Bez tytułu1
Transkrypt
Bez tytułu1
Frederick Rossakovsky-Lloyd: Polskę noszę w sercu (wywiad) - 3 maja 2015 Miłosz Kamil Manasterski – ŻYCIE JAK POEZJA: Jesteś laureatem Nagrody Światowego Dnia Poezji UNESCO 2015… Jakie znaczenie ma dla ciebie to wyróżnienie? Frederick Rossakovsky-Lloyd: Kluczowe, a być może nawet przełomowe! Dostałem bowiem nagrodę rzadką, wręczaną za jakość i całokształt mojej pracy twórczej. Otrzymałem ją bezinteresownie, niespodziewanie i prawdziwie. Kiedy się o niej dowiedziałem, przebywałem w Indiach, gdzie przez pół roku wypoczywałem odcięty od cywilizacji. Pogrążony w beztrosce i swoistego rodzaju medytacji, ucieszyłem się tak po prostu – jak dziecko. Po naturalnie powstałej radości pojawił się jednak niepokój. Niepokój? Tak. Mam szczęście być nagradzanym artystą. Nazywam to szczęściem przede wszystkim dlatego, że jestem doceniany, dzięki czemu czuję się spełniony. Poza tym żyję z mojej pracy twórczej, co daje mi prawie niczym nie skrępowaną wolność. Od lat żyję tak jak chcę i gdzie chcę. Jestem kompletnie bezdomny, lub jak kto woli mam wiele mieszkań; w tym roku na przykład pomieszkiwałem na kilku kontynentach. I tak żyć lubię. A obawy? Nagrody wzbudzają zazdrość, graniczącą czasami z nienawiścią. Już dzisiaj jakiś internauta próbował kwestionować jakość nagrody, bo zauważył błąd w dacie na dyplomie, który otrzymałem. Ludzie nigdy nie przestaną mnie zadziwiać . Czy to zbyt duża cena za uznanie? Płaci tylko ten, kto odbiera rzeczy osobiście. Sam wyłączyłem się już ponad rok temu, bo zobaczyłem, że spotyka to każdego i teraz już nie ponoszę żadnych kosztów. Nie czytam tego, co bezimienny tłum ma do powiedzenia na mój temat, zwłaszcza jeśli dotyczy to życia prywatnego. Podróżując ostatnio po Indiach, każdego dnia spotykałem „ducha” Gandhiego w postaci pism, które po sobie zostawił. Przekazał mi niezwykłą naukę: można walczyć, bez użycia siły i w ten sposób również można wygrać! Mówię o tym wszystkim wierząc, że znajdą się osoby, które również skorzystają z jego mądrości. Zbyt wielu artystów upadło pod ciężarem wszechobecnej w internecie nienawiści! Zbyt wielu utalentowanych osób wróciło do szuflad. Nie mogę na to patrzeć! Masz wiele pasji artystycznych – na ile określa Cię słowo “Poeta”, a na ile np. “Malarz”. Wspólną cechą słów jest to, że ograniczają. Zadaniem definicji jest uporządkowanie rzeczy i włożenie ich do poszczególnych szuflad. A ja nie lubię ograniczeń i za każdym razem, gdy ktoś zadaje mi takie pytanie czuję się jak w urzędzie statystycznym, gdzie wszystko musi być określone. Ludzi twórczych jest wiele – w zasadzie jedną z głównych cech człowieka jest kreatywność i idąca za nią twórczość właśnie. Powszechnie wiadomo, że odkąd istniejemy, wyrażamy swoje uczucia i spostrzeżenia za pomocą sztuki. Ja też to robię, bo tak samo jak moi przodkowie jestem człowiekiem – nie sądzę, by jakakolwiek profesja lub wykonywane zajęcie określało mnie dosadniej. Kiedy odkryłeś w sobie potrzebę artystycznej realizacji poprzez słowo? Myślę, że momentem przełomowym był dzień, gdy nauczyłem się mówić. Zacząłem wyrażać swoje emocje w sposób zrozumiały dla innych. A później, wraz z umiejętnością pisania, nauczyłem się je utrwalać. Wiersze pisałem już we wczesnych latach szkolnych – apogeum kreatywności osiągnąłem w wieku dwunastu lat. Tworzyłem wtedy hurtowo. Nie ma sensu zastanawiać się nad wartością literacką ówczesnych wytworów mojej wyobraźni – zniszczyłem wszystko. Dlaczego? W tej chwili nie jestem pewien. Powody, które wtedy mną kierowały, zatarły się w pamięci. Wraz z utworami niszczyłem również swoje zdjęcia, listy, pamiętniki… myślę, że potrzebowałem gruzu do budowy wymarzonego pałacu. Wyemigrowałeś z Polski wiele lat temu. W Wielkiej Brytanii zajmowałeś się jednak animowaniem polskiego życia kulturalnego, szczególnie literackiego… Wyemigrowałem z Polski w połowie lat dziewięćdziesiątych. Byłem młodym, lekkomyślnym, zbuntowanym i żądnym przygód dwudziestolatkiem. Nie liczyłem się z niczym i wszystko stawiałem na jedną kartę. Zamieszkałem w Tuluzie i poznałem wiele niezwykłych ludzi – przeżyłem wtedy wiele miłosnych uniesień, co zaowocowało kilkoma utworami scenicznymi i niezliczonymi wierszami. Wtedy wydałem też pierwszy tomik – Avidité… zaraz po powrocie do Polski. A potem już tylko tęskniłem za wszystkim tym, co znajdowało się poza Polską. I znów wyfrunąłem. I teraz owszem. Zajmuję się promowaniem kultury polskiej poza jej granicami. Wydaję dwa magazyny, organizuję różne imprezy i przede wszystkim współpracuję z wieloma ludźmiinstytucjami, którzy robią więcej niż ja. Dzięki temu poznaję niesamowite jednostki i chyba to jest jeden z głównych powodów, dla których ciągle to robię. Ludzie bywają różni… Oczywiście. Generalnie na drodze stoją wampiry energetyczne, trolle i złodzieje intelektu. Ale jak to bywa w przyrodzie, pośród chwastów wyrastają piękne kwiaty. Tylko to ma znaczenie. Zawody emocjonalne czynią nas mądrzejszymi. Ostatnio pewna amazonka nazywająca się moją przyjaciółką, próbowała mnie okraść, a gdy jej to udaremniłem, rozzłoszczona próbowała mi zrobić krzywdę w inny sposób, między innymi paląc wiele mostów. Więc masz rację – ludzie bywają różni. Jednak zbierając lotosy, nie musimy zanurzać rąk w błocie, choć te szlachetne kwiaty z niego wyrastają. Prowadzisz działalność wydawniczą – jako redaktor serii książek poetyckich i magazynu literackiego… …pracuję, nawet na wakacjach. Ale sprawia mi to przyjemność, więc nie mam z tym problemu. Wydaję E=S2 oraz Białe Kroniki. Zbieram do nich perełki i dbam, żeby znalazły się na półkach organizacji polonijnych na wszystkich kontynentach. Nie jest to wcale proste, bo mamy tak zwany boom wydawniczy i szanujące się organizacje bronią się przed wszelkiego rodzaju grafomanią, po drugie wiele książek wyrzuca się na śmieci. Niedawno w Londynie, na śmietniku znalazłem dzieła Sienkiewicza z XIX wieku – podobno dyrektorka polonijnej biblioteki wyrzuca wszystko, co według niej nie spełnia jej kryteriów. Koniecznie trzeba pozbawić ją stanowiska, dla dobra kultury polskiej. Prowadzisz też portal artystyczny… Już teraz można powiedzieć – prowadziłem i wbrew pozorom jest to dobra informacja. Będąc przeciwnikiem twórczości internetowej, byłem na tyle głupi, że założyłem literacki portal, który przyciągnął wiele osób, które oczywiście zaczęły się między sobą szarpać. W końcu po nieudanej próbie kradzieży mojej własności intelektualnej, portal przestał istnieć. To naprawdę dobra wiadomość, choć głupota kosztowała mnie kilka tysięcy złotych. Dlaczego unicestwienie portalu nazywasz „dobrą wiadomością”? Ponieważ internetowe portale to wylęgarnie wszelakiej, bezwartościowej tandety i epicentrum plagiatu! Polega to na tym, że wszelkiej maści grafomani, upychają swoje rymowanki i – jak to nazywam – „białe zlepianki”, bez umiaru. Następnie twory te wpadają w wir krytykanctwa, co z krytyką literacką nic wspólnego nie ma. Po licznych przeróbkach, często zmieniających sens początkowy, tekst jest akceptowany przez upoważnionych użytkowników. Zabawne, ale i przerażające jest to, że przemielone przez opinię portalową teksty mają podobną „duszę”, co widać w wydawanych za pieniądze składkowe antologiach – wszystkie wiersze wydają się być napisane przez tego samego autora. Miałem nadzieję, że moje miejsce będzie lepsze – niestety było odwrotnie. Od zaplecza zobaczyłem, że mało komu zależało na sztuce. I wtedy doznałem olśnienia. Zrozumiałem, że ludzie tworzą, bo czują się samotni. Nie mając tak zwanego warsztatu i często talentu, wybierają poezję, bo wydaje im się najłatwiejszą formą sztuki. Piszą dla towarzystwa, dopiero po jakimś czasie zaczynają wierzyć, że tworzą poematy. I dopiero tutaj zaczyna się dramat… Nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Czy w innych krajach dzieją się podobne rzeczy? Nie. Na angielskich i amerykańskich portalach artystycznych, rzadko odchodzi się od tematu głównego. I to mi się bardzo podoba. Poza tym, prawie nigdy nie zdarzają się ataki personalne, ludzie odnoszą się do siebie z większym szacunkiem. Czym jest dla Ciebie, artysty-kosmopolity, Europejczyka i podróżnika jest język polski? Moim ojczystym językiem, mostem łączącym mnie z najwcześniejszymi wspomnieniami i kodem, dzięki któremu mogę zrozumieć i wyjawić wszystko, co we mnie siedzi. Poza tym, tylko ten język jest nasączony emocjami, które dorastały wraz ze mną. Mówiąc I love you lub Je t’aime, odczuwam znacznie mniej, niż wymawiając pełne wdzięku, nasączone miłością kocham cię. W języku polskim zawiera się cała polskość i większość mojego jestestwa. Polskę noszę w sercu, jednak nie przywiązuję się do miejsc. Powietrze pachnie podobnie w wielu krajach, a chleb smakuje wyśmienicie także poza krajem mojego urodzenia. Co powiedziałbyś dziecku polskich emigrantów, żeby uczyło się trudnego języka swoich rodziców i dziadków? Mózg dzieci jest na tyle chłonny, że z łatwością może przyswoić wiele języków. Im więcej ich, dziecko będzie znało, tym więcej możliwości się przed nim otworzy. Ludzie powinni znać wiele języków – dlaczego więc dzieci emigrantów nie miałyby władać mową przodków? Żeby odebrać nagrodę przerwałeś podróż po Indiach… I jak się okazało, nie mogło mi się nic lepszego wydarzyć. Na 8-kwietnia wraz moim partnerem wykupiliśmy bilet do Kathmandu – stolicy Nepalu. Podczas trzęsienia ziemi, które wydarzyło się kilka dni temu, bylibyśmy właśnie tam. Nagroda za osiągnięcia literackie nabrała kolejnego znaczenia. Jedno jest pewne – nic nie dzieje się bez przyczyny. Tak czy inaczej, jesienią wracamy do Indii. A może do Nepalu. Z całą pewnością, możemy się tam przydać. Jaka jest Twoja ostatnia książka – wydana jako nagroda Światowego Dnia Poezji 2015? W jaki sposób powstała? Jest czarno-biała, dość cienka, ładnie wydana i lekka, jeśli chodzi o masę. Zawarte są w niej wiersze już wcześniej drukowane, wyselekcjonowane z mojej twórczości jako najlepsze; przetłumaczone na język angielski i wydane w podwójnej wersji językowej. Jak książka powstawała, nie wiem. Nie ja ją składałem i nie ja wydawałem. Poproszono mnie tylko o korektę i sprawdzenie, czy w książce nie ma chochlików. Byłem wtedy w strefie bez internetu, bez komputera – w Himalajach. Tam też, na wysokości od trzech do prawie pięciu tysięcy metrów nad poziomem morza, poprawiałem swoje własne wiersze na ekranie psującego się telefonu komórkowego. Szczerze mówiąc, było to bardzo zabawne. Jakie są Twoje plany? Czy bycie laureatem ŚDP UNESCO pomoże ci spełnić twoje marzenia? Dzięki nagrodzie jaką dostałem z całą pewnością zyskałem kilku wrogów. Niektórzy się już odkryli, wzbogaciłem się więc o wiedzę dotyczącą ukrytych min. To bardzo pomaga. Natomiast same nagrody nigdy niczego nie ułatwiają. Wręcz przeciwnie. Czym więcej wyróżnień, tym większe oczekiwania. Muszę dbać o jakość – ilość ma znacznie mniejsze znaczenie, szczególnie w czasach masowej nadprodukcji. Na swoim koncie mam już kilka nagród. Ostatnia jest najważniejsza. Czy to pomaga spełniać marzenia? Chyba nie, bo moje snują się z dala od pracy, literatury i spotkań – nazwijmy je tutaj – zawodowych. Nie ma dla mnie znaczenia, czy będę twórcą uznanym, czy nie. Szczerze mówiąc, w ogóle o tym nie myślę. Oczywiście cieszę się, gdy ktoś docenia moją pracę, lub gdy widzę sens tego co robię zawodowo – prawdziwe szczęście jednak odnajduję w zupełnie innych rejonach. Dziękuję za rozmowę! Frederick Rossakovsky-Lloyd i Miłosz Kamil Manasterski w Londynie (II Festiwal Poezji Słowiańskiej Londyn 2014) Frederick Rossakovsky-Lloyd – artysta malarz, literat, podróżnik. Współpracuje z kilkunastoma magazynami artystycznymi na terenie całego świata. Jego felietony, eseje i wiersze są drukowane w prasie polskiej, polonijnej, francuskiej, angielskiej, a także w licznych antologiach. Pisze opowiadania i dramaty. Kilka z nich („Sok z ogórków”, „Pani Majewska” i „Spowiedź”) wystawiono na deskach teatrów. Autor dziewięciu tomów wierszy, przetłumaczonych na kilka języków: „Avidité”/”Wychodzę z Szuflady” (1994), „Senne Majaki” (2001), „Historia związku” (2002), „Katamorgana Futura” (2003), Ekshibicjonizm Emocjonalny” (2010), „Wypominki i wspominki” (2011), „Diffido” (2012), Sūnyatā (2013) oraz „Tańczący z czasem” (2015), wydanego jako nagroda główna, Światowego Dnia Poezji UNESCO – 2015. Jest członkiem Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie (Londyn), Stowarzyszenia Autorów Polskich o/Warszawa II, grupy artystycznej KaMPe, a także English Pen. Redaktor naczelny magazynu artystycznego E=S2, oraz rocznika poetyckiego Białe Kroniki. Zajmuje się promowaniem kultury polskiej na świecie. Współpracując z licznymi organizacjami polonijnymi współorganizuje liczne imprezy. Jest jurorem w konkursach poetyckich i malarskich. Prowadzi także działalność wydawniczą. W 2013 roku, nakładem wydawnictwa 2Kings&LUV Publishers, ukazała się Antologia polskiej i polonijnej poezji współczesnej „Niosący Słowa”, rok później tom II, obecnie trwają prace nad kolejnym – III tomem antologii. Jako artysta malarz jest twórcą charakterystycznych postaci bez rysów twarzy, którym krytycy nadali nazwę „The Noughties”, od dekady w której powstały (pierwsze dziesięciolecie XXI wieku). Jak do tej pory, artysta miał 48 wystaw indywidualnych w wielu krajach Europy, jak i poza jej granicami. Artysta wielokrotnie nagradzany. Do najważniejszych wyróżnień należą: – Statuetka im. Stanisława Moniuszki (Centrum Kultury Polskiej – Wilno), – Złoty Anioł (Głos Polskiej Kultury – Birmingham), – Złote Pióro (Bruksela), – Główna Nagroda Światowego Dnia Poezji UNESCO (Warszawa)