Pobierz tekst
Transkrypt
Pobierz tekst
Antyczne muzeum wyobraźni Karolina Pachla-Wojciechowska Antyczne muzeum wyobraźni to kolekcja obrazów antyku tworzonych przez wieki na potrzeby chwili i na miarę danych możliwości. Obrazy studiowane przez inne obrazy. Kierunek zwiedzania dowolny. Rzeźba przedstawiająca główkę kobiecą Muzeum Archeologiczne w Krakowie Antyk wyobrażony Nauczyliśmy się patrzeć na dzieła sztuki greckiej jak na fragmenty i ułomki. Wierzyliśmy zbyt łatwo, że swoją doskonałość i piękno zawdzięczają właśnie temu, że są fragmentami i ułomkami. (...) Czerpiemy osobliwą (...) satysfakcję estetyczną z tego, że kapitel kolumny nie podtrzymuje niczego, że marmurowy policzek bogini traci nagle swoją cielesną gładkość i staje się surowym chropowatym kamieniem. Zbigniew Herbert „Oto wybrzeże Grecji! Od lat pięćdziesięciu marzę o tej podróży, którą zawsze odkładam, dobrze wiedząc, że nie jestem dość do niej przygotowana” – napisała w 1964 roku historyczka sztuki Karolina Lanckorońska. Podobnie jak ona mało kto wybierając się w podróż, wyrusza bez przygotowania. Większość z nas zabiera z sobą choć podręczny bagaż, a w nim podręczne, gotowe do użycia wyobrażenia. W podręcznym bagażu każdego szanującego się miłośnika antyku nie może zabraknąć Dziejów Herodota, fragmentów z Historii naturalnej Pliniusza, traktatu o architekturze Witruwiusza, no i oczywiście Wędrówki po Grecji Pauzaniasza. Są jak przepustka w przeszłość. Tyle, że z pewnym ograniczeniem. „Gdy mówię po polsku «stół» – pisze Jacek Bocheński – wywołuję w każdym, kto mnie słucha lub czyta, jakieś przedstawienie stołu. Ale założę się, że będzie to stereotyp współczesnego mebla z drewnianym blatem i raczej na czterech nogach. Dopiero ewentualna dodatkowa informacja, na przykład «stół rzymski» (...), może obudzić refleksję: aha, to stół rzymski, więc inny. Jaki? Teraz, w zależności od zasobu wiedzy i natężenia wyobraźni, cudza świadomość nada mojemu stołowi cechy rzymskie: nałoży blat z marmuru albo brązu, oprze go na litej podstawie kamiennej, trójnogu albo kolumience, usunie drewno i czteronożność, niesłusznie zresztą, bo czterorożne stoły drewniane też były, może otoczy stół z czterech stron sofami, jak powinien wyglądać w tryklinium, a może umieści w ogrodzie, pod gołym niebem, w słońcu Pompei lub Herkulanum. Wszystko stosownie do tego, co się przypomni: lekcja szkolna, film, rysunek czy eksponat muzealny”. Czytając w Grecji, na Akropolu opis Pauzaniasza może ogarnąć nas również „niepokój, czy ta nadmierna ilość budowli, pokrytych ogromnymi freskami i rzeźbami, czy ten tłum tłoczących się zewsząd na małej przestrzeni posągów złotych, srebrnych, brązowych, marmurowych, nie był trudny do pogodzenia z naszymi pojęciami estetycznymi – powiedzmy z naszym gustem?” (K.Lanckorońska). Starożytny podróżny bardziej niż harmonię proporcji współczesnej mu architektury podziwiał to, co go zaskakiwało, czyli wszelkie kurioza (w czym zresztą niewiele różnił się od wielu dzisiejszych turystów), a pośród nich model konia trojańskiego, ex vota, skały i rośliny o mitycznym pochodzeniu. Do tego jeszcze kolor... Zaskakujący dla nas, którzy przywykliśmy do wyobrażenia o antyku marmurowo-białym. A przecież rzeźby i architektura były malowane i złocone i to w sposób bynajmniej nie subtelny, co pokazują rekonstrukcje prezentowane na wystawie Bunte www.muzea.malopolska.pl Götter. „Nie dla nas tworzone były te kolorowe obrazy antycznego nieba, ale dla kupca z Delos, dla chłopca z Beocji, dla delegatów dalekich i biednych sprzymierzonych miast, aby ich olśnić” – pisze Herbert. Dla nas są fragmenty rzeźb i ruiny budowli podobne szkieletom prehistorycznych stworzeń. Czas jest ich twórcą na równi ze starożytnymi artystami. Link: http://commons.wikimedia.org/wiki/File:Bronze_head_(Glyptothek_Munich_457)_with_and_without_patina_ Bunte_G%C3%B6tter_exhibition.jpg http://de.wikipedia.org/w/index.php?title=Datei:NAMA_Aristion_warrior_by_Aristokles_funerary_relief_ stele_520BC_Athens_Museum_.JPG&filetimestamp=20080402165003 http://de.wikipedia.org/w/index.php?title=Datei:Korai_01.JPG&filetimestamp=20080624095433 http://de.wikipedia.org/w/index.php?title=Datei:Kore_Phrasikleia_-_Rekonstruktion_Bunte_G%C3%B6tter_ Berlin.jpg&filetimestamp=20111216005612 http://www.trackingcolour.com/ Bibliografia: J. Bocheński, Antyk po antyku, Warszawa 2010. Z. Herbert, Akropol, [w:] tegoż, Labirynt nad morzem, Warszawa 2000. K. Lanckorońska, Notatki z podróży do Grecji, Warszawa 2004. Świadectwo dojrzałości Karola Wojtyły- kopia www.muzea.malopolska.pl Muzeum Dom Rodzinny Ojca Świętego Jana Pawła II w Wadowicach Gymnasium (łac.), gymnásion (gr.) – „miejsce służące gimnastyce” (...) raz jeszcze odczułam, jak biedne jest to pokolenie, które na Grecję może tylko patrzeć przez szybę, nie znając języka! Jak niezmiernie uprzywilejowani jesteśmy my, dla których Iliada była największym przeżyciem poetyckim młodości (...). K. Lanckorońska Przedwojenne gimnazja to oczywiście nauka greki i łaciny, i wspomnienia takie jak to Herberta o łacinniku z VIII Państwowego Gimnazjum we Lwowie: „Potem, ni stąd, ni zowąd, tak nam się przynajmniej zdawało, zaczął rysować na tablicy plan Forum Romanum, począwszy od Łuku Septymiusza Sewera aż do Bazyliki Konstantyna i Portyku Nerona. Padały tajemnicze nazwy: Curia, Lapis Niger, Rostra, Basilica Iulia, Via Sacra, źródło Juturny, Portyk Pereł. W naszych zeszytach kopiowaliśmy posłusznie plan Forum, niewiele z niego rozumiejąc. Objaśnienia miały nastąpić później. Na razie nasz profesor zadowolił się uwagą: «Być może przyjedziecie kiedyś do Rzymu w orszaku prokonsula. Powinniście zatem poznać główne budowle wiecznego Miasta. Nie chcę, żebyście pętali się po stolicy cezarów jak nieokrzesani barbarzyńcy»”. Herbert wprawdzie pisze: „skłamałbym, jeślibym powiedział, że nauka była łatwa i że oddawaliśmy się jej z radosnym zapałem”, ale widział w niej „ćwiczenie umysłu i zaprawę charakteru”. Edukacja klasyczna i jej przesłanie o prymacie kultury starożytnej Grecji i Rzymu miały też swoich przeciwników. W 1880 roku Bolesław Prus pisał: „Mówią, że z autorów klasycznych «nauczyć się można» miłości dla społeczeństwa, obowiązków obywatelskich itd. itd. (...) Z autorów klasycznych tyle zapewne «nauczyć się» można żywych cnót obywatelskich, ile – nakarmić się obiadami, jakich opisy zostawiła nam starożytność”. Bolesław Prus czyli Aleksander Głowacki na świadectwie maturalnym pośród ocen celujących i bardzo dobrych miał i dostateczne – z greki i łaciny... Bibliografia: Z. Herbert, Lekcja łaciny, [w:] tegoż, Labirynt nad morzem, Warszawa 2000. J. Starnawski, Bolesław Prus jako przyjaciel i... nieprzyjaciel filologii klasycznej, [w:] Antyk w Polsce, cz.: II: Studia, red. J. Okoń, J. Starnawski, Łódź 1998. J. Starnawski, „Nie masz łaciny, nie masz Alwara...”, [w:] Antyk w Polsce, cz. II: Studia, red. J. Okoń, J. Starnawski, Łódź 1998. Puchar „Corda Fidelium” Muzeum Okręgowe w Tarnowie Polacy nie gęsi? Czasem się gość wymawiał [od kielicha], ale w tym była sztuka gospodarza uprzejmego, aby tak przekonywające wynajdować zdrowia, a do nich sentencyje i teksta łacińskie, żeby gość od wychylenia wiwatu wyłamać się żadną miarą nie mógł (...). Jan Duklan Ochocki W obyczaju towarzyskim epoki saskiej (1. poł. XVIII w.) tryumfowała w Polsce łacina, a lepiej powiedzieć: makaronizm łacińsko-polski, który, choć nam dziś wydaje się nieco śmieszny, miał wówczas jak najbardziej poważnych teoretyków, a między nimi Benedykta Chmielowskiego, autora Nowych Aten. Pisał on w roku 1756: „piękniej i składniej mówić z Łaciny Rhetoryka, niż Krasomówstwo, Philosophia, niżeli Miłość mądrości; Physica, niż Szkoła rzeczy naturalnych; Astronomia, niż Gwiazdarska nauka”. Posługiwanie się łaciną było znakiem wykształcenia i obycia towarzyskiego i dlatego stanowiło www.muzea.malopolska.pl podstawę ówczesnej edukacji szkolnej. W szkołach publicznych jezuickich i pijarskich nastawionych przede wszystkim na poprawne posługiwanie się tym językiem zakazane było mówienie w języku polskim. Uczeń, który złamał zakaz, otrzymywał tabliczkę z napisem: nota linguae. Tabliczka przechodziła z rąk do rąk, a pechowiec, któremu trafiła się na noc, mógł być pewien czekającej go kary cielesnej. Na podobnych zasadach funkcjonowała tabliczka z napisem: nota morum. W tym przypadku przewinienie dotyczyło obyczajności: brudnych rąk, nieobciętych paznokci, brudnego ubrania czy... pierza w czuprynie. Swoją łacińską nazwę miała wówczas ośla ławka, zwana Scamnum asinorum. Gdy posadzony w niej uczeń nadal nie wykazywał postępów w nauce – czytamy w Opisie obyczajów za panowania Augusta III – „wdziewano mu na głowę słomianą koronę; na ostatni zaś bodziec do nauki oprowadzano go w takiej koronie po wszystkich szkołach, wołając za nim: «Asinus asinorum in saecula saeculorum»*. Do której ostatniej a nieznośnej hańby ledwo kiedy przychodziło, bo jeżeli który doszedł korony słomianej, już się tak pocił i mozolił z książką wszystkimi siłami, że do oprowadzenia nie przyszedł i wkrótce się z ławicy oślej wydobył, abdykowawszy słomianą koronę kołkowi, na którym ona zawsze wisiała (...)”. Polski stał się językiem wykładowym dopiero w wyniku przepisów wprowadzonych przez Komisję Edukacji Narodowej w 1774 roku. Głosiły one: „uczniowie odtąd w szkołach polskim językiem mówić będą”. Jednak szczególnie na prowincji wyjątkowa pozycja łaciny w szkolnictwie i życiu codziennym utrzymywała się jeszcze w XIX wieku. Wincenty Biesiekierski, który uczęszczał do szkoły reformatów w Pakości na Kujawach, wspomina, że jeszcze na początku tego wieku łacina była tam tak powszechna, że „cała Pakość była jakby koloniją rzymską”. * Osioł nad osłami, na wieki wieków. Bibliografia: B. Chmielowski, Nowe Ateny Albo Akademiia Wszelkiej Sciencyi Pełna, 1745–1746, http://literat.ug.edu.pl/ ateny/index.htm. J. Kitowicz, Opis obyczajów za panowania Augusta III, 1840, http://literat.ug.edu.pl/kitowic/index.htm. Z.J. Nowak, Rola łaciny w kulturze językowej epoki stanisławowskiej, [w:] Antyk w Polsce, cz. II: Studia, red. J. Okoń, J. Starnawski, Łódź 1998. Rzeźba „Merkury przed zabójstwem Argusa” Bertela Thordvalsena Muzeum Narodowe w Krakowie Kwestia smaku – Ale – ciągnął Sokrates – ponieważ w rzeczywistości niełatwo jest spotkać pojedynczego człowieka, w którym by wszystko było bez skazy, obrazy pięknych postaci malujecie zapewne w ten sposób, że z wielu wzorów zbieracie razem to wszystko, co w każdym z osobna jest najpiękniejsze, i w rezultacie dzięki tej waszej twórczości powstają postaci w całości piękne. – Tak w rzeczywistości czynimy – brzmiała odpowiedź. Ksenofont, Wspomnienia o Sokratesie „Dobry smak narodził się pod niebem Grecji” – napisał Johann Joachim Winckelmann. Jego zachwyt nad sztuką grecką zamienił się w naukową pasję, a jej rezultatem było opublikowanie w 1764 roku dzieła Geschichte der Kunst des Alterthums – dziś klasyka dla wszystkich miłośników klasycyzmu. To tam został sformułowany jeden z najbardziej znanych w historii sztuki opisów charakteru rzeźby greckiej: cechującej się „szlachetną prostotą i cichą wielkością”. W czym tkwi tajemnica greckiego smaku? „Piękno (...) tkwi w proporcji nie żywiołów, lecz części ciała, to jest proporcji palca do palca, palca www.muzea.malopolska.pl do przegubu, jego do dłoni, jej do łokcia, łokcia do ramienia i wszystkich tych części jednych do drugich, jak to jest napisane w Kanonie Polikleta” – zanotował w II wieku n.e. Galen (Claudius Gelenus), jeden z najznakomitszych lekarzy starożytności. Mówiąc o pięknie ludzkiego ciała, przywołał koncepcję Kanonu, czyli modelu, który jest próbą wyrażenia za pomocą stosunków liczbowych istotnych proporcji, które występują w naturze. Jest więc próbą syntezy form naturalnych. Kanon stworzony w V wieku p.n.e. przez rzeźbiarza z Argos na Peloponezie –Polikleta – opisywał idealne według niego proporcje ludzkiego ciała: stopa ludzka powinna być równa 1/6 wysokości ciała, głowa 1/8, dłoń 1/10, a wszystkie te wielkości powinny być wielokrotnością modułu, którym była długość palca u ręki. Stosując kanon w praktyce, Poliklet stworzył Doryforosa, czyli niosącego włócznię. Rzeźba nie zachowała się, ale możemy próbować wyobrazić ją sobie, patrząc na jedną z rzymskich kopii. http://pl.wikipedia.org/w/index.php?title=Plik:Doryphoros_MAN_Napoli_Inv6011-2. jpg&filetimestamp=20120213050439 Poszukiwania najdoskonalszej proporcji nie ustały po odkryciu Polikleta. Rzeźbiarze greccy wciąż na nowo próbowali ją udoskonalić. W IV wieku p.n.e. Lizyp ustanowił dla rzeźby nowy wzorzec. Miał powiedzieć: „dotąd przedstawiano ludzi takimi, jakimi są, ja zaś przedstawiam takimi, jakimi się wydają”. Obiektywne formy ustępowały miejsca subiektywnym wizjom. Dwadzieścia jeden wieków później w sztuce i literaturze europejskiej pojawił się kierunek nawiązujący do antycznych wzorów: klasycyzm. Był to czas wiary w moc ludzkiego rozumu. W sztukach głoszono prymat jasności i prostoty: szlachetnej prostoty i spokojnej wielkości. Po odkryciach ruin Herkulanum w 1711 roku i Pompei w 1748 roku do miejsc tych podróżowali miłośnicy-amatorzy starożytności. Pośród nich byli również Polacy, m.in. Stanisław Kostka Potocki, wybitny znawca waz etruskich i propagator klasycyzmu, autor przekładu Winckelmanna: O Sztuce u dawnych, czyli Winkelman polski (1815). Były to początki naukowego zainteresowania sztuką antyczną. „Zbierano gemmy i wazy etruskie, sprowadzano do kraju rzymskie rzeźby, a wśród nich kopie greckich oryginałów. W ruchu tym, kontynuowanym w następnym stuleciu, brały również udział kobiety: Izabela Czartoryska w Puławach, Helena Radziwiłłowa w Arkadii pod Nieborowem, Izabela Lubomirska w Krzeszowicach i Łańcucie” (L. Kalinowski). Kupowano również dzieła współczesne, utrzymane w duchu klasycyzmu, jak rzeźba Bertela Thorvaldsena, Marsjasz przed zabójstwem Argusa. „Ślepe naśladownictwo antyku podlegało krytyce, zbyt daleko idące od niego odstępstwa piętnowano jako trywializm niegodny „«sztuki posągowej». Wybory twórcze rzeźbiarza rozgrywały się zatem w nader wąskiej przestrzeni «nowoczesności utrzymanej w duchu klasycznym»”. Sztywność ta z czasem sprawiła, że klasycyzm utracił swoją żywotność. W 1881 roku naturalista Huysman pisał: „manekiny o wymierzonych i różowych piersiach, o krótkich twardych brzuchach, manekiny wyważone wedle rzekomego dobrego smaku, wyrysowane według recept wyuczonych na kopiowaniu gipsów (...) o skórze wymoczonej w różanej kadzi i prasowanej letnim żelazkiem przez wszystkich malarzy”. Sztuka klasyczna jest piękna chłodnym intelektualnym kunsztem. Patrząc na Merkurego, być może podziwiamy sposób, w jaki rzeźbiarz uchwycił napięcie mięśni i delikatny ruch postaci. Zapewne nie porusza nas jednak groza chwili przedstawionej. Nie przeczuwamy przemocy kryjącej się w akcie, który właśnie się na naszych oczach rozgrywa. „Giń, Argusie, już zgasło światło wszystkich twoich oczu, sto oczu jedna noc okryła” (Owidiusz, Metamorfozy). W opozycji do dobrego smaku greckiego narodzi się sztuka pełna opowieści o bólu i namiętnościach. www.muzea.malopolska.pl żwirową aleją wysadzaną bukszpanem odchodzi zwycięzca zastanawiając się czy z wycia Marsjasza nie powstanie z czasem nowa gałąź sztuki – powiedzmy – konkretnej” Herbert, Apollo i Marsjasz Bibliografia: Myśliciele, kronikarze i artyści o sztuce od starożytności do 1500, oprac. J. Białostocki, Gdańsk 2001. M. Poprzęcka, Akademizm, Warszawa 1989. Kielich z Orfeuszem Muzeum Okręgowe w Tarnowie Potęga mitu Te rzeczy nigdy się nie zdarzyły, ale są zawsze. Salustios Są takie historie, które trwają pomimo upływu tysiącleci. Scena, która wyszła spod dłuta saskiego rytownika zatrudnionego w hucie szkła w Nalibokach, jest ilustracją jednej z nich – opisał ją już osiemnaście wieków wcześniej Owidiusz w Metamorfozach: „Była wyniosłość, a na niej rozległa równina, zielona od bujnych traw. Lecz miejsce to było pozbawione cienia. Kiedy boski wieszcz usiadł tam i uderzyła w struny dźwięcznej liry, wnet całe to miejsce okryło się cieniem. Przyszły tam chaońskie drzewa, miękkie lipy, buki, dziewicze laury, kruche leszczyny, jesiony zdatne do wyrobu włóczni, jodły bez sęków i dęby pochylone od żołędzi, miłe platany i różnokolorowe jawory, wierzby nadrzeczne i wodne lotosy, wiecznie zielone bukszpany, wątłe tamaryszki i dwubarwne mirty, i kalina o ciemnych owocach. (...) Taki oto gaj zwabił do siebie wieszcz i siedział pośrodku gromady dzikich zwierząt i ptaków”. Według Greków Orfeusz śpiewem i grą uciszał żywioły i sprawiał, że łagodniały bestie. Jego poezja miała moc poruszania drzew i kamieni. Gdy zmarła jego ukochana Eurydyka, śpiewem pełnym rozpaczy i miłości przekroczył granicę śmiertelnej obojętności: „Kiedy tak mówił, uderzając do wtóru w struny swej liry, płakały nad nim bezkrwiste cienie. Tantal przestał chwytać pierzchnącą wodę, zatrzymało się koło Iksjona, sępy nie szarpały wątroby [Tytiosa], Belidy porzuciły swe dzbanki, a ty, Syzyfie, usiadłeś na swoim głazie. Wtedy pierwszy raz, jak głosi wieść, zwilżyły się łzami policzki Eumenid (...)” (Owidiusz, Metamorfozy). Orfeusz wybłagał możliwość wyprowadzenia ukochanej z Hadesu. Postawiono mu jednak jeden warunek: przez całą drogę na ziemię nie mógł spojrzeć w jej kierunku. Okazało się to zbyt trudne i Eurydyka musiała powrócić z Hermesem do świata zmarłych. www.muzea.malopolska.pl Orfeusz z Eurydyką i Hermesem, Neapol, I w. n.e. http://www.myartprints.com/kunst/anonymous/ben119465_v1.jpg To, co jest ponadczasowe w micie o Orfeuszu, to wiara w potęgę sztuki, w jej moc przeciwstawienia się przemijaniu. To ona łączy mitycznego i realnego poetę, bohatera i autora, Orfeusza z Owidiuszem, który w Epilogu do Metamorfoz zawarł takie przesłanie: „Już i dzieło skończyłem. Gniew bogów, płomienie, Żelazo go nie zniszczy, ani wieków tchnienie. Gdy chwila, która prawo ma tylko do ciała, Przyjdzie, by kres ostatni życiu memu dała, Wzniosę się częścią lepszą do niebios sklepienia I nic mojego zatrzeć nie zdoła imienia. Bo dokąd tylko dotrzesz, Rzymie pełen chwały, Usta ludu wierszami mymi będą brzmiały. A jeśli wieszcz posiada dar przeczuć rzetelny, W blasku sławy żyć będą wieki – nieśmiertelny.” W ciągu kolejnych stuleci opowieść o Orfeuszu poruszała pokolenia czytelników na podobieństwo jego śpiewu, a dzięki swej poezji Owidiusz znany jest na ziemiach, na których nie stanęła nawet noga rzymskiego legionisty. Metamorfozy Owidiusza W Polsce Owidiusz, czyli Publius Ovidius Naso (43 p.n.e.–17 lub 18 n.e.), stał się w okresie baroku bohaterem pewnej legendy. W 8 r. n.e. poeta został skazany przez cesarza Augusta na wygnanie. Nie znamy przyczyny tej decyzji, wiemy jedynie, że zmarł na wygnaniu, a ostatnie lata życia spędził www.muzea.malopolska.pl pomiędzy barbarzyńcami, Getami i Sarmatami. Przedstawiciele szlachty polskiej, wierząc w to, że rodowód ich wywodzi się od Sarmatów „z wielkim entuzjazmem odnieśli się do koncepcji – pisze Maria Wichowa – że Owidiusz na wygnaniu «Getice Sarmaticeque loquitur», ogłosili go Polakiem i ze sławną ówczesną gościnnością wyznaczyli mu w końcu XVI w. na południowo-wschodnich kresach Rzeczypospolitej miejsce wiecznego spoczynku, a nawet upamiętnili je nagrobkiem łacińskim, którego tekst znany był w całej Europie”. Przemiany Orfeusza Historia Orfeusza opowiadana była nie tylko za pomocą słów, ale również obrazów. Scena, gdy gra pomiędzy dzikimi zwierzętami, przedstawiona jest między innymi na rzymskich posadzkach w Palermo i Shabie (Syria). Orfeusz pomiędzy zwierzętami, rzymska mozaika, budynek A, Piazza della Vittoria, Palermo, 1. poł. III w. n.e. http://commons.wikimedia.org/wiki/File:Orpheus_Piazza_della_Vittoria_MAR_Palermo_NI2287.jpg Orfeusz między zwierzętami, rzymska mozaika, Shaba, Syria, IV w. n.e. http://questier.com/Photos/200512_Syria/tn/20051218-102632_Syria_Shaba_Museum_Mosaic_Orpheus_with_ animals.jpg.html Przyjrzyjmy się teraz kolejnemu przedstawieniu. Pochodzi ono z Katakumb świętych Piotra i Marcelina w Rzymie. Nie mamy wątpliwości, że nawiązuje do poprzednich. Ma jednak inne znaczenie. Pod formułą ikonograficzną zaczerpniętą z pogańskiej sztuki antycznej kryje się chrześcijańskie przesłanie. W zstąpieniu Orfeusza do podziemi widziano analogię do śmierci i zmartwychwstania Chrystusa i zapewne między innymi dlatego używano rysów i atrybutów greckiego boga, by przedstawić Zbawiciela. Euzebiusz z Cezarei w mowie wygłoszonej w lipcu 336 roku z okazji 30-lecia rządów Konstantyna Wielkiego podał wytłumaczenie: „Helleński mit przedstawia Orfeusza, który oczarowuje pieśnią różnorodne gatunki dzikich zwierząt i łagodzi uczucia dzikich bestii, uderzając w struny instrumentu plektronem. Taka historia jest opiewana u Greków i na ogół daje się wiarę, że pozbawiona duszy lira potrafi oswajać dzikie zwierzęta i przemieszczać dęby za pomocą muzyki. – Tak samo zaiste wszechmądry www.muzea.malopolska.pl i odpowiedzialny za kosmiczną harmonię Boski Logos zepsutym na najrozmaitsze sposoby duszom ludzkim przedkłada różnorodne lekarstwa, biorąc do rąk muzyczny instrument, dzieło własnej mądrości – człowieka, ody i epody za jego pomocą intonuje rozumnym istotom, a nie bezrozumnym zwierzętom”. Chrystus jako Orfeusz, katakumby świętych Piotra i Marcelina, Rzym, 1. poł. III w. n.e. http://en.wikipedia.org/wiki/File:Christ-Orpheus_from_Rome_catacombe.jpg Kolejny przykład to ilustracja z Psałterza Paryskiego powstałego w 1. połowie X wieku w Bizancjum. Tu na podobieństwo Orfeusza przedstawiono biblijnego psalmistę Dawida. Co więcej, antyczny w duchu jest również sposób budowania narracji. Za Dawidem przysiadła personifikacja Melodii, u dołu w rogu spoczywa personifikacja Betlejem, a zza kolumny wychyla się nimfa Echo, powtarzając dźwięki melodii wygrywanej przez psalmistę. Dawid z trzodą, Psałterz Paryski, Bibliothèque Nationale de France, 1. poł. X w. http://en.wikipedia.org/wiki/File:Paris_psaulter_gr139_fol1v.jpg Bibliografia: R. Calasso, Zaślubiny Kadmosa z Harmonią, Warszawa 2010. M. Wichowa, Barokowe nagrobki Owidiusza w języku polskim, [w:] Antyk w Polsce, cz. II: Studia, red. J. Okoń, J. Starn Łódź 1998. www.muzea.malopolska.pl Czara włocławska Muzeum Narodowe w Krakowie Ukryte dziedzictwo Kultura starożytna jest jednym z najsilniejszych składników kultury średniowiecznej. Jan Białostocki Ścianki naczynia pokrywa gęsta sieć przedstawień. Postacie, trochę niezgrabne, wyginają się i cisną, by zmieścić się na wyznaczonych im fragmentach powierzchni. Wydaje się, że z pewnością już nic więcej nie można by tu dodać. Jakie to wszystko dalekie od harmonijnej i pełnej powagi sztuki antycznej, w której piękno i autonomia ciała ludzkiego należały do zasadniczych wartości. Porównując czarę z malowanymi wazami greckimi, z łatwością dostrzeżemy tę różnicę. Wszystko to prawda, jednak wprawne oko dostrzeże w czarze ślady dziedzictwa antycznego. „Po pierwsze, pomysł, by pokryć ściany naczynia opowieścią w obrazach, jest bliski sztuce starożytnej. Jego realizacją są liczne malowane wazy greckie”. Po drugie, sposób, w jaki opowiedziana zostaje historia Gedeona, nawiązuje do wczesnośredniowiecznych koncepcji, które z kolei wyrosły na bazie rozwiązań antycznych. Spójrzmy na wzniesioną w Rzymie w 113 roku n.e. kolumnę Trajana. Na jej trzonie, którego wysokość to ponad 26 i pół metra, wije się jak wstęga opowieść o wojnie z Dakami. Kolejne epizody następują po sobie nierozdzielone. Mamy wrażenie, że czas, o którym opowiada, płynie przed naszymi oczami na podobieństwo rzeki. http://commons.wikimedia.org/wiki/File:Relief_Kolumna_Trajana.jpg?uselang=pl www.muzea.malopolska.pl http://en.wikipedia.org/wiki/File:Joshua_Roll.jpg http://en.wikipedia.org/wiki/File:Meister_der_Rolle_des_ Josua_001.jpg A teraz przyjrzyjmy się przechowywanemu w Bibliotece Watykańskiej Zwojowi Jozuego. Powstał w Bizancjum niemal współcześnie z Psałterzem Paryskim (czyli w 1. poł. X w.) i podobnie jak on zaliczany jest do dzieł renesansu macedońskiego. Miano odrodzenia styl ten zyskał właśnie z powodu nawiązywania przez artystów do sztuki antycznej. Na dziesięciu metrach papirusu rozwija się opowieść o starotestamentowym pogromcy wrogów ludu izraelskiego. Dołem biegnie tekst, ale zasadniczą rolę odgrywa dominujący obraz. Następujące po sobie epizody zakomponowane są w sposób wyraźnie nawiązujący do rzymskiego reliefu narracyjnego. Podobnie wyglądały zapewne ilustracje zdobiące wczesnochrześcijańskie egzemplarze Septuaginty, czyli pierwszego tłumaczenia Starego Testamentu z języka hebrajskiego i aramejskiego na grekę. Według jednego z najznakomitszych badaczy sztuki bizantyńskiej, Kurta Weitzmanna, wszystkie cykle obrazowe opowiadające historie starotestamentowe, które powstały w pierwszym tysiącleciu naszej ery wywodzą się właśnie z ilustracji Septuaginty. „(...) czy są rozwinięte w kodeksach lub w zwojach, czy na ścianach bazylik, czy też na ozdobnych przedmiotach z metalu lub kości słoniowej dają się sprowadzić do starych archetypów dziś już zaginionych, w postaci iluminacji poszczególnych ksiąg lub zespołów ksiąg Pisma Świętego – pisał Weitzmann – Cykle te posiadały tak gęstą sekwencję obrazów, że choć towarzyszyły one tekstowi, mogły być oglądane niezależnie od niego i układały się w autonomiczną, logiczną całość. Dopiero kopie odległe w czasie od archetypu pomijały niektóre sceny, łącząc zaś inne, doprowadzały do znacznego skrócenia pierwotnej długości cyklu”. A jak to się ma do czary włocławskiej? To ciągłość narracji i troska o zachowanie wszystkich istotnych szczegółów wydarzeń łączy starotestamentową historię z czary z ilustracjami Septuaginty. Być może, artysta wykonując jej zdobienia, miał przed oczyma starszy cykl obrazów przedstawiających opowieść o Gedeonie. W ten sposób, poprzez sztukę wczesnochrześcijańską antyczna koncepcja narracji oddziałała na sposób wykonania dzieła średniowiecznego. Dziedzictwo antyku możemy odnaleźć również w niektórych motywach obecnych na czarze. Spójrzmy na Gedeona modlącego się do Boga o znak potwierdzający jego posłannictwo. Prosi, by na leżącym na ziemi runie pojawiła się rosa. Boża obecność zostaje zasygnalizowana poprzez przedstawienie manus Dei, czyli ręki Boga wyłaniającej się z chmur. www.muzea.malopolska.pl http://www.icon-art.info/hires.php?lng=en&type=1&id=2550 Gdy porównamy tę scenę z ilustracją ze Zwoju Jozuego, dostrzeżemy, jak wiele łączy przedstawienie modlitwy Gedeona ze sposobem, w jaki zilustrowano tam modlitwę Jozuego. Poza i gest są tożsame. Obaj bohaterowie to młodzieńcy o gładkich obliczach odziani w tuniki. Obaj reprezentują typ bohatera starotestamentowego, który wykształcił się w IV–V wieku n.e., ale sięga jeszcze starszej antycznej tradycji. Kolejnym motywem o antycznej proweniencji jest postać Fary w scenie przedstawiającej go, gdy wraz ze swoim panem Gedeonem zakradli się do obozu Medianitów i podsłuchują jednego z wrogów, który opowiada innemu żołnierzowi swój sen. Fara stoi nieznacznie odwrócony bokiem. Wsparł się na włóczni, a jedną nogę lekko ugiął w kolanie i skrzyżował z drugą. To w taki sposób w sztuce późnoantycznej przedstawiano żołnierzy lub pasterzy, na przykład Hipolita na tzw. dyptyku kochanków. Fedra i Hipolit, tzw. dyptyk kochanków w Museo Cristiano w Brescii, V w. n.e. http://commons.wikimedia.org/wiki/File:6077_-_Brescia_-_S._Giulia_-_Dittico_queriniano_-_Foto_Giovanni_ Dall%27Orto,_25_Giu_2011.jpg www.muzea.malopolska.pl W innej scenie widzimy śpiącego Madianitę. Głowę wsparł na opartej na łokciu ręce, w drugiej dzierży włócznię, nogi skrzyżował. Wydaje się, że poza ta jest tak naturalna, że zapewne artysta odtworzył jedynie rzeczywistość. A jednak również i ten motyw zaczerpnął nie z obserwacji natury, tylko ze starszych dzieł sztuki. Był to jeden ze sposobów, w jaki Grecy i Rzymianie przedstawiali śpiące postacie, a wśród nich Endymiona czy Ariadnę. Śpiący Endymion, marmurowy sarkofag znaleziony w Saint-Médard d’Eyrans we Francji, Musée du Louvre, III w. n.e. http://commons.wikimedia.org/wiki/File:Sarcophagus_Endymion_Louvre_Ma1335_n2.jpg Tak liczne nawiązania do dziedzictwa sztuki antycznej powinny nas przekonać, że nie tylko czara włocławska, ale i wiele innych dzieł średniowiecza przechowało elementy spuścizny starożytnych. „Człowiek średniowieczny sądził, że świat, w którym żył, stanowił kontynuację imperium założonego przez Augusta (principium unitatis) i jedność tę odczuwał w dziedzinie instytucji ustrojowych, w tradycji kulturalnej i społecznej – pisał Jan Białostocki. – Dlatego też w języku pojęć średniowiecznych nie mogło istnieć pojęcie «renesansu» – nie mogło się bowiem odrodzić coś, co nie umarło. Istniało natomiast we wczesnym średniowieczu hasło odnowienia czegoś, co istnieje: renovatio. Dopiero Petrarca w XIV wieku stworzył koncepcję «ciemnych wieków» średnich, dzielący czas, w którym on żył, od «utraconego raju» starożytności”. Bibliografia: J. Białostocki, Tradycje antyczne w sztuce europejskiej, [w:] tegoż, Teoria i twórczość. O tradycji i inwencji w teorii sztuki i ikonografii, Poznań 1961. L. Kalinowski, Antyk w dziejach sztuki polskiej, [w:] Tradycje antyczne w kulturze europejskiej – perspektywa polska, oprac., red. A. Rabińska, Warszawa 1995. P. Skubiszewski, Czara włocławska. Studia nad spuścizną Wschodu w sztuce wczesnego średniowiecza, Poznań 1965. Waza apteczna typu hydria Muzeum Farmacji Collegium Medicum UJ Autorytet antyku, czyli koń, jaki jest, każdy widzi Babka jest ziele zimne a suche w wtórym stopniu, a jest dwojaka: jedna więtsza i druga mniejsza. Ma tę moc: wysusza rany i zagniłości, które bywają w nich, a to jest sok jej z trochą heleny wątrobnej, którą przedają w aptece. (...) Też sok jej wyborny na rany płynące na ukąszenie psa i na opuchlinę i na suchoty z powieści Pandekty i Plateariusza. www.muzea.malopolska.pl Marcin Siennik Aquae Plantaginis, czyli wodę lub inaczej wódkę babczaną, przechowywaną niegdyś w tym naczyniu uzyskiwano w procesie destylacji. Używano w tym celu np. alembiku. „Miej alembik z nosem dobrze długim i szklenicę, a w niej aby była dziura, coby alembikowy nos wetknął w nią, a około obwiąż mokremi chustami, potem daj ogień mierny, a alembik też w kociołku aby w pełni siedział, mokrą chustą często obwijać, iżby moc nikędy inędy wyjść nie mogła, ale iżby społem z wódką do szklenicy weszła” – pisał w 1568 roku Marcin Siennik. W Herbarzu Siennika znajdziemy również liczne informacje na temat leczniczych właściwości roślin (miedzy innymi babki), minerałów i substancji pochodzenia zwierzęcego. Są tam opisy różnych chorób i stosowne remedia. Choć traktat został napisany w XVI wieku, to autor wielokrotnie przywołuje przekonania starożytnych pisarzy. „Ipokras [Hipokrates] mówi, wszystkie korzenie albo zioła, albo kwiatki mają być zbierane, gdy miesiąca przybywa, bo gdy już miesiąc schodzi, w nich też moc ginie” – pisze na przykład Siennik. Otaczający antyk mit wielkości sprawił, że starożytnych autorów traktowano z wielkim szacunkiem, szczególnie w przypadku nauk przyrodniczych. Nie bez znaczenia wydaje się fakt, iż „właściwie do niedawna, a ściślej do stulecia osiemnastego i początków uprzemysłowienia – jak pisze J. Bocheński – pojęcie postępu nie było w ogóle znane i nikt jeszcze nie wiedział, że powinien być postępowy”. Autorytet przeszłości wystarczał za całą weryfikację sądów. To właśnie wspólne starożytne źródła nauk przyrodniczych odpowiadają za to, że przekonanie o skuteczności wody babczanej podzielali i Włosi, i Polacy, a naczynie wykonane w Italii mogło służyć w małopolskiej aptece (ta konkretnie jest zakupem kolekcjonerskim). Warto przyjrzeć się formie naczynia i jego dekoracji. Kształtem przypomina ono greckie naczynie do czerpania, przenoszenia i przechowywania wody. Podobnie jak ono, nasza waza jest pokryta malowidłami. Na brzuścu widzimy Herkulesa z Cerberem oraz walczącego centaura, czyżby słynnego lekarza Chirona? Być może walka Herkulesa ze strzegącym wejścia do świata zmarłych trzygłowym psem nie zdobi naszego naczynia przypadkowo. Przecież, jak czytaliśmy u Siennika, sok z babki „wyborny na rany płynące na ukąszenie psa”. A Chiron? Z nim również związana jest opowieść o podobnym schorzeniu. Dosięgła go zatruta strzała, a rana po niej nie mogła się zagoić, powodując tak straszny ból, że centaur wolał oddać swą nieśmiertelność Prometeuszowi i tym samym zaznać wiecznego ukojenia. http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/4/4f/Satyr_woman_Louvre_K287.jpg Dziś jeszcze powszechny stereotyp o ciemnościach spowijających wieki średnie sprawia, że niewielu z nas wie, jak wielkim autorytetem otaczano wówczas autorów antycznych. Nie przez przypadek na archiwoltach królewskiego portalu katedry w Chartres rozsiedli się w połowie XII wieku: Arystoteles, Pitagras, Priscian, Cyceron, Boethius, Ptolemeusz i Euklides, a obok nich personifikacje dziedzin nauki: Dialektyka, Muzyka, Gramatyka. Brat twórcy portalu, Bernard z Chartres, kierował tam słynną szkołą katedralną, w której nauce sztuk wyzwolonych towarzyszyła lektura tekstów klasycznych oraz studia przyrodnicze i medyczne. To on miał powiedzieć: „jesteśmy jak karły, które wspinają się na ramiona gigantów, by widzieć więcej od nich i dalej sięgać wzrokiem, i to nie za sprawą bystrości swojego wzroku, czy wysokości ciała, lecz dzięki temu, że wspinamy się w górę i wznosimy na wysokość gigantów”. www.muzea.malopolska.pl Arystoteles, Pitagoras Donatus Dialektyka Muzyka Gramatyka http://www.flickr.com/photos/pelegrino/5168131230/ Jednym z tych, którzy mogliby się zapewne podpisać pod słowami Bernarda był Mikołaj Kopernik. To u Cycerona miał po raz pierwszy przeczytać o tym, że grecki filozof Nicetas uważał Ziemię za ruchomą. Czy miało to znaczenie dla powstania teorii heliocentrycznej? Zapewne, skoro na jednej z ksiąg zanotował: „Nasze wiedzieć to przypominać sobie starożytnych”. Nie przypadkowo też szukając argumentów na potwierdzenie swojej teorii, przywołał autorytet Wergiliusza: „Dlaczego nie mamy powiedzieć jasno, że to zjawisko codziennego obrotu jest na niebie czymś pozornym, a na Ziemi rzeczywistością i że rzecz ma się tutaj tak właśnie, jakby to wyraził Eneasz, gdy mówił u Wergilusza: my odbijamy od portu, a ląd się cofa i miasta?”. Byli też i tacy, którzy gigantów traktowali całkowicie bezkrytycznie, a powtarzane i nie weryfikowane przez wieki „mądrości” stały się z czasem znakiem zacofania. W pierwszej polskiej encyklopedii powszechnej ksiądz Benedykt Chmielowski bez wahania opisał np. jednorożca. „JEDNOROŻCA tak Starożytni Opisuią Authores, a z nich Cardanus, że jest zwierz rzadki wzrostem konia, szerść łosicy mający, głowę Jelenią, z której śrzodku róg jedyny rośnie, prosty, od dołu gruby, ku końcowi co raz ostrzejszy (Plinio czarny), tandem ostro zakończony, długi na łokci trzy, według Pliniusza na łokci dwa, szyja mu krótka, grzywa rzadka, z jednej tylko wisząca strony, nogi i golenie jak u Sarny, subtelne, nogi zadnie z tyłu szerścią długą obrosłe, kopytka dwojące się. Ze wszystkim bardzo Jeleniowi ten Zwierz podobien, rogiem jednym się od niego dystyngwujący”. Natomiast za opis konia wystarczyć czytelnikowi musiało stwierdzenie: „KOŃ jaki jest, każdy widzi”. www.muzea.malopolska.pl Bibliografia: B. Chmielowski, Nowe Ateny, 1745–1746, http://literat.ug.edu.pl/ateny/index.htm. M. Siennik, Herbarz, Kraków, 1568, http://www.dbc.wroc.pl/dlibra/docmetadata?id=8241&from=FBC. S. Swieżawski, Dzieje europejskiej filozofii klasycznej, Warszawa–Wrocław 2000. Obraz „Pochodnie Nerona” Henryka Siemiradzkiego Muzeum Narodowe w Krakowie Druga natura Historia zaś, która zasługiwałaby na uznanie i podziw, będzie taka, która posiadając pewną siłę przyciągania, okaże się tak przyjemna i interesująca, że zatrzyma dłużej wzrok widza zarówno wykształconego, jak nieznającego się na sztuce, dając mu prawdziwą przyjemność i wywołując wzruszenie. Pierwszy warunek, jaki musi być spełniony, ażeby historia przyniosła przyjemność, to bogactwo i różnorodność. Jak bowiem w jedzeniu i muzyce pociąga nas zawsze to, co jest nowe i niezwykłe – może i dla innych powodów, lecz niezawodnie dlatego, że różni się od tego, co jest przestarzałe i spowszedniałe – tak i w każdej innej dziedzinie nęci nas bardzo rozmaitość i bogactwo. Dlatego w malarstwie różnorodność ciał i kolorów jest nam miła. Leon Battista Alberti Tragicznym wydarzeniom, które nastąpiły po wielkim pożarze Rzymu w roku 64, najsławniejsi rzymscy historycy nie poświęcili wiele uwagi. Swetoniusz wspomina o nich jedynie: „Ukarano torturami chrześcijan, wyznawców nowego i zbrodniczego zabobonu”. Tacyt w Rocznikach opisuje je mniej lapidarnie: „Atoli ani pod wpływem zabiegów ludzkich, ani darowizn cesarza i ofiar błagalnych na rzecz bogów nie ustępowała hańbiąca pogłoska i nadal wierzono, że pożar był nakazany. Aby ją więc usunąć, podstawił Neron winowajców i dotknął najbardziej wyszukanymi kaźniami tych, których nienawidzono dla ich sromot, a których gmin chrześcijanami nazywał. (...) Schwytano więc naprzód tych, którzy tę wiarę publicznie wyznawali, potem na podstawie ich zeznań ogromne mnóstwo innych, i udowodniono im nie tyle zbrodnię podpalenia, ile nienawiść ku rodzajowi ludzkiemu. A śmierci ich przydano to urągowisko, że okryci skórami dzikich zwierząt ginęli rozszarpywani przez psy albo przybici do krzyżów, [albo przeznaczeni na pastwę płomieni i] gdy zabrakło dnia, palili się, służąc za nocne pochodnie. Na to widowisko ofiarował Neron swój park i wydał igrzysko w cyrku, gdzie w przebraniu woźnicy z tłumem się mieszał lub na wozie stawał. Stąd, chociaż ci ludzie byli winni i zasługiwali na najsurowsze kary, budziła się ku nim litość, jako że nie dla pożytku państwa, lecz dla zadośćuczynienia okrucieństwu jednego człowieka byli traceni”. Dziewiętnaście wieków później, w 1873 roku Ernest Renan opublikował czwarty tom Historii początków chrześcijaństwa, w którym opisywał czasy Nerona, a w cesarzu widział uosobienie antychrysta. Zupełnie odmiennie od rzymskich historyków oceniał wagę prześladowań chrześcijan. Widział w nich najważniejszy po ukrzyżowaniu Jezusa fakt historyczny, który w sposób symboliczny ukazywał starcie dwóch potęg i który zaważyć miał na losach świata. Czasy cesarstwa rzymskiego były przedmiotem studiów i zainteresowania również innych pisarzy XIX wieku. Spośród Polaków, którzy ulegli tej fascynacji, warto przypomnieć Józefa Ignacego Kraszewskiego i jego dwie powieści z lat 60. XIX wieku: Caprea i Roma i Rzym za Nerona. Siemiradzki odwiedził Kraszewskiego w Dreźnie i być może to właśnie lektura jego powieści zadecydowała o przystąpieniu do pracy nad monumentalnym obrazem, który później nosić będzie tytuł Pochodnie Nerona lub Świeczniki chrześcijaństwa. Z pewnością już wcześniej malarz interesowała się sztuką antyczną. Zwiedzał zabytki starożytne i kolekcje muzealne. Miał bogaty księgozbiór i z niego również czerpał wiedzę o starożytności. Decydującą rolę odegrały z pewnością studia malarskie, które wówczas ogromny nacisk kładły na kopiowanie dzieł antycznych. Doktryna akademicka widziała przecież w sztuce klasycznej drugą naturę – lepszą od pierwszej bo ulepszoną przez eliminację tego, co przypadkowe i niedoskonałe. Jak w opowieści o malarzu Zeuksisie, który, aby namalować idealną kobietę, malował ciała różnych modelek, a następnie wybrał z każdej najpiękniejsze fragmenty i zestawił je w obraz jednego ciała. www.muzea.malopolska.pl Gdy przyjrzymy się wizji starożytnego świata przedstawionej na płótnie Siemiradzkiego, dostrzeżemy, że kierował się on zbliżoną zasadą. Architektura i zdobiące ją dekoracje nie są obrazami realnie istniejących zabytków. Porównując na przykład płaskorzeźbę znad sadzawki z przedstawieniem Triumfy Tytusa z Łuku Konstantyna w Rzymie, rozpoznajemy inspirację, ale nie kopię. Historycy sztuki, tropiąc drogi inspiracji, wskazują, że w górnym lewym rogu obrazu być może została przedstawiona stopa z posągu Konstantyna, a ryzalid cesarskiego pałacu prawdopodobnie jest wzorowany na Łuku Konstantyna. Bardzo interesującym detalem jest umieszczenie na jednej z kart przymocowanych do słupów z chrześcijanami rysunku oranta modlącego się do ukrzyżowanego człowieka z głową osła. Przedstawienie to nawiązuje do karykatury, którą wyryto w pierwszych wiekach po Chrystusie na ścianie Domus Gelotiana na Palatynie. Gromadząc inspiracje z różnorodnych i bynajmniej niepochodzących z jednego czasu zabytków, „artysta zasadę archeologicznej poprawności podporządkował nadrzędnej idei pokazania w jednym miejscu i czasie całego bogactwa cesarskiego Rzymu, powstającego na przestrzeni wieków” (K. Jęcki). Triumf Tytusa, płaskorzeźba z Łuku Tytusa w Rzymie http://commons.wikimedia.org/wiki/File:Arch_of_titus_relief_1.jpg?uselang=pl Stopa posągu Konstantyna, Musei Capitolini, Rzym http://commons.wikimedia.org/wiki/File:Roma-museicapitolini01.jpg www.muzea.malopolska.pl Łuk Konstantyna w Rzymie http://commons.wikimedia.org/wiki/File:RomeConstantine%27sArch05.jpg Karykatura Aleksamenosa z Domus Gelotiana na Palatynie w Rzymie, Antiquarium Forense e Antiquarium Palatino, Rzym http://pl.wikipedia.org/w/index.php?title=Plik:Christparody.jpg&filetimestamp=20070325132049 Bogactwo i różnorodność cechuje również sposób przedstawienia postaci ludzkich. Każda poza jest wynikiem osobnych studiów malarza. Bywa jednak, że w daje to wrażenie nienaturalności. W tym efektownym spektaklu „dla masowej publiczności, łączącym bogactwo, erotyzm i okrucieństwo, a zatem to, co najsilniej i najprościej porusza zbiorową wyobraźnię” (M. Poprzęcka), niknie główne przesłanie obrazu. Usunięte zostaje na ramę obrazu i z niej głosi słowami ewangelisty „A światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła”. To właśnie z tego powodu przyjaźniący się z Siemiradzkim Witkiewicz nie szczędził mu słów krytyki: „Te biedne Świeczniki chrześcijaństwa, szereg ledwo widocznych słupków, są przywalone i przygniecione materialnym ogromem, samą przestrzenią zajętą przez Nerona i jego dworzan; ten ogień mizerny, który jest tu przecie jednym z głównych bohaterów, wystarczyłby zaledwie na usmażenie kawałka polędwicy”. Lepsze bywa wrogiem dobrego. www.muzea.malopolska.pl Bibliografia: K. Jęcki, Pochodnie Nerona Henryka Siemiradzkiego, „Modus. Prace z historii sztuki” 2009, VIII–IX. Myśliciele, kronikarze i artyści o sztuce od starożytności do 1500, oprac. J. Białostocki, Gdańsk 2001. M. Poprzęcka, Akademizm, Warszawa 1989. M. Poprzęcka, Neron czy chrześcijanie?, [w:] tejże, Kochankowie z masakrą w tle i inne eseje o malarstwie historycznym, Warszawa 2004. S. Witkiewicz, Sztuka i krytyka u nas, [w:] tegoż, Pisma zebrane, t. 1 red. J.Z. Jakubowski, M. Olszaniecka, Kraków 1971. Portret fajumski Muzeum Archeologiczne w Krakowie Za zasłoną Według Pliniusza malarstwo powstało właśnie z tęsknoty. Córka korynckiego garncarza Butadesa żegna się z ukochanym. Pragnąc na jak najdłużej zachować pamięć po nim, obrysowuje na ścianie cień jego profilu. Później jej ojciec sporządzi na jego podstawie formę i wypali podobiznę – pamiątkę po nieobecnym. Michał Paweł Markowski Fajum to współczesna nazwa miasta i oazy w północnym Egipcie na Pustyni Libijskiej. Kiedyś nosiło ono nazwę Szedet, a później, w czasach ptolomejskich, zwane było Crocodilopolis. Po starożytnych zachowały się tam piramidy i świątynie z czasów XII dynastii, czyli sprzed blisko 4000 lat, tysiące egipskich i greckich papirusów oraz nekropolie, a w nich szczątki dawnych mieszkańców i setki portretów powstałych między I a III wiekiem n.e. Większość z nich została odkryta podczas wykopalisk, które były prowadzone w okolicy Fajum pod koniec XIX i na początku XX wieku, i choć później znajdowano je również w innych miejscach w Egipcie, to wszystkie je nazywa się umownie od nazwy pierwszego znaleziska. Portrety były malowane na pokrytych płótnem deskach różnych gatunków drzew: lipy, dębu, sykomory, cedru, cyprysu, figi i cytryny lub na płótnie pokrytym gipsem. Do malowania używano startych pigmentów, które rozprowadzano za pomocą gorącego wosku pszczelego lub żółtka jaja kurzego. Gotowy portret mocowano do mumii w miejscu, gdzie znajdowała się twarz zmarłego. Portret fajumski, Royal Museum of Scotland http://en.wikipedia.org/wiki/File:Hawara_MoS_1911.210.1.JPG W takim połączeniu z mumią zmarłego portrety fajumskie wywierają najsilniejsze wrażenie. Wydaje się, jakby za ich sprawą zasłona dzieląca świat żywych i zmarłych została rozerwana. Hipnotyczne www.muzea.malopolska.pl wielkie oczy spoglądają z melancholią mieszkańców zaświatów. To iluzjonizm malarstwa antycznego sprawia, że skłonni jesteśmy wierzyć, że może ono zaspokoić tęsknotę i przywołać obecność tych, których już z nami nie ma. Formy i techniki znane malarzom z Fajum wykorzystane zostaną z czasem przez wyznawców nowej religii i zaowocują powstaniem chrześcijańskiej ikony. Portret fajumski, Musée du Louvre, II w. n.e. http://en.wikipedia.org/wiki/File:Fayum-34.jpg Najstarsza ikona przedstawiająca Chrystusa Pantokratora, klasztor św. Katarzyny na Górze Synaj, VI w. n.e. http://en.wikipedia.org/wiki/File:Spas_vsederzhitel_sinay.jpg Bibliografia: R. Cormack, Malowanie duszy: ikony, maski pośmiertne i całuny, Kraków 1999. M.P. Markowski, Pragnienie obecności. Filozofie reprezentacji od Platona do Kartezjusza, Gdańsk 1999. Stela syna Chajremona oraz Izydora Muzeum Archeologiczne w Krakowie Wieczne upojenie Piję na przyszłe pragnienie. Piję ciągle. Wieczność w pijaństwie; pijaństwo w wieczności. Śpiewajmy, pijmy, piejmy, lejmy. Gdzie mój lejek? Hę? ja piję jeno per procuram. Czy wilży się, aby suszyć, czy też suszy się, aby wilżyć? – Nie kapuję zgoła teorii; na praktyce wyznaję się jako tako. Alt! Maczam usta, piję, łykam: a wszystko ze strachu przed śmiercią. – Pij ciągle, nie umrzesz nigdy. – Jeśli nie piję, wysycham, a to śmierć. Dusza mi ucieknie do jakiej kałuży. Dusza nigdy nie mieszka w suchym (...) François Rabelais Grecy wierzyli, że w chwili śmierci Tanatos, bliźniaczy brat Hypnosa, czyli snu, „zlatuje na czarnych skrzydłach, wchodzi niepostrzeżony do pokoju i złotym nożem odcina konającemu pukiel włosów. W ten sposób, niby kapłan umarłych, poświęca człowieka na ofiarę bóstwom podziemnym i na zawsze odrywa od ziemi” (J. Parandowski). Zmarły prowadzony przez Hermesa ruszał wówczas w podróż do królestwa Hadesa, gdzie zapaść miała decyzja, czy dalej uda się na wieczne potępienie do Tartaru, czy też jego udziałem stanie się niekończąca się uczta na Polach Elizejskich na www.muzea.malopolska.pl zachodnim krańcu świata. W tym czasie na ziemi rodzina zmarłego poprzez obrzędy starała się wesprzeć go w tej ostatniej podróży. Zwłoki nakryte całunem wystawiano na widok publiczny. Mary, na których spoczywał, osłaniał parasol. Skronie zmarłego zdobił wieniec z mirtu. Nie zapominano o obolu, który wkładano do jego ust, by miał czym opłacić łódź Charona. Przez cały dzień wokół gromadzili się żałobnicy, zawodowe płaczki dbały, by lament nie ustawał. Pogrzeb odbywał się po jednodniowej żałobie i zazwyczaj poprzedzała go kremacja. Na miejscu pochówku ustawiano stelę, na której zazwyczaj umieszczano stosowny napis wymieniający imię zmarłego, a czasami przesłanie dla żywych: „Ten który, póki życie dane mu było, żył niczym skąpiec, oszczędny dla swego dziedzica, zazdrosny sam o siebie nawet, nakazał tu wprawną ręką radośnie biesiadującego zręcznie siebie wyrzeźbić po tym, jak dopełni się jego los, tak by leżąc w śmierci, mógł wreszcie wypocząć, a spoczywając tam, beztroskim cieszyć się spokojem. Syn, który pozostawał na służbie wojskowej i zmarł przed smutnym pogrzebem swego ojca, siedzi po prawicy. Lecz dla zmarłych jaki pożytek z radosnego wizerunku? Żyć w taki sposób raczej powinni” (inskrypcja na rodzinnym pomniku Kasjusza Rubiriusza Urbanusa, przełom I i II w. , cyt. za: S. Borowicz). Napisom towarzyszyły zazwyczaj płaskorzeźbione przedstawienia zmarłego w otoczeniu rodziny. Często przedstawiały scenę, w której spoczywa on na kline, a w ręku trzyma kielich. Obrazy te nawiązywały zapewne zarówno do obrzędów pogrzebowych, których ważnym elementem była rytualna uczta, jak również wyobrażeń zaświatów. Grecy chcieli widzieć wieczną szczęśliwość na podobieństwo sympozjonu, czyli uroczystej uczty, w czasie której pito wino aż do upojenia, słuchano poezji i muzyki. Karykaturalny opis tych wyobrażeń znajdziemy w komedii poety Ferekratesa (współczesny Platonowi). Kobieta, która powróciła z Hadesu, tak z zachwytem opisuje to miejsce: „Wszystko było tam z wielkim bogactwem zmieszane, na sposób wszelki z wszelkim dobrem połączone: rzeki pełne czerniny i kaszki płynęły wąskimi korytami szemrzące bulgotem przez łyżki z chleba, miękkie płynęły serniki; kęsy więc samorzutnie, gładko i bez trudu do gardeł nieboszczyków wpadały ochoczo. […] Dziewczęta, kwiat młodości, w szatkach delikatnych, gładkie miały różyczki, i lejkami wino ciemne, kwieciem pachnące po brzegi pucharów rozlewały, podając tym, co pić pragnęli. Gdy ktoś zjadł jakieś danie albo wypił wino, zaraz podwójna porcja przed nim się zjawiała” (cyt. za: S. Borowicz). www.muzea.malopolska.pl Bibliografia: S. Borowicz, Methe aionios. Kilka uwag o eschatologii upojenia w cywilizacji antycznej, „Littera Antiqua” 2011, 2, http://litant.eu/artykuly/nr2/Borowicz%20artyku%C5%82.pdf. J. Parandowski, Mitologia. Wierzenia i podania Greków i Rzymian, Poznań 1989. M. Węcowski, Sympozjon, czyli wino jako źródło kultury, [w:] Antropologia antyku greckiego. Zagadnienia i wybór tekstów, oprac. W. Lengauer, L. Trzcionkowski, red. W. Lengauer, P. Majewski, L. Trzcionkowski, wstęp W. Lengauer, Warszawa 2011 (http://uw.academia.edu/MarekWecowski/Papers/1124601/Sympozjon_czyli_ wino_jako_zrodlo_kultury). Naczynie „terra sigillata” Muzeum Archeologiczne w Krakowie Codzienny użytek Cztery jajka, ćwierć kwarty mleka, jedną uncję oliwy, zmieszaj dobrze; na cienką patelnię dasz nieco oliwy; kiedy się zacznie tłuszcz gotować, wyłożysz przygotowaną masę; kiedy się z jednej strony przysmaży, wyrzucisz na talerz, polejesz miodem, posypiesz pieprzem i podasz. Przepis z książki kucharskiej De re coquinaria libri decem (O sztuce kulinarnej ksiąg dziesięć) z przepisami kuchni starożytnego Rzymu Nie przeczytamy o nich zapewne w wielu kompendiach wiedzy o antyku. Nie ma dla nich miejsca pomiędzy opisami przełomowych osiągnięć w rzeźbie, malarstwie czy architekturze antycznej. A to właśnie one i ich fragmenty odnajdowane są w ogromnej ilości przez archeologów w całej Europie. Naczynia terra sigillata, wykonywane z gliny, ozdabiane czerwoną glazurą i reliefami były używane w domach na terenie całego cesarstwa rzymskiego. Eksportowano je też poza jego granice. Ponieważ znaczone były zazwyczaj stemplami z nazwą producenta oraz dzięki temu, że występowały tak powszechnie, można odtworzyć z wielką dokładnością chronologię tej produkcji. Systematyka taka została już stworzona i liczy 55 typów podstawowych oraz ponad 1000 nazw warsztatów i imion garncarzy. Dzięki niej fragmenty czerwonordzawych naczyń odkrywane na stanowiskach archeologicznych pomagają w datowaniu innych znalezisk. Są jak skamieniałości przewodnie dla geologów. Kiedyś używane w codziennym życiu, dziś służą w codziennej pracy. Karolina Pachla-Wojciechowska – antropolożka kultury i historyczka sztuki – mediewistka. W pracy lubi się dzielić się tym, co ją fascynuje. www.muzea.malopolska.pl