Pobierz PDF - Fronda LUX
Transkrypt
Pobierz PDF - Fronda LUX
FRONDA PISMO POŚWIĘCONE Nr 19/20 Rok 2 0 0 0 od narodzenia Chrystusa Rok 7 5 0 8 od początku świata 3,602 32ĝ:,ĉ&21( FRONDA Nr 19/20 REDAKCJA Grzegorz Górny, Rafał Smoczyński, Sonia Szostakiewicz ZESPÓŁ Waldemar Bieniak, Nikodem Bończa-Tomaszewski, Natalia Budzyńska, Marek Jan Chodakiewicz, Piotr Frączyk-Smoczyński, Mariusz Gajda, Adam Jagielak, Aleksander Kopiński, Estera Lobkowicz, Filip Memches, Piotr Miśkiewicz, Paweł Skorowski, Piotr Soluch, Rafał Tichy, Wojciech Wencel, Jan Zieliński PROJEKT OKŁADKI Paweł Saramowicz KOREKTA I ADIUSTACJA Aleksander Kopiński OPRACOWANIE GRAFICZNE Jan Zieliński Czasopismo zostato wydane przy pomocy finansowej Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego ADRES REDAKCJI skr. poczt. 6 5 , 00-968 Warszawa 45 tel/fax 6 2 2 39 88 [email protected] \ [email protected] www.fronda.pl \ www.webfabrika.com.pl/fronda © Fronda Sp. z o.o. DRUK Apostolicum. 05-091 Ząbki, ul. Wilcza 8 SPRZEDAŻ HURTOWA Akademia KLON Sp. z o.o. tel.: (022) 6 3 2 32 62 PODZIĘKOWANIA Prowincja Wielkopolsko-Mazowiecka Towarzystwa Jezusowego, Piotr Ciompa, Waldemar Gasper, Tadeusz Grzesik, ks. Zenon Hanas SAC, Zbigniew Kozak, Agata Królikowska-Wąsik, Piotr Łysakowski, Wojciech Nachiło, Krzysztof Pluta, Paweł Poncyliusz, Jacek Rusiecki, Piotr Tarnowski, Wiesław Walendziak, Andrzej Wysocki Stowarzyszenie Kulturalne FRONDA dziękuje Stowarzyszeniu DZIKIE POLA za pomoc w inicjatywach wydawniczych Redakcja zastrzega sobie prawo dokonywania skrótów i zmiany tytuiów. Materiałów nie zamówionych nie odsyłamy. ISSN 1231-6474 S P I S R Z E C Z Y MIELONE KRASNOLUDKI DAVID HOROWITZ Religijne korzenie radykalizmu ZENON CHOCIMSKI 30 Fałszywy mesjanizm Jakuba Franka 45 HTO flenaTb? LEW ABRAMOWSK1 Metafizyka narodu w tradycji kabalistycznej 48 IZRAEL SZAHAK, NORTON MEZVINSKY Syjonistyczny mesjanizm ROZMOWA Z PROF. IZRAELEM SZAHAKIEM Ortodoksja kontra Syjon LATO-2000 83 3 ROZMOWA Z SZULAMIT ALONI Kulturkampf po izraelsku 99 O mesjańskich naukach rabina Cwi Jehudy Kooka 108 IGOR FIGA Prawo i sznur 114 DAVID PFANNEK AM BRUNNEN Dziedzic odrzuconego skarbu 125 MOSEPH DE JAISTRE Portret abortera 160 ROZMOWA Z RABINEM BYRONEM L. SHERWINEM Mamy wspólnego wroga 162 PAWEŁ LISICKI Nieskończoność na miarę śmiertelnych bogów 176 KS. KAZIMIERZ JUSZKO Żydowskie źródła liturgii Kościoła 218 ADAM KUŹ Pułapka na myszy, czyli jak spotkałem gauleitera Magadanu 242 REMIGIUSZ OKRASKA Anty-Hitlerjugend 258 ROBERT NOGACKI Zygmunt Freud: ja, bezbożny Zyd 294 ANDRZEJ FIDERKIEWICZ Czas relatywizmu. Uwagi o Freudzie 324 FILIP MEMCHES Nie wierzę psychologom. Wokół rozważań nad selfizmem MAREK KONOPKO 350 Prorok rewolucji seksualnej JAROSŁAW TOMASIEWICZ Wyznawcy Arymana MICHAŁ DYLEWSKI Antypedagogika w służbie pedofilii KASZA I ŚRUBOKRĘT 38 366 ROZMOWA Z PROF. HANSEM KUNG1EM Nie byłoby kryzysu, gdyby czytano moje książki 398 ROZMOWA Z PROF. ROBERTEM SPAEMANNEM Jezus nie był dobrym wujkiem 410 • IMPRIMATUR NIKODEM BOŃCZA-TOMASZEWSKI * „Noc ciemna" koprofaga. O malarstwie religijnym Salvadora Dali 418 MAREK HORODNICZY * Highway to Hell, Stairway to Heaven 426 WOJCIECH WENCEL * Pożegnanie z peerelem LATO2000 434 5 ALEKSANDER KOPIŃSKI 442 * Słowo jest blisko ciebie JAN BŁONNY & MARIA STAŁA Tropami wieszcza albo Parnas bis i 444 KASZA I ŚRUBOKRĘT A.D. 2015 ŁUKASZ MOHIKA Głęboka noc, niepewny brzask 454 ROZMOWA Z MARKIEM JURKIEM Wiek XXI: demokratyczny komunizm 6 Indeks ksiąg zakazanych 476 Poczta Poczta literacka / Fundusz Frondy Noty o autorach 477 487 488 FRONDA 19/20 Jak wytłumaczyć trwałość autodestrukcyjnego zaan gażowania Żydów w mesjańskie ambicje rewolucyjnej lewicy? Dlaczego, w obliczu jej praktycznej katastrofy, lewica nadal przyciąga tak wielu idealistów, w szcze gólności idealistów żydowskich? RELIGIJNE KORZENIE RADYKALIZMU D AV I D HOROWITZ Pan Marks nie wierzy w Boga, ale głęboko wierzy w samego siebie. Jego serce wypełnione jest nie miłością a złością. Ma niewiele życzliwych uczuć w sto sunku do innych ludzi, wpada w furię i ogarnia go pragnienie zemsty, kiedy ktoś ośmieli się zakwestionować wszechwiedzę uwielbianej przez niego boskiej istoty, którą jest, jak by to powiedzieć, pan Marks we własnej osobie. Michaił Bakunin, 1872 Jako ortodoksyjnego Żyda mieszkającego w przedwojennej Polsce, marksistow skiego historyka Isaaca Deutschera urzekł pewien rozdział książki zatytułowa nej Midrash, opowiadający o rabbim Meirze, wielkim uczniu rabbiego Akiby. LATO-2000 7 Rozdział t e n opowiada o tym, jak rabbi Meir p o bierał lekcje teologii u heretyka zwanego imieniem Acher (Ten Inny). Jak wspo m i n a Deutscher, p e w n e g o razu, w dzień szabasu „rabbi Meir spotkał się ze swoim na uczycielem, z k t ó r y m jak zwykle wdał się w poważną dyskusję. Heretyk jechał na ośle, podczas gdy rabbi Meir, jako że w szabas nie wolno mu było jeździć, szedł u jego boku i słuchał słów mądrości, wydobywających się z jego ust, w skupie niu tak głębokim, że nie zauważył, iż on i jego nauczyciel dotarli do rytualnej granicy, której w dzień szabasu nie w o l n o było Ż y d o m przekraczać. Wielki he retyk zwrócił się w stronę swojego ortodoksyjnego ucznia i powiedział: «Spójrz, dotarliśmy do granicy - m u s i m y się rozdzielić. Nie możesz mi dalej towarzyszyć - wracaj!» Rabbi Meir wrócił do wioski żydowskiej, a heretyk pojechał dalej poza granice ziemi Żydów." Historia ta zafascynowała Deutschera. „Dlaczego - zastanawiał się - rabbi Meir, ten światły ortodoks, pobierał lekcje u heretyka?... Dlaczego bronił go przed innymi rabinami?... Kim był ów heretyk? Wydawało się, że jest w ś r ó d Żydów, a jednocześnie go nie m a . Wykazał się niezwykłym szacunkiem dla ortodoksyjności swojego ucznia, kiedy odesłał go z p o w r o t e m do Żydów w świę ty dzień szabasu. A jednak on sam, nie oglądając się na kanony i rytuały, prze kroczył granicę." W postaci obcego heretyka D e u t s c h e r ujrzał paradygmat swojej własnej kariery radykała. Żydowski heretyk, który przekracza granicę - napisał - jest prototypem współczesnego rewolucjonisty. Poprzez zdefiniowanie rewolucyj nej tradycji, z którą s a m był związany, zidentyfikował jej przedstawicieli: Spi nozę, Marksa, Różę Luksemburg, Trockiego. Wszyscy ci słynni heretycy-rewolucjoniści „uznali kulturę żydowską za zbyt wąską, zbyt archaiczną i zbyt ograniczającą", w związku z czym „szukali ideałów i spełnienia poza nią". W świeckim świecie, do którego wkroczyli, również byli j e d n a k obcy: „Żyli na marginesie lub w zaułkach i zakamarkach własnych społeczności. Każdy z nich jednocześnie był i nie był częścią społeczeństwa, należał d o ń i nie należał." Fakt, że żyli poza widocznymi podziałami, sprawił, że stali się niemal bogami: 8 FRONDA 19/20 „Pozwoliło im to wznieść się myślą p o n a d społeczeństwa, p o n a d swoje naro dy, p o n a d swój czas i pokolenie, wznieść się m e n t a l n i e aż do nowych, szer szych horyzontów, daleko w przyszłość". Issac D e u t s c h e r był m o i m nauczycielem, a Acher, obcy heretyk, jest posta cią, z którą i ja identyfikuję się w m o i m życiu radykała. Byłem p o t o m k i e m so cjalistów i komunistów, Ż y d ó w zniechęconych do judaizmu, którzy kroczyli drogą ideałów wykraczających poza granice społeczności żydowskiej i jej tra dycji, rewolucjonistów, którzy szukali spełnienia w wolnej przyszłości poza granicami społeczeństw i narodów, które określały ludzką teraźniejszość. Pa m i ę t a m jak mając dziewięć lat m a s z e r o w a ł e m z rodzicami ulicami N o w e g o Jorku, podczas p o c h o d u komunistycznego z okazji 1 maja. Był rok 1948, ko munistyczne siły polityczne, kierowane przez M o s k w ę i w s p i e r a n e przez Ar mię Czerwoną, przejmowały kontrolę n a d E u r o p ą Wschodnią. W lutym k o m u niści obalili rząd Czechosłowacji. W m a r c u prezydent T r u m a n stanął przed Kongresem, aby zmobilizować amerykańskie siły do rysującej się już na hory zoncie walki z k o m u n i s t a m i . Był to początek zimnej wojny, a nasz pierwszo majowy pochód był a k t e m politycznego o p o r u . Moi rodzice i ja byliśmy już po drugiej stronie niewidocznej granicy - gra nicy, która oddzielała nas od narodu, na którego marginesie, w zakamarkach i zaułkach żyliśmy. A jednak, kiedy wznosiliśmy okrzyki - One, rwo, three, four/ We don't want another war - czuliśmy się po prostu tak, jakbyśmy byli bezdom ni. Maszerując w szeregu przekroczyliśmy kolejną granicę dzielącą nas od kró lestwa naszej politycznej wyobraźni, gdzie rewolucyjna przyszłość już dotarła. W naszych sercach czuliśmy ogromną, uspokajającą d u m ę , że jesteśmy częścią postępowej awangardy ludzkości, maszerującej w stronę świata, w którym woj na i niesprawiedliwość miały być jedynie w s p o m n i e n i a m i z dawnych czasów. W z d ł u ż nowojorskiej Ósmej Alei u s t a w i o n e były szare, d r e w n i a n e barier ki z wymalowanymi literami N.Y.RD.*, których z a d a n i e m było p o w s t r z y m a n i e t ł u m u wrogo usposobionych do nas gapiów. Strach, który we m n i e tkwił, tłu miło ciśnienie wywołane naszymi okrzykami i piosenkami. W p e w n y m m o mencie nasze szeregi zamilkły, ponieważ zatrzymaliśmy się, aby przepuścić sa mochody stojące na skrzyżowaniu. Kiedy tak czekaliśmy, aby za chwilę na n o w o podjąć nasz marsz, grupa ulicznych dzieciaków, niektórych tak małych * N.Y.RD. - Departament Policji Nowego Jorku (przyp. tłum.). LATO-2000 9 jak ja, oparła się o j e d n ą z barierek i zaczęła wykrzykiwać: „Precz z komunista mi! Niech żyją Irlandczycy!" Obelgi te zraniły m n i e i wprawiły w zakłopotanie, zupełnie jakbym otrzymał prawdziwy cios. Serce podeszło mi do gardła: to by ło takie niesprawiedliwe. Chciałem krzyknąć w odpowiedzi: „Nic nie rozumie cie! Robimy to dla was. Dla Irlandczyków i dla nie-Irlandczyków. Dla dnia, w którym nie będzie wojen ani narodów, tylko jedna ludzka rodzina." Chcia łem odpowiedzieć, ale tego nie zrobiłem. Cały dzień r a z e m z innymi krzycza łem w powietrze do niewidzialnej publiczności, która, byłem tego pewien, m u siała usłyszeć prawdę, którą głosiliśmy i powitać ją z radością. Teraz s t a ł e m przed prawdziwymi ludźmi, którzy usłyszeli to, co mieliśmy do powiedzenia, i którzy nienawidzili nas za to i gardzili n a m i . To było jedyne wyraźne w s p o m n i e n i e z całego dnia 1 maja 1948 roku. Przez następnych dwadzieścia pięć lat p o z o s t a w a ł e m w szeregach politycznej lewicy. Byłem żołnierzem międzynarodowej armii walczącej w imieniu bied nych i uciskanych. Przejmowałem się racjami wszystkich wywłaszczonych spo łeczności. Dopiero znacznie później zdałem sobie sprawę, że stając się częścią lewicy, tak naprawdę nie wziąłem odpowiedzialności za żadną społeczność. M i m o że żyliśmy w społeczeństwie, nie byliśmy jego częścią. Nie reprezento waliśmy nikogo, nawet samych siebie. Przez wszystkie te lata, podczas których broniliśmy uciśnionych, ani razu nie zdarzyło mi się krzyczeć, tak jak robiły to t a m t e irlandzkie dzieciaki: „Niech żyją Żydzi!" Nie uważałem siebie za Żyda. Byłem rewolucjonistą i internacjonalistą. Uj rzenie siebie jako Żyda - członka realnej społeczności ze wszystkimi ludzkimi ograniczeniami i niedoskonałościami, identyfikacja z żądaniami takiej społecz ności to byłaby zdrada rewolucyjnej idei. Przez wszystkie te lata nigdy nie po zwoliłem sobie sprawdzić, czym m o g ł o by być u z n a n i e siebie za Żyda, tak jak nigdy nie czułem, że j e s t e m Amerykaninem, ani też jak by to było, gdybym utożsamił się z jakakolwiek społecznością mniejszą aniżeli s a m a ludzkość. Z takim podejściem byłem prawdziwym lewicowcem. Dopiero kiedy ostatecz nie zerwałem z rewolucyjnymi fantazjami, po raz pierwszy zacząłem doświad czać swojej własnej rzeczywistości, a także realiów społeczności, do których należałem - stało się tak dopiero gdy o p u ś c i ł e m szeregi politycznej awangar dy, której misją była zmiana świata. Kiedy naprawdę opuściłem lewicę, morał, jaki wyciągnąłem z historii o rabbim Meirze i obcym heretyku, historii która wywarła tak wielkie wraże10 FRONDA 19/20 nie na Isaaku Deutscherze, przestał być moim m o r a ł e m . Stał się czymś odwrot nym. Morał, jaki teraz odnajduję, to znaczenie granic - granic religijnych, któ re oddzielają to, co święte od tego, co świeckie; granic świeckich oddzielają cych to, co nieznane od tego, co znane, apokaliptyczne od doczesnego. To, czego konserwatywne lekcje mojego heretyckiego życia nauczyły m n i e o grani cach, to cena, jaką trzeba zapłacić za ich przekroczenie. Kiedy w latach sześćdziesiątych zaczynałem swoją działalność radykała, Deutscher, jako marksistowski biograf Trockiego i Stalina, był już ogólnie ce nioną postacią świata kultury. Czterdzieści lat wcześniej, kiedy rewolucja bol szewicka była jeszcze młoda, D e u t s c h e r był działaczem politycznym w Euro pie Wschodniej. Później, jako m e n t o r Nowej Lewicy, ludzi takich jak ja, Deutscher zawsze miał gotową jakąś pouczającą anegdotę o tamtych odurzają cych czasach. J e d n a z jego zabawnych opowieści dotyczyła d w ó c h najważniej szych przywódców Międzynarodówki komunistycznej, Karola Radka i Grigori ja Zinowiewa, którzy w 1918 roku przyjechali do Niemiec, aby wzniecić t a m ogień rewolucji. Jak wielu innych wiodących bolszewików (np. Swierdłow, Kamieniew czy Trocki), zarówno Radek jak i Zinowiew byli Żydami, p o d o b n i e jak czołowa postać rewolucji niemieckiej - Róża Luksemburg - oraz przywódca nowego rządu Węgier, Bela Kun. A także jak inspirator wszystkich rewolucyj nych wysiłków, Karol Marks, który pochodził z długiej linii słynnych rabinów z Trewiru. Radek zwrócił się do t ł u m u : „Przeprowadziliśmy rewolucję w Rosji i na Węgrzech, a teraz rewolucja wybuchnie w Niemczech - zaczął grzmiącym głosem - a później będziemy mieli rewolucję we Francji i w Anglii, a w końcu i w Ameryce". Podczas gdy Radek wprowadzał się w stan euforii, Zinowiew poklepał go po ramieniu i wyszeptał: „Karol, Karol, Ż y d ó w n a m nie starczy". Jest to historia apokryficzna, ale jej sens jest trafny. Przez n i e m a l dwie ście lat Żydzi odgrywali nieproporcjonalnie wielką rolę jako przywódcy współczesnych r u c h ó w rewolucyjnych w E u r o p i e i na całym Z a c h o d z i e . W oczach tych socjalistycznych r e w o l u c j o n i s t ó w burżuazyjna w o l n o ś ć usta n o w i o n a przez rewolucję francuską była jedynie wolnością połowiczną. Po wszechne prawa człowieka stworzyły j e d n o ś ć rodzaju ludzkiego w dziedzinie polityki, ale s p o ł e c z e ń s t w o obywatelskie p o z o s t a ł o p o d z i e l o n e i n i e r ó w n e . Tylko n o w a rewolucja m o g ł a naprawić błędy w s p o ł e c z n y m k o s m o s i e . Poprzez d o p r o w a d z e n i e rewolucji do końca socjaliści wkroczyliby w n o w e tysiąclecie i wypełnili mesjanistyczne p r z e p o w i e d n i e dotyczące końca przedLATO-2000 11 oświeceniowych religii, zdyskredytowanych przez współczesne idee. Przy p o m o c y tej rewolucji o d n o w i o n a zostałaby u t r a c o n a j e d n o ś ć rodzaju ludzkiego, przywrócona h a r m o n i a społeczna, a raj odzyskany. Byłby to tikkun olam, n a p r a w a świata. Jeśli rewolucja była walką świecką, to jej Mojżeszem był „wyrasowiony" Żyd, którego ojciec zmienił imię z Herschel na Heinrich i przeszedł na chrześcijań stwo, aby popchnąć rozwój swej rządowej kariery. Młody Marks wyrósł na inte ligentnego, acz zawziętego młodzieńca, zżeranego przez nienawiść nie tylko do społeczeństwa, które go zlekceważyło, ale również do społeczności, która go wy chowała. Przejmując najgorsze antysemickie stereotypy, włączył je do swojej wczesnej wizji rewolucji, identyfikując Żyda z symbolem społeczeństwa, które chciał zniszczyć: „Bóg Żydów został zeświecczony i stał się bogiem tego świata" - czytamy w jednym z wczesnych rękopisów. „Pieniądz jest tym zazdrosnym Bo giem Izraela, z którym żaden inny nie m o ż e się równać." W katechizmie dla re wolucjonistów Marks przejmuje odwieczne argumenty prześladowców swoich rodaków: „Jaka jest świecka podstawa żydostwa? Praktyczna potrzeba, własna korzyść. Jaki jest świecki kult Żyda? Handel. Jaki jest jego świecki bóg? Pieniądz. (...) Pieniądz jest wyobcowaną od człowieka istotą ludzkiej pracy i egzystencji: ta obca istota ma go w swej mocy, on zaś zanosi do niej modły." Zbawieniem dla Żydów jest więc rewolucja, która wypleniłaby same podstawy porządku społecz nego. W końcu rewolucja odniesie sukces w „niszczeniu faktycznej podstawy ży dostwa - obiecywał Marks - a bycie Żydem stanie się niemożliwe, ponieważ je go świadomość nie będzie już dłużej miała oparcia". W ten sposób rewolucyjne równanie zostaje zakończone: „Ostatecznie, społeczna emancypacja społeczno ści żydowskiej jest uwolnieniem się rodzaju ludzkiego od żydostwa". Dla świeckich Żydów, takich jak Marks, radykalna idea głosząca, że rewo lucja burżuazyjna była niekompletna, niosła ze sobą przesłanie, k t ó r e m u nie sposób było się oprzeć. Burżuazyjna u s t a w a o prawach obywatelskich otworzy ła europejskie getta, gwarantując wolność cywilną poszczególnym Ż y d o m i od mawiając zarazem uznania Żydów, jako społeczności uparcie odrzucającej asy milację. W rezultacie n a w e t zeświecczeni Żydzi p o s t r z e g a n i byli jako członkowie obcego n a r o d u . To im rewolucja socjalistyczna obiecywała praw dziwą o d n o w ę ich własnego człowieczeństwa i ogólnej wolności - m i a ł o to być społeczeństwo uwolnione od religijnej iluzji i narodowych podziałów; świat będący całością, tikkun olam. Komunizm, jak go przedstawiał Marks, był „ta12 FRONDA 19/20 jemnicą zbawienia ludzkości" - tak jakby p r o b l e m ludzkiego wyobcowania i cierpienia był niczym więcej jak intelektualną układanką. Antysemityzm był ożywczą pasją twórców socjalizmu (Fouriera, Proudhona, a także Marksa), ale w ciągu całego wieku XIX te trujące opary wydobywały się głównie z prawicy, podczas gdy Żydzi znaleźli swoich obrońców na politycznej lewicy. Zmieniło się to wraz z wybuchem I wojny światowej. Jej barbarzyństwa zniweczyły oczekiwania związane z postępem cywilnym i ożywiły pasję rewolu cji. I tak z popiołów kataklizmu wyłoniły się nowe ruchy radykalne. Korzenie faszyzmu i k o m u n i z m u wyrastały z mesjańskich ambicji i gnostycznych iluzji. Obydwa kierunki pobudzały zbawcze twierdzenia socjalistycznej obietnicy. Obydwa badały historyczną transcendencję, proponując ostateczne rozwiązanie ponadczasowych problemów ludzkiej kondycji. Obydwa zamierzały zbudować swoją socjalistyczną przyszłość poprzez uprzednie zniszczenie burżuazyjnej teraźniejszości, na której ru inach mogłyby wznieść swoje utopie. Obydwa zamierzały odbudować utraconą jedność ludzkości, dzieląc ją najpierw na przeciwne sobie obozy: obóz politycznie zbawionych i moralnie przeklętych, dzieci światła i nosicieli ciem ności, nas i ich. Faszyzm proponował oparcie swo jej utopii na słowie Volk, czyli na czystości i soli darności plemienia. Międzynarodowy socjalizm proponował wzniesienie swojej utopii na podstawach kla sowych - stworzenie moralnie oczyszczonego, proletariackiego Ubermenscha, „nowego mężczyzny" i „nowej kobiety". Środkiem oczyszczającym był w obu przypadkach terror polityczny. „Proletariacki przymus we wszystkich swoich formach, poczynając od oddziału straży pożarnej, jest (...) sposobem na wykorzenienie człowieka k o m u n i z m u z materiału ludzkiego ery kapitalistycz nej" - wyjaśniał Bucharin, przyszła ofiara swojej własnej recepty. Po roku 1917 ruchy te wypowiedziały polityczną wojnę liberalnym r z ą d o m burżuazyjnej Europy. W Niemczech partia komunistyczna nakazała swoim działaczom współpracę z nazistami i prześcigała się z nimi w politycznym okrucieństwie, którego celem był u p a d e k rządzącej koalicji demokratycznej. W roku 1933 u d a ł o im się republikę weimarską w końcu zniszczyć. Był to akt, który przesądził o losie europejskich Żydów. LATO-2000 13 Deutscher był żołnierzem, stojącym po jednej ze stron poli tycznej bitwy. W chwili szcze rości, które się n a m zdarzały, jak to nauczycielowi i ucznio wi, wyznał mi, że czuje się winny, bo uwierzył w ideę, która zadecydowała o życiu i śmierci milionów Żydów. Wspólnie z innymi Żydami aktywnie uczestniczą cymi w marksistowskiej Międzynarodówce w okresie międzywojennym, Deut scher występował za s a m o s t a n o w i e n i e m wszystkich n a r o d ó w - z wyjątkiem Żydów. Zostając międzynarodowymi rewolucjonistami, owi Żydzi-heretycy z entuzjazmem przyjęli doktrynę „biblijnej" wiary, którą u p r z e d n i o odrzucili. Jako ludzie bez ziemi utrzymywali, że Żydzi mają szczególną misję w m a r s z u ludzkości ku rewolucyjnej przyszłości. Misją tą było stać się rewolucyjnym „światłem dla n a r o d ó w " , wskazywać drogę wybawienia człowieka w zjedno czonym świecie, w którym narody jako takie nie mogły już dłużej istnieć. Taki był Żyd Trocki (właśc. Bronstein), prawa ręka Lenina, który udawał, że nie słyszy błagań swoich własnych rodaków, odprawiając sowieckich Ż y d ó w jako istoty należące do pogardzanej petite bourgeoisie. W d r u g i m roku hitlerow skiej wojny ze swego wygnania w Meksyku Trocki tak wypowiadał się o losie swoich braci, Żydów: „Teraz m o ż n a zobaczyć, czym jest p r ó b a u r a t o w a n i a sprawy żydowskiej poprzez emigrację Żydów do Palestyny - tragifarsą n a r o d u żydowskiego. (...) Nigdy nie było tak oczywiste jak dzisiaj, że ucieczka Ż y d ó w związana jest nieodłącznie z obaleniem systemu kapitalistycznego." Tak więc Trocki i Deutscher, a także inni internacjonaliści lat trzydziestych utrzymywali, że zbawienie społeczności żydowskiej zależy od obalenia kapitali zmu, że rozwiązaniem „kwestii żydowskiej" jest marksistowska rewolucja, czy li - innymi słowy - destrukcja społeczeństwa liberalnego w Europie. Wypowia dali się oni przeciwko działającym w ruchu socjalistycznym syjonistom, którzy namawiali Żydów do emigracji do Palestyny, nazywali rodzący się żydowski kraj miejscem ucieczki i arką przetrwania. Występowali też przeciwko wszystkim nie-socjalistom, którzy starali się wesprzeć liberalną demokrację kapitalistycz nego Zachodu jako m u r obronny przed barbarzyńskim zagrożeniem. Pracując na zgubę tych liberalnych społeczeństw i podkopując ich burżuazyjne prawa, radykałowie tacy jak D e u t s c h e r czy Trocki pomogli u s u n ą ć osto14 FRONDA 19/20 ję istnienia europejskich Żydów. J e d n a k obiecywane przez nich rewolucyjne zbawienie nigdy nie nadeszło. Przetrwali tylko ci, którzy pozostali głusi na ich wołanie i wyjechali do Palestyny, aby t a m b u d o w a ć syjonistyczne p a ń s t w o . Rzesze tych, którzy ich posłuchali i zostali, aby walczyć za socjalizm, zginęły podczas nazistowskiego Holocaustu. W Rosji stalinowski terror przeżyli tylko nieliczni bolszewiccy Żydzi. Ra dek, Zinowiew, Kamieniew, Swierdłow i Trocki - wszyscy oni zostali z a m o r d o wani przez rewolucję, której zawierzyli. J e d n a k garstka sowieckich Żydów, któ ra przetrwała nazistowską inwazję, podtrzymywała złudzenie, że socjalizm wciąż jeszcze może dać Ż y d o m nadzieję. Kiedy tylko skończyła się wojna, Sta lin zaczął przygotowywać swoje własne „ostateczne rozwiązanie", które miało dokończyć dzieło rozpoczęte przez Hitlera. W roku 1948 rozpoczęły się aresz towania i m o r d e r s t w a sowieckich Żydów. Tylko śmierć Stalina zapobiegła wy pełnieniu się nowego Holocaustu. Kampania Stalina przeciw Ż y d o m inspirowana była jego w ł a s n ą paranoją, jednak jej racjonalne uzasadnienie idealnie pasowało do kształtów socjalistycz nego projektu. Sam Lenin napisał: „Ktokolwiek, bezpośrednio lub pośrednio, głosi hasło żydowskiej «kultury narodowej» (nawet jeżeli czyni to w dobrej in tencji), jest wrogiem proletariatu, poplecznikiem tego, co stare, (...) współpra cownikiem rabinów i burżuazji". A tak sformułował tę ideę Marks: „Ostatecz nie, społeczna emancypacja społeczności żydowskiej jest u w o l n i e n i e m się rodzaju ludzkiego od żydostwa". Dziedzictwo stalinowskiego antysemityzmu miało swoje przedłużenie w kulturalnych i religijnych prześladowaniach spo łeczności żydowskiej - co było u d z i a ł e m wszystkich mniejszości w socjali stycznym i m p e r i u m - ale także w szkoleniu terrorystów i dostarczaniu broni, z pomocą której arabscy wrogowie Izraela mieli zagrozić istnieniu p a ń s t w a ży dowskiego. Kiedyś głównym ośrodkiem międzynarodowego antysemityzmu była pra wica, dzisiaj jest n i m lewica. Dwie przystanie ocalałych z Holocaustu Ż y d ó w Izrael i Stany Zjednoczone - to d w a kraje, które od zakończenia II wojny świa towej są bezustannie atakowane przez międzynarodową lewicę. „Amerykański imperializm" i „syjonistyczny rasizm" to wielkie diabły lewicowej wyobraźni. W Stanach Zjednoczonych Organizacja Wyzwolenia Palestyny i inni arabscy terroryści weszli w układ z rasistami i antysemickimi czarnymi „nacjonalista mi", takimi jak Louis Farrakhan, podczas gdy sojusznicy Farrakhana stali się LATO-2000 15 częścią „progresywnej tęczy" Partii Demokratycznej. G ł o ś n o również o Żydach działających w ramach owego szerokiego r u c h u współczesnej lewicy, którzy podążają za tymi samymi iluzjami, co żydowscy radykałowie w przeszłości wierzą, że są światłem dla narodów, że ich rewolucja doprowadzi do mesjanicznej transformacji ogólnej nienawiści w socjalistyczną h a r m o n i ę , ludzkiego zła w społeczne d o b r o i że będzie to oznaczać tikkun olam. Jak wytłumaczyć trwałość tego autodestrukcyjnego zaangażowania w m e sjańskie ambicje rewolucyjnej lewicy? Dlaczego, w obliczu jej praktycznej ka tastrofy, lewica nadal przyciąga tak wielu idealistów, w szczególności ideali stów żydowskich? W odpowiedzi na to pytanie często m o ż n a usłyszeć stwierdzenie, że jest to kwestia przyciągania czy też swego rodzaju pokrewieństwa p o m i ę d z y socjali z m e m i judaizmem. Z tego p u n k t u widzenia socjalizm jest spe ł nie nie m n a u k i moralnej żydowskich proroków; socjaliści są pełnymi współczucia aniołami świeckiego świata. Tylko co jest m o r a l n e g o i anielskiego w ruchu, który j e d n o czy się z antysemitami i rasistami, skrywając jednocześnie swój p r o g r a m za za słoną kłamstw? Co ma wspólnego współczucie ze sprawą, która przyniosła światu gułagi i politycznie sprowokowany głód, która zrodziła ogólną niedolę socjalistycznego świata? Stwierdzenie, że tym, co przyciąga Ż y d ó w do lewicy, jest rewolucyjna obietnica społecznej sprawiedliwości, jest r ó w n o z n a c z n e z przyznaniem, iż okłamuje się samego siebie. N i e wyjaśnia to, dlaczego Żydzi nadal czują się w obozie lewicy jak u siebie w d o m u , p o m i m o ponurej historii lewicowych praktyk. Aby to wyjaśnić, trzeba najpierw zrozumieć n a t u r ę tej świeckiej wiary. Aby b o w i e m p o d t r z y m a ć swe stanowisko w obliczu tak sprzecznych wymagań, potrzeba przede wszystkim aktu wiary. Jak już d a w n o zauważono, rewolucyjna nadzieja jest religijnym gnostycyzmem. Jest to wiara w świat tkwiący w szponach zła oraz w osiągnięcie ziem skiego zbawienia przy pomocy wiedzy. Lewica jest nieczuła na swoje w ł a s n e katastrofy, ponieważ fakt katastrofy jest przesłanką jej wiary. Religijną podsta wą jej politycznych przekonań jest idea historii jako utraty łaski. Jeśli socjali styczny eksperyment opanuje korupcja, jego winą będzie jedynie niezdolność do ucieczki od już istniejącej korupcji. Lewicy nie wystarczy reformowanie in stytucji. Zamiast tego proponuje o n a naprawienie samych f u n d a m e n t ó w egzy stencji. Dopóki nie osiągnie się zbawienia powszechnego, szczegółowe rozwią zania będą bez znaczenia. 16 FRONDA 19/20 Dla świeckich mesjanistów radykalnej lewicy świat jaki z n a m y jest społecz nym złudzeniem. G a t u n e k ludzki wyobcowany jest ze swego „prawdziwego ja". Podobnie jak dla religijnych gnostyków, rzeczywistość jest dla nich rozcza rowaniem, t w o r e m fałszywej świadomości. Religijni rewolucjoniści wierzą, że ludzkość tworzy swoją w ł a s n ą rzeczywistość. Nie ma więc granic tego, czym ludzkość m o ż e się stać. Wyalienowanie i cierpienie m o ż n a jednak zniszczyć poprzez rewolucję, która przywróci ludzkość do jej oryginalnego bytu. Religia reakcyjna n atomiast próbuje pogodzić ludzkość z jej niemożliwą do zaakcepto wania rzeczywistością i z m a r z e n i e m o boskiej interwencji, czyli - innymi sło wy - z nadzieją. Jest to o p i u m dla mas, przerzucenie własnej potęgi ludzkości - która jest siłą umożliwiającą wyzwolenie - na n a d n a t u r a l n ą istotę: Boga. Re wolucyjna wiara odrzuca iluzję boskiej łaski i proponuje siebie samą jako siłę mesjańską. Rewolucyjną odpowiedzią na religijne pytanie jest potrzeba zmia ny warunków, które sprawiają, że wiara jest niezbędna. Rewolucyjny p r o r o k proklamuje teologię liberalizacji: „będziecie niczym bogowie tworzyć w a r u n k i swojego własnego zbawienia". „Alienacja" jest marksistowską n a z w ą dla katastrofy, która przytrafiła się ludzkiej egzystencji, gdyż nie ma tak po p r o s t u poszczególnych niesprawiedli wości, które m o ż n a by uleczyć przy p o m o c y jakichś szczegółowych reform, lecz istnieje jedna niesprawiedliwość obecna w każdej s t r u k t u r z e ludzkiego by towania na tym świecie, niesprawiedliwość, której ż a d n a reforma uleczyć nie może. Żydzi również mają swoją nazwę dla tej egzystencjalnej katastrofy i jest to niemal to s a m o słowo: wygnanie. W Manifeście komunistycznym Marksa prole tariat określany jest jako ludzie żyjący na wygnaniu, tak jak Żydzi: „Proletariu sze nie mają ojczyzny. (...) Proletariusze wszystkich krajów łączcie się! Nie macie do stracenia nic poza swoimi o k o w a m i . " Polityczne preludium I wojny światowej obaliło proklamację Marksa. Kiedy wypowiedziano wojnę, partie socjalistyczne zjednoczyły się ze swoimi naroda mi, dowodząc w t e n sposób, że proletariusze mieli ojczyznę, a więc coś więcej do stracenia poza okowami. Wygnanie nie było prawdziwym s t a n e m proletariuszy, ale było prawdziwym s t a n e m Żydów takich jak Marks. Marks, który sam wyłą czył się ze swojej własnej społeczności jako religijny wygnaniec, a następnie ze społeczeństwa burżuazyjnej Anglii, jako socjalistyczny rewolucjonista, wyłączo ny również ze społeczeństwa niemieckiego, jako Żyd, stworzył sobie internacjonalistyczne marzenie, aby znaleźć rozwiązanie dla tej zagadki. Socjalizm był LATO-2000 17 chęcią uwolnienia się z osobistego wygnania poprzez zniszczenie samej idei na rodu, poprzez zjednoczenie rodzaju ludzkiego w marksistowskim Syjonie. To właśnie paradygmat wygnania łączy los Ż y d ó w z radykalną lewicą. Ten sam paradygmat wytycza fałszywe granice pomiędzy żydowską wiarą a rewo lucyjną pasją. I to właśnie ten paradygmat wygnania w tradycji żydowskiej ostrzega nas przed niebezpieczeństwami, jakie niosą p o d o b n e mesjanistyczne nadzieje - nadzieje gnostyckie i apokaliptyczne, proponujące samo-przemienienie człowieka w anioła, obiecujące stworzenie raju na ziemi. W żydowskiej tradycji wygnanie stoi u progu historii całej ludzkości: wygna nie pierwszej pary z rajskiego ogrodu. A d a m i Ewa byli naszymi rodzicami, ale nie znali dobra ani zła, wstydu, cierpienia, pracy i śmierci. Są naszymi rodzica mi i naszą niewinnością; pochodzimy od nich, ale nie jesteśmy tacy jak oni. Są tacy, jakimi my marzymy, aby być. Genesis to opowieść-przestroga o tym, k i m jesteśmy. W ogrodzie tylko je den owoc był zakazany: „Z drzewa poznania d o b r a i zła nie w o l n o ci jeść, bo gdy z niego spożyjesz, niechybnie u m r z e s z " (Rdz 2,17). Zjeść t e n owoc zna czyło tyle s a m o co utracić niewinność, a zarazem ofiarowany n a m raj. J e d n a k chwilę po tym, jak Bóg zakazał jeść z tego drzewa, do Ewy zbliżył się wąż i sło wami, które brzmiały niemal dokładnie tak s a m o jak słowa marksistowskiej obietnicy, skłonił ją, by zbagatelizowała zakaz Boga: „gdy spożyjecie owoc z te go drzewa, otworzą się w a m oczy i tak jak Bóg będziecie znali d o b r o i z ł o " (Rdz 3,5). Adam i Ewa zjedli więc zakazany owoc, a Bóg ukarał ich, każąc ro dzić dzieci w bólu i ciężko pracować przez wszystkie dni życia aż do śmierci. Była też inna kara - wygnanie z raju. „Pan Bóg rzekł: «Oto człowiek stał się taki jak my: zna d o b r o i zło; niechaj teraz nie wyciągnie przypadkiem ręki, aby zerwać owoc także z drzewa życia, zjeść go i żyć na wieki». Dlatego Pan Bóg wydalił go z ogrodu Eden, aby uprawiał tę ziemię, z której został wzięty. Wy gnawszy zaś człowieka, Bóg postawił przed o g r o d e m Eden c h e r u b ó w i poły skujące ostrze miecza, aby strzec drogi do drzewa życia" (Rdz 3,22-24). W tej paraboli możliwość zbawienia symbolizowana jest przez płonący miecz, który wskazuje drogę p o w r o t u . Ale zagradzając wejście, miecz t e n sym bolizuje również fakt, że p o w r ó t możliwy jest tylko dzięki boskiej łasce. W tradycji biblijnej wygnanie z raju jest przedsionkiem historii ludzkości. Przekleństwo rzucone przez Boga - aby żyć na wygnaniu, poza rajem, aby pra18 FRONDA 19/20 cować w bólu, cier pieć i umrzeć - m o ż n a więc przę tłumaczyć w na stępujący sposób: Będziecie ludźmi. Od chwili kiedy nasi wspólni rodzice zjedli z drzewa wiedzy, mie szając dobro ze złem, jesteśmy ludźmi: wygnanymi z miejsca, z którego pocho dzimy, zniechęconymi do siebie samych. Temat wygnania przewija się w całej biblijnej historii. Biblia opowiada, jak niedługo po wygnaniu pierwszej pary z Edenu, Bóg został p o n o w n i e tak spro wokowany ludzkim złem, że postanowił wyplenić w ł a s n e dzieło z ziemi. „Pan widział, że wielka jest niegodziwość ludzi na ziemi... Wreszcie rzekł Pan: «Zgładzę ludzi, których stworzyłem, z powierzchni ziemi»" (Rdz 6,5.7). Ale je den człowiek, Noe, znalazł łaskę w oczach Pana i Bóg ustąpił i postanowił go ocalić: „...ale z tobą zawrę przymierze" (Rdz 6,18). Po potopie, który Bóg zesłał, aby zniszczyć świat, N o e zbudował ołtarz i złożył na n i m ofiarę. Kiedy N o e to uczynił, Bóg, jako mądry i z a s m u c o n y oj ciec, g o t ó w był pogodzić się z własnym stworzeniem: „Gdy Pan poczuł m i ł ą w o ń [ofiary N o e g o ] , rzekł do siebie: «Nie b ę d ę już więcej złorzeczył ziemi ze względu na ludzi, bo usposobienie człowieka jest złe już od młodości. Przeto już nigdy nie zgładzę wszystkiego, co żyje, jak to uczyniłem*" (Rdz 8,21). W tym pierwszym z niezwykłych związków, łączących boską potęgę z tra dycją żydowską, Bóg tworzy granice ludzkiej egzystencji, deklarując, że będzie żył razem ze swoim stworzeniem, m i m o iż jest o n o przeznaczone, by Go za wodzić i czynić zło. Było to pierwsze przymierze, które podczas ucieczki z Egiptu staje się przymierzem pomiędzy Bogiem i Jego ludem, Izraelem. Póź niej, u p o d n ó ż a góry Synaj Bóg powie Izraelitom: „będziecie mi królestwem kapłanów i l u d e m świętym" (Wj 19,6). J e d n a k m i m o iż są oni wybrani, Izra elici pozostają nadal dziećmi Adama, a w ich sercach d o b r o miesza się ze złem. Jako że zostali oni wybrani, Bóg wskazuje Izraelitom ścieżkę prowadzącą do źródła. Ścieżką tą jest Prawo, które po raz pierwszy Bóg dał Mojżeszowi na górze Synaj. W Edenie, przed u p a d k i e m było tylko j e d n o przykazanie. Teraz jest ich wiele. Aby ich p o d s t a w o w e znaczenie nie zostało z a p o m n i a n e , m ó w i Pan swojemu prorokowi: „Powiedz Izraelitom, niech sobie zrobią frędzle na LATO-2000 19 krajach swoich szat, oni i ich p o t o m s t w o , i do każdej frędzli użyją sznurka z fioleto wej p u r p u r y " (Lb 15,38). Frędzle ozna czają granice, k t ó r e m u s z ą uszanować, aby kontrolować swoje ludzkie serca: „Dla w a s b ę d ą te frędzle, a gdy na nie spojrzycie, przypomnicie sobie wszystkie przykazania Pa na, aby je wypełnić - a nie pójdziecie za żądzami swego serca i oczu, przez które plamiliście się niewiernością" (Lb 15,39). Ludzie nadal są dziećmi A d a m a i Ewy, stworzeniami s k ł o n n y m i do zła przez pożądanie, które mają w sercu. Boskie przymierze ma d w a ostrza, tak jak miecz, który strzeże b r a m Edenu. Są to błogosławieństwo i przekleństwo: „Patrz! Kładę dziś przed tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście. Ja dziś nakazuję ci miłować Pana, Boga twego, i chodzić Jego drogami, pełniąc Jego polecenia, prawa i nakazy, abyś żył i m n o żył się, a Pan, Bóg twój, będzie ci błogosławił w kraju, który idziesz posiąść. Ale jeśli swe serce odwrócisz, nie usłuchasz... oświadczam w a m dzisiaj, że na pew no zginiecie" (Pwt 30,15-17.18). Wygnanie jest klątwą Boga za złamanie Jego przymierza, za wybranie zła kosztem dobra. Ale ponieważ Bóg zobowiązany jest własnym przymierzem, aby nie zniszczyć swojego stworzenia, wygnanie to jest również podstawą nadziei. Dla tych, których serca otwarte są na Boga, i którzy wypełniają Jego przykazania, istnieje obietnica p o w r o t u do źródła. We wczesnym okresie wygnania Izraelitów nadzieja na zbawienie związana jest z nadejściem Mesjasza, p o m a z a ń c a Bożego, takiego jak Dawid, który popro wadzi lud Boga do jego d o m u w Syjonie. Ale kiedy wygnanie z ziemi Izraela wy daje się coraz bardziej trwałe, w mesjanizmie żydowskim zaczyna się rozwijać nić apokaliptyczna, która nie traktuje już zbawienia jako odzyskania dobra z mi nionych czasów. Przedtem wizja mesjanistycznej przyszłości p o d s u m o w a n a by ła przez powiedzenie zawarte w Talmudzie: „Jedyną różnicą, jaka istnieje mię dzy tą wiecznością a dniami Mesjasza, jest zależność [Izraela] od innych n a r o d ó w " . Ale teraz prorocy zaczynają mówić o „końcu dni", którego nadejście będzie c u d o w n e i nagłe, w którym rządzić będzie s a m Bóg, ustanawiając wła sne prawo, i które to dni będą sygnałem nadejścia końca czasu historycznego. N a w e t ten apokaliptyczny mesjanizm nie zapomniał jednak znaczenia hi storii: w Bogu i Jego przymierzu leży p o d s t a w o w a nadzieja zbawienia ludzkie20 FRONDA 19/20 go. Tak więc kamieniem węgielnym nabożeństwa mniejszości żydowskiej, Amidaha, jest pean na cześć Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba, który czci przymierze z N i m i Jego obietnicę: „Bądź błogosławiony, o Panie, Zbawco Izraela... Zadmij w wielki róg, aby nas uwolnić i podnieś sztandar, aby zwołać n a s z wygnania i pozbierać nas z czterech stron świata. Bądź błogosławiony, o Panie, który zbie rasz banitów, swój lud Izraela." Pokora porażki, cierpienie wygnania uczą nas, kim jesteśmy. To nie przypa dek, że wielkie okresy kształtowania się religii żydowskiej - czasy Patriarchów, objawienia na górze Synaj, powstania Talmudu - wszystkie są okresami wy gnania. Jednak także w wygnaniu czai się niebezpieczeństwo. Związane z n i m cierpienia m o g ą stać się tak straszne, że z a p o m n i m y o prawdzie, która wpisa na jest w przymierze: jesteśmy dziećmi Adama, których przeznaczeniem jest mieszanie dobra ze złem; skazanymi przez to, k i m jesteśmy, na życie z dala od źródeł Edenu. Jeśli o tym zapomnimy, przestaniemy walczyć, by stawać się lep szymi i bardziej sprawiedliwymi, a zamiast tego zbuntujemy się przeciw same mu wygnaniu. W poszukiwaniu całkiem n o w e g o rodzaju zbawienia zwrócimy się ku mistycznej wiedzy i c u d o w n y m wierzeniom, fałszywym b o g o m i samozwańczym mesjaszom. Po zniszczeniu drugiej Świątyni jerozolimskiej, kiedy setki lat prześlado wań i wygnania stały się tysiącami, Żydzi w diasporze zaczęli zadawać sobie pytania wcześniej nie do pomyślenia: jak Bóg mógł nas wybrać, a p o t e m opu ścić? W jaki sposób ludzie wybrani przez Boga zasłużyli na taką karę? Jak Bóg m o ż e być Bogiem, jeśli wciąż istnieje takie zło? Wszystkie te pytania są tak na prawdę tylko jednym pytaniem: jak wytłumaczyć nasze wygnanie? Mniej więcej w tym czasie, kiedy w Europie p a n o w a ł Renesans, grupa ży dowskich mistyków żyjących w Palestynie sformułowała odpowiedź. Stworzy li oni pogląd radykalnie o d m i e n n y od tradycyjnych poglądów na żydowskie wygnanie oraz zbawienie mesjańskie. W kabalistycznej n a u c e Izaaka Lurii i je go uczniów Bóg również stał się częścią wygnania swojego ludu, samo-wygnanie Boga jest wyjaśnieniem, w jaki sposób zło pojawiło się na świecie. Według nauki Lurii, jeszcze przed p o w s t a n i e m E d e n u m i a ł o miejsce pierw sze dzieło stworzenia. Bóg wycofał się w siebie tworząc nicość, nie-Boga, z któ rego stworzony został świat. Tak więc w gnostycyzmie Lurii nie było jednego Boskiego stworzenia, w którym dzieci Boga mogły dowolnie wybierać między tym, co dobre i tym, co złe. Stworzenie z d o m i n o w a n e było przez walczące ze LATO-2000 21 sobą moce dobra i zła. Elementy dzieła stworzenia to sefirot, czyli naczynia peł ne światła błyszczącego pełnią boskiego wpływu. Według Lurii podczas pier wotnego aktu stworzenia tylko trzy pierwsze poziomy sefirot mogły zawierać „boskie światło". Kiedy promieniowanie dotarło do sześciu dolnych sefirot, jego wydajność spadła i została zniszczona przez promieniowanie. Iskry boskiego światła uwięzione zostały we fragmentach tych naczyń, niektóre z nich ulecia ły w górę, a jeszcze inne spadły i zatonęły. Te które zatonęły - kellipot, czyli łu ski - przekształciły się w siły nieczystości i zła, których m o c pochodzi z iskier boskiego światła, wciąż w nich uwięzionych. To właśnie jest wygnanie w r o z u m i e n i u Lurii - światło uwięzione w rozbi tych naczyniach, podległe złu. Nie jest to już jedynie wygnanie dzieci Adama, ale również samego Boga. Izraelici nie są już w s w o i m wygnaniu sami: Szechina, Boska obecność, żyje na wygnaniu razem z n i m i . Dzieje się tak, ponieważ w trakcie Stworzenia wszechświat został uszkodzony. Jego wady to wady ist niejące i w człowieku, i w Bogu, w s a m y m akcie stworzenia. Aby r a n a w dzie le stworzenia mogła się zagoić, potrzebny jest tikkun olam - n a p r a w a świata. Ów tikkun olam jest n o w ą doktryną zbawienia, s t w o r z o n ą przez Lurię. Szechina m u s i p o n o w n i e zjednoczyć się z Bogiem. Zadanie d o p r o w a d z e n i a do po jednania złożone zostało w ręce ludzi wybranych przez Boga. Zbawienie doko nuje się dzięki świętości wybranych, ich p o s ł u s z e ń s t w u i m o d l i t w o m , k t ó r e odmawiane są z mistyczną intensywnością, pozbawiającą zło jego mocy. Przez odzyskanie boskiego światła idealizacji ulega nie tylko dusza Żydów, lecz tak że cały świat. Kiedy iskry uwięzione w rozbitych naczyniach zostaną uwolnio ne i powrócą do swojego źródła, wygnanie światła dobiegnie końca i osiągnię te zostanie ludzkie i kosmiczne zbawienie. Wynikiem tej kabalistycznej interpretacji wygnania stało się przekształcenie religijnego nauczania w gnostyczne wyznanie: zbawienie nie jest już boskim uwolnieniem od kary wygnania, ale zainspirowaną przez człowieka transforma cją stworzenia. Koncepcja wygnania ludzi oddzieliła się od rzeczywistości histo rycznej, od próby odbudowy przymierza zniszczonego przez ludzką skłonność do zła. Zastąpiła ją idea mistyczna: uwolnienie boskiego światła, które sprawi, że kosmos stanie się całością. Z gnostyckiego p u n k t u widzenia, zło, które ema nuje z człowieka, nie pochodzi z jego własnej, niedoskonałej natury, lecz jest wynikiem wad kosmosu, który człowiek zamieszkuje, ale który m o ż e naprawić. Człowiek jest swoim własnym zbawcą. 22 FRONDA 19/20 Stąd też znaczenie ludzkiego wygnania zostaje dramatycznie - i d e m o nicznie - przetworzone. N i e jest o n o już karą, ale misją; nie jest już odbiciem tego kim jesteśmy, ale znakiem naszego przeznaczenia, zgodnie z k t ó r y m ma my stać się nosicielami zbawienia. W e d ł u g gnostyków Izrael rozproszył się wśród n a r o d ó w po to, aby uwolnić światło z całego świata. Mówiąc s ł o w a m i kabalisty C h a i m a Vitala: „ O t o cała tajemnica, dla której Izrael j e s t niewolni kiem wszystkich chrześcijan na świecie: dzieje się tak po to, aby m o ż n a było pozbierać iskry [boskiego światła], k t ó r e upadły także między n i m i . . . Dlate go też konieczne było, aby lud Izraela rozproszył się na cztery strony świata i pozbierał to, co się rozsypało." Izraelici są więc pierwszymi rewolucyjnymi internacjonalistami. Gnostycki mesjanizm jest e c h e m głosu węża, który uwiódł Ewę i doprowa dził Adama do upadku: Będziecie zbawcami, będziecie niczym Bóg. W latach, które nastąpiły po wypędzeniu Ż y d ó w z Hiszpanii, w czasach Kolumba, nowe doktryny Izaaka. Lurii szybko zaczęły się rozprzestrzeniać. W roku 1648, roku rzezi Chmielnickiego, w Smyrnie pojawił się cierpiący mi styk o imieniu Sabataj Cwi, który twierdził, że jest prawdziwym mesjaszem. Przez siedemnaście lat nikt nie zwracał uwagi na jego patetyczne twierdzenia. Ekscentryczny, maniakalno-depresyjny Cwi, kiedy wpadał w ekstazę, bluźnił, wymawiając zakazane imię Boga, gwałcąc żydowskie prawa i żyjąc w mistycz nym związku m a ł ż e ń s k i m z Torą. Często przywoływał błogosławieństwo: „ D o Niego, który pozwala na to, co zakazane". Za swoje herezje Sabataj Cwi został wygnany ze Smyrny, Salonik i Kon stantynopola i pewnie odszedłby w zapomnienie, gdyby nie fakt, że kiedy on sam zorientował się, że jest chory, zwrócił się o p o m o c do niezwykle inteli gentnego m ł o d e g o kabalisty z Jerozolimy, mając nadzieję, że będzie on w sta nie wygnać demony, które go nawiedziły. Kabalistą tym był N a t a n z Gazy. LATO 2 0 0 0 23 N a t a n z Gazy był p r o t o t y p e m żydowskiego rewolucyjnego gnostyka, który to m o d e l znalazł swą krańcową realizację w oso bie Marksa. Z a m i a s t spróbować uleczyć Sabataja Cwi, zinterpre tował on jego demencję i n a g a n n e zachowanie jako znak, że nadchodzi m e sjańska godzina, jako p u n k t , w którym ludzka hi storia wychodzi poza d o b r o i zło. W 1665 roku N a t a n z Gazy ogłosił szalone go Sabataja Cwi prawdziwym Mesjaszem i wymyślił nową doktrynę stworzenia, mającą usprawiedliwić jego wybór. Według tej doktryny, kiedy po rozbiciu naczyń część iskier boskiego świa tła spadła w otchłań, dusza Mesjasza, osadzona w p i e r w o t n y m boskim świe tle, również dostąpiła upadku. D u s z a Mesjasza zamieszkała w głębinach wiel kiej otchłani, uwięziona przez kelippot, królestwo ciemności. Biorąc p o d uwagę fakt, że hebrajskie słowo nahash (wąż) ma taką s a m ą wartość n u m e r y c z n ą w doktrynie kabalistycznej, jak słowo mesiach (mesjasz), N a t a n określił Mesja sza jako „świętego węża" ciemności. Dopiero kiedy historyczny proces idealizacji dobiegnie końca, dusza Mesjasza będzie m o g ł a opuścić ciemne więzienie i ujawnić swoje istnienie światu. D u s z a Mesjasza m o ż e zostać u w o l n i o n a tyl ko do takiego stopnia, do jakiego proces tikkun całego świata uwolni d o b r o od zła w głębinach pierwotnej przestrzeni. Sposób w jaki Sabataj Cwi pogwałcił prawa, co w żadnej mierze nie zdyskwalifikowało go jako p o m a z a ń c a Bożego, stanowił oczywisty znak, że był on zaangażowany w mesjańską misję. Przed Sabatajem Cwi pojawiali się też inni, którzy twierdzili, że są mesja szami. J e d n a k nie mieli oni takiego proroka, jak N a t a n ' z Gazy, który mógłby ich namaścić, ani żadnej doktryny, takiej jak doktryna Lurii, która mogłaby uczynić ich świętymi. Sabataj Cwi, którego początkowo o d r z u c o n o jako czło wieka szalonego, teraz został zaaprobowany przez rabinat, stając się symbo lem mesjanistycznej nadziei dla społeczności żydowskich od Frankfurtu po Jerozolimę. Nikt nie wierzył w Sabataja Cwi bardziej niż on sam. Określił on d o k ł a d n ą datę zbawienia, które nastąpić m i a ł o 18 czerwca 1666 roku. J e d n o cześnie ogłosił nadchodzące obalenie tureckiego s u ł t a n a i popłynął do Kon stantynopola. Kiedy jednak w lutym 1666 roku jego statek dotarł do w ó d na24 FRONDA 19/20 leżących do Turcji, Sabataj został areszto wany i zakuty w kajdany. Kiedy przypro w a d z o n o go przed oblicze sułtana, który pozwolił mu dokonać wyboru między śmiercią a przejściem na islam, żydowski me sjasz zmienił wyznanie. Po jego zdradzie żydowska społeczność poczuła się zagubiona i zrozpaczo na, a ortodoksyjne instytucje spuściły zasłonę milczenia na to, co się wydarzy ło. Jednak grupa najbardziej zagorzałych wyznawców pozostała n i e p o r u s z o n a i niezachwiana w swojej wierze, dzięki c z e m u rdzeń r u c h u sabataistycznego przetrwał. N a t a n z Gazy wyjaśnił zdradę mesjasza jako początek nowej misji, której celem było uwolnienie boskich iskier rozproszonych w ś r ó d niewiernych i uwolnienie światła uwięzionego w islamskiej ciemności: zadaniem mesjasza było przybranie postaci zła, aby oczyścić pozostałych. Prawdziwego źródła rewolucyjnej lewicy należałoby szukać w gnostycznym mesjanizmie N a t a n a z Gazy i Sabataja Cwi, w sprzecznej wierze w zbawienie poprzez grzech oraz w aroganckiej ambicji zmienienia ludzkiej n a t u r y i prze kształcenia świata. Gnostyczna wizja wygnania - uwięzienie światła, które podlega złu - d o kładnie odpowiada oświeceniowej wizji ludzkiego ucisku i wyzwolenia, k t ó r ą odziedziczył Marks i socjaliści. Człowiek rodzi się wolny, ale zawsze nosi kaj dany. Ludzie ze swojej n a t u r y są istotami społecznymi i równymi, lecz zarazem wszędzie, gdzie pojawia się więcej niż jeden człowiek, n a t y c h m i a s t pojawia się także konflikt i brak równości. Rodzaj ludzki jest dobroczynny i anielski, ale zawsze wyalienowany ze swego „prawdziwego ja". Ż a d n a wizja ludzkich moż liwości nie jest bardziej odległa od realiów życia córek i synów Adama, którzy w głębi serca są zagubieni pomiędzy d o b r e m a z ł e m i których wygnanie jest odzwierciedleniem ich nieposłusznej woli. Jak religijny gnostycyzm postrzega zło jako wadę w ładzie stworzenia, tak gnostycyzm świecki widzi zło jako skazę w kosmosie społecznym, jako siłę leżą cą poza ludzkością. Dla świeckich gnostyków z socjalistycznej lewicy skazą w ko smosie jest własność prywatna. To ona powoduje wyobcowanie i nierówność, ir racjonalizm i konflikty społeczne, skazując ludzkość na ciągłe wygnanie z własnej wolności. Aby nawrócić rodzaj ludzki na ścieżkę prowadzącą z p o w r o t e m do LATO-2000 25 ziemskiego raju, konieczne jest jedynie porzucenie własności. W tej mesjanistycznej wizji zbawienie leży nie w wypełnianiu nakazów moralnych i w posłuszeń stwie prawu, ale w porzuceniu i „przezwyciężeniu" obu tych elementów. Ścieżki tej nie objawia boska laska, lecz ludzki rozum, który w rzeczywistości nie jest wcale rozumem, tylko mistycyzmem wyzwolenia. Mieszka on w sercu każdego ruchu, który dąży ku rewolucyjnej transformacji świata, jaki znamy. W tym rewolucyjnym mistycyzmie mesjanistyczny zbawiciel uwięziony jest w kapitalistycznej ciemności; wybawiciel z kolei to agent bez własności, który przebywa w społeczeństwie, ale do niego nie należy. Jest to b u n t skierowany nie przeciw konkretnym niesprawiedliwościom społecznej egzystencji człowieka, ale przeciwko niesprawiedliwości istnienia jako takiego. Mesjanistyczna siła to klasa ludzi rozproszonych wśród narodów, ale nie stanowiących ich części, któ ra zrzucając jarzmo własnego ucisku, zrzuci j a r z m o n o s z o n e przez wszystkich. W teologii socjalistycznej klasą tą jest proletariat - n a r ó d wybrany wiary marksistowskiej. Proletariat w e d ł u g Marksa to klasa, „która ma charakter uni wersalny ze względu na uniwersalność jej cierpień i k t ó r a nie d o m a g a się ja kichś specjalnych uprawnień, ponieważ niesprawiedliwość, przez którą cierpi, nie jest konkretna, lecz ogólna. (...) Klasa ta n i e m o ż e wyzwolić się inaczej niż uwalniając się od wszystkich innych klas społecznych - i w t e n s p o s ó b wyzwa lając je także. (...) Doświadcza o n a całkowitej ruiny człowieka i jest w stanie uzdrowić się tylko poprzez p e ł n e zbawienie." Tutaj właśnie widzimy mistyczny rdzeń wiary Marksa i wszystkich wiar re wolucyjnej lewicy: klasa reprezentująca „totalną ruinę człowieka" doprowadzi 26 FRONDA 19/20 do „totalnego zbawienia" człowieka. Jest to oczywisty absurd. Ale, tak jak gnostyczna herezja, jest on teologicznie precyzyjny: światło z ciemności. Analitycznie konkretny „proletariat" zastąpiony został w teologii wyzwole nia współczesnej lewicy przez ogólne określenia „biedny" i „uciśniony Trzeci Świat" oraz przez „rasy wyzyskiwane" i „ z d o m i n o w a n e płcie". F o r m u ł a j e d n a k nie zmieniła się. Zbawienie od totalnej ruiny, wyzwolenie z ucisku, d o b r o ze zła. Z upadłych dzieci Adama i Ewy - s a m o r o d n i bogowie. W swoim słynnym wstępie do książki The Wretched of the Earth Frantza Fan o n a francuski radykał, Jean Paul Sartre, wychwala o k r u t n ą ścieżkę rewolucyj nego zbawienia, które doprowadzi ludzkość z p o w r o t e m do utraconego raju: „To nieodwracalne okrucieństwo nie jest ani furią, ani wskrzeszeniem barba rzyńskich instynktów, ani n a w e t wynikiem złości: jest to na n o w o tworzący się człowiek. (...) Tubylec leczy się z kolonialnej nerwicy poprzez zaufanie do osadnika, osiągane dzięki posiadaniu broni. Kiedy gotuje się w n i m wściekłość, ponownie odkrywa swoją utraconą niewinność i zaczyna poznawać samego siebie i rozumieć, że on sam tworzy swoje ja." Będziecie niczym Bóg... Widzimy tutaj złowieszcze, uwodzicielskie przekleństwo gnostycznej iluzji i jej tikkun olam: ty, Natanie z Gazy, nie będziesz już m ł o d y m a d e p t e m boskości, lecz prorokiem, „świętą lampą" dla narodów, a ty, Sabataju Cwi, nie będziesz już wyrzutkiem i banitą, lecz mesjaszem. Gnostyczne doktryny N a t a n a z Gazy i Karola Marksa to doktryny samo-nienawiści i auto-egzaltacji, to intronizacja człowieka, a w szczególności samozwańczych ludzkich zbawicieli. Jeśli zjecie z drzewa radykalnych teorii, staniecie się bogami. To właśnie jest socjalistyczna iluzja, trująca fantazja, która zmienia wyrzutków społecznych w politycznych zbawców: nie współczucie aniołów, lecz arogancja węża - wiara w to, że rewo lucyjne idee m o g ą zaoferować n a m m o c samo-tworzenia, m o c bogów. Właśnie to czyni radykałów tak niebezpiecznymi i destrukcyjnymi. Jako że (dla rewolucjonisty) kres dni nadejdzie lada chwila, odrzucenie prawa, starych zakazów jest znakiem wyboru. Błogosławieństwo wszystkich rewolucjonistów brzmi: „Do Niego, który pozwala na to, co zakazane". Zbawienie poprzez grzech. Jak m ó w i Sartre, „Kiedy wieśniak bierze w swoje ręce broń, stare mity zachodzą mgłą, a zakazy jeden po d r u g i m odchodzą w zapomnienie. Broń re belianta jest d o w o d e m jego człowieczeństwa. (...) Zastrzelenie j e d n e g o Euro pejczyka jest jak upieczenie d w ó c h pieczeni na j e d n y m ogniu: to jednoczesne LATO-2000 27 zniszczenie tyrana i człowieka uciskanego, pozostaje tylko m a r t w y człowiek i wolny człowiek." Z ciemności światło. Widzimy tutaj morderczą, dehumanizującą pasję lewicy w całym jej gnostyckim splendorze. Słyszymy tu głos Pol-Pota, nakazującego eksterminację wykształconych mieszkańców Kambodży, aby uwolnić ją od kultury ucisku. O t o głos Winnie Mandeli, wychwalającej południowoafrykańskich Murzynów, którzy spłonęli żywcem po to, by RPA m o g ł a zostać wyzwolona. O t o głos Marksa, głoszącego emancypację Żydów przez uwolnienie rodzaju ludzkiego od żydostwa. Marks był p r a w d z i w y m p r o t o t y p e m radykalnego, „nieżydowskiego Ży da", jakimi byliśmy ja i m o i rodzice, maszerując Ó s m ą Aleją w majowe świę to, kiedy m i a ł e m dziewięć lat. Byliśmy Żydami, którzy odwrócili się od juda izmu, ale którzy nie należeli do żadnej innej realnej społeczności czy miejsca. Żyliśmy w Ameryce, ale nie byliśmy jej częścią. Stanęliśmy po s t r o n i e spra wy, k t ó r a zwróciła n a s przeciwko niej. Z d u m ą myśleliśmy, że j e s t e ś m y zbawcami ludzkości, ale tak n a p r a w d ę nie u t o ż s a m i a l i ś m y się z ż a d n ą kon k r e t n ą jej częścią, k t ó r ą chcielibyśmy zbawić. Gdybyśmy odważyli się m ó w i ć prawdę, przyznalibyśmy, że we w ł a s n y c h oczach j e s t e ś m y niczym, tak jak Sa bataj Cwi. Podjęliśmy się mesjanicznego dzieła w i m i e n i u całej ludzkości, a szczególnie jej czarnej, ubogiej części, a także w i m i e n i u u c i ś n i o n e g o Trze ciego Świata. Ale nie mieliśmy naszych w ł a s n y c h racji. Ci, których bronili śmy, nienawidzili n a s jako Żydów, jako ludzi wywodzących się z klasy śred niej i jako Amerykanów. S t w o r z o n a przez Marksa d o k t r y n a m i ę d z y n a r o d o w y c h socjalistów jest wiarą w nienawiść i nienawiścią do siebie s a m e g o . R o z w i ą z a n i e m „kwestii żydowskiej", jakie p r o p o n u j e Marks, jest obalenie s y s t e m u „ t w o r z ą c e g o " Ży dów. Ż y d o s t w o to jedynie objaw większego zła, k t ó r e t r z e b a w y e l i m i n o w a ć - kapitalizmu. Żydzi są tylko r e p r e z e n t a n t a m i bardziej p o w s z e c h n e g o wro ga, którego trzeba zniszczyć - kapitalistów. W polityce lewicy r a s i s t o w s k a nienawiść skierowana jest nie tylko przeciw ż y d o w s k i m kapitalistom, ale przeciwko w s z y s t k i m kapitalistom; nie tylko przeciw kapitalistom, ale prze ciw k a ż d e m u , k t o nie jest biedny a jest biały; ostatecznie, jest to nienawiść w s t o s u n k u do zachodniej cywilizacji jako takiej. Socjalistyczna rewolucja jest a n t y s e m i t y z m e m o wymiarze o g ó l n o ś w i a t o w y m . Z ciemności - światło. 28 FRONDA ] 9/20 To, czego n a u c z y ł e m się z mojego w ł a s n e g o wygnania, jako były radykał, heretyk i dziwak, to s z a c u n e k dla granic p o m i ę d z y tym, co z i e m s k i e a tym, co święte, p o m i ę d z y c z ł o w i e k i e m a Bogiem; to b r a k zaufania do fałszywych p r o r o k ó w głoszących tikkun olam. M a r k s i z m w r a z z teologią w y z w o l e n i a to wiara szatańska. N i e ma i n n e g o p o w r o t u z n a s z e g o w y g n a n i a niż ścieżką p r a w moralnych; nie m a zbawienia, k t ó r e zabierze n a s p o z a granice tego, k i m i czym jesteśmy. DAVID HOROWITZ TŁUM. ALEKSANDRA DOBROWOLSKA Tekst opublikowany w zbiorze e s e j ó w autora The Politics of Bad Faith. The Radical Assault on America's Futurę. LATO-2000 29 Ponieważ mesjasz ma przynieść nowe przymierze, przestaje obowiązywać stare. Dlatego samozwańczy mesjasze ostentacyjnie naruszali przykazania Tory, aby w ten sposób legitymizować swą misję: wymawia li głośno imię Jahwe, jedli niekoszerne mięso, łamali tabu seksualne. To ostatnie nabrało szczególnego zna czenia w działalności Franka, który utrzymywał na wet, że ma pięć fallusów. FAŁSZYWY MESJANIZM JAKUBA FRANKA ZENON CHOCIMSKI W młodości mojej tak było żywe przyrodzenie moje, że gdy raz jeden młodzieniec chciał wejść na drzewo, podstawiłem mu je sto jące i wlazł po nim. A gdym szedł między panny, musiałem je przywiązy wać, bo bez tego to by na wylot przebiło moje suknie. Także w najzimniej szej wodzie zawsze stało. Jakub Frank, Księga Słów Pańskich, fragment 579 W Iwaniu mówił Pan: kiedy psy między sobą ujadają, chociaż kto przyjdzie między nich i kijem je tłucze, to one nic nie zważają na to i dalej się gryzą. Tak musi być krwi przelewanie na świecie nadzwyczajne i podczas tego same30 FRONDA 19/20 go zamieszania dopiero odbierzemy zgubę naszą, za którą się teraz uganiamy. Podobnie gdy woda mętna, wtenczas dobre ryby łowić, tak też gdy się świat krwią zaleje, wtenczas będziemy mogli ułowić rzecz, która się nam należy. Jakub Frank, Księga Słów Pańskich, fragment 56 W Iwaniu widziały u mnie kobiety trzy przyrodzenia i nie rozumiały do ja kiej dobrej rzeczy ja je postawiłem i dotąd nie mogę tego odkryć. Gdybym wam to odkrył, to by się wasze dusze nie utrzymały w ciele waszym. Jakub Frank, Księga Stów Pańskich, fragment 116 Gdybyśmy tak jechali po Warszawie, to wszystko by złoto i srebro upadało, a cała Warszawa by to zbierała sobie. Ty byś krzyczał wielkim głosem: Niech król żyje! a wszyscy panowie i ludzie też by krzyczeli: Oto król nasz! Króla zaś swego wrzuciliby do Wisły. My zaś usiedlibyśmy na krześle królewskim. Jakub Frank, Księga Słów Pańskich, fragment 1118 Gdyby mi dawano wszystkie kraje, kosztownemi kamieniami napełnione, nie wyszedłbym z Polski, bo to jest sukcesja Boga i sukcesja ojców naszych. Jakub Frank, Księga Słów Pańskich, fragment 904 Kontrtalmudyści Najbardziej z n a n y m s p o ś r ó d fałszywych mesjaszy żydowskich był bez wąt pienia Sabataj Cwi, za k t ó r y m w XVII stuleciu o p o w i e d z i a ł a się większość ś w i a t o w e g o żydostwa. Misja Sabataja zakończyła się klęską, a on s a m z m u szony został do przejścia na islam. D l a najbardziej zagorzałych s a b a t a i s t ó w nie s t a n o w i ł o t o j e d n a k p r o b l e m u . P o pierwsze, kabała, k t ó r a była p o d s t a w ą sabataizmu, nauczała, że mesjasz m u s i p o z b i e r a ć iskierki b o s k i e g o światła r o z p r o s z o n e w c i e m n o ś c i a c h stworzenia, t a k więc konwersja Sabataja była konieczna, aby zebrać o w e iskry ze ś w i a t a i s l a m u . Po drugie: w tradycji ży dowskiej żywa była idea d w ó c h mesjaszy: p i e r w s z e g o - cierpiącego, p o n o szącego klęskę, Mesjasza syna Józefa i d r u g i e g o - triumfującego, ścielącego w r o g ó w u swych stóp, Mesjasza syna Dawida. Ta ostatnia koncepcja spowodowała, że kwestią czasu stało się pojawienie nowego mesjasza, który ogłosiłby się n a s t ę p c ą i k o n t y n u a t o r e m Sabataja Cwi. LATO-2000 31 Człowiekiem takim okazał się Jakub Frank (1720-1791), przejawiający najbardziej aktywną działalność na Podolu. Przekazanie przez Polskę na 27 lat województwa podolskiego Turcji w roku 1672 spowodowało, że gminy żydow skie na tych ziemiach znalazły się pod silnym oddziaływaniem duchowym sabataistów, których głównym o ś r o d k i e m były Saloniki. To właśnie w tym mieście Frank próbował na początku ogłosić się mesjaszem, nie uzyskał jednak akceptacji najbardziej wpływowych sabataistów. Z m u s z o n y do opusz czenia Salonik, z grupą swoich wyznawców, powrócił do Polski, gdzie w roku 1754 objawił się jako nowy mesjasz - drugie wcielenie Sabataja Cwi. Frank, który postulował całkowite odrzucenie Talmudu na korzyść Zoharu, bardzo szybko zdobył sobie rzesze wiernych nie tylko w Rzeczpospolitej, lecz również na Węgrzech, w Czechach czy w Niemczech. Zdołał też zgromadzić wokół siebie znanych rabinów oddanych kabalistyce. Należeli do nich m.in. ra bin Nadworny - J e h u d a Leb Krysa, rabin Buska - N a c h m a n Ben-Samuel Lewi czy rabin Rohatyna - Eliza Szor. Wzburzyło to innych rabinów, zaniepokojo nych triumfem podejrzanego ezoteryzmu, upadkiem autorytetu Talmudu i ze rwaniem z tradycją halachiczną. Jak pisze żydowski historyk Heinrich Graetz, „Przerażenie ogarnęło pobożnych. Rabini i przełożeni zastosowali natychmiast zwykłe środki przeciw gwałcicielom: klątwy i prześladowania. Na skrytych he retyków urządzono obławę." Gminy żydowskie wydały oficjalny zakaz studio wania kabały oraz pism mistycznych przed ukończeniem trzydziestego roku ży cia. Jeden z najwybitniejszych żydowskich u m y s ł ó w tamtej epoki, Jakub E m d e n z Portugalii, do którego po radę zwrócili się talmudyści z Polski, stanowczo do radzał prześladować frankistów oraz dowodził, że Z o h a r jest fałszerstwem. Nie odebrało to jednak rosnących wpływów zwolennikom Jakuba Franka. Spór o „rząd d u s z " , jaki rozgorzał m i ę d z y frankistami a t a l m u d y s t a m i , spowodował, że obie s t r o n y zwróciły się o arbitraż do władzy kościelnej, za wieszając tym s a m y m w ł a s n ą a u t o n o m i ę religijną. 32 FRONDA 19/20 Publiczna d y s p u t a r a b i n ó w z frankistami odbyła się 20 czerwca 1757 ro ku przed s ą d e m k o n s y s t o r s k i m w Kamieńcu Podolskim. Jej p o d s t a w ą były główne d o g m a t y wiary p r z e d s t a w i o n e przez Franka. Sąd u z n a ł , że bliższa ob jawieniu chrześcijańskiemu jest z a k o r z e n i o n a w Z o h a r z e n a u k a frankistowska aniżeli Talmud, który n a k a z a n o publicznie spalić jako „ p e ł n y ł g a r s t w i b l u ź n i e r s t w " . Jak to ujął Graetz, „stos dla T a l m u d u podpaliła Kabała". Zwycięstwo w dyspucie publicznej n i e z m i e n i ł o j e d n a k wiele w p o ł o ż e niu frankistów, którzy nadal w ł o n i e społeczności żydowskiej zacięcie atako wani byli przez z w o l e n n i k ó w tradycji rabinicznej. Frankiści p o s t a n o w i l i więc rozprawić się z żydowskimi o r t o d o k s a m i w inny s p o s ó b . W roku 1759 oskar żyli ich publicznie o rytualne m o r d y na chrześcijanach: „talmudyści przele wają więcej niewinnej krwi chrześcijańskiej niż p o g a n i e " . G ł ó w n ą w i n ę za to ponosi Talmud, który „uczy krwi chrześcijańskiej p o t r z e b o w a ć " . Poza tym głosili owi frankistowscy rabini w chałatach, co m u s i a ł o wywrzeć d u ż e wra żenie na chrześcijanach - „talmudyści-karczmarze rozpijają chłopów, wysy sają k r e w biednych chrześcijan i obdzierają ich do ostatniej koszuli". Z tymi oskarżeniami z n ó w zwrócili się do hierarchii kościelnej z p r o ś b ą o p o n o w n y arbitraż. Arcybiskup lwowski K o n s t a n t y Łubieński zgodził się na kolejną d y s p u t ę r a b i n ó w z frankistami (odbyła się w czerwcu 1759 we Lwo wie) - p o d j e d n y m wszakże w a r u n k i e m : że ci o s t a t n i przyjmą wcześniej chrzest. Tak też się stało. Tysiące Ż y d ó w p r z e s z ł o na katolicyzm, w ś r ó d nich sam Jakub Frank, k t ó r e g o ojcem c h r z e s t n y m został król August III Sas. O ile Kościół był w stanie tolerować sektę w e w n ą t r z j u d a i z m u , o tyle - po przejściu Franka i jego zwolenników na katolicyzm - nie m ó g ł sobie pozwo lić na p o d o b n e pobłażanie wobec sekty w e w n ą t r z chrześcijaństwa. Dlatego w roku 1760 sąd kościelny w Warszawie skazał Franka na b e z t e r m i n o w e od osobnienie w klasztorze jasnogórskim. Przebywał on t a m przez 13 lat, do cza su uwolnienia przez wojska rosyjskie. Później przeniósł się do Brna na Mora wach, a n a s t ę p n i e do Offenbach w Niemczech, gdzie z m a r ł w 1790 roku. Polska - Ziemia Obiecana W swoich n a u k a c h Frank precyzuje d w a cele swej mesjańskiej misji - opa n o w a n i e świata i zbawienie świata. O s t a t e c z n e wyzwolenie d u c h o w e ma bo wiem zostać p o p r z e d z o n e przez wyzwolenie d o c z e s n e . Z a l e ż n o ś ć między tyLATO-2000 33 mi procesami była j e d n a k o d w r o t n a niż w koncepcjach p o p r z e d n i c h p r e t e n d e n t ó w do roli mesjasza. Ci o s t a t n i utrzymywali, że ziemskie wyzwolenie będzie wynikiem duchowej p r z e m i a n y świata. Frank uważał zaś, że d o p i e r o ziemskie p a n o w a n i e mesjańskie stworzy w a r u n k i dla zbawienia świata: „ m y najpierw n a p r a w i m y sferę dolną, a później i g ó r n ą p o t r a f i m y " . Na tle innych fałszywych mesjaszy n a u k a Franka była o tyle nietypowa, że nie zakładała ona p o w r o t u do Ziemi Świętej, lecz b u d o w ę p a ń s t w a żydowskie go na terenie Rzeczpospolitej, gdyż „grunt podniesienia jest w Polsce". Sam Ja kub Frank tak opisywał swoje powołanie: „Gdym leżał chory, pokazał mi się piękny człowiek z brodą, a kiedym oczy otworzył, to mi się w nich rozświeciło. Rzekł do m n i e ów człowiek: Pójdziesz ty do Polski! J a m nic nie odpowiedział, tylkom się odwrócił twarzą na drugą stronę, ku ścianie, ale i t a m znowu, przy ścianie, widziałem tegoż samego człowieka i b a r d z o m się zaląkł. On zaś wziąw szy m n i e za rękę, t a m gdzie puls macają, rzekł mi d w a razy te słowa: w s t a ń ! J a m się porwał i na drugą stronę, ku izbie, przewróciłem się i obaczyłem tegoż samego człowieka stojącego nagiego, z rękoma na krzyżu rozcią gniętymi w wielkim świetle, z r a n a m i w boku, rękach i n o gach. Obaczywszy go porwa ł e m się z łóżka i p a d ł e m na kolana przed nim, a on mi tak mówił: posłałem d w a razy po ciebie Eliasza, a tyś nie chciał go słuchać. O t ó ż teraz sam do ciebie przyszedłem. Nie bój się. Pójdziesz do Polski. A j a m odpo wiedział: a jak pójdę do Polski, kiedy języka nie r o z u m i e m , m a m fortunę w tym kraju, m a m żonę młodą, która ze m n ą nie będzie chciała iść? Odpowiedział na to: idź ty wprzódy, a o n a p o t e m pójdzie, a choć będziesz różnie prześladowany, nie bój się nic, miej ufność we m n i e . Kiedy ci będzie ciężko, będziesz widział przed sobą Eliasza. To powiedziawszy Pan Jezus zniknął." Frank stanowczo odrzucał ideę p o w r o t u N a r o d u Wybranego do Palestyny: „Jerozolima i Tempel więcej z b u d o w a n y m i nie będą". W swej Księdze Słów Pań skich podkreślał: „gdyby mi d a w a n o wszystkie kraje, k o s z t o w n e m i kamieniami napełnione, nie wyszedłbym z Polski, bo to jest sukcesja Boga i sukcesja ojców 34 FRONDA 19/20 naszych". Już na wygnaniu w Brnie mówił swoim wyznawcom: „ M u s i a ł e m też wyjść z Warszawy do innej bramy, do innego kraju i m u s i a ł e m odstąpić od suk cesji Boga. Wszakżeście ode m n i e słyszeli szczególnie: Pójdziemy na Polskę. W tym kraju jest wielka rzecz do d e p t a n i a i ja depczę d o t ą d . " Jak się wydaje, swoje nadzieje na b u d o w ę p a ń s t w a izraelskiego na tery t o r i u m Rzeczpospolitej wiązał Frank z liczebnością społeczności w y z n a n i a mojżeszowego oraz z s a m o r z ą d o w y m i instytucjami żydowskimi, k t ó r e w p o r ó w n a n i u z innymi krajami E u r o p y były tu bardziej r o z b u d o w a n e i cieszyły się największą a u t o n o m i ą . Liczył, że dzięki w s p a r c i u hierarchii katolickiej władza p a ń s t w o w a o d d a m u zwierzchnictwo n a d a u t o n o m i c z n ą s p o ł e c z n o ścią Ż y d ó w polskich. Kiedy się to nie u d a ł o , zażądał od króla, by wydzielono mu na kresach, przy granicy z Turcją, niewielkie t e r y t o r i u m , na k t ó r y m zbu dowałby swoje p a ń s t w o . Obiecał ściągnąć t a m Ż y d ó w z całej E u r o p y i na wrócić ich na chrześcijaństwo. Kiedy przeciw tej propozycji z a p r o t e s t o w a l i kresowi magnaci, oferta Franka stała się skromniejsza - chciał już tylko czte rech miasteczek na Podolu. N i e uzyskał n a w e t tego. Jak twierdzi Jan D o k t ó r w swej pracy o Jakubie Franku, fałszywy mesjasz planował przejąć władzę od polskich p a n ó w : „królestwem mesjańskim byłaby wówczas cała Polska pod władzą Franka i jego wyznawców". Świadczyć o t y m mogą niektóre fragmenty z Księgi Stów Pańskich (częściowo cytowane na wstę pie niniejszego tekstu): „Gdybyście wy w całości byli, to b y m ja był k r ó l e m pol skim, a wy byście byli 12-stoma panami, na których bogactwa wszyscy królo wie by się zadziwili"; „Gdy pójdę do Polski, wtenczas b ę d ę rękę moją rozpo ścierał nad wszem. W t e n c z a s p o w ie m : Ja to j e s t e m Ezaw, starszy od ciebie." Frank odwołuje się tu do starej kabalistycznej koncepcji, w myśl której trwa konflikt o dziedzictwo d u c h o w e i prawdziwe Boże błogosławieństwo między d w o m a siłami, symbolizowanymi przez biblijne postaci Jakuba i Ezawa. We dług Zoharu, p o t o m s t w e m Jakuba byli Izraelici, zaś Ezawa - chrześcijanie. W Księdze Rodzaju Jakub przebiera się za Ezawa, narzuca na siebie koźle skó ry, i w ten sposób oszukuje swojego ojca Izaaka, który nieświadom niczego za miast Ezawowi przekazuje błogosławieństwo Jakubowi. Frankiści utrzymywali, że wydarzenia te nie dotyczą zamierzchłej przeszłości, lecz czasów przyszłych. W ten sposób tłumaczył swoje przyjęcie chrztu s a m Frank: „Wszakżem w a m mówił, że mesjasz m u s i wejść w Ezawa, prawie w niego wejść, tak jak stoi: po szedł do Cheronny. Wyszedł, aby poszedł do Cheronny, ale nie poszedł." LATO 2 0 0 0 35 Jak pisze Jan Doktór, „«wejście w Ezawa», czyli apostazja, nie oznacza prawdziwego wejścia do panującego chrześcijaństwa, gdyż r ó w n a ł o b y się to u z n a n i u status quo (...) Dla Franka jest o n a tylko n a r z ę d z i e m p o d s t ę p n e g o wydziedziczenia Ezawa, «założeniem skór koźlęcych», przy p o m o c y których Jakub odbierze b ł o g o s ł a w i e ń s t w o czyli w ł a d z ę . " Tak m ó w i ł F r a n k do swych wyznawców o Ezawie (czyli chrześcijanach): „Kiedy zaś zdybiesz go, potrą cisz z miejsca, w k t ó r y m stoi, na to miejsce, gdzie ty staniesz, i ty odziedzi czysz jego miejsce, a on stanie na t w o i m " . W Księdze Słów Pańskich Frank twierdził, że t o , czego nie zdołał d o k o n a ć biblijny Jakub, u d a się j e m u - „ p r a w d z i w e m u J a k u b o w i " : „Jakub nie okołował i nie szedł z mądrością, bo uciekł od Labana, nie odebrał p r z e t o Ezawowi władzy. Ale my okołujemy i m ą d r z e pójdziemy, bo wszyscy się zbiorą na wojnę, wówczas wyjdzie m o c s t r a s z n a od Boga, iż cały świat zatrzęsie się, a królowie m o c ą mądrości i s ł o d k i e m i słowy w n a s z e ręce w p a d n ą i złożą ko rony swoje." Trójca i Krzyż Jeśli takie były rzeczywiście plany Franka, to jak to się stało, że sąd kościel ny przyznał rację jego wyznawcom, uznając n a u k i kabalistów za bliższe chrześcijaństwu niż Talmud? Frankiści przedstawili 2 sierpnia 1756 roku w urzędzie k o n s y s t o r s k i m w Kamieńcu P o d o l s k i m dziewięć tez swojej wia ry. N i e m a l wszystkie z nich m o g ł y zostać z p o w o d z e n i e m z a a k c e p t o w a n e przez Kościół katolicki. Rzecz j e d n a k w tym, że Frank p o d s t a w i a ł p o d ich treść z u p e ł n i e i n n e znaczenie. P o d o b n i e było z s i e d m i o m a t e z a m i p r z e d s t a wionymi przez frankistów d w a lata później w k o n s y s t o r z u l w o w s k i m . Weź my n p . p u n k t piąty: „Krzyż święty j e s t w y o b r a ż e n i e m Trójcy Przenajświęt szej i z n a k Mesjasza". Jak rozumieli Krzyż i Trójcę frankiści? O t ó ż pierwsza litera hebrajskiego alfabetu, alef, ma k s z t a ł t lekko pochy lonego krzyża. Tora zaczyna się j e d n a k nie od pierwszej, lecz od drugiej lite ry alfabetu - beth. Tak więc alef - czyli krzyż - oznacza p i e r w s z e ń s t w o Eza wa, k t ó r e p o w i n n o być z d e t r o n i z o w a n e przez beth, czyli p i e r w s z e ń s t w o p o t w i e r d z o n e P i s m e m Świętym. Jak głosił w Księdze Słów Pańskich J a k u b Frank, „Wszak alef d a n o Ezawowi, tak jak się m i ę d z y p r a w o w i e r n i k a m i z d a w n a błą kało to słowo, że krzyż u k r a d z i o n y i znajduje się u Ezawa (...) Ezaw zaś, że 36 FRONDA 19/20 wprzódy wyszedł, to mu w p r z ó d y d a n o t e n alef, a Biblia zaczyna się od beth. Jakub trzymał się pięty Ezawa, to oznacza, że na k o ń c u on o d b i e r z e . " Celem przejścia Franka na chrześcijaństwo jest więc - jak pisze J a n Dok t ó r - „odebranie od Ezawa «ukradzionego krzyżas, czyli symbolu p a n o w a n i a , alef, a n a r z u c e n i e mu podległości, k t ó r ą symbolizuje litera beth. W świetle obrazu o d w r ó c o n e g o świata oczywistym w y d a w a ł o się, że chrześcijanie zaj mą miejsce żydów, i p r z e jm ą od nich w r a z z literą beth Mojżeszowe Prawo, u z n a n e przez Franka za niezwykle skuteczne narzędzie zniewolenia, zaś ży dzi (ci oczywiście, co pójdą za F r a n k i e m ) p r z e jm ą b o g a c t w a i przywileje pol skich p a n ó w . " Także frankistowska koncepcja Trójcy Świętej, przejęta od sabataistów, różniła się od chrześcijańskiej. Składały się na n i ą „trzy węzły wiary": Stwórca, Bóg Izraela i Szechina. W e d ł u g kabalistów, na skutek katastrofy kosmicznej j e d n o ś ć Trójcy została rozbita. M o ż e przywrócić ją tylko Me sjasz, który d o k o n a zaślubin z Szechiną. Wówczas zli k w i d o w a n e zostanie pęknięcie m i ę d z y Bogiem i Jego l u d e m . Sabataj Cwi wierzył, że Szechina - czyli żeński e l e m e n t Boga - zamieszkała w P i ś m i e Świętym, dlatego j e d n y m z ważniejszych m o m e n t ó w jego misji były m i styczne zaślubiny z Torą. Frankiści w swoich p i s m a c h na p r z e m i a n używali określeń Szechina i „ P a n n a " . Kiedy Frank uwięziony został na Jasnej Górze, oświadczył: „Panna jest w C z ę s t o c h o w i e i to s c h o w a n a w p o r t r e cie". Tak więc, utożsamiając Szechinc z j a s n o g ó r s k i m ob razem Matki Boskiej, n a w e t swoje p r z y m u s o w e za mknięcie w p a u l i ń s k i m klasztorze potrafił F r a n k przed stawić jako logiczny w a r u n e k własnej misji. „O C z ę s t o c h o w i e m ó w i Pan: miejsce to u g r u n t o w a n e jest od początku świata, by s t a m t ą d zdjąć t e n ka m i e ń od tej s t u d n i - nauczał Frank - Ja w a s s t a w i ł e m za braci, abyście byli p o m o c n i k a m i zdjąć t e n k a m i e ń (...) i przez to moglibyście przystąpić do ży w o t a wiecznego." Powoływał się przy tym na fragment Talmudu, w k t ó r y m rabbi J e h o s z u a ben Levi pyta proroka Eliasza, kiedy zjawi się Mesjasz. W odpowiedzi słyszy, że m o ż e o to sam zapytać Mesjasza, który „znajduje się u b r a m Rzymu. Jest LATO-2000 37 t a m pośród sprawiedliwych, którzy cierpią, jest t a m p o ś r ó d żebraków okrytych r a n a m i " . Frank i n t e r p r e t o w a ł ó w fragment następująco: „Mówili p r z o d k o w i e wasi: Ki moschach ben Josef beture de Rome - mesjasz siedzi we w r o t a c h rzym skich, zawiązuje i rozwiązuje (...) Ja to j e s t e m ten, co wiąże i rozwiązuje, jak w ł a s n e m i widzicie oczyma". „Bo z d a w n a wiecie, że C z ę s t o c h o w a nazywa się Bramą Rzymską, a ja t a m z o s t a w a ł e m w wielkiej c i e m n o ś c i . " We w s p o m n i a n e j wyżej kabalistycznej koncepcji Trójcy istnieje w y r a ź n e rozróżnienie między Stwórcą a Bogiem Izraela. Jak twierdzili frankiści, „Świat, tewel, nie jest s t w o r z o n y przez s a m e g o Boga D o b r e g o . Takoż A d a m nie był stworzony od Boga, bo gdyby A d a m i świat byli s t w o r z e n i od Boga Żywego, to by świat istniał na wieki i A d a m żyłby wiecznie. Tylko dlatego, że oni nie są od D o b r e g o Boga, to każdy człowiek m u s i u m i e r a ć a świat się nie utrzymuje." W e d ł u g ich n a u k , Bóg jako p i e r w s z a zasada, En-Sof, Cyrkuł wszech Cyrkułów, nie ma b e z p o ś r e d n i e g o w p ł y w u na świat materialny. Ta koncepcja, charakterystyczna dla r ó ż n e g o rodzaju r u c h ó w gnostyckich, do konujących rozróżnienia między złym D e m i u r g i e m a d o b r y m Zbawicielem, uznawała więc skażenie wszelkiego s t w o r z e n i a jako wynik n i e d o s k o n a ł o ś c i s a m e g o aktu kreacji. Efektem takiego r o z u m o w a n i a było przyjęcie, że Me sjasz, z a n i m p r o k l a m u j e swoje królestwo, m u s i zniszczyć zastany porządek. Tak więc Frank głosił: „Pierwszy człowiek A d a m wszędzie, w k a ż d y m miej scu co deptał, to się b u d o w a ł o m i a s t o , lecz ja gdzie tylko d e p t a ć b ę d ę , wszystko zniszczone zostanie. Bo ja tylko dlatego przyszedłem, aby wszyst ko z e p s u t e z o s t a ł o . " „ M u s z ę ja to wszystko zniszczyć, co jest c z a r n o na bia łym i wygluzować ze szczętem. Wówczas odkryje się Bóg dobry." Prostytucja sakralna J e d n ą z oznak nadejścia czasów mesjańskich było, z d a n i e m kabalistów, wy gaśnięcie Prawa n a d a n e g o p r z o d k o m na Synaju. Ponieważ mesjasz ma przy nieść n o w e przymierze, przestaje obowiązywać stare. D l a t e g o też wszyscy samozwańczy mesjasze ostentacyjnie naruszali przykazania Tory, aby w t e n s pos ób legitymizować swą misję. Popełniali maasim zarim: wymawiali g ł o ś n o niewymawialne imię Jahwe, jedli n i e k o s z e r n e m i ę s o , łamali t a b u seksualne. To o s t a t n i e n a b r a ł o szczególnego znaczenia w działalności Franka, który utrzymywał nawet, że ma pięć fallusów. 38 FRONDA 19/20 Prostytucja sakralna frankistów sprawiła, że historycy żydowscy uważali ich za „ruch 0 w s t r ę t n y m charakterze" (Heinrich Graetz) 1 „nihilistów m o r a l n y c h " (Gerszom Szolem). Zachowało się wiele świadectw, przede wszyst kim frankistowskich, opisujących praktyki seksualne z u d z i a ł e m s a m e g o mi strza. Aby podkreślić mistyczny, a nie i n t y m n y c h a r a k t e r tych czynności, Frank bardzo często współżył z wybraną przez siebie kobietą publicznie („w izdebce wśród białego dnia, w obecności wszech p r z y t o m n y c h " ) . Ponieważ zawsze otaczał go fraucymer wyznawczyń, gotowych do wszelkich poświęceń, często zmieniały się owe „ p a n n y " , z którymi połączenia seksualne antycypo wały i przyspieszały mistyczne połączenie z jedyną „ P a n n ą " czyli Szechina. Frank organizował t e ż zbiorowe s e a n s e kopulacyjne, gdzie s a m d o b i e r a ł pary. Jak podaje j e d n o ze źródeł frankistowskich: „Kazał Pan podówczas, aby Matuszewski, Pawłowski i M a t u s z e w s k i N a d w o r n i e ń s k i mieli połączenie z Henryką Wołowską. Drugiej nocy nakazał Henrykowi, Michałowi W o ł o skiemu, D ę b o s k i e m u i Jasserowi z Wittel m i e ć o b c o w a n i e . D n i a 7-ego Paw łowski, Matuszewski i M a t u s z e w s k i N a d w o r n i e ń s k i z Jakubowską. D n i a 8ego był M a t u s z e w s k i N a d w o r n i e ń s k i ochrzczony i Pan z Jejmością n a s z ą trzymali go do c h r z t u . " Wiele ceremonii seksualnych poprzedzało obrzędy chrztu frankistów (i jed no, i drugie było zresztą radykalnym pogwałceniem zasad j u d a i z m u rabinicznego). Na przykład w lipcu 1759 roku we Lwowie, w przeddzień rozpoczęcia dys puty z talmudystami i po postanowieniu przyjęcia chrztu, miała miejsce mi styczna orgia, która zaczęła się od tego, że Frank pobłogosławił swoich wy znawców krzyżem i słowami: „daj n a m m o c wodzenia Go i wielkie szczęście służenia M u " . Następnie - jak opisuje jeden z frankistów - „Pan postawił war tę z naszych na dworze, aby nikt nie odważył się patrzeć na okna nawet, a s a m wszedłszy z Braćmi i Siostrami rozebrał się nago, toż i Jej śp. i w s z e m zgroma dzonym rozkazał, a wziąwszy ławkę przybił w środku gwóźdź i postawił na niej dwie świece zapalonych, a do tego gwoździa przywiesił Krzyż swój, i tak klęk nąwszy najprzód sam wziął krzyż i skłoniwszy się na wszystkie 4-ry Strony go pocałował, toż Jejmość, a p o t e m w s z e m rozkazał uczynić, dopiero p o t e m obco wanie nastąpiło podług jego wyznaczenia." Współżyło wówczas ze sobą czter naście par jego wyznawców, a jedna z kobiet, nienawykła do takich widoków, LATO-2000 39 dostała ataku śmiechu, że się uspokoić nie mogła, więc Frank kazał zgasić świe ce i dalej orgia przebiegała po ciemku. W Starym Testamencie b a ł w o c h w a l s t w o w i e l o k r o t n i e n a z y w a n e j e s t cu d z o ł ó s t w e m , k t ó r e g o Oblubienica, czyli N a r ó d Wybrany, d o p u s z c z a się z o b cymi bogami. W oczach frankistów połączenie c u d z o ł ó s t w a fizycznego z cu d z o ł ó s t w e m d u c h o w y m (a za takie uważali czczenie Krzyża) m i a ł o być więc demonstracyjnym z n a k i e m u t r a t y ważności p r z e z Torę, a z a r a z e m począt kiem ery mesjańskiej. Ketman Samuel Primo, osobisty sekretarz Sabataja Cwi, twierdził, że „przez swoje przejście na islam Sabataj uwiarygodnił się jako mesjasz. To, co uczynił, jest kabalistycznym m i s t e r i u m , k t ó r e j u ż wcześniej zapowiadały n i e k t ó r e p i s m a . Tak jak pierwszy zbawiciel, Mojżesz, m u s i a ł przez jakiś czas przebywać na dworze faraona i to nie jako Izraelita, lecz udając Egipcjanina, t a k o s t a t e c z n y zbawiciel m u s i przez jakiś czas żyć w p o g a ń s k i m p r z e b r a n i u na p o g a ń s k i m dworze - na zewnątrz grzesznie, lecz w e w n ę t r z n i e czysto." J e d e n z głównych t e o r e t y k ó w sabataizmu, A b r a h a m C a r d o s o , był zdania, że „każdy Żyd m u s i stać się t a k i m m a r r a n e m p r z e d p o w r o t e m z wygnania". Obowiązkiem s a b a t a i s t ó w było więc oficjalne przyjęcie obcej religii, lecz p o tajemne praktykowanie w ł a s n e j . Uważali oni - jak pisze J a n D o k t ó r - „że do póki ś w i a t e m władają m o c e przeciwne zbawieniu, p r a w d z i w a wiara m u s i być kultywowana w ukryciu, by nie ulec p o k u s i e instytucjonalizacji, k t ó r a była by r ó w n o z n a c z n a z p o d d a n i e m się władzy sił d e m o n i c z n y c h . D l a t e g o im większa jest sprzeczność między instytucjonalnymi formami, k t ó r e się re spektuje na zewnątrz, a wiarą, t y m lepiej dla wiary." O w a idea czczenia swojego Pana przez służenie c u d z e m u Bogu stworzy ła zjawisko z w a n e ketmanem, k t ó r e w i n n y m z u p e ł n i e kontekście opisał póź niej Czesław Miłosz w Zniewolonym umyśle. Powoływał się on przy t y m na o b serwacje G o b i n e a u : „Ketman n a p e ł n i a d u m ą tego, k t o go praktykuje. Wierzą cy dzięki t e m u osiąga s t a n trwałej wyższości n a d tym, k t ó r e g o oszukał, c h o ciażby t e n o s t a t n i był m i n i s t r e m czy p o t ę ż n y m k r ó l e m ; dla człowieka, który stosuje w o b e c niego ketman, jest on p r z e d e w s z y s t k i m b i e d n y m ślepcem; zo stał pozbawiony d o s t ę p u do jedynie prawdziwej drogi i n a w e t tego nie po40 FRONDA 19/20 dejrzewa; n a t o m i a s t ty, o b d a r t y i przymierający g ł o d e m , z p o z o r u drżący u s t ó p zręcznie mylonej potęgi, m a s z oczy p e ł n e światła; kroczysz w blasku przed twymi nieprzyjaciółmi. Szydzisz z nieinteligentnej istoty; rozbrajasz niebezpieczną bestię. Ileż uciech j e d n o c z e ś n i e ! " Jak to osiągnąć? Miłosz cytuje G o b i n e a u : „Nie tylko t r z e b a w t e d y wyrzec się publicznie swoich poglądów, ale zaleca się użyć wszelkich p o d s t ę p ó w , by leby tylko zmylić przeciwnika. Będzie się w t e d y wypowiadać wszelkie wyzna nia wiary, które m o g ą mu się podobać, będzie się odprawiać wszelkie obrząd ki, które uważa się za najbardziej niedorzeczne, sfałszuje się w ł a s n e książki, wykorzysta się wszelkie środki w p r o w a d z e n i a w błąd. W t e n s p o s ó b zdobędzie się wielkie zadowolenie i zasługę, że u c h r o n i ł o się i siebie i swoich, że nie naraziło się cennej wiary na o h y d n y kon takt z niewiernymi, i wreszcie, że oszukując tego o s t a t n i e g o i utwierdzając go w jego błędzie, ściągnęło się na niego h a ń b ę i nędzę duchową, na k t ó r ą zasłużył." Wyznawcy Sabataja Cwi utrzymywali, że chociaż oficjalnie przyjął on wiarę m a h o m e t a ń s k ą , to w rzeczywistości jego kon wersja miała inny, ezoteryczny, sens - chodziło o pozbieranie iskier boskości z upadłego świata pogańskiego. Sto lat później frankiści twierdzili, że misja ta okazała się połowiczna, ponieważ drugą część świata pogańskiego, oprócz m u z u ł m a n ó w , stanowią chrześcijanie - dlatego stało się konieczne, aby Jakub Frank, jako n o we wcielenie Sabataja Cwi, przyjął chrzest i w ukryciu dopełnił m e sjańskie dzieło, zbierając iskry zagubione w ś r ó d chrześcijan. F r a n k i s t o m u d a ł o się p r z e t r w a ć ś m i e r ć mistrza. Dalej w ukryciu konty nuowali swe c e r e m o n i e . Z a c h o w a ł y się n p . z e z n a n i a t r z e c h w y z n a w c ó w Franka z ł o ż o n e p r z e d r a b i n a t e m w F u r t h w roku 1800. Opowiadali o orgiach organizowanych przez Rocha Franka, syna Jakuba. W t y m s a m y m roku, zgodnie z p r o r o c t w e m Ewy Frank, córki z m a r ł e g o mesjasza, m i a ł a nastąpić paruzja, czyli p o w t ó r n e przyjście na świat jej ojca, Jakuba. Kiedy to n i e na stąpiło, część frankistów p o w r ó c i ł a do j u d a i z m u , część p o z o s t a ł a przy chrze ścijaństwie, ale najbardziej zagorzali nadal wytrwali przy hetmanie, oficjalnie udając katolików, a p o t a j e m n i e praktykując maasim zarim. Z a r ó w n o historycy katoliccy (ks. Walerian Kalinka), jak i żydowscy (Abra h a m Duker, Heinrich Graetz) przytaczali wiele d o k u m e n t ó w oraz świadectw LATO 2000 41 o tym, iż frankiści jako zorganizowana g r u p a działali jeszcze w drugiej p o l o wie XIX wieku. G e r s z o m Szolem pisa! nawet, że do s p o t k a ń frankistów z sabataistami dochodziło w roku 1 9 2 1 . Sabataistyczna g m i n a w Salonikach prze trwała b o w i e m w ukryciu aż 2 5 0 lat, na z e w n ą t r z praktykując wskazania isla m u , zaś w ukryciu praktyki kabalistyczne. Nic więc dziwnego, że część k a t o l i k ó w o d n o s i ł a się podejrzliwie do ży dowskich konwertytów, upatrując w n i c h potencjalnych frankistów. Na przy kład do czasów II Soboru W a t y k a ń s k i e g o do Towarzystwa J e z u s o w e g o n i e w o l n o było przyjmować katolików p o c h o d z e n i a żydowskiego n a w e t w pią t y m pokoleniu p o chrzcie. Co ciekawe, wielu czołowych przedstawicieli haskali czyli żydowskiego Oświecenia było w m ł o d o ś c i frankistami lub p o c h o d z i ł o z frankistowskich ro dzin. Z d a n i e m G e r s z o m a Szolema, frankiści byli forpocztą gwałtownej seku laryzacji życia żydowskiego, do której d o s z ł o w XIX stuleciu: „nihilizm r u c h u sabataistycznego i frankistowskiego ze swą nauką, że ł a m a n i e Tory jest jej spełnieniem (...) u t o r o w a ł drogę XIX-wiecznej haskali i r u c h o w i reformacyjn e m u , gdy wyczerpał się jego p i e r w o t n y i m p u l s religijny". N a w e t ojciec ży dowskiego Oświecenia, Mojżesz M e n d e l s s o h n , człowiek wydawać by się m o gło skrajnie racjonalistyczny, dowodził - jak pisał w 1767 roku Lessing - „że rojenia p e w n e g o polskiego Żyda, k t ó r y przed kilku laty p o d a ł się za mesjasza, są również u z a s a d n i o n e " . Tym „ u z a s a d n i o n y m " e l e m e n t e m , k t ó r y przejęli od frankistów świeccy reformatorzy żydowscy, było o d r z u c e n i e dotychczasowej tradycji religijnej j u d a i z m u oraz niecierpliwy mesjanizm, upatrujący zbawie nia nie w Bogu A b r a h a m a , Izaaka i Jakuba, lecz w kolejnych u t o p i a c h . ZENON CHOCIMSKI 42 FRONDA 19/20 Ważniejsza literatura frankistowska w języku polskim: • Księga Stów Pańskich w Briinnie mówionych, rękopis w Bibliotece Jagiellońskiej, sygn. 6 9 6 8 I, 6 9 6 9 ; • Dodatek Słów Pańskich w Briinnie mówionych, rękopis w Bibliotece Publicznej im. H. Łopacińskiego w Lublinie; • Dodatek Stów Pańskich w Offenbach mówionych, rękopis w Bibliotece Publicznej im. H. Łopacińskiego w Lublinie; • Widzenia Pańskie, rękopis w Bibliotece Publicznej im. H. Łopacińskiego w Lublinie; • Rozmaite Adnotacje, Przypadki, Czynności i Anegdoty Pańskie, rękopis w Bibliotece Publicznej im. H. Łopacińskiego w Lublinie. Ważniejsza literatura przedmiotu w języku polskim; • M. Bałaban, Sabataizm w Polsce, w: Księga Jubileuszowa ku czci prof. Dra Mojżesza Schorra, „Pisma Instytutu Judaistycznego w Warszawie", 1934; • N. Calmanson, Uwagi nad ninieyszym stanem Żydów Polskichy ich wydoskonaleniem. Warszawa 1 7 9 7 ; • J. Doktór, Jakub Frank i jego nauka, Instytut Filozofii i Socjologii PAN, Warszawa 1 9 9 1 ; • H. Graetz, Historja Żydów, t. 8, Warszawa 1929; • A. Kraushar, Frank i frankiści polscy 1726-1816, Kraków 1 8 9 5 ; • G. Pikulski, Złość żydowska czyli wykład talmudu i sekt żydowskich, L w ó w 1 7 6 0 ; • H. Skimborowicz, Żywot, skon i nauka Jakuba Józefa Franka, Warszawa 1866; • Z. L. Sulima, Historya Franka i frankistów, Warszawa 1 8 9 2 . LATO2000 43 Redakcja P i s m a P o ś w i ę c o n e g o „ F R O N D A " ogłasza III edycję Konkursu Poetyckiego im. x . Józefa Baki Niepublikowane dotychczas utwory w 5 egzemplarzach (objętość d o w o l n a ) prosimy nadsyłać do 30 listopada 2 0 0 0 roku n a a d r e s r e d a k c j i : F r o n d a , skr. p o c z t . 6 5 , 0 1 - 8 4 2 W a r s z a w a . Ogłoszenie wyników wraz z w r ę c z e n i e m nagród (2000 $) o d b ę d z i e się w s t y c z n i u 2 0 0 1 roku. Piace poetyckie oceniać będzie j u t r w składzie: Paweł H e r t z ( p r z e w o d n i c z ą c y ) , Krzysztof Dybciak, K r z y s z t o f Koeiiler, W o j c i e c h W e n c e l . Redakcja nie odsyła prac k o n k u r s o w y c h . Jak d o n i o s ł a „Gazeta Wyborcza" (8-9.04.2000.) w artykule Przeciwko rasizmo wi. Drukowane zło, p r e m i e r Jerzy Buzek zwrócił się do w i c e m i n i s t r a sprawie dliwości o ściganie publikacji rasistowskich, a n t y s e m i c k i c h i ksenofobicz nych. Obiecał t e ż w p ł y n ą ć n a m i n i s t r a skarbu, b y p o w s t r z y m a ć ich kolportaż. Na s p o t k a n i u z szefem rządu prof. Jerzy Jedlicki ze Stowarzysze nia przeciwko A n t y s e m i t y z m o w i i Ksenofobii „ O t w a r t a Rzeczpospolita" za apelował o uważniejsze zatwierdzanie p o d r ę c z n i k ó w szkolnych oraz ściganie z u r z ę d u publikacji nawołujących do nienawiści na tle n a r o d o w o ś c i o w y m l u b wyznaniowym. N a ł a m a c h „Res Publiki N o w e j " (nr 7-8/1999) Bożena U m i ń s k a z d e m a skowała jako u t w ó r antysemicki l e k t u r ę szkolną - Przedwiośnie Stefana Ż e r o m s k i e g o i dodała: „antysemickich treści jest w literaturze więcej niż się wydaje tym, którzy na nie nie zwracają uwagi". No właśnie, co w t a k i m razie zrobić z i n n ą l e k t u r ą szkolną, m i a n o w i c i e Nie-boską komedią Z y g m u n t a Krasińskiego? O ile w Przedwiośniu pojawia się zaledwie jeden akapit, k t ó r y m ó w i - i to bynajmniej nie w dezawuującym t o nie - o bolszewickich rewolucjonistach p o c h o d z e n i a żydowskiego, to w draLATO-2000 45 macie n a r o d o w e g o wieszcza... - żeby nie być g o ł o s ł o w n y m , zacytujmy p o czątek księgi III. D o b r z e by było, aby u s t o s u n k o w a ł y się do niego o d p o w i e d nie władze, z u r z ę d e m p r e m i e r a oraz m i n i s t r a m i sprawiedliwości i edukacji narodowej na czele. Czy taka książka m o ż e być p o w i e l a n a w dziesiątkach ty sięcy egzemplarzy? Czy n a s z e dzieci m u s z ą czytać ją w szkołach jako obo wiązkową lekturę? Jak interpretują im nauczyciele poniższy fragment? Szałas - lamp kilka - księga rozwarta na stole Przechrzty. PRZECHRZTA Bracia m o i podli, bracia m o i mściwi, bracia kochani, ssajmy karty T a l m u d u jako pierś mleczną, pierś żywotną, z której siła i m i ó d płynie dla n a s , dla n i c h gorycz i trucizna. CHÓR PRZECHRZTÓW J e h o w a Pan nasz, a nikt inny. - On n a s p o r o z r z u c a ł wszędzie. On n a m i , gdy by splotami niezmiernej gadziny, oplótł świat czcicielów Krzyża, p a n ó w na szych, d u m n y c h , głupich, n i e p i ś m i e n n y c h . - Po trzykroć p l u ń m y na zgubę im - po trzykroć p r z e k l ę s t w o im. PRZECHRZTA Cieszmy się, bracia m o i . - Krzyż, wróg nasz, podcięty, zbutwiały, stoi dziś nad kałużą krwi, a jak raz się powali, nie p o w s t a n i e więcej. - D o t ą d p a n y go bronią. CHÓR Dopełnia się praca wieków, praca nasza markotna, bolesna, zawzięta. - Śmierć p a n o m - po trzykroć p l u ń m y na zgubę im - po trzykroć przeklęstwo im! PRZECHRZTA Na wolności bez ładu, na rzezi bez końca, na zatargach i złościach, na ich głupstwie i d u m i e o s a d z i m p o t ę g ę Izraela - tylko tych p a n ó w kilku - tych kil ku jeszcze zepchnąć w dół - t r u p y ich przysypywać r o z w a l i n a m i Krzyża. CHÓR Krzyż z n a m i ę święte nasze - w o d a c h r z t u połączyła n a s z l u d ź m i - uwierzy li pogardzający miłości pogardzonych. Wolność ludzi p r a w o n a s z e - d o b r o l u d u cel n a s z - uwierzyli synowie chrześcijan w synów Kaifasza. - Przed w i e k a m i w r o g a umęczyli ojcowie na si - my go na n o w o dziś u m ę c z y m i nie z m a r t w y c h w s t a n i e więcej. 46 FRONDA 19/20 PRZECHRZTA Chwil kilka jeszcze, jadu żmii kropel kilka jeszcze - a świat nasz, o bracia moi! CHÓR J e h o w a Pan Izraela, a nikt inny. - Po trzykroć p l u ń m y na zgubę l u d o m - po trzykroć p r z e k l ę s t w o i m ! Słychać stukanie. PRZECHRZTA Do roboty waszej - a ty, święta księgo, precz stąd, by w z r o k p r z e k l ę t e g o nie zbrudzil kart twoich. Talmud chowa. (...) CHÓR PRZECHRZTÓW Powrozy i sztylety, kije i pałasze, rąk naszych dzieło, wyjdziecie na zatratę im - oni p a n ó w zabiją po błoniach - rozwieszą po ogrodach i borach - a my ich p o t e m zabijem, powiesim. - Pogardzeni w s t a n ą w gniewie swoim, w chwałę Jehowy się ustroją; słowo Jego zbawienie, miłość Jego dla n a s zniszczeniem dla wszystkich. - Pluńmy po trzykroć na zgubę im, po trzykroć przeklęstwo im! LATO 2 0 0 0 47 Sekwencje szóstkowe, powtarzające się w wielu miej scach Zoharu, sprawiły, że Sabataj Cwi wybrał rok 1666 na ogłoszenie się mesjaszem, co uwiarygodniło go w oczach kabalistów. meta fizy kana rodu wtr adycjika balistcznej LEW ABRAMOWSKI „ N a r ó d żydowski (...) jest więc o s t a t e c z n i e żywy (...) jedynie i wyłącznie w tym, co z a p e w n i a t r w a n i e n a r o d u p o n a d czasem, nieprzemijalność jego życia: w czerpaniu własnej wieczności z c i e m n y c h ź r ó d e ł k r w i . " „Tylko w żydowskiej krwi żyje nadzieja na m i a r ę krwi, o której m i ł o ś ć chętnie z a p o m i n a , a wiara sądzi, że m o ż e się bez niej obejść." „Zakorzenienie w n a s s a m y c h i tylko w n a s samych, we w ł a s n y m ciele i krwi, poręcza n a m n a s z ą w i e c z n o ś ć . " 48 FRONDA 19/20 Te trzy cytaty z najgłośniejszej książki Franza R o s e n z w e i g a (1886-1929) zatytułowanej Gwiazda zbawienia - w której radzi on Ż y d o m „zamknięcie czy stego źródła krwi p r z e d obcą d o m i e s z k ą " - k o r e s p o n d u j ą znakomicie z teza mi i n n e g o wybitnego myśliciela żydowskiego w XX wieku: M a r t i n a Bubera (1878-1965). Heinrich S i m o n (ur. 1921) i M a r i e S i m o n (ur. 1922) w swej cennej monografii pt. Filozofia żydowska tak charakteryzują poglądy t e g o ostatniego: „Dominującą zasadą był w e d ł u g niego dialog, r o z m o w a m i ę d z y ja i ty; właściwym ty, n a p r z e c i w k t ó r e g o stoi człowiek, j e s t Bóg (...) Człowie kiem będącym w sytuacji dialogu nie jest przedstawiciel g a t u n k u ani abstrak cyjne i n d y w i d u u m , ani też myślący i poznający p o d m i o t , lecz Żyd (...) Wy szedł on od istnienia Żyda jako o d r ę b n e j , nie dającej się z a m i e n i ć formy egzystencji. O d r ę b n o ś ć żydowskiego c h a r a k t e r u opiera się n i e tylko na reli gijnym wyznaniu, lecz polega na osobowości człowieka, k t ó r y cały i w p e ł n i jest Ż y d e m i n i k i m i n n y m . To egzystencjalistyczne założenie szło w p a r z e z biologistycznymi wyobrażeniami, gdyż z d a n i e m Bubera na j e d n o s t k ę silniej niż wrażenia i wpływy z otoczenia oddziałuje « n a s t ę p s t w o pokoleń», a czło wiek «odczuwa w tej nieśmiertelności p o k o l e ń w s p ó l n o t ę krwi», k t ó r a «określa najgłębsze warstwy naszego istnienia*." Z a r y s o w a n e powyżej poglądy Rosenzweiga i Bubera wskazują na p e w n ą zasadę, która od zarania o b e c n a jest w tradycji judaistycznej. C h o d z i o u t o ż samienie k o m p o n e n t u n a r o d o w e g o z religijnym - o t o ż s a m o ś ć krwi z d u c h e m . J u d a i z m jest j e d y n ą religią na świecie, gdzie a t r y b u t y kasty inicjacyj nej, zapewniające b e z p o ś r e d n i p r z y s t ę p do Boga, p r z e n i e s i o n e zostają na cały naród. W tym tkwić ma ź r ó d ł o wyjątkowości Izraelitów w ś r ó d innych ludów. To krew, a nie wiara czy p o s ł u s z e ń s t w o objawieniu o t w i e r a w r o t a n i e b i o s . Genealogia Zoharu Jak wiele religii także j u d a i z m posiada swoją s t r o n ę egzoteryczną (zewnętrz ną) oraz ezoteryczną ( w e w n ę t r z n ą ) . Pierwszą z n i c h r e p r e z e n t u j e T a l m u d czyli tradycja rabiniczna, d r u g ą Z o h a r czyli tradycja kabalistyczna. Od cza sów średniowiecza mistyczno-spekulatywny r u c h Kabały był t r z e c i m - o b o k rabinicznego i filozoficznego - filarem j u d a i z m u . Jego i s t o t ą było zgłębianie i wykorzystywanie ukrytych sitre Tora - tajemnic Tory. Z d a n i e m najwybitniej szego badacza dziejów religii żydowskiej, G e r s z o m a Szolema (1897-1985), LATO-2000 49 w czasach formalnego skostnienia j u d a i z m u b a r d z o często czynnikiem dyna mizującym religię stawał się n u r t kabalistyczny. Były n a w e t okresy, kiedy większość Izraelitów na świecie o p o w i a d a ł a się za kabalistyczną i n t e r p r e t a cją religii, n p . w wieku XVII, uznając Sabataja Cwi (1626-1676) za obiecane go przez p r o r o k ó w mesjasza. Świętą księgą kabały jest Sefer ha-Zohar czyli Księga Światłości, k t ó r a po raz pierwszy pojawiła się na p r z e ł o m i e XIII i XIV stulecia w Hiszpanii. Za au tora Z o h a r u uchodzi Mojżesz z Leon (1250-1305), j e d n a k s a m i kabaliści utrzymują, że księga jest o wiele starsza. Stara tradycja judaistyczna utrzymuje, że Mojżesz na górze Synaj oprócz Tory otrzy m a ł również m ó w i o n y k o m e n t a r z do niej (zwany Torą U s t n ą ) , który przez wieki był przekazywany z u s t do ust. Tym k o m e n t a r z e m miał być, w e d ł u g rabinów, Talmud, a także, w e d ł u g kabalistów, Zohar. Spisania tego ostatniego dokonać miał żyjący w II wieku po C h r y s t u s i e rabin Szymon bar Jochaj. Część kabalistów ( n p . sabataiści czy frankiści) u w a ż a ł a nawet, że Z o h a r jest starszy i bardziej święty od Talmudu, gdyż podarował go Bóg przez anioła A d a m o w i po wygnaniu z raju. Nie wszyscy Żydzi uznawali a u t o r y t e t Z o h a r u . Z n a m y z historii g ł o ś n e spory między t a l m u d y s t a m i a kabalistami, k t ó r e nasilały się zwłaszcza w okresach pojawiania się fałszywych mesjaszy, n p . w s p o m n i a n e g o j u ż Saba taja Cwi czy Jakuba Franka (1720-1791), p o p i e r a n y c h m a s o w o przez adep t ó w Z o h a r u . Ortodoksyjni rabini p r o t e s t o w a l i n p . przeciw zawartej w Kaba le koncepcji reinkarnacji. Z kolei przedstawiciele haskali, czyli żydowskiego oświecenia, na czele ze s w y m najwybitniejszym h i s t o r y k i e m H e i n r i c h e m G r a e t z e m (1817-1891), uważali kabalistów za niebezpiecznych o s z u s t ó w i hochsztaplerów. Tym niemniej przez wieki Z o h a r s t a n o w i ł dla wielkiej czę ści żydostwa r ó w n o p r a w n ą z T a l m u d e m w y k ł a d n i ę P i s m a Świętego. Kabaliści zawsze podkreślali, że Biblia zawiera d w a j e d n o c z e s n e przeka zy: jawny, d o s ł o w n y oraz ukryty, mistyczny. Wierzyli, że w czasach mesjań skich przykazania Tory u t r a c ą swą w a ż n o ś ć i egzoteryczna interpretacja 50 FRONDA 19/20 stąpi miejsca ezoterycznej. Ponieważ studiowali g ł ó w n i e tę drugą, pragnęli oglądać urzeczywistnienie swych n a u k tajemnych w życiu, a nie tylko ich teoretyczne o p a n o w a n i e . Dlatego ś r o d o w i s k a kabalistów były zawsze głów nymi ośrodkami, z których wychodzili różni fałszywi mesjasze, n p . Aszer Lemlein, Dawid Reubeni, Salomon Molocho, J a k u b Q u e r i d o czy Berechiasz. Antropologia Zoharu O w a wyjątkowość n a r o d u wybranego p o ś r ó d innych nacji, o której w s p o m i naliśmy na początku - wyraźnie dochodzi do głosu w judaistycznej tradycji ezoterycznej. W pierwszej części Z o h a r u , zatytułowanej Bereszit I, znajdujemy następujące zdanie, którego a d r e s a t e m są Izraelici: „Właśnie wy nazywacie się ludźmi, a nie i n n e narody, służące gwiazdom i p l a n e t o m " . W tradycji j u d a i z m u owymi „służącymi gwiazd i planet", czyli akumami, są nie tylko czciciele Baala czy Beliala, lecz również przedstawiciele innych reli gii, u z n a n i za bałwochwalców. N a w e t dziś m o ż n a usłyszeć rabinów, którzy mówią, że nie mogą modlić się w obecności krzyża, ponieważ ozna czałoby to o d d a w a n i e czci bożkowi. Zohar stwierdza też, że „wszelki duch nazywa się «czlowiekiem»", lecz p o t e m precy zuje: „«człowiekiem» nazywa się tylko duch nale żący do «świętej strony»". We wspomnianej księdze Be reszit I czytamy, że „w rejonach «innej strony», tam, gdzie panuje anty-świętość, duch, który rozprzestrzenia się wśród akumów (gojów), wychodząc z «anty-świętości» nie jest «człowiekiem»; dlatego nie zasługują oni na to m i a n o . " W tradycji kabalistycznej m a m y więc do czynienia z b a r d z o precyzyjną antropologią mistyczną, dokonującą p o d z i a ł u na ludzi i nie-ludzi. Taka duali styczna antropologia, dzieląca świat na „dzieci ś w i a t ł a " i „dzieci c i e m n o ś c i " , charakterystyczna była dla wielu sekt inicjacyjnych, n p . gnostyków, ismailit ó w czy manichejczyków. Zawsze j e d n a k więź łącząca „wybranych" czy też LATO2000 51 „oświeconych" m i a ł a c h a r a k t e r duchowy. W Izraelu po raz pierwszy w h i s t o rii miała to być więź krwi. Demonologia Zoharu U z n a n i e wszystkich innych n a r o d ó w oraz religii za przedstawicieli „lewej s t r o n y " sprawia, że s t o s u n e k Izraela do nich staje się p r o b l e m e m nie poli tycznym, lecz teologicznym i mistycznym. Podczas kiedy p o z o s t a ł e ludy zo stają przez Z o h a r z d e m o n i z o w a n e , Izrael u z n a n y jest za jedynego nosiciela Bożych energii zsyłanych przez J a h w e w niższe światy. Dzięki t e m u d o c h o d z i wręcz do u t o ż s a m i e n i a Szechiny czyli Bożej O b e c n o ści, „dziesiątej sefiry", z n a r o d e m w y b r a n y m . Wrogowie Izraela z d a n i e m kabalistów p o c h o d z ą z plemienia kainowego. W e d ł u g Z o h a r u Kain nie był synem A d a m a i Ewy, lecz dzieckiem A d a m a i diablicy Lilith, która wraz z d e m o n e m Samaelem stoi na czele szatańskiego p a n t e o n u . Wszystkie negatywne postacie, jakie pojawiają się w Torze, n p . C h a m za czasów Noego, Izmael za czasów Izaaka czy Ezaw za czasów Jakuba, u t o ż s a m i o n e zostają z p l e m i o n a m i nie-izraelskimi. Od Izmaela mają brać swój początek m u z u ł m a n i e , zaś od Ezawa chrześcijanie - w obydwu wypadkach chodzi o bezprawnych sukcesorów, uzurpujących sobie Boże bło gosławieństwo. Największym wrogiem Żydów po zburzeniu Świątyni jerozo limskiej i rozproszeniu n a r o d u izraelskiego jest jednak Wielki Z a m ę t . Określe nie to odnosi się do skoncentrowanej siły zła obejmującej i n n e narody. Szczególne miejsce w Kabale zajmuje problematyka eschatologiczna. Za nim nadejdzie Królestwo Boże, oznaczające dla n a r o d u wybranego wieczną szczęśliwość, nastąpi walka między silami jasności czyli „prawą s t r o n ą " a siła mi ciemności czyli „lewą s t r o n ą " . Cierpienia Izraela w czasie „czwartego roz proszenia" traktowane są jako próba, podczas której Bóg wykorzystuje gojów jako i n s t r u m e n t do wywołania przeciwko n i m świętego gniewu Izraelitów. W Tikun ha-Zohar czytamy: „ D o p ó k i ludzie Wielkiego Z a m ę t u nie zosta ną starci z oblicza ziemi, nie spadnie deszcz Tory, a dzieci Izraela, p o d o b n e 52 FRONDA 19/20 do traw i drzew, nie b ę d ą się rozrastać. W tym tkwi tajemnica zda nia: «nie było jeszcze krzewu żadnego p o l n e g o na ziemi, ani żadna trawa p o l n a jeszcze nie wzeszła - bo Bóg nie zsyłał desz czu na ziemię» (Rdz 2,5)." Tak więc między starciem z powierzchni ziemi „ludzi Wielkiego Z a m ę t u " czyli innych narodów a eschatologicznym s c? ^ ^ ^ j ^ ^ ^ ^ ^ ^ „deszczem Tory", czyli początkiem ery mesjań skiej, istnieje nie tylko związek chronologiczny, lecz również przyczynowy. P o w i n n o dojść do p o w t ó r z e n i a się historii, tyle że na wyższym p o z i o m i e : tak jak wytrzebienie n a r o d ó w kananejskich było w a r u n k i e m założenia p a ń s t w a izraelskiego w czasach biblijnych, tak wytrzebienie n a r o d ó w Wielkiego Za m ę t u jest konieczne dla zapoczątkowania mesjańskiej ery w dziejach Izraela. Nie należy więc biernie oczekiwać na przyjście p o ś r e d n i k a z góry, lecz aktyw nie przyczyniać się do nadejścia końca czasów. Hermeneutyka Zoharu Dalsze rozważania p r o w a d z ą n a s do refleksji n a d literami, k t ó r a s t a n o w i jed ną z p o d s t a w Z o h a r u . Kabaliści twierdzili b o w i e m , że każda litera związana jest z k o n k r e t n y m e l e m e n t e m boskiego porządku. W c e n t r u m j u d a i z m u znajduje się J a h w e . Kabaliści niezwykłą wagę przywiązywali do imienia Tet r a g r a m m a t o n a : J H W H . Ich zdaniem, każda z czterech liter Boskiego imie nia odpowiadała c z t e r e m a s p e k t o m boskości. Pierwsza litera -jod - oznacza a b s o l u t n ą zasadę, z której wypływa Boska energia, jest to źródło sakralnej emanacji, a zarazem męski pierwiastek Bo ga, który czyni Go Ojcem. Druga litera -he- oznacza z kolei żeński p i e r w i a s t e k Bóstwa, u t o ż s a m i a na jest z Mądrością oraz Łaską Bożą i nazywana przez kabalistów Matką, Z o ną lub górną Szechina. Trzecia litera - wau - oznacza m i s t y c z n ą więź łączącą n i e b o z ziemią i na zywana jest Synem. i LATO 2 0 0 0 53 Czwarta litera -he- p o d o b n i e jak druga litera oznacza Szechinę czyli Bożą Obecność, ale tym razem dolną Szechinę, tzn. Bożą Obecność w niższych rejo nach stworzenia. O w o „małe he" u t o ż s a m i a n e jest przez kabalistów z n a r o d e m Izraela. W najbardziej radykalnych koncepcjach oznacza to, że n a r ó d wybrany jest integralną częścią samego Boga - i bez niego Bóg utraciłby swą pełnię. Świątynia jerozolimska była niegdyś miejscem najświętszym ze świętych i centralnym p u n k t e m Izraela tylko dlatego, że mieszkała w niej d o l n a Szechina. Po zburzeniu Świątyni przez rzymskie legiony Szechina u d a ł a się wraz z n a r o d e m żydowskim na wygnanie, gdzie znajduje się do tej p o r y (co praw da okres wygnania już m i n ą ł , ale Świątynia nadal nie zo stała o d b u d o w a n a ) . Ta katastrofa z i e m s k a znalazła odbicie w kataklizmie kosmicznym, m i a n o w i c i e w w e w n ę t r z n y m pęknięciu s t r u k t u r y imienia T e t r a g r a m m a t o n a . Tak pisze o t y m Zohar: „Kiedy tylko Wielki Z a m ę t , składający się z Nefilitów, Hiborytów, Amalekitów, Refaitów i Anakitów, znalazł się między d w o m a he, Święty, niech będzie błogosła w i o n e Imię Jego, nie m ó g ł dłużej s a m ich zjednoczyć. Na t y m polega głęboki sens w e r s e t u : «Strumień wyczerpał się i wysechł» (Iz 19,5). S t r u m i e ń «wyczerpał się» na p o z i o m i e pierwszego he i «wysechł» na p o z i o m i e drugiego he. A wszystko dlatego, że by nie pozwolić W i e l k i e m u Z a m ę t o w i żywić się wau, k t ó r e j e s t D r z e w e m Ży cia. O t o dlaczego wau nie stoi więcej między d w o m a he, kiedy Wielki Z a m ę t usadawia się między n i m i . (...) Jak d ł u g o Wielki Z a m ę t będzie podszywać się p o d Izrael, nie będzie możliwości ani zbliżenia się, ani zjednoczenia liter imienia J H W H . Lecz kiedy Wielki Z a m ę t z o s t a n i e starty z oblicza ziemi, «w ten dzień J a h w e będzie j e d e n i jego imię będzie jedno» (Za 14,9). (...) D o póki Wielki Z a m ę t nie zostanie na świecie zniszczony, nie będzie zjednocze nia." Nieco dalej Z o h a r precyzuje, że „przyczyną r o z p r o s z e n i a były grupy two rzące Wielki Z a m ę t " . Eschatologia Zoharu Kluczowym p r o b l e m e m wydaje się rola litery wau - p o ś r e d n i k a między nie b e m a ziemią, u t o ż s a m i a n e g o z D r z e w e m Życia i zasadą synowską. N a r o d y 54 FRONDA 19/20 Wielkiego Z a m ę t u naruszyły cyrkulację boskich energii między górą a d o ł e m , rugując literę wau i podstawiając na jej miejsce swoje kulty i religie. Prawdziwe wau zo staje zakryte, a „ m a ł e he", p o z b a w i o n e łączności z „du żym he" odrywa się od J H W H . Jak podaje Zohar, n a s t ę puje w y p e ł n i e n i e s ł ó w P s a l m u 38 - „ O n i e m i a ł e m , z a m i l k ł e m " - „kiedy wau zostaje oddzielone od he, nie ma głosu a słowo m i l k n i e " . Nic dziwnego, że po p o w s t a n i u chrześcijaństwa, po zburzeniu świątyni i po czwartym rozproszeniu Izrael pozbawiony został d u c h a prorockiego, a objawienie przestało się rozwijać. Ponieważ „ m a ł e he" s t a n o w i ł o integralną część boskiego imienia, jego odpadnięcie - czyli r o z p r o s z e n i e Izraela - spowo d o w a ł o też okaleczenie s a m e g o T e t r a g r a m m a t o n a . Ź r ó d ł e m nieszczęść n a r o d u w y b r a n e g o jest więc uzurpacja gojów i fał szywe przejęcie przez nich zasady Syna czyli D r z e w a Życia. J e d y n y m r a t u n kiem, aby nie tylko przywrócić Izraelowi u t r a c o n ą łączność z Ojcem, lecz tak że by o d b u d o w a ć z a b u r z o n ą w e w n ą t r z s a m e g o i m i e n i a Boga j e d n o ś ć - jest zlikwidowanie przeszkody między „ d u ż y m he" i „ m a ł y m he" czyli zniszczenie fałszywego wau. Dojdzie do tego w czasach mesjańskich, kiedy to rozegra się e s c h a t o l o giczny bój między „ p r a w ą s t r o n ą " (rakchaim) a „lewą s t r o n ą " (din), m i ę d z y „górnym ś w i a t e m " (merkaby) a „ d o l n y m ś w i a t e m " (kelipot), m i ę d z y Izraelita mi a gojami. Wizja takiego konfliktu k o s m i c z n e g o charakterystyczna jest dla wielu religii, j e d n a k ż e tylko w j u d a i z m i e siły d o b r a u t o ż s a m i o n e zostają z j e d n y m e t n o s e m p r z e c i w s t a w i o n y m jako metafizyczny przeciwnik wszyst kim innym narodom. Tradycja kabalistyczna utrzymuje, że czasy mesjańskie przypadają na szó ste tysiąclecie od s t w o r z e n i a świata, a d o k ł a d n i e rozpoczęły się w s z ó s t y m dziesięcioleciu szóstego tysiąclecia. Ponieważ k a l e n d a r z Ż y d ó w zaczyna się w roku 3 7 6 0 przed C h r y s t u s e m , oznacza to, że era m e s j a ń s k a zaczęła się j u ż około roku 1300 n.e. - d o k ł a d n i e w t y m czasie, kiedy po raz pierwszy w Hiszpanii pojawił się Zohar. Przyjście Mesjasza p o w i n n o więc nastąpić najpóźniej do końca szóstego tysiąclecia, czyli do roku 2 2 4 0 . Istnieje j e d n a k r ó w n i e ż i n n a szkoła kabalistyczna, k t ó r a - zgodnie z bi blijnym p o w i e d z e n i e m , że j e d e n dzień dla Boga jest jak tysiąc lat dla ludzi LATO2000 55 każe owe szóste tysiąclecie (od 1240 do 2 2 4 0 roku) u t o ż s a m i ć z dobą. J e d n a godzina takiej „tysiącletniej d o b y " wynosiłaby 41,666 lat. Jeśli podzielimy taką „ d o b ę " na 4 części po 6 godzin każda, w ó w c z a s o t r z y m a m y okresy 250letnie. Ponieważ u Ż y d ó w początek d n i a liczy się nie od północy, lecz od za c h odu słońca, oznacza to, że początek nowej ery m o ż n a sytuować już o go dzinie 6 po p o ł u d n i u , a więc po trzech o k r e s a c h 250-letnich. W e d ł u g tej szkoły pojawienie się Mesjasza przypada więc na rok 1990 - czyli o k o ł o 6 6 0 lat po rozpoczęciu ery mesjańskiej. Nic więc dziwnego, że wielu kabalistów z u w a g ą obserwuje wszelkie zda rzenia w Izraelu lat 90-tych, by i n t e r p r e t o w a ć je w świetle powyższych obli czeń. Po z d e m a s k o w a n i u w XVII wieku jako fałszywego mesjasza Sabataja Cwi chasydzi z r o d u Lubawiczów ogłosili, że prawdziwy Mesjasz pojawi się, kiedy u m r z e o s t a t n i rabin z ich r o d u - s t a ł o się to 26 l u t e g o 1994 roku. Jeszcze większe p o r u s z e n i e wywołały w m a r c u roku 1997 n a r o d z i n y w Izraelu „czerwonej k r o w y " . W tradycji judaistycznej jest o n a s y m b o l e m oczyszczenia z grzechów. W a r t o dodać, że jest to j u ż dziewiąta z kolei krowa, podczas gdy dziesiątą, zgodnie z przekazami, p o w i n i e n złożyć w ofierze s a m Mesjasz. W e d ł u g niektórych kabalistów r y t u a l n a ofiara owej czerwonej krowy umożliwi Ż y d o m wejście na t e r e n Świątyni jerozolimskiej. O b e c n i e jest o n a dla nich n i e d o s t ę p n a nie tylko dlatego, że na jej miejscu w z n o s i się islamski meczet, lecz również dlatego, że p r a w o w i e r n i Żydzi mają zakaz w c h o d z e n i a na górę Moria, aby p r z y p a d k i e m nie p o d e p t a ć i nie sprofanować miejsca naj świętszego ze świętych. Wejście t a m s t a n i e się m o ż l i w e d o p i e r o , gdy objawi się Mesjasz. Numerologia Zoharu Jak wynika z powyższych obliczeń numerologicznych, dotyczących nadejścia ery mesjańskiej, p o d s t a w o w ą rolę porządkującą odgrywa w nich cyfra 6. Nic dziwnego - taką w a r t o ś ć n u m e r y c z n ą p o s i a d a b o w i e m litera wau - o w a za g ub i on a litera T a t r a g r a m m a t o n a , której p o w r ó t będzie t r i u m f e m Izraela n a d Wielkim Z a m ę t e m . W e ź m y następujący fragment Z o h a r u zapowiadający na dejście Mesjasza: „Kiedy nadejdzie szóste tysiąclecie, k t ó r e jawi się s e k r e t e m wau, wówczas wau p o d n i e s i e he. W czasie sześć razy dziesięć wau p o d n i e s i e 56 FRONDA 19/20 się do jod, po czym opuści się do he. Wau s t a n i e się d o s k o n a ł e w dziesiątce sześć razy - co daje sześćdziesiąt, by p o d n i e ś ć się z p r o c h u i k a ż d e g o sześć dziesiątego roku o w e g o szóstego tysiąclecia he n a b i e r a sił i przeskakuje wyż sze stopnie, by zbierać n o w e siły. W s z e ś ć s e t n y m roku s z ó s t e g o tysiąclecia o t w o r z ą się drzwi m ą d r o ś c i z wysoka i ź r ó d ł a m ą d r o ś c i z d o ł u i świat przy gotuje się, by wstąpić w s i ó d m e tysiąclecie, p o d o b n i e jak człowiek s z ó s t e g o dnia tygodnia p r z e d z a c h o d e m s ł o ń c a przygotowuje się do wejścia w szabat. Jest to z g o d n e z w e r s e m : «W roku s z e ś ć s e t n y m życia N o e g o . . . t r y s n ę ł y z h u k i e m wszystkie ź r ó d ł a Wielkiej Otchłanin (Rdz 7,11)." O w e sekwencje szóstkowe, powtarzające się t a k ż e w innych miejscach Z o h a r u , sprawiły, że wybór p r z e z Sabataja Cwi roku 1666 na o g ł o s z e n i e się m e s j a s z e m uwiarygodnił go w oczach kabalistów. LEW AESRAMOWSKI TŁUM. ROBERT CIESZKOWSKI Inspiracją do napisania niniejszego tekstu był wykład Leonida Ochotina pt. Mesjanizm Kabaty. LATO-2000 57 Biblia oczekiwała tylko jednego Mesjasza. Żydowski mi stycyzm natomiast oczekiwał dwóch Mesjaszów. We dług Kabały dwaj Mesjasze będą różnić się charakte rem. Pierwszy, łagodna figura zwana „synem Józefa", przygotuje materialne warunki zbawienia. Drugi będzie duchowym „synem Dawida", który zbawi świat po przez spektakularne cuda. Dwaj Mesjasze według Ka bały mają być pojedynczymi osobami. Rabin Kook starszy zmienił ten koncept, oczekując i głosząc, że pierwszy Mesjasz będzie zbiorowym stworzeniem. Liderzy Cush Emunim trwają w przekonaniu, że ich ra bini - a może nawet wszyscy zwolennicy - są zbioro wym wcieleniem przynajmniej jednego, a może nawet dwóch bosko przepowiedzianych Mesjaszów. Syjonistyczny mesjanizm IZRAEL SZAHAK, NORTON MEZVINSKY Ideologię Narodowej Partii Religijnej i Ruchu G u s h E m u n i m (Blok Wiernych) stworzył w latach 20-tych i rozwinął później rabin A b r a h a m Icchak Kook, któ ry był naczelnym rabinem Palestyny i najbardziej p r o m i n e n t n y m zwolennikiem syjonizmu. Rabin Kook, zwany starszym, uważany był przez swych zwolenni ków za natchnionego przez Boga. Po jego śmierci w 1935 roku w kołach N P R nadano mu status świętego. Rabin Cwi J e h u d a Kook młodszy, jego syn i następ ca na stanowisku szefa NPR, który zmarł w 1981 roku w wieku 91 lat, także zy skał status świętego. Nie pisał on książek i nie przejął po ojcu talmudycznej wiedzy, lecz posiadał silną, charyzmatyczną osobowość i wywierał wielki wpływ na swoich uczniów. Rozwinął polityczne i społeczne wywody nauczania swego LATO-2000 59 ojca. Rabini, którzy ukończyli jego szkolę Yeshiva Merkaz Harav w Jerozolimie lub Ośrodek Rabiniczny i pozostali wiernymi orędownikami jego nauczania, za łożyli żydowską sektę z jasno określonym p l a n e m politycznym. Na początku 1974 roku, niemal natychmiast po szoku, jakim była wojna październikowa z 1973 roku i na krótko przed podpisaniem zawieszenia broni z Syrią, stronni cy rabina Kooka z błogosławieństwem i p o d d u c h o w y m p r z e w o d n i c t w e m swe go przywódcy założyli G u s h E m u n i m (Blok Wiernych). Celem G u s h E m u n i m było powstanie i rozwój już istniejących osad żydowskich na Terytoriach Oku powanych. Z p o m o c ą Szymona Peresa, który latem 1974 roku został m i n i s t r e m obrony Izraela, odpowiedzialnym za Terytoria Okupowane, G u s h E m u n i m uda ło się w znacząco krótkim czasie kilku lat zmienić izraelską politykę osadnictwa. Osiedla żydowskie rozszerzające się na Z a c h o d n i m Brzegu i obejmujące dużą część Strefy Gazy stanowiły świadectwo i d o k u m e n t o w a ł y wpływ, jaki G u s h E m u n i m wywierał na społeczeństwo i politykę rządu Izraela. (...) Po wybraniu w 1977 roku M e n a c h e m a Begina na premiera, powstało „święte przymierze" religijnego G u s h E m u n i m i kolejnych świeckich rządów Izraela, które obowią zuje do dzisiaj. Po odniesieniu sukcesów w polityce osiedlania rabini G u s h E m u n i m prze prowadzili szereg zręcznych politycznych intryg i u d a ł o im się z d o m i n o w a ć NPR. Od połowy lat 80-tych G u s h E m u n i m objęło polityczne p r z y w ó d z t w o nad NPR. Po śmierci rabina Kooka m ł o d s z e g o d u c h o w e przywództwo G u s h E m u n i m skupiło się w pół tajnej rabinicznej radzie, wybieranej w e d ł u g tajem niczych kryteriów spośród najwybitniejszych uczniów rabina Kooka. Rabini ci kontynuowali podejmowanie politycznych decyzji w oparciu o wiarę w p e w n e innowacyjne elementy ideologii, która nie była sprecyzowana ani w y z n a w a n a otwarcie, lecz miała swoje korzenie w ich oryginalnej interpretacji żydowskie go mistycyzmu, zwanego popularnie Kabałą. Prace rabina Kooka starszego słu żą jako święte teksty i p r a w d o p o d o b n i e są n a w e t bardziej niejasne niż i n n e teksty kabalistyczne. W a r u n k i e m ich zrozumienia jest dogłębna znajomość li teratury talmudycznej i kabalistycznej, włącznie z ich najnowszymi interpreta cjami. Implikacje dzieł Kooka są teologicznie zbyt nowatorskie, by dopuścić do ich popularnej prezentacji skądinąd wykształconemu społeczeństwu żydow skiemu. Prawdopodobnie to z tej przyczyny pojawiło się dotąd tak niewiele analiz ideologii G u s h E m u n i m . J e d n ą z takich znaczących intelektualnych ana liz jest esej profesora Uriela Tala, opublikowany pierwotnie po hebrajsku w ga60 FRONDA 19/20 zecie „Haarec" 26 września 1984 roku, a po angielsku w „The Jerusalem Quarterly" (nr 35, wiosna 1985) p o d t y t u ł e m Podstawy politycznego mesjanistycznego trendu w Izraelu. Przedstawione dalej rozważania idei i polityki G u s h E m u n i m opierają się zasadniczo na opracowaniu Tala. P u n k t e m wyjścia tych rozważań m o ż e stać się s t a t u s nie-Żydów w Kabale w porównaniu z literaturą talmudyczną. Większość a u t o r ó w piszących o Kaba le po angielsku, niemiecku i francusku albo unikała tego t e m a t u , albo ukrywa ła sens w potoku mylących uogólnień. Autorzy ci, spośród których najbardziej znaczącym był Gerszom Szolem, stosowali zabiegi polegające na użyciu słów takich jak „ludzie", „istoty ludzkie" i „kosmos", aby niepoprawnie sugerować, że Kabała wskazuje drogę do zbawienia dla wszystkich ludzi. Prawda jest taka, że w tekstach kabalistycznych, w przeciwieństwie do literatury talmudycznej, podkreślane jest zbawienie wyłącznie Żydów. Wiele napisanych po hebrajsku książek traktujących na t e m a t Kabały, oprócz tych a u t o r s t w a Szolema, przed stawia uczciwą wersję zbawienia oraz innych drażliwych t e m a t ó w żydowskich. Temat ten jest dobrze przedstawiony w opracowaniach ostatniej, najbardziej wpływowej szkoły kabalistycznej - szkoły luriańskiej, założonej p o d koniec XVI wieku i nazwanej tak od imienia założyciela, rabbiego Icchaka Lurii. Idee tego ostatniego w dużym stopniu wpłynęły na teologię rabina Kooka starsze go i nadal leżą u p o d s t a w ideologii G u s h E m u n i m i chasydyzmu. Izajasz Tishbi, autorytet w dziedzinie Kabały, który pisał po hebrajsku, wyjaśnił w swojej pracy naukowej The Theory of Evil and the Satanic Sphere in Lurianic Cabbala (Teo ria Zła i sfery Szatana w Kabale luriańskiej; 1942, reprint 1982): „Jest jasne, że te plany i projekt [zbawienia] są przeznaczone tylko dla Ż y d ó w " . Tishbi cyto wał rabina C h a i m a Vitala, głównego interpretatora rabina Lurii, który napisał w swojej książce Gates of Holiness (Bramy Świętości): „Promieniująca Potęga, błogosławione jej imię, chciała, by byli ludzie na tej niskiej ziemi, którzy ucie leśnialiby cztery boskie emanacje. Ci ludzie to Żydzi wybrani do dołączenia do czterech boskich światów tutaj poniżej." Tishbi cytował dalej p i s m a Vitala, ak centującego doktrynę Lurii głoszącą, że nie-Żydzi mają duszę szatańską: „Du sze nie-Żydów pochodzą wyłącznie z kobiecej części sfery szatańskiej. Z tego p o w o d u dusze nie-Żydów zwane są złymi, nie dobrymi, i zostały s t w o r z o n e bez wiedzy (boskiej)." W swojej oświecającej książce napisanej po hebrajsku, Rabbinate, Hassidism, Enlightement: The History of Jewish Culture Between the End of the Sixteenth and the Beginning of the Nineteenth Century (Rabinat, Chasydyzm, LATO-2000 61 Oświecenie: historia kultury żydowskiej między końcem XVI i początkiem XIX wieku; 1956), Ben Zion Katz wyjaśni! przekonująco, że powyższe doktry ny stały się częścią ruchu chasydzkiego. Właściwe opisy doktryn Lurii i ich du żego wpływu na religijnych Ż y d ó w m o ż n a znaleźć w wielu innych opracowa niach napisanych po hebrajsku. W książkach i artykułach napisanych w innych językach, a wobec tego czytanych przez najbardziej zainteresowanych Ż y d ó w spoza Izraela i nie-Żydów, takie opisy i analizy najczęściej się nie pojawiają. Rola szatana, którego ucieleśnieniem w e d ł u g Kabały jest każdy nie-Żyd, zosta je zminimalizowana albo p o m i n i ę t a przez a u t o r ó w nie piszących po hebrajsku. Ci autorzy nie przekazali zatem czytelnikom właściwej relacji o ogólnej polity ce N P R czy ekstremalnej polityce G u s h E m u n i m . Współcześnie wyrazem wskazanych powyżej p o s t a w są wpływowe n a u k i i p i s m a jednego z ostatnich rabinów z Lubowicza, M e n a c h e m a Mendela Schneersona, który przewodniczył ruchowi Chabad i wywarł olbrzymi wpływ na religijnych Żydów i w Izraelu, i w Stanach Zjednoczonych. Schneerson i je go zwolennicy z Lubowicza są Żydami H a r e d i m (ortodoksyjnymi), jednakże włączyli się w życie polityczne Izraela i podzielali wiele idei G u s h E m u n i m i NPR. Idee rabina Schneersona, które przedstawione są poniżej, zostały za czerpnięte z książki-wezwania do jego zwolenników w Izraelu, zatytułowanej Gatherings of Conversations (Zbiory M ó w ) , opublikowanej w Ziemi Świętej w 1965 roku. W ciągu następnych trzech dekad swego życia, aż do śmierci, ra bin Schneerson był konsekwentny, nie zmieniając żadnej ze swoich opinii. To, czego nauczał Schneerson, albo od razu było, albo stawało się natych miast oficjalnymi przekonaniami chasydów i lubowiczerów. Jeżeli chodzi o nie-Żydów, poglądy rabina z Lubowicza były jasne, choć m o że nieco nieuporządkowane: „W t e n sposób Halacha w a r u n k o w a n a Talmudem pokazuje, że nie-Żyd powinien zostać ukarany karą śmierci, jeżeli zabija e m brion, nawet jeżeli embrion nie jest żydowski, na t o m ia s t Żyd nie powinien, na wet jeżeli embrion jest żydowski, jak my [mędrcy Talmudu] dowiadujemy się z Księgi Wyjścia, od słów «Jeżeli zaś o n a poniesie jakąś szkodę...»". Cytat t e n pochodzi z fragmentu (Wj 21,22-23), opisującego co p o w i n n o zostać zrobione „Gdyby mężczyźni bijąc się uderzyli kobietę brzemienną", uszkadzając w t e n sposób embrion. Wers 23, którego początek przytacza rabin z Lubowicza, w ca łości mówi: „Jeżeli zaś o n a poniesie jakąś szkodę, wówczas on odda życie za ży cie" (niektóre angielskie tłumaczenia używają sformułowania „życie za życie" 62 FRONDA 19/20 zamiast „duszę za d u s z ę " ) . Widać tu różnicę w karaniu Żydów i nie-Zydów za tę samą zbrodnię, co jest charakterystyczne dla Talmudu i Halachy. Rabin z Lubowicza kontynuuje: różnica między Żydem i nie-Żydem pocho dzi od popularnego wyrażenia „pokażmy różnicę". Nie chodzi tu o taką różnicę, LATO 2000 63 w której jedna osoba jest po p r o s t u na wyższym poziomie od drugiej. Jest to ra czej przypadek „pokażmy różnicę" pomiędzy zupełnie różnymi gatunkami. O t o co należy powiedzieć o ciele: ciało Żyda ma zupełnie inne właściwości niż ciała przedstawicieli wszystkich innych nacji na świecie. Stary Rabin (pseudonim jed nego ze świętych rabinów z Lubowicza) wyjaśnia, że u s t ę p w rozdziale 49 Księ gi Hatanya, podstawowej księgi Chabadu - „I Ty nas [Żydów] wybrałeś" - ozna cza, że ciało żydowskie zostało wybrane przez Boga, ponieważ wybór jest dokonywany pomiędzy zewnętrznie podobnymi rzeczami. Ciało żydowskie „wy gląda jak gdyby w istocie było p o d o b n e do ciał nie-Żydów", ale to znaczy, że cia ła tylko wydają się p o d o b n e w substancji materialnej, zewnętrznym wyglądzie i powierzchownych właściwościach. Różnica wewnętrznych cech jest natomiast tak ogromna, że ciała powinny być traktowane jak zupełnie o d m i e n n e gatunki. To jest powód, dla którego Talmud stwierdza, że istnieje różnica w prawie ży dowskim między ciałami nie-Żydów a ciałami Żydów. „Ich ciała są nadarem n o " . . . Jeszcze większa różnica dotyczy duszy. Istnieją dwa przeciwstawne rodza je duszy. Dusza nie-żydowska pochodzi z trzech sfer szatańskich, natomiast dusza żydowska wyrasta ze świętości. Jak zostało wyjaśnione, e m b r i o n jest zwany istotą ludzką, ponieważ posia da duszę i ciało. Z a t e m różnica między e m b r i o n e m żydowskim i nie-żydowskim m o ż e być zrozumiana. Istnieje także różnica w ciele. Ciało e m b r i o n u ży dowskiego jest na wyższym poziomie niż ciało nie-żydowskie. Wyraża się to we frazie „dostrzeżmy różnicę" o ciele nie-żydowskim, k t ó r e jest zupełnie in nego rodzaju. Ta s a m a różnica odnosi się do duszy: d u s z a e m b r i o n u żydow skiego jest inna od duszy e m b r i o n u nie-żydowskiego. Dlatego zadajemy pyta nie: dlaczego nie-Żyd powinien zostać ukarany, n a w e t jeżeli zabija e m b r i o n nie-żydowski, a Żyd nie powinien być ukarany, n a w e t jeżeli zabija e m b r i o n ży dowski? Odpowiedź m o ż n a poznać rozważając generalną różnicę między Ży dami i nie-Żydami: „Żyd nie został stworzony jako środek dla jakiegoś i n n e g o celu, on sam jest celem, ponieważ substancja wszystkich (boskich) emanacji została stworzona, by służyć Ż y d o m . «Na początku Bóg stworzył n i e b o i ziemię» (Rdz 1,1), co oznacza, że [niebo i ziemia] zostały s t w o r z o n e na potrzeby Żydów, którzy zwani są «początkiem». To oznacza, że wszystko, cały rozwój, wszystkie odkrycia, stworzenie, włączając w to «niebo i ziemię» - są niczym w p o r ó w n a n i u z Żydami. I s t o t n ą sprawą są Żydzi, ponieważ oni nie istnieją dla żadnego innego celu, oni sami w sobie są (boskim) celem." 64 FRONDA 19/20 Po kilku dodatkowych kabalistycznych wyjaśnieniach rabin z Lubowicza wysnuwa konkluzję: „Z tego, co już zostało powiedziane, m o ż n a zrozumieć, dlaczego nie-Żyd powinien zostać ukarany, jeżeli zabija embrion, a Żyd nie p o winien zostać skazany na śmierć. Różnica między e m b r i o n e m i n a r o d z o n y m jest taka, że e m b r i o n nie jest rzeczywistością s a m ą w sobie, a raczej jest p o d r z ę d n y w o b e c niej; albo jest podrzędny w stosunku do matki, albo do rzeczywistości stworzonej po urodze niu, gdy (boski) cel jego stworzenia został wypełniony. W jego o b e c n y m kształcie cel jeszcze nie istnieje. Cała nie-żydowska rzeczywistość jest próżnią. Jest napisane: «Staną obcokrajowcy, by paść waszą trzodę» (Iz 61,5). Całe stworzenie [nie-Żydów] zaistniało dla Żydów. Dlatego nie-Żyd p o w i n i e n być ukarany śmiercią, jeżeli zabije embrion, a Żyd, którego istnienie jest ważniej sze, nie powinien być karany z p o w o d u czegoś p o d r z ę d n e g o . Nie p o w i n n i ś m y zabijać kogoś ważnego z p o w o d u czegoś p o d r z ę d n e g o . To prawda, że istnieje zakaz niszczenia embrionów, ponieważ jest to coś, co zostanie n a r o d z o n e w przyszłości i w ukrytej formie już istnieje. Kara śmierci p o w i n n a być stoso w a n a tylko wtedy, gdy sprawa dotyczy, jak wcześniej napisano, spraw widocz nych; embrion jest tylko p o d r z ę d n ą wartością." Komentarze i p o d s u m o w a n i a dotyczące powyższych opinii pojawiły się ale w niewystarczającym stopniu - w prasie izraelskiej wydawanej po hebrajsku. W 1965 roku, gdy powyższe sądy zostały opublikowane, rabin Lubowiczer był powiązany w Izraelu z Partią Pracy: jego ruch dostał już wtedy wiele ważnych przywilejów od ówczesnego rządu, a także od poprzednich rządów Izraela. Ruch Lubowiczerów otrzymał na przykład a u t o n o m i ę dla własnego systemu oświaty w obrębie państwowego systemu edukacji religijnej. W połowie lat sie demdziesiątych rabin Lubowiczer zdecydował, że Partia Pracy jest zbyt umiar kowana i wobec tego przenosił polityczne poparcie swego ruchu raz na Likud, raz na partie religijne. Ulubionym politykiem Lubowiczera był znany izraelski działacz Ariel Szaron. Odwdzięczając się, Szaron publicznie chwalił Lubowicze ra i po jego śmierci wygłosił poruszającą m o w ę w Knesecie. Od wojny w czerw cu 1967 aż do śmierci rabin Lubowiczer popierał akcje zbrojne p r o w a d z o n e przez Izrael i był przeciwny wycofywaniu się z okupowanych terenów. W roku 1974 energicznie przeciwstawiał się opuszczaniu przez wojska izraelskie rejo nu sueskiego, opanowanego w październiku 1973; obiecywał Izraelitom Boskie łaski, jeżeli będą dalej okupować ten ląd. Po śmierci Lubowiczera tysiące jego LATO-2000 65 zwolenników w Izraelu, którzy wyznawali cytowane powyżej poglądy, odegrało waż ną rolę w zwycięstwie wyborczym Nataniahu, demonstrując na skrzyżowaniach w przededniu wyborów i krzycząc: „Nataniahu jest dobry dla Ż y d ó w ! " (...) Wśród religijnych o s a d n i k ó w na Teryto riach Okupowanych chasydzi z C h a b a d u stanowią j e d n ą z najbardziej ekstremi stycznych grup. Baruch Goldstein, m a s o wy m o r d e r c a Palestyńczyków, był j e d n y m z nich. Rabin Icchak Ginsburgh, który na pisał rozdział książki sławiący Goldsteina i jego dokonania, to inny członek tej gru py. Jest on byłym przywódcą Yoseph Tomb Yeshiva, szkoły wyznaniowej zloka lizowanej na przedmieściach Nablus. Rabin Ginsburgh, który przybył do Izra ela ze S t a n ó w Zjednoczonych i ma d o b r e k o n t a k t y ze z w o l e n n i k a m i Lubowiczera w USA, często wyrażał swoje poglądy po angielsku w amerykańsko-żydowskich publikacjach. Poniższe tezy znalazłem w artykule w „Jewish Week" (Nowy Jork) z 26 kwietnia 1996 roku, zawierającym wywiad z r a b i n e m Ginsburghiem. Uważany za jeden z wiodących a u t o r y t e t ó w w problematyce żydowskiego mistycyzmu wśród sekty Lubowiczerów, u r o d z o n y w St. Louis, Gingsburgh, absolwent wydziału matematyki, otwarcie m ó w i o żydowskiej (opartej na ge netyce) duchowej wyższości nad nie-Żydami. Ta wyższość, zapewnia rabin, na pełnia życie Żydów większą wartością w oczach Tory. „Gdybyś zobaczył d w ó c h tonących ludzi, Żyda i nie-Żyda, Tora mówi, by najpierw ratować życie Żyda", powiedział rabin Ginsburgh dla „Jewish Week". „Jeżeli każda najprostsza cząstka w ciele Żyda pociąga za sobą boskość, jest częścią Boga, z a t e m każdy zwój D N A jest częścią Boga. Wobec tego D N A Żyda jest szczególne." N a s t ę p nie Rabin Ginsburgh pyta retorycznie: „Jeżeli Żyd potrzebuje wątroby, czy m o ż n a wziąć wątrobę od przechodzącego niewinnego nie-Żyda, aby uratować Żyda? Tora najprawdopodobniej pozwoliłaby na t o . Życie żydowskie ma nie skończoną wartość", wyjaśnia rabin. „Życie żydowskie jest nieskończenie świętsze i bardziej wyjątkowe niż życie nie-żydowskie." 66 FRONDA 19/20 Zamieniając słowa „żydowski" na „niemiecki" lub „aryjski", a „nie-żydowski" na „żydowski", m o ż n a zmienić poglądy G i n s b u r g h a w doktrynę, która do prowadziła do Oświęcimia. W d u ż y m stopniu sukces niemieckich nazistów za leżał od ideologii i jej implikacji we wczesnych fazach rozwoju. Lekceważenie nawet potencjalnych skutków mesjanizmu Lubowiczerów oraz innych ideolo gii m o ż e okazać się zgubne. Różnica w postawie wobec nie-Żydów w księdze Halachy i w Kabale jest dobrze zauważalna na podstawie s t o s u n k u do nie-Żydów, którzy przeszli na judaizm. Księga Halachy, choć w pewien sposób ich dyskryminuje, traktuje jednak konwertytów jak Żydów. Kabała nie jest w stanie przyjąć takiego podej ścia z p o w o d u nacisku kładzionego na kosmiczną różnicę między Ż y d a m i i nie-Żydami. Kabała wyjaśnia, że nawróceni mają żydowskie dusze, które znalazły się w nie-żydowskich ciałach za karę. Potem zostały odzyskane przez nawróce nie, ponieważ kara się zakończyła albo interweniował święty mąż. To wyjaśnie nie jest częścią kabalistycznej wiary w wędrówkę dusz, której nie ma w trady cji halachicznej. Według Kabały szatańska d u s z a nie m o ż e przekształcić się w duszę świętą przez zmianę wyznania. (...) Wspomniany wcześniej przeze m n i e Tal opisał i przeanalizował zasady G u s h E m u n i m , cytując obficie p i s m a rabina J e h u d y Amitala, wyjątkowego przywódcy tego ruchu, który został wybrany m i n i s t r e m bez teki w rządzie izra elskim w listopadzie 1995 roku, gdy p r e m i e r e m był Peres i który pełnił to sta nowisko do czerwca 1996 roku. Peres określał swego m i n i s t r a jako umiarko wanego. Przedstawiając jego poglądy Tal opierał się głównie na artykule Amitala On the significance of the Yom Kippur War (Znaczenie wojny J o m Kippur; 1973). Aby przedstawić nacisk kładziony przez Amitala na n u r t d u c h o w y i polityczno-mesjański swej myśli, Tal cytował jego tezy: „Wojna wybuchła przeciw nastrojom o d b u d o w y królestwa Izraela, które w metafizycznym (nie tylko symbolicznym) sensie są d o w o d e m zatrucia d u c h a świata zachodniego. Goje walczą o przetrwanie jako goje, jako rytualnie nieczyści. Niegodziwość toczy bój o przetrwanie. Wie, że w świecie Boga nie będzie miejsca dla szatana, dla ducha nieczystości czy dla pozostałości zachodniej kultury, której zwolennika mi są świeccy Żydzi." Tal interpretował dalej myśl Amitala i podstawowe poglądy G u s h E m u n i m : współczesny świecki świat, według tego podejścia, „walczy o przetrwanie i wo bec tego nasza wojna jest skierowana przeciwko nieczystości zachodniej kultury LATO-2000 67 i przeciwko racjonalności jako ta kiej". Następnie m ó w i się, że obca kultura m u s i być wytępiona, ponie waż „wszystko co obce zbliża nas do obcego i obcy powoduje obcość, tak jak się dzieje z tymi, którzy ciągle wyznają zachodnią kulturę i próbują połączyć judaizm z racjonalistyczną, empiryczną i demokratyczną kultu rą". Według podejścia Amitala woj na J o m Kippur m u s i być pojmowana w wymiarze mesjańskim: jako walka przeciw cywilizacji nie-żydowskiej w całości. Tal k o n t y n u o w a ł swoje rozwa żania, zadając Amitalowi p o w a ż n e pytanie: „Jaki jest sens wszystkich nieszczęść? Dlaczego wojny są toczone, skoro (...) u t w o r z o n e zostało króle stwo Izraela?" Amital odpowiedział: „Wojna rozpoczyna proces oczyszczenia, rafinacji, obmycia ludu Izraela." Tal ciągnął dyskusję: „Dowiadujemy się, że jest tylko j e d n o wyjaśnienie wojen: oczyszczają i rafinują duszę. Gdy nieczy stość jest usunięta, dusza Izraela - poprzez wojnę - zostanie oczyszczona. Po konaliśmy już ląd, teraz m u s i m y pokonać nieczystość." Zwolennicy obu rabinów Kooków stosowali powyższe koncepty do wszyst kich innych wojen prowadzonych przez Izrael. Na przykład rabin Szmarjahu Arieli wyjaśniał, że wojna z 1967 roku była „metafizyczną m e t a m o r f o z ą " i że zdobycze Izraelczyków przeniosły ziemie z władzy szatana do sfery boskiej. To najprawdopodobniej było potwierdzeniem, że nadeszła „Era Mesjasza". Tal cy tował także nauki rabina Hadaja: „[podboje z roku 1967] oswobodziły ziemie z władzy drugiej strony [eufemistyczne określenie szatana], z władzy mistycz nej siły, która uosabia zło, nikczemność i korupcję. My [Żydzi] wkraczamy w erę, w której najwyższa władza zapanowała n a d cielesnością." Tal podkreślał, że jakiekolwiek wycofanie się Izraela z podbitych ziem bę dzie miało - zdaniem mesjanistów - skutki metafizyczne i m o ż e zakończyć się odnowieniem władzy szatana nad tymi terytoriami. Inni przywódcy G u s h FRONDA 19/20 E m u n i m w publicznych wystąpieniach i pismach wyrażali te s a m e poglądy. Nie ma wątpliwości, że G u s h E m u n i m poważnie wpłynął z a r ó w n o na reli gijnych przywódców, jak i ludzi świeckich w Izraelu. Na przykład podczas izra elskiej inwazji na Liban rabinat wojskowy, wyraźnie p o d w p ł y w e m idei obu ra binów Kooków, wzywał żołnierzy do pójścia w ślady Jozuego i p o w r o t u do idei zdobywania ziem dla Izraela p o d świętym wezwaniem. Wezwanie to zawiera ło hasło eksterminacji nie-żydowskich mieszkańców. Wojskowy rabinat Izraela opublikował m a p ę Libanu, gdzie nazwy miast libańskich zostały z m i e n i o n e na nazwy pochodzące z Księgi Jozuego: Bejrut został na przykład p r z e m i a n o w a n y na Be'rut. Mapa określała Liban jako terytorium należące do dawnych północ nych plemion Izraela: Aszera i Naftalego. Jak pisał Tal, „Wojskowa obecność w Libanie potwierdziła zasadność biblijnej obietnicy znajdującej się w Księdze Powtórzonego Prawa: «Każde miejsce, po którym będzie chodzić stopa waszej nogi, będzie wasze. Granice wasze sięgać b ę d ą od pustyni aż do Libanu, od rze ki Eufrat aż do Morza Z a c h o d n i e g o ) (Pwt 11,24). Zwolennicy rabina Kooka postrzegali Liban jako uwalniany z m o c y szatana i oglądali jego mieszkańców, ginących w trakcie tego uwalniania." Rabini cytowani przez Tala i niżej podpisanego nie są nieznanymi czy rady kalnymi rabinami, lecz ważnymi postaciami w Izraelu. Jak w s p o m n i a n o wcze śniej, Szymon Peres, gdy był p r e m i e r e m , uważał jednego z nich, rabina Amita la, za umiarkowanego i przyznał mu stanowisko m i n i s t r a bez teki w swoim rządzie. Tal rozumiał prawdziwe znaczenie tego, co nazywał „mesjańskim t r e n d e m politycznym". Jego znajomość niemieckiego nazizmu, a szczególnie ideologii nazistowskiej i jej źródeł, z pewnością p o m o g ł a mu w rozważaniach o G u s h E m u n i m (por. książkę Tala po hebrajsku, Political Theology and the Third Reich [Teologia polityczna i Trzecia Rzesza], University Press, Tel-Aviv 1989). Podobieństwa między żydowskimi trendami mesjanistycznymi i niemieckim nazizmem są uderzające. Goje są dla mesjanistów tym, czym Żydzi dla nazistów. Nienawiść wobec zachodniej, racjonalistycznej i demokratycznej kultury jest obecna w obu ruchach. Ekstremalny szowinizm mesjanistów jest skierowany przeciw wszystkim nie-Żydom. Na przykład wojna J o m Kippur z roku 1973 by ła, według Amitala, skierowana nie przeciwko Egipcjanom, Syryjczykom lub wszystkim Arabom, ale przeciw wszystkim nie-Żydom. Ta wojna była skierowa na zatem przeciw ogromnej większości obywateli Stanów Zjednoczonych, cho ciaż USA pomagały Izraelowi w tej wojnie. Nienawiść do nie-Żydów nie jest LATO-2000 69 czymś n o w y m , lecz - jak j u ż z o s t a ł o o m ó w i o n e - wywodzi się z ciągłej tra dycji kabalistycznej. Ci żydowscy uczeni, którzy p r ó b o w a l i ukryć t e n fakt przed nie-Żydami, a n a w e t p r z e d w i e l o m a Ż y d a m i , nie tylko nie przysłużyli się nauce, ale przyczynili się do rosnącego p o d o b i e ń s t w a m i ę d z y tymi r u c h a mi a n i e m i e c k i m n a z i z m e m . Ideologia rabinów Kooków jest z a r ó w n o eschatologiczna, jak i mesjanistyczna. Jest p o d o b n a w tym aspekcie do wczesnych doktryn żydowskich i p o krewnych im t r e n d ó w w chrześcijaństwie oraz islamie. Ta ideologia zakłada ry chłe przyjście Mesjasza i zapewnia, że Żydzi z p o m o c ą Boga zapanują n a d nie-Żydami i będą rządzić nimi na zawsze. (...) Wszystkie bieżące t r e n d y p o lityczne albo p o m o g ą przyspieszyć, albo o p ó ź n i ą nadejście Mesjasza. Opóźnie nie nie będzie j e d n a k duże, ponieważ n a w e t najgorsze grzechy Ż y d ó w nie m o gą zmienić biegu odkupienia. Grzechy j e d n a k m o g ą zwiększyć cierpienia Żydów przed odkupieniem. Dwie wojny światowe, Holocaust i i n n e tragiczne wydarzenia współczesnej historii są przykładami kary. Rabin Kook starszy nie ukrywał swojej radości z p o w o d u utraty życia tak wielu ludzi w I wojnie świa towej: wyjaśniał, że u t r a t a życia była konieczna, „aby przełamać władzę szata n a " . Zwolennicy poglądów starszego rabina Kooka często precyzowali szczegó łowo te wyjaśnienia. Rabin Dov Lior, jeden z najbardziej znanych członków rady rabinów G u s h E m u n i m i rabin z Kityat Arba przekonywali na przykład, że porażka Izraela podczas inwazji na Liban w 1982 roku wynika z braku wia ry okazanej p o d p i s a n i e m ugody pokojowej z Egiptem i „ z w r o t e m spadku po naszych przodkach obcym". Lior wyjaśniał także w artykule na ł a m a c h „Hadashot S u p p l e m e n t " z 20 grudnia 1991 roku, że schwytanie d w ó c h d y p l o m a t ó w izraelskich przez Syryjczyków stacjonujących w Libanie w maju 1984 roku by ło „sprawiedliwą karą za sponiewieranie w więzieniu naszych chłopców z ży dowskiego podziemia". N a s t ę p n i e Lior dodaje: „nie w i e m jakie jeszcze cierpie nia mogą spaść na Ż y d ó w " za tę zbrodnię. Wyjaśnienia, które niewtajemniczonym m o g ą wydać się odległe i dziwacz ne, są czasami najłatwiejsze do zaakceptowania przez zwolenników G u s h E m u n i m . Dzieje się tak szczególnie wtedy, gdy wierzą oni, że zbawienie nastą pi wkrótce. Wierzą, że szatan, zgodnie z o p i s e m Kabały, jest racjonalny i d o brze zorientowany w logice, dalej wierzą, że siła szatana i jego ziemskiej m a nifestacji, czyli nie-Żydów m o ż e zostać czasami z ł a m a n a poprzez działania nieracjonalne. G u s h E m u n i m zakładał z a t e m swoje n o w e grupy d o k ł a d n i e 70 FRONDA 19/20 w dniach częstych wizyt sekretarza s t a n u USA J a m e s a Bakera w Izraelu nie tyl ko po to, aby zamanifestować silę, ale jako część mistycznego p l a n u mającego złamać silę szatana i jego amerykańskie wcielenia. W przeszłości r ó ż n e żydow skie ruchy religijne przyjmowały p o d o b n ą logikę. Pewne ruchy chrześcijańskie i islamskie czasami też zachowywały się w p o d o b n y sposób. Ideolodzy G u s h E m u n i m , szczególnie rabin Kook starszy, nie tylko czerpa li z tradycji, ale także tworzyli n o w e koncepcje. Biblia oczekiwała tylko jedne go Mesjasza. Żydowski mistycyzm n a t o m i a s t oczekiwał d w ó c h Mesjaszów. Według Kabały dwaj Mesjasze b ę d ą różnić się c h a r a k t e r e m . Pierwszy, łagodna figura zwana „synem Józefa", przygotuje materialne w a r u n k i zbawienia. Dru gi Mesjasz będzie d u c h o w y m „synem Dawida", który zbawi świat poprzez spektakularne cuda. Dwaj Mesjasze - w e d ł u g Kabały - mają być pojedynczymi osobami. Rabin Kook starszy zmienił t e n koncept, oczekując i głosząc, że pierwszy Mesjasz będzie zbiorowym stworzeniem. Kook u z n a ł grupę swoich zwolenników za zbiorowego „syna Józefa". Liderzy G u s h E m u n i m , podążając za naukami Rabina Kooka starszego, trwają w przekonaniu, że ich rabini a m o ż e n a w e t wszyscy zwolennicy - są zbiorowym wcieleniem przynajmniej jednego, a m o ż e n a w e t dwóch bosko przepowiedzianych Mesjaszów. Członko wie G u s h E m u n i m wierzą, że ta idea nie p o w i n n a być ujawniana niewtajemni czonym aż nadejdzie właściwa pora. Co więcej, wierzą, że ich sekta nie m o ż e błądzić z p o w o d u tego nieomylnego świętego przewodnictwa. Drugie odkrycie rabina Kooka starszego dotyczyło związku pierwszego Mesjasza z niewierzącymi Żydami, religijnymi i świeckimi. Rabin Kook wywo dził swój pomysł z biblijnego proroctwa, że Mesjasz, „przynoszący zbawienie", będzie jechał „na osiołku, na oślątku, źrebięciu oślicy" (Za 9,9). Kabała trak towała ten wers jako d o w ó d na to, że jest d w ó c h Mesjaszów: j e d e n jadący na ośle, a drugi na źrebięciu. Powstało pytanie: jak zbiorowy Mesjasz mógłby je chać na j e d n y m ośle? Kook odpowiedział na to pytanie, identyfikując osła z Ży dami, którym brakuje mądrości i właściwej wiary. Twierdził on, że zbiorowy Mesjasz miałby jechać na tych Żydach, co oznaczało, że Mesjasz wykorzysty wałby ich dla korzyści materialnych i odkupiłby ich w t a k i m stopniu, w jakim byłoby to możliwe. Idea odkupienia poprzez k o n t a k t z silnie u d u c h o w i o n ą osobowością była głównym t e m a t e m wielu o d m i a n żydowskiego mistycyzmu. Stosowano ją nie tylko w odniesieniu do ludzi, ale także w s t o s u n k u do zwie rząt i rzeczy nieożywionych. W Izraelu pogląd t e n jest ciągle częścią religijneLATO-2000 71 go wykształcenia. Popularne religijne książki dla dzieci zawierają wiele przy kładów, które przedstawiają tę ideę. J e d n ą z najczęściej powtarzanych jest p o wieść o szlachetnej kaczce, k t ó r a po złapaniu i zabiciu staje się pysznym da n i e m dla świętego rabina. Kaczka ta u z n a w a n a jest za o d k u p i o n ą poprzez zjedzenie przez świętego człowieka. Innowacją G u s h E m u n i m było zastosowa nie tej idei nie tylko do niewierzących Żydów, którzy zostają odkupieni przez kroczenie za zbiorowym Mesjaszem, ale także do wszystkich możliwych p r z e d m i o t ó w materialnych, od kanistrów do pieniędzy. Wszystko m o ż e zostać odkupione, jeżeli zostanie d o t k n i ę t e lub będzie własnością Żydów, szczególnie Żydów mesjańskich. Członkowie G u s h E m u n i m stosują t ę d o k t r y n ę d o kon fliktu w Ziemi Świętej. Przekonują, że to, co wydaje się być konfiskatą ziem arabskich d o k o n a n ą przez Żydów, w rzeczywistości nie jest a k t e m kradzieży, ale uświęcenia. Z ich perspektywy ziemia jest o d k u p i o n a przez przejście ze sfe ry szatana do sfery boskiej. Zwolennicy rabina Kooka wierzą, że przez wyłączny d o s t ę p do całkowitej i jedynej prawdy G u s h E m u n i m jest ważniejsza niż p o z o s t a ł a część l u d u ży dowskiego. Rabini G u s h E m u n i m korzystają z następującej analogii do m e sjańskiego osła: z p o w o d u niskiego miejsca w hierarchii stworzeń osioł pozo stanie nieświadomy szlachetnego celu swojego bosko i n s p i r o w a n e g o jeźdźca. Jest tak p o m i m o , że osioł siłą i wielkością przerasta swojego jeźdźca. Boski jeź dziec w tej analogii wiedzie osła do jego w ł a s n e g o zbawienia. Z p o w o d u jego celu jeździec m o ż e kopać osła w czasie jazdy, aby nie zboczył on ze świętej ścieżki. W ten s a m sposób, zapewniają rabini G u s h E m u n i m , ta mesjańska sekta m u s i panować i prowadzić p o d o b n y c h do osła Żydów, którzy zostali sko r u m p o w a n i przez zachodnią kulturę z jej racjonalizmem i demokracją i którzy odmawiają porzucenia swych bestialskich nawyków i przyjęcia prawdziwej wiary. Aby pogłębić t e n proces, m o ż n a używać n a w e t siły. Ostatnia innowacja rabina Kooka starszego decydująco wpłynęła na p o p u larność i polityczny wpływ jego G u s h E m u n i m . Oddziaływała zwłaszcza na p o stępowanie wybranych wobec spraw ziemskich i na kontakty z innymi Żydami i nie-Żydami. Rabin Kook nauczał, że wybrani nie p o w i n n i wynosić się p o n a d resztę świata, jak to praktykowali często Żydzi w przeszłości. Odkrywając, że inni ludzie są grzeszni, a n a w e t posiadają n a t u r ę szatańską, wybrani mieli pró bować pokonać dystans między sobą i innymi poprzez aktywne zaangażowa nie w sprawy społeczne. Tylko w t e n sposób mieli oni szansę na uświęcenie in72 FRONDA 19/20 nych. Wybrani powinni dostarczać przykładu, wy wierać wpływ polityczny oraz wzmacniać i pogłę biać kontakty z innymi ludźmi. Od lat 20-tych dok tryna ta w dużym stopniu wpływała na zachowanie ludzi związanych z N a r o d o w ą Partią Religijną. Od miennie od ortodoksyjnych Żydów, zwolennicy ra bina Kooka zaczęli ubierać się jak świeccy Żydzi i wyróżniali się zewnętrznie jedynie n o s z e n i e m j a r m u ł e k . Do tej pory ubierali się w stylu przyjętym przez świeckich Ż y d ó w w latach 50-tych. W swoich szkołach do p r o g r a m u wprowadzili częściowo nauczanie świeckie. Pozwalali swoim ludziom zapisywać się na świeckie uniwersytety w Izraelu. W d o d a t k u sami założyli uniwersytet o orientacji religijnej o nazwie Bar-Uan. M i m o że wy kładowcami na Bar-Ilan byli wyłącznie religijni Żydzi, G u s h E m u n i m planowa ło rozszerzyć ofertę uniwersytetu tak, aby obejmowała zwyczajowe dyscypliny uniwersyteckie. Żydzi ortodoksyjni oburzali się i patrzyli z obrzydzeniem na te plany, które uznawali za wyraz sekularyzacji. Rabin Kook nalegał, by każdy Żyd miał religijny obowiązek walki i uczył się walczyć. Członkowie N P R wiernie przestrzegli tego wezwania. Wielu członków G u s h E m u n i m było i jest oficera mi elitarnych oddziałów armii izraelskiej, a ich liczba w tych oddziałach ciągle wzrasta. Studenci religijnej szkoły G u s h E m u n i m zdobyli u z n a n i e dzięki swo im doskonałym umiejętnościach walki, bojowej motywacji, dużej ofiarności w czasie wojny libańskiej i determinacji zwyciężania Palestyńczyków w czasie Intifady. G u s h E m u n i m zdobył szeroką przychylność w środowisku izraelskich Ży d ó w z p o w o d u s t o s u n k u do służby wojskowej. Kontrastuje to o s t r o ze społecz nym sprzeciwem skierowanym przeciwko ortodoksyjnym Ż y d o m z p o w o d u te go, że unikają oni służby wojskowej. D o k t r y n a świętości, przypisywana przez rabinów Kooków k a ż d e m u syjonistycznemu przedsięwzięciu, jeszcze bardziej przyczyniła się do szerokiej sympatii i poparcia dla G u s h E m u n i m . Tal przeciw stawiał religijne, syjonistyczne poglądy rabina Kooka m ł o d s z e g o i G u s h E m u n i m poglądom świeckiej lewicy. Określał on syjonistyczne poglądy świeckiej lewicy jako „poetyckie, liryczne przesłanie, dla którego zasadniczymi przesłan kami są p o w r ó t do ziemi przodków, życie zgodne z naturą, osiągnięcia rolnicze i twórczość świecka". Obaj rabini Kookowie, uznając, że idea laickiej lewicy nie idzie w parze z zasadą mesjańskiego odkupienia, zamiast tego kładli nacisk na LATO-2000 73 „militarne zwycięstwa na Ziemi Świętej i na to, że żydowska k r e w została przelana na tej ziemi". Rabin Kook młodszy razem z innymi liderami G u s h E m n u n i m poszedł zdaniem Tala dalej, określając „państwo Izrael jako królestwo Izraela i króle stwo Izraela jako Królestwo Niebieskie na ziemi". Zwolennicy rabina Kooka starszego określają Izrael jako „ziemskie wsparcie t r o n u Pana". Izrael Harel, je den z najważniejszych liderów G u s h E m u n i m , użył tego sformułowania w swoim politycznym wywodzie w czasopiśmie „ H a a r e t z " z 12 września 1996 roku. Cytując jeden z wcześniejszych esejów rabina Kooka starszego, Harel na pisał, że p a ń s t w o Izrael jest „ p o d s t a w ą t r o n u Pana na tym świecie" i wobec te go jest i p o w i n n o być i n n e od p a ń s t w „poważanych przez Locke'a, Rousseau i innych". Dla takich ludzi jak Harel, całkowita świętość obejmuje i usprawie dliwia wszystko, co czyni Izrael w r a m a c h świętego przewodnictwa. Tal pisał, że z tej wywyższonej pozycji „każde działanie, każde zdarzenie, włączając w to przejawy sekularyzacji, będzie p e w n e g o dnia uświęcone i o d k u p i o n e " . Nie jest niewyobrażalne, że tego typu świętość mogłaby prowadzić do wybuchu b o m b nuklearnych, by ustanowić „podstawę t r o n u Pana na tym świecie". W wielu przejawach członkowie G u s h E m u n i m i większość zwolenników N P R przypominają pionierów wczesnego syjonizmu. To polepszyło ich p u bliczny wizerunek. Promowali go przez p r e z e n t o w a n i e siebie niewtajemniczo nym jako spadkobierców pionierów z lat 20-tych i 30-tych, którzy mają trwałe miejsce w pamięci zbiorowej i są czczeni w izraelskim szkolnictwie. Jak wcze śniej zaznaczono, z wyjątkiem jarmułek, członkowie G u s h E m u n i m świado mie kopiują styl ubierania się wczesnych pionierów. N i e m a l wyłącznie aszkenazyjskie pochodzenie z a r ó w n o pionierów, jak i osadników G u s h E m u n i m pomaga tym o s t a t n i m w kopiowaniu ubioru. Wszyscy rabini G u s h E m u n i m są Aszkenazyjczykami. Przyjęte standardy wykształcenia religijnego w Izraelu są w dużym stopniu przyczyną braku Ż y d ó w orientalnych w ś r ó d r a b i n ó w G u s h E m u n i m . Chociaż trzeba przyznać, że wielu Ż y d ó w sefardyjskich popierało i nadal popiera G u s h E m u n i m . Także elektorat Likudu do chwili obecnej kon sekwentnie popiera G u s h E m u n i m . Dla o d m i a n y większość członków Partii Pracy wspierała G u s h E m u n i m do końca lat 70-tych, ale przestała po tym, jak G u s h E m u n i m wystąpił przeciwko pokojowi z Egiptem i zażądał, by Liban zo stał przyłączony do Izraela jako „część dziedzictwa naszych przodków." Z w o lennicy G u s h E m u n i m sprzeciwiali się p o r o z u m i e n i u Szarona z libańskimi fa74 FRONDA 19/20 langistami, którzy byli chrze ścijanami, a więc - poganami. Stanowisko z Gush Emunim 1982 roku w tej sprawie brzmiało, że Żydzi w swoich podbojach i walkach powinni korzystać jedynie Boga, z pomocy jakiekolwiek porozu mienia z nie-Żydami mogły wywołać gniew Boży i dopro wadzić do wstrzymania p o mocy z Jego strony. Takie po glądy nawet dla ekstremistów z Partii Pracy były nie do zaak ceptowania. Polityka Gush Emunim i N P R m u s i być analizowana w kontekście ich ideologii. Książki wydane po angielsku niestety nie omawia ją jej dokładnie. Książka Lusticka For The Land and the Lord (Za ziemię i Pana), która omawia polityczną postawę G u s h E m u n i m , jest tego d o b r y m przykła dem. Aktywiści G u s h E m u n i m mieszkają zasadniczo na Z a c h o d n i m Brzegu i sprawują t a m całkowitą kontrolę nad s t a n e m świadomości swojej jednorodnej społeczności. Społeczność ta jest chroniona przed „zatruciem" przez znienawi dzone ideologie rywali, szczególnie tą wyrastającą z kultury Zachodu, która do pewnego stopnia wpłynęła na laickich Żydów. Istnieje prawdopodobieństwo, że społeczność Gush E m u n i m i jej zwolennicy z N P R m o g ą powiększyć swą wła dzę polityczną i wpływ kulturowy na społeczeństwo Izraela. Podstawowym założeniem ideologii rabinów Kooków jest wyjątkowość Ży dów. Członkowie G u s h E m u n i m podzielają t e n pogląd ze wszystkimi ortodok syjnymi Żydami, ale interpretują go nieco o d m i e n n i e . Lustick analizował t e n dogmat, zwracając uwagę na odrzucenie przez G u s h E m u n i m klasycznego dla świeckiego syjonizmu wątku. Problem ten ma d w a aspekty. Pierwszy z nich za kłada, że „życie żydowskie zostało rozdarte, z a r ó w n o na poziomie indywidu alnym jak i grupowym, poprzez n i e n o r m a l n o ś ć życia w diasporze". Drugi LATO-2000 75 aspekt wyjaśnia, że dzięki „procesowi normalizacji", emigracji do Palestyny i stworzeniu izraelskiego p a ń s t w a Żydzi m o g ą stać się n o r m a l n y m n a r o d e m . Lustick stwierdził, że dla G u s h E m u n i m klasyczna idea jest „pierwotnym złu dzeniem laickich syjonistów". Działacze G u s h E m u n i m argumentowali, że la iccy syjoniści mierzą „ n o r m a l n o ś ć " , stosując nie-żydowskie miary, k t ó r e są z natury szatańskie. Laiccy syjoniści skoncentrowali się na p e w n y c h narodach, które uznali za „ n o r m a l n e " i zapewniali, że nie-Żydzi w tych „ n o r m a l n y c h " na cjach są na poziomie bardziej z a a w a n s o w a n y m niż Żydzi żyjący w diasporze. Wobec tego, jak przekonują laiccy syjoniści, Żydzi p o w i n n i starać się dorów nać tym nie-Żydom, stając się „ n o r m a l n y m i " ludźmi w „ n o r m a l n y m " pań stwie. K o n t r a r g u m e n t wysunięty przez G u s h E m u n i m brzmiał, że Żydzi nie są i nie m o g ą być n o r m a l n y m i ludźmi. Ich wieczna wyjątkowość jest „wynikiem przymierza zawartego między n i m i i Bogiem na górze Synaj". Lustick przed stawia stanowisko G u s h E m u n i m , cytując j e d n e g o z liderów grupy, rabina Avinera: „Choć Bóg wymaga od innych n o r m a l n y c h n a r o d ó w przestrzegania abs trakcyjnych kodów sprawiedliwości i prawości, to takie kodeksy nie obowiązują Ż y d ó w " . Rabini ortodoksyjni często powoływali się w swoich pi smach na tę ideę, ale odnosili ją do mającego nadejść czasu Mesjasza. Halacha potwierdza te zastrzeżenia, starannie rozróżniając dwie sytuacje w dyskusji o n o r m a c h sprawiedliwości i prawości. Pozwala o n a Ż y d o m na obrabowanie nie-Żydów w tych miejscach, gdzie Żydzi są silniejsi niż nie-Żydzi. Zabrania natomiast Ż y d o m obrabowania nie-Żydów w tych miejscach, gdzie nie-Żydzi są silniejsi. G u s h E m u n i m odrzuca te tradycyjne zastrzeżenia twierdząc, że Ży dzi - przynajmniej ci żyjący w Izraelu lub na Terytoriach O k u p o w a n y c h - j u ż żyją w początkach wieku Mesjasza. Lustick nie wyjaśnił wystarczająco dobrze charakterystyki wieku mesjań skiego i różnic między Żydami i nie-Żydami. Opracowanie Harkabiego było lepsze. Przedstawiając nauki Halachy i stanowisko G u s h E m u n i m w o b e c m o r derców, Harkabi wyjaśnia, że m o r d e r s t w o p o p e ł n i o n e na Żydzie przez nie-Ży da to najgorsza z możliwych zbrodni. Potem cytuje lidera G u s h E m u n i m , rabi na Izraela Ariela. Opierając się na Prawie Majmonidesa i na Księdze Halachy, rabbi ten stwierdza: „Żyd, który zabił nie-Żyda, nie podlega osądowi ludzkie mu i nie pogwałcił [religijnego] zakazu zabijania". Harkabi dodaje, że należy o tym pamiętać wtedy, „gdy zgłaszany jest postulat, by nie-żydowscy miesz kańcy żydowskiego p a ń s t w a podlegali r e g u ł o m Halachy". Rabini G u s h E m u 76 FRONDA 19/20 n i m powtarzali nieustannie, że Żydzi, którzy zabili Arabów, nie p o w i n n i być karani. G u s h E m u n i m nie tylko p o m a g a tym Żydom, którzy karani są przez świeckie sądy w Izraelu, ale o d m a w i a określania tych Ż y d ó w m i a n e m „mor derców". Tak więc osadnicy religijni i ich zwolennicy, z jednej strony, podkre ślają „rozlew krwi żydowskiej", z drugiej strony, wykazują m a ł o troski o „roz lew krwi nie-żydowskiej". Wpływy G u s h E m u n i m na politykę Izraela są zauważalne w traktowaniu tej kwestii przez rząd. Rząd Izraela, z a r ó w n o w cza sie przewodnictwa laburzystów, jak i Likudu, odmawiał uwolnienia więźniów palestyńskich „z rękami splamionymi krwią żydowską", ale nie wahał się uwalniać więźniów „z rękami splamionymi krwią nie-żydowską". Inne rzeczywiste konsekwencje takich p o s t a w t o wpływ G u s h E m u n i m n a zachowanie rządu izraelskiego w sprawach dotyczących Terytoriów Okupowa nych. G u s h E m u n i m nie ustaje w zachęcaniu władz Izraela do o k r u t n e g o ob chodzenia się z Palestyńczykami na Z a c h o d n i m Brzegu lub w Strefie Gazy. Od m o w ę poparcia przez p r e m i e r ó w Rabina, Peresa i N e t a n i a h u ewakuacji choćby jednego Żyda z tamtych t e r e n ó w przypisuje się głównie w p ł y w o m G u s h Emu nim. Wpływy tego ugrupowania na wszystkie rządy Izraela i na izraelskich p o lityków z różnych partii były znaczące. Stosunek r u c h u G u s h E m u n i m do Palestyńczyków, określanych przez nich m i a n e m Arabów żyjących w Izraelu, jest b a r d z o wymowny. Lustick zazwyczaj unikał tego t e m a t u . Harkabi podchodził do niego uczciwie, obficie cytując stwierdzenia rabinów Cwi J e h u d y Kooka, Szlomo Avinera i Izraela Ariela. Trak towali oni Arabów żyjących w Izraelu jak złodziei. Opierali swoje poglądy na założeniu, że ziemie Izraela były i są żydowskie i że każda rzecz t a m znalezio na należy do Żydów. Harkabi wymienił w podrozdziałach swojej książki wiele przykładów i rozszerzeń tej doktryny. Wskazał, że dla G u s h E m u n i m Synaj i obecny Liban są częścią terytorium żydowskiego i m u s z ą zostać oswobodzo ne przez Izrael. Rabin Ariel wydał atlas, który pokazywał wszystkie ziemie ży dowskie, jakie p o w i n n y zostać wyzwolone. Atlas uwzględniał ziemie na za chód i p o ł u d n i e od Eufratu, rozciągające się na dzisiejszy Kuwejt. Harkabi cytował rabina Avinera: „Musimy żyć na tej ziemi n a w e t za cenę wojny. Co więcej, jeżeli panuje t a m pokój, m u s i m y wzniecić wojny wyzwoleńcze w celu zdobycia tej ziemi." Nie pozbawionym p o d s t a w wydaje się twierdzenie, że gdyby G u s h E m u n i m posiadał władzę i kontrolę nad b r o n i ą nuklearną, mógł by ich użyć dla osiągnięcia swych celów. LATO-2000 77 G u s h E m u n i m opracował politykę zagraniczną dla Państwa Izraela. Suge ruje ona, że wrogość Arabów wobec Ż y d ó w jest z n a t u r y teologiczna i wrodzo na. Konkluzja stąd wyprowadzana jest taka, że konflikt arabsko-izraelski nie m o ż e być rozwiązany m e t o d ą polityczną. P r o m i n e n t n y lider G u s h E m u n i m i były członek Knesetu, Elezer Waldman, powiedział: „Wrogość A r a b ó w wyni ka, jak cały antysemityzm, z oporu świata przed zbawieniem przez Ż y d ó w " . Arabski opór bywał przypisywany arabskiemu poszukiwaniu „spełnienia gru powego pragnienia śmierci". Rabini, politycy i popularyzatorzy ideologii G u s h E m u n i m r u t y n o w o porównywali Palestyńczyków do starożytnych Kananejczyków, których zniszczenie przez starożytnych Izraelitów było w e d ł u g Biblii przewidziane p l a n e m Bożym. Ten ludobójczy t e m a t biblijny przysparza sympa tii G u s h E m u n i m wśród chrześcijańskich fundamentalistów, którzy oczekują końca świata połączonego z rzezią i p o g r o m e m . G u s h E m u n i m od s a m e g o p o czątku chciał wyrzucić z Izraela możliwie jak największą liczbę Palestyńczy ków. Działania palestyńskich terrorystów pozwalają przedstawicielom r u c h u ukrywać chęć całkowitego pozbycia się Palestyńczyków p o d p o z o r a m i wydaleń ze „względów bezpieczeństwa". Harkabi cytował poglądy Mordechaja Nisana, wykładowcy na Uniwersyte cie Hebrajskim w Jerozolimie, które zostały opublikowane w sierpniu 1984 w czasopiśmie „Kivunim", oficjalnym organie Zachodniej Organizacji Syjoni stycznej. Według Nisana, powołującego się na Majmonidesa, każdy nie-Żyd, k t ó r e m u p o z w o l o n o na pobyt w Izraelu, „ m u s i zaakceptować płacenie podat ków i cierpienie upokorzenia p o d d a ń s t w a " . Trzymając się religijnego tekstu Majmonidesa, Nisan żądał, aby każdy nie-Żyd „był poniżony i by nie pozwala no mu podnieść głowy w o b e c Ż y d ó w " . Dalej, parafrazując Nisana, Harkabi pi sał: „Nie-Żydzi nie m o g ą otrzymać żadnego stanowiska dającego im władzę nad Żydami. Jeżeli nie zgodzą się na życie w poniżeniu, to będzie oznaczało ich protest i nieuniknioną konieczność wojny żydowskiej przeciw ich obecności w Izraelu". Takie poglądy dotyczące nie-Żydów, opublikowane w oficjalnym pi śmie Światowej Organizacji Syjonistycznej, przypominają nazistowskie wywo dy o Żydach. Harkabi k o m e n t o w a ł : „Nie wiem, jak wielu Ż y d ó w podziela te poglądy, ale publikacja tego artykułu w czołowym piśmie syjonistycznym jest p o w o d e m do poważnego zastanowienia". (...) Najbardziej ekstremalną grupą w ramach G u s h E m u n i m jest formacja zwa na E m u n i m (Być w i e r n y m ) . Powstała po u t w o r z e n i u rządu Rabina w 1992 ro78 FRONDA 19/20 ku, przewodniczy jej, rabin Benny Alon, syn e m e r y t o w a n e g o wicepremiera Są du Najwyższego Izraela, M e n a c h e m a Alona. Rabin Alon, cytowany przez Nadava Szraggaja w „ H a a r e c " z 18 września 1992 roku, stwierdził: „Metody z połowy lat 70-tych nie znajdą zastosowania w rządzie, którego morale kształ tują się pod wpływem Partii Merec i którego członkowie mają serca i umysły przepełnione pogardą wobec całej ziemi Izraela i w o b e c j u d a i z m u . Chcą nie tylko państwa palestyńskiego bez Żydów u t w o r z o n e g o wewnątrz ziem Izraela; chcą także świeckiego demokratycznego państwa, mającego zastąpić żydow skie Państwo Izraela. Ten rząd jest d u c h o w o zdegenerowany." (...) Alon i jego towarzysze jeżdżą do Stanów Zjednoczonych, aby prosić chrze ścijańskich fundamentalistów o finansowe wsparcie swoich działań. (...) Ży dowscy fundamentaliści, którzy nienawidzą nie-Żydów, zawarli p o r o z u m i e n i e d u c h o w e z fundamentalistami protestanckimi, którzy wierzą w to, że popiera nie fundamentalistów żydowskich jest konieczne dla p o w t ó r n e g o przyjścia Je zusa. To p o r o z u m i e n i e stało się znaczącym czynnikiem w polityce S t a n ó w Zjednoczonych wobec Wschodu. Drugi przykład dotyczy polityki s a m e g o G u s h E m u n i m w okresie rządów laburzystów i Partii Meretz w latach 90-tych. W artykule zamieszczonym na ła mach „Haarec" z 5 października 1992 roku D a n n y Rubinstein cytował przy w ó d c ó w G u s h E m u n i m , którzy twierdzili, że celem polityki Rabina jest „po dzielenie żydowskich osad na Terytoriach O k u p o w a n y c h oraz zniszczenie wszystkich osiągnięć syjonizmu". Rubinstein starannie rozróżniał świeckich osadników na Wzgórzach Golan od osadników z G u s h E m u n i m . Osadnicy ze Wzgórz Golan twierdzili, że polityka Rabina była błędna, ponieważ pokój z Sy rią mógł zostać osiągnięty na w a r u n k a c h Izraela. N a t o m i a s t G u s h E m u n i m twierdził, że „negocjacje Waszyngtonu z Organizacją Wyzwolenia Palestyny to LATO-2000 79 nic innego, jak r o z m o w a istot ludzkich ze zgrają głodnych wilków chcących za mienić całość terytoriów Izraela w ziemie arabskie". Co nie oznacza, że G u s h E m u n i m odmawiał brania pieniędzy na w ł a s n e cele od rządu, który prowadził negocjacje z „bandą głodnych wilków". W artykule z 14 października 1992 roku N a d a v Szraggaj pisał o sympozjum zorganizowanym i sygnowanym przez ministra religii r a z e m z m i n i s t r e m edu kacji. (...) Jego t e m a t brzmiał: „Czy możliwa jest a u t o n o m i a dla obcych miesz kańców w Ziemi Świętej?" Rabin Szlomo Goren, główny prelegent sympo zjum, wyjaśniał: „ A u t o n o m i a jest r ó w n o z n a c z n a z zaprzeczeniem żydowskiej religii". Według G o r e n a Halacha uznaje odrzucenie j u d a i z m u za największy grzech i zachęca pobożnych Żydów, by zabijali tych niewiernych, odrzucają cych judaizm. Rabin G o r e n zrównał tych, którzy dążą do a u t o n o m i i , z niewier nymi. To oznaczałoby, że p r ó b a zabójstwa Rabina mogłaby nastąpić z p o b u d e k religijnych. Goren twierdził dalej, że j u d a i z m zabrania „przyznawania jakich kolwiek p r a w narodowościowych jakiejkolwiek grupie obcych na ziemi Izra ela". Zaprzeczał też, jakoby n a r ó d palestyński w ogóle istniał. Zapewniał: „Pa lestyńczycy zniknęli w II wieku p.n.e. i nie słyszałem, aby zmartwychwstali". Goren mówił słuchaczom, że niepowstrzymany przez niewiernych „proces od kupienia trwający już p o n a d sto lat nie m o ż e zostać zatrzymany, bo Opatrz ność Boża ciągle na nas czeka". Inny uczestnik sympozjum, rabin Aviner, zgo dził się z G o r e n e m , że judaizm zabrania udzielenia n a w e t nieznacznej a u t o n o m i i Palestyńczykom. Rabin Z a l m a n Melamed, przewodniczący Komite tu Rabinów z Judei, Samarii i Gazy, wyraził t e n pogląd jeszcze dobitniej: „Ża den autorytet wśród rabinów nie zaprzeczy, że byłoby ideałem, gdyby ziemie Izraela zamieszkiwali tylko Żydzi". Rabin Szlomo Min-Hahar rozciągnął t e n pogląd na m u z u ł m a n ó w i chrześcijan, twierdząc: „cały świat m u z u ł m a ń s k i to złodziejstwo godne pogardy i zdolne do wszystkiego. Wszyscy chrześcijanie bez wyjątku nienawidzą Żydów i oczekują ich śmierci." Za sympozjum, w czasie którego rabini wygłaszali owe przemówienia, za płacili podatnicy Izraela, włączając w to arabskich m u z u ł m a n ó w i chrześcijan. Premier Rabin oraz minister religii i edukacji zaakceptowali to sympozjum i nie wygłosili publicznie krytyki wyrażanych t a m poglądów. Obydwaj niemal w przededniu sympozjum odwiedzili Niemcy, gdzie o s t r o potępiali „niemiec ką nienawiść wobec obcokrajowców". Starannie unikali w s p o m i n a n i a rasi stowskich wystąpień i zaleceń rabinów o tym, jak p o w i n n i być traktowani ob80 FRONDA 19/20 cokrajowcy w Izraelu. Nie wspomnieli o postulatach rabina Melameda, by „przenieść" czyli wyrzucić wszystkich nie-Żydów z Izraela. Taka w z m i a n k a mogłaby uzupełnić ich wypowiedzi na t e m a t niemieckiej ksenofobii. Inny przykład, także zaczerpnięty z hebrajskiej prasy, pochodzi z książki wydanej w 1990 roku. Odpowiedzi Intifady, napisane przez ważnego rabina z Gush E m u n i m , Szlomo Avinera, dostarczają w p r o s t y m języku hebrajskim odpowiedzi na pytania, co pobożny Żyd powinien czynić wobec Palestyńczy ków, gdy z n ó w n a s t a n ą czasy p o d o b n e do Intifady. Książka podzielona jest na zwięzłe rozdziały zawierające pytania i odpowiedzi. Odpowiedzi nie opierają się na prawie izraelskim. Cytaty z pierwszych d w ó c h rozdziałów dobrze przed stawiają istotę pytań oraz odpowiedzi zawartych w książce. Na przykład pierw sze pytanie w rozdziale pierwszym brzmi: „Czy istnieje różnica w karaniu dziecka arabskiego i dorosłego Araba za naruszanie pokoju?" Odpowiedź roz poczyna się od ostrzeżenia czytelników nie zaznajomionych z Halachą, że nie m o ż n a czynić p o r ó w n a ń między niepełnoletnimi Żydami i gojami: „Jak wiado mo, żadna kara halachiczna nie m o ż e spaść na chłopców poniżej 13-tego roku życia i na dziewczynki poniżej 12-tego roku życia (...) Majmonides pisał, że ta zasada dotyczy wyłącznie Żydów, a nie jakichkolwiek nie-Żydów. Dlatego nie-Żydzi, bez względu na wiek, będą odpowiadać za p o p e ł n i o n e zbrodnie." Od powiadając na to pytanie rabin Aviner zacytował kolejną zasadę Majmonidesa, mówiącą o tym, by nie karać nie-żydowskiego dziecka, k t ó r e m u m o ż e „brako wać mądrości". Stwierdził przy tym, że decyzja, czy nie-żydowskie dziecko ma być traktowane jak osoba dorosła, zależy od tego, czy dziecko mające nawet mniej niż 13 lat posiada wystarczające rozeznanie. Według tego, co Aviner na pisał w swojej książce, każdy Żyd jest więc w stanie osądzić, czy nie-żydowskie dziecko m o ż e być oceniane i karane jak dorosły. Drugie przykładowe pytanie brzmi: „Co m a m y zrobić, jeżeli dziecko arabskie próbuje zagrozić żydowskie mu życiu?" Rabin Aviner wyjaśnia, że wcześniejsze odpowiedzi dotyczyły czy n ó w realnie popełnionych przez nie-żydowskie dzieci. Wyjaśnia, że jeżeli nie-żydowskie dziecko próbowałoby zamordować Żyda poprzez rzucenie kamieniem w przejeżdżający samochód, w takiej sytuacji to dziecko u z n a n e jest za „prześladowcę Ż y d ó w " i p o w i n n o zostać zabite. Cytując Majmonidesa jako swój autorytet, Aviner utrzymuje, że zabicie nie-żydowskiego dziecka w takiej sytuacji jest konieczne dla ratowania życia Żyda. W drugim rozdziale swojej książki rabin Aviner zadaje kolejne pytanie i odLATO-2000 81 powiada na nie: „Czy Halacha pozwala nałożyć karę śmierci na A r a b ó w rzuca jących k a m i e n i a m i ? " O d p o w i e d ź brzmi, że n a ł o ż e n i e takiej kary jest nie tylko wskazane, ale konieczne. Ta kara nie jest z a r e z e r w o w a n a dla tych, którzy rzu cają kamieniami, ale m o ż e być także orzeczona za inne wykroczenia. Aviner mówi, że sąd rabinów lub król Izraela „ m o g ą skazać na karę śmierci każdego, jeżeli dzięki t e m u świat stanie się lepszy". Sąd r a b i n ó w l u b król Izraela m o ż e ukarać nie-Żydów lub zdradliwych Ż y d ó w poprzez bezlitosne wychlostanie, więzienie w najcięższych w a r u n k a c h lub s p o w o d o w a n i e największego cierpie nia. Rzecznicy G u s h E m u n i m twierdzili, że władza sądu r a b i n ó w i króla Izra ela m o ż e być przeniesiona na rząd Izraela, jeżeli t e n przestrzega zasad religii. W s p o m n i a n e kary m o g ą być n a ł o ż o n e , jeżeli władze są przekonane, że p o wstrzymają o n e innych nieprawych ludzi. Aviner wyraźnie zaznaczył, że jest zwolennikiem kary śmierci i surowej chłosty dla każdego nie-Żyda rzucające go lub chcącego rzucać kamieniami w Żydów. IZRAEL SZAHAK, NORTON MEZVINSKY TŁUM. ZESPÓŁ Tekst jest nieznacznie skróconym rozdziałem z książki Jewish Fundamentalism in Israel ( 1 9 9 9 ) 82 FRONDA 19/20 Ortodoksi głoszą, że Talmud został dany Mojżeszowi przez Boga na górze Synaj, tak samo jak Prawo znane z Biblii, tyle że był przekazywany sekretnie drogą ust ną, aż do spisania go dopiero po 1500 latach. Dlatego też Talmud jest nie tylko Słowem Bożym w równym stopniu co Biblia, ale nawet w większym, ponieważ został dany przez Boga po to, by być kluczem do inter pretacji Słowa zapisanego. ORTODOKSJA SYJON ROZMOWA Z PROF. I Z R A E L E M SZAHAKIEM Izrael Szahak ( 1 9 3 3 ) - przeżył warszawskie getto i hitlerowski obóz koncentracyjny, od 1945 roku mieszka w Palestynie; profesor chemii na Uniwersytecie Hebrajskim w Jero zolimie; przewodniczący Izraelskiej Ligi Praw Człowieka i Obywatela; autor wielu ksią żek nt. judaizmu i współczesnego Izraela (w Polsce ukazały się m.in. Żydzi / goje. Trzydzieści wieków sąsiedztwa oraz Tel-Awiw za zamkniętymi drzwiami). LATO-2000 83 J a k i e m i e j s c e w o b e c n y m życiu p u b l i c z n y m I z r a e l a i w ż y d o w s k i e j historii z a j m u j e f u n d a m e n t a l i z m religijny? Kwestia f u n d a m e n t a l i z m u żydowskiego i fanatyzmu religijnego jest b a r d z o p o w a ż n ą sprawą w Izraelu i w historii jego l u d u . D l a wielu ludzi, być m o ż e n a w e t dla większości Izraelczyków, j e s t to p r o b l e m ważniejszy niż pokój z Arabami. Spoglądając wstecz i badając n a s z ą historię, widzimy, że wiele konfliktów, wojen i wrogich relacji Ż y d ó w z nie-Żydami jest r e z u l t a t e m ży dowskiego f u n d a m e n t a l i z m u i ksenofobii. J e s t Pan u z n a n y m a u t o r e m w i e l u książek, w k t ó r y c h w i n ą z a p o s t a w y rasi z m u i k s e n o f o b i i , j a k ą p r z e j a w i a j ą n i e k t ó r z y Żydzi, o b c i ą ż a P a n t r a d y c j ę j u daizmu talmudycznego. Dlaczego? P o pierwsze, n i e p o w i n n i ś m y p a t r z e ć n a j u d a i z m j a k o byt j e d n o r o d n y . Z m i e niał się on w ciągu wieków. J u d a i z m o p i s a n y w S t a r y m Testamencie, p i s m a c h proroków, p s a l m a c h jest czymś całkowicie o d m i e n n y m o d j u d a i z m u t a l m u dycznego. Z a ś j u d a i z m t a l m u d y c z n y jest czymś z u p e ł n i e i n n y m niż n o w o c z e sny j u d a i z m , który zaczął się k s z t a ł t o w a ć na p r z e s t r z e n i o s t a t n i c h 2 0 0 lat. Dlatego też ci, którzy postrzegają j u d a i z m j a k o byt jednolity, popełniają t e n s a m błąd jak ci, którzy p a t r z ą na Polaków j a k o na j e d n ą i n i e z m i e n n ą g r u p ę i oskarżają wszystkich Polaków o jakieś t a m błędy czy grzechy, k t ó r e p o p e ł nili niektórzy albo na przykład tylko rządzący. J e s t e m przeciwko jakiejkol wiek generalizacji, a w p i e r w s z y m rzędzie przeciwko generalizacji, jeśli cho dzi o mój n a r ó d . Z a t e m to, co atakuję w swoich książkach, to j u d a i z m talmudyczny, juda izm, który e w o l u o w a ł w czasach talmudycznych, i który w ł a d a ł Ż y d a m i aż do okresu n o w o c z e s n e g o . Ta forma j u d a i z m u dzieli świat na Ż y d ó w i nie-Ży dów, przy czym ci d r u d z y nie są t r a k t o w a n i p r z e z w y z n a w c ó w j u d a i z m u tal m u d y c z n e g o jako ludzie. J u d a i z m t a l m u d y c z n y jest w i n n y p o w s t a n i u p o dwójnej m o r a l n o ś c i - jednej s t o s o w a n e j w o b e c Żydów, drugiej w o b e c gojów - a także aberracyjnych koncepcji ksenofobicznych i rasistowskich. Co naj ważniejsze, t a forma j u d a i z m u m i a ł a p r z e m o ż n y w p ł y w n a k s z t a ł t o w a n i e się p o s t a w i m e n t a l n o ś c i żydowskiej, m i a ł a w p ł y w na k u l t u r ę Żydów. 84 FRONDA 19/20 Dlaczego j u d a i z m t a l m u d y c z n y t a k b a r d z o różni się od źródeł biblijnych? Dotknął Pan tu złożonego p r o b l e m u . J e s t e m n a u k o w c e m , w n a u c e nie szuka my powodów. Jaki jest p o w ó d istnienia p r a w a grawitacji? N i e wiemy. Istnieje prawo grawitacji, obserwujemy je, w y p r o w a d z a m y na p o d s t a w i e ciągu zda rzeń. Nowoczesna historia nie jest już tak deterministyczna, jak wielu sądziło w wieku XIX czy jeszcze na początku XX. Zazwyczaj p r o b l e m ma wiele przy czyn. Z a t e m nie m o g ę podać jakiejś jednej przyczyny pojawienia się ksenofo bicznego t a l m u d y z m u , ale m o g ę wymienić kilka powodów. J e d n y m z nich jest reakcja j u d a i z m u na k u l t u r ę hellenistyczną. Kiedy Palestyna, a także M e z o p o tamia, gdzie również mieszkali Żydzi, zostały p o d b i t e przez Aleksandra Wiel kiego, kultura grecka wywierała swój wpływ na wszystkich, w t y m także na Ży dów. W n o w o c z e s n y m języku hebrajskim 15 p r o c e n t s ł ó w to słowa greckie. Ich pochodzenie wywodzi się z t a m t e g o okresu. Wasze s ł o w o „ m a s z y n a " to po h e brajsku mochona, d o k ł a d n i e jak w wyrażeniu deus ex machina. Oczywiście mógł bym podać tysiąc p o d o b n y c h przykładów. Reakcja Ż y d ó w na k u l t u r ę helleni styczną była wroga - postanowili się separować. J e d n ą z form tej ucieczki od pogańskiego świata był Talmud czy też to, co nazywamy literaturą talmudyczną. Drugi rodzaj reakcji to o p ó r skierowany przeciwko I m p e r i u m Rzymskie m u . Jego rządy w Palestynie były r ó w n i e opresyjne, jak w innych prowincjach. Oczywistą reakcją jest - z n o w u - separacja. I rzeczywiście: j e d n e z najgorszych praw wymierzonych w nie-Żydów, jakie m o ż n a znaleźć w Talmudzie, powsta ły w okresie żydowskiej rebelii przeciwko R z y m i a n o m . Czy m o ż e Pan w s k a z a ć t ę o d m i e n n o ś ć , d z i e l ą c ą t r a d y c y j n y j u d a i z m biblij ny od j u d a i z m u t a l m u d y c z n e g o ? LATO-2000 85 W języku jidysz słowem oznaczającym nie-Żyda jest goim - goj. Słyszałem, że używa się go nawet w języku polskim. Jest to sło wo obraźliwe - to tak, jakby w Stanach Zjednoczonych nazwać Murzyna „czarnuchem". Dokładnie takie ma o n o znaczenie, kiedy używa go Żyd wobec nie-Żyda. W Biblii natomiast jest to zwykłe hebrajskie słowo oznaczają ce „naród", pojawiające się t a m także w odniesieniu do Żydów. Jest wiele biblijnych wersetów, w których Izraelici, Żydzi są okre ślani mianem goim. Tymczasem w Talmudzie to samo słowo oznacza coś innego, oznacza pogardliwe określenie „wszystkich nie-Żydów". Co ważniejsze, w samej Biblii nie ma słowa na oznaczenie „wszystkich innych narodów poza Żydami". Są Egipcjanie, są Babilończycy, jest ten naród, t a m t e n naród, ale nie ma słowa okre ślającego „wszystkie narody razem". Jednym z pierwszych śladów dokumentują cych powstanie literatury talmudycznej jest wymyślenie słowa, którego odpowied nika nie ma w innych językach, a które oznacza „wszystkie narody poza n a m i " . Nie ma w języku polskim słowa, które oznaczałoby jednocześnie Chińczyków, Hindu sów czy Indian. My je mamy! Z a t e m od razu widać tu różnicę. W każdym narodzie istnieje ksenofobia. Jest o n a większa lub mniejsza z przyczyn geograficznych, historycznych i wielu innych. Tutaj podstawa kseno fobii ma charakter teologiczny. Wszystkie inne narody są określone jednym sło w e m i w odniesieniu do nich wszystkich obowiązują dyskryminujące prawa. Go jowi nie należy pomagać, kiedy znajdzie się w potrzebie; goja m o ż n a oszukać, jeśli jest to potrzebne; nawet zabicie goja przez Żyda zasadniczo nie jest zbrod nią. Ostatecznie, goj nie jest w pełni człowiekiem. Pełnym człowiekiem jest tyl ko Żyd. Sądzę, że taki sposób myślenia jest czymś bezwzględnie złym. Przede wszystkim jest to coś złego dla samych Żydów. Chcę, aby to było zupełnie jasne - moje obawy wynikają z troski o mój naród. U w a ż a m siebie za żydowskiego pa triotę. Zwalczam wpływy judaizmu talmudycznego właśnie z tego p o w o d u . J a k dzisiaj kształtuje się w p ł y w j u d a i z m u t a l m u d y c z n e g o n a społeczność żydowską? Należy rozróżnić między Stanami Zjednoczonymi, Anglią i m o ż e jeszcze kilko ma innymi krajami a Izraelem. W USA i oczywiście w Europie przed Holocau86 FRONDA 19/20 s t e m byli Żydzi, którzy głosili n o w ą żydowską religijność. Wyraźnie oświadczali: „nie będziemy kierować się T a l m u d e m i literaturą talmudyczną, tworzymy nowy j u d a i z m " . Tą formę judaizmu nazywamy dziś j u d a i z m e m reformowanym, liberal nym czy też konserwatywnym. W każdym razie byl to nowy judaizm, który nie akceptował Talmudu i jego dziedzictwa. W Stanach Zjednoczonych większość Ż y d ó w t a k na p r a w d ę nie jest ortodoksyjna. O k r e ś l e n i e „ortodoksyjny" stosuje się b o w i e m w o b e c Żyda akceptującego Talmud. Tu taj, w Izraelu, rozwój przebiegał inaczej, sprzeciw w o b e c T a l m u d u manife stował się po p r o s t u d r o g ą sekularyzacji. Żydzi zostali „świeckimi", co ozna cza, że sprzeciwiają się o n i żydowskiej religii. N a j n o w s z a statystyka, k t ó r ą m o g ę tu przytoczyć, stwierdza, że ok. 20 p r o c e n t Ż y d ó w izraelskich to Żydzi religijni, a więc „ortodoksyjni", akceptujący Talmud. Kolejne 20 p r o c e n t Izra elczyków reprezentuje całkowicie świecką t o ż s a m o ś ć do t e g o stopnia, że od mawiają wejścia do synagogi (chyba, że d a n a synagoga to m u z e u m albo z ja kiegoś i n n e g o p o w o d u ) . Są t a k zsekularyzowani, jak francuscy radykałowie s t o lat t e m u . Pozostałe 60 p r o c e n t ludzi znajduje się jakby p o ś r o d k u . Są to Żydzi, którzy zwykle nie c h o d z ą do synagogi, ale czasem, m o ż e raz do roku, t a m bywają albo też zawarli m a ł ż e ń s t w o p r z e d r a b i n e m itd. Jaki z a t e m u ż y t e k c z y n i ą z Biblii Żydzi w y w o d z ą c y się ze środowisk t a l m u dycznych? Studiują Biblię korzystając wyłącznie z k o m e n t a r z y literatury t a l m u d y c z n e j . Ta interpretacja jest ważniejsza niż s a m a Biblia. Rezultat jest taki, że inter pretacja t a l m u d y c z n ą w y p r o w a d z a c z ę s t o s e n s całkowicie sprzeczny z orygi n a ł e m biblijnym. J a s n e w e r s e t y Biblii znaczą coś i n n e g o w interpretacji tal mudycznej. Robi się to z r e s z t ą z a r ó w n o z dobrych, jak i ze złych p o b u d e k . W każdym razie taka h e r m e n e u t y k a jest s p o t y k a n a we wszystkich religiach: najbardziej tajemne s ł o w a są wyjaśniane przy p o m o c y k o m e n t a r z a w t e n sposób, że znaczą coś i n n e g o . W j u d a i z m i e przybiera to p o s t a ć m o n s t r u a l n ą - nie z n a m i n n e g o przykładu choćby t r o c h ę p o d o b n e g o w t y m do j u d a i z m u t a l m u d y c z n e g o . We wszystkich hebrajskich encyklopediach jest n a p i s a n e , że podstawą LATO-2000 żydowskiego ortodoksyjnego p o s t ę p o w a n i a , (nie p o s t ę p o w a n i a g7 każdego Żyda, ale Ż y d ó w ortodoksyjnych) jest T a l m u d i lite ratura na nim oparta. C o n a d a j e t a k ą p o w a g ę literaturze t a l m u d y c z n e j , ż e j e s t w a ż n i e j s z a n a w e t od S ł o w a Bożego o b j a w i o n e g o w Biblii? Ortodoksi głoszą, że Talmud został dany Mojżeszowi przez Boga na górze Sy naj, tak s a m o jak Prawo z n a n e z Biblii, tyle że był przekazywany sekretnie d r o gą ustną, aż do spisania go dopiero po 1500 latach. Dlatego też Talmud jest nie tylko Słowem Bożym w r ó w n y m s t o p n i u co Biblia, ale n a w e t w większym, po nieważ został dany przez Boga po to, by być kluczem do interpretacji Słowa za pisanego. Tak przedstawia się to ich uroszczenie. J u d a i z m ma b a r d z o niewiele dogmatycznych artykułów wiary, ale akurat w t e n wierzą oni n i e z ł o m n i e . J a k a j e s t m e r y t o r y c z n a s t r u k t u r a Talmudu? Większa część T a l m u d u to s y s t e m p r z e p i s ó w p r a w n y c h . P r a w o to w s p o s ó b systemowy dyskryminuje nie-Żydów. D o p ó k i n i e m i e l i ś m y w ł a s n e g o p a ń stwa, przepisy dotyczące n p . m o r d e r s t w a nie s t a n o w i ł y p r o b l e m u praktycz nego. J e d n a k teraz, w Izraelu, nastręczają o n e wielu p r o b l e m ó w praktycz nych. Stanowią n p . , że kiedy Żyd zabije nie-Żyda, to chociaż jest to grzech (dodam, że nie m ó w i m y teraz o w i e l o k r o t n y m p o p e ł n i e n i u t e g o g r z e c h u ) , nie p o w i n i e n być za to u k a r a n y tu, na ziemi. „Bóg s a m się n i m zajmie" - tak się to postrzega. D l a t e g o też za k a ż d y m r a z e m , gdy Żyd zabije A r a b a (tu, w Izraelu, praktycznie wszyscy nie-Żydzi to A r a b o w i e ) , pojawia się o g r o m na presja, aby objąć go a m n e s t i ą , aby wymierzyć mu z ł a g o d z o n y wyrok. I nie mal zawsze do czegoś takiego d o c h o d z i . W p r a w i e wszystkich przypadkach, kiedy Żyd zabił Araba („my, Żydzi, j e s t e ś m y ci silni, a A r a b o w i e to ci słabsi"), angażowali się n a w e t najwięksi rabini, wywierając na sąd naciski mające na celu złagodzenie wyroku czy objęcie sprawcy a m n e s t i ą . I rzeczywiście wielo k r o t n i e m i a ł o t o miejsce. Proszę sobie wyobrazić sytuację, w której w Polsce czy w j a k i m k o l w i e k innym kraju najwięksi biskupi są raz po raz m o b i l i z o w a n i do załatwiania a m n e s t i i dla Polaka, który zabił Żyda. Racja, to byłby a n t y s e m i t y z m ! Ale d o kładnie to s a m o m o ż n a w t y m m o m e n c i e p o w i e d z i e ć o n a s ! J e s t to palący 88 FRONDA 19/20 p r o b l e m polityczny, p o n i e w a ż oczywiście A r a b o w i e o t y m wiedzą. Nie dzieje się to w ukryciu, robi się to otwarcie. Jeśli dobrze r o z u m i e m : n a w e t w p r z y p a d k u z a b ó j s t w a Ży dzi t r a k t o w a n i są inaczej niż nie-Żydzi, z a t e m ci ostatni nie do końca są równi w s w y m c z ł o w i e c z e ń s t w i e Żydom... Oczywiście! To prawda, że j e d n a z t a l m u d y c z n y c h zasad głosi: „nie-Żydzi nie są l u d ź m i " . Jest to j e d n a z tych dobitnych prawd, z których wywiedzione zo stały reguły czystości i nieczystości. M u s z ę tu podkreślić, że system t a l m u dyczny jest b a r d z o logiczny, tyle że jego wyjściowe założenia są przerażające. Jeżeli jest się tego n a u c z a n y m od najmłodszych lat, to się to akceptuje. Myślę, że t r u d n o n a m zrozumieć, że 200-300 lat t e m u ludzie akceptowali (ponieważ byli uczeni strasznych rzeczy), że kraj należy do króla l u b dynastii. N a p r a w dę w to wierzyli, w imię tej prawdy szli na wojnę! Ludzie akceptowali t o , że kobiety mają mniejsze prawa. Ludzie akceptowali n i e w o l n i c t w o . Proszę mi pokazać gdziekolwiek na świecie 3 0 0 lat t e m u ruch przeciwko n i e w o l n i c t w u . Nie było takiego! To tylko tradycja! Oczywiście ortodoksi są n i e z ł o m n i e prze konani, że ich tradycja o p a r t a jest na Słowie Bożym. Tradycja m ó w i , że wszystkie te zasady - włącznie z tym, że nie-Żydzi nie są tak n a p r a w d ę ludź mi - zostały d a n e Mojżeszowi przez Boga na Synaju. W rzeczywistości wymy ślono to w czasach hellenizmu jako reakcję na wpływy helleńskie oraz rządy I m p e r i u m Rzymskiego. N o , ale to jest ich m i t . Czy j e s t p r a w d ą , ż e część literatury t a l m u d y c z n e j z a j m u j ą ustępy obraźliw e d l a c h r z e ś c i j a ń s t w a , C h r y s t u s a , M a t k i Boskiej? Oczywiście! Jest ich nawet całkiem sporo. Podam Panu pewien przykład. To jest nasz podręcznik arytmetyki dla klasy trzeciej: ćwiczenia z dodawania i odejmo wania. Widać tutaj, że normalny znak dodawania, czyli krzyżyk, został zmienio ny. To dlatego, że religia żydowska naucza, że krzyż jest czymś obraźliwym dla Żydów. Wskutek u s t ę p s t w na rzecz partii religijnych zarządzono, że ma tak być we wszystkich izraelskich szkołach podstawowych. Później, kiedy uczniowie będą wystarczająco dojrzali, żeby nie ulegać wpływowi krzyżyków w zadaniach typu „ 2 + 2 = 4 " , m o ż n a będzie przyjąć międzynarodowy znak „plus". LATO-2000 89 To wyjaśni Polakom, skąd wziął się ów skandal z krzyżami w Oświęci m i u . Poza nienawiścią do krzyża i n n e a r g u m e n t y są w gruncie rzeczy d r u g o r z ę d n e . Ci, co atakują krzyż w Oświęcimiu, n a p r a w d ę n i e n a w i d z ą krzyża - to jest faktyczna przyczyna tej presji. M ó w i ę o t y m , b ę d ą c w zgodzie z odczu ciami wielu Izraelczyków. J e d n y m z najbardziej pozytywnych zjawisk, jakie obecnie mają miejsce w Izraelu, jest większa s y m p a t i a i większe z r o z u m i e n i e dla chrześcijaństwa, a szczególnie dla religii katolickiej, większe w p o r ó w n a niu z tym, co m i a ł o miejsce w Warszawie 60 czy 100 lat t e m u . O wiele więk sze i głębsze pod k a ż d y m w z g l ę d e m . Ale to o s o b n y t e m a t . N i e tylko z racji p r a w d z i w y c h przyczyn t a m t e g o s k a n d a l u z krzyżami w Oświęcimiu, n i e tylko z uwagi na m o j ą o s o b i s t ą p o s t a w ę - j e s t e m przeciw ny nienawiści w o b e c jakiegokolwiek s y m b o l u religijnego. Krzyż nie jest m o im symbolem, ale jest s z a n o w a n y przez miliard chrześcijan, d l a t e g o też je s t e m m u w i n i e n taki s a m szacunek, jakiego ż ą d a m w o b e c żydowskich symboli religijnych. Krzyż, j a k w i d z ę , p e ł n i r o l ę s z c z e g ó l n i e o d r z u c a j ą c ą d l a w i e l u Ż y d ó w . . . Może Pan zapytać jakiegokolwiek dziewięciolatka uczącego się w szkole pod stawowej, jak wygląda wasz znak „ p l u s " . N i k t tego nie powie. Istnieje wiele różnych rodzajów Żydów. Polacy nie p o w i n n i używać słowa „ Ż y d " na określe90 FRONDA 19/20 nie wszystkich Żydów, lecz p o w i n n i zrozumieć, że istnieje wiele różnych ro dzajów Żydów, p o d o b n i e jak ja r o z u m i e m , że istnieje wiele o d m i e n n y c h rodza jów Polaków, których ze sobą nie m i e s z a m . Są przecież Żydzi, którzy wysłu chują licznych zastrzeżeń dotyczących owego skandalu i mówią: „widok krzyży wokół Oświęcimia nie przeszkadza n a m - jeśli chcą krzyży, to niech je mają". Żydzi s p r z e c i w i a j ą c y się k r z y ż o m w O ś w i ę c i m i u s u g e r u j ą , że z d e c y d o w a n a w i ę k s z o ś ć ż y d o s t w a s p r z e c i w i a się o b e c n o ś c i k r z y ż a w t y m m i e j s c u . Ci, którzy tak twierdzą, k ł a m i ą ! To jest w ł a ś n i e s e d n o m o i c h książek: wyka zać, że k ł a m i ą ! To n i e p r a w d a ! Pierwszą z a s a d ą jest: „nie uogólniaj, s p r a w d ź ! " Gdyby zapytał Pan o to ludzi w Izraelu, to bez p r o b l e m ó w powiedzieliby Pa nu, że nie jest w o l ą wszystkich Ż y d ó w walczyć z k r z y ż e m w O ś w i ę c i m i u . To jakaś h o r r e n d a l n a b z d u r a i h u c p a . J e d n y m z największych osiągnięć P a ń s t w a Izraela jest t o , że Żydzi są bardziej otwarci n i e tylko na chrześcijaństwo, ale również na każdy f e n o m e n nie-żydowski, a to dlatego, p o n i e w a ż uwolnili się od wpływu T a l m u d u . T a p o s t a w a n i e c h ę c i w o b e c k r z y ż a u w i d o c z n i ł a się z w ł a s z c z a w USA. W głównej m i e r z e jest to dzieło Ż y d ó w ze S t a n ó w Zjednoczonych. W USA oraz w diasporze żydowskiej w i n n y c h krajach k l i m a t jest o d m i e n n y , p o n i e waż oni nie mają naszych, izraelskich p r o b l e m ó w . Są c h r o n i e n i p r z e z amery kański rozdział p a ń s t w a od religii i, jeśli n i e chcą, to n i e m u s z ą płacić p o d a t ków rabinom. My musimy. M u s i m y też p r z y z n a w a ć Ż y d o m religijnym przywileje, których nie przyznaje się w ż a d n y m i n n y m kraju. Oczywiście da ło to efekt o d w r o t n y od p l a n o w a n e g o . C o r a z bardziej wyzwalaliśmy się s p o d zgubnego, p o d s t ę p n e g o w p ł y w u t a l m u d y c z n e j religii żydowskiej ( z n ó w - n i e chodzi tu o cały j u d a i z m , ale o j u d a i z m t a l m u d y c z n y ) i staliśmy się lepsi. J a k o c e n i a Pan efektywność w p ł y w u postawy t a l m u d y c z n e j w e współcze snej kulturze żydowskiej? Proszę pozwolić mi m ó w i ć g ł ó w n i e o Izraelu, gdyż praktycznie całe d o r o s ł e życie m i e s z k a m w Izraelu. Poza n i m s p ę d z i ł e m j e d y n i e b a r d z o krótki czas. LATO2000 91 To jest mój kraj. Z n a m Ż y d ó w izraelskich, p o n i e w a ż j e s t e m j e d n y m z nich. Wśród innych Ż y d ó w czuję się dziwnie, p o d o b n i e jak większość Izraelczy ków poniżej 60-tego roku życia. Kiedy Izraelczycy osiedlają się w USA, n i e zamieszkują w ś r ó d tamtejszych Żydów, ale t w o r z ą w ł a s n e , o d r ę b n e społecz ności. Proszę z a t e m pozwolić mi m ó w i ć o Izraelu. W Izraelu jest to p r o b l e m czysto polityczny. Ż y d ó w ortodoksyjnych m a my tu 20 p r o c e n t . Głosują o n i tylko na swoje w ł a s n e p a r t i e religijne. Partie te z a i n t e r e s o w a n e są wyłącznie z d o b y w a n i e m p i e n i ę d z y i przywilejów dla Ż y d ó w religijnych oraz s e p a r o w a n i e m Izraela od gojów. Wszystkie i n n e za gadnienia, takie jak pokój, e k o n o m i a i k a ż d a i n n a w y o b r a ż a l n a k w e s t i a - n i e interesują ich. D a m przykład. N i e d ł u g o przybędzie tu z wizytą p a p i e ż . Bar dzo są p o d n i e c e n i z t e g o p o w o d u , szukają różnych p r e t e k s t ó w . Papież b ę d z i e miał tutaj r ó ż n e obowiązki w s o b o t ę , więc Żydzi m o g ą n a r u s z y ć szabat idąc na s p o t k a n i e z n i m . Z t e g o p o w o d u rabini napisali list do papieża: Me naru szaj szabatu. A jest to tylko j e d e n z delikatniejszych sposobów, w jaki sprze ciwiają się tej wizycie. J e d n a k w wielu i n n y c h s p r a w a c h da się ich kupić. Uży w a m tego w u l g a r n e g o określenia, bo t a k się z n i m i robi. Koalicja m o ż e ich kupić, a kiedy już da się im przywileje - b ę d ą p o s ł u s z n i e g ł o s o w a ć w każdej innej kwestii. Mają więc wielkie z n a c z e n i e polityczne, ale coraz więcej Ży d ó w u w a l n i a swoje życie od ich w p ł y w u . Powiedział Pan, że w p ł y w j u d a i z m u t a l m u d y c z n e g o j e s t zasadniczo niedo bry dla samych Żydów. Dlaczego? P o d a m d w a przykłady: izraelski i polski. Gdy c h o d z i o Izrael, to z uwagi na swą ksenofobiczną p o s t a w ę p a r t i e religijne są zawsze za polityką zaczepną, za wojną, za gorszym t r a k t o w a n i e m Arabów, z a r ó w n o tych mieszkających w Izraelu, jak i w innych p a ń s t w a c h . Z t e g o p o w o d u ściągają o n e na Izrael większe n i e b e z p i e c z e ń s t w o wojny niż inni politycy. Robią to dla zasady, p o d czas gdy świeccy politycy prawicowi robią to z innych, k o n i u n k t u r a l n y c h , p o litycznych względów. M o ż n a się spierać z A r i e l e m S z a r o n e m , j e d n y m z na szych polityków prawicowych, na t e m a t tego, czy p o w i n n i ś m y , czy n i e p o w i n n i ś m y być obecni w Libanie. To on w p r o w a d z i ł n a s do Libanu, ale te raz, w czasie o s t a t n i c h miesięcy, o p o w i a d a się za n a t y c h m i a s t o w y m wycofa n i e m się. Decyzję o w p r o w a d z e n i u i wycofaniu wojsk podjął ze w z g l ę d ó w 92 FRONDA 19/20 politycznych. J e d n a k nie m o ż n a spierać się z p o l i t y k i e m religijnym co do wy cofania się z Z a c h o d n i e g o Brzegu, p o n i e w a ż wierzy on, że jest n a k a z e m Bo żym, aby Z a c h o d n i Brzeg należał d o Żydów. M a m y t u więc d w a k o m p l e t n i e różne podejścia. J e d n o - świeckie, n p . prawicowe, być m o ż e b a r d z o zle, ale świeckie. M o ż n a z n i m p o l e m i z o w a ć na t e m a t tego, co jest d o b r e dla Izraela. Z f u n d a m e n t a l i z m e m j e d n a k p o l e m i z o w a ć się n i e da, p o n i e w a ż „tak p o w i e dział Bóg". Jeśli „tak powiedział Bóg", to nie ma dyskusji. Polski p r o b l e m jest b a r d z o tragiczny, ale u w a ż a m , że t r z e b a m ó w i ć o t y m otwarcie. J e d e n z największych p r o b l e m ó w Ż y d ó w w Polsce (przy czym wi nię za to n i e tyle s a m lud żydowski, co raczej ich w ł a d z e i r a b i n ó w ) polegał na tym, że n i e chcieli oni uczyć się języka gojów, języka polskiego. N a w e t w o s t a t n i m m o m e n c i e , w 1939 roku, o g r o m n a większość n i e z n a ł a polskie go, p e w n a ich część z n a ł a go s ł a b o . W i e m o t y m od mojej rodziny. N a w e t ci, którzy polski znali, mówili z b a r d z o złym a k c e n t e m , o wiele g o r s z y m niż ja. Dlatego też n i e było możliwości r a t o w a n i a ich w czasie H o l o c a u s t u . Ich b r a k znajomości polskiego l u b zły akcent n a t y c h m i a s t ich zdradzały. A więc nie nawiść do gojów, p o s u n i ę t a aż do o d m o w y n a u k i języka polskiego, języka kraju, w k t ó r y m żyli od setek lat, jest p r o b l e m e m , k t ó r y należy p o s t a w i ć otwarcie! W i n ę za to t r z e b a przypisać żydowskiej religii t a l m u d y c z n e j , rabi n o m oraz b o g a t s z y m klasom, k t ó r e p o m a g a ł y r a b i n o m dla s w o i c h w ł a s n y c h celów. Skutek t e g o był tragiczny. Problemy, które Pan t e r a z porusza, właściwie nie są z n a n e na Zachodzie. W i e l e o s ó b , k t ó r e n a w e t się w t e j m a t e r i i o r i e n t u j ą , o n a t u r z e j u d a i z m u t a l m u d y c z n e g o milczy. Z n a n e s ą p r z y k ł a d y t ł u m a c z e ń „ ł a g o d z ą c y c h " o s t r e pierwotnie brzmienie żydowskiej literatury teologicznej na języki europej skie. W e w s p ó ł c z e s n e j k u l t u r z e w s z y s t k o się d e m a s k u j e , j e d n a k w m a t e r i i żydowskiej ksenofobii panuje autocenzura. Dlaczego? Odpowiedź brzmi: Holocaust. Trauma po Holocauście prowadzi do tabu. Jest takie a m e r y k a ń s k i e przysłowie: „nie p o w i n n o się o b w i n i a ć ofiar". Z a t e m d o brzy Francuzi, dobrzy Niemcy, dobrzy Anglicy, wszyscy d o b r z y ludzie chcie li p o m ó c Ż y d o m . Pojawił się k o m p l e k s : n i e m ó w m y o nich nic złego, m ó w my tylko o ich dobrych s t r o n a c h . Oczywiście, jest to n a i w n e p r z e k o n a n i e Oświecenia: „jeśli tylko u s u n i e m y opresję - wszyscy s t a n ą się d o s k o n a l i " , LATO-2000 93 „jeśli u s u n i e m y dyskryminację Ż y d ó w - to Żydzi b ę d ą d o s k o n a l i " . H o l o c a u s t w z m ó g ł tę tendencję stu- czy n a w e t tysiąckrotnie. J e d n a k ż e jest to zła t e n dencja, działająca na niekorzyść nas, Ż y d ó w ! M ó w i ę tylko: p o w i n n i ś m y znać siebie takimi, jakimi jesteśmy, n a s z e d o b r e i n a s z e złe strony. O d n o s i się to d o każdego n a r o d u . Ukrywanie p r a w d y będzie p r o w a d z i ć d o gorszego anty s e m i t y z m u niż w przypadku ujawnienia jej. Najlepszą polityką jest ujawnie nie całej prawdy. M a m y takie hebrajskie p o w i e d z e n i e : „Jeśli m a s z k a w a ł e k wykrzywionego żelaza i próbujesz je w y p r o s t o w a ć , to p o w i n i e n e ś uderzyć je z taką siłą, jakbyś chciał je wykrzywić w p r z e c i w n ą s t r o n ę . Twój wysiłek oraz o p ó r żelaza być m o ż e uczynią je p r o s t y m . " Czy z g a d z a się Pan z t y m o s o b a m i , które t w i e r d z ą , że n a n a s z y c h oczach p o w s t a j e p e w i e n świecki kult, kult Holocaustu. Holocaustu nie t r a k t u j e się j a k o z w y k ł e g o w y d a r z e n i a historycznego, a l e nabiero o n o p e w n e j s a kralnej treści. W p e ł n i się z t y m zgadzam. Dzieje się t a k w ś r ó d Ż y d ó w a m e r y k a ń s k i c h , ale także do p e w n e g o s t o p n i a w Izraelu. H o l o c a u s t staje się świecką religią dla niektórych Ż y d ó w i n a r z ę d z i e m s z a n t a ż u politycznego w o b e c nie-Żydów. Z a m i a s t p o z o s t a w a ć z b r o d n i ą i tragedią, jest p r z e z n i e k t ó r y c h wykorzysty wany do manipulacji. N i e p o d o b a mi się, że z H o l o c a u s t u robi się jakieś na rzędzie politycznego nacisku i s z a n t a ż u . Dlatego, kiedy b y ł e m w Polsce, n i e wybrałem się do ż a d n e g o o b o z u koncentracyjnego, ale p o s z e d ł e m p o d p o m n i k Mordechaja Anielewicza. Była to moja reakcja na r o b i e n i e z H o l o c a u s t u jakiejś świeckiej religii. Znana jest wypowiedź jednego z prominentnych działaczy ż y d o w s k i c h , który p o w i e d z i a ł : „ P r ó b o w a liśmy stosować różne r o d z a j e p e r s w a z j i , j e d n e były skuteczne, inne zawodziły, j e d n a k Holocaust d z i a ł a zawsze". Myślę, że to wielki błąd, to n a d u ż y w a n i e H o l o c a u s t u , t r a k t o w a n i e tej trage dii jak jakiejś religii. 94 FRONDA 19/20 Dlaczego? Ponieważ każda fałszywa religia jest szkodliwa. A religia H o l o c a u s t u jest cał kowicie fałszywa. N i e ma tu Boga, nie ma przykazań, nie ma przykazań p o zytywnych. W n o r m a l n e j religii decyduje pozytywne p r z e s ł a n i e . Także w li teraturze talmudycznej są pewne pozytywne fragmenty. A jakie są pozytywne przykazania religii H o l o c a u s t u ? N i e m a t a m żadnych pozytyw nych przykazań. Ta fałszywa religia jest właściwie p e w n y m rodzajem n i e n a wiści do świata. J e s t e m j e d n y m z tych, którzy przeżyli H o l o c a u s t . Najważniejszą rzeczą, jaką m o ż n a powiedzieć o tych, którzy przeżyli eksterminację Ż y d ó w (nie lu bię słowa „ H o l o c a u s t " , lubię b r u t a l n e , j a s n e pojęcia, takie jak „ e k s t e r m i n a cja" lub „ l u d o b ó j s t w o " ) , jest t o , że większość z n a s w i o d ł a po t y m wszyst kim n o r m a l n e życie. Tutaj, w Jerozolimie, j e s t e m n a w e t c z ł o n k i e m k l u b u tych z mojej grupy, którzy przeżyli - s p o t y k a m y się co roku w rocznicę na szego wyzwolenia. Wszyscy w i e d z i e m y n o r m a l n e życie i t a k jest w przypad ku 90 p r o c e n t wszystkich tych, którzy przeżyli H o l o c a u s t , a, jak Pan sobie m o ż e wyobrazić, z n a m lub z n a ł e m ich tysiące. M e d i a zaś lubią tragedie, tra gedie tych, którzy nie potrafili p o r a d z i ć sobie z t r a u m ą H o l o c a u s t u . Kto - P a n a z d a n i e m - czerpie korzyści z tej religii Holocaustu? Po pierwsze, żydowski establishment religijny; po drugie, w ł a d z e P a ń s t w a Izraela. Chociaż ta p o s t a w a jest nadal b a r d z o efektywna, to j e d n a k na prze strzeni o s t a t n i c h 20 lat t o , co m o ż n a by n a z w a ć religią H o l o c a u s t u , traci swoje oparcie w kręgach izraelskiej inteligencji. Dlaczego? Ze względu na to, czym to jest - jest to po p r o s t u b ł ę d n a p o stawa. To prawda, że p o s t a w a ta nie r o z p o w s z e c h n i ł a się wśród ludzi jakoś szeroko. Dlatego na przykład n i e k t ó r e int e t e k t u a l n e kręgi w Izraelu b a r d z o krytykują zwyczaj zabie rania naszej młodzieży na rytualne odwiedziny o b o z ó w za głady, różne m a r s z e żywych itp. Fałszywa t o ż s a m o ś ć nie LATO 2000 p o m o ż e n i k o m u , a szczególnie Ż y d o m . To n a m nie p o m o ż e . P o m o ż e n a m zdrowe, demokratyczne państwo i społeczeństwo w Izraelu oraz z d r o w e i d e m o k r a t y c z n e mniejszościowe społeczności żydowskie we wszystkich krajach, w których o n e ży ją, o d d a n e w p i e r w s z y m rzędzie w a r t o ściom o g ó l n o l u d z k i m , po w t ó r e - s a m o krytyczne, po trzecie (co j e s t równie w a ż n e ) - w i e r n e wartościowej części dzie dzictwa żydowskiego. Różnice p o m i ę d z y ś w i e c k i m i a religijnymi Ż y d a m i są b a r d z o d u ż e . Czy s t a n napięcia, j a k i u t r z y m u j e się m i ę d z y t y m i d w o m a g r u p a m i , m o ż e w e f e k c i e doprowadzić do jakiegoś p o w a ż n i e j s z e g o konfliktu? Proszę przyjrzeć się historii różnych n a r o d ó w . W wielu przypadkach, kiedy różnice w n a r o d z i e dotyczące kwestii p o d s t a w o w y c h były f u n d a m e n t a l n e i zanim pojawiła się wolność, z d a r z a ł o się, że w y b u c h a ł a w o j n a d o m o w a . A więc dlaczego nie miałoby się to stać i tutaj, w Izraelu? U w a ż a m , że p r ę dzej czy później dojdzie z a t e m do kryzysu, a m o ż e n a w e t do wojny d o m o w e j . Kiedy kryzys m i n i e - niezależnie od tego, czy dojdzie do wojny d o m o w e j , czy nie - Izrael stanie się wreszcie n o r m a l n y m p a ń s t w e m . O r t o d o k s i p r a w d o p o dobnie wybiorą w t e d y życie w getcie, jak to j u ż w i e l o k r o t n i e w historii robi li, co zresztą po części już się dzieje. Z a u w a ż a Pan p o w s t a w a n i e w Izraelu z j a w i s k a getta? Mamy tutaj getta, d o b r o w o l n e getta r a d y k a ł ó w religijnych, którzy s a m i się t a m zamykają. Praktyka życia o r t o d o k s ó w w y m u s z a t e n stan rzeczy. Żydzi nieortodoksyjni sprzeciwiają się b u d o w a n i u synagog w ich sąsiedztwie. Or todoksyjna synagoga oznacza, że n a s t ę p n e g o d n i a pojawi się ż ą d a n i e wyłą czenia z r u c h u drogi do niej w czasie szabatu, zamykania jakichś s k l e p ó w itp. Zwyczajni Izraelczycy nie chcą takich zwyczajów. Kiedy b y ł e m b a r d z o młody, w Tel-Avivie duży o d s e t e k stanowili Żydzi religijni. O b e c n i e Tel-Aviv jest naj96 FRONDA 19/20 bardziej świeckim, z a c h o d n i m m i a s t e m , o wiele bardziej niż J e r o z o l i m a . Większość religijnych Ż y d ó w w y p r o w a d z i ł a się z Tel-Avivu, mieszkają teraz w p o b l i s k i m mieście z w a n y m Bnei-brak, gdzie s t a n o w i ą n i e m a l wszystkich mieszkańców. W s o b o t y jest o n o k o m p l e t n i e z a m k n i ę t e . Tak więc jest to „gettoizacja"! Z r e s z t ą h i s t o r y c z n e p o w s t a n i e g e t t a w E u r o p i e n i e ma związ ku z uciskiem rządzących nie-Żydów. G e t t a zostały s t w o r z o n e p r z e z samych Żydów, p o n i e w a ż chcieli oni żyć o s o b n o . Ich n i e c h ę ć do gojów, do nie-ży dowskiego s p o ł e c z e ń s t w a była aż t a k wielka, że wybrali izolację. N a k a z mieszkania w gettach pojawił się o wiele p ó ź n i e j . Jeśli ludzie chcą żyć w get tach z własnej woli, t r z e b a im na to pozwolić. Co z a t e m p o w s t r z y m u j e t e n konflikt z ortodoksami? Utrzymuje się status quo, p o n i e w a ż znajdujemy się w s t a n i e wojny z Araba mi. Ale gdyby tylko n a s t a ł pokój, konflikt t e n n a t y c h m i a s t przybrałby na si le. M o ż n a z a o b s e r w o w a ć następującą p r a w i d ł o w o ś ć : za k a ż d y m r a z e m , gdy pojawia się polityczny kryzys w s t o s u n k a c h z A r a b a m i - ów konflikt słabnie; gdy pojawia się więcej spokoju - ów konflikt n a r a s t a . Z Pańskich książek m o ż n a d o w i e d z i e ć się o d w ó c h z n a c z ą c y c h grupach w e w n ą t r z społeczności Ż y d ó w izraelskich. Do tej pory z a j m o w a l i ś m y się orto doksami, drugie środowisko o k r e ś l a P a n j a k o s y j o n i s t y c z n y c h m e s j a n i s t ó w . Żydzi syjonistyczno-mesjanistyczni n i e stosują polityki e s k a p i z m u t a k jak ortodoksi, są b a r d z o m o c n o z a a n g a ż o w a n i w rozwój p a ń s t w a izraelskiego. C h ę t n i e , inaczej niż to się dzieje z o r t o d o k s a m i , s ł u ż ą w wojsku. Wierzą, że cała ziemia izraelska, cala Palestyna, a n a w e t więcej niż s a m a Palestyna na leży do Żydów. Tradycyjnie to oni s t a n o w i ą s t r o n n i c t w o wojny w ś r ó d Izrael czyków. J a k d e f i n i u j ą oni swój m e s j a n i z m ? Polityczny ruch mesjanistyczny został s t w o r z o n y jakieś 80 lat t e m u p r z e z kil ku znaczniejszych rabinów, na czele których stał r a b i n A b r a h a m Izaak Kook. S t w o r z o n o n o w ą interpretację teologii, k t ó r a opierała się na d w u założe1ATO-2000 C)7 niach. Po pierwsze: mesjasz nadejdzie j u ż n i e b a w e m . To jest ich najważniej szy pogląd. Żyjemy teraz w k o ń c o w y m okresie historii. N i m mesjasz n a d e j dzie, m u s i m y m u przygotować d r o g ę p o p r z e z zdobycze terytorialne, p r z e z o d t w o r z e n i e historycznego Izraela. Po drugie: mesjanistyczni Żydzi w z m o g l i u c z e s t n i c t w o w życiu publicznym, angażowali się w politykę, w s t ę p o w a l i do armii, byli d o b r y m i ż o ł n i e r z a m i . Te m e t o d y miały, w ich p r z e k o n a n i u , p r o wadzić do uświęcenia p a ń s t w a i s p o ł e c z e ń s t w a . Chcieli transformacji Izraela d o p e w n e g o rodzaju s t a n u sakralnego. Czy m o ż n a określić, czego to środowisko o c z e k u j e po przyjściu M e s j a s z a ? Mesjasz ma p o k o n a ć wszystkich w r o g ó w Izraela. Jego przyjście sprawi, że sprowadzą się tu wszyscy Żydzi - niekoniecznie na tereny dzisiejszego p a ń stwa izraelskiego, ale na d u ż y obszar Bliskiego W s c h o d u . Ci ludzie publikują już m a p y tego przyszłego królestwa. W c h ł o n ą ć m a o n o właściwie wszystkie p a ń s t w a Bliskiego W s c h o d u , będzie się rozciągało od M o r z a Ś r ó d z i e m n e g o po Zatokę Perską. J e d n a k rządy Mesjasza b ę d ą wykraczały n a w e t p o z a granice p o s z e r z o n e g o p a ń s t w a izraelskiego. W e d ł u g Żydów, mesjasz będzie p a n o w a ł nad całym światem, wcześniej j e d n a k p o k o n a fałszywe religie, Arabów, chrze ścijan, gojów. Wszyscy będziemy musieli zaakceptować jego a u t o r y t e t . Dziękuję z a r o z m o w ę . ROZMAWIAŁ RAFAŁ SMOCZYŃSKI JEROZOLIMA, MARZEC 2000 98 FRONDA 19/20 W czasach średniowiecza było o wiele więcej otwarto ści niż teraz. To od czasów Oświecenia rabini zaczęli być tak zamknięci, tak surowi w wypełnianiu rytu ałów, w sposobie myślenia, zaczęli obawiać się każdej nowej idei. KULTURKAMPF PO IZRAELSKU ROZMOWA Z SZULAMIT ALONI Szulamit Aloni (1929) - prawniczka, dziennikarka i działaczka polityczna lewicowej partii Merec w Izraelu; przez wiele lat (począwszy od roku 1965) deputowana do Knesetu; zało życielka Ruchu Praw Obywatelskich; w latach 1992-96 minister sztuki, nauki i technologii. LATO-2000 99 J a k P a ń s t w o I z r a e l a r o z w i ą z u j e relacje m i ę d z y ś w i e c k i m i instytucjami p a ń s t w o w y m i a Synagogą? Izrael powstał jako p a ń s t w o d e m o k r a t y c z n e . W s w o i m zamyśle miał być spo łeczeństwem obywatelskim. Demokracja szanuje partie religijne i osoby wie rzące, jednak stoi o n a na stanowisku, że p r o b l e m wiary to sprawa osobista i dobrowolna. Ponieważ Izrael nie ma spisanej konstytucji, zaadaptowaliśmy system, który p a n o w a ł tutaj z a n i m p o w s t a ł o nasze p a ń s t w o , czyli o t t o m a ń s k i typ społeczeństwa, w k t ó r y m każda grupa narodowościowo-religijna m i a ł a swoją własną a u t o n o m i ę . Część władzy znajdowała się w rękach d u c h o w i e ń stwa. W przypadku Ż y d ó w byli to rabini, w przypadku A r a b ó w mufti. Dzisiaj jesteśmy jedynym s p o ł e c z e ń s t w e m demokratycznym, w k t ó r y m lu dzie są prawnie podzieleni na 12 g r u p narodowościowo-religijnych. N i e m a m y cywilnych m a ł ż e ń s t w i rozwodów. Stan cywilny, m a ł ż e ń s t w o i rozwód, są p o d jurysdykcją d u c h o w i e ń s t w a . Będąc kobietą, Żydówką, jeśli chcę zgodnie z pra w e m wyjść za mąż l u b się rozwieść, m u s z ę stanąć p r z e d żydowskim s ą d e m re ligijnym, w którym, jako kobieta, nigdy nie m o g ę zasiąść w ławach sędziow skich, w którym, jako kobieta, j e s t e m świadkiem drugiej kategorii. W e d ł u g prawa żydowskiego - to s a m o dotyczy prawa m u z u ł m a ń s k i e g o obowiązujące go w Izraelu - kobieta do m o m e n t u zawarcia m a ł ż e ń s t w a jest własnością jej ojca, zaś po zawarciu m a ł ż e ń s t w a jest własnością swego męża. Z jednej strony, jest w p a ń s t w i e realna demokracja. Chociażby w przypad ku osoby takiej jak ja - zrobienie kariery w p a ń s t w i e było możliwe. Z drugiej strony, zgodnie z p r a w e m dotyczącym s t a n u cywilnego, m a ł ż e ń s t w a i rozwo du, podlegam jurysdykcji najbardziej wstecznych o s ó b religijnych, osób, k t ó r e nienawidzą społeczeństwa obywatelskiego i m o c n o sprzeciwiają się r ó w n y m p r a w o m dla kobiet. Z taką o t o sprzecznością m a m y więc do czynienia w na szym życiu. Jednak w p ł y w środowisk religijnych w y k r a c z a , z d a j e się, p o z a p r a w o cywil ne i d o t y k a t a k ż e polityki. Oczywiście. Nie m a m y i nigdy nie mieliśmy w Izraelu partii, k t ó r a uzyskała ab solutną większość w wyborach parlamentarnych, dlatego rząd izraelski wiecz nie skazany jest na szerokie koalicje lewicy i prawicy, k t ó r e nigdy nie miały 100 FRONDA 19/20 większości. Łatwiej jest b u d o w a ć koalicje z partiami religijnymi, k t ó r e jednak, będąc języczkiem u wagi, stosują politykę szantażu. Dlaczego? Ponieważ, jeśli nie da się im tego, czego chcą, przyłączą się o n e do o b o z u przeciwnego. N i e in teresuje ich pokój ani wojna. N i e interesuje ich dobrobyt społeczeństwa. C h c ą religijnego usztywnienia państwa, chcą swojej własnej edukacji i pieniędzy dla swoich ludzi. C h c ą też więcej władzy dla swoich d u c h o w n y c h . Krok po kro ku... Jeżeli założyć, że p o d s t a w o w ą ideą P a ń s t w a Izraela jest oświecona d e m o kracja z najlepszymi ideami Oświecenia - to stale cofamy się w s t r o n ę religij nego rygoryzmu. I dlatego społeczeństwo jest tak podzielone. Czyli, Pani zdaniem, środowiska religijne z m i e r z a j ą do u z y s k a n i a coraz w i ę k szych w p ł y w ó w w państwie... M a m y do czynienia z m e t o d y c z n i e , k r o k po k r o k u p r o w a d z o n ą inwazją ze strony żydowskich fanatyków religijnych. Ale istnieje też narastający s t o p n i o w o o p ó r przeciw n i m w ś r ó d świeckich Żydów. N i e dzieje się t o n i e s t e t y w ś r ó d c z ł o n k ó w rządu, p o n i e w a ż ich w ł a d z a jest u z a l e ż n i o n a od religijnych ortodoksów. Próbując scharakteryzować te środowiska należałoby powiedzieć, że są przede wszystkim b a r d z o nacjonalistyczni, b a r d z o fanatyczni. Jak na funda m e n t a l i s t ó w przystało, do wszystkiego pakują Boga. Słyszą głosy z nieba m ó wiące, że „Ziemia Święta należy do n a s " . N i e n a w i d z ą pogan, gojów. Uważają, że poganie, Arabowie i Palestyńczycy nie mają żadnych praw. Są przeciwko bu dowaniu pokoju z Palestyńczykami. M u s z ę powiedzieć - a s t a r a m się być ostrożna w słowach - że wielu z nich m o ż n a ś m i a ł o określić jako faszystów, w t y m znaczeniu, że są bardzo nacjonalistyczni, że wykorzystują starą tradycję, głosy rabinów i głos Boga do zdobywania coraz większej władzy i pieniędzy. Rząd m u s i iść z nimi na kompromisy, gdyż nie chce utracić władzy. Na przy kład, jeśli Barak o d m ó w i im teraz w jakiejś kwestii, to zagłosują przeciw nie m u . I kaput. To s a m o było z B e n i a m i n e m N e t a n i a h u . N i e ma znaczenia czy to prawica, czy lewica. To w ich rękach znajdują się rządy. Chociaż większość lu dzi w tym kraju chce cywilnych m a ł ż e ń s t w i r o z w o d ó w - nie m a m y cywilnych m a ł ż e ń s t w i rozwodów. Chociaż większość ludzi w Izraelu chce, by publiczny transport funkcjonował w szabat i święta - nie m a m y publicznego t r a n s p o r t u podczas szabatu. N a w e t linie El-Al nie m o g ą latać w szabat, j e s t e ś m y w t e d y LATO-2000 101 kompletnie odcięci od świata. I tak dalej, i t a k dalej. Jest to prawdziwy konflikt. M a m y tu p e w n e g o rodzaju Kulturkampf toczony między religijnymi ortodoksa mi a s p o ł e c z e ń s t w e m obywatelskim. Rząd lawiruje p o m i ę d z y tymi d w i e m a stronami. Większość praw, jakie mamy, jest p o k r ę t n a i z m a n i p u l o w a n a za miast być oświecona w d u c h u p r a w człowieka. N i e m a m y w n a s z y m u s t a w o dawstwie Karty Praw, w której zapisana byłaby r ó w n o ś ć mężczyzn i kobiet, Ży d ó w i nie-Żydów. Z tego, co Pani m ó w i , w y n i k a , że c e l e m w i e l u ortodoksyjnych Ż y d ó w jest z a mienienie Izraela w p a ń s t w o teokratyczne. Zgadza się, to jest ich cel. Cały czas próbują. Ale nie wierzę, że się im to uda. Ludzie prze cież by się zbuntowali. Proszę nie zapomi nać, że wielu z tych o r t o d o k s ó w w ogóle nie pracuje, żyją z pieniędzy publicznych. Potrze bują więc kogoś, k t o by na nich pracował. N i e chcą, abyśmy zniknęli, abyśmy opuścili t e n kraj. To nasz kraj. Wielu z n i c h nie służy w armii. Są pasożytami. Mówią, że cały czas się uczą. Jest to nieuczciwe i s p o ł e c z e ń s t w o 0 t y m wie. I dlatego nie osiągną oni aż tyle, ile są przekonani, że osiągną. Z drugiej stro ny, m o g ą m i e ć wystarczającą siłę, aby przeta sować rząd od prawej do lewej. To z ich winy proces b u d o w a n i a pokoju z Palestyńczykami 1 z Syrią jest z roku na rok opóźniany. Ortodoksi t w i e r d z ą , że ich działanie j e s t u p r a w n i o n e z p u n k t u w i d z e n i a tra dycji żydowskiej i j u d a i z m u . Świeckich Ż y d ó w u w a ż a j ą za uzurpatorów, któ rzy nie m a j ą legitymizacji, a b y rządzić Izraelem. Wielu ludzi uważa w dobrej wierze, że j u d a i z m polega na zachowywaniu rytu ałów i oczekiwaniu na nadejście Mesjasza. Są tacy ludzie. Wielu innych robi jednak na tym interes. Są zwolnieni ze służby wojskowej, dostają pieniądze, 102 FRONDA 19/20 mają władzę i o nic innego nie dbają. Ciągle mają m e n t a l n o ś ć mniejszości ży jącej w getcie. Żyli niegdyś w gettach, p o ś r ó d pogańskiego, wrogiego im spo łeczeństwa i zajmowali się tylko sobą. M e n t a l n o ś ć ta jest ciągle obecna w ś r ó d tych ludzi. Patrzą na nas, świeckich Żydów, z góry, jakbyśmy byli p o g a n a m i i jakby mieli p r a w o nas wykorzystywać. To s m u t n e , że dzisiaj prawie n i e m o ż liwe jest m ó w i e n i e o judaizmie w s p o s ó b czysto intelektualny. Wszystko jest częścią polityki. To polityka, pieniądze, manipulacja i rytuały. Rytuały i rytu ały... Piękno judaizmu, jego filozofia, prawdziwe wartości proroków, sprawie dliwość - o t y m właściwie n i e m o ż n a z tymi l u d ź m i dyskutować, bo oni się tym nie interesują. Jest też jeszcze coś, co m n i e niepokoi. Po tak wielu latach bycia mniejszo ścią, która potrzebowała ochrony, nagle posiadają m n ó s t w o władzy. Czują, że mają władzę. P a ń s t w o jest silne, m a m y najsilniejszą armię na Bliskim Wscho dzie. Tego rodzaju siła, siła p a ń s t w a z jednej strony, a z drugiej strony - ich m o c m a n i p u l o w a n i a r z ą d e m sprawiła, że nie rozumieją oni granic władzy. Są więc strasznie chciwi. Sposób, w jaki zabierają w ł a s n o ś ć Palestyńczyków, zie mię Palestyńczyków, sposób, w jaki traktują innych, także wszystkie i n n e mniejszości, gojów... - to jest tragedia. J e d n a k to oni twierdzą, źe reprezentują prawdziwego ducha żydowskiego, a o świeckich Żydach m ó w i ą , że są p l a g i a t o r a m i . Zgodnie z żydowskim p o d a n i e m my wszyscy, włącznie z kobietami, byliśmy na górze Synaj, kiedy była n a m d a w a n a Tora. A więc i ja t a m byłam. Z a t e m moja interpretacja jest tak s a m o dobra, jak naszego naczelnego rabina. Są ludzie, którzy tego nie wiedzą, ale ja to w i e m . Zawsze im to m ó w i ę . W kulturze, która liczy sobie trzy tysiące lat, m o ż n a znaleźć wszystko. Moż na znaleźć najbardziej oświecone, najpiękniejsze rzeczy i m o ż n a znaleźć rzeczy najstraszniejsze, najbardziej rasistowskie. Problem polega na tym, że każda oso ba musi sama zadecydować, jakim chce być człowiekiem i jakim chce być Żydem. Czy wie Pan dlaczego - zgodnie z Biblią - Bóg wybrał patriarchę Abrahama, aby był głową n a r o d u żydowskiego? Ponieważ powiedział, że A b r a h a m będzie uczył swój d o m i swój ród p o s t ę p o w a n i a w sposób uczciwy i sprawiedliwy. W tym samym fragmencie Bereszit, pierwszej księgi Tory, A b r a h a m poprosił Boga, aby nie wymierzał kary zbiorowej - dotyczyło to Sodomy i Gomory. LATO-2000 103 Powiedział: „nie możesz zabić ich wszystkich, musisz to zbadać, są t a m ludzie i prawi, i nieprawi". Sprzeciwia się to odpowiedzialności zbiorowej, nakazuje się tu postępowanie uczciwe i sprawiedliwe. A z a t e m to jest żydowska tradycja. N a r ó d żydowski stał się n a r o d e m w Egipcie. Byli niewolnikami, a otrzymali wolność. Na pustyni otrzymali Torę, kodeks n o r m . W Torze 36 razy - a w całej Biblii n a w e t częściej - p o w t a r z a się nakaz, aby traktować drugiego jako r ó w n e g o sobie i dać mu p r a w a obywatela. Jednak ortodoksi na usprawiedliwienie swojego s p o s o b u t r a k t o w a n i a in nych zawsze znajdują jakiś inny fragment, gdyż jest to kultura licząca sobie trzy tysiące lat. Nikt z nich nie ma większego prawa do j u d a i z m u niż ja. W ju daizmie nie m a m y papieża. Każdy z n a s m o ż e wziąć Biblię i ją wyjaśniać. Or todoksi próbują bawić się w papieży, ale n i m i nie są. Z g o d n i e z naszą tradycją, rabina trzeba sobie wybrać i każdy, k t o chce go mieć, ma swojego. Chodzi tu zatem o władzę, władzę, którą oni posiedli, oraz o p e w n e g o ro dzaju koalicję w państwie, które próbuje być społeczeństwem obywatelskim, ale nie ma spisanej konstytucji. Ben Gurion, chociaż był wielkim człowiekiem, popełnił wielki błąd: kiedy p o w s t a ł o nasze państwo, był przeciwny spisaniu konstytucji. Ludzie zgromadzili się i w tym państwie ze 102 różnych miejsc świata. Większość przybyła z Europy Wschodniej i z Bliskiego Wschodu. Nie mieli najmniejszego pojęcia, co oznacza słowo „demokracja". Ci religijni wierzą, że de mokracja to rządy większości w Knesecie - i bawią się w gry, w m a nipulację. Coraz więcej osób zaczyna mieć ich dość. J e d n ą z rzeczy, k t ó re zainicjowałam na p r z e ł o m i e lat 60-tych i 70-tych, a którą zaakceptowało wielu ludzi, jest kontrakt małżeński oparty na cywilnym prawie kontraktów, zamiast małżeństwa przed sądem rabinackim. I partnerzy żyją ze sobą, ponieważ dzieci są ich prawowitymi dziećmi, nawet je śli rodzice nie są małżeństwem. Tak więc omijamy p e w n e rzeczy. Ale na dłuższą m e t ę nie będzie to dobrze funkcjonować. Może będziemy potrzebowali następnej wojny, aby oni zrozu104 FRONDA 19/20 mieli, że m u s i m y b u d o w a ć pokój. M o ż e bę dzie potrzeba Kulturkampfu, aby ortodoksi zrozumieli, że nie m o g ą się n a m narzucać. Izrael ma być w przeświadczeniu w i e l u reli gijnych Żydów wyjątkowym państwem, p o n i e w a ż sami Żydzi s ą w y j ą t k a m i , S ą narodem wybranym, który ma do odegrania m e s j a ń s k ą misję. Są Żydzi, którzy wierzą, że są n a r o d e m wybranym. Jednak po II wojnie światowej byłabym bardzo ostrożna. Każdy naród, który ma wystarczająco d u ż ą potęgę, m o że o sobie powiedzieć, że jest n a r o d e m wybranym. Z drugiej strony, m o ż n a powie dzieć, że jesteś wybrany, aby być przy kładem, aby postępować uczciwie i spra wiedliwie. Po to został wybrany A b r a h a m - aby pomagać biednym i aby dawać przykład przez realizowanie wartości humanistycznych. To właśnie nazywa my elitą służebną wobec społeczeństwa. Można powiedzieć: „ja, który zostałem stworzony na obraz Boga, ja, który jadłem owoc z drzewa wiadomości złego i do brego, ja, który rozróżniam między tym co dobre i złe, biorę odpowiedzialność za to co robię, biorę na siebie odpowiedzialność wobec społeczeństwa, w którym żyję". To także rodzaj wiary w to, że jest się wybranym - poprzez bycie stworzo nym na obraz Boga. Z drugiej strony, w judaizmie m a m y do czynienia z jeszcze j e d n ą p i ę k n ą hi storią. Weźmy opowieść o tym, jak Bóg stworzył świat. Stworzył ptaki - wedle ich rodzajów, zwierzęta - wedle ich rodzajów, ryby - wedle ich rodzajów. Ale stworzył tylko jednego A d a m a - A d a m jest w s p ó l n y m i m i e n i e m na oznaczenie Adama i Ewy. Dlaczego stworzył tylko jednego człowieka, a nie wielu - wedle I.ATO-2000 105 kolorów ich skóry, wedle języków jakimi mówią, itd.? W żydowskiej tradycji są na to dwie piękne odpowiedzi. Pierwsza brzmi: cały świat został stworzony dla każdego człowieka. Druga brzmi: my wszyscy, wszyscy ludzie z całego świata, jesteśmy p o t o m s t w e m A d a m a i Ewy i nikt nie m o ż e powiedzieć: „ m a m n a d to bą wyższość". To także judaizm. Ale z o r t o d o k s a m i nie da się rozmawiać. Oni to wszystko widzą ciasno, rasistowsko. Czyli rozumiem, że t a k a uniwersalistyczna interpretacja j u d a i z m u musi w uszach ortodoksa brzmieć j a k herezja. Widzi Pan, dwa tysiące lat życia na wygnaniu i trzymania się r a z e m sprawiło, że oni boją się jakiejkolwiek nowej idei. W czasach średniowiecza było o wie le więcej otwartości niż teraz. To od czasów Oświecenia rabini zaczęli być tak zamknięci, tak surowi w wypełnianiu rytuałów, w sposobie myślenia, zaczęli obawiać się każdej nowej idei. Od kiedy Żydzi otrzymali r ó w n e p r a w a w wyni ku Deklaracji Praw Człowieka, uchwalonej w czasie rewolucji francuskiej, w sierpniu 1789 r., rabini zaczęli się zamykać, walczyć z ideami Oświecenia, występować przeciwko n a u c e i filozofii i trzymać się w zwartości w oczekiwa niu na przyjście Mesjasza. W diasporze ci, którzy nie chcieli do n i c h należeć, odchodzili z getta. N a t o m i a s t w Izraelu rabini mają w ł a d z ę polityczną. Dzięki niej narzucili n a m owe religijne restrykcje w kwestii m a ł ż e ń s t w a , rozwodu, stanu cywilnego, jedzenia, t r a n s p o r t u , finansów i wielu innych sfer życia. Czy to napięcie między świeckimi a religijnymi Ż y d a m i jest w ogóle do usu nięcia? Mówimy dziś o społeczeństwach pluralistycznych. To, co m u s i m y zrobić, a o czym zapomnieliśmy wtedy, gdy p o w s t a ł o nasze p a ń s t w o , to rozpięcie swe go rodzaju parasola nad p a ń s t w e m . Konstytucja jest t a k i m parasolem. Pod n i m ludzie m o g ą żyć dobrowolnie w taki sposób, w jaki chcą. W społeczeństwie pluralistycznym m o g ą być ultraortodoksi, liberalni ortodoksi, reformiści, Świeccy i inni. M u s i m y dojść do p u n k t u , w k t ó r y m ortodoksi zrozumieją, że mają p r a w o do życia w d o k ł a d n i e taki sposób, w jaki chcą, ale nie m o g ą narzu cać się innym. Wierzę, że większość ludzi doprowadzi do tego typu rozwiąza nia. Musimy mieć nadzieję. 106 FRONDA 19/20 Na końcu chciałbym z a p y t a ć P a n i ą o znaczenie Holocaustu dla współczesnej świadomości żydowskiej. Niektórzy religijni Żydzi są zdania, że Holocaust stał się swoistą ś w i e c k ą religią dla zlaicyzowanego ż y d o s t w a . Słowo „Holocaust" m ó w i s a m o za siebie. To była tragedia. Uważam, że każdy powinien być tego świadom, powinien się o t y m uczyć, wiedzieć o tym. Nie tyl ko Żydzi, ponieważ było to coś strasznego w wymiarze ogólnoludzkim. Ale m u simy pamiętać, że historia Żydów liczy sobie trzy tysiące lat, a t a m t e wydarze nia trwały przez cztery, pięć lat. Nie p o w i n n o się czynić z tego najważniejszego wydarzenia w naszej historii, zapominać o przyszłości, o tym, że cały świat się zmienia. Niektórzy Żydzi rzeczywiście wciąż tym żyją, p e w n e problemy ciągle nie zostały dla nich rozwiązane. Poza t y m pojęcie Holocaustu m o ż e też odgry wać poważną rolę jako skuteczne narzędzie presji politycznej. M o ż n a dzięki te mu sprawować władzę polityczną, czasem m a n i p u l o w a ć tym zagadnieniem. Zajmujemy się Holocastem za m a ł o jako p r o b l e m e m z zakresu wartości ogól noludzkich. Czasem staje się on w zbyt d u ż y m stopniu i n s t r u m e n t e m p r o m o wania obaw, traum, szantażu - dla celów politycznych. Myślę, że to błąd. Dziękuję za rozmowę. ROZMAWIAŁ RAFAŁ SMOCZYŃSKI TEL AVIV. MARZEC 2000 LATO-2000 107 „Każda wojna jest krokiem ku odkupieniu Izraela", twierdził rabin Cwi Jehuda Kook. „Każda kolejna woj na odkrywa kolejne etapy Odkupienia. Wojna Jom Kippur była etapem wyjątkowym. Była bolesna i straszliwa. Im próba większa, tym bardziej uświęco na przez Jedynego." O mesjańskich naukach rabina Cwi Jehudy Kooka Nikogo nie stać na odwagę, by powiedzieć, że może w pełni przedstawić sylwetkę na szego nauczyciela, rabbiego Cwi Jehudy. Ale nie możemy milczeć. Rabbi Cwi Jehuda Ha Cohen Kook był Sprawiedliwym (Cadykiem) narodu, Clal Israeł, całej wspólnoty izraelskiej. Był Sprawiedliwym całego narodu, a nie tylko zwykłym mędrcem. (...) Je go złączenie z boskim światłem, które lśni w Zgromadzeniu Izraela, było totalne, ta kie jak Króla Dawida. (...) W każdym pokoleniu jest Sprawiedliwy całego narodu izraelskiego, Sprawiedliwy mas, Sprawiedliwy całego świata. Jego wpływ jest tak uni wersalny, że staje się on ostoją całej ludzkości. (...) Sprawiedliwi są wyjątkowi. Rabi Abraham Icchak Ha Cohen Kook i jego syn, rab bi Cwi Jehuda, są Sprawiedliwymi odkupienia. Duch Jedynego, który unosi się nad światem i kieruje historią, wcielił się w ich dusze. Osobisty wysiłek nie czyni Sprawiedliwym. Jego istota jest wyjątkowym, Boskim dzie łem. Na początku czasów Jedyny uformował dusze przepełnione cudownymi zdolnościami, przykrojonymi na miarę potrzeb pokolenia odkupienia, i umieścił je wśród nas. (...) Jakże szczęśliwi jesteśmy, mogąc uczyć się Tory od Sprawiedliwych, którzy uczą nas, jak dojrzeć Blask nowego światła padającego na Syjon - dziś. Harav Szlomo Chaim Ha Cohen Aviner we wstępie do Torat Eretz Israel 108 FRONDA 19/20 Jednym z podstawowych zagadnień judaizmu jest kwestia Mesjasza. Majmonides uznawał wiarę w Jego przyjście za j e d n ą z trzynastu zasad wiary mojżeszo wej. A co na ten t e m a t sądził rabin Cwi J e h u d a Kook, dla którego „Mesjasz jest nie tylko idealnym Królem Żydowskim, lecz procesem ewoluującym w czasie"? „W czasie Wygnania (Galut) koncepcja Mesjasza była źle r o z u m i a n a . Czę ściowo z p o w o d u przenikania n a u k chrześcijańskich do naszej zbiorowej pod świadomości, Mesjasz był postrzegany przez wielu jako religijny superbohater, który pojawi się w blasku c u d ó w i znaków, by p o p r o w a d z i ć Ż y d ó w do Izraela. Chociaż ta r o m a n t y c z n a wizja ma profetyczne źródła, to wkroczyła ona w fantastyczne sfery w czasie wieków ucisku i wygnania z dala od naszej Ziemi. Byliśmy bezradni wobec nędzy wygnania, bez możliwości realizacji na szych m a r z e ń p o w r o t u do Syjonu, a ta idealistyczna wizja Mesjasza wydawa ła się jedynym s p o s o b e m wyrwania się z brutalnej rzeczywistości getta. Wie ki spędzone na oczekiwaniu i rozczarowaniach, pobudziły d u c h a bierności. Mieliśmy modlić się i czekać, a Mesjasz miał zrobić wszystko s a m po swoim przyjściu. Zbawienie widziano jako wydarzenie jednorazowe, d o p e ł n i o n e od samego początku, a nie jako rozwijający się proces, który n a r a s t a z czasem. Kiedy inicjatywę przejęli syjoniści, którzy wzięli sprawy w swoje ręce, aby zamknąć okres wygnania, rzecznicy bierności, p r o p a g a t o r z y myślenia, że nic-nie-możemy-zdziałać, zaczęli p r o t e s t o w a ć . Mieliśmy przecież czekać na przybycie Mesjasza, który zabierze n a s do Izraela." Dzięki ruchowi syjonistycznemu wielu Żydom udało się jednak powrócić z dia spory do swej historycznej ojczyzny. Proklamowanie Państwa Izraela nie było LA IO-2I1C10 109 jednak równoznaczne z objawieniem się Mesjasza, a przecież - jak twierdził Cwi Jehuda Kook - „pierwszym zadaniem Mesjasza jest o d b u d o w a naszego zwierzchnictwa nad Ziemią Izraela". Tak więc powstanie państwa izraelskiego jest dopiero pierwszym krokiem ku czasom mesjańskim. W następnej kolejno ści m u s z ą pod zwierzchnictwo żydowskie dostać się kolejne terytoria należące do Ziemi Świętej. „Nie m a m y prawa utracić kontroli nawet nad najmniejszym kawałkiem ziemi izraelskiej", mówił rabin Cwi J e h u d a Kook, stanowczo sprze ciwiając się jakimkolwiek u s t ę p s t w o m na korzyść Palestyńczyków. Kiedy jednak nastąpią czasy mesjańskie? Jakie będą oznaki końca? Na te py tania rabin Kook odpowiadał: „Kiedy Ziemia Izraela wyda obfity owoc, znaczy to, że Koniec Wygnania jest bliski, nie będzie większego znaku Ostatecznego Końca niż ten. A dziś jest on jasno widoczny." I dalej rozwija tą myśl: „Ziemia izraelska daje dziś cudowne plony po dwóch tysią cach lat opuszczenia. Jerozolima jest odbudowana: domy, hotele, nowe dzielnice wzrastają na stokach wzgórz. Odżył język hebrajski, powstał rząd żydowski i armia, przed którą drży cały świat. (...) Wystarczy otwo rzyć oczy, aby dojrzeć, jak dokonuje się nasze Odkupienie." I dalej: „ O d b u d o w a Izraela dokonuje się każdego dnia. Pan Wszechświata nie jest bezczynny, broń Boże. Dziś, m i m o problemów, które m u s i m y rozwiązać, jesteśmy w połowie drogi. Jesteśmy na etapie niezawisłości wojskowej, rolniczej, państwowej. Jest to państwowość dnia mesjańskiego, który objawił się widomymi wydarzeniami, a zakończy się ukrytymi, takimi jak powstanie z martwych. Nie ma przeciwień stwa między tymi d w o m a obliczami WygnWania, objawionym i ukrytym. (...) Państwo Izraela jest zwykłym państwem, które m u s i przejść wiele prób, w wy niku których stanie się Państwem nawoływań proroków." Także w i n n y m miejscu rabin Kook zapowiadał, że czas mesjański, kiedy z a r ó w n o chrześcijanie jak i m u z u ł m a n i e pojmą fałszywość swoich tradycji, jest bliski: „Królestwa ciemności, k t ó r e są p r z e z n a c z o n e ku p r z y s z ł e m u upadkowi, już boją się n i e u n i k n i o n e g o , a wstrząsają n i m i o s t a t n i e podrygi życia. G e m a r a m ó w i o tym, jak p e w i e n chrześcijanin zapytał rabbiego Abah u : «Kiedy przyjdzie Mesjasz?», a t e n mu odpowiedział: «Kiedy ujawni się bezwstyd tych ludzi»" (Sanhedrin 99 A). Ci ludzie to naśladowcy Nazarejczy ka. Kiedy s z t a n d a r P a ń s t w a Izraela został podniesiony, wszystkie n a u k i Wa tykanu o n ę d z n y m i w y r o d n y m Żydzie upadły. Powróciliśmy do swojej ziemi i stało się jasne, że «Chwała Izraela nie k ł a m i e » " (Samuel 1 15:29). 110 FRONDA 19/20 Gdy p e w n e g o razu uczeń zapytał r a b i n a Kooka: „Czy w s p ó ł c z e s n e Pań stwo Izraela m o ż e m y u z n a ć za Królestwo Izraela?", t e n o d p o w i e d z i a ł : „Kró lestwo Boże {Malchut) o d n o s i się do każdego żydowskiego przywództwa, które rządzi n a r o d e m za p r z y z w o l e n i e m ludu, tak długo, jak otwarcie nie od rzuci Tory. Taki rodzaj p r z y w ó d z t w a zawiera p e w n e cechy Królestwa Niebie skiego. Chociaż p o t r z e b a wiele czasu, aby osiągnęło o n o p r z e z n a c z o n ą sobie doskonałość." I d o d a ł : „ P a ń s t w o w o ś ć Izraela jest a b s o l u t n i e Święta (Kadosh), jest bez żadnej z m a z y " . W etosie tego p a ń s t w a znajduje się też Milchemet Mitzvah, czyli Wojna Ko nieczna. „Tora nakazuje n a m p o s i a d a n i e p a ń s t w a , a jeżeli p o t r z e b n y jest pod bój i wojna, aby je zbudować, to j e s t e ś m y zobowiązani do nich przystąpić. To jest jeden z 613 p r z e p i s ó w Tory." „Każda wojna jest k r o k i e m ku o d k u p i e n i u Izraela", twierdził rabin Cwi J e h u d a Kook. „Każda kolejna wojna odkrywa kolejne etapy Odkupienia. Każ da z wojen, których doświadczyliśmy, była częścią p r o c e s u zbawienia, nieza leżnie od tego, czy nastąpiła przed, czy po p o w s t a n i u p a ń s t w a , czy nastąpiła przed, czy po podboju Jerozolimy. Wojna J o m Kippur była e t a p e m wyjątko wym. Była bolesna i straszliwa. Im p r ó b a większa, t y m bardziej u ś w i ę c o n a przez Jedynego." Idee rabina Kooka nawiązują częściowo do w o j e n n e g o m e s j a n i z m u Bar Kochby z początków naszej ery. Z tego p o w o d u Kook rehabilituje rabina Akibę, który ogłosił przywódcę p o w s t a n i a żydowskiego Bar Kochbę z a p o w i a d a n y m przez p r o r o k ó w mesjaszem: „I nie my ślcie, że Król-Mesjasz m u s i dokonywać c u d ó w i znaków, oży wiać zmarłych albo dokonywać t y m p o d o b n y c h rzeczy. Tak nie jest, skoro rabbi Akiba, j e d e n z wielkich m ę d r c ó w Miszny, był m i e c z n i k i e m króla Bar Kochby. I rzekł on, że Bar Kochba był Królem-Mesjaszem i on oraz wszyscy mędrcy jego pokolenia uznali w Bar Kochbie Króla-Mesjasza, d o p ó ki nie został on zabity z p o w o d u grzechów. Ponieważ zginął, u ś w i a d o m i o n o sobie, że n i m [Królem-Mesjaszem] nie był." Z d a n i e m rabina Cwi J e h u d y Ko oka posłaniec Boga, taki jak rabbi Akiba, nie m ó g ł się mylić: „Rabbi Akiba widział w Bar Kochbie cechy mesjańskie - iskrę Mesjasza". „ H e r o i z m Bar Kochby w walce z R z y m e m był objawieniem iskier Mesjasza." W e d ł u g Kooka mesjańską iskrę posiadała w sobie nie tylko d u s z a Bar Kochby, lecz r ó w n i e ż dusze Arizala, Baal Szem Towa czy G a o n a z Wilna - o s ó b ucieleśniających LATO-2000 111 wielkość Clal Israel. Słowo Clal oznacza n a r ó d izraelski ujęty jako osobny, od rębny byt, psycho-fizyczno-duchową całość, k t ó r a jest czymś więcej niż su mą j e d n o s t e k . Clal zawiera w sobie przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Rabin Cwi J e h u d a Kook podkreślał, że Królestwo Mesjasza powstaje w s t o p n i o w y m procesie. Wiele „iskier" Mesjasza m u s i pojawić się w n a r o dzie żydowskim z a n i m Mesjasz objawi się w p e ł n i : „Kulminacją mesjańskie go f e n o m e n u jest pojawienie się Króla Dawida. Zawiera on w sobie wszyst kie s t o p n i e Clal Israel. Jest najdoskonalszym w y r a z e m Clal Israel. Jak Król Dawid, którego istnienie jest u n i w e r s a l n y m w c i e l e n i e m n a r o d u , Mesjasz, syn Dawida, będzie o s o b ą wyjątkową, w e w n ą t r z której dojdzie do głębokiej identyfikacji z całym n a r o d e m izraelskim." „Mesjasz jest całkowicie zjednoczony z Clal Israel. Jego połączenie z członka mi Clal Israel przekracza jego ego. Z a b r a n i a mu się p o s i a d a n i a jakichkolwiek śladów w ł a s n e g o ja. (...) Ta autonegacja nie p r o w a d z i j e d n a k do p u s t k i , ale do totalnej identyfikacji z Clal Israel." Rabin Kook nie m ó g ł nie u s t o s u n k o w a ć się r ó w n i e ż w o b e c najważniej szego, z d a n i e m niektórych, wydarzenia w najnowszej historii Ż y d ó w - wy darzenia, k t ó r e o b r o s ł o r ó w n i e ż teologicznymi interpretacjami, a m i a n o w i cie H o l o c a u s t u . Zagłady. Liczni pisarze i badacze próbowali wyjaśnić przyczyny Ortodoksi wskazywali na reformy Ż y d ó w niemieckich, którzy sprzeniewierzyli się Torze. Inni obwiniali świeckich syjonistów, którzy zakła dali świeckie osady w Izraelu przed przyjściem Mesjasza. Rabbi Cwi J e h u d a rozumiał to inaczej. Jego z d a n i e m powyższym t e o r i o m b r a k o w a ł o szerokiej perspektywy historycznej. Dzieło O p a t r z n o ś c i Bożej nie m o ż e zostać oddzie lone od historii: m u s i m y spojrzeć na nią z perspektywy Boskiego p l a n u dzie jów, który rozwija się przez pokolenia. Co ciekawe, kilka lat przed Zagładą, ojciec rabbiego Cwi Jehudy, Abra h a m Icchak Kook, przewidział n a d c h o d z ą c e o k r o p i e ń s t w a . W m o w i e wygło szonej w jerozolimskiej synagodze w roku 5694, n i e d ł u g o przez II wojną światową, powiedział: „Wrogowie Izraela przyjdą i z a d m ą w róg, który we zwie nas do Odkupienia. Z m u s z ą n a s do w s ł u c h a n i a się w jego dźwięk. O n i nas zatrwożą, h u k a r m a t wypełni nasze uszy i nie d a d z ą n a m chwili wy tchnienia na Wygnaniu. Róg bestii p r z e m i e n i się w róg Mesjasza. Amalek, Hitler i im p o d o b n i , pobudzili o d k u p i e n i e . A t e n . . . który nie chciał słuchać, bo jego uszy były zatkane, on usłyszy... spod t o t a l n e g o ucisku, u s ł u c h a . " 112 FRONDA 19/20 Jego syn i n t e r p r e t o w a ł Shoah następująco: „Jest czas, kiedy t r u d n o p o wrócić z Wygnania. (...) N a s z e d ł czas, kiedy Izrael m i a ł p o w r ó c i ć do Syjonu, a Z i e m i a m i a ł a się odrodzić. Ale gdy n a d s z e d ł czas n a s z e g o wyjścia z m r o k ó w Wygnania, d o s z ł o do sytuacji, w której hebrajski n i e w o l n i k odrzucił w o l n o ś ć i powiedział: «Miłuję m e g o pana» (Wj 2 1 , 5 ) . Żydzi p o k o c h a l i Wy gnanie i o d m ó w i l i p o w r o t u do Izraela. Ale d i a s p o r a nie m o g ł a trwać wiecz nie. D i a s p o r a jest największym z m o ż l i w y c h b l u ź n i e r s t w p r z e c i w J e d y n e m u . (...) Kiedy koniec Wygnania n a d s z e d ł , a Izrael go nie r o z p o z n a ł , n a s t a ł a ko nieczność o k r u t n e g o , Boskiego cięcia i o d ł ą c z e n i a . " Zagłada wyrwała lud żydowski z Europy. Nagle, po d w ó c h tysiącach lat, o b u d z o n y przez Z a g ł a d ę l u d żydowski p o w r ó c i ł do Izraela. W t y m s e n s i e H o l o c a u s t miał znaczenie pozytywne. OPR. MAREEK BEN WIEWIÓR na podstawie: Torat Erezt Yisrael. The Teachings of HaRav Tzvi Yehuda HaCohen Kook, c o m m e m a r y by HaRav David S a m s o n , edited HaRav S h l o m o Chaim H a C o h e n Aviner, translation Tzvi Fishman, Jerusalem 1 9 9 1 Jerozolima, rok 614: wojsko perskie zdobywa miasto, znajdujące się do tej pory pod panowaniem bizantyj skim. Krótko po tym Żydzi jerozolimscy urządzają rzeź tysięcy jeńców bizantyjskich, przekazanych przez Per sów w ich ręce, z których większość to chrześcijanie. Dr Horowitz: „Według znanych nam źródeł Persowie przekazali Żydom od 20 do 90 tysięcy ludzi". Prawo i sznur IGOR FICA Na łamach prasy izraelskiej od wielu lat toczy się dyskusja na t e m a t fundamen talizmu religijnego Żydów. W z m a g a się o n a najczęściej po takich wydarzeniach, jak np. masakra Palestyńczyków w Grocie Patriarchów w Hebronie, dokonana przez dr Barucha Goldsteina, czy zabójstwo premiera Izraela, Icchaka Rabina, przez fanatycznego studenta Uniwersytetu Bar Han łgała Amira. Wielu history ków i publicystów zwraca uwagę, że p r z e m o c ekstremistów religijnych była roz powszechniona w społeczności żydowskiej od bardzo dawna. W kontekście sto sunków chrześcijańsko-żydowskich zazwyczaj pisze się o krzywdach, jakie chrześcijanie wyrządzili wyznawcom religii mojżeszowej. Tymczasem w Izraelu coraz częściej pojawiają się głosy rewidujące tak j e d n o s t r o n n ą wizję dziejów i protestujące przeciwko przemilczaniu a k t ó w przemocy ze strony Żydów, za równo wobec chrześcijan, jak i członków własnej społeczności. 114 FRONDA 19/20 Powtórka z Purim Na Wydziale Historii Izraela Uniwersytetu Bar-Ilana prowadzony jest nawet cykl wykładów zatytułowany: Przemoc żydowska na tle religijnym na przestrzeni ty siąclecia i próby zatuszowania jej przez historyków żydowskich. Prowadzi go dr Elimelech Horowitz, noszący jarmułkę wyznawca ortodoksyjnego stylu życia. Na swoich zajęciach opowiada on o fałszowaniu dziejów swego n a r o d u przez wie lu żydowskich historyków w taki sposób, by wykreować obraz Żyda jako kogoś unikającego przemocy, zwłaszcza na tle religijnym. Przykładem takiej postawy może być książka prof. Anity Szpira pt. Miecz gołębia. Z d a n i e m dr Horowitza w rzeczywistości Żydzi uciekali się do m e t o d siłowych w stopniu nie mniejszym niż inne narody. Charakterystyczny dla tego rodzaju „odbrązowiającej" publicystyki wydaje się tekst Remi Rozena pt. Dzieje zaprzeczenia, opublikowany na łamach jednego z najbardziej wpływowych dzienników izraelskich - „Haarec" - 15 listopada 1996 roku. Autor pisze w n i m m.in.: „Badania historiograficzne na przestrzeni 1500 lat odkryły obrazy inne od tych, do których byliśmy przyzwyczajeni. Obej mują one masakry chrześcijan, odgrywanie ukrzyżowania Chrystusa, najczę ściej w święto Purim, brutalne zabójstwa członków rodzin, często wynikające z wiary, że są o n e tym samym, co zrobił Abraham, ojciec Izaaka, likwidowanie donosicieli (część z nich na tle ideologicznym, przy pomocy sekretnych sądów rabinackich, skazujących winnych na śmierć przez powieszenie), egzekucje ko biet w synagogach, a nawet obcinanie na rozkaz rabinów nozdrzy kobietom po dejrzanym o niewierność." Według Rozena czyny Barucha Goldsteina czy łgała Amira wpisują się jako ogniwa jednego łańcucha w dłuższą tradycję żydowskiej przemocy religijnej. Uważa on, że nie jest przypadkiem, iż m a s a k r a u r z ą d z o n a przez Goldsteina miała miejsce w święto Purim, a więc w d n i u upamiętniającym m a s a k r ę wro gów n a r o d u żydowskiego - Babilończyków. O żywej nadal tradycji tolerowania przemocy w społeczności żydowskiej świadczy fakt, że Baruch Goldstein jest przez wielu religijnych Żydów uznawany niemal za świętego, a jego grób sta nowi cel licznych pielgrzymek. Dr Elimelech Horowitz nie ma wątpliwości: „Baruch Goldstein nie działał w próżni. Historia obfituje w czyny przemocy żydowskiej i bezczeszczenia symboli chrześcijańskich właśnie w czasie P u r i m . I tak, na przykład Żydzi LATO2000 115 w cesarstwie bizantyjskim zwykli palić p o r t r e t H a m a n a i wykorzystywać rzeź by ukrzyżowanego Chrystusa umieszczone p o d skrzydłami orła, symbolu im perium. Zwyczaj t e n był rozpowszechniony aż do roku 408, kiedy to cesarz Teodozjusz II wydal prawo, które mówiło, że Żyd przyłapany na t a k i m p o s t ę p ku utraci swe prawa obywatelskie w i m p e r i u m . Jeżeli prześledzimy w czasie setki lat, ukaże się n a m kronika bardzo p o d o b n y c h zdarzeń." Zwyczaj manifestowania agresji na tle religijnym wobec wyznawców innych religii w święto Purim nie skończył się wraz z d e k r e t e m Teodozjusza. Horowitz wspomina wydarzenie, które miało miejsce w roku 1192 w mieście Brie na pół nocy Francji - po zamordowaniu Żyda przez chrześcijanina: „Nie wiemy nic o przyczynach zdarzenia, jedynie to, iż chrześcijanin t e n prawdopodobnie sta nął przed sądem państwowym. Żydzi za p o m o c ą łapówki zdołali jednak przejąć tego człowieka w swe ręce. W czasie święta P u r i m wykonano na n i m wyrok przez powieszenie. Według chrześcijańskiej kroniki egzekucja odbywała się ja ko rodzaj ceremonii, rekonstruującej ukrzyżowanie Jezusa Chrystusa. Skazań cowi włożono koronę cierniową, bito go i tak p r o w a d z o n o na szubienicę." Naj wybitniejszy historyk żydowski XIX wieku, H e i n r i c h Graetz, opisał to wydarzenie następująco: „Ze złośliwą intencją lub przez przypadek odbyła się egzekucja skazańca, przeprowadzona właśnie w święto Purim. Podczas wyko nywania wyroku przypomniał im się H a m a n i drzewo, na którym powiesili je go i dziesięciu jego synów, a m o ż e i kogoś innego." Horowitz nie ma wątpliwo ści, że ta aluzja Graetza dotyczy osoby Chrystusa. Jednak w przekładzie na język hebrajski dokonanym przez Pinchasa Dawidowitza aluzja do Jezusa znika, a za stępuje ją konkretyzacja, której w dziele Graetza nie było: „Kiedy Żydzi spoglą dali na wiszące zwłoki, przypominał im się ich odwieczny wróg - H a m a n , a tak że francuski król Filip August, który bardzo utrudniał im życie". Na zajęciach dr Horowitza studenci m o g ą się dowiedzieć również o innych przemilczanych na ogół zdarzeniach. Na przykład w roku 1556 oskarżono Ży d ó w z Sochaczewa o prowadzenie w czasie P u r i m obwiązanego ł a ń c u c h a m i chrześcijanina, którego n a s t ę p n i e śmiertelnie pobito. Z kolei w roku 1577 w Brześciu Litewskim w święto P u r i m pewien Żyd przebrał się za cara M o skwy Iwana Groźnego i zabił swego chrześcijańskiego sąsiada. Rodzi się pytanie, na ile te przykłady z przeszłości są adekwatne w stosun ku do czynów związanych z przemocą religijną w naszych czasach? Dr Horowitz odpowiada: „Oczywiście nie p o w i n n o się z historii przeskakiwać bezpośrednio 116 FRONDA 19/20 do Bana cha Goldsteina. Z b a d a ł e m jednak kroni kę prasową na przestrzeni 10 lat poprze dzających rzeź, której dokonał Goldstein. Każdego roku w okresie święta P u r i m następowała zauważalna intensyfikacja spi sków skierowanych przeciwko Arabom. Gdy w Hebro nie procesja P u r i m przechodziła przez bazar arabski, Arabo wie byli bici. Robiono przedstawiające Jasera Arafata lalki i palono je. A propos, dowódca wojska pilnującego jaskini, zapytany po rzezi dokonanej przez Gold steina, dlaczego osadnikom żydowskim zezwolono na wniesienie alkoholu na miejsce dla m u z u ł m a n ó w święte, kiedy jasne było, że to prowokacja, odpowie dział, że tłumaczyli oni żołnierzom, że jest święto P u r i m . " Prof. Izrael Bartal z Wydziału Historii Izraela Uniwersytetu Hebrajskiego jest przekonany, że „Goldstein wzorował swój plan na tekstach zwojów Księgi Este ry, w związku z czym prawie każde słowo przeniesione z historii wygląda tutaj relewantnie, szczególnie jeśli chodzi o zdarzenia związane ze świętem Purim". Rzeź chrześcijan Dla osób, które znają historię Żydów tylko jako n i e u s t a n n e p a s m o prześlado wań ze strony chrześcijan, fakty przedstawione przez Rozena m o g ą wydać się zaskakujące. Oddajmy głos autorowi: „Jerozolima, rok 614: wojsko perskie zdobywa miasto, znajdujące się do tej pory p o d p a n o w a n i e m bizantyjskim. Krótko po tym Żydzi jerozolimscy urządzają rzeź tysięcy j e ń c ó w bizantyjskich, przekazanych przez Persów w ich ręce, z których większość to chrześcijanie." A co na to historyk? Dr Horowitz, który badał szczegółowo tę historię, wy jaśnia: „Według znanych n a m źródeł Persowie przekazali Ż y d o m od 20 do 1 A TO-2000 117 90 tysięcy ludzi. Wydaje mi się, że te liczby są przesadzone, j e d n a k nawet we dług ostrożnych szacunków m ó w i się o 40 tysiącach zabitych. Nie zginęli oni w ogniu walki. Przeciwnie, Żydzi negocjowali na ich t e m a t z Persami, płacąc nawet za nich pieniądze. P o t e m z g r o m a d z o n o ich w j e d n y m miejscu i t a m do konano zbiorowego m o r d e r s t w a . " Jakie były motywy tej zbrodni? H o r o w i t z podaje różne interpretacje: „Są historycy, którzy twierdzą, że był to odwet. Z b r o d n i a w imię zbrodni. Inni m ó wią, że Żydzi nie zapłacili Persom tylko po to, żeby m o r d o w a ć . W e d ł u g tej wer sji ich celem było uczynienie z bizantyjskich j e ń c ó w swych niewolników, a po nieważ zgodnie z Halachą niewolnika należy obrzezać, właśnie to chcieli uczynić. Jeńcy, w oczach których obrzezanie było p r a w d o p o d o b n i e r ó w n o znaczne z przejściem na judaizm, woleli dać się zabić za swą wiarę." Co ciekawe, większość historyków żydowskich zupełnie przemilcza t e n epizod. Właściwie jeden tylko Josef Berslawski w swojej książce Wojna i samo obrona żydowska w Palestynie z 1943 roku w s p o m n i a ł o t y m wydarzeniu. A prze cież okres, w którym doszło do owej masakry, był j e d n y m z najciekawszych w historii Izraela. „Po ustąpieniu rządów bizantyjskich w Jerozolimie Żydzi uzyskali trwającą trzy lata a u t o n o m i ę - m ó w i dr Horowitz. - Wydarzyło się to około 500 lat po zburzeniu Świątyni i aż do XX wieku były to ostatnie trzy la ta niepodległości Żydów w Jerozolimie. W izraelskiej szkole jednak nie uczy się o tym, nawet przy okazji o b c h o d ó w jubileuszu 3 0 0 0 lat Jerozolimy." Remi Rożen w s p o m i n a p o d o b n e zdarzenie, które m i a ł o miejsce w ro ku 620 w Antiochii Syryjskiej. Kiedy wojsko perskie zbliżyło się do miasta, Ży dzi zbuntowali się przeciwko swym bizantyjskim władcom. Zabili wielu chrze ścijan, wrzucając ich w ogień. Ciało patriarchy antiocheńskiego Anastiosa zmasakrowali i długo włóczyli po mieście. Również to wydarzenie historycy żydowscy najczęściej przemilczają. Michael Awi-Jon w swej książce W czasach Rzymu i Bizancjum kwituje je j e d n y m zdaniem: „Kiedy wojsko perskie zbliżało się do Antiochii, Żydzi wszczęli b u n t " . W e d ł u g Horowitza Awi-Jon znał szcze góły masakry, ale zdecydował się je pominąć. Jedynym historykiem, który wspomniał o tych krwawych ekscesach, był z n o w u ż Berslawski, ale n a w e t on przemilczał opis m o r d u patriarchy i profanacji jego ciała. Dr Elimelech Horowitz jest w stanie podać więcej przykładów przemilczania lub zaprzeczania przez żydowskich historyków faktom związanym z przemocą religijną. Na przykład większość książek podaje informację, że w XVII wieku 118 FRONDA 19/20 oskarżono Żydów o profanację religijną i wygnano z Antiochii. Tymczasem nie wspomina się o tym, że pewien Żyd kupił w tym mieście d o m od chrześcijanina i znalazł tam portret Matki Boskiej, który najpierw zniszczył, a p o t e m oddał na niego mocz. Reakcją chrześcijan na tę profanację było wypędzenie wszystkich Żydów z miasta. Zdaniem Horowitza w konsekwentnym przemilczaniu niektó rych faktów kryje się zamiar nieprzedstawiania pełnego obrazu historii Żydów. Tajne sądy rabinów Dziennik „Haarec" wiele miejsca poświęca nie tylko przemocy Żydów wobec przedstawicieli innych wyznań, lecz również wobec członków własnej społecz ności. Remi Rożen cytuje n p . informację, która ukazała się w roku 1886 w cza sopiśmie żydowskim „Hamalic" w Petersburgu: „Chasydzi z miasta Wyszo gród, których poglądy nie odpowiadały kantorowi synagogi, n o s z ą c e m u czyste ubranie i buty, urządzili a w a n t u r ę w synagodze, podczas której doszło do rę koczynów i polała się krew. Policja miejska pośpieszyła do synagogi, aby uspo koić ekscesy i rozdzielić bijących się. Rabin został zabrany w towarzystwie po licji do więzienia w celu wyjaśnienia sprawy. Sprawcy bijatyki zostali postawieni przed sądem." LATO 2000 119 Prof. Izrael Bartal, kierujący Wydziałem Historii Izraela na Uniwersytecie Hebrajskim twierdzi, że korzenie przemocy i zla z niej wynikającego obecne były w kręgu Żydów z Europy Wschodniej od końca średniowiecza: „Sam, ja ko młody chłopak, członek jednej z organizacji młodzieżowych, w latach 50tych uczestniczyłem w bójkach na tle ideologicznym, przypominających b a r d z o bijatyki z młodzieżą z Betaru w latach 30-tych. Byłem przekonany, że takie utarczki należą do społecznego m o d e l u w n o w y m Państwie Izraela, nie mając pojęcia, że tak n a p r a w d ę j e s t e m wpleciony w zakorzenioną j u ż tradycję." Prof. Bartal uważa, że przedstawianie religijnych ortodoksów żydowskich ja ko społeczności usposobionej pacyfistycznie i niezainteresowanej niczym oprócz studiowania pism religijnych, nie znajduje potwierdzenia w faktach: „Z bogate go piśmiennictwa żydowskiego Europy Wschodniej wynika coś zupełnie innego. Opisy życia Żydów w wieku XIX wypełniają opowieści o bójkach w synagogach, bijatykach ulicznych, opluwaniu, szarpaniu bród, a także zabójstwach." Charakterystycznym przykładem takiego zabójstwa na tle religijnym jest opisane przez prof. Zeewa Grisa z Wydziału Filozofii Uniwersytetu Ben Guriona z a m o r d o w a n i e we Lwowie w XIX wieku rabina A b r a h a m a C o h e n a . Próbo wał on wprowadzać zmiany w swojej gminie - mianowicie inicjował b u d o w ę alternatywnych wobec jesziw szkół dla dzieci, chciał zakazać przeprowadzania egzaminów o tematyce religijnej dla przyszłych nowożeńców, dążył też do zniesienia podatków, które obciążały biedniejszych członków gminy, zaś wzbo gacały część jej przywódców, posiadających koncesje na ich p o b ó r - co wzbu dziło sprzeciw ze strony (jak ich nazywa biograf C o h e n a , prof. Eszkali) „fana tyków religijnych". Do najzagorzalszych przeciwników rabina należało pięciu właścicieli koncesji na p o b ó r p o d a t k ó w ze Lwowa, z H e r c e m Bernsteinem i Cwi O r e n s t e i n e m na czele. Wrogowie C o h e n a podburzali przeciw n i e m u in nych Żydów, wywieszali w synagodze obelżywe ulotki p o d jego adresem, ob rzucali kamieniami. Przyjaciele rabina proponowali mu osobistą ochronę, ale on sprzeciwiał się t e m u , twierdząc, że nie wierzy, aby Żydzi mogli zrobić mu coś złego. Wkrótce na ścianach d o m ó w zaczęły pojawiać się napisy, z których wynikało, że nad rabinem ciąży wyrok samozwańczego sądu. 6 września 1848 roku niejaki Abraham Bar-Pilpel zakradł się do kuchni w d o m o s t w i e C o h e n a i wrzucił do garnka z z u p ą truciznę. Po godzinie podczas posiłku zmarł rabin i jego najmłodsza córka. Pozostali przywódcy gminy zbojkotowali pogrzeb Co hena, a żaden z nich nie p o t ę p i ! zbrodniarza. „Moja konkluzja jest oczywista 120 FRONDA 19/20 twierdzi prof. Z e e w Gris, który opisał tę historię. - Podżeganie innych, napisy na ścianach, a w szczególności milczenie «zwierzchnictwa» - wszystko to przy wodzi na myśl m o r d e r s t w o Icchaka Rabina." O tym, że zabójstwo A b r a h a m a C o h e n a nie było w owym czasie zdarze n i e m wyjątkowym, przekonuje list okólny, jaki w grudniu 1838 roku zarządca północno-zachodniej Rosji, generał Dymitr Gabrielewicz Bibikow, wysłał do kierowników dystryktów, znajdujących się p o d jego protekcją, prosząc, by zwracali szczególną uwagę na wydarzenia w synagogach i midraszach. „W miejscach tych - pisał - zdarzają się nierzadko incydenty, w wyniku których gi ną Żydzi. Z b r o d n i a taka jest szczególnie p o w a ż n a dlatego, że dokonuje się jej w miejscach przeznaczonych do modlitwy i nauki. Zdarzenia te mają charak ter samosądów żydowskich rabinów, którzy przy poparciu swej fałszywej na uki (Tory) usuwają tych, którzy stoją im na drodze. Często udaje im się też zmylić dochodzenie, tak że nie są znane szczegóły zbrodni." Remi Rożen cytuje zdanie żydowskiego historyka Saula Ginsburga, który twierdził, że gdyby D n i e p r mógł mówić, opowiedziałby o setkach żydowskich informatorów, którzy zostali utopieni w jego n u r t a c h . „ N a d większością z nich zbierał się sąd rabinacki, tak jak nad A b r a h a m e m C o h e n e m . Część z owych in formatorów działała, p o d o b n i e jak C o h e n , z p o b u d e k ideologicznych, chcąc wprowadzić w gminie nowocześniejszy styl życia." Badaczem tego zjawiska jest dr Dawid Esef z Wydziału Historii Izraela Uni wersytetu w Tel-Awiwie. „ D u ż a część skazywanych była zawodowymi informa torami - mówi. - W przypadku Rosji m o w a jest o ludziach, którzy przekazy wali w ł a d z o m informacje o unikaniu p o d a t k ó w i uchylaniu się od służby wojskowej w gminach żydowskich. Ale wydawanie na nich wyroków przez są dy rabinackie i skazywanie ich na śmierć jest jeszcze j e d n y m o g n i w e m w łań cuchu konfliktów między intelektualistami i o r t o d o k s a m i . " Dr Esef napisał książkę o j e d n y m z inicjatorów samozwańczego sądu n a d d w o m a informatorami, rabinie Izraelu Friedmanie, z w a n y m cadykiem z Rożyna. Zamordowani byli członkami gminy żydowskiej w Uszycach na Podolu. W lutym 1836 roku ciało jednego z nich, Icchaka Oksmana, zostało znalezione I.ATO-2000 121 w rzece pod krą lodową. „Ciało było tak zmasakrowane, że zidentyfikowano je dopiero po jakimś czasie - mówi Esef. - Ciała drugiego zabitego, Szmula Szwarcmana, nie odnaleziono. Wiemy, że został on uduszony, gdy modlił się w synagodze. Jego ciało zostało prawdopodobnie pocięte na kawałki i spalone w piecu łazienkowym." Jak opisuje Remi Rożen, „w wyniku policyjnego dochodzenia, którym inte resował się nawet car Mikołaj I, okazało się, że większość Ż y d ó w w gminie, w tym członkowie rodzin zamordowanych, wiedziała dobrze co się wydarzyło i jak się to s t a ł o " . Dr Esef wyjaśnia: „Wszyscy milczeli albo w wyniku surowej dyscypliny, albo po p r o s t u ze strachu. Był to jeden z nielicznych incydentów, w wyniku których ujawniono tajny sąd rabinów, który wydał wyrok śmierci." Historie wzorcowe Z d a n i e m cytowanego już dr Horowitza „przemoc w codzien n y m życiu była przyjętą n o r m ą , w b r e w stereotypowi o nie chęci Żydów do niej". Znakomicie d o k u m e n t u j e to praca pt. Zbrodnia i przemoc w społeczności żydowskiej Hiszpanii, opubliko w a n a w czasopiśmie „Cijon" przez żydowskiego historyka dr J o m a Tow Asisa. Wymienia on głośne w swoim czasie przypadki publicznego m o r d o w a n i a swoich żon przez Ży d ó w w synagogach ( m i n . w 1508 roku w Sapolto p o d Rzy m e m czy wkrótce p o t e m w Ferrarze), co nie spotykało się z żadną nieprzychyl ną reakcją ze strony żydowskiej społeczności ani rabinów. O agresywnym fanatyzmie, który znajdował swe ujście także wewnątrz gmin żydowskich, tak pisał dr Izrael Jowel z Wydziału Historii Izraela Uniwer sytetu Hebrajskiego: „Mówi się o tym w kronice żydowskiej, opisującej pierw szą wyprawę krzyżową z roku 1096. Autor, Szlomo Ben Szimszon, opowiada o czynach Żydów niemieckich w tym czasie. Mieli oni wówczas alternatywę: zginąć albo zostać nawróconym na chrześcijaństwo. Istnieją dziesiątki związa nych z tym historii. J e d n a z nich wydarzyła się w Meinz, trzy dni po tym, jak krzyżowcy opuścili miasto. Zwierzchnik gminy, Icchak Ben-Dor, który został silą ochrzczony, powrócił do d o m u , zastając t a m swe dzieci i matkę, która po została przy życiu, chociaż jej nie ochrzczono. Autor pisze: «I wziął zacny p a n Icchak swego syna i swą córkę, zaprowadził ich na p o d w ó r z e przed synagogą 122 FRONDA 19/20 i t a m zabił ku czci Boga Najwyższego. I rzekł: k r e w dzieci m o i c h będzie dla m n i e pokutą za wszystkie moje winy. N a s t ę p n i e człowiek t e n powrócił do swe go d o m u , aby poinformować m a t k ę , że i ją zamierza poświęcić na ofiarę za grzechy i m i m o jej błagań podpalił d o m , w k t ó r y m zginęli obydwoje.» Tak więc człowiek tłumaczy, że morduje członków swej rodziny w pokucie za w ł a s n e grzechy i, co gorsza, zabija również swą nieochrzczoną m a t k ę już pc tym, jak krzyżowcy opuścili m i a s t o . " A o t o inna historia z żydowskiej kroniki: „Kto widział i słyszał co zrobiła kobieta zacna i sprawiedliwa, pani Rachel, żona rabina Jehudy. Rzekła ona do swych przyjaciółek: «Mam czwórkę dzieci. Nie chrońcie ich, aby nieobrzezani goje nie zawładnęli ich życiem i aby one nie popełniały ich grzechów. Poświęćcie je Bogu.» Przyszła jed na z jej przyjaciółek i wzięła nóż, aby zabić jej syna i rzekła: «Wola Boża, łaska Jahwe». Rzekła nieszczęśliwa kobieta do swej przyjaciół ki: «Nie zabijajcie Icchaka przed Aaronem, b r a t e m jego, aby ten nie ujrzał jego śmierci». Wzięła przyjaciółka chłopca i zabiła go, a był on mały i bardzo posłuszny. A chłopiec Aaron, gdy ujrzał śmierć swego brata, płakał i prosił matkę, aby go nie zabijała i schował się za skrzynią. Pani Rachel miała jeszcze dwie córki i wzięły o n e nóż, naostrzyły go i ob nażyły swe szyje, ofiarując się Bogu Zastępów. Gdy sprawiedliwość doko nała się na trójce dzieci, kobieta wytężyła głos i wołała swego syna: «Aaron, Aaron, gdzie jesteś? Ty również nie będziesz oszczędzony i nie będzie dla Ciebie miłosierdzia." Wyciągnęła go za nogę zza skrzyni, gdzie się ukrywał i ofiarowany został Bogu na niebiosach." Ben Szimszon opisuje m o r d e r s t w a ciężarnych kobiet i zbiorowe samobój stwa. „Chasyd Szmul zobaczył swego syna, p a n a Jachiela, który rzucił się do rzeki, ale nie u m a r ł i krzyknął: «Jachielu, synu mój, n a d s t a w swą szyję, a ja p o święcę cię na ofiarę Jahwe, synu mój, d u s z o moja» i pobłogosławił m o r d ofiar ny i zarżnął syna swego mieczem, stojąc w wodzie." Dr Jowel uważa, że „ b o h a t e r o w i e tych historii wypaczają pojęcie ofiary. Poza tym należy dodać, że w t y m okresie w N i e m c z e c h w i e r z o n o , że Izaak, syn A b r a h a m a , został w rzeczywistości poświęcony, a p o t e m z m a r t w y c h wstał. Oczywiście w historiach tych są e l e m e n t y fikcji literackiej, ale general nie odzwierciedlają o n e ó w c z e s n ą sytuację. M a m y d o w o d y p o c h o d z ą c e ze źródeł chrześcijańskich a także żydowskich, że w czasie pierwszej wyprawy LATO 2000 123 krzyżowej zdarzały się wypadki zabójstw kobiet i dzieci z rąk ich ojców i m ę żów, którzy n a s t ę p n i e popełniali s a m o b ó j s t w o . Takie przypadki, p r a w d o p o d o b n i e ze względu na ich skrajny charakter, przyciągały u w a g ę o b s e r w a t o r ó w wywodzących się z o b u religii." Izraelski historyk dodaje, że „znaczenie tych historii oraz ich liczba spra wia, że stanowiły o n e wówczas swego rodzaju n o r m ę . W społeczności Ż y d ó w aszkenazyjskich t r a k t o w a n o je w t e d y jako historie wzorcowe. Jest tylko j e d n a negatywna opinia a n o n i m o w e g o rabina, żyjącego w tamtych czasach, który na zwał te czyny m o r d e r s t w a m i . " Prace współczesnych historyków izraelskich ukazują n a m historię w spo sób bardziej obiektywny i mniej tendencyjny niż ma to miejsce w wielu publi kacjach dostępnych obecnie w Polsce. Uczmy się od tych uczonych żydowskich mówienia o złożonej historii naszych wzajemnych stosunków, opierając się na faktach, a nie na przyjętych z góry założeniach. ICOR FICA Cytaty, zaczerpnięte z artykułu Remi Rozena, tłumaczyła Ewa Dargiewicz. 124 FRONDA 19/20 Amerykański prezydent Bill C. twierdzi: „Mój kaznodzieja po wiedział mi, że w Biblii nie ma zakazu aborcji". Gdybyśmy prze tłumaczyli tę wypowiedź na narodowo-socjalistyczny język Hitlera, brzmiałaby ona tak: „Mój minister propagandy mi powiedział, że w Biblii nie ma zakazu Oświęcimia". Widzimy więc, że przeciwnik Boga ma wiele imion - jed no z nich nosi prezydent amerykański, który najwyraź niej odbył wraz ze swoim kaznodzieją kolejną konferen cję w Wannsee. DZIEDZIC ODRZUCONEGO SKARBU D AV I D PFANNEK AM BRUNNEN „Gazeta Wyborcza" poświęciła mu entuzjastyczny tekst. W swoim lubelskim dodatku (20.10.1999) zrecenzowała jego książkę Skarby Habakuka. 25 opowieści chasydów, stawiając ją w jednym rzędzie z twórczością Martina Bubera, Isaaca Bashevisa Singera, Jiri Langera czy Israela Cwi Kannera. David Pfannek am Brunnen -bo o nim mowa -jest postacią niezwykłą. Jako Żyd i przeciwnik panującego systemu, trafił do nie mieckiego obozu pracy. Tyle że nie było to w Trzeciej Rzeszy, lecz w NRD. Ten duchowy spadkobierca nauk środkowoeuropejskich chasydów został antykomunistycznym dysyden tem. Władzom narażał się wielokrotnie, np. za odmowę służby wojskowej w enerdowskim wojsku czy za wysłanie listu otwartego do komendanta Armii Czerwonej w Naumburgu, w którym nazwał tego ostatniego „mordercą" (Pfannek był świadkiem rozstrzelania przez LATO-2000 125 oddział sowiecki zbiegłego dezertera -jego list do komendanta jednostki publikujemy po niżej). Zmuszony do emigracji, przebywał w RFN i Wielkiej Brytanii. Niedawno wrócił do rodzinnej Turyngii. Z własnego wyboru mieszka w ciężkich warunkach materialnych, w ubogiej chacie, oddając się studiom nad nauką chasydów. W 1999 roku lubelskie wydawnictwa Kerygma i Norbertinum wspólnie opubliko wały książkę Pfanneka, zawierającą chasydzkie opowieści. Drugim wszakże gatun kiem pisarskim, jaki uprawia Żyd z Naumburga, są krótkie szkice dotyczące współcze snych wydarzeń społecznych, politycznych czy kulturalnych, pisane z religijnej perspektywy wyznawcy judaizmu, który natchnienie czerpie z duchowego dziedzictwa chasydyzmu. Poniżej po raz pierwszy w języku polskim prezentujemy próbkę tej twór czości Davida Pfanneka am Brunnen. (red.) Na p e w n o jestem tylko m a ł y m pyłkiem kurzu w literaturze żydowskiej, lecz Przedwieczny pozwolił mi zostać dziedzicem odrzuconego skarbu. Żeby m ó c go wyciągnąć z bagna jego otoczenia, p o t r z e b n e jest, żeby serce u n o s i ł o się n a d wodami, gdzie kwitną bagniste lilie. Jeśli j e d n a k nadgorliwcy osusz ą to bagno, owe klejnoty Stwórcy niewątpliwie wyschną, a nasza pamięć o nich stanie się p o d o b n a w wyglądzie i zapachu do szklanej kuli, która w p a d ł a w s m o ł ę . Oświecenie Pozwólcie mi napisać parę słów o „oświeceniu", przez które to pojęcie rozu mie się działalność zmierzającą do oświecenia „ ś w i a t ł e m " poznania naukowe go tej części ludzi, która w rozumieniu oświecających pozostaje w stanie nie wiedzy czy wręcz ciemnoty. J e d n a k p o s t a w a j u d a i z m u j e s t d o k ł a d n i e przeciwna - wymaga o n a trwałych starań o wzrost dobrotliwego, pokornego i miłosiernego myślenia oraz odpowiednich do tego czynów, na podstawie któ rych światło i prawdziwe poznanie m o g ą wnikać w duszę. Znieważanie Żydów wierzących rozpoczęło się od zachodniożydowskiego „oświecenia" w XVIII wieku, które prowadziło w końcu do odrzucania Słowa Bo żego. Śmiano się z Przedwiecznego - tak jak był On w chasydyzmie oraz w całym ortodoksyjnym judaizmie doświadczany i pojmowany - i w zaślepieniu odrzuca no przebudzenie religijne jako fanatyzm. Poza tym przedstawiciele oświecenia mówili, że chasydzi i wszyscy Żydzi wierni tradycji służyli Stwórcy tylko dlatego, 126 FRONDA 19/20 że odmówili przyjęcia naukowego rozumienia świata, że upierali się przy istnie niu Przedwiecznego Boga w sposób bardziej niż folklorystyczny, w szkodliwej za leżności poddali się J e m u i z tego powodu potrzebują oświecenia. Historyczność postaci Jezusa jest niewątpliwa, niezależnie od tego, jak in terpretujemy wystąpienie tego człowieka - czy u w a ż a m y go za wielkiego rabi na, proroka, Boga lub Jego Syna. W każdym bądź razie wystąpiłby On raczej ja ko superprofesor, gdyby na drodze poznania n a u k o w e g o istniały widoki na doprowadzenie nas, ludzi, do pełnej wspólnoty, opierającej się na miłości. Żydzi, Jezus i Einstein, różnią się tym, że nauki pierwszego pokazują dro gę do pokoju, nauki drugiego n a t o m i a s t - drogi do b o m b y a t o m o w e j . Trzeba zrozumieć, dlaczego chasydyzm i oświecenie nie tylko różnią się diametralnie jako nauki, lecz już w swojej istocie nie m o g ą być p o g o d z o n e ze sobą. Z oświecenia bierze się zapiekła złość ogromnej liczby lewicowych a tak że prawicowych poprawiaczy świata, gotowych czynić wszystko, żeby znisz czyć duszę żydowsko-chrześcijańską. O n i wiedzą, że jedyną przeszkodę w nie ograniczonym zaspokajaniu ich żądz stanowi ta część ludzkości, która raczej posłuszna jest Bogu w wypełnianiu Jego przykazań niż zabiega o wypełnianie swej sakiewki złotem i goni za przyjemnościami. Można łatwo zauważyć, że dla każdego bogobojnego człowieka „oświece n i e " wiąże się z o d s t ę p s t w e m i zarzuceniem wierności Panu. Dlatego niech się czytelnik nie dziwi, że chasydzi takie zamierzenia jednoznacznie odrzucili i t e n atak na życie wiary określili jako „niemiecki p o t o p " , co - jak wszyscy dowie dzieliśmy się z historii - potwierdziła rzeczywistość. Niemcy Chodzi mi o to, że w tym kraju w e d ł u g p r a w a nie ma już Żydów. Jest tylko od powiedź na urzędowe pytanie o przynależność religijną: wiara mojżeszowa. Je śli czyiś rodzice posiadali lub uzyskali obywatelstwo Rzeszy Niemieckiej, wte dy są oni Niemcami, a jeżeli nie - u c h o d z ą za bezpaństwowców, chyba że posiadają paszport innego państwa. W dniu, gdy wrócą na t e r e n Państwa Izra ela, staną się jego obywatelami. Wielu Ż y d ó w od początku tego wieku z wypę dzanych Niemiec, Rosji i Polski oraz gros powracających jako Hebrajczycy z im p e r i u m sowieckiego do Izraela, nigdy nie pobierało n a u k opartych na Piśmie Świętym i nigdy się nie modliło. Poddawani oni byli brutalnej indoktrynacji LATO- 2 0 0 0 127 ewolucjonistyczno-komunistycznej. M i m o to zostają obywatelami z pełnią praw wyborczych w ojczystym p a ń s t w i e n a r o d u ich przodków. Z p o w o d u za tracenia przez dziesięciolecia poczucia własnej żydowskości próbują oni teraz zmieniać ten kraj poprzez jałowe, liberalne inicjatywy ustawodawcze na miarę zniszczenia ich dusz. Powstaje z tego wiele niepokojów, co widać w izraelskim życiu codziennym. Sytuację wyznawców mozaizmu w Niemczech wyznacza staranie, żeby na zewnątrz możliwie nie rzucać się w oczy. Do tego dochodzi jeszcze konsekwent ne milczenie poinformowanych o tle trwającego aż do dziś ogólnoświatowego wyszydzania ludu wiary mojżeszowej. Często to właśnie p o t o m k o w i e dawnych rodzin żydowskich znieważają judaizm i wyśmiewają wiernych. Jest to o tyle gorsze, że znikła wiedza o tym, kim właściwie jest Żyd i jak charakterystyczną wartość ma nasze ludzkie działanie, jeśli kierujemy się przykazaniami Tory, podstawowego Prawa Żywego Boga. Niestety dzisiaj akceptowany jest jako Żyd każdy, kto w swojej genealogii posiada jakiegokolwiek członka wspólnoty ży dowskiej. Prowadzi to do takiego obłędu, że niektórzy chcą nawet Hitlera (któ ry był bezpaństwowcem i dopiero w 1932 roku otrzymał obywatelstwo Rzeszy Niemieckiej na podstawie swego uczestnictwa w I wojnie światowej) określić jako Żyda tylko z tego powodu, że - jak wynika z jego biografii - za jego ojca 128 FRONDA 19/20 płacił alimenty pewien żydowski komiwojażer. Tak s a m o przywódcy partii, po słowie, radni miejscy itd. są uważani za Żydów nawet wtedy, gdy próbują wpro wadzać w obieg myślenie faszystowskie - tylko dlatego, że ich rodzice czy też zaledwie dziadkowie w czasach dyktatury narodowo-socjalistycznej siedzieli w więzieniu lub musieli opuścić kraj. Właśnie na przykładzie Karola Marksa wi dać, jak część ludności cierpiącej p o d tyranią w krajach komunistycznych oczer niała judaizm. Chociaż ojciec Marksa był rabinem, który p o t e m się przechrzcił, a swojego syna, Karola, ochrzcił w wieku dwóch lat, to przecież wyraźnie widać, że ten błędny ognik, naprawiacz świata nie powinien być nazywany ani chrze ścijaninem, ani Żydem, bo świadomie porzucił przykazania Przedwiecznego Bo ga i reguły prowadzące do pokory i miłosierdzia. Wymienione tutaj przykłady dotyczą niemałej liczby przedstawicieli litera tury, sztuki, nauki i przede wszystkim polityki - zazwyczaj niszczących warto ści, lewicowych marzycieli. O n i nie są Żydami w najmniejszym s t o p n i u - ani jako część wspólnoty, ani w sercu. Dla nich droga do uznanej przez naczelny rabinat w Jerozolimie wspólnoty synagogalnej jest tak s a m o daleka, jak gdyby byle przypadkowa osoba chciała przejść na wiarę mojżeszową tylko po to, że by uzyskać obywatelstwo Państwa Izraela. To, że wielu z tych odszczepieńców-ateistów, pochodzących z r o d z i n nie gdyś żydowskich, poszukuje często s e n s u egzystencji i p r a g n i e oparcia w ży ciu, skutkiem czego zaczynają oni pytać k i m są i szukać p o z n a n i a wiary, jest n a t u r a l n y m r e z u l t a t e m tego, że serce człowieka nigdy nie znajdzie p e ł n e g o zaspokojenia w rzeczach materialnych. To, że p o t o m k o w i e o d s t ę p c ó w - ko munistów, socjalistów l u b liberałów - tak się wyjałowili, że nie potrafią zo rientować swego życia ku dającej życie dobroci, pokazuje, że ż y d o s t w o się w nich wyczerpało i należałoby je p o n o w n i e w z b u d z i ć od podstaw, gdyby chcieli oni powrócić do n a r o d u żydowskiego. Dzisiaj stan ich r o z t r z ę s i o n y c h d u s z jest tak opłakany, że nie są oni n a w e t w stanie u z n a ć Dziesięciorga Przykazań jedynego, żywego Stwórcy, jako obowiązujących bez wyjątku. A przecież z nich wynika tylko j e d n o : nie czyń jak w O ś w i ę c i m i u . Błąd Błędem jest przypuszczać, że m o ż e m y bezkarnie ł a m a ć Boże przykazania oraz to, że wydaje się n a m , iż m o ż n a Boga zreformować przez całkowite lub LATO-2000 129 częściowe zastąpienie Jego j a s n o wymienionych praw, tak jak zostały o n e n a m przekazane przez Torę, tę „ u s t a w ę zasadniczą", przez cywilne lub ko ścielne u s t a w o d a w s t w o . Tak więc na przykład zdarza się, że we w s p ó l n o t a c h , które powołują kobiety na r a b i n ó w lub p r e z b i t e r ó w Kościoła, znosi się t y m s a m y m zarządzony przez Boga podział ról, który jednej płci da je obowiązek opieki matczynej, a drugiej - obowiązek t r o ski męża. W wyniku p r ó b y zniesienia tego p o d z i a ł u ról d o s z ł o do ich p o m i e s z a n i a , a życie dziecka w ł o n i e m a t k i w tych m o d e r n i s t y c z n y c h w s p ó l n o t a c h z o s t a ł o p o z b a w i o n e ochrony. D l a t e g o naczelny r a b i n a t o d m ó wił o w y m „ w s p ó l n o t o m r e f o r m o w a n y m " jakiegokol wiek uznania, tak więc c z ł o n k o s t w o w n i c h nie m o ż e zapewnić ani p r a w a p o w r o t u do Izraela, ani być p o d s t a wą innych ważnych decyzji w e d ł u g p r a w a żydowskiego. Skądinąd w aktach Stasi m o ż n a znaleźć s p r a w o z d a n i e o tym, jak p r ó b o w a n o wykończyć c z ł o n k ó w naczelnego r a b i n a t u przez oszczerstwo, aby p o t e m w ich miejscu ustawić „ p o s t ę p o w e o s o b i s t o ś c i " . . . W b r e w u p o d o b a n i o m d u c h a naszego czasu mężczyzna i kobieta nie są równouprawnieni, lecz mają r ó ż n e obowiązki wyznaczone przez Stwórcę. Je śli chcemy określić m i a r ę obowiązków k o n k r e t n e g o człowieka i co p o w i n i e n wnieść w życie wspólnoty, trzeba wziąć p o d uwagę także jego płeć. Pod wpły w e m ewolucjonizmu obecne u s t a w o d a w s t w o nie potrafi już dostrzec danych przez n a t u r ę różnych obowiązków płci, cechuje je głupota, wyrażającą się tym, że na przykład pies, którego Bóg stworzył do polowania, do pilnowania i do prowadzenia niewidomych, z m u s z o n y jest znosić dziwaczne t r a k t o w a n i e jako surogat dziecka. Kobiety i mężczyźni, którzy nie chcą być m a t k a m i i oj cami, oddają całą swą miłość zwierzęciu, k t ó r e nie będzie w stanie im p o m ó c w czasie choroby, ani troszczyć się o nich w czasie starości. Faszystowskie (nie)myślenie Często używa się pojęcia faszyzmu, nie znając n a w e t jego etymologii ani zna czenia tego słowa. Trzeba cofnąć się aż do czasów rzymskiego i m p e r i u m , je śli chce się p o z n a ć jego p o d s t a w o w y s e n s . W s a m y m pojęciu fascismo „łączy się kilka s t r u m y k ó w w rwący p o t o k " . W ł o s k i e s ł o w o fascio oznacza wiązkę, 130 FRONDA 19/20 co odnosi się do fasce - wiązki rózg, k t ó r e r a z e m z t o p o r e m kata nosili kapła ni (liktorzy) przed Wielkim M a g i s t r a t e m ( m i s t r z a m i k u l t u ) , jako z n a k prze mocy karnej podlegającej d e m o n i c z n e m u wyrokowi. P o k r e w i e ń s t w o z fascinosum (łacińskie fasciare: „zaczarować" ifascium: „ m ę s k i c z ł o n e k " ) jest częścią połączonej w j e d n o formuły zaklęć, k t ó r a w krzykliwym słowie „faszyzm" wchodzi w sojusz z siłami ciemności (ukrytego zła, o k u l t y z m u ) , których wy korzystywanie wymaga ofiary z n i e w i n n y c h ludzi. Na p o d s t a w i e tego okulty stycznego sojuszu elity narodowo-socjalistycznej z siłami ciemności wybra no właśnie n a r ó d żydowski jako ofiarę i z a p ł a c o n o n i m c i e m n y m s i ł o m . Rosyjska forma faszyzmu - b o ł s z e w i z m - zamierzała w sojuszu z elitą nazi stowskich N i e m i e c zlikwidować całe n a r o d y i kochające pokój w s p ó l n o t y wiary, tak jak w przypadku chasydów. O b e c n i e rozszerzająca swoje wpływy forma faszyzmu - wyjałowiony liberalizm - płaci c i e m n y m s i ł o m za c e n ę ta kiego sojuszu życiem dziecka w ł o n i e m a t k i . Taki faszyzm m o ż e m i e ć miej sce z a r ó w n o w klerykalnych, nacjonalistycznych, socjalistycznych, jak i libe ralnych ustrojach p a ń s t w o w y c h . Poznać go m o ż n a już po tym, że b e z b r o n n y człowiek od m o m e n t u swojego poczęcia aż do n a t u r a l n e g o z g o n u nie posia da autentycznej ochrony prawnej do z a c h o w a n i a swojego życia. To zachowa nie obywateli, mordujących dzieci w łonie m a t k i , t ł u m a c z y się tym, że fakt płacenia ofiary c i e m n y m siłom nie m o ż e być j u ż przez n i c h u ś w i a d o m i o n y z p o w o d u wynikającego z tego o t ę p i e n i a w o d c z u w a n i u p o r u s z e ń swojej du szy. Z d o l n o ś ć u ś w i a d o m i e n i a sobie p o p e ł n i o n e j w i n y tracimy t y m bardziej, im bardziej m n o ż y się w n a s działanie b e z w s t y d n e (pornografia, horror, p r z e m o c ) . Zniszczenie hierarchii wartości jest n a r z ę d z i e m wyjałowionego li beralizmu do uzależniania ludzi, by służyli s i ł o m okultystycznym - a taka służba oznacza negację obowiązku z a c h o w a n i a stworzenia. Tabu Szanowny Czytelniku, odnalezienie u t r a c o n e g o miłosierdzia oznaczałoby jed nocześnie odnalezienie utraconej odpowiedzi. Dlatego trzeba Ci wiedzieć, że w mojej osobie macie p a ń s t w o do czynienia z n a r r a t o r e m b a r d z o otwartym, piszącym niezależnie od d u c h a czasu, ponieważ nie należę do żadnej partii lub stowarzyszenia społecznego. Dlatego m o ż e się u d a ć m o i m o c z o m patrzeć w sposób niezamącony na wydarzenia naszych czasów, tak więc czytelnik m o LATO-2000 |3| że naprawdę znaleźć tutaj to, co w innych książkach świadomie o m i n i ę t o . Oczywiście wiem, że wszystkie tabu są r a n a m i , a k t o je rozdrapuje, chce spo wodować niepokój. J e d n a k te tabu dotyczą tylko liberalnego bezprawia, a wie rzący się ich nie boją: ani żydzi, ani chrześcijanie, ani m u z u ł m a n i e . Podstawo we nauki tych trzech wiar opierają się na Prawie, k t ó r e było przestrzegane przez Noego, Sema i Abrahama. Wszyscy oni wiedzieli, że nie m o ż n a osiągnąć pokoju i pojednania bez odniesienia się do tajemnicy Stworzenia i że wszel kie staranie, by zbudować epokę bez p r z e m o c y jest chybione, jeśli nie prze strzega się p o d s t a w o w e g o Prawa Boga - Tory. N a w e t o d r o b i n a d o m o w e g o p o koju nie jest możliwa bez przestrzegania mądrości w połączeniu z miłością i miłosierdziem. Realizację tych n o r m prawnych w systemie prawa p a ń s t w o wego nazywać będziemy s e m i t y z m e m . Przeciw t e m u ładowi przyjaciół Prawa i radujących się w Prawie połączyły się wszystkie te siły, które kwestionują prawo człowieka w łonie matki do ochrony życia i niszczą je w sposób brutalny. Te siły tworzą istotę antysemityzmu. Semityzm / Antysemityzm Sem, C h a m i Jafet byli synami Noego, którzy wraz z n i m i swoimi żonami, przeżyli p o t o p w arce. Tora zawiera pięć ksiąg mojżeszowych, tzw. Pięcioksiąg; w pierwszej z nich, Księdze Rodzaju, czytamy, że Przedwieczny zawarł nigdy nie kończące się przymierze z A b r a h a m e m , p o t o m k i e m Sema, a to przymierze wymaga od n a s wiernego przestrzegania Jego przykazań, k t ó r e On wpisał w serce każdego człowieka. Ukierunkowanie p r a w o d a w s t w a jakiegoś kraju według Tory, podstawowego Prawa Stwórcy, w celu regulacji życia codzienne go zawsze zasługuje na określenie „semityzm", które bierze swoje imię od Se ma, syna Noego. Zastosowanie i zwycięstwo tego Prawa było ostatecznym wa runkiem powstania n a r o d ó w z pogańskich p l e m i o n średniowiecznej Europy. Chrystianizacja r o d ó w i szczepów była znacznym osiągnięciem tej epoki, w której został stworzony ład i porządek, także o d n o ś n i e prawa do życia dziec ka w łonie matki oraz ludzi nieuleczalnie chorych. Aby zbliżyć się do wypeł nienia przykazań Przedwiecznego, my, ludzie, m u s i m y się nauczyć kontrolo wać nasze namiętności i wady i zrezygnować z hulaszczego życia. Do tego potrzebny jest jasny wzór i możliwość kierowania w e d ł u g niego swego życia. W chrystianizowanej, słowiańskiej Polsce takiego wzoru dostarczały przez 132 FRONDA 19/20 długi czas osiedla żydowskie. O b a kierunki wiary przez długie wieki wzajem nie się szanowały. Dopiero p r ó b a zastąpienia Tory n a u k ą człowieka oznaczała koniec judaizacji świata chrześcijańskiego. Chciałbym zwrócić uwagę na pewien szczegół, który przestaje być tylko szczegółem, jeśli u z n a m y za prawdziwą następującą obietnicę Boga: On przy sięga doprowadzić naród żydowski do d o m u po epoce rozproszenia. Przez to staje się też zrozumiałe, że - choć przy zasiedlaniu Europy gminy żydowskie zakładały fundamenty licznych miejscowości - ta praca cywilizacyjna miała miejsce zanim później skupiły się wokół nich narody. M i m o to, z p o w o d u wia ry w jedynego Boga i oczekiwania na p o w r ó t do ziemi przez Niego obiecanej, Żydzi nie zintegrowali się z tymi nowopowstającymi p a ństw a mi, lecz stali się gośćmi na ziemiach przez siebie samych cywilizowanych. Zgodność religijnej wiedzy - chrześcijańskiej, żydowskiej, a także m u z u ł mańskiej - o d n o ś n i e n a u k o obyczajowości i moralności umożliwia tolerancyj ne współżycie różnych n a r o d ó w ze sobą, dopóki nie odbiegają o n e od przyno szących pokój przykazań Tory z jednej strony oraz od n a u k Jezusa z drugiej. Rozpadanie się kodeksu moralnego m u s i a ł o w swojej konsekwencji dopro wadzić do obłędu Oświęcimia - obłędu, który doprowadził do tego, że część ludności celowo została pozbawiona p r a w i z a m o r d o w a n a . To, co działo się wtedy z Izraelitami, dzieje się dziś w łonach m a t e k . Krótka historyjka Chciałbym opowiedzieć historyjkę, która mogłaby się zdarzyć w niejednym miasteczku socjalistycznej N R D . W pewnej wsi w Rudawach (Erzgebirge) mieszkał syn burmistrza, który wraz z synem wiejskiego milicjanta byli jedy nymi dziećmi, które nie brały udziału w lekcjach religii organizowanych przez proboszcza jako pozaszkolne nauki chrześcijańskie. Gdy syn podrósł i nastał czas, aby nauczył się zawodu, dostał się na studia nauczycielskie - jego rodzi ce byli politycznie oddani państwu, więc nie było przeszkód, by skierować go na uniwersytet. Ale także ten piękny czas kiedyś mija i o t o syn zjawił się w pewnej uczelni kształcącej księży ewangelickich i poprosił o przyjęcie na stu dia teologiczne. Jego prośbie nie o d m ó w i o n o , ponieważ wyglądało na to, że bę dzie zaangażowanym s t u d e n t e m . Gdzie jeden gołąb m o ż e się schować, t a m przylecą jeszcze i n n e - tak m ó w i przysłowie. N i e trzeba się więc dziwić, że doLATO-2000 133 łączył do niego jeszcze inny syn z mniej czerwonego d o m u rodzinnego, który p r z e d t e m był s t u d e n t e m n a u k przyrodniczych, ale ponieważ jego poglądy na b u d o w ę socjalizmu były i n n e niż kierownictwa partii i państwa, został eksmatrykulowany. Postawiono mu w a r u n e k sprawdzenia się przez dwa lata w pro dukcji socjalistycznej z a n i m będzie się mógł starać o dalszą naukę. Tego było dla niego za wiele. Przewidując cały t r u d fizycznej pracy, zapisał się na teolo gię. W podobnej sytuacji jak ci dwaj znalazła się jeszcze większa liczba „bojow n i k ó w " przeciw socjalizmowi w tej i w innych instytucjach kształcących dusz pasterzy, które na tle uniformistycznej szarzyzny e n e r d o w s k i c h miast stanowiły kolorowe plamy życia, jak gdyby bardziej indywidualnego. O w y m dysydentom p a ń s t w o , w o b e c którego okazali się niewierni, rzucało p o d nogi kamienie, jednak nigdy nie były o n e cięższe niż ci byliby w stanie podnieść. Ja ko myśliciele wyobcowani od wiary chrześcijańskiej, doprowadzili o n i do tego, że zamiast n a u k a m i żydowskiego rabina Jezusa d u c h tych instytucji kierował się filozofiami kwestionującymi Boże stworzenie. Do p o d s t a w o w e g o wykształ cenia przyszłych księży weszły o n e jako m i ł a dla u s z u nauka. Przyczyna tego, że od s t u d e n t ó w pragnących zostać duszpasterzami, nie m o ż n a było oczekiwać najważniejszego w a r u n k u tej posługi - niezłomnej wiary w żywego Stwórcę i przestrzegania Jego przykazań, jako kryterium dobra i zła, lecz jedynie w n o szenia d u c h a czasu do życia wiary, była następująca: otóż niejeden docent od powiedzialny za przyjęcie nowych s t u d e n t ó w do tych instytucji edukacyjnych troszczył się we współpracy ze Stasi (jak udowadniają o t w a r t e dziś archiwa), by kodeks moralny i obyczajowy Pisma Świętego odgrywał już tylko podrzęd ną rolę oraz by przyszły ksiądz, zgodnie ze wskazaniami sięgających po w ł a d z ę pogan, wpływał na uczestniczących w n a b o ż e ń s t w a c h wiernych w celu de strukcji wartości. Dlatego ludzie, którzy szukali t a m Boga lub chociaż odrobi ny braterstwa, nie mogli (i nie mogą) odnaleźć ani Jego, ani samych siebie. Instytucja kształcąca duszpasterzy jest miejscem, gdzie powinna być zachowa na dusza religijnego wyznania, a student ma się uczyć doświadczać mocy Bożej miłości, by móc w wierze podnieść człowieka pochylonego lub oddalonego. Sam poznałem wielu studentów uczelni teologicznych. Tylko niewielu z nich było w stanie podać Dziesięć Przykazań (większość z nich nie umiało więcej niż czte ry lub pięć), a jeszcze rzadziej wiedzieli, gdzie w Biblii m o ż n a je znaleźć. Jednak na pytanie o wartości marksistowskich teorii społecznych potrafili godzinami teo retyzować w duchu lewicowo-demokratycznym. Trwało to bez końca, tak długo, 134 FRONDA 19/20 aż tęcza, którą Bóg od czasu Potopu postawił jako znak zachowania ziemi między sobą a nami, ludźmi, została zestawiona z jakąś baśnią z tysiąca i jednej nocy. Komu dziś wolno reprezentować naukę chasydzką? Jeśli negujemy istnienie ładu ustalonego przez Boga-Stwórcę, wtedy należy się zapytać: jaka to siła nas przekonuje, że jesteśmy od samego poczęcia i dłużej nawet niż do śmierci duszą, k t ó r ą należy chronić? Kto n a m w t a k i m razie otworzy oczy na to, że najpierw został zakłócony spokój umarłych przez otwie ranie wielotysiącletnich grobów, piramid, m a u z o l e ó w i kurhanów, a po roz grzebaniu i przebiciu wszystkiego w tej dziedzinie, teraz zostają zerwane ba riery chroniące świętość macierzyństwa. To wydanie duszy na zatracenie teraz, po podcięciu żył strumienia życia, n i e u c h r o n n i e prowadzi do czasów umożli wiających rzucenie całej ludzkości w tę wydrążoną przez n a s przepaść. Szanowny Czytelniku, ci Żydzi wschodni, których świat wiary przedstawi łem w książce Skarby Habakuka, należą do rodzin, których życie w sposób tragicz ny zostało zlikwidowane lub prawie zupełnie zniszczone przez straszny m o r d materializmu kultowego, któremu udało się zdobyć władzę. Te zwarte i zamknię te grupy ludzi ze swoją postawą głębokiej wrażliwości i ducha pojednania prze stały istnieć. Trudno chyba wyobrazić sobie, że kierownictwa współczesnych, na stawionych modernistycznie (liberalnych) gmin żydowskich, których pojęcia wiary są ukierunkowane zupełnie inaczej, mogłyby uchodzić za kulturowych kontynuatorów tego zaginionego świata i być ich prawnym rzecznikiem. Najpierw t r z e b a uwzględnić, że z p o w o d u głębokiego s m u t k u w wyniku doświadczonego zniszczenia (Shoah) nie j e s t e ś m y w s t a n i e wyczerpująco przedstawić istoty tej żydowskości, jej wierności religijnej i d u c h a przebacze nia. My wszyscy w wyniku stępienia wrażliwości weszliśmy w stan p e w n e j obojętności, tak więc nie m o ż n a chyba od n a s oczekiwać, że zawsze odczu w a m y w d u c h u autentycznie żydowskim. Dlatego nie b ę d z i e m y w s t a n i e przekazać powagi wiary w odpowiedniej wierności Bogu, d o p ó k i nie z d o b ę dziemy się na p e ł n e przebaczenie. To chyba były przyczyny tego, że wydawa ny w N i e m c z e c h przez C e n t r a l n ą Radę (liberalnych) Ż y d ó w N i e m i e c k i c h ty godnik „Gazeta P o w s z e c h n a " często próbuje ukazywać p o s t a w ę stojącą p o z a wiarą. Efekt jest taki, że czytelnik nie mający k o n t a k t u z głęboko religijnymi przedstawicielami wiary mojżeszowej jest z w o d z o n y na m a n o w c e . D l a t e g o LATO-2000 135 niech się Czytelnik n i e zdziwi, jak p o w i e m , że d u c h tej gazety z m i e r z a celo wo do zniszczenia wierności wierze i ma cele p r z e c i w n e Bogu. Ze s w o i m i ar tykułami i w i a d o m o ś c i a m i o życiu wiary p o b o ż n y c h Ż y d ó w na całym świe cie, w Izraelu i szczególnie w N i e m c z e c h , chce o n a w i d o c z n i e stworzyć pozory s p r a w o z d a n i a obiektywnego, uwzględniającego t a k ż e religię. J e d n a k tendencyjność s p r a w o z d a ń i różnych k o m e n t a r z y j a s n o u d o w a d n i a , że ich z a d a n i e m jest w m a w i a n i e czytelnikowi, iż tylko w t e d y b ę d z i e m ó g ł on być przyjacielem Żydów, jeśli o w e niszczące p o r z ą d e k Boży treści r z e k o m o ży dowskiej gazety p o t r a k t u j e jako wartości z a g r o ż o n e g o n a r o d u , k t ó r e należy chronić. Myślę przy t y m o p o p a r c i u dla zabijania dzieci w ł o n i e m a t k i , k t ó rego szkodliwość p r z e c h o d z i wszelką m i a r ę - to poparcie w p ł y w a na u s u w a nie s u m i e n i a z n a s z e g o świata d o ś w i a d c z e ń i b u d z i chęć w y ł a d o w a n i a swej brutalności. To zaś d o p r o w a d z a do gotowości na coraz szerszą akceptację praktyk seksualnych przeciwnych n a t u r z e , t a k ż e w u s t a w o d a w s t w i e . Poza tym nie należy z a p o m i n a ć , że z jednej s t r o n y j u d a i z m , a w n i m szczególnie chasydzka wiedza religijna, z drugiej zaś s t r o n y dzisiejsza prak tyka p a ń s t w o w y c h szkół, r ó ż n i ą się od siebie d i a m e t r a l n i e . Taka s a m a różni ca dzieli mistykę o p a r t ą na d o ś w i a d c z e n i u m i ł o s i e r d z i a Bożego od m o d n e j obecnie ezoteryki, opartej na p o s t u l a c i e agresywnej samorealizacji - na p o d stawie miłości w ł a s n e j . W t y m języku n i e m o ż e j u ż być m o w y o p o r o z u m i e niu się z wierzącymi w y c h o w a n y m i w e d ł u g żydowskich lub chrześcijańskich wartości p o d s t a w o w y c h - skoro u ż y w a n e s ł o w a i gesty, k t ó r y m n a d a w a n y jest z u p e ł n i e inny sens, b u d z ą też z u p e ł n i e i n n e o d c z u w a n i e b ó l u d u c h o w e go, który jest g ł ó w n y m k r y t e r i u m r o z r ó ż n i e n i a m i ę d z y p o b o ż n y m i (bojący mi się Boga) a z a b o b o n n y m i p o g a n a m i . Stan edukacyjny całego, znajdującego p o d w p ł y w e m ewolucjonizmu, świa ta podobny jest do s t a n u o w e g o ucznia, który p o d h a s ł e m „Wiem, że nic nie w i e m " na cokole popiersia Sokratesa w M u z e u m P e r g a m o ń s k i m w Berlinie d o pisał: „Ależ on g ł u p i ! " Jeśli wiemy, że nic nie wiemy, w t e d y p y t a m y się: co w swej niepojętej m o cy wie Bóg, który dał n a m życie? I dalej pytamy: jakie p r a w a m o r a l n e dał n a m wraz z s u m i e n i e m , jak m o ż e m y je p o z n a ć i jak żyć w e d ł u g J e g o przykazań ku n a s z e m u w s p ó l n e m u d o b r u ? W t e d y znajdziemy Jego P r a w o p o d s t a w o w e , które objawił Mojżeszowi na górze Synaj, aby przekazać je n a m w s z y s t k i m . „Lekarz", który zabija dziecko w łonie m a t k i , jak gdyby ciągle dopisuje na p o 136 FRONDA 19/20 piersiu Sokratesa: „Ależ on g ł u p i ! " , bo j e m u się wydaje, że wie, że to, co za bija, nie jest człowiekiem mającym p r a w o do życia. To s a m o uczynili p o s ł o wie, uchwalając u s t a w ę wyłączającą pożarcie dzieci od sankcji karnych. Gdy pisali na s a m y m początku tej ustawy: „Ależ on g ł u p i ! " , chodziło im w t e d y nie o Sokratesa, lecz o Boga, który w j e d n y m z Dziesięciu Przykazań m ó w i : „Nie zabijaj". Przywódca p a ń s t w a , który p r z e z swój p o d p i s p o d t a k ą u s t a w ą udzielił jej mocy prawnej, nie okazał więcej r o z u m u od t e g o ucznia, który w M u z e u m P e r g a m o ń s k i m nabazgrał wyżej w y m i e n i o n e zdanie. Odszkodowania materialne Szanowny Czytelnik m u s i wziąć p o d uwagę, że Żydzi, którzy zginęli podczas Wielkiego Mordu, byli przeważnie pokornymi, m o c n o wierzącymi ludźmi. W przeciwieństwie do nich ci, którzy po 1945 roku na całym świecie żądali i wciąż żądają odszkodowań materialnych, przeważnie nie należą do takich wierzących wspólnot. LATO'2000 137 Pozwólcie, proszę, że p r z e d s t a w i ę przykład niewłaściwego p r z y z n a w a n i a o d s z k o d o w a ń materialnych. Gdyby B u n d e s w e h r a jako o d s z k o d o w a n i a dla siebie zażądała i otrzymała te sumy, k t ó r e p o w i n n y być raczej wypłacane po t o m k o m zastrzelonych d e z e r t e r ó w W e h r m a c h t u , t o w ó w c z a s p r o t e s t y owych p o t o m k ó w byłyby chyba u z a s a d n i o n e . Jak m i n i s t e r o b r o n y nie p o w i n i e n być rzecznikiem dezertera W e h r m a c h t u , tak s a m o żydowskie przedstawicielstwa interesów, które odwróciły się od wiary i często tylko z nazwy są żydowskie, nie m o g ą r e p r e z e n t o w a ć zlikwidowanego świata wiary chasydów, który - gdy jeszcze istniał - był wszak przez nie zwalczany, a t y m bardziej nie p o w i n n y przyjmować za nich finansowego odszkodowania. Byłoby to tak s a m o nie słuszne, jak gdyby rząd niemiecki p o p r o s i ł Watykan o przebaczenie za za m o r d o w a n i e dużej liczby Badaczy P i s m a Świętego (którzy dzisiaj n o s z ą na zwę Świadków Jehowy) i przekazałby mu pieniądze na o d s z k o d o w a n i a . My wiemy, że w obozach koncentracyjnych Hitlera i jego b r a t a Stalina zginęło także wielu katolickich księży i z a k o n n i k ó w oraz chrześcijanie z kościołów wolnych i ewangelickich. Chcę podkreślić, że l u d z i o m t y m oraz w s z y s t k i m ofiarom owego barbarzyństwa należy się wdzięczność za ich n i e u g i ę t e trwa nie w wierze. Wykorzystywanie tragedii Chciałbym również podkreślić, że tragizm Oświęcimia spowodował po 1945 roku po obu s t r o n a c h - i rządu niemieckiego, i g m i n żydowskich silne obciążenia, które do dziś nie zostały w pełni przezwyciężone. Wykorzy stał to nie trzymający się żadnego p r a w a stalinizm, który okazał się mocar s t w e m zwycięskim w II wojnie światowej. Właściwie nie p o t r z e b a n a w e t otwierać archiwów tajnych służb komunistycznych GPU, N K W D i KGB, żeby pokazać, iż organizacje te skierowały p e w n e osoby do Europy Zachodniej i da lej w świat z e w i d e n t n y m z a d a n i e m infiltrowania m.in. organizacji zajmują cych się p o m o c ą dla uciekinierów żydowskich oraz zdobycia w nich kierow niczych stanowisk w j e d n y m celu - aby wpływać na te organizacje po myśli nakazanej przez Stalina ideologii. Podczas „czystek" lat 30-tych w bolszewickiej Rosji dyktator t e n ekspery m e n t o w a ł na dzieciach, które uczynił sierotami - chciał wytresować tych po zbawionych rodziców biedaków na niewolników swej zbrodniczej, wyzbytej 138 FRONDA 19/20 wszelkich s k r u p u ł ó w ideologii. Powinien n a m dawać do myślenia nie tylko przypadek pewnej osoby, która twierdzi (czego nie m o ż n a j u ż sprawdzić), że jest jedynym ocalałym przy życiu c z ł o n k i e m z a m o r d o w a n e j na Majdanku ro dziny - p o d o b n o tylko jej u d a ł o się uciec z t e g o hitlerowskiego o b o z u zagła dy do p e w n e g o zachodniego kraju. Tam o s o b a ta wyszła za mąż za członka bo gatej i ogólnie szanowanej rodziny, co u m o ż l i w i ł o jej wejście do wyższych sfer towarzyskich. Zdobyła w p ł y w o w ą pozycję, k t ó r ą wykorzystała, by z pogardy dla życia pozwolić na zastosowanie „pestycydu na ludzi", „gazu" oświęcim skiego - pigułki wczesnoporonnej RU 4 8 6 - dla likwidacji dzieci n i e p e ł n o sprawnych i pochodzących z m a r g i n e s u społecznego. Fakt, że o s o b a ta opu blikowała kilka książek o s w o i m pobycie w obozie koncentracyjnym, gdzie p o d o b n o była ofiarą, przyczynia się jedynie do tego, że jej w ł a s n e k ł a m s t w a stają się k ł a m s t w a m i zbiorowymi. Ten przypadek, który m o ż n a potwierdzić w d o k u m e n t a c h tajnych służb bolszewickich, stanowi tylko j e d n o z setek nie zbadanych do dziś s p r a w o z d a ń sierot, k t ó r e Stalin wytresował, by mogły d o stać się do najwyższych o ś r o d k ó w rządzących wszystkich krajów i s t a m t ą d rozlać nad całą ziemią p o s t a w ę brutalizującą d u s z ę ludzką. Czy jest możliwe, żeby osoba, która wyrosła w rodzinie ludzi miłosiernych i pokornych i która, jak twierdzi, uciekła od k o m o r y gazowej, zmierzała ku m a sowemu zabijaniu niewinnych dzieci w łonach ich m a t e k przy p o m o c y ulep szonej formy Cyklonu B? Czy ta osoba, która nie m o ż e doczekać się likwidacji niewinnych ludzi, naprawdę m o g ł a być w y c h o w a n a we wspólnocie ludzi głę boko wierzących i m o ż e rościć sobie p r a w o do uchodzenia za Żyda? Na mar ginesie chciałbym dodać, że nazwisko n a p r a w d ę zabitego dziecka z o s t a ł o nie d a w n o wymazane z tablicy pamiątkowej w obozie koncentracyjnym w wyniku starań tej, uczynionej niewolnicą Stalina, sieroty, ponieważ p o d a ł a ona, iż t a m to dziecko żyje, a w spisach zmarłych sporządzonych przez k a t ó w obozowych p o d o b n o nastąpił błąd. Niniejszym protestujemy w imieniu naszych z a m o r d o w a n y c h rodzin prze ciwko rozwijaniu, projektowaniu i używaniu pestycydów na ludzi, takich jak „gaz" oświęcimski RU 486. Z a m i e r z o n e „zaspokojenie" agresywnej części ludzkości miało już swój zły przykład, k t ó r y m był Cyklon B Hitlera. W ciele każdej ciężarnej kobiety jest j e d e n z n a s ! Każde zabójstwo dziecka w łonie m a t k i jest m o r d e r s t w e m doskonałym. Miłość wola: Pomóżcie tym, którzy są bez p r a w ! LATO-2000 139 Kłamstwo zbiorowe Istota k ł a m s t w a zbiorowego oraz p r ó b a zalegalizowania go przez przepisy pra wa karnego - to temat, o k t ó r y m m o ż n a d u ż o pisać. Chciałbym ukazać w krót kim zarysie, jak k ł a m s t w a przez ciągłe ich powtarzanie m o g ą otrzymać rangę faktów. Weźmy n p . książeczkę Opowiadania z Talmudu. Jest t a m napisane: „Trze ba podążać za większością". W przypisie znajduje się odniesienie do w e r s e t u biblijnego z Księgi Wyjścia, jednakże t e n utrwalony na piśmie nakaz Boga z To ry zawiera d o k ł a d n e przeciwieństwo: „Nie łącz się z wielkim t ł u m e m , aby wy rządzać z ł o " (Wj 23,2), a to s a m o chce przecież wyrazić Talmud. Jest to wyraź na próba wsączenia do świadomości czytelnika czegoś nieprawdziwego, by pielęgnować p e w n e k ł a m s t w o i włączyć je do zbiorowej świadomości. Jest to często stosowany środek wyjałowionego liberalizmu, by przy p o m o c y świętych pism chronić ustawowe bezprawie, jak n p . możliwość bezkarnego zamordowa nia dziecka w łonie matki, przed p r o t e s t a m i ludzi religijnych. (Wskazanie wy żej opisanego fałszerstwa zaczerpnąłem z akt Stasi. St a m tąd wychodziły też za lecenia, by fałszować Pismo święte.) Z akt Stasi m o ż n a się dowiedzieć, że „nieoficjalni współpracownicy" tej or ganizacji w Komisji ds. Biblii Zurychskiej oraz analogicznej Rady Kościelnej otrzymali nakaz, by w Księdze Wyjścia (21,22) w a ż n e dla egzegezy tekstu he brajskie słowo jaza tłumaczyć nie jak dr M e n g e w swoim d o s ł o w n y m przekła dzie Biblii, lecz żeby podstawić słowo „ p o r o n i e n i e " (Wj 21,22; z a d a n i e m tej rewizji tłumaczenia Biblii było skorygować niewłaściwie p r z e t ł u m a c z o n e frag m e n t y ) . Ich mocodawcy całkiem p o p r a w n i e wnioskowali, że gdy o c h r o n a prawna dziecka w łonie matki jest zniesiona, faktyczny sens tego fragmentu Biblii jest zafałszowany także w praktyce. Aż do dnia dzisiejszego wielu ludzi Kościoła o brudnych duszach głosi, że zabicie dziecka w łonie m a t k i nie daje p o w o d u do kary. Z akt Stasi wynika także, że czołowi dostojnicy Kościoła starali się zmie nić j e d n o z dziesięciu przykazań, mianowicie: „ N ie zabijaj!" Szanowny czytel niku, trzeba wiedzieć, że język semicki zawiera w sobie żydowskie r o z u m o wanie religijne. Tak n p . dla pojęć „zabijać" i „ m o r d o w a ć " w hebrajskim nie ma oddzielnego słowa pisanego. Jeśli za p o m o c ą pisanego słowa wyrażające go czynność chce się powiedzieć, że na tej czynności należy położyć szczegól ny nacisk, wtedy j e d n a spółgłoska tego słowa otrzymuje kropkę. Także 140 FRONDA 19/20 w przykazaniu: „Nie zabijaj!" taką k r o p kę otrzymało słowo „zabijać". (Przykaza nie w Wj 20,13 brzmi po hebrajsku lo thirzah, co należałoby przetłumaczyć jako „nie ł a m " lub „nie zabijaj". Oczywiście „nie m o r d u j " nie jest fałszywym przekła dem, ale w naszych zakłamanych cza sach zawsze znajdą się sprytni ludzie, którzy wywnioskują z tego, że m o r d o w a ć nie wolno, ale zabijać tak.) Dostojnicy „chrześcijańscy" w e w n ą t r z aparatu Stasi (najbardziej wpływowi w t y m t w o r z e by li obok prawników właśnie ludzie Ko ścioła, którzy często jeszcze dziś n o s z ą dostojne tytuły) fundowali w tym celu stypendia z kasy Kościoła, by nieofi cjalni współpracownicy Stasi u d o w o d n i a l i w rozprawach „naukowych", jako by przykazanie to brzmiało: „Nie m o r d u j ! " C e l e m było - i nadal jest - by wie rzący odnieśli wrażenie, że skoro u s t a w o d a w s t w o p a ń s t w o w e nie karze za zabicie uciekiniera lub dziecka w łonie m a t k i znajdującej się w więzieniu l u b za „usunięcie" ciąży - to również w sensie religijnym nie m o ż e być to łama nie prawa, ponieważ „ m o r d e m " jest w demokracji tylko to, co jest tak zdefi niowane przez p a r l a m e n t . Ten akt barbarzyństwa, by w świadomości ludzi osłabić wyrzuty sumienia, jest celem fałszowania P i s m a świętego. Wspólnoty interesów, takie jak lewicowo-faszystowskie stowarzyszenie Pro Mordia, któ rego członkowie przez lata pracując dla Stasi infiltrowali różne partie, organi zacje i wiele urzędów, mają j e d n ą cechę wspólną: wszystkie o n e podlizują się duchowi czasu, który właściwie jest brakiem ducha, a który przez popieranie perwersyjnej seksualności przeciwnej n a t u r z e oraz przez brutalizację odczu wania rozwija swoją władzę niszcząc p r a w o i porządek. O w o ś w i a d o m e zafał szowanie, że j e d n o z dziesięciu przykazań p o d o b n o w i n n o brzmieć „Nie mor d u j ! " zamiast „Nie zabijaj!", z o s t a ł o r o z p o w s z e c h n i o n e we wszystkich publikacjach k o m u n i s t ó w oraz w wielu wydawnictwach na Zachodzie. W t e n sposób trafiło o n o też do w s p ó l n o t chrześcijańskich i do organizacji ochrony życia, które nie mają najmniejszego pojęcia o s t r u k t u r z e języków semickich, zaś języka starohebrajskiego w szczególności. LATO-2000 141 Niektórzy chrześcijanie wyciągnęli z tego fałszywe wnioski i rozpowszech nili je dalej - całkowicie po myśli „wilków w owczej skórze", z których część awansowała nawet do kierownictwa różnych kościołów. „Nie tylko Kościół ewangelicki znajduje się dzisiaj w stanie najgłębszego d u c h o w e g o upadku, większego nawet niż Kościół katolicki w czasie reformacji" - napisał do m n i e pewien proboszcz, który aktywnie pracuje w grupie ochrony życia i z tego po wodu doznał d u ż o przykrości od swoich przełożonych w Kościele. Powróćmy do słowa zabijać. Jeśli tej kropce, ukazującej czynność w ujęciu negatywnym m o ż n a nadać znaczenie, to m o ż e to prowadzić jedynie do takie go wnioskowania, które jest zgodne z istotą religii żydowskiej. W t e d y musie libyśmy jednak przetłumaczyć: „Nie zabijaj w s p o s ó b nikczemny". Ta kropka mówi nam, że nie p o w i n n i ś m y działać tak jak człowiek, który zabija dziecko w ciele ciężarnej matki, zabija więc w s p o s ó b zdradziecki. Gdy czytamy dalej Biblię, to znajdziemy także złe czyny, za które Bóg karze śmiercią. Boże wska zania, kogo trzeba zabić, zawierają to słowo bez wymienionej wyżej kropki, p o nieważ czynność zabijania w tym wypadku nie uchybia Bogu, lecz służy utrzy m a n i u Jego porządku prawnego. Zorganizowana zbrodnia, która w d a w n y m N R D funkcjonowała p o d p o p u larną nazwą „podsłuchuj i podglądaj", wpłynęła n a w e t na treść szkolnego słownika Langenscheidta, wskazując swojemu agentowi w tym wydawnictwie (istnieją na to dowody w aktach Stasi), by p o d h a s ł e m „aborcja" jako dalsze określenie dodał „przerywanie ciąży" - czyli oficjalny t e r m i n enerdowskich ko m u n i s t ó w na zabicie dziecka w łonie matki. Rozdmuchanie prywatnego poglądu jako środek utrwalania kłamstwa zbiorowego Dalszego przykładu dostarczy n a m p a n Ignatz B., przewodniczący Rady Cen tralnej liberalnych gmin żydowskich w Niemczech. Jako zaproszony k o m e n tator napisał w katolickim czasopiśmie „Weltbild" (nr 6/94): „Kościół jako ta ki uczynił jedynie bardzo m a ł o " ( m o w a jest tu o r a t o w a n i u prześladowanych w III Rzeszy). Dalej pan B. narzeka na „ b i e r n o ś ć " ówczesnych odpowiedzial nych w Kościele katolickim i dochodzi do śmiałych oskarżeń w o b e c ówcze snego papieża: „Wolałbym jednak, żeby Pius XII p o m a g a ł Ż y d o m podczas wojny tak, jak po wojnie p o m a g a ł n a z i s t o m " . N a w e t jeśli papież jako o s o b a 142 FRONDA 19/20 zrobił zbyt mało, to nie w o l n o przecież tej winy podkreślać w taki sposób, jak gdyby ogół katolików nie korzystał z wszelkich możliwości niesienia p o m o c y ludziom, których życie było zagrożone; w e d ł u g żydowskiej mądrości życiowej należałoby wyróżnić raczej tych ludzi, którzy w ciężkich czasach pomagali in nym, a nie atakować tych, którzy na p e w n o - lub tylko e w e n t u a l n i e - byli tchórzami. Poza tym Tora w Księdze P o w t ó r z o n e g o Prawa zakazuje n a m do szukiwania się winy ojców u ich synów (Pwt 24,16). Ten atak nie był skiero wany do ówczesnego papieża, lecz miał uderzyć w tych wiernych swojej wie rze katolików, którzy aktywnie angażują się dziś w p r a w o do życia dzieci nienarodzonych. W wielu listach do przewodniczącego gmin żydowskich (które do dziś nie są pokazywane wierzącym z owych gmin) p r o s z o n o Ż y d ó w - j a k dotąd bez skutku - żeby zaangażowali się na rzecz najbardziej pozbawio nych p r a w ludzi naszych czasów. Ci, którzy pisali te listy, co p r a w d a mają świadomość, że większość Ż y d ó w w Niemczech żyje dziś tylko dlatego, że przed dziesięcioleciami także katolicy ryzykowali swoje życie dla nich, ale nie wiedzą oni, że istniejący także żydowski o p ó r przeciw barbarzyństwu takiej sa mej wagi, mianowicie zabijaniu niewinnych dzieci, jest tłumiony, zwalczany, oczerniany, szpiegowany i przemilczany. Trzeba zdać sobie sprawę, że około 2 milionów Ż y d ó w przeżyło na obszarze władzy Hitlera. Uczeni żydowscy, ta cy jak Pinchas Lapide, Horkheimer, Poliakov i inni zgadzają się po wnikliwych badaniach, że około 780 tysięcy prześladowanych zostało u r a t o w a n y c h przez ryzykujących życiem katolików. Rozważmy teraz w tej samej mierze pytanie, dlaczego zachodnie demokracje nie uczyniły w celu ratowania ludzi, których życie było zagrożone, tego co leżało w zasięgu ich możliwości. Wówczas do strzeżemy ich ciężką współwinę. Gdyby bomby, które spadły w j e d n y m tylko d n i u na przepełnione ucieki nierami, stare królewskie miasto Drezno, zrzucono raczej na oddalone jedynie o kilka kilometrów drogi dojazdowe do o b o z ó w zagłady, wówczas do końca wojny nie tylko stałaby się niemożliwością dalsza systematyczna likwidacja ludności żydowskiej, lecz u r a t o w a n o by około 2 milionów istnień ludzkich wielu narodowości, a zniszczenia b u d y n k ó w kosztowałyby o około 100 miliar d ó w marek mniej. Ciężar b o m b zrzuconych jednego tylko d n i a na j e d n o tylko miasto z rozkazu demokratycznego rządu wyraźnie pokazał, że wcześniej nie wykorzystano militarnych możliwości p o w s t r z y m a n i a zagłady ludności ży dowskiej. Poza tym m u s i m y widzieć, że właśnie ś w i a d o m e podjudzanie herszLATO-2000 143 t ó w narodowo-socjalistycznej bandy przez alianckie akty terroru p o w o d o w a ł o dalszą intensyfikację zabijania uciśnionych ludzi, którzy przecież w świadomo ści nazistowskich p o t w o r ó w uchodzili za przeciwników wojennych i współ winnych rysującej się już wówczas klęski. Tak s a m o jak w r o g a zewnętrznego, trzeba było - według nazistów - zlikwidować też wroga w e w n ę t r z n e g o . Innymi słowy: Hitler miał nie tylko jednego brata, Stalina, lecz również wielu innych braci, których nazwiska do d n i a dzisiejszego pozostały niewypo wiedziane, a przy pomocy których im obu u d a ł o się wyniszczyć pokojowo na stawioną część ludzkości, by zrealizować swoją pogardzającą człowiekiem filo zofię. Naród niemiecki miał niczego nie wiedzieć o Oświęcimiu (czy w o l n o n a m uważać Żydów, którzy przecież byli i są częścią n a r o d u niemieckiego, za tak głupich, by uporządkowani i zdyscyplinowani weszli do o b o z ó w zagłady, gdy by wiedzieli, co ich t a m czeka?), ale oddziałom szpiegowskim przeciwników wojennych Niemiec znane były wszelkie informacje na t e n t e m a t i mieli oni si ły i środki wystarczające do podjęcia przeciw t e m u skutecznych kroków. Milczenie nawet Międzynarodowego Czerwonego Krzyża w czasie Wielkie go M o r d u doprowadziło do tego, że rząd Izraela dla zachowania swego bytu nie ufa do dziś ż a d n e m u p a ń s t w u i żadnej organizacji na ziemi i nie chce bu dować swojego bezpieczeństwa na samych tylko deklaracjach, lecz czuje się zmuszony dokonać aktywnej oceny aktualnej sytuacji na całym świecie, aby na czas odkryć i w miarę swoich możliwości zapobiec a t a k o m na życie swoich obywateli. Jednak budowanie na Bogu i Jego przykazaniach jeszcze nigdy nie było podstawą polityki państwa. Pierwszeństwo d a w a n o ludzkim p o r o z u m i e n i o m . Prawdopodobnie rząd, który coraz bardziej oddala się od Bożych przykazań, nie będzie mógł osiągnąć żadnego trwałego pokoju. Nie bez p o w o d u jest napi sane: „Jeśli Pan d o m u nie zbuduje, na p r ó ż n o t r u d z ą się ci, którzy go wznoszą. Jeżeli Pan miasta nie ustrzeże, strażnik czuwa n a d a r e m n i e " (Ps 127,1). W czyśćcu dusz Chciałbym podkreślić, że w e d ł u g starej religijnej wiedzy żydowskiej m u s i m y pokutować w czyśćcu dusz za ból i cierpienia, które spowodowaliśmy, o ile w swoim ziemskim życiu poprzez szczery żal oraz p o k u t ę nie wyrównaliśmy już tej winy. (Nie będziemy się tu zajmować pytaniem, jak d ł u g o zmarły będzie 144 FRONDA 19/20 spał w śmierci licząc miarą czasu ziemskiego.) Przedwieczny Stwórca jest nie tylko miłosierny, On jest także sprawiedliwy. On wie, że życie nie kończy się wraz z istnieniem na tej ziemi. Dlatego też żal i p o k u t a są jedyną drogą wyrów nania spowodowanych krzywd, żeby uzyskać pojednanie z Bogiem i z ludźmi. Przypisanie całej winy jedynie stronie przegranej w wojnie nie m o ż e przecież oczyścić zwycięzcy z niewątpliwego faktu ślepego m o r d o w a n i a i krzywdzenia ludzi także przez niego. Uprawomocnienie kłamstwa zbiorowego Kłamstwa (lub „prawdy"), jeśli służą wspieraniu systemu władzy, m u s z ą zo stać u p r a w o m o c n i o n e przez p r a w o karne. Ma to miejsce zawsze wówczas, gdy odrzucenie k ł a m s t w a (tak zwanej „prawdy") m o ż e ciężko uszkodzić trwałość zbudowanej na n i m struktury społecznej, tak że władcy polityczni czują się za grożeni perspektywą utraty władzy. Mogliśmy to za obserwować całkiem niedawno, gdy upadł k o m u n i styczny system władzy, w którym kłamstwo zbiorowe (tak zwana zbiorowa „prawda") o wyż szości socjalistycznych form społecznych wobec społeczeństwa demokratycznego z jego s w o b o d a m i obywatelskimi u p r a w o m o c n i o n o sankcjami prawa karne go. Doprowadziło to do tego, że osądzony i ukarany więzieniem był każdy, kto poddał w wątpliwość tezę, że „dyktatura proletariatu" ma przewagę nad innymi ustrojami społecznymi w rozwiązywaniu próbie m ó w ludzkości. Obecna postać k ł a m s t w a zbiorowego (tak zwanej zbiorowej „prawdy") dotyczy z jednej strony przeludnienia świata, a z dru giej statusu nie-człowieka dla dziecka w łonie matki. Pokazuje n a m to w sposób drastyczny, że b u d o w a n i e k ł a m s t w a zbiorowego (lub zbiorowej „prawdy") stanowi wielkie niebezpieczeństwo dla dalszego istnienia p a ń s t w i społeczeństw. Także sądoZ nictwo nie potrafi bronić się przed k ł a m s t w e m zbioro wym (lub zbiorową „prawdą"), tak jak miało to miejsce z obłędem rasistowskim u Hitlera, gdy wyższość rasy aryjskiej nad innymi n a r o d a m i została zadekretowana LATO-2000 145 prawnie, a ta część ludności, której o d m ó w i o n o człowieczeństwa, nie była już prawnie chroniona przed likwidacją. Dzisiaj zaprzecza się t e m u , że człowiekiem jest dziecko w łonie matki, tak s a m o jak wówczas o d m ó w i o n o prawa do życia Ż y d o m i - jak doświadczamy obecnie - praktyka p r a w n a p a ń s t w a demokratycznego nie potrafi zapobiec te mu, by ta część ludności, której o d m ó w i o n o prawa do bycia człowiekiem, zo stała p o d d a n a samowoli śmiercionośnej przemocy. W rzeczywistości Ziemia jest zadziwiająco p u s t a i posiada środki do zaspo kojenia potrzeb 20 razy większej liczby ludności niż dziś. To żądza posiadania, bezbożne zbrojenia i chęć niszczenia powodują, że jedynie nieliczni m o g ą być szczęśliwi i zadowoleni. W Chinach n p . na jeden kilometr kwadratowy przypa da tylko połowa ludności w porównaniu z Niemcami, a w wielu miejscowo ściach na 10 chłopców przypadka tylko jedna dziewczynka, ponieważ te ostat nie są m o r d o w a n e . Dziecko rodzone przez chińską matkę m ł o d s z ą niż 25 lat nie otrzyma metryki urodzenia i jest urzędowo m o r d o w a n e za p o m o c ą środków, które pochodzą z funduszy O N Z ds. kontroli narodzin. Chiński mężczyzna po niżej 25 lat, przyłapany na stosunku seksualnym, jest sądzony za gwałt... Nie lękaj się W tym miejscu trzeba zapytać, co z żydowskiej wiedzy serca m ó w i P i s m o na ten t e m a t . Chciałbym wymienić dwa przykłady z Tory, którą u Was nazywa się Pięcioksięgiem lub pięcioma księgami Mojżesza. Weźmy najpierw Księgę Stwo rzenia, którą Wy nazywacie Księgą Rodzaju (Genesis) lub Pierwszą Księgą Moj żeszową, a my, Żydzi, nazywamy ją Bereszit - w e d ł u g naszego obyczaju, że księga nosi nazwę od pierwszego słowa jej tekstu; Bereszit oznacza, „na począt ku". W Księdze Rodzaju jest napisane: „Rachela zaczęła rodzić; p o r ó d j e d n a k był ciężki. I kiedy urodziła w wielkich bólach, rzekła do niej p o ł o ż n a : «Już nie lękaj się, bo o t o masz syna!» O n a jednak, gdy życie z niej uchodziło, bo kona ła, nazwała swego syna Benoni" (Rdz 35,16b-18a). Z tych nielicznych słów wynika, że Rachela miała p o r ó d miednicowy, bo położna powiedziała: „oto masz syna", tzn., że narządy płciowe dziecka już by ło widać. Tak więc p o ł o ż n a była w stanie widzieć, czy będzie to syn, czy córka. Jednak pół zdania wcześniej jest napisane: „Nie lękaj się". Rachela miała się 146 FRONDA 19/20 nie bać, bo będzie miała także tego syna. Że Rachela nie przeżyje tego porodu, widoczne było już pewnie wówczas, gdy dziecko m i a ł o się rodzić tyłkiem do przodu - a jednak Rachela będzie miała także tego syna. W każdym z n a s od m o m e n t u poczęcia zakorzeniona jest nadzieja na przyjście Mesjasza, który zbudzi zmarłych, a sprawiedliwym (tzn. starającym się o Królestwo Boże) da życie wieczne, niesprawiedliwym zaś wieczną śmierć. Skoro Rachela czyniła według p r a w - zakorzenionych w sercu każdego człowieka Przykazań Bożych - przy nastaniu przyszłego świata będzie o n a miała także tego syna. Gdyby to dziecko zostało p o t r a k t o w a n e według dzisiejszych bezprawnych zwyczajów, pokawałkowano by je w łonie matki, a m a t k a i jej wspólniczka dałyby zły przy kład - ostatecznie żyłaby o n a jeszcze kilkadziesiąt lat, ale straciłaby życie wieczne. N i e z a m o r d o w a n e wtedy dziecko, Beniamin, stało się j e d n a k p r o t o plastą jednego z d w u n a s t u pokoleń Izraela, a z Pisma świętego m o ż e m y się do wiedzieć, jaki plan zbawczy Przedwieczny wiązał z tym dzieckiem. Z tego historycznego przykładu widać, iż Przedwieczny Bóg j a s n o pokazu je, że ani państwo, ani rodzice nie m o g ą skorzystać z żadnego i n n e g o pra w a niż starać się aż do ostatniej sekundy o życie i m a t k i i dziecka. Prawo żydowskie nawet przy przypuszczalnym niebezpieczeństwie śmierci m a t k i nie pozwala opowiedzieć się przeciw p r a w u dziecka do życia, tak s a m o jak przy przypusz czalnym niebezpieczeństwie śmierci dziecka nie pozwala decydować przeciw prawu do życia matki. Rozpowszechnienie poglądu przeciwnego polega czę ściowo na fakcie, że Stany Zjednoczone Ameryki, w których żyje największa liczba ludzi mówiących o sobie: „Jestem Ż y d e m " , uchwaliły ustawy antysemic kie (które prowadzą do m o r d o w a n i a wielu żydowskich dzieci lub m a t e k ) , oraz na tym, że poszczególne gminy żydowskie b a r d z o różnie traktują wykluczenie z Synagogi w wyniku z a m o r d o w a n i a dziecka lub matki. Każdy więc, k t o jako by cytuje p r a w o żydowskie, wybiera dla siebie najbardziej odpowiadające mu procedury wspólnoty „żydowskiej", nie badając wcale, czy t e n sposób działa nia zgadza się z wypowiedziami Pisma świętego. AIDS jako broń Bożych praw przyrody dla zachowania Jego porządku Przedwieczny Stwórca chroni swój porządek poprzez p r a w a przyrody, k t ó r e ustanowił, a w nawiązaniu do nich ogłosił przez swojego pośrednika, MojżeLATO-2000 147 sza, na górze Synaj prawa i przykazania, których przestrzeganie jest konieczne dla życia w rodzinie oraz dalszego istnienia społeczeństwa. W Księdze Kapłań skiej czytamy: „Nie będziesz się zbliżał do kobiety, aby odsłonić jej nagość pod czas jej nieczystości miesięcznej... Nie będziesz obcował z mężczyzną, tak jak się obcuje z kobietą. To jest obrzydliwość! Nie będziesz obcował cieleśnie z żadnym zwierzęciem" (Kpł 18,19.22-23), a nieco dalej jest napisane, że zie mia, której mieszkańcy czynili te obrzydliwości, wypluła ich (Kpł 18,25). Pewna panująca w czarnej Afryce religia p l e m i e n n a pozwala mężczyźnie w przypadku braku potencji, by obcował ze świniami lub m a ł p a m i . Poligamia i turystyka seksualna także uczyniły wiele, by t e n wirus m ó g ł rozpowszechnić się na całej Ziemi. M o ż e m y obecnie doświadczyć działania Bożego p r a w a przyrody dla zacho wania porządku moralnego. Po I wojnie światowej, w której zginęło około 6 milionów ludzi, w wyniku tak zwanej grypy hiszpańskiej z m a r ł o na całym świecie około 18 milionów. Była to głównie część ludności zainfekowana syfi lisem. Odkrycie penicyliny czasowo p o w s t r z y m a ł o to m a s o w e u m i e r a n i e w wyniku nierządu, jednak nie przyniosło uleczenia n a r o d ó w ze złowróżbnych zachowań. Co prawda, religie żydowska, chrześcijańska i m u z u ł m a ń s k a p r o p o nują drogę moralnego uleczenia narodów, ale my, ludzie, nie przestrzegamy jej wcale lub w stopniu niewystarczającym. Stwórca praw przyrody nie jest mięczakiem, k t ó r e m u m o ż n a się podlizać. Dlatego też uleczenie n a r o d ó w nie m o ż e opierać się na szukaniu p o m o c n e g o leku, lecz tylko na odwróceniu się od śmiercionośnego zachowania. Judaizacja / odżydzanie Prawodawstwo karne i cywilne świata chrześcijańskiego od s a m e g o początku kierowało się Torą, p o d s t a w o w y m p r a w e m Bożym. Wszystko, co było t a m na zwane bezprawiem, zostało zakazane prawnie, mianowicie h o m o s e k s u a l i z m , kazirodztwo, obcowanie seksualne ze zwierzętami, cudzołóstwo, m o r d e r s t w o , kradzież itd. oraz karane śmiercią, grzywną lub więzieniem. W t e n s p o s ó b stworzono warunki szybkiego i efektywnego odpierania - przez jednoznaczne, sankcjonowane p r a w e m p a ń s t w o w y m u s t a w o d a w s t w o - ataku sił okultystycz nych na godność człowieka. Ewolucjonizm, negujący Stworzenie i w wyniku tego kwestionujący słuszność Bożych przykazań, od m o m e n t u gdy stał się ele m e n t e m myślenia społecznego, rozpoczął dejudaizację prawa, tzn. dążył do przeorientowania jej w e d ł u g zasady przyjemności silniejszego. Dlatego dziec148 FRONDA 19/20 ko w łonie matki, kaleka czy słaby znajduje jedynie drugorzędną o c h r o n ę prawną. W przeciwieństwie do tego człowiek skłonny do perwersji i agresji otrzymuje daleko idące pole do działa,nia. Tym s a m y m w życiu społecznym nastąpiło „odżydzenie" prawodaw stwa, które zamiast miłości preferuje wyładowanie popędów. Materializm kultowy Szanowny Czytelniku, wybrałem dro gę literacką, świadectwie żeby, opierając się na charakterystycznych dla judaizmu pism, wyjaśnić Ci jego mentalność, żeby podkreślić w jakim d u c h o wym ucisku znajduje się żyjący w rozproszeniu naród, który przez wiele wie ków był przeganiany to tu, to tam, ale również dlatego, żeby p o m ó c znieść utrwalone w narodach-gospodarzach negatywne stereotypy. Jest to jednak w dzisiejszych czasach o tyle t r u d n e , że zmierzające do o p a n o w a n i a świata po gaństwo stworzyło kult przyjemności materialnych, za p o m o c ą którego próbu je opanować ludzi od niego zależnych. Oparty na ucisku miłosiernych ustrój społeczny, który przez styl życia i u s t a w o d a w s t w o neguje istnienie w każdym człowieku darowanej mu w akcie stworzenia duszy i z tego chorego, negujące go Stworzenie Boże, podejścia nie zamierza przyznawać p o d s t a w o w e g o prawa do ochrony życia chorym, uwięzionym, niepełnosprawnym, dzieciom w łonie matki - otóż taki ustrój m o ż e zostać p o k o n a n y tylko wówczas, gdy powrócimy do Boga Stwórcy i Jego przykazań. Istotną cechą „świata prawa", który odstąpił od Bożych przykazań, jest pre miowanie, popieranie i nagradzanie takich zachowań, k t ó r e odznaczają się szczególną gotowością do przemocy i tym s a m y m jawnie pokazują swe p o d p o rządkowanie interesom przywódców owego kultu. Dlatego nie należy się dzi wić, że w armiach bolszewickich Republik Sowieckich z zasady tylko t e n m ó g ł uzyskać stopień oficera, kto zasłużył się właśnie w myśl tego, zwalczającego wszelkie miłosierdzie, systemu. Praktycznie nie było t a m oficera, który nie LATO 2 0 0 0 149 przeszedł przez „chrzest ognia", jak n p . zastrzelenie dezerterów, ludzi innej wiary, odmawiających służby wojskowej itd. S t u d e n t medycyny, który n i e był gotowy do zabicia dziecka w łonie matki, zostawał eksmatrykulowany, co jesz cze i dziś ma często miejsce. W komunistycznych związkach, więzieniach i obozach koncentracyjnych n o r m ą było nagradzanie jedynie zdrady, donosicielstwa i brutalności - w obozie poprzez zwiększenie racji żywnościowej, a w cywilnym życiu przez mieszkanie, samochód, miejsce na uniwersytecie lub chociażby wystarczającą ilość węgla bądź z i e m n i a k ó w do piwnicy. Rozszerze nie na całą ziemię tego gnijącego od korzeni systemu, niszczącego miłosierdzie i dobroć, jest g ł ó w n y m dążeniem n i e p o h a m o w a n e g o ewolucjonizmu. Te czy niące człowieka złym poglądy są p o d s t a w ą ideologii odbiegających od Bożych przykazań, zarówno lewicowych jak i prawicowych. Nie m o ż n a było oczekiwać niczego innego od systemu p a ń s t w o w e g o , któ ry zmierza coraz bardziej w kierunku p o g a ń s t w a niż to, co określił Federalny Sąd Administracyjny w Berlinie w s w o i m orzeczeniu z 1991 roku - że w o l n o miastu N o r y m b e r d z e sformułować ogłoszenie k o n k u r s u na szefa kliniki nastę pująco: „Warunkiem jest, że lekarki i lekarze są gotowi wykonywać zabiegi przerywania ciąży w r a m a c h obowiązujących przepisów p r a w n y c h " . Łatwo dostrzec, że opisany wyżej system nagradzania b r u t a l n e g o p o s t ę p o wania także w Niemczech jest p r e m i o w a n y przez najwyższych sędziów, w t y m wypadku funkcją szefa kliniki. Komunizm po wielu latach funkcjonowania mógł pozwolić sobie na pozor ne zlikwidowanie swoich ośrodków władzy - znalazł przecież w wyjałowionym liberalizmie swój dalszy ciąg pod i n n ą nazwą. Pod koniec 1989 roku pojechałem do będącego już wtedy w stanie likwidacji bloku wschodniego i m o g ł e m zajrzeć do wielu akt, które dzisiaj z n ó w są dla ogółu zamknięte. Całkowicie jasne jest, że Stasi nie była służbą tajną, aby uniemożliwić akty sabotażu lub wykrycie przypadków szpiegostwa; pod t y m s z t a n d a r e m s a m a przecież organizowała zbrodnie. Ta instytucja była p a ń s t w e m w państwie. Prowadziła o n a akta o oso bach z całego świata - w samych Niemczech Zachodnich było to p o n a d trzy mi liony obywateli - a akta te zostały założone, by później wpływać na te osoby. Miały tu miejsce, jak jasno wynika z tychże akt, morderstwa, zdrady, przekup stwa, szantaże, tortury i wykorzystywanie seksualne. W t e n sposób na m a s o w ą skalę p r o w a d z o n o politykę personalną w partiach, organizacjach, stowarzysze niach, radiu i telewizji, w izbach lekarskich, kasach chorych, związkach zawo150 FRONDA 19/20 dowych, w wojsku, w parafiach, w szkołach i na uniwersytetach, w wydawnictwach i szpitalach. Właśnie w ten sposób doszło do wyżej wymienionego wyroku nie mieckiego sądu. Za to wszystko odpowiedzialny był specjalny ze spół roboczy Stasi. Ponad 10 lat czynił on przygotowania i starał się o przeniesienie Federalnego Sądu Administracyjnego do Berli na Zachodniego. Poza tym dążył on do tego, by „postępowi sędziowie i sędziny" (tak w aktach) zostali „wybra n i " na odpowiednie funkcje, aby później, po zakończeniu tych przygotowań, mogły się ukazywać w gazetach odpowiednio sformułowane oferty pracy. Wa runek, który miał spełnić potencjalny szef kliniki norymberskiej, zaskarżył, jak po odpowiednich zachętach oczekiwano, rząd Bawarii. Był to warunek, by roz prawę sądową przenieść na wyższy szczebel, do Berlina Zachodniego, gdzie za siadały już osoby „gotowe działać w myśl celów socjalistycznych". Poza tym Stasi infiltrowała wszystkie organizacje zajmujące się ochroną dziecka w łonie matki za p o m o c ą „łodzi p o d w o d n y c h " (cytat z akt), które miały - i nadal mają - troszczyć się o to, by wszystkie „planowane aktywności były zgłoszone do Pro Mordia" lub „zaufanych osób w postępowych partiach" (znów są to d o s ł o w n e cytaty z akt Stasi). Na przykład projekty konstytucji nowych l a n d ó w zostały w s t ę p n i e napisa ne przez osoby w sposób znaczący związane ze Stasi i właśnie dlatego znajdzie my w nich takie sformułowania jak „prawo do ciąży w e d ł u g własnej decyzji". Nie chodzi przy tym o starą żydowską praktykę prawną, że kobieta s a m a m o że wybrać czas, kiedy chce się połączyć z mężczyzną, lecz przez to sformuło wanie chce się skłonić m a t k ę do zostania morderczynią - przez pozwolenie jej, że aż do m o m e n t u nadania dziecku imienia m o ż e o n a decydować o jego życiu. Z licznych badań jednoznacznie wynika, że siedem na dziesięć przypadków za bicia nienarodzonego dziecka dokonuje się za n a m o w ą partnera, pracodawcy, członków rodziny lub innej osoby bliskiej kobiecie ciężarnej. Wynika stąd ja sno, że zwolennicy m o r d o w a n i a dzieci znajdują się w żywiole agresywnego LATO-2000 151 otoczenia kobiety ciężarnej i wcale nie pomagają jej, jak twierdzą sami. Przez to, że stwarzają oni warunki do brutalności, u niektórych kobiet dopiero roz budza się pragnienie zabicia swojego dziecka. Wstyd i jego pokonanie Szanowny Czytelnik, gdy spogląda na historię żydowską i chrześcijańską, oczy wiście kieruje się swoimi własnymi doświadczeniami, albo z własnej, prakty kowanej wiary, albo też z informacji przeczytanych lub usłyszanych, które m o gą częściowo pokrywać się z moimi, przedstawionymi tutaj wywodami lub nie. Jednakże spoglądając na kryteria tej epoki nie w o l n o mieć za złe autorowi ja snego podkreślenia faktu, że o d s t ę p s t w a od wypróbowanych p r a w moralnych m u s z ą mieć destrukcyjny wpływ na dalsze istnienie każdej jednostki, każdej rodziny oraz dla pokojowego współistnienia różnych n a r o d ó w i kultur. M o i m zamiarem jest, rzecz jasna, otworzyć serca Szanownych Czytelników dla popie rającego życie, miłosiernego nastawienia wobec dzieci oraz wykazać b ł ę d n ą drogę, która rozpoczyna się z chwilą zastąpienia dobrotliwego wychowania to lerującą wszystko n i e m o c ą - dlatego, że odczuwalny dla każdego człowieka upadek prawa i porządku nie powinien p o n o w n i e osiągnąć takiego dna, jak podczas Wielkiego Mordu, gdy cały n a r ó d został brutalnie unicestwiony przez zwolenników tak zwanej „wiedzy" oświeconej. W notatkach E. Ringelbluma (Kronika, s. 426-428) m o ż n a przeczytać: „W przeciwieństwie do polskiej policji, która nie brała udziału w policyjnych pa trolach, policjanci żydowscy często brali udział w tej obrzydliwej pracy. Cecho wała ich niesamowita korupcja i demoralizacja. Jednakże dopiero podczas de portacji osiągnęła o n a swoje najgłębsze upodlenie. Nie wyrażono żadnego słowa p r o t e s t u przeciwko tej gorszącej pracy polegającej na wydawaniu m o r dercom swoich braci. (...) Jak m o g ł o dojść do tego, że Żydzi - przeważnie przedstawiciele inteligencji, dawni adwokaci (większość oficerów tej policji by ła prawnikami) - przyczynili się do likwidacji swoich braci? Policja żydowska wykazała się większą brutalnością od Niemców, Ukraińców i Łotyszy (...). Po licja żydowska dała wiele przykładów niezrozumiałej i dzikiej brutalności. Skąd taka złość u naszych Żydów? Kiedy wychowaliśmy tyle setek zbrodnia rzy, którzy łapią dzieci na ulicach, rzucają je na wóz i ciągną go na plac depor tacji (Umschlagplatz)? (...) Każdy warszawski Żyd, każda kobieta i każde 152 FRONDA 19/20 dziecko mogliby wymienić kilka tysięcy faktów nieludzkiego okrucieństwa i złości policji żydowskiej. (...) 90 p r o c e n t zdrad miejsca ukrywania się Ż y d ó w idzie właśnie na k o n t o tych żydowskich policjantów. C z a s e m oni sami wybra li te miejsca ukrycia i zdradzili je p o t e m U k r a i ń c o m i N i e m c o m . Ci złoczyńcy mają na sumieniu setki, tysiące ludzi." Proszę w tym kontekście przeczytać fragment Tory, a konkretnie Księgi Ka płańskiej (Kpł 26,27-46). Po dokładnej i kilkakrotnej lekturze tych t e k s t ó w chyba już n a s nie dziwi, jak ciężka jest p r ó b a o d b u d o w y gmin żyjących praw dziwą postawą żydowską w miejscach zniszczonych. Tego celu nie m o ż n a osią gnąć również dlatego, że prawie zupełnie w y m o r d o w a n o tę część n a r o d u ży dowskiego, która była nośnikiem miłosierdzia, a dzisiejszą o d b u d o w ą kierują przeważnie Żydzi o orientacji oświeceniowej, którzy przeżyli. Z p o w o d u swo jej mentalności chyba w niewielkim stopniu m o g ą przyczynić się do tego, by powołać do życia gminę lub wspólnotę żydowską o duszy z nastawieniem pier wotnej pobożności ludowej, w której dominuje d u c h przebudzenia wiary. To byłby jednak podstawowy warunek, jeśli gminy w Europie Środkowej i Wschodniej chcą zostać c e n t r u m n o w e g o r u c h u skupienia się na wierze, ma jąc życie wypełnione o d c z u w a n i e m autentycznie żydowskim i usilnym dąże niem do p o w r o t u do Boga. List z października 1977 roku Do k o m e n d a n t a Armii Czerwonej w mieście N a u m b u r g nad Soławą Szanowny Panie! Kilka godzin t e m u byłem świadkiem, jak podległa Panu grupa poszukiwawcza zabiła na miejscu odnalezionego dezertera, strzelając na rozkaz kierującego tą operacją dowódcy z pistoletów maszynowych. Całkowicie nieistotne jest, czy Wasz porządek prawny dopuszcza takie ce lowe zabijanie b e z b r o n n e g o człowieka. Na gruncie prawa naturalnego zawsze stanowi to doskonałe bezprawie. Skoro opisana przeze m n i e zbrodnia nie jest odosobnionym przypadkiem, m u s z ę założyć również Pańską wiedzę o tym. Poza tym, należy jako p u n k t wyjścia przyjąć również, że t e n rodzaj rozwią zywania problemu, mianowicie zabijanie b e z b r o n n e g o człowieka bez rozprawy sądowej, pokrywa się z Pańską postawą d u c h a i serca. Pewnie nie zgodzi się LATO-2000 153 Pan z tym i powie, że to nie jest Pańska postawa. W takim razie jest to tchó rzostwo - tchórzostwo, które tutaj ma miejsce, jest charakterystyczne dla sto sunku do tego ustroju, k t ó r e m u podlega z a r ó w n o Pan, jak ja - z tą różnicą, że Pan działa z m o t y w ó w niższych, w ślepym posłuszeństwie. Tak jest, z niższych motywów! Aby mieć stanowisko, otrzymać awans, pełnić funkcję zmuszającą do zabijania bezbronnych, niejeden mały ważniak w naszych czasach napełnił już wiele mórz łez. Nie usprawiedliwia tego żadne u s t a w o d a w s t w o p a ń s t w o we, które pod pewnymi w a r u n k a m i zwalnia od kary czynności pozbawiające życia. Bo kanibalizm nie należy do rzemiosła jakiegokolwiek p o t r z e b n e g o za wodu na gruncie prawa naturalnego. Dla nas wszystkich jest jasne, że społeczeństwo obojętne wobec brutalne go zachowania swoich obywateli nie będzie również w stanie bronić i chronić praw bezbronnego. Szanowny Panie, niech s a m Pan oceni: który człowiek dzia ła bardziej w zgodzie z życiem - ten, k t o zabija b e z b r o n n e g o w p o s ł u s z e ń s t w i e prawu, czy ten, który t e m u u c i ś n i o n e m u p o m a g a i ratuje mu życie na przekór obojętności państwa, ryzykując nawet, że m o ż n i będą go prześladować, więzić i w końcu go zabiją? W Dekalogu jest napisane: „Nie zabijaj!" To jest rozkaz. A Pan morduje. Pan jest odpowiedzialnym mordercą! 154 FRONDA 19/20 Słyszałem, że bardzo lubi Pan h o d o w a ć róże. Czy o c h r o n a Pańskiego ogródka jest ceną Pańskiego nikczemnego zachowania? Jeśli tak, to Pański ogród róż będzie zniszczony właśnie przez tych, którym dał Pan przykład ta kiego działania poprzez zabijanie bezbronnych - dlatego, że Żywy Bóg, niech będzie pochwalone Jego Imię, stworzył Ziemię w r ó w n o w a d z e Jego wszystko przenikających p r a w przyrody. Powołuje się Pan na prawo. Ale p r a w o nie oznacza dyktatury. Dopiero czło wiek, który swoje brutalne działanie uzasadnia p o w o ł y w a n i e m się na prawo, czyni ustrój państwowy, ale także siebie samego strażnikiem niewoli. Jeśli chce Pan ocalić siebie i swoje róże, niech Pan jeszcze dzisiaj stanie się dezerterem! Z poszanowaniem, Pański Pfannek Ciągle na nowo przeszkadza nasze „Ja" D o t a r ł e m do stolicy, do miejsca, gdzie u s t a n a w i a n e są prawa dla człowieka, dla ludzi, którzy powinni być im posłuszni. Zauważyłem, że ciągle na n o w o prze szkadza n a m nasze „ja", bo prawa m o r a l n e i obyczajowe także działają w e d ł u g praw natury. Powinniśmy sobie zdać sprawę, że m o c ą ustawy nie m o ż e m y tworzyć p r a w przyrody - dlatego każdą ustawę, k t ó r ą uchwalamy, należy sprawdzić, czy jej treść nie jest sprzeczna z przykazaniami Żywego Boga. Usta wy krajowe i państwowe, które nie zdają egzaminu p o d względem zgodności z podstawowym p r a w e m Bożym, z Torą, stają się e l e m e n t a m i p a ń s t w o w o kie rowanego antysemityzmu. Dziś w Niemczech żaden Żyd (tak s a m o jak żaden chrześcijanin czy m u z u ł m a n i n ) nie m o ż e zostać kierownikiem d u ż e g o szpita la - chyba że ta religia tylko formalnie figuruje w jego d o k u m e n t a c h . Bo Naj wyższy Federalny Sąd Administracyjny postanowił, że odpowiednią funkcję kierowniczą w klinice m o ż e sprawować tylko ten, k t o jest g o t ó w zabić dziecko w łonie matki. Żydzi łącznie z chrześcijanami i m u z u ł m a n a m i wiedzą, że jeśli przestrzegają przykazań Żywego Boga, to prawa przyrody obdarują ich miło ścią, życiem i pokojem. N a w e t jeśli lekceważymy przykazania Przedwiecznego, to i tak Jego nakazy pozostają p r o s t e i niezmienne, bo są o n e u s t a n o w i o n e na czas nieograniczony. Jeśli chcemy sprawdzić, czy jesteśmy w zgodzie z prawa mi przyrody, czy raczej opuściliśmy Tego, który je stworzył, jako miara m o ż e LATO-2000 155 n a m służyć odpowiedź, czy słabi, chorzy, n i e p e ł n o s p r a w n i oraz dzieci w łonach m a t e k czują się zaakcepto wani przez m i ł o ś ć bliźniego. Zniszczenie żydowsko-chrześcijańskiego świata, wiary i myśli jest wynikiem działań bezbożnych „na prawiaczy" świata. Pod często dobrze brzmiącymi n a z w a m i próbują oni uzyskać władzę i wpływ na duszę lu dzi pozostających bez orientacji, żeby skłonić ich do czynów okrutnych. Ci zwodziciele z ciemności często po sługują się m a n e w r a m i pozornymi i nadają sobie takie atrybuty jak: chrześcijański, żydowski, muzuł mański, sprawiedliwy, pokojowy lub wolnościowy. Wszystkich ich m o ż n a poznać po tym, że, co prawda, inaczej stawiają kryterium braci Stalina i Hitlera przy selekcji ludzi określanych jako „wartościowi" lub „niegodni życia", ale sa mego m o r d u nie potępiają bezwarunkowo. Cały ruch lewicowy wziął sobie za za kładnika dziecko w łonie matki, żeby na porządku prawnym wymuszać ustawy odpowiadające ich bezbożnym zamiarom. Po tym m o ż e m y jednoznacznie p o znać, że bezwzględne stanowisko Swastyki lub Czerwonego Frontu z przeszło ści znalazło swój niszczący życie ciąg dalszy w dzisiejszym jałowym liberalizmie. Fakt, że w 1992 roku brytyjska królowa-matka odsłoniła p o m n i k sir Harri sa („bombowego Harrisa"), odpowiedzialnego podczas II wojny światowej za terror na ludności cywilnej i ślepe zabijanie wielu setek tysięcy nie biorących udziału w wojnie bezbronnych dzieci, kobiet i starców wielu narodowości, świadczy o tym, że kolejnym braciom Stalina i H i d e r a stawia się m o n u m e n t y . Przedwieczny Bóg na t e n znak nieprzejednanej zatwardziałości serca na p e w n o nie przymknie oczu. Wedle żydowskiej wiedzy religijnej, Przedwieczny troszczy się o to, by k a ż d e m u m i a s t u stało się to, co c h w a l o n o w jego m u r a c h . Niech nikt, k t o dziś t a m mieszka, nie zarzuci kiedyś winy Ż y w e m u Bogu, gdy jego miasto zostanie rozbite w gruz i popiół. | 5£ FRONDA 1 9/20 Konferencja w Wannsee Szczególnie utalentowanych więźniów (często ludzi wyraźnie psychicznie cho rych) z ich nadzwyczajnymi zdolnościami Stasi wykorzystywała w specjalnie przygotowanych warsztatach fałszerskich, gdzie mieli sporządzać takie doku m e n t y historyczne, które pokazałyby w lepszym świetle ruch komunistyczny i lewicowy. Bardzo często sporządzano t a m także fałszywe d o k u m e n t y na te mat wydarzeń w III Rzeszy, n p . o konferencji w W a n n s e e w 1942 roku. Poza tym podrabiano też ordery wojskowe i wyróżnienia za p o m o c ą oryginalnych narzędzi zachowanych z materiałów Rzeszy Niemieckiej lub sporządzano „do k u m e n t y " , które przedstawiały w całkiem i n n y m świetle przegrywających lub wygrywających tę wojnę. Poza tym należało wyposażyć historię r u c h u robotniczego w odpo wiednie „archiwalia". W warsztatach tych p r o d u k o w a n o specjalną walutę dla więźniów enerdowskich (zarabiali oni co dnia od 1 do 2 marek, a tę s u m ę przy „dobrym sprawowaniu" wypłacano im w połowie p o d koniec mie siąca, a drugą połowę o d k ł a d a n o do czasu wyjścia na wolność, jednak trzeba było z niej zapłacić za wszystko, co podczas odbywania kary więzień zniszczył lub co mu zginęło - wypłacano więc tylko s k r o m n ą resztę) oraz wa lutę wojskową na wypadek zdobycia N i e m i e c Zachod nich. Fałszowano nawet znaczki pocztowe z pierwszych lat N R D , żeby razem z orderami i wyróżnieniami woj skowymi z czasów Hitlera sprzedawać je z d u ż y m zy skiem na rynku zachodnioeuropejskim. Dla tych czerwonych nazistów każdy środek był dobry, żeby zdobyć dewizy do sfinansowania operacji szpiegow skich Stasi na Zachodzie, n p . na przekupywanie posłów. Jeszcze kilka słów na t e m a t konferencji w Wannsee, które uzmysłowią nam, jak często d o k u m e n t y używane do badania wydarzeń historycznych były fałszowane lub przerabiane. Właśnie w przypadku dyktatur m u s i m y zakładać próbę przeinaczania faktów jako środek do uzyskania korzystnego dla nich ob razu historii. To s a m o dotyczy niestety również zwycięzców, którzy mieli spo re możliwości ochrony całych n a r o d ó w przed likwidacją, a jednak nie udzielili takiej pomocy z p o w o d ó w pragmatycznych i całkiem świadomie. LATO-2000 157 Hitler i jego najbliżsi zwolennicy od s a m e g o początku praktykowali czarną magię - kult, do którego p o t r z e b n e były ofiary z ludzi. Likwidacji Żydów euro pejskich nie zaplanowano dopiero na konferencji w W a n n s e e : należy stwier dzić, że tak naprawdę operacja likwidacji różnych części ludności (wśród nich nieuleczalnie chorych, niepełnosprawnych, Żydów, Cyganów i innych) od d a w n a już była w trakcie pełnej realizacji. Już w 1934 roku u c h w a l o n o u s t a w ę „o ochronie niemieckiej czystości rasowej", a w latach 30-tych zabito setki ty sięcy niepełnosprawnych i psychicznie chorych. Wyjałowiony liberalizm nie uznaje tych ludzi jako osób, n a d u t r a t ą których należałoby płakać - dlatego je go r a c h u n e k strat zaczyna się dopiero m o r d a m i podczas „nocy kryształowej" 9 listopada 1938 roku. Konferencja w W a n n s e e do dziś powtórzyła się w wielu miejscach świata wszędzie tam, gdzie zrezygnowano z prawnej ochrony człowieka, którego na turalnym miejscem pobytu w pierwszych dziewięciu miesiącach życia jest ło n o matki. Amerykański prezydent Bill C. twierdzi np.: „Mój kaznodzieja powiedział mi, że w Biblii nie ma zakazu aborcji". Nawet, gdyby to była prawda, to w Biblii nie ma też zakazu obchodzenia się z amerykańskim prezydentem tak samo, jak z dzieckiem, które zabija się w łonie matki, tylko dlatego, że k o m u ś przeszkadza. Gdybyśmy przetłumaczyli tę wypowiedź amerykańskiego prezydenta na narodowo-socjalistyczny język Hitlera, brzmiałaby ona tak: „Mój minister propagandy mi powiedział, że w Biblii nie ma zakazu Oświęcimia". Widzimy więc, że prze ciwnik Boga ma wiele imion - j e d n o z nich nosi prezydent amerykański, który najwyraźniej odbył wraz ze swoim kaznodzieją kolejną konferencję w Wannsee. 26 czerwca 1935 roku niemiecki Reichstag uchwalił „ u s t a w ę o zmianie ustawy o niedopuszczaniu p o t o m s t w a dziedzicznie chorych". Na jej podstawie Żydów najpierw sterylizowano (bo uchodzili w oczach nazistów za nosicieli p o t o m s t w a dziedzicznie chorego), a później wraz z w z r o s t e m barbarzyństwa, m o r d o w a n o ich w takich miejscowościach jak Oświęcim. D o k ł a d n i e 60 lat później niemiecki p a r l a m e n t (obecnie - Bundestag) z n ó w uchwalił u s t a w ę uprawomocniającą praktykę wielotysięcznego m o r d o w a n i a bezbronnych ludzi. I znowu, tak jak 60 lat t e m u , znaleźli się biskupi, którzy s w o i m p o d w ł a d n y m każą wypisywać pozwolenia dla morderców. Wśród nich znajduje się j e d e n wy jątek, którego każdy, k t o w sercu jest Żydem, m u s i pochwalić: arcybiskup Dy ba z Fuldy. Dawniej p o t r z e b n e były „pozwolenia" i dzisiaj też wystawia się ta158 FRONDA 19/20 ki papier. Tak s a m o jak wtedy, te „pozwolenia" i dziś p r o w a d z ą do m o r d o w a nia niewinnych ludzi. W t e n s p o s ó b z n ó w uczyniono z krzyża swastykę. Na pytanie, dlaczego taka p o t w o r n o ś ć z n ó w m o g ł a się zdarzyć, chciałbym odpowiedzieć w t e n sposób: jeśli ma dojść do pojednania z ludźmi, którzy cięż kim bezprawiem obciążali swoją duszę, to trzeba, żebyśmy i my byli gotowi przyznać się do własnego udziału w tej winie - inaczej m a r n u j e m y nawzajem swój czas łaski, w którym moglibyśmy znaleźć pokój dla duszy własnej i bliź niego. Ofiary Wielkiego M o r d u do dziś nie m o g ą się zdobyć na taki stan du cha, by m ó c zapytać o własny udział w winie powodującej całe to nieszczęście, by jawnie się do niej przyznać i z głębi serca prosić o pojednanie. D o p i e r o ta ki akt samoukorzenia stanowi w a r u n e k zniesienia gotowości agresywnej czę ści ludności do zabijania, a nie tylko przeniesienia jej z jednej części ludności na drugą. Doszło b o w i e m do tego, że miejsce Żyda zajęło dziecko w łonie m a t ki, które teraz podlega „selekcji" ze strony chroniącego bezprawie p a ń s t w a . Zabijanie dzieci w łonie matki, t e n Oświęcim lewicy, m o ż e być o d p o k u t o wany tylko w takim r u c h u p o k u t n y m , który poprzedzi nasze przyznanie się do winy. Naszym h a s ł e m m u s i być jednoznaczny p o w r ó t do Boga. DAVID PFANNEK AM BRUNNEN TŁUM. HERBERT ULRICH LATO-2000 159 PORTRET ABORTERA MOSEPH DE IAISTRE ...Przypuszczam, p a n o w i e , że zbytnio przywykliście do rozmyślań, by nigdy nie przyszło w a m z a s t a n o w i ć się n a d a b o r t e r e m . Czymże jest owa niezrozumiała istota, co nad wszystkie zawody przyjemne, popłatne, uczciwe, a nawet szacowne, których m n ó s t w o stoi przed siłą i zręcz nością człowieka, przekłada męczenie i uśmiercanie swych bliźnich? Ta głowa, to serce - czyż są takie s a m e jak nasze? Czyż nie ma w nich czegoś szczególne go, obcego naszej naturze? Co do mnie, nie wątpię w t o . Z e w n ę t r z n i e jest taki sam jak my, rodzi się tak s a m o jak my, lecz jest to istota niezwykła i na to, by zaistniała w rodzinie ludzkiej, trzeba jakiegoś dekretu, jakiegoś fiat władzy usta wodawczej. Stworzenie jej jest t a k i m s a m y m aktem, jak stworzenie świata. Spójrzcie, co o n i m myślą inni ludzie, i pojmijcie, jeśli potraficie, jak m o ż e on 160 FRONDA 19/20 0 tym nie wiedzieć, względnie: nie bać się tego! Chociaż jest aborterem, nigdy tego nie mówi publicznie, wstydliwie skrywając swój rzeczywisty fach. Pośród samotności i tej swoistej próżni, którą tworzy w swoim w n ę t r z u , żyje s a m ze swą kobietą i dziećmi, dzięki n i m znając głos człowieka: bez nich znałby tylko jęki dręczące go w nocnych koszmarach... Pada p o n u r y sygnał: jakaś najnędzniejsza istota, spragniona autoafirmacji swej kobiecości, p u k a do jego drzwi 1 oznajmia m u , że jest potrzebny. Wychodzi, przybywa do gabinetu zabiegowe go, bierze do rąk instrumenty. Kiedy p ł ó d ma sześć miesięcy, a k o m u ś potrzebującymu, cierpiącemu na chorobę Parkinsona, niezbędny jest lek z substancji mózgowej, wyjmuje z pochwy główkę, wywierca na jej czubku wiertarką dziu rę i specjalnym "odkurzaczem" wysysa mózg. Dobrze zna swoją profesję i wie, że gdyby szczypcami roztrzaskał głowę w pochwie, wtedy m ó z g wymieszałby się z kośćmi i niemożliwe byłoby uzyskanie upragnionego lekarstwa. D o p i e r o p o t e m odpowiednimi szczypcami ćwiartuje w pochwie m a r t w e ciało i wybiera je specjalnymi łyżkami, uważając, by w środku nie zostały resztki łożyska czy płodu. Skończył; serce mu bije, ale z radości. Winszuje sobie, mówiąc w duszy: nikt nie przeprowadza aborcji tak dobrze jak ja. Wychodzi, wyciąga rękę spla m i o n ą krwią, a wolność wyboru transferuje na jego k o n t o u m ó w i o n ą s u m ę pie niędzy. Wraca do d o m u , siada do stołu, je, p o t e m kładzie się do łóżka, zasypia. A nazajutrz, budząc się, myśli o wszystkim innym, tylko nie o tym, co uczynił wczoraj. Jest-że to człowiek? Tak: władza przyjmuje go w swoich urzędach i po zwala mu cieszyć się dobrym samopoczuciem. N i e jest przestępcą. I chociaż uważany jest za dobroczyńcę ludzkości, to jednak nigdy n i e zdarzyło się, aby ko bieta korzystająca z jego usług powiedziała mu po wszystkim "dziękuję". Żad na pochwała moralna d o ń się nie stosuje, bo wszystkie kładą jako w a r u n e k ży cie wśród ludzi, a on niesie śmierć. A j e d n a k cała wielkość, cała p o t ę g a i cała dyscyplina spoczywa na a b o r t e rze: on jest s t r a ż n i k i e m i g w a r a n t e m wolności wyboru, j e s t g ł ó w n y m zwor n i k i e m s p o ł e c z e ń s t w demokracji liberalnej. Zabierzcie d e m o l i b e r a l i z m o w i ów niepojęty czynnik, a w jednej chwili ład ustąpi miejsca chaosowi, liberal na demokracja u p a d n i e i s p o ł e c z e ń s t w o o t w a r t e z n i k n i e . MOSEPH DE JAISTRE Tekst jest fragmentem Poranków leningradzkich. l.ATO-2000 161 W istocie religia Holocaustu jest mitem chrześcijań skim, ponieważ opiera się na idei śmierci i zmartwych wstania. Jest to dokładnie opowieść o Wielkim Piątku i o Wielkiej Nocy, tyle że Ukrzyżowaniem jest Holo caust, a Wielkanocą jest Państwo Izraela. wroga ROZMOWA Z RABINEM BYRONEM L. SHERWINEM Byron L. Sherwin (1946) - rabin, uczeń najwybitniejszego teologa żydowskie go XX wieku, Abrahama J. Heschela; wykładowca (na uczelniach żydowskich i chrześcijańskich) żydowskiej filozofii i teologii, mistycyzmu, etyki, prawa 162 FRONDA 19/20 i studiów nad Holocaustem; wiceprzewodniczący Spertus College of Judaica w Chicago; a u t o r kilkunastu książek (w Polsce w y d a n o jego Duchowe dziedzic two Żydów polskich). P o j a w i a j ą się o p i n i e , ż e w s p ó ł c z e ś n i e m a m y d o c z y n i e n i a z e s z c z e g ó l n y m p r o c e s e m deifikacji t r a g e d i i H o l o c a u s t u . Czy z g a d z a się p a n , ż e p a m i ę ć 0 z a g ł a d z i e Ż y d ó w e u r o p e j s k i c h p r z y b i e r a f o r m ę n i e m a l ż e religii? Czy o w a religia H o l o c a u s t u m o ż e w s p ó ł i s t n i e ć p o k o j o w o z t r a d y c y j n y m j u d a i z m e m ? Dla j u d a i z m u nie jest dobrze, gdy sekularyzuje się i zamienia w coś, co m o ż n a nazwać religią Holocaustu. To, co się teraz dzieje, to jest - m o i m z d a n i e m próba całkowitego zredukowania j u d a i z m u do H o l o c a u s t u . M a m y obecnie dwie tendencje i obie nie są d o b r e dla j u d a i z m u . J e d n a polega na tym, że bie rze się cały judaizm, całą jego historię, kulturę, religię, teologię, praktykę 1 stwierdza się: „Ważna jest tylko j e d n a część i jest nią H o l o c a u s t " . To b a r d z o poważny błąd. Jest to zredukowanie tożsamości Ż y d ó w do zaledwie fragmen tu ich historii. F r a g m e n t u bardzo ważnego, ale nie będącego n a w e t w przybli żeniu całością. Drugi p r o b l e m to dokonująca się w Stanach Zjednoczonych amerykanizacja Holocaustu. Pozwoli Pan, że wyjaśnię, co r o z u m i e m p o d poję ciem „amerykanizacji". Z n a n y XIX-wieczny powieściopisarz amerykański, William Dean H o u s e , powiedział: „Amerykanie lubią tragedie, ale ze szczęśli wymi zakończeniami". W ł a ś n i e w t e n sposób Amerykanie sprzedali historię Holocaustu. Widać to w Liście Schindlera. Cały film jest czarno-biały, a na koń cu wszyscy tańczą na polu w Izraelu, w kolorze, przy muzyce. Ta amerykaniza cja Holocaustu jest zniekształceniem. O b a te zjawiska u w a ż a m za b a r d z o złe i bardzo niebezpieczne. Holocaust przestał t e ż b y ć j e d n o s t k o w y m w y d a r z e n i e m historycznym, a s t a ł się u n i w e r s a l n y m p o j ę c i e m , z k t ó r e g o c h ę t n i e k o r z y s t a l i b e r a l n a d e mokracja. Myślę, że m a m y tu do czynienia z poważniejszym p r o b l e m e m . Jest n i m redu kowanie wszystkiego do Holocaustu i to nie tylko w społeczności żydowskiej. Holocaust staje się p u n k t e m wyjścia do dyskusji na t e m a t wielu różnych zja wisk, które są lub nie są z n i m związane. Przykładem m o ż e być amerykańskie LATO-2000 163 zaangażowanie w sprawę Kosowa. Clinton usprawiedliwiając je odwoływał się do Holocaustu. W przypadku Bośni też m ó w i o n o o Holocauście. Obecnie jest on p u n k t e m odniesienia w dyskusjach na t e m a t wszystkiego - broni chemicz nej, praw kobiet, praw zwierząt... J a k i e j e s t stanowisko t r a d y c y j n e g o j u d a i z m u w o b e c f a k t u z a g ł a d y Ż y d ó w europejskich? I j a k Pan, j a k o rabin, w i d z i tę s p r a w ę ? Z teologicznego p u n k t u widzenia f u n d a m e n t a l n y m p r o b l e m e m dotyczącym Holocaustu jest pytanie: „Dlaczego Bóg do tego d o p u ś c i ł ? " Spędziłem prawie całe życie myśląc o t y m i jak d o t ą d nie znalazłem odpowiedzi. To jest niewy obrażalne. Wykluczyłem jednak p e w n e możliwe interpretacje, na przykład tę, że była to konsekwencja jakiegoś grzechu. Dzisiaj prawie każdy żydowski myśliciel na świecie odrzucił taką możliwość. Jaki grzech m o ż e być aż tak ciężki, by uspra wiedliwić śmierć miliona stu tysięcy żydowskich dzieci? Aż do H o l o c a u s t u prawie każde tragiczne wydarzenie w żydowskiej historii nasi teologowie wy jaśniali jako karę za grzechy. Holocaust stanowi zerwanie z tym. Mówimy, że nie m o ż e istnieć grzech aż t a k wielki, by usprawiedliwiał taką tragedię. Pozo staje więc problem: skoro dotychczasowe wyjaśnienie nie ma tutaj zastosowa nia, to m u s i m y przedstawić jakieś nowe, o d m i e n n e . Na razie go nie mamy. U t r z y m u j e się opinia, że Holocaust s t a n o w i w s p ó ł c z e s n y mit założycielski dla kolektywnej świadomości światowego żydostwa. Przede wszystkim m u s z ę zaznaczyć, że teraz to się zmienia. Myślę, że ludzie mają już dosyć Holocaustu. O b e c n a tendencja, przynajmniej w Stanach Zjed noczonych, to zwrot ku bardziej duchowej postaci j u d a i z m u . To, co niektórzy uczeni nazywają „holocaust-manią" czy też, ujmując to inaczej, obsesją na punkcie Holocaustu - kończy się. Pamiętam jak w Ameryce w latach 60-tych, kiedy Holocaust był jeszcze zbyt bliską przeszłością, Żydzi nie chcieli o n i m mówić. Podobnie w Izraelu. Nie chciano o t y m mówić, bo była to rzecz zbyt wstydliwa. P o t e m podejście się zmieniło. Najpierw nikt nie m ó w i ł o Holocauście, a później wszyscy mówili o n i m - i o niczym więcej! Obecnie przechodzimy do trzeciego etapu, w któ164 FRONDA 19/20 rym ludzie przestają mówić o Holocauście, a zajmują się bardziej p r o b l e m a m i duchowymi. Holocaust stal się p u n k t e m centralnym w m o m e n c i e , kiedy we współcze snej społeczności żydowskiej ludzie z jakichś p o w o d ó w porzucali swoją wiarę i potrzebowali substytutu religii. Żydzi, którzy przez cały czas zachowywali wiarę, nie mieli p o w o d u , aby czynić z H o l o c a u s t u c e n t r u m wszystkiego. N a t o miast zsekularyzowani Żydzi potrzebowali substytutu religii, powiedzieli więc: „ O t o Holocaust, a o t o odpowiedź n a ń - Izrael". Stał się on więc, jak Pan to ujął, m i t e m założycielskim. Tak n a p r a w d ę zaczęło się to p o d koniec lat 60tych, po Wojnie Sześciodniowej w Izraelu. Ironia owego m i t u założycielskiego polegała na d w u sprawach. Po pierw sze, dla Ż y d ó w ów m i t stał się na ogół s u b s t y t u t e m wiary. Po drugie, w swej istocie jest to chrześcijański m i t założycielski, p o n i e w a ż opiera się on na idei śmierci i zmartwychwstania. Jest to d o k ł a d n i e opowieść o Wielkim Piątku i o Wielkiej Nocy, tyle że U k r z y ż o w a n i e m jest Holocaust, a Wielkanocą jest Państwo Izraela. M a m y tu więc do czynienia z Żydami, którzy porzucili swoją tradycję religijną i szukali dla niej sekularnej alternatywy, przyjmując ściśle chrześcijański paradygmat jako s u b s t y t u t swej odrzuconej wiary. U w a ż a m , że to bardzo ironiczne. Dlatego b a r d z o się cieszę, że teraz od tego odchodzimy. Tradycyjnie m o m e n t e m z a ł o ż y c i e l s k i m d l a s p o ł e c z n o ś c i ż y d o w s k i e j b y ł o p r z y m i e r z e z B o g i e m . O Żydach m ó w i się j a k o o Ludzie P r z y m i e r z a . T y m c z a s e m t u t a j t a k i m e l e m e n t e m s p a j a j ą c y m s t a ł a się p a m i ę ć o t r a g e d i i w o j e n n e j . Tak, ale kiedy już porzuci się wiarę, nie ma m o w y o Przymierzu, ponieważ Przymierze jest koncepcją teologiczną. W późnych latach 60-tych, szczególnie tutaj w Ameryce, Żydzi przestali być identyfikowani na podstawie ich przywią zania do religii, ale w oparciu o p o c h o d z e n i e etniczne. A z a t e m : co staje się p o d s t a w ą do identyfikacji etnicznej? Trzeba takiej podstawy poszukać. N i e jest to p o d s t a w a religijna. Są to w s p ó l n e doświadczenia. Wspólna kuchnia, wspól na muzyka, wspólny język. W s p ó l n y m doświadczeniem, na k t ó r y m się skon centrowano, był jednak Holocaust i P a ń s t w o Izraela. Żydzi w Ameryce postrzegali miejsca, z których tu przybyli - w t y m Polskę - jako miejsca w o b e c nich niegościnne. N i e traktowali ich jako swego kraju rodzinnego. Jednak wszystkie inne grupy etniczne w Stanach Zjednoczonych LATO-2000 165 miafy swoje kraje rodzinne. Włoscy Amerykanie mieli Włochy, polscy Amery kanie mieli Polskę, nawet czarni Amerykanie mieli swoje korzenie w Afryce. Ży dzi amerykańscy nie mieli swojego kraju rodzinnego. Ale teraz pojawił się Izra el. Pasowało to więc do wzorca identyfikacji etnicznej: m a m y kraj rodzinny. Kiedy m a m y już kraj rodzinny, m o ż e m y powrócić do tego, co nazwał Pan m i t e m założycielskim. Holocaust u d o w o d n i ł bowiem, że w Europie dla Ż y d ó w nie było w a r u n k ó w do n o r m a l n e g o życia. Dlatego też potrzebowaliśmy nasze go kraju rodzinnego, historycznej ojczyzny, Izraela - poza Europą. Co do tego Żydzi izraelscy i Żydzi amerykańscy się zgadzali. Nie mogli się n a t o m i a s t zgo dzić w jednej kwestii - gdzie Żydzi p o w i n n i mieszkać. Zgadzali się tylko w jed nym - że nie w Europie. J a k a jest z a t e m rola A m e r y k i d l a współczesnego ż y d o s t w a ? Przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych Ż y d ó w nie określa się m i a n e m „ n a r o d u " . Jest to określenie specyficznie europejskie. M o i m z d a n i e m p r o b l e m ten ma związek z H o l o c a u s t e m . Sytuacja Żydów w Europie wyglądała tak: m a m y narody - niemiecki, austriacki, francuski itd. Jeśli Żydzi są także n a r o dem, to jak m o g ą być zarazem członkami n a r o d u francuskiego, niemieckiego, austriackiego, polskiego? Z a o w o c o w a ł o to tym, co w Europie z n a n e było ja ko „kwestia żydowska" (od niemieckiego Judenfrage). P r o b l e m polegał na tym, jak tę „kwestię żydowską" rozwiązać. Hitler wystąpił z tym, co nazwał „osta tecznym rozwiązaniem kwestii żydowskiej" (Endlosung). P r o b l e m pogłębia się, kiedy wychodzi się z założenia, że Żydzi są w j a k i m ś sensie o d m i e n n i od wszystkich innych, że są o s o b n y m n a r o d e m , i że nie m o g ą stać się członkami narodu, wśród którego żyją. Amerykański s p o s ó b p a t r z e n i a na to zagadnienie jest inny. Opiera się założeniu, że m o ż e s z być członkiem n a r o d u amerykań skiego niezależnie od tego skąd pochodzisz. N a r ó d amerykański jest złożony z tych, którzy świadomie przyłączają się do niego. Ludzie, którzy urodzili się w tym narodzie, nie stanowią n a w e t większości. Tak więc wolałbym używać słowa „lud", chociaż wiem, że w Polsce go nie lubicie. W języku angielskim używamy t e r m i n u Jewish people - „lud żydowski". Problem, który Pan p o d n o s i , to pytanie, co s t a n o w i o spójności, t o ż s a m o ści tego ludu. Ma Pan a b s o l u t n ą rację: tradycyjny żydowski pogląd głosi, iż to przymierze między n a m i a Bogiem jest p o d s t a w ą naszej definicji jako gru166 FRONDA 19/20 py. J e d n a k kiedy przejdzie się na pozycje s e k u l a r n e i nie p o d t r z y m u j e się już stanowiska, że j e s t e ś m y l u d e m przymierza, t r z e b a je zastąpić czymś i n n y m . Trzeba zastąpić je czymś świeckim. M o i m z d a n i e m a obecnie jest to opinia coraz bardziej rozpowszech n i o n a w społeczności żydowskiej - wszystkie rozwią zania sekularne zawiodły. W niektórych tekstach a u t o r ó w ż y d o w s k i c h moż na się spotkać z określeniem, że A m e r y k a j e s t d l a nich n o w ą z i e m i ą o b i e c a n ą . Jest w Ameryce coś o d m i e n n e g o od wszystkiego, czego doświadczyliśmy w przeszłości, m o ż e z jed n y m wyjątkiem. Wyjątkiem t y m była H i s z p a n i a między, powiedzmy, VIII a XIII s t u l e c i e m . Żydzi, chrześcijanie i m u z u ł m a n i e żyli w t e d y r a z e m w społeczeństwie prawdziwie pluralistycz n y m . Jest t o , jak sądzę, m o d e l najbliższy S t a n o m Zjednoczonym. Tak więc zgadzam się, że Ameryka to coś nowego, c u d o w n e g o dla nas, ale są tu też p e w n e problemy. J e d n y m z nich jest to, że m a m y w o l n o ś ć bycia nie-Żydami. Dlatego tracimy wielu ludzi - przez asymilację, przez m a ł ż e ń s t w a mieszane, przez wpływ amerykańskiej kultury - jeśli jest tu jakaś k u l t u r a . . . Tracimy wiele osób. Jak określił to p e w i e n uczony, w Stanach Zjednoczonych odbywa się teraz swego rodzaju „duchowy H o l o c a u s t " . Jak wielu Ż y d ó w traci Pańska społeczność w w y n i k u m a ł ż e ń s t w m i e s z a n y c h ? Według szacunków od 48 do 52 p r o c e n t Ż y d ó w poślubia nie-Żydów. M o ż e za interesuje Pana fakt, że grupą o najwyższym współczynniku tego, co socjolo gowie nazywają outmarriage, czyli m a ł ż e ń s t w członków jednej grupy etnicznej z osobami z innych grup, są Amerykanie polskiego pochodzenia. Drudzy w ko lejności są Amerykanie japońscy. Gdy chodzi o polskich Amerykanów, współ czynnik ten wynosi około 82 procent. LATO-2000 167 Czy ta n a r a s t a j ą c a t e n d e n c j a s e k u l a r y z a c j i i a s y m i l a c j i j e s t n i e b e z p i e c z n a dla samej tożsamości narodowej Żydów? Taka sekularyzacja m o ż e sprawić, że w rezultacie Żydzi zanikną. Jest też inna, niemniej groźna tendencja wśród Ż y d ó w - obecnie mniej p o p u l a r n a niż kiedyś - czyli uniwersalizm żydowski („nie ma narodów, nie ma l u d ó w " ) . Stanowisko to zajęło wielu żydowskich komunistów, jak n p . Z i n o w i e w w Rosji, który twierdził, że nie ma n a w e t rosyjskiej rewolucji - jest tylko światowa rewolucja komunistyczna. To dlatego po Kiereńskim n a s t a ł Lenin, a nie Zinowiew. W mojej opinii żydowski uniwersalizm jest n a w e t niebezpieczniejszy niż ży dowski sekularyzm. Skąd się wziął t e n ż y d o w s k i u n i w e r s a l i z m ? W czasach, kiedy Żydzi przyjmowali t e n pogląd, chcieli oni uciec od swojej ży dowskości. Wówczas być Ż y d e m nie było zbyt dobrze, było niebezpiecznie. By ło się z tego p o w o d u dyskryminowanym, nie m o ż n a było pójść na uniwersy tet, udzielać się w gospodarce, we władzach p a ń s t w o w y c h . Na szczęście teraz dla Żydów nie stanowi to p r o b l e m u . N i e m u s i m y być j u ż uniwersalistami, p o nieważ nie doświadczamy już takiej dyskryminacji jak niegdyś. Kiedy b y ł e m młodszy, rozmawiałem z w i e l o m a Żydami, którzy byli w Europie w czasie woj ny, którzy przeżyli, i którzy zostali k o m u n i s t a m i . Mówili mi, że mieli tylko dwie możliwości: faszyzm albo k o m u n i z m . Pierwszy wybór był n i e d o b r y dla Żydów. Zostali więc k o m u n i s t a m i , ponieważ w Europie, w krajach takich jak Polska, Czechosłowacja i inne, była to jedyna alternatywa. Czy w ujęciu teologii j u d a i s t y c z n e j m o ż n a p o w i e d z i e ć , że ż y d o w s k i u n i w e r salizm k o m u n i s t y c z n y był f a ł s z y w y m m e s j a n i z m e m ? Zdecydowanie tak. Czy o b s e r w u j e Pan dzisiaj j a k i e ś p o s t a w y m e s j a n i s t y c z n e w ś r ó d Ż y d ó w ? Podstawowym założeniem teologii żydowskiej jest to, że Mesjasz jeszcze n i e przyszedł, zaś p o d s t a w o w y m założeniem teologii chrześcijańskiej jest t o , że 168 FRONDA 19/20 Mesjasz już przyszedł, a więc żyjemy w świecie mesjańskim. Z d a n i e m teologii żydowskiej, żyjemy w świecie bezładnym, chaotycznym. Innymi słowy, w na szym świecie m a m y wojny, konflikty, wszelkiego rodzaju o k r o p i e ń s t w a - i z ju daistycznego p u n k t u widzenia jest to dowód, że Mesjasz jeszcze nie przyszedł. Dlatego też żydowski mesjanizm, wiara w to, że Żydzi żyją teraz w świecie m e sjańskim, jest w e d ł u g m n i e k ł a m s t w e m . N a s z y m z a d a n i e m jest starać się przy bliżać społeczeństwo do świata mesjańskiego. Ale jeszcze nie znajdujemy się w n i m . Spójrzmy na przykład do Księgi Izajasza. M ó w i on, że świat mesjański będzie światem, w k t ó r y m zapanuje pokój. J e s t e ś m y b a r d z o daleko od pokoju, gdziekolwiek spojrzeć. Jest Pan z a a n g a ż o w a n y w dialog z k a t o l i k a m i , g ł ó w n i e polskimi. Co z P a ń skiego punktu w i d z e n i a j e s t w t y c h k o n t a k t a c h n a j t r u d n i e j s z e ? W zeszłym roku m i a ł e m na t e n t e m a t długą r o z m o w ę z kardynałem Cassidy'm, przewodniczącym komisji ds. s t o s u n k ó w katolicko-żydowskich w Stolicy Świę tej. Powiedziałem m u , a on zdawał się z t y m zgadzać, że obecne problemy i na pięcia w stosunkach katolicko-żydowskich, szczególnie jeśli chodzi o s t o s u n e k katolików do Żydów, polegają na tym, że katolicy postrzegają kwestie p o d n o szone przez Żydów raczej jako polityczne i społeczne niż teologiczne. Powiedziałbym więc, że jeśli m a m jakiś udział, szczególnie w dialogu mię dzy Żydami a katolikami polskimi - a jest to dialog o d m i e n n y od tego, w jaki angażuję się z katolikami w USA - to dlatego, że wychodzę od perspektywy teologicznej. Nie interesuje m n i e polityka. N i e interesują m n i e społeczne ste reotypy. Interesuje m n i e to, co m a m y wspólnego, od czego m o ż e m y zacząć oraz dokąd m o ż e m y z tego p u n k t u pójść dalej. To, co w dialogu dialogu międzyreligijnym m a m y najbardziej w s p ó l n e g o , to w s p ó l n y wróg, z k t ó r y m walczymy: sekularyzacja, a t e i z m oraz ideologie, k t ó r y m się przeciwstawiamy. Z a t e m n i e k o n i e c z n i e we w s z y s t k i m się zgadza my - bo oczywiście teologicznie się nie z g a d z a m y - ale m u s i m y d o s t r z e c wspólny p u n k t wyjścia, m u s i m y zacząć m ó w i ć teologicznie. Teologia jest ję zykiem, w k t ó r y m m o ż e m y m ó w i ć r a z e m . Jeśli s p o ł e c z n o ś ć żydowska m ó w i językiem politycznym, a Kościół katolicki m ó w i językiem teologicznym, to nie m o ż n a się p o r o z u m i e ć , p o n i e w a ż m ó w i się d w o m a k o m p l e t n i e r ó ż n y m i językami. LATO-2000 169 Tu, w Stanach Zjednoczonych, p r o b l e m dialogu katolicko-żydowskiego p o lega na tym, że zaczął się on od zagadnień społecznych. Chodzi tu szczególnie o fakt, iż w latach 50-tych i 60-tych, z a r ó w n o Żydzi, jak i katolicy byli w t y m kraju dyskryminowani społecznie i ekonomicznie. Mieli więc w s p ó l n ą podsta wę, aby walczyć r a z e m o swoje prawa. W USA p a n o w a ł y olbrzymie uprzedze nia antykatolickie. Z a t e m Żydzi i katolicy zbliżyli się do siebie na gruncie spraw społecznych. Teraz, jak sądzę, nadeszła p o r a na zbliżenie w kwestiach teologicznych. Szczególnie dlatego, że jesteśmy obecnie b a r d z o podzieleni - a przynajmniej oficjalny Kościół katolicki i społeczność żydowska. J e s t e ś m y podzieleni i nie zgadzamy się w większości zagadnień społecznych. Na przykład w sprawie aborcji. Społeczność żydowska jest j e d n y m z najsilniejszych s t r o n n i k ó w tego, co nazywa się tutaj „ p r a w e m do wyboru". W ś r ó d Amerykanek-liderek r u c h u Pro Choice większość stanowią Żydówki. Oczywiście Kościół katolicki jest tu w czołówce r u c h u Pro Life. Z a t e m w wielu kwestiach społecznych nie zgadza my się. Problemów społecznych, k t ó r e niegdyś n a s zbliżały, już nie m a . Jedyną płaszczyzną, na jakiej m o ż e m y się spotkać, są zagadnienia teologiczne i walka z naszym w s p ó l n y m wrogiem, k t ó r y m są ludzie przeciwni religii. W y d a j e się, ż e d y s k u s j a n a p ł a s z c z y ź n i e teologicznej t e ż nie j e s t ł a t w a . Pro szę zobaczyć, co się d z i e j e ze z n a k i e m k r z y ż a . Chrześcijanie w i d z ą w n i m w y m i a r teologiczny, odkupieńczy. Żydzi nie p o d e j m u j ą j e d n a k r o z m o w y n a t y m poziomie religijnym, oni w k r z y ż u c h c ą w i d z i e ć tylko n a r z ę d z i e upoko rzenia. Takich p r z y k ł a d ó w j e s t z r e s z t ą b a r d z o w i e l e . Aby doszło do porozumienia, obie strony m u s z ą m ó w i ć t y m s a m y m językiem. Kiedy nie rozumiesz, co m ó w i druga osoba, nie m o ż e s z jej zrozumieć w ogó le, bo nie masz pojęcia o co chodzi. W sprawie Auschwitz m a m y do czynienia z d w o m a grupami, z których każ da nie rozumie tego, co mówi ta druga. Katolicy w Polsce m ó w i ą to, o czym Pan wspomniał, że krzyż jest symbolem odkupienia. Ale Żydzi postrzegają krzyż ja ko symbol uciemiężenia, gdyż byli uciskani przez Kościół. M a m y zatem ten s a m znak i dwa kompletnie różne jego znaczenia. Kiedy katolicy w Polsce stawiają krzyż, próbują wyrazić coś dobrego. Biskupi w Polsce powiedzieli mi, że ludzie stawiają krzyże tam, gdzie umierali Żydzi, ponieważ w t e n sposób wyrażają na170 FRONDA 19/20 dzieje odkupienia oraz to, że jest im przykro z p o w o d u tego, co się tam stało. Z a t e m jest w tym dobra intencja. Jednak Żydzi patrzą na to w cał kowicie inny sposób, a katolicy nie rozumie ją, dlaczego Żydzi chcą usunięcia krzyży. Co więcej, ludzie, szczególnie w Polsce, kiedy słyszą żydowskie żądania usunięcia krzy żów, wydaje im się, że są to ateiści, ko muniści, stalinowcy: „To s a m o robił Stalin, usuwał krzyże". Jednak Żydzi tutaj, w Ameryce, nie mają intencji po wiedzenia czegoś takiego. Mamy więc dwie osoby wygłasza jące monologi i nie rozumiejące tego, co mówi ten drugi. Jest to więc pra blem o wiele głębszy niż teologicz na różnica zdań. Jest to różnica zdań pomiędzy ludźmi widzącymi tę samą rzecz i interpretującymi ją w sposób kom pletnie różny. Powoduje to, że nie mają oni podstawy do porozumienia się. Róż nicę zdań m o ż n a mieć dopiero wtedy, gdy ma się podstawę do komunikowania się. Dlatego też zawsze uważałem, że powinniśmy zaczynać raczej od rzeczy n a m wspólnych. Zacznijmy raczej od wspólnego języka, niż od rzeczy, które robi jed na strona, a druga ich nie rozumie. Zawsze sugerowałem - a ludzie m n i e za to wyśmiewali - że dialog polsko-żydowski powinien zacząć się od miski kaszy. To jest coś, co jest n a m wspólne w sposób najbardziej podstawowy. Dopiero p o t e m m o ż n a przechodzić do innych spraw. Siedzący przy stole Polak m o ż e powiedzieć: „Moja babka przyrządzała kaszę, ale inaczej", Żyd powie: „Moja babka też przy rządzała kaszę, ale inaczej". Przynajmniej b ę d ą mówić o t y m samym. Będą m o gli dojść do porozumienia, jak przyrządzać kaszę. P u n k t e m wyjścia jest to, co m a m y wspólnego, dopiero później m o ż n a posunąć się dalej. Z a d a j ę sobie p y t a n i e o sensowność dialogu katolicko-żydowskiego, j e ś l i po ważnie traktujemy tradycyjne stanowisko żydowskie. Brzmi ono t a k : chrześcijaństwo j e s t f a ł s z y w ą religią z a ł o ż o n ą przez f a ł s z y w e g o m e s j a s z a . LATO-2000 |71 J a k a j e s t przyczyna teologicznego dialogu Żydów z kato l i k a m i , s k o r o n a u k a c h r z e ś c i j a ń s k a n i e z m i e n i ł a się c o d o s w e j istoty, k t ó r a t a k r a z i ł a Ż y d ó w ? Cały problem w tym, że katolicyzm nie stosuje już takich rozwiązań jak poprzednio. Od II Soboru Wa tykańskiego w Kościele katolickim nastąpiły ogrom ne zmiany. W mojej nowej książce poświęconej Janowi Pawło wi II i dialogowi międzyreligijnemu o m a w i a m to dokładnie: jak bardzo Kościół katolicki za pontyfikatu Jana Pawła II zmienił swoje podejście nie tylko do judaizmu, ale także do innych re ligii, takich jak n p . islam. Z m i a n y jakie nastąpiły są bardzo daleko idące. Nie jest to t e n s a m katolicyzm co kiedyś. Do kładnie o t y m pisał n i e d a w n o kardynał Cassidy. Stwierdza on, że znaczącym p r o b l e m e m w dialogu międzyreligijnym, czy w ogóle w każdym dialogu p o m i ę dzy Żydami i Kościołem katolickim, jest t o , że większość Żydów nie jest świa d o m a zmian w podejściu do Żydów, jakie miały miejsce w Kościele katolickim od roku 1965, kiedy to II Sobór Watykański uchwalił swoją deklarację Nostra aetate, w której Kościół formalnie zmienił swój s t o s u n e k do j u d a i z m u . J e d n a k te zmiany w Kościele nie dotyczą tego, co j e s t podstawowe, to zna czy B ó s t w a o s o b y Chrystusa. N a u k a k a t o l i c k a n i e m o ż e się t u t a j z m i e n i ć , a z t e j prawdy w y r a s t a c a ł a reszta. A przecież ta c e n t r a l n a p r a w d a katoli cyzmu j e s t odrzucana przez Żydów. Jest to dokładnie to s a m o pytanie, które zadał mi pewien s t u d e n t podczas kon ferencji w warszawskiej Akademii Teologii Katolickiej. D a m Panu tę samą odpo wiedź, którą dałem j e m u . Proszę popatrzeć: kiedy jest Pan żonaty, miewa Pan nieporozumienia ze swoją żoną, a żona z Panem. Ale ciągle m o ż e Pan z nią roz mawiać, mieszkać razem i prowadzić dialog. Z a t e m nie chcemy, aby judaizm i chrześcijaństwo były dokładnie takie same. Oczywiście, że m a m y różnice zdań. Ale popatrzmy na nie tak, jak na spory w rodzinie, a nie jak na spory wrogów. Logiczne ujęcie k a z a ł o b y ująć sprawę t a k : j e d n a strona j e s t w błędzie, a d r u g a m a r a c j ę . T e r t i u m n o n datur. 172 FRONDA 19/20 Niekoniecznie. O d n a l a z ł e m cytat z prac XIV-wiecznego rabina włoskiego, któ ry powiada tak: „Dla nas, czyli dla Żydów, Jezus nie jest Mesjaszem, nie jest Synem Bożym, nie jest Bogiem". Dlaczego? Ponieważ j u ż jesteśmy, jak byście to powiedzieli w teologii katolickiej, złączeni z Bogiem Ojcem. Z a t e m nie p o trzebujemy iść do Ojca przez Syna. Ale ów rabin z XIV-wiecznych W ł o c h m ó w i : „Dla nas, Żydów, Jezus nie jest Chrystusem, ale nie-Żydzi być m o ż e potrzebują Chrystusa, aby dostać się do Ojca." Papież nie jest m o i m p a p i e ż e m . Jest p a p i e ż e m katolików. Ja nie p o trzebuję papieża, ale Kościół katolicki wyraźnie go potrzebuje, więc ma papie ża, który jest Wikariuszem Chrystusa. Interesujące, że to J a n Paweł II powie dział, iż katolik m o ż e dotrzeć do C h r y s t u s a jedynie poprzez j u d a i z m . To, co Pan m ó w i , oznaczałoby, że są d w i e równoległe i w pełni uprawnio ne drogi do z b a w i e n i a . J e d n a ż y d o w s k a i j e d n a c h r z e ś c i j a ń s k a . W latach 20-tych znany żydowski filozof z Niemiec, Franz Rosenzweig - jest on bardzo popularny w pewnych kręgach, szczególnie w kręgach jezuickich w Polsce - głosił teorię „podwójnego przymierza". Istnieje przymierze żydowskie i przymierze chrześcijańskie. Żydzi mają przystęp do przymierza żydowskiego, a chrześcijanie do swojego. J a k się Panu p o d o b a ta koncepcja? Jest bardzo przekonująca. N i e m a m nic prze ciwko niej. Jednakże koncepcja równoległych dróg z b a w i e n i a - którą nota bene popiera niejeden k a tolicki teolog - kłóci się z chrześcijańskim rosz czeniem dla unikalnej pozycji Chrystusa j a k o S y n a Bożego i jedynego Zbawiciela świata. Ma Pan rację. Problem zasadza się na tym: gdyby Kościół porzucił tę ideę, to czy mógłby istnieć da lej, czy mógłby przetrwać? Mogłoby mu to ułatwić LATO-2000 173 dialog z Żydami. To p e w n e . Ale czy Kościół by to przetrwał? Na to pytanie nie mogę odpowiedzieć. Ale s a m o o n o jest b a r d z o w a ż n e . Uważam, tak jak już m ó w i ł e m , że Kościół, szczególnie za pontyfikatu J a n a Pawła II, poczynił o g r o m n y postęp, dokonał o g r o m n y c h zmian, k t ó r e uczyniły nasz dialog łatwiejszym. Myślę, że teraz kolej na Żydów: oni p o w i n n i podjąć p e w n e zmiany. U w a ż a m , że pierwszą zmianą, jakiej m u s i m y dokonać, jest zmiana obecnego w naszej historii, b a r d z o negatywnego s t o s u n k u do Jezusa, na stosunek bardziej pozytywny. W końcu był On j e d n y m z nas. Co j e d n a k robić, skoro k a t o l i c y z m j e s t m i s y j n y ? Jego misyjność p o t w i e r d z a w i a r ę w unikalność osoby C h r y s t u s a , w j e g o B ó s t w o . To wielki dylemat - jak być religią misyjną i prowadzić dialog z i n n y m i reli giami? Czy r o z m o w y katolików z w y z n a w c a m i innych religii mają na celu być m o ż e jest to cel ukryty - n a w r ó c e n i e ich? Wielu Ż y d ó w nadal to podej rzewa i tak n a p r a w d ę ciągle nie ma na to pytanie o d p o w i e d z i . Dialog z osobą, k t ó r a ma jakieś utajone cele, t a k n a p r a w d ę nie jest dialogiem. Jeśli osoba, z k t ó r ą rozmawiam, chce, abym stal się taki jak ona, abym się nawrócił, to n i e jest to prawdziwy dialog. II Sobór Watykański stwierdził, że Kościół nie bę dzie p r ó b o w a ł czynnie nawracać Żydów. W d o k u m e n t a c h S o b o r u nie było wzmianki o doktrynie misji w o b e c Żydów. W mojej nowej książce o J a n i e Pawle II i o innych religiach próbuję pokazać, że papież d o k o n a ł w s p a n i a ł y c h rzeczy, jeśli chodzi o dialog. J e d n a k ż e j e d n ą z m n i e j wspaniałych rzeczy, któ rych on dokonał, było cofnięcie się do p o s t a w y bardziej misyjnej, niekoniecz nie nakierowanej szczególnie na Żydów, ale w ogóle do p o s t a w y misyjnej. On nie powiedział: „Nie, n i e j e s t e ś m y z a i n t e r e s o w a n i n a w r a c a n i e m Ż y d ó w " . Wielu t r a d y c y j n y m k a t o l i k o m w y d a j e się, źe teologiczny dialog z Ż y d a m i , j a k i w y n i k a koncepcji R o s e n z w e i g a , o s t a t e c z n i e p r o w a d z i d o r e l a t y w i z a c j i B ó s t w a Chrystusa. Takie j e s t j e g o logiczne rozwinięcie. Nie w s p o m i n a j ą c j u ż o t y m , że przyjmując teorie p a r a l e l n y c h dróg z b a w i e n i a , c h r z e ś c i j a ń s t w o w d u ż y m stopniu p o z b a w i a się sensu. To prawda, j e d n a k to p r o b l e m chrześcijan, a nie mój. 174 FRONDA 19/20 P r z y z n a Pan, ż e dialog ó w nie j e s t ł a t w y . Nikt nie powiedział, że jest łatwy. Pozwoli Pan, że spojrzę na t e n przykład z przeciwnej strony. Nikt na świecie nie popiera Izraela silniej niż amerykańscy radykalni protestanci, ewangelicy. Wspierają go nawet silniej niż wielu Żydów. Kiedy się z nimi rozmawia, mówią: „Nie o d d a m y ( „ m y " nie oddamy, „ m y " ! mówi ktoś z Dallas albo z Teksasu) ani cala Zachodniego Brzegu czy wschod niej Jerozolimy!" Mówią „nie oddamy!", jakby to była ich ziemia. To nie jest ich ziemia. To najwięksi na świecie poplecznicy Izraela. Udzielają mu dużego wsparcia politycznego i ekonomicznego. Ale są przy tym najaktywniej zaanga żowani w próby nawracania Żydów. Dlaczego tak wspierają Izrael? Ponieważ wierzą, że spowoduje to p o w t ó r n e przyjście Chrystusa, że najpierw Żydzi odzy skają Izrael, a p o t e m powtórnie nadejdzie Jezus i wszyscy Żydzi się nawrócą, zo staną chrześcijanami. Tak więc ma Pan tutaj kolejny aspekt tego dylematu. Mój przyjaciel, rabin z Teksasu, powiedział mi: „oni kochają nas na śmierć". Tak nas kochają, że nie chcą, abyśmy żyli dalej jako Żydzi. Taka jest prawda. Jednakże w dialogu katolicko-żydowskim p u n k t e m wyjścia była p r ó b a ograniczenia antysemityzmu, usunięcia konsekwencji teologicznego nauczania katolickiego dotyczących negatywnego t r a k t o w a n i a Żydów. Żydzi, którzy wte dy byli zaangażowani w ów dialog, tak n a p r a w d ę nie dbali o koncepcje teolo giczne. Zależało im na wpłynięciu na społeczny s t o s u n e k do nich. Dziękuję z a r o z m o w ę . ROZMAWIAŁ RAFAŁ SMOCZYŃSKI CHICAGO, ILLINOIS, MARZEC 2000 WSPÓŁPRACA JAN FIJOR LATO-2000 175 Doświadczenie czystej krwi staje się u Rosenzweiga wy znacznikiem judaizmu. Nie ma mowy o rzeczywistej równoległości dostępu do Boga dla Żydów i chrześcijan. Ci pierwsi mają dostęp przez to, co źródłowe, nieusuwal ne i bezwzględne. Coś, co nie ulega zmianie, co trwa, choć przemijają państwa, języki, kultury i cywilizacje, co pozostaje zawsze już niezmienione: przez krew. Nic dziwnego, że autor Gwiazdy zbawienia stwierdza, że samo-zachowanie wiecznego ludu polega na „zamknię ciu czystego źródła krwi przed obcą domieszką". Mamy tu bowiem do czynienia ni mniej, ni więcej tylko z rasi zmem duchowym. NIESKOŃCZONOŚĆ NA MIARĘ ŚMIERTELNYCH BOGÓW PAWEŁ LISICKI Nieskończoność, transcendencja, drugi, dialog, bliźni, t o ż s a m o ś ć i inność, Sobość i otwarcie, Ja i Ty - te słowa wydają się szyfrem i obietnicą. Spoglą damy z n i e d o w i e r z a n i e m i nadzieją na tych, którzy w naszej epoce, z d o m i nowanej przez przyziemny scjentyzm i u ż y t e c z n ą technikę, odważają się my śleć od początku. N a s z a nadzieja wzrasta, gdy słyszymy, iż myśliciele ci 176 FRONDA 19/20 dokonują kopernikańskiego p r z e w r o t u w historii filozofii, że w y c h o d z ą p o za, zdawałoby się nieprzekraczalny, krąg p o d m i o t u i p r z e d m i o t u . Ich język jest świeży i żywy. Obiecują n a m , że niczym n o w o n a r o d z o n e dzieci s t a n i e m y wobec tego, co n i e z a p o ś r e d n i c z o n e . W o b e c doświadczenia, k t ó r e s a m o d o p i e r o pozwoli pojawić się filozofii pojęciowej i logice. Czy nie t e g o oczekiwa ł e m po Levinasie i Rosenzweigu, gdy pierwszy raz się z n i m i z e t k n ą ł e m ? Wreszcie pojawił się ktoś, myślałem, k t o przywrócił należytą r a n g ę j e d n o s t ce, nie gubiąc j e d n a k niczego z tradycji Biblii. Teraz m a m w r a ż e n i e jakby za t y m i wielkimi o b i e t n i c a m i kryło się żałośnie m a ł o . Mgławicowe pojęcia z b u d o w a n e n a piasku opinii. N i e f i l o z o f i a , k t ó r a uchwyciła k o n k r e t , ale f i l o z o f i a , k t ó r a p o d m a s k ą k o n k r e t n o ś c i jest czystą pojęciową abstrakcją. N i e p r z e w o d n i c y do tego, co k o n k r e t n i e jest, «le filozofia abstrakcyjnego k o n k r e t u , nie dialog w prawdzie, ale p r a w d a w y d a n a na ł u p d w u z n a c z n o ś c i i k u r t u azji, nie n o w y kopernikański p r z e w r ó t , ale stare b ł ę d y w n o w y m prze b r a n i u . Śmiałe z a k w e s t i o n o w a n i e zastanej tradycji filozoficznej zdaje mi się dzisiaj ucieczką p r z e d r z e t e l n y m m y ś l e n i e m , p o m y s ł o w o ś ć w t w o r z e n i u metafor d o w o d e m słabości a r g u m e n t ó w , a gest wyjścia p o z a hi storię sztubacką pyszałkowatością. Jak j e d n a k wyjaśnić fakt, że moja o p i n i a rozmija się w t a k i m s t o p n i u z o p i n i ą wpływowych u c z n i ó w o w y c h filozofów i tak zwanych szerokich kół? To p o w a ż n y p r o b l e m . N i e m o g ę nie dostrzegać, że rację miał Alvin Plantinga, gdy pisał, że teologia n a t u r a l n a - której b r o n i ę - nie błyszczy dziś specjalnie. O d w r o t n i e n a t o m i a s t wygląda sytuacja filozo fii dialogu, której wpływ na ś w i a d o m o ś ć zdaje się być ogromny. Cóż, to fakt. A jak stwierdził, przemawiając do odciętej głowy M i c h a ł a Aleksandrowicza Berlioza Woland, „fakty to najbardziej u p a r t a rzecz p o d s ł o ń c e m " . Dla wielu teologów katolickich dzieło Bubera, Rosenzweiga i Levinasa stało się p o d s t a w ą myślenia religijnego. Z d a n i e m współczesnych nauczycieli wiary m o ż e m y odkryć zbieżność między zasadami nowej filozofii i tym, co w posłaniu chrześcijańskim najważniejsze: g ł o s z e n i e m miłości bliźniego, we zwaniem do odpowiedzialności za drugiego, dialogiem Boga i człowieka. C h o ciaż Rosenzweig faktycznie głosi podwójność prawdy, a Levinas o d r z u c e n i e wszelkiej religii dogmatycznej, to jednak, o dziwo, w ł a ś n i e ich dzieła mają p o zwolić chrześcijanom obcować z żywym Bogiem i przezwyciężyć błędy Ojców i późniejszych Doktorów. G ł ó w n y m z a r z u t e m , jaki czynią n o w i filozofowie LATO 2000 177 d a w n e m u myśleniu, jest jego statyczność i ogólność. Zarzucają mu redukcję tego, co absolutnie i n n e - konkretu, historii - do tego, co p o w s z e c h n e , do toż samości, do teorii. Odpowiedź przychodzi z góry Wydaje mi się jednak, że tradycyjna metafizyka pozwalała d o t r z e ć do konkre tu i historii znacznie pewniej niż dzisiejsza filozofia Levinasa czy Ro senzweiga. Była abstrakcyjna w ściśle wytyczonej dziedzinie pierw szych prawd, pojęć i ogólnych definicji, przez co zostawiała dość miejsca na odsłonięcie się k o n k r e t u . Zasady n a t u r a l n e go r o z u m u , jak to, że p r a w d a m u s i być dla wszystkich ta sa ma, p o z a u m y s ł o w y byt s t a n o w i o b i e k t y w n ą m i a r ę dla r o z u m u , że sprawiedliwość, d o b r o ć i o d w a g a są czymś bezwględnie god n y m wyboru, że d o s k o n a ł y m jest to co wieczne, stanowiły w p e w i e n s p o s ó b przygotowanie do historycznego objawienia. Pierwsi Ojcowie myśleli, że w chrześcijaństwie - n a u c e historycz nego Zbawiciela - odnaleźli nie tylko religię, ale także p r a w d z i w ą filozofię. Szukali przecież pierwszych zasad bytu, d o b r a i piękna, szukali szczęścia i o t o s a m a historia, jak sądzili, przynosiła im o d p o w i e d ź . Wiedzieli, że praw d o m ó w n y jest dobry, a d o b r y m jest ten, k t o troszczy się o innych i potrafi złożyć siebie w ofierze za drugich. Wiedzieli, jakim m u s i być człowiek spra wiedliwy, odważny, szlachetny i miłosierny. I dlatego uwierzyli t e m u , o k i m wiarygodni świadkowie mówili, że przeszedł p r z e z życie d o b r z e czyniąc, te mu k t o wydał swe życie dla innych p o d Poncjuszem P i ł a t e m . Tak s a m o pierwsi chrześcijanie rozumieli, że wolnego, o s o b o w e g o Boga nie wiążą prawa natury. Dlatego z m a r t w y c h w s t a n i e stało się o s t a t e c z n y m p o t w i e r d z e n i e m faktu, że w Jezusie z N a z a r e t u objawił się Bóg: dobry, m i ł o sierny, sprawiedliwy i w s z e c h m o c n y zarazem. M o ż n a więc powiedzieć, że Objawienie historyczne zasa dzało się na prawdach, k t ó r e n a t u r a l n i e m ó g ł odkryć ludz ki umysł. Wiara nie była sztuczką magiczną, dzięki której wybrańcy uzyskaliby z u p e ł n i e n o w e pojęcie sprawiedliwości. Gdy by n a d p r z y r o d z o n a wiara niszczyła bądź to s u m i e n i e , bądź r o z u m , gdyby negowała obiektywność prawdy, metafizyczny ład świata, sens 178 FRONDA 19/20 sprawiedliwości, wielkość cnoty, nie m o g ł a b y apelować do tylu p o k o l e ń lu dzi. Pierwsi Ojcowie nigdy nie mogliby widzieć w słowach J e z u s a z Nazare tu nauki samej Wcielonej Mądrości i Prawdy. Byłby on wielkim m a g i e m i cza rodziejem, ale nie Bogiem-człowiekiem. Przy p o m o c y r o z u m u j e s t e ś m y w stanie dojść do tego, że istnieje Abso lut, m o ż e m y przyznać, że jest On niecielesny, p o s i a d a intelekt i wolę. Wszystko to m o ż e m y uczynić pozostając w obrębie m ą d r o ś c i pogańskiej. Bę dąc p o g a n a m i m o ż e m y wierzyć, że ów A b s o l u t niczego nie potrzebuje, że do bro w n i m polega na k o m u n i k o w a n i u się na zewnątrz. N a p r a w d ę , wiele rze czy m o ż e m y przyjąć jako poganie. Po to jednak, by uznać, że ta n i e s k o ń c z o n a m o c w z b u d z i ł a z m a r t w y c h człowieka zabitego na krzyżu, p o t r z e b a wiary. Po t o , by uznać, że cielesna pełnia Bóstwa zamieszkała w j e d n y m z p o d d a n y c h rzymskich cesarzy w dość parszywej części i m p e r i u m ze względu na m i ł o ś ć do ludzi, p o t r z e b a wiary. Po to, by w Jego słowach widzieć p r a w d ę o najgłębszych tajemnicach życia Bo żego, o miłości, wolności i sprawiedliwości, t r z e b a wiary. Wiary, czyli nie po p r o s t u zaufania, ale aprobaty dla realności, których nigdy nie widzieliśmy. Wiary, czyli nie a b s u r d u , ale u z n a n i a za prawdzi we i rzeczywiste tego, co tajemnicze. Bóg, który stał się czło wiekiem, dziewica, która u r o d z i ł a Syna, j e d e n Bóg w trzech Osobach: o t o nieskończenie tajemnicze prawdy. Inaczej niż pierwsi świadkowie, nie widzimy Pana. Wierzymy jednak, że to, co n a m przekazali, m i a ł o miejsce. N i e wierzymy tylko, że słowa Boga są symbolem, p e w n ą niejasną poetycką metaforą, dzięki której nasze z m ę c z o n e serce m o ż e p o c z u ć b o s k ą obec ność. W ż a d n y m razie. Ś m i e m y wierzyć w o wiele większe dziwy. Te słowa, m i m o całej pozornej absurdalności, przekazują n a m prawdziwe p o z n a n i e . Wiara chrześcijańska jest z n a t u r y dogmatyczna, b o w i e m oznacza a p r o b a t ę treści przekazu. Ta wiara zakłada istnienie i god ność n a t u r a l n e g o r o z u m u . To prawda, niektórzy z pierwszych chrześcijańskich nauczycieli filozofii nazbyt ufali mądrości pogańskiej. To prawda, w ich oczach m a t e r i a była wciąż czymś radykalnie przeciwstawionym d u c h o w i . To prawda, nie zawsze do strzegali metafizyczną rangę poszczególnej osoby. Łatwo pokazać te pozosta łości p l a t o n i z m u u Orygenesa czy choćby wczesnego Augustyna. Ale, sądzę, LATO-2000 179 pierwsi nauczyciele zrozumieli to, co najważniejsze i co łączy myśl grecką z Objawieniem: świat n a t u r a l n y jest czymś d o b r y m . Jest d z i e ł e m Mądrości, odbija się w n i m Boski R o z u m . Taki jest p u n k t w s p ó l n y pogańskiej refleksji nad n a t u r ą i religii chrześcijańskiej, głoszącej chwałę Boga Stwórcy, Pana ca łego porządku. I właśnie w tym p u n k c i e z a r ó w n o chrześcijaństwo, jak religie pogańskie pozostają w opozycji do gnostyckiej doktryny świata, jako dzieła złego, s a m o w o l n e g o demiurga, jako n i e ł a d u i chaosu. Gnoza neguje ontologiczną różnicę między Stwórcą i stworzeniem, m u s i więc też kwestionować sens opartych na tej różnicy pierwszych zasad. Gnoza uniemożliwia dotarcie do Boga w oparciu o kontemplację natury. Jej Bóg, ab solutnie obcy i nieznany, nie jest ani Mądrością, ani R o z u m e m . Co więcej, gno za uczy, że części tego nieznanego Boga są, w s k u t e k tajemniczej katastrofy, obecne w człowieku, a przynajmniej w niektórych ludziach. Już jesteśmy do skonali, jeszcze o tym nie wiedząc. Już jesteśmy boscy, jeszcze sobie tego nie uświadamiając. Być m o ż e był jakiś Zbawiciel i być m o ż e n a w e t czegoś n a s uczył; ale jego n a u k ę przyjmujemy, b o w i e m już p r z e d t e m byliśmy n a t u r a l n y m i bogami. Bóg staje się zbawicielem człowieka, człowiek staje się zbawcą Boga. Nie ma miejsca na adorację boskiej osoby: jeśli już kogoś czcimy, to siebie sa mych. Odkrycie tej przyrodzonej n a m boskości jest możliwe dzięki wyzwole niu z więzienia, w którym trzymają n a s r o z u m , p r a w a i uniwersalne zasady. Pojednanie wiary i niewiary W jakiej mierze j e d n a k powyższe t w i e r d z e n i a m o ż n a przypisać R o s e n z w e igowi i Levinasowi? Czy w ich tekstach nie kryją się d o n i o s ł e myśli? Przekre ślanie ich d o k o n a ń wydać się m o ż e decyzją p o c h o p n ą . P o s t a r a m się dalej wy kazać, że j a w n e straty przewyższają tu znacznie wątpliwe zyski. Obaj bowiem, w r ó ż n y m s t o p n i u , mają w a d ę , k t ó r ą w p o l e m i c e z M a r t i n e m Buber e m wytknął G e r s c h o m Scholem: jedyna religia, jaka jest się w s t a n i e ostać u Rosenzweiga czy Levinasa, to religia anarchiczna. N i e j e s t w niej w a ż n a treść, a jedynie przeżycie, nie co, ale jak. To w ł a ś n i e m i a ł na myśli Buber, gdy pisał, że w objawieniu człowiek otrzymuje „nie «treść», lecz obecność, obec ność jako siłę" (Martin Buber, Ja i Ty, s. 108). To religia, k t ó r a pozbyła się mitów, a wraz z n i m i odrzuciła jakiekolwiek pojęciowe p o z n a n i e Boga. Jak to k r ó t k o ujął Levinas „ ( . . . ) nie chodzi o to, by 180 FRONDA 19/20 sprowadzić o w e g o Boga doświadczenia do tego, czym jest On w istocie, ale by wypowiedzieć Go t a k i m , jaki wyłania się On spoza pojęć, z których n a w e t te najbar dziej n a b o ż n e już Go zniekształciły i z d r a d z i ł y " (E. Levinas, Trudna wolność. Eseje o judaizmie, s. 197). Zaiste, n o w i my śliciele lubują się w zagadkach. Ze s ł ó w Levinasa wynika bowiem, że jest jakiś Bóg czystego doświadczenia, a celem n o w e g o myślenia ma być coś więcej niż s p r o w a d z e n i e o w e g o Bo ga do Jego istoty, bo mianowicie „wypowiedzenie Go t a k i m , ja ki wyłania się spoza pojęć". Jeśli uznać, że język ludzki mu si, opisując jakikolwiek przedmiot, posługiwać się pojęciami, to zadanie takie wydaje się z góry skazane na p o rażkę. Widzimy przecież, że „ n a w e t najbardziej n a b o ż n e pojęcia już zdradziły Boga i Go zniekształciły". Mielibyśmy tu z a t e m do czynie nia z jakimś Bogiem doświadczenia, k t ó r e to doświadczenie p o z w a l a n a m docierać do p r z e d m i o t u p o z a pojęciami. Ale czy taki bezpojęciowy Bóg m o ż e obiektywnie istnieć jako byt? Wydaje się, że dla filozofów dialogu ta kwestia jest b e z p r z e d m i o t o w a . To dzięki t e m u m o g ą oni utrzymywać, że „ n a końcu teologii n e gatywnej (...) m o g ą sobie p o d a ć d ł o n i e a t e i z m i m i s t y k a " (Franz Rosenzweig, Gwiazda zbawienia, s. 7 9 ) . Są to słowa r ó w n i e g o d n e uwa gi, jak stwierdzenie Levinasa, że n a w e t ci, którzy przeczą i s t n i e n i u Boga, doświadczają Go jako nieistniejącego. Ta dialektyka p r z y p o m i n a zabiegi myślowe sofistów. I jak w przypadku Greków, tak i tutaj pozor na oczywistość tych t w i e r d z e ń szybko znika, gdy tylko p o d d a m y je p r ó b i e . Jeśli p r a w d ą jest b o w i e m , że przeczyć c z e m u ś j e s t tym s a m y m , co do świadczać tego czegoś jako nieistniejącego, to p o d o b n i e będzie z każdą rze czą: niewątpliwie przecząc i s t n i e n i u c e n t a u r a m u s i m y m i e ć d o ś w i a d c z e n i e tego, c z e m u przeczymy, a więc ostatecznie z a r ó w n o ci, co wierzą, że c e n t a u ry istnieją, jak i ci, co w to nie wierzą, doświadczają ich. Co się tu dzieje? Ko rzystamy z tego, że wyrażenie „doświadczać czegoś" m o ż e m i e ć d w a r ó ż n e znaczenia. Po pierwsze, m o g ę tu mieć na myśli zwykłe wyobrażanie sobie czegoś. Mówiąc o dośw ia d c z e niu c e n t a u r a , chciałbym powiedzieć tylko tyle, że wyobraziłem sobie d z i w n ą i s t o t ę z ł o ż o n ą w p o ł o w i e z człowieka, a w p o łowie z konia. W tym sensie m o g ę tworzyć d o w o l n i e wiele definicji rzeczy LATO2000 181 nieistniejących. J e d n a k jest jeszcze drugie znaczenie s ł o w a „ d o ś w i a d c z e n i e " . Doświadczać czegoś to tyle, co u z n a w a ć , że to coś istnieje. Jaki s e n s ma za t e m powiedzenie, że n a w e t ci, którzy przeczą i s t n i e n i u Boga, doświadczają G o jako nieistniejącego? Albo n i e m a ż a d n e g o szczególnego: m i m o ż e prze czymy istnieniu centaurów, d o ś w i a d c z a m y ich. M e t o d ą tą m o ż e m y się też posłużyć w s t o s u n k u do innych t w o r ó w w y o b r a ź n i : m u m i n k ó w , s m u r fów czy Barbapapy. M o ż e m y przeczyć, że istnieją, j e d n a k nie s p o s ó b ich nie doświadczyć - w t y m celu wystarczy obejrzeć wieczorynkę. Albo też Levinas chce tu wyrazić coś osobliwego: n a w e t jeśli przeczy my istnieniu Boga, to d o ś w i a d c z a m y Go jako nieistniejącego, to znaczy jako t r o c h ę istniejącego. Tak n a p r a w d ę o s t r y p o d z i a ł na wierzących i nie wierzących nie jest ostateczny. Wszyscy po t r o s z e j e s t e ś m y wierzący (i n i e wierzący). Bo też, aby zaprzeczyć, że coś istnieje, m u s z ę j u ż w p e w n e j m i e rze wiedzieć c z e m u przeczę. Z a t e m istnieje d o ś w i a d c z e n i e nieistniejącego Boga. A więc niewiara jest jakby t r o c h ę wiarą. Ba, ale to t w i e r d z e n i e jest p u ste. W ż a d n y m razie nie jest a r g u m e n t e m na rzecz Boga; co najwyżej jest ar g u m e n t e m na rzecz d o ś w i a d c z e n i a Boga, czyli zdolności naszej wyobraźni, by przedstawić sobie coś takiego jak Bóg. N i e da się tu d o p r o w a d z i ć do u g o dy m i s t y k ó w i ateistów, której p o d s t a w ą m i a ł a b y być r z e k o m a j e d n o ś ć d o świadczenia. 182 FRONDA 19/20 Nicość Boga m i s t y k ó w nie ma nic w s p ó l n e g o z nicością Boga ateistów. U tych pierwszych jest w y r a z e m nadrzeczywistości, czegoś, co n i e d o s i ę ż n e i niezgłębione, wobec czego należy zachować milczenie i cześć; dla tych dru gich jest po p r o s t u negacją. Dla tych pierwszych Nicość jest n a d w y ż k ą n a d bytem, niewysłowioną realnością; dla drugich z u p e ł n i e przeciwnie: b r a k i e m . Twierdzić, że w ujęciu Boga jako Nicości spotykają się mistyka z a t e i z m e m , to być po p r o s t u ślepym na doświadczenie (w t y m wypadku = u z n a n i e by tu) Żywego Boga. Przywilej trwogi Wyższość n o w e g o myślenia n a d s t a r y m ma polegać w pierwszej m i e r z e na jego n o w y m p u n k c i e wyjścia. „ O d śmierci, od trwogi śmierci zaczyna się wszelkie poznanie Wszystkiego" - pisze Rosenzweig (Gwiazda zbawienia, s. 5 1 ) . A więc p u n k t e m wyjścia nie jest po p r o s t u p o d m i o t poznający, obda rzony r o z u m e m człowiek, ale byt zagrożony śmiercią. To d o p i e r o doświad czenie śmierci, którego nie m o ż n a z r e d u k o w a ć , wskazuje Levinas, czyni z człowieka „Sobość". A więc czyni z niego nie i n d y w i d u u m należące do ga t u n k u , nie część jakiejkolwiek całości, ale j e d n o s t k ę w b e z w g l ę d n y m tego słowa znaczeniu, n i e p o r ó w n y w a l n ą i w s o b n ą . „Sobość jest s a m o t n y m czło wiekiem w najtwardszym sensie słowa (...) rodzi się w dniu, w k t ó r y m oso bowość, i n d y w i d u u m u m i e r a (...) b u d z i się, by doświadczyć a b s o l u t n e g o od osobnienia i s a m o t n o ś c i " (Gwiazda zbawienia, s. 148). O t o n o w a p e r s p e k t y w a poznania, k t ó r a ma n a s u c h r o n i ć p r z e d tym, co, pisze Levinas, zawsze czyni ła filozofia zachodnia, przed totalizacją, s p r o w a d z a n i e m i r e d u k o w a n i e m od rębnych e l e m e n t ó w do całości. Samotny, odrębny, n i e p o r ó w n y w a l n y czło wiek staje teraz w o b e c wszystkości, w o b e c rzekomej jedności systemu, wobec totalizacji. J e d n a k skąd się wziął? Co to znaczy, że „Sobość" zostaje z b u d z o n a w s k u t e k doświadczenia thanatosa? I na czym d o k ł a d n i e ma polegać błąd dotychczasowej tradycji filozoficznej? Rosenzweig nie jest h i s t o r y k i e m filozofii, a m i m o to n i e w a h a się ująć dziejów myśli zachodniej w jednej formule. Doprawdy, m o ż n a mu tylko p o zazdrościć takiej lapidarności. Wypowiada na t e m a t historii filozofii j e d n o zdanie, sugerując, że od czasów Talesa do czasów Hegla mieliśmy do czynie nia z j e d n ą filozofią, k t ó r a rządziła się też j e d n ą przyjętą p r z e z s t a r o ż y t n e g o LATO-2000 183 m i s t r z a zasadą. Słowa Talesa: „Wszystko j e s t w o d ą " ro z u m i e Rosenzweig jako z a r a z e m zasadę i m e t o d ę filozofii aż do Hegla. Zasadę, b o w i e m od tej pory myśl ludzka za częła p o s z u k i w a ć jedności w wielości zjawisk, w tym, co r ó ż n e tego, co takie s a m o , ogólne i u n i w e r s a l n e . O r a z m e t o d ę , b o s p o s o b e m działania stała się reduk cja, s p r o w a d z e n i e tego, co r ó ż n e i i n n e do tego s a m e go. „Wszystkie z a i n t e r e s o w a n i a filozoficzne poruszały się dotąd wokół p o z n a w a l n e g o wszystkiego; r ó w n i e ż czło wiek m ó g ł stać się p r z e d m i o t e m filozofii tylko w s w y m sto s u n k u do Wszystkiego" (Gwiazda zbawienia, s. 5 9 ) . Słowa te b r z m i ą zagadkowo. Czym jest m i a n o w i c i e o w a Wszystkość? Rosenzweig twierdzi, że p o d s t a w ą myślenia filozoficznego było przeświadczenie, iż świat daje się pomyśle ć. „Jedność Logosu u z a s a d n i a J e d n o ś ć świata jako wszystkiego" (Gwiazda zbawienia, s. 6 3 ) . I w ł a ś n i e z tego myślenia wszystkiego wy p r o w a d z a n a s t r w o g a śmierci: „ u d a n y b u n t przeciw wszystkości świata oznacza j e d n o c z e ś n i e zaprzeczenie Jedności my ślenia" (Gwiazda zbawienia, s. 63). Na t y m ma polegać rzucenie rękawicy „ c a ł e m u c z c i g o d n e m u t o w a r z y s t w u filo zofów od Wysp J o ń s k i c h aż po J e n ę " . Niewątpliwie, by rzucić t a k ą rękawicę t r z e b a n i e lada od wagi. To więcej niż zaatakować po p r o s t u idealizm, h e glizm, realizm. To uderzyć w całą tradycję z a c h o d n i e g o myślenia, które, jak pisze z kolei Levinas, było „niszcze n i e m transcendencji". C o się t u j e d n a k d o k ł a d n i e zakłada? P o pierwsze, m ó wi się n a m , że w a r u n k i e m p o p r a w n e g o doświadczenia ma być t r w o g a śmier ci. Nie m a m y tu do czynienia z p o d m i o t e m jako t a k i m , ale z p o d m i o t e m w stanie trwogi, z n o w ą egzystencją. D o p i e r o b o w i e m takie d o ś w i a d c z e n i e umożliwia p o p r a w n e widzenie rzeczy. N a s t ę p n i e d o w o d z i się n a m , że całą historię filozofii, niezależnie od s t a n o w i s k samych filozofów i szkół filozo ficznych, da się z a m k n ą ć w prostej formule Talesa. Po trzecie wreszcie, suge ruje się, że u d a n y b u n t przeciw tej tradycji o t w o r z y n a m drogę do nietożsamości bytu i myślenia, do wyjścia p o z a Myślenie ku bytowi. Każde z tych twierdzeń j e d n a k jest w najwyższym s t o p n i u wątpliwe. 184 FRONDA 19/20 To, że filozofia ma być sztuką u m i e r a n i a , nie jest jeszcze niczym n o w y m . Tak r o z u m i a ł m ą d r o ś ć Sokrates w Fedonie, t a k też rozumieli ją późniejsi my śliciele. Nie to j e d n a k zdaje się m i e ć na myśli Rosenzweig. Bowiem w Fedo nie s a m o odczucie śmierci nie daje jeszcze uprzywilejowanego d o s t ę p u do rzeczywistości. Myśl o śmierci nie tworzy jakiejś nowej egzystencji, a jedynie przysposabia człowieka do przyjęcia losu właściwego jego n a t u r z e . Śmierć to kres n a t u r y zmiennej, bytu, jaki przypadł w udziale człowiekowi. R o z u m o wanie klasyczne biegło t o r e m d o k ł a d n i e przeciwnym t e m u , jaki znajdujemy w Gwieździe Zbawienia. Poznanie m i a ł o na celu określenie obiektywnych p r a w bytu, odsłonięcie niejawnego c h a r a k t e r u rzeczy, odkrycie p r z e z n a c z e n i a czło wieka w świecie bytów. To p o z n a n i e , w o l n e od n a m i ę t n o ś c i , wyzbyte lęku, umożliwiało p o g o d z e n i e ze śmiercią. Filozofia miała określić, jakie j e s t jej z n a c z e n i e dla k a ż d e g o człowieka i jak należy się do niej właściwie przygotować. Dla P l a t o n a było to przejście do obcowania z b o g a m i i dalszych egzystencji, dla chrześcijan m o m e n t śmierci był chwilą próby, s ą d e m n a d całym życiem, w czasie k t ó r e g o zapada ła decyzja czy człowiek wkroczy do N i e b a (lub Czyśćca), czy o s t a t e c z n i e u m r z e w piekle. N i e u s t a n n e p r z y p o m i n a n i e o śmierci, z k t ó r y m t a k często spotykamy się w całej literaturze mądrościowej, m i a ł o na celu p o k a z a n i e n a m obiektywnego s t a n u rzeczy: n i e b e z p i e c z e ń s t w a zatracenia i zguby. Jed n a k w żadnej m i e r z e nie m o ż n a powiedzieć, że t r w o g a śmierci s a m a miała by już wyłączać człowieka z n a t u r y i w p r o w a d z a ć go w n o w ą egzystencję. Doświadczenie śmierci jedynie p o b u d z a ł o d o p o z n a w a n i a . Kim j e s t e m , ż e u m i e r a m ? Jakim rodzajem bytu? Jak m a m się przygotować do śmierci? Czy stanowi o n a kres m e g o ja? Wówczas to, co czynię obecnie, n i e ma znaczenia. Czy też jest tylko m o m e n t e m przejścia do innej formy bycia? Co m a m z a t e m czynić, aby się dobrze przygotować i osiągnąć szczęście? Oczywiście, p a t r z e ć śmierci w twarz to odkryć w ł a s n ą przygodność. Ale jest to p r z y g o d n o ś ć wła ściwa b y t o m t a k i m jak ja. To, co k o n k r e t n e : moja w ł a s n a p o s t a w a w o b e c śmierci, moje doświadczenie czy przeczucie mają za p o d s t a w ę p r a w d ę ogól ną: byty materialne, byty s t w o r z o n e umierają. Rosenzweig stara się oprzeć filozofię na j e d n o s t k o w y m doświadczeniu. Odwołuje się do przeżycia śmierci, b o w i e m to o n a stawia człowieka w jego całkowitej, nieporównywalnej s a m o t n o ś c i . To prywatne doświadczenie śmier ci, jakiego doznał w okopach w czasie wojny, staje się jakby objawieniem LATO-2000 185 faktyczności, nieredukowalności w ł a s n e g o bytu. Myśl, że lada chwila obcy po cisk rozstrzaska cieple, żywe Ja, że to, co niepowtarzalne, niezastępowalne, moje istnienie, ulegnie mocy b e z o s o b o w e g o świata, ma stać się w ujęciu Ro senzweiga k a m i e n i e m węgielnym n o w e g o r o z u m i e n i a bycia. J e d n a k co to do kładnie znaczy „doświadczyć trwogi śmierci"? I jaki w p ł y w m o ż e mieć takie doświadczenie na akt poznania? Wyszłoby na to, że trwożąc się widzę więcej niż bez trwogi. Trwoga stanowiłaby szczególny stan w e w n ę t r z n y umożliwia jący mi wgląd w to, co jest, postrzeganie tego a s p e k t u bytu, który dla p o d m i o tów nietrwożących się jest n o r m a l n i e zakryty. Powstaje pytanie, w jaki s p o s ó b p o d s t a w ą poznania tego, co obiektywne, czyli czegoś, co d a n e jest wszystkim i s t o t o m r o z u m n y m , m o ż e być prywatne, o d r ę b n e , n i e k o m u n i k o w a l n e uczu cie? Stan trwogi nie jest przecież a k t e m intelektu, ale uczuciem, t y m co od c z u w a m jako prywatna jednostka, jako byt o d r ę b n y i całkowicie różny niż wszystkie i n n e byty należące do g a t u n k u homo sapiens. Dalej: jeśli w i e m o śmierci to, co w i e m dlatego, że się trwożę, to wiedza moja staje się o w o c e m trwogi. Nie m o ż e być z a t e m prawdziwa. N i e widzę tego, jakie rzeczy są, ale widzę to, co dyktuje mi trwoga. Zrezygnujmy na chwilę z metafor. Doświadczyć trwogi śmierci to po p r o stu bać się, że się u m r z e . Czy to doświadczenie faktycznie b u d z i „Sobość"? Jakie jest j e d n a k przejście między p r z e w i d y w a n i e m : nie będzie m n i e oraz j e s t e m absolutnie samotny, o d r ę b n y i nieporównywalny? Co ma dawać do świadczeniu trwogi jego m o c wyłączania i w y o d r ę b n i a n i a śmiertelnika ze wszystkich możliwych całości? Z a p e w n e poczucie, że świat beze m n i e p o z o stanie takim, jaki był wcześniej. Zobaczyć świat bez siebie, zobaczyć siebie jako całkowicie zbędny k o m p o n e n t świata, wyłączyć rzeczywistość z p o w ł o ki „ja" - o t o chwila, w której wydarza się o w a „Sobość". Ale czy to doświad czenie trwogi - a mianowicie widzieć w s z y s t k o jakby m n i e nigdy nie było jest właściwie p o z n a n i e m ? Czy m ó w i mi o n o coś o m o i m miejscu w ś r ó d by tów? Co jest tutaj p o z a niejasnym, dziecinnym p r z e r a ż e n i e m : c i e m n ą nocą, chaosem, pustką? N i e w i e m . Czy t e m u s t a n o w i przysługuje jakakolwiek wartość poznawcza? Jak dokonuje się tu przejście między a u t o r e m tych s ł ó w - Rosenzweigiem a o w ą „Sobością"? Czy o d s ł o n i ł a mu się tu n a t u r a człowie ka? Czy prywatne odczucie strachu, k t ó r y m raczył był się podzielić z bliźni mi? I czy to doświadczenie jest prawdziwe? Czy to, że człowiek jest „Sobo ścią", jest prawdą? 186 FRONDA 19/20 Poznawanie jako pożeranie Jednak, aby m o ż n a było na te pytania odpowiedzieć, m u s i m y potwierdzić założenie, k t ó r e neguje Rosen zweig, a mianowicie, iż istnieje p e w n e g o rodzaju toż samość bytu i myślenia. Dla tego, co myślimy, s p r a w d z i a n e m jest byt. Jak to ujmował św. To masz, pierwszym a k t e m intelektu jest znać byt, rzeczywistość, b o w i e m p r z e d m i o t jest pozna walny tylko w t y m s t o p n i u , w ja k im jest aktual ny. Intelekt rozpoznaje z a t e m , od razu gdy zaczy n a działać, pierwsze prawo bytu: to, ż e d a n a rzecz n i e m o ż e jednocześnie być i nie być. Skąd j e d n a k bierze się o w a z g o d n o ś ć m i ę d z y tym, co jest a myślą? Z faktu, że Stwórcą ś w i a t a rzeczy i k r ó l e s t w a d u s z jest j ed en U m y s ł Boży: on jest o s t a t e c z n ą m i a r ą tak rzeczy, jak nasze go myślenia o nich. Dzięki t e m u m o ż e m y odwoływać się do pojęcia prawdy: bez U m y s ł u Bożego n a s z e sądy tracą oparcie. Wszelka zgod ność zakłada b o w i e m istnienie części wspólnej. Z g o d n o ś ć myśli z by t e m myślanym m u s i zakładać p o r ó w n y w a l n o ś ć między n i m i . Są tu tylko trzy w p e ł n i k o n s e k w e n t n e stanowiska. Pierwsze, w ł a ś n i e opisane, to t o , że o w a wspólność myśli i bytu zasadza się na wyższej p o d s t a w i e : Myśli Bożej. D r u ga możliwość to przyjęcie, że ż a d n e g o p o z n a n i a n i e ma, a świat w o k ó ł n a s to zjawa i majaki s e n n e . Wszelkie p r a w a myślenia, zasady sprzeczności czy ra cji dostatecznej stają się w ó w c z a s z ł u d z e n i e m . Plączemy się w świecie, o k t ó rym nic nie da się powiedzieć lub też, co na j e d n o wychodzi, da się powie dzieć wszystko. I wreszcie trzecia możliwość. Człowiek czyli bóg. Świat w t e d y nigdy nie będzie faktycznie z e w n ę t r z n y : staje się on tylko tym, co jest naszą myślą. Wydaje się, że od czasów Kartezjusza myśl zachodnia - i tu m o ż n a zgodzić się z Levinasem - niszczy transcendencję, zewnętrzność. Podstawowy błąd za warty jest w punkcie wyjścia. Kartezjańska zasada, by wszelką pewność czerpać z własnej świadomości, znalazła ostateczne wypełnienie w myśli Hegla, czyli idei Myśli jako jedynej zasady bytu i człowieka jako boga. Dla Kartezjusza po znanie opiera się na jasnym doświadczeniu: „myślę, więc j e s t e m " . To, co w i e m o świecie zewnętrznym, jest dla niego już tylko interpretacją dokonywaną przez lato 2000 187 świadomość. Nie m a m bezpośredniego dostępu do zewnętrzności, a jedynie przez idee, które są także dziełem umysłu. Jak więc docieram do świata? .Wychodzę od idei nieskończoności we mnie, u d o w a d n i a m istnienie Boga, dodaję do tego, że ów Bóg m u s i być p r a w d o m ó w n y i nie m o ż e m n i e chcieć oszukiwać. W ostateczności każde poznanie jest tu już tyl ko wiarą, jego prawdziwość oparta jest na prawdomówności Boga. Dlatego Kartezjusz m o ż e sobie łatwo wyobrazić, iż Bóg mógłby stworzyć świat wbrew zasadom logiki. Wystarczy jednak, jak to uczynił Kant, pójść krok dalej i pokazać, że r o z u m sam z siebie nie m o ż e wyprowadzić d o w o d u na ist nienie Boga, by również świat osunął się w m r o k „rzeczy samych w sobie". Dro ga do Fichtego i Hegla zostaje otwarta. Ale na czym opiera się sąd: „myślę, więc j e s t e m " ? Czy jest on począt kiem, czy raczej w n i o s k i e m ? Od XVII wieku tomiści podkreślali, pisze Garrigou-Lagrange, że zasada Kartezjusza jest w n i o s k i e m z zasady niesprzeczności, a nie na o d w r ó t . Faktycznie: jeśli coś m o ż e być i nie być zarazem, to z tego, że myślę, m o ż e wynikać także to, że nie j e s t e m . Bo też aby twierdze nie Kartezjusza było prawdziwe, m u s i o n o b r z m i e ć „każdy byt, k t ó r y myśli, jest". Ale u s a m e g o a u t o r a Medytacji nie znajdę u z a s a d n i e n i a dla takiego przejścia. Skąd wiem, że o w a p o d s t a w o w a idea jego myślenia nie j e s t zwod niczym dziełem d e m o n a ? Tylko u z n a n i e p i e r w s z e ń s t w a bytu, dostrzeżenie, jak pokazywał Gilson, że p u n k t e m wyjścia j e s t u c hw y c e nie rzeczywistości intelligibilnej w p r z e d m i o t a c h zmysłowych, a więc że p i e r w s z y m a k t e m inte lektu jest byt, pozwala mi wyjść p o z a b ł ę d n e koło. Paradoks myślenia Rosenzweiga czy Levinasa polega na tym, że próbując przezwyciężyć idealizm, który czynił ze świata t w ó r ś w i a d o m o ś c i Ja, faktycznie go przejęli. Tak tylko m o ż n a r o z u m i e ć z a r z u t Rosenzweiga w s t o s u n k u do Talesa. Dlaczego twierdzenie, że „Wszystko jest w o d ą " , sta n o w i p u n k t wyjścia filozofii? Ro s e nz w e ig widzi tu grzech p i e r w o r o d ny dotychczasowej tradycji: redukcję wielości d o Jedności. Myli t y m s a m y m k o n k r e t n ą po stać d a n e g o t w i e r d z e n i a i s ł u s z n ą zasadę. C z y m ś s ł u s z n y m jest, że r o z u m abstrahuje od tego, co przygodne i poszukuje wiedzy ogólnej. 188 FRONDA 19/20 G o d n o ś ć istot r o z u m n y c h , wskazują d a w n i m i s t r z o w i e na czele z Tomaszem, polega na tym, że w sposób n i e m a t e r i a l n y m o g ą stać się jakby każdą rzeczą. Aby powiedzieć, że dokonuje się tu redukcja, t r z e b a wyobrazić sobie akt p o znania jako akt biologicznego zdobywania, p o ż e r a n i a czy trawienia. Reduk cja byłaby „ s p r o w a d z e n i e m d o " , „ z a m k n i ę c i e m w " , p o c h ł o n i ę c i e m , zniszcze niem. To prawda, m o ż n a w taki s p o s ó b p a t r z e ć na t w i e r d z e n i e Talesa. „Wszystko jest w o d ą " znaczyłoby, że wielość b y t ó w - drzew, ludzi, d o m ó w jest p o z o r e m , płaszczem skrywającym w o d ę . To, co r ó ż n e byłoby po p r o s t u o d m i a n ą wody. Ale myśl grecka b a r d z o szybko zarzuciła t e n s p o s ó b r o z u m i e nia. Poszukiwanie przyczyn czy też zasad tego, co jest, nie polega na w c h ł o nięciu przez j e d n o wielu, ale na ustaleniu relacji bytowych. O d s ł a n i a się n a m wtedy świat o wiele bogatszy niż tylko świat p o ż e r a n y i p o c h ł a n i a n y przez poznającą myśl. Jest to świat ducha, w k t ó r y m „ d o s k o n a ł o ś ć (...) polega na p o z n a w a n i u p r a w d y " (św. Tomasz z Akwinu, Kwestie dyskutowane o prawdzie, kw. 15, o d p . ) . N a s z a d u s z a przyjmuje w siebie obrazy innych rzeczy, w pe wien sposób staje się tymi rzeczami, nie pozbawiając je j e d n a k ich t o ż s a m o ści i różności. Levinas pisze: „Wiedza jest relacją Tego-Samego do I n n e g o , w której In ne redukuje się do Tego-Samego i traci swą obcość, i w której myśl o d n o s i się do tego, co inne, ale tak, że i n n e n i e jest już i n n e jako takie, lecz jest już własne, jest już m o j e " (E. Levinas, Transcendencja i pojmowalność, w zbiorze Człowiek w nauce współczesnej, s. 117). Skąd a u t o r tego t e k s t u wie o tym, że istnieje „to, co obce", skoro wszelka wiedza p r z e d s t a w i a mu t o , co obce ja ko „własne"? Wiedza jest dla niego w c h ł o n i ę c i e m w siebie tego, co i n n e , j e s t asymilacją, czyli d o ś w i a d c z e n i e m z m y s ł o w y m . Bo tylko w przypadku zmy słów p o z n a w a ć znaczy posiadać p r y w a t n e wrażenia. Aby tak patrzeć, t r z e b a zanegować d u c h o w o ś ć a k t u p o z n a n i a . Trzeba odrzucić r o z u m jako w ł a d z ę wydawania uniwersalnych s ą d ó w o rzeczach. Dialektyka różnicy Co to d o k ł a d n i e znaczy, że m a m y p o s z u k i w a ć - jak d o m a g a się t e g o od n a s Rosenzweig - „podstawy n i e t o ż s a m o ś c i w m y ś l e n i u " ? Pisze on, że „Tożsa m o ś ć Myślenia i Bytu zakłada ich w e w n ę t r z n ą n i e t o ż s a m o ś ć " (.Gwiazda zba wienia, s. 65), czyli różnicę. Ta dialektyka zasadza się na d w u z n a c z n o ś c i LATO 2000 189 używania niektórych pojęć. I tak, m ó w i ą c o tym, że „Tożsamość Myślenia i Bytu zakłada ich w e w n ę t r z n ą n i e t o ż s a m o ś ć " , Rosenzweig za p i e r w s z y m ra z e m ma na myśli ścisłą o d p o w i e d n i o ś ć bytu i myślenia (a = a), by p o t e m ro zumieć przez nią tylko częściową z g o d n o ś ć ( a ^ a ) . Oczywiście, każde zesta wienie pojęcia i jego p r z e d m i o t u jest w p e w i e n s p o s ó b p o d o b n e , a w p e w i e n sposób nie. Myśląc o k a m i e n i u nie staję się m a t e r i a l n y m k a m i e n i e m , a jed nak c h w y t a m d u c h o w o jego i s t o t ę . Potrafię dalej j u ż rozróżnić k a m i e ń od jabłka czy psa. N i e t o ż s a m o ś ć bytu i myśli dotyczy tego, co w bycie material ne, gęstej, nie dającej się przebić zmysłowości. Tożsamość dotyczy jego o b razu poznawczego, tego, co u m y s ł przyjmuje z rzeczy z e w n ę t r z n e j , tego co z niej abstrahuje, co będąc ogólne, istnieje tylko w konkrecie. Staję się w pe wien s p o s ó b k a m i e n i e m , kiedy o n i m myślę, ale nie m a t e r i a l n y m k a m i e n i e m . Poznanie zakłada n i e t o ż s a m o ś ć i zarazem t o ż s a m o ś ć bytu i myśli, nie w t y m s a m y m sensie j e d n a k ! Trafnie zauważył Vincent D e s c o m b e s , że i s t o t ą współczesnej myśli jest odkrycie różnicy w samej definicji tożsamości. „Różnica, choć jest formą ni cości, jako, że odróżniać się od czegoś to nie być t y m czymś, s t a n o w i część tego, co jest. (...) Aby między b y t e m a nicością była różnica, konieczne j e s t włączenie nicości w bycie" (Jo samo i inne, s. 4 6 ) . Taki ma być cel nowej dialektyki: w p r o w a d z e n i e różnicy w t o ż s a m o ś ć czy też negatywności w byt. Ale w jakiej mierze m o ż n a powiedzieć, że różnica jest formą nicości? Tyl ko wtedy, gdy zakłada się, że nicość jest czymś, co m o ż e m i e ć formę. Ma się tu więc na myśli względną nicość, d a n ą w sądzie: A jest i n n e niż B. Ta różni ca byłaby tym, co odjęte od A czyni z niego B. Gdyby człowiek nie miał zmy słów, gdyby o d e b r a ć mu zdolność p o r u s z a n i a się, myślenia, gdyby nie mial gładkiej skóry, miękkiego ciała, gdyby zostawić mu jedynie zdolność wzra stania, stałby się rośliną. To wszystko, co z o s t a ł o odjęte, s t a n o w i różnicę. Z p u n k t u widzenia rośliny jest o n a nicością (tym, czego o n a nie m a ) , z p u n k tu widzenia człowieka b r a k i e m (tym, co mu odjęliśmy). W istocie taka ope racja dialektyczna możliwa jest tylko przez t o , że raz m ó w i ą c o nicości m a my na myśli zaprzeczenie, drugi raz coś i n n e g o niż to s a m o . Z r ó w n u j e m y tu dwa sądy: nie-A jest tym samym, co inne-niż-A. To prawda: skoro nie ma A, to nie ma A. Ale jest wiele rzeczy nie będącymi A, a j e d n a k będącymi. Raz przypisuje się tu słówku „jest" w a r t o ś ć egzystencjalną, drugi raz tylko war tość łącznika w orzeczeniu. 190 FRONDA 19/20 Dlaczego tak postępujemy? Co c h c e m y osiągnąć? Przezwyciężenie idealizmu - m ó w i się n a m . I n t e r p r e t a t o r z y myśli Rosenzweiga pokazują, że w e d ł u g a u t o r a Gwiazdy zbawienia filozofia osiągnęła absolutną samoświado m o ś ć w myśli Hegla. Z a r a z e m żydowski myśli ciel widział, że Hegel z a m k n ą ł c z ł o w i e k a w szklanym z a m k u swego Ja. Co należało uczynić? Rosenzweig nie zdobył się na p o w r ó t do realizmu. Rezygnując z rozbicia idealistycznego założenia, w e d ł u g które go byt to to, co p o m y ś l a n e , wyzbył się j e d y n e g o skutecznego lekarstwa. Za miast tego uderzył p o z o r n i e głębiej: w s a m ą ideę jedności Logosu jako pod stawy jedności p o z n a n i a . Z a d a ł pytanie: dlaczego jakieś rzeczy n a z y w a m y takimi samymi? Dlaczego myślimy świat p r z e d m i o t ó w jako jeden, a nie jako nieskończoną liczbę odrębnych rzeczy? Dzięki d o ś w ia dcz e niu trwogi odna lazł byt par excellence o d r ę b n y : człowieka. I zaraz p o t e m pojawiła się trójca: Bóg-Swiat-Człowiek. Inaczej niż u Hegla, świat miał być p r a w d z i w y m świa tem, człowiek p r a w d z i w y m człowiekiem, a Bóg p r a w d z i w y m Bogiem. Każdy z e l e m e n t ó w z u p e ł n i e odrębny. N i e są o n e , jak u Hegla, tylko formami jed nej s a m o ś w i a d o m o ś c i , ale t r z e m a jakby a b s o l u t a m i , albo lepiej - o d r ę b n y m i e l e m e n t a m i absolutu. Relacja, czyn mają być wcześniejsze od bytu, mają go d o p i e r o ustanawiać. To ma przywrócić mu s a m o d z i e l n e życie. To ma u m o ż liwić faktyczne spotkanie. Tu j e d n a k kryje się zasadzka. Tak d ł u g o jak Rosen zweig pozostaje człowiekiem - nie jest przecież Światem-Bogiem - wszelkie spotkanie odrębnych e l e m e n t ó w będzie m u s i a ł o przekształcać się w do świadczenie jego świadomości. Wówczas każdy opis stanu ontycznego okaże się faktycznie o p i s e m s t a n u świadomości. Procesy psychologiczne s t a n ą się ź r ó d ł e m procesów ontologicznych. Wyjdziemy poza żelazną, abstrakcyjną logikę, p o p a d n i e m y jednak w nie mniej dokuczliwe więzienie uczuciowości i wrażenia. Będziemy chcieli wyrwać się na zewnątrz, poza n a s samych, ale wciąż będziemy natrafiali na ślady Ja. Bę dzie o n o teraz bliższe, będzie łkało, cierpiało, kochało, ale - tu odzywa się to straszne podejrzenie - czy o n o w ogóle jest? M o ż e m y patetycznie głosić, że „Ja całkiem zwykły, prywatny podmiot, ja z i m i e n i e m i nazwiskiem, ja proch i p o piół, ja jeszcze w ogóle jestem. I filozofuję, tzn. m a m czelność filozofować LATO-2000 191 wszechpotężną filozofię" (cyt. za: A. Żak, Punkt wyjścia filozofii Franza Rosen zweiga, w: Zawierzyć człowiekowi. Księdzu Józefowi Tischnerowi na sześćdziesiąte uro dziny, s. 460-474). No dobrze, ale czy to Ja filozofuje, czy też opowiada n a m o swoich prywatnych doświadczeniach? Zauroczenie się prywatnym bytem, podziw dla samego siebie ma n a m odsłonić n o w ą wiedzę. Jak jednak n a s t ę p u je przejście od imienia i nazwiska, tego, co absolutnie prywatne, do filozofii, do tego, co ogólnie prawdziwe? Nie ma na to odpowiedzi. Są kolejne metafo ry. Jest ucieczka przed tym, co od wieków wyznaczało sens filozofii: „ n a z w a m i należy posługiwać się w taki sposób, jak czyni to ogół ludzi" (Arystoteles, To piki). A więc, z jednej strony, wychodzimy od tego, co najbardziej k o n k r e t n e od mojego imienia, z drugiej zaś, zaczynamy się n i m posługiwać jakby było pojęciem ogólnym. To dzięki te mu zabiegowi filozofia dialogu sprawia pozór tak bli skiej człowiekowi. Szukamy w p r a w d z i e tego, co trwałe, ale wierzy my, że „nie w o l n o się n a m wyprzeć śmierci i m u s i m y przyjąć Nicość t a m , gdzie i jak m o ż e n a s o n a spotkać i uczynić ją t r w a ł y m p u n k t e m wyjścia tego, co trwa ł e " (Gwiazda zbawienia, s. 7 4 ) . D o b r z e . Lecz na m o c y jakiego zabiegu kiedykolwiek przejdziemy od Nicości do bytu? Jak z N i e wywiedziemy Tak? Przecież z N i cości nic nie powstaje! M ó w i m y wprawdzie, że nie chodzi tu o o g ó l n ą Nicość,,tylko o Nicość poszcze gólnego pojęcia. M ó w m y sobie co chcemy, bo i t a k nic nie zyskamy. Cóż to niby znaczy, że czynimy z Nicości Boga założenie, bo na początku nie ma On być dla n a s niczym innym, tylko p r o b l e m e m ? Kto to są ci „ m y " ? R o s e n z w e ig, zapewne. Jak m o ż n a uzyskać rzeczywistość, k t ó r a nie jest w związku z ż a d n ą i n n ą rzeczywistością, tylko jest s a m a w sobie? Z n o w u w y c h o d z i m y od pojęć, k t ó r e coś już znaczą, takich choćby jak Bóg, i w y p r o w a d z a m y dalej Jego istotę, r z e k o m o z czystej negatywności. „Wolność Boga zrodziła się z p i e r w o t n e g o zaprzeczenia Nicości jako to, co s k i e r o w a n e jest na w s z y s t k o inne, jedynie jako i n n e " (Gwiazda zbawienia, s. 8 8 ) . Wynikałoby z tego, że akt u s t a n o w i e n i a Bożej wolności był t y m s a m y m co akt zaprzeczenia nicości, czyli że nicość była czymś p i e r w o t n y m . Ale jaka nicość? Oczywiście, a u t o r Gwiazdy zbawienia zdaje sobie sprawę, że nie m o ż e tu chodzić po p r o s t u o ni192 FRONDA 19/20 cość t r a k t o w a n ą jako czyste, a b s o l u t n e zero, jako brak. Nie, z takiej ogólnej nicości nic by p o w s t a ć nie m o g ł o . Ale z k o n k r e t n e j nicości naszej wiedzy? Z nicości naszej wiedzy o Bogu dlaczego nie miałby p o w s t a ć Bóg? Dlaczegóż to pojęcie wolności absolutnej, pojęcie Boga, k t ó r y przekracza s a m e g o siebie, wychodzi poza siebie i zniża się ku Człowiekowi, n i e m i a ł o b y być... s a m y m Bogiem? „ Z a r ó w n o bóg Indii jak i C h i n , także już p r z e d t y m o s t a t e c z n y m rozpłynięciem się w N i r w a n i e i Tao, dzieli słabość owych b o g ó w m i t u , nie m o ż n o ś ć przekroczenia siebie s a m e g o " (Gwiazda zbawienia, s. 100). Bóg In dii i Chin to bóg, jakiego d o ś w i a d c z a n o w Indiach i C h i n a c h . To, że nie m o że on przekroczyć siebie oznacza, że H i n d u s i i Chińczycy nie m o g ą go sobie wyobrazić (doświadczyć go) jako przekraczającego siebie. J e d n a k w końcu przekroczenie siebie następuje. Z m o c y Nicości powstaje w Bogu wolny czyn, następuje zejście ku człowiekowi, otwarcie się na niego. Ale: czy to nie człowiek otwiera się s a m na siebie? Czy t e n Bóg powstający z nicości ludz kiej wiedzy nie jest aby Człowiekiem? Skąd się b o w i e m wziął? Czy m o ż e być zasadą świata? Wszystko wskazu je, że nie, skoro świat, człowiek i Bóg znajdują się p o z a relacją wzajemną. Nie doszliśmy do Niego badając świat (w języku Rosenzweiga należałoby ra czej powiedzieć, że Świat s a m do N i e g o nie d o s z e d ł ) , nie doszliśmy także medytując n a d sobą. Tu docieramy tylko do wiecznej „Sobości". W jaki spo sób j e d n a k filozof m o ż e n a m powiedzieć, że każdy z t r z e c h e l e m e n t ó w : Bóg, Człowiek i Świat to s a m o t n a Sobość, która, z a p a t r z o n a w siebie, nie z n a ni czego p o z a sobą? Wydaje się, że Rosenzweig wie przynajmniej tyle o każdej z nich, ile o n e wspólnie nie w i e d z ą o sobie. Jeśli z a t e m wszystkie te w n i o skowania nie s ą a b s u r d e m , t o m o g ą o n e stanowić p r z y g o t o w a n i e d o ujawnie nia faktycznego celu dialektyki: odkrycia, że cała z e w n ę t r z n o ś ć jest przeży ciem psychicznym, że religijne pojęcia są alegoriami, k t ó r y m i posługuje się chciwe p a n o w a n i a Ja, by zawładnąć ś w i a t e m i Bogiem! Ze tak jest, o d s ł a n i a się n a m w m o m e n c i e , gdy Rosenzweig pokazuje na czym polega Stworzenie, Objawienie i Zbawienie. Świadomość budzi Stworzenie W tradycyjnym języku mówiąc o s t w o r z e n i u m a m y na myśli p e w i e n fakt: Bóg daje istnienie rzeczom. To, czego nie było, realnie zaczyna istnieć. Oczyl.ATO-2000 93 wiście, przedstawienie sobie tego aktu jest dla n a s z e g o u m y s ł u niemożliwo ścią. Obcujemy b o w i e m już zawsze ze ś w i a t e m będącym. Z n a m y byty, k t ó r e przestają być, k t ó r e giną, a j e d n a k zmysły pokazują n a m , że wszelkie przej ścia dokonują się jako p r z e m i a n y z jednej formy bytu w inny. Tym n i e m n i e j , ilekroć chrześcijanin czy żyd myśli o stworzeniu, ma na myśli Czyn Boga, w s k u t e k którego to, czego w ogóle realnie nie było, zaczyna istnieć. U Ro senzweiga takie r o z u m i e n i e s t w o r z e n i a zostaje o d r z u c o n e . Stworzenie to w myśli Rozenzweiga nie coś realnego, ale przeżycie. „To, co z p u n k t u widzenia Boga jest stworzeniem, z p u n k t u widzenia stworzenia m o ż e oznaczać jedynie nagłe przebudzenie się świadomości jego stworzoności, jego bycia stworzonym" (Gwiazda zbawienia, s. 2 1 6 ) . Człowiek nie m o ż e dowiedzieć się o Stworzeniu jako zewnętrznym akcie: w człowieku m o ż e obudzić się świa domość bycia stworzonym. Nie mówi n a m o n a nic o tym, czy stworzenie fak tycznie miało miejsce, jest tylko s t a n e m świadomości, w którym widzimy sie bie jako stworzenia, a Boga jako Opatrzność. Rosenzweig pisze, że „ta świadomość jest czymś całkowicie obiektywnym" (Gwiazda zbawienia, s. 216). W jaki sposób? Świadomość m o ż e być obiektywna tylko wtedy, gdy odnosi się do bytu. Jak jednak m o ż e dokonać się przebudzenie świadomości, coś z zasady jednostkowego, czemu przysługiwała będzie m o c powszechna, a mianowicie obiektywność? Ta czysto heglowska formuła prowadzić by n a s musiała z n o w u do pojęcia Ducha absolutnego, które to właśnie Rosenzweig zwalcza. Mówi on nam, że nowym zadaniem filozofii ma być „postawienie Stworzenia obok prze życia Objawienia" (Gwiazda zbawienia, s. 192). Dzięki t e m u będzie m o ż n a uza sadnić „ufność w nadejście etycznego królestwa ostatecznego zbawienia", co jest dzisiaj „jądrem wiary". Jak dokonuje tego autor Gwiazdy Zbawienia? Dzięki czemu udaje mu się postawić Stworzenie obok Objawienia? Dzięki redukcji tych wydarzeń do aktów świadomości! Objawienie staje się przeżyciem miłości Boga, stworzenie przeżyciem bycia stworzonym, zbawienie zaś przeświadcze niem o osiągnięciu przez świadomość w przyszłości stanu doskonałego odpo czynku. I tak, pogaństwo nie jest niczym innym, jak tylko p e w n y m s t a n e m świadomości, w którym Bóg, świat, człowiek są rozdzielone. Koniec p o g a ń s t w a następuje wraz z narodzinami świadomości bycia stworzonym, o n a zaś otwie ra się n a m w m o m e n c i e objawienia, czyli przeżycia Bożej miłości zapowiadają cej jednocześnie pełne zbawienie rodzaju ludzkiego. Przejście z sytuacji braku relacji - brak więzi i separacja - do sytuacji nawiązania relacji trzech osobnych 194 FRONDA 19/20 elementów oznacza narodziny nowej egzysten cji. Jak trafnie wskazał jeden z k o m e n t a t o r ó w myśli Rosenzweiga, Tadeusz Gadacz, „stworze nie polega n a p r z e m i a n i e w świat bliski". obcego świata Stworzenie-Objawienie-Zb- awienie są jakby różnymi etapami odsłonięcia obecności Bożej, różnymi stopniami jej odczuwania. Wszystko są to wydarzenia na miarę zamkniętego świata świado mości. Jeszcze raz trzeba postawić pytanie: jakiej świadomości? Bo skiej czy ludzkiej? O t o m o m e n t , w k t ó r y m Rosenzweig okazuje się tak bardzo współczesny. W jego myśli, co Levinas nazwie później najbar dziej żydowskim e l e m e n t e m dzieła Rosenzweiga, t r u d n o powiedzieć kto kogo zbawia, kto k o m u się objawia i kto kogo stwarza! Teraz wi dać oryginalność myśli a u t o r a Gwiazdy zbawienia. Potrafił on włożyć w dawne, tradycyjne formuły n o w ą treść. Wprawdzie z jednej strony w Stworzeniu zy skujemy świadomość bycia zależnymi, skończonymi istotami, ale jednocześnie jest o n o wydarzeniem „które z samego świata promieniuje na świadomość Stwórcy i dopiero całkowicie ją określa" (Gwiazda zbawienia, s. 2 1 6 ) . M o ż e m y więc powiedzieć, że Bóg stworzył świat, ale m u s i m y właściwie to zdanie rozu mieć: znaczy ono, że m a m y świadomość bycia stworzonym, a Bóg zyskuje świadomość bycia Stwórcą. Jednak k t o jest sprawcą tego wszystkiego? „Świat m u s i posiadać charakter stworzenia, tak jak Bóg m u s i mieć m o c stwórczą, aby mogło wyłonić się Stworzenie jako rzeczywisty proces między n i m i d w o m a " (Gwiazda zbawienia, s. 233). Czym jest to Stworzenie? Wychodzi na to, że to ja kaś ludzko-boska świadomość, która w człowieku przejawia się jako bycie stworzeniem, w Bogu zaś jako bycie Stwórcą. Jak człowiek dojrzewa do bycia stworzeniem przezwyciężając pogaństwo, tak i Bóg d o r a s t a do bycia Stwórcą przezwyciężając n i e m e zamknięcie się w sobie. Schodzą się oni razem, wyda rzają się sobie nawzajem, jeden spragniony drugiego, jeden drugiego potwier dzający. Jeden zaś i drugi wspólnie gwarantują rzeczywistość procesu, czyli faktyczność doświadczenia, w którym obaj uczestniczą: człowiek wyznacza jakby jego wymiar subiektywny, Bóg obiektywny. N i m Bóg się nie odsłoni, człowiek p o z o s t a n i e z a m k n i ę t y w Sobości. N i m jednak człowiek nie odpowie, Bóg będzie w i ę ź n i e m samowoli. Stworzenie-Objawienie-Zbawienie odsłaniają o b e c n o ś ć Boga. O b e c n o ś ć Boga to tyle, co LATO-2000 195 miłość, a m i ł o ś ć to tyle, co o d c z u w a n i e bycia ko c h a n y m i o d p o w i e d ź kochającego. Bóg kocha, Bóg wychodzi m i ł o ś n i e ku Sobości przemieniając ją w duszę, o n a zaś przyjmując Jego miłość czyni z Niego Boga d o b r e g o . „ ( . . . ) M i ł o ś ć kochającego, wciąż zaprzeczająca sobie samej, znajduje t o , cze go nie m o g ł a b y znaleźć w sobie samej: potwier dzenie i t r w a ł o ś ć " (Gwiazdazbawienia, s. 2 8 7 ) . Mi łość, pisze żydowski myśliciel, jedynie w t e d y m o ż e być stałą, gdy całkowicie żyje w niestałości - „w t e n s p o s ó b kocha także Bóg" (Gwiazda zbawienia, s. 2 7 6 ) . W myśli Ro senzweiga nie ma żadnej f u n d a m e n t a l n e j różnicy m i ę d z y miłością nadprzy r o d z o n ą a zwykłą miłością uczuciową. N i e ma miejsca na analogię. Aby o Bo gu m o ż n a było m ó w i ć w s p o s ó b analogiczny, t r z e b a by przyjąć h i e r a r c h i c z n ą relację łączącą Absolut z człowiekiem. Tu n a t o m i a s t trzy e l e m e n t y Wszyst kiego - Bóg, Człowiek, Świat - pozostają na t y m s a m y m jakby p o z i o m i e . Au tentyczna idea Objawienia polega na tym, że trzy «faktyczne» e l e m e n t y Wszystkiego - Bóg, Świat Człowiek - „wychodzą z siebie, wzajemnie do sie bie przynależą, schodzą się ze s o b ą " (Gwiazda zbawienia, s. 2 0 8 ) . N i e ma re alnej relacji podległości i zależności. Człowiek jest niewątpliwie stworze n i e m zależnym od Boga, ale tylko w tej mierze, w jakiej p r z e b u d z i ł a się jego świadomość; Bóg jest niewątpliwie w s z e c h m o c n y m Stwórcą, o tyle jednak, o ile wykroczył p o z a siebie i znalazł w człowieku g w a r a n t a swojego bycia Stwórcą. „Wiara d u s z y wyznaje w swej wierności m i ł o ś ć Boga i nadaje jej trwały byt. Kochający, k t ó r y oddaje się w swojej miłości, zostaje s t w o r z o n y na n o w o w wierności ukochanej i o d t ą d na z a w s z e " (Gwiazda zbawienia, s. 2 8 7 ) . Bóg więc daje się n a m , ale t e n dar m u s i zostać potwierdzony. Bez wierności ukochanej, bez w y z n a n i a duszy, p o z o s t a ł b y jedynie rzeczywisto ścią ukrytą w pogań st w ie . „Bóg kocha człowieka jako ipseitas (...) Tę relację miłości idącej od Boga do j e d n o s t k o w e g o człowieka, R ose nz w e ig nazywa O b j a w i e n i e m " - pisze komentując słowa a u t o r a Gwiazdy zbawienia Levinas (Trudna wolność, s. 2 0 0 ) . O t o Bóg Rosenzweiga: bodziec umożliwiający czło wiekowi zyskanie p e ł n i własnej ś w i a d o m o ś c i ! O t o Objawienie, k t ó r e jest „dokonującym się w miłości Bożej d o j r z e w a n i e m niemej Sobości do postaci mówiącej d u s z y " (Gwiazda zbawienia, s. 3 2 7 ) . 196 FRONDA 19/20 Lecz to nie wszystko. Objawienie p o z w o l i ł o spotkać się w dialogicznej relacji człowiekowi i Bogu. Pozostał jeszcze świat. Dusza, o b u d z o n a w Sobości w s k u t e k przeżycia Obja wienia, pozostaje nadal z a m k n i ę t a na świat. To otwarcie doko nuje się właśnie przez Zbawienie, w k t ó r y m to dziele „Bóg zbawia ostatecznie s a m e g o siebie" (Gwiazda zbawienia, s. 3 2 7 ) . Jak p o g a ń s t w o , czyli przeszłość stała się S t w o r z e n i e m w s k u t e k Objawienia, tak też i przyszłość o d s ł a n i a się jako Z b a w i e n i e . Śmiertelność bliźnich, którzy należą do przyszłości, d o m a g a się zbawienia. Przyszłość jest p y t a n i e m o o b e c n o ś ć Boga dla wszystkich. „Objawienie Boga człowiekowi jest więc gwarancją, która zostaje d a n a światu jako p o r ę k a jego Zbawienia" (Gwiazda zbawienia, s. 4 1 8 ) . Z n o w u , jak w przypadku Stworzenia i Objawienia, widzimy podwójność: Bóg przyrzeka zbawienie, ale też będzie o n o Jego u d z i a ł e m . „W Zbawieniu świata przez czło wieka, człowieka w świecie, Bóg zbawia s a m e g o siebie" (Gwiazda zbawienia, s. 356). Bez człowieka Zbawienie świata nie byłoby możliwe, tylko on spra wia, że Bóg m o ż e odnaleźć swą wieczność i szczęście. N i e chodzi tu bynajm niej o chrześcijańską prawdę, p o d ł u g której jeśli człowiek chce zostać zbawio ny, m u s i współdziałać z Bogiem. Zgodnie z nią Zbawicielem jest zawsze Bóg; współdziałanie człowieka jest wprawdzie konieczne, ale nie dla Zbawienia Boga, tylko narażonego na zgubę wieczną człowieka. Tu z u p e ł n i e inaczej: „Objawienie Boga rozpoczyna więc dzieło Zbawienia, k t ó r e j e d n a k ż e jest dziełem człowieka" - pisze Levinas (Trudna wolność, s. 2 0 1 ) . W jakim sensie? Zbawienie świata dokonuje się przez miłość bliźniego. Zbawienie świata jest dziełem świętego, który - w myśli Rosenzweiga - inaczej niż mistyk nie za myka się na świat, nie pogrąża w r a d o s n y m o b c o w a n i u z b o s k ą Sobością, ale wypromieniowuje jakby żar Bożej miłości na bliźnich. Miłość Boga staje się tu miłością bliźniego. Widać, że Rosenzweig spełnił d a n e przyrzeczenie. Po łączył Stworzenie z Objawieniem i Z b a w i e n i e m . Pokazał, jak Objawienie rzu tuje w przeszłość przeżycie bycia s t w o r z o n y m i w przyszłość przeżycie bycia zbawionym. Tak, słowa o p o w s z e c h n y m królestwie etyki jako o podstawie dzisiejszej wiary znalazły wypełnienie. Stworzenie jest zapowiedzią Objawie nia, Objawienie zaś odsłania Zbawienie jako zadanie polegające na miłości bliźniego. W ostatecznym r a c h u n k u „Zbawienie wyzwala Boga z pracy n a d Stworzeniem i z miłosnej troski o d u s z ę " (Gwiazda zbawienia, s. 593). LATO'2000 197 Tropem nieskończoności Jeśli w myśli Rosenzweiga m a m y początek drogi, prowadzącej do rozdziele nia Boga-Czlowieka-Świata, to jej kres znajdziemy u Levinasa. W jego myśli Bóg staje się absolutnie obcy, n i e p o z n a w a l n y i nieprzedstawialny, staje się Nieskończonością. O ile w Gwieździe zbawienia objawienie nadal zachowuje swoje religijne korzenie (przynajmniej jeśli chodzi o retorykę) ujawnia Bożą m i ł o ś ć - to u a u t o r a Nieskończoności i całości zostaje o n o s p r o w a d z o n e do miłości bliźniego. „Boskość m o ż e objawić się jedynie p o p r z e z bliźniego" (Trudna wolność, s. 167). Jakiekolwiek dotarcie do boskości samej w sobie, do Boga jako osoby, jako sprawcy historii i Pana stworzenia, jest wykluczone. Podobnie jak a u t o r Gwiazdy zbawienia, Levinas postanowił odkryć m o m e n t , w k t ó r y m dokonuje się rozbicie całości. „Objawienie zna czy [dla Rosenzweiga] ustanawianie relacji między odzielonymi ele m e n t a m i absolutu, nie poddającymi się syntezie i łączeniu w całość, o p o r n y m i wobec wszelkiej koniunkcji, która pozbawia je - jak w filozofii idealistycznej samego ich życia" (O Bogu, który nawiedza myśl, s. 2 2 8 ) . Jest to m a r z e n i e o ję zyku, który mówiłby rzeczami, o umyśle,^ctóry byłby z m y s ł e m do tyku. Stanąć wobec tego, co i n n e bez żadnych założeń, stanąć jak czysta odrębność wobec czystej odrębności, zewnętrzność wobec zewnętrzności - o t o cel, a zarazem chimera. Myśl bez pojęć, język bez słów, rozdzielenie bez jedności, byt rozbity i roztrzaskany na tysiące fragmentów - do tego zmierza Levinas. I przegrywa tak s a m o jak Rosenzweig. Klęski tej myśli nie są w stanie ukryć n a w e t pomysło we metafory. Levinas nie odpowiada na p o d s t a w o w e pytania: jak to się dzieje, że człowiek uznaje inność i równość drugiego? Jak idea Nieskończoności m o ż e cokolwiek sprawiać? Czy Nieskończoność m o ż e w ogóle być kimś? Dlaczego obecność bliźniego zobowiązuje? J e d n y m słowem: jak w świecie separacji możliwa jest łączność, która nie byłaby prze mocą? Czy w ogóle dwa radykalnie i n n e byty m o ż e wiązać w s p ó l n e prawo, czy mogą o n e podlegać j e d n e m u autorytetowi? Z a m i a s t odpowiadać na pytania, proponuje się n a m p o d d a n i e urokowi przenośni. P o d s t a w o w y m pojęciami, k t ó r e pojawiają się w myśli Levinasa, są „ t r a n s cendencja" i „ n i e s k o ń c z o n o ś ć " . Co o n e d o k ł a d n i e znaczą? Słyszymy, że „kie|9g FRONDA 19/20 dy ściśle rozwiniemy pojęcie transcendencji, wyrazi się o n o s ł o w e m «nies k o ń c z o n o ś ó / ' . Ściśle rzecz ujmując, m a m y tu klasyczny przypadek definio w a n i a n i e z n a n e g o przez jeszcze bardziej n i e z n a n e . Levinas pisze, że „«myślenie», «wewnętrzność» to p ę ka nie bytu i s a m o wy darzanie się transcendencji" (Całość i nieskończoność, s. 2 7 ) . Co to znaczy, że transcendencja się wydarza? Mówiąc, iż coś się wydarza, chcemy powiedzieć, że zaszedł nowy fakt, że nastąpiło coś, co u p r z e d n i o nie m i a ł o miejsca. Pyta my więc o czas - kiedy się to wydarzyło i o fakt „co się wydarzyło". N p . k t o ś opowiada n a m o wypadku, którego był świadkiem, a my pytamy: kiedy się to wydarzyło i co się stało. Ale co to znaczy, że „myślenie" jest w y d a r z e n i e m się „transcendencji"? Czy chcemy w t e n s p o s ó b powiedzieć, że myślenie jest emanacją transcendencji? A m o ż e jej przejawem, odbiciem, skut kiem? Innymi słowy: jaki istnieje związek między transcendencją a myśleniem? Być m o ż e Levinas nie zamierza powiedzieć nic wię cej, jak tylko tyle, że człowiek, gdy myśli, postępuje jak istota du chowa. Dlaczego w t a k i m razie m ó w i o wydarzeniu się transcen dencji, a więc o radykalnie nowym, czasowo n i e p o p r z e d z o n y m zaistnieniu? I wciąż nie wiemy, czym jest tajemnicza transcen dencja. Czy to byt, czy też relacja, atrybut, symbol? Wydarzać się - to słowo zakłada także bierność, pasywność. Mówimy zawsze: coś się wydarzyło, a nie ktoś się wydarzył. Opisujemy pewien bezosobowy stan rzeczy, a nie akt woli. A więc transcendencja nie jest k i m ś (np. obdarzonym r o z u m e m Bogiem), ale jakby boskością. Transcendencja coś radykalnie innego niż wszystko, co da się pomyśleć, wyobrazić, opisać, przedstawić, poznać wreszcie - ma objawić się w twarzy innego człowieka. Levinas pisze tu o rozbłysku transcendencji. Z a t e m transcendencja byłaby czymś w rodzaju idei platońskiej. Ale idea platońska nie m o ż e się wydarzyć - jej p o d s t a w o w ą cechą jest nie zmienność, pozostawanie zawsze taką samą. Opozycję transcendencji i immanencji żydowski autor wyraża też przy pomocy innej pary pojęć: tożsamości i inności. Czym jest jednak Tożsamość, która zamyka przede m n ą świat Innego? Wy daje się, że obejmuje o n a w sobie wszystkie możliwe akty mojej woli i mojego r o z u m u , na czele z p o z n a n i e m , które sprawiają że to, co inne, staje się p r z e d m i o t e m poznawalnym. Skoro poznać to uchwycić byt wychodząc LATO-2000 199 od niczego albo sprowadzić go do niczego, odebrać mu jego inność, to nie m o gę docierać do zewnętrzności przez poznanie. Poznanie staje się, jak podkreśla to Levinas, przemocą w stosunku do świata (Etyka i Nieskończoność, s. 3 8 ) . Prze mocą: bowiem t e m u , co obce i inne, narzuca moje pojęcia. Pojęcie czegoś in nego byłoby sprzecznością s a m ą w sobie: o ile coś jest pojmowalne, o tyle nie jest inne, a więc o tyle nie jest. Skoro j e d n a k Tożsamość obejmuje w sobie wszystko t o , co m o ż e być p o myślane i pojęte, to jak w ogóle m o g ę docierać do tego, co na zewnątrz? „Idea zewnętrzności - wskazuje Levinas - to n a w r ó c e n i e się duszy na zewnętrzność, czyli a b s o l u t n i e Inne, czyli na nieskończoność, nie daje się wy wieść z samej tożsamości tej duszy, gdyż nie j e s t na jej m i a r ę " (Całość i nie skończoność, s. 55). Widzimy tu kolejne r ó w n a n i a : z e w n ę t r z n o ś ć jest tym, co absolutnie inne, czyli nieskończonością. Tym, co o s t a t e c z n i e objawia n a m o w o ostatecznie Inne, jest twarz człowieka, w której o t w i e r a się w y m i a r boskości. To Inny jest epifanią nieskończoności, a „idea nieskończoności jest o s t a t e c z n ą s t r u k t u r ą bytu, jakby w a r u n k i e m s a m e g o wydarzania się nieskoń czoności" (Całości nieskończoność, s. 5 5 ) . Dlaczego j e d n a k Levinas m ó w i o na wróceniu na zewnętrzność? Wynikałoby z tego, że d u s z a t r w a p i e r w o t n i e za m k n i ę t a na z e w n ę t r z n o ś ć , że potrzebuje nagłego a k t u wyjścia z siebie i odsłonięcia, aktu na m i a r ę religijnego nawrócenia. Kto ją nawraca? Twarz innego. Ale jaka twarz i co w niej d o k ł a d n i e n a w r a c a d u s z ę na z e w n ę t r z n o ś ć ? Jeśli transcendencja to zupełnie „poza", to każda p r ó b a uchwycenia owe go „poza" będzie z góry skazana na n i e p o w o d z e n i e . Najpierw definiujemy p e w n e pojęcie jako „a" - p o d m i o t poznający. P o t e m definiujemy p r z e d m i o t ja ko „nie-a". Nic dziwnego, że wówczas p o z n a n i e będzie zawsze a k t e m t r a n s cendowania, będzie czymś nieskończonym. Skuteczność tego typu dialektyki zależna jest tylko od tego, co d o k ł a d n i e p o d s t a w i m y p o d „a" i „nie-a" i przy pomocy jakich metafor opiszemy ich relację. Jeśli b ę d ą to dwie p r o s t e równoległe w p r z e s t r z e n i euklidesowej, to ich wieczny brak zetknięcia nie wywoła emocji. Skoro j e d n a k p o d s t a w i m y za „ a " siebie a za „nie-a" twarz i n n e g o (na przykład cierpiącego bliskiego, spotka nego na ulicy żebraka, b o h a t e r a wstrząsającego r e p o r t a ż u w Wiadomościach), dojdziemy do całkiem obiecujących wniosków. Podobnie, jeśli o w y m „nie-a" będzie „ t y " czy „Bóg". W pierwszej części skupiamy całą uwagę na dialektycznym rozgraniczeniu i przeciwstawieniu tych 200 FRONDA 19/20 pojęć, by p o t e m dążyć do ich zjednoczenia. Rozgraniczenie dokonuje się na mocy zasady logiki. Przeciwstawiamy To S a m o i Inne; „ja" i „nie-ja"; człowie ka i Boga. Im większa przepaść dzieli oba pojęcia, t y m paradoksalnie łatwiej sza droga dla jednoczącego je uczucia. Im bardziej zdolne są o n e do p o b u d z e nia naszej uczuciowości - ja i Bóg, ja i bliźni, ja i Ty - tym skuteczniejszymi są sposobami uprawiania filozofii. Levinas pisze wprawdzie, że „relacja z I n n y m nie ma nic w s p ó l n e g o z lo giką sprzeczności, w której I n n y m w s t o s u n k u do A jest nie-A, negacja A" (Całość i nieskończoność, s. 172), j e d n a k t r u d n o przyjąć to t w i e r d z e n i e za do brą m o n e t ę . Nigdzie b o w i e m nie znajdziemy jego uzasadnienia. M i m o tych_ wszystkich wątpliwości spróbujmy pytać dalej. Czy w o l n o r o z u m i e ć n i e s k o ń c z o n o ś ć tak jak n p . doskonałość, d o b r o czy moc? O ile m o ż e m y zasadnie m ó w i ć o nieskoń czonej mocy czy nieskończonej doskonałości - a więc, jak to ujął Plantinga - o mocy i doskonałości większej od wszelkiej innej, to czy z r ó w n y m p o w o d z e n i e m m o ż e m y m ó w i ć o nieskończonej nieskończoności? N i e wydaje się to szczęśliwym rozwiązaniem. W ogóle nie wydaje się to rozwiązaniem. Musielibyśmy pokazać, jaka jest różnica między skończoną a n i e s k o ń c z o n ą nieskończonością. N i e s k o ń c z o n o ś ć oznacza brak granic, nieograniczenie, s w o b o d ę przekraczania, n i e w y m i e r n o ś ć . Z a t e m wszelkie m ó w i e n i e o nieskończonej nieskończoności jest a b s u r d a l n e . Skoro tak, to czy w ogóle m o ż n a m ó w i ć o idei nieskończoności w t a k i m sensie, jak m ó w i m y o idei d o b r a czy piękna? D o c h o d z i m y przecież do absur du: idea to coś określonego, to kształt, forma, kres. Idea d o b r a to i n n y m i sło wy p e ł n i a dobra, d o b r o jako wzór, jako to, co m o ż e być n a ś l a d o w a n e . Widać, że pojęcie idei nieskończoności, k t ó r y m Levinas się posługuje, jest w najwyż szym s t o p n i u problematyczne. J e d n a k z a m i a s t p r ó b y wyjaśnienia ofiaruje się nam nowe przenośnie. Nie bardzo r o z u m i e m b o w i e m twierdzenia, że „idea nieskończoności za kłada d u s z ę zdolną zawrzeć więcej, niż m o ż e wywieść z samej siebie" (Całość i nieskończoność, s. 2 1 1 ) . Skąd w i e m b o w i e m , co m o ż e wywieść z samej siebie dusza? I dlaczego to „więcej" j e s t raczej czymś, co na zewnątrz niej, a nie czymś z niej wywiedzionym? Jaką m i a r ą m o g ę się posłużyć, aby zbadać to, co LATO-2000 201 jest wywiedzione przez s a m ą d u s z ę i to, co p o c h o d z i spoza niej, jeśli rezy gnuję z podziału na p o d m i o t i p r z e d m i o t , to co w e w n ę t r z n e i z e w n ę t r z n e ? Czy w ogóle m o ż e m y odróżnić nieskończoność, do której odwołuje się francuski filozof, od nicości? I jedna, i d r u g a nie m o ż e być p r z e d m i o t e m do świadczenia; i jedna, i d r u g a nie przejawia się. O jednej i drugiej m o ż n a po wiedzieć, w ujęciu a u t o r a Całości i nieskończoności, r ó w n i e wiele i r ó w n i e m a ło. Jedyna różnica polega na tym, że nicości nie m o ż n a wykorzystać z p o w o d z e n i e m w zwrotach retorycznych. Mówiąc o nieskończoności więk szość o s ó b i n s t y n k t o w n i e wyobraża sobie Boga, a więc istotę mającą nie skończoną m o c , wiedzę, dobro, istnienie. Levinas korzysta z t e g o podświa d o m e g o skojarzenia, co pozwala mu u n i k n ą ć kłopotliwych pytań. Wszystkie te słabości i n i e d o s t a t k i argumentacji nikną, gdy d o s t r z e ż e m y wzniosły cel myśli Levinasa. Wydaje się, że jest n i m odkrycie w człowieku n a t u r a l n e g o boga. Idea nieskończoności wydarza się w twarzy człowieka, przez co człowiek jest „ o d k u p i e n i e m S t w o r z e n i a " (Całość i nieskończoność, s. 113). Gdy by nie człowiek, Bóg - o ile to s ł o w o jest tu w ogóle na miejscu - nie m ó g ł b y się wydarzyć! „Istnienie j e d n o s t k o w e i o s o b o w e jest k o n i e c z n e do tego, by N i e s k o ń c z o n o ś ć m o g ł a urzeczywist nić się jako nieskończona" (Całość i nieskończoność, s. 2 6 0 ) . Ta idea nieskończoności u m o ż l i w i a prawdzi wą relację metafizyczną, która, p o d o b n i e jak u Rosen zweiga, nie m o ż e być relacją zależności ontologicznej od najwyższego bytu. Bowiem d o ś w i a d c z e n i e nieskończoności jest ś w i t a n i e m ludzkości bez mitów, wiary zakładającej metafizyczny ateizm. To wiara przyjmująca absolut oczyszczony z p r z e m o c y sacrum. To wiara, któ ra d o s t ę p do idei Boga znajduje tylko w relacji społecznej. To ś w i a d o m o ś ć , że „idea-nieskończoności-we-mnie albo moja relacja z Bogiem - n a w i e d z a m n i e w konkretnej relacji z d r u g i m człowiekiem, w s t o s u n k u społecznym, jakim jest moja odpowiedzialność za bliźniego" (O Bogu, który nawiedza myśl, s. 4 3 ) . Nie ma z a t e m Boga jako p r z e d m i o t u bezsłownej kontemplacji, nie ma Boga jako wiecznego źródła bytu ani jako celu wszelkiego r u c h u . Absolut, najwyż sza istota mądrości, 202 kochająca wiecznie siebie samą, Bóg metafizyczny FRONDA 1 9/20 u m a r ł . Od tej pory Bóg pojawia się tylko w konkretnej relacji z d r u g i m czło wiekiem jako poczucie odpowiedzialności za niego. Tajemnica twarzy Większość tych sądów o p a r t a jest na p r o r o c k i m autorytecie Levinasa, a nie na argumentacji filozoficznej. M ó w i do n a s wielki p r o r o k nieskończoności, który głosi n a m , że „jestem świadectwem, ś l a d e m chwały N i e s k o ń c z o n o ś c i " (0 Bogu, który nawiedza myśl, s. 139), j e d n a k gdy p y t a m y go o listy uwierzy telniające, milknie. Gdzie są cuda, których d o k o n a ł ? Gdzie chorzy, których uleczył? Kto poświadczy a u t e n t y c z n o ś ć jego posłania? N i e w i e m . Z a m i a s t te go Levinas wskazuje na twarz wdowy, ubogiego, sieroty i woła: czy nędza, którą dostrzegasz, nie p o r u s z a cię? Czy ich twarz nie budzi w tobie pragnie nia nieskończoności? Czy nie objawia się w nich etyczny nakaz, pochodzący „nie w i a d o m o skąd". Ba, u w a ż n i e s ł u c h a m tego proroka, j e d n a k nie m o g ę zrozumieć, skąd czerpie on swoją m o c . Jak to jest mianowicie, że s a m a twarz drugiego ma m n i e zobowiązywać? Jak m a m r o z u m i e ć twierdzenie, że „ n i e s k o ń c z o n o ś ć ukazuje się jako twarz w etycznym oporze, który paraliżuje moją władzę, w t w a r d y m i a b s o l u t n y m oporze, który powstaje z głębi b e z b r o n n y c h oczu w całej ich nagości i n ę d z y " (Całość i nieskończoność, s. 235) ? Co jest ź r ó d ł e m tego nakazu? Gdzie jest pra wodawca, k t ó r e m u winien j e s t e m p o s ł u s z e ń s t w o ? Dlaczego m a m p o n o s i ć odpowiedzialność za drugiego, który jest mi a b s o l u t n i e obcy? Czy nie jest wręcz przeciwnie? Czy tym, czego z n a t u r y pragnę, nie jest dominacja i pod porządkowanie sobie innego? N i e wiem, skąd p o c h o d z i „rozkaz, który m o ż e mi rozkazywać". W twarzy i n n e g o człowieka nie widzę całej ludzkości, a na wet gdybym ją widział, niewiele by to dla m n i e znaczyło. I czym i n n y m by łaby ta cała ludzkość, jak nie z b i o r e m odrębnych, nie dających się p o r ó w n a ć bytów? Mówi mi się, że Twarz jest od razu etycznym nakazem, z n a c z e n i e m bez k o n t e k s t u - „nie zabijaj" jest p i e r w s z y m s ł o w e m twarzy (Etyka i Nieskoń czoność, s. 4 9 ) . Jak to się d o k ł a d n i e dzieje? N i e m a m y przecież wspólnej na tury ani nie j e s t e ś m y po p r o s t u s t w o r z e n i a m i t e g o s a m e g o Boga. J e s t e ś m y bytami radykalnie o d r ę b n y m i . Skoro nakaz „nie zabijaj" nie p o c h o d z i ani od natury, ani z a u t o r y t e t u Stwórcy, to skąd? Co jest jego p o d s t a w ą ? I dlaczego m a m m u być posłuszny? I.ATO-2000 203 Levinas odwołuje się do i n s t y n k t o w n e g o współczucia. W p e w i e n s p o s ó b stosuje uczuciowy szantaż: filozof przywołuje obraz opuszczonej wdowy, sie roty, nędzarza, przez co p o b u d z a współczucie w czytelniku, j e d n o c z e ś n i e jed nak dołączając ogólne twierdzenie po p r o s t u o Twarzy budzącej Nieskończo ność. Ci, którzy odrzucają to twierdzenie jako n i e u p r a w n i o n e , okazują się teraz ludźmi t w a r d e g o serca, których po p r o s t u wyobrażenie cierpiącej w d o wy i sieroty nie porusza. Z jednej strony, o d r z u c a się racjonalność i p o z n a nie, to b o w i e m ze względu na swoją abstrakcyjność nie m o ż e zmierzyć się z k o n k r e t n y m cierpieniem; z drugiej zaś, abstrahuje się od k o n k r e t n e j osoby, tylko wykorzystuje się w y a b s t r a h o w a n e pojęcie litości dla słabszego, aby za jego p o ś r e d n i c t w e m narzucić sąd o rzeczywistości. „Właśnie w t y m wezwa niu do odpowiedzialności przez twarz, k t ó r a na m n i e wskazuje, k t ó r a o m n i e pyta, k t ó r a o m n i e woła, w ł a ś n i e w t y m p o s t a w i e n i u m n i e p o d z n a k i e m za pytania Inny jest m o i m b l i ź n i m " (O Bogu..., s. 2 4 7 ) . To, że k t o ś j e s t m o i m bliźnim, objawia się jako s p o n t a n i c z n e poczucie p o d w p ł y w e m zetknięcia z twarzą. Jest to odczucie „lęku i odpowiedzialności za śmierć drugiego czło wieka", odczucie p i e r w o t n e , źródłowe, nie p o p r z e d z o n e ż a d n ą z a s a d ą ani prawem. W obrębie myśli Levinasa nigdy nie m o ż e m y zdobyć się na to najprost sze, a zarazem najbardziej zabójcze pytanie: czy jest prawdą, że Twarz dru giego zobowiązuje? Wówczas d o p i e r o o w a Twarz i ja, który p y t a m , mogliby śmy stanąć w o b e c czegoś trzeciego, w o b e c ogólnego p o r z ą d k u natury. Wówczas twarz przestaje być j e d n a k ś l a d e m nieograniczonej boskości i staje się obliczem stworzenia, p o d d a n e g o porządkowi Bożej O p a t r z n o ś c i ! Tego Levinas chce uniknąć: „szukać p r a w d y i znajdować p r a w d ę to nawiązywać s t o s u n e k z I n n y m nie dlatego, że Ja określa się przez coś I n n e g o niż o n o sa m o , lecz dlatego, że w p e w n y m sensie niczego mu nie brakuje" (Całość i nie skończoność, s. 5 5 ) . Prawda to nie z g o d n o ś ć myśli z rzeczywistością, ale na wiązywanie 204 stosunku z Innym p r z e z Ja, któremu nic nie brakuje. FRONDA 19/20 Obiektywność to nie p o w s z e c h n a obowiązywalność - w t e d y Ja określiłoby się przez coś Innego niż o n o s a m o - ale s p o t k a n i e z i n n y m w m o w i e . Na początku był dialog „Obiektywność p r z e d m i o t u i jego znaczenie p ł y n ą z m o w y " (Całości nieskoń czoność, s. 102). Świat staje się p r z e d m i o t e m tylko wtedy, gdy staje się przed m i o t e m dyskursu z I n n y m . N i e m a świata p o z a r o z m o w ą , nie m a p r a w d y i obiektywności innej aniżeli ofiarowywanej w r o z m o w i e . „Inny j e s t z a s a d ą zjawiska" (Całość i nieskończoność, s. 197). To radykalne rozdzielenie Boga i człowieka, świata i i n n e g o jest w ł a ś n i e sytuacją, którą Levinas, idąc tu za Rosenzweigiem, nazywa dialogiem. „Dia log jest w y d a r z e n i e m d u c h o w y m co najmniej r ó w n i e n i e r e d u k o w a l n y m i d a w n y m jak cogito" (O Bogu..., s. 2 2 5 ) . N i e i n t e l e k t u a l n y akt p o z n a n i a nie zależnego od u m y s ł u p r z e d m i o t u jest pierwszy, ale s p o t k a n i e Ja i Ty. Pierw szym a k t e m intelektu nie jest ujęcie bytu i niebytu, ale r o z m o w a d w ó c h ze sobą. Rozmowa, w której nie da się „obiektywnie objąć r a z e m Ja i Ty" (O Bo gu..., s. 227). Wręcz przeciwnie, n i e s p r o w a d z a l n o ś ć Ja do Ty jest p o d s t a w ą dialogu: „właśnie dlatego, że Ty j e s t a b s o l u t n i e i n n e od Ja, nawiązuje się m i ę dzy n i m i dialog" (O Bogu..., s. 2 2 8 ) . Jest on możliwy, bo spotykają się ze so bą „oddzielone e l e m e n t y a b s o l u t u " , Człowiek i Bóg. Dialog j e s t miejscem przejawienia się s a m e g o absolutu, który inaczej skazany byłby - jako s a m tyl ko człowiek czy s a m tylko Bóg - na m o n o l o g , na s a m o t n o ś ć . „ D o p i e r o w dia logu transcendencji (...) powstaje idea d o b r a " (O Bogu..., s. 2 3 0 ) . Relacja, w której Ja spotyka Ty, jest ź r ó d ł o w y m miejscem i ź r ó d ł o w y m w a r u n k i e m pojawienia się etyki. D o b r o to nie idea istniejąca z e w n ę t r z n i e w o b e c świata ludzi. D o b r o staje się w dialogu; bez s p o t k a n i a człowieka z Bogiem, a raczej człowieka z i n n y m człowiekiem d o b r o nigdy by nie zaistniało. Widzimy, jak dialektyka pozwala wydobyć człowieka z jego n a t u r a l n e g o stanu - istoty stworzonej, przemijalnej i p o d d a n e j śmierci, istoty bezwzględ nie potrzebującej Bożej p o m o c y - i p r z e m i e n i ć w m a ł e g o boga. Dialog prze staje być po p r o s t u s p o t k a n i e m w o b r ę b i e j u ż istniejących zasad; jest s a m y m ich u s t a n o w i e n i e m . Ja i Ty n i m się nie zeszły, nie były. „Właściwe, nieoczy wiste, a k c e n t o w a n e i p o d k r e ś l o n e Ja m o ż e się wygłosić po raz pierwszy w od kryciu Ty. Gdzie jednak jest takie samodzielne Ty, stojące w o l n o naprzeciw 1 ATO-2000 205 ukrytego Boga, w o b e c k t ó r e g o m ó g ł b y się On odkryć jako J a ? " - py ta Rosenzweig (Gwiazda zbawienia, s. 2 9 7 ) . I na o d p o w i e d ź nie m u simy d ł u g o czekać: „Ja odkrywa siebie w chwili, w której przez py tanie o «gdzie» tego Ty, stwierdza istnienie Ty". Sytuacja dialogu jest u s t a n o w i e n i e m się Boga i człowieka jako Ja i Ty. Jak trafnie określił zasadę dialogiczną ksiądz Tischner: „nie m o ż n a «ustanowić» ż a d n e g o Ty, nie ustanawiając zarazem w ł a s n e go Ja; przekreślenie możliwości Ty jest zarazem p r z e k r e ś l e n i e m możliwości Ja. N a w e t Bóg nie m o ż e w y ł a m a ć się od tej zasady". Dialog to nie s ł o w o Boga s k i e r o w a n e do człowieka, nie r o z m o w a Pana i sługi, Stwórcy i stworzenia, Ojca i dziecka, lecz d w ó c h rów nych sobie, wzajemnie się warunkujących, wzajemnie sobie niezbęd nych p o d m i o t ó w . Bez ludzkiego Ty nie ma boskiego Ja. Bóg, aby być osobą, m u s i się u s t a n o w i ć w o b e c człowieka. Gdyby człowiek nie po wiedział Ty, boskie Ja nie m o g ł o b y zaistnieć. I na o d w r ó t : tylko dzięki w e z w a n i u Boga tworzy się ludzkie Ja. Bóg i człowiek - e l e m e n t y ab solutu. Sobie niezbędni, sobie przeznaczeni, d w a bieguny, d w a m o m e n t y procesu u s t a n a w i a n i a ś w i a d o m o ś c i osobowej. Przyjrzyjmy się bliżej t e m u r o z u m o w a n i u . Mówiąc o Ja i Ty zakła d a m y najpierw d w a przeciwne sobie pojęcia: Ja to wszystko to, co różni je od Ty. Ja i Ty nie należą do j e d n e g o gatunku, nie łączy je ż a d n a w s p ó l n o t a , znaj dują się w o d d a l e n i u a b s o l u t n y m , „nie poddającym się syntezie, jaką między d w i e m a i s t o t a m i ludzkimi chciałoby p r z e p r o w a d z i ć synoptyczne spojrzenie trzeciego". Ja i Ty w tym wypadku to tyle, co A i nie-A. N a s t ę p n i e m ó w i się n a m , że dialog jest sytuacją p i e r w o t n ą , w której o w o Ja i Ty rozmawiają ze sobą, ustanawiając przez to świat jako p r z e d m i o t dyskursu. Jak to się j e d n a k dzieje, że o w e dwie całkowicie oddzielone istoty znajdują nagle w s p ó l n y ję zyk? Jak to jest, że ich dialog nie kończy się n p . w z a j e m n y m pogryzieniem, w y d a w a n i e m nieartykułowanych okrzyków albo dziką kopulacją? W jaki spo sób ze spotkania Ja i Ty m o ż e wyniknąć cokolwiek, skoro są o n e sobie tak całkowicie obce? Aby dialog był sytuacją p i e r w o t n ą , m u s i e l i ś m y w y o d r ę b n i ć i przeciwstawić sobie Ja i Ty; aby dialog m ó g ł się zacząć, m u s i e l i ś m y z n o w u powrócić do naszego zwykłego języka, w k t ó r y m Ja i Ty są po p r o s t u osoba mi r o z u m n y m i : i s t o t a m i zdolnymi p o r o z u m i e w a ć się, nazywać, posiadający mi to s a m o pojęcie prawdy. Oczywiście, bez takiego zabiegu nigdy byśmy nie 206 FRONDA 19/20 mogli dojść do przeświadczenia, że „ m o w a jest ź r ó d ł o w y m m o d u s e m dialo gu". Potrzebowaliśmy dialektycznego przeciwstawienia, aby podkreślić n o wość i oryginalność sytuacji dialogicznej; w r a c a m y do zwykłego myślenia, kiedy dialog, czyli stanięcie w o b e c siebie Ja i Ty, już n a s t ą p i ł o . Bo przecież coś m u s i w tym dialogu zajść, przecież m u s z ą p a ś ć słowa nie będące bełko tem, paplaniną, p u s t o s ł o w i e m , rykiem, dzikim d a r c i e m się, m u s i istnieć świat nie jako p r z e d m i o t rozmowy, ale jako to, co s a m ą r o z m o w ę umożliwia! M u s z ą istnieć pojęcia, k t ó r e obejmują wiele poszczególnych rzeczy, m u s i ist nieć w s p ó l n o t a pojęć wreszcie! Bez Logosu dialog nie jest możliwy! Jeśli „al ternatywa bytu i nicości nie jest o s t a t e c z n a " (O Bogu..., s. 2 6 5 ) , t o stajemy wobec osobliwej mieszaniny bytu i niebytu. Wówczas j e d n a k wszystko to, co mówi n a m Levinas o wartości drugiego człowieka jako bliźniego, okazuje się tylko retoryką! Jak to ma być, że „ m o w a jest ź r ó d ł o w ą relacją z z e w n ę t r z n y m b y t e m " , jak to m o ż e się stać, że m o w a „tworzy s e n s " ? Dlaczego t e n j e d e n sens miałby obowiązywać o b u r o z m ó w c ó w ? Kto rozsądzi m i ę d z y nimi? Twierdzenie Levinasa, że m o ż e n a s pouczyć tylko „to, co a b s o l u t n i e o b c e " , nie jest ż a d n ą odpowiedzią. Te zdania są w ł a ś n i e r e t o r y k ą w złym sensie, są n a r z u c a n i e m n a m opinii tylko dzięki c h y t r e m u zabiegowi. Ulegamy im nie dlatego, że n a s przekonują, ale p o n i e w a ż p o d ś w i a d o m i e wzbudzają w n a s uczuciowe n a s t a w i e n i e ! Dialog w ujęciu Levinasa byłby m o n o l o g i e m d w ó c h odrębnych istot. Stałyby o n e zawsze o b o k siebie, nigdy j e d n a k nie m o g ą c spojrzeć sobie w oczy. Mówiłyby do siebie, ale ich r o z m o w a p r z y p o m i n a ł a b y r o z m o w ę psa i jelenia. Pragnienie bez braku Nie jest łatwo wyjść poza tradycję filozofii. Levinas zdaje sobie z tego sprawę, dlatego tak d u ż ą wagę przywiązuje do n o w e g o określenia pojęcia pragnienia, które nie wynika z potrzeby. W przeciwieństwie do rozkoszowania się i szczę śliwości, które są w e d ł u g niego po p r o s t u zaspokojeniem potrzeby, pragnie nie oznacza wyjście poza Tożsamość i zwrócenie się ku prawdziwie i n n e m u . W pewnej mierze m o ż n a zgodzić się z krytyką tradycyjnego r o z u m i e n i a pra gnienia jako po p r o s t u pożądania. Człowiek jest b y t e m przekraczającym sie bie i w tym sensie pragnienie m o g ł o b y oznaczać transcendencję człowieka. Czy jednak Levinas chce n a m powiedzieć, że podejmując wybory m o r a l n e nie LATO-2000 207 kierujemy się i n s t y n k t e m dążącym do zaspo kojenia braku? N i e wydaje się, żeby taka by ła jego intencja. W a r u n k i e m tego, że „pragnienie wykraczające p o z a byt (czyli transcendencja) nie p o p a d a w i m m a n e n c j ę " , jest to, by to co pożąda ne, „odsyłało m n i e do tego, co par excellance n i e p o ż ą d a n e , czego z n a t u r y nie pragnę: do I n n e g o " (O Bogu..., s. 130). Co to j e d n a k znaczy, że z n a t u r y n i e pragnę Innego? W I n n y m nie należy z a p e w n e widzieć p r z e d m i o t u pożąda nia. Ale powiedzieć tyle, to zdecydowanie za m a ł o , by określić jego charak ter. Czy t e n Inny to coś n e u t r a l n e g o , coś, co m n i e nie obchodzi? N p . jutrzej sze opady deszczu w Tanzanii są czymś n i e p o ż ą d a n y m , czyli o b o j ę t n y m i nieznaczącym, czymś, co nie m o ż e m o t y w o w a ć mojej woli. Czy o taki ro dzaj Inności chodzi Levinasowi? C z y m w t e d y byłoby pragnienie, odsyłające m n i e do czegoś obojętnego? Jeśli m a m y uniknąć absurdu, m u s i m y uznać, że t e n Inny motywuje moją wolę. Jaki jest j e d n a k inny rodzaj jej m o t y w o w a n i a p o z a p o ż ą d a n i e m ? Moral ne zobowiązanie. Człowiek przekracza siebie, dostrzegając obiektywność prawd moralnych, obiektywność świata wartości. Inny, k t ó r e g o p r a g n i e m y bez pożądania i braku, byłby z a t e m s y m b o l e m świata obiektywnych wartości moralnych. Dla tak r o z u m i a n e g o I n n e g o wszakże w myśli Levinasa w ogóle nie ma miejsca. Zniósł przecież różnicę między p o d m i o t e m i p r z e d m i o t e m , dlatego nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie, czym jest ów pozabytowy Inny. Ma do niego docierać pragnienie - ale czym m o ż e o n o być, skoro nie jest ani pożądaniem, ani odpowiedzią na obiektywną wartość? Inny nie jest czym kolwiek uchwytnym, p r z e d m i o t o w y m , określonym. Inny to miraż. Pragnąc, spotykam wciąż siebie, siebie już jako Nieskończonego, Transcendencję, bo ga. Wyjście poza byt, pragnienie I n n e g o to z a t e m p o r ę c z n e alegorie, ukrywa jące właściwe znaczenie myśli Levinasa, p r o r o k a ludzkiej boskości. W p r a w d z i e osobliwa to boskość. Jest to boskość n a g a i w y z u t a z wiecz ności, wciąż się rodząca i nigdy n i e d o k o ń c z o n a , boskość wydarzająca się w odstępie między czasem a śmiercią, w nieciągłej chwili. Ale boskość praw dziwa, ludzka, transcendencja w człowieku, uczłowieczona boskość, wiecz ność uczasowiona, wyzwolona od Prawa, od Sędziego, od Pana zastępów, od całej tej przemocy sacrum, zamykającej człowieka w świecie mitycznych pojęć i n u m i t y c z n e g o drżenia. O t o boskość, do której z n a n e n a m z historii religie 208 FRONDA 1 9/20 m o g ą doprowadzić w s p o s ó b n i e p e ł n y i niedoskonały. Wszystkie o n e ześli zgują się b o w i e m w mity, wszystkie przypisują Bogu c h a r a k t e r kogoś, k t o wie, chce i działa, k t o zamiast p o p r z e s t a ć na w y d a r z aniu się w twarzy bliź niego p o s t a n o w i ł jeszcze faktycznie być. W t y m sensie a u t o r Całości i nieskończoności, m i m o oryginalności języka, wyraża ś w i a d o m o ś ć licznych i n t e l e k t u a l i s t ó w Z a c h o d u . Nic dziwnego, że Luc Ferry, który opisał to zjawisko jako, z jednej strony, p r o c e s humanizacji transcendencji, z drugiej zaś - u b ó s t w i e n i a człowieka, widział w Levinasie jednego z d u c h o w y c h ojców współczesności. To, że m i ł o ś ć bliźniego stała się obecnie jedynym s p o s o b e m o b c o w a n i a z transcendencją, że należy żyć w świecie jakby tradycyjnie r o z u m i a n e g o Boga nie było, że w przyjęciu tych prawd wyraża się dojrzałość człowieka - to poglądy wielu w s p ó ł c z e s n y c h pi sarzy i filozofów. Dla nich g o d n o ś ć człowieka jest godnością ś m i e r t e l n e g o boga. Tradycyjny Absolut, k t ó r y śmiał sądzić, karać i kochać, i nienawidzić, zostaje z a m k n i ę t y w m u z e u m m i t ó w starożytnych. W najlepszym razie jest symbolem abstrakcyjnej zasady miłości. Mówiąc o Bogu, nie czynimy teraz nic innego, jak tylko wyrażamy doświadczenie bycia k o c h a n y m i akceptowa nym, doświadczenie odsyłające n a s z konieczności ku d r u g i m . Tym samym nowi myśliciele umożliwiają dialog poszczególnych histo rycznych religii: żadna z nich nie m o ż e być j e d y n ą d r o g ą prowadzącą do spo tkania z prawdziwym Bogiem. Dialog jest możliwy, bo nie p r o w a d z i już do żadnych wniosków; dialog odbywa się w obliczu p r a w d y absolutnej, to znaczy niepoznawalnej. Ż a d n a z religii nie ujmuje tej prawdy całkowicie wiernie, każ da jest pojęciowym ujęciem Boga, który wykracza p o z a wszelkie pojęcie. Judaizm i chrześcijaństwo „Prawda bytu jest w taki s p o s ó b z b u d o w a n a , że cząstkowa p r a w d a chrześci j a ń s t w a w y m a g a cząstkowej p r a w d y j u d a i z m u , lecz każda z nich m u s i być przeżywana w swojej integralności jako absolut, a ich dialog, aby nie zafał szować absolutnej prawdy, nie m o ż e przekroczyć w ludziach zasadniczej se paracji dialogu" (E. Levinas, Trudna wolność, s. 2 0 4 ) . D r o g a do a b s o l u t u wie dzie jakby d w i e m a d r o g a m i . K a ż d a p r ó b a z a m k n i ę c i a całej prawdy w cząstkowej prawdzie chrześcijaństwa l u b j u d a i z m u s t a n o w i jej zafałszowa nie. Być m o ż e najbardziej z n a n ą myślą Rosenzweiga było jego t w i e r d z e n i e LATO-2000 209 0 dwóch uzupełniających się misjach chrześcijaństwa i j u d a i z m u . Obie religie zdają się pochodzić od Boga, obie siebie potrzebują, obie się uzupełniają 1 obie razem dopiero pozwalają dotrzeć do prawdy. „Prawda, cała p r a w d a - pi sał Rosenzweig - nie przynależy ani im, ani n a m " (Gwiazda zbawienia, s. 6 4 5 ) . Chrześcijanie i Żydzi wspólnie są „ r o b o t n i k a m i w t y m s a m y m dziele". Niestety, z r o z u m i e n i e opinii żydowskiego myśliciela nie jest z a d a n i e m łatwym. Religia jest prawdziwa wtedy, gdy m ó w i n a m p r a w d ę o Bogu. Z t e go p u n k t u widzenia r ó ż n e religie nie m o g ą być w t y m s a m y m s t o p n i u praw dziwe. Z a r ó w n o chrześcijaństwo, jak i j u d a i z m zgadzają się, że Stary Testa m e n t zawiera objawione s ł o w a Boga. R ó ż n i ą się j e d n a k co do tego, jaka jest ostateczna w y m o w a tych słów. I p r z e d e w s z y s t k i m n i e zgadzają się ze s o b ą co do najważniejszego faktu: czy Jezus z N a z a r e t u był z a p o w i e d z i a n y m Me sjaszem, czy w Jego osobie d o k o n a ł o się p e ł n e i o s t a t e c z n e Objawienie tego s a m e g o Boga, który p o w o ł a ł A b r a h a m a . Wydaje się, że filozo fowie dialogu gotowi są przejść n a d tą sprzecznością do p o rządku d z i e n n e g o . To, co Rosenzweig, a za n i m Levinas, nazywa dialogiem, z b u d o w a n e jest na niewierze w p r a w d z i w o ś ć Objawienia. Aby ich wizja dialogu stała się możliwa, t r z e b a najpierw zniszczyć przeświadczenie, że Bóg objawił się prawdziwie, a to, co powiedział, zobowiązuje. To wizja, w której d w a sprzeczne sądy m o g ą być r ó w n o c z e ś n i e prawdzi we, b o w i e m Bóg kryje się p r z e d n a m i , niedosiężny, p o z a d o ś w i a d c z e n i e m i n a z w a n i e m , p o z a s ł o w e m i uję ciem. Historyczny spór o p r a w d ę między chrześcijaństwem a j u d a i z m e m przestaje się liczyć. Z a m i a s t tego widzimy dialektyczny proces, k t ó r e g o m o m e n t a m i stają się chrześcijaństwo i j u d a i z m . Napędzają się o n e nawzajem, uzupełniają, potrzebują. Z boskiego p u n k t u w i d z e n i a o b a r ó w n i e u ł o m n e , oba r ó w n i e n i e p e ł n e , o b a r ó w n i e z a w o d n e . Przecież to Bóg „w k a ż d y m cza sie w p r o w a d z a ł między nich w r o g o ś ć " (Gwiazda zbawienia, s. 6 4 4 ) . N i e j e s t już ważne, czy J e z u s był z a p o w i a d a n y m przez p r o r o k ó w Mesjaszem, czy nie był, nie jest ważne, czy już przyszedł, czy jeszcze nie; nie jest w a ż n e czy m u siał ponieść śmierć dla o d k u p i e n i a innych, czy nie. To wszystko n i e i s t o t n e . Nie m o ż e m y przecież znać całej p r a w d y o Bogu. Chrześcijaństwo ma swoją p r a w d ę cząstkową i j u d a i z m ma swoją. Prawdą chrześcijaństwa jest to, że do 210 FRONDA 19/20 Ojca dociera się przez Syna, p r a w d ą j u d a i z m u jest to, że nie dociera się do Boga przez Syna; p r a w d ą chrześcijaństwa j e s t to, że t r z e b a wie rzyć i słuchać n a u c z a n i a Jezusa; p r a w d ą juda i z m u jest to, że nie t r z e b a Go słuchać ani Mu wierzyć. Przezwyciężenie s p o r u chrześcijań stwa i j u d a i z m u m o ż l i w e jest tylko dzięki a b s t r a h o w a n i u od historii. O d r z u c a się t r e ś ć wiary Ż y d ó w i chrześcijan; zamiast o niej, m ó w i się o je d no ści doświadczenia Bo gaTak powstaje prawda, k t ó r a nie jest prawdą, Mesjasz, k t ó r y nie jest M e sjaszem, chrześcijaństwo, k t ó r e nie j e s t chrześcijaństwem. Lecz cóż to za sztuczka magiczna? Cóż to za gra dziwna? Kto n a m powiedział, że te sądy mają znaczenie? Jak to się stało, że zostały przyjęte i z a a p r o b o w a n e ? Że się rozpowszechniły? Że znajdują zwolenników, chwalców, i n t e r p r e t a t o r ó w , wy znawców? To zagadka nie mniej tajemnicza niż wiele s f o r m u ł o w a ń filozofów. Rosenzweig nie określa co r o z u m i e przez chrześcijaństwo. P o d ł u g a u t o ra Gwiazdy zbawienia pierwszym chrześcijaninem, jakiego chciał C h r y s t u s , był G o e t h e . Z d a n i e m Rosenzweiga p o g a ń s k a m ą d r o ś ć G o e t h e g o urzeczy wistniła d u c h o w ą i s t o t ę chrześcijaństwa, a m i a n o w i c i e z a p e w n i e n i e człowie kowi zbawienia w e w n ą t r z świata. N i e b a r d z o w i e m jak r o z u m i e ć twierdze nie, że d u c h o w ą i s t o t ą chrześcijaństwa j e s t z a p e w n i e n i e człowiekowi zbawienia w e w n ą t r z świata. Być m o ż e chodzi tu o t o , że chrześcijanin, poga nin z urodzenia, uczy się w s k u t e k objawienia miłości Boga a k c e p t o w a ć swój los, przyjmować go jako wyraz Bożej miłości. Prawdziwa m o d l i t w a chrześci j a n i n a jest z a t e m „ m o d l i t w ą do swego w ł a s n e g o losu: człowiek z jednej stro ny jest z a d o m o w i o n y w swej Sobości i j e s t w świecie całkowicie u siebie" (Gwiazda zbawienia, s. 4 5 0 ) . W każdym razie t o , co Rosenzweig nazywa chrześcijaństwem, n i e ma nic w s p ó l n e g o z religią chrześcijańską, jak zwykle ją r o z u m i e l i jej wyznawcy. Wiara nie jest tu a k t e m p o s ł u s z e ń s t w a w o b e c z e w n ę t r z n e g o głosu Boga, k t ó ry p o s t a n o w i ł p r z e m ó w i ć w czasie, ale a k t e m zaufania do swojego w ł a s n e g o losu, poczuciem, że jest się k o c h a n y m . N i e ma o n a treści dogmatycznej, dla tego r ó ż n e wersje historycznego chrześcijaństwa - katolicyzm, p r o t e s t a n tyzm czy prawosławie - są t r z e m a kościołami, łącznie wyrażającymi i s t o t ę LATO-2000 211 chrześcijaństwa. Dla Rosenzweiga nie ma znaczenia co k o n k r e t n y Kościół w swym historycznym w y z n a n i u wiary - faktycznie sądzi o sobie. Wiara jest przecież s t a n e m świadomości, a nie p o z n a n i e m rzeczywistości z e w n ę t r z n e j ! Jest m o d l i t w ą do swego losu, m o d l i t w ą z a r a z e m wierzącego i niewierzącego. Naród wiecznej krwi Rosenzweiga słusznie nazywa się ojcem dialogu chrześcijańsko-żydowskiego. Jednak wiele jego formuł określających relacje między o b u religiami b r z m i osobliwie. Wprawdzie a u t o r Gwiazdy zbawienia twierdzi, że j u d a i z m i chrze ścijaństwo p o c h o d z ą razem od Boga, który bez żadnej z tych religii nie m o ż e się obejść. Wprawdzie m ó w i o „wiecznym ogniu j u d a i z m u " i „wiecznej d r o d z e " chrześcijaństwa, wskazując, że spotykają się o n e u kresu, gdzie w p e ł n i prawdy osiągniemy p e ł n e z r o z u m i e n i e . M i m o to, jeśli s t a r a m y się z r o z u m i e ć dokładnie s t o s u n e k o b u religii w jego ujęciu, to niewątpliwą wyższość trzeba będzie przypisać judaizmowi. To „judaizm jest j e d n y m jądrem, k t ó r e g o ż a r e m karmione są niewidoczne p r o m i e n i e , które w chrześcijaństwie w i d o c z n e i roz dzielone wpadają w m o c pogańskiego przed-świata i p o d z i e m i a " (Gwiazda zbawienia, s. 6 4 4 ) . Chrześcijaństwo jest tylko o d b i t y m światłem j u d a i z m u , a wszystko, co jego własne, jest skażone myślą pogańską. Nic dziwnego, że Levinas, który jest dziedzicem myśli Rosenzweiga, m o ż e stwierdzić, że „dia log jest możliwy, gdyż chrześcijaństwo nie jest już p o k u s ą dla j u d a i z m u " . Oczywiście, chrześcijaństwo, k t ó r e zrezygnowało z roszczenia do uniwersal ności i przyjęło rolę przypisaną mu w Gwieździe zbawienia. Chrześcijanin z n a t u r y jest p o g a n i n e m , k t ó r y potrzebuje Żyda - bez nie go „zatraciłby się t a m , gdzie b y ł " (Gwiazda zbawienia, s. 6 4 1 ) . To, co wydaje 212 FRONDA 19/20 się stanowić p o d s t a w ę każdego w y z n a n i a chrześcijańskiego, a m i a n o w i c i e wiara, iż Bóg stał się p r a w d z i w y m człowiekiem, jest w myśli Rosenzweiga je dynie pozostałością p o g a ń s t w a : „ D o p i e r o p r o w a d z o n y za rękę Syna chrześci janin odważa się przystąpić do Ojca: wierzy, że do Ojca m o ż e dojść tylko przez Syna (...) Nie m o ż e on sobie wyobrazić, żeby s a m Bóg, święty Bóg m ó g ł się tak do niego zniżyć, jak on tego pragnie, nie stając się człowiekiem. Z samego w n ę t r z a każdego chrześcijanina wyłania się tu jakiś e l e m e n t p o gaństwa. Poganin chce być otoczony b o g a m i l u d z k i m i " (Gwiazda zbawienia, s. 5 4 6 ) . Prawdę powiedziawszy, n i e chodzi tu o t o , co sobie m o ż e lub n i e m o że wyobrazić chrześcijanin, ale co mu objawił, jak wierzy, s a m Bóg. Twierdze nie, iż nikt nie przychodzi do Ojca inaczej niż przez Syna, nie jest chrześci j a ń s k i m wyobrażeniem, ale i s t o t ą wiary objawionej, przekazanej n a m p r z e z pierwszych świadków. Być m o ż e s a m Syn skażony j u ż został m y ś l e n i e m p o gańskim, w każdym razie zdawał się nauczać, że nie ma i n n e g o d o s t ę p u do Ojca niż przez Niego. Co więcej, w ł a ś n i e to, że Bóg stał się człowiekiem, s t a n o w i nie pozosta łość pogaństwa, ale spełnienie j u d a i z m u . N i e ma i n n e g o Boga niż Bóg Abra h a m a , Izaaka i Jakuba. Tylko On żyje, tylko On działa. Tylko On w k r a c z a w historię. Jego zazdrość staje się a b s o l u t n y m p o t w i e r d z e n i e m Jego o s o b o wości. Nie jest jak bałwany pogan, ale widzi, słyszy, panuje. I coraz bliżej, co raz wyraźniej się odsłania. Aż wreszcie o d s ł o n i ł się do końca, aż wreszcie po kazał c a ł k i e m jaki jest, aż wreszcie s t a n ą ł p r z e d n a m i , n ę d z n i k a m i , grzesznymi i skażonymi, nic nie chowając. Przestał j u ż posyłać p r o r o k ó w i mędrców, zjawił się s a m w ś r ó d n a s . „Wcielenie jest z w o r n i k i e m hebrajskiej koncepcji świata" - pisał C l a u d e T r e s m o n t a n t . To Wcielenie j e d n a k zostaje przez j u d a i z m o d r z u c o n e . Bo też Wcielenie jest d o p e ł n i e n i e m i k o ń c e m , ale zarazem p r z e k r o c z e n i e m . Ten Bóg przychodzi w ciele nie jako wódz, nie ja ko Mesjasz wiodący n a r ó d wybrany do zwycięstwa n a d p o g a n a m i , ale jako pokorny, cierpiący sługa. Je s t s k a n d a l e m dla pogan, ale i z g o r s z e n i e m dla Ży dów! By go przyjąć, musieliby wyrzec się ostatniej pozostałości p o g a ń s t w a : s n u o p o t ę d z e n a r o d u i krwi. By go uznać, musieliby z a k w e s t i o n o w a ć wła sną t o ż s a m o ś ć . Dlatego cofnęli się. Chrześcijanin jest s p e ł n i o n y m Hebrajczykiem, który przyjął p e ł n i ę Obja wienia. To jednak, co stało się u d z i a ł e m dawnych pogan, pozostaje zamknię te dla Żydów. Uniżenie p o s u n i ę t e do wcielenia wydaje im się p o g a ń s t w e m . DlaLATO2000 213 tego, p o d o b n i e jak niegdyś dla Greków, jest dla nich s k a n d a l e m to, że „jakiś konkretny człowiek, istniejący historycznie, «co widziały n a s z e oczy, czego dotykały nasze ręce», m ó g ł b y nosić w sobie «wszystkie skarby m ą d r o ś c i i wiedzy», (...) że jakiś k o n k r e t n y człowiek m ó g ł b y s a m siebie nazywać «prawdą», czyli t y m co u n i w e r s a l n e ( . . . ) " (C. T r e s m o n t a n t , Esej o myśli hebraj skiej, s. 103-104). O t o ironia losu! O t o sytuacja tragiczna, gdy p o t o m k o w i e Abrahama, Hebrajczycy n a t u r a l n i odrzucają t o , co s t a n o w i d u c h o w ą treść Bi blii, gdy mówią, jak to czyni Rosenzweig, że „gdyby cała p r a w d a była n a m d a n a przekraczałoby to granice n a t u r y ludzkiej" (Gwiazda zbawienia, s. 6 4 5 ) . Jest d o k ł a d n i e przeciwnie. Cała p r a w d a została n a m d a n a ! Cała p r a w d a d o n a s przyszła! Między n a m i żyła, w ś r ó d n a s przebywała. Czyż to nie najwięk szy paradoks historii, że zarzut stawiany s t a r o ż y t n y m Hebrajczykom przez pogan jest g ł ó w n y m z a r z u t e m ż y d o w s k i m przeciw chrześcijaństwu? Poganie drwili z Boga, który p r z e m ó w i ł do A b r a h a m a , k t ó r y zechciał p o w o ł a ć Mojże sza, który zamieszkał p o ś r ó d swego ludu, k t ó r y łączył się tak ściśle i blisko z człowiekiem. I teraz t e n pogański z a r z u t - zbytniej bliskości Boga i czło wieka - pojawia się na u s t a c h Ż y d ó w ! Tak, nie m o g ę oprzeć się wrażeniu, że w t y m proteście przeciw Wciele niu odsłania się p o g a ń s k i e przywiązanie do „ciała i krwi". W jaki b o w i e m s pos ób Żyd, w e d ł u g Rosenzweiga, w c h o d z i w relację z Bogiem? L e k t u r a Gwiazdy zbawienia wskazuje, że t a k ą p o d s t a w ę s t a n o w i krew. „Jedynie wspól n o t a krwi odczuwa już dziś ciepło płynącej p o p r z e z żyły p o r ę k i swej wiecz n o ś c i " (Gwiazda zbawienia, s. 4 7 2 ) . Kanałem, przez k t ó r y następuje spotka nie z Bogiem, staje się w myśli Rosenzweiga n a r ó d żydowski. N i e n a r ó d w sensie politycznym czy historycznym; nie n a r ó d jako w s p ó l n o t a l o s ó w czy też n a w e t w s p ó l n o t a tradycji; ale n a r ó d w sensie najbardziej p i e r w o t n y m , n a r ó d jako w s p ó l n o t a żydowskiej krwi. „ N a r ó d żydowski (...) j e s t więc osta tecznie żywy (...) jedynie i wyłącznie w tym, co z a p e w n i a t r w a n i e n a r o d u po nad czasem, nieprzemijalność jego życia: w czerpaniu własnej wieczności z ciemnych źródeł k r w i " (Gwiazda zbawienia, s. 4 8 0 ) . Ta w s p ó l n o t a krwi j e s t p o d s t a w ą duchowej w s p ó l n o t y Żydów; Żyd w p r z e c iw ie ństw ie do chrześci janina rodzi się sobą, nie m u s i się sobą stawać. Dlatego, dowodzi Rosenzweig, n a r ó d żydowski ma w sobie j u ż to, do czego d o p i e r o dążą wszystkie n a r o d y pogańskie. Ma swoją Sobość, której p e ł n y m wyrazem jest czysta krew. „Dla n a r o d u żydowskiego nie ma rozbież214 FRONDA 19/20 ności między tym, co najbardziej w ł a s n e i najwyższe" (Gwiazda zbawienia, s. 517). Tym, co najbardziej w ł a s n e jest krew, biologiczny fakt p o c h o d z e n i a , coś, co nie m o ż e zostać o d e b r a n e ani u s u n i ę t e ; tym, co najwyższe jest zba wienie, spoczynek w miłości Boga. Żyd ma to z natury, chrześcijanin dąży do tego wciąż przezwyciężając p o g a n i n a w sobie. „Dla siebie s a m e g o n a r ó d ży dowski jest już u celu, do k t ó r e g o n a r o d y świata d o p i e r o kroczą" (Gwiazda zbawienia, s. 520). N a r o d y świata m o g ą m i e ć wiarę, m o g ą m i e ć p o s ł u s z e ń stwo, m o g ą mieć sprawiedliwość i obietnicę, ale nie m o g ą m i e ć krwi. „ ( . . . ) Tylko w żydowskiej krwi żyje nadzieja na m i a r ę krwi, o której m i ł o ś ć c h ę t n i e zapomina, a wiara sądzi, że m o ż e się bez niej obejść" (Gwiazda zbawienia, s. 4 5 2 ) . Te słowa, w których ł a t w o odczytać p o l e m i k ę z n a u k ą św. Pawła o tym, że „nie synowie co do ciała są dziećmi bożymi, lecz synowie obietnicy są u z n a n i za p o t o m s t w o " (Rz 9,8), s t a n o w i ą zasadę myślenia Rosenzweiga. Do Izraela nie należy się ani tylko przez wiarę, ani tylko przez p o s ł u s z e ń s t w o obietnicy. N i e ma i n n e g o Izraela ciała a i n n e g o ducha, jakby chcieli t e g o chrześcijanie. „Zakorzenienie w n a s samych i tylko w n a s samych, we właLATO-2000 215 snym ciele i krwi, poręcza n a m n a s z ą w i e c z n o ś ć " (Gwiazda zbawienia, s. 4 8 1 ) . To doświadczenie czystej krwi staje się wyznacznikiem j u d a i z m u R o s e n z w e iga. Nie ma m o w y o rzeczywistej równoległości d o s t ę p u do Boga dla Ż y d ó w i chrześcijan. Ci pierwsi mają d o s t ę p przez to, co ź r ó d ł o w e , n i e u s u w a l n e i bezwzględne. Coś, co nie ulega zmianie, co trwa, choć przemijają p a ń s t w a , języki, kultury i cywilizacje, co pozostaje zawsze już n i e z m i e n i o n e : przez krew. Nic dziwnego, że a u t o r Gwiazdy zbawienia stwierdza, że s a m o - z a c h o wanie wiecznego l u d u polega na „zamknięciu czystego ź r ó d ł a krwi p r z e d ob cą d o m i e s z k ą " (Gwiazda zbawienia, s. 5 3 4 ) . N a w e t Levinas dostrzega, że „Rosenzweig używa niebezpiecznego okre ślenia «wieczność krwi»". Sugeruje jednak, że wyrażenia tego nie należy ro zumieć w s p o s ó b rasistowski, bo nie ma o n o c h a r a k t e r u n a t u r a l i s t y c z n e g o i oznacza zakorzenienie w sobie s a m y m . N i e w i e m , co to znaczy. N i e w i e m , jak m o ż n a b ron ić twierdzenia, że p o d s t a w ą w s p ó l n o t y religijnej ma być czy sta krew. Nie wiem, jak m o ż n a a r g u m e n t o w a ć , że takie t w i e r d z e n i a nie ma ją charakteru naturalistycznego. G o t ó w j e s t e m z r e s z t ą przyznać, że w myśli Rosenzweiga nie m o ż e być m o w y o u z a s a d n i e n i u polityki dyskryminacji ra sowej. Ale to jeszcze go nie usprawiedliwia. M a m y tu b o w i e m do czynienia ni mniej, ni więcej tylko z r a s i z m e m d u c h o w y m . Tak tylko m o ż n a n a z w a ć twierdzenie, ż e w a r u n k i e m d o s t ę p u d o Boga j e s t p r z y n a l e ż n o ś ć d o n a r o d u czystej krwi. Zmysł prawdy Starałem się tu pokazać, dlaczego to, co nazywamy filozofią dialogu, nie m o że przynieść nadziei na o d n o w ę religii. W myśli Rosenzweiga, a w jeszcze większym s t o p n i u Levinasa, Bóg staje się tym, co n i e s k o ń c z o n e , co nieogra niczone i b e z m i e r n e : p o z a k s z t a ł t e m , p o z a pojęciem, p o z a n a z w a n i e m . N i e wydaje się, by miał on wiele w s p ó l n e g o z t y m Bogiem, o k t ó r y m o p o w i a d a n a m Biblia. Z P a n e m , k t ó r y bronił świętego swego l u d u aż przyszedł sam, p o d ł u g ciała p o t o m e k Dawida, i s w o i m cierpieniem zgładził grzechy świata, grzechy pogan i Żydów. Z P a n e m , który wybierał i odrzucał, sądził i karał, okazywał miłosierdzie i przebaczenie. Z P a n e m zawsze k o n k r e t n y m , żywym, zawsze stawiającym człowieka w o b e c najwyższej próby. Powrotu do tego Pana nie zapewni n a m dialektyka i d w u z n a c z n o ś c i . Ra216 FRONDA 19/20 czej p o k o r n e p o s z u k i w a n i e b e z w a r u n k o w e j prawdy, k t ó r a n i e jest raz taka, raz inna, p o d j e d n y m w z g l ę d e m wiążąca, p o d i n n y m nie, dla j e d n y c h zobo wiązująca, dla drugich o b o j ę t n a - ale zawsze ta s a m a . N i e m o g ę się o p r z e ć wrażeniu, im dokładniej wczytuję się w teksty filozofów dialogu, że t e g o zmysłu, t e g o p r a g n i e n i a p r a w d y i m z a b r a k ł o . PAWEŁ LISICKI l.ATO-2000 217 Wspólnota chrześcijańska po męce i śmierci Chrystusa kontynuowała przez pewien czas „chodzenie do Świą tyni" oraz sprawowanie Paschy z innymi Żydami, za częła jednak przeżywać to święto już nie jako wspo mnienie Wyjścia i oczekiwanie przyjścia Mesjasza, ale raczej jako pamiątkę tego, co wydarzyło się w Jerozo limie podczas święta Paschy oraz jako oczekiwanie po nownego przyjścia Jezusa Chrystusa. Żydowskie źródła liturgii Kościoła KS. KAZIMIERZ JUSZKO Kiedy nadszedł wreszcie dzień Pięćdziesiątnicy, znajdowali się wszyscy razem na tym samym miejscu. Nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wichru, i napełnił cały dom, w którym przebywali. Ukazały się im też języki jakby z ognia, które się rozdzieliły, i na każdym z nich spoczął jeden. I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym, i zaczęli mówić obcymi językami, tak jak im Duch pozwalał mówić. Przebywali wtedy w Jerozolimie pobożni Żydzi ze wszystkich narodów pod słońcem. Dz 2,1-5 Papież Jan Paweł II w jednej z katechez wygłaszanych przed Wielkim Jubile uszem roku 2000 powiedział: „Rozważając tajemnicę Izraela i jego nieodwołalne 218 FRONDA 19/20 powołanie chrześcijanie zgłębiają również tajemnicę swoich korzeni. W źródłach biblijnych, dzielonych wraz z braćmi żydami, znajdują elementy, które są im nieodzowne, by żyć własną wiarą i ją pogłębiać. Dostrzegamy to na przykład w liturgii. Tak jak Jezus, którego Łukasz przedstawia n a m w chwili, gdy w synagodze nazaretańskiej otwiera księgę pro roka Izajasza (por. Łk 4,16n), p o d o b n i e i Kościół korzysta z liturgicznego bo gactwa narodu żydowskiego. Kościół układa Liturgię Godzin, liturgię Słowa, a nawet s t r u k t u r ę m o d l i t w eucharystycznych zgodnie z w z o r a m i tradycji ży dowskiej. Niektóre wielkie święta, jak Pascha i Pięćdziesiątnica, nawiązują do żydowskiego roku liturgicznego i stanowią z n a k o m i t ą okazję, by w s p o m n i e ć w modlitwie n a r ó d wybrany i u m i ł o w a n y przez Boga (por. Rz 11,2)." Przyjmując proponowane przez papieża spojrzenie przeanalizujmy p o n o w n i e teksty biblijne, które liturgia Kościoła przypomina n a m w Okresie Wielkanoc nym. W czasie tej wędrówki chcemy na n o w o odkryć środowisko religijnego przeżywania Jezusa i Apostołów, wszystkich uczniów, niewiast i Maryi, Matki Je zusowej. To, niejako poszerzone, spojrzenie p o m o ż e n a m zauważyć fakty wyda wałoby się nieistotne. O n e pozwolą n a m wyjaśnić, chociażby dlaczego owi wspo mniani w Dziejach Apostolskich „pobożni Żydzi" przybyli do Jerozolimy. Ponieważ nie m o ż e m y przenieść się do czasów J e z u s a C h r y s t u s a , dlate go oprócz t e k s t ó w biblijnych p o m o c n e n a m b ę d ą artykuły i książki, dzięki którym spróbujemy zobaczyć Paschę oraz Pięćdziesiątnicę tak, jak Maryja i Apostołowie. Tak wyjaśnia swój zamiar włoski kapucyn, kaznodzieja D o m u Papieskie go, Raniero C a n t a l a m e s s a : „Tylko konieczność całościowego spojrzenia zdo pingowała m n i e do przejścia p o n a d «czasem Kościoła», aby p o s z u k a ć w Bi blii - Starym i N o w y m Testamencie - tych elementów, k t ó r e s t a n o w i ą w liturgii Kościoła «cechy dziedziczne*. Są to te s a m e racje, dla których po dejście do r o z u m i e n i a w y d a r z e ń zbawczych - z a p r e z e n t o w a n e osobiście przez Jezusa w d r o d z e do E m a u s - rozpoczęło się od rzeczy t a k odległych: «od Mojżesza poprzez wszystkich proroków» (Łk 24,27). Wydarzenia związane z o s o b ą J e z u s a posiadają w s p ó l n ą cechę ze staro żytnym faktem Wyjścia - nie m o ż n a d o t r z e ć do nich w s p o s ó b b e z p o ś r e d n i , jedynie w oparciu o tradycyjne m e t o d y b a d a ń historycznych. Dla chrześcijaństwa oznacza to, że nie m o ż e m y poznać faktów historycznych inaczej jak tylko przez kerygmat, to znaczy przepowiadanie, jakie przekazali n a m LATO-2000 219 na ten temat naoczni świadkowie. Mamy zatem pełne prawo odwoływać się do Ewangelii oraz pozostałych pism Nowego Testamentu, aby dowiedzieć się, co naprawdę stało się w tamtych dniach w Jerozolimie, jeśli chodzi o sprawę Jezu sa z Nazaretu." Brat Efraim w swojej książce Jezus Żyd praktykujący pisze p o d o b n i e : „Jestem w pełni świadomy, że porywam się na coś nieosiągalnego. Przyjęcie linii współ czesnej egzegezy równałoby się próbie syntezy treści zasobów całej biblioteki. Tym, czym chciałbym się podzielić, jest światło Bożego tchnienia przenikające teksty, jest moje zachwycenie wobec oblicza Chrystusa wyłaniającego się z tek stów biblijnych jak i rabinistycznych." Nie przyszedłem znieść Tory Prawo żydowskie nakazywało trzy razy w roku pielgrzymować do świątyni jerozolimskiej: „Trzy razy do roku ukaże się każdy mężczyzna przed P a n e m , Bogiem twoim, w miejscu, k t ó r e sobie obierze: na Święto Przaśników, na Święto Tygodni i na Święto N a m i o t ó w . Nie ukaże się p r z e d obliczem Pana z próżnymi r ę k a m i " (Pwt 16,16). Mosty i drogi, k t ó r e prowadziły pielgrzymów do Jerozolimy, a także do my, które miały ich gościć, m u s i a ł y być o d n o w i o n e i u p o r z ą d k o w a n e ; groby pobielone przy zachowaniu wszelkiej ostrożności, dla uniknięcia ryzyka sta nia się nieczystym. Cała z ł o ż o n a c e r e m o n i a towarzyszyła r ó w n i e ż poszuki waniu przy świetle świecy, a później niszczeniu w ciszy jakiegokolwiek śla du kwaszonego chleba. Trudności związane z d ł u g ą p o d r ó ż ą sprawiły, że u d a w a n o się t a m raz w roku, przeważnie na Paschę. Kobiety i dzieci nie były do tego zobowiąza220 FRONDA 19/20 ne; nakazywano j e d n a k przed t r z y n a s t y m r o k i e m życia przyzwyczajać je do spełniania obowiązków religijnych. O b e c n o ś ć więc Maryi, Józefa i d w u n a s t o letniego Jezusa w świątyni t r z e b a u w a ż a ć za wyraz ich szczególnej p o b o ż n o ści. Świadczy o tym również p o b y t w Jerozolimie p o d c z a s całego święta. Maryja brała czynny udział w pobożności ludowej, uczestnicząc w piel grzymkach do Świętego Miasta na święto Paschy. Za krótką w z m i a n k ą o piel grzymowaniu do Jerozolimy kryje się wielkie bogactwo modlitwy Matki Jezu sa. Św. Łukasz bardzo wyraźnie i świadomie podkreśla związek pobożności Maryi, wyrażający się udziałem w pielgrzymce, z rozważaniem w sercu. Ewan gelista pokazuje w t e n sposób, jak religijność Ludu Wybranego wpływała na formację Maryi. Udział w pielgrzymce odsłania nowy obszar modlitwy i du chowości Maryi. Uczestnictwo w pielgrzymkach, udział w liturgii świątynnej, coroczne wie czerze paschalne z haggadą ojca rodziny miały żywy oddźwięk w Jej życiu. N i e zrozumiemy Maryi, gdy Ją oderwiemy od Jej ludu, od jego religijności i zwy czajów. Ta, która wielbiła Pana, bierze udział w pobożności ludowej, jaką była pielgrzymka. Modlitwa Maryi bez tego kontekstu zawieszona jest w próżni. Pielgrzymi zbierali się n o c ą w o k r e ś l o n y m miejscu. N a d r a n e m zjawiał się przewodnik pielgrzymki i śpiewał wezwanie: „Wstańcie, w s t ą p m y na Syjon, do Pana, Boga n a s z e g o " (Jr 31,6). Pątnicy wstając odpowiadali: „ U r a d o w a ł e m się gdy mi powiedziano: «pójdziemy do d o m u Pana»" (Ps 122,1). Psalmy są pozostałością z tych właśnie pielgrzymek. Pielgrzymka w pojęciu biblijnym miała charakter radosny. Pielgrzymi szli b a r d z o w o l n o , p o c h ó d otwierał fletnista, który grał na s w o i m i n s t r u m e n c i e . P r o w a d z o n o również wołu, który miał być złożony na ofiarę. Pielgrzymi nieśli dary ofiarne, k t ó r e s k ł a d a n o po t e m w świątyni. Kiedy dochodzili do celu, śpiewali psalmy: „Już stoją nasze nogi w twych bramach, o J e r u z a l e m " (Ps 122,2), na co odpowiadał im chór lewitów: „Chwalcie Boga w Jego świątyni" (Ps 150,1). W czasie śpiewu ostat niej strofy w c h o d z o n o na dziedziniec świątyni. Na spotkanie pielgrzymów wychodzili lewici śpiewając: „Wysławiam Cię, Panie, b o ś m n i e wybawił i nie uradowałeś mych w r o g ó w z mojego p o w o d u " (Ps 30,1). Podczas pielgrzymki na święto Paschy ojcowie rodzin składali w ofierze baranka. Idąc t r o p e m w s k a z a n y m przez J a n a Pawła II u ś w i a d a m i a m y sobie, że Je zus C h r y s t u s wraz z A p o s t o ł a m i uczestniczyli w n a t u r a l n y m i s w o b o d n y m przeżywaniu religijności N a r o d u Wybranego, k t ó r a dla nas, n a w e t u w a ż n i e LATO-2000 221 czytających tekst biblijny, nie jest taka oczywista. Inaczej niż w czasach apo stolskich, współcześnie b a r d z o nieliczne osoby m o g ą odkryć t a k ą n i e p o w t a rzalną więź we w ł a s n y m doświadczeniu życiowym, jak J a n Grosfeld: „Jeśli chodzi o moje żydowskie p o c h o d z e n i e , było o n o dla m n i e faktem b e z ż a d n e go znaczenia. To był fakt biologiczny, n a w e t nie kulturowy, nie m ó w i ą c już o religijnym. Byłem świadomy, że j e s t e m Ż y d e m z p o c h o d z e n i a . P a m i ę t a m , jak nie wiedziałem, jak m a m r o d z i c o m powiedzieć o tym, że się o c h r z c i ł e m . Kiedy zacząłem chodzić do kościoła, ś w i a d o m o ś ć żydowskości w sensie reli gijnym była dla m n i e zerowa. To, że przestała być zerowa, zawdzięczam w s p ó l n o c i e n e o k a t e c h u m e n a l nej. Zacząłem odkrywać, CQ to znaczy być Ż y d e m . Gdybym nie trafił do wspólnoty, w której jest wiele z n a k ó w i treści nawiązujących do żydowskich korzeni, to dzisiaj m ó g ł b y m być p o z a Kościołem. Myślę, że Pan Bóg p o wstrzymuje m n i e przed z b y t n i m zagłębianiem się w j u d a i z m . Biorę t e n ży dowski korzeń, ale nie s k u p i a m się na n i m . Jest on w a ż n y jako f u n d a m e n t , jako p e w n e tło, ale to na p e w n o nie wszystko, o co chodzi w chrześcijań stwie. Korzeń t e n był obecny w Kościele, ale przysypany, p o w s z e c h n i e chrze ścijanie nie byli go ś w i a d o m i . Z o s t a ł o b o w i e m o c h r z c z o n e p o g a ń s t w o z ca łym d o b r o d z i e j s t w e m i n w e n t a r z a . N i e było z a p e w n e innej metody, aby ci ludzie stali się chrześcijanami." Pascha żydów Chrześcijaństwo ma w y m i a r paschalny, ale nie w i a d o m o co to znaczy, póki nie wejdzie się w sens Ostatniej Wieczerzy A p o s t o ł o w i e pytają się po p r o stu swego Mistrza: „Gdzie chcesz, żebyśmy Ci przygotowali Paschę do spo życia?" (Mt 26,17; por. Mk 14,12). J e z u s nie m u s i a ł n i k o m u nic wyjaśniać, wystarczą krótkie słowa: „Idźcie i przygotujcie" (Łk 2 2 , 8 ) . Dzieje się tak, gdyż Jezus z N a z a r e t u funkcjonował w r a m a c h rzeczywistości religijnej swo jego n a r o d u i spędzał to ś w i ę t o w taki sposób, jak spędzali je wszyscy Żydzi. Wszystkie słowa, k t ó r e J e z u s wypowiedział w czasie Ostatniej Wieczerzy, dla A p o s t o ł ó w były rzeczą n o r m a l n ą , bo byli zwyczajnymi Żydami, którzy wie dzieli co o n e znaczą. Wszystko to każe n a m przypuszczać, że O s t a t n i a Wieczerza była wiecze rzą paschalną, o d p r a w i o n ą przez Jezusa i Jego u c z n i ó w w e d ł u g zwyczajów 222 FRONDA 19/20 żydowskich. Ukazuje to zarazem wyraźne miejsce Eucharystii w historii zba wienia, nierozerwalną więź między Starym i N o w y m Przymierzem, między p r o r o c t w a m i a ich s p e ł n i e n i e m . W czasie swego o s t a t n i e g o p o b y t u w Jerozolimie J e z u s c o d z i e n n i e wie czorem opuszczał m i a s t o (Łk 21,37). W dzień Ostatniej Wieczerzy Jezus p o został w przeludnionej Jerozolimie. Kiedy n a d s z e d ł dzień P r z a ś n i k ó w i nale żało przygotować Paschę, Jezus posłał do m i a s t a Piotra i Jana, aby znaleźli izbę n a wieczerzę paschalną. W e d ł u g p r z e p i s ó w b o w i e m b a r a n k a paschalne go należało spożyć w obrębie m u r ó w Świętego Miasta. W Wielki C z w a r t e k liturgia Słowa p o p r z e z czytanie z Księgi Wyjścia przypomina n a m przygotowania, k t ó r e do paschalnej wieczerzy poczynili Apostołowie: „Dziesiątego dnia t e g o miesiąca n i e c h się każdy p o s t a r a o ba ranka dla rodziny, o b a r a n k a dla d o m u . . . Będziecie go strzec aż do czterna stego d n i a tego miesiąca... I tej samej nocy spożyją m i ę s o pieczone w ogniu, spożyją je z c h l e b e m n i e k w a s z o n y m i gorzkimi z i o ł a m i " (Wj 12,3.6.8). W czasach Starego T e s t a m e n t u zabijano b a r a n k a c z t e r n a s t e g o d n i a mie siąca Nizan, w godzinach p o p o ł u d n i o w y c h : między g o d z i n ą trzecią a piątą, zgodnie z p r z e p i s e m zawartym w Wj 12,6: „wtedy zabije go całe z g r o m a d z e nie Izraela o z m i e r z c h u " . Mieszkańcy Jerozolimy r a d o ś n i e witali przybywających pielgrzymów. Ka płani na wieżach Świątyni dęli w s r e b r n e trąby, lewici śpiewali pieśni p o chwalne. Gdy pątnicy wstępowali na w e w n ę t r z n y dziedziniec Świątyni, lewi ci śpiewali piętnaście hymnów, tyle ile s t o p n i p r o w a d z i ł o do ołtarza. Po odśpiewaniu każdego pątnicy odpowiadali: dajenu, co znaczy: już by i t e g o starczyło. Pielgrzymi i mieszkańcy Jerozolimy zabijali b a r a n k a w świątyni w obec ności kapłanów. Przynosili go ojcowie rodzin. Z g r o m a d z e n i e w c h o d z i ł o na dziedziniec, a kiedy się zapełnił, z a m y k a n o b r a m y i rozpoczynało się ofiaro wanie baranka. W czasie ofiary lewici śpiewali hallel, powtarzając śpiew jeśli zachodziła potrzeba. Każdą recytację hallelu zapowiadali d m ą c w szofar, trąbę sporządzoną z rogu. „I w e z m ą k r e w baranka, i p o k r o p i ą n i ą odrzwia i progi d o m u , w k t ó r y m b ę d ą go spożywać" (Wj 12,7). Każdy Izraelita zabijał w ł a s n ą ofiarę, p o d c z a s gdy kapłani, ustawieni w d w a rzędy, zbierali część krwi do złotych naczyń: te, przechodząc z rąk do rąk, docierały do o s t a t n i e g o kapłana, który wylewał LATO-2000 223 ją u stopni ołtarza. N a s t ę p n i e zawieszano b a r a n k a za tylne nogi na h a k a c h umieszczonych na słupach, z d e j m o w a n o z niego skórę i w y j m o w a n o w n ę t r z ności, aby części p r z e z n a c z o n e na spalenie m ó c złożyć na o ł t a r z u . W n ę t r z ności b a r a n k a u m i e s z c z a n o w misie i p r z e k a z y w a n o kapłanowi, który je so lił i spalał na o ł t a r z u ofiarnym. O b r z ę d p o k r o p i e n i a odrzwi krwią zabitego b a r a n k a został w t e n s p o s ó b zastąpiony przez p o k r o p i e n i e krwią jedynie ołtarza. W czasie składania ofiary z b a r a n k a p a s c h a l n e g o lewici śpiewali hallel (Ps 113-118). Psalmy te rozpoczynają się od alleluja, stąd n a z w a hallel; w s p o minają o n e m.in. wyjście z niewoli egipskiej (Ps 114). W śpiewie l e w i t ó w uczestniczyli ojcowie rodzin, wtórując s w o i m alleluja po każdej strofie psal m u . Kiedy pierwsza grupa zakończyła już c e r e m o n i ę ofiary, o t w i e r a n o b r a m ę dziedzińca. Miejsce pierwszej grupy zajmowała n a s t ę p n a , by kolejno złożyć ofiarę. N a s t ę p n i e u p r z ą t a n o dziedziniec i każdy wracał ze s w o i m b a r a n k i e m , aby go upiec w obrębie m u r ó w Jerozolimy i zasiąść do sederu, r y t u a l n e g o po siłku paschalnego. Od wieczora czternastego d n i a aż do d w u d z i e s t e g o p i e r w s z e g o d n i a z do m ó w izraelskich ma być u s u n i ę t y wszelki kwas i ma być spożywany chleb niekwaszony (macot). Szukanie i u s u w a n i e k w a s u p r z e d nadejściem Paschy stanowi istotny m o m e n t przygotowań d o t e g o święta. Tora nakazuje u s u n ą ć wszelki kwas z całej posiadłości. Na okres s i e d m i u dni z a b r o n i o n e jest spo żywanie chleba k w a s z o n e g o (Pwt 16,3-4). Chamec (kwas) jest s y m b o l e m py chy oraz skłonności do zła. Dopóki nie wyrzucimy z serca pychy, nie m o ż e my m ó w i ć ani śpiewać na chwałę Tego, który n a s wyzwolił. Do tego skrzętnego oczyszczania d o m ó w żydowskich z wszelkich pokar m ó w kwaszonych, z n a m i e n n e g o dla przygotowań do świąt paschalnych, na wiązuje św. Paweł: „Czyż nie wiecie, że odrobina kwasu całe ciasto zakwasza? Wyrzućcie więc stary kwas, abyście się stali n o w y m ciastem, jako że przaśni je steście. Chrystus b o w i e m został złożony w ofierze jako nasza Pascha. Tak prze to odprawiajmy święto nasze, nie przy użyciu starego kwasu, kwasu złości i przewrotności, lecz - przaśnego chleba czystości i p r a w d y " (1 Kor 5,6-8). Zabitego w świątyni b a r a n k a spożywano w d o m a c h , w rodzinach, na wie czerzy paschalnej. Baranek był pieczony w d o m u , na rożnie, z użyciem drze wa granatowca, przy bacznym zwracaniu uwagi, aby ż a d n a z jego kości nie została złamana. 224 FRONDA 19/20 Tak zaczynała się c e r e m o n i a wieczerzy paschal nej. I n n e jedzenie, p o z a b a r a n k i e m , z k t ó r e g o każdy m u siał s p r ó b o w a ć kawałek co najmniej wielko ści o w o c u oliwki, to gorzkie zioła, przaśny chleb oraz p o t r a w a z fig, daktyli i w i n o g r o n , p o d a w a na we wspólnej misie, gdzie każdy maczał swój ka wałek. Cały posiłek był spożywany w czterech fazach, do których był przypisany o s o b n y kielich wina, który s t a n o wił p o m o s t p o m i ę d z y poszczególnymi e t a p a m i całego obrzę du. Kiedy już cała rodzina zasiadła wokół s t o ł u , ojciec błogo sławił w i n o i chleb, używając s ł ó w błogosławieństwa, k t ó r e m u siało być p o d o b n e do tego, jakie jeszcze dzisiaj żydzi czytają w swej haggadzie paschalnej. Niejeden z n a s jest zaskoczony l e k t u r ą tych błogosła wieństw, albowiem odnajdujemy w nich (o czym p r z y p o m n i a ł n i e d a w n o pa pież) tekst m o d l i t w na ofiarowanie, jakie są u ż y w a n e w czasie s p r a w o w a n i a Eucharystii: „Błogosławiony jesteś, Panie, Boże nasz, Królu wszechświata, który stworzyłeś t e n owoc ziemi. O t o chleb uciemiężenia, który nasi ojcowie spożywali w Egipcie. Ktokolwiek jest głodny, n i e c h się przybliży i spożywa; a k t o p o w i n i e n sprawować Paschę, niech się przybliży i ją celebruje. Błogosławiony jesteś, Panie, Boże nasz, królu wszechświata, który stwo rzyłeś t e n owoc w i n n e g o krzewu. Ty nas wybrałeś w ś r ó d wszystkich narodów, wyniosłeś n a s p o n a d i n n e p l e m i o n a i Twymi przykazaniami n a s uświęciłeś. W miłości Twojej dałeś n a m Panie, n a s z Boże, te coroczne święta ku na szej radości, uroczystości i dni p o g o d n e , takie jak to Święto Przaśników, któ re jest czasem naszego wyzwolenia, z g r o m a d z e n i e m świętym, p a m i ą t k ą na szego wyjścia z Egiptu." W czasie spożywania wieczerzy ś p i e w a n o r ó w n i e ż hallel - pierwszą część po nalaniu drugiego kielicha. W czasie sederu pije się w i n o czerwone, k t ó r e ma przypominać k r e w obrzezania i k r e w b a r a n k a p a s c h a l n e g o . Na stole kła dzie się trzy mace przykryte o z d o b n ą serwetką, symbolizujące d a w n ą struk t u r ę społeczności żydowskiej: g ó r n a m a c a to kapłani, ś r o d k o w a - lewici, dol na - lud. Pod koniec wieczerzy paschalnej ojciec rodziny o d ł a m u j e kawałek środkowej macy i chowa go, aby p o b u d z i ć ciekawość dzieci, k t ó r e zadają py tania i stwarzają w t e n s p o s ó b okazję do rozpoczęcia o p o w i a d a n i a haggady. l.ATO-2000 225 Ten kawałek macy nosi n a z w ę afikoman (greckie: po ucz cie) . Z chrześcijańskiego p u n k t u widzenia szczególnie interesujące jest to, że w tradycji żydowskiej od czasów z b u r z e n i a Świątyni spożycie afikomanu wyobraża spożycie baranka paschalnego, k t ó r a to p o t r a w a kończyła świąteczny posiłek. Tak więc, kiedy podczas mszy świętej k a p ł a n p o d n o s i h o s t i ę z p r z a ś n e g o chleba, m ó wiąc „ O t o Baranek Boży, który gładzi grzechy świata", odnajdujemy wspólny z j u d a i z m e m język, gdyż odkąd nie składa się już w ofierze zwierząt, m a c a s e d e r o w a zastępuje b a r a n k a pas chalnego. C h l e b to baranek, a b a r a n e k to chleb, który zbawia. N i e k w a s z o n y chleb z mąki i z wody, u f o r m o w a n y w ciasto, ugnieciony i upieczony. To ciasto m u s i nosić na sobie p i ę t n o p o ś p i e c h u i dlatego nie daje mu się wyrosnąć. I tak m i a ł o p o z o s t a ć : m i z e r n y chleb, k t ó rym żywili się owi ludzie w niewoli, staje się p i e r w s z y m k ę s e m s p o ż y w a n y m na wolności. Ten w p o ś p i e c h u spożywany p o s i ł e k stał się ich u c z t ą jako lu dzi wolnych. Teraz następuje opowiadanie o Wyjściu. Ojciec rodziny wygłasza haggadę pas chalną, w której wyjaśnia dzieciom i niewiastom sens uczty paschalnej. Rozpo czyna ją rytualne pytanie najmłodszego syna: Ma nisztana ha lajla?, czyli: czym ta noc różni się od wszystkich innych nocy? Chłopiec zadaje cztery pytania: dlacze go tej nocy jemy gorzkie zioła? dlaczego tej nocy gorzkie zioła maczamy w sło nej wodzie? dlaczego tej nocy jemy macę? dlaczego tej nocy jemy polegując? O d p o w i a d a na nie ojciec l u b k t o ś ze starszych. C z t e r y razy p o w t ó r z o n y jest w Torze nakaz: „Gdy syn twój zapyta cię kiedyś: «Jakie jest znaczenie tych świadectw, p r a w i nakazów, k t ó r e w a m zlecił Pan, Bóg nasz?», o d p o wiesz synowi: «Byliśmy n i e w o l n i k a m i faraona w Egipcie i wyprowadził n a s Pan z Egiptu m o c n ą ręką»" (Pwt 6,20n). „Gdy się was zapytają dzieci: cóż to za święty zwyczaj? - tak im odpowiecie: «To jest ofiara Paschy na cześć Pana, który w Egipcie ominął d o m y Izraelitów. Po raził Egipcjan, a nasze domy ocalił»... Dzieje się tak ze względu na to, co uczy nił Pan dla m n i e w czasie wyjścia z Egiptu" (Wj 12,26; 13,8). FRONDA 19/20 Przez pokolenia, co roku ojciec o p o w i a d a synowi, a wszyscy uczestnicy sederu u w a ż n i e słuchają. Należy o p o w i a d a ć tak, jakby s a m e m u b r a ł o się udział w tym niezwykłym wydarzeniu. Podczas czytania haggady, przy w s p o m i n a n i u kolejnych plag egipskich, każdy z u c z e s t n i k ó w strąca kroplę w i n a ze swojego kieliszka tyle razy ile było plag. Ojciec tłumaczył również symbolikę p o k a r m ó w : przaśny, to znaczy niekwaszony chleb, gorzkie zioła, b a r a n e k paschalny. Każdy e l e m e n t wieczerzy sederowej jest symbolem, p r z y p o m n i e n i e m k t ó r e g o ś a s p e k t u tej nocy, kiedy Bóg p o t ę ż n ą ręką wywiódł swój lud z Egiptu. Dlaczego spożywa się gorzkie zioła? Ponieważ Egipcjanie czynili życie naszych ojców w Egipcie gorzkim (Wj 1,14). Aby złagodzić s m a k ziół, zanu rza się je w charosecie. Ta p o t r a w a s p o r z ą d z a n a z tartych jabłek, o w o c ó w gra n a t u , orzechów, daktyli ma p r z y p o m i n a ć jabłonie, p o d k t ó r y m i kobiety ży dowskie w ukryciu rodziły synów ( P n p 8,5). Dlaczego spożywa się p r z a ś n e mace? Ponieważ ciasto naszych ojców nie m i a ł o czasu wyrosnąć. Dlaczego pijemy oparci na łokciu? Ponieważ n a s z y m obo wiązkiem jest wychwalać Tego, który dla ojców naszych i dla n a s uczynił te cuda. Ojciec w s p o m i n a ł przy t y m wielkie in terwencje Boże w historii Izraela, a szczególnie wyzwo lenie z Egiptu. Tak s p r a w o w a n a Pascha nie p o d k r e śla j u ż z a c h o w a n i a się Izraelity g o t o w e g o do wyruszenia w s t r o n ę Z i e m i Obiecanej. Tym ra z e m biesiadnicy siedzą przy stole w pozycji p ó ł leżącej dla wyrażenia ś w i a d o m o ś c i bycia w o l n y m , o s w o b o d z o n y m z niewoli egipskiej. Ojciec rodziny kończył haggadę w e z w a n i e m : „Zaśpiewajmy p r z e d Bogiem: Alleluja!" Po tym w e z w a n i u ś p i e w a n o hallel (Ps 113 i 114), który był u w i e l b i e n i e m Boga i medytacją Jego wielkich dziel w historii N a r o d u Wybranego. Teraz pi je się drugi kielich; rozpoczyna się w ó w c z a s właściwa wieczerza, k t ó r a p o w i n n a skończyć się p r z e d północą, na p a m i ą t k ę wyjścia z Egiptu. Z a n i m uczestnicy wieczerzy rozpoczęli spożywanie macy, umywali ręce. Trzeci kie lich wina, zwany „kielichem b ł o g o s ł a w i e ń s t w a " , był p o d a w a n y w t y m wła śnie m o m e n c i e . Z n i m z d a n i e m niektórych należy wiązać u s t a n o w i e n i e Eu charystii. LATO-2000 227 Czwarty kielich, łącznie ze ś p i e w e m o s t a t n i c h p s a l m ó w (druga część hallelu - Ps 115 do 118 oraz 136), stanowił zakończenie wieczerzy paschalnej. W tym m o m e n c i e o t w i e r a n o drzwi na oścież w oczekiwaniu na p r o r o k a Elia sza. W e d ł u g synoptyków (Mt 26,30; Mk 14,26) w ł a ś n i e w t y m m o m e n c i e Je zus opuścił wieczernik i u d a ł się na mękę. W t e n s p o s ó b ewangeliści ukazu ją sens t a m t e g o wieczoru w w y p e ł n i e n i u się oczekiwań mesjańskich. Ale jest jeszcze piąty kielich, p r z y g o t o w a n y na stole sederowym dla p r o r o ka Eliasza. Pozostaje on nieopróżniony. Ten piąty kielich jest aluzją do przy szłego, ostatecznego wyzwolenia Izraela i całej ludzkości przez Mesjasza, którego nadejście zapowie p r o r o k Eliasz. K o n k r e t n y m w y r a z e m tej tradycji jest p r z e k o n a n i e , m o c n o roz pow sz e ch nione w czasach N o w e g o T e s t a m e n t u , że pojawienie się Mesjasza będzie m i a ł o miejsce podczas nocy paschalnej. Historiozbawczy związek łączy w teologii rabinicznej wieczerzę p a s c h a l n ą z eschatologią. Pascha j e s t t a m widziana jako p o w t ó r z e n i e Wyjścia, jako fakt historyczny, k t ó r y będzie m i a ł miejsce w d o k ł a d n i e o k r e ś l o n y m czasie - p o d c z a s wigilii paschalnej, a więc w rocznicę Wyjścia, tak jak Wyjście m i a ł o miejsce w rocznicę stworzenia. Pascha chrześcijan Chrześcijanie, przyjmując t e n p u n k t widzenia (św. H i e r o n i m ) , nadali m u n o wą treść ze względu na to, że Jezus C h r y s t u s przez swoją Paschę d o k o n a ł n o wego stworzenia. Dlatego Eucharystia, z r o d z o n a podczas O s t a t n i e j Wiecze rzy, będzie p a m i ą t k ą śmierci Pana, ale w tym s a m y m czasie będzie r ó w n i e ż zapowiedzią Jego przyjścia (1 Kor 11,26). W s p ó l n o t a chrześcijańska po m ę c e i śmierci C h r y s t u s a k o n t y n u o w a ł a przez p e w i e n czas „ c h o d z e n i e do świątyni" (Dz 3,1) oraz s p r a w o w a n i e Pas chy z innymi Żydami, zaczęła j e d n a k przeżywać to ś w i ę t o już nie jako w s p o m n i e n i e Wyjścia i oczekiwanie przyjścia Mesjasza, ale raczej jako p a m i ą t k ę tego, co wydarzyło się w Jerozolimie podczas święta Paschy oraz jako ocze kiwanie p o n o w n e g o przyjścia J e z u s a C h r y s t u s a . W roku 135 u p a d e k p o w s t a nia Bar Kochby oznaczał też koniec w s p ó l n o t y judeochrześcijańskiej. Osie dlenie się w Aelia C a p i t o l i n a (jak kazali odtąd nazywać Jerozolimę Rzymianie) w s p ó l n o t y wywodzącej się s p o ś r ó d p o g a n d o p r o w a d z i ł o do peł nego rozdzielenia Paschy chrześcijańskiej od Paschy żydowskiej. 228 FRONDA ] 9/20 W świętowaniu Paschy, którą Żydzi celebrowali przez wieki, po przyjściu Chrystusa owo oczekiwanie mesjańskie pozostaje niespełnione. Trwa o n o w pra gnieniu skierowanym ku Jerozolimie: „Tego roku jesteśmy jeszcze niewolnikami, ale w przyszłym roku będziemy już wolni"; Leszanah haba'ah bjeruszalajim! - „Na przyszły rok w Jerozolimie!" Jeśli uczta jest sprawowana w tym mieście, to ru bryka nakazuje mówić: „W przyszłym roku w odbudowanej Jerozolimie!" Najważniejsze znaczenie Paschy nie kryje się w jej c h a r a k t e r z e socjolo gicznym czy historycznym, ale polega na jedynej w s w o i m rodzaju roli t e g o święta w życiu n a r o d u żydowskiego. Było o n o i jest w najwyższym s t o p n i u świętem wolności i wybawienia. Mówiąc o zbawczych dziełach Boga, zawsze dawało l u d z i o m nadzieję w obliczu fizycznego i d u c h o w e g o zagrożenia. Po n a d t o , jako święto r o d z i n n e , było o g n i w e m łączącym pokolenia, jego siła przejawiała się w t r w a n i u n i e p r z e r w a n y m od t r z e c h tysięcy lat i ciągłym p o zostawaniu w y r a z e m p o t r z e b ludzi. Tradycje o miłości Boga i Jego zbawczych dziełach n a t c h n ę ł y rodzącą się w s p ó l n o t ę chrześcijańską - w e d ł u g Ewangelii na polecenie J e z u s a - do ob chodzenia święta dziękczynienia (eucharystia) upamiętniającego Paschę, k t ó rą Jezus spożył ze sw o im i u c z n i a m i w n o c p r z e d s w o i m u k r z y ż o w a n i e m (1 Kor 11,23-26). C e n t r a l n a pozycja t e g o r y t u a ł u w wierze chrześcijańskiej nawiązująca do święta Paschy jako c e n t r a l n e g o o b r z ę d u wiary żydowskiej, wyraźnie pokazuje, jak głęboko chrześcijaństwo j e s t z a k o r z e n i o n e w h i s t o rycznym życiu i historycznej wierze n a r o d u izraelskiego. Pascha żydowska u p a m i ę t n i a wyprowadzenie Izraelitów z niewoli egip skiej, czyli najważniejsze wydarzenie z historii N a r o d u Wybranego. W każdym pokoleniu człowiek winien uważać, że to on sam wyszedł z Egiptu, jak mu po wiedziano: „W tym dniu będziesz opowiadał synowi s w e m u : Dzieje się tak ze względu na to, co uczynił Pan dla m n i e w czasie wyjścia z Egiptu" (Wj 13,8). To u o b e c n i e n i e i u a k t u a l n i e n i e tajemnicy zbawienia, z n a m i e n n e dla Pas chy żydowskiej, p o m a g a zrozumieć, dlaczego Pan Jezus wybrał właśnie ucztę pas chalną, by w czasie niej ustanowić Eucharystię. A jej s p r a w o w a n i e w Kościele do tychczas zachowało s t r u k t u r ę o p o w i a d a n i a o dziejach zbawienia, czyli liturgii słowa, a n a s t ę p n i e uczty ofiarnej połączonej z dziękczynną m o d l i t w ą . Jak refleksja teologiczna Izraela d o p r o w a d z i ł a do „paschalizacji" do świadczenia związanego z Wyjściem, tak też a u t o r z y N o w e g o T e s t a m e n t u rozważając życie Jezusa ukazali je jako całościowo z o r i e n t o w a n e na Paschę. LATO-2000 229 Gdy w czasie swoich pielgrzymek J e z u s zasiadał do s t o ł u , wokół Niego, oprócz najbliższych uczniów, znajdowało się zwykle wielu z w o l e n n i k ó w (Łk 5,29). Z g o d n i e ze zwyczajem p a s c h a l n y m , w czasie Ostatniej Wieczerzy liczba biesiadników jest ograniczona. Baranek m ó g ł być ofiarowany tylko w imieniu osób, k t ó r e zgromadziły się, aby w s p ó l n i e spożyć go w wieczór Paschy. Przy czym należało się zgromadzić, p ó k i b a r a n e k był jeszcze żywy. Ewangelie mówią, że w czasie Ostatniej Wieczerzy J e z u s spoczywał przy sto le wraz ze swymi uczniami. W t e n s p o s ó b spełniał rytualny obowiązek, na kazujący k a ż d e m u spożywać wieczerzę p a s c h a l n ą w pozycji półleżącej, przy czym oparcie się na lewym łokciu było s y m b o l e m wolności. Kiedy podczas u m y w a n i a n ó g J e z u s m ó w i do Piotra: „Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze M n ą " , S z y m o n Piotr o d p o w i a d a : „Panie, nie tyl ko nogi moje, ale i ręce, i g ł o w ę ! " Wówczas J e z u s m ó w i : „Wykąpany p o t r z e buje tylko nogi sobie umyć, bo cały jest czysty" 0 13,8-10). A więc J e z u s spożywał wraz z uczniami O s t a t n i ą Wieczerzę w stanie czystości k a p ł a ń skiej, w e d ł u g nakazu Tory (Lb 19,19). Kąpiel rytualna, polegająca na całkowitym z a n u r z e n i u się, była wymaga n a zwłaszcza p r z e d ś w i ę t e m , n a k t ó r e p i e l g r z y m o w a n o d o Jerozolimy. Nale żało wykąpać się p r z e d rozpoczęciem święta. U s t a n o w i e n i e Eucharystii o p i s a n e przez s y n o p t y k ó w zdaje się być rozu m i a n e w s p o s ó b najbardziej n a t u r a l n y wtedy, gdy w s t a w i m y je w r a m y ży dowskiej wieczerzy paschalnej. W miejsce uczty z m i ę s e m i poszczególnymi kielichami w i n a z o s t a n i e od tej chwili w p r o w a d z o n a u c z t a paschalna, której ofiarą będzie J e z u s C h r y s t u s - w ofierze z ł o ż o n e Jego ciało i p r z e l a n a Jego krew. Ten e l e m e n t o b r z ę d u p a s c h a l n e g o tradycja synoptyczna u w a ż a za naj istotniejszy m o m e n t wieczerzy paschalnej. D l a t e g o wybiera go dla w y r a ż e n i a swego p r z e k o n a n i a o tym, że Pascha żydowska z o s t a ł a w y p e ł n i o n a . Tradycja Janowa w śmierci na krzyżu widzi m o m e n t o największym znacze niu i najbogatszej symbolice. Trzy Paschy odmierzają czas publicznej działalno ści Jezusa Chrystusa. Jest to zrobione tak, że nikt nie ma wątpliwości, co do te go, że intencją Św. Jana jest wskazanie na Jezusa, który zmierza do zastąpienia Paschy żydowskiej swą własną śmiercią. W całym opowiadaniu św. Jan wybrał wyjątkowo sugestywny sposób dla ukazania połączenia między C h r y s t u s e m a Paschą, którą miał zastąpić. „A była blisko Pascha żydowska..." 0 11,55). „ N a sześć dni przed Paschą [zgodnie z nakazem Wj 12,3 baranek paschalny powi230 FRONDA ]9/20 nien być wówczas zabrany ze stada i trzymany w miejscu osobnym, aż do złożenia go w ofierze] Jezus przybył do Be tanii" 0 12,1). „Było to przed Świętem Paschy. Jezus wie dząc, że nadeszła Jego godzina..." (J 13,1). Kiedy Żydzi krzyczą, widząc ukazanego przez Piłata Jezusa, Św. Jan za uważa: „Był to dzień przygotowania Paschy, około godziny szóstej" (f 19,14-15). Jest to godzina, w której chleb kwaszony musiał zniknąć z każdego żydowskiego d o m u , aby zrobić miejsce dla niekwaszonego. W t e n sposób docieramy na Kalwarię w chwili, kiedy J e z u s „skłoniwszy głowę o d d a ł d u c h a " 0 19,30). Jest 14 Nizan, godzina, o której w świątyni za częło się ofiarowanie b a r a n k ó w paschalnych. Jeśli istniałyby jeszcze jakiekol wiek wątpliwości co do tego, że św. J a n chciał ukazać w Jezusie wiszącym na drzewie krzyża prawdziwego Baranka paschalnego, wystarczy p r z y p o m n i e ć jeden szczegół: „gdy podeszli do J e z u s a . . . nie łamali Mu goleni... Stało się to bowiem, aby się wypełniło P i s m o : Kość jego nie będzie złamana" Q 19,33.36). Pismo, które z d a n i e m Ewangelisty się wypełniło, to Wj 12,10.46, czyli frag m e n t , który m ó w i o b a r a n k u p a s c h a l n y m . O d m i e n n y s p o s ó b p r z e d s t a w i e n i a u Św. J a n a i s y n o p t y k ó w w y d a r z e ń związanych z O s t a t n i ą Wieczerzą, spożywaną p r z e z J e z u s a i Apostołów, jest odzwierciedleniem d w u b i e g u n o w o ś c i Paschy żydowskiej w czasach N o w e g o T e s t a m e n t u . Posiadała ona, jak o t y m wcześniej mówiliśmy, d w a znaczące centra: m o m e n t składania ofiary, k t ó r e g o c e n t r u m była świątynia w Jerozo limie, i m o m e n t spożycia ofiary, podczas której c e n t r u m s t a n o w i ł o ognisko rodzinne, k o n k r e t n y d o m . Jan Chrzciciel, widząc Chrystusa, woła: „ O t o Baranek Boży" (J 1,36). W przedstawionym kontekście lepiej m o ż e m y zrozumieć fakt, że w czasie Ostatniej Wieczerzy Jezus, jako prawdziwy Baranek Boży, u s t a n a w i a ofiarę N o wego Przymierza, przemieniając chleb w swoje Ciało, a w i n o w swoją Krew. Jednakże t e m p o wydarzeń, k t ó r e w ó w c z a s się rozgrywają, nie p o z o s t a w i a A p o s t o ł o m za wiele czasu na refleksję. Jezus zostaje aresztowany, osądzony i skazany na h a n i e b n ą śmierć na drzewie krzyża. Jezus C h r y s t u s p o w s t a ł z m a r t w y c h w szczególny dzień kalendarza litur gicznego: w pierwszy dzień żniw. Św. Paweł pisząc, że „ C h r y s t u s zmartwych wstał jako pierwszy z tych, co p o m a r l i " (1 Kor 15,20), używa s ł o w a oznacza jącego pierwociny. LATO2000 231 Żydzi nazywają pierw szą niedzielę Paschy po dniem święcie świętego snopa. Snop zostaje złożo ny jako ofiara dziękczynie nia za żyzność ziemi i obfi tość plonów. dziękczynienia Tę ofiarę człowiek winien jest Bogu za otrzy m a n ą n a pustyni m a n n ę , której każdy Hebrajczyk zbierał omer, czyli snop. Tego d n i a synowie Izraela przynosili o zachodzie słońca pierwszy s n o p jęczmienia. Kapłan wykonywał tą ofiarą liturgiczny gest kołysania w czterech kierunkach, a n a s t ę p n i e gest p o d n o s z e n i a w h o ł d z i e Temu, do k t ó r e g o nale ży cała ziemia, a także otaczająca ziemię p r z e s t r z e ń . W t e n s p o s ó b s n o p y sta wały się poświęcone. „Odliczysz sobie s i e d e m tygodni. Gdy zacznie sierp żąć zboże, rozpocz niesz liczyć te s i e d e m t y g o d n i " (Pwt 16,9). „Przyniesiesz do d o m u Boga twe go, Pana, pierwociny p ł o d ó w z z i e m i " (Wj 23,19). Dzień t e n rozpoczyna okres pięćdziesięciu d n i przed Zielonymi Święta m i . Przez siedem tygodni odliczania co wieczór o d m a w i a n o m o d l i t w ę : „Pa nie świata, przez sługę Twojego Mojżesza, przykazałeś n a m liczyć omer, aby oczyścić n a s od złego i nieczystości, jako zapisałeś w swojej Torze: Liczyć bę dziecie od drugiego d n i a święta, od dnia, k t ó r e g o żeście przynieśli s n o p siedem tygodni pełnych być p o w i n n o . Aby oczyściły się d u s z e Twojego Izra ela od nieczystości ich. Więc niech stanie się wola Twoja, Panie, Boże nasz, Boże ojców naszych. I w zasługę liczenia omerów niechaj n a p r a w i o n a zosta nie n i e d o k ł a d n o ś ć w liczeniu. Byśmy byli czyści i święci świętością wyżyn." Drzwi pozostawały zamknięte O niewiastach, k t ó r e udały się do grobu, gdzie z ł o ż o n o ciało C h r y s t u s a Pa na, piszą wszyscy ewangeliści. Uderzające jest zatroskanie kobiet, p o m i m o ich lęku: „Maria Magdalena... stała przed g r o b e m płacząc" (J 20,11); „Prze232 FRONDA 19/20 straszone, pochyliły twarze ku z i e m i " (Łk 24,5); „Weszły więc do grobu i uj rzały m ł o d z i e ń c a . . . i bardzo się przestraszyły" (Mk 16,5); „Anioł p r z e m ó w i ł do niewiast: «Wy się nie bójcie*" (Mt 28,5). Lękały się nie tylko kobiety, gdyż jak relacjonuje św. J a n : „Wieczorem owego pierwszego d n i a tygodnia, t a m gdzie przebywali uczniowie, gdy drzwi były z a m k n i ę t e z obawy przed Żydami, przyszedł Jezus, stanął p o ś r o d k u i rzekł do nich: «Pokój w a m ! » " 0 20,19). Jednakże p o m i m o radosnego spotkania ze zmartwychwstałym Jezusem sytuacja nie ulega zmianie, gdyż: „ p o o ś m i u dniach, kiedy Jego uczniowie by li znowu w e w n ą t r z [ d o m u ] . . . J e z u s przyszedł m i m o drzwi zamkniętych, sta nął p o ś r o d k u i rzekł: «Pokój w a m ! » " 0 20,26). Chrystofanie, czyli ukazywanie się Z m a r t w y c h w s t a ł e g o u c z n i o m , mają umocnić ich w doświadczeniu zbawczej m o c y Boga. Apostołowie, którzy do świadczyli przecież własnej słabości, gdy zabrakło Mistrza, chcą powrócić do swoich p o p r z e d n i c h zajęć: „Szymon Piotr powiedział do nich: «Idę łowić ryby». Odpowiedzieli m u : «Idziemy i my z tobą»" 0 21,3). Z a r ó w n o rozczarowanie u c z n i ó w J e z u s a Chrystusa, jak i wyjaśnienia udzielone w chwili zwątpienia, najpełniej ukazuje fragment Ewangelii roz grywający się na d r o d z e do E m a u s . Uczniowie m ó w i ą N i e z n a j o m e m u , któ rego spotykają na d r o d z e : „Ty jesteś chyba j e d y n y m z przebywających w J e r o zolimie, który nie wie, co się t a m w tych d n i a c h s t a ł o . . . co się stało z J e z u s e m Nazareńczykiem, który był p r o r o k i e m p o t ę ż n y m w czynie i słowie wobec Boga i całego ludu; jak arcykapłani i nasi przywódcy wydali Go na śmierć i ukrzyżowali. A myśmy się spodziewali, że On właśnie miał wyzwolić Izra ela... Na to On rzekł do nich: O n i e r o z u m n i , jak n i e s k o r e są wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy... I zaczynając od Mojżesza poprzez wszystkich p r o r o k ó w wykładał im, co we wszystkich P i s m a c h o d n o siło się do N i e g o " (Łk 24,18-21.25.27). Jezus Chrystus nie pozostał na ziemi ze swoją Matką, uczniami i Apostoła mi, aby wyjaśniać im na podstawie Pism i Proroków wszystko, co odnosiło się do Mesjasza, lecz „kazał im nie odchodzić z Jerozolimy, ale oczekiwać obietnicy Ojca" (Dz 1,4). Powiedział też: „Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w m o i m imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co w a m po wiedziałem" 0 14,26). „Po tych słowach uniósł się w ich obecności w górę i ob łok zabrał Go im sprzed oczu" (Dz 1,9). „Wtedy wrócili do Jerozolimy z góry, LATO-2000 233 zwanej Oliwną" (Dz 1,12). „Przybywszy t a m weszli do sali na górze i przebywali w niej: Piotr i Jan, Jakub i Andrzej, Filip i Tomasz, Bartłomiej i Mateusz, Jakub, syn Alfeusza i Szymon Gorliwy, i Juda [brat] Jakuba. Wszyscy oni trwali jedno myślnie na modlitwie razem z niewia stami, Maryją, Matką Jezusa i braćmi Jego" (Dz 1,13-14). )uch Święty pozwala mówić m i a D u c h a Święte go opisanej w Dziejach Apostolskich: „Kiedy nad szedł wreszcie dzień Pięćdziesiątnicy... dał się sły szeć z nieba s z u m . . . I wszyscy zostali n a p e ł n i e n i D u c h e m Ś więtym" (Dz 2,1-2.4). Spośród wielu świąt Starego Testamentu o dwóch tylko można powiedzieć, że prze szły do kalendarza chrześcijańskiego. Zyskały t a m o n e oczywiście n o w e , pogłę bione znaczenie, o p a r t e na wydarzeniach historii zbawienia N o w e g o Testa m e n t u . Pierwszym z tych świąt jest oczywiście Pascha, k t ó r a dla chrześcijan stała się o b c h o d e m Z m a r t w y c h w s t a n i a C h r y s t u s a . Z a c h o w a ł a o n a przy tym rów nocześnie charakter uroczystości upamiętniającej wyzwolenie z niewoli poj m o w a n e j j e d n a k już nie jako ucisk narodowy, ale jako zniewolenie przez grzech. Druga data kalendarza swojona przez Kościół to Szawuot. żydowskiego przy Święto Tygodni (Tb 2,1) o b c h o d z o n o w s i ó d m y m tygodniu po święcie Paschy. Siedem razy siedem r ó w n a się czterdzieści dziewięć; następujący po tym dzień był pięćdziesiąty po ofiarowaniu pierwszego s n o p a ze zbiorów. Na zakończenie ż n i w s k ł a d a n o Bo gu w ofierze dwa kwaszone chleby z n o w e g o zboża. „I będziesz obchodził Święto Tygodni ku czci Pana Boga twego, z ofiarą w e d ł u g wspaniałomyślności twej ręki, z ł o ż o n ą s t o s o w n i e do tego, jak ci p o b ł o gosławi Pan, Bóg t w ó j " (Pwt 16,10). „Także w d n i u pierwocin, gdy składacie P a n u ofiarę z n o w e g o zboża w Święto Tygodni, ma być dla w a s z w o ł a n i e święte; w t e d y n i e będziecie wy konywać żadnej p r a c y " (Lb 2 8 , 2 6 ) . „I odliczycie sobie od d n i a po szabacie, od dnia, w k t ó r y m przyniesiecie snopy do wykonania n a d n i m i gestu kołysania, s i e d e m tygodni pełnych, aż do dnia po s i ó d m y m szabacie odliczycie pięćdziesiąt d n i i w t e d y złożycie n o wą ofiarę p o k a r m o w ą dla P a n a " (Kpł 23,15-16). Po rozproszeniu Izraela c e r e m o n i a ta zanikła. Od początków II wieku po Chrystusie, gdy Świątynia została zburzona, święto straciło c h a r a k t e r rolniczy. Na pierwsze miejsce w jego o b c h o d a c h w y s u n ę ł o się ogłosze nie Prawa na górze Synaj. G ł ó w n y m t e k s t e m liturgii synagogalnej jest opis n a d a n i a Dziesięciorga Przykazań zawarty w Księdze Wyjścia (19,1-20.26). Św. Łukasz w opisie Pięćdziesiątnicy nawiązywał raczej do tego drugiego znaczenia święta. Gdy Izrael przyjął Torę, zgodził się służyć Panu i stał się l u d e m n a p r a w d ę wolnym. A więc Szavu'ot - co znaczy „tygodnie" - to święto daru Tory. Obchodzi się je szóstego dnia miesiąca Siwan, przez jeden dzień w Izraelu, a dwa w diasporze. O b r z ę d y Święta Tygodni o b c h o d z i się t a ń c e m i ś p i e w e m . W t y m d n i u ozdabia się syna gogi i d o m y gałęziami i liśćmi na p a m i ą t k ę zieleni i k w i a t ó w jakimi się okry ła p u s t y n n a góra Synaj w m o m e n c i e objawienia. Przypominają o n e pierwo ciny z pól i d r z e w o życia w Gon Eden - p r z e p i ę k n y m , rajskim ogrodzie. Na oknach nakleja wycinanki z m o t y w a m i biblijnymi, aby w t e n s p o s ó b przypo m i n a ć święto żniw n a k a z a n e przez Torę. Szawuot jest z a t e m ś w i ę t e m pierwszych o w o c ó w i p r z e k a z a n i a Prawa na górze Synaj. Podczas t e g o święta zakazana jest praca, o d p r a w i a się specjalne n a b o ż e ń s t w a , a w d o m u przygotowuje okolicznościowe posiłki. Z t y m świę t e m związany jest zwyczaj spożywania d a ń z sera i mleka, t ł u m a c z o n y tym, że Żydzi po o t r z y m a n i u objawienia podlegali j u ż p r z e p i s o m p o k a r m o w y m i przez czas p o t r z e b n y do r y t u a l n e g o zabicia bydła mogli żywić się tylko mle kiem. Dlatego podaje się też słodycze z m l e k a i m i o d u , gdyż tak słodkie są 235 słowa Tory. W nocy wierni p o dejmują się czuwania, a także stu diują Pisma, aby pogłębić m i ł o ś ć do Tory. W p o r a n e k s a m e g o święta n a s t ę p u j e z g r o m a d z e n i e w sy nagodze. Podczas n a b o ż e ń s t w a uroczyście odczytuje się Dzie sięcioro Przykazań. Wierni wysłuchują ich stojąc. O p r ó c z uroczystej prokla macji Dziesięciu Słów czyta się również megillę (zwój) Księgi Rut. Jest to opowieść o Moabitce, która poślubiła Żyda z pokolenia J u d y z Betlejem. Po m i m o u t r a t y m ę ż a zachowała w i e r n o ś ć jego religii, k t ó r ą d o b r o w o l n i e przy jęła. Rut była p r a b a b k ą króla Dawida. O p o w i e ś ć o Rut jest z n a k i e m t e n d e n cji uniwersalistycznych w s t a r o ż y t n y m j u d a i z m i e . Betlejem, „dom chleba", jest więc miejscem, w którym cudzoziemka, Moabitka, wchodzi w Przymierze. Jezus, urodzony w Betlejem, jest Chlebem ży wym, który zstąpił z nieba 0 6,41). Wiemy, że Moabitka Rut pojawia się w ro dowodzie Jezusa (Mt 1,5). Dla judaizmu nie ma wątpliwości, iż Rut zalicza się do przodków Mesjasza. Poprzez swoich p o t o m k ó w ona, nie-Żydówka, umożliwi przyjście Mesjasza i stanie się symbolem otwarcia zbawienia dla wszystkich narodów. Święto Pięćdziesiątnicy o b c h o d z o n o po upływie s i e d m i u tygodni od Pas chy, czyli wyjścia Izraela z niewoli egipskiej: s i e d e m razy s i e d e m u z n a w a n o za znak pełni - w t y m wypadku oznacza to, że Szawuot jest p e ł n i ą w s t o s u n ku do Paschy. Po wyjściu z Egiptu Izraelowi p o t r z e b n e było dojrzewanie, czy li d o r a s t a n i e do D a r u Tory, który otwiera d o s t ę p do prawdziwej wolności. To ra jest to lekkie brzemię, k t ó r e p o r ó w n u j e się z ciężkim b r z e m i e n i e m niewoli egipskiej. Stąd przeciwstawienie: byliście p o d ciężkim b r z e m i e n i e m faraona, wyzwoliłem was, aby dać lekkie b r z e m i ę Tory. Tak więc związek m i ę d z y Pas chą a Szawuot jest związkiem i s t o t n y m . Dlatego Szawuot w o d n i e s i e n i u do wyjścia z Egiptu było c e l e b r o w a n e ja ko święto Przymierza, czyli D a r u Prawa, a więc u k o n s t y t u o w a n i a l u d u . To z niewolników i z rozproszonych Bóg u f o r m o w a ł i utworzył lud dla siebie. I wła śnie ten lud, po wyjściu z niewoli, o t r z y m a w s z y Boże przykazania, dzięki n i m staje się d a r e m Boga, pierwociną Bożego działania w o b e c całej ludzkości. Spełnia się w t e n s p o s ó b obietnica d a n a ojcom: „takie będzie przymierze, jaki zawrę z d o m e m Izraela po tych d n i a c h - wyrocznia Pana: U m i e s z c z ę s w e p r a w o w głębi ich j e s t e s t w a i wypi szę na ich s e r c u " 0r 31,33). FRONDA 19/20 „I d a m w a m n o w e serce i d u c h a n o w e g o t c h n ę do w a s z e g o w n ę t r z a , od biorę w a m serce k a m i e n n e , a d a m w a m serce z ciała. D u c h a m o j e g o chcę tchnąć w w a s i sprawić, byście żyli w e d ł u g m o i c h n a k a z ó w i przestrzegali przykazań i w e d ł u g nich p o s t ę p o w a l i " (Ez 36,26-27). Najbardziej oczywistym z n a k i e m towarzyszącym zstąpieniu Słowa na Sy naju było pojawienie się C h w a ł y Boga w o g n i u i błyskawicach. Nieprzypad k o w o też D u c h Święty ukazuje się w wieczerniku w postaci języków ognia. Ten pięćdziesiąty dzień wybrał D u c h Święty, aby zstąpić na rodzący się Kościół. D u c h Święty, Pocieszyciel, k t ó r e g o J e z u s obiecuje zesłać u c z n i o m , jest to t e n s a m D u c h Święty, k t ó r y zstąpił j u ż w o g n i u na Synaju, aby wyryć Dziesięć Słów, by p o d y k t o w a ć Mojżeszowi Torę. W t y m w ł a ś n i e d n i u na A p o s t o ł ó w z g r o m a d z o n y c h w wieczerniku, w sali na górze, t a k jak na Moj żesza na Synaju, zstępuje ogień, ogień D u c h a Świętego. N a p e ł n i e n i J e g o m o cą zaczęli głosić D o b r ą N o w i n ę p i e l g r z y m o m przybyłym na Święto Tygodni do Jerozolimy. Św. Łukasz opisuje w y d a r z e n i e Pięćdziesiątnicy jako teofanię, objawienie się Boga, p o d o b n e do objawienia na górze Synaj (por. Wj 19,16-25): głośny szum, gwałtowny wicher, o g n i s t e języki. Przesłanie jest j a s n e : Pięćdziesiąt nica t o n o w y Synaj, D u c h Święty t o n o w e przymierze, t o d a r n o w e g o prawa. Bardzo wnikliwie opisuje t e n związek św. Augustyn: „Bracia, j e s t to wielka i w s p a n i a ł a tajemnica: zwróćcie uwagę, że w d n i u Pięćdziesiątnicy [Żydzi] otrzymali p r a w o n a p i s a n e p a l c e m Bożym i w t y m s a m y m d n i u Pięćdziesiąt nicy zstąpił D u c h Święty". Dlatego w początkach chrześcijaństwa Święto Tygodni u w a ż a n o za dzień, w k t ó r y m g m i n a chrześcijańska z o s t a ł a n a p e ł n i o n a D u c h e m Ś w i ę t y m (Dz 2,1-13). Szczególnie uderzające są paralele m i ę d z y Dz 2,1-4, a w c z e s n o rabiniczną wykładnią objawienia na Synaju w Wj 19, mówiącą, iż Bóg obja wił ludzkości Torę we „wszystkich siedemdziesięciu językach". Opis wydarzenia Pięćdziesiątnicy podkreśla, że Kościół rodzi się jako p o wszechny: taki s e n s ma lista l u d ó w - Partowie, Medowie, Elamici... (por. Dz 2,9-11) - k t ó r e słuchają pierwszego p r z e m ó w i e n i a Piotra. D u c h Święty zostaje dany l u d z i o m wszystkich ras i n a r o d o w o ś c i i urzeczywistnia w nich n o w ą j e d n o ś ć mistycznego Ciała C h r y s t u s a . Żydzi ze wszystkich krajów oraz c u d z o z i e m c y r o z u m i e l i s ł o w a wypowie dziane przez Apostołów. (Dz 2,6.11). Fakt t e n n a p e ł n i ł ich z d u m i e n i e m LATO-2000 237 (Dz 2,6). Przyczyną tego zdziwienia było to, że każdy z u c z e s t n i k ó w zesłania D u c h a Świętego słyszał A p o s t o ł ó w w s w o i m w ł a s n y m języku ojczystym. P e w n e światło na r o z u m i e nie tego znaku rzuca historia wieży Babel (Rdz 11,1-9). Księga Rodzaju o p o wiada, że przez grzech pychy ludzie stracili z d o l n o ś ć do p o r o z u m i e w a n i a się między sobą. Zstąpienie D u c h a Świętego jednoczy r o z p r o s z o n y c h . Tak r o z u m i a n e m ó w i e n i e językami p o d k r e ś l a p o w s z e c h n o ś ć Dobrej N o winy. Jest o n a a d r e s o w a n a do Ż y d ó w z Jerozolimy i do diaspory, do prozelit ó w i pogan. Ewangelia jest tak głoszona, aby wszyscy r o z u m i e l i ją we wła s n y m języku. Może się o n a wcielić w każdy język i k u l t u r ę . Dla chrześcijan dzień Pięćdziesiątnicy jest w y d a r z e n i e m d o p e ł n i e n i a Ta jemnicy Paschalnej C h r y s t u s a . O b i e t n i c a d a r u D u c h a Świętego staje się na macalną rzeczywistością. Z J e z u s o w y c h uczniów, którzy w konfrontacji z rze czywistością krzyża przeżyli swoje rozproszenie, rodzi się Kościół, świadczący o wielkim dziele - darze D u c h a Świętego. To On zbiera i j e d n o c z y rozproszo nych dzięki p o j e d n a n i u (przebaczeniu) d o k o n a n e m u przez Tego, który został zdradzony i ukrzyżowany, ale żyje Z m a r t w y c h w s t a ł y i udziela swojego D u cha dla pojednania i b u d o w a n i a jedności. Kiedy po Pięćdziesiątnicy zaczęły się formować pierwsze o p o w i a d a n i a na t e m a t tego, co „wydarzyło się w J e r o z o l i m i e " , a co n a s t ę p n i e było r ó w n i e ż p r z e p o w i a d a n e u s t n i e , w t e d y dla wszystkich chrześcijan s t a ł o się rzeczą ja sną, że to, czego w swym ś w i ę t o w a n i u Paschy Żydzi oczekiwali, czyli n o w e go Wyjścia, n o w e g o i o s t a t e c z n e g o zbawienia d o k o n a n e g o przez Mesjasza, zostało zrealizowane przez J e z u s a z N a z a r e t u . Aż do k o ń c a III wieku Pascha była j e d y n ą d o r o c z n ą uroczystością chrze ścijańską. Jeśli n a w e t czasami źródła o b o k Paschy m ó w i ą o Pięćdziesiątnicy, to nie m o ż e n a s to w p r o w a d z i ć w błąd. Nie m o ż n a mówić, przynajmniej do końca IV wieku, o k o n k r e t n y m święcie o b c h o d z o n y m w pięćdziesiąt d n i po święcie Paschy, r o z u m i a n y m jako p a m i ą t k a zesłania D u c h a Świętego. Nale żałoby m ó w i ć raczej o całym okresie pięćdziesięciu dni, k t ó r e r a z e m z Pas chą tworzą j e d n ą całość. W inny sposób, lecz w tej samej perspektywie Przymierza, z e s ł a n i e D u cha Świętego na chrześcijan z g r o m a d z o n y c h w d n i u Pięćdziesiątnicy jest nie jako inauguracją zaślubin C h r y s t u s a z Kościołem. Z a ś l u b i n y te zaowocują n o w ą płodnością. O b a święta ukazują w s p o s ó b uroczysty genezę uświęco238 FRONDA 19/20 nego ludu: narodziny Izraela i n a r o d z i n y Kościoła. Ich prze znaczeniem jest t w o r z e n i e j e d n e g o l u d u Bożego, l u d u świę tego, królewskiego, kapłańskiego (por. Wj 19,6). Jak Izrael stał się l u d e m d o p i e r o na górze Synaj, gdy o t r z y m a ł Torę; tak też Kościół uformował się p o d d z i a ł a n i e m Ducha-Pocieszyciela w dzień Pięćdziesiątnicy. W s p ó l n o t a chrześcijańska nie jest w pierwszym rzędzie o w o c e m wolnej decyzji wierzących; u jej początków tkwi najpierw b e z i n t e r e s o w n a inicjatywa Bożej Miłości, udzielającej daru D u c h a Świętego. Przyjęcie z w i a r ą t e g o daru miłości jest odpowiedzią na łaskę i o n o s a m o jest d z i e ł e m łaski. D l a t e g o też istnieje głęboka i nierozerwalna więź między D u c h e m Świętym a Kościołem. Bóg, n i e u s t a n n i e wychodząc ze zbawczą inicjatywą, pozostaje wierny człowiekowi, chociaż t e n łamie Przymierze, k t ó r e zawarł na górze Synaj. Bóg proponuje N o w e Przymierze, tak m o c n e , że nic nie m o ż e go już z ł a m a ć w swoim Synu, Zbawicielu, Mesjaszu Izraela. Wszystkie Ewangelie m ó w i ą nam, że przed śmiercią Jezus z Apostołami był w Jerozolimie, aby święcić Paschę. Po raz ostatni byli razem i w czasie posiłku Jezus zmienił słowa tradycyjnego błogosławieństwa nad chlebem i winem. Po wiedział, że chleb i wino będzie teraz Jego ciałem i krwią N o w e g o Przymierza i że oni mają kontynuować to, co uczynił, jako w s p o m n i e n i e o N i m . Tak jak żydowska Pascha była święceniem wyzwolenia z niewoli i p o wstania przymierza l u d u z Bogiem, tak O s t a t n i a Wieczerza jest s p r a w o w a n a obecnie jako chrześcijańska Pascha - wyzwolenie z grzechu do n o w e g o życia w wolności w Jezusie C h r y s t u s i e . To N o w e Przymierze jest przypieczętowa ne nie we krwi zwierzęcej - jagnięcia, lecz we krwi Baranka Bożego, J e z u s a Chrystusa. Wydarzenie Zielonych Świąt s t a n o w i definitywne ujawnienie tego, co do k o n a ł o się w tymże s a m y m wieczerniku już w niedzielę wielkanocną. To, co wówczas z o s t a ł o d o k o n a n e w ukryciu wieczernika „przy drzwiach z a m k n i ę tych", zostaje z kolei objawione na zewnątrz w o b e c ludzi. Drzwi wieczerni ka otwierają się i A p o s t o ł o w i e wychodzą do m i e s z k a ń c ó w i p i e l g r z y m ó w zgromadzonych w Jerozolimie z okazji święta, aby dawać ś w i a d e c t w o o Chrystusie w mocy D u c h a . Ta perspektywa wydaje się szczególnie w a ż n a w czasie przeżywania Wiel kiego Jubileuszu. Tak pisze o tym w s w o i m liście papież: „Jeśli Bóg pozwoli LATO2000 239 chciałbym z okazji Wielkiego J u b i l e u s z u Roku 2 0 0 0 przejść przez ziemię śla dami historii zbawienia, na której się o n a rozwinęła. Pielgrzymka do Miejsc świętych staje się z a t e m d o ś w i a d c z e n i e m niezwy kle doniosłym, do k t ó r e g o nawiązują w p e w i e n s p o s ó b wszystkie i n n e piel grzymki jubileuszowe. Kościół b o w i e m nie m o ż e z a p o m i n a ć o swoich korze niach; przeciwnie, m u s i do nich n i e u s t a n n i e powracać, aby p o z o s t a ć w p e ł n i wierny zamysłowi Bożemu. To skupienie uwagi na Ziemi Świętej jest ze s t r o n y chrześcijan n i e o d z o w n y m przejawem pamięci, a zarazem ma wyrażać s z a c u n e k dla głębokiej wię zi, jaka łączy ich z n a r o d e m żydowskim, z k t ó r e g o C h r y s t u s wywodzi się we dług ciała (por. Rz 9,5). Ewangelia ukazuje n a m J e z u s a zawsze w d r o d z e . Wydaje się, że J e z u s pragnie jak najszybciej p r z e n o s i ć się z miejsca do miejsca, aby obwieszczać bliskie nadejście Królestwa Bożego. Głosi i p o w o ł u j e . Przyjmijmy zaproszenie Zbawiciela, b y ś m y w t y m czasie Wielkiego J u b i leuszu doświadczyli szczególnej m o c y Jego obietnicy: «Gdy D u c h Święty zstąpi na was... będziecie m o i m i ś w i a d k a m i w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi» (Dz 1,8)." KS. KAZIMIERZ JUSZKO Bibliografia • R. Cantalamessa, Pascha naszego zbawienia. Tradycje paschalne Biblii oraz pierwotnego Kościoła, Kraków 1 9 9 8 . • Brat Efraim, Jezus Żyd praktykujący, Kraków 1 9 9 4 . • J. Grosfeld, Krzyż i gwiazda Dawida, Warszawa 1 9 9 9 . • Jan Paweł II, Dominum et Vivificantem, Libreria Editrice Vaticana 1 9 9 6 . • Jan Pawet II, Pięćdziesiątnica - wylanie Ducha Świętego, Audiencja generalna z 1 7 . 0 6 . 1 9 9 8 r., „L'Osservatore Romano", nr 10 ( 2 0 6 ) . • Jan Pawet II, Dialog z Żydami, Audiencja generalna z 2 8 . 0 4 . 1 9 9 9 r., „L'Osservatore Romano", nr 9-10 ( 2 1 6 ) . List Ojca Świętego Jana Pawła 11 o pielgrzymowaniu do miejsc związanych z historią zbawienia, „L'Osservatore Romano", nr 9-10 ( 2 1 6 ) . • Ks. J. Kudasiewicz, Odkrywanie Ducha Świętego, Kielce 1 9 9 8 . • N. Kameraz-Kos, Święta i obyczaje żydowskie, Warszawa 1 9 9 7 . • Ks. Z. Kiernikowski, Tchnienie Ducha Świętego w życiu Maryi, Matki Kościoła, „Niedziela" 1998, nr 2 3 . 240 FRONDA 19/20 • Kowalski, Wspólne korzenie. Dialog chrześcijańsko-żydowski, (cykl pogadanek w y g ł o s z o n y c h w Radiu Watykańskim), Kraków 1 9 9 4 . • B. Madia, F. M. A m o r o s o , Żyd naszym bratem... Chrześcijaństwo w świetle Pism i tradycji hebrajskiej, Kraków 1 9 9 8 . • J. J. Petuchowski, C. Thoma, Leksykon dialogu chrześcijańsko-żydowskiego, Warszawa 1 9 9 5 . • K. Strzelecka, Szalom, Warszawa 1 9 8 7 . • F. Thiele, Święta religijne (daty i objaśnienia żydów, chrześcijan i muzułmanów), Warszawa 1 9 9 5 . • J. Unterman, Pascha, w: Encyklopedia biblijna, red. RJ. Achtemeier, Warszawa 1 9 9 9 . • S.P. De Vries Obrzędy i symbole Żydów, Kraków 1 9 9 9 . • Whitehead, Pięćdziesiątnicą trzeba żyć, Kraków 1 9 9 5 . LATO-2000 241 Po odśpiewaniu hymnu Limonow powołuje prezydium zjazdu. Jedną z wywołanych osób jest wysoka, ubrana na czarno dziewczyna z ostrym makijażem, której wy gląd zadaje kłam oszczerczym twierdzeniom Milana Kundery, jakoby w Rosji od XVI wieku nie było kobiet o długich nogach. Pułapka na myszy, czyli jak spotkałem gauleitera Magadanu ADAM KUZ Wartownic/ w czarnych uniformach stoją przed wejściem do kina w pozie doskonale znanej z wielu filmów - lekki rozkrok, ręce założone do tyłu, nieru chomy wzrok. Ekipy operatorskie celują w wejście obiektywami z naprzeciwka, 242 FRONDA 19/20 wygląda to na plan filmowy. Patrząc na wartowników m a m wrażenie, że za chwilę pojawi standartenfuhrer SS Stirlitz, pracujący w G ł ó w n y m Urzędzie Bez pieczeństwa Rzeszy, a w rzeczywistości agent N K W D . Ale to nie film - w sali kinowej przy ulicy Szabolowskiej odbywa się Pierwszy Ogólnorosyjski Zjazd Partii Nacjonal-Bolszewickiej. Do środka wchodzą młodzi ludzie o charaktery stycznym wyglądzie - krótko ostrzyżone lub całkowicie ogolone włosy, skórza na kurtka lub wojskowy płaszcz, do tego glany, gdzieniegdzie plecaki. Jest po chmurnie, zacina lodowato zimny deszcz. Pogoda stanowi dziś uzupełnienie architektury - Szabołowska to ciąg podobnie wyglądających, ponurych budyn ków, jedynie gmach kina wyróżnia się pseudomodernistycznym wyglądem. Podchodzę do drzwi. Bramkarze na rękawach mają c z e r w o n e opaski z białym kołem, w e w n ą t r z którego skrzyżowane są sierp i m ł o t ; z daleka do złudzenia p r z y p o m i n a to swastykę. J e d e n z nich pyta m n i e o p r z e p u s t k ę , ro bię zdziwioną m i n ę i o d p o w i a d a m , że nie m a m . - Och, to niedobrze, b a r d z o niedobrze - przygląda mi się podejrzliwie - ale zaraz to załatwimy. - Uprzej m y m gestem wskazuje drzwi. Przez chwilę w a h a m się czy wejść, ale jako m i łośnik filmów szkoły polskiej z d e c y d o w a n y m k r o k i e m w c h o d z ę do środka. Wewnątrz znajduje się już spory t ł u m nacbolów (tym s k r ó t e m określają się nacjonal-bolszewicy). Bramkarz p r o w a d z i m n i e do stolika stojącego w koń cu kinowego hallu, m ó w i coś na u c h o do siedzącej przy stercie formularzy pięknej, rudowłosej dziewczyny i znika. U b r a n a na c z a r n o krasawica pyta o nazwisko i skąd p o c h o d z ę . - Polska? - patrzy na m n i e i marszczy czoło, jak gdyby usiłowała coś sobie p r z y p o m n i e ć . - Polska? - p o w t a r z a jeszcze raz A, Tejkowski! - wykrzykuje z e n t u z j a z m e m , po czym zaczyna wypisywać przepustkę. Czarny uniform i typ u r o d y dziewczyny p r z y p o m n i a ł mi plakat, k t ó r y wi działem n i e d a w n o w jednej z m o s k i e w s k i c h wypożyczalni video. Plakat re klamował w y p r o d u k o w a n e g o bodajże w H o l a n d i i p o r n o s a p o d t y t u ł e m liza wilcza suka SS i przedstawiał wysoką dziewczynę o tycjanowskich w ł o s a c h z pejczem w ręku, u b r a n ą jedynie w wysokie b u t y i r o z p i ę t ą e s e s m a ń s k ą blu zę m u n d u r o w ą . Na plakat z w r ó c i ł e m u w a g ę nie ze względu na dziewczynę, ale na leżącego u jej s t ó p w s p a n i a ł e g o owczarka niemieckiego. Pies był wy raźnie zmęczony i miał ludzkie, p e ł n e rezygnacji a z a r a z e m pogardy spojrze nie, n a t o m i a s t stojąca n a d n i m szwedzka a k t o r k a D i a n a Torn debilny wyraz twarzy i szklany w z r o k lalki. LATO-2000 243 Dziewczyna za stołem ma żywszy wzrok niż piękna liza, uśmiecha się, a po chwi li podaje mi czerwoną przepustkę, na której widnieje logo partii skrzyżowany sierp i młot. Roz glądam się po zatłoczonym hallu - większość tu obec nych to bardzo młodzi lu dzie w glanach i czarnych skórzanych kurtkach z sierpem i m ł o t e m na rę kawach. Sądząc po spo sobie wysławiania się, to w większości dzieci inteli gentów, są podobnie ubra ni i mają nawet podobny wyraz twarzy. Dziwne wra żenie, że jestem na planie fil mowym, nie opuszcza mnie. Czuję się trochę jak bohater opo wiadania Według łotra śniewskiego, Snerga-Wi- będący jedynym żywym człowiekiem wśród makiet i m a n e k i n ó w na planie filmowym. Niesamowity widok t ł u m u ludzi ubranych na czarno z charakterystycznymi opaskami powoduje, że przypomi n a m sobie sceny z rosyjskich filmów, w których występowali oficerowie SS. W jednym - niestety nie p a m i ę t a m tytułu - esesman dawał rosyjskim dzieciom cukierki, a p o t e m zabijał je strzałem z rewolweru. W pamięci utkwiła mi także scena z filmu Los człowieka, w której Sokołow-Bondarczuk bez mrugnięcia okiem wypija trzy szklanki spirytusu, wygrywając w t e n sposób pojedynek duchowy z mającym go zabić sadystycznym esesmanem. Ponad gwar głosów przebija się agresywna rockowa muzyka. Na m o n i t o rach podwieszonych przy wejściu m o ż n a obejrzeć profesjonalnie zrobiony klip. Główną rolę odgrywa w n i m twórca i przywódca partii nacjonal-bolszewickiej, znany pisarz Eduard Limonow, rocznik 1943. Sekwencje klipu zmieniają się 244 FRONDA 19/20 w rytm ostrego, metalicznego rocka. Widzimy więc L i m o n o w a w czarnej, skó rzanej kurtce jak wykrzykuje z pasją: „rżnijcie burżujów i u r z ę d n i k ó w ! " Na stępna sekwencja: bojówka nacbolów bijąca się z oddziałem policji. W kolejnym ujęciu podziwiamy t ł u m d e m o n s t r a n t ó w z czerwonymi sztandarami ze swastykopodobnym logo - skrzyżowanym sierpem i m ł o t e m . P o t e m z n ó w widzi my Limonowa nawołującego do rżnięcia burżujów. Klip zrobili profesjonaliści - ostra rockowa muzyka jest idealnie zsynchronizowana ze zmieniającymi się obrazami. Grupy nacjonal-bolszewickiej młodzieży podrygują w r y t m muzyki, a w m o m e n t a c h gdy na ekranie m o n i t o r a pojawia się Limonow, publiczność podejmuje jego okrzyk złorzecząc burżujom. Oglądam kolejny klip - też demonstracja, ale obok Limonowa pojawia się długowłosy, czarno odziany młodzian o bladej inteligentnej twarzy i, podobnie jak wódz nacjonal-bolszewików, w dużych okularach. To Jegor Lietow - chary zmatyczny wykonawca rosyjskiego punka, lider kapeli Grażdanskaja Oborana, występujący także z grupą Opizdniewszyje, w przeszłości twórca formacji Po siew i Adolf Hitler. Obaj okularnicy o twarzach p r y m u s ó w z dobrych d o m ó w sto ją na czele wznoszącego okrzyki t ł u m u . Z głośników leci teraz przebój Lietowa, Pops. Tytuł oznacza, rosyjską wersję italo-disco i jest to gatunek na poziomie nasze go disco-polo. W Moskwie słychać go wszędzie: najwięcej jest tradycyjnych rosyj skich motywów w popsowej przeróbce. Najbardziej irytuje fakt, że dyskotekowa aranżacja skutecznie zabija naturalną melodykę. Dlatego też bluzgi, którymi Lie tow raczy słuchaczy tego rodzaju muzyki, wydają się uzasadnione. Poprzez gwar głosów wyławiam słowa wykrzykiwane w rytm ostrej muzyki: Pops się otłuszcza w mózgach waszych Stal rdzewieje w palcach waszych Marchew gnije w dupach waszych Mól lata w płucach waszych Rytm muzyki w z m a g a się, po czym słychać w e z w a n i e wokalisty: „Zróbcie so bie karb na chuju", a wreszcie po kolejnej serii b l u z g ó w pojawia się zaskaku jąca swoją p r o s t o t ą p o i n t a u t w o r u : „a w pizdę z t a k i m życiem". Komitywa lidera punkowego zespołu i przywódcy nacjonal-bolszewików nie powinna dziwić. W swoich artykułach Limonow wielokrotnie zwracał uwagę na ogromny wpływ, jaki muzyka rockowa wywiera na młodzież. Na zainteresowa! A K ) 2000 245 nie wodza nacbolów muzyką młodzieżową wpływa także fakt, że jego żona, Natalia Miedwiediewa, jest z n a n ą postacią rosyjskie go show-bussinesu. Lietowa i Limonowa łączy także zamiłowa nie do matu - języka rosyjskich przekleństw. Pod tym względem Rosjanie osiągnęli absolutne mistrzostwo. Wobec matu w tyle zostaje francuski argot czy angielski cockney. O przekleństwach niemieckich szkoda nawet mówić - ubogie słownictwo, które naród filozofów i myślicieli odnosi głównie do sfe ry wydalania. Kompletny brak inwencji cechuje także bluzgi amerykańskie, po legające głównie na stosowaniu w różnych odmianach słowa fuck. Pewne osią gnięcia na niwie przekleństw mają Irlandczycy. Z ich bluzgami zaznajomiłem się mieszkając w N o w y m Jorku. Pewnego dnia pomyliłem stacje m e t r a i wysia d ł e m w samym środku czarnej dzielnicy. Daleko nie uszedłem, ponieważ zosta ł e m sprawnie zwinięty do radiowozu. Stróże prawa przez pewien czas milczeli, najwyraźniej nie mogąc wyjść z szoku na widok białego w tym miejscu, po czym najniższy z nich - rudy Irlandczyk - plastycznie objaśnił, co by się ze m n ą sta ło, gdyby nie było t a m przypadkiem policji. Określenia, których przy tym użył, niepomiernie rozszerzyły zakres mojego słownictwa w języku angielskim. Po m i m o dużej dozy fantazji Irlandczykom daleko jednak do Rosjan. Jako patriota, z przykrością m u s z ę stwierdzić, że polskie przekleństwa ustępują rosyjskim, to też wielu rodaków sięga do skarbnicy m o w y Puszkina. N a w e t marszałek Piłsud ski, nienawidzący wszystkiego co rosyjskie, lubił jednak znane mu z okresu stu diów i pobytu na zesłaniu rugatielstwa. Wyższość matu nad przekleństwami innych nacji wynika z faktu, że język rosyjski bije na głowę inne m o w y p o d względem bogactwa leksykalnego. Dla tego też rosyjska literatura jest bezkonkurencyjna na świecie, a drugorzędni pi sarze rosyjscy są lepsi niż pierwszorzędni pisarze zachodni. Mat jako język m ó wiony przetrwał w Rosji okres k o m u n i z m u , zachowując wszystkie atuty rdzennego rosyjskiego języka - przede wszystkim obrazowość i wspaniałą m e taforykę. W b r e w p o z o r o m nie był to jedynie język przestępców - ci nadal po sługują się n i m s t o s u n k o w o rzadko. W czasach sowieckich mat został przyswo jony przez intelektualistów, którzy traktowali go jako o d t r u t k ę na koszmar oficjalnej nowomowy. Stał się także językiem literatury najwyższego lotu, zy skując w osobie Wieniczki Jerofiejewa swego genialnego piewcę. N i e k t ó r y m t w ó r c o m s a m o p o s ł u g i w a n i e się matem nie wystarcza, m u s z ą do niego dopisywać jeszcze całą ideologię, tak jak to robi Lietow - a u t o r ta246 FRONDA 19/20 kich przebojów, jak A paszli wy wsie na chuj!, Mnie nasrat" na wasze lico, My w głubokoj żopie. W wywiadzie, k t ó r e g o udzielił j e d n e m u z nacjonalistycznych pism, tak przedstawił cel swojej działalności artystycznej: „ P o w i n n i ś m y wy wołać n o w ą globalną rewolucję, stworzyć n o w e g o , p r a w d z i w e g o człowieka, wolnego od k o m p l e k s ó w i wszelkich zasad. Człowieka żywego, prawdziwe go, takiego, który zrobił pierwszy naskalny rysunek. To - Człowiek, Artysta z dużej litery, który m o ż e przelać swoją krew, aby napisać s ł o w o . . . Twórczość to totalna rewolucja, to wojna przeciwko inercji i e n t r o p i i . To zniszczenie wszelkich układów, wszelkich struktur, szkieletów tego życia w imię nicze go... To agresja przeciw inercyjnemu i e n t r o p i c z n e m u bytowi z r o d z o n e m u przez «konfucjańską cywilizację»." Ten p s e u d o i n t e l e k t u a l n y bełkot budzi irytację - że też Lietow nie m o ż e ograniczyć się do bluzgów, m u s i jeszcze t e o r e t y z o w a ć . . . W stoisku przy wejściu kupuję partyjną gazetę o nazwie „Limonka", z której m o ż n a się dowiedzieć, co dzieje się w s z e r o k i m świecie. Katastrofa szwajcarskiego s a m o l o t u u wybrzeży Ameryki, w której zginęli wszyscy pa sażerowie i załoga, została w Limonce s k w i t o w a n a n o t a t k ą następującej tre ści: „Każdy uczciwy człowiek p o w i n i e n cieszyć się ze śmierci t ł u s t y c h kapi talistycznych kotów, lecących z jednej stolicy m i ę d z y n a r o d o w e g o kapitału do drugiej". Dla czytelników zainteresowanych w e w n ę t r z n ą sytuacją w Rosji niezwykle pouczająca jest l e k t u r a felietonów L i m o n o w a p o d wdzięcznym ty t u ł e m Pizdiec. Tytuł, w e d ł u g r e d a k t o r a naczelnego Limonki, d o k ł a d n i e oddaje sytuację z a r ó w n o w Rosji jak i na świecie. Jest to lektura p r z e z n a c z o n a dla o s ó b o dość specyficznym poczuciu h u m o r u . M o ż n a w niej znaleźć taki o t o dowcip: „Wowa pyta ojca: - Tato, czego trzeba, aby Beatlesi z n ó w się połą czyli? - Trzech kul, synku, tylko trzech kul". LATO-2000 247 Przeglądając nacjonal-bolszewicką prasę m o ż n a się u ś m i a ć nie tylko z dow cipów słownych, ale także z rysunkowych. W gazetce o nazwie „ B u m b a r a s z " m o ż e m y zobaczyć Myszkę Miki przytrzaśniętą p u ł a p k ą na myszy. Pod rysun kiem widnieje napis: „zniszczymy amerykańską kulturę m a s o w ą " . Osobiście nie cierpię amerykańskiej kultury masowej w ogólności, a przesłodzonego, niemieckiego stylu rysunków Walta Disneya w szczególności. J e d n a k po lektu rze „Bumbarasza" polubiłem Myszkę Miki. Disneyowska mysz ma zresztą pe cha do rosyjskich propagandzistów, oglądałem kiedyś zamieszczoną w „Praw dzie" karykaturę Goebbelsa, przedstawionego jako Myszka Miki z o g o n k i e m zakończonym swastyką. Na straganie są także broszury i kasety - m o ż n a tu kupić Mini-podręcznik par tyzantki miejskiej autorstwa brazylijskiego komunisty Carlosa Marighelli. Z wy danej w 1969 roku książki, będącej biblią terrorystów wszelkiej maści, m o ż e m y się dowiedzieć między innymi, jak wyprodukować koktajl M o ł o t o w a oraz prze prowadzać zbrojne akcje proletariatu wymierzone w imperialistycznych ciemiężycieli. Podręcznik z detalami opisuje, jak należy wysadzać w powietrze mosty, tory kolejowe, linie wysokiego napięcia oraz likwidować policjantów i konfiden tów. O taktyce działań partyzanckich traktuje także książka lewackiego święte go, Ernesto „ C h e " Guevary, która na nacjonal-bolszewickim straganie leży obok wspomnień belgijskiego fuhrera, dowódcy dywizji SS-Walonia, Leona Degrelle'a. 248 FRONDA 19/20 Okładkę książki „ C h e " zdobi słynna, bluźniercza ilustracja argentyńskiego malarza Carlosa Alonsa, przedstawiająca C h r y s t u s a o rysach twarzy Guevary z karabinem na ramieniu. To sąsiedztwo kieszonkowego Antychrysta z boli wijskiej dżungli oraz belgijskiego p o m o c n i k a Hitlera wydaje się w p e ł n i uza sadnione. Dla zmęczonych pouczającą lekturą sprzedawca ma kasety - z foto grafii niechlujnie naklejonej na p u d e ł k o spogląda dobrotliwie trzymając fajkę w zębach Wielki Językoznawca, Chorąży Pokoju, Ojciec N a r o d ó w - Józef Wissarionowicz Stalin. Przerywam swój r e k o n e s a n s przy stoisku, bo o t o otwierają się drzwi na salę kinową i u ś w i a d o m i o n a politycznie m ł o d z i e ż w czarnych skórach w c h o dzi do środka. Siadam w o s t a t n i m rzędzie, sala jest p r a w i e całkowicie wypeł niona, siedzi tu kilkuset nacbolów. Dekorację s t a n o w i ą c z e r w o n e s z t a n d a r y z bolszewicko-faszystowskim e m b l e m a t e m oraz t r a n s p a r e n t y z g ł ó w n y m ha słem partii L i m o n o w a - „Rżnij b u r ż u j ó w " . Największy e l e m e n t dekoracji znajduje się n a d k i n o w y m e k r a n e m na w p r o s t miejsca, w k t ó r y m siedzę - jest to obraz przedstawiający F a n t o m a s a z p i s t o l e t e m wycelowanym w w i d o w n i ę . Pod t y m niewątpliwie nacjonal-bolszewickim s y m b o l e m znajduje się cytat z Boba Marleya: „ P o w s t a ń i walcz o swoje p r a w a " . R o z m a w i a m z siedzącym o b o k łysym d r a b e m w czarnej skórze, który przedstawia się jako gauleiter M a g a d a n u . To m i a s t o na dalekiej p ó ł n o c y było największą wyspą stalinowskiego archipelagu G u ł a g . Z b u d o w a n y r ę k a m i ze słańców, p o c h ł o n ą ł miliony ofiar zabitych g ł o d e m , m r o z e m i niewolniczą pracą w kopalniach. N a z w a ta nie tylko w Rosji nadal b u d z i grozę. Teraz jed nak Magadan doczekał się w ł a s n e g o gauleitera - niewątpliwie p o t o m k a ze słańców, k t ó r y m jakimś c u d e m u d a ł o się przeżyć. Interesującą r o z m o w ę przerywa przeciskająca się między r z ę d a m i foteli s t a r u s z k a z plikiem ulotek. Biorę j e d n ą - jest to w e z w a n i e do u c z e s t n i c t w a w wiecu z o r g a n i z o w a n y m przez k o m u n i s t ó w Z i u g a n o w a . Staruszce m u s i a ł o się coś pomylić, skoro tu przyszła; być m o ż e zmyliły ją c z e r w o n e sztandary przed k i n e m . - Poszła stąd! - m ó w i do niej gauleiter. - M a m y w ł a s n e wiece, a ty się lepiej bierz za kopanie ziemniaków, a nie za ulotki, bo z i m ą u m r z e s z z głodu - radzi życz liwie staruszce, k t ó r a szybko znika. Na scenie pojawia się s a m ftihrer nacjonal-bolszewików, E d u a r d Limo now. Jest niski i wygląda bardziej n i e p o z o r n i e niż na klipie. U b r a n y na czarLA1 O - 2 0 0 0 249 n o , z partyjną o p a s k ą na r a m i e n i u , siwy, typ wiecznego chłopca. Witają go oklaski, wszy scy na sali wstają, pozdrawiając swego w o d z a partyjnym p o z d r o w i e n i e m - w z n i e s i o n ą p r a w ą ręką z zaciśniętą pięścią. L i m o n o w w i t a zebranych na Pierwszym Ogólnorosyjskim Zjeździe nacjonal-bolszewików i in tonuje partyjny h y m n . Po chwili cala sala śpiewa, wywrzaskując r y t m i c z n ą pieśń, jako żywo przypominającą do k o n a n i a socrealizmu. Po odśpiewaniu hymnu Limonow po wołuje p r e z y d i u m zjazdu, wywołując z w i d o w n i p r z y w ó d c ó w nacjonal-bol szewików z kolejnych okręgów. J e d n ą z wywoła nych o s ó b jest wysoka, u b r a n a na czarno dziew czyna z o s t r y m makijażem, której wygląd zadaje k ł a m oszczerczym t w i e r d z e n i o m Milana Kundery jakoby w Rosji od XVI wieku nie było kobiet o długich nogach. Z a j m o w a n i u miejsc za s t o ł e m prezydialnym towarzyszą oklaski w i d o w n i i k o m e n t a r z e L i m o n o w a . Wywołując c h ł o p a k a o i m i e n i u Ta ras, który początkowo w z b r a n i a się p r z e d z a s i a d a n i e m w p r e z y d i u m , w ó d z w s p o m i n a początki działalności partii: - Czy pamiętacie, jak było n a s tylko kilku, j e d n y m z pierwszych był Taras, zwykły c h ł o p a k z ulicy, a teraz zobacz cie ilu n a s jest, Tarasy się r o z m n o ż y ł y . . . Taras - szczupły c h ł o p a k w czarnej skórze i panterkowych spodniach - p o d c h o d z i do sceny, nie siada j e d n a k za prezydialnym s t o ł e m , bo z a b r a k ł o krzeseł. L i m o n o w k o m e n t u j e : - N i e m a my krzeseł, bo my nie Bieriezowscy. - Po s k o m p l e t o w a n i u p r e z y d i u m fiihrer, wskazując na wywołanych z sali, wola: - Jesteście k o m i s a r z a m i albo, jak k t o woli, gauleiterami, do was należy przyszłość Rosji, p o t r z e b a n a m czterdziestu pięciu Goebbelsów, Dzierżyńskich, Mołotowów, Strasserów. Wymieciemy wszystek b r u d z Rosji: burżujów, urzędników, w r o g ó w prawicowych i lewi cowych! Skoro m ó g ł Lenin i Hitler, m o ż e m y i my! - Sala wiwatuje i j e d n o głośnie akceptuje wybór prezydium, po czym następuje p r z e m ó w i e n i e wo dza. Ponieważ w swojej twórczości literackiej często posługuje się on matem, 250 FRONDA 19/20 spodziewałem się, że będzie p r z e m a w i a ł w stylu Nikity C h r u s z c z o w a . Ze względu na obecność k a m e r na sali, m ó g ł b y także zastosować słynny chwyt oratorski C h r u s z c z o w a - walenie b u t e m w m ó w n i c ę . Nic z tego. L i m o n o w stoi n i e r u c h o m o , m ó w i dowcipnie i ze swadą, bez p r o b l e m u nawiązując kon takt z m ł o d o c i a n ą widownią. Wygłaszaną okrągłymi z d a n i a m i p r z e m o w ę co chwila przerywają owacje. L i m o n o w p r z e m a w i a z t a l e n t e m u r o d z o n e g o mówcy, który doskonale wie, gdzie p o d n i e ś ć głos, gdzie zawiesić lub zrobić pauzę. P r z e m ó w i e n i e ma d u ż e walory literackie - gdyby nie treść, m o ż n a by tego słuchać z przyjemnością. Swoich z w o l e n n i k ó w n a m a w i a do używania matu: - Nie wstydźcie się, to przecież język prawdziwych Rosjan - ale w prze m ó w i e n i u nie używa ani razu g r u b e g o słowa. Staram się wynotować najciekawsze sformułowania. L i m o n o w zaczyna od charakterystyki aktualnej sytuacji w Rosji stwierdzając, że „to nie kryzys, to agonia". Dramatycznie zawiesza głos i po chwili dodaje: „bardzo się z tego cieszę, bo to oznacza miliony nowych wyborców głosujących na nacjonal-bol szewików". Słowa te sala przyjmuje aplauzem, m ó w c a robi kolejną p a u z ę , po czym kontynuuje w tonie wyraźnie kaznodziejskim: „Często ludzie zatrzymu ją m n i e na ulicy i pytają: co będzie dalej? W t e d y o d p o w i a d a m im: a na kogo głosowaliście w ostatnich wyborach prezydenckich? Co chcieliście, to teraz macie." Jelcynowi m ó w c a nie poświęca d u ż o uwagi, stwierdzając: „Nie b ę d ę nic mówił o trupie; skoro wyborcy chcieli t r u p a na fotelu prezydenckim, no to go teraz mają". Niektóre twierdzenia L i m o n o w a są n a w e t s e n s o w n e , na przykład gdy mówi o aktualnie rządzącej Rosją elicie: „Nauczyli się brać do lary z bankowego a u t o m a t u , a teraz są zdziwieni, że ich zabrakło; nie przyszło im, idiotom, to głowy, że to się m u s i tak skończyć". O rosyjskiej elicie władzy Ediczka nie jest, oględnie mówiąc, najlepszego zdania: „ U r z ę d n i k ó w nienawi dzę jeszcze bardziej jak burżujów, ich też trzeba wyrżnąć. Nigdy z n i m i nie w s p ó ł p r a c o w a ł e m " - zastrzega się. Rosyjscy demokraci to diemokrady, Żyrinowski to „błazen", a Lebiedź - miełkij bonapartist, który bierze pieniądze od Bieriezowskiego - „obywatela Rosji i Izraela". Dla L i m o n o w a ź r ó d ł e m władzy Jelcyna i jego otoczenia są banki: „Wszyscy im dają pieniądze, ale gdy wygra my, pójdziemy do b a n k ó w i odbierzemy nasze pieniądze". Plany partii nacjonal-bolszewickiej są w e d ł u g przywódcy b a r d z o ambit ne: „naszym celem jest euroazjatyckie i m p e r i u m od Pacyfiku do Atlantyku". Cele bieżące są j e d n a k bardziej ograniczone: „ m u s i m y zadbać o interesy RoLATO-2000 251 sjan, którzy na t e r e n i e byłego Związku Radzieckiego stali się obywatelami trzeciej kategorii". W planach w o d z a nacjonal-bolszewików jest też miejsce dla Polski: „Mówią n a m o niepodległej Ukrainie, a przecież U k r a i n a nigdy nie była niepodległa, nigdy nie było takiego p a ń s t w a . Z r o b i m y z n i ą porzą dek, zaatakujemy od w s c h o d u , a na zachodzie zrobią z n i m i p o r z ą d e k Pola cy, bo mają z n i m i swoje p o r a c h u n k i . " M a r z e n i e m L i m o n o w a , p o d o b n i e jak wszystkich Rosjan, jest prześcignięcie Z a c h o d u . Jak to zrobić? Ależ to p r o ste: „ U k r a d n i e m y Z a c h o d o w i technologie, a p o t e m tymi t e c h n o l o g i a m i go pokonamy. J u ż Lenin powiedział, że kapitaliści są t a k głupi, że s p r z e d a d z ą n a m sznurek, na k t ó r y m ich powiesimy." W p e w n y m m o m e n c i e m ó w c a zmienia t e m a t . „ N i e d a w n o byłem w N i e m czech, w Monachium, na placu O d e o n , gdzie 9 listopada 1919 roku Hitler pró bował dokonać zamachu stanu. Padły strzały, zginęło szesnastu jego towarzy szy, a on sam ledwo uszedł z życiem. I co powiecie na to, że do dziś k t o ś w tym miejscu składa świeże kwiaty, bo t a m zginęli prawdziwi rewolucjoniści? Bo pa mięć o nich będzie trwała wiecznie. Oczywiście, Hitler był wielkim rewolucjo nistą tylko do 1934, p o t e m w y m o r d o w a ł swoich towarzyszy z SA i zaprzedał się wielkiemu kapitałowi. My nawiązujemy raczej do idei, które wyznawali bracia Strasserowie." L i m o n o w chciałby być k o m u n i s t ą i z a r a z e m faszystą r e f o r m o w a n y m , nie obarczonym schedą, z jednej strony, po s t a l i n o w s k i m G u ł a g u , a z drugiej po holocauście. Dlatego też odwołuje się do tradycji lewicowego n u r t u w N S D A P r e p r e z e n t o w a n e g o przez Gregora i O t t o n a S t r a s s e r ó w oraz przy w ó d c ó w SA. Słuchając buńczucznej m o w y z a s t a n a w i a m się n a d karierą kandydata na rosyjskiego fiihrera. Niekiedy porównuje się L i m o n o w a z j a p o ń s k i m pisarzem Yukio Mishimą, który w 1970 roku p o p e ł n i ł seppuku na znak p r o t e s t u przeciw zanikowi tradycyjnych wartości Japonii i narastającej amerykanizacji kraju. Podobnie jak Limonow, M i s h i m a zrobił karierę literacką, p o d o b n i e też zwra cano głównie uwagę na skandaliczne aspekty jego twórczości. Takich pozor nych p o d o b i e ń s t w jest więcej - M i s h i m a stworzył paramilitarną organizację Bractwo Tarczy, którego członkowie paradowali w fantazyjnych m u n d u r a c h . W przeciwieństwie jednak do Partii Nacjonal-Bolszewickiej Limonowa, orga nizacja ta miała charakter elitarny. Obaj pisarze to postacie z d w ó c h różnych opowieści. M i s h i m a popełnił seppuku w okresie, gdy wydawało się, że kultu252 FRONDA 19/20 rowa amerykanizacja Japonii jest nieunik niona. Można jednak powiedzieć, że przesła nie pisarza-samuraja zwyciężyło, p o n i e w a ż we współczesnej Japonii tradycyjne wartości są nadal żywe. N a t o m i a s t L i m o n o w głosi swoje skrajnie nacjonalistyczne poglądy w okresie, gdy są o n e w Rosji p o w s z e c h n i e akceptowane i wszyscy się na nie powołują. Nazywanie Limonowa „rosyjskim C e l i n e m " jest takim s a m y m n i e p o r o z u m i e n i e m , jak p o r ó w n a n i e z Mishimą. Co p r a w d a o b u au t o r ó w łączą profaszystowskie sympatie, n o w a t o r s t w o językowe (Limonow posługuje się matem równie biegle, jak Celinę argotem) oraz żywiołowy styl pamfletów politycznych. Trudno jednak wyobrazić sobie Ediczkę jako lekarza za d a r m o leczącego biedaków, czym do końca życia zajmował się Celinę. Jego najbardziej znana książka, Eto ja Ediczka, wpadła mi w ręce podczas pobytu w Stanach. Mieszkając w N o w y m Jorku lubiłem odwiedzać j e d n o z magicznych miejsc tego m i a s t a - rosyjską dzielni cę na Coney Island, gdzie przybysze z Matuszki Rassii stworzyli namiastkę swo jego raju utraconego. W nowojorskiej „Małej Rosji" było biednie, b r u d n o i po dejrzanie, a równocześnie w e s o ł o i swojsko, jedynie tu m o ż n a było kupić kiełbasę o smaku kiełbasy i chleb o smaku chleba. Książkę Limonowa pożyczy ła mi Swieta, kelnerka w knajpie „U Wasilija". - Kiepska proza, ale za to co za język - westchnęła z zachwytem, dając mi książkę. Swieta świetnie znała się na literaturze, kiedyś w Kazaniu obroniła d o k t o r a t poświęcony Dziennikowi pisarza Dostojewskiego. Książkę Limonowa przeczytałem jednym tchem. Nie wiem, czy Eto ja Ediczka to proza kiepska, czy też genialna. Sam Limonow napisał kokieteryjnie w jed nym ze swoich opowiadań: „Jakiż ze m n i e pisarz, żulik jestem i tyle". Nie z n a m się na literaturze, natomiast m u s z ę przyznać, że lektura Ediczki zrobiła na m n i e ogromne wrażenie. Wiele osób, które przyjechały do Ameryki z Europy, do świadczyło tych samych uczuć co bohater książki przyglądający się Ameryce LATO-2000 253 przez o k n o wynajętego pokoju na Madison Avenue, ale tylko Limonow potrafił to tak dobitnie wyartykułować. Poczucie obcości jest niezbywalną cechą ludzkiej kondycji, ale tylko w Ameryce m o że o n o dopaść człowieka tak silnie. Ludzie wyjeż dżający do Ameryki liczą, że w tym kraju pozba wionym historii, przekonań, gdzie wszystko jest dozwolone i możliwe, pozbędą się garbu dotych czasowych przeżyć. Gdy się to udaje, stają wobec kompletnej pustki i wtedy ze zdwojoną siłą poja wia się nostalgia. Po n a p i s a n i u swej autobiograficznej powie ści L i m o n o w wrócił do Rosji, j e d n a k nie wystarczyła mu sława u z n a n e g o pi sarza - p o s t a n o w i ł zostać rosyjskim fiihrerem. Początkowo działał u b o k u W ł a d y m i r a Wolfowicza Żyrinowskiego, w czasach gdy t e n z m a ł o z n a n e g o wiecowego krzykacza zamienił się w u l u b i e ń c a rosyjskich mediów, a jego u g r u p o w a n i e zaczęło zdobywać coraz więcej głosów. U r o d z o n y w 1946 roku Żyrinowski, z wykształcenia orientalista i prawnik, w roku 1983 rozpoczął starania o uzyskanie zgody na wyjazd do Izraela, działał także w towarzy stwach kultury żydowskiej, przez co u skrajnych nacjonalistów rosyjskich zy skał p r z y d o m e k „koszernego p a t r i o t y " . Rozwój jego L i b e r a l n o - D e m o k r a tycznej Partii Rosji był możliwy dzięki s p o n s o r o w i Andriejowi Zawidiji, który w 1989 roku o t r z y m a ł nisko o p r o c e n t o w a n y kredyt od KC KPZR w wy sokości trzech m i l i o n ó w rubli. Podczas w y b o r ó w prezydenckich w czerwcu 1991 roku Żyrinowski uzyskał 8 p r o c e n t głosów, zajmując trzecie miejsce po Borysie Jelcynie i Nikołaju Ryżkowie. N a s t ę p n e wybory, t y m r a z e m parla m e n t a r n e , przyniosły LDPR 2 4 p r o c e n t głosów. Fenomen tej partii jest ilustracją charakterystycznego dla Rosji zjawiska, a mianowicie tworzenia przez władzę opozycji dla siebie. W t e n sposób kanalizuje się nieprzychylne wobec władz nastroje w przewidywalnej formie i kon troluje się nieprzyjazny sobie elektorat. Nie wiadomo, czy Limonow dos trzegł podwójne oblicze LDPR, w każdym razie zerwał z Żyrinowskim (z Zyrikiem, jak go familiarnie określa), zarzucając mu tendencje wodzowskie oraz brak programu partyjnego. Według Limonowa LDRP ma dwa progra-my: radykalny dla wyborców i ugodowy dla sponsorów. „Nie można, drogi i utalen254 FRONDA 19/20 towany Włodzimierzu Wolfowiczu, nie można! Toż to będzie całkowite wynatu rzenie. Za to, żeście się wyparli swojego narodu, niech was męczy sumienie, je go zaś wstyd za was!" - napisał na pożegnanie Limonow, nawiązując do pocho dzenia Żyrinowskiego, który sam się określił jako „syn Rosjanki i prawnika". Ekscentryczny pisarz rozpoczął działalność na własny r a c h u n e k , druku jąc w prasie sążniste manifesty i udzielając b u ń c z u c z n y c h wypowiedzi. Za czął też rozbudowywać własną, nacjonal-bolszewicką partię, współpracując z Aleksandrem D u g i n e m , pełniącym rolę ideologa. Dugin, najwybitniejszy współczesny teoretyk eurazjatyzmu, nawiązuje do koncepcji działających w latach 20-tych i 30-tych emigracyjnych rosyjskich eurazjatów - zwolenni ków tezy o duchowej i geograficznej jedności Eurazji, przeciwstawionej Za chodowi. Na jego poglądy wywarły także w p ł y w teorie tradycjonalistów in tegralnych, Rene G u e n o n a i Juliusa Evoli, w e d ł u g których ź r ó d ł e m naszej cywilizacji jest z a p o m n i a n a , idealna cywilizacja hiperborejska, w której lu dzie żyli w h a r m o n i i z sacrum. Jednym z p o m y s ł ó w Dugina była p r ó b a wskrzeszenia w w a r u n k a c h rosyj skich niemieckiego nacjonal-bolszewizmu z okresu Republiki Weimarskiej. N u r t ten pojawił się w ówczesnych Niemczech za sprawą byłych k o m u n i s t ó w - Heinricha Laufenberga i jego przyjaciela, Fritza Wolfheima, którzy założyli Komunistyczną Partię Niemieckich Robotników. Ugrupowanie to nie o d n i o s ł o jednak żadnych sukcesów i wkrótce przestało istnieć. Najbardziej z n a n y m działaczem tego n u r t u był konserwatywny rewolucjonista Ernst Niekisch - go rący zwolennik współpracy Niemiec z Rosją Sowiecką. Jego m a r z e n i e m było zjednoczenie Eurazji p o d sztandarami miecza i m ł o t a . W roku 1919 działał w monachijskiej Republice Rad, a n a s t ę p n i e próbował stworzyć nacjonal-bol szewicką frakcję w stronnictwie socjalistów. Oryginalnym p o m y s ł e m Niekischa był partyjny strój nacjonal-bolszewika: czarny uniform z czerwoną opa ską, na której widniał sierp i m ł o t . Symbol t e n został w 1921 roku przerobiony przez Hitlera, który tak o tym pisze w Mein Kampf: „Organizacja naszych grup dla utrzymania porządku na spotkaniach posłużyła do wyjaśnienia bardzo trudnego problemu. Do tej pory r u c h nie posiadał e m b l e m a t ó w partyjnych i flag... byłem obecny na masowej demonstracji marksistów... m o r z e czerwo nych flag, czerwonych szarf i czerwonych kwiatów dawało zewnętrzny obraz siły t e m u t ł u m o w i . . . Po niezliczonych próbach zdecydowałem się na końcową formę: biały pas na czerwonym de z czarną swastyką na środku." LATO2000 255 Ta wręcz symboliczna p r z e m i a n a skrzyżowanego sierpa i m i o t a na swa stykę jest kolejnym p o t w i e r d z e n i e m tezy E r n s t a Noltego, że n a z i z m byl zja wiskiem w t ó r n y m w o b e c k o m u n i z m u , z k t ó r e g o czerpał z a r ó w n o symboli kę, jak i zbrodnicze m e t o d y działania. Niekisch byl zaciekłym w r o g i e m Hitlera; w 1932 roku opublikował książ kę Hitler -fatalne przeznaczenie Niemiec. Po dojściu n a z i s t ó w do władzy działał w antyhitlerowskim p o d z i e m i u , co d o p r o w a d z i ł o do a r e s z t o w a n i a przez Ge stapo. O s a d z o n y w obozie koncentracyjnym w M a t t h a u s e n , został uwolnio ny przez Armię C z e r w o n ą w 1945 roku. Wstąpił do w s c h o d n i o n i e m i e c k i e j partii komunistycznej SED, w N R D założył i n s t y t u t b a d a ń n a d imperiali z m e m . W roku 1953 wyjechał do N i e m i e c Z a c h o d n i c h , gdzie z m a r ł w całko witym z a p o m n i e n i u 14 lat później. Jego idee zostały p o n o w n i e odkryte w Rosji przez Dugina, który w s p ó l n i e z L i m o n o w e m podjął p r ó b ę stworze nia organizacji nacjonal-bolszewickiej w Rosji. Na Pierwszym Ogólnorosyjskim Zjeździe Partii Nacjonal-Bołszewickiej zabrakło głównego ideologa. Najprawdopodobniej w m a ł y m u g r u p o w a n i u nacbolów stało się zbyt ciasno dla d w ó c h takich indywidualności, jak Limo n o w i Dugin. Tym bardziej, że t e n o s t a t n i miał ambicje znacznie szersze niż bycie tylko ideologiem u g r u p o w a n i a Ediczki. C e l e m D u g i n a jest, by jego idee stały się p o d s t a w ą działania tych sił politycznych, k t ó r e mają realny w p ł y w na politykę p a ń s t w a . Dlatego też, kiedy L i m o n o w w kinie przy Szabołowskiej wykrzykiwał swoje „Rżnij burżujów!", Aleksander D u g i n u r z ę d o w a ł już w m o s k i e w s k i m Białym D o m u , jako d o r a d c a przewodniczącego rosyjskiej Dumy, Gienadija Sielezniowa. Jego książka Podstawy geopolityki. Geopolityczna przyszłość Rosji stała się p o d r ę c z n i k i e m w uczelniach wojskowych i dyploma tycznych. Największa partia w D u m i e , czyli k o m u n i ś c i Z i u g a n o w a , przejęli już geopolityczne idee Dugina, których w p ł y w m o ż n a zauważyć także w wy powiedziach nacjonalistów Żyrinowskiego. D o p r o m o w a n e j przez D u g i n a ideologii eurazjatyzmu odwołuje się cały szereg wpływowych polityków, n p . generał Lebiedź. W swojej książce Rosja weimarska Aleksander J a n ó w wykazuje p o d o b i e ń stwa sytuacji N i e m i e c przed dojściem Hitlera do władzy i dzisiejszej Rosji. Analogie nasuwają się zresztą s a m e . W e d ł u g marksowskiej formuły, h i s t o r i a zawsze się powtarza, lecz najpierw j e s t tragedią, a p o t e m już tylko farsą. O t w a r t e pozostaje pytanie, czy w Rosji p o w t ó r z y się tragedia, czy też p r ó b a 256 FRONDA 19/20 p o n o w n e j rewolucji zakończy się groteską. Reakcje, jakie budzi zjazd, świet nie oddaje p u s z k i n o w s k i e określenie: i śmieszno, i straszno. Pierwszy O g ó l n o rosyjski Zjazd Partii Nacjonal-Bolszewickiej, ze swoją a t m o s f e r ą m ł o d z i e ż o wego pikniku, s t e k i e m o b ł ę d n y c h a b s u r d ó w głoszonych p r z e z L i m o n o w a i bluzgami Lietowa lecącymi z głośników, sprawia w r a ż e n i e cokolwiek ko miczne. Partia L i m o n o w a to organizacja niewielka i nie mająca żadnych w p ł y w ó w politycznych, jest to raczej s u b k u l t u r a m ł o d z i e ż o w a , której zada n i e m jest indoktrynacja młodzieży w celu w y c h o w a n i a przyszłej elity n a r o d u . To właśnie budzi największy niepokój. Nigdzie na świecie faszyści i ko muniści nie zabili tylu ludzi, co w Rosji. A m i m o to L i m o n o w o w i u d a ł o się przyciągnąć pod s z t a n d a r komuno-faszyzmu całkiem s p o r ą grupę m ł o d z i e ż y i to nie wykolejeńców, ale raczej idealistów przejętych l o s e m swego kraju. Obserwuję przemawiającego pisarza, który próbuje wskrzesić najbardziej zbrodnicze doktryny, jakie wymyśliła ludzkość i nie o d c z u w a m nienawiści, co budzi we m n i e irytację. Czy dlatego, że napisał książkę, która m n i e zafascy nowała? A m o ż e dlatego, że on się nie starzeje i do śmierci będzie c h ł o p c e m beztrosko bawiącym się w literaturę, politykę i wojnę? Nie wiem. Przyglądam się m ł o d y m , r o z e n t u z j a z m o w a n y m ludziom, wychodzącym z kinowej sali. Sprawiają wrażenie kogoś, k o m u wreszcie w y t ł u m a c z o n o wszystkie zawiłości współczesnego świata i k t o wreszcie odnalazł sens egzystencji. W hallu z gło śników leci agresywny rock, zespół Grażdanskaja O b o r o n a śpiewa: Jutro będzie i nudno, i śmiesznie Nie boli, że wczoraj znowu był dzień Jutro będzie i wiecznie, i grzesznie Pułapka na myszy zatrzasnęła się ADAM KUŹ Tekst p o w s t a ł przed dojściem do władzy w Rosji Władimira Putina, który stał się dla nacjonal-bolszewików nadzieją zmian na lepsze. LATO-2000 257 Faszyści w parlamencie, faszyści na ulicach, faszyści na stadionach... więc społeczeństwo też sfaszyzowane i skąpi grosza na antyfaszyzm. Co za straszny kraj ta Polska, nawet muzycy nie chcą się włączyć w tworze nie antyfaszystowskiego agit-propu. Naprawdę dziw ne, że dzielni antyfaszyści wytrwali na pozycjach mimo tylu przeszkód. Gdy jednak uświadomimy sobie, że na zwalczaniu faszyzmu opiera się kariera publicystyczna i naukowa Pankowskiego, a dla Kornaka jest to jedyna szansa zaistnienia w obiegu publicznym, przestanie nas to dziwić. R E M I G I U S Z OKRASKA Trzeba więc (...) nieustannie wykazywać, że jest dokładnie przeciwnie. To znaczy, że w imię wolności człowieka jesteście przeciwko totalitaryzmowi, wszelkim dyktaturom, policjom politycznym, cenzurom itp. Jacek Kuroń, „Wyznanie" do ludzi ruchu GAN, „ N W " nr 3 258 FRONDA 19/20 Wstęp Poniższy artykuł zawiera p r ó b ę prezentacji działalności antyfaszystowskiego p i s m a „Nigdy Więcej!", k t ó r e w nieregularnych o d s t ę p a c h czasu ukazuje się od roku 1994. Działalność s k u p i o n e g o w o k ó ł niego środowiska (Grupa Anty-Nazistowska, Stowarzyszenie „Nigdy Więcej!") od dłuższego czasu wzbudzała wiele kontrowersji, w d o d a t k u zaś redaktorzy p i s m a w m i a r ę upływu czasu stawali się coraz bardziej p r z e k o n a n i o słuszności swoich po czynań i stosowanych przez siebie m e t o d . Ponieważ n i e k t ó r e p o d e j m o w a n e przez „Nigdy Więcej!" kroki od początku rodziły we m n i e wiele zastrzeżeń, o b s e r w o w a ł e m uważnie rozwój p i s m a i działania jego redaktorów. Gdy oprócz s t a n d a r d o w e g o zwalczania realnego faszyzmu, który wydaje się zja wiskiem marginalnym, coraz częściej zaczęli atakować osoby i inicjatywy z faszyzmem nie mające wiele w s p ó l n e g o , w d o d a t k u zaś s t o s o w a n e przez nich m e t o d y stawały się coraz trudniejsze do zaakceptowania, stwierdziłem, iż nie sposób przyglądać się t e m u bezczynnie. N i e u k r y w a m , że p e w n e zna czenie miał też aspekt osobisty: gdybym nie został zaatakowany przez redak t o r ó w „ N W " , z a p e w n e nie chciałoby mi się poświęcać swego czasu i energii na wnikliwe rozpatrywanie ich działalności. I choć milczenie jest z ł o t e m , to jednak nie w przypadku, gdy p e w n i osobnicy szczytnymi h a s ł a m i maskują niezbyt szczytne cele i metody. Zaznaczyć muszę, że d o k o n a ł e m prezentacji i oceny działalności „ N W " przede wszystkim w kontekście ich własnych deklaracji. Dlatego część zarzutów, jakie im w poniższym tekście stawiam, nie wynika z moich przekonań, zaś niektó re poczynania redakcji „ N W " nie przeszkadzają mi osobiście, gdyż nie dekla ruję podobnych zasad, p o s t a w i metod, co „ N W " . J e d n y m z celów dokonanej tu prezentacji jest porównanie głoszonej przez tę grupę teorii z działalnością praktycz ną. Opisując działalność tego środowiska skupiłem się na analizie m a t e r i a ł ó w drukowanych, z rzadka odwołując się do innych źródeł informacji. Przedmio t e m mojego zainteresowania stały się więc wszystkie dotychczas wydane nu mery czasopisma oraz i n n e wypowiedzi jego r e d a k t o r ó w na interesujący m n i e temat. Pominąłem jedynie książkę jednego z r e d a k t o r ó w „ N W " , gdyż doczeka ła się już wnikliwego omówienia, w którym wykazane zostały liczne błędy, nieuprawnione interpretacje, przekłamania, tendencyjność, m a n i p u l o w a n i e faktami oraz karkołomne uzasadnianie równie karkołomnych tez, przede LATO-2000 259 wszystkim zaś rzeczywisty zamiar prezentacji zjawiska w takim świetle.* Każ de odniesienie w tekście do słów, k t ó r e padły na ł a m a c h „ N W " lub w i n n y m miejscu, jest s t a r a n n i e oznaczone, by czytelnik w razie wątpliwości m ó g ł oso biście sprawdzić, czy przytaczam a u t e n t y c z n e wypowiedzi. W cytatach zacho wana została oryginalna pisownia. P o d s t a w o w y m celem niniejszego a r t y k u ł u j e s t wykazanie, że s p o s ó b my ślenia, zasady p r z e d s t a w i a n i a faktów, m e t o d y i o s t a t e c z n e cele działalności antyfaszystów niewiele r ó ż n i ą się od p o d o b n y c h a s p e k t ó w praktyki faszy stowskiej. To jest w ł a ś n i e g ł ó w n y z a r z u t w o b e c t e g o ś r o d o w i s k a : że w swej istocie zachowuje się o n o p o d o b n i e d o tych, k t ó r y c h zwalcza. Jeśli b o w i e m u z n a m y nawet, iż skala zjawiska faszyzmu j e s t na tyle p o w a ż n a , że z a s ł u g u j e n a przedsięwzięcie szczególnych k r o k ó w zaradczych, t o n i e w i d z ę p o w o du, dla k t ó r e g o m i a ł o b y się t o odbywać przy p o m o c y i d e n t y c z n y c h m e t o d , jak s t o s o w a n e przez zwalczane ś r o d o w i s k a . P o w i e m więcej - jeśli k t o ś prze ciwstawia się faszyzmowi z p o b u d e k rzeczywiście pozapolitycznych (gdyż zło zawarte w d o k t r y n i e i praktyce t e g o s y s t e m u b u d z i j e g o s p r z e c i w jako człowieka, nie zaś jako liberała, lewicowca i t p . ) , to piętnując p e w n e zjawiska występujące w ś r ó d faszystów, m a m o r a l n y o b o w i ą z e k p i ę t n o w a ć p o d o b n e t e n d e n c j e występujące w ś r o d o w i s k u antyfaszystowskim. W p r z e c i w n y m ra zie jego p o s t a w a j e s t n a c e c h o w a n a hipokryzją, a o b s e r w a t o r o w i z e w n ę t r z n e mu każe przypuszczać, że taki antyfaszyzm j e s t tylko i wyłącznie p o r ę c z n y m i n s t r u m e n t e m do realizacji celów jak najbardziej politycznych i n i e ma nic w s p ó l n e g o z z a s a d a m i etycznymi czy o d r a z ą w o b e c zła. D o d a m też, uprzedzając zapewne część zarzutów, jakie pojawią się po lek turze tego tekstu u niektórych osób, że ukazując i n n e od powszechnie z n a n e g o oblicze działalności „ N W " nie w s p i e r a m bynajmniej w żaden s p o s ó b faszystów. Gdybym bowiem pewnych faktów nie opisał, to nie przestałyby o n e dzięki te mu istnieć, z a t e m jeśli ktoś ułatwia faszystom życie, to jest n i m co najwyżej re dakcja „ N W " , kreująca swymi poczynaniami taki wizerunek antyfaszyzmu, z którym faszyści łatwo m o g ą się uporać i p o d d a ć krytyce, a z k t ó r y m rozsądni * Zob. Jarosław Tomasiewicz, 7 ty możesz zostać faszystą..., „Arcana" 1999, nr 3. O podobnych „dokonaniach" Rafała Pankowskiego, choć tylko w odniesieniu do fragmen tu jego artykułu, pisał także Zbigniew Mikołejko, Błędy na temat Evoli, „Gazeta Wyborcza", 18-19 VII 1998. 260 FRONDA 19/20 ludzie nie chcą mieć nic wspólnego. Po drugie zaś, na zarzut, że w poniższym tekście bronię często osób o poglądach, które redakcja „ N W " określa m i a n e m faszystowskich, odpowiem z kolei, że obowiązkiem uczciwego człowieka jest piętnowanie negatywnych zjawisk zawsze, także wtedy, gdy występują o n e w działalności antyfaszystowskiej (chyba, że ktoś jest wyznawcą zasady, iż cel uświęca środki). Dzielenie ludzi na dobrych antyfaszystów i złych faszystów, wobec których m o ż n a postępować bez oglądania się na podstawowe zasady etyczne, niczym się nie różni od hitlerowskiej teorii, która sankcjonowała sto sowanie przez dobrych N i e m c ó w wszelkich możliwych środków przeciwko złym Żydom. Jeśli więc ktoś, choćby był to antyfaszysta, stosuje n a g a n n e m e t o dy wobec kogoś innego, choćby nawet faszysty, nie zmienia to faktu, że należy postępowanie takie piętnować. Jest to tym bardziej wskazane, gdy zachodzi po dejrzenie, że niekoniecznie ci, którzy przez „ N W " oskarżani są o sympatie fa szystowskie, w rzeczywistości są faszystami. Jednak powtarzam - nawet jeśli są to naprawdę faszyści, nie p o w i n n o się im odmawiać prawa do obrony, nie po w i n n o się w prezentacji ich działań posługiwać k ł a m s t w a m i i manipulacjami, nie p o w i n n o się obrzucać ich najgorszymi obelgami. Jeśli ktoś sądzi inaczej - je go mentalność niewiele się różni od mentalności faszystów i zamiast faszyzmu powinien zwalczać brzydkie cechy własnego charakteru. Faszyzm, czyli zagrożenie niekoniecznie realne W czwartym n u m e r z e „ N W " Stefan Zgliczyński napisał: „Otóż nacjonalizm, dla swojego istnienia i rozwoju, potrzebuje wroga. Wróg, wszystko jedno, czy praw dziwy, czy wymyślony, niezbędny jest nacjonalistom do samoidentyfikacji - okre ślenia swojego miejsca w świecie polityki i wartości oraz uzasadnienia takiego czy innego sposobu postępowania." Zgliczyński niewątpliwie ma rację. Warto jed nak zauważyć, że identycznie wygląda sytuacja w przypadku antyfaszystów. Tutaj także istnieje duże zapotrzebowanie na wroga, więc wyolbrzymia się i rozdmuchuje wszel kie przejawy postaw rzeczywiście faszystowskich, a w razie ich braku lub obojęt ności opinii publicznej na marginalne i incydentalne zjawiska - po prostu ten „faszyzm" się wymyśla, dodając do katalogu zachowań nagannych coraz to no we postawy, organizacje, postacie. Bez takich zabiegów niemożliwe byłoby wspomniane przez Zgliczyńskiego określenie przez antyfaszystów swojego miej sca w świecie polityki i uzasadnienie takiego czy innego sposobu postępowania. LATO-2000 261 Jak zatem wygląda ów faszyzm, którego zwalczaniu redakcja „ N W " poświęca tyle uwagi i przeciwko k t ó r e m u proponuje podję cie tylu poważnych środków zaradczych? Sięgnijmy do wiarygodnych źródeł, czyli Katalogu wypadków zamieszczanego w każdym numerze „ N W " . Marcin Kornak stwierdza (G nr 13): „Katalog wypadków jest przede wszystkim d o w o d e m na to, że zagrożenia, o których m ó w i m y nie są czczą ga daniną. Wystarczy go przejrzeć, aby zobaczyć jaka jest skala p r o b l e m u - incy denty, o których piszemy są w większości bardzo poważne" (podkreślenie R.O.). Jako że zadałem sobie trud dokładnego przejrzenia Katalogu wypadków i poli czenia przejawów faszyzmu różnych kategorii, m o g ę stwierdzić z całą odpo wiedzialnością, że w zależności od o m a w i a n e g o w n i m okresu, owe „bardzo p o w a ż n e " incydenty to w 70-90 procentach wojny między subkulturowymi gangami (czyli relacje o pobiciu punków, h i p p i s ó w czy „młodzieży alternatyw n e j " przez skinów) oraz rozróby pseudokibiców. Pozostała część „bardzo po ważnych" incydentów to takie zjawiska, jak rozpowszechnianie na minimalną skalę gadżetów z Hitlerem, akty wandalizmu (malowanie na m u r a c h haseł an tysemickich, dewastowanie cmentarzy e t c ) , kilkudziesięcioosobowe manife stacje pod ksenofobicznymi hasłami itp. Nie oznacza to, że należy takie zjawi ska p o z o s t a w i ć bez reakcji, j e d n a k w większości p r z y t a c z a n e w t y m zestawieniu fakty, jak n p . dotkliwe pobicia czy nawet zabójstwa (w liczbie kil kunastu) będące efektem wojen subkulturowych, nie mają charakteru faszy stowskiego, lecz kryminalny (bo bandyta jest takim s a m y m bandytą, gdy bije wykrzykując nazistowskie slogany i gdy robi to p o d h a s ł a m i nienawiści do mieszkańców innych części miasta, miłośników innych drużyn piłkarskich czy słuchaczy innej muzyki, albo i bez uzasadniania swojego bandytyzmu) i jako takie powinny stać się p r z e d m i o t e m zainteresowania policji, nie zaś antyfaszystów, a wystarczającą odpowiedzią na nie są istniejące regulacje p r a w n e doty czące przestępstw z użyciem przemocy. Jednak twórcy „ N W " sądzą inaczej, czego przykładem jest iście genialna te za Marcina Kornaka, który stwierdza, że aby pozbyć się bandytyzmu ze stadio n ó w piłkarskich, należy wyeliminować z nich „infiltrujących to środowisko neo faszystów" ( N W nr 7). Teza tak absurdalna, że nawet nie warto byłoby się nad nią zastanawiać, gdyby nie to, że jest o n a typowym dla „ N W " przykładem ma nipulowania problemami społecznymi i wykorzystania ich do własnych celów. Zaiste, problem przemocy na stadionach zniknie, gdy tylko „szalikowcy" prze262 FRONDA 19/20 staną śpiewać piosenki o Hitlerze, wywieszać flagi z „celtykami" i wyzywać się nawzajem od Żydów. Jest to typowe odwracanie kota ogonem, bo z faktu obec ności wśród pseudokibiców grup zafascynowanych ideologią nazistowską (choć t r u d n o tu mówić w ogóle o ideologii, gdyż ogranicza się ona do przyswojenia sobie kilku prymitywnych sloganów) nie wynika stosowanie przez nich prze mocy. Gdyby pseudokibice nie słyszeli w życiu o Hitlerze, to tak s a m o tłukliby się po mordach, demolowali pociągi i terroryzowali p o s t r o n n e osoby, bo prze moc i bandytyzm jest e l e m e n t e m składowym stadionowego etosu. N a w e t jeśli zdarzają się przypadki wykorzystywania stadionowych bandziorów przez skraj nie prawicowe ugrupowania polityczne, to ze względu na poziom intelektualny „kiboli" może się to sprowadzać jedynie do organizowania przez nich n a p a d ó w i rozbojów, a ten z kolei problem m o ż n a skutecznie rozwiązać karząc s u r o w o sprawców takich czynów, nie zaś walcząc z urojonym faszyzmem. Po prostu zamiast faszyzmu należy zwalczać bandytyzm, społeczne przy zwolenie na c h a m s t w o i lekceważenie takich zjawisk przez policję i wymiar sprawiedliwości, które są p o w o ł a n e i opłacane właśnie po to, by takim zdarze niom zapobiegać, a sprawców karać. Lepiej jeśli policja będzie się zajmować sprawcami pobić i napadów, niż gdyby d a n o jej do ręki p r a w o ścigania o s ó b za poglądy czy rozpowszechnianie „nieprawomyślnych" treści, gdyż m o ż e to pro wadzić do wprowadzenia państwa policyjnego (łatwo sobie wyobrazić rewizje i zastraszanie niewygodnych osób p o d p o z o r e m poszukiwania m a t e r i a ł ó w za wierających faszystowskie treści, równie ł a t w o także policyjne prowokacje - co za problem podrzucić k o m u ś w czasie rewizji kilka sfabrykowanych ulotek o rasistowskich treściach lub przysłać i n t e r n e t e m o określonej porze plik za wierający n p . „kłamstwa oświęcimskie" i w tym s a m y m czasie zrobić mu prze gląd zawartości k o m p u t e r a ? ) . Gdyby j e d n a k wszelkie p o d o b n e przypadki zna lazły swoje miejsce tam, gdzie powinny, czyli w rejestrze p r z e s t ę p s t w (a nie w Katalogu wypadków), to mogłoby się okazać, że po odliczeniu w s p o m n i a n y c h 70-90 procent przejawów „faszyzmu" problem, którego zwalczaniem zajmuje się „ N W " , po p r o s t u nie istnieje i działalność antyfaszystów nie ma racji bytu. Do tego wszak nie m o ż n a dopuścić i dlatego właśnie zwykły bandytyzm przed stawia się jako faszyzm, a marginalne w istocie przypadki jako p o w a ż n e zagro żenie (bo nawet gdyby uznać t e n bandytyzm za rzeczywisty faszyzm, to w po równaniu z ogólną liczbą podobnych przestępstw, czyli pobić i zabójstw, stanowią one znikomy u ł a m e k ) . Nie m o ż n a do tego dopuścić także z innego LATO-2000 powodu: gdyby przez policję i sądownictwo zwalczana s u r o w o była wszelka przemoc, to na ławy oskarżonych trafiliby nie tylko faszyści, ale i wielu antyfaszystów, którzy - oczywiście w r a m a c h s a m o o b r o n y - potrafią bić skinów tyl ko za to, że są skinami (nie mówiąc o poważniejszych przypadkach, bo na za chodzie Europy często zdarzają się napady antyfaszystów czy młodzieżowych organizacji żydowskich na rewizjonistów i działaczy prawicowych). Można zrozumieć, że dla większości czytelników „ N W " , rekrutujących się ze środo wisk subkulturowych, istotnym p r o b l e m e m jest to, że skini ich biją, ale trud no uwierzyć, że ktoś o mentalności bandyty przestanie bić innych, gdy zarzu ci wykrzykiwanie nazistowskich haseł, a z kurtki odepnie e m b l e m a t ze swastyką. W n u m e r z e jedenastym „Nigdy Więcej!" m o ż e m y przeczytać, że ski ni bili Azjatów, homoseksualistów i osoby odróżniające się od reszty niekon wencjonalnym wyglądem zanim jeszcze przyjęli skrajnie prawicową orientację. W Polsce p u n k ó w na długo przed skinami bili słuchacze metalu, muzyki dys kotekowej itp. Studiując zawartość „ N W " m o ż n a dostrzec także zainteresowanie innym rodzajem „faszyzmu". Tymi faszystami są politycy i twórcy kultury, którzy nie przystają do k a n o n ó w politycznej poprawności. Są oni w m n i e m a n i u „ N W " równie groźni. Jednak i tutaj skala owego faszyzmu zdaje się być minimalna, na wet jak na standardy „ N W " . Z a r ó w n o we w s p o m n i a n y m Katalogu wypadków, jak i w innych rubrykach pisma nie sposób się natknąć na zbyt wiele informacji 0 prężnych inicjatywach faszystowskich. Dotyczą o n e albo niewielkich partyjek politycznych, które nie mają żadnego wpływu na rzeczywistość polityczną 1 prawdopodobnie nie b ę d ą jej miały nigdy, albo też są n a p i ę t n o w a n i e m postaw, które z rzeczywistym faszyzmem nie mają nic wspólnego. Na celowniku „ N W " znajdują się więc przede wszystkim ugrupowania prawicowe, zwłaszcza zaś te, które przeciwstawiają się obecnej sytuacji politycznej i podkreślają znaczenie interesu narodowego. Często przyczyną uznania przez „ N W " danej formacji po litycznej częścią składową rosnącego faszystowskiego zagrożenia jest deklaro wany przez nią nacjonalizm. Tymczasem według encyklopedycznych definicji nacjonalizm jest stawianiem interesu własnej wspólnoty narodowej ponad in teresami innych zbiorowości i jako taki wcale nie m u s i oznaczać niczego złego, podobnie jak fakt szczególnego uwielbienia własnej żony przez jakiegoś męż czyznę nie oznacza, iż musi on krzywdzić wszystkie pozostałe kobiety. Jednak skala takich zjawisk (nawet jeśli rzeczywiście u z n a m y je za faszystowskie i groź264 FRONDA 19/20 ne) jest minimalna. Być może rzeczywiście kibice częściej demolują pociągi, ski ni ganiają po mieście punków, a przywódcy kanapowych partyjek głoszą hasła o „interesach narodowych" (cokolwiek by to miało znaczyć), ale w żaden spo sób nie świadczy to o groźbie recydywy faszyzmu. Nie przeszkadza to antyfaszystom rozgłaszać alarmów o narastającej fali ksenofobii, szowinizmu, neofaszyzmu itp. W końcu Zgliczyński pisał, że do funkcjonowania takich grup niezbędne jest istnienie wroga. I jak faszyści węszyli wszędzie ży dowskie spiski, tak i antyfaszyści nie m o g ą być gorsi. Myliłby się ktoś sądząc, że tylko faszyści widzą dookoła zagrożenie, myliłby się także, gdyby wyłącznie im przypisywał skłonność do spiskowej obsesji. W n u m e r z e ó s m y m „ N W " m o ż e m y przeczytać przedruk artykułu z p i s m a „Searchlight" w opracowaniu Marcina Kornaka. Z tej mrożącej k r e w w żyłach historii m o ż e m y się dowie dzieć, jak to groźni neofaszystowscy terroryści po zabiciu we Włoszech m n ó stwa osób (zamach w Bolonii) uciekli do krajów arabskich, a n a s t ę p n i e osie dlili się Wielkiej Brytanii, skąd nie m o ż n a ich deportować m i m o n i e u s t a n n y c h wysiłków włoskiego rządu i rodzin p o m o r d o w a n y c h , gdyż są oni byłymi bry tyjskimi agentami chronionymi przez angielski rząd. W ł o s się na głowie jeży czytając o tych faszystowskich knowaniach. Jeśli się jednak zastanowimy n a d kilkoma kwestiami, sprawa przestaje wyglądać tak straszliwie. Autor artykułu zastanawia się, kiedy rodziny zabitych w z a m a c h u będą mogły oczekiwać spra wiedliwości ze strony władz brytyjskich. A m o ż e powinien zapytać, kiedy do czekają się sprawiedliwości od rządu włoskiego, skoro zamach był inspirowany przez włoskie służby specjalne, o czym sam a u t o r w swym tekście w s p o m i n a . Wydaje się jednak, że rządy włoski i brytyjski niewiele m o g ą tu zrobić. Autor stawia retorycznie pytanie: „Czy jest to jeszcze je d e n rezultat działań zorgani zowanych tajemniczych sił?" Z pewnością! Widzimy więc, że faszystowskie zagrożenie to nie wymysł. Faszyści w par lamencie, faszyści na ulicach, faszyści na stadionach... wszędzie są faszyści. Jak pisze Marcin Kornak, „Złowroga m o d a na nacjonalizm dociera nawet do śro dowisk alternatywnych i ekologicznych" ( N W nr 11). Zaiste, trzeba być męż nym osobnikiem, aby zachować spokój i z i m n ą k r e w w obliczu odradzania się faszyzmu. Nic dziwnego, że redaktorzy „ N W " cierpią na s y n d r o m oblężonej twierdzy. Jeśli ktoś wytyka im błędy i podważa sensowność takiej działalności, zapewne jest to faszysta, który chce rozbić ruch antyfaszystowski. Jak sami pi szą, „Nasze działania są już tak odczuwalne dla faszystów i wszelkiej maści LATO-2000 szowinistów, że próbowali już oczerniać i k o m p r o m i t o w a ć ruch antyfaszy stowski w oczach społeczeństwa (...), dyskredytować nasze działania i n a s osobiście w środowiskach wolnościowych na scenie niezależnej, zastraszać, nawet grożąc śmiercią, nas i nasze rodziny, przedstawiać naszych zagranicz nych współpracowników jako agentów, a nas wszystkich jako fanatyków, igno rantów, świrów, oszołomów, burżujów, komunistów, demoliberałów, trocki stów, Żydów, masonów, narkomanów, p e d e r a s t ó w i satanistów. To, że puszczają im nerwy, jest d o w o d e m skuteczności naszych działań" (IS nr 10). Cóż, sądząc po wypowiedzi tej oraz zamieszczonych w dalszej części tekstu, nerwy puszczają chyba k o m u i n n e m u . Syndrom oblężonej twierdzy jest tak sil ny, że Marcin Kornak w swej reakcji na krytykę poczynań „ N W " (GAA nr 56) jednym t c h e m wymienia działaczy r u c h u anarchistycznego obok Bolesława Tejkowskiego i Janusza Bryczkowskiego - wszak wszystko to faszyści pragną cy jednego: zniszczenia dzielnych antyfaszystów. Jest to n a d e r wygodny sposób na odparcie wszelkiej krytyki - nie trzeba polemizować z żadnymi zarzutami, lecz wystarczy tych, którzy je stawiają, uznać za faszystów. N a t o m i a s t najbardziej d o b i t n y m przykładem na o g r o m n e wpływy faszy stów w Polsce jest społeczna reakcja na poczynania „ N W " . Co p r a w d a Kornak w s p o m i n a o tysiącach listów od czytelników (G nr 13), ale później dodaje: „Nie u d a ł o n a m się uzyskać stabilizacji finansowej. To jest też trochę s m u t n e , że organizacja tak niewielka, o tak niewielkich, w sumie, potrzebach finansowych nie spo tkała się do tej pory ze społecznym poparciem zapewnia jącym niezbędne m i n i m u m finansowe." Trudno się t e m u dziwić: faszyści w parlamencie, faszyści na ulicach, faszyści na stadionach... więc społeczeństwo też sfaszyzowane i skąpi grosza na antyfaszyzm. Obojęt ność na faszyzm charakteryzuje też wykonawców muzyki, n a d czym u b o l e w a Marcin Kornak w n u m e r z e jedenastym „ N W " . Co za straszny kraj ta Polska, nawet muzycy nie chcą się włączyć w tworzenie antyfaszystowskiego agit-propu. To naprawdę dziwne, że nasi dzielni antyfaszyści wytrwali na swych pozy cjach m i m o tylu przeszkód. Gdy jednak u ś w i a d o m i m y sobie, że na zwalczaniu faszyzmu opiera się kariera publicystyczna i n a u k o w a Rafała Pankowskiego, a dla Kornaka jest to jedyna szansa zaistnienia w obiegu publicznym na szer szą skalę, przestanie nas to dziwić. Przestaną nas dziwić także m e t o d y stoso wane przez antyfaszystów, o których będzie m o w a później. 266 FRONDA 19/20 Ciekawym zjawiskiem jest także szczególny rodzaj działalności „ N W " , czy li zwalczanie faszystów (nie mylić ze zwalczaniem faszyzmu, choćby i urojone go) . Choć redaktorzy „ N W " na łamach p i s m a i w d o k u m e n t a c h programowych Stowarzyszenia „Nigdy Więcej!" głosili niejednokrotnie, że celem ich działal ności jest sprzeciw wobec „odradzającego się rasizmu, neofaszyzmu i szowini z m u narodowego", to analiza ich p o s t a w świadczy, że na zwalczaniu faszyzmu się nie kończy. Okazuje się bowiem, że nie tylko głoszenie faszyzmu jest na ganne. N a g a n n e jest także s a m o bycie faszystą, nawet jeśli nic złego z tego nie wy nika. Jeśli więc „ N W " u z n a kogoś za faszystę, wtedy wszelkie jego poczynania, nawet nie związane w jakikolwiek s p o s ó b z szerzeniem faszyzmu, z o s t a n ą na piętnowane. I tak o t o w Katalogu wypadków - który, jak pamiętamy, dotyczy w większości incydentów bardzo poważnych - z n u m e r u piątego m o ż e m y zna leźć informację, że lider Prawicy Narodowej, doktor n a u k historycznych Krzysztof Kawecki, wziął udział w telewizyjnym programie poświęconym re wolucji październikowej. Z a t e m zbrodnią Kaweckiego (i Szczepana Żaryna, który zaprosił „faszystę" do swego p r o g r a m u ) jest sam fakt omawiania w tele wizji wydarzenia historycznego nie związanego w żaden sposób z faszyzmem. A przecież Żaryn mógł zaprosić Pankowskiego albo Kornaka, wybitnych spe cjalistów od wszystkiego! Podobnie rzecz się ma w przypadku zatrudnienia w olsztyńskim urzędzie wojewódzkim członka jednej z organizacji skrajnie prawicowych ( N W nr 8). Nic nie wskazuje na to, aby s a m fakt podjęcia przez niego pracy na tym stanowisku mógł się w jakimś stopniu przyczynić do wzro stu faszystowskiego zagrożenia w Polsce, nie przeszkadza to jednak redakcji „ N W " poświęcać t e m u wydarzeniu s p o r o miejsca. Identyczny przypadek znaleźć m o ż e m y w n u m e r z e dziesiątym, gdzie jeden z autorów ubolewa nad zatrudnieniem wspomnianego już Kaweckiego w Mini sterstwie Edukacji. Autor artykułu poświęconego t e m u wydarzeniu pisze w alar mującym tonie, że skandalem jest, by Kawecki, jako osoba będąca na bakier z podstawowymi aktami prawnymi, pracował w ministerstwie (owo łamanie prawa ma polegać na przewodzeniu partii „o charakterze faszystowskim i szowi nistycznym" - jednak o tym, co jest niezgodne z p r a w e m w cywilizowanym kra ju orzeka sąd, a za samowolne ferowanie i upublicznianie wyroków m o ż n a się znaleźć na ławie oskarżonych). Pisze również, że skandalem jest, iż człowiek z takimi poglądami „ma spory wpływ na to, czego i jak uczą się nasze dzieci i młodzież", choć w świetie przytoczonej kilka wersów wcześniej informacji LATO-2000 267 o stanowisku zajmowanym przez Kaweckiego (szef doradców politycznych te go resortu) twierdzenie takie jest po prostu b z d u r n e . W tym samym n u m e r z e ten sam autor pisze o p o d o b n y m przypadku. Tym razem chodzi o Krzysztofa Nyczaja, działacza Młodzieży Wszechpolskiej z Wrocławia, którego zatrudnio no jako rzecznika Mazowieckiej Kasy Chorych. I znowu m a m y tu do czynienia z istnym horrorem, bo jak to m o ż e być żeby publicznymi pieniędzmi zarzą dzał faszysta (co innego jeśli to prawdziwi i m i a n o wani faszyści ze swych podatków finansują poczyna nia antyfaszystów albo wydawnictwa publikujące antyfaszystowskie rozprawy Pankowskiego). I zno wu autor w dramatycznym tonie pyta, jakimi to kom petencjami charakteryzuje się Nyczaj, skoro objął tak poważne stanowisko, choć kilka wersów wcześniej podawał, że jest on absolwentem Akademii Eko nomicznej, s t u d e n t e m handlu zagranicznego, byłym pracownikiem banku, ab solwentem kursu dla członków rad nadzorczych. Nie j e s t e m co prawda specja listą w tej dziedzinie, ale wydaje mi się, że są to wystarczające kompetencje do zarządzania publicznymi pieniędzmi. Taki sposób r o z u m o w a n i a redakcja „ N W " prezentuje nie tylko wobec obecnych faszystów, ale i wobec postaci z przeszłości. I tak z d a n i e m Marcina Kornaka należy „piętnować publikowanie jakichś dziwnych treści odwołują cych się do poglądów i postaci znanych ze swoich skrajnie szowinistycznych czy wręcz uznanych za faszystowskie - poglądów. Kiedy n p . z przedwojenne go polskiego faszysty robi się promotora idei ekologizmu w Polsce (...) to my nie m o ż e m y się na to zgodzić. Ponieważ jest to wpuszczanie w n o r m a l n y obieg dyskusji politycznej, poglądów, które naszym z d a n i e m - m u s z ą się znaleźć po za tym obrębem. Jesteśmy zdania, że wobec pewnych rzeczy, pewnych idei, pewnych ludzi, i ich dorobku, p o w i n n o funkcjonować tabu. Me można dawać plat formy do głoszenia poglądów, które są odpowiedzialne za niewiarygodne zbrodnie" (G nr 13; podkreślenie R.O.). Niżej podpisany swego czasu popełnił tekst będący p u n k t e m odniesienia Kornaka, więc akurat tę sprawę zna dobrze. W artykule prezentującym ekologiczny aspekt dorobku A d a m a Doboszyńskiego celowo po minąłem jego poglądy polityczne, by nie dawać antyfaszystom p o d s t a w do sta wiania zarzutów, jakobym p o d płaszczykiem ekologii p r o m o w a ł „faszyzm". Okazuje się jednak, że s a m o przedstawianie jakichkolwiek (nawet najdalszych od faszyzmu) poglądów osób uznanych za faszystów jest karygodne. Zgodnie 268 FRONDA 19/20 z logiką zaprezentowaną przez Kornaka promowanie rolnictwa organicznego czy odnawialnych źródeł energii jest więc odpowiedzialne za niewiarygodne zbrodnie. Gdyby Edison byt faszystą, Kornak zapew ne siedziałby wieczorami przy świeczce... Zaiste, sposób myślenia godny hitlerowców: nieważne co zrobił, czy postąpił dobrze, czy źle, czy ma jakieś zalety lub wady - ważne, że jest Ż y d e m . I nieważne, że Doboszyński jako jeden z pierwszych p r o m o w a ł w Polsce ekologicz ne rozwiązania - skoro był „faszystą", to znaczy, że nic dobrego nie m ó g ł zrobić i należy zapomnieć o jego dokonaniach na polu ekologii, bo pisząc 0 nich m o ż n a przyłożyć rękę do odrodzenia się faszyzmu. Faszyści nie m o g ą więc pracować w administracji rządowej, nawet jeśli mają odpowiednie kom petencje, nie są też w stanie (zapewne są do tego genetycznie niezdolni) doko nać niczego dobrego na pozapolitycznym polu. A m o ż e by tak wprowadzić ja kieś ustawy zakazujące zatrudniania faszystów, ich udziału w życiu publicznym, a nawet mieszanych m a ł ż e ń s t w faszystów ze zdrowymi i normal nymi członkami społeczeństwa? Sądzę, że dobrym w z o r c e m przy konstruowa niu takiego rozwiązania p r a w n e g o mogłyby stać się Ustawy Norymberskie, znane zapewne każdemu antyfaszyście na pamięć... Marcin Kornak pyta: „Bo k t o normalny chce leczyć ból głowy gilotyną?!" (P nr 13). No właśnie, kto normalny chce wprowadzić regularną cenzurę i jawnie totalitarne przepisy prawne, żeby zwalczać niezwykle groźne bandy skinów, ki biców czy pięcioosobowe partyjki? Kto n o r m a l n y w imię walki z urojonym za grożeniem faszystowskim używa m e t o d żywcem wyjętych z arsenału tychże fa szystów? No kto? Obrońcy demokracji! Obrońcy demokracji, czyli wolność nie dla wszystkich W imię czego antyfaszyści walczą z faszyzmem? W tej kwestii istnieją p e w n e rozbieżności. Marcin Kornak stwierdza: „Jestem antyfaszystą gdyż tak dyktuje mi s u m i e n i e " (P nr 11), a w innym miejscu dodaje: „Mój (nasz) antyfaszyzm jest postawą broniącą istoty człowieczeństwa, poszanowania godności ludzkiej 1 miłości bliźniego" (MP nr 63-64). Trudno jednak poważnie traktować takie słowa. Gdyby bowiem sumienie Kornaka było tak wrażliwe na to, co ze sobą niesie faszyzm, wtedy sam nie zachowywałby się wie lokrotnie jak owi faszyści. Ktoś, kto kłamie, stosuje LATO-2000 zasadę zbiorowej odpowiedzialności, oczernia ludzi i od mawia im prawa do obrony, obrzuca innych najgorszymi obelgami - po p r o s t u nie ma moralnego prawa opowiadać czegokolwiek pozytywnego o w ł a s n y m sumieniu. Możemy więc uznać słowa Kornaka za efektowny ozdobnik jego tekstu, a rzeczywistych przyczyn antyfaszyzmu m u s i m y szukać gdzie indziej. Nasze wątpliwości rozwiewa Jerzy Czech, który w n u m e r z e ó s m y m zarzuca re d a k t o r o m „FRONDY", że demokracja nie jest dla nich wartością najważniejszą. Antyfaszyści walczą więc z faszyzmem w imię obrony demokracji. Jest to jednak demokracja specyficznie pojmowana. Jeśli b o w i e m przyjrzymy się rozwiązaniom funkcjonującym w Stanach Zjednoczonych, uznawanych przez miłośników demokracji za model wzorcowy (przyjmijmy na potrzeby tekstu, iż rzeczywiście tak jest), łatwo dostrzeżemy, że w kraju t y m nie jest za kazana działalność u g r u p o w a ń politycznych uznanych za faszystowskie lub ko munistyczne, nie zamyka się w więzieniach za „ k ł a m s t w o oświęcimskie", nie zabrania się publicznego głoszenia jakichkolwiek treści itp. Czytając wypowie dzi redaktorów „ N W " dotyczące sposobów walki z faszyzmem rzeczywistym i urojonym, m o ż n a by się spodziewać, że w USA po demokracji i prawach czło wieka nie zostało ani śladu, gdyż na ich straży nie stały przepisy ograniczające wolność słowa (głoszenie poglądów faszystowskich), swobodę zrzeszania i or ganizowania się (działalność u g r u p o w a ń faszystowskich), s w o b o d ę badań na ukowych (dociekań o holocauście) itp. M o ż n a wnioskować, że Stany Zjedno czone to kraj totalnie sfaszyzowany. Tymczasem demokracja w Ameryce ma się zdaniem jej apologetów na tyle dobrze, że m o d e l amerykański promuje się na całym świecie jako najdoskonalsze rozwiązanie ustrojowe. Nie sposób się dzi wić, że demokracja w Ameryce t r w a jednak w dobrej kondycji, skoro zamiast karania za „przestępstwa" bez ofiar s u r o w o karze się t a m rzeczywiste prze stępstwa, czyli wszelkie akty przemocy. I tak się jakoś dziwnie składa, że m i m o wydawania w USA p i s m faszystowskich, s w o b o d n e g o głoszenia „ k ł a m s t w oświęcimskich", działalności u g r u p o w a ń nazistowskich itp., kraj t e n nie prze kształcił się do tej pory w jeden wielki obóz koncentracyjny i nic nie wskazu je, by tak się m i a ł o stać w dającej się przewidzieć przyszłości. Okazuje się jednak, że nie o taką demokrację chodzi antyfaszystom. N i e t r u d n o się zorientować dlaczego. Gdyby rzeczywiście groźne przejawy faszyzmu (przemoc) zwalczała skutecznie policja i sądy, zaś nieszkodliwe mogłyby funk cjonować w obiegu publicznym bez przeszkód, mogłoby się okazać, po pierw270 FRONDA 19/20 sze, że skala tego faszyzmu jest m i n i m a l n a (bo w USA, m i m o swobodnej pro pagandy faszyzmu, nie sposób dostrzec akceptacji takich idei przez znaczącą część społeczeństwa - i bez zamordystycznych rozwiązań prawnych pozostają one na marginesie), a po drugie, że większość społeczeństwa wcale nie uważa za faszyzm tego, co ideolodzy antyfaszyzmu próbują jako taki przedstawić. W efekcie zapotrzebowanie na antyfaszyzm drastycznie by spadło... Demokracja w wydaniu antyfaszystowskim miałaby się zasadzać na słyn nym jakobińskim haśle „Nie ma wolności dla w r o g ó w wolności". Z a t e m orga nizacje, pisma, poglądy itp., które zostaną u z n a n e za faszystowskie, nie mają ra cji bytu w życiu publicznym. Antyfaszyści nie podają jednak, jakie powinny być kryteria, na podstawie których dane zjawisko należałoby uznać za faszystowskie i na mo cy tego poddać ograniczeniom. A jeśli już to robią (jak Pankowski w swej książce), są one tak nieprecyzyjne, że m o g ą obejmować właściwie wszystkie opcje polityczne, poglądy i rodzaje działalności. Nie precyzują także, k t o miałby orzekać o tym, czy dane zjawisko jest już faszyzmem. Powołują się co prawda na przepisy prawne, czyli na wymiar sprawiedliwości, jednak w każdym n u m e r z e „ N W " m o ż e m y znaleźć samowolnie ferowane wyroki tego typu (nie wspominając już o częstych sugestiach, że d a n ą osobą czy organizacją powinien się zająć sąd). Możemy zatem bez trudu wyobrazić sobie, jak taka demokracja miałaby wyglądać w praktyce. Ktoś uznany przez antyfa szystów za faszystę nie miałby szans się bronić, byłby pozbawiony możliwo ści udziału w życiu publicznym, nie mógłby głosić swoich poglądów itd. Za faszystowskie można byłoby uznać dowolne poglądy, które nie podobają się antyfaszystom (albo osoby, które z jakichś powodów nie podobają się im samym). Jak wygląda wolność w e d ł u g antyfaszystów m o ż e m y się dowiedzieć z jede nastego n u m e r u „ N W " , gdzie m a m y opisaną sprawę procesu sądowego, wyto czonego Kornakowi przez Tomasza Szczepańskiego po tym, jak n a z w a n o go k o n s t r u k t o r e m „antysemickiej i szowinistycznej formacji politycznej" i o d m ó wiono zamieszczenia sprostowania jego autorstwa. Teraz „ N W " żali się, że Szczepański pozwał ich do sądu, na szczęście jednak w ich o b r o n i e s t a n ę ł o C e n t r u m Monitorowania Wolności Prasy. Jak stwierdza a n o n i m o w y a u t o r not ki, „To paradoks, że ludzie głoszący nienawiść n a r o d o w ą i rasową działają dziś w Polsce swobodnie, zaś ci, którzy przeciwstawiają się szowinizmowi, są cią gani po sądach". R o z u m i e m oczywiście, że redakcja wolałaby, żeby na łamach swego pisma mogła swobodnie oczerniać dowolnie wybrane osoby, kłamać LATO-2000 271 i dopuszczać się chamskich ataków, a na straży tego procederu stało C e n t r u m Monitorowania Wolności Prasy, zaś atakowani nie mieli prawa do obrony. Na szczęście żyjemy jeszcze w cywilizowanym kraju, nie zaś w ZSRR czy Trzeciej Rzeszy, gdzie takie praktyki były na porządku dziennym. Ciekaw jestem zresztą, co robi C e n t r u m Monitorowania Wolności Prasy, gdy „ N W " dopuszcza się ata ków na inne tytuły prasowe i postuluje wprowadzenie zakazów ograniczających wolność prasy. O przepraszam, przecież dla „faszystów" nie ma wolności... Bar dzo interesujący przykład rozumienia wolności słowa przez antyfaszystów ma my także w n u m e r z e szóstym, gdzie redakcja ubolewa nad wygłoszeniem przez Marka Głogoczowskiego referatu na kongresie Federacji Zielonych. A przecież, jak stwierdzają redaktorzy „ N W " , „w wolnym kraju nikt nie zmusza FZ do dawania platformy antysemitom, a Głogoczowski m o ż e sobie założyć własną organizację i przemawiać do woli na jej zjazdach..." To prawda, ale w wolnym kraju ta sama FZ ma prawo zapraszać na swoje kongresy kogo chce, Głogoczowski ma prawo przemawiać o czym chce, uczestnicy spotkania mają pra wo słuchać czego chcą (a jeśli nie chcą słuchać akurat Głogoczowskiego, to m o gą sobie odpuścić jego wystąpienie). Poza tym, gdyby Głogoczowski - jak radzi redakcja „ N W " - założył sobie własną organizację, to wtedy to s a m o „ N W " ani chybi rozpętałoby kampanię w sprawie jej delegalizacji jako antysemickiej. No i taka to byłaby wolność w wolnym kraju... Gdyby wprowadzić w życie pomysły antyfaszystów i zastosować ich zasa dę, że nie ma wolności dla tych, których oni sami za w r o g ó w wolności uznają, to w takiej n p . Francji po delegalizacji F r o n t u N a r o d o w e g o (ok. 15-20 p r o c e n t poparcia w wyborach) i Francuskiej Partii Komunistycznej (ok. 10 procent) jedna trzecia społeczeństwa straciłaby jakikolwiek wpływ na rzeczywistość po lityczną. Gdyby w miarę rozszerzania się w p ł y w ó w antyfaszystów delegalizo wać bardziej u m i a r k o w a n e ugrupowania, to wkrótce mogłoby się okazać, że owszem, jest to demokracja, ale z t a k i m mniej więcej udziałem ludu we wła dzy, jak w Trzeciej Rzeszy czy w „demokracjach ludowych", podporządkowa nych rządzącej klice komunistycznej. W n u m e r z e czwartym „ N W " w przedru kowanym z „Searchlighta" (bez k o m e n t a r z a redakcji) artykule Żadnej platformy dla faszystów m o ż e m y przeczytać: „Faszyści będą manipulowali a r g u m e n t a m i o wolności słowa, ale rzeczywistość jest taka, że mile powitają każdą okazję do odebrania jej m i l i o n o m ludzi". Być m o ż e tak jest rzeczywiście, ale nie sposób 272 FRONDA 19/20 z góry zakładać, że jest to prawda. Równie dobrze m o ż n a bo w i e m stwierdzić, że to antyfaszyści chętnie manipulują slogana mi o obronie podstawowych swobód obywa telskich, choć w rzeczywistości mile powitaliby o d e b r a n i e ich m i l i o n o m ludzi (wyborcy F r o n t u N a r o d o w e g o są liczeni właśnie w milionach). W każdym n o r m a l n y m kraju cywilizacji zachodniej obowiązuje w sądow nictwie reguła domniemanej niewinności osoby podejrzanej. Dopóki nie udo wodni się jej, że w praktyce popełniła przestępstwo lub miała na p e w n o prze stępcze zamiary, jest o n a niewinna. N a t o m i a s t antyfaszyści z góry zakładają, że ktoś jest winny i ma zbrodnicze zamiary - jest to postępowanie identyczne jak wobec Żydów w Trzeciej Rzeszy i „wrogów klasowych" w ZSRR. Dlatego śro dowiska u z n a n e przez nich za faszystowskie już z założenia nie m o g ą normal nie funkcjonować. Przykładowo w n u m e r z e dziesiątym, opisując wizytę Finiego w Oświęcimiu, autor tekstu pisze, że m i m o iż Fini wielokrotnie powstrzymywał neofaszystów od aktów przemocy, potępił rasistowskie ustawy Mussoliniego i zagładę Żydów, głosi akceptację reguł demokratycznych itp. - to nie robi tego szczerze. Zdaniem autora tekstu jest to po p r o s t u sprytny kamuflaż, mający na celu zjednanie sobie przychylności opinii publicznej. Być m o ż e jest tak w rze czywistości, ale jak to sprawdzić? Jeśli z góry założymy, że deklaracje Finiego nie są szczere, to w podobny sposób m o ż e m y stwierdzić wobec każdej innej po staci. Nawet jeśli wobec osób wywodzących się ze środowisk skrajnie prawico wych i lewicowych należałoby zachować większą ostrożność, nie zmienia to fak tu, że nie m o ż n a z góry wykluczać ich rzeczywistej metamorfozy i porzucenia dawnych ideałów. Dobra pamięć i podejrzliwość to cechy potrzebne, j e d n a k ich powszechne stosowanie nie wszystkim byłoby na rękę... O ile jednak w przypadku Finiego m o ż e m y sądzić, że jego deklaracje skie rowane do szerokiej publiczności wyczulonej na przejawy faszyzmu są po pro stu zgodne z panującą koniunkturą, zaś on s a m demokracji i jej reguł w głębi duszy nie cierpi, o tyle w innych przypadkach sprawa nie jest j u ż taka prosta. Co bowiem zrobić n p . z francuskim z e s p o ł e m Fraction Hexagone (którego członkowie są działaczami Frontu Narodowego) głoszącym w wywiadzie dla pisma „ N a r o d o w a Scena Rockowa" (a więc p i s m a skierowanego do ludzi, któ rym to, co „ N W " określa m i a n e m faszyzmu nie przeszkadza i przed którymi LATO-2000 273 Francuzi nie m u s z ą niczego udawać): „Marzymy o (...) Europie Stu Flag, gdzie reżim demokracji parlamentarnej, który służy za legitymację dyktaturze partii i lobbies, ustąpi miejsca demokracji bezpośredniej, gwarancji wolności l u d ó w " ? Ewentualne prześladowania tego zespołu w imię zwalczania faszyzmu byłyby więc po prostu walką dwóch różnych frakcji m i ł o ś n i k ó w demokracji: opowia dających się za demokracją p a r l a m e n t a r n ą i zwolenników demokracji bezpo średniej. Co to ma z antyfaszyzmem wspólnego, t r u d n o powiedzieć... Jak mia łaby wyglądać wolność i demokracja w e d ł u g antyfaszystów, m o ż e m y się dowiedzieć z n u m e r u siódmego „ N W " , w k t ó r y m Jarosław Hebel wzywa do delegalizacji p i s m a „Trygław" dlatego, że zamieszcza o n o reprodukcję rzeźby Stanisława Szukalskiego przedstawiającą Józefa Piłsudskiego. Z d a n i e m Hebla rzeźba jest „zdecydowanie u t r z y m a n a w stylu sztuki faszyzującej". Kierując się tą logiką m o ż n a wzywać do delegalizacji encyklopedii sztuki współczesnej, ka talogów wystaw itp. Żeby zaś było wszystko jasne, to żaden z poważnych kry tyków nie twierdzi, że styl rzeźbiarstwa Szukalskiego miał coś wspólnego ze stylem faszystowskim. Obrońcy demokracji nie potrafią odpowiedzieć na p o d s t a w o w e pytanie: co zrobić, jeśli ów lud, mający sprawować władzę, życzyłby sobie, żeby reprezentowały go w parlamencie osoby uznane za faszystów? Co zrobić w sytuacji, gdyby wartości i po stawy reprezentowane przez środowiska u z n a n e przez antyfaszystów za faszy stowskie, cieszyły się poparciem znacznej większości społeczeństwa? Jeśli zde legalizuje się takie formacje polityczne i zakaże głoszenia takich poglądów, nie będzie to miało nic wspólnego z demokracją, czyli władzą większości - ludu. A jeśli nie zdąży się zdelegalizować i w demokratycznych wyborach lud w swej większości opowie się za realnymi czy mianowanymi faszystami? Pozostaje wtedy już tyl ko, jak w słynnym wierszu Brechta o nieodpowiedzialnym narodzie, zmienić ta ki lud na inny - tylko jak to zrobić? Eksterminować? Wysłać na jakąś wyspę (Ma dagaskar?)? Poddać totalnej kontroli i praniu mózgów? A m o ż e pomanipulować w genach, by nie rodziły się osobniki o faszystowskich poglądach? Okazuje się więc, że demokracja i swobody obywatelskie są dobre, jeśli nie służą faszystom. Biorąc jednak p o d uwagę to, że dla antyfaszystów faszystą m o ż e się stać każdy ( w s p o m i n a ł e m już o braku jasnych kryteriów, nie sprecyzowaniu kto ma wydawać wyroki, pozbawieniu prawa oskarżonego do obrony itp.), nie mamy żadnej pewności, iż udziału w antyfaszystowskiej demokracji i swobód obywatel skich nie zostaną pozbawione równie liczne zbiorowości, jak w ZSRR czy Trzeciej Rze274 FRONDA 19/20 szy. I m o ż e po prostu o to właśnie chodzi: o sprawowanie absolutnej władzy przez środowiska zwące się antyfaszystowskimi (oczywiście nie tylko z „ N W " - chłopaki są jeszcze m ł o d e i na razie będą się zajmować przygotowaniem g r u n t u dla starszych kolegów, choćby z antyfaszystowskiej Unii Wolności), które wszystkich swoich przeciwników i konkurentów będą eliminować pod hasłami walki z faszyzmem i obrony demokracji. Przyglądając się m e t o d o m stosowanym przez „ N W " takie skojarzenia z totalitaryzmem nie są bynajmniej nieuprawnione. Faszyści do gazu, czyli kultura niekoniecznie pełna W piątym n u m e r z e „Nigdy Więcej!" Michał Warchala omawiając p i s m o „Szczerbiec" napisał: „W atakach na i n n e gazety «Szczerbiec» posługuje się brutalną frazeologią, która bliska jest slangowi s t o s o w a n e m u n p . przez propa gandę komunistyczną czy hitlerowską. M a m y więc «pismaków», «ujadaczy», «sprzedajne szmatławce na żołdzie masonerii, neokomuny, związków prze stępczych i wrogich Polsce ośrodków żydowskich». Do ulubionych należą też takie określenia, jak «demoliberalne publikatory* czy «prasa polskojęzyczna*. Inwencja publicystów «Szczerbca», jeśli chodzi o tworzenie inwektyw, jest do prawdy niewyczerpana - częste są, mające zdyskredytować przeciwnika, zbitki słowne w rodzaju «żydowsko-masońska pseudodemokracja», «antychrześcijański pseudonacjonalizm», «socjalkapitalizm» i t p . " Nie wdając się w ocenę słow nictwa „Szczerbca" i przyjmując za „ N W " , że jest o n o b r u t a l n e i p e ł n e okre śleń podobnych do występujących w prasie faszystowskiej i komunistycznej, przyjrzyjmy się językowi u ż y w a n e m u przez t w ó r c ó w „ N W " . Wnioski z takiej analizy sprawiają wrażenie, że ani chybi „Szczerbiec" jest o b i e k t e m ich fascy nacji i inspiracją w tworzeniu pisma. Wystarczy porównać. O t o określenia uży w a n e przez „antyfaszystów" w celu opisania działań i p o s t a w tych, których oni sami za faszystów uznają: „bydlak" ( N W nr 2), „pseudoekologia" (j.w.), „zatę chła i obskurancka tradycja" ( N W nr 3), „bredzą coś" (j.w.), „chora psychika niektórych społeczeństw" ( N W nr 4 - warto zauważyć, że taka sugestia nosi wszelkie znamiona propagowania nietolerancji narodowościowej), „neofaszysta próbujący zawłaszczyć nasze polskie tradycje" ( N W nr 5), „zwykła, prymitywna LATO-2000 275 nienawiść do «obcych»" (j.w), „zoologiczni antysemici" (j.w; NW nr 7), „paranoiczna ideologia" (j.w.), osobnicy, któ rym a u t o r „skłonny jest zalecić konsultację psychiatryczną" (j.w.), „ p s e u d o n a u k o w e p r a c e " (j.w), „ p s e u d o h i s t o r y k " (j.w.; G W ) , „zloty fa natycznych a n t y s e m i t ó w i rasistów" ( N W nr 6), „książki-paszkwile" (j.w.), „chore poglądy" ( N W nr 7), „wyciągnięta z niebytu kolejna k r e a t u r a " (j.w.), „plugawe b r e d n i e " (j.w.), „ t ł u s t a klucha" (j.w.), „półświatek" (j.w.), „galeria p o t w o r ó w " (j.w), „aberracja szczególnie perfidna" (j.w.), „ideologia nienawi ści" (j.w.), „umysłowa dewiacja" (j.w.), „jastrzębie Rydzyka" ( N W nr 8), „manifestomaniacy" (j.w.), „ m a s o w a paranoja" (j.w), „leciwy fan - club o. Rydzy ka" (j.w.), „emerytowany fan - club o. Rydzyka" (j.w), „neofaszystowski «naukowiec»" (j-w-)> „pracowity a n t y s e m i t a " (j.w), „obsesyjna publicystyka" (j.w.), „znany tropiciel m a s o n ó w " (j.w.), „farbowani nibypatrioci" (j.w), „typy spod najciemniejszej gwiazdy" (j.w.), „ m ę t n e t ł u m a c z e n i a " ( N W nr 9), „nadę te «ekologiczne» wypociny" (j.w), „koleś" (j.w.), „pieszczoch włoskiego neofaszyzmu" ( N W nr 10), „niezniszczalny polski k o ł t u n i dulszczyzna, w swej ca łej dusznej, świętoszkowatej «krasie»" (j.w.), „rasistowski szmatławiec" (j.w.), „szarlatani" (j.w), „wulgarna manipulacja n a r o d o w ą martyrologią" (j.w.), „neo nazistowski pseudohistoryk" (j.w.), „niebezpieczny fanatyk" (j.w.), „pseudohistoryczne bajdurzenia" (j.w), „manifesty ziejące nienawiścią" (j.w.), „(pseu do) filozoficzne refleksje" (j.w.), „wioskowy g ł u p e k " (j.w), „faszystowski fanatyk i przestępca" ( N W nr 11), „rasistowski parteitag" (j.w), „zbiór wypo cin" (j.w.), „pucołowaty fuhrer" (j-w.), „tym p o d o b n e ble, ble, ble" (GAA nr 56, ZB), „mogą oni zrobić kuku w głowie na całe życie" (j.w.), „lepszy wywabiacz białych p l a m niż Ace" (j.w.), „ g ó w n o " (j.w), „faszystowska breja" (P nr 13), „paszkwilo-donos" (j.w.), „ideologiczne s z a m b o " (j.w.), „chora fascy nacja" (j.w.), „faszyzoidalne b r e d n i e " (j.w.), „byłby idealnym rzecznikiem pra sowym Ku Klux Klanu, gdyby był to szpital [sic! - R.O.] katolicki" (P nr 10), „neofaszystowska gadzinówka" (P nr 11), „cymbały" (G nr 13), „szarlatani" (GW). Nie są to bynajmniej wszystkie przykłady wyszukanego i łagodnego słownictwa, które ma odróżniać „ N W " od „Szczerbca", gdyż wybrałem tylko te, które nie dotyczą neonazistowskich gangów, bojówek, p s e u d o k i b i c ó w i tych osób, których działalność nie zasługuje na łagodne określenia, p o m i n ą łem także inwektywy zawarte w artykułach przedrukowanych przez „ N W " . Warto pamiętać, czytając te określenia, o stwierdzeniu redaktora naczelnego 276 FRONDA 19/20 „ N W " - Marcina Kornaka, który napisał: „Historia uczyła ludzi już tysiąc razy, za każdym razem boleśniej, że na początku zabija s ł o w o . . . " ( P n r 13). Czyżby Kornak był potencjalnym mordercą? W innym miejscu ten sam au tor napisał: „Narastający potok plugastwa coraz rzadziej już hamuje autorefleksja, zdrowy rozsądek, dobry smak, podstawowe maniery czy zwyczajny wstyd. Dziś właściwie nie ma zbyt śmierdzącego gówna do rzucania nim w bliźniego, tylko dlatego, że jest przeciwnikiem" (P nr 10). Czytając „Nigdy Więcej!" nie sposób się nie zgodzić z tą opinią. W n u m e r z e dziesiątym „ N W " Marcin Kornak napisał: „Dziś wydajemy ga zetę na europejskim poziomie i n a p r a w d ę nie m a m y się czego wstydzić". Nie wiem jakie gazety wyznaczają kanon europejskości w r o z u m i e n i u Kornaka, ale biorąc p o d uwagę słownictwo używane przez r e d a k t o r ó w „ N W " sądzę, że ich p i s m o m o ż e się równać z takimi tuzami, jak „Vólkischer Beobachter" (organ NSDAP) czy sowiecka „Prawda" z najczarniejszego okresu o b u reżimów. Jaro sław Hebel w n u m e r z e dziesiątym „ N W " , komentując p r o w a d z o n ą przez Ra fała Ziemkiewicza audycję radiową poświęconą antyfaszyzmowi, z o b u r z e n i e m napisał: „Redaktor Ziemkiewicz (...) nie pierwszy już raz biernie przysłuchi wał się rzucaniu przez radiosłuchaczy inwektyw p o d a d r e s e m nielubianych przezeń osób". Nie wdając się w ocenę działalności Ziemkiewicza i przyjmując za Heblem, że istotnie zachowuje się on w t e n sposób, warto zauważyć, iż re daktor „ N W " Marcin Kornak nie tylko wielokrotnie tolerował w swoim piśmie rzucanie inwektyw p o d a d r e s e m nie lubianych przez siebie osób, ale i s a m w rzucaniu tychże inwektyw przodował (wśród wyżej wymienionych wiele, na ogół tych najbardziej chamskich, jest a u t o r s t w a Kornaka). W n u m e r z e siódmym „ N W " prowadzący rubrykę Katalog wypadków - kraj Marcin Kornak napisał: „Rzeszów. 29 marca po mszy w kościele farnym około stu neofaszystów przemaszerowało ulicami miasta krzycząc: «Precz z żydowską okupacją*, «Polska rzecz - Żydzi precz» i «Chcemy katolika, a nie heretyka*. Gdzie w tych hasłach miłość bliźniego, nie w i a d o m o . " Nie wdając się w rozwa żania o hasłach wykrzykiwanych przez rzeszowskich manifestantów i przyjmu jąc za Kornakiem, że pełne są o n e nienawiści, zapytajmy jednak, gdzie jest mi łość bliźniego w artykułach i wypowiedziach redaktorów „Nigdy Więcej!"? A może po prostu faszyści realni i mianowani nie zasługują na miłość bliźnie go? Wszak nie ma tolerancji dla wrogów tolerancji (o czym pisałem wcześniej), LATO-2000 277 więc ci, którzy zdaniem redakcji „ N W " głoszą hasła faszystowskie (nie zapomi najmy, że dla tego towarzystwa faszyzmem jest bardzo szerokie s p e k t r u m po glądów, nawet takich, które są całkiem o d m i e n n e od głoszonych przez faszy stów historycznych) nie zasługują na miłość bliźniego - po prostu są podludźmi. Dlatego jakiekolwiek zasady etyczne nie obowiązują w szczytnym dziele zwal czania faszyzmu. A więc faszyści do gazu? Kto wie... Marcin Kornak stwierdza: „Faszyści z n o w u szykują rzeź, my (antyfaszyści) chcemy im to u t r u d n i ć wszelkimi s p o s o b a m i " (MP nr 63-64; podkreślenie R.O.). Co p r a w d a żadnych poważnych oznak zbliżającej się rzezi nie widać, ale nie zaszkodzi prewencyjnie zastosować wszelkich możliwych środków wobec faszystów realnych i urojonych. Czytając zamieszczone w „ N W " listy od czytelników (wydruko w a n e bez żadnego k o m e n t a r z a redakcji), m a m y wrażenie, że nie m o ż n a wykluczyć niczego. J e d e n z nich pisze w n u m e r z e piątym: „Je śli nie d a m y faszystom żadnej platformy działania, żadnych spotkań, de monstracji, rozdawania ulotek, itd., to wtedy o d e t n i e m y ich od źródła p o t e n cjalnych sympatyków - a więc osiągniemy cel: rozpad ich u g r u p o w a ń . Oni m u s z ą wiedzieć, że gdziekolwiek się ruszą, MY ich powstrzymamy, że każda ich manifestacja będzie rozbita, każde spotkanie atakowane. Każda partia po w i n n a sobie uświadomić, że współpraca z nacjonalistami i faszystami zakoń czy się dla nich wybitymi szybami i osprajowanymi m u r a m i . . . Może wtedy u d a n a m się powstrzymać b r u n a t n ą zarazę. O b e c n e czasy i gwałtowny rozwój neofaszyzmu wymuszają na nas takie metody, bo inaczej pewnego dnia obudzimy się wśród dymiących k o m i n ó w o b o z ó w koncentracyjnych. Powyższe m e t o d y są z powodzeniem stosowane w Anglii, Niemczech, Szkocji i innych krajach. Myślę, że czas i na n a s . " Wtóruje mu w n u m e r z e szóstym inny czytelnik: „Przyczyną tego [zaprzestania przez "faszystów,, n a p a d ó w na koncerty i de monstracje] na p e w n o nie jest ulotka antynazistowska (...), lecz bezpośrednie ataki na ich miejsca spotkań, ataki na ulicy, rozbijanie demonstracji (legal nych!). W t e d y oni zaczną się bać, a przecież są tylko ludźmi i strach też ich do sięga (...). Wywalczmy swoje ulice, wtedy nie będzie p r o b l e m ó w w stylu pod paleń synagog, niszczenia żydowskich cmentarzy ani pobić." Identycznie brzmiały nawoływania nazistowskich bojówkarzy do pogromów, tylko że „faszystów" i „nacjonalistów" zastępowali tam „Żydzi" i „komuniści". Wtedy też wybijanie szyb (Noc Kryształowa), malowanie na murach haseł (antysemickich), atakowanie manife278 FRONDA 19/20 stacji (komunistycznych), „wywalczanie ulic" itp. miały uchronić przed ostatecznym złem. Wtedy było nim „zdobycie przez Żydów władzy nad światem", dziś jest to „prze jęcie władzy przez faszystów". Historia zatoczyła koło, Hitler przewraca się w gro bie ze śmiechu... W n u m e r z e szóstym „ N W " Radek Zenderowski ubolewa: „Najbardziej (...) rozgoryczające jest to, że słuszny skądinąd sprzeciw wobec chorych form współczesnej kultury tak łatwo przeradza się w totalitaryzm, w p r ó b ę nie inte lektualnego, lecz siłowego, najbardziej prymitywnego przezwyciężenia proble m u . Czyżby miało to świadczyć o tym, że nasza kultura nie posiada już zdol ności rewitalizacji, odradzania się?" C h o ć s ł o w a t e dotyczyły m e t o d stosowanych przez faszystów, to obserwacja zachowań i p o s t a w r e d a k t o r ó w „ N W " skłania m n i e do s m u t n e g o wniosku, że na końcowe pytanie Zenderowskiego należy odpowiedzieć twierdząco... Chłopaki nie kłamią, czyli prawda niekoniecznie pełna Redaktorzy „ N W " , jak przystało na ludzi szlachetnych, ceniących wolność, sprzeciwiających się faszyzmowi z p o b u d e k moralnych, są uczciwi i prawdo mówni. Rzadko więc sięgają po zwykłe kłamstwa, na ogół zadowalają się przedstawieniem częściowej prawdy lub p o d a n i e m informacji w taki sposób, że zmienia o n a swój wydźwięk. Nie jest to zadanie specjalnie t r u d n e , gdyż większość czytelników „ N W " to osoby m ł o d e , nie posiadające głębokiej wie dzy na podejmowane przez p i s m o tematy, często wszystkie informacje na da ny t e m a t czerpiące właśnie z niego i nie mające z czym tej wiedzy skonfronto wać (lub nie chcące tego robić, traktując zawartość „ N W " jako prawdę ostateczną i niepodważalną). Redaktor naczelny „ N W " stwierdza: „My pisze my jedynie o faktach" (G nr 13). Zobaczmy z a t e m jak wyglądają te fakty. I tak o t o Marcin Kornak stwierdza (GAA nr 56), jakoby Rafał Jakubowski nigdy nie był członkiem redakcji „Nigdy Więcej!". Wystarczy jednak otworzyć drugi n u m e r „ N W " i w stopce redakcyjnej przeczytać: „Redakcja w składzie: Marcin Kornak (red. nacz.), Krzysztof Kornak, Rafał Pankowski, Dariusz Pacz kowski, Rafał QBA Jakubowski". Oczywiście Kornak informację o Jakubowskim podaje „gwoli prawdy" - przynajmniej wiadomo, jak Kornak tę prawdę rozumie. Ciekawym przykładem k o n s t r u o w a n i a takiej swoistej „prawdy" w wydaniu „ N W " jest przedstawianie Jean Marie Le Pena jako osoLATO2000 by kwestionującej zagładę Ż y d ó w w czasie II wojny światowej. W d r u g i m n u merze „ N W " Rafał Pankowski przytacza następujące słowa Le Pena: „Nie twier dzę, że komory gazowe nie istniały. Nie widziałem ich na w ł a s n e oczy. N i e zajmo wałem się tym zagadnieniem. Myślę, że to tylko szczegół w historii II wojny światowej" (podkreślenie R.O.). Choć wypowiedź Le Pena jest kuriozalna, to nie sposób uznać, że neguje on fakt zagłady Żydów. Jeśli już, to bagatelizuje ten fakt, ale w końcu Le Pen jest politykiem (a nie historykiem) i F r a n c u z e m (a nie Żydem) i chyba nie ma obowiązku u z n a w a n i a zagłady Żydów za fakt najistotniejszy w historii ludzkości (czytając takie stwierdzenia zaczynam się zastanawiać, czy już wkrótce do więzienia nie b ę d ą zamykać nie tylko za „kłamstwo oświęcimskie", ale i za „bagatelizowanie oświęcimskie"). W ko m e n t a r z u Pankowski stwierdza, że Le Pen „kwestionuje znaczenie zbrodni lu dobójstwa, Oświęcimia, h o l o c a u s t u " (podkreślenie R.O.), a więc nie kwestio nuje samego faktu. Nie przeszkadza to Pankowskiemu już w n u m e r z e czwartym „ N W " stwierdzić, że Le Pen „zaszokował opinię publiczną kwestio nując autentyczność historyczną zagłady Ż y d ó w w czasie II wojny światowej" (podkreślenie R.O.). Uważny czytelnik łatwo zauważy, że taki wniosek w świe tle wypowiedzi Le Pena jest po p r o s t u nieuprawniony, a stwierdzenie Pankow skiego nieprawdziwe. Jednak na łamach „ N W " historia żyje w ł a s n y m życiem i o t o w n u m e r z e szóstym Michał Warchala pisze już, że Le Pen jest wręcz „«tubą» negacjonizmu we Francji". Dodaje także: „Lider skrajnie prawicowego Frontu N a r o d o w e g o znany jest z publicznego podważania prawdy o masowej eks terminacji Żydów w Oświęcimiu" (podkreślenie R.O.). Stwierdzenie to w świe tle przytaczanych przez „ N W " wypowiedzi Le Pena jest również nieprawdzi we, a innych d o w o d ó w na taką p o s t a w ę Le Pena Warchala nie raczy podać. Podobnie jak nie raczy podać żadnych d o w o d ó w na swoje kolejne stwierdze nie, tym razem z n u m e r u dziesiątego, jakoby „Le Pen «wsławił się» m.in. twier dzeniami na t e m a t nieistnienia k o m ó r gazowych w Oświęcimiu". Jedyne zna ne stwierdzenie Le Pena na ten t e m a t to retoryczne pytanie, czy fakt istnienia komór gazowych to prawda objawiona, w k t ó r ą trzeba koniecznie wierzyć. Kwestią szczególnie dobrze obrazującą specyficzne rozumienie „ p r a w d y " przez „ N W " jest zjawisko tzw. rewizjonizmu historycznego. Artykuły o tym zjawisku obfitują w przekłamania, manipulacje słowne, żonglerkę faktami itp. Specjalistą „ N W " od tego t e m a t u jest Michał Warchala, który w n u m e r z e pią tym stwierdza: „Jednym z głównych celów «historyków-rewizjonistów» jest 280 FRONDA 19/20 wykazanie, że d o k o n a n a N i e m c ó w zagłada (...) ludności przez żydow skiej w rzeczywistości nie miała miej sca" (podkreślenie R.O.). Ktoś, kto zetknął się ze zjawiskiem rewizjonizmu historycznego, wie, że twierdze nie takie jest nieprawdziwe. Pomijając kilku fanatycznych neonazistów wybie lających Hitlera i Trzecią Rzeszę, którzy zresztą nie sytuują się w głównym nurcie rewizjonizmu, rewizjoniści nie zajmują się nego waniem zagłady Żydów, lecz dowodzeniem, że z wielu względów - nie mogła o n a wyglądać tak, jak przedstawia to oficjalna historiografia. Nikt z czołowych rewizjonistów nie twierdzi, że hitlerowcy w ogóle nie mordowali Żydów (nie będę pisał, co o tym w rzeczywistości twierdzą rewizjoniści, gdyż w w o l n y m i demokratycznym kraju za takie rzeczy ciągają po sądach). Nie przeszkadza to Warchale w n u m e r z e szóstym (a Pan kowskiemu w „GW") nazywać rewizjonistów „negacjonistami", czyli osobami, które negują fakt zagłady Żydów, co w świetle działań większości rewizjoni stów jest nieuprawnione. M o t y w e m p r z e w o d n i m t e k s t ó w Warchali jest teza, że rewizjonizm historyczny służy w istocie wybielaniu nazistów, promocji na zizmu, gloryfikacji Hitlera itp. Starannie dobiera więc postacie prezentowa nych rewizjonistów tak, by ich poglądy i sympatie polityczne potwierdzały tę tezę. Skupia się więc przede wszystkim na działalności Davida Irvinga, znane go rzeczywiście ze swych skrajnie prawicowych i prohitlerowskich sympatii. Oprócz tego wymienia kilka innych postaci: Ernsta Z u n d e l a (podobne poglą dy do Irvinga) i Paula Rassiniera (zważywszy na to, że przez cale życie był on związany z lewicą i znany z propagowania pacyfizmu, a w czasach H i d e r a wię ziono go w obozie koncentracyjnym w Buchenwaldzie, przypisywanie mu po glądów prohiderowskich jest całkiem na miejscu...). Ktoś, kto chciałby swą wiedzę o rewizjonizmie czerpać z „ N W " , nie dowie się więc, że z nazistowski mi sympatiami i skrajną prawicą niewiele mają wspólnego inni rewizjoniści (o znacznie większym dorobku i znaczeniu w tym środowisku niż Ziindel czy Rassinier). Nie dowie się więc o Rogerze Garaudym - lewicowym islamiście, anar chiście Serge'u Thionie, a o Robercie Faurrissonie - liberale i wolterianinie LATO'2000 281 dowie się, że jest a u t o r e m szeregu antysemickich publikacji (jako że Warchala ich nie wymienia, należy sądzić, że „antysemickie" są rewizjonistyczne prace Faurrissona). Nie dowie się czytelnik także, że poparcia prześladowanym rewi zjonistom udzieli! znany lewicowy bojownik p r a w człowieka o żydowskim po chodzeniu, N o a m Chomsky. Gdyby czytelnik się o tym dowiedział, mógłby bo wiem zapytać, jak to w rzeczywistości jest z pronazistowskim i skrajnie prawicowym nastawieniem rewizjonistów. Innym a r g u m e n t e m przeciwko rewi zjonistom jest ich rzekomy antysemityzm. I z n ó w Warchala nie wspomina, że oprócz zdeklarowanych antysemitów sporo jest w tym gronie osób, które o ta kie sympatie t r u d n o posądzać. W swym wywodzie p o s u w a się aż do paranoi, kiedy pisze, że czołowa organizacja rewizjonistyczna, czyli Institute for Historical Review organizuje konferencje będące jego zdaniem „zlotami fanatycznych antysemitów i rasistów" oraz jest częścią większej s t r u k t u r y w skład której wchodzą organizacje antysemickie i rasistowskie. Jest to zapewne szcze ra prawda, zważywszy, że szefem IHR jest Żyd - Mark Weber. Cieka wym zjawiskiem, które dotyczy m.in. rewizjonistów, jest określa nie ich przez „ N W " m i a n e m „pseudohistoryków" ( N W nr 6, 7, 10). Zważywszy, że wśród uczonych związanych z rewizjonistami m o ż e m y odnaleźć choćby profesora Ernsta Nolte, zaś wśród osób redagujących „ N W " t r u d n o byłoby znaleźć kogoś z t y t u ł e m wyższym niż magisterski, oceny takie są zapewne uprawnione. Marcin Kornak pisze w n u m e r z e jedenastym: „Negacjoniści Holocaustu to grupa pseudohistoryków, prawicowych ekstremi stów i antysemitów, których wspólną misją jest wybielenie zbrodniczej III Rze szy". Tej klasy geniusz intelektu i prawdziwy znawca historii co Kornak zapew ne potrafi wytłumaczyć, jak Żyd m o ż e być antysemitą, skrajny lewicowiec czy anarchista - prawicowym ekstremistą, a profesor - p s e u d o n a u k o w c e m . Na gruncie antyfaszystowskiej dialektyki jest to zapewne możliwe... W ogóle redakcja „ N W " jest a u t o r y t e t e m w każdej dziedzinie. M a m y więc ataki na „pseudoekologów", choć żaden z t w ó r c ó w „ N W " z działalnością eko logiczną nie ma nic wspólnego (Kornak był co p r a w d a kiedyś w s p ó ł t w ó r c ą Frontu Wyzwolenia Zwierząt, ale po tym, jak on i kilku kolegów m i a n o w a ł o się „liderami" i autorytarnie zarządzało jego działaniami, organizacja ta prak tycznie rozpadła się i słuch o niej przed kilku laty zaginął). M a m y też „pseudoanarchistów", choć z n o w u nikt z t w ó r c ó w „ N W " z tym r u c h e m nie ma nic wspólnego, a znakomita większość ważnych ośrodków, p i s m i postaci spod 282 FRONDA 19/20 znaku czarnej flagi w mniej lub bardziej jednoznaczny sposób potępiła zamordystyczne działania „ N W " i odcięła się od tego towarzystwa. M a m y i „pseudopatriotów", choć redakcja „ N W " , reklamując sprzedaż koszulek z n a p i s e m „Pierdol swoją n a r o d o w o ś ć " ( N W nr 11), jasno określa swoje stanowisko wo bec każdego patriotyzmu (żeby wszystko było jasne, to hasłu na koszulce t o warzyszy rysunek przekreślonej swastyki - jasna sugestia, że wszelkie przy wiązanie do swej ojczyzny i n a r o d u jest t o ż s a m e z faszyzmem). Innym sposobem, pozwalającym t w ó r c o m „ N W " ominąć niewygodną dla nich prawdę, jest przedstawianie jej w sposób niepełny. I tak o t o w n u m e r z e ó s m y m M.farcin] K.fornak] z zadowoleniem pisze, że w ł a d z e obozu oświę cimskiego zabroniły w s t ę p u na jego t e r e n i do a r c h i w u m Davidowi Irvingowi. Pisze także, że Irving przybył do Oświęcimia z ekipą telewizyjną, mającą krę cić o n i m film. Oczywiście nie dodaje, że owa ekipa telewizyjna to ekipa stacji BBC, znanej z przygotowywania najlepszych chyba na świecie filmów doku mentalnych. Przecież czytelnik informowany w kilku poprzednich n u m e r a c h „ N W " , że Irving to pseudohistoryk objęty p o w s z e c h n y m bojkotem przez wszystkie poważne gremia, nie m o ż e się dowiedzieć, że tak szacowna stacja te lewizyjna zamierzała nakręcić o n i m film. Podobnym, choć bardziej ordynar nym przykładem pomijania części prawdy jest zamieszczona w n u m e r z e szó stym „ N W " redakcyjna notka, w której m o ż e m y przeczytać, że Marek Głogoczowski jest publicystą, którego artykuły zamieszczała m.in. „Trybuna Ludu". Nie dowiemy się więc z tej notki, że Głogoczowski to nie jakiś były PZPR-owski aparatczyk, a ów artykuł ukazał się w „Trybunie L u d u " po upad ku k o m u n i z m u (więc była to taka s a m a gazeta, jak dzisiejsza „Trybuna", która w pozytywnym świetle prezentuje d o k o n a n i a naszych antyfaszystów), nie do wiemy się także, że Głogoczowski w latach 70-tych regularnie publikował w paryskiej „Kulturze", której ówczesny i obecny redaktor chwali poczynania „ N W " (a m o ż e by tak „ N W " powiedziało Giedroyciowi kilka ostrych słów za to, że przez tyle lat dawał faszyście trybunę do głoszenia swych poglądów?). Głogoczowski w ogóle nie ma szczęścia do „ N W " , gdyż po tym, jak opubliko wał (Ż nr 16) sprostowanie w s p o m n i a n e j „prawdziwej" informacji z „ N W " , w n u m e r z e ó s m y m tego p i s m a Rafał Pankowski z n o w u napisał o n i m „ s a m ą p r a w d ę " . Tym razem z kilkustronicowego tekstu obnażającego m a t a c t w a „ N W " wybrał j e d n o zdanie (wyrwane z k o n t e k s t u ) , by stwierdzić, że Głogo czowski jak zwykle pisze o „podwójnej twarzy żydowskich p r o m i n e n t ó w " . LATO-2000 283 Pankowski jest zresztą m i s t r z e m w tego rodzaju manipulacjach słownych. W n u m e r z e ó s m y m stwierdził, że Jarosław Tomasiewicz (będący nota bene ulu bionym b o h a t e r e m ataków „ N W " - swoją drogą warto, by czytelnicy „ N W " pamiętali, że przed kilkoma laty redaktorzy „ N W " , Kornak i Pankowski, do skonale wiedząc o jego wcześniejszych związkach ze skrajną prawicą korespon dowali w najlepsze z tym „groźnym faszystą", prosili go o p o m o c i prawili komplementy) w j e d n y m ze swych artykułów „broni serbskich zbrodniarzy wojennych". Jako że Tomasiewicz nie bronił serbskich zbrodniarzy wojennych, a jedynie wskazywał, iż nie tylko Serbowie popełniali zbrodnie w konflikcie bałkańskim, a u t o r zażądał sprostowania wskazując na rzeczywistą w y m o w ę artykułu. P r a w d o m ó w n a redakcja „ N W " stwierdziła, że nie ma on racji, a jako dowód podała cytat z tego właśnie artykułu. Co p r a w d a cytat potwierdzał to, co w sprostowaniu stwierdził Tomasiewicz, a zaprzeczał tezie „ N W " , ale k t o by się przejmował takimi drobiazgami... W tym s a m y m n u m e r z e ó s m y m Pan kowski zarzucił niżej p o d p i s a n e m u , że w j e d n y m ze swych artykułów „głosi chwałę «ekologicznego»/o5zyzmu" (podkreślenie R.O.). Gdy zażądałem sprosto wania pisząc, że nie jest możliwe abym głosił chwałę jakiegokolwiek faszyzmu, gdyż w swym artykule o ekologii w Trzeciej Rzeszy wyraźnie p o t ę p i ł e m ów ustrój (w sprostowaniu p o d a ł e m stosowny cytat, który Pankowski celowo p o minął), wtedy w n u m e r z e dziewiątym „ N W " redakcja odpowiedziała mi, że moje „ m ę t n e t ł u m a c z e n i a " nie zmienią faktu, że w s p o m n i a n y artykuł „był p o chwałą «ekologiczności» faszyzmu" (podkreślenie R.O.). Cóż, jeśli redaktorzy ga zety na europejskim p o n o ć poziomie nie odróżniają pochwały części („ekologiczności" Trzeciej Rzeszy) od pochwały całości (ustroju faszystowskiego), to zamiast wydawać gazetę powinni oglądać w telewizji programy dla przedszko laków. Równie dobrze m o ż n a wszak za piewcę faszyzmu uznać kobietę, która stwierdzi, że przywódcy Rzeszy byli przystojni (są różne g u s t a . . . ) . Jednak w przypadku „ N W " takich „ p o m y ł e k " jest zbyt wiele, by m o ż n a by ło to złożyć na karb przypadku lub nieuctwa. Są to starannie przemyślane ma nipulacje, których autorzy liczą na brak rozeznania u czytelników. Takich ma nipulacji m a m y zresztą więcej: w s p o m n i a n y Pankowski w n u m e r z e szóstym omawiając tzw. Trzecią Pozycję stwierdza, że „antysemityzm pozostaje w a ż n y m s k ł a d n i k i e m " (podkreślenie R.O.) jej ideolo gii. Na d o w ó d tego przytacza słowa deklaracji owej formacji: „syjonizm jako zorganizowany r u c h polityczny (...) zbudował strukturę władzy, która ogarnia cały glob" (podkreślenie R.O.). Jeśli więc po tępienie syjonizmu jest zdaniem Pankowskiego przejawem antysemityzmu, to za antysemitów należałoby uznać ortodoksyjnych Żydów z organizacji N a t u r e i Karta (którzy otwarcie deklarują swój antysyjonizm) oraz w s p o m n i a n e g o już Żyda-antysyjonistę C h o m s k y ' e g o . Teoretyk tej klasy co Pankowski z a p e w n e tę sprzeczność potrafi logicznie wytłumaczyć. Ta żonglerka pojęciami typu „na zizm", „rasizm", „antysemityzm" nie jest przypadkowa. Pozwala o n a m a n i p u lować mniej wyrobionym czytelnikiem, czego najlepszym przykładem jest za mieszczone w n u m e r z e siódmym „ N W " (przedruk bez k o m e n t a r z a redakcji) porównanie amerykańskich milicji stanowych (decentralizacja polityczna, o p ó r wobec rządu centralnego, patriotyzm lokalny, o b r o n a tradycji religijnych itp.) z europejskimi fanami Hitlera (skrajna centralizacja, wzmocnienie władzy rzą du, niszczenie partykularyzmów lokalnych, wykorzenianie tradycji religijnych itp.). Wszak to wszystko rasiści, faszyści, naziści i antysemici. Pankowski do brze sobie radzi w przedstawianiu „całej p r a w d y " także i w innych przypad kach. W n u m e r z e czwartym „ N W " , opisując współpracę Prawicy Narodowej z ugrupowaniem Le Pena, stwierdza, iż w czasie wizyty Bruno Gollnischa (za stępcy Le Pena) w Polsce jego spotkanie ze s t u d e n t a m i w Warszawie nie do szło do skutku „z p o w o d u bójki między polskimi sympatykami Le Pena a pro testującymi antyfaszystami". W rzeczywistości owi antyfaszyści po p r o s t u dotkliwie pobili Gollnischa (zważywszy że ma on żydowskie pochodzenie, m o ż n a to uznać za akt antysemityzmu) i towarzyszące mu osoby (jedną z nich zabrała karetka) oraz zdemolowali pomieszczenia uczelni. Gdy by do Polski przyjechał n p . Daniel Cohn-Bendit, a jego spotkanie w podobny sposób rozbiliby faszyści, to Pankowski pisałby o „terrorze skrajnej prawicy", „rodzącym się zamordyzmie", „braku reakcji władz i policji na karygodne wybryki faszystów", „zagrożeniu demokracji i swobód obywatelskich" itp. Lecz skoro po bito jedynie „faszystę", Pankowski pisze o bójce. Kolejnym d o w o d e m na p r a w d o m ó w n o ś ć Pankowskiego jest krótkie o m ó w i e n i e przez niego działalności brytyjskich u g r u p o w a ń tzw. „trzeciej dro gi", w k t ó r y m sugeruje, że ich h a s ł e m (lub streszczeniem ideologii - Pankow ski nie precyzuje) jest „nie k o m u n i z m , nie kapitalizm, ale faszyzm" (IS nr 7). Zważywszy na fakt, że j e d n o z tych u g r u p o w a ń odwołuje się m.in. do zasad decentralizacji p a ń s t w a i dorobku p r e k u r s o r a a n a r c h i z m u - P r o u d h o n a , LATO-2000 285 z n o w u m a m y do czynienia z „ s a m ą p r a w d ą " . „ S a m ą p r a w d ę " pisze także w n u m e r z e piątym „ N W " prezentując p o s t a ć L a r r y ' e g o 0 ' H a r y , angielskiego dziennikarza, który opisał związki antyfaszystowskiego p i s m a „Searchlight" (będącego w z o r c e m do n a ś l a d o w a n i a dla „ N W " i o b i e k t e m fascynacji Pan kowskiego) z brytyjskimi s ł u ż b a m i specjalnymi. Pankowski pisze, że 0 ' H a r a jest faszystą, który przez i n c y d e n t a l n e k o n t a k t y z lewicą usiłował zyskać so bie wiarygodność w tym środowisku. Z d a n i e m P a n k o w s k i e g o w rzeczywisto ści 0 ' H a r a na co dzień związany jest ze skrajną prawicą. Tymczasem p r a w d a wygląda d o k ł a d n i e o d w r o t n i e : 0 ' H a r a przez lata w s p ó ł p r a c o w a ł z e środowi skami lewicowymi (był a u t o r e m wielu a r t y k u ł ó w m.in. w takich p i s m a c h jak „Tribune", „ N e w Socialist", „Labour Briefing", „Green Party Anti-Racist N e w s l e t t e r " , „ G r e e n l i n e " ) , a k o n t a k t y ze skrajną prawicą nawiązał, gdy ta zainteresowała się jego publikacjami o poczynaniach wywiadu brytyjskiego i jego prowokacjach przeciwko u g r u p o w a n i o m opozycji a n t y s y s t e m o w e j (le wicowej i prawicowej). Pankowski pisze też i n n ą „ s a m ą p r a w d ę " : że 0 ' H a r a został objęty bojkotem przez radykalną lewicę, a ś r o d o w i s k a a n a r c h i s t y c z n e w Anglii u z n a ł y go za a g e n t a faszystów. I tę p r a w d ę ł a t w o m o ż n a sprawdzić biorąc do rąk katalog (z początku roku 2 0 0 0 ) najbardziej s z a c o w n e g o wy dawnictwa anarchistycznego z Wysp Brytyjskich, czyli AK Press, k t ó r e m i m o s u g e r o w a n e g o przez Pankowskiego p o t ę p i e n i a 0 ' H a r y przez anarchistów, dwa lata po w y d r u k o w a n i u artykułu w „ N W " wciąż r o z p r o w a d z a jego prace, m.in. b r o s z u r ę o w s p ó ł p r a c y angielskich antyfaszystów ze s ł u ż b a m i specjal nymi. A m o ż e po p r o s t u „ N W " nie d o t a r ł o do Albionu i angielscy anarchiści sami nie wiedzą, że potępili 0 ' H a r ę ? Rafał, na co czekasz, wyślij im koniecz nie n u m e r piąty! Pankowski nie napisze j e d n a k przecież, że k t o ś o lewico wych poglądach m o ż e krytycznie oceniać p i s m o antyfaszystowskie, bo wia d o m o , że działalność antyfaszystów b u d z i zastrzeżenia tylko i wyłącznie ze strony faszystów. Z a p e w n e przypadki fizycznych a t a k ó w na 0 ' H a r ę i jego mieszkanie to także dzieło faszystów, dla których stał się zbyt m a ł o faszy stowski pisując do lewicowych gazet... I n n y m specjalistą od obiektywnego p r z e d s t a w i a n i a w y d a r z e ń jest w s p o m i n a n y j u ż Michał Warchala. W n u m e r z e dziesiątym „ N W " omawiając pi s m o „Stańczyk" stwierdza, że u l u b i e ń c e m tej redakcji jest E r n s t Jiinger - „pi sarz raczej średniego f o r m a t u " . R o z u m i e m , że k o m u ś m o ż e się nie p o d o b a ć twórczość Jiingera (oraz jego wybory polityczne), nie z m i e n i a to j e d n a k fakFRONDA 19/20 tu, że by} on u z n a w a n y za j e d n e g o z najwybitniejszych w s p ó ł c z e s n y c h pisa rzy niemieckich przez krytyków, wydawców, czytelników (o czym świadczy fakt przełożenia jego książek na wiele języków) i t w ó r c ó w (tej klasy co Rem a r ą u e czy Boli). Warchala j e d n a k nie napisze przecież, że „faszysta" m o ż e być jednocześnie wybitnym p i s a r z e m . Co i n n e g o Andrzej Szczypiorski, któ ry napisał tyle książek o dobrych Żydach i złych a n t y s e m i t a c h , a i do „ N W " coś skrobnął... W t y m s a m y m artykule Warchala na p o d s t a w i e w y r w a n e g o z kontekstu cytatu pisze, że r e d a k t o r o w i „Stańczyka", Tomaszowi Gabisiowi, „marzy się Wielka Rzesza". O tym, że Gabiś jest p o l s k i m faszystą, m o ż n a się już było dowiedzieć, ale że jest faszystą niemieckim, to pierwsze słyszę. Ech, ma t e n Warchala dar odkrywania prawdy... „Samą p r a w d ę " pisze też Marcin Kornak w Katalogu wypadków w n u m e rze piątym „ N W " , kiedy to podaje, że we Wrocławiu podczas wizyty papieża członkowie NOP-u i Młodzieży Wszechpolskiej „próbowali zakłócić uroczy stość". Jako że m i a ł e m okazję oglądać telewizyjną relację z t e g o zdarzenia, chciałbym się dowiedzieć w jaki to s p o s ó b m o ż n a zakłócić wizytę katolickie go papieża skandując katolickie h a s ł a w części m i a s t a odległej od miejsca uroczystości? Kornak z a p e w n e to jakoś wytłumaczy, zwłaszcza że znany jest powszechnie jako m i ł o ś n i k papieża. W n u m e r z e j e d e n a s t y m jakiś a n o n i m o wy m i ł o ś n i k całej p r a w d y pisze, że jeśli chodzi o w s p o m n i a n e g o j u ż Toma sza Szczepańskiego „ n a w e t w «NW» znalazły się d w a p r z e d r u k i jego tek s t ó w " . Dodajmy od siebie, by wyręczyć m i ł o ś n i k ó w całej prawdy, że t e n s a m Szczepański figurował przez jakiś czas jako stały w s p ó ł p r a c o w n i k t e go p i s m a w stopce redakcyjnej, a Rafał Pankowski chwalił go w n u m e r z e trzecim. Warta uwagi jest także wybiórczość w p r z e d s t a w i a n i u kon kretnych przypadków tego, co redakcja „ N W " uznaje za przejaw fa szyzmu. Gdy jeden z czytelników w liście ( N W nr 10) o b u r z o n y przy tacza c h a m s k i e i ocierające się o ksenofobię s ł o w a Rafała Bryndala z p i s m a „Machina", redakcja „ N W " stwierdza, że a u t o r tych s ł ó w z a p e w n e nie ma ra sistowskich poglądów, a jego tekst to po p r o s t u wypadek przy pracy. Oczy wiście, słowa Kazimierza Kapery (byłego p e ł n o m o c n i k a rządu ds. rodziny) o zagrożonej białej rasie nie zostały u z n a n e za „wypadek przy pracy", który nie p o w i n i e n zostać n a p i ę t n o w a n y ( N W nr 11). Ale przecież Kapera to zna ny „klero-faszysta" a nie dziennikarz „ M a c h i n y " , z k t ó r ą współpracuje Rafał LATO-2000 287 Pankowski i k t ó r a zamieszcza entuzjastyczne recenzje płyt wydawanych p o d p a t r o n a t e m „ N W " . I n n y m ciekawym p r z y k ł a d e m tego zjawiska jest k o m p l e t ne milczenie na t e m a t przejawów nacjonalizmu, ksenofobii itp. zjawisk p o jawiających się w środowiskach mniejszości n a r o d o w y c h zamieszkujących w Polsce. O ile w Katalogu wypadków - kraj Marcin Kornak s k r u p u l a t n i e od notowuje wszelkie z n a n e sobie przejawy r z e k o m e g o faszyzmu (nawet, a ra czej zwłaszcza takie, jak pobicie w Koziej Wólce d w ó c h p u n k ó w przez t r z e c h skinów), o tyle nie przeczytamy w n i m o pojawiających się w ł o n i e mniejszo ści narodowych tendencjach znacznie bardziej poważnych. N i e wynika to by najmniej z braku z a i n t e r e s o w a n i a redakcji t a k i m i środowiskami, gdyż t e m a tyce mniejszościowej kilkakrotnie p o ś w i ę c a n o w „ N W " miejsce. Czym się różni pojawianie się na m a r g i n e s i e polskiego życia politycznego faszyzują cych partyjek od pojawiających się w ł o n i e mniejszości niemieckiej p o d o b n i e marginalnych organizacji? Czym się różni uczczenie p a m i ę c i R o m a n a D m o w s k i e g o przez Sejm Rzeczypospolitej - n a d k t ó r y m u b o l e w a Pankowski ( N W nr 10) - od pojawiających się w łonie mniejszości ukraińskiej (m.in. na m a s o w y c h imprezach) wyrazów s z a c u nk u i u z n a n i a dla S t e p a n a Bandery, ukraińskiego nacjonalisty i j e d n e g o z p r z y w ó d c ó w UPA? (Właściwie należa łoby zapytać, co takiego złego zrobił D m o w s k i , czego nie zrobiłby Bandera bo różnice, owszem, występują, ale na korzyść D m o w s k i e g o , gdyż w przeci wieństwie do Bandery nie jest on w s p ó ł o d p o w i e d z i a l n y za śmierć wielu ty sięcy osób.) W i a d o m o jednak, że wszelkie mniejszości to ś r o d o w i s k a nieska zitelne i p r z e ś l a d o w a n e przez żądnych krwi faszystów... Redaktorzy „ N W " są nie tylko p r a w d o m ó w n i , ale i niesłychanie odważni, je śli chodzi o obronę prawdy. Gdy Tomasz Szczepański wytoczył redakcji proces po tym, jak p o d a ł a nieprawdziwe informacje na jego t e m a t i nie zamieściła prze słanego sprostowania (łamiąc przepisy p r a w a prasowego), Marcin Kornak po wołując się na orzeczenia lekarskie o swym złym stanie zdrowia (inwalidz two) oraz związane z c h o r o b ą wysokie koszta przejazdu, nie raczył stawić się na wyznaczonej przez sąd rozprawie. Ten s a m ubogi i schorowany Kornak niejednokrotnie potrafił p o k o n a ć p o d o b n e trudności, gdy chodziło o wyjazdy na koncerty p u n k o w e odbywające się kilkaset k i l o m e t r ó w od jego miejsca za mieszkania. Cóż, odwaga cywilna i uczciwość nie są istotne, gdy chodzi o „walkę z wszelkimi totalitaryzmami". 288 FRONDA 19/20 Uśmiech Stalina, czyli dystans niekoniecznie równy W drugim n u m e r z e „Nigdy Więcej!" jego redaktorzy stwierdzili, że „klasizm = rasizm", a ideologia i praktyka k o m u n i s t ó w są równie godne potępienia, jak poczynania nazistów. Pogląd t e n twórcy „ N W " wyrażali później jeszcze kilka razy. Okładka n u m e r u czwartego ozdobiona była grafiką, na której o b o k Hitle ra widniał Stalin, a ich wizerunki o p a t r z o n e były p o d p i s e m „Każdy totalita ryzm jest z ł e m " . (Tak na marginesie: czy nie jest to aby przejaw faszystowskich fascynacji redaktorów „ N W " , skoro „faszyzująca" europejska N o w a Prawica głosi hasło „Przeciwko wszystkim totalitaryzmom"?) Jak w praktyce wygląda ło identyczne potępienie nazizmu i k o m u n i z m u przez r e d a k t o r ó w „ N W " ? W tym samym n u m e r z e drugim, tuż p o d deklaracją o potępieniu totalita ryzmu bolszewickiego m o ż n a było znaleźć analizę faszyzmu historycznego i współczesnego d o k o n a n ą z typowo „klasistowskich" pozycji. Był to p r z e d r u k artykułu z zagranicznego p i s m a trockistowskiego. Ciekawe zatem, dlaczego re daktorzy „ N W " odwołali się do bolszewickiej wykładni faszyzmu, a nie n p . do takiej, która potępiała faszyzm z „prawej" strony (np. Julius Evola czy osoby z kręgu niemieckiej rewolucji konserwatywnej)? Przecież dystans dzielący Evolę od faszyzmu jest p o d o b n y do tego, jaki dzieli m i ł o ś n i k ó w Trockiego od zamordyzmu bolszewickiego. U l u b i o n y m o b i e k t e m oskarżeń o faszyzm na ł a m a c h „ N W " jest u g r u p o wanie Prawica N a r o d o w a , wchodzące w skład AWS. Z d a n i e m p i s m a jest to u g r u p o w a n i e „faszyzujące" ( N W nr 4, 5, 6), gdyż nawiązało w s p ó ł p r a c ę z Le Penem, w swoim p i ś m i e p r e z e n t o w a ł o sylwetkę Leona Degrelle, w cza sie kampanii prezydenckiej jej lubelski oddział posługiwał się h a s ł e m „Kwa śniewski - S t o l z m a n n " itp. N i e wdając się tutaj w rozważania o c h a r a k t e r z e Prawicy Narodowej i przyjmując w ślad za „ N W " , że i s t o t n i e jest to u g r u p o w a n i e faszyzujące, chciałbym zwrócić uwagę, że Polską Partię Socjalistyczną, z k t ó r ą „ N W " n i e j e d n o k r o t n i e w s p ó ł p r a c o wało, m o ż n a analogicznie u z n a ć za u g r u p o w a n i e komunizujące. Świadczyć o tym m o ż e retoryka jego liderów (ocierająca się o „ k l a s i z m " ) , poparcie dla komunistycznych r e ż i m ó w (wyrażane przez m ł o d z i e ż ó w k ę t e g o u g r u p o w a nia poparcie dla Kuby C a s t r o ) , używanie przez lokalne oddziały tego ugru powania haseł typowo „klasistowskich" podczas akcji politycznych (typu „Faszyści, burżuje - wasz koniec się szykuje"). Ciekawe z a t e m , dlaczego LATO-2000 289 w zwalczaniu totalitaryzmu „ N W " współpracuje z PPS-em, n a t o m i a s t p o t ę pia n p . Prawicę N a r o d o w ą , które to u g r u p o w a n i a od t o t a l i t a r y z m ó w dzieli dystans mniej więcej równy? W n u m e r z e siódmym „ N W " ukazał się d o k u m e n t poświęcony potrzebie powołania Stowarzyszenia Przyjaciół Dąbrowszczaków, czyli polskich ochotników biorących udział w wojnie domowej w Hiszpanii w latach 1936-1939. W „ N W " kilkakrotnie p o t ę p i a n o Leona Degrelle'a (m.in. NW nr 4), który utworzył ochotniczą dywizję SS. Postawiono mu zarzut kolaboracji z hitlerowcami. I znowu, uznając słuszność argumentacji „ N W " o niecnym postępku Degrelle'a, zapytajmy, dlaczego p i s m o to potępia nazistowskich kolaborantów, a jednocześnie promuje kolaborantów komunistycznych (bo w a r t o pamiętać, że większość polskich o c h o t n i k ó w w Hiszpanii była członkami lub sympatykami Komunistycznej Partii Polski popierającej radziecki zamordyzm i totalnie podporządkowanej Stalinowi)? Okazuje się, że komuniści przestają być źli, gdy walczą z faszyzmem... A czy faszy ści, którzy walczą z komunizmem, także przestają być źli? Skądże... Pod znakiem amnezji, czyli pamięć nieco wybiórcza Cechą charakterystyczną publicystyki „ N W " jest b a r d z o d o k ł a d n a obserwacja życiorysów prawdziwych i domniemanych faszystów. Antyfaszyści śledzą przeszłość przeróżnych o s ó b i z lubością wyciągają z niej wątki „faszystow skie". Sądząc po ich reakcjach na takie fakty, wnosić m o ż n a , że k t o raz w ja kiś sposób związał się z prawdziwymi lub rzekomymi faszystami, t e n do koń ca życia pozostanie faszystą. Wszelkie e w e n t u a l n e zmiany w zachowaniu i światopoglądzie „faszystów" są tylko sprytnym, taktycznym wybiegiem, któ ry ma ukryć przed antyfaszystowską opinią publiczną ich prawdziwe oblicze i pozwolić zyskać zaufanie ludzi nieświadomych tych krętactw. Jak w przypad ku opisywanych już wcześniej zastrzeżeń wobec przystosowania się „faszy s t ó w " do reguł demokracji i wolności słowa, tak i tutaj podejrzliwość redak t o r ó w „ N W " jest p o s u n i ę t a n a d e r daleko, a p r a w o „faszystów" do o b r o n y przed atakami z ich strony nie istnieje - Rafał Pankowski pisze, że w „Naszym D z i e n n i k u " polemiki mają miejsce niezwykle rzadko ( N W nr 10) - w a r t o jed nak pamiętać, że w „ N W " jest to zjawisko jeszcze rzadsze. 290 FRONDA 19/20 Dobra pamięć i podejrzliwość to cechy czasami p o t r z e b n e . Warto jednak zastanowić się, jak wyglądałaby sytuacja „ N W " , gdyby także wobec jego redak torów zastosować p o d o b n e zasady. Zobaczmy Najpierw zastanówmy się, czy ekipa „ N W " byłaby wiarygodna dla swoich zwolenników z kręgów lewicujących. Marcin Kornak zarzuca redaktorowi „Maci Pariadka", Krzysztofowi Galińskiemu, że w s w o i m periodyku zamiesz cza recenzję p i s m a „Rojalista" (dla Kornaka to „skrajnie antysemicka i neofa szystowska gadzinówka") i podaje jego adres kontaktowy (P nr 11). Ten s a m Marcin Kornak swego czasu napisał recenzję nacjonalistycznego skin-zina „Le gion" i opatrzył ją adresem wydawcy (K nr 4 ) . Warto p a m i ę t a ć także, że Mar cin Kornak, który dzisiaj wraz z kolegami z „ N W " rozpacza n a d r z e k o m ą pró bą wykorzystania idei ekologicznych i ruchu o b r o ń c ó w przyrody do propagowania faszyzmu (choć t r u d n o sobie wyobrazić, jak miałoby to wy glądać w praktyce) i przestrzega przed infiltracją r u c h u ekologicznego przez „faszystów", tak pisał swego czasu, jako lider Frontu Wyzwolenia Zwierząt, z okazji podjęcia przez tę organizację współpracy z neopogańsko-nacjonalistyczną partią Unia Społeczno-Narodowa: „Wszystkim, którzy zarzuca ją nam, że współpracujemy z partią prawicowo-narodową i że dajemy im się uwiarygadniać przez tę współpracę pragnąłbym powiedzieć, że U S N nie ma nic wspólnego z nacjonalistami, nie każdy k t o używa przymiotnika n a r o d o w y jest kryptofaszystą. Ani lewica, ani prawica nie mają prawa ani danych do zawłaszczania sobie monopolu na działalność ekologiczną, jako że ta powinna być ponadideowa i raczej powinna łączyć niż dzielić" (ZB nr 60; podkreślenie R.O.). Z a s t a n ó w m y się także jak wyglądałaby ekipa „ N W " w oczach prawicy, z którą p o n o ć tak usilnie chce nawiązać współpracę, co im nie wychodzi, gdyż - jak żali się Kornak (G nr 13) - prawica nie dorosła do tego, by odciąć się od „faszystów" w swoim łonie. Zważywszy, że dla „ N W " Mariusz Dzierżawski z SPR-u to faszysta ( N W nr 8), a p i s m o „Arcana" jest skrajnie prawicowe (GW), podobnie jak „Najwyższy C z a s ! " ( N W nr 10), prawica, chcąc zastoso wać się do zaleceń „ N W " , musiałaby po p r o s t u przestać być prawicą. Gdyby to jednak do ekipy „ N W " zastosować kryteria dobrej pamięci i podejrzliwości przez nią stosowane, ciekaw jestem czy dla umiarkowanej n a w e t prawicy wia rygodny byłby Rafał Pankowski, który współpracował z trockistowskim pisem kiem „Ofensywa"? Czy wiarygodny byłby Marcin Kornak, a u t o r takiego m.in. tekstu, napisanego dla zespołu Schizma: „Ojciec Święty mieszka w Watykanie, LATO-2000 291 Ojciec Chrzestny w Palermo - i s a m nie wiem, który z nich rządzi większą ma fią" (K nr 5) oraz wyjątkowo prymitywnych i chamskich szyderstw z d o g m a t u 0 niepokalanym poczęciu („wiersz" w MP nr 18)? Okazuje się, że dobra pamięć i podejrzliwość obowiązują jedynie wobec „faszystów". Jeśli więc „faszysta" głosi p o s z a n o w a n i e zasad demokratycznych, wolności słowa i p r a w obywatelskich - to oczywiście jest to „sprytny k a m u flaż", „przebiegłość", „ p o d s t ę p " itp. Gdy miłośnikiem chrześcijaństwa i obroń cą papieża staje się - „zoologiczny" (zgodnie z n o m e n k l a t u r ą s t o s o w a n ą przez „ N W " ) antyklerykał, wtedy oczywiście nie ma w t y m ani krzty wyrachowania; jest to jedynie głęboka i szczera przemiana, której nie należy wnikliwie oceniać 1 traktować podejrzliwie. Lustrzane odbicie, czyli faszystowski antyfaszyzm Na podstawie wnikliwej lektury pisma „Nigdy Więcej!" i wypowiedzi jego redaktorów możemy zatem stwierdzić, że: • głoszone przez nich hasła i teoretyczne uzasadnienia podejmowanych kroków trakto wane są nader instrumentalnie i często działalność praktyczna tego środowiska stanowi ich zaprzeczenie; stosowane przez to środowisko metody niewiele różnią się od m e t o d stosowa • nych przez osoby i organizacje, które są u z n a w a n e przez „ N W " za faszy stowskie (a skupiłem się jedynie na łatwo dostępnych dla czytelnika i dzięki temu bez problemu weryfikowalnych faktach, choć mógłbym przytoczyć szereg innych: m.in. wypowiedzi redaktorów „NW" z prywatnej korespondencji ze mną i kilkoma innymi osobami, relacje świadków niektórych niejawnych działań podejmowanych przez to środowisko itp. - uważam jednak, że „mądrej głowie dość dwie słowie" i już przedstawione powyżej fakty świadczą wystarczająco o rzeczywistych intencjach i mentalności twórców „NW"), a wielokrotnie w stopniu znacznie większym niż w przypadku rzekomych faszystów wykazują p o d o b i e ń s t w o do działań podejmowanych przez włodarzy Trzeciej Rzeszy. Jeśli więc uznalibyśmy, że p r o p o n o w a n e przez redakcję „ N W " działania praw ne przeciwko przejawom faszyzmu i n n y m niż p r z e m o c fizyczna istotnie nale żałoby wprowadzić w życie, to kto wie, czy ich uczciwe (nie zaś wybiórcze) za stosowanie nie musiałoby doprowadzić do postawienia właśnie tego środowiska przed sądem, a nawet do jego delegalizacji. Trudno jednak oczeki292 FRONDA 19/20 wać takiego o b r o t u sprawy, gdyż zamiast walki z chamstwem, kłamstwem i sianiem nienawiści mamy niestety do czynienia wyłącznie z walką z faszyzmem. Jeśli więc ktoś przywdziewa maskę anty faszysty, może stosować metody typowo faszystowskie i nie po nosić za to jakiejkolwiek odpowiedzialności. M a m y tu praktyczne zastosowanie przysłowiowej moralności Kalego: gdy Kali ukraść, to dobrze; gdy Kalemu ukraść, to źle. Gdy faszystowskie m e t o d y stosują antyfaszyści - to dobrze, gdy podobne m e t o d y stają się udziałem faszystów - to źle. W a r t o jednak, by redak torzy „ N W " (i ich zwolennicy), którzy od p e w n e g o czasu tak chętnie p o w o ł u ją się na słowa papieża i hierarchów Kościoła, pamiętali o biblijnej przypowie ści o dostrzeganiu drzazgi w oku bliźniego i niemożności dostrzeżenia belki w oku własnym. REMIGIUSZ OKRASKA Skróty t y t u ł ó w s t o s o w a n e w tekście: G - „Garaż" GAA - „Gazeta An Arche" GW - „Gazeta Wyborcza" 11-12.07.1998 IŚ - „Inny Świat" K - „Kanaloza" MP - „Mać Pariadka" NW - „Nigdy Więcej!" P - „Pasażer" ZB - „Zielone Brygady" LATO 2000 293 Psychoanaliza była zemstą, która nad wyraz skutecz nie pogrzebała świat wartości, realizowanych przecież w praktyce i przez samego Freuda. Zygmunt Freud: ja, bezbożny Żyd ROBERT NOCACKI Psychoanaliza jest metodą badawczą, bezstronnym instrumentem, jak - powiedzmy - rachunek różniczkowy. Zygmunt Freud Liście Erythroxylonu coca w i n n o się rozetrzeć na proszek, a p o t e m wstrząsać w roztworze sody i eteru naftowego. Powstały w t e n sposób związek, struktu ra obejmująca 17 a t o m ó w węgla, 21 a t o m ó w wodoru, cztery atomy tlenu i je den azotu, przechodzi w postać ciała stałego poniżej 98° C. Po schłodzeniu do temperatury pokojowej otrzymujemy białe kryształki, dobrze znane p o d na zwą kokaina. Mało kto zna s t r u k t u r ę chemiczną tego śmiercionośnego środka, podobnie jak i fakt, że jego twórcą był nie kto inny jak sam „lekarz s n ó w " , Zyg m u n t Freud. 294 FRONDA 19/20 To właśnie on wyizolował substancję, z p o w o d u której liście koki żują In dianie, i w pracy ber coca odrzucił p o w s z e c h n ą w owych czasach opinię, że jej działanie ogranicza się wyłącznie do rasy czerwonej. N i m przeprowadził grun towne badania kliniczne, uraczył białym proszkiem swojego przyjaciela Ernsta Fleischa von Marxowa. Nie omieszkał wysłać kokainy także swojej „ukochanej, maleńkiej narzeczonej", by „uczynić ją silną i m o c n ą " . Pomniejsze działki tra fiły do rodziny i przyjaciół. Planował już wkrótce u r u c h o m i ć produkcję na po trzeby drogerii i aptek. 1 Po kilku latach stawania się silniejszym i mocniejszym Ernst von Fleisch zaczął widywać na swoim ciele pełzające białe węże i wyniszczony chorobą narkotykową zmarł w roku 1 8 9 1 . Freud już wcześniej stracił szansę na u r u c h o mienie masowej produkcji, b o w i e m wynalazek kokainy ukradł mu dr Karol Koller, który opublikował wyniki t e s t ó w korzystając z tego, iż pomysłodawca zamiast dokończyć prace badawcze wyjechał przekonywać do n o w e g o narkoty ku swoją narzeczoną. Jak sam do niej pisał, „jeśli będziesz ciekawa, przekonasz się kto jest silniejszy - śliczna, m a ł a dziewczynka, która m a ł o je, czy też duży, dziki mężczyzna aplikujący sobie kokainę". Nigdy nie darował swojej ukocha nej, że przez nią musiał na światową sławę czekać jeszcze wiele lat. Zacznijmy jednak od początku... Psycho fiction Twórca psychoanalizy i kokainy urodził się w rosz chodesz miesiąca ijar roku 5616. Na imię mu d a n o Szlomo, co p o t e m z m i e n i o n o na Sigismund, a wresz cie na Z y g m u n t Salomon. 2 Gdy miał cztery lata, wraz z rodziną musiał prze nieść się z rodzinnego Freibergu do Wiednia, gdzie ukończył z wyróżnieniem gimnazjum, a następnie podjął studia medyczne. Po uzyskaniu dyplomu u d a ł o mu się wyjechać na s t y p e n d i u m do Paryża, gdzie zapoznawał się z hipnozą p o d okiem samego Jean Martin Charcota. Ustabilizował swą sytuację materialną, podejmując po powrocie do Wiednia własną praktykę, dzięki czemu mógł poślubić M a r t ę Bernays. Pochodziła o n a z rodziny samego rebe Izaaka Bernaysa, który był cochem w H a m b u r g u . 3 Wkrót ce powstała jego ostatnia praca, która m o ż e jeszcze uchodzić za n a u k o w ą przygotowane wspólnie z Józefem Breuerem Studia nad histerią. To właśnie za nią (oraz za łapówkę) w roku 1902 został profesorem. Z a p e w n e gdyby na t y m LATO-2000 295 m ł o d y dr Freud poprzestał, i tak zapisałby się w historii medycyny. Tak się j e d n a k nie stało. W roku 1900 ukazuje się jego książka O interpretacji marzeń sennych, która - początko wo przyjęta bez zbytniego zainteresowania w ciągu kilku dziesięcioleci staje się na całym świecie pozycją kultową. W samym Wiedniu swoją n o w ą m e t o d ą leczenia nerwic - „psychoanalizą", jak ją nazwał, Freud skutecznie zraził do siebie większość lekarzy, lecz zarazem zaczął stawać się postacią coraz lepiej znaną, a to dzięki kolejnym publikacjom, coraz mniej medycznym, za to bardziej pretensjonal nym, łączącym antyklerykalizm z przesyconym erotyką o perwersyjnym zabar wieniu s p o s o b e m wyjaśniania zaburzeń mentalnych. Są to kolejno: Psychopato logia życia codziennego, Trzy rozprawy z teorii seksualnej, Totem i tabu, Przyszłość pew nego złudzenia, Das Unbehagen in der Kultur (w Polsce przyjęło się b ł ę d n e t ł u m a czenie Kultura jako źródło cierpień) oraz finałowy Mojżesz i monoteizm. Zawarte w tych książkach tezy szokowały raczej ze względu na kumulację różnorodnych perwersji i w y n a t u r z e ń niż oryginalność. W ujęciu n a t u r y ludz kiej nie odbiegały od dobrze już wtedy znanych koncepcji S c h o p e n h a u e r a i Nietzschego. Problem nieświadomości rozważali już starożytni, a Freud m u siał o swoim „odkryciu" czytać u Leibniza, albo kiedy zaznajamiał się z teorią magnetyzmu F. A. Messmera, zainspirowaną przezeń poezją Schellinga i Go ethego oraz „filozofią nieświadomości" E d u a r d a von H a r t m a n n a . Ze w s p o m n i e ń Zweiga wynika, iż Freud prywatnie przyznawał, że o roli czynnika sek sualnego w nerwicach usłyszał od Charcota. Przy bliższym p o z n a n i u dorobku francuskiej szkoły hipnozy okazuje się, że właściwie wszystko, co w psycho analizie jest zgodne z prawdą, wymyślił przed F r e u d e m uczeń Charcota, Pierre Janet (1859-1947). On też jako jeden z pierwszych sformułował rzeczową krytykę psychoanalizy, zwracając uwagę, że tak daleko idące wyeksponowanie czynnika seksualnego nie znajduje podłoża w wynikach b a d a ń klinicznych. Włodzimierz Szewczuk we Wstępie do antypsychoanalizy (1973), z której to pra cy zaczerpnąłem powyższe informacje, krok po kroku odsłania sposób, w jaki Freud preparował swoje prace autobiograficzne, tak by budując złudzenie intelektualnej niezależności, nie przyznać się do oczywistego wpływu innych autorów. Czyżby p o z n a n i e genezy psychoanalizy uniemożliwił Freudowi psy296 FRONDA 19/20 choanalityczny m e c h a n i z m „wyparcia"? W końcu przyznawał, że głównym pa cjentem jest on sam... Już za życia swego twórcy psychoanaliza zdobyła sporą popularność, szcze gólnie w Austrii, Niemczech, Szwajcarii i Wielkiej Brytanii, a przede wszyst kim w Stanach Zjednoczonych. Freud wykształcił również wielką liczbę uczniów, z których część potraktowała jego ujęcie psychoanalizy jako m o t y w wyjściowy do budowy własnych wariacji (Carl Gustav Jung, Alfred Adler, San dor Ferenczi, O t t o Rank, Melanie Klein, Alfons M a e d e r czy Wilhelm Stekel), a inni - jak Ernst Jones i A n n a Freud - ściśle trzymali się jego zaleceń. Psycho analiza w każdej z tych sprzecznych wersji, p o d o b n i e jak we wciąż powstają cych nowych (z których na największą uwagę zasługują teorie Ericha F r o m m a i Karen Horney, a w mniejszym stopniu również H. S. Sullivana i znanego z fra pującej biografii Lutra Erika Eriksona), zyskała instytucjonalną postać prakty ki medycznej. W niektórych krajach, n p . w Stanach Zjednoczonych, u d a ł o jej się zintegrować z medycyną i, choć gdzie indziej lekarze o s t r o przeciw niej oponowali, wszędzie zdobyła stałe g r o n o pacjentów oraz znaczącą grupę zwo lenników wśród intelektualistów. Z czasem fala popularności osłabła, a dziś środowiska naukowe, które zde cydowały się oprzeć na psychoanalizie, przypominają i n n e tego typu sekty: zwolenników zimnej fuzji jądrowej, teorii chaosu albo paleoastronautyki. Już w 1970 roku Erich F r o m m stwierdził: „współczesna psychoanaliza przeżywa kryzys, którego zewnętrznym objawem jest spadek liczby s t u d e n t ó w wybiera jących staż w instytutach psychoanalitycznych, a także spadek liczby pacjen t ó w (...) Pojawiły się terapie konkurencyjne, a ich twórcy utrzymują, że przy noszą o n e lepsze rezultaty w znacznie krótszym czasie za znacznie mniejsze pieniądze." 4 Fromm, pewnie dlatego, że sam był psychoanalitykiem, i tak pozostawał w swojej ocenie bardzo łaskawy. Inny autor, prof. Eysenck w Decline and Fali od the Freudian Empire (1986), pisał dosadniej: „psychoanaliza - i m p e r i u m Freuda - upada. N o w e osiągnięcia nauki są krytyczne wobec tez psychoanalitycznych, czego nieuniknionym rezultatem jest spadek wpływów i prestiżu psychoanali zy (...) To rozczarowanie nie d o t k n ę ł o jeszcze Ameryki Południowej, Francji i paru innych krajów, które ciągle z u p o r e m trzymają się przestarzałych pojęć i teorii. Jednakże nawet t a m zaczynają się pojawiać wątpliwości. Stopniowo i te kraje pójdą w ślady USA i Wielkiej Brytanii." LATO 2000 297 Zaskoczeniem jest nie tyle spadek popularności psychoanalizy, co fakt, że w ogóle stalą się o n a znana szerszemu g r o n u odbiorców. Dlaczego Freudowi mimo, że jego prace nie były zbyt oryginalne i od początku znajdowały się p o d silnym obstrzałem środowisk naukowych - u d a ł o się przebić do m a s o w e g o od biorcy? Fakt ten t r u d n o racjonalnie umotywować. Gdybym to ja dziś szukał wydawcy dla makabrycznej opowieści o synach zabijających ojca jako źródle re ligii, to zapewne wylądowałbym w „serii z tygryskiem" o b o k dzieł r ó w n i e epo kowych jak Adolf Hitler, założyciel Izraela. Tymczasem we Freudzie zaczytywali się Albert Einstein, Henri Bergson, Artur Schnitzler, G u s t a w Mahler, J a m e s Joyce, Pablo Picasso, Salvadore Dali, H e r m a n n Hesse, a w Polsce n p . Bruno Schulz. Po Anschlussie Roosevelt osobiście przykazał s w o i m d y p l o m a t o m za dbać o bezpieczeństwo Freuda. Najprostsza odpowiedź to ta, że wyżej wymienieni myśliciele byli w znacz nej części Żydami, przedstawicielami n a r o d u nadzwyczaj solidarnego, który zwykł popierać „swoich", nawet gdy głębsza refleksja na t e m a t merytoryczne go aspektu ich twierdzeń skłaniała do ocen negatywnych. Taki wątek w proce sie p r o m o w a n i a psychoanalizy niewątpliwie istnieje, ale t r u d n o byłoby cały fe n o m e n popularności Freuda doń sprowadzać, tym bardziej że wśród jego zwo lenników nie brakowało ludzi, nie mających korzeni semickich, z Marią Bona parte na czele. Inne wytłumaczenie jest takie, że prawie żaden z wymienionych i niewymienionych zwolenników psychoanalizy w gronie wybitnych myślicieli nie miał większego pojęcia o psychologii, przez co ł a t w o poddawali się oni zbiorowej sugestii. Za taką interpretacją przemawiać m o ż e choćby w s p o m n i e nie Freuda o spotkaniu z Einsteinem: „jest pogodny, uprzejmy i budzi zaufa nie, zna się na psychologii tyle, co ja na fizyce, tak więc m i ł o sobie p o r o z m a wialiśmy" 5 . Ale i takie wytłumaczenie rodzi tylko kolejne pytanie: skąd się więc wzięła owa „zbiorowa sugestia"? Dla ostatecznego powodzenia psychoanalizy kluczowy okazał się fakt, iż Freud umiał się zręcznie wstrzelić w m o d y intelektualne wśród postępowych elit twórczych, dzięki czemu począwszy od I wojny światowej praktycznie każ dy szanujący się intelektualista czuł się zobowiązany do poczynienia życzliwej wzmianki na t e m a t jego prac. W i n n y m wypadku zostałby przez kolegów po fachu zdemaskowany jako osoba ulegająca m e c h a n i z m o w i represji, wynikają cej zapewne z traumatycznego dzieciństwa lub przykrych doświadczeń seksu alnych. Jego pozycja jako intelektualisty zostałaby m o c n o nadszarpnięta, nie 298 FRONDA 19/20 mówiąc już o tym, że któż by chciał mieć opinię bitego dzieciaka albo łóżko wego nieudacznika? Doszło nawet do tego, iż niektórzy myśliciele powoływa li się na Freuda jeszcze n i m uważnie przestudiowali jego prace, czego klasycz 6 nym przykładem jest Herbert Marcuse. Jak to później wykazano , pomylił on znaczenie podstawowych pojęć psychoanalizy, co mu bynajmniej nie przeszka dzało w określaniu się m i a n e m jej zwolennika, a n a w e t napisaniu na t e n t e m a t 7 książki . Wielkimi atutami Freuda okazały się jego żydowskie pochodzenie, socjali styczne przekonania polityczne (dom, w którym spędził prawie całe dorosłe życie, kupił tylko dlatego, że wcześniej mieszkał w n i m lider austriackich so cjalistów), ostentacyjny antyklerykalizm oraz wyeksponowany seksualizm. Wszystko to czyniło zeń modelowego wyrzutka z głównego n u r t u życia spo łecznego. Nie ważne, że prowadzący spokojne życie wiedeńskiego mieszczani na Freud nim nie był - i tak jego magiczna siła przyciągała tych wszystkich, którzy walczyli z „zalewem czarnego m u ł u " (tak właśnie wiedeński analityk określał metafizykę), a ostentacyjne popieranie go było po p r o s t u wyrazem b u n t u i sprzeciwu wobec kulturowego mainstreamu epoki. W ł a ś n i e fakt, że psy choanaliza rekrutowała swoich zwolenników z owej grupy zawodowych here tyków, przyniósł jej światową sławę w m i a r ę jak „ n o r m a l n o ś ć inaczej" stawała się obowiązującym k a n o n e m postępowania. Nigdy nie przyjęta przez naukę, została wpuszczona do naszego dziedzictwa kulturowego bocznymi drzwiami: przez powieści, filmy, obiegowe powiedzenia, stereotypowe sądy. Będąc od biorcami m e d i ó w wiele osób staje się wyznawcami psychoanalizy tkwiąc jesz cze w okresie „pregenitalnym", a p o t e m oddaje jej cześć do końca życia - i to mimo, że być m o ż e nigdy nie przeczytają oni żadnej pracy Freuda. 8 Drugi powód popularności jego teorii jest taki, że Freud był doskonałym li teratem. Albert Einstein twierdził: „szczególny podziw wzbudziło we m n i e to pańskie dzieło, podobnie jak wszystkie pańskie prace, ze względu na kunszt li teracki. Nie znam nikogo ze współcześnie żyjących, kto w języku niemieckim opisywałby w tak mistrzowski sposób sprawy, jakimi się zajmuje". Gdy w roku 1927 wielki rywal Freuda, prof. Wagner-Jauregg, odbierał Nobla, tak komento wał szanse psychoanalityka: „może jeszcze otrzyma nagrodę - ale literacką!" 9 H e r m a n Hesse widział w pracach Freuda „wielkie wartości ludzkie, jak i literac kie", a Tomasz M a n n mówił o „nawiązywaniu do wzorów wielkiej eseistyki nie mieckiej" 1 0 . Rajcy Frankfurtu, doceniając wymiar literacki prac Freuda, przyznali LATO.2000 299 mu nagrodę im. Goethego, co mia ło przynieść mu jedną z najwięk szych satysfakcji w życiu." „Psychoterapia nie jest lecze niem, ale rozmową. Freuda widzę jako wielkiego retora raczej niż wielkiego n a u k o w c a " - pisał To12 m a s Szasz . Jeden z pacjentów, którzy leżeli na kozetce Freuda, w s p o m i n a ł : „zanim się spostrze głem, o p o w i e d z i a ł e m m u całe swoje życie, bez jakichkolwiek opo rów opowiedziałem o sprawach, o których jeszcze z nikim nie rozmawiałem. Jakiż miałoby sens coś przed n i m ukrywać. On przecież wiedział wszystko z góry." Równie dobrze słowa te mógłby powiedzieć ktoś odchodzący od kon fesjonału Padre Pio albo świętego proboszcza z Ars. Ponad wszelką wątpliwość zachodzi związek między kryzysem spowiedzi, sprowadzonej do odklepania zwyczajowej formułki, a popularnością psychoanalizy. A to dowodzi, że całe jej terapeutyczne działanie z naukowego p u n k t u widzenia sprowadza się do efek tu placebo - w przeciwieństwie do spowiedzi, która posiada realny, choć nie za wsze dostrzegany, wymiar transcendentny. Wróćmy do problemu zgodności prac Freuda z k a n o n a m i r o z u m o w a n i a na ukowego. Znany terapeuta żydowskiego pochodzenia, Bruno Bettelheim, twier dził, że terminologia Freuda jest metaforyczna, „sugestywna i bogata w znacze nia", „nawiązuje do m i t u i d r a m a t u " . O w a metaforyczność „służy jako mosty łączące surowe fakty z wyjaśnieniami" i „porusza ludzkie struny w człowie ku"' 3 , ułatwiając percepcję szerokiemu gronu odbiorców i korzystnie odbijając się na tle utrzymanych w specjalistycznym żargonie prac naukowców. Powyższe refleksje są trafne, zdumiewa tylko, że ich autor - człowiek bądź co bądź dobrze wykształcony - widzi w nich zalety psychoanalizy. Tak naprawdę owa bogata metaforyka czyni prace Freuda nawet nie tyle nieprawdziwymi, co raczej nieweryfikowalnymi dla naukowca. Można to nazwać świecką mistyką albo psychofiction, ale na p e w n o nie nauką. Sam Bettelheim zauważa, iż Freud odwoływał się do Goethego, Szekspira, Dostojewskiego czy Nietzschego, ale „rzadko cytował przyrodników, nie mówiąc już o lekarzach" 1 4 . N a m pozostaje jedynie ubolewać, 300 FRONDA 19/20 że psychoanalitycy nie mają zwyczaju informować swoich pacjentów, iż nie tra fili do lekarzy, lecz „poetów duszy". Kolejną trafną uwagą Bettelheima jest ta, że Freud był zręcznym słowotwórcą i po części popularność zawdzięcza takim t e r m i n o m jak „sfery e r o g e n n e " czy „kompleks Edypa", które brzmią ładnie bez względu na to czy koncepcje składające je w jedną całość są prawdziwe. Jak to 15 ujął Bohdan Suchodolski , „wszystkie jego poglądy są martwe, ale lektura tych tekstów jest żywa i zajmująca". Freud porwał intelektualistów literackimi pracami popularyzatorskimi, jak Cierpienie w kulturze, Przyszłość pewnego złudzenia czy Totem i tabu. Tymczasem, aby zrozumieć, że wyssał swoje hipotezy z palca, nie mając żadnego oparcia w materiale źródłowym i badaniach klinicznych, trzeba by porzuciwszy lektu rę popularnych wydawnictw, gdzie spisywał obserwacje n a t u r y ogólnej, przy stąpić do logicznej analizy n o t a t e k z poszczególnych terapii - i to właśnie n o tatek, a nie późniejszych ich opisów w literaturze fachowej. Efekty takiej pra 6 cy są przerażające' i jedynie zręczność apologetów w t u s z o w a n i u b ł ę d ó w mi strza pozwala ukryć ten fakt w jego biografiach oraz opracowaniach na t e m a t 17 psychoanalizy . Czasami jesteśmy wręcz w stanie odtworzyć „głuchy telefon" szeregu autorów, którzy kolejno się cytując uzupełniają notatki Freuda coraz to nowymi szczegółami, łącznie z w k ł a d a n i e m w u s t a pacjentów interpretacji, które w rzeczywistości wypowiedział analityk. 1 8 My tymczasem prześledźmy, jakie były realne efekty praktyki medycznej dra Freuda: 1. Psychoanaliza zacząć się miała od Anny O. 19 , w rzeczywistości Berty Papp e n h e i m , która gdy tylko wróciła do równowagi psychicznej, stała się za gorzałą przeciwniczką teorii Freuda. Nic w t y m dziwnego, skoro Freud i Breuer wcale jej nie wyleczyli, a kryzys u d a ł o się przezwyciężyć po wielu innych terapiach i pobytach w sanatoriach. Fakt, że kuracja zakończyła się niepowodzeniem, przyznał również inny znany psychoanalityk żydowski, Georg Markus 2 0 . Po powrocie do równowagi psychicznej A n n a O. zdobyła sławę jako sufrażystka, zakładając Żydowski Związek Kobiet. 2. Jeszcze większym o s z u s t w e m był rzekomy pierwszy sukces psychoanalizy na większej próbie pacjentów, ogłoszony przez dra Freuda 21 kwietnia 1896 roku w „Verein fur Psychiatrie u n d Neurologie in W i e n " . Miało go stanowić wyleczenie 18 osób, które dokonały wyparcia ze świadomości do świadczeń seksualnych z dzieciństwa. W rzeczywistości było ich mniej, zaLATO2000 301 pewne czworo, co zresztą jest poprawką na korzyść Freuda, bowiem tak na prawdę nie wyzdrowiała żadna. 21 Podobne o s z u s t w a s t o s o w a n o i później. Gdy pewien amerykański t e r a p e u t a zaczął utrzymywać, że wyleczalność je go pacjentów wynosi 97 procent, stwierdzono, że z ogólnej liczby 595 pa cjentów odjął 400, którzy wycofali się z analizy albo których przypadki nie nadawały do jednoznacznej oceny. Dopiero pozostała liczba stanowiła p u n k t wyjściowy jego „statystyki". 22 3. „Człowiek-szczur" nie zdążył reklamować psychoanalizy, gdyż zapewne zgi nął w czasie I wojny światowej. Zdziwiłbym się jednak, gdyby terapia oka zała się skuteczna. Freud najpierw pomylił stan faktyczny, postawił diagno zę, a gdy sytuacja się wyjaśniła, nie zdecydował się na zmianę terapii. 23 4. „Mały H a n s " , kolejny sztandarowy obiekt analizy Freuda, przeczytawszy 14 lat po spotkaniu z lekarzem opis swojego przypadku, nie był w stanie sobie 2 nic przypomnieć '', co świadczy, że nie przywiązywał do analizy większej wa gi. Zresztą d o k o n a n e post factum badanie tego przypadku wskazuje, że przed postawieniem ostatecznej diagnozy Freud mógł zagubić część własnych n o tatek albo rozmyślnie je pominąć. W rezultacie przyjął tezę, jakoby „rodzi ce [Hansa] w sposób zasadniczy unikali naszych wychowawczych grzechów pierworodnych. Stanowczo uznali, że nie wolno go ośmieszać ani tyranizo wać". Tymczasem gdyby Freud znał własne notatki, znalazłby wyrażone expresiss verbis groźby obcięcia męskości oraz upokarzające kłamstwa rodzi ców. F r o m m nazwał tę pomyłkę „zaćmieniem Freuda". 5. Inny modelowy i znany z p i s m analitycznych przykład to „ D o r a " , której ojcem był lider austriackich socjaldemokratów O t t o Bauer. J e d n a k i o n a jak przyznawał sam Freud - „pozbawiła go satysfakcji z gruntowniejszego uwolnienia jej od choroby" 2 5 . Nie jest to zaskakujące biorąc p o d uwagę, że w przypadku tej pacjentki Freud najpierw s a m postawił diagnozę, dopie ro p o t e m ją wysłuchał, a n a s t ę p n i e z m u s i ł do przyjęcia swojego p u n k t u widzenia. 2 6 6. Również „człowiek-wilk" był leczony wielokrotnie, za drugim razem już z lepszym skutkiem. 2 7 Podobne wpadki trafiały się i n a s t ę p c o m Freuda. Gdy American Psychoanalytic Association ogłosiło, że wyleczalność ich pa cjentów sięga 1/3, psychologowie odpowiedzieli, że jeszcze większy pro cent osób z tego typu zaburzeniami zdrowieje bez p o m o c y medycyny. 2 8 Czyżby więc psychoanaliza szkodziła? 302 FRONDA 19/20 Powyższą listę m o ż n a by wydłużać w nieskończoność. Wszystkie te klęski nie wyda dzą się czymś nienaturalnym, jeśli spojrzymy na warsztat badawczy Freuda. Na widok egzemy wokół ust od razu szukał wyjaśnienia w fanta zjach o seksie oralnym, nie ra cząc nawet sprawdzić, czy nie jest to uczulenie albo wysypka na tle bakteryjnym. Wolne skojarzenia pacjentów w razie potrzeby łatał własnymi. Zde nerwowanie kobiety, która ba wiła się torebką, wystarczyło mu do wydania kategorycznego sądu: w dzieciństwie się m a s t u r b o w a ł a i wyraża podświadome życzenie, że teraz również ma ochotę na masturbację; 18 osób na 20 możliwych to jego zdaniem 80 procent; ataki kaszlu świadczą o podświado mej ochocie na seks oralny; jeśli ktoś poblednie na widok innej osoby, to z całą pewnością jest w niej zakochany. 2 9 Trudno streścić tutaj całą, genialną w treści i m o n u m e n t a l n ą w formie, książkę Maxa Scharnberga The Non-Authentic Naturę of Freud's Observations, w której zebrana została gigantyczna ilość p o d o b n y c h potknięć, o s z u s t w i błę d ó w wiedeńskiego terapeuty, a przecież istnieją także inne tego typu pozycje, jak The Experimental Study of Freudian Theories H a n s a Jurgena Eysencka i G l e n n a D. Wilsona (1973), Psychoanalytic „Evidence": A Critiąue Based on Freud's Case of Little Hans Josepha Wolpe'a i Stanleya R a c h m a n a (w Personality Theory and Rese arch, California 1964) czy wreszcie zupełnie oryginalne spostrzeżenia Włodzi mierza Szewczuka, zawarte we w s p o m n i a n y m już Wstępie do antypsychoanalizy. W wielu wypadkach Freud kłamał w żywe oczy, choć przynajmniej niektóre z jego b ł ę d ó w wynikały ze zwyczajnej ignorancji. W końcu s a m przyznawał: „nigdy nie byłem lekarzem w d o s ł o w n y m r o z u m i e n i u tego słowa"" 1 . Dodajmy, że na ukończenie s t u d i ó w potrzebował aż o sześć s e m e s t r ó w więcej niż stan dardowe pięć l a t ! " LATO-2000 303 Z powyższych p o w o d ó w środowiska n a u k o w e nie podzielały entuzjazmu intelektualistów wobec koncepcji Freuda. W roku 1916 francuski biolog Delage pisał: „psychoanaliza jest psychozą. Określając ją najogólniej, m o ż e m y p o wiedzieć, iż jest chorobą; ludzie dotknięci nią, stają się niezdolni do przyjmo wania po p r o s t u najmniejszych gestów, najbanalniejszych słów tych, z którymi obcują: we wszystkim m u s z ą się doszukać jakiegoś głęboko ukrytego znacze nia" 3 2 . Freudowi, n a m i ę t n e m u palaczowi, przypisuje się sławne powiedzenie: „czasami cygaro to tylko cygaro", które doskonale oddaje t e n aspekt n a t u r y zwolenników psychoanalizy. Inni w p r o s t nazywali p o d o b n y s p o s ó b myślenia „panświnizmem" 3 3 . „Psychoanaliza jest tą chorobą u m y s ł u , która s a m a uważa się za m e t o d ę le czenia" - twierdził Karol Krause. Oprócz obsesyjnego wyszukiwania erotycz nych podtekstów, najczęściej w y m i e n i a n y m jej objawem pozostaje bardzo głę bokie skoncentrowanie na własnej osobie, co zazwyczaj zwie się „autoanalizą". Jak m ó w i dowcip, na ofertę „pozwól, że Ci p o m o g ę " zwolennik F r e u d a o d p o wie: „to twój problem, ja nie chcę się angażować". Potrąciwszy kogoś na ulicy normalny człowiek powie „przepraszam"; czytelnik Freuda wykrzyknie: „Uwa żaj jak chodzisz!" Jeśli zrobi on coś niezgodnego ze s t a n d a r d a m i moralnymi, to n a w e t nie czuje się winny, gdyż odpowiedzialne są jego popędy, a on je tyl ko zaspokaja, przy czym - co wynika z braku religijnej metafizyki - nie ma w życiu celu wyższego n a d ich zaspokajanie. Czy m o ż n a więc w takiej sytuacji mieć do niego jakiś żal? 3 4 W wielu wypadkach s y m p t o m y c h o r o b o w e tak się nasilają, że dochodzi do utraty pracy, z a ł a m a ń psychicznych, a jeszcze częściej: rozpadu rodziny. Wobec takich osób wskazane byłoby używać określeń „freudofil" albo „człowiek po sfreudowaniu m ó z g u " . Najbardziej niebezpiecznym skutkiem takiej freudofilii jest niszczenie więzi między rodzicami a dziećmi z p o w o d u urojonych zarzu tów molestowania seksualnego. Całkiem n i e d a w n o przez Stany Zjednoczone i Europę Zachodnią przetoczyła się fala procesów, w których psychoterapeuci występowali w charakterze biegłych, a ich pacjenci - ofiar, r z e k o m o wykorzy stywanych seksualnie w dzieciństwie. Koncepcja uwiedzenia w dzieciństwie jest j e d n y m z fundamentalnych twierdzeń już u samego Freuda, j e d n a k on s a m uważał, że jest to raczej dzie cięca fantazja, a uznanie ją za realną było „ b ł ę d e m w jaki przez chwilę popa d ł e m " 3 5 . Niektórzy z epigonów uznali to jednak za przejaw pruderii i uległości 304 FRONDA 19/20 wobec „faryzejskiej" moralności konserwatywnych elit, każdorazowo nadając uwiedzeniu wymiar fizykalny. Wydana w 1981 roku w Oxfordzie książka Patricii Mrazek i H e n r y ' e g o Kempę Sexually Abused Children and Their Families oraz o rok późniejsza publikacja Suzanne Sgroi Handbook of Cłinical Intervetion in Child Sexual Abuse pomogły zamienić tak z m u t o w a n ą „koncepcję uwiedzenia" w wielki strumień zielonych b a n k n o t ó w płynących z k o n t rodziców do kiesze ni prawników. Z a n i m do sądów dotarły zadające k ł a m t e z o m Mrazek i Sgroi wyniki badań klinicznych, na wiele lat ożyła atmosfera czasów, gdy wystarczy ło w sobotę zapomnieć napalić w piecu, by zostać oskarżonym o obchodzenie szabasu. Można przytoczyć sporą liczbę k a z u s ó w prawnych, w których czło wiek - najprawdopodobniej niewinny - został skazany na zakaz kontaktu ze swoim dzieckiem, a n a w e t wieloletnie więzienie na podstawie takich psycho analitycznych „ d o w o d ó w " molestowania. 36 Powstał n a w e t specjalny t e r m i n - false memory syndrom, s y n d r o m fałszywej pamięci - na określenie u r a z u psy chicznego, polegającego na w m ó w i e n i u sobie, w b r e w faktom, iż w dzieciń stwie było się wykorzystanym seksualnie przez rodziców. Równie zabójcze dla zachodniej cywilizacji okazało się u z n a n i e autorytetu Freuda w dziedzinie życia małżeńskiego. „Gdyby jego poglądy na seks i m a ł żeństwo były słuszne, to prostytutki powinny być najbardziej szczęśliwymi ludźmi na ziemi" - ironizował po latach jeden z krytyków 3 7 . Psychoanaliza, wy brana jako droga rozwiązywania p r o b l e m ó w rodzinnych, uzależnia jak narko tyk, w dodatku bezwzględnie narzucając schemat myślenia o życiu d o m o w y m jako nieustającej walce o wpływy i kontrolę. Liczba r o z w o d ó w w ś r ó d par, w których choćby jedna strona p o d d a się terapii, jest ogromna, a ta destrukcja prowadzi do długiego ciągu nowych związków, zakończonych dokładnie tak samo jak pierwszy, choć trzeba zaznaczyć, że w miarę rozwoju psychoanalizy pojawia się istotne novum w postaci coraz rzadszego wybierania p a r t n e r ó w płci przeciwnej. Oczywiście, szukanie przyczyny każdego n i e u d a n e g o związku wy maga intensyfikacji terapii, a nawet p o m o c y kilku niezależnych analityków. Tworzą się więc miejsca pracy dla nowych specjalistów, którzy dzięki zręcznej reklamie wciągają w psychoterapię n a s t ę p n e ofiary. Oprócz b ł ę d ó w w opisie i ocenie stanu faktycznego, które zraziły tak wie lu naukowców, Freud popełnił jeszcze fundamentalne o s z u s t w a metodologicz ne, z których najbardziej b r z e m i e n n y m w skutki okazało się wysuwanie gene ralnych wniosków z obserwacji całkowicie wyizolowanych i z pojedynczych LATO'2000 305 przypadków. Co gorsza, najczęściej owym „pojedynczym przypadkiem" był nie kto inny, jak właśnie doktor Freud. „Freud był przypadkiem dla Freuda", pisał jeden z biografów. Również nasz główny b o h a t e r przyznawał: „głównym pa 38 cjentem jestem ja sam" . Twierdzenie, iż fundamentalne wnioski wyciągnął z analizy swojej osobo wości, to kolejny powód, dla którego lwia część procesu badawczego znajduje się poza możliwością weryfikacji współczesnych naukowców, nie mówiąc już o tym, że także co do innych osób w miejsce zapisków z badań klinicznych przedstawiał eseje, opowiadania, nowele lub przypowieści, zawsze pikantnie przyprawione erotycznymi fantazjami, a czasami również żydowskim h u m o rem ludowym. Czyta się to przyjemnie - niestety, wartość merytoryczna jest znikoma. Jak podaje Scharnberg, w sprawie najbardziej znanej z analitycznych teorii własne notatki Freuda składają się w zaledwie w 4,9 p r o c e n t a z wyników badań, z czego jeszcze prawie 1/4 to o r n a m e n t y k a językowa, a nie kliniczny opis. 39 Zostaje niewiele p o n a d 300 słów! Dosyć to krucha p o d s t a w a do wywra cania całego porządku cywilizacji łacińskiej. Freud s a m przyznawał, że od 40 sprawdzalnych faktów woli się powoływać na „ p o e t ó w i znawców duszy" . Wnioski wyciągnięte z analizy o d m ę t ó w swojej nieświadomości Freud od razu zamieniał w dogmatyczne formuły, których u z n a n i e było w a r u n k i e m ko niecznym przy zgłaszaniu akcesu do jego ruchu. N a w e t ludzie mu bliscy, tacy jak Stefan Zweig czy Artur Schnitzler, przyznawali, że w dogmatyzmie p r ó ż n o by mu było szukać godnych rywali. Doszło do tego, że gdy zdolny analityk, Ot to Rank, odszedł od Freuda, to rozwiodła się z n i m żona - fanatyczna zwolen niczka mistrza. 4 1 Sam wiedeński t e r a p e u t a nazywał osoby, które od jego spo sobu myślenia się oddaliły - „heretykami" i „odszczepieńcami" 4 2 . Ferencziego ostrzegał przed odejściem od „tradycyjnych zwyczajów i technik psychoanali zy", co anonimowy czytelnik na marginesie egzemplarza Freud's Mission, z któ rego korzystałem, skomentował: /ta/t, hak, tradition? Książka ta należała uprzed nio do U. S. Army i uwaga ta jak najlepiej świadczy o inteligencji jej żołnierzy. Na t e m a t jednego z odszczepieńców Freud pisał w liście do Zweiga: „nie rozu m i e m twojej sympatii do Adlera. Dla żydlądka z przedmieścia Wiednia śmierć w Aberdeen jest już niesłychaną karierą. Świat hojnie go wynagrodził za usłu gi w zwalczaniu psychoanalizy." Interesujące efekty przynosi również analiza języka, jakiego używali wobec Freuda apologeci. Tak o t o był on „ojcem" 4 3 , którego postawa cechowała się „or306 FRONDA 19/20 todoksyjnością" 4 4 , do którego odbywa się „pielgrzymki" 4 5 i który niczym Chry stus przeszedł „drogę krzyżową" 4 6 . W rodzinie „uchodził za n i e o m y l n e g o " oraz był „ p o d o b n y m Bogu patriarchą" 4 7 . Co bardziej trzeźwi ze współczesnych Freudowi ujmowali to raczej tak: „sprawia on wrażenie człowieka o p ę t a n e g o przez swe idee (...) m a m p o w a ż n e podejrzenia, że Freud (...) jest prawdziwym szaleńcem" 4 8 . Erich F r o m m , analizując język jakim posługiwali się dwaj „orto doksyjni" zwolennicy wiedeńskiego mistrza, zapisał: „intensywność nacisków, które zakazują krytyki lidera «organizacji», p r z y p o m i n a system dyktatorski, który zagraża życiu i zdrowiu jednostki" 4 9 . Z tego skrajnego egocentryzmu badawczego m a m y przynajmniej tę ko rzyść, iż zachowała się wystarczająca ilość materiału do d o k o n a n i a psychoana lizy osobowości jej twórcy. Próbowała tego n p . Marie Balmary w Psychoanalyzing Psychoanalysis (1982), jednak a u t o r e m , który w tych szrankach wykazał się największą zręcznością, okazał się Erich F r o m m i jego Sigmund Freud's Mission. An Analysis of His Personality and Influence. Bez wątpienia najbardziej frapujący p u n k t analizy osobowości Freuda to szukanie wyjaśnienia jego histerycznej nienawiści do Kościoła w traumatycz nych doświadczeniach z dzieciństwa. Prace na ten t e m a t opublikowali amery kański jezuita W. W. Meissner oraz wywodzący się z ortodoksyjnej rodziny ży dowskiej Gregory Zilboorg, który początkowo przystał do sekty kwakrów, a na stępnie wstąpił do Kościoła katolickiego, choć w swoim dążeniu do syntezy chrześcijaństwa i psychoanalizy nie reprezento wał wyrażonego przez Piusa XII stanowiska katolickiej ortodoksji. 5 0 Z d a n i e m Zilboorga, ową katastrofą emocjonalną z dzieciństwa Freuda było aresztowanie pod zarzutem kra dzieży katolickiej niani małego Zygmunta. Powyższa teza, z której wynika, że freudow ska niechęć do Kościoła była zupełnie irracjo nalna, nie cieszy się sympatią większości psy choanalityków, choć i wśród nich pojawiają się głosy, że jakieś dramatyczne zdarzenie w jego dzieciństwie musiało mieć miejsce. 5 1 Traumatyczny charakter niechęci Freuda do religii czyni zrozumiałą pobłażliwość dlań LATO 2000 wielu duchownych. Opłakane skutki wynikły jednak z rozciągnięcia tej pobłaż liwości również na jego poglądy. Z a r ó w n o wśród Ż y d ó w reformowanych, jak i p r o t e s t a n t ó w oraz tzw. katolików otwartych zaczęli się pojawiać zwolennicy konwergencji freudyzmu z tradycyjnymi systemami religijnymi. Wśród żydow skich przywódców religijnych ze zwolenników Freuda najbardziej p o p u l a r n y m okazał się rabin J o s h u a Loth Liebman, który wyłożył swoje teorie w wydanym w 1946 roku na rynku amerykańskim bestsellerze Peace of Mind. Niecałe dwie dekady wcześniej A.A. Roback w pracy Jewish Influences in Modern Thought okrzyknął wiedeńskiego psychoanalityka m i a n e m „chasyda współczesnej psy chologii". Myślę, że każdy szanujący się ortodoksyjny Żyd wszelkie próby przy pisania Freudowi poczesnego miejsca w dorobku j u d a i z m u uznałby za obrazę. Natomiast Żydzi pozostający w b e z p o ś r e d n i m otoczeniu Freuda oraz ich na stępcy byli ateistami, czasami - jak w przypadku Ericha F r o m m a - renegatami z judaizmu ortodoksyjnego. W obrębie chrześcijaństwa najbardziej z n a n y m sojusznikiem Freuda, któ ry przetarł szlak dla Paula Tillicha i wielu innych, był p a s t o r Oskar Pfister. Na sławne pytanie wiedeńskiego doktora, dlaczego wymyślenie psychoanalizy musiało czekać na bezbożnego Żyda, odpowiedział: „nie jesteś bezbożny, albo wiem każdy, k t o żyje w Bogu i kto walczy o wyzwolenie miłości, pozostaje, w zgodzie ze słowami Św. Jana (1 J 4,16), w Bogu (...) nigdy nie było lepsze go chrześcijanina" 5 2 . D u ż o bardziej krytyczny niż wobec Freuda pozostawał pa stor wobec katolicyzmu, który uważał za „religię maksymalnego wyparcia na turalnego życia instynktownego". Z a p e w n e z tej to właśnie przyczyny katolic cy święci to dla niego ewidentni neurotycy, nawiedzeni wizjonerzy, obsesjonaci cierpiący na histeryczne bóle, o k r u t n i e traktujący swoją seksualność. Jedyną nadzieją dla nich jest protestancka wolność, która „odwraca fenomen represji wykształconej w celibacie, hierarchii i życiu monastycznym" 5 3 . Przyjaźń pasto ra Pfistera i żydowskiego psychoanalityka przetrwała nawet publikację Przy szłości pewnego złudzenia, co t e n pierwszy tłumaczył następująco: „mocny inte lektualnie przeciwnik religii jest bardziej przydatny niż tysiące bezużytecznych zwolenników (...) Ty zawsze byłeś tolerancyjny dla m n i e , dlaczegóż ja b y m nie miał być tolerancyjny dla Twojego a t e i z m u ? " 5 4 Chyba tylko głęboka fascynacja F r e u d e m nie pozwalała Pfisterowi dostrzec, że dla religii wcale nie był on tolerancyjny. Twierdził: „pragnę ustrzec psycho analizę przed lekarzami i kapłanami. Pragnę powierzyć ją o s o b o m uprawiają308 FRONDA 19/20 cym profesję, która jeszcze nie istnieje, profesję świeckiego wspomożyciela duszy, który nie m u s i być lekarzem, a nie m o ż e być kapłanem." 55 „Nasza nauka nie jest ilu zją. Ale iluzją byłoby wierzyć, że m o ż e m y skądinąd otrzymać to, czego o n a dać n a m nie może." 56 Te i inne wypowiedzi nie po zostawiają wątpliwości, jaką rolę w tworze niu psychoanalizy odegrały ateizm i antyklerykalizm Freuda. Swojej nienawi ści do Kościoła nie ukrywał, pozwalając sobie na wypowiedzi w rodzaju: „w do bie Renesansu Kościół był bliski upadku, uratowały go tylko dwa czynniki: sy 57 filis i Luter" . Niewątpliwie zestawienie Lutra z syfilisem odznacza się swoistą finezją, jednak meritum twierdzenia jest nad wyraz dyskusyjne. Jeszcze ciekaw sza jest jego obsesja na punkcie Rzymu, czy - jak ją sam nazywał - „sen o Rzy m i e " . Pobyt w tym mieście uważał za „kulminacyjny p u n k t swojego życia" i przyznawał, że tęsknota d o ń była „głęboko neurotyczna". 58 Dochodziło do te go jakieś dziwaczne utożsamianie się z Hannibalem, a strach przed c e n t r u m Kościoła powszechnego był tak wielki, że przy pierwszym podejściu zawrócił 50 mil od Rzymu. 5 ' Jakże szerokie pole do psychoanalitycznych p o p i s ó w pozo stawiają te fakty! Z czasem sama psychoanaliza zaczęła przypominać system religijny i w ten sposób była odbierana nie tylko przez oponentów, ale i przez wyznawców. Jed na ze zwolenniczek pisała: „był to nowy świat, w którym odnalazłam siebie: świat, w którym wszystko pasowało do zbioru definicji i pojęć, o których ist nieniu nawet nie śniłam. A nazwanie p r o b l e m ó w wielce ułatwia sprawę. Tak o t o tu był kompleks Elektry, t a m kompleks Edypa, i było jeszcze libido z jego różnorakimi działaniami." 6 0 Te słowa Mabel Luhan to właściwie Credo funda mentalizmu religijnego i to bardzo zazdrośnie nastawionego wobec dotychcza sowych systemów religijnych. Salomon Wallenrod Kim był prywatnie człowiek, który stworzył psychoanalizę? Dla odsłonięcia kulisów powstania tego systemu światopoglądowego jest to być może pytanie kluczowe. LATO-2000 309 F r e u d a jako o s o b ę p r y w a t n ą nie łączyło zbyt wiele ze stylem bycia, który sugerują jego prace. Miał u p o r z ą d k o w a n e życie in t y m n e , był w z o r o w y m ojcem, a w swoich przyzwyczajeniach - skrajnym konserwaty stą. Rodzi się więc pytanie: po co u s i ł o w a ł zniszczyć wartości bliskie r ó w n i e ż i s w e m u sercu? C o n i m kierowało? Jego syn w s p o m i n a ł życie swoje i rodzeń stwa następująco: „nigdy nie mieliśmy jednej wady - egoizmu. Nie wynikało to z jakichś szczególnych u p o m n i e ń , lecz po pro stu z atmosfery, jaką stworzyli w d o m u rodzice (...) Kiedy dostawaliśmy pudeł ko czekoladek, m a t k a mówiła «podzielcie się nimi» i natychmiast moja siostra Matylda kroiła każdą czekoladkę na tyle kawałków, ile zdołała i rozdawała je (...) Kiedyś podczas podwieczorku w towarzystwie innych dzieci zobaczyłem dziewczynkę, która sama pochłaniała zawartość pudełka z cukierkami. Byłem bardzo zaszokowany (...) W konsekwencji tego zdarzenia nigdy nie rozmawia łem z tą dziewczynką" 6 1 . Proszę sobie wyobrazić, że człowiek, umiejący stwo rzyć w swoim d o m u tak piękną atmosferę, był również a u t o r e m systemu świa topoglądowego, zgodnie z którym zwyczaj przebierania się za świętego Mikoła ja jest tylko egoistyczną potrzebą rodziców, którzy czerpią przyjemność z oglą dania, jak czerwona postać wydobywa się z komina, reprezentującego drogi rod ne kobiety. 62 To oczywiście tylko jeden z setek przykładów freudowskich t ł u m a czeń, sprowadzających całe życie d o m o w e do nieustającej orgii. Dziecko Freuda twierdziło: „byliśmy wychowani w atmosferze pokojowej i obca n a m była wszelka przyjemność łącząca się z zabijaniem bezbronnych zwierząt. Jak daleko sięgam pamięcią, ojciec nigdy nie miał żadnej broni, na wet sztyletu. J e s t e m pewny, że gdy m u s i a ł przy m u n d u r z e lekarza wojskowe go nosić oficerską szpadę, czynił to z wyraźną niechęcią." 6 3 Wielką miłością obdarzył swoje w n u k i . Po stracie jednego z nich żalił się: „Henio był wspaniałym smykiem i s a m wiem, że nie kochałem nikogo jak je go, a na p e w n o żadnego dziecka (...) Tak źle znoszę tę stratę, że wydaje mi się, iż nigdy nie przeżywałem czegoś równie bolesnego." 6 4 Twórca psychoanalizy deklarował, że jest „przeciwnikiem k o n w e n a n s ó w " , ale praktyka jego życia była zupełnie o d m i e n n a . Hołubił kulturę klasyczną, dbał 310 FRONDA 19/20 o wychowanie swoich dzieci, lubił porządek w d o m u i schludny wygląd ze wnętrzny, a p u n k t u a l n y był aż do przesady, mając zwyczaj przybywać na pociąg pół godziny przed odjazdem. 6 5 To drobny szczegół, ale z n a m i e n n y dla całej jego osobowości. To przywiązanie do tradycyjnych wartości było szczególnie silne w sprawach obyczajowości. Na podstawie w s p o m n i e ń Martina Freuda m o ż e m y snuć domysły, jakie dylematy przeżywał odnośnie p r o b l e m u uświadomienia seksualnego swoich dzieci, ostatecznie porzucając ten pomysł. Syn opowiadał: „kiedyś rozmawialiśmy w kręgu rodziny o zwierzętach hodowlanych i ojciec zdał sobie sprawę, że żadne z jego dzieci nie wie, jaka jest różnica między wo łem a bykiem. «Musimy porozmawiać o tych sprawach» - powiedział wtedy, lecz, jak czyni to większość ojców, nic w tym celu nie zrobił." 6 6 Aż dziw bierze, że nie kto inny jak ten s a m dr Freud na potrzeby życia publicznego sformuło wał tezę, jakoby czternastolatka, która nie czuje się zadowolona, gdy mężczyzna o ćwierć wieku starszy zmusi ją do pocałunku, była neurotyczką. 6 7 Ta wstydliwość - i to w najlepszym tego słowa znaczeniu - była charakte rystyczna także dla jego małżonki, jej r o d z e ń s t w a oraz ich dzieci. „Nie raz w s p o m i n a ł e m o swojej bujnej wyobraźni (...) nigdy j e d n a k nie u m i a ł e m sobie wyobrazić matki ubranej w sweter i spodnie (...) Nic nie m o g ł o być bardziej absurdalnego i niemożliwego; byłoby to prawie bluźnierstwo. Z n a ł e m ciotkę Minnę od dziecka, lecz nigdy mi nie przyszło do głowy, że ma n o g i " - twier dził syn Freuda 6 8 . Co do córek, to ich brat i towarzysz dorastania w s p o m i n a ł : „zapytaliśmy je kiedyś, dlaczego nie bawią się z córką leśniczego, która miesz ka niedaleko nas. Odpowiedziały z poważnymi m i n a m i , że były bardzo zaszo kowane, gdy bawiąc się na h u ś t a w c e odkryły, że była bez majtek." 6 9 Także syn Freuda w czasie s t u d i ó w zauważył, że ze sposobu bycia, jaki wszczepiła w nie go rodzina, „przypominam dobrze w y c h o w a n ą p a n i e n k ę " 7 0 . Freud zakończył swoje pożycie z ż o n ą około czterdziestego roku życia. An na de Noailles twierdziła: „byłam wstrząśnięta, że człowiek, który tak wiele na pisał o seksualności, nigdy nie zdradził swej żony" 7 1 . O w o „nigdy" m o ż e być przesadą, ale uczciwie trzeba przyznać, że z całego jego życia i n t y m n e g o m a m y tylko kilka pikantnych plotek, n p . na t e m a t związku z Louise „Lou-Andreas" von Salome. Sprawa ta stała się głośna zapewne dlatego, że zamieszkała ona wspólnie z rodziną Freuda. Jego apologeci zaklinają się, że związek t e n miał charakter czysto platoniczny 7 2 , lecz kłóci się z to z innymi wiadomościami o Lou. Ta eks-studentka teologii, która p o t e m wystąpiła z Kościoła i zasłynęła LATO-2000 311 odrzuceniem oświadczyn Fryderyka Nietzschego, miała opinię kobiety upadłej. Pewien biograf postawił tezę, że Freuda łączył również dwuznaczny związek z własną szwagierką, Minną Bernays. Ale na tym właściwie skandale obyczajo we w życiu Freuda się kończą. Bardzo tego niewiele, biorąc p o d uwagę, iż są to tylko niesprawdzone pogłoski. P o m i m o socjalistycznych zapatrywań politycznych miał w gruncie rzeczy mentalność szczerze konserwatywną, czasami w rozmiarach wręcz karykatu ralnych. Nigdy u d a ł o się go n a m ó w i ć do korzystania z telefonu, wyjąwszy przy padki skrajnej konieczności. Kiedy wynalazek radia zawitał do jego d o m u , za żądał, aby nie korzystać zeń w tych pomieszczeniach, w których on przebywa. M i m o że pisał bardzo wiele, jego bliscy nie zdołali go oswoić z m a s z y n ą do pi sania. Jak na prawdziwego reakcjonistę przystało, nie cierpiał również cykli stów. W całym swoim życiu tylko raz złamał przyjęty w tamtych czasach po dział prac między m ę ż e m a żoną i osobiście wybrał się na zakupy. 73 W ogóle w stosunku do kobiet jego zachowanie rażąco odbiegało od p o s t u l a t u równo uprawnienia, który uważał za „absurd". Wobec swojej żony był do tego stop nia despotyczny, że potrafił wymagać od niej nazywania rodzonego brata „łaj dakiem". Nie uważał za stosowne zabierać jej zbyt często w swoje ulubione podróże i, co z n a m i e n n e , w jego gigantycznej korespondencji istnienie żony niemalże nie daje się zauważyć. Erich F r o m m w Sigmund Freud's Mission wyka zał, w jaki sposób autor najbardziej znanej biografii Freuda, Ernst Jones, ulega mechanizmowi racjonalizacji, ukrywając jego brutalność wobec małżonki. 7 4 W życiu swojej rodziny korzystał oczywiście ze swej bogatej wiedzy psy chologicznej, ale nigdy nie był s k ł o n n y s t o s o w a ć w o b e c bliskich p o d s t a w o wych kategorii psychoanalizy. Jego ż o n a mawiała, że psychoanaliza kończy się przy wejściu do pokoju dziecięcego, a on - choć było to d o k ł a d n e o d w r ó cenie jego p o d s t a w o w e g o d o g m a t u - najwyraźniej miał w tej sprawie p o d o b n e zdanie. Teza Fromma, jakoby życiową namiętnością Freuda było odkrywanie praw dy, jest w świetle tej zastanawiającej dychotomii między tezami głoszonymi publicznie a życiem prywatnym nad wyraz dyskusyjna. 7 5 Powinniśmy się raczej zastanowić, czy nie było tak, iż on sam zdawał sobie sprawę z niesłuszności swoich teorii i z tej to przyczyny nie ośmielił się niszczyć nimi życia bliskich? Równie ciekawa jest obserwacja, że kiedy tylko zechciał, potrafił być bada czem skrupulatnym, co dotyczy szczególnie jego prac z okresu studenckiego. 7 6 312 f r o n d a 19/20 Zadziwia fakt, iż potrafił wykazać się wiel ką precyzją osiowych w badaniach włókien cylindrów nerwowych raka rzecznego, nie miał n a t o m i a s t wy starczająco wiele systematyczności, by poprzeć swoje teorie psychoana lityczne wynikami t e s t ó w klinicz nych. Czyżby miał świadomość, iż precyzyjny aparat naukowy uśmierci dorobek jego życia? A jeśli tak, to dla czego włożył tyle wysiłku w lansowanie niesłusznych poglądów? Pierwszy powód, jaki się nasuwa, to żądza sławy. Nie da się ukryć, iż Freud, m i m o wszystkich jego zalet, byl człowiekiem bardzo próżnym. Już narodziny Z y g m u n t a poprzedzał niezwykły znak, jakim było proroctwo starej chłopki, która przepowiedziała brzemiennej Amalii Freud, iż jej dziecko będzie wielkim człowiekiem. Ten fakt m o ż e nie ma zna czenia merytorycznego, ale ta rodzinna legenda dobrze oddaje atmosferę uwielbienia, w jakiej dorastał. Jeszcze w czasach kiedy był a n o n i m o w y m inteligentem, potrafił palić m a teriały dotyczące życia prywatnego, aby nie dostały się w ręce przyszłych bio grafów. W roku 1885, czyli na wiele lat n i m świat poznał jego nazwisko, twier dził: „nie m o g ę opuścić tego miejsca ani nie m o g ę umrzeć, zanim nie uwolnię się od przeszkadzającej myśli o tym, k t o m o ż e zdobyć moje stare papiery (...) Niech się biografowie irytują, nie będziemy ułatwiać im zadania. Niech każdy z nich będzie przekonany, że właśnie on ma rację w swojej «teorii rozwoju Bohatera». Sprawia mi przyjemność myśl, jak daleko się p o s u n ą . " W jednym z pierwszych listów, jakie zachowały się po m ł o d y m Z y g m u n cie, tak pouczał swojego przyjaciela: „piszę do pana, który też z a p e w n e do tej pory nie zauważył, że wymienia listy z niemieckim stylistą. Teraz j e d n a k radzę panu, jako przyjaciel, nie jako zainteresowany - proszę te listy zachować związać - strzec dobrze - nigdy nic nie w i a d o m o . " 7 7 To oczywiście miał być tyl ko żart, ale w iście freudowskim stylu. M i m o że był kiepskim s t u d e n t e m , nie omieszkał zapomnieć o wizytówkach z n a p i s e m „ Z y g m u n t Freud, d o k t o r a n t medycyny". Ledwie został przyjęty do wojska, potrafił p o t u r b o w a ć w kawiarLATO2000 313 ni kelnera, wykrzykując: „ja też m o g ę kiedyś zostać g e n e r a ł e m ! " 7 8 Kiedy te wielkie nadzieje, jakie wpoił m u d o m rodzinny, zetknęły się z szarą rzeczywistością, Freud nabawił się nerwicy. Paraliżował go paniczny strach na s a m ą myśl, że u m r z e zanim stanie się sławny. Zaczę ły pojawiać się różne dolegliwości fizycz ne, o których n a w e t on s a m sądził, iż m o g ą mieć podłoże hipochondryczne. O k r e s o w o wpadał w depresje, podczas których nie był w stanie dokonywać czynności bardziej skomplikowanych niż rozcinanie kart w książkach albo oglądanie m a p . W czasie głębokich kryzysów ratował się przyjmowaniem kokainy. Choć apologeci zaklinają się, iż nie popadł w uzależnienie, inni badacze widzą w nar kotykowych wizjach ważny e l e m e n t jego „autoanalizy" 7 9 . Wyraźną p o p r a w ę przynosiły mu dopiero sukcesy publiczne, a wraz ze zdobyciem światowej sła wy te przynajmniej dolegliwości cofnęły się (pojawił się za to rak). M o ż n a by więc powiedzieć, że tworzył psychoanalizę, aby s a m e m u powrócić do zdrowia psychicznego. „Głównym pacjentem j e s t e m ja s a m " - przypomnijmy raz jesz cze sławne powiedzenie. Nie da się ukryć, że wiele e l e m e n t ó w jego twórczości wskazuje na chęć wprawiania ludzi w zdumienie, jako bardzo ważny i m p u l s twórczy. „Znajdo wał p e w n e zadowolenie w m ó w i e n i u tak, by zaszokować b u r ż u j ó w " - sądził Fromm 8 0 . Mechanizm był następujący: im większy autorytet się opluje, tym ła twiej zrobić s z u m wokół wtasnej osoby. Nie inaczej jest dziś, gdy t r u d n o o ła twiejszą drogę do zdobycia rozgłosu niż poprzez „odbrązowienie" jakiegoś bo hatera albo „demitologizację" wydarzenia. Wśród m o t y w ó w działania Freuda była też z a p e w n e zwyczajna chciwość, kolejna wielka skaza jego osobowości. Jeden z uczniów w s p o m i n a ł następują cy fragment wykładu mistrza: „wyobraźcie sobie p a ń s t w o , że spacerujecie po Kartnerstrasse i znajdujecie dziesięć tysięcy szylingów. Ręczę, że nikt w a s nie obserwuje. Oddając pieniądze nie otrzymacie znaleźnego. Jaką decyzję pań stwo podejmiecie? Pójdziecie na policję czy zachowacie pieniądze?" Ze wszyst kich s t u d e n t ó w tylko jeden zdecydowałby się pójść na policję (liczba ta dobrze 314 FRONDA 19/20 oddaje klimat moralny wśród zwolenników psychoanalizy), co Freud skomen tował następująco: „Gratuluję p a n u moralności - d u r e ń z p a n a " . Sam za jeden seans psychoanalityczny życzył sobie 100 koron, odbywając ich do j e d e n a s t u dziennie. Działo się to w czasach, kiedy pensja nauczyciela wynosiła 120-140 koron miesięcznie! 81 Kolejne w y t ł u m a c z e n i e to jego ideowy i żarliwy ateizm. Jeszcze z a n i m 82 podjął s t u d i a był zafascynowany teorią Karola Darwina , w czasie ich trwa 83 nia pisał o Darwinie jako „ n o w o c z e s n y m świętym" , a nie da się też ukryć, że o wyborze zawodu lekarza zadecydowała w ł a ś n i e lektura O pochodzeniu ga 4 tunków." W czasach s t u d e n c k i c h znalazł się p o d w p ł y w e m księdza-apostaty, Franza Brentano, twórcy filozofii fenomenologicznej. 85 Dosyć szybko obraca nie się w p o d o b n y c h kręgach sprowadziło go na pozycje wojującego a t e i z m u . N i m skończył studia był tak gorącym o b r o ń c ą „filozofii m a t e r i a l i z m u " , iż nieomal s p r o w o k o w a ł pojedynek, gdy o r d y n a r n i e zelżył j e d n e g o z jej prze ciwników. 86 Co ciekawe, sami ideologowie m a t e r i a l i z m u raczej nie odwza jemniali sympatii Freuda. Bardzo interesujące są p o d t y m w z g l ę d e m reflek sje Karla Kautsky'ego: „w praktyce medycznej freudowska psychoanaliza wy daje się w zasadzie niczym i n n y m jak p r z e n i e s i e n i e m niektórych t e c h n i k ka tolickiej spowiedzi do gabinetu lekarskiego" 8 7 . Czyżby więc nienawiść Freu da do Kościoła była uczuciem t a k i m samym, jakie wszyscy heretycy żywią wobec ortodoksji? Czyżby chodziło o rywalizację d w ó c h s y s t e m ó w religij nych o d u s z e wiernych? Istnieje jeszcze j e d n o wyjaśnienie genezy psychoanalizy. Zacznijmy od te go, iż Freud często był upokarzany z p o w o d u swojego pochodzenia. Jego ro dzina uciekała przed p o g r o m a m i znad R e n u na Litwę, stąd do Galicji, a p o t e m do Czech. Ostatni etap tej wędrówki z Freiburga do Wiednia został przebyty już za życia Zygmunta. 8 8 A przecież jeszcze później jego s a m e g o czekała uciecz ka do Londynu. Kiedy miał 10 lat, wielki szok psychiczny wywołała w n i m opowieść ojca o spotkaniu na ulicy z człowiekiem, który zdjął mu czapkę, rzu cił ją w b ł o t o i krzyknął „Wynocha z chodnika, Żydzie!" „Co zrobiłeś, t a t o ? " zapytał Zygmunt. „Zszedłem z jezdni i p o d n i o s ł e m czapkę" - odpowiedział. Zygmunt miał do ojca wielki żal, iż nie bronił godności swojego n a r o d u . 8 ' Na uniwersytecie „ u b o d ł o mnie, że p o w i n i e n e m się uważać za mniej wartościo wego, ponieważ byłem Żydem." 9 0 Prócz tego wielokrotnie był świadkiem u p o karzania innych Żydów, co bardzo go irytowało. 9 1 Po znalezieniu się Austrii LATO-2000 315 pod kontrolą Hitlera wielu najbliższych członków jego rodziny zginęło. We dług p r o t o k o ł ó w przesłuchań świadków z Norymbergi śmierć Róży Graf-Freud wyglądała następująco: „ d o Kurta Franza podeszła jakaś starsza kobieta i p o wiedziała, że jest siostrą Z y g m u n t a Freuda. Prosiła, by przydzielić ją do lekkiej pracy biurowej. Franz powiedział, że przypuszczalnie zaszła pomyłka; zapro wadził ją do rozkładu jazdy i oznajmił, że za dwie godziny będzie pociąg z p o w r o t e m do Wiednia. Może więc pozostawić wszystkie wartościowe p r z e d m i o ty i pójść do łaźni." Freud na własnej skórze odczuł nienawiść ludzi, którzy w „obcych" zna leźli kozła ofiarnego, w i n n e g o ich w ł a s n y c h n i e p o w o d z e ń życiowych. W ich zachowaniu nie było ani cienia chrześcijańskiego miłosierdzia, ani śladu h o n o r u . „Nacjonalizm", tak jak o n i go pojmowali, wydawał się t r i u m f e m etyki plemiennej n a d katolickim u n i w e r s a l i z m e m zasad m o r a l n y c h oraz wyparcia Złotej Zasady przez „zasadę Kalego". A u p o k o r z e n i e F r e u d a było t y m więk sze, iż nie był w stanie ukryć swojej przynależności etnicznej. Zresztą, będąc człowiekiem o d w a ż n y m , z a p e w n e by t e g o nie czynił, n a w e t gdyby los dał mu taką szansę. Nie był w stanie albowiem, jak opisywał go dziennikarz „Le T e m p s " - „na szym oczom ukazuje się typ wyraźnie semicki, w i z e r u n e k starego rabbiego, przybyłego jakby wprost z Palestyny, m i z e r n a i w y c h u d ł a twarz człowieka, któ ry wraz z grupą swych wtajemniczonych uczniów dyskutował dniami i nocami o subtelnościach Prawa" 9 2 . Pochodzenie t r u d n o byłoby mu ukryć również dla tego, iż łatwo dostrzec więź między jego żydostwem, a ostatecznym kształtem psychoanalizy. Widział to n a w e t s a m zainteresowany, choćby wtedy, gdy zapy tywał Oskara Pfistera: „dlaczego żaden d e w o t nie stworzył psychoanalizy? Dla czego musieliśmy czekać na zupełnie bezbożnego Ż y d a ? " W roku 1921 socjolog William McDougall pisał: „sławna teoria Freuda jest teorią na temat rozwoju i sposobu działania umysłu, która została rozwinięta przez Żyda, który studiował głównie żydowskich pacjentów; i wydaje się odno sić bardzo silnie do Żydów; wielu, być m o ż e większość tych lekarzy, którzy ak ceptują ją jako Nowy Testament, n o w e objawienie, są Żydami". Z tej to przyczy ny McDougall postawił następującą tezę na t e m a t autentyczności obserwacji psychoanalitycznych: „to, co dla m n i e i większości ludzi mojego rodzaju wydaje się dziwne, osobliwe i fantastyczne, może być dokładnie prawdziwe dla narodu żydowskiego". „Nie wiem, czy masz rację w swoim sądzie, który chce widzieć 316 FRONDA 19/20 w psychoanalizie bezpośredni produkt ducha żydow skiego, ale gdyby tak było, to nie czułbym się zawsty dzony" - komentował tę i p o d o b n e hipotezy s a m Freud." 1 Trzeba jednak zaznaczyć, iż każdy ortodoksyj ny Żyd uznałby powyższe twierdzenia za absurdalne. Jeszcze w młodości Freud zapisał się do Izraelickiego Stowarzyszenia Bratniego B'nai B'rith, gdzie na jednym z zebrań po raz pierwszy została przedstawio na na szerszym forum jego teoria marzeń sennych. 9 4 Polubił tę atmosferę loży i później założył własne „tajne przymierze", obejmują ce psychoanalityków, mających go „chronić przed wszelkimi atakami z ze wnątrz" 9 5 . Warto również odnotować, że główny teoretyk syjonizmu, Teodor Herzl, mieszkał na tej samej ulicy co Freud i, choć nie utrzymywali bezpośred nich kontaktów, to najwyraźniej Herzl miał wpływ na dzieci psychoanalityka, z których najbardziej zagorzałym syjonistą został Martin. W okresie studenckim był on nacjonalistycznym bojówkarzem - został nawet raniony w wyniku starcia żydowskich i niemieckich narodowców 9 6 - oraz członkiem syjonistycznej korpo racji studenckiej Kadimah. Ojciec „był tym faktem szczerze uradowany i wyraź nie to podkreślił. Wiele lat później sam się stał h o n o r o w y m członkiem Kadimahu." 9 7 „Syjonizm budził moje najbardziej szczere sympatie, które odczuwam do dziś" - pisał w 1930 r. Freud. 9 8 Zaznaczyć trzeba, że w - przeciwieństwie n p . do Karola M a r k s a - był on lojalny w o b e c swych p r z o d k ó w i nigdy nie odwoływał się do antysemickiej retoryki. Niestety, jego u c z n i o m zabrakło j u ż tej kultury p o l e m i c z n e j . Ży dowski naśladowca Freuda, O t t o Weininger - z d a n i e m s a m e g o m i s t r z a „uta lentowany m ł o d y filozof" - stworzył j e d n ą z bardziej z n a n y c h a n t y s e m i c k i c h książek międzywojennego Wiednia, Eros i Psyche, k t ó r a m i a ł a 28 w y d a ń i o której Mussolini twierdził, iż dzięki niej „wiele s p r a w się s t a ł o dla niego jasnych". 9 9 Duce darzył wielką, zresztą odwzajemnioną, s y m p a t i ą także s a m e go Freuda. Dbał o jego b e z p i e c z e ń s t w o po Anschlussie, w z a m i a n za co t e n s p r e z e n t o w a ł mu książkę z dedykacją „od s t a r e g o człowieka, który w dykta torze widzi h e r o s a kultury". 1 0 0 Przy innej okazji Freud twierdził: „Żydzi w ogóle czcili m n i e jak b o h a t e r a narodowego, chociaż moja zasługa dla sprawy żydowskiej ogranicza się do tego jedynie, że nigdy nie ukrywałem swego żydowskiego pochodzenia" 1 0 1 . Jest to LATO2000 317 prawda i rodzinie F r e u d ó w przyszło zapłacić wysoką cenę za o d w a ż n e przyznawanie się do swego pochodzenia. Dorastając w a t m o s ferze prześladowań, wielu jego krewnych na bawiło się ciężkich anty-antysemickich obse sji. Syn mistrza opisywał, że p e w n e g o dnia podczas spaceru siostra Zygmunta, Dolfi, za częła się upierać, że człowiek, który przed chwilą ich obojętnie minął, „nazwał m n i e starą, śmierdzącą Żydówką i dorzucił, że nadszedł już czas, by pozabijać wszystkich Ż y d ó w " . Z d a n i e m Martina Freuda, zachowanie Dolfi „było przejawem jakiejś patologicznej fobii". 1 0 2 N a w e t jeśli ocenimy te „patologiczne fobie" w rodzinie Freudów jako usprawiedliwione okolicznościami, nie powinniśmy zapominać, że miały o n e wpływ na ich per cepcję rzeczywistości. Z y g m u n t Freud zaś nie był typowym Żydem, który zno si antysemickie prześladowania w pokorze. Był Żydem galicyjskim, co - jeśli wierzyć jego synowi - stanowi wielką różnicę: „Myślę, że właśnie o nich była mowa, gdy słyszy się o Żydach, którzy chwalą przemoc i opór zamiast pokory i małodusznej akceptacji wrogiego losu" - pisał Martin Freud 1 0 3 . Taka też była odpowiedź jego ojca na szykany. Stworzył intelektualną grę, równie wciągającą jak poprzedni jego wynalazek - kokaina. Grę, która cały świat wartości, odpowiedzialny jego z d a n i e m za prześladowania Żydów, mia ła obrócić w perzynę. A dokładniej rzecz ujmując: zamienić w „sublimację". Psychoanaliza była zemstą, która nad wyraz skutecznie pogrzebała świat war tości, realizowanych przecież w praktyce i przez samego Freuda. Tak właśnie brzmi ostatnia hipoteza na t e m a t źródeł psychoanalizy. Nie da się ukryć, że rodzi ona daleko p o s u n i ę t e wątpliwości. Czy Freud nie bał się, że zniszczy w ten sposób również cywilizację żydowską? Niewątpliwie, dla juda izmu psychoanaliza jest równie wyniszczająca, jak dla chrześcijaństwa. Ale nie sądzę, by ten aspekt p r o b l e m u robił na nim, ateiście, wrażenie. N a t o m i a s t co do pozostałych wartości kulturowych, mógł liczyć na niezwykłą siłę wewnętrz ną swojego etnosu. Takiej wizji m o ż n a przynajmniej się domyślać z jego wypo wiedzi: „my, Żydzi, nosimy w sobie tę c u d o w n ą w s p ó l n ą rzecz, która - jak do tąd niedostępna dla żadnej analizy - powoduje, że jesteśmy Żydami" 1 0 4 . Podczas całej mojej lektury Freuda nie p r z y p o m i n a m sobie, aby choć jeden raz więcej 318 FRONDA 19/20 przyznał on, iż cokolwiek jest w stanie w y m k n ą ć się psychoanalizie! Tak więc jedynym wyjątkiem miałaby być „ c u d o w n a w s p ó l n a rzecz", k t ó r a konstytuuje żydostwo. W jego książkach wielokrotnie ujawnia się p o d o b n e spojrzenie. „Żydzi mają b a r d z o d o b r ą opinię o sobie, uważają się za szlachetniejszych, re prezentujących wyższy poziom, górujących n a d innymi. Przy tym ożywia ich szczególne zaufanie do życia, takie, jakie daje tajemne posiadanie c e n n e g o da ru (...) Wśród wszystkich l u d ó w żyjących w starożytności w basenie M o r z a Śródziemnego lud żydowski jest jedynym, który istnieje jeszcze z nazwy i w rzeczywistości." Freud j a s n o podkreśla, że za siłą żydostwa stoi coś głęb szego niż kult Jahwe, gdyż „taka przyczyna nie zgadza się ze skutkiem. Fakt, który staramy się wytłumaczyć, jest n i e w s p ó ł m i e r n y w s t o s u n k u do wszystkie go, co przytaczamy celem wyjaśnienia go." 105 O t o prawdziwe, nie dające się ob jąć ludzkim umysłem, Misterium Fideil Cywilizacja łacińska okazała się niepokojąco p o d a t n a na wirusa zwanego psy choanalizą. Ukształtował on n o w ą kastę kapłańską, która dokonała systematycz nej dewastacji dorobku duchowego Europy, sprowadzając nasze wartości moral ne do poziomu „wysublimowanych" popędów, szukając podłoża zachowań m o ralnych w represji, a metafizyczne fundamenty cywilizacji redukując do p o z i o m u „mojego zdania", równoprawnego wobec „moich z d a ń " wszystkich innych ludzi. W życiu n a u k o w y m twórcza energia psychoanalizy wypaliła się już kilka dekad t e m u , lecz z a n i m to się stało, zdołała głęboko w n i k n ą ć w s p o s ó b rozu m o w a n i a Europejczyków i Amerykanów. Utworzyła p e w n ą m a n i e r ę myślenia 0 świecie, bardzo t r u d n ą do wykorzenienia, gdyż większość ulegających jej o s ó b jest zbyt głupia na czytanie obalających „ m i t psychoanalizy" prac n a u k o wych, a jednocześnie - we w ł a s n y m poczuciu - zbyt m ą d r a na p r o s t ą wiarę w zasady m o r a l n e . Tacy ludzie jeszcze przez całe pokolenia w gotyckich kate drach nie b ę d ą umieli dostrzec niczego p o n a d symbol erekcji. A p o z a t y m n i k t już nie da szansy naprawienia swoich b ł ę d ó w tym, którzy odeszli, przeżywszy swoje życie zgodnie z zaleceniami d o k t o r a Freuda. ROBERT NOCACKI PRZYPISY 1 2 Georg Markus, Zygmunt Freud i tajemnice duszy, Warszawa 1993, s. 52-62. Tamże, s. 21-22. 3 Tamże, s. 42; Martin Freud, Freud - mój ojciec, Warszawa 1993, s.12. 4 E. Fromm, Kryzys psychoanalizy, Rebis, Poznań 1995. LATO-2000 319 5 G. Markus, dz. cyt., s.255. 6 E. Fromm, Kryzys psychoanalizy, wyd. cyt., s.21-30. 7 H. Marcuse, Eros and Civilization. A Philosophical Inąuiry into Freud, Beacon Press, Bo ston 1955. 8 Max Scharnberg, The Non-Authentic Naturę of Freud's Observations, Acta Universitatis Upsaliensis, Uppsala 1993, tom I, s. 113-115 i nast. 9 G. Markus, dz. cyt., s. 190-191. 10 Bruno Bettelheim, Freud i dusza ludzka, Warszawa 1994, s. 28. 11 Ingrid Kaestner, Christina Schroeder, Zygmunt Freud (1856-1939). Badacz umysłu, neu rolog, psychoterapeuta, Wrocław 1997, s. 59. 12 T. Szasz, The Myth of Psychotherapy, New York 1979, s.125. 13 B. Bettelheim, dz. cyt., s. 40, 49, 55. 14 Tamże, s. 56. 15 B. Suchodolski, wstęp do: Z. Freud, Człowiek, religia, kultura, Warszawa 1967. 16 M. Scharnberg, dz. cyt., tom I, s. 30-38. 17 Tamże, tom I, s. 69-75 i in. 18 Tamże, tom I, s. 86. 19 W kwestii dlaczego i po co Freud tuszował tożsamość pacjentów polecam refleksje M. Scharnberga, dz. cyt., tom I, s. 66-68 i 149. 20 G. Markus, dz. cyt., s. 77-87. 21 M. Scharnberg, dz. cyt., tom I, s. 127-129, 150, 226-234. 22 Edward M. D. Pinckney, Cathey Pinckney, The Fallacy of Freud and Psychoanalisis, En- 23 M. Scharnberg, dz. cyt., tom I, s. 46. glewood Cliffs 1965, s. 109. 24 G. Markus, dz. cyt., s. 165. 25 Tamże, s. 144; M. Scharnberg, dz. cyt., tom I, s. 231-232. 26 M. Scharnberg, dz. cyt., tom I, s. 19-21, 26-29, 33, 43 i in. 27 G. Markus, dz. cyt., s. 251-253. 28 E. Pinckney, C. Pinckney, dz. cyt., s. 109. 29 M. Scharnberg, dz. cyt., tom I, s. 18, 43, 44, 46, 171, 52. 30 G. Markus, dz. cyt., s. 30; B. Bettelheim, dz. cyt., s. 63. 31 G. Markus, dz. cyt., s. 37. 32 J. de La Vaissiere TJ, Teorja psychoanalityczna Freuda. Studjum z psychologii pozytywnej, 33 Peter Gay, A Godless Jew. Freud, Atheism, and the Making of Psychoanalisis, Yale 1987, s. 34 E. Pinckney, C. Pinckney, dz. cyt., s. 155-168. 35 Z. Freud, Wizerunek własny, Warszawa 1990, s. 28. 36 M. Scharnberg, dz. cyt., tom I, s. 270-334. [wydanie międzywojenne], s. 9. 71. 37 E. Pinckney, C. Pinckney, dz. cyt, s. 113. 38 G. Markus, dz. cyt., s. 17. 39 M. Scharnberg, dz. cyt., tom I, s. 137. 320 FRONDA 19/20 40 Z. Freud, Wizerunek własny, wyd. cyt., s. 27. 41 G. Markus, dz. cyt., s. 237. 42 Z. Freud, Wizerunek własny, wyd. cyt., s. 46. 43 G. Markus, dz. cyt., s. 15. 44 I. Kaestner, C. Schroeder, dz. cyt., s. 48. 45 G. Markus, dz. cyt., s. 15. 46 Tamże, s. 271. 47 Tamże, s. 19. 48 W. Szewczuk, Wstęp do antypsychoanalizy, Warszawa 1973, s. 87. 49 E. Fromm, Kryzys psychoanalizy, wyd. cyt., s. 43-46. 50 P. Gay, dz. cyt., s. 57. 51 G. Markus, dz. cyt., s. 25. 52 R Gay, dz. cyt., s. 81-82. 53 Tamże, s. 84-85. 54 Tamże, s. 79. 55 B. Bettelheim, dz. cyt., s. 53. 56 R Gay, dz. cyt., s. 64-65. 57 G. Markus, dz. cyt., s. 168. 58 Tamże, s. 131-133. 59 E. Fromm, Kryzys psychoanalizy, wyd. cyt., s. 74-75. 60 Freud, red. Frank Cioffi, London 1973, s. 4. 61 M. Freud, dz. cyt., s. 27. 62 E. Pinckney, C. Pinckney, dz. cyt., s. 9-10. 63 M. Freud, dz. cyt., s. 173. 64 G. Markus, dz. cyt., s. 231. 65 M. Freud, dz. cyt., s. 142. 66 Tamże, s. 90. 67 M. Scharnberg, dz. cyt., tom I, s. 76. 68 M. Freud, dz. cyt., s. 67. 69 Tamże, s. 94. 70 Tamże, s. 183. 71 G. Markus, dz. cyt., s. 149. 72 Tamże, s. 180. 73 M. Freud, dz. cyt., s. 42, 136, 119, 70. 74 E. Fromm, Sigmund Freud's Mission. An Analysis of His Personality and Influence, New York 1959, s. 20-37. 75 Tamże, s. 1-9. 76 I. Kaestner, C. Schroeder, dz. cyt., s. 16-18. 77 G. Markus, dz. cyt., s. 188. 78 Tamże, s. 38, 63. 79 Problem ten rozważali: Jurgen Scheidt, Freud und das Kokain, Mtinchen 1973; Eberhard Haas, Freuds Kokainepisode und das Problem der Sucht, „Jahrbuch der Psychoana- LATO-2000 321 łyse" 1983, tom XV, s. 171-228; Heinz Schott, Freud's Experiments on Himself with Cocaine as a Forerunner of his Self-Analysis, „International Associaton for the History of Psychoanalysis Journal" 1986, nr 7-9. 80 E. Fromm, Sigmund Freud's Mission..., wyd. cyt., s. 9. 81 G. Markus, dz. cyt., s. 209-211. 82 Tamże, s. 34. 83 P. Gay, dz. cyt., s. 18. 84 I. Kaestner, C. Schroeder, dz. cyt., s. 16. 85 R Gay, dz. cyt., s. 38. 86 G. Markus, dz. cyt., s. 88. 87 R Gay, dz. cyt., s. 40-41. 88 Z. Freud, Wizerunek własny, wyd. cyt., s. 6. 89 G. Markus, dz. cyt., s. 34. 90 Z. Freud, Wizerunek własny, wyd. cyt., s. 6. 91 Zob. np. M. Freud, dz. cyt., s. 113-114. 92 G. Markus, dz. cyt., s. 250. 93 R Gay, dz. cyt., s. 117-118, 127. 94 G. Markus, dz. cyt., s. 167. 95 Tamże, s. 241. 96 M. Freud, dz. cyt., s. 175-176, 186. 97 Tamże, s. 183-184. 98 R Gay, dz. cyt., s. 123. 99 G. Markus, dz. cyt., s. 125-129. 100 Tamże, s. 260. 101 Tamże, s. 167. 102 M. Freud, dz. cyt., s. 15. 103 Tamże, s. 9. 104 R Gay, dz. cyt., s. 132-133; podkreślenie - R.N. 105 Z. Freud, Człowiek, religia, kultura, wyd. cyt., s. 211. 322 FRONDA 19/20 Nadchodzi godzina, owszem już jest... STRONA POŚWIĘCONA czyli fronda w intemecie H T T P : / / W W W . F R O N D A . P L LATO-2000 323 Miejsce opisywanego przez niemieckich lekarzy „Żyda-szaleńca" uprawiającego kazirodztwo zajął everyman; każdy człowiek stał się winny, skłonny ku sza leństwu i seksualnym dewiacjom. Odpowiedzią Freuda na zarzut, że Żydzi są z natury szaleńcami, przestępca mi i zboczeńcami był pogląd, że są nimi wszyscy lu dzie, gdyż „przestępstwo pierworodne", jakim jest „psychologiczne" uśmiercenie ojca przez syna, stanowi najgłębsze jądro człowieczeństwa. CZAS RELATYWIZMU Uwagi o Freudzie A N D R Z E J FIDERK , ( : , & = 29 maja 1919 roku na maleńkiej wysepce Principe sir A r t h u r E d d i n g t o n wy konał szereg zdjęć całkowitego zaćmienia Słońca. D a n e z d o b y t e p o d c z a s te go doświadczenia przyniosły p o t w i e r d z e n i e teorii względności Einsteina, za dając ostateczny cios fizyce n e w t o n o w s k i e j z jej p r z e ś w i a d c z e n i e m , że czas i p r z e s t r z e ń m o g ą być z m i e r z o n e w wartościach bezwzględnych. Jak zauwa żył Paul J o h n s o n , odkrycie faktu, iż czas i p r z e s t r z e ń mają c h a r a k t e r względ ny, o d m i e n i ł o radykalnie n a s z e p o s t r z e g a n i e świata. Brytyjski historyk uży wa tu następującego p o r ó w n a n i a : w y o b r a ź m y sobie, że w antycznej sztuce greckiej z epoki peryklejskiej pojawia się nagle p e r s p e k t y w a z n a n a ze stu diów i o b r a z ó w malarzy R e n e s a n s u , a p o j m i e m y do p e w n e g o stopnia, jak wpłynęła na u m y s ł y ludzi teoria względności. 324 FRONDA 19/20 Niejako równolegle do odkryć Einsteina obserwujemy w o w y m czasie eks plozję relatywizmu w sztuce, w szczególności w literaturze. W t y m s a m y m 1919 roku Marcel Proust publikuje pierwszy t o m swojej powieści W poszuki waniu straconego czasu, niezwykłego e k s p e r y m e n t u literackiego, klasycznego dzieła z anty-bohaterem, rozgrywającego się w chaotycznych, zazębiających się bądź oddalających się od siebie s t r u m i e n i a c h czasu, p e ł n e g o utajonych seksualnych podtekstów. Trzy lata później J a m e s Joyce publikuje w Paryżu Ulissesa. Jeśli w dziele P r o u s t a m o ż n a jeszcze odnaleźć, jak chce Paweł Lisic ki, choćby ślad nadziei na istnienie absolutu, „czegoś, co jest na zewnątrz cza su, co nadaje mu sens, wyznacza jego kierunek, spaja r ó ż n e jego p u n k t y " , LATO-2000 325 o tyle na p r ó ż n o szukać tego w powieści-niepowieści Irlandczyka. Z d a n i e m T.S. Eliota Proust i Joyce dokonali zniszczenia XIX stulecia, a raczej jego wiel kiej literatury, „która opiewała chrześcijańskie wartości, takie jak odpowie dzialność za innych i rzetelność, i której autorzy rzeczywiście czuli się o d p o wiedzialni za wpływ swoich dzieł na m o r a l e czytelników". 1 Na pytanie, czy rewolucyjny w p ł y w teorii E i n s t e i n a m o ż n a rozciągać również na i n n e dziedziny, z n a u k ą niewiele mające w s p ó l n e g o , takie cho ciażby jak literatura, nie s p o s ó b j e d n o z n a c z n i e odpowiedzieć. Z p e w n o ś c i ą erozja chrześcijańskiego kośćca europejskiej kultury zaczęła się znacznie wcześniej, a tacy myśliciele jak Molnar, G u e n o n czy Weaver umieszczają jej początki już w XIV stuleciu. Na p e w n o j e d n a k nie m o ż n a bagatelizować wpływu na ówczesną k u l t u r ę i n n e g o uczonego, d o k t o r a psychologii z Wied nia, Z y g m u n t a Freuda. Prorok z Wiednia Jak pisze badacz dzieła Freuda Richard Webster, wiedeński psycholog twier dził, że „zadał drugi cios n a i w n e m u samouwielbieniu człowieka". Pierwszy cios, jak sądził, padł z ręki D a r w i n a po publikacji O pochodzeniu gatunków. W opinii Freuda osobowe sumienie, stanowiące serce chrześcijańskiej etyki, zostało sprowadzone do roli m e c h a n i z m u s a m o o b r o n n e g o wytwarzanego przez społeczeństwo dla ochrony przed wybujałym indywidualizmem i ego izmem jednostek ludzkich. To t ł u m i e n i e ludzkiego pożądania przez rozwinię te społeczeństwa uczyniło człowieka nieszczęśliwym. Poglądy Freuda, zawarte w jego książkach i listach, miały wyraźny charakter guast-religijnego objawie nia o sile p o p ę d u seksualnego i potędze podświadomości, stawiając p o d zna kiem zapytania wolną wolę człowieka i sensowność posługiwania się rozu m e m . Mamy tu do czynienia z rodzajem świeckiej teologii, jednoznacznie negatywnie oceniającej istotę ludzką. Webster uważa, że pewnych e l e m e n t ó w teologii o wydźwięku mizantropijnym doszukiwać się m o ż n a już w dziełach św. Augustyna, uzyskały o n e jednak p e ł n e rozwinięcie dopiero w poglądach za łożycieli protestantyzmu, Lutra i szczególnie Kalwina. 2 Freud zastąpił „religij ną mizantropie" p r o t e s t a n t y z m u swoją p r y w a t n ą mizantropią. Intelektualny klimat, jaki p a n o w a ł w a u s t r i a c k i m i n i e m i e c k i m środowi sku m e d y c z n y m w czasach m ł o d o ś c i Freuda, z d o m i n o w a n y był przez m o d n e 326 FRONDA 19/20 p o d ó w c z a s „ d o g m a t y " racjonalnego o p t y m i z m u . Psychologowie owej epoki przypominali p e w n y c h siebie w i k t o r i a ń s k i c h przedsiębiorców, pragnących rozwiązywać p r o b l e m y świata za p o m o c ą b u d o w y linii kolejowych i telegra ficznych, narzucając s t a n d a r d y w o l n e g o h a n d l u i p o w s z e c h n e j edukacji. U w a ż a n o , że pociąg seksualny należy do „zwierzęcych" r e z y d u ó w ludzkiej n a t u r y i wraz z d o s k o n a l e n i e m się człowieka będzie on podlegał sublimacji. Freudowi u d a ł a się nie lada sztuka, jaką było zniszczenie tego n a i w n e g o , ra cjonalnego o p t y m i z m u . Po pierwsze, z a p r o p o n o w a ł radykalnie o d m i e n n e spojrzenie na ludzką psyche, twierdząc, iż w istocie jest o n a chaotyczna i m r o c z n a . Po drugie, d o k o n a ł uniwersalizacji pojęcia „ c h o r o b y u m y s ł o w e j " w taki sposób, że właściwie każde z a c h o w a n i e wynikające z konfliktów e m o cjonalnych przeżywanych przez j e d n o s t k ę było ipso facto formą „ c h o r o b y " . Z p e w n o ś c i ą wierzący w p o s t ę p i d o s k o n a l e n i e ludzkości psychologowie byli w błędzie. J e d n a k ż e d o s t a r c z o n a przez F r e u d a t e o r i a była r ó w n i e b ł ę d n a i bez wątpienia znacznie bardziej destrukcyjna. W a r t o m o ż e przyjrzeć się ko respondencji wiedeńskiego doktora, gdyż o d s ł a n i a n a m o n a nie Freuda-Me3 sjasza psychoanalizy, lecz Freuda-człowieka. W s w o i m liście do Lou-Andreas Salome pisał: „W głębi m e g o serca zawsze żywiłem p r z e k o n a n i e , że m o i drodzy współobywatele są, p o z a niewielkimi wyjątkami, nic niewarci". Takie przeświadczenie żywi wielu, a od czasu do czasu bywa o n o u d z i a ł e m każde go z nas, idźmy j e d n a k dalej za myślą w i e d e ń s k i e g o psychiatry. „Bezwartościowość ludzi zawsze robiła na m n i e wielkie w r a ż e n i e (...) zaledwie kilku pacjentów wartych jest wysiłków, jakie im p o ś w i ę c a m " . „ Z n a l a z ł e m b a r d z o niewiele d o b r e g o w ludzkich istotach. W m o i m p r z e k o n a n i u większość z nich to śmieci." W n a p i s a n y m u schyłku życia liście do Ludwika Binswangera Freud, p o sługując się metaforą D o m u , pisał: „ Z a w s z e m i e s z k a ł e m na p a r t e r z e l u b w s u t e r e n i e b u d y n k u . Pan uważa, że w r a z ze z m i a n ą p u n k t u obserwacji m o ż na zobaczyć również wyższe p i ę t r a i tych, którzy t a m zamieszkują: Religię, Sztukę itd. (...) W t y m względzie Pan jest konserwatystą, ja rewolucjonistą. Gdybym miał jeszcze j e d n o życie i m ó g ł je poświęcić mojej pracy, zaprosił b y m również i tych M i e s z k a ń c ó w z góry do m o i c h p o d z i e m i . Z n a l a z ł e m na wet imię, które n a d a ł b y m Religii, gdyby zamieszkała u m n i e , na dole: N e u roza Ludzkości." Znany przedstawiciel ruchu antypsychiatrycznego, prof. T h o m a s Szasz, tak k o m e n t u j e t e n list Freuda: „Przesłanie F r e u d a jest LATO-2000 327 bardzo jasne. D z i e ł e m jego życia było s p r o w a d z e n i e religii «z piętra» do «piwnicy», tj. z p o z i o m u inspiracji i n a t c h n i e n i a do p o z i o m u s z a l e ń s t w a i choroby. Gdyby miał więcej czasu, t e n rewolucyjny n a u k o w i e c zdegrado wałby również sztukę i i n n e w z n i o s ł e osiągnięcia ludzkiego d u c h a . " Powróćmy teraz do poglądów wiedeńczyka. Ich j ą d r o stanowi pojęcie tzw. kompleksu Edypa, choć trzeba przyznać, że w chwili obecnej niewielu na ukowców uznaje centralne miejsce tego „ d o g m a t u " psychoanalizy. 4 W oczach Freuda o egzystencji człowieka przesądzają zdarzenia składające się na ów kompleks: seksualna fascynacja m a t k ą i nienawiść do ojca w wypadku c h ł o p ców oraz pociąg seksualny do ojca w połączeniu z nienawiścią do m a t k i w wy padku dziewczynek. Nie będziemy się zajmować tym, w jaki s p o s ó b F r e u d uzasadniał istnienie tych zjawisk (osobną kwestią jest, czy istnieją o n e w ogó le, czemu zaprzecza wielu współczesnych psychologów), jego argumentacja jest bowiem dostatecznie znana. Z a u w a ż m y jedynie, że p e w n e argumenty, chociażby twierdzenie o tym, że przyczyną nienawiści dziewczynki do m a t k i jest poczucie dyskomfortu s p o w o d o w a n e „okaleczeniem" (brakiem p e n i s a ) , b u d z ą dziś raczej u ś m i e c h niż głębsze zainteresowanie. 5 B e z p o ś r e d n i m na s t ę p s t w e m kompleksu Edypa jest poczucie winy. Chłopiec nienawidzący ojca i dziewczynka nienawidząca m a t k i jednocześnie kochają ich, gdyż powiązani są z nimi więzami krwi. Poczucie winy prowadzi z kolei do zaburzeń bądź wręcz do choroby psychicznej. 6 Z d a n i e m F r e u d a r a t u n k i e m (zbawieniem) dla ludzkości, zniszczonej poczuciem winy i c h o r o b ą psychiczną, była psychoana328 FRONDA 19/20 liza. Dokonał on jednak kalwinistycznego rozróżnienia, gdyż jego z d a n i e m do terapii nadawała się jedynie garść wybrańców ( p r e d e s t y n o w a n y c h ) . Uzasad niając ten pogląd Freud starał się używać języka n a u k o w e g o i racjonalnego, jednakże w listach z n ó w odsłania się n a m raczej p r o r o k i moralista niż uczo ny: „budzi we m n i e zadowolenie fakt, że właśnie najcenniejsze, najbardziej rozwinięte jednostki najlepiej nadają się do psychoanalizy". Wybrańcy, w a r t o zauważyć, wywodzili się przeważnie z górnych w a r s t w klasy średniej. „Pa cjentom nie posiadającym o d p o w i e d n i e g o wykształcenia (...) należy o d m a wiać terapii." Uczniowie Mistrza poszli w jego ślady, odrzucając wszelkie przypadki poważnych zaburzeń psychicznych. Zadziałała tu widać logika po dwójnej predestynacji. G r o n u szczęśliwych wybrańców przeciwstawiono mas sa damnata, niewykształconych i ubogich „ p s y c h o p a t ó w " . Z kolei wyedukowa ni i zamożni „wybrańcy", gotowi u z n a ć absolutny a u t o r y t e t t e r a p e u t y i jego interpretację ich „choroby", stali się idealnymi klientami gabinetów psycho analitycznych. Są nimi zresztą po dziś dzień. Freud uważał, że brak szczęścia jest ceną, jaką płacimy za cywilizację. Dlate go też cele, jakie stawiała przed sobą psychoanaliza, były m a ł o ambitne w porów naniu z religijną (chrześcijaństwo) czy ideologiczną (np. k o m u n i z m ) wizją czło wieka. „Zdrowie psychiczne" oznaczać m i a ł o po p r o s t u przystosowanie człowieka do panującego porządku, zagłuszenie dręczących go pytań i pragnień niezależnie od ich prawdziwej natury. „Psychoanaliza nie uczyni pana szczęśli wym - powiedział kiedyś Freud j e d n e m u ze swychpacjentów. - Przekona jednak LATO-2000 329 pana, że najlepszym rozwiązaniem jest transformacja pańskiej własnej histerii w przekonanie o istnieniu ogólnoludzkiego nieszczęścia." Dziwaczne poglądy Freuda znalazły wielu zwolenników wśród artystów, fi lozofów i intelektualistów. Psychoanaliza stworzyła b o w i e m kastę kapłanów, która po dziś dzień wywiera olbrzymi wpływ na życie całych narodów, choćby amerykańskiego. Jak pisze Seth Farber, amerykański antypsychiatra i prawo sławny teolog, „Freud czczony jest w Ameryce niczym Bóg w środowiskach in telektualistów i zsekularyzowanych Żydów, p o m i m o ewidentnej n i e n a u k o w o ści jego teorii. Poglądy Freuda zagnieździły się na wydziałach psychologii naszych uniwersytetów. Freud zapewnił specjalistom od «zdrowia psychiczne go* status zbawców dusz w gabinetach psychoanalizy. M o ż n a zaryzykować twierdzenie, że w połowie obecnego stulecia jego «religia» posiadała w Stanach niemal tylu wyznawców, co chrześcijaństwo. Jego pogląd, że t r a u m a psychicz na wyniesiona z dzieciństwa determinuje wszystkie p r o b l e m y dorosłego życia, całkowicie opanował kulturę popularną, m i m o że brak jakichkolwiek dowo d ó w na prawdziwość tej tezy. Nie posiadamy również żadnych dowodów, któ re potwierdzałyby istnienie kompleksu Edypa." Powodem tak wielkiej żywotności post-freudyzmu w N o w y m Świecie jest zapewne specyfika d u c h o w a Amerykanów, ukształtowanych przez ultraprotestancką mentalność i po dziś dzień pozostających w podświadomości purytanami, ślepo wierzącymi w predestynację. Równie w a ż n ą przyczyną jest opłacal ność biznesu psychoanalitycznego. Wiemy przecież, że kościoły protestanckie nigdy nie były ubogie, biedny nie jest też „Kościół" freudystowski. 330 FRONDA 19/20 Antysemityzm źródłem psychoanalizy? Warto pokusić się o odpowiedź na pytanie, co s k ł o n i ł o F r e u d a do s t w o r z e n i a tak mrocznej teorii. Ciekawej odpowiedzi dostarcza n a m a m e r y k a ń s k i psy cholog, Sanford Gilman, w swojej książce Przypadek Zygmunta Freuda. Medycy na i tożsamość w epoce fin de siecle." G i l m a n przypomina, że n a i w n y racjonalizm i o p t y m i z m niemieckich i austriackich p s y c h o l o g ó w oraz lekarzy owych cza sów szedł w parze z niezwykłymi poglądami rasowymi, mającymi raczej cha rakter p r z e s ą d ó w niż tez naukowych. U w a ż a n o , że Żydzi mają większą niż inne narody s k ł o n n o ś ć z a r ó w n o do c h o r ó b umysłowych, jak i p r z e s t ę p s t w natury seksualnej, w szczególności kazirodztwa. M ł o d y Freud miał więc nie lada orzech do zgryzienia, aspirując do ś r o d o w i s k a n a u k o w e g o , k t ó r e w prze ważającej części h o ł d o w a ł o p o g l ą d o m urągającym jego n a r o d o w i . Z jego ko respondencji w i a d o m o zresztą, że przeżywał swoje żydostwo w s p o s ó b przy pominający s t o s u n e k wielu Rosjan wobec Zachodu: dumie z własnej tożsamości towarzyszył n i e o d m i e n n i e k o m p l e k s niższości. Z d a n i e m Gilmana wszystkie dzieła Freuda są odzwierciedleniem jego sta nu psychicznego i zarazem p r ó b ą autoterapii. Freud, zalecający s w o i m pacjen t o m transformację osobistych p r o b l e m ó w w przekonanie o „istnieniu ogólno ludzkiej u ł o m n o ś c i " , sam dokonał projekcji własnych k o m p l e k s ó w i ambicji na płaszczyznę ogólnoludzką. Miejsce opisywanego przez niemieckich lekarzy „Żyda-szaleńca" uprawiającego kazirodztwo zajął everyman; każdy człowiek stał się winny, skłonny ku szaleństwu i seksualnym dewiacjom. O d p o w i e d z i ą LATO-2000 331 Freuda na zarzut, że Żydzi są z n a t u r y szaleńcami, przestępcami i zboczeńca mi byt pogląd, że są n i m i wszyscy ludzie, gdyż „ p r z e s t ę p s t w o p i e r w o r o d n e " , jakim jest „psychologiczne" uśmiercenie ojca przez syna, stanowi najgłębsze jądro człowieczeństwa. Uczeń wiedeńskiego psychologa, W i l h e l m Stekel, na pisał wprost, że „psychoanaliza zakłada p o w s z e c h n ą w y s t ę p n o ś ć ludzkiej na t u r y " . Trzeba równocześnie zauważyć w p r o w a d z o n ą przez Freuda i s t o t n ą m o dyfikację: o ile Ż y d o m zarzucano zwykle s k ł o n n o ś ć do s t o s u n k ó w między b r a t e m i siostrą, o tyle everyman winien był kazirodczych s t o s u n k ó w między rodzicami a dziećmi, te zaś u w a ż a n e są - o ile możliwa jest tu jakakolwiek gradacja - za jeszcze ohydniejsze. Psychoanaliza była, z d a n i e m Gilmana, reakcją z a r ó w n o na oświeceniowy pozytywizm i o p t y m i z m ( m i m o że w przyszłości sięgną po n i ą p o s t o ś w i e c e niowcy z N o w e j Lewicy), jak i na antysemickie prądy i n t e l e k t u a l n e p r z e ł o m u wieków. Uniwersalizując zarzuty s t a w i a n e Ż y d o m , F r e u d pokazał, jak dalece był uzależniony (inna sprawa, na ile ś w i a d o m y m było to uzależnienie) wła śnie od a n t y s e m i t y z m u swojej epoki. H i p o t e z a amerykańskiego badacza stawia p o w a ż n y dylemat przed czemp i o n a m i m o d e r n i z m u : skoro a n t y s e m i t y z m j e s t z ł e m , a m o ż e n a w e t Z ł e m , t o wszystko, co o d e ń pochodzi, w tym i psychoanaliza, r ó w n i e ż p o w i n n o być złe, a n a w e t Z ł e . A przecież jest o n a j e d n y m z f u n d a m e n t ó w n o w o c z e s n o ś c i i postępowej wizji człowieka! N a p r a w d ę istotne jest j e d n a k wyzwanie, jakie stawia przed n a m i freudyzm, a raczej caty n u r t intelektualny, k t ó r e m u dat on początek. Genialny ko lumbijski aforysta, Nicolas Davila, napisał niegdyś o Nietzschem, iż jest on gigantycznym p y t a n i e m skierowanym do chrześcijan i nie należy go krytyko wać, lecz odpowiadać m u . Podobnie należy p o t r a k t o w a ć freudyzm ze wszyst kimi jego p o c h o d n y m i . P r o b l e m u nie stanowi b o w i e m Freud, psychoanaliza i kompleks Edypa, lecz zanik chrześcijańskiej wizji człowieka, który umożli wił o p a n o w a n i e przestrzeni duchowej społeczeństw przez tego typu teorie. Perspektywę - która nie zapominając o u p a d ł y m stanie ludzkiej n a t u r y zarazem nie w p a d a ani w m i z a n t r o p i e , ani w n a i w n y o p t y m i z m - o d n a l e ź ć m o ż n a w antropologii biblijnej i w dziełach Ojców Kościoła, szczególnie greckich. W tej perspektywie każdy człowiek jest „największym z grzeszni ków", a jego egzystencja to stałe zawieszenie m i ę d z y p o t ę p i e n i e m a zbawie niem, ciągłe „drżenie duszy u b r a m Raju". J e d n o c z e ś n i e to w ł a ś n i e napięcie 332 FRONDA 19/20 i zawieszenie p r z e s ą d z a o wielkości człowieka. T r u d n o o bardziej m i a ż d ż ą c ą krytykę kondycji ludzkiej niż ta, k t ó r a znajduje się na k a r t a c h dzieł Ojców Kościoła, p a r a d o k s a l n i e nie ma w niej j e d n a k ani cienia m i z a n t r o p i i . Taka p e r s p e k t y w a w y m a g a j e d n a k wyjścia p o z a w ł a s n e ja i o t w a r c i a się na t o , co a b s o l u t n e , t r w a ł e i n i e z m i e n n e , na to w ł a ś n i e , czego z u p e ł n i e nie m a ' w p o glądach Z y g m u n t a Freuda, j e d n e g o z Ojców Założycieli E p o k i R e l a t y w i z m u . ANDRZEJ FIDERKIEWICZ PRZYPISY: 1 Wielkie wartości solidnej wiktoriańskiej literatury dostrzegają również ludzie nie związani z literaturą. Wielu prawosławnych kierowników duchowych polecało swoim podopiecznym lekturę książek Dickensa, uznając je za abecadło codzien nego chrześcijańskiego życia. 2 Kalwin uważał np. ludzką naturę za całkowicie i nieodwracalnie zepsutą przez grzech pra-rodziców, twierdząc, że rodzimy się „z naturą wstrętną i obrzydliwą w oczach Boga". 3 Cytaty z listów pochodzą z książki dra Setha Farbera Eternal Day. The Christian Alternative to Secularism and Modern Psychology, Regina Orthodox Press, Salisbury (USA) 1998. 4 Podobna ewolucja poglądów zaszła w teologii protestanckiej, która wywarła ogrom ny wpływ na Freuda. Współcześni ewangelicy odżegnują się np. od koncepcji predestynacji. 5 W świetle teorii Freuda dzieci są od narodzin „złe". David McClelland, amerykań ski psychoanalityk i kwakierski teolog, napisał o jednym z najważniejszych uczniów Freuda, jego córce Annie: „Słuchając Anny Freud mówiącej o kryminal nych skłonnościach rocznych i dwuletnich dzieci, wracamy myślą do kalwińskich kazań o wiecznym potępieniu niemowląt". 6 Webster twierdzi, że początkowo Freud przypisywał skłonności neurotyczne oso bom wykorzystywanym seksualnie przez rodziców, z biegiem czasu uznał jednak neurozę za zjawisko powszechne i nie powiązane z takimi czy innymi zachowania mi rodziców. 7 Zob. Sanford Gilman, The Case of Sigmund Freud. Medicine and Identity at the Fin de Siecle, John Hopkins University, Baltimore 1993. LATO 2 0 0 0 333 Ponowoczesne małżeństwo to „małżeństwo otwarte". Z możliwością uprawiania seksu grupowego (zarówno w wersji hetero, jak i homo), „terapeutycznego" roz stawania się oraz mnóstwa innych atrakcji. Autorzy jednego z poradników, propagującego „wolną miłość", snują rozważania na temat „terapeutycznej gratyfika cji", jaką - ich zdaniem - dają stosunki kazirodcze. Na zarzuty o namawianie do zachowań perwersyjnych selfista swojemu krytykowi może zawsze odpowie dzieć: „Wszak ty sam określasz wartości i znaczenia". NIE WIERZĘ PSYCHO LOGOM Wokół rozważań FILIP nad selfizmem MEMCHES Nazywamy wiek dwunasty ascetycznym. Nasze własne czasy nazywamy he donistycznymi, uważając, że są przepełnione radosną przyjemnością. Jednak w czasach ascezy miłość życia była ewidentna i tak wielka, że stale trzeba było ją hamować. W czasach hedonizmu przyjemność osiąga poziom tak niski, że stale trzeba ją pobudzać. Jak wysoko potrafiło wezbrać morze 334 FRONDA 19/20 ludzkiego szczęścia w wiekach średnich, poznajemy dziś tylko po kolosalnych groblach, które ludzie wznosili wtedy, by nie przelało się ponad miarę. Jak nisko poziom ten spadł dzisiaj, poznają nasi potomni tylko po owych osobli wych poradnikach, które każą ludziom zachować pogodę ducha i tłumaczą im, że życie ostatecznie nie jest takie złe. Społeczeństwo wytwarza optymi stów wtedy, gdy nie jest już w stanie wytworzyć ludzi szczęśliwych. Gilbert K. Chesterton Psychoterapia jest u samych swoich korzeni fenomenem kontrkulturowym. Wojciech Eichelberger Psychologia i religia doskonale uzupełniają się wzajemnie. Pierwsza jest nie zbędna dla zgłębienia ludzkiego wnętrza. Jej nieoceniona w a r t o ś ć ujawnia się w rozmaitych sytuacjach kryzysowych, z a r ó w n o indywidualnych, jak i społecz nych. Druga pozostaje także ważna, lecz jej przydatność dotyczy tylko o s ó b wierzących. Świadomość istnienia d o b r e g o i miłującego Boga znakomicie speł nia u nich funkcję terapeutyczną. Poprawia samopoczucie. Ten pogląd wydaje się ostatnio dominujący. Z powyższych zdań wynika, że psychologia jest dla wszystkich, zaś religia dla nielicznych. Ponowoczesność po zostaje spadkobierczynią - przynajmniej w niniejszym zakresie - typowo moder nistycznego przekonania o wyższości tego, co naturalne, nad tym, co objawione. Zresztą obiektywność i autentyczność wszelkich objawień jest poddawana w wąt pliwość. Wciąż panują racjonalizm i empiria, m i m o iż coraz głośniej słychać o N o wej Erze, nowym pogaństwie, poznaniu pozarozumowym itp. Średniowiecze jed nak m a m y dawno za sobą. Teologia nieustannie musi się podporządkowywać pozostałym naukom, a nie odwrotnie. Kwestie dotyczące cierpienia, sensu istnie nia, stosunku do bliźnich uchodziły w przednowoczesnej przeszłości za religijne, za wiążące się z relacjami człowieka do Boga. Ktoś, kto ówcześnie miał „proble my z samym sobą", zwracał się o p o m o c do kapłana. Obecnie tego ostatniego za stępują najczęściej „eksperci": psycholog, psychiatra, terapeuta. Według Ericha Fromma współczesny człowiek, owszem, potrzebuje religii, ale wyłącznie „huma nistycznej", czyli takiej, która nie wymaga od wiernych „ślepego" posłuszeństwa, a wzbudza w nich „pozytywne emocje". Która głosi, że Bóg nie jest Osobą, lecz jedynie symbolem ludzkości (jedna z prac F r o m m a nosi znamienny tytuł Będziecie jako bogowie). Tak więc ksiądz, pastor czy rabin są w porządku, o ile są kapłanami LATO2000 335 religii „humanistycznych" i nie wchodzą w kolizję z „ogólnie przyjętymi" koncep cjami naukowymi. O ile ich misja przynosi korzyść naukowo pojmowanemu zdro wiu psychicznemu. O ile poprawiają samopoczucie. Współczesna psychologia jest p r o d u k t e m postmodernistycznego p r z e ł o m u . Jej przedstawiciele podkreślają chęć zerwania z paradygmatem materialistycznym. Z biologicznym czy mechanistycznym m o d e l e m postrzegania człowieka. Odrzucają charakterystyczne dla „starej" psychologii (m.in. behawioryzmu) traktowanie ludzkiej psychiki jak maszyny lub jakiegoś prymitywnego, bez dusznego organizmu. „Nowe spojrzenie - pogląd ten m o ż n a uznać za rodzaj pewnika. Wierzenia i praktyki religijne należą do ważnych i powszechnych zja wisk życia jednostkowego i zbiorowego" - tą uwagą rozpoczyna pracę Z Bogiem albo bez Boga Józef Kozielecki. Ponowocześni psycholodzy deklarują swoją otwartość na - tożsamy według nich z higieną psychiczną - rozwój duchowy. Wyrażają szacunek dla praktyk religijnych. Ale m u s i być spełniony pewien wa runek: wszelkie działania są podporządkowane ostatecznemu celowi - samourzeczywistnieniu się. Realizacja siebie, realizacja p o t r z e b swojego „ja" to głów ne zadanie w życiu. Dobra jest tylko taka religia, która wypełnieniu tego zadania sprzyja. Która poprawia samopoczucie. Podróż na Wschód Wielkie religie monoteistyczne do wymienionych s t a n d a r d ó w nie „dorastają". Stosując terminologię Fromma, m o ż n a je uznać za „ a u t o r y t a r n e " . Ale oświe ceniowy deizm i lewicowy ateizm też, jak w i a d o m o , straciły świeżość. Psycho logom humanistycznym i transpersonalnym - r e p r e z e n t a n t o m kierunków naj bardziej akcentujących znaczenie pierwiastka d u c h o w e g o w człowieku - pozostaje swoista reinterpretacja czegoś, czego o g r o m n a większość ludzi na Zachodzie nie zna: indiańskiego szamanizmu, b u d d y z m u w wersji tybetańskiej bądź zen, różnorakich o d m i a n h i n d u i z m u i taoistycznej mądrości (to tylko oferta częściowa). Reinterpretacja będąca zaledwie e t a p e m w tworzeniu zupeł nie nowej religii, którą amerykański psycholog Paul Vitz nazywa selfizmem (od angielskiego self - jaźń, własna osoba), a więc k u l t e m s a m e g o siebie. Naj ważniejsze dla judeo-chrześcijańskiego dziedzictwa przykazanie, streszczające się w słowach: „Kochaj Boga i bliźniego", zostaje zastąpione guast-gnostycznym: „Poznaj i wyraź siebie". Człowiek m u s i odnaleźć boga w sobie. Człowiek 336 FRONDA 19/20 jest p a n e m swojego życia. Wystarczy chociażby pójść za radą, zawartą w książce Josepha 0 ' C o n n o r a i Johna Seymoura NLP. Wprowadze nie do programowania neurolingwistycznego: „To, w co wierzymy, m o ż e być spra wą wyboru. Możesz porzu cić poglądy, które cię ogra niczają, a z b u d o w a ć takie, które sprawią, że twoje ży cie stanie się radośniej sze i bogatsze w sukcesy. Pozy tywne przekonania pozwo lą ci zrozumieć, co m o g ł o by być p r a w d ą i jak jesteś uzdolniony. Są o n e przy zwoleniem na penetrację i zabawę w świecie możliwości. Jakie przekonania warto mieć, tak aby umożliwiły i wsparły twoje dążenie do celu? Pomyśl o ja kichś swoich aktualnych przekonaniach. Czy są ci p o m o c n e ? Czy są zachętą, czy przeszkodą? Wszyscy m a m y jakiś swój pogląd na miłość i na to, co jest istotne w życiu. M a m y również wiele poglądów na t e m a t naszych możliwości i szczęścia, które stworzyliśmy i które m o ż e m y zmienić. I s t o t n ą częścią bycia człowiekiem sukcesu jest posiadanie przekonań, które pozwalają osiągnąć t e n sukces." Penetrowanie swojej psychiki, przeprowadzanie na niej rozmaitych operacji za p o m o c ą narzędzi, do których zaliczają się ezoteryczne formy roz woju w e w n ę t r z n e g o (obecne n p . w magii k a h u n ó w ) oraz techniki psycholo giczne (składające się m.in. na NLP), przynosi k o n k r e t n e efekty. Jeśli ktoś chce zostać milionerem, bardzo proszę, nie ma obiektywnych przeszkód. Wystarczy uruchomić „nieświadome zasoby" psychiki, aby zmienić zachowania i emocje. To n o w a duchowość. Nie daje jej ani Kościół katolicki, ani ż a d n a i n n a konfe sja, odwołująca się do autorytetu P i s m a świętego. A b r a h a m Maslow oferuje więc „doświadczenia szczytowe". Mają być o n e doświadczeniami mistycznymi, doświadczeniami zjednoczenia z k o s m o s e m . Bez obecności Boga osobowego. LATO-2000 337 Rzeczywistość postrzegana z perspektywy takich przeżyć jawi się często ina czej niż z p u n k t u widzenia ogólnie przyjętych n o r m kulturowych (także reli gijnych). Selfiści widzą w Bogu Starego i N o w e g o Przymierza tyrana, który według nich - tylko zabrania, a na nic nie zezwala. Także na p o z n a w a n i e sie bie. Wątek owocu z zakazanego drzewa stale powraca. Z a m i a s t poznawać, Jah we nakazuje „ślepo" wierzyć w Niego. Powołuje w tym celu instytucje stojące na straży religijnej ortodoksji i legitymizujące „represyjność" cywilizacji za chodniej. Selfiści w zamian proponują Podróż na Wschód - wędrówkę w głąb siebie. By odkryć mitycznego „dobrego dzikusa", którego cywilizacja białego człowieka nie zdążyła skazić. „Dobry dzikus", niczym dziecko, nie przeżywa ani poczucia winy, ani poczucia wstydu. Judeo-chrześcijańskie pojęcie grzechu jest „dobremu dzikusowi" obce. Żyje on w pełnej symbiozie z naturą, która pozo staje dla niego święta. Kolega po fachu i rodak Paula Vitza, William Kilpatrick, stwierdza: „Pogląd ten wciąż jest popularny, ale nigdzie chyba jego popularność nie była tak wielka, jak wśród psychologów ze szkoły humanistycznej, którzy bez przerwy namawiają nas do nawiązania k o n t a k t u z naszym n a t u r a l n y m «ja». Zwykle oznacza to pozbycie się wszelkich z a h a m o w a ń , ograniczeń oraz zaka zów i branie przykładu z tubylców w przepaskach." Na Dalekim Wschodzie „dobry dzikus" medytuje. Dlatego elementy jogi i p o d o b n y c h praktyk przeni kają do psychologii. Egoizm namaszczony Ze skrajnego indywidualizmu „społeczeństwa o t w a r t e g o " (zwłaszcza w wyda niu jankeskim) wyłaniają się selfistyczne dogmaty. J e d n y m z nich jest zredefiniowana dojrzałość. Obecnie oznacza o n a co innego, a przynajmniej coś wię cej niż kiedyś, gdy kojarzono ją z takimi cnotami jak m ę s t w o bądź gotowość do poświęceń. Dziś dojrzałość to umiejętność wyrażania swoich uczuć i po trzeb. To umiejętność u p o m i n a n i a się o p r a w o do własnego - partykularnie ro zumianego - szczęścia. Jeśli ktoś ma z t y m problem, to p o m o ż e mu psycholog. Chociażby organizując trening asertywności. Celem tej formy terapii jest - jak podkreśla Vitz - „uczynienie osoby nieśmiałej, zalęknionej i wycofującej się bardziej stanowczą w sytuacjach interpersonalnych". Typowa sesja polega na odgrywaniu scenek, w których t e r a p e u t a udaje kogoś, k t o chce klienta wyko rzystać, a ten ostatni m o ż e w takich sytuacjach reagować w sposób agresywny 338 FRONDA 19/20 i wyrażać swobodnie swoją niezależność. Ale bywa, iż t r e n i n g asertywności okazuje się czymś znacznie więcej niż n a u k ą stanowczości. Vitz jako przykład podaje książkę Roberta J. Ringera Winning through intimidation: „Podręcznik ten, uczący osiągania sukcesu, ma przekonać, że zwycięstwo zarówno w transak cjach osobistych, jak i biznesie zależy od tego, czy przyjmujemy odstraszającą i asertywną postawę. Ringer uważa, iż ma do zaoferowania realistyczny pro gram osiągania osobistych sukcesów. O d r z u c a zalecenie troski o d o b r o bliź nich jako chwyt używany przez innych, skierowany przeciwko n a m . " Najważniejszym z selfistycznych d o g m a t ó w jest oczywiście d o b r e samo poczucie. By je wzmacniać, n i e z b ę d n e jest „pozytywne m y ś l e n i e " czyli sztuka tworzenia własnej rzeczywistości. Trening b e z u s t a n n e g o , wysokiego m n i e m a nia na swój t e m a t . O t o dwa, typowe dla p o p u l a r n y c h amerykańskich t y t u ł ó w prasowych, ogłoszenia: „Kocham siebie. N i e j e s t e m zarozumiały. J e s t e m po p r o s t u d o b r y m przyjacielem samego siebie, lubię robić wszystko to, co spra wia, że czuję się d o b r z e " ; „Żyjemy wedle określonej filozofii: s t a r a m y się, aby nasze sny ziściły się już dzisiaj zamiast czekać na to do jutra. Ale z a n i m za czniesz robić coś d o b r e g o dla siebie, m u s i s z najpierw s a m e g o siebie p o z n a ć " . Ponieważ - zdaniem selfistów - tradycyjne wychowanie w ogóle nie uczy troszczenia się o siebie, dlatego potrzeba sporej dawki „zdrowego egoizmu". Najlepiej to widać na przykładzie instytucji rodziny. Niektóre pary trwają ze so bą w związkach, chociaż z selfistycznego p u n k t u widzenia męczą się. Według Carla Rogersa „związki między kobietami a mężczyznami są znaczące, ale warto je utrzymywać o tyle, o ile są one doświadczane jako sprzyjające rozwojowi oby dwu partnerów". Pojmowanie miłości w kategoriach nie tylko uczuć, ale też wierności, odpowiedzialności i obowiązku, robi swoje. A trudności w małżeń stwie to nie wyjątki, lecz reguła. Monogamia, przywiązanie do tradycyjnych, spo łecznych ról mężczyzny i kobiety często ograniczają swobodne realizowanie się małżonków. Niejeden mąż chciałby zaszaleć i pojechać z kumplami dookoła świata. Niejedna żona porzuciłaby gospodarstwo d o m o w e dla kariery zawodo wej. Tradycyjna moralność Zachodu stoi na przeszkodzie. Ale selfizm przeszko dę usiłuje usunąć. Rogers ma „dobrą" wiadomość: „Małżeństwo i rodzina nukle arna to instytucje upadające, to ginący sposób życia. Nikt nie mógłby twierdzić, że były o n e bardzo udane. Potrzebujemy laboratoriów, eksperymentów i prób, które uchroniłyby nas od powtarzania minionych niepowodzeń, potrzebujemy poszukania nowych dróg." Ponowoczesne małżeństwo to „małżeństwo otwarLATO-2000 339 t e " . Z możliwością uprawiania seksu grupowego (zarówno w wersji hetero, jak i h o m o ) , „terapeutycznego" rozstawania się oraz m n ó s t w a innych atrakcji. Spo śród poradników propagujących „wolną miłość" Vitz wymienia The newjoy ofgay sex. Jego autorzy, Charles Silverstein i Felice Picano, snują rozważania na t e m a t „terapeutycznej gratyfikacji" jaką - ich zdaniem - dają stosunki kazirodcze. Na zarzuty o namawianie do zachowań perwersyjnych selfista swojemu krytykowi może zawsze odpowiedzieć: „Wszak ty sam określasz wartości i znaczenia". Społeczeństwo ofiar Selfistyczni psycholodzy goszczą w lansujących obyczajowy liberalizm m e diach. Udzielają się na łamach prasy kobiecej i młodzieżowej, radząc jak wy zwolić się z k o n w e n a n s ó w „autorytarnego", „patriarchalnego" ładu społecz nego. (W Polsce w tej kwestii specjalizują się chociażby „Wysokie O b c a s y " weekendowa, kolorowa wkładka do „Gazety Wyborczej", w której m o ż n a przeczytać tego rodzaju psychologiczne porady: „Czy z a t e m masturbacja do rosłych ludzi jest nieszkodliwym i n a t u r a l n y m s p o s o b e m r o z ł a d o w a n i a ich napięcia seksualnego? Czy zawsze jest tylko nieszkodliwym i n a t u r a l n y m u z u p e ł n i e n i e m współżycia? W ogromnej większości przypadków - tak. Zwłaszcza wtedy, gdy p o m a g a żyć dalej w d o b r y m związku".) Selfistyczni psy cholodzy użyczają swojego „eksperckiego" a u t o r y t e t u wspierając agresywne feministki oraz i n n e ruchy na rzecz - prawdziwych lub urojonych - mniejszo ści. Vitz przytacza opinię Charlesa J. Sykesa, k t ó r e g o z d a n i e m m i e s z k a ń c ó w USA łączy teraz poczucie, że są „ofiarami niemalże wszystkiego, począwszy od rasizmu i seksizmu, przez konieczność posiadania o d p o w i e d n i e g o wyglą du (look-ism) i r o z m i a r ó w (size-ism), po bycie dorosłymi dziećmi alkoholików". Selfizm opanowuje edukację. „Podstawowym przesłaniem związanym z kształtowaniem poczucia własnej wartości (...) jest to, że uczniowie powin ni, zarówno z u s t nauczycieli, jak i poprzez ćwiczenia, w r a m a c h p r o g r a m u szkolnego dowiadywać się, jacy są wspaniali i ważni. Uczniowie (lub nauczy ciele) mają m ó w i ć bądź pisać różnego rodzaju pozytywne rzeczy o sobie. Czę sto nazywa się to «rozmową z s a m y m sobą»" - dowodzi Vitz. Podobnie rzecz wygląda jego z d a n i e m w prawodawstwie. „Przyjrzyjmy się d w ó m absurdal n y m przykładom: 1. pracownik lokalnych władz szkolnych, który został wy rzucony za notoryczne spóźnianie się, utrzymuje, że był ofiarą «syndromu 340 FRONDA 19/20 chronicznego spóźniania się»; 2. a g e n t FBI, który z rządowych pieniędzy sprzeniewierzył dwa tysiące dolarów, został najpierw wyrzucony, ale n a s t ę p nie przyjęty z p o w r o t e m , ponieważ sąd u z n a ł jego s k ł o n n o ś ć do h a z a r d u za «niepełnosprawność», był więc c h r o n i o n y p r a w e m federalnym." Kilpatrick wskazuje na fenomen przenikania języka psychoterapeutyczne go do dziedzin życia, które p o w i n n y być od niego raczej wolne. T r u d n o nie zastanowić się nad następującą obserwacją: „Odnosi się wrażenie, że każda wypowiedziana przez nas uwaga wymaga analizy ze strony naszych przyjaciół. N a m z kolei t r u d n o coś k o m u ś doradzić bez dodania: «To będzie dla ciebie do bra terapia». Wydaje się, że w każdej sprawie przyjęliśmy postawę nieustannej czujności: «Czy to, co teraz robię, będzie dla m n i e korzystne?», «Czy ta osoba p o m o ż e mi się rozwinąć?», «Czy przytuliłem dzisiaj dziecko? » LATO-2000 341 Koń trojański Selfizm nie omija również miejsc, które, wydawałoby się, są i m p r e g n o w a n e na jego wpływy. Kilpatrick przytacza historię pewnego eksperymentu, jaki prze prowadzono w Los Angeles w 1967 roku. Wówczas to Rogers wraz z kolegami z Wertern Behavioral Science Institute zajęli się zaszczepianiem „edukacyjnych innowacji" w sieci szkół zatrudniających zakonnice. Efekt okazał się piorunują cy. „Na początku eksperymentu - informuje Kilpatrick - sieć zatrudniała sześć set zakonnic w pięćdziesięciu dziewięciu szkołach (...). Według Williama Coulsona, jednego z kierujących przedsięwzięciem, rok po zakończeniu eksperymentu «istniały dwie szkoły i nie pozostała żadna zakonnica*. Zakonni ce zerwały z Kościołem katolickim i założyły zakon świecki." We w s p o m n i e niach We overcame their tradition, we overcame theirfaith Coulson pisze o całej spra wie jako o szerszym, rozciągniętym w czasie zjawisku: „Zdeprawowaliśmy w latach sześćdziesiątych całą m a s ę zgromadzeń religijnych na Z a c h o d n i m Wy brzeżu przez wciągnięcie sióstr zakonnych i księży do r o z m ó w o stresach"; o za stosowaniu terapii niedyrektywnej: „Uważaliśmy, że jeśli była ona dobra dla neurotyków, to będzie o n a również dobra dla osób zdrowych"; o zakonnicach, które ją przebyły: „Nie chciały zależeć od jakiegokolwiek autorytetu, oprócz au torytetu swego własnego, wspaniałego «ja»". Uczeni czy szarlatani? Vitz i Kilpatrick obnażają n a u k o w ą słabość selfizmu. P r z e p r o w a d z o n o m n ó stwo badań psychologicznych, z których wynika, że „jakkolwiek r o z u m i a n e bę dzie poczucie własnej wartości, to brak jest rzetelnych danych, k t ó r e wskazy wałyby na możliwość przewidywania istotnych zachowań na podstawie p o m i a r ó w tej z m i e n n e j " . W 1989 roku uczniowie z o ś m i u różnych p a ń s t w wzięli udział w teście, który miał p o r ó w n a ć ich m a t e m a t y c z n e zdolności. Jed nocześnie zostali oni poproszeni o w ł a s n ą ocenę swoich umiejętności w t y m zakresie. Najlepszy matematyczny wynik osiągnęli Koreańczycy, a najgorszy Amerykanie. Na uwagę zasługuje jednak i n n a rzecz. „Poczucie własnej warto ści co do matematyki - stwierdza Vitz - p o z o s t a ł o w odwrotnej zależności do rzeczywistych wyników uzyskanych w badaniu! Jest to z pewnością świetny przykład na to, jak psychologia typu «czuj się dobrze» przeszkadza s t u d e n t o m 342 FRONDA 19/20 w adekwatnej percepcji rzeczywistości." Kolejną w a ż n ą kwestią jest instru mentalny sposób w jaki psycholodzy selfistyczni traktują dzieci. Z jednej stro ny, zwolennicy antyrodzinnych koncepcji skłonni są minimalizować skutki roz wodu rodziców dla psychiki dziecka. A tymczasem Vitz (powołując się przy tym na konkretne dane) stwierdza: „Wiarygodne badania wykazują, że aż jed na trzecia takich dzieci nie dochodzi do pełnego zdrowia psychicznego". Z dru giej strony, na krytykę zasługuje selfistyczne idealizowanie dziecięcej psychiki. Vitz pisze: „Pierwsze przejawy zazdrości u jednorocznego dziecka, pierwsza nienawiść wyrażająca się w uderzaniu innego dziecka (co wydaje się sprawiać r ó w n ą przyjemność dzieciom i dorosłym), łatwość, z jaką dziecko uczy się po jęcia «moje», a trudność w zrozumieniu, co to znaczy «twoje», skrajny egocen tryzm dziecięcy, niezwykła zdolność dzieci do stawania się całkowicie roszcze niowo nastawionymi tyranami - wszystko to jest pomijane". Uwagi te m o ż n a równie dobrze odnieść do pseudoetnograficznych m r z o n e k o „dobrym dziku sie". Co się zaś tyczy - odbywanych przez selfistów w poszukiwaniu religii „humanistycznej" - Podróży na Wschód, to należałoby t y m newage'owym tury stom przypomnieć, iż w licznych odgałęzieniach h i n d u i z m u czy b u d d y z m u uczeń winien jest p o s ł u s z e ń s t w o względem a u t o r y t e t u mistrza. Zjawisko przyjmowania z rozmaitych religii tego, co się akurat w nich podoba, oraz te go, co pasuje, i sklecanie z poszczególnych kawałków w ł a s n e g o światopoglądu - jest z perspektywy d u c h o w e g o W s c h o d u zabiegiem niepoważnym. Przy oka zji Kilpatrick stwierdza: „Transcendencja w wersji «zrób to sam» m o ż e jednak bardzo łatwo wymknąć się spod kontroli. Bóg w butelce okazuje się p o t ę ż n y m d ż i n n e m z piekła rodem, o b d a r z o n y m r o z u m e m . " Psychomasturbacja Vitz i Kilpatrick pokazują konsekwencje selfizmu. Na płaszczyźnie społecznej widoczne są one w rozkładzie naturalnych wspólnot. Statystyki wykazują, że w społeczeństwie, w k t ó r y m wzrasta p o p u l a r n o ś ć skupiania się na w ł a s n y m „ja" (czytaj: chodzenia do psychologa przy każdej nadarzającej się okazji, by je dynie doradził jak poprawić sobie samopoczucie), zwiększa się zarazem liczba osób samotnych, cierpiących na depresję, popełniających samobójstwa. Z psy chologicznego p u n k t u widzenia, społeczeństwo takie obfituje w n a d m i e r n ą pod względem liczby - obecność jednostek narcystycznych i psychopatycznych. LATO-2000 343 Nie widzą o n e niczego oprócz własnej osoby. Vitz zauważa: „Depresja m o ż e być także s p o w o d o w a n a czynnikami n a t u r y psychologicznej, ale w tych przy padkach dość często jest przejawem zamaskowanej formy samouwielbienia. Taka sugestia na pierwszy rzut oka m o ż e się wydawać zadziwiająca, ale uzasad nienie jest proste: depresja i negatywne myśli wobec s a m e g o siebie są często rezultatem agresji, która obróciła się przeciwko s a m e m u sobie, agresji czy nienawiści do siebie pojawiającej się wtedy, gdy nie udaje się n a m spełnić własnych wysokich oczekiwań na sukces. Ludzie popadają w depresję, ponie waż nie udaje im się ożenić, skończyć studiów, zostać czyimś p a r t n e r e m , stać się bogatym, zdobyć uznanie jako artysta itd. O g r o m n e n a g r o m a d z e n i e d u m y czai się za naszym przywiązaniem do standardów, k t ó r y m nie potrafimy spro stać. Oznacza to, że optymistyczne zaufanie do siebie i pesymistyczna depre sja często biorą się z w ł a s n e g o «ja», które próbuje przejąć u p r a w n i e n i a do wy znaczania s t a n d a r d ó w własnej wartości. To narcystyczne «ja» n a s t ę p n i e ocenia na ile dobrze spełnia się owe standardy. Kiedy nie udaje się n a m im sprostać, wtedy w ł a s n e «ja» zaczyna nas potępiać." Z kolei Kilpatrick pisze: „Przywiązy wanie wagi do poczucia własnej wartości, wyrwane ze swego właściwego kon344 FRONDA 19/20 tekstu, szybko przechodzi w zainteresowanie w ł a s n ą samowystarczalnością, statusem, władzą i p o d o b n y m i rzeczami. Jest to s c h e m a t obowiązujący w książkowych poradnikach, które wychodzą od miłości własnej, lecz za każ dym razem zdają się kończyć na s a m o o b r o n i e : «inni są ci niepotrzebni)), «postaw na swoim», «nie daj się pokonać», «nie daj się wykorzystać))." Wiara w psychoterapeutyczną przesłankę, zgodnie z k t ó r ą nie należy podporządko wywać swych p o t r z e b p o t r z e b o m innych, ani żadnej idei lub tradycji, przyno si plon. Dla wyznawcy selfizmu ludzie z jego najbliższego otoczenia są nie zbędni, by mógł się realizować. Są oni wyłącznie środkami do osiągnięcia celu. Są po prostu narzędziami. Lecz na dłuższą m e t ę cel okazuje się nieosiągalny. Samotność zbiera swoje żniwo. Człowiek, który coraz bardziej i coraz częściej koncentruje się na sobie, stopniowo popada w pogłębiające się poczucie odizolowania od świata. W ta kich przypadkach relacje międzyosobowe zanikają. Vitz, odnajdując analogię we Francji sprzed rewolucji 1789 roku, stawia selfistycznemu społeczeństwu ame rykańskiemu diagnozę: „Kultura k a m p u s ó w uniwersyteckich i cała kultura yuppies w Stanach Zjednoczonych w ostatnich trzydziestu latach obnażyły frywolność i arogancję d w o r ó w ancien regime'u. Jak na dworze francuskim, ale na znacznie większą skalę, odnajdujemy tu jedynie niewielką świadomość krucho ści podstaw dobrobytu oraz jego zależności od żyjących gdzieś indziej ludzi. Przeciwnie, z całą powagą utrzymuje się, że to właśnie urzeczywistnianie siebie stanowi uniwersalną etykę przyszłości, m i m o , że najpewniej stoimy przed trud n y m p r o b l e m e m uniknięcia degradacji czy nawet kwestią przetrwania." Koniec złudzeń Vitz zauważa, że selfistyczne koncepcje są lustrzanym odbiciem życia ich twór ców. „Fakt obecności antyrodzinnych tendencji w psychoterapii wydaje się sprzężony z tym, że wysoki procent psychoterapeutów stanowią ludzie rozwiedzeni bądź wyobcowani z rodziny lub tradycyjnych religii. Tacy terapeuci prze jawiają naturalne ludzkie pragnienie społecznego potwierdzenia ich własnego stylu życia, co m o ż e sprawiać, że zachęcają innych do przyjmowania podobnych wzorców." Czy aby w Polsce, w przypadku największych psychoterapeutycz nych autorytetów, nie m a m y również do czynienia z p o d o b n y m zjawiskiem? D u c h o w e p o s z u k i w a n i a sporej części selfistów m o g ą w z b u d z a ć w ś r ó d LATO-2000 345 niektórych psychologów z a ż e n o w a n i e . Taka p r a w d o p o d o b n i e była reakcja Kilpatricka, gdy trafił on na konferencję psychologiczną, której uczestnicy na poważnie rozprawiali o zagadnieniach astrologicznych, reinkarnacji, o „ t r a n s c e n d e n t n y m d u c h u j e d n o ś c i " . Kilpatrick w s p o m i n a : „ O t o eksperci, mogący korzystać z najbardziej s k o m p l i k o w a n y c h i racjonalnych analiz, jakie ma do zaoferowania psychologia, wolą u p r a w i a ć jogę i medytację oraz radzić się najróżniejszych m e d i ó w i g u r u " . Vitz n a t o m i a s t zaznacza, że „ d u c h o w o ś ć N e w Age ukazała o s o b o m n i e s k ł o n n y m do s ł u c h a n i a chrześcijańskiej kryty ki, że interpretacja religii i lekceważenie życia d u c h o w e g o przez świecką psy chologię jest zasadniczym b ł ę d e m " . Ku świadomym wyborom Psychologia nie jest „ ś w i a t o p o g l ą d o w o n e u t r a l n a " . N i e m o ż e być o n a taka, gdyż pozostaje n a u k ą o człowieku. O istocie bądź co bądź r o z u m n e j , wypo sażonej we w ł a d z e pozwalające dokonywać wyboru. A więc dokonywać cze- 34g FRONDA 19/20 goś, co wymaga p o r u s z a n i a się w świecie wartości: między P r a w d ą a k ł a m stwem, D o b r e m a złem, P i ę k n e m a szpetotą. Psychologia b a d a kogoś, k t o jest stworzony do relacji z innymi o s o b a m i . Do b u d o w a n i a wspólnoty. Gdy selfistyczni psycholodzy zachwalają s w o i m p o r a n i o n y m „ k l i e n t o m " teorie o realizacji siebie poprzez masturbację czy h o m o s e k s u a l i z m , to nie zdają al bo nie chcą zdawać sobie sprawy z tego, że bynajmniej nie działają w p r ó ż n i moralnej i d u c h o w e j . J u d a i z m i chrześcijaństwo zakazują p e w n y c h z a c h o w a ń nie dlatego, iż tak się s p o d o b a ł o „ k l e c h o m " , ale dlatego, że te z a c h o w a n i a prędzej czy później obnażają s w ą szkodliwość. Także w wymiarze psycholo gicznym (najczęściej zaburzenia o p o d ł o ż u n e u r o t y c z n y m ) . W związku z t y m Vitz wskazuje na w a ż n ą rolę, jaką mają do odegrania przeciwnicy selfizmu. „To ci, którzy uznają za istotne, szanują i reagują na a u t e n t y c z n i e religijne kwestie w życiu swoich pacjentów. N i e jest to j e d n a k g r u p a ani liczna, ani ła t w o poddająca się kategoryzowaniu. Należą do niej psycholodzy, którzy sami są l u d ź m i wierzącymi i starają się t a m , gdzie to wskazane, włączać wiarę w psychoterapię. W tej grupie r ó w n i e ż znajdują się ci s p o ś r ó d p s y c h o l o g ó w świeckich, którzy doszli do przekonania, że należy odrzucić w s p ó ł c z e s n ą re ligię psychologii, jako p o w i e r z c h o w n ą n a m i a s t k ę czegoś p r a w d z i w e g o i jako degenerowanie się ważnych, choć ograniczonych funkcji psychoterapii. To są właśnie ci psycholodzy, dzięki k t ó r y m m a m nadzieję, że będzie m o g ł o się rozwinąć m o c n e i uczciwe p a r t n e r s t w o między psychologią a religią." Krzyż najskuteczniejszą terapią Selfistyczna psychologia t o , w świetle n a u c z a n i a C h r y s t u s a , bałwochwal stwo. Idolem w selfizmie jest „ja". N i e ma miejsca na Krzyż, na o d d a n i e się bliźnim. Na bycie r a z e m wtedy, gdy przestaje to być przyjemnością, a staje się p r ó b ą cierpliwości i wytrwałości. Na przyjęcie łaski Bożej, kiedy się jest w dołku. Trudy życia w miłości i p r a w d z i e są nie do p o g o d z e n i a z selfistyczn y m „zdrowym e g o i z m e m " . Z selfistycznym „pozytywnym m y ś l e n i e m " , zwłaszcza gdy p o w o d ó w ku t e m u brak (nikt nie jest d o s k o n a ł y ) . I w końcu z selfistycznym s z u k a n i e m boga w sobie. Trudno się nie zgodzić z następującym wywodem Vitza: „Filozofia selfistycz na (...) trywializuje życie utrzymując, że cierpienie (i co za tym idzie, nawet śmierć) jest pozbawione wewnętrznego znaczenia. Cierpienie jest postrzegane LATO-2000 347 jako swego rodzaju absurd, zwykle zawiniony przez człowieka i do uniknięcia przy zastosowaniu wiedzy pozwalającej uzyskać kontrolę nad środowiskiem. Stanowisko selfistyczne wydaje się optymistyczne i wiarygodne, szczególnie gdy broni się go w czasach dobrobytu. Jest o n o jednak powierzchowne, tym mniej przekonujące, im lepiej zna się życie. Miliony tych, którzy entuzjastycznie za aprobowali optymistyczny selfizm na początku drogi życiowej, teraz zaczynają doświadczać odwiecznych lekcji zniedołężnienia, utraty, choroby i śmierci - lek cji, które podrywają powierzchowny optymizm co do ciągłego radosnego wzro stu wspaniałego «ja»." Podrabiani kaznodzieje Kwintesencją selfistycznego światopoglądu m o ż e być modlitwa, u ł o ż o n a przez twórcę terapii Gestalt, Fritza Perlsa: „Ja robię swoje i ty robisz swoje. Nie je stem na świecie, by spełniać twoje oczekiwania. A ty nie jesteś na świecie, by spełniać moje. Ty jesteś ty, a ja j e s t e m ja i jeśli przypadkiem trafiamy na siebie, jest wspaniale. Jeśli nie, nic na to nie poradzimy." Z książki Neville'a Drury'ego Psychologia transpersonalna dowiadujemy się, jak Perls podczas prowadzo nych przez siebie warsztatów uwiódł, a n a s t ę p n i e porzucił j e d n ą z uczestni czek, doprowadzając ją do samobójstwa. Świadkowie byli zdumieni, gdyż terapeuta t e n w ogóle się tym wydarzeniem nie przejął. N i e miał żadnych skru pułów. N a s u w a się prosty wniosek: widocznie za d u ż o od Perlsa oczekiwano, a on na to nic nie mógł poradzić. W roku 1969 redaktorzy poczytnego amerykańskiego periodyku „Psychology Today" konkludowali: „Pozostawieni bez zbiorowo usankcjonowanych wartości Bogo-pochodnych, bez absolutów moralnych, jesteśmy z m u s z e n i stworzyć w ł a s n ą moralność, wykształcić w ł a s n ą wiarę i światopogląd i odkryć sens własnego istnienia". Kwestionariusz osobowości Everetta L. S h o s t r o m a z 1974 roku zakłada, że badany, zmierzający ku samourzeczywistnieniu, ku pełni zdrowia psychiczne go, wybierze stwierdzenie typu: „Nie przestrzegam wymagań przyjętych za obowiązujące w jakiejkolwiek tradycji religijnej". N i e d a w n o w j e d n y m ze swoich cyklicznych p r o g r a m ó w telewizyjnych, znany polski p s y c h o t e r a p e u t a z a p r o p o n o w a ł , żeby - skoro są uroczyste, uświęcone c e r e m o n i e ś l u b n e - w p r o w a d z i ć także uroczyste, u ś w i ę c o n e cere348 FRONDA 19/20 m o n i e r o z w o d o w e . M a ł ż o n k o m , którzy nie byliby w stanie dłużej żyć razem, łatwiej byłoby się rozstać. Poprzez taki „oczyszczający" akt uwolniliby się od wzajemnych oskarżeń i pretensji, pozbyli bolesnych r e s e n t y m e n t ó w , przeba czyli i - jak niegdyś biorąc ślub, czyli rytualnie - od siebie odeszli. Pomysł naszego p s y c h o t e r a p e u t y zdają się o s t a t n i o realizować „ p o s t ę p o w i " p a s t o r z y luterańscy w Szwecji. Vitz i Kilpatrick są psychologami. Ale s w o i m selfistycznym kolegom nie wierzą. Wolą wsłuchiwać się w głos prawdziwych, nie podrabianych kazno dziejów. FILIP M E M C H E S Paul C. Vitz, Psychology as Religiom The Cult of Self-Worship, Eerdmans, William B. Publishing Company 1 9 9 4 William K. Kilpatrick, Psychologiczne uwiedzenie, W Drodze, Poznań 1 9 9 7 Książka Paula Vitza w roku bieżącym ukaże się w Polsce nakładem wydawnictwa Logos. Wielkie dzięki dla Agnieszki i Olafa Żyliczów za p o m o c w dotarciu do materiałów. LATO2000 349 Reich stwierdził, że orgazm łechtaczkowy jest świadectwem kobie cej oziębłości oraz wyrazem reak cyjnej świadomości seksualnej. PROROK REWOLU CJI S E K S UALNEJ M A R E K K O N O P K O Wilhelm Reich przyszedł na świat 24 marca 1897 roku w Brodach nieopodal Lwowa. Żydzi urodzeni wówczas w Galicji - m.in. Golda Meir, M e n a c h e m Begin czy Icchak Szamir - stali się z czasem elitą państwotwórczą Izraela. W odróżnieniu od nich ro dzina Reichów należała do kategorii „Żydów niena widzących swojego żydostwa". Ojciec Wilhelma od ciął się zdecydowanie od wiary i tradycji przodków: w d o m u wymagał kategorycznie rozmawiania po niemiecku, a s w e m u synowi s u r o w o zabronił bawić się z żydowskimi dziećmi. Kiedy Wilhelm miał 17 lat, jego m a t k a popełni ła samobójstwo (przyczyną był najprawdopodobniej r o m a n s z g u w e r n e r e m syna, wykryty przez m ę ż a ) . FRONDA 19/20 Trzy lata później zmarł ojciec. Dwudziestoletni Reich pod koniec I wojny światowej wstąpił do ar mii austro-węgierski ej. Po wojnie rozpoczął stu dia medyczne na uniwersytecie w Wiedniu, gdzie zafascynował się psychoanalizą. W k r ó t c e został pierwszym a s y s t e n t e m Z y g m u n t a Freuda, a na stępnie w i c e d y r e k t o r e m założonej przez tego ostatniego kliniki psychoanalitycznej. W odróż nieniu od swego mistrza, nigdy nie o d e b r a ł jed nak gruntownej edukacji medycznej. M i m o to w roku 1924, mając zaledwie 27 lat, stanął na cze le pierwszego na świecie zakładu naukowego w nowej dziedzinie - S e m i n a r i u m Terapii Psycho analitycznej. Jego pierwszą koncepcją była teoria z d r o w e g o życia seksualnego. W przeciwieństwie do Freu da, Reich uważał, że t ł u m i e n i e i n s t y n k t u seksu alnego nie jest wewnętrznym mechanizmem o b r o n n y m ludzkiej psychiki, lecz b r u t a l n ą ze w n ę t r z n ą represją k u l t u r o w ą . Represja ta p o w o dować ma, w e d ł u g niego, brak satysfakcji seksu alnej u większości ludzi. Reich odrzucił przy t y m obowiązujące dotychczas kryteria satysfakcji sek sualnej, czyli zdolność wielokrotnej ejakulacji u mężczyzn i o r g a z m łechtaczkowy u kobiet. Co więcej, stwierdził, że o r g a z m łechtaczkowy jest świadectwem kobiecej oziębłości oraz w y r a z e m reakcyjnej świadomości seksualnej. Jego z d a n i e m idealny s t o s u n e k seksualny, k t ó r e g o przeżycie dane jest dziś tylko nielicznym, p o w i n i e n d o p r o wadzić z a r ó w n o kobietę jak i jednakowych bezwolnych mężczyznę konwulsji do orgastycz- nych. Reich p o s t u l o w a ł jednak, aby takie szczy t o w a n i e seksualne było d o s t ę p n e w s z y s t k i m lu dziom. W związku z t y m należało wypowiedzieć LATO-2000 bezwzględną walkę całej tradycji kulturowej, odpowiedzialnej za represjono Reich zachwycający się marksizmem, Johann Grunmann {olej. płótno, 10 x 7 m) wanie ludzkiej seksualności. W tym też czasie Reich zachwycił się marksizmem, związał z Komunistycz ną Partią Austrii i założył Socjalistyczne Towarzystwo Konsultacji i Badań Sek suologicznych. Zaproszony do Moskwy, wygłosił t a m dwa wykłady o syntezie psychoanalizy i materializmu dialektycznego. W stolicy ZSRR narodziła się też idea tekstu Der sexuełe Kampf der Jugend (Seksualna walka młodzieży). W roku 1927 doszło do radykalnego zerwania s t o s u n k ó w Reicha z Freu dem. Powodów było kilka: po pierwsze, uczeń twierdził, że lepiej od samego mistrza wie, co stanowi najbardziej wartościowy e l e m e n t freudyzmu (chodzi ło mu o teorię libido), a co nie ma najmniejszego znaczenia (instynkt śmierci), czego twórca psychoanalizy nie mógł mu darować; po drugie, Freud nie po dzielał komunistycznych fascynacji Reicha; po trzecie, miał mu za złe nawiązy wanie kontaktów seksualnych ze swoimi pacjentkami. Sam zainteresowany nie ukrywał zresztą tego faktu, a jedna z jego pacjentek, Annie Pink, wyszła za nie go za mąż. W roku 1929 Reich ogłosił ideę stworzenia sieci klinik seksuologicznych, które w praktyce realizowałyby jego program edukacji seksualnej. W konserwa tywnym Wiedniu t r u d n o było jednak o zdobycie poparcia dla jego pomysłów, 352 FRONDA 19/20 dlatego też rok później Reich przeniósł się do słynącego z niezwykłej jak na owe czasy swobody obyczajowej Berlina. W Niemczech, działając aktywnie w prokomunistycznym Ruchu Zdrowia Psychicznego, założył Niemieckie Towarzystwo Proletariackiej Polityki Seksualnej (Sex-Pol) i zaczął organizować wymarzone przez siebie pierwsze kliniki. Był jednym z intelektualnych p r o m o t o r ó w nudystycznej organizacji Tieffall, propagującej wyzwolenie seksualne. Współpracował też z Instytutem Seksuologii stworzonym przez Żyda, k o m u n i s t ę i homoseksu alistę, dra Magnusa Hirschfelda. Lokal tego ostatniego w berlińskiej dzielnicy Kreuzberg stał się p u n k t e m kontaktowym wielu przybyszów z całej Europy zwabionych do stolicy Niemiec opinią najbardziej liberalnego obyczajowo mia sta na kontynencie. U Hirschfelda Reich poznał m.in. trójkę brytyjskich litera tów, zafascynowanych k o m u n i z m e m homoseksualistów: Wystana H u g h a Audena, Christophera Isherwooda i Stephena Spendera. W Berlinie Reich porzucił swą żonę Annie i związał się z Elsą Lindenberg. To wówczas, w okresie Republiki Weimarskiej, ukuł on określenie, które po latach zrobiło światową karierę - „rewolucja seksualna". Uważał on mianowicie, że na stępnym etapem po rewolucji francuskiej, która przyniosła wyzwolenie politycz ne, i po rewolucji komunistycznej, która przyniosła wyzwolenie społeczne, po winna być rewolucja seksualna, która przyniesie wyzwolenie obyczajowe. Po dojściu Hitlera do władzy w roku 1933 klimat polityczny w Niemczech zmienił się. W środowisku psychoanalityków rozpowszechniły się aryjskie i antysemickie teorie Carla Gustava Junga. Obawiając się represji ze strony na zistów, Reich uciekł do Danii. W 1934 roku o d m ó w i o n o mu jednak prawa po bytu w tym kraju za „propagowanie r o z p u s t y " . Wyjechał do Szwecji, ale po pół roku u s u n i ę t o go również s t a m t ą d z tych samych powodów. Trzeba b o w i e m przyznać, że poglądy Reicha ewoluowały w kierunku, któ ry dla zwolenników „reakcyjnego światopoglądu seksualnego" był nie do przy jęcia. Głosił on konieczność g r u n t o w n e g o przeorganizowania życia społeczne go w ten sposób, by dzieci od najmłodszych lat mogły się s w o b o d n i e masturbować, by dorastający chłopcy mogli w sieci tzw. d o m ó w kawalerskich nieskrępowanie zaspokajać swe seksualne potrzeby itd. Poza tym rozwinął własną teorię zdrowia psychicznego. Dla Reicha, nie czy niącego różnicy między materialnym a psychicznym czynnikiem ludzkiej natury, owo wyzwolenie się z kulturowego gorsetu, równoznaczne z przełamaniem pan cerza hamującego swobodny przepływ energii libidalnej w organizmie, p o w i n n o LATO-2000 353 mieć charakter bezwiednego, orgazmicznego, wręcz konwulsyjnego dążenia, by połączyć swoje usta z odbytem partnera. Temu oralno-analnemu aktowi towa rzyszyć p o w i n n o charczenie, rzężenie, nieludzki ryk i bezwolna masturbacja. Przeciwnicy koncepcji Reicha twierdzili, że zniszczenie represyjnej kultury i wyzwolenie instynktów m o ż e spowodować wybuch niekontrolowanej agresji. Jako polemikę z nimi Reich wydał w 1933 roku w Kopenhadze swą najgłośniej szą książkę Psychoanaliza masowa faszyzmu. Napisał w niej, że jedynym źródłem agresji jest brak satysfakcji seksualnej. Według niego właśnie ów brak seksual nej gratyfikacji na skalę m a s o w ą stał się przyczyną powstania faszyzmu. U jego podstaw legła zaś, zdaniem Reicha, cała europejska kultura z jej ideą monogamicznego małżeństwa, wstrzemięźliwością religii chrześcijańskiej i poświęce niem się w służbie państwa. Reich uważał, że największą szansę na przeprowadzenie rewolucji seksual nej i obalenie dotychczasowej kultury miał Związek Sowiecki. Jednakże p o z a Aleksandrą Kołlontaj nikt z kierownictwa bolszewickiego nie był tym zainte resowany. Odpowiedzialnością za to Reich obarczał kult wodza - w y m u s z o n a pełnieniem misji dziejowej asceza Lenina stała w z o r e m do naśladowania. Za swe twierdzenia autor Psychologii masowej i faszyzmu został przez centralę ko munistyczną uznany za rewizjonistę. Jego wspomnienia, jakoby był z tego po wodu nękany przez sowieckie służby specjalne, nie znajdują jednak potwier dzenia w faktach. Do legendy należą też rzekome prześladowania go przez NSDAP Po wydaleniu ze Szwecji przez kilka lat mieszkał w Norwegii, gdzie wykła dał na uniwersytecie w Oslo. W swoich wystąpieniach akademickich szczegól nie zawzięcie zwalczał instytucję, k t ó r ą uważał za najbardziej odpowiedzialną za podtrzymywanie żywotności represyjnej kultury - m o n o g a m i c z n e małżeń stwo. Wielokrotnie powtarzał, że dla zachowania higieny psychicznej związek dwojga osób powinien trwać około czterech lat, zaś partnerzy w każdej chwili powinni być gotowi do rozstania. Sam Reich zresztą, kiedy w 1939 roku prze niósł się do USA, porzucił Elsę i poślubił Ilse Ollendorff. Tej ostatniej zawdzięczamy literacki portret głośnego psychoanalityka. Z biografii, napisanej z bardzo życzliwych dla niego pozycji, wyłania się obraz drobnomieszczanina o wiktoriańskim stylu bycia, człowieka nadużywającego alkoholu, niezwykle zazdrosnego o swą żonę i ciągle wywołującego z tego po wodu awantury. Reich nie mógł też ścierpieć w swoim otoczeniu o s ó b o innych 354 FRONDA 19/20 Reich - sen o akumulatorze, Johann Grunmann (olej, płótno.. 10 x 6 m) poglądach, atakował ich gwałtownie, zarzucając nielojalność i tchórzostwo. W Stanach Zjednoczonych, gdzie akurat zaczynała się m o d a na psychoana lizę, opromieniony sławą ucznia Freuda, szybko stał się najpopularniejszym psychoanalitykiem w kraju. Wówczas też swoją koncepcję rewolucji seksualnej postanowił podbudować aparatem naukowym. Stwierdził mianowicie, że w na turze działa nieznana siła energetyczna, która znajduje się u podstaw każdego życia. Siłę tą, którą uważał za fundament freudowskiej teorii libido, nazwał orgonem. Jego zdaniem, energetyczny potencjał orgonu zależy głównie od aktywności seksualnej człowieka. Takie choroby jak rak, epilepsja czy miażdżyca są jedynie skutkami naruszenia nieskrępowanego strumienia orgonu w organizmie. Dlate go też bolączką na wszelkie dolegliwości może być jedynie seksualne samodo skonalenie się człowieka - oczywiście w wersji zalecanej przez Reicha. Teorie te propagował założony przez niego w N o w y m Jorku Instytut Orgonu. Reich twierdził, że za p o m o c ą orgonu m o ż e zmieniać pogodę i nawiązywać kontakty z UFO. Nazwał Einsteina dyletantem, kiedy t e n nie podzielił jego en tuzjazmu dla odkrycia orgonu. Potrafił dokładnie opisać, jak wygląda orgon - jest żywy, ma kolor niebieski, kształt spiralny, a unicestwiony przez wybuch nukle arny tworzy chmury. W roku 1950 przez prasę Stanów Zjednoczonych przetoczyła się fala elek tryzujących artykułów i reportaży. Tytuły niektórych gazet krzyczały: „Od dziś LATO-2000 355 nie ma nieuleczalnych c h o r ó b ! " Przyczyną całego zamieszania było ogłoszenie przez Reicha, iż skonstruował a k u m u l a t o r orgonowy, który jest w stanie przy wrócić w organizmie n a r u s z o n ą równowagę orgonu. Dzięki t e m u przestały ist nieć choroby u z n a w a n e dotąd za nieuleczalne. Pojawiły się entuzjastyczne ko mentarze: Reich pogodził psychoanalizę z p o s t ę p e m technicznym - pisano. Upadł wizerunek psychoanalityka jako człowieka, który potrafi wskazać źródło choroby, ale nie potrafi jej uleczyć - d o d a w a n o . W 1951 roku w Rangeley Re ich rozpoczął b u d o w ę fabryki, w której m a s o w o miały być p r o d u k o w a n e aku mulatory orgonowe - urządzenia wielkości budki telefonicznej z b u d o w a n e z blachy i wełny mineralnej. W roku 1953 Reich opublikował książkę pt. Morderca Chrystusa, w której stwierdził, że odkrył Boga. O t ó ż bogiem t y m jest orgon, tożsamy z żywą ener gią kosmiczną. Oprócz niej istnieje też m a r t w a energia orgonalna, w postaci chmur, która jest skutkiem działania p r o m i e n i o w a n i a radioaktywnego, czyli zła. W książce tej Chrystus, z którym Reich często się porównuje, jest żywym wcieleniem seksualności, prześladowanej przez plagę apatii, wynikającej z za niku przeżycia orgazmu. W roku 1954, kiedy pierwsza partia a k u m u l a t o r ó w trafiła do sprzedaży, w jego fabryce pojawili się pracownicy Food a n d D r u g Administration, by wy jaśnić kwestię d o c h o d ó w oraz p o d a t k ó w ze sprzedaży towaru. Reich wyrzucił ich za drzwi, żegnając siarczystymi bluzgami. Pozwany, nie zjawił się w sądzie, argumentując, że o akumulatorach m o ż e rozmawiać tylko z uczonymi. W ma ju 1956 skazany został za obrazę sądu na d w a więzienia. Według jego zwolen ników Reich po raz trzeci (po zabiegach N K W D i NSDAP) stał się o b i e k t e m ataków służb represyjnej kultury - tym razem jako ofiara antykomunistyczne go „polowania na czarownice". W obronę skazanego zaangażowało się wiele światowych autorytetów, jego uwolnienia żądali m.in. Albert C a m u s , Albert Einstein, Ernest Hemingway czy Jean-Paul Sartre. 3 listopada 1957 roku - na dwa dni przed w a r u n k o w y m zwol nieniem - Reich u m a r ł w więzieniu. Chociaż oficjalna wersja m ó w i ł a o niewy dolności serca jako przyczynie zgonu, to jednak sympatycy Reicha do dziś utrzy mują, że został on skrycie z a m o r d o w a n y Twierdzą też, że po aresztowaniu Reicha jego rękopisy z dokumentacją akumulatorów zostały skonfiskowane i utajnione. Ich zdaniem władze amerykańskie pozbyły się niewygodnego na ukowca oraz zagarnęły jego dorobek, by w tajemnicy kontynuować badania nad 356 FRONDA 19/20 długowiecznością, a być m o ż e nawet nieśmiertelnością gatunku ludzkiego. Obecnie na świecie istnieje wiele instytucji nazwiązujących do dorobku zmarłego psychoanalityka, m.in. M u z e u m Reicha w Rangeley, American Col lege of O r g o n o m y czy Institut fur Orgonforschung u n d Orgontechnik. Regu larnie wydawanych jest dziewięć dużych czasopism poświęconych jego na ukom. Miał on niewątpliwie wielki wpływ na p o w s t a n i e takich szkół psychoterapeutycznych, jak n p . ergonomia Bakera, bioenergetyka Lowena, te rapia radix Kelly'ego, integracja orientalna Kushi, terapia polaryzująca Stone'a czy osławiona m e t o d a Gestalt. Jego koncepcje inspirowały twórczość literacką pisarzy beat generation, zwłaszcza Burroughsa i Ginsberga. W 1971 roku mię dzynarodową karierę zrobił film o Reichu pt. Misteria orgazmu jugosłowiańskie go reżysera D u ś a n a Makajeva, przez co t e n ostatni został e m i g r a n t e m politycz nym. Obok Freuda i Junga, był niewątpliwie psychoanalitykiem, który wywarł największy wpływ na oblicze kulturowe XX wieku. Jego portrety o b o k podo bizn Che Guevary nosili studenci podczas młodzieżowej rebelii w 1968 roku. Wilhelm Reich przeszedł do historii głównie jako zwiastun nadchodzącej re wolucji seksualnej. Rewolucja dokonała się, wyzwolenie nie nastąpiło. KONOPKO Reich uwięziony. Johann Grunmann (olej, płótno, 10 x 8 m) MAREK LATO 2 0 0 0 357 Studencka grupa Związku przeciw Przystosowaniu wzywa: „Śmierć feministycznym i religijnym kurato rom, zwycięstwo dla wolności i równości - równość za miast feminizmu!" WYZNAWCY ARYMANA J A R O S Ł A W T O M A S I E W I C Z A r y m a n e m nazywali starożytni Persowie antagonistę dobrego boga O r m u z d a . Ten d u c h Zta przez religioznawców uważany jest za pierwowzór chrześcijań skiego Szatana. Dla radykalnych antyklerykałów Aryman stal się s z t a n d a r e m ich walki. Źródła W roku 1933 niemiecki marksista Wilhelm Reich opublikował pracę Massenpsychobgie des Faschismus (Psychologia m a s o w a faszyzmu), w której starał się odpo wiedzieć na pytanie, dlaczego „kryzys gospodarczy, po którym spodziewano się, że przyniesie ze sobą przesunięcie ideologii m a s na lewo, doprowadził do skraj358 FRONDA 19/20 nie prawicowego rozwoju ideologii sproletaryzowanych przez siebie w a r s t w " , a w konsekwencji - do przejęcia władzy przez NSDAP. Jego z d a n i e m „mark sizm nie obserwował (...) uważnie ani też nie pojął właściwie tzw. «subiektywnego czynnika» w historii". Reich próbuje więc skorygować t e n błąd zwracając uwagę na „zwrotne oddziaływanie ideologii na bazę ekonomiczną". Kluczem ma być freudowska psychoanaliza, która „jest właściwą p o d s t a w ą przyszłej dialektyczno-materialistycznej psychologii". Łącząc j e d n a k dia-mat z psycho analizą, Reich poddaje krytyce „idealistyczną filozofię k u l t u r y " Freuda, zda n i e m którego t ł u m i e n i e seksualności jest nieodłącznym e l e m e n t e m kultury społeczeństw cywilizowanych. Reich widzi to o d m i e n n i e : „Badając historię tłumienia seksualności i genezę stłumienia seksualności, dochodzimy do prze konania, że (...) zaczynają się o n e rozwijać (...) wraz z prywatną własnością środków produkcji. Interesy płciowe wszystkich zaczynają być wykorzystywa ne w interesie zysku gospodarczego osiąganego przez mniejszość społeczeń stwa (...). Wraz z ograniczeniem i s t ł u m i e n i e m seksualności (...) powstaje re ligia negująca seksualność, stopniowo klasa p a n u j ą c a b u d u j e własną organizację seksualno-polityczną, Kościół (...), organizację, której celem jest wytępienie rozkoszy seksualnej człowieka (...). To ma swój sens socjologiczny w związku z rozkwitającym odtąd wyzyskiem ludzkiej siły roboczej..." Historia W 1970 roku O t t o Miihl tworzy w Friedrichshof n a d austriackim jeziorem Neusiedler k o m u n ę dążącą do „wyzwolonego społeczeństwa". Kierowana przez niego Akcyjno-analityczna Organizacja Świadomej Praktyki Życia (Aktionsanalytische Organisation Bewusster Lebenspraxis) powołuje się na teorię Reicha i „terapię szokową" amerykańskiego psychoanalityka A r t h u r a Janova. W tym samym czasie były działacz SDS (Socjalistycznego Związku S t u d e n t ó w Niemieckich), psycholog, dr Fritz Erik Hoevels, zakłada we Freiburgu inspiro w a n ą ideami Reicha Inicjatywę Marksistowsko-Reichistowską (MarxistischReichistischen Initiative). Początkowo MRI funkcjonuje jedynie jako koło teoretyczne na uniwersytecie, w roku 1978 włącza się jednak w Inicjatywę Obywatelską przeciw Zakazowi Za trudniania (Burgerinitiative gegen Berufsverbote) i Kolorową Listę (Bunte Listę) we Freiburgu. Członek MRI, mecenas Gottfried Niemitz, zostaje nawet LATO-2000 359 w 1980 roku wybrany z ramienia BuLi d e p u t o w a n y m do rady miejskiej Freiburga (w cztery lata później nie powtórzy! już jednak tego sukcesu). Filia MRI po wstaje też w Hamburgu, gdzie p o d szyldem Komite tu Ad-Hoc na rzecz Praw Zasadniczych w R F N (Ad-hoc-Komitee Grundrechte in der BRD) próbuje na przełomie 1981/82 w Kilonii bezskutecznie zinfUtrować tamtejszych Zielonych. N a s t ę p n y m krokiem w ofensywie MRI jest u t w o rzenie w 1983 roku d o m u wydawniczego A h r i m a n Verlag: nazwa wydawnictwa ma być h o ł d e m złożonym „imieniu naszego pa trona, perskiego antagonisty «kochanego» Boga, p o t ę ż n e g o i nieprzejednanego wroga przystosowania". Ahriman-Verlag opublikował m.in. książkę Hoevelsa Marxismus, Psychoanalyse, Politik (Marksizm, Psychoanaliza, Polityka, 1983) oraz broszurę Hoevelsa i F r e u d e m a n n a Tabuthema AIDS stop - Gedanken eines Ketzers (Temat tabu: stop dla AIDS. Myśli kacerza, 1986); wydaje też czasopisma „Ketzerbriefe - Flaschenpost fur u n a n g e p a s s t e G e d a n k e n " i „System usw. - Zeitschrift fur klassische Psychoanalyse". W tym s a m y m czasie, na p r z e ł o m i e 1983/84 roku Helgę Voges, k t ó r a w dolnosaksońskiej miejscowości Einbeck stworzyła k o m u n ę na wzór AAO, zakłada M i ę d z y n a r o d o w e Towarzystwo Rozwoju Radości Życia ( I n t e r n a t i o nalen Gesellschaft zur Entwicklung der Lebensfreunde). MRI/BuLi i AAO/IGEL nawiązują ścisłą w s p ó ł p r a c ę , gdy w 1984 roku m e c e n a s N i e mitz broni przewodniczącej IGEL, Birgit R o e m e r m a n n . O b i e organizacje przeprowadziły w Getyndze w s p ó l n ą manifestację p o d h a s ł e m „Od Inkwizy cji do art. 166: prześladowani przez Kościół d o n o s z ą " . Jako organizator wy stąpiło n o w o u t w o r z o n e Koło Robocze Antyklerykałów (Arbeitskreis Antiklerikales), działające początkowo w ramach miejscowej Listy Inicjatywy Zielono-Alternatywnej (Alternativen-Griinen-Initiativen-Liste). Gdy po katastrofie w Czarnobylu Miihl ewakuował swą au striacką k o m u n ę na kanaryjską wyspę Gomera, o s a m o t n i o na grupa saksońska AAO p o s t a n o w i ł a zjednoczyć się z MRI. W roku 1985 AAO przekształciło się oficjalnie w Inicjatywę N o w a Lewica (Initiative N e u e Linke), w któ360 FRONDA 19/20 rej Hoevels objął przywództwo. INL nawiązało współpracę z założonym w tym samym roku Związkiem na rzecz Zapobiegania AIDS (Verein zur AIDS-Verh u t u n g ) , kierowanym przez Andreasa F r e u d e m a n n a . W maju 1986 INL zorga nizowała serię demonstracji pod h a s ł e m „Seksualność w defensywie", co na trafiło na opór części lewicy i wymusiło zmianę nazwy na Związek przeciw Przystosowaniu (Bund gegen A n p a s s u n g ) . Organizacja i działalność BgA zorganizowana jest na zasadach hierarchicznych, jako grupa k a d r o w a pod kierownictwem Hoevelsa - „założyciela i przywódcy" (Grunder und Fuhrer). N o w i członkowie rekrutują się głównie spośród uczniów i uczennic szkół średnich oraz s t u d e n t ó w pierwszych lat studiów. Przeciwnicy Hoevelsa zarzucają m u , że jego organizacja p r z y p o m i n a parareligijną sektę, z a r ó w n o z p o w o d u intensywnych szkoleń ideologicznych, jak i ze względu na wspól n o t ę majątkową: członkowie przekazują swoją p r y w a t n ą w ł a s n o ś ć na rzecz Związku. Strategia BgA polega na wykorzystywaniu aktualnych t e m a t ó w Związek pojawia się wszędzie t a m , gdzie m o ż n a uzyskać szerokie oddziały wanie. Marksiści-reichiści, sami uważając się za lewicę, starają się oddziały wać przede wszystkim na środowiska lewicowe: biorą udział w manifestacjach lewicy, współpracują z lewicową p r a s ą (ich a n o n s e w latach 1988-90 drukowały takie gazety, jak h a m b u r skie „Konkret" i „Arbeiterkampf" czy wiedeński „TATblatt"; „Konkret" zamieścił także w 1988 roku artykuł N i e m i t z a Śre dniowiecze żyje, poświęcony art. 166 kodeksu k a r n e g o ) . Charakterystyczne dla MRI/BgA j e s t t w o r z e n i e k o n t r o l o wanych przez siebie wyspecjalizowanych „organizacji k a m u flażowych" (Tarnorganisation). Należą do nich: G r u p a na rzecz Oświecenia, D e m o k r a c j i i S a m o s t a n o w i e n i a Aufklarung, ( G r u p p e fur Demokratie und Selbstbestimmung), Związek Krzewienia Niepożądanej Znajomości Rzeczy (Bund zu Verb r e i t u n g u n e r w u n s c h t e r E i n s i c h t e n ) , Związek Krzewienia Niewygodnych Poglądów (Bund zur Verbreitung u n b e ą u e m e r Ansichten), Zrzeszenie na rzecz Zwalczania AIDS (Verein zur AIDS-Verhutung), Towarzystwo Klaudiusza Helwecjusza LATO 2 0 0 0 * 361 (Claude-Helvetius-Gesellschaft), M i ę d z y n a r o d o w y Związek Bezwyznaniow ców i Ateistów (Internationaler B u n d der Konfessionslosen u n d A t h e i s t e n ) i Komitet na rzecz Zniesienia art. 166 k.k. (Komitee z u r Abschafftung des 166 StGB). Placówki BgA lub k o n t r o l o w a n y c h p r z e z e ń organizacji m o ż e m y znaleźć we Freiburgu (centrala grupy), Einbeck, Getyndze, Frankfurcie n a d M e n e m , Bochum, Erlangen, N o r y m b e r d z e , Berlinie, H a m b u r g u , H a n o w e r z e i Essen. Po u p a d k u m u r u berlińskiego marksiści-reichiści rozpoczęli też ekspansję na obszarze byłej N R D . W maju 1990 roku na w s c h o d n i o n i e m i e c k i c h uniwer sytetach BgA zorganizował o s i e m manifestacji przeciw „ z a c h o d n i o n i e m i e c k i e m u i a m e r y k a ń s k i e m u b u t o w i " , na rzecz radykalizacji m a r k s i z m u „w imię wolności i prawdy, w d u c h u idei Z y g m u n t a F r e u d a " . Z n o w u ż w b r o s z u r z e Russians went - Amis go Związek agitował Ossis na rzecz „ E u r o p y bez zakazu zatrudniania, bez p o d a t k u d r o g o w e g o i bez obowiązku m e l d u n k o w e g o . . . " Ideologia Ideologia BgA opiera się na tezach psychoanalityka F.E. Hoevelsa, zawartych w jego książce Marxismus, Psychoanałyse, Politik. Hoevels pisze t a m , że ucisk i wyzysk p o w o d o w a n e są wyłącznie przez Kościół, rodzinę i tradycyjne wy chowanie, które deformują psychikę człowieka. Prowadzi to do zdławienia seksualności, a w konsekwencji do słabej indywidualności. Słabość ta powin362 FRONDA 19/20 na zostać przezwyciężona przez „erotyczny rozrost indywidualno ści". Wychodząc z tych przesłanek Hoevels twierdzi, że ucisk klaso wy m o ż e zostać zniesiony przez z m i a n ę s t o s u n k ó w seksualnych. Wyzwolona seksualność jest więc p u n k t e m ciężkości rewolucyjnych przemian społecznych i dlatego m u s i zostać w p r o w a d z o n a m e t o d a mi politycznymi. Mówiąc krótko: rewolucja seksualna jest t o ż s a m a z rewolucją polityczną i społeczną. I n s t r u m e n t e m realizacji tego „seksualno-komunistycznego" programu (sexualkommunistisches) miała być kiedyś MRI, która stawiała sobie za cel „ k o m u n i s t y c z n ą politykę, k o n s e k w e n t n i e wykorzystującą p o z n a n i e psychoanalityczne", dziś zaś BgA. Wrogiem nr 1 BgA nie jest więc P a ń s t w o ani Kapitał - lecz Kościół. Wal cząc przeciwko Kościołowi reichiści organizują m.in. regularne „tygodnie antyklerykalne" i publikują biuletyn Listy Heretyka. S z t a n d a r e m swej k a m p a n i i uczynili j e d n a k p r z e d e wszystkim s p r a w ę art. 166 kodeksu karnego; artykuł ten, przez BgA uważany za przeżytek średniowiecza i w s p ó ł c z e s n e wcielenie inkwizycji, uznaje „bluźnienie Bogu" za czyn karalny. W ł a ś n i e na jego pod stawie przewodnicząca IGEL, B. R o e m m e r m a n , została w 1984 roku ukara na grzywną za n o s z e n i e plakietki „ O r g a z m z a m i a s t k o m u n i i " . G ł ó w n y m rzecznikiem p o s t u l a t u zniesienia art. 166 jest fryburski adwokat, G. N i e mitz, broniący oskarżonych w procesach o b l u ź n i e r s t w o . Z lewicowych przesłanek marksizmu-reichizmu wynikają jednak też impli kacje, budzące na lewicy gorące kontrowersje. Dla BgA wyzwolenie seksualne jest celem nadrzędnym, dlatego zwalczają wszystko, co je u t r u d n i a - a więc także niektóre elementy ideologii lewicowych. G ł ó w n y m antagonistą BgA są feministki, prowadzące b e z k o m p r o m i s o w ą walkę przeciwko pornografii i tzw. sexual harassment - rozciągliwie r o z u m i a n e mu seksualnemu napastowaniu kobiet. Tymczasem z d a n i e m marksistów-reichistów wolność pornografii jest n i e o d z o w n y m e l e m e n t e m wyzwolenia sek sualnego, dlatego w swej ulotce Auch bei grofiten Schweinerei: Alice Schwarzer ist dabei, która w marcu 1988 była kolportowana przez Inicjatywę Nowej Lewicy przy okazji feministycznej kampanii PorNO, napisali np.: „jak b a r d z o m a ł o może o n a zaprzeczyć s w e m u b e z d u s z n e m u , nieludzkiemu, antyegalitarnemu tj. właśnie feministycznemu charakterowi, pokazuje nasz dzisiejszy t e m a t : Plugawe paluchy precz od de Sade'a". A grupa studencka (Hochschulgruppe) LATO-2000 363 BgA d o d a ł a : „Śmierć feministycznym i religijnym k u r a t o r o m , zwycięstwo dla wol ności i równości - r ó w n o ś ć zamiast femini z m u ! " . Również akcentowanie przez feministki sexual harassmnent ma mieć negatywne konse kwencje, jako że deerotyzuje stosunki między kobietami i mężczyznami. H o evels napisał wręcz: „Gwałt jest najczyst szym wyrazem zasady: seksualna aktywność mężczy zny, seksualna pasywność kobiety. W praktyce wygląda to tak, że mężczyzna naciera, a kobieta się wzbrania lub oddaje." Innym zjawiskiem, które u t r u d n i a socjal-seksualne wyzwolenie, jest po wściągliwość s p o w o d o w a n a s t r a c h e m przed AIDS. Z d a n i e m reichistów do czasu wynalezienia lekarstwa tylko izolacja nosicieli wirusa HIV m o ż e przy wrócić nieskrępowany promiskuityzm. W tym celu Hoevels w swej książce Te mat tabu: stop dla AIDS postulował m.in. przeprowadzenie obowiązkowych „masowych testów dla wszystkich obywateli", w p r o w a d z e n i e legitymacji dla nosicieli HIV i „zakaz wjazdu [do Niemiec] dla wszystkich nieprzetestowanych, a więc przypuszczalnie AIDS-pozytywnych". Dla przeforsowania tego „prowizorycznego rozwiązania, zmierzającego do osiągnięcia ludzkiego szczę ścia" u t w o r z o n o w 1985 roku we Frankfurcie Zrzeszenie na rzecz Zwalczania AIDS, skupiające lekarzy i farmaceutów p o d kierownictwem reichistów: Andreasa Freudemanna, Karla Muttera, Nielsa Auhagena (Freiburg), Axela Rethwilma (Heidelberg) i Eleonory H a r t m a n n (Freiburg). Charakterystyczny dla BgA jest też brak entuzjazmu wobec homoseksuali zmu, który jest traktowany nie jako „naturalna i r ó w n o p r a w n a orientacja sek sualna", lecz - niezgodnie z lewicowymi s t a n d a r d a m i - raczej jako odchylenie od normy. H. Voges napisała w manuskrypcie szkoleniowym Międzynarodo wego Towarzystwa Rozwoju Radości Życia: „Analna szkodliwość (Schadigung) prowadzi do erotyki analnej i h o m o s e k s u a l i z m u : cała seksualność staje się analna, doznaje się ją jako brudną, niższą, obleśną, nieczystą i obrzydliwą. Szkodliwość ta czyni z człowieka jednostkę aspołeczną." Te aspekty marksizmu-reichizmu sprawiły, że niektóre u g r u p o w a n i a lewac kie (jak n p . marksistowsko-feministyczna Ókologischen Linken) zarzucają grupie Hoevelsa... kryptofaszyzm. Miesięcznik „ÓkoLinx" napisał wprost, że 364 FRONDA 19/20 BgA „pseudolewicowym słownikiem maskuje seksistowską, rasistowską i biologistyczną politykę", a jego p r o g r a m określił jako „darwinizm seksualny (Sexualdarwinismus), eliminujący chorych p o d p r e t e k s t e m konieczności zachowa nia wolności seksualnej zdrowych". Ze swej strony Hoevels rewanżuje się oskarżeniem, że feministki cechuje a u t o r y t a r n a psychika, k t ó r a nie realizuje się w otwartym faszyzmie tylko dzięki naciskowi otoczenia. Kilka lat t e m u „biblia" arymanistów - książka Psychoanaliza i religia Hoevelsa - ukazała się po polsku. Filia A h r i m a n International pojawiła się także w na szym kraju. JAROSŁAW TOMASIEWICZ LATO2000 365 Roszczenie do rządzenia dziećmi jest zdaniem Schónebecka pozo stałością po czasach niewolnictwa, pańszczyzny, rasizmu, ucisku kobiet i kolonializmu, dlatego antypedagogika zrywa z „tradycyjną, hierarchiczną i patriarchalną kulturą", z „ideologią władztwa" (czyli pe dagogiką), zaś „nowi dorośli" nie chcą już „codziennej wojny wychowawczej, nasyconej chorą mieszaniną dominacji, poczucia winy i nieufności" ANTYPEDAG0GIKA W SŁUŻBIE PEDOFILII M I C H A Ł D Y L E W S K I Coraz większym zainteresowaniem cieszą się opracowania o „toksycznych rodzicach" i „szkolnym stresie". Coraz szersze rzesze rodziców i nauczycieli z przerażeniem odkrywają własną niemoc i przemoc wobec dzieci. Coraz częściej budzący się na kwestię praw dziecka dorośli pytają: jak? jak je re spektować? Czym zastąpić cielesne kary? Co oznacza w praktyce szanować dziecko? Autor tej rewelacyjnej książki wprowadza nas krok po kroku na drogę szczęścia z dziećmi, które same są szczęśliwe. Pomaga ustrzec dzieci przed płaceniem najwyższej ceny lęku, upokorzeń i zdrady swego prawdzi wego ]a w procesie nauki i kształtowania osobowości. Jacek Santorski' 366 FRONDA 19/20 Rodowód nurtu Historia antypedagogiki sięga lat 70-tych w Ameryce. Naro dziła się o n a jako kontynuacja r u c h ó w wyzwolenia niewolni ków, kobiet, ras i klas społecznych, a także jako echo rewol ty hippisowskiej. Gdy wymienione grupy zostały już z r ó w n a n e w prawach, zaczęto domagać się również zrównania w pra wach dorosłych i dzieci (w radykalnych wersjach - już od m o m e n t u narodzin), dlatego m o ż n a jako źródło anty pedagogiki wskazać abolicjonizm. Drugim ważnym w dziejach tego n u r t u krajem są Niemcy, skąd pochodzi obecny guru antypedagogiki - H u b e r t u s von Schónebeck. Jeszcze w 1975 roku pracował on w szkolnictwie. Jednak rok później po rzucił je za sprawą lektury prac Carla R. Rogersa oraz twórcy antypedagogiki, Ekkeharda von Braunmiihla. Opuszczając szkołę, porzucił jej „system sprawowania władzy", aby w ramach naukowego projektu badać n o w ą relację między doro słym a dzieckiem, którą nazwał „przyjaźnią z dziećmi". Natchnienie przyszło w roku 1975 podczas lektury Antypedagogiki Braunmiihla 2 , której jeden z rozdzia łów nosił właśnie taki tytuł. Od roku 1978 „przyjaźń z dziećmi" jest znakiem fir mowym krucjaty Schónebecka; krucjaty opartej na twierdzeniach antypedagogi ki (warstwa teoretyczna), ruchu praw dziecka (warstwa polityczna) i psychodynamicznej koncepcji człowieka (warstwa emocjonalna). Antypedagogika urasta tu do roli „szczególnego niemieckiego w k ł a d u " w ruch praw dziecka. W latach 1976-78 podczas 2600 godzin Schónebeck doświadczał „bycia z dziećmi w wieku 3-17 lat". W tym też okresie konsultował badania i ich wyni ki z Rogersem. W 1978 roku, równolegle do istniejącego już Niemieckiego To warzystwa Obrony Dzieci, Schónebeck założył własne Stowarzyszenie „Przyjaźń z dziećmi" z siedzibą w Munster w Westfalii. Przeprowadziło o n o wiele akcji ulotkowych -"tylko w latach 1980-81 rozdało około 10 tysięcy egzemplarzy bro szury Przyjaźń z dziećmi. Aby skierować uwagę społeczeństwa na to, że szkoła już u swych podstaw wroga jest dzieciom, 1 lutego 1980 roku w Wiesbaden, w dniu rozdania świadectw po raz pierwszy w Niemczech odbyło się ich publiczne pa lenie. W maju stowarzyszenie proklamowało Niemiecki Manifest Dziecięcy, którego 22 artykuły zostały odczytane w obecności 150 dziennikarzy w sali, w której w roku 1648 zawarto pokój kończący wojnę trzydziestoletnią. W roku 1980 LATO-2000 367 Schónebeck zakończył swe badania w dziedzinie psychologii, uzyskując tytuł doktora nauk filozoficznych. Od tego czasu czeka cierpliwie aż postulaty jego ru chu staną się rzeczywistością. W ciągu ostatnich 20 lat wygłosił i zorganizował kilka tysięcy wykładów i seminariów, podczas których przekonywał o funkcjonal ności i konstruktywności wyzwolenia z „pedagogicznych przesądów". W popularyzowanie publicystyki Schónebecka w Polsce w latach 90-tych za angażowane były takie periodyki branży oświatowej jak: „W korczakowskim krę gu", „Edukacja i Dialog", „Forum oświatowe", zaś w wydanie jego „dzieł" zaan 3 gażowało się nawet wydawnictwo Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu . Główne tezy antypedagogiki Czym jest antypedagogika? Antypedagogika, kształtując swe tezy w opozycji do tradycji pedagogicznej, odrzuca pogląd, że rodzice (dorośli) mają prawo, a nawet obowiązek wychowywać dzieci. Przy czym przez wychowanie rozumiemy tu świadome działanie w celu wywołania określonych zmian w świadomości i za chowaniu dziecka. Antypedagogika to odrzucenie „roszczenia do wychowywa nia", „ambicji pedagogicznej", „pedagogicznego d e m o n a " . Tradycyjni dorośli, kiedy obcują z dziećmi, pozostają pod wpływem „wyrafinowanego narkotyku od powiedzialności", który jest produkowany w „pedagogicznych zakładach nauko wych i przynosi ogromne zyski przemysłowi pedagogiczne m u " . 4 Konserwatywni - a zatem obciążeni tym balastem - dorośli są przekonani, że dzieci trzeba dopiero „uczynić" pełnoprawnymi ludźmi, że trzeba je „wychowywać", na co antypedagodzy od powiadają: „Każdy człowiek od chwili narodzin jest w pełnym tego słowa znaczeniu człowiekiem. To, że brak mu jeszcze pewnych umiejętności i możliwości re alizowania swych potrzeb i zamierzeń, w niczym nie po mniejsza jego wartości. (...) Nie istnieją stałe i ścisłe n o r m y społeczne określające relacje między ludźmi. Bezpośrednie ob cowanie to proces, który kreują wyłącznie jego uczestnicy" 5 . Według Schónebecka wyzwolenie się od „pedagogicznego t a b u " obłożone jest klątwą, a przecież „nikt nie jest uprawniony do sprawowa nia władzy nad innym człowiekiem, do rządzenia kimkolwiek" 6 . Roszczenie do 368 FRONDA 19/20 rządzenia dziećmi jest jego zdaniem pozostałością po czasach niewolnictwa, pańszczyzny, rasizmu, ucisku kobiet i kolonializmu, dlatego antypedagogika zrywa z „tradycyjną, hierarchiczną i patriarchalną kulturą", z „ideologią władz twa" (czyli pedagogiką), zaś „nowi dorośli" nie chcą już „codziennej wojny wy chowawczej, nasyconej chorą mieszaniną dominacji, poczucia winy i nieufno 7 ści" . W nowej relacji dorosły odrzuca „postawę eksperta", nie m u s i już wiedzieć lepiej niż dzieci, a nawet nie ma głębokiego przekonania, że przysłu guje mu to prawo. Główna teza antypedagogiki brzmi zatem: „Dorośli nie mają prawa wychowywać dzieci ani brać za nie odpowiedzialności". Wspierają ją następujące twierdzenia: „Każ dy człowiek, również dziecko, odpowiada za swoje życie i od chwili narodzin posiada zdol ność decydowania o sobie"" oraz „Każdy człowiek jest odpowiedzialny za siebie i tylko za siebie". Wspomniany wcześniej von Braunmuhl twierdził: „Niemowlę posiada (przed wszelką świadomością) zdolność postrzegania oraz komunikacji i od sa mego początku potrafi stanowić o sobie", zaś pedagogika „przywłaszczyła sobie 9 monopol na rozumienie relacji dorosły-dziecko." Oddajmy głos Schónebeckowi: „We współczesnym świecie pojawiła się nowa generacja rodziców. Rodziców, którzy uwalniają się od tradycyjnie pojmowanej odpowiedzialności za wychowa nie swoich dzieci, którzy pragną być ich przyjaciółmi, lojalnymi towarzyszami. (...) Nowe pokolenie rodziców dysponuje nową kategorią samowiedzy. Próbuje udzielać dzieciom wsparcia zgodnie z ich potrzebami i pragnieniami. Przyjaźnie nastawieni do dzieci [ro dzice] są pełni szacunku dla suwerennego i decydu jącego o sobie młodego człowieka - noworodka, niemowlęcia, przedszkolaka, ucznia czy nastolatka. Absurdalna wydaje się im myśl, że mogliby pozbawić swoje dzieci osobistej odpowiedzialności, wychowywać je lub zmuszać do realizacji swoich celów" 1 0 . Rodzice nie liważają swojej postawy za jakąś n o w ą m e t o d ę wychowawczą, po prostu żyją nią spontanicznie, „płynie ona z ich serc i podstawo wych przekonań". Rodzice doświadczają dzieci jako pomocy dla sie bie na drodze ku „wyzwolonemu rodzicielstwu" i traktują je jako peł noprawnych partnerów interakcji. Bycie nowym rodzicem oznacza już nie „wychowywanie", lecz wolne od niego „wspieranie". Młodzi ludzie, odkąd zaczną być pewni wsparcia dorosłych, LATO-2000 369 będą wiedzieli, że „ich Ja jest bezpieczne, a ich su werenność nie jest ograniczona", dzięki t e m u ca łą swą energię będą mogli przeznaczyć na poznawanie i bada nie siebie oraz świata i nie b ę d ą tracić jej na o b r o n ę przed wszędobylskimi ekspertami, wiedzącymi co jest dla nich najlepsze. Ten rodzaj postępowania wolny od roszczenia wychowawczego Schónebeck na zywa „oddziaływaniem". N o w a relacja otrzymuje największe wsparcie ze strony przedstawicieli psy chologii humanistycznej, w mniejszym zaś stopniu ze strony n a u k pedagogicz nych, antropologii i socjologii. Opiera się o n a na e l e m e n t a c h zapożyczonych z psychoterapii Carla Rogersa" i opartej na niej grupie spotkaniowej (grupy wsparcia), tak jak jest o n a realizowana w Kalifornii w C e n t e r of Studies of t h e Person. Te podstawowe elementy nowej relacji t o : a) autentyczność w kontak cie (kongurencja) - „staram się być tym kim jestem", b) akceptacja - „pozwa lam ci być takim, jakim jesteś i jakim chcesz być", c) współodczuwanie (em patia) - „otwieram się na twoje uczucia i o d c z u w a m wraz z tobą". Gdy Schónebeck wyjaśnia p o b u d k i do przyjmowania postawy antypedagogicznej, wskazuje na pobudki emocjonalne. Antypedagogika oparta jest bo wiem na antyracjonalizmie wychowawczym. Antyracjonalizmie bazującym na przekonaniu, że ostateczną instancją w podejmowaniu decyzji są uczucia, nie zaś rozum. Schónebeck pisze: „Drogę, którą pragniemy podążać n a p r a w d ę roz poznać m o ż e m y jedynie sercem, zaś dyskusje na t e m a t płynących z głębi na szego wnętrza decyzji m o g ą pozbawić n a s pewności i wzbudzić niepokój'" 2 . Autor uważa, że nie ma potrzeby wdawania się w teoretyczne dyskusje z anta gonistami (pedagogami klasycznymi), choć sam uczynił to choćby w książce Antypedagogika w dialogu". Według niego nie należy przejmować się kontrargu m e n t a m i , a trzeba starać się zyskać wpływy polityczne jako grupa nacisku i propagować antypedagogikę. Wymóg formułowania racjonalnych argumen tów zastąpić (ha siła politycznych przekonań i m n i e m a ń zindoktrynowanych antypedagogicznie środowisk. Ruchy antypedagogiczne przez środowiska pedagogiki akademickiej trak t o w a n e są z reguły krytycznie, choć nie zawsze, p r z y k ł a d e m czego m o g ą być niektóre konferencje n a u k o w e , gdzie d u c h antypedagogiki daje o sobie znać. Ruchy antypedagogiczne cieszą się za to d u ż y m p o p a r c i e m r ó ż n e g o rodzaju t e r a p e u t ó w i psychologów oraz części czytelników p o r a d dotyczących wycho370 FRONDA 19/20 wania w kolorowej prasie. Schónebeck cieszy się z p o s t ę p u i z m i a n cywiliza cyjnych: „ N o w a polityka zacznie oddziaływać w skali społecznej, kiedy wzro śnie liczba o s ó b praktykujących n o w e s t o s u n k i . Możliwe b ę d ą w ó w c z a s zmiany w e w n ą t r z społeczeństwa i przeforsowane z o s t a n ą u s t a w y odpowia 14 dające ż ą d a n i o m r u c h u p r a w dzieci" . Guru antypedagogiki doradza rodzicom, że nad zmianą wzorców emocjonal nych mogą pracować „w trakcie wspólnego obcowania z dziećmi". Dzięki ich si le, spontaniczności i naturalności dorośli mogą zdobyć się na odwagę i spróbo wać dotrzeć do wartości i n o r m własnego dzieciństwa. Doświadczą wówczas swoich lub cudzych dzieci jako przyjaciół i rodzeństwa: „Musimy stać się niczym 5 bracia i siostry dla naszych dzieci'" . Ten rodzaj zmiany wzorców emocjonalnych wymaga jednak wcześniejszego zerwania z n o r m a m i i wartościami świata doro słych. Antypedagogika zatem to inwersja wychowawcza. Oznacza to, że dzieci m o gą i powinny oduczyć dorosłych ich „dorosłości". Wyzwolenie z procesu kulturowej reprodukcji oraz zanegowanie transmisji wzorców służy odkrywaniu swego dziecięcego ja. Gdy zaś sugeruje się transmisję wzorców od dzieci do dorosłych, to nieuchron nie pobrzmiewają tu echa pracy znanej antropolog Margaret Mead o dystansie międzypokoleniowym i o trzech typach kultur: prefiguratywnej, kofiguratywnej i postfiguratywnej, przy czym m a m tu na myśli ostatnią. 1 6 Schónebeck udziela porad, jak działać s a m e m u , a jak w grupie. Należy rozmawiać z innymi rodzicami (zebrania szkolne, spotkania pozaszkolne), wysyłać listy do gazet lokalnych, roz dawać ulotki, uprawiać lobbing, zamieszczać p ł a t n e ogłoszenia, organizować spotkania informacyjne („namówić uczelnię, aby wystąpiła jako organizator, co przyda powagi"), festyny, akcje ulotkowe, rozmawiać z radnymi, starać się 0 dotacje (np. komisji ds. młodzieży), nawiązywać kontakty ze s t u d e n t a m i 1 kadrą uczelni pedgagogicznych. Samostanowienie w praktyce Głównym celem antypedagogiki i r u c h u p r a w dziecka jest równouprawnienie. Z twierdzenia, że każdy człowiek jest od chwili narodzin s u w e r e n n ą istotą, wy nika podstawowy postulat zapewnienia „ m ł o d y m l u d z i o m " wszelkich p r a w LATO-2000 371 i przywilejów, jakie przysługują dorosłym. Praw tych nikt dzieciom, rzecz ja sna, przyznać nie może, gdyż „przysługują im o n e od chwili n a r o d z i n " . Frederik Leboyer, lekarz i położnik, na którego często powołuje się Schóne beck, w swej pracy Narodziny bez przemocy" porusza zagadnienie m e t o d natural nego p o r o d u oraz „doświadczenia n o w o r o d k ó w " . Autor jest rzecznikiem po rodu, w którym n o w o r o d k a przyjmuje się „w ciszy, cierpliwie, z uwagą i wielką sympatią", starając się maksymalnie złagodzić „traumatyczne doświadczenie narodzin". Co bowiem czeka dziecko podczas tradycyjnego p o r o d u ? O t ó ż - jak tłumaczy n a m Leboyer nic przyjemnego: „ściska się je, oślepia, podrzuca i m ę czy", zaś przecięcie pępowiny zanim nastąpi pierwszy o d d e c h stanowi „prze jaw przemocy i pogardy dla godności noworodka, odzwierciedla niewiedzę i nasz lęk przed życiem". Kolejną krzywdę wyrządza dzieciom p r z y m u s nauki. Skandaliczne jest dla Schónebecka, że nikt nie zapytał dzieci, czy w ogóle chcą uczęszczać do szko ły, a jeśli tak, to co chciałyby w niej robić: „Ruch p r a w dziecka krytykuje obo wiązek szkolny jako skrywaną p o d maską życzliwości dyktatorską i szowini styczną postawę wobec młodych 18 ludzi" . Z d a n i e m antypedagogów nauczyciele p o w i n n i realizować funkcję „wspierającej i lojalnej wo bec dzieci o s o b y " oraz otrzymać zamiast wy kształcenia pedagogicznego wykształcenie w zakresie wzajemnego k o m u n i k o w a n i a się. „ C e n t r u m edukacyjne" (tj. szkoła wolna od roszczeń wychowawczych) powinno zaś kierować się zasadą „ d o m u otwartych drzwi" 1 9 . Gdy dziecko zachoruje, nie należy sto sować niczego, co „zmieniłoby życie dziecka w k o s z m a r " . A tym, co m o ż e je zmienić w horror, są: opatrunki gipsowe, wkładki ortopedyczne, okulary, aparaty dentystyczne, gimnastyka korekcyjna, dieta. Dzieci s a m e z d a n i e m Schónebecka p o w i n n y za decydować, czy chcą się zastosować do wskazań lekarzy. Z przyznania prawa do samostanowienia wynika również, że nie m o ż n a ni komu zabronić decydowania, czy chce żyć, czy nie chce. Odbieranie k o m u ś prawa do dysponowania w ł a s n y m życiem jest zazwyczaj, jak czytamy omawia372 FRONDA 19/20 nej książce, „świetnie m a s k o w a n y m pragnieniem dominacji n a d d r u g i m czło 20 wiekiem" . Szacunek dla drugiego człowieka zakłada szacunek dla wybranej przez niego śmierci. W związku z t y m Schónebeck nie zabierze dziecku fiolki tabletek nasennych czy czegokolwiek umożliwiającego dokonanie samobój stwa, b o w i e m ważniejsze dla niego będzie „towarzyszenie dziecku w jego ostatnich chwilach, niż pozostawienie go s a m e m u sobie, by s a m o t n i e wyru 21 szyło na spotkanie śmierci" . Prekursorzy i autorytety Aby uwiarygodnić swoje wywody, tezy i twierdzenia, Schónebeck posiłkuje się różnymi autorytetami. Obok wymienionych w cz e śnie j Rogersa, von Braunmiihla, Mead i Leboyera wymienia także: Ronalda D. Lainga (twór cę antypsychiatrii), Lloyda de M a u s e (dyrektora I n s t i t u t e for Psychohistory w N o w y m Jorku), Paula Watzlawika (badacza p r o c e s ó w komunikacji między ludzkiej w Mental Research I n s t i t u t e w Paula Alto w Kalifornii), G e r a r d a Mendla (psychiatrę i psychoanalityka), Nilsa C h r o s i e (profesora socjologii i kryminologii z Oslo), J a n p e t e r a Koba (profesora socjologii na uniwersytecie w H a m b u r g u ) , Charlesa W e i n g a r t e n a (profesora pedagogiki w Cmeens College w USA) i wielu innych. Szczególnie jed nak przybliża n a m w swych książkach postacie teorety ków i praktyków p r a w dzieci: Richarda Farsona, psy chologa, w s p ó ł t w ó r c ę W e s t e r n Behavioral Science Institute w La Jolla w Kalifornii, oraz J o h n a Holta, by łego nauczyciela, obecnie politycznie aktywnego obrońcy p r a w dzieci i p r o p a g a t o r a home-schooling. Farson już w latach 70-tych w swej pracy Prawa człowieka dla dzieci21 domagał się dla każdego młodego człowieka (dziecka) następujących praw: „prawa swobodnego wyboru otoczenia, prawa dostosowa nego do dziecięcych potrzeb środowiska, prawa do wiedzy, prawa do samozachowania, prawa do życia bez kar cielesnych, prawa do wolności seksualnej, prawa do działalności gospodarczej, prawa działań politycznych" 2 3 . Holt zaś w książce Do diabła z dzieciństwem24, która jest sztandarowym dziełem ruchu p r a w dziecka, do praw „młodych ludzi" niezależnie od wieku zaliczał: „prawo do równego trak towania, prawo wyborcze i prawo pełnego uczestnictwa w życiu publicznym, LATO2000 373 prawo ponoszenia odpowiedzialności prawnej za swoje życie, prawo pracy za robkowej, prawo do życia prywatnego, prawo do finansowej niezależności i od powiedzialności (prawo posiadania, kupowania i sprzedawania własności, poży czania pieniędzy, udzielania kredytów, zawierania u m ó w itd.), prawo do samodzielnego kierowania i zarządzania swoją nauką, prawo podróżowania, pra wo mieszkania samodzielnie poza rodziną, wyboru swego d o m u lub zakładania własnego, prawo otrzymywania tego, co p a ń s t w o zapewnia swoim obywatelom jako dochód minimalny, prawo tworzenia na bazie wzajemnej zgody relacji typu rodzinnego poza swoją własną rodziną, tzn. wybrania sobie osób innych niż ro dzice na swoich opiekunów, prawo robienia wszystkiego co mogą robić dorośli 25 w ramach obowiązujących przepisów prawnych" . O perspektywach wprowa dzenia tych postulatów w życie Holt pisał z n u t ą nadziei: „Zmiany do których dążę, z pewnością nie nastąpią od razu, (...) będzie to długotrwały proces, cały szereg kroków realizowanych przez lata. I tak n p . u d a ł o się obniżyć dolną granicę wieku uprawnionych do głosowania z 21 na 18 lat. Powinniśmy obniżyć ją jeszcze bardziej, na 16 lub 15 lat. Później na 14, 12 itd., aż ta bariera i wszystkie inne przeszkody, które uniemożliwiają młodzieży rzeczywisty, samodzielny i odpowie dzialny udział w życiu społecznym zostaną w pełni usunięte" 2 6 . Sex, drugs & rock'n'roll... for all! Większość wymienionych wyżej postulatów zebrał Schónebeck w Niemieckim Manifeście Dziecięcym, a znajdują się w n i m i inne jeszcze radykalne postulaty, n p : „Art. 15 «Dzieci mają prawo do tego, by bez przeszkód spożywać każde poży wienie i używkę dostępną dla dorosłych albo o d m ó w i ć ich przyjęcia», Art. 16 «Dzieci mają prawo do nadawania sobie własnego imienia», Art. 18 «Dzieci ma ją prawo decydować same o swoim życiu seksualnym i płodzić potomstwo»" 2 7 . Istotnie, Schónebeck nie miesza się do spraw dzieci i postępuje w ten sposób również w kwestii palenia papierosów: „Nie dramatyzuję, (...) przy stosownej okazji mówię co sądzę o paleniu." A alkohol? H u b e r t u s też się raczej nie mie sza, bo po co. Narkotyki? W tej dziedzinie jak pisze nie ma właściwie żadnych doświadczeń: „Jeżeli miałbym kiedyś do czynienia z dzieckiem uzależnionym od narkotyków, zachowałbym się podobnie jak w przypadku alkoholizmu, chy ba, że jego życie byłoby zagrożone. (...) Nie chcę obciążać ich [dzieci uzależnio374 FRONDA 19/20 nych M.D.] dodatkowo m o i m i lękami. (...) Dzieci powin ny otrzymać takie same prawa jak dorośli, a to oznacza, że 28 nikomu nie wolno odbierać im papierosów czy butelki" . Jeden z wymienionych wyżej p u n k t ó w manifestu powinien budzić naszą szczególną czujność: chodzi o prawa dzieci do kontaktów sek sualnych. Seksualność dzieci jest jednym z wielu aspektów nowej relacji: „Jeżeli dzieci zwrócą się do nas, zechcą o coś zapytać, zareagujemy zgodnie z naszymi możliwościami i chęciami. (...) Gdy powiedzieliśmy im co [seksu alność] znaczy i z czym się wiąże, są uświadomione seksualnie i teraz będą sa modzielnie doświadczać tej sfery i uczyć się ile ona znaczy. (...) Sprawa staje się trudniejsza, kiedy dzieci chcą nie tylko się czegoś dowiedzieć, lecz również coś zrobić. (...) Nasza reakcja zależy od zaufania, jakie m a m y do siebie i dzieci. (...) A jeśli nasze dorastające dziecko będzie miało ze swoją przyjaciółką bądź przyja cielem dziecko? (...) Ja osobiście podjąłem decyzję, że podobnie jak wspieram moje dzieci w innych sprawach, p o m o g ę im, jeśli zdecydują się mieć swoje dzie ci. (...) A jeśli dzieci współżyją seksualnie nie tylko z rówieśnikami, lecz stają się atrakcyjne także dla dorosłych? N o w a relacja nie odrzuca żadnej sytuacji, w któ rej dziecko traktowane jest jako «obiekt», również jako «obiekt pożądań seksualnych». Żyjemy w równoprawnej i przyjacielskiej relacji z dziećmi i jeżeli w ra mach tej relacji pojawia się bliskość seksualna pełna wzajemnego szacunku, nikogo nie raniąca i nie wykorzystująca, nie widzę żadnego problemu (inną kwe stią są tu zagadnienia prawne). (...) W nowym współistnieniu seksualność nie staje się ani dramatem, ani też tragedią. Od nas zależy czy doświadczamy jej ja ko radości i szczęścia" 2 9 . Jak widzimy, antypedagogika lansuje z a r ó w n o kontakty seksualne dzieci-dzieci, jak i dorośli-dzieci. W drugiej konfiguracji swoje interesy bezsprzecz nie ma lobby pedofilskie, a antypedagogika staje się w rękach tego środowiska skutecznym orężem, przy pomocy którego m o ż e o n o próbować zalegalizować kontakty seksualne dorosłych z dziećmi. Hubertus w akcji W swych książkach niemiecki guru obficie raczy n a s osobistymi doświadcze niami 3 0 . Z a t e m zanurzmy się na chwilę w to, jak „był z dziećmi", jak „przeży wał n o w ą relację", jak „wyzwalał się ze swej dorosłości": LATO2000 375 Brawura, sytuacja 1. „Wraz z czwórką dzieci jedziemy a u t e m . Andy (13 lat) siedzi koło m n i e z przodu. Chce prowadzić. (...) [Robi to] ze swego miejsca obok kierowcy. Koncentruję się, aby m ó c w każdej chwili interweniować, ale Andy kieruje samodzielnie. Samochód jedzie spokojnie, chłopiec dobrze radzi sobie z oceną prędkości i m a n e w r o w a n i e m . P o t e m próbują inni. (...) Po wielu jazdach Andy prowadzi równie dobrze jak ja. N a w e t przy prędkości 100 k m / h jedzie spokojnie i p e w n i e . " Brawura, sytuacja 2. „Wiozę dzieci na tylnym zderzaku mojego volkswagena «garbusa» po polnych drogach. Tę zabawę wymyśliło j e d n o z nich, (...) p o trzebowały tylko mojej zgody, (...) w odróżnieniu o d e m n i e nie zastanawiały się nad możliwym ryzykiem. (...) W naszej zabawie jesteśmy sobie równi, wszyscy dzielimy ryzyko i każdy jest odpowiedzialny za siebie. Ufam, że jeżeli «coś się stanie» nie będą mi robić żadnych wyrzutów. (...) Jedziemy przez p o la i lasy, wieje letni wiatr, jesteśmy szczęśliwi." Róbta co chceta! sytuacja 1. „Druga w nocy. R a z e m z Antje (13 lat), Doris (13 lat) i Ullą (12 lat) jesteśmy na letniej dyskotece n a d jeziorem. Dziewczy ny tańczyły i poznały chłopców. Doris i Antje chcą przenocować z n i m i w na miocie i nie zamierzają wracać do d o m k u letniskowego, w k t ó r y m mieszkamy od kilku dni. Boję się, że będą spały z chłopcami i cos się m o ż e przydarzyć, (...) jednak wewnętrznie zaakceptowałem już ich decyzję, nie chcę im rozkazywać, pozostawiam im decyzję. (...) Pozwalam im wyruszyć tak, jak pozwalamy na szym przyjaciołom p o w ę d r o w a ć w poszukiwaniu przygody." Róbta co chceta! sytuacja 2. „Doris (13 lat) i Barbel (13 lat) chcą kupić pa pierosy. Brakuje im 50 fenigów. (...) Oficjalnie w o l n o palić od 16 roku życia, czy te 3 lata stanowią jakąś różnicę? Naturalnie, że nie. (...) Klaudia (12 lat), Jurgen (13 lat) i Monika (11 lat) dają mi swoje papierosy i pytają czy m o g ą je u m n i e zostawić, bo jak je znajdą rodzice to będzie a w a n t u r a . Po ich wyjściu przyglądam się paczkom leżącym na parapecie. Czy nie przyczyniam się w t e n sposób do rujnowania ich zdrowia? Zawierzyli mi, a ja im p o m o g ł e m , tak jak p o m a g a m m o i m dorosłym przyjaciołom. Doskonale wiedzą czym grozi pale nie, jednak nie w tym rzecz. Ważne jest dla nich, że sami decydują o swym ży ciu i gotów j e s t e m wspierać ich w tym bez ograniczeń." Lolitki? sytuacja 1. „Wyszliśmy z Melanią (3 lata) na dwór. Melania chce stać na siedzeniu huśtawki (...) siadam blisko niej by m ó c ja złapać (...) Me lania chce żebym ją bardziej rozbujał. (...) Musi to być dla niej wspaniałe prze376 FRONDA 19/20 życie. (...) Ciągle się huśtając siada z n o w u na pupie, spogląda na m n i e i jest bardzo szczęśliwa. Patrzymy na siebie przez cały czas. Melania czuje się wol na. (...) Stojąc na huśtawce odrzuca głowę do tyłu i zamyka oczy. Z n o w u sia da i patrzy na m n i e i śmieje się. J e s t e m szczęśliwy (...), m o g ę się z nią spotkać w miejscu, w którym właśnie jest." Lolitki? sytuacja 2. „Wraz z Miriam (3 lata) jesteśmy na placu zabaw. Dziewczynka siedzi w piaskownicy o m e t r ode m n i e i bacznie mi się przyglą da. Wstaje obserwując m n i e ciągle. Czuję jak głęboko skrywa swą p r a w d ę przed ludźmi. Nie ruszam się z miejsca i tylko wzrokiem przekazuję jej swoje przesłanie. Po powrocie do d o m u piszę wiersz: Miriam istniejesz, żyjesz, wspierasz mnie, jesteś piękna. Miriam widzę i czuję, że uciekłaś daleko, na odległa planetę. Nie będę ci przeszkadzał, zerknę tylko na Ciebie. Wciąż na nowo będę spoglądał w Twą stronę może moje światło ogrzeje Cię trochę, może w końcu i Ty spojrzysz na mnie: Miriam mam czas, aby czekać. Lolitki? sytuacja 3. „Prywatka. Dwanaścioro dzieci w wieku od 12 do 15 lat. Bawią się wymyślając sobie różne zadania. Decydują się na zabawę z ca łowaniem. Po raz pierwszy w życiu biorę udział w czymś takim. Początkowo przyglądam się tylko i zachowuję dystans ś w i a d o m wszelkich zakazów okazy wania czułości i fizycznego kontaktu, jakie dorośli wznieśli między sobą a dziećmi. Potem jednak podejmuję decyzję: «Bawię się z wami». Kiedy nad chodzi moja kolej m ó w i ą mi: «Masz całować Christian przez 10 sekund w usta». Robię to i wokół zaczynają wirować kwiaty. Uczę się bez końca: to cu d o w n e kiedy cię całują, nawet kiedy to zabawa. Później w trakcie gry w śpiącą królewnę m a m obudzić p o c a ł u n k i e m Sabinę ze s n u i nagle spostrzegam, że to LATO-2000 377 ja s a m b u d z ę się ze stuletniego snu i od tej chwili czuję obecność wszystkich zakazanych spraw fizycznego k o n t a k t u i erotyki. (...) Dzieci tak s a m o jak do rośli posiadają t e n wymiar i jeśli ufam sobie i o n e mi ufają, to coś z t e g o staje się również m o i m u d z i a ł e m . " „W tym szaleństwie jest metoda" Piewcy antypedagogiki ignorują w imię r ó w n o u p r a w n i e n i a szczególny status, jaki posiada dziecko, które nie będąc zwierzęciem, w sensie społecznym nie jest jeszcze człowiekiem, czyli p e ł n o p r a w n y m obywatelem społeczności, posiadają cym oprócz p r a w cały szereg obowiązków. Jeżeli przyjęlibyśmy za słuszny po stulat, że dzieci powinny mieć s t a t u s prawny identyczny z dorosłymi, gdyż są „tak s a m o świadome i odpowiedzialne za swe poczynania", to należałoby dzie ci, podobnie jak dorosłych, skazywać na grzywny, zobowiązywać do płacenia ali mentów, legalizować bądź delegalizować zakładane przez nie partie polityczne, zamykać w więzieniach, niektóre m o ż e nawet eliminować ze społeczeństwa itd. Klasyczne wychowywanie to w p r o w a d z a n i e w tradycję. Rodzice są o d p o wiedzialni podwójnie: za istniejący świat i za dzieci, k t ó r e w e ń wprowadzają, aby zapewnić mu dalsze trwanie. Antypedagodzy kwestionują p o z o r n i e tylko model wychowania, „ k o n s e r w a t y w n ą " socjalizację, ale w rzeczywistości jest to destrukcja f u n d a m e n t ó w naszej cywilizacji. Antypedagodzy udają, że n i e r o z u m i e j ą całości, substancjalności świata. Jeśli nie ma j e d n e g o świata, a żyjemy w wielu własnych, w k t ó r y c h na bieżą co wypracowuje się reguły p o s t ę p o w a n i a , to n a p r a w d ę „rzeczywistość się r o z p a d a " , zaś klasyczny m o d e l w y c h o w a n i a przestaje być oczywisty, bo n i e w i a d o m o d o czego wychowywać, d o jakiego świata. Ale n a szczęście t o nie antypedagodzy mają rację. MICHAŁ DYLEWSKI Przypisy 1 Z noty wydawcy na okładce książki Hubertusa von Schónebecka, Antypedagogika - 2 Ekkehard von Braunmiihl, Antipadagogik, Weinheim 1975. 3 H. von Schónebeck, Antypedagogika w dialogu. Wprowadzenie w rozmyślania antypedago 4 Tegoż, Antypedagogika być..., wyd. cyt., s. 33. być i wspierać zamiast wychowywać, Warszawa 1994. giczne, Toruń 1991 (seria: „Studia Kulturowe i Edukacyjne U M K " ) . 378 FRONDA 19/20 5 Tamże, s. 52-53. 6 Tamże, s. 38. 7 Tamże, s. 65. 8 Tamże, s. 5, 183. 9 Cyt. za: H. von Schónebeck, Antypedagogika - być..., wyd. cyt., s. 145. 10 Tamże, s. 5. 11 Carl R. Rogers, Der neue Mensch, 1980; Zob. tegoż, Uczyć się jak być wolnym, w: Prze łom w psychologii, red. K.Jankowski, Warszawa 1978, s. 289-303. 12 H. von Schónebeck, Antypedagogika - być..., wyd. cyt., s. 64. 13 Tegoż, Antypedagogika w dialogu..., wyd. cyt., s. 64. 14 Tegoż, Antypedagogika - być..., wyd. cyt., s. 11. 15 Tamże, s. 59. 16 M. Mead, Kultura i tożsamość. Studium dystansu międzypokoleniowego, Warszawa 1978, s. 106-147. 17 F. Leboyer, Narodziny bez przemocy, Warszawa 1986 (wyd. franc. 1974). 18 Cyt. za: H. von Schónebeck, Antypedagogika - być..., wyd. cyt., s. 106. 19 Tamże, s. 164. 20 Tamże, s. 120. 21 Tamże, s. 121. 22 Richard Farson, Menschenrechte fur Kindern, Munchen 1975. 23 Cyt. za: H. von Schónebeck, Antypedagogika - być..., wyd. cyt., s. 138. 24 John Holt, Zum Teufel mit der Kindheit, Wetzler 1978. 25 Cyt. za: H. von Schónebeck, Antypedagogika - być..., wyd. cyt., s. 142. 26 J.w., s. 143. 27 H. von Schónebeck, Kinderrechtsbewegung und Deutsches Kindermanifest, Munster 1981, s. 13; cyt. za: H. von Schónebeck, Antypedagogika w dialogu..., wyd. cyt., s. 67. 28 H. von Schónebeck, Antypedagogika - być..., wyd. cyt., s. 114-115. 29 Tamże, s. 116-117. 30 Por. tamże, s. 16-30. LATO-2000 379 dodatek do tygodnika Paweł HERTZ, Rewolucja francuska wywodzi się z ideałów chrześcijaństwa. Gazety wy wodzą się z ideałów chrześcijaństwa. Ruch anarchistyczny, nauka, same nawet ataki na chrześcijaństwo wywodzą się z ideałów chrześcijań stwa. Tylko ta żywotność i zdolność do tworzenia tłu maczy, dlaczego kilkanaście wieków temu Europej czycy odrzucili pogaństwo. Pełne antycznej godno ści, wabiące orgiastpną radością. Dziś część ludzkości zachowuje się tak, jakby chciała zaczynać od początku. Zrezygnować z wie lu duchowych wynalazków. Kultura rozpaczy. Cywilizacja śmierci. Świat bez smaku i sensu. Okazuje się, że rynek z jego logi ka zysku ponad wszystko to za mało. Albo chaos, albo chrześcijaństwo? BERGER REDAGUJĄ: O PRZYBYLSKIM Robert TEKIELI & Wojciech WENCEL O MIŁOSZU PUBLIKUJĄ: KOEHLER Hilaire BELLOC, Allan BLOOM, Gilbert Keith CHESTERTON, DANTE Alighieri, Krzysztof DYBCIAK, Thomas Stearns ELIOT, Mieczysław GOGACZ, Grzegorz GÓRNY, Marek JUREK, Mieczysław KRĄPIEC OP, Clive Staples LEWIS, Pawet LISICKI, Jarosław Marek RYMKIEWICZ, Jacek SALIJ OP, Olaf SWOLKIEŃ, Rafał A. ZIEMKIEWICZ, Abp Józef ŻYCIŃSKI O RYMKIEWICZU KARPIŃSKI URBANOWSKI O PILCHU WENCEL ZDAĆ SIĘ NA ŻYWIOŁ W czasach nowożytnych p o w t ó r n i e z j e d z o n o jabłko. N a s k u t e k ujawnionego r o z d z i a ł u m i e d z y religią a k u l t u r ą coś się stało, co jest już n i e o d w r a c a l n e : Iliada, Odysem, Eneida, Biblia, Boska Komedia... KRUCJATA PRZECIW DZIECIOM ŚWIATA Konsekwencjami mitu przeludnienia są: przemysł aborcyjny, p r o p a g a n d a h o m o seksualizmu, prezerwatyw i eu tanazji. N a Filipinach wysteryliz o w a n o i poddano aborcji 3,5 miliona kobiet b e z ich w i e d z y pod p r e t e k s t e m O N Z o w s k i c h szczepień przeciwtężcowych... POCHWAŁA DZIEWICTWA M a ł g o r z a t a : — Młodzi lu dzie potrzebują świadomości, ż e s ą k o c h a n i , ż e to, c o się w nich r o d z i , jest ś w i ę t e i czy s t e , ż e t e g o nie m o ż n a o d d a ć p i e r w s z e j lepszej osobie, k t ó r ą z n a się t y d z i e ń . To jest zbyt wielkie piękno, aby nie ofiaro w a ć t e g o osobie, z k t ó r ą c h c e się być do k o ń c a życia. BRZÓSKA. AGENT MI STYK INICJATOR Rzeczywistość powoli prze k r a c z a swoje w ł a s n e w y o b r a ż e nia. oraz SZALEŃSTWO KUPOWANIA O ŚWIETLICKIM POŻEGNANIE Z PEERELEM ZWINOGRODZKA GŁĘBOKA DEMOKRACJA O LIBERZE KULA MIŁOŚCI OKULTYZM PAŃSTWOWY NOWOCZESNE NIEWOLNICTWO KASZA I ŚRUBOKRĘT Uczeń Ojca Świętego Motto: Nie można też bez Chrystusa zrozumieć dziejów Polski. J a n Paweł II Bez Kościoła nie u d a się z r o z u m i e ć Polski, nie ma Polski bez Kościoła. Leszek Miller w rozmowie z Adamem Michnikiem i Pawłem Smoleńskim, „Gazeta Wyborcza" 15-16.01.2000. Wychowanek paryskiej „Kultury" Kościół katolicki, rodziny katyńskie, d u c h o w n i , ś r o d o w i s k a akademickie, de mokratyczna opozycja w Polsce, ludzie kultury, literatury, sztuki - jak naj wyższej próby świadkowie i k r o n i k a r z e tej tragedii - Józef Czapski, G u s t a w Herling-Grudziński, nie bacząc na t r u d n o ś c i , groźby, przywrócili n a m nie tyl ko prawdę, ale i godność. Z przemówienia Aleksandra Kwaśniewskiego, Przepraszam za milczenie o Katyniu,„Gazeta Wyborcza" 14.04.2000. Dylematy lewicowej duszy -W co dzisiaj może się naprawdę zaangażować lewicowa dusza? Bo ja mam wraże nie, że ostatnią pozostałością tej ideologii, która wypisała na sztandarach upowszech nienie praw obywatelskich i walkę z nierównościami społecznymi, jest dzisiaj femi nizm. - Feminizm i gay liberation - r u c h wyzwolenia h o m o s e k s u a l i s t ó w . Michał Cichy i Richard Rorty w rozmowie Wszędzie wokół tyle pieniędzy, „Gazeta Wyborcza" 15-16.01.2000. Etos lewicy - Pan jest popularny nie tylko wśród czytelników „Rzeczpospolitej". Pan również stał się idolem skrajnej prawicy. Czy to Panu nie daje do myślenia? LATO-2000 381 - A jaka jest dzisiaj lewica? Z u p e ł n i e skurwiona. O d n o s z ę się z p o g a r d ą do tych, którzy operują lewicowym językiem, ale za ich s ł o w a m i nic nie stoi. Gustaw Herling-Cmdziński w rozmowie z Anną Bikont i Joanną Szczęsną, Tak, taki jestem, „Gazeta Wyborcza" 29.04.-1.05.2000. Nihilizm jako końcowe stadium komunizmu - Widziałem o g r o m n y wysiłek komuny, żeby do polskiego d o m u wtłoczyć ni hilizm w stylu Urbana, bo to u ł a t w i a ł o podbój społeczny. Gnijący i tonący k o m u n i z m „brzydko się chwytał", a j e d n y m z jego o s t a t n i c h wynalazków by ło rzucenie na polski rynek o k r u c h ó w zachodniej k u l t u r y m a s o w e j , w t y m e r o t y z m u . . . Proszę tylko nie pomyśleć, że ja występuję z pozycji Z C h N - o wskich! My - liberałowie - n a p r a w d ę to lubimy, ale uważamy, że u schyłku k o m u n i z m u t o było j e d n a k narzędzie szatana. - Lubimy dla siebie, ale nie będziemy gorszyć pobożnego ludu? - Wiemy, że m o ż e to być, przy braku samoograniczeń, narzędzie wojny m o ralnej ze s p o ł e c z e ń s t w e m . K o m u n i z m tylko na początku opierał się na ba gnetach. Później podbijał p o p r z e z zniewolenie m o r a l n e , konformizm, łama nie zasad. Był świadomie p o w o d o w a n ą katastrofą m o r a l n ą i z t e g o się utrzymywał, odkąd przestał być s y s t e m e m czysto t o t a l i t a r n y m . Janusz Lewandowski w rozmowie z Michałem Cichym, Wolność, nie równość,„Gazeta Wyborcza". 15-16.01.2000. Satanizm czyli ostatnie tchnienie komunizmu Młodzież, która buntuje się przeciw Kościołowi - o t o temat, o t o materiał odpo wiadający rządzącym wtedy k o m u n i s t o m . Satanizm, jako ostatnie tchnienie ko m u n i z m u w Polsce, został zaszczepiony wtedy jako kolejna, utopijna alternaty wa wobec konstruktywnej tradycji - chrześcijaństwa. Był to tylko jeden z elementów walki. Młodzież, jak zwykle, traktowana instrumentalnie, podat na na manipulację, była łatwa do „ulepienia". Jerzy Urban, ówczesny rzecznik prasowy rządu, oficjalnie próbował nawet stworzyć Antyklerykalny Festiwal Rockowy (wśród zaproszonych zespołów miała wystąpić Kobranocka). Walka z klerem okazała się być jednak zbyt powierzchowną. Jak pokazała historia można było zabić księdza, ale dawało to skutek odwrotny - wzmacniało tym sa m y m wiarę w Boga. Trzeba było więc zaatakować Samego Zainteresowanego. Pozwolono, by z Z a c h o d u napłynął przekaz satanistyczny i to nie w postaci 382 FRONDA 19/20 ideowej, zbyt trudnej w szybkim pojmowaniu, ale komiksowej, powierzchow nej, atrakcyjnej dla sfrustrowanych nastolatków. Diabły z horrorów, piekło z tekstów piosenek oraz okładek płyt, to był strzał w dziesiątkę. Raz zasiane, ziarno takie ciężko wyplenić. Oficjalnie potępiany, nieoficjalnie zaś był satanizm wspierany. Pod patrona tem Z H P i ZSMP (czyli Związku Harcerstwa Polskiego i Związku Socjalistycz nej Młodzieży Polskiej) na scenie festiwalu w Jarocinie, muzyk zespołu Test Fobii Kreon w m n i s i m kapturze na głowie rozbijał krzyż w oparach dymu. Grzegorz Kasjaniuk, Szamanki, wampiry, potworki, pismo literacko-kulturalne „Portret" nr 8/9, Olsztyn 1 9 9 9 Satanizm czyli rozwój osobowości Nie j e s t e m satanistą, ale podzielam n i e k t ó r e poglądy La Veya. Jak pisał bo w i e m kiedyś ksiądz Jan Twardowski: „La Vey próbuje w swej «Biblii» wyka zać, że głównym celem «Kościoła Szatana» jest zwalczanie o b ł u d y m o r a l n e j we w s p ó ł c z e s n y m społeczeństwie, zaś s a t a n i z m m o ż e przyczyniać się do rozwoju osobowości człowieka p o p r z e z wyzwolenie go z z a k ł a m a n i a i zaha m o w a ń religijnych". Przemysław Szubartowicz, Satanizm a satanizm, „Trybuna" 1 2 - 1 3 . 0 2 . 2 0 0 0 . Kto jest polskim Juliusem Streicherem? Pamięta pan zapewne b e z r o z u m n ą k a m p a n i ę przeciw wartościom chrześcijań skim w środkach przekazu. Na pozór było to przedsięwzięcie absurdalne w społeczeństwie, którego e l e m e n t a r n e przywiązania odnoszą się do takich właśnie wartości. Zmierzało o n o w rzeczywistości nie do obalenia owych war tości, ale właśnie do rozchwiania przywiązań do nich. Z o s t a w m y je dewotkom, powiadano, my ludzie światli doskonale się obywamy bez aksjologicznych uprawomocnień. Nie była to debata ideowa, ale p r ó b a socjotechniki adresowa nej do tych, co pragnęliby uchodzić za „światłych". A fala antyklerykalizmu, która - dość niespodziewanie - wezbrała w Polsce w pierwszej połowie lat 90.? Osiągnęła o n a w p e w n y m m o m e n c i e stopień agre sywności i rozjątrzenia porównywalny z opisywaną wielokrotnie propagandą antysemicką - w nieznanej u nas postaci. Wiadomo, że w tradycyjnej propagan dzie antysemickiej występowały zawsze w jakimś powiązaniu cztery motywy: Żydzi zatruwają skrycie nasze dusze i chcą nami dyrygować; są oszustami i złoLATO-2000 383 dziejami naszych dóbr, z których ciągną własne bogactwo; ich wygląd i zacho wanie budzą naszą odrazę; nie są nigdy związani z miejscem, w którym żyją, ale z międzynarodowym żydostwem, które dąży drogą spisku do panowania nad światem. O t ó ż zaskakująco paralelnie układa się zestaw uzasadnień antyklerykalnych: czarni chcą zawładnąć naszymi duszami po to, aby uczynić z n a s nie wolników; opływają w dostatki, pasą się naszym kosztem, rozbijają się drogimi samochodami kupowanymi za pieniądze z datków ubogich emerytów; są pa skudni jako pedofile, homoseksualiści, erotomani; należą do armii p o n a d n a r o dowego państwa - Watykanu - i jego interesy mają przede wszystkim na wzglę dzie. Antyklerykał wiele się może nauczyć od antysemity - i odwrotnie. Janusz Sławiński w rozmowie z Maciejem Nowickim, Epoka „Parnasów bis", „Życie" 2 1 . 0 2 . 2 0 0 0 . Antisemitenzeitung „Nein" Jeśli poddać analizie porównawczej m a t e r i a ł y p r o p a g a n d o w e (artykuły i iko nografię) w „Der S t r m e r " , prasie marcowej i „ N i e " , to p e w n e wątki - w t y m społeczny - okazują się dość p o d o b n e , z tą różnicą, że w „ N i e " Żyd został za stąpiony przez „solidarucha" lub księdza. Ludwik Dom, Kto jest Kąko/em III RP?. „ N o w e Państwo" 2 4 . 0 3 . 2 0 0 0 . Tęczowy Laur? Buchanan jest z pewnością politykiem najbardziej z n i e n a w i d z o n y m przez si ły p o s t ę p u , k t ó r e określają go jako „ a n t y s e m i t ę " , „rasistę", „ m a n i a k a seksu alnego" i „socjalizującego faszystę". W p i ś m i e h o m o s e k s u a l i s t ó w „ O u t w e ek" n a p i s a n o o n i m onegdaj tak: „Trudno oprzeć się chęci złapania tego człowieka za gardło i d u s z e n i a go tak m o c n o , jak się da, aby m ó c p a t r z e ć w jego s z p e t n ą i odrażającą twarz, i obserwować, jak jego gałki oczne pękają i wypływają z oczodołów. Lub m o ż e k t o ś wolałby n a d e p n ą ć na jego twarz i wyciskać jego m ó z g tak długo, aż zgniły szlam wypłynie na c h o d n i k . " Jacek Bartyzel, Pat (Patrick Joseph) Buchanan, „ N o w e Państwo" 2 1 . 0 1 . 2 0 0 0 . Kto liże klamki Amerykański dziennikarz próbował wykluczyć znanego z katolickiego funda mentalizmu kandydata na prezydenta USA... zarażając go grypą. D a n Savage, reporter internetowego p i s m a „Salon", przez tydzień pracował przy kampanii 384 FRONDA 19/20 wyborczej Gary Bauera w stanie Iowa. Savage, który jest homoseksualistą, chciał zarazić grypą Bauera - przedstawiciela m a ł o tolerancyjnej skrajnej reli gijnej prawicy. Lizał więc klamki w sztabie wyborczym, chuchał na d o k u m e n ty, a nawet trzymał w ustach długopisy, które p o d s u w a ł Bauerowi (...) Savage opisał swą - jak nazwał to jeden z d o r a d c ó w Bauera - „akcję higienicznego ter roryzmu" w Internecie. BW, Terroryzm grypowy, „Gazeta Wyborcza" 5 - 6 . 0 2 . 2 0 0 0 . Demoniczna sieć Rabini z Izraela uznali i n t e r n e t za narzędzie szatana. (...) O t ó ż w p i s o w n i hebrajskiej, przynajmniej tej starożytnej, nie ma cyfr. Wartość liczbową m a ją za to o d p o w i e d n i e litery alfabetu. Cyfrę „sześć" oznacza się literą „Waw" (W), czyli nasze „W". Skrótowe oznaczenie s t r o n i n t e r n e t o w y c h W W W (World Wide W e b - czyli „sieć o zasięgu ś w i a t o w y m " ) , dla Ż y d ó w jest rów noznaczne z zapisem 666, a t o , jak w i a d o m o , jest s y m b o l e m największej nie doskonałości (po trzykroć nieświęty), czyli szatana. ks. Józef Świerczek, Rabini i WWW. „Najwyższy czas!" 1 8 . 0 3 . 2 0 0 0 . Doktryna Breżniewa wiecznie żywa Tak jak negatywny rezultat pierwszego referendum w Danii w sprawie Ma astricht w 1992 roku został przekreślony przez p o n o w n e , drugie referendum w tej sprawie w 1993 roku, tak w latach 90. rządy europejskie i USA ingero wały w wybory krajów Europy Wschodniej i b. Związku Sowieckiego, popiera jąc tych polityków, którzy uginali kolana przed doktryną wyrzeczenia się suwe rennych p r a w dla swoich n a r o d ó w . Zintegrowane z Unią Europejską i kontrolowane przez nią rządy będą wygodnym narzędziem do przegłosowa nia każdego kraju, n p . Wielkiej Brytanii, który mógłby próbować przeciwsta wiać się Unii w obronie własnego interesu. Uwagi ministra Fischera poparte polityką UE potwierdzają, że wszyscy przywódcy na Zachodzie są obecnie podporządkowani starej doktrynie Breż niewa O ograniczonej suwerenności państw. Przywódcy ci zdecydowani są u s t a n o wić rodzaj internacjonalizmu, „całkowicie n o w e stosunki między państwami, nie spotykane uprzednio w historii", na które powoływała się KPZR w paź dzierniku 1952 r. Ich świetlanym przykładem miały być stosunki między ZSRS i państwami Paktu Warszawskiego. LATO-2000 385 K o m u n i s t y c z n e p r a w d y o internacjonalizmie i w y d u m a n y m antyfaszyzmie przeniosły sie obecnie z M o s k w y i Berlina W s c h o d n i e g o do n o w y c h pa jęczych gniazd w Europie i USA. Niezbyt wiarygodnie b r z m i ą zarzuty p o d a d r e s e m Austrii za antyemigracyjną politykę H a i d e r a . Gdyby to była p r a w d a , Wielka Brytania zostałaby p o t ę p i o n a za stanowiące j a s k r a w o r a s i s t o w s k ą p o litykę żądanie wpłacania d e p o z y t u 10 tys. f u n t ó w od t u r y s t ó w z Indii, gdy przybywają w odwiedziny do swoich krewnych. N a t o m i a s t m i n i s t e r Jack Straw byłby krytykowany za stwierdzenie, że „Cyganie mają n a t u r a l n e s k ł o n ności d o p r z e s t ę p s t w " . W p r o s t przeciwnie, „ z a g r o ż e n i e " H a i d e r a i jego p o p u l a r n o ś ć w ś r ó d Au striaków są r e z u l t a t e m wartości, k t ó r e r e p r e z e n t u j e jako przywódca s p o z a kręgu internacjonalistów i globalistów. Stanowi wyzwanie dla ciepłych posa dek, międzypartyjnych układów, z r u t y n i z o w a n y c h przez 13 lat skostniałej koalicji między socjaldemokratami i k o n s e r w a t y s t a m i , k t ó r ą w ł a ś n i e t e r a z zniszczył. Istnieje p r z e k o n a n i e (być m o ż e n i e s ł u s z n e ) , iż stwarza on zagro żenie dla rządzących przez dziesięciolecia E u r o p ą k a r t e l o p o d o b n y c h u k ł a dów, których s k o r u m p o w a n e m e t o d y zostały ujawnione n a całym k o n t y n e n cie. Nie jest przypadkiem, że politycy z najbardziej autokratycznych s y s t e m ó w - p r z e d e w s z y s t k i m z Francji i Belgii, ale r ó w n i e ż z N i e m i e c i W ł o c h - przewodzili w ataku przeciw nowej austriackiej koalicji. Najczęstszą obecnie praktyką jest oczernianie przeciwnika jako nazisty. Chwyt ten m o ż e być użyty bez ograniczeń. Każdy jest teraz Hitlerem. Od Pata Buchanana i Jórga Haidera po S a d d a m a H u s a i n a i Slobodana Miloszewicia, i starych Łotyszów, dodanych po to, aby ładnie brzmiało. Ten zabieg jest obecnie tak m a s o w o nadużywany, że powinien być u z n a n y za całkowicie bezwartościowy. Trzeba przyznać, że po roku 1989 prawica prze grała najważniejszą ze wszystkich politycznych batalii, walkę o kulturę. Po tak zwanym upadku k o m u n i z m u pamięć historyczna XX wieku powin na osiągnąć jakiś rodzaj równowagi w ocenie między z b r o d n i a m i k o m u n i z m u a zbrodniami faszyzmu. Zamiast tego z nonszalancją, na k t ó r ą m o ż e się zdo być tylko lewica, pamięć poprzedzających wydarzeń została całkowicie zaprze paszczona przez hipnotyczne i wyłączne koncentrowanie się na tym, co nastą piło. Pamięć historyczna jest obecnie uwięziona w niebezpiecznym t u n e l u świadomości, tak jak gdyby jedynym wydarzeniem XX wieku było pojawienie się Hitlera. 80 milionów ofiar k o m u n i z m u zostało wygodnie wyrzucone na 386 FRONDA 19/20 śmietnik historii, a pamięć historyczna jest bezwstydnie m a n i p u l o w a n a dla doraźnych korzyści politycznych. W konsekwencji polityk demokratycznie wybrany w Austrii m o ż e być ata kowany jako zwolennik nazizmu, p o m i m o iż nigdy nie naruszył p r a w a lub przynależał do nielegalnej organizacji. W tym s a m y m czasie nikt nie wyraził najmniejszego zdziwienia, gdy komuniści doszli do władzy we Francji i we Włoszech. M a s s i m o d'Alema, który został p r e m i e r e m Włoch, kierował k o m u nistyczną partią w okresie, gdy była ona nielegalnie subsydiowana przez M o skwę. W roku 1998 głosił on: „Ja j e s t e m twórcą włoskiego k o m u n i z m u . Nie żałuję mojej przeszłości", a w 1990 r. twierdził: „Praktycznie nie jest możliwe znaleźć piękniejszą nazwę niż Partia Komunistyczna". Tak więc, p o d o b n i e jak u z a s a d n i e n i e m dla m u r u w Berlinie było twier dzenie, iż jest to „bariera chroniąca p r z e d faszyzmem", tak r ó ż n e e m b r i o n y międzynarodowych struktur, jak UE i cały „ a l p h a b e t t i - s p a g e t t i " a k r o n i z m ó w i a n o n i m ó w m i ę d z y n a r o d o w y c h t w o r ó w w świecie, znajdują u z a s a d n i e n i e ja ko o c h r o n a przeciw jakiejkolwiek erupcji „nacjonalizmu", który m ó g ł b y przeszkodzić b i u r o k r a t o m w a u t o k r a t y c z n y m zarządzaniu p l a n e t ą . J e s t to z n a n e n a m jako „raison d ' e t r e " - u z a s a d n i e n i e istnienia dla U E . Globalizacja jest po p r o s t u r o z s z e r z e n i e m tych s a m y c h a n t y d e m o k r a t y c z n y c h i a n t y n a r o dowych zasad d o p o z i o m u światowego. Potwierdził t o J e a n M o n n e t , k t ó r y w swoich p a m i ę t n i k a c h zapisał: „Wspólnota Europejska s a m a jest tylko kro kiem ku przyszłym f o r m o m organizacji świata". Zachód jest obecnie na krawędzi spełnienia tego, o czym marzyli Lenin i Trocki w 1917 r. Nie chodzi tu o to jak zastąpić p a ń s t w a n a r o d o w e przez p a ń s t w o europejskie lub przez światowe s u p e r p a ń s t w o . Celem jest zrealizo wanie starego m a r z e n i a m a r k s i s t ó w - obalenie wszelkich s t r u k t u r p a ń s t w a . Według słów Lenina, celem k o m u n i z m u jest „zanik każdej formy p a ń s t w a " . Entuzjazm, z jakim N o w a Lewica u z n a ł a „Wolny Rynek", stwarzając w r a ż e n i e przesunięcia w p r a w o kierunku polityki światowej, p o d y k t o w a n y jest przeko naniem, że zanikanie p a ń s t w a będzie bardziej skutecznie realizowane przez merkantylizm wielkich korporacji niż przez p a ń s t w o w y socjalizm. P o d o b n i e za materializm dialektyczny w nowej szacie należy u z n a ć twierdzenie, że glo balizacja jest jakąś bezimienną, n i e u n i k n i o n a historyczną siłą. Tak jak Lenin napisał w eseju o Stanach Zjednoczonych Europy: „Stany Zjednoczone Świa ta, nie tylko Europy, są związkiem państw, w których w o l n o ś ć n a r o d ó w utożLATO-2000 387 samiamy z socjalizmem. Dopiero p e ł n e zwycięstwo k o m u n i z m u przyniesie prawie zupełny zanik państwa, włączając również p a ń s t w a d e m o k r a t y c z n e . " Minister Fischer nie m ó g ł tego wyrazić lepiej. John Laughland, Jak komunistyczna lewica wygrała zimną wojnę, „Nasz Dziennik" 6.03.2000 (przedruk z brytyjskiego „The Spectator") Pochwała Europy - A co jako wyspiarz myśli pan o zjednoczeniu Europy? - Czy Adolf Hitler nie miał p o d o b n e g o p o m y s ł u na zjednoczoną E u r o p ę ? (...) Wspólna E u r o p a to nie najlepszy pomysł, bo przecież przez p o n a d ty siąc lat każdy kraj na tym kontynencie starał się zachować o d r ę b n ą k u l t u r ę . Amerykanie przyjeżdżają tu i nie m o g ą się nadziwić, że wystarczy pojechać godzinę w jakimkolwiek kierunku i słyszy się inny język, spotyka się i n n ą hi storię i kulturę. Przecież E u r o p a to najwspanialszy k o n t y n e n t na świecie. Mieszkają tu najbardziej inteligentni ludzie tej planety. W p r a w d z i e nie po w i n n o być żadnych granic dla w o l n e g o rynku i możliwości p o d r ó ż o w a n i a , ale nie sądzę, żebyśmy stali się j e d n y m krajem o nazwie E u r o p a . Takie zjedno czenie byłoby zniewagą dla wszystkich, którzy walczyli w wojnach o n a r o d o wą i k u l t u r o w ą o d r ę b n o ś ć . Noel Gallagher, gitarzysta zespołu Oasis, w rozmowie z Romanem Rogowieckim, Gwiazda z konieczności. „Wprost" 12.03.2000. Państwo Wielkiej Powszechnej Niemocy - Dlaczego w piosence P a ń s t w o Wielkiej Powszechnej N i e m o c y zaatakował pan Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy? - W p e w n y m m o m e n c i e p o c z u ł e m , że p r z y p o m i n a mi czyny społeczne z epo ki PRL. - To duża przesada. Nikt nikogo nie zmusza do udziału w akcji Jerzego Owsiaka. Za miast narzekać na polityków, robi swoje. - Ale m o ż n a m ó w i ć o presji m o r a l n e j . U w a ż a m , że Wielka Orkiestra Świą tecznej Pomocy miałaby dzisiaj sens, gdyby zyskała wymiar lokalny. Pomaga ła b u d o w a ć nasze m a ł e ojczyzny. Niestety, tak jak w k o m u n i z m i e , m a m y do czynienia z centralnym s t e r o w a n i e m . Ze szczytnej jeszcze n i e d a w n o idei robi się szopka. Ludzie z wioski, z m a ł e g o miasteczka m o g ą przekazać pie niądze na fundację, ale nie b ę d ą mieli z tego ż a d n e g o pożytku. Obowiązuje 388 FRONDA 19/20 rejonizacja, są kasy chorych. Myślę też, że coraz trudniej jest k o n t r o l o w a ć ta ką m a s ę pieniędzy. Może w a r t o zastanowić się, ile kosztuje telewizję dzień transmisji, ekipy telewizyjne, sprzęt, s t u d i o , prezenterzy? Czy k t o ś się n a d tym zastanawiał? A ci kolesie z b a n k ó w i firm, których nazwiska i nazwy wy m i e n i a n e są na a n t e n i e - ile zyskują taniego czasu r e k l a m o w e g o nie scho dząc z wizji? Nie dość, że wychodzą na wspaniałych ludzi, m o g ą sobie jesz cze odpisać od p o d a t k u darowizny. U w a ż a m , że dzięki t a k i m s p e k t a k u l a r n y m akcjom jak Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy p a ń s t w o usprawiedliwia swoją n i e m o c i indolencję. Paweł Kukiz, lider zespołów Piersi i Aya Rl, w rozmowie z Jackiem Cieślakiem, Manifestacja wolności, „Rzeczpospolita" 6 . 0 5 . 2 0 0 0 Korekta Europy Europa obejdzie się bez Austrii. Minister spraw zagranicznych Belgii. Louis Michel, cyt. za: Europejski ranking sankcji, „Życie" 5 - 6 . 0 2 . 2 0 0 0 . Heideryzm jako współczesny augustianizm Wierzę, że wywołana przez Jórga Heidera sytuacja w Austrii i wokół niej spo woduje nad Wisłą skuteczny o p ó r większości społeczeństwa przeciw rodzi m y m szowinistom, ksenofobom i politycznym spadkobiercom Św. Augustyna. Jan Gadomski, Bóg zapiać, Hen He/der, „Trybuna" 9 . 0 2 . 2 0 0 0 . Anatomorfologia demokracji Widział k o m u n i z m i wierzył, że demokracja jest najlepszym s y s t e m e m . To przenikało każdą tkankę jego osoby. Bill Clinton o Borysie Jelcynie, Nasz kolega Borys, „Życie" 3 . 0 1 . 2 0 0 0 . Joanna d'Arc ery atomowej - Rozpoznaje pani siebie w Joannie? - Oczywiście. J e s t e m także b a r d z o impulsywna, b a r d z o g w a ł t o w n a . M n ó stwo kobiet m o ż e u t o ż s a m i ć się z J o a n n ą . O n a jest b a r d z o n o w o c z e s n a . Dzi siaj mogłaby być n a u k o w c e m , szukać za p o ś r e d n i c t w e m i n n e g o m e d i u m niż Bóg odpowiedzi na pytanie w rodzaju: dlaczego tutaj jesteśmy? - A więc Joanna przypominająca nieco bohaterkę Jodie Foster w „Kontakcie"? LATO-2000 389 — O właśnie. Na początku XV stulecia filozofia była t a k a n a i w n a . Ci wszy scy starcy, którzy wierzyli w Boga p o c h o d z ą c e g o z bajek, te marzenia, że po śmierci idzie się do n i e b a . . . M o ż n a sobie wyobrazić 19-letnią dziewczynę, która przeżywszy takie o k r o p n o ś c i jak J o a n n a , o d r z u c a świat mężczyzn na znaczony o k r u c i e ń s t w e m i zwraca się do nieba, t a m szukając o d p o w i e d z i . Sądzę, że dzisiaj szukałaby raczej ucieczki w naukę, bo nauka, a p r z e d e wszystkim f i z y k a t o n o w a religia. Milla Jovovich, odtwórczyni roli J o a n n y d'Arc w filmie Luca Bessona, w rozmowie z Jean-Yvesem Katelanem, „Film" nr 1/2000 Śluby panieńskie Ery Wodnika M a ł ż e ń s t w o to b a r d z o podejrzana instytucja. Aż dziwne, że d o t ą d się utrzy mała. Biologia stworzyła n a s co p r a w d a do m o n o g a m i i , ale tylko okresowej. H o r m o n ó w i innych f e r o m o n ó w starcza b o w i e m najwyżej na kilka lat. Tyle, ile potrzeba, by o d s t a w i o n e od piersi dziecko nauczyło się wystarczająco d o brze chodzić, żeby s a m o m o g ł o pobiec za s t a d e m . W t e d y przychodzi czas na p o s z u k a n i e n o w e g o p a r t n e r a i rekombinacje genów. M a ł ż e ń s t w o , w k t ó r y m „nie opuszczę cię aż do śmierci", to wymysł k u l t u r y - m u s i m i e ć swoje zale ty dla społeczeństwa, nie daje j e d n a k żadnej gwarancji szczęścia j e d n o s t k o m . Zresztą, to „nie opuszczę cię aż do śmierci", d o b r e było kiedyś, kiedy śred nia życia wynosiła o k o ł o trzydziestu lat. Kobiety u m i e r a ł y często w p o ł o g u , szalały zarazy, m ę ż o w i e z k r ó l e m Bolesławem szli na Kijowiany i latami nie wracali, a jeśli żona m i a ł a o d r o b i n ę szczęścia, to nie wracali nigdy. W t e d y obiecywać było łatwo, a tylko wyjątkowy p e c h skazywał na coś, co dziś m o głoby być (gdyby nie rozwody) p o w s z e c h n ą n o r m ą : pięćdziesiąt, sześćdzie siąt lat w s p ó l n e g o pożycia. Przecież to p r o g r a m nie na ludzką m i a r ę ! Łatwiej znaleźć igłę w stogu siana, niż s p o t k a ć n a p r a w d ę d o b r ą p a r ę m a ł żeńską. N u d z i m y się ze sobą w łóżku, rozczarowujemy w życiu. Z m i e n i a m y się, przy okazji oddalając od siebie. Żyjemy p o d j e d n y m d a c h e m z k i m ś , k t o jest n a m coraz bardziej obcy. Rozwód? Z r e z y g n o w a n i i przytłoczeni m a ł ż e ń ską melancholią i na to nie m a m y sił. O k ł a m u j e m y s a m i siebie, że to dla d o b r a dzieci, że takie są nasze wartości: c e n i m y m a ł ż e ń s t w o . Ale co jest w n i m takiego cennego? Z ł u d n e poczucie bezpieczeństwa, k t ó r e g o nie sposób odróżnić od nudy? Patologiczne uzależnienie od drugiej osoby? Wspólne mieszkanie, s a m o c h ó d , serwis w kwiatki. Ciocia-Klocia, k t ó r a 390 FRONDA 19/20 będzie oburzona, jeśli się rozwiedziemy. Wspólni, r ó w n i e z n u d z e n i swymi m a ł ż e ń s t w a m i znajomi i rutyna: dziś p a ń s t w o do nas, w przyszłym tygodniu my do p a ń s t w a . I strach, jak sobie s a m a p o r a d z ę , jeśli nie znajdę tego n a s t ę p nego? Przecież i t e n następny, p o d t y m j e d n y m w z g l ę d e m zmądrzałyśmy, po kilku latach okaże się p o d o b n y do p o p r z e d n i e g o . Rozsądek p o d p o w i a d a więc: p o r a osiąść w gniazdku wyścielonym cicha rezygnacją. Nauczyć się paru m a n i p u l a t o r s k i c h sztuczek, wypracować kulturalny s p o s ó b n i e d e p t a n i a sobie po piętach i da się jakoś dożyć. Do śmierci, byle nie mojej. Kinga Dunin. Lipa aż do śmiem, „Wysokie obcasy" 1 1 . 0 3 . 2 0 0 0 . Nieubłagane prawa biologii Czasem prowokuję, m ó w i ę na przykład, że byłabym idiotką, gdybym wierzy ła, że Nowicki był mi wierny przez dwadzieścia pięć lat. - Niewierność nie robi na Pani wrażenia? - Ja go r o z u m i e m . Gdybym czuła, że on m n i e nie kocha, to co i n n e g o . Albo że kocha kogoś i n n e g o . Ale to, że on się z k i m ś p r z e ś p i . . . to jego p r a w o . To sprawa jego biologii, ja też m o g ę sobie na to pozwolić. Marta Meszaros w rozmowie z Katarzyną Bielas, Do miłości trzeba mieć talent, „Wysokie obcasy", 5 . 0 2 . 2 0 0 0 . Zwierzę polityczne Gdy Basia znalazła się w Sejmie, w t e d y zaczęło się n a s z e o s o b n e życie, bo o n a cały czas była w Warszawie. Zaczęliśmy mieszkać w różnych przestrze niach i k o n t a k t stał się rzadki. Basia od u r o d z e n i a jest zwierzęciem politycz nym. Z biegiem lat sprawy p a ń s t w o w e stały się dla niej ważniejsze od d o m o wych. Rozwód wzięliśmy rok t e m u . O n a m a niewielu starych przyjaciół, b o nie m a czasu n a p i e l ę g n o w a n i e starych przyjaźni. Z a w s z e jest p o c h ł o n i ę t a tym, co w ł a ś n i e robi, i w s p ó l n o tą, jaka wokół tego się wytwarza. Ma j e d n ą z wad typowych dla osobowości lewicowej. Bardziej s k u p i o n a jest na ludzkości niż na pojedynczym człowieku. Aleksander Labuda w tekście Jarosława Kurskiego, Debata na trzy głosy, „Wysokie obcasy" 1 1 . 0 3 . 2 0 0 0 . LATO-2000 391 Shoah Ceschaft - Dlaczego zajął się pan kwestią odszkodowań dla ofiar holokaustu? - Z uwagi na m o i c h rodziców. Mój ojciec, który zdołał przeżyć warszawskie getto i obóz koncentracyjny w Oświęcimiu, d o s t a ł od N i e m i e c d o ż y w o t n i ą rentę, ponieważ d o z n a ł poważnych u r a z ó w fizycznych. R e n t a ta wynosiła pod koniec jego życia około 6 0 0 doi. miesięcznie. Matce, k t ó r a przeżyła get to i obóz na Majdanku, N i e m c y nie chcieli dać renty, bo nie m i a ł a widocz nych obrażeń. D o s t a ł a tylko symboliczne o d s z k o d o w a n i e - o k o ł o 3 tys. doi. Matka zawsze zastanawiała się, k t o w t a k i m razie dostaje pieniądze z N i e miec, k t ó r e wypłaciły ocalałym z h o l o k a u s t u Ż y d o m łącznie 118 m l d doi. Teoretycznie przecież nikt bardziej nie zasługiwał na najwyższe odszkodowa nia niż moi rodzice, którzy byli prześladowani przez całą wojnę, stracili całą rodzinę i cały majątek. Drugi p o w ó d zajęcia się t e m a t e m o d s z k o d o w a ń wiąże się z książkami Daniela Goldhagena Hitler's Willings Executioners (wydana w Polsce p o d tytu ł e m Gorliwi kaci Hitlera) i Petera Novicka Holocaust in American Life. Z o s t a ł e m poproszony o napisanie recenzji tych książek i po p r z e p r o w a d z e n i u b a d a ń hi storycznych p o s t a n o w i ł e m s a m napisać n a t e n t e m a t książkę. Będzie o n a miała tytuł The Holocaust Industry: The Abuse of Jewish Victims. W polskim t ł u maczeniu p o w i n i e n on brzmieć: Jak z o d s z k o d o w a ń dla ofiar h o l o k a u s t u uczyniono d o c h o d o w y interes? - Co pan ustalił w wyniku swoich badań? - Najpierw przeanalizowałem negocjacje i p o r o z u m i e n i e p o d p i s a n e w 1952 roku przez rząd Niemiec z Żydowską Konferencją Roszczeniową 0ewish Cla- ims Conference, dalej w skrócie J C C ) . Na mocy tego p o r o z u m i e n i a N i e m c y wypłaciły JCC około miliarda dolarów na o d s z k o d o w a n i a dla takich o s ó b jak moja m a t k a - które nie kwalifikowały się do otrzymywania dożywotnich rent. Okazuje się jednak, że JCC zatrzymała większość tych pieniędzy dla siebie albo dokonała ich podziału po swojemu. Część p r z e z n a c z o n o na wsparcie społeczności żydowskich w krajach arabskich, część na Instytut Yad Vashem w Jerozolimie i różne muzea, czyli na cele nie związane z o d s z k o d o w a n i a m i dla ofiar. - Ile zatem przypadło bezpośrednio ofiarom? - Ostatecznie tylko 15 p r o c . z o w e g o miliarda. C h o ć n a w e t i tę część J C C roz prowadziła głównie w ś r ó d „wybitnych żydowskich p r z y w ó d c ó w z czasów 392 FRONDA 19/20 II wojny światowej i r a b i n ó w " , czyli faktycznie w ł a s n y c h działaczy. Zwykłe ofiary dostały jakieś promile. Potem zająłem się sprawą b a n k ó w szwajcarskich, od których z a ż ą d a n o o d s z k o d o w a ń za u t r a c o n e przez Ż y d ó w oszczędności. Ciekawym a s p e k t e m tej sprawy jest fakt, że Żydzi przed wojną ulokowali w b a n k a c h szwajcar skich wcale nie więcej oszczędności niż w b a n k a c h amerykańskich. Logika podpowiadałaby więc, że JCC, k t ó r a jest a g e n d ą posiadającego swą centralę w USA Światowego Kongresu Ż y d ó w (World Jewish C o n g r e s s , dalej w skró cie WJC), p o w i n n a najpierw d o m a g a ć się o d s z k o d o w a ń od b a n k ó w amery kańskich. Tymczasem cały atak s k o n c e n t r o w a n o na Szwajcarach. Najpierw z żądaniem o d s z k o d o w a ń wystąpiły WJC i J C C . N a s t ę p n i e adwokaci z USA złożyli przeciw b a n k o m szwajcarskim pozwy zbiorowe w sądach. P o t e m do działań tych dołączył r e w i d e n t finansowy N o w e g o Jorku Alan Havesi, j e d n a z najbardziej wpływowych postaci w świecie amerykańskiej finansjery, który zagroził Szwajcarii sankcjami e k o n o m i c z n y m i . N a s t ę p n i e odbyły się przesłu chania w komisjach b a n k o w y c h Kongresu i Senatu, a na k o ń c u do akcji wkro czył zastępca sekretarza s t a n u S t u a r t Eizenstat mający za sobą a u t o r y t e t amerykańskiego rządu. Pod t a k ą presją Szwajcarzy b a r d z o szybko zgodzili się na audyt k o n t i już w 1996 roku zapewnili, że k a ż d e m u z posiadaczy k o n t a lub spadkobiercom wypłacą odszkodowania. Ale WJC się na to nie zgodził. Bo gdyby się zgodził, to pieniądze dostałyby tylko ofiary - WJC i adwokaci nie dostaliby nic. I na tym właśnie rzecz polega. WJC i J C C domagają się o d s z k o d o w a ń w imieniu ofiar h o l o k a u s t u , ale pieniądze zostawiają sobie. W sierpniu 1998 roku WJC i adwokaci zmusili banki szwajcarskie do p o d p i s a n i a ugody, na mocy której banki zostały zobowiązane do wypłacenia o d s z k o d o w a n i a o łącznej wartości 1,25 m l d doi. M a m y kwiecień roku 2 0 0 0 i ż a d n a z ofiar nie dostała jeszcze ani grosza. Dlaczego? Czy czeka się aż wszystkie ofiary u m r ą ? Gdy WJC d o m a g a ł się o d s z k o d o w a ń , a Szwajcarzy p r o p o n o w a l i p o czekać na wyniki audytu kont, a r g u m e n t e m s t r o n y żydowskiej było to, że nie ma czasu, bo potrzebujące ofiary h o l o k a u s t u wymierają z d n i a na dzień. A kiedy już WJC osiągnął swój cel, o w a presja czasu znikła. W J C ma teraz m n ó s t w o czasu, b o m a już pieniądze. - Czy uważa pan, że organizacje żydowskie działały podobnie w przypadku negocja cji z Niemcami o odszkodowania za pracę przymusową? LATO-2000 393 - T a k , strategia została p o w t ó r z o n a . W sierpniu 1998 roku d o p r o w a d z o n o do ugody z b a n k a m i szwajcarskimi, a już we w r z e ś n i u tegoż roku ci sami a d w o kaci złożyli pozwy zbiorowe przeciwko n i e m i e c k i m firmom. Z n ó w włączył się Alan Havesi, z n ó w d o p r o w a d z o n o do p r z e s ł u c h a ń w Kongresie i Senacie, z n ó w rola „ m e d i a t o r a " przypadła S t u a r t o w i Eizenstatowi. Zacząłem się t e m u bliżej przyglądać i za p o ś r e d n i c t w e m prasy postawi ł e m dwa pytania: co się stało z pieniędzmi, k t ó r e N i e m c y już wcześniej za płaciły ofiarom i ile rzeczywiście jest dziś żyjących ofiar? J C C stwierdziła podczas negocjacji, że byłych r o b o t n i k ó w p r z y m u s o w y c h n a r o d o w o ś c i ży dowskiej żyje jeszcze 135 tys. Wynikałoby z tego, że na koniec wojny, w 1945 roku, było ich około 600 tys., bo n a s t ę p n e pięćdziesiąt lat przeżyła tylko oko ło j e d n a czwarta z nich. Tymczasem historycy h o l o k a u s t u szacują, że w m a ju 1945 roku ocalałych Żydów, którzy wykonywali pracę niewolniczą, było od 50 do m a k s i m u m 100 tys. Skąd więc wzięła się liczba 135 tys.? Z a w y ż o n o liczbę ofiar, żeby uzyskać więcej pieniędzy. Teraz J C C zamieści w prasie ogło szenia, żeby zgłaszali się u p r a w n i e n i do p o b r a n i a o d s z k o d o w a ń . M o ż n a prze widzieć, że o s ó b takich nie będzie więcej niż 20 tys., a jeśli do t e g o J C C od rzuci część p o d a ń p o d różnymi p r e t e k s t a m i , n p . niepełnej dokumentacji, to faktycznie wypłaty d o t r ą m o ż e do 10 tys. o s ó b . Reszta pieniędzy zostanie dla WJC. Dlatego u w a ż a m , że żydowskie organizacje robią z h o l o k a u s t u intrat ny biznes. J e s t e m t e m u zdecydowanie przeciwny. Na holokauście nie p o w i n ni zarabiać ani Niemcy, ani Żydzi, bo to uwłacza pamięci i godności milio n ó w Żydów, którzy padli ofiarą zagłady. - Polacy, tak jak i Żydzi, byli ofiarami wojny. Ale ostatnio pozwy zbiorowe zostały złożone także przeciwko Polsce, którą wzywa się, żeby zwróciła Żydom utracone w wy niku wojny mienie. - Polacy są kolejni na liście. Strategia, k t ó r a została p r z e t e s t o w a n a w przy padku Szwajcarii i Niemiec, będzie wykorzystana do w y ł u d z e n i a od Polski gi gantycznych o d s z k o d o w a ń . To ma być „wielki finał". „Wielki" dlatego, że or ganizacje żydowskie zażądają o wiele większych pieniędzy niż od kogokolwiek dotąd. Od Szwajcarów WJC otrzymał 1,25 m l d d o i , a o s t a t n i o od N i e m c ó w jako o d s z k o d o w a n i a za prace r o b o t n i k ó w p r z y m u s o w y c h 1,3 mld doi. W przypadku Polski m ó w i się już o m i e n i u żydowskim w a r t y m kilkadziesiąt miliardów doi. Ta akcja już się zaczęła. Z ł o ż o n e zostały pozwy, do polskich w ł a d z p ł y n ą listy od k o n g r e s m a n ó w , o ile wiem, do Warszawy 394 FRONDA 19/20 wybiera się też w k r ó t c e Alan Havesi. W n i o s e k o p r z e s ł u c h a n i a w Kongresie został już złożony, a p o t e m z n ó w do działania przystąpi S t u a r t E i z e n s t a t itd. Ojciec mojej m a t k i miał przed wojną w Polsce sklep tytoniowy, a ojciec ojca mały tartak. Ja n a w e t nie z n a m nazwisk swoich dziadków, m o i rodzice nigdy o tym nie rozmawiali i choć teoretycznie j e s t e m legalnym spadkobier cą, nigdy by mi do głowy nie przyszło d o m a g a ć się z w r o t u tego m i e n i a . Po w i e m szczerze - moi rodzice nienawidzili Polaków, tak s a m o jak Niemców, bo takie mieli doświadczenia. Ja tego nie p o t ę p i a m , ale też i nie b r o n i ę . W i e m jednak, że moi rodzice nigdy nie zgodziliby się, żeby w imię zadośćuczynienia wyrzucić z ich dawnych majątków mieszkających t a m teraz Polaków. - Ale czy Żydzi, którzy chcą odzyskać dawne mienie w Polsce, nie powinni mieć do te go prawa? - Oczywiście, jest w Polsce niewielka społeczność żydowska i bez żadnych wątpliwości ludziom tym należy się zwrot części d a w n e g o m i e n i a żydow skich gmin, synagog, cmentarzy, szkół. Ale czy każdej synagogi, szkoły czy szpitala? Czy kilku tysiącom ludzi p o t r z e b n a j e s t infrastruktura, k t ó r a kiedyś służyła kilku m i l i o n o m polskich Żydów? Co zaś do p r y w a t n e g o mienia, to z wyjątkiem niezbicie u d o k u m e n t o w a n y c h roszczeń t e n rozdział p o w i n i e n być zamknięty. O g r o m n a większość byłych właścicieli i tak już nie żyje, ja kim p r a w e m więc WJC i adwokaci m ó w i ą o kilkudziesięciu miliardach dola rów, skoro ocalała garstka? Polskie władze nie p o w i n n y p o d e j m o w a ć negocjacji z szantażystami. Zwłaszcza, że oni w d u ż y m s t o p n i u blefują i czekają, jaka będzie reakcja. Gdy raz się ustąpi, to wcześniej czy później pojawią się kolejne roszczenia. N i e m cy już wcześniej zapłaciły p o n a d 100 m l d doi. Ż y d o m i teraz z n ó w m u s i a ł y zapłacić. Jeśli Polska pójdzie na jakieś u s t ę p s t w a , to j e s t e m pewien, że za ja kiś czas, gdy Polska stanie się zamożniejsza, WJC p o n o w n i e zjawi się z wy ciągniętą ręką. Przewodniczący WJC Edgar Bronfman lata sw ym p r y w a t n y m o d r z u t o w c e m i twierdzi, że potrzebuje pieniędzy dla „ b i e d n y c h " ofiar. Ja b y m mu odpowiedział: „Proszę pana, ma p a n w ł a s n y majątek o wartości p o n a d 3 mld doi., dlaczego się pan nie podzieli n i m z ofiarami, starczy aż n a d t o . Niech pan zostawi Polskę w spokoju." N o r m a n G. Finkelstein, politolog z New York University, w rozmowie z Krzysztofem Darewiczem, Kto czerpie korzyści z holokaustu?, „Rzeczpospolita", 2 6 . 0 4 . 2 0 0 0 LATO-2000 395 Antychryst-filantrop Czołowy kandydat k o n s e r w a t y s t ó w do sukcesji po o b e c n y m papieżu stwier dził wczoraj, że „Antychryst" jest już na Z i e m i w postaci z n a n e g o filantropa, który troską o p r a w a człowieka i ś r o d o w i s k o n a t u r a l n e oraz zaangażowa n i e m na rzecz e k u m e n i z m u maskuje swój prawdziwy cel: zniszczenie chrze ścijaństwa i „śmierć Boga". 71-letni kardynał G i a c o m o Biffi, arcybiskup Bolonii, powiedział, że Anty chryst nie jest siedmiogłową bestią o p i s a n ą w Księdze Objawienia, ale „fa scynującą osobowością", k t ó r a z e w n ę t r z n y m u r o k i e m i o b ł u d n ą p r z y m i l n o ścią zwiodła swoich wrogów. Kardynał Biffi powiedział, że Antychryst j e s t zwolennikiem wegetarianizmu, pacyfizmu, o c h r o n y ś r o d o w i s k a n a t u r a l n e g o i p r a w zwierząt. Określił też Antychrysta jako eksperta w sprawach Biblii, j e d n a k ż e p r o mującego raczej m o d n e , m ę t n e wartości d u c h o w e niż s a m o P i s m o . Popiera on dialog ekumeniczny p o m i ę d z y Kościołem rzymskokatolickim a i n n y m i chrześcijańskimi d e n o m i n a c j a m i , w t y m z a n g l i k a n i z m e m i Kościołem pra wosławnym. Wydaje się to sprawą słuszną, ale w rzeczywistości Antychryst wykorzystuje to jako p r ó b ę rozcieńczenia i p o d k o p a n i a katolicyzmu, aż do p u n k t u , w k t ó r y m on u p a d n i e . Kardynał nie powiedział, czy ma na myśli ja kąś konkretną, z n a n ą w świecie osobistość. Rzeczywistym celem Antychry sta wydaje się zastąpienie „prawdziwej religii" „ideami poprawiającymi sa m o p o c z u c i e " , takimi jak ekologia czy p o m o c h u m a n i t a r n a . (...) Kardynał Biffi p r z e m a w i a ł na bolońskiej konferencji na t e m a t twórczości W ł o d z i m i e r z a Sołowjowa (1853-1900), rosyjskiego filozofa i mistyka, które go określił m i a n e m „ z a p o m n i a n e g o p r o r o k a " , tego, który j a s n o przepowia dał okropności XX wieku. W swoich o s t a t n i c h p i s m a c h , powiedział kardy nał, Sołowjow przewidział pojawienie się Antychrysta po stuleciu wojen, rozlewu krwi, rewolucji oraz po z a ł a m a n i u się p a ń s t w a n a r o d o w e g o . Wegetariański Antychryst jest wśród nas, korespondencja Richarda O w e n a z Rzymu, „The Times", 6 . 0 3 . 2 0 0 0 396 FRONDA 19/20 Endecko-akowscy naziści Organizacje antysemickie - w wieku XIX i na początku XX powstało wiele ugrupo wań antyżydowskich, których idee utorowały drogę ekstremalnemu antysemity zmowi Holocaustu. Żydzi pełnili rolę kozła ofiarnego w konfliktach społecznych i ekonomicznych między różnymi grupami niezadowolonych Europejczyków. Niektóre z owych ugrupowań rozwinęły się do poziomu wpływowych partii poli tycznych. Endecja - zwana tak od skrótu N.D., polska Narodowa Demokracja; jej człon ków nazywano endekami; prawicowa partia polityczna, która stała się rozsadnikiem polskiego antysemityzmu w pierwszej połowie XX wieku; pod rządami na zistów połączyła się z Armią Krajową, której działania często skierowane były przeciwko Żydom. Publikacja na stronach internetowych Centrum Szymona Wiesenthala (dossier zawiera m.in. informacje o Heimwehrze, Action Francaise i CSU) Kto przeczytał moje książki, ten wie, że reprezentuję idee bardzo konstruktywne. Ratzinger wcześniej też reprezentował dużą ich część. Najgorsze jest, kiedy się widzi, że ktoś, kto wchodzi w wielki aparat władzy, wyrzeka się tego, co wcześniej uważał za rację. Moje przekonania mają potwierdzenie w Nowym Testamen cie, mają pokrycie w wielkiej tradycji chrześcijaństwa, są zgodne z przekonaniami większości katolików. nie byłoby kryzysu, gdyby czytano moje książki R O Z M O W A Z K S . PROF. H A N S E M K U N C I E M Hans KLing (1928) - niemiecki teolog, profesor Uniwersytetu w Tybindze; au tor wielu książek, m.in. Credo, Kościół, Nieomylny?; krytyk papiestwa i do gmatów katolickich, pozbawiony w 1979 roku przez Jana Pawła II prawa do nauczania w imieniu Kościoła („odszedł w swoich pismach od integralnej 398 FRONDA 19/20 prawdy wiary katolickiej i dlatego nie może być już uważany za teologa ka tolickiego ani - jako taki - nie może pełnić misji nauczania"). Jednym z kluczowych zagadnień dla Kościoła katolickiego jest problem depo zytu prawdy. Pełnia prawdy j a k ą Bóg powierzył s w e m u Kościołowi - a tak brzmi tradycyjna n a u k a katolicka - ma ścisły związek z nadzieją zbawienia. Ksiądz dał się poznać jako krytyk tej tradycyjnej nauki Kościoła. Od II Soboru Watykańskiego jest jasne, że Zbawienie jest możliwe także poza Kościołem katolickim i że także poza katolicyzmem m o ż n a odnaleźć prawdę. Dzisiaj żaden w miarę dobrze poinformowany biskup nie będzie twierdził, że nie ma prawdy także w Kościele protestanckim, u Żydów, a również w islamie. Tam też jest prawda. Także ludzie niewierzący pokazywali wystarczająco często, że opowiadają się za prawdą. To nie znaczy, że my, katolicy, nie m a m y się trzymać naszej drogi, że nie widzimy, co jest naszą drogą. Kiedy ktoś m n i e zapyta, co jest dla m n i e prawdą, to powiem, że dla m n i e jako chrześcijanina, p r a w d ą albo lepiej powiedzieć - Drogą, Prawdą i Życiem jest Jezus Chrystus. Kiedy podejmuję za sadnicze decyzje, to mogę wzorować się na N i m . Nie m o g ę więc niszczyć moich przeciwników. Nawet jeżeli ich zwalczam, to m u s z ę ich szanować i próbować w jakiś sposób dojść z nimi do porozumienia. Nie widzę żadnej sprzeczności w tym, że jestem m o c n o zakorzeniony w chrześcijańskiej wierze w Boga i rów nocześnie widzę, że dla Żyda Drogą, Prawdą i Życiem jest Tora, a dla m u z u ł m a nina Drogą, Prawdą i Życiem jest Koran. Powinniśmy rozmawiać o tym, czego możemy nauczyć się od innych i czego inni m o g ą nauczyć się od nas. M a m y iść naszą drogą zakorzenienia i być maksymalnie otwartymi na innych. Logiczna konsekwencja stanowiska księdza musiałaby prowadzić do rezygnacji z apostolstwa i misji. Kościół nigdy tego się nie w y r z e k ł i nadal m ó w i o koniecz nej misyjności katolicyzmu. Misja jest słowem, które w wielu krajach nie ma dobrego wydźwięku. Właśnie wróciłem z parotygodniowej podróży po Japonii, Indiach, Syberii. Misja źle się kojarzy, ponieważ łączy się z nią kolonizację i imperializm. Nie m o ż n a kwestio nować tego, że europejscy misjonarze, którzy przybywali z europejskimi żołnie rzami, handlarzami i politykami, pomagali tworzyć p a ń s t w a kolonialne, których LATO-2000 399 potęga teraz się załamała. Misja ma sens, kiedy rozumie się ją jako świadectwo. Dzisiaj w języku angielskim zamiast słowa mission-work używa się często określenia witness-work, tzn. dzieło świadczenia. Osobiście to praktykuję, kiedy r o z m a w i a m na przykład z japońskim buddystą albo h i n d u s e m . Oczywiście w rozmowach z nimi pozostaję wierny m o i m przekonaniom. Widać, że wiele się zmieniło. Teraz nikt nie chce zadawać gwałtu, zdobywać. Dzisiaj chrześcijańskie kościoły w Indiach albo Japonii, nie wspominając już o Chinach, m o g ą działać tyl ko od wewnątrz. Nie wpuszcza się już takich misjonarzy, którzy po pro stu propagują wiarę. Misje nie m o g ą odbywać się p o d sztandarami pro pagandy, świadectwo m u s i pochodzić od wewnątrz, m u s i odzwierciedlać codzienne życie. Ksiądz już od d a w n a pozostaje w sporze ze Stolicą Apostolską. W kurii rzym skiej panuje przekonanie, że poglądy księdza niewiele m a j ą wspólnego z kato licyzmem, a ich przyjęcie przez Kościół zakończyłoby się dla katolicyzmu tylko pogłębieniem kryzysu. W Rzymie panuje ścisły fundamentalizm. Tam, gdzie rozchodzi się o antykoncep cję, o świeckich i właściwie wszędzie, gdzie reprezentowana jest dogmatyczna po zycja Rzymu, m a m y do czynienia z fundamentalizmem. Po pierwsze, stale powta rza się te same argumenty, ale nie podejmuje się żadnej prawdziwej dyskusji. Chce się tylko dekretować i dominować. Taka postawa nie ma przyszłości. Myślę, że w czasie tego pontyfikatu popadliśmy w bardzo głęboki kryzys strukturalny. Nie można dać się zwieść tym różnym papieskim manifestacjom. M a m y coraz mniej księży. Szczególnie w Niemczech. W zeszłym roku wyświęconych zostało zaledwie 170 księży. Dla porównania: przed dziesięcioma laty było ich 600. A więc liczba powołań bardzo spada. Jest coraz mniej parafii, gdzie ksiądz pracuje na sta łe, coraz mniej parafii, gdzie sprawowana jest Eucharystia. M a m y miliony osób, które rozstały się z Kościołem, zarówno zewnętrznie, jak i wewnętrznie. Kościół ma zły image w prasie. Jest postrzegany jako zacofany, jako instytucja, która jest ciągle przeciwko czemuś, jako układ, który ciągle moralizuje. Pogorszyły się sto sunki ekumeniczne. Jesteśmy w głębokim kryzysie strukturalnym. Sami biskupi to przyznają i m a m nadzieję, że także kardynałowie to widzą. Jeżeli będzie się twierdziło, że można utrzymać przy życiu średniowieczne, skostniałe struktury 400 FRONDA 19/20 Kościoła, to wtedy kryzys się będzie jeszcze bardziej pogłębiał, aż do m o m e n t u , kiedy trzeba będzie stwierdzić, że Kościół katolicki stał się tak ociężały, jak w cza sach reformacji. Myślę, że to nie jest przesada. Jeżeli się widzi, jak wiele stracili śmy na wiarygodności od czasu Jana XXIII i II Soboru Watykańskiego, w którym brałem udział, jak rzadko dzisiaj ludzie postrzegają Kościół jako troskliwy i pocie szający, to jest to s m u t n e . M a m nadzieję, że znajdziemy drogę do Kościoła otwar tego, a nie takiego, który tylko oskarża; do Kościoła, który nie chce tylko ciągle mieć rację, ale chce służyć ludziom, dawać im radość, który będzie promieniował otwartością na wierzących i niewierzących. Jest znamienne, że ksiądz przyjaźnił się kiedyś z kardynałem Josephem Ratzingerem, mieliście podobne przekonania dotyczące Kościoła. Dzisiaj w y d a j e się, że różni w a s wszystko. Ratzinger się mocno zmienił od tamtego czasu, ksiądz jedynie zasadniczo rozwinął te poglądy, które j u ż w ó w c z a s głosił. Któryś z w a s dwóch musi być w błędzie. Myślę, że ten, kto przeczytał moje książki, wie, że reprezentuję idee bardzo kon struktywne. Ratzinger wcześniej też reprezentował d u ż ą ich część. Najgor sze jest, kiedy się widzi, że ktoś, k t o wchodzi w wielki aparat władzy, wy rzeka się tego, co wcześniej uważał za rację. Moje przekonania mają potwierdzenie w N o w y m Testamencie, mają pokrycie w wielkiej tradycji chrześcijaństwa, są zgodne z przekonaniami większości katolików. Nikt nie może powiedzieć, że ten, kto formułuje krytyczne poglądy, jest winny kryzysowi Kościoła. To nie ja odpowiadam za złych biskupów, którzy zostali wyznaczeni do posługi, nie ja odpowiadam za fałszywą naukę o antykoncep cji, nie ja odpowiadam za to, że w Kościele dyskryminuje się kobiety. To wszystko jest stworzone przez rzymską politykę, za którą odpowiedzialność ponoszą tacy ludzie jak kardynał Ratzinger. Nie chcę tu nikogo osobiście obwi niać, ale - żeby obrazowo to wyrazić - nie chcę sprzątać b r u d u po innych. Gdyby dalej podążano zgodnie z linią Jana XXIII i II Soboru Watykańskiego, to wzięto by na poważnie posoborowe poglądy, jakie zawarłem w m o i c h książkach. Gdyby to uczyniono, zamiast wypierania się mnie, zaprzeczania m o im poglądom, ograniczania i zakazywania publikacji mych książek - a wiemy jak to wyglądało w Polsce, gdzie nie m o ż n a było m n i e długo czytać - to wyglądali byśmy dzisiaj inaczej. J e s t e m o tym przekonany. LATO-2000 401 Zatem pośrednio przyznaje ksiądz rację kardynałowi Ratzingerowi, który niedawno stwierdził, że współcześnie w j e d n y m Kościele k a tolickim są obecne j a k b y d w a różne Kościoły, różniące się we wszystkich podstawowych kwestiach. To prawda, istnieje rozłam między tym, co myśli hierarchia, a tym, co myśli Lud Boży. To nie znaczy, że Kościół się rozpada, ale ci, którzy ciągle w n i m uczestniczą, a jest ich coraz mniejsza liczba, identyfikują się nie z Kościołem jako takim, ale z lokalną parafią. Wszędzie tam, gdzie jest dobry ksiądz i gdzie jest grupa, która z n i m współpracuje, t a m ludzie wspólnie działają i nie martwią się tym, co mówi papież, kuria albo biskup. Mówią: robimy to, co jest naszą sprawą. Słyszałem to, co mówił pewien amerykański kardy nał, arcybiskup Chicago. On już nie żyje, to był bardzo dobry człowiek. Mówił, że w ich archidiecezji panują stosunki kongregacyjne. Tam wszystko zbudowane jest na miejscowej wspólnocie. Co jest u z n a n e za ważne w danej parafii, to jest wiążące. J e s t e m za tym, żeby biskupi pozostawali na swo im miejscu. P o m i m o całej krytyki z mojej strony, ciągle jestem zwolennikiem pa piestwa, czyli fizycznej kontynuacji posługi Piotra. Ale to m u s i być zakorzenione w Ewangelii, to musi się dać uzasadnić w wielkiej tradycji chrześcijan. Kościół nie może być autorytarnym, totalitarnym systemem, którym jest obecnie i to ja ko ostatni system po upadku Związku Sowieckiego. Taka nie m o ż e być jego przy szłość. My potrzebujemy Kościoła i papieża, który jest sługą, a nie tylko mówi, że nim jest i który się naprawdę podporządkowuje ludziom. Potrzebujemy kole gialności, która kwitnie na serio, a nie dusi się w zakurzonych aktach. W t e d y dia log będzie naprawdę praktykowany, także z takimi teologami jak ja i z innymi, którzy reprezentują poglądy o d w r o t n e od moich. Myślę, że to jest w przyszłości możliwe. Kościół stoi dzisiaj na rozdrożu. To jest dla m n i e zupełnie jasne. Jeżeli Kościół nie poradzi sobie z tym kryzysem strukturalnym, to osiągniemy stan z okresu reformacji, a proces odzyskiwania sił będzie długotrwały. Wciąż m a m nadzieję. Bądź co bądź pielęgnuję ją od 30 lat, od czasów Soboru. Ciągle m a m nadzieję, że pokonamy ten kryzys jeszcze za mojego życia. W każdym razie pra cuję nad tym codziennie w mojej teologii i o to się modlę. U w a ż a się księdza za ojca chrzestnego takich dysydenckich ruchów katolickich j a k Wir Sind Kirche z Niemiec i Austrii, domagających się - j a k same t w i e r d z ą 402 FRONDA 19/20 - koniecznych reform w przestarzałej strukturze i nauce Kościoła. J a k a jest przyczyna waszego krytycyzmu? Nie wiem, czy mogę mówić otwarcie, co myślę o tych sprawach. Wiem, że w Polsce nie jest się lubianym, gdy krytykuje się Papieża i gdy się re prezentuje inne stanowisko niż on. Ale jestem przekonany, że ten od dolny ruch skupia większość członków Kościoła, przynajmniej w krajach zachodnich. Wszystkie ankiety pokazują, że Papieżowi nie udało się przez te wszystkie podróże, przemówienia, wielkie manifestacje przekonać ludzi, że ma rację w kwestii regulacji po częć, w sprawie celibatu, w kwestii święceń kapłańskich dla kobiet. W kwestii regulacji poczęć - według mojego doświadczenia - p o n a d 90 procent młodego pokolenia jest zdania, że Kościół rzymskokatolicki się myli. Ale nie to jest dla m n i e decydujące. J e s t e m przekonany, że gdy by sam Jezus dziś powrócił - jak to się stało w jednej książce Dostojewskiego - to nie stanąłby po stronie hierarchii. Nie m o g ę sobie wyobra zić, by On, który powiedział, że nie należy nakładać ciężarów na barki innych, a s a m e m u nawet palcem nie ruszyć, by je dźwigać, by On po dzielał oficjalne stanowisko Rzymu w sprawie środków antykoncep cyjnych. Nie mogę sobie wyobrazić, by ustanowił prawnie celibat, skoro wyraźnie pozwolił w tej materii na zachowanie wolności. N i e powiedział przecież: „Kto nie m o ż e tego pojąć, ten m u s i pojąć", lecz „kto może, t e n powi nien". A w całym N o w y m Testamencie jest m o w a o tym, że nie tylko św. Piotr był żonaty, ale wszyscy apostołowie z wyjątkiem Pawła byli żonaci. I także w li stach apostolskich napisane jest, że biskup powinien być „ m ę ż e m jednej żony". Zachodzi sprzeczność między prawdą Ewangelii a praktyką prawa Kościoła. Je zus z pewnością reprezentowałby takie stanowisko. Nie m o g ę sobie wreszcie wyobrazić - i to jest bardzo ważna część referendum kościelnego, jakie prowa dzimy - że Jezus traktowałby kobiety tak, jak to robi obecny papież. Papież chwa li kobiety, ale w praktyce na nic im nie pozwala. Nie chce mi się wierzyć, że ktoś może powiedzieć, że wolą Boga jest, aby kobiety nigdy nie były wyświęcane na kapłanów. Kobiety odgrywały o g r o m n ą rolę w otoczeniu Jezusa. Na przykład Maria Magdalena. Nikt w to nie wątpi. Kobiety były, według niektórych relacji, pierwszymi świadkami Zmartwychwstania. Kobiety stały też na czele pierw szych wspólnot kościelnych. Dlaczego się to wszystko przemilcza? LATO-2000 403 Myślę też, że ten hierarchiczny, absolutystyczny system Kościoła nie odpowiada temu, czego chciał Jezus. Jak w średniowieczu, m a m y Kościół autorytarny, w którym jeden człowiek sądzi, że m o ż e decy dować o tym, kto ma zostać biskupem, nawet w b r e w woli ludu. Mieliśmy z tego p o w o d u o g r o m n e konflikty w C h u r w Szwajcarii, teraz się to trochę uspokoiło, m a m y konflikty w Wiedniu, w Kolo nii, w Salzburgu, w Ameryce Łacińskiej, m i a n o w a n o złych bisku p ó w w Ameryce Północnej, na całym świecie. Dzieje się tak dlate go, ponieważ ludzie, którzy nie cenią II Soboru Watykańskiego, którzy chcą w n i m widzieć jedynie potwierdzenie swych tradycjonalistycznych poglądów, uznali, że m o g ą decydować o polityce per sonalnej Kościoła. Krótko mówiąc, znajdujemy się w głębokim kry zysie i konieczne jest, by - już raczej w czasie pontyfikatu nowego papieża - zebrał się sobór, aby na n o w o omówić sytuację i podjąć de cyzje, których nie podjął II Sobór Watykański. N i e w o l n o było wte dy dyskutować o celibacie, o regulacji poczęć, o prymacie Piotra, o nieomylności papieskiej. Te tematy były tabu. Myślę, że jeśli chcemy poradzić sobie z poważnym kryzysem Kościoła, to w czasie następnego pontyfikatu m u simy zwołać sobór powszechny. O kryzysie Kościoła katolickiego w krajach niemieckojęzycznych - co ciekawe m ó w i ą zarówno konserwatyści j a k i liberałowie. J a k a zdaniem księdza panuje tu sytuacja? Niemieccy biskupi są w dwuznacznej sytuacji. Nie są na dobrą sprawę zbyt śmia li, lecz raczej lojalni wobec Rzymu, ale nawet konserwatywni biskupi nie m o g ą już dzisiaj reprezentować tego stanowiska. N i e do pomyślenia jest na przykład, by w Niemczech wprowadzić w życie p e w n e rygorystyczne instrukcje napływa jące z Watykanu, na przykład najnowszą instrukcję o świeckich w Kościele. Gdy by świeccy mieli tak wyglądać, jak o n a podaje, załamałaby się cała działalność duszpasterska. W związku z tym biskupi m ó w i ą w sposób dwuznaczny. Nieja sno przedstawiają sytuację. Ż a d e n biskup w Niemczech nie ma odwagi powie dzieć, że działalność duszpasterska tak naprawdę się załamuje. Że co najmniej jedna trzecia parafii jest bez księży. Że niedługo p o ł o w a będzie bez księży. Ż a d e n z biskupów nie ma odwagi tego powiedzieć. Są w sytuacji przymusowej. Właści404 FRONDA 19/20 wie powinni się wypowiadać w imieniu swoich wspólnot kościelnych, ale boją się Rzymu. Osobiście tego nie rozumiem. Apostolska otwartość, która przecież jest cnotą, p o w i n n a być widoczna szczególnie u bisku pów. Staramy się jedynie w możliwie największym stopniu ograni czyć szkody i nie wprowadzać nazbyt surowej polityki Rzymu. Czy ksiądz w dalszym ciągu podtrzymuje swój doktrynalny k r y t y c y z m w o b e c zasady nieomylności papieskiej? Już w roku 1970 postawiłem Rzymowi to zapytanie: nieomylny? To chy ba jeszcze wolno zrobić. Dlaczego nie wolno mi było pytać, skoro właśnie została opublikowana encyklika Humanae ńtae, która zabraniała wszelkiej antykoncepcji. To była okazja do zapytania, czy ta teoria naprawdę jest słuszna. Uczciwie przedstawiłem argumenty. Nigdy nie d o s t a ł e m na nie odpowiedzi. Próbowano m n i e uśmiercić, teologicznie oczywiście - jak widać, się to nie udało. Ale pytanie pozostało. Jest to pytanie bez od powiedzi. A w międzyczasie rozegrała się następująca historia: powoli nawet tra dycyjni katolicy zauważyli, że papież nie zawsze ma rację, że się myli. Że myli się nawet w ważnych rzeczach, jak właśnie antykoncepcja. Myślę, że teraz znowu myli się w sprawie święceń kobiet - to katastrofalny błąd. Sądzić, że wolą Boga jest, by kobieta nie mogła być księdzem i biskupem, to n o n s e n s . Wszystkie po zostałe kościoły, może nie wszystkie, ale większość, są innego zdania. Papież się myli, jak mylił się w kwestii Galileusza, w kwestii p a ń s t w a kościelnego, jak my lił się względem Lutra i w wielu innych sprawach. To przecież ludzkie. Dlaczego trzeba udawać, że na świecie istnieje jeden jedyny człowiek, który nie jest omyl ny? Który, jeśli chce, od początku ma rację. N i e jest to potwierdzone w N o w y m Testamencie. W całym pierwszym tysiącleciu nikt w t e n sposób nie myślał, w za sadzie nawet w średniowieczu jeszcze tak nie myślano, przyjmowano, że papie że popełniają błędy. Na początku nawet nauka o nieomylności papieża została przez jednego z papieży potępiona. To jest dopiero p r o d u k t XIX wieku. Zostało to zdefiniowane w roku 1870. W o w y m czasie postępowi biskupi największych diecezji świata, z Francji, Niemiec, częściowo też z innych krajów, choćby z Wę gier, odjechali na znak protestu przeciw tej definicji. Pytanie pozostało niewyja śnione. M a m wrażenie, że stało się tak s a m o przestarzałe, jak kwestia p a ń s t w a kościelnego, którego 120 lat t e m u też broniono, tak jakby to należało do istoty LATO-2000 405 papiestwa. Dziś już nikt nie mówi o t y m wielkim państwie kościelnym, ja koby było o n o potrzebne. Praktycznie większość katolików myśli dzisiaj tak, jak ja. Tak osłabła wiara w nieomylność papieża. I już tylko mniej szość katolików w to wierzy. Dobrze by było, gdyby w tej kwestii nie próbowano potępiać tych, którzy uczciwie stawiają pytania, gdyby nie uciskano ich jak dawniej w systemie sowieckim. Należy podjąć to pyta nie, potraktować je uczciwie, p o w i n n a się n i m dzisiaj zająć komisja eks pertów, w której wszyscy mieliby głos. Czy w odnowie, j a k ą ksiądz i jego stronnicy proponujecie Kościołowi, mieści się także nowe spojrzenie na szereg p r a w d doktrynalnych? Wszak wie lu liberalnych teologów u w a ż a , że takie kwestie j a k Zmartwychwstanie Chry stusa czy istnienie piekła nie mogą być rozumiane literalnie, j a k to się działo w średniowieczu. Nie mogę wytłumaczyć teraz wszystkiego, co przedstawiłem w grubych książ kach. W sprawach Zmartwychwstania czy piekła trzeba dawać zróżnicowane od powiedzi. Nie wolno przecież wylać dziecka z kąpielą. Ale, żeby to krótko ująć wskrzeszenie zmarłych, także samego Jezusa, nie znaczy, że koniecznie połączą się te same kości, te same atomy, jak to sobie wyobrażano w średniowieczu. Jak najbardziej oznacza to jednak, że jesteśmy przekonani - i to jest istota wiary w zmartwychwstanie - że człowiek w m o m e n c i e śmierci nie wchodzi w nicość. Tak jak i Jezus nie wszedł w nicość, lecz w tą ostateczną rzeczywistość, którą na zywamy Bogiem, został wzięty do wiecznego życia Boga - to jest centralne prze konanie naszej wiary, którego w o l n o n a m się trzymać. N a w e t kiedy będzie ze m n ą gorzej, jeśli poniosę klęskę albo jeśli na koniec nic mi się nie uda, albo jeśli zachoruję nieuleczalnie, albo cokolwiek - to nie jest koniec. Koniec jest u same go Boga. Nie śmierć jest wybawieniem: Bóg jest Wybawicielem. To jest istota wiary w Zmartwychwstanie. Jeśli chodzi o piekło, to jestem zdecydowanie prze ciwny temu, by straszyć człowieka piekłem, jak to przez długi czas czyniono. Przez długi czas w Kościele katolickim p r ó b o w a n o mówić: „jak to zrobisz, pój dziesz do piekła". Jak będziesz używać środków antykoncepcyjnych, pójdziesz do piekła itd. To nadużycie. Sam Jezus nie był kaznodzieją piekła. Mówił o tym, na marginesie to się ciągłe pojawiało, jednak Jego N o w i n a nie była groźną nowiną, lecz Dobrą Nowiną. Głosił nowinę uwalniającą, przynoszącą szczęście, a nie 406 FRONDA 19/20 groźbę, że wszystko istnieje z myślą o piekle. Rzuca się w oczy, że w wy znaniu wiary nie ma mowy o piekle. Piekło jest w p e w n y m sensie cie niem życia wiecznego. Oczywiście, trzeba to traktować poważnie. Czło wiek, który myśli, że może po prostu żyć jak mu się podoba, bo i tak nic nie gra roli, ci cynicy, których w Polsce pewnie dzisiaj też jest więcej niż niegdyś i których u nas też m a m y pełno, ci cynicy sądzą, że m o g ą żyć jak im się podoba, nie zważać na ludzi wokół siebie, myśleć tylko o sobie. My ślę, że piekło jest przestrogą: mój drogi, możesz minąć się z s e n s e m ży cia. Możesz sobie zgotować piekło już na ziemi, jeśli sądzisz, że wystar czy żyć tylko dla siebie, że nie trzeba zważać na nikogo innego. To bardzo poważne pytanie - o to, czy człowiek m o ż e minąć się z sensem życia. To jest pie kło. Ale jeśli robi się z niego miejsce, gdzie ludzie mają być na wieki smażeni, jak to jest przedstawiane na obrazach, to jest to dla m n i e wyobrażenie niechrześci jańskie. Również w Piśmie świętym nigdzie nie ma m o w y o tym, że ma to trwać wiecznie. Nie mogę sobie wyobrazić, by miłosierny, dobry Bóg kazał t ł u m o w i lu dzi, albo tylko kilku duszom, zostać gdzieś na dole w jakimś zakątku wszech świata. To także jest w mojej opinii sprzeczne z N o w y m Testamentem. Wypo wiedzi o ogniu wiecznym nie należy rozumieć w ten sposób. Wielu Ojców Kościoła też było tego zdania, że nie ma piekła, które by miało trwać wiecznie. Niektórzy z liberalnych katolików twierdzą, ie tradycyjna f o r m a katolicyzmu prowadzi do traum i nerwic. Czy popiera ksiądz t a k ą opinię? Sam napisałem książkę o Freudzie i religii. Byłbym ostatnim, który by nie do strzegał znaczenia psychoanalizy, psychoterapii dla dzisiejszego człowieka. Tak że w sprawie religii psychoterapia ma bardzo d u ż o do powiedzenia. Zwłaszcza psychoanaliza, która dostrzega patologie życia religijnego. Są ludzie, którzy z po wodu religii chorują. Są ludzie, którzy cierpią z p o w o d u przymusu, że m u s z ą zro bić to czy tamto, odmówić jakieś modlitwy, którzy mają wyobrażenia o przymu sie religii i wymuszonych rytuałach. Mają oni często eklezjogenne nerwice. Myślę, że cała kwestia moralności małżeńskiej jest przyczyną wielu nerwic: gdy ludzie nie mogli używać środków antykoncepcyjnych, gdy się im w m ó w i ł o m n ó stwo rzeczy o wstydliwości tam, gdzie w zasadzie nie było wcale grzechu. Był bym ostatnim, który by uważał, że nie ma granic, n p . w dziedzinie seksualności. Nie uważam też, by Freud miał rację, sprowadzając wszystko do seksualności. LATO-2000 407 Psychoanaliza ma granice i trzeba ją też kry tykować. Ale dzisiaj potrzebujemy przejąć z psychoterapii to, co jest słuszne; także sa ma Ewangelia ma oczywiście wiele elemen t ó w psychoterapeutycznych, to nie ulega wątpliwości. Jezus nie przyszedł tylko po to, by głosić kazania, przyszedł po to, by uzdra wiać. Jezus na wielu ludzi wpływał sobą i swoją osobowością, inaczej byłoby niewy obrażalne, jak mógł mieć tak wielkie oddzia ływanie. Nie wolno jednak sprowadzać całej Ewangelii do psychoterapii. Jest t a m coś wię cej. To, co jest powiedziane o Bogu i Jego kró lestwie, o świecie od początku do końca, nie jest ujęte tylko w ciasne ramy psychiki. Musi my patrzeć wciąż na cały horyzont przed nami. J e s t e m za wzajemnym oddziały waniem między religią czy teologią a psychoterapią. Właściwie o n o już jest. Teo logia, religia, kościoły m u s z ą się nauczyć, że psychoterapia ma im do powiedzenia istotne rzeczy. Są ludzie, którzy są po p r o s t u chorzy, którymi m u s i się zająć psychoterapeuta. I m u s i m y bardzo poważnie potraktować krytykę reli gii ze strony psychoanalizy i psychoterapii. Ciekawi jesteśmy zdania księdza na temat ekumenizmu. W y d a j e się, że obec ny papież dość dużo robi w tej materii. Czy satysfakcjonuje księdza sytuacja ekumeniczna w Kościele? Rozróżniałbym tu między e k u m e n i z m e m wewnątrzchrześcijańskim a ekumeni z m e m między religiami świata. W obrębie chrześcijaństwa nie jest dobrze. Obec ny papież, co prawda, d u ż o o tym mówił, słów nigdy nie brakowało, gestów też nigdy nie brakowało, ale tak naprawdę nic się nie wydarzyło. Przeciwnie, stosun ki ekumeniczne trzeba postrzegać jako niezadowalające. Między Światową Radą Kościołów a Rzymem niewiele się dzieje. Są wręcz takie relacje, jak na przykład z Patriarchatem Moskiewskim, gdzie właściwie przez bezsensowną politykę mi syjną Rzymu i wiele niezręczności nastąpiła stagnacja. Z Konstantynopolem ja koś idzie. Ale pozytywnego właściwie nic się nie wydarzyło. Co mógłby zrobić 408 FRONDA 19/20 papież? Powiem tylko o dwóch rzeczach. Mógłby na przykład znieść na raz wszystkie ekskomuniki. Mamy taki ogromny t o m liczący kilka tysięcy stron, w którym komisja ekumeniczna wykazała, że większość tych spraw z XVI wie ku, z czasów reformacji, już jest przestarzała. Papież mógłby dziś bez p r o b l e m ó w powiedzieć: znosimy te ekskomuniki. Jeśli katolik chce wziąć udział w prote stanckiej wieczerzy, m o ż e to zrobić. Jeśli protestant chce wziąć udział w katolic kiej mszy, też może. Tak s a m o z prawosławnymi. To jedna sprawa. Druga spra wa dotyczy samego papieża. Jan Paweł II mógłby, jak Jan XXIII, być gotowy do rezygnacji z władzy. Obecnie m a m y znowu średniowieczne, triumfalne papie stwo. O s o b n ą sprawą jest władza papieża. Jak się okazuje, znowu w tych wiel kich manifestacjach tylko jeden człowiek stoi w c e n t r u m . To niekoniecznie spra wia dobre wrażenie na innych chrześcijanach. To jest w dużej mierze katolicka demonstracja władzy. Myślę, że papież mógłby, na przykład wobec anglikanów, ustąpić z władzy. To byłoby najprostsze. Mógłby powiedzieć, że Kościół w Anglii może sam wybierać swoich biskupów, jak to zawsze czynił. Dawniej wszystkie Kościoły same wybierały biskupów. Będziemy się wzajemnie uznawać, nie chcę się mieszać w wewnętrzne sprawy Kościoła angielskiego. Za to Kościół anglikań ski uznałby Rzym jako c e n t r u m i papieża w jego prymacie duszpasterskim. My ślę, że złe jest to, że prymat ciągle jeszcze jest p r y m a t e m władzy, która sądzi, że jako jedyna m o ż e o wszystkim decydować - od regulacji poczęć, przez eutanazję, po pytania o niebo i piekło. Czegoś takiego w pierwotnym Kościele nigdy nie by ło. I to jest coś, czego inne Kościoły nigdy nie zaakceptują. Jeśli chodzi o ekume nizm między religiami - t a m rzeczywiście jest więcej zgodności. W tej sprawie obecnego papieża ciągle się broni, że reprezentuje należyty kierunek. Dziękujemy za rozmowę. R O Z M A W I A L I RAFAŁ S M O C Z Y Ń S K I I T E O D O R ZGLISZCZ TYBINGA, GRUDZIEŃ 1998 LATO-2000 409 Forma sprawowania prymatu papieża może się zmie niać. Jeżeli papież mógłby spowodować powrót here tyków i schizmatyków jedynie poprzez przeprowadz kę do trzypokojowego mieszkania na przedmieściach Rzymu, z pewnością by to uczynił. Jezus nie był dobrym wujkiem R O Z M O W A Z P R O F . R O B E R T E M S P A E M A N N E M Robert Spaeman ( 1 9 2 7 ) - profesor filozofii, wykładowca na uniwersytetach w Stuttgarcie, Heidelbergu i Monachium; autor m.in. książek Szczęście i wol ność wyboru. Krytyka utopii politycznych. Refleksja i spontaniczność. W roku 1 9 9 9 w y ś w i ę c o n o w N i e m c z e c h 1 3 8 n o w y c h księży - o 19 procent mniej niż w roku 1 9 9 8 . Od lat 6 0 - t y c h regularnie s p a d a liczba u c z e s t n i k ó w mszy ś w i ę t y c h . Rocznie 1 5 0 tysięcy N i e m c ó w o p u s z c z a Kościół. Gdzie t k w i ą p r z y c z y n y tego k r y z y s u ? Czy k r y z y s j e s t k o n i e c z n y m n a s t ę p s t w e m reform II Soboru W a t y k a ń s k i e g o ? Dla p r o c e s ó w historycznych nie ma zasadniczo żadnych jednoprzyczynowych wyjaśnień. Nie m ó w i ł b y m także o „koniecznych n a s t ę p s t w a c h " II So410 FRONDA 19/20 b o r u Watykańskiego. M o ż n a by przecież wyobrazić sobie i n n e , p o z y t y w n e n a s t ę p s t w a . Możliwe jest p o n a d t o , że t a k ż e bez S o b o r u s p a d ł a b y w N i e m czech liczba p o w o ł a ń k a p ł a ń s k i c h i o s ł a b ł y praktyki religijne. F a k t e m jest jednak, że Sobór w żaden s p o s ó b n i e p o w s t r z y m a ł t e g o n e g a t y w n e g o r o z w o ju oraz że autodestrukcyjne siły w Kościele, s ł u s z n i e lub nie, n i e u s t a n n i e p o woływały się na Sobór. Ojcowie S o b o r u n i e sformułowali t e k s t ó w w t e n spo sób, aby wykluczyć t e g o rodzaju p o w o ł y w a n i e się na o w e teksty. Jasno w i d a ć , ż e w p ł y w Kościoła n a ż y c i e publiczne w k r a j a c h z a c h o d n i c h j e s t coraz mniejszy. J e d n a k z d a n i e m H a n s a K i i n g a dzisiejsze p a p i e s t w o nie różni się w c a l e od średniowiecznego. R ó w n i e ż inni z a c h o d n i teologowie m ó w i ą w i e l e o w ł a d z y i p o t ę d z e papieży. Ten sposób r o z u m i e n i a p a n u j e również w prasie i m e d i a c h . Dlaczego? „Mówi jak ktoś, k t o p o s i a d a w ł a d z ę " - takie s ł o w a wypowiadali ludzie o Je zusie. „ D a n a mi jest wszelka w ł a d z a na n i e b i e i na z i e m i " - stwierdził s a m Jezus. N a t o m i a s t A p o s t o ł o w i Piotrowi dał On w ł a d z ę wiązania i rozwiązy wania. Istnieje w ł a d z a d o b r a i w ł a d z a zła. Z a p y t a n y o swe K r ó l e s t w o p r z e z Piłata, J e z u s definiuje je jako Królestwo „świadka p r a w d y " . Ten, k t o n i e wie rzy w p r a w d ę objawioną, d o s t r z e g a tylko abstrakcyjny fakt „ w ł a d z y " najwyż szego świadka z m a r t w y c h w s t a n i a w Kościele. J e s t to w ł a d z a czysto d u c h o wa. J e d n a k papież, który n i e p o s i a d a ł b y tej władzy, stałby się zbędny. Niektórzy teologowie u w a ż a j ą , że Kościół w j e s z c z e w i ę k s z y m stopniu musi dostosować się do w s p ó ł c z e s n y c h o b y c z a j ó w i moralności. W i d z ą oni w t y m j e d y n ą szansę n a p r z e t r w a n i e . Dlatego o p o w i a d a j ą się z a p r z e w a r t o ś c i o w a n i e m katolickiej e t y k i seksualnej: z a a k c e p t a c j ą środków a n t y k o n c e p c y j nych, stosunków h o m o s e k s u a l n y c h , z g o d ą na rozwody. Co sądzi p a n o t y m podejściu? Czy to p r a w d z i w e l e k a r s t w o ? Kościół m u s i zawsze dopasowywać s p o s ó b p r z e p o w i a d a n i a do adresatów. N i e m o ż e j e d n a k dopasowywać jego treści. Św. Paweł pisał już w liście do Tymote usza, że n a d c h o d z i czas, w k t ó r y m ludzie domagają się od biskupa, aby im mówił to, co p r a g n ą usłyszeć. To oznaczyłoby j e d n a k zdradę. Co sądzilibyśmy o lekarzu, który nie m ó w i ł b y s w o i m p a c j e n t o m tego, co jest konieczne dla ich LATO-2000 411 zdrowia, ale to, co byłoby m o d n e i czego się c h ę t n i e słucha? Takiemu lekarzowi należałoby o d e b r a ć pra w o wykonywania z a w o d u . Pojawia się coraz więcej o wspólnocie katolików i znaków świadczących protestantów. W w i e l u k r a j a c h z a c h o d n i c h katolicy o d w i e d z a j ą n a b o ż e ń s t w a protestanckie, a protestanci uczestniczą w m s z a c h . Czy m o ż n a w t y m w i d z i e ć z d r o w y roz w ó j ruchu e k u m e n i c z n e g o ? W i e l u teologów sądzi, ż e n a d s z e d ł czas oficjalnego w p r o w a d z e n i a interkomunii. Czy to j e s t m o ż l i w e ? W s p ó l n a k o m u n i a j e s t z n a k i e m j e d n o ś c i w w i e r z e i w y p e ł n i e n i e m tej j e d n o ści. N i e j e s t i n s t r u m e n t e m dla jej osiągnięcia. I n t e r k o m u n i a m i ę d z y katoli kami i p r o t e s t a n t a m i z a h a m o w a ł a b y e k u m e n i c z n y p r o c e s , p o n i e w a ż s t w o rzyłaby z ł u d n e wrażenie, jakoby t e n p r o c e s z o s t a ł j u ż zakończony. W świetle wiary katolickiej tylko wyświęcony w r a m a c h sukcesji apostolskiej k a p ł a n jest w s t a n i e d o k o n a ć konsekracji chleba i wina. P r o t e s t a n c i posiadają i n n e z r o z u m i e n i e m s z y świętej. J e s t to w i d o c z n e w p r a k t y c z n y m działaniu, kiedy p r o t e s t a n c i po celebracji wyrzucają p o z o s t a ł e h o s t i e , p o d c z a s gdy katolicy je adorują i p o d c z a s procesji n i o s ą ulicami w m o n s t r a n c j i . Dlaczego ż a d e n katolicki k a r d y n a ł a n i biskup w N i e m c z e c h nie p o t ę p i ł pu blicznie z e r w a n i a w s p ó l n o t p r o t e s t a n c k i c h z c a ł ą c h r z e ś c i j a ń s k ą t r a d y c j ą moralną? J a k m o ż l i w y j e s t dialog z p r z e d s t a w i c i e l a m i kościołów prote stanckich, k t ó r e p o w o ł u j ą kobiety n a u r z ę d y p a s t o r ó w i b i s k u p ó w ? A k c e p t u j ą o n e rozwody, środki a n t y k o n c e p c y j n e , z g a d z a j ą się n a w s p ó ł ż y c i e p a storów-homoseksualistów i pastorek-lesbijek, o p o w i a d a j ą się za p r z y z n a n i e m p a r o m h o m o s e k s u a l n y m s t a t u s u m a ł ż e ń s t w a . Z a m i a s t j a s n e g o potę pienia t a k i c h p r a k t y k m a m y w s p ó l n e n a b o ż e ń s t w a katolickich h i e r a r c h ó w z n a j b a r d z i e j r a d y k a l n y m i z w o l e n n i k a m i n o w e j e t y k i : np. z n i e m i e c k ą bi skup M a r i ą J e p s e n czy s z w e d z k i m a r c y b i s k u p e m K.C. H a m m a r e m . Spotkania m o d l i t e w n e i n a b o ż e ń s t w a k a t o l i k ó w i p r o t e s t a n t ó w , w o d r ó ż n i e 412 FRONDA 19/20 niu od wspólnej celebracji Eucharystii, nie m o g ą być zależne od zgodności we wszystkich k w e s t i a c h wiary i m o r a l n o ś c i . J e d n a k w s p o s ó b n a t u r a l n y Ko ściół katolicki m u s i być zaniepokojony, kiedy w s p ó l n o t a p r o t e s t a n c k a o p u s z cza w s p ó l n ą dotychczas płaszczyznę n a u k i o m o r a l n o ś c i . E k u m e n i c z n y cel p r z e s u w a się t y m s a m y m na nieosiągalną odległość. Katolikom niekoniecz nie m u s i przeszkadzać fakt, że p r o t e s t a n c i akceptują kobiety w roli p a s t o r ó w . Ewangeliccy pastorzy nie są w y ś w i ę c o n y m i k a p ł a n a m i . Pastorki n i e mogłyby też przyjąć święceń, których n i e przyjęła t a k ż e Królowa Apostołów, święce nia nie odpowiadają b o w i e m s z c z e g ó l n e m u p o s ł a n n i c t w u kobiety. P o d o b n i e ludzie tej samej płci nie m o g ą udzielić sobie s a k r a m e n t u m a ł ż e ń s t w a . M o ż n a dziś z a u w a ż y ć n o w e podejście teologów katolickich do historii. Nie którzy niemieccy biskupi t w i e r d z ą , ż e M a r c i n Luter nie był w c a l e herety kiem, tylko w i e l k i m r e f o r m a t o r e m Kościoła. Hans Kiing u w a ż a np., ż e Ko ściół katolicki musi się w y r a ź n i e p r z y z n a ć do b ł ę d u . Co sądzi Pan o t y m no w y m podejściu d o Lutra? Dzisiaj dostrzegamy wyraźniej niż w latach m i n i o n y c h katolickie korzenie Lu tra. Lepiej r o z u m i e m y jego pragnienie z r e f o r m o w a n i a Kościoła katolickiego. Bliżej z n a m y winę ówczesnych katolików za n i e p o r o z u m i e n i a , których ofiarą padł Luter. Niektórych rzeczy m o ż e m y się nauczyć od Lutra, szczególnie w odniesieniu do prawdy, że „wszystko jest łaską". Herezje są zawsze j e d n o s t r o n n y m z a a k c e n t o w a n i e m p e w n y c h prawd, z z a n i e d b a n i e m lub zaprzecze n i e m innych. W t y m sensie Luter był bez wątpienia h e r e t y k i e m : o d r z u c a ł sze reg prawd katolickiej wiary i opuścił Kościół, który zamierzał reformować. S a m papież J a n P a w e ł I I w e z w a ł d o n o w e j d e b a t y n a t e m a t z n a c z e n i a pry m a t u . C o t o w ł a ś c i w i e z n a c z y ? Czy nie j e s t t o a u t o r e l a t y w i z a c j ą p r a w d y k a tolickiej? Niektórzy biskupi katoliccy, j a k W a l t e r Kasper, m ó w i ą o b ł ę d a c h w nauce I Soboru W a t y k a ń s k i e g o odnośnie d o k t r y n y o nieomylności papie skiej. Czy nie n a l e ż a ł o b y się w i ę c zgodzić z H a n s e m Kiingiem i s t w i e r d z i ć , że dogmat o nieomylności papieskiej z d e z a k t u a l i z o w a ł się? F o r m a s p r a w o w a n i a p r y m a t u papieża m o ż e się zmieniać. Jeżeli papież m ó g ł by s p o w o d o w a ć p o w r ó t h e r e t y k ó w i s c h i z m a t y k ó w j e d y n i e p o p r z e z p r z e p r o LATO-2000 413 wadzkę do trzypokojowego m i e s z k a n i a na p r z e d m i e ś c i a c h Rzymu, z p e w n o ścią by to uczynił. Papież n i e m o ż e jednak, jak niektórzy p r o p o n u j ą , zrezy gnować z tych prerogatyw, jakich p o t r z e b u j e dla s k u t e c z n e g o w y p e ł n i e n i a boskiego zadania związanego z u r z ę d e m P i o t r o w y m . Jeżeli Kościół zrezygno wałby dzisiaj z d o g m a t u o nieomylności, k t ó r y został zdefiniowany przez Vaticanum Primum i p o t w i e r d z o n y przez Vaticanum Secundum, to j e d n o c z e ś n i e za przeczyłby nieomylności wcześniejszych soborów, a z a t e m t a k ż e s o b o r ó w z Nicei czy C h a l c e d o n u . W t e n s p o s ó b zostałaby w s t r z ą ś n i ę t a w i a r a katolic ka jako taka. Papież, któryby to uczynił, w tej samej chwili s a m stałby się h e retykiem i eo ipso przestałby być p a p i e ż e m . J a k p o k a z u j e w i e l e sondaży, coraz m n i e j N i e m c ó w w i e r z y w istnienie wiecznego piekła. U w a ż a się, ż e k a r a p o t ę p i e n i a p r z e c z y ł a b y miłości Boga. Dlaczego ś w i a d o m o ś ć eschatologiczna u m a r ł a w N i e m c z e c h ? Nie tylko w N i e m c z e c h wielu chrześcijan n i e wierzy w s ł o w a J e z u s a o n i e b e z p i e c z e ń s t w i e w i e c z n e g o p o t ę p i e n i a . Dlacze go? Ponieważ n i e chodzi im o p r a w d ę w religii, ale o jej „symp a t y c z n o ś ć " . C h c ą się czuć d o b r z e bez konieczności n a w r ó c e n i a . Oburzają się na tych, którzy m ó w i ą o piekle, za t o , że „ n a p ę dzają l u d z i o m s t r a c h a " . Z p o d o b n y c h p o w o d ó w m u s i e l i b y o n i o b u r z a ć się n a lekarza, k t ó r y m ó w i d o kogoś, ż e p o z o s t a ł o m u kilka miesięcy życia, jeżeli n i e z m i e n i s p o s o b u odżywiania się. Kto nie wierzy, u w a ż a n a u c z a n i e religijne za ludzki wymysł. Jeżeli jest o n o tylko ludzkie, w ó w c z a s m o ż n a d o m a g a ć się wymyślania m o ż liwie przyjemnych n a u k . J e d n a k J e z u s nie był d o b r y m wujkiem, k t ó r y śpie wał piosenki na d o b r a n o c , lecz powiedział: „Ja j e s t e m P r a w d ą " . J e d n ą z n a j w a ż n i e j s z y c h tendencji w s p ó ł c z e s n e j teologii j e s t p e w i e n osobli w y o p t y m i z m . Np. z d a n i e m K a r l a R a h n e r a k a ż d y człowiek, n i e z a l e ż n i e o d tego, czy o t y m w i e , czy nie, j e s t j u ż c h r z e ś c i j a n i n e m i j e s t z b a w i o n y . Co s ą dzi pan o t y m poglądzie? R a h n e r nie powiedział, że każdy człowiek jest a n o n i m o w y m chrześcijani n e m . Powiedział, że istnieją a n o n i m o w i chrześcijanie, którzy nie wiedząc 414 FRONDA 19/20 o t y m n a l e ż ą do C h r y s t u s a i z o s t a n ą zba wieni. Kościół zawsze nauczał, że m o ż n a uzyskać zbawienie bez p o s i a d a n i a wie dzy o Jezusie i Boskim Objawieniu. M ó wiono o tzw. „chrzcie pragnienia". Pius XII e k s k o m u n i k o w a ł formalnie t e o loga, który głosił, że wszyscy ludzie p o z a Kościołem r z y m s k o k a t o l i c k i m są p o t ę pieni. Ponieważ j e d n a k każdy zbawiony uzyskuje zbawienie na m o c y śmierci C h r y s t u s a , m o ż n a n a z w a ć k a ż d e g o czło wieka w stanie łaski „ a n o n i m o w y m c h r z e ś c i j a n i n e m " . U w a ż a m , że stosowa nie tego pojęcia jest nietrafne. Chrześcijanami n a z y w a m y tych, k t ó r z y wie dzą, k t o ich zbawił i przyznają się do C h r y s t u s a . M ó w i e n i e o a n o n i m o w y c h chrześcijanach jest z a w ł a s z c z e n i e m w s t o s u n k u do ludzi, którzy w ogóle n i e chcą p o z n a w a ć C h r y s t u s a i osłabia misyjną motywację n a w r a c a n i a ludzi do C h r y s t u s a . N i e b e z p i e c z e ń s t w o wiecznej zatraty dla człowieka p o z a Kościo ł e m jest d u ż o , d u ż o większe niż dla chrześcijanina, k t ó r y żyje z wiary i z m o cy s a k r a m e n t ó w . Ten s a m o p t y m i z m p o j a w i a się w t e k s t a c h niemieckiego teologa H a n s a Urs a v o n B a l t h a s a r a , w e d ł u g którego j e s t e ś m y z o b o w i ą z a n i ż y w i ć n a d z i e j ę , że piekło o k a ż e się puste. Nadzieję na p u s t e p i e k ł o wydaje się żywić t a k ż e Ojciec Święty, który von Bal t h a s a r a p o d n i ó s ł d o godności kardynalskiej. Modlitwa, której n a u c z y ł a n a s M a t k a Boża z Fatimy, także zawiera tę nadzieję: „ Z a p r o w a d ź wszystkie du sze do n i e b a " . Wydaje mi się, że coś i n n e g o m ó w i ą s ł o w a J e z u s a o J u d a s z u : „Lepiej byłoby dla t e g o człowieka, aby się n i e n a r o d z i ł " . Jeśli J u d a s z byłby w niebie, to byłoby dla n i e g o lepiej, gdyby się n a r o d z i ł . Myślę, że p o w i n n i śmy sami sobie zabronić wszelkich t e g o rodzaju spekulacji. W i n n i ś m y wziąć na p o w a ż n i e m o d l i t w ę z k a n o n u m s z y Św.: „Zachowaj n a s od w i e c z n e g o p o t ę p i e n i a " . Chrześcijańska c n o t a nadziei o d n o s i się w e d l e n a u k i wszystkich Ojców Kościoła do własnego zbawienia. W i n n a o n a m o t y w o w a ć do wysiłku w celu osiągnięcia zbawienia. Troska o zbawienie innych ludzi n i e jest przedLATO-2000 415 m i o t e m nadziei, ale czynnej miłości. Po ich śmierci m o ż e m y ich jedynie p o wierzyć B o ż e m u m i ł o s i e r d z i u . P o n a d t o m o d l i t w a Kościoła za z m a r ł y c h od nosiła się zawsze do tych, o których Bóg wie, że „są Jego w ł a s n o ś c i ą przez wiarę i dzieła m i ł o ś c i " . M o d l i t w a o d n o s i się do d u s z w czyśćcu. W czasie pierwszych 1500 lat Kościół był przekonany, że większość ludzi trafi do pie kła. Dzisiaj r o z p o w s z e c h n i ł o się p r z e k o n a n i e , że tylko nieliczni albo n a w e t nikt nie znajdzie się w piekle. P r a w d a jest następująca: m u s i m y się pogodzić, że tego nie wiemy. „Nadzieja" jest w t y m kontekście całkowicie bezużytecz na, jest wishfull thinking, k t ó r e nie ma mocy sprawczej. Co z n a c z y t e z a R a h n e r a o „ a n t r o p o l o g i c z n y m p r z e w r o c i e " w teologii? J a k m o ż n a pogodzić tę t e z ę z c e l e m k l a s y c z n e j teologii, k t ó r y m b y ł a c h w a ł a Boga, glorificatio Dei? Podobnie jak m ó w i e n i e o a n o n i m o w y c h chrześcijanach, tak i m ó w i e n i e o „antropologicznym z w r o c i e " jest d w u z n a c z n e . M o ż e o n o p o p r o s t u ozna czać, że p o w i n n i ś m y rozpocząć od kondycji człowieka i istniejącej a priori s t r u k t u r y jego świadomości, aby o d t e g o p u n k t u d o t r z e ć d o tego, c o człowie ka przekracza: do Boga. Stwierdzenia „Tylko k t o z n a Boga, z n a c z ł o w i e k a " oraz „ C h r y s t u s objawił człowieka c z ł o w i e k o w i " są c h ę t n i e u ż y w a n e przez Ja na Pawła II. C e l e m jest p o z n a n i e Boga jako w ł a ś c i w e g o i o s t a t e c z n e g o celu człowieka. O s t a t e c z n i e chodzi o uwielbienie Boga. Ksiądz R a h n e r z p e w n o ścią by się zgodził z t y m . J e d n a k jego t e o r i a kryje n i e b e z p i e c z e ń s t w o i n n e g o r o z u m i e n i a . C h o d z i o takie p r z e k o n a n i e , jakoby Bóg był tylko j e d n y m wy m i a r e m ludzkiej ś w i a d o m o ś c i i, w ostateczności, jakoby Bóg był dla człowie ka, a nie człowiek dla Boga. Jest to s t a n o w i s k o nihilistyczne, p o n i e w a ż w ta k i m przypadku egzystencja człowieka jest b e z s e n s o w n a . Człowiek d o m a g a się sensu, który wykracza p o z a niego. J e s t to t e z a antropologiczna, k t ó r a p r o wadzi do teologii. „Wystarczająco d ł u g o s n u l i ś m y myśli na t e m a t człowieka. N a d c h o d z i czas myślenia o Bogu" - pisał Andriej Siniawski w g u ł a g u sowiec kiego h u m a n i z m u . Gdzie dostrzega Pan z n a k i nadziei? Jest w i e l e n o w y c h r u c h ó w katolickich, np. Focolari, k t ó r y c h p r z e d s t a w i c i e l e m ó w i ą o w i o ś n i e Kościoła. Z drugiej strony, m o ż n a z a u w a ż y ć p o w r ó t m ł o d y c h ludzi do tradycji katolickiej, no416 FRONDA 19/20 w e z a i n t e r e s o w a n i e m s z ą t r y d e n c k ą . Trudno j e s t być prorokiem, ale czy s p r a w a c h r z e ś c i j a ń s t w a w Niemczech f a k t y c z n i e j e s t j u ż przegrana? Są w Kościele zrywy, k t ó r e dają p o w ó d do nadziei. Z jednej s t r o n y są to n o we d u c h o w e ruchy, p o n o w n e odkrycie tradycji, szczególnie liturgicznej, w obliczu nieudanej reformy i s p u s t o s z e n i a rzymskiej liturgii. W N i e m c z e c h zrywy te są słabsze niż w innych krajach. R o z p o w s z e c h n i a się m i e s z c z a ń s k i e chrześcijaństwo, k t ó r e nie zasługuje na swoje m i a n o . W mojej ojczyźnie, gdzie brakuje kapłanów, ludzie uczestniczą chętniej w p r o w a d z o n y m przez człowieka świeckiego n a b o ż e ń s t w i e Słowa Bożego z m s z ą na o r k i e s t r ę M o zarta, aniżeli jadą s a m o c h o d e m d w a k i l o m e t r y do sąsiedniego kościoła, aby wziąć udział we mszy św. N i e p o w i n n i ś m y się j e d n a k n a d m i e r n i e niepokoić o przyszłość Kościoła. M u s i m y się dzisiaj starać żyć jako chrześcijanie, w p o s ł u s z e ń s t w i e w o b e c wskazań Pana. Kiedy dziś m ó w i się o Kościele katolic kim, często używa się określenia „nasz Kościół". Tak m ó w i ą n a w e t biskupi. Chrześcijanie nigdy nie mówili w t e n s p o s ó b o Kościele. Był to raczej „Jego Kościół", Kościół Boga. Jeśli Kościół jest Jego Kościołem, w t e d y przyszłość Kościoła jest Jego, a nie n a s z ą sprawą. W pierwszych wiekach p r z e ś l a d o w a ń Kościół szybko się rozrósł p o m i m o , że chrześcijanie n i e zastanawiali się n a d jego przyszłością. Oczekiwali p o n o w n e g o przyjścia C h r y s t u s a i radowali się, kiedy mogli u m i e r a ć jako męczennicy za w y z n a w a n i e C h r y s t u s a . To była m e n t a l n o ś ć , k t ó r a dała Kościołowi przyszłość. Dziękujemy z a r o z m o w ę . ROZMAWIALI RAFAŁ SMOCZYŃSKI I TEODOR ZGLISZCZ WARSZAWA-MONACHIUM, LATO-2000 KWIECIEŃ 2000 417 W 1949 roku Dali staje się na miętnym piewcą Boga, króla i mo narchii i aż do śmierci pozostaje malarzem religijnym. Dali popiera generała Franco, podczas gdy po wojenny Paryż upaja się wizerun kiem Józefa Wissarionowicza Sta lina. Dali zgłębia naukę katolicką w czasie, gdy religią intelektuali stów jest doktryna komunistycz na. Zamiast Marksa czyta św. Ja na od Krzyża. Surrealistyczne pismo „Minotaure" zamienia na zakonne „Etudes carmlitaines". Wkrótce zostaje ochrzczony „faszystą". N O C CIEMNA -KOPROFAGAo malarstwie religijnym Salradora Dali N I K O D E M Za okazał B O N C Z A-T O M A S Z E W S K I sprawą Ducha się owocem Świętego demonicznych mój i obecny mistycyzm surrealistycznych z początkowego okresu nuklearny doświadczeń mego życia. Salvador Dali 418 FRONDA 19/20 1 W 1888 roku Paul Gauguin przyniósł na plebanię w Pont-Aven w Bretanii je den z najciekawszych obrazów religijnych XIX wieku. Wizja po kazaniu ukazu je bretońskich chłopów, którzy wraz księdzem oddają się wyciszonej k o n t e m placji starotestamentowej sceny walki Jakuba z a n i o ł e m . Gauguin zamierzał podarować Wizję parafii, ale proboszcz o d m ó w i ł przyjęcia. Podejrzewał, że ar tysta chce z niego zakpić. Dzień spotkania Gaugaina z księdzem m o ż n a uznać za dzień narodzin n o woczesnego malarstwa religijnego. Malarstwa, które wyszło poza dotychczaso we ramy sztuki religijnej, poza artystyczne doświadczenie Boga z n a n e po przednim epokom. Opuszczenie „starego świata", n o w e przeżywanie Boga było tak głęboko o d m i e n n e od dotychczasowego, że wydało się nie tylko dale kie od sacrum, lecz po p r o s t u bluźniercze. Podobna sytuacja miała miejsce osiemset lat wcześniej, w XI wieku, kiedy umęczony Jezus zawisł na krzyżu. Przedtem krzyż był symbolem triumfu, osią świata, drzewem życia. C h r y s t u s był zwycięskim P a n t o k r a t o r e m , tronującym na potrójnej tęczy władcą wszechświata. Szok, jaki wywołało umieszczenie skatowanego Jezusa na krzyżu, m u s i a ł być potężny. Zbawiciel p o n o s i klęskę, dawca życia w chwili agonii, odrażające ciało, ból, o s a m o t n i e n i e Boga - czyż nie jest to bluźnierstwo najgorsze z możliwych? Biskupi wschodni oskarżyli łacinników o herezję i profanację wizerunku Pana. Nowe, niezwykle m o c n e doświadczenie wiary z początku wydawało się bluźnierstwem. Kiedy artyści Italii w XI wieku powiesili Jezusa na krzyżu, na rodziła się dla nich sztuka nowoczesna. Nowoczesna, czyli średniowieczna. W 1888 roku bretoński ksiądz, tak jak kiedyś patriarchowie Wschodu, od mówił przyjęcia dzieła. O d m o w a ta nie oznaczała rozejścia się sztuki i religii. Wręcz przeciwnie: Gauguin, inspirowany przeżywaniem wiary przez parafian z Pont-Aven, wykroczył poza granice sztuki. Przełamał d a w n e rygory, porzucił język, którym dotychczas posługiwało się malarstwo. To „wyjście p o z a " nie oznacza nowego, o d m i e n n e g o zrozumienia Boga. Ksiądz odrzucił Wizję, bo malarze przyzwyczaili nas do innego stylu, innych form, innych kanonów. Obraz nie przystawał do tradycji i przyzwyczajeń. W tym sensie możemy mówić o narodzinach nowoczesnego malarstwa religijnego, LATO-2000 419 czyli takiego, które przekracza dotychczasowe doświadczenie wiary. Przekracza, gdyż jest relacją z nowego, nieprzystającego do poprzedniego, spotkania z Bo giem. Dlatego Wizja po kazaniu wprawia nas w pewne zakłopotanie. Może nie jest bluźniercza, ale czy umieścilibyśmy ją w Kościele albo czy moglibyśmy odma wiać różaniec pod tym obrazem? Dwa lata po namalowaniu Wizji Paul Gauguin udał się na Tahiti, gdzie od dał się malowaniu sielankowych aktów tahitańskich kobiet. 2 W 1949 roku w życiu Salvadora Dali nastąpił przełom, który sprawił, że dziś m o żemy mówić o nim jako o najwybitniejszym malarzu religijnym XX wieku. Dali przeszedł gwałtowną konwersję. Następne lata życia poświęcił najpierw na ma lowanie Narodzin Pańskich, a później jego uwagę zaabsorbowało Ukrzyżowanie. Jak Gauguin znany jest głównie jako malarz oliwkowych gołych babeczek, tak Dali identyfikowany jest jako malarz nadrealnych wizji. Rozmiękłe zegary, nadmuchiwany fortepian, głowy Lenina, trzecia noga Wilhelma Telia, oddają cy się jajecznicy chleb - o t o motywy najczęściej kojarzone z Dalim. Grupa surrealistów, do której należał, epatowała eksplozją podświadomości, obsesją, majakiem, halucynacją. Jednak to „uwolnienie podświadomości" było jak najbardziej cenzurowa ne. Ostatecznie szok wywołany działalnością grupy miał być kontrolowany. Nikt nie chciał, aby marszandzi, kolekcjonerzy i m a s o w a publiczność odwróci420 FRONDA 19/20 li się od surrealizmu. Aby nie urągać powszechnej we Francji modzie, surrealiści zaangażowali się w poparcie „światowego proletariatu". Dali szybko przesta! się mieścić w sztywnych ramach nakreślonych przez kolegów. Jego „żegluga po podświadomości" prowadziła w obszary m r o c z n e i niekontrolowane. Swoje obsesje analne, wizje koprofagiczne, fascynację psu jącymi się trupami, gnijącym mięsem, rozkładem zaczął przelewać na p ł ó t n o . Głębia tej penetracji wzbudziła konsternację i niechęć innych surrealistów. Nie mieli oni nic przeciwko dziełom antyreliginym, takim jak Rysunek erotycz ny, na którym naga kobieta na krzyżu masturbuje Chrystusa. J e d n a k sztuka Dalego wykraczała poza ich program, schodziła w jakiś nieokreślony mrok, w najciemniejsze zakamarki mózgu i wydobywała z nich cuchnące odpadki. Surrealiści, nie przygotowani na taki owoc swoich poszukiwań lub po p r o s t u z obawy przed reakcją publiczności (ekspozycja końskich wnętrzności zanu rzonych w formalinie albo o d c h o d ó w stanie się sztuką dopiero p o d koniec XX wieku), zdystansowali się od malarstwa Hiszpana. Tymczasem koprofagiczne fascynacje Dalego pogłębiają się. Kał jest już nie tylko na obrazach, malarz przyznaje się, że również obsmarowuje się g ó w n e m . Nie jest to zdrowy zwyczaj, ale nie m u s i wynikać z zaburzeń psychicznych. Niektórzy wiążą go z praktykami satanistycznymi. Nawrócenie Salvadora Dali dokonało się w b r e w areligijnemu środowisku pa ryskiej bohemy i wbrew jego własnym fascynacjom, które ciągnęły go w mroczne otchłanie podświadomości. W 1949 roku Dali staje się n a m i ę t n y m piewcą Boga, króla i monarchii i aż do śmierci pozostaje malarzem religijnym. Budzi to niechęć kolegów i krytyki. Dali popiera generała Franco, podczas gdy powojenny Paryż upaja się wizerun kiem Józefa Wissarionowicza Stalina, a hiszpańskiego dyktatora uważa za młodszego brata Hitlera. Dali zgłębia naukę katolicką w czasie, gdy religią in telektualistów jest doktryna komunistyczna. Zamiast Marksa czyta św. J a n a od Krzyża. Surrealistyczne p i s m o „ M i n o t a u r e " zamienia na zakonne „Etude s carmlitaines". Wkrótce zostaje ochrzczony „faszystą". O d i u m zrodzonej wówczas niechęci ciąży n a d o d b i o r e m twórczości Da lego do dziś. Eks-surrealiści oskarżają hiszpańskiego m a l a r z a o komercję LATO2000 421 i schlebianie t a n i m g u s t o m . Krytycy lekceważą jego m a l a r s t w o , ogłaszają go zręcznym rzemieślnikiem. J e d n o c z e ś n i e ukazywany jest tylko surrealistycz ny okres twórczości Dalego. Podręczniki historii sztuki eksponują r o z m i ę k ł e zegary, m r ó w k i i słonie na szczudłach. Większość a l b u m ó w monograficz nych poświęconych D a l e m u streszcza 40 lat jego religijnego m a l a r s t w a led wie p a r o m a reprodukcjami. D o k o n a ł się przy t y m z n a m i e n n y p r o c e s „za właszczenia" twórczości Dalego przez „obóz postępu". Dali jest w świadomości społecznej tylko i wyłącznie surrealistą, a jego twórczość re ligijna zostaje marginalizowana. D o b r y m przykładem takiej wybiórczej recepcji była otoczka m e d i a l n a wo kół niedawnej warszawskiej wystawy Dalego. Recenzenci zgodnym c h ó r e m podkreślali „ n o w o c z e s n o ś ć " tej sztuki. O t o p r ó b k a tego stylu - charakterystyka rzeźby Sw. Jan Chrzciciel: „Warto podkreślić fakt, że w rzeźbach z lat siedemdziesiątych Dali po dejmował często tematy pojawiające się w sztuce średniowiecznej i renesansowej [le piej nie wymawiać brzydkiego słowa: religij nej - NBT] operując również tradycyjną tech niką. J e d n a k k o m p o z y c j a sprawia, że na pierwszy rzut oka widzimy, iż m a m y do czy nienia z indywidualnością z kręgu sztuki współczesnej [w domyśle: a nie z religijnym obskurantyzmem - NBT]. Ujawnia się to w śmiałej deformacji i uproszczeniach formy." Widać tu myślenie, k t ó r e wyklucza możliwość p o w s t a n i a nowoczesnej sztuki religijnej. Aby wytłumaczyć publiczności, skąd na wystawie wzięła kolekcja ilustracji do Wulgaty, katalog umieszcza je w kręgu „inspiracji literackich". Przemianom d u c h o w y m artystów krytyka poświęca wiele uwagi, wystarczy przypomnieć egzegezy infernalnej twórczości Francisa Bacona. Tymczasem kon wersja Dalego, jedna z najciekawszych przemian duchowych w historii XXwiecznej sztuki, pozostaje przemilczana. I nie wynika to z lenistwa - przecież współcześni krytycy potrafią pieczołowicie, całymi godzinami wpatrywać się w figuralne kompozycje i w długich esejach analizować kolorową plamę. Kryty422 FRONDA 19/20 ka XX-wieczna wykazuje za to wielką odporność na metafizykę. Wszel kie problemy metafizyczne są przez nią od razu sprowadzane na p o z i o m polityki. Ktoś maluje świętych, więc jest klerykałem; jeżeli jest klerykałem, to musi być reakcjonistą; jest reakcjonistą, to nienawidzi wolności słowa... I na odwrót: rzeźbi waginy, więc rzuca wyzwanie n o r m o m ; rzuca wyzwanie nor m o m , a więc walczy o wolność; walczy o wolność, a więc ukochał demokrację... Nas, bardziej od przebrzmiałej dyskusji na t e m a t „faszyzacji", komercjali zacji czy akademizacji malarstwa Dalego, interesuje kwestia jego p o w r o t u na łono Kościoła. Przede wszystkim interesuje n a s autentyczność jego postawy. Czy nie m a m y tu do czynienia z n o w ą pozą? Tak jak ongiś bretoński ksiądz py tamy: czy Dali z nas nie kpi? Odpowiedzi na to pytanie nie znajdziemy w jazgotliwych, grafomańskich wspomnieniach Dalego, które zdają się służyć bełkotliwej autoreklamie. Pozo stają jedynie poszlaki oraz, oczywiście, malarstwo. Co do poszlak, t r u d n o przy jąć zwrot Dalego ku religii jako nowy chwyt reklamowy czy komercyjny. Afirmacja religijności i przywiązania do monarchii w powojennej, zakochanej w k o m u n i z m i e Francji oznaczała w środowisku artystycznym po p r o s t u zawo dową śmierć. Aby jej uniknąć, Dali przenosi się do USA, m u s i zaczynać od n o wa, by z n ó w zdobyć uznanie. W Europie przez długi czas pozostaje na lewac k i m indeksie. LATO2000 423 Nawrócenie Dalego m o ż n a z a t e m tłumaczyć albo chęcią popełnienia zawo dowego samobójstwa, albo odnalezieniem wiary. Ponieważ Dali nie zamierzał skończyć z malarstwem, wręcz przeciwnie, uważał się artystycznego geniusza, pozostaje n a m uwierzyć w autentyczność p ł o m i e n n e j religijności artysty. Niestety, tak naprawdę niewiele n a m w i a d o m o o drodze, jaką przebył od fascynacji koprofagią do kontemplacji Eucharystii. Poza kilkoma zdaniami w biografiach i obrazami artysta nie pozostawił nic, co m o g ł o by n a m p o m ó c zrozumieć tę przemianę. A szkoda, gdyż uzyskalibyśmy wgląd w drogę, którą sztuka nowoczesna przechodzi od kontemplacji nicości do Boga. 4 Badając twórczość Salvadora Dali, znajdujemy d w a bieguny. Z jednej strony, m a m y „noc c i e m n ą " surrealizmu, czyli trupy, kał, m r ó w k i . . . z drugiej strony „drogę na Górę Karmel", Jezusa, Maryję, Apostołów... To, co pomiędzy, pozo staje przysłonięte. Wiemy tylko, że przewodnikami d u c h o w y m i malarza są karmelitanie, a jego lekturą p i s m a Św. Jana od Krzyża. Pozostaje jednak pewien t r o p . Dali przez całe życie uważał siebie za surrealistę, a całą swoją twórczość, włącznie z religijną - za surrealizm. M i m o , że Atmosferyczną trupią główkę kopulującą z fortepianem dzieli od Madonny z Port Lligat aksjologiczna przepaść, Dali upiera się, iż p o r u s z a m y się w obrębie tej sa mej przestrzeni metafizycznej. Jak to możliwe? Wskazówek dostarcza n a m mistyka karmelitańska. W drodze oczyszczeń pro wadzących do Boga wyodrębnia ona doświadczenie „nocy ciemnej". Jest to poczu cie bycia opuszczonym przez Boga, przeżycie niezwykłego zła, odczucie przeraża jącej pustki piekła. Mimo swego „nie-boskiego" charakteru, przeżycie to jest integralną częścią wędrówki do Nieba, bez której nie nastąpi powrót do Boga. Salvador Dali uważał swoją przygodę z surrealizmem właśnie za przejście przez „noc ciemną". Dla artysty surrealistyczna penetracja podświadomości była drogą przez piekło. Z podświadomości zamiast „prawdziwej n a t u r y czło wieka" wyłoniło się jej d e m o n i c z n e oblicze. Twórczość surrealistyczna wyzwo liła mroczne siły. Dali uważał, że doświadczenie sztuki nowoczesnej było po prostu doświadczeniem zła. Jedynym krytykiem, który uznał surrealizm Dalego za nośnik zła, był George Orwell. W eseju o Dalim z 1944 roku, kiedy publiczność i krytyka upajały 424 FRONDA 19/20 się surrealistycznymi performances, Orwell z pozycji lewicowych określi! twórczość Hiszpana jako „ucieczkę w nikczemność". Napisat wręcz, że „Dali jest dobrym rysownikiem, lecz równie odrażającym człowiekiem" i za stanawiał się, czy nie należałoby powiedzieć o dziełach Dalego „.. .to dobry ob raz, ale p o w i n n o się go publicznie spalić na stosie". Na to pytanie Orwell dał odpowiedź o d m o w n ą : bardziej od demonicznych obsesji surrealisty niepokoiły go zachwyty publiczności i kierunek, w którym zmierzała nowoczesna sztuka. Dziś kierunek ten już nas nie niepokoi, gdyż nie tylko wiemy, że zmierza donikąd, ale oglądanie w galeriach n p . wnętrzności zwierząt zanurzonych w formalinie utwierdza nas w przekonaniu, że o t o dotarła do kresu, a możli wa jest jeszcze tylko eskalacja. Interesujące wydaje się n a t o m i a s t to, jak z ga lerii przemienionych w rzeźnie wrócić przed ikonostas. Droga Dalego, który swoją wędrówkę przez piekło sztuki nowoczesnej przemienił w oczyszczające przeżycie mistycznej „nocy ciemnej", wydaje się być odpowiedzią. NIKODEM BOŃCZA-TOMASZEWSKI Sahador Dali. Rzeźby i grafiki, M u z e u m im. X a w e r e g o D u n i k o w s k i e g o w Królikarni, W a r s z a w a 1999 LATO-2000 425 Lynch lubi autostrady.: Zagubionej autostradzie czarna droga z migającymi żółtymi pasami prowadziła do piekła. W Prostej historii wiedzie prosto do nieba. HIGHWAY STAIRWAY 72 +($9(1 M A R E K H O R O D N I C Z Y Fabuła ostatniego filmu Davida Lyncha jest prosta: stary farmer z prowincjo nalnego miasteczka w USA, wyrusza w sześciotygodniową p o d r ó ż , by pojed nać się z b r a t e m . Nie m o ż e prowadzić s a m o d z i e l n i e s a m o c h o d u , bo ma już bardzo słaby wzrok. Pozostaje mu więc jazda na malutkiej kosiarce do trawy, do której doczepia własnej konstrukcji sypialną przyczepę. Pojazd p o r u s z a się z niewielką szybkością, co pozwala s t a r e m u człowiekowi na rozmyślanie, na rozmowy ze zwykłymi, p o z b a w i o n y m i „dzikości serca" l u d ź m i , których spotyka na swojej drodze. Niektórzy zapytają zapewne, czy to aby na p e w n o film Lyncha? A gdzie jego ulubiona makabra, czająca się na progu każdego n o r m a l n e g o d o m u ? Gdzie dojmujący lęk, a przynajmniej niepokój, które widz o d c z u w a ł w trak cie oglądania Twin Peaks - ogniu krocz za mną czy Zagubionej autostrady? Gdzie te wszystkie silne emocje, z epatowania którymi reżyser słynął? Odkąd p a m i ę t a m , toczyłem zaciekłe dyskusje na t e m a t twórczości Lyncha. Zawsze b r o n i ł e m go przed p o s ą d z e n i a m i o p o s t m o d e r n i z m czy na pawanie się p r z e m o c ą i seksem. Twierdziłem nawet, że Lynch w swoich fil m a c h bardzo j a s n o ustawia się po stronie dobra, p r a w d y i piękna. N i e ukry wam, iż moi znajomi uważali, że jest to teza naciągana. P o s t a r a m się wytłu maczyć to stanowisko. Przekroczyć postmodernizm Już od swego pierwszego fabularnego filmu Lynch k o n s e k w e n t n i e realizuje własną wizję kina. Duży nacisk kładzie na w y s m a k o w a n ą s t r o n ę wizualną fil mów, specyficzną oprawę dźwiękową i swoiście r o z u m i a n y szok. Te e l e m e n ty jak ulał pasują do tzw. kina p o s t m o d e r n i s t y c z n e g o : p r z e r o s t estetyki n a d treścią, szokowanie za wszelką c e n ę . . . Lynch wielokrotnie stosuje także chy ba najbardziej p o p u l a r n ą m e t o d ę artystyczną p o s t m o d e r n i s t ó w , a m i a n o w i cie ironię. Jeżeli jednak w przypadku n p . G r e e n e w a y a czy J a r m a n a ironia jest z b u d o w a n a zaledwie na pozornej głębi, to u Lyncha powyższe środki stano wią rodzaj tła, zaś dalej zaczynają się wypełniać wyraźną treścią. Szok, któ rym chętnie posługuje się reżyser, jest zazwyczaj p u n k t e m z w r o t n y m , miej scem, z którego kieruje się on ku o s t a t e c z n y m w n i o s k o m . Tak jest w Blue Velvet, gdzie niewinny Jeffrey B e a u m o n t obserwuje z ukrycia perwersyjne wy bryki Franka Bootha. Od tego m o m e n t u b o h a t e r staje się i n n y m człowiekiem i coraz częściej, w m i a r ę rozwijającej się znajomości z tajemniczą piosenkar ką, powtarza słowa: Dziwny ten świat... Dlaczego na świecie jest tyle zła? Tak jest również w Dzikości serca, gdzie od początku oglądamy sceny p r z e m o cy i perwersyjnego seksu, ale prawdziwie szokującym m o m e n t e m jest dopie ro wypadek samochodowy, przy okazji k t ó r e g o b o h a t e r o w i e - Sailor i Lula wreszcie dostrzegają p o w a g ę i majestat śmierci. W perspektywie klasycznej logiki fabularnej w i ę z i e n n a p r z e m i a n a Freda Madisona w Pete'a Daytona (Zagubiona autostrada) jest niewątpliwie zaskaku jąca. Jest to j e d n a k metaforyczny obraz w s t r ę t u b o h a t e r a do zbrodni, k t ó r ą popełnił. Także ironia, po k t ó r ą Lynch sięga n a d e r często, nie pozostaje środ kiem s a m y m w sobie (tak bywa n p . w filmach T a r a n t i n o ) . Gdy Sailor i Lula mówią do siebie przerysowanymi zwrotami, zaczerpniętymi z języka amery kańskiej młodzieży i tzw. luzackiego s p o s o b u bycia, n p . „Aleś m n i e wziął!", LATO2000 427 „Rozgrzałeś m n i e bardziej niż asfalt w Georgii" czy „Ta k u r t k a ze skóry wę ża jest ekspresją mojej indywidualności i wiary w j e d n o s t k ę " , to w kontek ście fabuły jest to krytyka bezmyślności i miałkości kultury m a s o w e j . Kiedy agent FBI C o o p e r stosuje intuicyjną m e t o d ę zaczerpniętą z zen, jest to nawią zanie do eksploatowanych o s t a t n i o w n a d m i a r z e niekonwencjonalnych spo sobów p o s t ę p o w a n i a amerykańskich tajnych s ł u ż b (vide mężczyźni w czar nych garniturach czy spiskowa teoria U F O ) . Nota bene Lynch z u p e ł n i e na se rio p o s t a n o w i ł posłużyć się b u d d y z m e m , stało się tak na skutek jego spotka nia z Dalajlamą, niemniej zderzenie postaci a k u r a t n e g o a g e n t a C o o p e r a z wykładem na t e m a t zen wywołuje na w i d o w n i salwy ś m i e c h u . . . Tajemnica Lyncha Lynch zawsze miał słabość do, nazwijmy to, dziwności. W jego filmach poja wiają się, ba, maszerują całymi szeregami osobliwości. Wyliczać m o ż n a w nie skończoność: dziecko-nie-dziecko w Głowie do wycierania, tytułowy człowiek-słoń, Frank Booth ze swoją sadystyczną k o m p a n i ą w Blue Velvet czy obsceniczny Bobby Peru w Dzikości serca. W posta ciach tych ogniskują się, jak mi się wyda je, obserwacje reżysera na t e m a t złożo ności n a t u r y ludzkiej. Czasami przy kre o w a n i u b o h a t e r ó w Lynch posługuje się brzydotą zewnętrzną, by p o p r o w a d z i ć widza do - zwykle niezbyt optymistycz nych - w n i o s k ó w na t e m a t kondycji m o ralnej tychże postaci bądź osób, k t ó r e łą czą z tymi postaciami w b e z p o ś r e d n i e re lacje (przypomnijmy choćby ogólne, nie zależne od s t a t u s u społecznego, przed m i o t o w e t r a k t o w a n i e J o h n a Merricka w Człowieku-słoniu). Znacznie częściej jednak przez e k r a n przechodzą ludzie piękni, z pozornie p o u k ł a d a n y m , zwy czajnym życiem. W istocie życie to wyFRONDA 19/20 gląda inaczej. Im lepiej poznajemy takich bohaterów, tym bardziej po głębia się kontrast pomiędzy „landrynkową" zewnętrznością a o k r u t n ą prawdą w e w n ę t r z n ą . . . W tym kontekście często pojawia się zarzut, że w fil mach Lyncha dziwność istnieje dla samej dziwności. Tutaj, jak sądzę, tkwi główny błąd w interpretacji jego obrazów. Widz, przyzwyczajony do miałkie go realizmu, którym karmiony jest od dziesięcioleci przez p o p u l a r n e k i n o amerykańskie, zobojętniał na wszystko, co nosi choćby z n a m i o n a niesamowitości. Weźmy dla przykładu następujące gatunki filmowe: h o r r o r i thriller (tak zazwyczaj klasyfikuje się k i n o Lyncha). Lynch jednak nie wpisuje się w schemat tych g a t u n k ó w filmowych. Tajem nica, którą przesycone jest jego kino zwykle sąsiaduje z wręcz metafizyczną rzeczywistością, która jest wszechogarniająca, często stanowi o sensie całego filmu. Przerażenie lub wzruszenie są tutaj przeżyciami głębokimi, niesłychanie realnymi. Strach, który istotnie wyziera z większości filmów reżysera, jest wy jątkowo m o c n o odczuwany, bo jest to strach - nazwijmy go - na wyciągnięcie ręki. Czyha w sąsiedztwie, m o ż n a go doznać dosłownie wszędzie. Nie jest to strach abstrakcyjny, wywołany przez lepiej lub gorzej s k o n s t r u o w a n e potwory czy żywe trupy, z którymi w rzeczywistości nigdy się nie zetkniemy. Nie jest to strach, który mija natychmiast po wyjściu z kina. Jest to strach, którego dozna je każdy z nas w prawdziwym życiu. Lynch potrafi ukazać go środkami filmo wymi, w sposób głęboko przemyślany dozując dźwięk, kolor, napięcie, grę ak torów, swoistą symbolikę. W tym, trzeba przyznać, osiągnął m i s t r z o s t w o . Sko ro jesteśmy przy emocjonalnym odbiorze filmów, to należy w s p o m n i e ć o ory ginalnym postulacie, który wysunął reżyser w odniesieniu do swych trzech ostatnich obrazów. Mówił: nie analizujcie moich filmów, po prostu je przeży wajcie! Wygląda to na rozpaczliwy krzyk, zwracający w i d z o m uwagę, że walo ry narracyjne i doskonale rozwijająca się akcja to w filmie nie wszystko. Lynch jest orędownikiem filmowej poezji - i stąd, a nie z jakiejś maniery p o s t m o d e r nistycznej, wynikają częste eksperymenty z nielogicznym rozwojem fabuły, długimi malarskimi ujęciami czy szczególną rolą muzyki. Autostrada do piekła Ostatnie dwa filmy Lyncha - Zagubiona autostrada i Prosta historia - są najwybit niejszymi jego dziełami. Reżyser przy ich realizacji posługiwał się diametralnie LATO-2000 429 różnymi m e t o d a m i . O b a filmy są tak głęboko o d r ę b n e w swojej formie, że po premierze Prostej historii pojawiły się n a w e t głosy, iż Lynch przeszedł m e t a m o r fozę twórczą, na skutek której o 180 stopni zmieniły się jego zainteresowania. Faktycznie, jeżeli pobieżnie spojrzeć na oba filmy, to wydaje się, że tworzył je inny reżyser. Są to j e d n a k tylko pozory. Spróbujmy przyjrzeć się, w jaki sposób dwa ostatnie filmy Lyncha wzajemnie się dopełniają. Zagubiona autostrada podzielona jest na dwie części. Bohaterem pierwszej jest chorobliwie zaborczy i zazdrosny o swą piękną żonę saksofonista, Fred Madison. Na skutek obsesji prawdopodobnie zabija żonę (film jest tak skon struowany, że do końca nie wiadomo kto zabił) i trafia do celi śmierci. Tam, w noc przed egzekucją, zmienia się w mechanika samochodowego - Pete'a Daytona. Łącznikiem obu części filmu są dwie postaci: kobieta, która w części pierwszej jest żoną Madisona, a w drugiej dziewczyną mafioza, Dicka Laurenta (jedną i drugą gra ta sama aktorka), oraz tajemniczy mężczyzna o bladej jak kartka papieru twa rzy. Osobnik ten pojawia się w kluczowych m o m e n t a c h pierwszej i drugiej części. To on zapewne wkrada się do d o m u państwa Madisonów i podrzuca im dziwnej treści kasety video przedstawiające widok na ich sypialnię, w której oboje śpią. 430 FRONDA 19/20 W wieczór poprzedzający zabójstwo żony Fred spotyka na imprezie tajem niczego mężczyznę z bladą twarzą, z którym odbywa następującą rozmowę: Mężczyzna - Spotkaliśmy się już, prawda? Fred - Nie sądzę. Gdzie mielibyśmy się spotkać? M - W t w o i m d o m u , nie p a m i ę t a s z ? F - Nie, nie p a m i ę t a m . J e s t p a n p e w n y ? M - Oczywiście. Właściwie... j e s t e m t a m w tej chwili. F - Jak to? Gdzie pan jest w tej chwili? M - W twoim domu. F - To jakiś pieprzony obłęd, człowieku. Mężczyzna, podając Fredowi telefon k o m ó r k o w y - Z a d z w o ń do m n i e . Wybierz swój n u m e r . . . N o , dalej. Fred dzwoni. Mężczyzna, ze słuchawki - M ó w i ł e m , że tu j e s t e m . F - Jak p a n to robi? M - Zapytaj m n i e ! Fred do słuchawki - Jak p a n wszedł do mojego d o m u ? Mężczyzna, ze słuchawki - Zaprosiłeś mnie. Nie zwykłem przychodzić tam, gdzie mnie nie chcą... F - Kim p a n jest? Mężczyzna w słuchawce, szatański ś m i e c h - Oddaj mi telefon. Mężczyzna, po o d e b r a n i u telefonu od Freda - M i ł o się z t o b ą r o z m a w i a ł o . W nocy po tej r o z m o w i e Fred ogląda kolejny n a k r ę c o n y a m a t o r s k ą k a m e rą film, na k t ó r y m zarejestrowane są zdjęcia zakrwawionej sypialni, być m o że są to materiały przedstawiające d o k o n a n e przez n i e g o zabójstwo... Powyższy dialog stanowi w m o i m przekonaniu klucz do interpretacji filmu. Tajemnicza postać wraz ze swymi metodami, nadprzyrodzonymi zdolnościami, podstępami, kuszeniem, podsycaniem złych skłonności, kojarzy się chyba aż na zbyt jednoznacznie. Z kolei dalsza część filmu pokazuje jedynie to, co dzieje się z człowiekiem, który p o d d a się a r g u m e n t o m i działaniu tajemniczej postaci. Za gubiona autostrada jest filmem wyjątkowo ciężkim i, jak trafnie zauważali kryty cy, niemal całkowicie pozbawionym ironii i akcentów humorystycznych. O w a tonacja serio wynika, m o i m zdaniem, z bezpośredniego opisu działania osobo wego zła w życiu bohatera. Ironizując, reżyser osłabiłby tylko jednoznaczny wy dźwięk filmu. LATO-2000 431 Autostrada do nieba Po d w ó c h latach od nakręcenia Zagubionej autostrady na ekrany kin w s z e d ł n o wy film Lyncha pt. Prosta historia. Dla sporej części w i d z ó w jest on d u ż y m za skoczeniem. Obraz to jasny, p o g o d n y i p e ł e n ciepłego o p t y m i z m u . Nie jest to j e d n a k o p t y m i z m łatwy, b o w i e m p r o b l e m wybaczenia „zapiekłej" winy, który jest wiodącym t e m a t e m , w y m a g a od bohatera, Alvina Straighta, d ł u giej walki z sobą samym. Walce tej towarzyszą iście Boże znaki. P r e l u d i u m do wydarzeń jest sytuacja choroby s a m e g o b o h a t e r a . Staruszek we w ł a s n y m d o m u z niewiadomych p o w o d ó w przewraca się na p o d ł o g ę . Jak ujmuje to re cenzent „Filmu", Piotr Wojciechowski, „Alvin Straight leży na p o d ł o d z e swojego m a ł e g o d o m k u i przygląda się jak jego córka Róża, sąsiadka i przy jaciel miotają się, nie wiedząc co robić. Po p r o s t u p o m ó ż c i e mi w s t a ć - m ó wi w końcu. Teraz już wiemy - stary Alvin niewiele już m o ż e zwojować (...) To Bóg powalił Alvina Straighta, aby dać mu do zrozumienia, że jego czas zbliża się do k r e s u . " Takich sytuacji jest więcej. Chociażby okoliczności, 432 FRONDA 19/20 w których b o h a t e r dowiaduje się o ciężkiej c h o r o b i e brata: wokół sza leje b u r z a z p i o r u n a m i , Alvin siedzi z córką wpatrując się w noc i nagle dzwoni telefon... Prosta historia to w ścisłym tego słowa znaczeniu film drogi. Podróż na ko siarce trwa długo, ale t e n czas działa na korzyść b o h a t e r a . Podczas p o d r ó ż y spotyka on ludzi, k t ó r y m p o m a g a swą m ą d r o ś c i ą życiową, siłą i pokorą. Od starego człowieka wiele się m o ż n a nauczyć, zwłaszcza gdy, przezwyciężając chorobę i zmęczenie, przezwycięża on również d u m ę . Ostatecznie, bracia spotykają się i dochodzi do wzruszającego pojednania - nie za p o m o c ą słów, lecz... samego bycia razem. Jedyne słowa, jakie d a n e jest n a m usłyszeć, to przedzierające się przez łzy retoryczne pytanie n i e d o ł ę ż n e g o brata: czy na tym złomie jechałeś tylko po to, żeby się ze m n ą spotkać? Ciągłe c z u w a n i e Opatrzności jest tutaj zresztą w i d o c z n e przez cały czas. Piotr Wojciechowski pisze: „Wiele razy widzimy u p r a w n e pola nie z siodełka traktorka, k t ó r y m je dzie Alvin - a z góry. Czyim o k i e m patrzy tu k a m e r a ? Aniołów, którzy pilnu ją aby brat zdążył pojednać się z b r a t e m ? Czy s a m e g o Pana Boga, który ko cha Amerykę za tych dzielnych, upartych i prawych ludzi z prowincji?" David Lynch lubi autostrady. Ważne sceny dzieją się na nich w Blue Velvet, Dzikości serca, Twin Peaks. W Zagubionej autostradzie czarna droga z migającymi żółtymi pasami prowadziła do piekła. W Prostej historii wiedzie prosto do nieba. MAREK HORODNICZY Prosta historia, rei. David Lynch, USA 2 0 0 0 . LATO-2000 433 Marzenie o chuliganie to książka znakomita, napisana uczciwie, odważnie i z rzadką precyzją języka. Jeśli wziąć pod uwagę jakość dzisiejszych „osiągnięć" kry tycznoliterackich (takich jak peany na cześć ideolo gicznej antologii Czesława Miłosza czy Nagroda Nike dla podrzędnego tomiku Stanisława Barańczaka), fakt przemilczenia zbioru szkiców Andrzeja Horubały jest dla tego autora prawdziwym komplementem. POŻEGNANIE Z PEERELEM W O J C I E C H W E N C E L Długo przyszło n a m czekać na książkę, która w sposób inteligentny, a j e d n o cześnie wyrazisty rozprawi się z mitologiami peerelowskiej literatury i ówcze snego życia umysłowego, popularyzowanymi przez postpeerelowskich litera t ó w po upadku k o m u n i z m u . Niezależnie od siebie próbowali napisać taką książkę Rafał Grupiński (Dziedziniec strusich samic, 1992) i Marek Adamiec (Bez namaszczenia, 1995), jednak dopiero Andrzejowi H o r u b a l e u d a ł o się w pełni odsłonić m e c h a n i z m rządzący - jak sam to określa - „Polską Rzeczpospolitą Literacką". Niewątpliwie trzy próby p o d s u m o w a n i a peerelowskiej literatury (a więc oczyszczenia zbiorowej pamięci z wpływów komunistycznej socjotechniki) w ciągu dziesięciu długich lat to przeraźliwie m a ł o . O w s z e m , mieliśmy w tym okresie demaskujące język propagandy prace Michała Głowińskiego, analizują ce stalinowski angaż intelektualistów rozmowy Jacka Trznadla czy t o m y szki434 FRONDA 19/20 ców Wiesława Pawła Szymańskiego, a także liczne antologie, z Czerwo ną mszą Bohdana Urbankowskiego na czele. Zabrakło jednak całościowe go spojrzenia na literaturę peerelu: próby pokazania jej „od p o d s z e w k i " i rze telnej z nią rozprawy. Ta absencja jest tym bardziej dotkliwa, że niektóre z zainicjowanych w latach pięćdziesiątych strategii pisarskich (czytaj: a-moralnych), funkcjonują do dzisiaj, inspirując kolejne grupy młodych, niezbyt roz garniętych miłośników klawiatury i kartki papieru. Marzenie o chuliganie to książka znakomita, napisana uczciwie, odważnie i z rzadką precyzją języka. Jeśli wziąć pod uwagę jakość dzisiejszych „osiągnięć" krytycznoliterackich (takich jak peany na cześć ideologicznej antologii Czesława Miłosza czy Nagroda Nike dla podrzędnego tomiku Stanisława Barańczaka), fakt przemilczenia zbioru szkiców Andrzeja Horubały jest dla tego autora prawdzi wym komplementem. Martwa cisza wokół jego książki to jednak nie tylko efekt krytycznoliterackiej ignorancji, lecz przede wszystkim skutek „antylustracyjnego" sojuszu dawnych marksistów, dziś zgrupowanych w salonie Adama Michni ka. Wzajemna lojalność, zabezpieczająca ich przed publicznym rachunkiem su mienia, nakazuje im z niesmakiem krzywić się nad językiem Horubały, bez skrupułów piszącego o „Mrożku-staliniście" czy „komunistycznej grotesce". Alibi doskonałe Ach, gdybyż n i e p o p r a w n o ś ć Marzenia o chuliganie s p r o w a d z a ł a się tylko do te go! Z u p e ł n i e nie do strawienia jest dla w e t e r a n ó w peerelu g ł ó w n a teza książ ki, zgodnie z k t ó r ą Witold G o m b r o w i c z , wprowadzając do życia u m y s ł o w e go imperatyw „niewolniczego c h i c h o t u " , wskazał s t a l i n o w s k i m l u m i n a r z o m literatury „drogę ucieczki od indywidualnej o d p o w i e d z i a l n o ś c i " za p o p e ł n i o ne świństwa. W konsekwencji „pisarze uczestniczący w k o n s t r u o w a n i u lite rackiego języka propagandy, w parę lat później [po p r z e ł o m i e 1956 roku] od rzucali go, pokazując przeszłość, w której uczestniczyli, jako językową i pozajęzykową groteskę". Dla H o r u b a ł y jest to wybór wyjątkowo ohydny: „Można było wybrać dwie drogi: C o n r a d o w s k ą albo n o w o c z e s n ą , europejską. Ta druga to była droga z a n e g o w a n i a s e n s u historii, z a n e g o w a n i a o d p o w i e dzialności. Była to droga rozpaczy, ale j e d n o c z e ś n i e k a r n a w a ł u . Śmiech ze wszystkiego, negacja wartości tradycji - to wszystko było d o s k o n a ł y m ali bi. Niedawni słudzy najeźdźcy, szyderczo wyśmiewający n a r o d o w ą tradycję, lato 2000 435 teraz łączyli się z ofiarami w o b ł ę d n y m k a r n a w a ł o w y m t a ń c u . Bo przecież wszyscy zostali o s z u k a n i . " Przedstawianie się w charakterze ofiar „bezdusz nego m e c h a n i z m u historii" umożliwił m a r k s i s t o m oczywiście Hegel, jednak chirurgiem dokonującym zabiegu samousprawiedliwienia był Gombrowicz. Zwłaszcza Trans-Atlantyk, „ta opowieść dezertera, który własne tchórzostwo uzasadnia śmiesznością narodowej tradycji i wiernością s a m e m u sobie", stał się - z d a n i e m Horubały - „niezwykle atrakcyjną protezą dla krajowych lite r a t ó w " . Dzięki tej protezie rzeczywistość sowieckiej niewoli mogła być zastąpiona wirtualną niewolą „gestu sarmackiego", za ściankowości czy niedojrzałości, z którymi to zjawiskami dzielnie wal czyli postępowi inteligenci. Retorycznej amunicji dostarczył im słynny esej Leszka Kołakowskiego Kapłan i błazen, sugerujący intelektualną wyższość iro nii i nieufności nad powagą w dyskursie historycznym. Gra była w a r t a świecz ki. O tym, jak głęboko przejęli się tą strategią dawni marksiści, świadczy dzi siejsza publicystyczna gorliwość Andrzeja Szczypiorskiego, A d a m a Michnika czy Tadeusza Komendanta. Śmiech, wpisany w latach pięćdziesiątych w aurę rozważań o narodowej tradycji, do dzisiaj rozbrzmiewa w redakcjach najwięk szych polskich dzienników i tygodników. Witold Gombrowicz, który zainicjował tę swoistą „sztafetę szyderców", ja wi się więc Horubale jako „największy pisarz peerelu". Największy p o d wzglę d e m zgubnego wpływu na innych literatów, ale i - paradoksalnie - najwybit niejszy pod względem artystycznym. Rzeczywiście, wpływ Gombrowicza na peerelowską kulturę jest niezaprzeczalny. Na przykładzie prozy Stanisława Dy gata, Jacka Bocheńskiego, Mariana Pankowskiego, Sławomira Mrożka, Jerzego Andrzejewskiego, Kazimierza Brandysa i Andrzeja Żuławskiego udaje się H o rubale udowodnić, że peerelowscy literaci traktują język Gombrowicza jako na turalną płaszczyznę porozumienia z a r ó w n o z czytelnikami, jak i b o h a t e r a m i swoich utworów. N a w e t „Andrzej Kijowski, jako krytyk przestrzegający przed nieuzasadnionym uprawianiem groteski i szyderstwa, gromiący Mrożka za je go Śmierć porucznika, boczący się na Zezowate szczęście, s a m jako pisarz okazuje się niewolnikiem stylu narzuconego przez Gombrowicza". Równocześnie H o rubała nie waha się jednak m ó w i ć o heroizmie a u t o r a Ferdydurke, którego „ego436 FRONDA 19/20 tyzm i przywiązanie do własnych koncepcji impregnowały (...) na zbio rowe mody, szczególnie takie, za które trzeba płacić k o m p r o m i s e m arty stycznym". Twórca alibi dla peerelowskich literatów jest więc dla warszawskie go eseisty pisarzem niezależnym, co więcej - a u t o r e m wybitnych dzieł artystycznych. W zakończeniu pierwszego i najważniejszego eseju w swojej książce Horubala nazywa go wręcz „największym pisarzem polskim XX wie ku" i... chyba ma rację. Ambiwalencja ocen, wpisana w tę książkę, jest konse kwencją przyjętej przez a u t o r a m e t o d y krytycznoliterackiej - dodajmy od razu: oryginalnej i w dzisiejszych czasach odświeżającej - polegającej na poszanowa niu odrębności dwóch różnych porządków wartości. Miażdżąc ideologiczną warstwę Trans-Atlantyku, Horubała potrafi przyznać, że jest to „dzieło genial n e " . Dowcipnie i konsekwentnie krytykuje też „literatów", których uważa za przeciwieństwo „pisarzy". Gombrowicz jest „pisarzem", więc ideologiczny wy miar jego dzieł nie przekreśla ich rangi artystycznej. Ironia albo brak męstwa Zdemaskowanie ironicznego relatywizmu jako strategii obronnej „krajowych literatów" nie jest w żadnej mierze działaniem politycznym; wiąże się z bardzo potrzebną dzisiaj krytyką niepowagi w kulturze wysokiej. H o r u b a ł a ma tutaj znaczących poprzedników i sprzymierzeńców - od Teresy Kostkiewiczowej, Pawła Hertza czy Andrzeja Kijowskiego po Ryszarda Legutkę. Diagnoza o „sztafecie szyderców" bardzo przypomina rozpoznanie o „terrorze szyder ców" w kulturze XX wieku, d o k o n a n e na łamach „ F r o n d y " (1996, nr 6) przez Jarosława Marka Rymkiewicza. Z kolei uwagi o stylu z d o m i n o w a n y m przez „niewolniczy chichot" idą w parze z wnioskami Macieja Urbanowskiego, sfor m u ł o w a n y m i na przykład z okazji analizy prozy Jerzego Pilcha, owego „pisarza mniejszego", jak określa go Horubala. Także w p r o w a d z o n a przez Urbanowskiego opozycja „literatury czy stej - nieczystej" wydaje się sprzyjać myśleniu a u t o r a Marzenia o chuliganie, który buduje odpowiadającą jej opozycję „ m ę s t w a - braku m ę s t w a " . Pisząc o rozliczeniu Andrzeja Kijowskiego z własną zaangażowaną młodością, H o r u b a ł a bez namasz czenia odnosi się do stalinowskiej z gruntu, choć i dziś popularnej wizji, iż „ironia jest jedynym stylem historii": 437 „Wizji, która rozpanoszyła się w pe erelowskiej twórczości i obrodziła ca łym szeregiem dzieł pokracznych, nie szczerych, skłamanych. Z d a w a ł o się, że to n u r t europejski i nowoczesny im prze wodzi, bo tak też było w istocie, lecz u ich źródeł bardzo często leżał po p r o s t u brak m ę stwa. Gombrowiczowski duch patronował wypowiedziom, na dnie których tkwiła rozpacz. Rozpacz obserwatorów, ale i niedawnych sprawców społecz nego zła. Rozpacz sceptyków, którzy raz zaangażowawszy się, uwierzyli, że wszelka postawa serio jest niestosowna. Niemęskie, zdziecinniałe tłumacze nia własnej przeszłości stały się dominującym t o n e m polskich twórców. W zdrobnienie uciekali, w ironię, w drwinę. Odrzucali kryteria i w ruchu, w przeczeniu widzieli jedyną postawę przysługującą intelektualiście". Wielką wartością Marzenia o chuliganie jest ukazanie anatomii śmiechu prowadzącego do „stanu nieważkości", ś m i e c h u będącego oznaką „kapitulacji zbiorowości i jednostek, które nie są w stanie podjąć odpowiedzialności za swój los". Obnażając źródła tego imperaty wu we współczesnej kulturze, Andrzej Horubała zasypuje wyrwę, której pocho dzenia wielu Polaków nie rozpoznaje: „Ludzie pozbawieni realnego wpływu na dzieje unieważniali świat, ukazywali sferę publiczną jako niepoważną i grotesko wą, snuli opowieści o «daremności wszelkich urzeczywistnień)). Śmiechem za głuszając własną niemoc - tę motywowaną zewnętrznie i wewnętrznie - tworzy li karykaturę narodowej historii, aby przekonać siebie, że zniewolenie, jakiemu podlegają, jest stalą zasadą, rządzącą dziejami." Jeżeli takie są powody, dla których od p o n a d półwiecza polska kultura pre zentuje n a m swe wdzięki w wątpliwym, groteskowym przebraniu, to nie ma od tego faktu nic bardziej żałosnego. Jeśli b o w i e m tak jest, to znaczy, że żyje my w szambie. Kultura rezygnująca z wymiaru d u c h o w e g o z p o w o d u kilku zniewieściałych literatów. Kultura jako gra partyjnych aktywistów, parawan dla ich małych, politycznych decyzji (szczególnie wyraziście pokazuje to Horuba ła w eseju Wariacje niewolników). Wreszcie kultura wciągająca kolejnych, m ł o docianych a d e p t ó w po 1989 roku. 438 FRONDA 19/20 Z książki Andrzeja Horubały wyłania się zaskakujący z pozoru, lecz chyba prawdziwy obraz części nowej literatury, zwłaszcza „poezji «brulio nu»", jako bękarta stalinizmu. „Młodzi pisarze - odważnie pisze a u t o r - któ rym drwina z narodowej przeszłości narzuca się jako nowoczesny wzorzec wy powiedzi, nie wiedzą, że podejmując go, przedłużają d u c h o w y żywot peerelu, że tworzą kolejne wariacje niewolników". Post m o d e r ( k o m u) niści Diagnozowane przez H o r u b a ł ę „długie t r w a n i e " peerelu jest j e d n a k nie tylko kwestią indywidualnych wyborów, ale przede wszystkim sprawą p r z e o b r a ż e ń całej kultury i medialnego triumfu p o s t m o d e r n i z m u . Autor przekonująco po kazuje tę intelektualną patologię jako końcowe s t a d i u m strategii marksistów. Postmoderniści zajmują dziś miejsce s a m e g o Gombrowicza - im także „ u d a ł o się narzucić bardzo specyficzny styl lektury, zbliżony do s p o s o b u odbioru ka nonicznych świętych p i s m " , które „należy tłumaczyć ludowi, ale bez stawiania najprostszych pytań czy artykułowania wątpliwości". Co prawda, zdanie, że „ p o s t m o d e r n i z m (...) wykorzystywany jest przez eks-stalinowców do uchyle nia pytania o ich odpowiedzialność", f o r m u ł o w a n e jest przez Horubałę dopiero w przypisie, ale lektura całości książki nie pozostawia wątpliwości, że to właśnie stalinowsko-postmodernistyczna ciągłość jest największym niebezpieczeń stwem, przed jakim stoi dziś polska kultura. Bodaj najdobit niej świadczy o tym życie i twórczość Z y g m u n t a B a u m a n a . Mechanizm, jaki napędzał polską kulturę przez ostat nie pięćdziesiąt lat, opierał się na groteskowej „ucieczce od odpowiedzialności", ale jego g ł ó w n ą częścią była cał kiem poważna relacja „mistrz - u c z e ń " . H o r u b a ł a nie przypadkowo stosuje w swojej książce kategorię braku m ę s t w a w odniesieniu do literatów, b o w i e m ich pierw szą, narzucającą się cechą była uległość wobec w y d u m a nych autorytetów. „Zostaliśmy o s z u k a n i " - mówili po fakcie stalinowcy, którzy kilka lat wcześniej - jak Tadeusz Różewicz - „szukali nauczyciela i mistrza", by zaraz p o t e m nabożnie czcić sowieckiego wodza. Z n a n e , choć nie LATO-2000 439 podjęte przez autora Marzenia o chuliganie, są przypadki uwiedzenia literatów przez natchnionego k o m u n i s t ę Tadeusza Krońskiego, autora słów: „My so wieckimi kolbami nauczymy ludzi w tym kraju myśleć racjonalnie bez aliena cji". Bezgranicznie ufał mu Czesław Miłosz, k t ó r e m u Kroński „zabraniał dru kowania niektórych wierszy". „Geniusz Tadeusza Krońskiego był czymś najprostszym i najrzadszym: autentycznością" - pisał we w s p o m n i e n i o w y m szkicu Leszek Kołakowski. Dziś Miłosz zmienił obiekt swego pożądania, ale wyraża je wciąż tym samym językiem: „ A d a m Michnik jest dla m n i e czymś w rodzaju c u d u " . Damska n a t u r a literatów ma, jak widać, solidne podstawy. Gombrowicz i stado literatów Książka Andrzeja Horubały każe wreszcie przewartościować utrwalone w peerelu hierarchie literackie. Okazuje się, że niewiele było w minionej epoce re alnych wielkości. Dla Horubały takimi wielkościami są G u s t a w Herling-Grudziński i Andrzej Bobkowski, którego a u t o r ustawia w wyrazistej opozycji do Gombrowicza. Obaj ci pisarze - z mniejszym lub większym skutkiem artystycznym - łączą w swojej twórczości talent i uczci wość, a więc dwie o d m i e n n e perspektywy wartościowania. Obaj są jednak emigrantami. W peerelu funkcjonuje jedynie Gombrowicz i żerujące na n i m stado literatów. Oczywiście H o r u b a ł a skupia się na prozie. Gdyby jego widzenie nieco rozszerzyć, obok Herlinga i Bob kowskiego m o ż n a by chyba wymienić Zbigniewa Herberta i - z cha rakterystyczną dla tej m e t o d y krytycznej ambiwalencją - Miłosza. Jed nak bez względu na te braki, spojrzenie Horubały zadziwia swoją trafnością. N i e d a w n o na łamach „Życia" rozgorzała dyskusja o „świecie nie przedstawionym" w kontekście współczesnej literatury. Kluczem do chwytliwego hasła, które ją zapoczątkowało, był tytuł słynnej, nowofalowej książki Juliana Kornhasusera i A d a m a Zagajewskiego. Na miejscu publicystów „Życia" nie powoływałbym się na m a r n ą książkę a u t o r s t w a ludzi trapionych polityczną gorączką (wystarczy w s p o m n i e ć jeden z rozdziałów książki - absur dalny atak Kornhausera na Herberta). Opisana przez Horubałę praktyka lite racka peerelu prowokuje do zachowania większej powściągliwości. Być m o ż e świat, który d o m a g a się przedstawienia, wcale nie leży na politycznej mapie, 440 FRONDA 19/20 pomiędzy „ z a a n g a ż o w a n i e m " a „odwilżą", zaś literatura nie jest grą w ideologiczne warcaby. Oprócz świata literatów istnieje b o w i e m jeszcze świat nadprzyrodzony i m o ż e to jego opisanie jest pierwszym obowiązkiem li teratury. .. Chyba że chodzi wyłącznie o historyczne świadectwo. Marzenie o chuliganie to książka, jakiej wszyscy potrzebowaliśmy. Jej a u t o r co nie bez znaczenia - nie daje się podejść Gombrowiczowi również na pozio mie języka, wskazując drogę przyszłym eseistom, jak w trakcie o b r o n y wyso kiego t o n u nie dać się zepchnąć do narodowo-martyrologicznego s c h r o n u . H o rubała jest w swojej książce i narodowy, i dowcipny. Lekkość, z jaką prowadzi najbardziej skomplikowane wywody, udowadnia, że poradził już sobie z terro rem „gombrowiczoidów". Skąd pewność, że po n i m przyjdą następni? Przeko nuje o tym sam autor, wspominając swoją r o z m o w ę ze znajomym - spoza branży polonistycznej - który „poślubił był s t u d e n t k ę polonistyki. Narzekał on, że koledzy jego żony ze s t u d i ó w są bez sensu, gdyż wszyscy zapytani, co planują robić w przyszłości, odpowiadają, iż b ę d ą pisać eseje." Oby nauczyli się robić to tak, jak Andrzej H o r u b a ł a . WOJCIECH WENCEL Andrzej Horubala, Marzenie o chuliganie, Biblioteka Debaty, Warszawa 1 9 9 9 LATO-2000 441 „Jest świat p o z a b r u d n y m h o t e l e m Poza pła c z e m / k o c h a n k ó w " - zaraz na wstępie, jak obietnica Tego, k t ó r e g o i m i ę s z a c u n e k kazał n a m z a p o m n i e ć . „Wyjdź z twojej ziemi rodzin nej i z d o m u t w e g o ojca" (Rdz 12,1). Wyjdź z tego, co znasz, co z n a m y wszyscy od tak daw na, a śp. Z b i g n i e w H e r b e r t to tylko najpiękniej (bo najprościej) wypowiedział. „ D o kraju, k t ó ry ci u k a ż ę " (Rdz 12,1). Do świata zielonego, który d o p i e r o w z r a s t a - dla Ciebie, dla n a s wszystkich. „Spójrz na n i e b o i policz gwiazdy, jeśli zdołasz to uczynić. Tak liczne będzie t w o je p o t o m s t w o " (Rdz 15,5). Jest świat „Poza labiryntem m o w y Choćby zdawało się że/ w niej tkwi ostateczność Nie W niej tkwi zadufanie". Więc wyjdź! „Słowo to b o w i e m jest bardzo blisko ciebie: w twych u s t a c h i w t w o i m sercu, byś je mógł wypełnić" (Pwt 30,14). „Słowo jest blisko ciebie: na two ich u s t a c h " kładzie się gładko i „w sercu t w o i m " (Rz 10,8) łączy się z rzeczami, które nazywa s a m o przeźroczyste. „Nie będę mówił w p r o s t choć m ó g ł b y m " - jęk zerwanej struny, sfałszo w a n a melodia. Nie rezygnuje się ze szczęścia, nie zaciemnia się prawdy dobrowolnie - tylko o n a wyzwala. „Jeśli otwierasz u s t a niech to bę dzie ostrze Klin/ D i a m e n t w wiecznej wędrów ce po szybie Rysa jak/ r a n a zadana włócznią p o d jest blisko ciebie A L E K S A N D E R K O P I Ń S K I FRONDA 19/20 żebro". Nie trzeba, nie trzeba: słowa są posłusz ne, Pan dał je by n a m służyły. Ta rysa nie jest „jak". W Jego śmiertelnej ranie zmieści się też ca ły nasz ból oddarcia rzeczy od słów. „Ciało nie partycypuje w «darze intertekstualnośa». Ciało jest niepodatne na postmodernistyczną dekonstrukcję. (...) Ciało w zetknięciu z nimi wszystki mi cierpi albo umiera nie mogąc zmienić kształtu, nie mogąc porzucić ostrożnego cienia substangi, nie mo gąc wyrzec się kompromisu substanq'alności."* Wie dza banalna: ból sprowadza na ziemię. Nuda to ból du szy, jak uczy ojciec Salij. Następne 30 stron to jeden wielki ból duszy, przykutej do tego świata. Potop reto ryki - spieniona, zalewa usta, uszy i tylko oczy patrzą jeszcze, przerażone. A przecież stąd uciec nie można: jedynie wchodząc do końca w te jedyne realia, można odnaleźć... nie! - zostać odnalezionym: przez Niego, jedyne wyjście z zagubienia. Ironia to ż a ł o s n a blaga, wszyscy to wiemy. Dlatego już jej nie ma i być tu nie m o ż e . To stąd te słowa p o w a ż n e - jedyne n a p r a w d ę m o c n e , bo mierzą się z rzeczywistością - ze s t r o n y przedtytułowej, o d r ę c z n a dedykacja: „tę s m u t n ą i bo lesną książeczkę"... Słowo jest blisko ciebie. Tylko On m o ż e przysięgać, a Jego obietnice się spełniają. Bo tyl ko On przeistacza. Czy w ł a ś n i e dlatego n i e pisał epigramatów? ALEKSANDER Jarosław Klejnocki, KOPIŃSKI Krótka historia przeistoczeń (epigramaty), Wyd. Czarne, Czarne 1 9 9 9 Cytaty są fragmentami z wiersza-wstępu Epigramat sprawozdawczy. * Cezary Michalski, Powrót człowieka bez właściwości, Biblioteka Debaty, Warszawa 1997, s. 66. LATO-2000 Tropami • wie szcza^albo^Par3 nas • bis • i • J A N B Ł O N N Y & M A R I A S T A Ł A - Co to m a m y na dzisiaj? - rzekła s u r o w o m a g i s t e r Bratkowska i zajrza ła do p r o g r a m u - Aha! Wytłumaczyć i objaśnić uczniom, dlaczego Marcin Swietlicki w z b u d z a w n a s m i ł o ś ć i zachwyt? A z a t e m , p a n o w i e , ja wyrecytu je w a m swoją lekcję, a p o t e m wy z kolei wyrecytujecie swoją. C i c h o ! - krzyk nęła i wszyscy pokładli się na ławkach, r ę k a m i podpierając głowy, a Bratkow ska, nieznacznie otworzywszy odnośny podręcznik, zacisnęła usta, westchnęła, s t ł u m i ł a coś w sobie i rozpoczęła recytację. - H m . . . h m . . . A z a t e m dlaczego Marcin Swietlicki w z b u d z a w n a s za chwyt i miłość? Dlaczego przeklinamy z poetą, czytając t e n cudny, harfowy p o e m a t Nieprzysiadalność? Dlaczego, gdy s ł u c h a m y heroicznych, spiżowych strof Pieśni profana, wzbiera w n a s poryw? I dlaczego nie m o ż e m y o d e r w a ć się od c u d ó w i czarów Schizmy, a kiedy z n o w u zadźwięczą skargi poety, o któ rym nie ma nic w konstytucji, serce rozdziera się n a m na kawały? I gotowi śmy lecieć, pędzić na r a t u n e k n i e s z c z ę s n e m u Marcinowi? H m . . . Dlaczego? Dlatego, panowie, że Swietlicki wielkim p o e t ą był! D r e w n i a k ! Dlaczego? Niech D r e w n i a k p o w t ó r z y - dlaczego? Dlaczego zachwyt, miłość, przeklina my, poryw, serce i lecieć, pędzić? Dlaczego, D r e w n i a k ? - Dlatego, ze wielkim poetą był! - powiedział Drewniak. Uczniowie, pochy leni nad klawiaturami zużytych pecetów (niegdyś podarowanych szkole przez ministra Handkego), potajemnie włączali internet albo otwierali program Paint i podpisywali się na monitorze, raz za razem, to z zakrętasem, to bez, a jeden kaligrafował myszką przez cały ekran: Dla-cze-go, dla-cze-go, dla-cze-go, Swie-tlic-ki, Swie-tlic-ki, Swie-tlic-ki, tlic-ki, tlic-ki, cyc-ki, cyc-ki-świe-tlic-ki-i-mysz-ka-kot. Twarze im zbiedniały. Gdzież się podziało niedawne podniecenie, spory i dyskusje - paru tylko szczęśliwców zapomniało o bożym świecie nad 444 FRONDA 19/20 Chestertonem. Nawet Micha! Milczek zmuszony był wytężyć całą siłę charak teru, żeby nie sprzeniewierzyć się swoim zasadom samodoskonalenia i samo kształcenia, lecz umiał on się tak urządzić, że właśnie przykrość była mu źró dłem rozkoszy, jako probierz siły charakteru. Inni zasię tworzyli wzgórki i dołki na dłoni i dmuchali w dołki z rosyjska - ech, ech, dołki, górki, dołki, górki. Na uczycielka westchnęła, stłumiła, spojrzała na zegarek i mówiła. - Wielkim p o e t ą ! Zapamiętajcie to sobie, bo w a ż n e ! Dlaczego kochamy? Bo był wielkim p o e t ą . Wielkim p o e t ą był! Nieroby, nieuki, m ó w i ę w a m prze cież spokojnie, wbijcie to sobie d o b r z e w głowy - a więc jeszcze raz p o w t ó rzę, proszę p a n ó w : wielki p o e t a , Marcin Swietlicki, wielki poeta, k o c h a m y Marcina Swietlickiego i zachwycamy się jego poezjami, gdyż był on w i e l k i m poetą. Proszę zapisać sobie na dyskietkach t e m a t w y p r a c o w a n i a d o m o w e g o : Dlaczego w poezjach wielkiego poety, piękno, Marcina Swietlickiego, mieszka nieśmiertelne które zachwyt wzbudza? W tym miejscu wykładu j e d e n z u c z n i ó w zakręcił się n e r w o w o i zajęczał: - Ale kiedy ja się wcale nie zachwycam! Wcale się n i e zachwycam! N i e zajmuje m n i e ! N i e m o g ę wyczytać więcej jak dwie strofy, a i to m n i e nie zaj muje. Boże, ratuj, jak to m n i e zachwyca, kiedy m n i e nie zachwyca? Wytrzeszczył oczy i usiadł, grążąc się w jakieś b e z d e n n e przepaście. N a iwnym tym w y z n a n i e m aż zakrztusiła się nauczycielka. - Ciszej, na Boga! - syknęła - K o ł t u ń s k i e m u s t a w i a m pałkę. K o ł t u ń s k i zgubić m n i e chce! Kołtuński chyba nie zdaje sobie sprawy, co powiedział? KOŁTUŃSKI Ale ja nie m o g ę z r o z u m i e ć ! Nie m o g ę zrozumieć, jak zachwyca, jeśli nie za chwyca. NAUCZYCIELKA Jak to nie zachwyca Kołtuńskiego, jeśli tysiąc razy t ł u m a c z y ł a m Kołtuńskie m u , ze go zachwyca. KOŁTUŃSKI A m n i e nie zachwyca. NAUCZYCIELKA To p r y w a t n a sprawa Kołtuńskiego. Jak widać, K o ł t u ń s k i nie jest inteligentny. Innych zachwyca. KOŁTUŃSKI Ale, słowo h o n o r u , nikogo nie zachwyca. Jak m o ż e zachwycać, jeśli n i k t nie LATO-2000 445 czyta oprócz nas, którzy j e s t e ś m y w wieku szkolnym, i to tylko dlatego, że nas zmuszają siła... NAUCZYCIELKA Ciszej, na Boga! To dlatego, ze niewielu jest ludzi n a p r a w d ę kulturalnych i na wysokości... KOŁTUŃSKI Kiedy kulturalni także nie. Nikt. Nikt. W ogóle nikt. NAUCZYCIELKA Kołtuński, ja m a m k o n k u b e n t a i n i e ś l u b n e dziecko! N i e c h K o ł t u ń s k i przy najmniej n a d n i e ś l u b n y m się ulituje! Kołtuński, nie ulega kwestii, że wielka poezja p o w i n n a n a s zachwycać, a przecież Swietlicki był wielkim p o e t ą . . . Może Swietlicki nie w z r u s z a Kołtuńskiego, ale nie p o w i e mi chyba K o ł t u ń ski, że nie przewierca mu duszy na w s k r o ś 0 ' H a r a , Ginsberg, Podsiadło, Bursa, Wojaczek, W i e d e m a n n . . . KOŁTUŃSKI Nikogo nie przewierca. Nikogo to nic nie obchodzi, wszystkich n u d z i . N i k t nie m o ż e przeczytać więcej niż dwie lub trzy strofy. O Boże! N i e m o g ę . . . NAUCZYCIELKA Kołtuński, to jest niedopuszczalne. Wielka poezja, będąc wielką i będąc p o ezją, nie m o ż e nie zachwycać n a s , a wiec zachwyca. KOŁTUŃSKI A ja nie m o g ę . I n i k t nie m o ż e ! O Boże! Nauczycielce p o t kroplisty zrosił czoło, wyjęła z pugilaresu fotografie k o n k u b e n t a i dziecka i p r ó b o w a ł a wzruszyć n i m i Kołtuńskiego, lecz t e n powtarzał tylko w kółko swoje: „Nie m o g ę , nie m o g ę " . I to przejmujące „nie m o g ę " rozpleniało się, rosło, zarażało, j u ż z kątów dochodziły szmery: „My też nie m o ż e m y " i zagrażać jęła p o w s z e c h n a n i e m o ż n o ś ć . Nauczycielka znalazła się w o k r o p n y m impasie. Lada s e k u n d a m ó g ł nastąpić w y b u c h czego? - niemożności, lada m o m e n t dziki ryk niechcenia m ó g ł p o r w a ć się i dopaść dyrektora i wizytatora, lada chwila g m a c h cały m ó g ł runąć, grzebiąc pod gruzami dziecko, a Kołtuński w ł a ś n i e nie m ó g ł , Kołtuński ciągle nie mógł i nie m ó g ł . Nieszczęsna Bratkowska poczuła, że jej także grozić zaczyna n i e m o ż n o ś ć . - Michaś! - krzyknęła - N i e c h Michaś n a t y c h m i a s t wykaże m n i e , Kołtuń skiemu i wszystkim w ogóle piękności k t ó r e g o z celniejszych u s t ę p ó w ! Prę44g FRONDA 19/20 dzej, bo periculum in morał Proszę uważać! Jeżeli k t o piśnie, zarządzę ćwicze nie klasowe! M u s i m y móc, m u s i m y m ó c , bo z dzieckiem będzie katastrofa! Michał Milczek podniósł się i zaczął recytować u s t ę p z Odcisków. I recytował. Faworyt g r o n a pedagogicznego ani t r o c h ę nie uległ po wszechnej, a tak nagłej n i e m o ż n o ś c i , przeciwnie - m ó g ł zawsze, gdyż wła śnie z niemożności czerpał swoją m o ż n o ś ć . Recytował z a t e m i recytował ze wzruszeniem, tudzież z właściwą intonacją i u d u c h o w i e n i e m . Co więcej, re cytował pięknie i piękność recytacji, w z m o ż o n a pięknością p o e m a t u i wiel kością wieszcza oraz m a j e s t a t e m sztuki, p r z e t w a r z a ł a się n i e p o s t r z e ż e n i e w posąg wszelkich możliwych piękności i wielkości. Co więcej, recytował ta jemniczo i pobożnie; recytował usilnie, z n a t c h n i e n i e m ; i wyśpiewywał śpiew wieszcza tak właśnie, jak śpiew wieszcza w i n i e n być w yśpie w a ny (jak by sam Milczek należał do grupy Świetliki). O, cóż za p i ę k n o ś ć ! Jakaż wiel kość, jakiż geniusz i jakaż poezja! Myszka, ściana, i n t e r n e t , palce, sufit, m o nitor, okna, o, już n i e b e z p i e c z e ń s t w o n i e m o ż n o ś c i było zażegnane, dziecko było u r a t o w a n e , a k o n k u b e n t tak s a m o , już każdy się zgadzał, każdy m ó g ł i prosił tylko, żeby przestać. Po k w a d r a n s i e s a m Kołtuński zajęczał, że dosyć, że już uznaje, że uchwycił, że cofa, zgadza się, p r z e p r a s z a i m o ż e . - A widzi Kołtuński?! Nie ma to jak szkoła, gdy chodzi o w d r o ż e n i e uwielbienia dla wielkich geniuszów! W i e s z c z e m był! Wieszczył! A z a t e m jeszcze raz p o w t ó r z m y - zachwycamy się, gdyż był wielkim poe tą, a czcimy, gdyż wieszczem byl! N i e o d z o w n e słowo. J a n • Błonny • & •Maria•Stała^współpraca Witold • G. T R O P A M I LATO-2000 W I E S Z C Z A A L B O P A R N A S B I S I 3/4 447 KASZA I ŚRUBOKRĘT A.D. 2015 Radość warszawiaków: więcej antyfaszyzmu w stolicy Z e n o n Zglistz, przewodniczący Warszawskiego F r o n t u Antyfaszystowskiego, ogłosił na walnym, ogólnopolskim zebraniu przedstawicieli Frontu, że nego cjacje z wojewodą mazowieckim zakończyły się sukcesem. Od 1 czerwca tra dycyjne „Marsze przeciwko faszyzmowi, rasizmowi, antysemityzmowi i zaco faniu" nie będą już odbywać się tylko w dni parzyste, ale codziennie. Trasa marszu i godzina jego rozpoczęcia p o z o s t a n ą niezmienione. Antyfaszyści war szawscy spotykają się codziennie o godz. 11 r a n o p o d h o t e l e m Bristol i n a s t ę p nie, przez place Teatralny i Bankowy, ulicami Andersa i Anielewicza docierają pod p o m n i k Bohaterów Getta, gdzie tradycyjnie już z o s t a n ą złożone kwiaty i przemówienie wygłosi przewodniczący Z e n o n Zglistz. W godzinach trwania marszu, ruch miejski będzie odbywał się wyznaczonymi objazdami. Trasa ob jazdów nie ulega zmianie. (PAP) 2 5 . 0 5 . 2 0 1 5 Dwie drogi do niepodległości W Klubie Dobrej Książki odbyła się wczoraj promocja pracy profesora Jerzego J. Wiatra KOR i KPP - Dwie drogi do niepodległości Polski. Spotkanie z a u t o r e m po prowadził znany publicysta „Gazety Centralnej" Michał Głośny. Profesor Wiatr opowiadał o skomplikowanych losach polskich działaczy niepodległościowych XX wieku - Jakuba Bermana, Antoniego Różańskiego, Aleksandra Kwaśniew skiego, Adama Michnika, Ryszarda Kalisza, Leszka Millera, Andrzeja Celińskie go, Luny Brystygierowej, Jacka Kuronia, którzy zmierzali różnymi drogami do pełnej suwerenności Rzeczypospolitej. Ów długi marsz dwóch różnych a jednak równoprawnych tradycji niepodległościowych, czyli Komunistycznej Partii Pol ski (mutującej następnie w PPR i PZPR) i Komitetu Obrony Robotników za kończony został w 1989 roku podczas porozumienia Okrągłego Stołu. 448 FRONDA 19/20 W spotkaniu uczestniczyła licznie przybyła młodzież licealna i studencka stolicy. Po zakończeniu sędziwemu prof. Wiatrowi jego ulubione piosenki z czasów młodości zaśpiewała w wersji unplagged p o p o w a wokalistka Kora. lokalny dodatek „Gazety Centralnej" 2 3 . 0 2 . 2 0 1 5 Siewcy kłamstwa magdalenkowego W dniu wczorajszym pseudohistoryk z Opola, Daniel Macierzanka, oskarżony został o szerzenie k ł a m s t w a magdalenkowego. W swojej książce pt. Groźne te maty, wydanej w maju 2 0 1 4 roku, w j e d n y m z rozdziałów zreferował on w to nie aprobaty poglądy tzw. rewizjonistów Okrągłego Stołu. Badacze ci kwestio nują demokratyczny charakter przemian, jakie miały miejsce w Polsce po roku 1989. Ich zdaniem lewica solidarnościowa p o r o z u m i a ł a się z PZPR-owskim kierownictwem w kwestii transformacji ustrojowej, r z e k o m o p o n a d głowami większości społeczeństwa i reszty opozycji. Nie przypadkiem jednak od ro ku 2010 w znowelizowanej po raz kolejny ustawie o Instytucie Pamięci Ludo wej (dawniej Narodowej) figuruje artykuł, zakazujący zaprzeczania obowiązu jącej wersji dziejów od prasłowiańskiej starożytności aż po czasy współczesne. Negowanie tak doniosłego faktu, jakim było wielkie pojednanie demokratycz nej opozycji z reformatorskim (zdecydowanie dominującym) skrzydłem PZPR, jest w świetle wymienionej ustawy aktem, który w najwyższym stopniu pod waża fundamenty ustrojowe naszego państwa. magazyn Partii Ludowo-Państwowej „Wspak" 4.06.2015 Nigdy więcej - Czy nie sadzi pan, że ustawa rozszerzająca zbrodnie kłamstwa oświęcimskiego może zostać jednak storpedowana przez grupę posłów fundamentalistycznych? Przecież zgod nie z projektem, który proponuje pana klub, będzie można m.in. skazywać tych, którzy opowiadają antysemickie dowcipy, propagują antysemicką literaturę, która jeszcze do niedawna była traktowana jako lektura szkolna - Przedwiośnie i Na probostwie w Wyszkowie Stefana Żeromskiego czy Nie-boską komedię Zygmunta Krasińskiego, by wymienić tylko niektóre z nich. Fundamentalistyczni politycy twierdzą, że chcecie po gwałcić wolność słowa. - Nie sądzę. Grupa fundamentalistów, o której pan wspomina, jest nieliczna. Na szczęście to tylko chorzy z nienawiści ekstremiści wyzbyci człowieczeństwa, znajdujący się de facto o krok od zajęcia pozycji nazistowskich. Wierzę w to, że [.ATO-2000 449 po uchwalaniu tej ustawy w formie, jakiej domaga się mój klub, będzie m o ż n a ich postawić przed Trybunałem Stanu i pozbawić m a n d a t ó w poselskich. Co jak co, ale my, Polacy, powinniśmy d m u c h a ć na zimne. Przecież to na naszych zie miach wydarzyła się najpotworniejsza zbrodnia, jaką zna historia człowieka wymordowanie 6 milionów Żydów. To w tym kraju już po zakończeniu II woj ny światowej Polacy urządzali okrutne pogromy na ludności żydowskiej: w Kielcach w 1946 roku, w Warszawie w marcu 1968 czy w Majdanku w roku 2000, kiedy to żołnierze Wojska Polskiego przebywający na przepustce brutal nie zaatakowali żydowskich uczestników Marszu Żywych. Tym żołnierzom nie nawiść rasową wpoiły niewłaściwe lektury. Dlatego teraz m u s i m y siekierę przyłożyć do samego korzenia. Zrobimy tak, aby już nigdy więcej nie groziła n a m zmora Cyklonu B, endecji, Marca'68 i Z y g m u n t a Krasińskiego. Jerzy Skiernia, poseł Instytucjonalnej Partii Postępu, W rozmowie z Martinem Mulerem, tygodnik „Potylica" 1 1 . 0 5 . 2 0 1 5 Lista lektur szkolnych wreszcie gotowa Wczoraj minister edukacji i p o s t ę p u Izabella Siarka ogłosiła od d a w n a oczeki w a n ą listę lektur szkolnych. Jest to rezultat wielomiesięcznej pracy Komisji Reformy Szkolnictwa. Przypomnijmy, że w jej skład w c h o d z ą z n a n e autoryte ty moralne i intelektualne Rzeczpospolitej: dr Piotr Gadziowaty, poseł Insty tucjonalnej Partii Postępu, redaktor Mieczysław Arkadiusz Barański z tygodni ka „Sprzeciw", dr Teresa Torańczyk z Fundacji im. A d a m a Krzemińskiego, redaktorka „Gazety Centralnej" Helena Pochodnia oraz ks. Jan Kancik z „Tygo dnika Uniwersalnego i Ekumenicznego". Lista lektur obowiązkowych - jak powiedziała minister Siarka - uwzględ nia różnorodność światopoglądową Polaków i ma wychowywać do życia w społeczeństwie pluralistycznym. O t o niektóre tytuły z tej listy: • T h o m a s Jazz-Troon, O heroizmie mojego ojca słów kilka • Jerzy Urban, Alfabet Urbana • Marcin Świetlik, Trzydzieści lat nonkonformizmu • Jacek Krowoń, Integryzm zdławion • Leon Pastusik, Amerykańskie refleksje • Krystian Vaga, Kurwa jego mać i inne opowiadania • Kinga Bunin, Moje pole • Dawid Wołomiński, Kolumna Sefirotów 450 FRONDA 19/20 • Konstanty Rokossowski, Rozkazy • Jan Kott, Przyczynek do biografii • A d a m Schaff, Dzienniki • R o m a n Bratny, Rok w trumnie • Zbigniew Nienacki, Raz w roku w Skirolawkach • Emil Zegadłowicz, Zmory „Wiadomości Kulturowe" 3 0 . 0 9 . 2 0 1 5 W polityce bez zmian Dzisiaj Komisja Wyborcza ogłosiła oficjalny wynik wyborów prezydenckich. Jak spodziewali się wszyscy, na czwartą już kadencję został wybrany przewod niczący Instytucjonalnej Partii Postępu, sprawujący urząd prezydenta RE Le szek Młynarz. Głos o d d a ł o na niego 76 procent wyborców. (PAP) 2 5 . 1 1 . 2 0 1 5 Liberalizacja ustawy Prezydent Leszek Młynarz na spotkaniu z Federacją Kobiet Polskich obiecał, że podpisze ustawę aborcyjną znoszącą dotychczasowe restrykcje. „Ustawa aborcyjna w jej obecnym kształcie, wywalczona jeszcze przez po przedniego prezydenta Maksyma Kwasa, zezwala na aborcję jedynie w w a r u n kach ciężkiej sytuacji osobistej kobiety. To nie odpowiada n o r m o m współcze snej E u r o p y " - powiedziała przewodnicząca FKP Z u z a n n a Bobrowska. Ks. Jan Turniej, k o m e n t a t o r religijny „Gazety Centralnej", stwierdził, że on sam jest przeciwny aborcji, jednakże zdarzają się różne t r u d n e sytuacje w ży ciu kobiet, których p r a w o nie p o w i n n o kryminalizować. „Najważniejsze, aby śmy nie zapominali o miłości" - powiedział ks. Jan Turniej. (PAP) 1.11.2015 Ksiądz Turniej nagrodzony Laureatem tegorocznej Nagrody im. ks. Stanisława Musiała, przyznawanej przez katolicki „Tygodnik Uniwersalny i E k u m e n i c z n y " , został ks. prof. Jan Turniej z Warszawy. Przewodniczący kapituły przyznającej nagrody, r e d a k t o r naczelny „Tygodnika Uniwersalnego i E k u m e n i c z n e g o " Jacek Santorowicz, powiedział: „ks. Turniej uczył n a s łączyć wszystkie p o s t ę p o w e tradycje ludz kości w jedno. To dzięki ludziom takim jak on ja, buddysta, kieruję katolickim LATO-2000 451 p i s m e m . Dzisiaj nie ma już żadnych p o d z i a ł ó w p o m i ę d z y religiami. «Nieważne w co wierzysz, ważne, aby ludziom lepiej się żyło» - mawiał ks. Turniej. E k u m e n i z m przynosi realne owoce. D a w n a pycha i arogancja, k t ó r a kazała wynosić się katolicyzmowi n a d i n n e religie, u p a d ł a . Jest to zasługa takich lu dzi jak ks. Jan Turniej czy p a t r o n naszej nagrody, o którego proces beatyfika cyjny d o p o m i n a się Żydowski Instytut Historyczny. Dzięki t a k i m księżom zo stała przezwyciężona w wielu środowiskach trauma z powodu starej pedagogiki strachu, uprawianej kiedyś przez Kościół katolicki." „Trybuna Europy" 15.12.2015 Unifikacja prawa przebiega sprawnie Przewodniczący Komisji Integracji Europejskiej Michał Taboret poinformował na konferencji prasowej, że europejski p r o g r a m dostosowawczy w dziedzinie edukacji seksualnej, wprowadzony w zeszłym roku w polskich szkołach pod stawowych i średnich, został definitywnie zaaprobowany przez Komisję Euro pejską w Brukseli. Wreszcie naciski wielu ludzi dobrej woli przyniosły rezultaty.W wyniku tego procesu dostosowawczego w polskich szkołach pojawią się długo oczekiwane a u t o m a t y z pigułkami antykoncepcyjnymi. Polska powoli, ale konsekwentnie zaczyna przypominać inne, bardziej rozwinięte p a ń s t w a eu ropejskie. Piotr Pacanowicz, „Gazeta Centralna" (wydanie świąteczne) 2 3 . 1 2 . 2 0 1 5 OPRACOWAŁ JANUSZ SAV1MBI 452 FRONDA 19/20 Świadomość, że życie polityczne jest teatrem, odgry wanym dla potrzeb maluczkich, nie może sprzyjać od rodzeniu prawicy. Bo oznacza to, że jej dotychczasowy elektorat będzie w coraz większym stopniu dzielił się na część ideową, która wybierze rozgoryczenie i we wnętrzną emigrację, i część „pragmatyczną", uznają cą, że skoro okazało się, że Bona niet, a dusza - eto klietoczka, no to otca w mordu można - czyli jeśli róż nica między „naszymi" i „onymi" w sferze wartości okazała się fikcją, to może lepsi są po prostu ci sku teczniejsi - czyli komuniści. GŁĘBOKA N O C , NIEPEWNY BRZASK Ł U K A S Z 454 M O H I K A FRONDA 19/20 Próba przewidzenia tego, co stanie się w Polsce po p r a w d o p o d o b n y m objęciu władzy przez SLD, jest i łatwa, i zarazem obarczona sporym ryzykiem. Łatwa - bo przecież p o d o b n ą operację już raz ćwiczyliśmy, a system stwo rzony w Polsce przed dekadą wykazuje odznaki dużej stabilności i nic nie wskazuje na to, żeby p o w r ó t p o s t k o m u n i s t ó w do władzy miał wstrząsnąć jego posadami. I t r u d n a - bo zarazem istnieje tradycja spektakularnych niepowo dzeń przy próbach przewidzenia przyszłego rozwoju wydarzeń. Ekipy rządzące wymieniały się w ciągu tej dekady średnio co dwa lata, a każda z nich była przeświadczona, że będzie trwać wiecznie. Nieuczestniczący w rządzeniu publicyści i „polityczni intelektualiści", ponoszeni emocjami, również formułowali prognozy bardzo nieraz k o h e r e n t n e i logiczne, które jed nak rozwój wydarzeń k o m p r o m i t o w a ł totalnie. Wspomnijmy choćby, w jakiejś mierze autentyczne, obawy - najpierw środowisk lewicy laickiej, a p o t e m antywałęsowskiej prawicy - że były szef „Solidarności" stworzy system autory tarny. Przypomnijmy, że po klęsce pierwszych p r ó b jednoczenia prawicy po '93 roku wielu - i tych liberalnych, i tych prawicowych! - polityków i publicystów na serio uważało, że siły antykomunistyczne nie dźwigną się w Polsce nigdy, a system polityczny wypełnią bez reszty formacje peerelowskie, przy których spadkobiercy Sierpnia będą pełnić rolę przybudówek - prawica jako satelita PSL, a Unia - jako satelita Sojuszu. Wspomnijmy wreszcie - to przypomnienie przy okazji naszych rozważań jest najbardziej na miejscu - że przed i bezpośrednio po wyborczym zwycię stwie Kwaśniewskiego wielu było przekonanych, że czeka n a s apokalipsa. Że skupienie całej władzy w rękach p o s t k o m u n i s t ó w zaowocuje eksterminacją prawicy, pozbawieniem jej materialnych możliwości działania. Tymczasem, choć istotnie w latach 1995-97 m o ż n a zauważyć posunięcia „eksterminacyjne" (jak choćby „wycięcie" p a m p e r s ó w w TVP, wyparcie prawicowej ekipy dzienni karskiej z „Życia Warszawy") to totalna katastrofa nie nastąpiła. 1995 nie równa się 2001 Odwrotnie - wiele wskazuje na to, że to właśnie klęska z jesieni'95 zaowocowa ła zwycięstwem na jesieni'97. Stało się tak między innymi dlatego, że u s u n ę ł a ona ludziom sprzed oczu Wałęsę - utożsamianego przez większość społeczeń stwa z prawicą, a budzącego żywiołową niechęć w stopniu większym niż jakikolLATO2000 455 wiek inny polski lider. 1 dlatego, że szok poklęskowy, a także w s p o m n i a n e usu nięcie Wałęsy spowodowały uaktywnienie środowisk, wtedy dość powszechnie odbieranych jako nowe, „przyszłościowe", ideowe, uczciwe, inteligentne i nie skażone partyjniactwem w stylu Konwentu Św. Katarzyny. Środowisk takich jak wspomniani już pampersi czy Liga Republikańska. Optymiści m o g ą więc zadać sobie pytanie, czy e w e n t u a l n a klęska w roku 2001 nie zaowocuje podobnie? Odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa. Bo z jednej strony p o d o b i e ń s t w a narzucają się same. Rolę Wałęsy w b u d z e n i u żywiołowej niechęci społeczeń stwa przejął przecież Marian Krzaklewski. A m o ż n a przypuszczać, że klęska w wyborach prezydenckich, a p o t e m p a r l a m e n t a r n y c h zakończy jego karierę. I że podobnie stanie się ze sporą częścią obecnych elit AWS-owskich. Ale na tym, niestety, p o d o b i e ń s t w a wydają się kończyć. Po pierwsze dlatego, że w y m i e n i o n e wyżej środowiska, które po jesieni'95 stały się symbolem zmian, półtora roku istniały już i były widoczne półtora ro ku wcześniej. A teraz na prawicy odpowiednika ówczesnych p a m p e r s ó w czy Ligi nie widać. I nie jest to przypadek. Bo wydaje się, że sytuacja jest teraz gorsza niż przed '97 rokiem między innymi dlatego, że prawica jako całość „zgrała się" niepo równanie bardziej niż wtedy. Nie ma b o w i e m obecnie prawicowego środowi ska, o którym dałoby się powiedzieć, że w ciągu minionych trzech lat potrafi ło u n i k n ą ć j e d n e g o z dwóch zabójczych skojarzeń społecznych. Albo z „ s y n d r o m e m AWS", czyli jaskrawym i odczuwalnym przez ludność fiaskiem 456 FRONDA 19/20 społecznych reform, uwydatniającym groteskową nieudolność polityków Akcji oraz połączonym z serią kompromitujących afer finansowych. Albo też z „syn d r o m e m K P N " - czyli o b r a z e m grupy prawicowej wobec AWS wprawdzie opo zycyjnej, ale sprawiającej wrażenie, że to jej usytuowanie związane jest z „kłót nią przy kasie", a nie ze s p o r e m etycznym czy p r o g r a m o w y m ; grupy od AWS nie odbiegającej niczym na plus, a wręcz - jeszcze bardziej groteskowej. Piszący te słowa zdaje sobie oczywiście sprawę, że dla niektórych prawico wych środowisk opisane powyżej skojarzenia są krzywdzące. Należałoby tu wymienić w pierwszym rzędzie Mariusza Kamińskiego i Ligę Republikańską organizację, która w ciągu minionych trzech lat zrobiła b a r d z o wiele dla czy stości polskiej prawicy i - szerzej - życia publicznego. Ta wysepka uczciwości i zdrowego rozsądku została jednak w odbiorze społecznym skojarzona z AWS-em i dlatego - choć nie jest to zasłużone - wydaje się, że osiągnięcie pozycji „nowej, ładniejszej, lepszej twarzy polskiej prawicy" będzie dla niej znacznie trudniejsze niż przed czterema laty. Kontrskuteczny „pragmatyzm" Przekucie klęski na przyszłe zwycięstwo na wzór sytuacji A.D. 1995 wydaje się problematyczne z jeszcze jednego p o w o d u . O t ó ż dla obecnej Polski charakte rystyczny jest proces rytualizacji konfliktu. Politycy toczą rytualne starcia o „wartości", groźnie porykują i potrząsają rogami, ale czynią to po p r o s t u dla p o t r z e b wyborczego spektaklu. A tak na prawdę stanowią w coraz większej mierze j e d n ą grupę, połączoną tym, co na prawdę istotne - czyli interesem, s y s t e m e m eksploatacji kasy publicznej. I choć część z nich kiedyś n a p r a w d ę nienawidziła wroga, to teraz albo z tego rodzaju „uprzedzeniami" prywatnie się rozstała (casus n p . minister Teresy Kamińskiej, prywatnie - jak ujawniła „Rzeczpospollita" - przyjaźniącej się z Ry szardem Kaliszem z kancelarii Kwaśniewskiego, czy Leszka Piotrowskiego, de klarującego w „Wyborczej" miłość do obecnego prezydenta) albo przynajmniej potrafi przejść nad nimi do porządku dziennego, gdy zagrożone jest to, co istotne, czyli własna kasa, czy też interes całej klasy politycznej (jak choćby To masz Wójcik z Wrocławia, niezłomny prawicowiec, wraz z całym dolnośląskim politycznym e s t a b l i s h m e n t e m broniący zarządu jeleniogórskiej „Jelfy", który utopił o g r o m n e pieniądze w skryptach „Universalu"). LATO-2000 457 „Regułą jest, że dostaje je [stanowiska w samorządzie - ŁM] też partia, która p o w i n n a być w opozycji. W ten sposób płaci się () by nie była dociekli wą opozycją. Partia opozycyjna wie, że się m o ż e odkuć po następnych wybo rach. Partia u władzy nie bierze wszystkiego, co mogłaby, ale też wie, że jakby co - nie zostanie o suchym chlebie. Ludziom się to podoba, bo lubią zgodę. Kłótnie między radnymi, rzecz jasna, są. Dotyczą nazw ulic i p o m n i k ó w do p o stawienia" - tak polski system polityczny i będące jego efektem zjawisko rytualizacji konfliktu opisał na przykładzie Warszawy Ernest Skalski z „ G W " . Proces ten jest wprawdzie ukrywany przed opinią - ze strachu przed elek toratem, żywiącym emocje, których politycy w większości już się niemal całko wicie pozbyli - niemniej jednak w coraz większej mierze jego istnienie docie ra do świadomości tejże opinii. Zaś świadomość, że życie polityczne jest t e a t r e m , odgrywanym dla p o t r z e b maluczkich, w oczywisty sposób nie m o ż e sprzyjać prawicy ani jej potencjalne mu odrodzeniu. Bo oznacza to, że dotychczasowy tej prawicy elektorat będzie w coraz większym stopniu dzielił się na część ideową, która wybierze rozgory czenie i w e w n ę t r z n ą emigrację (ten proces już ma miejsce, jak wykazują bada nia socjologiczne właśnie na wewnętrznej emigracji lokuje się większość tych niegdysiejszych wyborców Akcji, która z AWS-em się rozstała), i część „prag matyczną", uznającą, że skoro okazało się, że Boha niet, a dusza - eto klietoczka, no to otca w mordu można - czyli jeśli różnica między „naszymi" i „ o n y m i " w sferze wartości okazała się fikcją, to m o ż e lepsi są po p r o s t u ci skuteczniej si - czyli komuniści. Ż a d n a z tych grup nie nadaje się na zaplecze p r o c e s ó w ozdrowieńczych. Grupa „pragmatyczna" - ze względów oczywistych. Ideowa - dlatego, że z we wnętrznej emigracji wraca się t r u d n o , a poczucie oszukania i ośmieszenia to jedno z najbardziej bolesnych uczuć, jakie zna psychologia społeczna. Miller mówi: aborcja Oczywiście, bardzo wiele zależy od tego, jak po przegranych przez prawicę wy borach będzie wyglądała polityka tryumfującego SLD. Leszek Miller złożył tu ostatnio istotne deklaracje. Na ł a m a c h tygodnika „Nie" zapowiedział trzy rzeczy. Po pierwsze - że nawet, jeśli Sojusz uzyska bezwzględną większość, to będzie chciał utworzyć rząd koalicyjny, przy czym 458 FRONDA 19/20 Miller nie chciał sprecyzować, czy p a r t n e r e m będzie PSL (jak mówił, bliski postkomunistom gospodar czo) czy U n i a (bliska p o s t k o m u n i s t o m cywilizacyjnie). Po drugie - So jusz przywróci p r a w o do aborcji „ze względów społecznych" (czytaj: na życzenie). I wreszcie po trzecie - że choć „lewica ma d o r o b e k w przycią ganiu ludzi odmiennej orientacji" to „szczerze jednak mówię, że nie w i e m czy po tych wyborach u d a się ocalić z ludzi, którzy objęli posady rekomendacji politycznej AWS, a nie okazali się dyletantami ani chciwcami. AWS tak upartyjniła p a ń s t w o , że zatrzymanie tego proce su będzie t r u d n e . " Innymi słowy Miller zagroził czystkami. Zapowiedź przywrócenia abor cji na życzenie wydawałaby się oczy wista. Jest j e d n a k ważna. Po pierw sze dlatego, że w o s t a t n i m czasie wielu obserwatorów sceny publicznej, konstatując stan p e w n e g o ideowego od prężenia i zejścia z pierwszego planu p r z e d m i o t ó w sporu, wokół których ogni skowały się emocje w pierwszej połowie lat 90-tych, uległo złudzeniu n t . trwa łości tego specyficznego k o n s e n s u s u . Miller nie pozostawia tu z ł u d z e ń aborcja to fundamentalny e l e m e n t światopoglądu i tożsamości komunistów. A to, jeśli chodzi o koalicyjne dylematy SLD, czyni p r a w d o p o d o b n y m wa riant unijny. Bo choć nie zaliczam się do wielbicieli tezy o rzekomym głębokim konserwatyzmie PSL, to zarazem m u s z ę stwierdzić, że legalizacja aborcji na ży czenie, jako sztandarowe hasło dominującego w koalicji partnera, pasuje raczej do wizji „modernizacyjnej" koalicji z UW (realizowanej, jak m ó w i Miller, p o d hasłami integracji z Unią Europejską, republikańskiego i świeckiego charakte ru p a ń s t w a oraz wolności jednostki). LATO-2000 459 To z kolei oznacza, że p r a w d o p o d o b n i e czeka n a s bardzo agresywna świa topoglądowa krucjata liberałów. Ostatnio, oprócz cytowanego wywiadu Mille ra, Sojusz wyemitował jeszcze jeden świadczący o tym a z n a m i e n n y sygnał. O t o szefem centralnego „zespołu tematycznego polityki informacyjnej i m e d i ó w " w SLD-owskim „gabinecie cieni" został Piotr Gadzinowski. Tej n o m i n a cji byłego wicenaczelnego „Nie", najbardziej chyba agresywnego w ś r ó d post komunistycznych dziennikarzy wroga Kościoła i nawet najskromniej pojmowanego tradycjonalizmu, t r u d n o nie odbierać w kategoriach symbolicz nych. W ramach „gabinetu cieni" „zespół polityki informacyjnej i m e d i ó w " ma wprawdzie inny status niż te zespoły, które odpowiadają istniejącym działom administracji rządowej - bo oczywiście SLD nie utworzy „ m i n i s t e r s t w a infor macji". Tym niemniej p r a w d o p o d o b n e wydaje się, że będzie - on i jego prze wodniczący - nadawać t o n pozostającym p o d wpływami k o m u n i s t ó w m e d i o m , a także medialnym i szeroko pojętym k u l t u r o w y m inicjatywom Sojuszu. Prawdopodobieństwo tego, że treścią ideową rządów SLD będzie antytradycjonalistyczna agresja, wzmagają jeszcze dwa fakty. Po pierwsze - paradok salnie - to, że obecnie m a m y rzeczywiście do czynienia z dłuższym już okre sem odprężenia. Budzi to rosnącą frustrację antykatolickich radykałów, którzy zechcą przekształcić zwycięstwo polityczne w zwycięstwo ideowe i kulturowe. A oprócz chęci odreagowania frustracji będzie ich do tego skłaniać jeszcze jeden czynnik, który zara z e m sprawia, że w opisywanej sferze życia publicz nego będą się dziać rzeczy bardzo istotne. O t ó ż okres rządów SLD będzie pokrywać się ze szczyto wym o k r e s e m dostosowywania polskiego prawa do u s t a w o d a w s t w a Unii Europejskiej. Dla antytradycjonalistów będzie to dziejowa szansa. Już teraz 460 FRONDA 19/20 w polemikach, prowadzonych na lamach liberalnych p i s m - od „Bez D o g m a t u " przez „Gazetę Wyborczą" do „Przeglądu" - pada często a r g u m e n t o „euro pejskim walcu", który zmiecie polski zaścianek, kseno- i homofobię itd. System wszelkiego rodzaju regulacji europejskich i okołoeuropejskich jest za wiły i w Polsce niewiele osób potrafi poruszać się w n i m z minimalną choćby sprawnością. Niewiele też osób - a po prawej stronie sceny są to chyba wręcz jed nostki - potrafi odróżnić spośród tysięcy zaleceń i dyrektyw te, których akcepta cję i realizację m o ż n a istotnie wiązać z przyjęciem naszego kraju do Unii, od tych, które można po prostu spokojnie odrzucić czy przynajmniej wiecznie blokować ich przyjęcie lub formalnie je przyjąwszy, skutecznie sabotować czy bojkotować. Dobrze wiedzą o tym nasi przeciwnicy i skutecznie tworzą atmosferę euroszantażu, forsując - pod groźbą nieopisanego horroru pt. „nie przyjmą nas do Europy" - przyjmowanie i realizację wszelkiego rodzaju progresywistycznych n o r m . I dlatego okres dostosowywania polskiego prawa do p r a w o d a w s t w a Unii będzie tak szalenie ważny - m o ż n a powiedzieć, że w p e w i e n sposób wręcz konstytutywny dla przyszłej Polski. Bo właśnie wtedy, w ciągu czasu w per spektywie historycznej niebywale krótkiego, rozstrzygnie się, czy j u ż w Unii znajdziemy się, będąc czymś bliższym Irlandii, czy Holandii. Rzecz jasna, to, czy w 2 0 0 5 roku będziemy Irlandią, czy Holandią, nie ozna cza, że kształt naszego kraju będzie już w t e d y określony raz na zawsze. Dalej będzie się on zmieniał i ewoluował. Ale właśnie - ewoluował, a na d r o d z e tej ewolucji różne rzeczy m o g ą się zdarzyć. Tymczasem najbliższe lata to dla libe rałów szansa na rewolucję. Szansa niepowtarzalna, o czym wiedzą oni dobrze. Bo nigdy już w tak szyb kim czasie nie będzie się zmieniało tak wiele. I dlatego, że z oczywistych przy czyn potencjał „ e u r o s z a n t a ż u " będzie maleć. W miarę, jak nasze wejście do Unii będzie stawać się coraz bardziej oczywiste. I w m i a r ę tego, jak maleć bę dzie ignorancja prawicy dotycząca wagi i mocy sprawczej różnego rodzaju eu ropejskich regulacji. I dlatego okres p a r l a m e n t u następnej kadencji w oczywisty s p o s ó b sprzy jał będzie wznowieniu ideologicznej wojny. Bo liberalna lewica będzie czuć, że jednym r z u t e m na t a ś m ę m o ż e wygrać „swój bój o s t a t n i " . Prawdopodobna jest więc ideologiczna wojna, a jeśli w wyborach parlamen tarnych zwycięży SLD, to będzie to miało zasadnicze dla tej wojny znaczenie. Nie tylko dlatego, że decydująca będzie oczywiście większość parlamentarna. Także LATO-2000 461 dlatego, że istotny będzie kształt rządu - to, jakie rozumienie procesu integracyj nego będzie on forsował, czyli czy w kwestiach światopoglądowych będzie, po wołując się na ów proces, realizował wizję maksymalnego intensyfikowania lub powstrzymywania liberalizacji, czy w tej sferze zajmie postawę aktywną po któ rejś ze stron, czy też pojmie swe zadanie wąsko - czyli będzie jedynie swego ro dzaju pasywnym administratorem procesu unifikacji. Nie potrzeba chyba rozwo dzić się nad tym, jaki rodzaj postępowania wybierze najprawdopodobniej gabinet SLD-owski. Miller mówi: U W Prawdopodobieństwo, że SLD zdecyduje się na koalicję z UW, wzmacniają do datkowo opublikowane w maju przez „Rzeczpospolitą" badania socjologiczne, z których wynika, że największy odsetek obywateli naszego kraju (i przygnia tająca większość elektoratu Sojuszu) życzyłaby sobie, aby właśnie te ugrupo wania razem utworzyły rząd. Warto tu zauważyć dwie rzeczy. Po pierwsze - koalicja SLD-UW byłaby układem rządzącym, mającym po swojej stronie o g r o m n ą większość m e d i ó w i - nie aż tak przygniatającą, ale zauważalną - większość środowisk opinio twórczych. To w naturalny sposób czyniłoby ją silniejszą. Po drugie jednak - taka koalicja byłaby realizacją w naszym kraju „warian tu węgierskiego" - nad Dunajem przez cztery lata rządziła koalicja tamtejszych p o s t k o m u n i s t ó w i liberałów. Efektem była marginalizacja tych ostatnich. Po t e m nastąpiła wyborcza klęska rządu, a władzę przejęła nowa, o d m i e n i o n a i o d m ł o d z o n a prawica. Czy koalicja UW-SLD mogłaby posłużyć polskiej prawicy? Wydaje się, że w pewnej mierze - tak. Oznaczałaby b o w i e m - zapewne - odejście od UW elektoratu z dwóch skrzydeł. Najpierw odeszliby unici tradycjonalnie solidar nościowi, antykomunistyczni. P o t e m zacząłby się zapewne proces wymywania drugiego skrzydła - tego, dla którego zanikanie różnic między SLD a UW ozna czałoby, że skoro obie partie są podobne, to lepiej poprzeć tę silniejszą. W pewnej perspektywie mogłaby to być szansa dla prawicy. Wprawdzie bo wiem likwidacja „udeckiego bufora" między prawicą a komunistami oznaczała by doraźnie wzmocnienie SLD - zagarnięcie p o d jego skrzydła jakiejś części śro dowisk progresywistyczno-„europejskich", które dotąd do poparcia k o m u n i s t ó w 462 FRONDA 19/20 z różnych przyczyn były nieskłonne, ale dla których prawica jest obca. Zarazem jednak - elektorat prawicy zasiliłaby jakaś część u n i t ó w antykomunistycznych. A po drugie - i ważniejsze - atrofia UW oznaczałaby w perspektywie szansę na uczytelnienie spora politycznego, zmniejszenie zamieszania w sferze warto ści - a to mogłoby być korzystne dla prawicy. Oczywiście nie tej obecnej, ale głę boko zmienionej, naprawdę kojarzącej się z wartościami i ze szczerą walką 0 uczciwość w życiu publicznym. Byłaby wtedy szansa - ale tylko szansa! - na to, by sytuację polityczną uporządkować według czytelnych kategorii dobra i zła. Miller mówi: czystki Po zwycięstwie SLD nastąpią - tak jak zapowiada Miller - p e r s o n a l n e czystki we wszystkich sferach, na które władza ma wpływ. To jest oczywiste. Wydaje się też, że czystki te będą i szybsze i radykalniejsze niż te, które miały miejsce po objęciu rządów przez koalicję SLD-PSL w 1993 roku. A to z kilku powodów. Po pierwsze - wskazuje na to niedwuznacznie pa nujący w Sojuszu nastrój b u t y i chęci odwetu, oczywisty dla każdego, k t o choć by czytuje komunistyczną prasę. Po drugie - SLD-owcy są dziś znacznie pew niejsi siebie niż w '93 roku. W t e d y ciągle byli psychicznie obolali po u p a d k u PRL, nie byli do końca pewni swej demokratycznej legitymacji, reakcji Zacho du ani też trwałości swojej formacji. Charakterystyczna jest ich ówczesna ostrożność, wyrażająca się choćby zgodą na objęcie p r e m i e r o s t w a przez koali cyjnego partnera, czy na kierowanie kilkoma ważnymi p a r l a m e n t a r n y m i komi sjami przez polityków ówczesnej opozycji. Dziś jest zupełnie inaczej. PRL odszedł w siną dal, postkomuniści są zupeł nie pewni i swej, zweryfikowanej już kilkakrotnie demokratycznej legitymacji, 1 tego, że są całkowicie i trwale zaakceptowani przez zachodni establishment. Po doświadczeniu lat 1997-2000 są p e w n i również i tego, że polska prawica, choć potrafi zepsuć im trochę krwi i w mniej lub bardziej estetycznej formie wyszarpać dla siebie trochę „miejsca p o d s ł o ń c e m " (czyli pozycji gospodarczo-finansowych) nie jest w stanie w sposób zasadniczy zagrozić ani ich bytowi politycznemu, ani zajmowaniu przez nich pozycji n u m e r jeden na polityczno-biznesowej mapie kraju. A co więcej - wiedzą, jaki jest stan społecznych emocji, i m o g ą mieć zasad ną nadzieję, że spektakularne wyrzucanie AWS-owców i AWS-owskich nomiLATO-2000 463 n a n t ó w z posad wywoła aplauz nie tylko ze strony SLD-owskiego b e t o n u . Że widowiskowe czystki na p e w n o nie zachwieją popularnością postkomunistów, a wręcz mogą ją zwiększyć. Gdy słyszymy, jak głosująca „od zawsze" na prawi cę lekarka stwierdza, że wołami nie zaciągną jej na wybory, choć wie, że niegłosowanie na AWS otwiera drogę SLD, jak dość znany prawicowy dziennikarz mówi z satysfakcją, że co prawda po zwycięstwie k o m u n i s t ó w sam straci pracę, ale za to „tanie kawiarnie zaludnią się nagle m a s ą dawnych kolegów, którzy z głupimi minami będą siedzieć i powtarzać: «jak to się stało, przecież jeszcze wczoraj byliśmy tacy ważni»", a inny znany prawicowy publicysta powtarza, że jest i dobra strona zwycięstwa - „fajnie będzie obserwować u p a d e k takich po staci, jak Iksiński" - to m u s i m y przyznać, że t r u d n o znaleźć racjonalne argu menty, które polityków Sojuszu miałyby przekonać, by ograniczyli czystki. Reasumując - m o ż n a spodziewać się, że SLD-owcy obejmą władzę na fali antyawuesowskich resentymentów, a ich rezultat wyborczy (samodzielna większość sejmowa albo też wynik tej większości bliski) d o d a t k o w o w z m o c n i dążenie do szybkiego i widowiskowego czyszczenia. Leszek, śmielej! (?) Nie przypuszczam natomiast, by czystkom towarzyszyły - jak przewidują nie którzy - działania bardziej radykalne, prokuratorsko-sądowe, czyli zamykanie w więzieniach osób, winnych korupcji w czasach rządów AWS. Po pierwsze dlatego, że udowodnienie takich spraw jest bardzo t r u d n e . A po drugie - i waż464 FRONDA 19/20 niejsze: byłoby to działanie - długofalowo - w b r e w zasadniczym i n t e r e s o m postkomunistów. SLD-owcy są bowiem największymi profitentami systemu, istniejącego w Pol sce od '89 roku, i nie mają żadnego interesu w tym, aby system ten rozwalać. Otóż 0 ile czystki - nawet spore (choć nie wszechogarniające - patrz cytowany powy żej artykuł Skalskiego) - mieszczą się w logice tego systemu, o tyle ewentualne represje karne zagroziłyby nie tylko skorumpowanym przeciwnikom, ale też sa m e m u systemowi, a w konsekwencji - stosującemu je ugrupowaniu. A to z kilku powodów. Po pierwsze, w Polsce każdy z głównych p a r t n e r ó w politycznej gry „ m a coś za u s z a m i " . „Ja m a m papiery na ciebie, ty na m n i e , 1 fajnie jest, wszystko się kręci" - tak brzmi niepisana zasada n u m e r j e d e n pol skiego życia politycznego. Ale dalszy ciąg tej zasady brzmi: „ M a m - ale nie wyciągam". I dlatego ewentualne sadzanie do więzień AWS-owskich polityków przez p r o k u r a t u r ę na rozkaz zwycięskiego SLD byłoby z ł a m a n i e m p u n k t u pierwszego niepisane go dekalogu III RR Oznaczałoby to b o w i e m wypowiedzenie p a k t u o faktycznej nieagresji, początek destrukcji systemu. Zapewne pierwszym odczutym przez SLD negatywnym efektem takiego po sunięcia byłaby zemsta, czyli wyciągnięcie przez polityków Akcji „kwitów na SLD". LATO-2000 4g5 Mogłoby to być p u n k t o w o dotkli we, ale przecież nie zabójcze. Po pierwsze dlatego, że - jak napisa łem wyżej - udowodnienie takich spraw jest - nie tylko w Polsce, ale w Polsce z wielu względów bardziej niż gdzie indziej - bardzo trudne. A po drugie dlatego, że rdzeń elek toratu Sojuszu jest z różnych przy czyn - jak to opisano wielokroć m a ł o wrażliwy na zjawisko „lepkich rąk" swoich ulubieńców, w odróż nieniu od elektoratu prawicy. Jednak długofalowo groźniejszy dla k o m u n i s t ó w byłby inny efekt takich działań. Gdyby bowiem zaczęli oni demaskować i sadzać do więzień „na szych", prawicowych złodziei, to efektem doraźnym byłoby jeszcze większe ob niżenie społecznych n o t o w a ń prawicy. Ale bardziej długofalowym a prawdopo dobnym efektem mogłaby być radykalna zmiana na prawicy i jej odrodzenie. Teza ta jest jedynie pozornie sprzeczna z wyartykułowaną na początku te go tekstu tezą, iż klęska wyborcza nie o d n o w i prawicy, bo nie widać na niej środowisk, mogących być zarzewiem zmian. Istotnie nie widać - teraz. I nie zmieni tego faktu „zwykła" wyborcza porażka, po której AWS istniałby dalej, w formie podobnej zapewne do BBWR z zeszłej kadencji. Taka sytuacja spowo duje wyłącznie kosmetyczną zmianę prawicowych elit - na miejsce X, Y czy Z, przyszłyby po p r o s t u młodsze tychże polityków edycje. Ale inne efekty przyniosłaby - być m o ż e - klęska, po której komuniści wy musiliby na prawicy zmianę radykalną. Wymusili, doprowadzając „dołowych" prawicowych działaczy i społeczną bazę prawicy do szoku nie tylko poklęskowego, ale i moralnego. Te s k u m u l o w a n e szoki mogłyby - choć oczywiście jest to tylko jedna z możliwych wersji wydarzeń - zaowocować na prawicy z m i a n ą o charakterze rewolucyjnym. Przełomem, którego efektem byłaby nie tylko ra dykalna zmiana politycznego kierownictwa formacji, ale zerwanie jej ciągłości instytucjonalno-organizacyjnej. P r z e ł o m e m owocującym - być m o ż e - zmianą jej podejścia do polityki. 466 FRONDA 19/20 To z kolei mogłoby - choć, rzecz jasna, nie musiałoby - zaowocować pol ską edycją włoskiej „rewolucji", skierowanej przeciw niemal c a ł e m u dotych czasowemu establishmentowi politycznemu. W polskim wariancie na czele owej „rewolucji" mogłaby stanąć nie tyle odrodzona, ile z u p e ł n i e n o w a prawi ca, realizując niejako przy okazji część swych p o s t u l a t ó w o charakterze ide owym. Niestety, wydaje się, że co inteligentniejsi SLD-owcy dobrze o tym wiedzą. Dlatego - jak przypuszczam - nie b ę d ą wsadzać prawicowych złodziei do wię zień i - szerzej - powstrzymają się przed najdrastyczniejszymi działaniami, które mogłyby wypchnąć prawicę poza system polityczny. I dlatego, niestety, tekst t e n m o g ł e m z a t y t u ł o w a ć tylko tak, jak z a t y t u ł o wałem. ŁUKASZ MOHIKA Neokomunizm jest jedynym skutecznym taranem libe ralizmu w Polsce. To komuniści zapewniają siłę wy borczą politycznym postulatom liberałów. Komunizm i liberalizm zmierzają innymi drogami w tym samym