MOZART W PSYCHOLOGII
Transkrypt
MOZART W PSYCHOLOGII
WYKŁAD VI MOZART W PSYCHOLOGII Tłumaczenie: Małgorzata Chmurzyńska i Jan Kobayashi 24 czerwca 2006 roku Akademia Muzyczna im. F. Chopina Warszawa Każde obchody rocznicowe, upamiętniające życie i twórczość takiej postaci jak Mozart, wywołują zawsze falę powszechnego zainteresowania i prowokują do zadawania pytań, co czyni ją tak inną, tak szczególną i wybitną. Historia (w tym także muzykologia) oraz jej literacka kuzynka - biografia - dzięki swoim me todom pozwalają nam dotrzeć do specyfiki tych wielkich postaci i odpowiednio wyartykułować ich wyjątkowość. Na przeciwległym biegunie do poznania historycznego znajduje się po znanie psychologiczne. Psychologia jako nauka zajmuje się podobieństwami. Psychologowie starają się odkiywać reguły i prawa rządzące ludzkim zachowa niem i myśleniem, docierać do tkwiących głębiej cech wspólnych zjawiskom zewnętrznie różnorodnym. Nauka od zawsze tym się charakteryzowała - jej nadrzędnym celem jest formułowanie prostych reguł i zasad leżących u podło ża złożoności. Ponieważ nauka próbuje wyjaśnić wiele zjawisk za pomocą niewielkiej liczbie teorii i konstruktów, poznanie naukowe często nazywa się poznaniem redukcjonistycznym. Już samo pojęcie redukcjonizm kojarzy się z takimi procedurami, jak spłycanie, wyrównywanie, wpasowywanie w schematy czy ujednolicanie. Stosowanie tych zabiegów wobec człowieka i jego wytworów wzbudza wśród wielu ludzi opór - traktowane jest bowiem jako podważanie godności ludzkiej. Ja widzę to inaczej, bardziej pozytywnie. Jeśli reguły po znania psychologicznego zastosujemy wobec niecodziennych, wyjątkowych zachowań ludzkich, mogą one stać się narzędziem, dzięki któremu unikniemy dwóch niebezpieczeństw: deifikacji oraz demonizacji. Cokolwiek mielibyśmy do powiedzenia o takich postaciach, jak z jednej strony Mozart, a z drugiej Osama bin Laden, nie wolno nam zapominać o ich zwykłych ludzkich rysach. Geniusz muzyczny nie jest nadczłowiekiem, a masowy morderca nie jest podczłowiekiem. Właśnie dzięki pokazaniu, jak wspólne nam wszystkim, zwy czajne ludzkie cechy mogą nieprzeciętnie się rozwinąć, przywracamy takim jednostkom (geniuszom czy wybrykom natury) ludzki charakter. Nie podwa żamy, lecz właśnie przywracamy im miejsce wśród ludzi. Ale Nauka to nie tylko wyjaśnianie - to także metoda. Dotyczy to w szcze gólności hipotez, które są przedmiotem skrupulatnych weryfikacji dokonywa nych poprzez systematyczną obserwację i badania eksperymentalne. To postę powanie wymaga zawsze posługiwania się reprezentatywną grupą badanych, zastosowania ogólnie przyjętych i uznanych za prawidłowe metod pomiaru oraz dogłębnego zrozumienia okoliczności i warunków badania, które mogły by podważyć wyniki i skłonić nas albo do zmodyfikowania, albo nawet do za niechania badań. W dyskursie prowadzonym na temat ludzkiej myśli i zachowań stoso wanych jest wiele odmian redukcjonizmu, które niewiele mają wspólnego z na uką. Jednym z nich jest astrologia. Z lekkim wahaniem zaliczyłbym do nich również psychoanalizę, ale w żaden sposób nie umniejsza to ani ogromnego wpływu, jaki wywarła ona na kulturę, ani też korzyści, jakie może przynieść poszczególnym jednostkom. Trzeba jednak pamiętać, że akceptacja określonej interpretacji w dużej mierze może być uwarunkowana przekonaniami ukształ towanymi na podstawie spójności przedmiotu lub stopnia, w jakim on nas ab sorbuje. Z tych powodów w dzisiejszej prezentacji nie powiem już nic więcej o różnych próbach „psychoanalizowania” Mozarta, podejmowanych czy to wbiografistyce (np. Solomon, 1995), czy w literaturze psychoanalitycznej (np. Ostwald, Zegans, 1993). Chciałbym się skoncentrować na tych problemach badawczych, zwią zanych z Mozartem, które psychologii udało się w pewnym stopniu wyjaśnić. Współczesne dociekania badawcze można podzielić na dwa główne obszary. Pierwszy - to badania nad rozwojem muzyków wybitnych. Osobiście w tego typu badaniach uczestniczyłem. W tym przypadku nauka zmuszona jest opie rać się na historycznych źródłach z poprzednich stuleci i porównywać je nie ustannie z danymi współczesnymi, które uzyskiwane są przede wszystkim z badań ankietowych. Drugi obszar badań, z którym miałem mniej do czynienia, obejmuje ba dania dotyczące oddziaływania muzyki Mozarta na słuchaczy - są to badania związane z percepcją i recepcją jego muzyki. W dzisiejszych czasach zjawiska recepcji poddaje się całej gamie testów psychologicznych, w tym badaniom eksperymentalnym. 2. K ształto w an ie do sk o nało ści W ostatnim półwieczu zainteresowania psychologii związane z Mozartem przejawiały się w podejmowaniu i wyjaśnianiu takich kwestii, jak uwarunko wania rozwoju jednostki wybitnej i problem wspomagania jej w ciągu całego życia. Jak to się dzieje, że niektórzy z nas osiągają w danej dziedzinie tak wiele, podczas gdy inni - z pozoru nie gorzej wykształceni i pochodzący z podobnych środowisk - nie? Czy dzięki wynikom badań jesteśmy w stanie stworzyć lepsze warunki dla indywidualnych osiągnięć poszczególnych osób? Czy przypadek Mozarta można porównywać z innymi typowymi przykładami rozwoju mu zycznego, wyłaniającymi się z badań, i włączyć go w szerokie spektrum naszej wiedzy o talencie? Kilka lat temu grupa naukowców podjęła badania nad wybitnymi mu zykami w celu ustalenia (także poprzez porównanie z muzykami o mniejszych osiągnięciach), czy u podłoża wybitnych osiągnięć muzycznych leżą jakieś wspólne, systemowe czynniki, społeczne lub indywidualne. Grono naukowców, w którego skład wchodziłem (Sloboda i in., 1996), zbadała 250-osobową grupę młodzieży, uczącą się w latach 90. XX wieku gry na różnych instrumentach muzycznych. Zespół ten odkiyl uderzającą korelację między osiąganym poziomem kompetencji a ilością czasu poświęcanego codzien nie na ćwiczenie. W wieku 12 lat dzieci, którym później udało się zakwalifikować do specjalistycznej szkoły muzycznej, ćwiczyły przeciętnie dwie godziny dzien nie. Dla porównania: inne dzieci w tym wieku, uczące się gry na instrumencie, ćwiczyły po 15-20 minut dziennie. Jest to różnica rzędu 600-800%'. W tym samym badaniu udało się wykazać, iż muzycy o wyższych osiąg nięciach z reguły rozpoczynali naukę muzyki wcześniej niż ci, którzy później takich osiągnięć nie mieli. Trudno jest wśród wybitnych muzyków wskazać takich, którzy zaczynaliby pobierać regularne lekcje gry na instrumencie po przekroczeniu 8 roku życia. Jeśli znana jest nam zarówno ilość czasu poświęcanego codziennie przez daną osobę na ćwiczenie, jak i wiek, w którym podejmowała ona kształcenie muzyczne, możemy obliczyć bardzo przydatną zmienną statystyczną - a mia nowicie całkowitą liczbę godzin ćwiczeń na instrumencie, skumulowanych do danego momentu w życiu. Dzięki takiemu zabiegowi możemy poczynić następujące ustalenia: 1. aby przejść pomyślnie ósmy stopień egzaminacyjny Associated Board, który stanowi wymagane minimum przy kwalifikacji na kierunki instru-1 1. Por. Tabela 1, Wykład 1 (przyp. red.). mentalne wyższych uczelni w Wielkiej Brytanii2, trzeba mieć za sobą około 3 500 godzin ćwiczeń; 2. młodzi muzycy, którzy znajdują się u progu kariery wykonawczej (czyli tuż po ukończeniu edukacji na wydziałach instrumentalnych w konser watoriach), mają za sobą około 10 000 godzin ćwiczeń (w porównaniu do średniej wynoszącej 7 000 godzin w grupie absolwentów pedagogiki muzycznej); 3. wziąwszy pod uwagę ograniczenia życia codziennego oraz to, że liczba go dzin spędzanych na ćwiczeniu zmienia się w zależności od wieku ucznia, można stwierdzić, iż na uzyskanie skumulowanej sumy godzin ćwiczeń, niezbędnej do osiągnięcia poziomu wykonawczego powszechnie uznawa nego za doskonały, potrzeba w normalnych warunkach około 10 lat. Dane te prowokują do pytań o indywidualną motywację uczniów. Jak to jest możliwe, że niektórzy młodzi ludzie są w stanie poświęcać całe godziny na co dzienne ćwiczenie i wkładać heroiczny niemal wysiłek w grę na instrumencie w stopniu znacznie przekraczającym normy typowe dla ich rówieśników? Z naszych danych, jak również danych innych badaczy, można wysnuć bardzo jasny wniosek: zachowania rodziców uczniów wybitnych różnią się is totnie od zachowań rodziców innych dzieci (Davidson i in., 1996). Ci pierwsi wykazują bardzo wysoki poziom osobistego zaangażowania w naukę swoich dzieci, a w szczególności w okresie od wczesnego dzieciństwa do okresu wczes nego dojrzewania. Do kluczowych i charakterystycznych dla tej grupy rodzi ców zachowań należą: 1. bezpośredni i aktywny nadzór rodzica nad codziennymi ćwiczeniami (czy li siedzenie z dzieckiem oraz prowadzenie go przez właściwą sekwencję ćwiczeń); 2. regularna obecności rodzica na lekcjach gry na instrumencie; 3. regularnie prowadzony dialog z nauczycielem w celu uzyskania dodatko wych informacji na temat wymagań związanych z ćwiczeniem domowym. Z badań wynika, iż dzieci przed 12 rokiem życia rzadko same z siebie wyka zują wystarczającą motywację i taki poziom zorganizowania, aby efektywnie ćwiczyć bez nadzoru i wsparcia znaczącej osoby dorosłej. Mimo iż słyszy się historyjki o dzieciach, które trzeba wręcz siłą odrywać od instrumentu, należy je traktować jako wyjątki potwierdzające regułę. W każdej dziedzinie wymaga jącej systematycznych ćwiczeń, którą kiedykolwiek badano, tempo postępów 2. W Anglii istnieje 8-stopniowy państwowy system egzaminów z gry na instrumentach dla uczniów od początku nauki aż do osiągnięcia przez nich poziomu ósmego, umożliwiającego rozpoczęcie studiów w konserwatorium. Prof. Sloboda mówił o tym podczas wykładu wy głoszonego 21 października 1997 roku (przyp. red.). w olbrzymiej mierze zależało od stałej obecności trenera, korepetytora czy opiekuna - nie tylko w trakcie cotygodniowej lekcji, ale i każdego dnia. Jest to fakt powszechnie akceptowany w świecie sportu wyczynowego; z jakiegoś jed nak powodu z trudem znajduje zrozumienie w środowisku muzycznym. Dzieci nie lubią ćwiczyć, a jeśli nawet tak nie jest, nie potrafią czynić tego efektywnie dopóty, dopóki ktoś im nie pomoże! Te współczesne badania pozwalają zrozumieć fenomen rozwoju mu zycznego samego Mozarta. Od najmłodszych lat wdrożony był do regularnych, codziennych ćwiczeń, a obecność jego ojca gwarantowała ich właściwy poziom zarówno pod względem jakości, jak i czasu trwania. Defacto, Andreas Lehmann (1997) wykazał, iż większość wirtuozów kla wiatury z okresu od XVIII do XX wieku, podobnie jak Mozart, wychowywała się w tym samym domu, w którym mieszkał ich pierwszy nauczyciel - częstokroć członek ich rodziny. Badając biografie 14 dawnych mistrzów klawiatury, autor ustalił, że wszyscy oni rozpoczęli naukę gry przed dziewiątym rokiem życia, a 12 z nich mieszkało w jednym domu ze swoim pierwszym nauczycielem. Wszyscy ćwiczyli pod nadzorem, czyli pod okiem opiekuna. Tylko dwóch jednak - Mo zart i Bach - miało rodziców, którzy sami byli zawodowymi muzykami. Rów nież to ostatnie odkrycie zgodne jest z wynikami współczesnych badań, po nieważ bardzo niewielu rodziców wybitnych muzyków z naszej grupy badanej było zawodowo związanych z muzyką. To, co się liczy się najbardziej, to jakość wsparcia, którego udziela rodzic, a nie poziom jego kompetencji muzycznych. 3. T w ó r czo ść M o za r t a Mimo iż rozgłos Mozartowi przyniosły jego publiczne występy w roli wirtuoza, miejsce w historii zapewniła mu działalność kompozytorska. Jeśli wyżej opisa na zasada 10 lat odnosi się do osiągnięć wykonawczych, to powinna zapewne być także prawdziwa w odniesieniu do osiągnięć kompozytorskich. Do najbardziej znaczących prac naukowych o problematyce kompono wania należą niewątpliwie badania amerykańskiego psychologa, Deana Simontona (np. 1991). Autor ten wyodrębnił pewne dane z biografii ponad 100 wybitnych kompozytorów muzyki klasycznej. Zestawienie wyróżnionych przez niego zmiennych wraz z interesującymi zależnościami statystycznymi, jakie między nimi zachodzą, przedstawiono w tabeli 1. Jedną z kluczowych zmiennych jest „rok życia, w któiym kompozytor stworzył pierwszy «przebój»” według określenia Simontona, czyli napisał pierw szy utwór należący obecnie (zgodnie z kategoryzacją Halseya, 1976) do sztan darowego repertuaru muzyki klasycznej. Inną ważną zmienną jest „rok życia, Tabela l. Porównanie danych biograficznych dwóch wybitnych kompozytorów z normami statystycznymi, opracowanymi przez Simontona ( 1991) Ś re d n ie w ie ku o p ra c o w a n e na p o d staw ie R o k życia , w którym k o m p o z y to r o d b y ł p ie rw szą lekcję 9 R o k życia , w którym k o m p o z y to r n ap isał p ie rw szy utw ó r 16 ( + 7) 6 26 ( + 10) ( + 17) R o k życia , w którym k o m p o z y to r stw o rzy ł p ie rw szy F. M e n d e lsso h n B a rth o ld y W. A. M ozart b io grafii 120 k o m p o zy to ró w 4 5 ( + 2) 12 ( + 7) 18 (+ 1 2 ) ( + 1 4 ) 16 ( + 4) ( + 1 1 ) 102 -6 0 0 -170 20 43 14 „przeb ó j" C a ło śc io w y d o ro b e k k o m p o zyto rsk i M aksym aln a ro czn a „pro dukcja" w którym kompozytor napisał pierwszy utwór” - chodzi o udokumentowany przypadek zapisania przez kompozytora pierwszego utworu. W grupie bada nej przez Simontona pierwsza kompozycja pojawiała się przeciętnie w 16 roku życia, zaś pierwszy liczący się utwór - w 26. Potwierdzałoby to regułę 10 - tyle lat pracy kompozytorskiej potrzeba, aby stworzyć pierwsze dzieło, które mo głoby znaleźć trwałe uznanie. Niestety, Simonton nie podaje szczegółowych informacji dotyczących badanych przez niego kompozytorów. Postanowiłem więc odtworzyć niektóre dane, kluczowe w przypadku Mozarta. Przy ustalaniu daty poszczególnych kom pozycji odwołałem się do spisu Boernera (2004), w którym zamieszczono w po rządku chronologicznym ponad 600 kompozycji Mozarta, skatalogowanych przez Kochia. W celu ustalenia aktualnego miejsca rankingowego danego utwo ru w repertuarze muzyki klasycznej sięgnąłem do książki Nicholasa Kenyona (2005). Jest to rodzaj „przewodnika” po muzyce Mozarta, zawierającego około 40 najważniejszych kompozycji, na których - można przyjąć - opiera się współ czesna renoma kompozytora. Autor jest dyrektorem koncertów promenadowych, organizowanych przez BBC, a więc osobą szczególnie dobrze orientującą się w oczekiwaniach publiczności i w bieżącym repertuarze muzyki klasycznej. Pierwszym utworem Mozarta jest Andante C-dur na klawesyn (w kata logu Kochia opatrzone numerem la), które kompozytor napisał w 1761 roku, w wieku sześciu lat. Najwcześniejszą kompozycją, która pojawia się w prze wodniku Kenyona, jest motet Exsultate, jubilate (w katalogu Kochia pod nu merem 165). Mozart napisał go w 1773 roku, kiedy miał 18 lat, czyli 12 lat po kompozytorskim debiucie. Wygląda na to, że Mozart spóźnił się o dwa lata w stosunku do reguły 10 lat. Interesujące jest porównanie Mozarta z innym cudownym dzieckiem Feliksem Mendelssohnem-Bartholdym. Skomponował on swój pierwszy utwór mając 12 lat, a słynny Oktet Es-dur op. 20 - dzieło zapewne dojrzalsze od Exsultate - powstało zaledwie cztery lata później (w 1825 roku), kiedy kompozytor miał 16 lat. W zależności od przyjętego sposobu liczenia utworów w obrębie po szczególnych opusów Oktet jest albo 20., albo 56. kompozycją Mendelssohna. Wydawałoby się więc, że jako kompozytor dojrzał on szybciej od Mozarta. Dane Simontona pozwalają nam jednak spojrzeć na te różnice w odpo wiednim kontekście. Jedną z wyodrębnionych przez badacza zmiennych jest rok życia, w którym dany kompozytor rozpoczął formalną naukę gry na instru mencie. Okazało się, że średnia wynosi dziewięć lat. Innymi słowy, moment rozpoczęcia działalności kompozytorskiej przypada średnio na siódmy rok kształcenia instrumentalnego. Simonton wykazał, że istnieje związek pomię dzy wiekiem rozpoczęcia nauki giy a rokiem życia, w którym kompozytor na pisał pierwszy „przebój”. Im wcześniej rozpoczynało się kształcenie muzyczne, tym wcześniej pojawiał się pierwszy przebój. Wydaje się to być zrozumiałe poza samym doświadczeniem kompozytorskim na umiejętność komponowa nia musi wpływać też ogólny poziom wykształcenia muzycznego. Powszechnie przyjmuje się, iż Mozart zaczął pobierać lekcje w wieku czterech lat, a Men delssohn - w piątym roku życia. Mozart napisał więc swój pierwszy „hit” 14 lat po rozpoczęciu nauki muzyki, a Mendelssohn - 1 1 . Różnica między obydwoma kompozytorami jest wiec w tym przypadku znacznie mniej dramatyczna. Ostatnim intrygującym spostrzeżeniem Simontona jest stwierdzenie dodatniej korelacji między wczesnym rozpoczęciem nauki gry a produktyw nością kompozytorską. Ten ostatni parametr Simonton przeanalizował nie tylko pod kątem całego dorobku kompozytorskiego, ale także pod kątem „wy dajności” w latach, kiedy kompozytor był u szczytu sił twórczych. Dla każdego z badanych kompozytorów ustalił roczną maksymalną liczbę kompozycji. Naj większą roczną „produkcję” utworów stwierdził u tych kompozytorów, którzy rozpoczynali naukę giy najwcześniej. Mozart osiągnął swój „szczyt produkcyj ny” w 1788 roku, kiedy to napisał zdumiewająco dużą liczbę kompozycji, tj. 43, z których pięć znalazło się później w przewodniku Kenyona. Dlaczego produktywność kompozytorska jest tak ważna? Okazuje się, że jest ona bardzo istotnym predykatorem wybitnych osiągnięć (a dotyczy to także innych dziedzin związanych z twórczością człowieka, w tym malarstwa i pracy naukowej). Im więcej ktoś tworzy, publikuje, tym większe jest prawdo podobieństwo, że stworzy, opublikuje coś, co będzie miało trwałą wartość. Ta teza sprzeczna jest z powszechnie panującym intuicyjnym przekonaniem, że ilość osiąga się najczęściej kosztem jakości. Jednak w przypadku działalności twórczej jest inaczej - tu ilość i jakość idą w parze. Istnieją dwa wyjaśnienia takiego stanu rzeczy. Po pierwsze, trening czyni mistrza - czyli im więcej razy coś robisz, tym lepiej ci to wychodzi. Po drugie, w każdym procesie twórczym ogromne znaczenie ma stosowanie metody „prób i błędów” - nie da się stwo rzyć dzieła o wysokiej wartości, poruszając się tylko w granicach wyznaczo nych naszą wiedzą i możliwościami. Każdy akt twórczy jest rodzajem ekspery mentu wymagającym pewnej dozy ryzyka i fantazji. W tej sytuacji im ktoś jest bardziej produktywny, tym większa szansa, że jeden z wielu jego „produktów” odniesie sukces. Odpowiadając w sposób nieco uproszczony na pytanie, jak to się stało, że tyle dzieł Mozarta zostało uznanych za ponadczasowe, trzeba zauważyć, że w ciągu 30 lat karieiy kompozytorskiej napisał on też ogromną liczbę utworów, które nie są uznawane za równie wybitne. Jeśli przyjmiemy owe 40 utworów z katalogu Kenyona za wyznacznik ponadczasowej wartości dorobku Mozarta, okaże się, że stanowią one niecałe 7% całej jego twórczości, przy czym żadne z tych dzieł (poza wyjątkami) nie należy do grupy 300 wcześniejszych kompo zycji, które stanowią połowę jego dorobku kompozytorskiego. Jako że dla porównania wybraliśmy Mendelssohna, warto zwrócić uwa gę na fakt, że w ciągu swojej 45-letniej kariery kompozytorskiej Mendelssohn doszedł do 120 opusu (czyli napisał około 170 utworów). Mozart stworzył swoją 120. kompozycję już w 11 roku pracy twórczej, czyli w 17 roku życia. Również rocz na produktywność Mendelssohna nigdy nie osiągnęła poziomu Mozarta. Jego najpłodniejszym rokiem był rok 1844, w którym napisał zaledwie 14 utworów. 4 . O d d zia ły w a n ie m u zyk i M o z a r t a na słu c h a c zy W rozważaniach dotyczących kompozytora należy uwzględniać także problem recepcji jego dziel. W tym krótkim przeglądzie poświęconym umiejętnościom kompozytorskim Mozarta odbiorca w pewnym sensie został już wprowadzony. Kiedy mówimy, że utwór muzyczny „zajął trwałe miejsce w repertuarze”, do konujemy pewnego uogólnienia złożonego procesu społecznego, wywołanego szerokim w czasie i przestrzeni oddziaływaniem muzyki Mozarta na ludzi. Po szczególne utwory wchodzą do głównego nurtu, dlatego że właśnie one - a nie inne - zwykle wybierane są przez słuchaczy. U podstaw wszelkiej trwalej popularności jakiejkolwiek muzyki leży prag nienie wielu osób częstego słuchania tych samych utworów. W stosunku do nie których kompozycji, także w stosunku do wielu dzieł Mozarta, pragnienie to może utrzymywać się przez całe życie. Niestety, nie są mi znane żadne poważ ne badania psychologiczne, które zajmowałyby się problemem wielokrotnego odsłuchiwania utworów Mozarta (czy też jakiejkolwiek innej muzyki) na prze strzeni dziesiątków lat albo też usiłowały zbadać ich motywację. Większość badań eksperymentalnych nad zmianami upodobań i prefe rencji muzycznych wiąże się ze śledzeniem dość grubo ciosanych parametrów (na przykład: w jakim stopniu dany utwór jest łubiany) w stosunkowo krótkich okresach, podczas których wielokrotnie prezentuje się wybrane dzieło (por. Hargreaves, 1984). Tego typu prace nie są szczególnie przydatne z punktu wi dzenia naszych założeń, ponieważ traktują one muzykę w oderwaniu od jej spo łecznego i kulturowego kontekstu. W realnym życiu decyzja o ponownym odsłu chaniu danego utworu zapada bowiem nie tylko pod wpływem bezpośrednie go doznania zmysłowego. Muzyce najczęściej towarzyszą przecież określone znaczniki kulturowe, które częściowo determinują nasz odbiór, nawet przed pierwszym słuchaniem. Na poziomie najbardziej osobistym takim znacznikiem może być zarekomendowanie utworu przez bliską osobę. Na poziomie bardziej ogólnym na naszą chęć wysłuchania kompozycji może wpłynąć jej ocena do konana przez krytyków czy ekspertów. Jeżeli poważane przez nas autorytety twierdzą, że dany utwór jest wartościowy lub głęboki, istnieje duże większe prawdopodobieństwo, że sami ową głębię w nim znajdziemy. Jest wiele ważnych dowodów świadczących o tym, że ugruntowana wcześ niej renoma może w istotnym stopniu wpływać na naszą opinię o wartości utworu i na to, czy postrzegamy go jako dzieło interesujące (niektórzy wpływ ten nazywają kontaminacją). Zjawisko to wykazano w badaniach, w których różnym grupom prezentowano utwór oraz przekazywano odmienne opinie o je go twórcy. Jeśli kompozytora opisywano jako wybitnego, o wysokiej renomie, utwór bardziej podobał się słuchaczom. Lepiej go zapamiętywali, chętniej też poświęcali czas, by się go nauczyć i móc wykonywać samodzielnie. Również wykonania wypadały lepiej, co z kolei miało charakter samospełniającej się przepowiedni (zob. Weick i in., 1973). Kiedy wspólnym wysiłkiem środowiska kulturalne umieszczają - tak jak to ma miejsce w przypadku Mozarta - wybitnego artystę na piedestale, wów czas rodzi się równie silny kulturowy impuls, by udowodnić, że oddziaływanie jego muzyki to nie tylko artefakty wysokiej renomy Mozarta, a więc, że nie jesteśmy ofiarami zjawiska typu „król jest nagi”. Chcemy mieć podstawy do twierdzenia, że coś szczególnego tkwi w samej muzyce Mozarta — coś, co uza sadnia jego wyjątkowe i czołowe miejsce w kulturze. Tym właśnie zajmuje się w dużej mierze muzykologia mozartowska, wykorzystując w tym celu różne rodzaje muzycznej analizy. Ostatnią wielką zasługą psychologii muzyki w tym zakresie było poka zanie, jak trudno jest oddzielić samą muzykę Mozarta od jej masowej popu larności. Wiążą się z tym dzieje niesławnego „efektu Mozarta”, który zdomino wał psychologiczną literaturę mozartowską od momentu, kiedy został odkryty przez Rauscher (Rauscher i in., 1993). Naukowy punkt wyjścia całej sprawy jest dość łatwo opisać. W paździer niku 1993 roku Rauscher i jej współpracownicy opublikowali w czasopiśmie naukowym Naturę krótki artykuł zatytułowany „Muzyka a funkcje wzrokowoprzestrzenne”. Z jakiegoś powodu publikacją tą niemal z miejsca zainteresowa ły się media. A oto najprawdopodobniej pierwsze doniesienie prasowe na temat pracy Rauscher (Knox, 1993), które - jako reportaż - jest dość dokładne3: Richard A. Knox, Boston Globe, 14 października 1993: M ozart czyni cię mądrzejszym - sugerują badacze z K alifornii Słuchanie Mozarta to nie tylko przyjemność dla melomana. Jest to środek wzmacnia jący umysł. Frances Rauscher i jej współpracownicy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Irvine pod dali badaniom grupę 36 studentów. Mieli oni za zadanie rozwiązać serię geometrycz nych łamigłówek po około 10 minutach słuchania Sonaty D-dur na dwa fortepiany Mozarta. Studenci wykonywali także inne podobne ćwiczenia umysłowe - znane tym, którzy kiedykolwiek brali udział w testach na inteligencję - w dwóch innych sytuacjach: po 10 minutach słuchania muzyki relaksacyjnej oraz po 10 minutach ciszy. Słuchanie Mozarta poprawiło wyniki studentów o 8-9 punktów IQ w porównaniu z dwie ma pozostałymi sytuacjami - donoszą badacze w dzisiejszym wydaniu brytyjskiego pis ma Naturę. Wyniki te przywołują na myśl anegdoty o nagłym wybuchu kreatywności po wysłucha niu muzyki (Albert Einstein wolał Bacha). Niestety, naukowcy stwierdzili też, iż „efekt Mozarta” zanika po 10 minutach, które poświęcano na wykonanie zadań testowych. Kalifornijscy badacze nie próbowali jeszcze stosować utworów współczesnego kompo zytora Philipa Glassa4 albo rapu. Jednak przewidują, być może trochę arbitralnie, że mniej skomplikowana, repetycyjna muzyka może raczej przeszkadzać niż wzmacniać rozumowanie abstrakcyjne5. W tym właśnie artykule prasowym debiutuje nazwa „efekt Mozarta” - nie po jaw ia się ona w oryginalnym doniesieniu w Naturel Rzeczywiście, Frances Rauscher potwierdziła osobiście w rozmowie ze mną, iż ani ona, ani też żaden 3. Tłum. - M. Chmurzyńska, J. Kobayashi. 4. Jeden z kompozytorów tworzących muzykę repetycyjną, minimalistyczną (repetitiue musie), (przyp. red.). 5. Chciałbym podziękować Frances Rauscher za zidentyfikowanie artykułu z Boston Globe jako tego, w którym po raz pierwszy powiązano ją z nazwą „efekt Mozarta”, oraz Kay Wil liams, która odnalazła jego pełny tekst (przyp. aut.). z jej współpracowników nie ukuł tego terminu, jednakże wkrótce po ukazaniu się artykułu w Boston Globe był on na ustach wszystkich. Należy zwrócić uwagę, że z naukowego punktu widzenia jedyne, co au torzy wykazali, to fakt, że wysłuchanie jednego, konkretnego utworu Mozarta dało efekt polegający na krótkotrwałym wzmocnieniu funkcji wzrokowo-przestrzennych u dorosłych. Nie było żadnych przesłanek wskazujących na to, że inne dzieła Mozarta mogłyby mieć podobny wpływ, ani też, że efekt ten był w szczególny sposób związany z Mozartem. Dalsze losy eksperymentu Rauscher i jej współpracowników można prześledzić zarówno w późniejszych badaniach naukowych, jak i w mediach oraz w prasie popularnonaukowej. Doprawdy, trudno o większy rozziew mię dzy dwiema wersjami tej samej historii. Z naukowego punktu widzenia wyniki uzyskane przez zespół Rau scher okazały się trudne do powtórzenia (Steele i in., 1999). W jednej z prac przeglądowych, z użyciem techniki statystycznej zwanej metaanalizą wykaza no, że nie ma zdecydowanych danych potwierdzających istnienie wyrazistego efektu (Chabris, 1999). W innej metaanalizie (Hetland, 2000) stwierdzono, że efekt jest wyrazisty, ale - w porównaniu z 8-9% poprawą uzyskaną w badaniu pierwotnym - znacznie słabszy. Z kolei Schellenberg i jego współpracownicy wykazali w swoich analizach, że zjawisko zależy od tego, czy dany utwór podo ba się badanym, czy też nie (Nantais, Schellenberg, 1999). Autorzy ci sugerują, że znaczenie ma nie tyle konkretny utwór, co obecność w nim elementów po budzających (Thompson i in., 2001). Badania naukowe nie wykazały żadnych długotrwałych skutków słucha nia Mozarta. Nie ma też praktycznie żadnych godnych zaufania dowodów na to, że „efekt” występuje u dzieci. W mediach jednak szybko rozpowszechnił się fałszywy pogląd, jakoby słuchanie Mozarta miało korzystny i długotrwały wpływ na rozwój umysłowy dziecka. Nie jest jasne, skąd wzięło się to całkowicie bezpodstawne twierdze nie. Niewykluczone, że było ono rezultatem nieporozumienia, które wyniknęło z faktu, że grupa badawcza Rauscher zajmowała się też całkiem innym wąt kiem naukowym. W jego ramach badacze wykazali, iż kształcenie muzyczne (a konkretnie - nauka gry na fortepianie) wywiera długofalowy wpływ na funk cje wzrokowo-przestrzenne u dzieci przedszkolnych (Rauscher i in., 1997). To badanie jednak w żaden sposób nie wiąże się z muzyką Mozarta. Opinia, że słuchanie Mozarta czyni dzieci mądrzejszymi, rozprzestrzeni ła się po Ameryce Północnej jak rak. Do kulminacji doszło w 1998 roku, kiedy to parlament stanu Georgia uchwalił prawo, na mocy którego matki po poro dzie miały otrzymywać za darmo płyty CD z muzyką klasyczną. W tym samym roku stan Floryda nałożył na placówki opiekuńczo-wychowawcze prawny obo wiązek codziennego odtwarzania dzieciom muzyki klasycznej. Wokół „efektu Mozarta” zbudowano wielkie przedsięwzięcie komercyjne, z książkami, pły tami, zabawkami - a wszystko to pod marketingowym hasłem rzekomego, korzystnego wpływu muzyki klasycznej na dzieci. Siłą napędową tej wartej miliardy maszynki do robienia pieniędzy stała się seria bałamutnych, pseudo naukowych książek samozwańczego „eksperta”, Dona Campbella, wykorzy stującego w sposób dowolny tytuł „efekt Mozarta” (do którego obecnie posiada prawa autorskie). Podczas niedawnego pobytu w Nowym Jorku odkryłem, że foyer Centrum Sztuk Scenicznych im. Abrahama Lincolna (Lincoln Centerfo r the Performing Arts) zostało całkowicie wypełnione wystawą handlową pro duktów specjalnie zaprojektowanych, by wzbogacić samego Dona Campbella. Nigdzie nie mogłem się dopatrzyć oficjalnej adnotacji dyrekcji Centrum, że nie ponosi ona odpowiedzialności za treść wystawy. Dlaczego tak się stało? Bangerter i Heath (2004) dostarczyli przekonu jących dowodów na to, że „efekt Mozarta” uśmierza głęboko zakorzeniony lęk rodziców z tzw. klasy średniej o postępy ich dzieci, zwłaszcza w pierwszych la tach nauki. Autorzy ci postawili hipotezę, że lęk ten jest największy w tych sta nach, w których jakość państwowego amerykańskiego systemu oświaty budzi najwięcej wątpliwości. Bangerter i Heath policzyli dla każdego stanu, w miarę możliwości i dostępności danych, liczbę artykułów, które ukazały się w lokal nej prasie na temat „efektu Mozarta” w latach 1993-2001. Uzyskali też dane z państwowych egzaminów po czwartej i ósmej klasie, przelicznik wydatków budżetowych na ucznia oraz dane na temat plac nauczycieli w 1990 roku. Auto rzy stwierdzili silną korelację między danymi - w stanach o najniższych wskaź nikach edukacyjnych ukazała się proporcjonalnie większa liczba artykułów prasowych o „efekcie Mozarta”. Niedawno zapytałem Frances Rauscher, czy nie sądzi ona, że termin „efekt Mozarta” w szczególny sposób przyciągnął uwagę mediów? Co by się stało, gdyby do swych badań wybrała utwór Couperina? Czy mówiono by dziś o „efekcie Couperina”? Oto jej odpowiedź: Nie sądzę, aby nazwa „efekt Couperina” przemawiała do wyobraźni równie mocno, jak „efekt Mozarta”. Praktycznie każdy, kto wywodzi się ze społeczeństwa zachodnioeuro pejskiego, słyszał o Wolfgangu Amadeuszu Mozarcie, nawet ci, którzy nigdy nie słyszeli ani jednej nuty z jego muzyki. Jestem pewna, że film Amadeusz, którego premiera mia ła miejsce w 1984 roku, przyczynił się w pewnej mierze do popularności kompozytora. Także - wydaje mi się - tragedia przedwczesnej śmierci uczyniła z niego postać jeszcze bardziej przyciągającą uwagę. Podejrzewam, że gdybyśmy wówczas wybrali utwór inne go kompozytora, a ustalenia byłyby podobne, media, zamiast nawiązywać do nazwiska jego twórcy, rozgłaszałyby je jako efekt „muzyki klasycznej” - chyba, że twórcą tym był by Beethoven lub inny tytan muzyki (korespondencja prywatna, 29 grudnia 2005 r.). Zgodziłbym się ze zdaniem Rauscher, dodałbym tylko, że sława Mozarta jako „cudownego dziecka” także powoduje, iż ambitni rodzice utożsamiają - w spo sób być może nieświadomy - jego osiągnięcia za młodu z tym, do czego mogły by dojść ich własne dzieci. Rauscher zwraca również uwagę na powierzchowny charakter wiedzy o Mozarcie, jaka funkcjonuje w przestrzeni publicznej. Siła oddziaływania Mozarta nie wynika z rzetelnej wiedzy o nim i jego muzyce. Przeciętny obywatel nic o Mozarcie nie wie. Stwarza to lepsze warunki dla tych, którzy tę ignorancję pragną wykorzystywać do osiągnięcia własnych korzyści finansowych. Prymitywny jest ten mit Mozarta, sprzedawany w milionowych nakładach zaniepokojonym rodzicom w postaci książek i płyt CD, podobnie jak prymitywny jest mit Osamy bin Ladena, który sprzedawany jest milionom zaniepokojonych wyborców przez obecną administrację Stanów Zjednoczo nych w postaci polityki zagranicznej. 5. P o d s u m o w a n ie Mam nadzieję, że ta krótka prezentacja pokazała, iż psychologia ma coś szcze gólnego do zaoferowania w zakresie rzetelnego poznania Mozarta, będącego przykładem artysty o bardzo wysokich osiągnięciach twórczych, który od po nad 100 lat zachowuje w kulturze zachodnioeuropejskiej status ikony. Mam nadzieję, że udało mi się wykazać dwie rzeczy, a mianowicie: 1. Rozwój artystyczny i przebieg kariery Mozarta można umieścić w takim kontekście badawczym, który pomoże nam wyjaśnić wiele karier arty stycznych, zarówno w muzyce, jak i w innych dziedzinach. W tym sensie Mozart nie jest wyjątkowy. Nie jest też nadczłowiekiem. 2. Z powodu swojego statusu ikony łatwo może stawać się on przedmiotem mitów i legend, które niewiele mają wspólnego z historyczną prawdą i z jego twórczością; mogą natomiast stanowić remedium na współczesne potrzeby, zainteresowania i lęki społeczności, w których jego sława przetrwała. B ibliografia Bangerter, A., Heath, C. (2004). The Mozart effect: tracking the evolution of a scientific legend. British Journal ofSocial Psychology, 43, 605-623. Boemer, S. (2004). Mozart’s compositions. The Mozart Project. Adres: http:// www.mozartproject.org/index.html, uzyskany: 31.12. 2005. Chabris, C. F. (1999). Prelude or reąuiem for the “Mozart effect”? Naturę, 400, 826-827. Davidson, J. W., Howe, M J. A., Moore, D. G., Sloboda, J. A. (1996). The role of parental influences in the development of musical ability. British Journal of Deuelopmental Psychołogy, 14 ,399-412. Halsey, R. S. (1976). Classical musie recordings for home and library. Chicago: American Library Association. Hargreaves, D. H. (1984). The effect of repetition on liking for musie. Journal of Research, in Musie Education, 32, 35-47. Hetland, L. (2000). Listeningto musie enhances spatial-temporal reasoning: Evidence for the “Mozart Effect”. Journal ofAesthetic Education, 3 4 ,105-148. Kenyon, N. (2005). The Faber pocket guide to Mozart. London: Faber. Knox, R. A. (1993). Mozart makes you smarter, Calif. Researchers suggest. Boston Globe, October 14* 2003. Lehmann, A. C. (1997). The acąuisition of expertise in musie: efficiency of deliberate practice as a moderating variable in accounting for sub-expert perfor mance. W: I. Deliege, J. A. Sloboda (red.), Perception and Cognition o f Musie. Psychologists Press. Nantais, K. M., Schellenberg, E. G. (1999). The Mozart effect: an artifact of preference. Psychological Science, 10 ,370-373. Ostwald, P. F., Zegans, L. F. (red.) (1993). The Pleasures and Perils o f Genius: Mostly Mozart. International Universities Pres. Rauscher, F. H., Shaw, G. L., Ky, K. Y. (1993). Musie and spatial task performan ce. Naturę, 365,611-611. Rauscher, F. H., Shaw, G. L., Levine, L. J., Wrights, E. L., Dennis, W. R., Newcomb, R. L. (1997). Musie trainingcauseslong-termenhancementofpreschool children’s spatial-temporal reasoning. Neurological Research, 19 ,2-8. Simonton, D. K. (1991). Emergence and realization of genius: the lives and works of 120 classical composers. Journal o f Personality and Social Psychołogy, 61.5, 829-840. Sloboda, J. A., Davidson, J. W., Howe, M. J. A., Moore, D. G. (1996). The role of practice in the development of expert musical performance. British Journal of Psychołogy, 87, 287-309. Solomon, M. (1995). Mozart: A life. New York: Harper. Steele, K. M., Bass, K. E., Crook, M. D. (1999)- The mystery of the Mozart effect: Failure to replicate. Psychological Science, 10, 366-369. Thompson, W. F., Schellenberg, E. G., Husain, G. (2001). Arousal, mood, and the Mozart Effect. Psychological Science, 12.3, 248-251. Weick, K. E., Gilfillan, D. P., Keith, T. A. (1973). The effect of composer credibility on orchestra performance. Sociometry, 30.4, 435-462.