Na Szlaku 1 - Klasztor Br. Mn. Kapucynów w Stalowej Woli

Transkrypt

Na Szlaku 1 - Klasztor Br. Mn. Kapucynów w Stalowej Woli
Na Szlaku
Numer 35/2008
Witaj,
szkoło!
Samych sukcesów
w nowym roku
szkolnym
wszystkim
nauczycielom, studentom i uczniom
życzy Redakcja
SPIS TREŚCI
Słowo Proboszcza
4
Rok św. Pawła
5
Boże serce żali się
7
Wspomnienia z wakacji
8
Pielgrzymka do Egiptu
11
Wspomnienie z wakacji
14
Św. brat Albert
16
Wakacje z Bogiem...
18
Chwila z poezja
19
Dla dzieci
20
Błog. Jakub z Ghaziru
22
Zalogowani w Jezusie
23
Kronika wydarzeń
24
Czy katolik...
25
Czyńcie pokutę
29
Piknik
33
Festiwalowe wspomnienia
34
REDAKCJA:
o. Roman Łukaszewski OFM Cap., o.Jacek Kania OFM Cap., o. Tomasz Olejnik OFM Cap., Grażyna Lewandowska (redaktor naczelny),
Maria Michalska, Artur Burak (redaktor techniczny),Barbara Burak(korekta)
ADRES: Klasztor Braci Mniejszych Kapucynów ul. Klasztorna 27 37-450 STALOWA WOLA tel. 015 842 03 24, wew. 21
e-mail: [email protected] strona internetowa: www.stalowawola.kapucyni.pl
Nakład 500 Materiałów niezamówionych redakcja nie zwraca. Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania tekstów i zmiany tytułów.
Na Szlaku
Kochani Parafianie i
Przyjaciele Klasztoru
Czas
urlopowy
i
wakacyjny już dobiegł
końca. Młodzież i
dzieci poszli do szkół,
studenci
jeszcze
trochę odpoczywają.
W dniu pierwszego
września
byłem
obecny na Eucharystii
rozpoczynającej
rok
szkolny w pierwszym
liceum
katolickim
w
Stalowej
Woli.
Modlitewnemu dziękczynieniu przewodniczył J.Eks.
ks. b-p Andrzej Dzięga, który skierował do zebranych
Słowo Boże. Na podstawie Ewangelii dnia ukazał
wielką potrzebę wychowywania młodego pokolenia w
duchu wartości chrześcijańskich oraz patriotycznych.
Ta zachęta Pasterza diecezji jest dla nas wszystkich
wielkim wołaniem, abyśmy nie szczędzili wysiłku
i czasu w kształtowaniu młodych, powierzonych
naszej trosce, nie tylko w ciągu roku szkolnego, ale
zawsze.
Wiele dzieci i młodych nie miało
możliwości wyjazdu na całe wakacje, o nich także nie
zapomnieliśmy. Jestem wdzięczny Stowarzyszeniu
Przyjaciół Klasztoru “Pokój i dobro” w osobie
prezesa Leszka Żydzika oraz władzom Miasta,
za zorganizowanie dla tych dzieci obfitej oferty
tegorocznych półkolonii, które obywały się w naszej
“Stodole”. Setka dzieci w czterech turnusach mogła
dobrze się bawić, m.in. na ściance wspinaczkowej,
przebywając w grocie solnej czy na basenie, zawsze
pod czujnym okiem wychowawczyń.
W powakacyjnym numerze naszej gazetki
znajdziemy kilka wakacyjnych relacji, które dzieci lub
młodzież spędzała wraz z nami, braćmi kapucynami
lub też, wykazując inicjatywę w gospodarowaniu
czasem, realizowała własne pomysły. Znajdziemy tu
też krótką reminiscencję i fotoreportaż z PIKNIKU
2008, wspomnienie z tegorocznego, już 18 Festiwalu
Muzycznego, wraz z galerią zdjęć tegorocznych
artystów, którzy zaszczycili swą obecnością nasz
klasztor.
Okres wakacji to nie tylko wypoczynek,
wykorzystaliśmy ten czas, aby wykonać różnorodne
prace gospodarcze. Na sierpień i wrzesień
zaplanowaliśmy rekonstrukcję figury św. Feliksa
Numer 35/2008
z Cantalice, która stoi na placu kościelnym
od początku fundacji. W celu poprawienia
walorów wizualnych tego zabytku przewidziano
przeprowadzenie konserwacji technicznej i
estetycznej.
Z działań czysto technicznych została
przeprowadzona
próba wykonania
izolacji poziomej
bez rozbierania
Figury, następnie
usunięto czarną,
szkodliwą patynę
i odsolono całą
figurę
wraz
z
kolumną.
Najważniejszym
zabiegiem było
wykonanie dobrej
impregnacji
hydrofobowej
powierzchni
kamienia.
Działania te zostały przeprowadzone w celu
usunięcia wad estetycznych, a więc odczyszczenia
z ciemnych nawarstwień szkodliwej patyny,
usunięcia wszystkich wtórnych uzupełnień
cementowych, potem możliwe było wykonanie
nowych uzupełnień i rekonstrukcji z materiału
nie powodującego dalszego niszczenia kamienia.
Do prac konserwatorskich używane są
najlepsze materiały i sprawdzone technologie.
Z całości wykonanych prac zostanie wykonana
dokumentacja pisemna i fotograficzna. Jesteśmy
wdzięczni jednemu z parafian, który na ten cel
ofiarował 10 tys. zł oraz Marszałkowi Sejmiku
Podkarpackiego, który dofinansował naszą
inwestycję. Dzięki pracy członków Zarządu
Stowarzyszenia oraz p. Stanisławowi Ciskowi,
prace przy naszej figurze posuwają się sprawnie.
Wdzięczność swą wyrażam również firmie
Rocco p. Janusza Rostka, która nieodpłatnie
udostępniła nam rusztowania niezbędne
do wykonywania prac na wysokościach.
Na nadchodzący czas, czas nawiedzenia
naszej diecezji sandomierskiej przez kopię Obrazu
MB Częstochowskiej oraz cały rok szkolny i
czas formacji duchowej, niech wszystkim Wam,
drodzy Czytelnicy, błogosławi dobry Bóg.
Wasz proboszcz
Roman Łukaszewski OFM Cap.
Rok Świętego Pawła - rozmyślania zwykłego człowieka
Na początku wakacji, w uroczystość
świętych Piotra i Pawła, rozpoczął się w Kościele
Rok Świętego Pawła. Listy tego świętego znane są
nam z niedzielnej Liturgii Słowa, bowiem zazwyczaj
drugie czytanie przedstawia fragmenty jego listów
dla rozwijających się lokalnych Kościołów. Znamy
historię jego nawrócenia, wiemy, że początkowo
jako gorliwy faryzeusz zwalczał naukę Jezusa
i
prześladował
Jego
uczniów. Zwrot w jego
życiu dokonał się
na
drodze do Damaszku,
dokąd
jechał
jako
prześladowca chrześcijan,
a powracał jako żarliwy
głosiciel Słowa Bożego
całemu światu. Swoimi
listami, a także podróżami
apostolskimi,
umacniał
uczniów
Chrystusa,
nazwany
został
Apostołem
Narodów.
Wczytując się w
listy św. Pawła, widzimy jak
bardzo przeżywa i żałuje,
że walczył z rozwijającym
się Kościołem. Chcąc
naprawić
wyrządzone
krzywdy, nie żałował
czasu ani sił w posłudze
Kościołowi. Przemierzał
wiele dróg, zdany na
łaskę wiatrów i fal
przeprawiał się przez
Morze Śródziemne, aby
umacniać swoich braci w
wierze. Niepomny na trudy
i prześladowanie cieszył się, że może cierpieć dla
Chrystusa. Starał się zdobywać nowych uczniów, a
czynił to rozważnie i z szacunkiem dla ich kultury
i zwyczajów, czego przykładem jest przemowa do
ateńczyków, którym na widok ołtarza poświęconego
„Nieznanemu Bogu” chciał pokazać, że ten, którego
jeszcze nie znają, jest jedynym prawdziwym Bogiem.
Prowadzony przed sędziów i władców
głosił otwarcie naukę Chrystusa, przedstawiał
Jego jako Głowę Kościoła, uczniów jako całość
Ciała, natomiast siebie jako sługę, który jedynie
pełni wyznaczoną powinność. Jako obywatel
rzymski został wywieziony do Rzymu w celu
osądzenia, co wykorzystał do ewangelizacji
mieszkańców stolicy Imperium. Uwieńczeniem
jego trudu apostolskiego była męczeńska śmierć.
Listy, które umacniały i prowadziły
powstający Kościół, są ważnymi wskazówkami
także dla współczesnego Kościoła. Dotyczą
one wielu problemów,
wyjaśniają
wątpliwości
wiernych,
uczą
postępowania
zgodnego
z nauczaniem Chrystusa:
1. List do Rzymian – mówi
o zbawczym planie Boga
i powołaniu wszystkich
ludzi do wiary i zbawienia.
2. Pierwszy List do Koryntian
– udziela odpowiedzi na
konkretne pytania wiernych,
poucza o dziewictwie i
małżeństwie, przedstawia
kościół jako ciało Chrystusa.
Zawarty w nim „Hymn o
miłości” pokazuje czym
jest miłość i że ona jest
najważniejsza przed Bogiem
3. Drugi List do Koryntian –
jest to najbardziej osobisty z
listów. Porusza w nim kwestię
apostolatu, potrzebę pełnienia dobrych uczynków,
mówi
o
ponownym
przyjściu
Chrystusa
4.
List
do
Galatów
–
uzasadnia
autorytet
apostolski
św.
Pawła
i
wiarygodność
Ewangelii.
5. List do Efezjan – kierowany był do
odczytania w wielu Kościołach lokalnych, w
tym także w tytułowym Efezie. Przedstawia
prawdę o włączeniu w dzieło zbawienia
wszystkich, także żydów i pogan. Trwanie
w Chrystusie oznacza życie zgodne z Jego
nauką, stąd zawarte są w liście wskazówki
dobrego postępowania w codziennym życiu.
6. List do Filipian – napisany w więzieniu
mówi o Chrystusie jako wzorze pokory, który
Na Szlaku
uniżył samego siebie i stał się człowiekiem.
List zawiera napomnienia dla adresatów,
przestrzega przed nawrotem do poprzednich
obyczajów, wzywa do radości w Panu.
7. List do Kolosan – napisany w rzymskim
więzieniu na skutek wieści o pojawieniu się
w młodym Kościele nawrotów do praktyk
starotestamentalnych i wpływów greckiej
filozofii. Potwierdza bezwzględne pierwszeństwo
Chrystusa i obowiązek nowego życia w Chrystusie.
8. Pierwszy List do Tesaloniczan – wyznawcy
Chrystusa z Tesaloniki wywodzili się w większości
z pogan. Apostoł chwali ich gorliwość, wyjaśnia
także niepokojące ich wątpliwości dotyczące
powtórnego przyjścia Chrystusa i losu zmarłych.
9. Drugi List do Tesaloniczan – rozwija
naukę o ponownym przyjściu Chrystusa,
przestrzegając
jednocześnie
przed
bezczynnym oczekiwaniem na ten dzień.
10. Pierwszy List do Tymoteusza – adresatem
jest jego zaufany uczeń, którego wzywa do
stanowczości w wiernym przekazywaniu wiary.
11. Drugi List do Tymoteusza – jest ostatnim
Numer 35/2008
z pism natchnionych św. Pawła, nazywany także
jego testamentem. W poczuciu zbliżającej się
męczeńskiej śmierci dziękuje Bogu za trwałość
adresata w wierze. Prosi Tymoteusza o męstwo
w wierze i wierne strzeżenie depozytu wiary.
Przestrzega przed odstępstwami w wierze – jakże
aktualne są jego słowa: „Przyjdzie bowiem chwila,
kiedy zdrowej nauki nie będą znosili, ale według
własnych pożądań – ponieważ ich uszy świerzbią
– będą sobie mnożyli nauczycieli.” ( 2 Tm 4,3)…
12. List do Tytusa – jest to list pasterski ze
wskazówkami
dotyczącymi
organizacji
i
sprawowania władzy w gminie, a także z
radami dla przedstawicieli różnych stanów:
młodzieńców, starców, a nawet niewolników.
13. List do Filemona – skierowany do ucznia
z prośbą o wybaczenie ucieczki i przyjęcie z
miłością niewolnika Onezyma, który oddalił się od
Filomena i poszedł za Pawłem, przyjmując chrzest.
Św. Paweł nie chcąc występować przeciwko
ówczesnemu porządkowi społecznemu i prawu
własności postanowił odesłać niewolnika, prosząc
jednocześnie o łaskę dla niego jako nowego
ucznia Chrystusowego, bowiem prawo rzymskie
karało z całą surowością takie wykroczenie.
14. List do Hebrajczyków – najprawdopodobniej
został napisany przez jednego z uczniów św. Pawła
według jego wskazówek. W liście skierowanym do
chrześcijan jerozolimskich udowodnione zostało
w oparciu o starotestamentalne pisma, że Nowe
Przymierze jest pełniejsze i doskonalsze od Starego.
Zaiste – święty Paweł słusznie nazwany został
Apostołem Narodów. Tyle nauk, wskazań,
ostrzeżeń i porad, tyle wędrówek i podróży,
tyle prześladowań i więzień, tyle trosk o
wzrastający Kościół. Wszystko to podjęte w
duchu wynagrodzenia za wcześniejsze błędy, w
duchu miłości do Chrystusa i do ludzi, których
chciał wszystkich doprowadzić do Niego. Niech
trwający Rok Świętego Pawła będzie i dla nas
okazją do sięgnięcia do jego listów, które i w
dzisiejszym świecie dla współczesnego Kościoła są
cennymi wskazówkami w drodze do Ojca. Kochajmy
Apostoła Narodów, bo nasza wiara zbudowana jest na
fundamencie jego apostolskiej pracy. Módlmy się za
jego wstawiennictwem w intencjach naszych i całego
Kościoła, bo ten, który budował wspólnotę wiernych
w jej początkach, z pewnością wstawia się teraz u Boga
za nami i wyprasza łaski dla całej wspólnoty wiernych.
Maria Ujda
Boże Serce
żali się:
Jestem piękny - a mało
kto mnie kocha.
Jestem dobry - a
kto ma we mnie
upodobanie?
Jestem bogaty - kto
jednak prosi o moje
skarby?
Jestem mądry - kto
przychodzi do Mnie po
radę?
Jestem silny - kto
szuka we Mnie
oparcia?
Jestem Stwórcą dlaczego polegacie na
stworzeniu?
Jestem światłem - a
wy macie upodobanie w
ciemnościach?
Jestem wieczny - a wy
trudzicie się o to, co
czasowe?
Jestem prawdą - a
przecież lgniecie do
kłamstwa!
Jestem święty - a wy
kłaniacie się grzechowi?
Jestem miłością dlaczego się wciąż
buntujecie?
Jestem sędzią - Ja
będę sądził cały świat chcecie potem drżeć
przede Mną ze strachu?
Taki tekst spotkaliśmy w
kościele pod wezwaniem
Niepokalanego
Poczęcia
NMP w Starym Smokowcu,
miasteczku
u
podnóża
Wysokich Tatr na Słowacji.
Może spodoba się naszym
Czytelnikom? Może skłoni do
chwili zadumy...
G.Lewandowska
Na Szlaku
Wspomienie z wakacji
Wolontariat na Ukrainie
Zaproszono nas do Fastowa pod
Kijowem, aby zastąpić wolontariuszy w Domu
Dziecka przy klasztorze, w którym posługują
dominikanie z Polski. My, czyli studenci
muzykologii (Teresa i Magda), filologii
klasycznej (Janek) i rosjoznawstwa (Rafał),
wszyscy po I roku, zabieramy śpiwory, trochę
zabawek, pomocy dla dzieci i dużo optymizmu.
Podróż
Najlepiej pociągiem. Stalowa Wola
– Przeworsk - Przemyśl i już taszczymy walizki
do busa, w którym uśmiechnięty pan kierowca
mówi, że takiego luksusu przez najbliższy tydzień
nie dostąpimy. Przejście piesze przez granicę.
Jeden celnik śmieje się, drugi krzyczy, pewnie
tak wylosowali sobie na dziś. Bus do Lwowa.
Na możliwych 25+1 miejsc pasażerów ok. 40.
Droga szeroka, wysokiej kategorii, a pełna dziur
- najlepiej nadaje się do testowania samochodów
terenowych. Lwów. W dzień zwiedzamy, w
nocy wsiadamy do pociągu. Stwierdzamy, że to
najtańszy hotel: za 60 hrywien (30zł) dostajemy
świeżą pościel, odświeżające chusteczki (do
nóg - całe szczęście), rano gorącą herbatę i
docieramy o świcie do Fastowa pod Kijowem.
Klasztor w stylu „barakowym” zapewni nam rozmaite
luksusy, jak bieżącą wodę (zimną), delikatne ściany
(z tektury, służą raczej jako parawanik), pokój 2osobowy (dwie osoby śpią z dziećmi - i tak na zmianę).
Fastów
Dworzec przypomina pastwisko. Czy ktoś
tu mieszka? Widok opuszczonej fabryki i byłych
budynków kolei nie napawa optymizmem. Jednak
po wyjściu z ciemnego tunelu na miasto spotykamy
tłumy kupujących i sprzedających. Jest rynek.
Marszrutką (coś w rodzaju busa miejskiego)
docieramy do Placu Kozara, przy którym mieści
się klasztor ojców dominikanów. Ludzie mili,
pokazują drogę. “Witamy, witamy” – oznajmia
serdeczny głos ojca Włodzimierza, który otwiera
pancerną bramę. Wchodzimy do klasztoru, gdzie
spędzimy ponad tydzień, zajmując się dziećmi
zabranymi z ulicy przez „szefa” placówki – ojca
Miszę, Ukraińca. Poznajemy dzieci i poprzednią
„zmianę” wychowawców z Polski, którzy - ku
naszemu zdziwieniu - nie tryskają energią jak my.
Numer 35/2008
Przy gorącej herbacie wieczorem o. Jan opowiada
nam trochę więcej o Fastowie. To miasto satelickie
Kijowa. 80% mieszkańców codziennie rano wyjeżdża
do pracy i późną nocą wraca. To jest dramat ich
rodzin. Dzieci pozostawione teoretycznie pod opieką
dziadków, szukają sobie wątpliwych rozrywek i zajęć.
Ulice Fastowa nie są oświetlone, ale liczne salony
gier jak najbardziej. W środku miasta 3-metrowy
pomnik Lenina, przy którym odbywa się wręcz
całodobowa „adoracja” różnych grup młodzieży. W
samym Fastowie na 50 tysięcy mieszkańców jest
zarejestrowanych (!) ponad 7 tysięcy narkomanów.
Ojciec Jan przestrzega nas przed nimi, ale i przed
nieuważnym przechodzeniem przez jezdnię. Niby
są przejścia, ale potrącenia - nieraz śmiertelne zdarzają się bardzo często. W wielu przypadkach
bez żadnych konsekwencji dla sprawcy
wypadku – właściciela drogiego samochodu.
Dzieci
Z takiej rzeczywistości pochodzą dzieci
przygarnięte przez klasztor. Pierwsze spotkanie.
Onieśmielenie i ocenianie. Przedstawiamy się.
Trzeba dać im do zrozumienia, że mamy wobec
nich ,,pokojowe zamiary”. Zaczynamy od obiadu i
z każdą chwilą poznajemy je bliżej. Najstarsza jest
Tania. Ma już 15 lat, ale chce być jeszcze dzieckiem.
Tuli się jak najmłodsi, bawi i zaśmiewa. 12 -letni
Giena to rodzynek. Został, choć jego koledzy
uciekli z ośrodka. Mają dobre życie w nowym
domu, ale podoba im się włóczyć po mieście.
Ojciec Misza mówi, że wrócą na zimę. Giena
ma dwie siostry: starszą Daszę i młodszą Julię.
To spokojne dziewczynki, które nie wdają się
w kłótnie, a raczej uspokajają innych. Za to
12-letnia Swieta, „harna dziewoja” czujna,
zaborcza, myśli za siebie i za starszą siostrę
Tanię, konflikty woli rozwiązywać siłowo niż
dyplomatycznie. Energia wszystkich dzieci
nie równa się „mocy”, jaką posiada Ania. To
8-letnie dziecko chce być stale w centrum
zainteresowania, ma siły od świtu do wieczora,
a nawet w nocy, by przez swe „wyczyny”
domagać się zwrócenia uwagi. Dzieci nie
śpią w klasztorze, ale w oddzielnym domku,
w którym zawsze śpi przynajmniej jeden
opiekun. Najtrudniej jest z ich zaśnięciem.
Nieutulone przez rodziców wydaje się, że bez
końca mogą słuchać bajek, baśni i kołysanek.
Tu możemy dać upust swojej fantazji w
opowiadaniach. Tym lepsza bajka, im jest
więcej bohaterów z imionami dzieci. Kołysankowy
przebój to: „Z popielnika na Wojtusia”. O
przymusowym gaszeniu światła i nakazie ciszy nie
ma mowy. Najmłodsza mieszkanka ochronki to 4letnia Ina. W Boże Narodzenie, kiedy dominikanie
poszli na dworzec z gorąca kutią, znaleźli brudne i
wygłodzone dziecko. Nie potrafiła mówić. Dzięki
ofiarnej wychowawczyni Inie teraz nie zamyka się
buzia. Przeplata ukraińskim, rosyjskim a nawet
polskim, wzbudzając powszechną sympatię. W
dzień przychodzą też inne dzieci, które mają
swoje rodziny, ale tylko tutaj mogą spędzić dobrze
czas: Masza, Sasza i Andriej. Pewnego wieczoru
przychodzi do nas jedna ze stałych opiekunek z
prośbą, abyśmy pojechali ,,na miasto” po Walika,
który kilka dni temu uciekł. Opiekunowie wprawdzie
nie zajmują się sprowadzaniem na siłę „uciekinierów”
z ośrodka, ale postanawiają, że jeszcze raz pomogą
temu uzależnionemu 10- latkowi. Nas, nowych, nie
zna, to nie będzie uciekał. Okazuje się, że delikwent
nawet nie stawia oporu, nie jest w stanie. W upalne
dni centralnym punktem dnia jest wyjście nad
rzeczkę. Gdy dzieci dostały nadmuchiwane kółka, w
przypływie szaleńczej odwagi popłynęły na głęboką
wodę, podobno 10 metrową. Dzięki Bogu, że nikt nie
utonął. Plany kolejnych wyjść nad rzeczkę krzyżuje
nam deszcz i oziębienie, na dodatek wiadomość,
że ktoś z mieszkańców Fastowa jednak utonął na
dniach w głębinach rzeki. Dlatego organizujemy
czas na podwórku: chusta z fancikami i zadaniami
(też dla opiekunów), piłka nożna i niezniszczalna gra
w gumę (przypominają nam się te lata dziecięce...).
Kijów
Obecność dwóch innych wolontariuszek z Polski daje
Na Szlaku
nam możliwość zwiedzania stolicy Ukrainy. To świat
kontrastów. Ludzie dorabiający się w krótkim czasie
wielkich fortun, i żyjący na skraju nędzy robotnicy
fabryk. Czarne limuzyny i zdezelowane Łady. Ruch
miejski bez korków i zatłoczone metro z lat “70”
jedno z najgłębszych w Europie, robi wrażenie.
Pięknie odrestaurowane secesyjne kamienice i
gospodarstwo z hodowlą pszczół niemalże w centrum
miasta. Gazety żartują, że to pszczoły prezydenta,
bo tak blisko jego pałacu.Widzimy symbole miasta.
Majdan Niezależnosti, na którym jeszcze kilka lat
temu odbywała się pomarańczowa rewolucja, dziś
już tylko przyciąga turystów. Zawiedzeni nową
władzą Ukraińcy tłumnie na następne organizowane
„rewolucje” już się nie stawili.
Podjeżdżamy miejskim autobusem do
pełnej turystów Ławry Peczerskiej z XI
wieku. Klasztor na wzgórzu. Rozciąga
się stąd panorama miasta z Dnieprem
na pierwszym planie. Wchodzimy do
podziemi, gdzie znajduje się przeszło
100 grobów biskupów i świętych.
Dziewczyny, ku naszej atrakcji, mogą
wejść jedynie w długich spódnicach
i chustach na głowie. Wracamy
do centrum. Oglądamy skąpaną
w złocie barokową Cerkiew św.
Michała obleganą przez studentów
– rysowników z Akademii Sztuk
Pięknych. Spotykamy też polskich
turystów. Fotografują wszystko, co
się da, prawie jak chińscy turyści.
Niedaleko stoi Sobór Sofijski, jeden z najstarszych
kościołów na Rusi. Wybudowany przez Jarosława
Mądrego, nawiązuje architektonicznie do świątyni
pod podobnym wezwaniem w Konstantynopolu.
Gmach parlamentu i siedziba prezydenta. Obok
monumentalny pomnik Chmielnickiego, gołębie
spędzają na nim większość swojego dnia.
Ciekawym punktem programu jest muzeum
Czarnobyla. Dużo symboliki. Wieczorem wracamy
metrem na dworzec kolejowy. Tłok. Ludzie się
ciągle śpieszą. Wsiadamy do „elektrićki” (pociąg).
Za półtorej godziny jesteśmy już z dziećmi w
Fastowie. Zmęczeni, ale bardzo zadowoleni.
Pora wracać do Polski
Ponadtygodniowy pobyt w Fastowie
kończy się. Pomimo warunków
spartańskich, chce się tu być. Dzieci
kochane, choć gdyby miał je zbadać
psycholog, to mają ADHD. Nasuwa
się pytanie, czy wychowanie tych
kilkanaściorga dzieci może zmienić
obraz społeczeństwa w Fastowie i na
Ukrainie. Może i nie, ale one, dzięki
pracy wychowawców - wolontariuszy,
mają szansę wygrać przyszłość.
Jan i Teresa Michałkiewicz
10 Numer 35/2008
Pielgrzymka do Egiptu
Wyjeżdżamy o 2 w nocy z Domus
Galilee. Jedziemy przez pustynię Negew.
Skała, trochę kamieni, niewiele piasku i pustka,
krajobraz księżycowy, upał niemiłosierny i ani
śladu jakiegokolwiek życia. Ale jakie widoki! I
wreszcie przekraczamy granicę. W drodze jak
zwykle rozpoczynamy dzień modlitwą, najpierw
różaniec, a kiedy już
było widno Laudesy.
Do Kairu, zgodnie z
planem, dojeżdżamy
o godzinie 18. Tu
czekają na nas bracia
ze wspólnot kairskich.
Jest ich w sumie 14,
w trzech parafiach.
My jesteśmy gośćmi
parafii św. Teresy
u
grekokatolików,
przydzieleni
do
rodziny
Gamila
i
Rossi.
Nasi
gospodarze mieszkają
w
Heliopolis,
najstarszej dzielnicy
miasta liczącej ok. 1
mln ludzi. Tu właśnie
wg tradycji patriarcha
Józef
egipski
mieszkał, tu poślubił
córkę
Putifara.
Jak zwykle mamy
trochę problemu z językiem, uważamy kilka znanych
nam słów po angielsku, francusku i po włosku, a reszta
na migi. Ale Duch Święty działa, rozumiemy się nad
podziw. Gamila i Rossi są małżeństwem od 14 lat,
mają wszystko, oprócz dzieci. Są z 4 wspólnoty, na
etapie Szema, Jesteśmy ich gośćmi przez trzy noce.
Po widokach pustyni Kair jest kwitnącą oazą w
delcie Nilu, liczy 14 mln mieszkańców, ale ogólnie
miasto robi na mnie przygnębiające wrażenie.
Pełno śmieci, mnóstwo ludzi i wielki kontrast
poziomu ich życia – wielka bieda obok bogactwa.
Jedziemy pod piramidy, jesteśmy u stóp Sfinksa,
potem zwiedzamy muzea kairskie. Mamy na
to 2 godziny, a nie starczyłoby dwóch dni, aby
obejrzeć wszystkie cenne eksponaty z epoki
faraonów. To oczywiście niezwykła atrakcja, dla
mnie jednak drugorzędne, bowiem te duchowe
wartości są cenniejsze – tu w pobliżu piramid
słuchamy katechezy w oparciu o czytania z Księgi
Wyjścia. Egipt to symbol niewoli, każdej niewoli.
Pielgrzymka zorganizowana jest dla młodych,
którzy odkrywają swoje życiowe powołanie, którzy
poszukują drogi życia, którzy
muszą zweryfikować swoje
własne kalkulacje, odważyć
się oddać Bogu. Mnie ta
katecheza też bardzo pomaga.
Obiad jemy na barce, na Nilu.
Wszyscy tu ostrzegają przed
piciem surowej wody z kranu,
przed spożywaniem surowych
owoców, ale my mamy nasz
balsam kapucyński, który ratuje
nas i kilka innych osób przed
biegunką. Po południu udajemy
się na uroczystą Eucharystię
pod przewodnictwem biskupa
miejsca, który sam też robi
Drogę z najstarszą wspólnotą,
na etapie Ojcze Nasz. Tu
zostajemy
przedstawieni
sobie wszyscy wzajemnie.
Jest też rodzina w misji z
10 dzieci. Najstarszy syn,
prezbiter, wyświęcony przez
samego Papieża Benedykta
XVI stoi przy ołtarzu. Ich
najmłodsze dziecko ma 3 lata i jest z zespołem
Downa. Ta wspólna Eucharystia niesie ze sobą
radość i wesele i oczywiście kończy się tańcem.
Wracamy do domu, jest już niedziela, a my
jak zwykle mamy mało czasu na sen. Mam
niemożliwie opuchnięte nogi, ale tańczyłam!
W niedzielę jedziemy śladami Świętej Rodziny,
która uciekała przed Herodem. Jesteśmy w Wadi
Natrun, w miejscu gdzie zatrzymała na postój. To tu
olbrzymia sykomora pochyliła się w jedna stronę,
aby dać cień i schronienie dla Marii z Dzieciątkiem.
Zostały tu jeszcze wielkie uschnięte konary tego
drzewa. Obecność Św. Rodziny przyniosła tej ziemi
błogosławieństwo, jest tu dużo klasztorów, gdzie
mnisi nieustannie się modlą. Zwiedzamy jeden
Na Szlaku
11
z nich – klasztor św. Makarego, gdzie znajduje
się urna z prochami świętego. Jest tu też miejsce
gdzie, cesarz Dioklecjan zamordował 49 mnichów.
Modlący się przy ich relikwiach mnisi i pielgrzymi
wypraszają do dziś łaski. Ten klasztor jest olbrzymi,
liczy 130 braci w tym 15 w nowicjacie, można
tu przyjść po odbyciu służby wojskowej i po
skończonych studiach i zostać do końca życia, bez
możliwości odwiedzania rodziny czy przyjaciół.
Mnisi tu pracujący utrzymują się sami ze sprzedaży
owoców i warzyw,
które przy pomocy
świeckich uprawiają.
Północny
Egipt
jest miejscem misji
Św. Marka, który
potem powędrował
do
Hiszpanii.
Zwiedzamy
też
synagogę i kościół
św.
Barbary,
zbudowany nad grotą,
gdzie
mieszkała
Święta
Rodzina.
Nasz katechista Rino
wygłosił tu piękną
katechezę o rodzinie.
Współczesny świat
zgubił smak, rolę i
odpowiedzialność
rodziny.
Tu
wezwał wszystkich
do
modlitwy
dziękczynnej za rodziny, za rodziców. My
dodatkowo modlimy się za rodzinę Gamila, aby Pan
obdarzył ich upragnionym potomstwem. Wracamy
na obiad nad Nil, ale w inne miejsce. Potem
jeszcze jeździmy trochę po Kairze, podziwiamy
stare miasto, miasto zmarłych i pałace dostojników
współczesnych. Potem Gamil zabrał nas do
domu, gdzie czekała na nas uroczysta kolacja.
W serdecznej atmosferze jak umiemy tak dajemy
świadectwo działania Boga w naszym życiu, robimy
pamiątkowe zdjęcia, zachęcamy do ufności w Bożą
wszechmoc i życzymy gospodarzom upragnionego
,,bambino”. Są wyraźnie wzruszeni, mają łzy w
oczach, to ich wielki ból. Idziemy wreszcie spać.
Rankiem, w poniedziałek, serdeczne pożegnanie i
wyjazd. Wyjeżdżamy z Kairu, kończy się miasto
i zaczyna pustynia. Pierwszy etap pielgrzymki
mamy za sobą. Przed nami Morze Czerwone.
12 Numer 35/2008
Śladami Izraela.
Za nami zielony Kair, przejechaliśmy
pod kanałem Sueskim, jedziemy pustynią Sin
w stronę góry Synaj. Tu, w Mara, w cieniu pod
drzewami zatrzymujemy się, po przeczytaniu
fragmentu Pisma Świętego (Wj15,22-27) słuchamy
przepięknej katechezy o gorzkich wodach. O tym,
że każdy z nas doświadcza w życiu pewnej goryczy:
niespełnionych pragnień, cierpienia z powodu
swoich grzechów, niezadowolenia z naszej historii
życia, nieakceptowania faktów, które otrzymaliśmy
z ręki Boga. Naprawdę o wielu faktach z naszego
życia nie chcemy myśleć, wyrzuciliśmy je z
pamięci, ale one, choć głęboko ukryte, jednak
są. Nosimy w sobie tę gorycz, mamy pretensje
do Boga, pytamy: dlaczego? Koniecznie należy
przeczytać ten fragment, zwłaszcza ostatnie zdanie.
O zmroku dojechaliśmy do miejsca noclegu, tuż
niedaleko Synaju. Następnego dnia wychodzimy
do klasztoru św. Katarzyny, u stóp świętej góry. Tu
odmawiamy laudesy, a po lekturze Pisma Świętego
(Wj 19) padre Rino wygłasza katechezę na temat
obrazu Boga, jaki każdy z nas ma. Potem wracamy
na obiad i po krótkiej sjeście idziemy celebrować
Eucharystię u stóp Synaju, wśród kamieni. Ta góra
słyszała Słowo Boga, który mówił do Izraelitów, ona
daje Echo tego słowa. Ewangelia jest o powołaniu
pierwszych apostołów. Eucharystia zakończona
śpiewem Szema Izrael. I tak jak oni wtedy,
śpiewamy i tańczymy długo, długo. Zaskoczeni
beduini przybiegają i patrzą, a my dalej tańczymy
jak wariaci. Tuż obok miejsca, na którym się
ustawiamy, jest ,,dom” beduina i jego wielbłąda.
Wielbłąd dostaje papu, a jego pan robi wieczorną
toaletę ,tzn. wodą z butelki myje sobie nogi, ręce
i twarz, nakłada burnus i inny kaftan. Jest gotowy
do pracy nocą. Będzie towarzyszył wychodzącym
na Synaj, a nóż, który zasłabnie i zarobek gotowy.
6 sierpnia 2008, godzina 2 w nocy. Dla nas
jest to data historyczna. Wyruszamy podzieleni na
kilka grup. My idziemy w grupie pierwszej i jako
trzeci z kolei. Marian ma laskę, którą dostał od
Teresy, Hiszpanki, mamy też latarki w rękach, te
są od naszego syna Marka, świetne, mocne. Piach,
pył i kurz wszechobecny. Mnie idzie się ciężko.
Skacze mi ciśnienie, od wysiłku, ale od czego są
Aniołowie Stróżowie? Jeden zabiera mój plecak,
drugi bierze pod rękę i do przodu. Zatroskany
mąż decyduje się zapłacić dla mnie wielbłąda,
ale co to byłaby za pielgrzymka bez trudu i potu.
Przystajemy dosyć często, ze względu na mnie.
Towarzyszą nam wielbłądy, po drodze są też
kioski z napojami, kanapką, ławką ,aby odpocząć.
Można także, już na szczycie, pożyczyć materac
i koc do okrycia. W drodze mijają nas inni ludzie.
Jest tu wiele narodowości. Są Anglicy, Japończycy,
Rosjanie, no i oczywiście Polacy. Wszechobecni.
Są wszędzie. Spotykaliśmy ich w Kairze, pod
piramidami, koło Sfinksa, w muzeum, w klasztorze
św. Katarzyny i w drodze na Synaj. Idąc,
mówimy Różaniec, a potem z uwagi na
wysiłek, każdy modli się sam, w duchu.
Przystajemy, patrzymy na wygwieżdżone
niebo, i myślę, że ten sam księżyc, te same
gwiazdy były świadkami tego spotkania
Boga i człowieka. Człowiek podjął trud
spotkania z Bogiem. Wokół mnie są
inni, którzy pomogli mi wejść. Sama
nie dałabym rady. A ja martwiłam się o
mojego męża, że to on jest słabszy ode
mnie! Ten fakt, też jest dla mnie bardzo
symboliczny, daje wiele do myślenia.
W karawanie raźniej. Wreszcie ostatnie
podejście, najbardziej strome. Dobrze,
że jest ciemno, bo nie widzę przepaści
po obu stronach. Mam lęk wysokości.
Pomaga mi wchodzić Witalik, arian też ma swojego
pomocnika. I wchodzimy. Wszyscy jesteśmy mokrzy
z wysiłku. Szukam anioła stróża z moim plecakiem.
Trzeba ubrać suchą i ciepłą bluzkę, bo przedświt jest
zimny i wietrzny. Czekamy na resztę. Wreszcie są
wszyscy. Wyciągają gitary i inne instrumenty i oto
na Synaju rozbrzmiewa z mocą śpiew ludu, nowego
Izraela. Szema Izrael, a potem inne radosne psalmy i
wreszcie na koniec Hewenu Szalom, we wszystkich
możliwych językach i przyłączają się do tego hymnu
uwielbienia wszyscy tu obecni. I byliśmy tu my,
przedstawiciele tego ludu z małego miasteczka w
Polsce ze Stalowej Woli, aby dziękować, ale też i prosić
za nasze miasto, za parafie, za wspólnotę, za rodzinę.
Potem wschód słońca, patrzymy na masyw Synaju
rozświetlony pierwszymi promieniami jutrzenki. Jakże
jest piękny! A potem niewielki posiłek z zapasów
z plecaka. Nie dojadamy, dzielimy się z dziećmi
Beduinów, wszyscy. Już troszeczkę niżej zaczynamy
laudesy, modlitwę cichą, kantyk i zaczynamy
schodzić. Powoli. Witalik i Paul -Węgier są moją
eskortą ,byle teraz nie patrzeć w bok i na dół. Bardzo
mi pomaga laska Juana. Idziemy na końcu, ale ważne
że doszliśmy i zeszliśmy. Już na nas czeka autobus,
bierzemy bagaż i jedziemy nad Morze Czerwone. Tu
obiad i kąpiel, podziwiamy rafy koralowe, takie same
ryby jak oglądałam w twlewizji. Woda jak kryształ,
cieplutka. Potem kolacja i Eucharystia, bo dzisiaj
jest Przemienienie Pańskie. W czwartek po śniadaniu
wyruszamy w drogę powrotną. Jeszcze po drodze obiad
w Qmran i zwiedzanie, ostatnie zdjęcia. Zostawiamy
Egipt, wjeżdżamy do Izraela, ale to przeżycie jest w
nas, Synaj jest w nas. Myślę, że na długo pozostanie.
Maria Janik
Na Szlaku
13
Wspomienie z wakacji
Harcerskie Wakacje
70 lat temu wśród lasów Kotliny Sandomierskiej
powstawała piękna idea. Była nią budowa Zakładów
Południowych. Powstawały części zakładu oraz
osiedla przyfabryczne nazwane Stalową Wolą.
Nazwa miasta pochodzi od słów ówczesnego
ministra spraw wojskowych, gen. Tadeusza
Kasprzyckiego, który o planie budowy COPu mówił, że jest to: stalowa wola narodu
polskiego wybicia się na nowoczesność. Była
to sztandarowa inwestycja II Rzeczypospolitej.
Realizację planu przerwała wojna. W latach
okupacji w osiedlu i hucie działał ruch oporu oraz
AK (Okręg Rozwadów). Za udział w konspiracji
zginęło wielu mieszkańców. Masowo wywożono
tu więźniów z zamku w Rzeszowie na miejsca
publicznych straceń, np. w Charzewicach w
październiku 1943 r. rozstrzelano 20 osób.
Szczep Harcerski ,,Leśne Plemię”, chcąc
przypomnieć harcerzom historię naszego narodu w
tym strasznym momencie dziejowym, przygotował
obóz wakacyjny o tematyce polskich bohaterów
14 Numer 35/2008
wojennych. W tym miedzy innymi o Cichociemnych,
żołnierzach Armii Krajowej. Obóz znajdował się
Skorodnym (Bieszczady) i trwał w okresie 113 lipca. Komendantem obozu był Brat Paweł
Pelczar, OFM Cap., kwatermistrzem ćwik
Mariusz Siebielec, posiłki gotowała nam pani
Janina Grzyb,której pomagał zastęp kuchenny.
Były także służby wartownicze dzienne i nocne.
Na wyjeździe były dwa podobozy – dziewcząt
i chłopców. Oprócz naszych przyklasztornych
drużyn była także 7. Stalowowolska Drużyna
Harcerek ,,Brzozowina”, 1. Mielecka Drużyna
Harcerek. Razem było 57 uczestników. Poprzez
różne gry i ćwiczenia harcerze i harcerki mogli
poznać sylwetki sławnych Polaków, którzy
oddali swe życie za Ojczyznę. Poznaliśmy
bliżej postać Jana Bytnara ,,Rudego”, Tadeusza
Zawadzkiego ,,Zośka”,gen. Sosabowskiego i
wielu innych walczących na wszystkich frontach
Europy. Hasłami widniejącymi na banderkach
obozowych były: ,,Bądź gotów” i ,,Overlord”.
Jak na każdym obozie mieliśmy wędrówkę na
Połoniny Caryńską i Wetlińską oraz Tarnicę.
Nie odpoczęliśmy jeszcze po obozie, a już
udaliśmy się na Spotkanie Młodzieży w
Wołczynie w dniach 14-19 lipca. Mieliśmy
jak co roku służbę poprzez różnego rodzaju
wykonywane prace; skrobanie ziemniaków,
rozlewanie zupy, służenie podczas Mszy
Świętych. Oprócz tego byliśmy na konferencjach,
spotkaniach w grupach. Bracia kapucyni umilali
nam trudy służby, zabierając nas często na lody.
Zuchenki i zuchy także mieli swój
wyjazd. Był nim biwak w Wywłoczce
(gmina Zwierzyniec) w dniach 1-6 sierpnia.
Gotowała nam pani Gertruda Kutryn. Zuchy
miały służbę kuchenną i porządkową. Tematyką
biwaku była kraina Smerfów.
Okazała się ona strzałem w
dziesiątkę. Dzieci i kadra bardzo
się wciągnęły. Sam komendant,
mając dwadzieścia lat, czasami
wydawał się jakby miał tylko
dziesięć. Mieszkaliśmy w szkole
podstawowej. Naszym biwakowym
zadaniem
było
znalezienie
czterech różdżek Matki Natury,
które zabrała jej czarownica.
Oczywiście musieliśmy uważać
na Gargamela i jego kota Klakiera.
Przydarzały nam się różnego typu
historie. W nocy poszukiwaliśmy
zaginionej Księgi Czarów. Podczas
Smerfozbiorów złapał nas deszcz z gradem. Byliśmy
na wycieczce w Zwierzyńcu. Zwiedziliśmy kościół na
wodzie, miejski park, pomnik na pamiątkę zwalczenia
szarańczy wędrownej, która nawiedziła tereny
południowej Lubelszczyzny w 1711 roku. Niedzielną
Mszę Świętą odprawił nam nasz duszpasterz
o. Rafał Pysiak OFM Cap.
Wyjazdem
podsumowującym
roczną kategoryzację drużyn
był
Zlot
Podkarpackich
Chorągwi ZHR ,,Andrzej i
Olga 2008” dla zastępów i
zastępowych, który się odbył
w Chmielniku koło Rzeszowa.
Rok 2008 jest poświęcony Oldze
i Andrzejowi Małkowskim, a
patronuje mu prezydent Polski
Lech Kaczyński. W dniach 20-24
sierpnia mogliśmy bliżej poznać
założycieli harcerstwa na ziemiach
polskich poprzez różne gry
i zadania.
Harcerstwo jest to organizacja
tych, którzy pragną sami
wybierać drogę własnego życia,
mieć własne zdanie, stawiać czoło trudnościom.
Jest to styl życia płynący z wewnętrznej
potrzeby radości, piękna, dobra, prawdy,
przygody, potrzeby zrozumienia siebie, bliźnich
i Boga. Ta szansa własnego rozwoju w
przyjaźni do świata, to chęć służby niekiedy
ofiarnej oraz chęć przyjaźni ze wszystkim, co
żyje, czyli szlachetnego stosunku do innych,
wreszcie to sposób na piękne i godne życie.
WYTRWAŁY ŻBIK
Na Szlaku
15
ŚWIĘCI KAPUCYNI
ŚWIĘCI KAPUCYNI
ŚWIĘCI KAPUCYNI
ŚWIĘCI KAPUCYNI
ŚWIĘCI KAPUCYNI
ŚWIĘCI KAPUCYNI
ŚWIĘCI KAPUCYNI
Święty Brat Albert
Ś w i ę t y
Brat Albert (Adam
Chmielowski) urodził
się w 1845 roku
w
Igołomii.
Jako
młodzieniec przystąpił
do powstania, które
wybuchło w 1863 roku.
Ciężko ranny dostał się
do niewoli i stracił nogę.
Po ucieczce z niewoli odbył studia malarskie.
Idąc za głosem powołania, zrezygnował z kariery
artystycznej i w Krakowie oddał się posługiwaniu
ubogim, a następnie założył zgromadzenie braci
i sióstr posługujących ubogim. Odznaczał się
heroiczną miłością bliźniego, umiłowaniem
ubóstwa i ufnością w Opatrzność Bożą, a
przede wszystkim jest czytelnym przykładem
miłości miłosiernej. Brat Albert nie od razu stał
się Ojcem ubogich. Wzrastał w takich samych
warunkach, jak jemu współcześni. Dokonał się
jednak w jego życiu przełom, który sprawił, że
porzucił dotychczasowy sposób życia i podjął
w sposób radykalny wymagania Ewangelii
Chrystusowej. Ta przemiana nie dokonała się
od razu i był to długi proces przede wszystkim
wewnętrznych przeobrażeń, które objawiały
się w codziennych niełatwych wyborach i
decyzjach. Bóg prowadził go, przygotowując
do
ostatecznej
decyzji
całkowitego
oddania się Chrystusowi w najuboższych.
Mając 18 lat, Adam staje w szeregach
Powstania Styczniowego i w walce o wolność
Ojczyzny traci nogę. Następnie, wykorzystując
swój artystyczny talent, realizuje poszukiwania
drogi życiowej w twórczości malarskiej. Nie
16 Numer 35/2008
chce schlebiać gustom widowni. Próbuje odnaleźć
najgłębszy sens sztuki, jak sam pisze: „Droga
do prawdy to jedyny bezpośredni cel sztuki.”
Poszukiwanie to prowadzi go do zakonu
jezuitów, gdzie pragnie jako malarz – zakonnik
tworzyć Bogu na chwałę. Jednak próba ta kończy się
niepowodzeniem. Poczucie własnej słabości, a może
doświadczenie „mistycznej nocy” duch, powoduje,
że opuszcza nowicjat i dopiero po kilku miesiącach,
doświadczając Bożego miłosierdzia, wraca do
duchowej równowagi. Nie przemija jednak w Adamie
tęsknota za wartościami największymi. Rozpoczyna
malowanie obrazu Ecce homo – Oto człowiek. To
oblicze znieważonego Chrystusa, które pragnął
wyrazić w wizji malarskiej, dostrzegł w twarzach
żebraków zamieszkujących miejską ogrzewalnię
w Krakowie. Zrozumiał, że jest przez Boga
wezwany do tego, by w tych ludziach odnawiać
ich prawdziwe oblicze, zniekształcone przez nędzę
– obraz i podobieństwo Boże. Aby to uczynić,
poświęcił wszystko: porzuca malarstwo, opuszcza
krakowskie salony i staje się bratem najuboższych.
Za zgodą biskupa Kościoła Krakowskiego zakłada
habit tercjarski i zamieszkuje razem z ubogimi.
Brat Albert swoją służbę pragnie pełnić w
duchu świętego Franciszka. Zrozumiał, że aby
służyć ubogim, samemu trzeba być ubogim. To
szczególne świadectwo obecności owocowało.
Pojawili się ludzie, którzy zapragnęli wejść na
drogę, którą kroczył Brat Albert.
I tak doszło do powstania dwóch
nowych zgromadzeń zakonnych
– Albertynów i Albertynek.
Jednak świadectwo, jakie dał święty
Brat Albert, sięga dalej. Biedaczyna
z Krakowa jest obecnie wzorem
i patronem dla wielu pragnących
służyć drugiemu człowiekowi
i uczy, iż służba ta musi swoją
moc czerpać ze zjednoczenia z
Bogiem. Najpierw ubóstwo na wzór
Chrystusa. Strzegł tego ubóstwa Brat
Albert ze szczególną gorliwością.
Przez to ogołocenie wskazywał, że
potęga miłosierdzia, to nie tylko
środki materialne, ale gotowość do
całkowitego daru z siebie. Mówił,
że „powinno się być dobrym jak
chleb, który dla wszystkich leży
na stole, z którego każdy może kęs
dla siebie ukroić, jeśli jest głodny.”
Taka ofiara wymaga całkowitego
zawierzenia Bogu i karmi się
Eucharystią oraz modlitwą. A
oto jedna z licznych wypowiedzi
Kardynała Karola Wojtyły o bracie
Albercie: „Ale Bóg w przedziwny sposób działa w
dziejach człowieka. Oto rzucając go przed sobą na
kolana, każe mu równocześnie uklęknąć przed jego
braćmi, bliźnimi. Tak właśnie stało się w życiu
Brata Alberta: rzucony na kolana przed majestatem
Bożym, upadł na kolana przed majestatem człowieka,
i to najbiedniejszego, najbardziej upośledzonego,
przed
majestatem
ostatniego
nędzarza.”
Brat Albert zmarł w Krakowie w Uroczystość
Narodzenia Pańskiego w 1916 roku. W Roku
1983 papież Jan Paweł II zaliczył go w poczet
błogosławionych, a w roku 1989 w ogłosił świętym.
Zachariasz OFM Cap.
Na Szlaku
17
Wakacje z Bogiem...,
czyli Oaza Nowej Drogi Iº Przyszowa 2008
W czasie wakacji odpoczywamy od wielu
spraw życia codziennego. Późno wstajemy, przez
cały dzień nic nie robimy,
a potem znów śpimy
odpoczywając po tym jakże
męczącym dniu. Jednak
nie powinien to być czas
odpoczynku od Boga, który
nie ma nigdy dość i zawsze
się nami opiekuje. W trakcie
letniej laby młodzież i
dzieci, będące w Oazie,
poświęcają swój wolny czas
na pogłębianie swoich relacji
z Bogiem na rekolekcjach
organizowanych w całej Polsce. Nie inaczej rzecz
dzieję się w naszej parafii, z której co roku część
osób ze wspólnoty oazowej wyjeżdża na wakacje
z Bogiem. Tegoroczne kapucyńskie rekolekcje
Ruchu Światło – Życie Oazy Nowej Drogi Iº
odbyły się w miejscowości
Przyszowa k. Limanowej.
Naszym moderatorem był br.
Tomasz Świtała OFMCap. ,
a wśród ok. 48 uczestników
znalazły się 3 (w tym ja) osoby
z naszej wspólnoty. Było nas
tak dużo, że brat do pomocy
przy niesfornej gromadce
młodzieży
zaprzęgał
8
animatorów (Ania K z Bytomia,
Ania G. z Wałcza, Jola Ch.
z Wałcza, Jola W. dla odmiany z Wałcza,
Karolina O. też z Wałcza, Jadzia M.
z Sędziszowa Młp., oraz dwa rodzynki
Kuba z Bytomia i nasz muzyczny Grzesiu
z Piły), a żeby nas wykarmić potrzebne
były aż dwie panie kucharki (p. Helenka
i p. Alicja). Po przyjeździe wszystkich
uczestników nastąpiło zawiązanie wspólnoty
oraz podział na mniejsze grupki, którymi
opiekowali
się
poszczególni
animatorzy.
Po tym był pierwszy pyszny posiłek
i pogodny wieczór podczas, którego mielismy
okazję zapoznać się bliżej. I tak zakończył się dzień
przyjazdu, a zarazem ostatni dzień sielanki.
Następny poranek zapowiedział nam już
18 Numer 35/2008
pierwszy
dzień
rekolekcji
i
tajemnicę
Zwiastowania Pańskiego.
Pełen radości
i umacniania naszej wspólnoty
oraz zasiewania ziarna, którego
duchowe plony mieliśmy zebrać
na koniec rekolekcji. Czas
tajemnic radosnych zleciał bardzo
szybko.Codzienna Eucharystia to
niezbędny element rekolekcji.
Przyszła pora na tajemnice
bolesne, czyli milczenie przy
posiłkach oraz brak pogodnych
wieczorów pełnych radości.
Zamiast nich mieliśmy okazję
uczestniczyć we wzruszających nabożenstwach.
Były one przygotowywane przez animatorów
i zmusiły nas do wielu refleksji. Także piesza
pielgrzymka do Limanowej oraz Droga Krzyżowa
pod górę z naszym własnym krzyżem, którym był
kamień, pokazała nam jak bardzo
Jezus cierpiał za nas.
Po tajemnicach bolesnych przyszły
tajemnice chwalebne oraz 13
dzień, czyli Dzień Wspólnoty, na
który pojechaliśmy do Centrum
Ruchu Światło – Życie do
Krościenka. Uczestniczyliśmy tam
w Eucharystii sprawowanej przez bp. Wiktora Skworca. Mieliśmy
również okazję zapoznać się
tam z innymi Oazami zarówno
zakonnymi, jak i diecezjalnymi.
W czasie tych rekolekcji wędrowaliśmy po
Tatrach, odwiedziliśmy Zakopane oraz Kalwarię
Zebrzydowską, w której poszliśmy ścieżkami Maryi,
a także uczestniczyliśmy w biegu samarytańskim
po okolicach Przyszowej.
Myślę, że te rekolekcje były wspaniałą okazją do
lepszego poznania Boga oraz pogłębienia swych
więzi z Nim. Doświadczyliśmy tam również
działania Pan Boga w przyrodzie oraz drugim
człowieku. Tego drugiego można było szczególnie
doświadczyć,
ponieważ
takiej
atmosfery
życzliwości i wzajemnego wsparcia nie spotyka
się często.
Maciej Rutkowski
CHWILA Z POEZJĄ
Świt
Nie budź już wspomnień.
Już świta.
Już noc przybladła, zamyka usta
Bezsenny czas, płynie na żółwich
kopytach
Świt – rozwija swe złote chusty.
Nie budź już wspomnień.
Serca tęsknico.
Pozwól odlecieć myślom
w bezkres szumnych fal
Na sinych grzbietach
Struny smętnie skowyczą
Budzi się dzień. Pachnie kwiat.
A jednak cichych wspomnień żal.
Cudowny świat
Jak Cię nie sławić Panie
za ten cudowny świat.
Za to, że w którą stronę ma stopa stanie
Wokół mieni się kwiat.
Tu goździk swą urodą się wdzięczy
Czerwone maki pośród zbóż
Rumiany snują się nicią pajęczyn
tam zaś królują bukiety róż
Tylko witka rzucona na postne
podłoże
Motała się w kształtach
Znosząc chichot kruków w pokorze
By zakwitnąć choć na ukrytych
kartach.
Zofia Zakrzewska Myszka
Zboże mojego dziadka zakwitało
chlebem.
Pamiętam jak w twardych
dłoniach
Rozgniatał brzemienne kłosy
I rozdmuchiwał plewy,
Rozsypywał złote okruchy na
dłoniach
i mówił: już pora.
I wychodzili na pole
z modlitwą
I wtedy przychodził Chrystus
Słuchał śpiewu kos
Poklepywał spocone,
przygarbione
plecy żniwiarzy
Rozsiewał radość i spokój...
Wiem, byłam tam obok
Prosił bym po kłującym
ściernisku
Zbierała okruchy chleba.
Dziś nie przychodzi na pola
Pewnie męczy Go hałas
kombajnów,
Może dlatego chleb dzisiaj
Nie smakuje jak tamten,
Który dziadek żelaznymi rękami
Wyjmował z pieca
Błogosławił znakiem krzyża,
Całował i z szacunkiem układał
na stole…
I to była modlitwa...
Grażyna Lewandowska
Na Szlaku
19
Dla dzieci
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Witam pięknie wszystkich Młodych Czytelników naszego czasopisma. Mam nadzieję, że po wakacjach
jesteście dojrzalsi, mądrzejsi, bardziej opaleni i wypoczęci. Zaczynamy pracę, dzięki której lepiej poznamy
świat i drugiego człowieka. Warto o tym pamiętać na początku roku szkolnego.
„Na Szlaku” będzie Wam towarzyszyło przez cały rok i pomagało w zrozumieniu wielu spraw.
Nowym i „starym” Czytelnikom życzę powodzenia w szkole, za wszystkich uczniów i nauczycieli oraz
katechetów modlę się codziennie.
Szczęść Boże!
Nazaretański pamiętniczek
Wrzesień
Od samego rana Maryja krząta się po
kuchni i przygotowuje coś specjalnego, coś,
co przypomina zapach pieczonego ciasta i
podobnych smakołyków. Mama Jezusa
ubrana jest odświętnie w piękną fioletową
sukienkę, taką do samej ziemi, na głowie ma
fioletową chustkę, przetykaną żółtą nitką.
Cichutko podśpiewuje sobie i energicznie
porusza się po kuchni, jakby chciała zdążyć
ze wszystkim zanim Jezus wróci ze szkoły.
Nagle
ktoś
delikatnie zastukał do
okna i w jednej chwili
cała wielka gromadka
dzieci – z Jezusem na
czele – zaczyna śpiewać:
„Sto lat, sto lat…”
Każde dziecko ściska w
dłoniach duże bukiety
drobniutkich, puszystych
kwiatuszków,
które
dzisiaj zakwitły na polach
i na wyrębach. Kwiaty
mają taki sam kolor jak
imieninowa
sukienka
Maryi. Zdyszany Józef,
który właśnie wybiegł
z warsztatu, potakuje
tylko i uśmiecha się od
ucha do ucha. Ustawia
się w długiej kolejce,
20 Numer 35/2008
aby razem z dzieciakami jeszcze
raz złożyć życzenia, które właśnie
teraz – choć przecież składał je rano
– brzmią bardziej radośnie.
Życzeniom,
śpiewom
i
pocałunkom nie było końca. Wszyscy
cieszyli się, klaskali i biegali po domu,
a potem, aż do wieczora, zajadali
się plackami i ciastkami, które
smakowały jak nigdy przedtem.
- To Twoje
imieninowe kwiaty
Mamusiu – mówi
przed snem Jezus.
– Wrzosy nigdy
nie tracą koloru tak
jak twoja piękna
sukienka, prawda?
– dodaje szybciutko.
Przecież
Twoje imieniny nie
trwają tylko przez
jeden dzień …
M a r y j a
uśmiecha się tylko
i bez słowa gładzi
po głowie Synka.
Całując
Go
na
dobranoc
szepcze
cichutko na ucho:
- Dziękuję.
Kartki z rozwiązaniem dostarczcie
na furtę do 26.09.2008
Losowanie nagród 28.09.2008
po Mszy świętej rodzinnej
Humor
Humor
Na lekcji biologii nauczyciel pyta Wacka:
-Jaki ptak nie buduje gniazd?
-Kukułka.
-Doskonale, ale czy wiesz dlaczego?
-Bo mieszka w zegarach.
***
Na lekcji historii pani, powołując się
na liczne przykłady, mówi dzieciom, że
przeciwnika należy zwalczać jego własną
bronią.
- Taaak? – zdziwił się Jaś. – Od razu
widać, że Pani jeszcze nigdy nie gonił
szerszeń.
***
-Mamusiu, czy mogę hodować w domu
kruka? – pyta się Jaś.
-Ty chyba oszalałeś?! Na co ci to?
-Chcę się przekonać czy to prawda, że
kruki żyją ponad 200 lat.
Humor
Spotykają się dwa ślimaki.
- Ty, stary , gdzie masz muszlę?!
- Uciekłem z domu.
***
Nauczyciel pyta uczniów:
- Jaka powinna być waszym zdaniem
idealna szkoła?
Uczniowie odpowiadają chórem:
- Zamknięta.
***
Jaś pyta się ojca:
- Tato, potrafisz podpisać się z
zamkniętymi oczami?
- A dlaczego pytasz?
- Bo trzeba podpisać kilka ocen w
moim dzienniczku.
Na Szlaku
21
ŚWIĘCI KAPUCYNI
ŚWIĘCI KAPUCYNI
ŚWIĘCI KAPUCYNI
ŚWIĘCI KAPUCYNI
ŚWIĘCI KAPUCYNI
ŚWIĘCI KAPUCYNI
ŚWIĘCI KAPUCYNI
błog. Jakub z Ghaziru.
Dnia 22 czerwca 2008 roku
w Bejrucie został ogłoszony
błogosławionym br. Jakub z
Ghaziru, zwany w swoim kraju
Abuna (tzn. ojciec) Jakub.
Stał się gigantem działalności
charytatywnej.
„Wielki
budowniczy”, „Apostoł krzyża”,
„Libański św. Wincenty a
Paulo”, Nowy Cottolengo”,
„Nowy don Bosco”, to
imiona, którymi Libańczycy,
chrześcijanie i muzułmanie,
nazywali i nadal nazywają tego
kapucyna, aby podkreślić jego
człowieczeństwo i świętość.
Jakub urodził się w
Ghazirze (peryferia Bejrutu), 1
lutego 1875 roku jako trzecie
dziecko z ośmiorga rodzeństwa.
Rodzina, chrześcijanie o rycie
maronickim, była głęboko
wierząca.
Szczególnie
matka przykładem swojego
życia
zaszczepiła
synowi
wielkoduszność wobec Boga i
ludzi. Po skończonej edukacji
w wieku 17 lat wyemigrował
do Aleksandrii w Egipcie,
gdzie wstrząśnięty negatywnym
przykładem pewnego kapłana oraz wzruszającym
świadectwem śmierci brata kapucyna, jako
dziewiętnastolatek podjął decyzję wstąpienia do
Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów. Powrócił
do Libanu w 1894 roku, by rozpocząć nowicjat.
Wszyscy bracia podziwiali go za jego surowy
styl życia, pobożność, miłość, posłuszeństwo
i poczucie humoru, które wiele razy pomagało
mu w rozwiązywaniu konfliktów. Po ukończeniu
studiów, w 1901 roku w Bejrucie przyjął święcenia
kapłańskie.
Przełożeni powierzyli mu prowadzenie
ekonomii w pięciu klasztorach Bejrutu i jego okolic.
Obowiązek załatwiania różnych spraw urzędowych
zmuszał go do częstych podróży. Dziesiątki razy,
jak sam o tym mówi w swoich wspomnieniach,
22 Numer 35/2008
był napadany, bity lub grożono mu śmiercią, ale
krzyż Jezusa zawsze go cudownie ratował. W
1905 roku został mianowany dyrektorem szkół,
które w Libanie prowadzili bracia kapucyni.
Abuna Jakub objawił także wielkie zdolności w
organizowaniu pielgrzymek, procesji, uroczystości
religijnych, zwłaszcza pierwszych komunii.
Mawiał: „Siejcie hostie, a zbierzecie świętych”.
Jego szczególnym charyzmatem było
głoszenie Słowa Bożego. Głosił je
w Syrii, Iraku i w Palestynie. Swoje
kazania przygotowywał w nocy
przed Najświętszym Sakramentem.
W Bejrucie założył Trzeci Zakon
Franciszkański, który rozszerzył się
na cały Liban. Przekonany o ważnej
roli czasopism w 1913 roku założył
miesięcznik „Przyjaciel Rodziny”.
Z powodu wybuchu Pierwszej
Wojny Światowej w 1914 roku
kapucyni francuscy opuścili Liban i
powierzyli br. Jakubowi kierowanie całą
misją. Zadanie to wypełniał z wielką
odwagą i kompetencją. Gdy wojna się
skończyła, wojska tureckie opuściły
kraj. Do Libanu powrócili kapucyni
francuscy,
którzy
kontynuowali
przerwaną pracę. Nowym polem
działalności dla Abuny Jakuba stało
się otwieranie domów opieki dla dzieci
i młodych kobiet przeżywających trudności. W
duszy jego zagościło pewne marzenie: wznieść
ogromny krzyż na szczycie góry, aby uczynić z
niego miejsce spotkań dla tercjarzy, ale przede
wszystkim miejsce modlitwy za Libańczyków
poległych na wojnie i tych, którzy musieli opuścić
swoją ojczyznę. Marzenie się zrealizowało, z
pomocą Opatrzności Bożej na górze Jall-Eddib,
która z „góry duchów i wróżek” stała się górą
krzyża. Drugi krzyż został ustawiony w Deir ElQamarze (Chouf), regionie zamieszkałym przez
ludzi różnych wyznań.
Zrodziła się w nim idea założenia nowego
zgromadzenia sióstr. W 1930 roku powstaje
zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Krzyża Libanu.
Abuna Jakub nalega, aby w statutach nowego
zgromadzenia nie brakowało następujących
dzieł miłosierdzia: opieka szpitalna nad
chorymi i niedołężnymi księżmi, opieka
nad niepełnosprawnymi, niewidomymi,
umysłowo
niedorozwiniętymi
i
nieuleczalnie chorymi, edukacja i opieka
nad sierotami.
Całe życie br. Jakuba wyróżniało się
konkretną miłością do ludzi, którzy cierpią.
Założył Szkołę Św. Franciszka, szpital dla
niepełnosprawnych dziewczynek, klasztor,
w którym znajduje się dom generalny,
postulat, nowicjat i centrum rekolekcyjne
dla księży, zakonnic i grup modlitwy,
szpital dla osób przewlekle chorych i
starych, szpital w dzielnicy robotniczej;
szkołę, w której uczą się dzieci osierocone
lub zaniedbane przez rodziców, Hospicjum
Chrystusa Króla, nad którym góruje
ogromna figura Chrystusa, wysoka na
12 metrów. Opatrzność Boża nigdy nie
opuszczała Abuny Jakuba i do dziś jest
codziennym gościem jego sióstr.
Abuna Jakub, zdobywszy wielkie
uznanie wśród przedstawicieli władz
religijnych i świeckich jako „olbrzym
miłości”, nie miał innego celu w swoim
życiu, jak tylko ten jeden: „Kochać Boga
i człowieka, który jest obrazem Jezusa
Ukrzyżowanego”. W sobotni poranek 26
czerwca 1954 roku powiedział: „Dziś jest
ostatni mój dzień!” Zmarł o godz. 15.00.
Jego śmierć obwieściło radio, gazety,
przyjaciele, dzwonnice we wioskach.
Tysiące ludzi przybyło do klasztoru, aby
opłakiwać jego odejście, modlić się i
otrzymać od niego błogosławieństwo z
nieba. Tylko człowiek obdarzony silnym i
zdecydowanym charakterem mógł dokonać
tych wszystkich dzieł. Abuna Jakub nie
unikał trudnych wyzwań związanych z
ofiarami i wyrzeczeniem. Zwykł mawiać:
„Kto pragnie nieba bez cierpienia, jest jak
ten, kto chce kupić towar bez pieniędzy”.
Powiedział także: „Modlitwa bez ufności
jest jak list w kieszeni, który nigdy nie
dotarł do adresata”, co można odczytać, że
nie powinno się podejmować tak wielkich
dzieł, jakich Abuna Jakub dokonał, bez
głębokiej wiary.
Emilian Skowroński OFM Cap.
Zalogowani z Jezusie,
czyli Wołczyn 2008
Czy znasz datę swojego chrztu? Czy sakrament
ten ma odzwierciedlenie w Twoim codziennym życiu? Czy
dziękujesz Panu za łaskę chrztu świętego, podczas którego
stałeś się Jego dzieckiem? Podczas tegorocznego XV
Spotkania Młodych w Wołczynie mogliśmy postawić sobie
takie pytania i poszukać na nie odpowiedzi.
Tematem spotkania, które odbyło się w
dniach 14 – 19 lipca 2008, było hasło Zalogowani
w Jezusie. Podczas tych kilku dni wgłębialiśmy się w
tajemnicę chrztu świętego, który daje nam nowe życie w
Jezusie, uwalnia spod władzy grzechu i wprowadza do
wspólnoty Kościoła.
Każdego dnia uczestniczyliśmy w Eucharystii,
w przeżywaniu której pomagała nam pięknie śpiewająca
schola. Mieliśmy również okazję wysłuchać ciekawych
konferencji oraz wziąć udział w pięknych nabożeństwach,
podczas których mogliśmy „zalogować się w Jezusie”. Każdy
z nas, jeżeli miał taką potrzebę, mógł spotkać się z Panem,
poprzez spowiedź. Bracia kapucyni zapewnili nam również
niezłą dawkę rozrywki poprzez liczne koncerty. W tym
roku zagrali dla nas: New Life Music, Kana, Triquetra,
Pajujo oraz Perfekt. A chyba najbardziej oczekiwanym,był
koncert KapBandu, podczas którego bracia, oprócz
piosenek ze swojej nowej płyty, zaśpiewali dla nas kilka
znanych przebojów, np. Jesteś szalona, Córka rybaka czy
Zatańczysz ze mną jeszcze raz. Była to chwila naprawdę
dobrej zabawy.
Muszę również wspomnieć o niezwykłej
atmosferze, jaka panuje w Wołczynie. Jest to coś wspaniałego,
czego nie da się opisać w kilku zdaniach. Tam po prostu
trzeba być i to przeżyć! Można zapomnieć o codzienności
i związanych z nią problemach. Każdy jest uprzejmy, miły
i chętny do pomocy. Mowa tu nie tylko o uczestnikach
spotkania, ale również o mieszkańcach Wołczyna.
Poprzez spotkania w grupach czy wspólne posiłki na polu
namiotowym można poznać wielu świetnych ludzi. I nawet
zmęczenie oraz pogoda, która nie zawsze dopisuje, nie
zniechęcają nas do pełnego przeżywania tych pięknych
chwil w Wołczynie.
Jednak
wszystko,
co
dobre,
szybko
się
kończy.
Teraz,
„zalogowani
w
Jezusie”
i naładowani nową energią, musimy postarać się wcielić w
nasze codzienne życie to, czego doświadczyliśmy podczas
tych kilku dni. Teraz pozostaje nam czekać na kolejne XVI
Spotkanie Młodych w Wołczynie. Myślę, że wielu z nas już
się nie może tego doczekać.
Agnieszka Mastalerczyk
Na Szlaku
23
Kronika wydarzeń
8 czerwca - jubileusz 50 lat
święceń kapłańskich obchodził
o. Gustaw Tyburczy. Uroczystą
Eucharystię o godzinie 12 wraz z
nim celebrowali dwaj inni Jubilaci:
o. Salezy Kafel nasz współbrat
z Krosna oraz ks. Józef Haracz.
Mszę świętą uświetnił występ
góralskiej dziecięcej orkiestry
dętej ze Skomielnej Czarnej.
Świętego w sprawowaniu posług.
20 czerwca
– podczas
Eucharystii o godzinie 8.00 dzieci
i młodzież dziękowała Bogu
za kończący się rok szkolny.
11 czerwca – w PSP Nr 11
odbyło się ogłoszenie wyników
konkursu zorganizowanego przez
katechetkę Marię Michalska
i plastyczkę Ewę Konieczną.
Autorzy najciekawszych prac
otrzymali nagrody i dyplomy.
6 lipca – powitaliśmy w naszej
wspólnocie nowych współbraci,
którzy
zostali
skierowani
do posługi w naszej parafii i
klasztorze: o. Andrzeja Surkonta,
który przybył z Piły, o. Bogdana
Kordka, który przyjechał z
parafii w Skomielnej Czarnej
oraz br. Pawła Orłowskiego i br.
Roberta Kotowskiego, którzy
ostatnio posługiwali we wspólnocie
w
Krakowie-Olszanicy.
14 czerwca – Grupa Modlitwy Ojca
Pio wyjechała do Sanktuarium
Bożego
Miłosierdzia
w
Łagiewnikach na nocne czuwanie.
15 czerwca
– pożegnaliśmy
naszych współbraci, o. Gustawa
Tyburczego, o. Piotra Tokarza
i br. Adama Kuczyńskiego,
którzy na mocy zarządzenia
naszych władz zakonnych z
dniem 30 czerwca odeszli z
naszej parafii. Dziękujemy im
bardzo serdecznie za obecność,
zaangażowanie i serce, jakie
wkładali w posługę we
wspólnocie parafialnej i życie
naszego klasztoru. Życzymy
im Bożego Błogosławieństwa i
wszelkich łask w nowym miejscu
obecności oraz mocy Ducha
24 Numer 35/2008
1 lipca
– rozpoczął się
Międzynarodowy
Festiwal
Muzyczny, który tradycyjnie
już odbywał się
w naszym
klasztorze przez okres wakacji.
2 sierpnia – z okazji święta
Matki Bożej Anielskiej brat
Rafał Pysiak odprawił uroczystą
Mszę świętą. W tym dniu każdy
chętny mógł skorzystać z łaski
specjalnego odpustu Porcjunkuli.
3 sierpnia – w klasztorze
ss. felicjanek w Krakowie
pierwsze
śluby
zakonne
złożyła nasza parafianka: Ewa
Ziarek. Przyjęła imię Rachella.
31 sierpnia – gościliśmy w
14 lipca – młodzież z naszej
parafii wyjechała do Wołczyna
na
Spotkanie
Młodych.
25 lipca – w święto św. Krzysztofa
po Mszy świętej wieczornej
na parkingu przy kościele
poświęcono pojazdy mechaniczne.
parafii o. Jerzego Steligę,
misjonarza z Afryki, który na
każdej Eucharystii głosił Słowo
Boże. Po Mszach można było
wesprzeć dzieło misji, kupując
płyty CD, książki, pamiątki
lub składając ofiarę na ten cel.
opr. G.Lewandowska
Czy katolik może cieszyć się seksem?
Czy katolik może cieszyć się
seksem? Dlaczego może i w
jaki sposób? Czy seks oralny to
coś złego? Czy dopuszczalne
jest doskonalenie łóżkowych
umiejętności dla zwiększenia
satysfakcji małżonka? Na te
i inne pytania odpowiada o.
Ksawery Knotz, duszpasterz
rodzin i autor „katolickiej
Kamasutry”
w rozmowie
z Mateuszem
Lubińskim.
Wielu ludzi postrzega seks bardziej jako grzech
niż miłość. Ale człowiek został stworzony przez
Boga. Jak Bóg go stwarzał, to zaplanował ciało i
sferę seksualną, pragnienie bycia ze sobą w sensie
fizycznym. Oczywiście, grzech pierworodny to
wypaczył. Ludzie się ranią. Ale człowiek został
stworzony, by się z tego grzechu wyzwolić i
przeżywać swoją seksualność w sposób piękny.
- Francuska Agencja Prasowa okrzyknęła
ojca
autorem
„katolickiej
Kamasutry”.
Co
ojciec
na
takie
określenia?
- To nie jest tak do końca moje porównanie. Święta
Teresa z Avila, doktor Kościoła, opisuje na przykład
swoje przeżycia mistyczne porównując je do rozkoszy
między dwoma małżonkami. A to jest XVI wiek.
Naszym babciom raczej trudno jest swobodnie
rozmawiać o seksie. Może trochę kiedyś rozmawiały,
ale mało. Tak zostały wychowane i to jest sytuacja
nie do przeskoczenia. Kiedyś o pewnych rzeczach
się nie mówiło, ale dziś można o nich mówić. Jest
zdecydowanie prościej, bo mamy odpowiedni język.
Oczywiście seksu jest wszędzie pełno, ale
mało kto mówi coś wartościowego. Z jednej
strony mamy w mediach pisanie o seksie byle
by coś było, takie “blebleble”. Wszystko po to,
żeby przyciągnąć czytelnika na zasadzie taniej
sensacji. Z drugiej mamy zakaz mówienia o
seksie, wciskanie seksualności w sferę tabu. To
jest bardzo silna tendencja na łonie Kościoła.
Mało kto mówi na serio o akcie małżeńskim i
pewnie dlatego tak dużo ludzi się do mnie zgłasza.
- To jest logika mediów – szukania sensacji i
ciekawostek i ja to rozumiem. Moja działalność
niektórym tak się kojarzy, bo piszę pozytywnie o
życiu seksualnym. I tyle tylko łączy moją książkę i
portal szansaspotkania.net z arcydziełem literatury
indyjskiej. I może jeszcze to, że mówię, że dobre i
w tym sensie moralne, i jak najbardziej katolickie,
jest używanie olejków, perfum i tym podobnych
rzeczy uatrakcyjniających współżycie seksualne.
- Nie boi się ojciec, że jak będzie zajmował
się seksem na co dzień, to doprowadzi
to
ojca
do
moralnego
zepsucia?
- A dlaczego ma doprowadzić do zepsucia? To
jest właśnie myślenie, z którym walczę. Życie
jest pełne zagrożeń. Jak przechodzę przez ulicę,
ryzykuję, że potrąci mnie samochód. Ale to nie
jest powód, żeby przez ulicę nie przechodzić.
Ludzie zadają pytania, to trzeba im odpowiadać.
- Mnie zawsze kojarzyło się, że seks w
tradycji katolickiej jest postrzegany raczej
jako grzech niż coś dobrego, świętego. Jak
to jest z tym seksem - jest dobry czy zły?
- Myślenie, że cielesność trzeba przezwyciężać, bo
ogranicza ona duchowość, to są obce, niekatolickie
wpływy, które w Kościele jednak przez długi czas
dominowały. W Ewangelii nic na ten temat nie ma.
- Ojciec w swojej książce porównuje
przeżycie
orgazmu
do
poczucia
szczęścia życia wiecznego. Tak można?
- A nie spotyka się ojciec z zarzutami typu:
“co duchowny może wiedzieć o seksie?”
- Zwykle pytają o to dziennikarze. Odpowiadam
wtedy, że nie trzeba być alkoholikiem, żeby ludzi
leczyć z alkoholizmu. Albo daję inny przykład.
Jak ktoś kupuje samochód, to wybiera dealera,
którego obdarza zaufaniem. Ludzie, którzy do
mnie przychodzą, obdarzają mnie zaufaniem.
Wiedzą, że nie prowadzę swoich zajęć po to,
żeby ich oszukać, że nie mówię czegokolwiek,
żeby tylko wyciągnąć od nich pieniądze.
Żyjemy w demokratycznym kraju i każdy
Na Szlaku
25
słucha tego kogo chce. Ja w przystępny i ciekawy
sposób mówię o tym, czego naucza Kościół.
naszym życiu. Seksualność też prowadzi do Boga.
Oczywiście w ramach sakramentu małżeństwa.
- Co ojciec mówi?
- Katolik może modlić się o udany seks?
- Że zbliżanie się do Boga nie wyklucza szczęśliwego
życia seksualnego. Poprzez akt małżeński zbliżamy
się duchowo z małżonkiem i zbliżamy się też
równocześnie do Boga. Mówię, że Bóg nie działa
nie wiadomo gdzie, tylko jest w więzi małżeńskiej.
Większość Polaków bierze ślub kościelny.
Ale rozumienie sakramentu
sprowadza do uczestnictwa
w
konkretnym
rytuale
odbywającym się w jakimś
kościele. Ślub się odbył, a potem
biegnie sobie życie z poczuciem
Bożego
błogosławieństwa.
Sakrament miał miejsce 10
lat temu, a teraz co najwyżej
trwają skutki jego zawarcia.
Ale to bardzo ogólny stopień
zrozumienia. Zbyt ogólny, żeby
czerpać z niego życiową mądrość.
Problemy i rozwody biorą się
z tego, że ludzie coś ważnego
w swoim związku zaniedbali.
Także w sferze seksualnej.
Trzeba zaprosić Boga w relacje, które tworzy się
między sobą. Także relację miłości rozumianej szerzej
niż tylko uczuciowo. Sakrament małżeństwa realizuje
się cały czas, gdy małżonkowie się ze sobą modlą,
rozmawiają ze sobą, ale też - gdy kochają się ze sobą.
- Dziękuje się Bogu za to, że dostało się lepszą pracę.
Ważne też, żeby dziękować za swoją cielesność.
- Tytuł ojca książki to “Akt małżeński. Szansa
spotkania z Bogiem i współmałżonkiem”.
Czyli
Bóg
jest
z
nami
w
łóżku?
- Tak, ale należy to właściwie rozumieć. W swojej
codziennej praktyce zauważam, że rozumienie tego,
kim jest Bóg, zatrzymało się u wielu ludzi na poziomie
ośmiolatka, którzy przygotowuje się do sakramentu
Pierwszej Komunii Świętej. Ludzie przypisują Bogu
cechy ludzkie. To jest pewien etap wtajemniczenia,
później powinno się przejść na kolejny. Nie należy
sobie tego wyobrażać tak, że jakiś osiwiały starzec
wpycha się nam pod kołdrę. Bóg nie jest też Wielkim
Bratem, który cały czas nas podpatruje i podsłuchuje,
żeby sprawdzić, czy nie robimy nic złego. Chodzi
o duchową obecność. Bóg jest wszędzie, przenika
rzeczywistość. Jak jest wszędzie, to i w łóżku. Jest w
26 Numer 35/2008
- Ale chyba nie we wszystkich jej przejawach?
- Seks to nie tylko piękno. Są też zagrożenia. Jeśli
jednak mówimy o współżyciu
seksualnym małżonków, to nie
powinni się oni zastanawiać w łóżku
w jaki sposób można się pieścić.
- Naprawdę? Zawsze myślałem,
że seks katolicki to tylko
pozycja, którą w brzydki sposób
nazywa się “misjonarską”.
- Kościół nie wypowiada się
w swoim nauczaniu na temat
tego, jakie pozycje seksualne
są dozwolone. Ważne, żeby
małżonkowie czuli się dobrze i
szanowali wzajemnie. Od strony
moralnej na pewno nie jest ważne,
jaką formę przybierze ich zbliżenie do siebie. Gdy
małżonkowie podejmują współżycie seksualne,
odradzam zastanawianie się nad tym, co wypada
a co nie, co jest dobre, a co złe. To tylko hamuje,
tworzy niepotrzebne lęki i niepokój moralny. To
tak jakby w czasie tańca myśleć, czy wolno mi tak
obkręcić partnerkę prawą ręką czy lewą. Jak się
zaczyna tańczyć, to trzeba się dać ponieść muzyce.
I wtedy można się świetnie bawić do białego rana.
- A mnie się wydawało, że seks katolicki to tylko
i wyłącznie taki, który służy daniu nowego
życia. Więc na przykład seks oralny odpada.
- Myślenie “Będzie tyle dzieci, ile będzie” to
nie jest w ogóle myślenie katolickie. Człowiek
ma rozum i musi się nim posługiwać. Trzeba
świadomie
i
odpowiedzialnie
planować
rodzicielstwo. Człowiek dostał od Boga
rozum po to, żeby się nim posługiwać.
Ważne jest, żeby nie wykraczać poza swoją
cielesność. Chodzi o to, żeby ludzie budowali
relację w oparciu o swoje ciała. To zakłada coraz
lepsze poznawanie ciała i jego rytmu płodności.
Umożliwiają to metody naturalne. Jak małżonkowie
ich nie znają, to nie są w stanie regulować
dzietności inaczej jak przez antykoncepcję.
Chyba, że w ogóle przestaną współżyć.
- Czyli prezerwatywa i pigułka odpada...
- Tak.
- Ale doskonalenie swoich łóżkowych umie-jętności w celu zwiększenia satysfakcji małżonka już nie?
- Już nie. Często, gdy mówię o nauczaniu Kościoła
w kwestii seksu, używam metafory futbolowej.
Małżeństwo jest boiskiem, na którym gra się
mecz. Są pewne reguły gry, zakazane zagrania, ale
najważniejsze jest, by starać się strzelać bramki.
Nie wolno odpuścić sobie meczu - to grzech
zaniedbania. I trzeba się starać grać, jak gra Portugalia
- tak żeby zachwycać. Nie da się tego zrobić
bez zdobycia odpowiedniej wiedzy i treningu.
W piłce zdarzają się faule. Ale zagranie ręką
nie powoduje wyrzucenia z boiska. W życiu
nie można nie grzeszyć. Nie powinno się
faulować, ale to się zdarza. Bo ono jest jak
sport. Ma swoje porażki, ale najważniejsza
jest gra, pasja, ryzyko, zmaganie i zwycięstwo.
I ważne, żeby cały czas wiedzieć, o co się gra by życie było jak najlepsze i żeby się kochać
wzajemnie. To jest prawdziwa moralność. Nie, co
powinienem robić, a czego nie wolno, ale co chcę
zrobić, aby nasze życie seksualne było jeszcze lepsze.
- I to ojciec mówi na rekolekcjach?
Nie chcę mi się wierzyć, że nie spotyka
się to z oporem wewnątrz Kościoła...
- Za bardzo nie. Czasem ktoś polemizuje
w szczegółowych kwestiach, na przykład
seksu oralnego. Ale ogólnie spotykam się ze
zrozumieniem. Słyszę głosy od księży proboszczów,
że oni by tak nie potrafili, ale dobrze, że jestem i
do mnie z problemami swoich wiernych odsyłają.
Dlaczego Kościół ma się nie zajmować seksem?
Zajmuje się wszystkim, bo Pan Bóg jest
wszędzie. To, że jest grupa dewotów, którzy nie
dopuszczają seksualności i ciała do sfery sacrum,
religii, twierdzą, że nie można o tym mówić,
to trudno. Ja się nie kieruję do tej grupy ludzi.
W pracy na co dzień zajmuję się małżonkami.
Pomagam im zrozumieć, w jaki sposób
praktycznie realizuje się sakrament małżeństwa.
Zajęcia są w grupie. Modlimy się, jest Msza Święta.
Bardzo dużo ludzie zyskują dzięki spotkaniu z
innymi małżeństwami, z którymi mogą powymieniać
doświadczenia. Miałem teraz na rekolekcjach
terapeutkę. Powiedziała, że taki poziom otwartości
jaki u nas się wytworzył w ciągu trzech dni, ona
na terapii indywidualnej osiąga po pół roku. Religia
ma bardzo duży potencjał odblokowywania ludzi.
- To naprawdę pomaga?
- Prowadzę zajęcia od kilku lat, co tydzień spotykam
około 20 małżeństw. Mam wiele świadectw, że tak.
Pewien pan powiedział mi już po rekolekcjach, że gdy
Na Szlaku
27
zobaczył tutaj tyle atrakcyjnych kobiet, to najpierw
pomyślał coś w stylu „pewnie z nimi byłoby mi
lepiej”. Ale gdy zaczął słuchać o ich problemach
i zauważył, że mają podobne, jak jego żona, to
dowartościował swój związek. Docenił swoją
relację. Przede wszystkim to, jak dobrze się ze
swoją żoną zna. Zobaczył, że nie tylko inne kobiety
podobnie jak żona przeżywają seksualność, ale że
inni mężczyźni mają też podobne problemy jak on.
Ludzie, gdy zobaczą, że ich problem nie jest tylko
ich prywatnym problemem, że dotyczy też innych,
to łatwiej sobie z nim radzą. Przestają swoje
trudności traktować jako coś wyjątkowego, o czym
nie można mówić, bo inni mogą nie zrozumieć. A tu
się okazuje, że wszyscy jadą na tym samym wózku.
Na
rekolekcjach
odbywa
się
też
odnowienie
sakramentu
małżeństwa.
To
szczególnie
wzruszający
moment.
Ludziom
przypomina
się
ślub.
- Dużo jest w Polsce duchownych zajmujących
się tą tematyką?
- Kilku jest, ale za dużo nie ma. Jest to trudny
temat. Wielu księży boi się go poruszać.
Nie wszyscy są przygotowani, bo i trudno,
żeby każdy ksiądz znał się na wszystkim.
- Chyba wszyscy, czy ktoś jest katolikiem, czy nie,
marzą o miłości swojego życia. “Póki śmierć nas
nie rozłączy”. Co by ojciec radził, by to się udało?
- W dzisiejszych czasach związek dwojga ludzi
musi przezwyciężać tyle trudności, że czasami
myślę, że cudem jest to, że w ogóle się komuś udaje.
Drugi człowiek nie jest w końcu dobrem, które
28 Numer 35/2008
można skonsumować. Z takim podejściem na
pewno się nie uda. Dlatego jak człowiek ma pewną
duchowość, to myślę, że z tego niematerialnego
nastawienia też wypływa dużo dobrego i
zwiększa to jego szanse na udany związek.
Na rekolekcjach opowiadam o puzzlach. Trzeba
każdy puzzel poskładać. I dopiero wtedy widać
piękno układanki, gdy się ją złoży w całość.
Małżonkowie muszą poskładać do siebie
takie rzeczy jak wzajemną miłość, szacunek,
troskę, empatię i pewnie wiele innych. Trzeba
rozumieć siebie i potrzeby drugiej osoby. Nabyć
umiejętność przeżywania ciała, zaakceptowania
swojej przyjemności jako czegoś dobrego. Braki
i niedoskonałości też oczywiście trzeba umieć
akceptować. Wszystkiego trzeba się nauczyć.
Miałem takie małżeństwo, które nie miało
typowych problemów łóżkowych. Od strony
technicznej ich współżycie było bardzo udane.
Ale, jak mi potem powiedzieli, dopiero gdy w
akcie małżeńskim odkryli sferę duchową i fakt,
że seksualność trzeba przeżywać także duchowo,
że jest jeszcze inna płaszczyzna jej przeżywania,
to wtedy ich życie seksualne nabrało nowego
wymiaru. Odnaleźli nową radość w byciu razem.
- Pewnie przydałaby się metafora boiskowa. Sukces
nie zależy od indywidualnych umiejętności i trzeba
dużo pracować, by stworzyć zgraną drużynę?
- Nad każdym związkiem trzeba pracować.
Romantyczne wyobrażenie, że się kochamy i to
wystarczy, że będzie zawsze tak pięknie, niestety się
nie sprawdza , bo nawet najbardziej romantyczne
uniesienia zanikają, a rzeczywistośc życia razem
staje się po pewnym czasie codzienna i zwykła.
Bez dbania o relację na co dzień i troszczenie się
o nią, nic się trwałego nie zbuduje. Widzę często
jak małżonkowie z 10, 15, 20-letnim stażem,
na trzeci, czwarty dzień rekolekcji idą sobie na
spacer trzymając się za ręce, przytuleni do siebie
jak para zakochanych nastolatków. Ale to już
jest miłość, która przeżyła niejedną trudność.
Wywiad znajduje sie na portalu www.interia.pl
Czyńcie pokutę ... bo wkrótce umrzemy
(1 Reg 21,3). Poggio Bustone.
Proszę zachować spokój… Pod takim hasłem
Młodzież Franciszkańska Tau, MFTau, objęta
duszpasterską opieką Krakowskiej Prowincji
Braci Mniejszych Kapucynów, rozpoczęła kolejne
rekolekcje formacyjne w Przegibku
koło Bielska-Białej. To wydarzenie,
oryginalne, nowe i niecodzienne,
odcisnęło na mnie – żywię
nadzieję, że i na rekolektantach
- niezatarte duchowe piętno,
ponieważ jako młody i dopiero co
wyświęcony kapłan po raz pierwszy
mogłem służyć na rekolekcjach
tym darem, który otrzymałem
przez nałożenie rąk biskupa.
Dlaczego Poggio Bustone? Dla św.
Franciszka była to miejscowość,
gdzie miał otrzymać od Chrystusa
zapewnienie
odpuszczenia
wszystkich grzechów i życia w
stanie łaski. Z tej racji rekolekcje
bardzo mocno odnosiły się do
sakramentów
uzdrowienia,
do
których w teologii katolickiej zalicza
się sakrament pokuty i sakrament namaszczenia
chorych. Ważnie udzielony i przeżyty
Sakramentu Pojednania zapewnia każdego
ucznia Chrystusa o przebaczeniu wszystkich
grzechów i pogłębieniu lub przywróceniu
przyjaźni z Bogiem. Drugim sakramentem
tych rekolekcji był sakrament namaszczenia
chorych. Chociaż wydaje się stosunkowo daleki
od życia młodzieży, nie został pominięty z
powodu jego związku z sakramentem pokuty.
Od strony biblijnej franciszkańskie zapasy
duchowe w Przegibku w zasadniczej części
zostały zbudowane na kanwie przypowieści o
Ojcu Miłosiernym. Słowo Boże, łaska Ducha
Świętego, jak również twórcze i oryginalne
sposoby przeżywania kolejnych dni rekolekcji w
postaci: nocnego niezapowiedzianego wstawania
na nabożeństwo pokutne, ubrania szaty pokutnej z
juty, dnia pracy w „dalekiej krainie”, dnia pustyni,
odzyskania nowej uroczystej szaty, pozwoliło
każdemu z nas, uczestnikom, odpowiedzialnym
i mnie prowadzącemu zakosztować położenia,
sytuacji Młodszego Syna z przypowieści o Ojcu
Miłosiernym (Łk 15) i głębiej uświadomić sobie,
już nie tylko intelektualnie, ale egzystencjalnie,
emocjonalnie do czego prowadzi grzech, i że
właściwym dla mnie miejscem życia, pracy,
Na Szlaku
29
zabawy, odpoczynku jest dom (Boga)
Ojca. Kulminacyjny moment tych
rekolekcji wyraził się w uroczyście
celebrowanej liturgii pokutnej z
indywidualną spowiedzią, na którą
przybyli br. Artur Pokrzywa i br.
Marcin Grec z Krakowa- Olszanicy.
Wspólnie słuchaliśmy Słowa Bożego,
żałowaliśmy za nasze grzechy,
indywidualnie
korzystaliśmy
z
sakramentu spowiedzi, ściągaliśmy
surowe worki pokutne i rzucaliśmy się
w ramiona Boga Ojca. Samodzielnie
sporządzony bukiet z kwiatów
umieszczony na ołtarzu był jednym
ze sposobów wyrażenia naszej
wdzięczności Bogu i Kościołowi za
dar pojednania oraz dar wypływającej
z
niego
radości
i
pokoju.
Ostatnie dwa z siedmiu pełnych dni
rekolekcji zostały poświęcone sakramentowi
namaszczenia
chorych.
Rozważaliśmy
wartość chrześcijańskiego cierpienia, jak
również spoglądaliśmy na Jezusa, który
nie tylko uzdrawia ułomnych, chorych,
cierpiących, ale także bierze na siebie nasze
grzechy, choroby i słabości. Nabożeństwo
uzdrowienia i nawiedzenie ludzi cierpiących
w Domu Opieki Społecznej poruszyło do
głębi nie tylko mnie. Na twarzy uczestników
widziałem – przejęcie, zamyślenie, ból,
współczucie, a może nawet jakąś subtelną
formę sprzeciwu wobec tak konkretnego i
żywego cierpienia tych konkretnych
ludzi. Tego dnia w Ewangelii Jezus
zapytał człowieka ślepego: „Co
chcesz, abym ci uczynił?” (Łk 18).
W taki sposób doświadczyłem moich
pierwszych rekolekcji jako pasterz,
chociaż zawsze też będę owcą w
trzodzie Pana Jezusa. Bezcenną pomoc
kazali mi współbracia: diakon Marek
K., Janusz M., Maciej L., Rafał A. oraz
kadra MFTau na czele z Mateuszem
M., jak i sami uczestnicy. Rekolekcje
te stanowią dla mnie między innymi
także przyczynek do zastanowienia się
nad młodzieżą franciszkańska w naszej
rozwadowskiej kapucyńskiej parafii.
Jacek Węgrzyn OFM Cap.
30 Numer 35/2008
Na Szlaku
31
PIKNIK RODZINNY 2008-SPONSORZY
Agroplant S.C.
Art. Decor Sylwia
Ambroziewicz
Autorud Volkswagen
Avanti Pizzeria
Bank Spółdziekczy
Bekazet
Betrans
Joanna Salon Fryzjersko
- kosmetyczny Bucoń J.
P.U.H. Polserwis sp. z o.o.
Citroen
Joker Pizzeria
Paj - Ton sp. z o.o.
Kancelaria Notarialna
Grażyna Krępa
Leszek Ujda
Kleberg Hurtownia
Chemiczna
Klub Alternatywy
Grzegorz Mierzwa
Biuro Plus
Kłosowski Centrum
Stolarki Budowlanej
Clipso Salon Fryzjerski
Agnieszka Krawczyńska
Komisja Zakładowa NSZZ
Solidarność HSW
Coco Colection
Cyfrowe Sieci
Multimedialne
Cytrusy Łopian Halina
Czeboz Czesław Ozga
Korda Hurtownia Artkułów
Spożywczych
Kossta Kopia Dokument
Kowalska Beata Salon
Fryzjerski
Kryjówka
Pasmanteria “Szpileczka”
Piekarnia D. I L. Wołoszyn
Piekarnia Dziubek S.C.
Piekarnia Galicyjska
Piekarnia Skruch S. I
spółka
Społem PSS Stalowa Wola
Stalschmidt & Malworm
sp. z o.o.
Starostwo Powiatowe
Stalowa Wola
Stawosan S.J.
Stemar sp. z o.o.
PPHU Domostal S.C.
Prefbud sp.z o.o.
Księgarnia Stańczyk
Lech S.J.
Prometeusz sp z o o
Duet Salon Fryzjerski
Aneta Kocój
Loresta sp. z o.o
Przedsiębiorstwo Komunikacji Samochodowej S.A.
Madej S.J.
Solbet Stalowa Wola S.A.
Poradnia Leczenia
Osteoporozy i Chorób
Narządu Ruchu
Dressta sp. z o.o.
Elmat
Smyk Producent Zabawek
Stella Telewizja Kablowa
Prezydent Miasta Stalowa
Wola
M&M Barbara i Grzegorz
Myszka
Slovrur sp z o o
Pizzeria Quattro
Da Graso Pizzeria
Echo Dnia
SKOK im. F. Stefczyka
Przewodniczący Rady
Miasta
PZU S.A.
Studio Modnej Fryzury
Sylwia Mochol
Studio Urody “ONA &
ON” Violetta Cichoń
Szczęszek Lucyna
Sztafeta
Tanis S.J.
Tasta sp. z o.o.
Tasta Zakład Mechaniczny
Top Gym
Top Secret
Enesta sp. z o.o.
Margo sp. z o.o.
F.H. Błażej
Re - comp
Markopol Hermes S.J.
F.P.H.U. Elwit Łukasz,
Elżbieta, Witold Rostojek
Rem War sp. z o.o.
Marlex
Remet sp. z o.o.
Martowicz Maślach
Barbara Zakład Fryzjerski
URODA HURT-DETAL
Wiesława Gomółka
Retman Skup Surowców
Wtórnych
Usługi Transportowe
Ludian
Rostek Zofia i Janusz
Usługi Transportowe
Marian Jata
Firma Handlowa Marko
Firma Mamandi
Gabinet Kosmetyczny
“Ewelina”
Gabinet Kosmetyczny
“Gracja”
Gabinet Kosmetyczny
Agnieszka Sarnowska
Marut Renata Zakład
Fryzjerski
Mastal sp. z o.o.
Rubin Wojciech Wiącek
Matthias sp. z o.o.
Ruch S.A. Oddział
Stalowa Wola
Merol sp. z o.o.
Gabinet Odnowy Biologicznej “METAMORFOZA”
Międzyzakładowy Związek
Zawodowy Pracowników
HSW
GoMa Agencja Reklamowa
Mista sp. z o.o.
Graboś S.J. FHU
Mrówka Sklep
młodzieżowy
Hasip Hurtownia Art.
Przemysłowych
Montusiewicz TJ
MZK sp. z o.o.
Hurtownia Man
Nicole Salon Fryzjerski
Rynińska - Nowak A.
Hurtownia Opakowań
Novico S.J.
Hurtownia Tropicana
Okręgowa Spółdzielnia
Mleczarska
Huta Stali Jakościowej S.A.
Inżdróg sp. z o.o.
Jerzy Chmura
32 Numer 35/2008
P.H.U. Sekret S.J.
P.P.H.U. Renopiec sp. z o.o.
Salon Fryzjerski “Clivia”
Grażyna Rojan
Toyota Sacar S.J.
Viola Zakład Fryzjerski
Pietras W.
Wash Serwis
Węglobud sp. z o.o.
Salon Fryzjerski
Jadwiga Barwinek
Witraże i Lampy
Witrażowe Marek Smoleń
Salon Fryzjerski
Joanna Maślach
Wyroby Cukiernicze
Korona
Salon Fryzjerski
Zbigniew Zakościelny
Z.P.H.U. Drew Lamp
Salon Fryzjersko-Kosmetyczny Grażyna Trzuskot
Sezam PPH
Zakład Fryzjerski “Renata”
Zakład Fryzjerski Elżbieta
Galek
Sklep “Oasis”
Zakład Kosmetyczny Marta
Podolak
Sklep Sisters Point
Zakład Kużnia Matrycowa
sp. z o.o.
Sklep Sportowy “MARATON”
Sklep Wielobranżowy
“Pionier”
Zakład Wytwórczo-Handlowy Ryszard Naja
Żywiec Trade sp. z o.o.
Piknik
Tegoroczny VIII Piknik Charytatywny to już
historia. W czerwcowym numerze nie zdążyliśmy o
nim napisać, a zatem zgodnie z obietnicą, powracamy
do tego tematu. Nasze wspólne parafialne dzieło
dostarczyło wszystkim uczestnikom wielu atrakcji.
Każdy znalazł coś dla siebie: miłośnicy sportu zmagali
się w najróżniejszych dyscyplinach, dzieciaki mogły
wyżyć się do woli, grały i tańczyły zespoły lokalne
i zaproszone. Wielu kibiców zyskały pasjonujące
rozgrywki w megapiłkarzy. Wzięło w nich udział 8
drużyn reprezentujących: policję, samorządowców,
Bank Spółdzielczy, kapucynów i po dwie drużyny
postulantów i ministrantów. Mistrzostwo zdobyli
postulanci. Wielkim zainteresowaniem cieszyła się
loteria fantowa, sprzedano ponad 3 000 losów. Po
wyczerpującej zabawie można było się posilić swojskim
jadłem, kapucyńską pizzą, bigosem i ciastem.
Jak co roku bawiliśmy się bardzo dobrze, jak zawsze
spisali się organizatorzy, nie zawiedli sponsorzy, może
tylko pogoda nie stanęła na wysokości zadania... Mimo
to dla wielu z nas kolejny piknik pozostanie w pamięci
jako niezapomniana impreza. Organizatorzy zadbali o
wszystko. I z myślą o nich właśnie powracamy
do tego wydarzenia. Pragniemy wszystkim
bardzo gorąco podziękować. Ponad sto osób
przygotowywało i czuwało na przebiegiem
pikniku. Wielu z nich zaangażowało się w jego
przygotowanie na kilka tygodni wcześniej,
między innymi ci, którzy odwiedzali dziesiątki
firm z miasta i spoza niego szukając sponsorów,
pozyskując środki na zorganizowanie imprezy.
Im wszystkim, od pierwszego do ostatniego,
pragniemy bardzo gorąco podziękować za
poświęcenie: młodzieży skupionej przy
klasztorze, harcerzom, Ruchowi Światło - Życie,
czyli tzw. Oazie, seniorom z Klubu Promyk,
postulantom, ale także parafianom i przyjaciołom
parafii.
Trud organizatorów przyniósł wymierne efekty.
Dochód tegorocznego pikniku wyniósł ponad 40
tysięcy złotych. Przeznaczono je na zakup sprzętu
dla Zakładu Pielęgnacyjno – Opiekuńczego w
Rozwadowie, na wsparcie Akcji Letniej grup
dziecięcych i młodzieżowych działających
przy klasztorze oraz dofinansowanie remontu
zaplecza gospodarczego w klasztorze, które jest
przeznaczone dla dzieci, młodzieży i starszych.
Redakcja
Na Szlaku
33
Festiwalowe wspomnienia
XVIII Międzynarodowy Festiwal Muzyczny
Stalowa Wola – Rozwadów 2008 dobiegł
końca. Dziewięć artystycznych wieczorów
było prawdziwą ucztą dla każdego, kto pragnął
spędzać lipcowe i sierpniowe wtorki ze sztuką.
– Zapraszam wszystkich za rok – mówił o.
Roman Łukaszewski, gwardian rozwadowskiego
klasztoru,
zamykając
uroczyście
imprezę.
Jedną z najciekawszych festiwalowych prezentacji
był występ światowej sławy skrzypka Konstantego
Andrzeja Kulki. Oczekiwano go z wielką
niecierpliwością, mając w pamięci stalowowolski
koncert artysty sprzed kilku lat. Także i tym razem
muzyk nie zawiódł oczekiwań, zachwycając swoim
talentem. Zaciekawił zwłaszcza popisem gry
solowej, proponując wysłuchanie fragmentu jednej
z sonat Geminianiego. Podobały się też utwory
interpretowane wraz z grającym na fletni Pana i
cymbałach Georgijem Agratiną oraz wirtuozem
organów Robertem Grudniem – dyrektorem
imprezy. Nie zabrakło lirycznej „Arii na strunie
G” Bacha, barwnego „tańca słowiańskiego” emoll Dworzaka, popularnej miniatury „Ave
Maria” Schuberta. W takiej atmosferze Georgij
Agratina świętował swoje 60-te urodziny.
A cóż powiedzieć o wieczorze z udziałem
cenionego muzyka ludowego i gawędziarza Józefa
Brody, który przyjechał do Stalowej Woli wraz
z kompozytorem Januszem Kohutem? Były to
artystyczne rekolekcje, pełne refleksji nad życiem
i relacjami Bóg – człowiek. – Czy, jako ludzkość,
potrafimy korzystać z nauki zawartej w Dekalogu?
Czy w kieracie codzienności potrafimy odnaleźć
sens naszych życiowych dróg? – padały pytania,
jakże istotne w prezentowanych fragmentach
oratorium „Droga nadziei” Janusza Kohuta.
Niezwykle barwnym i ciekawym wydarzeniem
było... spotkanie z popularnym prezenterem
Jarosławem
Kretem,
znanym
dobrze
z
34 Numer 35/2008
telewizyjnego ekranu. Nie przyjechał jednak
do klasztoru mówić o pogodzie, lecz o swojej
fotograficznej pasji. Przywiózł ze sobą autorski
album „Moja Ziemia Święta”, będący plonem
kilku wędrówek śladami Chrystusa. – Fotografie,
które przedstawiam, są bardzo subiektywne
– mówił. Ów subiektywizm wynika przede
wszystkim z zaangażowania emocjonalnego autora
i poszukiwania nowych motywów zdjęciowych.
Nie sposób nie wspomnieć o interesujących
recitalach wokalnych, a zwłaszcza występie
stalowowolskiego rodaka Szymona Jędrucha
wraz z małżonką Bogną. – Marzyłem o tym, aby
zaśpiewać na festiwalu – zwierzył się tenor, na co
dzień związany z łódzkim Teatrem Muzycznym. Z
zaprezentowanych dzieł religijnych warto wymienić
„Arioso” z oratorium Mesjasz Haendla i przejmujący
śpiew „Pieta Signore” Stradelli. Ponadto artysta
sięgnął do repertuaru mistrzów włoskiego bel
canta, co spotkało się z bardzo ciepłym przyjęciem
publiczności. Wyrazem uznania dla Szymona
Jędrucha było przyznanie przez władze miasta
honorowego tytułu Ambasadora Stalowej Woli.
Należy podkreślić olbrzymią różnorodność muzyki
instrumentalnej prezentowanej na festiwalu. W
tym kontekście trzeba wspomnieć o koncertach,
których bohaterami byli gitarzysta Romuald Erenc i
saksofonista Paweł Gusnar. Jednakże największych
emocji dostarczyła muzyka organowa, wykonywana
przez wirtuozów z Polski, Belgii, Litwy, Szwecji i
Francji. Zaciekawiło bogactwo form, stylów oraz
sięganie po dzieła najwybitniejszych mistrzów.
Brzmiały znakomicie, ponieważ rozwadowskie
organy to wspaniały instrument – jeden z
najlepszych, jaki zbudowała renomowana firma
Kamińskich. Są one wielką wartścią nie tylko
dla miasta, ale i całego regionu nadsańskiego.
Piotr Jackowski
Na Szlaku
35
36 Numer 35/2008

Podobne dokumenty