Operacja "Prawa ręka Bin Ladena" rozpoczęta (XII
Transkrypt
Operacja "Prawa ręka Bin Ladena" rozpoczęta (XII
Globtroteria.pl Operacja "Prawa ręka Bin Ladena" rozpoczęta (XII.2005) Nasze pierwsze prawdziwe spotkanie z dziką Azją i Bliskim Wschodem zaczynamy niespodziewanie już na ... placu Biskupim w Krakowie. Nie, nie, nie chodzi o panie zza wschodniej granicy, które tam sprzedają swe wdzięki, ale o wizytę w konsulacie rosyjskim (dawne ZSRR). Wchodzimy za panią listonosz i w tym momencie z głośników wydobywa się ryk: "padażdi, nielzja, nie wchadić!". Jako, że parę lat mamy, pokornie wracamy, nie wiadomo, czy do obsługi tej placówki nie zatrudniono ex-czekistę, enkawudzistę czy po prostu oficera kgb na emeryturze. Po wywołaniu wchodzimy do środka, gdzie portierowi łamaną polszczyzną tłumaczymy, że przyszliśmy pogadać z konsulem o tym jak dostać się do jego pięknego kraju. Początkowo dyplomata ten jest pełen podejrzeń, pyta a po co, a kiedy, na ile, a jak, żąda wizy syryjskiej, biletów lotniczych, paszportu polsatu i legitymacji związku spożywców polskich. Próbuje wcisnąć nam ofertę biura podróży, wszystko fajnie, ale wtedy cena wizy wzrasta kilkakrotnie, z czego pewnie zresztą pan konsul ma niezły interes. Dopiero dostarczona rezerwacja samolotu i fakt, że będziemy w Moskwie ledwie 12 h (za mało żeby wykraść tajemnice Kremla i ciało Lenina), powoduje, że otrzymujemy obietnicę dostania wizy! Jest git, aha, z takich bardziej przyziemnych spraw (niech się dziewczyny nie obrażą) pod konsulatem poznajemy fajną kobitkę pracującą w czeskiej firmie logistycznej (albo polskiej działającej w Czechach?), jest tak fajna, że Marcin na recepcie wypisuje swój numer komóry , wsuwa ją (receptę, nie komórę), między drzwi Octavii jej (dziewczyny, nie recepty) szefa i po kilku godzinach otrzymuje odpowiedź, że jego propozycja wypicia wspólnie gorącej czekolady została zaakceptowana. Nieźle się zaczyna, 1:0 dla naszych! JacekG page 1 / 1