Nr 9 (22) 2012 rok III - parafia świętej rodziny

Transkrypt

Nr 9 (22) 2012 rok III - parafia świętej rodziny
Dom, który gościł Chopina
P
olska to piękny kraj i mimo
wielu pustoszących go wojen,
mimo zaborów i komunizmu, są
jeszcze miejsca skromne, mało znane,
ale zachowujące niezwykle subtelny,
wyrafinowany smak. Żeby to odkryć,
trzeba udać się na prowincję.
Jednym z takich uroczych, wręcz
magicznych zakątków jest Antonin –
letnia rezydencja Radziwiłłów. Nazwa
pochodzi od imienia Antoni, które
nosił spokrewniony przez małżonkę
z domem Hohenzollernów wielki
miłośnik i mecenas sztuki, kompozytor, ale przede wszystkim namiestnik
królewski Wielkiego Księstwa Poznańskiego w latach 1815–1830. Koneksje
i znaczenie tego rodu, otoczonego wielkim dworem, nakazywały obok wielu
rezydencji pałacowych posiadać także
pałace myśliwskie. Stąd też wzięła się
lokalizacja Antonina na terenach bogatych niegdyś w zwierzynę łowną.
Dla realizacji swojego projektu książę
Radziwiłł zatrudnił najbardziej znanego
architekta Berlina – Karola Fryderyka
Schinkla (1781–1841). Korpus budowli
posadowiony został na rzucie ośmiobocznym, fundament z rudy darniowej,
zaś dach przykryty został blachą miedzianą. Główna drewniana konstrukcja
opiera się na gigantycznej, kanelowanej
kolumnie w stylu doryckim, która pełni
jednocześnie funkcję kominka z czynnymi do dzisiaj paleniskami. Liczne
trofea myśliwskie stanowią kolekcję,
której może pozazdrościć niejeden
dwór królewski. Ściany rezydencji, od
strony wewnętrznej wykonane z cegły,
od zewnątrz obłożone zostały modrzewiowymi belkami, co daje wrażenie
budowli całkowicie drewnianej.
Na parterze znajduje się recepcja,
restauracja i kawiarnia serwująca niezwykłą szarlotkę i kawę. Obok – niewielki salonik, w którym stoi fortepian
wykonany w warszawskiej manufakturze. Przy nim niegdyś zasiadał Fryderyk
Chopin. Znajdują się tam rękopisy
trzech partytur, odlew dłoni i pośmiertna maska artysty. Piętro wyżej mieszczą
się pokoje o dość skromnym wystroju.
Obok komnaty księcia Antoniego znajduje się pokój księżnej Luizy z królewskiego rodu Hohenzollernów, bratanicy
cesarza Niemiec Fryderyka Wielkiego,
która dla miłości małżeńskiej porzuciła
pruską koronę. Dalej znajdziemy buduar księżniczki Elizy, nieszczęśliwie
zakochanej w księciu Wilhelmie. Ta
delikatnej urody osoba nigdy nie wyszła
za mąż. W Antoninie koiła swój ból
i melancholię. Uzdolniona plastycznie
wykonała ołówkiem dwa portrety artysty, wiszące do dzisiaj w saloniku muzycznym. Jest jeszcze jeden pokój, który
zajmowała księżniczka Wanda, młodsza
córka Antoniego. Chopin udzielał jej
lekcji gry na fortepianie.
A w ogóle ciekawa jest historia pobytu kompozytora w posiadłości Radziwiłłów. Otóż w 1827 roku w niedalekim
Strzyżewie 17-letni Fryderyk gościł
u swojej chrzestnej matki Anny ze
Skarbków Wiesiołowskiej, a ponieważ
już wtedy szła za nim sława wielkiego
talentu, został przedstawiony księciu.
Drugi pobyt kompozytora w Antoninie
miał miejsce w roku 1829 i zaowocował
trzema utworami: Introdukcją, Polonezem C-dur op. 3 oraz Triem fortepianowym g-moll op. 8, zadedykowanym
Radziwiłłowi.
Rozentuzjazmowany Chopin w liście do swojego przyjaciela Tytusa
Wojciechowskiego pisał: „Byłem tam
tydzień, nie uwierzysz, jak mi u niego
było dobrze. Ostatnią pocztą wróciłem i to ledwo com się wymówił od
dłuższego pobytu. Byłbym tam siedział, dopóki by mię nie wypędzono,
ale moje interesa, a szczególniej mój
Koncert jeszcze nie skończony [pierwszy, w f-moll], a oczekujący z niecierpliwością ukończenia finału swojego,
przynaglił mnie do opuszczenia tego
raju”. Leśne domostwo Radziwiłłów
otacza park w stylu angielskim niepostrzeżenie przechodzący w sędziwy las
i rezerwat przyrody.
Dawnych właścicieli już nie ma.
Przypominają ich portrety, ale to miejsce żyje muzyką Chopina. Pod życzliwym patronatem Centrum Kultury
i Sztuki w Kaliszu oraz Stowarzyszenia
„Wielkopolskie Centrum Chopinowskie – Antonin” odbywają się tutaj
doroczne koncerty. Najbardziej znaną
w skali kraju imprezą jest festiwal
Chopin w barwach jesieni. To dlatego
Antonin chcieli zakupić Japończycy.
Jednak rezydencja została ocalona dla
narodowej kultury i odremontowana
w latach 1975–1978 staraniem nieodżałowanego społecznika i krytyka
Jerzego Waldorffa, którego portret wisi
tu na równi z innymi.
Kilkaset metrów dalej znajduje się
neoromański kościół Matki Bożej
Ostrobramskiej, projektu Johanna
Häberlina (ucznia Karla Schinkla),
wybudowany w latach 1835–1838 jako
kaplica grobowa Radziwiłłów. Niestety,
krypty były wielokrotnie szabrowane,
o czym świadczą nienaturalnie zniszczone trumny. We wnętrzu kaplicy
spotykamy portyk z białego marmuru,
bogato ornamentowany w stylu bizantyjskim, według tradycji sprowadzony
z Włoch; dwie późnogotyckie rzeźby św.
Jana Chrzciciela i św. Jana Ewangelisty,
pochodzące z początku XVI wieku oraz
witraż z herbem rodowym Radziwiłłów.
Antonin zachwyca swoim dyskretnym powabem, którego nie da się opisać. Trzeba go koniecznie zobaczyć na
własne oczy.
rkw
Modlitewny marsz w intencji „Azotów”
W
dniu 24 VII br., z inicjatywy posłanki Gabrieli Masłowskiej, odbył się marsz
w obronie puławskich „Azotów”.
W czasie Mszy św. koncelebrowanej
w kościele Miłosierdzia Bożego ks. Andrzej Sternik apelował o zachowanie
miejsc pracy jako dobra, które ma
wymiar nie tylko materialny, ale także
moralny, społeczny i rodzinny. Wspomniał też o firmach, które na skutek
błędów i nadużyć przestały istnieć nie
tylko na mapie miasta, ale co gorsza
w świadomości wielu Puławian.
Potem uczestnicy przeszli od pomnika bł. ks. Jerzego Popiełuszki do
pomnika bł. Jana Pawła II. W marszu
udział wzięli m.in. posłanka Elżbie-
ta Kruk, senator Stanisław Gogacz,
przedstawiciele lubelskiej i puławskiej
„Solidarności”.
Dziwi natomiast niewielka grupa
wiernych, która przyszła się modlić
w intencji zakładu, który jest głównym
pracodawcą nie tylko w mieście, ale
w całym regionie.
red.
1
Wszyscy chcą wrócić do domu
O
© rkw
tto Schimek (5 V 1925–14 XI
1944) – austriacki żołnierz
Wehrmachtu, rozstrzelany za
odmowę wykonania wyroku śmierci na
polskich cywilach. W chwili wcielenia
Nagrobek O. Schimka na cmentarzu w Machowej
do wojska miał jedynie siedemnaście
lat. Najpierw służył w Bośni, a później
w Galicji. Według jednej z wersji Schimek miał ukrywać dwóch partyzantów
z AK, którzy po ujawnieniu ich miejsca
pobytu zostali zabici. Schimek odmówił
wstąpienia do plutonu egzekucyjnego, który miał rozstrzelać złapanych
Polaków. Odmowa ta została uznana
przez sąd polowy za demoralizującą
i zakończyła się skazaniem go na
śmierć. W swoim wyroku sąd wojskowy uzasadnił najwyższy wymiar kary
„dezercją i okazywaniem tchórzostwa
w obliczu wroga”.
Według siostry Schimka w czasie
swojej służby na Bałkanach i później
w Polsce dawał on liczne przykłady
ewangelicznej wrażliwości, gdy wielokrotnie odmawiał uczestniczenia
w mordowaniu ludności cywilnej,
a podczas urlopu zwierzył się rodzinie
z postanowienia, by wyjść z wojny
z czystymi rękami: „Będę celować tak,
by nie trafić do celu. W końcu wszyscy
chcą wrócić do domu tak samo jak ja”.
Został za to pobity do nieprzytomności.
Zamknięto go na trzy tygodnie w ciemnicy bez jedzenia. Po odbytej karze dano
mu szansę „rehabilitacji”. Miał strzelać
do polskich cywili, którzy zostali skazani na śmierć za pomoc partyzantom.
Była to czteroosobowa rodzina. Otto
odmówił strzelania i wyraził to, co
myślał: „Nie będę walczyć z tak zwanymi przeciwnikami Hitlera, bo wojna
ta była wywołana przez Niemców i nie
jest to po chrześcijańsku”. Tak bronił
się również przed sądem wojennym,
przed którym został postawiony. Gdy
sprawę przekazano do wyższej instancji
w Berlinie, odpowiedź nadeszła szybko:
„Bezzwłocznie stracić Ottona Schim-
ka”. W dzień egzekucji ten młody człowiek napisał do swojego brata: „Jestem
w radośnie podniosłym nastroju. Cóż
mamy do stracenia? Nic tylko nasze
biedne życie, duszy nie mogą przecież
oni zabić. Jakaż nadzieja!” Jego ostatnie
słowa brzmiały: „Boże, chroń innych
ludzi od takiej śmierci. Niech nie będzie
wojen, aby inni nie musieli postępować
jak ja”.
Otto został stracony 1944 roku
w Lipinach. Pochowano go na cmentarzu w małej wsi tarnowskiej Machowa. O losach Schimka opowiada film
dokumentalny Casus: Otto Schimek
z 1993 roku. Otto Schimek jest często
mylony z Otto-Juliusem Schimke –
policjantem, który odmówił wzięcia
udziału w masakrze biłgorajskich Żydów. O Schimku i zwalczaniu pamięci
o nim przez władze PRL, zwłaszcza
w czasie stanu wojennego (szczególnie
przez Jerzego Urbana), pisał na przykład Dawid Warszawski (Konstanty
Gebert). Ciekawe, że hasła Otto Schimek nie zawiera Wikipedia niemiecka.
Dlaczego? Więcej informacji można
znaleźć w następujących pozycjach
książkowych: Lech Niekrasz – Spór
o grenadiera Schimka, praca zbiorowa pod red. Juliana Kapłona – Otto
Schimek – dokumentacja w tekstach
i obrazach, Julian Kapłon – Otto Schimek – dylematy nazizmu.
red.
XII Dni Papieskie w Puławach
S
towarzyszenie „Rodzina” wraz
z puławskimi parafiami włączają
się w obchody XII Ogólnopolskiego Dnia Papieskiego pod hasłem
Jan Paweł II – Papież Rodziny. Patronat honorowy nad obchodami objęli:
ks. dziekan P. Trela, prezydent Puław
J. Grobel, starosta W. Popiołek, wójt
gminy Puławy K. Brzeziński, przewodniczący Rady Miasta Z. Śliwiński.
Chcemy uczcić pamięć Wielkiego Papieża, który w sposób szczególny troszczył się o rodzinę. XII Dni Papieskie
odbędą się 12–22 X br. Rozpoczniemy je
IV Przeglądem Pieśni i Piosenki Religijnej. W tym dniu odbędzie się Konkurs
Recytatorski Poezji i Prozy Religijnej.
Wzorem lat ubiegłych organizujemy
również konkurs literacki. Wystarczy
napisać utwór poetycki odnoszący się
do tegorocznego hasła Jan Paweł II
2
– Papież Rodziny. Ostatnim z proponowanych konkursów jest konkurs
plastyczny. Każdy w dowolnej technice
plastycznej może przedstawić temat dni
papieskich.
Zgłoszenia do wszystkich konkursów
należy składać do 7 X br. w „Domu
Chemika”. Karty zgłoszeń, regulaminy
konkursów oraz inne informacje są do
pobrania na www.dzien-papieski.pl,
www.rodzina.pulawy.pl
Rozstrzygnięcie wszystkich konkursów i wręczenie nagród odbędzie się
podczas koncertu laureatów 21 X br.
na scenie „Domu Chemika”. Zwieńczeniem obchodów będzie uroczysta
Msza św. 22 X w kościele Św. Rodziny
w Puławach o godz. 17.00. Wtedy
Dariusz Tokarzewski wykona Kantatę
Ojcu Świętemu – Orędownikowi Bożego Miłosierdzia.
Pragniemy gorąco zaprosić również
na inne imprezy. Już 14 X na ulicach
Puław odbędzie się III Wyścig „Po kremówki”. Na start zapraszamy wszystkich amatorów i miłośników rowerowego szaleństwa! Każdego, kto weźmie
udział w zmaganiach, czeka na mecie
słodka nagroda – pyszna „kremówka”.
Warto też przyjść i kibicować! Kolejną
sportowo-rekreacyjną propozycją jest III
Parafiada Rodzin, czyli zmagania sportowo-rekreacyjne poszczególnych parafii
oraz ich księży. Trzeba się wykazać nie
tylko sprawnością fizyczną, ale i sprytem, myśleniem, zaskakującą taktyką
i współpracą w zespole. Zapraszamy
do udziału! Parafiada odbędzie się 20
X br. w hali MOSiR w Puławach. Start
o godz. 11.00. Szczegóły na www.dzien-papieski.pl lub www.rodzina.pulawy.pl
ks. Jacek Jakubiec
© rkw
Miejsce śmierci św. Hieronima prezbitera
i Doktora Kościoła
P
ochodził z zamożnej rodziny
z Dalmacji (obecnie część Chorwacji, Bośni i Hercegowiny oraz
Czarnogóry). W latach 360–367 odbył
studia w Rzymie. Trzeba powiedzieć,
że Hieronim miał łaskę spotkania wielu wybitnych i świętych ludzi, którzy
wywarli ogromny wpływ na jego życie
i powołanie. Byli to: Rufin z Akwilei –
nauczycieli wiary i długą pielgrzymką
od Syrii przez Palestynę do Egiptu.
W Antiochii, z rąk tamtejszego biskupa
Paulina, przyjął święcenia kapłańskie
(379), w Aleksandrii zaś słuchał nauk
eremitów i wykładów Dydyma Ślepego,
którego biskup Atanazy Wielki mianował kierownikiem Aleksandryjskiej
Szkoły Katechetycznej. Funkcję tę,
mimo utraty wzroku we wczesnym
dzieciństwie, Dydym pełnił przez około
50 lat. Hieronim stał się jego najwybitniejszym i najwierniejszym uczniem.
Rok 386 będzie przełomowym w życiu św. Hieronima, gdyż wtedy rozpocznie wiekopomne dzieło: przekład ksiąg
Pisma Świętego na łacinę. Ciekawe, że
tak jak Chrystus, tak również nowy
przekład Pisma Świętego narodził się
praca, polegająca na porównywaniu
różnych rękopisów i odczytywaniu ich
najwłaściwszego sensu, trwała ponad
12 lat. Wykonał ją jeden człowiek,
nie mając do dyspozycji pomocy, bez
których żaden współczesny biblista
nie podejmuje żadnego działania. Hieronim do końca toczył duchową walkę
kuszony przez wiele demonów, które
nawiedzały jego pustelnię.
Obok tłumaczeń Hieronim pozostawił ogromną spuściznę pisarską. Tworzą
ją pisma historyczne i dogmatyczne
oraz listy. Zwłaszcza te ostatnie imponują nie tylko ilością (154 zachowanych
niemal w całości), ale także ukazują
niezwykłą erudycję biblijną autora oraz
umiejętność scalania kultury antycznej
z kulturą chrześcijańską.
historyk Kościoła starożytnego, teolog
i tłumacz; Heliodor; św. Chromancjusz,
który zwalczał herezję ariańską i zachęcał św. Hieronima do tłumaczenia
Pisma Świętego; papież Liberiusz, z którego rąk przyjął Chrzest Święty w 366 r.;
Ewagriusz – jeden z najznamienitszych
ojców pustyni; Apolinary – biskup Laodycei; wielcy doktorzy Kościoła – św.
Grzegorz z Nazjanzu i św. Grzegorz
z Nyssy czy papież Damazy, który mu
zlecił przekład Pisma Świętego z języków oryginalnych na łacinę. Osobowości wybitne, ale niekoniecznie w całej
swej doktrynie prawowierne, stanowiły
duchowy tygiel, w którym oczyszczała
się wiara i poglądy Hieronima. Na
szczęście urzekło go życie pustelnicze,
które w IV wieku przeżywało swój renesans. Dodatkowym bodźcem, który
natchnął Hieronima, by udać się na
ziemie naznaczone historią biblijną,
stały się intrygi. Sam Hieronim, mający
dość złożoną i trudną osobowość, też
nie był bez winy.
Wszystko to okazało się „błogosławioną winą”, która zaowocowała
znajomością kolejnych wybitnych
© rkw
Święty Hieronim – tłumacz natchnionych tekstów
Rzeźba św. Hieronima przed bazyliką św. Katarzyny
w Betlejem
w Betlejem. Nad grotami, w których
przebywał Hieronim, obecnie stoi kościół św. Katarzyny Aleksandryjskiej.
Mrówcza i niezwykle odpowiedzialna
W ikonografii najczęściej możemy
spotkać dwa typy przedstawień św. Hieronima. Pierwszy ukazuje nam go jako
egzegetę z piórem w dłoni, obłożonego
zwojami ksiąg. Drugi typ przedstawia
Hieronima jako pokutującego, obnażonego do pasa starego eremitę, niekiedy
z różańcem w ręku, choć ta modlitwa
pojawiła się dopiero w średniowieczu.
Niektórzy malarze konfrontowali Hieronima ze śmiercią, malując przed nim
czaszkę lub krucyfiks. Inni pokazywali
go z kamieniem w ręku lub dyscypliną,
którymi się biczował. Zupełnie szczególne miejsce w ikonografii zajmują obrazy
Kuszenia i Ostatniej Komunii Świętej
Hieronima. Indywidualnym atrybutem
świętego jest oswojony lew, z którym,
według legendy, dzielił jedną grotę.
Niestety, w Polsce ten doktor Kościoła pojawia się bardzo rzadko, a poza tym
najczęściej według schematów ikonograficznych wypracowanych przez wieki
na zachodzie Europy. Szkoda, bo jest
to patron biblistów. A w ogóle szkoda,
że w polskiej sztuce sakralnej jest tak
mało chrześcijańskiego uniwersalizmu.
rkw
Cyfrowe szkoły
W
sali kolumnowej Lubelskiego Urzędu Wojewódzkiego
11 VII 2012 r. odbyło się
uroczyste przekazanie przez Wojewodę Lubelskiego Jolantę Szołno-Koguc
umów o udzielenie dotacji celowej na
realizację zadania „Zakup pomocy dydaktycznych i innego sprzętu niezbęd-
nego do realizacji programów nauczania
z wykorzystaniem technologii informacyjno-komunikacyjnych”. Projekt realizowany jest w ramach „Rządowego programu rozwijania kompetencji uczniów
i nauczycieli w zakresie stosowania
technologii informacyjno-komunikacyjnych – CYFROWA SZKOŁA”.
Wiceprezydent Puław – Ewa Wójcik
odebrała umowy dla dwóch szkół, które
otrzymały dotację – Szkoły Podstawowej
nr 2 im. K. K. Baczyńskiego oraz Szkoły
Podstawowej nr 3 im. J. Brzechwy. Udział
w programie aż dwóch szkół podstawowych z naszego miasta jest wielkim
osiągnięciem.
Urząd Miasta Puławy
3
S
tanisław Staszic już w XVIII
wieku głosił wszem i wobec,
powtarzając tym samym myśl
kanclerza koronnego Jana Zamojskiego,
iż „takie będą Rzeczypospolite, jakie
ich młodzieży chowanie”. Dzisiejsze
zmiany w edukacji i słynna w kręgach
nauczycielskich nowa podstawa programowa staje się, odnoszę takie wrażenie,
parodią wielkiej reformy szkolnictwa,
która miała miejsce właśnie w epoce
oświecenia. Wprawdzie „wiek filozofów
i uczonych” przyniósł wiele moralnych
szkód, rodząc nowe postawy wobec
religii – obok ateizmu – deizm i agnostycyzm, ale nie próbował tępić humanistycznego oblicza ani szkolnictwa,
ani kultury.
uczyć się w szkołach średnich historii
czy języka polskiego na poziomie rozszerzonym. Dla uczniów wybierających
inne rozszerzenia nauka historii zakończy się w pierwszej klasie, a w kolejnych
latach będą z nią mieli minimalny
kontakt. Język polski też zostanie „godzinowo okrojony”. Pozostanie jeszcze
(pro forma) matura obowiązkowa
z polskiego, ale w obecnym kształcie,
który w szkolnej rzeczywistości przybiera formę kupowanych i wyklepanych
z pamięci prezentacji oraz odtwórczych
wypracowań na bazie fragmentu lektury
ze zredukowanego do minimum kanonu, niczemu i tak już nie służy, niczego
nie sprawdza i do niczego nie motywuje.
Szkoły ponadgimnazjalne mają zatem
przykładu odwołam się do znanych mi
lekarzy czy matematyków średniego
pokolenia doskonałych w swoim fachu, a zarazem obeznanych naprawdę
imponująco w literaturze, sztuce, nie
wspominając już o historii. Są dla mnie
ludźmi autentycznie wykształconymi
według najlepiej pojętych wzorów
humanizmu, nie przestając być bardzo dobrymi specjalistami w swojej
dziedzinie. Obecnie zaś młody lekarz,
fizyk czy informatyk nie będzie znał
(już często nie zna) podstawowych
faktów z naszych dziejów, nie skojarzy
postaci historycznych, wielkich dzieł
literatury czy malarstwa. W sondach
publikowanych przez media nie odpowie na podstawowe pytania, tak jak było
Oświecony ciemnogród
4
z założenia kończyć „specjaliści” wyedukowani już w konkretnej dziedzinie,
dobrze przygotowani tylko do swojego
kierunku studiów.
W rzeczywistości do studiowania
w ogóle nie będą gotowi, bo zabraknie
im wszechstronności koniecznej przy
zdobywaniu wyższego wykształcenia,
a wykorzenieni mentalnie z polskiej,
a także europejskiej kultury staną
się magistrami bez tożsamości. Dla
niedawno z datą wprowadzenia stanu
wojennego – może 1989???!!!
A tak między nami Polakami, to po
co nam ostatecznie wiedzieć, że zwyciężyliśmy pod Grunwaldem, a „Słowacki
wielkim poetą był”?! Mimo iż to pytanie retoryczne, odpowiem hasłem: „by
nowoczesny ciemnogród rósł w siłę,
a władzy rządziło się łatwiej”. I skąd
my to znamy?
Joanna Kurlej
© parafii Św. Brata Alberta
Programy nauczania szkół oświeceniowych – słynnego Collegium
Nobilium czy Szkoły Rycerskiej – obejmowały szeroko pojętą naukę języka
polskiego, który oczyszczony z makaronizmów (wstawek obcojęzycznych) miał
odzyskać swoje piękno; zwracano dużą
uwagę na nauczanie historii, kształtowanie postaw patriotycznych, obywatelskich, a także moralnych. Znalazło
się też miejsce na gruntowne nauczanie
przedmiotów ścisłych, jednakże bez negowania szeroko pojętej humanistyki,
a nawet w korelacji z humanistyczną
wizją świata i człowieka. Tak miało wyglądać kształcenie młodzieży w duchu
nowoczesności. Nowe, wychowywane
dopiero elity państwa, z jednej strony
jak młode pędy syciły się „sokami tradycji”, czerpanymi z ojczystych korzeni,
a z drugiej – chwytały wiatr w żagle,
wdychając powiew nowoczesnej Europy. Była w tym mądrość i głęboki sens
oraz autentyczna walka z ciemnotą
i zacofaniem.
Dzisiejsza reforma oświaty pod
sztandarami podobnych haseł – oświecania, unowocześniania, otwierania się
na Europę – podąża w zupełnie innym
kierunku – odhumanizowania szkoły.
Humanizm w swej definicji to przecież
dążenie do wszechstronnego rozwoju
człowieka, a odejście od tych założeń
wprowadza z kolei na drogę wiodącą
wprost ku regresowi i duchowej degeneracji. Okazuje się, że chcemy młode
pokolenie kształcić ku nowinkom cywilizacyjnym, ale w odcięciu od korzeni,
tradycji, moralności, historii, literatury
i sztuki.
Dzieje naszego narodu, jego dorobek
kulturowy pozostanie w tym przypadku tylko dla wybranych, którzy zechcą
Tylko wychowanie religijne opiera się na niezmiennym fundamencie wartości i zasad. Nie podlega trendom i modom.
Ewangelia to jedyna mądrość, która nie myli człowieka. Moment poświęcenia krzyży w czasie bierzmowania gimnazjalistów w Par. Św. Brata Alberta w 2011 r.
© rkw
Pomnik J. Korczaka w parku Yad Vashem
Przed nastaniem terroru nazistowskiego mieszkało w Niemczech około
pól miliona Żydów, którzy stanowili
integralną część niemieckiego społeczeństwa. Po II wojnie światowej
Niemcy były uważane za „kraj Szoah”,
gdzie właściwie nikt jako Żyd nie mógł
już żyć. Początkowo nie podejmowano
żadnych starań, by odbudować dawne
gminy żydowskie, chociaż ze Wschodu
nieustannie przybywały pojedyncze
osoby i rodziny żydowskie. Wiele z nich
chciało wyemigrować i stworzyć sobie
nowe życie, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych lub Izraelu.
W tym miejscu należy także wspomnieć o „nocy kryształowej” z 9 na 10
listopada 1938 r. Pełny zasięg tego aktu
pogardy dla człowieka dostrzegli jedynie nieliczni, jak proboszcz berlińskiej
katedry, Bernhard Lichtenberg, który
z ambony katedry św. Jadwigi wołał do
wiernych: „Na zewnątrz płonie świątynia – ona także jest domem Bożym”.
Narodowosocjalistyczny reżim terroru
budowany był na micie rasistowskim,
którego częścią było odrzucenie Boga
Abrahama, Izaaka i Jakuba, Boga Jezusa
Chrystusa, a także ludzi, którzy w Nie-
go wierzą. „Wszechmocny”, o którym
mówił Adolf Hitler, był pogańskim
bożkiem, który chciał zastąpić biblijnego Boga, Stwórcę i ojca wszystkich
ludzi. Gdy odmawia się szacunku temu
jedynemu Bogu, traci się także szacunek dla godności człowieka. Do czego
zdolny jest odrzucający Boga i jakie
oblicze może przybrać naród, który
mówi temu Bogu „nie”, pokazały pod
koniec wojny straszne obrazy z obozów
koncentracyjnych [...]
Z wdzięcznością chciałbym też
zwrócić uwagę na pogłębiający się
dialog między Kościołem katolickim
i judaizmem. Kościół czuje się bardzo
bliski narodowi żydowskiemu. Dzięki
deklaracji Nostra aetate Soboru Watykańskiego II wstąpiono „w sposób
nieodwołalny na drogę dialogu, braterstwa i przyjaźni”. odnosi się to całego
Kościoła katolickiego, w którym na tej
nowej drodze szczególnie intensywnie
angażował się błogosławiony papież
Jana Paweł II. Dotyczy to oczywiście
także Kościoła katolickiego w Niemczech, który jest w pełni świadomy
swej szczególnej odpowiedzialności
w tej dziedzinie. W sferze publicznej
należy odnotować przede wszystkim
„Tydzień braterstwa”, organizowany
co roku w pierwszym tygodniu marca
przez lokalne stowarzyszenia współpracy chrześcijańsko-żydowskiej. [...]
Sądzę, że oprócz ważnych inicjatyw
my, chrześcijanie, powinniśmy również
coraz bardziej zdawać sobie sprawę
z naszego głębokiego pokrewieństwa
z judaizmem. Dla chrześcijan nie może
być mowy o rozłamie w wydarzeniu
zbawczym. Zbawienie bierze początek od Żydów (por. J 4,22). Tam gdzie
konflikt między Jezusem a judaizmem
Jego czasów postrzegany jest w sposób powierzchowny, jako oderwanie
się od Starego Przymierza, zostaje on
sprowadzony do idei wyzwolenia, błędnie interpretującej Torę jedynie jako
niewolnicze przestrzeganie rytuałów
i nakazów zewnętrznych. Faktycznie
jednak Kazanie na Górze nie znosi
prawa Mojżeszowego, lecz odsłania jego
ukryte możliwości i ukazuje nowe wymagania; odwołuje się do najgłębszego
fundamentu ludzkiego działania, do
serca, gdzie człowiek wybiera między
tym, co czyste, a nieczystym, gdzie
rozkwita wiara, nadzieja i miłość.
Orędzie nadziei, które przekazują
księgi Biblii hebrajskiej i chrześcijańskiego Starego testamentu, zostało
przyjęte i rozwinięte w różny sposób
Menora symbolizująca 6 mln Żydów – ofiar holocaustu
przez chrześcijan i Żydów. „Po wiekach
konfrontacji za nasze zadanie uważamy
przyczynianie się do tego, żeby te dwa
sposoby nowej lektury pism biblijnych
– chrześcijański i żydowski – zaczęły
prowadzić ze sobą dialog, dopomagający
do poprawnego rozumienia woli Boga
i jego słowa” (Jezus z Nazaretu cz. II,
Kielce 2011, s. 44). Dialog ten w coraz
bardziej zlaicyzowanym społeczeństwie
powinien umocnić wspólna nadzieję,
pokładaną w Bogu. Bez tej nadziei społeczeństwo traci swoje ludzkie oblicze.
[...] Niech w tym błogosławi Jedyny
i Wszechmogący – Ha Kadosz Hu.
Benedykt XVI
Bundestag, 22 IX 2011 r.
Spotkanie papieża ze wspólnotą żydowską.
Tytuł od redakcji.
© rkw
S
zczerze cieszę się z tego spotkania z wami tutaj, w Berlinie [...]
Przed sześciu laty, podczas mojej
wizyty w synagodze w Kolonii, rabin
Teitelbaum mówił o pamięci jako jednej
z kolumn, niezbędnych do budowania
pokojowej przyszłości. Dziś znajduję
się w centralnym miejscu pamięci,
straszliwej pamięci: tu zaplanowano
i zorganizowano Szoah, unicestwienie
żydowskich współobywateli Europy.
© rkw
Świadomi pokrewieństwa z judaizmem
Żyd ortodoksyjny medytujący Torę u Grobu Racheli
5
Rower to tylko dodatek
R
swoje życie”. Kaśka jest jedną z najmłodszych uczestniczek pielgrzymki.
Służy pielgrzymkowej wspólnocie
liturgicznym, pięknym śpiewem. Zawsze uśmiechnięta, tylko ten ostatni
pechowy dzień...
***
Wjeżdżamy w Polskę. Rozgrzane
słońcem złote łany dojrzewającego zboża, skoszone, pachnące siano, płonące
maki na miedzach, obłędnie błękitne
chabry i bławatki. Łany zboża po widnokrąg. Miodowy zapach lip, orzeźwiające
tchnienie wilgotnego lasu, żywiczne sosny, żar słońca, wiatr. Z otwartej Księgi
Przyrody czytamy pochwałę Stwórcy
w Jego dziełach.
Pobocze. Piękno i brzydota. Masa
śmieci i martwe zwierzęta. Dwie rzeczywistości. Życie i śmierć, łaska i grzech.
Krajobraz też może katechizować.
***
„Darku – dlaczego jedziesz?”. „Trudno powiedzieć. Bóg upomniał się
o mnie. W 2009 po raz pierwszy jechałem „służbowo”. Po pierwszym dniu coś
się zmieniło. Zacząłem myśleć inaczej,
sądziłem, że to jakieś moherowe berety,
nieudacznicy. Teraz widzę, że to fajni
ludzie, którzy wyruszają w drogę. Patrzę
teraz na innego jak na brata. Zmieniłem spojrzenie na świat, coś mi mówi,
żeby co roku tu przyjeżdżać, nie po to,
by jechać rowerem, sama jazda nie jest
już ważna. Rower jest tylko narzędziem
w rękach Pana Boga. Szykuję się cały
rok, żeby tydzień być razem, żeby pogadać. W robocie nie można pogadać
o Panu Bogu. Czuć tu wiarę, staję się
***
„Edyto, Darku – dlaczego jedziecie?”.
„Jedziemy podziękować Matce Bożej za
17 lat naszego małżeństwa. Chcemy
też prosić o łaskę dobrej śmierci dla
naszego ciężko chorego wujka”. Edyta
i Darek pielgrzymują po raz trzeci. Darek na rowerze, Edyta w samochodzie
bagażowym. Jadą, bo przez rok czekają
na spotkanie z ludźmi, którzy poprzez
doświadczenia życiowe tworzą wyjątkową wspólnotę.
„Hirek – dlaczego jedziesz?”. „Mam
intencje z pracy. Poza tym chcę się
sprawdzić.” Hirek po poważnym urazie
nogi podejmuje wyzwanie. Kiedy noga
odmawia posłuszeństwa, jego pielgrzymowanie w samochodzie obsługi uczy,
że nie zawsze musi być tak, jak się chce
i że wcale nie jesteśmy tacy silni, na jakich wyglądamy. Hieronim jedzie po raz
pierwszy. Pod koniec pierwszego dnia
wypowiedział bardzo ważne zdanie,
które pokazuje coś, co dzięki łasce Boga
wytworzyło się pomiędzy nami – „Tutaj
każdy myśli o wszystkich”.
„Katarzyno – dlaczego jedziesz?”.
„Chcę być z innymi, którym można
zaufać. Chcę poprzez modlitwę pogłębić więź z Bogiem. Mogę przemyśleć
6
inny, jest wspólnota. Zrozumiałem też,
że księża to ludzie tacy jak my”. Darek
jedzie po raz czwarty.
***
Czytamy w Księdze Historii. Spotykamy po drodze króla Władysława
Jagiełłę w jego ukochanej Jedlni, przecinamy drogę wojskom polskim ciągnącym pod Grunwald, w Studziannie
– Poświętnem mijamy się z Michałem
Korybutem Wiśniowieckim i Janem III
Sobieskim, w Drzewicy odnajdujemy
ślady Stanisława Augusta Poniatowskiego. Stare gniazda rodowe szlachty
polskiej – portale świątynne z herbami
Szreniawa, Jastrzębiec, Pobóg, Topór,
Lis, Habdank. Przydrożne krzyże przypominające o poległych powstańcach
styczniowych, o żołnierzach I wojny,
wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku,
września 1939, o cywilnych ofiarach
dwóch okupantów, o chłopcach z lasu.
Kulminacja następuje w Częstochowie
– duchowych sercu Narodu Polskiego.
Historia Polski jest częścią składową
tego świętego miejsca. Kościół pilnie
strzeże pamięci, która tworzy tożsamość. Jakże mocno w Jasnogórskim
Klasztorze brzmi hymn ku czci Maryi
– Bogarodzicy. Zręby naszej państwowości oparte są na chrześcijańskim
fundamencie, a królewska cześć oddawana Maryi Królowej ten polski gmach
cementuje. Święty i wolny Naród musi
być!
***
„Urszulo – dlaczego jedziesz?”. „Jadę
czwarty raz z tą samą intencją. Dla
niej ponoszę trud drogi. Doświadczam
© Danuta Biaduń
© Danuta Biaduń
ozpoczynamy w Imię Pańskie –
rekolekcje w drodze, pielgrzymkę
rowerową, kolejny etap życiowej
drogi. Jak zwał, tak zwał, mniejsza
z tym. Zaczynamy Eucharystią i do
końca tej świętej podróży będzie to
najważniejszy moment dnia. Niedzielna Msza Święta na otwarcie drogi –
napełniamy nasze bidony Wodą Życia
– Ewangelią. „Nauczycielu, przyjdź,
moja córka dogorywa!”, „Obym tylko
dotknęła się Jego płaszcza!”. Doświadczenie własnego ograniczenia i cierpienia popycha w drogę. Dobrze, że Jair
i kobieta cierpiąca na krwotok uczą nas,
jak wiara wskrzesza i leczy.
Dla wielu z nas pielgrzymka rowerowa jest jedynym pomysłem na zdrowy i ciekawy urlop z przyjaciółmi
Wojciech Kostecki
© E. B Tochowicz
Chania – wenecka zabudowa w części portowej
Msza Święta na wczasach
S
ezon urlopowy jeszcze trwa.
Niektórzy wybiorą się na wypoczynek we wrześniu. Ja z mężem
spędziłam pierwsze 2 tygodnie lipca na
Krecie, w okolicach Chanii - jednego
z piękniejszych miast na wyspie. Chania to dawna stolica Krety (do 1971 r.)
i urokliwe miasto portowe, położone
poniżej Gór Białych.
Wybierając się na urlop, zawsze
szukamy takiego miejsca, gdzie można
uczestniczyć w niedzielnej Eucharystii.
Tak też było i tym razem. W Chanii
nie ma z tym problemu, ponieważ jest
tam katolicki kościół św. Franciszka
z Asyżu, który był największą świątynią zbudowaną w mieście w czasach
republiki weneckiej. Msze Święte są
tu odprawiane w sobotę wieczorem
i niedzielę rano w języku angielskim
i po łacinie. Przy wejściu do kościoła
można wypożyczyć mszaliki i zbiory
pieśni w kilku językach. Dodatkowo
dostępne są tłumaczenia czytań i ewangelii z danej niedzieli, także w języku
polskim. W jedną z niedziel, ze względu na dużą liczbę Polaków obecnych
na Eucharystii, jedno z czytań było po
polsku. Zaśpiewaliśmy też „Barkę”, co
dostarczyło nam wielu wzruszeń.
Piszę o tym, by zachęcić wszystkich,
którzy wybierają się w odległe, często
egzotyczne miejsca, do zasięgnięcia
wiadomości na temat posługi duszpasterskiej. Biura turystyczne w trosce
o klienta udzielają pełnych informacji
także w tym względzie. Można więc
odpoczywać na Krecie czy na Rodos
i przeżywać niedzielę po chrześcijańsku. Pytanie tylko, czy chcemy? My
chcieliśmy, dlatego oprócz wielu wrażeń mamy poczucie, że Pan Bóg był
z nami na tej pięknej wyspie, którą
stworzył także z myślą o plażowiczach
z Polski.
Zachęcamy wyjeżdżających, aby nie
wstydzili się pytać w biurach podróży
o miejsca kultu. To jest rodzaj świadectwa wobec ludzi zajmujących się
obsługą turystów. Gdy się zorientują, że
jest takie zapotrzebowanie, z pewnością
znajdą odpowiednią ofertę. Mówiąc
nieładnie: popyt zrodzi podaż.
E. B. Tochowicz
© E. B Tochowicz
tego, że jesteśmy wspólnotą i czuję siłę
tej wspólnoty”. Ulka, z pielgrzymkami
związana od początku, wkłada dużo
pracy, aby inni mogli jechać. Niesie
swój życiowy trud po cichu z ufnością
w Bożą opiekę.
„Anno – dlaczego jedziesz?”. „Jadę,
żeby spotkać się z Mamą, porozmawiać
z Nią, wypłakać się i wyżalić. Wiozę
swoje intencje. Chcę tę drogę przeżywać
we wspólnocie z innymi. Wiem też, że
jadę ze swoim Aniołem Stróżem. Kiedy
się zamyślę w czasie jazdy, On mnie
chroni”. Anka pielgrzymuje po raz
czwarty. Pierwszego dnia przerwała jazdę na jeden etap z powodu osłabienia.
„I co?” – pytam. „W czasie pierwszej
pielgrzymki przeżywałam, że muszę
za wszelką cenę jechać. Teraz tak do
tego nie podchodzę. Te słabości uczą
pokory”.
***
Dotykaliśmy świętości. Każdego
dnia nawiedzaliśmy sanktuaria – Wysokie Koło, Stara Błotnica, Skrzyńsko,
Gielniów, Poświętne, Wielgomłynie,
Gidle, Siedlec, Jasna Góra, Jędrzejów.
Te święte miejsca umożliwiały realny
kontakt z Bogiem, te miejsca objawienia
Jego łaski uczyły nas, że Bóg autentycznie wkracza w rzeczywistość. Byliśmy
kolejnymi pielgrzymami, którzy tam
szukali umocnienia, wpisywaliśmy się
w długi łańcuch tych, którzy przed nami
z tych samych pobudek tam pielgrzymowali. Droga prowadzi nas do naszej
rzeczywistości, do naszych domów, do
naszych sanktuariów codzienności,
do miejsca, gdzie realnie Bóg chce nas
znaleźć w naszym życiu.
***
„Jedni drugich brzemiona noście”.
Uczyć się znosić bliźniego, jechać gęsiego, bo tylko kierowcy pielgrzymki
wiedzą, ile razy o mały włos... Nie
przyśpieszać, kiedy piękna górka prosi,
żeby się właśnie rozpędzić, hamować,
kiedy ten przede mną zwalnia. Słuchać
poleceń prowadzącego nie dlatego, że
on ma władzę, ale z posłuszeństwa.
Modlić się za i upominać po bratersku
tych, którzy upadają i myślą, że tego nie
widać, a ten ich upadek boli tak wielu.
Nie sądzić innych, przestać wierzyć
we własne siły i moc swojej maszyny.
Z zawstydzeniem uznać, że to, co się
udało, stało się z woli Boga, a nie jako
wynik własnych projekcji. Dzięki Ci Panie, że tak cierpliwie prowadzisz nas po
pięknych polskich drogach i zawiłych
ścieżkach naszego życia.
***
„Tam, gdzie dwaj albo trzej jadą na
rowerach w imię Moje, tam Ja jadę
pośród nich”.
Chania – kościół pw. św. Franciszka z Asyżu
7
Chrześcijański kult relikwii
K
8
Chrystusowego, znalezionego przez
cesarzową Helenę w 324 r. w Palestynie. Miasta pozbawione męczenników
zaczęły importować relikwie. Chociaż
edykt cesarza Teodozjusza z 386 r.
zabraniał dzielenia ciał męczenników
i handlu nimi, to jednak już w V w. na
Wschodzie relikwie dzielono nagminnie
i nie szanowano zakazu ekshumacji.
Na Zachodzie wprowadzenie ekshumacyjnych praktyk trwało dłużej i z pewnymi oporami świętych poddawano
parcelacji.
Relikwii przybywało dzięki ich dzieleniu, a ponadto wprowadzono tzw. relikwie wtórne (drugorzędne), powstałe na
skutek kontaktu z pierwszorzędnymi.
Było nimi np. płótno, w które zawijano relikwie, był materiał położony na
grobie, ale nie gardzono i posiadaniem
oliwy z lamp palących się przy grobach
świętych. Pątnicy wracający z Ziemi
Świętej też przywozili swoje pamiątki, np. wodę z Jordanu. Te „surogaty
relikwii” pomagały uchronić relikwie
właściwe przed ich parcelacją.
Relikwie wypraszane, kupowane,
a nawet wykradane kształtowały oblicze
cywilizacji. Średniowiecze stanowiło
apogeum ich popularności, wpływając
na życie kulturalne, polityczne i religijne nie tylko tej epoki. Do znanych
miejsc kultu ściągali pątnicy. Święci
uzdrawiali, wybawiali z pożarów, zarazy,
a na ich relikwie przysięgano i zawierano wtedy pakty pokojowe. Zwyczaj
obnoszenia relikwii w rozlicznych
procesjach zaczął się w VII w. w wizygockiej Hiszpanii. Synody lokalne porządkowały kult relikwii i ustanawiały
prawodawstwo dotyczące świętych.
Kanonizacja polegała na uroczystym
podniesieniu elevatio, czyli ekshumacji,
a następnie na przeniesieniu szczątków,
czyli translatio relikwii. Wystawienie
ich przy ołtarzu w celu oddania czci
ciału nazywano depositio.
Po okresie wielkiej czci relikwii
nadeszły czasy renesansu i reformacji.
Wtedy kult ten został poddany ostrej,
a nawet zjadliwej krytyce. Kościoły
reformowane, odrzucając kult świętych, odrzuciły również kult relikwii.
Katolicki barok był odpowiedzią na te
wyzwania czasu. Wtedy to relikwie zyskały osobliwy rodzaj ekspozycji w kościelnych wnętrzach, a na ołtarzach
pojawiły się przeszklone trumny ze
zmumifikowanymi ciałami świętych.
Zamiast stłoczonych w relikwiarzach
kości pojawiła się pozorująca sen
mumia. Gdy stan zwłok nie pozwalał
na ekspozycję, zastępowano je drewnianą albo woskową atrapą. Sposobem
ekspozycji pomniejszych relikwii było
włączenie ich w bogate kształtem
nastawy ołtarza, gdzie w przeszklonych różnokształtnych gablotach poukładano kostki świętych w ozdobne
układanki.
Na Zachodzie od IV w. relikwie
umieszczano pod ołtarzem. Według
Augustyna wyrażało to prawdę, że ciało
świętego stało się ołtarzem dla Boga.
Chrystus to pierwszy z męczenników,
a inni poszli w Jego ślady, oddając życie. Na Wschodzie zaś groby świętych
umieszczano z dala od ołtarza. Zwolennicy łączenia ołtarzy z relikwiami sięgali
po argument z Apokalipsy: Ujrzałem
© rkw
ult relikwii w chrześcijaństwie
ma swą długą i burzliwą historię.
Wyrósł przede wszystkim z ludowej pobożności, nie zawsze zgodnej
z oficjalnym nauczaniem i teologią.
Jednak okazał się ważny dla wielu pokoleń i stanowił pomoc w ewangelizacji
narodów, ale niekiedy też ją utrudniał.
Dziś znaczenie relikwii osłabło i nie
absorbują one już tak wielu wierzących.
Nie znaczy to, że relikwii dziś się nie
eksponuje i nie czci. Znamiennym jest
jednak fakt, że nic nie wspomina o nich
Katechizm Kościoła Katolickiego, choć
dawne tradycje zakorzenione w życiu
wiernych nie zanikły. Epoka, w której
żyjemy, przyniosła nowe spojrzenie na
świętych. Bardziej niż wymowę czcigodnych kości, oprawionych w szlachetne
metale, w nauczaniu Kościoła akcentuje
się heroiczność cnót i przykład życia
świętych.
Relikwie (łac. reliquiae – szczątki,
resztki) to materialne pozostałości zachowane po śmierci świętych, przede
wszystkim kości, ale także przedmioty
osobiste. Niezaprzeczalne świadectwa
kultu relikwii pochodzą z IV wieku,
lecz swymi korzeniami sięga on wcześniejszego okresu, gdy czczono groby
męczenników. Historia relikwii rozpoczyna się na dobre w IV wieku. Wtedy
to zaczęto umieszczać zmarłych jak najbliżej grobu męczennika, a gdy zabrakło
wokół niego miejsca, groby opróżniano,
a kości składano do wspólnej mogiły.
Tak powstały ossaria i później wielu
sądziło, że są to szczątki męczenników.
To z nich następnie pozyskiwano wiele
relikwii. W tym też czasie zaczęto pielgrzymować do grobów męczenników
w celu ożywienia swej wiary. Męczennicy i święci nie byli jednak obiektem
religijnego kultu, gdyż ten przysługiwał
tylko Bogu.
Chrześcijaństwo późnego antyku
zaczęło zdobić groby męczenników
i świętych oraz pozyskiwać ich relikwie.
To właśnie w epoce pokonstantyńskiej
na grobach męczenników wzniesiono
wspaniałe bazyliki (Piotra, Pawła, Wawrzyńca, Agnieszki, Kosmy i Damiana),
które przyciągały pielgrzymów. Skromne kiedyś martyria nad grobami męczenników zaczęto zdobić, ich nagrobne
płyty polewano pachnącym olejkiem,
dekorowano kwiatami i palono przy
nich lampy.
Przy relikwiach pojawiali się ludzie
wszystkich stanów, nawiedzali je również cesarze. Ceniono nie tylko relikwie
męczenników, ale także relikwie krzyża
Relikwie św. Brata Alberta z puławskiego schroniska dla bezdomnych
pod ołtarzem dusze zabitych dla Słowa
Bożego i dla świadectwa (Ap 6,9–11).
Później wydobywano relikwie z ołtarzowego ukrycia i umieszczano
w ozdobnych relikwiarzach, które
przybierały najrozmaitsze formy,
bowiem oprawę relikwii wciąż udoskonalano. Mogły one mieć formę
architektoniczną wieży, kopuły, wazy
itd. W X w. pojawiły się jako relikwiarze figury przedstawiające świętego,
zdobne w perły i kamienie, symbolizujące cnoty tej postaci. Mogły też
posiadać kształt monstrancji, ale także
formę rąk albo głów. Coraz częściej
wystawiano je na widok publiczny
w najrozmaitszej postaci. Budowano
wystawne ołtarze i kaplice dla kosztownych relikwiarzy. Nie brakowało
też pięknych konfesji w katedrach
dedykowanych świętym.
Gromadzeniem relikwii zajmowało
się wielu biskupów, dbając o sławę
i prestiż swych katedr, podobnie czynili też królowie. Duma z posiadania
relikwii odegrała niemałą rolę w kształtowaniu świadomości narodowej Francji i Niemiec. Relikwie Trzech Króli
ulokowane w politycznym centrum
cesarstwa miały tę władzę uzasadniać
i chronić. Kolonia ze wspaniałym
relikwiarzem Trzech Króli stała się
jednym z głównych celów pątnictwa
średniowiecznego. Król francuski Ludwik IX w 1237 r. kupił od łacińskiego
cesarza Konstantynopola Baldwina II
cierniową koronę Chrystusa za sto
trzydzieści pięć tysięcy liwrów. Dla
korony wybudowano Saint Chapel,
cudo gotyckiej architektury. Jednym
z największych zbiorów relikwii dysponował saski książę elektor Fryderyk
Mądry w kaplicy zamkowej w Wittenberdze. Prześcignął go w gromadzeniu
relikwii jego brat Ernest, który w Halle
zgromadził ponad 21 tysięcy relikwii.
Pełną kontrolę nad autentycznością
relikwii chrześcijaństwo utraciło dość
wcześnie. Początkowo pamięć o grobie
męczennika była gwarancją ich autentyczności. Translacje i kawałkowanie
ciał stały się przyczyną niepewności.
Wątpliwości teologów miał rozwiać cud
jako dowód autentyczności relikwii. Na
złą opinię podejrzanych relikwii pracowali ich pokątni handlarze. Sienkiewiczowski Sanderus z „Krzyżaków” miał
wielu poprzedników. Weryfikowanie
autentyczności relikwii było sprawą
biskupów i opatów.
Fałszowanie relikwii brało się też
stąd, że ówczesny świat był bardzo
żądny cudów. Często dopuszczano się
też kradzieży. Władze kościelne groziły
fałszerzom karami, ale w przypadku
wątpliwości radzono, aby zachować
wszystkie relikwie, by nie stało się tak,
że wyrzuci się prawdziwe, a fałszywe
zostaną. Teologowie podali wykładnię
o intencjonalnym charakterze kultu
relikwii. Nawet gdy nieświadomie czci
się fałszywe relikwie, ta cześć odnosi
się do prawdziwych. To ambiwalentne
twierdzenie wymusiła niepewna tożsamość wielu relikwii. Kradzieże ich
były traktowane jako świętokradztwo.
Nie można czynić zła, by zeń wynikło
dobro!
Również Polska posiada swoje relikwie. Wykupione przez Bolesława
Chrobrego ciało Wojciecha zostało
złożone w Gnieźnie i stało się to
ważnym argumentem do utworzenia
tam w 1000 r. kościelnej metropolii
dla Polski. U Wojciechowego grobu
spotkali się wówczas Otton III i polski
książę. Cesarz dał Bolesławowi gwóźdź
z krzyża Pańskiego wraz z kopią włóczni św. Maurycego, w zamian Bolesław
ofiarował mu ramię św. Wojciecha.
Na szczycie państwowo-kościelnym
relikwie Męki Pańskiej i relikwie
męczennika odegrały ważną rolę
w wymiarze symbolicznym. W 1928 r.
na prośbę kardynała Hlonda papież
Pius XI darował do Gniezna ramię
Wojciecha z rzymskiego kościoła św.
Bartłomieja, to samo, które otrzymał
Otton III. W 1184 r. biskup Gedko
i książę Kazimierz Sprawiedliwy sprowadzili do Krakowa ciało św. Floriana.
Oprócz centralnego miejsca w katedrze
święty otrzymał kościół na Kleparzu.
Kanonizacja Stanisława ze Szczepanowa w 1253 r. sprawiła, że w XIII w.
kult jego stał się kultem narodowym
i przyćmił kult św. Floriana.
Kultowi relikwii od samego początku
towarzyszyły wątpliwości teologiczne.
Przybierały one różne formy i różny
charakter na przestrzeni wieków. Już
ojcowie Kościoła nie potrafili jednoznacznie odpowiedzieć na problemy,
jakie narastały wokół czci oddawanej
doczesnym szczątkom zmarłych. Św.
Augustyn twierdził, że czego innego
nauczamy, a co innego musimy tolerować. I dlatego należało i należy ten
kult stale korygować i harmonizować
z całością wiary, bowiem, jak nauczał
św. Tomasz z Akwinu, w relikwiach
nie tkwi żadna siła: Proch ma bowiem
zmartwychwstać nie sam z siebie, lecz
z Boskiego postanowienia. Na koniec
warto przywołać pytanie mistrza Eckharta: Ludzie, czego szukacie w martwej kości? Czemu nie poszukujecie
żywej świętości, która dać może życie
wieczne?
oprac. ks. Stanisław Groń SJ
na podstawie publikacji Jana Kracika,
Relikwie, Znak, Kraków 2002
Humor ojców pustyni
Abba Abraham, starzec słynący z łagodności i troski, był ulubieńcem dzieci
z odległej wioski. Często przychodziły
w pobliże jego celi i dotąd siedziały
przykucnięte na ziemi, aż abba Abraham wychodził i mówił im o pięknie
stworzenia. Pewnego dnia starzec długo
mówił o Bogu, a potem zadał dzieciom
kilka pytań:
– Powiedz mi, Danielu, kim jest Bóg?
– Bóg jest tym, który mnie stworzył.
– Dobrze odpowiedziałeś. A dla ciebie, Makary, kim jest Bóg?
– Bóg jest moim ojcem.
– Wspaniała odpowiedź. A dla ciebie,
Gelasio? – zapytał trzeciego.
– Bóg jest ojcem Makarego.
***
Ojcowie pustyni byli bardzo podejrzliwi w stosunku do kobiet. Byłoby tu
jednak przesadą mówić o absolutnej
antypatii, humor chronił ich przed
wszelką przesadą. Pewnego dnia abba
Filaret powiedział: „Kobiety przewidują
wszystko, nie mylą się nigdy, chyba że
się zastanawiają”.
***
„Cała sztuka polega na unikaniu
skrajności” – rzekł diabeł, sadowiąc
się pomiędzy dwoma starcami, którzy
zamierzali sądzić jakiegoś brata.
***
Pewien biskup z Aleksandrii, nieprzyzwyczajony do niewygód mniszego życia, był zmuszony spędzić noc
w klasztorze w Ennaton. Zanim położył
się na macie w przydzielonej mu celi
zobaczył na podłodze trzy pluskwy.
Wezwał jakiegoś brata i zwrócił mu na
to uwagę.
– Nie niepokój się, abba, w gruncie
rzeczy to tylko pluskwy. A poza tym
spójrz, są martwe.
O jutrzence biskup wstał, a gdy ujrzał
owego brata, powiedział:
– Te trzy pluskwy, rzeczywiście były
martwe. Ale jaki tłum przybył tej nocy
na ich pogrzeb!
R. Kern, Humor ojców pustyni,
KERYGMA, Lublin, 1991
9
Pierwsza ofiara bombardowania Puław
„Czyż może baśnią są te jądra prawdy historycznej, które poezja owija przędzą podań i pieśni [...]? Sąż baśnią wspomnienia?
Czy jest baśnią nić wiążąca w ciągłość pokolenia i wieki? Baśniąż są chwały w snach zjawiające się upokorzonym? Jestże baśnią
nieszczęście, przed którym głowa chyli się nisko jak przed żałobnym ołtarzem?
Jeżeli to wszystko baśń, cóż jest prawdą? Suknie szeleszczące? Rękawiczki do ramion długie? [...]”*
Eliza Orzeszkowa
J
eśli przechodząc alejkami puławskiego cmentarza przy ulicy Piaskowej od strony bramy głównej,
zechcemy skręcić w lewo w trzecią
z kolei, pięknie dziś wybrukowaną
dróżkę natrafimy na zapadający się
w ziemię nagrobek czternastoletniego
chłopca – Tadeusza Misztala.
Dlaczego zatrzymuję się właściwie
w tym miejscu? Cmentarz liczy przecież tysiące pomników, a jeszcze więcej
miejsc pochówku nieutrwalonych kamiennymi płytami. Nie brak tu szczątków osób poległych w niespokojnym
dla naszego narodu czasie. Ktoś mógłby
także powiedzieć, że wiele z nich bardziej zasłużyło się dla kraju, czy dla naszego miasta, niż ten chłopiec. Dlaczego
więc właśnie tu zatrzymuję swój krok?
Dlaczego wczytuję się po raz kolejny
w znane mi już dobrze epitafium?
„Zgasłeś, zgasłeś,
nie pomogą żale, rozpacze,
już cię, mój Synu, nigdy nie zobaczę”.
Zrozpaczona matka
Jak głosi wieść, krążąca w mojej
rodzinie, tu właśnie pochowana jest
pierwsza ofiara wojny w Puławach,
pierwsza ofiara bombardowania mostu.
Tak mawiali przedstawiciele starszego
pokolenia. Tak mawiał i mawia do dziś
brat mojego dziadka, który w naszym
mieście się wychował, po latach zaś,
gdy los skierował go w inne miejsce,
powracając tu w listopadzie zatrzymywał się zawsze przy tej mogile, mówiąc
nam – mnie i rodzeństwu: „A tu leży
pierwsza ofiara wojny. Pierwsza ofiara
bombardowania Puław. Pamiętajcie
o tym...” Mawia tak ilekroć przechodzi
tą aleją i zawsze opowiada w ten sam
sposób. Zawsze tak samo. I zawsze
w podobnym, właściwym tej chwili,
skupieniu. Tak oto wieść ta przekazywana jest z pokolenia na pokolenie
– mojemu ojcu, jego braciom, teraz
mnie i nie potrzeba nam listopadowych
świąt, aby w drodze do grobów rodzinnych wybrać tę właśnie alejkę i tutaj
się zatrzymać.
Tadeusz Józef Misztal, jak informuje
napis na nagrobku, „zginął śmiercią tragiczną” 6 września 1939 roku. Czy to
znaczy, że był to pierwszy dzień ataków
lotniczych na nasze miasto? Uprzedzę
jedynie tytułem wyjaśnienia, że tekst
10
niniejszy, przywołując tamte trudne
dla Puław godziny, nie stawia sobie za
cel główny rozstrzygania, czy Tadeusz
Misztal był rzeczywiście „pierwszą”
ofiarą bombardowania i jako autorka
artykułu nie śmiem nawet przypisywać
sobie prawa do orzekania w tej sprawie,
chociaż może należałoby i takiej próby
się podjąć. Chodzi raczej o uczczenie
pamięci poległych w 1939 roku, nie
tylko żołnierzy, ale również cywilów.
Nie wszyscy przecież doczekali się
nawet miejsca pochówku znanego bliskim. Tak wielu pogrzebano jako N.N.
Ileż matek, i nie tylko matek, mogłoby
podpisać się pod słowami wykutymi na
płycie grobu Misztala: „Nie pomogą
żale, rozpacze...”.
Rodzinny przekaz o tym, ulegającym
dziś niewątpliwie działaniom czasu,
nagrobku, wydaje mi się ku temu doskonałym pretekstem. Baśń to czy nie
baśń? Co na temat bombardowania
Puław i okolic mówi historia? Ilu ludzi
wówczas zginęło? Skąd o tym wiadomo,
jeśli wiadomo? O rozmowę poprosiłam
Sławomira Pacia, historyka i regionalistę puławskiego, autora wielu opracowań podejmujących tematykę kampanii
wrześniowej na puławskim Powiślu,
m.in. rozprawy Puławy i okolice we
wrześniu 1939 r.
Otóż okazuje się, że w środę, 6 września 1939 roku, a więc w dniu, w którym, jak wynika z informacji na nagrobku, zginąć miał Misztal, Puławy rzeczywiście były przedmiotem ataków niemieckiego lotnictwa, i to wielokrotnie.
Około godziny 12:00 bombardowano
mosty na Wiśle w Puławach i Dęblinie
– oba strzeżone przez 1 Pułk Strzelców
Konnych. Most w Dęblinie trafiono
wówczas 3 razy, w wyniku czego został
uszkodzony. Puławski most natomiast
stał się ponownie celem nalotów
o godzinie 16:40. Nie uniknął lekkich
uszkodzeń. O skutkach bombardowań
meldował płk. Stefanowi Roweckiemu,
wówczas dowódcy 2. Brygady Pancerno-Motorowej, której sztab stacjonował
w Olesinie, dowódca 1 Pułku Strzelców
Konnych ppłk Zenon Wzacny.
Lotnictwo niemieckie nie ograniczyło
działań jedynie do mostu. Jak podkreśla
Sławomir Pać, w wyniku bombardowań
spłonęła niemal cała dzielnica żydowska
w Puławach między ulicami: 6 Sierpnia,
Kołłątaja i Lubelską: Pożarów nie miał
już kto gasić. Nie było władz, policji
ani straży pożarnej. Funkcjonował
nadal, mimo nalotów, w opustoszałym
gmachu starostwa, obsługiwany między
innymi przez Ryszarda Towalskiego,
punkt łączności radiowej. Celem ataku
nieprzyjacielskiego lotnictwa stał się
również rejon przejazdu kolejowego
Ruda Czechowska (obecnie Puławy-Miasto). Bomby dużego kalibru spadły
na dwie posesje przy ulicy Reja.
Przy powtórnym nalocie na przejazd
jedna z bomb trafiła grupę żołnierzy,
którzy przyszli z lasu po wodę ze studni obok budki dróżnika kolejowego.
Wszyscy żołnierze zginęli, uratować
zdołano natomiast inną osobę, która
znalazła się tam przypadkiem i została
przysypana ziemią. Bombardowanie
nie spowodowało uszkodzenia przejazdu i toru kolejowego. Jak dodaje mój
rozmówca, tego dnia przedmiotem
bombardowania były także Ryki, czego
opis znaleźć można we wspomnieniach
dziennikarza Mieczysława Krzepkowskiego. (M. Krzepkowski, Wspomnienia
dziennikarzy o wrześniu 1939 r., Warszawa 1965, s. 66–67.)
Informacje powyższe wskazują, iż
skutkiem nalotów z 6 września były nie
tylko uszkodzenia budynków i mostu,
ale także ofiary śmiertelne. Jedną z nich
mógł więc być 14-letni chłopiec. Ale
czy to rzeczywiście, jak przekazywano
w wieści rodzinnej, „pierwsza” ofiara?
Okazuje się, że Puławy bombardowano już w sobotę drugiego września,
natomiast działania obronne w wyniku
ogłoszonego stanu wojennego, podjęto
już w piątek, poprzedniego dnia. O wybuchu wojny dowiedzieli się wówczas
mieszkańcy Puław z oficjalnego komunikatu, nadanego przez radio o godz.
8:00. W tym miejscu mój rozmówca
odsyła do relacji Ryszarda Towalskiego,
który we wrześniu 1939 r., jako uczeń
Gimnazjum im. ks. A. J. Czartoryskiego, podjął działania w ramach harcerskiej służby łączności, przy aprowizacji
uciekinierów oraz pomocy sanitarnej.
Towalski wspomina:
„1 września w piątek o godz. 8:00
podaje oficjalny komunikat PAP o rozpoczęciu przez Niemców wojny przekro-
© Piotr Szczygieł
czeniem, o godz. 4:45, na całej niemal
długości granic Polski. W godzinach
popołudniowych ogłoszono orędzie
Prezydenta RP, wzywające naród do
skupienia się wokół Naczelnego Wodza
i sił zbrojnych i udzielenia należytej
odprawy agresorowi. Jednocześnie Prezydent RP zarządził na całym obszarze
Rzeczypospolitej stan wojenny, a Prezes
Rady Ministrów – stan wyjątkowy.
Rozplakatowywaniem orędzia i innych
rozporządzeń zajmowała się służba
PL (Obrony Przeciwlotniczej), w tym
między innymi druhowie Marian Krzyżanowski i Leszek Kołodziej.
Uruchomione zostają przeciwlotnicze punkty obserwacyjne, jeden z nich
znajdował się w budynku gimnazjum
A. Czartoryskiego. Punkt łączności
radiowej mieścił się w Starostwie Powiatowym, a punkty sanitarne i informacyjne w poszczególnych rejonach
miasta” (cyt. za Pać Sławomir, Puławy
i okolice we wrześniu 1939 r., Puławy
2010, s. 90 )
Towalski relacjonuje, iż miasto podzielone było na poszczególne rejony
OPL, z których każdy miał swojego
komendanta. Sam Towalski przydzielony został do rejonu „Działki”, którego
komendantem był Antoni Dąbrowski.
Nie bez znaczenia okazał się także
punkt aprowizacyjny dla uciekinierów,
działający na stacji kolejowej.
Pierwszego września oszczędzono
Puławom ataków, celem nalotów stała
się natomiast już w godzinach rannych
stacja kolejowa w sąsiednim Dęblinie,
jak również tamtejsze mosty, pole startowe oraz osiedle mieszkaniowe.
Kolejny dzień. Drugi września.
Wszystko na pierwszy rzut oka toczyło
się normalnie – opowiada mój rozmówca Sławomir Pać. Furman Szczepan Bramek zwoził ze stacji do koszar
cegłę. Według Towalskiego w tymże
dniu na dużej wysokości pojawiły się
nad Puławami od strony Kazimierza
nieprzyjacielskie samoloty. Spadły trzy
pierwsze bomby na most. Bombardowanie nie było zbyt celne – tylko jedna
z nich trafiła i nie eksplodując przebiła
jezdnię i utonęła w Wiśle. Inna zaś relacja, ówczesnego sekretarza magistratu
Ludwika Jaroszka, mówi, iż tego dnia
pojawił się nad miastem na znacznej
wysokości pojedynczy samolot nieprzyjacielski. Doszło do walki powietrznej
z polskim myśliwcem – dodaje historyk.
(w: Trześniak Józef, Rozmowa z ówczesnym sekretarzem magistratu w Puławach Ludwikiem Jaroszkiem o wojnie
obronnej Polski w 1939 roku, „Nasze
Sprawy” z 16–31 VIII 1978 r.).
Ofiar i rannych tego dnia nie odnotowano, wszystkie trzy bomby stanowiły
niewybuchy. Warto natomiast podkreślić, iż nie tylko przebieg działań z drugiego września, ale także dokumenty
niemieckie (świadectwo zawarte w hitlerowskim wydawnictwie propagandowym), wskazują, iż głównym celem
były polskie lotniska. Wśród 11 atakowanych rejonów wymieniono leżące
w sąsiedztwie Puław–Gołąb i Dęblin.
Trzeci dzień wojny nie okazał się już
dla mieszkańców Puław tak łaskawy.
Niemieckie samoloty pojawiły się nad
miastem przed południem, zrzucając
dużą liczbę bomb, szczególnie w rejo-
nie śródmieścia. Bomby spadły m.in.
w dzielnicy hotelu i cukierni „Bristol”.
W sąsiedniej piekarni żydowskiej podmuch eksplozji wyrwał drzwi. Zginął
wówczas podoficer, ciężko raniony
został uczeń puławskiego gimnazjum.
Wśród zabitych znalazł się m.in.
komendant rejonu OPL Wincenty
Budzyński, także fryzjer z hotelowego
zakładu oraz 13 Żydów znajdujących
się na zapleczu domów, w których
mieściła się restauracja Wiktora Weppo
i Oddział „Społem”. Po wojnie przez
długi czas budynek ten był znany jako
„Dom Harcerza”.
Tak przedstawia się ów dzień we
wspomnieniach Ryszarda Towalskiego:
„Jeszcze nie odwołano alarmu,
a już stawiłem się na służbę w miejscu bombardowania. Pierwszą ofiarę
bombardowania zobaczyłem na ul.
Piłsudskiego przy Resursie Miejskiej
(obecnie mniej więcej naprzeciwko cukierni Mieczysława Ryszarda). Zabitym
był komendant rejonu OPL Wincenty
Budzyński, z zawodu mistrz malarski.
To, co zobaczyłem przed „Bristolem”,
przeszło moją wyobraźnię. Spadła tam,
na placyk przed budynkiem, bomba
rozpryskowa małego kalibru. Jednak
odłamki tej bomby i porozrywane brukowce dosłownie poszatkowały stojące
tam samochody, zabiły i zraniły wielu
ludzi. Drzwi żydowskiej piekarni [...]
wyrwane zostały podmuchem eksplozji
bomby. Leżał w niej zabity podoficer,
a tuż obok ranny uczeń naszego gimnazjum. Rannych już mało, gdyż większość została przeniesiona do szpitala
św. Karola (ul. Czartoryskich). Brak jest
noszy i kierująca akcją sanitarną Wanda
Rumińska decyduje, by na wyrwanych
drzwiach piekarni przetransportować
ciężko rannego w brzuch ucznia [...]”.
Opisując kolejne zdarzenia tego dnia,
Towalski dodaje: „To pierwsze bombardowanie wywarło na mieszkańcach
olbrzymie wrażenie i otrzeźwiło nawet
największych optymistów. 3 września był
dla Puław momentem zwrotnym w krótkiej historii kampanii wrześniowej...”.
Przytaczając relacje i wspomnienia,
nie tylko Towalskiego i Jaroszka, ale
także innych osób, mój rozmówca
przyznaje rację Towalskiemu, iż to
pierwsze bombardowanie musiało silnie
zachwiać optymizmem puławskiego
społeczeństwa. A przecież był to dopiero
początek...
„Miałem już jedenaście lat. Ale
lat jedenaście to o wiele za mało,
żeby zrozumieć wojnę...” – to z kolei
stwierdzenie Andrzeja Ruszkowskiego,
późniejszego badacza przyrody, autora
ponad 140 prac naukowych poświęconych owadom, a wówczas jedenasto-
11
© S. Pać, Puławy i okolice we wrześniu 1939 r., Puławy 2010
Niemcy na puławskim moście we wrześniu 1939 roku
letniego chłopca. Jego wspomnienia są
przykładem śladu tamtych dni zapisanego w świadomości dziecka. (za S. Pać,
Puławy i okolice we wrześniu 1939 r.,
Puławy 2010, s. 104–105).
„Pamiętam, że siedzieliśmy w domu
przy śniadaniu i nagle gruchnęły gdzieś
bomby. Rzuciliśmy się na podłogę,
a wszystkie kobiety zaczęły odmawiać
głośno „Zdrowaś Mario” czy „Kto się
w opiekę”; już nie pamiętam dokładnie. Pamiętam natomiast towarzyszące
temu uczucie grozy śmierci.
Zaraz po opuszczeniu domu schroniliśmy się z Mamą w rowie wykopanym
w pobliżu Domku Chińskiego. [...]
W pewnym momencie upadły bomby
w okolicy mostu. Ludzi zebranych
w rowie (w większości były to robotnice
z ogrodu kwiatowego) ogarnęła panika.
Wszyscy zaczęli nakładać tampony
przeciwgazowe. Krzyczeli, że trzeba iść
dalej od mostu i większość porwała się
do ucieczki. Ja z nimi, czego Mama,
zajęta uspokajaniem pozostałych, zupełnie nie zauważyła. Znalazła mnie
później zaszytego w krzakach aż prawie przed Marynkami. Wtedy po raz
pierwszy chyba w życiu ogarnął mnie
taki paniczny strach, który potem miał
wracać jeszcze po wielokroć”.
Przywołane powyżej relacje to tylko
ułamek wspomnień dotyczących tamtego okresu. A przecież nie wszystkie
relacje spisano, a przecież nie wszystkie spisane doświadczenia ukazały się
drukiem.
Ponieważ pretekstem do powstania
tego artykułu stało się konkretne miejsce i osoba, ograniczono się tu do wydarzeń przede wszystkim z pierwszych
sześciu dni bombardowania. Pełne kalendarium wrześniowe znaleźć można
12
we wspomnianej rozprawie S. Pacia,
w tym także informacje na temat zniszczeń, jakich doznały puławskie zabytki.
W wyniku nalotów uszkodzony został
m.in. przedsionek Pałacu Marynki,
zniszczone hebanowe drzwi, także
w Kaplicy Czartoryskich jedna z bomb
zniszczyła portal wejściowy, druga wnętrze z zabytkowym ołtarzem.
Oczywiście podejmowano działania
obronne. Funkcję tę pełniła m.in. 1. Kompania Zmotoryzowana kpt. Romana Kani,
wzmocniona dodatkowo trzema ciężkimi
karabinami maszynowymi i trzema działkami przeciwpancernymi.
Bombardowaniu poddane były nie
tylko Puławy i wspomniany Dęblin, ale
także chociażby Gołąb czy Kurów. Zainteresowanych szczegółowymi danymi
odesłać należy do książki autorstwa mojego rozmówcy, w której zamieszczono
także bogaty materiał wspomnieniowy.
Należy się w tym miejscu odnieść
do pytania postawionego wcześniej.
Czy rzeczywiście „pierwsza”? Czy rzeczywiście pierwszą ofiarą nalotów jest
ów 14-letni Tadeusz Misztal? I czy to
właśnie istotne? Można by założyć, że
chłopiec ten był owym uczniem rannym 3 września w żydowskiej piekarni.
Wówczas jednak nie zgadzałaby się data
umieszczona na nagrobku. Dodatkowo,
z informacji uzyskanych przeze mnie
w rozmowie od osób pamiętających
tamten dzień wynika, że ów uczeń
to inny chłopiec, znany z nazwiska.
Misztal byłby więc jeszcze inną osobą,
nieuwzględnioną w żadnej z opublikowanych dotąd relacji bądź po prostu nie
udało mi się do takiej dotrzeć.
Ale i rozważania dalsze są może
w tym miejscu zbędne i rozmywają
tylko właściwy sens tego wspomnienia.
Bo przecież istotne jest, by po prostu
pamiętać.
To czyjeś głębokie zamyślenie i słowa
kierowane do dziecka: „Pamiętaj o tym”
zbyt cenne są, by burzyć je wywodami
i nawet jeśli są baśnią, przekazem zniekształconym, nie o to przecież chodzi.
Niech będą właśnie takie. Dobrze, że są.
Dla mnie, dla nas grób Tadzia zawsze
będzie miejscem symbolicznym, właściwym zadumie i modlitwie, przenoszącym świadomość do wrześniowych
uderzeń zegara sprzed lat.
No właśnie. Mogiłka rodzinna Misztalów, w której pochowany jest Tadeusz,
z roku na rok coraz bardziej pęka i zapada się. Podobnie pękają serca tych,
którzy mogą i chcą dać świadectwo.
Tu leży Basia. A tam walczyła Kazia.
A z nami siedziała „Inka”. Ten i ten
człowiek powiadomił mnie o stanie
ojca. A tamten pochował mojego brata.
A może ktoś zdradził? Może. To przecież też ludzkie – już od pierwszego
stworzonego człowieka. Że chce się żyć
i przeżyć – to takie ludzkie.
Baśnie to czy nie baśnie, mają swoją
moc. Mity niezłomnych dowódców dodawały przecież siły przesłuchiwanym.
Legendy o pokonanych też mają siłę
ogromną. Kult powstańców styczniowych pomagał pod zaborami jednoczyć
ziemie. Często zwie się ludzi przez
setki lat szaleńcami, by po tych kilkuset nadać im miano świętości. Ofiara.
Nieważne, czy pierwsza czy ostatnia.
Patrząc na nagrobek Tadzia i na nowe
piękne pomniki powstające wokół,
zastanawiam się tylko, czy będę mogła
opowiadać tę historię swoim dzieciom,
właśnie tu, w jednym z wielu przecież
miejsc, gdzie pochowano poległych
w bombardowaniu, a jednocześnie miejscu szczególnym, bo przecież doczekało
się takiego przekazu.
Nie jest mi wiadome, czy rodzina
Misztala odwiedza ten grób. Nie wiem
także, czy w ogóle jest jeszcze w Puławach jego rodzina. A jeśli któregoś
pięknego dnia pojawi się na tym miejscu nowy, współczesny nagrobek, nowe
nazwisko i po 14-letnim Tadziu, jak po
szwadronie w jednej z partyzanckich
piosenek, nie pozostanie „ni śladu, ni
znaku”.
Anna Marzec
* Eliza Orzeszkowa, Pisma zebrane, pod red.
J. Krzyżanowskiego, t. 1–52, Warszawa 1949–
1953, t. 35, Warszawa 1950. (s. 62, 63).
Szczegóły m.in. w pozycjach: W. Zaleski, W Warszawskiej Brygadzie Pancerno-Motorowej 1939.
Z dziejów 1. Pułku Strzelców Konnych, Warszawa 1988; S. Rowecki, Wspomnienia i notatki
autobiograficzne (1906–1939), Warszawa 1988
lub wydanie wcześniejsze skrócone – S. Rowecki
(Grot), Wspomnienia i notatki. Czerwiec i wrzesień 1939, Warszawa 1957.
Ogród biblijny
Granatowiec – drzewo płodności
kształt owocu do kobiecej piersi, a „korona” (kielich) przywodziła ma myśl
królewskie koneksje.
Granatowiec bardzo łatwo przystosowuje się do różnych gleb i toleruje
bardzo surowe warunki temperaturowe,
utratę wilgoci i zaniedbanie. Nie należy
więc się dziwić, że starożytny świat był
dosłownie usiany zagajnikami granatowców. W syrofenickim kulcie bogów
miało tak wielkie znaczenie, że jego
nazwa „rimon” brzmi tak samo jak imię
boga – słońca. Zdaniem św. Klemensa
Aleksandryjskiego owoc granatu jest
symbolem wielorakiego znaczenia.
Mówi się, że w rajskim ogrodzie rósł
granatowiec i jest bardzo prawdopodobne, że owo „jabłko” z historii o Adamie
i Ewie pochodziło z granatowca nazwanego tajemniczo Drzewem Życia.
Chrześcijaństwo przejmuje symbolikę,
jaką temu drzewu i jego owocom nadał
Stary Testament. Owoc granatu po raz
pierwszy pojawia się w Księdze Liczb,
gdy zwiadowcy wysłani przez Jozuego
przynoszą pierwociny Kanaanu jako
zaproszenie, by iść do ziemi, którą
Izraelitom wskazał Bóg Jahwe. Nic więc
dziwnego, że jabłka granatu oprawione
w złote nici stanowiły szczególny motyw zdobiący szaty arcykapłanów (Wj
28,33n; Syr 45,9), a rzędy artystycznie
wykonanych jabłek wieńczyły gzymsy
i głowice kolumn świątyni Salomona
(1Krl 7,20.42; 2 Krn 3,16; Jr 52,22n).
ks. Ryszard Winiarski
© rkw
G
ranatowiec to jedna z najstarszych roślin hodowlanych
Bliskiego Wschodu. Wzmianki
o jej uprawie pochodzą z Sumeru sprzed
ponad 5000 lat. W jednym z cudów
świata, wiszących ogrodach Babilonu,
granaty traktowano jako jeden ze skarbów. Uprawę granatowca w obrębie
Morza Śródziemnego rozpowszechnili
Fenicjanie, a jego łacińska nazwa Punica dowodzi, że uprawiano go w Kartaginie. W średniowieczu granatowiec
sprowadzony został do Hiszpanii przez
Arabów (od nazwy owocu pochodzi
założone przez nich miasto Grenada).
Znane są wielorakie walory lecznicze
tej rośliny. Hipokrates zalecał sok przy
bólach żołądka, a sproszkowaną okrywę
nasienną do leczenia ran. W medycynie śródziemnomorskiej i azjatyckiej
wykorzystywana jest kora jako środek
przeciwrobaczy. Odwar z kory zawiera
alkaloidy, które działają paraliżująco na
tasiemce. Owoc zapobiega przedwczesnemu starzeniu się. Polifenole, które
zawiera, chronią przed chorobami układu sercowo-naczyniowego, nowotworami oraz łagodzą stany zapalne. Nieco
cierpki, ale wspaniały sok z jabłek
granatu daje niezwykłe orzeźwienie na
pustyni. Bywa dodawany przy produkcji
wielu gatunków niezwykle wytrawnych
win w Ziemi Świętej.
W każdej niemal mitologii i religiach
antycznego świata drzewo granatu zajmuje miejsce szczególne – jako drzewo
płodności (w optymistycznych ocenach
na jeden owoc przypada nawet 800
nasion). Większość mitów i kultów
ubóstwiała płodność, widząc w niej
pierwiastek mistyczny, ponadludzki
i pozaziemski. Do dzisiaj zachowane
kamienne stele świadczą, jak żywy
był kult starożytnych bóstw wegetacji:
Hery, Adonisa, Baala itd. Już same
kwiaty tego drzewa przykuwają wzrok
swoim przepychem. Żywa czerwień
jabłek granatu była symbolem płomiennej miłości, dlatego po liturgii zaślubin
przed parą nowożeńców rozrzucano
owoce. Uwolnione z miąższu i skorupy
nasiona miały zapowiadać wielodzietność. Sok był porównywany do krwi,
W Pieśni nad Pieśniami, którą należy
interpretować mistycznie, kilkakrotnie
drzewo granatu jest symbolem miłości
Boga do ludzkości. Spróbujmy, choć
w krótkich zdaniach, rozsmakować
się w pięknie użytych metafor: „Jak
okrawek granatu skroń twoja za twoją
zasłoną” (4,3; 6,7), „Pędy twe – granatów raj, z owocem wybornym” (4,13),
„Napoiłabym cię winem korzennym,
moszczem z granatów” (8,2). Zdaniem
wielu Ojców Kościoła jabłko granatu
symbolizuje męczeństwo i chrześcijańską ascezę. Jak w niejadalnej łupinie
kryje się niezwykle smaczny i pożywny miąższ, tak w prawdziwej pokorze
i milczeniu, które wydają się twarde
i cierpkie, dojrzewa piękno chrześcijańskich postaw.
Św. Ambroży widzi w jabłku granatu
wieloraki sens Słowa Bożego spisanego
w Piśmie Świętym. W sztuce chrześcijańskiej jabłko granatu stanowi częsty
motyw dekoracyjny, zwłaszcza w rogach
obfitości i cyklach pór roku, w których
wraz z winogronami wyobraża jesień.
Otwarte jabłko granatu stanowi symbol
zakonu braci miłosiernych (bonifratrów) i oznacza służebne otwarcie na
bliźniego. Warto pamiętać, że założyciel bonifratrów św. Jan Boży właśnie
w Grenadzie odkrył swoje powołanie
i tam założył swój pierwszy szpitalprzytułek.
Kościół i szpital im. św. Jana Bożego w Lublinie
13
Modlitwa Rozgwiazdy
Panie,
przepaść zamknęła się nade mną.
A może jestem aniołem upadłym
z nieba
i porzuconym na niełaskę fal?
Widzisz,
wyglądam jak gwiazda ociekająca krwią.
Próbuję przypomnieć sobie
mą królewską przeszłość
– na próżno!
Pełzając po piasku
rozczapierzam me macki
i marzę – marzę – marzę...
O Panie,
czy jakiś anioł
nie wyrwie mnie z głębi morza,
aby wyrzeźbić mnie z powrotem
na Twoim niebie?
Ach, któregoś dnia
niech się tak stanie!
Amen
Carmen Bernos de Gasztold,
Modlitwy zwierząt, „W drodze” Poznań 1989
F
ranek wychodzi ze Mszy świętej,
trzymając tatę za rękę. „Niektóre
modlitwy są naprawdę za długie. To Wierzę nie
miało końca!”.
„ Wi e r z ę n i e
jest modlitwą,
ale wyznaniem
wiary”. „A co to
znaczy?”. „Znaczy, że publicznie oznajmiamy,
na czym opieramy
nasze życie”. „Nie
rozumiem!”. „To
jest streszczenie
wiary chrześcijan
całego świata. To tak,
jakby ktoś powiedział:
dzieci, tu znajduje
się wszystko, w co
wierzymy!”. „I dlatego wstajemy i głośno
wypowiadamy te słowa?”. „Oczywiście,
gdyż odmawianie Wierzę w Boga to poważna sprawa. Za każdym słowem kryją,
się miliony, miliony twarzy mężczyzn,
kobiet i dzieci. Oni żyli tą wiarą przez
ponad dwadzieścia wieków. Wyznawali
ją modlitwą, śpiewem, ale przede wszystkim walczyli, by móc nią żyć”.
Fragment z: A. Peiretti, B. Ferrero,
Credo wyznanie wiary. Opowiadania dla dzieci,
Warszawa 2011.
Bezpieczeństwo warte miliony
Jakie działania podjęto dla zabezpieczenia przed kolejną powodzią Puław,
Kazimierza i Janowca?
Wo j e w ó d z k i Z a r z ą d M e l i o r a cji i Urządzeń Wodnych w Lublinie
w chwili obecnej realizuje w dolinie
Puławsko-Parchacko-Bochotnickiej
inwestycje mające na celu rozbudowę
istniejącego korpusu wału zgodnie
z wymaganymi przepisami, określającymi klasę wartości budowli oraz
uszczelnienia podłoża jako ochronę
przed występującymi przebiciami hy-
14
drologicznymi. Rozbudowa obejmuje
prawostronne obwałowanie rzeki Wisły
(na obszarze gruntów miasta i gminy Kazimierz Dolny, wsi Bochotnica
i Parchatka) oraz na odcinku pomiędzy
oczyszczalnią ścieków w Kazimierzu
Dolnym a przegonem we wsi Parchatka.
W 2011 roku zostały zakończone
prace przy rozbudowie wału przeciwpowodziowego w Dol. Puławsko-Parchacko-Bochotnickiej – obiekt 1 na długości
1377 m. Wartość projektu wyniosła
7 772 022 zł. Aktualnie realizowane
są dwa zadania.
1. Rozbudowa wału przeciwpowodziowego rzeki Wisły w Dol. Puławsko-Parchacko-Bochotnickiej tzw. obiekt
2 o długości 1645 m, który zaczyna
się w miejscu zakończenia obiektu 1,
natomiast kończy się na łuku wału
przeciwpowodziowego w miejscowości
Bochotnica. Wartość tego przedsięwzięcia wyniesie 7 336 551 zł. Zakończenie
tego odcinka planowane jest na 30 XI
2012 roku.
Drugie zadanie dotyczy rozbudowy
wału przeciwpowodziowego rzeki Wisły
w Dol. Puławsko-Parchacko-Bochot-
© J. Montusiewicz
Humor żydowski
Ks. Tomasz Surma koncelebruje Mszę św. z redaktorem na Polu pasterzy w Betlejem, 2012 r.
Misje to wybór...
Dlaczego ksiądz zdecydował się na misje?
– To nie przypadek. Od dawna myślałem, szukałem jakiegoś wewnętrznego potwierdzenia, że nie jest to mój
wymysł. Pan Bóg przez różnych ludzi
i przez różne fakty prowadził mnie do
tej decyzji, którą ostatecznie pomogła
mi podjąć pielgrzymka do Ziemi Świętej. Wcześniej kontakty z misjonarzem
z Argentyny, modlitwa, lektury, rozmowy, nauka hiszpańskiego. Obecny
arcybiskup – Stanisław Budzik utwierdził mnie w tym przekonaniu, mówiąc,
że właściwie każdy ksiądz powinien
przejść przez misje, by zrozumieć duchowe bogactwo i piękno Kościoła.
A co sprawiło, że los padł na Amerykę
Łacińską. To przecież daleko, inna mentalność, inny krąg kulturowy?
Gdyby apostołowie myśleli w ten sposób, Ewangelia nigdy nie przekroczyłaby
granic Palestyny. Tylko ich odwaga, zapał
i konsekwencja sprawiły, że my jesteśmy
narodem ludzi ochrzczonych. Misje to
nie ucieczka, lecz wybór. Idę tam, gdzie
brakuje księży. Chrześcijaństwo dotarło
do Ameryki wraz z wielkimi odkryciami
Kolumba, Vasco da Gamy i innych podróżników. Z odkrywcami wyprawiali
się misjonarze, głównie franciszkanie
i jezuici. Myślę, że wielu z nas oglądało przepiękny film „Misja”, kręcony
w naturalnych plenerach amazońskiej
puszczy. Opowiada on o misjach wśród
Indian Guarani. Trochę się boję, gdyż
wszystko będzie nowe, inne (nawet
jedzenie), ale pomaga mi świadomość,
że inni przyszli tam przede mną o wiele
wcześniej. A przede wszystkim, że tam
też jest Bóg. Dziękuję wszystkim, wśród
których dojrzewała moja decyzja o tej
wyprawie. Może kiedyś opowiem jak
tam jest...
rozmawiał rkw
nickiej na dalszym odcinku oraz wału
cofkowego rzeki Bystrej obiekt 3 i 4.
Planowany termin zakończenia robót
na w/w odcinku to 30 listopada 2013 r.
Wartość projektu realizowanego w latach 2011–2013 wyniesie 8 551 104 zł.
Realizacja tych zadań inwestycyjnych
finansowana jest ze środków unijnych
w ramach Programu Rozwoju Obszarów
Wiejskich na lata 2007–2013. W sumie
jest to ponad 24 mln złotych.
portem rzecznym – chodzi o pogłębianie
koryta rzeki na odcinku Puławy – Kazimierz?
Jakie działania WZMiUW zamierza podjąć
w Puławach w związku z nowo otwartym
Aneta Lis,
rzecznik prasowy WZMiUW w Lublinie
Koryto rzeki Wisły należy do Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej,
dlatego też Wojewódzki Zarząd Melioracji i Urządzeń Wodnych w Lublinie
nie może podjąć żadnych działań.
W sprawie pogłębiania rzeki w okolicach Puław oraz nowo otwartego portu
rzecznego, proszę zwracać się do administratora.
Maks Lieberman wykonywał portret
pewnej leciwej żony bankiera. Gdy
dama zrobiła kilka krytycznych uwag
na temat swego konterfektu, artysta
przerwał jej groźnie:
– Jeszcze jedno słowo, a namaluję
panią tak, jak pani wygląda naprawdę.
***
Pewnego dnia Albert Einstein realizował czek w banku. Po powrocie do
samochodu stwierdził brak pozostawionego na siedzeniu palta. Szybko
otoczyło go grono gapiów.
– To pańska wina! – odezwał się
jeden z nich. – Nie zostawia się tak
lekkomyślnie płaszcza w samochodzie.
Drugi rzekł:
– To raczej wina szofera, który nie
zwrócił uwagi na niedomknięte drzwi…
– Co tam szofer! – wtrącił trzeci.
– Portier bankowy winien zauważyć
uciekającego z płaszczem złodzieja!
– Tak jest – westchnął na końcu
noblista.
– My trzej ponosimy winę… Niewinny jest jedynie złodziej, bo musiał,
biedaczysko, zarobić parę groszy na
chleb powszedni.
***
Pewien młody literat wiedeński
chwalił się przed satyrykiem Juliuszem
Bauerem:
– Od kiedy widzieliśmy się po raz
ostatni, liczba moich czytelników wzrosła w dwójnasób.
– Gratuluję serdecznie. Nie widziałem, żeś pan ożenił.
***
Andrus lwowski zaczepia ziewającego Żyda:
– Panie kupiec, tylko pan mnie nie
połknij!
– Nie bój pan – uspokaja go zaczepiony. – My, Żydzi, nie jadamy wieprzowiny.
Wielki kawalarz żydowski,
wybór i opracowanie M. Rychlewski
VESPER, Poznań 2006
15
Drodzy pacjenci. Drogie leki!
M
Recepta jednak, oprócz tradycyjnej roli
„zamówienia” w aptece leku, jest dokumentem służącym do finansowego
rozliczenia się z NFZ i ubezpieczycielem, którzy reprezentują skarb państwa.
Musi więc spełniać wymogi formalne,
aby mogła być zrefundowana.
5 lat, jednak w praktyce, ze względów
fiskalnych, oznacza to 7 lat. Przechowywane recepty są udostępniane tylko
na żądanie NFZ, Inspektora Nadzoru
Farmaceutycznego bądź prokuratury.
Warunkiem wydawania z apteki czy
wypisywania przez lekarzy leków refundowanych jest podpisanie stosownej
umowy z NFZ, której podstawę prawną
stanowi ustawa refundacyjna obowiązująca od 1 I 2012 r. Ustawa ta – wprowadzona, niestety, bez przystosowania
do jej wymogów, zarówno publicznych,
jak i niepublicznych placówek służby
zdrowia, tj. bez uprzedniej ich komputeryzacji, zawierająca kontrowersyjne
zapisy lub wręcz błędy merytoryczne,
wywołała ogromny chaos i protesty
środowiska lekarskiego i aptekarskiego.
Zamieszczone w niej paragrafy zapowiadały bardzo dotkliwe sankcje karne,
zarówno dla lekarzy, jak i aptekarzy za
popełnione błędy przy wypisywaniu
bądź realizacji recept. Protesty lekarzy
zostały uwzględnione. Nowa ustawa
karze za błędy jedynie farmaceutów!
Dlaczego protest lekarzy znowu
się nasilił? Dlatego, że kary zniknęły
z ustawy, ale pojawiły się w umowie,
jaką muszą zawrzeć z NFZ. Lekarze
strajkują, bo nie chcą wziąć odpowiedzialności za błędy na wypisywanych
przez siebie receptach, w związku z niejednolitą interpretacją zapisów ustawy
przez poszczególne oddziały NFZ.
Mój rozmówca, znajomy aptekarz
z ponad 20-letnim stażem, z zażenowaniem stwierdza: „Każdego miesiąca
mamy od kilkunastu do kilkudziesięciu
recept źle wypisanych – nie mówię nieczytelnie – ale źle, tzn. bez istotnych
elementów, które czynią tę receptę
ważnym dokumentem prawnym. Są
to: pieczątka placówki służby zdrowia,
pieczątka lekarza z podpisem, kod z numerem recepty, numer oddziału NFZ,
imię i nazwisko pacjenta, adres bez
skrótów, pesel, data wystawienia, nazwa
leku, dawka, ilość, sposób dawkowania,
poziom odpłatności oraz ewentualne
uprawnienia dodatkowe pacjenta np.
kombatant, zasłużony dawca krwi itp.
Ponadto każda poprawka na recepcie
powinna być autoryzowana przez lekarza jego osobistą pieczątką i podpisem.
Dużo tego – to prawda, ale taki jest
wymóg, na który godzi się każdy, kto
chce wykonywać zawód lekarza.
Wypadałoby, aby wszyscy lekarze,
tak jak wszyscy farmaceuci, skomputeryzowali się i zakupili sobie program
KomSoft, który pozwala śledzić na
bieżąco ruchy na liście leków refundowanych. To obowiązek każdego, kto
decyduje o wydawaniu publicznych
pieniędzy, a lekarz, wypisując receptę,
w oczywisty sposób ma na to wpływ.
Leków refundowanych w sumie jest ponad 1200, jeśli podzieli się to na różne
specjalności, w praktyce oznacza to, że
© rkw
ała apteka w powiatowym
mieście. W archiwum wydzielone miejsce dla kartonów
na kilka tysięcy przechowywanych
recept. Zgodnie z zapisami ustawy
refundacyjnej apteka ma obowiązek
przetrzymywać dokumentację przez
16
lekarz, np. kardiolog operuje zestawem
liczącym nie więcej niż 30 leków”.
W czasie strajku recepturowego na
początku roku powstało pytanie: kto
ma sprawdzać, czy pacjent jest ubezpieczony? Lekarze chcieli ten obowiązek przerzucić na farmaceutów, którzy
nie dysponują danymi pacjenta. Takie
informacje są w przychodniach, szpitalach, klinikach i prywatnych gabinetach lekarskich, a nie w aptekach! Jeśli
lekarz napisze 100% odpłatność, a lek
jest refundowany, to apteka nie może
go wydać z żadną zniżką! Jeśli lekarz
określi złą odpłatność, apteka wyda
lek z właściwą odpłatnością. Ciekawe,
że lekarze w województwie lubelskim
na mocy porozumienia Izby Lekarskiej
z NFZ mieli ogłoszoną abolicję za błędy
w wypisywaniu recept. Ten niewątpliwy
akt łaski skończył się z dniem 1 VII br.
i stąd nowy protest. I tak lekarze traktowani są łaskawiej przez ustawodawcę
niż farmaceuci.
Każdy pacjent, który chce korzystać
ze świadczeń publicznej służby zdrowia,
powinien okazać ważny dokument
ubezpieczenia zdrowotnego (wystarczy
ostatni odcinek renty!). Wtedy ma
prawo domagać się otrzymania recepty
z przysługującą mu zniżką, a lekarz
ma obowiązek taką receptę wystawić.
Pomysł strajkujących lekarzy z pieczątką „Refundacja leku do decyzji NFZ”
jest niezgodny z prawem, podobnie jak
wypisywanie refundowanych leków dla
ubezpieczonych pacjentów ze 100%
odpłatnością.
Skąd się biorą zmiany na liście refundacyjnej?
Jeden z departamentów Ministerstwa
Zdrowia negocjuje ceny zakupu leków
z koncernami farmaceutycznymi,
chcąc dokonywać korzystnych zakupów, co wcale nie oznacza, że to będzie
z korzyścią dla pacjenta, ale o cenach
leków napiszę dalej. Dlatego jedne leki
pojawiają się na liście, a inne z niej
wypadają. Narodowy Fundusz Zdrowia
dąży tylko do jednego, by jak najtaniej
kupować leki u producenta, natomiast
pacjent i tak płaci różnicę między
ustalonym odgórnie limitem refundacji
a ceną detaliczną.
Skąd się biorą ceny leków?
Trudne negocjacje z koncernami farmaceutycznymi dają pierwszą składową
ceny leku. Do tego państwo dodaje zarówno marżę hurtową, jak i detaliczną.
To sprawia, że dany lek refundowany we
wszystkich aptekach ma tę samą cenę.
Marża hurtowa w roku 2012 wynosi
Magdalena
© rkw
7%, w 2013 ma wynosić 6%, w 2014
zaledwie 5%. Marża detaliczna powstaje
z zastosowania wzoru opracowanego
przez resort zdrowia.
Dla przykładu: lek refundowany
o wartości hurtowej 20 zł przy pełnej
odpłatności będzie kosztował 28,50 zł,
przy odpłatności 50% – 14,25 zł, zaś
przy odpłatności 33% – tylko 8,55 zł.
Resztę płacą podatnicy, czyli my wszyscy! Specjaliści określają, że w tym roku
wartość rynku farmaceutycznego w Polsce sięgnie 31,7 mld zł, a w przyszłym
wzrośnie do 32,9 mld zł. Astronomiczne pieniądze, o które toczy się wielka
gra. Średnio statystyczny Polak rocznie
wyda na leki ok. 900 zł, zaś poziom
współpłacenia przez pacjentów za leki
wzrośnie z 34% do 38%.
Najdroższe leki w obrocie, np. immunosupresyjne, kosztują nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych za kilka ampułek,
czyli równowartość nowego auta. Mają
one najniższą marżę ok. 50 zł. Czy diler
samochodowy sprzedałby nowe auto za
taką marżę? Takie medykamenty raczej
są sprowadzane na życzenie pacjenta.
Hurtownie wysyłają leki do aptek dwa
razy dziennie, w nagłych wypadkach
na cito, czyli w każdej chwili! To daje
realną szansę, że chory potrzebujący
leku otrzyma go tego samego dnia. Leki
robione na zamówienie (nie wszystkie
apteki podejmują się wykonywania
takich zleceń, gdyż wymaga to biegłej
znajomości receptury i posiadania odpowiednich składników) kosztują 7,50
zł za jedną porcję, w której określona
jest np. liczba czopków czy kropli. Realizując receptę, pacjent często odchodzi
z przekonaniem, że z winy aptek leki są
drogie. Zapominamy, że obrót lekami
przypomina długi i większości ludzi
nieznany łańcuch pokarmowy, który
żywi wiele organizmów po drodze.
Jest port, a gdzie są jachty?
N
iedawno otwarty port Marina,
tzw. „produkt turystyczny”
trzech gmin: Puław, Kazimierza D. oraz Janowca, wart ponad 53 mln
złotych, świeci pustkami! Nie zacumował w nim nawet jeden jacht. A przecież
sezon w pełni. Jeśli nie teraz, to kiedy?
Za dwa miesiące nawet na Mazurach
trzeba będzie zwijać żagle.
Chcemy, by nasi czytelnicy pomogli
znaleźć nam odpowiedź na trzy pytania: Ile miejsc pracy przybyło wraz
z otwarciem portu? Kto odpowiada za
pogłębianie toru żeglugowego na Wiśle?
Kiedy ostatnio tor, choćby na odcinku Puławy–Kazimierz, był pogłębiany? Dawny
red.
Papież pozdrowił Radio Maryja
P
Taki wykaz leków, drukowany co kwartał, zawiera pełną
wiedzę konieczną do wystawienia recept lege artis, czyli
zgodnie ze sztuką medyczną i prawem
pracownik Urzędu Melioracji powiedział
nam nieoficjalnie, że kilka ostatnich
fal powodziowych z lat 1997, 2001,
2008, 2011 spłyciło koryto rzeki średnio
o 1,5 m. Woda przesuwa się więc na wyższym poziomie, co znacznie osłabia wały
przeciwpowodziowe. W ubiegłym roku
Janowiec doświadczył powodzi, a wały
w Parchatce ledwo wytrzymały.
Kto zajmie się kompleksowo problemem regulacji Wisły, która co jakiś czas
pokazuje nam swoje mroczne oblicze?
Co obecnie dzieje się z Wojewódzkim
Zarządem Melioracji i Urządzeń Wodnych w Puławach?
odczas modlitwy Anioł Pański
w Castel Gandolfo Benedykt XVI
w krótkim przemówieniu rozważał fragment Ewangelii św. Marka zawierający słowa Jezusa: „Tylko w swojej
ojczyźnie, wśród swoich krewnych i we
własnej rodzinie prorok może być tak
lekceważony”.
Papież pozdrowił też zgromadzonych
na dziedzińcu Pałacu Apostolskiego
w Castel Gandolfo pielgrzymów w kilku językach. Zwracając się do Polaków
powiedział: „Witam przybyłych do
Castel Gandolfo Polaków. Pozdrawiam
uczestników pielgrzymki Rodziny Radia
Maryja zebranych na Jasnej Górze, którzy modlą się za Ojczyznę, za rodziny
i o wolność słowa. Pozdrawiam też mło-
dych stypendystów Fundacji „Dzieło
Nowego Tysiąclecia”, zgromadzonych
w Lublinie. Wraz z wyznawcami różnych religii, na terenie byłego Obozu
Koncentracyjnego na Majdanku, będą
się modlić dzisiaj wieczorem o pokój.
Włączam się duchowo w te wydarzenia,
upraszam dobro i pokój dla świata, Polski i każdego z was. Z serca wszystkim
błogosławię”.
Pielgrzymi z Polski zgotowali papieżowi gorącą owację i skandowali „Niech
żyje papież!”. Odśpiewali też fragment
pieśni „Czarna Madonno...” Wśród
pielgrzymów był m.in. bp. Grzegorz
Ryś, biskup pomocniczy archidiecezji
krakowskiej.
tom (KAI) / Castel Gandolfo
17
Przez Janowiec do Rio...
© rkw
W
niedzielę 29 VII br. w Janowcu
pojawili się młodzi ze wspólnot neokatechumenalnych
z Radomia. Na każdej Mszy Świętej
prowadzili śpiewy liturgiczne oraz dawali świadectwa, jaką moc w ich życiu
okazuje Jezus Chrystus. Poruszające,
proste, szczere wyznania: „Jezus pomógł mi zerwać toksyczny związek
z kobietą”, „Jezus pozwala mi żyć
w czystości z moim chłopakiem”, „Jestem czwartym dzieckiem. Gdyby moi
rodzice nie byli we wspólnocie, mieliby,
co najwyżej, dwoje dzieci. Jezus sprawił,
że żyję”, „Byłam przy śmierci mojego
kochanego dziadka. Jezus pomógł mi
przyjąć to wydarzenie z wiarą” itp.
Jedynym „profesjonalnym” muzykiem
w grupie jest 12-latek, który od pięciu lat
gra na skrzypcach pod okiem nauczyciela.
Pozostali, grający na gitarach, hawajskim
ukulele czy bębnach, czują się w pełni
amatorami. Traktują swoje talenty jako
dar, którego Bóg udzielił im, aby służyli
braciom w czasie liturgii.
Młodzi nie ukrywali, że przyjechali
prosić o wsparcie finansowe. Chcą
Wiara przeżywana autentycznie zawsze jest źródłem radości
jechać w przyszłym roku do Rio de
Janeiro na Światowe Dni Młodych z papieżem Benedyktem XVI. To przerasta
finansowo możliwości ich samych i ich
rodzin, ale wierzą w to, co wydaje się
niemożliwe, czyli w cuda. Jak mówią
– chcą odkrywać swoje powołania, by
życie każdego z nich było na temat; pra-
gną dzielić się swoim doświadczeniem
spotkania z Bogiem, bo wiedzą, jakie
to ważne, jak wielu młodych przeżywa
zagubienie, pustkę i bezsens.
Wielu parafian wsparło młodych
katechumenów swoimi ofiarami. Ich
droga z Radomia do Rio wiedzie przez
Janowiec. Piękne!
rkw
Kazimierskie kontrasty
W
letni nawał turystów, tak silny jest urok
miasteczka. Dlatego ostatnią sobotę
spędziłam z dzieciakami właśnie tam.
Wrażenia – bardzo różne. Na rynku
tłoczno, muzykanci, portreciści i ludzie
– figury. Te ostatnie dość straszne, jak
zwykle olbrzymia wiedźma i, w tym
sezonie, śmierć z kosą, zakapturzona i
w czarnej szacie. Synek nie chciał koło
nich przechodzić. Ja zresztą również,
kiedy zobaczyłam osobę fotografującą
się z kosą przyłożoną do szyi!
© rkw
yjazdy do Kazimierza cieszyły
mnie bardzo od wczesnego
dzieciństwa. Pewnie to moi
rodzice zaczęli mnie tam zabierać, ale
z tych najwcześniejszych podróży nie
pamiętam, z kim byłam, pozostało tylko
to, co mnie fascynowało – kamienice
w rynku, zwłaszcza ta ze św. Krzysztofem, zamek i... różne pyszne wypieki,
jak koguty czy jagodzianki. Teraz od
czasu do czasu jeżdżę tam z moimi
dziećmi. Nie odstrasza mnie nawet
Kazimierz może zaspokoić najróżniejsze gusta licznych turystów
18
Rynek szybko nas zmęczył, ale odświeżający był spacer nad Wisłą. Zawsze warto tu pokontemplować widoki,
i te na rzekę, i te w kierunku miasta.
Na wodzie widzieliśmy kajakarzy i statek, na którym rozbrzmiewała muzyka
klezmerska. Nad brzegiem nowość dla
mnie, czyli bardzo rozbudowany budynek WC. Czemu taki długi? Trochę jak
parawan zasłaniający fragment pejzażu.
Przyjemnie za to było popatrzeć na przystań dla jachtów i motorówek.
Ale były też zupełnie inne wrażenia, inna atmosfera. Odwiedziliśmy
klasztor i sanktuarium Matki Bożej
Kazimierskiej. Tutaj prawdziwy spokój.
W krużgankach tylko dźwięki zegara
i intensywny zapach ziół z klasztornego sklepiku. W kościele cisza, można
zapalić świeczkę, wrzucić karteczkę
z intencją na Mszę Św. odprawianą
w sobotę o godz. 18.
Tak, duża jest siła kazimierskich
kontrastów. To jest rzeczywiście miasto
kultury, przyciągające artystów, ale też
właśnie miejsce na szlaku pielgrzymów.
A może jacyś artyści wybiorą się tam też
jako pielgrzymi? I dobrze, że można znaleźć antidotum na „kosiarza” z rynku...
Anna Janina Jabłonowska
Dary Ducha Świętego
Mądrość
© rkw
– patrzeć oczami Boga
„Któż poznał Twój zamysł, gdyś nie dał Mądrości, nie zesłał z wysoka Świętego Ducha
swego?” (Mdr 9,17)
P
słowem znaki, przez które Stwórca chce
do niego dotrzeć. Ich wartość jest nie do
przecenienia, choćby z tego względu,
że stanowią one uniwersalny język,
zrozumiały dla każdego. „Odkrywają
je zarówno dziecko, jak i uczony: »z
wielkości i piękna stworzeń poznaje się
przez podobieństwo ich Stwórcę« – Mdr
13,5” (KKK 2500). Przez poznawanie
tego, co widzialne, człowiek otrzymuje
o wiele ważniejsze zrozumienie tego,
że „świat nie powstał w wyniku jakiejś
konieczności, ślepego przeznaczenia czy
przypadku” (KKK 295).
© parafii Św. Brata Alberta
rzypominam sobie, jak czytałem
niegdyś biografię św. Jana Bosco,
który będąc już nawet dojrzałym
kapłanem przyjmował z pokorą pewne
życiowe uwagi od swojej matki, Małgorzaty. Kobieta ta miała w sobie wiele
mądrości, choć sama była prosta i niewykształcona. Zapewne każdy mógłby
wskazać ze swojego bliskiego otoczenia
takie osoby, o których powiedziałby, że
odznaczają się mądrością. Łatwiej nawet to dostrzec, aniżeli nazwać, opisać
i wytłumaczyć. Mądrość nie jest tym
samym, co inteligencja, wiedza czy jakiś nośnik informacji, choć oczywiście
ich nie wyklucza, a bywa, że jest przez
nie wspomagana. Można jednak być
człowiekiem inteligentnym i bardzo
zdeprawowanym, a o takim wtedy
nikt nie powiedziałby, że jest mądry.
Mądrość kojarzona jest z rozumieniem
świata, spraw, ludzi i to w wymiarze
praktycznym. Wyraża się ona bowiem
przez życie, sposób postępowania,
a kojarzona jest z poszanowaniem dla
godności każdej osoby. Słowem, ma
odniesienie do piękna i dobroci.
Mądrość w ujęciu biblijnym jest tym,
co w pierwszej kolejności charakteryzuje samego Boga i do tego stopnia odzwierciedla Jego istotę, że bywa z Nim
utożsamiana. W niektórych miejscach
Pisma św. Mądrość pisana jest wielką
literą dla wyrażenia jej wręcz osobowego
charakteru. Bóg objawiając się odsłania
swoją mądrość i jednocześnie chce się
nią dzielić z człowiekiem. To dzięki
niej, jako pierwszemu z darów Ducha
Świętego, istnieje możliwość wnikania
w tajemnice, kolejno: stworzenia świata, zasadniczego celu życia człowieka
i wreszcie Krzyża. Przyjrzyjmy się im
pokrótce.
Katechizm Kościoła Katolickiego
podaje do wierzenia, że „tylko Bóg,
który stworzył niebo i ziemię, może sam
dać prawdziwe poznanie każdej rzeczy
stworzonej w jej relacji do Niego” (KKK
216). Mądrość jest z jednej strony wyrazem zamysłu Boga, z drugiej zaś darem
pozwalającym na wnikanie w to nieprzebrane bogactwo, jakie ujawnia cały
stworzony świat. Kosmos i przyroda
jawią się człowiekowi jako niezapisane
Biskup Mieczysław Cisło udziela sakramentu bierzmowania
gimnazjalistom par. Św. Brata Alberta w Puławach
Mądrość pozwala na zobaczenie celu,
w jakim żyje człowiek. Bez tego każdy
się gubi i pokłada szczęście w tym, co
go tak naprawdę tylko niszczy i nigdy
nie zaspokoi. „Stworzenie bez Stwórcy
zanika; tym bardziej nie może osiągnąć
celu bez pomocy łaski” (KKK 308). Św.
Ignacy z Loyoli tak określił hierarchię
wartości: „Człowiek jest po to stworzony, żeby Boga chwalił, czcił i Jemu
służył, a przez to zbawił swoją duszę.
Inne rzeczy na ziemi są stworzone
dla człowieka, żeby mu pomagały do
osiągnięcia celu, dla którego jest stworzony”. Cała ta nauka jasno wynika
z Objawienia Bożego. Jest jak ustawienie steru w łodzi, która płynie wówczas
w jedynym sensownym kierunku.
Najtrudniejszym problemem egzystencjalnym człowieka jest Krzyż,
cierpienie, przemijanie. Jak zaakceptować stratę i śmierć? Poza wiarą nie
znajduje się słów zdolnych przeprowadzić nieszczęśnika z ciemności do
światła. Mądrość oświeca człowieka
tak, by ostatecznie w jej świetle rozpoznał Tego, który zapewnia: „Ja jestem
światłością świata” (J 8,12). Nauka,
którą głosi Chrystus jest pełna paradoksów i daleko odbiega od schematów
wypracowanych przez ludzką tylko logikę. Uczeń Chrystusa w zderzeniu ze
światem uczy się żyć Bożym Słowem,
z którego czerpie zdolności, pozwalające na przezwyciężanie wielkich nieraz
trudności. Doświadczony w wierze św.
Paweł tak pisze: „Głosimy mądrość
między doskonałymi, ale nie mądrość
tego świata. […] Mądrość bowiem tego
świata jest głupstwem u Boga” (1 Kor
2,6; 3,19). Chrześcijanin ma łaskę życia
według tej mądrości, którą otrzymuje
od Jezusa Chrystusa. Każdy z Nim
zjednoczony zaczyna inaczej patrzeć
na życie, stając się przy tym świadkiem
odwiecznej Miłości, pokonującej każdy
lęk. To dlatego ci, którzy kamienowali
św. Szczepana, pierwszego męczennika
chrześcijańskiego, „nie mogli sprostać
mądrości i Duchowi, z którego [natchnienia] przemawiał” (Dz 6,10).
Któż z nas nie potrzebuje autentycznej mądrości dającej życie? Bez niej
kroczymy jak ślepcy, nie potrafiący
niczego rozpoznać, nazwać i właściwie
wykorzystać. Niech Maryja, Stolica
Mądrości, raczy każdemu z nas wyjednać spełnienie modlitwy zanoszonej
przez autora Księgi Mądrości: „Boże
przodków i Panie miłosierdzia, któryś wszystko uczynił swoim słowem
i w Mądrości swojej ukształtowałeś
człowieka, […], dajże mi Mądrość, co
dzieli tron z Tobą i nie wyłączaj mnie
z liczby swych dzieci! […] Wyślij ją
z niebios świętych, ześlij od tronu swej
chwały, by przy mnie będąc, trudziła się
ze mną, i żebym poznał, co jest Tobie
miłe” (Mdr 9,1–2.4.10).
ks. Wojciech Rebeta
(za: „Angelus Bronowicki” – gazeta parafii św. Michała Archanioła w Lublinie, 3 (17) 2008, s. 9)
19
Informacje kancelaryjne
© rkw
• święta: 800, 1000, 1200, 1600, 1800;
• dni powszednie: 730, 800, 1200, 1800.
Spowiedź podczas nabożeństw oraz 1030–1200.
Wystawienie Najświętszego Sakramentu
• poniedziałek–sobota: 830–1800.
Różaniec
• poniedziałek–sobota: 830.
Nabożeństwo do Bożego miłosierdzia
• codziennie: 1500.
Konferencje dla narzeczonych
• w sobotę 1830.
Sakrament Chrztu
• druga i czwarta niedziela miesiąca 1300,
• katecheza przedchrzcielna wtorek 1830.
Parafia św. Józefa
Parafia św. Brata Alberta Chmielowskiego
24-100 Puławy, ul. Słowackiego 32
tel. (81) 887 93 53
email: [email protected], www.albert.pulawy.pl
24-100 Puławy, ul. Włostowicka 61
tel. (81) 888 47 27
www.pulawy-jozef.diecezja.lublin.pl
Księża pracujący w parafii
• proboszcz: ks. Waldemar Żyszkiewicz,
• wikariusze: ks. Eugeniusz Dobosz, ks. Robert
Karczmarek
Księża pracujący w parafii
• proboszcz: ks. pr. Aleksander Zeń
• wikariusze: ks. Andrzej Okaj, ks. Mariusz
Kozina, ks. Grzegorz Majkut, ks. Marcin
Szymańczuk
Kancelaria parafialna
• godziny przyjęć: poniedziałek–sobota 800–900,
1700–1800.
Kancelaria parafialna
• godziny przyjęć: codziennie z wyjątkiem
środy, niedzieli i świąt 900–1000, 1600–1745
(w okresie wakacji 730–800 i 1600–1745).
Porządek Mszy św.
• w niedziele i święta: 730, 900, 1030, 1215, 1800;
w kaplicy w Skowieszynie: 1030;
• w dni powszednie: 700 i 1800.
Porządek Mszy św.
• w niedziele i święta obowiązkowe: 730, 900,
1030 (dla dzieci), 1200, 1600 (dla młodzieży),
1800;
• w drugą niedzielę miesiąca Msza św. w języku łacińskim: 1200;
• w święta (w dni robocze): 730, 900, 1600, 1800;
• w dni powszednie: 700, 1800.
Sakrament chrztu św.
• w każdą niedzielę: o 1215.
Nabożeństwa
• w maju i październiku: 1830;
• w listopadzie: 1730.
Sakrament małżeństwa
• konferencje dla narzeczonych: luty–październik w sobotę o 1845, (w maju i październiku
po nabożeństwie).
Konta parafialne
Pekao SA 30 1240 2412 1111 0000 3628 3006
PKO BP 95 1020 3219 0000 9102 0047 2423
20
BS Końskowola 35 8741 0004 0000 0954 2000 0020
Konto parafialne
PKO BP 71 1020 3219 0000 9702 0047 2076
Parafia Św. Rodziny
24-100 Puławy, ul. Saperów Kaniowskich 2
tel. (81) 887 20 30
e-mail: [email protected]
www.pulawy-swrodziny.kuria.lublin.pl
Sakrament chrztu św.
• w każdą niedzielę: o 1200;
• przygotowanie do chrztu św. rodziców
i chrzestnych w piątek: o 1840.
Sakrament bierzmowania
• przygotowanie uczniów kl. III (gimnazjum)
w drugą i czwartą niedzielę po Mszy św. o 1600.
Konta parafialne
PKO S.A 23 1240 2412 1111 0000 3628 3035
Sakrament małżeństwa
• konferencje dla narzeczonych w niedziele
o 1630 (pierwszy cykl od Niedzieli Chrystusa
Króla, drugi cykl od pierwszej niedzieli Wielkiego Postu)
Sakrament spowiedzi
• w niedzielę podczas każdej Mszy św.;
• w ciągu tygodnia przed Mszą św. (rano),
podczas każdej Mszy św. (wieczorem);
• w pierwsze piątki miesiąca: 645–700, 1600–
1830;
• w pierwsze soboty: 645–700, od 1745.
Pierwsza Komunia św.
• w drugą niedzielę maja o 930;
• przygotowanie dzieci kl. II w każdą niedzielę
po Mszy św. o 1030.
Spotkania grup formacyjnych
• Kółka Żywego Różańca w pierwszą sobotę
miesiąca 830.
• Legion Maryi: poniedziałek 1600.
• Spotkania chóru parafialnego: wtorek 1800.
• Zbiórka ministrantów: kandydaci w poniedziałek 1600, ministranci w środę 1600.
• Oaza: sobota 1600.
• Schola dziecięca: sobota 1100.
• Schola młodzieżowa: piątek 1900.
Parafia Matki Bożej Różańcowej
24-100 Puławy, ul. Lubelska 7a
tel. (81) 88 83 414
Księża pracujący w parafii
• proboszcz: ks. Piotr Trela
• wikariusze: ks. Mariusz Kamiński, ks. Łukasz Kachnowicz, ks. Grzegorz Krupa
• rezydent: ks. Andrzej Bubicz
Kancelaria parafialna
• godziny przyjęć: wtorek–piątek 830–1000
i 1600–1745, sobota 830–1000.
Porządek Mszy św.
• niedziela: 700, 830, 1000, 1130 (dla dzieci), 1300,
1630 (dla młodzieży), 1800;
Księża pracujący w parafii
• proboszcz: ks. Henryk Olech
• wikariusze: ks. Paweł Grzebalski, ks. Jacek
Jakubiec, ks. Piotr Niedziela
Kancelaria parafialna
• godziny przyjęć: poniedziałek–sobota 730–800
i 1730–1830 (oprócz świąt).
Porządek Mszy św.
• w niedziele i uroczystości: 700, 830, 1000,
1130 (dla dzieci), 1300 (chrzcielna), 1800 (dla
młodzieży).
• w dni powszednie: 700, 1700, 1830.
• w święta nieobowiązkowe: 700, 830, 1700, 1830.
Konta parafialne
PKO BP S.A. 51 1020 3219 0000 9002 0047 1227
Parafia pw. Wniebowzięcia NMP
24-100 Puławy, ul. Aignera 1
tel. (81) 887 45 33
e-mail: [email protected]
www.parafiawnmppulawy.republika.pl
Księża pracujący w parafii
• proboszcz: ks. dr Adam Szponar
• wikariusze: ks. Sławomir Jargiełło, ks. dr
Piotr Melko
• rezydent: ks. kan. Edward Szeliga
Kancelaria parafialna
• godziny przyjęć: codziennie (oprócz środy
i świąt) 900–1100 i 1600–1800.
Porządek Mszy św.
• w niedziele i uroczystości: 700, 900, 1030, 1200
(dla dzieci), 1800.
• w święta nieobowiązkowe: 700, 900, 1630
i 1800.
• w dni powszednie: 630, 700, 1800.
Nabożeństwa okresowe
• Adoracja Najświętszego Sakramentu:
w czwartki 730–1730.
• Msza św. do Matki Bożej Nieustającej Pomocy: w środy 1800.
• Apel Papieski: drugi dzień miesiąca 2100.
• Nabożeństwo do Matki Bożej Królowej Pokoju: druga środa miesiąca 1700;
• pierwsze czwartki miesiąca: 1800 Msza św.
z adoracją Najświętszego Sakramentu i indywidualnym błogosławieństwem;
• pierwsze piątki miesiąca: 1630 Msza św. dla
dzieci; 1800 Msza św. o bł. Auguście Czartoryskim z ucałowaniem relikwii. Po Mszy adoracja i uwielbienie Boga połączone z modlitwą za
miasto. Spowiedź pierwszopiątkowa podczas
nabożeństw.
• pierwsza sobota miesiąca: po Mszy o 1800
Nieustająca Nowenna do NMP Niepokalanej
Cudownego Medalika.
• nabożeństwo fatimskie: (maj–październik)
13. dnia miesiąca o 1700, o 1800 Msza św. a
po niej procesja ze świecami wokół kościoła.
Nabożeństwa: majowe, czerwcowe i różaniec
o 1730.
Sakrament chrztu św.
• w drugą niedzielę miesiąca 1200 na Mszy św.
Sakrament chrztu św.
• przygotowanie do chrztu św. rodziców
i chrzestnych: piątki przed drugą niedzielą miesiąca o 1700 w dolnym budynku parafialnym.
Sakrament małżeństwa
• konferencje dla narzeczonych: wtorki o 1845
w dolnym budynku parafialnym.
Spotkania grupy AA
• w poniedziałki o 1700.
Numer konta:
PKO BP 75 1020 3219 0000 9202 0047 2928
Parafia św. Jana Chrzciciela
i św. Bartłomieja Apostoła (Fara)
Parafia Miłosierdzia Bożego
24-100 Puławy, ul. M. Kowalskiego 1
tel. (81) 886 80 94
email: [email protected]
www.pulawy-milosierdzia.kuria.lublin.pl
Księża pracujący w parafii
proboszcz: ks. Andrzej Sternik
wikariusze: ks. Tomasz Musiej, ks. Piotr Niewiadomski, ks. Michał Szuba, ks. Piotr Tylus,
ks. Michał Zybała
rezydent: ks. kan. Ryszard Gołda
24-120 Kazimierz Dolny, ul. Zamkowa 6
tel. (81) 881 08 70
email: [email protected], www.kazimierz-fara.pl
Księża pracujący w parafii
• proboszcz: ks. Tomasz Lewniewski
• wikariusze: ks. Attila Honti, ks. Grzegorz
Kiciak
• rezydent: ks. Jan Pietruszka
Kancelaria parafialna
• godziny przyjęć: codziennie 900–1000, 1600–
1730 (w sprawie rejestracji grobów: wtorek i piątek 900–1100 i 1600–1730).
Kancelaria parafialna
• godziny przyjęć: codziennie 900–1100,1600–
1800, z wyjątkiem środy, niedzieli i uroczystości
kościelnych.
Porządek Mszy Św.
•w niedziele i święta: 730 (1 V–31 X w kościele
św. Anny), 900, 1030, 1200, 1800
• w dni powszednie 800, 1800.
Porządek Mszy św.
• w niedziele: 700, 900, 1000 (kaplica św. Faustyny), 1030, 1200, 1315, 1600, 1800.
• w dni powszednie: 630, 800, 1800.
• w święta: 700, 900, 1600, 1800.
Roraty w Adwencie 600 (dzień powszedni)
Nabożeństwa okresowe
• codziennie o 1730.
Sakrament spowiedzi
• każdego dnia podczas Mszy św.
• w dni powszednie codziennie o 1730.
Sakrament małżeństwa
• konferencje dla narzeczonych: w środy
o 1700.
Nabożeństwa
• Nabożeństwo do Miłosierdzia Bożego w piątki o 1830.
• Koronka do Miłosierdzia Bożego codziennie
o 1500 w kaplicy św. Faustyny
• Adoracja Najświętszego Sakramentu codziennie 1500–1745 oraz w pierwsze piątki
830–1745.
• Różaniec fatimski: maj–październik 1900.
• Nabożeństwo różańcowe w dni powszednie po
Mszy św. o 1800, w niedziele po Mszy św. o 1600.
• Różaniec za zmarłych w listopadzie w dni
powszednie po Mszy św. o 1800, w niedziele
po Mszy św. o 1600.
• Nabożeństwo pierwszoczwartkowe po Mszy
św. o 1800.
• Nabożeństwo pierwszopiątkowe po Mszy
św. o 800 i 1800.
• Nabożeństwo pierwszosobotnie po Mszy
św. o 800 i 1800.
• Apel Papieski 16. dnia miesiąca o 2100.
Sakrament chrztu św.
• przygotowanie do chrztu św. rodziców
i chrzestnych: piątek 1845.
Sakrament małżeństwa
• konferencje dla narzeczonych: wtorki 1845.
Konto parafialne
PKO BP 48 1020 3219 0000 9102 0056 4740
Sakrament Chrztu św.
• w drugą i czwartą niedzielę miesiąca oraz
w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia i Wielkanocy na Mszy św. o 1030.
Konto parafialne
57 1020 3219 0000 9802 0041 1751
KAPELAN SZPITALA SPECJALISTYCZNEGO
W PUŁAWACH
Ks. Ryszard Winiarski
tel. 605-242-671
e-mail: [email protected]
www kapelan.pulawy.pl
D y ż u r d u s z p a s t e r s k i w p o ko j u 1 1 1
(parter), poniedziałek 1000–1200.
Wizyty na oddziałach
Poniedziałek, wtorek, środa, piątek: 1000–1230
i 1500–1700
W zagrożeniu życia – na wezwanie telefoniczne.
Msza Święta w Kaplicy św. Karola Boromeusza
• poniedziałek, wtorek, środa, piątek: 1900.
• czwartek 1000
• niedziele i święta:
– wrzesień–czerwiec 1100,
– lipiec–sierpień 1900.
Hospicjum im. Bł. Matki Teresy z Kalkuty
Msza Św. w kaplicy:
– w niedziele i święta 1500.
21
USG płodu obowiązkowe dla kobiet
W
amerykańskim stanie Teksas 14 lutego weszło w życie
prawo, zgodnie z którym kobiecie rozważającej aborcję pracownicy
klinik aborcyjnych muszą zaproponować obejrzenie zdjęcia ultrasonograficznego nienarodzonego dziecka i dać
możliwość usłyszenia bicia jego serca.
Matka nie musi się zgodzić, ale
lekarz powinien szczegółowo opisać
wygląd płodu. Wyjątkami pozwalający-
mi na odstąpienie od tej procedury są
przypadki gwałtu, kazirodztwa lub gdy
nienarodzone dziecko jest niepełnosprawne. Nowe przepisy wchodzą w życie po długiej batalii sądowej. „To nie
moja zasługa. To dzieło Boga.” – powiedział republikański polityk w rozmowie
z „Houston Chronicle”. Obrońcy życia
uważają, że nawet 70–80% kobiet rezygnuje z aborcji po obejrzeniu zdjęć USG
swego nienarodzonego dziecka.
W reakcji na forsowane przez administrację Obamy proaborcyjne przepisy
dziesiątki stanów USA próbują wprowadzić do swojego ustawodawstwa
poprawki mające ograniczyć stosowanie
aborcji. Tylko w 2011 roku przyjęto 70
ustaw chroniących życie. Obowiązkowe badania przed dokonaniem aborcji
wprowadziły już takie stany jak: Alabama, Oklahoma, Luizjana i Missisipi.
rk (KAI/LifeSiteNews) / Austin
Relikwie Papieża w Puławach
Msza Św. sprawowana w kaplicy hospicyjnej kończy się błogosławieństwem
i ucałowaniem relikwii. W przyszłości
będzie możliwość peregrynacji relikwii
po domach chorych.
Kapelan
© rkw
w konkursie i pracy nad relikwiarzem.
Może znajdzie się też jakiś sponsor.
Wszyscy, którzy chcieliby się modlić przy relikwiach błogosławionego
Papieża, mają taką możliwość w każdą
niedzielę o g. 15.00, bowiem każda
R
elikwie bł. Jana Pawła II są już
w Puławach i to w dwóch miejscach. Pierwszym jest puławskie
hospicjum, drugim – Parafia Św. Rodziny. Obie relikwie (krople krwi Błogosławionego na fragmencie sutanny) zostały
przywiezione przez kapelana 8 VII br.
Hospicjum ma już piękny relikwiarz
podarowany przez ks. A. Sternika. Natomiast Parafia Świętej Rodziny ogłosiła
konkurs na projekt relikwiarza. Zachęcamy puławskich artystów do udziału
Adres redakcji: ul. Kowalskiego 1, 24-100 Puławy, tel. 605 242 671, [email protected],
[email protected]
Zespół redakcyjny: ks. Ryszard Winiarski (red. prowadzący), Jolanta Frycz, ks. Jacek Jakubiec, Anna Kiełpsz, ks. Mariusz Kamiński,
Agnieszka Kawka, Wojciech Kostecki, Daniel Krawczyk, Joanna Kurlej, Stanisława Marek, Elżbieta Mech, Renata Miłosz, Robert Och,
Wojciech Olech (grafika), Kazimierz Parfianowicz, Agnieszka Parzyszek, Jacek Prończuk, Marek Remiszewski (korekta), Anna Różycka,
Krzysztof Szczepaniak, Anna Szewczyk (korekta), Andrzej Wojtowicz, ks. Michał Zybała.
Rada programowa: ks. prob. Tomasz Lewniewski, ks. prob. Henryk Olech, ks. prob. Andrzej Sternik, ks. prob. Adam Szponar, ks. prob.
Piotr Trela, ks. kapelan Ryszard Winiarski, ks. prob. Aleksander Zeń, ks. prob. Waldemar Żyszkiewicz.
22
RES SACRA MISER
Człowiek cierpiący jest świętością
Dodatek Duszpasterstwa Chorych
Po
raz kolejny zaczynam wszystko od nowa. Tym razem jest
to poważna walka o życie.
Teraz nie ma już moich dokonań,
uznania u publiczności, pozycji, popularności. Jestem tylko ja i choroba. I jest
jeszcze moja żona Basia. Poświęciła mi
się całkowicie. Choruje razem ze mną.
Jest październik. Dajemy sobie czas do
maja na pokonanie choroby. Jeśli nam
się uda, oczywiście. Wierzymy w to głęboko, mimo, że Basia ma z pewnością
więcej złych wieści od różnych zespołów
lekarskich. A więc i ta moja pisanina
do maja. Tak się ze sobą umawiam, bo
potem już muszę wrócić. Marianko,
(córka autora – przyp. red.) nie tracę siły.
posłużyli trochę mnie. Ale tylko trochę,
abym mógł ich obserwować, wyciągać
i układać z tej obserwacji swoje fantazje. Przyglądać się ludziom – oto moja
rozrywka [...].
Przeczytałem wczoraj, że nasi rodacy,
wszyscy katolicy przecież, jak wyjeżdżają za granicę do pracy, to często
nie chcąc płacić podatku kościelnego,
występują z Kościoła katolickiego.
Apostaci. Rezygnują z wiary katolickiej. A wiecie, jaka kwota tego podatku
wchodzi w grę? Tysiące? Nie – kilkanaście euro. Czyli za jakieś sześćdziesiąt
złotych wyrzekają się swojej wiary
od dziada pradziada. Za chwile już
nie będzie komu śpiewać: „Ojczyznę
wolną pobłogosław, Panie”, bo starzy
litaryzmu. Czekaj pokornie w kolejce
po wenflon, jedz tę samą mdłą zupkę,
odnoś naczynia. Dopiero wtedy jesteś
ich, tych ludzi, dla których przez całe
życie chciałeś coś stworzyć [...].
Przypomina mi się rosyjski dowcip
teatralny:
„Tragik z komikiem pije wódkę, tępo
patrząc w telefon.
Komik (w panice): Nie dzwonią,
zapomnieli.
Tragik (z satysfakcją): Nie dzwonią...
Pamiętają!”
PS. Cytujemy kilka luźnych fragmentów tego szczególnego świadectwa
aktora, który w chorobie odkrywa, że
jest zwykła osobą, która jak inni musi
zmierzyć się z życiem i tym, co osta-
Tak sobie myślę...
Ale jakoś mimo choroby mam coraz
wyraźniejsze poczucie, że okres mej
aktywności mija i nawet – co dziwniejsze – nie tęsknię za nim, pozwalam
mu odejść. Role zagrane, kilka myśli
osobistych rzuconych do ludzi w postaci
filmów – studenci wyuczeni gorzej, lepiej, ale jednak, setki wywiadów udzielone, nagrody odebrane, paręset metrów
czerwonych dywanów przechodzone,
nic mnie nie gna.
Pomału z własnej woli, zamieniam
się w obserwatora rzeczywistości.
I może dlatego warto dla samego siebie
to napisać.
Profesor Bardini kiedyś, w wywiadzie, na pytanie: „Co pan robił przez
ostanie dziesięć lat?”, odpowiedzią:
„Przygotowywałem się do starości”.
Podoba mi się. Jestem w fazie przygotowywania. Zbieram książki, których
nie zdążyłem przeczytać, filmy nieobejrzane, rozmowy z najbliższymi
nieprzeprowadzone, wyznania miłości
nigdy z braku czasu, nastroju, skupienia
niewypowiedziane. Jest co robić!
Całe młode i dojrzałe życie służyłem ludziom. Bawiłem, wzruszałem,
szokowałem. Teraz myślę, żeby ludzie
ogłuchną, a młodzi wypisani. Ambaras
także dla Kościoła w Polsce, bo jak nasi
rodacy w Niemczech, Austrii stają się
apostatami, to z tego skrupulatny Niemiec robi dokument i skrupulatnie ten
dokument wysyła do parafii w Rabie
Wyżnej na przykład. I klops. Przyjeżdża
Józek z Frankfurtu na święta, chce się
żenić, a tu nici, bo on apostata. Nie jest
członkiem naszej wspólnoty. Za sześćdziesiąt złotych. Ale nasz kochany episkopat w swej mądrości i nieomylności
i z tym daje sobie radę, byle nie stracić
owieczek. Opracowywana jest właśnie
nowa instrukcja i naszym szlachetnym biskupom jakiś profesor od prawa
kanonicznego już podpowiada, cytuję:
„Przynależność do Kościoła jest wolnym
wyborem każdego człowieka. Zawsze
można do niego wstąpić, a także wystąpić. Jednak osoba, która przyjęła
chrzest, z punktu widzenia dogmatyki
katolickiej, całe życie jest katolikiem”.
No i proboszcz w Rabie już wie, jak ma
postąpić: Nie przejmuj się, Józek, tam
możesz być apostatą, a tu jesteś katolik,
boś ochrzczony” [...].
Ważne jest jedno – nie wywyższaj się
w chorobie. To największa szkoła ega-
teczne. Bardzo polecamy tę książkę na
urlop. Uderza szczerością, pięknem
języka i różnorodnością spostrzeżeń.
J. Stuhr,
Tak sobie myślę... Dziennik czasu choroby,
Wydawnictwo Literackie 2012
Mieszkania z aranżacją wnętrza lub wykończone pod klucz, z miejscem parkingowym (w garażu), atrakcyjna lokalizacja z widokiem na wąwóz
– Lublin, ul. Jana Sawy. W ofercie posiadamy min: • kawalerka 42 m2, • dla rodziny 62 m2. Po więcej szczegółów dzwoń – tel.: 693 781 746.
23
Wakacyjne szaleństwo z „Rodziną”
W
poniedziałek 16 lipca rozpoczęliśmy dwutygodniową wakacyjną akcję letnią skierowaną do dzieci w wieku 7–12 lat. Na naszą
wspólną zabawę zapisało się 11 dzieci:
Klara, Karolina, Oliwia, Kuba, Kubuś,
Jan, Janek, Mati, Patryk, Maks i Michał.
Są z nami również nasze Świetliki, które
dzielnie towarzyszą nam w zabawach.
Rozpoczęliśmy oczywiście od gier
rozpoznawczo-zapoznawczych. Jak
zwykle niezawodna do tego celu okazała
się barwna chusta Klanzy. Po zjedzeniu
pierwszego wspólnego posiłku, poprzedzonego modlitwą i nauką naszej
„śniadaniowej” piosenki, poszliśmy
grać w piłkę na „Orlika” przy ZSO nr 1.
Pierwszy dzień szaleństwa zaliczyliśmy
do dni udanych. ☺
Wtorek przywitał nas chmurami
i dość jesienną aurą, więc, niestety,
musieliśmy zrezygnować z planów
i zamiast na basen, poszliśmy na spacer
do lasu. Zabraliśmy sprzęt do nordic
walkingu i ruszyliśmy przed siebie. Prowadziła niezawodna ciocia Aga. No, ale
jak pech, to pech… złapał nas deszcz.
Szybko musieliśmy uciekać do świetlicy
i suszyć przemoczone ubrania. I tym
razem ciocia Aga miała świetny pomysł.
Urządziliśmy sobie Spa. Ja czym prędzej
pobiegłam po miski i suszarkę do pana
Grzesia, a ciocia Aga przyrządziła magiczną miksturę z musztardy i wrzątku
i wszyscy wymoczyliśmy w tym dziwnym płynie zmarznięte stopy. Maks wymoczył nawet skarpetkę. Choć pomysł
wydaje się być dziwny, to zaręczam, że
działa. Nikt nie zachorował i wszyscy
nazajutrz pojawili się w świetlicy. No,
może nie wszyscy…, bo świetlicowa Ola
ma katar. Ale to i tak nieźle, zważywszy,
że naprawdę nieźle przemokliśmy.
Środa była dniem niezwykłym i szalonym. Wybraliśmy się do parku linowego w Kazimierzu. Niektórzy byli
tam już wcześniej, więc jako bardziej
doświadczeni mogli wędrować po wyżej
położonych torach. Młodszym i mniej
doświadczonym pozostał tor „Śnieżka”,
który, mimo że jest najniżej położony,
to i tak dostarcza niemałych wrażeń.
Uzbrojeni w szelki, liny i zaczepy przeszliśmy krótkie szkolenie, a potem po-
wędrowaliśmy na ścieżkę. Wszyscy byli
bardzo dzielni i nawet mały Szymon
radził sobie świetnie. Na zakończenie
tego miłego dnia znowu złapał nas
deszcz, a co gorsza, musieliśmy nieźle
się spieszyć, żeby zdążyć na powrotną
„emkę” z Kazimierza do Puław. Ta gonitwa tak nas zmęczyła, że w „emce”
niektórzy spali. ☺
Czwartek i piątek były dniami sportowymi. Spędziliśmy je na boisku i na placu zabaw. Puszczaliśmy bańki mydlane,
a także, korzystając z nowoczesnego
sprzętu świetlicowego, obejrzeliśmy
film pt. Morskie opowieści.
Pierwszy tydzień wakacyjnego szaleństwa był bardzo miły i obfitował
we wrażenia. Na zakończenie odbyła
się sobotnia wycieczka do Parku Iluzji
w Trojanowie. Ja, niestety, tam nie byłam, ale z opowieści dzieciaków wiem,
że bawiły się rewelacyjnie. Czekamy
z niecierpliwością, co też wydarzy się
w kolejnym tygodniu.
P.S. Koniec i bomba – a kto się z nami
nie bawi, ten trąba!
Katarzyna Grudzień
Kaplica szpitalna w bólach stanu wojennego
W
dniu 1 XII 1981 roku podpisałem umowę jako pierwszy
kapelan szpitala w pełnym
wymiarze godzin, będąc jednocześnie
wikariuszem garnizonowej Parafii MB
Różańcowej. Po uzgodnieniu szczegółów z ówczesnym dyrektorem szpitala
Adamem Prażmo, rozpocząłem organizację kaplicy w części dotychczasowej
szatni. Najpierw zleciłem puławskiej
„Przemysłówce” wykonanie wyposażenia tzw. prezbiterium kaplicy. Wszystkie elementy w drewnie (dębina), tj.
ołtarz, ambonka, konfesjonał, drzwi,
szafy itp. Elementy dekoracyjne tabernakulum dałem do wykonania ZSZ
w Kazimierzu Dolnym, korzystając
z życzliwości inżyniera Szczepińskiego,
który projekt zrealizował gratis. Obraz
Matki Bożej Częstochowskiej wykonała
miejscowa malarka – Urszula Religa
(po mężu – Parfianowicz – przyp. red.).
Plany były o wiele bardziej ambitne,
gdyż cała szatnia miała być przeznaczona na kaplicę. Niestety, 13 XII 1981 r.
zaczął się stan wojenny, który pogrzebał
wiele ważnych spraw w Polsce, także
uderzył w ideę zorganizowania kaplicy
24
dla chorych. W 1982 roku napisana
została skarga na dyrektora Prażmo,
dotycząca organizacji kaplicy w szpitalu. Wojewoda Lubelski Tadeusz Wilk
wysłał specjalną komisję celem zatrzymania prac. Dyrektor Prażmo stanął
na wysokości zadania i nie wystraszył
się nacisków. Komisja po „mocniejszej
herbatce” w mieszkaniu przy ul. Kołłątaja zmieniła treść protokołu (szczegóły
pominiemy ze względu na dobro niektórych żyjących jeszcze członków komisji). Niemniej szpital musiał wycofać się
z pełnego pokrycia kosztów organizacji
kaplicy, tłumacząc to dyplomatycznie
„trudną sytuacją finansową”. Z pomocą
przyszli pacjenci, personel szpitalny
i wierni puławskich parafii. Zapał był
duży do momentu poświęcenia kaplicy
przez biskupa Bolesława Pylaka w obecności ks. dziekana Ryszarda Gołdy.
Zupełnie spontanicznie przy kaplicy
szpitalnej zebrało się grono czcicieli
Miłosierdzia Bożego, o czym mogłaby
zaświadczyć, pełniąca przez wiele lat
funkcję zakrystianki, Danuta Semla.
Grupa czcicieli przed każdą Mszą
Świętą prowadziła modlitwy, stając
się prekursorami kultu św. Faustyny
Kowalskiej. Wspólnota modlitewna,
z udziałem personelu szpitala, urządzała jasełka, prowadziła nawiedzenie
obrazu MB Częstochowskiej na poszczególnych oddziałach. Stałą posługę
modlitewną pełnił Stanisław Bajer jako
tzw. dziekan, odmawiając różaniec, zaś
jego syn – Sławomir grał w czasie nabożeństw na elektronicznych organach.
Wśród księży dużą pomoc znalazłem
u ks. Tadeusza Siwkiewicza, wikariusza
Parafii Wniebowzięcia NMP (przyp.
red. – obecnie proboszcz parafii w Żyrzynie), który zastępował mnie w czasie
nieobecności np. urlopu. Służył też wielokrotnie pacjentom jako spowiednik.
Wsparciem były również podziemne
struktury szpitalnej „Solidarności”.
Sens istnienia kaplicy potwierdzają
obecni w niej chorzy i odwiedzające
ich rodziny, a także wielu pracowników szpitala, zwłaszcza pielęgniarki.
Z perspektywy 30 lat widać wyraźnie,
że warto było się narażać, znosić upokorzenia, a przede wszystkim zaufać
Miłosiernemu Jezusowi.
ks. Fryderyk Gorajczyk

Podobne dokumenty