niu się na Nantes, uważając, że marsz na Paryż mógłby wręcz
Transkrypt
niu się na Nantes, uważając, że marsz na Paryż mógłby wręcz
Dokończenie ze str. 1 niu się na Nantes, uważając, że marsz na Paryż mógłby wręcz położyć kres republice: „Gdyby, wykorzystując zdumiewający sukces, Charette i Cathelineau po zdobyciu Machecoul połączyli siły, aby wyruszyć na stolicę, byłby to koniec Republiki; nic nie powstrzymałoby triumfalnego pochodu Królewskiej Armii. Biała flaga załopotałaby nad Notre Dame, zanim armie Renu zdążyłyby nadciągnąć z pomocą rządowi”. Być może właśnie szacunkiem do Wandejczyków, a także niechęcią do wojny domowej należy tłumaczyć to, że generał Buonaparte, oddelegowany w marcu 1795 roku do Wandei, wymówił się od udziału w tej wojnie biorąc urlop. Z drugiej jednak strony, pół roku później bez większych oporów strzelał do francuskich rojalistów w Paryżu… Kiedy Napoleon obalił Dyrektoriat i przejął władzę we Francji, postanowił uregulować sprawę Wandei, a także porozumieć się z Kościołem. W obu tych sprawach nieocenione usługi oddał mu jeden z wodzów powstania, ksiądz Stefan Bernier, który nie miał wprawdzie złudzeń co do intencji pierwszego konsula, ale w imię zaprzestania rozlewu krwi w beznadziejnej walce, forsował wśród wandejskich przywódców zawarcie pokoju z republiką; dopiął też swego. Spotkawszy się z Bonapartem, Bernier opowiedział mu o bohaterstwie rojalistów, o tym jakimi metodami próbowano w Wandei zniszczyć katolicyzm i o tym, że się to nie udało. Opowieść ta zrobiła na Napoleonie ogromne wrażenie; stwierdził nawet: „Byłbym dumny, gdybym był Wandejczykiem. Z pewnością coś trzeba zrobić dla ludzi, którzy są zdolni do takich poświęceń”. W roku 1800, po siedmiu latach przerwy, otworzono kościoły. Rozpoczęto także negocjacje w sprawie zawarcia konkordatu (zasługą Berniera, reprezentującego w negocjacjach stronę francuską, było m.in. ostrzeżenie papieskiego sekretarza, Herkulesa Consalviego, iż do podpisania przedłożono mu dokument inny od wynegocjowanego). Kilka lat później, w roku 1808, Napoleon przebywał w Nantes. Zapragnęła go poznać wdowa po jednym z bohaterów powstań, Franciszku Atanazym Charette de La Contrie, która ponownie wyszła za mąż. Bonaparte tak powiedział, odwracając się do niej plecami: „Pani, gdy ktoś ma zaszczyt nosić nazwisko bohatera, nosi je do końca i nigdy nie zmienia”. W toku tej samej podróży po Wandei, „cesarz”, mówiąc o swoim poruszeniu ogromem zniszczeń, ale także pamięcią bohaterstwa „ludu olbrzymów” (jak nazwał Wandejczyków), postanowił wypłacić Wandejczykom odszkodowania oraz zwolnić od podatków na piętnaście lat. Mizerna to pociecha dla kraju, w którym wymordowano znacznie ponad sto tysięcy ludzi (Chateaubriand pisał nawet o trzystu tysiącach), a w dodatku już w roku 1812 Napoleon pogwałcił obietnicę zwolnienia z podatków i zaczął cofać nadane przywileje. Nadto wydaje się, że prawdziwym powodem takich działań Bonapartego nie było bynajmniej współczucie, a jedynie chęć uspokojenia wiecznie wrzącej prowincji. Mimo to trzeba jednak zaznaczyć, że właściwie on jeden wykonał podobny gest wobec Wandei; po restauracji monarchii owszem, przywódcy powstania trafili na płótna takich mistrzów jak Girodet, ale o ofierze wiernej prowincji królewski rząd zdawał się nie pamiętać. Chateaubriand grzmiał: „Ministrowie prawowitego króla, cóż zrobiliście dla tego kraju?!”. Tym niemniej, Wandea pozostała królowi wierna – w myśl rojalistycznego hasła „Niech żyje król – mimo wszystko!”. W obronie prawowitego monarchy chwyciła za broń w czasie Franciszek Atanazy Charette de La Contrie Stu Dni, a później – już po bolesnym doświadczeniu doby restauracji – także po przewrocie lipcowym z roku 1830. Napoleona charakteryzowało aktorstwo; pozyskiwał on ludzi gestami i słowami fałszywymi i niewykluczone, że wiele z jego deklaracji pod adresem Wandejczyków nie było szczerymi. Zapewne wolałby widzieć Wandeę skutecznie utopioną we krwi, niż płacić jej odszkodowania i zwalniać z podatków – wolał jednak zjednać sobie sympatię (a co najmniej spokój) Wandejczyków, niż musieć z nimi walczyć. Tym niemniej nie ulega wątpliwości sam jego szacunek dla powstańców. A szacunek, jakim kontrrewolucyjnych Wandejczyków darzył ich niewątpliwy nieprzyjaciel, jak i ich wierność legalnemu władcy „mimo wszystko” powinny tylko zwiększać nasz szacunek dla nich. Piotr Tadeusz Waszkiewicz Rozstrzelanie Charette’a rycerz Lepanto 2(19)2008 – str.