paulina konieczna

Transkrypt

paulina konieczna
Prawdziwy „kabaretożerca”
Ludzie pozytywnie zakręceni. To właściwe określenie pasjonatów i fascynatów
z Wielkopolski. A ja miałam szczęście poznać jedną z nich – Aleksandrę Wróblewską.
18 – letnią wielbicielkę kabaretów, z dużą dawką energii i głową pełną pomysłów. Jej
największym marzeniem jest założenie własnego kabaretu. Zdecydowanie zawód
kabareciarza ma po prostu we krwi.
Kabarety – pasja czy miłość?
Zdecydowanie miłość. Kabaret w moim życiu jest nie tylko sposobem na spędzenie wolnego
czasu, ale również stylem bycia. Bardzo wiele rzeczy, które robię podporządkowuję właśnie
kabaretowi. Chcę żeby ten wyjątkowy rodzaj sztuki towarzyszył mi zawsze, dlatego swoją
przyszłość również wiążę z kabaretem.
Kiedy pojawiła się u Ciebie ta fascynacja? Czy pamiętasz swoje pierwsze doświadczenia
związane z występami kabaretowymi?
Biorąc pod uwagę mój młody wiek, fascynacja ta pojawiła się dosyć dawno, bo ok. 7 lat
temu. Jako 11 - letnia dziewczynka oglądałam na żywo, z zapartym tchem występ Ani Mru
Mru. Teraz wiem, że był to początek niezłego nałogu, w jaki wpadłam. (śmiech) Pamiętam,
jak po występie z drżącymi nogami i biciem serca podeszłam do chłopaków z kabaretu
i poprosiłam o wspólne zdjęcie na pamiątkę. Wcześniej miałam już doświadczenie z innymi
gwiazdami, takimi jak muzycy czy aktorzy, ale to właśnie kabareciarze dali mi do
zrozumienia, że są tacy sami jak ja, poczułam się wtedy jedną z nich.
Który skecz zapadł Ci szczególnie w pamięć i dlaczego?
W szczególności legendarna „Zasmażka” kabaretu Otto, którą usłyszawszy raz w telewizji,
jako 5 - letnia dziewczynka, powtarzałam w kółko z niewiadomych przyczyn. (śmiech)
Jaki jest Twój ulubiony kabaret?
Nie mogę odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ byłabym nieobiektywna. Nie chcę przecież
wyróżniać swoich kolegów. (śmiech) Każdy kabaret jest jedyny w swoim rodzaju.
Czy znasz osobiście jakieś grupy kabaretowe?
Chyba nawet za dużo. (śmiech) Mam świetny kontakt z poznańskim kabaretem Czesuaf,
który wyświadczył mi kiedyś ogromną przysługę, zgadzając się na wystąpienie w mojej
szkole, podczas imprezy charytatywnej, którą organizowałam. Bardzo lubimy się również
z kabaretem Skeczów Męczących. Zawsze po występach po prostu zjawiam się u nich
w garderobie na bardzo długie pogaduchy. Zresztą historia naszego poznania jest bardzo
zabawna. Wszystko zaczęło się bowiem od moich butów - trampek na obcasach, które
wyjątkowo wpadły w oko Marcinowi z kabaretu. Chłopcy są fantastyczni, a ja bardzo wiele
im zawdzięczam. Świetne relacje mam również z kabaretem Limo, Paranienormalnymi,
Ani Mru Mru i Neo-Nówką. Mogę tak wymieniać cały dzień.
Czy obracając się w kręgu kabaretowym, spotkałaś jakieś legendy polskiej sceny?
Tak. Doskonale pamiętam pierwsze spotkanie z Zenonem Laskowikiem, twórcą kabaretu Tey.
Miało ono miejsce na poznańskiej Cytadeli, jakieś 4 lat temu. Wziął wtedy ode mnie mój
adres i powiedział, że wkrótce wyśle mi coś niezwykłego. Po kilku dniach dostałam list z jego
zdjęciem i autografem oraz prośbą, abym włożyła je do swojej ulubionej książki. Czynność ta
miała mnie obdarzyć wyjątkową siłą literacką i dobrą mocą. Jak widać zadziałało, bo póki co,
mam same 5 z polskiego, kontakt z Panem Zenkiem do dnia dzisiejszego, a zdjęcie jak leżało
w książce, tak leży.
Do jakich poświęceń zdolny jest prawdziwy „kabaretożerca”?
Kabaretożerca; zabawne, że użyłaś tego sformułowania. No właśnie między innymi do tego,
żeby z dnia na dzień oświadczyć rodzicom: „Jutro jadę do Warszawy. Dostałam propozycję
udziału w teleturnieju kabaretowym”. Rzeczywiście, gdy zaproponowano mi udział
w teleturnieju „Kabaretożercy”, zostawiłam wszystko i pojechałam na nagranie. To było
niesamowite doświadczenie i niezapomniane przeżycie. Oprócz tego kabaretożerca musi się
liczyć z ciągłym brakiem gotówki z powodu wydawania pieniędzy na kabaretony i przejazdy.
(śmiech)
Wiem, że chcesz założyć własny kabaret. Czy masz już jakiś pomysł na nazwę?
Od zawsze wiedziałam, że chcę występować na scenie i tak też się stanie. Bardzo chcę
założyć własny kabaret. Mam już nazwę, ale jej nie zdradzę. To będzie niespodzianka.
Właśnie z koleżanką pracujemy nad naszym pierwszym programem. Być może już od
października ruszymy pełną parą na poznańskich kabaretonach. Mam nadzieję, że to będzie
udany start.
Skąd czerpiesz inspiracje do skeczy?
Dosłownie ze wszystkiego. Samo życie pisze piękne skecze. Wystarczy przedstawić zabawną
scenę, którą się widziało w szkole lub tramwaju, a dobra zabawa gwarantowana. W tej kwestii
wyobraźnia jest nieograniczona.
Czy posiadasz już jakieś doświadczenie sceniczne?
Doświadczenia zbierałam od wczesnej młodości. Jako mała dziewczynka występowałam na
scenie, grałam w kółku teatralnym oraz śpiewałam w chórze. To przygotowało mnie do
występów kabaretowych, w których łączy się aktorstwo i śpiew. Uczęszczałam również na
warsztaty kabaretowe, na których poznałam sztukę improwizacji, pisania skeczy, pracy
z ciałem oraz ruchu scenicznego od kabaretu Czesuaf. Wiele się od nich nauczyłam, teraz
staram się to wykorzystać.
Wkrótce matura. Czy znajdujesz czas na to wszystko?
Oczywiście, że tak. Nie bez powodu wybrałam sobie kabaretowy temat ustnej prezentacji
maturalnej, dotyczący komizmu językowego w skeczach. Jednym z punktów prezentacji
będzie filmik, w którym kabareciarze wypowiadają się na temat ich sposobów osiągania
efektów komicznych. Wobec tego mam pretekst, żeby być na wszystkich występach. (śmiech)
Z Aleksandrą Wróblewską rozmawiała Paulina Konieczna (V LO w Poznaniu)

Podobne dokumenty