5/2004
Transkrypt
5/2004
NR 5 / 25 czerwca 2004 roku ISSN 1641-6112 Rozwaga i STOCZNIA GDAŃSKA W numerze Jubileusz kapelana „Solidarności” Nowy układ zbiorowy pracy Fundusz socjalny Szlanta o Stoczni Gdańskiej Zmarł Jacek Kuroń str. 5 Gdzie jest 10 proc. premii i diety za delegacje?! str. 6 Notariusz i syndyk na ławie oskarżonych str. 6 Dlaczego pieniędzy jest mniej? Na razie nie będzie pieniędzy dla akcjonariuszy? Co dalej z pozwami w sprawie akcji? Kolejny odcinek serialu „Pomówienia” str. 7 str. 8 str. 9 str. 10-11 str. 11 str. 12-13 Wybory do Europarlamentu Piłkarska liga stoczniowa 2004 str. 3 str. 5 Prokuratura zbada Statut związku goni rzeczywistość str. 2 str. 4 Rozmowa z Bernadetą Nowak Przepis na letni pudding Lizy str. 2 str. 3 Sąd nie unieważnił sprzedaży stoczni Wzory druków w sprawie pozwów str. 2 str. 14 str. 14 str. 15 Czcigodny Księże! Nasz kapelanie! Czterdzieści lat kapłaństwa, to już bardzo zacny jubileusz. Pan Bóg sprawił, że przypadł na tak szczególne dla Polski czasy. O małżeństwie z czterdziestoletnim stażem mówi się, że świętuje rubinowe gody. I nie sposób inaczej patrzeć na te lata, jak znaczone drogocennymi kamieniami – i zmian zachodzących w ludziach, i zmian ogarniających kraj, i wreszcie zmian w całej Europie. Dziękujemy Ci Drogi Jubilacie za to, że byłeś z nami przez te wszystkie lata – wspierając czynem, radą i modlitwą. ¯yczymy kolejnych „drogocennych jubileuszów”. Może setnego? I nazwijmy go „bursztynowym”. KM NSZZ „Solidarność” Stoczni Gdańskiej Nowy układ zbiorowy Roman Gałęzewski szef „Solidarności” Stoczni Gdańskiej - Wpłynęła do „Solidarności” od zarządu propozycja nowego układu zbiorowego pracy. W tym dokumencie znalazło się wszystko, co kiedykolwiek, ktokolwiek, gdziekolwiek wprowadzono do układu z b i o r o w e g o p r a c y, a miało pozbawić praw pracownika. Ustawodawca, szczególnie w sejmie tej kadencji, wymyślił wiele przepisów złych dla pracowników. Zaryzykuję stwierdzenie, że cofa nas do początku XX wieku. W najczarniejszym scenariuszu nie zakładano chyba jednak, że w jednym dokumencie zebrane zostaną wszystkie niedogodności skierowane przeciw pracownikowi i to wymyślone dla różnych branż. Zamknąć je można w dwóch stwierdzeniach wypływających z propozycji zarządu: „płacimy mało, pracuj dużo”, „za nic nie odpowiadamy”. Fundusz socjalny Cięć nie może być! NSZZ„Solidarność” – jako jedyny stoczniowy związek zawodowy - nie wyraziła zgody na zmniejszenie o pięćdziesiąt procent odpisu na fundusz socjalny na 2004 roku. - Komisja Międzyzakładowa podjęła taką decyzję, bowiem w naszej ocenie zarząd stoczni zbyt mało dba o zakład – tłumaczy Karol Guzikiewicz, wiceprzewodniczący stoczniowej „Solidarności”. – Mieliśmy na myśli mało skuteczne egzekwowanie zaległych płatności od Stoczni Gdynia (kilkadziesiąt milionów) oraz innych podmiotów. Chociażby zaległe około miliona złotych za dzierżawę ośrodka wypoczynkowego w Tardzie, które powinno zasilić fundusz. Karol Guzikiewicz podkreśla, że zarząd stoczni nie wykorzystuje innych możliwości pozyskania funduszy, dlatego związek nie pozwoli na jakiekolwiek dalsze uszczuplanie przywilejów pracowniczych. Związek nie wyraził również zgody na zlikwidowanie dofinansowania sobotnio-niedzielnego wypoczynku pracowników stoczni i zakupu za te pieniądze, np. elektord. - O co wnioskowali inni, którzy nie organizują dla członków swojego związku podobnych wyjazdów, my natomiast robimy to dla wszystkich pracowników, a przeznaczanie tych pieniędzy na inne cele jest nie zgodne z prawem – dodaje Karol Guzikiewicz. Przypomnijmy, że dofinansowanie to obejmuje jedynie Solidarnośći i Rozwaga Rozwaga Stocznia Gdańska kupiła sama siebie Jacek Kuroń (1934-2004) „Stocznia Gdańska tak naprawdę kupiła samą siebie” – powiedział Janusz Szanta, były prezes Stoczni Gdynia, na łamach „Biuletynu Informacyjnego” NSZZ „Solidarność” Stoczni Gdynia, który ukazał się 17 maja. W obszernej, trzyczęściowej, rozmowie pojawia się wątek transakcji kupna Stoczni Gdańskiej. „To była bardzo skomplikowana transakcja – mówi Janusz Szlanta – Choć potocznie mówi się o zakupie stoczni, tak naprawdę nie kupowaliśmy Stoczni Gdańskiej. Kupowaliśmy od syndyka majątek po upadłej Stoczni Gdańskiej. Jeżeli spojrzeć na umowę sprzedaży, to zauważy się załącznik w postaci grubej książki będącej spisem urządzeń i majątku, który był kupowany. To bardzo ważne i trzeba to sobie uzmysłowić. Stocznia Gdańska w 1996 t. upadła i została wystawiona na sprzedaż. Jednak warunki, jakie postawił syndyk były, jak na syndyka, niespotykane”. Janusz Szanta wylicza, że kupujący zobowiązać miał się, że: zakład nadal pozostanie stocznią, będą budowane tam statki, zostaną przeprowadzone inwestycje niezbędne do tego, aby można było budować statki, a wreszcie, że zatrudnienie zostanie utrzymane na poziomie nie niższym niż dwa i pół tysiąca ludzi. „Syndyk – co również było niespotykane – sam prowadził działalność, aby stocznia była w ruchu”, mówi dalej Szanta. Szanta omawia, jak to powstała Trójmiejska Korporacja Stoczniowa, której niemalże 100 proc właścicielem była Stocznia Gdynia, z niewielkim udziałem spółki konsultingowej Evip Progress. Evip był potrzebny, aby – jak dowodzi Szanta – uniknąć niepotrzebnych k o s z t ó w, n a p r z y k ł a d podatkowych. Potem TKS podzieliła się na dwie firmy: Stocznię Gdańską Grupa Stoczni Gdynia i Synergię 99, odpowiedzialne za zdobycie terenów i przygotowanie planu zagospodarowania. „ Tw o r z e n i e S y n e r g i i przebiegało w ten sposób, że Stocznia Gdańska Grupa SG przekazywała do Synergii aportem tereny, a Synergia przyjmowała na siebie zadłużenie Stoczni Gdańskiej, ponieważ zabezpieczeniem kredytu na zakup stoczni była hipoteka. Gdy ten proces się zakończył, Stocznia Gdańska była nieobciążona”, mówił Szanta. Zdaniem Szanty produkcja stoczniowa, aby miała w Gdańsku sens, miała być przeniesiona na wyspę, dla obniżenia kosztów. „Przeprowadzkę na wyspę i inwestycje miały sfinansować pożytki ze sprzedaży gruntów, które zagwarantowane są w umowie stoczni z Synergią. Wyceny i analizy, które przeprowadziliśmy, gwarantowały takie środki. To nie nasza wina Karol Guzikiewicz wiceprzewodniczący stoczniowej „Solidarności” - Przez długi czas w opinii pracowników Stoczni Gdynia funkcjonował pogląd, iż wszystkie kłopoty ich zakładu zaczęły się w momencie kupna Stoczni Gdańskiej. Tak, jakby to była nasza wina. Dochodziło do wielu sporów. Wiemy, że wypowiedz Janusza Szlanty, zamieszczona na łamach „Biuletynu Informacyjnego”, a po raz pierwszy oficjalnie potwierdzająca, że Stocznia Gdańska kupiła się sama, wywołała zdziwienie wielu pracowników Stoczni Gdynia. Jest tak, jak wiele lat próbowała uświadomić Taki człowiek, jak Jacek Kuroń, rodzi się jeden na kilkadziesiąt lat. Był to człowiek, którego przede wszystkim interesował drugi człowiek. Mimo ogromnych represji czasu stanu wojennego, jakich doświadczył on sam i jego rodzina, umiał wybaczyć. Nikt nie poniósł tak ogromnych kosztów, jak on. I co paradoksalne, jako polityk, zajmował się prostymi ludźmi zagubionymi po latach transformacji ustrojowej, a nie wielką polityką. On był dużo lepszy od nas wszystkich – pod każdym względem! Roman Gałęzewski przewodniczący „Solidarności” Stoczni Gdańskiej 17 czerwca, po długiej chorobie, zmarł Jacek Kuroń. W młodości Jacek Kuroń działał w harcerstwie. Potem utożsamiał się z ideologią komunistyczną. Próbował naprawiać w niej zło, za co usunięty został z partii. Z czasem doszedł do przekonania, że system PRL niewoli, odbiera wolność pojedynczym ludziom i całemu społeczeństwu. Nadzieję odnalazł w powołaniu niezależnych ruchów społecznych. W 1968 roku był jednym z przywódców buntów studenckich. W 1976 roku został jednym z liderów Komitetu Obrony Robotników. Cztery lata później doradzał już „Solidarności”. Za działalność opozycyjną przyszło mu zapłacić dziesięcioma latami więzienia. W 1989 był jednym z najważniejszych współtwórców przełomu ustrojowego. Po czy, jako parlamentarzysta, minister, a wreszcie działacz społeczny i inicjator pozarządowej aktywności wpływał, na kształt III Rzeczpospolitej. Rozwaga i Z powództwa dwóch byłych pracowników Stoczni Gdańskiej Sąd nie unieważnił sprzedaży Oddalił Sąd Okręgowy w Gdańsku 27 maja wniosek z pozwu cywilnego – Bernadety Nowak i Stanisława Mazura - dwóch byłych, dziś już emerytowanych, stoczniowców o unieważnienie sprzedaży Stoczni Gdańskiej. Pozwani – syndyk masy upadłościowej Andrzej Wierciński i zarząd stoczni nie stawili się na ogłoszenie wyroku. Pokrzywdzeni Pozew Bernadety Nowak i Stanisława Mazura dotyczył wydarzeń z 1998 roku. B e r n a d e t a Nowak, inżynier elektryk, przepracowała w stoczni prawie czterdzieści lat. Stanisław Mazur, mechanik samochodowy, niespełna trzydzieści lat. Oboje nie mogą pogodzić się z tym, że syndyk sprzedał zakłąd budowany przez pokolenia, a o nich, akcjonariuszach, nikt nie pamiętał. - Od czasu zmiany syndyka, działania jego wskazują na to, że celem jego było ograniczenie produkcji i sprzedaż stoczni dla pozyskania strategicznych terenów - mówi Bernateta Nowak. - Czynił to drogą prawnych faktów dokonanych, przy akceptacji władz terenowych i krajowych. Przypomnieć trzeba, że skarb państwa z końcem roku 1993 zbył pracownikom akcje Stoczni Gdańskiej. Miały być one – w zamian odpraw pieniężnych - rekompensatą za likwidację zakładu w 1988 roku. W takiej sytuacji – jak Bernadeta Nowak i Stanisław Mazur – jest ok. siedmiu tysięcy ludzi. 17 stycznia 2002 roku emeryci złożyli powództwo przeciwko syndykowi masy upadłościowej Stoczni Gdańskiej SA i Trójmiejskiej Korporacji Stoczniowej, dziś Stoczni Gdynia – przekształconej następnie w Grupę Stoczni Gdynia SA. Domagali się w nim unieważnienia umowy sprzedaży zakładu. Byli stoczniowcy zasiedli na ławie „powodów” czyli tych, którzy spowodowali rozprawę – bez prawników. Sami reprezentowali swoje interesy licząc, na dołączenie się do sprawy prokuratury, jako interwenienta ubocznego. Szanse od początku były nierówne. Pozwani wyznaczyli pełnomocników, dwóch prawników. Z ust Bernadety Nowak i Stanisława Mazura najczęściej padały argumenty nie prawnicze, ale moralne i polityczny. Zawiedzeni 18 maja, gdy przesłuchiwani byli syndyk masy upadłościowej i prezes zarządu Stoczni Gdańskiej, stoczniowcy tak gorliwie wznosili okrzyki potępienia, że sędzia nakazał policji opróżnić salę. Na syndyka po sprawie posypał się na sądowym korytarzu grad jaj. Tym razem obyło się bez okrzyków, rzucania jajami i petardami. Na sali rozpraw zasiadło jedynie kilkunastu emerytów i dziennikarzy oraz kilku policjantów. Przez 40 minut sędzia uzasadniał wyrok, językiem dalece różnym od tego, którym porozumiewamy się na co dzień. - Bardzo jestem tą decyzją zawiedziona - mówiła po ogłoszeniu wyroku Bernadeta Nowak. - A najbardziej boli to, że syndyk miał prawo poświadczyć nieprawdę. - A złodzieje będą nadal bezkarnie kraść - dodaje Mazur. - Dlatego trzeba Solidarnośći i Rozwaga Rozwaga zastosować metodę Kargula. Wziąć granat w kieszeń i powiedzieć: „Sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po Co orzekł sąd? naszej stronie”. Pozwani - syndyk masy upadłościowej Andrzej Wierciński i zarząd stoczni - Sąd uznał, że byli stoczniowcy nie mają interesu prawnego w występowaniu o unieważnienie sprzedaży zakładu. Co oznacza, że nie mogą być stroną w tym procesie. Nie stracili bowiem uprawnień akcjonariuszy, nie reprezentują też zarządu przedsiębiorstwa. - Składnikiem przedsiębiorstwa są akcje. Pozwani legitymują się prawem do akcji imiennych Stoczni Gdańskiej – mówił w uzasadnieniu wyroku sędzia Piotr Kowalski. – Skoro uprawnienia do akcji nie zostały powodom zabrane, to nie istnieje zagrożenie ich interesu. Bernadeta Nowak okazała zdziwienie. - Jestem zaskoczona tym, że nadal posiadam prawo do akcji. Do tej pory osoby, które o to pytałam, twierdziły, że po sprzedaży je straciłam – powiedziała. Emeryci pozwali syndyka i SGGSG m.in. dlatego, że kupującym miała być Stocznia Gdynia SA i Evip Progress, a nie spółka, którą stworzyły te podmioty, czyli TKS. To, ich zdaniem „rażące naruszenie prawa”. Sąd nie uznał tego zarzutu. Jego zdaniem sędzia komisarz nadzorujący w 1998 roku działania syndyka wiedział o tym i akceptował takie rozwiązanie. Według sądu nie ma znaczenia, czy sprzedaż lepszemu kupcowi przyniosłaby akcjonariuszom większe zyski. - Nie świadczą także o interesie prawnym argumenty natury politycznej i społecznej – tłumaczył sędzia Piotr Kowalski, przywołując wypowiedzi Bernadety Nowak i Stanisława Mazura, odwołujących się do roli Stoczni Gdańskiej w procesie przemian demokratycznych w Polsce. Sąd ustosunkował się również do zarzutów stawianych przez byłych stoczniowców wobec Andrzeja Wiercińskiego, który jakoby nie miał prawa nazywać się syndykiem. Według sądu zmiana na tym stanowisku - powołany na nie Michał Lachert szybko z niego zrezygnował - dokonała się jednak prawidłowo. Nie było także błędu w uszczupleniu majątku stoczni. Inny zarzut stoczniowców dotyczył lekceważenia Rady Wierzycieli. Sąd wskazał, że rada powstała za późno, żeby mieć wpływ na kwestionowane decyzje. Za unieważnieniem sprzedaży stoczni nie powinno też przemawiać to, że jej nowy właściciel nabył ją wraz 43 mln zł w kasie. Rozmowa z Bernadetą Nowak, inżynierem elektrykiem, emerytowanym pracownikiem Stoczni Gdańskiej, która przepracowała w zakładzie prawie czterdzieści lat, dziś przed sądem szuka sprawiedliwości. Bez reszty wrosłam w stocznię - Jak długo przygotowywała się Pani do sprawy? - Od złożenia pozwu ponad półtora roku czekaliśmy na wyznaczenie pierwszej rozprawy. Dopiero od października 2003 roku sprawa nabrała właściwej wagi. Intensywne sędzia skomentować. Należało jasno stwierdzić, że syndyk poświadczył nieprawdę. Do pewnych sformułowań jednak się dojrzewa, a dojrzewa się przez rozmowy z przygotowywania trwały o k o ł o t r z e c h m i e s i ą c y. Zdobywałam coraz to nowe dokumenty. Napływały do mnie kolejne informacje od kolegów. Czułam wsparcie wielu życzliwych ludzi, ostatecznie jednak, sama musiałam całą dokumentację przeczytać, usystematyzować. Okazał się, że czasu jest zbyt mało, aby ogarnąć tak obszerną i wielowątkową sprawę, ustalić architekturę zdarzeń. Zabrakło przysłowiowego jednego dnia? - Tak, do sprawy zabrakło mi jednego dnia (mowa o posiedzeniu sądu z dnia 18 maja, kluczowym, bo wówczas Bernadeta Nowak i Stanisław Mazur przesłuchiwali syndyka), abym ostatecznie mogła sformułować pytania, które chciałabym zadać syndykowi. W wyniku śledzenia dokumentacji odkryłam kluczowe niezgodności w aktach notarialnych. Umiałam je wskazać, ale słabo orientując się w materii prawnej nie umiałam dobitnie wyartykułować tej wiedzy. Gdybym moje spostrzeżenia wyartykułowała dobitnie, syndyk musiałby się do nich ustosunkować, a przygotowaniu prawniczym. - ¯ałuje Pani, że sędzia nie wspomógł Pani swoją wiedzą i doświadczeniem? - W kilku momentach odczułam i ja, i Stasiu, przychylność sądu, ale naiwnością byłoby oczekiwać wsparcia w momentach obciążających przedstawiciela sądu lub syndyka. Spór idzie o ogromne pieniądze, o interes określonej grupy władzy i nie może być taryfy ulgowej, potrzebna jest siła argumentów. W dzień posiedzenia 18 maja, rano, złożyłam w sądzie pismo, w którym podzieliłam się swoimi spostrzeżeniami. Może zbyt mało czasu miał sędzia, aby się z nim zapoznać? - Jak postrzega Pani wyrok w tej sprawie? - Istotną przeszkodą, jaką postawił przed nami wyrok, jest odebranie nam i n t e r e s u p r a w n e g o . To oznacza, że musimy jeszcze raz skupić się nad losem naszych akcji. - Zamierzacie Państwo złożyć apelację? - Tak. Otrzymaliśmy zapewnienie kancelarii prawniczej, że przed upływem dwóch tygodniu przygotuje apelację, by ją złożyć do sądu ludźmi o drugiej instancji. Dodatkowo 3 czerwca złożyliśmy w Prokuraturze Okręgowej w Gdańsku zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez syndyka. - W sądzie widać było, jak wiele zdrowia kosztuje Panią ta sprawa. Po co tak nadwyrężać swoje własne siły? - Jako czternastoletnia dziewczynka zastanawiałam się, jak zawód przyniesie największe dochody mnie i mojej zbolałej mamie. Przyjęto mnie do Conradinum. Przez pięć lat przychodziłam do Stoczni Gdańskiej na praktyki. Pasjonowało mnie i spawanie, i szlifowanie, i wiercenie. Takie męskie pasje. Jak ktoś ma czternaście lat i do pięćdziesiątego czwartego roku życia drepcze po tych samych stoczniowych uliczkach, wciąż podnosząc kwalifikacje, to tak silnie wrasta w środowisko, że identyfikuje się bez reszty. Wielkich pieniędzy, o których marzyłam, jako dziewczynka, ta praca mi nie przyniosła, ale dała za to ogromne zadowolenie. Wspominam, jak zostałam tutaj w stoczni matką chrzestną chłodnicowca, Chiquita Abava, który współprojektowałam. Wi d z i a ł a m u t r u d z e n i e robotników, ich zaangażowanie, pracę na wczoraj. Wzbudziło to we mnie wielki szacunek dla tej pracy. Z ogromnym Prokuratura zbada Z zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa przez Andrzeja W., syndyka, które Bernadeta Nowak i Stanisław Mazur złożyli do Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, w dniu 3 czerwca 2004 roku Prokuratura poinformowana została o rozbieżnościach w aktach notarialnych sprzedaży Stoczni Gdańskiej z dokumentami sądowymi. Syndyk miał jakoby „poświadczyć oczywistą nieprawdę” twierdząc, że dane wynikające z okazanych dokumentów nie uległy zmianie, a to jest uchybieniem wobec kodeksu karnego. Zataił zaś np. prawomocny wyrok Sądu Wojewódzkiego z dnia 23 lutego 1998 roku, uchylający podstawę upadłośći Stoczni Gdańskiej. Andrzej W. wobec notariusza, podając się za syndyka, powoływał się na postanowienie Sądu Rejonowego, w którym jedna, jako syndyka, sąd wyznaczył Michała Lacheta. Bernadeta Nowaki Stanisław Mazur uważają, iż syndyk sprzedając stocznię złamał postanowienie Sądu Rejonowego z dnia 19 maja 1998 roku, traktujące o tym, iż: „… zezwala się na prowadzenie przedsiębiorstwa upadłego do dnia 31 września 2001, z tym, że działalność nie może uszczuplić majątku masy”. Zdaniem emerytów jest to oczywistym zakazem sprzedaży Stoczni Gdańskiej. Zwrócono również uwagę prokuratury na to, iż akty notarialne mają braki formalne. Nie są zgodne w swoich pierwszych i ostatnich stronach. Brakuje numerów kolejnych stron, są dwie końcowe strony, brakuje pieczęci i podpisu notariusza… Odniesiono się również do innych dokumentów, na przykład na nieopieczętowane ostanowienie Sądu Rejonowego w Rozwaga i Gdzie jest 10 procent premii i diety za delegacje?! 10 czerwca, w dniu wypłaty, pracownicy znów nie otrzymali premii. Dlatego też związek wystąpił do zarządu o wyjaśnienie, dlaczego premii nie ma. - Premia zależna jest w stoczni od wykonania wydziałowego planu oraz od wykonania planu przez c a ł y z a k ł a d . We d ł u g naszych informacji żaden z wydziałów nie został pozbawiony premii z tytułu nie wykonania przez niego zadań. Dlatego tym bardziej dziwi nas fakt, że stocznia nie wykonała planu. Podobna sprawa to diety za pracę ponad osiem godzin w Stoczni Gdynia, oraz doliczanie c z a s u przejazdu do czasu pracy. Kto o tym zapomiał? Napewno nie nasz związek. U w a ż a m y, że zarówno sprawa diet, premii, jak i manipulacji p r z y systemie płac pracowników D-10 czyniona jest świadomie w celu obniżenia wynagrodzenia - mówi Karol Guzikiewicz. - Zwracamy jednak uwagę zarządowi na to, że takie praktyki skończą się źle nade wszystko dla firmy, z której odchodzą z powodu niskich pensji najlepsi fachowcy. To, iż na bieżący rok przyjęto współczynnik w z ro s t u w y n a g ro d z e ń „0”, nie oznacza, że pensje nie mogą wzrosnąć, gdy Proces karny rozpocznie się najpewniej jesienią Notariusz i syndyk na ławie oskarżonych Notariusz Marek K.- oskarżony w związku z nieprawidłowościami przy sprzedaży Stoczni Gdańskiej - zasiądzie na ławie oskarżonych. Tak 2 czerwca zdecydował Sąd Rejonowy w Gdańsku na zamkniętym posiedzeniu, odrzucając wniosek obrony o umorzenie postępowania. Przed sądem stanie również syndyk. Marka K. - drugiego oskarżonego, obok syndyka zakładu – przywitało skandowanie: „Złodziej!”. N i e z a d o w o l e n i e manifestowali związkowcy z „Solidarności” oraz zwolnieni nie zaś do kupującego przedsiębiorstwo. Wątpliwości stoczniowców podziela prokuratura. Jej zdaniem Trójmiejska Korporacja Stoczniowa - dziś Stocznia - mówi mecenas Andrzej Drania, obrońca notariusza. – My nie mamy wątpliwości, że postąpił zgodnie z prawem. Najpoważniejsze zarzuty ciążą jednak na syndyku masy upadłościowej Stoczni Gdańskiej Andrzeju W. Zdaniem prokuratury, odpowiada o n z a byli pracownicy stoczni. Przypomnijmy, że zarzuty o „złodziejstwo” sięgają 1998 roku, kiedy to Stocznia Gdańska została sprzedana za 115 mln zł. W momencie sprzedaży w jej kasie znajdowały się 43 mln zł. Wnioski związkowców są więc proste: stocznia kupiła samą siebie za pieniądze z kasy oraz kredyty zaciągnięte pod swój majątek. W opinii prokuratury 42 mln zł z kasy zakładu powinny trafić do wierzycieli upadłej stoczni, Gdańska-Grupa Stoczni Gdynia SA - nie miała prawa do zakładowej kasy. W konsekwencji bowiem, stocznia nie została kupiona za 115 mln zł, ale za tylko nieco ponad 72 mln zł. Zezwalając na przejęcie pieniędzy syndyk i notariusz popełnili więc przestępstwo. - Prokuratura uważa, że pan Kolasa popełnił przestępstwo, sprzedając zakład z czterdziestoma milionami złotych w kasie niegospodarność, która naraziła przedsiębiorstwo na szkodę nie mniejszą niż 119 mln zł. Proces Andrzeja W. i M a r k a K . p r z e d gdańskim sądem przerywano dwukrotnie z powodu śmierci - najpierw ławnika, a później sędziego. Następnie nowy skład sędziowski zwrócił akt oskarżenia do prokuratury. Ta uzupełniła go i ponownie przesłała do sądu. Sprawa Andrzeja W. i Marka K. czeka Solidarnośći i Rozwaga Rozwaga Dlaczego pieniędzy jest mniej? Dlaczego pieniędzy jest mniej? Niedoszacowanie robót, odbieranie jednym, aby dodać drugim… Zdaje się, że Stocznia Gdańska wciąż dofinansowuje prace dla Stoczni Gdynia, choć jest to bardzo ukrywane. Karol Guzikiewicz, wiceprzewodniczący stoczniowej „Solidarności” – powołując się na dokumentację podpisaną przez kierownika wydziału – tłumaczy dlaczego pieniędzy jest mniej. W pierwszych miesiącach tego roku pracownicy wydziału PK-3 pracowali dla Stoczni Gdynia na sekcjach B-200/8. Otrzymał za pracę 78,2 proc. napięcia normy. - Przypomnijmy, że limity te w imieniu stoczni przyznaje dział ZTTN, pod nadzorem dyrektora do spraw zasobów Andrzeja ¯ukowskiego – komentuje Guzikiewicz. – Wcześniej publikowaliśmy inne zarzuty wobec poczynań dyrektora ¯ukowskiego. Jako jeszcze do niedawna czynny pracownik Stoczni Gdynia narzucał Stoczni Gdańskiej zaniżone kontrakty na dwunastu jednostkach 8203. Stocznia na tych statkach poniosła bardzo dużą stratę, a prezesowi stoczni Bogumiłowi Banachowi nie przedłużono kontraktu. Dyrektor ¯ukowski jednak pracuje nadal i nie zmienił sposobów działania. Sądzimy, że bez względu na sytuację firmy ma dobrych opiekunów. Obecnie w postaci nowego prezesa oraz niektórych działaczy innych związków zawodowych. Przypomnijmy, że pierwszy raz został zwolniony przez syndyka za swoje poczynania, gdy w stoczni zgineła pełna dokumentacja statku. Zdaniem związkowców, sytuacja z niskimi limitami ma obecnie miejsce na jednostce 8230/6. - Przy takim limitowaniu godzin pracy, stoczniowcy musieliby pracować, jak budowniczowie Polski Ludowej, wyrabiając ponad 100 procent normy – tłumaczy Guzikiewicz. W związku ze złym limitowaniem – aby pracownik mógł otrzymać wyższe wynagrodzenie – wpisuje się w kartę zegarową postój. Ostatnio jednak coraz więcej pracowników buntuje się wobec mistrzów, którzy dopuszczają się tej procedury. Obmyślono więc inną metodę na większą skalę, tzw. przekroczenie godzin normowanych, na które wystawiana jest karta pracy. - W pierwszych miesiącach tego roku łączne przekroczenie wynosiło pięćdziesiąt tysięcy roboczogodzin, co przy średnich pięćdziesięciu złotych za godzinę daje dwa i pół miliona złotych nieoszacowanych robót wykonanych przez pracowników Stoczni Gdańskiej – wylicza Karol Guzikiewicz. – Na taką kwotę pomylił się dyrektor ¯ukowski wraz ze swymi służbami. Kolejnym sposobem na „oszczędności” jest zabieranie godzin jednemu wydziałowi, który ma lepsze wyniki i oddawanie temu, który ma gorsze, nie wynikające jednak z jego złej pracy. - Mamy na to dokumenty – potwierdza Karol Guzikiewicz. – Przez takie działania nie tylko pracownicy jednych wydziałów tracą na zarobkach. Prowadzi to do konfliktów między ludźmi, bo według jakiej zasady można zabierać jednemu, aby dać drugiemu? Zachodzi bardzo duże prawdopodobieństwo, że Stocznia Gdańska dalej dopłaca do każdej pracy, którą wykonuje dla Stoczni G d y n i a . Ta k i e r ę c z n e sterowanie systemem płac świadczy o tym, że wysokość pensji nie jest zależna od ilości wykonanej pracy, ale układów. Karol Guzikiewicz twierdzi, że zarząd w odpowiedzi na zarzuty „Solidarności” wobec sposobu rozliczania godzin tłumaczy, iż to wewnętrzna sprawa stoczni, a nie związków zawodowych. Związek jednak nie podziela tej opinii. Dlatego tego typu sprawy kieruje do Państwowej Inspekcji pracy, która często nakazuje zarządowi wyeliminowanie takich procedur. - Ostatnia opinia PIP nakazuje zarządowi do końca miesiąca zmienić zakładowy układ zbiorowy tak, aby zgodny był z obowiązujący prawem w Polsce, po wejściu do Unii Europejskim – mówi Karol Guzikiewicz. – Negocjacje z zarządem, ze względu na obecny bałagan, będą trudne. Związek nie może zgodzić się na obniżkę pensji. System, który w latach dziewięćdziesiątych, kiedy go wprowadzano, zachęcał do pracy, był dobrowolny. Dziś Korespondencja z zarządem W sprawie zabrania godzin wydziałowi PK-1 związek NSZZ„Solidarność” prowadzi korespondencję z zarządem. 27 maja zarząd Stoczni Gdańskiej powiadomiony został o tym, iż „Wydziałowi temu zostało zabranych 9000 roboczogodzin za wykonywane roboty, stanowi to ok. 5% obniżki wynagrodzenia dla pracowników PK-1. „Wnosimy o przywrócenie tych godzin oraz szczegółowe wyjaśnienie, kto i na jakiej podstawie podejmuje takie decyzje. Sytuacja ta nie sprzyja naprawieniu systemu grupowej organizacji pracy, zgodnie z zaleceniami Państwowej Inspekcji Pracy. W związku z tym, iż coraz bardziej widoczny jest fakt , że system staje się fikcją, a o wysokości wynagrodzenie decydują «układy». Kolejnym dowodem, iż obecny system wynagradzania grupy D-10 nie jest sprawiedliwy i źle obliczany przez grupy technologiczne jest przekroczenie o ok. 50 000 roboczogodzin przez wydziały produkcyjne, głównie na wydziale PK-3” około 35 000 godzin”. W odpowiedzi zarząd napisał 2 czerwca, iż „sprawy korekt limitów pracochłonności przyznanych wydziałom są pochodną konsultacji i analiz zakresów i ilość prac realizowanych przez poszczególnych wykonawców, dokonywaną przez służby techniczne (ZT), a nie decyzji płacowych Zarządu”. Związek powtórnie napisał więc do zarządu, iż odpowiedz, jaka nadeszła nosi „znamiona braku dbałości o dobro firmy”. „Solidarność” wraca do sprawy przekroczenia godzin. „Według naszej wiedzy przekroczenia nastąpiły z powodu nie doszacowania robót zgodnie z obowiązującymi normami w stoczni. Na dzień dzisiejszy to przekroczenie, po wydaniu odpowiednich kart pracy, pokrywa stocznia, a nie zleceniodawca. W wykazanym procentowym wykonaniu wszystkie wydziały wyrobiły normę na ponad 90%, ponieważ w tej wartości procentowej uwzględnione są przekroczenia. Jako dowód na potwierdzenie tej informacji przedstawiamy Panu prezesowi reklamację wydziału PK-3. W związku z powyższym prosimy o ponowne rozpatrzenie tej sprawy oraz udzielenie informacji, czy wydz. PK-1 oddano godziny, oraz czy zleceniodawca, czyli Stoczni Rozwaga i Stanisław Biernacki deklaruje dalszą walkę Na razie nie będzie p Nie będzie pieniędzy za stoczniowe akcje z roku 1993 – tak orzekł sąd. Nie dostanie ich ani Stanisław Biernacki, który batalię rozpoczął, ani prawie sześć tysięcy kolejnych akcjonariuszy, którzy złożyli pozwy. Stanisław Biernacki deklaruje jednak, że dalej będzie się odwoływał wraz z Komisją Międzyzakładową, dochodząc swych roszczeń przed Sądem Najwyższym, a jeśli będzie taka konieczność, to i przed Trybunałem w Strasburgu. Historia sięga dziesięciu lat wstecz. Z końcem roku 1993 na podstawie uchwały Rady Ministrów Nr 205/90 z 17 grudnia 1990 roku oraz późniejszych Zarządzeń Ministra Przekształjceń Własnościowych, Skarb Państwa zbył pracownikom akcje imienne Stoczni Gdańskiej. „Akcje imienne” to takie umowy, które opiewały na nazwisko każdego, konkretnego stoczniowca. Miały być one – w zamian odpraw pieniężnych rekompensatą za likwidację zakładu w 1988 roku. Liczba Sąd powiedział – nie! akcji przypadająca na jednego pracownika uzależniona była od tego ile kto zarabiał. Umowy zawierał ze stoczniowcami Skarb Państwa i Minister Przekształceń Własnościowych, Stanisław Biernacki, dziś już emerytowany pracownik stoczni, nie mogąc pogodzić się z jawną niesprawiedliwością, latem 1997 roku złożył do sądu pierwszy pozew. - Uważałem, że dopuszczono się wobec stoczniowców oszustwa i to perfidnego oszustwa – opowiada Stanisław Biernacki. – Zamydlono ludziom oczy akcjami, a potem postawiono zakład w stan upadłości, co miało unieważnić akcje. Wydaje się, że komuna załatwiała w ten sposób z krnąbrnymi stoczniowcami sprawy sprzed lat. Poczułem się urażony, że ktoś potraktował stoczniowców, jak ostatnich głupców. Po roku Sąd Apelacyjny w Gdańsku przekazał sprawę do Sądu Wojewódzkiego tłumacząc, że wysokość roszczenia przekracza jego kompetencje. Sąd Wojewódzki odpisał, że Stanisław Biernacki powinien odwołać się do sadu cywilnego w Warszawie. - A powództwo cywilne wiązałoby się z kosztami, na które nie było mnie stać – wspomina Stanisław Biernacki. – Musiałem poświadczać swój status majątkowy. I tak sprawa trafiła do Sądu Okręgowego Pracy w Warszawie. 19 lutego 2003 roku Sąd Okręgowy w Warszawie orzekł, że Stanisławowi Biernackiemu należy się odszkodowanie o wartości nominalnej akcji, czyli 1 akcja równa jest jednej złotówce. - Nie mogłem pogodzić się z tym, że wartości akcji po trzynastu latach nie skorygowano wskaźnikiem inflacji, co gwarantuje uchwała Rady Ministrów i odwołałem się do Sądu Apelacyjnego – opowiada Stanisław Biernacki. 12 marca miała odbyć się rozprawa. Nie doszło do niej, bowiem nie stawiła się strona przeciwna. 27 maja przed sądem Apelacyjnym w Warszawie odbyło się wreszcie posiedzenie. Jak relacjonuje Stanisław Biernacki, posiedzenie sprowadziło się do skrótowego przedstawienia stanowisk stron. Przedstawiciel Skarbu Państwa powoływał się na argument, iż jest to sprawa precedensowa i że w ślad za nią wpłynęło do sądu pierwszej instancji około pięć i pół tysiąca podobnych wniosków. Sąd upewnił się co do wysokości roszczeń i po krótkiej naradzie ogłosił orzeczenie. Sąd unieważnił pierwotny werdykt Sądu Okręgowego w tej sprawie i oddalił inne roszczenia, jako nie udowodnione. - Po otrzymaniu na piśmie orzeczenia sądu wraz z uzasadnieniem, kontynuować Solidarnośći i Rozwaga Rozwaga reprezentowany przez Macieja Płażyńskiego, ówczesnego wojewodę gdańskiego. Akcje powinny trafić do rąk nabywców 30 marca 1994 roku. Jednak, stoczniowcy otrzymali po dziś dzień jedynie świadectwa depozytowe, świadczące o tym, że uprawnieni przekazali jakoby swoje akcje w depozyt stoczniowy. Stoczniowcy jednak nie mogli tego czynić, bowiem nigdy w ich ręce rzeczywiste akcje nie trafiły. Szacuje się, że uprawnionych do odbioru akcji było około ośmiu tysięcy ludzi. Średnio po 2.300 akcji o ówczesnej wartości nominalnej dziesięciu tysięcy złotych każda. P i e n i ę d z y, które jakoby kryły się za wręczonymi stoczniowcom akcjami, pracownicy zakładu nigdy jednak nie otrzymali. Z końcem marca 2004, z racji przedawnienia, minął termin, w którym stoczniowcy mogli upominać się o sprawiedliwość. Na potęgę kserowano, wypełniano i słano pozwy do Warszawy. Jak wiele osób z ośmiu tysięcy, które otrzymały akcje, odwołało się do wymiaru sprawiedliwości nie było wiadomo, aż do 27 maja, gdy Stanisław Biernacki stanął przed Sądem Apelacyjnym w Warszawie. Co by się stało, gdyby sąd uznał roszczenia Stanisława Biernackiego? Mielibyśmy do czynienia z precedensem, na który mogliby powoływać się kolejni akcjonariusze stoczni. pieniędzy za akcje Co dalej z pozwami w sprawie akcji „Solidarność” w sprawie akcji Karol Guzikiewicz, wiceprzewodniczący stoczniowej „Solidarności” Roszczenia Skarbu Państwa - Obecni pracownicy stoczni, którzy do Sądu Okręgowego w Warszawie, przesłali pozwy w sprawie akcji, zaczęli otrzymywać z sądu odpisy pisma, które do sądu przesłało Ministerstwo Skarbu. Kiedy pracownicy zaczęli przychodzić do nas z tymi odpisami okazało się, że są już trzy wersje dokumentacji. Jedne pisma mają charakter bardzo ostry, nakazują odpowiedz w ciągu czternastu dni. Inne zaś są łagodniejsze. We wszystkich tych pismach jednak, oprócz wniosku o oddalenie powództwa, widnieje również zapis: „zasądzenie na rzecz pozwanego kosztu procesu według norm przypisanych”. Co oznacza to sformułowanie? Sąd pracy, obojętnie której instancji, jest sądem bezpłatnym dla składających wnioski pracowników. Pracownik nie ponosi więc żadnych opłat sądowych, jak to się dzieje w sądach cywilnych, czy karnych, w przypadku przegranej sprawy. Może jednak się zdarzyć, że strona pozwana wnosi do sądu o pokrycie przez powoda – w tym wypadku pracownika stoczni – pokrycia kosztów zastępstwa procesowego, czyli prawników reprezentujących w tym przypadku Skarb Państwa. Sąd, nawet po przegranej sprawie, nie ma obowiązku zasądzenia na rzecz powodów kosztów procesowych. Dlaczego nazywamy to „szantażem” Takie stanowisku Skarbu Państwa nazywamy „szantażem”. Po pierwsze pomysł na akcje, od początku był oszustwem wobec stoczniowców, mającym zamknąć im usta. Po drugie w historii wolnej Polski, państwo na taką skalę nie organizowało akcji przeciw tym, którym odszkodowania się należą, na przykład zabużanom, właścicielom przedwojennych nieruchomości, a obecnie pielęgniarkom składającym pozwy za tzw. ustawę 203. Trzecim powodem, dla którego używamy słowa „szantaż”, jest to, iż z szacunków – opartych na stawkach, jakich żądają za swoją pracę adwokaci – wynika, iż koszt wynajęcia przez Skarb Państwa adwokatów mógłby być wyższy niż nominalna wartość akcji. Przyjmując, iż średnio adwokat za reprezentowanie Skarbu Państwa wobec jednego powoda może zażądać nawet pięciu tysięcy złotych, to kwota za pięciu i pół tysięcy stoczniowców, którzy złożyli pozwy, równałaby się dwudziestu siedmiu milionom złotych. Czwarty powód można nazwać już politycznym. Decyzja Skarbu Państwa będzie już obowiązywała nie ten, ale następny rząd, bowiem dopiero wówczas rozpoczęłoby się procesy. Na starcie nowy rząd miałby potężny konflikt ze stoczniowcami. To szantaż typowo teoretyczny i tak go przyjmuje „Solidarność”. Ma jednak na tą chwilę charakter prawny, bowiem odnotowane zostało w dokumentach sądowych. Skarb Państwa wie, że nikt – ani prywatne osoby ani „Solidarność”, – nie ma takich pieniędzy, aby zagwarantować spłatę ewentualnych roszczeń. Cel stanowiska Skarbu Państwa zdaje się jasny. Chce w ten sposób zmusić stoczniowców, którzy się wahają, aby wycofali pozwy. Prawda jest jednak i taka, że wycofanie pozwu nie gwarantuje jednak, iż Skarb Państwa nie będzie wnioskował o pokrycie kosztów. Wsparcie dla członków NSZZ„Solidarności” Ze względu na tak dużą liczbę spraw, związek „Solidarność” obsługiwać prawnie będzie tylko członków związku, w ramach posiadanego majątku. Innym służyć będziemy jedynie informacją. Członków związku, którzy nie wycofają pozwu, poprzez wynajęte kancelarie prawnicze będziemy starali się łączyć w kilkudziesięcioosobowe grupy, aby zapewnić im pomoc, ale i nie ponosić horrendalnych kosztów, bo tak dużego majątku związek nie posiada. Osoby, które podtrzymają pozwy nie mogą być bierne i muszą być do dyspozycji Na następnej stronie prezentujemy wzory trzech druków. Wnioski należy przesłać do Warszawy, zgodnie z zapisem o adresacie. „Protestujemy przeciwko próbie szantażu ze strony Ministra Skarbu wobec 5,5 tys. stoczniowców ze Stoczni Gdańskiej, którzy złożyli pozew do Sądu Okręgowego w Warszawie o rekompensatę za nie wydanie akcji w terminie określonym w umowie” – napisała Komisja Międzyzakładowa „Solidarności” Stoczni Gdańskiej w oświadczeniu. – „Ministerstwo Skarbu rządzone przez SLD do dnia dzisiejszego nie chce naprawić krzywd wyrządzonych stoczniowcom, wynikających z wydania bezwartościowych akcji. Akcjonariuszypracowników szantażuje się kosztami procesowymi, tzn. za wynajęcie adwokatów przez Skarb Państwa…”. Stanowisko w tej spawie wydał również Zarząd Regionu Gdańskiego NSZZ „Solidarność”. Czytamy w nim: „Zarząd Regionu Gdańskiego wyraża swoje oburzenie w związku z decyzją podjętą wobec 5,5 tysiąca pracowników Stoczni Gdańskiej, którzy złożyli pozew… o rekompensatę za nie wydanie akcji w terminie określonym w umowie. Próba obciążenia pracowników, których sytuacja materialna jest bardzo trudna, kosztami procesowymi za wynajęcie adwokatów przez Skarb Państwa wyraźnie wskazuje, iż władze pragną wymusić na pracownikach wycofanie pozwów i nieodwracalne przedawnienie roszczeń. Nienormalne jest domaganie się zwrotu kosztów procesowych przez Skarb Pańs twa w sytuacji, gdy nie realizuje się słusznych roszczeń byłych i obecnych pracowników Stoczni Gdańskiej. Zarząd Regionu Gdańskiego domaga się rozwiązania tego problemu w sposób c y w i l i z o w a n y, bez Rozwaga i Wersja I ……… 2004 r. Sąd Okręgowy w Warszawie XII Wydział Pracy Al. Solidarności 127 00-951 Warszawa Gdańsk, dnia Wersja II 2004 r. Gdańsk, dnia ……. Sąd Okręgowy w Warszawie XII Wydział Pracy Al. Solidarności 127 00-951 Warszawa Powód: ………………………………….. ………………………………….. Powód: ………………………………….. ………………………………….. Pismo procesowe powoda Pozwany: Skarb Państwa-Minister Skarbu Państwa ul. Krucza 36/Wspólna 6 00-522 Warszawa …………………………………... Sygn. Akt …………………. …………………………………... Pozwany: Skarb Państwa-Minister Skarbu Państwa ul. Krucza 36/Wspólna 6 00-522 Warszawa Sygn. Akt ……………………. W nawiązaniu do zarządzenia Sądu Okręgowego w Warszawie z dnia ……… 2004 r. wycofuję pozew przeciwko Skarbowi Państwa, wnosząc jednocześnie o umorzenie postępowania. W nawiązaniu do wezwania Sądu Okręgowego w Warszawie z dnia …………… 2004 r. informuję, że podtrzymuję pozew przeciwko Skarbowi Państwa. W odpowiedzi na pozew wnoszę o dalsze zawieszenie postępowania sądowego do czasu prawomocnego rozstrzygnięcia precedensowej (podobnej do mojej) sprawy pana Stanisława Biernackiego (sygn. Akt.III Apa 115/03/XII P 767/99)) przeciwko Skarbowi Państwa RP. Nadmieniam, iż pan Stanisław Biernacki zamierza wnieść kasację od wyroku Sądu Apelacyjnego do Sądu Najwyższego, w związku z tym odwieszenie mojej sprawy na tym etapie postępowania sądowego należy uznać jako przedwczesne. Na chwilę obecną nie zgłaszam żadnych wniosków dowodowych, wnioski te złożę w terminie późniejszym. …………………………….. Solidarnośći i Rozwaga Rozwaga Wersja III 2004 r. Gdańsk, dnia ……… Sąd Okręgowy w Warszawie XII Wydział Pracy Al. Solidarności 127 00-951 Warszawa Powód: ………………………………….. ………………………………….. …………………………………... Pozwany: Skarb Państwa-Minister Skarbu Państwa ul. Krucza 36/Wspólna 6 00-522 Warszawa Sygn. Akt …………………. W nawiązaniu do zarządzenia Sądu Okręgowego w Warszawie z dnia …………… 2004 r. informuję, że podtrzymuję pozew przeciwko Skarbowi Państwa. W odpowiedzi na pozew wnoszę o dalsze zawieszenie postępowania sądowego do czasu prawomocnego rozstrzygnięcia precedensowej (podobnej do mojej) sprawy pana Stanisława Biernackiego (sygn. Akt.III Apa 115/03/XII P 767/99)) przeciwko Skarbowi Państwa RP. Nadmieniam, iż pan Stanisław Biernacki zamierza wnieść kasację od wyroku Sądu Apelacyjnego do Sądu Najwyższego, w związku z tym odwieszenie mojej sprawy na tym etapie postępowania sądowego należy uznać jako przedwczesne. Letni pudding Lizy przepis czasochłonny, sześć porcji, trzeba przygotować 1-2 dni przed podaniem po 250 g czerwonych i czarnych porzeczek 250 g malin 250 g truskawek lub malin 100 ml musu jabłkowego 1 łyżeczka sosu z cytryny 2 łyżki likieru jagody do przybrania 150 g śmietanki 40 proc. W tradycyjnym przepisie, jako ciasto przewiduje białą bułkę. Można jednak zastosować także biszkopt albo ciasto piaskowe. Ciasto pokroić w cienkie kromki. Wyłożyć nimi dno boki formy budyniowej lub salaterki o pojemności półtora litra. Pozostałe kromki pozostawić do przykrycia. Porzeczki umyć i odszypułkować. Poziomki umyć i oczyścić. Maliny przebrać, jeśli można, nie myć. W szerokim garnku ogrzać powoli porzeczki z sokiem jabłkowym, cytrynowym i 150 ml wody, stale mieszając aż zaczną pękać. Wtedy wrzucić poziomki i maliny, po czym natychmiast zestawić garnek z ognia. Dać likier. Owoce wyjąć łyżką cedzakową, dobrze odsączyć i włożyć do wyłożonej formy. Jeżeli trzeba, lekko ugnieść w formie. Przykryć warstwą ciasta i ciasto zwilżyć sokiem z gotowania owoców. się i Przepis pochodzi z książki kucharskiej „Gotuj zdrowo”, wydawnictwa Interium. Rozwaga i Spała. XVII Zjazd Delegatów NSZZ „Solidarność” Statut goni rzeczywistość Ponad 360 delegatów wzięło udział w dwudniowym XVII Zjeździe Delegatów NSZZ „Solidarność”, który rozpoczął się 28 maja w Spale, województwo łódzkie. Związkowcy debatowali nad przyjęciem nowego statutu związku, który adekwatniej przystawałby do rzeczywistości. Uchwalone zdecydowaną większością głosów zmiany, to pierwsze poprawki w statutucie związku od chwili jego powstania. Do Spały przyjechali m.in. były szef związku Marian Krzaklewski, były minister koordynator służb które zachodzą w zakładach pracy, zwłaszcza w górnictwie i organizować się w związki. Pojedynczy człowiek niewiele jest w stanie zmienić. - Sami pracownicy, którzy stwierdzą, że wokół nich dzieją się niepokojące rzeczy, które chcieliby naprawić, nie dadzą rady. Muszą sięgnąć po instrument, jakim jest związek zawodowy, aby w sposób zorganizowany działać w swoim interesie - mówił Śniadek dziennikarzom. Kompromis specjalnych Janusz Pałubicki oraz były wiceprzewodniczący „Solidarności” Jacek Rybicki. Zaproszenie wysłano również dla pierwszego przewodniczącego, Lecha Wałęsy. Obrady rozpoczęła msza polowa z udziałem biskupa Alojzego Orszulika. Uczestnicy zjazdu minutą ciszy uczcili śmierć płk. Ryszarda Kuklińskiego i barda „Solidarności”, Jacka Kaczmarskiego. Wysłali też list na ręce Jana Pawła II, w którym poprosili o papieskie błogosławieństwo dla swoich działań. Najważniejszym punktem obrad zjazdowych była dyskusja i głosowanie nad nowym statutem związku. Instrumenty Nowe zapisy w statucie miały dostosować funkcjonowanie związku m.in. do zmieniającego się w ostatnim czasie kodeksu pracy oraz przemian strukturalnych, hutnictwie. - £amanie praw pracowniczych, w tym prawa do wynagrodzenia, kolejny zamach na kodeks pracy, rozmiar bezrobocia, nieuczciwa konkurencja to tylko część problemów, o których mamy obowiązek mówić. Do tej pory powstawało dziesiątki osobnych uchwał okołostatutowych. Dlatego należy m.in. uporządkować statut - mówił przewodniczący związku, Janusz Śniadek. Prace nad zmianami trwały od kilku lat. Jak powiedział podczas obrad przewodniczący Komisji Statutowej Leszek Jankowski, głównym ich celem było „poprawienie spójności, terminologii oraz dostosowanie go do aktualnej sytuacji w kraju”. Przewodniczący „Solidarności” podkreślał, że pracownicy, aby skutecznie się bronić, muszą ponownie Solidarnośći i Rozwaga Rozwaga Domagali się odpowiedzi na pytanie, czy związek idzie w kierunku branż, czy zachowuje strukturę regionalną. Związkowcy przyjęli zmiany w statucie zdecydowaną większością głosów. Za przyjęciem zaproponowanych zmian głosowało 219 delegatów, przeciw było 81, a 18 wstrzymało się od głosu. Zdaniem szefa związku, Janusza Śniadka, przyjęte zmiany w statucie są kompromisem. - Te r a z t r z e b a czekać na jego rejestrację i Zanim doszło do głosowania nad zmianami w statucie, związkowcy mieli wiele uwag do zaproponowanych poprawek. Krytykowali m.in. brak dostosowania struktury związku do podziału administracyjnego kraju. Zmiany w statucie w preambule do zapisu o obronie „interesów pracowniczych” dodano wyrazy „członków związku”, co oznacza, że „Solidarność” będzie działać głównie na rzecz swoich członków. odmowa przyjęcia nowego członka wymaga pisemnego uzasadnienia wprowadzenie wymogu sześciomiesięcznej przynależności do „Solidarności” w momencie wyboru do władz związku, z wyjątkiem organizacji nowo powstałych uchwalono zakaz łączenia funkcji związkowych, z wyjątkiem funkcji delegata, z funkcją parlamentarzysty, a na poziomie ponadzakładowym ze stanowiskiem pracodawcy członkowie władzy wykonawczej organizacji terenowej nie muszą rekrutować się z grona członków tej organizacji, a mogą być osobami wyznaczonymi przez zarząd regionu gdy łączy się w jedną strukturę kilka zakładów pracy, na przykład kopalnie w kompanię węglową, to struktury związku, które w nich działały, będą mogły wybrać jednego przedstawiciela reprezentującego ich wobec pracodawcy, niegdyś w wyniku zmian struktury pracodawcy, zakładowe organizacje związkowe traciły osobowość prawną uchwalono możliwość wyboru władz terenowej organizacji związku - zrzeszającej osoby zatrudnione u pracodawców z danego terenu lub branży, nieobjęte działaniem innej jednostki organizacyjnej związku niekoniecznie spośród członków tej organizacji możliwość scedowania przez władze wykonawcze „Solidarność” i wybory parlamentarne Janusz Śniadek zapowiedział, że związek nie będzie się angażować w „tworzenie bytów politycznych przed nowymi wyborami parlamentarnymi”. Będzie natomiast wskazywać na te ugrupowania i te punkty programów partii, które zdaniem „Solidarności” będą sprzyjać środowiskom pracowniczym. Tymczasem w kuluarowych rozmowach wielu delegatów postulowało, aby „Solidarność” powróciła na scenę polityczną. Sam były przewodniczący „Solidarności” Marian Krzaklewski nie wyklucza powrotu do polityki. A to z uwagi na wszystkich tych, którzy głosowali na niego w wyborach prezydenckich 2000 roku (uzyskał wówczas 15,57 proc. głosów). Krzaklewski twierdzi jednak, że muszą być spełnione dwa warunki. - Po pierwsze: koncentracja na prawicy. Musi powstać naprawdę silne ugrupowanie, które nie będzie się rozpadać już po kilku miesiącach, a tym samym będzie skutecznie działać - argumentował. Drugim warunkiem, jaki stawia, są bezpośrednie wybory do parlamentu. - Tylko większościowa ordynacja wyborcza pozwala na wyłonienie naprawdę dobrych kandydatów uważa Krzaklewski. Potrzebny nam nowy statut Mieczysław Chełminiak ze Stoczni Gdańskiej - Głosowałem przeciw zmianom w statucie. Bez sensu jest głosowanie nad dokumentem, który już z założenia nie jest dobry i wymagać będzie kolejnych poprawek. Dzisiejszy statut, to Biblia, nie statut. Dokument dla elit, a nie szeregowych członków związku. Statut musi być zwięzły, zrozumiały właśnie dla szeregowych członków związku. A nie napisany trudnym językiem, pełny o d n o ś n i k ó w. N i e k t ó r e r o z d z i a ł y – na przykład dotyczący ordynacji wyborczej - są tak skomplikowane, że nawet prawnicy potrzebują kilku godzin, aby się do nich odnieść. Ja pamiętam! Wiele razy spotykałem się z pytaniem: „Co te związki robią?”. I co ciekawe, pytanie to zadają nasi członkowie. Pamiętam jedno. Ja nikogo nie pytałem, co robią związki, po prostu czułem, że trzeba walczyć o swoje. Nikt z nas nie urodził się działaczem. Działać po prostu trzeba chcieć! Nikt za nas nie będzie walczył o nasze prawa. Jeśli sami nie pokarzemy, że jest w nas siła, zostaniemy zgnojeni przez naszych przeciwników, czyli tych, którzy nic nie robią, biorąc nasze – związkowe – pieniądze, i narzekają, że za mało robimy. Pamiętam ludzi, którzy zginęli za swoje przekonania! Pamiętam ludzi, którzy płakali, gdy dowiedzieli się o zakończeniu strajku i wcale nie dlatego, że byli słabi. Oni już wtedy wiedzieli, że nasze ideały zostały pogrzebane przez paru cwaniaków. Pamiętam, jak biła mnie bezpieka i zomole. Pamiętam, jak moja Matka płakała w szpitalu, a ja ją przekonywałem: „Mamusiu, nie płacz, to naprawdę nie boli”. Teraz ja mam pytanie do tych, którzy zapisali się do naszego związku tylko dla własnych korzyści: „Po jaką cholerę zginęli moi koledzy? Niektórzy bardzo młodzi! Po jakiego diabła dałem sobie odbić nery? Czy tylko po to, żeby znowu banda cwaniaków czerpała z tego korzyści?”. Jeśli tak, to w takim razie zapisujcie się do Koła Wzajemnej Adoracji, a nie do „Solidarności”! Ja za swoją walkę i poświęcenie straciłem zdrowie, byłem bity i aresztowany, czy teraz naprawdę mają mi pozostać tylko wspomnienia? Zbigniew Stefańśki „Stefan” Większość delegatów twierdziła w kuluarach, że należy pracować nad nowym s t a t u t e m . Rozwaga i Kolejny odcinek serialu „Pomówienia” Nie prawdą jest, że… Kierownik Sławomir Stenzel na wydziale PK-3 rozpowszechniał wśród załogi informację o tym, że płace są niskie, bo związki zawodowe podpisały porozumienie, na mocy którego niższe są gratyfikacje za urlopy i mniejsze pieniądze za nadgodziny. - Prawdą jest, że przepisy się zmieniły, to jednak jedyna prawdziwa informacja zawarta w wystąpieniu kierownika – mówi Roman Gałęzewski, szef stoczniowej „Solidarności”. – Przepisy zostały zmienione nie w oparciu o porozumienie, które podpisały związki zawodowe, ale na mocy ustawy, przegłosowanej przez obecny parlament, wbrew sprzeciwowi właśnie związków zawodowych. Wszystkie związki zawodowe działające na terenie Stoczni Gdańskiej wnosiły do zarządu, aby pozostawić wynagrodzenia takie, jakie były dotychczas. - Zarząd jednak widząc, że może w ten sposób oszczędzić, zmienił zasady, zgodnie zresztą z prawem – komentuje Roman Gałęzewski. Szef „Solidarności” wyraża obawę, że gdyby związki zawodowe dla dobra stoczni chciały zrezygnować z jakichś przywilejów pracowniczych – równo dla wszystkich: od szeregowego pracownika, po prezesa – to kierownicy wydziałów mogliby wykorzystać to przeciw związkom. - Przy takiej postawie kierowników związki kilka razy będą musiały zastanawiać się nad każdą decyzją związaną z wyrzeczeniami pracowników – mówi Gałęzewski. – czekamy na reakcję zarządu wobec kierowników, którzy kłamstwem napuszczają pracowników na związki zawodowe. Bez reakcji zarządu wszystkie rozmowy z nim będą o niczym. W piśmie skierowanym na ręce zarządu Stoczni Gdańskiej, 18 czerwca, Roman Gałęzewski informując o incydencie napisał: „¯ądamy, by nieprawdziwe informacje, które zostały przez niego (Sławomira Stenzla - przyp. red.) przekazane pracownikom zostały pilnie sprostowane w stoczniowym radiowęźle. ¯ądamy również przeprosin Związku Zawodowego „Solidarność” za oczernianie wobec pracowników wydziału PK-3”. Wybory do Euoparlamentu Poparcie dla partii Państwowa Komisja Wyborcza ogłosiła: PO - 24,1 proc. LPR - 15,92 proc. PiS - 12,67 proc. Samoobrona -10,78 proc. SLD-UP - 9,35 proc. UW - 7,33 proc. PSL - 6,34 proc. SdPl - 5,33 proc. Frekwencja Frekwencja wyniosła 20,87 proc. Lista 54 osób wyłonionych w eurowybranych Z listy Platformy Obywatelskiej zostało wybranych 15 eurodeputowanych: Jerzy Buzek, Zdzisław Chmielewski, Małgorzata Handzlik, Stanisław Jałowiecki, Filip Kaczmarek, Bogdan Klich, Barbara Kudrycka, Janusz Lewandowski, Jan Olbrycht, Paweł Piskorski, Jacek Protasiewicz, Jacek Saryusz-Wolski, Bogusław Sonik, Zbigniew Zaleski, Tadeusz Zwiefka Z list Ligi Polskich Rodzin zostalło wybranych 10: Filip Adwent, Sylwester Chruszcz, Maciej Giertych, Dariusz Grabowski, Urszula Krupa, Bogdan Pęk, Mirosław Piotrowski, Bogusław Rogalski, Witold Tomczak, Wojciech Wierzejski Z list Prawa i Sprawiedliwości zostało wybranych 7: Adam Bielan, Anna Fotyga, Mieczysław Janowski, Michał Kamiński, Marcin Libicki, Wojciech Roszkowski, Konrad Szymański Z list Samoobrony zostało wybranych 6: Marek Czarnecki, Ryszard Czarnecki, Bogdan Golik, Wiesław Kuc, Jan Masiel, Leopold Rutowicz Z list SLD-UP zostało wybranych 5: Lidia Geringer d’Oedenberg, Adam Gierek, Bogusław Liberadzki, Marek Siwiec, Andrzej Szejna Z list Polskiego Stronnictwa Ludowego zostało wybranych 4: Zbigniew Kuźmiuk, Zdzisław Podkański, Czesław Siekierski, Janusz Wojciechowski Z list Unii Wolności zostało branych 4: Bronisław Geremek, Jan Kułakowski, Janusz Onyszkiewicz, Grażyna Staniszewska Z list Socjaldemokracji Polskiej zostało wybranych 3: Genowefa Grabowska, Józef Pinior, Dariusz Rosati Wygaśnięce mandatów sejmowych Zaświadczenia o wygaśnięciu mandatów w Sejmie wręczył 17 posłom, którzy dostali się do Parlamentu Europejskiego, marszałek Sejmu Józef Oleksy. Zastąpią ich nowe osoby, które w wyborach parlamentarnych w 2001 roku dostały na odpowiednich listach wyborczych najwyższą po byłych już posłach liczbę głosów. Wśród 17 posłów, którzy utracili sejmowe mandaty, są między innymi: liderzy PSL Janusz Wojciechowski i Zbigniew Kuźmiuk, Bogdan Pęk z LPR, Michał Kamiński z PiS, Paweł Piskorski z PO oraz Bogusław Liberadzki z SLD. Polacy o Konstytucji UE Zaskakująco dobrze oceniamy rezultaty brukselskiej misji premiera Marka Belki i przyjętą na szczycie Unii Europejskiej konstytucję zjednoczonej Europy. Decyzję polskiej delegacji o przyjęciu traktatu pozytywnie ocenia ponad 40 proc. z Polaków. 43 proc. Polaków nie zgadza się z opozycją, że zapisy konstytucji są niezgodne z polskim interesem. Rację opozycji, która ostro skrytykowała wyniki brukselskiego szczytu, przyznaje ponad jedna trzecia ankietowanych - 36 procent. Sondaż na zlecenie „Rzeczpospolitej” przeprowadziła Pracownia Badań Społecznych. Według „Rzeczpospolitej” jest już przesądzone, że w sprawie przyjęcia traktatu konstytucyjnego odbędzie się w Polsce referendum. Według sondażu za traktatem zamierza się obecnie Solidarnośći i Rozwaga Rozwaga Skąd się wzięłapiłka nożna? 3400 lat przed naszą erą istniała w Chinach gra, którą można uznać za praprababkę futbolu. Legioniści rzymscy umiłowanie do kopania piłki roznieśli po wszystkich podbijanych przez siebie ziemiach. Pierwsze profesjonalne mecze rozegrano oczywiście w Anglii. Anglicy również spisali historię piłki nożnej. Badacze utrzymują, że 3400 lat przed naszą erą istniała w Chinach gra, którą można uznać za praprababkę futbolu. Potwierdzone dane pochodzą z roku 2697 przed naszą erą, kiedy to w Chinach żołnierze uprawiali grę zwaną tsuh-kun, co w tłumaczeniu oznacza: „kopać piłkę nogą”. Noga i ręka O d k r y c i a archeologiczne są dowodem na to, że w Egipcie na wiele wieków przed naszą erą zabawiano się piłką. Na wielkich widowiskach poetycko-dramatycznosportowych w starożytnej Grecji m.in. grano w piłkę. Ta najstarsza gra w piłkę przypominała zarówno piłkę nożną, jak i ręczną. Na naszym kontynencie nade wszystko do rozwoju gry w piłkę przyczynili się Rzymianie. Harpa-stum, jak nazywano grę, cieszyła się wielką popularnością wśród żołnierzy. Podboje rzymskie rozprzestrzeniły więc automatycznie gry z użyciem piłki w inne rejony Europy, a więc i na Wyspy Brytyjskie. W 217 roku naszej ery po zdobyciu przez rzymskie legiony dzisiejszego miasta Little Chester zorganizowano grę, która polegała na kopaniu piłki do miejscowej bramy. Pół dukata za bramkę razy kopnął piłkę do bramki przeciwnika otrzymywał nagrodę w postaci dwudziestu złotych dukatów. W roku 1569 lekarz z Padwy wydał książkę, w której m.in. omówił grę „caccio” uprawianą przy pomocy „ p i ł k i wypełnionej powietrzem”. Nazwa „football” odnotowano po raz pierwszy w 1486 roku. W innych krajach gra w piłkę przeżywała okresy wzlotów i upadków, natomiast w Anglii konsekwentnie się rozwijała, obejmowała coraz to większe rzesze młodzieży. Obrastała w zwyczaje, reguły, przepisy. Każde miasto, rejon, szkoła kierowały się na ogół innymi przepisami. Sokoły lwowskie P o d s t a w ę dzisiejszych przepisów położyli studenci Uniwersytetu w Cambridge oraz przedstawiciele szkół w kilku szkół. W 1848 roku spisali „Cambridge Rulet” jedenaście punktów, według których miały toczyć się mecze. Zaczęły powstawać szkolne drużyny, a sport wprowadzono do rozkładu lekcji. Przełomową datą był 24 października 1857 - założenie pierwszego na świecie klubu piłkarskiego Sheffield Club istniejącego po dziś dzień. W 1904 roku powstała Międzynarodowa Federacja Związków Piłki Nożnej (FIFA). Początki piłki nożnej na ziemiach polskich znajdujemy pod koniec XIX i na początku XX wieku. Późno, bo Polaków bardziej wówczas zajmowała walka o niepodległość, niż sport. Najwcześniej pasja piłki nożnej objawiła się w Galicji, będącej pod zaborem austriackim. Ojcem polskiego piłkarstwa był prof. dr Eugeniusz Piasecki, nauczyciel gimnazjalny ze Lwowa, później wykładowca Uniwersytetu w Poznaniu. Pierwszy mecz Ważne daty 1866 - wprowadzono przepis o spalonym 1871 - zezwolenie bramkarzowi na grę rękami 1878 – sędziowie zaczynają używać gwizdek 1883 – bramka zyskuje poprzeczkę 1885 - ustalenie liczby graczy z podziałem na formacje 1890 - wprowadzenie przepisu o rzucie karnym 1891 - na bramkach rozwieszono siatki Piłkarska liga stoczniowa 2004 Ruszyła piłkarska liga stoczniowa. Do rywalizacji stanęło siedem drużyn. Wrócili do gry stolarze z wydziału PW-5. Rozgrywki potrwają do 14 lipca. W chwili zamykania gazety mamy za sobą pierwszy ligowy dzień. Do boju stanęły już cztery zespoły. Nie obyło się bez sensacji. Pierwszy mecz tegorocznej stoczniowej ligii piłkarskiej rozegrały PDOX z PK-3. Pojedynek zakończył się wynikiem 4:0 dla PDOX. - W ubiegłym roku PK-3 zajęło w całym turnieju trzecie miejsce, więc oni byli faworytami – mówi Fryderyk Radziusz z stoczniowej „Solidarności”. Do drugiego pojedynku stanęły drużyna PW-4 i Euroluku, z wynikiem 2:0. - Euroluk trafił w pierwszym meczu na ubiegłorocznego mistrza, dlatego przegrał – relacjonuje Fryderyk Radziusz. – Bez wątpienia jednak drużyna ta odmłodziła swój skład i prezentuje dużo wyższy poziom niż w ubiegłym roku. Wróżę im sukces. Data 21 czerwca 22 czerwca 23 czerwca 24 czerwca 28 czerwca 29 czerwca 1 lipca 5 lipca 7 lipca 12 lipca 14 lipca godzina 15.00 PDOX : PK-3 PW-5 : PW-5/M PK-3 : PW-5 PW-3 : Euroluk PDOX : PW-5 PK-3 : Euroluk Euroluk : PDOX PW-5 : PW-3 PW-3 : PW-4 PW-4 : PW-5/M PK-3 : PW-3 godzina 15.50 Euroluk : PW-4 PW-4 : PDOX PW-5/M : PW-3 PW-4 : PK-3 PW-5/M : Euroluk PDOX : PW-3 PW-4 : PW-5 PW-5/M : PK-3 PDOX : PW-5/M We Włoszech w Euroluk : PW-5 1490 roku grano w piłkę „caccio” na placach Florencji, a ten gracz, który dziesięćRozwaga i Solidarność – gazeta Komisji Międzyzakładowej NSZZ „Solidarność” Stoczni Gdańskiej Redaktor naczelny: Katarzyna Dębska Skład i red. techniczny: Edyta Sopolińska Adres redakcji: 80-873 Gdańsk, ul. Na Ostrowiu 15/20, tel. 769-15-00, fax 769-14-41. Uwagi prosimy kierować do sekretariatu Komisji Międzyzakładowej NSZZ „Solidarność” Stoczni Gdańskiej. Rozwaga i Nowości w wypożyczalni Władca Pierścieni – Powrót Króla Ostateczna bitwa o Śródziemie rozpoczęła się. Frodo i Sam, prowadzeni przez Golluma, kontynuują swą niebezpieczną wyprawę w kierunku Góry Przeznaczenia, w celu zniszczenia Pierścienia Władzy. Aragorn walczy, aby wypełnić przepowiednię i poprowadzić swoich zwolenników przeciw rosnącej sile Władcy Ciemności Saurona, aby Powiernik Pierścienia mógł zakończyć swoją misję. Zdobywca 11 Oscarów, w tym za najlepszy film 2003 roku. Matrix Rewolucje Neo. Trinity. Morfeusz. W oszałamiającym ostatnim rozdziale trylogii Matrix bohaterowie stają u progu zwycięstwa lub unicestwienia w epickiej wojnie przeciwko Maszynom. Dla Neo oznacza to jedno: musi podążyć tam, dokąd nie ośmielił się wyruszyć żaden człowiek – do Miasta Maszyn i stawić czoła zbuntowanemu programowi Smithowi, który zyskał niewyobrażalną moc. Dla scenarzystów – reżyserów braci Wachowskich oraz producenta Joela Silvera oznacza to, że muszą wykroczyć poza niezwykłą inwencję wizualną, którą zaprezentowali w dwóch pierwszych filmach. Nastał czas rewolucji: Matrix Rewolucje. Tomb Raider – kolebka życia Lara Croft (Angelina Jolie) powraca, by stawić czoło swej najbardziej niebezpiecznej misji: zamierza odnaleźć to, co starożytni uważali za esencję zła – Puszkę Pandory. Musi przemierzyć Ziemię do Grecji po Hongkong oraz Kenię i zdobyć Puszkę zanim wpadnie ona w ręce szalonego naukowca (Ciaran Hinds), który zamierza wykorzystać ją jako broń masowej zagłady. W tym celu Lara ściąga swego dawnego partnera – Terry«ego Sheridana (Gerard Butler) – niebezpiecznego najemnika, który już kiedyś zdradził Larę i jej kraj. Wie, że jest najlepszy do tego zadania, ale czy można mu ponownie zaufać? Weź udział w wyścigu – od pojedynków wręcz do strzelanin i podniebnych eskapad w poszukiwaniu antycznego skarbu i przyszłości całej ludzkości. Mali Agenci 3 Mali Agenci wracają! Carmen (Alexa Vega) i Juni (Deryl Sabara) muszą zmierzyć się z wyzwaniem, jakie stawia przed nimi gra-pułapka. Wyścig z wojownikiem szos czy surfowanie po płynnej lawie to tylko część z coraz trudniejszych poziomów do przejścia. Dzieci polegać mogą jedynie na swoim poczuciu humoru, jeszcze nowszych gadżetach i szalonej rodzinie. Ocalenie wszystkich dzieci świata to zaszczytna a jednocześnie najbardziej niebezpieczna misja dla superagentów. „Mali Agenci 3” to wyjątkowe połączenie najnowszych efektów cyfrowych i zapierających dech w piersiach szpiegowskich przygód z Małymi Agentami w roli głównej. Udaj się z rodziną Cortezów w wirtualny świat gier komputerowych! Maleństwo i przyjaciele Podążaj ścieżką przez Stumilowy Las w nowym pełnometrażowym filmie z Kubusiem i jego przyjaciółmi. Przyłącz się do nich ciesząc się wiosenną magią, poznaj prawdziwe znaczenie przyjaźni i przeżywaj niezwykłe przygody. Nastał najpiękniejszy wiosenny dzień. Pszczółki brzęczą, kwiatki kwitną a Maleństwo, Kubuś i Tygrys są gotowi do zabawy. Królik jednak uważa, że najpierw muszą zakończyć wiosenne porządki. Czy cokolwiek – lub ktokolwiek – może wpłynąć na zmianę decyzji Królika? Dopiero dzięki Maleństwu, jego dobroci, uprzejmości i przyja ni, Królik przekonuje się, że specjalne dni trzeba przeżywać w specjalny sposób. W filmie występują wszyscy Wasi ulubieńcy – mieszkańcy Stumilowego Lasu, znajdziecie także pięć nowych piosenek i przekonacie się, że grzeczność i uprzejmość mogą czynić prawdziwe cuda.