PARASOLE
Transkrypt
PARASOLE
20 vis a vis | listopad 2008 telewizja vis a vis zdj. B Kucharek numer 11 (21), Kraków, listopad 2008 Jadwiga Grabarz PARASOLE skraplają się ulice deszczem w dnia spiekocie parują ponad bruki ponad ślady zabieganych mamć i tatków zatrudnionych aby bić w ich durne parasole mżawką ginie gdzieś porte-parole chwili tańczą krople z małej chmury jest ich tysiąc nie przenoszą przez kałuże mamć tatkowie parasole podrygują bite w głowę idą giną tłumem tłokiem hipnotyzowani gdzie w kolejkach bankach i tramwajach mamcie tatki kuksańcami ogłuszeni do zdjęć dzieciów szczerzą zęby portfelami 18.09.2007 zdjęcia B. Kucharek, A. Marczek, D. Rozlachowski W poprzednim numerze wśród autorów zdjęć pominięto Marka Przybyłowicza... przeprasza Zakręcony Redaktor Jaki napisać wstępniak..kiedy jesien taka późna??...jakieś myśli nie za dobre wcale.. może przez to słońce..że tak go mało..może przez ten dzień że taki krótki..a może po prostu czuję się jak ucieka czas..i że jakby go coraz mniej..no tak wiem..marudzenie!..a przecież dzieje się wiele..codziennie niezmiennie w tym pędzie..z poezją za pazuchą..z marzeń do snu poduchą..z ciepłym słowem dal wielu..ale też wciąż dla tych samych ..którzy w sercu zawsze!...że ktoś coś Tworzy?..to Hurrraaa!..i cieszy się dusza..i dusza się zaraz rusza..to i Ja...i nawet Słońce zaświeciło..miło...będzie jeszcze zima zanim...zakwitną Jabłonie!...ale przecież wiemy że ślicznie się wszystko ułoży...autorzy!... Wydawca: Adam Marczek Kontakt: Półeczka Vis a Vis [email protected] Adam Marczek Skr. pocztowa 383 30-950 Kraków 61 Skład i współpraca: Marcin Hernas 2 listopad 2008 | vis a vis 19 Z poczuciem frazy (5) Propaganda i sukces Słowo sukces zdeprecjonował kiedyś Tadeusz Kantor. Było to w czasach, kiedy ostatni pierwszy sekretarz, ostatniej partii został ostatnim premierem ostatniego rządu i ogłosił się, w myśl panujących wówczas zasad, człowiekiem sukcesu. Sukces był wtedy w modzie, zatem nic dziwnego, że słynnemu na świat cały Kantorowi przeprowadzająca z nim wywiad dziennikarka zadała pytanie zaczynając od słów: jest pan człowiekiem sukcesu…, na co oburzony mistrz przerwał jej dalszą wypowiedź i stanowczo zaprzeczył rozpoczynając swój wywód stwierdzeniem, że każdy sukces jest podejrzany Miał oczywiście na myśli fakt, że sukces można osiągnąć nie tyle dzięki zasługom, co dzięki propagandzie. A jeśli na przykład do tego się teraz Doda…, to przejrzystość wypowiedzi będzie oczywista. Jak sukces definiują encyklopedie? Otóż jest to działanie na najwyższym poziomie możliwości jednostki lub zespołu (grupy, drużyny) w kierunku spełnienia jej, bądź ich marzeń i pragnień, przy jednoczesnym zachowaniu równowagi pomiędzy wszystkimi płaszczyznami życia. Odrobinę to mętne, ale cóż zrobić. Innymi słowy sukces jest to stan zamierzony i zrealizowany w przeciągu czasu. Dla każdego człowieka sukces jest widziany w inny sposób. Ważną rolę odgrywają tutaj hierarchia wartości postrzegana inaczej przez każdego z osobna i doświadczenia. Miarą sukcesu mogą być zrealizowane plany, szczęście, zdrowie, własność materialna itp. W tych określeniach znaleźć można całą głębię znaczeniową omawianego pojęcia wraz z jego szerokim wachlarzem znaczeniowym. Za sukces bowiem można uznać każde dokonanie, wcale niekoniecznie zasługujące na to. Wynika z tego wprost, że niezależnie od tego czy czyjeś osiągnięcia stanowią jakąś wartość czy nie, sukces można każdemu zarówno przypisać, jak i go nie przypisywać. Znakomitym przykładem na to jest historia z początku lat 60. minionego stulecia wyścigu na krótkim dystansie, w którym wystartowało dwóch zawodników, pierwszy sekretarz Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego Nikita Siergiejewicz Chruszczow i prezydent Stanów Zjednoczonych John Fitzgerard Kennedy. Wynik wyścigu był łatwy do przewidzenia i tak też się stało. Prasa amerykańska odnotowała ten fakt tytułem „Sukces naszego prezydenta”, natomiast w prasie radzieckiej pojawił się tytuł „Sukces pierwszego sekretarza”. – Była to rywalizacja radzieckoamerykańska… – donosiła pod tym tytułem „Komsomolskaja Prawda” – …i w tej rywalizacji towarzysz Chruszczow zajął wysokie drugie miejsce, podczas kiedy przedstawiciel Stanów Zjednoczonych przybiegł na metę przedostatni… No właśnie, wydawać by się mogło, że najbardziej przejrzystym przykładem miary sukcesu są osiągnięcia sportowe. A tymczasem przeczą temu afery związane ze stosowaniem dopingu, czy ustawianiem wyników. Zatem sukces jest dziś znaczeniowo tak samo pustym słowem jak prawda, honor czy patriotyzm. A jednak funkcjonuje w ciągłym obiegu i stanowi tęsknotę niezliczonej chmary młodocianej gawiedzi na całym świecie. Dla wielu jednak jest czymś w rodzaju horyzontu, który im bardziej się do niego zbliżamy, tym więcej się od nas oddala. A mimo wszystko nieustanna pogoń za sukcesem trwa. Zatraca się w tej pogoni zdrowy rozsądek, co prowadzi najpierw do śmieszności, a później do irytacji. To oczywiste, że w osiągnięciu sukcesu na dzisiejszą miarę istotną rolę odgrywa propaganda. Jak bardzo propaganda i sukces pozostają ze sobą w łączności świadczyć może choćby fakt funkcjonującego niegdyś określenia propaganda sukcesu. A sukces ów dzięki tamtej propagandzie był tak płonny, jakim zapewne okaże się sukces wielu obecnie błyszczących gwiazd jednego sezonu. Byle do jutra. c.d.n. – w następnym numerze „Sukces i porażka” Tomasz H.Kaiser Wiesław Siekierski ...z obiektywem przez Kraków.. odc.IV: „Chłopiec” fot. B. Kucharek vis a vis | listopad 2008 JJużż z N Nami: i Andrzej Warchał*Stanisław Stabro*Jan Andrzej Nowicki „Viking”*Krzysztof Tyszkiewicz*Andrzej Warzecha*Adam Ziemianin*Aleksander Rozenfeld*Wiesław Siekierski*Andrzej Sikorowski*Jan Nowicki*Jerzy Michał Czernecki*Aleksander Jasicki*Tomek H. Kaiser*Leszek Pizło*Magdalena Rychel*Dorota Kazimiera Zgałówna*Bogusław Kucharek*Win*Dorota Dużyk*Mieczysława Dużyk*Wojciech Mucha*Jerzy Dębina*Ewa Durda „Lubelka”*Joanna „Malgwen” Mielniczek*Witold Banach*Edward Michalik*Omar Khayya*Marek Studnicki*Tomek Kałuża*Kasia Hypsher*Kazimierz Oćwieja*Marek Wawrzyński*Krysztof „Kris” Cedro*Sebastian Kudas*Zbigniew Żarow*Marek Przybyłowicz*Iwona Siwek-Front*Roman Mucha*Zofia Daszkiewicz*Iwona Chojnacka*Bożena Boba-Dyga*Halina Pląder*Robert Czekalski*Agnieszka Stabro*Jędrzej Cyganik* Jadwiga Grabarz*Marek Wróbel*Magdalena Tuszyńska*Henryk Arendarczyk*Ewa Maciejczyk*Magdarius*Maro Zender* Adam „Bobs” Marczek*Janusz Wosiek*Roman Gustaw Woźniak*J.BW.*johny porter (ona)*Andrzej Dyga*Magda Marciniak* Filip Biały „Wódz”*Maciej Dudek*Tomasz Kowalczyk*Ryszard Swiątek „Pikuś”*Ryszard Szociński*Anna*BurnsWyller*Anna Widlarz*Marek Wróbel*Elżbieta Żórawska-Dobrowolska*Ryszard Bochenek-Dobrowolski*M*Charlie*Wojciech Pestka*Józef Bator*Justyna Sokół*Maciej Szymczak*Małgorzata Samborska*Marzena Krzyżak*Pan Smith*Paweł Rzegot*Marcin Hernas*Gina Gurgul*Miguel Cortez*Małgorzata Łempicka-Brian*Damian*Katarzyna, Alicja, Agata Marczek*Róża Dominik* WIESŁAW SIEKIERSKI Ania Karez*Julka Dyga*Renata Dubiel ..a Ty?..dołącz!..czekamy☺... vis v is a vis | llistopad 2008 18 vi listopad 2008 | vis a vis grafiki Sebastian Kudas Gdzieś głęboko, dziwna, nienazwana choroba, przeżerała wnętrzności Maxa Gambita. Niczym woda, która przez lata żłobi w skałach koryta, niewypowiedziany, wewnętrzny ucisk, rzucił się na jego somatykę. W obliczu pewnych okoliczności, które sprawiły, że uderzył w ziemię z niebywałym impetem, zaś przez jego ciało przeszedł piorun łączący niebo z ziemią, Max dostąpił coś na wzór wewnętrznego oswobodzenia. W dalszej konsekwencji uwolnił się od niebagatelnego ciężaru i wezbrał na zdrowiu. Twarz jego pojaśniała, wręcz wybielała fizycznie. Teraz zbliżając się do przekroczenia granic życia i czasu, zwołał wielkie spotkanie. Zaprosił przyjaciół i wybranych członków rodziny. Oznajmił im, tonem bezpretensjonalnym - mam 59 lat, koniec z oszustwem. Zakładałem na twarz dobre imię, przyjmowałem kolejne propozycje i choć brakowało mi powietrza, kochałem kapitułę miejscowych obyczajów. Dawno wyżłobione idee wyznaczały mój szlak, prawda nie zaprzątał mojej uwagi, pobierałem nauki u mistrzów znakomitych, wzorowałem się na tęgich głowach, choć nic nie pojmowałem. Żyłem nieprawdziwie, inaczej nie umiałem, było znośnie, zresztą bałem się spróbować, nerwica mnie oddalała, miałem, jednak, pogodne czoło. Nie wiem, czy odnalazłbym drogę do siebie, grafiki Sebastian Kudas ODDALENIE M Marek arek Wróbel ..w Nas..Proza.. gdybym wyruszył, gdybym zechciał poznać… Byłem na bezpiecznym lądzie, który był iluzją, czułem się bezpiecznie, miałem mapę świata w głowie i byłem jak statek, który odnalazł swój port. Żyłem między wami, jako jeden z was, byłem tworzywem i twórcą, bezwiednym, jednak, byłem. Choć nie raz śniłem i marzyłem o mitycznym świecie wyzwolenia, o którym wiadomo mi było ze źródeł mrocznej symboliki mojej dziwnej wiedzy, nie ufałem niczemu i bałem się, że to tylko sen. Moje emocje to sex i filmy akcji, moje wzruszenia, to kamienny ołtarzyk dawnych wspomnień, mój płacz to papierowe łzy. Byłem obywatelem, ministrem słusznej wiedzy, kanclerzem prawdy, jedynie słusznej. Coś przecież musiało wyznaczać mój szlak. Nieprawda, lub prawda, kto to mógł wiedzieć? Bałem się tego, że gdy spadnie ostatnia maska, nie będzie tam już nic, żadnej twarzy. Teraz to pierdolę, mimo późnego wieku wyruszam w drogę. Nie wiem, dokąd mnie doprowadzi, jednak wiem, że przez życie całe byłem głupim osłem. Adam Bobs Marczek ....Ja i Ty.... Wyobraziłem sobie kroplę deszczu Przycupnęła cicha na twoim lewym ramieniu Zadrżałem Wyobraziłem sobie że mógłbym tak patrzeć Zatrzymać chwilę z nią dla Ciebie I wtedy nadeszła ta myśl O niebie… Wyobraziłem sobie że idziesz koło mnie Zbierasz liście bo jesień Potem biegniesz gdzieś ale wracasz Uśmiechnięta Wyobraziłem sobie że ten park zawarł Nas Zatrzymał dla mnie Ciebie Wtedy nadeszła kolejny raz ta myśl O niebie… Wyobraziłem sobie poranek przy stole Na nim parę kromek chleba ser Wyobraziłem sobie twoja dłoń Potem druga obok I moją gdy delikatnie dotyka tam Ciebie Wtedy nadeszło znowu ta myśl O niebie… Wiesz wiele sobie wyobraziłem Przyznaję tyle że już nic z mego pisania Ze już żadne słowo nie odda tego Wiec pisać skończyłem Zamknąłem oczy I wtedy wyobraziłem sobie Całą Ciebie I pierzchły w tamtej chwili gdzieś myśli I byłem w Niebie… 3 4 vis a vis | listopad isto sttop opad d2 2008 00 08 Marek Wawrzyński Nowoczesny wiersz wszedł do legendarnego drink baru z dwiema butelkami cocacoli postawił na stole koło lustra wniósł ze sobą intensywny zapach kebabu wytarł dłonie w serwetki klubowe zamówił kawę siedzi przy muzyce django reinhardta pije bezszelestnie zapalił malboro (tu trzask zapałki!) kraków, 2008 Bożena Boba-Dyga ech, miłość mam szczęście do ludzi nanizuję przyjaciół na cierniste korale koralowe tak smutno gdy odchodzą pustka pustka z lewej prawej góry dołu kubek z herbatą pity pity do dna bez dna nieustannie bez ciebie tęskno tylko struna gitary szarpana ciągle na nowo powraca drżeniem *** o wpół do księżyca kwadrans po gwieździe co miała spaść pod stopy znowu noc się rozprzestrzenia bezsenna słucham gitary Janusza listopad 2008 | vis a vis 17 zaprzyjaźniam się z prezentem od Pana B niespodzianką kolejnym lekarstwem w łyżeczce dnia powszedniego tyle miłości odeszło serce jak tramwaj na ławkach duchy wiozę was wszystkich w sobie Agnieszka Stabro ale kocham matnię twoja czekającą na odrobinę miłości *** spotkałem ja na ścieżce śmiechem szła odliczając strony świata na tą i tamta stronę piękna i naga przez Bieszczad płynęła nogami dróg moich nie dotykając Tu zaczyna się i kończy horyzont moich myśli Biegnie ciepłem po linii twoich ramion do wgłębienia w szyi Czas zatrzymany w jednym oddechu schowany do kieszeni na szczęście Jerzy Michał Czarnecki Ziarna Pani od życia szczęście wciąż nam się trafia jak ślepym kurom ziarna Ryszard Szociński Uwzięła się na mnie pani od życia to szczególny przedmiot – od razy sadzając niesfornego ucznia do koślawej ławki. nie bolało mnie gdy ptakiem odfruwałaś wiosna daleko ode mnie Słońce pokazała – złote niebieskie ciało dla człowieka. Lecz słońce oślepia. nie bolały kłamstwa które usta twoje szczebiotały a każde z nich ubierałaś w kolorowy usmiech Przez łzy patrzyłem, jka mi czas ucieka, jak się szamocą miłości przegrane, pamięć o przyjaciołach w cienie odchodząca, w dalekie, nieznane... ślepy jestem zapatrzony w nierzeczywistość w chmurach się odnalazła w wietrze od południa i sobą była z nim za pan brat Pies ode mnie ma lepiej może zawyć do swojej psiej gwiazdy, – pamiętasz - odbyło się to ich pierwsze spotkanie...to które zostaje zawsze tak aż do końca.. w pamięci.. w pożądaniu.. w dzieleniu się zdaniem.. gestem... ciałem.... słowem on jeszcze nie pojawił się.. czy za wcześniej było zatem ..czy za późno?...kto to wie.. bo kto to widział.. bo kto tam był... w tym Pałacu Dziwności...Dla Jednych Koło dla Drugich Kwadrat.. dla Innych tylko Nieistnienie... ech kto.. ..pewny jestem ze widział ją wtedy.. całą w kwiatach.. welonie niebieskim.. we włosach rozwianych wiatrem.. z zapachem traw świeżo suszonych.. w okrzyku., który zawsze zwiastuje to Najświętsze.. to jedyne.. dla którego warto żyć kochać czekać.. warto iść.. i dawać warto.. i czekać...całkiem pod welonem nagą.. jestem pewny że widział...całkiem ozdobiona rosą poranną z tej łąki gdzie i kwiaty i wiatr.. całkiem ciągle łaknącą więcej i więcej.. taką widział ją.. jestem pewny..tam gdzie ciepło.. gdzie jego dłoń..gdzie ciało.. gdzie tylko kawałki nóg poza..GDZIE JEDNAK JEJ NIE BYŁO.. ..jednak Jej nie było.. ..jednak nie było Jej.. ..tylko czas.. tylko to co nadchodziło ..tylko to co potem.. CODZIENNOŚĆ ..i to przez to..i tak że w końcu..i tak że na pewno..Bareon X musiał..i zrobił to.. to co zrobić trzeba było.. ..i Baron X zrobił to.. ..chwilę później. .a co to chwila już wiesz.... bo czytałeś.. bo czytałaś...bo przeczuwałeś może.. bo przeczuwałaś.. zresztą tak często pisze się.. słowem Baron X znalazł.. Baron X ubrał.. i teraz miał...ciepłe bambosze z wielkim pomponem.. dar Ukochanej Mary Lou..ten z Wysp Wniebowstąpienia.. ten z Białego Cadillaca...ten z wielkim pomponem.. właśnie te..bo te tam czekały.. bo tam czekały na niego... ..prawdę mówiąc nie cały ubrał.. i nie na całego czekały.. tylko na jego stopy.. i stopą je znalazł. . i potem drugą znalazł.. i wsunął stopy w nie.. bo przecież tak ważne jest to ciepło które idzie od dołu....zwłaszcza że głowę jeszcze w miał tam w górze całkiem.. tam wyżej.. tam w cieple...jak napisane było... ..zatrzymać ciepło w sobie.. zatrzymać.. teraz szeptał tak jak tamto wtedy.. tyle że jakby głośniej.. czy bardziej stanowczo... prosząc... teraz tak szeptał kiedy w końcu siadł.. ...prawidłowość sinusoidy.. po tym tamto.. a potem znowu...wieczna..i boli... ...przecież leżał.. siadł..i po co...marzył... siadł..i po co...był z nią... siadł..i po co..był wyżej..siadł.i po co...miał tam wszystko to co dla niego..siadł..i po co... mógł dalej może.. ale siadł....ale siadł..siadł..siadł.. ..a tymczasem szelest już nasilał się..nadchodził ze wszystkich stron..nie tak jak poprzednio z okna tego Pałacu Dziwności o którym już wiesz bo czytałeś..bo czytałaś.. tak że wkrótce nie był to już szelest.. ale wyraźny dźwięk.. szybki nadchodził.. tak blisko był.. już..tuż tuż.. ..gdy tak siedział tam.. w tych w bamboszach z wielkim pomponem....w tym podarunku z Wysp Wniebowstąpienia.. w tym od Mary Lou...w tym z Wielkiego Białego Cadillaca...z jego oczu poleciały dwie łzy.. dwie na początek... ...bo gdy tak siedział Baron X.. wiedział już.. ..a gdy tak siedział Baron X...zawołał.. i cisza odeszła.... ..bo gdy tak siedział Baron X już widział... ...i otworzyły się zaraz drzwi.. i wszedł Czarny Służący z Wysp Wniebowstapienia. .i powiedział.. Biały Cadillac czeka.. ..i dźwięk zamienił się w krzyk... ..i zadźwięczały szyby w oknach Pałacu Dziwności...że Dla Jednych Koło dla Drugich Kwadrat.. dla Innych tylko Nieistnienie.. i zadźwięczała tam: CODZIENNOŚĆ płynę ponad dachami na obłoku tętniąc pędzę siedząc okrakiem... czasem deszczem posieję niepokój albo grzmotem ostrzeżenie... tak naprawdę jestem jednak wiatrem... i ulotną chwilą wyzwolenia... i marzenia bobs 16 vis a vis | listopad 2008 listopad 2008 | vis a vis wiatr z Zzestuchwilowic adam bobs marczek w domu Barona X Jednak wstał... jednak wstawał.. i po co.. zwiesił nogi poza obręb tego co pachnące marzeniami.. co snami pachnące...poza obręb tego co wyrwane... w ten inny świat gdzie nie ma Jej ani Ich czy Innych nie ma ani Tych zdarzeń.... tych z tego gdzie słowa wypowiada serce.. a ciało rozdaje ukojenia... gdzie głowa maluje pejzaże zimą wiosnę.. latem śnieg.. a jesień zawsze...z jej kolorami...gdzie ptaki wolne...a Ty w locie z nimi widzisz...gdzie ze kawałków wspomnień zbudowany świat... i zweryfikowany i wyuzdany i dziewiczy i oddany trwa w szczęściu w harmonii prawdzie... dłonią pogładził .. drugą przytulił. .a miejsce ..gdzie to wszystko mogło zdarzyć się ..całkiem odpowiedzialnie... bo bez zobowiązań.. to miejsce gdzie był władcą i poddanym jednocześnie.. gdzie BYŁ..i które tyle wiedziało.. tyle widziało..tyle poczuło i przeczuwało że jeszcze...ono odwzajemniło mu ciepłem... i Baron X....bo On to wstawał właśnie tego poranka który mógł być wieczorem lub nawet nocą mógł być....bo wszystko względne jest... bo różnie bywa Tam.. W Pałacu Dziwności.. przy Alei Nietoperzowej...Dla Jednych Koło dla Drugich Kwadrat.. dla Innych tylko Nieistnienie.. oj różnie oj.. i Baron X..bo jak powiedziano On to był...On wstawał tego poranka który mógł być wieczorem czy nocą nawet mógł być.....On oparł plecy o to ciepło.. bo trzeba mieć ciepłe oparcie..kiedy się chce wstać.. kiedy się wstać chce.. tak bardzo trzeba.. tak bardzo... ..teraz leżał.. nasłuchując leżał tak. .a tu cisza!.. a tu w ciszy szelest cichy...coś zbliżało się chyba powoli.. coś nadchodziło.. coś miało zdarzyć się.. teraz jednak cisza.. tylko szelest.. dopiero szelest .. aż szelest tego co nadejdzie.. co nieuchronne i nieuniknione.....bo taki jest czas.. że przynosi.. że zabiera jednocześnie.. że nie trwa.. tylko w pędzie pędzi...że on jedynie jest.. a zmienny...nie patrzy kto gdzie i jak.. sam wie ukryty w sobie.... i kto go widział pytam ..kto.. tak naprawdę.. kto go poznał pytam.. kto... kto wie.. NIKT...jego przyjaciel.. tylko On.. ..w końcu i to zdarzyło się... Baron X wyszedł naprzeciw....wtedy gdy wstawał..zwiesił pierwszą z nóg poza.. wtedy to zdarzyło się...ale ile to trwało..oj..no ile?...nie ma świadków i NIKT nie wie.. bo kto tam był... kto to widział... widział kto.. Pałac o Architekturze Dziwności dla Jednych Koło dla Drugich Kwadrat...dla Innnych tylko Nieistnienie....i może chwilę to trwało ..tak chwilę to trwało.. przyjmijmy że chwilę.. tak.. zawsze gdy nie jesteśmy pewni..warto...bo to bezpieczne.. że jestem na chwile ..przyjdę za chwile..wyjdę na chwilę.. dam ci chwile.. podaruję.. A POTEM JEJ NIE MA.. i dlatego taka bezpieczna odpowiedzialna taka.. ta chwila.. tamta chwila.. jakaś chwila...że zawsze można jej użyć.. że zawsze prawdą jest .nawet gdy kłamie...nawet gdy to dzień rok wiek.. i zawsze za długo...gdy nawet... ..ale znowu padł.. czy może położył się...tak że znowu leżał.. i tylko te zwieszone nogi.. i tylko stopa szukająca.. i druga po miękkim dywanie błądząca.. jak jego usta po miękkiej poduszce wtedy.. jak jego ciało po cieple.. myśl po wspomnieniu... jak jego dłoń po.. ..Baron szeptał coś.. ..Baron szeptał coś.. ..imię szeptał Baron X..imię szeptał.. że Mary Lou szeptał.. że właśnie Ona że Tu.. że zaraz...że .Maru Lou....Mary Lou....Mary Lou... ..tymczasem tam obok już działo się...przygotowane czekało.. przygotowane.. aż Baron X wstanie czekało.. aż dotrze tam gdzie ono...tam..tam.. tam gdzie CODZIENNOŚĆ.. ale na razie..ale teraz.. tylko tu cisza.. i szelest nadchodzącej Jej szelest.. ..ciekawe że Czarny Służący Barona X. .ten podarunek Z Wysp Wniebowstąpienia.. gdzie a Syriusz odpowie łagodnością światła. Pani – akuszerka początku i końca... Ciekawe gdzie stała, kiedy się urodziłem? Kocie uroczysko To taki dom gdzie włada kotka – puszysta kula łagodności Toczy się czasem kocia wojna – któżby pomyślał, że w opuszkach schowane tajne ma sztylety. Ale zazwyczaj Mruczy się kocie serenady. To taki dom z puszystym światem niezwykle kocie uroczysko. Kocha się kota. Żyje się z nim na kocią łapę. szeroko przecież wciąż otwartą czy zatem na to, co nam daje narzekać tak naprawdę warto? Różne przynosi nam wspomnienia bywała złota i deszczowa nie można przed nią najzwyczajniej głowy do piasku teraz schować Jesień w przyrodzie, tak jak w życiu jest czasem zbiorów, podsumowań czasem refleksji i nostalgii, ocena postaw i zachowań. Każdy dzień nowym jest wyzwaniem. Stawić mu czoła zawsze warto, by się okazał kiedyś dla nas ciekawą, barwna, cenna kartą. Elżbieta Żórawska-Dobrowolska Adam Marczek Władczyni Wanda ...fakty.. Wisła wody wokół wylała. Podziemne Zupełnie undergroundowe laboratoria Pracują Wanda welon wyrzuciła, wolność wybrała. Wygrała! Zofia Daszkiewicz Jesień wkroczyła do nas bramą Na razie wiemy Że stworzyły wielka rurę Coś 27 km pod chyba górami Na razie wiemy Że wielka rura zepsuła się Zanim nastąpiło To zderzenie I Wielki Wybuch 5 Na razie nie wiemy co będzie dalej Na razie co będzie dalej nie wiemy Tego nie wiemy na razie... *** aż trzeciego dnia przestał padać deszcz i Słońce zaświeciło.. miło tak trzeciego to dnia było obudziłem się do życia znowu być może choć wcale nie pewnie.. ale Słońce świeciło.. i przestał padać deszcz przecież... *** Chciałem Podarować Wam parę słów Parę myśli swoich Chciałem Wam podarować Gdy już człowiek nie ma prawie nic Puste kieszenie I ciało jakby nie takie To czym innym miałbym Jeszcze dzielić się? Chciałem jednak Bardzo chciałem Dalej być... A podobno tylko wtedy I tylko tak Można Gdy się coś innym daje.. A podobno Można tylko tak... 6 vis vi is a vi v vis is | li llistopad ist stop pad d2 2008 00 0 08 Krzysztof Kris Cedro listopad 2008 | vis a vis 15 JAKOŚ TAM SOBIE RADZĘ słowa Kris Cedro muz. Jerzy Włodarczyk Witold Banach Zwisowe zapiski XII 20 IV 2008 c.d. Upływały minuty. Andrzejowi Warchałowi jakoś piwa nie ubywało. Siedział naprzeciwko wąsatego jegomościa, niby w jego towarzystwie, ale jakoś obok, był gdzieś daleko. Chyba raczej ze sobą milczeli niż rozmawiali, lub może tylko pan z wąsem mówił do Warchała a ten pokornie słuchał. Nie docierały do mnie jego słowa. Minęło może z pół godziny od zamówienia złożonego przez jego towarzysza, który teraz z przesadną elegancja w tonie, ale i lekką zadziornością powiedział: - Okazuje się, że jeszcze jedną pięćdziesiątkę poproszę! Barman nie zareagował, minął kwadrans, a wąsaty uprzejmie dodał: - Czy ja się myliłem może, czy zamawiałem jeszcze jedną pięćdziesiątkę. - Taksówkę pan zamawiał – troskliwie skłamał barman – trzy pięćdziesiątki już były. -Aaa to poproszę „Barbakan” – wąsaty pogodził się z wyczerpaniem limitu. Po kilku minutach, jak z dalszej wymiany zdań wynikało, pan o imieniu Lechu z trudem zsunął się ze stolika. Oczywiście nie ze względu na stan po owych marnych trzech pięćdziesiąt- kach, tylko z powodu chorej nogi o której operowaniu wspominał. - Niech się pan nie da łapiduchom – barman pożegnał z troską pana Leszka. - Spokojnie, byleby mnie gronkowcem nie zarazili. Następnego dnia najpierw w bibliotece Instytutu Historii, znalazłem artykuł o Przebendowskim. W czytelni biblioteki też miło, jak zawsze kiedy korzystam ze zbiorów jakiejś krakowskiej instytucji. Przynajmniej zawsze tak było do tej pory. Przy okazji dowiaduję się, że „znuj” to Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego. Później rzecz jasna do Zwisu. Jeszcze jedno spotkanie z Bobsem, przeprasza mnie za garnitur, ale ma poważne zebranie, więc musi wyglądać. Gaworzymy sobie, ja piwo, Adam tylko kawusia, po jakimś czasie do Zwisu przychodzi Rysiu. Pierwszy raz zupełnie na trzeźwo rozmawiamy, najpierw we trójkę, w pewnym momencie nawet Marek się włącza do rozmowy gdy widzi jak ładnie wydaną książkę wręczam Rysiowi. Robimy pamiątkowe fotki. Później Bobs wychodzi (to mnie nawet uspakaja bo widzę, że stara się być obowiązkowy). Teraz rozmawiam tylko z Rysiem. Okazuje się, że pa- mięta Komedę z krakowskich pobytów a ja mówię mu, że w moim mieście Komeda chodził do Gimnazjum. Obiecuje mu przysłać książkę o Komedzie, którą wydałem. - No to sobie pogadaliśmy na trzeźwo. Wreszcie wiem kto o mnie pisuje, a Adam to fajny chłopak, ale musi uważać na głowę…Ja mam mocniejszą – i roześmiał się. Pożegnaliśmy się po przyjacielsku, ja niestety musiałem na pociąg. Czekała mnie monotonia powrotu w pociągu relacji Przemyśl – Poznań bez Warsu. To były wspaniałe dwa dni, nawet te chwile grozy kiedy w poniedziałek po wyjściu z pociągu złapał mnie atak dreszczu. Przez chwilę myślałem, że nie dojde do hotelu i wejdę gdziekolwiek żeby się ogrzać. Gdy wreszcie dotarłem do pokoju hotelowego, poczułem się jak w domu. Później już same przyjemności, odkrycie Najstarszej ostrowskiej pieczęci, kawiareniek IJ, spotkanie z Bobsem, Zwis wieczorową porą. Nazajutrz rozmowa z Rysiem. Jedyny minus tego pobytu to brak Wiesia, mam nadzieje, że a nim wszystko w porządku. Przynajmniej w zwisowym porządku. Mówią, że życie jest piękne. I z wyjątkami to fakt. Gdy w biedzie przyjaciel nie pęknie, to znaczy, że jest coś wart. Ale problemów najczęściej człowiek ma więcej niż lat. Więc jak tu wierzyć piosence, że cudny jest ten świat. A ja… by życiu nie dać się zwieść, wyznaję twardo zasadę – Ty od przyjaciół mnie Panie strzeż. Z wrogami sam sobie poradzę. Jak Kuba Bogu – Bóg Kubie. Każdy przysłowie to zna. Lecz jeszcze jedno ja lubię – grunt by na końcu się śmiać. Bo w życiu nie tak, jak w kinie, gdzie zwykle jest happy end. Życie to taniec na linie. Potkniesz się i…nie ma cię. Więc ja… by życiu nie dać się zwieść, wyznaję twardo zasadę – Ty od przyjaciół mnie Panie strzeż. Z wrogami sam sobie poradzę. JESZCZE NADEJDZIE TWÓJ słowa Kris Cedro muz. Jerzy Włodarczyk Hej bracie, nie pytaj – Jak leci ? bo cóż odpowiedzieć ci mam ? Normalnie ! – sam widzisz przecież, co wart jest ten cały kram. Są dni, że tylko się upić. Są takie, gdy wszystko gra. Nadzieja, choć matką jest głupich, to ja zawsze w zanadrzu ją mam. Hej bracie, dokąd się śpieszysz ? Do mety zdążysz i tak. Po drodze jest tyle przeszkód. Po diabła potknąć się masz. Są w życiu i jasne strony. Choć ciemnych nie brak – to fakt. Więc uwierz, że w końcu nadejdzie twój czas. Jeszcze los szanse ci da. Hej bracie, rzuć okiem na księżyc. Czy widzisz tam buta ślad ? Jak stamtąd, i ja chciałbym wiedzieć, wygląda nasz stary świat. Czy błyszczy tak samo, jak niegdyś ? Czy może całkiem już zbladł. Czy nasza obecność na Ziemi w ogóle sens jakiś ma ? 14 vis a vis | listopad 2008 listopad 2008 | vis a vis 7 ur. Moje nia, .. tego d ja. o się . anie już. e ł i a b t s o s I t jak ie ods wiat żałam I się n ie wyobra yszedł na ś N rz a, nak p k jak Kub A jed y s k e . jak M nie i puka ły był Odleg yszedł do m ... rz już. o się Ale p I stał e odstanie e i oj I się n ją niepok tem. a t s p i o , zra , że w ędzie teraz ż nie jestem dziestkę!!! ę j u z y b C u z j r k t a a j z się łods mam : m j m Boję a a N W szam Ogła CZŁOWIEK WIELKI C w upadku swoim człowiek n nie karleje n nakłada koronę dumnie rozparty na rozid chwianym tronie rządzi krainą porzuconych rz najostatniejszych in BRAT POMYLONY w upadku człowiek Niech będzie pochwalony brat pomylony choć starszy niech będzie pochwalony brat pomylony bo młodszy niech będzie pochwalony świat pomylony bełkotem sług swoich turlany niech będzie albo i nie będzie na wieczne chwalenie albo urąganie niech zaśnie albo się przebudzi w Panu albo bez pański jak pies pod płotem na progu u drzwi skomląc przecież stoję Halina Pląder pijąca herbatę pijąca herbatę Halina Pląder kurczy się tylko po to by zniknąć przeistoczony w czerw i robactwo z którym braterską więź czuje bo ludzkiej już dawno zaniechał w upadku nie traci jednak nadziei na miłosny uścisk z samotnością gotów skręcić kark także i sobie by determinacją przypieczętować stałość uczuć i wierność w upadku aż po grób LATA CAŁE Ta Dorotka, ta malutka tańcowała w nieswoich butkach buty duże bardzo były i nosy im się pokrzywiły aż rytm tańca pogubiły i wypadła z nich Dorocia a teraz po płukaniu śpi sać!!... i p ć a s ć..pi ...pisa ! y tchu a k c a n j o h C a Iwon O! 15 ... stać. utrat paździ o prze ch stanach ać do n s i d p u , r erniku t ć óżny Pisa r źniej ó a p n . S , .. m h c ć u a ą t z n n c e u Za bieg Smutn to wszystko, żnych e rozst Na ró ani P , ewne, pisać. estać trudno any na to! że niep a, smutne po z z G ew r wi a p k dy czło i st s , wiek n ność otacza tania. Pisać ały się , ten je ł p y ą s z a z c c o a r U złowie ciekają ale Kto z ka tytułów ułów, Chęć r plany ambi wkurza się ych tyt aleźć swoich m. n ż ó od ran u tne, r c y h a ł n li z y z s w b a ą a. i a odla r Gdy cz t Tomik iły i nie mog mów. Przep u ł je o w W i e o k b t , u k g c ońcu złowie po h im ka w p leżnyc Hmmm spotkanie ołudni przyna a .. k r .. e krępu o wiem c Nie bi Aut je. o będz orę ud i e z d iału bo alej. Słucha m m y ! t ś y li nie t amy e same „nie o lko: „idź i n zaczyn , No to Telepo bchodzisz m ie wracaj”, nie”, rtuje si ę i wył ączam ... N ajbliższym Fiołkowe ok na patrzą n ak Długie żalu zje, opadają wiat, na krzak, Gdzieś rozd arł się na p ół ptak. Fiołkowe ok na mrugają , A żaluzje u ciekają. Patrz! Czyje ś serce w kla Moje oczy p tce zamyyka ją. ajęczyną ot ulone, Rzęsy słońce m przypalo ne. Na kwiecień ,n Umieram za a maj, na zawsze śmiertelne u czucia wasz e. 8 vis a vis | listopad 2008 listopad 2008 | vis a vis 13 Trzeba wracać Wybacz mi Bieszczadzie graf. A.M. Henryk Arendarczyk Jazz, Beer and Girl..... Idąc raz bez celu ulicą Stefana Batorego potknąłem się i…. W muzykę wpadłem, którą lubię, ale wyznam szczerze: nie wierzyłem, że jazz tak może uspokoić i wzruszyć do łez.... Słuchałem muzyki korzeni pijąc piwko przy barze i zamyślony przyglądałem się momentami pewnej „dziwnej parze”... On szuka cały czas jej ciemnych oczu, ona na krótko śle mu uśmiech szczery, w popielniczce dopala się „Rothmans”, (który raz jeden dotknęły jej usta), nie ma czasu na więcej napełniając kolejne szklanki „pianą” za baru ladą, a chłopcu „słowa” tylko dla niej po podłodze się kładą. Spójrz na siebie chłopcze i sam sobie odpowiedz: czy to tej ślicznej dziewczyny wina czy serwowanego przez nią piwa?!.. Ty jednak wiesz, że to jej spojrzenie co przeszywa jak strzała – i nie ważne już co pijesz, piwo, wino gorzała! Chciałbyś tylko ciągle patrzeć w te oczy, ale czas nieubłaganie mija i gdy skończą grać jazz będziesz musiał z „Piwnicy Batorego” na ulicę wyskoczyć... Rano źle wyspany i zakochany popędzisz ulicami zamyślony,.- by wieczorem znowu szukać tych oczu i uśmiechu i zakochany popędzisz jak wiatr do „piwnicy” bez oddechu... A dziewczyna spokojna, że ciebie tam na pewno zobaczy, wolno spacerkiem idzie sobie do pracy i nie jak ciebie to boli, gdy innym rozdaje drinki, piwo i uśmiechy z tacy... Tak go te ciemne oczy powalają, że (rozpalony) błędnymi oczami przewracając, podąża za jej zapachem, za jej cieniem, a ona pewna siebie darzy go spojrzeniem, którego on już wytrzymać nie może, - biedny zakochany chłopiec (pajac), proszę oszczędź go Boże!.... Ja temu chłopcu taka dałbym radę; jeśli kochasz naprawdę nie zwlekaj już dłużej, przeskocz szybko przez krzesła, stolik i ten „mur” co was dzieli – szeroka baru ladę i....pocałuj w końcu tą ciemnooką dziewczynę ty zakochany bziku!!! Tylko uważaj abyś nie (wyciął „orła”) przewrócił się na pierwszym z brzegu stoliku!!!.... A ja zakochany w „korzeniach” muzyki, pije piwo i słucham raz Wojtka G., to P.Weroniki...... 29.11.2000, Kraków I w o n a S i w e k - F r o n t W imię czego i jaka wypełnić powinność wtargnąłem w dzikich olsów pagórki habitat? - w imię sławy poety? snycerskiego dłuta? oj – płakały, drżały dusiołki-ubożeta Pociemniało nam pod kurnym dachem chmur, posmutniało i popatrz miła – jakby popłakało i jakby nas za szyję złapał Bieszczad - tak żal Aleksander Jasicki ..Bieszczad we mnie.. o, jak drżały, łkały wróżychy-wiedźmichy o, jak umierały mamuny i bohyny - wybacz mi Bieszczadzie cóżem Ci uczynił.... każdej chwili nie spisanej... Olchy Jak monastyr... to z nich moi mnisi popatrują na mnie zza liści witraży lipy jak klasztory ojców frasobliwych, krucyfiksów pełne leszczynowe zbory jak cerkwie jak kościoły... takie święte drzewa dłuta tylko brać i miłować! Sam wśród świątków Nazwij to jak chcesz... Huczy! – jakby drewniane potrzaskali ule! wrzawy tyle zgiełku tyle – świątki p r a k t y k u j ą! Czas iść i ż prochu wygrzebywać kości... i zwij to po swojemu nazywaj jak zechcesz - taki bicz lecz gdy kość przywłaszczę chudą z ciała lipy... na siebie ukręcić... tom cmentarna hiena wszelkie pojęcie – czy też raczej stwórcą? Święte drzewa 12 vis a vis | listopad 2008 listopad 2008 | vis a vis Roman Mucha Galeria Mimów.. Mimozjum wewnętrznie spiętrzone Gromadzone latami Więc zastygłe W rysach twarzy W geście W czasie... Wulkan! Czasem tylko taki Że trzeba go wylać na ulicę... Że trzeba go Wylać... A.M. Leszek Pizło ...Pani i Pan... (i wierszyk) Lubię oglądać przyznam Echa naszych spotkań... Szczątki czasu Zawieszone jednym dotknięciem Esencją chwili poprzez Kadr... A.M. 9 10 vis a vis | listopad 2008 Stowarzyszenie Niezależnych Twórców TYGIEL SZTUKI ....prezentuje: wystawa obrazów Tomka Kałuży Klub Drukarnia październik–listopad 2008 ...bo byłem.. ...bo wierszem sławiłem... ...bo chwilą tam żyłem.. .. a one... ...zawieszone... ...żyły! ...sztukę sławiły.. ...więc wieczór i czas miły.. A.M. listopad 2008 | vis a vis 11