TARNOBRZEG w FOTOGRAFII
Transkrypt
TARNOBRZEG w FOTOGRAFII
styczeñ - wrzesieñ 2009 W NUMERZE: HISTORIA ZE STAREJ FOTOGRAFII Stanis³aw Szlêzak - 2 SZCZÊCIE W RAMACH CODZIENNOCI Magdalena Dziubak - 5 VERBUM Katarzyna Mikrut - 8 ZAPISKI Z PERYFERII Grzegorz Kociuba - 9 VERBUM Mariusz Kalandyk - 13 1 WARSZTATY ARTYSTYCZNE "WIKLINA W ARBORETUM 2009" Stanis³aw Dziubak - 14 XII MIÊDZYNARODOWY PLENER ARTYSTYCZNY TARNOBRZEG - BOLESTRASZYCE 2009 Stanis³aw Dziubak - 16 NAJPIÊKNIEJSZY STRÓJ Dorota Kozio³ - 17 DANUTA SZAFLARSKA Andrzej Wilgosz - 20 TA R N O B R Z E G w F O T O GRAFII Fontanna na tarnobrzeskim rynku, fot. Stanis³aw Dziubak Wydawca: TARNOBRZESKI DOM KULTURY 39-400 Tarnobrzeg, ul. S³owackiego 2 tel. (0-15) 822 21 10, fax (0-15) 822 74 97 Redaktor naczelny - STANIS£AW DZIUBAK Wpisywanie tekstów, korekta: RENATA FLASZA, BO¯ENA GR¥DZKA Muzyka - MARIUSZ RY Teatr - ANDRZEJ WILGOSZ Ruch Amatorski - SYLWESTER £YSIAK Literatura - GRZEGORZ KOCIUBA Historia - TADEUSZ ZYCH Stali wspó³pracownicy: DOROTA KOZIO£, MAGDALENA DZIUBAK JAN SZLÊZAK Druk: Dzia³ Wydawnictw Tarnobrzeskiego Domu Kultury WSZELKIE PRAWA ZASTRZE¯ONE PRZEDRUK TYLKO ZA ZGOD¥ REDAKCJI ISSN 1426-2606 ZAPRASZAMY DO WSPÓ£PRACY Z NASZYM PISMEM 2 styczeñ - wrzesieñ 2009 Historia ze starej fotografii Jak powszechnie wiadomo, fotografia to nie tylko hobby, pami¹tka wykonana na papierze wiat³oczu³ym i wpiêta do albumu, przypominaj¹ca dzieje rodziny, osób najbli¿szych, stron rodzinnych. Mo¿e byæ tak¿e dzie³em sztuki a najczêciej stanowi cenny materia³ historyczny. Istota fotografii polega na uchwyceniu momentu, który nas interesuje. Decyduje o tym zdolnoæ obserwacji, a wiêc oko i refleks w naciniêciu migawki. W dobie ruchomego obrazu telewizyjnego, zdjêcia s¹ nadal ci¹gle atrakcyjne bo nios¹ nie tylko informacjê o sytuacji w jakiej zosta³y zrobione, ale tak¿e o miejscu i wra¿liwoci Mamy w³asne Muzeum Historyczne, Miejska Biblioteka Publiczna im. M. Marczaka ronie w si³ê i gromadzi materia³y o przesz³oci grodu Tarnowskich, nawet ojcowie Dominikanie ci¹gle wzbogacaj¹ wiedzê o swojej wi¹tyni i parafii. Tak siê z³o¿y³o, ¿e nie ma i nie bêdzie zdjêæ z podpisania przez króla Zygmunta III przywileju lokacyjnego 28.V.1593 r., nie ma fotografii zwi¹zanych z bardzo star¹ wi¹tyni¹ w Miechocinie czy z pocz¹tków egzystencji rodu herbu Leliwa, gdy¿ fotografia ma dopiero 170 lat. Jak¿e wiêc cenne s¹ zdjêcia z póniejszego okresu m. innymi z trzech koronacji Cudownego Obrazu Matki Przygotowanie placu pod budowê fontanny, 1974 r. ANTYK A WSPÓ£CZESNOÆ fotografuj¹cego. Widzimy jego oczami to, czego sami bymy nie zauwa¿yli. Zdjêcie mo¿e pokazywaæ emocje silniej, bardziej sugestywnie ni¿ obraz ruchomy, bo porusza nasz¹ wyobraniê. Na zdjêcie mo¿emy popatrzeæ d³u¿ej, zauwa¿yæ rzeczy, które umykaj¹ w filmowym przekazie. Dobrze siê sta³o, ¿e dawniejsza b³ona fotograficzna a dzisiejsza karta pamiêci w aparacie cyfrowym mog¹ ocaliæ i przechowaæ dla przysz³oci, wspó³tworzyæ historie miast i wsi, pokazywaæ mieszkañców, ich pracê i rozrywkê, zatrzymuj¹c w kadrze zwyczaje, obrzêdy, uroczystoci, tak¿e dni smutku i radoci. Tak wiec to wspania³y materia³ socjologiczny i historyczny. Takich dokumentów ci¹gle nam potrzeba, by tworzyæ a raczej poszerzaæ wiedzê o naszym miecie, któremu w tym roku stuknê³o ju¿ 416 lat. Boskiej Dzikowskiej, z powstania Towarzystwa Handlowego Bazar, za³o¿onego m. innymi przez Wojciecha Wi¹cka czy fotografii dokumentuj¹cej ¿ycie i wyniki sportowe Polskiego Nurmiego, rekordzisty kraju na d³ugich dystansach Alfreda Freyera, który w 1927 r. zgin¹³ tragicznie podczas po¿aru Zamku Tarnowskich. Z roku na rok zmienia³ siê tarnobrzeski rynek, przysz³y wojny, które niszczy³y miasto. Znikn¹³ ratusz, cmentarz ¿ydowski, na którego miejscu stoi dzi hala targowa, nie ma ju¿ stolarni pana Bogonia, zak³adu p. Wêcowskiego i B³achowicza a tak¿e s³ynnego sklepu z naft¹ zwanego U Franusia. By³ znany zak³ad fryzjerski p. Margla, u którego klienci dowiadywali siê o historii klubu pi³karskiego Wis³a Kraków, cenne by³y te¿ planty: zaroniêty drzewami i krzewami rynek, styczeñ - wrzesieñ 2009 co stanowi³o schronienie nawet dla wagaruj¹cych uczniów. Do dzi starzy tarnobrze¿anie wspominaj¹ wysoki s³up w rynku miasta, na którym by³ zainstalowany olbrzymi g³onik emituj¹cy program radiowy. W maju zbierali siê przy nim t³umnie kibice, by pos³uchaæ relacji z Wycigów Pokoju. Pe³na klientów by³a zawsze piekarnia W³adys³awa Kantora, gdzie panie z dalekiej ¯upawy, Stalów czy Mokrzyszowa mog³y na miejscu, stoj¹c, zjeæ smaczne, wie¿e bu³ki. Nieco dalej by³ sklep taniej ksi¹¿ki Ruch i sprzeda¿ prasy. Najtañszym dziennikiem by³a gazeta pt. Wolnoæ, kosztowa³a tylko 10 groszy. Szkoda, ¿e u kolekcjonerów trudno spotkaæ zdjêcia tych ludzi. 3 roku nie by³o niespodziank¹, ¿e w wyniku reformy administracyjnej kraju, stolica polskiej siarki z rocznym eksportem 5 mln ton zosta³a tak¿e stolic¹ województwa. Przyby³o 3 tysi¹ce miejsc pracy i satysfakcja tarnobrze¿an, ¿e z 6-tysiecznego grajdo³ka Tarnobrzeg awansowa³ do 50 tys. metropolii. Pamiêtam, jak wojewoda B. Jawiec referowa³ w 1986 r. bilans komisji Planowania przy Radzie Ministrów, z którego wynika³o, ¿e województwo tarnobrzeskie plasuje siê na pi¹tym miejscu w kraju pod wzglêdem gospodarki, produkcji zak³adów przemys³owych, po Warszawie, Katowicach, £odzi i Gdañsku Wczeniej wspomniane przemiany stanowi³y Budynek zniszczonej synagogi, 1946 r. Jest za to du¿o fotografii Paw³a Kalinki z Machowa, ludowego grajka, który swoj¹ gr¹ na fujarce i przypiewkami codziennie rozwesela³ ponure wówczas miasto. Najciekawszy okres w rozwoju Tarnobrzega wi¹¿e siê z odkryciem z³ó¿ siarkowych w 1953 roku. Pamiêtam jak w 1960 roku z g³onika pad³a informacja na ca³y kraj, ¿e I sekretarz KC PZPR W³adys³aw Gomu³ka dokona³ otwarcia kopalni i zak³adów przetwórczych siarki w Machowie. Kombinat doprowadzi³ do rozwoju miasta, zbudowa³ nie tylko osiedle Przywile ale szereg innych budynków mieszkalnych a tak¿e szko³y, ¿³obki, przedszkola. Dlatego te¿ w 1975 inspiracje dla posiadaczy aparatów fotograficznych, którzy byli wiadkami tamtych wielkich zdarzeñ. Naciskali wiêc masowo migawki aparatów, w ciemni kopiowali klisze na papierze bromowym gromadz¹c pami¹tkowe fotografie. Klubów i kó³ fotograficznych by³o wówczas bardzo du¿o, w ka¿dej szkole, wietlicy, w zak³adach pracy. Dzi te po¿ó³k³e fotografie to nie tylko wklejka do albumu ale cenny dokument tworz¹cy historiê miasta, dzi ju¿ w nowej rzeczywistoci ustrojowej i gospodarczej. Tarnobrzeskie Towarzystwo Fotograficzne wspólnie z Miejsk¹ Bibliotek¹ Publiczn¹ im. M. Marczaka po raz czwarty zorganizowa³y pokonkursow¹ styczeñ - wrzesieñ 2009 4 Rynek w 1915 roku wystawê fotograficzn¹ pn. Tarnobrzeg wczoraj i dzi. Efekt by³ wspania³y. Wp³ynê³o 281 zdjêæ 26 autorów i kolekcjonerów starej fotografii. Czegó¿ tam nie by³o. Z0aprezentowano unikatowy samochód stra¿acki z 1936 roku, defiladê po¿arników, zburzony ratusz, zniszczon¹ synagogê i klasztor, który ucierpia³ podczas wojen. By³ tak¿e wiec Tomasza D¹bala w 1918 r. ale przede wszystkim pokazano dzieje wysiedlonych wsi: Machowa i Kajmowa. Te cenne dokumenty uzupe³niono najnowszymi fotografiami pokazuj¹cymi historiê kocio³ów, nowoczesnego rynku zwanego placem czerwonym. Na szczególn¹ uwagê zas³uguj¹ zdjêcia Piotra Czepiela i S³awomira Stêpaka. Bogdan Myliwiec pokaza³ dzisiejsze centrum miasta widziane z lotu balonem. W czterech edycjach wspomnianego konkursu wziê³o udzia³ 81 autorów b¹d kolekcjonerów, którzy dostarczyli organizatorom wystawy 421 zdjêæ. Najciekawsze zosta³y zaprezentowane w M.B.P. uwietniaj¹c Dni Tarnobrzega. Du¿a w tym zas³uga dyr. M.B.P Stanis³awy Mazur i Marioli Gadowskiej, która wyeksponowa³a fotografie daj¹c im profesjonaln¹, artystyczn¹ oprawê plastyczn¹. W przebogatej historii miasta nad Wis³¹ na pewno szkoda, ¿e nowa rzeczywistoæ doprowadzi³a do likwidacji przemys³u siarkowego, ¿al ¿e Tarnobrzeg nie ma tej rangi co stolica województwa, ¿e upad³y zak³ady pracy, powróci³a ma³omiasteczkowa, prowincjonalna rzeczywistoæ. S¹dzê, ¿e d³ugo jednak pozostanie pamiêæ po wielkim Tarnobrzegu, który jako miasto wiele na tym nie straci³, gdy¿ z roku na rok staje siê piêkniejszy i nowoczeniejszy. Sam¹ histori¹ i wspomnieniami ¿yæ siê nie da, warto jednak wzi¹æ do rêki aparat fotograficzny i rejestrowaæ przemiany, bo na pewno kolejna szansa na wystawê przed nami. Budynek poczty zburzony w 1976 r. Stanis³aw Szlêzak styczeñ - wrzesieñ 2009 5 Szczêcie w ramach codziennoci Tarnobrze¿anin, MARCIN GRÊBOWIEC, niemal codziennie potwierdza to, ¿e ka¿dy jest kowalem swojego losu. Choæ w jego przypadku bardziej trafne by³oby stwierdzenie, ¿e ka¿dy sam oprawia obraz swego ¿ycia Wiêkszoæ ludzi nie lubi poranków. Czemu? Bo zwykle zwiastuj¹ one pójcie do nielubianej pracy. Marcin nale¿y do wyj¹tków. Ka¿dego dnia wstaje pe³en energii i optymizmu, szykuje siê do pracy, a potem, gdy ju¿ do niej dotrze, otwiera bramê do swego królestwa. Za ni¹ znajduj¹ siê prowadz¹ce w dó³ schody oraz drzwi, które skrywaj¹ maszyny o przeznaczeniu znanym tylko nielicznym, rega³y pod sam sufit wype³nione listwami oraz mnóstwo czekaj¹cych na oprawê obrazów. Jedne s¹ du¿e, inne ma³e. Czêæ z nich stanowi¹ prawdziwe dzie³a sztuki, pozosta³e s¹ ubranymi w barwê próbami artystycznego przes³ania. Niektóre w hiperrealistyczny sposób odzwierciedlaj¹ rzeczywistoæ, a niektóre przedstawiaj¹ abstrak- cyjne wizje. Wszystkie jednak ³¹czy jedna wspólna cecha brak oprawy. Bez ramy obraz wydaje siê nieskoñczony i jakby nagi. Jest jak litera i pozbawiona kropki. Rama przynale¿y do dzie³a, jest jego integraln¹ czêci¹, ale tak naprawdê wydziela obraz z otaczaj¹cej go przestrzeni i stanowi zapowied dla oka, ¿e oto za chwilê przekroczy ono granicê nowej rzeczywistoci. PIONIER MISTRZEM Ramy mog¹ byæ p³askie lub profilowane, proste lub bogato ornamentowane, z³ocone, malowane, surowe b¹d oklejane p³ótnem. Cienkie ramki akwareli, odbitek graficznych i fotografii Ramki autorstwa M. Grêbowca 6 zwykle uzupe³nia passe-partout, czyli obramienie z ozdobnego kartonu Mo¿liwoci oprawienia danej pracy ograniczaæ mo¿e jedynie brak pomys³owoci i umiejêtnoci osoby, która siê tym zajmuje, ale wykonanie optymalnej dla danego dzie³a ramy wymaga ju¿ mistrzostwa! Marcin z pewnoci¹ mo¿e mianowaæ siê mistrzem. Pozwalaj¹ mu na to nie tylko owoce jego wykonywanej od dziesiêciu lat pracy, ale tak¿e fakt, ¿e zosta³ zwyciêzc¹ I Ogólnopolskiego Konkursu Ramiarskiego Najlepsza Oprawa 2008, a w bie¿¹cym roku w tym samym konkursie zosta³ wyró¿niony. Wszyscy uczestnicy tych nietypowych zmagañ dostaj¹ do oprawienia takie samo zdjêcie. Za pierwszym razem Marcin oprawi³ je asymetrycznie, a w dodatku zastosowa³ rozwi¹zania, na które nikt poza nim nie wpad³ m.in. umiejêtnie po³¹czy³ aluminium z drewnem. W tym roku wiêkszoæ ramiarzy podchwyci³a jego pomys³. Ale tarnobrze¿anin nie pozosta³ w miejscu i znów o kilka kroków wyprzedzi³ kolegów. Wydzieli³ fragment zdjêcia i zamkn¹³ go w odrêbnej ni¿ pozosta³a czêæ ramie, a na koñcu wszystko to razem po³¹czy³. To, co zrobi³, prze³ama³o wszelkie dotychczasowe schematy w ramiarskim wiecie i tylko fakt, ¿e jury mog³o nie byæ przygotowane na a¿ tak¹ rewolucjê, mo¿e t³umaczyæ to, ¿e laureatem konkursu zosta³ w tym roku kto inny To jednak jeszcze bardziej zmotywowa³o Marcina do dzia³ania i wprowadzania kolejnych innowacji, a najlepszym potwierdzeniem tego, ¿e pod¹¿a w³aciw¹ drog¹, s¹ klienci, na brak których nigdy nie narzeka³, mimo braku reklamy i tego, ¿e do jego warsztatu nie prowadz¹ ¿adne szyldy, neony i kierunkowskazy. Co wiêcej, nasz bohater nie ukrywa, ¿e ramy, które wychodz¹ spod jego r¹k, s¹ wykonane z wysokiej jakoci materia³ów, a przez to doæ drogie. Ale i tak bez problemów znajduj¹ nabywców. Mo¿na byæ tym zaskoczonym, zw³aszcza jeli choæ trochê pozna siê specyfikê tego rzemios³a, które najwiêksz¹ racjê bytu ma w takich miastach jak Kraków, Gdañsk, £ód czy Kazimierz Dolny. Tam bowiem istnieje wiele galerii i mo¿liwoci, by nabywaæ dzie³a lub chocia¿ z nimi obcowaæ. Nie zmienia to jednak faktu, ¿e to w³anie Marcin, a nie kto inny jest jedynym w kraju styczeñ - wrzesieñ 2009 odbiorc¹ kosztownych materia³ów produkowanych w Stanach Zjednoczonych. Jak to mo¿liwe? Po prostu z ka¿dym rokiem kultura oprawy obrazów osi¹ga u nas coraz wy¿szy poziom, a ludzie zaczynaj¹ rozumieæ, ¿e swoistym aktem profanacji by³oby zamkniêcie wartociowego obrazu w byle jakich ramach. NARODZINY PASJI Ju¿ u progu swej dzia³alnoci tarnobrze¿anin za³o¿y³ sobie, ¿e jego ramy bêd¹ unikatami. Ludzie to dostrzegli i docenili. Teraz wiêc Marcin mo¿e Oprawa autorska M. Grêbowca poszczyciæ siê sporym gronem sta³ych klientów, których wci¹¿ przybywa. Jak jednak wygl¹da³y pocz¹tki dzia³alnoci naszego ramiarza i dlaczego postanowi³ spróbowaæ swoich si³ na takim, a nie innym polu? Na to pytanie najtrudniej jest mu odpowiedzieæ, bo jak ze miechem przyznaje nie pamiêta jakiego konkretnego powodu, dla którego przedmiotem jego pasji sta³y siê akurat ramy. Marcin wie jednak jedno ju¿ od dziecka lubi³ drewno i majsterkowanie. Lubi³ tak¿e jedziæ do wujka, który by³ stolarzem, i to w³anie w jego warsztacie wykona³ swoj¹ pierwsz¹ ramkê. Stanowi³a ona styczeñ - wrzesieñ 2009 oprawê plakatu. Jaki czas póniej, ni st¹d, ni zow¹d, przysz³o mu do g³owy, ¿eby nauczyæ siê profesjonalnego robienia ram, a nastêpnie z tej umiejêtnoci uczyniæ ród³o utrzymania. Choæ nie mia³ pojêcia, od czego zacz¹æ, postanowi³ za³o¿yæ w³asn¹ firmê. Jej pierwsz¹ siedzib¹ by³ gara¿ rodziców. Trzeba j¹ by³o jednak jako wyposa¿yæ. Tu z pomoc¹ m³odemu adeptowi sztuki ramiarskiej przyszed³ los, który sprawi³, ¿e zupe³nie przypadkowo natkn¹³ siê w gazecie na og³oszenie, z którego wynika³o, ¿e kto chce odsprzedaæ u¿ywan¹ gilotynê i zszywarkê dwie podstawowe w tym fachu maszyny. Marcin nie zastanawia³ siê ani chwili. W kupno urz¹dzeñ zainwestowa³ ca³e 7 którzy korzystaj¹ z tego sprzêtu). A maszyna, któr¹ wówczas naprawi³, s³u¿y mu do dzi. Korzystaj¹c z metody prób i b³êdów, a tak¿e z w³asnej pomys³owoci, rozgryz³ tak¿e sztukê robienia ram. Marcin jednak lubi wyzwania, a poza tym jak sam mówi jest uparty i nie odpuszcza, dopóki nie osi¹gnie tego, na czym mu zale¿y. Osi¹gn¹³ mistrzostwo w tym, co robi, ale tak¿e tym, ¿e stale szukaj¹c nowych rozwi¹zañ, ci¹gle siê rozwija. Dzi potrafi zrobiæ wszystko. W dodatku z niczego. Wszêdzie te¿ potrafi znaleæ dla swej pracy ród³o inspiracji. Najwiêcej jej jednak czerpie z natury. Gdy np. sta³ siê posiadaczem starej oszlifowanej przez rzeczny nurt deski, jej fakturê odtworzy³ na dwóch zwyk³ych p³ytach. Po wielu godzinach ¿mudnej pracy zamieni³ je w drzwi do szafy, ale wygl¹daj¹ce tak, jakby po wielu latach zosta³y wy³owione z Wis³y. Marcin nauczy³ siê tak¿e postarzaæ przedmioty. Z prostych listewek wyczarowuje doskona³e imitacje wielowiekowych ram. Te wszystkie umiejêtnoci oraz wyczucie kolorystyczne i smak sprawiaj¹, ¿e jego klienci s¹ przekonani, i¿ maj¹ do czynienia z absolwentem Akademii Sztuk Piêknych. On za po prostu jest nieprzeciêtnie zdolnym m³odym cz³owiekiem, który na swoj¹ pozycjê zapracowa³ sobie ciê¿k¹ prac¹, a w dodatku kocha to, co robi. Marcin Grêbowiec w swojej pracowni posiadane pieni¹dze. Niestety, gdy ju¿ sta³ siê ich w³acicielem, okaza³o siê, ¿e jedno z nich przesta³o dzia³aæ. Nie bacz¹c na przeszkody, odda³ je do serwisu, z którego maszyna wróci³a w jeszcze gorszym stanie! ZRÓB TO SAM? W tym momencie Marcin doszed³ do wniosku, ¿e nie pozostaje mu nic innego, jak samemu wkroczyæ do akcji. Przypomnia³ sobie, jak w dzieciñstwie rozkrêca³ wszystkie domowe sprzêty. Choæ wówczas nie zawsze udawa³o mu siê je skrêciæ z powrotem, postanowi³ zaryzykowaæ. Tym bardziej, ¿e cztery lata wczeniej skoñczy³ technikum mechaniczne. Rozk³adaj¹c niesprawne urz¹dzenie na czynniki pierwsze, pozna³ niemal ka¿d¹ jego rubkê i w koñcu nie tylko uda³o mu siê je naprawiæ, ale tak¿e przy okazji staæ siê ekspertem od niego (chêtnie s³u¿y pomoc¹ znajomym, PROSTY PRZEPIS Skrzyde³ dodaje mu tak¿e fakt, ¿e sam sobie jest sterem, ¿eglarzem i okrêtem, bo jak mówi nie jest stworzony do tego, ¿eby pracowaæ pod czyje dyktando. Zapewnia tak¿e, ¿e ¿adna si³a nie zmusi³aby go do tego, by chodziæ do pracy, której nie lubi i ¿e jeli kiedy nadejdzie taki dzieñ (choæ to raczej w¹tpliwe), gdy obudzi siê i dojdzie do wniosku, ¿e robienie ram przesta³o sprawiaæ mu przyjemnoæ, jeszcze tego samego dnia zamknie warsztat i poszuka sobie nowego zajêcia. Jest w tym tak przekonuj¹cy, ¿e ani przez chwilê nie mam w¹tpliwoci, ¿e mówi szczerze. Poza tym s³uchaj¹c, jak opowiada o pracy, która przecie¿ mo¿e, a nawet powinna byæ tak¿e pasj¹, uwiadamiam sobie, ¿e jest to jedna z recept na bycie szczêliwym cz³owiekiem. Szczêcie bowiem nie jedno ma imiê. Mo¿e te¿ przybieraæ ró¿ne kszta³ty, choæby obrazowej ramy Magdalena Dziubak styczeñ - wrzesieñ 2009 8 VERBUM Katarzyna Mikrut Urodzona w 1991 r. w Tarnobrzegu. Uczennica Liceum Ogólnokszta³c¹cego im. Miko³aja Kopernika w Tarnobrzegu. Wiersze prezentowane w Afiszu s¹ jej debiutem prasowym. Autorka mieszka w Tarnobrzegu. Szczêcie widzê ten w¹t³y umiech na twojej twarzy ¿a³ujê i¿ wspomnia³am jaka jestem szczêliwa smutne jest moje szczêcie bo ty masz go tylko tyle jeden ma³y naparstek trzy minuty i trzydzieci sekund a jednoczenie w tej kosmicznie krótkiej chwili twojej radoci jestem ca³a ja chcê obj¹æ to dobre serce które tak sprawiedliwie martwi siê za wszystkich jestem wdziêczna i¿ kto kiedy pokaza³ jak patrzeæ poza to co widaæ Ka¿dy by zw¹tpi³ i zawróci³ Ka¿dy prócz Ciebie Naucz mnie byæ tak¹ jak Ty Tak cich¹ i rozwa¿n¹ Pos³uszn¹ a¿ do granic mo¿liwoci Skromn¹ jak ziarenko piasku Bo nikt nigdy nie by³ tak pokorny Naucz mnie nieæ Twoje wiat³o A z nim ca³¹ piêkn¹ mi³oæ Poka¿ mi jak nie krzywdziæ Jak dawaæ nadziejê jednym spojrzeniem Bos¹ stop¹ przez morze Teoria mi³oci Niebanalny paradoks Paradoksalny bana³ On ³agodnie dotyka Ciê palcem A Ty tego nie czujesz Zawsze stoi obok przy i za Nawet gdy do reszty odr¹ Ciê z godnoci Gdy najlepszy przyjaciel odejdzie Z niewiadomych przyczyn Kiedy stracisz ostatki tl¹cej siê wiary Szacunek dla samego siebie Pokorna Kiedy z³oæ i ¿al strawi¹ Ciê od rodka Porw¹ na strzêpy Twoje autorytety Kiedy w³asny cieñ porzuci swego pana Gdy utoniesz w ich zazdroci Gdy nie wystarczy ju¿ szyderstwa By wywy¿szyæ osobist¹ wy¿szoæ Ty jednak siê nie skar¿ysz Gdy w najbardziej wyszukanej nauce Zabraknie elementarnego dowodu Na to ¿e jednak warto Bos¹ stop¹ przez nieg A¿ jêcz¹cy od mrozu Idziesz Zostawiaj¹c za sob¹ lady Brodz¹c w zwyk³ym ludzkim bólu Jak ka¿dy cz³owiek Nie przystaniesz nawet na chwilê By rozetrzeæ skostnia³e d³onie Nie masz pretensji Choæ na Twoim miejscu On zostanie by Ci wymilczeæ Schroñ siê w moim sercu Dla niego nie musisz byæ zbyt By byæ doæ On kocha Cie nie za A pomimo Podczas gdy Ty Ca³y czas zachodzisz w g³owê Jak to zrobiæ styczeñ - wrzesieñ 2009 ZAPISKI Z PERYFERII 15 czerwca 2008 12 czerwca na pogrzebie Ivo, syna Janka Borzêckiego. Utopi³ siê w Wile. Szczegó³ów nie znam. Wiem tylko, ¿e by³ studentem, wiêc mo¿e przyjecha³ do ojca na parê dni, postanowi³ pop³ywaæ, i sta³o siê. Janek deklaruje siê jako cz³owiek niewierz¹cy, a na pewno, niepraktykuj¹cy, wiêc obrzêd mia³ charakter wiecki. Wygl¹da³o to tak. Jakie 40 osób zebra³o siê na sandomierskim cmentarzu. Gdy Janek ze swoim starszym synem uznali, ¿e s¹ ju¿ wszyscy, wziêli urnê z prochami i poszlimy w kondukcie pod rodzinny grób Borzêckich. Tam Grabarz w³o¿y³ urnê do grobu, zamurowa³ wlot i po wszystkim. Janek powiedzia³ parê s³ów. Mówi³ o tym, ¿e chcieli wszystko zrobiæ sami, wiêc nie anga¿owali mistrza ceremonii, ¿e Ivo ¿yczy³by sobie takiego pogrzebu, ¿e mieræ syna utwierdza go tylko w przekonaniu, ¿e nie istnieje ¿adna wy¿sza sprawiedliwoæ. W tym co mówi³ by³ nagi a zarazem uczciwy, prawdziwy. Zda³em sobie sprawê, ¿e taki pogrzeb nie zostawia ¿adnych z³udzeñ, bo stawia nam przed oczyma oczywistoæ naszej skoñczonoci. Tu nie ma miejsca na ¿adne ucieczki, skoki w transcendencjê. Mamy po prostu przed oczyma urnê z kopczykiem prochu. Kto, kto jeszcze wczoraj chodzi³, mówi³, zachowywa³ siê tak czy inaczej wobec siebie i innych, sta³ siê w³anie prochem. I nikt tego nie zmieni, bo to jest w³anie jego definitywny status. Wobec tej naocznoci, któr¹ trzeba sob¹ (u)nieæ, wszelkie religijne pociechy zdaj¹ siê byæ ucieczk¹ w piêkne z³udzenie. Ale przecie¿ znakomita wiêkszoæ z nas nie potrafi obyæ siê bez tego z³udzenia, wiêcej, jest ono w nas wpisane jako kulturowe uposa¿enie/ wyposa¿enie. Dla mnie ten pogrzeb wrêcz zyskiwa³ na powadze i dramatyzmie w³anie dlatego, ¿e nie by³ przes³aniany zrutynizowanym obrzêdem, ¿e kocielna forma nie ³agodzi³a, zamazywa³a horrendum mierci. A przecie¿ nawet taka forma pochówku nie by³a w stanie wymkn¹æ siê utrwalonemu dyskursowi mierci. W koñcu sk³adalimy na grobie kwiaty, Janek ze starszym synem zapalili znicze, s³owem, nie umielimy obyæ siê bez tych gestów, które, semantycznie, otwiera³y jakie dalej; nie dla zmar³ego, bo có¿ mo¿emy wiedzieæ o tym jego dalej, ale dla nas, dla ¿ywych, którym, tak czy owak, niezwykle trudno by³o zgodziæ siê na cz³owieka jako kopczyk prochu. Odruchowo obudowywalimy ten kopczyk prochu gestami, zachowaniami, s³owami, które nie godzi³y siê na definitywny koniec, bo ów koniec k³óci siê z wiecznoci¹ ¿ycia jako takiego. Rzecz w tym, ¿e codziennie, na wiele sposobów mówimy o swej skoñczonoci, a w g³êbi ducha w tê skoñczonoæ nie wierzymy 9 22 czerwca Wczorajszy dzieñ pod znakiem dwóch nasiadówek. Pierwsza na rzeszowskim rynku, pod parasolami. Kolegium redakcyjne domykaj¹ce podwójny, 26/27 nr NOP-u. Sta³e grono: Jacek, Rafa³, Wiesiek, Mariusz, Romek Madejowski. Sz³o sprawnie, wiêc w godzinê omówilimy detale kolejnego NOP-u, i Rafa³ w poniedzia³ek odda numer do druku. Na d³u¿sz¹ rozmowê nie by³o czasu, ale umówilimy siê na po³owê lipca, gdy Jacek wróci z Grecji. Du¿o ciekawsze by³o wieczorne spotkanie u Jarka Paczkowskiego na Wichrowym Wzgórzu. Przyjecha³em do Klimontowa z Wawrzyñcem Ciesielskim (szef i aktor Teatru Modulo), a na miejscu czekali ju¿ Jarek i Stanis³aw Sas Tarnawski, potomek kresowej szlachty, orygina³ i wietny gawêdziarz. To w³anie Stanis³aw rej wodzi³ swymi opowieciami familijnymi i genealogicznymi, ale uda³o siê nam równie¿ porozmawiaæ o konkursie literackim, który organizujemy w ramach tegorocznych Brunonaliów oraz o przedstawieniu, które Wawrzyniec przygotuje na Brunonalia. Co mi siê zdaje, ¿e Wichrowe Wzgórze zaczyna obrastaæ ciekawym rodowiskiem skupiaj¹cym ludzi rozmaitych profesji i pasji. Oby siê to rozwija³o z po¿ytkiem dla lokalnej kultury. 30 czerwca *** Koniec miesi¹ca wyjazdowy. Najpierw parê dni w Tarnowcu, potem weekend w Warszawie u Krzysztofa Karaska. Tomek mnie zaalarmowa³, ¿e siano jest do grabania i wo¿enia. Wci¹¿ siê zarzeka, ¿e brak mu si³, ¿e siê nie op³aca, ¿e musi to rzuciæ, ¿e haruje jak wó³, ale jako gospodarki nie ogranicza. I nigdy tego nie zrobi, bo nie porzuca siê tego, co stanowi o sensie ¿ycia, a on ca³e swe ¿ycie, w przeciwieñstwie do mnie, zwi¹za³ z ziemi¹. Mój brat ma w sobie ch³opski upór, zawziêtoæ, ale te¿ pewn¹ zgrzebnoæ w postrzeganiu wiata. Zbyt ³atwo zadowala siê stereotypem, pozostaje na poziomie ogl¹dów powierzchownych. Jego ¿ywio³em jest dzia³anie. Istnieje dla niego tylko to, co materializuje siê w postaci prac, skutków, faktów. Bratowa zreszt¹ myli podobnie, wiêc pod tym wzglêdem dobrali siê w³aciwie. Tak siê z³o¿y³o, ¿e czyta³em w Tarnowcu Michela Houellebecqa (Poszerzanie pola walki, Cz¹stki elementarne, Platforma). Myla³em sobie; jak zdrowy moralnie i, na swój sposób, szczêliwy jest mój brat w porównaniu z Houellebecqowskimi bohaterami prze¿artymi hedonizmem, goni¹cymi za przyjemnociami i wra¿eniami, ton¹cymi w pustce i ja³owoci swego ¿ycia. Jakim szczêciem jest mieæ swój wiat; tê przestrzeñ, któr¹ wype³niaj¹ troski, plany, czynnoci, rzeczy naprawdê moje, jakiej pewnoci i rangi nadaje cz³owiekowi to, co realnie od niego zale¿y. Po solidnym wysi³ku wyj¹tkowo smakowa³y mi: kie³basa z grilla i piwo Harna. Po powrocie z Tarnowca wrzuci³em parê niezbêdnych rzeczy do plecaka i autobusem Krosno Warszawa pojecha³em do Krzysztofa Karaska. Przys³a³ mi wczeniej tomik Autostrady i konie, który w³anie wyszed³ styczeñ - wrzesieñ 2009 10 w Czytelniku oraz pocztówkê ze Sieny (Krzysztof bra³ udzia³ w festiwalu Herbertowskim we W³oszech). Sobotni wieczór na Wa³brzyskiej spêdzilimy przy sajgonkach w sosie chili oraz winie w³oskim i kalifornijskim. Pierwszy wieczór jest zwykle najintensywniejszy intelektualnie. Tym razem up³yn¹³ nam pod znakiem Primo Leviego, Kristevej, Mallarmégo. Krzysztof czyta³ mi najnowszy tom Ody, który uka¿e siê w przysz³ym roku w bibliotece Toposu. Rozmowy kr¹¿y³y wokó³ transgresyjnoci pisania; tego mianowicie, ¿e, zdaniem Krzysztofa, ka¿da jego nowa ksi¹¿ka poetycka w jaki sposób przekracza poprzedni¹, stanowi bardziej instynktowny ni¿ przemylany ruch w inn¹ stronê. Co za do kompozycji to stara siê postêpowaæ tak, by w danym tomie zostawiæ parê tropów, zapowiedzi, sygna³ów tego, czego mo¿na siê spodziewaæ w tomie nastêpnym. Tak wiêc te jakoci, które w tomie X s¹ peryferyjne, w tomie Y staj¹ siê centralne i orodkowe. Rzecz jasna tak to widzi autor. Zawsze jednak warto czytelniczo i interpretacyjnie sprawdzaæ, na ile intencja znajduje potwierdzenie w konkretnych realizacjach. Niedzielne przedpo³udnie up³ynê³o przy jajecznicy na bekonie i piwku. Potem zajêcia w jednoosobowych podgrupach, obiad sk³adaj¹cy siê z golonki, chleba i herbaty, a wieczorem do Janusza Zaorskiego na fina³ Mistrzostw Europy. Zasiedlimy w gustownie urz¹dzonym salonie. Towarzystwo z³o¿one g³ównie z literatów i filmowców. Byli miêdzy innymi: Filip Bajon, Jerzy Sztwiertnia, Piotr Mitzner z ¿on¹, Andrzej Zaorski Gospodarz przed meczem poczyni³ zak³ady (obstawialimy wynik meczu fina³owego), co niew¹tpliwie uatrakcyjni³o spotkanie. Janusz Zaorski jest wietnym facetem i gospodarzem; otwarty, wyluzowany, dowcipny. Krzysztof po sobotnim winkowaniu by³ trochê markotny, ale po paru koniaczkach rozkrêci³ siê. Jako cz³owiek nowy i z zewn¹trz by³em rednio rozmowny, raczej przygl¹da³em siê fizjonomiom i osobowociom. Wyniku fina³u nikt nie trafi³, za to ¿ona Piotra Mitznera zgarnê³a ca³¹ pulê, bo jako jedyna typowa³a Hiszpaniê na mistrza. Po powrocie na Wa³brzysk¹, pogawêdzilimy jeszcze trochê z Krzysztofem przy winku i poszli spaæ. A rano jajeczniczka na bekonie, serdeczny ucisk z gospodarzem i go home. 23 lipca *** Ilekroæ zaniedbujê systematyczne pisanie, zawsze odczuwam to jako dyskomfort. O co tu w³aciwie idzie? Bo przecie¿ nie o to, ¿e mam co, Bóg wie jak istotnego, do przekazania? Najczêciej nie wiem, co mam do przekazania! To, co, ewentualnie, mam do przekazania wytwarza zapis. W³anie zapis porz¹dkuje swobodny, wielokierunkowy przep³yw, ¿³obi¹c dla niego jakie koryto, zbieraj¹c rozmaite odnogi, odp³ywy, strumyczki, oczka wodne w - rzekê. Ale ta rzeka jest zawsze tylko pewnym wycinkiem, który przez jaki czas dominuje, na którym skupiona jest moja uwaga, ale przecie¿ poza t¹ rzek¹, poza jej nurtem, obwiedzio- nym jakimi brzegami, pracuje wiele innych nurtów, strumyczków, które za jaki czas przejm¹ inicjatywê,, i to one stan¹ siê rzek¹. Tak wiêc natura i struktura mojego pisania tak siê ma do mojego mylenia, ¿e to w³anie zapis uzmys³awia mi i powiadcza jedynie wzglêdn¹ koherencjê mylenia. Myl to bowiem co takiego, co nie ma rygorystycznie zdefiniowanej struktury. Ta struktura musi dopiero zostaæ wypracowana czynnoci¹ mylenia i zapisem. Dla mnie cel pisania, wytwarzania tekstu jest jeden; to w³anie pisanie pozwala mi byæ blisko siebie, to ono sprawia, ¿e mam siebie przed oczyma. Ani prze¿ycie, ani mylenie, ani dzia³anie nie pozwalaj¹ mi byæ tak blisko siebie jak pisanie. W³anie pisanie staje siê dla mnie najmocniejszym dowodem na moje istnienie. Warto by siê przy tej okazji zastanowiæ o czym to wiadczy, jak to siê ma do parametrów dzisiejszej kultury, i jak te parametry modeluj¹ moje wiadome siebie bycie. Póki co przychodzi mi do g³owy takie uzasadnienie. ¯yjê w kulturze, która zamazuje granice pomiêdzy obiektywnym a subiektywnym. Czyni to w ten sposób, ¿e wytwarza mnogoæ ogl¹dów, dyskursów, wersji, wariantów rzeczywistoci. Coraz trudniej formu³owaæ jakie przekonuj¹ce kryteria pewnoci, coraz oczywistszym staje siê fakt, ¿e rzeczywistoæ jest tym, co raz po raz trzeba negocjowaæ. A jednak ka¿dy szuka jakich swoich oznak pewnoci, musi na swój w³asny sposób majstrowaæ jakie spoiwa, lepiszcza. Dla mnie takim spoiwem jest przede wszystkim pisanie. To ono w³anie, kwestionuj¹c, podaj¹c w w¹tpliwoæ spójnoæ wiata i moj¹ w³asn¹ koherencjê, obliguje, przynagla mnie do wysi³ku stabilizowania mojej rzeczywistoci. Kto wie, czy najdotkliwszy rys naszych czasów nie polega w³anie na koniecznoci ci¹g³ego definiowania wiata od nowa i bez koñca. Odwrócenie siê od tego trudu rodzi pokusê skorzystania z wielu gotowców dostêpnych na rynku. A to oznacza bezrefleksyjne poddanie siê dyktatowi matryc. 8 sierpnia *** Pisanie, ale te¿, szerzej, mylenie polega w zasadzie na tym, ¿e oddalam siê od rzeczywistoci bezporednio danej, by, tym skuteczniej, zajæ j¹ od innej strony. *** Mówienie do pisania ma siê tak, jak ekstrawertyk do introwertyka. Nigdy nie bêdzie dobrze pisa³ kto, kto wy¿ywa siê w mówieniu. Ale i pisz¹cy popada w skrajnoæ. Czêsto ³apiê siê na tym, ¿e wszystko, co nie jest pisaniem kreacyjnym (a wiêc na poziomie poezji), uwa¿am za czcz¹ gadaninê *** Najsilniejszy kobiecy atawizm to chêæ podobania siê. Dlatego te¿ nawet najwiêksza maszkara ho³ubi w sobie iluzjê w³asnej atrakcyjnoci. *** S¹ chwile, w których do tego stopnia jestem oddalony od wszystkiego, ¿e ca³a rzeczywistoæ, wyj¹wszy mnie samego, wydaje mi siê kompletnie nierealna. styczeñ - wrzesieñ 2009 Czy¿ wiêc nie jest trochê tak, ¿e nasze poczucie realnoci zale¿y od si³y i jakoci relacji, w jakie wchodzimy? 21 sierpnia *** Jecha³em na rowerze (kolarstwo lene, jak to mam w zwyczaju), a tu nagle wdziera siê brutalnie do mej ³epetyny taka myl (jednakowo¿ przeze mnie pomylana, ¿eby nie by³o w¹tpliwoci); wygl¹da na to, ¿e twój status pisz¹cego jest taki: wytwórca tekstów pozbawiony wiary w s³owo. *** Pierdolone buty!!! Przeszkadzaj¹ w myleniu! (Przed zdjêciem z nóg adidasów). *** Wydaliæ z siebie piêkno! jakie to trudne w epoce premedytacji. 24 sierpnia *** Ledwie siê dzisiaj zwlok³em, bo wczoraj przekopa³em 1.5 ara dzia³ki w trzy godziny. Ziemia sucha, wiêc pod koniec ledwo zipa³em. Mia³em to zatrawiæ, ale teæ namawia, ¿eby uprawiaæ, Jola przekonuje, ¿e w³asne warzywa najzdrowsze, pan Andrzej, s¹siad dzia³kowiec, przestrzega: Jak pan zatrawisz, to koniec. Ju¿ pan nie wrócisz do upraw. Wiêc postanowi³em to ci¹gn¹æ. Kiedy tak odwraca³em sztychówk¹ ziemiê, a pot sp³ywa³ ze mnie strugami, przysz³o mi na myl, ¿e nic tak z rzeczywistoci¹ nie ³¹czy jak fizyczny trud. Tylko fizyczny trud, pokonywanie konkretnego oporu, jaki stawia natura stanowi niepodwa¿alny dowód na istnienie wiata. Dzia³anie nie w¹tpi, nie dzieli w³osa na czworo, nie mno¿y wariantów i wersji, jemu zale¿y na tym, by najkrótsz¹ drog¹ zd¹¿aæ do celu, by widzieæ konkretny efekt, bo tylko on jest co wart, bo tylko on legitymizuje dzia³anie i wzmacnia dzia³aj¹cego. Gdy przekopujesz kawa³ek swego ogródka, gdy na tej robocie jeste skoncentrowany, jak¿e¿ daleki wydaje ci siê wiat ze sw¹ totalnoci¹ dziania siê. A przecie¿ ta mnogoæ nie do ogarniêcia to w gruncie rzeczy miliardy takich ogródków, pojedyncze wydarzanie siê, które wchodzi w przeró¿ne relacje, kombinacje, zale¿noci. Im bardziej to siê zapêtla, skleja, zasklepia, tym gorzej dla pojedynczych ogródków, bo zostaj¹ uwik³ane w CO, na co maj¹ coraz mniejszy wp³yw. Przecie¿ siatki, p³otki, parkany wznoszê po to, ¿eby odró¿niæ siê od s¹siada, by zaznaczyæ sw¹ odrêbnoæ, by oznakowaæ teren, na którym panujê, który mogê zorganizowaæ wedle mojego osobistego wysi³ku i zaanga¿owania. Istniejê wiêc o tyle, o ile odró¿niam siê od innych, o ile mogê sw¹ rzeczywistoæ przeciwstawiæ innej. W tym sensie na klêskê skazane s¹ wszelkie kolektywistyczne pomys³y; nie w tym jednak rzecz, ¿eby siê nie ³¹czyæ, ale w tym, ¿e wszelka uniformizacja, niwelowanie ró¿nicy skutkuje obumieraniem cz³owieka jako istoty kreatywnej. Bo kreatywnoæ zwi¹zana jest z ró¿nic¹. Gdy tak kopa³em, uzupe³niaj¹c p³yny piwem marki ¯ywiec, zjawi³y siê we mnie dwa wersy: 11 sztychówka odkrawa³a równe pajdy ziemi przebijaj¹c siê z trudem przez wyschniêty grunt które póniej rozwin¹³em w wiersz: Przekopywanie dzia³ki sztychówka odkrawa³a równe pajdy ziemi przebijaj¹c siê z trudem przez wyschniêty grunt ciê³a korzenie chrzanu perzu i bylicy obraca³a w perzynê siedliska podjadków kretów myszy i d¿d¿ownic wydaj¹c na pastwê wiat³a to co w ciemnoci szuka³o schronienia czasem jedynie kamieñ stawia³ s³aby opór lub nadpalony patyk który uszed³ z ¿yciem przed watah¹ p³omieni daj¹c nura w ciemnoæ i³u i gliny ³upków i piaskowca podbój szed³ wolno lecz nieub³aganie skórê naci¹æ wnêtrznoci wywróciæ na zewn¹trz skiby posiekaæ ¿eby siê rozpad³y i nie dra¿ni³y rozmiarem i wag¹ zamys³ i wykonanie którym wiernie s³u¿¹ ostrze noga i rêka si³y wyliczone ¿eby ich wystarczy³o do samego koñca by nawet piêd calizny tu nie pozosta³a daj¹c byæ mo¿e has³o do przysz³ej rewolty 2008-08-24 Tak wiêc zaczê³o siê kopaniem, a skoñczy³o pisaniem. 27 sierpnia *** W konkretnym utworze poezj¹ jest to, co wykracza poza literaturê; zarazem siê jej wymyka oraz j¹ kwestionuje. 5 padziernika *** Moje stany szczêcia, a niew¹tpliwie zdarza mi siê takowych dowiadczaæ, bior¹ siê z poczucia ¿ycia swoim ¿yciem; tego, ¿e jestem u siebie, ¿e nie drêczy mnie jakie chorobliwe pragnienie, nie przeladuje mnie idea fixe, nie ma ludzi, którym bym zazdroci³ albo którymi bym pogardza³. Egzystujê, smakuj¹c niepiesznie sw¹ codziennoæ, bez pretensji o to, ¿e jestem tu gdzie jestem oraz, ¿e jestem tym kim jestem. Oznacza to, rzecz jasna, jak¹ postaæ zadowolenia z siebie z tym jednak, ¿e to zadowolenie opiera siê na afirmatywnym a zarazem krytycznym postrzeganiu siebie. Wiêcej nawet, afirmacja zak³ada krytykê, bowiem przy okrelonej postaci samowiadomoci nie by³bym w stanie akceptowaæ siebie bez pewnej (wcale niema³ej) dozy krytycyzmu. Wygl¹da wiêc na to, ¿e moje odczuwanie szczêcia nie wyklucza krytycyzmu ale wrêcz go zak³ada, bowiem bez niego nie móg³bym siebie szanowaæ. A czy¿ mo¿na byæ szczêliwym nie szanuj¹c siebie? Ale owo szczêcie, o którym tu teraz piszê, bierze siê równie¿ st¹d, ¿e godzê siê na pewn¹ nieuchronnoæ styczeñ - wrzesieñ 2009 12 biegu rzeczy. Po prostu robiê, co mogê przy jednoczesnej wiadomoci w³asnych ograniczeñ. Jak¿e czêsto nasze dotkliwe problemy ze sob¹ bior¹ siê st¹d, ¿e wmawiamy sobie, i¿ mo¿emy i powinnimy wiêcej. K³opot w tym, ¿e owo wiêcej to iluzja nas samych, której próbujemy sprostaæ z uporem godnym lepszej sprawy. W koñcu cz³owiek to bodaj jedyne zwierzê, które fantazjuje na swój temat, które wyrzuca siebie przed siebie w postaci projektów i marzeñ, by potem przylgn¹æ do nich i kurczowo siê ich trzymaæ. Co do mnie czujê siê dobrze tylko wówczas, gdy denuncjujê w³asne iluzje, gdy prowadzê ich metodyczn¹ rozbiórkê, gdy siebie przes³uchujê. Zawsze zdumiewali mnie ludzie, którzy chc¹ co z siebie i o sobie ukryæ przed sob¹. Przecie¿ w ten sposób odbieraj¹ sobie mo¿liwoæ zbudowania z siebie samych trwa³ego punktu oparcia dla siebie. Dog³êbna samowiadomoæ nie jest, jak twierdzi³ choæby Cioran, ród³em udrêki i zaczynem autodestrukcji. Ojcem tych ostatnich jest resentyment. Samowiadomoæ, we w³aciwym tego s³owa znaczeniu, to umiejêtnoæ przetrawiania negatywnych dowiadczeñ i treci oraz czynienia z nich budulca w miarê spójnej, zintegrowanej osobowoci. O tym, ¿e tak jest wiadczy choæby fakt, i¿ w ka¿dej chorobie psychicznej odkrywamy, tak czy owak, triumf urazowego nad samowiadomym. Ca³y wiêc wysi³ek kultury powinien iæ w tym kierunku, by czyniæ konkretnego cz³owieka istot¹ coraz g³êbiej samowiadom¹. Dlaczego wiêc tak siê nie dzieje? *** Czego w³aciwie jestem wiadomy, gdy mówiê, ¿e jestem wiadom siebie? Chyba tej ruchliwej ca³ociowoci, któr¹ nieustannie odró¿niam od wszystkiego, co ni¹ nie jest, któr¹ postrzegam jako co mi najbli¿szego i znanego, a zarazem wymykaj¹cego siê sobie i ¿¹daj¹cego nowych potwierdzeñ, ca³ociowoci, która daje schronienie a zarazem ka¿e je porzucaæ i szukaæ innych, ca³ociowoci bêd¹cej czym, co naprawdê posiadam, bo tym jestem, a zarazem nietrwa³ej i przemijaj¹cej. *** 19 padziernika I tak zapewne bêdê to ju¿ ci¹gn¹³ do koñca. Zawsze trochê na uboczu, spogl¹daj¹c z dobrze maskowanym umiechem na wszystkich bli¿szych i dalszych znajomych. Umiechem, który nie jest zjadliwy, zgorzknia³y, zawistny, raczej rozumiej¹cy, bo muszê to otwarcie przyznaæ na rozumieniu przede wszystkim zawsze mi zale¿a³o i zale¿eæ bêdzie. Zawsze mnie bêdzie zdumiewaæ, ¿e to wszystko ci¹gle jako siê trzyma, choæ tyle w tym sprzecznoci, niekonsekwencji, g³upoty, z³a. I ja w tym wszystkim, równie¿ sprzeczny, niekonsekwentny, g³upi, z³y. Wci¹¿ przeczuwaj¹cy w sobie kogo wiêcej, a jednak zadowalaj¹cy siê poledniejsz¹ postaci¹ siebie samego Byæ mo¿e po to, by dorabiaæ pokrêtne t³umaczenia, oskar¿aæ siê parê razy na dzieñ, ale te¿ od razu, dla przeciwwagi, formu³owaæ ambitne projekty, które niezawodnie pozwol¹ usun¹æ starannie ukrywane mankamenty. Taka ci¹gniêta z dnia na dzieñ komedyjka jednego aktora. Pisanie, któremu coraz dotkliwiej bêdzie wymykaæ siê materia pisania, a co za tym idzie, rozrastaæ to napiêcie, skupienie, które niczego nie napotyka, ba, wrêcz to anihiluje, jako co, czego napotykaæ nie mo¿e, a nawet nie powinno. Pisanie, które nie wiedzieæ czemu, kr¹¿yæ bêdzie z uporem, z wzbieraj¹c¹ zawziêtoci¹, z wymierzon¹ przeciw sobie zaciêtoci¹, wokó³ w³asnej niemo¿liwoci. W pisaniu innych to ju¿, rzecz jasna, by³o (tu stosowne nazwiska i tytu³y), ale w³anie dlatego moje pisanie musi sprawdziæ to po swojemu. Wyssaæ pisaniem z pisania wszystko, co zdradza lad ³atwizny, co stanowi dowód kompromisu ze sob¹ lub, co gorsza, z tym, co mn¹ nie jest, co ujawnia brak tego rodzaju czujnoci, która o zgrozo! pozwala sobie na przerwy w czuwaniu, na nieczujnoæ tym groniejsz¹, ¿e jakby niezauwa¿aln¹. Takie pisanie nie jest i nie chce byæ ju¿ niczym wiêcej jak tylko narzêdziem badawczym. Badaj¹c siebie zawsze bada co jeszcze i co wiêcej, ale te¿ jako tam dobieraj¹c siê do jeszcze i do wiêcej nie mo¿e nie przygl¹daæ siê sobie. A to wszystko w g³êbokim przekonaniu, ¿e musi siebie ogo³acaæ, ¿e musi porzucaæ to wszystko, w czym siê zasiedzia³o, bo inaczej nie wydobêdzie siê, nie przekroczy, nie zacznie od nowa. Samotnoæ jest tu nieodzowna, bo wytwarza siê w niej chyba trochê mniej iluzji ni¿ w towarzystwie. Pisanie ogo³acaj¹ce siebie, by zacz¹æ od nowa nie zna niczego innego poza samotnoci¹. Ono musi wrêcz byæ samotnoci¹, jeli chce pozostaæ sob¹. Dlatego te¿ na pytanie o czytelnika musi odpowiedzieæ dziwi¹cym siê pytaniem; a któ¿ to taki. Co takiego piszê/ chcia³bym pisaæ. Kim takim jestem/ chcia³bym siê stawaæ. *** Znakomita ksi¹¿ka Petera Sloterdijka, Krytyka cynicznego rozumu. W niej takie zdania o mediach: Media mog¹ oferowaæ wszystko, poniewa¿ ca³kowicie porzuci³y ambicjê folozofii, by zrozumieæ rzeczywistoæ. Wszystko obejmuj¹, poniewa¿ niczego nie pojmuj¹; o wszystkim siê wypowiadaj¹, ale niczego o tym nie mówi¹. I pomyleæ, ¿e to, co Sloterdijk mówi o mediach odnosi siê bez ma³a do ka¿dego z nas. I trudno siê dziwiæ, skoro co dzieñ wch³aniamy w siebie solidn¹ porcjê bezwartociowej, medialnej papki. *** Mo¿e nikt dzisiaj w czasach rzekomo refleksyjnych nie jest bardziej samotny od kogo, kto próbuje pozostaæ wierny temu rodzajowi mylenia, który nazywam myleniem sob¹. Dzisiaj myli siê wszystkim (trendami, szko³ami, modelami, procedurami,..) byle tylko uciec od mylenia sob¹. Czy¿by z obawy, ¿e mo¿na ju¿ nie odnaleæ owego siebie, który móg³by sob¹ myleæ? 9 listopada *** Skoñczy³em dzisiaj poemat Wyprawy, który, by tak rzec, obudzi³ we mnie pradawnego cz³owieka. Mam poczucie jakbym trafi³ na trop, jakby otwiera³ siê przede styczeñ - wrzesieñ 2009 13 mn¹ obszar, w który muszê wejæ i nim pod¹¿aæ. Z grubsza chodzi o to, ¿e pradawny cz³owiek w ka¿dym z nas to istota powi¹zana z ca³oci¹ kosmosu, to kto obdarzony g³êbok¹ pamiêci¹ nie tylko gatunku, do którego przynale¿y, ale tak¿e ziemi a nawet wszechwiata. Mam g³êbokie poczucie, ¿e pradawny cz³owiek we mnie jest ostoj¹ mego witalizmu, ¿e karlejê pod ka¿dym wzglêdem jeli tracê z nim kontakt. Muszê VERBUM Urodzony w 1963 r. w Kielnarowej k. Rzeszowa. Poeta, krytyk literacki. Autor tomów wierszy: Powrót Atanaryka (nagroda im. K. I³³akowiczówny), Timbuktu, Karczma Rzym. Obroni³ doktorat o poezji J.M. Rymkiewicza na Uniwersytecie Rzeszowskim. *** wiêc tak doszed³em do kresu z³udzenia nie widz¹c drogi wierz¹c lekko ufnie za ka¿dym krzaczkiem szukaj¹c motylka Zanim siê obudzisz sprzêty stul¹ mordy Zaczn¹ siê ³asiæ twoim szumnym sukniom I rêkom w których chowasz obietnicê dnia tak rzuci³em grudê ziemi i p³aka³em nie wiedz¹c jaki los w³ada miêsem w³o¿onym do trumny trzeciego dnia pogrzebanym na tyczyñskim cmentarzu tak zacz¹³em budowaæ korab gromadziæ drewno smo³owaæ bierwiona ju¿ nie boli nie piecze nie swêdzi wyd³ubujê kleszcza z lewej pachy suki 21 VII 2007 pejza¿ siê zwija jak bat w ³apie czasu dr¿¹ wtedy szklanki w kuchni i swêdzi mnie oko potem jest dobrze choæ ogród stroszy sieræ robi siê s³odko jamin marznie w deszczu zmienia siê w b¹bel landryna wieczoru a potem Zdzis³aw Bazylewicz - fragment rysunku *** deszcz kora drzew linieje obok przechodzi dnia ³akomy tydzieñ lusterkiem sprawdza szczerby w ustach godzin Plamy w ogrodzie zmieniaj¹ upierzenie Zmrok chowa zabawki i staje siê janiej Zanim siê obudzisz mrok na twojej twarzy Wypisuje pêdzelkiem chiñskie znaki czasu Arabeskê mi³oci kruch¹ jak ty sama tak pogrzeba³em ojca i rêk¹ z kamienia dotyka³em umar³ej kamiennej twarzy pod dom podchodz¹ limaki marki deroceras reticulatum to jest pomrowik plamisty dotykam psiego ³ba chêtnego do pieszczot na polu tu¿ obok p³ynie skocznie szambo Renacie Rzecz dzieje siê w ciszy Instrumenty milcz¹ W powietrzu dr¿¹ tylko werbelki milczenia A puzon ciszy g³aszcze z gracj¹ Ukryte w brzasku pod³ód chromych krzy¿e *** wiêc doszed³em do miejsca ironicznego: skrzy¿owania tego co spe³nione z g³odem graæ zaczynaj¹ zimne smyczki nocy Grzegorz Kociuba Sprzêtom bielej¹ zêby zaraz zaczn¹ k¹saæ Wschodz¹ce pêdy roliny ze wiat³a Mariusz Kalandyk widzê jak ronie têpe g³uche nieme siê tego tropu trzymaæ, bo byæ mo¿e jest to owa zasada, której od lat szukam, by obj¹æ i uporz¹dkowaæ rozmaite intuicje, próby, napoczête drogi, ponak³uwane miejsca. Mo¿e w³anie z perspektywy pradawnego cz³owieka bêdê móg³ ujrzeæ i opisaæ zarówno siebie jak i rzeczywistoæ kulturow¹, w jakiej przysz³o mi ¿yæ. niczego nie rzuci³em wiozê ze sob¹ zgrabn¹ walizeczkê p³yt c d coraz bardziej wiadom coraz dalej od troi z ohydnym na wargach posmakiem asfaltu 14 styczeñ - wrzesieñ 2009 Warsztaty Artystyczne WIKLINA w ARBORETUM 2009 Zorganizowane zosta³y w Arboretum i Zak³adzie Fizjografii w Bolestraszycach w dniach od 5 do 19 lipca 2009 roku. Projekt przeprowadzono w ramach Programu: Edukacja kulturalna i dia- we³n¹, glin¹, szk³em witra¿owym. Poznawali równie¿ sposoby otrzymywania papieru rêcznie czerpanego, filcu i bi¿uterii koralikowej. Realizacja przedsiêwziêcia sta³a siê dla dzieci i m³odzie¿y alternatywnym Warsztaty wikliniarskie - prowadz¹ca E. Bis i twórczym sposobem na spêdzenie wakacji. Podczas warsztatów TVP3 Rzeszów zrealizowa³a pod kierownictwem Barbary Pawlak film edukacyjny pt. Ogrody wyobrani. Warsztaty zakoñczy³y siê uroczystym wernisa¿em z udzia³em uczestników i zaproszonych goci, podczas którego artyci plastycy i ich podopieczni zaprezentowali swoje dokonania. Uczestnikom wrêczono zawiadczenia potwierdzaj¹ce udzia³ w warsztatach. gnoza kultury. Priorytet I. Edukacja kulturalna. Powsta³e prace plenerowe stanowi¹ ozdobê Zrealizowany zosta³ ze rodków Ministra Kultury bolestraszyckiego ogrodu. Ceramika - prowadz¹cy K. Czerwiak i Dziedzictwa Narodowego. Wspó³organizatorem warsztatów by³ Tarnobrzeski Dom Kultury. Wziê³o w nich udzia³ oko³o 70 uczniów, którzy przez dwa tygodnie pracowali pod kierunkiem artystów plastyków z Polski oraz zagranicy. Najwiêcej uczestników by³o z Zespo³u Szkó³ w Wyszatycach, ale by³a te¿ du¿a grupa dzieci z Bolestraszyc, Przemyla i Buszkowic. W sposób zorganizowany przybywa³y dzieci zg³oszone przez Caritas Archidiecezji Przemyskiej. Przez tydzieñ w zajêciach uczestniczy³a te¿ m³odzie¿ z Zespo³u Szkó³ Plastycznych w Tarnowie i Liceum Sztuk Plastycznych im. Józefa Che³moñskiego w Na³êczowie. W programie warsztatów znalaz³y siê podstawowe zagadnienia teoretyczne i praktyczne z zakresu ró¿nych dziedzin sztuki (rzeby, grafiki, malarstwa i sztuki ogrodowej) oraz rzemios³a artystycznego, a zw³aszcza wikliniarstwa. Odbywa³y siê one g³ównie w plenerze, przez co by³y czasem twórczego kontaktu z natur¹. Podczas ich trwania m³odzi ludzie zetknêli siê z ró¿nymi materia³ami plastycznymi: wiklin¹, drewnem, styczeñ - wrzesieñ 2009 15 ski z Na³êczowa,Giennadij Titow z Kijowa (Ukraina), Aleksandra Zuba Benn z Tarnowa. Okres warsztatów by³ bardzo pracowicie spêdzonym czasem. Ogród bolestraszycki zamieni³ siê na dwa tygodnie w du¿¹ plenerow¹ pracowniê. Uczestnicy mogli siê zapoznaæ z histori¹ miejsca i samego Arboretum, stworzonego ponad 30 lat temu przez prof. Jerzego Pióreckiego. Warsztaty zainaugurowane zosta³y wspólnym zwiedzaniem Arboretum; przePraca wyk. przez uczniów LSP w Na³êczowie wodnikiem by³ dyrektor Narcyz Warsztaty Artystyczne WIKLINA w ARBORE- Piórecki. W miêdzyczasie zorganizowano tak¿e TUM 2009 mog³y siê odbyæ dziêki zaanga¿owa- pe³n¹ atrakcji wycieczkê autokarow¹ do Przemyla, Krasiczyna, Kalniu i pomocy nastêpuj¹cych osób: warii Pac³awskiej Narcyza Pióreckiego, dyrektoi Posady Rybotycra Arboretum w Bolestraszycach, kiej. Najwa¿niejsze Piotra Markuta, dyrektora Tarnojednak by³y codzienbrzeskiego Domu Kultury, Marzeny ne zajêcia plastyczLubery, koordynatorki projektu, ne, które by³y róAnd¿eliki Gora, nauczycielki Zed³em satysfakcji dla spo³u Szkó³ w Wyszatycach. prowadz¹cych i Wszystkim wymienionym osomo¿liwoci¹ owocbom serdecznie dziêkujê. nego spêdzenia Szczególne podziêkowania sk³aczasu dla m³odych, dam na rêce artystów plastyków wra¿liwych ludzi. i pedagogów sztuki prowadz¹cych Poza tym wierzê, ¿e zajêcia. S¹ to: El¿bieta Bis z Rudniszczególne wra¿eka nad Sanem, Krzysztof Czerwiak nie na uczestnikach ze Stalowej Woli, Aleksandra Herisz wywar³o bogactwo z Bytomia, Finnur Ingi Erlensson przyrody, w jakim z Akureyri, (Islandia), Tetjana JagodPraca wyk. przez uczniów ZSP w Tarnowie przysz³o im spêdziæ kina z Kijowa (Ukraina), Marta Kusiñska z Bytomia (obecnie Islandia), Nadija Onysz- ten twórczy, wakacyjny czas. Komisarz warsztatów - Stanis³aw Dziubak czenko z Kijowa (Ukraina), Zbigniew Strzy¿yñ- Foto. Stanis³aw Dziubak Na fotografii obok uczestnicy warsztatów na wycieczce w Przemylu styczeñ - wrzesieñ 2009 16 XII Miêdzynarodowy Plener Artystyczny Tarnobrzeg - Bolestraszyce 2009 Jak co roku, w sierpniu Tarnobrzeg jest miejscem spotkania artystów plastyków z kraju i zagranicy. Tym razem plenerowicze zagocili równie¿ w Arboretum w Bolestraszycach. Wypada tu nadmieniæ, ¿e placówka ta ma od kilku lat doskona³¹ wspó³pracê z Tarnobrzeskim Domem Kultury. Wspó³praca ta daje ciekawe owoce i jest ewenementem wród placówek kultury Podkarpacia, a mylê, ¿e i kraju. Co najwa¿niejsze, ta nowa formu³a bardzo przypad³a do gustu artystom. Plener przebiega³ w nastêpuj¹cy sposób, od 2 do 9 sierpnia artyci tworzyli swoje prace w naszym miecie, natomiast od 9 do 17 sierpnia malowali i rysowali motywy bolestraszyckiego ogrodu. Ca³e przedsiêwziêcie zakoñczy³o siê wystaw¹ poplenerow¹ w Galerii u Piotra w Arboretum w Bolestraszycach. Otwarcie wystawy by³o 17 sierpnia o godz. 17.00. Zaproszenie komisarza pleneru Stanis³awa Dziubaka na czêæ tarnobrzesk¹ przyje³o 11 ar- tystów. Z Kijowa (Ukraina) przyjechali: Katerina Kornijczuk, Tetjana Krasna, Aleksij Wakarczuk i Aleksandr Olchow. Z Francji Jan Ziarnowski, pochodz¹cy z okolic Stalowej Woli. Z Zielonej Góry Gra¿yna Michalak-Bazylewicz i Zdzis³aw Bazylewicz, Aleksandra Zuba-Benn z Tarnowa, Marta Lipowska z Tarnobrzega, Aneta Pliszka z Miêdzyrzeca Podlaskiego i Stanis³aw Stach z Olkusza. Na czêæ bolestraszyck¹ pleneru dojechali: Irina Osadczaja z Kijowa, szefowa Galerii "Irena" w tym miecie, Ma³gorzata i Micha³ Smó³kowie z Poniatowej i Lechos³aw Koz³owski z £odzi. W plenerze bra³ te¿ udzia³ Narcyz Piórecki, wspó³organizator, dyrektor Arboretum i Zak³adu Fizjografii w Bolestraszycach. Wystawa poplenerowa bêdzie te¿ zaprezentowana tarnobrze¿anom w Galerii Debiut Tarnobrzeskiego Domu Kultury od 12 padziernika do 16 listopada 2009 roku. S.D. Uczestnicy pleneru w Arboretum w Bolestraszycach, u góry od lewej: Jan Ziarnowski, Aleksandra Zuba-Benn, Stanis³aw Stach, Marta Lipowska, Gra¿yna Michalak-Bazylewicz, Ma³gorzata Smó³ka, Aneta Pliszka, Aleksij Wakarczuk, Zdzis³aw Bazylewicz, Micha³ Smó³ka, Irina Osadczaja, Katerina Kornijczuk. Na dole od lewej: Piotr Markut, Narcyz Piórecki, Stanis³aw Dziubak, Lechos³aw Koz³owski. styczeñ - wrzesieñ 2009 17 NAJPIÊKNIEJSZY STRÓJ... Dziesiêæ lat temu (22 kwietnia 1999 roku) zmar³a Maria z Wi¹cków Koz³owa poetka, malarka, znakomita twórczyni ludowa a przede wszystkim animatorka lasowiackiego folkloru. Ca³e swoje ¿ycie pozosta³a wierna ludowej tradycji i nie szczêdzi³a si³, by ocaliæ od zapomnienia wszystko to, co w tej tradycji najpiêkniejsze i pamiêci wiecznej godne. Nic wiêc dziwnego, ¿e mówiono i pisano o niej: Ostatnia Lasowiaczka, Matka folkloru, Kolberg w spódnicy. Na takie okrelenie z pewnoci¹ zas³u¿y³a, podobnie zreszt¹ jak i na to, ¿eby o niej tu, w Tarnobrzegu, zawsze pamiêtano. To najpiêkniejszy ludowy strój na wiecie mieæ doskona³y wzrok, ¿eby to wszystko tak rówmówi³a, g³adz¹c z mi³oci¹ posk³adan¹ w kostkê niuteñko i prociuteñko wyhaftowaæ. lnian¹, haftowan¹ koszuPopatrz na to p³ótno, lê, tak¿e zapaskê, spódz którego ten strój uszynicê i chustkê. Od czasu ty... To p³ótno to te¿ dziedo czasu wyjmowa³a te ³o sztuki. Pachnie wiaskarby z szafy, ¿eby je trem i s³oñcem. Pachnie upraæ w szarym mydle ³¹k¹, ros¹, bo na zroszolub przewietrzyæ. Bo len, nej trawie le¿a³o, na ten prawdziwy, rêcznie s³oñcu siê suszy³o i wytkany, takich zabiegów biela³o. wymaga, ¿eby nie dobraA tu ci¹gnê³a dalej ³y siê do niego robale. mama dodatek speMole gustuj¹ w we³nie. cjalny: korale. PrawdziTe, którym smakuje len, we! Z koralowej rafy, nie wiem jak siê nazyz dalekich, egzotyczwaj¹, ale istniej¹ na pewnych mórz wy³owione no, bo wiele lnianego i nad Ba³tyk przywiezione. przyodziewku ju¿ skoszFlisacy je tam kupowali towa³y w starych skrzydla swoich narzeczoniach, szafach itp. nych. Z Sandomierskiej Przy takich zabiePuszczy drzewo przegach zawsze by³a okazja cie¿ do Gdañska sp³anie tylko do wspomnieñ wiali. Oj, takie korale to ale te¿ i do zachwytu nad maj¹tek! Jeli by³y dotym rêkodzie³em, a cirodne, jeli by³o ich killej mówi¹c nad lasoka sznurków warte wiack¹ sztuk¹. by³y prawie tyle samo, Maria Koz³owa - ostatnia lasowiaczka co dobra krowa... Taki prosty ten strój, taki skromny, a taki piêkny! powtarza³a ci¹gle Krakowskie, ³owickie czy góralskie stroje te¿ mama. Popatrz na ten haft: liczny! s¹ piêkne ale dla mnie to za du¿o w nich przepyHaft na lasowiackim stroju rzeczywicie by³ chu, b³yskotek. A tu, u Lasowiaków, wszystko piêkny. Sk³ada³ siê z bardzo prostych elemen- takie prociutkie, naturalne, a przez to w³anie tów typu limaczki, kreski, kropki itd. Motywem niepowtarzalne i liczne. przewodnim zawsze by³y stylizowane kwiatki i listChoæ takie rozmowy powtarza³y siê przy ka¿ki ruty, ziela, które ros³o kiedy w ka¿dym laso- dym przegl¹dzie skarbów w szafie, lubi³am ich wiackim ogródku przy domu i z którego panny s³uchaæ. Bo o lasowiackim stroju, mama mówi³a m³ode wi³y sobie lubne wianki. sercem a nie ustami. Mówi³a sercem, bo ten Popatrz jak piêknie ten haft zrobiony, jak rów- ludowy strój naprawdê kocha³a. niusieñko! zachwyca³a siê mama. Jak te naA gdzie masz chodaki? zapyta³am j¹ kiesze babcie to robi³y?... Nie odbija³y wzorków na dy, bo zauwa¿y³am, ¿e zniknê³y niespodziewanie p³ótnie, bo przecie¿ nie by³o wtedy kalki. Musia³y z tej specjalnej pó³ki w szafie, na której trzyma³a 18 swoje lasowiackie skarby. Nie bardzo mia³a ochotê zdradziæ mi tajemnicê, ale w koñcu przyzna³a siê, ¿e chodaki podarowa³a ksiêdzu profesorowi Wilhelmowi Gajowi-Piotrowskiemu, etnografowi, który zabiega³ o to, by w Stalowej Woli stworzyæ muzeum regionalne. Znam ksiêdza Wilhelma Gaja i s¹dzê, ¿e ta darowizna nie by³a taka dobrowolna. Nie wiem jakich u¿y³ sposobów, ale te chodaki na mamie po prostu wysêpi³. Lasowiacki strój, który mama pieczo³owicie przechowywa³a na specjalnej pó³ce w szafie, liczy³ sobie grubo ponad sto lat. Chodaki by³y ca³kiem m³ode, bo zrobi³a je samodzielnie z kawa³ka cielêcej skóry. Zak³ada³a je na nogi na specjalne okazje. Miêdzy innymi by³a w nich na kilku Festiwalach Kapel i piewaków Ludowych w Kazimierzu nad Wis³¹ i na wielu ró¿nych scenach w kraju. Choæ trochê siê boczy³am, ¿e wyda³a je do Stalowej Woli, musia³am tê decyzjê uszanowaæ. Dobrze, ¿e nie przysz³o jej do g³owy, ¿eby do Stalowej oddaæ swój najwiêkszy skarb lasowiacki strój! To ubranie musi zostaæ w Tarnobrzegu przypomina³a mi przy ka¿dej okazji. Pamiêtaj, nie oddaj go nikomu! Mo¿e kiedy zainteresuje siê tym strojem muzeum w Tarnobrzegu, a mo¿e nad brzegiem Machowskiego Jeziora powstanie jaki skansen. To ubranie tu musi zostaæ! Proszê, dopilnuj tego, kiedy mnie ju¿ nie bêdzie!... Skansen jeszcze nie powsta³, a tarnobrzeskie muzeum nie jest zainteresowane tymi bardzo wiekowymi i bardzo cennymi fata³aszkami z szafy mojej mamy. Szkoda, bo to przecie¿ autentyk, na dodatek bia³y kruk, bo takich strojów ju¿ dzisiaj nie ma nawet w nag³êbszych, najbardziej przepastnych zakamarkach babcinych i prababcinych szaf czy kufrów. Mama ten strój naprawdê kocha³a i nosi³a go z dum¹. Bo by³ z kraju jej lat dziecinnych, do któ- styczeñ - wrzesieñ 2009 rego nie ma i nie bêdzie ju¿ powrotu. Bo pachnia³ domem, lasem, niebem, s³oñcem. Bo utka³y go i uszy³y rêce Lasowiaczki tak prostej i skromnej jak hafty, które go zdobi¹, jak listki zieleniutkiej ruty w ogródku przed chat¹... Na ostatni¹ drogê drogê do nieba mama przygotowa³a sobie wiern¹ kopiê tego stroju. Uszy³a go sama i sama wyhaftowa³a. Przez wiele lat czeka³ w szafie. A¿ przyszed³ dzieñ, kiedy musia³am j¹ w niego wystroiæ... ¯al mi by³o tego ubrania oddawaæ ziemi, bo to by³o prawdziwe dzie³o sztuki wykonane rêkami mamy. Musia³am jednak uszanowaæ jej wolê, dotrzymaæ danej jej obietnicy. Musia³am ubraæ j¹ w tê lnian¹, haftowan¹ czarn¹ nitk¹ koszulê i zapaskê, w spódnicê uszyt¹ z siedmiu pó³ek... Musia³am, bo tak w³anie w tym bielusieñkim lnianym stroju, z pêkiem czerwonych korali na szyi chcia³a stan¹æ przed Panem Bogiem... Kiedy przegl¹dam zdjêcia z domowego archiwum, na wiêkszoci z nich mama ubrana jest w lasowiacki strój. Piêkne s¹ te zdjêcia, ale jest wród nich jedno naMalowanie pisanek prawdê wyj¹tkowe!... To z planu filmu Ludzie z martwych pól. By³a bardzo chora, kiedy Olek Dyl zaproponowa³ jej g³ówn¹ rolê w tym filmie. Z trudem mog³a siê poruszaæ ale uzna³a, ¿e w tym filmie musi wyst¹piæ, bo bêdzie to opowieæ o ziemi, któr¹ nosi w sercu o jej ukochanym Machowie. A pamiêæ o tej wiosce za wszelk¹ cenê trzeba ocaliæ. Nie próbowa³am oponowaæ, bo wiedzia³am, ¿e i tak by to niczego nie zmieni³o. Jeli by³oby trzeba posz³aby nawet na kolanach, ¿eby tylko o Machowie opowiedzieæ, ¿eby ocaliæ choæ odrobinê tego, co by³o, a co nigdy ju¿ wróciæ nie mo¿e. Dopóki nagrania odbywa³y siê w domu wszystko by³o dobrze. Przyszed³ jednak dzieñ, ¿e zgodnie ze scenariuszem trzeba by³o pojechaæ do skansenu w Kolbuszowej, a tak¿e styczeñ - wrzesieñ 2009 na brzeg skarpy kopalni siarki w Machowie. W Kolbuszowej by³o jako tako, nad machowskim do³kiem opuci³y j¹ zupe³nie si³y. Mo¿e spowodowa³y to emocje, a mo¿e te¿ i fatalna pogoda. Parê dni wczeniej pada³o, wiêc droga nad do³ek utonê³a w b³ocie. Po tym w³anie b³otku sz³am z mam¹ pod rêkê, bo tak zaplanowa³ sobie re¿yser. Sz³ymy ¿ó³wim krokiem a¿ nad sam brzeg siarkowego wyrobiska. Nazbiera³am polnych kwiatów. Te kwiaty mama wrzuci³a do machowskiego do³ka, tak jak siê wrzuca kwiaty do grobu kogo, kogo siê naprawdê kocha³o... Po tej scenie zaczê³ymy odwrót. W pewnym momencie mama zachwia³a siê i zaczê³a krzyczeæ: Ja muszê usi¹æ! Muszê! Bol¹ mnie nogi! Nie dojdê! Czu³am, ¿e za chwilê osunie mi siê na ziemiê, prosto w to kopalniane b³oto. Rozgl¹dnê³am siê woko³o, ale nigdzie nie by³o ani kamienia, ani pnia po ciêtym drzewie, ani ¿adnej rzeczy, na której mo¿na by usi¹æ. Wszêdzie tylko b³oto, i b³oto... Ratunku!!! Pomó¿cie mi!!! krzyknê³am w stronê ekipy 19 filmowców i resztkami si³ stara³am siê uratowaæ j¹ od upadku. Pewnie by nie prze¿y³a tego, ¿e ten zabytkowy, lasowiacki strój, który mia³a na sobie mocno by w tym b³ocku ucierpia³. Olek Dyl, s³ysz¹c moje wo³anie i widz¹c na co siê zanosi, przybieg³ natychmiast i przytaszczy³ ogromn¹ walizê, w której wozi³ kamery i inny sprzêt filmowy. Posadzilimy mamê na tej walizie, ¿eby trochê odetchnê³a. Spojrza³am na ni¹ i... zaniemówi³am! Zmêczona ¿yciem Lasowiaczka siedz¹ca na walizkach... Z ty³u, w tle, machowska kopalnia, kominy kombinatu, koparki, zwa³owarki... Niesamowite! Obecny na planie Bogdan Myliwiec pstrykn¹³ zdjêcie. Czarno bia³e, oczywicie. To zdjêcie uwa¿am za wyj¹tkowo wzruszaj¹ce i piêkne. Bo jest na nim uwieczniona moja ukochana Mama, i ziemia, której ju¿ nie ma, a któr¹ ja tak¿e nosi³am w sercu... No i jeszcze ten najpiêkniejszy na wiecie strój... Dorota Kozio³ Maria Koz³owa na planie filmu "Ludzie z martwych pól", foto: Bogdan Myliwiec Fotografie na stronach 17 i 18 - Stanis³aw wierk 20 styczeñ - wrzesieñ 2009 DANUTA SZAFLARSKA Wybitna aktorka teatralna i filmowa. Urodzona 20 lutego 1915 r. w Kosarzyskach (powiat Nowy S¹cz) W latach 1936 1939 studiowa³a w Pañstwowym Instytucie Sztuki Teatralnej w Warszawie, który ukoñczy³a 18 czerwca 1939 r. pokazem dyplomowym na scenie Teatru Narodowego: Gra³am scenê balkonow¹ z Romea i Julii Shakespeare`a opowiada³a Micha³owi Smolisowi w re¿yserii Stanis³awa Stanis³awskiego. Udzieli³ mojemu partnerowi Czes³awowi Kulakowi i mnie jednej wskazówki: To nie jest scena romantyczna, ale zmys³owa. Romeo i Julia s¹ par¹ m³odych, ognistych W³ochów. Zagra³am te¿ Mariê we fragmencie W ma³ym dworku Rittnera w re¿yserii Stanis³awy Wysockiej. Trzeciej sceny z Cezara i Kleopatry Shawa ju¿ nie zd¹¿y³am przygotowaæ z powodu choroby. Swój egzamin wstêpny do warszawskiego PIST wspomina³a po latach: Kiedy wysiad³am z poci¹gu w Alejach Jerozolimskich, spojrza³am i powiedzia³am: To miasto mojego ¿ycia. Prosto z dworca pojecha³am na Trêback¹ 10, czwarte piêtro. Otworzy³ mi wony, pytam, kiedy s¹ egzaminy, a on mówi: teraz. I tak prosto z poci¹gu wesz³am na estradê. I skompromitowa³am siê. Przecie¿ nie mia³am pojêcia ani o dramacie, ani o teatrze. Wys³uchano kawa³ka Janka Muzykanta, który przygotowa³am, i zaczê³a siê teoria. Profesor Bohdan Korzeniewski pyta: Co pani wie o komedii dell`arte? Odpowiadam: Jestem bardzo zdenerwowana. On: To ja poczekam a¿ siê pani uspokoi. Cisza. Czy ju¿ siê pani uspokoi³a? Nie odpowiadam. By³am bezczelna. Potem Zelwerowicz zapyta³, co znam Szekspira. Sen nocy letniej, odpowiedzia³am. A co pani wie o Reducie Osterwy. Ja sobie mylê: O Reducie Ordona to co tam wiem, ale o Reducie Osterwy nie s³ysza³am. Postanowi³am jednak, ¿e nie bêdê wyskakiwaæ z tym Ordonem. Nie odpowiedzia³am na ¿adne pytanie, wiêc po prostu wyrzucili mnie za drzwi. Wybieg³ za mn¹ dyrektor Zelwerowicz: Proszê pani, ja czerwienia³em ze wstydu i blad³em z oburzenia, s³uchaj¹c tego, co pani mówi. Proszê iæ do biblioteki publicznej na Koszykowej 20, przeczytaæ ksi¹¿kê Micha³a Orlicza Polski teatr wspó³czesny i w sobotê przyjæ na poprawkê. No to ja siedzia³am w bibliotece ca³ymi dniami, przychodzê na poprawkê i widzê jeszcze dwie osoby w kolejce: Hankê Bielick¹ i Jurka Duszyñskiego. Wchodzimy, a komisja oznajmia: przyjmujemy was, poprawkê bêdziecie zdawaæ na pó³rocze(...) Nigdy jej nie zdawalimy. Okaza³o siê, ¿e dosta³am siê jednym g³osem Zelwerowicza, wszyscy byli przeciw. Dlatego mnie tak mêczy³. Po pó³roczu by³am przeznaczona do wyrzucenia. Æwiczylimy sceny mimiczne, recytacjê prozy, a to strasznie mnie nudzi³o. Na egzaminie z tych zadañ wypad³am wiêc fatalnie. W tym czasie zdawali te¿ re¿yserzy, jeden z nich obsadzi³ mnie w Dzikiej kaczce Ibsena. I kiedy mnie profesorowie zobaczyli, to nie doæ, ¿e nie wyrzucili, to jeszcze zwolnili z op³aty za drugie pó³rocze, a potem dostawa³am nawet stypendia. Okres studiów, podobnie jak dzieciñstwo, to najszczêliwszy czas w moim ¿yciu (Zwierciad³o 8.07.2009). Na licie studentów, którzy zaliczyli pó³rocze, znalaz³am swoje nazwisko z adnotacj¹ Zelwerowicza: Szaflarska przechodzi z zastrze¿eniem za ma³e oczy. Na schodach natknê³am siê na profesora, stanê³am trzy schodki wy¿ej nakrzycza³am na niego: Za ma³e oczy? Co to znaczy. To co ja mam zrobiæ? Porozcinaæ? Zapa³ki do nich w³o¿yæ? I chyba uwierzy³ we mnie(Pani 2004), Jadwiga Turowicz, opiekunka naszego roku, ostrzega³a mnie: Bojê siê o ciebie. Jeste wra¿liwa, ³atwo p³aczesz i denerwujesz siê. Pamiêtaj, ¿e musisz mieæ k³y i pazury. Inaczej zginiesz. Uczy³a mnie, jak siê zachowywaæ. Powinnam byæ dla wszystkich ujmuj¹co grzeczna, okazywaæ szacunek starszym kolegom, przestrzegaæ hierarchii w zespole. Pamiêtam, jak w teatrze wileñskim postawi³am w garderobie na stole moja torebkê. Aktorka, która siedzia³a obok mnie, zrzuci³a j¹ bez ¿adnego powodu na ziemiê. Podnios³am torebkê bez s³owa i ponownie postawi³am na stole. Za chwilê po raz drugi wyl¹dowa³a na pod³ogê. Trzeciego razu ju¿ nie by³o wczeniej na ziemiê polecia³a torebka kole¿anki(Teatr 2008). Po dyplomie zaanga¿owa³a siê do zespo³u Teatru na Pohulance w Wilnie. W jednym z wywiadów wspomina³a:Otrzyma³am równie¿ propozycjê pracy z teatru we Lwowie oraz z Teatru Narodowego w Warszawie, do którego chcia³ mnie zaanga¿owaæ profesor ze szko³y teatralnej Aleksander Zelwerowicz. Zrezygnowa³am, prawdopodobnie nie wyst¹pi³abym tam w ¿adnej styczeñ - wrzesieñ 2009 znacz¹cej roli, a chcia³am du¿o graæ. Wilno, miasto prowincjonalne, s³ynê³o ze wspania³ej tradycji teatralnej i dawa³o tak¹ szansê (...).Zaanga¿owalimy siê do Wilna na sezon 1939/1940: Hanka Bielicka, Irena Brzeziñska, Jurek Duszyñski i ja. Absolwenci jednego rocznika, którzy zaprzyjanili siê ze sob¹ na studiach. Szko³a teatralna okreli³a moje emploi: amantka charakterystyczna i pierwsza naiwna. Od tego zaczyna³am. (Teatr 2008). Debiutowa³a 14.09.1939 r. rol¹ Pernette w sztuce Szczêliwe dni Andre Pugeta w re¿yserii Bronis³awa D¹browskiego. O swoim debiucie opowiada³a: Niestosowny do sytuacji tytu³ dyrektor Pobóg - Kielanowski szybko zmieni³ na Zielone lata. Sztuka Pugeta to farsa, mi³a historyjka o dzieciach, których rodzice wyjechali z domu. A dzieci jak to dzieci poczu³y smak wolnoci i hulaj dusza, zaczê³y dokazywaæ. Razem ze mn¹ zadebiutowa³ Jurek Duszyñski (...). Publicznoæ reagowa³a entuzjastycznie na moje pierwsze przedstawienie. Dostawa³am skrzyde³ (...). Nigdy nie zapomnê tego przedstawienia, nie tylko dlatego, ¿e to by³ mój debiut. 17 wrzenia gralimy wród dobiegaj¹cych nas z zewn¹trz odg³osów salw armatnich, strzelaniny. Sta³am na scenie i s³ysza³am trzaski kolejnych foteli opuszczanych przez widzów. Ludzie uciekali w pop³ochu z teatru. Poniewa¿ trzon zespo³u skoñczy³ szko³ê aktorsk¹ Zelwerowicza, dlatego bez wzglêdu na okolicznoci nie przerwalimy grania. Do koñca przedstawienia na widowni dotrwa³y tylko trzy osoby. Jedn¹ z nich, o czym dowiedzia³am siê po latach, by³ Czes³aw Wo³³ejko. Jako Pernette mia³am jeden dramatyczny fragment w roli: z potwornym krzykiem przebiega³am przez scenê. Tamtego dnia, kiedy bieg³am, sama by³am naprawdê wstrz¹niêta. Ale nie prze¿yciami Pernette, tylko tym, co siê dzia³o na zewn¹trz. W teatraln¹ fikcjê wdar³a siê historia (...). W Teatrze na Pohulance wystêpowa³ gocinnie Kazimierz Junosza Stêpkowski. Gra³ jedn¹ ze swoich popisowych ról Szambelana w G³upim Jakubie Rittnera. 31 sierpnia Irena Brzeziñska i ja obejrza³ymy przedstawienie. Wieczorem Junosza, który te¿ mieszka³ w hotelu George, zaprosi³ nas obie na wystawn¹ kolacjê. W ten elegancki sposób chcia³ powitaæ m³ode aktorki, teatralne debiutantki. To by³ wielki zaszczyt. Rano odwiedzi³am Irenê, która zajmowa³a pokój od frontu. Irena wygl¹da³a przez okno i dziwi³a siê niecodziennemu zgie³kowi: ludzie biegali wzd³u¿ i wszerz ca³ej ulicy. A to ju¿ wybuch³a wojna.... (Teatr 2008). W Teatrze na Pohulance w ci¹gu dwóch sezonów 1939 1941 zagra³a w dziewiêtnastu premierach. Za najwa¿niejsze role z tego okresu uwa¿a tytu³ow¹ w Pannie Maliczewskiej i Hesiê w Moralnoci pani Dulskiej Gabrieli Zapolskiej. Ponadto zagra³a jeszcze m.in. Maryniê w Klubie kawalerów i Fipciê w Krewniakach Micha³a Ba³uckiego oraz Topsika w Dalekiej drodze Aleksego Arbuzowa, Anio³a w Pastora³ce Leona Schillera. O latach spêdzonych w Wilnie opowiada³a na ³amach Teatru: Przedstawienia powstawa³y w dziesiêæ dni albo w tydzieñ, czasu wystarcza³o zaledwie 21 na ustawienie podstawowych sytuacji i pamiêciowe opanowanie tekstu. Takie tempo pracy uniemo¿liwia³o olniewaj¹ce dokonania artystyczne, ale praktykowa³am rzemios³o. Wykszta³ci³am w sobie gotowoæ grania, umiejêtnoæ szybkiego wchodzenia w rolê, któr¹ zachowa³am do dzisiaj, kiedy próby przed premier¹ trwaj¹ dwa, trzy miesi¹ce. Dano nam szansê sprawdzenia siê w ró¿norodnym repertuarze, gralimy i wielkie role i epizody, wszystkie sztuki polskie i obce: angielskie, francuskie, wêgierskie i amerykañskie (...). W sylwestra 1939 roku odby³a siê premiera Dobrej wró¿ki Molnara. Wystêpowa³am z Janem Kurnakowiczem. Razem prowadzilimy dialog przez ca³y akt. Kurnakowicz wypowiada³ swoj¹ kwestiê i dostawa³ brawo. Ja odpowiada³am i równie¿ otrzymywa³am brawo. Tekst by³ dowcipny, sytuacje mieszne, st¹d bra³a siê ¿ywa reakcja publicznoci. To siê nie spodoba³o Kurnakowiczowi, który zacz¹³ wchodziæ ze swoim tekstem na koñcówki moich wypowiedzi, ¿eby nie dopuciæ do braw przeznaczonych dla partnerki. Na kolejnym przedstawieniu zachowa³am siê identycznie jak on i tym razem Kurnakowicz zosta³ bez braw. Trzeciego dnia i póniej prowadzilimy ju¿ nasz dialog normalnie. Widocznie nabra³ do mnie szacunku, a mo¿e nawet sympatii. Okupacjê spêdzi³a w Warszawie, gdzie dzia³a³a w Teatrze Podziemnym (1942 1943), o którym wspomina³a: Teatr Podziemny powsta³ z inicjatywy Bohdana Korzeniewskiego, który jako delegat rz¹du polskiego w Londynie odpowiada³ za sprawy kultury. Placówk¹ kierowali Leon Schiller i Edmund Wierciñski. Mielimy za zadanie przygotowaæ repertuar, który gralibymy zaraz po zakoñczeniu wojny. Mymy nie grali na scenie, ale spotykalimy siê w prywatnych mieszkaniach, sztuki by³y t³umaczone, odbywa³y siê próby na przyk³ad w mieszkaniu Teresy Roszkowskiej na Saskiej Kêpie. U niej Iwaszkiewicz odczyta³ Elektrê Giraudoux w swoim przek³adzie. Na Poznañskiej u mojej kole¿anki Mi³osz czyta³ Szekspira, którego t³umaczy³ specjalnie dla naszego Teatru Podziemnego. Inne wspomnienie: za mostem Kierbedzia by³a ciuchcia, któr¹ pojecha³ymy do Henrykowa. W tamtejszym klasztorze Schiller robi³ spektakle, misteria wielkanocne z udzia³em dziewcz¹t, by³ych prostytutek. Gra³y cudownie, by³y wiête i proste. W latach 1943 1945 gra³a w Teatrze Frontowym Armii Krajowej. Na ³amach Rzeczpospolitej opowiada³a: Prowadzi³ go Józef Wyszomirski. W zespole znajdowali siê tacy aktorzy jak Tadeusz Fijewski, Jan Ciecierski, Tadeusz Cygler czy Andrzej £apicki. Wyst¹pilimy nawet dwa razy w Warszawie, przede wszystkim dla w³adz Biura Informacji Propagandy Komendy G³ównej AK. Na jednym ze spektakli by³ Czes³aw Mi³osz, który po wojnie napisa³ o naszym teatrze bardzo piêkn¹ recenzjê. Gralimy farsê Komedia garbusów, sztuki Fredry, piewalimy pieni do muzyki Panufnika, Lutos³awskiego. Mój m¹¿, Jan Ekier skomponowa³ bardzo popularn¹ Szturmówkê. Repertuar dostosowalimy do warunków, w jakich moglimy 22 wystêpowaæ. Dekoracje projektowa³ Jan Kosiñski. Kostiumy by³y bardzo umowne, bo musia³y zmieciæ siê w jednej walizce. Mielimy te¿ wystêpowaæ dla partyzantów. W po³owie lipca 1944 roku wys³ano nas do ¯egoty, 47. dywizji, do lasów w okolicach Lubartowa. Wyprawa by³a nieudana, bo Niemcy tego dnia przeprowadzili pacyfikacjê miasta. Gestapo szala³o. Poniewa¿ ³¹cznoæ zosta³a zerwana, musielimy siê wycofaæ. Dziêki temu ¿yjê. Dwa tygodnie potem wybuch³o powstanie warszawskie. Wtedy nie by³o mowy o spektaklach, bo wszyscy bylimy rozproszeni. Odbywa³y siê tylko koncerty. W czasie Powstania Warszawskiego by³a ³¹czniczk¹: Cieszy³am siê, ¿e mam jakie zadania do wykonania, ¿e nie siedzê bezczynnie. Chodzi³am w³aciwie po ca³ej Warszawie i zna³am wiele przejæ. Pociski lata³y mi ko³o g³owy, ale mylê, ¿e bardziej bym siê ba³a, gdybym siedzia³a w piwnicy. Najtrudniej by³o pierwszej nocy powstania. By³am wtedy z mê¿em i roczn¹ córk¹ u znajomych przy Polnej 36. Przed budynek zajecha³ niemiecki czo³g tzw. tygrys. Pocisk trafi³ w s¹siedni¹ piwnicê. By³o 8 trupów. Jeden mocno ranny osun¹³ mi siê na nogi. Trzeba by³o uciekaæ, ale poniewa¿ sanitariuszka dozna³a szoku, mój m¹¿ z drug¹ sanitariuszk¹ chwycili nosze i biegli nios¹c rannego w stronê Jaworzyñskiej. Dopiero jego reakcja uwiadomi³a nam, ¿e nad naszymi g³owami leci niemiecki samolot, który ostrzeliwa³ nas z karabinu maszynowego. Mia³am to szczêcie, ¿e nikt z moich najbli¿szych nie zgin¹³ ani nie zosta³ ranny, ale gdy przypominam sobie czas powstania, to trudno mi dzi zrozumieæ, jak uda³o nam siê przetrwaæ tê gehennê a¿ 63 dni. Okazuje siê, ¿e cz³owiek jest w stanie przywykn¹æ do wszystkiego. Nabiera z czasem jakiej twardoci, odpornoci. Mia³am to szczêcie, ¿e by³am na po³udniu ródmiecia. A by³a to czêæ Warszawy niezdobyta przez Niemców a¿ do czasu kapitulacji. Na dworze kule wista³y, a w gmachu Architektury przy Koszykowej odbywa³y siê koncerty. Pamiêtam, jak mój m¹¿ gra³ Etiudê Rewolucyjn¹ Chopina 15 sierpnia, w rocznicê Cudu nad Wis³¹, kule wpad³y przez okno, nawet nie przerwa³ grania. Dopiero pomiêdzy utworami, dyskretnie siêgn¹³ po ów pocisk i schowa³ na pami¹tkê. Szala³ terror, by³y egzekucje, ³apanki, ale zdziwi siê pan pewnie, gdy powiem, ¿e w czasie powstania, czekaj¹c w d³ugiej kolejce po wodê, siadalimy na grobach bo wszêdzie by³y groby i opowiadalimy dowcipy. W sytuacji zagro¿enia cz³owiek po prostu broni siê, by nie oszaleæ (Rzeczpospolita 2002), Bywa³y i tragikomiczne wydarzenia. Oto wszyscy padli po wybuchu na ziemiê, gdy w piwnicznej ciemnoci i grobowej ciszy, da³ siê s³yszeæ g³os: kto ukrad³ moje papierosy? ¯eby dostaæ siê na jedno z podwórek, trzeba by³o przebyæ zaklinowane ciê¿kie drzwi dêbowe. I wtedy ja patrzê, a mój m¹¿, pianista, delikatne rêce, wyjmuje te drzwi, jakby by³y z tektury. Opowiadam o tym, ¿eby pani wiedzia³a, co siê wtedy dzia³o z ludmi, jaka si³a w nich by³a.(...) A potem Pruszków i transport lor¹ w nieznanym kierunku. Mo¿e na myd³o? szep- styczeñ - wrzesieñ 2009 tali ludzie. St³oczeni w wagonach, na stoj¹co, ja z dzieckiem na rêku przez 36 godzin. Córeczka chora, kaszle, krzyczy bez przerwy, smród odchodów. To by³o piek³o. Przyciska³am wrzeszcz¹c¹ Marysiê, mdla³am ze zmêczenia. Pewien mê¿czyzna jakim cudem siedzia³: Niech pani usi¹dzie mi na kolanach powiedzia³. Jak to Przecie¿ bêd¹ pana nogi boleæ. Niech siê pani nie martwi. To protezy. Potem podczas postoju, ten cz³owiek uciek³ z poci¹gu. Jak mu siê uda³o z tak wysoka skoczyæ na tych protezach, nie mam pojêcia (Pani 2004). Pierwszy sezon powojenny 1945-1946 spêdzi³a w Krakowie na scenie Starego Teatru, gdzie wyst¹pi³a po raz pierwszy jako Helena w Teorii Einsteina Antoniego Cwojdziñskiego w re¿yserii Juliusza Osterwy (prem. 27.04.1945 r.). Tadeusz Kudliñski pisa³: Szaflarska, jako córka profesora, wystarczaj¹co i po dziecinnemu zgrymaszona, pe³na naiwnego wdziêku dorastania, wahaj¹cego siê miêdzy rezolutnoci¹ dojrza³oci a infantylizmem, wywalaj¹cym jêzyk w razie braku innych argumentów. Przemylana mimika, gest i ruch, bardzo dobra dykcja, w³¹czenie siê sta³e i czujne w tok akcji cechowa³y tê udan¹ rolê. Entuzjastyczne recenzje zebra³a nastêpna premiera z udzia³em Danuty Szafarskiej Dzieñ jego powrotu Zofii Na³kowskiej, w którym gra³a Broniê: odby³o siê nie zwyczajne przedstawienie teatralne, lecz koncert gry aktorskiej nastawiony na najwy¿sz¹ nutê (Juliusz Kydryñski). Kolejne role to Sylwia Igraszki trafu i mi³oci Pierre Marrivaux, Elwira Jajko Kolumba Stefana Flukowskiego i tytu³owa Roxy w komedii Barry Connersa na Ma³ej Scenie, która pobi³a rekordow¹ iloæ 95 przedstawieñ. W latach 1946 1949 by³a aktork¹ Teatru Kameralnego Domu ¯o³nierza w £odzi, którym kierowa³ Erwin Axer, jej kolega ze studiów, z wydzia³u re¿yserii. Tam spotka³a te¿ kolegów z Warszawy i Wilna: Hankê Bielick¹ i Jerzego Duszyñskiego. W £odzi stworzy³a znakomite kreacje jako ¯aneta Spotkanie Jeana Anouilha, Orchidea Homer i Orchidea Tadeusza Gajcego, Alkmena Amfitrion 38 Jeana Giraudoux, Raina ¯o³nierz i bohater i Blanka Szczygli zau³ek George`a Bernarda Shawa oraz Elwira Seans Noela Cowarda. Teatr odnosi³ sukcesy, wiêc minister kultury W³odzimierz Sokorski przeniós³ w 1949 ca³¹ grupê Axera razem z zapleczem technicznym do Warszawy. Tak powsta³ Teatr Wspó³czesny, w którym gra³a w latach 1949 1955. Na tej scenie Szaflarska 250 razy gra³a Ruth w Niemcach Leona Kruczkowskiego, Helenê w Mieszczanach Maksyma Gorkiego, Kitti Domek z kart Emila Zegad³owicza, Zosimê w Huzarach Berala P. Aristide`a, Adê w miesznej historii Armanda Salacrou. 1 stycznia 1955 r. po po³¹czeniu zespo³ów Teatru Wspó³czesnego i Teatru Narodowego pod dyrekcj¹ Erwina Axera gra³a równie¿ na scenie Narodowego, gdzie powtórzy³a g³on¹ ju¿ Ruth w Niemcach Kruczkowskiego i zagra³a kolejne styczeñ - wrzesieñ 2009 wa¿ne role: Zofia Ostry dy¿ur Jerzego Lutowskiego jednej z najg³oniejszych prapremier powojennych polskiego dramatu wspó³czesnego, Strach Kordian Juliusza S³owackiego i W³adka Aszantka W³odzimierza Perzyñskiego. O tej ostatniej wspomina³a: W³adkê w Aszantce Perzyñskiego uwa¿am za swoje najwiêksze zawodowe osi¹gniêcie. Re¿yserka Stanis³awa Perzanowska stworzy³a mnie w tej postaci. Do aktu I musia³am siê nauczyæ specyficznego akcentu warszawskiej Pragi. Na pocz¹tku sztuki W³adka dostaje do reki kieliszek wina. Na próbie mój partner Jan Kurnakowicz nachyli³ siê do mnie i powiedzia³ szeptem: Pani ogra ten kieliszek, przecie¿ ona nigdy w ¿yciu czego takiego nie widzia³a. Kurnakowicz by³ wybitnym aktorem, pracuj¹cym nad ka¿dym detalem roli. Muszê broniæ jego pamiêci przed obiegow¹ opini¹, g³osz¹c¹, ¿e to wielkie aktorstwo opiera³o siê wy³¹cznie na intuicji. W³adka na przestrzeni kolejnych aktów z prostej dziewczyny zmienia³a siê w wyuzdan¹ kokotê, a jeszcze potem... Nie lubi³am tej bohaterki, niewiele mia³a w sobie z cz³owieka, kierowa³a siê w ¿yciu dzikim, pokrewnym zwierzêcemu instynktem. Erwin Axer przyzna³ kilka lat temu, ¿e: Danusia zawsze by³a otwarta na ¿ycie. Ale dzi widaæ, ¿e kiedy zajmuje siê teatrem, to jest w tym ca³a prawda. Ka¿da jej rola b³yszczy jak kryszta³. Praca z ni¹ nale¿y do najwiêkszych przyjemnoci re¿ysera. Ona jest tym kamertonem, który pozwala oceniaæ czystoæ gry ca³ej orkiestry. Po roli Ruth sta³a siê gwiazd¹ Narodowego i nie chcia³a go opuszczaæ dla Wspó³czesnego, mimo ¿e j¹ gor¹co do tego namawia³em. Po objêciu dyrekcji Teatru Narodowego przez Wilama Horzycê w 1957 r. pozosta³a w tym zespole i zwi¹zana by³a z nim do 1966 r. Stworzy³a tam swoje kolejne znakomite kreacje: Arycja Fedra Jeana Racine`a, Szewcowa Czaruj¹ca szewcowa Federico Garcia Lorca, Anusia Szko³a ¿on Moliera, Helena Niedwied Antoniego Czechowa: Wysz³am z teatru pod wra¿eniem sukcesem Danuty Szaflarskiej i dlatego odwracaj¹c kolejnoæ ustalon¹ na afiszu rozpoczynam sprawozdanie od Niedwiedzia. W tej zabawnej krotochwili stworzy³ Czechow studium kobiecej przewrotnoci, niesta³oci uczuæ, kaprynoci. Buduj¹c lekki jak pianka utwór, siêgn¹³ do g³êbi psychiki swej bohaterki. Ukaza³ znamienne fazy prze¿yæ m³odej wdówki, jej b³yskawicznie krótk¹ drogê od poca³unków na fotografii zmar³ego mê¿a do namiêtnego poca³unku na ustach pierwszego mê¿czyzny, który wtargn¹³ do jej samotni. Ta historyjka wyra¿a star¹ jak wiat i zawsze aktualn¹ prawdê o wieczystej kobiecoci. Szaflarska jest jej doskona³ym uosobieniem. Postaæ Heleny wystudiowana w najdrobniejszym gecie i ruchu, w odcieniach wyrazistej mimiki, znakomicie harmonizuje z kostiumem w stylu fin de siecle`u. Z dystynkcj¹ i swobod¹ damy porusza siê w nim artystka, prowadz¹c dialog komediowy z wrodzonym poczuciem humoru i subtelnie wygrywaj¹c ironiczny stosunek autora do piêknej Heleny, Niewymylna historyjka 23 o Wdówce, któr¹ niespodziewanie szturmem zdobywa nie poci¹gaj¹cy niedwiedziowaty s¹siad, sta³a siê na scenie uroczym obrazkiem w interpretacji, która nic nie popsu³a z klimatu Czechowa. Danuta Szafarska ziemiankê Popow¹ ukaza³a jako czaruj¹c¹ filigranow¹ kobietkê (jak¿e Szafarskiej do twarzy w fin de sieciowych strojach), której wdziêki podbiæ mog¹ nie tylko gburowatego awanturnika, ale najbardziej wytrwa³ego Don Juana. Iloæ rodków artystycznych, jakimi rozporz¹dza Szafarska by³a niezliczona, a ka¿dy wypróbowany znakomicie. P³aka³a, rozpacza³a, z³oci³a siê, mia³a wszystko jednakowo uroczo i uwodzicielsko. Umia³a przy tym zachowaæ wietnie styl dziewiêtnastowiecznej epoki, Re¿yser obsadzi³ bardzo trafnie w g³ównych rolach krotochwili Danutê Szafarsk¹ i Andrzeja Szalewskiego, którzy ju¿ samym kontrastem wzrostu postaci musieli wywo³aæ umiech na ustach widzów. Danuta Szafarska zagra³a sw¹ rolê bardzo po czechowowsku, delikatnie i z wdziêkiem, nie zapominaj¹c wcale o pointach. Ostatni¹ kwestiê sztuki powiedzia³a wrêcz znakomicie, Maria Wieczór trzech króli Williama Szekspira: Króluje w tej kompanii Danuta Szaflarska, operuj¹c wie¿ymi, mia³ymi pe³nymi prostoty i naturalnoci rodkami wyrazu, zara¿a widowniê szczerym miechem, urzeka zwinnymi ruchami, lekkoci¹, wdziêkiem, poczuciem humoru, Lizzie Ladacznicami z zasadami Jeana Paula Sartre`a, tytu³owa Barbara Radziwi³³ówna Alojzego Feliñskiego: Jaka¿ jest ta Barbara Feliñskiego? Witana niegdy z entuzjazmem jako tragedyja narodowa, dzi w czytaniu, wydaje siê nam nudna jak flaki z olejem. Inaczej w teatrze. Widzia³em j¹ po raz pierwszy w³anie teraz, w piêknej Pomarañczarni,na dodatkowej scenie Teatru Narodowego w znakomitej scenografii Andrzeja Stopki i równie wietnej re¿yserii Kazimierza Dejmka. I jak¿e tu nie wierzyæ w cuda, kiedy owa bezbarwna Barbara, o¿ywiona magi¹ teatru, staje siê interesuj¹ca, sympatyczna, pobudzaj¹ca wyobraniê, jaka odkrywcza nawet. I to nic, ¿e koturnowoæ, ¿e gest hieratyczny, ¿e nacisk po³o¿ono nie na grê aktorów, lecz w³anie na deklamacjê. To¿ to w³anie nadaje przedstawieniu lepiej tu mo¿e powiedzieæ: prezentacji odrêbny klimat, jakiego ju¿ w pe³nym udziwnieñ wspó³czesnym teatrze zazwyczaj nie wyczuwa, klimat pe³en powagi przez zaznaczenie i s³owa i pauz. Milczenie bowiem spe³nia w tej prezentacji rolê wa¿n¹, sam za teatr nie zbli¿a do ¿ycia, ale siê odeñ oddala, pozwalaj¹c nam patrzeæ na ukazane zdarzenia z perspektywy. Dla ambitnych aktorek postaæ tytu³owa w sztuce Feliñskiego by³a niegdy rol¹ wymarzon¹. Byæ Barbar¹ znaczy³o to wznieæ siê w hierarchii, w zimne, mierzone rytmem s³owa przelewaæ ciep³o ledwie tu widocznych wzruszeñ, s³owem by³ to egzamin, któremu siê poddawa³ talent i sztuka aktorska. Helena Modrzejewska wyznaje w swych pamiêtnikach, ¿e dopiero po przedstawieniu Barbary jej kierunek sceniczny zosta³ definitywnie ustalony. W warszawskiej prezentacji Barbar¹ by³a Danuta Szaflarska. Ju¿ pierwsze pojawienie siê jej na 24 scenie da³o przedsmak tych wzruszeñ, jakie mia³y nam towarzyszyæ do koñca sztuki (...) Spokojny trzynastozg³oskowiec nabiera ciep³a, g³os tchnie liryzmem, wzniesiona i zastyg³a w ruchu rêk¹ przeobra¿a aktorkê w rzebê. I jak¿e czysto, jak piêknie brzmi¹ w jej ustach muzyczne frazy wiersza. Oto uosobienie niewinnoci, ufnej mi³oci, dobroci. Tak chcia³ autor. O pracy nad rol¹ Barbary opowiada³a: Kazimierz Dejmek chcia³ wystawiæ Barbarê Radziwi³³ównê w konwencji scenicznej obowi¹zuj¹cej na pocz¹tku XIX wieku, kiedy odby³a siê prapremiera tragedii Feliñskiego. Stalimy ze Stanis³awem Zaczykiem (Zygmunt August) po obu stronach sceny i zwróceni twarz¹ do widowni mówilimy do siebie o naszej mi³oci. Nie dawa³am sobie rady z jednym trudnym monologiem. Próbowa³am na ró¿ne sposoby i prosi³am Dejmka o pomoc. Za ka¿dym razem s³ysza³am: Nie wiem. Aktor Dejmka sam proponowa³ rozwi¹zanie, które re¿yser akceptowa³ b¹d odrzuca³. W pewnym momencie Dejmek zapyta³ mnie: Czy zna pani O³tarz Mariacki Wita Stwosza?, Znam. Czy pamiêta pani, jak Matka Boska trzyma rêce?, Pamiêtam. To proszê tak graæ ten monolog. Póniej by³a ¯anet¹ Dylsk¹ w Wilkach w nocy Tadeusza Rittnera, Ad¹ w Lekkomylnej siostrze W³odzimierza Perzyñskiego, Dorot¹ w Grubych rybach Micha³a Ba³uckiego: Danuta Szaflarska, wszechutalentowana nasza ulubienica, objê³a rolê babuni. Wiedzielimy, ¿e ma du¿o scenicznego dowcipu; pamiêtamy jej wietne repliki z Lekkomylnej siostry czy Wilków w nocy. Ale obecnie stan¹³ przed aktork¹ problem nowy. Prawda, ¿e (jak zauwa¿y³ Holoubek) m³odemu ³atwiej zagraæ staruszka, ni¿ cz³owieka w sile wieku. Ale Szafarska jako pani Dorota Ciaputkiewiczowa osi¹ga sukces finezji. Nie wypada z roli, gra postaæ Ba³uckiego: jest drobn¹ i ruchliw¹, chichoc¹c¹ i pe³n¹ ciep³¹, babuni¹. Ani nie nagrywa, ani nie parodiuje, nie imituje i nie demonstruje warsztatu; raczej konstruuje i szkicuje jak rysownik, I znów, jak dawniej, Ba³ucki odnosi sukces dziêki aktorom. Re¿yser, Marian Wyrzykowski, potraktowa³ rzecz ¿artobliwie, lecz bez karykatury, pozostawiaj¹c nerwowi komicznemu odtwórców swobodê inwencji. Wynika z tego zabawa doprawdy wyborna. Du¿o miechu z niczego na pewno, ale taki pogodny miech bez ¿ó³ci nieczêsto nam siê trafia (...) na czo³o wysunê³a siê para uroczych staruszków, pañstwa Ciaputkiewiczów. Danuta Szaflarska stworzy³a sw¹ babciê tak dowcipnym doborem ruchu, gestu, mimiki, ¿e po raz dostawa³a brawa przy otwartej kurtynie. Bardzo lubi³am wystêpowaæ w Grubych rybach wspomina³a z powodu cudownego partnera Kazimierza Opaliñskiego. Mia³am czterdzieci dziewiêæ lat i zosta³am zaanga¿owana do roli Babci. By³am zachwycona tym pomys³em , ale owiadczy³am dyrektorowi Dejmkowi, ¿e nie bêdê udawa³a w tej roli staruszki. W czasie, w którym toczy siê akcja komedii Ba³uckiego, kobiety wychodzi³y za m¹¿ w bardzo m³odym wieku i wczenie zostawa³y babciami. styczeñ - wrzesieñ 2009 I jeszcze by³a Szarlott¹ w Winiowym sadzie Antoniego Czechowa. Pisano o niej wówczas, ¿e gra³a zazwyczaj kobiety z krwi i koci, pe³ne ¿ycia, energii, emanuj¹ce kobiecoci¹. Znakomicie czu³a siê zarówno w kostiumie z epoki, jak i w rolach wspó³czesnych. Bardzo przejmuj¹co potrafi³a zagraæ role dramatyczne czy wrêcz tragiczne, takie jak walcz¹ca o swoje szczêcie ¯aneta Dylska w Wilkach w nocy Rittnera czy zdeterminowana Ruth w Niemcach Kruczkowskiego. Teatr nie do koñca wykorzysta³ jej dramatyczne emploi. Przez wiele lat nie zaoferowano jej roli, w której mog³aby zaprezentowaæ ca³¹ skalê swojego aktorstwa. Od 1966 r. do przejcia na emeryturê w 1985 r. by³a aktork¹ Teatru Dramatycznego m.st. Warszawy (m.in. Kostanecka Pami¹tkowa fotografia Jerzego Jurandota, Ja-Napoleon Joanny Olczak-Ronikier, Babcia Lorelei Noc cudów Konstantego Ildefonsa Ga³czyñskiego, Clea Czarna komedia Petera Shaffera, Podstolina Zemsta Aleksandra Fredry, A³³a S³oñ Aleksandra Kopkowa, Ciumkiewiczowa U mety Karola Huberta Roztworowskiego, Pani Krystyna Remont Andrzeja i Janusza Kondratiuków, Marcelina Wesele Figara Pierre`a Beaumarchaisa, Irena Dziewczynki Ireneusza Iredyñskiego). Gra³a gocinnie Magdalenê w Prawie mê¿a Guya Maupassanta (Teatr Ateneum w Warszawie, 1958), Katarzynê w Poskromieniu z³onicy Williama Szekspira (Ba³tycki Teatr Dramatyczny im. J. S³owackiego w Koszalinie, 1961 nagroda za rolê Katarzyny na I Kaliskich Spotkaniach Teatralnych), Evalin Dally w Dzi jest wiêto narodowe i Pani Dally ma kochanka Williama Hanleya (Teatr Polski w Szczecinie, 1966) i Betty w Czaruj¹cym ³ajdaku Pierre`a Chesnota (Teatr Kwadrat w Warszawie, 1985). Mimo emerytury Danuta Szaflarska jest jedn¹ z najbardziej czynnych zawodowo aktorek swojego pokolenia. Ci¹gle wspó³pracuje ze scenami Warszawy: Teatrem Kwadrat (Delia Farsa na trzy sypialnie Alan Ayckbourn, 1988), Teatrem Powszechnym (Starsza kobieta Godzina kota Per Olov Enquist, 1988 :Przemiana bohatera dokonuje siê za spraw¹ rozmowy z star¹ kobiet¹. W tej roli doskona³a Danuta Szafarska. Oszczêdna i wyrazista zarazem gra aktorki, niewiele ruchu, gestu, a ka¿dy znacz¹cy. Artystka pozwoli³a wyposa¿yæ gran¹ przez siebie postaæ w szczególny rodzaj spokoju, m¹droci, ³agodnoci, wszystkiego tego, co budzi zaufanie do cz³owieka i sprawia, ¿e oto chcemy siê otworzyæ do koñca i wyrzuciæ z siebie wszystko, co nagromadzi³o siê w nas od lat), Teatrem Komedia (Agata Zamek w Szwecji Francis Sagan, 1989), Teatrem Scena Prezentacje (Florance Billy k³amca Willis Hall i Keith Waterhouse, 1995: Same komplementy dla Danuty Szaflarskiej. Jako¿ tyle¿ nieznona, co pe³na uroku Babcia, pokaza³a, ¿e jest w wietnej zarówno aktorskiej, jak i fizycznej formie, Re¿yserowi uda³o siê, jak zwykle, ci¹gn¹æ na scenê w zak³adach Norblina styczeñ - wrzesieñ 2009 gwiazdê. Tym razem Danutê Szafarsk¹. Aktorka jest w znakomitej formie, a kreowana przez ni¹ Florynce pe³na wdziêku i ciep³a. Ta starsza pani zwraca siê do najbli¿szych w staromodnej formie: niech ubierze w³asn¹ osobê)., Teatrem Rozmaitoci (Babcia Uroczystoæ (Festen) Vinterberg Thomas i Mogens Rukov, 2001), Teatrem Studio (Profesor Ashford Dowcip Margaret Edson, 2002), Teatrem Nowym Praga Warszawa (Fioletowa krowa, 2005: Graj¹ca g³ówn¹ rolê Danuta Szaflarska w olbrzymim ekranowym zbli¿eniu rozmawia³a sama z sob¹, choæ o wiele mniejsz¹, siedz¹c¹ w fotelu na ¿ywym planie sceny. Jej osobisty urok i niewyczerpana fantazja promieniowa³y z ka¿dego z równie powci¹gliwie, co znacz¹co wypowiedzianych s³ów i uczynionych gestów, Mistrzyni¹ ceremonii jest Danuta Szafarska, która z dziewczêc¹ niemal figlarnoci¹, a zarazem m¹droci¹ kogo, kto bardzo wiele prze¿y³, bawi siê pociesznymi wierszykami, odnajduj¹c w nich tajemne sensy i pó³tony. To ona podrzuca nastrój, koryguje odbiór, kieruje reakcj¹ widowni), Teatrem Wspó³czesnym (Anastazja Batiuszkowa Mi³oæ na Krymie S³awomir Mro¿ek, 1994: Stra¿niczk¹ pieczêci i narodowej to¿samoci jest zawsze znakomita, czasem rozbrykana jak dziecko Danuta Szaflarska, Niania, wietnie zagrana przez Danutê Szafarsk¹, to osoba, która w ka¿dej epoce historii zdolna jest zachowaæ zdolnoæ rozró¿niania dobra od z³a, rewelacyjna Babcia Eugenia Tango S³awomir Mro¿ek, 1997: Najcudowniejsza babcia polskiego teatru, do zakochania. Ciep³a i m¹dra, bystra i wzruszaj¹ca (bez czu³ostkowoci) czy to w telewizyjnej Podró¿y do Wenecji w re¿yserii Janusza Majewskiego, czy to w Tangu we Wspó³czesnym. Teatr mo¿e krzepiæ nie tylko poprzez treci granych sztuk i wywo³ane przez nie wzruszenia. Tak¿e bezporednio: na przyk³ad poprzez emanuj¹c¹ przez rampê dojrza³¹ pogodê ducha. Uwierzytelnion¹ rzecz jasna tej klasy mistrzowsk¹ gr¹. Prosimy jeszcze, Matka Bambini di Praga Bohumil Hrabal, 2001; Ciocia Transfer Maksym Kuroczkin, 2005 : Obecnoæ w trzewiach Hadesu Cioci Fotografa genialny epizod Danuty Szafarskiej postaci promieniuj¹cej dobroci¹ i serdecznoci¹, prowokowa³a do pytañ o sens ostatecznej decyzji, Poczciwa, spontaniczna i zwyk³a staruszka (pe³na ciep³a Danuta Szaflarska) jest przybyszem z innej planety, Galeriê potwornoci zamykaj¹ dziewczynka z piek³a rodem i dobrotliwa staruszka upiorek ( Danuta Szaflarska ). A¿ wstyd pomyleæ z jakim zachwytem ogl¹da siê te kanalie; Genera³owa Wasza Ekscelencja Fiodor Dostojewski, 2006), Teatrem Ateneum (Pani Flola Tak jest, jak siê pañstwu zdaje Luigi Pirandello, 1993; Babcia Odejcie Vaclav Havel, 2008 ) i Teatrem Narodowym (Babka Daily Soup Amanita Muskaria 2007): Cudown¹, wzruszaj¹c¹ postaæ stworzy³a dawno nie ogl¹dana na scenie Danuta Szafarska. Ile¿ ciep³a, bezradnoci, a jednoczenie kokieterii jest w tej postaci (...).Ile¿ poezji jest w tej roli i tak wiele interpretacyjnej 25 g³êbi. Wielka rola wielkiej artystki, Prawdziwym wiêtem sta³ siê udzia³ w przedstawieniu Danuty Szaflarskiej, która t¹ rola powraca na scenê swojego teatru, zachwycaj¹co portretuj¹c Babciê, jej bezradnoæ, jej kokieteriê (tak!), nad¹sanie, zdziecinnienie, ale i urok. Snute przez Babciê wspomnienia w interpretacji Szaflarskiej nabieraj¹ g³êbi, s¹ mozolnym sondowaniem pamiêci, a piewane piosenki lwowskie tworz¹ klimat narracji, s¹ jej poetyckim rezonatorem, Pikanterii i swoistego uroku dodaje spektaklowi postaæ Babki (Danuta Szafarska) zdecydowanie najlepsza z ról. To ona jest z ca³ej rodziny najbardziej pocieszna. Bawi lwowskimi piosenkami, cukrzyc¹, swoistym zdziecinnieniem, zaskakuje delikatnym antyklerykalizmem, Danuta Szaflarska (znaczek mistrzostwo) Maciej Englert sfilmowa³ j¹ na warszawskiej ulicy, czyni¹c z niemego zdjêcia jej twarzy klamrê swoich telewizyjnych Rozmów z Katem. Kto wie jednak, czy nie zrobi³ wiêcej: czy nie uczyni³ z wizerunku jej skromnej, m¹drej twarzy ikony tego, co w przesz³oci najlepsze: m¹droci, wiernoci, ofiarnoci. Gdyby tak utrwali³a siê w wiadomoci spo³ecznej, by³oby to piêkne. A ¿e nie tylko na pomniki siê nadaje, wiadczy rola w Daily Soup Amanity Muskari w Narodowym. Rola babci niby ¿yj¹cej w wiecie wspomnieñ, ale kontaktuj¹cej jak trzeba: koronkowo misterna, delikatna, a i drwi¹co przewrotna chwilami. Dwiecie lat, i Nini ¯ar Christophera Hamptona, 2007. Przed premier¹ powiedzia³a: ¯ar to bardzo interesuj¹ca sztuka i tak jak inne utwory Hamptona daje du¿o satysfakcji aktorom. Mam nadziejê, ¿e równie¿ widzom. To w³aciwie spektakl rozpisany na dwie role, ja mam w nim udzia³ niemal symboliczny. Bardzo siê cieszê, ze spotkania zarówno z Ignacym Gogolewskim, z którym wystêpowa³am niegdy w Narodowym, jak i ze Zbigniewem Zapasiewiczem, z którym gra³am wiele lat na scenie Teatru Wspó³czesnego i Dramatycznego. O jej Nini pisano: Jasnym punktem tej opowieci jest Nini, niania Henryka i jego powierniczka Danuta Szaflarska zrobi³a z tej niewielkiej roli prawdziwy majstersztyk. Jej Nini ma w sobie pogodê ducha. Z trosk¹ i zrozumieniem podchodzi do ludzi. Nigdy nie stara siê ich os¹dzaæ, Ale i tak nie mogê wyrzuciæ spod powiek obrazu dziewiêædziesiêcioletniej Nini (Danuta Szaflarska), dystyngowanej piastunki goryczy. Pamiêtam, jak wchodzi do pokoju, jak dotkliwie stoi obok starego genera³a. W innym, lepszym spektaklu (...) jej postaæ mia³aby zarówno cechy akuszerki, jak i anio³a mierci, Danuta Szafarska delikatnym, czu³ym gestem po³o¿enia rêki na g³owie pogr¹¿onego w dojmuj¹cej pustce Henryka wyrazi³a wiêcej, ani¿eli mo¿na by to przekazaæ werbalnie. Piêkna, g³êboka scena. Na ekranie debiutowa³a razem z powojennym kinem. Zosta³a pierwsz¹ gwiazd¹ polskiego kina. Odkry³ j¹ w Starym Teatrze re¿yser Leonard Buczkowski i zagra³a g³ówn¹ rolê Halinki w Zakazanych piosenkach (1946), pierwszym powojennym filmie, maj¹c za partnera Jerzego Duszyñskiego. Obraz by³ pe³en humoru sytuacyjnego i prawdziwej okupacyjnej grozy. 26 To w³anie w nim padaj¹ s³owa, które wypowiada ³¹czniczka Halinka na wieæ o mierci narzeczonego: Ja nie p³aczê, ja piewam. I p³aka³a z Halink¹ - Szaflarsk¹ ca³a Polska. Wszystko by³o naprawdê wspomina³a Gralimy siebie, w³asny strach, powtarzalimy realne wydarzenia i odruchy, których jeszcze nie zd¹¿ylimy siê pozbyæ. Wtedy ka¿dy ha³as powodowa³, ¿e przywiera³am do muru, do ciany. Mielimy tê wojnê we krwi. Wystêpowalimy w cywilnych ubraniach, ja w moich z trudem zdobytych sukienkach i czapeczce z antenk¹. Potem ludzie szeptali, ¿e chodzê w kostiumie filmowym, by wszyscy widzieli, ¿e jestem t¹ s³ynn¹ Halink¹. Zagra³a tak, ¿e do dzi ta rola nie tr¹ci manier¹, bo dobrze wiedzia³a kogo gra (...). Jest prawdziwa; mimo lêku chodzi z podniesion¹ g³ow¹ i umiecha siê do swoich nadziei. Ten film przyniós³ jej olbrzymi¹ popularnoæ i s³awê na lata. Wraz z Jerzym Duszyñskim stworzyli pierwsz¹ parê amantów polskiego kina. Po ich nastêpnym wspólnym filmie Skarb(1948) tego samego re¿ysera, Polska by³a zachwycona i wzruszona. Publicznoæ by³a przekonana, ¿e s¹ ma³¿eñstwem. Jednak krytycy ju¿ na socjalistyczn¹ nutê byli mniej zachwyceni: Szaflarska wygl¹da jak wamp z Hollywoodu, a Duszyñski podrabia Garry`ego Coopera. Có¿ to za klasa robotnicza z takim wygl¹dem i manierami! I to by³ koniec ich wielkiej kariery filmowej. Ich aparycja nie pasowa³a do siermiê¿nej rzeczywistoci lat 50. Po roli Podstoliny w ekranizacji fredrowskiej Zemsty Antoniego Bohdziewicza (1956), która zosta³a okrzykniêta jako wzorcowa, gra³a przewa¿nie niewielkie, epizodyczne postacie. Dopiero koniec lat siedemdziesi¹tych przyniós³ jej ciekawsze propozycje filmowe: Misiewiczowej w telewizyjnej wersji Lalki Ryszarda Bera (1977), Babci Misi w Dolinie Issy Tadeusza Konwickiego (1982), Ciotki Wiktorii w Przedwioniu Filipa Bajona (2001). Kolejne lata przynosz¹ znakomite role Doktorowej Po¿egnanie z Mari¹ Filipa Zylbera (1993) nagroda jury za drugoplanow¹ rolê ¿eñsk¹ na 16. FPFF w Gdyni, Siostry Feliksy w Faustynie Jerzego £ukaszewicza (1994) , wstrz¹saj¹c¹ rola Matki w telewizyjnym ¯ó³tym szaliku Janusza Morgensterna (2000) w filmie telewizyjnym z cyklu wiêta polskie. Maciej Maniewski pisa³ na ³amach Filmu w 1987r.: Szaflarska nie ograniczy³a siê do ukazywania mi³ych i doæ typowych sylwetek. W ostatnich rolach operuje pewnym kontrastem, który dynamizuje tworzone przez ni¹ postacie. Ów kontrast istnieje pomiêdzy pozorn¹ banalnoci¹, przeciêtnoci¹, typowoci¹ a odkrywana w miarê rozwoju postaci, wielorakoci¹ doznañ wewnêtrznych. Zmusza do zrewidowania zbyt pochopnego s¹du o nich, gdy¿ w efekcie okazuj¹ siê jak najdalsze od przeciêtnoci. Natomiast Henryka Malicka zauwa¿a: Kobiety po przejciach, grane dzi przez Danutê Szafarsk¹, to nie s¹ staruszki spod sztancy, ale jedn¹ cechê maj¹ wspóln¹: to jest owo szczególne spojrzenie, które przykuwa uwagê widza. Wystarczy porównaæ wspó³czesne zdjêcia aktorki z jej fotografiami styczeñ - wrzesieñ 2009 sprzed szeædziesiêciu lat.Wielkie kreacje stworzy³a w trzech filmach Doroty Kêdzierzawskiej: Wiedmy w Diab³y, diab³y (1991) nagroda za drugoplanow¹ rolê ¿eñsk¹ na XVI FPFF w Gdyni, Jêdzy w Nic (1998) i Anieli w Pora umieraæ (2007), która przynios³a jej nagrodê g³ówn¹ za rolê kobiec¹ na 32. FPFF w Gdyni, Polsk¹ Nagrodê Filmow¹ Z³otego Or³a 2008 w kategorii najlepsza rola kobieca, nagrodê aktorsk¹ na 15. OFSF Prowincjonalia 2008 i Z³ot¹ Kaczkê w kategorii najlepsza rola kobieca w sezonie 2007/ 2008: Przed nami wewnêtrzny, fascynuj¹cy wiat sêdziwej pani Anieli, która ¿yje samotnie w zrujnowanej drewnianej willi pisa³a Anita Piotrowska w Tygodniku Powszechnym Kêdzierzawska, z udzia³em 92letniej Danuty Szafarskiej, wielka kreacja aktorki, stworzy³a intymny portret piêknej staroci. Momentami gorzki, to znów pe³en przekornej, filuternej niezgody na wiat. Zdzis³aw Pietrasik w Polityce recenzuje: G³ówn¹ rolê zagra³a rewelacyjnie Danuta Szafarska, szeædziesi¹t lat po swym debiucie w Zakazanych piosenkach. Kreowana przez ni¹ pani Aniela jest ma³a, drobna i opuszczona, ale bynajmniej nie bezradna. Mo¿e to nie jest kraj dla starych ludzi, mog³aby powiedzieæ za Coenami, lecz to jest problem kraju, nie mój. Pani Aniela stawia bowiem wiatu warunki i nie chce iæ na ¿adne ustêpstwa. Tak¿e wobec swych najbli¿szych, czyli syna, raczej rednio lotnego, choæ pazernego, i ulepionej z tej samej gliny wnuczki. Ostatecznie i tak postawi na swoim, równie¿ w sprawie przysz³oci starego domu (...). Szaflarska zagra³a staruszkê pe³n¹ godnoci, zbuntowan¹ i niepoddaj¹c¹ siê tyranii najbli¿szych, wyznaj¹cych ju¿ nieco inne wartoci. Co jest zaprzeczeniem potocznego obrazu babci zdegradowanej, utyskuj¹cej i ubezw³asnowolnionej, pe³ni¹cej w pokorze przypisan¹ jej przez tradycjê i wygodê rodziny rolê. Pora umieraæ wbrew sugestywnemu tytu³owi, to jest film o ¿yciu. Danuta Szaflarska wystêpuje te¿ z powodzeniem w ¯arze wed³ug Christophera Hamptona, granym w ma³ej salce Teatru Narodowego, gdzie partneruje Zbigniewowi Zapasiewiczowi i Ignacemu Gogolewskiemu. Razem tworz¹ wspania³e trio. Spektakl, na który trudno dostaæ bilety, powsta³ bez w¹tpienia z myl¹ o starszych widzach. Co mo¿e znaczyæ, ¿e tak¿e teatr dostrzeg³ wreszcie te kategoriê wiekow¹, raczej nieskor¹ do zachwytów nad dokonaniami dramaturgów zaliczanych do nurtu brutalistów. W swoim dorobku artystycznym ma udzia³ w ponad 45 premierach Teatru Telewizji, które przynios³y jej Wielk¹ Nagrodê za ca³okszta³t twórczoæ na 7. Festiwalu Polskiego Radia i Telewizji Polskiej Sopot 2007 (m.in. Klotylda Pary¿anka Henri Becque, Zuza Pan Topaz Marcel Pagnol, Julia i Panna Maria Pierwsza lepsza oraz Orgonowa Damy i huzary Aleksander Fredro, Luna Klub k³amców Michel de Ghelderode, Olga Kartoteka i Matka Grupa Laokoona Tadeusz Ró¿ewicz, Dorota Takie czasy Jerzy Jurandot, Laura Tristan 1946 Maria Kuncewiczowa, Hortensja Archipelag Lenoir Armand Salacrou, Marta Spadek na ¿yczenie, Pani Pontagnac Dudek styczeñ - wrzesieñ 2009 Georges Feydeau, Robert Bruttem, Julia Hedda Gabler Henryk Ibsen, Rozalia Filomena Marturano Edurado De Filippo, Edith Podró¿ do Wenecji Vik Borg, Oinone Dla Fedry Per Oloc Enquist, Luda Mizerykordia Jerzy Niemczuk, Delia Tañczy³em Edwin O`Connor, Miriam Shapiro Karol Sidon, Staruszka Druga matka Hanna Krall, Maria Dziesiêæ piêter Cezary Harasymowicz, Matka Courage mojej matki Georg Tabori). Danuta Szaflarska jest ci¹gle obecna w polskim teatrze i filmie. Lubi podejmowaæ nowe wyzwania i ryzyko. Nie waha siê przyj¹æ ról w kontrowersyjnych realizacjach, zw³aszcza m³odych twórców:-Mnie bardzo interesuj¹ m³odzi re¿yserzy, bo dziêki nim dzieje siê co nowego, co wie¿ego. Cieszê siê, ¿e mogê w tym uczestniczyæ, bo to dowodzi, ¿e jeszcze tak bardzo siê nie zestarza³am. Z radoci¹ przyjê³am te¿ udzia³ w spektaklu Uroczystoæ (Festen) Grzegorza Jarzyny, re¿ysera, który sw¹ wyobrani¹ porywa aktorów. Oczywicie nie znaczy to, ¿e deprecjonujê prace uznanych mistrzów. Lubiê pracowaæ z ludmi, którzy bez wzglêdu na wiek odznaczaj¹ siê talentem, pasja i kochaj¹ aktorów. Jest laureatk¹ wielu presti¿owych nagród m.in. Z³oty Wawrzyn Grzyma³y (1993), Z³ota ¯aba nagroda specjalna za wyj¹tkowy wk³ad w rozwój sztuki aktorskiej na 12. Festiwalu Camerimage w £odzi (2004) i specjalna nagroda miesiêcznika Teatr za ca³okszta³t twórczoci artystycznej (2007). W czerwcu 2007 otrzyma³a Z³oty Medal Gloria Artis. Obecny na uroczystoci W³adys³aw Bartoszewski powiedzia³: W mojej osobie ma pani kawa³ek pokolenia AKowskiego, wszystkiego tego, co by³o nam bliskiei drogie w latach m³odoci. Mia³em szczêcie zobaczyæ pani¹ w Krakowie, tu¿ po wojnie, w Starym Teatrze i od tej pory zakocha³em siê w pani wirtualnie. Jej rola Babki w Daily Shop Amanity Muskarii w Teatrze Narodowym zosta³a nagrodzona Feliksem Warszawskim (2007) i Nagrod¹ im. Cypriana Kamila Norwida w kategorii teatr (2008). Obecnoæ aktorki we wspó³czesnym teatrze ma szczególny wymiar, zw³aszcza dla najm³odszego pokolenia twórców. Ma³gorzata Bogajewska, re¿yseruj¹c Daily Soup w Teatrze Narodowym, powiedzia³a: Pani Szaflarska jest pomostem, który skraca czas. Opowiada o starej profesorce z PIST-u Irenie Solskiej, która bawi³a siê razem z m³odym Wyspiañskim. Nagle pomnikowa postaæ staje siê dla ciebie ¿ywym cz³owiekiem. Szaflarska obna¿a te¿ mity i wyobra¿enia na temat osób, które wykreowa³a ówczesna teatralna moda. One ju¿ dawno nie ¿yj¹, a my znamy je tylko z encyklopedii. Uczestnictwo w jej opowieciach jest ogromn¹ wartoci¹ tej pracy i tego spotkania. Natomiast Dorota Kêdzierzawska, u której zagra³a w trzech filmach, wspomina: Danuta Szaflarska ma si³ê cz³owieka pogodnego, w ka¿dej sytuacji jasna strona bierze górê nad ciemn¹ i prowadzi j¹ do nastêpnego piêknego dnia. O takiej niezwyk³ej postaci pisa³am scenariusz. I dla takiej niezwyk³ej aktorki. I jeszcze 27 Edward Wojtaszek, re¿yser Fioletowej krowy opowiada³: Pani Danusia jest nasz¹ jak mówi¹ na ni¹ aktorzy pani¹ profesor. Czerpiemy z jej dowiadczeñ, wiedzy, intuicji. Z podziwem patrzê na jej niesamowit¹ gotowoæ, a tak¿e umiejêtnoæ przetrzymywania wszelkich niewygodnych sytuacji, które w takiej pracy zawsze siê zdarzaj¹. Bo czasem twórczo siê spieramy. Praca z pani¹ Danusi¹ to jedna z przygód mojego ¿ycia. Zawsze kiedy mo¿emy zmierzyæ siê z kim, kto jest legend¹, czujemy dreszczyk emocji. Artur Reinhart, autor zdjêæ do Pora umieraæ powiedzia³: Kamera w zasadzie nie porusza siê, ca³y ciê¿ar historii spoczywa na aktorce. rodki plastyczne s¹ zredukowane, obraz jest czarno-bia³y, tak jak czarno-bia³y jest wiat wartoci Danuty Szaflarskiej, z wyran¹ lini¹ podzia³u dobrem a z³em. W pojêciu dawnej wietnoci mieci siê warsztat, ale i szczególna klasa ludzka, system wartoci. A nowoczesnoæ? Znamienne, ¿e Szaflarska nigdy nie reprezentowa³a swym aktorstwem tradycji, przeciw której kolejne pokolenia mog³y siê buntowaæ, lecz w³anie nowoczesnoæ. Mo¿e z powodu pracy w filmie, który nieustannie wymaga od aktora wspó³czesnych rodków. Albo z daru obserwacji ludzi i zdarzeñ, z wrodzonej ciekawoci wiata po³¹czonej z radoci¹ ¿ycia. Jan Englert, aktor i dyrektor artystyczny Teatru Narodowego, powiedzia³ w jednym z wywiadów: mimo wietnych ról, nie stawiano jej przez lata w panteonie wybitnego aktorstwa, a nies³usznie. Mo¿e dlatego, ¿e organicznie, na³ogowo oddana teatrowi i jego ludziom, nie potrafi³a jednak wywalczaæ ról, pchaæ siê przed szereg, zabiegaæ, podlizywaæ siê. Przy ca³ym swym uporze, odwadze i twardym charakterze tego w³anie nauczyæ siê nie chcia³a, Ma wci¹¿ oczy 18-letniej dziewczyny, weso³e, czasem kpi¹ce, szalenie jasne, choæ koloru ciemnego z natury, ale cech¹ pani Danuty, jest w³anie jasnoæ. Jest t¹ jasnoci¹ okopana, zas³oniêta i dlatego tak ma³o siê o niej wie prywatnie. W dodatku to wszystko jest w niej zaraliwe, ta jej aura. S¹ leciwi, zgryliwi i dokuczliwi, i tacy, którzy znajduj¹ porozumienie ze wszystkimi bez ró¿nicy wieku. Wspomina³ równie¿, ¿e Danusia Szaflarska odpowiadaj¹c na pytanie czemu zawdziêcza fantastyczn¹ karierê w ostatnich latach, odpowiedzia³a krótko: bo moi koledzy powymierali. Swojej prywatnoci broni zdecydowanie i odpowiada zawsze to samo: Mia³am dwóch mê¿ów, mam dwie córki, dwoje wnuków, jestemy kochaj¹c¹ siê rodzin¹, Powstanie, role. Koniec. Kropka. Reszta to moja sprawa. 9 marca 2008r. ods³oni³a swoj¹ gwiazdê w ³ódzkiej Alei Gwiazd. 26 marca 2009 roku w berliñski Teatrze Schaubuhne odby³a siê prapremiera sztuki Doroty Mas³owskiej Miêdzy nami dobrze jest w re¿yserii Grzegorza Jarzyny (polska premiera 5 kwietnia 2009 r. w TR Warszawa), w której Danuta Szaflarska gra rolê Osowia³ej Staruszki: Najbardziej poruszaj¹ca rola nale¿y jednak w tym przedstawieniu do Danuty Szaflarskiej. Jej Osowia³a Staruszka unieruchomiona 28 w wózku pocz¹tkowo snuje na marginesie swojej opowieci o pierwszym dniu wojny. Szybkie dialogi, którymi przerzucaj¹ siê pozosta³e postaci, wydaj¹ siê j¹ zag³uszaæ. Wbrew okreleniu autorki Danuta Szaflarska nie gra jednak osowia³ej, apatycznej staruszki. Ma w sobie ca³y czas dziewczêc¹ przekorê jest w tym bardzo podobna do wnuczki. Uparcie domaga siê uwagi domowników, zas³aniaj¹c im telewizor. Skarcona przez Halinê odje¿d¿a do swojego braku pokoju, gdzie zastyga przed wywietlan¹ na cianie animacj¹ odbiornika. To ona jest najwa¿niejszym przekanikiem lêku przed wojn¹, powracaj¹cych koszmarów, leku wszczepionego w skórê Haliny i Metalowej Dziewczynki. I do niej nale¿y fina³, kiedy wychodzi scenê (porzucaj¹c wózek), prowadzona przez wnuczkê. Ubrane w identyczne sukienki w ró¿yczki, tak samo uczesane, id¹ dwie kobiety pozornie z dwóch brzegów czasu, w rzeczywistoci bez istnienia. Na cianach zdjêcia wal¹cej siê pod nalotami niemieckimi Warszawy, a Babcia opowiada wnuczce kolejny raz, ze szczegó³ami, historiê, która ustala fina³owy, przewrotny brak ich obu. Oto bowiem wspólnie zagl¹daj¹ przez ogromny wizjer do zrujnowanego mieszkania, gdzie znajduj¹ siê tylko szcz¹tki rodziny. A to nie przypadkiem jakby babci twarz? (...) A jakie nerwy potargane, a jakie spl¹tane... krzyczy coraz g³oniej Metalowa Dziewczynka, jeszcze próbuj¹c zag³uszyæ to nag³e odkrycie w³asnego nieistnienia. Staruszka w milczeniu k³adzie siê na jej kolanach. Ju¿ jej nie ma. Nigdy nie by³o, Jest jeszcze babcia (wielka rola Danuty Szaflarskiej), mo¿e najwa¿niejsza postaæ tej historii. Jeli jej wnuczka zanurzona jest w teraniejszoci, ona stanowi jej awers, bo wci¹¿ ¿yje, jakby wci¹¿ trwa³a wojna. Wci¹¿ biegnie nad Wis³¹ 1 wrzenia 1939 roku, wci¹¿ w uszach ma bombardowanie Warszawy. W delikatnej interpretacji Szafarskiej i wizji Jarzyny stara kobieta jest wcielon¹ pamiêci¹ dawnej Polski, dawnego narodu. Nie pozwala, by przerobiæ j¹ na kolejne has³a z gazetki Tesco. Powraca ze swym mantrycznym starczym s³owotokiem., Na innych falach trudnego do zdefiniowania liryzmu, walcz¹cego ze starczym otêpieniem, buduje swoj¹ kolejn¹ wielk¹ rolê Danuta Szaflarska., miech widowni, który rozbrzmiewa niemal przez ca³e przedstawienie, ucicha raptem w finale. Pojawiaj¹ siê ju¿ tylko dwie: Metalowa Dziewczynka i Babcia, w identycznych sukienkach. Babcia w ciszy opowiada o pierwszym huku niemieckich samolotów nad Warszaw¹, na ekranach wal¹ siê domy. Nagle niewysoka, krucha, ale bardzo mocno istniej¹ca na scenie Danuta Szaflarska k³adzie siê na kolanach wnuczki. Znika, staje siê w³asn¹ nieobecnoci¹. Zasypan¹ pod gruzami nieistniej¹c¹ dziewczynk¹.O tej wspó³pracy opowiada³a w lipcu 2009 r. na ³amach Zwierciad³a: Ostatnio pracowalimy w szaleñczym tempie nad Miêdzy nami dobrze jest Doroty Mas³owskiej w re¿yserii Grzegorza Jarzyny. Jestem szczêliwa, ¿e mogê pracowaæ z Jarzyn¹. W dodatku nad tak nies³ychanie interesuj¹c¹ sztuk¹ (...). Ka¿dy re¿yser ma oczywicie swój styl pracy, niektórzy mêcz¹ siê miesi¹cami. styczeñ - wrzesieñ 2009 Ja im wtedy mówiê, ¿e jestem taka szmiruska, co to lubi szybko pracowaæ. Jarzyna to wybitnie utalentowany re¿yser. Wymagaj¹cy przede wszystkim wobec siebie ale tak¿e niezwykle serdeczny, przyjacielski dla aktorów. Jest w nim co piêknego i czystego. Dlaczego m³odzie¿ tak bije siê o bilety na jego spektakle? Bo ma im co oryginalnego do zaproponowania, jego przedstawienia s¹ dynamiczne, wie¿e. I nie chodzi tu o jakie wydziwianie, czego ja nie znoszê, ale o szczeroæ. W tym samym wywiadzie na pytanie dlaczego tyle pracuje, skoro ju¿ nic nie musi i sk¹d czerpie si³ê, odpowiedzia³a: Jeli skoñczê graæ, to pewnie d³ugo nie po¿yjê. Je¿eli wykonuje siê zawód, który siê kocha, to jest siê szczêliwym. Dla mnie praca to b³ogos³awieñstwo, a nie przekleñstwo(...) Si³ê czerpiê oczywicie z pracy. Dobrze jest mieæ te¿ poczucie humoru, miaæ siê z siebie i swoich s³aboci. Powtarzam, ¿e jestem kurdupel, co mi w niczym nie przeszkadza... 9 marca 2009 r. zosta³a laureatk¹ Polskiej Nagrody Filmowej Orze³ za 2008 r. w kategorii najlepsza drugoplanowa rola kobieca za rolê Babci w filmie Juliusza Machulskiego Ile wa¿y koñ trojañski, w maju zosta³a uhonorowana Nagrod¹ za ca³okszta³t twórczoci na II Festiwalu Filmów Polskich Wis³a w Moskwie, w czerwcu po raz drugi zosta³a laureatk¹ Nagrody im. Cypriana Kamila Norwida w kategorii dzie³o ¿ycia. Natomiast w lipcu miesiêcznik Zwierciad³o przyzna³ Danucie Szaflarskiej Kryszta³owe Zwierciad³o- za niewiarygodne aktorstwo od lat magnetyzuj¹ce m³odych i dojrza³ych widzów; za dawanie przyk³adu jak pracowaæ, piêknie dojrzewaæ i m¹drze ¿yæ; za witalnoæ, poczucie humoru i pogodê ducha. W Tarnobrzegu goci³a dwukrotnie: z Teatrem Kwadrat w Warszawie (Betty Czaruj¹cy ³ajdak P. Chesnot) na X Barbórkowej Dramie Teatralnej 1987r.i z warszawskim Teatrem Komedia (Agata Zamek w Szwecji F. Sagan) XII Barbórkowa Drama Teatralna 1989 r. W tym roku Danuta Szaflarska obchodzi jubileusz 70 lecia pracy artystycznej. zebra³ i opracowa³ Andrzej Wilgosz (wrzesieñ 2009) Serdecznie dziêkujê Panu Micha³owi Smolisowi (Archiwum Artystyczne Teatru Narodowego w Warszawie) za udostêpnienie recenzji i niepublikowanych rozmów z Pani¹ Danut¹ Szaflarsk¹.