PARASOLE

Transkrypt

PARASOLE
20
vis a vis | listopad 2008
telewizja
vis a vis
zdj. B Kucharek
numer 11 (21), Kraków, listopad 2008
Jadwiga Grabarz
PARASOLE
skraplają się ulice deszczem w dnia spiekocie
parują ponad bruki ponad ślady
zabieganych mamć i tatków zatrudnionych
aby bić w ich durne parasole
mżawką ginie gdzieś porte-parole chwili
tańczą krople z małej chmury jest ich tysiąc
nie przenoszą przez kałuże mamć tatkowie
parasole podrygują bite w głowę
idą giną tłumem tłokiem hipnotyzowani
gdzie w kolejkach bankach i tramwajach
mamcie tatki kuksańcami ogłuszeni
do zdjęć dzieciów szczerzą zęby portfelami
18.09.2007
zdjęcia B. Kucharek, A. Marczek, D. Rozlachowski
W poprzednim numerze wśród autorów zdjęć pominięto Marka Przybyłowicza...
przeprasza Zakręcony Redaktor
Jaki napisać wstępniak..kiedy
jesien taka późna??...jakieś
myśli nie za dobre wcale..
może przez to słońce..że tak
go mało..może przez ten
dzień że taki krótki..a może
po prostu czuję się jak ucieka
czas..i że jakby go coraz
mniej..no tak wiem..marudzenie!..a przecież dzieje się
wiele..codziennie niezmiennie
w tym pędzie..z poezją za
pazuchą..z marzeń do snu
poduchą..z ciepłym słowem
dal wielu..ale też wciąż dla
tych samych ..którzy w sercu
zawsze!...że ktoś coś Tworzy?..to Hurrraaa!..i cieszy
się dusza..i dusza się zaraz
rusza..to i Ja...i nawet Słońce
zaświeciło..miło...będzie jeszcze zima zanim...zakwitną
Jabłonie!...ale przecież wiemy
że ślicznie się wszystko ułoży...autorzy!...
Wydawca: Adam Marczek
Kontakt: Półeczka Vis a Vis
[email protected]
Adam Marczek
Skr. pocztowa 383
30-950 Kraków 61
Skład i współpraca:
Marcin Hernas
2
listopad 2008 | vis a vis 19
Z poczuciem frazy (5)
Propaganda i sukces
Słowo sukces zdeprecjonował
kiedyś Tadeusz Kantor. Było to
w czasach, kiedy ostatni pierwszy sekretarz, ostatniej partii
został ostatnim premierem
ostatniego rządu i ogłosił się, w
myśl panujących wówczas zasad,
człowiekiem sukcesu. Sukces był
wtedy w modzie, zatem nic dziwnego, że słynnemu na świat cały
Kantorowi przeprowadzająca z
nim wywiad dziennikarka zadała pytanie zaczynając od słów:
jest pan człowiekiem sukcesu…, na
co oburzony mistrz przerwał jej
dalszą wypowiedź i stanowczo
zaprzeczył rozpoczynając swój
wywód stwierdzeniem, że każdy
sukces jest podejrzany
Miał oczywiście na myśli fakt,
że sukces można osiągnąć nie
tyle dzięki zasługom, co dzięki
propagandzie. A jeśli na przykład do tego się teraz Doda…, to
przejrzystość wypowiedzi będzie
oczywista.
Jak sukces definiują encyklopedie? Otóż jest to działanie na
najwyższym poziomie możliwości jednostki lub zespołu (grupy,
drużyny) w kierunku spełnienia
jej, bądź ich marzeń i pragnień,
przy jednoczesnym zachowaniu
równowagi pomiędzy wszystkimi płaszczyznami życia. Odrobinę to mętne, ale cóż zrobić.
Innymi słowy sukces jest to stan
zamierzony i zrealizowany w
przeciągu czasu.
Dla każdego człowieka sukces jest widziany w inny sposób.
Ważną rolę odgrywają tutaj
hierarchia wartości postrzegana
inaczej przez każdego z osobna
i doświadczenia. Miarą sukcesu
mogą być zrealizowane plany,
szczęście, zdrowie, własność materialna itp.
W tych określeniach znaleźć
można całą głębię znaczeniową
omawianego pojęcia wraz z jego
szerokim wachlarzem znaczeniowym. Za sukces bowiem można
uznać każde dokonanie, wcale
niekoniecznie zasługujące na to.
Wynika z tego wprost, że niezależnie od tego czy czyjeś osiągnięcia stanowią jakąś wartość
czy nie, sukces można każdemu
zarówno przypisać, jak i go nie
przypisywać. Znakomitym przykładem na to jest historia z początku lat 60. minionego stulecia
wyścigu na krótkim dystansie,
w którym wystartowało dwóch
zawodników, pierwszy sekretarz
Komunistycznej Partii Związku
Radzieckiego Nikita Siergiejewicz Chruszczow i prezydent
Stanów Zjednoczonych John
Fitzgerard Kennedy. Wynik wyścigu był łatwy do przewidzenia i
tak też się stało. Prasa amerykańska odnotowała ten fakt tytułem
„Sukces naszego prezydenta”,
natomiast w prasie radzieckiej
pojawił się tytuł „Sukces pierwszego sekretarza”.
– Była to rywalizacja radzieckoamerykańska… – donosiła pod
tym tytułem „Komsomolskaja
Prawda” – …i w tej rywalizacji towarzysz Chruszczow zajął wysokie
drugie miejsce, podczas kiedy przedstawiciel Stanów Zjednoczonych
przybiegł na metę przedostatni…
No właśnie, wydawać by się
mogło, że najbardziej przejrzystym przykładem miary sukcesu
są osiągnięcia sportowe. A tymczasem przeczą temu afery związane ze stosowaniem dopingu,
czy ustawianiem wyników. Zatem sukces jest dziś znaczeniowo tak samo pustym słowem jak
prawda, honor czy patriotyzm.
A jednak funkcjonuje w ciągłym
obiegu i stanowi tęsknotę niezliczonej chmary młodocianej
gawiedzi na całym świecie. Dla
wielu jednak jest czymś w rodzaju horyzontu, który im bardziej
się do niego zbliżamy, tym więcej się od nas oddala. A mimo
wszystko nieustanna pogoń za
sukcesem trwa. Zatraca się w tej
pogoni zdrowy rozsądek, co prowadzi najpierw do śmieszności,
a później do irytacji.
To oczywiste, że w osiągnięciu
sukcesu na dzisiejszą miarę istotną rolę odgrywa propaganda.
Jak bardzo propaganda i sukces
pozostają ze sobą w łączności
świadczyć może choćby fakt
funkcjonującego niegdyś określenia propaganda sukcesu. A
sukces ów dzięki tamtej propagandzie był tak płonny, jakim
zapewne okaże się sukces wielu
obecnie błyszczących gwiazd jednego sezonu. Byle do jutra.
c.d.n. – w następnym numerze
„Sukces i porażka”
Tomasz H.Kaiser
Wiesław Siekierski
...z obiektywem przez Kraków..
odc.IV: „Chłopiec”
fot. B. Kucharek
vis a vis | listopad 2008
JJużż z N
Nami:
i
Andrzej Warchał*Stanisław Stabro*Jan Andrzej Nowicki „Viking”*Krzysztof Tyszkiewicz*Andrzej Warzecha*Adam Ziemianin*Aleksander Rozenfeld*Wiesław Siekierski*Andrzej Sikorowski*Jan Nowicki*Jerzy Michał Czernecki*Aleksander
Jasicki*Tomek H. Kaiser*Leszek Pizło*Magdalena Rychel*Dorota Kazimiera Zgałówna*Bogusław Kucharek*Win*Dorota
Dużyk*Mieczysława Dużyk*Wojciech Mucha*Jerzy Dębina*Ewa Durda „Lubelka”*Joanna „Malgwen” Mielniczek*Witold Banach*Edward Michalik*Omar Khayya*Marek Studnicki*Tomek Kałuża*Kasia Hypsher*Kazimierz Oćwieja*Marek Wawrzyński*Krysztof „Kris” Cedro*Sebastian Kudas*Zbigniew Żarow*Marek Przybyłowicz*Iwona Siwek-Front*Roman Mucha*Zofia
Daszkiewicz*Iwona Chojnacka*Bożena Boba-Dyga*Halina Pląder*Robert Czekalski*Agnieszka Stabro*Jędrzej Cyganik*
Jadwiga Grabarz*Marek Wróbel*Magdalena Tuszyńska*Henryk Arendarczyk*Ewa Maciejczyk*Magdarius*Maro Zender*
Adam „Bobs” Marczek*Janusz Wosiek*Roman Gustaw Woźniak*J.BW.*johny porter (ona)*Andrzej Dyga*Magda Marciniak*
Filip Biały „Wódz”*Maciej Dudek*Tomasz Kowalczyk*Ryszard Swiątek „Pikuś”*Ryszard Szociński*Anna*BurnsWyller*Anna
Widlarz*Marek Wróbel*Elżbieta Żórawska-Dobrowolska*Ryszard Bochenek-Dobrowolski*M*Charlie*Wojciech Pestka*Józef Bator*Justyna Sokół*Maciej Szymczak*Małgorzata Samborska*Marzena Krzyżak*Pan Smith*Paweł Rzegot*Marcin Hernas*Gina Gurgul*Miguel Cortez*Małgorzata Łempicka-Brian*Damian*Katarzyna, Alicja, Agata Marczek*Róża Dominik*
WIESŁAW SIEKIERSKI
Ania Karez*Julka Dyga*Renata Dubiel
..a Ty?..dołącz!..czekamy☺...
vis
v
is a vis | llistopad 2008
18 vi
listopad 2008 | vis a vis
grafiki Sebastian Kudas
Gdzieś głęboko, dziwna, nienazwana choroba, przeżerała wnętrzności Maxa Gambita. Niczym woda, która przez lata żłobi w skałach koryta, niewypowiedziany, wewnętrzny ucisk, rzucił
się na jego somatykę. W obliczu pewnych okoliczności, które sprawiły, że uderzył w ziemię z niebywałym impetem, zaś przez jego ciało przeszedł
piorun łączący niebo z ziemią, Max dostąpił coś
na wzór wewnętrznego oswobodzenia. W dalszej
konsekwencji uwolnił się od niebagatelnego ciężaru i wezbrał na zdrowiu. Twarz jego pojaśniała,
wręcz wybielała fizycznie. Teraz zbliżając się do
przekroczenia granic życia i czasu, zwołał wielkie spotkanie. Zaprosił przyjaciół i wybranych
członków rodziny. Oznajmił im, tonem bezpretensjonalnym - mam 59 lat, koniec z oszustwem.
Zakładałem na twarz dobre imię, przyjmowałem
kolejne propozycje i choć brakowało mi powietrza, kochałem kapitułę miejscowych obyczajów.
Dawno wyżłobione idee wyznaczały mój szlak,
prawda nie zaprzątał mojej uwagi, pobierałem
nauki u mistrzów znakomitych, wzorowałem się
na tęgich głowach, choć nic nie pojmowałem.
Żyłem nieprawdziwie, inaczej nie umiałem, było
znośnie, zresztą bałem się spróbować, nerwica
mnie oddalała, miałem, jednak, pogodne czoło. Nie wiem, czy odnalazłbym drogę do siebie,
grafiki Sebastian Kudas
ODDALENIE
M
Marek
arek Wróbel
..w Nas..Proza..
gdybym wyruszył, gdybym zechciał poznać… Byłem na bezpiecznym lądzie, który był iluzją,
czułem się bezpiecznie, miałem
mapę świata w głowie i byłem jak
statek, który odnalazł swój port.
Żyłem między wami, jako jeden
z was, byłem tworzywem i twórcą, bezwiednym, jednak, byłem.
Choć nie raz śniłem i marzyłem
o mitycznym świecie wyzwolenia,
o którym wiadomo mi było ze
źródeł mrocznej symboliki mojej
dziwnej wiedzy, nie ufałem niczemu i bałem się, że to tylko sen.
Moje emocje to sex i filmy akcji,
moje wzruszenia, to kamienny
ołtarzyk dawnych wspomnień,
mój płacz to papierowe łzy. Byłem
obywatelem, ministrem słusznej
wiedzy, kanclerzem prawdy, jedynie słusznej. Coś przecież musiało
wyznaczać mój szlak. Nieprawda,
lub prawda, kto to mógł wiedzieć?
Bałem się tego, że gdy spadnie
ostatnia maska, nie będzie tam
już nic, żadnej twarzy. Teraz to
pierdolę, mimo późnego wieku
wyruszam w drogę. Nie wiem,
dokąd mnie doprowadzi, jednak
wiem, że przez życie całe byłem
głupim osłem.
Adam Bobs Marczek
....Ja i Ty....
Wyobraziłem sobie kroplę deszczu
Przycupnęła cicha na twoim lewym ramieniu
Zadrżałem
Wyobraziłem sobie że mógłbym tak patrzeć
Zatrzymać chwilę z nią dla Ciebie
I wtedy nadeszła ta myśl
O niebie…
Wyobraziłem sobie że idziesz koło mnie
Zbierasz liście bo jesień
Potem biegniesz gdzieś ale wracasz Uśmiechnięta
Wyobraziłem sobie że ten park zawarł Nas
Zatrzymał dla mnie Ciebie
Wtedy nadeszła kolejny raz ta myśl
O niebie…
Wyobraziłem sobie poranek przy stole
Na nim parę kromek chleba ser
Wyobraziłem sobie twoja dłoń
Potem druga obok
I moją gdy delikatnie dotyka tam Ciebie
Wtedy nadeszło znowu ta myśl
O niebie…
Wiesz wiele sobie wyobraziłem
Przyznaję tyle że już nic z mego pisania
Ze już żadne słowo nie odda tego
Wiec pisać skończyłem
Zamknąłem oczy
I wtedy wyobraziłem sobie Całą Ciebie
I pierzchły w tamtej chwili gdzieś myśli
I byłem w Niebie…
3
4
vis a vis | listopad
isto
sttop
opad
d2
2008
00
08
Marek Wawrzyński
Nowoczesny wiersz
wszedł do legendarnego
drink baru
z dwiema butelkami cocacoli
postawił na stole koło lustra
wniósł ze sobą
intensywny zapach kebabu
wytarł dłonie w serwetki
klubowe
zamówił kawę
siedzi przy muzyce django
reinhardta
pije bezszelestnie
zapalił malboro
(tu trzask zapałki!)
kraków, 2008
Bożena Boba-Dyga
ech, miłość
mam szczęście
do ludzi
nanizuję przyjaciół na
cierniste korale koralowe
tak smutno gdy odchodzą
pustka
pustka z lewej prawej góry
dołu
kubek z herbatą
pity pity do dna
bez dna nieustannie
bez ciebie
tęskno
tylko struna gitary szarpana
ciągle na nowo
powraca drżeniem
***
o wpół do księżyca
kwadrans po gwieździe
co miała spaść pod stopy
znowu noc się rozprzestrzenia
bezsenna
słucham gitary Janusza
listopad 2008 | vis a vis 17
zaprzyjaźniam się z prezentem
od Pana B niespodzianką
kolejnym lekarstwem w
łyżeczce dnia powszedniego
tyle miłości odeszło
serce jak tramwaj
na ławkach duchy
wiozę was wszystkich
w sobie
Agnieszka Stabro
ale
kocham matnię twoja
czekającą
na odrobinę miłości
***
spotkałem ja na ścieżce
śmiechem szła
odliczając strony świata
na tą i tamta stronę
piękna i naga
przez Bieszczad płynęła
nogami
dróg moich nie dotykając
Tu zaczyna się
i kończy
horyzont moich myśli
Biegnie ciepłem
po linii twoich ramion
do wgłębienia w szyi
Czas zatrzymany
w jednym oddechu
schowany do kieszeni
na szczęście
Jerzy Michał Czarnecki
Ziarna
Pani od życia
szczęście
wciąż nam się trafia
jak ślepym kurom
ziarna
Ryszard Szociński
Uwzięła się na mnie pani
od życia
to szczególny przedmiot –
od razy sadzając niesfornego ucznia
do koślawej ławki.
nie bolało mnie
gdy ptakiem odfruwałaś
wiosna
daleko ode mnie
Słońce pokazała –
złote niebieskie ciało dla
człowieka.
Lecz słońce oślepia.
nie bolały kłamstwa
które
usta twoje szczebiotały
a każde z nich
ubierałaś w kolorowy
usmiech
Przez łzy patrzyłem, jka mi
czas ucieka,
jak się szamocą miłości
przegrane,
pamięć o przyjaciołach w
cienie odchodząca,
w dalekie, nieznane...
ślepy jestem
zapatrzony w nierzeczywistość
w chmurach się odnalazła
w wietrze od południa
i sobą była z nim za pan
brat
Pies ode mnie ma lepiej
może zawyć do swojej psiej
gwiazdy,
– pamiętasz - odbyło się to ich pierwsze spotkanie...to które zostaje zawsze tak aż do końca..
w pamięci.. w pożądaniu.. w dzieleniu się zdaniem.. gestem... ciałem.... słowem on jeszcze nie
pojawił się.. czy za wcześniej było zatem ..czy za
późno?...kto to wie.. bo kto to widział.. bo kto
tam był... w tym Pałacu Dziwności...Dla Jednych Koło dla Drugich Kwadrat.. dla Innych
tylko Nieistnienie... ech kto..
..pewny jestem ze widział ją wtedy.. całą w
kwiatach.. welonie niebieskim.. we włosach
rozwianych wiatrem.. z zapachem traw świeżo
suszonych.. w okrzyku., który zawsze zwiastuje
to Najświętsze.. to jedyne.. dla którego warto żyć
kochać czekać.. warto iść.. i dawać warto.. i czekać...całkiem pod welonem nagą.. jestem pewny że widział...całkiem ozdobiona rosą poranną
z tej łąki gdzie i kwiaty i wiatr.. całkiem ciągle
łaknącą więcej i więcej.. taką widział ją.. jestem
pewny..tam gdzie ciepło.. gdzie jego dłoń..gdzie
ciało.. gdzie tylko kawałki nóg poza..GDZIE
JEDNAK JEJ NIE BYŁO..
..jednak Jej nie było..
..jednak nie było Jej..
..tylko czas.. tylko to co nadchodziło ..tylko to
co potem..
CODZIENNOŚĆ
..i to przez to..i tak że w końcu..i tak że na pewno..Bareon X musiał..i zrobił to.. to co zrobić
trzeba było..
..i Baron X zrobił to..
..chwilę później. .a co to chwila już wiesz.... bo
czytałeś.. bo czytałaś...bo przeczuwałeś może..
bo przeczuwałaś.. zresztą tak często pisze się..
słowem Baron X znalazł.. Baron X ubrał.. i teraz
miał...ciepłe bambosze z wielkim pomponem..
dar Ukochanej Mary Lou..ten z Wysp Wniebowstąpienia.. ten z Białego Cadillaca...ten z wielkim pomponem.. właśnie te..bo te tam czekały..
bo tam czekały na niego...
..prawdę mówiąc nie cały ubrał.. i nie na całego czekały.. tylko na jego stopy.. i stopą je znalazł.
. i potem drugą znalazł.. i wsunął stopy w nie..
bo przecież tak ważne jest to ciepło które idzie
od dołu....zwłaszcza że głowę jeszcze w miał tam
w górze całkiem.. tam wyżej.. tam w cieple...jak
napisane było...
..zatrzymać ciepło w sobie.. zatrzymać.. teraz szeptał tak jak tamto wtedy.. tyle że jakby
głośniej.. czy bardziej stanowczo... prosząc...
teraz tak szeptał kiedy w końcu siadł..
...prawidłowość sinusoidy.. po tym tamto..
a potem znowu...wieczna..i boli...
...przecież leżał.. siadł..i po co...marzył...
siadł..i po co...był z nią... siadł..i po co..był
wyżej..siadł.i po co...miał tam wszystko to co
dla niego..siadł..i po co... mógł dalej może..
ale siadł....ale siadł..siadł..siadł..
..a tymczasem szelest już nasilał się..nadchodził ze wszystkich stron..nie tak jak poprzednio z okna tego Pałacu Dziwności o którym już
wiesz bo czytałeś..bo czytałaś.. tak że wkrótce
nie był to już szelest.. ale wyraźny dźwięk.. szybki nadchodził.. tak blisko był.. już..tuż tuż..
..gdy tak siedział tam.. w tych w bamboszach z wielkim pomponem....w tym podarunku z Wysp Wniebowstąpienia.. w tym od
Mary Lou...w tym z Wielkiego Białego Cadillaca...z jego oczu poleciały dwie łzy.. dwie na
początek...
...bo gdy tak siedział Baron X.. wiedział już..
..a gdy tak siedział Baron X...zawołał.. i cisza odeszła....
..bo gdy tak siedział Baron X już widział...
...i otworzyły się zaraz drzwi.. i wszedł Czarny Służący z Wysp Wniebowstapienia. .i powiedział.. Biały Cadillac czeka..
..i dźwięk zamienił się w krzyk...
..i zadźwięczały szyby w oknach Pałacu
Dziwności...że Dla Jednych Koło dla Drugich Kwadrat.. dla Innych tylko Nieistnienie.. i zadźwięczała tam:
CODZIENNOŚĆ
płynę ponad dachami
na obłoku tętniąc pędzę
siedząc okrakiem...
czasem
deszczem posieję niepokój
albo grzmotem ostrzeżenie...
tak naprawdę
jestem jednak wiatrem...
i ulotną chwilą
wyzwolenia...
i marzenia
bobs
16 vis a vis | listopad 2008
listopad 2008 | vis a vis
wiatr z Zzestuchwilowic
adam bobs marczek
w domu Barona X
Jednak wstał... jednak wstawał.. i po co..
zwiesił nogi poza obręb tego co pachnące
marzeniami.. co snami pachnące...poza obręb tego co wyrwane... w ten inny świat gdzie
nie ma Jej ani Ich czy Innych nie ma ani Tych
zdarzeń.... tych z tego gdzie słowa wypowiada
serce.. a ciało rozdaje ukojenia... gdzie głowa
maluje pejzaże zimą wiosnę.. latem śnieg..
a jesień zawsze...z jej kolorami...gdzie ptaki
wolne...a Ty w locie z nimi widzisz...gdzie ze
kawałków wspomnień zbudowany świat... i
zweryfikowany i wyuzdany i dziewiczy i oddany trwa w szczęściu w harmonii prawdzie...
dłonią pogładził .. drugą przytulił. .a miejsce
..gdzie to wszystko mogło zdarzyć się ..całkiem odpowiedzialnie... bo bez zobowiązań..
to miejsce gdzie był władcą i poddanym jednocześnie.. gdzie BYŁ..i które tyle wiedziało..
tyle widziało..tyle poczuło i przeczuwało że
jeszcze...ono odwzajemniło mu ciepłem... i
Baron X....bo On to wstawał właśnie tego poranka który mógł być wieczorem lub nawet
nocą mógł być....bo wszystko względne jest...
bo różnie bywa Tam.. W Pałacu Dziwności..
przy Alei Nietoperzowej...Dla Jednych Koło dla Drugich Kwadrat.. dla Innych tylko
Nieistnienie.. oj różnie oj.. i Baron X..bo jak
powiedziano On to był...On wstawał tego
poranka który mógł być wieczorem czy nocą
nawet mógł być.....On oparł plecy o to ciepło.. bo trzeba mieć ciepłe oparcie..kiedy się
chce wstać.. kiedy się wstać chce.. tak bardzo
trzeba.. tak bardzo...
..teraz leżał.. nasłuchując leżał tak. .a tu cisza!.. a tu w ciszy szelest cichy...coś zbliżało się
chyba powoli.. coś nadchodziło.. coś miało
zdarzyć się.. teraz jednak cisza.. tylko szelest..
dopiero szelest .. aż szelest tego co nadejdzie..
co nieuchronne i nieuniknione.....bo taki
jest czas.. że przynosi.. że zabiera jednocześnie.. że nie trwa.. tylko w pędzie pędzi...że
on jedynie jest.. a zmienny...nie patrzy kto
gdzie i jak.. sam wie ukryty w sobie....
i kto go widział pytam ..kto.. tak naprawdę.. kto go poznał pytam.. kto...
kto wie.. NIKT...jego przyjaciel.. tylko On..
..w końcu i to zdarzyło się... Baron X wyszedł
naprzeciw....wtedy gdy wstawał..zwiesił pierwszą
z nóg poza.. wtedy to zdarzyło się...ale ile to trwało..oj..no ile?...nie ma świadków i NIKT nie wie..
bo kto tam był... kto to widział... widział kto.. Pałac o Architekturze Dziwności dla Jednych Koło
dla Drugich Kwadrat...dla Innnych tylko Nieistnienie....i może chwilę to trwało ..tak chwilę to
trwało.. przyjmijmy że chwilę.. tak.. zawsze gdy
nie jesteśmy pewni..warto...bo to bezpieczne..
że jestem na chwile ..przyjdę za chwile..wyjdę
na chwilę.. dam ci chwile.. podaruję.. A POTEM JEJ NIE MA.. i dlatego taka bezpieczna
odpowiedzialna taka.. ta chwila.. tamta chwila..
jakaś chwila...że zawsze można jej użyć.. że zawsze
prawdą jest .nawet gdy kłamie...nawet gdy to
dzień rok wiek.. i zawsze za długo...gdy nawet...
..ale znowu padł.. czy może położył się...tak że
znowu leżał.. i tylko te zwieszone nogi.. i tylko
stopa szukająca.. i druga po miękkim dywanie
błądząca.. jak jego usta po miękkiej poduszce
wtedy.. jak jego ciało po cieple.. myśl po wspomnieniu... jak jego dłoń po..
..Baron szeptał coś..
..Baron szeptał coś..
..imię szeptał Baron X..imię szeptał.. że Mary
Lou szeptał.. że właśnie Ona że Tu.. że zaraz...że
.Maru Lou....Mary Lou....Mary Lou...
..tymczasem tam obok już działo się...przygotowane czekało.. przygotowane.. aż Baron X wstanie czekało.. aż dotrze tam gdzie ono...tam..tam..
tam gdzie CODZIENNOŚĆ..
ale na razie..ale teraz.. tylko tu cisza.. i szelest
nadchodzącej Jej szelest..
..ciekawe że Czarny Służący Barona X. .ten
podarunek Z Wysp Wniebowstąpienia.. gdzie
a Syriusz odpowie łagodnością światła.
Pani – akuszerka początku i
końca...
Ciekawe gdzie stała, kiedy
się urodziłem?
Kocie uroczysko
To taki dom gdzie włada
kotka –
puszysta kula łagodności
Toczy się czasem kocia
wojna –
któżby pomyślał, że w
opuszkach
schowane tajne ma sztylety.
Ale zazwyczaj
Mruczy się kocie serenady.
To taki dom z puszystym
światem
niezwykle kocie uroczysko.
Kocha się kota.
Żyje się z nim na kocią łapę.
szeroko przecież wciąż
otwartą
czy zatem na to, co nam
daje
narzekać tak naprawdę
warto?
Różne przynosi nam wspomnienia
bywała złota i deszczowa
nie można przed nią najzwyczajniej
głowy do piasku teraz schować
Jesień w przyrodzie, tak jak
w życiu
jest czasem zbiorów, podsumowań
czasem refleksji i nostalgii,
ocena postaw i zachowań.
Każdy dzień nowym jest
wyzwaniem.
Stawić mu czoła zawsze
warto,
by się okazał kiedyś dla nas
ciekawą, barwna, cenna
kartą.
Elżbieta Żórawska-Dobrowolska
Adam Marczek
Władczyni Wanda
...fakty..
Wisła
wody wokół wylała.
Podziemne
Zupełnie undergroundowe
laboratoria
Pracują
Wanda welon
wyrzuciła,
wolność wybrała.
Wygrała!
Zofia Daszkiewicz
Jesień wkroczyła do nas
bramą
Na razie wiemy
Że stworzyły wielka rurę
Coś 27 km pod chyba górami
Na razie wiemy
Że wielka rura zepsuła się
Zanim nastąpiło To zderzenie
I Wielki Wybuch
5
Na razie nie wiemy co będzie dalej
Na razie co będzie dalej nie
wiemy
Tego nie wiemy na razie...
***
aż trzeciego dnia
przestał padać deszcz
i Słońce zaświeciło..
miło
tak trzeciego to dnia
było
obudziłem się do życia
znowu
być może
choć
wcale
nie pewnie..
ale Słońce świeciło..
i przestał padać deszcz
przecież...
***
Chciałem
Podarować Wam parę słów
Parę myśli swoich
Chciałem Wam podarować
Gdy już człowiek nie ma
prawie nic
Puste kieszenie
I ciało jakby nie takie
To czym innym miałbym
Jeszcze dzielić się?
Chciałem jednak
Bardzo chciałem
Dalej być...
A podobno tylko wtedy
I tylko tak
Można
Gdy się coś innym daje..
A podobno
Można tylko tak...
6
vis
vi
is a vi
v
vis
is | li
llistopad
ist
stop
pad
d2
2008
00
0
08
Krzysztof Kris Cedro
listopad 2008 | vis a vis 15
JAKOŚ TAM SOBIE RADZĘ
słowa Kris Cedro
muz. Jerzy Włodarczyk
Witold Banach
Zwisowe zapiski XII
20 IV 2008 c.d.
Upływały minuty. Andrzejowi Warchałowi jakoś piwa nie
ubywało. Siedział naprzeciwko
wąsatego jegomościa, niby w jego towarzystwie, ale jakoś obok,
był gdzieś daleko. Chyba raczej
ze sobą milczeli niż rozmawiali,
lub może tylko pan z wąsem mówił do Warchała a ten pokornie
słuchał. Nie docierały do mnie
jego słowa. Minęło może z pół
godziny od zamówienia złożonego przez jego towarzysza, który teraz z przesadną elegancja w
tonie, ale i lekką zadziornością
powiedział:
- Okazuje się, że jeszcze jedną
pięćdziesiątkę poproszę!
Barman nie zareagował, minął kwadrans, a wąsaty uprzejmie dodał:
- Czy ja się myliłem może, czy
zamawiałem jeszcze jedną pięćdziesiątkę.
- Taksówkę pan zamawiał
– troskliwie skłamał barman –
trzy pięćdziesiątki już były.
-Aaa to poproszę „Barbakan”
– wąsaty pogodził się z wyczerpaniem limitu.
Po kilku minutach, jak z dalszej wymiany zdań wynikało,
pan o imieniu Lechu z trudem
zsunął się ze stolika. Oczywiście
nie ze względu na stan po owych
marnych trzech pięćdziesiąt-
kach, tylko z powodu chorej nogi
o której operowaniu wspominał.
- Niech się pan nie da łapiduchom – barman pożegnał z
troską pana Leszka.
- Spokojnie, byleby mnie
gronkowcem nie zarazili.
Następnego dnia najpierw w
bibliotece Instytutu Historii,
znalazłem artykuł o Przebendowskim. W czytelni biblioteki
też miło, jak zawsze kiedy korzystam ze zbiorów jakiejś krakowskiej instytucji. Przynajmniej
zawsze tak było do tej pory. Przy
okazji dowiaduję się, że „znuj” to
Zeszyty Naukowe Uniwersytetu
Jagiellońskiego. Później rzecz
jasna do Zwisu. Jeszcze jedno
spotkanie z Bobsem, przeprasza
mnie za garnitur, ale ma poważne zebranie, więc musi wyglądać. Gaworzymy sobie, ja piwo,
Adam tylko kawusia, po jakimś
czasie do Zwisu przychodzi Rysiu. Pierwszy raz zupełnie na
trzeźwo rozmawiamy, najpierw
we trójkę, w pewnym momencie nawet Marek się włącza do
rozmowy gdy widzi jak ładnie
wydaną książkę wręczam Rysiowi. Robimy pamiątkowe
fotki. Później Bobs wychodzi
(to mnie nawet uspakaja bo
widzę, że stara się być obowiązkowy). Teraz rozmawiam tylko
z Rysiem. Okazuje się, że pa-
mięta Komedę z krakowskich
pobytów a ja mówię mu, że w
moim mieście Komeda chodził
do Gimnazjum. Obiecuje mu
przysłać książkę o Komedzie,
którą wydałem.
- No to sobie pogadaliśmy
na trzeźwo. Wreszcie wiem kto
o mnie pisuje, a Adam to fajny
chłopak, ale musi uważać na
głowę…Ja mam mocniejszą – i
roześmiał się.
Pożegnaliśmy się po przyjacielsku, ja niestety musiałem na
pociąg. Czekała mnie monotonia powrotu w pociągu relacji
Przemyśl – Poznań bez Warsu.
To były wspaniałe dwa dni,
nawet te chwile grozy kiedy w
poniedziałek po wyjściu z pociągu złapał mnie atak dreszczu.
Przez chwilę myślałem, że nie
dojde do hotelu i wejdę gdziekolwiek żeby się ogrzać. Gdy
wreszcie dotarłem do pokoju
hotelowego, poczułem się jak
w domu. Później już same przyjemności, odkrycie Najstarszej
ostrowskiej pieczęci, kawiareniek IJ, spotkanie z Bobsem,
Zwis wieczorową porą. Nazajutrz rozmowa z Rysiem.
Jedyny minus tego pobytu
to brak Wiesia, mam nadzieje,
że a nim wszystko w porządku.
Przynajmniej w zwisowym porządku.
Mówią, że życie jest piękne.
I z wyjątkami to fakt.
Gdy w biedzie przyjaciel nie pęknie,
to znaczy, że jest coś wart.
Ale problemów najczęściej
człowiek ma więcej niż lat.
Więc jak tu wierzyć piosence,
że cudny jest ten świat.
A ja…
by życiu nie dać się zwieść,
wyznaję twardo zasadę –
Ty od przyjaciół mnie Panie strzeż.
Z wrogami sam sobie poradzę.
Jak Kuba Bogu – Bóg Kubie.
Każdy przysłowie to zna.
Lecz jeszcze jedno ja lubię –
grunt by na końcu się śmiać.
Bo w życiu nie tak, jak w kinie,
gdzie zwykle jest happy end.
Życie to taniec na linie.
Potkniesz się i…nie ma cię.
Więc ja…
by życiu nie dać się zwieść,
wyznaję twardo zasadę –
Ty od przyjaciół mnie Panie strzeż.
Z wrogami sam sobie poradzę.
JESZCZE NADEJDZIE TWÓJ
słowa Kris Cedro
muz. Jerzy Włodarczyk
Hej bracie, nie pytaj – Jak leci ? bo cóż odpowiedzieć ci mam ?
Normalnie ! – sam widzisz przecież,
co wart jest ten cały kram.
Są dni, że tylko się upić.
Są takie, gdy wszystko gra.
Nadzieja, choć matką jest głupich,
to ja zawsze w zanadrzu ją mam.
Hej bracie, dokąd się śpieszysz ?
Do mety zdążysz i tak.
Po drodze jest tyle przeszkód.
Po diabła potknąć się masz.
Są w życiu i jasne strony.
Choć ciemnych nie brak – to fakt.
Więc uwierz, że w końcu nadejdzie twój czas.
Jeszcze los szanse ci da.
Hej bracie, rzuć okiem na księżyc.
Czy widzisz tam buta ślad ?
Jak stamtąd, i ja chciałbym wiedzieć,
wygląda nasz stary świat.
Czy błyszczy tak samo, jak niegdyś ?
Czy może całkiem już zbladł.
Czy nasza obecność na Ziemi
w ogóle sens jakiś ma ?
14 vis a vis | listopad 2008
listopad 2008 | vis a vis
7
ur.
Moje
nia,
..
tego d ja.
o się . anie już.
e
ł
i
a
b
t
s
o
s
I
t
jak
ie ods
wiat
żałam
I się n ie wyobra yszedł na ś
N
rz
a,
nak p k jak Kub
A jed
y
s
k
e
.
jak M nie i puka
ły był
Odleg yszedł do m ...
rz
już.
o się
Ale p
I stał e odstanie e
i
oj
I się n ją niepok tem.
a
t
s
p
i o
,
zra
, że w ędzie teraz ż nie jestem dziestkę!!!
ę
j
u
z
y
b
C
u
z
j
r
k
t
a
a
j
z
się
łods
mam
:
m
j
m
Boję
a
a
N
W
szam
Ogła
CZŁOWIEK WIELKI
C
w upadku swoim człowiek
n
nie karleje
n
nakłada koronę
dumnie rozparty na rozid
chwianym tronie
rządzi krainą porzuconych
rz
najostatniejszych
in
BRAT POMYLONY
w upadku człowiek
Niech będzie pochwalony
brat pomylony choć starszy
niech będzie pochwalony
brat pomylony bo młodszy
niech będzie pochwalony
świat pomylony
bełkotem sług swoich turlany
niech będzie albo i nie
będzie
na wieczne chwalenie
albo urąganie
niech zaśnie albo się przebudzi
w Panu
albo bez
pański
jak pies
pod płotem
na progu
u drzwi
skomląc
przecież stoję
Halina Pląder
pijąca herbatę
pijąca herbatę
Halina Pląder
kurczy się tylko po to
by zniknąć
przeistoczony w czerw i
robactwo
z którym braterską więź
czuje
bo ludzkiej już dawno zaniechał
w upadku
nie traci jednak nadziei
na miłosny uścisk
z samotnością
gotów skręcić kark
także i sobie
by determinacją
przypieczętować stałość
uczuć
i wierność
w upadku
aż po grób
LATA CAŁE
Ta Dorotka, ta malutka
tańcowała
w nieswoich butkach
buty duże bardzo były
i nosy im się pokrzywiły
aż rytm tańca pogubiły
i wypadła z nich
Dorocia
a teraz po płukaniu
śpi
sać!!...
i
p
ć
a
s
ć..pi
...pisa
!
y tchu
a
k
c
a
n
j
o
h
C
a
Iwon
O! 15
...
stać.
utrat
paździ
o prze ch stanach
ać do
n
s
i
d
p
u
,
r
erniku
t
ć
óżny
Pisa
r
źniej
ó
a
p
n
.
S
,
..
m
h
c
ć
u
a
ą
t
z
n
n
c
e
u
Za
bieg
Smutn to wszystko,
żnych
e rozst
Na ró
ani
P
,
ewne,
pisać. estać trudno any na to!
że niep a, smutne po
z
z
G
ew
r
wi
a
p
k
dy czło
i
st s
,
wiek n ność otacza tania.
Pisać
ały się
, ten je
ł
p
y
ą
s
z
a
z
c
c
o
a
r
U
złowie
ciekają
ale
Kto z
ka
tytułów
ułów,
Chęć r plany ambi wkurza się
ych tyt aleźć swoich m.
n
ż
ó
od ran
u
tne,
r
c
y
h
a
ł
n
li
z
y
z
s
w
b
a
ą
a.
i
a odla
r
Gdy cz
t
Tomik iły i nie mog mów. Przep
u
ł
je
o
w
W
i
e
o
k
b
t
,
u
k
g
c
ońcu
złowie
po
h im
ka w p
leżnyc
Hmmm spotkanie
ołudni
przyna
a
..
k
r
..
e krępu
o
wiem c
Nie bi
Aut
je.
o będz
orę ud
i
e
z
d
iału bo
alej.
Słucha
m
m
y
!
t
ś
y
li nie t
amy
e same
„nie o lko: „idź i n
zaczyn
,
No to
Telepo bchodzisz m ie wracaj”,
nie”,
rtuje si
ę i wył
ączam
...
N
ajbliższym
Fiołkowe ok
na patrzą n
ak
Długie żalu
zje, opadają wiat,
na krzak,
Gdzieś rozd
arł się na p
ół ptak.
Fiołkowe ok
na mrugają
,
A żaluzje u
ciekają.
Patrz! Czyje
ś serce w kla
Moje oczy p
tce zamyyka
ją.
ajęczyną ot
ulone,
Rzęsy słońce
m przypalo
ne.
Na kwiecień
,n
Umieram za a maj, na zawsze
śmiertelne u
czucia wasz
e.
8
vis a vis | listopad 2008
listopad 2008 | vis a vis 13
Trzeba wracać
Wybacz mi Bieszczadzie
graf. A.M.
Henryk Arendarczyk
Jazz, Beer and Girl.....
Idąc raz bez celu ulicą Stefana Batorego potknąłem się i…. W muzykę wpadłem, którą
lubię, ale wyznam szczerze: nie wierzyłem, że jazz tak może uspokoić i wzruszyć do łez....
Słuchałem muzyki korzeni pijąc piwko przy barze i zamyślony przyglądałem się momentami pewnej „dziwnej parze”...
On szuka cały czas jej ciemnych oczu, ona na krótko śle mu uśmiech szczery, w popielniczce dopala się „Rothmans”, (który raz jeden dotknęły jej usta), nie ma czasu na więcej
napełniając kolejne szklanki „pianą” za baru ladą, a chłopcu „słowa” tylko dla niej po podłodze się kładą.
Spójrz na siebie chłopcze i sam sobie odpowiedz: czy to tej ślicznej dziewczyny wina czy
serwowanego przez nią piwa?!..
Ty jednak wiesz, że to jej spojrzenie co przeszywa jak strzała – i nie ważne już co pijesz,
piwo, wino gorzała!
Chciałbyś tylko ciągle patrzeć w te oczy, ale czas nieubłaganie mija i gdy skończą grać jazz
będziesz musiał z „Piwnicy Batorego” na ulicę wyskoczyć...
Rano źle wyspany i zakochany popędzisz ulicami zamyślony,.- by wieczorem znowu szukać
tych oczu i uśmiechu i zakochany popędzisz jak wiatr do „piwnicy” bez oddechu...
A dziewczyna spokojna, że ciebie tam na pewno zobaczy, wolno spacerkiem idzie sobie do
pracy i nie jak ciebie to boli, gdy innym rozdaje drinki, piwo i uśmiechy z tacy...
Tak go te ciemne oczy powalają, że (rozpalony) błędnymi oczami przewracając, podąża za
jej zapachem, za jej cieniem, a ona pewna siebie darzy go spojrzeniem, którego on już wytrzymać nie może, - biedny zakochany chłopiec (pajac), proszę oszczędź go Boże!....
Ja temu chłopcu taka dałbym radę; jeśli kochasz naprawdę nie zwlekaj już dłużej, przeskocz
szybko przez krzesła, stolik i ten „mur” co was dzieli – szeroka baru ladę i....pocałuj w końcu
tą ciemnooką dziewczynę ty zakochany bziku!!!
Tylko uważaj abyś nie (wyciął „orła”) przewrócił się na pierwszym z brzegu stoliku!!!....
A ja zakochany w „korzeniach” muzyki, pije piwo i słucham raz Wojtka G., to P.Weroniki......
29.11.2000, Kraków
I
w
o
n
a
S
i
w
e
k
-
F
r
o
n
t
W imię czego
i
jaka wypełnić powinność
wtargnąłem w dzikich olsów pagórki
habitat?
- w imię sławy poety?
snycerskiego dłuta?
oj – płakały,
drżały
dusiołki-ubożeta
Pociemniało nam
pod kurnym dachem
chmur,
posmutniało
i popatrz
miła –
jakby popłakało
i
jakby nas
za szyję
złapał
Bieszczad
- tak żal
Aleksander Jasicki
..Bieszczad we mnie..
o, jak drżały,
łkały
wróżychy-wiedźmichy
o, jak umierały
mamuny i bohyny
- wybacz mi
Bieszczadzie
cóżem
Ci
uczynił....
każdej chwili
nie spisanej...
Olchy
Jak monastyr...
to z nich
moi mnisi
popatrują na mnie
zza liści witraży
lipy
jak klasztory
ojców frasobliwych,
krucyfiksów pełne
leszczynowe zbory
jak cerkwie
jak kościoły...
takie
święte
drzewa
dłuta tylko
brać
i
miłować!
Sam wśród świątków
Nazwij to jak chcesz...
Huczy! –
jakby drewniane
potrzaskali ule!
wrzawy tyle
zgiełku tyle –
świątki
p r a k t y k u j ą!
Czas iść
i ż prochu wygrzebywać kości...
i
zwij to po swojemu
nazywaj
jak zechcesz
- taki bicz
lecz
gdy kość przywłaszczę
chudą
z ciała lipy...
na siebie
ukręcić...
tom
cmentarna hiena
wszelkie pojęcie –
czy też
raczej
stwórcą?
Święte drzewa
12
vis a vis | listopad 2008
listopad 2008 | vis a vis
Roman
Mucha
Galeria
Mimów..
Mimozjum wewnętrznie
spiętrzone
Gromadzone latami
Więc zastygłe
W rysach twarzy
W geście
W czasie...
Wulkan!
Czasem tylko taki
Że trzeba go wylać na
ulicę...
Że trzeba go
Wylać...
A.M.
Leszek Pizło
...Pani i Pan...
(i wierszyk)
Lubię oglądać przyznam
Echa naszych spotkań...
Szczątki czasu
Zawieszone jednym dotknięciem
Esencją chwili poprzez
Kadr...
A.M.
9
10
vis a vis | listopad 2008
Stowarzyszenie Niezależnych Twórców
TYGIEL SZTUKI
....prezentuje:
wystawa obrazów
Tomka Kałuży
Klub Drukarnia
październik–listopad 2008
...bo byłem..
...bo wierszem sławiłem...
...bo chwilą tam żyłem..
.. a one...
...zawieszone...
...żyły!
...sztukę sławiły..
...więc wieczór i czas miły..
A.M.
listopad 2008 | vis a vis 11

Podobne dokumenty