, lecz po p r o s t u bluźniercze.
Podobna sytuacja miała miejsce osiemset lat wcześniej, w XI wieku, kiedy
umęczony Jezus zawisł na krzyżu. Przedtem krzyż był symbolem triumfu, osią
świata, drzewem życia. C h r y s t u s był zwycięskim P a n t o k r a t o r e m , tronującym
na potrójnej tęczy władcą wszechświata. Szok, jaki wywołało umieszczenie
skatowanego Jezusa na krzyżu, m u s i a ł być potężny. Zbawiciel p o n o s i klęskę,
dawca życia w chwili agonii, odrażające ciało, ból, o s a m o t n i e n i e Boga - czyż
nie jest to bluźnierstwo najgorsze z możliwych?
Biskupi wschodni oskarżyli łacinników o herezję i profanację wizerunku
Pana. Nowe, niezwykle m o c n e doświadczenie wiary z początku wydawało się
bluźnierstwem. Kiedy artyści Italii w XI wieku powiesili Jezusa na krzyżu, na­
rodziła się dla nich sztuka nowoczesna. Nowoczesna, czyli średniowieczna.
W 1888 roku bretoński ksiądz, tak jak kiedyś patriarchowie Wschodu, od­
mówił przyjęcia dzieła. O d m o w a ta nie oznaczała rozejścia się sztuki i religii.
Wręcz przeciwnie: Gauguin, inspirowany przeżywaniem wiary przez parafian
z Pont-Aven, wykroczył poza granice sztuki. Przełamał d a w n e rygory, porzucił
język, którym dotychczas posługiwało się malarstwo. To „wyjście p o z a " nie
oznacza nowego, o d m i e n n e g o zrozumienia Boga.
Ksiądz odrzucił Wizję, bo malarze przyzwyczaili nas do innego stylu, innych
form, innych kanonów. Obraz nie przystawał do tradycji i przyzwyczajeń. W tym
sensie możemy mówić o narodzinach nowoczesnego malarstwa religijnego,
LATO-2000
419
czyli takiego, które przekracza dotychczasowe doświadczenie wiary. Przekracza,
gdyż jest relacją z nowego, nieprzystającego do poprzedniego, spotkania z Bo­
giem. Dlatego Wizja po kazaniu wprawia nas w pewne zakłopotanie. Może nie jest
bluźniercza, ale czy umieścilibyśmy ją w Kościele albo czy moglibyśmy odma­
wiać różaniec pod tym obrazem?
Dwa lata po namalowaniu Wizji Paul Gauguin udał się na Tahiti, gdzie od­
dał się malowaniu sielankowych aktów tahitańskich kobiet.
2
W 1949 roku w życiu Salvadora Dali nastąpił przełom, który sprawił, że dziś m o ­
żemy mówić o nim jako o najwybitniejszym malarzu religijnym XX wieku. Dali
przeszedł gwałtowną konwersję. Następne lata życia poświęcił najpierw na ma­
lowanie Narodzin Pańskich, a później jego uwagę zaabsorbowało Ukrzyżowanie.
Jak Gauguin znany jest głównie jako malarz oliwkowych gołych babeczek,
tak Dali identyfikowany jest jako malarz nadrealnych wizji. Rozmiękłe zegary,
nadmuchiwany fortepian, głowy Lenina, trzecia noga Wilhelma Telia, oddają­
cy się jajecznicy chleb - o t o motywy najczęściej kojarzone z Dalim. Grupa surrealistów, do której należał, epatowała eksplozją podświadomości, obsesją,
majakiem, halucynacją.
Jednak to „uwolnienie podświadomości" było jak najbardziej cenzurowa­
ne. Ostatecznie szok wywołany działalnością grupy miał być kontrolowany.
Nikt nie chciał, aby marszandzi, kolekcjonerzy i m a s o w a publiczność odwróci420
FRONDA
19/20
li się od surrealizmu. Aby nie urągać powszechnej we Francji modzie,
surrealiści zaangażowali się w poparcie „światowego proletariatu".
Dali szybko przesta! się mieścić w sztywnych ramach nakreślonych przez
kolegów. Jego „żegluga po podświadomości" prowadziła w obszary m r o c z n e
i niekontrolowane. Swoje obsesje analne, wizje koprofagiczne, fascynację psu­
jącymi się trupami, gnijącym mięsem, rozkładem zaczął przelewać na p ł ó t n o .
Głębia tej penetracji wzbudziła konsternację i niechęć innych surrealistów.
Nie mieli oni nic przeciwko dziełom antyreliginym, takim jak Rysunek erotycz­
ny, na którym naga kobieta na krzyżu masturbuje Chrystusa. J e d n a k sztuka
Dalego wykraczała poza ich program, schodziła w jakiś nieokreślony mrok,
w najciemniejsze zakamarki mózgu i wydobywała z nich cuchnące odpadki.
Surrealiści, nie przygotowani na taki owoc swoich poszukiwań lub po p r o s t u
z obawy przed reakcją publiczności (ekspozycja końskich wnętrzności zanu­
rzonych w formalinie albo o d c h o d ó w stanie się sztuką dopiero p o d koniec
XX wieku), zdystansowali się od malarstwa Hiszpana.
Tymczasem koprofagiczne fascynacje Dalego pogłębiają się. Kał jest już nie
tylko na obrazach, malarz przyznaje się, że również obsmarowuje się g ó w n e m .
Nie jest to zdrowy zwyczaj, ale nie m u s i wynikać z zaburzeń psychicznych.
Niektórzy wiążą go z praktykami satanistycznymi.
Nawrócenie Salvadora Dali dokonało się w b r e w areligijnemu środowisku pa­
ryskiej
bohemy i wbrew jego własnym fascynacjom, które ciągnęły go
w mroczne otchłanie podświadomości.
W 1949 roku Dali staje się n a m i ę t n y m piewcą Boga, króla i monarchii i aż
do śmierci pozostaje malarzem religijnym. Budzi to niechęć kolegów i krytyki.
Dali popiera generała Franco, podczas gdy powojenny Paryż upaja się wizerun­
kiem Józefa Wissarionowicza Stalina, a hiszpańskiego dyktatora uważa za
młodszego brata Hitlera. Dali zgłębia naukę katolicką w czasie, gdy religią in­
telektualistów jest doktryna komunistyczna. Zamiast Marksa czyta św. J a n a
od Krzyża. Surrealistyczne p i s m o „ M i n o t a u r e " zamienia na zakonne „Etude s
carmlitaines". Wkrótce zostaje ochrzczony „faszystą".
O d i u m zrodzonej wówczas niechęci ciąży n a d o d b i o r e m twórczości Da­
lego do dziś. Eks-surrealiści oskarżają hiszpańskiego m a l a r z a o komercję
LATO2000
421
i schlebianie t a n i m g u s t o m . Krytycy lekceważą jego m a l a r s t w o , ogłaszają go
zręcznym rzemieślnikiem. J e d n o c z e ś n i e ukazywany jest tylko surrealistycz­
ny okres twórczości Dalego. Podręczniki historii sztuki eksponują r o z m i ę k ł e
zegary, m r ó w k i i słonie na szczudłach. Większość a l b u m ó w monograficz­
nych poświęconych D a l e m u streszcza 40 lat jego religijnego m a l a r s t w a led­
wie p a r o m a reprodukcjami. D o k o n a ł się przy t y m z n a m i e n n y p r o c e s „za­
właszczenia"
twórczości
Dalego
przez
„obóz
postępu".
Dali
jest
w świadomości społecznej tylko i wyłącznie surrealistą, a jego twórczość re­
ligijna zostaje marginalizowana.
D o b r y m przykładem takiej wybiórczej recepcji była otoczka m e d i a l n a wo­
kół niedawnej warszawskiej wystawy Dalego. Recenzenci zgodnym c h ó r e m
podkreślali „ n o w o c z e s n o ś ć " tej sztuki. O t o
p r ó b k a tego stylu - charakterystyka rzeźby
Sw. Jan Chrzciciel: „Warto podkreślić fakt, że
w rzeźbach z lat siedemdziesiątych Dali po­
dejmował
często
tematy
pojawiające
się
w sztuce średniowiecznej i renesansowej [le­
piej nie wymawiać brzydkiego słowa: religij­
nej - NBT] operując również tradycyjną tech­
niką. J e d n a k k o m p o z y c j a sprawia,
że
na
pierwszy rzut oka widzimy, iż m a m y do czy­
nienia z indywidualnością z kręgu
sztuki
współczesnej [w domyśle: a nie z religijnym
obskurantyzmem - NBT].
Ujawnia się to
w śmiałej deformacji i uproszczeniach formy."
Widać tu myślenie, k t ó r e wyklucza możliwość
p o w s t a n i a nowoczesnej sztuki religijnej. Aby
wytłumaczyć publiczności, skąd na wystawie wzięła kolekcja ilustracji do Wulgaty, katalog umieszcza je w kręgu „inspiracji literackich".
Przemianom d u c h o w y m artystów krytyka poświęca wiele uwagi, wystarczy
przypomnieć egzegezy infernalnej twórczości Francisa Bacona. Tymczasem kon­
wersja Dalego, jedna z najciekawszych przemian duchowych w historii XXwiecznej sztuki, pozostaje przemilczana. I nie wynika to z lenistwa - przecież
współcześni krytycy potrafią pieczołowicie, całymi godzinami wpatrywać się
w figuralne kompozycje i w długich esejach analizować kolorową plamę. Kryty422
FRONDA
19/20
ka XX-wieczna wykazuje za to wielką odporność na metafizykę. Wszel­
kie problemy metafizyczne są przez nią od razu sprowadzane na p o z i o m
polityki. Ktoś maluje świętych, więc jest klerykałem; jeżeli jest klerykałem, to
musi być reakcjonistą; jest reakcjonistą, to nienawidzi wolności słowa... I na
odwrót: rzeźbi waginy, więc rzuca wyzwanie n o r m o m ; rzuca wyzwanie nor­
m o m , a więc walczy o wolność; walczy o wolność, a więc ukochał demokrację...
Nas, bardziej od przebrzmiałej dyskusji na t e m a t „faszyzacji", komercjali­
zacji czy akademizacji malarstwa Dalego, interesuje kwestia jego p o w r o t u na
łono Kościoła. Przede wszystkim interesuje n a s autentyczność jego postawy.
Czy nie m a m y tu do czynienia z n o w ą pozą? Tak jak ongiś bretoński ksiądz py­
tamy: czy Dali z nas nie kpi?
Odpowiedzi na to pytanie nie znajdziemy w jazgotliwych, grafomańskich
wspomnieniach Dalego, które zdają się służyć bełkotliwej autoreklamie. Pozo­
stają jedynie poszlaki oraz, oczywiście, malarstwo. Co do poszlak, t r u d n o przy­
jąć zwrot Dalego ku religii jako nowy chwyt reklamowy czy komercyjny. Afirmacja religijności i przywiązania do monarchii w powojennej, zakochanej
w k o m u n i z m i e Francji oznaczała w środowisku artystycznym po p r o s t u zawo­
dową śmierć. Aby jej uniknąć, Dali przenosi się do USA, m u s i zaczynać od n o ­
wa, by z n ó w zdobyć uznanie. W Europie przez długi czas pozostaje na lewac­
k i m indeksie.
LATO2000
423
Nawrócenie Dalego m o ż n a z a t e m tłumaczyć albo chęcią popełnienia zawo­
dowego samobójstwa, albo odnalezieniem wiary. Ponieważ Dali nie zamierzał
skończyć z malarstwem, wręcz przeciwnie, uważał się artystycznego geniusza,
pozostaje n a m uwierzyć w autentyczność p ł o m i e n n e j religijności artysty.
Niestety, tak naprawdę niewiele n a m w i a d o m o o drodze, jaką przebył od
fascynacji koprofagią do kontemplacji Eucharystii. Poza kilkoma zdaniami
w biografiach i obrazami artysta nie pozostawił nic, co m o g ł o by n a m p o m ó c
zrozumieć tę przemianę. A szkoda, gdyż uzyskalibyśmy wgląd w drogę, którą
sztuka nowoczesna przechodzi od kontemplacji nicości do Boga.
4
Badając twórczość Salvadora Dali, znajdujemy d w a bieguny. Z jednej strony,
m a m y „noc c i e m n ą " surrealizmu, czyli trupy, kał, m r ó w k i . . . z drugiej strony „drogę na Górę Karmel", Jezusa, Maryję, Apostołów... To, co pomiędzy, pozo­
staje przysłonięte. Wiemy tylko, że przewodnikami d u c h o w y m i malarza są
karmelitanie, a jego lekturą p i s m a Św. Jana od Krzyża.
Pozostaje jednak pewien t r o p . Dali przez całe życie uważał siebie za surrealistę, a całą swoją twórczość, włącznie z religijną - za surrealizm. M i m o , że
Atmosferyczną trupią główkę kopulującą z fortepianem dzieli od Madonny z Port Lligat aksjologiczna przepaść, Dali upiera się, iż p o r u s z a m y się w obrębie tej sa­
mej przestrzeni metafizycznej. Jak to możliwe?
Wskazówek dostarcza n a m mistyka karmelitańska. W drodze oczyszczeń pro­
wadzących do Boga wyodrębnia ona doświadczenie „nocy ciemnej". Jest to poczu­
cie bycia opuszczonym przez Boga, przeżycie niezwykłego zła, odczucie przeraża­
jącej pustki piekła. Mimo swego „nie-boskiego" charakteru, przeżycie to jest
integralną częścią wędrówki do Nieba, bez której nie nastąpi powrót do Boga.
Salvador Dali uważał swoją przygodę z surrealizmem właśnie za przejście
przez „noc ciemną". Dla artysty surrealistyczna penetracja podświadomości
była drogą przez piekło. Z podświadomości zamiast „prawdziwej n a t u r y czło­
wieka" wyłoniło się jej d e m o n i c z n e oblicze. Twórczość surrealistyczna wyzwo­
liła mroczne siły. Dali uważał, że doświadczenie sztuki nowoczesnej było po
prostu doświadczeniem zła.
Jedynym krytykiem, który uznał surrealizm Dalego za nośnik zła, był George Orwell. W eseju o Dalim z 1944 roku, kiedy publiczność i krytyka upajały
424
FRONDA
19/20
się surrealistycznymi performances, Orwell z pozycji lewicowych określi!
twórczość Hiszpana jako „ucieczkę w nikczemność". Napisat wręcz, że
„Dali jest dobrym rysownikiem, lecz równie odrażającym człowiekiem" i za­
stanawiał się, czy nie należałoby powiedzieć o dziełach Dalego „.. .to dobry ob­
raz, ale p o w i n n o się go publicznie spalić na stosie". Na to pytanie Orwell dał
odpowiedź o d m o w n ą : bardziej od demonicznych obsesji surrealisty niepokoiły
go zachwyty publiczności i kierunek, w którym zmierzała nowoczesna sztuka.
Dziś kierunek ten już nas nie niepokoi, gdyż nie tylko wiemy, że zmierza
donikąd, ale oglądanie w galeriach n p . wnętrzności zwierząt zanurzonych
w formalinie utwierdza nas w przekonaniu, że o t o dotarła do kresu, a możli­
wa jest jeszcze tylko eskalacja. Interesujące wydaje się n a t o m i a s t to, jak z ga­
lerii przemienionych w rzeźnie wrócić przed ikonostas. Droga Dalego, który
swoją wędrówkę przez piekło sztuki nowoczesnej przemienił w oczyszczające
przeżycie mistycznej „nocy ciemnej", wydaje się być odpowiedzią.
NIKODEM BOŃCZA-TOMASZEWSKI
Sahador Dali. Rzeźby i grafiki,
M u z e u m im. X a w e r e g o D u n i k o w s k i e g o
w Królikarni, W a r s z a w a 1999
LATO-2000
425
Lynch lubi autostrady.: Zagubionej autostradzie
czarna droga z migającymi żółtymi pasami prowadziła
do piekła. W Prostej historii wiedzie prosto do nieba.
HIGHWAY
STAIRWAY
72 +($9(1
M A R E K
H O R O D N I C Z Y
Fabuła ostatniego filmu Davida Lyncha jest prosta: stary farmer z prowincjo­
nalnego miasteczka w USA, wyrusza w sześciotygodniową p o d r ó ż , by pojed­
nać się z b r a t e m . Nie m o ż e prowadzić s a m o d z i e l n i e s a m o c h o d u , bo ma już
bardzo słaby wzrok. Pozostaje mu więc jazda na malutkiej kosiarce do trawy,
do której doczepia własnej konstrukcji sypialną przyczepę. Pojazd p o r u s z a
się z niewielką szybkością, co pozwala s t a r e m u człowiekowi na rozmyślanie,
na rozmowy ze zwykłymi, p o z b a w i o n y m i „dzikości serca" l u d ź m i , których
spotyka na swojej drodze.
Niektórzy zapytają zapewne, czy to aby na p e w n o film Lyncha? A gdzie
jego ulubiona makabra, czająca się na progu każdego n o r m a l n e g o d o m u ?
Gdzie dojmujący lęk, a przynajmniej niepokój, które widz o d c z u w a ł w trak­
cie oglądania Twin Peaks - ogniu krocz za mną czy Zagubionej autostrady? Gdzie
te
wszystkie
silne
emocje,
z
epatowania
którymi
reżyser
słynął?
Odkąd p a m i ę t a m , toczyłem zaciekłe dyskusje na t e m a t twórczości
Lyncha. Zawsze b r o n i ł e m go przed p o s ą d z e n i a m i o p o s t m o d e r n i z m czy na­
pawanie się p r z e m o c ą i seksem. Twierdziłem nawet, że Lynch w swoich fil­
m a c h bardzo j a s n o ustawia się po stronie dobra, p r a w d y i piękna. N i e ukry­
wam, iż moi znajomi uważali, że jest to teza naciągana. P o s t a r a m się wytłu­
maczyć to stanowisko.
Przekroczyć
postmodernizm
Już od swego pierwszego fabularnego filmu Lynch k o n s e k w e n t n i e realizuje
własną wizję kina. Duży nacisk kładzie na w y s m a k o w a n ą s t r o n ę wizualną fil­
mów, specyficzną oprawę dźwiękową i swoiście r o z u m i a n y szok. Te e l e m e n ­
ty jak ulał pasują do tzw. kina p o s t m o d e r n i s t y c z n e g o : p r z e r o s t estetyki n a d
treścią, szokowanie za wszelką c e n ę . . . Lynch wielokrotnie stosuje także chy­
ba najbardziej p o p u l a r n ą m e t o d ę artystyczną p o s t m o d e r n i s t ó w , a m i a n o w i ­
cie ironię. Jeżeli jednak w przypadku n p . G r e e n e w a y a czy J a r m a n a ironia jest
z b u d o w a n a zaledwie na pozornej głębi, to u Lyncha powyższe środki stano­
wią rodzaj tła, zaś dalej zaczynają się wypełniać wyraźną treścią. Szok, któ­
rym chętnie posługuje się reżyser, jest zazwyczaj p u n k t e m z w r o t n y m , miej­
scem, z którego kieruje się on ku o s t a t e c z n y m w n i o s k o m . Tak jest w Blue Velvet, gdzie niewinny Jeffrey B e a u m o n t obserwuje z ukrycia perwersyjne wy­
bryki Franka Bootha. Od tego m o m e n t u b o h a t e r staje się i n n y m człowiekiem
i coraz częściej, w m i a r ę rozwijającej się znajomości z tajemniczą piosenkar­
ką, powtarza słowa: Dziwny ten świat... Dlaczego na świecie jest tyle zła?
Tak jest również w Dzikości serca, gdzie od początku oglądamy sceny p r z e m o ­
cy i perwersyjnego seksu, ale prawdziwie szokującym m o m e n t e m jest dopie­
ro wypadek samochodowy, przy okazji k t ó r e g o b o h a t e r o w i e - Sailor i Lula wreszcie dostrzegają p o w a g ę i majestat śmierci.
W perspektywie klasycznej logiki fabularnej w i ę z i e n n a p r z e m i a n a Freda
Madisona w Pete'a Daytona (Zagubiona autostrada) jest niewątpliwie zaskaku­
jąca. Jest to j e d n a k metaforyczny obraz w s t r ę t u b o h a t e r a do zbrodni, k t ó r ą
popełnił. Także ironia, po k t ó r ą Lynch sięga n a d e r często, nie pozostaje środ­
kiem s a m y m w sobie (tak bywa n p . w filmach T a r a n t i n o ) . Gdy Sailor i Lula
mówią do siebie przerysowanymi zwrotami, zaczerpniętymi z języka amery­
kańskiej młodzieży i tzw. luzackiego s p o s o b u bycia, n p . „Aleś m n i e wziął!",
LATO2000
427
„Rozgrzałeś m n i e bardziej niż asfalt w Georgii" czy „Ta k u r t k a ze skóry wę­
ża jest ekspresją mojej indywidualności i wiary w j e d n o s t k ę " , to w kontek­
ście fabuły jest to krytyka bezmyślności i miałkości kultury m a s o w e j . Kiedy
agent FBI C o o p e r stosuje intuicyjną m e t o d ę zaczerpniętą z zen, jest to nawią­
zanie do eksploatowanych o s t a t n i o w n a d m i a r z e niekonwencjonalnych spo­
sobów p o s t ę p o w a n i a amerykańskich tajnych s ł u ż b (vide mężczyźni w czar­
nych garniturach czy spiskowa teoria U F O ) . Nota bene Lynch z u p e ł n i e na se­
rio p o s t a n o w i ł posłużyć się b u d d y z m e m , stało się tak na skutek jego spotka­
nia z Dalajlamą, niemniej zderzenie postaci a k u r a t n e g o a g e n t a C o o p e r a
z wykładem na t e m a t zen wywołuje na w i d o w n i salwy ś m i e c h u . . .
Tajemnica Lyncha
Lynch zawsze miał słabość do, nazwijmy to, dziwności. W jego filmach poja­
wiają się, ba, maszerują całymi szeregami osobliwości. Wyliczać m o ż n a w nie­
skończoność: dziecko-nie-dziecko w Głowie do wycierania, tytułowy człowiek-słoń, Frank Booth ze swoją sadystyczną
k o m p a n i ą w Blue Velvet czy obsceniczny
Bobby Peru w Dzikości serca. W posta­
ciach tych ogniskują się, jak mi się wyda­
je, obserwacje reżysera na t e m a t złożo­
ności n a t u r y ludzkiej. Czasami przy kre­
o w a n i u b o h a t e r ó w Lynch posługuje się
brzydotą zewnętrzną,
by p o p r o w a d z i ć
widza do - zwykle niezbyt optymistycz­
nych - w n i o s k ó w na t e m a t kondycji m o ­
ralnej tychże postaci bądź osób, k t ó r e łą­
czą z tymi postaciami w b e z p o ś r e d n i e re­
lacje (przypomnijmy choćby ogólne, nie­
zależne od s t a t u s u społecznego, przed­
m i o t o w e t r a k t o w a n i e J o h n a Merricka
w
Człowieku-słoniu).
Znacznie
częściej
jednak przez e k r a n przechodzą ludzie
piękni, z pozornie p o u k ł a d a n y m , zwy­
czajnym życiem. W istocie życie to wyFRONDA
19/20
gląda inaczej. Im lepiej poznajemy takich bohaterów, tym bardziej po­
głębia się kontrast pomiędzy „landrynkową" zewnętrznością a o k r u t n ą
prawdą w e w n ę t r z n ą . . . W tym kontekście często pojawia się zarzut, że w fil­
mach Lyncha dziwność istnieje dla samej dziwności. Tutaj, jak sądzę, tkwi
główny błąd w interpretacji jego obrazów. Widz, przyzwyczajony do miałkie­
go realizmu, którym karmiony jest od dziesięcioleci przez p o p u l a r n e k i n o
amerykańskie, zobojętniał na wszystko, co nosi choćby z n a m i o n a niesamowitości. Weźmy dla przykładu następujące gatunki filmowe: h o r r o r i thriller
(tak zazwyczaj klasyfikuje się k i n o Lyncha).
Lynch jednak nie wpisuje się w schemat tych g a t u n k ó w filmowych. Tajem­
nica, którą przesycone jest jego kino zwykle sąsiaduje z wręcz metafizyczną
rzeczywistością, która jest wszechogarniająca, często stanowi o sensie całego
filmu. Przerażenie lub wzruszenie są tutaj przeżyciami głębokimi, niesłychanie
realnymi. Strach, który istotnie wyziera z większości filmów reżysera, jest wy­
jątkowo m o c n o odczuwany, bo jest to strach - nazwijmy go - na wyciągnięcie
ręki. Czyha w sąsiedztwie, m o ż n a go doznać dosłownie wszędzie. Nie jest to
strach abstrakcyjny, wywołany przez lepiej lub gorzej s k o n s t r u o w a n e potwory
czy żywe trupy, z którymi w rzeczywistości nigdy się nie zetkniemy. Nie jest to
strach, który mija natychmiast po wyjściu z kina. Jest to strach, którego dozna­
je każdy z nas w prawdziwym życiu. Lynch potrafi ukazać go środkami filmo­
wymi, w sposób głęboko przemyślany dozując dźwięk, kolor, napięcie, grę ak­
torów, swoistą symbolikę. W tym, trzeba przyznać, osiągnął m i s t r z o s t w o . Sko­
ro jesteśmy przy emocjonalnym odbiorze filmów, to należy w s p o m n i e ć o ory­
ginalnym postulacie, który wysunął reżyser w odniesieniu do swych trzech
ostatnich obrazów. Mówił: nie analizujcie moich filmów, po prostu je przeży­
wajcie! Wygląda to na rozpaczliwy krzyk, zwracający w i d z o m uwagę, że walo­
ry narracyjne i doskonale rozwijająca się akcja to w filmie nie wszystko. Lynch
jest orędownikiem filmowej poezji - i stąd, a nie z jakiejś maniery p o s t m o d e r ­
nistycznej, wynikają częste eksperymenty z nielogicznym rozwojem fabuły,
długimi malarskimi ujęciami czy szczególną rolą muzyki.
Autostrada do piekła
Ostatnie dwa filmy Lyncha - Zagubiona autostrada i Prosta historia - są najwybit­
niejszymi jego dziełami. Reżyser przy ich realizacji posługiwał się diametralnie
LATO-2000
429
różnymi m e t o d a m i . O b a filmy są tak głęboko o d r ę b n e w swojej formie, że po
premierze Prostej historii pojawiły się n a w e t głosy, iż Lynch przeszedł m e t a m o r ­
fozę twórczą, na skutek której o 180 stopni zmieniły się jego zainteresowania.
Faktycznie, jeżeli pobieżnie spojrzeć na oba filmy, to wydaje się, że tworzył je
inny reżyser. Są to j e d n a k tylko pozory.
Spróbujmy przyjrzeć się, w jaki sposób dwa ostatnie filmy Lyncha wzajemnie
się dopełniają. Zagubiona autostrada podzielona jest na dwie części. Bohaterem
pierwszej jest chorobliwie zaborczy i zazdrosny o swą piękną żonę saksofonista,
Fred Madison. Na skutek obsesji prawdopodobnie zabija żonę (film jest tak skon­
struowany, że do końca nie wiadomo kto zabił) i trafia do celi śmierci. Tam, w noc
przed egzekucją, zmienia się w mechanika samochodowego - Pete'a Daytona.
Łącznikiem obu części filmu są dwie postaci: kobieta, która w części pierwszej jest
żoną Madisona, a w drugiej dziewczyną mafioza, Dicka Laurenta (jedną i drugą
gra ta sama aktorka), oraz tajemniczy mężczyzna o bladej jak kartka papieru twa­
rzy. Osobnik ten pojawia się w kluczowych m o m e n t a c h pierwszej i drugiej części.
To on zapewne wkrada się do d o m u państwa Madisonów i podrzuca im dziwnej
treści kasety video przedstawiające widok na ich sypialnię, w której oboje śpią.
430
FRONDA
19/20
W wieczór poprzedzający zabójstwo żony Fred spotyka na imprezie tajem­
niczego mężczyznę z bladą twarzą, z którym odbywa następującą rozmowę:
Mężczyzna - Spotkaliśmy się już, prawda?
Fred - Nie sądzę. Gdzie mielibyśmy się spotkać?
M - W t w o i m d o m u , nie p a m i ę t a s z ?
F - Nie, nie p a m i ę t a m . J e s t p a n p e w n y ?
M - Oczywiście. Właściwie... j e s t e m t a m w tej chwili.
F - Jak to? Gdzie pan jest w tej chwili?
M - W twoim domu.
F - To jakiś pieprzony obłęd, człowieku.
Mężczyzna, podając Fredowi telefon k o m ó r k o w y - Z a d z w o ń do m n i e .
Wybierz swój n u m e r . . . N o , dalej.
Fred dzwoni.
Mężczyzna, ze słuchawki - M ó w i ł e m , że tu j e s t e m .
F - Jak p a n to robi?
M - Zapytaj m n i e !
Fred do słuchawki - Jak p a n wszedł do mojego d o m u ?
Mężczyzna,
ze słuchawki - Zaprosiłeś mnie. Nie zwykłem przychodzić tam,
gdzie mnie nie chcą...
F - Kim p a n jest?
Mężczyzna w słuchawce, szatański ś m i e c h - Oddaj mi telefon.
Mężczyzna, po o d e b r a n i u telefonu od Freda - M i ł o się z t o b ą r o z m a w i a ł o .
W nocy po tej r o z m o w i e Fred ogląda kolejny n a k r ę c o n y a m a t o r s k ą k a m e ­
rą film, na k t ó r y m zarejestrowane są zdjęcia zakrwawionej sypialni, być m o ­
że są to materiały przedstawiające d o k o n a n e przez n i e g o zabójstwo...
Powyższy dialog stanowi w m o i m przekonaniu klucz do interpretacji filmu.
Tajemnicza postać wraz ze swymi metodami, nadprzyrodzonymi zdolnościami,
podstępami, kuszeniem, podsycaniem złych skłonności, kojarzy się chyba aż na­
zbyt jednoznacznie. Z kolei dalsza część filmu pokazuje jedynie to, co dzieje się
z człowiekiem, który p o d d a się a r g u m e n t o m i działaniu tajemniczej postaci. Za­
gubiona autostrada jest filmem wyjątkowo ciężkim i, jak trafnie zauważali kryty­
cy, niemal całkowicie pozbawionym ironii i akcentów humorystycznych. O w a
tonacja serio wynika, m o i m zdaniem, z bezpośredniego opisu działania osobo­
wego zła w życiu bohatera. Ironizując, reżyser osłabiłby tylko jednoznaczny wy­
dźwięk filmu.
LATO-2000
431
Autostrada do nieba
Po d w ó c h latach od nakręcenia Zagubionej autostrady na ekrany kin w s z e d ł n o ­
wy film Lyncha pt. Prosta historia. Dla sporej części w i d z ó w jest on d u ż y m za­
skoczeniem. Obraz to jasny, p o g o d n y i p e ł e n ciepłego o p t y m i z m u . Nie jest
to j e d n a k o p t y m i z m łatwy, b o w i e m p r o b l e m wybaczenia „zapiekłej" winy,
który jest wiodącym t e m a t e m , w y m a g a od bohatera, Alvina Straighta, d ł u ­
giej walki z sobą samym. Walce tej towarzyszą iście Boże znaki. P r e l u d i u m
do wydarzeń jest sytuacja choroby s a m e g o b o h a t e r a . Staruszek we w ł a s n y m
d o m u z niewiadomych p o w o d ó w przewraca się na p o d ł o g ę . Jak ujmuje to re­
cenzent „Filmu", Piotr Wojciechowski, „Alvin Straight leży na p o d ł o d z e
swojego m a ł e g o d o m k u i przygląda się jak jego córka Róża, sąsiadka i przy­
jaciel miotają się, nie wiedząc co robić. Po p r o s t u p o m ó ż c i e mi w s t a ć - m ó ­
wi w końcu. Teraz już wiemy - stary Alvin niewiele już m o ż e zwojować (...)
To Bóg powalił Alvina Straighta, aby dać mu do zrozumienia, że jego czas
zbliża się do k r e s u . " Takich sytuacji jest więcej. Chociażby okoliczności,
432
FRONDA
19/20
w których b o h a t e r dowiaduje się o ciężkiej c h o r o b i e brata: wokół sza­
leje b u r z a z p i o r u n a m i , Alvin siedzi z córką wpatrując się w noc i nagle
dzwoni telefon...
Prosta historia to w ścisłym tego słowa znaczeniu film drogi. Podróż na ko­
siarce trwa długo, ale t e n czas działa na korzyść b o h a t e r a . Podczas p o d r ó ż y
spotyka on ludzi, k t ó r y m p o m a g a swą m ą d r o ś c i ą życiową, siłą i pokorą. Od
starego człowieka wiele się m o ż n a nauczyć, zwłaszcza gdy, przezwyciężając
chorobę i zmęczenie, przezwycięża on również d u m ę . Ostatecznie, bracia
spotykają się i dochodzi do wzruszającego pojednania - nie za p o m o c ą słów,
lecz... samego bycia razem. Jedyne słowa, jakie d a n e jest n a m usłyszeć, to
przedzierające się przez łzy retoryczne pytanie n i e d o ł ę ż n e g o brata: czy na
tym złomie jechałeś tylko po to, żeby się ze m n ą spotkać? Ciągłe c z u w a n i e
Opatrzności jest tutaj zresztą w i d o c z n e przez cały czas. Piotr Wojciechowski
pisze: „Wiele razy widzimy u p r a w n e pola nie z siodełka traktorka, k t ó r y m je­
dzie Alvin - a z góry. Czyim o k i e m patrzy tu k a m e r a ? Aniołów, którzy pilnu­
ją aby brat zdążył pojednać się z b r a t e m ? Czy s a m e g o Pana Boga, który ko­
cha Amerykę za tych dzielnych, upartych i prawych ludzi z prowincji?"
David Lynch lubi autostrady. Ważne sceny dzieją się na nich w Blue Velvet,
Dzikości serca, Twin Peaks. W Zagubionej autostradzie czarna droga z migającymi
żółtymi pasami prowadziła do piekła. W Prostej historii wiedzie prosto do nieba.
MAREK
HORODNICZY
Prosta historia, rei. David Lynch, USA 2 0 0 0 .
LATO-2000
433
Marzenie o chuliganie to książka znakomita, napisana
uczciwie, odważnie i z rzadką precyzją języka. Jeśli
wziąć pod uwagę jakość dzisiejszych „osiągnięć" kry­
tycznoliterackich (takich jak peany na cześć ideolo­
gicznej antologii Czesława Miłosza czy Nagroda Nike
dla podrzędnego tomiku Stanisława Barańczaka), fakt
przemilczenia zbioru szkiców Andrzeja Horubały jest
dla tego autora prawdziwym komplementem.
POŻEGNANIE
Z
PEERELEM
W O J C I E C H
W E N C E L
Długo przyszło n a m czekać na książkę, która w sposób inteligentny, a j e d n o ­
cześnie wyrazisty rozprawi się z mitologiami peerelowskiej literatury i ówcze­
snego życia umysłowego, popularyzowanymi przez postpeerelowskich litera­
t ó w po upadku k o m u n i z m u . Niezależnie od siebie próbowali napisać taką
książkę Rafał Grupiński (Dziedziniec strusich samic, 1992) i Marek Adamiec (Bez
namaszczenia, 1995), jednak dopiero Andrzejowi H o r u b a l e u d a ł o się w pełni
odsłonić m e c h a n i z m rządzący - jak sam to określa - „Polską Rzeczpospolitą
Literacką".
Niewątpliwie trzy próby p o d s u m o w a n i a peerelowskiej literatury (a więc
oczyszczenia zbiorowej pamięci z wpływów komunistycznej socjotechniki)
w ciągu dziesięciu długich lat to przeraźliwie m a ł o . O w s z e m , mieliśmy w tym
okresie demaskujące język propagandy prace Michała Głowińskiego, analizują­
ce stalinowski angaż intelektualistów rozmowy Jacka Trznadla czy t o m y szki434
FRONDA
19/20
ców Wiesława Pawła Szymańskiego, a także liczne antologie, z Czerwo­
ną mszą Bohdana Urbankowskiego na czele. Zabrakło jednak całościowe­
go spojrzenia na literaturę peerelu: próby pokazania jej „od p o d s z e w k i " i rze­
telnej z nią rozprawy. Ta absencja jest tym bardziej dotkliwa, że niektóre
z zainicjowanych w latach pięćdziesiątych strategii pisarskich (czytaj: a-moralnych), funkcjonują do dzisiaj, inspirując kolejne grupy młodych, niezbyt roz­
garniętych miłośników klawiatury i kartki papieru.
Marzenie o chuliganie to książka znakomita, napisana uczciwie, odważnie
i z rzadką precyzją języka. Jeśli wziąć pod uwagę jakość dzisiejszych „osiągnięć"
krytycznoliterackich (takich jak peany na cześć ideologicznej antologii Czesława
Miłosza czy Nagroda Nike dla podrzędnego tomiku Stanisława Barańczaka), fakt
przemilczenia zbioru szkiców Andrzeja Horubały jest dla tego autora prawdzi­
wym komplementem. Martwa cisza wokół jego książki to jednak nie tylko efekt
krytycznoliterackiej ignorancji, lecz przede wszystkim skutek „antylustracyjnego" sojuszu dawnych marksistów, dziś zgrupowanych w salonie Adama Michni­
ka. Wzajemna lojalność, zabezpieczająca ich przed publicznym rachunkiem su­
mienia, nakazuje im z niesmakiem krzywić się nad językiem Horubały, bez
skrupułów piszącego o „Mrożku-staliniście" czy „komunistycznej grotesce".
Alibi doskonałe
Ach, gdybyż n i e p o p r a w n o ś ć Marzenia o chuliganie s p r o w a d z a ł a się tylko do te­
go! Z u p e ł n i e nie do strawienia jest dla w e t e r a n ó w peerelu g ł ó w n a teza książ­
ki, zgodnie z k t ó r ą Witold G o m b r o w i c z , wprowadzając do życia u m y s ł o w e ­
go imperatyw „niewolniczego c h i c h o t u " , wskazał s t a l i n o w s k i m l u m i n a r z o m
literatury „drogę ucieczki od indywidualnej o d p o w i e d z i a l n o ś c i " za p o p e ł n i o ­
ne świństwa. W konsekwencji „pisarze uczestniczący w k o n s t r u o w a n i u lite­
rackiego języka propagandy, w parę lat później [po p r z e ł o m i e 1956 roku] od­
rzucali go, pokazując przeszłość, w której uczestniczyli, jako językową
i pozajęzykową groteskę". Dla H o r u b a ł y jest to wybór wyjątkowo ohydny:
„Można było wybrać dwie drogi: C o n r a d o w s k ą albo n o w o c z e s n ą , europejską.
Ta druga to była droga z a n e g o w a n i a s e n s u historii, z a n e g o w a n i a o d p o w i e ­
dzialności. Była to droga rozpaczy, ale j e d n o c z e ś n i e k a r n a w a ł u . Śmiech
ze wszystkiego, negacja wartości tradycji - to wszystko było d o s k o n a ł y m ali­
bi. Niedawni słudzy najeźdźcy, szyderczo wyśmiewający n a r o d o w ą tradycję,
lato
2000
435
teraz łączyli się z ofiarami w o b ł ę d n y m k a r n a w a ł o w y m
t a ń c u . Bo przecież wszyscy zostali o s z u k a n i . "
Przedstawianie się w charakterze ofiar „bezdusz­
nego m e c h a n i z m u historii" umożliwił m a r k s i s t o m
oczywiście Hegel, jednak chirurgiem dokonującym
zabiegu
samousprawiedliwienia był
Gombrowicz.
Zwłaszcza Trans-Atlantyk, „ta opowieść dezertera, który
własne tchórzostwo uzasadnia śmiesznością narodowej
tradycji i wiernością s a m e m u sobie", stał się - z d a n i e m
Horubały - „niezwykle atrakcyjną protezą dla krajowych lite­
r a t ó w " . Dzięki tej protezie rzeczywistość sowieckiej niewoli
mogła być zastąpiona wirtualną niewolą „gestu sarmackiego", za­
ściankowości czy niedojrzałości, z którymi to zjawiskami dzielnie wal­
czyli postępowi inteligenci. Retorycznej amunicji dostarczył im słynny esej
Leszka Kołakowskiego Kapłan i błazen, sugerujący intelektualną wyższość iro­
nii i nieufności nad powagą w dyskursie historycznym. Gra była w a r t a świecz­
ki. O tym, jak głęboko przejęli się tą strategią dawni marksiści, świadczy dzi­
siejsza publicystyczna gorliwość Andrzeja Szczypiorskiego, A d a m a Michnika
czy Tadeusza Komendanta. Śmiech, wpisany w latach pięćdziesiątych w aurę
rozważań o narodowej tradycji, do dzisiaj rozbrzmiewa w redakcjach najwięk­
szych polskich dzienników i tygodników.
Witold Gombrowicz, który zainicjował tę swoistą „sztafetę szyderców", ja­
wi się więc Horubale jako „największy pisarz peerelu". Największy p o d wzglę­
d e m zgubnego wpływu na innych literatów, ale i - paradoksalnie - najwybit­
niejszy pod względem artystycznym. Rzeczywiście, wpływ Gombrowicza na
peerelowską kulturę jest niezaprzeczalny. Na przykładzie prozy Stanisława Dy­
gata, Jacka Bocheńskiego, Mariana Pankowskiego, Sławomira Mrożka, Jerzego
Andrzejewskiego, Kazimierza Brandysa i Andrzeja Żuławskiego udaje się H o ­
rubale udowodnić, że peerelowscy literaci traktują język Gombrowicza jako na­
turalną płaszczyznę porozumienia z a r ó w n o z czytelnikami, jak i b o h a t e r a m i
swoich utworów. N a w e t „Andrzej Kijowski, jako krytyk przestrzegający przed
nieuzasadnionym uprawianiem groteski i szyderstwa, gromiący Mrożka za je­
go Śmierć porucznika, boczący się na Zezowate szczęście, s a m jako pisarz okazuje
się niewolnikiem stylu narzuconego przez Gombrowicza". Równocześnie H o rubała nie waha się jednak m ó w i ć o heroizmie a u t o r a Ferdydurke, którego „ego436
FRONDA
19/20
tyzm i przywiązanie do własnych koncepcji impregnowały (...) na zbio­
rowe mody, szczególnie takie, za które trzeba płacić k o m p r o m i s e m arty­
stycznym". Twórca alibi dla peerelowskich literatów jest więc dla warszawskie­
go eseisty pisarzem niezależnym, co więcej - a u t o r e m wybitnych dzieł
artystycznych. W zakończeniu pierwszego i najważniejszego eseju w swojej
książce Horubala nazywa go wręcz „największym pisarzem polskim XX wie­
ku" i... chyba ma rację. Ambiwalencja ocen, wpisana w tę książkę, jest konse­
kwencją przyjętej przez a u t o r a m e t o d y krytycznoliterackiej - dodajmy od razu:
oryginalnej i w dzisiejszych czasach odświeżającej - polegającej na poszanowa­
niu odrębności dwóch różnych porządków wartości. Miażdżąc ideologiczną
warstwę Trans-Atlantyku, Horubała potrafi przyznać, że jest to „dzieło genial­
n e " . Dowcipnie i konsekwentnie krytykuje też „literatów", których uważa za
przeciwieństwo „pisarzy". Gombrowicz jest „pisarzem", więc ideologiczny wy­
miar jego dzieł nie przekreśla ich rangi artystycznej.
Ironia albo brak męstwa
Zdemaskowanie ironicznego relatywizmu jako strategii obronnej „krajowych
literatów" nie jest w żadnej mierze działaniem politycznym; wiąże się z bardzo
potrzebną dzisiaj krytyką niepowagi w kulturze wysokiej. H o r u b a ł a ma tutaj
znaczących poprzedników i sprzymierzeńców - od Teresy Kostkiewiczowej,
Pawła Hertza czy Andrzeja Kijowskiego po Ryszarda Legutkę. Diagnoza
o „sztafecie szyderców" bardzo przypomina rozpoznanie o „terrorze szyder­
ców" w kulturze XX wieku, d o k o n a n e na łamach „ F r o n d y " (1996, nr 6) przez
Jarosława Marka Rymkiewicza. Z kolei uwagi o stylu z d o m i n o w a n y m przez
„niewolniczy chichot" idą w parze z wnioskami Macieja Urbanowskiego, sfor­
m u ł o w a n y m i na przykład z okazji analizy prozy Jerzego Pilcha, owego „pisarza
mniejszego", jak określa go Horubala.
Także w p r o w a d z o n a przez Urbanowskiego opozycja „literatury czy­
stej - nieczystej" wydaje się sprzyjać myśleniu a u t o r a Marzenia
o chuliganie, który buduje odpowiadającą jej opozycję „ m ę s t w a
- braku m ę s t w a " . Pisząc o rozliczeniu Andrzeja Kijowskiego
z własną zaangażowaną młodością, H o r u b a ł a bez namasz­
czenia odnosi się do stalinowskiej z gruntu, choć i dziś
popularnej wizji, iż „ironia jest jedynym stylem historii":
437
„Wizji, która rozpanoszyła się w pe­
erelowskiej twórczości i obrodziła ca­
łym szeregiem dzieł pokracznych, nie­
szczerych, skłamanych. Z d a w a ł o się, że
to n u r t europejski i nowoczesny im prze­
wodzi, bo tak też było w istocie, lecz u ich
źródeł bardzo często leżał po p r o s t u brak m ę ­
stwa. Gombrowiczowski duch patronował wypowiedziom, na dnie których
tkwiła rozpacz. Rozpacz obserwatorów, ale i niedawnych sprawców społecz­
nego zła. Rozpacz sceptyków, którzy raz zaangażowawszy się, uwierzyli, że
wszelka postawa serio jest niestosowna. Niemęskie, zdziecinniałe tłumacze­
nia własnej przeszłości stały się dominującym t o n e m polskich twórców.
W zdrobnienie uciekali, w ironię, w drwinę. Odrzucali kryteria i w ruchu,
w przeczeniu widzieli jedyną postawę przysługującą intelektualiście".
Wielką wartością Marzenia o chuliganie jest ukazanie
anatomii śmiechu prowadzącego do „stanu
nieważkości",
ś m i e c h u będącego oznaką
„kapitulacji zbiorowości i jednostek, które
nie są w stanie podjąć odpowiedzialności za
swój los". Obnażając źródła tego imperaty­
wu we współczesnej kulturze, Andrzej Horubała zasypuje wyrwę, której pocho­
dzenia wielu Polaków nie rozpoznaje: „Ludzie pozbawieni realnego wpływu na
dzieje unieważniali świat, ukazywali sferę publiczną jako niepoważną i grotesko­
wą, snuli opowieści o «daremności wszelkich urzeczywistnień)). Śmiechem za­
głuszając własną niemoc - tę motywowaną zewnętrznie i wewnętrznie - tworzy­
li karykaturę narodowej historii, aby przekonać siebie, że zniewolenie, jakiemu
podlegają, jest stalą zasadą, rządzącą dziejami."
Jeżeli takie są powody, dla których od p o n a d półwiecza polska kultura pre­
zentuje n a m swe wdzięki w wątpliwym, groteskowym przebraniu, to nie ma
od tego faktu nic bardziej żałosnego. Jeśli b o w i e m tak jest, to znaczy, że żyje­
my w szambie. Kultura rezygnująca z wymiaru d u c h o w e g o z p o w o d u kilku
zniewieściałych literatów. Kultura jako gra partyjnych aktywistów, parawan dla
ich małych, politycznych decyzji (szczególnie wyraziście pokazuje to Horuba­
ła w eseju Wariacje niewolników). Wreszcie kultura wciągająca kolejnych, m ł o ­
docianych a d e p t ó w po 1989 roku.
438
FRONDA
19/20
Z książki Andrzeja Horubały wyłania się zaskakujący z pozoru, lecz
chyba prawdziwy obraz części nowej literatury, zwłaszcza „poezji «brulio
nu»", jako bękarta stalinizmu. „Młodzi pisarze - odważnie pisze a u t o r - któ­
rym drwina z narodowej przeszłości narzuca się jako nowoczesny wzorzec wy­
powiedzi, nie wiedzą, że podejmując go, przedłużają d u c h o w y żywot peerelu,
że tworzą kolejne wariacje niewolników".
Post m o d e r ( k o m u) niści
Diagnozowane przez H o r u b a ł ę „długie t r w a n i e " peerelu jest j e d n a k nie tylko
kwestią indywidualnych wyborów, ale przede wszystkim sprawą p r z e o b r a ż e ń
całej kultury i medialnego triumfu p o s t m o d e r n i z m u . Autor przekonująco po­
kazuje tę intelektualną patologię jako końcowe s t a d i u m strategii marksistów.
Postmoderniści zajmują dziś miejsce s a m e g o Gombrowicza - im także „ u d a ł o
się narzucić bardzo specyficzny styl lektury, zbliżony do s p o s o b u odbioru ka­
nonicznych świętych p i s m " , które „należy tłumaczyć ludowi, ale bez stawiania
najprostszych pytań czy artykułowania wątpliwości". Co prawda, zdanie, że
„ p o s t m o d e r n i z m (...) wykorzystywany jest przez eks-stalinowców do uchyle­
nia pytania o ich odpowiedzialność", f o r m u ł o w a n e jest przez
Horubałę dopiero w przypisie, ale lektura całości książki
nie pozostawia wątpliwości, że to właśnie stalinowsko-postmodernistyczna ciągłość jest największym niebezpieczeń­
stwem, przed jakim stoi dziś polska kultura. Bodaj najdobit­
niej świadczy o tym życie i twórczość Z y g m u n t a B a u m a n a .
Mechanizm, jaki napędzał polską kulturę przez ostat­
nie pięćdziesiąt lat, opierał się na groteskowej „ucieczce
od odpowiedzialności", ale jego g ł ó w n ą częścią była cał­
kiem poważna relacja „mistrz - u c z e ń " . H o r u b a ł a nie­
przypadkowo stosuje w swojej książce kategorię braku
m ę s t w a w odniesieniu do literatów, b o w i e m ich pierw­
szą, narzucającą się cechą była uległość wobec w y d u m a ­
nych autorytetów. „Zostaliśmy o s z u k a n i " - mówili po
fakcie stalinowcy, którzy kilka lat wcześniej - jak Tadeusz
Różewicz - „szukali nauczyciela i mistrza", by zaraz p o ­
t e m nabożnie czcić sowieckiego wodza. Z n a n e , choć nie
LATO-2000
439
podjęte przez autora Marzenia o chuliganie, są przypadki uwiedzenia literatów
przez natchnionego k o m u n i s t ę Tadeusza Krońskiego, autora słów: „My so­
wieckimi kolbami nauczymy ludzi w tym kraju myśleć racjonalnie bez aliena­
cji". Bezgranicznie ufał mu Czesław Miłosz, k t ó r e m u Kroński „zabraniał dru­
kowania niektórych wierszy".
„Geniusz Tadeusza Krońskiego był czymś
najprostszym i najrzadszym: autentycznością" - pisał we w s p o m n i e n i o w y m
szkicu Leszek Kołakowski. Dziś Miłosz zmienił obiekt swego pożądania, ale
wyraża je wciąż tym samym językiem: „ A d a m Michnik jest dla m n i e czymś
w rodzaju c u d u " . Damska n a t u r a literatów ma, jak widać, solidne podstawy.
Gombrowicz i stado literatów
Książka Andrzeja Horubały każe wreszcie przewartościować utrwalone w peerelu hierarchie literackie. Okazuje się, że niewiele było w minionej epoce re­
alnych wielkości. Dla Horubały takimi wielkościami są G u s t a w Herling-Grudziński i Andrzej Bobkowski, którego a u t o r ustawia w wyrazistej
opozycji do Gombrowicza. Obaj ci pisarze - z mniejszym lub większym
skutkiem artystycznym - łączą w swojej twórczości talent i uczci­
wość, a więc dwie o d m i e n n e perspektywy wartościowania. Obaj są
jednak emigrantami. W peerelu funkcjonuje jedynie Gombrowicz
i żerujące na n i m stado literatów. Oczywiście H o r u b a ł a skupia się na
prozie. Gdyby jego widzenie nieco rozszerzyć, obok Herlinga i Bob­
kowskiego m o ż n a by chyba wymienić Zbigniewa Herberta i - z cha­
rakterystyczną dla tej m e t o d y krytycznej ambiwalencją - Miłosza. Jed­
nak bez względu na te braki, spojrzenie Horubały zadziwia swoją
trafnością.
N i e d a w n o na łamach „Życia" rozgorzała dyskusja o „świecie nie
przedstawionym" w kontekście współczesnej literatury. Kluczem do
chwytliwego hasła, które ją zapoczątkowało, był tytuł słynnej, nowofalowej
książki Juliana Kornhasusera i A d a m a Zagajewskiego. Na miejscu publicystów
„Życia" nie powoływałbym się na m a r n ą książkę a u t o r s t w a ludzi trapionych
polityczną gorączką (wystarczy w s p o m n i e ć jeden z rozdziałów książki - absur­
dalny atak Kornhausera na Herberta). Opisana przez Horubałę praktyka lite­
racka peerelu prowokuje do zachowania większej powściągliwości. Być m o ż e
świat, który d o m a g a się przedstawienia, wcale nie leży na politycznej mapie,
440
FRONDA
19/20
pomiędzy „ z a a n g a ż o w a n i e m " a „odwilżą", zaś literatura nie jest grą
w ideologiczne warcaby. Oprócz świata literatów istnieje b o w i e m jeszcze
świat nadprzyrodzony i m o ż e to jego opisanie jest pierwszym obowiązkiem li­
teratury. .. Chyba że chodzi wyłącznie o historyczne świadectwo.
Marzenie o chuliganie to książka, jakiej wszyscy potrzebowaliśmy. Jej a u t o r co nie bez znaczenia - nie daje się podejść Gombrowiczowi również na pozio­
mie języka, wskazując drogę przyszłym eseistom, jak w trakcie o b r o n y wyso­
kiego t o n u nie dać się zepchnąć do narodowo-martyrologicznego s c h r o n u . H o ­
rubała jest w swojej książce i narodowy, i dowcipny. Lekkość, z jaką prowadzi
najbardziej skomplikowane wywody, udowadnia, że poradził już sobie z terro­
rem „gombrowiczoidów". Skąd pewność, że po n i m przyjdą następni? Przeko­
nuje o tym sam autor, wspominając swoją r o z m o w ę ze znajomym - spoza
branży polonistycznej - który „poślubił był s t u d e n t k ę polonistyki. Narzekał
on, że koledzy jego żony ze s t u d i ó w są bez sensu, gdyż wszyscy zapytani, co
planują robić w przyszłości, odpowiadają, iż b ę d ą pisać eseje."
Oby nauczyli się robić to tak, jak Andrzej H o r u b a ł a .
WOJCIECH WENCEL
Andrzej Horubala, Marzenie o chuliganie, Biblioteka Debaty, Warszawa 1 9 9 9
LATO-2000
441
„Jest świat p o z a b r u d n y m h o t e l e m Poza pła­
c z e m / k o c h a n k ó w " - zaraz na wstępie, jak
obietnica Tego, k t ó r e g o i m i ę s z a c u n e k kazał
n a m z a p o m n i e ć . „Wyjdź z twojej ziemi rodzin­
nej i z d o m u t w e g o ojca" (Rdz 12,1). Wyjdź
z tego, co znasz, co z n a m y wszyscy od tak daw­
na, a śp. Z b i g n i e w H e r b e r t to tylko najpiękniej
(bo najprościej) wypowiedział. „ D o kraju, k t ó ­
ry ci u k a ż ę " (Rdz 12,1). Do świata zielonego,
który d o p i e r o w z r a s t a - dla Ciebie, dla n a s
wszystkich. „Spójrz na n i e b o i policz gwiazdy,
jeśli zdołasz to uczynić. Tak liczne będzie t w o ­
je p o t o m s t w o " (Rdz 15,5).
Jest świat „Poza labiryntem m o w y Choćby
zdawało się że/ w niej tkwi ostateczność Nie
W niej tkwi zadufanie". Więc wyjdź! „Słowo to
b o w i e m jest bardzo blisko
ciebie:
w twych
u s t a c h i w t w o i m sercu, byś je mógł wypełnić"
(Pwt 30,14). „Słowo jest blisko ciebie: na two­
ich u s t a c h " kładzie się gładko i „w sercu t w o i m "
(Rz 10,8) łączy się z rzeczami, które nazywa s a m o przeźroczyste. „Nie będę mówił w p r o s t
choć m ó g ł b y m " - jęk zerwanej struny, sfałszo­
w a n a melodia. Nie rezygnuje się ze szczęścia,
nie zaciemnia się prawdy dobrowolnie - tylko
o n a wyzwala. „Jeśli otwierasz u s t a niech to bę­
dzie ostrze Klin/ D i a m e n t w wiecznej wędrów­
ce po szybie Rysa jak/ r a n a zadana włócznią p o d
jest blisko
ciebie
A L E K S A N D E R
K O P I Ń S K I
FRONDA 19/20
żebro". Nie trzeba, nie trzeba: słowa są posłusz­
ne, Pan dał je by n a m służyły. Ta rysa nie jest
„jak". W Jego śmiertelnej ranie zmieści się też ca­
ły nasz ból oddarcia rzeczy od słów.
„Ciało nie partycypuje w «darze intertekstualnośa». Ciało jest niepodatne na postmodernistyczną dekonstrukcję. (...) Ciało w zetknięciu z nimi wszystki­
mi cierpi albo umiera nie mogąc zmienić kształtu, nie
mogąc porzucić ostrożnego cienia substangi, nie mo­
gąc wyrzec się kompromisu substanq'alności."* Wie­
dza banalna: ból sprowadza na ziemię. Nuda to ból du­
szy, jak uczy ojciec Salij. Następne 30 stron to jeden
wielki ból duszy, przykutej do tego świata. Potop reto­
ryki - spieniona, zalewa usta, uszy i tylko oczy patrzą
jeszcze, przerażone. A przecież stąd uciec nie można:
jedynie wchodząc do końca w te jedyne realia, można
odnaleźć... nie! - zostać odnalezionym: przez Niego,
jedyne wyjście z zagubienia.
Ironia to ż a ł o s n a blaga, wszyscy to wiemy.
Dlatego już jej nie ma i być tu nie m o ż e . To stąd
te słowa p o w a ż n e - jedyne n a p r a w d ę m o c n e , bo
mierzą się z rzeczywistością - ze s t r o n y przedtytułowej, o d r ę c z n a dedykacja: „tę s m u t n ą i bo­
lesną książeczkę"...
Słowo jest blisko ciebie.
Tylko On m o ż e
przysięgać, a Jego obietnice się spełniają. Bo tyl­
ko On przeistacza. Czy w ł a ś n i e dlatego n i e pisał
epigramatów?
ALEKSANDER
Jarosław Klejnocki,
KOPIŃSKI
Krótka historia przeistoczeń (epigramaty),
Wyd. Czarne, Czarne 1 9 9 9
Cytaty są fragmentami z wiersza-wstępu
Epigramat
sprawozdawczy.
* Cezary Michalski, Powrót człowieka bez właściwości,
Biblioteka Debaty, Warszawa 1997, s. 66.
LATO-2000
Tropami • wie szcza^albo^Par3
nas • bis • i •
J A N
B Ł O N N Y
&
M A R I A
S T A Ł A
- Co to m a m y na dzisiaj? - rzekła s u r o w o m a g i s t e r Bratkowska i zajrza­
ła do p r o g r a m u - Aha! Wytłumaczyć i objaśnić uczniom, dlaczego Marcin
Swietlicki w z b u d z a w n a s m i ł o ś ć i zachwyt? A z a t e m , p a n o w i e , ja wyrecytu­
je w a m swoją lekcję, a p o t e m wy z kolei wyrecytujecie swoją. C i c h o ! - krzyk­
nęła i wszyscy pokładli się na ławkach, r ę k a m i podpierając głowy, a Bratkow­
ska,
nieznacznie
otworzywszy
odnośny
podręcznik,
zacisnęła
usta,
westchnęła, s t ł u m i ł a coś w sobie i rozpoczęła recytację.
- H m . . . h m . . . A z a t e m dlaczego Marcin Swietlicki w z b u d z a w n a s za­
chwyt i miłość? Dlaczego przeklinamy z poetą, czytając t e n cudny, harfowy
p o e m a t Nieprzysiadalność? Dlaczego, gdy s ł u c h a m y heroicznych, spiżowych
strof Pieśni profana, wzbiera w n a s poryw? I dlaczego nie m o ż e m y o d e r w a ć się
od c u d ó w i czarów Schizmy, a kiedy z n o w u zadźwięczą skargi poety, o któ­
rym nie ma nic w konstytucji, serce rozdziera się n a m na kawały? I gotowi­
śmy lecieć, pędzić na r a t u n e k n i e s z c z ę s n e m u Marcinowi? H m . . . Dlaczego?
Dlatego, panowie, że
Swietlicki
wielkim p o e t ą był! D r e w n i a k ! Dlaczego?
Niech D r e w n i a k p o w t ó r z y - dlaczego? Dlaczego zachwyt, miłość, przeklina­
my, poryw, serce i lecieć, pędzić? Dlaczego, D r e w n i a k ?
- Dlatego, ze wielkim poetą był! - powiedział Drewniak. Uczniowie, pochy­
leni nad klawiaturami zużytych pecetów (niegdyś podarowanych szkole przez
ministra Handkego), potajemnie włączali internet albo otwierali program Paint
i podpisywali się na monitorze, raz za razem, to z zakrętasem, to bez, a jeden
kaligrafował myszką przez cały ekran: Dla-cze-go, dla-cze-go, dla-cze-go, Swie-tlic-ki, Swie-tlic-ki, Swie-tlic-ki, tlic-ki, tlic-ki, cyc-ki, cyc-ki-świe-tlic-ki-i-mysz-ka-kot. Twarze im zbiedniały. Gdzież się podziało niedawne podniecenie,
spory i dyskusje - paru tylko szczęśliwców zapomniało o bożym świecie nad
444
FRONDA 19/20
Chestertonem. Nawet Micha! Milczek zmuszony był wytężyć całą siłę charak­
teru, żeby nie sprzeniewierzyć się swoim zasadom samodoskonalenia i samo­
kształcenia, lecz umiał on się tak urządzić, że właśnie przykrość była mu źró­
dłem rozkoszy, jako probierz siły charakteru. Inni zasię tworzyli wzgórki i dołki
na dłoni i dmuchali w dołki z rosyjska - ech, ech, dołki, górki, dołki, górki. Na­
uczycielka westchnęła, stłumiła, spojrzała na zegarek i mówiła.
- Wielkim p o e t ą ! Zapamiętajcie to sobie, bo w a ż n e ! Dlaczego kochamy?
Bo był wielkim p o e t ą . Wielkim p o e t ą był! Nieroby, nieuki, m ó w i ę w a m prze­
cież spokojnie, wbijcie to sobie d o b r z e w głowy - a więc jeszcze raz p o w t ó ­
rzę, proszę p a n ó w : wielki p o e t a , Marcin Swietlicki, wielki poeta, k o c h a m y
Marcina Swietlickiego i zachwycamy się jego poezjami, gdyż był on w i e l k i m
poetą. Proszę zapisać sobie na dyskietkach t e m a t w y p r a c o w a n i a d o m o w e g o :
Dlaczego w poezjach wielkiego poety,
piękno,
Marcina Swietlickiego,
mieszka nieśmiertelne
które zachwyt wzbudza?
W tym miejscu wykładu j e d e n z u c z n i ó w zakręcił się n e r w o w o i zajęczał:
- Ale kiedy ja się wcale nie zachwycam! Wcale się n i e zachwycam! N i e
zajmuje m n i e ! N i e m o g ę wyczytać więcej jak dwie strofy, a i to m n i e nie zaj­
muje. Boże, ratuj, jak to m n i e zachwyca, kiedy m n i e nie zachwyca?
Wytrzeszczył oczy i usiadł, grążąc się w jakieś b e z d e n n e przepaście. N a ­
iwnym tym w y z n a n i e m aż zakrztusiła się nauczycielka.
- Ciszej, na Boga! - syknęła - K o ł t u ń s k i e m u s t a w i a m pałkę. K o ł t u ń s k i
zgubić m n i e chce! Kołtuński chyba nie zdaje sobie sprawy, co powiedział?
KOŁTUŃSKI
Ale ja nie m o g ę z r o z u m i e ć ! Nie m o g ę zrozumieć, jak zachwyca, jeśli nie za­
chwyca.
NAUCZYCIELKA
Jak to nie zachwyca Kołtuńskiego, jeśli tysiąc razy t ł u m a c z y ł a m Kołtuńskie­
m u , ze go zachwyca.
KOŁTUŃSKI
A m n i e nie zachwyca.
NAUCZYCIELKA
To p r y w a t n a sprawa Kołtuńskiego. Jak widać, K o ł t u ń s k i nie jest inteligentny.
Innych zachwyca.
KOŁTUŃSKI
Ale, słowo h o n o r u , nikogo nie zachwyca. Jak m o ż e zachwycać, jeśli n i k t nie
LATO-2000
445
czyta oprócz nas, którzy j e s t e ś m y w wieku szkolnym, i to tylko dlatego, że
nas zmuszają siła...
NAUCZYCIELKA
Ciszej, na Boga! To dlatego, ze niewielu jest ludzi n a p r a w d ę kulturalnych i na
wysokości...
KOŁTUŃSKI
Kiedy kulturalni także nie. Nikt. Nikt. W ogóle nikt.
NAUCZYCIELKA
Kołtuński, ja m a m k o n k u b e n t a i n i e ś l u b n e dziecko! N i e c h K o ł t u ń s k i przy­
najmniej n a d n i e ś l u b n y m się ulituje! Kołtuński, nie ulega kwestii, że wielka
poezja p o w i n n a n a s zachwycać, a przecież Swietlicki był wielkim p o e t ą . . .
Może Swietlicki nie w z r u s z a Kołtuńskiego, ale nie p o w i e mi chyba K o ł t u ń ­
ski, że nie przewierca mu duszy na w s k r o ś 0 ' H a r a , Ginsberg, Podsiadło,
Bursa, Wojaczek, W i e d e m a n n . . .
KOŁTUŃSKI
Nikogo nie przewierca. Nikogo to nic nie obchodzi, wszystkich n u d z i . N i k t
nie m o ż e przeczytać więcej niż dwie lub trzy strofy. O Boże! N i e m o g ę . . .
NAUCZYCIELKA
Kołtuński, to jest niedopuszczalne. Wielka poezja, będąc wielką i będąc p o ­
ezją, nie m o ż e nie zachwycać n a s , a wiec zachwyca.
KOŁTUŃSKI
A ja nie m o g ę . I n i k t nie m o ż e ! O Boże!
Nauczycielce p o t kroplisty zrosił czoło, wyjęła z pugilaresu fotografie
k o n k u b e n t a i dziecka i p r ó b o w a ł a wzruszyć n i m i Kołtuńskiego, lecz t e n
powtarzał tylko w kółko swoje: „Nie m o g ę , nie m o g ę " . I to przejmujące
„nie m o g ę " rozpleniało się, rosło, zarażało, j u ż z kątów dochodziły szmery:
„My też nie m o ż e m y " i zagrażać jęła p o w s z e c h n a n i e m o ż n o ś ć . Nauczycielka
znalazła się w o k r o p n y m impasie. Lada s e k u n d a m ó g ł nastąpić w y b u c h czego? - niemożności, lada m o m e n t dziki ryk niechcenia m ó g ł p o r w a ć się
i dopaść dyrektora i wizytatora, lada chwila g m a c h cały m ó g ł runąć, grzebiąc
pod gruzami dziecko, a Kołtuński w ł a ś n i e nie m ó g ł , Kołtuński ciągle nie
mógł i nie m ó g ł .
Nieszczęsna Bratkowska poczuła, że jej także grozić zaczyna n i e m o ż n o ś ć .
- Michaś! - krzyknęła - N i e c h Michaś n a t y c h m i a s t wykaże m n i e , Kołtuń­
skiemu i wszystkim w ogóle piękności k t ó r e g o z celniejszych u s t ę p ó w ! Prę44g
FRONDA
19/20
dzej, bo periculum in morał Proszę uważać! Jeżeli k t o piśnie, zarządzę ćwicze­
nie klasowe! M u s i m y móc, m u s i m y m ó c , bo z dzieckiem będzie katastrofa!
Michał Milczek podniósł się i zaczął recytować u s t ę p z Odcisków.
I recytował. Faworyt g r o n a pedagogicznego ani t r o c h ę nie uległ po­
wszechnej, a tak nagłej n i e m o ż n o ś c i , przeciwnie - m ó g ł zawsze, gdyż wła­
śnie z niemożności czerpał swoją m o ż n o ś ć . Recytował z a t e m i recytował ze
wzruszeniem, tudzież z właściwą intonacją i u d u c h o w i e n i e m . Co więcej, re­
cytował pięknie i piękność recytacji, w z m o ż o n a pięknością p o e m a t u i wiel­
kością wieszcza oraz m a j e s t a t e m sztuki, p r z e t w a r z a ł a się n i e p o s t r z e ż e n i e
w posąg wszelkich możliwych piękności i wielkości. Co więcej, recytował ta­
jemniczo i pobożnie; recytował usilnie, z n a t c h n i e n i e m ; i wyśpiewywał
śpiew wieszcza tak właśnie, jak śpiew wieszcza w i n i e n być w yśpie w a ny (jak­
by sam Milczek należał do grupy Świetliki). O, cóż za p i ę k n o ś ć ! Jakaż wiel­
kość, jakiż geniusz i jakaż poezja! Myszka, ściana, i n t e r n e t , palce, sufit, m o ­
nitor, okna, o, już n i e b e z p i e c z e ń s t w o n i e m o ż n o ś c i było zażegnane, dziecko
było u r a t o w a n e , a k o n k u b e n t tak s a m o , już każdy się zgadzał, każdy m ó g ł
i prosił tylko, żeby przestać. Po k w a d r a n s i e s a m Kołtuński zajęczał, że dosyć,
że już uznaje, że uchwycił, że cofa, zgadza się, p r z e p r a s z a i m o ż e .
- A widzi Kołtuński?! Nie ma to jak szkoła, gdy chodzi o w d r o ż e n i e
uwielbienia dla wielkich geniuszów! W i e s z c z e m był! Wieszczył! A z a t e m
jeszcze raz p o w t ó r z m y - zachwycamy się, gdyż był wielkim poe tą, a czcimy,
gdyż wieszczem byl! N i e o d z o w n e słowo.
J a n • Błonny • &
•Maria•Stała^współpraca
Witold • G.
T R O P A M I
LATO-2000
W I E S Z C Z A
A L B O
P A R N A S
B I S
I
3/4
447
KASZA I ŚRUBOKRĘT A.D. 2015
Radość warszawiaków: więcej antyfaszyzmu w stolicy
Z e n o n Zglistz, przewodniczący Warszawskiego F r o n t u Antyfaszystowskiego,
ogłosił na walnym, ogólnopolskim zebraniu przedstawicieli Frontu, że nego­
cjacje z wojewodą mazowieckim zakończyły się sukcesem. Od 1 czerwca tra­
dycyjne „Marsze przeciwko faszyzmowi, rasizmowi, antysemityzmowi i zaco­
faniu" nie będą już odbywać się tylko w dni parzyste, ale codziennie. Trasa
marszu i godzina jego rozpoczęcia p o z o s t a n ą niezmienione. Antyfaszyści war­
szawscy spotykają się codziennie o godz. 11 r a n o p o d h o t e l e m Bristol i n a s t ę p ­
nie, przez place Teatralny i Bankowy, ulicami Andersa i Anielewicza docierają
pod p o m n i k Bohaterów Getta, gdzie tradycyjnie już z o s t a n ą złożone kwiaty
i przemówienie wygłosi przewodniczący Z e n o n Zglistz. W godzinach trwania
marszu, ruch miejski będzie odbywał się wyznaczonymi objazdami. Trasa ob­
jazdów nie ulega zmianie.
(PAP) 2 5 . 0 5 . 2 0 1 5
Dwie drogi do niepodległości
W Klubie Dobrej Książki odbyła się wczoraj promocja pracy profesora Jerzego
J. Wiatra KOR i KPP - Dwie drogi do niepodległości Polski. Spotkanie z a u t o r e m po­
prowadził znany publicysta „Gazety Centralnej" Michał Głośny. Profesor Wiatr
opowiadał o skomplikowanych losach polskich działaczy niepodległościowych
XX wieku - Jakuba Bermana, Antoniego Różańskiego, Aleksandra Kwaśniew­
skiego, Adama Michnika, Ryszarda Kalisza, Leszka Millera, Andrzeja Celińskie­
go, Luny Brystygierowej, Jacka Kuronia, którzy zmierzali różnymi drogami do
pełnej suwerenności Rzeczypospolitej. Ów długi marsz dwóch różnych a jednak
równoprawnych tradycji niepodległościowych, czyli Komunistycznej Partii Pol­
ski (mutującej następnie w PPR i PZPR) i Komitetu Obrony Robotników za­
kończony został w 1989 roku podczas porozumienia Okrągłego Stołu.
448
FRONDA
19/20
W spotkaniu uczestniczyła licznie przybyła młodzież licealna i studencka
stolicy. Po zakończeniu sędziwemu prof. Wiatrowi jego ulubione piosenki
z czasów młodości zaśpiewała w wersji unplagged p o p o w a wokalistka Kora.
lokalny dodatek „Gazety Centralnej" 2 3 . 0 2 . 2 0 1 5
Siewcy kłamstwa magdalenkowego
W dniu wczorajszym pseudohistoryk z Opola, Daniel Macierzanka, oskarżony
został o szerzenie k ł a m s t w a magdalenkowego. W swojej książce pt. Groźne te­
maty, wydanej w maju 2 0 1 4 roku, w j e d n y m z rozdziałów zreferował on w to­
nie aprobaty poglądy tzw. rewizjonistów Okrągłego Stołu. Badacze ci kwestio­
nują demokratyczny charakter przemian, jakie miały miejsce w Polsce po roku
1989. Ich zdaniem lewica solidarnościowa p o r o z u m i a ł a się z PZPR-owskim
kierownictwem w kwestii transformacji ustrojowej, r z e k o m o p o n a d głowami
większości społeczeństwa i reszty opozycji. Nie przypadkiem jednak od ro­
ku 2010 w znowelizowanej po raz kolejny ustawie o Instytucie Pamięci Ludo­
wej (dawniej Narodowej) figuruje artykuł, zakazujący zaprzeczania obowiązu­
jącej wersji dziejów od prasłowiańskiej starożytności aż po czasy współczesne.
Negowanie tak doniosłego faktu, jakim było wielkie pojednanie demokratycz­
nej opozycji z reformatorskim (zdecydowanie dominującym) skrzydłem PZPR,
jest w świetle wymienionej ustawy aktem, który w najwyższym stopniu pod­
waża fundamenty ustrojowe naszego państwa.
magazyn Partii Ludowo-Państwowej „Wspak" 4.06.2015
Nigdy więcej
- Czy nie sadzi pan, że ustawa rozszerzająca zbrodnie kłamstwa oświęcimskiego może
zostać jednak storpedowana przez grupę posłów fundamentalistycznych? Przecież zgod­
nie z projektem, który proponuje pana klub, będzie można m.in. skazywać tych, którzy
opowiadają antysemickie dowcipy, propagują antysemicką literaturę,
która jeszcze do
niedawna była traktowana jako lektura szkolna - Przedwiośnie i Na probostwie
w Wyszkowie Stefana Żeromskiego czy Nie-boską komedię Zygmunta Krasińskiego,
by wymienić tylko niektóre z nich. Fundamentalistyczni politycy twierdzą, że chcecie po­
gwałcić wolność słowa.
- Nie sądzę. Grupa fundamentalistów, o której pan wspomina, jest nieliczna.
Na szczęście to tylko chorzy z nienawiści ekstremiści wyzbyci człowieczeństwa,
znajdujący się de facto o krok od zajęcia pozycji nazistowskich. Wierzę w to, że
[.ATO-2000
449
po uchwalaniu tej ustawy w formie, jakiej domaga się mój klub, będzie m o ż n a
ich postawić przed Trybunałem Stanu i pozbawić m a n d a t ó w poselskich. Co jak
co, ale my, Polacy, powinniśmy d m u c h a ć na zimne. Przecież to na naszych zie­
miach wydarzyła się najpotworniejsza zbrodnia, jaką zna historia człowieka wymordowanie 6 milionów Żydów. To w tym kraju już po zakończeniu II woj­
ny światowej Polacy urządzali okrutne pogromy na ludności żydowskiej:
w Kielcach w 1946 roku, w Warszawie w marcu 1968 czy w Majdanku w roku
2000, kiedy to żołnierze Wojska Polskiego przebywający na przepustce brutal­
nie zaatakowali żydowskich uczestników Marszu Żywych. Tym żołnierzom nie­
nawiść rasową wpoiły niewłaściwe lektury. Dlatego teraz m u s i m y siekierę
przyłożyć do samego korzenia. Zrobimy tak, aby już nigdy więcej nie groziła
n a m zmora Cyklonu B, endecji, Marca'68 i Z y g m u n t a Krasińskiego.
Jerzy Skiernia, poseł Instytucjonalnej Partii Postępu,
W rozmowie z Martinem Mulerem, tygodnik „Potylica" 1 1 . 0 5 . 2 0 1 5
Lista lektur szkolnych wreszcie gotowa
Wczoraj minister edukacji i p o s t ę p u Izabella Siarka ogłosiła od d a w n a oczeki­
w a n ą listę lektur szkolnych. Jest to rezultat wielomiesięcznej pracy Komisji
Reformy Szkolnictwa. Przypomnijmy, że w jej skład w c h o d z ą z n a n e autoryte­
ty moralne i intelektualne Rzeczpospolitej: dr Piotr Gadziowaty, poseł Insty­
tucjonalnej Partii Postępu, redaktor Mieczysław Arkadiusz Barański z tygodni­
ka „Sprzeciw", dr Teresa Torańczyk z Fundacji im. A d a m a Krzemińskiego,
redaktorka „Gazety Centralnej" Helena Pochodnia oraz ks. Jan Kancik z „Tygo­
dnika Uniwersalnego i Ekumenicznego".
Lista lektur obowiązkowych - jak powiedziała minister Siarka - uwzględ­
nia różnorodność światopoglądową Polaków i ma wychowywać do życia
w społeczeństwie pluralistycznym. O t o niektóre tytuły z tej listy:
• T h o m a s Jazz-Troon, O heroizmie mojego ojca słów kilka
• Jerzy Urban, Alfabet Urbana
• Marcin Świetlik, Trzydzieści lat nonkonformizmu
• Jacek Krowoń, Integryzm zdławion
• Leon Pastusik, Amerykańskie refleksje
• Krystian Vaga, Kurwa jego mać i inne opowiadania
• Kinga Bunin, Moje pole
• Dawid Wołomiński, Kolumna Sefirotów
450
FRONDA
19/20
• Konstanty Rokossowski, Rozkazy
• Jan Kott, Przyczynek do biografii
• A d a m Schaff, Dzienniki
• R o m a n Bratny, Rok w trumnie
• Zbigniew Nienacki, Raz w roku w Skirolawkach
• Emil Zegadłowicz, Zmory
„Wiadomości Kulturowe" 3 0 . 0 9 . 2 0 1 5
W polityce bez zmian
Dzisiaj Komisja Wyborcza ogłosiła oficjalny wynik wyborów prezydenckich.
Jak spodziewali się wszyscy, na czwartą już kadencję został wybrany przewod­
niczący Instytucjonalnej Partii Postępu, sprawujący urząd prezydenta RE Le­
szek Młynarz. Głos o d d a ł o na niego 76 procent wyborców.
(PAP) 2 5 . 1 1 . 2 0 1 5
Liberalizacja ustawy
Prezydent Leszek Młynarz na spotkaniu z Federacją Kobiet Polskich obiecał, że
podpisze ustawę aborcyjną znoszącą dotychczasowe restrykcje.
„Ustawa aborcyjna w jej obecnym kształcie, wywalczona jeszcze przez po­
przedniego prezydenta Maksyma Kwasa, zezwala na aborcję jedynie w w a r u n ­
kach ciężkiej sytuacji osobistej kobiety. To nie odpowiada n o r m o m współcze­
snej E u r o p y " - powiedziała przewodnicząca FKP Z u z a n n a Bobrowska.
Ks. Jan Turniej, k o m e n t a t o r religijny „Gazety Centralnej", stwierdził, że on
sam jest przeciwny aborcji, jednakże zdarzają się różne t r u d n e sytuacje w ży­
ciu kobiet, których p r a w o nie p o w i n n o kryminalizować. „Najważniejsze, aby­
śmy nie zapominali o miłości" - powiedział ks. Jan Turniej.
(PAP) 1.11.2015
Ksiądz Turniej nagrodzony
Laureatem tegorocznej Nagrody im. ks. Stanisława Musiała, przyznawanej
przez katolicki „Tygodnik Uniwersalny i E k u m e n i c z n y " , został ks. prof. Jan
Turniej z Warszawy. Przewodniczący kapituły przyznającej nagrody, r e d a k t o r
naczelny „Tygodnika Uniwersalnego i E k u m e n i c z n e g o " Jacek Santorowicz,
powiedział: „ks. Turniej uczył n a s łączyć wszystkie p o s t ę p o w e tradycje ludz­
kości w jedno. To dzięki ludziom takim jak on ja, buddysta, kieruję katolickim
LATO-2000
451
p i s m e m . Dzisiaj nie ma już żadnych p o d z i a ł ó w p o m i ę d z y religiami. «Nieważne w co wierzysz, ważne, aby ludziom lepiej się żyło» - mawiał ks. Turniej.
E k u m e n i z m przynosi realne owoce. D a w n a pycha i arogancja, k t ó r a kazała
wynosić się katolicyzmowi n a d i n n e religie, u p a d ł a . Jest to zasługa takich lu­
dzi jak ks. Jan Turniej czy p a t r o n naszej nagrody, o którego proces beatyfika­
cyjny d o p o m i n a się Żydowski Instytut Historyczny. Dzięki t a k i m księżom zo­
stała przezwyciężona w wielu
środowiskach
trauma z powodu
starej
pedagogiki strachu, uprawianej kiedyś przez Kościół katolicki."
„Trybuna Europy" 15.12.2015
Unifikacja prawa przebiega sprawnie
Przewodniczący Komisji Integracji Europejskiej Michał Taboret poinformował
na konferencji prasowej, że europejski p r o g r a m dostosowawczy w dziedzinie
edukacji seksualnej, wprowadzony w zeszłym roku w polskich szkołach pod­
stawowych i średnich, został definitywnie zaaprobowany przez Komisję Euro­
pejską w Brukseli. Wreszcie naciski wielu ludzi dobrej woli przyniosły rezultaty.W wyniku tego procesu dostosowawczego w polskich szkołach pojawią się
długo oczekiwane a u t o m a t y z pigułkami antykoncepcyjnymi. Polska powoli,
ale konsekwentnie zaczyna przypominać inne, bardziej rozwinięte p a ń s t w a eu­
ropejskie.
Piotr Pacanowicz, „Gazeta Centralna" (wydanie świąteczne) 2 3 . 1 2 . 2 0 1 5
OPRACOWAŁ JANUSZ SAV1MBI
452
FRONDA 19/20
Świadomość, że życie polityczne jest teatrem, odgry­
wanym dla potrzeb maluczkich, nie może sprzyjać od­
rodzeniu prawicy. Bo oznacza to, że jej dotychczasowy
elektorat będzie w coraz większym stopniu dzielił się
na część ideową, która wybierze rozgoryczenie i we­
wnętrzną emigrację, i część „pragmatyczną", uznają­
cą, że skoro okazało się, że Bona niet, a dusza - eto
klietoczka, no to otca w mordu można - czyli jeśli róż­
nica między „naszymi" i „onymi" w sferze wartości
okazała się fikcją, to może lepsi są po prostu ci sku­
teczniejsi - czyli komuniści.
GŁĘBOKA N O C ,
NIEPEWNY
BRZASK
Ł U K A S Z
454
M O H I K A
FRONDA 19/20
Próba przewidzenia tego, co stanie się w Polsce po p r a w d o p o d o b n y m objęciu
władzy przez SLD, jest i łatwa, i zarazem obarczona sporym ryzykiem.
Łatwa - bo przecież p o d o b n ą operację już raz ćwiczyliśmy, a system stwo­
rzony w Polsce przed dekadą wykazuje odznaki dużej stabilności i nic nie
wskazuje na to, żeby p o w r ó t p o s t k o m u n i s t ó w do władzy miał wstrząsnąć jego
posadami. I t r u d n a - bo zarazem istnieje tradycja spektakularnych niepowo­
dzeń przy próbach przewidzenia przyszłego rozwoju wydarzeń.
Ekipy rządzące wymieniały się w ciągu tej dekady średnio co dwa lata,
a każda z nich była przeświadczona, że będzie trwać wiecznie. Nieuczestniczący w rządzeniu publicyści i „polityczni intelektualiści", ponoszeni emocjami,
również formułowali prognozy bardzo nieraz k o h e r e n t n e i logiczne, które jed­
nak rozwój wydarzeń k o m p r o m i t o w a ł totalnie. Wspomnijmy choćby, w jakiejś
mierze autentyczne, obawy - najpierw środowisk lewicy laickiej, a p o t e m antywałęsowskiej prawicy - że były szef „Solidarności" stworzy system autory­
tarny. Przypomnijmy, że po klęsce pierwszych p r ó b jednoczenia prawicy po '93
roku wielu - i tych liberalnych, i tych prawicowych! - polityków i publicystów
na serio uważało, że siły antykomunistyczne nie dźwigną się w Polsce nigdy,
a system polityczny wypełnią bez reszty formacje peerelowskie, przy których
spadkobiercy Sierpnia będą pełnić rolę przybudówek - prawica jako satelita
PSL, a Unia - jako satelita Sojuszu.
Wspomnijmy wreszcie - to przypomnienie przy okazji naszych rozważań
jest najbardziej na miejscu - że przed i bezpośrednio po wyborczym zwycię­
stwie Kwaśniewskiego wielu było przekonanych, że czeka n a s apokalipsa. Że
skupienie całej władzy w rękach p o s t k o m u n i s t ó w zaowocuje eksterminacją
prawicy, pozbawieniem jej materialnych możliwości działania. Tymczasem,
choć istotnie w latach 1995-97 m o ż n a zauważyć posunięcia „eksterminacyjne"
(jak choćby „wycięcie" p a m p e r s ó w w TVP, wyparcie prawicowej ekipy dzienni­
karskiej z „Życia Warszawy") to totalna katastrofa nie nastąpiła.
1995 nie równa się 2001
Odwrotnie - wiele wskazuje na to, że to właśnie klęska z jesieni'95 zaowocowa­
ła zwycięstwem na jesieni'97. Stało się tak między innymi dlatego, że u s u n ę ł a
ona ludziom sprzed oczu Wałęsę - utożsamianego przez większość społeczeń­
stwa z prawicą, a budzącego żywiołową niechęć w stopniu większym niż jakikolLATO2000
455
wiek inny polski lider. 1 dlatego, że szok poklęskowy, a także w s p o m n i a n e usu­
nięcie Wałęsy spowodowały uaktywnienie środowisk, wtedy dość powszechnie
odbieranych jako nowe, „przyszłościowe", ideowe, uczciwe, inteligentne i nie
skażone partyjniactwem w stylu Konwentu Św. Katarzyny. Środowisk takich jak
wspomniani już pampersi czy Liga Republikańska.
Optymiści m o g ą więc zadać sobie pytanie, czy e w e n t u a l n a klęska w roku
2001 nie zaowocuje podobnie?
Odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa. Bo z jednej strony p o d o b i e ń s t w a
narzucają się same. Rolę Wałęsy w b u d z e n i u żywiołowej niechęci społeczeń­
stwa przejął przecież Marian Krzaklewski. A m o ż n a przypuszczać, że klęska
w wyborach prezydenckich, a p o t e m p a r l a m e n t a r n y c h zakończy jego karierę.
I że podobnie stanie się ze sporą częścią obecnych elit AWS-owskich.
Ale na tym, niestety, p o d o b i e ń s t w a wydają się kończyć.
Po pierwsze dlatego, że w y m i e n i o n e wyżej środowiska, które po jesieni'95
stały się symbolem zmian, półtora roku istniały już i były widoczne półtora ro­
ku wcześniej. A teraz na prawicy odpowiednika ówczesnych p a m p e r s ó w czy
Ligi nie widać.
I nie jest to przypadek. Bo wydaje się, że sytuacja jest teraz gorsza niż przed
'97 rokiem między innymi dlatego, że prawica jako całość „zgrała się" niepo­
równanie bardziej niż wtedy. Nie ma b o w i e m obecnie prawicowego środowi­
ska, o którym dałoby się powiedzieć, że w ciągu minionych trzech lat potrafi­
ło u n i k n ą ć j e d n e g o
z dwóch
zabójczych
skojarzeń
społecznych.
Albo
z „ s y n d r o m e m AWS", czyli jaskrawym i odczuwalnym przez ludność fiaskiem
456
FRONDA
19/20
społecznych reform, uwydatniającym groteskową nieudolność polityków Akcji
oraz połączonym z serią kompromitujących afer finansowych. Albo też z „syn­
d r o m e m K P N " - czyli o b r a z e m grupy prawicowej wobec AWS wprawdzie opo­
zycyjnej, ale sprawiającej wrażenie, że to jej usytuowanie związane jest z „kłót­
nią przy kasie", a nie ze s p o r e m etycznym czy p r o g r a m o w y m ; grupy od AWS
nie odbiegającej niczym na plus, a wręcz - jeszcze bardziej groteskowej.
Piszący te słowa zdaje sobie oczywiście sprawę, że dla niektórych prawico­
wych środowisk opisane powyżej skojarzenia są krzywdzące. Należałoby tu
wymienić w pierwszym rzędzie Mariusza Kamińskiego i Ligę Republikańską organizację, która w ciągu minionych trzech lat zrobiła b a r d z o wiele dla czy­
stości polskiej prawicy i - szerzej - życia publicznego. Ta wysepka uczciwości
i zdrowego rozsądku została jednak w odbiorze społecznym skojarzona z AWS-em i dlatego - choć nie jest to zasłużone - wydaje się, że osiągnięcie pozycji
„nowej, ładniejszej, lepszej twarzy polskiej prawicy" będzie dla niej znacznie
trudniejsze niż przed czterema laty.
Kontrskuteczny „pragmatyzm"
Przekucie klęski na przyszłe zwycięstwo na wzór sytuacji A.D. 1995 wydaje się
problematyczne z jeszcze jednego p o w o d u . O t ó ż dla obecnej Polski charakte­
rystyczny jest proces rytualizacji konfliktu.
Politycy toczą rytualne starcia o „wartości", groźnie porykują i potrząsają
rogami, ale czynią to po p r o s t u dla p o t r z e b wyborczego spektaklu. A tak na­
prawdę stanowią w coraz większej mierze j e d n ą grupę, połączoną tym, co na­
prawdę istotne - czyli interesem, s y s t e m e m eksploatacji kasy publicznej.
I choć część z nich kiedyś n a p r a w d ę nienawidziła wroga, to teraz albo z tego
rodzaju „uprzedzeniami" prywatnie się rozstała (casus n p . minister Teresy Kamińskiej, prywatnie - jak ujawniła „Rzeczpospollita" - przyjaźniącej się z Ry­
szardem Kaliszem z kancelarii Kwaśniewskiego, czy Leszka Piotrowskiego, de­
klarującego w „Wyborczej" miłość do obecnego prezydenta) albo przynajmniej
potrafi przejść nad nimi do porządku dziennego, gdy zagrożone jest to, co
istotne, czyli własna kasa, czy też interes całej klasy politycznej (jak choćby To­
masz Wójcik z Wrocławia, niezłomny prawicowiec, wraz z całym dolnośląskim
politycznym e s t a b l i s h m e n t e m broniący zarządu jeleniogórskiej „Jelfy", który
utopił o g r o m n e pieniądze w skryptach „Universalu").
LATO-2000
457
„Regułą jest, że dostaje je [stanowiska w samorządzie - ŁM] też partia,
która p o w i n n a być w opozycji. W ten sposób płaci się () by nie była dociekli­
wą opozycją. Partia opozycyjna wie, że się m o ż e odkuć po następnych wybo­
rach. Partia u władzy nie bierze wszystkiego, co mogłaby, ale też wie, że jakby
co - nie zostanie o suchym chlebie. Ludziom się to podoba, bo lubią zgodę.
Kłótnie między radnymi, rzecz jasna, są. Dotyczą nazw ulic i p o m n i k ó w do p o ­
stawienia" - tak polski system polityczny i będące jego efektem zjawisko rytualizacji konfliktu opisał na przykładzie Warszawy Ernest Skalski z „ G W " .
Proces ten jest wprawdzie ukrywany przed opinią - ze strachu przed elek­
toratem, żywiącym emocje, których politycy w większości już się niemal całko­
wicie pozbyli - niemniej jednak w coraz większej mierze jego istnienie docie­
ra do świadomości tejże opinii.
Zaś świadomość, że życie polityczne jest t e a t r e m , odgrywanym dla p o t r z e b
maluczkich, w oczywisty sposób nie m o ż e sprzyjać prawicy ani jej potencjalne­
mu odrodzeniu. Bo oznacza to, że dotychczasowy tej prawicy elektorat będzie
w coraz większym stopniu dzielił się na część ideową, która wybierze rozgory­
czenie i w e w n ę t r z n ą emigrację (ten proces już ma miejsce, jak wykazują bada­
nia socjologiczne właśnie na wewnętrznej emigracji lokuje się większość tych
niegdysiejszych wyborców Akcji, która z AWS-em się rozstała), i część „prag­
matyczną", uznającą, że skoro okazało się, że Boha niet, a dusza - eto klietoczka,
no to otca w mordu można - czyli jeśli różnica między „naszymi" i „ o n y m i "
w sferze wartości okazała się fikcją, to m o ż e lepsi są po p r o s t u ci skuteczniej­
si - czyli komuniści.
Ż a d n a z tych grup nie nadaje się na zaplecze p r o c e s ó w ozdrowieńczych.
Grupa „pragmatyczna" - ze względów oczywistych. Ideowa - dlatego, że z we­
wnętrznej emigracji wraca się t r u d n o , a poczucie oszukania i ośmieszenia to
jedno z najbardziej bolesnych uczuć, jakie zna psychologia społeczna.
Miller mówi: aborcja
Oczywiście, bardzo wiele zależy od tego, jak po przegranych przez prawicę wy­
borach będzie wyglądała polityka tryumfującego SLD.
Leszek Miller złożył tu ostatnio istotne deklaracje. Na ł a m a c h tygodnika
„Nie" zapowiedział trzy rzeczy. Po pierwsze - że nawet, jeśli Sojusz uzyska
bezwzględną większość, to będzie chciał utworzyć rząd koalicyjny, przy czym
458
FRONDA
19/20
Miller nie chciał sprecyzować, czy
p a r t n e r e m będzie PSL (jak mówił,
bliski
postkomunistom
gospodar­
czo) czy U n i a (bliska p o s t k o m u n i ­
s t o m cywilizacyjnie). Po drugie - So­
jusz przywróci p r a w o do aborcji „ze
względów społecznych" (czytaj: na
życzenie). I wreszcie po trzecie - że
choć „lewica ma d o r o b e k w przycią­
ganiu ludzi odmiennej orientacji" to
„szczerze jednak
mówię,
że
nie
w i e m czy po tych wyborach u d a się
ocalić
z
ludzi,
którzy objęli posady
rekomendacji
politycznej
AWS,
a nie okazali się dyletantami ani
chciwcami.
AWS
tak
upartyjniła
p a ń s t w o , że zatrzymanie tego proce­
su będzie t r u d n e . " Innymi słowy Miller zagroził czystkami.
Zapowiedź przywrócenia abor­
cji na życzenie wydawałaby się oczy­
wista. Jest j e d n a k ważna. Po pierw­
sze dlatego, że w o s t a t n i m czasie
wielu obserwatorów sceny publicznej, konstatując stan p e w n e g o ideowego od­
prężenia i zejścia z pierwszego planu p r z e d m i o t ó w sporu, wokół których ogni­
skowały się emocje w pierwszej połowie lat 90-tych, uległo złudzeniu n t . trwa­
łości tego specyficznego k o n s e n s u s u . Miller nie pozostawia tu z ł u d z e ń aborcja to fundamentalny e l e m e n t światopoglądu i tożsamości komunistów.
A to, jeśli chodzi o koalicyjne dylematy SLD, czyni p r a w d o p o d o b n y m wa­
riant unijny. Bo choć nie zaliczam się do wielbicieli tezy o rzekomym głębokim
konserwatyzmie PSL, to zarazem m u s z ę stwierdzić, że legalizacja aborcji na ży­
czenie, jako sztandarowe hasło dominującego w koalicji partnera, pasuje raczej
do wizji „modernizacyjnej" koalicji z UW (realizowanej, jak m ó w i Miller, p o d
hasłami integracji z Unią Europejską, republikańskiego i świeckiego charakte­
ru p a ń s t w a oraz wolności jednostki).
LATO-2000
459
To z kolei oznacza, że p r a w d o p o d o b n i e czeka n a s bardzo agresywna świa­
topoglądowa krucjata liberałów. Ostatnio, oprócz cytowanego wywiadu Mille­
ra, Sojusz wyemitował jeszcze jeden świadczący o tym a z n a m i e n n y sygnał.
O t o szefem centralnego „zespołu tematycznego polityki informacyjnej i m e ­
d i ó w " w SLD-owskim „gabinecie cieni" został Piotr Gadzinowski. Tej n o m i n a ­
cji byłego wicenaczelnego „Nie", najbardziej chyba agresywnego w ś r ó d post­
komunistycznych
dziennikarzy
wroga
Kościoła
i
nawet
najskromniej
pojmowanego tradycjonalizmu, t r u d n o nie odbierać w kategoriach symbolicz­
nych. W ramach „gabinetu cieni" „zespół polityki informacyjnej i m e d i ó w " ma
wprawdzie inny status niż te zespoły, które odpowiadają istniejącym działom
administracji rządowej - bo oczywiście SLD nie utworzy „ m i n i s t e r s t w a infor­
macji". Tym niemniej p r a w d o p o d o b n e wydaje się, że będzie - on i jego prze­
wodniczący - nadawać t o n pozostającym p o d wpływami k o m u n i s t ó w m e d i o m ,
a także medialnym i szeroko pojętym k u l t u r o w y m inicjatywom Sojuszu.
Prawdopodobieństwo tego, że treścią ideową rządów SLD będzie antytradycjonalistyczna agresja, wzmagają jeszcze dwa fakty. Po pierwsze - paradok­
salnie - to, że obecnie m a m y rzeczywiście do czynienia z dłuższym już okre­
sem odprężenia. Budzi to rosnącą frustrację antykatolickich radykałów, którzy
zechcą przekształcić zwycięstwo polityczne w zwycięstwo ideowe i kulturowe.
A oprócz chęci odreagowania frustracji będzie ich
do tego skłaniać jeszcze jeden czynnik, który zara­
z e m sprawia, że w opisywanej sferze życia publicz­
nego będą się dziać rzeczy bardzo istotne. O t ó ż
okres rządów SLD będzie pokrywać się ze szczyto­
wym o k r e s e m dostosowywania polskiego prawa do
u s t a w o d a w s t w a Unii Europejskiej. Dla antytradycjonalistów będzie to dziejowa szansa. Już teraz
460
FRONDA
19/20
w polemikach, prowadzonych na lamach liberalnych p i s m - od „Bez D o g m a ­
t u " przez „Gazetę Wyborczą" do „Przeglądu" - pada często a r g u m e n t o „euro­
pejskim walcu", który zmiecie polski zaścianek, kseno- i homofobię itd.
System wszelkiego rodzaju regulacji europejskich i okołoeuropejskich jest za­
wiły i w Polsce niewiele osób potrafi poruszać się w n i m z minimalną choćby
sprawnością. Niewiele też osób - a po prawej stronie sceny są to chyba wręcz jed­
nostki - potrafi odróżnić spośród tysięcy zaleceń i dyrektyw te, których akcepta­
cję i realizację m o ż n a istotnie wiązać z przyjęciem naszego kraju do Unii, od tych,
które można po prostu spokojnie odrzucić czy przynajmniej wiecznie blokować
ich przyjęcie lub formalnie je przyjąwszy, skutecznie sabotować czy bojkotować.
Dobrze wiedzą o tym nasi przeciwnicy i skutecznie tworzą atmosferę euroszantażu, forsując - pod groźbą nieopisanego horroru pt. „nie przyjmą nas do Europy"
- przyjmowanie i realizację wszelkiego rodzaju progresywistycznych n o r m .
I dlatego okres dostosowywania polskiego prawa do p r a w o d a w s t w a Unii
będzie tak szalenie ważny - m o ż n a powiedzieć, że w p e w i e n sposób wręcz
konstytutywny dla przyszłej Polski. Bo właśnie wtedy, w ciągu czasu w per­
spektywie historycznej niebywale krótkiego, rozstrzygnie się, czy j u ż w Unii
znajdziemy się, będąc czymś bliższym Irlandii, czy Holandii.
Rzecz jasna, to, czy w 2 0 0 5 roku będziemy Irlandią, czy Holandią, nie ozna­
cza, że kształt naszego kraju będzie już w t e d y określony raz na zawsze. Dalej
będzie się on zmieniał i ewoluował. Ale właśnie - ewoluował, a na d r o d z e tej
ewolucji różne rzeczy m o g ą się zdarzyć. Tymczasem najbliższe lata to dla libe­
rałów szansa na rewolucję.
Szansa niepowtarzalna, o czym wiedzą oni dobrze. Bo nigdy już w tak szyb­
kim czasie nie będzie się zmieniało tak wiele. I dlatego, że z oczywistych przy­
czyn potencjał „ e u r o s z a n t a ż u " będzie maleć. W miarę, jak nasze wejście do
Unii będzie stawać się coraz bardziej oczywiste. I w m i a r ę tego, jak maleć bę­
dzie ignorancja prawicy dotycząca wagi i mocy sprawczej różnego rodzaju eu­
ropejskich regulacji.
I dlatego okres p a r l a m e n t u następnej kadencji w oczywisty s p o s ó b sprzy­
jał będzie wznowieniu ideologicznej wojny. Bo liberalna lewica będzie czuć, że
jednym r z u t e m na t a ś m ę m o ż e wygrać „swój bój o s t a t n i " .
Prawdopodobna jest więc ideologiczna wojna, a jeśli w wyborach parlamen­
tarnych zwycięży SLD, to będzie to miało zasadnicze dla tej wojny znaczenie. Nie
tylko dlatego, że decydująca będzie oczywiście większość parlamentarna. Także
LATO-2000
461
dlatego, że istotny będzie kształt rządu - to, jakie rozumienie procesu integracyj­
nego będzie on forsował, czyli czy w kwestiach światopoglądowych będzie, po­
wołując się na ów proces, realizował wizję maksymalnego intensyfikowania lub
powstrzymywania liberalizacji, czy w tej sferze zajmie postawę aktywną po któ­
rejś ze stron, czy też pojmie swe zadanie wąsko - czyli będzie jedynie swego ro­
dzaju pasywnym administratorem procesu unifikacji. Nie potrzeba chyba rozwo­
dzić się nad tym, jaki rodzaj postępowania wybierze najprawdopodobniej
gabinet SLD-owski.
Miller mówi: U W
Prawdopodobieństwo, że SLD zdecyduje się na koalicję z UW, wzmacniają do­
datkowo opublikowane w maju przez „Rzeczpospolitą" badania socjologiczne,
z których wynika, że największy odsetek obywateli naszego kraju (i przygnia­
tająca większość elektoratu Sojuszu) życzyłaby sobie, aby właśnie te ugrupo­
wania razem utworzyły rząd.
Warto tu zauważyć dwie rzeczy. Po pierwsze - koalicja SLD-UW byłaby
układem rządzącym, mającym po swojej stronie o g r o m n ą większość m e d i ó w
i - nie aż tak przygniatającą, ale zauważalną - większość środowisk opinio­
twórczych. To w naturalny sposób czyniłoby ją silniejszą.
Po drugie jednak - taka koalicja byłaby realizacją w naszym kraju „warian­
tu węgierskiego" - nad Dunajem przez cztery lata rządziła koalicja tamtejszych
p o s t k o m u n i s t ó w i liberałów. Efektem była marginalizacja tych ostatnich. Po­
t e m nastąpiła wyborcza klęska rządu, a władzę przejęła nowa, o d m i e n i o n a
i o d m ł o d z o n a prawica.
Czy koalicja UW-SLD mogłaby posłużyć polskiej prawicy? Wydaje się, że
w pewnej mierze - tak. Oznaczałaby b o w i e m - zapewne - odejście od UW
elektoratu z dwóch skrzydeł. Najpierw odeszliby unici tradycjonalnie solidar­
nościowi, antykomunistyczni. P o t e m zacząłby się zapewne proces wymywania
drugiego skrzydła - tego, dla którego zanikanie różnic między SLD a UW ozna­
czałoby, że skoro obie partie są podobne, to lepiej poprzeć tę silniejszą.
W pewnej perspektywie mogłaby to być szansa dla prawicy. Wprawdzie bo­
wiem likwidacja „udeckiego bufora" między prawicą a komunistami oznaczała­
by doraźnie wzmocnienie SLD - zagarnięcie p o d jego skrzydła jakiejś części śro­
dowisk progresywistyczno-„europejskich", które dotąd do poparcia k o m u n i s t ó w
462
FRONDA
19/20
z różnych przyczyn były nieskłonne, ale dla których prawica jest obca. Zarazem
jednak - elektorat prawicy zasiliłaby jakaś część u n i t ó w antykomunistycznych.
A po drugie - i ważniejsze - atrofia UW oznaczałaby w perspektywie szansę
na uczytelnienie spora politycznego, zmniejszenie zamieszania w sferze warto­
ści - a to mogłoby być korzystne dla prawicy. Oczywiście nie tej obecnej, ale głę­
boko zmienionej, naprawdę kojarzącej się z wartościami i ze szczerą walką
0 uczciwość w życiu publicznym. Byłaby wtedy szansa - ale tylko szansa! - na to,
by sytuację polityczną uporządkować według czytelnych kategorii dobra i zła.
Miller mówi: czystki
Po zwycięstwie SLD nastąpią - tak jak zapowiada Miller - p e r s o n a l n e czystki
we wszystkich sferach, na które władza ma wpływ. To jest oczywiste. Wydaje
się też, że czystki te będą i szybsze i radykalniejsze niż te, które miały miejsce
po objęciu rządów przez koalicję SLD-PSL w 1993 roku.
A to z kilku powodów. Po pierwsze - wskazuje na to niedwuznacznie pa­
nujący w Sojuszu nastrój b u t y i chęci odwetu, oczywisty dla każdego, k t o choć­
by czytuje komunistyczną prasę. Po drugie - SLD-owcy są dziś znacznie pew­
niejsi siebie niż w '93 roku. W t e d y ciągle byli psychicznie obolali po u p a d k u
PRL, nie byli do końca pewni swej demokratycznej legitymacji, reakcji Zacho­
du ani też trwałości swojej formacji. Charakterystyczna jest ich ówczesna
ostrożność, wyrażająca się choćby zgodą na objęcie p r e m i e r o s t w a przez koali­
cyjnego partnera, czy na kierowanie kilkoma ważnymi p a r l a m e n t a r n y m i komi­
sjami przez polityków ówczesnej opozycji.
Dziś jest zupełnie inaczej. PRL odszedł w siną dal, postkomuniści są zupeł­
nie pewni i swej, zweryfikowanej już kilkakrotnie demokratycznej legitymacji,
1 tego, że są całkowicie i trwale zaakceptowani przez zachodni establishment.
Po doświadczeniu lat 1997-2000 są p e w n i również i tego, że polska prawica,
choć potrafi zepsuć im trochę krwi i w mniej lub bardziej estetycznej formie
wyszarpać dla siebie trochę „miejsca p o d s ł o ń c e m " (czyli pozycji gospodarczo-finansowych) nie jest w stanie w sposób zasadniczy zagrozić ani ich bytowi
politycznemu, ani zajmowaniu przez nich pozycji n u m e r jeden na polityczno-biznesowej mapie kraju.
A co więcej - wiedzą, jaki jest stan społecznych emocji, i m o g ą mieć zasad­
ną nadzieję, że spektakularne wyrzucanie AWS-owców i AWS-owskich nomiLATO-2000
463
n a n t ó w z posad wywoła aplauz nie tylko ze strony SLD-owskiego b e t o n u . Że
widowiskowe czystki na p e w n o nie zachwieją popularnością postkomunistów,
a wręcz mogą ją zwiększyć. Gdy słyszymy, jak głosująca „od zawsze" na prawi­
cę lekarka stwierdza, że wołami nie zaciągną jej na wybory, choć wie, że niegłosowanie na AWS otwiera drogę SLD, jak dość znany prawicowy dziennikarz
mówi z satysfakcją, że co prawda po zwycięstwie k o m u n i s t ó w sam straci pracę,
ale za to „tanie kawiarnie zaludnią się nagle m a s ą dawnych kolegów, którzy
z głupimi minami będą siedzieć i powtarzać: «jak to się stało, przecież jeszcze
wczoraj byliśmy tacy ważni»", a inny znany prawicowy publicysta powtarza, że
jest i dobra strona zwycięstwa - „fajnie będzie obserwować u p a d e k takich po­
staci, jak Iksiński" - to m u s i m y przyznać, że t r u d n o znaleźć racjonalne argu­
menty, które polityków Sojuszu miałyby przekonać, by ograniczyli czystki.
Reasumując - m o ż n a spodziewać się, że SLD-owcy obejmą władzę na fali
antyawuesowskich resentymentów, a ich rezultat wyborczy
(samodzielna
większość sejmowa albo też wynik tej większości bliski) d o d a t k o w o w z m o c n i
dążenie do szybkiego i widowiskowego czyszczenia.
Leszek, śmielej! (?)
Nie przypuszczam natomiast, by czystkom towarzyszyły - jak przewidują nie­
którzy - działania bardziej radykalne, prokuratorsko-sądowe, czyli zamykanie
w więzieniach osób, winnych korupcji w czasach rządów AWS. Po pierwsze
dlatego, że udowodnienie takich spraw jest bardzo t r u d n e . A po drugie - i waż464
FRONDA
19/20
niejsze: byłoby to działanie - długofalowo - w b r e w zasadniczym i n t e r e s o m
postkomunistów.
SLD-owcy są bowiem największymi profitentami systemu, istniejącego w Pol­
sce od '89 roku, i nie mają żadnego interesu w tym, aby system ten rozwalać. Otóż
0 ile czystki - nawet spore (choć nie wszechogarniające - patrz cytowany powy­
żej artykuł Skalskiego) - mieszczą się w logice tego systemu, o tyle ewentualne
represje karne zagroziłyby nie tylko skorumpowanym przeciwnikom, ale też sa­
m e m u systemowi, a w konsekwencji - stosującemu je ugrupowaniu.
A to z kilku powodów. Po pierwsze, w Polsce każdy z głównych p a r t n e r ó w
politycznej gry „ m a coś za u s z a m i " . „Ja m a m papiery na ciebie, ty na m n i e ,
1 fajnie jest, wszystko się kręci" - tak brzmi niepisana zasada n u m e r j e d e n pol­
skiego życia politycznego.
Ale dalszy ciąg tej zasady brzmi: „ M a m - ale nie wyciągam". I dlatego
ewentualne sadzanie do więzień AWS-owskich polityków przez p r o k u r a t u r ę
na rozkaz zwycięskiego SLD byłoby z ł a m a n i e m p u n k t u pierwszego niepisane­
go dekalogu III RR Oznaczałoby to b o w i e m wypowiedzenie p a k t u o faktycznej
nieagresji, początek destrukcji systemu.
Zapewne pierwszym odczutym przez SLD negatywnym efektem takiego po­
sunięcia byłaby zemsta, czyli wyciągnięcie przez polityków Akcji „kwitów na SLD".
LATO-2000
4g5
Mogłoby to być p u n k t o w o dotkli­
we, ale przecież nie zabójcze. Po
pierwsze dlatego, że - jak napisa­
łem wyżej - udowodnienie takich
spraw jest - nie tylko w Polsce, ale
w Polsce z wielu względów bardziej
niż gdzie indziej - bardzo trudne.
A po drugie dlatego, że rdzeń elek­
toratu Sojuszu jest z różnych przy­
czyn - jak to opisano wielokroć m a ł o wrażliwy na zjawisko „lepkich
rąk" swoich ulubieńców, w odróż­
nieniu od elektoratu prawicy.
Jednak długofalowo groźniejszy
dla k o m u n i s t ó w byłby inny efekt
takich działań. Gdyby bowiem zaczęli oni demaskować i sadzać do więzień „na­
szych", prawicowych złodziei, to efektem doraźnym byłoby jeszcze większe ob­
niżenie społecznych n o t o w a ń prawicy. Ale bardziej długofalowym a prawdopo­
dobnym efektem mogłaby być radykalna zmiana na prawicy i jej odrodzenie.
Teza ta jest jedynie pozornie sprzeczna z wyartykułowaną na początku te­
go tekstu tezą, iż klęska wyborcza nie o d n o w i prawicy, bo nie widać na niej
środowisk, mogących być zarzewiem zmian. Istotnie nie widać - teraz. I nie
zmieni tego faktu „zwykła" wyborcza porażka, po której AWS istniałby dalej,
w formie podobnej zapewne do BBWR z zeszłej kadencji. Taka sytuacja spowo­
duje wyłącznie kosmetyczną zmianę prawicowych elit - na miejsce X, Y czy Z,
przyszłyby po p r o s t u młodsze tychże polityków edycje.
Ale inne efekty przyniosłaby - być m o ż e - klęska, po której komuniści wy­
musiliby na prawicy zmianę radykalną. Wymusili, doprowadzając „dołowych"
prawicowych działaczy i społeczną bazę prawicy do szoku nie tylko poklęskowego, ale i moralnego. Te s k u m u l o w a n e szoki mogłyby - choć oczywiście jest
to tylko jedna z możliwych wersji wydarzeń - zaowocować na prawicy z m i a n ą
o charakterze rewolucyjnym. Przełomem, którego efektem byłaby nie tylko ra­
dykalna zmiana politycznego kierownictwa formacji, ale zerwanie jej ciągłości
instytucjonalno-organizacyjnej. P r z e ł o m e m owocującym - być m o ż e - zmianą
jej podejścia do polityki.
466
FRONDA
19/20
To z kolei mogłoby - choć, rzecz jasna, nie musiałoby - zaowocować pol­
ską edycją włoskiej „rewolucji", skierowanej przeciw niemal c a ł e m u dotych­
czasowemu establishmentowi politycznemu. W polskim wariancie na czele
owej „rewolucji" mogłaby stanąć nie tyle odrodzona, ile z u p e ł n i e n o w a prawi­
ca, realizując niejako przy okazji część swych p o s t u l a t ó w o charakterze ide­
owym.
Niestety, wydaje się, że co inteligentniejsi SLD-owcy dobrze o tym wiedzą.
Dlatego - jak przypuszczam - nie b ę d ą wsadzać prawicowych złodziei do wię­
zień i - szerzej - powstrzymają się przed najdrastyczniejszymi działaniami,
które mogłyby wypchnąć prawicę poza system polityczny.
I dlatego, niestety, tekst t e n m o g ł e m z a t y t u ł o w a ć tylko tak, jak z a t y t u ł o ­
wałem.
ŁUKASZ MOHIKA
Neokomunizm jest jedynym skutecznym taranem libe­
ralizmu w Polsce. To komuniści zapewniają siłę wy­
borczą politycznym postulatom liberałów. Komunizm
i liberalizm zmierzają innymi drogami w tym samym

Podobne dokumenty