pobierz
Transkrypt
pobierz
Numer 1/2009 listopad - grudzień 2009 egzemplarz bezpłatny www.kurier.diplomacy.pl DWUMIESIĘCZNIK POŚWIĘCONY TEMATYCE STOSUNKÓW MIĘDZYNARODOWYCH AZJA - EUROPA współpraca kluczem do wzajemnego zrozumienia VALDAS ADAMKUS warszawa i wilno powinny mówić jednym głosem SZWAJCARIA dlaczego społeczeństwo zagłosowało za zakazem budowy minaretów EUROPA unia europejska - polityczny karzeł AMERYKA ŁACIŃSKA guerilla otwiera nowy front w kolumbii BLISKI WSCHÓD proces pokojowy w izraelu BARACK OBAMA dlaczego pokłonił się cesarzowi HISTORIA długi cień przymierza iii rzeszy i zsrr GAZOCIĄG PÓŁNOCNY gra interesów ponad polskimi głowami Wydawcą dwumiesięcznika Kurier Dyplomatyczny jest Stowarzyszenie Forum Młodych Dyplomatów OD REDKACJI Szanowni Państwo! T rzymacie w rękach pierwszy, pilotażowy, numer Kuriera Dyplomatycznego, magazynu wydawanego przez Stowarzyszenie Forum Młodych Dyplomatów. Kurier został stworzony niejako w odpowiedzi na zapotrzebowanie członków Stowarzyszenia, potrzebę stworzenia miejsca, gdzie osoby związane z FMD, a także nasi zagraniczni przyjaciele, mogliby wypowiedzieć się na nurtujące ich kwestie dotyczące spraw międzynarodowych. Szerokie spektrum zainteresowań ludzi tworzących Forum przekłada się bezpośrednio na kompozycję Kuriera, która mam nadzieję, zainteresuje także i Państwa. W pierwszym numerze zgromadziliśmy szereg artykułów odnoszących się do istotnych kwestii międzynarodowych: od wciąż powracającego problemu projektu Gazociągu Północnego, poprzez sprawy związane z bliską nam Unią Europejską i jej znaczeniem w światowej geopolityce, aż do wojny w Afganistanie i procesu pokojowego w Izraelu. Dopełniając ofertę publicystyczną Kuriera, w pierwszym numerze umieściliśmy także wywiady z osobistościami sceny międzynarodowej: byłym prezydentem Litwy - Valdasem Adamkusem, a także ambasadorem Dominique’m Girardem - Dyrektorem Generalnym Asia-Europe Foundation. Jestem niezwykle dumny, iż wysiłkiem wielu ludzi udało się doprowadzić do wydania pierwszego numeru naszego magazynu. Jestem przekonany, że to dopiero początek ciekawej oferty jaką będzie miał do zaproponowania Państwu Kurier Dyplomatyczny, a także Stowarzyszenie Forum Młodych Dyplomatów. Michał Skrzek Redaktor Naczelny Spis treści Redaktor naczelny Michał Skrzek [email protected] Redaktor prowadzący Adrian Kondaszewski [email protected] Zastępca redaktora naczelnego Piotr Zawieja [email protected] Sekretarz redakcji Sonia Boczek [email protected] Korekta i tłumaczenia Anna Bijata [email protected] Współpraca z zagranicą Monika Kaźmierczak [email protected] Marketing Remigiusz Lesiuk [email protected] Bartosz Gwizdała [email protected] Grono redakcyjne Anna Kalembasiak, Aleksander Kotulecki, Agata Ludera, Tomasz Łapa, Wojciech Marciniak, Marcin Maroszek, Bilal Masood, Michał Pakulniewicz, Mariusz Ruszel, Małgorzata Stańczyk, Agata Szkiela, Michał Tomczyk, Arkadiusz Toś POLSKA: Gazociąg Północny - gra interesów ponad polskimi głowami 4 EUROPA WSCHODNIA: Trudne warunki rozwoju organizacji pozarządowych na Białorusi 7 LUDZIE: Valdas Adamkus: Warszawa i Wilno powinny mówić jednym głosem 8 EUROPA: Dlaczego Szwajcarzy zagłosowali za zakazem budowy minaretów? 10 EUROPA: Pakistan, Switzerland and decision to ban the construction of minarets 14 BAŁKANY: Serbia we wspólnotowej strefie wolnego handlu 15 HISTORIA: Długi cień przymierza, czyli jak Rosja broni sojuszu z III Rzeszą 16 UNIA EUROPEJSKA: Polityczny karzeł. O słabościach Brukseli na arenie międzynarodowej 18 PRAWO: Bezpośrednia skuteczność prawa wspólnotowego 20 AMERYKA PÓŁNOCNA: Wojna w Afganistanie według Obamy 22 AZJA I PACYFIK: Ambasador Dominique Girard: współpraca kluczem do zrozumienia 24 NIP: 951-20-85-027 REGON: 015558756 KRS: 0000167532 AMERYKA ŁACIŃSKA: Zapomniany i opuszczony: Honduras po wyborach prezydenkich 28 www.diplomacy.pl www.kurier.diplomacy.pl AMERYKA ŁACIŃSKA: Guerilla otwiera nowy front w Kolumbii 30 BLISKI WSCHÓD: Trudna droga do pokoju między Izraelem a Pelestyńczykami 32 PROTOKÓŁ DYPLOMATYCZNY: Dlaczgo Obama ukłonił się cesarzowi Japonii? 34 Wydawca Stowarzyszenie Forum Młodych Dyplomatów ul. Oleandrów 6 00-629 Warszawa tel.: +48 22 205 06 72 fax: +48 22 406 07 82 Dyrektor Biura Krajowego Kinga Brudzińska [email protected] Nr rachunku bankowego: 03 1050 1025 1000 0022 7540 7605 ING Bank Śląski S.A. Oddział w Warszawie Projekt graficzny i wykonanie: a.kondaszewski/m.skrzek Redakcja Kuriera Dyplomatycznego nie ponosi odpowiedzialności za treści zawarte w artykułach. Wszelkie prawa zastrzeżone Forum Młodych Dyplomatów 2009/2010 LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2009 -3- POLSKA Gazociąg Północny - gra interesów ponad polskimi głowami Mariusz Ruszel źródło : www.nord-stream.com Gazociąg Północny uznawany przez Brukselę za strategiczny projekt dywersyfikacji dostaw surowców energetycznych osłabia znaczenie Polski jako kraju tranzytowego, a także zwiększa potencjalne ryzyko szantażu energetycznego ze strony Rosji. O dmienne postrzeganie budowy gazociągu Nord Stream przez Brukselę i Warszawę wynika z rozbieżności interesów państw członkowskich Unii oraz braku solidarności energetycznej na szczeblu unijnym. Wyrażenie zgody 5 listopada 2009 r. przez Szwecję, Finlandię a wcześnie Danię na położenie na ich ekonomicznych wodach terytorialnych dwóch nitek Gazociągu Północnego nadaje temu projektowi realnego kształtu. Wyrażenie zgody w grudniu br. przez Federację Rosyjską oraz Niemcy było pewne dużo wcześniej. Zgody te osłabiają jednocześnie explicite pozycję krajów przeciwnych budowie takich jak Polska oraz kraje bałtyckie. Jednocześnie decyzja Szwecji (najbardziej dotychczas przeciwnej budowie) oznacza polityczny sukces Kremla w dążeniu do bezpośredniego połączenia z rynkiem zbytu Unii Europejskiej z pominięciem krajów tranzytowych. Zasadnym jest postawienie pytania, jak wyglądał proces przekonywania partnerów do projektu ze strony Rosji i dlaczego zaniechały one dalszej walki, kto na Gazociągu Północnym może zyskać oraz w jaki sposób może zmienić się pozycja tranzytowa Polski w obliczu budowy Gazociągu Północnego i jakie zagrożenia implikuje inwestycja. Federacja Rosyjska włożyła spory wysiłek polityczny w procesie przekonywania do budowy Gazociągu Północnego, który został wpisany na listę -4 - LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2009 Planowana trasa gazociągu Nord Stream priorytetowych projektów dywersyfikacji dostaw do Unii Europejskiej, co de facto ułatwia jego realizację. Zasoby energetyczne Federacji Rosyjskiej w postaci około 27% światowych udokumentowanych rezerw gazu ziemnego sprawiają, że jest ona jednym z głównych eksporterów tego surowca do krajów Unii Europejskiej, która od tych dostaw jest zależna. Znani lobbyści Budowany przez konsorcjum Nord Stream AG Gazociąg Północny dla państw „starej” UE oznacza faktyczną dywersyfikację dostaw surowców energetycznych, lecz dla Polski oznacza narażenie na potencjalny szantaż energetyczny ze strony Federacji Rosyjskiej. Zdaniem Komisarza ds. energii Andrisa Piebalgsa – „gazociąg zwiększy bezpieczeństwo dostaw gazu do UE”, a także „projekt Nord Stream staje się tym ważniejszą opcją, że inne projekty, także wspierane przez Komisję Europejską, bardzo wolno posuwają się naprzód” . Warto zauważyć, że w ostatnim czasie zmieniła się polityka amerykańska wobec tego projektu, zaś zgoda opornej dotychczas Szwecji1 w momencie sprawowania przez nią Prezydencji w Unii Europejskiej jest sygnałem świadczącym o politycznym poparciu dla projektu. Gazprom od samego początku realizacji projektu skutecznie zapraszał kolejnych byłych polityków europejskich oraz przekonywał kolejne państwa do zasadności budowy Gazociągu Północnego. Spośród blisko 140 międzynarodowych ekspertów z 19 krajów zatrudnionych w konsorcjum Nord Stream znaleźć można wielu wpływowych byłych polityków m.in.: Gerhard Schröder (były kanclerz Niemiec), Paavo Lipponena (były premier Finlandii w latach 1995-2003), Romans Baumanie (szef misji Łotwy w ONZ, a także doradca ds. zagranicznych prezydent Łotwy Vairy Vike-Freiberg). Warto dodać, że Paavo Lipponen starał się w 2009 r. o stanowisko szefa unijnej dyplomacji, czemu sprzeciwiła się Polska . W styczniu 2009 r. doradcą konsorcjum został Lars Groenstedt, który był szefem Svenska Handlesbanken, a zarazem bardzo wpływową osobą w Szwecji, kiedy jeszcze kraj ten wyrażał obawy o wpływ projektu na środowisko naturalne. Początkowo sceptyczne wobec budowy projektu państwa: Dania, Szwecja, Finlandia wyraziły ostatecznie zgodę na przebieg POLSKA Gazociągu Północnego przez ich morską strefę ekonomiczną. Warto dodać, że przy okazji duński koncern energetyczny Dong Energi zawarł umowę z Gazpromem dotyczącą zwiększenia dostaw gazu ziemnego (2 mld m³ od 2012 r.). Finlandia ma otrzymać na kilka lat zerową stawkę na import drewna z Rosji. Szwecja wydając zgodę zobowiązała konsorcjum do wstrzymania prac związanych z budową w okresie od maja do października (okres tarła dorszy), co może opóźnić realizację inwestycji w czasie. Na morzu bezpieczniej Stosownie do obecnych planów budowa gazociągu ma rozpocząć się wiosną 2010 r. i składać ma się z dwóch nitek o długości 1220 km oraz przepustowości po 27,5 mld m³ gazu ziemnego rocznie. Planowane jest ukończenie pierwszej nitki gazociągu na koniec 2011 r., zaś drugiej w 2012 r., lecz już teraz można zaryzykować tezę, iż realizacja projektu będzie nieznacznie opóźniona (m.in. konieczność usunięcia min oraz tarło dorsza). Koszt inwestycji szacowany jest na około 7,5 mld euro. Odcinki lądowe gazociągu są już budowane zarówno w Rosji a także w Niemczech, gdzie buduje się już odcinek OPAL wzdłuż polskiej granicy do Czech. Zdaniem Prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa: „Układanie gazociągu na dnie morza jest droższe od budowy rury na lądzie. Ale z drugiej strony pozwala to usunąć pewne Gerhard Schröder został lobbystą projektu Nord Stream, co spowodowało oburzenie społeczne w Europie i zdecydowaną krytykę w samych Niemczech ryzyko, które jest bardzo trudno wycenić, bo w niektórych sytuacjach mogą one doprowadzić do poważnych konsekwencji, naruszyć bezpieczeństwo energetyczne odbiorcy. I jeśli na jednej szali położymy koszty ułożenia rury przez morze, a na drugiej gwarancję wypełnienia naszych zobowiązań, to opowiadam się za tym drugim”.2 Nie ulega wątpliwości, że największy udział spośród krajów Europy Zachodniej w projekcie mają Niemcy, których dwie firmy niemiecki E.ON Ruhrgas, oraz WINGAS (spółka Gazpromu i Wintershall) mają po 20% akcji w konsorcjum Nord Stream, zaś 51% należy do rosyjskiego Gazprom oraz 9% do holenderskiego N.V. Nederlanse Gasunie. Szefem rady nadzorczej jest b. kanclerz Niemiec Gerhard Schröder, który będąc jeszcze kanclerzem 8 września 2005 r. przyjmował w Berlinie z wizytą Władimira Putina i podczas tej wizyty podpisano umowę o budowie Gazociągu Północnoeuropejskiego przez szefów Gazpromu, E.ON, BASF, zaś Schröder oraz Putin udzielili poparcia politycznego projektowi. Kilka miesięcy później opinia publiczna dowiedziała się, że przed końcem kadencji na stanowisku kanclerza Niemiec rząd Schrödera udzielił Gazpromowi gwarancji na kredyty KfW Bankengruppe i Deutsche Bank opiewający na kwotę 900 milionów euro na budowę Gazociągu Północnego.3 Niemieckie gwarancje Zakres gwarancji umożliwił zaciągnięcie Gazpromowi kredytów o niższym oprocentowaniu, z kolei w przypadku niewypłacalności konsorcjum NEGPC (obecnie Nord Stream) przeniesienie odpowiedzialności finansowej na rząd Niemiec. Zasadnym jest postawienie pytania, czy Gerhard Schröder już wówczas wiedział o intratnej propozycji pracy w konsorcjum, którą przyjął 9 grudnia 2005 r. we wsi Babajewo w obwodzie wołogodzkim podczas konferencji prasowej uświetniającej uroczyste zespawanie odcinka gazociągu Griazowiec-Wyborg będącego początkiem Nord Stream. Schröder został lobbystą Nord Stream oraz głównym spiritus movens projektu w Europie. Spowodowało to oburzenie społeczne w Europie i zdecydowaną krytykę zarówno w samych Niemczech, w których liberałowie oraz zieloni żądali jego rezygnacji ze stanowiska w spółce. Pracę w spółce znalazł także Matthias Wargin (b. dyrektor rosyjskiej filii Dresdner Bank). W interesie Niemiec jest zbudowanie Gazociągu Północnego z kilku powodów. Po pierwsze zwiększa to bezpieczeństwo energetyczne Niemiec, których import gazu ziemnego sięga 90 mld m³ rocznie. Po drugie projekt może uczynić z Niemiec pośrednika sprzedającego gaz do innych krajów Unii Europejskiej, w tym do Polski. Z naszego punktu wi- Polska powinna intensyfikować współpracę transgraniczną w zakresie budowy infrastruktury energetycznej z sąsiadami dzenia po wybudowaniu interkonektora polsko – niemieckiego ceny gazu ziemnego, jakie mogą nam zaproponować Niemcy mogą być na tyle wysokie by zmniejszyć konkurencyjność polskiego przemysłu chemicznego konkurencyjnego wobec niemieckiego. Budowa Nord Stream znacząco obniży tranzytową rolę Polski oraz będzie zagrażać polskiemu bezpieczeństwu energetycznemu. Rosja poprzez nowy gazociąg otrzyma instrument umożliwiający wstrzymywanie dostaw gazu do Polski bez konieczności odcinania dostaw do Europy Zachodniej. Polska importuje obecnie około 60% zużywanego gazu ziemnego z Rosji i nie ma technicznych możliwości dywersyfikacji dostaw ze względu na brak infrastruktury rurociągowej – co zmniejsza obecnie naszą pozycję negocjacyjną z Rosją. Zasadnym jest zbudowanie w Świnoujściu gazoportu gazu skroplonego LNG. Trasa gazociągu przecinać będzie w dwóch miejscach tory podejściowe do portu Szczecin – Świnoujście, co sprawia, że istotne jest wkopanie w tych miejscach na głębokość dwóch metrów rur wykluczając w ten sposób ryzyko ewentualnej awarii i ogromnego skażenia ekologicznego, nie wspominając już o konsekwencjach politycznych i ekonomicznych. Warto zauważyć, że prawo morskie „nie pozwala na to, aby ograniczać dostęp do portów” oraz „międzynarodowe przepisy morskie mówią, iż tego typu inwestycje muszą być uzgadniane ze wszystkimi, których mogą dotyczyć” . Ponadto w Świnoujściu jest port dokończenie na str. 6 LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2009 -5- POLSKA NATO, którego dostępność nie może być ograniczana, więc należy przypuszczać, że wydanie zgodny przez Niemcy będzie uwzględniało zastrzeżenie o nie blokować polskich portów. Zapewne konsorcjum Nord Stream będzie dążyć do realizacji inwestycji w sposób wykluczający potencją awarię, co mogłoby skompromitować przede wszystkim Niemcy aspirujące do stania się „centrum handlowym” rosyjskiego gazu ziemnego do UE. Instrumenty UE W Polsce rosyjski gaz wykorzystywany jest głównie w przemyśle (przede wszystkim chemicznym) w niewielkim stopniu w elektroenergetyce, która oparta jest w blisko 95% na spalaniu węgla. Długoterminowy kontakt z Rosją, którego przedłużenie planowane jest do 2034.r. usztywnia relacje pomiędzy konsumentem a dostawcą, a także podważa perspektywiczne projekty dywersyfikacji w obliczu klauzuli terytorialnej zabraniającej reeksportu surowca. Zasadniczym celem polityki zagranicznej Polski powinno być dążenie do uchylenia tych klauzul, w czym pomocny powinien być dorobek prawny Unii Europejskiej oraz jej instrumenty. Przykładem działania na forum unijnym jest wykorzystanie Komisji Petycji PE, która przyjęła zdecydowaną większością głosów negatywny wobec Nord Stream raport autorstwa europosła Marcina Libickiego. Ostatnie lata pokazały, że Rosja wykorzystuje kwestie energetyczne jako instrument realizacji polityki zagranicznej. Stosownie do niektórych analiz – „ułożenie pod gazociągiem wiązki kabli sterujących (kable światłowodowe) może służyć do zainstalowania na nich emiterów długich fal wpływających na działanie systemów elektronicznych”, co ma zasadnicze znaczenie w kontekście strategicznym.4 Polska powinna intensyfikować współpracę transgraniczną w zakresie budowy infrastruktury energetycznej z sąsiadami, a także dążyć do uwspólnotowienia rynku gazu w ramach UE zwiększającego szansę na realne mechanizmy solidarności energetycznej. Podnoszony przez niektórych argument o oszczędności Rosji wynikającej z opłat tranzytowych jest mało -6 - LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2009 przekonujący w obliczu wyliczeń, iż inwestycja morska jest ponad dwukrotnie droższa niż lądowa wersja. Według różnych źródeł oszczędności Federacji Rosyjskiej z tytułu braku opłat tranzytowych wyniosą 250-300 mln dolarów rocznie (wg rosyjskich źródeł około miliarda dolarów rocznie). Zdaniem rosyjskiego analityka rynku gazu Michaiła Korczemkina: „Gazprom nie ma gazu na zapełnienie bałtyckiej rury (…)” zaś wskutek jego budowy: „pojawi się możliwość zmniejszenia do zera strumieni tranzytowych przez Polskę i Białoruś (…)”.5 Polska straci na tranzycie Nie ulega wątpliwości, że obniżeniu może ulec (w przypadku zmniejszenia przepływu gazu ziemnego gazociągiem jamalskim) znaczenie przestrzeni geograficznej Polski w handlu gazem z Rosji do UE. Polska straci nie tylko na opłatach tranzytowych, które mogłyby zasilać nasz budżet, lecz także obniżone zostanie poczucie podmiotowości Polski w handlu tym surowcem. Niepokojące są dodatkowe umowy Niemiec i Rosji dotyczące promowo – kolejowego połączenia, które omija Polskę oraz Litwę . Dodatkowo podpisane zostało w maju 2009 r. na corocznym forum Partnerstwo strategiczne 1520 porozumienie pomiędzy Austrią, Rosją, Słowacją i Ukrainą dotyczącą powołania spółki odpowiadającej za zaprojektowanie i zbudowanie linii kolejowej, która łączyć będzie Europę Zachodnią, i Środkową z Rosją a docelowo Azją (kolej transsyberyjska). Udziałem w projekcie, którego budowa rozpocznie się w 2010 r. i kosztować będzie około 4-5 mld dolarów, zainteresowane są także Niemcy. Zaplanowanie tej trasy w ten sposób omija terytorium Polski, przez której terytorium mogłaby biec trasa przesyłowa z Azji do Europy Zachodniej poprzez uruchomienie w Sławkowie terminalu odbierającego kontenery z kolei transsyberyjskiej. Stosownie do komentarzy rosyjskiej gazety Kommiersant: „Możliwe, że nakłady na ułożenie torów (na Słowacji i w Austrii) będą wyższe, jednak trasa omijająca terytorium Polski, nielojalnej wobec rosyjskich inicjatyw, wygląda atrakcyjniej z punktu widzenia ryzyka politycznego”.6 Z ekonomicznego punktu widzenia należy przypuszczać, że kolej łącząca Europę Zachodnią z Chinami będzie stanowić główną drogą handlową zmniejszającą znaczenie drogi morskiej. Strategia rozwoju rosyjskich kolei zakłada inwestycje w perspektywie do 2030 r. rzędu 500 mld dolarów zarówno na modernizację istniejącej infrastruktury, a także wybudowanie nowych linii. Realizacja połączenia Europy Zachodniej z Rosją i Azją z pominięciem Polski oznacza zmniejszenie pozycji Polski w światowym handlu i utratę potencjalnych zysków z pośrednictwa w przepływie towarów. Realizacja budowy Gazociągu Północnego jest przesądzona, a zatem Polska powinna w tym momencie przygotować swoją strategię działania na różne scenariusze wystąpienia ryzyk związanych z działalnością tego gazociągu. Wskazanym jest wykazanie zdecydowanej i skonsolidowanej wewnętrznie inicjatywy Polski w zakresie bezpieczeństwa energetycznego na unijnej arenie charakteryzującej się formułowaniem swoich celów w kategoriach wartości europejskich popartych wspólnotową retoryką - szczególnie w kontekście zbliżającej się w drugiej połowie 2011 r. Prezydencji Polski w Radzie Europejskiej oraz w obliczu ratyfikacji Traktatu z Lizbony. Mariusz Ruszel [email protected] Przypisy: [1] Szwecja wysuwała argumenty związane z ekolo- gią, a także bronią chemiczną zatopioną na dnie Bałtyku podczas II wojny światowej. Sprzeciw wyrażała także szwedzka Marynarka Wojenna obawiająca się rozmieszczenia przez Rosję czujników wzdłuż gazociągu [za:] P. Żurawski vel Grajewski , Bezpieczeństwo energetyczne Polski. Instrumentarium Unii Europejskiej, Analizy Natolińskie, 2009, nr 7(39), s. 7-8. [2] A. Kublik, Miedwiediew o Nord Stream: koszty polityczne też są ważne, Gazeta Wyborcza: http://wyborcza.biz/biznes/1,101562,7296015,Miedwiediew_o_Nord_Stream__koszty_polityczne_tez_sa.html?utm_source=Nlt&utm_medium=Nlt&utm_campaign=825586 (26.11.2009 r.) [3] W. Paniuszkin, M. Zygar, Gazprom - rosyjska broń, Warszawa 2008 r., s. 251 [4] Więcej: http://wiadomosci.onet. pl/1428493,2677,kioskart.html (23.11.2009 r.) [5] http://biznes.interia.pl/prasa/nowy-przemysl/ news/analityk-nord-stream-potrzebny-do-presji-napolske,1393556,3657 (24.11.2009 r.) [6] http://news.money.pl/artykul/kolej;szerokotorowa;pojedzie;z;rosji;do;austrii,153,0,455321.html (25.11.2009 r.) E U R O PA W S C H O D N I A Trudne warunki rozwoju organizacji pozarządowych na Białorusi Białoruś nie jest państwem sprzyjającym rozwojowi organizacji trzeciego sektora, niemniej jednak istnieją ludzie, walczący o swobody obywatelskie w tym kraju. P od koniec lat 80-tych na Białorusi działało wiele nieformalnych grup, które zajmowały się głównie popularyzacją kultury i języka białoruskiego. W większości tworzone były przez studentów. Z czasem narodziła się idea, aby zjednoczyć pomniejsze organizacje, w jedną organizację. W taki oto sposób, w roku 1988, zaczęto tworzyć wspólną organizację, która ostatecznie w 1989 roku przyjęła obecną nazwę - Zjednoczenie Białoruskich Studentów (ZBS). Słowo “задзіночаньне” (zjednoczenie) podkreślało białoruski charakter organizacji. Jedną z pierwszych działalności ZBS, było sprzeciwianie się nauce historii Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, jako przedmiotu obowiązkowego na studiach. Kolejne działania organizacji skupiały się wokół problemu denuklearyzacji Białorusi oraz promocji języka białoruskiego w szkolnictwie. W połowie lat 90-tych w ZBS zaszły duże zmiany. Oprócz oficjalnej rejestracji Zjednoczenia, która nastąpiła w 1993 roku, pojawił się nowy przewodniczący Aleś Michalewicz, który wprowadził organizację na nowe tory rozwoju. ZBS, mający reputację elitarnego klubu, otworzył się na nowych członków, a także podjął współpracę z szeregiem zagranicznych organizacji pozarządowych. W 2001 roku, który był rokiem wyborczym na Białorusi, ZBS, tak samo jak szereg innych organizacji pozarządowych, włączył się do kampanii „Wybieraj!”. Kampania miała na celu zwiększenie frekwencji w wyborach, poprzez zachęcanie ludzi do pójścia do głosowania. „Wybieraj!” była i nadal jest najbardziej ambitną kampanią, organizowaną przez białoruskie organizacje pozarządowe. Koncerty i akcje rozdawania ulotek ogarnęły w tamtym czasie praktycznie całą Białoruś. Po wyborach, w ramach retorsji, wybrany na kolejną kadencje prezydent Łukaszenka skierował wysiłki zmierzające zniszczenia organizacji pozarządowych w kraju. Po wyborach rozpoczęły się istne „krucjaty” na rzecz zniszczenia społeczeństwa obywatelskiego, które trwają do dziś. Większość organizacji pozarządowych, które uczest- Tarkowski Nadzieja Mancevic, Białoruś* Antyreżimowe grafiti w Warszawie niczyły w kampanii „Wybieraj!” została zdelegalizowana, tuż po wyborach. Odnośnie ZBS, Ministerstwo Sprawiedliwości wszczęło serię błahych postępowań m.in. w sprawie technicznego sporządzania symbolu organizacji (gwiazdy), czy też używania białoruskiej nazwy „Miensk” zamiast oficjalnej „Mińsk”. ZBS został wkrótce zdelegalizowany, co nastąpiło 3 grudnia 2001 roku. *Nadzieja Mancevic członkini Związku Studentów Białoruskich www.zebest.info [email protected] REKLAMA Stowarzyszenie Forum Młodych Dyplomatów (FMD), wydawca Kuriera Dyplomatycznego jest ogólnopolską organizacją pożytku publicznego, gromadzącą młodych ludzi, studentów ostatnich lat oraz absolwentów wielu polskich uczelni, którzy mają sprecyzowane ambicje zawodowe i swoją przyszłość wiążą z pracą w polskiej służbie zagranicznej. Większość z ponad 100 zwyczajnych i tymczasowych członków FMD to osoby posiadające już doświadczenie w działalności krajowych i międzynarodowych organizacji pozarządowych, pracownicy instytucji Unii Europejskiej lub polskiej administracji. Forum istnieje od 2002 roku. Misją FMD jest „kreowanie i kształcenie przyszłych Liderów, którzy poprzez swoje działania zapewnią silną i stabilną pozycję Polski na arenie międzynarodowej”. Aby wesprzeć rozwój Kuriera Dyplomatycznego oraz innych programów stałych FMD, prosimy o wpłaty na konto: Stowarzyszenie Forum Młodych Dyplomatów 03 1050 1025 1000 0022 7540 7605 ING Bank Śląski S.A. Oddział w Warszawie ul. Belgradzka 12, 02-793 Warszawa, Polska LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2009 -7- LUDZIE Warszawa i Wilno powinny mówić w Unii Europejskiej jednym głosem Monika Kaźmierczak, Anna Kalembasiak, Adrian Kondaszewski KURIER: Panie Prezydencie jakie wspólne interesy mają Polska i Litwa w Unii Europejskiej? I jaki wpływ na ich realizację będzie miał Traktat Lizboński, który 1 grudnia 2009 r. wszedł życie? VALDAS ADAMKUS*: Uważam, że Traktat jest raczej wewnętrznym, administracyjnym dokumentem Unii Europejskiej, który pomoże dokończyć organizowanie tej Wspólnoty, pozwoli uniknąć wewnętrznych sporów kompetencyjnych. Doszliśmy do takiej fazy, że jedyne co pozostaje naszym krajom, to po prostu przedstawianie naszych celów i ambicji, i działanie na rzecz ich osiągnięcia. Zarówno Polacy jak i Litwini uważają, że Unia Europejska jest zbiorem pewnych podstawowych zasad, których musimy bronić. Wierzę, że możemy dojść do porozumienia np. w odniesieniu do spraw gospodarczych. W tej kwestii, jeżeli będziemy rozmawiać z sąsiadami i innymi krajami UE, to zawsze musimy mówić jednym głosem. To bardzo ważne - dzięki temu, że Polska i Litwa wypracują jedno wspólne zdanie, nasz głos będzie silniejszy i będziemy mogli bronić naszej wizji, naszego pomysłu na politykę. Wracając do samego Traktatu chciałbym podkreślić, że wraz z jego wejściem w życie Unia Europejska nie staje się jednym krajem federalnym, czymś na kształt Stanów -8 - LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2009 txd Były prezydent Litwy, Valdas Adamkus mówi w rozmowie z Kurierem Dyplomatycznym o stosunkach Polski i Litwy, Traktacie Lizbońskim, europejskim superpaństwie, a także o tym, dlaczego czuje się zawiedziony w piątą rocznicę pomarańczowej rewolucji na Ukrainie. Były prezydent Litwy, Valdas Adamkus Zjednoczonych Europy. To jest nie do zaakceptowania. Nie wierzę również by tego właśnie chciała większość Polaków czy Litwinów. Mamy przecież swoje tożsamości, swoje kultury, języki i moim zdaniem takie „superpaństwo” jest nierealistyczną ideą i wątpię by tę ideę udało się kiedykolwiek przeforsować. Jako osobne narody mamy wiele rzeczy do wniesienia do UE i szkoda z tego rezygnować. Jak wyglądają polsko-litewskie wspólne interesy w perspektywie polityki wschodniej Unii i przeciwstawiania się imperialistycznym zakusom Moskwy? To prawda, że zarówno Polska jak i Litwa są bardzo wrażliwe na tę kwestię. Chciałbym jednak podkreślić, że nasze kraje są teraz bezpieczne. Jesteśmy częścią Unii Europejskiej, nasze kraję są wolne, demokratyczne i będziemy bronić tych wartości. Oczywiście nie mówię tu o walce na polu bitwy. Chodzi mi raczej o to, że te wartości są wspólne dla wszystkich krajów Unii Europejskiej i będziemy ich bronić jako Wspólnota. A co z współpracą energetyczną pomiędzy naszymi krajami. Czy jej wzmacnianie, w Pana opinii, również leży w naszych interesach? Oczywiście, to bardzo ważna kwestia, należy nad nią pracować. Ja zawsze powtarzam, że niezależność energetyczna oznacza również niezależność polityczną i to się tyczy zarówno Polski, Litwy jak i każdego innego kraju. Ja przez 10 lat swojej prezydentury walczyłem o tzw. most energetyczny pomiędzy Polską a Litwą. Pamiętam nawet jak kiedyś prezydent Aleksander Kwaśniewski, powiedział mi, że to jest chyba kwestia nie do wygrania, ponieważ istnieje potężne lob- LUDZIE by z ogromnymi pieniędzmi, które nie chce by do tego doszło. Ale to się stało, mamy podpisy pod umowami. Oczywiście pozostaję realistą i wiem, że zanim mostem popłynie prąd minie jeszcze kolejne 10 lat. Ale jego budowa jest konieczna, jeżeli myślimy o rozwijaniu współpracy miedzy naszymi krajami. Jeśli chcemy rozwijać nasze przemy- „Jeśli chodzi o obecne stosunki Polski i Litwy, to ja jestem dumny, że udało się nam osiągnąć tak duży progres. Mam na myśli przede wszystkim młodych ludzi” sły, jeśli chcemy podnosić standardy życia ludzi w naszych krajach, to jest to projekt, który musimy razem zrealizować. Ale most energetyczny jest tylko jednym z projektów. A Polska i Litwa są nadal zależne energetycznie od Rosji. I nadal otwartym pozostaje pytanie co zrobić by ograniczyć tą zależność, i jak przekonać pozostałe kraje europejskie do współpracy w sektorze energetycznym, tak by zwiększyć bezpieczeństwo naszych krajów? Unia nie ma niezależnych źródeł, które pozwoliłyby na zaspokojenie potrzeb całej Wspólnoty, a które moglibyśmy kupować czy wymieniać. Osobiście wierzę, że jest tylko jeden sposób jeśli chodzi o energię elektryczną - należy wzmacniać sektor energii atomowej, a także rozwijać alternatywne metody takie jak elektrownie wiatrowe czy słoneczne, które w przyszłości pozwolą nam ograniczyć poleganie na jednym źródle, którym teraz jest Rosja. Choć to nie stanie się szybko, to jest to całkiem realistyczny pomysł, który rozwijany wspólne z pozostałymi krajami UE, pozwoli nam osiągnąć to, o co Państwo pytają. Obecnie to jedyny sposób. Wracając do stosunków polsko-litewskich. Jak dużą przeszkodą dla ich rozwijania są problemy mniejszości polskiej na Litwie? Na najwyższym, państwowym poziomie nie ma takiego problemu. Jednak on istnieje na poziomie lokalnym, a dotyczy pisowni polskich nazwisk i tzw. Karty Polaka. Pierwszy problem został już rozwiązany - jeśli Polacy na Litwie chcą pisać własne nazwiska w języku polskim w dokumentach to mogą to robić. Na pierwszej stronie w paszporcie widnieje nazwisko po litewsku, na drugiej zaś po polsku. Uważam że to dobre rozwiązanie. To nie do pomyślenia, że kogoś takie wyjście może nie zadowalać. Moim zdaniem jest ono racjonalne. Jeśli chodzi o Kartę Polaka to nie jest to żaden problem. Jeśli ktoś potrzebuje takiego dokumentu, osobnego dowodu na to, że jest Polakiem, to w porządku. Nie mam nic przeciwko temu by Polacy posiadali takie karty. Jeżeli chcą, mogą mieć nawet dwie, w różnych kolorach - nie widzę w tym nic złego. To tak samo jak ja mieszkałbym tu w Warszawie i chciałbym mieć takie poświadczenie, że jestem Litwinem. Nie ma w tym nic złego. Problem pojawia się kiedy lokalni politycy podający się za patriotów próbują wykorzystać tamtejszą społeczność dla własnych celów politycznych, mówiąc „ci Litwini nie chcą uznać naszej tożsamości, my was będziemy tu bronić i walczyć o wasze prawa”. Dla mnie osobiście jest to dowód prowincjonalnego, trochę zaściankowego myślenia. Powtarzam: na krajowej scenie politycznej ten problem w ogóle nie istnieje, to tylko konflikt lokalny. Jeśli chodzi o obecne stosunki Polski i Litwy, to ja jestem dumny, że udało się nam osiągnąć tak duży progres. Mówię tu przede wszystkim o odczuciach młodych Litwinów, z którymi mam dobry kontakt. Jeżeli chodzi o konflikt o Wilno, późniejszą okupację, to dla tych młodych ludzi jest to już przeszłość i nikt się tym naprawdę nie przejmuje. Panie Prezydencie, chcielibyśmy Pana zapytać również o Ukrainę. W tym miesiącu obchodzimy piątą rocznicę pomarańczowej rewolucji, a Pan obok Aleksandra Kwaśniewskiego był jednym z głównych politycznych aktorów, którzy doprowadzili do pokojowego rozwiązania tego konfliktu. Jak po tych pięciu latach ocenia pan rewolucję? Po pierwsze muszę przyznać, że jestem bardzo szczęśliwy i dumny z „Ja i Aleksander Kwaśniewski mieliśmy szczęście w tamtym czasie, iż mogliśmy mieć wpływ na skierowanie pomarańczowej rewolucji we właściwym kierunku” Ukraińców, którzy pięć lat temu powstali w czasie pomarańczowej rewolucji i pokazali reszcie świata, że są suwerennym narodem, mają własne cele i interesy, i chcą by ich kraj był silny, niezależny i praworządny. Moim zdaniem dokonali dobrego wyboru, dostali od wszystkich moralne wsparcie. Muszę przyznać, że ja i mój przyjaciel Aleksander Kwaśniewski mieliśmy w tamtym czasie wyjątkowe szczęście, iż mogliśmy mieć decydujący wpływ na skierowanie pomarańczowej rewolucji we właściwym kierunku. Teraz po pięciu latach jednak widzę prezydenta Wiktora Juszczenkę, który pogrąża system polityczny na Ukrainie w wewnętrznych walkach, zamiast skupić się na przykład na walce z korupcją. Patrząc na to, muszę otwarcie przyznać, iż czuję się zawiedziony. Ale mimo wszystko pozostaję optymistą i wierzę, że Ukraina przechodzi teraz przez okres próbny i Ukraińcom uda się podźwignąć i wyjść z politycznego chaosu. A jednocześnie pozostać na tyle silną, by nie ulec zagranicznym naciskom na tamtejszą scenę polityczną. A czy Polska i Litwa mogą w jakiś sposób pomóc Ukrainie wrócić na drogę, którą sami Ukraińcy wybrali 5 lat temu? No cóż, jeśli chodzi o tę kwestię to jestem raczej realistą. Myślę, że nie można zrobić nic więcej niż tylko życzyć Ukraińcom powodzenia. Rozmawiali: Monika Kaźmierczak Anna Kalembasiak Adrian Kondaszewski *VALDAS ADAMKUS - polityk litewski, w latach 1998-2003 oraz 2004-2009 prezydent Litwy LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2009 -9- E U R O PA Z A C H O D N I A Dlaczego Szwajcarzy zagłosowali za zakazem budowy minaretów? Michał Tomczyk Pod koniec listopada, w specjalnym referendum Szwajcarzy zagłosowali za zakazem budowy minaretów w swoim kraju. Wynik głosowania, będącego efektem zgłoszonej w lipcu 2008 r. inicjatywy konstytucyjnej, wywołał falę krytyki nie tylko w świecie muzułmańskim, ale również na forum ONZ oraz niemałą konsternację wśród elit politycznych samej Szwajcarii. rytc W Plakat nawołujący do głosowania za zakazem budowy minaretów w szwajcarskim referendum ynik referendum był sporym zaskoczeniem nie tylko dla światowej opinii publicznej. Równie zdziwione wydawały się władze federalne, które jeszcze do niedawna sprawiały wrażenie zupełnie pewnych ostatecznego rezultatu głosowania. Nieco ponad rok temu szefowa szwajcarskiego Ministerstwa Sprawiedliwości – Eveline WidmerSchlumpf zapewniała Radę Kantonalną (izbę wyższą parlamentu) o swojej ufności wobec kultury politycznej szwajcarskiego społeczeństwa, które jej zdaniem odrzuci kontrowersyjną inicjatywę. Stało się jednak zupełnie inaczej, ku zaskoczeniu rządu i nieukrywanej radości opozycji, tj. ludowo-konserwatywnej SVP (Szwajcarska Partia Ludowa – red.). Szczególnie, że przeprowadzone na początku listopada sondaże wskazywały, iż jedynie ok. 30-10 - LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2009 40% obywateli zagłosuje za przyjęciem proponowanej poprawki konstytucyjnej. Zdaniem wielu komentatorów i obserwatorów szwajcarskiego życia politycznego i społecznego, ostateczny wynik głosowania, wskazujący na 57,5% poparcie dla tego typu ograniczeń, świadczy o ogromnym ładunku skrywanych czy też tłumionych nastrojów społecznych. Po raz kolejny rzeczywistość zweryfikowała prognostyczne wyniki przedreferendalnych sondaży. Niewątpliwie charakter głosowań, zapewniający obywatelom pełną anonimowość (co nie zawsze można powiedzieć o przeprowadzanych uprzednio sondażach), zachęca do podejmowania szczerych i odważnych decyzji. Analizując jednak ostateczne wyniki referendum warto przedstawić pokrótce szerszy kontekst zdarzeń. Pozwoli to na wyciągnięcie właściwych wnio- sków, które nierzadko, ze względu na powierzchowny przekaz mediów polskich i zagranicznych, zacierają właściwy obraz rzeczywistości. Przede wszystkim należy wrócić do źródeł powstania samej inicjatywy. Jej autorem jest komitet inicjatywny „Gegen den Bau von Minaretten” (Przeciwko budowie minaretów), złożony niemal w całości z polityków wspomnianej już szwajcarskiej partii ludowej (SVP). Dzięki uzyskaniu wymaganych prawem 100 000 podpisów zdołali oni, w lipcu 2008 roku (zbieranie podpisów trwało niemal rok), złożyć projekt inicjatywy do Kancelarii Związkowej. Tym samym władze federalne miały obowiązek ustosunkowania się do propozycji oraz przeprowadzenia w tej sprawie referendum. Zgodnie z brzmieniem treści inicjatywy postulowano wpisanie do art. 72 konstytucji zapisu o zakazie budowy minaretów na terytorium Szwajcarii. W zamyśle jej pomysłodawców poprawka ta miała służyć ochronie wolności religijnej, a przede wszystkim równości wszystkich wyznań. Autorzy inicjatywy wskazują w tym kontekście na symbolikę muzułmańskich minaretów, postrzeganych jako oznakę politycznej dominacji. Wskazuje się tutaj na pozareligijny charakter tych budowli, nieposiadających żadnego umocowania w Koranie lub innych świętych pismach islamskich. Kampania przeciw minaretom Zdaniem pomysłodawców inicjatywy minarety stanowią swoiste zaprzeczenie idei równości i tolerancji religijnej. Kampania na rzecz poparcia inicjatywy bardzo szybko zyskała rozgłos, przede wszystkim dzięki kontrowersyjnemu plakatowi, przedstawiającemu kobietę, E U R O PA Z A C H O D N I A ubraną w tradycyjną burkę islamską na tle szwajcarskiej flagi pokrytej minaretami. W Internecie zamieszczono stronę poświęconą kampanii, na której wszyscy zainteresowani mogli dokładnie zapoznać się z argumentami autorów inicjatywy wskazującymi na ryzyko związane z szerszym oddziaływaniem tego typu akcentów religijnych na obywateli innych wyznań. Ponadto, według nich, minarety, utrudniają społeczną i kulturową integrację. Podkreśla się tutaj szczególny charakter islamu, sprowadzającego światopogląd polityczny i kulturowy do jednego mianownika, wyznaczanego przez religijną doktrynę. Problemem staje się zatem nie sam fakt wyznawania innej religii, lecz to, iż w tym przypadku islam wyznacza pewne normy i standardy życia, któ- W Szwajcarii jest obecnie 160 meczetów, cztery z nich posiadają minarety. Inicjatywa nie pociąga jednak za sobą konieczności likwidacji istniejących już świątyń rym trudno odmówić cech swoistej inwazyjności. Oznacza to, iż w przeciwieństwie do różnych odłamów chrześcijaństwa, wyznawcy Mahometa stanowią wyraźnie odrębną, trudno asymilującą się grupę wyznaniową. Jednym z ciekawszych punktów dość szerokiej argumentacji jest obawa, iż w ślad za uzyskaniem akceptacji dla budowy minaretów muzułmanie wystąpią z żądaniem swobody działań dla muezinów, wzywających wiernych do modlitwy. Stanowiłoby to dość wyraźne naruszenie zasad równości religijnej. Jako przykład stawia się tutaj Tadżykistan, którego władze wprowadziły zakaz budowy minaretów w ochronie przed religijnym radykalizmem. Istotny w tej argumentacji jest również fakt, iż autorzy inicjatywy wyraźne odgradzają się od wszelkich działań mogących w jakikolwiek sposób ograniczyć wolność wyznania w Szwajcarii. Warto dodać, iż na terenie kraju znajduje się obecnie około 160 meczetów, cztery z nich posiadają minarety. Inicjatywa nie pociąga za sobą konieczności likwidacji istniejących już świątyń. Nie ogranicza również samego prawa do swobody wyznaniowej. Zwraca jedynie uwagę na problem, który coraz częściej pojawiał się w debacie publicznej, wzniecając sporo kontrowersji. Do rzadkości nie należały tutaj również obawy przed zjawiskiem islamizacji Szwajcarii, choć te uznać należy raczej za zbyt daleko idące. Niemniej jednak, oliwy do ognia dodały wypowiedzi polityków SVP, przytaczających przypadek Szwecji, w której mniejszość islamska, pod groźbą bojkotu wyborów parlamentarnych, domagała się przyznania dodatkowych, zagwarantowanych ustawowo praw. Inicjatywa Szwajcarów ma więc także, według jej pomysłodawców, chronić przed kolejnymi żądaniami ze strony określonych grup społecznych. Autorzy inicjatywy zwracają uwagę, iż art. 15 konstytucji związkowej przewiduje ochronę wolności religijnej. Odbywa się to na dwa sposoby. Pierwszy, w sensie pozytywnym, oznacza swobodę wyznania, prawo do kultu oraz aktywności w ramach wspólnot religijnych. Oznacza to, iż budynki sakralne podlegają konstytucyjnej ochronie i jako takie mogą bez ograniczeń powstawać na terenie Szwajcarii. Jedyne zastrzeżenia związane są z drugim aspektem wspomnianego artykułu konstytucji. Chodzi mianowicie o ochronę wolności religijnej w aspekcie negatywnym, tj. zakazu manifestowania poglądów religijnych. Prawicy pomógł rząd Należy zastanowić się nad powodzeniem całej kampanii, skutkującej nie tylko zebraniem wymaganej ilości podpisów, lecz przede wszystkim ogromnym poparciem w trakcie samego już głosowania. Niewątpliwie do zwycięstwa radykałów przyczynił się także sam rząd zbyt nachalnie agitując za odrzuceniem inicjatywy. Fakt ten zachęcił koła konserwatywne, stojące dotychczas w opozycji do aktywnej gry, o jak największy elektorat. Nie było to trudne, albowiem SVP umiejętnie uderzało we właściwe struny, słusznie odczytując prawdziwe nastroje społeczne, jakże odmienne od tych, które wskazywane były niemal we wszystkich sondażach. Wynik referendum pokazał, iż żywe są w społeczeństwie pewne obawy, których rząd zdawał się nie słyszeć. Faktem jest, iż inna postawa rządu kładłaby się od samego początku cieniem na wizerunku Szwajcarii, jako kraju neutralnego i tolerancyjnego. Rzeczywistość sprawiła jednak, iż pewne problemy zostały przykryte jedynie na pewien czas, a prawdziwe nastroje, być może tuszowane przez władze federalne, wyszły w końcu na jaw. Sytuacja z minaretami przypomina problem otwarcia szwajcarskiego rynku pracy na obywateli UE. W lutym 2009 roku odbyło się w Szwajcarii referendum, dotyczące swobodnego przepływu osób z nowymi krajami Wspólnoty – Bułgarią i Rumunią. Również w tym przypadku rząd wydawał się niemal pewny ostatecznego wyniku głosowania. Tym bardziej, iż brak zgody na rozszerzenie swobody przepływu osób oznaczałby zerwanie wszystkim poprzednich układów bilateralnych, wypracowanych z mozołem od 1999 roku. Głosowanie to zakończyło się co prawda sukcesem, ale pokazało, iż nastroje społeczne są bardzo zróżnicowane. Szczególnie widoczne było to w kantonie Tessin, leżącym przy granicy z Włochami, gdzie przeważyła większość głosów negatywnych. Jak podkreślają komentatorzy, w tym przypadku chodziło nie tyle o sprzeciw wobec integracji, lecz bardziej o zamanifestowanie swoich obaw. Mieszkańcy kantonu chcieli pokazać władzom fede- Wynik referendum pokazał, że żywe są w społeczeństwie szwajcarskim obawy, których rząd starał się do tej pory nie dostrzegać ralnym, iż istotne problemy, związane z rynkiem pracy i asymilacją obcokrajowców, pozostają przez nie pomijane lub lekceważone. Można zatem wywnioskować, iż mieliśmy do czynienia z podobnym mechanizmem w przypadku inicjatywy dotyczącej zakazu budowy minaretów. Demokracja szwajcarska daje obywatelom możliwość silniejszego akcentodokończenie na str. 12 LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2009 - 11 - wania własnych praw, a przede wszystkim prezentowania opinii. Wydaje się, iż Szwajcarzy właśnie z tej możliwości skorzystali. Wyniki referendum oznaczają nie tylko konieczność prawnego uregulowania określonego problemu społecznego czy też kulturowego. Przede wszystkim uruchomiły szereg istotnych procesów politycznych i społecznych. Bardzo istotną kwestią jest tutaj niewątpliwe wzmocnienie, będącej do niedawna w politycznym odwrocie, SVP. Porażki kolejnych głosowań referendalnych, MsAnthea c E U R O PA Z A C H O D N I A Sukces w kwestii budowy minaretów dodał skrzydeł wielu prawicowym działaczom, którzy stali się jedynym ugrupowaniem reprezentującym prawdziwe obawy i nastroje społeczne związanych z integracją europejską, w znacznym stopniu osłabiły znaczenie tej partii. Sukces w kwestii budowy minaretów zapewne dodał skrzydeł wielu prawicowym działaczom, którzy stali się jedynym ugrupowaniem reprezentującym prawdziwe obawy i nastroje społeczne związane z integracją i postępem globalizacji. W ten sposób na powrót zostali oni głównymi reprezentantami konserwatywnej części społeczeństwa oraz nieformalnymi strażnikami suwerenności kulturowej Szwajcarii. Pozwoliło im to na zdobycie kolejnych sondażowych punktów, co z kolei wymiernie przełożyło się na wzmocnienie pozycji na arenie politycznej kraju (wzrost notowań o ponad 6 proc. między lutym a grudniem 2009 r., z 22,8 do 29 proc.). Wyniki referendum bez wątpienia zachęciły koła prawicowe do śmielszego akcentowania własnych poglądów, a przede wszystkim do przewartościowania własnej strategii, pozwalając na przejście z defensywy do politycznej ofensywy. Przyglądając się wynikom głosowania można również zauważyć powrót do tradycyjnych podziałów pomiędzy francusko- a niemieckojęzycznymi kantonami. W tych ostatnich sku-12 - LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2009 Cylindryczny minaret w Maroko piły się głosy popierające konstytucyjny zakaz budowy minaretów. W niektórych kantonach, takich jak Appenzell Innerrhoden we wschodniej części kraju, odsetek ten sięgał nawet 71%. ONZ krytykuje Referendum dotyczące budowy minaretów wywołało ogólnoeuropejską dyskusję. Przeglądając zagraniczne tytuły prasowe można było natknąć się głównie na krytyczne opinie, jednoznacznie piętnujące decyzję obywateli Szwajcarii. Warto chociażby przypomnieć tutaj dość ostrą wypowiedź szefa francuskiej dyplomacji Bernarda Kouchnera, który uznał wyniki referendum za „wyraz nietolerancji”, a w wywiadzie dla stacji RTL dodał, iż „czuje się oburzony”. - (Wynik referendum) to godny pożałowania sygnał dla reszty świata, mówiący o nastawieniu i uprzedzeniach Europy - powiedział z kolei szwedzki szef MSZ, Carl Bildt posuwając się nawet do podważenia sensowności utrzymania genewskich przedstawicielstw ONZ-u. Także Navi Pillay, Wysoki Komisarz NZ ds. Praw Człowieka ostro skrytykowała ostat- nie wydarzenia w Szwajcarii, uznając referendum za „jawnie dyskryminujące”. Jej zdaniem „bez wątpienia należy napiętnować tego rodzaju kampanie, skierowane przeciwko cudzoziemcom, które przeprowadzane są w niektórych krajach, w tym m.in. w Szwajcarii”. Paradoksalnie dość powściągliwe na tym tle wydają się wypowiedzi przedstawicieli państw muzułmańskich, krytykujące co prawda wyniki referendum, lecz traktujące je bardziej w kategoriach pewnego rozczarowania niż absolutnego potępienia. Minister Spraw Zagranicznych Iranu uznał wynik referendum za „dyskryminujący”. Jego pakistański odpowiednik, Shah Mahmood Qureshi, uznał decyzję Szwajcarów za „postanowienie nie przyczyniające się do wzmocnienia tolerancji religijnej”. Być może do załagodzenia sytuacji przyczyniły się dość aktywne zabiegi szwajcarskiej dyplomacji, starającej się poprzez konferencje prasowe czy bezpośrednie spotkania z decydentami politycznymi choć do pewnego stopnia podreperować nadszarpnięty wizerunek kraju. Bojkot za referendum Co warte zanotowania, niektóre arabskie tytuły prasowe, jak na przykład libańska gazeta Al-Akhbar, próbowała doszukiwać się winy za wyniki referendum także po stronie samych muzułmanów, którzy jej zdaniem w niedostatecznym stopniu zadbali o przedstawienie pozytywnego wizerunku wyznawców islamu. Negatywne stereotypy zaważyły na ostatecznych wynikach referendum. Oczywiście świat islamski nie był w tej kwestii jednomyślny. Do bojkotu szwajcarskich produktów oraz wycofania pieniędzy z tamtejszych kont bankowych nawoływał m.in. turecki minister ds. europejskich Egemen Bagis oraz Samira al-Masalme, redaktor naczelny syryjskiego dziennika „Teshreen”. Zabiegi te miały być dotkliwą karą za próbę marginalizowania społeczności islamskiej w Szwajcarii. Co ciekawe, tego typu głosy płynęły nie tylko z krajów muzułmańskich, takich jak Turcja. Premier tego kraju Recep Tayyip Erdogan posunął się zresztą nawet do porównania decyzji szwajcarskich do zachowań rasistowskich i faszystowskich. Również francuski eu- E U R O PA Z A C H O D N I A roposeł, skądinąd znany z kontrowersyjnych wypowiedzi, Daniel Cohn-Bendit, w komentarzu dla „Le Temps” uznał opróżnienie szwajcarskiej kasy jako najdotkliwszą nauczkę dla Szwajcarii. Listopadowe referendum wywołało również niezwykle ożywioną dyskusję w prasie szwajcarskiej. Nie milkną komentarze dotyczące wyników głosowania, postawy władz federalnych oraz ogólnych nastrojów społecznych związanych ze stosunkiem wobec mniejszości religijnych. Nie ule- Wielką niewiadomą pozostaje jeszcze element natury prawnej: a mianowicie podnoszony od samego początku problem konfliktu dotyczącego ewentualnego zakazu budowy minaretów z Europejską Konwencją Praw Człowieka. Istnieje ryzyko, że Szwajcaria zostanie zmuszona do odrzucenia poprawki pod groźbą sankcji ga wątpliwości, iż rezultaty referendum były nie tylko zaskoczeniem dla wielu komentatorów, lecz również wyraźnym sygnałem istniejącego konfliktu kulturowego. Problemy związane z asymilacją obcokrajowców i integracją stają się coraz bardziej wyraziste. Wspomina o tym między innymi Doris Leuthard, minister gospodarki Szwajcarii, upatrując prawdziwych źródeł sukcesu inicjatywy w negatywnych nastrojach, związanych ze wzrostem imigracji zarobkowej. Nastroje te postanowiły wykorzystać również inne ugrupowania polityczne. Przewodniczący Chrześcijańskiej Partii Ludowej (CVP) powrócił do lansowanej przed laty, niestety bezskutecznie, propozycji wprowadzenia zakazu oddzielnych cmentarzy dla obywateli wyznania muzułmańskiego oraz żydowskiego. Sens demokracji ny od samego początku problem konfliktu dotyczącego ewentualnego zakazu budowy minaretów z Europejską Konwencją Praw Człowieka. Władze federalne wydały, co prawda, negatywną opinię co do ewentualnego pogwałcenia praw podstawowych, był to jednak warunek konieczny do wyrażenia zgody na przeprowadzenie referendum. Pojawiają się jednak głosy, iż być może Szwajcaria zostanie zmuszona do odrzucenia poprawki pod groźbą sankcji ze strony Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Pozostaje jednak pytanie co do możliwości podważenia suwerennej decyzji obywateli, podjętej zgodnie z przyznanymi prawami, zapisanymi w konstytucji federalnej. Precedens w tej sprawie wywołałby falę dyskusji nad kondycją podstawowych zasad demokracji. Nie po raz pierwszy specyfika szwajcarskiego systemu politycznego doprowadziła do konfliktogennej i niezręcznej wizerunkowo sytuacji. Żadnej ze stron w tym sporze nie można odebrać pewnych racji. Z jednej strony obawy związane z dyskryminacją religijną wydają się zrozumiałe. Czymże bowiem różnią się wieże kościelne od islamskich minaretów? Nie jest bowiem pewne, iż każda tego typu budowla musiałaby być nierozerwalnie związana z praktykami muezinów. Z drugiej strony, obywatele mają prawo czuć się zagrożeni i wyraźnie akcentować swoje obawy, chociażby na drodze omawianej inicjatywy. Podstawowe zasady demokracji ustanowiono po to, aby minimalizować dysonans pomiędzy elitami politycznymi a przeciętnymi obywatelami. To, co należałoby jedynie podkreślić, to konieczność wyciągania właściwych wniosków, celem uniknięcia określonych błędów w przyszłości. Rząd, dystansując się od wyników głosowania, wysyła niespójny komunikat wobec skierowany do opinii publicznej w kraju i zagranicą. Wrażenie całkowitego poszanowania dla woli narodu skutkowałoby wzmocnieniem wizerunku państwa, zostawiając niewielki margines politycznej polemice. Ocena wyników głosowania, pozostaje indywidualnym wyborem każdego z osobna. Jednego natomiast na pewno nie można Szwajcarom odmówić, a mianowicie prawa do podejmowania suwerennych decyzji dotyczących życia społecznego i politycznego we własnym kraju. Michał Tomczyk [email protected] REKLAMA BIURO KARIER FORUM MŁODYCH DYPLOMATÓW Jest to elitarny serwis pomagający wyszukać atrakcyjne oferty praktyk i pracy, oferujący kompleksową pomoc na początku kariery zawodowej członkom FMD, a także uczestnikom i absolwentom Akademii Młodych Dyplomatów. Żeby skorzystać z serwisu, zaloguj sie na: www.kariera.diplomacy.pl Pozostaje jeszcze jeden element natury prawnej, a mianowicie podnoszoLISTOPAD-GRUDZIEŃ 2009 - 13 - E U R O PA Z A C H O D N I A Pakistan, Switzerland and decision to ban the construction of minarets Bilal Masood, Pakistan Pakistan has rightly termed the public referendum in Switzerland banning minarets in the country as „unhelpful” to the cause of promoting inter-faith harmony and tolerance. Though it may express the popular will in Switzerland, the decision to ban the construction of new minarets in Switzerland is a source of profound concern for people in the Muslim world Travlr The Faisal Masjid in Islamabad - the largest mosque in Pakistan T he results of this referendum in Switzerland have sparked anger in the Muslim world with religious groups in Pakistan attacking the referendum as „extreme Islamophobia.” Mr. Maskuri Abdillah, the head of Indonesia’s largest Muslim group, Nahdlatul Ulama, said that the vote reflected „a hatred of Swiss people against Muslim communities”. The Egyptian government’s official interpreter of Islamic law, Mufti Ali Gomaa, denounced the minaret ban as an „insult” to Muslims and „an attack on freedom of beliefs”. These views reflect the feelings on the results of referendum across the Muslim World. However, it is heartening to know that The Council of Europe has pointed out that the ban violates fundamental human rights protected by international treaties, specifically the European Convention on Human Rights. Even European countries like Germany, Sweden, France, and Austria have issued statements of concern, condemnation, and criticism over the referendum. -14 - LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2009 Huma Yusuf, a columnist of a Pakistani Newspaper, writes, “BIGOTED, xenophobic, reactionary, alarmist, radical, hateful, rabid: these words are more commonly used to describe extremist Muslims. But since 57.5 percent of the Swiss public voted to ban the building of any new minarets in their country, the tables have turned, and the world is wondering, who’s the radical one now?” Referendum supporters have argued that the minaret ban was an effort to improve integration and fight extremism. Nothing could be further from the truth. Sociologist and urban theorist Henri Lefebvre has argued that “monumental space offer[s] each member of a society an image of that membership, an image of his or her social visage. It thus constitute[s] a collective mirror more faithful than any personal one”. In other words, monuments mirror societies and thus help communities develop consensus and craft collective identities. At the same time, people in Pakistan and other Muslim countries must also consider the criticism and shock of European media on the decision by Swiss voters to ban the building of minarets. For example, The Der Standard daily described the vote as the „ugly face of direct democracy”, while the Die Presse newspaper said Swiss voters had done a „disservice” to their country. Ms. Huma concludes her article: “If Europe wants Muslims to integrate, let them have their minarets. Let them literally see themselves as part of the European landscape and know that their belonging has been concretised. Isn’t it more important that Muslims in Switzerland identify with a local articulation of their faith—whether through practice or architecture—rather than yearn for an idealised Islam that flourishes in faraway places? Without any outward acknowledgment of the fact that there are Muslims in Europe, they will feel more marginalised and socially overlooked—anything but integrated. “In the event that the ban is overturned, the Muslim world should not rest on its laurels. Across Europe, defenders of the minaret ban have put forth the argument that Christian symbols and structures are unwelcome in Islamic countries and, therefore, that European Muslims deserve no courtesies. It is certainly true that the Muslim world’s record on tolerance and pluralism is shoddy and, in Pakistan, the hypocrisy of groups such as the Jamaati-Islami protesting the minaret ban is apparent. In this context, the Swiss referendum should serve as a reminder in the Muslim world, too, that you should do unto others as you would have them do unto you.” Bilal Masood [email protected] E U R O PA Z A C H O D N I A C O M M E N TA R Y Bilal Masood Pakistan My opinion after all this debate is that, whether it be in the Western or Muslim world, all such steps by the individuals, groups, or governments to impose any kind of limitation on religions are condemnable. All people are free to fulfill their religious duties in their places of worship, which must be constructed the way they wish and believe it should. Such decisions as the one to ban the construction of minarets in Switzerland can only be a source of widespread hatred and anger towards, at least, those who made the decision. If this decision was made to improve integration and fight extremism in Switzerland or Europe, I am sorry, but there would be reverse long-term outcomes of it. It is more likely that extremism would take root in Europe and throughout the Muslim world. Thus, such policies will create further impediments to tackle extremism in the Muslim world. And with a rise in extremism in Europe, there will be new threats with which the continent will have to contend in the near future. Minarets are distinctive architectural features of Islamic mosques. I am sure if a similar decision to ban any architectural feature would have been taken in the Muslim world, of any other place of worship, it would have certainly been opposed and perceived negatively in the Western world. To avoid ‘the clash of civilizations’, it is important that both Western and Muslim countries tolerate each other’s faiths and values. It is time people in the Muslim world must not overreact to such decisions like the banning of the construction of new minarets in Switzerland, should show patience and tolerance, and, at the same time, ask the West to also show tolerance. For a peaceful world, and to remove misunderstandings, it is pivotal that the government of Switzerland, which opposed the referendum, take all the steps necessary, in accordance with the Swiss constitution, towards reversing the decision. Belgrad we wspólnotowej strefie wolnego handlu Zakończyła się ostatecznie kilkuletnia niepewność dotycząca serbsko-unijnych powiązań handlowych. 7 grudnia 2009 r. Rada Unii Europejskiej zdecydowała się włączyć Serbię do unijnej strefy wolnego handlu. Krajem, który do tej pory blokował zgodę na postanowienia, była Holandia. O pór Holandii związany był z masakrą bośniackich Muzułmanów w Srebrenicy w 1995 r., przy biernej postawie oddziału holenderskiego należącego do sił ONZ. Jest to pierwszy element porozumienia o stabilizacji i stowarzyszeniu z Serbią, który wejdzie w życie. - To dobra wiadomość dla Serbii – powiedział Mladjan Dinkic, serbski minister ekonomii i rozwoju regionalnego, po podjęciu decyzji przez RUE. Porozumienie przejściowe o handlu i dziedzinach handlowi pokrewnych wprowadza wolny handel pomiędzy Serbią a Unią Europejską oraz reguluje niektóre ważne aspekty gospodarcze, zwłaszcza sferę konkurencji i pomocy publicznej dla biznesu. Porozumienie gwarantuje, że rynek zjednoczonej Europy stanie otworem dla praktycznie wszystkich serbskich produktów. Jak wskazał minister Dinkic, Serbia zyskuje dzięki wolnemu handlowi z UE nie tylko ze względu na brak ceł w eksporcie, ale także może się dzięki temu spodziewać napływu inwestycji zagranicznych do kraju. - Efekty strefy wolnego handlu mają być wzmocnione dzięki zniesieniu wiz dla obywateli Serbii – dodał minister. Nieustępliwa postawa Holendrów wynikała prawdopodobnie z wyrzutów sumienia wobec zdarzeń w Srebrnicy z 1995 r., kiedy to oddział żołnierzy holenderskich, który miał pilnować sytuacji w strefie bezpieczeństwa w mieście podczas wojny w Bośni i Hercegowinie, opuścił strefę pozostawiając ludność cywilną na łasce Serbów. Po- mimo krytycznej sytuacji ONZ nie zdecydował się na powiększenie ok. 200 osobowego batalionu holenderskiego, a także na wsparcie lotnictwa po zajęciu strefy przez Serbów. Właśnie wtedy nastąpiła eksterminacja ok. 8 tysięcy muzułmańskich mężczyzn. Wydarzenie nazywane jest największym przejawem ludobójstwa od czasów II wojny światowej w Europie. Dlatego właśnie Holandia dąży teraz stanowczo do ukarania przywódców serbskich z czasów wojny domowej w Bośni i Hercegowinie. Jedną z dróg nacisku na Serbię by wydała swoich zbrodniarzy, jest blokowanie drogi tego kraju do Unii. W zmiękczeniu postawy Holandii nie pomogło nawet wydanie innego przywódcy bośniackich Serbów - Radovana Karadżicia – w lipcu 2008 r. Dopiero raport ONZ o współpracy z Międzynarodowym Trybunałem Karnym dla byłej Jugosławii ICTY przy przekazywaniu dokumentacji i dostępu do archiwów pozwoliło na zgodę na wejście Serbii do strefy wolnego handlu. Holenderski minister spraw zagranicznych powiedział jednak po wysłuchaniu raporty Trybunału ICTY, że jego kraj dostrzega serbskie wysiłki. Jednak Belgrad ma do spełnienia jeszcze najważniejszy warunek – wydanie 2 pozostałych zbrodniarzy - Ratko Mladicia i Goran Hadžicia. Oficjalnie porozumienie o wolnym handlu ma wejść w życie 1 lutego 2010 r., ale jak wskazuje Bruksela, jego postanowienia stosowane będą już od teraz. Jest to pierwszy tak znaczący krok Serbii na drodze do członkostwa w Unii. Do tej pory w sferze wolnego handlu Serbia mogła się pochwalić statusem jedynego kraju spoza Wspólnoty Niepodległych Państw, który ma porozumienie o wolnym handlu z Rosją. Także USA pozwoliły na bezcłowy eksport większości produktów z Serbii. Anna K. Posmyk [email protected] LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2009 - 15 - H I S TO R I A Długi cień przymierza: jak Rosja broni sojuszu z III Rzeszą Wojciech Marciniak 23 sierpnia 1939 roku w Moskwie minister spraw zagranicznych III Rzeszy, Joachim von Ribbentrop, oraz ludowy komisarz spraw zagranicznych ZSRR Wiaczesław Mołotow, podpisali układ o nieagresji. Dał on Niemcom polityczne „zielone światło” do wszczęcia wojny, do której wkrótce dołączył Związek Radziecki P -16 - LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2009 nego, państwa czuli się sfrustrowani, zawiedzeni, oszukani. Nowa rzeczywistość przyniosła im biedę i chaos, a po dawnej, jak myśleli, potędze pozostały jedynie symbole. Podobne odczucia mieli zapewne obywatele Republiki Weimarskiej po przegranej Wielkiej Wojnie. Wojna mitem założycielskim Rosjanie nie mieli zaufania do władz młodej Federacji Rosyjskiej – bezpośredniego i prawnego spadkobiercy ZSRR. I co w Rosji jest niezwykle istotne, nie odczuwali dumy z siły (nawet pozornej) własnego kraju. Nowy prezydent - Władimir Putin - obrał sobie za cel odbudowę dawnej potęgi i postawienie Rosji znów w roli gracza światowej polityki. Zadbał także o przywrócenie części dawnych symboli radzieckich (melodia hymnu, czerwone gwiazdy na wojskowych sztandarach i samolotach), czyli tego, co kiedyś z ową potęgą silnie się kojarzyło. W jednym ze swoich wystąpień Putin nazwał nawet upadek ZSRR „największą porażką geopolityczną XX wieku”. Zmianę stosunku władz rosyjskich do rodzimej historii widać bardzo dobrze w celebrowaniu uroczystości państwowych. W nowej Rosji nie świętuje się już rocznicy rewolucji październikowej – dawniej najważniejszego święta państwowego, w jej miejsce (zapewne z okazji zbieżności dat) postawiono odku- Ben Jarman akt Ribbentrop-Mołotow przypieczętował podział Europy Wschodniej na strefy wpływów, a następnie, co wkrótce stało się faktem, także strefy okupacji. Współpraca międzypaństwowa obu sygnatariuszy paktu trwała aż do czerwca 1941 roku, kiedy to Niemcy zaatakowały Związek Radziecki. Nie ulega wątpliwości, że poprzez podpisanie układu, odpowiedzialność za wybuch II wojny światowej, która zakończyła „dwudziestoletni rozejm”, spada zarówno na Niemcy, wówczas noszące nazwę III Rzeszy, jak i Rosję, która w tamtych czasach była trzonem Związku Radzieckiego. Konsekwencje demograficzne, ekonomiczne, społeczne oraz polityczne II wojny światowej są powszechnie znane. Jednak interpretacja genezy wojny oraz jej politycznych skutków wciąż jest przedmiotem nieporozumień i tarć, nawet na najwyższych szczeblach państwowych. Obchody 70. rocznicy wybuchu największego w dziejach ludzkości konfliktu, które odbyły się w Gdańsku, zgromadziły wiele ważnych osobistości z krajów wówczas walczących, a przede wszystkim ich obecnych przywódców. Cieszyć musi fakt, że w Gdańsku pojawiła się zarówno kanclerz Niemiec – Angela Merkel, jak i premier Rosji – Władimir Putin. Jednak doniesienia medialne, obrazujące stosunek strony rosyjskiej do politycznej genezy II wojny światowej, a zwłaszcza rosyjska interpretacja niemiecko-radzieckiego układu z 23 sierpnia 1939 r., budzą niepokojące emocje i, niestety, stają w konflikcie z faktami historycznymi. Media rosyjskie w ostrym, oskarżycielskim tonie zarzucają przedwrześniowej Polsce sprzyjanie agresywnym poczynaniom politycznym Hitlera i stawiają ją w rzędzie z sojusznikami III Rzeszy. Polsce wypomina się fakt podpisania z Niemcami układu o nieagresji, udział w rozbiorze Czechosłowacji oraz (sic!) wymordowanie tysięcy rosyjskich (bolszewickich) jeńców z Wojny 1920 r. W dyskusji głos zabierają najwyższe władze Federacji Rosyjskiej z prezydentem Miedwiediewem na czele, a także, co niezwykle interesujące, rosyjskie służby specjalne – Służba Wywiadu Zagranicznego Rosji (SWR). W ten sposób, moim zdaniem, strona rosyjska stara się podkreślić ogromne znaczenie, jakie przywiązuje do okresu II wojny światowej. Nie mam zamiaru polemizować tutaj z zarzutami stawianymi przez Rosję (miejsce ku temu jest w naukowych wydawnictwach oraz na szczeblu polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych), chcę jednak spróbować zrozumieć intencje i cele rosyjskiego głosu. Związek Radziecki był jednym z niekwestionowanych zwycięzców w II wojnie światowej. Po jej zakończeniu stał się polityczną potęgą i hegemonem na znacznych połaciach Europy. Przez ponad 40 lat po zakończeniu konfliktu dyktował polityczny scenariusz w krajach tzw. demokracji ludowej, oraz był stroną i graczem w zimnej wojnie. Po rozpadzie ZSRR obywatele byłego już, znienawidzonego w regionie i ośmiesza- Fotokopia Paktu Ribbentrop - Mołotow H I S TO R I A rzoną na tę okoliczność rocznicę wygnania załogi polskiej z Kremla w 1612 r. Rolę pierwszorzędnego i zarazem najhuczniej obchodzonego państwowego święta przejęła rocznica zakończenia II wojny światowej, popularnie zwana Dniem Zwycięstwa. Natomiast w dniu dawnego święta rewolucji bolszewickiej obchodzi się rocznicę parady wojskowej Armii Czerwonej po zwycięstwie nad III Rzeszą. I tu dochodzimy do sedna rosyjskiej postawy wobec własnej historii. Rosja, tak jak każdy kraj, pragnie odwoływać się do tzw. mitu założycielskiego, tj. przełomowego wydarzenia lub okresu, który może wskazywać jako początek własnej, współczesnej formy państwowości i do którego może nawiązywać przy ustanawianiu najwyższych rangą świąt państwowych. Analiza owych mitów założycielskich mogłaby stać się zapewne tematem niejednej rozprawy naukowej. Faktem jest, że większość państw stosuje takie historyczne odwołania do wydarzeń lub postaci ze swojej historii, a w pielęgnowanie pamięci o nich zaangażowane są najwyższe władze. Przykładami tego typu wydarzeń mogą być chociażby rewolucja francuska, zjednoczenie Niemiec, objęcie władzy przez Mustafę Kemala, epoka Mejji, rewolucja chińska, czy odzyskanie przez Polskę niepodległości i zwycięska wojna z bolszewikami – to tylko niektóre z nich. Polityka historyczna W Rosji natomiast przez cały okres komunizmu za takie wydarzenie uznawano oficjalnie rewolucję bolszewicką, a za postaci - Włodzimierza Lenina i Józefa Stalina. Po upadku komunistycznej państwowości (a w jej wyniku ideologii) w Rosji powstała próżnia, którą od kilku lat władze starają się wypełniać. I wydaje się, że osią współczesnej historii Rosji w działaniach polityków stało się jej zwycięstwo w II wojnie światowej. Wystarczy spojrzeć na celebrowane z olbrzymim pietyzmem obchody 9 maja w Moskwie. Tego dnia z magazynów wyjmowane są na światło dzienne dawne, czerwone sztandary, często z wizerunkami Lenina. Można odnieść wrażenie, że oto do Rosji powrócił komunizm! Otóż, nic z tych rzeczy. W dzisiejszej Rosji komuniści są opozycją. Ekipie prezydenta Putina, a teraz Miedwiediewa, zależy głównie na tym, aby pokazać światu, że Rosja nie zapomniała o swoim zwycięstwie, że na dalszy plan zeszła ideologia, a na pierwszym miejscu jest i będzie siła państwa, bez względu na ustrój, jaki w nim aktualnie panuje. Celem rosyjskich władz było przesunięcie naczelnego święta z listopada (w czasach radzieckich obchodzono rocznicę rewolucji w listopadzie z powodu zmiany kalendarza) na maj. W zamyśle prezydenta Putina i jego współpracowników utrwalanie pamięci o potędze ZSRR, uzyskanej dzięki zwycięstwu, jest najlepszą metodą do odbudowania dumy Rosjan z własnej historii. To właśnie 9 maja jest obecnie jądrem siły nowej rosyjskiej ideologii państwowej, a II wojna światowa wręcz narodową epopeją. Promuje się wizję Rosji zwycięskiej – wyzwolicielki spod jarzma nazistowskiej bestii. Każde zakłócenie tej wizji, nawet w imię historycznej prawdy, spotyka się z agresywną, wręcz histeryczną reakcją władz Rosji. Przykładem może być rosyjski odzew na przeniesienie (a nie usunięcie!) pomnika żołnierza Armii Czerwonej w Tallinie. W Rosji pomija się w debacie publicznej oraz dyskursie naukowym niewygodne fakty zbrodni radzieckich oraz sojuszu z Niemcami. Ponadto Rosja wciąż uważa, że II wojna światowa rozpoczęła się dopiero 22 czerwca 1941. Innym przykładem zachowania Rosji, zmierzającego do ochrony jej wizji historii, może być powołana w maju br. przez prezydenta komisja zajmująca się przeciwdziałaniem „fałszowaniu” roli ZSRR w zwycięstwie nad III Rzeszą. Może ona nakładać sankcje nie tylko na mieszkańców Federacji Rosyjskiej, ale także na obywateli innych krajów (mogą przykładowo nie otrzymać rosyjskiej wizy). Nasuwa to skojarzenie z czasami radzieckimi, kiedy to prawo ZSRR w sprawie „obrony” działaczy ruchów robotniczych „działało” na całym świecie! Ochrona wizerunku ZSRR w kontekście II wojny światowej należy zatem do priorytetowych zadań rosyjskiej polityki wewnętrznej i zagranicznej. W swych działaniach władze znajdują pełne zrozumienie i poparcie w społeczeństwie (np. wielu Rosjan wciąż uważa Stalina za męża stanu, a nie zbrodniarza). Agresywny ton jest jednak wyrazem bezsilności w promowaniu tez, których większość świata od dawna nie podziela. Natomiast w skierowanym do Polaków za pośrednictwem Gazety Wyborczej liście, Władimir Putin starał się za- Ochrona wizerunku ZSRR w kontekście II wojny światowej należy zatem do priorytetowych zadań rosyjskiej polityki wewnętrznej i zagranicznej łagodzić powstałą trudną sytuację. Było to jednak, moim zdaniem, zagranie taktyczne. Stanowisko Rosji zostało już jasno określone za pośrednictwem mediów, a wypowiedzi rosyjskiego premiera zarówno we wspomnianym „liście”, jak i podczas wrześniowych uroczystości były niczym innym, jak zręczną dyplomacją. Agresja A zatem Rosja w dalszym ciągu konsekwentnie będzie wypierała się dobrowolnej współpracy z III Rzeszą, zapoczątkowanej 23 sierpnia 1939 r. Winą za sojusz z Hitlerem obarczać będzie nie własny imperializm, ale kraje, które dzięki owemu sojuszowi uległy aneksji lub rozbiorom – w tym Polskę. Lansowana przez rosyjskie media teza, jakoby Polska zmusiła ZSRR do zawarcia układu z Niemcami spotkała się ze sprzeciwem polskich władz i mediów. Jednak w całym sporze ginie jeden, podstawowy szczegół. Jest on tak oczywisty, że aż niezauważalny. A szkoda, gdyż stanowi argument niezwykle trafny i logiczny. Otóż, w chwili podpisywania układu o nieagresji Związek Radziecki i III Rzesza nie posiadały wspólnej granicy. Nie miały zatem fizycznej możliwości prowadzenia ze sobą wojny bez udziału państw trzecich. Umawiające się strony założyły zatem, że niebawem staną się sąsiadami i kiedy będzie to już faktem, pozostaną sojusznikami. Stać się to mogło wyłącznie poprzez agresję na Polskę, która oba kraje dzieliła. I w ten sposób wspólne wywołanie II wojny światowej było jedynym celem do realizacji zbrodniczych planów obu mocarstw. Wojciech Marciniak [email protected] LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2009 - 17 - UNIA EUROPEJSKA Polityczny karzeł. O słabościach Unii Europejskiej na globalnej scenie Monika Kaźmierczak żródło: Komisja Europejska Wobec zmieniających się szybko uwarunkowań zewnętrznych, głównie wzrostu potęgi Chin i Indii, Unia Europejska traci swoją pozycję znaczącego gracza na arenie międzynarodowej. Pozostaje pytanie co społeczeństwa w Europie robiły, robią, a przede wszystkim - co mogą zrobić by nie zostać w tyle za zmieniającym się światem. Tutaj właśnie rodzi się refleksja, która dziś zdaje się być dla Europy kluczowa Francuski statek „Le Floreal” w czasie pierwszej unijnej operacji morskiej „Atalanta” wymierzonej przeciwko somalijskim piratom. Zatoka Adeńska, 9 stycznia 2009 r. Z akończenie drugiej wojny światowej i narodziny ładu zimnowojennego postawiło Stary Kontynent w zupełnie nowej sytuacji geopolitycznej. Priorytetem dla ówczesnych europejskich decydentów stało się zagwarantowanie pokoju i stabilizacji, co utożsamiano w dużej mierze z demilitaryzacją Niemiec oraz eliminacją zagrożenia – zarówno militarnego, jak i ideologicznego – ze strony Związku Radzieckiego. Z perspektywy czasu łatwo dyskutować o tym, co można było zrobić lepiej, inaczej, a co zmieniłoby na korzyść oblicze dzisiejszej Europy. Niemniej jednak, dynamika środowiska międzynarodowego i w pewnym sensie także nieprzewidywalność za-18 - LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2009 chowań jego uczestników zmusza do powściągliwości w tego typu ocenach. Nie ulega natomiast wątpliwości, iż integrację, która rozpoczęła się w Europie już na przełomie lat 40. i 50., a której owocem jest Unia Europejska – należy potraktować jako ogromny sukces. Jest ona bowiem ewenementem na skalę światową. Soft power Czy to, z drugiej jednak strony, ma dla Europejczyków oznaczać, że powinni projekt ten obdarzyć bezwzględnym zaufaniem i pozostać wobec niego bezkrytycznymi, a skomplikowane analizy pozostawić ekspertom? Było- by to z pewnością poważnym błędem, biorąc pod uwagę fakt, iż tylko debata publiczna na temat przyszłości integracji w Europie (czy to w wymiarze gospodarczym, politycznym czy też kulturowym) jest w stanie poddać głębszej analizie nie tylko to, czym faktycznie Unia jest, ale przede wszystkim to, czym my chcemy, by była. Eksperci badający tę tematykę dość jednogłośnie podkreślają, iż potęga Unii tkwi w instrumentach tzw. soft power, którymi dysponuje, co zdają się zresztą trafnie odzwierciedlać także statystyki. W 2007 r. Unia Europejska stała się światowym liderem w handlu międzynarodowym, wyprzedzając Chiny, Stany Zjednoczone i Japonię. Ponadto, Unia Europejska aktywnie wspiera budowanie solidarności międzynarodowej poprzez zaangażowanie w ochronę praw człowieka na całym świecie oraz realizację strategii regionalnych. O znaczeniu UE mówią też środki przeznaczone na pomoc humanitarną: prawie 937 mln euro, 60 krajów i łącznie 118 mln osób nią objętych – te liczby nie wymagają komentarza. Wspólna polityka zagraniczna? Co jednak z Unią mówiącą „jednym głosem”, która dzięki solidarności politycznej mogłaby zyskać status wiarygodnego i konsekwentnego podmiotu w oczach swych strategicznych partnerów? Czy w istocie możliwe jest skoordynowanie stanowisk dwudziestu siedmiu państw, posiadających nierzadko odmienne interesy w różnych częściach globu? Rzeczywistość nie pozostawia złudzeń: brak własnych sił zbrojnych, stałego źródła finansowania działań na rzecz bezpieczeństwa, odpowiednich środków prawnych i mechanizmów instytucjonalnych. Jednolite polityczne stanowisko Unii w sprawach międzynarodowych pozostaje nadal pobożnym życzeniem. Społeczeństwa eu- UNIA EUROPEJSKA źródło: Komisja Europejska ropejskie nie dojrzały jeszcze do myślenia o bezpieczeństwie w kategoriach szerszych niż naród. Przeciętnego Irlandczyka nie interesuje przecież konflikt grecko-turecki, a to tylko jeden z wielu przykładów. W kontekście zjednoczonej politycznie Europy pojawia się często pojęcie „suwerenności”, której w tym kluczowym wymiarze państwa członkowskie nie chcą się zrzec. Nieznani liderzy W tym kontekście, słusznym byłoby rozważenie niezwykle aktualnej – w świetle zakończonej ratyfikacji Traktatu lizbońskiego – kwestii, jaką jest przywództwo w Unii. Mamy za sobą wybory na dwa - wydawać by się mogło - najbardziej pożądane unijne stanowiska: stałego Przewodniczącego Rady Europejskiej czyli tzw. prezydenta UE oraz szefa unijnej dyplomacji oficjalnie zwanego Wysokim Przedstawicielem ds. Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa UE. I tak oto Europa udzieliła nam kolejnej lekcji, która tylko potwierdza, że stosunki Unii Europejskiej z zagranicą nadal pozostaną raczej siecią bila- Eksperci podkreślają, że potęga Unii Europejskiej tkwi w intrumentach tzw. soft power. Odzwiecierdlają to statystyki: UE jest światowym liderem handlu, aktywnie wspiera budowanie solidarności międzynarodowej poprzez zaangażowanie w ochronę praw człowieka, a także przekazuje olbrzymie środki na pomoc humanitarną na całym świecie teralnych układów pomiędzy poszczególnymi państwami członkowskimi a ich partnerami spoza UE. Miały być silne osobowości i znane nazwiska, a w zamian za to otrzymaliśmy wybranych w dość zaskakującej i niewystarczająco transparentnej procedurze, mało, bądź zupełnie nieznanych: belgijskiego chadeka Hermana van Rompuy’a Dwaj najważniejsi teoretycznie politycy w Unii Europejskiej: szef Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso (z lewej) oraz przewodniczący Rady Europejskiej, czyli tzw. prezydent Europy - Herman van Rompuy oraz przedstawicielkę angielskiej lewicy – baronessę Catherine Ashton, byłą unijną komisarz. Skoro już mowa o tym z pozoru ważnym wydarzeniu, realnie niczego nie zmieniającym w politycznej rzeczywistości europejskiej, nasuwa się takie oto pytanie: czy Unia Europejska jest aby na pewno demokratyczna w takim stopniu, w jakim myślimy, że jest? To z pozoru taka „oczywista oczywistość”. A jednak pojawiają się koncepcje Europy jako supermocarstwa, czy też nowego imperium. Pod adresem „biurokracji brukselskiej” coraz częściej padają zarzuty o próbę stworzenia europejskiego superpaństwa sterowanego z dala od ośrodków decyzyjnych każdego z członków UE, a co dopiero od zwykłych obywateli. Narodowe egoizmy dominują Pozostawiając kwestię ewentualnej niedemokratyczności Wspólnoty Europejskiej oddzielnym rozważaniom, warto powrócić raz jeszcze do samej polityki zagranicznej Unii. O jej ułomności decyduje przede wszystkim istniejąca dominacja narodowych egoizmów, jak w europejskim żargonie zwykło określać się po prostu przedmiotowe traktowanie projektu UE przez jego uczestników jako narzędzia do realizacji własnych interesów, czy też jak woleliby powiedzieć politycy – racji stanu. Europejska wspólnota polityczna jest nieskuteczna także dlatego, że nie posiada sprawnego mechanizmu instytucjonalnego, bo choć w sprawozdaniu z działalności Unii Europejskiej za rok 2008 odnajdziemy cały rozdział dotyczący podjętych przez Brukselę wspólnych działań, stanowisk i decyzji, to jeśli przełożymy wszystko to na stan faktyczny w każdym z obszarów, którego owe stanowiska i działania dotyczyły, szybko zauważymy, że zaangażowanie UE pozostało jeśli nie niezauważone to na pewne szybko zapomniane. Mimo, iż Traktat lizboński nadaje organizacji osobowość prawną i zwiększa kompetencje europejskiej dyplomacji, nic nie wskazuje na to aby państwa członkowskie zaczęły utożsamiać swój polityczny interes z dobrem wspólnym Europy. W końcu czy którekolwiek z państw nie chciałoby, aby numer telefonu do Europy był właśnie jego? Monika Kaźmierczak [email protected] LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2009 - 19 - PRAWO Bezpośrednia skuteczność norm prawa wspólnotowego żródło: Komisja Europejska Agata Ludera Siedziba Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu C elem niniejszego artykułu jest ukazanie problematyki bezpośredniego skutku norm prawa wspólnotowego w zakresie prawa pierwotnego oraz prawa wtórnego. Kwestia bezpośredniej skuteczności prawa wspólnotowego była przedmiotem licznych wypowiedzi podejmowanych tak w nauce jak i w orzecznictwie Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w przeważającym stopniu odnoszących się do praktycznego aspektu funkcjonowania tej zasady na gruncie stosowania prawa wspólnotowego. Ze względu na ramy niniejszego opracowania stanowi ono jedynie wstęp do bogatej i złożonej tematyki związanej z omawianą zasadą i prezentuje najważniejsze poglądy i założenia przyjęte w tym zakresie przez doktrynę i orzecznictwo ETS. Na dorobek prawny Wspólnot Europejskich i Unii Europejskiej1 składają się traktaty założycielskie i akcesyjne oraz umowy międzynarodowe je zmieniające (prawo pierwotne), prawo tworzone przez organy Wspólnot w formie rozporządzeń, dyrektyw, decyzji, zaleceń i opinii (prawo wtórne), ponadto umowy międzynarodowe zawarte przez Wspólnoty i Unię Europejską, orzecznictwo Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości i Sądu I instancji, a także deklaracje i rezolucje oraz zasady ogólne prawa wspólnotowego. Wśród podstawowych zasad prawa wspólnotowego zasadnicze znaczenie -20- LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2009 szczególnie na gruncie problematyki stosowania prawa wspólnotowego ma zasada bezpośredniej skuteczności. Zasada bezpośredniego skutku prawa wspólnotowego nie jest elementem prawa pozytywnego Wspólnoty Europejskiej, lecz jako zasada została wyinterpretowana przez ETS2. Przez bezpośredni skutek norm prawa wspólnotowego należy rozumieć taką ich właściwość, która polega na tym, iż normy te mogą być źródłem praw i/lub obowiązków osób fizycznych i osób prawnych w państwach członkowskich, które mogą się na nie powoływać w postępowaniach przed sądami krajowymi wprost, bez pośrednictwa prawa krajowego3. Bezpośrednia skuteczność norm prawa wspólnotowego jest konsekwencją zasady bezpośredniego stosowania, która oznacza, że prawo wspólnotowe jest częścią krajowych porządków prawnych państw członkowskich bez konieczności jego ratyfikacji, publikacji czy innych aktów przewidzianych przez przepisy ustrojowe państw4. Na gruncie prawa pierwotnego zasada bezpośredniego skutku została po raz pierwszy wyrażona przez ETS w orzeczeniu w sprawie Van Gend an Loos v. Nederlandse Administratie der Belastingen5, a następnie potwierdzona w innych orzeczeniach, np. Defrenne v. SABENA6, Walt Wilhelm i inni v. Bundeskartellamt7 oraz Van Binsbergen v. Bedrijfsvereininig Metaalnijverheid8. W orzeczeniu Van Gend Loos Trybunał stwierdził, iż norma prawa wspólnotowego nadaje się do bezpośredniego stosowania wtedy, gdy zawiera wyraźny i bezwarunkowy zakaz, którego przestrzeganie nie jest uzależnione od przyjęcia przez państwa członkowskie jakiejkolwiek regulacji prawnej stanowiącej jego implementację. W konsekwencji taki przepis jest bezpośrednio skuteczny i kreuje prawa podmiotowe, które powinny być chronione przez sądy narodowe. W zakresie prawa wtórnego kwestia bezpośredniej skuteczności przedstawia się najprościej w odniesieniu do roz- porządzeń. Zgodnie z art. 249 akapit 2 TWE9 rozporządzenie ma zasięg ogólny, wiąże w całości i jest bezpośrednio stosowane we wszystkich państwach członkowskich. Z treści powołanego przepisu wynika, iż rozporządzenia stają się z dniem ich wejścia w życie częścią porządków prawnych państw członkowskich, jako akty prawne powszechnie obowiązujące, bez potrzeby ich transponowania czy implementowania10. Nie wszystkie jednak normy prawa wspólnotowego pierwotnego oraz rozporządzeń nadają się do bezpośredniego stosowania. Bezpośrednio stosowane mogą być jedynie te z nich, które spełniają określone przesłanki wskazane w orzecznictwie ETS11. Konkretna norma Traktatu i rozporządzenia winna być sformułowana wystarczająco jasno, kompletnie i precyzyjnie; nakładać na państwo członkowskie bądź osoby fizyczne czy prawne obowiązek działania lub zaniechania działania oraz nadawać się do stosowania przez organy i sądy krajowe bez wyprowadzania dodatkowych środków12. Przedmiotem zainteresowania ze strony ETS było również zagadnienie bezpośredniej skuteczności decyzji. Z art. 249 akapit 4 TWE wynika, iż decyzja wiąże w całości adresatów, do których jest kierowana. Tym samym, odmiennie od rozporządzeń i dyrektyw, decyzje są konkretnymi, indywidualnymi regulacjami dla jednostkowych przypadków13. W praktyce krąg adresatów decyzji może obejmować jedno, niektóre, a nawet wszystkie państwa członkowskie14. W orzeczeniu Grand v. Finanzamt Traunstein15 Europejski Trybunał Sprawiedliwości stwierdził, że w przypadkach kiedy organy wspólnotowe nałożyły za pomocą decyzji na pewne państwo członkowskie lub na wszystkie państwa członkowskie obowiązki postępowania w określony sposób, efektywność przedsięwziętego środka wspólnotowego byłaby osłabiona, gdyby obywatel danego państwa członkowskiego nie mógł się nań powołać przed są- PRAWO dami krajowymi i gdyby sądy nie mogły wziąć pod uwagę decyzji jako części prawa wspólnotowego. Co prawda, jak zauważył ETS, skutki decyzji nie są identyczne ze skutkami przepisów rozporządzeń, jednak ta różnica nie powinna wykluczać możliwości, że końcowy rezultat, a mianowicie prawo jednostki do powołania się na decyzje przed sądami krajowymi, będzie taki sam, jak w przypadku bezpośrednio stosowalnego przepisu rozporządzenia. Najwięcej kontrowersji wywołała kwestia bezpośredniej skuteczności dyrektyw. Rozbieżności, jakie pojawiły się na tym tle wynikały z charakteru prawnego dyrektywy jako aktu prawa wspólnotowego. Zgodnie bowiem z art. 249 akapit 3 TWE dyrektywa wiąże każde państwo członkowskie, do którego jest kierowana, w odniesieniu do rezultatu, który ma być osiągnięty, pozostawia jednak organom krajowym swobodę wyboru formy i środków. Wynikająca z powołanego przepisu konstrukcja prawna dyrektywy wyklucza możliwość jej bezpośredniego stosowania i tym samym jej bezpośrednią skuteczność. W przypadku dyrektyw źródłem praw i obowiązków jednostek są przepisy prawa krajowego stanowiące implementację przepisów dyrektywy, a nie bezpośrednio przepisy dyrektywy. Przy czym powyższa uwaga odnosi się jedynie do dyrektyw prawidłowo implementowanych, to jest do sytuacji, gdy państwo dopełniło obowiązków pełnego i terminowego transponowania treści dyrektywy do prawa krajowego16. W praktyce stosowania prawa wspólnotowego pojawił się jednak problem następstw niewprowadzenia lub wadliwej implementacji dyrektywy przez dane państwo członkowskie. W szczególności zrodził się problem możliwości powoływania się przez jednostki na przepisy dyrektywy w postępowaniu przed sądami krajowymi w celu ochrony swoich praw przyznanych przepisami dyrektywy. Europejski Trybunał Sprawiedliwości w licznie podjętych orzeczeniach wyjaśnił dostatecznie kwestię praw podmiotowych jednostek dotkniętych deliktem legislacyjnym17. Przykładowo w orzeczeniu Ursula Becker v. Finanzamt MünsterInnestadt18 ETS stwierdził, że w przypadkach, w których organy Wspólnoty nałożyły, poprzez dyrektywę, na pań- stwa członkowskie obowiązek przyjęcia pewnego sposobu działania, skuteczność takiego środka uległaby obniżeniu, jeśliby osoby zainteresowane nie mogły zastosować go jako podstawy prawnej w postępowaniu przed sądem i jeśliby sądy krajowe nie mogły go uwzględnić jako elementu prawa Wspólnoty. Wobec powyższego na sądach spoczywa obowiązek uwzględnienia dyrektyw, które spełniają wymagania bezpośredniej skuteczności i tym samym odmowy zastosowania przepisów prawa krajowego sprzecznych z przepisami dyrektywy19. Trybunał rozstrzygnął także problem bezpośredniej skuteczności dyrektywy także w relacji państwo-obywatel stwierdzając, że jeżeli państwo członkowskie nie podjęło działań na rzecz wprowadzenia środków wymaganych przez dyrektywę w przepisanym terminie, nie może w postępowaniu przeciwko osobom fizycznym powoływać się na własne niewypełnienie zobowiązań wynikających z dyrektywy20. Jednocześnie w orzeczeniu w sprawie Faccini Dori v. Recreb Srl21 Trybunał wyraźnie odrzucił bezpośrednią skuteczność dyrektyw w układach horyzontalnych to jest w stosunkach między jednostkami. Z powołanego orzeczenia wynika, iż w razie niepodjęcia przez państwo środków transponujących dyrektywę w przepisanym terminie, jednostka nie może opierać się na przepisach dyrektywy dla ochrony swoich praw przeciwko innej jednostce, jak również nie może wyegzekwować tych praw przed sądem krajowym22. W takiej sytuacji, jak podkreślił Trybunał, jednostce przysługuje prawo domagania się odszkodowania od państwa, które dopuściło się deliktu legislacyjnego. Jednocześnie Trybunał określił przesłanki odpowiedzialności odszkodowawczej państwa, które winno naprawić szkodę pod warunkiem, że: skutek zamierzony przez dyrektywę wiąże się z przyznaniem jednostkom określonych praw; treść tych praw daje się określić na podstawie postanowień dyrektywy oraz istnieje związek przyczynowy między naruszeniem obowiązku implementacyjnego państwa, a doznaną przez jednostkę szkodą. Przyjęta w orzecznictwie ETS ograniczona bezpośrednia skuteczność dyrektyw jest krytycznie przyjmowana wśród przedstawicieli nauki prawa ueropej- skiego, którzy podkreślają, iż pozostaje ona w wyraźnej sprzeczności z wyrażoną przez Trybunał zasadą efektywności prawa wspólnotowego. Ze względu na różnicę stanowisk w tym zakresie istniejącą między doktryną a orzecznictwem ETS można de lege ferenda spodziewać się liberalizacji stanowiska Trybunału w tym przedmiocie na rzecz szerszego zakresu działania zasady bezpośredniego skutku dyrektyw. Agata Ludera [email protected] Przypisy: [1] Acquis communautaire (fr. “dorobek wspólnotowy”) [2] A. Styrna, Procedura orzeczeń wstępnych Euro- pejskiego Trybunału Sprawiedliwości, Radca Prawny 3/2008, s. 45 [3] S. Biernat, Zasada efektywności prawa wspólnotowego w orzecznictwie Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Studia z prawa Unii Europejskiej w piątą rocznicę utworzenia Katedry Prawa Europejskiego Uniwersytetu Jagiellońskiego, pod red. Stanisława Piernata, Krajów 2000, s. 32 [4] A. Styrna, op. cit., s. 46 [5] Orzeczenie 26/62, [1963] ECR 1 [6] Orzeczenie 43/75, [1976] ECR 455 [7] Orzeczenie 14/68, [1969] ECR 1 [8] Orzeczenie 33/74, [1974] ECR 1299 [9] Traktat Ustanawiający Wspólnotę Europejską [10] S. Biernat, op. cit., s. 35 [11] A. Styrna, op. cit. 47 [12] F. Emmert, M. Morawiecki, Prawo europejskie, Warszawa, Wrocław 2002, s. 130 [13] Ibidem, s. 107. [14] S. Biernat, op. cit. 36. [15] Orzeczenie 9/70, [1970] ECR 825 [16] A. Styrna, op. cit. 49. Obowiązek implementacji treści dyrektywy ma na celu zapewnienie prawu wspólnotowemu wymaganej efektywności. Zwrócił na to uwagę Europejski Trybunał Sprawiedliwości w orzeczeniach w sprawie von Colson and Kamann v. Land Nordrhein-Westfalen, orzeczenie 14/83, [1984] ECR 1981) oraz Marshall v. Southampton and South-West Hampshire Area Authority (II), orzeczenie C-271/91, [1993] ECR których-4367, w których wskazał, iż art. 249 akapit 3 TWE wymaga od każdego państwa członkowskiego przyjęcia w swoim systemie prawnym wszystkich środków niezbędnych do zapewnienia tego, że przepisy tej dyrektywy będą w pełni efektywne (full efective) i zgodne z jej wyznaczonymi celami, przy pozostawieniu państwom wyboru form i metod osiągnięcia tych celów. Jednocześnie w orzeczeniu Royer, orzeczenie 48/75, [1976] ECR 497 Trybunał wskazał, iż przyznana państwom członkowskim swoboda wyboru form i metod implementacji dyrektywy nie zwalnia ich z obowiązku dokonania wyboru najbardziej nadającego się do zapewnienia efektywności dyrektywy. [17] Ibidem, s. 49 [18] Orzeczenie 8/81, [1882] ECR 53 [19] S. Biernat, op. cit., s. 42. W Orzeczeniu w sprawie Fratelli Costanzo v. Commune di Milano, orzeczenie 103/88, [1989] ECR 1989 Trybunał uznał, iż obowiązek bezpośredniego stosowania przepisów dyrektywy spoczywa na wszystkich organach państw członkowskich [20] W orzeczeniu w sprawie Marshall v. Southampton and South-West Hampshire Area Authority, orzeczenie 152/84, [1986] ECR 723 (zwane Marshall I) Trybunał po raz pierwszy wypowiedział się przeciwko możliwości przyznania dyrektywom bezpośredniego skutku oddziałującego na niekorzyść jednostek. [21] Orzeczenie C-91/92, [1994] ECR I-3325 [22] Orzeczenie C-91/92, [1994] ECR I-3325 LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2009 - 21 - A M E RY K A P Ó Ł N O C N A Wojna według Obamy: więcej wojsk, a później stopniowe wycofywanie Piotr Zawieja K omentatorzy zarówno z Waszyngtonu, Londynu, czy Warszawy, nie byli zaskoczeni treścią przemówienia, ponieważ już od co najmniej kilku dni szeroko recenzowany był pomysł o zwiększeniu kontyngentu wojskowego. Szerokim echem odbiły się telefony do przywódców państw, które stacjonują w Afganistanie. Obama w trakcie rozmów informował o podjętych założeniach stanowiących podstawę przemówienia, a także co ważniejsze dla jego rozmówców, prosił o wsparcie militarne dla swoich wojsk. - Niektóre kraje dostarczyły już dodatkowe oddziały i ufamy, że przybędą dalsze posiłki w najbliższych dniach i tygodniach – mówił Obama w West Point. Donald Tusk w telefonicznej rozmowie z prezydentem Obamą wyraził umiarkowanie pozytywne stanowisko dla jego prośby, oraz wyraził opinię w której Polska może zwiększyć swój kontyngent w Afganistanie. Na potrzeby polskiej opinii publicznej natych-22 - LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2009 miast poinformowano, że w związku z wycofaniem polskich długoletnich misji, m.in. w Libanie, czy na Wzgórzach Golan, faktyczna liczba żołnierzy stacjonujących poza granicami kraju nie powinna ulec większym zmianom. Problemem pozostaje kwestia aktywności polskich oddziałów. W Libanie polscy żołnierze wykonywali zadania stabilizacyjne, gdzie realny poziom zagrożenia życia jest wielokrotnie mniejszy, niż udział w otwartym konflikcie zbrojnym na terenie Afganistanu. żródło: the White House 1 grudnia 2009 r. Barack Obama wygłosił najważniejsze przemówienie dotyczące polityki zagranicznej USA w krótkiej historii swojej prezydentury. W prestiżowej Akademii Wojskowej West Point amerykański prezydent ogłosił wysłanie dodatkowych wojsk do Afganistaniu. Wiadomość o zwiększeniu kontyngentu o 30 tys. żołnierzy nikogo nie zaskoczyła, uczyniło to natomiast podanie daty rozpoczęcia wycofywania amerykańskich sił. Kolejny Wietnam? Krytycy w Waszyngtonie bardzo szybko podchwycili temat zwiększenia kontyngentu wojskowego i po raz kolejny w tych okolicznościach przypomnieli o kuriozalnej – ich zdaniem – pokojowej Nagrodzie Nobla, którą prezydent Obama został wyróżniony. Powszechnie pojawiły się także obawy o swoistą wietnamizację Afganistanu. Nie bez powodu ten kraj zapracował sobie na tytuł: „cmentarzyska imperiów”. Boleśnie odczuł to Związek Radziecki w latach 80.-tych, teraz ten ból zaczyna doskwierać także Amerykanom. Zwiększenie kontyngentu tłumaczone jest chęcią zadania „ostatecznego uderzenia” siłom, które blokują odbudowę kraju słabemu rządowi Hamida Karzaja. W celu zmobilizowania lokalnego rządu, oraz niejako usprawiedliwienia swojej decyzji o zwiększeniu liczby wojsk prezydent Obama podał lipiec 2011 roku jako datę wycofywania wojsk amerykańskich z Afganistanu. Do tego czasu siły sprzymierzone mają dokonać ostatecznego uderzenia na siły rebelianckie, a następnie zacząć przekazywać władzę nad krajem Kabulowi. Innym problemem jest kwestia rozlokowania tego zwiększonego kontyngentu, aby osiągnął on pełną gotowość bojową. Administracja Obamy oszaco- Barack Obama podczas przemówienia w Akademii Wojskowej West Point. 1 grudnia 2009 r. wała ten czas na około 6 miesięcy. Jednak drugi pod względem rangi wojskowy w Afganistanie, amerykański generał David Rodriguez określił te plany jako nierealne. Jego zdaniem rozlokowanie 30 tys. żołnierzy zajmie od 9 do 11 miesięcy zanim wszystkie znajdą się na miejscu docelowego stacjonowania. Jak łatwo obliczyć może to spowodować sytuację w której zwiększo- Według gen. Davida Rodrigueza rozlokowanie 30 tys. dodatkowych żołnierzy zajmie 9-11 miesięcy. Wynika z tego, że zwiększony kontyngent będzie prowadził operację w pełnym składzie osobowym tylko nieco ponad pół roku A M M E RY K A P Ó Ł N O C N A Radosław Korzycki ny kontyngent będzie prowadził operacje w pełnym składzie osobowym tylko nieco ponad pół roku. Pamiętając, że siły koalicji stacjonują w Afganistanie od 2001 roku, jako odpowiedź na ataki z 11 września, można mieć uzasadnione obawy co do skuteczności podjętych decyzji. Kissinger krytykuje Samo podanie daty początku wycofywania się wojsk jest – według wielu ekspertów ds. militarnych - dobrym sygnałem, ponieważ dalsza wojskowa obecność Stanów Zjednoczonych w Afganistanie nie poprawi stabilności tego państwa. W podobnym tonie odbywa się dyskusja co do wykonywania podstawowego celu misji, którym od 2001 roku było zniszczenie baz terrorystów z Al–Kaidy. Zagrożenie ze strony reżimu talibów, który ponownie mógłby udzielić schronienia terrorystom jest nadal określane jako wysokie, dlatego Waszyngton nie może pozwolić sobie na zaniedbanie regionu od strony wywiadu, tak aby nie powtórzyła się sytuacja z 11 września 2001 r. Opinie w sprawie wizerunku Stanów Zjednoczonych po wycofaniu wojsk z Afganistanu są natomiast w samej Ameryce podzielone. Były sekretarz stanu Henry Kissinger, mówi o możliwości wzrostu globalnego dżihadyzmu i osłabieniu wizerunku USA jako globalnego supermocarstwa i uważa, Trening afgańskiej policji w Dżalalabadzie, 2008 rok. Po wycofaniu wojsk Koalicji ci ludzie przejmą odpowiedzialność za bezpieczeństwo w Afganistanie że Ameryka powinna mimo wysokich kosztów utrzymać swoją obecność w regionie w dotychczasowym kształcie. Natomiast analitycy prestiżowego Cato Institute w swoim ostatnim raporcie dotyczącym strategii wyjścia z Afganistanu zdecydowanie zaprzeczają stwierdzeniu Kissingera pisząc: „Jeśli Ameryka wycofując się wygląda na słabą, pozostawanie na czas nieokreślony i osiąganie niewystarczająco wiele, spowoduje, że będzie wyglądała na jeszcze słabszą”. W ciągu najbliższych miesięcy pierwsze efekty strategii będą zauwa- żalne i jak uważa prezydent Obama wtedy nastąpi ostateczna decyzja, co do dalszej przyszłości wojsk koalicji w Afganistanie. Nie ma możliwości jednoznacznej oceny skutków deklaracji Obamy, ale podanie daty przybliża zakończenie konfliktu, który ma jeszcze szanse, aby nie stać się dla Waszyngtonu „drugim Wietnamem”. Piotr Zawieja [email protected] REKLAMAcccc WSPÓŁPRACA Z REDAKCJĄ KURIERA DYPLOMATYCZNEGO Redakcja magazynu Kurier Dyplomatyczny oraz stowarzyszenie Forum Młodych Dyplomatów pozostają otwarte na możliwość współpracy z nowymi osobami, zainteresowanymi tematyką stosunków międzynarodowych. Kurier Dyplomatyczny jest projektem wydawniczym Forum Młodych Dyplomatów, na łamach którego publikowane są tylko autorskie teksty i analizy członków FMD oraz zaproszonych do współpracy osób z kraju i zagranicy. Zainteresowanych prosimy o nadsyłanie CV wraz z dwoma krótkimi tekstami publicystycznymi na dowolnie wybrany temat na adres [email protected] Ewentualne pytania prosimy kierować do Sekretarz Redakcji Kuriera Dyplomatycznego Pani Sonii Boczek [email protected] LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2009 - 23 - A Z J A I PA C Y F I K Azja-Europa: współpraca kluczem do wzajemnego zrozumienia Michał Skrzek W specjalnym wywiadzie dla Kuriera Dyplomatycznego, ambasador Dominique Girard, wskazuje na pozytywne elementy rozwoju sektora energii atomowej w Indiach, postrzeganiu Chin w Azji PołudniowoWschodniej, a także na ideę, funkcjonowanie oraz przyszłość procesu Asia-Europe Meeting W zeszłym roku, we wrześniu, francuski prezydent Nicolas Sarkozy podpisał umowę o cywilnej współpracy nuklearnej z premierem Manmohan Singh, a stało się to dwa tygodnie przed podpisaniem przez -24 - LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2009 Francja jest drugim co do wielkości producentem energii nuklearnej na świecie. Zgadza się. Mamy również najwyższy – bo sięgający aż 80 % – poziom konsumpcji energii pochodzącej z tegoż źródła. Indie zdawały sobie sprawę, że mamy coś do zaoferowania, dlatego „Indie charakteryzują się wyjątkową odpowiedzialnością i rozsądkiem w zakresie korzystania z energii jądrowej” udało nam się wynegocjować umowę o współpracy nuklearnej, jeszcze zanim zrobili to Amerykanie. Obecnie toczą się dyskusje na temat szczegółów tej współpracy między rządami francuskim i indyjskim, na podstawie tego, co zostało ustalone wcześniej. Polityka, która dziś przynosi owoce w rzeczywistości została nakreślona jeszcze w latach 90. Wydaje mi się, iż byliśmy bardzo konsekwentni i teraz możemy obserwować rezultaty wcześniejszych działań. Należy przyznać, że Hindusi byli uczciwym partnerem. Źródło: www.pmindia.nic.in MICHAŁ SKRZEK: Panie Ambasadorze, kiedy Indie mogą zostać „uprzywilejowanym partnerem Francji”? Może już się to dzieje? DOMINIQUE GIRARD*: Właściwie, to się już częściowo dzieje. Mamy wiele ciekawych spraw w naszych relacjach, które były ważne zarówno dla Francji, jak i Indii. Po pierwsze, Indie były w ruchu państw niezaangażowanych, a my byliśmy krajem zachodnim, ale z determinacją dążącym do pozostania niezależnym. Jest to czymś, co z tego punktu widzenia, stworzyło specjalny rodzaj relacji. Oczywiście „najlepszym przyjacielem” Indii w czasie zimnej wojny był Związek Radziecki, jednak związek z nami miał swoją specyficzną naturę. Oczywiście Indie są dziś krajem, który widzi siebie jako jeden z krajów dużych, z wielką populacją, z wielkimi ambicjami ekonomicznymi, dlatego chcą koniecznie grać w tej samej lidze, w której gra dziś Francja, ale nie pozostaną dokładnie na tej samej pozycji. Jest więc coś, co trzeba odnowić w naszych relacjach dla dalszej perspektywy, ale dziś mamy pewny i wyjątkowy związek. Amerykanów ich porozumienia z Indiami na tym polu. Czy uważa Pan to za wyjątkowy sukces prezydenta Sarkozy’ego? Właściwie, to tak i nie. Jak wspomniałem, po testach jądrowych Indii i Pakistanu w 1998 roku, byliśmy jedynym tzw. „dużym partnerem”, który zaproponował, aby nie ustanawiać sankcji wobec Indii, ale rozpocząć dialog. Zrobiliśmy tak, bilateralnie. Potem wszyscy nasi główni partnerzy, doszli do tego samego wniosku, że było błędem nie rozmawiać o tym z Hindusami. Prawdą jest, że zrobili coś co było nie do zaakceptowania. Amerykanie rozpoczęli własną dyskusje z Indiami. Po wielu negocjacjach i komplikacjach udało im się wypracować porozumienie z Hindusami, które było w znacznej mierze oparte na tych samych zasadach co wcześniej wypracowane przez nas porozumienie. Byliśmy więc bardzo pomocni przy amerykańskich negocjacji z Hindusami, ale oczywiście Hindusi byli też bezpośrednio zainteresowani tym, że Francja jest obecnie państwem o najbardziej rozwiniętej gałęzi przemysłu w sektorze energetyki atomowej. Podpisanie układu o cywilnej współpracy nuklearnej, 30 września 2008, Paryż A Z J A I PA C Y F I K Uważa Pan, że wsparcie, jakiego udzieliły rządy Francji oraz Stanów Zjednoczonych w zakresie pokojowego wykorzystania energii jądrowej w Indiach okaże się korzystne dla regionu Azji Południowo-Wschodniej? Po pierwsze, Indie są krajem posiadającym ogromne zapotrzebowanie na energię. Mimo, iż są krajem rozwijającym się w niezwykłym tempie, to w tej dziedzinie pozostają daleko w tyle, chociażby za Chinami. Jednym z powodów tego zacofania jest fakt, iż kraj ten nie posiadał dostępu do nowoczesnych metod wykorzystywania energii jądrowej. Z tego punktu widzenia, to, co zrobiliśmy jest z pewnością korzystne i uzasadnione – pomogliśmy bowiem Indiom zaspokoić ich zapotrzebowanie na energię. Po drugie, Indie należą do czołówki krajów emitujących największe ilości zanieczyszczeń do atmosfery, ponieważ głównym surowcem energetycznym pozostaje nadal węgiel kamienny i zapewne minie dużo czasu zanim kraj ten zdoła faktycznie zastąpić wydobywanie tego surowca innym mniej szkodliwym dla środowiska źródłem energii. Zastosowanie energii jądrowej może nie rozwiąże zupełnie problemu, ale z pewnością umożliwi zmniejszenie zanieczyszczeń emitowanych przez Indie, na czym skorzysta naturalnie cała planeta. Ponadto, warto podkreślić, iż kraj ten charakteryzuje wyjątkowa odpowiedzial- „Asia-Europe Meeting jest bardzo interesującą koncepcją. ASEM stworzyło ramy dla dialogu, który był konieczny” ność oraz rozsądek w zakresie korzystania z energii jądrowej. W porównaniu chociażby z sytuacją w Pakistanie oraz działalnością Abdula Qadeer Khana, Hindusi wydają się być w tej kwestii o wiele bardziej godni zaufania. Interesują mnie szczególnie stosunki pomiędzy Indiami i Chinami. Niektórzy eksperci twierdzą, iż amerykańsko-indyjska umowa o współpracy w dziedzinie energii jądrowej oznacza w rzeczywistości chęć zrównoważenia wpływów Chin w regionie Azji Południowo-Wschodniej. Czy taka teza jest uzasadniona? Jeśli spojrzeć na to z amerykańskiej perspektywy możliwe, że takie domy- „W interesie Chin leży z pewnością zaangażowanie w taki rodzaj hegemonistycznej polityki, który pozwoliłby im jawnie dyktować warunki w całej Azji” sły mają związek z rzeczywistością. Amerykanie, a zwłaszcza prezydent George W. Bush mógł tak postrzegać tę współpracę. Jednak, Indie nie są w żadnym stopniu gotowe przyjąć roli takiego właśnie pionka w czyjejkolwiek grze. Hindusi widzą oczywiście korzyści płynące ze współpracy ze Stanami Zjednoczonymi i to wydaje się być naturalne. Współcześnie wiele państw chce bądź potrzebuje dobrych relacji ze Stanami Zjednoczonymi. Szczerze wątpię, by Indie – nawet w wyjątkowych okolicznościach – podjęły się uczestnictwa w tego typu rozgrywce, gdyż mogłaby się okazać dla nich bardzo szkodliwa. Nawiązując jeszcze do tej myśli, czy Pana zdaniem Chiny zdominują Azję? Wiele zależy od tego, co chcą osiągnąć sami Chińczycy. Myślę, że Chiny będą musiały w pewnym momencie stanowczo zwiększyć swoją siłę nie tylko w sensie ekonomicznym, ale najprawdopodobniej również militarnym. Zasadnicze pytanie pozostaje to samo: do czego dążą Chiny? W ich interesie leży z pewnością zaangażowanie w taki rodzaj hegemonistycznej polityki, która pozwoliłby im jawnie dyktować warunki w całej Azji. Nikt nie jest w stanie przewidzieć, kiedy i czy w ogóle to nastąpi. Układ sił na świecie ulega w końcu ciągłym przemianom pod wieloma względami, co z kolei może doprowadzić do zmiany stanowiska samych Chin. Proces Asia-Europe Meeting (ASEM) jest zgrupowaniem 43 państw, przedstawicieli Komisja Europejska i Sekretariatu ASEAN, reprezen- tującym 60% populacji świata i 60% handlu światowego. Dlaczego więc, Pana zdaniem, Proces jest tak słabo rozpoznawalny? Na przykład, każdy orientuje się co to jest APEC, ale nikt nie wie o istnieniu ASEM? W czym tkwi problem? Cóż, po pierwsze uważam, że APEC jest w większym stopniu zauważalny, bo dotyczy handlu, a handel jest czymś, co się łatwo komentuje. Jednakże, myślę, że ASEM jest bardzo interesującą inicjatywą. To raczej koncepcja niż coś co będzie miało konkretne rezultaty. To jest spotkanie dużej liczby państw oraz ogromnego zainteresowania, jak również ogromnych części światowego PKB, światowej populacj, handlu itd. Jednocześnie, żaden z członków ASEM nie posiada intencji hegemonicznych. Należy powiedzieć, że ASEM stworzyło ramy dla dialogu, który był konieczny. Istniał wspaniały tradycyjny dialog między Stanami Zjednoczonymi a Europą, który powstał z końcem II wojny światowej. Wzrastał również dialog między Stanami Zjednoczonymi, resztą Ameryki i Azją, którym generalnie jest APEC. Ale nie było nic pomiędzy Azją i Europą. Myślę, że tacy politycy jak Lee Kuan Yew i Goh Chok Tong w Singapurze, czy Jacques Chirac we Francji zdali sobie sprawę, że czegoś brakuje. Po obu stronach współpraca rozwijała się, ale nie przejawiała się w normalnej strukturze dialogu. Myślę, że to dużo dało. Odnosząc się do przyszłości Procesu ASEM, w czasie ostatniego spotkania Ministrów Spraw Zagranicznych w Wietnamie w maju 2009 roku, ministrowie zaakceptowali wnioski Australii i Rosji dotyczące formalnego przyłączenia tych krajów do ASEM podczas kolejnego szczytu w Brukseli, w roku 2010. Jak, Pana zdaniem, ASEM będzie rozwijał się w poszerzonym gronie? Jako przewodniczący Asia-Europe Foundation, myślę, że zarówno Australia jak i Rosja wniosą dużo do organizacji, przede wszystkim dzięki swoim relacjom w Azji, dzięki wiedzy i doświadczeniu, dlatego też jestem zadowolony z ich uczestnictwa. Będę wodokończenie na str. 26 LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2009 - 25 - A Z J A I PA C Y F I K Źródło: www.ec.europa.eu Siódmy Szczyt Asia-Europe Meeting, Pekin, 2008 r. bec nich wymagający, a wszyscy oczekują, że będą aktywnymi partnerami i współpracownikami. Niewątpliwie wprowadzi to nowy wymiar do ASEM. Szczególnie dlatego, że Rosja może przystąpić jako kraj azjatycki lub jako jeden z krajów tworzących nową, trzecią grupę. Z całą pewnością jest to też kraj europejski, który nie jest członkiem Unii Europejskiej. Do tej pory ASEM to spotkania krajów azjatyckich z Unią Europejską. Zobaczymy jak rozwinie się ta współpraca. wej. Dlaczego Pakistan może dołączyć, a Bangladesz już nie? To nie tacy ludzie jak ja powinni decydować; jest to istotna polityczna decyzja dotycząca przejścia z jednego systemu do innego i zdefiniowania tego sytemu. Zatem zobaczymy co się wydarzy. Moje odczucie jest takie, że można ten proces porównać z przyjmowaniem leku, nie wolno zjeść całego opakowania na raz. Lepiej jest przyjmować go w małych dawkach, bo tylko wtedy może przynieść pozytywne skutki. Wspomniał Pan, że przyłączenie się Rosji może oznaczać - przynajmniej po stronie Europy - nowe postrzeganie ASEM. Czy uważa Pan, że kraje takie jak Ukraina, kraje bałkańskie, czy Szwajcaria mają szanse na przyłączenie się do ASEM? Trudno powiedzieć, ponieważ to będzie decyzja liderów. To oni podejmą ostateczną decyzję w tej sprawie. Mogliśmy już zaobserwować, że ASEM jest podobny do innych organizacji. Powiększenie zawsze oznacza zmianę znaczenia i musi być dokładnie przemyślane. W zasadzie stosunkowo łatwo jest przewidzieć problemy, które będziemy napotykać. Przy stole dyskusyjnym jest 45 partnerów. Teraz będzie dwóch partnerów więcej, Nowa Zelandia prawdopodobnie też wkrótce dołączy. Oczywistym jest, że nie chodzi jedynie o kraje europejskie, ale także o kraje z Centralnej Azji, Azji Południo- W w listopadzie 2008, został Pan wybrany Dyrektorem Generalnym Asia-Europe Foundation. Czy mógłby Pan w kilku słowach wyjaśnić mechanizm funkcjonowania Fundacji? Tak. Fundacja tak naprawdę nie jest fundacją w ścisłym tego słowa znaczeniu. Jest to raczej ciało, które powstało jako efekt decyzji rządowych krajów członkowskich. Ideą jest stworzenie struktury, która zachęci do kontaktów pomiędzy społeczeństwami Azji i Europy. Jest to w pewnej mierze podobne do pojednania pomiędzy Francją i Niemcami, które nastąpiło po II wojnie światowej. Tak więc, powstało wiele struktur dających młodym ludziom z obu krajów możliwość spotykania się, robienia czegoś razem itd. Podobną sytuację mamy pomiędzy Azją i Europą w kontekście ASEF. Nie chodzi o to, że musimy się pojednać, ale o to, że -26 - LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2009 musimy się lepiej poznać. Tak więc, to czym zajmuje się ASEF, to działania, przy wykorzystaniu różnych środków, dążące do osiągnięcia celu jakim jest poznanie się lepiej, stworzenie kontaktów oraz sieci powiązań pomiędzy różnymi rodzajami ludzi – młodzieżą, ludźmi świata akademickiego, dziennikarzami, politykami, ekonomistami, myślicielami, think-tankami itd. Jak to robimy? Czynimy to m.in. poprzez organizowanie wydarzeń, konferencji, warsztatów. Wszystko to tylko w jednym celu – ustanowienia wzajemnego zrozumienia i wymiany poglądów. Wie Pan, jest tyle rzeczy, którymi możemy się podzielić. Z naszym różnym doświadczeniem, różnymi stanowiskami na świecie, mamy tyle do zrozumienia i nauczenia się od siebie nawzajem. I to jest zasadniczo nasza idea. Sprawuje Pan funkcję dyrektora ASEF od ponad roku. Co uznałby Pan za swój największy zawodowy sukces w ramach ASEF, a co za największą porażkę jak do tej pory? Myślę, że jeśli chodzi o sukces, jest to sukces, który dzielę z moim zespołem i którym jest ustanowienie jasnych priorytetów określających pola działania. Dlaczego priorytetów? Ponieważ, po pierwsze, nie da się zrobić wszystkiego jednocześnie. Po drugie, trzeba działać w rytmie świata. W jakim miejscu znajduje się świat? Świat znajduje się w obliczu dużych problemów. Mamy kryzys A Z J A I PA C Y F I K gospodarczy i finansowy, poważny problem zmian klimatycznych, pojawiają się pytania o zrównoważony rozwój, mamy problem pandemii. W związku z tym, zdecydowaliśmy, że naszymi trzema priorytetami będą kwestie właśnie przeze mnie wymienione, i na tym się koncentrujemy. W 2010 r. odbędzie się w Brukseli ósmy Szczyt ASEM, w czasie którego zorganizujemy liczne wydarzenia skupione wokół tych priorytetów. Myślę, że sukces jaki osiągnęliśmy to zdefiniowanie czym są naprawdę nasze główne cele. Teraz mamy jasną sytuację. Wiemy dokładnie dokąd iść, gdzie musimy skierować naszą siłę, która powiększa się od 12 lat istnienia Fundacji. Nie ma żadnej porażki. Myślę, że ASEF to cudowny instrument, ale ze wszystkim muszą być oczywiście zapoznani ludzie. Jeśli zapytać kogokolwiek na ulicy Łodzi, Paryża, Pekinu czy Wientianu, o ASEF, okaże się, że nikt o niej nie wie. Musimy uczynić ją znaną. Niekoniecznie wszystkim na ulicach, ale tym ludziom, którzy mogliby w jakikolwiek sposób z niej skorzystać. Myślę, że to, co robimy z tymi wszystkimi zespołami ludzi, spotkaniami to poszerzanie pola widzenia, poszerzanie wiedzy o sobie nawzajem. Aby Fundacja była naprawdę wydajna, musi być lepiej znana wśród tych, którzy będą z niej czerpać korzyści. To jest to nad czym obecnie bardzo ciężko pracujemy – polepszenie naszej zdolności do komunikowania co robimy, aby uczynić Fundację bardziej sprecyzowaną w oczach różnych grup. Spośród obecnych 45 państw i organizacji wchodzących w skład ASEM, który członek procesu jest, Pana zdaniem, najbardziej aktywny w ramach ASEF? Muszę przyznać, że wspaniałe jest, że zdecydowana większość naprawdę szczerze stara się coś wnieść. Niektóre kraje są duże i wnoszą szczodry wkład, ponieważ każdy z członków wnosi wkład do budżetu organizacji dobrowolnie; niektóre kraje są nieco mniejsze, ale także mają spory wkład; niektóre kraje maja problemy i nie wiedzie im się tak dobrze, ale wciąż chcą działać i chcą, aby to ASEF przyszedł do nich. Podczas mojej obecnej wizyty w Europie poznałem przedstawicieli tak zwanych „małych krajów”, którym bardzo zależy na byciu gospodarzem rożnych wydarzeń, zależy im na tym, żeby Fundacja Azja-Europa była znana, by mówiono o relacji Europy i Azji, więc tak naprawdę kraje takie wykazują dużo dobrej woli. I to jest w tym najpiękniejsze, to układ polityczny kierowany przez instrumenty pozarządowe i sądze, że właśnie przez to ludzie są bardziej szczodrzy, zarówno, jeżeli chodzi o pieniądze, jak i wypróbowywanie różnych pomysłów. Jesteśmy bardzo zadowoleni z naszych członków. od 2004 roku. Była też gospodarzem rożnych projektów współorganizowanych przez Fundację. Ma ponad 150 alumnów, którzy brali udział w naszych wydarzeniach. Polska regularnie i wiernie wnosiła swój wkład, przez te lata dając nam pieniądze i okazując zainteresowanie. Jestem nastawiony bardzo pozytywnie, gdyż uważam, że Polska może być jednym z najbardziej aktywnych nowych członków UE, który przyczynia się do działań Fundacji Azja-Europa w ramach ASEM. Widzę przyszłość naszych relacji w jasnych barwach, nie tylko, jeżeli chodzi o udział w różnych wydarzeniach, ale także w kontekście udziału w opracowywaniu polityk i ich wdrażania. Tak wiec, jestem bardzo zadowolony z mojej wizyty w Polsce, ale jeszcze bardziej cieszy mnie, ze oprócz bardziej tradycyjnych członków Unii Europejskiej, oprócz wielkich narodów azjatyckich, oprócz ludzi, którzy mają swój silny, osobisty interes, Polacy wykazują chęć wykazania się na arenie międzynarodowej i umocnienia swojej pozycji. Spodziewam się po Pana ojczystym kraju wiele dobrego! Jak oceniłby pan pozycję Polski w tym „rankingu”? Polska jest bardzo ciekawym przypadkiem, ponieważ jest członkiem ASEM oraz Asia-Europe Foundation *DOMINIQUE GIRARD - wieloletni ambasador Francji w Indiach, Australii i Indonezji. Obecnie sprawuje funkcję Dyrektora Generalnego Asia-Europe Foundation w Singapurze Rozmawiał: Michał Skrzek [email protected] REKLAMAcccc P R A K T Y K I W F O R U M M Ł O D Y C H D Y P L O M A T Ó W Stowarzyszenie Forum Młodych Dyplomatów oferuje możliwość odbycia bezpłatnych praktyk w warszawskiej siedzibie organizacji. Praktyki trwają minimum 6 tygodni. Podstawowe wymagania to biegłość w posługiwaniu się językiem angielskim, znajomość aktualnych zagadnień z zakresu stosunków międzynarodowych, swobodna obsługa komputera oraz wysoka kultura osobista. Do głównych zadań praktykantów należy: pomoc w bieżącym funkcjonowaniu biura; pomoc w realizacji bieżących inicjatyw FMD oraz możliwość tworzenia własnych; opracowywanie newslettera FMD; redagowanie stron internetowych FMD; uczestniczenie w konferencjach jako przedstawiciel FMD. Wszyscy praktykanci w trakcie praktyk mogą bezpłatnie uczestniczyć we wszelkich inicjatywach podejmowanych przez FMD, a także otrzymują bezpłatny dostęp do Biura Karier FMD. Zainteresowanych prosimy o nadesłanie CV wraz z listem motywacyjnym na adres [email protected] Ewentualne pytania prosimy kierować do Dyrektor Biura FMD Pani Kingi Brudzińskiej na adres [email protected]. LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2009 - 27 - A M E RY K A P O Ł U D N I O W A Zapomniany i opuszczony: Honduras po wyborach prezydenckich Marcin Maroszek 29 listopada 2009 r. w pogrążonym od czerwcowego przewrotu w kryzysie politycznym Hondurasie, odbyły się wybory prezydenckie, które wygrał przedstawiciel tradycyjnego establishmentu na tamtejszej scenie politycznej, Porfirio “Pepe” Lobo B nie parlamentem i Sądem Najwyższym. W niedzielę 28 czerwca 2009 r. prezydent Manuel Zelaya został usunięty ze stanowiska i siłą zmuszony do opuszczenia kraju. Co prawda, to Sąd Najwyższy nakazał aresztowanie prezydenta (paradoksalnie uzasadniając je groźbą ucieczki Zelayi z kraju), lecz samo usunięcie głowy państwa ze stanowiska zostało usprawiedliwione ex post facto. Wydalenie z kraju było zaś nielegalną (w świetle konstytucji), suwerenną decyzją dowódców wojskowych, którzy dokonali aresztowania. Co ważne, był to pierwszy od kilkunastu lat (nie licząc nieudanego zamachu stanu w Wenezueli w 2002 r.) przewrót wojskowy w Ameryce Łacińskiej. ię. W referendum owym miało być postawione pytanie „czy jesteś za powołaniem konstytuanty?”, której zadaniem miało być opracowanie nowej, lepszej ustawy zasadniczej. Referendum miało być niewiążące, zbadać miało jedynie opinie i nastroje społeczne. Zantagonizowane z prezydentem inne ramiona władzy oskarżyły go o próbę zapewnienia sobie reelekcji poprzez zmianę konstytucji. Dodać należy, że konstytucja Hondurasu jest jedną z najbardziej restrykcyjnych w regionie. Nie dość, że nie zezwala na reelekcję głowy państwa, to zabrania również zmiany artykułów mówiących o zakazie reelekcji. Podkreślić należy, iż wbrew powszechnie przytaczanym przez media opiniom, nie ma żadnego dowodu na to, że Manuel Zelaya zmierzał do zapewnienia sobie reelekcji. W świetle faktów pytał jedynie Honduran, czy chcieliby nowej konstytucji, a zarzut o dążeniu do reelekcji jest propagando- -28 - LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2009 gung.fu.master ardziej istotne jednak od tego, kto wygrał jest to, co stanie się teraz w Hondurasie. Odpowiedź na to pytanie nie jest jednak prosta i wymaga przyjrzenia się wydarzeniom ostatnich miesięcy w tym kraju. Referendum, nie reelekcja W 2005 r. prezydentem Hondurasu wybrany został Jose Manuel „Mel” ZePostawione przez Sąd Najwyższy zalaya, przedstawiciel jednej z dwóch rzuty mówiły o nielegalnej próbie przetradycyjnych partii - Partido Libe- prowadzenia referendum przez Zelayral. Wkrótce okazało się jednak, że zamierza on zmienić skostniały system polityczno-gospodarczy kraju i przeprowadzić reformy w duchu lewicowym, polepszające pozycję dyskryminowanej biedoty. Zbliżył się jednocześnie z Hugo Chavezem i innymi przywódcami krajów ALBA (Boliwariańska Alternatywa dla Ameryki – red.). Choć dzięki swym działaniom zyskał poparcie biednych mas Hondurasu, popadł w konflikt z konserwatywnymi kręgami politycznymi (często powiązanymi z USA), w tym m.in. z Czołgi na ulicach to stały obrazek z państw, w których doszło do przewrotu wojskowego. kontrolowanymi przez Na zdjęciu: ulice Bangkoku kilka dni po zamachu stanu w Tajlandii z września 2006 r. A M E RY K A P O Ł U D N I O W A Listopadowe wybory nie naprawiły zszarganego wizerunku honduraskiej demokracji. Tradycyjni liderzy polityczni udowodnili, że można obalić prezydenta, a potem przeprowadzić nowe wybory, i jest akceptowalne powiedziały krwawym ich tłumieniem (zginęło kilkanaście osób, kilkaset zostało rannych, ok. 1000 uwięzionych), represjami i cenzurą opozycyjnych mediów. Rząd Michelettiego od początku promował ideę (i lobbował za nią w Stanach Zjednoczonych), że rozwiązaniem kryzysu będą zaplanowane na listopad wybory, podzas których miano wyłonić nową głowę państwa. Obóz Zelayi wysuwał podstawowy warunek – restytucję obalonego prezydenta na stanowisko. Po próbach poszukiwania wsparcia w kilku krajach regionu (nieudanych, gdyż nikt nie chciał aktywnie zaangażować się w rozwiązanie kryzysu), w październiku Manuel Zelaya po kryjomu przedostał się do Hondurasu i znalazł schronienie w ambasadzie bra- „Nie dla zamachu stanu. Wolność i demokracja, poszanowanie prawa człowieka, szacunek, sprawiedliwość, godność, edukacja”. Plakat potępiający zamach wojskowy w Hondurasie. Jeden z licznych jakie pojawiły się po czerwcowym przewrocie na ulicach Tegucigalpy zylijskiej. Dało to nowy impuls negocjacjom i doprowadziło do podpisania porozumienia, zgodnie z którym decyzję o przywróceniu prezydenta na stanowisko miał podjąć honduraski parlament. Wbrew oczekiwaniom, ten jednak przełożył głosowanie w tej sprawie na czas po wyborach. Bojkotu wyborów nie było Zwolennicy Zelayi w akcie protestu ogłosili bojkot wyborów, jednak dwaj główni kandydaci: Porfirio “Pepe” Lobo Sosa z Partido Nacional oraz Elvin Santos z Partido Liberal podtrzymali swe kandydatury. Zgodnie z wcześniejszymi sondażami wygrał Pepe Lobo uzyskując 56% głosów, dru- Dukal wym zabiegiem przeciwników politycznych Zelayi (jak widać zakończonym sukcesem) i nie znajduje się nawet w oficjalnym akcie oskarżenia. Władzę w kraju po 28 czerwca przejął przewodniczący parlamentu, Roberto Micheletti (podobnie jak Zelaya reprezentant Partido Liberal). Niemal wszystkie kraje regionu, wiele krajów świata, Organizacja Państw Amerykańskich oraz ONZ potępiły obalenie prezydenta i nazwały je zamachem stanu. Stany Zjednoczone uznały to wydarzenie za zamach stanu, lecz nie „wojskowy”, co automatycznie wymusiłoby sankcje wobec Hondurasu. Ta dwuznaczna i miękka postawa Waszyngtonu jest przedmiotem krytyki innych państwa zachodniej hemisfery. Przez następnych kilka miesięcy nawiązywano i zrywano rozmowy miedzy obozami Zelayi i Michelettiego, aż w końcu utknęły one w martwym punkcie. W kraju tymczasem nie milkły protesty i manifestacje zwolenników obalonego prezydenta. Nowe władze od- gi był Elvin Santos z 38%, a pozostali trzej kandydaci otrzymali w granicach 2% głosów. Dodać należy, że równolegle przeprowadzone zostały wybory do jednoizbowego parlamentu honduraskiego oraz wybory niemal 300 burmistrzów. Tradycyjnie już mandaty podzieliły między siebie dwie największe partie: Partido Nacional i Partido Liberal, przy czym to partia nowo wybranego prezydenta-elekta zdobyła więcej miejsc. Co istotne, według informacji podawanych przez władze, Honduranie – mimo apeli Zelayi – masowo stawili się przy urnach. Frekwencja miała wynieść ponad 60%, czyli znacznie więcej niż w 2005 r., kiedy wygrał dokończenie na str. 30 REKLAMAcccc ZMIANA ADRESU BIURA KRAJOWEGO Forum Młodych Dyplomtów informuje, iż od 1 stycznia 2010 zmienia się adres siedziby Biura Krajowego. Nowy adres to: Stowarzyszenie Forum Młodych Dyplomatów ul. Oleandrów 6, 00-629 Warszawa tel.: +48 22 205 06 72 fax: +48 22 406 07 82 e-mail: [email protected] LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2009 - 29 - A M E RY K A P O Ł U D N I O W A Zelaya. Obóz obalonego prezydenta twierdzi jednak, że jest to propaganda, a frekwencja wyniosła w granicach 30-45%. Czy to koniec kryzysu? Pytanie o zwycięzcę wyborów było tak naprawdę sprawą drugorzędną. Ważniejsze jest, czy zostanie on uznany przez swój naród i społeczność międzynarodową. Kolumbia, Kostaryka, Panama, Peru i Stany Zjednoczone uznały wynik wyborów, lecz reszta państw regionu, ani OPA tego nie uczyniły. Trzy dni po wyborach parlament honduraski realizując formalnie literę porozumienia z końca października zagłosował w sprawie przywrócenia na stanowisko Manuela Zaleyi. Jak można się było spodziewać, ogromną większością głosów opcja ta została odrzucona. Oczywiście zwolennicy obalonego prezydenta nie uznają wyborów ani ważności porozumienia, pozostaje więc pytanie, w jaki sposób tlący się dalej w Hondurasie kryzys zostanie rozwiązany? Najbardziej prawdopodobny scenariusz to ten zakładający powstanie jakiejś formy rządu jedności z Manuelem Zelayą lub jego zwolennikami. Rząd ten będzie stopniowo uznawany przez coraz większą ilość państw. Czy zatem wybory rozwiążą kryzys? Na pewno nie dziś i nie jutro, ale są krokiem milowym w drodze do tego celu. Sami Honduranie mają już dość niepokojów ostatnich miesięcy, dlatego też nie usłuchawszy apelów Zelayi licznie przybyli do urn. Ponieważ to oni odczuwają każdego dnia skutki owego kryzysu, to do nich należy decydujący głos w sprawie jego zakończenia. Nie zmienia to jednak podstawowego wniosku – najbardziej poszkodowaną pozostaje demokracja. Wybory wcale nie naprawiły jej zszarganego wizerunku. Liderzy tradycyjnego honduraskiego establishmentu udowodnili, że można obalić prezydenta, a potem przeprowadzić wybory i jest to akceptowalne. Pozostaje niepokojące pytanie: kto i kiedy pójdzie ich śladem? Guerilla otwiera nowy front w Kolumbii Tomasz Łapa Dwa największe ugrupowania partyzanckie w Kolumbii, FARC - Fuerzas Armadas Revolucionarias de Colombia i ELN – Ejercito de Liberación Nacional, pomimo dzielących je różnic ideologicznych, ogłosiły w połowie grudnia 2009 roku stworzenie wspólnego frontu przeciw rządowi Alvaro Uribe. Według szacunkowych danych oddziały partyzanckie liczą około 14 tysięcy ludzi. Deklarowane połączenie sił jest odpowiedzią na zawarte przez władze Kolumbii porozumienia wojskowe ze Stanami Zjednoczonymi, pozwalające Amerykanom na wykorzystywanie siedmiu baz militarnych zlokalizowanych na terytorium Kolumbii. W chodzimy na drogę współpracy by stawić czoło aktualnemu reżimowi rządu Alvaro Uribe - poinformowali wysocy przedstawiciele ugrupowań FARC i ELN za pośrednictwem agencji ANNCOL. W ślad za komunikatem ograniczeniu mają ulec konfrontacje pomiędzy zainteresowanymi stronami. Następuje nowy etap braterstwa i przyjaźni pomiędzy guerrillą. Rządy Alvaro Uribe Alvaro Uribe Velez, od początku swej Marcin Maroszek kariery politycznej głosił misję walki z [email protected] korupcją i „wywalczenie” pokoju dla -30 - LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2009 wszystkich mieszkańców kraju. Jako prezydent (wybrany większością ponad 50% głosów) odszedł od stosowanej wcześniej silnej polityki socjalnej w kierunku neoliberalizmu. Na linii bezpieczeństwa kraju Alvaro Uribe postawił na stanowcze rozprawienie się z ugrupowaniami zbrojnymi, handlarzami narkotyków i korupcją w Kolumbii. Nie uznawał jednocześnie stanu wojny cywilnej, głosząc hasła o konfrontacji niewielkiej grupy narko - terrorystów ze społeczeństwem. Jego stanowisko najlepiej przedstawia dokument La Política de Defensa y Seguridad Democrática, ogłoszony w sierpniu 2002 roku. Podjęte działania miały prowadzić do zakończenia wieloletniego konfliktu. Projekt zakładał więc walkę o pokój z wykorzystaniem rozwiązań militarnych na wielką skalę. Osoby głoszące odmienne poglądy były odbierane jako wrogowie państwa i terroryści. Reakcja strony rządowej W odpowiedzi na komunikat przedstawicieli FARC i ELN wiceprezydent Kolumbii, Francisco Santos, zdecydowanie oświadczył, że terrorystom nie odpowiada się słowem, ale stosuje się wobec nich politykę siły. Wiadomość o zawartym porozumieniu sceptycznie przyjęli również przedstawiciele wojska kolumbijskiego, którego żołnierze w tym samym czasie starli się po raz kolejny z oddziałami partyzantów z FARC. W walkach w regionie Antioquii na północny kraju zginęło 11 guerrilleros, w tym dowódca tamtejszego frontu. Generał Freddy Padilla, dowódca kolumbijskich sił zbrojnych, w wywiadzie dla radia Caracol odrzucił możliwość rzeczywistego porozumienia pomiędzy ugrupowaniami partyzanckimi z powodu sprzecznych interesów podmiotów zaangażowanych w narkohandel. - Niemożliwa jest głęboka współpraca, ponieważ ugrupowania te konkurują ze sobą w wyznaczaniu stref A M E RY K A P O Ł U D N I O W A cuerpo_espiralado Marsz przeciwko przemocy. Bogota, Kolumbia, 6 marca 2008 r. wpływów w handlu narkotykami. Partyzanci zabijają się na północy Kolumbii, w regionie Bolivar i Arauca – powiedział Padilla. Obraz kolumbijskiej rzeczywistości dobrze oddają słowa znanego kolumbijskiego pisarza, dziennikarza i działacza społecznego, Gabriela Garcii Marqueza, który stwierdził że „łatwy pieniądz, stał się w Kolumbii narkoty- Rządzący od 2002 r. prezydent Alvaro Uribe postawił na stanowcze rozprawienie się z ugrupowaniami zbrojnymi, handlarzami narkotyków i korupcją w Kolumbii kiem bardziej szkodliwym od heroiny. Wkradł się do kultury narodu, a wraz z nim przekonanie, że prawo stoi obywatelom na drodze do szczęścia. Nie trzeba umieć czytać, lepiej i bezpieczniej jest być bandytą niż uczciwym człowiekiem.” Przemoc destabilizuje politykę 22 grudnia 2009 roku porwano, a następnie zamordowano gubernatora departamentu Caqueta, Francisco Cuellara. Podejrzewa się, że spraw- cami zbrodni byli partyzanci FARC. To pierwszy po kilkuletniej przerwie przypadek porwania polityka tak wysokiej rangi. Wcześniej miało miejsce w 2002 roku, gdy uprowadzono gubernatora departamentu Antioquia, Guillermo Gavirię oraz byłego ministra obrony kraju, Gilberto Echeverriego Mejię. Wywiad Kolumbijski poinformował o możliwym nasileniu aktów terroru ze strony oddziałów partyzanckich przed zbliżającymi się wyborami prezydenckimi, które odbędą się w maju 2010 roku. Minister obrony, Gabriel Silva podkreślił, że choć pojawiają się działania ugrupowań narko-terrorystycznych zakłócające porządek demokratyczny w Kolumbii, to rząd pozostaje nieugięty i gotowy przeciwdziałać takim inicjatywom. Zabójstwo gubernatora Cuellary może doprowadzić do konfrontacji sił pomiędzy ugrupowaniami partyzantów i stroną rządową Kolumbii. Z pewnością skomplikuje to trwające 8 miesięcy negocjacje podjęte celem uwolnienia dwóch żołnierzy armii kolumbijskiej, Pabla Moncayo i Jose Daniela Calvo, będących od 12 lat zakładnikami FARC. Roman Ortiz, ekspert w dziedzinie bezpieczeństwa, wskazuje jasno określony cel stojący za tym niedorzecznym aktem przemocy guerrilli. FARC przyzwyczaił już do początkowego rozwijania przestrzeni do negocjacji przy jednoczesnym prowokowaniu i przenoszeniu winy za niepowodzenia na stronę rządową. Tak było w 2006 roku, kiedy w momencie największego zbliżenia pomiędzy podmiotami negocjującymi warunki wymiany humanitarnej oddziały FARC zaatakowały szkołę wojskową w Bogocie. Nie można zapomnieć także o kontekście politycznym, w jakim obecnie znajduje się Kolumbia. W majowych wyborach prezydenckich sprawujący obecnie władzę Alvaro Uribe będzie mógł po raz trzeci zgłosić swoją kandydaturę. Najbliższe miesiące mogą zatem przynieść kolejne próby destabilizacji w kraju. Zabójstwo gubernatora Cuellary może stanowić próbę zamachu na politykę bezpieczeństwa, będącą flagowym hasłem prezydenta Uribe. Niektórzy analitycy, wśród nich Leon Valencia z Fundacji Nueva Arcoiris, wy- Wywiad kolumbijski poinformował o możliwym nasileniu aktów terroru ze strony partyzantów przed zaplanowanymi na maj 2010 r. wyborami prezydenckimi suwają tezę o kryzysie strategii rządowej, w ramach której zdziesiątkowano oddziały guerrilli i przejęto kontrolę nad kolejnymi obszarami kraju. Pojawiają się głosy mówiące o osłabieniu kondycji strony rządowej. W innej grupie ekspertów nie kwestionujących skuteczności prowadzonych działań wojska panuje spokój i zadowolenie ze stosowanych polityk. W wymiarze całego kraju można odnieść wrażenie, że akcje FARC straciły na sile. Partyzanci wybierają akcje o małym stopniu ryzyka, przy maksymalnym nagłośnieniu sprawy w środkach masowego przekazu. W ten sposób próbują podtrzymać obraz siły. Stąd też środkiem do zyskania większego rozgłosu jest stosowanie przemocy. Tomasz Łapa [email protected] LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2009 - 31 - BLISKI WSCHÓD Trudna droga do pokoju między Izraelem a Palestyńczykami Michał Pakulniewicz G dy pod koniec grudnia Izrael ogłosił plan budowy 700 nowych mieszkań we Wschodniej Jerozolomie, Stany Zjednoczone stanowczo zaprotestowały. - Stany Zjednoczone sprzeciwiają się budowie nowych osiedli żydowskich we wschodniej Jerozolimie - powiedział rzecznik Białego Domu, Robert Gibbs. Biały Dom oświadczył również, że Stany Zjednoczone uznają kwestię „Jerozolimy za bardzo ważną zarówno dla Izraelczyków, jak i Palestyńczyków, dla żydów, muzułmanów i chrześcijan” oraz że ufają, iż poprzez negocjacje „w dobrej wierze” aspiracje dwóch stron konfliktu mogą zostać zrealizowane. Swoją decyzją Tel-Awiw pokazał, iż nie rzuca słów na wiatr i w sprawie ograniczenia budowy osiedli na terytoriach okupowanych gotów jest tylko na częściowe ustępstwa. Podczas gdy administracja Obamy domagała się wstrzymania akcji osiedleńczej na terytoriach majacych w przyszłości wejść w skład przyszłego państwa palestyńskiego, rząd premiera Netanjahu wyłoniony po lutowych wyborach zgadza się tylko na częściowe ograniczenie budowy osiedli i to tylko na terenie Zachodniego Brzegu, nie we wschodniej Jerozolimie, którą prawicowy rząd uznaje za część Izraela. Problem pierwszy: osiedla Podczas majowej wizyty premiera Netanjahu w Stanach Zjednoczonych, szef izraelskiego rządu usłyszał o konieczności zamrożenia rozbudowy nowych osiedli na Zachodnim Brzegu. Netanjahu zgadza się na częścio-32 - LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2009 Rusty Stewart W blisko rok po objęciu prezydentury przez Baracka Obamę bliskowschodni proces pokojowy tkwi w miejscu. Bardziej obiektywna i stanowcza wobec Izraela polityka amerykańska wcale nie przybliżyła perspektywy pokoju w Ziemi Świętej we wstrzymanie budowy osiedli, podkreślał jednak, iż nie może wstrzymać rozbudowy wynikającej z naturalnego wzrostu populacji. W listopadzie rząd izraelski ogłosił 10-miesięczne moratorium na budowę nowych osiedli. Zaznaczono jednak, iż nie dotyczy to wschodniej JeroIzraelski mur oddzielający Wschodnią Jerozolimę zolimy. Dla Izraela w od palestyńskich terenów w pobliżu miasteczka Abu Dis ogóle nie istnieje termin „wschodnia Jerozolima” jako, że całe miasto uznawa- i Izraelowi, zakładający istnienie obok ne jest za niepodzielną stolicę państwa siebie już w 2011 r. dwóch państw (tzw. żydowskiego. two-state solution)-Izraela i niepodleW toku izraelskich deklaracji i ame- głej Palestyny w granicach z 1967 r. jest rykańskich słów krytyki umknęły słowa równie odległy jak w styczniu 2009 r. Prezydenta Autonomii Palestyńskiej Mahmuda Abbasa z połowy grudnia, Obama ochłodził stosunki mówiące, iż jeśli Izrael wstrzyma rozbudowę osiedli, możliwe jest osiągnięStosunki izraelsko-amerykańskie ulecie porozumienia pokojowego w ciągu gły pewnemu ochłodzeniu od kiedy presześciu miesięcy. zydentem USA został Barack Obama. - Gdy Izrael zatrzyma działania osie- Nowy gospodarz Białego Domu od podleńcze na określony czas i gdy uzna czątku swojego urzędowania obiecygranice, których się domagamy, i będą wał bardziej obiektywne spojrzenie Wato legalne granice, nic nas nie po- szyngtonu na problemy bliskowschodwstrzyma przed prowadzeniem nego- niego procesu pokojowego. Od początcjacji w celu doprowadzenia do końca ku domaga się zaprzestania izraelskietego, co ustaliliśmy w Annapolis [miej- go osadnictwa na przyszłych terytoriach sce bliskowschodniej konferencji poko- palestyńskich, co jest nie w smak zdominowanemu przez prawicę, rządowi jowej w 2007] - powiedział Abbas . Plan prezydenta Obama doprowadze- Izraela. Między innymi dlatego właśnie Obania do porozumienia na Bliskim Wschodzie nie przybliżył się do realizacji ani ma postrzegany jest w Izraelu jako na krok w ciągu minionego roku. Jego pro-arabski. Poza tym nie był jeszcze plan pokojowy przedstawiony Egiptowi z wizytą w Izraelu, a zdążył już odwie- BLISKI WSCHÓD dzić kilka państw arabskich. Wygłosił też głośne przemówienie w Kairze do świata muzułmańskiego. W efekcie, według sondażu przeprowadzonego przez Harry S. Truman Research Institute for the Advancement of Peace z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie, tylko 12% Izraelczylków uważa, że polityka Obamy wspiera bardziej Izrael, a 40% uważa politykę nowego prezydenta za pro-palestyńską. Oznacza to, że twarde stanowisko premiera Netanjahu w rozmowach z wysłannikiem Obamy, będzie miało poparcie izraelskiego społeczeństwa. Problem drugi: Jerozolima Osiedla żydowskie na palestyńskich terytoriach okupowanych są jedną z głównych przeszkód na drodze ku osiągnięciu pokoju pomiędzy Izraelem i przyszłym państwem palestyńskim. Mimo formalnego zakazu rozbudowy osiedli na terytoriach okupowanych, od początku procesu pokojowego w 1993 powstawały nowe osiedla. Szacuje się, że liczba żydowskich osadników na Zachodnim Brzegu, w granicach z 1967 r., przekroczyła w 2009 r. 300,000 osób. Oznacza to, że łącznie z osadnikami żydowskimi we Wschodniej Jerozolimie, na terytoriach zajętych przez Izrael w wyniku wojny sześciodniowej, na których w przyszłosci miałoby powstać państwo palestyńskie mieszka już blisko pół miliona Żydów. Netanjahu wielokrotnie podkreślał, iż Izrael nie zaakceptuje żadnych ograniczeń swojej suwerenności nad całą Jerozolimą. Jest to druga kwestia sporna ze stroną palestyńską, która we wschodniej części miasta widzi swoją przyszłą stolicę. W tej części Jerozolimy znajduje się jednak Stare Miasto z dzielnicą żydowską a przede wszystkim, z Murem Zachodnim (zwanym potocznie „Ścianą Płaczu”) - jedynym zachowanym po dziś fragmentem Świątyni Jerozolimskiej i najświętszym miejscem Judaizmu. W maju 2009 r. premier Netanjahu podczas 42. rocznicy zajęcia przez wojska izraelskie Wschodniej Jerozolimy w wyniku wojny sześciodniowej, powiedział, iż Jerozolima na zawsze pozostanie izraelska i nigdy nie będzie podzielona. W 1980 Kneset przyjął rezolucję określającą Jerozolimę mianem „wiecz- Od początku urzędowania Baracka Obamy, stosunki USA i Izraela uległy ochłodzeniu. Z badań wynika, że aż 40 proc. Izraelczyków uważa politykę amerykańskiego prezydenta za pro-palestyńską nej i niepodzielnej „stolicy” Izraela. Według Instytutu Jerozolimy miasto w 2007 r. zamieszkiwało ponad 760,000 ludzi, w tym 492,000 Żydów (65% ogółu mieszkańców) i 268,000 Arabów (35%). Statystyki z 2006 r. szacują, iż w Jerozolimie Wschodniej, w której Palestyńczycy widza stolicę swojego przyszłego państwa, mieszkało 428,000 ludzi, w tym aż 181,000 Żydów (42% populacji tej części miasta). Problem trzeci: uchodźcy Poza problemem rozwoju osiedli na Zachodnim Brzegu oraz kwestią Jerozolimy, proces pokojowy wykoleić może trzecia, kto wie czy nie najbardziej wrażliwa, kwestia. Jest nią problem palestyńskich uchodźców. W wyniku pierwszej wojny arabsko-izraelskiej, terytorium mandatu palestyńskiego, na którym powstało państwo Izrael, opuściło, zarówno uciekając przed działaniami wojennymi jak i w wyniku nacisku i działań żydowskich, według różnych szacunków, od 520,000-850,000 Arabów palestyńskich (najczęściej przyjmuje się podawaną przez UNRWA liczbę 726,000). Dzisiaj, łącznie z potomkami, daje to ponad 4 miliony ludzi, mieszkających w większości nadal w tymczasowych obozach dla uchodźców w ościennych krajach arabskich oraz na Zachodnim Brzegu i w Strefie Gazy. Palestyńczycy domagają się dla uchodźców „prawa do powrotu” do rodzinnych miast i wiosek. Na to żaden rząd w Izraaelu się nie zgodzi. Przyjęcie takiej rzeszy ludzi oznaczałoby to praktycznie koniec Izraela, obecnie mającego ok. 7,4mln obywateli, w tym niecałe 6 mln Żydów, jako państwa żydowskiego. Pomijając wymienione powyżej problemy, nawet zaskakujące osiągnięcie zgody pomiędzy stronami może niczego nie dać. Zapowiadane przez pre- miera Netanjahu negocjacje ze stroną palestyńską oznaczają rozmowy z rządzącą na Zachodnim Brzegu świecką partią Fatah. Izrael nie zamierza prowadzić żadnych rozmów ze sprawującym władzę w Strefie Gazy Hamasem, z którym na przełomie roku stoczył wojnę w tej palestyńskiej enklawie przy granicy z Egiptem. Hamas niepodzielnie panuje w Strefie Gazy od czerwca 2007 r. Stosunki pomiędzy Fatahem i Hamasem określić śmiało można jako wrogie. Hamas nie zezwolił działaczom Fatahu na wyjazd na kongres partii w Betlejem na Zachodnim Brzegu w czerwcu. Wielokrotnie działacze Fatahu oskarżani byli przez Hamas o kolaborację z Izraelem. Sam Hamas nigdy nie wyrzekł się swojego głównego celu, jakim jest zniszczenie Izraela i utworzenie islamskiego państwa na całym terytorium Palestyny. Wyłączenie Hamasu z izraelsko-palestyńskich negocjacji oznacza tyle, że jakiekolwiek porozumienie nie będzie obowiązywało w Strefie Gazy. Zresztą nawet w rządzie premiera Netanjahu nie brakuje pesymistów co do możliwości osiągnięcia porozumienia pokojowego ze stroną palestyńską. - Powstanie państwa palestyńskiego w przeciągu dwóch lat nie jest celem realistycznym - powiedział w lecie 2009 r. izraelski minister spraw zagranicznych, Awigdor Lieberman. Sam Lieberman kategorycznie wypowiadał się przeciwko ograniczeniu osadnictwa żydowskiego we Wschodniej Jerozolimie. Co więcej, jego zdaniem skoro w ciągu 16 lat po Porozumieniach z Oslo nie udało się osiągnąć pokoju w regionie, to pokój nie zostanie osiągnięty również w ciągu następnych 16 lat. - A już na pewno nie na podstawie rozwiązania w postaci utworzenia dwóch państw – dodaje Lieberman. Premier Netanjahu ma ciężki orzech do zgryzienia. Nie dość, że czekają go trudne negocjacje ze stroną palestyńską, a także amerykańską, której bezwarunkowe poparcie dla Izraela od początku prezydentury Obamy nie jest już tak oczywiste, to jeszcze do każdego wynegocjowanego kompromisu Netanjahu będzie musiał przekonać swoich koalicjantów. Michał Pakulniewicz [email protected] LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2009 - 33 - P R O TO K Ó Ł DY P L O M AT YC Z N Y Dlaczego Barack Obama pokłonił się cesarzowi Japonii? I do tego źle... Małgorzata Stańczyk showbizsuperstar 14 listopada 2009 r. prezydent Stanów Zjednoczonych, Barack Obama, podczas swojej wizyty w Japonii pokłonił się cesarzowi tego kraju, Akihito. Gest ten wywołał wśród Amerykanów prawdziwą burzę niezadowolenia O dcinając się od dyskusji na temat zasadności kłaniania się głowie państwa (zwłaszcza symbolicznej) przez głowę innego państwa, warto odnieść się do poprawności samego ukłonu. Nie porusza się tego w komentarzach, a jest to kwestia zasadnicza w sytuacji, gdy Barack Obama tłumaczy swój gest zastosowaniem się do japońskiej etykiety. Według niej, w czasie wykonywania ukłonu, należy trzymać wyprostowane ręce przylegające luźno do tułowia i ud, a w miarę zginania się, równocześnie przesuwać je w dół wzdłuż ciała cały czas przylegające. W związku z tym, w sposób naturalny, ukłonowi nie towarzyszy uścisk dłoni, gdyż ręce spoczywają przy ciele. Można ewentualnie podać dłoń po ukłonie. Plecy podczas wykonywania gestu pozostają wyprostowane. Barack Obama podał dłoń w trakcie kłaniania się. Nie był to więc tradycyjny japoński gest tylko zadziwiające połączenie japońskiej i zachodniej etykiety. Co więcej, plecy prezydenta nie były wyprostowane. Można więc dojść do wniosku, że jeśli zachowanie Obamy było dyktowane chęcią zastosowania się do zwyczajów japońskich, to była to spontaniczna decyzja, nie dyskutowana wcześniej z doradcami, którzy zapewne poinstruowaliby prezydenta, jak wykonać poprawny gest. Jeśli Barack Obama chciał okazać szacunek, podając rękę popełnił błąd także na innej płaszczyźnie. Tradycyjnie, rękę podaje osoba stojąca wyżej -34 - LISTOPAD-GRUDZIEŃ 2009 Wizytą prezydenta Baracka Obamy żyła niemal cała Japonia. Zdjęcie wykonano na kilka dni przed przylotem amerykańskiego przywódcy Etykieta japońska nie wymaga ukłonu od cudzoziemców, zamiast niego Japończycy szeroko stosują uścisk dłoni jako formę powitania w hierarchii (chociaż zaczyna przeważać zwyczaj – kto pierwszy ten lepszy). W związku z tym, jeśli Obama chciał wyrazić szacunek trzymając się tradycji, powinien poczekać na gest cesarza. Amerykański prezydent pierwszy jednak wyciągnął dłoń, co oznacza, że uznał swoją wyższość. W zachowaniu Obamy nie widać więc żadnej spójności - nie tylko błędnie wykonał gesty, ale również błędnie je dobrał, gdyż znaczenie i intencje za nimi stojące wzajemnie sobie przeczą. Czyni to komunikację niewerbalną prezydenta wysoce niejasną. Warto dodać, że etykieta japońska nie wymaga ukłonu od cudzoziemców, jego niewykonanie nie jest obrazą, a Japończycy szeroko stosują uścisk dłoni jako formę powitania w kontaktach z nimi. Argument, iż wykonanie ukłonu wyrosło z chęci zastosowania się do przestrzegania etykiety Kraju Kwitnącej Wiśni traci więc na wiarygodności. Obama nie był zmuszony do tego gestu. Co ciekawe, temat wzbudzający duże emocje w Stanach Zjednoczonych nie znalazł większego zainteresowania w Japonii. Z pozapolitycznych wątków spotkania drugi największy japoński dziennik „Asahi Shimbun” zwrócił tylko uwagę na fakt, iż Obamie nie towarzyszyła jego małżonka. Małgorzata Stańczyk [email protected]