TARNOBRZEG w FOTOGRAFII

Transkrypt

TARNOBRZEG w FOTOGRAFII
styczeñ - wrzesieñ 2009
W NUMERZE:
HISTORIA ZE STAREJ FOTOGRAFII
Stanis³aw Szlêzak - 2
SZCZʌCIE W RAMACH CODZIENNOŒCI
Magdalena Dziubak - 5
VERBUM
Katarzyna Mikrut - 8
ZAPISKI Z PERYFERII
Grzegorz Kociuba - 9
VERBUM
Mariusz Kalandyk - 13
1
WARSZTATY ARTYSTYCZNE
"WIKLINA W ARBORETUM 2009"
Stanis³aw Dziubak - 14
XII MIÊDZYNARODOWY
PLENER ARTYSTYCZNY
TARNOBRZEG - BOLESTRASZYCE 2009
Stanis³aw Dziubak - 16
NAJPIÊKNIEJSZY STRÓJ
Dorota Kozio³ - 17
DANUTA SZAFLARSKA
Andrzej Wilgosz - 20
TA R N O B R Z E G w F O T O GRAFII
Fontanna na tarnobrzeskim rynku, fot. Stanis³aw Dziubak
Wydawca:
TARNOBRZESKI DOM KULTURY
39-400 Tarnobrzeg, ul. S³owackiego 2
tel. (0-15) 822 21 10, fax (0-15) 822 74 97
Redaktor naczelny - STANIS£AW DZIUBAK
Wpisywanie tekstów, korekta:
RENATA FLASZA, BO¯ENA GR¥DZKA
Muzyka - MARIUSZ RYŒ
Teatr - ANDRZEJ WILGOSZ
Ruch Amatorski - SYLWESTER £YSIAK
Literatura - GRZEGORZ KOCIUBA
Historia - TADEUSZ ZYCH
Stali wspó³pracownicy:
DOROTA KOZIO£, MAGDALENA DZIUBAK
JAN SZLÊZAK
Druk:
Dzia³ Wydawnictw
Tarnobrzeskiego Domu Kultury
WSZELKIE PRAWA ZASTRZE¯ONE
PRZEDRUK TYLKO ZA ZGOD¥ REDAKCJI
ISSN 1426-2606
ZAPRASZAMY DO WSPÓ£PRACY Z NASZYM PISMEM
2
styczeñ - wrzesieñ 2009
Historia ze starej fotografii
Jak powszechnie wiadomo, fotografia to nie
tylko hobby, pami¹tka wykonana na papierze
œwiat³oczu³ym i wpiêta do albumu, przypominaj¹ca dzieje rodziny, osób najbli¿szych, stron rodzinnych. Mo¿e byæ tak¿e dzie³em sztuki a najczêœciej stanowi cenny materia³ historyczny.
Istota fotografii polega na uchwyceniu momentu, który nas interesuje. Decyduje o tym zdolnoœæ obserwacji, a wiêc oko i refleks w naciœniêciu migawki. W dobie ruchomego obrazu telewizyjnego, zdjêcia s¹ nadal ci¹gle atrakcyjne bo
nios¹ nie tylko informacjê o sytuacji w jakiej zosta³y zrobione, ale tak¿e o miejscu i wra¿liwoœci
Mamy w³asne Muzeum Historyczne, Miejska Biblioteka Publiczna im. M. Marczaka roœnie w si³ê
i gromadzi materia³y o przesz³oœci grodu Tarnowskich, nawet ojcowie Dominikanie ci¹gle wzbogacaj¹ wiedzê o swojej œwi¹tyni i parafii.
Tak siê z³o¿y³o, ¿e nie ma i nie bêdzie zdjêæ
z podpisania przez króla Zygmunta III przywileju
lokacyjnego 28.V.1593 r., nie ma fotografii zwi¹zanych z bardzo star¹ œwi¹tyni¹ w Miechocinie
czy z pocz¹tków egzystencji rodu herbu Leliwa,
gdy¿ fotografia ma dopiero 170 lat. Jak¿e wiêc
cenne s¹ zdjêcia z póŸniejszego okresu m. innymi z trzech koronacji Cudownego Obrazu Matki
Przygotowanie placu pod budowê fontanny, 1974 r.
ANTYK A WSPÓ£CZESNOŒÆ
fotografuj¹cego. Widzimy jego oczami to, czego
sami byœmy nie zauwa¿yli. Zdjêcie mo¿e pokazywaæ emocje silniej, bardziej sugestywnie ni¿
obraz ruchomy, bo porusza nasz¹ wyobraŸniê.
Na zdjêcie mo¿emy popatrzeæ d³u¿ej, zauwa¿yæ
rzeczy, które umykaj¹ w filmowym przekazie.
Dobrze siê sta³o, ¿e dawniejsza b³ona fotograficzna a dzisiejsza karta pamiêci w aparacie
cyfrowym mog¹ ocaliæ i przechowaæ dla przysz³oœci, wspó³tworzyæ historie miast i wsi, pokazywaæ
mieszkañców, ich pracê i rozrywkê, zatrzymuj¹c
w kadrze zwyczaje, obrzêdy, uroczystoœci, tak¿e
dni smutku i radoœci. Tak wiec to wspania³y materia³ socjologiczny i historyczny.
Takich dokumentów ci¹gle nam potrzeba, by
tworzyæ a raczej poszerzaæ wiedzê o naszym mieœcie, któremu w tym roku „stuknê³o” ju¿ 416 lat.
Boskiej Dzikowskiej, z powstania Towarzystwa
Handlowego „Bazar”, za³o¿onego m. innymi przez
Wojciecha Wi¹cka czy fotografii dokumentuj¹cej
¿ycie i wyniki sportowe Polskiego Nurmiego,
rekordzisty kraju na d³ugich dystansach Alfreda
Freyera, który w 1927 r. zgin¹³ tragicznie podczas po¿aru Zamku Tarnowskich.
Z roku na rok zmienia³ siê tarnobrzeski rynek, przysz³y wojny, które niszczy³y miasto.
Znikn¹³ ratusz, cmentarz ¿ydowski, na którego
miejscu stoi dziœ hala targowa, nie ma ju¿ stolarni
pana Bogonia, zak³adu p. Wêcowskiego i B³achowicza a tak¿e s³ynnego sklepu z naft¹ zwanego
„U Franusia”. By³ znany zak³ad fryzjerski p. Margla, u którego klienci dowiadywali siê o historii
klubu pi³karskiego Wis³a Kraków, cenne by³y te¿
planty: zaroœniêty drzewami i krzewami rynek,
styczeñ - wrzesieñ 2009
co stanowi³o schronienie nawet dla wagaruj¹cych
uczniów. Do dziœ starzy tarnobrze¿anie wspominaj¹ wysoki s³up w rynku miasta, na którym by³
zainstalowany olbrzymi g³oœnik emituj¹cy program
radiowy. W maju zbierali siê przy nim t³umnie kibice, by pos³uchaæ relacji z Wyœcigów Pokoju.
Pe³na klientów by³a zawsze piekarnia W³adys³awa Kantora, gdzie panie z dalekiej ¯upawy, Stalów czy Mokrzyszowa mog³y na miejscu,
stoj¹c, zjeœæ smaczne, œwie¿e bu³ki. Nieco dalej
by³ sklep taniej ksi¹¿ki „Ruch” i sprzeda¿ prasy.
Najtañszym dziennikiem by³a gazeta pt. „Wolnoœæ”, kosztowa³a tylko 10 groszy. Szkoda, ¿e u
kolekcjonerów trudno spotkaæ zdjêcia tych ludzi.
3
roku nie by³o niespodziank¹, ¿e w wyniku reformy administracyjnej kraju, stolica polskiej siarki
z rocznym eksportem 5 mln ton zosta³a tak¿e
stolic¹ województwa. Przyby³o 3 tysi¹ce miejsc
pracy i satysfakcja tarnobrze¿an, ¿e z 6-tysiecznego „grajdo³ka” Tarnobrzeg awansowa³ do 50 tys.
metropolii. Pamiêtam, jak wojewoda B. JaŸwiec
referowa³ w 1986 r. bilans komisji Planowania przy
Radzie Ministrów, z którego wynika³o, ¿e województwo tarnobrzeskie plasuje siê na pi¹tym miejscu w kraju pod wzglêdem gospodarki, produkcji
zak³adów przemys³owych, po Warszawie, Katowicach, £odzi i Gdañsku
Wczeœniej wspomniane przemiany stanowi³y
Budynek zniszczonej synagogi, 1946 r.
Jest za to du¿o fotografii Paw³a Kalinki z Machowa, ludowego grajka, który swoj¹ gr¹ na fujarce
i przyœpiewkami codziennie rozwesela³ ponure
wówczas miasto.
Najciekawszy okres w rozwoju Tarnobrzega
wi¹¿e siê z odkryciem z³ó¿ siarkowych w 1953
roku. Pamiêtam jak w 1960 roku z g³oœnika pad³a informacja na ca³y kraj, ¿e I sekretarz KC
PZPR W³adys³aw Gomu³ka dokona³ otwarcia
kopalni i zak³adów przetwórczych siarki w Machowie. Kombinat doprowadzi³ do rozwoju miasta, zbudowa³ nie tylko osiedle „Przywiœle” ale
szereg innych budynków mieszkalnych a tak¿e
szko³y, ¿³obki, przedszkola. Dlatego te¿ w 1975
inspiracje dla posiadaczy aparatów fotograficznych, którzy byli œwiadkami tamtych wielkich zdarzeñ. Naciskali wiêc masowo migawki aparatów,
w ciemni kopiowali klisze na papierze bromowym
gromadz¹c pami¹tkowe fotografie. Klubów i kó³
fotograficznych by³o wówczas bardzo du¿o,
w ka¿dej szkole, œwietlicy, w zak³adach pracy.
Dziœ te po¿ó³k³e fotografie to nie tylko wklejka do
albumu ale cenny dokument tworz¹cy historiê
miasta, dziœ ju¿ w nowej rzeczywistoœci ustrojowej i gospodarczej.
Tarnobrzeskie Towarzystwo Fotograficzne
wspólnie z Miejsk¹ Bibliotek¹ Publiczn¹ im. M. Marczaka po raz czwarty zorganizowa³y pokonkursow¹
styczeñ - wrzesieñ 2009
4
Rynek w 1915 roku
wystawê fotograficzn¹ pn. „Tarnobrzeg wczoraj
i dziœ”. Efekt by³ wspania³y. Wp³ynê³o 281 zdjêæ
26 autorów i kolekcjonerów starej fotografii. Czegó¿ tam nie by³o. Z0aprezentowano unikatowy
samochód stra¿acki z 1936 roku, defiladê po¿arników, zburzony ratusz, zniszczon¹ synagogê
i klasztor, który ucierpia³ podczas wojen. By³ tak¿e wiec Tomasza D¹bala w 1918 r. ale przede
wszystkim pokazano dzieje wysiedlonych wsi:
Machowa i Kajmowa. Te cenne dokumenty uzupe³niono najnowszymi fotografiami pokazuj¹cymi
historiê koœcio³ów, nowoczesnego rynku zwanego „placem czerwonym”. Na szczególn¹ uwagê
zas³uguj¹ zdjêcia Piotra Czepiela i S³awomira
Stêpaka. Bogdan Myœliwiec pokaza³ dzisiejsze
centrum miasta widziane z lotu balonem.
W czterech edycjach wspomnianego konkursu
wziê³o udzia³ 81 autorów b¹dŸ kolekcjonerów, którzy dostarczyli organizatorom wystawy 421 zdjêæ.
Najciekawsze zosta³y zaprezentowane w M.B.P.
uœwietniaj¹c Dni Tarnobrzega. Du¿a w tym zas³uga dyr. M.B.P Stanis³awy Mazur i Marioli Gadowskiej, która wyeksponowa³a fotografie daj¹c im
profesjonaln¹, artystyczn¹ oprawê plastyczn¹.
W przebogatej historii miasta nad Wis³¹ na
pewno szkoda, ¿e nowa rzeczywistoœæ doprowadzi³a do likwidacji przemys³u siarkowego, ¿al ¿e
Tarnobrzeg nie ma tej rangi co stolica województwa, ¿e upad³y zak³ady pracy, powróci³a ma³omiasteczkowa, prowincjonalna rzeczywistoœæ. S¹dzê, ¿e d³ugo
jednak pozostanie pamiêæ
po wielkim Tarnobrzegu, który jako miasto wiele na tym
nie straci³, gdy¿ z roku na rok
staje siê piêkniejszy i nowoczeœniejszy.
Sam¹ histori¹ i wspomnieniami ¿yæ siê nie da,
warto jednak wzi¹æ do rêki
aparat fotograficzny i rejestrowaæ przemiany, bo na
pewno kolejna szansa na
wystawê przed nami.
Budynek poczty zburzony w 1976 r.
Stanis³aw Szlêzak
styczeñ - wrzesieñ 2009
5
Szczêœcie
w ramach
codziennoœci
Tarnobrze¿anin, MARCIN GRÊBOWIEC, niemal codziennie potwierdza
to, ¿e ka¿dy jest kowalem swojego
losu. Choæ w jego przypadku bardziej
trafne by³oby stwierdzenie, ¿e ka¿dy
sam oprawia obraz swego ¿ycia…
Wiêkszoœæ ludzi nie lubi poranków. Czemu?
Bo zwykle zwiastuj¹ one pójœcie do nielubianej
pracy. Marcin nale¿y do wyj¹tków. Ka¿dego dnia
wstaje pe³en energii i optymizmu, szykuje siê do
pracy, a potem, gdy ju¿ do niej dotrze, otwiera
bramê do swego królestwa. Za ni¹ znajduj¹ siê
prowadz¹ce w dó³ schody oraz drzwi, które skrywaj¹ maszyny o przeznaczeniu znanym tylko nielicznym, rega³y pod sam sufit wype³nione listwami
oraz mnóstwo czekaj¹cych na oprawê obrazów.
Jedne s¹ du¿e, inne ma³e. Czêœæ z nich stanowi¹
prawdziwe dzie³a sztuki, pozosta³e s¹ ubranymi
w barwê próbami artystycznego przes³ania. Niektóre w hiperrealistyczny sposób odzwierciedlaj¹
rzeczywistoœæ, a niektóre przedstawiaj¹ abstrak-
cyjne wizje. Wszystkie jednak ³¹czy jedna wspólna
cecha – brak oprawy.
Bez ramy obraz wydaje siê nieskoñczony i jakby
nagi. Jest jak litera “i” pozbawiona kropki. Rama
przynale¿y do dzie³a, jest jego integraln¹ czêœci¹,
ale tak naprawdê wydziela obraz z otaczaj¹cej go
przestrzeni i stanowi zapowiedŸ dla oka, ¿e oto za
chwilê przekroczy ono granicê nowej rzeczywistoœci.
PIONIER MISTRZEM
Ramy mog¹ byæ p³askie lub profilowane, proste lub bogato ornamentowane, z³ocone, malowane, surowe b¹dŸ oklejane p³ótnem. Cienkie
ramki akwareli, odbitek graficznych i fotografii
Ramki autorstwa M. Grêbowca
6
zwykle uzupe³nia passe-partout, czyli obramienie
z ozdobnego kartonu… Mo¿liwoœci oprawienia
danej pracy ograniczaæ mo¿e jedynie brak pomys³owoœci i umiejêtnoœci osoby, która siê tym
zajmuje, ale wykonanie optymalnej dla danego
dzie³a ramy wymaga ju¿ mistrzostwa!
Marcin z pewnoœci¹ mo¿e mianowaæ siê mistrzem. Pozwalaj¹ mu na to nie tylko owoce jego
wykonywanej od dziesiêciu lat pracy, ale tak¿e
fakt, ¿e zosta³ zwyciêzc¹ I Ogólnopolskiego Konkursu Ramiarskiego “Najlepsza Oprawa 2008”,
a w bie¿¹cym roku w tym samym konkursie
zosta³ wyró¿niony.
Wszyscy uczestnicy tych nietypowych zmagañ dostaj¹ do oprawienia takie samo zdjêcie. Za pierwszym razem
Marcin oprawi³ je asymetrycznie, a
w dodatku zastosowa³ rozwi¹zania, na
które nikt poza nim nie wpad³ – m.in.
umiejêtnie po³¹czy³ aluminium z drewnem. W tym roku wiêkszoœæ ramiarzy
podchwyci³a jego pomys³. Ale tarnobrze¿anin nie pozosta³ w miejscu i znów o
kilka kroków wyprzedzi³ kolegów. Wydzieli³ fragment zdjêcia i zamkn¹³ go
w odrêbnej ni¿ pozosta³a czêœæ ramie, a
na koñcu wszystko to razem po³¹czy³. To,
co zrobi³, prze³ama³o wszelkie dotychczasowe schematy w ramiarskim œwiecie
i tylko fakt, ¿e jury mog³o nie byæ przygotowane na a¿ tak¹ rewolucjê, mo¿e
t³umaczyæ to, ¿e laureatem konkursu
zosta³ w tym roku kto inny…
To jednak jeszcze bardziej zmotywowa³o Marcina do dzia³ania i wprowadzania kolejnych innowacji, a najlepszym
potwierdzeniem tego, ¿e pod¹¿a w³aœciw¹ drog¹, s¹ klienci, na brak których
nigdy nie narzeka³, mimo braku reklamy
i tego, ¿e do jego warsztatu nie prowadz¹
¿adne szyldy, neony i kierunkowskazy. Co wiêcej, nasz bohater nie ukrywa, ¿e ramy, które wychodz¹ spod jego r¹k, s¹ wykonane z wysokiej
jakoœci materia³ów, a przez to doœæ drogie. Ale
i tak bez problemów znajduj¹ nabywców.
Mo¿na byæ tym zaskoczonym, zw³aszcza jeœli choæ trochê pozna siê specyfikê tego rzemios³a, które najwiêksz¹ racjê bytu ma w takich miastach jak Kraków, Gdañsk, £ódŸ czy Kazimierz
Dolny. Tam bowiem istnieje wiele galerii i mo¿liwoœci, by nabywaæ dzie³a lub chocia¿ z nimi obcowaæ. Nie zmienia to jednak faktu, ¿e to w³aœnie Marcin, a nie ktoœ inny jest jedynym w kraju
styczeñ - wrzesieñ 2009
odbiorc¹ kosztownych materia³ów produkowanych w Stanach Zjednoczonych. Jak to mo¿liwe? Po prostu z ka¿dym rokiem kultura oprawy
obrazów osi¹ga u nas coraz wy¿szy poziom, a
ludzie zaczynaj¹ rozumieæ, ¿e swoistym aktem
profanacji by³oby zamkniêcie wartoœciowego
obrazu w byle jakich ramach.
NARODZINY PASJI
Ju¿ u progu swej dzia³alnoœci tarnobrze¿anin
za³o¿y³ sobie, ¿e jego ramy bêd¹ unikatami. Ludzie
to dostrzegli i docenili. Teraz wiêc Marcin mo¿e
Oprawa autorska M. Grêbowca
poszczyciæ siê sporym gronem sta³ych klientów,
których wci¹¿ przybywa. Jak jednak wygl¹da³y
pocz¹tki dzia³alnoœci naszego ramiarza i dlaczego postanowi³ spróbowaæ swoich si³ na takim, a
nie innym polu?
Na to pytanie najtrudniej jest mu odpowiedzieæ,
bo – jak ze œmiechem przyznaje – nie pamiêta
jakiegoœ konkretnego powodu, dla którego przedmiotem jego pasji sta³y siê akurat ramy. Marcin
wie jednak jedno – ju¿ od dziecka lubi³ drewno
i majsterkowanie. Lubi³ tak¿e jeŸdziæ do wujka,
który by³ stolarzem, i to w³aœnie w jego warsztacie
wykona³ swoj¹ pierwsz¹ ramkê. Stanowi³a ona
styczeñ - wrzesieñ 2009
oprawê plakatu.
Jakiœ czas póŸniej, ni st¹d, ni zow¹d, przysz³o
mu do g³owy, ¿eby nauczyæ siê profesjonalnego
robienia ram, a nastêpnie z tej umiejêtnoœci uczyniæ Ÿród³o utrzymania. Choæ nie mia³ pojêcia, od
czego zacz¹æ, postanowi³ za³o¿yæ w³asn¹ firmê.
Jej pierwsz¹ siedzib¹ by³ gara¿ rodziców. Trzeba j¹ by³o jednak jakoœ wyposa¿yæ. Tu z pomoc¹
m³odemu adeptowi sztuki ramiarskiej przyszed³
los, który sprawi³, ¿e zupe³nie przypadkowo
natkn¹³ siê w gazecie na og³oszenie, z którego
wynika³o, ¿e ktoœ chce odsprzedaæ u¿ywan¹
gilotynê i zszywarkê – dwie podstawowe w tym
fachu maszyny. Marcin nie zastanawia³ siê ani
chwili. W kupno urz¹dzeñ zainwestowa³ ca³e
7
którzy korzystaj¹ z tego sprzêtu). A maszyna, któr¹
wówczas naprawi³, s³u¿y mu do dziœ.
Korzystaj¹c z metody prób i b³êdów, a tak¿e
z w³asnej pomys³owoœci, rozgryz³ tak¿e sztukê
robienia ram. Marcin jednak lubi wyzwania, a
poza tym – jak sam mówi – jest uparty i nie odpuszcza, dopóki nie osi¹gnie tego, na czym mu
zale¿y. Osi¹gn¹³ mistrzostwo w tym, co robi, ale
tak¿e tym, ¿e stale szukaj¹c nowych rozwi¹zañ,
ci¹gle siê rozwija.
Dziœ potrafi zrobiæ wszystko. W dodatku z niczego. Wszêdzie te¿ potrafi znaleŸæ dla swej pracy Ÿród³o inspiracji. Najwiêcej jej jednak czerpie
z natury. Gdy np. sta³ siê posiadaczem starej
oszlifowanej przez rzeczny nurt deski, jej fakturê
odtworzy³ na dwóch zwyk³ych p³ytach. Po
wielu godzinach ¿mudnej pracy zamieni³
je w drzwi do szafy, ale wygl¹daj¹ce tak,
jakby po wielu latach zosta³y wy³owione
z Wis³y.
Marcin nauczy³ siê tak¿e postarzaæ
przedmioty. Z prostych listewek wyczarowuje doskona³e imitacje wielowiekowych ram. Te wszystkie umiejêtnoœci
oraz wyczucie kolorystyczne i smak
sprawiaj¹, ¿e jego klienci s¹ przekonani,
i¿ maj¹ do czynienia z absolwentem Akademii Sztuk Piêknych. On zaœ po prostu
jest nieprzeciêtnie zdolnym m³odym cz³owiekiem, który na swoj¹ pozycjê zapracowa³ sobie ciê¿k¹ prac¹, a w dodatku
kocha to, co robi.
Marcin Grêbowiec w swojej pracowni
posiadane pieni¹dze. Niestety, gdy ju¿ sta³ siê
ich w³aœcicielem, okaza³o siê, ¿e jedno z nich
przesta³o dzia³aæ. Nie bacz¹c na przeszkody,
odda³ je do serwisu, z którego maszyna wróci³a… w jeszcze gorszym stanie!
ZRÓB TO SAM?
W tym momencie Marcin doszed³ do wniosku,
¿e nie pozostaje mu nic innego, jak samemu wkroczyæ do akcji. Przypomnia³ sobie, jak w dzieciñstwie rozkrêca³ wszystkie domowe sprzêty. Choæ
wówczas nie zawsze udawa³o mu siê je skrêciæ
z powrotem, postanowi³ zaryzykowaæ. Tym bardziej, ¿e cztery lata wczeœniej skoñczy³ technikum mechaniczne. Rozk³adaj¹c niesprawne
urz¹dzenie na czynniki pierwsze, pozna³ niemal
ka¿d¹ jego œrubkê i w koñcu nie tylko uda³o mu
siê je naprawiæ, ale tak¿e przy okazji staæ siê ekspertem od niego (chêtnie s³u¿y pomoc¹ znajomym,
PROSTY PRZEPIS
Skrzyde³ dodaje mu tak¿e fakt, ¿e sam sobie
jest sterem, ¿eglarzem i okrêtem, bo – jak mówi
– nie jest stworzony do tego, ¿eby pracowaæ pod
czyjeœ dyktando. Zapewnia tak¿e, ¿e ¿adna si³a
nie zmusi³aby go do tego, by chodziæ do pracy,
której nie lubi i ¿e jeœli kiedyœ nadejdzie taki dzieñ
(choæ to raczej w¹tpliwe), gdy obudzi siê i dojdzie
do wniosku, ¿e robienie ram przesta³o sprawiaæ
mu przyjemnoœæ, jeszcze tego samego dnia zamknie warsztat i poszuka sobie nowego zajêcia.
Jest w tym tak przekonuj¹cy, ¿e ani przez
chwilê nie mam w¹tpliwoœci, ¿e mówi szczerze.
Poza tym s³uchaj¹c, jak opowiada o pracy, która
przecie¿ mo¿e, a nawet powinna byæ tak¿e
pasj¹, uœwiadamiam sobie, ¿e jest to jedna z recept na bycie szczêœliwym cz³owiekiem. Szczêœcie
bowiem nie jedno ma imiê. Mo¿e te¿ przybieraæ
ró¿ne kszta³ty, choæby obrazowej ramy…
Magdalena Dziubak
styczeñ - wrzesieñ 2009
8
VERBUM
Katarzyna Mikrut
Urodzona w 1991 r. w Tarnobrzegu. Uczennica
Liceum Ogólnokszta³c¹cego im. Miko³aja Kopernika w Tarnobrzegu. Wiersze prezentowane
w „Afiszu” s¹ jej debiutem prasowym. Autorka
mieszka w Tarnobrzegu.
Szczêœcie
widzê
ten w¹t³y uœmiech
na twojej twarzy
¿a³ujê
i¿ wspomnia³am
jaka jestem szczêœliwa
smutne jest moje szczêœcie
bo ty masz go
tylko tyle
jeden ma³y naparstek
trzy minuty i trzydzieœci sekund
a jednoczeœnie
w tej kosmicznie krótkiej chwili
twojej radoœci
jestem ca³a ja
chcê obj¹æ
to dobre serce
które tak sprawiedliwie
martwi siê za wszystkich
jestem wdziêczna
i¿ ktoœ kiedyœ
pokaza³ jak patrzeæ
poza to co widaæ
Ka¿dy by zw¹tpi³ i zawróci³
Ka¿dy prócz Ciebie
Naucz mnie byæ tak¹ jak Ty
Tak cich¹ i rozwa¿n¹
Pos³uszn¹ a¿ do granic mo¿liwoœci
Skromn¹ jak ziarenko piasku
Bo nikt nigdy nie by³ tak pokorny
Naucz mnie nieœæ Twoje œwiat³o
A z nim ca³¹ piêkn¹ mi³oœæ
Poka¿ mi jak nie krzywdziæ
Jak dawaæ nadziejê jednym spojrzeniem
Bos¹ stop¹ przez morze
Teoria mi³oœci
Niebanalny paradoks
Paradoksalny bana³
On ³agodnie dotyka Ciê palcem
A Ty tego nie czujesz
Zawsze stoi obok przy i za
Nawet gdy do reszty odr¹ Ciê z godnoœci
Gdy najlepszy przyjaciel odejdzie
Z niewiadomych przyczyn
Kiedy stracisz ostatki tl¹cej siê wiary
Szacunek dla samego siebie
Pokorna
Kiedy z³oœæ i ¿al strawi¹ Ciê od œrodka
Porw¹ na strzêpy Twoje autorytety
Kiedy w³asny cieñ porzuci swego pana
Gdy utoniesz w ich zazdroœci
Gdy nie wystarczy ju¿ szyderstwa
By wywy¿szyæ osobist¹ wy¿szoœæ
Ty jednak siê nie skar¿ysz
Gdy w najbardziej wyszukanej nauce
Zabraknie elementarnego dowodu
Na to ¿e jednak warto
Bos¹ stop¹ przez œnieg
A¿ jêcz¹cy od mrozu
Idziesz
Zostawiaj¹c za sob¹ œlady
Brodz¹c w zwyk³ym ludzkim bólu
Jak ka¿dy cz³owiek
Nie przystaniesz nawet na chwilê
By rozetrzeæ skostnia³e d³onie
Nie masz pretensji
Choæ na Twoim miejscu
On zostanie by Ci wymilczeæ
Schroñ siê w moim sercu
Dla niego nie musisz byæ zbyt
By byæ doœæ
On kocha Cie nie za
A pomimo
Podczas gdy Ty
Ca³y czas zachodzisz w g³owê
Jak to zrobiæ
styczeñ - wrzesieñ 2009
ZAPISKI
Z PERYFERII
15 czerwca
2008
12 czerwca na pogrzebie Ivo, syna Janka Borzêckiego. Utopi³ siê w Wiœle. Szczegó³ów nie znam. Wiem tylko,
¿e by³ studentem, wiêc mo¿e przyjecha³ do ojca na parê
dni, postanowi³ pop³ywaæ, i sta³o siê. Janek deklaruje siê
jako cz³owiek niewierz¹cy, a na pewno, niepraktykuj¹cy,
wiêc obrzêd mia³ charakter œwiecki. Wygl¹da³o to tak.
Jakieœ 40 osób zebra³o siê na sandomierskim
cmentarzu. Gdy Janek ze swoim starszym synem
uznali, ¿e s¹ ju¿ wszyscy, wziêli urnê z prochami i poszliœmy w kondukcie pod rodzinny grób Borzêckich.
Tam Grabarz w³o¿y³ urnê do grobu, zamurowa³ wlot
i po wszystkim. Janek powiedzia³ parê s³ów. Mówi³
o tym, ¿e chcieli wszystko zrobiæ sami, wiêc nie anga¿owali mistrza ceremonii, ¿e Ivo ¿yczy³by sobie takiego pogrzebu, ¿e œmieræ syna utwierdza go tylko w przekonaniu, ¿e nie istnieje ¿adna „wy¿sza” sprawiedliwoœæ. W tym co mówi³ by³ nagi a zarazem uczciwy,
prawdziwy. Zda³em sobie sprawê, ¿e taki pogrzeb nie
zostawia ¿adnych z³udzeñ, bo stawia nam przed oczyma oczywistoœæ naszej skoñczonoœci. Tu nie ma miejsca na ¿adne ucieczki, skoki w transcendencjê. Mamy
po prostu przed oczyma urnê z kopczykiem prochu.
Ktoœ, kto jeszcze wczoraj chodzi³, mówi³, zachowywa³
siê tak czy inaczej wobec siebie i innych, sta³ siê w³aœnie
prochem. I nikt tego nie zmieni, bo to jest w³aœnie jego
definitywny status. Wobec tej naocznoœci, któr¹ trzeba
sob¹ (u)nieœæ, wszelkie religijne pociechy zdaj¹ siê byæ
ucieczk¹ w piêkne z³udzenie. Ale przecie¿ znakomita
wiêkszoœæ z nas nie potrafi obyæ siê bez tego z³udzenia,
wiêcej, jest ono w nas wpisane jako kulturowe uposa¿enie/ wyposa¿enie. Dla mnie ten pogrzeb wrêcz zyskiwa³
na powadze i dramatyzmie w³aœnie dlatego, ¿e nie by³
przes³aniany zrutynizowanym obrzêdem, ¿e koœcielna
forma nie ³agodzi³a, zamazywa³a horrendum œmierci.
A przecie¿ nawet taka forma pochówku nie by³a
w stanie wymkn¹æ siê utrwalonemu dyskursowi œmierci. W koñcu sk³adaliœmy na grobie kwiaty, Janek ze
starszym synem zapalili znicze, s³owem, nie umieliœmy
obyæ siê bez tych gestów, które, semantycznie, otwiera³y jakieœ dalej; nie dla zmar³ego, bo có¿ mo¿emy wiedzieæ o tym jego dalej, ale dla nas, dla ¿ywych, którym,
tak czy owak, niezwykle trudno by³o zgodziæ siê na cz³owieka jako „kopczyk prochu”. Odruchowo obudowywaliœmy ten „kopczyk prochu” gestami, zachowaniami,
s³owami, które nie godzi³y siê na definitywny koniec,
bo ów koniec k³óci siê z „wiecznoœci¹ ¿ycia” jako takiego. Rzecz w tym, ¿e codziennie, na wiele sposobów mówimy o swej skoñczonoœci, a w g³êbi ducha
w tê skoñczonoœæ nie wierzymy
9
22 czerwca
Wczorajszy dzieñ pod znakiem dwóch nasiadówek.
Pierwsza na rzeszowskim rynku, pod parasolami.
Kolegium redakcyjne domykaj¹ce podwójny, 26/27 nr
NOP-u. Sta³e grono: Jacek, Rafa³, Wiesiek, Mariusz,
Romek Madejowski. Sz³o sprawnie, wiêc w godzinê
omówiliœmy detale kolejnego NOP-u, i Rafa³ w poniedzia³ek odda numer do druku. Na d³u¿sz¹ rozmowê nie
by³o czasu, ale umówiliœmy siê na po³owê lipca, gdy
Jacek wróci z Grecji.
Du¿o ciekawsze by³o wieczorne spotkanie u Jarka
Paczkowskiego na „Wichrowym Wzgórzu”. Przyjecha³em do Klimontowa z Wawrzyñcem Ciesielskim (szef
i aktor „Teatru Modulo”), a na miejscu czekali ju¿ Jarek
i Stanis³aw Sas Tarnawski, potomek kresowej szlachty,
orygina³ i œwietny gawêdziarz. To w³aœnie Stanis³aw rej
wodzi³ swymi opowieœciami familijnymi i genealogicznymi, ale uda³o siê nam równie¿ porozmawiaæ o konkursie
literackim, który organizujemy w ramach tegorocznych
„Brunonaliów” oraz o przedstawieniu, które Wawrzyniec
przygotuje na „Brunonalia”. Coœ mi siê zdaje, ¿e „Wichrowe Wzgórze” zaczyna obrastaæ ciekawym œrodowiskiem skupiaj¹cym ludzi rozmaitych profesji i pasji. Oby
siê to rozwija³o z po¿ytkiem dla lokalnej kultury.
30 czerwca
***
Koniec miesi¹ca wyjazdowy. Najpierw parê dni
w Tarnowcu, potem weekend w Warszawie u Krzysztofa Karaska.
Tomek mnie zaalarmowa³, ¿e siano jest do grabania i wo¿enia. Wci¹¿ siê zarzeka, ¿e brak mu si³, ¿e siê
nie op³aca, ¿e musi to rzuciæ, ¿e haruje jak wó³, ale
jakoœ gospodarki nie ogranicza. I nigdy tego nie zrobi,
bo nie porzuca siê tego, co stanowi o sensie ¿ycia, a on
ca³e swe ¿ycie, w przeciwieñstwie do mnie, zwi¹za³
z ziemi¹. Mój brat ma w sobie ch³opski upór, zawziêtoœæ, ale te¿ pewn¹ zgrzebnoœæ w postrzeganiu œwiata.
Zbyt ³atwo zadowala siê stereotypem, pozostaje na poziomie ogl¹dów powierzchownych. Jego ¿ywio³em jest
dzia³anie. Istnieje dla niego tylko to, co materializuje siê
w postaci prac, skutków, faktów. Bratowa zreszt¹ myœli
podobnie, wiêc pod tym wzglêdem dobrali siê w³aœciwie. Tak siê z³o¿y³o, ¿e czyta³em w Tarnowcu Michela
Houellebecqa (Poszerzanie pola walki, Cz¹stki elementarne, Platforma). Myœla³em sobie; jak zdrowy moralnie i, na swój sposób, szczêœliwy jest mój brat
w porównaniu z Houellebecqowskimi bohaterami prze¿artymi hedonizmem, goni¹cymi za przyjemnoœciami
i wra¿eniami, ton¹cymi w pustce i ja³owoœci swego ¿ycia.
Jakim szczêœciem jest mieæ swój œwiat; tê przestrzeñ,
któr¹ wype³niaj¹ troski, plany, czynnoœci, rzeczy naprawdê
moje, jakiej pewnoœci i rangi nadaje cz³owiekowi to,
co realnie od niego zale¿y. Po solidnym wysi³ku wyj¹tkowo smakowa³y mi: kie³basa z grilla i piwo Harnaœ.
Po powrocie z Tarnowca wrzuci³em parê niezbêdnych rzeczy do plecaka i autobusem Krosno – Warszawa pojecha³em do Krzysztofa Karaska. Przys³a³ mi
wczeœniej tomik Autostrady i konie, który w³aœnie wyszed³
styczeñ - wrzesieñ 2009
10
w „Czytelniku” oraz pocztówkê ze Sieny (Krzysztof bra³
udzia³ w festiwalu Herbertowskim we W³oszech). Sobotni wieczór na Wa³brzyskiej spêdziliœmy przy sajgonkach w sosie chili oraz winie w³oskim i kalifornijskim.
Pierwszy wieczór jest zwykle najintensywniejszy intelektualnie. Tym razem up³yn¹³ nam pod znakiem Primo
Leviego, Kristevej, Mallarmégo. Krzysztof czyta³ mi
najnowszy tom Ody, który uka¿e siê w przysz³ym roku
w bibliotece „Toposu”. Rozmowy kr¹¿y³y wokó³ transgresyjnoœci pisania; tego mianowicie, ¿e, zdaniem
Krzysztofa, ka¿da jego nowa ksi¹¿ka poetycka w jakiœ
sposób przekracza poprzedni¹, stanowi bardziej instynktowny ni¿ przemyœlany ruch w inn¹ stronê. Co
zaœ do kompozycji to stara siê postêpowaæ tak, by
w danym tomie zostawiæ parê tropów, zapowiedzi, sygna³ów tego, czego mo¿na siê spodziewaæ w tomie
nastêpnym. Tak wiêc te jakoœci, które w tomie X s¹
peryferyjne, w tomie Y staj¹ siê centralne i oœrodkowe. Rzecz jasna tak to widzi autor. Zawsze jednak
warto czytelniczo i interpretacyjnie sprawdzaæ, na ile
intencja znajduje potwierdzenie w konkretnych realizacjach.
Niedzielne przedpo³udnie up³ynê³o przy jajecznicy
na bekonie i piwku. Potem zajêcia w jednoosobowych
podgrupach, obiad sk³adaj¹cy siê z golonki, chleba
i herbaty, a wieczorem do Janusza Zaorskiego na fina³
Mistrzostw Europy.
Zasiedliœmy w gustownie urz¹dzonym salonie. Towarzystwo z³o¿one g³ównie z literatów i filmowców. Byli
miêdzy innymi: Filip Bajon, Jerzy Sztwiertnia, Piotr
Mitzner z ¿on¹, Andrzej Zaorski… Gospodarz przed
meczem poczyni³ zak³ady (obstawialiœmy wynik meczu fina³owego), co niew¹tpliwie uatrakcyjni³o spotkanie. Janusz Zaorski jest œwietnym facetem i gospodarzem; otwarty, wyluzowany, dowcipny. Krzysztof po
sobotnim winkowaniu by³ trochê markotny, ale po paru
koniaczkach rozkrêci³ siê. Jako cz³owiek nowy i z zewn¹trz by³em œrednio rozmowny, raczej przygl¹da³em
siê fizjonomiom i osobowoœciom. Wyniku fina³u nikt
nie trafi³, za to ¿ona Piotra Mitznera zgarnê³a ca³¹ pulê,
bo jako jedyna typowa³a Hiszpaniê na mistrza.
Po powrocie na Wa³brzysk¹, pogawêdziliœmy jeszcze trochê z Krzysztofem przy winku i poszli spaæ.
A rano jajeczniczka na bekonie, serdeczny uœcisk
z gospodarzem i go home.
23 lipca
***
Ilekroæ zaniedbujê systematyczne pisanie, zawsze
odczuwam to jako dyskomfort. O co tu w³aœciwie idzie?
Bo przecie¿ nie o to, ¿e mam coœ, Bóg wie jak istotnego, do przekazania? Najczêœciej nie wiem, co mam
do przekazania! To, co, ewentualnie, mam do przekazania wytwarza zapis. W³aœnie zapis porz¹dkuje swobodny, wielokierunkowy przep³yw, ¿³obi¹c dla niego
jakieœ koryto, zbieraj¹c rozmaite odnogi, odp³ywy, strumyczki, oczka wodne w - rzekê. Ale ta rzeka jest zawsze tylko pewnym wycinkiem, który przez jakiœ czas
dominuje, na którym skupiona jest moja uwaga, ale
przecie¿ poza t¹ rzek¹, poza jej nurtem, obwiedzio-
nym jakimiœ brzegami, pracuje wiele innych nurtów,
strumyczków, które za jakiœ czas przejm¹ inicjatywê,,
i to one stan¹ siê rzek¹. Tak wiêc natura i struktura
mojego pisania tak siê ma do mojego myœlenia, ¿e to
w³aœnie zapis uzmys³awia mi i poœwiadcza jedynie
wzglêdn¹ koherencjê myœlenia. Myœl to bowiem coœ
takiego, co nie ma rygorystycznie zdefiniowanej struktury. Ta struktura musi dopiero zostaæ wypracowana
czynnoœci¹ myœlenia i zapisem.
Dla mnie cel pisania, wytwarzania tekstu jest jeden; to w³aœnie pisanie pozwala mi byæ blisko siebie, to
ono sprawia, ¿e mam siebie przed oczyma. Ani prze¿ycie, ani myœlenie, ani dzia³anie nie pozwalaj¹ mi byæ
tak blisko siebie jak pisanie. W³aœnie pisanie staje siê
dla mnie najmocniejszym dowodem na moje istnienie.
Warto by siê przy tej okazji zastanowiæ o czym to œwiadczy, jak to siê ma do parametrów dzisiejszej kultury, i jak
te parametry modeluj¹ moje œwiadome siebie bycie.
Póki co przychodzi mi do g³owy takie uzasadnienie. ¯yjê w kulturze, która zamazuje granice pomiêdzy
obiektywnym a subiektywnym. Czyni to w ten sposób,
¿e wytwarza mnogoœæ ogl¹dów, dyskursów, wersji,
wariantów rzeczywistoœci. Coraz trudniej formu³owaæ
jakieœ przekonuj¹ce kryteria pewnoœci, coraz oczywistszym staje siê fakt, ¿e rzeczywistoœæ jest tym, co raz
po raz trzeba negocjowaæ. A jednak ka¿dy szuka jakichœ swoich oznak pewnoœci, musi na swój w³asny
sposób majstrowaæ jakieœ spoiwa, lepiszcza. Dla mnie
takim spoiwem jest przede wszystkim pisanie. To ono
w³aœnie, kwestionuj¹c, podaj¹c w w¹tpliwoœæ spójnoœæ
œwiata i moj¹ w³asn¹ koherencjê, obliguje, przynagla
mnie do wysi³ku stabilizowania mojej rzeczywistoœci.
Kto wie, czy najdotkliwszy rys naszych czasów nie polega w³aœnie na koniecznoœci ci¹g³ego definiowania
œwiata od nowa i bez koñca. Odwrócenie siê od tego
trudu rodzi pokusê skorzystania z wielu gotowców
dostêpnych na rynku. A to oznacza bezrefleksyjne poddanie siê dyktatowi matryc.
8 sierpnia
***
Pisanie, ale te¿, szerzej, myœlenie polega w zasadzie
na tym, ¿e oddalam siê od rzeczywistoœci bezpoœrednio danej, by, tym skuteczniej, zajœæ j¹ od innej strony.
***
Mówienie do pisania ma siê tak, jak ekstrawertyk
do introwertyka. Nigdy nie bêdzie dobrze pisa³ ktoœ,
kto wy¿ywa siê w mówieniu. Ale i pisz¹cy popada
w skrajnoœæ. Czêsto ³apiê siê na tym, ¿e wszystko, co
nie jest pisaniem kreacyjnym (a wiêc na poziomie
poezji), uwa¿am za czcz¹ gadaninê
***
Najsilniejszy kobiecy atawizm to – chêæ podobania siê. Dlatego te¿ nawet najwiêksza maszkara ho³ubi
w sobie iluzjê w³asnej atrakcyjnoœci.
***
S¹ chwile, w których do tego stopnia jestem oddalony od wszystkiego, ¿e ca³a rzeczywistoœæ, wyj¹wszy
mnie samego, wydaje mi siê kompletnie nierealna.
styczeñ - wrzesieñ 2009
Czy¿ wiêc nie jest trochê tak, ¿e nasze poczucie realnoœci zale¿y od si³y i jakoœci relacji, w jakie wchodzimy?
21 sierpnia
***
Jecha³em na rowerze (kolarstwo leœne, jak to mam
w zwyczaju), a tu nagle wdziera siê brutalnie do mej
³epetyny taka myœl (jednakowo¿ przeze mnie pomyœlana, ¿eby nie by³o w¹tpliwoœci); wygl¹da na to, ¿e
twój status pisz¹cego jest taki: wytwórca tekstów pozbawiony wiary w s³owo.
***
Pierdolone buty!!! Przeszkadzaj¹ w myœleniu!
(Przed zdjêciem z nóg adidasów).
***
Wydaliæ z siebie piêkno! – jakie to trudne w epoce
premedytacji.
24 sierpnia
***
Ledwie siê dzisiaj zwlok³em, bo wczoraj przekopa³em 1.5 ara dzia³ki w trzy godziny. Ziemia sucha, wiêc
pod koniec ledwo zipa³em. Mia³em to zatrawiæ, ale teœæ
namawia, ¿eby uprawiaæ, Jola przekonuje, ¿e w³asne
warzywa najzdrowsze, pan Andrzej, s¹siad dzia³kowiec,
przestrzega: Jak pan zatrawisz, to koniec. Ju¿ pan nie
wrócisz do upraw. Wiêc postanowi³em to ci¹gn¹æ.
Kiedy tak odwraca³em sztychówk¹ ziemiê, a pot
sp³ywa³ ze mnie strugami, przysz³o mi na myœl, ¿e nic
tak z rzeczywistoœci¹ nie ³¹czy jak fizyczny trud. Tylko
fizyczny trud, pokonywanie konkretnego oporu, jaki
stawia natura stanowi niepodwa¿alny dowód na istnienie œwiata. Dzia³anie nie w¹tpi, nie dzieli w³osa na
czworo, nie mno¿y wariantów i wersji, jemu zale¿y na
tym, by najkrótsz¹ drog¹ zd¹¿aæ do celu, by widzieæ
konkretny efekt, bo tylko on jest coœ wart, bo tylko on
legitymizuje dzia³anie i wzmacnia dzia³aj¹cego.
Gdy przekopujesz kawa³ek swego ogródka, gdy
na tej robocie jesteœ skoncentrowany, jak¿e¿ daleki
wydaje ci siê œwiat ze sw¹ totalnoœci¹ dziania siê.
A przecie¿ ta mnogoœæ nie do ogarniêcia to w gruncie
rzeczy miliardy takich ogródków, pojedyncze wydarzanie siê, które wchodzi w przeró¿ne relacje, kombinacje, zale¿noœci. Im bardziej to siê zapêtla, skleja, zasklepia, tym gorzej dla pojedynczych ogródków, bo
zostaj¹ uwik³ane w COŒ, na co maj¹ coraz mniejszy
wp³yw. Przecie¿ siatki, p³otki, parkany wznoszê po to,
¿eby odró¿niæ siê od s¹siada, by zaznaczyæ sw¹ odrêbnoœæ, by oznakowaæ teren, na którym panujê, który mogê zorganizowaæ wedle mojego osobistego wysi³ku i zaanga¿owania. Istniejê wiêc o tyle, o ile odró¿niam siê od innych, o ile mogê sw¹ rzeczywistoœæ przeciwstawiæ innej. W tym sensie na klêskê skazane s¹
wszelkie kolektywistyczne pomys³y; nie w tym jednak
rzecz, ¿eby siê nie ³¹czyæ, ale w tym, ¿e wszelka uniformizacja, niwelowanie ró¿nicy skutkuje obumieraniem cz³owieka jako istoty kreatywnej. Bo kreatywnoœæ
zwi¹zana jest z ró¿nic¹.
Gdy tak kopa³em, uzupe³niaj¹c p³yny piwem marki
„¯ywiec”, zjawi³y siê we mnie dwa wersy:
11
sztychówka odkrawa³a równe pajdy ziemi
przebijaj¹c siê z trudem przez wyschniêty grunt
które póŸniej rozwin¹³em w wiersz:
Przekopywanie dzia³ki
sztychówka odkrawa³a równe pajdy ziemi
przebijaj¹c siê z trudem przez wyschniêty grunt
ciê³a korzenie chrzanu perzu i bylicy
obraca³a w perzynê siedliska podjadków
kretów myszy i d¿d¿ownic wydaj¹c na pastwê
œwiat³a to co w ciemnoœci szuka³o schronienia
czasem jedynie kamieñ stawia³ s³aby opór
lub nadpalony patyk który uszed³ z ¿yciem
przed watah¹ p³omieni daj¹c nura w ciemnoœæ
i³u i gliny ³upków i piaskowca
podbój szed³ wolno lecz nieub³aganie
skórê naci¹æ wnêtrznoœci wywróciæ na zewn¹trz
skiby posiekaæ ¿eby siê rozpad³y
i nie dra¿ni³y rozmiarem i wag¹
zamys³ i wykonanie którym wiernie s³u¿¹
ostrze noga i rêka si³y wyliczone
¿eby ich wystarczy³o do samego koñca
by nawet piêdŸ calizny tu nie pozosta³a
daj¹c byæ mo¿e has³o do przysz³ej rewolty
2008-08-24
Tak wiêc zaczê³o siê kopaniem, a skoñczy³o pisaniem.
27 sierpnia
***
W konkretnym utworze poezj¹ jest to, co wykracza poza literaturê; zarazem siê jej wymyka oraz j¹
kwestionuje.
5 paŸdziernika
***
Moje stany szczêœcia, a niew¹tpliwie zdarza mi
siê takowych doœwiadczaæ, bior¹ siê z poczucia ¿ycia
swoim ¿yciem; tego, ¿e jestem u siebie, ¿e nie drêczy
mnie jakieœ chorobliwe pragnienie, nie przeœladuje
mnie idea fixe, nie ma ludzi, którym bym zazdroœci³
albo którymi bym pogardza³. Egzystujê, smakuj¹c nieœpiesznie sw¹ codziennoœæ, bez pretensji o to, ¿e jestem tu gdzie jestem oraz, ¿e jestem tym kim jestem.
Oznacza to, rzecz jasna, jak¹œ postaæ zadowolenia
z siebie z tym jednak, ¿e to zadowolenie opiera siê na
afirmatywnym a zarazem krytycznym postrzeganiu
siebie. Wiêcej nawet, afirmacja zak³ada krytykê, bowiem przy okreœlonej postaci samoœwiadomoœci nie
by³bym w stanie akceptowaæ siebie bez pewnej (wcale niema³ej) dozy krytycyzmu. Wygl¹da wiêc na to, ¿e
moje odczuwanie szczêœcia nie wyklucza krytycyzmu
ale wrêcz go zak³ada, bowiem bez niego nie móg³bym
siebie szanowaæ. A czy¿ mo¿na byæ szczêœliwym nie
szanuj¹c siebie?
Ale owo szczêœcie, o którym tu teraz piszê, bierze
siê równie¿ st¹d, ¿e godzê siê na pewn¹ nieuchronnoœæ
styczeñ - wrzesieñ 2009
12
biegu rzeczy. Po prostu robiê, co mogê przy jednoczesnej œwiadomoœci w³asnych ograniczeñ. Jak¿e
czêsto nasze dotkliwe problemy ze sob¹ bior¹ siê st¹d,
¿e wmawiamy sobie, i¿ mo¿emy i powinniœmy – wiêcej. K³opot w tym, ¿e owo wiêcej to iluzja nas samych,
której próbujemy sprostaæ z uporem godnym lepszej
sprawy. W koñcu cz³owiek to bodaj jedyne zwierzê,
które fantazjuje na swój temat, które wyrzuca siebie
przed siebie w postaci projektów i marzeñ, by potem
przylgn¹æ do nich i kurczowo siê ich trzymaæ. Co do
mnie czujê siê dobrze tylko wówczas, gdy denuncjujê
w³asne iluzje, gdy prowadzê ich metodyczn¹ rozbiórkê, gdy siebie przes³uchujê. Zawsze zdumiewali mnie
ludzie, którzy chc¹ coœ z siebie i o sobie ukryæ przed
sob¹. Przecie¿ w ten sposób odbieraj¹ sobie mo¿liwoœæ zbudowania z siebie samych trwa³ego punktu
oparcia dla – siebie. Dog³êbna samoœwiadomoœæ nie
jest, jak twierdzi³ choæby Cioran, Ÿród³em udrêki i zaczynem autodestrukcji. Ojcem tych ostatnich jest resentyment. Samoœwiadomoœæ, we w³aœciwym tego
s³owa znaczeniu, to umiejêtnoœæ przetrawiania negatywnych doœwiadczeñ i treœci oraz czynienia z nich
budulca w miarê spójnej, zintegrowanej osobowoœci.
O tym, ¿e tak jest œwiadczy choæby fakt, i¿ w ka¿dej
chorobie psychicznej odkrywamy, tak czy owak, triumf
urazowego nad samoœwiadomym. Ca³y wiêc wysi³ek
kultury powinien iœæ w tym kierunku, by czyniæ konkretnego cz³owieka istot¹ coraz g³êbiej samoœwiadom¹. Dlaczego wiêc tak siê nie dzieje?
***
Czego w³aœciwie jestem œwiadomy, gdy mówiê, ¿e
jestem œwiadom siebie? Chyba tej ruchliwej ca³oœciowoœci, któr¹ nieustannie odró¿niam od wszystkiego, co
ni¹ nie jest, któr¹ postrzegam jako coœ mi najbli¿szego
i znanego, a zarazem wymykaj¹cego siê sobie i ¿¹daj¹cego nowych potwierdzeñ, ca³oœciowoœci, która daje
schronienie a zarazem ka¿e je porzucaæ i szukaæ innych,
ca³oœciowoœci bêd¹cej czymœ, co naprawdê posiadam,
bo tym jestem, a zarazem nietrwa³ej i przemijaj¹cej.
***
19 paŸdziernika
I tak zapewne bêdê to ju¿ ci¹gn¹³ do koñca. Zawsze trochê na uboczu, spogl¹daj¹c z dobrze maskowanym uœmiechem na wszystkich bli¿szych i dalszych
znajomych. Uœmiechem, który nie jest zjadliwy, zgorzknia³y, zawistny, raczej rozumiej¹cy, bo – muszê to otwarcie przyznaæ – na rozumieniu przede wszystkim zawsze
mi zale¿a³o i zale¿eæ bêdzie. Zawsze mnie bêdzie zdumiewaæ, ¿e to wszystko ci¹gle jakoœ siê trzyma, choæ
tyle w tym sprzecznoœci, niekonsekwencji, g³upoty, z³a.
I ja w tym wszystkim, równie¿ sprzeczny, niekonsekwentny, g³upi, z³y. Wci¹¿ przeczuwaj¹cy w sobie kogoœ
wiêcej, a jednak zadowalaj¹cy siê poœledniejsz¹ postaci¹ siebie samego… Byæ mo¿e po to, by dorabiaæ
pokrêtne t³umaczenia, oskar¿aæ siê parê razy na dzieñ,
ale te¿ od razu, dla przeciwwagi, formu³owaæ ambitne
projekty, które niezawodnie pozwol¹ usun¹æ starannie
ukrywane mankamenty. Taka ci¹gniêta z dnia na dzieñ
komedyjka jednego aktora.
Pisanie, któremu coraz dotkliwiej bêdzie wymykaæ
siê materia pisania, a co za tym idzie, rozrastaæ to napiêcie, skupienie, które niczego nie napotyka, ba, wrêcz to
anihiluje, jako coœ, czego napotykaæ nie mo¿e, a nawet
nie powinno. Pisanie, które nie wiedzieæ czemu, kr¹¿yæ
bêdzie z uporem, z wzbieraj¹c¹ zawziêtoœci¹, z wymierzon¹ przeciw sobie zaciêtoœci¹, wokó³ w³asnej niemo¿liwoœci. W pisaniu innych to ju¿, rzecz jasna, by³o (tu
stosowne nazwiska i tytu³y), ale w³aœnie dlatego moje
pisanie musi sprawdziæ to po swojemu. Wyssaæ pisaniem z pisania wszystko, co zdradza œlad ³atwizny, co
stanowi dowód kompromisu ze sob¹ lub, co gorsza,
z tym, co mn¹ nie jest, co ujawnia brak tego rodzaju
czujnoœci, która – o zgrozo! – pozwala sobie na przerwy
w czuwaniu, na nieczujnoœæ tym groŸniejsz¹, ¿e jakby
niezauwa¿aln¹. Takie pisanie nie jest i nie chce byæ ju¿
niczym wiêcej jak tylko – narzêdziem badawczym. Badaj¹c siebie zawsze bada coœ jeszcze i coœ wiêcej, ale
te¿ jakoœ tam dobieraj¹c siê do jeszcze i do wiêcej nie
mo¿e nie przygl¹daæ siê sobie. A to wszystko w g³êbokim przekonaniu, ¿e musi siebie ogo³acaæ, ¿e musi porzucaæ to wszystko, w czym siê zasiedzia³o, bo inaczej
nie wydobêdzie siê, nie przekroczy, nie zacznie od nowa.
Samotnoœæ jest tu nieodzowna, bo wytwarza siê
w niej chyba trochê mniej iluzji ni¿ w towarzystwie.
Pisanie ogo³acaj¹ce siebie, by zacz¹æ od nowa nie
zna niczego innego poza samotnoœci¹. Ono musi
wrêcz byæ samotnoœci¹, jeœli chce pozostaæ sob¹. Dlatego te¿ na pytanie o czytelnika musi odpowiedzieæ
dziwi¹cym siê pytaniem; a któ¿ to taki.
Coœ takiego piszê/ chcia³bym pisaæ. Kimœ takim
jestem/ chcia³bym siê stawaæ.
***
Znakomita ksi¹¿ka Petera Sloterdijka, Krytyka cynicznego rozumu. W niej takie zdania o mediach:
Media mog¹ oferowaæ wszystko, poniewa¿ ca³kowicie porzuci³y ambicjê folozofii, by zrozumieæ rzeczywistoœæ. Wszystko obejmuj¹, poniewa¿ niczego nie
pojmuj¹; o wszystkim siê wypowiadaj¹, ale niczego
o tym nie mówi¹. I pomyœleæ, ¿e to, co Sloterdijk mówi
o mediach odnosi siê bez ma³a do ka¿dego z nas.
I trudno siê dziwiæ, skoro co dzieñ wch³aniamy w siebie solidn¹ porcjê bezwartoœciowej, medialnej papki.
***
Mo¿e nikt dzisiaj – w czasach rzekomo refleksyjnych – nie jest bardziej samotny od kogoœ, kto próbuje
pozostaæ wierny temu rodzajowi myœlenia, który nazywam myœleniem sob¹. Dzisiaj myœli siê wszystkim (trendami, szko³ami, modelami, procedurami,..) byle tylko
uciec od myœlenia sob¹. Czy¿by z obawy, ¿e mo¿na ju¿
nie odnaleŸæ owego siebie, który móg³by sob¹ myœleæ?
9 listopada
***
Skoñczy³em dzisiaj poemat Wyprawy, który, by tak
rzec, obudzi³ we mnie pradawnego cz³owieka. Mam
poczucie jakbym trafi³ na trop, jakby otwiera³ siê przede
styczeñ - wrzesieñ 2009
13
mn¹ obszar, w który muszê wejœæ i nim pod¹¿aæ.
Z grubsza chodzi o to, ¿e pradawny cz³owiek w ka¿dym z nas to istota powi¹zana z ca³oœci¹ kosmosu, to
ktoœ obdarzony g³êbok¹ pamiêci¹ nie tylko gatunku,
do którego przynale¿y, ale tak¿e ziemi a nawet wszechœwiata. Mam g³êbokie poczucie, ¿e pradawny cz³owiek
we mnie jest ostoj¹ mego witalizmu, ¿e karlejê pod
ka¿dym wzglêdem jeœli tracê z nim kontakt. Muszê
VERBUM
Urodzony w 1963 r. w Kielnarowej k. Rzeszowa.
Poeta, krytyk literacki. Autor tomów wierszy:
Powrót Atanaryka (nagroda im. K. I³³akowiczówny),
Timbuktu, Karczma Rzym. Obroni³ doktorat o poezji J.M. Rymkiewicza na Uniwersytecie Rzeszowskim.
***
wiêc tak doszed³em do kresu z³udzenia
nie widz¹c drogi wierz¹c lekko ufnie
za ka¿dym krzaczkiem szukaj¹c motylka
Zanim siê obudzisz sprzêty stul¹ mordy
Zaczn¹ siê ³asiæ twoim szumnym sukniom
I rêkom w których chowasz obietnicê dnia
tak – rzuci³em grudê ziemi i p³aka³em
nie wiedz¹c jaki los w³ada miêsem
w³o¿onym do trumny trzeciego dnia
pogrzebanym na tyczyñskim cmentarzu
tak zacz¹³em budowaæ korab
gromadziæ drewno smo³owaæ bierwiona
ju¿ nie boli nie piecze nie swêdzi
wyd³ubujê kleszcza z lewej pachy suki
21 VII 2007
pejza¿ siê zwija jak bat w ³apie czasu
dr¿¹ wtedy szklanki w kuchni i swêdzi mnie
oko potem jest dobrze choæ ogród stroszy sierœæ
robi siê s³odko jaœmin marznie w deszczu zmienia siê w b¹bel
landryna wieczoru a potem
Zdzis³aw Bazylewicz - fragment rysunku
***
deszcz kora drzew linieje
obok przechodzi dnia ³akomy tydzieñ
lusterkiem sprawdza szczerby w ustach godzin
Plamy w ogrodzie zmieniaj¹ upierzenie
Zmrok chowa zabawki i staje siê jaœniej
Zanim siê obudzisz mrok na twojej twarzy
Wypisuje pêdzelkiem chiñskie znaki czasu
Arabeskê mi³oœci kruch¹ jak ty sama
tak – pogrzeba³em ojca i rêk¹ z kamienia
dotyka³em umar³ej kamiennej twarzy
pod dom podchodz¹ œlimaki marki deroceras reticulatum
to jest pomrowik plamisty
dotykam psiego ³ba chêtnego do pieszczot
na polu tu¿ obok p³ynie skocznie szambo
Renacie
Rzecz dzieje siê w ciszy Instrumenty milcz¹
W powietrzu dr¿¹ tylko werbelki milczenia
A puzon ciszy g³aszcze z gracj¹
Ukryte w brzasku pod³ód chromych krzy¿e
***
wiêc doszed³em do miejsca ironicznego:
skrzy¿owania tego co spe³nione
z g³odem
graæ zaczynaj¹ zimne smyczki nocy
Grzegorz Kociuba
Sprzêtom bielej¹ zêby zaraz zaczn¹ k¹saæ
Wschodz¹ce pêdy roœliny ze œwiat³a
Mariusz Kalandyk
widzê jak roœnie têpe g³uche nieme
siê tego tropu trzymaæ, bo byæ mo¿e jest to owa zasada, której od lat szukam, by obj¹æ i uporz¹dkowaæ rozmaite intuicje, próby, napoczête drogi, ponak³uwane
miejsca. Mo¿e w³aœnie z perspektywy pradawnego
cz³owieka bêdê móg³ ujrzeæ i opisaæ zarówno siebie
jak i rzeczywistoœæ kulturow¹, w jakiej przysz³o mi ¿yæ.
niczego nie rzuci³em wiozê ze
sob¹ zgrabn¹ walizeczkê p³yt c d
coraz bardziej œwiadom coraz dalej od troi
z ohydnym na wargach posmakiem asfaltu
14
styczeñ - wrzesieñ 2009
Warsztaty Artystyczne
WIKLINA w ARBORETUM 2009
Zorganizowane zosta³y w Arboretum i Zak³adzie Fizjografii w Bolestraszycach w dniach od 5
do 19 lipca 2009 roku. Projekt przeprowadzono
w ramach Programu: Edukacja kulturalna i dia-
we³n¹, glin¹, szk³em witra¿owym. Poznawali równie¿ sposoby otrzymywania papieru rêcznie czerpanego, filcu i bi¿uterii koralikowej.
Realizacja przedsiêwziêcia sta³a siê dla dzieci
i m³odzie¿y alternatywnym
Warsztaty wikliniarskie - prowadz¹ca E. Bis
i twórczym sposobem na
spêdzenie wakacji.
Podczas warsztatów
TVP3 Rzeszów zrealizowa³a pod kierownictwem
Barbary Pawlak film
edukacyjny pt. „Ogrody
wyobraŸni”.
Warsztaty zakoñczy³y
siê uroczystym wernisa¿em z udzia³em uczestników i zaproszonych goœci, podczas którego artyœci plastycy i ich podopieczni zaprezentowali
swoje dokonania. Uczestnikom wrêczono zaœwiadczenia potwierdzaj¹ce
udzia³ w warsztatach.
gnoza kultury. Priorytet I. Edukacja kulturalna. Powsta³e prace plenerowe stanowi¹ ozdobê
Zrealizowany zosta³ ze œrodków Ministra Kultury bolestraszyckiego ogrodu.
Ceramika - prowadz¹cy K. Czerwiak
i Dziedzictwa Narodowego. Wspó³organizatorem
warsztatów by³ Tarnobrzeski Dom Kultury.
Wziê³o w nich udzia³ oko³o 70 uczniów, którzy
przez dwa tygodnie pracowali pod kierunkiem
artystów plastyków z Polski oraz zagranicy. Najwiêcej uczestników by³o z Zespo³u Szkó³ w Wyszatycach, ale by³a te¿ du¿a grupa dzieci z Bolestraszyc, Przemyœla i Buszkowic. W sposób zorganizowany przybywa³y dzieci zg³oszone przez
Caritas Archidiecezji Przemyskiej. Przez tydzieñ
w zajêciach uczestniczy³a te¿ m³odzie¿ z Zespo³u
Szkó³ Plastycznych w Tarnowie i Liceum Sztuk Plastycznych im. Józefa Che³moñskiego w Na³êczowie.
W programie warsztatów znalaz³y siê podstawowe zagadnienia teoretyczne i praktyczne z zakresu ró¿nych dziedzin sztuki (rzeŸby, grafiki,
malarstwa i sztuki ogrodowej) oraz rzemios³a
artystycznego, a zw³aszcza wikliniarstwa. Odbywa³y siê one g³ównie w plenerze, przez co by³y
czasem twórczego kontaktu z natur¹. Podczas
ich trwania m³odzi ludzie zetknêli siê z ró¿nymi
materia³ami plastycznymi: wiklin¹, drewnem,
styczeñ - wrzesieñ 2009
15
ski z Na³êczowa,Giennadij
Titow z Kijowa (Ukraina), Aleksandra Zuba Benn z Tarnowa.
Okres warsztatów by³ bardzo pracowicie spêdzonym
czasem. Ogród bolestraszycki
zamieni³ siê na dwa tygodnie
w du¿¹ plenerow¹ pracowniê.
Uczestnicy mogli siê zapoznaæ
z histori¹ miejsca i samego
Arboretum, stworzonego ponad
30 lat temu przez prof. Jerzego
Pióreckiego. Warsztaty zainaugurowane zosta³y wspólnym
zwiedzaniem Arboretum; przePraca wyk. przez uczniów LSP w Na³êczowie
wodnikiem by³ dyrektor Narcyz
Warsztaty Artystyczne WIKLINA w ARBORE- Piórecki. W miêdzyczasie zorganizowano tak¿e
TUM 2009 mog³y siê odbyæ dziêki zaanga¿owa- pe³n¹ atrakcji wycieczkê autokarow¹ do Przemyœla, Krasiczyna, Kalniu i pomocy nastêpuj¹cych osób:
warii Pac³awskiej
Narcyza Pióreckiego, dyrektoi Posady Rybotycra Arboretum w Bolestraszycach,
kiej. Najwa¿niejsze
Piotra Markuta, dyrektora Tarnojednak by³y codzienbrzeskiego Domu Kultury, Marzeny
ne zajêcia plastyczLubery, koordynatorki projektu,
ne, które by³y ŸróAnd¿eliki Goraœ, nauczycielki Zed³em satysfakcji dla
spo³u Szkó³ w Wyszatycach.
prowadz¹cych i
Wszystkim wymienionym osomo¿liwoœci¹ owocbom serdecznie dziêkujê.
nego spêdzenia
Szczególne podziêkowania sk³aczasu dla m³odych,
dam na rêce artystów plastyków
wra¿liwych ludzi.
i pedagogów sztuki prowadz¹cych
Poza tym wierzê, ¿e
zajêcia. S¹ to: El¿bieta Bis z Rudniszczególne wra¿eka nad Sanem, Krzysztof Czerwiak
nie na uczestnikach
ze Stalowej Woli, Aleksandra Herisz
wywar³o bogactwo
z Bytomia, Finnur Ingi Erlensson
przyrody, w jakim
z Akureyri, (Islandia), Tetjana JagodPraca wyk. przez uczniów ZSP w Tarnowie
przysz³o im spêdziæ
kina z Kijowa (Ukraina), Marta Kusiñska z Bytomia (obecnie Islandia), Nadija Onysz- ten twórczy, wakacyjny czas.
Komisarz warsztatów - Stanis³aw Dziubak
czenko z Kijowa (Ukraina), Zbigniew Strzy¿yñ-
Foto.
Stanis³aw
Dziubak
Na fotografii
obok
uczestnicy
warsztatów
na wycieczce
w Przemyœlu
styczeñ - wrzesieñ 2009
16
XII Miêdzynarodowy Plener Artystyczny
Tarnobrzeg - Bolestraszyce 2009
Jak co roku, w sierpniu Tarnobrzeg jest miejscem
spotkania artystów plastyków z kraju i zagranicy.
Tym razem plenerowicze zagoœcili równie¿ w Arboretum w Bolestraszycach. Wypada tu nadmieniæ, ¿e placówka ta ma od kilku lat doskona³¹
wspó³pracê z Tarnobrzeskim Domem Kultury.
Wspó³praca ta daje ciekawe owoce i jest ewenementem wœród placówek kultury Podkarpacia,
a myœlê, ¿e i kraju. Co najwa¿niejsze, ta nowa
formu³a bardzo przypad³a do gustu artystom.
Plener przebiega³ w nastêpuj¹cy sposób, od 2
do 9 sierpnia artyœci tworzyli swoje prace w naszym mieœcie, natomiast od 9 do 17 sierpnia
malowali i rysowali motywy bolestraszyckiego
ogrodu. Ca³e przedsiêwziêcie zakoñczy³o siê
wystaw¹ poplenerow¹ w „Galerii u Piotra” w Arboretum w Bolestraszycach. Otwarcie wystawy
by³o 17 sierpnia o godz. 17.00.
Zaproszenie komisarza pleneru Stanis³awa
Dziubaka na czêœæ tarnobrzesk¹ przyje³o 11 ar-
tystów. Z Kijowa (Ukraina) przyjechali: Katerina
Kornijczuk, Tetjana Krasna, Aleksij Wakarczuk
i Aleksandr Olchow. Z Francji Jan Ziarnowski,
pochodz¹cy z okolic Stalowej Woli. Z Zielonej
Góry Gra¿yna Michalak-Bazylewicz i Zdzis³aw
Bazylewicz, Aleksandra Zuba-Benn z Tarnowa, Marta Lipowska z Tarnobrzega, Aneta
Pliszka z Miêdzyrzeca Podlaskiego i Stanis³aw
Stach z Olkusza. Na czêœæ bolestraszyck¹ pleneru dojechali: Irina Osadczaja z Kijowa, szefowa Galerii "Irena" w tym mieœcie, Ma³gorzata
i Micha³ Smó³kowie z Poniatowej i Lechos³aw
Koz³owski z £odzi. W plenerze bra³ te¿ udzia³
Narcyz Piórecki, wspó³organizator, dyrektor Arboretum i Zak³adu Fizjografii w Bolestraszycach.
Wystawa poplenerowa bêdzie te¿ zaprezentowana tarnobrze¿anom w Galerii „Debiut” Tarnobrzeskiego Domu Kultury od 12 paŸdziernika do
16 listopada 2009 roku.
S.D.
Uczestnicy pleneru w Arboretum w Bolestraszycach, u góry od lewej: Jan Ziarnowski, Aleksandra Zuba-Benn,
Stanis³aw Stach, Marta Lipowska, Gra¿yna Michalak-Bazylewicz, Ma³gorzata Smó³ka, Aneta Pliszka, Aleksij
Wakarczuk, Zdzis³aw Bazylewicz, Micha³ Smó³ka, Irina Osadczaja, Katerina Kornijczuk.
Na dole od lewej: Piotr Markut, Narcyz Piórecki, Stanis³aw Dziubak, Lechos³aw Koz³owski.
styczeñ - wrzesieñ 2009
17
NAJPIÊKNIEJSZY STRÓJ...
Dziesiêæ lat temu (22 kwietnia 1999 roku) zmar³a Maria z Wi¹cków Koz³owa – poetka,
malarka, znakomita twórczyni ludowa a przede wszystkim animatorka lasowiackiego folkloru. Ca³e swoje ¿ycie pozosta³a wierna ludowej tradycji i nie szczêdzi³a si³, by ocaliæ od
zapomnienia wszystko to, co w tej tradycji najpiêkniejsze i pamiêci wiecznej godne. Nic
wiêc dziwnego, ¿e mówiono i pisano o niej: „Ostatnia Lasowiaczka”, „Matka folkloru”,
„Kolberg w spódnicy”. Na takie okreœlenie z pewnoœci¹ zas³u¿y³a, podobnie zreszt¹ jak
i na to, ¿eby o niej tu, w Tarnobrzegu, zawsze pamiêtano.
„To najpiêkniejszy ludowy strój na œwiecie” – mieæ doskona³y wzrok, ¿eby to wszystko tak rówmówi³a, g³adz¹c z mi³oœci¹ posk³adan¹ w kostkê niuteñko i proœciuteñko wyhaftowaæ.
lnian¹, haftowan¹ koszuPopatrz na to p³ótno,
lê, tak¿e zapaskê, spódz którego ten strój uszynicê i chustkê. Od czasu
ty... To p³ótno to te¿ dziedo czasu wyjmowa³a te
³o sztuki. Pachnie wiaskarby z szafy, ¿eby je
trem i s³oñcem. Pachnie
upraæ w szarym mydle
³¹k¹, ros¹, bo na zroszolub przewietrzyæ. Bo len,
nej trawie le¿a³o, na
ten prawdziwy, rêcznie
s³oñcu siê suszy³o i wytkany, takich zabiegów
biela³o.
wymaga, ¿eby nie dobraA tu – ci¹gnê³a dalej
³y siê do niego robale.
mama – dodatek speMole gustuj¹ w we³nie.
cjalny: korale. PrawdziTe, którym smakuje len,
we! Z koralowej rafy,
nie wiem jak siê nazyz dalekich, egzotyczwaj¹, ale istniej¹ na pewnych mórz wy³owione
no, bo wiele lnianego
i nad Ba³tyk przywiezione.
przyodziewku ju¿ skoszFlisacy je tam kupowali
towa³y w starych skrzydla swoich narzeczoniach, szafach itp.
nych. Z Sandomierskiej
Przy takich zabiePuszczy drzewo przegach zawsze by³a okazja
cie¿ do Gdañska sp³anie tylko do wspomnieñ
wiali. Oj, takie korale to
ale te¿ i do zachwytu nad
maj¹tek! Jeœli by³y dotym rêkodzie³em, a œcirodne, jeœli by³o ich kilœlej mówi¹c – nad lasoka sznurków – warte
wiack¹ sztuk¹.
by³y prawie tyle samo,
Maria Koz³owa - ostatnia lasowiaczka co dobra krowa...
Taki prosty ten strój,
taki skromny, a taki piêkny! –powtarza³a ci¹gle
Krakowskie, ³owickie czy góralskie stroje te¿
mama. – Popatrz na ten haft: œliczny!”
s¹ piêkne ale dla mnie to za du¿o w nich przepyHaft na lasowiackim stroju rzeczywiœcie by³ chu, b³yskotek. A tu, u Lasowiaków, wszystko
piêkny. Sk³ada³ siê z bardzo prostych elemen- takie proœciutkie, naturalne, a przez to w³aœnie
tów typu œlimaczki, kreski, kropki itd. Motywem niepowtarzalne i œliczne.”
przewodnim zawsze by³y stylizowane kwiatki i listChoæ takie rozmowy powtarza³y siê przy ka¿ki ruty, ziela, które ros³o kiedyœ w ka¿dym laso- dym „przegl¹dzie skarbów” w szafie, lubi³am ich
wiackim ogródku przy domu i z którego panny s³uchaæ. Bo o lasowiackim stroju, mama mówi³a
m³ode wi³y sobie œlubne wianki.
sercem a nie ustami. Mówi³a sercem, bo ten
„Popatrz jak piêknie ten haft zrobiony, jak rów- ludowy strój naprawdê kocha³a.
niusieñko! – zachwyca³a siê mama. – Jak te na„A gdzie masz chodaki?” – zapyta³am j¹ kiesze babcie to robi³y?... Nie odbija³y wzorków na dyœ, bo zauwa¿y³am, ¿e zniknê³y niespodziewanie
p³ótnie, bo przecie¿ nie by³o wtedy kalki. Musia³y z tej specjalnej pó³ki w szafie, na której trzyma³a
18
swoje lasowiackie skarby. Nie bardzo mia³a ochotê zdradziæ mi tajemnicê, ale w koñcu przyzna³a
siê, ¿e chodaki podarowa³a ksiêdzu profesorowi
Wilhelmowi Gajowi-Piotrowskiemu, etnografowi,
który zabiega³ o to, by w Stalowej Woli stworzyæ
muzeum regionalne. Znam ksiêdza Wilhelma
Gaja i s¹dzê, ¿e ta darowizna nie by³a taka dobrowolna. Nie wiem jakich u¿y³ sposobów, ale te
chodaki na mamie po prostu „wysêpi³”.
Lasowiacki strój, który mama pieczo³owicie
przechowywa³a na specjalnej pó³ce w szafie,
liczy³ sobie grubo ponad sto lat. Chodaki
by³y ca³kiem m³ode,
bo zrobi³a je samodzielnie z kawa³ka cielêcej skóry. Zak³ada³a
je na nogi na specjalne okazje. Miêdzy innymi by³a w nich na kilku Festiwalach Kapel
i Œpiewaków Ludowych w Kazimierzu
nad Wis³¹ i na wielu
ró¿nych scenach w
kraju. Choæ trochê siê
boczy³am, ¿e wyda³a
je do Stalowej Woli,
musia³am tê decyzjê
uszanowaæ. Dobrze,
¿e nie przysz³o jej do
g³owy, ¿eby do Stalowej oddaæ swój najwiêkszy skarb – lasowiacki strój! „To ubranie musi zostaæ w Tarnobrzegu – przypomina³a mi przy ka¿dej okazji. – Pamiêtaj, nie oddaj
go nikomu! Mo¿e kiedyœ zainteresuje siê tym strojem muzeum w Tarnobrzegu, a mo¿e nad brzegiem Machowskiego Jeziora powstanie jakiœ
skansen. To ubranie tu musi zostaæ! Proszê, dopilnuj tego, kiedy mnie ju¿ nie bêdzie!...”
Skansen jeszcze nie powsta³, a tarnobrzeskie
muzeum nie jest zainteresowane tymi bardzo
wiekowymi i bardzo cennymi fata³aszkami z szafy mojej mamy. Szkoda, bo to przecie¿ autentyk,
na dodatek „bia³y kruk”, bo takich strojów ju¿
dzisiaj nie ma nawet w nag³êbszych, najbardziej
przepastnych zakamarkach babcinych i prababcinych szaf czy kufrów.
Mama ten strój naprawdê kocha³a i nosi³a go
z dum¹. Bo by³ z kraju jej lat dziecinnych, do któ-
styczeñ - wrzesieñ 2009
rego nie ma i nie bêdzie ju¿ powrotu. Bo pachnia³ domem, lasem, niebem, s³oñcem. Bo utka³y
go i uszy³y rêce Lasowiaczki – tak prostej i skromnej jak hafty, które go zdobi¹, jak listki zieleniutkiej ruty w ogródku przed chat¹...
Na ostatni¹ drogê – drogê do nieba – mama
przygotowa³a sobie wiern¹ kopiê tego stroju.
Uszy³a go sama i sama wyhaftowa³a. Przez wiele lat czeka³ w szafie. A¿ przyszed³ dzieñ, kiedy
musia³am j¹ w niego wystroiæ... ¯al mi by³o tego
ubrania oddawaæ ziemi, bo to by³o prawdziwe
dzie³o sztuki wykonane
rêkami mamy. Musia³am jednak uszanowaæ jej wolê, dotrzymaæ danej jej obietnicy. Musia³am ubraæ j¹
w tê lnian¹, haftowan¹
czarn¹ nitk¹ koszulê
i zapaskê, w spódnicê
uszyt¹ z „siedmiu pó³ek”... Musia³am, bo
tak w³aœnie – w tym
bielusieñkim lnianym
stroju, z pêkiem czerwonych korali na szyi
– chcia³a stan¹æ przed
Panem Bogiem...
Kiedy przegl¹dam
zdjêcia z domowego
archiwum, na wiêkszoœci z nich mama
ubrana jest w lasowiacki strój. Piêkne s¹
te zdjêcia, ale jest
wœród nich jedno naMalowanie pisanek
prawdê wyj¹tkowe!... To z planu filmu „Ludzie z martwych pól”. By³a
bardzo chora, kiedy Olek Dyl zaproponowa³ jej
„g³ówn¹ rolê” w tym filmie. Z trudem mog³a siê
poruszaæ ale uzna³a, ¿e w tym filmie musi wyst¹piæ, bo bêdzie to opowieœæ o ziemi, któr¹ nosi
w sercu – o jej ukochanym Machowie. A pamiêæ
o tej wiosce – za wszelk¹ cenê – trzeba ocaliæ.
Nie próbowa³am oponowaæ, bo wiedzia³am,
¿e i tak by to niczego nie zmieni³o. Jeœli by³oby
trzeba – posz³aby nawet na kolanach, ¿eby tylko
o Machowie opowiedzieæ, ¿eby ocaliæ choæ odrobinê tego, co by³o, a co nigdy ju¿ wróciæ nie mo¿e.
Dopóki nagrania odbywa³y siê w domu –
wszystko by³o dobrze. Przyszed³ jednak dzieñ,
¿e – zgodnie ze scenariuszem – trzeba by³o pojechaæ do skansenu w Kolbuszowej, a tak¿e
styczeñ - wrzesieñ 2009
na brzeg skarpy kopalni siarki w Machowie.
W Kolbuszowej by³o jako tako, nad machowskim „do³kiem” opuœci³y j¹ zupe³nie si³y. Mo¿e
spowodowa³y to emocje, a mo¿e te¿ i fatalna
pogoda. Parê dni wczeœniej pada³o, wiêc droga
nad „do³ek” utonê³a w b³ocie. Po tym w³aœnie
b³otku sz³am z mam¹ pod rêkê, bo tak zaplanowa³ sobie re¿yser. Sz³yœmy ¿ó³wim krokiem
a¿ nad sam brzeg siarkowego wyrobiska. Nazbiera³am polnych kwiatów. Te kwiaty mama
wrzuci³a do „machowskiego do³ka”, tak jak siê
wrzuca kwiaty do grobu kogoœ, kogo siê naprawdê kocha³o... Po tej scenie zaczê³yœmy odwrót.
W pewnym momencie mama zachwia³a siê i zaczê³a krzyczeæ: „Ja muszê usi¹œæ! Muszê! Bol¹
mnie nogi! Nie dojdê!” Czu³am, ¿e za chwilê
osunie mi siê na ziemiê, prosto w to kopalniane
b³oto. Rozgl¹dnê³am siê woko³o, ale nigdzie nie
by³o ani kamienia, ani pnia po œciêtym drzewie,
ani ¿adnej rzeczy, na której mo¿na by usi¹œæ.
Wszêdzie tylko b³oto, i b³oto... „Ratunku!!!
Pomó¿cie mi!!!” – krzyknê³am w stronê ekipy
19
filmowców i resztkami si³ stara³am siê uratowaæ
j¹ od upadku. Pewnie by nie prze¿y³a tego, ¿e
ten zabytkowy, lasowiacki strój, który mia³a na
sobie mocno by w tym b³ocku ucierpia³.
Olek Dyl, s³ysz¹c moje wo³anie i widz¹c na
co siê zanosi, przybieg³ natychmiast i przytaszczy³ ogromn¹ walizê, w której wozi³ kamery
i inny sprzêt filmowy. Posadziliœmy mamê na
tej walizie, ¿eby trochê odetchnê³a. Spojrza³am na ni¹ i... zaniemówi³am! – Zmêczona
¿yciem Lasowiaczka siedz¹ca na walizkach...
Z ty³u, w tle, machowska kopalnia, kominy kombinatu, koparki, zwa³owarki... Niesamowite!
Obecny na planie Bogdan Myœliwiec pstrykn¹³
zdjêcie. Czarno bia³e, oczywiœcie. To zdjêcie
uwa¿am za wyj¹tkowo wzruszaj¹ce i piêkne.
Bo jest na nim uwieczniona moja ukochana
Mama, i ziemia, której ju¿ nie ma, a któr¹ ja
tak¿e nosi³am w sercu... No i jeszcze ten najpiêkniejszy na œwiecie strój...
Dorota Kozio³
Maria Koz³owa na planie filmu "Ludzie z martwych pól", foto: Bogdan Myœliwiec
Fotografie na stronach 17 i 18 - Stanis³aw Œwierk
20
styczeñ - wrzesieñ 2009
DANUTA
SZAFLARSKA
Wybitna aktorka teatralna i filmowa.
Urodzona 20 lutego 1915 r. w Kosarzyskach
(powiat Nowy S¹cz)
W latach 1936 – 1939 studiowa³a w Pañstwowym Instytucie Sztuki Teatralnej w Warszawie, który
ukoñczy³a 18 czerwca 1939 r. pokazem dyplomowym
na scenie Teatru Narodowego: „Gra³am scenê balkonow¹ z „Romea i Julii” Shakespeare`a – opowiada³a
Micha³owi Smolisowi – w re¿yserii Stanis³awa Stanis³awskiego. Udzieli³ mojemu partnerowi Czes³awowi
Kulakowi i mnie jednej wskazówki: „To nie jest scena
romantyczna, ale zmys³owa. Romeo i Julia s¹ par¹
m³odych, ognistych W³ochów”. Zagra³am te¿ Mariê we
fragmencie „W ma³ym dworku” Rittnera w re¿yserii
Stanis³awy Wysockiej. Trzeciej sceny z „Cezara i Kleopatry” Shawa ju¿ nie zd¹¿y³am przygotowaæ z powodu choroby”.
Swój egzamin wstêpny do warszawskiego PIST
wspomina³a po latach: „Kiedy wysiad³am z poci¹gu
w Alejach Jerozolimskich, spojrza³am i powiedzia³am:
To miasto mojego ¿ycia. Prosto z dworca pojecha³am
na Trêback¹ 10, czwarte piêtro. Otworzy³ mi woŸny,
pytam, kiedy s¹ egzaminy, a on mówi: „teraz”. I tak
prosto z poci¹gu wesz³am na estradê. I skompromitowa³am siê. Przecie¿ nie mia³am pojêcia ani o dramacie, ani o teatrze. Wys³uchano kawa³ka „Janka Muzykanta”, który przygotowa³am, i zaczê³a siê teoria. Profesor Bohdan Korzeniewski pyta: „Co pani wie o komedii dell`arte?” Odpowiadam: „Jestem bardzo zdenerwowana”. On: „To ja poczekam a¿ siê pani uspokoi”.
Cisza. „Czy ju¿ siê pani uspokoi³a?” „Nie” – odpowiadam. By³am bezczelna. Potem Zelwerowicz zapyta³, co
znam Szekspira. „Sen nocy letniej”, odpowiedzia³am.
A co pani wie o Reducie Osterwy. Ja sobie myœlê:
O „Reducie Ordona” to coœ tam wiem, ale o Reducie
Osterwy nie s³ysza³am. Postanowi³am jednak, ¿e nie
bêdê wyskakiwaæ z tym Ordonem. Nie odpowiedzia³am na ¿adne pytanie, wiêc po prostu wyrzucili mnie za
drzwi. Wybieg³ za mn¹ dyrektor Zelwerowicz: „Proszê
pani, ja czerwienia³em ze wstydu i blad³em z oburzenia, s³uchaj¹c tego, co pani mówi. Proszê iœæ do biblioteki publicznej na Koszykowej 20, przeczytaæ ksi¹¿kê
Micha³a Orlicza „Polski teatr wspó³czesny” i w sobotê
przyjœæ na poprawkê. No to ja siedzia³am w bibliotece
ca³ymi dniami, przychodzê na poprawkê i widzê jeszcze dwie osoby w kolejce: Hankê Bielick¹ i Jurka Duszyñskiego. Wchodzimy, a komisja oznajmia: „przyjmujemy was, poprawkê bêdziecie zdawaæ na pó³rocze”(...)
Nigdy jej nie zdawaliœmy. Okaza³o siê, ¿e dosta³am siê
jednym g³osem Zelwerowicza, wszyscy byli przeciw.
Dlatego mnie tak mêczy³. Po pó³roczu by³am przeznaczona do wyrzucenia. Æwiczyliœmy sceny mimiczne,
recytacjê prozy, a to strasznie mnie nudzi³o. Na egzaminie z tych zadañ wypad³am wiêc fatalnie. W tym czasie zdawali te¿ re¿yserzy, jeden z nich obsadzi³ mnie
w „Dzikiej kaczce” Ibsena. I kiedy mnie profesorowie
zobaczyli, to nie doœæ, ¿e nie wyrzucili, to jeszcze zwolnili z op³aty za drugie pó³rocze, a potem dostawa³am
nawet stypendia. Okres studiów, podobnie jak dzieciñstwo, to najszczêœliwszy czas w moim ¿yciu” („Zwierciad³o” 8.07.2009). „Na liœcie studentów, którzy zaliczyli
pó³rocze, znalaz³am swoje nazwisko z adnotacj¹
Zelwerowicza: ”Szaflarska przechodzi z zastrze¿eniem
– za ma³e oczy”. Na schodach natknê³am siê na profesora, stanê³am trzy schodki wy¿ej nakrzycza³am na
niego: „Za ma³e oczy? Co to znaczy. To co ja mam
zrobiæ? Porozcinaæ? Zapa³ki do nich w³o¿yæ?”
I chyba uwierzy³ we mnie”(„Pani” 2004), „Jadwiga
Turowicz, opiekunka naszego roku, ostrzega³a mnie:
„Bojê siê o ciebie. Jesteœ wra¿liwa, ³atwo p³aczesz
i denerwujesz siê. Pamiêtaj, ¿e musisz mieæ k³y i pazury. Inaczej zginiesz”. Uczy³a mnie, jak siê zachowywaæ.
Powinnam byæ dla wszystkich ujmuj¹co grzeczna, okazywaæ szacunek starszym kolegom, przestrzegaæ hierarchii w zespole. Pamiêtam, jak w teatrze wileñskim
postawi³am w garderobie na stole moja torebkê.
Aktorka, która siedzia³a obok mnie, zrzuci³a j¹ bez ¿adnego powodu na ziemiê. Podnios³am torebkê bez s³owa i ponownie postawi³am na stole. Za chwilê po raz
drugi wyl¹dowa³a na pod³ogê. Trzeciego razu ju¿ nie
by³o – wczeœniej na ziemiê polecia³a torebka kole¿anki”(„Teatr” 2008).
Po dyplomie zaanga¿owa³a siê do zespo³u Teatru
na Pohulance w Wilnie. W jednym z wywiadów wspomina³a:„Otrzyma³am równie¿ propozycjê pracy z teatru
we Lwowie oraz z Teatru Narodowego w Warszawie,
do którego chcia³ mnie zaanga¿owaæ profesor ze szko³y
teatralnej – Aleksander Zelwerowicz. Zrezygnowa³am,
prawdopodobnie nie wyst¹pi³abym tam w ¿adnej
styczeñ - wrzesieñ 2009
znacz¹cej roli, a chcia³am du¿o graæ. Wilno, miasto
prowincjonalne, s³ynê³o ze wspania³ej tradycji teatralnej i dawa³o tak¹ szansê (...).Zaanga¿owaliœmy siê
do Wilna na sezon 1939/1940: Hanka Bielicka, Irena
Brzeziñska, Jurek Duszyñski i ja. Absolwenci jednego
rocznika, którzy zaprzyjaŸnili siê ze sob¹ na studiach.
Szko³a teatralna okreœli³a moje emploi: amantka
charakterystyczna i pierwsza naiwna. Od tego zaczyna³am”. („Teatr” 2008).
Debiutowa³a 14.09.1939 r. rol¹ Pernette w sztuce „Szczêœliwe dni” Andre Pugeta w re¿yserii Bronis³awa D¹browskiego. O swoim debiucie opowiada³a:
„Niestosowny do sytuacji tytu³ dyrektor Pobóg - Kielanowski szybko zmieni³ na „Zielone lata”. Sztuka Pugeta to farsa, mi³a historyjka o dzieciach, których rodzice
wyjechali z domu. A dzieci – jak to dzieci – poczu³y smak
wolnoœci i hulaj dusza, zaczê³y dokazywaæ. Razem ze
mn¹ zadebiutowa³ Jurek Duszyñski (...). Publicznoœæ
reagowa³a entuzjastycznie na moje pierwsze przedstawienie. Dostawa³am skrzyde³ (...). Nigdy nie zapomnê
tego przedstawienia, nie tylko dlatego, ¿e to by³ mój
debiut. 17 wrzeœnia graliœmy wœród dobiegaj¹cych nas
z zewn¹trz odg³osów salw armatnich, strzelaniny. Sta³am na scenie i s³ysza³am trzaski kolejnych foteli opuszczanych przez widzów. Ludzie uciekali w pop³ochu
z teatru. Poniewa¿ trzon zespo³u skoñczy³ szko³ê aktorsk¹
Zelwerowicza, dlatego bez wzglêdu na okolicznoœci nie
przerwaliœmy grania. Do koñca przedstawienia na widowni dotrwa³y tylko trzy osoby. Jedn¹ z nich, o czym
dowiedzia³am siê po latach, by³ Czes³aw Wo³³ejko. Jako
Pernette mia³am jeden dramatyczny fragment w roli:
z potwornym krzykiem przebiega³am przez scenê. Tamtego dnia, kiedy bieg³am, sama by³am naprawdê wstrz¹œniêta. Ale nie prze¿yciami Pernette, tylko tym, co siê dzia³o
na zewn¹trz. W teatraln¹ fikcjê wdar³a siê historia (...).
W Teatrze na Pohulance wystêpowa³ goœcinnie Kazimierz Junosza – Stêpkowski. Gra³ jedn¹ ze swoich
popisowych ról – Szambelana w „G³upim Jakubie” Rittnera. 31 sierpnia Irena Brzeziñska i ja obejrza³yœmy
przedstawienie. Wieczorem Junosza, który te¿ mieszka³ w hotelu George, zaprosi³ nas obie na wystawn¹
kolacjê. W ten elegancki sposób chcia³ powitaæ m³ode
aktorki, teatralne debiutantki. To by³ wielki zaszczyt.
Rano odwiedzi³am Irenê, która zajmowa³a pokój od frontu. Irena wygl¹da³a przez okno i dziwi³a siê niecodziennemu zgie³kowi: ludzie biegali wzd³u¿ i wszerz ca³ej
ulicy. A to ju¿ wybuch³a wojna....” („Teatr” 2008).
W Teatrze na Pohulance w ci¹gu dwóch sezonów 1939 – 1941 zagra³a w dziewiêtnastu premierach.
Za najwa¿niejsze role z tego okresu uwa¿a tytu³ow¹
w „Pannie Maliczewskiej” i Hesiê w „Moralnoœci
pani Dulskiej” Gabrieli Zapolskiej. Ponadto zagra³a jeszcze m.in. Maryniê w „Klubie kawalerów”
i Fipciê w „Krewniakach” Micha³a Ba³uckiego oraz
Topsika w „Dalekiej drodze” Aleksego Arbuzowa,
Anio³a w „Pastora³ce” Leona Schillera.
O latach spêdzonych w Wilnie opowiada³a na
³amach „Teatru”: „Przedstawienia powstawa³y w dziesiêæ dni albo w tydzieñ, czasu wystarcza³o zaledwie
21
na ustawienie podstawowych sytuacji i pamiêciowe
opanowanie tekstu. Takie tempo pracy uniemo¿liwia³o olœniewaj¹ce dokonania artystyczne, ale praktykowa³am rzemios³o. Wykszta³ci³am w sobie gotowoœæ
grania, umiejêtnoœæ szybkiego wchodzenia w rolê,
któr¹ zachowa³am do dzisiaj, kiedy próby przed premier¹ trwaj¹ dwa, trzy miesi¹ce. Dano nam szansê
sprawdzenia siê w ró¿norodnym repertuarze, graliœmy
i wielkie role i epizody, wszystkie sztuki polskie i obce:
angielskie, francuskie, wêgierskie i amerykañskie (...).
W sylwestra 1939 roku odby³a siê premiera „Dobrej
wró¿ki” Molnara. Wystêpowa³am z Janem Kurnakowiczem. Razem prowadziliœmy dialog przez ca³y akt.
Kurnakowicz wypowiada³ swoj¹ kwestiê i dostawa³ brawo. Ja odpowiada³am i równie¿ otrzymywa³am brawo.
Tekst by³ dowcipny, sytuacje œmieszne, st¹d bra³a siê
¿ywa reakcja publicznoœci. To siê nie spodoba³o Kurnakowiczowi, który zacz¹³ wchodziæ ze swoim tekstem
na koñcówki moich wypowiedzi, ¿eby nie dopuœciæ do
braw przeznaczonych dla partnerki. Na kolejnym
przedstawieniu zachowa³am siê identycznie jak on
i tym razem Kurnakowicz zosta³ bez braw. Trzeciego
dnia i póŸniej prowadziliœmy ju¿ nasz dialog normalnie. Widocznie nabra³ do mnie szacunku, a mo¿e nawet sympatii”.
Okupacjê spêdzi³a w Warszawie, gdzie dzia³a³a
w Teatrze Podziemnym (1942 – 1943), o którym
wspomina³a: „Teatr Podziemny powsta³ z inicjatywy
Bohdana Korzeniewskiego, który jako delegat rz¹du
polskiego w Londynie odpowiada³ za sprawy kultury.
Placówk¹ kierowali Leon Schiller i Edmund Wierciñski. Mieliœmy za zadanie przygotowaæ repertuar, który
gralibyœmy zaraz po zakoñczeniu wojny. Myœmy nie
grali na scenie, ale spotykaliœmy siê w prywatnych
mieszkaniach, sztuki by³y t³umaczone, odbywa³y siê
próby na przyk³ad w mieszkaniu Teresy Roszkowskiej
na Saskiej Kêpie. U niej Iwaszkiewicz odczyta³ „Elektrê” Giraudoux w swoim przek³adzie. Na Poznañskiej
u mojej kole¿anki Mi³osz czyta³ Szekspira, którego t³umaczy³ specjalnie dla naszego Teatru Podziemnego.
Inne wspomnienie: za mostem Kierbedzia by³a ciuchcia, któr¹ pojecha³yœmy do Henrykowa. W tamtejszym
klasztorze Schiller robi³ spektakle, misteria wielkanocne z udzia³em dziewcz¹t, by³ych prostytutek. Gra³y
cudownie, by³y œwiête i proste”.
W latach 1943 – 1945 gra³a w Teatrze Frontowym Armii Krajowej. Na ³amach „Rzeczpospolitej”
opowiada³a: „Prowadzi³ go Józef Wyszomirski. W zespole znajdowali siê tacy aktorzy jak Tadeusz Fijewski, Jan Ciecierski, Tadeusz Cygler czy Andrzej £apicki.
Wyst¹piliœmy nawet dwa razy w Warszawie, przede
wszystkim dla w³adz Biura Informacji Propagandy Komendy G³ównej AK. Na jednym ze spektakli by³ Czes³aw Mi³osz, który po wojnie napisa³ o naszym teatrze
bardzo piêkn¹ recenzjê. Graliœmy farsê „Komedia
garbusów”, sztuki Fredry, œpiewaliœmy pieœni do muzyki Panufnika, Lutos³awskiego. Mój m¹¿, Jan Ekier
skomponowa³ bardzo popularn¹ „Szturmówkê”. Repertuar dostosowaliœmy do warunków, w jakich mogliœmy
22
wystêpowaæ. Dekoracje projektowa³ Jan Kosiñski. Kostiumy by³y bardzo umowne, bo musia³y zmieœciæ siê
w jednej walizce. Mieliœmy te¿ wystêpowaæ dla partyzantów. W po³owie lipca 1944 roku wys³ano nas do
„¯egoty”, 47. dywizji, do lasów w okolicach Lubartowa. Wyprawa by³a nieudana, bo Niemcy tego dnia
przeprowadzili pacyfikacjê miasta. Gestapo szala³o.
Poniewa¿ ³¹cznoœæ zosta³a zerwana, musieliœmy siê
wycofaæ. Dziêki temu ¿yjê. Dwa tygodnie potem wybuch³o powstanie warszawskie. Wtedy nie by³o mowy
o spektaklach, bo wszyscy byliœmy rozproszeni. Odbywa³y siê tylko koncerty”.
W czasie Powstania Warszawskiego by³a ³¹czniczk¹: „Cieszy³am siê, ¿e mam jakieœ zadania do
wykonania, ¿e nie siedzê bezczynnie. Chodzi³am w³aœciwie po ca³ej Warszawie i zna³am wiele przejœæ.
Pociski lata³y mi ko³o g³owy, ale myœlê, ¿e bardziej bym
siê ba³a, gdybym siedzia³a w piwnicy. Najtrudniej by³o
pierwszej nocy powstania. By³am wtedy z mê¿em
i roczn¹ córk¹ u znajomych przy Polnej 36. Przed budynek zajecha³ niemiecki czo³g tzw. „tygrys”. Pocisk
trafi³ w s¹siedni¹ piwnicê. By³o 8 trupów. Jeden mocno ranny osun¹³ mi siê na nogi. Trzeba by³o uciekaæ,
ale poniewa¿ sanitariuszka dozna³a szoku, mój m¹¿
z drug¹ sanitariuszk¹ chwycili nosze i biegli nios¹c
rannego w stronê Jaworzyñskiej. Dopiero jego reakcja uœwiadomi³a nam, ¿e nad naszymi g³owami leci
niemiecki samolot, który ostrzeliwa³ nas z karabinu
maszynowego. Mia³am to szczêœcie, ¿e nikt z moich
najbli¿szych nie zgin¹³ ani nie zosta³ ranny, ale gdy
przypominam sobie czas powstania, to trudno mi dziœ
zrozumieæ, jak uda³o nam siê przetrwaæ tê gehennê
a¿ 63 dni. Okazuje siê, ¿e cz³owiek jest w stanie przywykn¹æ do wszystkiego. Nabiera z czasem jakiejœ twardoœci, odpornoœci. Mia³am to szczêœcie, ¿e by³am na
po³udniu Œródmieœcia. A by³a to czêœæ Warszawy niezdobyta przez Niemców a¿ do czasu kapitulacji. Na
dworze kule œwista³y, a w gmachu Architektury przy
Koszykowej odbywa³y siê koncerty. Pamiêtam, jak mój
m¹¿ gra³ Etiudê Rewolucyjn¹ Chopina 15 sierpnia,
w rocznicê Cudu nad Wis³¹, kule wpad³y przez okno,
nawet nie przerwa³ grania. Dopiero pomiêdzy utworami, dyskretnie siêgn¹³ po ów pocisk i schowa³ na pami¹tkê. Szala³ terror, by³y egzekucje, ³apanki, ale zdziwi
siê pan pewnie, gdy powiem, ¿e w czasie powstania,
czekaj¹c w d³ugiej kolejce po wodê, siadaliœmy na
grobach – bo wszêdzie by³y groby – i opowiadaliœmy
dowcipy. W sytuacji zagro¿enia cz³owiek po prostu
broni siê, by nie oszaleæ” („Rzeczpospolita” 2002), „Bywa³y i tragikomiczne wydarzenia. Oto wszyscy padli
po wybuchu na ziemiê, gdy w piwnicznej ciemnoœci
i grobowej ciszy, da³ siê s³yszeæ g³os: kto ukrad³ moje
papierosy? ¯eby dostaæ siê na jedno z podwórek, trzeba by³o przebyæ zaklinowane ciê¿kie drzwi dêbowe.
I wtedy ja patrzê, a mój m¹¿, pianista, delikatne rêce,
wyjmuje te drzwi, jakby by³y z tektury. Opowiadam o
tym, ¿eby pani wiedzia³a, co siê wtedy dzia³o z ludŸmi,
jaka si³a w nich by³a.(...) A potem Pruszków i transport
lor¹ w nieznanym kierunku. „Mo¿e na myd³o?” szep-
styczeñ - wrzesieñ 2009
tali ludzie. St³oczeni w wagonach, na stoj¹co, ja z dzieckiem na rêku przez 36 godzin. Córeczka chora, kaszle,
krzyczy bez przerwy, smród odchodów. To by³o piek³o.
Przyciska³am wrzeszcz¹c¹ Marysiê, mdla³am ze zmêczenia. Pewien mê¿czyzna jakimœ cudem siedzia³: „Niech
pani usi¹dzie mi na kolanach” powiedzia³. „Jak to” Przecie¿ bêd¹ pana nogi boleæ”. „Niech siê pani nie martwi.
To protezy”. Potem podczas postoju, ten cz³owiek uciek³
z poci¹gu. Jak mu siê uda³o z tak wysoka skoczyæ
na tych protezach, nie mam pojêcia” („Pani” 2004).
Pierwszy sezon powojenny 1945-1946 spêdzi³a w Krakowie na scenie Starego Teatru, gdzie wyst¹pi³a po raz pierwszy jako Helena w „Teorii Einsteina” Antoniego Cwojdziñskiego w re¿yserii
Juliusza Osterwy (prem. 27.04.1945 r.). Tadeusz Kudliñski pisa³: „Szaflarska, jako córka profesora, wystarczaj¹co i po dziecinnemu zgrymaszona, pe³na
naiwnego wdziêku dorastania, wahaj¹cego siê miêdzy
rezolutnoœci¹ dojrza³oœci a infantylizmem, wywalaj¹cym jêzyk w razie braku innych argumentów. Przemyœlana mimika, gest i ruch, bardzo dobra dykcja, w³¹czenie siê sta³e i czujne w tok akcji cechowa³y tê udan¹
rolê”. Entuzjastyczne recenzje zebra³a nastêpna premiera z udzia³em Danuty Szafarskiej „Dzieñ jego powrotu” Zofii Na³kowskiej, w którym gra³a Broniê:
„odby³o siê nie zwyczajne przedstawienie teatralne,
lecz koncert gry aktorskiej nastawiony na najwy¿sz¹
nutê” (Juliusz Kydryñski). Kolejne role to Sylwia
„Igraszki trafu i mi³oœci” Pierre Marrivaux, Elwira
„Jajko Kolumba” Stefana Flukowskiego i tytu³owa Roxy w komedii Barry Connersa na Ma³ej Scenie, która pobi³a rekordow¹ iloœæ 95 przedstawieñ.
W latach 1946 – 1949 by³a aktork¹ Teatru
Kameralnego Domu ¯o³nierza w £odzi, którym kierowa³ Erwin Axer, jej kolega ze studiów, z wydzia³u
re¿yserii. Tam spotka³a te¿ kolegów z Warszawy
i Wilna: Hankê Bielick¹ i Jerzego Duszyñskiego.
W £odzi stworzy³a znakomite kreacje jako ¯aneta „Spotkanie” Jeana Anouilha, Orchidea „Homer
i Orchidea” Tadeusza Gajcego, Alkmena „Amfitrion
38” Jeana Giraudoux, Raina „¯o³nierz i bohater”
i Blanka „Szczygli zau³ek” George`a Bernarda
Shawa oraz Elwira „Seans” Noela Cowarda. Teatr
odnosi³ sukcesy, wiêc minister kultury W³odzimierz
Sokorski przeniós³ w 1949 ca³¹ grupê Axera razem
z zapleczem technicznym do Warszawy.
Tak powsta³ Teatr Wspó³czesny, w którym gra³a w latach 1949 – 1955. Na tej scenie Szaflarska
250 razy gra³a Ruth w „Niemcach” Leona Kruczkowskiego, Helenê
w „Mieszczanach” Maksyma Gorkiego, Kitti
„Domek z kart” Emila Zegad³owicza, Zosimê
w „Huzarach” Berala P. Aristide`a, Adê w „Œmiesznej historii” Armanda Salacrou.
1 stycznia 1955 r. po po³¹czeniu zespo³ów
Teatru Wspó³czesnego i Teatru Narodowego pod
dyrekcj¹ Erwina Axera gra³a równie¿ na scenie
Narodowego, gdzie powtórzy³a g³oœn¹ ju¿ Ruth
w „Niemcach” Kruczkowskiego i zagra³a kolejne
styczeñ - wrzesieñ 2009
wa¿ne role: Zofia „Ostry dy¿ur” Jerzego Lutowskiego
– jednej z najg³oœniejszych prapremier powojennych
polskiego dramatu wspó³czesnego, Strach „Kordian”
Juliusza S³owackiego i W³adka „Aszantka” W³odzimierza Perzyñskiego. O tej ostatniej wspomina³a:
„W³adkê w „Aszantce” Perzyñskiego uwa¿am za swoje
najwiêksze zawodowe osi¹gniêcie. Re¿yserka Stanis³awa Perzanowska stworzy³a mnie w tej postaci. Do
aktu I musia³am siê nauczyæ specyficznego akcentu
warszawskiej Pragi. Na pocz¹tku sztuki W³adka dostaje do reki kieliszek wina. Na próbie mój partner Jan
Kurnakowicz nachyli³ siê do mnie i powiedzia³ szeptem: „Pani ogra ten kieliszek, przecie¿ ona nigdy
w ¿yciu czegoœ takiego nie widzia³a”. Kurnakowicz by³
wybitnym aktorem, pracuj¹cym nad ka¿dym detalem
roli. Muszê broniæ jego pamiêci przed obiegow¹ opini¹, g³osz¹c¹, ¿e to wielkie aktorstwo opiera³o siê wy³¹cznie na intuicji. W³adka na przestrzeni kolejnych
aktów z prostej dziewczyny zmienia³a siê w wyuzdan¹
kokotê, a jeszcze potem... Nie lubi³am tej bohaterki,
niewiele mia³a w sobie z cz³owieka, kierowa³a siê
w ¿yciu dzikim, pokrewnym zwierzêcemu instynktem”.
Erwin Axer przyzna³ kilka lat temu, ¿e: „Danusia
zawsze by³a otwarta na ¿ycie. Ale dziœ widaæ, ¿e kiedy
zajmuje siê teatrem, to jest w tym ca³a prawda. Ka¿da
jej rola b³yszczy jak kryszta³. Praca z ni¹ nale¿y do
najwiêkszych przyjemnoœci re¿ysera. Ona jest tym
kamertonem, który pozwala oceniaæ czystoœæ gry ca³ej
orkiestry. Po roli Ruth sta³a siê gwiazd¹ Narodowego
i nie chcia³a go opuszczaæ dla Wspó³czesnego, mimo
¿e j¹ gor¹co do tego namawia³em”.
Po objêciu dyrekcji Teatru Narodowego przez
Wilama Horzycê w 1957 r. pozosta³a
w tym zespole i zwi¹zana by³a z nim do 1966 r.
Stworzy³a tam swoje kolejne znakomite kreacje: Arycja „Fedra” Jeana Racine`a, Szewcowa „Czaruj¹ca szewcowa” Federico Garcia Lorca, Anusia
„Szko³a ¿on” Moliera, Helena „NiedŸwiedŸ” Antoniego Czechowa: „Wysz³am z teatru pod wra¿eniem
sukcesem Danuty Szaflarskiej i dlatego – odwracaj¹c
kolejnoœæ ustalon¹ na afiszu – rozpoczynam sprawozdanie od „NiedŸwiedzia”.
W tej zabawnej krotochwili stworzy³ Czechow studium kobiecej przewrotnoœci, niesta³oœci uczuæ, kapryœnoœci. Buduj¹c lekki jak pianka utwór, siêgn¹³ do g³êbi
psychiki swej bohaterki. Ukaza³ znamienne fazy prze¿yæ m³odej wdówki, jej b³yskawicznie krótk¹ drogê od
poca³unków na fotografii zmar³ego mê¿a do namiêtnego poca³unku na ustach pierwszego mê¿czyzny, który
wtargn¹³ do jej samotni. Ta historyjka wyra¿a star¹ jak
œwiat i zawsze aktualn¹ prawdê o „wieczystej” kobiecoœci. Szaflarska jest jej doskona³ym uosobieniem.
Postaæ Heleny wystudiowana w najdrobniejszym geœcie i ruchu, w odcieniach wyrazistej mimiki, znakomicie harmonizuje z kostiumem w stylu fin de siecle`u.
Z dystynkcj¹ i swobod¹ damy porusza siê w nim artystka, prowadz¹c dialog komediowy z wrodzonym poczuciem humoru i subtelnie wygrywaj¹c ironiczny stosunek
autora do piêknej Heleny”, „Niewymyœlna historyjka
23
o Wdówce, któr¹ niespodziewanie szturmem zdobywa nie poci¹gaj¹cy niedŸwiedziowaty s¹siad, sta³a siê
na scenie uroczym obrazkiem w interpretacji, która
nic nie popsu³a z klimatu Czechowa. Danuta Szafarska ziemiankê Popow¹ ukaza³a jako czaruj¹c¹ filigranow¹ kobietkê (jak¿e Szafarskiej do twarzy w fin de
sieciowych strojach), której wdziêki podbiæ mog¹ nie
tylko gburowatego awanturnika, ale najbardziej wytrwa³ego Don Juana. Iloœæ œrodków artystycznych, jakimi rozporz¹dza Szafarska by³a niezliczona, a ka¿dy
wypróbowany znakomicie. P³aka³a, rozpacza³a, z³oœci³a siê, œmia³a – wszystko jednakowo uroczo i uwodzicielsko. Umia³a przy tym zachowaæ œwietnie styl dziewiêtnastowiecznej epoki”, „Re¿yser obsadzi³ bardzo
trafnie w g³ównych rolach krotochwili Danutê Szafarsk¹
i Andrzeja Szalewskiego, którzy ju¿ samym kontrastem
wzrostu postaci musieli wywo³aæ uœmiech na ustach
widzów. Danuta Szafarska zagra³a sw¹ rolê bardzo
po czechowowsku, delikatnie i z wdziêkiem, nie zapominaj¹c wcale o pointach. Ostatni¹ kwestiê sztuki
powiedzia³a wrêcz znakomicie”, Maria „Wieczór
trzech króli” Williama Szekspira: „Króluje w tej kompanii Danuta Szaflarska, operuj¹c œwie¿ymi, œmia³ymi pe³nymi prostoty i naturalnoœci œrodkami wyrazu,
zara¿a widowniê szczerym œmiechem, urzeka zwinnymi ruchami, lekkoœci¹, wdziêkiem, poczuciem humoru”, Lizzie „Ladacznicami z zasadami” Jeana
Paula Sartre`a, tytu³owa „Barbara Radziwi³³ówna”
Alojzego Feliñskiego: „Jaka¿ jest ta Barbara Feliñskiego? Witana niegdyœ z entuzjazmem jako „tragedyja narodowa”, dziœ w czytaniu, wydaje siê nam nudna jak flaki z olejem. Inaczej w teatrze. Widzia³em j¹
po raz pierwszy w³aœnie teraz, w piêknej Pomarañczarni,na dodatkowej scenie Teatru Narodowego
w znakomitej scenografii Andrzeja Stopki i równie
œwietnej re¿yserii Kazimierza Dejmka. I jak¿e tu nie
wierzyæ w cuda, kiedy owa bezbarwna „Barbara”, o¿ywiona magi¹ teatru, staje siê interesuj¹ca, sympatyczna, pobudzaj¹ca wyobraŸniê, jakaœ odkrywcza nawet.
I to nic, ¿e koturnowoœæ, ¿e gest hieratyczny, ¿e nacisk po³o¿ono nie na grê aktorów, lecz w³aœnie na „deklamacjê”. To¿ to w³aœnie nadaje przedstawieniu – lepiej tu mo¿e powiedzieæ: prezentacji – odrêbny klimat,
jakiego ju¿ w pe³nym udziwnieñ wspó³czesnym teatrze
zazwyczaj nie wyczuwa, klimat pe³en powagi przez
zaznaczenie i s³owa i pauz. Milczenie bowiem spe³nia
w tej prezentacji rolê wa¿n¹, sam zaœ teatr nie zbli¿a
do ¿ycia, ale siê odeñ oddala, pozwalaj¹c nam patrzeæ na ukazane zdarzenia z perspektywy. Dla ambitnych aktorek postaæ tytu³owa w sztuce Feliñskiego by³a
niegdyœ rol¹ wymarzon¹. Byæ Barbar¹ – znaczy³o to
wznieœæ siê w hierarchii, w zimne, mierzone rytmem
s³owa przelewaæ ciep³o ledwie tu widocznych wzruszeñ,
s³owem – by³ to egzamin, któremu siê poddawa³ talent
i sztuka aktorska. Helena Modrzejewska wyznaje
w swych pamiêtnikach, ¿e dopiero po przedstawieniu
„Barbary” jej kierunek sceniczny „zosta³ definitywnie
ustalony”. W warszawskiej prezentacji Barbar¹ by³a
Danuta Szaflarska. Ju¿ pierwsze pojawienie siê jej na
24
scenie da³o przedsmak tych wzruszeñ, jakie mia³y nam
towarzyszyæ do koñca sztuki (...) Spokojny trzynastozg³oskowiec nabiera ciep³a, g³os tchnie liryzmem,
wzniesiona i zastyg³a w ruchu rêk¹ przeobra¿a aktorkê w rzeŸbê. I jak¿e czysto, jak piêknie brzmi¹ w jej
ustach muzyczne frazy wiersza. Oto uosobienie niewinnoœci, ufnej mi³oœci, dobroci. Tak chcia³ autor”.
O pracy nad rol¹ Barbary opowiada³a: „Kazimierz Dejmek chcia³ wystawiæ „Barbarê Radziwi³³ównê” w konwencji scenicznej obowi¹zuj¹cej na pocz¹tku XIX wieku, kiedy odby³a siê prapremiera tragedii Feliñskiego.
Staliœmy ze Stanis³awem Zaczykiem (Zygmunt August)
po obu stronach sceny i zwróceni twarz¹ do widowni
mówiliœmy do siebie o naszej mi³oœci. Nie dawa³am
sobie rady z jednym trudnym monologiem. Próbowa³am na ró¿ne sposoby i prosi³am Dejmka o pomoc. Za
ka¿dym razem s³ysza³am: Nie wiem”. Aktor Dejmka
sam proponowa³ rozwi¹zanie, które re¿yser akceptowa³ b¹dŸ odrzuca³. W pewnym momencie Dejmek
zapyta³ mnie: „Czy zna pani „O³tarz Mariacki” Wita
Stwosza?”, „Znam”. „Czy pamiêta pani, jak Matka
Boska trzyma rêce?”, „Pamiêtam”. „To proszê tak graæ
ten monolog”.
PóŸniej by³a ¯anet¹ Dylsk¹ w „Wilkach w nocy”
Tadeusza Rittnera, Ad¹
w „Lekkomyœlnej siostrze” W³odzimierza
Perzyñskiego, Dorot¹ w „Grubych rybach” Micha³a Ba³uckiego: „Danuta Szaflarska, wszechutalentowana nasza ulubienica, objê³a rolê babuni. Wiedzieliœmy, ¿e ma du¿o scenicznego dowcipu; pamiêtamy
jej œwietne repliki z „Lekkomyœlnej siostry” czy „Wilków w nocy”. Ale obecnie stan¹³ przed aktork¹ problem nowy. Prawda, ¿e (jak zauwa¿y³ Holoubek) m³odemu ³atwiej zagraæ staruszka, ni¿ cz³owieka w sile
wieku. Ale Szafarska jako pani Dorota Ciaputkiewiczowa osi¹ga sukces finezji. Nie wypada z roli, gra
postaæ Ba³uckiego: jest drobn¹ i ruchliw¹, chichoc¹c¹
i pe³n¹ ciep³¹, babuni¹. Ani nie „nagrywa”, ani nie parodiuje, nie imituje i nie „demonstruje warsztatu”; raczej konstruuje i szkicuje jak rysownik”, „I znów, jak
dawniej, Ba³ucki odnosi sukces dziêki aktorom. Re¿yser, Marian Wyrzykowski, potraktowa³ rzecz ¿artobliwie, lecz bez karykatury, pozostawiaj¹c nerwowi
komicznemu odtwórców swobodê inwencji. Wynika
z tego zabawa doprawdy wyborna. Du¿o œmiechu
z niczego – na pewno, ale taki pogodny œmiech bez
¿ó³ci nieczêsto nam siê trafia (...) na czo³o wysunê³a
siê para uroczych staruszków, pañstwa Ciaputkiewiczów. Danuta Szaflarska stworzy³a sw¹ babciê tak
dowcipnym doborem ruchu, gestu, mimiki, ¿e po raz
dostawa³a brawa przy otwartej kurtynie”. „Bardzo lubi³am wystêpowaæ w „Grubych rybach” – wspomina³a
– z powodu cudownego partnera Kazimierza Opaliñskiego. Mia³am czterdzieœci dziewiêæ lat i zosta³am zaanga¿owana do roli Babci. By³am zachwycona tym pomys³em
, ale oœwiadczy³am dyrektorowi Dejmkowi, ¿e nie bêdê
udawa³a w tej roli staruszki. W czasie, w którym toczy
siê akcja komedii Ba³uckiego, kobiety wychodzi³y za m¹¿
w bardzo m³odym wieku i wczeœnie zostawa³y babciami”.
styczeñ - wrzesieñ 2009
I jeszcze by³a Szarlott¹ w „Wiœniowym sadzie”
Antoniego Czechowa.
Pisano o niej wówczas, ¿e „gra³a zazwyczaj
kobiety „z krwi i koœci”, pe³ne ¿ycia, energii, emanuj¹ce
kobiecoœci¹. Znakomicie czu³a siê zarówno w kostiumie z epoki, jak i w rolach wspó³czesnych. Bardzo przejmuj¹co potrafi³a zagraæ role dramatyczne czy wrêcz tragiczne, takie jak walcz¹ca o swoje szczêœcie ¯aneta
Dylska w „Wilkach w nocy” Rittnera czy zdeterminowana Ruth w „Niemcach” Kruczkowskiego. Teatr nie do
koñca wykorzysta³ jej „dramatyczne” emploi. Przez wiele
lat nie zaoferowano jej roli, w której mog³aby zaprezentowaæ ca³¹ skalê swojego aktorstwa”.
Od 1966 r. do przejœcia na emeryturê w 1985 r.
by³a aktork¹ Teatru Dramatycznego
m.st. Warszawy (m.in. Kostanecka „Pami¹tkowa fotografia” Jerzego Jurandota, Ja-Napoleon Joanny Olczak-Ronikier, Babcia Lorelei „Noc cudów”
Konstantego Ildefonsa Ga³czyñskiego, Clea „Czarna komedia” Petera Shaffera, Podstolina „Zemsta” Aleksandra Fredry, A³³a „S³oñ” Aleksandra
Kopkowa, Ciumkiewiczowa „U mety” Karola Huberta Roztworowskiego, Pani Krystyna „Remont”
Andrzeja i Janusza Kondratiuków, Marcelina „Wesele Figara” Pierre`a Beaumarchaisa, Irena „Dziewczynki” Ireneusza Iredyñskiego). Gra³a goœcinnie
Magdalenê w „Prawie mê¿a” Guya Maupassanta
(Teatr Ateneum w Warszawie, 1958), Katarzynê
w „Poskromieniu z³oœnicy” Williama Szekspira
(Ba³tycki Teatr Dramatyczny im. J. S³owackiego
w Koszalinie, 1961 – nagroda za rolê Katarzyny na
I Kaliskich Spotkaniach Teatralnych), Evalin Dally
w „Dziœ jest œwiêto narodowe” i „Pani Dally ma
kochanka” Williama Hanleya (Teatr Polski w Szczecinie, 1966) i Betty w „Czaruj¹cym ³ajdaku” Pierre`a Chesnota (Teatr Kwadrat w Warszawie, 1985).
Mimo emerytury Danuta Szaflarska jest jedn¹
z najbardziej czynnych zawodowo aktorek swojego pokolenia. Ci¹gle wspó³pracuje ze scenami Warszawy:
Teatrem Kwadrat (Delia „Farsa na trzy sypialnie”
Alan Ayckbourn, 1988), Teatrem Powszechnym
(Starsza kobieta „Godzina kota” Per Olov Enquist, 1988 :„Przemiana bohatera dokonuje siê za
spraw¹ rozmowy z star¹ kobiet¹. W tej roli doskona³a
Danuta Szafarska. Oszczêdna i wyrazista zarazem gra
aktorki, niewiele ruchu, gestu, a ka¿dy znacz¹cy. Artystka pozwoli³a wyposa¿yæ gran¹ przez siebie postaæ
w szczególny rodzaj spokoju, m¹droœci, ³agodnoœci,
wszystkiego tego, co budzi zaufanie do cz³owieka
i sprawia, ¿e oto chcemy siê otworzyæ do koñca i wyrzuciæ z siebie wszystko, co nagromadzi³o siê w nas
od lat”), Teatrem Komedia (Agata „Zamek w Szwecji” Francis Sagan, 1989), Teatrem Scena Prezentacje (Florance „Billy k³amca” Willis Hall i Keith
Waterhouse, 1995: „Same komplementy dla Danuty
Szaflarskiej. Jako¿ tyle¿ nieznoœna, co pe³na uroku
Babcia, pokaza³a, ¿e jest w œwietnej zarówno aktorskiej, jak i fizycznej formie”, „Re¿yserowi uda³o siê,
jak zwykle, œci¹gn¹æ na scenê w zak³adach Norblina
styczeñ - wrzesieñ 2009
gwiazdê. Tym razem – Danutê Szafarsk¹. Aktorka jest
w znakomitej formie, a kreowana przez ni¹ Florynce
pe³na wdziêku i ciep³a. Ta starsza pani zwraca siê do
najbli¿szych w staromodnej formie: „niech ubierze
w³asn¹ osobê”)., Teatrem Rozmaitoœci (Babcia
„Uroczystoœæ (Festen)” Vinterberg Thomas i Mogens Rukov, 2001), Teatrem Studio (Profesor Ashford „Dowcip” Margaret Edson, 2002), Teatrem
Nowym Praga Warszawa („Fioletowa krowa”,
2005: „Graj¹ca g³ówn¹ rolê Danuta Szaflarska w olbrzymim ekranowym zbli¿eniu rozmawia³a sama
z sob¹, choæ o wiele mniejsz¹, siedz¹c¹ w fotelu na
¿ywym planie sceny. Jej osobisty urok i niewyczerpana fantazja promieniowa³y z ka¿dego z równie powœci¹gliwie, co znacz¹co wypowiedzianych s³ów
i uczynionych gestów”, „Mistrzyni¹ ceremonii jest Danuta Szafarska, która z dziewczêc¹ niemal figlarnoœci¹, a zarazem m¹droœci¹ kogoœ, kto bardzo wiele
prze¿y³, bawi siê pociesznymi wierszykami, odnajduj¹c w nich tajemne sensy i pó³tony. To ona „podrzuca”
nastrój, koryguje odbiór, kieruje reakcj¹ widowni”),
Teatrem Wspó³czesnym (Anastazja Batiuszkowa
„Mi³oœæ na Krymie” S³awomir Mro¿ek, 1994: „Stra¿niczk¹ pieczêci i narodowej to¿samoœci jest zawsze
znakomita, czasem rozbrykana jak dziecko Danuta
Szaflarska”, „Niania, œwietnie zagrana przez Danutê
Szafarsk¹, to osoba, która w ka¿dej epoce historii
zdolna jest zachowaæ zdolnoœæ rozró¿niania dobra
od z³a”, rewelacyjna Babcia Eugenia „Tango” S³awomir Mro¿ek, 1997: „Najcudowniejsza babcia polskiego teatru, do zakochania. Ciep³a i m¹dra, bystra
i wzruszaj¹ca (bez czu³ostkowoœci) czy to w telewizyjnej „Podró¿y do Wenecji” w re¿yserii Janusza Majewskiego, czy to w „Tangu” we Wspó³czesnym. Teatr
mo¿e krzepiæ nie tylko poprzez treœci granych sztuk
i wywo³ane przez nie wzruszenia. Tak¿e bezpoœrednio: na przyk³ad poprzez emanuj¹c¹ przez rampê dojrza³¹ pogodê ducha. Uwierzytelnion¹ rzecz jasna tej
klasy mistrzowsk¹ gr¹. Prosimy jeszcze”, Matka
„Bambini di Praga” Bohumil Hrabal, 2001; Ciocia
„Transfer” Maksym Kuroczkin, 2005 : „Obecnoœæ
w trzewiach Hadesu Cioci Fotografa – genialny epizod Danuty Szafarskiej – postaci promieniuj¹cej dobroci¹ i serdecznoœci¹, prowokowa³a do pytañ o sens
ostatecznej decyzji”, „Poczciwa, spontaniczna i zwyk³a staruszka (pe³na ciep³a Danuta Szaflarska) jest
przybyszem z innej planety”, „Galeriê potwornoœci
zamykaj¹ dziewczynka z piek³a rodem i dobrotliwa staruszka upiorek ( Danuta Szaflarska ). A¿ wstyd pomyœleæ z jakim zachwytem ogl¹da siê te kanalie”; Genera³owa „Wasza Ekscelencja” Fiodor Dostojewski,
2006), Teatrem Ateneum (Pani Flola „Tak jest, jak
siê pañstwu zdaje” Luigi Pirandello, 1993; Babcia
„Odejœcie” Vaclav Havel, 2008 ) i Teatrem Narodowym (Babka „Daily Soup” Amanita Muskaria 2007):
„Cudown¹, wzruszaj¹c¹ postaæ stworzy³a dawno nie
ogl¹dana na scenie Danuta Szafarska. Ile¿ ciep³a, bezradnoœci, a jednoczeœnie kokieterii jest w tej postaci
(...).Ile¿ poezji jest w tej roli i tak wiele interpretacyjnej
25
g³êbi. Wielka rola wielkiej artystki”, „Prawdziwym œwiêtem sta³ siê udzia³ w przedstawieniu Danuty Szaflarskiej, która t¹ rola powraca na scenê swojego teatru,
zachwycaj¹co portretuj¹c Babciê, jej bezradnoœæ, jej
kokieteriê (tak!), nad¹sanie, zdziecinnienie, ale i urok.
Snute przez Babciê wspomnienia w interpretacji Szaflarskiej nabieraj¹ g³êbi, s¹ mozolnym sondowaniem
pamiêci, a œpiewane piosenki lwowskie tworz¹ klimat
narracji, s¹ jej poetyckim rezonatorem”, „Pikanterii
i swoistego uroku dodaje spektaklowi postaæ Babki
(Danuta Szafarska) – zdecydowanie najlepsza z ról.
To ona jest z ca³ej rodziny najbardziej pocieszna. Bawi
lwowskimi piosenkami, cukrzyc¹, swoistym zdziecinnieniem, zaskakuje delikatnym antyklerykalizmem”,
„Danuta Szaflarska (znaczek mistrzostwo) Maciej
Englert sfilmowa³ j¹ na warszawskiej ulicy, czyni¹c
z niemego zdjêcia jej twarzy klamrê swoich telewizyjnych „Rozmów z Katem”. Kto wie jednak, czy nie zrobi³ wiêcej: czy nie uczyni³ z wizerunku jej skromnej,
m¹drej twarzy ikony tego, co w przesz³oœci najlepsze:
m¹droœci, wiernoœci, ofiarnoœci. Gdyby tak utrwali³a siê
w œwiadomoœci spo³ecznej, by³oby to piêkne. A ¿e nie
tylko na pomniki siê nadaje, œwiadczy rola w „Daily
Soup” Amanity Muskari w Narodowym. Rola babci niby
¿yj¹cej w œwiecie wspomnieñ, ale „kontaktuj¹cej” jak
trzeba: koronkowo misterna, delikatna, a i drwi¹co
przewrotna chwilami. Dwieœcie lat”, i Nini „¯ar” Christophera Hamptona, 2007.
Przed premier¹ powiedzia³a: „¯ar” to bardzo interesuj¹ca sztuka i tak jak inne utwory Hamptona daje
du¿o satysfakcji aktorom. Mam nadziejê, ¿e równie¿
widzom. To w³aœciwie spektakl rozpisany na dwie role,
ja mam w nim udzia³ niemal symboliczny. Bardzo siê
cieszê, ze spotkania zarówno z Ignacym Gogolewskim,
z którym wystêpowa³am niegdyœ w Narodowym, jak
i ze Zbigniewem Zapasiewiczem, z którym gra³am wiele
lat na scenie Teatru Wspó³czesnego i Dramatycznego”. O jej Nini pisano: „Jasnym punktem tej opowieœci
jest Nini, niania Henryka i jego powierniczka Danuta
Szaflarska zrobi³a z tej niewielkiej roli prawdziwy majstersztyk. Jej Nini ma w sobie pogodê ducha. Z trosk¹
i zrozumieniem podchodzi do ludzi. Nigdy nie stara
siê ich os¹dzaæ”, „Ale i tak nie mogê wyrzuciæ spod
powiek obrazu dziewiêædziesiêcioletniej Nini (Danuta
Szaflarska), dystyngowanej piastunki goryczy. Pamiêtam, jak wchodzi do pokoju, jak dotkliwie stoi obok
starego genera³a. W innym, lepszym spektaklu (...) jej
postaæ mia³aby zarówno cechy akuszerki, jak i anio³a
œmierci”, „Danuta Szafarska delikatnym, czu³ym gestem po³o¿enia rêki na g³owie pogr¹¿onego w dojmuj¹cej pustce Henryka wyrazi³a wiêcej, ani¿eli mo¿na
by to przekazaæ werbalnie. Piêkna, g³êboka scena”.
Na ekranie debiutowa³a razem z powojennym
kinem. Zosta³a pierwsz¹ gwiazd¹ polskiego kina. Odkry³ j¹ w Starym Teatrze re¿yser Leonard Buczkowski
i zagra³a g³ówn¹ rolê Halinki w „Zakazanych piosenkach” (1946), pierwszym powojennym filmie, maj¹c
za partnera Jerzego Duszyñskiego. Obraz by³ pe³en
humoru sytuacyjnego i prawdziwej okupacyjnej grozy.
26
To w³aœnie w nim padaj¹ s³owa, które wypowiada
³¹czniczka Halinka na wieœæ o œmierci narzeczonego:
„Ja nie p³aczê, ja œpiewam”. I p³aka³a z Halink¹ - Szaflarsk¹ ca³a Polska. – „Wszystko by³o naprawdê –
wspomina³a– Graliœmy siebie, w³asny strach, powtarzaliœmy realne wydarzenia i odruchy, których jeszcze
nie zd¹¿yliœmy siê pozbyæ. Wtedy ka¿dy ha³as powodowa³, ¿e przywiera³am do muru, do œciany. Mieliœmy
tê wojnê we krwi. Wystêpowaliœmy w cywilnych ubraniach, ja w moich z trudem zdobytych sukienkach
i czapeczce z antenk¹. Potem ludzie szeptali, ¿e chodzê w kostiumie filmowym, by wszyscy widzieli, ¿e jestem t¹ s³ynn¹ Halink¹”. Zagra³a tak, ¿e „do dziœ ta
rola nie tr¹ci manier¹, bo dobrze wiedzia³a kogo gra
(...). Jest prawdziwa; mimo lêku chodzi z podniesion¹
g³ow¹ i uœmiecha siê do swoich nadziei”. Ten film przyniós³ jej olbrzymi¹ popularnoœæ i s³awê na lata. Wraz
z Jerzym Duszyñskim stworzyli pierwsz¹ parê amantów polskiego kina. Po ich nastêpnym wspólnym filmie „Skarb”(1948) tego samego re¿ysera, Polska by³a
zachwycona i wzruszona. Publicznoœæ by³a przekonana, ¿e s¹ ma³¿eñstwem. Jednak krytycy ju¿ na socjalistyczn¹ nutê byli mniej zachwyceni: Szaflarska
wygl¹da jak wamp z Hollywoodu, a Duszyñski podrabia Garry`ego Coopera. Có¿ to za klasa robotnicza
z takim wygl¹dem i manierami! I to by³ koniec ich wielkiej kariery filmowej. Ich aparycja nie pasowa³a do siermiê¿nej rzeczywistoœci lat 50. Po roli Podstoliny
w ekranizacji fredrowskiej „Zemsty” Antoniego Bohdziewicza (1956), która zosta³a okrzykniêta jako wzorcowa, gra³a przewa¿nie niewielkie, epizodyczne postacie. Dopiero koniec lat siedemdziesi¹tych przyniós³
jej ciekawsze propozycje filmowe: Misiewiczowej
w telewizyjnej wersji „Lalki” Ryszarda Bera (1977),
Babci Misi w „Dolinie Issy” Tadeusza Konwickiego (1982), Ciotki Wiktorii w „Przedwioœniu” Filipa
Bajona (2001). Kolejne lata przynosz¹ znakomite role
Doktorowej „Po¿egnanie z Mari¹” Filipa Zylbera
(1993) – nagroda jury za drugoplanow¹ rolê ¿eñsk¹
na 16. FPFF w Gdyni, Siostry Feliksy w „Faustynie” Jerzego £ukaszewicza (1994) , wstrz¹saj¹c¹
rola Matki w telewizyjnym „¯ó³tym szaliku” Janusza Morgensterna (2000) w filmie telewizyjnym z cyklu „Œwiêta polskie”.
Maciej Maniewski pisa³ na ³amach „Filmu” w 1987r.:
„Szaflarska nie ograniczy³a siê do ukazywania mi³ych
i doϾ typowych sylwetek. W ostatnich rolach operuje
pewnym kontrastem, który dynamizuje tworzone przez
ni¹ postacie. Ów kontrast istnieje pomiêdzy pozorn¹
banalnoœci¹, przeciêtnoœci¹, typowoœci¹ a odkrywana
w miarê rozwoju postaci, wielorakoœci¹ doznañ wewnêtrznych. Zmusza do zrewidowania zbyt pochopnego s¹du o nich, gdy¿ w efekcie okazuj¹ siê jak najdalsze od przeciêtnoœci”. Natomiast Henryka Malicka
zauwa¿a: „Kobiety po przejœciach, grane dziœ przez
Danutê Szafarsk¹, to nie s¹ staruszki spod sztancy,
ale jedn¹ cechê maj¹ wspóln¹: to jest owo szczególne
spojrzenie, które przykuwa uwagê widza. Wystarczy
porównaæ wspó³czesne zdjêcia aktorki z jej fotografiami
styczeñ - wrzesieñ 2009
sprzed szeœædziesiêciu lat”.Wielkie kreacje stworzy³a
w trzech filmach Doroty Kêdzierzawskiej: WiedŸmy
w „Diab³y, diab³y” (1991) – nagroda za drugoplanow¹
rolê ¿eñsk¹ na XVI FPFF w Gdyni, Jêdzy w „Nic”
(1998) i Anieli w „Pora umieraæ” (2007), która przynios³a jej nagrodê g³ówn¹ za rolê kobiec¹ na 32. FPFF
w Gdyni, Polsk¹ Nagrodê Filmow¹ „Z³otego Or³a 2008”
w kategorii „najlepsza rola kobieca”, nagrodê aktorsk¹
na 15. OFSF „Prowincjonalia 2008” i „Z³ot¹ Kaczkê”
w kategorii „najlepsza rola kobieca w sezonie 2007/
2008”: „Przed nami wewnêtrzny, fascynuj¹cy œwiat sêdziwej pani Anieli, która ¿yje samotnie w zrujnowanej
drewnianej willi – pisa³a Anita Piotrowska w „Tygodniku Powszechnym” – Kêdzierzawska, z udzia³em 92letniej Danuty Szafarskiej, wielka kreacja aktorki, stworzy³a intymny portret piêknej staroœci. Momentami
gorzki, to znów pe³en przekornej, filuternej niezgody
na œwiat”. Zdzis³aw Pietrasik w „Polityce” recenzuje:
„G³ówn¹ rolê zagra³a rewelacyjnie Danuta Szafarska,
szeœædziesi¹t lat po swym debiucie w „Zakazanych
piosenkach”. Kreowana przez ni¹ pani Aniela jest ma³a,
drobna i opuszczona, ale bynajmniej nie bezradna.
Mo¿e to nie jest kraj dla starych ludzi, mog³aby powiedzieæ za Coenami, lecz to jest problem kraju, nie mój.
Pani Aniela stawia bowiem œwiatu warunki i nie chce
iœæ na ¿adne ustêpstwa. Tak¿e wobec swych najbli¿szych, czyli syna, raczej œrednio lotnego, choæ pazernego, i ulepionej z tej samej gliny wnuczki. Ostatecznie
i tak postawi na swoim, równie¿ w sprawie przysz³oœci
starego domu (...). Szaflarska zagra³a staruszkê pe³n¹
godnoœci, zbuntowan¹ i niepoddaj¹c¹ siê tyranii najbli¿szych, wyznaj¹cych ju¿ nieco inne wartoœci. Co jest
zaprzeczeniem potocznego obrazu babci zdegradowanej, utyskuj¹cej i ubezw³asnowolnionej, pe³ni¹cej
w pokorze przypisan¹ jej przez tradycjê i wygodê rodziny rolê. „Pora umieraæ” wbrew sugestywnemu tytu³owi,
to jest film o ¿yciu. Danuta Szaflarska wystêpuje te¿
z powodzeniem w „¯arze” wed³ug Christophera Hamptona, granym w ma³ej salce Teatru Narodowego, gdzie
partneruje Zbigniewowi Zapasiewiczowi i Ignacemu Gogolewskiemu. Razem tworz¹ wspania³e trio. Spektakl,
na który trudno dostaæ bilety, powsta³ bez w¹tpienia
z myœl¹ o starszych widzach. Co mo¿e znaczyæ, ¿e tak¿e teatr dostrzeg³ wreszcie te kategoriê wiekow¹,
raczej nieskor¹ do zachwytów nad dokonaniami dramaturgów zaliczanych do nurtu brutalistów”.
W swoim dorobku artystycznym ma udzia³
w ponad 45 premierach Teatru Telewizji, które przynios³y jej Wielk¹ Nagrodê za ca³okszta³t twórczoœæ na
7. Festiwalu Polskiego Radia i Telewizji Polskiej Sopot 2007 (m.in. Klotylda „Pary¿anka” Henri Becque,
Zuza „Pan Topaz” Marcel Pagnol, Julia i Panna Maria
„Pierwsza lepsza” oraz Orgonowa „Damy i huzary”
Aleksander Fredro, Luna „Klub k³amców” Michel de
Ghelderode, Olga „Kartoteka” i Matka „Grupa Laokoona” Tadeusz Ró¿ewicz, Dorota „Takie czasy” Jerzy
Jurandot, Laura „Tristan 1946” Maria Kuncewiczowa,
Hortensja „Archipelag Lenoir” Armand Salacrou, Marta „Spadek na ¿yczenie”, Pani Pontagnac „Dudek”
styczeñ - wrzesieñ 2009
Georges Feydeau, Robert Bruttem, Julia „Hedda Gabler” Henryk Ibsen, Rozalia „Filomena Marturano” Edurado De Filippo, Edith „Podró¿ do Wenecji” Vik Borg,
Oinone „Dla Fedry” Per Oloc Enquist, Luda „Mizerykordia” Jerzy Niemczuk, Delia „Tañczy³em” Edwin
O`Connor, Miriam „Shapiro” Karol Sidon, Staruszka
„Druga matka” Hanna Krall, Maria „Dziesiêæ piêter”
Cezary Harasymowicz, Matka „Courage mojej matki”
Georg Tabori).
Danuta Szaflarska jest ci¹gle obecna w polskim
teatrze i filmie. Lubi podejmowaæ nowe wyzwania
i ryzyko. Nie waha siê przyj¹æ ról w kontrowersyjnych
realizacjach, zw³aszcza m³odych twórców:-„Mnie bardzo interesuj¹ m³odzi re¿yserzy, bo dziêki nim dzieje
siê coœ nowego, coœ œwie¿ego. Cieszê siê, ¿e mogê
w tym uczestniczyæ, bo to dowodzi, ¿e jeszcze tak
bardzo siê nie zestarza³am. Z radoœci¹ przyjê³am te¿
udzia³ w spektaklu „Uroczystoœæ (Festen)” Grzegorza
Jarzyny, re¿ysera, który sw¹ wyobraŸni¹ porywa aktorów. Oczywiœcie nie znaczy to, ¿e deprecjonujê prace
uznanych mistrzów. Lubiê pracowaæ z ludŸmi, którzy
bez wzglêdu na wiek odznaczaj¹ siê talentem, pasja
i kochaj¹ aktorów”.
Jest laureatk¹ wielu presti¿owych nagród m.in.
„Z³oty Wawrzyn Grzyma³y” (1993), „Z³ota ¯aba” – nagroda specjalna za wyj¹tkowy wk³ad w rozwój sztuki
aktorskiej na 12. Festiwalu Camerimage w £odzi
(2004) i specjalna nagroda miesiêcznika „Teatr” za
„ca³okszta³t twórczoœci artystycznej” (2007). W czerwcu 2007 otrzyma³a Z³oty Medal „Gloria Artis”. Obecny
na uroczystoœci W³adys³aw Bartoszewski powiedzia³:
„W mojej osobie ma pani kawa³ek pokolenia AKowskiego, wszystkiego tego, co by³o nam bliskiei drogie w latach m³odoœci. Mia³em szczêœcie zobaczyæ
pani¹ w Krakowie, tu¿ po wojnie, w Starym Teatrze
i od tej pory zakocha³em siê w pani wirtualnie”.
Jej rola Babki w „Daily Shop” Amanity Muskarii w Teatrze Narodowym zosta³a nagrodzona „Feliksem Warszawskim” (2007) i Nagrod¹ im. Cypriana
Kamila Norwida w kategorii teatr (2008).
Obecnoœæ aktorki we wspó³czesnym teatrze ma
szczególny wymiar, zw³aszcza dla najm³odszego pokolenia twórców. Ma³gorzata Bogajewska, re¿yseruj¹c „Daily Soup” w Teatrze Narodowym, powiedzia³a:
„Pani Szaflarska jest pomostem, który skraca czas.
Opowiada o starej profesorce z PIST-u Irenie Solskiej,
która bawi³a siê razem z m³odym Wyspiañskim. Nagle pomnikowa postaæ staje siê dla ciebie ¿ywym cz³owiekiem. Szaflarska obna¿a te¿ mity i wyobra¿enia na
temat osób, które wykreowa³a ówczesna teatralna
moda. One ju¿ dawno nie ¿yj¹, a my znamy je tylko
z encyklopedii. Uczestnictwo w jej opowieœciach jest
ogromn¹ wartoœci¹ tej pracy i tego spotkania”.
Natomiast Dorota Kêdzierzawska, u której zagra³a w trzech filmach, wspomina: „Danuta Szaflarska ma
si³ê cz³owieka pogodnego, w ka¿dej sytuacji jasna strona bierze górê nad ciemn¹ i prowadzi j¹ do nastêpnego piêknego dnia. O takiej niezwyk³ej postaci pisa³am
scenariusz. I dla takiej niezwyk³ej aktorki”. I jeszcze
27
Edward Wojtaszek, re¿yser „Fioletowej krowy” opowiada³: „Pani Danusia jest nasz¹ – jak mówi¹ na ni¹
aktorzy – pani¹ profesor. Czerpiemy z jej doœwiadczeñ, wiedzy, intuicji. Z podziwem patrzê na jej niesamowit¹ gotowoœæ, a tak¿e umiejêtnoœæ przetrzymywania wszelkich niewygodnych sytuacji, które w takiej
pracy zawsze siê zdarzaj¹. Bo czasem twórczo siê
spieramy. Praca z pani¹ Danusi¹ to jedna z przygód
mojego ¿ycia. Zawsze kiedy mo¿emy zmierzyæ siê
z kimœ, kto jest legend¹, czujemy dreszczyk emocji”.
Artur Reinhart, autor zdjêæ do „Pora umieraæ” powiedzia³: „Kamera w zasadzie nie porusza siê, ca³y
ciê¿ar historii spoczywa na aktorce. Œrodki plastyczne s¹ zredukowane, obraz jest czarno-bia³y, tak jak
czarno-bia³y jest œwiat wartoœci Danuty Szaflarskiej,
z wyraŸn¹ lini¹ podzia³u dobrem a z³em. W pojêciu
dawnej œwietnoœci mieœci siê warsztat, ale i szczególna klasa ludzka, system wartoœci. A nowoczesnoœæ?
Znamienne, ¿e Szaflarska nigdy nie reprezentowa³a
swym aktorstwem tradycji, przeciw której kolejne pokolenia mog³y siê buntowaæ, lecz w³aœnie nowoczesnoœæ.
Mo¿e z powodu pracy w filmie, który nieustannie wymaga od aktora wspó³czesnych œrodków. Albo z daru
obserwacji ludzi i zdarzeñ, z wrodzonej ciekawoœci
œwiata po³¹czonej z radoœci¹ ¿ycia”.
Jan Englert, aktor i dyrektor artystyczny Teatru
Narodowego, powiedzia³ w jednym
z wywiadów: „mimo œwietnych ról, nie stawiano jej
przez lata w panteonie wybitnego aktorstwa, a nies³usznie. Mo¿e dlatego, ¿e organicznie, na³ogowo oddana
teatrowi i jego ludziom, nie potrafi³a jednak wywalczaæ
ról, pchaæ siê przed szereg, zabiegaæ, podlizywaæ siê.
Przy ca³ym swym uporze, odwadze i twardym charakterze tego w³aœnie nauczyæ siê nie chcia³a”, „Ma wci¹¿
oczy 18-letniej dziewczyny, weso³e, czasem kpi¹ce, szalenie jasne, choæ koloru ciemnego z natury, ale cech¹
pani Danuty, jest w³aœnie jasnoœæ. Jest t¹ jasnoœci¹
okopana, zas³oniêta i dlatego tak ma³o siê o niej wie
prywatnie. W dodatku to wszystko jest w niej zaraŸliwe,
ta jej aura. S¹ leciwi, zgryŸliwi i dokuczliwi, i tacy, którzy
znajduj¹ porozumienie ze wszystkimi bez ró¿nicy wieku”. Wspomina³ równie¿, ¿e „Danusia Szaflarska odpowiadaj¹c na pytanie czemu zawdziêcza fantastyczn¹
karierê w ostatnich latach, odpowiedzia³a krótko: „bo moi
koledzy powymierali”.
Swojej prywatnoœci broni zdecydowanie i odpowiada zawsze to samo: „Mia³am dwóch mê¿ów, mam
dwie córki, dwoje wnuków, jesteœmy kochaj¹c¹ siê
rodzin¹, Powstanie, role. Koniec. Kropka. Reszta to
moja sprawa.” 9 marca 2008r. ods³oni³a swoj¹ gwiazdê w ³ódzkiej Alei Gwiazd.
26 marca 2009 roku w berliñski Teatrze Schaubuhne odby³a siê prapremiera sztuki Doroty Mas³owskiej „Miêdzy nami dobrze jest” w re¿yserii Grzegorza Jarzyny (polska premiera 5 kwietnia 2009 r.
w TR Warszawa), w której Danuta Szaflarska gra rolê
Osowia³ej Staruszki: „Najbardziej poruszaj¹ca rola
nale¿y jednak w tym przedstawieniu do Danuty Szaflarskiej. Jej Osowia³a Staruszka unieruchomiona
28
w wózku pocz¹tkowo snuje na marginesie swojej opowieœci o pierwszym dniu wojny. Szybkie dialogi, którymi przerzucaj¹ siê pozosta³e postaci, wydaj¹ siê j¹
zag³uszaæ. Wbrew okreœleniu autorki Danuta Szaflarska nie gra jednak osowia³ej, apatycznej staruszki. Ma
w sobie ca³y czas dziewczêc¹ przekorê – jest w tym
bardzo podobna do wnuczki. Uparcie domaga siê
uwagi domowników, zas³aniaj¹c im telewizor. Skarcona przez Halinê odje¿d¿a do swojego braku pokoju,
gdzie zastyga przed wyœwietlan¹ na œcianie animacj¹
odbiornika. To ona jest najwa¿niejszym przekaŸnikiem
lêku przed wojn¹, powracaj¹cych koszmarów, leku
wszczepionego w skórê Haliny i Metalowej Dziewczynki. I do niej nale¿y fina³, kiedy wychodzi scenê (porzucaj¹c wózek), prowadzona przez wnuczkê. Ubrane
w identyczne sukienki w ró¿yczki, tak samo uczesane,
id¹ dwie kobiety pozornie z dwóch brzegów czasu,
w rzeczywistoœci bez istnienia. Na œcianach zdjêcia
wal¹cej siê pod nalotami niemieckimi Warszawy,
a Babcia opowiada wnuczce kolejny raz, ze szczegó³ami, historiê, która ustala fina³owy, przewrotny brak
ich obu. Oto bowiem wspólnie zagl¹daj¹ przez ogromny wizjer do zrujnowanego mieszkania, gdzie znajduj¹
siê tylko szcz¹tki rodziny. „A to nie przypadkiem jakby
babci twarz? (...) A jakie nerwy potargane, a jakie spl¹tane...” – krzyczy coraz g³oœniej Metalowa Dziewczynka, jeszcze próbuj¹c zag³uszyæ to nag³e odkrycie w³asnego nieistnienia. Staruszka w milczeniu k³adzie siê
na jej kolanach. Ju¿ jej nie ma. Nigdy nie by³o”, „Jest
jeszcze babcia (wielka rola Danuty Szaflarskiej), mo¿e
najwa¿niejsza postaæ tej historii. Jeœli jej wnuczka zanurzona jest w teraŸniejszoœci, ona stanowi jej awers,
bo wci¹¿ ¿yje, jakby wci¹¿ trwa³a wojna. Wci¹¿ biegnie nad Wis³¹ 1 wrzeœnia 1939 roku, wci¹¿ w uszach
ma bombardowanie Warszawy. W delikatnej interpretacji Szafarskiej i wizji Jarzyny stara kobieta jest wcielon¹ pamiêci¹ dawnej Polski, dawnego narodu. Nie
pozwala, by przerobiæ j¹ na kolejne has³a z gazetki
Tesco. Powraca ze swym mantrycznym starczym s³owotokiem.”, „Na innych falach trudnego do zdefiniowania liryzmu, walcz¹cego ze starczym otêpieniem,
buduje swoj¹ kolejn¹ wielk¹ rolê Danuta Szaflarska.”,
„Œmiech widowni, który rozbrzmiewa niemal przez
ca³e przedstawienie, ucicha raptem w finale. Pojawiaj¹ siê ju¿ tylko dwie: Metalowa Dziewczynka i Babcia, w identycznych sukienkach. Babcia w ciszy opowiada o pierwszym huku niemieckich samolotów nad
Warszaw¹, na ekranach wal¹ siê domy. Nagle niewysoka, krucha, ale bardzo mocno istniej¹ca na scenie
Danuta Szaflarska k³adzie siê na kolanach wnuczki.
Znika, staje siê w³asn¹ nieobecnoœci¹. Zasypan¹ pod
gruzami nieistniej¹c¹ dziewczynk¹”.O tej wspó³pracy
opowiada³a w lipcu 2009 r. na ³amach „Zwierciad³a”:
„Ostatnio pracowaliœmy w szaleñczym tempie nad
„Miêdzy nami dobrze jest” Doroty Mas³owskiej w re¿yserii Grzegorza Jarzyny. Jestem szczêœliwa, ¿e mogê
pracowaæ z Jarzyn¹. W dodatku nad tak nies³ychanie
interesuj¹c¹ sztuk¹ (...). Ka¿dy re¿yser ma oczywiœcie
swój styl pracy, niektórzy mêcz¹ siê miesi¹cami.
styczeñ - wrzesieñ 2009
Ja im wtedy mówiê, ¿e jestem taka szmiruska, co to
lubi szybko pracowaæ. Jarzyna to wybitnie utalentowany re¿yser. Wymagaj¹cy – przede wszystkim wobec
siebie – ale tak¿e niezwykle serdeczny, przyjacielski dla
aktorów. Jest w nim coœ piêknego i czystego. Dlaczego
m³odzie¿ tak bije siê o bilety na jego spektakle?
Bo ma im coœ oryginalnego do zaproponowania, jego
przedstawienia s¹ dynamiczne, œwie¿e. I nie chodzi tu
o jakieœ wydziwianie, czego ja nie znoszê, ale o szczeroœæ.” W tym samym wywiadzie na pytanie dlaczego
tyle pracuje, skoro ju¿ nic nie musi i sk¹d czerpie si³ê,
odpowiedzia³a: „Jeœli skoñczê graæ, to pewnie d³ugo nie
po¿yjê. Je¿eli wykonuje siê zawód, który siê kocha, to
jest siê szczêœliwym. Dla mnie praca to b³ogos³awieñstwo, a nie przekleñstwo(...) Si³ê czerpiê oczywiœcie
z pracy. Dobrze jest mieæ te¿ poczucie humoru, œmiaæ
siê z siebie i swoich s³aboœci. Powtarzam, ¿e jestem
kurdupel, co mi w niczym nie przeszkadza...”
9 marca 2009 r. zosta³a laureatk¹ Polskiej
Nagrody Filmowej „Orze³” za 2008 r.
w kategorii „najlepsza drugoplanowa rola kobieca” za rolê Babci w filmie Juliusza Machulskiego „Ile
wa¿y koñ trojañski”, w maju zosta³a uhonorowana
Nagrod¹ „za ca³okszta³t twórczoœci” na II Festiwalu
Filmów Polskich „Wis³a” w Moskwie, w czerwcu po
raz drugi zosta³a laureatk¹ Nagrody im. Cypriana Kamila Norwida w kategorii „dzie³o ¿ycia”. Natomiast
w lipcu miesiêcznik „Zwierciad³o” przyzna³ Danucie
Szaflarskiej „Kryszta³owe Zwierciad³o”- „za niewiarygodne aktorstwo od lat magnetyzuj¹ce m³odych i dojrza³ych widzów; za dawanie przyk³adu jak pracowaæ,
piêknie dojrzewaæ i m¹drze ¿yæ; za witalnoœæ, poczucie humoru i pogodê ducha”.
W Tarnobrzegu goœci³a dwukrotnie: z Teatrem
Kwadrat w Warszawie (Betty „Czaruj¹cy ³ajdak”
P. Chesnot) na X Barbórkowej Dramie Teatralnej 1987r.i z warszawskim Teatrem Komedia
(Agata „Zamek w Szwecji” F. Sagan) – XII Barbórkowa Drama Teatralna 1989 r.
W tym roku Danuta Szaflarska obchodzi
jubileusz 70 – lecia pracy artystycznej.
zebra³ i opracowa³ Andrzej Wilgosz
(wrzesieñ 2009)
Serdecznie dziêkujê Panu Micha³owi
Smolisowi (Archiwum Artystyczne Teatru
Narodowego w Warszawie) za udostêpnienie recenzji i niepublikowanych rozmów
z Pani¹ Danut¹ Szaflarsk¹.

Podobne dokumenty