5/2004

Transkrypt

5/2004
NR 5 / 25 czerwca 2004 roku
ISSN 1641-6112
Rozwaga
i
STOCZNIA GDAŃSKA
W numerze
Jubileusz kapelana
„Solidarności”
Nowy układ zbiorowy pracy
Fundusz socjalny
Szlanta o Stoczni Gdańskiej
Zmarł Jacek Kuroń
str. 5
Gdzie jest 10 proc. premii
i diety za delegacje?!
str. 6
Notariusz i syndyk
na ławie oskarżonych
str. 6
Dlaczego pieniędzy
jest mniej?
Na razie nie będzie
pieniędzy dla akcjonariuszy?
Co dalej z pozwami
w sprawie akcji?
Kolejny odcinek
serialu „Pomówienia”
str. 7
str. 8
str. 9
str. 10-11
str. 11
str. 12-13
Wybory do Europarlamentu
Piłkarska
liga stoczniowa 2004
str. 3
str. 5
Prokuratura zbada
Statut związku
goni rzeczywistość
str. 2
str. 4
Rozmowa
z Bernadetą Nowak
Przepis na letni
pudding Lizy
str. 2
str. 3
Sąd nie unieważnił
sprzedaży stoczni
Wzory druków
w sprawie pozwów
str. 2
str. 14
str. 14
str. 15
Czcigodny Księże!
Nasz kapelanie!
Czterdzieści lat kapłaństwa,
to już bardzo zacny jubileusz.
Pan Bóg sprawił,
że przypadł na tak szczególne dla Polski czasy.
O małżeństwie z czterdziestoletnim stażem mówi się,
że świętuje rubinowe gody.
I nie sposób inaczej patrzeć na te lata,
jak znaczone drogocennymi kamieniami –
i zmian zachodzących w ludziach,
i zmian ogarniających kraj,
i wreszcie zmian w całej Europie.
Dziękujemy Ci Drogi Jubilacie za to,
że byłeś z nami przez te wszystkie lata –
wspierając czynem, radą i modlitwą.
¯yczymy kolejnych „drogocennych jubileuszów”.
Może setnego?
I nazwijmy go „bursztynowym”.
KM NSZZ „Solidarność” Stoczni Gdańskiej
Nowy układ zbiorowy
Roman Gałęzewski
szef „Solidarności” Stoczni Gdańskiej
- Wpłynęła do
„Solidarności” od zarządu
propozycja nowego układu
zbiorowego pracy. W tym
dokumencie znalazło się
wszystko, co kiedykolwiek,
ktokolwiek, gdziekolwiek
wprowadzono do układu
z b i o r o w e g o p r a c y, a
miało pozbawić praw
pracownika.
Ustawodawca, szczególnie
w sejmie tej kadencji,
wymyślił wiele przepisów
złych dla pracowników.
Zaryzykuję stwierdzenie,
że cofa nas do początku XX wieku. W najczarniejszym
scenariuszu nie zakładano chyba jednak, że w jednym
dokumencie zebrane zostaną wszystkie niedogodności
skierowane przeciw pracownikowi i to wymyślone dla
różnych branż. Zamknąć je można w dwóch stwierdzeniach
wypływających z propozycji zarządu: „płacimy mało,
pracuj dużo”, „za nic nie odpowiadamy”.
Fundusz socjalny
Cięć nie może być!
NSZZ„Solidarność” – jako jedyny stoczniowy
związek zawodowy - nie wyraziła zgody na
zmniejszenie o pięćdziesiąt procent odpisu na
fundusz socjalny na 2004 roku.
- Komisja Międzyzakładowa podjęła taką decyzję,
bowiem w naszej ocenie zarząd stoczni zbyt mało dba o
zakład – tłumaczy Karol Guzikiewicz, wiceprzewodniczący
stoczniowej „Solidarności”. – Mieliśmy na myśli mało
skuteczne egzekwowanie zaległych płatności od Stoczni
Gdynia (kilkadziesiąt milionów) oraz innych podmiotów.
Chociażby zaległe około miliona złotych za dzierżawę
ośrodka wypoczynkowego w Tardzie, które powinno
zasilić fundusz.
Karol Guzikiewicz podkreśla, że zarząd stoczni
nie wykorzystuje innych możliwości pozyskania funduszy,
dlatego związek nie pozwoli na jakiekolwiek dalsze
uszczuplanie przywilejów pracowniczych.
Związek nie wyraził również zgody na
zlikwidowanie dofinansowania sobotnio-niedzielnego
wypoczynku pracowników stoczni i zakupu za te pieniądze,
np. elektord.
- O co wnioskowali inni, którzy nie organizują
dla członków swojego związku podobnych wyjazdów,
my natomiast robimy to dla wszystkich pracowników, a
przeznaczanie tych pieniędzy na inne cele jest nie zgodne
z prawem – dodaje Karol Guzikiewicz.
Przypomnijmy, że dofinansowanie to obejmuje jedynie
Solidarnośći i Rozwaga
Rozwaga
Stocznia Gdańska
kupiła sama siebie
Jacek Kuroń
(1934-2004)
„Stocznia Gdańska tak naprawdę kupiła samą siebie”
– powiedział Janusz Szanta, były prezes Stoczni
Gdynia, na łamach „Biuletynu Informacyjnego” NSZZ
„Solidarność” Stoczni Gdynia, który ukazał się 17
maja.
W obszernej,
trzyczęściowej, rozmowie
pojawia się wątek transakcji
kupna Stoczni Gdańskiej. „To
była bardzo skomplikowana
transakcja – mówi Janusz
Szlanta – Choć potocznie
mówi się o zakupie stoczni, tak
naprawdę nie kupowaliśmy
Stoczni Gdańskiej.
Kupowaliśmy od syndyka
majątek po upadłej Stoczni
Gdańskiej. Jeżeli spojrzeć na
umowę sprzedaży, to zauważy
się załącznik w postaci grubej
książki będącej spisem
urządzeń i majątku, który był
kupowany. To bardzo ważne
i trzeba to sobie uzmysłowić.
Stocznia Gdańska w 1996 t.
upadła i została wystawiona
na sprzedaż. Jednak warunki,
jakie postawił syndyk były, jak
na syndyka, niespotykane”.
Janusz Szanta wylicza,
że kupujący zobowiązać
miał się, że: zakład nadal
pozostanie stocznią, będą
budowane tam statki, zostaną
przeprowadzone inwestycje
niezbędne do tego, aby
można było budować statki,
a wreszcie, że zatrudnienie
zostanie utrzymane na
poziomie nie niższym niż dwa
i pół tysiąca ludzi. „Syndyk –
co również było niespotykane
– sam prowadził działalność,
aby stocznia była w ruchu”,
mówi dalej Szanta.
Szanta omawia,
jak to powstała Trójmiejska
Korporacja Stoczniowa,
której niemalże 100 proc
właścicielem była Stocznia
Gdynia, z niewielkim udziałem
spółki konsultingowej Evip
Progress. Evip był potrzebny,
aby – jak dowodzi Szanta
– uniknąć niepotrzebnych
k o s z t ó w, n a p r z y k ł a d
podatkowych. Potem TKS
podzieliła się na dwie firmy:
Stocznię Gdańską Grupa
Stoczni Gdynia i Synergię 99,
odpowiedzialne za zdobycie
terenów i przygotowanie
planu zagospodarowania.
„ Tw o r z e n i e S y n e r g i i
przebiegało w ten sposób, że
Stocznia Gdańska Grupa SG
przekazywała do Synergii
aportem tereny, a Synergia
przyjmowała na siebie
zadłużenie Stoczni Gdańskiej,
ponieważ zabezpieczeniem
kredytu na zakup stoczni była
hipoteka. Gdy ten proces się
zakończył, Stocznia Gdańska
była nieobciążona”, mówił
Szanta.
Zdaniem Szanty
produkcja stoczniowa, aby
miała w Gdańsku sens, miała
być przeniesiona na wyspę,
dla obniżenia kosztów.
„Przeprowadzkę na wyspę i
inwestycje miały sfinansować
pożytki ze sprzedaży gruntów,
które zagwarantowane
są w umowie stoczni z
Synergią. Wyceny i analizy,
które przeprowadziliśmy,
gwarantowały takie środki.
To nie nasza wina
Karol Guzikiewicz
wiceprzewodniczący
stoczniowej „Solidarności”
- Przez długi czas
w opinii pracowników Stoczni
Gdynia funkcjonował pogląd, iż
wszystkie kłopoty ich zakładu
zaczęły się w momencie kupna
Stoczni Gdańskiej. Tak, jakby to
była nasza wina. Dochodziło do
wielu sporów.
Wiemy,
że
wypowiedz Janusza Szlanty,
zamieszczona na łamach
„Biuletynu Informacyjnego”,
a po raz pierwszy oficjalnie
potwierdzająca, że Stocznia
Gdańska kupiła się sama,
wywołała zdziwienie wielu
pracowników Stoczni Gdynia.
Jest tak, jak wiele
lat próbowała uświadomić
Taki człowiek, jak Jacek Kuroń, rodzi się
jeden na kilkadziesiąt lat.
Był to człowiek, którego przede wszystkim
interesował drugi człowiek. Mimo ogromnych represji
czasu stanu wojennego, jakich doświadczył on sam
i jego rodzina, umiał wybaczyć. Nikt nie poniósł tak
ogromnych kosztów, jak on.
I co paradoksalne, jako polityk, zajmował się
prostymi ludźmi zagubionymi po latach transformacji
ustrojowej, a nie wielką polityką.
On był dużo lepszy od nas wszystkich – pod
każdym względem!
Roman Gałęzewski
przewodniczący „Solidarności” Stoczni Gdańskiej
 17 czerwca, po długiej chorobie,
zmarł Jacek Kuroń.
W młodości Jacek Kuroń działał w harcerstwie.
Potem utożsamiał się z ideologią komunistyczną.
Próbował naprawiać w niej zło, za co usunięty został z
partii.
Z czasem doszedł do przekonania, że system PRL
niewoli, odbiera wolność pojedynczym ludziom i całemu
społeczeństwu. Nadzieję odnalazł w powołaniu
niezależnych ruchów społecznych.
W 1968 roku był jednym z przywódców
buntów studenckich. W 1976 roku został jednym z
liderów Komitetu Obrony Robotników. Cztery lata
później doradzał już „Solidarności”. Za działalność
opozycyjną przyszło mu zapłacić dziesięcioma latami
więzienia.
W 1989 był jednym z najważniejszych
współtwórców przełomu ustrojowego. Po czy, jako
parlamentarzysta, minister, a wreszcie działacz społeczny
i inicjator pozarządowej aktywności wpływał,
na kształt III Rzeczpospolitej.
Rozwaga i
Z powództwa dwóch byłych pracowników Stoczni Gdańskiej
Sąd nie unieważnił
sprzedaży
Oddalił Sąd Okręgowy w Gdańsku 27 maja wniosek z pozwu cywilnego – Bernadety Nowak i Stanisława Mazura
- dwóch byłych, dziś już emerytowanych, stoczniowców o unieważnienie sprzedaży Stoczni Gdańskiej.
Pozwani – syndyk
masy upadłościowej Andrzej
Wierciński i zarząd stoczni nie stawili się na ogłoszenie
wyroku.
Pokrzywdzeni
Pozew Bernadety
Nowak i Stanisława Mazura
dotyczył wydarzeń z 1998
roku.
B e r n a d e t a
Nowak, inżynier elektryk,
przepracowała w stoczni
prawie czterdzieści lat.
Stanisław Mazur, mechanik
samochodowy, niespełna
trzydzieści lat. Oboje nie
mogą pogodzić się z tym,
że syndyk sprzedał zakłąd
budowany przez pokolenia, a
o nich, akcjonariuszach, nikt
nie pamiętał.
- Od czasu zmiany
syndyka, działania jego
wskazują na to, że celem
jego było ograniczenie
produkcji i sprzedaż stoczni
dla pozyskania strategicznych
terenów - mówi Bernateta
Nowak. - Czynił to drogą
prawnych faktów dokonanych,
przy akceptacji władz
terenowych i krajowych.
Przypomnieć trzeba,
że skarb państwa z końcem
roku 1993 zbył pracownikom
akcje Stoczni Gdańskiej. Miały
być one – w zamian odpraw
pieniężnych - rekompensatą
za likwidację zakładu w 1988
roku. W takiej sytuacji – jak
Bernadeta Nowak i Stanisław
Mazur – jest ok. siedmiu
tysięcy ludzi.
17 stycznia 2002 roku
emeryci złożyli powództwo
przeciwko syndykowi
masy upadłościowej
Stoczni Gdańskiej SA i
Trójmiejskiej Korporacji
Stoczniowej, dziś Stoczni
Gdynia – przekształconej
następnie w Grupę Stoczni
Gdynia SA. Domagali się w
nim unieważnienia umowy
sprzedaży zakładu.
Byli stoczniowcy
zasiedli na ławie „powodów” czyli tych, którzy spowodowali
rozprawę – bez prawników.
Sami reprezentowali swoje
interesy licząc, na dołączenie
się do sprawy prokuratury,
jako interwenienta ubocznego.
Szanse od początku
były nierówne. Pozwani
wyznaczyli pełnomocników,
dwóch prawników.
Z ust Bernadety
Nowak i Stanisława Mazura
najczęściej padały argumenty
nie prawnicze, ale moralne i
polityczny.
Zawiedzeni
18 maja, gdy
przesłuchiwani byli syndyk
masy upadłościowej i prezes
zarządu Stoczni Gdańskiej,
stoczniowcy tak gorliwie
wznosili okrzyki potępienia,
że sędzia nakazał policji
opróżnić salę. Na syndyka
po sprawie posypał się na
sądowym korytarzu grad jaj.
Tym razem obyło się
bez okrzyków, rzucania jajami
i petardami. Na sali rozpraw
zasiadło jedynie kilkunastu
emerytów i dziennikarzy
oraz kilku policjantów. Przez
40 minut sędzia uzasadniał
wyrok, językiem dalece
różnym od tego, którym
porozumiewamy się na co
dzień.
- Bardzo jestem
tą decyzją zawiedziona
- mówiła po ogłoszeniu
wyroku Bernadeta Nowak. - A
najbardziej boli to, że syndyk
miał prawo poświadczyć
nieprawdę.
- A złodzieje będą
nadal bezkarnie kraść - dodaje
Mazur. - Dlatego trzeba
Solidarnośći i Rozwaga
Rozwaga
zastosować metodę Kargula.
Wziąć granat w kieszeń i
powiedzieć: „Sąd sądem, ale
sprawiedliwość musi być po
Co orzekł sąd?
naszej stronie”.
Pozwani - syndyk
masy upadłościowej Andrzej
Wierciński i zarząd stoczni -
 Sąd uznał, że byli stoczniowcy nie mają interesu prawnego
w występowaniu o unieważnienie sprzedaży zakładu. Co
oznacza, że nie mogą być stroną w tym procesie. Nie stracili
bowiem uprawnień akcjonariuszy, nie reprezentują też zarządu
przedsiębiorstwa.
- Składnikiem przedsiębiorstwa są akcje. Pozwani legitymują
się prawem do akcji imiennych Stoczni Gdańskiej – mówił
w uzasadnieniu wyroku sędzia Piotr Kowalski. – Skoro
uprawnienia do akcji nie zostały powodom zabrane, to nie
istnieje zagrożenie ich interesu.
Bernadeta Nowak okazała zdziwienie.
- Jestem zaskoczona tym, że nadal posiadam prawo do akcji. Do
tej pory osoby, które o to pytałam, twierdziły, że po sprzedaży
je straciłam – powiedziała.
 Emeryci pozwali syndyka i SGGSG m.in. dlatego, że
kupującym miała być Stocznia Gdynia SA i Evip Progress, a
nie spółka, którą stworzyły te podmioty, czyli TKS. To, ich
zdaniem „rażące naruszenie prawa”.
Sąd nie uznał tego zarzutu. Jego zdaniem sędzia komisarz
nadzorujący w 1998 roku działania syndyka wiedział o tym i
akceptował takie rozwiązanie.
 Według sądu nie ma znaczenia, czy sprzedaż lepszemu
kupcowi przyniosłaby akcjonariuszom większe zyski.
 - Nie świadczą także o interesie prawnym argumenty natury
politycznej i społecznej – tłumaczył sędzia Piotr Kowalski,
przywołując wypowiedzi Bernadety Nowak i Stanisława
Mazura, odwołujących się do roli Stoczni Gdańskiej w procesie
przemian demokratycznych w Polsce.
 Sąd ustosunkował się również do zarzutów stawianych przez
byłych stoczniowców wobec Andrzeja Wiercińskiego, który
jakoby nie miał prawa nazywać się syndykiem. Według sądu
zmiana na tym stanowisku - powołany na nie Michał Lachert
szybko z niego zrezygnował - dokonała się jednak prawidłowo.
Nie było także błędu w uszczupleniu majątku stoczni.
 Inny zarzut stoczniowców dotyczył lekceważenia Rady
Wierzycieli. Sąd wskazał, że rada powstała za późno, żeby mieć
wpływ na kwestionowane decyzje.
 Za unieważnieniem sprzedaży stoczni nie powinno też
przemawiać to, że jej nowy właściciel nabył ją wraz 43 mln
zł w kasie.
Rozmowa z Bernadetą Nowak, inżynierem elektrykiem, emerytowanym pracownikiem Stoczni Gdańskiej, która
przepracowała w zakładzie prawie czterdzieści lat, dziś przed sądem szuka sprawiedliwości.
Bez reszty wrosłam w stocznię
- Jak długo
przygotowywała się Pani do
sprawy?
- Od złożenia pozwu
ponad półtora roku czekaliśmy
na wyznaczenie
pierwszej
rozprawy.
Dopiero od
października
2003 roku sprawa
nabrała właściwej
wagi. Intensywne
sędzia skomentować. Należało
jasno stwierdzić, że syndyk
poświadczył nieprawdę.
Do
pewnych
sformułowań jednak się
dojrzewa,
a dojrzewa
się przez
rozmowy z
przygotowywania trwały
o k o ł o t r z e c h m i e s i ą c y.
Zdobywałam coraz to nowe
dokumenty. Napływały do
mnie kolejne informacje od
kolegów. Czułam wsparcie
wielu życzliwych ludzi,
ostatecznie jednak, sama
musiałam całą dokumentację
przeczytać, usystematyzować.
Okazał się, że czasu jest
zbyt mało, aby ogarnąć tak
obszerną i wielowątkową
sprawę, ustalić architekturę
zdarzeń.
Zabrakło
przysłowiowego jednego
dnia?
- Tak, do sprawy
zabrakło mi jednego dnia
(mowa o posiedzeniu sądu
z dnia 18 maja, kluczowym,
bo wówczas Bernadeta
Nowak i Stanisław Mazur
przesłuchiwali syndyka),
abym ostatecznie mogła
sformułować pytania,
które chciałabym zadać
syndykowi.
W wyniku śledzenia
dokumentacji odkryłam
kluczowe niezgodności
w aktach notarialnych.
Umiałam je wskazać, ale
słabo orientując się w materii
prawnej nie umiałam dobitnie
wyartykułować tej wiedzy.
Gdybym moje
spostrzeżenia wyartykułowała
dobitnie, syndyk musiałby
się do nich ustosunkować, a
przygotowaniu prawniczym.
- ¯ałuje Pani,
że sędzia nie wspomógł
Pani swoją wiedzą i
doświadczeniem?
- W kilku momentach
odczułam i ja, i Stasiu,
przychylność sądu, ale
naiwnością byłoby oczekiwać
wsparcia w momentach
obciążających przedstawiciela
sądu lub syndyka. Spór
idzie o ogromne pieniądze,
o interes określonej grupy
władzy i nie może być taryfy
ulgowej, potrzebna jest
siła argumentów. W dzień
posiedzenia 18 maja, rano,
złożyłam w sądzie pismo, w
którym podzieliłam się swoimi
spostrzeżeniami. Może zbyt
mało czasu miał sędzia, aby
się z nim zapoznać?
- Jak postrzega
Pani wyrok w tej sprawie?
- Istotną przeszkodą,
jaką postawił przed nami
wyrok, jest odebranie nam
i n t e r e s u p r a w n e g o . To
oznacza, że musimy jeszcze
raz skupić się nad losem
naszych akcji.
- Zamierzacie
Państwo złożyć apelację?
- Tak. Otrzymaliśmy
zapewnienie kancelarii
prawniczej, że przed upływem
dwóch tygodniu przygotuje
apelację, by ją złożyć do sądu
ludźmi
o
drugiej instancji. Dodatkowo
3 czerwca złożyliśmy w
Prokuraturze Okręgowej w
Gdańsku zawiadomienie o
popełnieniu przestępstwa
przez syndyka.
- W sądzie widać
było, jak wiele zdrowia
kosztuje Panią ta sprawa.
Po co tak nadwyrężać swoje
własne siły?
- Jako czternastoletnia
dziewczynka zastanawiałam
się, jak zawód przyniesie
największe dochody mnie
i mojej zbolałej mamie.
Przyjęto mnie do Conradinum.
Przez pięć lat przychodziłam
do Stoczni Gdańskiej na
praktyki. Pasjonowało mnie
i spawanie, i szlifowanie,
i wiercenie. Takie męskie
pasje.
Jak ktoś ma
czternaście lat i do
pięćdziesiątego czwartego
roku życia drepcze po tych
samych stoczniowych
uliczkach, wciąż podnosząc
kwalifikacje, to tak silnie
wrasta w środowisko, że
identyfikuje się bez reszty.
Wielkich pieniędzy, o których
marzyłam, jako dziewczynka,
ta praca mi nie przyniosła,
ale dała za to ogromne
zadowolenie.
Wspominam, jak zostałam
tutaj w stoczni matką
chrzestną chłodnicowca,
Chiquita Abava, który
współprojektowałam.
Wi d z i a ł a m u t r u d z e n i e
robotników,
ich
zaangażowanie, pracę na
wczoraj. Wzbudziło to we
mnie wielki szacunek dla
tej pracy. Z ogromnym
Prokuratura zbada
Z zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa przez Andrzeja
W., syndyka, które Bernadeta Nowak i Stanisław Mazur
złożyli do Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, w dniu 3
czerwca 2004 roku
 Prokuratura poinformowana została o rozbieżnościach
w aktach notarialnych sprzedaży Stoczni Gdańskiej z
dokumentami sądowymi. Syndyk miał jakoby „poświadczyć
oczywistą nieprawdę” twierdząc, że dane wynikające
z okazanych dokumentów nie uległy zmianie, a to jest
uchybieniem wobec kodeksu karnego. Zataił zaś np.
prawomocny wyrok Sądu Wojewódzkiego z dnia 23
lutego 1998 roku, uchylający podstawę upadłośći Stoczni
Gdańskiej.
Andrzej W. wobec notariusza, podając się za syndyka,
powoływał się na postanowienie Sądu Rejonowego, w którym
jedna, jako syndyka, sąd wyznaczył Michała Lacheta.
 Bernadeta Nowaki Stanisław Mazur uważają, iż syndyk
sprzedając stocznię złamał postanowienie Sądu Rejonowego
z dnia 19 maja 1998 roku, traktujące o tym, iż: „… zezwala
się na prowadzenie przedsiębiorstwa upadłego do dnia 31
września 2001, z tym, że działalność nie może uszczuplić
majątku masy”. Zdaniem emerytów jest to oczywistym
zakazem sprzedaży Stoczni Gdańskiej.
 Zwrócono również uwagę prokuratury na to, iż akty
notarialne mają braki formalne. Nie są zgodne w swoich
pierwszych i ostatnich stronach. Brakuje numerów kolejnych
stron, są dwie końcowe strony, brakuje pieczęci i podpisu
notariusza…
 Odniesiono się również do innych dokumentów, na przykład
na nieopieczętowane ostanowienie Sądu Rejonowego w
Rozwaga i
Gdzie jest
10 procent premii
i diety za delegacje?!
10 czerwca, w
dniu wypłaty, pracownicy
znów nie otrzymali premii.
Dlatego też związek wystąpił
do zarządu o wyjaśnienie,
dlaczego premii nie ma.
- Premia zależna
jest w stoczni od wykonania
wydziałowego planu oraz
od wykonania planu przez
c a ł y z a k ł a d . We d ł u g
naszych informacji żaden
z wydziałów nie został
pozbawiony premii z tytułu
nie wykonania przez niego
zadań. Dlatego tym bardziej
dziwi nas fakt, że stocznia
nie wykonała planu.
Podobna
sprawa to
diety za
pracę ponad
osiem godzin
w Stoczni
Gdynia, oraz
doliczanie
c z a s u
przejazdu do
czasu pracy.
Kto o tym
zapomiał?
Napewno
nie nasz
związek.
U w a ż a m y,
że zarówno
sprawa diet,
premii, jak i
manipulacji
p r z y
systemie płac
pracowników D-10 czyniona
jest świadomie w celu
obniżenia wynagrodzenia
- mówi Karol Guzikiewicz.
- Zwracamy jednak uwagę
zarządowi na to, że takie
praktyki skończą się źle
nade wszystko dla firmy, z
której odchodzą z powodu
niskich pensji najlepsi
fachowcy. To, iż na bieżący
rok przyjęto współczynnik
w z ro s t u w y n a g ro d z e ń
„0”, nie oznacza, że pensje
nie mogą wzrosnąć, gdy
Proces karny rozpocznie się najpewniej jesienią
Notariusz i syndyk
na ławie oskarżonych
Notariusz Marek K.- oskarżony w związku z nieprawidłowościami przy sprzedaży
Stoczni Gdańskiej - zasiądzie na ławie oskarżonych. Tak 2 czerwca zdecydował Sąd
Rejonowy w Gdańsku na zamkniętym posiedzeniu, odrzucając wniosek obrony o
umorzenie postępowania. Przed sądem stanie również syndyk.
Marka K. - drugiego
oskarżonego, obok syndyka
zakładu – przywitało
skandowanie: „Złodziej!”.
N i e z a d o w o l e n i e
manifestowali związkowcy z
„Solidarności” oraz zwolnieni
nie zaś do kupującego
przedsiębiorstwo.
Wątpliwości
stoczniowców podziela
prokuratura. Jej zdaniem
Trójmiejska Korporacja
Stoczniowa - dziś Stocznia
- mówi mecenas Andrzej
Drania, obrońca notariusza. –
My nie mamy wątpliwości, że
postąpił zgodnie z prawem.
Najpoważniejsze zarzuty
ciążą jednak na syndyku
masy upadłościowej Stoczni
Gdańskiej
Andrzeju
W. Zdaniem
prokuratury,
odpowiada
o n
z a
byli pracownicy stoczni.
Przypomnijmy, że
zarzuty o „złodziejstwo”
sięgają 1998 roku, kiedy to
Stocznia Gdańska została
sprzedana za 115 mln zł. W
momencie sprzedaży w jej
kasie znajdowały się 43 mln
zł. Wnioski związkowców są
więc proste: stocznia kupiła
samą siebie za pieniądze z
kasy oraz kredyty zaciągnięte
pod swój majątek. W opinii
prokuratury 42 mln zł z kasy
zakładu powinny trafić do
wierzycieli upadłej stoczni,
Gdańska-Grupa Stoczni
Gdynia SA - nie miała
prawa do zakładowej kasy.
W konsekwencji bowiem,
stocznia nie została kupiona za
115 mln zł, ale za tylko nieco
ponad 72 mln zł. Zezwalając
na przejęcie pieniędzy syndyk
i notariusz popełnili więc
przestępstwo.
- Prokuratura uważa,
że pan Kolasa popełnił
przestępstwo, sprzedając
zakład z czterdziestoma
milionami złotych w kasie
niegospodarność, która
naraziła przedsiębiorstwo na
szkodę nie mniejszą niż 119
mln zł.
Proces Andrzeja
W. i M a r k a K . p r z e d
gdańskim sądem przerywano
dwukrotnie z powodu śmierci
- najpierw ławnika, a później
sędziego. Następnie nowy
skład sędziowski zwrócił akt
oskarżenia do prokuratury.
Ta uzupełniła go i ponownie
przesłała do sądu. Sprawa
Andrzeja W. i Marka K. czeka
Solidarnośći i Rozwaga
Rozwaga
Dlaczego pieniędzy jest mniej?
Dlaczego pieniędzy jest mniej? Niedoszacowanie robót, odbieranie jednym, aby dodać drugim… Zdaje się, że
Stocznia Gdańska wciąż dofinansowuje prace dla Stoczni Gdynia, choć jest to bardzo ukrywane.
Karol Guzikiewicz,
wiceprzewodniczący
stoczniowej „Solidarności” –
powołując się na dokumentację
podpisaną przez kierownika
wydziału – tłumaczy dlaczego
pieniędzy jest mniej. W
pierwszych miesiącach tego
roku pracownicy wydziału
PK-3 pracowali dla Stoczni
Gdynia na sekcjach B-200/8.
Otrzymał za pracę 78,2 proc.
napięcia normy.
- Przypomnijmy, że
limity te w imieniu stoczni
przyznaje dział ZTTN, pod
nadzorem dyrektora do
spraw zasobów Andrzeja
¯ukowskiego – komentuje
Guzikiewicz. – Wcześniej
publikowaliśmy inne zarzuty
wobec poczynań dyrektora
¯ukowskiego. Jako jeszcze do
niedawna czynny pracownik
Stoczni Gdynia narzucał
Stoczni Gdańskiej zaniżone
kontrakty na dwunastu
jednostkach 8203. Stocznia na
tych statkach poniosła bardzo
dużą stratę, a prezesowi
stoczni Bogumiłowi
Banachowi nie przedłużono
kontraktu. Dyrektor ¯ukowski
jednak pracuje nadal i nie
zmienił sposobów działania.
Sądzimy, że bez względu na
sytuację firmy ma dobrych
opiekunów. Obecnie w
postaci nowego prezesa oraz
niektórych działaczy innych
związków zawodowych.
Przypomnijmy, że pierwszy
raz został zwolniony przez
syndyka za swoje poczynania,
gdy w stoczni zgineła pełna
dokumentacja statku.
Zdaniem związkowców,
sytuacja z niskimi limitami ma
obecnie miejsce na jednostce
8230/6.
- Przy takim
limitowaniu godzin pracy,
stoczniowcy musieliby
pracować, jak budowniczowie
Polski Ludowej, wyrabiając
ponad 100 procent normy
– tłumaczy Guzikiewicz.
W związku ze
złym limitowaniem – aby
pracownik mógł otrzymać
wyższe wynagrodzenie –
wpisuje się w kartę zegarową
postój. Ostatnio jednak
coraz więcej pracowników
buntuje się wobec mistrzów,
którzy dopuszczają się tej
procedury. Obmyślono więc
inną metodę na większą skalę,
tzw. przekroczenie godzin
normowanych, na które
wystawiana jest karta pracy.
- W pierwszych
miesiącach tego roku łączne
przekroczenie wynosiło
pięćdziesiąt tysięcy
roboczogodzin, co przy
średnich pięćdziesięciu
złotych za godzinę daje
dwa i pół miliona złotych
nieoszacowanych robót
wykonanych przez
pracowników Stoczni
Gdańskiej – wylicza Karol
Guzikiewicz. – Na taką kwotę
pomylił się dyrektor ¯ukowski
wraz ze swymi służbami.
Kolejnym sposobem
na „oszczędności” jest
zabieranie godzin jednemu
wydziałowi, który ma
lepsze wyniki i oddawanie
temu, który ma gorsze, nie
wynikające jednak z jego złej
pracy.
- Mamy na to
dokumenty – potwierdza Karol
Guzikiewicz. – Przez takie
działania nie tylko pracownicy
jednych wydziałów tracą na
zarobkach. Prowadzi to do
konfliktów między ludźmi, bo
według jakiej zasady można
zabierać jednemu, aby dać
drugiemu? Zachodzi bardzo
duże prawdopodobieństwo,
że Stocznia Gdańska dalej
dopłaca do każdej pracy,
którą wykonuje dla Stoczni
G d y n i a . Ta k i e r ę c z n e
sterowanie systemem płac
świadczy o tym, że wysokość
pensji nie jest zależna od
ilości wykonanej pracy, ale
układów.
Karol Guzikiewicz
twierdzi, że zarząd w
odpowiedzi na zarzuty
„Solidarności” wobec sposobu
rozliczania godzin tłumaczy,
iż to wewnętrzna sprawa
stoczni, a nie związków
zawodowych.
Związek jednak nie
podziela tej opinii. Dlatego
tego typu sprawy kieruje do
Państwowej Inspekcji pracy,
która często nakazuje zarządowi wyeliminowanie takich
procedur.
- Ostatnia opinia PIP
nakazuje zarządowi do końca
miesiąca zmienić zakładowy
układ zbiorowy tak, aby
zgodny był z obowiązujący
prawem w Polsce, po
wejściu do Unii Europejskim
– mówi Karol Guzikiewicz.
– Negocjacje z zarządem, ze
względu na obecny bałagan,
będą trudne. Związek nie
może zgodzić się na obniżkę
pensji. System, który w latach
dziewięćdziesiątych, kiedy go
wprowadzano, zachęcał do
pracy, był dobrowolny. Dziś
Korespondencja z zarządem
 W sprawie zabrania godzin wydziałowi PK-1
związek NSZZ„Solidarność” prowadzi korespondencję
z zarządem.
27 maja zarząd Stoczni Gdańskiej powiadomiony został
o tym, iż „Wydziałowi temu zostało zabranych 9000
roboczogodzin za wykonywane roboty, stanowi to ok. 5%
obniżki wynagrodzenia dla pracowników PK-1. „Wnosimy
o przywrócenie tych godzin oraz szczegółowe wyjaśnienie,
kto i na jakiej podstawie podejmuje takie decyzje. Sytuacja
ta nie sprzyja naprawieniu systemu grupowej organizacji
pracy, zgodnie z zaleceniami Państwowej Inspekcji
Pracy.
W związku z tym, iż coraz bardziej widoczny jest fakt ,
że system staje się fikcją, a o wysokości wynagrodzenie
decydują «układy».
Kolejnym dowodem, iż obecny system wynagradzania
grupy D-10 nie jest sprawiedliwy i źle obliczany przez
grupy technologiczne jest przekroczenie o ok. 50 000
roboczogodzin przez wydziały produkcyjne, głównie na
wydziale PK-3” około 35 000 godzin”.
 W odpowiedzi zarząd napisał 2 czerwca, iż „sprawy
korekt limitów pracochłonności przyznanych wydziałom
są pochodną konsultacji i analiz zakresów i ilość prac
realizowanych przez poszczególnych wykonawców,
dokonywaną przez służby techniczne (ZT), a nie decyzji
płacowych Zarządu”.
 Związek powtórnie napisał więc do zarządu, iż
odpowiedz, jaka nadeszła nosi „znamiona braku
dbałości o dobro firmy”. „Solidarność” wraca do
sprawy przekroczenia godzin. „Według naszej wiedzy
przekroczenia nastąpiły z powodu nie doszacowania
robót zgodnie z obowiązującymi normami w stoczni.
Na dzień dzisiejszy to przekroczenie, po wydaniu
odpowiednich kart pracy, pokrywa stocznia, a nie
zleceniodawca.
W wykazanym procentowym wykonaniu wszystkie
wydziały wyrobiły normę na ponad 90%, ponieważ w tej
wartości procentowej uwzględnione są przekroczenia.
Jako dowód na potwierdzenie tej informacji przedstawiamy
Panu prezesowi reklamację wydziału PK-3.
W związku z powyższym prosimy o ponowne rozpatrzenie
tej sprawy oraz udzielenie informacji, czy wydz. PK-1
oddano godziny, oraz czy zleceniodawca, czyli Stoczni
Rozwaga i
Stanisław Biernacki deklaruje dalszą walkę
Na razie nie będzie p
Nie będzie pieniędzy za stoczniowe akcje z roku 1993 – tak orzekł sąd. Nie dostanie ich ani Stanisław Biernacki,
który batalię rozpoczął, ani prawie sześć tysięcy kolejnych akcjonariuszy, którzy złożyli pozwy. Stanisław
Biernacki deklaruje jednak, że dalej będzie się odwoływał wraz z Komisją Międzyzakładową, dochodząc swych
roszczeń przed Sądem Najwyższym, a jeśli będzie taka konieczność, to i przed Trybunałem w Strasburgu.
Historia sięga
dziesięciu lat wstecz. Z
końcem roku 1993 na
podstawie uchwały Rady
Ministrów Nr 205/90 z 17
grudnia 1990 roku oraz
późniejszych Zarządzeń
Ministra Przekształjceń
Własnościowych, Skarb
Państwa zbył pracownikom
akcje imienne Stoczni
Gdańskiej. „Akcje imienne” to
takie umowy, które opiewały
na nazwisko każdego,
konkretnego stoczniowca.
Miały być one – w zamian
odpraw pieniężnych rekompensatą za likwidację
zakładu w 1988 roku. Liczba
Sąd powiedział – nie!
akcji przypadająca na jednego
pracownika uzależniona była od
tego ile kto zarabiał.
Umowy zawierał ze
stoczniowcami Skarb Państwa
i Minister Przekształceń
Własnościowych,
 Stanisław Biernacki, dziś już emerytowany pracownik stoczni, nie mogąc pogodzić się
z jawną niesprawiedliwością, latem 1997 roku złożył do sądu pierwszy pozew.
- Uważałem, że dopuszczono się
wobec stoczniowców oszustwa i to perfidnego
oszustwa – opowiada Stanisław Biernacki.
– Zamydlono ludziom oczy akcjami, a
potem postawiono zakład w stan upadłości,
co miało unieważnić akcje. Wydaje się, że
komuna załatwiała w ten sposób z krnąbrnymi
stoczniowcami sprawy sprzed lat. Poczułem się
urażony, że ktoś potraktował stoczniowców, jak
ostatnich głupców.
 Po roku Sąd Apelacyjny w Gdańsku
przekazał sprawę do Sądu Wojewódzkiego
tłumacząc, że wysokość roszczenia przekracza
jego kompetencje. Sąd Wojewódzki odpisał, że
Stanisław Biernacki powinien odwołać się do sadu cywilnego w Warszawie.
- A powództwo cywilne wiązałoby się z kosztami, na które nie było mnie stać
– wspomina Stanisław Biernacki. – Musiałem poświadczać swój status majątkowy.
 I tak sprawa trafiła do Sądu Okręgowego Pracy w Warszawie.
19 lutego 2003 roku Sąd Okręgowy w Warszawie orzekł, że Stanisławowi Biernackiemu
należy się odszkodowanie o wartości nominalnej akcji, czyli 1 akcja równa jest jednej
złotówce.
- Nie mogłem pogodzić się z tym, że wartości akcji po trzynastu latach nie
skorygowano wskaźnikiem inflacji, co gwarantuje uchwała Rady Ministrów i odwołałem
się do Sądu Apelacyjnego – opowiada Stanisław Biernacki.
 12 marca miała odbyć się rozprawa. Nie doszło do niej, bowiem nie stawiła się strona
przeciwna.
 27 maja przed sądem Apelacyjnym w Warszawie odbyło się wreszcie posiedzenie.
Jak relacjonuje Stanisław Biernacki, posiedzenie sprowadziło się do skrótowego
przedstawienia stanowisk stron. Przedstawiciel Skarbu Państwa powoływał się na argument,
iż jest to sprawa precedensowa i że w ślad za nią wpłynęło do sądu pierwszej instancji około
pięć i pół tysiąca podobnych wniosków. Sąd upewnił się co do wysokości roszczeń i po
krótkiej naradzie ogłosił orzeczenie. Sąd unieważnił pierwotny werdykt Sądu Okręgowego
w tej sprawie i oddalił inne roszczenia, jako nie udowodnione.
- Po otrzymaniu na piśmie orzeczenia sądu wraz z uzasadnieniem, kontynuować
Solidarnośći i Rozwaga
Rozwaga
reprezentowany przez
Macieja Płażyńskiego,
ówczesnego wojewodę
gdańskiego. Akcje powinny
trafić do rąk nabywców 30
marca 1994 roku. Jednak,
stoczniowcy otrzymali po
dziś dzień jedynie świadectwa
depozytowe, świadczące o
tym, że uprawnieni przekazali
jakoby swoje akcje w depozyt
stoczniowy. Stoczniowcy
jednak nie mogli tego czynić,
bowiem nigdy w ich ręce
rzeczywiste akcje nie trafiły.
Szacuje się, że
uprawnionych do odbioru
akcji było około ośmiu tysięcy
ludzi. Średnio po 2.300
akcji o ówczesnej wartości
nominalnej dziesięciu tysięcy
złotych każda.
P i e n i ę d z y,
które jakoby kryły się za
wręczonymi stoczniowcom
akcjami, pracownicy zakładu
nigdy jednak nie otrzymali.
Z końcem marca
2004, z racji przedawnienia,
minął termin, w którym
stoczniowcy mogli upominać
się o sprawiedliwość.
Na potęgę kserowano,
wypełniano i słano pozwy
do Warszawy. Jak wiele
osób z ośmiu tysięcy, które
otrzymały akcje, odwołało się
do wymiaru sprawiedliwości
nie było wiadomo, aż do
27 maja, gdy Stanisław
Biernacki stanął przed Sądem
Apelacyjnym w Warszawie.
Co by się stało,
gdyby sąd uznał roszczenia
Stanisława Biernackiego?
Mielibyśmy do czynienia
z precedensem, na który
mogliby powoływać się
kolejni akcjonariusze
stoczni.
pieniędzy za akcje
Co dalej z pozwami w sprawie akcji
„Solidarność”
w sprawie akcji
Karol Guzikiewicz, wiceprzewodniczący stoczniowej „Solidarności”
Roszczenia Skarbu Państwa
- Obecni pracownicy stoczni, którzy do Sądu
Okręgowego w Warszawie, przesłali pozwy w sprawie
akcji, zaczęli otrzymywać z sądu odpisy pisma, które do
sądu przesłało Ministerstwo Skarbu. Kiedy pracownicy
zaczęli przychodzić do nas z tymi odpisami okazało się,
że są już trzy wersje dokumentacji. Jedne pisma mają
charakter bardzo ostry, nakazują odpowiedz w ciągu
czternastu dni. Inne zaś są łagodniejsze. We wszystkich
tych pismach jednak, oprócz wniosku o oddalenie
powództwa, widnieje również zapis: „zasądzenie na rzecz
pozwanego kosztu procesu według norm przypisanych”.
Co oznacza to sformułowanie?
Sąd pracy, obojętnie której instancji, jest sądem bezpłatnym dla składających wnioski
pracowników. Pracownik nie ponosi więc żadnych opłat sądowych, jak to się dzieje w sądach
cywilnych, czy karnych, w przypadku przegranej sprawy. Może jednak się zdarzyć, że strona
pozwana wnosi do sądu o pokrycie przez powoda – w tym wypadku pracownika stoczni –
pokrycia kosztów zastępstwa procesowego, czyli prawników reprezentujących w tym przypadku
Skarb Państwa.
Sąd, nawet po przegranej sprawie, nie ma obowiązku zasądzenia na rzecz powodów
kosztów procesowych.
Dlaczego nazywamy to „szantażem”
Takie stanowisku Skarbu Państwa nazywamy „szantażem”. Po pierwsze pomysł na
akcje, od początku był oszustwem wobec stoczniowców, mającym zamknąć im usta. Po drugie
w historii wolnej Polski, państwo na taką skalę nie organizowało akcji przeciw tym, którym
odszkodowania się należą, na przykład zabużanom, właścicielom przedwojennych nieruchomości,
a obecnie pielęgniarkom składającym pozwy za tzw. ustawę 203. Trzecim powodem, dla którego
używamy słowa „szantaż”, jest to, iż z szacunków – opartych na stawkach, jakich żądają za
swoją pracę adwokaci – wynika, iż koszt wynajęcia przez Skarb Państwa adwokatów mógłby
być wyższy niż nominalna wartość akcji. Przyjmując, iż średnio adwokat za reprezentowanie
Skarbu Państwa wobec jednego powoda może zażądać nawet pięciu tysięcy złotych, to kwota
za pięciu i pół tysięcy stoczniowców, którzy złożyli pozwy, równałaby się dwudziestu siedmiu
milionom złotych. Czwarty powód można nazwać już politycznym. Decyzja Skarbu Państwa
będzie już obowiązywała nie ten, ale następny rząd, bowiem dopiero wówczas rozpoczęłoby się
procesy. Na starcie nowy rząd miałby potężny konflikt ze stoczniowcami.
To szantaż typowo teoretyczny i tak go przyjmuje „Solidarność”. Ma jednak na tą chwilę
charakter prawny, bowiem odnotowane zostało w dokumentach sądowych. Skarb Państwa wie,
że nikt – ani prywatne osoby ani „Solidarność”, – nie ma takich pieniędzy, aby zagwarantować
spłatę ewentualnych roszczeń.
Cel stanowiska Skarbu Państwa zdaje się jasny. Chce w ten sposób zmusić stoczniowców,
którzy się wahają, aby wycofali pozwy. Prawda jest jednak i taka, że wycofanie pozwu nie
gwarantuje jednak, iż Skarb Państwa nie będzie wnioskował o pokrycie kosztów.
Wsparcie dla członków NSZZ„Solidarności”
Ze względu na tak dużą liczbę spraw, związek „Solidarność” obsługiwać prawnie
będzie tylko członków związku, w ramach posiadanego majątku. Innym służyć będziemy
jedynie informacją. Członków związku, którzy nie wycofają pozwu, poprzez wynajęte kancelarie
prawnicze będziemy starali się łączyć w kilkudziesięcioosobowe grupy, aby zapewnić im pomoc,
ale i nie ponosić horrendalnych kosztów, bo tak dużego majątku związek nie posiada.
Osoby, które podtrzymają pozwy nie mogą być bierne i muszą być do dyspozycji
 Na następnej stronie prezentujemy wzory trzech druków.
Wnioski należy przesłać do Warszawy, zgodnie z zapisem o adresacie.
 „Protestujemy przeciwko
próbie szantażu ze strony
Ministra Skarbu wobec
5,5 tys. stoczniowców ze
Stoczni Gdańskiej, którzy
złożyli pozew do Sądu
Okręgowego w Warszawie o
rekompensatę za nie wydanie
akcji w terminie określonym
w umowie” – napisała
Komisja Międzyzakładowa
„Solidarności” Stoczni
Gdańskiej w oświadczeniu.
– „Ministerstwo Skarbu
rządzone przez SLD do dnia
dzisiejszego nie chce naprawić
krzywd wyrządzonych
stoczniowcom, wynikających
z wydania bezwartościowych
akcji. Akcjonariuszypracowników szantażuje się
kosztami procesowymi, tzn.
za wynajęcie adwokatów przez
Skarb Państwa…”.
 Stanowisko w tej spawie
wydał również Zarząd
Regionu Gdańskiego NSZZ
„Solidarność”. Czytamy
w nim: „Zarząd Regionu
Gdańskiego wyraża swoje
oburzenie w związku z
decyzją podjętą wobec 5,5
tysiąca pracowników Stoczni
Gdańskiej, którzy złożyli
pozew… o rekompensatę za
nie wydanie akcji w terminie
określonym w umowie.
Próba obciążenia pracowników,
których sytuacja materialna
jest bardzo trudna, kosztami
procesowymi za wynajęcie
adwokatów przez Skarb
Państwa wyraźnie wskazuje,
iż władze pragną wymusić
na pracownikach wycofanie
pozwów i nieodwracalne
przedawnienie roszczeń.
Nienormalne jest domaganie się
zwrotu kosztów procesowych
przez Skarb Pańs twa w
sytuacji, gdy nie realizuje się
słusznych roszczeń byłych
i obecnych pracowników
Stoczni Gdańskiej.
Zarząd Regionu Gdańskiego
domaga się rozwiązania
tego problemu w sposób
c y w i l i z o w a n y,
bez
Rozwaga i
Wersja I
……… 2004 r.
Sąd Okręgowy w Warszawie
XII Wydział Pracy
Al. Solidarności 127
00-951 Warszawa
Gdańsk, dnia
Wersja II
2004 r.
Gdańsk, dnia …….
Sąd Okręgowy w Warszawie
XII Wydział Pracy
Al. Solidarności 127
00-951 Warszawa
Powód: …………………………………..
…………………………………..
Powód: …………………………………..
…………………………………..
Pismo procesowe powoda
Pozwany: Skarb Państwa-Minister Skarbu Państwa
ul. Krucza 36/Wspólna 6
00-522 Warszawa
…………………………………...
Sygn. Akt ………………….
…………………………………...
Pozwany: Skarb Państwa-Minister Skarbu Państwa
ul. Krucza 36/Wspólna 6
00-522 Warszawa
Sygn. Akt …………………….
W nawiązaniu do zarządzenia Sądu Okręgowego w Warszawie z dnia ………
2004 r.
wycofuję pozew przeciwko Skarbowi Państwa, wnosząc jednocześnie o
umorzenie
postępowania.
W nawiązaniu do wezwania Sądu Okręgowego w Warszawie z dnia ……………
2004 r. informuję, że podtrzymuję pozew przeciwko Skarbowi Państwa.
W odpowiedzi na pozew wnoszę o dalsze zawieszenie postępowania sądowego do
czasu prawomocnego rozstrzygnięcia precedensowej (podobnej do mojej) sprawy
pana Stanisława Biernackiego (sygn. Akt.III Apa 115/03/XII P 767/99)) przeciwko
Skarbowi Państwa RP.
Nadmieniam, iż pan Stanisław Biernacki zamierza wnieść kasację od wyroku
Sądu Apelacyjnego do Sądu Najwyższego, w związku z tym odwieszenie mojej sprawy
na tym etapie postępowania sądowego należy uznać jako przedwczesne.
Na chwilę obecną nie zgłaszam żadnych wniosków dowodowych, wnioski te złożę w
terminie późniejszym.
……………………………..
Solidarnośći i Rozwaga
Rozwaga
Wersja III
2004 r.
Gdańsk, dnia ………
Sąd Okręgowy w Warszawie
XII Wydział Pracy
Al. Solidarności 127
00-951 Warszawa
Powód: …………………………………..
…………………………………..
…………………………………...
Pozwany: Skarb Państwa-Minister Skarbu Państwa
ul. Krucza 36/Wspólna 6
00-522 Warszawa
Sygn. Akt ………………….
W nawiązaniu do zarządzenia Sądu Okręgowego w Warszawie z dnia
…………… 2004 r. informuję, że podtrzymuję pozew przeciwko Skarbowi
Państwa.
W odpowiedzi na pozew wnoszę o dalsze zawieszenie postępowania sądowego do
czasu prawomocnego rozstrzygnięcia precedensowej (podobnej do mojej) sprawy
pana Stanisława Biernackiego (sygn. Akt.III Apa 115/03/XII P 767/99)) przeciwko
Skarbowi Państwa RP.
Nadmieniam, iż pan Stanisław Biernacki zamierza wnieść kasację od wyroku
Sądu Apelacyjnego do Sądu Najwyższego, w związku z tym odwieszenie mojej
sprawy na tym etapie postępowania sądowego należy uznać jako przedwczesne.
Letni pudding Lizy
 przepis czasochłonny, sześć porcji, trzeba przygotować 1-2 dni przed podaniem
po 250 g czerwonych i czarnych porzeczek
250 g malin
250 g truskawek lub malin
100 ml musu jabłkowego
1 łyżeczka sosu z cytryny
2 łyżki likieru
jagody do przybrania
150 g śmietanki 40 proc.
W tradycyjnym przepisie, jako ciasto przewiduje
białą bułkę. Można jednak zastosować także biszkopt albo ciasto
piaskowe.
Ciasto pokroić w cienkie kromki. Wyłożyć nimi dno
boki formy budyniowej lub salaterki o pojemności półtora litra.
Pozostałe kromki pozostawić do przykrycia.
Porzeczki umyć i odszypułkować. Poziomki umyć i oczyścić. Maliny
przebrać, jeśli można, nie myć.
W szerokim garnku ogrzać powoli porzeczki z sokiem jabłkowym, cytrynowym i 150
ml wody, stale mieszając aż zaczną pękać. Wtedy wrzucić poziomki i maliny, po czym
natychmiast zestawić garnek z ognia. Dać likier.
Owoce wyjąć łyżką cedzakową, dobrze odsączyć i włożyć do wyłożonej
formy. Jeżeli trzeba, lekko ugnieść w formie. Przykryć warstwą ciasta i ciasto zwilżyć
sokiem z gotowania owoców.
się
i
Przepis pochodzi z książki kucharskiej „Gotuj zdrowo”, wydawnictwa Interium.
Rozwaga i
Spała. XVII Zjazd Delegatów NSZZ „Solidarność”
Statut goni rzeczywistość
Ponad 360 delegatów wzięło udział w dwudniowym XVII Zjeździe Delegatów NSZZ „Solidarność”, który rozpoczął
się 28 maja w Spale, województwo łódzkie. Związkowcy debatowali nad przyjęciem nowego statutu związku,
który adekwatniej przystawałby do rzeczywistości. Uchwalone zdecydowaną większością głosów zmiany, to
pierwsze poprawki w statutucie związku od chwili jego powstania.
Do Spały przyjechali
m.in. były szef związku
Marian Krzaklewski, były
minister koordynator służb
które zachodzą w zakładach
pracy,
zwłaszcza w górnictwie i
organizować się w związki.
Pojedynczy człowiek niewiele
jest w stanie zmienić.
- Sami pracownicy,
którzy stwierdzą, że wokół nich
dzieją się niepokojące rzeczy,
które chcieliby naprawić, nie
dadzą rady. Muszą sięgnąć
po instrument, jakim jest
związek zawodowy, aby w
sposób zorganizowany działać
w swoim interesie - mówił
Śniadek dziennikarzom.
Kompromis
specjalnych Janusz Pałubicki
oraz były wiceprzewodniczący
„Solidarności” Jacek Rybicki.
Zaproszenie wysłano
również dla pierwszego
przewodniczącego, Lecha
Wałęsy.
Obrady rozpoczęła
msza polowa z udziałem
biskupa Alojzego Orszulika.
Uczestnicy zjazdu minutą
ciszy uczcili śmierć płk.
Ryszarda Kuklińskiego i
barda „Solidarności”, Jacka
Kaczmarskiego. Wysłali też
list na ręce Jana Pawła II, w
którym poprosili o papieskie
błogosławieństwo dla swoich
działań.
Najważniejszym
punktem obrad zjazdowych
była dyskusja i głosowanie nad
nowym statutem związku.
Instrumenty
Nowe zapisy w
statucie miały dostosować
funkcjonowanie związku
m.in. do zmieniającego się w
ostatnim czasie kodeksu pracy
oraz przemian strukturalnych,
hutnictwie.
- £amanie praw
pracowniczych, w tym
prawa do wynagrodzenia,
kolejny zamach na kodeks
pracy, rozmiar bezrobocia,
nieuczciwa konkurencja to
tylko część problemów, o
których mamy obowiązek
mówić. Do tej pory powstawało
dziesiątki osobnych uchwał
okołostatutowych. Dlatego
należy m.in. uporządkować
statut - mówił przewodniczący
związku, Janusz Śniadek.
Prace
nad
zmianami trwały od kilku
lat. Jak powiedział podczas
obrad przewodniczący
Komisji Statutowej Leszek
Jankowski, głównym ich
celem było „poprawienie
spójności, terminologii oraz
dostosowanie go do aktualnej
sytuacji w kraju”.
Przewodniczący
„Solidarności” podkreślał, że
pracownicy, aby skutecznie
się bronić, muszą ponownie
Solidarnośći i Rozwaga
Rozwaga
Domagali się odpowiedzi na
pytanie, czy związek idzie w
kierunku
branż, czy zachowuje
strukturę regionalną.
Związkowcy
przyjęli zmiany w statucie
zdecydowaną większością
głosów. Za przyjęciem
zaproponowanych zmian
głosowało 219 delegatów,
przeciw było 81, a 18
wstrzymało się od głosu.
Zdaniem szefa
związku, Janusza Śniadka,
przyjęte zmiany w statucie
są kompromisem.
- Te r a z t r z e b a
czekać na jego rejestrację i
Zanim doszło do
głosowania nad zmianami
w statucie, związkowcy
mieli wiele uwag do
zaproponowanych poprawek.
Krytykowali m.in. brak
dostosowania struktury
związku do podziału
administracyjnego
kraju.
Zmiany w statucie
 w preambule do zapisu o obronie „interesów
pracowniczych” dodano wyrazy „członków związku”, co
oznacza, że „Solidarność” będzie działać głównie na rzecz
swoich członków.
 odmowa przyjęcia nowego członka wymaga pisemnego
uzasadnienia
 wprowadzenie wymogu sześciomiesięcznej
przynależności do „Solidarności” w momencie wyboru
do władz związku, z wyjątkiem organizacji nowo
powstałych
 uchwalono zakaz łączenia funkcji związkowych, z
wyjątkiem funkcji delegata, z funkcją parlamentarzysty,
a na poziomie ponadzakładowym ze stanowiskiem
pracodawcy
 członkowie władzy wykonawczej organizacji terenowej
nie muszą rekrutować się z grona członków tej organizacji,
a mogą być osobami wyznaczonymi przez zarząd regionu
 gdy łączy się w jedną strukturę kilka zakładów pracy,
na przykład kopalnie w kompanię węglową, to struktury
związku, które w nich działały, będą mogły wybrać jednego
przedstawiciela reprezentującego ich wobec pracodawcy,
niegdyś w wyniku zmian struktury pracodawcy, zakładowe
organizacje związkowe traciły osobowość prawną
 uchwalono możliwość wyboru władz terenowej
organizacji związku - zrzeszającej osoby zatrudnione
u pracodawców z danego terenu lub branży, nieobjęte
działaniem innej jednostki organizacyjnej związku niekoniecznie spośród członków tej organizacji
 możliwość scedowania przez władze wykonawcze
„Solidarność” i wybory parlamentarne
Janusz Śniadek zapowiedział, że związek nie
będzie się angażować w „tworzenie bytów politycznych
przed nowymi wyborami parlamentarnymi”. Będzie
natomiast wskazywać na te ugrupowania i te punkty
programów partii, które zdaniem „Solidarności” będą
sprzyjać środowiskom pracowniczym.
Tymczasem w kuluarowych rozmowach wielu delegatów
postulowało, aby „Solidarność” powróciła na scenę
polityczną.
Sam były przewodniczący „Solidarności” Marian
Krzaklewski nie wyklucza powrotu do polityki. A to z
uwagi na wszystkich tych, którzy głosowali na niego w
wyborach prezydenckich 2000 roku (uzyskał wówczas
15,57 proc. głosów).
Krzaklewski twierdzi jednak, że muszą być
spełnione dwa warunki.
- Po pierwsze: koncentracja na prawicy. Musi
powstać naprawdę silne ugrupowanie, które nie będzie się
rozpadać już po kilku miesiącach, a tym samym będzie
skutecznie działać - argumentował.
Drugim warunkiem, jaki stawia, są bezpośrednie
wybory do parlamentu.
- Tylko większościowa ordynacja wyborcza
pozwala na wyłonienie naprawdę dobrych kandydatów uważa Krzaklewski.
Potrzebny nam nowy statut
Mieczysław Chełminiak ze Stoczni Gdańskiej
- Głosowałem przeciw zmianom w statucie. Bez sensu
jest głosowanie nad dokumentem, który już z założenia nie jest
dobry i wymagać będzie kolejnych poprawek.
Dzisiejszy statut, to Biblia, nie statut. Dokument
dla elit, a nie szeregowych członków związku. Statut musi
być zwięzły, zrozumiały właśnie dla szeregowych członków
związku. A nie
napisany trudnym
językiem, pełny
o d n o ś n i k ó w.
N i e k t ó r e
r o z d z i a ł y
– na przykład
dotyczący
ordynacji
wyborczej - są tak
skomplikowane,
że nawet prawnicy
potrzebują kilku
godzin, aby się
do nich odnieść.
Ja pamiętam!
Wiele razy spotykałem się z pytaniem: „Co te
związki robią?”.
I co ciekawe, pytanie to zadają nasi członkowie.
Pamiętam jedno. Ja nikogo nie pytałem, co robią związki,
po prostu czułem, że trzeba walczyć o swoje. Nikt z nas
nie urodził się działaczem. Działać po prostu trzeba chcieć!
Nikt za nas nie będzie walczył o nasze prawa. Jeśli sami nie
pokarzemy, że jest w nas siła, zostaniemy zgnojeni przez
naszych przeciwników, czyli tych, którzy nic nie robią,
biorąc nasze – związkowe – pieniądze, i narzekają, że za
mało robimy.
Pamiętam ludzi, którzy zginęli za swoje
przekonania!
Pamiętam ludzi, którzy płakali, gdy dowiedzieli
się o zakończeniu strajku i wcale nie dlatego, że byli słabi.
Oni już wtedy wiedzieli, że nasze ideały zostały pogrzebane
przez paru cwaniaków.
Pamiętam, jak biła mnie bezpieka i zomole.
Pamiętam, jak moja Matka płakała w szpitalu, a ja
ją przekonywałem: „Mamusiu, nie płacz, to naprawdę nie
boli”.
Teraz ja mam pytanie do tych, którzy zapisali się
do naszego związku tylko dla własnych korzyści: „Po jaką
cholerę zginęli moi koledzy? Niektórzy bardzo młodzi! Po
jakiego diabła dałem sobie odbić nery? Czy
tylko po to, żeby znowu banda cwaniaków
czerpała z tego korzyści?”.
Jeśli tak, to w takim razie zapisujcie
się do Koła Wzajemnej Adoracji, a nie do
„Solidarności”!
Ja za swoją walkę i poświęcenie
straciłem zdrowie, byłem bity i aresztowany,
czy teraz naprawdę mają mi pozostać tylko wspomnienia?
Zbigniew Stefańśki „Stefan”
Większość
delegatów
twierdziła w
kuluarach, że
należy pracować
nad nowym
s t a t u t e m .
Rozwaga i
Kolejny odcinek serialu „Pomówienia”
Nie prawdą jest, że…
Kierownik Sławomir Stenzel na wydziale PK-3
rozpowszechniał wśród załogi informację o tym, że płace są
niskie, bo związki zawodowe podpisały porozumienie, na mocy
którego niższe są gratyfikacje za urlopy i mniejsze pieniądze za
nadgodziny.
- Prawdą jest, że przepisy się zmieniły, to jednak jedyna
prawdziwa informacja zawarta w wystąpieniu kierownika
– mówi Roman Gałęzewski, szef stoczniowej „Solidarności”.
– Przepisy zostały zmienione nie w oparciu o porozumienie,
które podpisały związki zawodowe, ale na mocy ustawy,
przegłosowanej przez obecny parlament, wbrew sprzeciwowi
właśnie związków zawodowych.
Wszystkie związki zawodowe działające na terenie
Stoczni Gdańskiej wnosiły do zarządu, aby pozostawić
wynagrodzenia takie, jakie były dotychczas.
- Zarząd jednak widząc, że może w ten sposób
oszczędzić, zmienił zasady, zgodnie zresztą z prawem –
komentuje Roman Gałęzewski.
Szef „Solidarności” wyraża obawę, że gdyby związki
zawodowe dla dobra stoczni chciały zrezygnować z jakichś
przywilejów pracowniczych – równo dla wszystkich: od
szeregowego pracownika, po prezesa – to kierownicy wydziałów
mogliby wykorzystać to przeciw związkom.
- Przy takiej postawie kierowników związki kilka razy
będą musiały zastanawiać się nad każdą decyzją związaną z
wyrzeczeniami pracowników – mówi Gałęzewski. – czekamy
na reakcję zarządu wobec kierowników, którzy kłamstwem
napuszczają pracowników na związki zawodowe. Bez reakcji
zarządu wszystkie rozmowy z nim będą o niczym.
W piśmie skierowanym na ręce zarządu Stoczni
Gdańskiej, 18 czerwca, Roman Gałęzewski informując o
incydencie napisał: „¯ądamy, by nieprawdziwe informacje,
które zostały przez niego (Sławomira Stenzla - przyp. red.)
przekazane pracownikom zostały pilnie sprostowane w
stoczniowym radiowęźle. ¯ądamy również przeprosin Związku
Zawodowego „Solidarność” za oczernianie wobec pracowników
wydziału PK-3”.
Wybory do Euoparlamentu
 Poparcie dla partii
Państwowa Komisja Wyborcza ogłosiła:
 PO - 24,1 proc. LPR - 15,92 proc.  PiS - 12,67 proc.
Samoobrona -10,78 proc. SLD-UP - 9,35 proc. UW - 7,33
proc.
 PSL - 6,34 proc.  SdPl - 5,33 proc.
 Frekwencja
Frekwencja wyniosła 20,87 proc.
 Lista 54 osób
wyłonionych w eurowybranych
 Z listy Platformy Obywatelskiej zostało wybranych 15
eurodeputowanych: Jerzy Buzek, Zdzisław Chmielewski, Małgorzata
Handzlik, Stanisław Jałowiecki, Filip Kaczmarek, Bogdan Klich,
Barbara Kudrycka, Janusz Lewandowski, Jan Olbrycht, Paweł
Piskorski, Jacek Protasiewicz, Jacek Saryusz-Wolski, Bogusław
Sonik, Zbigniew Zaleski, Tadeusz Zwiefka
 Z list Ligi Polskich Rodzin zostalło wybranych 10: Filip Adwent,
Sylwester Chruszcz, Maciej Giertych, Dariusz Grabowski, Urszula
Krupa, Bogdan Pęk, Mirosław Piotrowski, Bogusław Rogalski,
Witold Tomczak, Wojciech Wierzejski
 Z list Prawa i Sprawiedliwości zostało wybranych 7: Adam
Bielan, Anna Fotyga, Mieczysław Janowski, Michał Kamiński,
Marcin Libicki, Wojciech Roszkowski, Konrad Szymański
 Z list Samoobrony zostało wybranych 6: Marek Czarnecki,
Ryszard Czarnecki, Bogdan Golik, Wiesław Kuc, Jan Masiel,
Leopold Rutowicz
 Z list SLD-UP zostało wybranych 5: Lidia Geringer d’Oedenberg,
Adam Gierek, Bogusław Liberadzki, Marek Siwiec, Andrzej
Szejna
 Z list Polskiego Stronnictwa Ludowego zostało wybranych 4:
Zbigniew Kuźmiuk, Zdzisław Podkański, Czesław Siekierski,
Janusz Wojciechowski
 Z list Unii Wolności zostało branych 4: Bronisław Geremek, Jan
Kułakowski, Janusz Onyszkiewicz, Grażyna Staniszewska
 Z list Socjaldemokracji Polskiej zostało wybranych 3: Genowefa
Grabowska, Józef Pinior, Dariusz Rosati
 Wygaśnięce mandatów sejmowych
Zaświadczenia o wygaśnięciu mandatów w Sejmie wręczył 17
posłom, którzy dostali się do Parlamentu Europejskiego, marszałek
Sejmu Józef Oleksy. Zastąpią ich nowe osoby, które w wyborach
parlamentarnych w 2001 roku dostały na odpowiednich listach
wyborczych najwyższą po byłych już posłach liczbę głosów.
Wśród 17 posłów, którzy utracili sejmowe mandaty, są między
innymi: liderzy PSL Janusz Wojciechowski i Zbigniew Kuźmiuk,
Bogdan Pęk z LPR, Michał Kamiński z PiS, Paweł Piskorski z PO
oraz Bogusław Liberadzki z SLD.
 Polacy o Konstytucji UE
Zaskakująco dobrze oceniamy rezultaty brukselskiej misji premiera
Marka Belki i przyjętą na szczycie Unii Europejskiej konstytucję
zjednoczonej Europy.
Decyzję polskiej delegacji o przyjęciu traktatu pozytywnie ocenia
ponad 40 proc. z Polaków. 43 proc. Polaków nie zgadza się z
opozycją, że zapisy konstytucji są niezgodne z polskim interesem.
Rację opozycji, która ostro skrytykowała wyniki brukselskiego
szczytu, przyznaje ponad jedna trzecia ankietowanych - 36
procent.
Sondaż na zlecenie „Rzeczpospolitej” przeprowadziła Pracownia
Badań Społecznych.
Według „Rzeczpospolitej” jest już przesądzone, że w sprawie
przyjęcia traktatu konstytucyjnego odbędzie się w Polsce
referendum. Według sondażu za traktatem zamierza się obecnie
Solidarnośći i Rozwaga
Rozwaga
Skąd się wzięłapiłka
nożna?
3400 lat przed naszą erą istniała w Chinach gra, którą można uznać za praprababkę futbolu. Legioniści rzymscy
umiłowanie do kopania piłki roznieśli po wszystkich podbijanych przez siebie ziemiach. Pierwsze profesjonalne
mecze rozegrano oczywiście w Anglii. Anglicy również spisali historię piłki nożnej.
Badacze utrzymują,
że 3400 lat przed naszą erą
istniała w Chinach gra, którą
można uznać za praprababkę
futbolu. Potwierdzone dane
pochodzą z roku
2697 przed naszą
erą, kiedy to w
Chinach żołnierze
uprawiali grę
zwaną tsuh-kun,
co w tłumaczeniu
oznacza: „kopać
piłkę nogą”.
Noga i ręka
O d k r y c i a
archeologiczne są dowodem
na to, że w Egipcie na
wiele wieków przed naszą
erą zabawiano się piłką.
Na wielkich widowiskach
poetycko-dramatycznosportowych w starożytnej
Grecji m.in. grano w piłkę.
Ta najstarsza gra w piłkę
przypominała zarówno piłkę
nożną, jak i ręczną.
Na
naszym
kontynencie nade wszystko
do rozwoju gry w piłkę
przyczynili się Rzymianie.
Harpa-stum, jak nazywano
grę, cieszyła się wielką
popularnością wśród
żołnierzy. Podboje rzymskie
rozprzestrzeniły więc
automatycznie gry z użyciem
piłki w inne rejony Europy, a
więc i na Wyspy Brytyjskie.
W 217 roku naszej ery
po zdobyciu przez rzymskie
legiony dzisiejszego miasta
Little Chester zorganizowano
grę, która polegała na kopaniu
piłki do miejscowej bramy.
Pół dukata za bramkę
razy kopnął piłkę do bramki
przeciwnika otrzymywał
nagrodę w postaci dwudziestu
złotych dukatów.
W roku 1569 lekarz z
Padwy wydał
książkę, w
której m.in.
omówił grę
„caccio”
uprawianą
przy pomocy
„ p i ł k i
wypełnionej
powietrzem”.
Nazwa „football”
odnotowano po raz pierwszy w
1486 roku. W innych krajach
gra w piłkę przeżywała okresy
wzlotów i upadków, natomiast
w Anglii konsekwentnie się
rozwijała, obejmowała coraz
to większe rzesze młodzieży.
Obrastała w zwyczaje, reguły,
przepisy. Każde miasto, rejon,
szkoła kierowały się na ogół
innymi przepisami.
Sokoły lwowskie
P o d s t a w ę
dzisiejszych przepisów
położyli
studenci
Uniwersytetu w Cambridge
oraz przedstawiciele szkół
w kilku szkół. W 1848 roku
spisali „Cambridge Rulet” jedenaście punktów, według
których miały toczyć się
mecze. Zaczęły powstawać
szkolne drużyny, a sport
wprowadzono do rozkładu
lekcji.
Przełomową datą
był 24 października 1857
- założenie pierwszego na
świecie klubu piłkarskiego Sheffield Club istniejącego po
dziś dzień.
W 1904 roku
powstała Międzynarodowa
Federacja Związków Piłki
Nożnej (FIFA).
Początki piłki
nożnej na ziemiach polskich
znajdujemy pod koniec XIX
i na początku XX wieku.
Późno, bo Polaków bardziej
wówczas zajmowała walka o
niepodległość, niż sport.
Najwcześniej
pasja piłki nożnej objawiła
się w Galicji, będącej pod
zaborem austriackim. Ojcem
polskiego piłkarstwa był
prof. dr Eugeniusz Piasecki,
nauczyciel gimnazjalny ze
Lwowa, później wykładowca
Uniwersytetu w Poznaniu.
Pierwszy mecz
Ważne daty
 1866 - wprowadzono
przepis o spalonym
 1871 - zezwolenie
bramkarzowi na grę rękami
 1878 – sędziowie zaczynają
używać gwizdek
 1883 – bramka zyskuje
poprzeczkę
 1885 - ustalenie liczby graczy
z podziałem na formacje
 1890 - wprowadzenie
przepisu o rzucie karnym
 1891 - na bramkach
rozwieszono siatki
Piłkarska liga stoczniowa 2004
Ruszyła piłkarska liga stoczniowa. Do rywalizacji stanęło
siedem drużyn. Wrócili do gry stolarze z wydziału PW-5. Rozgrywki
potrwają do 14 lipca.
W chwili zamykania gazety mamy za sobą pierwszy
ligowy dzień. Do boju stanęły już cztery zespoły. Nie obyło się bez
sensacji.
Pierwszy mecz tegorocznej stoczniowej ligii piłkarskiej
rozegrały PDOX z PK-3. Pojedynek zakończył się wynikiem 4:0
dla PDOX.
- W ubiegłym roku PK-3 zajęło w całym turnieju trzecie
miejsce, więc oni byli faworytami – mówi Fryderyk Radziusz z
stoczniowej „Solidarności”.
Do drugiego pojedynku stanęły drużyna PW-4 i Euroluku,
z wynikiem 2:0.
- Euroluk trafił w pierwszym meczu na ubiegłorocznego
mistrza, dlatego przegrał – relacjonuje Fryderyk Radziusz. – Bez
wątpienia jednak drużyna ta odmłodziła swój skład i prezentuje dużo
wyższy poziom niż w ubiegłym roku. Wróżę im sukces.
Data
21 czerwca
22 czerwca
23 czerwca
24 czerwca
28 czerwca
29 czerwca
1 lipca
5 lipca
7 lipca
12 lipca
14 lipca
godzina 15.00
PDOX : PK-3
PW-5 : PW-5/M
PK-3 : PW-5
PW-3 : Euroluk
PDOX : PW-5
PK-3 : Euroluk
Euroluk : PDOX
PW-5 : PW-3
PW-3 : PW-4
PW-4 : PW-5/M
PK-3 : PW-3
godzina 15.50
Euroluk : PW-4
PW-4 : PDOX
PW-5/M : PW-3
PW-4 : PK-3
PW-5/M : Euroluk
PDOX : PW-3
PW-4 : PW-5
PW-5/M : PK-3
PDOX : PW-5/M
We Włoszech w
Euroluk : PW-5
1490 roku grano w piłkę
„caccio” na placach Florencji,
a ten gracz, który dziesięćRozwaga i Solidarność – gazeta Komisji Międzyzakładowej
NSZZ „Solidarność” Stoczni Gdańskiej
Redaktor naczelny: Katarzyna Dębska
Skład i red. techniczny: Edyta Sopolińska
Adres redakcji: 80-873 Gdańsk, ul. Na Ostrowiu 15/20, tel. 769-15-00, fax 769-14-41.
Uwagi prosimy kierować do sekretariatu Komisji Międzyzakładowej
NSZZ „Solidarność” Stoczni Gdańskiej.
Rozwaga i
Nowości w wypożyczalni
Władca Pierścieni – Powrót Króla
Ostateczna bitwa o Śródziemie rozpoczęła się. Frodo i Sam, prowadzeni przez Golluma,
kontynuują swą niebezpieczną wyprawę w kierunku Góry Przeznaczenia, w celu zniszczenia Pierścienia
Władzy. Aragorn walczy, aby wypełnić przepowiednię i poprowadzić swoich zwolenników przeciw
rosnącej sile Władcy Ciemności Saurona, aby Powiernik Pierścienia mógł zakończyć swoją misję.
Zdobywca 11 Oscarów, w tym za najlepszy film 2003 roku.
Matrix Rewolucje
Neo. Trinity. Morfeusz.
W oszałamiającym ostatnim rozdziale trylogii Matrix bohaterowie stają u progu zwycięstwa lub
unicestwienia w epickiej wojnie przeciwko Maszynom. Dla Neo oznacza to jedno: musi podążyć tam, dokąd
nie ośmielił się wyruszyć żaden człowiek – do Miasta Maszyn i stawić czoła zbuntowanemu programowi
Smithowi, który zyskał niewyobrażalną moc. Dla scenarzystów – reżyserów braci Wachowskich oraz
producenta Joela Silvera oznacza to, że muszą wykroczyć poza niezwykłą inwencję wizualną, którą
zaprezentowali w dwóch pierwszych filmach. Nastał czas rewolucji: Matrix Rewolucje.
Tomb Raider – kolebka życia
Lara Croft (Angelina Jolie) powraca, by stawić czoło swej najbardziej niebezpiecznej misji:
zamierza odnaleźć to, co starożytni uważali za esencję zła – Puszkę Pandory. Musi przemierzyć Ziemię
do Grecji po Hongkong oraz Kenię i zdobyć Puszkę zanim wpadnie ona w ręce szalonego naukowca
(Ciaran Hinds), który zamierza wykorzystać ją jako broń masowej zagłady.
W tym celu Lara ściąga swego dawnego partnera – Terry«ego Sheridana (Gerard Butler) –
niebezpiecznego najemnika, który już kiedyś zdradził Larę i jej kraj. Wie, że jest najlepszy do tego
zadania, ale czy można mu ponownie zaufać?
Weź udział w wyścigu – od pojedynków wręcz do strzelanin i podniebnych eskapad w
poszukiwaniu antycznego skarbu i przyszłości całej ludzkości.
Mali Agenci 3
Mali Agenci wracają! Carmen (Alexa Vega) i Juni (Deryl Sabara) muszą zmierzyć się z
wyzwaniem, jakie stawia przed nimi gra-pułapka. Wyścig z wojownikiem szos czy surfowanie po płynnej
lawie to tylko część z coraz trudniejszych poziomów do przejścia. Dzieci polegać mogą jedynie na swoim
poczuciu humoru, jeszcze nowszych gadżetach i szalonej rodzinie. Ocalenie wszystkich dzieci świata
to zaszczytna a jednocześnie najbardziej niebezpieczna misja dla superagentów. „Mali Agenci 3” to
wyjątkowe połączenie najnowszych efektów cyfrowych i zapierających dech w piersiach szpiegowskich
przygód z Małymi Agentami w roli głównej.
Udaj się z rodziną Cortezów w wirtualny świat gier komputerowych!
Maleństwo i przyjaciele
Podążaj ścieżką przez Stumilowy Las w nowym pełnometrażowym filmie z Kubusiem i jego
przyjaciółmi.
Przyłącz się do nich ciesząc się wiosenną magią, poznaj prawdziwe znaczenie przyjaźni i
przeżywaj niezwykłe przygody.
Nastał najpiękniejszy wiosenny dzień. Pszczółki brzęczą, kwiatki kwitną a Maleństwo, Kubuś i
Tygrys są gotowi do zabawy. Królik jednak uważa, że najpierw muszą zakończyć wiosenne porządki.
Czy cokolwiek – lub ktokolwiek – może wpłynąć na zmianę decyzji Królika? Dopiero dzięki Maleństwu,
jego dobroci, uprzejmości i przyja ni, Królik przekonuje się, że specjalne dni trzeba przeżywać w
specjalny sposób.
W filmie występują wszyscy Wasi ulubieńcy – mieszkańcy Stumilowego Lasu, znajdziecie także
pięć nowych piosenek i przekonacie się, że grzeczność i uprzejmość mogą czynić prawdziwe cuda.

Podobne dokumenty