Rajd 2012 – wspomnienia z pierwszej ręki
Transkrypt
Rajd 2012 – wspomnienia z pierwszej ręki
Witaj czytelniku!! Tak,to prawda, szkoła zaczęła się już na dobre. Czas pożegnać wakacje na kolejne 10 miesięcy. Znów zaczynają się kartkówki, klasówki i co gorsze ....zebrania. Na ratunek przychodzimy MY, cała redakcja szkolnej gazety " Toster", który jak w zeszłym roku rozgrzeje was w mroźne dni, ale i zaciekawi ogromną liczbą artykułów, gdzie każdy znajdzie coś dla siebie. Z przyjemnością witamy Was w pierwszym wydaniu naszego miesięcznika. Już na samym początku atakujemy z mocną siłą i rekordową liczbą stron, a co się z tym wiąże najciekawszych newsów, plotek, informacji. Jest to zapowiedź naszej prężnej pracy na ten rok szkolny. Będziemy dla Was szpiegować i zdobywać najciekawsze informacje ze szkoły i ze świata. Pozostaje nam tylko zaprosić Was do czytania "owoców naszej pracy" oraz do śledzenia nas na naszym Tosterowym Facebooku. Zawsze czekamy na Wasze propozycje i pomysły. Uroczyście witamy i nowy sezon szkolnej gazety "TOSTER" uważamy za otwarty!! :) Redakcja "Rzekę pięknych kwiatów znamy tulipanów , róż, i brzóz Dla nauczycieli mamy Najpiękniejszy bukiet słów" Naszym kochanym nauczycielom, którzy codziennie witają nas z w salach lekcyjnych i próbują wpoić nam jak największą ilość wiedzy, ślemy naprawdę serdeczne życzenia, zarówno od naszej redakcji jak i w imieniu uczniów naszego zacnego Liceum. Dzięki Wam zdobywamy wiedzę, doświadczenia i wiemy jak poruszać się w tym czasami zakręconym świecie. "Najwspanialszym doświadczeniem, jakiego może dostać człowiek, jest otwarcie na Tajemnice" A Wy przedstawiacie nam tajemnice codziennie... Inaczej mówiąc jednym, przepięknym, słowem, które wyraża wszystko D-Z-I-Ę-K-U-J-E-M-Y....... :) „Ach co to był za dzień!” Sobota, godzina 20:15. W wielu domach całe rodziny zasiadają przed telewizorami , aby jak co tydzień wspierać smsami swoich ulubieńców. W tym samym czasie redakcja Tostera kończy odliczanie: „4..…3…..2…..1….. Zaczynamy Bitwę na Głosy!” tymi słowami Hubert Urbański rozpoczyna program. Grupa z naszej szkoły przyjechała do studia ATM, aby wspierać reprezentację z Sosnowca, a szczególnie naszych kolegów: Ulę Babecką i Kamila Kubasa. Przygoda z telewizją rozpoczęta o 10 rano, na dobre miała rozkręcić się dopiero po godzinie 18. Ach, co to był za dzień . Cały czas coś się działo, nie nudziliśmy się ani przez chwilę. Jedziemy, jedziemy i stało się - tak, już jesteśmy pod studiem (które co prawda w telewizji wydawało się znacznie większe)... Przed wejściem do budynku nałożyliśmy identyfikatory dziennikarskie tzw. presski (które wcześniej sobie sami przygotowaliśmy, bo jak tu być redaktorem bez identyfikatora!?), wzięliśmy w dłonie żółte, gęste pompony i miśki. Z uśmiechami od ucha do ucha weszliśmy do studia, gdzie zostaliśmy sprawdzeni przez ochroniarzy. Nie wątpimy w to, że byliśmy bezpieczni, bo skrupulatny ochroniarz sprawdzał nas dość dobrze, szukając u jednego z naszych kolegów broni. Skończmy jednak z tymi dygresjami! Przed programem, zanim grupa wybrańców udała się za kulisy, a reszta zaczęła zajmować miejsca na widowni i w „basenie” udało nam się przeprowadzić wywiady z wieloma uczestnikami. Sam Kędzior obiecał nam rozmowę po lifie, ale jak to często bywa, nie doszło do niej. No cóż, nie spotkaliśmy go potem, a przecież on nas szukać nie będzie. Uczestników łatwo było rozpoznać po nietuzinkowych strojach. Podopieczni Juli reprezentujący Łomżę, ubrani w dresy/sukienki oraz kolorowe bandanki na głowach chętnie udzielali nam wywiadów. Dowiedzieliśmy się, ze oprócz zwykłych prób, prób kamerowych, choreograficznych, grupy często spotykają się na integracjach. Trzeba przyznać, że to dość ważne, by grupa potrafiła ze sobą dobrze współpracować. Jaka jest Jula? „Jest bardzo fajną dziewczyną, poświęca nam dużo swojego czasu, stara się być na każdej próbie”, - mówi Tomasz Wiśniewski z grupy Juli. To ona decyduje, kto zaśpiewa solówkę, dobiera odpowiednio głos, nie osobę, do piosenki oraz decyduje o śpiewanym kawałku (oczywiście sytuacja wygląda identycznie w pozostałych grupach). 16-stka dowiaduje się o tym, z tygodniowym wyprzedzeniem, czyli w niedzielę. To chyba oczywiste, bo dopiero w sobotę wieczorem mają pewność, czy zaśpiewają w następnym odcinku. Każda grupa twierdziła, że nie ma wśród nich rywalizacji, wręcz kochają się i wspierają nawet poza programem. „Jeżeli ktoś się zdecydował przyjść na casting, to wiedział, że to będzie 16 osób, a nie tylko ja” wyznał Dawid Litwiński – Łomża. To prawda. Reprezentanci każdego miasta pracują drużynowo, a zasadę „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego” traktują jak swoje motto. Co ciekawe, żaden z nas nie obawia się jury. Konrad Cygal z Sosnowca powiedział: „jurorami są widzowie” . Jednak wszyscy bardzo cenią sobie opinię 4 recenzentów. „Jury jest fajne, mimo tego, że czasami mówią niezbyt miłe słowa, ale są mobilizujące, wiemy, że musimy wziąć się w garść”. Nie tremuje ich to jednak na tyle, by przysłowiowo: „zapomnieli języka w gębie”. Osoby, z którymi rozmawialiśmy, nie boją się już występować, choć przyznają, ze za pierwszym razem trema była ogromna. Jola Ostrowska z ekipy Juli obawiała się np., że zapomni kroków. Jej historia jest o tyle ciekawa, że do końca nie wierzyła w swój udział w programie. „ To był tak naprawdę pomysł mojego brata” – powiedziała. „Mówiłam, że się nie nadaję do takich rzeczy, ale pojechałam, podeszłam do tego na mega wielkim luzie (…) Jeżeli człowiek chce się dostać do takich programów, to nie może ich brać na poważnie (…) ponieważ trema zjada człowieka i wtedy nie pokazuje prawdziwego siebie”. Mądre słowa. Jak wiecie, z programu odpadła grupa Barona i Tomsona. Szkoda, bo chłopaki wnieśli wraz ze swoją drużyną bardzo dużo do programu. Od ekipy Afroteamu dowiedzieliśmy się że , spotykają się również poza tym całym zamieszaniem związanym z tym programem. Chłopcy są po prostu rewelacyjni. „My nie walczymy ze sobą (…) gramy o szczytny cel. To nie jest coś, co chcemy dla siebie. To jest coś dla kogoś”. Jak udało się dowiedzieć naszej redakcji, wiele osób z tej grupy ma już muzyczne plany i propozycje na przyszłość, więc z całego serca życzymy powodzenia. Zwłaszcza, że przez duże poświęcenie dla programu niektórzy obawiają się wyrzucenia za szkoły… Ale mówią, że było warto. Między występami zespołów prowadząca program, Agnieszka Szulim przeprowadzała wywiady z rodzinami i przyjaciółmi członków drużyn. No, może stwierdzenie "przeprowadzała wywiady”, to zbyt duże słowa, ponieważ jak się dowiedzieliśmy, miała zapalenie krtani i nawet zastrzyki sterydowe jej nie pomogły, ale i tak wyglądała zjawiskowo i z wielką gracją przedzierała się wśród publiczności, ale nie sama. W stawianiu jej kroków pomagał jej ktoś z obsługi programu, a to ze względu na kilkunasto centymetrowe obcasy. Czas płynął bardzo szybko, ani się obejrzeliśmy a już doszliśmy do końca programu – ogłoszenia wyników. Można było poczuć panujące wśród wszystkich drużyn niepewność i strach o dalsze miejsce w programie. Także widowni udzieliły się te emocje, które szybko zamieniły się w zdziwienie i rozczarowanie. Sobotę uważamy za jak najbardziej udany dzień. Dzięki możliwości dostania się do studia nagraniowego, podszkoliliśmy swoje umiejętności oraz doznaliśmy wielu doświadczeń, które na pewno zostaną nam głęboko w pamięci i sercu. Włożyliśmy w prace dziennikarską 100% naszego zaangażowania, abyście mogli zaznajomić się z programem '' Bitwa na głosy'', nie tylko z domowego fotela, ale poczuć energię i emocje, jakie panują wokół uczestników. Chcielibyśmy zachęcić was do stałego kibicowania naszej sosnowieckiej grupie. To osoby z ogromnym talentem, które zasługują na sukces. Mamy nadzieje, że to tylko początek naszej pracy, chcemy dostarczać wam coraz to ciekawszych informacji. Redakcja pragnie złożyć podziękowania organizatorom wyjazdu, oraz wszystkim uczestnikom, operatorom i jury za wartościowe konwersacje. Grupie z Sosnowca życzymy powodzenia – redakcjaToster. CAŁA PRAWDA O EWIE ... Chyba wszystkich nas szczególnie interesuje drużyna Ewy, reprezentująca nasze miasto - Sosnowiec. Co powiedzieli o Ewie jej podopieczni przed programem? Co powiedzieli o Ewie i jej drużynie prowadzący i jury? Tego nasi śledczy dziennikarze dowiedzieli się w kuluarach programu „ BITWA NA GŁOSY”. Na samym początku chcielibyśmy sprostować dziwną plotkę na temat rywalizacji między Julą, a Ewą. Choć może w zeszłym tygodniu kibicujących poniosły emocje, uczestnicy zapewniają, że wszyscy bardzo się lubią i wspierają. Nasza sosnowiecka grupa integruje się, więc nie tylko sama z sobą, ale także utrzymuje przyjacielskie kontakty z pozostałymi ekipami. Mówią nam, że się kochają. A czy kochają Ewę Farnę? „Jeśli mamy jakiś problem, ona zawsze jest, (…) załatwia”. „Jest osobą taką jak my, więc wszystko jest bardzo w porządku”. Przyjeżdża na próby do Sosnowca i osobiście opiekuje się swoją kochaną gromadką. Spotykają się na zajęciach i po zajęciach, a Ewa zachęca ich jak mama, by szli spać wcześnie, bo inaczej głos nie będzie taki, jak należy. Może wydaje się to przesłodzone, ale wszyscy uczestnicy, a także ich nauczyciele wypowiadają się o swoich relacjach w samych superlatywach. Powiedzcie, jak im tu nie wierzyć? Dla osiągnięcia jak najlepszego wyniku bardzo się wysilają. Pewnie niektórzy z was słyszeli, że Patrycja Śmieja złamała na jednej z prób rękę. „Spadłam z kolegi” powiedziała na wizji. Specjalnie dla nas dodała jednak paru ciekawych szczegółów: „Mam wstrzykniętą blokadę. Chcieliśmy zrobić Dirty Dancing na próbie choreograficznej, ale się nie udało, nie zdążyłam krzyknąć, nie byłam wystarczająco lekka”. Jednak nie zawsze jest kolorowo, także drużyna Ewy ma nieraz gorsze dni. Widać jednak że, potrafią się odpowiednio zmobilizować. Zwłaszcza ten tydzień, pełen sennych, deszczowych dni, był dla nich ciężki. A jak to jest z choreografią? Opowiada nam o tym Konrad Cygal: … „ zdarza się, że ktoś po pierwszej próbie nie łapie choreografii, ale spotykamy się potem, wieczorem, ćwiczymy. Nikt nie patrzy krzywo na drugiego, bo nie nauczył się kroków, bo nie pamięta układu” .Redakcja odniosła wrażenie, że wszyscy tam są jak jedna wielka rodzina. Nie ma rywalizacji. Koledzy ze szkoły także wspierają dzielnie naszych reprezentantów. Niektórzy co prawda żartują sobie, mówiąc „o, gwiazda przyszła”, ale przecież w tych słowach większość z nich ukrywa wyrazy uznania. Zapytaliśmy grupę z Sosnowca jak Ewa przygotowuje szesnastkę do występu na life. … „Jeśli chodzi o nasz wygląd jest to w 100% pomysł Ewy, my oczywiście mieliśmy prawo głosu, przykładem są takie niuanse, z których zrezygnowaliśmy i te, które sami dodaliśmy. Generalnie Ewa wszystko z nami konsultuje, abyśmy się dobrze czuli – bo tak naprawdę my występujemy”. Na ekranie może aż tak tego nie widać, ale uczestnicy mają na sobie dużą ilość makijażu. Co ciekawe, czują się z nim bardzo dobrze. Zapytani o to chłopcy z drużyny Ewy odparli: „Czujemy się świetnie. Jesteśmy chyba tak naprawdę do tego przeznaczeni, bo naprawdę czuję się z tym znakomicie – jak młody bóg – a najbardziej podobają mi się te panie, które nas malują”. Drużyna Ewy Farny daje więc sobie ze wszystkim radę i zasługuje na medal. Pragnie osiągnąć szczytny cel, którym jest pomoc Zespołowi Szkół Specjalnych nr 4 w Sosnowcu. Mamy nadzieję, z go zrealizują i życzymy wszystkiego dobrego! A co inni sądzą na temat Ewy i jej drużyny... Byliśmy bardzo ciekawi jakie zdanie na temat drużyny z Sosnowca mają ludzie pracujący przy produkcji programu. Przepytaliśmy kogo tylko się dało. Przeczytajcie co nam powiedzieli! REDAKCJA:Jesteśmy z redakcji gazety Toster z VI LO w Sosnowcu , jak wrażenia po dzisiejszym odcinku? ALICJA WĘGORZEWSKA: Słuchajcie był to jeden z najlepszych odcinków jak dotychczas. Mimo że tydzień temu drużyna Juli jakby zaczęła przekonywać mnie do siebie, to dzisiaj znowu okazała się najsłabsza. Pewnie chcecie mnie zapytać o grupę z Sosnowca? R: PEWNIEEEE! A.W: Aaaa, łobuzy to dlatego ten misiek (podczas trwania programu redakcja Tostera podarowała pani Alicji pluszaka)? Słuchajcie! Ewa jest absolutnie charyzmatyczna, jest zwierzęciem scenicznym. Jest absolutnie taką dziewczyną, która zawładnie polską estradą, gdyż ma wszystko, jest piękna, kobieca, bardzo temperamentna, ma świetny głos, świetnie się porusza, ma wszelkie dane, aby być gwiazdą wielkiego formatu. A zespół prowadzi coraz lepiej, na początku miałam wiele zastrzeżeń, teraz widzę, że jest nakład pracy, jakiś pomysł na tę 16-stkę. REDAKCJA: Co Pan powie o grupie z Sosnowca? W tej drużynie jest dwoje uczniów którzy uczą lub uczyli się w naszym VI LO. TITUS: To jest grupa Ewy Farnej? R: Tak zgadza się T: Fajnie. Dzieciaki się starają, świetne wykonania, czysta przyjemność. Ewa dobrze ich prowadzi, fajne „numery” dobiera. „Freedom”, naprawdę dobrze poszli. Miałem chwilę wątpliwości kto był lepszy, ekipa od Ewy (Farnej), czy od Andrzeja (Piasecznego), ale Ewa ma kawał głosu. REDAKCJA: Co Pan może powiedzieć na temat grupy z Sosnowca? WOJCIECH JAGIELSKI: Można powiedzieć tyle, że ponieważ Ewa Farna jest naprawdę bardzo utalentowaną osobą, dobrze będzie, jeśli będzie umiała przekazać tą swoją wiedzę lub część tego talentu ludziom którzy są w jej zespole. Jednak ponieważ jest właściwie najmłodszą uczestniczką ma w tym najmniejsze doświadczenie. REDAKCJA: Jak się Pani podobała grupa Ewy Farnej? Pochodzimy z Sosnowca i chcieliśmy przeprowadzić wywiad do szkolnej gazety. AGNIESZKA SZULIM: Ewka, tak? Można powiedzieć, że nie jestem w tym targecie jej fanów, jestem na to za stara. Ewka ma taką rokową żyłkę w sobie i w zeszłym tygodniu jak zagrała na bębnach.. R: Dała czadu.. A.S.: Tak, dała czadu. Także ja ją bardzo lubię i trzymam kciuki za uczestników! R: Czyli Ewka...? A.S.: Nie, nie mogę mówić za kogo trzymam kciuki, ale mam swoich faworytów, nie będę ukrywać (znaczący śmiech) . Toster w kulisach bitwy Redakcją Tostera w studiu ATM zajął się tajemniczy, rozbiegany Pan Wojciech. Wkrótce odkryliśmy, że to jeden z producentów programu. To właśnie on wprowadził nas w arkana przygotowań do programu robionego na żywo! Podróż rozpoczęliśmy od pokoju naszych sosnowieckich gwiazd, które sąsiadowały z garderobami sławnych ludzi ze świata showbiznesu. Niestety nikogo tam nie zastaliśmy, bowiem wszyscy znajdowali się w sali, gdzie przygotowywano do programu gwiazdy i uczestników. Nie chodzi tutaj o salę, gdzie uczestnicy rozgrzewają się wokalnie, lecz o miejsce, które nie jest pokazywane w telewizji, gdzie mogą wejść nieliczni. Znaleźliśmy się w sali pełnej stylistów, fryzjerów, wizażystów no i co oczywiste - uczestników, którzy byli do ostatniej chwili malowani, stylizowani, ubierani... W ciągu 10 minut które otrzymaliśmy od pana Wojciecha musieliśmy wszystko „zbadać” i przepytać kogo się da, a nie było to łatwe. Pracę utrudniał fakt, iż było to miejsce, gdzie panowało największe zamieszanie, wszyscy biegali, krzyczeli, śpiewali. Były to ostatnie chwile przygotowania do programu, więc trudno było kogoś przekonać do udzielenia wywiadu. Byliśmy zmuszeni przeprowadzać wywiady z osobami, które były teoretycznie zajęte, ale w sumie czyniło to wywiad bardziej wiarygodnym. Udało nam się namówić na krótką rozmowę fryzjerkę , która w ferworze walki odpowiedziała nam na kilka pytań. (fryzjerka w trakcie pracy, modelując włosy) Redakcja: Dzień dobry, tu redakcja szkolnej internetowej gazety Toster, czy możemy na chwilkę przeszkodzić? Fryzjerka: Dzień dobry, tak proszę. R: Z czym będzie związana dzisiejsza charakteryzacja dla poszczególnych grup? F: Na dzień dzisiejszy przedłużam włosy, a o szczegóły proszę zapytać się tamtego pana (wskazuje palcem). R: Ile trwa taka charakteryzacja? Ile trwa wystylizowanie jednej osoby? F: Jedna charakteryzacja...myślę, że około godziny, ale generalnie to godzinę do jednej sesji. Także cały czas wszystko jest poprawiane. R: Słyszymy różne okrzyki, wszyscy dookoła biegają, informują o czasie, który pozostał do rozpoczęcia programu...czy to jest stresujące? F: Jest to bardziej motywujące, niż stresujące. R: Dobrze, to my już może nie będziemy przeszkadzać..., dziękujemy za rozmowę. F: Również dziękuję. Po krótkiej rozmowie z fryzjerką (licząc na więcej informacji, szczegółów), poprosiliśmy o udzielenie krótkiego wywiadu, stylistę, którego owa fryzjerka nam wcześniej wskazała. R: Dzień dobry, czy możemy zająć chwilkę? S:(nie uzyskaliśmy odpowiedzi słownej, natomiast mężczyzna kiwnął głową, więc zaczęliśmy zadawać pytania) R: Z czym wiążą się dzisiejsze charakteryzacje? S: Z krwią i potem. Stylista odwraca się. ...("Kto mi za***** lakier?") R: Jak będą wystylizowani w dniu dzisiejszym uczestnicy poszczególnych grup? S: W dniu dzisiejszym uczestnicy będą wystylizowani na lata 20, lata 80, Lady Gaga...i już nie pamiętam. R: Różniące się koncepcje jednym słowem? S: No, masakra słuchajcie, dzisiaj po prostu przelatujemy... R: Czy Towarzyszy Panu stres? S: Niee, przede wszystkim przelatujemy w trybie nieznanym dla fizyki między stylami lat 80, 20 ... i nowoczesnych, czy Lady Gaga to nawet przyszłość, prawda? R: Od której godziny spędzacie czas w studiu, od której pracujecie? S: Od 8 rano jesteśmy, do końca. Program się kończy, to zbieramy włosy z głowy, które doczepialiśmy, więc wychodzimy ostatni. Wszyscy fryzjerzy to twardziele, pracują nawet w niedzielę. R: Dziękujemy za rozmowę i życzymy miłej pracy. Jak widać nie udało nam się wiele "wycisnąć" od zapracowanych stylistów, natomiast nie próżnowaliśmy i szukaliśmy kolejnych uczestników, z którymi moglibyśmy przeprowadzić wywiad. Jako pierwsze, które rzuciły nam się w oczy były 3 dziewczyny z grupy Ewy. R: Jak się nazywacie, skąd jesteście? (uczestniczki zestresowane przed programem nie usłyszały do końca pytania, ale wybaczamy, jesteśmy wyrozumiałą redakcją <śmiech>) DZIEWCZYNY...Nie jesteśmy z Sosnowca, natomiast należymy do grupy z tego miasta. R: Jak dowiedziałyście się o castingu do ,,Bitwy na głosy''? DZ: Dowiedziałyśmy się z facebooka R: Namawiał was ktoś do udziału w tym programie, czy same postanowiłyście się sprawdzić jako uczestniczki tego show? DZ: Ja zdecydowałam się zupełnie spontanicznie, to nie była żadna zaplanowana przeze mnie decyzja. Pomyślałam dzień przed castingiem, czemu nie i tak się szczęśliwie złożyło, że dostałam się do drużyny. R: Jaka była reakcja rodziny na wieść, że udało Ci się dostać do programu? DZ: Hmm... Oni mnie zawsze bardzo wspierają - moja mama i mój dziadek. No cóż reakcja ta była dość pozytywna. Oni nie mogą uwierzyć w mój udział w tym programie, tak samo jak ja. Ja tak naprawdę wciąż nie wierzę w to, co się dookoła mnie dzieje. R: Sądząc po wyglądzie jesteście dość młodymi uczestniczkami, jaka jest reakcja osób ze szkoły? DZ: Normalna, wszyscy nam kibicują. Wbrew pozorom nie ma żadnych obraźliwych komentarzy czy też zazdrości. Nie mamy również, co liczyć, na jakieś specjalne względy u nauczycieli... niestety. R: Dziękujemy za rozmowę i życzymy powodzenia w programie... no i w szkole! DZ: Dzięki. I tu warto zaznaczyć, że w trakcie kiedy przesłuchiwaliśmy nagranie na dyktafonie; warto w tym miejscu zaznaczyć, że wszystkie wypowiedzi nagrywaliśmy, aby jak najwiarygodniej odtworzyć Wam, drodzy czytelnicy wywiad; tuż za naszymi plecami dyskusje prowadził zespół ,,Loka" (ostatnio co chwilę grywany w radiach ich kawałek -,,Prawdziwe powietrze"). Byliśmy tak zaskoczeni tym faktem, ze zamiast natychmiast zaatakować ich serią pytań o …, staliśmy i nie mogliśmy uwierzyć w to co widzimy. Za długo trwała ta euforia, gdy byliśmy gotowi do wywiadu, oni odeszli, a my nabyliśmy nową umiejętność – atakuj natychmiast, a potem pomyśl o co możesz zapytać. Za kulisami przeprowadziliśmy również wywiad z Agnieszką z grupy „Afromental”, jeszcze uśmiechniętą, pełną energii (nieświadomą tego, że czeka ją ostatni występ). Można powiedzieć, że staliśmy się rozpoznawalni, gdyż w sumie sama do nas podeszła, przywitała się z redaktorem Olkiem (naszym Tosterowym fotografem): A: ''Dzień dobry, Panie Toster". Nie mogliśmy przegapić okazji, podążyliśmy za nią i przeprowadziliśmy rozmowę.. R: Dzień dobry, możemy zająć chwilkę? A: Tak, tak. Dzień dobry. R: Powiedz nam jak masz na imię, do jakiej grupy należysz? A: Cześć, jestem Agnieszka z Afroteamu. R: Jak wygląda współpraca w tej grupie? A: W naszej grupie?...Otóż jest miło, sympatycznie, naprawdę - nawet przez ten czas zdążyliśmy się zaprzyjaźnić i to tak bardzo, wspieramy się nie tylko tutaj w studio, czy też na próbach, spotykamy się również poza. Chłopacy są po prostu rewelacyjni. Musisz przyjechać i nas odwiedzić, zobaczyć jaka atmosfera jest u nas. R: Czy jest jeszcze szansa, żebyście razem jako grupa Afroteam wystąpili gdzieś na koncercie? A: To już nie pytanie do mnie, ja chcę dalej koncertować, a co z resztą, to nie wiem, zobaczymy. W sumie to bardzo chciałabym występować z całą ekipą, ale zobaczymy, jak to się potoczy, to nie jest tylko i wyłącznie ode mnie zależne. R: Jaka jest relacja między innymi grupami - rywalizują ze sobą, czy raczej się wspierają? A: Raczej jest to drugie, szkoda, że nie ma już z nami tych dwóch ekip, które odpadły. Jest zupełnie inaczej, szkoda... Wychodząc na scenę każdy prezentuje swoje miasto, my nie walczymy ze sobą, my dajemy z siebie wszystko - to raz, a dwa, że gramy o szczytny cel. To nie jest coś, co chcemy dla siebie. To jest coś dla kogoś. Tak więc wspieramy się, jest miło i sympatycznie. R: Czym się interesujesz poza śpiewaniem? A: Czy coś mnie interesuje? Wszystko wkoło piękni mężczyźni, piękne kobiety, interesuje mnie sport, rower, lekkoatletyka...co tam jeszcze? Generalnie wszystko. R: Czy masz jakieś plany związane z muzyką po programie? A: Tak, oczywiście lecę do swojego kolegi, razem nagramy nowy numer i wracam do Olsztyna i wtedy już Niestety w tym oto momencie czas na przebywanie za kulisami nam się skończył. Po tym jak zostaliśmy wyproszeni z charakteryzatorni, chcąc zaspokoić swoją dziennikarską ciekawość zaczęliśmy szukać jakiś tajemniczych pomieszczeń, w których moglibyśmy zobaczyć coś ciekawego. Rozglądając się po zakamarkach studia spostrzegliśmy w oddali pana Wojciecha (i w myślach tylko 'ojj będzie źle!')..., który w obawie, że dalej będziemy się gdzieś kręcić, osobiście doprowadził nas na miejsce na widowni, gdzie była już reszta naszej grupy. W czasie, kiedy wracaliśmy, minęliśmy jurora Titusa, który przechodząc uścisnął nam wszystkim dłonie. Część z nas miała miejsca siedzące, a część mogła stać w "basenie", czyli tuż obok sceny. Były to świetne miejsca, mieliśmy bardzo dobry widok na scenę i na lożę jurorów, która była jeszcze pusta. Następnie zostaliśmy przeszkoleni jak mamy się zachowywać podczas nagrania, kiedy klaskać, kiedy skakać, a kiedy machać rękami. Zajmował się tym niejaki Majki, młody animator. Swoją drogą ma świetną pracę, trochę się powygłupia, trochę pokręci bioderkami, a kasa leci. A trzeba przyznać, że w tym, co robił był niezły, do tego stopnia, że porwał wszystkich i w rezultacie cała publiczność wyginała się w rytmie "Gangnam style". Zabawa była przednia, do momentu pojawienia się jurorów. Pierwszy pojawił się Titus i od razu przykuł uwagę publiczności. Był trochę przygaszony, wyciszony, nie reagował na krzyki fanów, ale wydaje mi się, że nie była to kwestia jego gwiazdorzenia z jego strony, a raczej osobowość artysty. Trudno jest mi go sobie wyobrazić wysyłającego całuski do krzyczących czternastolatek. Kolejna pojawiła się Alicja Węgorzewska, razem ze swoją świtą, czyli stylistą, który przez cały czas pieczołowicie układał kaptur jej sukienki oraz makijażystką, która dokładała kolejne milimetry pudru na jej twarz; trzeba przyznać, że mieli tego dużo. Po chwili pojawiła się reszta jurorów, ale już bez większego entuzjazmu widowni. W czasie gdy do emisji programu zostało już tylko kilka minut, na scenie pojawił się prowadzący, Hubert Urbański. Zrobił krótką próbę powitania oglądających go telewidzów. Był perfekcyjny, recytował tekst bez zająknięcia, ale nic w tym dziwnego skoro czytał go z prompterów znajdujących się między ludźmi na widowni, ale oczywiście w taki sposób, aby zwykły, szary telewidz nadal wierzył w geniusz Urbańskiego i w to, że te wszystkie błyskotliwe refleksje wymyśla na bieżąco. Jeszcze kilka słów na temat studia. Na pewno było mniejsze niż wydaje się być w telewizji, kilka kamer, niezbyt duża scena. Ale za to atmosfera panująca w studiu nadrabiała wrażenia wizualne. Każdy był podekscytowany, że zaraz zacznie się to przedsięwzięcie, a poza tym, że za chwilę na scenie pojawi się szóstka trenerów -gwiazd, które, na co dzień widujemy na szklanym ekranie. Nie musieliśmy długo czekać aż usłyszeliśmy odliczanie do wejścia na antenę ...10...9...8... ostatnie poprawki ...6...5...4... trenerzy stoją już na scenie ...3...2...1.. i zaczyna się show. Po występie piosenkarzy, prowadzący oficjalnie rozpoczęli program. I już jakoś poszło, najpierw występowała grupa Libera, potem kolejne zespoły. Musze przyznać, że potwierdził się mit, że telewizja pogrubia. Jeśli chodzi o opinie jurorów to jak zwykle były wywarzone. Pojawiły się pozytywne oceny, ale były też i słowa krytyki. Zresztą tak jak powiedział Wojciech Jagielski w Wywiadzie dla Tostera: „...Strasznie jest oceniać ludzi i nikt nie zdaje sobie z tego sprawy. Jak powiesz, że wszystko jest dobrze, to powiedzą, że nudny, jak powiesz „za mocno” to powiedzą: Jezu, jaki cham. Jest to naprawdę duża sztuka zwłaszcza, że wymaga to, żeby rzeczywiście brzmiało jakoś konstruktywnie, żeby było prawdziwe..". Całe szczęście drużyna Ewy usłyszała pozytywne opinie. MACIE SZKOŁĘ PEŁNĄ TALENTÓW ! „… fajna z Was młodzież , uśmiechnięta, energetyczna. Macie dobre oczy...” To fragment wywiadu z Alicją Węgorzewską. Redakcja Tostera zrobiła wszystko i użyła wszelkich chwytów dozwolonych i niedozwolonych, aby gwiazdy wielkiego formatu zechciały udzielić wywiadu do szkolnej gazety, a przede wszystkim dla społeczności naszej szkoły. Ręce drżały, strużki potu ciekły po karku, a zęby zgrzytały – to wszystko dzięki euforii w jakiej każde z nas się znalazło. Stojąc pod ławą jury wyczekiwaliśmy tylko na chwilę kiedy mogliśmy „dopaść” Panią Alicję Węgorzewską. Przed rozpoczęciem emisji programu na żywo, zwróciliśmy się z prośbą do śpiewaczki operowej o udzielenie krótkiego wywiadu. Kobieta z chęcią się zgodziła. Pani Alicja Węgorzewska jest polską śpiewaczką operową, już jako dziecko zaczęła swoją przygodę z muzyką. Bardzo szybko znalazła się na samym szczycie , jest jurorką programu „Bitwa na głosy”. Zanim dotarliśmy do Pani Węgorzewskiej, spotkały nas przygody. Ochrona miała dość naszego natręctwa, a operatorzy twierdzili że psujemy im całą pracę. Podczas przerwy, kiedy operatorzy wrzucili na wizję zapowiedzi zespołu które trwały tak jak zwykle do 4/5min, wyrzuciliśmy pod stół jury misia, od chłopca z naszej redakcji . Kiedy Pani Alicja zobaczyła misia którego rzucił jeden z redaktorów - zdrętwiała (widzieliśmy jak przez mikrofon prosi kogoś z obsługi o zdjęcie misia z sceny). Wszyscy stanęliśmy jak wryci, przecież nie mogliśmy dopuścić do tego, żeby dostał się w niepowołane ręce – Piotrek – jeden z redaktorów naszej gazety musiał zainterweniować. Jurorka przygarnęła misia i ze śmiechem w oczach zażartowała – „to chyba przekupstwo”. Kiedy tylko drużyny z każdego miasta „ewakuowały ” się na backstage, my ruszyliśmy z konwojem w stronę śpiewaczki. Cały negatywny stres wiążący się z obawą niepowodzenia opadł. Kiedy tylko znaleźliśmy się w pobliżu, każdy z nas poczuł się swobodnie. Ciepłe wibracje, bijące od pani Węgorzewskiej, pozwoliły się nam wyluzować. Wzięłam do ręki mikrofon, „odpaliłam taśmę”, zaczęliśmy zadawać po kolei pytania. Z każdą z odpowiedzi Alicji zaczęłam odpływać, rączka mikrofonu była dla mnie jak plastelina. REDAKCJA: Jesteśmy z redakcji gazety Toster z VI LO w Sosnowcu, jak wrażenia po dzisiejszym odcinku? ALICJA WĘGORZEWSKA: Słuchajcie był to jeden z najlepszych odcinków jak dotychczas, mimo że tydzień temu drużyna Juli jakby zaczęła przekonywać mnie do siebie, to dzisiaj znowu okazała się najsłabsza. Pewnie chcecie mnie zapytać o grupę z Sosnowca . R: Oczywiście! A.W: Aaaa, łobuzy to dlatego dostałam tego miśka? Słuchajcie ! Ewa jest absolutnie charyzmatyczna, jest zwierzęciem scenicznym. Jest absolutnie taką dziewczyną która zawładnie polską estradą, gdyż ma wszystko, jest piękna, kobieca, bardzo temperamentna, ma świetny głos, świetnie się porusza, ma wszelkie dane, aby być gwiazdą wszelkiej wielkości. Zespół prowadzi coraz lepiej , na początku miałam wiele zastrzeżeń, teraz widzę, że jest nakład pracy . Dziewczyna ma dobry pomysł na tę 16-stkę. Trzymam za was kciuki, zwłaszcza, że z Sosnowca jest mój ukochany Jan Kiepura którego kocham całym sercem, zresztą śpiewałam też w Operze w Bytomiu do której się za niedługo wybieram. R: A może udzieliłaby Pani jakieś rady zespołowi z Sosnowca? A.W: Szczerze? Jest taki kawał: „Spotyka facet kobietę i pyta jak się dostać do filharmonii, kobieta mu na to : ćwiczyć, ćwiczyć , ćwiczyć”. Talent to jest to 20% a później jest to ogromna konsekwencja i upór. Zawsze trzeba zrobić coś na 120% żeby na scenie wyszło na 100%, jeśli jest coś zapracowane na 90 czy 100 to zawsze na scenie się to rozwala i wychodzi dużo gorzej. R: Śpiewała dzisiaj Ula Babecka absolwentka naszej szkoły, jak się podobało ? ( Ta ruda;)) A.W: Ta ruda? Fajna ta ruda . To z waszej szkoły? Macie takich więcej? R: Pewnie, my na przykład (wybuchnęliśmy śmiechem) A.W: To gratuluje, że taką szkołę macie, pełną talentów. Powiem wam, że fajna z was młodzież – tak uśmiechnięta energetyczna. Macie Dobre oczy ! R: Misio się podobał? A.W : Misio piękny. Misio jest czystym przekupstwem. R: Oooo, nie prawda! A.W: To czemu misia nie dostałam przed programem? R : Yyyyyy... Hmnnn... A.W : (roześmiana odpowiada) Jezu, super! Przyjeżdżajcie do nas częściej. R: Jeśli będzie tylko okazja bardzo chętnie. A.W: Tak? Super. R: Dziękujemy Pani bardzo. Agnieszka Szulim pracuje wszędzie gdzie może, tylko nam powiedziała o swoim problemie z głosem, a także o tym, co sądzi o uczestnikach programu „Bitwa na głosy” oraz o różnicach w programach, które prowadzi. REDAKCJA: Czy praca w „Bitwie na głosy” nie kłóci się z innym prowadzonym przez Panią programem „Pytanie na śniadanie”? Czy bardzo się różni praca na planie programu „Bitwa na głosy” od...? AGNIESZKA SZULIM: Nie kłóci się w ogóle, bo nie prowadzę już „Pytania na śniadanie” od paru miesięcy (śmiech). Myślę też, że to rzadka okazja, bo nie ukrywajmy, że takich show telewizyjnych jest coraz mniej. R: A czy bardzo różni się praca w tych programach, bo to już jednak jest inna praca? A.S.: Różni się o tyle, że do „Bitwy na głosy” trzeba się zdecydowanie mniej przygotowywać niż do „Pytania na śniadanie”, gdzie mieliśmy po 10 rozmów w programie, każda na inny temat. I nie mieliśmy prompterów, co jest zdecydowanym ułatwieniem i osoby będące na widowni mogą je zauważyć. R: Co się stało z Pani głosem? A. S.: Mam zapalenie krtani i mimo, że bardzo walczę nic to nie dało. Nawet dostałam zastrzyk ze sterydów, to jednak nic mi nie pomogło. R: To dlaczego nie chciała Pani sobie załatwić zastępstwa na dzień dzisiejszy? A.S.: Szczerze mówiąc liczyliśmy na to, że jakoś się uda i że te sterydy zadziałają i jakoś pójdzie. Podobno na niektórych działają na innych nie, ja zdecydowanie należę do tej grupy na którą nie działają. R: A jak ocenia Pani dzisiejszy odcinek, jeśli chodzi o wykonanie? A.S. : Szkoda mi bardzo, że odpadł Afromental, bo ich po prostu uwielbiam. Grupa AFROMENTAL tym razem okazała się najsłabsza. Według nas bezpodstawnie, ale to jest telewizja i ktoś musiał odpaść. Jak to się mówi „“Show must go on“ REDAKCJA: Byliście świetni ale niestety, nie udało się. Powiedzcie, jesteście zawiedzeni? AFROMENTAL: Nie, co Ty, taka jest kolej rzeczy, przed nami odpadł Robert Gawliński i Beata Kozidrak, których słuchaliśmy od dzieciństwa. Tak naprawdę i to, że udało nam się dostać do tego odcinka to jest duże osiągnięcie dla nas i to, że zostawiliśmy za sobą te wykony, które będą już do końca świata na youtubie i nie ma się czego wstydzić, ani jednego dźwięku, ani jednego słowa i ani jednego kroku. To jest najważniejsze. R: Was już nie ma w programie, ale jak myślisz kto ma szanse na zwycięstwo? AFRO: Wiesz co, nie wiem, każdy ma szanse na zwycięstwo. Tutaj jest taka loteryjka, chociaż ostatnio już kształtuje się jakiś schemat, sądząc po pierwszych trzech miejscach, ale mówię, wszystko się może zmienić, wszystko może stanąć nagle na głowie. R: Czego będzie wam najbardziej żal? AFRO: Na pewno będzie żal całego klimatu który tutaj jest, i was i wszystkich innych, wszystkiego co się działo, ale widzimy się w finale i myślę, że zrobimy powtórkę z rozrywki. R: A kiedy kolejna płyta zespołu Afromental? AFRO: Teraz czekajcie na dvd. Zaraz wydajemy dvd z koncertu, bardzo duże, bardzo fajne i wszystko będzie naprawdę cacy, zacnie. R; Apropos zespołu, w konkurencyjnej stacji jest wasz przyjaciel z kapeli, Łozo. Jak wyglądają wasze kontakty? Nie ma jakiegoś konfilktu między wami? AFRO: Nie, absolutnie. Tak samo jego udział w „Must be the music”, jak nasz udział tutaj obgadywaliśmy całą afromentalową siódemką , to jest zamierzone i założone. Nie wiem czy jakikolwiek inny zespół może się poszczycić tym, żeby w sobotę i niedzielę być w głównym czasie antenowym. Nam się udało i dziękujemy za to ludziom którzy chcieli nas tutaj. Zespołowi Afromental przyznajemy nagrodę za najgodniejsze pożegnanie się z programem w historii. Ich drużyna zaśpiewała świetnie i dała z siebie wszystko, ale takie są reguły programu, ktoś musi odpaść, by ktoś mógł wygrać. Liber, a właściwie Marcin Piotrowski, polski raper, autor tekstów, członek grupy Ascetoholix. Trener jednej z ośmiu szesnastoosobowych zespołów w programie: „Bitwa na Głosy". Reprezentuje Oborniki. REDAKCJA: W „Bitwie na Głosy” reprezentuje Pan Oborniki. Dlaczego akurat to miasto? LIBER: Tam się urodziłem i nie jest to miejsce, w którym znajduje się mnóstwo potrzebnych placówek. Postanowiłem wesprzeć tamtejsze stowarzyszenie, ponieważ jednym z jego celów jest powstanie hospicjum. W dodatku pracują tam wspaniali ludzie, wielu z nich znam i wiem, że naprawdę się w to angażują. R: Jak to jest połączyć pracę i rodzinę, gdy nagrywa się płyty jednocześnie biorąc udział w programie? L: Akurat w moim przypadku nie jest to takie trudne, wszystko sobie rozplanowuję i odpowiednie połączenia sprawiają, że nie mam z tym żadnego problemu. Mimo wszystko, „Bitwa na głosy” jest naprawdę wymagająca. Codziennie, od rana do wieczora, mam w głowie tylko ją, ani chwili wytchnienia. Od soboty do soboty, cała masa pracy i stresu. R: Dzisiaj przyszła pora na ulgę, no i oczywiście radość, w końcu zajęliście drugie miejsce w tym odcinku! L: Teoretycznie tak, ale dzisiaj się będziemy cieszyć, a jutro od samego rana znów w głowie tylko jak będzie dalej, próby... Musimy już myśleć o przygotowaniach do kolejnego odcinka, bo to niezwykle ciężka praca. Najbardziej jednak cieszę się z tego, że co odcinek jesteśmy coraz lepsi, pojawia się słowo „postęp” w ustach jury, Alicja znów nas dziś pochwaliła – to buduje nasz zespół. R: Bardzo się ze sobą zżyliście? L: Coraz bardziej się zżywamy! Każdy występ, każde nowe doświadczenie – wiadomo, że to wszystko nie jest usłane różami, dzieją się różne rzeczy i trzeba zawsze odnaleźć siłę, by utrzymać tą pozytywną atmosferę. To wszystko buduje nas, zespala ze sobą. R: Uważa Pan, że takie programy to szansa dla tych młodych ludzi, aby mogli się wybić, jakoś zaistnieć na scenie muzycznej? L: Na pewno jest to duża szansa, bo wiele osób nigdy nie miało takiej okazji. Tak jak na przykład dzisiaj Sonia z naszego zespołu. Specjalnie przyjechała z Hiszpanii, rzuciła tam pracę i ruszyła w naszą przygodę i chwała jej za to, bo zaśpiewała wspaniałą solówkę i chyba przez to jest to najpiękniejszy dzień w jej życiu. Uważam, że było warto, a jeśli wszyscy będą mieli jakiś pomysł na siebie to udział w programie z pewnością im pomoże – jakby na to nie patrzeć to naprawdę duża produkcja. EWA FARNA Mimo, że nie pochodzi z Sosnowca to z tym miastem czyje się emocjonalnie związana. Ewa opowiada nam o członkach swojej grupy, a także o tym jak zamierza przeznaczyć wygraną. REDAKCJA: Przyjechaliśmy z VI LO w Sosnowcu w którym uczyła się Ula Babecka i nadal uczy Kamil Kubas, powiedz jak sobie radzą i jak pracują tutaj u Ciebie w zespole? EWA: Kamil miał swoją solówkę w zeszłym tygodniu, myślę, że bardzo dobrze dał sobie radę. Czasami są świetne głosy, które jednak jak stają na scenie to się rozsypują, bo emocjonalnie i psychicznie tego nie wytrzymują. To nie jest łatwe, a Kamil wszedł jakby był na scenie z 10 lat, był zachwycony i fantastyczny. Poza tym nazywamy go avatarem ponieważ wygląda jak avatar, serio. R: A co szczególnego spodobało Ci się akurat w Uli i w Kamilu, że wybrałaś ich do swojego zespołu? EWA: Wiesz co, no przyszli, pokazali się przed kamerą, dali rade, nie skruszyli się. Kamil zachwycił mnie też swoim luzem i też tym jak on tańczył (śmiech), ma takie super ruchy, śpiewa fajnie i jego historia, że troszczy się o dzieci, o młodszych. To mnie też zaciekawiło. R: A kiedy solówka Uli? EWA: Ula była dzisiaj przecież w solówce. R: Taka malutka ta solówka była.. EWA: To nie są małe solówki, po prostu mamy mało odcinków i trzeba pokazać jak najwięcej, nie wiemy kiedy odpadniemy i każdy musi mieć szanse, żeby pokazać coś nowego. Ula ma świetne soprany, świetne góry i dlatego śpiewała dzisiaj na górze we "Freedom", tak jest postawiona piosenka, my nie mamy szansy zmieniać tonacji więc Ula tam ryknęła porządnie na górze no i ma świetny tyłek. R: Powiedz nam czy zaskoczył Cię dzisiejszy werdykt telewidzów? EWA: Zaskoczył mnie ponieważ czasami, ja wiem, że to jest tylko to, co komu się podoba, nie jest to wymierne, to nie jest tak, że ktoś był gorszy, lepszy, najlepszy ale akurat Afromental oprócz oczywiście Sosnowca byli najlepszym zespołem. Moim skromnym zdaniem energicznie i wokalnie byli genialni. R: Widzieliśmy, że sosnowiecka grupa nawet płakała z tego powodu, że chłopaki odpadają.. EWA: Po prostu bardzo się kumplujemy, ja z trenerami i drużyny między sobą. R: A imprezujecie wspólnie? EWA: Ja nie wiem, ja z nimi nie imprezuję. R: Czyli trzymasz ich krótko? EWA: Trzymam ich krótko, ponieważ jak się człowiek nie wyśpi to jest zerowy głos, naprawdę. 7 lat śpiewam i wiem o czym mówię. Jak raz zabalują to nie ma problemu ale jeżeli to jest constans po prostu przez cały program, to wszystko spada jakościowo w dół. Ja mam to szczęście, że mój zespół potrafi się bawić. Wczoraj wyprawialiśmy urodziny naszej Anki, które obchodziliśmy o godzinie 22, ja pojechałam spać o 23.30, a mój zespół jeszcze balował. To jest coś czego trzeba pilnować i myślę, że mój zespół widząc po wynikach i widząc po ich ciężkiej pracy, że nie baluje aż tak bardzo, bo jest coraz lepszy. R: A jak myślisz, kto wygra? EWA: Kurcze, no miejmy nadzieje, że my, jak ludzie będą głosować na 4, bo to ich wybór, to od nich zależy. Na prawdę to jest ważne bo mamy super cel charytatywny, ale oczywiście to jest wola widzów, w zależności co im się będzie podobać. Ja trzymałam bardzo kciuki za Afro, też się poryczałam dzisiaj, ale po prostu nie najlepszy wygrywa w tym kraju, niestety. R: A powiedz nam co z Sosnowcem? Jakie masz dalej plany związane ze szkołą dla dzieci niepełnosprawnych, bo słyszałam, że ostatnio krążyła taka plotka, że urząd miasta chciał zamknąć tą szkołę. Jak myślisz, jak im pomożesz? EWA: Myślę, że jeżeli już by nam się udało wygrać to 100 tysięcy złotych, a to będzie bardzo trudne bo konkurencja ogromna, to chyba nie ma sensu, żeby tą szkołę zamykać, bo jak to ma mieć taki efekt to tutaj jesteśmy bez sensu. Efekt ma być taki, że pomożemy szkole, pomożemy odbudować świetne centrum marzeń dla tych dzieci, dlatego i też dzisiejszy występ połączyliśmy z walką przeciwko barierom. Tak samo jak nasz Rafał ma rodziców którzy nie słyszą. Tak razem połączyliśmy to, ja jestem bardzo zadowolona z tego występu. Ja znam dyrekcje tej szkoły, jak miałam koncert urodzinowy to dochód z tego koncertu poszedł właśnie na tą szkołę, tak samo teraz. To są ludzie którzy robią to tak z serca, są tacy którzy uważają, że trzeba to robić, oni prostu tym żyją, troszczą się o te dzieci. Ci ludzie są inicjatywni, kreatywni, wymyślają coś ciągle, żyją z tymi dziećmi na co dzień i to powoduje, że dzieci z chęcią przychodzą do tej szkoły i to jest piękne. My wyróżniamy się spośród pozostałych zespołów tym, że jest to dłuższa współpraca, że to nie jest tylko bitwa, bo to juz trwa. Jak widać Ewa to nie tylko gwiazda ale również nastolatka, która nie boi się kontaktu z rówieśnikami, jak też chętna do pomocy potrzebującym. Na deser mamy dla czytelników kogoś wyjątkowego - Piaska czyli Andrzeja Pasiecznego , któremu bardzo spodobały się panie redaktor TOSTERA i zaprosił je na wywiad do swojej garderoby. Redakcja: Jak to jest występować w takim programie jak „Bitwa na Głosy”,gdzie nagrodę należy wykorzystać na cel charytatywny. Niewiele gwiazd się na to zgadza. Piasek: To jest na pewno duża przyjemność, choćby ze względu na wartości muzyczne. I też na to, że w takim programie spotyka się naprawdę wartościowych ludzi. Oczywiście jedna grupa, i to jest bardzo mocna grupa, to nasi zawodnicy i nie mówię tutaj wyłącznie o moim chórze. Tam są naprawdę świetni, potencjalni przyszli muzycy. To jest bardzo fajne. Ale też jest wyjątkowo przyjemnie stanąć na jednej scenie z naszymi przyjaciółmi, których nie często spotykamy w takich okolicznościach, że możemy razem śpiewać piosenki. Udaje się przejść do następnego etapu i śpiewać open’ingi, to jest bardzo fajne. R: Jak ocenia Pan dzisiejszy odcinek, czy jest Pan zadowolony ze swojej grupy? Piasek: Tak, jestem bardzo zadowolony ze swojej grupy, tym bardziej, że odwalamy kawał dobrej roboty w tygodniu , pracujemy bardzo intensywnie. Często, grupa już nie ma siły ,ja już nie mówię o sobie, oni są bardzo zmęczeni. To jest praca, która zajmuje wiele godzin każdego dnia. R: Dziękujemy za wywiad. MODA Wrzesień nieubłaganie zniknął już z kalendarzy – nadszedł czas jesieni. Co za tym idzie? Nowe trendy i przemeblowanie w szafie. Na dnie chowamy krótkie spodenki i kuse spódniczki – w chłodne poranki podczas biegu do autobusu z pewnością się nie nadadzą. Więc co proponujemy? Okulary przeciwsłoneczne? Ależ owszem, czemu nie! Korzystając z ostatnich promieni słońca, załóżcie okulary! Na naszych korytarzach wciąż widzimy zarówno panów jak i panie, lansujących różne modele. Dla dziewczyn proponujemy także starą praktykę – idealnie zastępują opaski do włosów, gdy te z nami nie współpracują. FASHION Wygoda to podstawa! Spędzenie 8 lekcji, gdy czujemy się niekomfortowo, męczy nas podwójnie. Nasza modelka postawiła więc na wygodę. Nieśmiertelna bejsbolówka – w żywym, niebieskim kolorze, blade jeansy i czarne trampki. Sportowo, ale i z klasą. O nią dba urocza listonoszka w odcieniach jasnego karmelu. Ponadto pomieści ona wszystkie książki, zeszyty i inne drobiazgi. Nasz ideał na podróż czy do szkoły! Ten strój nie wymaga żadnych dodatków, więc zamiast szukać bransoletek o poranku, możesz pospać te 10 minut dłużej! W kolorach jesieni Spoglądamy za okno i widzimy, jak ziemia pokrywa się otuliną kolorowych liści. Złapana na korytarzu koleżanka ubrała się właśnie w owe odcienie – bordowy sweter, spodnie o barwie przybrudzonej zieleni i subtelny, beżowe baleriny. Całość dopełnia brązowy pasek i delikatny, złoty łańcuszek. Aż chce się wskoczyć w stertę wyschłych liści i bawić się nimi jak dzieci! MODA Ciepło i harmonijnie A teraz wyobraź sobie taką sytuację: nauczyciel wchodzi do klasy w niezbyt dobrym humorze, a klasa dowiaduje się o tym, kiedy mówi on: „Do odpowiedzi poproszę...” i przebiega wzrokiem po zebranych. I choć nie mamy wpływu na jego decyzje, najprostszym unikiem będzie nierzucanie się w oczy. Ta uśmiechnięta dziewczyna doskonale ukazuje tę metodę – ubrana bardzo stylowo, ale delikatnie. Klasyczne czarne spodnie i ciepły sweter wyglądają doskonale w zestawieniu z jasną resztą stroju. Motywy kwiatowe wciąż w modzie, bo przypominają nam mijające lato. Hitem są wszelakiego rodzaju apaszki i szaliki: +10 do odporności gardła! Szyk to podstawa Lubisz wyglądać elegancko, ale jednocześnie nie przepadasz za szpilkami i klasycznymi sukienkami? Oto propozycja dla Ciebie: piaskowa bluzka wpuszczona w czarne, gładkie spodnie. Perfekcyjnie dobrane buty w tych samych kolorach komponują się także z połyskującą torebką. By zamiast szkolnej elegancji nie popaść w barokowy przepych, nasza modelka nie założyła żadnej biżuterii. Wystarczyły złote suwaki przy kieszonkach. Jeans to nie tylko spodnie! Od lat jeans kojarzy nam się tylko ze spodniami. A tu proszę – nasz kolega posunął się o krok dalej i zdecydowanie wyszło mu to na dobre! Jeansowa koszula połączona z beżowymi spodniami wygląda fenomenalnie i nietuzinkowo. By uniknąć całkowicie jasnego stroju założył także sportową bluzę w tonacji głębokiego burgundu. Poza tym obala kolejny mit – torby nie są jedynie dla kobiet! Dziękujemy wszystkim modelkom i modelom za pomoc. Klaudia Woźniak Klaudia Matyjas Lato wraz z wakacjami umarło śmiercią tragiczną. Ich miejsce zajęła jesień, a co za tym idzie także i szkoła. Początkowo wszystko wydaje się takie samo: 25°C i względny luz w szkole. Nie dajcie się oszukać! To tylko pozory ukryte za maską ,,polskiej złotej jesieni’’. Już wkrótce sami odczujecie na własnej skórze jaka naprawdę jest … jesienna zmora! Jeden z wielu dni października , godzina 16 30, na dworze deszcz i egipskie ciemności, a Ty akurat musisz gdzieś wyjść. Ubrany/a w specjalne bojowe buty i taką samą kurtkę wyruszasz na wojnę. Twoja nadzieja skończyła się wraz z ostatnim słonecznym dniem, jednak pełen/pełna optymizmu pokonujesz kolejne metry powtarzając wciąż w myślach: ,, Ciemno wszędzie, głucho wszędzie co to będzie ? Co to będzie?’’ . Twój wróg (Jesień) przygotował dla Ciebie specjalną trasę. Bagna, jeziora, które wyglądają jak kałuże i lodowaty wietrzyk to nie wszystko. Ostrożnie stawiasz każdy krok, jednak nie uchroniło Cię to przed przymusową kąpielą w kałuży. Zdradliwe liście tylko czekają, aż na nie staniesz. Gdy już to zrobisz , poczujesz nagłe szarpnięcie, ślizg , a następnie bolesny upadek. Mimo porażki podnosisz się i idziesz dalej. Zbłąkany kasztan spada prosto na twoją głowę, tracisz równowagę i wpadasz w błoto. Teraz wyglądasz już jak siedem nieszczęść, a to przecież nie koniec twojej podróży. Z trudem docierasz w końcu na przystanek, mając nadzieję, że autobus przyjedzie w miarę punktualnie. No cóż … jak to mówią nadzieja matką głupich. Gdy w końcu znajdziesz się w domu twoim jedynym pragnieniem jest rzucić się do łóżka, owinąć kołdrą i spać aż do wakacji. Twoje marzenia zostają zniszczone przez dźwięk dzwonka telefonu. ,,No hej co się stało ? Co, ale jak to na jutro ? 3 STRONY A4 ?! Jaki znowu sprawdzian z historii i kartkówka z angielskiego? Jak to mówiła w zeszłym tygodniu ? No bez przesady nie dam rady …’’ Ups! No tak, jeszcze praca domowa. Rzucasz tęskne spojrzenie w stronę łóżka i idziesz zrobić sobie kawę. Siadasz, wyciągasz książki i sprawdzasz co jest zadane: polski, matematyka, francuski, fizyka, chemia i biologia. Super, gorzej być nie mogło. Chwila, chwila, a cóż to jest napisane ołówkiem na marginesie w zeszycie do języka polskiego ? ,, Lalka’’ Prusa na jutro. Ok, jednak mogło być gorzej. Twoją uwagę przyciąga ściana, całkiem interesująca prawda ? Jej magnetyczne przyciąganie jest silniejsze od ciebie i w końcu zapominasz o tym ile jest zadane. Po godzinie wpatrywania się w jeden punkt stwierdzasz, że nic ci się nie chce. O to pierwsze objawy jesiennej depresji. Możesz zaobserwować wtedy u siebie wzmożoną niechęć do aktywności fizycznej jak i psychicznej, ciągłe narzekanie, pragnienie zakopania się w kołdrze i spania. Przyczyną tego schorzenia jest nawał pracy (organizm doznaje szoku po 2 miesiącach błogiego lenistwa ) oraz pogoda za oknem. Innymi słowy wszystkiemu winna jest jesień! Jak przetrwać ten trudny okres? Najlepiej nie załamywać się i nie poddawać, wszystko przecież się kiedyś kończy. Najlepszym lekarstwem na jesienną zmorę są przyjaciele, z nimi przecież nigdy się nie nudzi. Dla osób preferujących coś spokojniejszego polecam kawę i dobrą książkę lub film. A jeżeli powyższe propozycje was nie zadawalają to sugeruję pokibicować Naszym w ,,Bitwie na głosy’’. Aa aaa APSIK! No tak czy wspomniałam już o katarze ? Katarzyna Otfinowska Warsztaty Civitas „Teraz macie dziesięciominutową przerwę” – podobnie sformułowane zdanie garstka naszych uczniów słyszała wielokrotnie na trzydniowym wyjeździe do Cieszyna. Teraz Ty, Drogi Czytelniku zrób sobie przerwę i poświęć 3 minuty na przeczytanie tego artykułu, a zaznajomimy Cię z tajnikami naszej wyprawy . W dniach 21-23 września trójka uczniów z klasy 2d: Żaneta Zieleniak, Klaudia Woźniak i Patryk Strzałkowski, a także mgr Monika Szczepanik wraz z Zuzanną Szczepanik udała się na warsztaty wyjazdowe do Cieszyna w ramach programu „Młodzież w działaniu”. Celem tego wydarzenia było ulepszenie stworzonych przez nas wcześniej projektów imprez kulturalnych lub akcji społecznych. Uczyliśmy się też jak napisać wniosek o dofinansowanie do projektu przez wyżej wspomniany program. Oczywiście, jak na każdej wycieczce, nie obyło się bez śmiesznych momentów a także… obaw. Dwa dni przed wyjazdem dowiedzieliśmy się, ze należy brać śpiwory. Wszystko byłoby ok, gdybyśmy nie byli pewni, ze będziemy spać w zamku. Sami rozumiecie, że nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać. Gdy dojechaliśmy do naszego pałacu, który znajdował się obok Mostu Przyjaźni łączącego Polskę z Czechami, ucieszyliśmy się. Jednak zaraz wyłonił się skromniejszy budynek, a przez jego okna widoczne były wnętrza pokoi… z samymi krzesłami! W naszym busie, w którym jechali jeszcze uczniowie z Dąbrowy Górniczej, od razu zrobiło się wesoło. Zniecierpliwiony kierowca nie wiedział, gdzie jechać, dzięki czemu mieliśmy bezpłatną wycieczkę busem po Cieszynie. Na szczęście w ostateczności zamieszkaliśmy jak królowie na zamku i przydzielono nam klucze do wrót w najwyższych komnatach, w najwyższej wieży. Trzeba przyznać, ze miejsce bardzo ciekawe. Wewnątrz mieściła się wystawa nowoczesnych mebli, różnych przedmiotów stworzonych przy pomocy tak prostych rzeczy, jak np. korki z butelek. Przed naszymi włościami znajdował się (chyba plastikowy) różowy tron, co jeszcze bardziej utwierdziło nas w przekonaniu, że nadszedł czas na powrót władców na zamek. Jednak tak na poważnie, czekała nas masa roboty. Wszystko było tym bardziej ciekawe, że warsztaty odbywały się w języku polskim i czeskim, ponieważ brała w nich udział młodzież z obu stron Mostu Przyjaźni. I faktycznie, prowadzący zadbali o to, by atmosfera była przyjazna. Czeską stronę zeprezentował Petr Kantor (organizator)oraz Lana i Bara a z polskiej Janusz Gorol. Był to już 2 tego typu wyjazd, w jakim brała udział nasza szkoła. Warsztaty były naprawdę przyjemne, choć czasem w wyniku ogólnego zmęczenia i uczucia „nic mi się nie chce” nie mogliśmy się skupić na ich treści. Nasze projekty zaczęły nabierać barw już w pierwszym dniu, choć zanim do tego doszło musieliśmy zdecydować, z jaka grupą będziemy współpracować. Tego dnia zwiedziliśmy tez okolice zamku, przyglądając się basztom, widokowi z góry na rzekę itd. Choć posiłki do gustu przypadły nam średnio, bardzo chętnie wyruszyliśmy na miasto. Polski Cieszyn ugościł nas swoimi kebabami i frytkami. Widzieliśmy ładną fontannę, zyskaliśmy numer do pizzerii i przyglądaliśmy tłumowi czekającemu na premierę filmu „Jesteś bogiem”. Ten wieczór spędziliśmy z uczniami z Dąbrowy a także dwoma Czechami, których poznaliśmy w czerwcu w Szczyrku. Gra w mafię bardzo nas wciągnęła, choć chyba dodaliśmy do niej nowe zasady. W każdym razie, pierwszy dzień rozpoczął i zakończył się miło i przyjemnie. Kiedy po nocnych integracjach w graniu w "mafie" zwlekliśmy się z łóżek i pośpiechem podążyliśmy na śniadanie okazało się ,że zostało nam tylko 4 min na jego zjedzenie. Szybko przygotowaliśmy sobie kanapki z nutellą i wszyscy zasiedliśmy w naszym magicznym kółku ukradkiem gryząc kanapki. Zajecia zaczęły się od omówienia planów na cały dzień. Z przerażeniem ale i ciekawością patrzyliśmy na harmonogram wypełniony w 80% warsztatami i pracą w grupach. Wszyscy trenerzy zostali przydzieleni do grup by osobiście pomagać. W drugim dniu musieliśmy skupić się na dokończeniu ogólnych planów oraz na stworzeniu aplikacji która miała zostać potem złożona do odpowiednich urzędów. Pracowaliśmy ciągle wyliczając wszystko jak najdokładniej by nie popełnić błędów. W trakcie ciągle podchodzili do nas Peter, pan Janusz i inni pomocniczy dzięki którym naprawdę dużo zrozumieliśmy i nauczyliśmy się nowych rzeczy. Dużo informacji które wcześniej przeoczyliśmy okazały sie bardzo pomocne. Tak spokojnie mijała nam pierwsza połowa drugiego dnia. Po długo oczekiwanym obiedzie, zresztą jak każdy inny posiłek, bo byliśmy wiecznie nienajedzonymi uczestnikami warsztatów wybraliśmy sie na wycieczkę. Wycieczkę prowadzili uczestnicy warsztatów naszej grupy, chcieli pokazać nam swój projekt który mieścił się w Cieszynie. W czasie długiej lecz ciekawej drogi zwiedziliśmy zabytki miasta i inne interesujące miejsca, takie jak np. ‘’Mała Wenecja’’, która jednogłośnie wszystkich zachwyciła. Mała rzeczka, która przepływała pod/ miedzy i obok domków mieszkalnych ludzi, obrośnięta roślinnością robiła duże wrażenie. Także zwiedziliśmy ratusz, by w końcu dotrzeć do starego budynku. Powoli za naszymi przewodnikami wchodziliśmy przez ogromne drzwi do jakiś podziemnych garaży.... Wyglądało to trochę jak w horrorze, gdzie grupa turystów wchodzi do ciemnych katakumb. Po przejściu kilku podziemnych korytarzy dotarliśmy do miejsca które okazało się być dość specyficznym miejscem. Byłą to stara ruina która za pomocą fizycznego wysiłku, pomysłu i małych nakładów finansowych zamieniła się w "imprezownie". Nie da się ukryć że miejsce jest dość wyjątkowe i specyficzne, odrapane mury z naklejonymi na nie pojemnikami na jajka, kartonami pokolorowanych na rożne kolory oraz powieszonymi dywanami. Wszędzie używane fotele i prowizoryczne siedzenia zrobione z belek ,beczek i drewnianych palet. Siatki i rośliny podwieszone nad sufitem przez które projektor wyświetlał filmy. Do dzisiaj wszyscy mają rożne odczucia co do tego miejsca. Jednych to miejsce przerażało innych zaś fascynowało. Trzeba to zobaczyć na własne oczy by móc ocenić. Po powrocie do naszego pałacu w którym mieszkaliśmy czekał na nas podwieczorek oraz kolejne godziny zajęć. Pracowaliśmy nadal ciężko nad ukończeniem projektu. Ku naszemu zdziwieniu udało się go nam skończyć. Nasi czescy koledzy ukończyli aplikacje dzięki czemu mieliśmy okazję, by wybrać się na zwiedzenie czeskiej części Cieszyna. Podróżowaliśmy po zabytkowym rynku, robiąc sobie wiele zdjęć. Trzeba przyznać że niektóre miejsca były momentami przerażające lecz wiele sesji i odwiedzenie pięknych miejsc zrekompensowało te odczucia. Oczywiście nie obeszło się bez wycieczki do TESCO gdzie każdy zakupił sobie tradycyjne czeskie słodkości. Dosyć łatwo wróciliśmy do hotelu mając po drodze jeszcze parę ciekawych przygód. W hotelu okazało się że musimy zrobić jeszcze jedną aplikację naszego projektu na stronę Polską. Tak wiec kolejny i jednocześnie ostatni dzień naszego pobytu zapowiadał się bardzo interesująco. Postanowiliśmy wykorzystać nasz ostatni wspólny wieczór na zabawę i zdobycie jeszcze ciekawszych wspomnień co już wydawało sie być dość trudne ponieważ całe te 2 dni dostarczyły nam tyle zabawy, wrażeń ale i nauki oraz doświadczeń, że było by to trudno przebić. Jak sie okazało wszyscy byli tak zmęczeni że dość szybko wszyscy zasnęli w swoich łóżkach. Trzeci dzień wydawał się już mniej pracowity, jednak dzięki naszej zabawie podczas drugiego dnia musieliśmy nadrobić wiele zaległości odnoście aplikacji. Po pysznym śniadanku wszyscy zaczęliśmy pracować. Ciężko było nam się skupić, ponieważ każdy myślał już o powrocie do domu i wypoczynku. Po paru godzinach pracy mieliśmy ‘’10 minutową przerwę’’ po której mieliśmy przedstawić nasze etapy 3 dniowej pracy nad projektami. W czasie spotkania w ramach rozerwania się, opiekunowie zaproponowali nam zabawy m.in. ‘rzucanie niewidzialną kulą’ do pozostałych uczestników. Miało to na celu rozwinięcie naszej wyobraźni oraz pokazanie swojej kreatywności poprzez wykorzystanie ruchów z kulą. Mieliśmy dopasować swoje ruchy do wielkości kuli i pokazanie jej podrzutu w danej dyscyplinie sportowej. Następnie po rozerwaniu się mieliśmy ostatnie szanse na dowiedzenie się od profesjonalistów potrzebnych nam informacji do pisania aplikacji. Czas leciał i leciał.. Po długiej pracy nadszedł czas na obiad, trzeba przyznać że wszyscy strasznie byliśmy głodni i w niecierpliwości czekaliśmy na niego. Nie zdążyliśmy się obrócić a pojawiło się jedzenie na stole. Wszyscy byli ciekawi co tym razem nam dali. Tak jak wcześniej wspominaliśmy jedzenie nie przypadło nam do gustu, jednak w trzecim dniu obiad był najlepszy z całego pobytu. Gdy już pojedliśmy nadszedł czas na dopakowanie swoich rzeczy do końca i zniesienie toreb na dół. Po krótkim czasie mieliśmy się pojawić w sali konferencyjnej na mowie końcowej, na której pojawiła się największa atrakcja ale i zarazem wywołała zdziwienie - wizytą telewizji czeskiej. Przeprowadzili z niektórymi z nas wywiady, kręcili nas gdy ciężko pracowaliśmy. Rajd 2012 – wspomnienia z pierwszej ręki Dostaliśmy nie lada wyzwanie: ubrać w słowa chaotyczne i zróżnicowane wypowiedzi uczniów naszej szkoły na temat tegorocznego rajdu korczakowskiego. Chaotyczne, ponieważ zbierane na przerwie w zatłoczonej szkole oraz jako odpowiedź na pytanie zadane na portalu społecznościowym. Zróżnicowane, dlatego że każdy zapytany ma własne zdanie o tym wydarzeniu. Ale spróbujmy. Zaczniemy od opinii trzecioklasistów, którzy brali udział w przygotowaniach rajdu „od kuchni”. Zapytanym spodobało się wspólne przygotowywanie pieczonek oraz potraw na grilla przez klasy 3C i 3D. Trzeba przyznać, że wszyscy byli w to bardzo zaangażowani, chociaż uczniowie innych klas twierdzą, iż w momencie, gdy te potrawy były podawane, były one surowe. Wiele do życzenia pozostawiało ogrzewanie domków, zważywszy na fakt, że noc była bardzo zimna. Dobra atmosfera, która była efektem zorganizowanej przez klasę 3A imprezy podniosła temperaturę. Bardzo dobrym pomysłem był konkurs karaoke, który pokazał jak poszczególne klasy są ze sobą zintegrowane. Jedna z uczennic powiedziała, iż brakowało jej tańców i integracji pomiędzy klasami. Wydaje nam się, że w toku całego zamieszania z organizacją rajdu, niektórzy nauczyciele nie docenili pracy swoich podopiecznych, które np. dużą część dnia spędziły na robieniu prezentów dla pierwszaków. Musimy się zgodzić z jedną z osób, która powiedziała, że wybór miejsca rajdu był strzałem w dziesiątkę, cytujemy: „Bardzo zaciszne miejsce, które na jedną noc stało się korczakowskim obozem było doskonałym wyborem na tego typu przedsięwzięcie. Myślę, że każdy życzyłby sobie takich wycieczek.”. Nie można zaprzeczyć, że z pewnością w każdym domku była wyjątkowa atmosfera. Noc spędzona na ploteczkach i pogaduchach odwracała uwagę od chłodu spowodowanego zepsutymi grzejnikami. Pora na ocenę pierwszaków. Ogólnie fajnie, świetna atmosfera, ciekawe konkurencje, chociaż czasami za trudne na ten rodzaj zabawy. Według jednej z zapytanych osób, jury było zbyt surowe. Powstało również oskarżenie jakoby wyniki konkurencji były fałszowane. Uczniowie nie byli zadowoleni z formy posiłku. Woleliby ognisko zamiast słodkich bułek, które według nich nie były zbyt smaczne. Według uczestniczki nagrody, którymi były różnej wielkości antyramy nie były zbyt wyszukane. Spodziewała się różnego rodzaju nagród za poszczególne miejsca. Jednak wszyscy są zgodni, że takiego rajdu z pewnością nie zapomną. Pierwszoklasiści już zacierają ręce na myśl o zemście, która nadejdzie za dwa lata. A na zakończenie kilka słów od gościa-absolwenta, który zasiadł w jury: „Co do zaangażowania to nie było źle, ale najlepsza klasa 1C, bo same dziewczyny w niej są. Urzekł mnie tancerz z klasy chyba 1D, który miał filmik na youtube.” W końcowym etapie warsztatów każdy z nas musiał stanąć na procentowym ‘’termometrze’’ mającym na celu ocenienia całego wyjazdu. Później robiliśmy zdjęcia, opowiadaliśmy o swoich doświadczeniach podczas wyjazdu, co nam się podobało, co nie. Zadzwonił kierowca – ‘’jestem na dole’’. Oddaliśmy klucze od pokoi, ze smutkiem na twarzy pożegnaliśmy się z czeskimi przyjaciółmi i resztą. Poszliśmy do autokaru, który tym razem bez problemu poradził sobie z dojazdem na miejsce. Wszyscy za sobą tęsknimy, jednak cały czas jesteśmy w kontakcie poprzez facebook i sms. Z niecierpliwością czekamy na kolejne wyjazdy odnośnie projektu. W Cieszynie doznaliśmy nowych wrażeń, nasze doświadczenia są coraz większe, dzięki naszym znajomym z Czech poznaliśmy ich kulturę, tradycję oraz język, który tak naprawdę jest zupełnie inny niż nasz – polski. Żaneta Zieleniak Klaudia Woźniak Patryk Strzałkowski Katarzyna Andrzejewska Piotr Janiszewski Fot. Monika Fabijańczyk SPORT W dniu 26.09.2012r odbyła się Szkolna Liga Lekkoatletyczna – Zawody Rejonowe w Międzyszkolnym Ośrodku Sportowym przy Aleji Mireckiego 4 w Sosnowcu. Uczestniczył w nich rocznik 1994 i młodsi sportowcy. Organizatorem był Zespół Szkół Elektronicznych i Informatycznych. Startowały najlepsze zespoły z zawodów Wiosna 2012 ; czyli dziewczęta - I Liceum Ogólnokształcące im. Walentego Roździeńskiego, III Liceum Ogólnokształcące im. Bolesława Prusa, IV Liceum Ogólnokształcące im. Stanisława Staszica, VI Liceum Ogólnokształcące im. Janusza Korczaka, Zespół Szkół Ekonomicznych. chłopcy - I Liceum Ogólnokształcące im. Walentego Roździeńskiego, III Liceum Ogólnokształcące im. Bolesława Prusa, VI Liceum Ogólnokształcące im. Janusza Korczaka, Zespół Szkół Technicznych, Zespół Szkół Mechaniczno-Elektronicznych. Z naszej szkoły w zawodach wzięło udział 17 osób w różnych kategoriach, większość z nich stanęła na podium. Dzięki temu w ogólnej klasyfikacji chłopcy zajęli 3 miejsce a dziewczęta zajęły 2 przegrywając jednym punktem z III LO wejście do zawodów wojewódzkich. Byli to następujący uczniowie : Paulina Mysior III C - 1 miejsce w skoku w dal Żaneta Zieleniak II D - 3 miejsce w skoku w dal Patrycja Dylewska I B - 2 miejsce w biegu na 400m Marta Gomułka III C - 3 miejsce w biegu na 400m Zuzanna Strzempa II E - 1 miejsce w biegu na 100m Agata Maćkowska I E - 5 miejsce w biegu na 100m Paulina Maciejczyk III E - 5 miejsce w biegu na 800m Natalia Zarzycka I B – 2 miejsce w pchnięciu kulą Marek Grześka III A - 2 miejsce w biegu na 400m Kamil Mikuła III A – 1 miejsce w skoku w dal Patryk Dyrka I B – 4 miejsce w biegu na 1500m Iga Łęska, Weronika Żybort, Damian Garula, Maciek Pierzyński, Tomasz Zalewski, Piotr Rzepiela Na koniec odbyła się sztafeta w kategorii dziewcząt, które zajęły 2 miejsce jak i chłopców, którzy również zajęli 2 miejsce. Po odbytych się zawodach, na pewno wszystkich zżera ciekawość jak poszczególni uczestnicy przyjęli do siebie swoje zwycięstwo. Możemy Wam to pokazać poprzez przeprowadzony wywiad z jednym z nich : Redakcja - Hej, czy mogłabym przeprowadzić z tobą króciutki wywiad na temat zawodów lekkoatletycznych, które odbyły się w środę? Zuzia - Oczywiście, nie ma sprawy. Słucham. Redakcja – Jak się czujesz z tym, że zajęłaś pierwsze miejsce? Czy jest to dla Ciebie jakaś nowość? Zuzia – Jest to dla mnie zaskoczenie zwłaszcza, że idąc na zawody byłam dość negatywnie nastawiona do startu. Redakcja – Negatywnie nastawiona do startu? Dlaczego? Czy to były pierwsze zawody w twoim życiu? Zuzia –Nie, to nie były moje pierwsze zawody w życiu. Przez kilka lat trenowałam lekką atletykę i specjalizowałam się właśnie w sprincie. Moje negatywnie nastawienie wynikało z tego, że bardzo stresowałam się wynikiem jaki uzyskam. Redakcja – Okazało się, że nie potrzebny był tutaj stres. Jak długo trenowałaś? Zuzia – 3 lata. Redakcja – Ograniczasz się jedynie w biegach krótkodystansowych, czy jednak inne kategorie nie są dla Ciebie obce i jesteś w nich dobra? Zuzia - Generalnie nie uważam się za osobę, która ma szczególne osiągnięcia sportowe. Gdy trenowałam próbowałam wszystkiego, od 100m do 400m zarówno płaskie jak i przez płotki. Najlepiej czułam się w biegach krótkodystansowych, 100m i 200m. Redakcja – Masz zamiar brać udział w następnych zawodach? Zuzia –Myślę że tak, jednak tym razem z pewnością będę pozytywniej nastawiona niż do tych. Redakcja – Wiążesz sport z planami życiowymi na przyszłość? Zuzia – Raczej nie. Redakcja – Dziękujemy, już wszystko wiemy. Życzymy powodzenia w dalszych sukcesach. Żaneta Zieleniak Opowiadanie Akacje zawsze kwitną na biało. Rozdział Pierwszy. Wrzesień. Nie lubię takich dni jak ten. Są szare, mgliste, deszczowe i przygnębiające. Budzik nie zadzwonił. Patrzę na zegarek elektroniczny, licznik wyświetla cztery zielone, złośliwe cyfry. Jest 10.00 rano. Czwartki często bywają trudne. Ani to koniec tygodnia, ani początek, a jedyne, co jest motywujące w ten dzień to to, że kolejnym jest piątek. Siadam na łóżku, powoli stawiam zziębnięte stopy na ziemi, znowu w nocy zapomniałam zamknąć okna. Naciągam na siebie bluzę, wstaję i idę zamknąć powód mojego zmarznięcia. Gdy tak patrzę na podwórko to, aż chce mi się z powrotem pobiec do łóżka i zaszyć w nim, aż po sam koniec tego paskudnego dnia. Wzdycham, odwracam się na pięcie i zamykam się w łazience na 20 minut. To wystarczający czas na doprowadzenie się do w miarę przyzwoitego stanu. Wychodzę do przedpokoju i zauważam, że mama jest jeszcze w domu. Chyba nie poszła dziś do pracy, zresztą wczoraj miała 39`C gorączki, więc nie powinno mnie to dziwić. Cisza w domu to coś nadzwyczajnego, zwykle jest tu hałas, bałagan i każdy coś robi. Siostra lata po domu jak ogłupiała, a w każdym kącie i wszędzie gdzie nie spojrzę leżą jej porozrzucane zabawki. Ja w wieku 6 lat byłam bardziej uporządkowana niż ona, ale to raczej kwestia charakteru, bo geny mamy te same. Ojciec słucha muzyki, albo czyta książkę, mama biega po domu ciągle coś mówiąc do wszystkich i robi tysiąc rzeczy. Na to wszystko w tle zwykle gra telewizor. Dlatego pozwalam sobie jeszcze przez moment upajać się tą chwilą ciszy. Przeszywający dźwięk dzwoniącego telefonu wyrywa mnie z błogostanu. Zrywam się do pionu i panicznie zaczynam go szukać, a gdy już znajduję przychodzi mi tylko jedna myśl do głowy: ,,Ja ją chyba zamorduję!”. Przyglądam się migającemu na ekranie imieniu i numerowi, jeszcze się zastanawiam czy odebrać. W końcu naciskam zieloną słuchawkę i przystawiam komórkę do ucha - Chyba Ci życie niemiłe kobieto... – syczę przez zęby, aż sama szokuję się, że tak potrafię. - Lea przestań! Gdzie Ty jesteś!? Wcale nie chce mi się jej odpowiadać mam żal, że wyrwała mnie z mojej idylli, ale niestety znowu popełniam błąd: - Nigdzie… w domu jestem, a gdzie ja bym mogła być Natalia. Zaspałam. To chyba oczywista prawda, ale ona jak zwykle nie daje za wygraną i mówi dalej: - Czy Ty wiesz w ogóle, która jest godzina!? Popatrz na zegarek. - … 11.12 dokładnie… ale dalej nie rozumiem twoich nerwów, po co one? Przecież spotkamy się jak skończysz lekcje. - Bo jest czwartek, czwarta godzina lekcyjna, a na piątej piszemy test z historii! Zbieraj manatki, a za 15 minut podjedzie po Ciebie na motorze Mateusz. Mamy 20 minutową przerwę, więc zdążycie. Bierz kask ojca i zbieraj się. I co dalej tak stoisz jak ten słup, przecież Cię znam i wiem, że tak teraz wyglądasz. RUSZAJ SIĘ! Rozłączyłam się i poczułam jakby ktoś mi chlusnął szklanką zimnej wody w twarz. Zapomniałam o teście?! Dobra jestem. Bez chwili namysłu zerwałam z wieszaka kurtkę, naciągnęłam trampki, chwyciłam jeszcze tylko kask ojca i wybiegłam z domu… …. - Mateusz zwolnij! - Co!? - Zwolnij! - Ja nic nie słyszę z przodu, jak zatrzymamy się na światłach to mi powiesz! Milknę. Patrzę jak obok mnie przemijają ludzie, drzewa, budynki. Patrzę jak wszystko znika i pojawia się na przemian. Czekam. Czekam na światła, żeby poprosić go by zwolnił, ale świateł brak. Trzymam się kurczowo jego skurzanej kurtki pachnie trochę dymem z papierosów, a trochę jakąś wodą kolońską dla mężczyzn. Nie kojarzę takiego zapachu mimo, że co roku na święta przerzucam w drogeriach tony takich butelek z męskimi perfumami, żeby cokolwiek kupić ojcu. Zastanawiam się czemu pali, ale to nie mój interes, ma 18lat - wolna wola. Chociaż… jest moim przyjacielem i martwię się o jego zdrowie. Ale i tak, czego bym mu nie powiedziała, on może to przyjąć, ale nie musi, a ja mogę tylko dawać dobre rady i nie mam prawa go do niczego zmuszać. Jedziemy dalej, mijamy ulicę Solną, skręcamy w Szpitalną, O! Światła, nareszcie zwalniamy i … - Auuu! Mógłbyś panować nad tym swoim ścigaczem? - Po pierwsze to nie ścigacz tylko Chopper, a po drugie jeżeli wolno spytać to zastanawiam się co Cię dziś ugryzło? Czyżbyś… – robię się czerwona, jak dobrze, że mam kask. Nie wytrzymam, chyba zaraz go strzelę. Przysięgam i nie ważne, że się przyjaźnimy od dziecka. - NIE! Nie czyżbym! A Ty? Czyżbyś czasem nie zdurniał? O co Ty mnie pytasz stary? Już wiem. To przez to, że za szybko jeździsz i mózg Ci wywiewa. - Ssss, no widzisz? Co tak ostro siostro? Normalnie… Zakuła mnie serca lewa komora, czy to, aby nie strzała Amora? Och ma droga? A teraz za karę jedziemy jeszcze szybciej. Ha, ha, ha. Nasunął kask na oczy i zanim się spostrzegłam znów było zielone. Małpa! Zrobił to specjalnie i wcześniej słyszał to, co mówię. Ja go chyba… nie wiem co… Znowu jedziemy w ciszy. Słyszę tylko świszczące powietrze i znów wszystko obok mnie przemija. Co jakiś czas pierwsze liście, które spadły z porą nadchodzącej jesieni wznoszą się za nami i znowu opadają. Plątają się między kolejnymi przejeżdżającymi autami i atakują swoimi kolorowymi postaciami. Wyjechaliśmy ze Szpitalnej, więc za chwilę znowu powinny być światła. Są..., byle było czerwone…, byle było czerwone, proszę! Jest! No to teraz ma za swoje. Tak jasne! ,,Nie słyszę!.” Zobaczymy…. - I co siostrzyczko? Mam nadzieję, że już trochę ochłonęłaś i nie będziesz drapać. - Jak mogłeś przyśpieszyć!? Jesteśmy w mieście tu się nie jeździ 90km/h skacząc między autami! To jest teren zabudowany! A gdyby nas policja złapał, a nie mówię już, co innego mogłoby nam się stać!? - Jam tu za woźnicę księżno robię, jam tylko parobek i spełniam Twą błękitnej krwi wolę. Ukłonik, ha ha ha! - Matko… jaki Ty jesteś głupi. Za jakie grzechy ona mnie wysłała z Tobą. Co Ty masz z tym poetyzowaniem dziś? - A co Ciebie ugryzło Lea? - patrzymy sobie w oczy, drażni mnie jego uśmieszek, ale zdaję sobie nagle sprawę jak ja muszę wyglądać. Patrzę w lusterko i wyglądam jak naburmuszona Zosia Samosia. O nie! Patrzę na Mateusza, w lusterko i znów na niego. Nie wytrzymujemy w tym momencie oboje wybuchamy tak głupkowatym śmiechem, że nawet staruszek po drugiej stronie ulicy uśmiechnął się serdecznie i zamyślił się. Jak gdyby on sam był kiedyś taki młody i dzięki nam mógł sobie przypomnieć te lata, które dziś są jak pożółkła fotografia w zakurzonej skrzyni na strychu. - Zwolnię Lea, przepraszam jeżeli się bałaś. Już nie będę jechał tak szybko, ale muszę Ci coś powiedzieć…”. Nagle bardzo spoważniał. Wystraszyłam się, że coś się stało i zrzedła mi mina. - Co się stało? - Muszę Ci to wyznać… uśmiechaj się, bo jak masz naburmuszoną minę wyglądasz podobnie do małej Mi z Muminków… No wiesz, pamiętasz tą bajkę, co nie? – wybuchnął radosnym śmiechem. Za to ja… raz.. dwa .. trzy…, liczenie nie pomaga…, przegiął, nie, nie po prostu słabi mnie ten facet, ale… gdy tak na niego patrzę, kiedy go okładam na oślep rękami sama śmiejąc się jak głupia wygląda ciut jak bezbronny chłopiec … szkoda mi ,że go tak tłukę. Śmiech. On naprawdę potrafi odwracać ludziom uwagę od problemów. To naprawdę dobry chłopak… - Lea nie bij mnie już. Ha, ha, ha, ruszamy za minutę jesteśmy pod szkołą siostro. Ruszamy! i… tak też się stało… …. cdn... Wiktoria Wołczenko Recenzja "Ted" Cóż... na początek trzeba powiedzieć, że Ted jest misiem. W całości pluszowym. I póki ten miś był taki, jak wszystkie inne, czyli sztuczny i nieruchomy, nie było z nim żadnych problemów. Jednak pewnej nocy mały chłopiec o imieniu John wypowiedział na głos życzenie, które zmieniło jego całe życie. Ulubiona maskotka, którą dostał od rodziców, zaczęła dorastać razem z nim. Dziś Ted jest już doświadczonym przez życie celebrytą, a najbardziej lubi piwo i fajki wodne, najlepiej w towarzystwie swojego najlepszego przyjaciela. Kłopot w tym, że John zaczyna mierzyć się z dorosłym życiem, w którym zaczyna brakować miejsca dla pluszowego misia, nawet jeśli ten miś towarzyszy mu od lat... Tyle od strony technicznej. Opisywanie fabuły "Teda" nie ma zresztą większego sensu, skoro to, co w tym filmie jest naprawdę ważne, to pojedyńcze zdania. Przypominają strony takie jak kwejk, o podobnym poziomie humoru. Ale niezależnie od tego, że dwuznaczne żarty i pluszowy, środkowy palec Teda przyciągnie do kin wielu gimnazjalistów, ten film nie jest głupi. Na swój sposób bywa mądry, pomiędzy stosami kokainy pokazuje prawdę o dorastaniu, które często jest wyborem między dwiema rzeczami, które kochamy równie mocno. Moim zdaniem, w tym właśnie tkwi siła tego filmu. Każdy zobaczy w nim coś innego, coś tylko dla siebie. Co ciekawe, film ma wydźwięk optymistyczny, dowodzi że nieważne ilu ludzi by się od ciebie nie odwróciło - narzeczona, szef, przyjaciel, nawet cała Ameryka, której nawet gadający pluszowy miś szybko się znudzi zawsze jest szansa na happy end. Tylko trochę mniej nieprawdopodobny od "rzeczywistego" życia. Reportaż o pierwszakach „Witam, jak się nazywasz? … (czas na odpowiedź). O, to bardzo dobrze, bo Ciebie szukamy! Zostałeś wyznaczony przez panią dyrektor do pewnego zadania, chodź z nami.” Takimi słowami, oczywiście poddawanymi modyfikacji, ostatnio nabieraliśmy naszych nowych kolegów i koleżanki z klas pierwszych. Wielu z nich nosiło identyfikatory (bardzo dobry zwyczaj, niestety przechodzi po pewnym czasie), dzięki czemu łatwiej było im wmówić, że są odgórnie wydelegowani do udzielenia nam odpowiedzi na parę pytań. Ale o co w ogóle chodzi? Mamy nadzieję, że przeglądając gazetkę natknęliście się na reportaż dotyczący pierwszaków. Jak (mamy nadzieję) zauważyliście, wmawiałyśmy im, że zostali wybrani do sprawdzenia ich umiejętności i wiedzy z różnych przedmiotów. Celem akcji nie było jednak rzeczywiste poznanie ich znajomości biologii, religii, matematyki, polskiego, geografii, czy fizyki, ale „wkręcenie” naszych drogich nowicjuszy. Jak im poszło? Nie będziemy zdradzać tego tym, którzy jeszcze nie obejrzeli naszego materiału. W każdym razie nasz sposób okazał się dobry i nie było osoby, która by odmówiła udziału w reportażu. Co ciekawe, w zeszłym roku było na odwrót. Mało kto był gotów powiedzieć parę słów przed kamerą, choć przecież nikt nie oczekiwał od nich górnolotnych sformułowań. Może dzieje się tak dlatego, że to my w zeszłym roku byliśmy pierwszakami, a teraz, szczycąc się wysoką pozycją uczniów klasy drugiej, cieszymy się wśród pierwszaków pewnym respektem. Hm, byłoby dobrze, ale to nie ten powód, którego szukamy. Chodzi raczej o zmyśloną historię z panią dyrektor. Każdy chciał wypaść dobrze, wielu z ankietowanych było dość mocno zestresowanych. Korzystając z okazji, przepraszamy, że was nastraszyłyśmy. Nie chcemy jednak tworzyć stereotypu biednych, nastraszonych dzieci, które nie wiedzą, jak sklecić proste zdanie i boją się swoich starszych (o zgrozo, aż o rok, ewentualnie dwa!) kolegów. Może właśnie nasi młodsi koledzy są bardziej odważni, dlatego udzielili nam odpowiedzi? Kto wie, rok dopiero się zaczął, więc czekamy na ich osiągniecia z niecierpliwością. Wracając do ankiety, zadawane przez nas pytania były bardziej na logikę, niż wiedzę. Szczerze mówiąc nie dziwią nas błędne odpowiedzi, bo stres i krótki czas na odpowiedź robi swoje. Wielu chciało odpowiedzieć na pytania w sposób wręcz naukowy, rzeczywiście wierząc w naszą szczerość co do historii z panią dyrektor. Ach, te niedobre drugie klasy… Natomiast chcemy pochwalić osoby, które zachowały trzeźwość umysłu i nie dały się zwieść. Byli przecież i tacy, którzy odpowiedzieli poprawnie. Czasem byłyśmy nawet pod dużym wrażeniem, biorąc pod uwagę stres i tok rozumowania ich poprzedników. Celem naszej akcji było wkręcenie Was, Drodzy Uczniowie klas pierwszych. Chciałyśmy troszkę lepiej was poznać, zwłaszcza, że w celach związanych z gazetką szkolną jeszcze nie raz podejdziemy do was i poprosimy o przysługę…… Bądźcie przygotowani. Przy okazji tego reportażu dostarczyłyśmy wam, ale głównie sobie, powodu do śmiechu. Nie z was, ale z całej sytuacji. Kto wie, może to kiedyś wy zrobicie nam psikusa? Pewni uczniowie zapytali nas, czy dostaną jakąś nagrodę. Odpowiedź brzmi tak: dzięki wam, mógł powstać kolejny numer Tostera z kolejnym reportażem, dlatego dedykujemy go wam (to nagroda :p) jako naszym nowym kolegom. A tak na poważnie, zachęcamy do współpracowania z nami i udzielania odpowiedzi, gdy podejdziemy do was następnym razem, a postaramy się zadbać o jakieś fizyczne nagrody.. może cukierki? Co wy na to? Klaudia Woźniak i Martyna Maroszek Michał Dziedzic Fot: http://www.newyorker.com/online/blogs/movies/ted.jpg http://1.fwcdn.pl/po/96/99/609699/7478701.3.jpg?l=1343833078000 Głosem w głos z Kamilem...:) Kamil Kubas to uczeń naszej szkoły, obecnie jest w klasie maturalnej o profilu matematyczno-informatycznym. Interesuje się muzyką, głównie śpiewem i grą na gitarze. Jest członkiem zespołu Ewy Farny w programie Bitwa na Głosy. Reprezentuje Sosnowiec i walczy o 100 tysięcy złotych, które razem z zespołem chce przeznaczyć na Zespół Szkół Specjalnych Nr 4 w Sosnowcu. Redakcja: Co Cię skłoniło do tego, że wziąłeś udział w castingu do Bitwy na Głosy ? Kamil: Myślę, że skłoniła mnie chęć poznania nowych ludzi, możliwość dobrej zabawy, po prostu doświadczanie nowych rzeczy, które mnie fascynują. R: Czy byłeś wcześniej na podobnych castingach i jeśli tak, to czy możesz nam powiedzieć na jakich? K: Oczywiście. Byłem na castingu do Must Be The Music i do X Factor. Ale nie wiem czy repertuar był źle dobrany, czy po prostu nie byłem na tyle gotowy, żeby dostać się do takich programów. Niestety nie udało się i skończyłem na precastingach. Były to jednak bardzo ciekawe doświadczenia, spotkałem wielu utalentowanych ludzi, którzy naprawdę kochają to, co robią, a robią to z pasją. Bardzo dobrze pamiętam, kiedy na castingu do X Factora zebrało się 20 osób i zaczęło śpiewać „Hej sokoły” i każdy stworzył swój nowy, niepowtarzalny styl i brzmiało to bardzo efektownie. R: Czy ktoś Cię wspierał, powiedział: „Idź na casting, dasz radę. Masz fajny głos, powinieneś spróbować”? K: Jeśli chodzi o castingi to bardzo mnie wspierała moja przyjaciółka Klaudia, ona mnie zachęcała do tego, aby iść spróbować swoich sił, a ja i tak sam w sobie czułem, że potrafię śpiewać, to czemu nie spróbować, warto wykorzystać to, co się umie oraz wysłuchać opinii innych, dowiedzieć się, co sądzą o tym, co robię. R: Casting do Bitwy na Głosy był Twoim trzecim castingiem, więc powiedz mi, co pomyślałeś, kiedy powiedziano Ci, że jesteś w programie. Byłeś bardzo zszokowany tą wiadomością? K: Panował we mnie jakiś ogromny spokój, nie czułem jakiegoś wielkiego podekscytowania, dostałem się, gdzieś tam w głębi duszy byłem bardzo szczęśliwy, ale zaraz napływały myśli jak to wszystko będzie wyglądać, jak ja wszystko pogodzę, nie było to w tym momencie takie proste. Teraz już wiem jak to wszystko wygląda i potrafię godzić jedno z drugim, ale wtedy było to dla mnie straszliwą zagadką. Bardziej się bałem niż cieszyłem z tego, że jestem w tej 16-stce. R: Czy przed wyjściem na scenę przeżywasz występ, czy masz tremę? K: Oczywiście, że mam tremę. Trema jest zawsze i ciężko mi się jakoś jej pozbyć. Najważniejszym jest dla mnie, aby trema nie była w głosie, ponieważ najgorsze jest, kiedy drży głos. R: Jak się czułeś w piosence „Billie Jean” Michaela Jacksona, w której zaśpiewałeś solówkę? K: W kwestii intonacji nie miałem problemu, śpiewam równie nisko, więc wiedziałem, że sobie poradzę. Wiadomo angielski to angielski, łatwiej się śpiewa po polsku, ale wydaje mi się, że są piosenki, w których mógłbym się lepiej zaprezentować, lepiej pokazać. R: A jak przyjąłeś opinię jurorów? K: Opinię jurorów bardzo sobie cenię, choć zupełnie się z nimi nie zgadzam, dlatego, że w swój występ włożyłem mnóstwo pracy i od choreografii poprzez mój śpiew dałem 200% siebie. Kiedy przesłuchiwaliśmy tą piosenkę po programie razem z Ewą Farną oraz naszą chórmistrzynią, która wspomaga nas przez cały tydzień, nie zauważyliśmy jakiś radykalnych fałszy. Ewa dając nam szansę była nas pewna w 100%, dźwięki mieliśmy od początku do końca czyste i tak samo stwierdziła po naszym wykonie. Dlaczego były takie opinie, tego nie wiem. R: Jak wasza grupa odreagowuje po ciężkim występie, macie jakieś swoje „rytuały”... :) Wychodzicie gdzieś, znajdujecie w ogóle na coś takiego czas? K: Niestety nie, zaraz po odcinku jemy wspólny posiłek z uczestnikami programu, potem jest krótka rozmowa z Ewą, która mówi nam, co myśli o naszym występie. Zawsze mówi nam całą prawdę wprost, nigdy nie owija w bawełnę. Po piosence „Stronger” nie była z nas zadowolona, bo wiedziała, że potrafimy dać więcej. Po piosence „Billi Jean” pochwaliła i nas solistów i całą resztę chóru pod względem choreografii i śpiewania. Zmierzyliśmy się z królem popu i może dlatego jurorzy i cała publiczność wymagała od nas pokazania czegoś więcej, czyli 16 Michaelów Jacksonów, co było niemożliwe. My zrobiliśmy to, co potrafiliśmy, a ludzie ocenili to tak jak chcieli. A jeśli chodzi o nasz powrót to zaraz po odcinku wracamy busem do Sosnowca. Jesteśmy tak wyczerpani, że zasypiamy, potem rozjeżdżamy się do swoich domów i od poniedziałku zaczynamy wszystkie treningi do kolejnego odcinka od nowa. R: Czy Ewa Farna jest z wami na wszystkich próbach ? K: My jesteśmy przez cały tydzień przygotowani przez chórmistrzynię, a Ewa jest z nami na jednej próbie, czyli w piątek gdzie daje nam wskazówki jak ona widzi ten wykon, oczywiście razem z chórmistrzynią pomaga dobrać solistów. Oczywiście próby trwają przez cały piątek oraz sobotę, aż do samego występu, kiedy na żywo dajemy razem z nią czadu. R: Ile godzin poświęcacie tygodniowo na wasze treningi przed programem? K: Ćwiczymy od poniedziałku do czwartku po 4 godziny wokal i 4 godziny choreografię. Cały chór przed występem do piosenki Michaela Jacksona, oprócz solistów, musiał jeszcze przed występem poświęcić 1 godzinę na przećwiczenie choreografii, bo była dość wymagająca. R: Jak sobie dajesz radę w szkole? W trzeciej klasie jest sporo obowiązków, a przed Tobą matura... K: Staram to sobie jakoś rozplanować, połączyć, choć nie jest łatwo. Na razie trudno mi jest powiedzieć, co będzie potem. Na dzień dzisiejszy wszystko jest ok. Są nauczyciele, którzy mnie wspierają i rozumieją, że jestem w programie. R: Czy odczuwasz jakąś rywalizację w momencie, gdy wybierane są osoby do solówki? K: Raczej nie, choć zdarza się, że dobrze czuję się w piosence, a wybrany jest ktoś inny. Wtedy jest przykro. Ważne jest, aby zespół wypadł dobrze, więc ważna jest wzajemna wyrozumiałość. W tym programie, każdy stara się wypaść jak najlepiej, bo pracuje nie tylko na siebie, ale na całą drużynę. R: Czy po doświadczeniu, jakie daje Ci program, możesz już stwierdzić, czy lepiej śpiewa się solo czy w zespole? K: Praca w zespole bardzo mi się podoba. Zawsze, gdy są słabsze ogniwa i mocniejsze wszystko się wyrównuje i w piosence brzmimy dobrze. Kiedy komuś coś nie pójdzie, to nie jesteśmy oceniani pod względem tego, że na przykład ty to zrobiłeś źle, ty to, tylko razem, jako grupa. Tak samo jest kiedy zaśpiewamy dobrze, to nie jest zasługa jednostek tylko całości. :) Oczywiście solowe wykonania podobają mi się najbardziej, jestem solistą, lubię bardzo śpiewać sam, ale doświadczenie, które zdobywam jest bezcenne, nie mam problemów z pracą zespołową. R: Dziękuję Ci za wywiad, macie bardzo fajną drużynę, w której są osoby, które świetnie śpiewają, dajecie radę w każdym odcinku, myślę, że nie tylko ja jestem tego zdania. Trzymam za Was kciuki. K: Dziękuję za miłe słowa i rozmowę. Natalia Maciąg ODPOWIEDZI NAUCZYCIELI PRZEPIS Składniki: 5 jajek 1 i 3/4 szklanki cukru 2 szklanki mąki 1 i 1/4 szklanki oleju 2 łyżeczki proszku do pieczenia 2 łyżeczki sody oczyszczonej 2 łyżeczki cynamonu 2 szklanki drobno startej marchwi 2 garści orzechów włoskich 1. Prof. A. Paciej - Motyl – IIId (była) 2. Prof. B. Fajfer – IIIe (była) 3. Prof. H. Małecka – IId 4. Prof. D. Reder - IIIb (była) 5. Prof. A. Struzik – IIIe (była) 6. Prof. M. Kapuścik – IIId (była) 7. Prof. Z. Wiekiera – IIIa (obecna i była) 8. Prof. D. Wierzbicki - za żadną 9. Prof. J. Sobaszek – ,,za wszystkimi fajnymi ludźmi, których uczę’’ Przygotowanie: Piekarnik nastawiamy na ok 175 stopni. Do dużego garnka wbijamy jajka, dodajemy cukier i ubiajamy aż cukier się rozpuści. Następnie powili mieszając stopniowo dodajemy mąki. Dalej powoli mieszając dodajemy olej. Do całości dodajemy proszek do pieczenia, sode oczyszczoną i cynamon wolno mieszając. Na koniec dodajemy marchew i orzeczy, a następnie wszystko dokładnie mieszamy. Blachę smarujemy masłem i wylewamy do niej ciasto. Całość wstawiamy do piekarnika na ok 55 min Klaudia Woźniak Katarzyna Otfinowska Grafika: http://office.microsoft.com TANIE HASANIE TANIE HASANIE Wszystko się kiedyś kończy, nawet jeśli chcielibyśmy bardzo coś zatrzymać i tak minie, niezależnie od naszej woli. Tak też było z wakacjami. Co prawda od wakacji minął już ponad miesiąc ale ja nadal nie mogę się przyzwyczaić do wczesnego wstawania, nauki i zawsze brakującego czasu. Jednak takie jest życie i musimy funkjonować według pewnego schematu. Na samym początku chciałabym przywitać gorącą pierszoklasistów, którzy dzielnie przetrwali chrzest i zachęcić ich do czytania „Tostera”. Co prawda teraz powinniśmy zająć się nauką więc nie będę wam opowiadać o słonecznych kurortach, gdzie aktualna temperatura powietrza wynosi 38 stopni, C a wody 30 bo po co się denerwować. Dlatego na tapetę postanowiłam wziąć takie miejsce gdzie można się wybrać w weekend i przeżyć coś, co działo się kilkaset lat temu. W tym numerze polecam Jura Park w Krasiejowie (k/Opola). Wszystko zaczyna się bardzo niewinnie, wjeżdżamy do miasteczka które zwie się Krasiejów, dużo domków, 3 sklepiki ogólnospożywcze, brak supermarketów, klubów czy nawet centrum handlowego. Jedziemy dalej, ruina po prawej stronie, która już nie długo ma być „czymś” i wszędzie piasek na zmianę z trawą- jednym słowem pustkowie. Nagle coś się pojawia, po lewej stronie widać mur i 4 bramy jak za czasów Freda Flinstona. W murze znajduję się kasa gdzie bilet normalny kosztuje 36 zł, bilet ulgowy 30 zł, a bilet rodzinny 120zł (dzieci do lat 4 wchodzą za free). Każdy dostaje niebieską bransoletkę z logo Jura Parku i wchodzi do zupełnie innego świata. W Parku Dinozaurów bo też tak go zwią, można zlaeźć mnustwo atrakcji takich jak przejażdżka kolejką 3D i uczestniczenie w powstaniu świata, kino 5D, niesamowity plac zabaw na którym osoba dorosła może się poczuć jak dziecko, ogromnne zjeżdżalnie, liny, huśtawka pajęczyna oraz to co mnie najbardziej zachwyciło tzw. koszyczek, który jest malutką pierdułką, wystarczy na nim uściąść i... a tego już wam nie powiem sami musicie to przeżyć. Na terenie Jura parku znajduje się również mini wesołe miasteczko z gokartami, kolejką górską, latającymi huśtawkami itd...I ta perełka, która dopiero powstała w tym roku- PREHISTORYCZNE OCEANARIUM!, wydawało się zupełnie normalne, oczywiście w technoogi 3D, wszystko było takie naturalne i żywe, ale to co tam czeka na turystów przy samym wyjściu jest... ajć i tu nie mogę nic zdradzić bo zepsułabym kolejną mrożącą krew w żyłach niespodziankę. W okresie letnim można skorzystać z plaży i jeziorka, które powstało specjalnie dla ochłody, chociaż temperatura wody wynosi ok 23 stopni jak nie więcej, plaża jest strzeżona przez 5 ratowników, rowerki wodne także są wliczone w cenę biletu. Jeśli chodzi o gastronomię, to moż tam naprawdę smacznie się pożywić, są 2 swego rodzaju bufety, i polega to na zasadzie szwedzkiego stołu, bierzemy talerz i nakładamy to co chcemy i ile chcemy a przy kasie płacimy za wagę naszego obiadku. Jest tam również bardzo dużo sklepików z pamiątkami, w których można kupić miniatury dinozaurów, karabiny, pocztówki czy kamienie sprowadzane z Maroko, które z zewnątrz wyglądają jak mały głaz a w środku świecą się jak kryształy Swarovskiego. No i rzecz oczywista- dinozaury jest ich tam multum od ich narodzin do wyginięcia , zaczynając od tych miniaturek, które wyglądają jak glizdy kończąc na olbrzymie z szalikiem Polski, który kibicował na Euro, widocznie za mało, ale liczy się gest. Jeśli bym miała możliwość wybrać się do Krasiejowa jeszcze raz to na pewno bym tam pojechała. Gorąco polecam! Oto strona na której znajdziecie więcej informacji http://www.juraparkkrasiejow.pl/index. php# A już w następnym miesiącu wybierzemy się do... no właśnie może macie jakieś propozycje ulubionych miejsc, którymi chcielibyście się podzielić z uczniami Korczaka? Jeśli tak to czekam na propozycje, możecie je dawać na facebooku „Tostera” lub bezpośrednio do mnie. Do napisania! Ewelina Wójcik Fot: http://www.juraparkkrasiejow.pl Gangnam Style Stopka redakcyjna Koniec września to już ostateczny czas by oswoić się z myślą ze wakacje odeszły i zaczeła się ciężka praca w szkole. Trzecie klasy coraz poważniej przygotowują się do matury. Drugie klasy są zadowolone ze nie są już najmłodsi w liceum a naszym kochanym nowicjuszom, czyli klasą pierwszym skończył się okres ochronny i coraz bardziej odczuwają ze szkoła, którą wybrali momentami może naprawdę dać im w kość. Lecz koniec wakacji nie oznacza końca zabawy. Dowód na to pokazali ostatnio nasi rówieśnicy i nie tylko. W sobotę 29.09.2012r w Chorzowie w Parku Śląskim odbył się ogromny flash mob. Zebrało się na nim nie całe 1500 osób, którzy wspólnie tańczyli do znanego na cały świat utworu "Gangnam Style". Wszyscy wykonywali charakterystyczny układ przypominający jazdę konno. W całym Parku Śląskim zebrały się tłumy oraz ekipy filmowe jak i fotograficzne, które uwieczniły to wydarzenie. Oczywiście naszej ekipy Tostera również nie mogło tam zabraknąć. Razem ze wszystkimi tańczyliśmy i przede wszystkim super się bawiliśmy i nie zważaliśmy na wysoką temperaturę ani na to, że się nawzajem deptamy. Organizatorzy całego przedsięwzięcia tłumaczą ze ten flash mob, (czyli sztuczny tłum ludzi gromadzących się niespodziewanie w miejscu publicznym w celu przeprowadzenia krótkotrwałego zdarzenia, zazwyczaj zaskakującego dla przypadkowych świadków) jest tylko fragmentem większego przedsięwzięcia(z naszych informacji wynika, że wkrótce będzie więcej imprez tego typu). Organizatorzy oznajmiają ze już od kilku tygodni trwają zdjęcia i nagrania scen, które w całości z wydarzeniem z soboty staną się wielkim teledyskiem stworzonym przez entuzjastów do utworu "Gangnam Style" autorstwa PSY. Przyznają także ze nikt nie spodziewał się tak dużej frekwencji i zainteresowania. Wydarzenie na Facebooku, które na początku zaczęło się dosyć powoli rozwijać nagle osiągnęło blisko 3000 osób, które zadeklarowało swój udział i były to osoby nie tylko z okolic Katowic i Chorzowa, lecz widać było aktywności nawet z Poznania. Cała impreza udała się znakomicie i jako naoczni świadkowie musimy przyznać, że wszyscy uczestniczy jak i widzowie bawili się znakomicie i pewnością wydarzenie zostanie na długo zapamiętane. Wszyscy uczestnicy potwierdzają ze z pewnością potrzeba więcej takich przedsięwzięć gdzie jest możliwość takiej zabawy. Bo najważniejsze to pamiętać Live while we're young............Jak i Forever Young. Jeśli jesteście ciekawi jak będzie wyglądał cały teledysk i zdjęcia? Śledźcie nas na naszym fanpage na portalu facebook.com. Patryk Strzałkowski Aleksander Gawlik Redaktor naczelna Monika Fabijańczyk Zastępcy redaktora naczelnej Anna Noga Patryk Strzałkowski Projekt graficzny Monika Fabijańczyk Redaktorzy Klaudia Woźniak Klaudia Matyjas Katarzyna Otfinowska Żaneta Zieleniak Patryk Strzałkowski Aleksander Gawlik Michał Dziedzic Martyna Maroszek Natalia Maciąg Katarzyna Andrzejewska Wiktoria Wiłczenko Piotr Janiszewski Dawid Tkaczyk Ewelina Wójcik Opieka merytoryczna i graficzna Joanna Napora – Ćmachowska Korekta Marta Koterwa Katarzyna Lachowska-Pchełka http://www.elnews.pl/lib/artykul_zdjecia/6195_duze.jpg http://imgon.net/di-8OGD.jpg http://sphotos-b.ak.fbcdn.net/hphotos-ak-ash4/424746_289890231115974_1789522803_n.jpg http://static.tumblr.com/zdamzz9/NvEm7bb53/abstract-cloudy-sky-000454-glossy-white.jpg http://chomikuj.pl/ImagePreview.aspx?id=152129042