Krystyna Latawiec Wystawić przeszłość w teatrze (kilka przykładów
Transkrypt
Krystyna Latawiec Wystawić przeszłość w teatrze (kilka przykładów
Krystyna Latawiec Wystawić przeszłość w teatrze (kilka przykładów współczesnych polskich spektakli) Pobieżny nawet przegląd dramaturgii powstałej po 1989 roku pozwala zauważyć, że pierwsze dziesięciolecie stało pod znakiem problematyki społecznej i fantazmatów indywidualnej wyobraźni, natomiast z pewnym opóźnieniem sięgnięto po politycznie zorientowaną interpretację historii najnowszej. Można podać kilka hipotetycznych przyczyn takiego stanu rzeczy, wymienię tylko jedną, mianowicie niechęć uczestników dyskursu liberalnego, dominującego we współczesnej przestrzeni medialnej, do rewizji obrazu PRL-u, mimo że w nurcie tym często dokonuje się demistyfikacji innych tematów, np. martyrologicznego, heroicznego czy antysemickiego. Z jednej strony patologizacja komunistycznej przeszłości, z drugiej zaś jej banalizacja (popularność filmów Stanisława Barei) posłużyły nowej, liberalnej już władzy, za szybką i łatwą jej legitymizację. Ponadto kurs na współczesność, obrany przez literaturę, nie tylko dramatyczną, wychodził naprzeciw oczekiwaniom odbiorców złaknionych tej tematyki po długim poście peerelowskim, poście wymuszonym ograniczeniami cenzuralnymi. W schyłkowej fazie PRL-u Aleksander Ścibor-Rylski mówił w odniesieniu do historii, że tę zarówno zleceniodawcy, jak i recenzenci „radzi by widzieć jako jeden łańcuch cnót i poświęceń wymagających dalszego naśladowania. (…) Historia ma swoje świetlane karty, ale ma także karty zapisane rozpaczą i goryczą – i wszystkie te karty trzeba jednako znać na pamięć, bo inaczej wychowa się generację pustych samochwałów. Idea ta jest jednak mało popularna i na co dzień spotykamy się raczej z czymś w rodzaju manicuru, dokonywanego na tematach nawet niezbyt odległych w czasie”1. (Ścibor-Rylski był już wtedy autorem scenariusza do Człowieka z marmuru z 1976, jak też powieści Pierścionek z końskiego włosia, napisanej w 1965, ale wydanej dopiero w 1991). Dekadę później znikły cenzuralne ograniczenia, ale nowe pokolenie dramatopisarzy nie wykazywało szczególnego zainteresowania historią. Tożsamość kolektywna, sztucznie konstruowana w minionej epoce, została porzucona, przynajmniej na jakiś czas, jako mało atrakcyjna medialnie, a ponadto mało interesująca wówczas, gdy można już było pisać bez konieczności sięgania po język aluzji i kostiumów historycznych. 1 A. Ścibor-Rylski: Wywiad dla „Ekranu” 1979, nr 27. Tymczasem temat historyczny nie jest tak marginalny, jakby się w naszym neoliberalnym światku wydawało, że przywołam przykład Luka Percevala, który w marcu 2014 roku zrealizował polifoniczne przedstawienie Front w Thalia Theater Hamburg. Sięgnął w nim do klasyki powieściowej związanej z I wojną: Erich Maria Remarque (Na zachodzie bez zmian), Henri Barbusse (Ogień) oraz do dokumentów czasu (listy, dzienniki). Setna rocznica wybuchu wojny światowej skłania do podejmowania takich inicjatyw, tym bardziej że wojna ta w świadomości zachodniej pozostawiła o wiele mocniejszą ranę niż w polskiej. Po stu latach teatralny obraz zachodniego frontu to polifonia języków (niemiecki, francuski, flamandzki, angielski), nowoczesny wariant „trojańskiej wojny”2. Wśród naukowych opracowań inscenizacji historii w teatrze na uwagę zasługuje książka Freddie Rokema, który koncentruje się na dwu tematach – Shoah i rewolucja francuska. Za punkt wyjścia przyjął opinię, że „teatr aktywnie uczestniczy w procesie przedstawiania i problematyzowania przeszłości, wzmacniając czy podważając dominujące rozumienie dziedzictwa historycznego, które stanowi podstawę konstruowania tożsamości kolektywnej”3. Intensywna obecność wątków historycznych niekoniecznie jest argumentem na rzecz wysokiej rangi historii jako takiej, choć ich wybór zapewne ma znaczenie dla twórców spektakli. W większym stopniu jednak chodzi o zbiór przekonań i wyobrażeń, wokół których konstytuuje się świadomość bycia „aktorem społecznym” wpisanym w sieć powiązań interpersonalnych. Od tego, jaki kształt przybierają teatralne wyobrażenia historii, zależy zatem jakość tych relacji, spójność projektu tożsamościowego bądź jego amorficzność. W pierwszej dekadzie XX wieku wątki historii najnowszej powróciły w polskim teatrze po kilkunastu latach nieobecności, kiedy to wierzono, dość życzeniowo, jak się okazało, w koniec historii. Wymienię kilka przykładów: Wałęsa Pawła Demirskiego (2005), Plac Wolności Lecha Raczaka (2005), Noc Andrzeja Stasiuka (2005), Transfer Jana Klaty (2006), Śmierć człowieka wiewiórki Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk (2006), Norymberga Wojciecha Tomczyka (2005), Teczki Teatru Ósmego Dnia (2007), Trash Story Magdy Fertacz (2008), Nasza klasa Tadeusza Słobodzianka (2008), Utwór o matce i ojczyźnie Bożeny Keff (2008). W 2006 rozpoczęła działalność Scena Faktu TVP, mająca w zamierzeniu przekazać wiedzę historyczną w sfabularyzowanej, więc bardziej atrakcyjnej dla odbiorcy formie. Krąg tematyczny wymienionych wyżej sztuk obejmuje problematykę wojenną ze wszystkimi konsekwencjami tego wydarzenia: powojenne wysiedlenia, współczesne migracje zarobkowe, 2 Zob. Anke Dürr: Theaterpremiere in Hamburg: Troja liegt in Flandern , Spiegel on line Kultur, http://www.spiegel.de/kultur/gesellschaft/front-thalia-theater-premiere-in-hamburg-von-luk-perceval-a960287.html 3 F. Rokem: Wystawianie historii. Przeł. M. Borowski, M. Sugiera, Kraków 2010, s. 21. komunistyczny dyktat i uwalnianie się od niego. Jeśli chodzi o sferę mentalną, to na plan pierwszy wysuwają się traumy indywidualne i zbiorowe, wśród których ważne miejsce zajmują urazy żydowsko-polskie i polsko-niemieckie, jak też polsko-polskie, gdy rzecz dotyczy podziału na ludzi komunistycznego reżymu i ich przeciwników. Następną dekadę rozpoczyna szeroko dyskutowana sztuka W imię Jakuba S. Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego (2011), po której idą inne, również sięgające do przeszłości bardziej odległej w czasie niż druga wojna i jej konsekwencje. Za przykłady reprezentatywne dla tej tendencji mogą posłużyć: Joanna Szalona: królowa (2011) i Caryca Katarzyna (2013) duetu Jolanta Janiczak i Wiktor Rubin4. I najnowsze ich wspólne dzieło Towiańczycy, królowie chmur na Scenie Kameralnej Teatru Starego (2014), które ma w zamierzeniu rozbrajać romantyzm przez kompromitację wzniosłości przypisanej temuż romantyzmowi a priori: „Wykorzystujemy pojęcia, które nabrały w epoce romantyzmu nadprzyrodzonej mocy, żeby za ich pomocą wykluczać i odrzucać. Zwykła codzienność zostaje wyparta przez wzniosłość, patos. Romantyzm uwznioślił cierpienie, śmierć samobójczą, ryzykanctwo i brawurę, nauczył nas, że lepiej pięknie umrzeć niż brzydko żyć. Próbujemy sobie odpowiedzieć na pytanie, co z tym bagażem, który w nas przecież ciągle żyje, zrobić - mówi Janiczak5. Pytanie tylko – czy romantyzm to jeszcze jakaś „bomba ideologiczna”, skoro jest skutecznie rozbrajany od czterdziestu lat z okładem, przynajmniej w teatrze, bo jeśli liczyć rozbrajanie od Trans-Atlantyku Gombrowicza, to trwa ono od przełomu lat 40. i 50. XX wieku. Nie samo obnażanie powagi romantycznego kodu wydaje się w Towiańczykach interesujące, ale bliska estetyce kiczu ekspresja ostrych kontrastów, nadmiaru i powtórzeń. I tak eksponowanie fizyczności nagich ciał, ocierających się niemal o widzów, wywołuje pożądany efekt, tyle że sprowadzony do współczucia dla aktorów, którzy dla skądinąd błahego w treści przekazu, wystawiają swą intymność na pokaz. Agresywna scenografia zamykająca przestrzeń sceny w trzech ścianach gęsto nabitych siekierami, nożami, dłutami i innymi ostrymi narzędziami, zatem plastyka epatująca powieleniem jednego motywu szybko dewaluuje swój komunikat, bo po jakimś czasie ją oswajamy. Mickiewicz w zgrzebnej tunice i na koturnach to komiczna figurka z panopticum niewydarzonych narodowych guru. Zresztą i pozostałe osoby „romantycznego teatru” są płaskie: „sztuczne twory, ulepione z cytatów i aluzji dawnych oraz współczesnych, a nie postaci roszczące sobie prawo do autentycznych 4 Oba przedstawienia w Teatrze im. S. Żeromskiego w Kielcach. J. Janiczak w wypowiedzi dla „Dziennika Polskiego”, Jolanta Janiczak i Wiktor Rubin rozbrajają romantyzm, „Dziennik Polski” 24-01-2014. 5 życiorysów. "Fakty" to napis na sporym kontenerze na śmieci z przodu sceny. Janiczak bardziej interesują fantazje”6 – pisał recenzent. Dodam, że fantazje podszyte intencją prześmiewczą. Rzucona kiedyś mimochodem przez Milana Kunderę uwaga, że istnieje „nieznany komizm historii”7 skłania do zajrzenia za kurtynę dziejowej powagi. Spoza tragicznego obrazu przeszłości przebija czasami jej ironiczne oblicze, co nie znaczy, że zabawne. W teatrze współczesnym tragedia historyczna jest trudna do pomyślenia, ale cyrkowa arena jako figura XX wieku jak najbardziej. Krzysztof Jasiński wystawił Ubu króla w 1981 roku w namiocie na obrotowej scenie historii, pokazując gargantuicznych kształtów fizyczność, intensywnie cielesnego króla8. Już wówczas teatr sięgał do popkulturowej estetyki, co znalazło wyraz w gestyczno-ruchowej przesadzie, która dezawuowała niemożliwą powagę dyskursu historiozoficznego. Za pośrednictwem ubickiej metafory opisywano stan schyłkowy komunizmu, przejawiający się paradoksalnie w pustce ideowej połączonej z monstrualnie zachłanną cielesnością. Była to diagnoza podszyta sarkazmem skierowanym nie tyle na konkretny cel polityczny, ile na stan ówczesnego uniesienia naszą „duszą anielską” (wszak Solidarność rzuciła wyzwanie potworowi). Na odwrocie tejże wyidealizowanej duszy widniała fizjologiczna postać Ubu9. Zatem metafora cyrku ma swoje antecedencje w polskim teatrze. Powraca jako koło historii w spektaklu Plac Wolności Lecha Raczaka z 2005 roku10. Krytycy pisali o clownadzie, o błazeńskiej estetyce przyłożonej do wieku dwudziestego. Historia przewala się przez „park, cyrk, kabaret, teatr”, przy czym nie sprowadza się ona tylko do polityki, ale obejmuje wynalazki typu telegraf i telefon czy Freuda klucz do snów. U początku wieku był entuzjazm wywołany rozwojem techniki i nadzieją społecznych przemian („wyklęty powstań ludu ziemi”), u jego kresu powrót wolnego rynku – nowego i starego zarazem instrumentu zarządzania ludźmi. Za komentarz do rewolucyjnej dynamiki minionego wieku służy zdanie: „W głosie pijanej kurwy echo gasnącego świata”. Ściśle rzecz biorąc odnosi się ono do 6 W. Mrozek: Anarchia na scenie Starego Teatru, „Gazeta Wyborcza” 24-03-2014. M. Kundera: Sztuka powieści. Przeł. M. Bieńczyk, Warszawa 1991, s. 105. 8 A. Jarry: Ubu król. Przeł. T. Boy-Żeleński, adaptacja i reżyseria K. Jasiński, premiera 15-10-1981, Teatr STU, Kraków. 9 Metaforę króla Ubu czyni centralną w swych rozważaniach Dariusz Kosiński, traktując ją jako fizyczny kontrapunkt („niepohamowana cielesność i nieograniczone pragnienie”) dla projektu Polski „duchowej”. W Polsce, czyli nigdzie. Tu. W: Polska dramatyczna 1. Dramat i dramatyzacje w XX wieku. Red. M. Borowski, M. Sugiera, Kraków 2012. 10 Plac Wolności, scenariusz i reżyseria L. Raczak, Teatr im. H. Modrzejewskiej w Legnicy, premiera na festiwalu Malta, Poznań 2005; wersja telewizyjna 2007, dostępna na portalu ninateka (http://ninateka.pl/film/plac-wolno-ci). 7 bolszewickiej rewolty i jej konsekwencji, ale motyw strywializowanej dekadencji przewija się w przedstawieniu kilka razy. Rozmach i dynamika nowoczesności szybko wyczerpują się w hasłowych sformułowaniach o postępie: technicznym czy ideowym. Pozostaje pragmatyka władzy zdolnej wzbudzać strach, podziw, śmiech. Pierwszą z wymienionych emocji wywołać najłatwiej, gdy w grę wchodzi stosowany bez oporów terror. Natomiast odruch entuzjazmu czy kpiny to bardziej złożone reakcje na politykę – jedna aprobatywna na wczesnym etapie budowania nowego świata, a druga zdystansowana, kiedy przedmiotem pożądania jest już tylko „kiełbasa zwyczajna, wódka i ogórek kiszony” – synonimy dobrobytu w dekadzie Gierka. Elementy komiczne spektaklu Raczaka przesuwają akcent z historii rozumianej jako ciąg zdarzeń na to, jak ona jest zapamiętana i widziana post fatum w perspektywie syntetycznej. Wiek XX stanowi tu nadrzędną ramę kompozycyjną, w której umieszczono punktowo epizody ludzkich losów, przeplatane popisami akrobatycznymi aktorów. Kilka razy na scenę wprowadzany jest niby-rumak, co bardziej zdatny do występów na arenie niż przydatny w walce11. Zresztą i jego nie oszczędza historia, gdyż z całości wyolbrzymionej postury ostanie się jedynie głowa. Na nic zdała się w modlitewnym tonie wyrażona prośba: „niech to miasto ominie historia” – ona niczym nowoczesne fatum redukuje ludzi do figur na cyrkowej scenie. Nagina życie do mechanicznego rytmu marionetek, nakłada na różnorodność sztywny gorset przekonania czy frazesu, w które tekst Placu Wolności obfituje. Za przykład niech posłuży zawołanie: „Wiek elektryki, wolności i oświecenia” – oświetlenia – skoryguje ktoś ostatnie słowo z wykrzykniętej w porywie entuzjazmu triady dwudziestowiecznej nadziei. Po dynamice początku wieku zostaje tylko przymus marszu (na I wojnę), konieczność ucieczki (wrzesień 1939) i powojennych przemieszczeń. I puentująca progresywizm fraza: „świeci atomowe słońce Hiroszimy”. Zatem marzenie o postępie, technicznym i społecznym, obraca się w trud ciągłego ruchu i nerwowych zmian, a ci, którzy chcą tylko zwyczajnego życia w małym mieście, nie zaznają spokoju. Ponawiany gest nakrywania stołu białym obrusem, żeby na nim postawić wazę z zupą, to daremny wysiłek, gdyż miejsce domowe 11 W tym miejscu nasuwa się refleksja związana z używaniem „końskiej metafory” przez teatr, przykładowo w Donkichoterii STU z 1980/81 w reż. K. Jasińskiego koń to drewniana konstrukcja z husarskimi skrzydłami, wokół niego koncentruje się sceniczne działanie, ma też zdolność składania się w kształt łodzi lub czołgu. Zob. T. Nyczek: Kawalery i chamy. W: Teatr STU. Red. E. Chudziński i T. Nyczek, Warszawa 1982, s. 80-81. W bliższych współczesności Towiańczykach (2014) bardzo intensywny w swej materialności element scenografii to stercząca z bocznej ściany naturalnej wielkości końska głowa - uwięziona, odcięta od korpusu, nieruchoma, rekwizyt martwy, pozbawiony witalnej energii składnik postromantycznej mentalności. wystawione jest nieustannie na niwelujące jego swojskość działanie dynamiki dziejów. Przenicowane marzenia to efekt uboczny historii i być może jej ukryty chichot, który choć nie słyszany wprost, to odczuwany jako wynik nieskutecznych powtórzeń i nieudanych prób stabilizacji porządku. Plac Wolności już samym tytułem i jego trzykrotną transformacją (Rynek – Wolność – Wolny Rynek) wprowadza element komiczny do po-historycznej wizji przeszłości. Jeśli zestawić jego podniosłą semantykę z ponurą wiedzą o rozmiarach zła w wieku XX, to siłą rzeczy nabiera on wydźwięku ironicznego. Są w spektaklu sceny potwierdzające taką komiczną „historiozofię” – ojciec rodziny na katafalku w scenie próbnego pozowania do fotografii żałobnej, polityka uprawiana w sowieckiej łaźni przez nagich mężczyzn z językową mieszanką rosyjsko-niemiecką („unser Dostojewski”), lista prezentów na urodziny Stalina, wyrecytowana w porywie entuzjazmu, a wśród nich monstrualnych rozmiarów papacha, w której zmieścić się może wielu mężczyzn i jeszcze będą mieli czym oddychać. Do tego „nadprzyrodzonego” wręcz zdarzenia dodać można cudowne rozmnożenie kiełbasy – spełnienie pragnienia konsumpcji w czasach zgrzebnego socjalizmu. Polityka traktowana jako kalkulacja (w saunie) wydaje się nawet groźniejsza od sztucznie sterowanego uwielbienia dla wodza. Zawiera bowiem pierwiastek chłodu charakterystyczny dla rozumienia historii jako mechaniki działań obliczonych na dominację. Kto lepiej posiadł sztukę kalkulowania, ten ma realną władzę, pozostali, czyli zdecydowana większość, są tylko trybikami mechanizmu, choć nie tego Wielkiego Mechanizmu, jak chciał Jan Kott w szkicach szekspirowskich, ale tego bardziej praktycznego, powstałego z połączenia nowoczesnej techniki ze strategią skutecznego sterowania ludzkimi emocjami. „Tylko krew milionów żołnierzy była rzeczywista, natomiast posąg humanitarnego, rozumnego, stałego postępu, któremu składano hołdy, okazał się kukłą” – pisał Czesław Miłosz jeszcze w latach 70. XX wieku. I dodawał, że zmagania z fantomem postępu trwały długo ze względu na „prawo historycznego opóźnienia”, które sprawia, że idee ugodzone w jednym nurcie zjawisk, żyją w ciągach równoległych12. Trwają przez cały wiek XX, można by dodać, mając na uwadze syntetycznie potraktowany czas w Placu Wolności czy też w Miłości na Krymie. Realizacja sztuki Mrożka w reżyserii Jerzego Jarockiego13, choć zrównoważona w tonie, też sięga po kabaretowy styl, gdy ukazywana jest pokomunistyczna rzeczywistość Rosji, hałaśliwa i kolorowa, a przy tym nadal rozmarzona i emocjonalna w 12 C. Milosz: Ziemia Ulro, Kraków 1994, s. 230. Myślę o telewizyjnej wersji przedstawienia Jerzego Jarockiego z Teatru Narodowego w Warszawie (premiera w 2007), reżyseria telewizyjna Jan Englert, TVP 24-03-2014. Dostępna w: ninateka, http://ninateka.pl/film/milosc-na-krymie-jerzy-jarocki 13 wydaniu „zwyczajnych ludzi”. Na drugim biegunie są „nowi ludzie”, czyli sprawni kalkulatorzy i handlarze na wielką skalę. Teraz to oni dynamizują proces dziejowy, zastępując niegdysiejszych zawodowych rewolucjonistów jak Lenin, który niczym fantom historii przewija się przez scenę Miłości na Krymie. Wracając do przedstawienia Raczaka, to warto zauważyć, że dużą rolę odgrywają w nim ciała aktorów włączone w architektoniczno-sceniczną przestrzeń. Wykonują cyrkowe akrobacje, ulegają dynamice marszu ku przyszłości, poruszają kołem – areną i zarazem figurą obrotowej historii. Złączone z przedmiotem, jak ojciec na katafalku, organizują wokół siebie przestrzeń rodzinną do fotografii żałobnej. Śmieszność współistnieje tu z powagą, a tym samym wykładnia dziejów nabiera wieloznaczności. Ironia dosięga również transcendencji w refrenie: „Głodne trzewia nieba potrzebują chleba”. To komentarz do minionego wieku, jak i do samego sposobu pojmowania historii, nie w kategoriach ideowych, ale biologicznych. Momenty komiczne miał Transfer14, co chętnie akcentowali recenzenci, mówiąc o farsie, show, kabaretowym skeczu. Rzecz jasna odnosili te uwagi do polityków Sta, Chu i Roo umieszczonych na podeście w kształcie litery „H”, podrygujących w rytm rockowej muzyki Joy Division. Jeśli pamiętać, czym była Freudenabteilung w obozie AuschwitzBirkenau (wyselekcjonowana grupa więźniarek zmuszonych do świadczenia usług seksualnych), to wówczas działania trójki polityków w Jałcie nabierają znaczenia politycznej prostytucji, z tą różnicą, że nikt ich do niej nie zmuszał. Usztywnieni w rolach despoty bądź liberała wykonują zmechanizowane muzyką ruchy, a ich rozmowy sprowadzają się do trywialnych dowcipów czy tanich komplementów pod adresem Sta, który „ma oczy gruzińskiego górala”. Wspomniana już mechanizacja ludzkiego ciała to, według Bergsona, jeden ze społecznych aspektów śmieszności15. Efekt komiczny powstaje w wyniku zniwelowania ludzkiej postaci do rzeczy, w tym wypadku instrumentu muzycznego, jak też sprowadzenia komplikacji politycznych do trywialnych rozmówek w typie „bla bla bla”. Do tego dochodzą fragmenty rosyjskich piosenek i film Świat się śmieje, a więc fenomeny popkultury. Tytuł znanej rosyjskiej komedii jest tu komentarzem do poczynań Wielkiej Trójki, choć to dopiero dziś widać tak wyraźnie, gdy dostrzegamy już ukryty komizm historii. Krytycy pisali o marionetkowych przywódcach-zwycięzcach, którym odebrany został nimb wyjątkowości, co zresztą dobrze kontrastowało z autentyzmem opowieści ludzi na dole, doświadczonych wojną w sposób rzeczywisty. 14 J. Klata: Transfer, Teatr Współczesny, Wrocław 2006. Wersja telewizyjna 2008, dostępna: http://ninateka.pl/film/transfer-jan-klata 15 H. Bergson: Śmiech. Esej o komizmie. Przeł. S. Cichowicz, Warszawa 2000. W tym miejscu trzeba odnotować, że ludyczne potraktowanie „wielkiej trójki” przez reżysera nie zawsze spotykało się z aprobatą. Adam Krzemiński na pytanie: czy i jak wyśmiewać się z tyranów? – odpowiadał: „W Polsce to nic nowego. Naszych tyranów i własne upodlenie odśmiewamy od zawsze (odśmiewać, czyli odreagowywać śmiechem - jak pisał kiedyś Melchior Wańkowicz)16. Natomiast kpina z postaci historycznych wprawia w zakłopotanie Niemców, przynajmniej część z nich. Akademicy domagają się poważnej debaty, a nie parodii, gdyż ta jakoby banalizuje problem zła. A tymczasem ma ono biesowaty rodowód (Dostojewski), zatem śmiech tu nie przystoi. Bardziej przychylni wobec komicznej wersji polityki byli Francuzi, którzy docenili sarkazm historyczny przedstawienia. Poza komunistyczną „L’Humanité”, dla której karykatury Stalina, Roosvelta i Churchilla były schematyczne i wulgarne17. Najbardziej emocjonalnie reagowali na Transfer Rosjanie, gdy w 2008 roku w jednej z sal Centrum im. Meyerholda zagrano przedstawienie w ramach festiwalu Nowy Dramat. W dyskusji po spektaklu okazało się, że młodzi Rosjanie (to oni głównie zostali, żeby porozmawiać) nie znają skutków paktu Ribbentrop-Mołotow ani Jałty18. Z groteskowo przedstawionych polityków nie żałowano Churchilla i Roosvelta, ale żartować ze Stalina, to co innego (kiedy ten np. wznosi przez roztargnienie toast za Hitlera, myląc rok 1939 z 1944). Warto przytoczy dla równowagi rosyjski głos wyrażający uznanie dla polskiego teatru, który wykroczył poza społeczne patologie, co może nie udać się Rosjanom: Bo zanim rosyjska nowaja drama przejdzie wszystkie "dziecięce" problemy narkomanii, bezrobocia i prostytutek, to świadków zdarzeń podobnych do opisanych w "Transferze!" nie będzie już można odnaleźć19. Historyczny wymiar ludzkiej egzystencji wydaje się ciekawszy od ilustrowania historycznej sytuacji (rozróżnienie Milana Kundery w odniesieniu do powieści). Teatr zatem nie tylko wystawia, ale i poddaje analizie warunki polityczne, w jakich poszczególna egzystencja splata się z historią, tworząc nierzadko gordyjski węzeł przyczyn i konsekwencji. Znaczona datami powojennych wydarzeń biografia głównego bohatera Norymbergi Wojciecha Tomczyka wydaje się wprawdzie tworem sztucznym jako figura ofiary pojałtańskiej polityki, ale stawia też istotne pytania o jednostkową odpowiedzialność. W ocenie sztuki przewijały się rozbieżne opinie – od aprobaty dla podjętej weń próby katharsis („Nasz Dziennik”) i uznania dla drapieżnej wersji historii (Kalina Zalewska recenzująca 16 A. Krzemiński: Odśmiać tyrana, „Polityka” 14-02-2007. Zob. http://www.dwutygodnik.com/artykul/666-transfer-we-francji.html 18 A. Żebrowska: „Transfer” Klaty zdenerwował Rosjan, „Gazeta Wyborcza” 24-09-2008. 19 A. Szenderowa: Emeryci nie na swoim miejscu. Przeł. A. Lubomira Piotrowska, „Kommiersant” 2609-2008, http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/59943.html 17 sztukę w reż. Agnieszki Glińskiej) do zarzutu, że spektakl ciąży w kierunku propagandy i spiskowej teorii dziejów („Tygodnik Powszechny”), jest sztuką lustracyjną („Gazeta Wyborcza”), oferuje tanie frazesy i demagogię (histmag.org)20. Proponuję wyjść poza te dychotomie i spojrzeć na rzecz w kategoriach zaczerpniętych ze współczesnej retoryki, z którą polityka jest wszak mocno związana. Przydatne okaże się rozróżnienie na homo seriosus i homo rhetoricus. Stosunek pierwszego do rzeczywistości cechuje powaga i orientacja na wartości, natomiast drugi to wieczny aktor w teatrze życia. Pierwszy to wyrazisty podmiot usytuowany wobec obiektywnego świata, drugi prowadzi grę, dobierając strategie na miarę okoliczności. Na pozór bohater Tomczyka to człowiek bardzo poważny, skoro żąda dla siebie sądu w rodzaju nowej Norymbergi21. Jeśli jednak wsłuchać się w jego wypowiedzi, jak też prześledzić grę z dziennikarką, to wówczas pewność ta ulega osłabieniu. Używa sentencjonalnych zdań: „tchórz to bohater, któremu trochę nie wyszło”, „zemsta przywraca naruszony porządek”. Ironicznie komentuje brak autonomii państwowej: „W PRL-u tylko pierogi były ruskie, cała reszta była polska”, a relację ze zdarzenie z piosenkarzem, który splagiatował hymn SA, puentuje słowami: „Ludowe wojsko polskie maszerowało w rytm nazistowskiego marsza”. Powagę pracy w kontrwywiadzie obraca w niwecz, opowiadając anegdotę, jak to największym sukcesem służb było schwytanie tegoż piosenkarza, który zresztą przyznał się do szpiegostwa zbyt pochopnie, gdy tymczasem chodziło tylko o wspomniany plagiat. Przytacza historyjkę z czasu stanu wojennego, kiedy to studenci zatrzymani z transparentem „My Twoje Dywizje” (tekst skierowany do papieża) są przesłuchiwani przez tępego esbeka, któremu nie mogą wytłumaczyć, że to tekst symboliczny, odpowiedź na pytanie Stalina: „Ile dywizji ma papież”. Funkcjonariusz bierze dosłownie zdanie wypisane na transparencie i powtarza natarczywie pytania: „Ile tych dywizji”, „Czy żołd dostają w dolarach” itp., traktując sprawę arcypoważnie. Kołodziej przejął studentów i uwolnił, a przytaczając po latach to zdarzenie sygnalizuje dziennikarce, że on z biurokratami systemu nie ma wiele wspólnego. Ta zresztą go polubiła, wszak człowiek retoryczny bywa dowcipny i towarzysko atrakcyjny. Przyszła do nieciekawego i drętwego funkcjonariusza, jak się jej na początku wydawało, a poznała narratora zajmujących historii, w tym i jej własnej. Obok zabawnych akcentów są w sztuce mocne samooskarżenia: „złamałem przysięgę, zdradziłem przyjaciół i ojczyznę” (to w 1953 roku, gdy za cenę życia z opozycjonisty stał się 20 Zob. recenzje na portalu e-teatr.pl lub filmpolski.pl Omawiam przedstawienie pokazane w TVP w reżyserii Waldemara Krzystka, Warszawa 2006. Pierwodruk sztuki w „Dialogu” 2005, nr 6. 21 człowiekiem nowego reżymu), „przystąpiłem do zbrodniczego, ludobójczego systemu” (jako argument podaje Katyń, głód na Ukrainie w latach 30. XX wieku). Konstruuje paralelę: zdrada Wiznera (zjadł obiad ze strajkującymi w stanie wojennym, więc zdradził oficjalną władzę) – zdrada Kołodzieja (służył do końca państwu zależnemu od Moskwy, więc zdradził Polaków). A wszystko po to, żeby wzmocnić samooskarżenie. Czy jednak ten stanowczy głos, retoryczny w budowaniu antytez, nie pobrzmiewa udawaną ekspiacją? Stawiając tak jednoznacznie sprawę swej odpowiedzialności, właściwie okazuje się człowiekiem moralnym, gdyż uznał winę, porzucając łatwe w jego przypadku wytłumaczenie okolicznościami historycznymi. Stworzył fikcję własnej biografii, nie jedyną zresztą, bo jak dowiadujemy się z tekstu dramatu, miał ich kilkanaście. W wersji Tomczyka bohater jeszcze bardziej przypomina aktora sceny politycznej, gdy w zakończeniu żongluje obrazkami przeszłości na ekranach wielu monitorów. Fragmenty te nie układają się w spójną całość, podczas gdy w spektaklu Krzystka efekt spójności biograficznej został uzyskany. Postać staje się przekonująca w swym ludzkim wymiarze, ale mniej demiurgiczna, a już na pewno mniej demoniczna, choć tak ją czasem traktowali recenzenci Retoryczny człowiek w komunistycznej polityce nie jest tylko bierną częścią jej mechaniki, systemu, jak to się najczęściej ujmuje, niwelując przy tym czynnik jednostkowej odpowiedzialności. Wprawdzie był mocno zdeterminowany historycznie, ale zarazem uczestniczył w grze, w zasadzie wewnętrznej, gdyż sprowadzała się do tropienia niepewnych ludzi we własnych szeregach. Opanował na tyle biegle strategie opowiadania o przeszłości, że może mieć istotny wpływ na jej obecne postrzeganie. Nie ma stałej struktury wartości, więc nie krępują go kategorie prawdy obiektywnej. Grę prowadzi „tu i teraz”, a wśród wielu ról może zdarzyć się i ta moralisty, zgłaszającego postulat sądu. Dla homo rhetoricus rzeczywistością jest jego publiczność, wobec której zmienia orientację i fabrykuje siebie, niejako redaguje własną tożsamość. Rozróżnienia na to, co stałe i zmienne, trwałe i ulotne, groźne i błahe – traktuje jak „dekoracje dla teatru powagi”22. Gra na emocjach, choćby swojej rozmówczyni, ale sam im nie podlega, obracając problem moralny w retoryczny. Z powyższego przeglądu, z konieczności niepełnego i ograniczonego do kilku przypadków teatralnego pożytkowania historii, wynika, że temat nabiera wymiaru egzystencjalnego. Mniej interesują nas dziś ogólne mechanizmy dziejów, a bardziej ludzkie losy wpisane w dynamikę dwudziestowiecznego progresywizmu. Kierujemy zatem wzrok ku temu, co poniżej wielkiej polityki (Transfer), ku peryferiom (Plac Wolności), ku osobliwym 22 S. Fish: Interpretacja, retoryka, poetyka. Eseje wybrane. Przeł. A. Szahaj, Kraków 2002, s. 437-438. przypadkom ekspiacji podszytej grą (Norymberga). Nie szukamy wyjaśnień dla złożonych procesów społecznych, ale raczej zbliżenia do poszczególnych egzystencji. Jeśli są one teatralnie sugestywne, to stają się widzowi bliskie mimo historycznego oddalenia. Jeśli natomiast, jak we wspomnianych Towiańczykach, górę bierze koncept intelektualny, to postacie sceny narodowej są już tylko figurynkami, na które spoglądamy z politowaniem, ale nie ze współ-odczuciem. To jednak temat na innego już typu refleksję nad przeszłością w teatrze. Referat wygłoszony na konferencji naukowej: Otwarte Forum Twórcze i Naukowe. Teatrologia na rozdrożach, Uniwersytet Śląski, Stowarzyszenie Teatralne Dom z Jaśkowic, 3-4 kwietnia 2014