pobierz - Zgorzelec info

Transkrypt

pobierz - Zgorzelec info
Rysowniczek 004
„Palący problem”
czyli niechybnie terapeutyczna historyjka krasnala Niepałka i panny Anny, etatowej pracownicy Baru
Miś, co nałóg porzucić pragnęła acz mocy w sobie z początku dość znaleźć nie mogła, na szczęście
przyjaciele pomogli, bo od tego przecież są.
Panna Anna, etatowa pracownica Baru Miś przy ulicy Kuźniczej we Wrocławiu, zwana
czasami (oczywiście tylko przez niektórych) z lekką tylko dozą delikatnej złośliwości bufet-Anią, a
czasami (zależnie od wykonywanego w danym momencie zajęcia) podkuch-Anną, otworzyła
kuchenne drzwi najciszej jak tylko potrafiła. Wyszła za ladę, przemknęła przez niemal pustą o tej
porze jadalnię, skinęła głową pani Kasi na kasie, otworzyła kolejne drzwi. Tanecznym krokiem
przeskoczyła przez próg i wyszła na zewnątrz.
Był sennie bezwietrzny listopadowy poranek.
Było cicho.
Nadzwyczajnie wręcz cichutko, zważywszy na miejsce.
W rękach panny Anny zaszeleściła paczka papierosów. Zagrzmiał trzask odpalanej
zapalniczki. Przestrzeń wypełnił dźwięk żarłocznie wsysanego do płuc dymu. Delikatny huczek
upadku popiołu na ziemię. I dwa słowa:
- Dzień dobry.
Bufet-Ania odruchowo odpowiedziała wyćwiczonym przez lata pracy przy bufetowej ladzie
uprzejmym altem:
- Dzień dobry.
Dopiero potem spojrzała w kierunku, z którego dochodził głos. Zdecydowanie niewysoka
postać pomachała jej malutką jak szczurza łapka rączką.
- Krasnoludek – pomyślała na głos panna Anna i na wpół instynktownie zaciągnęła się łapczywie.
Delikatny huczek upadającego popiołu brzmiał teraz jak finiszująca na dnie doliny lawina.
Przynajmniej w uszach krasnoludka.
* * *
Rzucanie palenia było ulubionym hobby panny Anny, popieranym zresztą przez jej osobistego
lekarza, który polecał pacjentce system Tao, czyli Drogę, jako dążenie, a nie osiągnięcie celu. „Co
pozostanie, gdy spełnisz już marzenie?” – powtarzał lekarz i ostrzegał przed skutkami zbyt szybkiego
rzucenia palenia: „Przetlenienie płuc, brak zagrożenia chorobami serca, świeży zapach z ust… Jak to
przeżyć?” – mawiał, dodając w myślach: „…mógłbym ja, straciwszy pacjentkę?”.
Bufetowa z Baru Miś ograniczyła. Przynajmniej teoretycznie. „Bez rewolucji!” – powtarzała,
łamiąc serca nieżyjącym już na szczęście Leninowi, Che Guevarze i Kościuszce. „Nagłe przerwanie
mogłoby sprawić, że nie wyrobię psychicznie” – wmawiała sobie z zadziwiającą skutecznością, paląc
kolejnego papieroska.
Cała ideologia legła w gruzach, gdy pojawił się on. Dwudziestopięciocentymetrowy facet w
czerwonej czapeczce i butach z wywiniętymi do góry czubkami.
Właściwie to on się nie pojawił, tylko pojawiał. Regularnie, przy każdym wyjściu bufet-Ani
na papierosa.
Zaczęło się nie wyrabianie psychiczne.
* * *
- Jestem Niepałek – powiedział przy trzecim spotkaniu.
- Anna – odpowiedziała Anna odruchowo i grzecznie.
- Palisz… – ni to spytał, ni stwierdził krasnoludek.
- Rzucam – powiedziała zgodnie z prawdą bufetowa.
- Rzucasz popiół na ziemię – pokiwał głową Niepałek.
Rysowniczek 004
Panna Anna od dziecka nie wierzyła w krasnoludki (nie wspominając już o sierotkach
Marysiach). Teraz niemal wessała kolejnego papierosa. Całkiem spora garstka popiołu spadła na
chodnik przy ulicy Kuźniczej we Wrocławiu – światowej stolicy krasnoludków. Etatowa pracownica
Baru Miś rzucała palenie.
* * *
- Ten naleśnik jakiś taki wstrząśnięty – z charakterystycznym dla Wrocławia lwowskim zaśpiewem w
głosie zwróciła uwagę pani Gabrysia, główna kucharka Baru Miś – Trzęsiesz się czemuś Aneczko?
Panna Anna zacisnęła pięści. Nerwowe drgawki przechodziły od łokci do czubków palców. A
potem przez patelnię na naleśnik.
- Idź sobie zapalić, jak się czymś denerwujesz – powiedziała łagodnie pani Gabrysia – Pewnie czasem
trzeba…
- Nnniiieee ttttrzebbbba – szczęknęła podkuch-Anna – Rzurzucacam nannna dddobbre…
- Hm… – główna kucharka spojrzała na drgający z niemal regularną częstotliwością i amplitudą
naleśnik.
Obierająca ziemniaki w kącie kuchni pani Agnieszka wymieniła ukradkowe spojrzenia z
siedzącą w drugim kącie legendą Baru Miś i całego Wrocławia, muzą poetów z nieżyjącym Andrzejem
Waligórskim na czele, Babcią Pimpusiową .
- A mmmogggę tutttu zapapppalić? – zapytała nagle panna Anna, niemal dokonując niemal
niemożliwej sztuki wychlapania z patelni niemal całkiem usmażonego naleśnika.
- Skoro musisz – podniosła brwi pani Gabrysia – Tylko nie kiepuj w cieście. W zupie najwyżej. Skoro
naprawdę musisz.
- Chccęcęcę…
Za szesnastym podejściem udało się zsynchronizować płomień zapalniczki, zaciśnięcie ust,
wdech oraz kciuk i palec wskazujący podtrzymujące papierosa. Udało się odpalić.
- Na zdrowie – zabrzmiał cichy, ale wyraźny głos spod kuchenki.
Kolejny papieros spalił się w ciągu trzech sekund. Płuca podkuch-Anny westchnęły ciężko.
Ona sama mrugała jakby chciała unieść się na powiekach. Prawie się udało.
- Wiwidzzzzicie gggoo?
- Cześć Niepałek – powiedziała pani Agnieszka.
- Cześć – skinął krasnal – Słabo idzie, co?
- No słabo, słabo.
* * *
- Ania tyle razy mówiła, że chce rzucić, że jej chciałam pomóc. To miała być taka przyjacielska
przysługa. Taki trochę szok – tłumaczyła pani Agnieszka.
- Jestem wykwalifikowanym terapeutą uzależnień – krasnal Niepałek popijał lipową herbatę z kwiatu
naparstnicy – Ze specjalnością nikotyna i pochodne. W razie potrzeby przebieram się z białe myszki.
- Za ile białych myszek? – spytała pani Gabrysia, zawsze i wszędzie praktyczna, konkretna i chętna do
konwersacji..
- Za cztery złote myszka – odpowiedział krasnal Niepałek, co najmniej równie praktyczny i konkretny.
- Ale za ile myszek?
- Za siedem.
- Aha.
- Myślałam, że to pomoże, że Ania pomyśli, że zwariowała i przestanie… - ciągnęła pani Agnieszka
cicho i z wyraźnymi wyrzutami sumienia na twarzy.
- Mnie też leczył – wsparła panią Agnieszkę Babcia Pimpusiowa – Z alkoholizmu – dla potwierdzenia
tych słów łyknęła czegoś mocno pachnącego ziołami na spirytusie z nie oklejonej żadną etykietą
butelki – I udało się, proszę. Piję, ale się nie zaciągam!
- Ja chciałam dobrze – podsumowała Agnieszka i schyliła głowę.
Rysowniczek 004
W kącie kuchni Baru Miś etatowa pracownica, bufet-Ania podkuch-Anna panna Anna miała
zapalonego papierosa w kąciku ust, szeroko otwarte oczy i rozwiany włos. Podśpiewywała przy tym
cicho, ale bez fałszu:
- Stille Nacht, heilige Nacht, alles schlaeft, einsam wacht…!
- Myślałaś, że pomyśli, że zwariowała i przestanie – stwierdziła główna kucharka – A ona nie
pomyślała, zwariowała od razu i nie przestała.
- Nie pierwsza to i nie ostatnia opętana przez krasnala – stwierdził sentencjonalnie krasnal Niepałek i
łyknął lipowej herbaty – Teraz dopiero będzie zabawa, jak się freudyści dowiedzą…
* * *
Sława Niepałka jako wykwalifikowanego terapeuty uzależnień ze specjalnością nikotyna i
pochodne rosła, wraz z nią liczba pacjentów i wprost proporcjonalnie do obu danych majątek osobisty,
coraz bardziej odwrotnie proporcjonalny do jego wzrostu. Metody Niepałka były kontrowersyjne, ale
częstokroć bardzo skuteczne. Jako krasnoludek, siłą rzeczy i wielkości odwoływał się do najniższych
instynktów.
Białe myszki na zmianę z czerwoną czapeczką.
Freudyści z Uniwersytetu Wrocławskiego mieli doskonały materiał do badań. Cała reszta
zainteresowanych miała ubaw.
Głównie oczywiście z wniosków przedstawianych przez freudystów w naukowych
opracowaniach.
Tylko czasami skutki terapii krasnala Niepałka były odwrotne od zamierzonych i wywoływały
błogi uśmiech na twarzach uzależnionych połączony z okrzykami typu: „O łał! Ale towar!” albo „Co
oni tu teraz dosypują?” tudzież „No patrz, a ostatnim razem widziałem latające łodzie podwodne i
szydełkujące jeżozwierze”.
* * *
Panna Anna, etatowa pracownica Baru Miś wyszła z domu. Pachniała świeżością. Miała na
sobie zielone palto, na twarzy uśmiech. Szła szybkim, zdecydowanym krokiem w kierunku Rynku.
Nuciła przy tym, niezbyt głośno, ale bez fałszu:
- Hej ho, hej ho, do pracy by się szło.
W końcu rzuciła palenie, aczkolwiek w jej przypadku nałóg nikotynowy zamienił się w bardzo
przydatny w szalejącym kapitalizmie nałóg nieustannej pracy. Bar Miś prosperował świetnie, nawet
ciut lepiej niż zwykle. Dlatego pani Gabrysia tolerowała czerwoną spiczastą czapeczkę, której panna
Anna od jakiegoś czasu za nic nie chciała ściągnąć z głowy.

Podobne dokumenty