Pobierz plik
Transkrypt
Pobierz plik
nie wiedzy o przewidywalnych skutkach od zagadnienia intencji osoby działającej. Z pewnością Sokrates wiedział, że przyjęcie trucizny najprawdopodobniej go zabije. A jednak jest to inny problem od tego, co mówiąc ściśle, zamierzał osiągnąć przez swoje działanie. W tej sytuacji można twierdzić, że jego śmierć nie musiała być zamierzona i że była złym, współwystępującym skutkiem ubocznym dobrego celu jego działania. Przeł. Kamil Sokołowski i Michał Bizoń Przypisy: 1. C. Paterson, Assisted Suicide and Euthanasia – A Natural Law Ethics Approach. Ashgate Publishing Limited, Hampshire 2008, ss. 120–125. Tłumaczenie publikujemy dzięki uprzejmości Ashgate Publishing. Craig Paterson: 86 współczesny filozof specjalizujący się w bioetyce, zajmuje się etyką medyczną z perspektywy tradycji prawa naturalnego, obecnie pracuje jako niezależny naukowiec; wcześniej prowadził badania z nauki informacji na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles w USA; dyrektor BioEthicWorld. OBCY WŁASNYM CIAŁOM – OBCY SOBIE SAMYM Adrian J. Reimers Wyobcowanie scharakteryzowane i wyjaśnione Wyobcowanie jest rzeczą złą. Wyobcowanie oznacza podział i przeciwieństwo. Gdy dwie osoby powinny być jednością, ich przeciwieństwo oznacza wyobcowanie. Mój brat i ja powinniśmy być jednością. Powinniśmy dbać o siebie nawzajem, spotykać się od czasu do czasu i być w kontakcie. Jeżeli jednak coś naruszy naszą wspólnotę – na przykład obraza lub kłótnia – wtedy stajemy się obcy, przeciwni sobie. Jeśli w ogóle nie rozmawiam z Gordonem Brownem ani nie dbam o jego urodziny lub zdrowie małżonki, nie ma tutaj wyobcowania. Jeżeli jednak w taki sposób odnosimy się do siebie z moim bratem, nasze wyobcowanie domaga się pojednania, odtworzenia harmonijnego pokoju w jedności. Dopóki pojednanie nie zniesie naszego wyobcowania, nie możemy być w pełni sobą. Rana na naszej braterskiej jedności wpływa na nasze życie, nawet gdy usiłujemy ignorować się nawzajem. (Nawiasem mówiąc, czytelnik powinien wiedzieć, że powyższy przykład jest zmyślony. Mój brat Michał i ja na szczęście jesteśmy przyjaciółmi). Nawet jeżeli w ogóle się nie widujemy, rana się jątrzy; gdy moja żona wspomina go, gniewam się na nią. Nie mogę udawać, że mój brat to po prostu przypadkowy człowiek z przypadkowego miasteczka, którego życie i uczynki nic dla mnie nie znaczą. Wyobcowanie domaga się pojednania. Teza niniejszego artykułu mówi, iż konsumpcyjna kultura Zachodu, rządzona przez zasady utylitaryzmu, wzmaga wewnętrzne wyobcowanie osoby. Dotyczy to związków między ludzkim umysłem i ciałem, między jednostkami a wspólnotami, w których żyją, duchem ludzkim a światem, w którym Bóg nas umieścił. W rzeczywistym i głębokim znaczeniu kultura utylitarystyczna czyni nas obcymi sobie samym. Przejawy tego faktu bardzo łatwo dostrzec. Możemy rozpocząć od wskazania naszego wyobcowania z przeszłości. Kilka lat temu, kiedy praca zawiodła moją rodzinę do Rzymu, do „Wiecznego Miasta”, spotkaliśmy kilka grup młodych ludzi, którzy dowiedziawszy się, że jesteśmy Amerykanami, powiedzieli nam, jak bardzo chcieliby odwiedzić nasz kraj, jednak nie ze względu Impressje 87 na jego naturalne bądź kulturowe skarby – Wielki Kanion, Góry Skaliste, wspaniałe miasta czy czarujące miasteczka Nowej Anglii – lecz by zobaczyć Disneyland. Ten przykład jest, oczywiście, trywialny; wierzę, że wielu włoskich młodzieńców docenia własne dziedzictwo i chciałoby móc docenić nasze. A jednak jest to symboliczne i, jak się obawiam, typowe dla współczesnej umy- Konsumpcyjna kultura Zachodu, rządzona przez zasady utylitaryzmu, wzmaga wewnętrzne wyobcowanie osoby. słowości. Pamiętam też kolegę, bardzo wykształconego i inteligentnego, który nie był zupełnie zainteresowany wizytą w Europie – „starymi ruinami innych ludzi”, jak ją na- 88 zywał – gdy tak wiele pieniędzy było do zarobienia na Wall Street. Na dużo głębszym poziomie widać odrzucenie chrześcijańskiego dziedzictwa Europy, wbrew życzeniom papieża Jana Pawła II. Liderzy cywilizacji Zachodu żywią coraz silniejszą nadzieję oparcia naszej kultury na mechanizmach demokratycznych oraz wolnorynkowych, mniej lub bardziej regulowanych, wszystko to zaś pod parasolem abstrakcyjnie określonych praw człowieka, przy ignorowaniu dziedzictwa kulturowego. Z wyobcowaniem z przeszłości łączy się beztroska niefrasobliwość, gdy idzie o przyszłość. Stany Zjednoczone wydają majątek naszych praprawnuków, zadłużając się w celu sfinansowania wojny i bieżących wydatków. W tym samym czasie Europie Zachodniej zagraża ryzyko zdominowania przez muzułmanów, gdyż napływ imigrantów oraz wskaźniki urodzeń zmieniają jej strukturę demograficzną. Czy chrześcijanie będą mieli możliwość odbywania pielgrzymek do Santiago de Compostela w demokratycznie ustanowionej Muzułmańskiej Republice Hiszpanii? Problemem nie są muzułmanie, lecz Europejczycy. Czy Hiszpania jest warta tonomii osobistej. Co jednak jest tejże autonomii podstawą? Jaki jest zakres owych praw? Jeśli kobieta nosi w łonie dziecko z zespołem Downa, to lekarz może naciskać na dokonanie aborcji. Z pewnością chce ona „postąpić dobrze”, jak jednak ma rozpoznać, co jest dobre w tak trudnych okolicznościach? Lekarze zawodow- argumentację Benthama, charakteryzując szczęście jako „przyjemność i brak cierpienia”. Biorąc pod uwagę środowisko brytyjskiej „klasy średniej”, z której wywodzili się ci myśliciele, możemy zapewne najlepiej rozumieć szczęście jako cenione przez nich warunki życia: przyjemnego w granicach rozsądku, społecznie użytecz- ocalenia? A Francja? A Włochy? Zbyt często przyjmujemy, że „zawsze będziemy mieli Paryż”, jeśli zaś nasze wnuki nie będą go chciały… cóż, jest to ich wybór. Najbardziej dramatyczne świadectwo naszego wyobcowania z przyszłości leży u źródeł problemu demograficznego. Mamy coraz mniej dzieci. W cywilizacji Zachodu – w Europie, Ameryce Północnej, Australii, a także coraz bardziej w Ameryce Łacińskiej – przestaliśmy przywiązywać wagę do następnych pokoleń. Populacja wielu europejskich krajów zmniejsza się, a Stany Zjednoczone nie starają się jej zwiększyć. Coraz mniej chętnie poświęcamy dzisiejsze wygody, aby inwestować w przyszłość, rozmnażając się. Trzeci – dosyć odmienny – przejaw wyobcowania z nas samych to brak zgody co do wartości życia. Nie tylko istnieją poważne kontrowersje wokół podstawowych zagadnień dotyczących aborcji, eutanazji, leczenia ludzi w bardzo podeszłym wieku i poważnie niepełnosprawnych oraz wokół badań naukowych (klonowania, eksperymentów na embrionach itp.), ale bardzo trudno znaleźć wspólną podstawę do rozstrzygnięcia sporów. Polegając na oświeceniowej koncepcji praw człowieka, władze i społeczność medyczna mają nadzieję ugruntować swoje działania w zasadzie au- cy, udzieliwszy jej swoich rad, powiedzą po prostu: „To już zależy od ciebie. Czego chcesz?”. Powiedzenie jej, że dziecko jest człowiekiem, toteż należą mu się pewne prawa, jest uznawane za wywieranie na nią nacisku. Nie ma porozumienia odnośnie do zasad kierujących jej wyborem – poza zgodą, że musi to być jej wybór. nego życia wśród przyjaciół, nauki, umiarkowanie zażywanych subtelnych uciech i powszechnego spokoju. Ponieważ zarówno Bentham, jak i Mill byli głęboko przekonani do brytyjskiej polityki i dążenia do dobrobytu, podczas rozkwitu Epoki Przemysłowej możemy odczytać ich filozofię jako rodzaj programu dla nowoczesnej administracji rządowej. W zakresie zaś, w jakim utylitaryzm dostarcza reguł zarządzania ekonomicznym i przemysłowym rozwojem, może on być użyteczny dla administracji publicznej. Niemniej jednak, jako źródło norm etycznych utylitaryzm jest poważnie wybrakowany z powodu należącego do jego istoty subiektywizmu. Zgodnie z klasycznym sformułowaniem dyrektywy utylitarystycznej, pochodzącym od Milla, czyny są dobre, o ile prowadzą do szczęścia (rozumianego jako przyjemność), a złe, o ile skutkują jego przeciwieństwem. Ponadto Mill nie widzi możliwości uprawnionego ograniczenia „dystrybucji” przyjemności do jednej osoby (np. do siebie). Szczęście jest dla wszystkich. Dla naszych obecnych rozważań ważne jest, że norma utylitaryzmu musi być ostatecznie subiektywna. Ty możesz rozwodzić się nad urokami jazzu, jednak ja uważam, że jest denerwujący, i skłaniam swe ucho U źródeł: utylitaryzm U źródeł współczesnego wyobcowania znajduje się zaskakująco prozaiczna i niezbyt atrakcyjna filozofia. Utylitaryzm jest systemem etycznym, który, przede wszystkim, uważa siebie za reprezentanta „zdrowego rozsądku”. Twierdzi, iż wychodzi ponad ideologie, zasady metafizyczne i przekonania religijne, wywodząc ich normy z praktycznych potrzeb i pragnień doświadczanych w codziennym życiu. Dawid Hume twierdził, iż jedyną podstawą sądów etycznych powinno być „to, co użyteczne, i to, co przyjemne”. Jeremy Bentham sformułował normę utylitaryzmu w terminach „zasady maksymalizacji szczęścia”, zgodnie z którą człowiek jest moralnie odpowiedzialny za dążenie do sprowadzenia jak największego szczęścia dla jak największej liczby osób. John Stuart Mill objaśnił Impressje 89 raczej ku włoskiej operze. De gustibus non est disputandum. Przykład muzyczny jest trywialny, inne jednak są dużo poważniejsze. Niektóre osoby lubią ból, zwłaszcza jeśli towarzyszy mu podniecenie seksualne. Czy w sadomasochizmie jest coś złego? Jedyna odpowiedź, jakiej może udzielić utylitaryzm, mówi, że tego typu praktyki mogą 90 być niebezpieczne dla zdrowia i że mogą dotknąć tych, którzy nie znajdują przyjemności ani w zadawaniu, ani w doświadczaniu bólu. Jeżeli przeniesiemy się na teren etyki medycznej, norma utylitaryzmu działa w wielu przypadkach wystarczająco dobrze. Lekarze, aby uleczyć chore serce, mogą zalecać raczej kurację lekową niż operację. Jednakże, jeśli kobieta jest w ciąży, a dziecko jest niepełnosprawne, utylitaryzm nie zapewnia żadnej innej wskazówki poza tą, że matka powinna rozważyć, co jej zdaniem uczyni ją najbardziej szczęśliwą, co najbardziej wzbogaci jej doświadczanie życia. Jeśli chce, może wziąć pod rozwagę pragnienia ojca dziecka. Samo dziecko jednak nie ma głosu i nie zasługuje na głos, ponieważ nie jest wystarczająco świadome, aby formułować preferencje lub jakiekolwiek spójne oczekiwania wobec własnego życia. (Dokładnie taki argument przedstawił Peter Singer w Etyce praktycznej). Jeśli rodzice nie potrafią wyobrazić sobie szczęśliwego życia z niepełnosprawnym dzieckiem, wówczas mają prawo do wykonania aborcji – a nawet doradza im się taki wybór. Kolejna ciąża może dać im zdrowe dziecko, które ich uszczęśliwi. Liczy się nie to, czym jest dziecko, lecz jedynie odczucia lub jakość przyjemności, jakiej oczekują ro- dzice od życia. Jeśli weźmiemy pod uwagę przykład sadomasochizmu (który jest, nawiasem mówiąc, szeroko rozpowszechniony w subkulturze homoseksualnych mężczyzn), wtedy jakkolwiek możemy dostrzec, że większość ludzi uważa ból za bardzo nieprzyjemny, nie mamy prawa nazwać go „zboczeniem”. Jest on niecodzienny, owszem, ale nie zboczony. Przykłady można mnożyć, zarówno te poważne, jak i trywialne, lecz norma utylitaryzmu zawsze sprowadzi się do subiektywizmu. Jeśli rodzice nie potrafią wyobrazić sobie szczęśliwego życia z niepełnosprawnym dzieckiem, wówczas mają prawo do wykonania aborcji – a nawet doradza im się taki wybór. Kolejna ciąża może dać im zdrowe dziecko, które ich uszczęśliwi. Liczy się nie to, czym jest dziecko, lecz jedynie odczucia lub jakość przyjemności, jakiej oczekują rodzice od życia. Jako filozofia nowoczesna, utylitaryzm to system czasów nauki i technologii, czasów, w których wszystko jest możliwe. Dziś możemy włączyć telewizję i oglądać wystąpienie Papieża w Rzymie, sportowców w Pekinie i wojnę toczącą się na Bliskim Wschodzie. Większość chorób, które zabijały ludzi dwieście lat temu, może być dziś wyleczona, dzisiejsi badacze idą zaś dalej, próbując odnaleźć genetyczny klucz pozwalający zatrzymać proces starzenia. Naukowe „źródło młodości” jest co naj- mniej możliwe do wyobrażenia. Nawet jeśli odbudowane za pomocą technologii istoty ludzkie w rodzaju Dartha Vadera to produkty fantastyki naukowej, naukowcy czynią znaczne postępy w odtwarzaniu uszkodzonych bądź utraconych kończyn, straconego słuchu, a nawet wzroku. Dzięki współczesnej medycynie ratunkowej która jeśli połączyć ją z etyką utylitarystyczną, wpycha nas w ramiona zgubnej i podstępnej postaci wyobcowania. Mam na myśli coś takiego: wyobraźnia technologiczna postrzega świat fizyczny jako (co do zasady) nieskończenie plastyczny. Jeśli jesteśmy w stanie zrozumieć materialną strukturę rzeczy wystarczająco dobrze żołnierz ranny w Afganistanie ma większą szansę na przeżycie niż człowiek, który sto lat temu po prostu spadł z konia. Dzięki temu, że chirurgia plastyczna może odtworzyć twarz poparzonego człowieka lub pierś osoby, która przezwyciężyła raka, coraz mniej ofiar wypadków i chorób zostaje potwornie okaleczonych do końca życia. Inną sprawą jest, że nauka uczyniła wielkie kroki w rozumieniu i kształtowaniu ludzkich możliwości rozrodczych. Pigułka antykoncepcyjna może „wyłączyć” płodność kobiety. Jest możliwe „poczęcie” nowego życia ludzkiego na szalce Petriego, przed umieszczeniem go w łonie kobiety, możemy dziś również skutecznie podtrzymywać życie noworodka urodzonego trzy miesiące za wcześnie. Czy możemy spodziewać się, iż pewnego dnia cały proces zapłodnienia i ciąży będzie odbywał się w laboratorium? W każdym razie możemy oczekiwać, że za kilka lat nauka otworzy możliwość wewnątrzmacicznej terapii genowej i że „projektowanie dzieci” może stać się rzeczywistą opcją. Nawet jeśli dziś istnieje wiele rzeczy, których nie możemy zrobić, marzenia i obietnice technologii czekają na realizację. Te zdolności technologiczne podsuwają nam osobliwą metafizyczną ontologię, i umiejętnie, wówczas możemy zrobić z nią, cokolwiek chcemy. Jest zatem tak, że maszynka nie większa niż paczka papierosów może pomieścić ilość muzyki, jaką można by zapełnić kilka półek płyt winylowych. Taka wizja otwartej technologicznej twórczości, formującej nieskończenie obrabialną materię, sugeruje nadzieję, że możemy przekształcić nasz świat i siebie samych do tego stopnia, aby wieść życie wolne od bólu i pełne przyjemności – tych przyjemności, których sami postanowiliśmy chcieć. Innymi słowy, człowiek technologiczny, rządzony przez reguły utylitaryzmu, stał się swoim demiurgiem, kształtującym świat i siebie samego zgodnie z własnym pojęciem i standardami dobra. W Anglii kobieta wielokrotnie poddała się zabiegom chirurgii plastycznej, aby przekształcić ciało zgodnie z ideałem lalki Barbie. Amerykańska telewizja jest pełna reklam leków, obiecujących przywrócenie starszym mężczyznom wigoru seksualnego ich młodości. Wyobcowanie dawne i nowo powstałe Należy jednak postawić pytanie, dlaczego utylitaryzm prowadzi do wyobcowania? Jeśli technologia codziennie dowodzi swo- Impressje 91 92 jej zdolności do zaspokajania naszych pragnień w tak wspaniały sposób, wydaje się, iż nie powinna skutkować wyobcowaniem, lecz spełnieniem. A jednak tak się nie dzieje. Owa „metafizyka osobistego demiurga” daje raczej wyraz głębokiego wyobcowania, ponieważ zakłada radykalne rozdzielenie umysłu od ciała. Jak wywodził Karol mniej lub bardziej jasno rozpoznał. Ponie- „czego chcę?”. A jednak nie może zapew- waż materia opiera się wysiłkom umysłu, nić odpowiedzi na pytanie, „czego powi- jest ona zła. Paraliżuje siły ograniczonego nienem chcieć?”. W okolicznościach wikto- umysłu. Odnotujmy, że w swym optymizmie riańskiej reformy społecznej czasów Milla umysł technologiczny obiecuje, że pewne- może było rozsądnie przyjąć, że każdy chce go dnia opór materii zostanie pokonany, że właściwego pożywienia, schronienia oraz wkrótce (lecz jeszcze nie dziś) rozwiążemy ubioru, bezpiecznych warunków pracy przy ten problem. I często technologia odnosi właściwym wynagrodzeniu, powszechnej Wojtyła w swoich „Wykładach lubelskich” w latach 50. ubiegłego stulecia, utylitaryzm jest sprzeczny z prawdą o dobru, ponieważ umieszcza dobro całkowicie w ludzkiej subiektywności, nie zaś w strukturze rzeczy, w ich naturze, w porządku świata. Rzecz może być dobra tylko w zakresie, w jakim służy – czy to bezpośrednio, czy pośrednio – zaspokajaniu subiektywnych pragnień. (Warto w tym momencie wspomnieć o coraz większej akceptacji dla eutanazji jako praktyki medycznej. Jeśli uleczenie dolegliwości ciała nie zapewnia pacjentowi oczekiwanej jakości życia – jeśli, na przykład, boryka się z upokorzeniami, wiążącymi się z chorobą Alzheimera lub demencją – wówczas może on wybrać równie dobrze przyjęcie śmiertelnej dawki morfiny). Na mocy owej metafizyki świat fizyczny (w tym nasze ciała) to rzeczywistość martwej, pozbawionej znaczenia fizycznej materii, którą manipulujemy w celu zaspokojenia subiektywnych pragnień. Demiurg, rzecz jasna, nie jest tym samym co Stwórca. Stworzenie to dzieło Tego, który w swojej doskonałej mądrości czyni byt dobrym. „A Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre” (Księga Rodzaju 1:31). Demiurg musi kształtować uprzednio istniejącą materię zgodnie z prawidłami, które jego własny umysł sukcesy. Niemniej jednak, materia jako taka edukacji i ochrony policji. Nawet jeśli nie był Utylitaryzm jest sprzeczny z prawdą o dobru, ponieważ umieszcza dobro całkowicie w ludzkiej subiektywności, nie zaś w strukturze rzeczy, w ich naturze, w porządku świata. Rzecz może być dobra tylko w zakresie, w jakim służy – czy to bezpośrednio, czy pośrednio – zaspokajaniu subiektywnych pragnień. jest zła, ponieważ stawia opór. Tak więc głęboko w sercu etyki utylitaryzmu znajdujemy echo manicheizmu. W szczególności problemem staje się ciało człowieka, przeszkoda w realizacji szczęścia. Co więcej, Demiurg nie ma gdzie szukać dobra, standardów, zgodnie z którymi powinien kształtować świat. Demiurg Platona (z Timaiosa) szukał wiecznych form, kierujących jego czynami. Współczesny utylitaryzm nie może się do tego uciec, ponieważ zamiast do form jest w stanie odwołać się jedynie do swych własnych skłonności. Utylitaryzm może kierować ludzkimi działaniami tylko w tym zakresie, w jakim może odpowiedzieć na pytanie, to czas na podnoszenie dręczącego problemu handlu niewolnikami, utylitaryzm był bardzo użyteczny w wielu kwestiach społecznych. Czego jednak powinniśmy chcieć? Jest to poważne osobiste pytanie, z którym wszyscy mierzymy się w krytycznych momentach naszego życia. Utylitaryzm zaś nie może na nie odpowiedzieć. Wszystko, co może rzec, to „jeśli”: jeśli chcesz być zdrowy, zrób to. Jeśli chcesz być wykształcony, zrób tamto. Jeśli chcesz być zamożny, spróbuj postępować w taki oto sposób. Aby głębiej zrozumieć naturę tego wyobcowania, rozważmy zalety i słabości technologicznego utylitaryzmu, gdy idzie o zagadnienie cierpienia. Dwa rodzaje cierpienia Gdy cierpimy, wydaje się, że nasze ciało jest naszym wrogiem. Mam równania do rozwiązania, ale bardzo boli mnie głowa. Obiecałem pomóc przyjacielowi w przemeblowaniu, lecz grypa właśnie przykuła mnie do łóżka. Jeszcze gorsze są cierpienia tych, których ciała są mocno uszkodzone. Poważne oparzenia lub przejście chemioterapii drastycznie zmienia życie pacjenta. Nie może być dłużej mowy o codzien- nych radościach pracy i zabawy. W każdej chwili ciało przypomina mu, że jest chory Utylitaryzm może kierować ludzkimi działaniami tylko w tym zakresie, w jakim może odpowiedzieć na pytanie, „czego chcę?”. A jednak nie może zapewnić odpowiedzi na pytanie, „czego powinienem chcieć?”. i wyniszczony. Inni mogą beztrosko grać w piłkę lub karty, cierpiący jednak nie może uciec od bólu. Cokolwiek musi uczynić, czegokolwiek by chciał, jego udręczone ciało staje na przeszkodzie. W pewnym sensie cierpiąca osoba jest wyobcowana z własnego ciała. Cierpienie domaga się pewnego rodzaju pojednania. Wszyscy wiemy, czym jest cierpienie, ale nasze własne doświadczenie niekoniecznie wyjaśnia, co na temat cierpienia myśleć. Zazwyczaj pierwszy impuls każe nam określać cierpienie w kategoriach odczuć. Słownik Oxford Companion to Philosophy definiuje cierpienie jako rodzaj postrzeżenia lub odczucia, które jest nielubiane i którego unika się ze względu na nie samo. Jako nieprzyjemne lub niepożądane, cierpienie jest czymś „negatywnym”, co mamy skłonność odrzucać. Na pierwszy rzut oka, tego rodzaju wyjaśnienie jest sensowne. Ostatecznie, gdy cierpimy, stwierdzamy zazwyczaj: „Chciałbym, aby ten ból wreszcie minął!”. Cierpienie, tak rozumiane, stało się rodzajem zła, którym zajmuje się klasyczny utylitaryzm Benthamowski i Millowski. Ponieważ to fundamentalnie subiektywistyczne Impressje 93 94 rozumienie cierpienia odzwierciedla nasze pierwsze doświadczenie, często bezmyślnie przyjmujemy utylitarystyczną odpowiedź na cierpienie za właściwą. Jeśli osoba cierpi, właściwą odpowiedzią jest dążenie do uśmierzenia bólu. Ta definicja okazuje się jednak niewłaściwa. Jakkolwiek niepożądany może być ból, jest on ważnym znakiem informującym o stanie organizmu. Ból w dolnej części jamy brzusznej może sygnalizować zapalenie wyrostka robaczkowego, które, jeśli nieleczone, jest śmiertelne. Informacje, jakich udziela pacjent, dotyczące jego doznań bólowych, jest kluczowe dla postawienia diagnozy lekarskiej. Mówiąc krótko, ból fizyczny ma znaczenie; jest oznaką jakiegoś uszkodzenia organizmu, sposobem, w jaki ciało daje do zrozumienia: „Stój! Jestem zranione i chcę, żebyś zajął się uszkodzeniem”. Ból wskazuje na zniszczenie. Potrzebujemy bólu, aby żyć. Ponieważ jesteśmy czymś więcej niż istotami fizycznymi, to nie ból fizyczny stanowi najpoważniejsze cierpienie. Głębsze i ważniejsze niż ból jest cierpienie z powodu porażki, gdy nasze wysiłki zostają zniweczone. Sportowiec chętnie znosi ból mięśni, a nawet ryzyko kontuzji, gdy walczy o zwycięstwo. Jeśli zaś wygrywa, uśmiecha się, gdy drużynowi lekarze bandażują mu ramię lub przykładają okłady z lodu do kolana. Tym, co naprawdę go krzywdzi i nie pozwala spać po nocach, jest porażka w meczu. Gdy usiłuje zasnąć, jego wyobraźnia wciąż powtarza najważniejsze momenty gry; „gdybym tylko kopnął wówczas piłkę lewą nogą…”, „gdybym tylko uważał bardziej na ich napastników”. Obwinia się za błędy, które kosztowały drużynę zwycięstwo. Jego wyobcowanie sięga głębiej niż chorego lub kontuzjowanego pacjenta. Podobnie student, zalotnik lub biznesmen, których wysiłki nie przyniosły sukcesu: obwiniają siebie. Kiedy człowiek obwinia się, wówczas kłóci się ze sobą lub sprzeciwia sam sobie. Jest wyobcowany. Co więcej, jego porażka wskazuje coś, co jest w nim samym nie tak. Chciał wygrać, ale był zbyt wolny. Chciał zdobyć rękę pięknej kobiety, ale jego rywal był bardziej atrakcyjny. Jego własne fizyczne i psychiczne talenty nie wystarczyły do uzyskania tego, czego jego serce tak bardzo pożądało. Jak może się ze sobą pojednać? Jego umysł pragnie tego, czego jego ciało nie może dać. W istocie są tylko dwa wyjścia. Może ulepszyć swoje ciało i umiejętności: sportowiec będzie intensywniej trenował. Biznesmen postara się podnieść swoje umiejętności negocjacyjne. Może też zmienić swoje pragnienia. Starzejący się sportowiec może zrozumieć, że nie jest w stanie dłużej rywalizować z młodymi. Gdy Placido Domingo osiągnął wiek siedemdziesięciu lat, kiedy to głos śpiewaka zaczyna tracić sprawność, zadecydował o zajęciu się dyrygenturą. Nawet w dziedzinie nauki badacz, wczoraj jeszcze wybitny, gdy usłyszy za sobą kroki wyprzedzającej go młodzieży, musi zająć się nauczaniem lub zarządzaniem. Rozpatrzyliśmy dwa rodzaje cierpienia, jak również dwa typy wyobcowania. Istnieje cierpienie ciała, wynikające z uszkodzenia organizmu. Jest też cierpienie z powodu nie- powodzenia, kiedy człowiekowi nie udaje się osiągnąć celu. Czynności jego ciała nie doprowadziły go do tego, czego pragnął duch. „Pojednanie”, którego domaga się ból, to jakiegoś rodzaju naprawa, zazwyczaj dokonywana przez lekarza lub dentystę, którzy za pomocą swoich szczególnych umiejętności przywracają integralność ciała. Musimy też zaznaczyć, że dokładnie ta sama technologia medyczna może osiągnąć dużo więcej niż przywrócenie utraconej sprawności. Może spotęgować lub zmodyfikować funkcje, które zapewniła natura. Tak dzieje się, gdy ambitni sportowcy używają sterydów i hormonów wzrostu, aby zapewnić sobie siłę mięśni, której nie uzyskaliby w innym wypadku. Techniki chirurgii plastycznej, przywracające wygląd poparzonej twarzy lub kobiece kształty po zabiegu mastektomii, mogą również być użyte w celu poprawienia wyglądu twarzy lub figury zdrowej kobiety, która zwyczajnie chce być bardziej atrakcyjna lub ukryć normalne objawy starzenia. Co więcej, w południowej Kalifornii (podobnie jak w innych rejonach Stanów Zjednoczonych) łatwiej umówić się do dermatologa w celu wstrzyknięcia botoksu, niż by zbadać potencjalnie złośliwe znamię. Zdrowe młode kobiety rutynowo biorą hormonalne środki antykoncepcyjne, aby powstrzymać normalne działanie ich układu rozrodczego. I w rzeczy samej, sportowo utalentowani, lecz niscy chłopcy mogą obecnie przyjmować hormony wzrostu, aby odnosić sukcesy w koszykówce. To już coś innego niż leczenie uszkodzeń ciała. Takie interwencje nie mają na celu naprawy, lecz spotę- gowanie możliwości ciała. Zajmują się nie bólem i kontuzjami, ale niezaspokojonymi pragnieniami. Czego powinniśmy chcieć? To pytanie w sposób nieunikniony podnosi kwestię wartości. Starzejemy się. Jednocześnie postępuje rozpad ciała, który ostatecznie skończy się śmiercią. Problem śmierci znajduje się całkowicie poza możliwościami rozwiązania dostępnymi w filozofii utylita- Śmierć jest ostateczną zniewagą i wzywa nas do zastanowienia, po co jest życie? To w obliczu śmierci możemy zapytać, „czego powinienem chcieć?”. ryzmu. W perspektywie utylitarystycznej śmierć może być uznana jedynie za ostateczną porażkę, znak ostatecznej absurdalności ludzkiego życia. Najlepsze, czego może oczekiwać utylitarysta, to względnie wygodna śmierć, w warunkach, jakie wybierze umierający. Co ciekawe, dawniej nagła śmierć była uznawana za poważne nieszczęście. Duch ojca Hamleta chciał zemsty dokładnie z tego powodu, że jego zabójca nie dał mu szansy przygotowania się na śmierć. W naszych czasach często słyszymy ludzi wyrażających pragnienie śmierci szybkiej i nieoczekiwanej. Lepiej jest umrzeć nagle w wybuchu samolotu, niż leżąc w łóżku, cierpiąc i wiedząc, że śmierć niebawem nadejdzie. Jeśli musimy umrzeć – a wciąż prawdą jest, że musimy – możemy przynajmniej mieć nadzieję, że śmierć nie będzie źródłem przykrych odczuć. Bezbolesna śmierć jest bardziej pożą- Impressje 95 dana niż taka, na którą jest się gotowym. Śmierć jest ostateczną zniewagą i wzywa nas do zastanowienia, po co jest życie? To w obliczu śmierci możemy zapytać, „czego powinienem chcieć?”. Adekwatna antropologia 96 Zarówno w pismach akademickich, jak i papieskich Jan Paweł II wielokrotnie podkreślał wagę właściwego rozumienia natury ludzkiej dla sformułowania i uzasadnienia norm moralnych, dla określenia wartości, wedle których powinniśmy żyć. Potrzebujemy „adekwatnej antropologii”, w której ramach możemy ustalić prawdę o dobru, zwłaszcza dobru osoby ludzkiej. Odnosząc się wprost do kwestii utylitaryzmu, Karol Wojtyła oskarżył tę filozofię o błąd w określeniu bonum honestum, właściwego dobra osoby ludzkiej, będącego „dobrem w znaczeniu bezwzględnym i bezinteresownym”1. Korzystając wprost z pojęcia analogii autorstwa św. Tomasza, Wojtyła pokazuje, że „dobro właściwe”, bonum honestum, jest głównym sensem „dobra”, z którego wywodzi się dwa inne sensy – tego, co użyteczne (bonum utile), i tego, co przyjemne (bonum delectibile). To, co użyteczne, jest dobre jedynie dlatego, że pozwala osiągnąć właściwie dobro. Ponieważ jest właściwe, aby osoba ludzka była zdrowa, niesmaczne lekarstwo jest dobre dla chorego człowieka. To, co użyteczne, pełni rolę służebną wobec dobra właściwego. Podobnie to, co przyjemne (bonum delectibile), to dobro wynikające z osiągnięcia jakiegoś dobra właściwego. Odży- wianie i towarzystwo to właściwe dobra osoby ludzkiej, dlatego też dobry obiad w gronie przyjaciół jest przyjemny. Czujemy się dobrze (to znaczy przyjemnie), kiedy osiągamy to, co dobre. Powyższy zarys wyraźnie pokazuję krytykę utylitaryzmu, jaką przeprowadził kardynał Wojtyła. Filozofia ta, po pro- sportowych, czy możemy jednak przyjąć, że dobrem właściwym dla natury ludzkiej jako takiej jest zwycięstwo sportowe? Bez odpowiedniego rozumienia naszej ludzkiej natury nie jest możliwe sformułowanie norm moralnych, które można nazwać „prawdziwymi”. Zamiast tego wpadamy w wir dylematów, z konieczności typowych Kontekstem papieskich rozważań nad samotnością jest biblijna relacja ze stwo- stu, ignoruje główne znaczenie „dobra”, w związku z czym podważa możliwość poznania prawdy o dobru. Na przykład, delektowanie się ciałem kochanki podczas cudzołożenia jest przyjemne (bonum delictibile); dlatego ludzie dopuszczają się cudzołóstwa. I utylitaryzm nie może ocenić, iż owa przyjemność jako taka jest zła. Owszem, utylitarysta może powiedzieć, że cudzołóstwo jest złe, ze względu na zdradę wobec małżonka, która prowadzi do krzywdy emocjonalnej i możliwego rozpadu rodziny (co z kolei może przyczynić się do dezintegracji społecznej). A jednak nie może powiedzieć, że czyn sam w sobie, cudzołóstwo, jest zły. (Tak więc cudzołóstwo żołnierza służącego daleko od domu może nie być uważane za złe, pod warunkiem że zabezpiecza się on przed infekcją i pilnuje, aby żona nie dowiedziała się, co robi). A jednak jeśli uznamy, że właściwe dobro zawiera w sobie odpowiednie używanie naszych zdolności seksualnych, wówczas można wyjaśnić, dlaczego taka przyjemność jest złem – nawet jeśli jest przyjemna. Wiedza o tym, jak używanie seksualnych możliwości służy dobru właściwemu – lub je podkopuje – wymaga adekwatnej antropologii. Podobnie hormon wzrostu może być użyteczny dla czynienia ludzkiego ciała sprawniejszym w konkurencjach dla debat utylitarystycznych. Jeśli nasze niego właściwą pomocą. Jan Paweł II po- wartości opierają się jedynie na naszym doświadczeniu przyjemności i bólu, to nie możemy dojść do żadnej normatywnej lub autorytatywnej hierarchii tychże wartości. Aby wiedzieć, w jaki sposób wartości odnoszą się do osoby ludzkiej, musimy wiedzieć, kim jest człowiek, a dalej, co konstytuuje dobro jemu właściwe. rzenia pierwszego mężczyzny i pierwszej kobiety. Ponieważ nie było dobrze, aby człowiek był samotny, Bóg stworzył zwierzęta i nakazał mężczyźnie je nazwać. Adam zrobił to, gdy jednak nazwał zwierzęta, nie znalazł takiego, które byłoby dla Aby wiedzieć, w jaki sposób wartości odnoszą się do osoby ludzkiej, musimy wiedzieć, kim jest człowiek, a dalej, co konstytuuje dobro jemu właściwe. sługuje się historią o samotności Adama, aby stworzyć fenomenologię ludzkiej pod- Teologia ciała W swoich rozprawach filozoficznych Osoba i czyn oraz Miłość i odpowiedzialność Karol Wojtyła przedstawił wnikliwe i dokładne dociekania dotyczące natury osoby ludzkiej. W obydwu pracach posługuje się narzędziami współczesnej fenomenologii, tak dobrze przystosowani do dokładnego badania ludzkiego doświadczenia, oraz filozofią wywiedzioną z tradycji arystotelesowsko-tomistycznej. A jednak najpełniejsze i najwyraźniejsze osiągnięcie jego „adekwatnej antropologii” można odnaleźć w papieskich katechezach dotyczących teologii ciała (Mężczyzną i niewiastą stworzył ich, Lublin 2008). We fragmencie, który jest bardzo bliski pierwszej części Osoby i czynu, i uzupełnia ją, Jan Paweł II zastanawia się długo nad pojęciem samotności2. miotowości. W nazywaniu zwierząt Adam rozpoznał własną wyższość nad nimi. On jest rozumną istotą, która może nadawać im nazwy. One nie nazywają jego. Polski papież zaznacza, że fakt ten wyprzedza arystotelesowską definicję człowieka jako zwierzęcia rozumnego. Żadne ze zwierząt nie jest w stanie pomóc mężczyźnie (Rdz 2:21), ponieważ żadne nie jest osobą. Dlatego Bóg sprowadza na mężczyznę głęboki sen i tworzy kobietę. Zanim jednak skupimy się na kobiecie, musimy rozważyć samotność mężczyzny. Jakkolwiek jego rozumność czyni go niepodobnym do żadnego ze zwierząt, jest jak one w zakresie, w jakim posiada ciało, i jest to istotą jego samotności. Za pomocą ciała może wchodzić w interakcje ze światem i zmieniać go. Może pracować. W rzeczy samej, zgodnie z zapisem Księgi Impressje 97 98 Rodzaju, został przez Stwórcę umieszczony w ogrodzie, aby o niego dbał. Stanął przed Stwórcą, który dał mu istnienie i przed którym odpowiada za swoje czyny. Ważne w tej opowieści jest to, że mężczyzna znajduje się w świecie do niego dostosowanym, aby przez swoją pracę mógł przystosowywać rzeczy tego świata do swoich potrzeb. wykonanego czynu – czynu, który zmienił w jakiś sposób stworzony porządek rzeczy – jest odpowiedzialny. W tym znaczeniu jego samotność jest innym określeniem jego podmiotowości. Ponadto, nie jest to „czysta” podmiotowość, ponieważ jest on również obiektywnie istniejącą istotą, sprawcą realnej zmiany w świecie. że jest istotą tego samego rodzaju co on – „ciałem z mojego ciała”. Nawet jeśli współczesny naukowy redukcjonizm podkreśla bliskie podobieństwo między człowiekiem a małpą, nawet do tego stopnia, iż uznaje różnice między tymi dwoma gatunkami za nieistotne, mężczyzna rozpoznaje od razu, że ta oto istota (kobieta) jest w sposób roz- Ten świat jest czymś poza nim samym, czymś, czego on sam nie stworzył, co ma charakter daru. Ludzki umysł jest zdolny do przeniknięcia wewnętrznej struktury świata, wejrzenia w umysł jego Stworzyciela, a przez to człowiek może kontrolować świat i dostosowywać go do swoich celów. Gdy człowiek, osoba ludzka, mierzy się ze światem, czyni to jako podmiot zdolny do rozumienia, decydowania i podejmowania własnych działań. To niezaprzeczalny fakt ludzkiego doświadczenia. Rzeka Kolorado może płynąć przez równinę i powoli wyrzeźbić Wielki Kanion. Czarna dziura powstaje z zapadającej się materii i, wchodząc w interakcję z pobliskimi gazami, powoli formuje galaktykę, w której żyjemy. Z kolei jajka w mojej lodówce nigdy nie zamienią się w omlet, dopóki nie zacznę działać. Wy możecie przewidywać: „Adrian uwielbia omlet, zwłaszcza w niedzielny poranek. A zatem, najpewniej, zrobi sobie omlet w tę niedzielę”. Jednak ja tego nie mogę przewidzieć. Jako sprawca tego czynu, muszę zadecydować o jego podjęciu i podjąć go, jeśli ma się on dokonać. Osoba działa w inny sposób niż rzeka czy czarna dziura. W ramach własnej podmiotowości rozumuje, rozważa, decyduje i działa. Co więcej, jako sprawca jego własnego, Wymaganie działania odsłania część znaczenia ciała. Podziwiając ludzką dłoń, Arystoteles nazwał ją „narzędziem narzędzi”, ponieważ za pomocą dłoni, jako rodzajem pierwotnego narzędzia, osoba ludzka może wytwarzać złożone narzędzia, aby ukończyć swoją pracę. Rozumny człowiek, działający odpowiedzialnie w świecie, staje się partnerem Tego, kto ten świat stworzył i nadał mu zrozumiały porządek; człowiek odkrywa ten ład i robi z niego użytek. Dopóki samotność człowieka wyraża jego podmiotowość, jest rzeczywistością pozytywną. A jednak, jak wyraża to tekst Księgi Rodzaju, „nie jest dobrze, aby mężczyzna był sam”. Samotność ma aspekt negatywny. Człowiek był osamotniony. „Pomoc”, której potrzebował, nie była po prostu kolejną parą rąk lub drugimi mocnymi plecami. Jan Paweł II zaznacza, że zrozumiemy, czego potrzebował mężczyzna, gdy wysłuchamy jego okrzyku na widok kobiety: „Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mojego ciała” (Rdz 2:3), jakby mówił „Oto jest osoba, ktoś taki jak ja”. Ta kobieta nie jest jak zwierzęta, lecz – jak mężczyzna – jest istotą racjonalną i posiada wolną wolę. Ona również może myśleć, decydować i dokonywać własnych czynów. Adam rozpoznaje natychmiast, strzygający i radykalny odmienna od zwierząt, które wcześniej nazwał. Ona również jest podmiotem naznaczonym jej własną samotnością, jej własną podmiotowością. Jakkolwiek jest ona osobą, tak jak mężczyzna, kobieta różni się od niego płcią. Ponieważ są seksualnie rozróżnieni, mogą zjednoczyć się, aby zostać „jednym ciałem”. Ta różnica płciowa leży w sercu pierwszej części Teologii ciała Jana Pawła II. Dla obecnych celów wystarczy, abyśmy odnotowali, że tak jak samo ciało ma znaczenie jako pewnego rodzaju znak, iż człowiek to istota działająca, swego rodzaju współtwórca, jego płciowe zróżnicowanie na kobietę i mężczyznę również niesie ze sobą znaczenie. Jakkolwiek współczesne podejście zdaje się postrzegać seks nieomal wyłącznie z subiektywnego punktu widzenia – seks jest dla uciechy, dla pobudzenia przyjemnych odczuć – seksualność znajduje swe miejsce w ramach obiektywnej przyczynowej struktury świata. Konkretniej, seks w sposób istotny jest związany z rozmnażaniem. Dopiero współcześnie, wraz z nadejściem łatwo dostępnych i tanich leków antykoncepcyjnych, przestało to być oczywiste. Chociaż dziś każdy może być aktywny seksualnie po prostu dla przyjemności, musi zauważyć to, co było z pewnoś- cią jasne dla autora Księgi Rodzaju i było jasne dla ludzkich istot wszystkich epok, aż po naszą: współżycie seksualne łączy dwie osoby dokładnie poprzez ich systemy rozrodcze. Cechy cielesne, które mężczyźni uznają za atrakcyjne u kobiet, a kobiety u mężczyzn, to dokładnie te, które oznaczają płodność. Jan Paweł II wyraża to krótko: w swym płciowym zróżnicowaniu ciało jest znakiem daru. Mężczyzna i kobieta mogą oddać się sobie nawzajem cieleśnie w taki sposób, iż stają się jednym ciałem. Z jednej strony, dar ten jest zachwycający. Z drugiej, ma zdolność sprowadzania na świat nowego życia, nowych istot ludzkich. Ta głębia znaczenia ludzkiego ciała, ciała osoby, jest ugruntowana w faktach ludzkiego doświadczenia. Znaczenie ciała i utylitaryzm Utylitarystyczno-technologiczna wizja nakreślona wcześniej opiera się w sposób istotny na braku znaczenia ciała i świata. Tak więc, poddając ciało ostatecznej analizie, utylitaryzm musi uznać je za mniej lub bardziej przydatne narzędzie służące osiąganiu subiektywnie satysfakcjonujących doświadczeń w stawiającym opór, ale (co do zasady) nieskończenie plastycznym świecie. Jest to zasada szeroko akceptowana wśród współczesnych filozofów, intelektualnych spadkobierców Hume’a i Kanta, że jako taki świat jest ontologiczne „płaski” i pozbawiony znaczenia, że jedynym prawdziwym źródłem porządku i znaczenia jest ludzka podmiotowość. Jeżeli jednak świat jest przypadkowym produktem Impressje 99 100 w zasadzie chaotycznych oddziaływań martwych cząstek materialnych, to moja własna podmiotowość jest złudzeniem. Wszystko, co mogę zrozumieć i w co mogę wierzyć, co mogę kochać i czego mogę pożądać, co mogę wybrać do realizacji, jest złudzeniem. Moje życie wewnętrzne nie ma nic wspólnego z rzeczywistym świa- żania za moimi upodobaniami – istnieje nie tem. Wartości, o które walczę i za które oddaję życie, są arbitralnymi upodobaniami mojej konstrukcji psychicznej (która jest warunkowana przez związki chemiczne i sieci neuronowe w moim mózgu). Cóż to jednak oznacza, poza tym, iż jestem sobie fundamentalnie i radykalnie obcy? To, co myślę o sobie, nie ma nic (lub w najlepszym wypadku ma bardzo niewiele) wspólnego z tym, jaki rzeczywiście jestem. Paradoksalnie, przyjmując znaczenie ciała, które jest tak kruche i ograniczone – możemy tutaj pomyśleć o onegdaj przystojnym i wysportowanym Karolu Wojtyle, wiekowo zgarbionym i poruszającym się w bólu, co widzieliśmy w ostatnich chwilach jego papiestwa – przyjmujemy istotową, wewnętrzną jedność osoby. Ponieważ ciało ma znaczenie, jest ono – nawet zniszczone lub niezdolne do podążania za celami osoby – wyrazem osoby. Jeśli nie jest po prostu wehikułem przyjmującym doświadczenia, jeśli jego znaczeniem jest to, że człowiek to istota działająca w świecie, wówczas do istoty sensu ludzkiego życia musi należeć praca. Jako byty cielesne istniejemy, aby dbać o świat, w którym się znaleźliśmy, i rozwijać go. Ten świat, który jest rzeczywistością wspólną – nie jest po prostu placem zabaw służącym do podą- płciowo, istniejemy dla miłości, aby dawać tylko dla mnie, ale też dla innych. Istotnie, dalszy namysł nad rzeczywistością naszej cielesnej aktywności w świecie prowadzi w sposób nieunikniony do wniosku, że mamy tworzyć działającą wspólnotę, lub wspólnoty. Mamy wspólnie pracować. Co więcej, ponieważ ciało jest określone siebie w miłości, co pozwala zbudować ludzką rodzinę. Rzeczywiście, kruchość wadzi do radykalnego i niemożliwego do usunięcia wyobcowania. Jeśli ciało (a wraz z nim świat!) jest prostą zabawką służącą tworzeniu i cieszeniu się doświadczeniami, to muszę ostatecznie wyobcować się z siebie samego. Ból, frustracja, cierpienie stają się ostateczną zniewagą dla mojej osobowości. Moje ciało jest moim wrogiem. Je- szemu znaczeniu. Jeśli nasze całe istnienie – włączając ciało – ma znaczenie, nasze żeli jednak ciało ma znaczenie, wówczas urazy, które wywołują nasze cierpienie, są podporządkowane wyższemu, pełniej- życie może przekroczyć nasze cierpienie i niezrealizowanie osobistych celów. Przeł. Kamil Sokołowski Ponieważ ciało ma znaczenie, jest ono – nawet zniszczone lub niezdolne do podążania za celami osoby – wyrazem osoby. ciała daje pewnego rodzaju znak, że w doczesności człowiek nie może istnieć sam. Podatność ciała na cierpienie oznacza, że osoba jest bytem transcendentnym. Oczywiście, proste stwierdzenie powyż- Przypisy: 1. Karol Wojtyła, Osoba i czyn oraz inne studia antropologiczne, KUL, Lublin 1994, s. 385. 2. Jan Paweł II, Mężczyzną i niewiastą stworzył ich, Lublin 2008, s. 20-26. szych rzeczy nie rozwiązuje natychmiastowo wszystkich problemów wiążących się z naszym cierpieniem i niezaspokojeniem. Nie mogę też twierdzić, jakobym w niniejszym krótkim eseju wykazał, jak odkrycie Jeżeli jednak świat jest przypadkowym produktem w zasadzie chaotycznych oddziaływań martwych cząstek materialnych, to moja własna podmiotowość jest złudzeniem. Wszystko, co mogę zrozumieć i w co mogę wierzyć, co mogę kochać i czego mogę pożądać, co mogę wybrać do realizacji, jest złudzeniem. znaczenia ciała prowadzi do pojednania Adrian J. Reimers (ur. 1945): absolwent matematyki na Uniwersytecie Notre Dame (USA), tytuł doktora filozofii uzyskał w Międzynarodowej Akademii Filozofii w Księstwie Lichtenstein. Jest autorem licznych artykułów naukowych, głównie poświęconych myśli Jana Pawła II oraz książek: An Analysis of the Concepts of Self-Fulfillment and Self-Realization in the Thought of Karol Wojtyła-Pope John Paul II (2001); The Soul of the Person: A Contemporary Philosophical Psychology, (2006); “Truth about the Good”: Moral Norms according to John Paul II (ukaże się w 2010 roku). Wykłada filozofię i teologię na Uniwersytecie Notre Dame. z samym sobą. Moja argumentacja ma przede wszystkim charakter negatywny w tym sensie, że alternatywa nieuchronnie pro- Impressje 101