Czytaj
Transkrypt
Czytaj
Wakacje (+18) Autor: Daisy & Mariposiek Cz. 1 „To już lato – słoneczniej serca biją i wakacyjna miłość...” podśpiewywał pod nosem aspirant Żałoda, zamawiając u znajomej barmanki kolejkę pięciu piw. Lucynka zmierzyła go karcącym spojrzeniem, ale nie potrafiła mu odmówić. On i jego przyjaciele, pracujący jako dzielni stróże prawa i moralności, nie mogli, tak jak irytująca większość obywateli, pozwolić sobie na wakacyjny urlop, więc upalne popołudnia urozmaicali sobie spotkaniami w jej knajpce. Zawsze zajmowali ten sam stolik – rozmawiali, śmiali się, przekomarzali bądź kłócili, ale byli niewątpliwie stałymi klientami. Szczepan bardzo powoli i ostrożnie starał się donieść do stolika tacę z pięcioma kuflami wypełnionymi po brzegi złocistym napojem. Mimo nawoływań przyjaciół, którzy z niewiadomych przyczyn nagle się ożywili, nie „zagęszczał ruchów”, jak poprosił go kolega Brodecki. Usłyszał coś o jakimś wyjeździe, ale całą swoją uwagę skupił na nie uronieniu ani kropli schłodzonego piwka, które było najlepiej mu znanym sposobem gaszenia pragnienia w upalny dzień. W końcu dotarł do stolika i usłyszał tę piorunującą wiadomość, po której aspirant Ostrowska wyglądała jakby połknęła słońce, Marek z cwaniackim uśmieszkiem zerkał w stronę Basi Storosz, która to znowu ledwo powstrzymywała się przed wydrapaniem tych niebieskich ślepi „kolegi” Brodeckiego. Jedynie komisarz Zwada ze stoickim spokojem i dobrotliwym uśmiechem spoglądał na pozostałych ... - Całe siedem dni błogiego lenistwa. Obiecałem Pawłowi i Marcie, i skoro ja nie mogę odmówić im, to wy nie możecie odmówić mnie! – uśmiechnął się, mocząc usta w wypełnionym po brzegi kuflu. – Poza tym jestem waszym szefem. - Grodzki nim jest… - odburknęła posępnie podkomisarz Storosz, kątem oka obserwując rozbawionego całą sytuacją Marka. – I nie zgodzi się, żebyśmy wszyscy pojechali. W związku z tym jestem zdolna poświęcić się dla was… zostaję! – klasnęła głośno w dłonie. - Już nie udawaj takiej dobrotliwej… - odfuknął Brodecki. – Lepiej od razu przyznaj, że nie jedziesz z mojego powodu. - Dzieciaki… - wtrącił Zawada, widząc jak „jego zuchu” znowu się nakręcają. - Ale wiesz co? To nawet jest dobry pomysł. Nie będę musiał znosić twojego notorycznego jazgotu. Wreszcie odpocznę! … Adam, ja jadę! - I vice versa! – niemal krzyknęła, potrącając przy tym siedzącą obok Zuzię. – A ja zostaję. I będę się modlić, żeby pożarły Cię pijawki. - Rozmawiałem z Andrzejem, ich zespół weźmie na siebie wszystkie sprawy prowadzone przez ten tydzień, kiedy nas nie będzie, a my odwdzięczymy się tym samym w sierpniu. Dlatego nie obchodzą mnie wasze prywatne sprawy. Możecie się pozabijać, ale jedziemy na te Mazury wszyscy, albo wszyscy zostajemy w Warszawie… Tylko wtedy wy będziecie organizować mojemu Pawłowi wakacje. - No to kurka… jedziemy panie komisarzu! – odpowiedział wesoło aspirant Żałoda, decydując za resztę o wakacyjnych planach. – Zuziu, szykuj bikini. – dodał już ciszej pochylony nad uchem koleżanki Ostrowskiej. „Zbiórka, punkt 10.00 przed komendą!” – tak brzmiał suchy sms, który dostała wieczorem od Marka. Żadnego zdawkowego „cześć, co robisz?” czy choćby „pocałuj mnie w du** ” na koniec, nic - żadnych oznak zainteresowania. Była wściekła, na siebie i na niego. Jeszcze dwa miesiące temu wysyłał jej takie sms’y, że czerwieniła się w dosłownie każdej części ciała po ich przeczytaniu. Wtedy jeszcze nazywał ją pieszczotliwie swoim ptysiem, zabierał na zwariowane randki na tor wyścigowy i kochał się z nią w najbardziej ekstremalnych miejscach, uznając że łóżko jest zbyt banalne. Marek zwariował na jej punkcie, kochał wszystko co ją otaczało, zapragnął ją chronić i opiekować się Basią do końca życia. Jednak ona nie chciała na razie żadnych deklaracji, bo te chwile spędzone razem były zbyt piękne, by umieszczać je w ramach stałego związku, nie daj Boże przypieczętowanego małżeństwem. Nie przyjęła jego oświadczyn, co było dla Marka poważnym ciosem. Oczywiście wysłuchał jej wyjaśnień, że to za szybko, że jest im dobrze teraz, więc po co to zmieniać, mimo że jej odmowa była dla niego bardziej bolesna, niż mogło się wydawać, nie mówiąc już nic o urażonej, męskiej dumie. Ale zgodził się z nią żyć tak jak do tej pory, a pierścionek z małym brylancikiem schował na dnie szuflady, w nadziei, że jednak kiedyś się przyda. Kryzys był zażegnany ... do czasu. Marek widząc zainteresowanie jego dziewczyną prokuratora Dumicza, wprost szalał z zazdrości, kierując się pierwotnym instynktem posiadacza. Zaczęły się kłótnie, wzajemne pretensje aż do momentu gdy po jednej z awantur usłyszał „Tak, spałam z nim, bo jest zaje*** dobry w łóżku!” – to był już ostateczny koniec. Z tego związku nie było co zbierać, a słowa wypowiedziane w gniewie, nie będące prawdą, rozbiły ich bańkę szczęścia, a oni sami pozostali wrogami. Nic więc dziwnego, że przyjaciele starali się jakoś poprawić ich relacje, ale oni wciąż na siebie warczeli, nie słuchając żadnych argumentów o złej atmosferze w pracy. Były zaaranżowane spotkania po pracy – piwko u Lucynki, bilard, czy kino. Ale każde z nich kończyło się tak samo – głośna kłótnia, a potem obrażona Baśka z piskiem opon odjeżdża do domu, a Marek upija się w najbliższym barze. W końcu Marta, widząc jak pomysły niezawodnego komisarza Zawady, będącego przy okazji jej mężem, spalają na panewce, wymyśliła wspólne wakacje jako ostatnią szansę na uratowanie Baśki i Marka przed wzajemnym okaleczaniem się . Punktualnie załoga komisarza Zawady czekała w umówionym miejscu. Panie ubrane w luźne, krótkie i często prześwitujące fatałaszki sprawiały, że panowie z coraz mniejszym sceptycyzmem podchodzili do tygodnia spędzonego wspólnie. Oczywiście było głośno – a to kłócili się o deskę surfingową Szczepana, która nigdzie nie chciała się zmieścić, a która na Mazurach będzie zbędna, a to o zestaw wędkarski Adama który zajmował prawie cały bagażnik toyoty, lub o wypchane do ostateczności torby dziewczyn, które ważyły chyba tonę każda. Te zaciekłe kłótnie przerwało im pojawienie się jeszcze jednej osoby. Niby twarz znajoma, a reszta jakby nie do pary ... Przyglądali się w milczeniu uśmiechającemu się do nich mężczyźnie – krótkie spodenki i koszula hawajska w odcieniu wściekłego różu, potargane włosy i okulary na nosie, a pod pachą zestaw kijów golfowych ... Z ust Szczepana wyrwało się tylko tradycyjne „o kurka!” wybijające się z krępującej ciszy. W końcu Basia przerwała ten marazm podchodząc do Jacka (tak, bo to był on) i czule cmoknęła go w policzek… - Mam nadzieję, że się nie spóźniłem? – Basia natychmiast odwzajemniła jego szeroki uśmiech, i z triumfem spojrzała na przyjaciół, zwłaszcza na minę kolegi Brodeckiego, który w tej chwili zaciskał mocno pięści z wściekłości. - Co ty tutaj robisz? – Marek zrobił dwa kroki w ich stronę. - Ja go zaprosiłam! – zamiast Jacka, odpowiedziała mu Basia, którą natychmiast spiorunował wzrokiem. – Tak się składa, że Jacek też ma urlop. Wiśniewska go zastępuj. - I chyba nie myślisz, że będzie jechał… - zaśmiał się, ale jak szybko to zrobił tak szybko się uciszył, widząc pełny powagi jej wyraz twarzy. – Ale Mazury? … Myślałem raczej, że wyjedziesz gdzieś na ciepłe wyspy. Może Bahamy? Albo Kanary? - Już dobrze, dobrze! – wtrącił jak dotąd milczący komisarz. – Jeśli chcemy zajechać przed zmierzchem, musimy się zbierać. Jacek, pojedziesz… - Z nami… - i tym razem odpowiedziała za niego Basia. Adam skinął głową i poszedł w kierunku swojego samochodu, gdzie miejsca zajmowali już Marta i Paweł. - Szczepan otwórz proszę bagażnik, schowam swoją torbę… - Dumicz zwrócił się do Żałody, i odszedł zostawiając podkomisarzy samych. - Siedzę pośrodku! – Marek niemal krzyknął, wzrokiem odprowadzając Dumicza. – Skoro Szczepan chce prowadzić, to zapewne Zuzia usiądzie obok niego…. Dlatego ja siedzę pośrodku! - Co? – zakpiła. – A o czym ja miałabym niby z tobą rozmawiać? - Najlepiej, jeśli w ogóle nie będziesz się odzywać! … Nie mam zamiaru patrzeć, jak Dumicz ślini się na twój widok. Prędzej zwymiotuję… - skrzywił się. – Poza tym muszę mieć dobry widok na drogę, będę kierował Szczepana. - Będzie jechał za Adamem. Nie zginie. - Nie byłbym tego taki pewny! … Szczepan lubi czasami wdepnąć w gaz. Zawsze możemy Adama wyprzedzić. Siedzę po środku. Postanowione! – odszedł. - Co za…? – tupnęła nogą i poszła zaraz za nim. Tak więc Basia musiała znosić nieprzepisową bliskość ze swoim byłym facetem, przez całą drogę. Marek nie ułatwiał jej zadania siadając tak blisko niej jak się tylko dało, w efekcie czego Storosz tkwiła skulona przy samych drzwiach, udając że zapach Calvina Kleina na skórze Marka wcale jej nie podnieca. W międzyczasie wszyscy pasażerowie toyoty prowadzonej przez Szczepana, zdążyli stoczyć spór o to jakiej muzyki chcą słuchać podczas jazdy. Obyło się nawet głosowanie – Mozart czy letnie pieśni masowe w rytmach disco? Mozarta i jego mistrzowskie dźwięki oczywiście poparli Jacek i Basia, chcąc zrobić na złość Markowi. Jednak wygrała opcja nr 2, czyli skoczne melodyjki, za którą optowali Szczepan, Brodecki i Zuzia, która nieśmiało podniosła rękę do góry, udając że nie widzi wściekłego spojrzenia przyjaciółki. Tak więc srebrna toyota rozbrzmiewała słowami „Słońce świeci nad nami, rozgrzewa nasze nagie ciała promieniami ...” a podkomisarz Storosz przeklinała dzień, w którym spotkała Marka Brodeckiego ... Cz. 2 Po południu byli już na miejscu. Państwo Zawada dojechali bez żadnych uszczerbków na zdrowiu psychicznym, czego nie można powiedzieć o ich przyjaciołach z drugiego samochodu. Baśka była zła jak osa, po tym jak Marek odkręcając nabuzowaną butelkę coca coli „niechcący” skierował wybuchająca ciecz właśnie na nią i jej nowe lniane spodnie. Oczywiście była to jawna zemsta za to jak Basia i Jacek dzielili się w drodze kanapkami, kompletnie ignorując siedzącego pomiędzy nimi podkomisarza. Ponadto dwa razy zgubili samochód Zawady z pola widzenia i musieli zdać się na swoją policyjną intuicję, dzięki czemu raz wjechali do jakiejś stodoły, a za drugim wylądowali na ściernisku pamiętającym niedawne żniwa. Tak wiec podopieczni komisarza dojechali na miejsce w nieciekawych nastrojach. Okolica była rzeczywiście malownicza – jezioro, lasy, wzgórza ... i pole namiotowe. Owe pole miało być ich miejscem schronienia i wypoczynku przez najbliższy tydzień. Oczywiście wszystko byłoby w jak najlepszym porządku, gdyby Zuzia nie zobaczyła łąki, znajdującej się nieopodal i pasących się na niej krów ... Od momentu gdy postanowiła się z nimi zaprzyjaźnić, jej życie już nigdy nie wyglądało tak jak przedtem. Ale w końcu namioty zostały rozłożone i może byłoby ok., gdyby nie kolejny problem z zakwaterowaniem ... - Zapomniałem namiotu! – oznajmił beztrosko prokurator, siadając na pieńku drzewa obok koleżanki Storosz. – Przeszukałem cały bagażnik, nie ma! – rozłożył szeroko ręce. - Czyżbyś musiał wrócić do Warszawy? – zapytał zadowolony tym faktem podkomisarz, ale widząc, jak Jacek z chytrym uśmieszkiem spogląda w stronę Storosz, jego mina natychmiast zrzedła. - Niedoczekanie twoje… Basiu? – nieco się do niej przysunął. – Czy twój namiot nie jest dwuosobowy? Może podzieliłabyś się ze mną materacykiem? - Niedoczekanie twoje! – odpowiedział za nią Brodecki, powtarzając wcześniejsze słowa Dumicza. – Znaczy, to jest oczywiście wasza sprawa. Tylko błagam, pamiętajcie, że oprócz was jest tutaj jeszcze szóstka innych osób, która wolałaby się wysypiać, niż wysłuchiwać miłosnych uniesień. - Co ty insynuujesz? – Baśka zmrużyła oczy, ostatkiem sił powstrzymując się przed uszkodzeniem Brodeckiemu czegoś cennego. – Zresztą, to nie twoja sprawa. Jacek, oczywiście możesz spać ze mną w namiocie… znaczy obok mnie! – specjalnie pomyliła pojęcia, żeby bardziej rozwścieczyć Brodeckiego, którego żyłka na czole pulsowała coraz mocniej. - Zuzia, a ty nie zapomniałaś namiotu? – rzucił bez zastanowienia podkomisarz, myśląc, że zrobi to jakieś wrażenie na jego byłej. Basia natomiast tylko głośno się roześmiała i łapiąc Jacka za rękaw, pociągnęła go w stronę wody, byle jak najdalej grupy. - Milusie sam na sam? – zażartował prokurator, kiedy go puściła. - Przestań się wydurniać! – warknęła. – I dobrze Ci radzę, lepiej znajdź ten namiot, bo inaczej czeka Cię noc pod gołym niebem… Chyba nie myślałeś, że wpuszczę Cię do swojego królestwa? – dodała, widząc że otwiera usta, żeby coś powiedzieć. – Prędzej pocałuję tą rudą krowę, niż pozwolę Ci się tknąć. - Coś ty taka nerwowa? – po raz kolejny próbował rozweselić przyjaciółkę, ale bez większego rezultatu. Zrezygnowany wróci do reszty. – To może ja jeszcze raz sprawdzę bagażnik. – Zuzia, która obserwowała ich od dłuższej chwili, odprowadziła wzrokiem „szefa” do samochodu i natychmiast dopadła przyjaciółki, która nadal stała przy samym brzegu jeziora, ciesząc stopy ciepłą od słońca wodą. - Nie patrz tak na mnie, nie zamierzam z nim spać… - zagadnęła podkomisarz, słysząc za plecami chichoczącą aspirant. – Chciałam tylko utrzeć nosa temu padalcowi. Mam go po dziurki w nosie. Może rzeczywiście powinnam zostać w Warszawie? - Zwariowałaś? – Zuzia szturchnęła ją lekko między żebra. – Zmarnowałabyś najlepszy urlop. Zamiast myśleć o pracy i…. Brodeckim, zacznij żyć! Nie on, to inny. Baw się, i niczym się nie przejmuj… to moja dewiza na najbliższe siedem dni. - Czy ty coś sugerujesz? - Może… - przegryzła dolną wargę. – Jesteśmy na wakacjach… - krzyknęła. – Nie przejmuj się, co pomyślą o tobie inni. Zrób coś szalonego! Baw się! - Zuzia, nie poznaję Cię… - Ja siebie też nie. A wiesz co mnie przeraża najbardziej? – Basia skinęła głową, żeby mówiła dalej. – Mam ochotę wykąpać się nago w tym jeziorze! - Zuza! – Storosz rozszerzyła szeroko oczy, nie dowierzając w to, co słyszy. - I to w obecności chłopaków! – zawstydzona odwróciła na moment twarz, żeby ukryć rumieńce. - Głupia! – popukała przyjaciółkę po czole. Jako że był to upalny lipiec, więc popołudnia były długie i słoneczne. Dziewczyny postanowiły to celebrować po babsku i natychmiast przebrały się w bikini, chcąc skorzystać z darmowego solarium. Basia rozłożyła się wygodnie na leżaku, ustawionym na pomoście jeziora. Chciała trochę pobyć sama i w ciszy się relaksować, choć przez chwilę. Tak więc w swoim nowym (i dość skąpym) kostiumie w kolorze wody morskiej, delektowała się promieniami żywego słońca. Marek od razu to zauważył, zresztą i tak nie patrzył na nikogo innego, tylko na nią. Musiał przyznać, że widząc ją w tak skromnym stroju, poczuł jak puls mu gwałtownie przyspiesza. Gdyby ktoś go dzisiaj zapytał, potrafiłby wymienić każdy komplet jej bielizny, wspominając przy tym jak cudownie w niej wyglądała. Teraz też wyglądała cudownie, miała idealne ciało – idealne do tego by wyjść na wybieg i brylować jako modelka, idealne do tego by je pieścić i całować ... kiedy poczuł, że się zapędza w swoich fantazjach, postanowił się przejść. Sam nie wiedział czy tego chciał czy nie, ale po 10 minutach błąkania się bez celu i tak swoje kroki pokierował na pomost, na którym opalała się Basia. Gdy był już bliżej niej, zauważył pewien szczegół, który wcześniej mu umknął – otóż pani podkomisarz leżąc na boku ujawniła mały tatuaż, widniejący tuż nad jej łopatką. Znał dokładnie mapę jej ciała – blizny (nieostrożna jazda z bratem na sankach, zakończona zderzeniem z klonem), pieprzyki (dwa na ramieniu, po jednym na udzie i karku), ale nigdy wcześniej nie miała tego tatuażu! Zacisnął mocniej zęby – to wszystko pewnie dla tego błazna w okularach i hawajskiej koszuli! Podszedł bliżej ... - Cześć, pani Modelko! - Cześć, panie Złe Nasienie! – odpowiedziała patrząc nań zza swoich okularów przeciwsłonecznych. - Oooo tatuaż! – zerknął wymownie. – Tuszują go do sesji rozbieranych w „Miesięczniku sfrustrowanego policjanta”? - Nie wiem. – odparła spokojnie. - A co robią z liczbą 666 na twojej czaszce? - Kiedy go zrobiłaś? – zapytał już bardziej nerwowo, ignorując jej wcześniejsze pytanie. - Zaraz po tym pięknym dniu, kiedy skończyliśmy nasz beznadziejny układ! Musisz wiedzieć, że świętuję to do dzisiaj! 14 każdego miesiąca robię imprezę, oczywiście tylko dla przyjaciół, wiec nie dziw się, że nie jesteś zaproszony, i siedząc nad twoimi zdjęciami odprawiam czarną mszę! - Trzymasz moje zdjęcia? – zapytał zuchwale. – Moją jedyną pamiątką po tobie jest nowa sofa w salonie, bo tamtą musiałem wyrzucić zaraz po tym jak wymiotowałaś cały wieczór po imprezie u Adama, zarzygałaś mi wtedy całe mieszkanie! - To jest właśnie niesprawiedliwość losu! Rzygałam też na ciebie i nie ma możliwości zamiany na nowszy model! – prychnęła, coraz bardziej zdenerwowana jego wredną, złośliwą naturą. - Jacek już wie? – zapytał, śmiejąc się do niej całą swoją bezczelną facjatą. - O czym niby? - O tym, że w nocy chrapiesz jak traktor! – zachichotał widząc jak Baśka się czerwieni. - Nie wie! Zresztą w nocy mało czasu poświęcamy na sen! – odpowiedziała robiąc przy tym niewinną minkę. - Domyślam się, że przez pół nocy tłumaczysz mu do czego służy prezerwatywa! – zachichotał, obrywając przy tym ręcznikiem, który do tej pory leżał obok. - Nienawidzę cię! – syknęła przez zaciśnięte zęby. I może kontynuowaliby ten interesujący dialog dłużej, gdyby nie Adam który wezwał ich na typowo wakacyjną kolację - czyli kiełbaski z grilla i zimne piwo. Cz. 3 Dochodziła druga w nocy kiedy wszyscy porozchodzili się do swoich namiotów. Basia wygodnie ułożyła się w śpiworze i bardzo starała się zasnąć. Było to trudne zasadniczo z trzech powodów – co chwila słyszała złowrogie pohukiwania sów z pobliskiego lasu, było jej potwornie gorąco i wciąż nie mogła odpędzić złych myśli. Złe myśli to w przypadku Basi Storosz oczywiście nikt inny jak podkomisarz Brodecki! Kupa mięśni, zero intelektu - jak ona mogła kiedyś w ogóle zwrócić na niego uwagę?! Poza tym wcale nie był taki dobry w łóżku ... tylko nie chcąc mu zrobić przykrości musiała trochę udawać ... Tak, dokładnie tak – Basia Storosz jest inteligentna, zgrabna, zdolna i taki Brodecki to był nic nie znaczący epizod, umilający jej życie! W myślach obrzucała go najgorszymi epitetami, chcąc wyrzucić go z myśli ... i z serca. Na próżno – im bardziej siarczyście przeklinała, tym coraz bardziej chciała go mieć przy sobie, w sobie, obojętnie byle blisko. Te myśli doprowadzały ją do szału, a fale gorąca przetaczały się przez jej ciało. W końcu skapitulowała – zdjęła swoją bawełnianą piżamę z wizerunkiem przyjaciół Kubusia Puchatka i w samej bieliźnie przeparadowała się do namiotu, gdzie smacznie spał pan podkomisarz. - Obudź się! – uderzyła go mocno w ramię, ale Marek spał tak twardym snem, że nawet nie poczuł. Mruknął coś tylko pod nosem i przekręcił się na drugi bok. – Kretynie, mówię do ciebie. Obudź się! – nie rezygnowała, używając coraz to wymyślniejszych epitetów. - Baśka?! – W końcu poskutkowało. Zmrużył oczy, lustrując ją dokładnie. Miała na sobie czarny, koronkowy staniczek i dopasowane kolorystycznie figi. Uśmiechnął się nawet, ale przypominając sobie ich ostatnie relacje, natychmiast spoważniał. Nienawidził jej i to w żadnym stopniu nie mogło ulec zmianie. Od kilku tygodni była dla niego wyłącznie jedną z kolejnych dziewczyn na jego długiej, bardzo długiej liście. - Co ty tutaj robisz?! Chyba pomyliłaś namioty! Jacek śpi obok. - Rozbieraj się! – rzuciła bez ogródek. - Co? – zaśmiał się. - Posłuchaj mnie… W dalszym ciągu Cię nieznoszę! Jesteś nieudacznikiem i impertynentem. Ale nie uprawiałam seksu od dwóch miesięcy i dziewięciu dni. Jestem napalona, półnaga i mówię… rozbieraj się, zanim zmienię zdanie i wrócę do siebie. – Brodeckiemu nie trzeba było dwa razy powtarzać. Najpierw przyciągnął ją do siebie i żarliwie, z tzw. „języczkiem”, pocałował, a następnie przewrócił na plecy zrywając z niej bieliznę. Sam pozbył się swoich bokserek i nie siląc się na umilającą grę wstępną, po prostu rozchylił jej uda… Toteż przez kolejną godzinę dopełniali się łącząc w najbardziej wymyślnych pozycjach, bez żadnych zahamowań, ani nie myśląc o tym jak bardzo się przecież nienawidzą. Kiedy było po wszystkim, Basia tylko narzuciła na siebie jego przydługą koszulkę i wyszła z namiotu. - Zdzira! – krzyknął, ale ona już tego nie usłyszała. Marek nie zasnął już tej nocy. Jak ona mogła?! Potraktowała go jak erotyczną zabawkę – pobawiła się i poszła! W dodatku wcale nie było mu dobrze, to że od czasu do czasu z jego gardła wydarł się jakiś niekontrolowany jęk oznacza tylko to, że Baśka ostatnio przytyła i ... i było mu ciężko! W dodatku nakłamała mu, że ostatnio uprawiała seks z nim – te 2 miesiące i 9 dni temu! A on dał się nabrać, jak małe dziecko na cukierki ... W życiu nie uwierzy tej zakłamanej, niemoralnej kokietce! Teraz to ona zdobyła punkt, ale dopóki on nazywa się Marek Brodecki, zrobi wszystko by doprowadzić do remisu, a nawet wygrać z tą wredną i zuchwałą panią podkomisarz! Była 4.00 rano, gdy w końcu zrezygnował z bezprzedmiotowego przekręcania się z boku na bok, poza tym w rogu swojego namiotu znalazł bieliznę, którą Baśka tu zostawiła i już teraz postanowił to wykorzystać. Ubrał się i wyszedł na zewnątrz – wschód słońca tutaj był przepiękny, słońce nieśmiało wychylało się za horyzont, rzucając swe pierwsze promienie na taflę jeziora, w dodatku wszędzie panowała błoga cisza. Marek w końcu zauważył, że Adam też prawdopodobnie nie może spać, i nie zdziwiłby się gdyby to ta napalona nimfomanka zrobiła nalot również na namiot komisarza, nie zważając nawet na Martę i Pawła. Podszedł do niego po cichu, widząc jak łowi ryby i pewnie nie byłby zadowolony, gdyby ktoś je spłoszył. - Nie możesz spać? – zapytał w końcu Adam. - Jakoś to mazurskie powietrze chyba nie sprzyja kolorowym snom ... – Marek uśmiechnął się niepewnie. - Słuchaj, co tam się dzisiaj w nocy u ciebie działo? – w końcu po chwili dłuższego milczenia, Zawada kątem okaz spojrzał na przyjaciela. - Co? Nie wiem o czym mówisz! - Chodzi mi o to „Chodź tu ty niegrzeczny chłopczyku!” albo „Marek! ... Jeszcze!” – Marek pąsowiał, podczas gdy jego przyjaciel miał świetny ubaw - ... Wiesz, mnie nie obchodzi, że sobie sprowadzasz jakieś panny na noc ... Chodzi tylko o to, że jakby nie patrzeć śpimy w namiotach i wszystko słychać. - Marta musiała zatykać uszy Pawłowi, inni pewnie też się nie wyspali, a Baśka zapewne będzie na ciebie piekielnie wściekła! – i jak na zawołanie na ścieżce obok jeziora zauważyli truchtającą Storosz, która podobnie jak Marek nie zasnęła już tej nocy i stwierdziła, że najlepszy na obniżenie poziomu wściekłości jest poranny jogging. - Mogłeś o tym myśleć zanim zabrałeś Szatana na tę wycieczkę! – odpowiedział w końcu Marek. - Szatana? – Adam zdezorientowany popatrzył na przyjaciela. - Dzień dobry! Cześć Adam, fajna czapeczka! – Basia podbiegła do komisarza i cmoknęła go w policzek. - Rzekł Szatan! – odburknął Marek. - Wolę rządca tego świata, ale szatan też ujdzie! - Co ty tu robisz? - Nie mogłam spać, bo myślałam o pewnym frajerze, a biegając potęgowałam nienawiść do niego! - Zdzira! - Słuchaj, wiesz co to są istoty ludzkie mentalny recydywisto? - Nie jestem recydywistą, chyba że cię to podnieca ... - Obudziłeś się kiedyś i zdałeś sobie sprawę, że nikt cię nie lubi oraz ... że nikogo nie obchodzisz? - Baśka, co twoje majtki i stanik robią na drzewie?!!! – tę interesującą konwersację podkomisarzom przerwała Zuzia, która właśnie się rozbudziła i teraz swoje zdziwione oczy wlepiała w wiszące na pobliskiej brzózce fragmenty bielizny Storosz. Do wszystkiego dołączona była kartka z napisem „Znalezione w jednym z namiotów, właścicielka proszona o odbiór„ - Chyba jednak ktoś mnie lubi! - zachichotał Brodecki patrząc jak twarz Baśki robi się na przemian blada i purpurowa. Cz. 4 Baśka przez cały dzień omijała Brodeckiego szerokim łukiem. Po tym jak ją upokorzył, wywieszając na drzewie jej bieliznę, był już kimś więcej niż wrogiem nr 1. Podkomisarz Storosz wręcz pałała żądzą zemsty! Jego obecność, dosłownie wszędzie wręcz tylko potęgowała te odczucia. Chcąc pobyć przez chwilę sama, postanowiła się przejść. Kiedy tak siedziała na pomoście i patrzyła w toń jeziora, czuła jak to wszystko ją przerasta. Pielęgnowana nienawiść do faceta, dla którego niegdyś straciła głowę, te ich słowne utarczki ... Jak mogła być kiedyś tak głupia, wypowiadając kilka słów w gniewie zniszczyła to wszystko co ich łączyło i doprowadziła do tak okropnej atmosfery jaka jest teraz. Ale nie podda się, nie pozwoli się znów upokorzyć! Przecierając niesforną łzę, która popłynęła po jej policzku, poczuła jak ktoś obejmuje ją ramieniem ... - Wszędzie Cię szukałem! – to Jacek, z którego twarzy przez cały dzień nie schodził radosny uśmiech. Niby on, ale zupełnie ja nie on. Sportowe ubranie zamiast idealnie wyprasowanego garnituru, w zupełności odróżniało go od mężczyzny, którego widywała na komendzie. Do tego ciemne, przeciwsłoneczne okulary i wędkarska czapka ze sztucznym spławikiem na czubku. – Znikłaś mi gdzieś po obiedzie. Co się dzieje? - Nic! – odpowiedziała pewnie, odwzajemniając delikatnie jego uśmiech. – Cieszę się ciszą i nadmorskim powietrzem. - Fakt… Cisza! – przytaknął. – Przydałaby się nam wszystkim, ale w nocy! Słyszałaś te odgłosy dochodzące z namiotu Brodeckiego? … Obrzydliwe! Jeśli naprawdę chciał skorzystać z usług jakiejś panienki, mógł wynająć pokój w hotelu po drugiej stronie jeziora. - Dziwne! – rozszerzyła szeroko oczy, udając zdziwienie. – Niczego nie słyszałam. Ale to może dlatego, że byłam zmęczona. Podróż, późna kolacja… sam rozumiesz. - Jasne! Zuzia i Szczepan tymczasem bacznie obserwowali siedzących na pomoście. Relacje między Baśką i Markiem, oraz wciągnięte w to osoby postronne były ostatnio tematem numer jeden w krążących plotkach i rewelacjach. Tak więc i nasi aspiranci gryząc nasionka słonecznika zachodzili w głowę o czym teraz może rozmawiać pan prokurator z Baśką ... - Kurka… Widziałem godzinę temu jak czytał kodeks karny. Może jej teraz opowiada? – zaproponował beztrosko. – No co? – dodał, widząc posępne spojrzenie koleżanki Ostrowskiej. – Jest prokuratorem okręgowym! - Ale Baśka nie jest idiotką! Tu chodzi raczej o coś innego… - zamyśliła się. - Podobno przed naszym wyjazdem zaprosił ją na kolację. - Ojej… patrz, patrz! Położył jej rękę na udzie! – Szczepan z podekscytowania podskoczył na leżaku, kompletnie lekceważąc przy tym przypuszczenia koleżanki. – Daję 20 złotych, że zaraz ją pocałuje. - Sfiksowałeś już do reszty… - zmrużyła oczy, ale obserwując przesuwającą się prokuratorską dłoń i jak powoli nachyla się ku twarzy Storosz, szybko sięgnęła po portfel. – 50, że to ona pierwsza to zrobi. - Sto, że do niczego nie dojdzie! – usłyszeli nagle za plecami głos przyjaciela. Marek zacisnął mocno pięści i nie odrywając oczu od swojej byłej i Dumicza, poszedł w ich stronę. - O kurka… Myślisz Zuziu, że będzie potrzebny ratownik? - Dwieście, że lekarz! Marek jednak całkowicie zignorował obecność prokuratora, mimo że najchętniej pozbawiłby go szczerzących się bezustannie białych ząbków. Odepchnął go tylko ręką od zdezorientowanej jego pojawieniem dziewczyny, a na jej ustach złożył wymuszony, choć czuły pocałunek. I trwaliby tak jeszcze długo, coraz bardziej zatracając się w tej przyjemnej pieszczocie, gdyby nie rozsądek pani podkomisarz. Baśka w porę się opamiętała, odpychając go do siebie. - Za kogo ty się uważasz? – krzyknęła i z ogromną siłą sprzedała mu tzw. „liścia”, pozostawiając na jego policzku sporych rozmiarów zaczerwienienie. A podkomisarz zachwiał się niebezpiecznie i runął do wody… - Wariatka!!! Kiedy Marek zdążył już się przebrać, wysuszyć i ochłonąć pomyślał, że nie przełknie tego co mu zrobiła. Choćby miał ją ścigać do końca życia, ona dostanie za swoje. Okazja sama mu wpadła w ręce gdy na małej plaży obok jeziora grali w siatkę ... - Baśka co z tobą, psujesz już trzecią zagrywkę? - w końcu warknęła na nią Zuzia. - Storosz zamiast opychać się pizzą przed snem, zrzuciłabyś kilka zbędnych kilogramów, co? – zadrwił Marek, który oczywiście był w drużynie przeciwnej. - Ej, co się z wami dzieje?! – Zawada miał już dość tych słownych utarczek. - Nic, po prostu dwa miesiące temu mieliśmy małe cudzołóstwo! – odpowiedział mu Marek i mocno zaserwował w stronę Baśki, ta jednak odebrała piłkę. - To wcale nie było MAŁE cudzołóstwo Mareczku! – zreflektowała się Storosz i jednoznacznie zerknęła na Jacka. - Wyobrażam sobie! – warknął. – Bielizna znaleziona gdzieś w polu namiotowym jednoznacznie sugeruje jak można nazwać jej właścicielkę! - Fagas! – syknęła Baśka. - Odezwała się cudzołożna socjopatka! - Koniec meczu, 3:0 dla drużyny Marka! Późnym wieczorem Marek poczekał aż wszyscy zasną i udadzą się do swoich namiotów. Było to raczej trudne bo Szczepan cały czas gdzieś łaził z Zuzią, a Dumicz uparł się i zmusił Baśkę do gry w Chińczyka. Brodecki niecierpliwił się coraz bardziej ,ale gdy na horyzoncie w końcu nie było żywej duszy uśmiechnął się do siebie diabolicznie. Wyszedł ze swojego namiotu ubrany jedynie w bokserki ,z napisem w strategicznym miejscu „I’m a tiger” i tak by go nikt nie słyszał udał się do namiotu Baśki ... Rano absolutnie nikt z wczasowiczów nie był wyspany. Namiot panny Storosz prawie się przewrócił od nocnych wyczynów jego właścicielki i jej tajemniczego kochanka. Jęki, triumfalne okrzyki, sapanie – jak z taniego filmu pornograficznego. Zuzia, zupełnie nieprzytomna miała dzisiaj zamiar wygarnąć swojej przyjaciółce jej bardzo nieprzyzwoite zachowanie, może nawet nie tyle to, co niemożność wyspania się nawet na urlopie. Przy jeziorze natknęła się na Szczepana, który właśnie wychodził ze swojego śpiwora. Był zmuszony przenieść się dalej od pola namiotowego, by zaczerpnąć choć odrobinę snu ... - Ty też? – aspirant spojrzał na koleżankę z jednym na współ przymkniętym okiem. – Spałaś w ogóle? - Nie! – mruknęła złowieszczo. – I nawet nie chcę myśleć o tym, co…. co tam się działo. - Co to za facet? - Nie wiem! – wzruszyła ramionami. – Ale uważasz, że jeden odwaliłby tyle roboty? … To jakaś seksmaszyna musi być. - Raczej nie… - Szczepan pokręcił głową i skinął w stronę namiotu podkomisarz Storosz, z którego wyszedł właśnie nikt inny, jak zadowolony Marek Brodecki. Przeciągnął się, nie zauważając przyjaciół i wrócił do siebie. - Pogodzili się? … O nieee, a ja obstawiałam tego muskularnego ratownika z przystani, albo przystojniaka z klubu za lasem. Cz. 5 Zuzia uważnie obserwowała namiot Baśki. 10 minut temu wyszedł z niego zadowolony Brodecki, ciekawe kogo jeszcze Basieńka sobie przykukała na noc? Swoją drogą, to chyba wreszcie podkomisarze się pogodzili, skoro jeszcze wczoraj Marek był według Storosz „nieślubnym dzieckiem Haniballa Lectera „,a w nocy słyszała jak pośród chichotu nazywała go „ciasteczkiem bananowym„! A może to nie o Brodeckiego chodziło? Jakkolwiek Marek był sprawny i wysportowany, tak nie mieściło jej się w głowie, że wytrzymał ten seksualny maraton, musiał mu ktoś pomóc! W końcu Ostrowska zauważyła jak z namiotu wreszcie wychodzi Baśka – zrelaksowana, uśmiechnięta, podśpiewywała pod nosem jakąś skoczną melodyjkę. Ubrana w dżinsowe szorty i luźną bluzkę bez pleców. Ani śladu zmęczenia! Ta to ma zdrowie ... Podkomisarz podeszła do przyjaciółki z ustami rozciągniętymi w szerokim uśmiechu ... - Witaj… jędrna pomarańczko! – zagadnęła wesoło Zuzia, nawet na moment nie spuszczając wzroku z koleżanki. – Gdzie zgubiłaś swojego napalonego ogiera? … Nieładnie, nieładnie. Nie zdziwię się, jeśli wasze ekscesy słyszeli także wczasowicze po drugiej stronie jeziora. - Nie mam pojęcia o czym mówisz… - tym razem jej uśmiech był już nieco wymuszony. – Spałam tej nocy jak zabita. Może to kolejny z twoich nocnych koszmarów? … - mruknęła nieprzyjemnie i już miała iść w stronę Marty i chłopców, kiedy poczuła na łokciu uścisk pani aspirant. - Nie tak szybko moja droga… Widzisz te wory pod oczami? – wskazała palcem. – To wina twojej całonocnej imprezy z Brodeckim. Nie przespałam nawet godziny, wysłuchując… „Oh Marek, no dalej, dalej!”. Dlatego chyba należą mi się jakieś wyjaśnienia? … I proszę Cię, nie rób ze mnie idiotki. Widziałam, jak szanowny pan podkomisarz wychodził niedawno z twojego namiotu. - Oj Zuzia… - zawstydzona spuściła głowę. – Co mam Ci powiedzieć? Że uwielbiam seks? … Tak, uwielbiam! Że uwielbiam seks z Brodeckim? Tak, uwielbiam. Wystarczy? - Pogodziliście się? - Żartujesz?! – prychnęła. – Jest skończonym kretynem! Nienawidzę go, i nie mogę patrzeć na jego parszywą gębę! – mocno ścisnęła pięści. – No sama zobacz… - skinęła głową w jego stronę. – Szczerzy się tylko… A Marcie najwyraźniej się to podoba. Będę musiała porozmawiać z Adasiem. - Głupia! – Ostrowska szturchnęła ją między żebra. – Kochasz go wariatko! - Słucham?! – rozszerzyła szeroko oczy. – Co to, to nie! … Byłam tylko troszkę niedopieszczona, a że jedynym facetem w przeciągu kilometra, nadającym się do zaspokojenia moich potrzeb był ten idiota, to już nie moja wina! – wzruszyła beztrosko ramionami. – Przynajmniej się do czegoś przydał. - Co ty powiesz? - Zuzia, taka jest prawda! Rozejrzyj się…. Adam ma żonę i dziecko. Szczepan prawdopodobnie zakochany jest w swojej najlepszej przyjaciółce. Jacek… - skrzywiła się. – Jacek to Jacek. Paweł natomiast jest niepełnoletni i oskarżyliby mnie o molestowanie seksualne. Zostaje kto? … Idiota Brodecki. - A to znaczy, że kochasz idiotę Brodeckiego! - uśmiechnęła się ironicznie. – I wiesz co Ci jeszcze powiem? Żałujesz, że odmówiłaś, kiedy Ci się oświadczył. Ha! - Nie Zuz, to znaczy że poszłam za twoją radą! Żyję chwilą… - wykrzyknęła, rozkładając szeroko ręce. – A moją wczorajszą chwilą był seks z Brodeckim. Dlatego kto wie? Może dzisiaj będzie nią seks z innym przystojniakiem? - Zwariowałaś! … Baśka, przestań zanim będzie za późno. Masz szansę pogodzić się z Markiem, więc nie zmarnuj tego. Bardzo Cię proszę! … Wiesz przecież, że nadal marzę o roli druhny na waszym ślubie. - A mam Ci przypomnieć twoje słowa z dnia, kiedy tu przyjechaliśmy? … „Zamiast myśleć o pracy i…. Brodeckim, zacznij żyć! Nie on, to inny. Baw się, i niczym się nie przejmuj… to moja dewiza na najbliższe siedem dni.” - Znasz mnie, czasami coś palnę bez zastanowienia… - Nie! … I podtrzymując nasze postanowienie, dzisiaj zapominam o Brodeckim, i idę się bawić! A ty razem ze mną. Do tawerny! – głośno się roześmiała i uznając ich rozmowę za zakończoną, poszła w kierunku przyjaciół przygotowujących śniadanie. - Cudownie! – Zuzia głośno westchnęła. – Ale Basia….? – krzyknęła za nią jeszcze, przypominając sobie o czymś. – Jak to? Szczepan zakochany? Dziewczyny resztę dnia spędziły na błogim lenistwie, opalając się, ewentualnie rozwiązując krzyżówki. Zachowywały się przy tym jak zakochane nastolatki, co chwila chichocząc, bądź wrzucając biednego Szczepana do wody. Panowie wybrali aktywny wypoczynek - Marek z Adamem i Pawłem wypożyczyli rowery i wybrali się na przejażdżkę, a Szczepan raz po raz demonstrował wszystkim swój styl pływania. Kiedy przyszedł wieczór Basia i Zuzia, w konspiracji przygotowywały się na dzisiejsze wyjście. Jacek, który do tej pory kontemplował piękno mazurskiej przyrody, bardzo żywo zainteresował się dziwnym zachowaniem dziewczyn, ale Basi udało się go jakoś spławić. Oczywiście oficjalna wersja brzmiała: „Idziemy na spacer!”, jednak w gronie praktycznie samych policjantów, wzbudziło to podejrzenia. Baśka i Marek rzecz jasna nadal nie szczędzili sobie złośliwości - ona nazwała go ”pustogłowym mięśniakiem”, on ją ”rozsypującą się trzydziestką”, jakby zupełnie zapomnieli o „bananowym ciasteczku” i „jędrnej pomarańczce„ ... O 21.00 dziewczyny były już gotowe – ubrane w połyskujące, wyzywające stroje, ostentacyjnie przeszły obok siedzących przy ognisku panów. Szczepan aż zagwizdał na ich widok, ale Marek z cynicznym uśmieszkiem rzucił do Baśki, że wygląda jak ”przypudrowana Dzidzia Piernik„ - Storosz po tych słowach mało nie zaatakowała „tego beznadziejnego palanta”, jednak Zuzia odciągnęła wściekłą przyjaciółkę i przypomniała gdzie i w jakim celu idą ... - No to jesteśmy! – zakomunikowała podkomisarz, zatrzymując się w progu knajpki, bardziej przypominającej miejscową dyskotekę. – Ruszamy od razu na łowy, czy najpierw zrelaksujemy się przy barze? Mam ochotę na zimne piwo, a ty? - Tylko bądź grzeczna! – Zuzia niepewnie spojrzała najpierw na przyjaciółkę, a potem na kilku mężczyzn mijających ich w drzwiach. - A czy ja kiedykolwiek nie byłam? … Jestem poważną panią oficer, ale lepiej nikomu tutaj o tym nie wspominaj. – zachichotała. – Kierunek bar! Dziewczyny od pół godziny siedziały przy barze, którego asortyment był raczej skromny. W ogóle pomieszczenie, w którym się znajdowały bardziej przypominało wiejską tancbudę niż „dyskoteki” do jakich były przyzwyczajone mieszkając w stolicy. „Barman” potem okazał się panem Józkiem i był wysokim, krępym mężczyzną, któremu na przedzie brakowało dwóch zębów. Pan Józek mógł im zaproponować czystą wódkę, piwo, lub samogon. Bezpiecznie wybrały to drugie i cały czas obserwowały potencjalnych kandydatów do flirtu. Przekrój społeczny owej „dyskoteki” prezentował się następująco: młodzież gimnazjalna na wakacjach, czyli wpół rozebrane pannice z pomalowanymi na różowo tipsami, blondynki tak tlenione, że gdyby zanurkowały pod wodą mogłyby bez problemu oddychać bez rurki tlenowej, w końcu kilku rosłych szpanerów, będących skrzyżowaniem Mariusza Pudzianowskiego z Andrzejem Lepperem, oraz pan ochroniarz którego twarz nie wyrażała żadnej głębi, a który tupał nogą w jednostajnym rytmie ... - Baśka, północny-wschód. Kusznierewicz w niebieskich szortach cały czas się na Ciebie gapi. Ciekawe dlaczego? – mrugnęła. – Ktoś tu komuś wpadł w oko. - Może dlatego, że nie mam stanika? – uśmiechnęła się, mocząc usta w złocistym napoju – A muszę Ci się przyznać, że prawie zawsze podniecam się na widok takich towarów. - Ale prawie… - pogroziła jej palcem Ostrowska. – Bo zawsze podniecasz się na widok Brodeckiego. - Kogo? … Zresztą, nie ważne! – machnęła ręką. - Idę tam! Czuję, że spotkałam mojego jedynego. Piętnaście minut później… - I co? – Zuzia aż poderwała się z krzesła, widząc wracającą do baru przyjaciółkę. – Jaki jest? Cały czas was obserwowałam. Rozmawialiście jak najęci. - Miły. – odparła, nabierając powietrza w usta, - I tylko tyle? … Baśka! – szturchnęła ją. - Miły i uroczy… i ma osiemnaście lat. - Cooo?! – krzyknęła, odwracając twarz w stronę chłopaka, żeby lepiej mu się przyjrzeć. – I bardzo urodziwy jak na osiemnastolatka. – parsknęła śmiechem. – Ale nie przejmuj się. Przecież nie jest tutaj jedynym facetem… rozejrzyjmy się! Co powiesz na…. Na szatyna w białej koszulce pod oknem? - Ma obrączkę na palcu! Nie sypiam z żonatymi. - Bo ty sypiasz tylko z Brodeckim… - mruknęła, zwracając na siebie posępny wzrok koleżanki. – Nic nie mówiłam, no! W takim razie brunet w jeansach i bezrękawniku… właśnie wszedł do środka. - Przystojny… - pokiwała głową. – Dobrze zbudowany! … Idę! Dziesięć minut później… - Co tak szybko? – aspirant spojrzała za zegarek. – Nie zdążyłam nawet dopić piwa. Nie spodobał Ci się? - Zuzia, on jest z wykształcenia rzeźnikiem! - No tak! Bo miłość twojego życia ma być policjantem… najlepiej z wydziału kryminalnego. I do tego najlepiej, żeby pracował w Komendzie Stołecznej w Warszawie… Baśka, żadna praca nie hańbi, rozumiesz? … W tej chwili masz do niego wrócić! - Nie! - Dlaczego? … - oburzyła się. - Obraziłaś go, tak? Co mu powiedziałaś?! … Właściwie to nie chcę wiedzieć! Ale wiedz, że powinnaś go przeprosić. - Nie nawtykałam mu! - To co zrobiłaś? … Bo on na pewno Cię nie spławił. Widziałam, jak się ucieszył, kiedy do niego podeszłaś. - Barman, setkę wódki… - krzyknęła, ignorując kolejne słowa Zuzi. A kiedy Pan Józek postawił przed nią szklaneczkę, wypiła jednym haustem. – Powiedziałam mu, że kocham Brodeckiego! … Dobrze słyszałaś, kocham tego palanta! I nawet gdyby przeparadował przede mną nagi mister mokrego podkoszulka, to bym tego nie zauważyła, bo kocham Marka. Ale tak, jak go kocham, tak go teraz nienawidzę! - I co teraz?! - Teraz? … Druga kolejka! Jestem zrozpaczona i mam ochotę się upić! - Jak to? - Czy ty naprawdę nic nie rozumiesz?! … Żaden facet w tym lokalu mnie nie pociąga! A czy ja wyglądam na lesbijkę? Nie! Więc to czarna rozpacz, bo ten dupek najwyraźniej zamknął się w moim sercu i wyrzucił klucz… Barman!!! Basia spędziła przy barze cały wieczór korzystając z gościnności pana Józka, który potem za darmo częstował ją bimbrem własnej roboty, a na odchodne podarował nawet całą butelkę domowej, 70% śliwowicy. Storosz była kompletnie pijana idąc na miejsce ich tymczasowego pobytu. Zuzia co prawda starała się jej jakoś pomóc w tym, by doszła nie zaliczając po drodze żadnego stawu czy bagna, jednak było to trudne bo Baśka poruszała się slalomem, w dodatku na całe gardło wydzierała się że „Brodecki to palant i ma małego!„. Wreszcie pojawiła się na ich polu namiotowym – tam również impreza trwała w najlepsze gdzie przyjaciele pań policjantek biesiadowali przy ognisku, ale chyba wszyscy jej uczestnicy nie wypili łącznie tyle, co Barbara przez jeden wieczór. Adam i Marta zamarli patrząc jak Baśka dostaje napadu histerycznego śmiechu i niemal zabija się o własne nogi, Jacek zastygł w jednej pozycji z pieczoną kiełbaską tuż przy ustach, Szczepan zaprzestał grania na gitarze pieśni ogniskowych, a Marek gotował się ze złości patrząc na swoją byłą ... - O nic nie pytajcie! Tylko o nic nie pytajcie! – pierwsza odezwała się Zuzia, patrząc po kolei na swoich przyjaciół. – Baśka się zdrzemnie i wszystko wróci do normy! - Nie chce mi się spać! – fuknęła, odpychając od siebie Ostrowską. Zrobiła kilka kroków w przód i runęła, jak długa na ziemię. – Nic mi nie jest, nic mi nie jest. - zapewniła, próbując wstać. - Oczywiście! – burknął podkomisarz. Przewrócił oczami, kiedy Baśka zachowując się, jak małe dziecko, wytknęła mu język i podszedł do niej, pomagając Zuzi ją podnieść. – Załatwiłaś się na amen. - Nie dotykaj mnie… - warknęła. – To wszystko przez Ciebie! Nienawidzisz mnie, a w nocy kiedy tylko wszyscy pójdą spać, nachodzisz mnie w namiocie! … Tak, to on! Te jęki, to jego sprawka! - Zamknij się! - Nie mów mi, co mam robić! – krzyknęła. – Idę się wykąpać! - Co?! – wszyscy niemal jednocześnie krzyknęli w jej stronę. - Idę się wykąpać! – odpięła guzik przy spodniach i podpierając się na ramieniu Zuzi, zdjęła je rzucając gdzieś w bok. - Nigdzie nie idziesz! – Marek pociągnął ją za rękę, ale od razu mu się wyrwała. – Czy ty widzisz w jakim jesteś stanie? - Odlotowym! – krzyknęła, podnosząc ręce do góry. – Będę się kąpać nago w jeziorze… zaśpiewała wesoło, tym razem pozbywając się bluzki, a że pod spodem nie miała niczego, wszyscy panowie szeroko wybałuszyli na nią oczy. - Baśka! – Brodecki natychmiast do niej doskoczył, obejmując ramionami. – Ubieraj się! W tej chwili, słyszysz? – rozkazał. – Zuzia podasz mi jej bluzkę? – poprosił, nie wypuszczając ją z uścisku. – Jacek!!! - Co?! - Odwróć się, natychmiast! … Szczepan! Adam ty też! - Będę się kąpać nago w jeziorze! – powtórzyła. – Pomożesz mi z majteczkami? - Nie! … Zakładaj to na siebie, już… - kiedy próbował ubrać ją z powrotem, albo chociażby okryć, żeby nikt nie mógł w stanie objąć wzrokiem jej nagości, wyrwała się i szybko pobiegła w stronę wody. – Baśka?! – natychmiast ruszył w jej stronę, widząc jak zdejmuje swoje koronkowe figi. Odwrócił się jeszcze w międzyczasie do przyjaciół, posyłając im wrogie spojrzenie, a zwłaszcza panom. – Wszyscy do namiotów! … Jacek!!! - Już! Już! – w geście poddania uniósł do góry ręce. - Brodecki to palant i ma małego! – usłyszał w międzyczasie, między ściąganiem z siebie spodni i koszulki. – Brodecki to palant i ma małego! - Co za suka! – zaklął i powoli wszedł do wody. Mimo upałów była o tej porze zimna, na tyle zimna że Brodecki zaczął się trząść, w myślach obdarzając Baśkę najbardziej wyszukanymi przekleństwami. Po pierwsze była żałośnie pijana, jak jeszcze nigdy w życiu, po drugie wystawiła swoje ciało na widok publiczny a dotąd tylko on znał to co zwykle ukrywała pod ubraniami, a po trzecie ... on wcale nie ma małego! Podpłynął do niej, kiedy leniwie uśmiechała się do niego, gdyby nie była tak pijana, może uznałby to za szczery znak, ale na pewno nie teraz, podczas gdy jutro nie będzie nic z tego pamiętać. Byli zanurzeni do ramion i prawie stykali się swoimi nagimi ciałami ... - Byłyśmy z Zuzią na dyskotece! Poderwałam jednego osiemnastolatka i…. jednego rzeźnika. – zachichotała. – Był nieziemsko przystojny! - Myślisz, że mnie to interesuje? … Nie jesteśmy już razem! - Wiem! … Powiedziałam mu, że kocham kogoś innego! Też jest przystojny, ale jest skończonym draniem! – wzruszyła ramionami. – Mówię prawdę! - Cała się trzęsiesz! To chyba nie był najlepszy moment na kąpiel. Proszę Cię, wyjdźmy na brzeg! – odwrócił twarz w stronę księżyca. - Mówię do Ciebie! – krzyknęła. - … Wiem, że jestem pijana, ale czy to nie wtedy ludzie mówią to, co myślą? - Więc jestem draniem? - Też! – uśmiechnęła się. – Nadal Cię kocham! … I tęsknię za tobą! - A jutro, kiedy wytrzeźwiejesz zapomnisz o tym, albo co gorsze, odwołasz to. I nadal będę dla Ciebie dupkiem i erotyczną zabawką jednocześnie. - Nie! – pokręciła głową. – Obiecuję, nie! Kocham Cię, Marek. - W komediach romantycznych takie wyznania kończą się pocałunkiem… - Więc mnie pocałuj… Cz. 6 Basia budząc się, poczuła jak potworny ból rozchodzący się od głowy, aż po czubki palców, paraliżuje jej ciało. W dodatku wszystko co wczoraj zjadła, teraz podeszło jej do gardła. No i jeszcze suchość w ustach, a te koty tak głośno tupią ... Ale poza tym fizycznym dyskomfortem było jej całkiem przyjemnie. Spała ukryta w bezpiecznych, bardzo męskich ramionach. Z trudem odwróciła głowę i uśmiechnęła się do siebie z widocznym rozmarzeniem – Marek spał z głową wtuloną w zagłębienie jej szyi. Dawniej gdy jeszcze byli razem, często tak zasypiał ... i może leżałaby dłużej otoczona kokonem jego czułości, ale nagły odruch wymiotny sprawił, że mogła tylko zerwać się z miejsca i niemal rozrywając wejście do namiotu wypadła na zewnątrz ... Marka obudziły natomiast jakieś dziwne odgłosy dochodzące z pobliskich krzaków. Gdy przejechał ręką po pustym miejscu obok, z uśmiechem pomyślał o biednej Basi i ekstrakcji jej żołądka. Zresztą trudno się dziwić, inaczej nie mogła zareagować – mały żołądek, tak drobnej osóbki i litry jakiejś alkoholowej mikstury ... Baśka nigdy nie miała mocnej głowy – gdy chodzili na imprezy ciągle musiał jej pilnować, by nie wypiła zbyt wiele, bo potem robiła piramidalne głupstwa – raz nawet dopuściła się na nim małego gwałtu, ale to akurat wspominał dobrze. Natomiast wczoraj było inaczej – wierzył jej, wyczytał szczerość w jej oczach ... Zerwał się szybko na poszukiwania swojej „jędrnej pomarańczki” ... - Kochanie, wszystko w porządku? – zapytał, zatrzymując się tuż obok niej, między drzewami. – Basia?! - Spieprzaj… - warknęła nieprzyjemnie, kątem oka zerkając w jego stronę. – I nie mów do mnie „kochanie”. Że rżniesz mnie co noc o niczym jeszcze nie świadczy. To tylko zwykły seks. - A więc tak?! – odszedł zakładając ręce na kark. Mógł się przecież domyślić, że alkohol zabierze im wszystko to, co wczoraj sobie wyjaśnili. Ale mimo tego uwierzył w jej obietnicę, że przez noc niczego nie zapomni. Zwłaszcza ważnych dla niego słów – „Kocham Cię”. I chociaż nie powinien mieć do niej pretensji, to czuł jak wściekłość na nią, na samego siebie ogrania całe jego ciało. Nie chciał jednak znowu się kłócić. Bo to doprowadziłoby do kolejnej niepotrzebnej awantury. – Nic nie pamiętasz! – dodał, odwracając się ponownie w jej stronę. - Zamknij się i przynieś mi z łaski swojej wodę! - Ty naprawdę nic nie pamiętasz? … - bardziej stwierdził, niż zapytał. – Nic! - Jeśli robiliśmy to, co poprzedniej nocy… i jeszcze poprzedniej, to pamiętam. Trzy razy pozycja klasyczna, dwa razy na jeźdźca i 69. I tak przez kolejną godzinę. Zgadza się? - Tak, zgadza się! … - skłamał, choć wczorajszego wieczoru prócz czułych pocałunków i przytulanek, nie doszło między nimi do niczego. Kiedy wyszli z wody pomógł jej się ubrać, a potem zamknęli się przed wszystkimi w jego namiocie. Zanim zasnęli, długo jeszcze rozmawiali. – Ostry i przyjemny seks z moją była. Masz niesamowitą pamięć! - Odczep się ode mnie! … Głowa mi pęka! – przymknęła na chwilę oczy, poczym odpychając go od siebie, poszła w stronę obserwującej ich Zuzi. - Ja też Cię lubię… - mruknął i ignorując nawoływania Adama, zniknął na leśnej drodze prowadzącej do przystani. Zuzia juz od dłuższego czasu przyglądała się tej scenie. Nie mogła uwierzyć, że jej przyjaciółka jest tak głupia! Trafił jej się fantastyczny facet, który nie widział świata poza nią - opiekował się, chronił, po prostu kochał ... A ona nie dość, że na początku odrzuciła jego oświadczyny z jakiś wydumanych powodów, to później rozbiła wszystko przez swój niewyparzony język! Byli parą wariatów i kochali się jak wariaci - mocno, aż do bólu i teraz równie mocno postanowiła zareagować aspirant Ostrowska. - Zuziaaaa…. – Storosz podparła głowę na ramieniu przyjaciółki. – Powiedz, że znajdziesz w swojej apteczce coś na… - Kaca? – wtrąciła. – Tobie nie jest potrzebny lek na kaca, tylko na głupotę! … - Basia szybko spojrzała na nią, mrużąc przy tym oczy. – Do tej pory nie wierzyłam, że skończyłaś szkołę oficerską z wyróżnieniem… I miałam rację! – dodała dumnie. – Bo twoje IQ ledwo dorównuje zeru. - Czy ty mnie właśnie obraziłaś?! – fuknęła. - A i owszem, bo jesteś skończoną kretynką! .. Daj mi skończyć! – krzyknęła, widząc jak podkomisarz otwiera usta, żeby odeprzeć atak. – Mogę zrozumieć, że zrobiłaś z siebie kompletną idiotkę wlewając w siebie hektolitry alkoholu! Mogę zrozumieć, że chciałaś wykąpać się nago o zachodzie słońca. Ale nigdy nie zrozumiem twojego postępowania wobec Marka. Przecież ty go kochasz! - Dlatego się wczoraj upiłam! … I wiesz co Ci powiem, nie żałuję! Przynajmniej zapomniałam o nim na kilka godzin! - Taka jesteś pewna?! Hm? – Zuzia skrzyżowała ręce na piersi i z szerokim uśmiechem skinęła w stronę jej prawej dłoni. – No spójrz! … Spójrz, co pięknego lśni na twoim serdecznym paluszku! - Co to?! – zdziwiona zdjęła pierścionek. Był delikatny, z białego złota z malutkim diamencikiem. Od razu go rozpoznała – ten sam, zaręczynowy, widziała ostatnio ponad dwa miesiące temu, kiedy otworzyła czerwone pudełeczko na kolacji, na którą wybrali się do „Ristorante Balgera” - Byłaś tak schlana, że teraz niczego nie pamiętasz, co? - Ale… - Pogodziliście się! – odpowiedziała Zuzia, widząc przestraszone spojrzenie przyjaciółki. – A potem niemal siłą wymusiłaś na nim powtórne oświadczyny. – zachichotała. – Nawet bez pierścionka, ale Marek na twoje szczęście miał go przy sobie. - Nie! – jęknęła. – Marek?! – odwróciła się, ale nigdzie w zasięgu jej wzroku go nie było. – Marek?! - Narozrabiałaś koleżanko Storosz! … Poszedł w stronę przystani… - mrugnęła. – Idź i nie waż mi się wracać bez niego! – pogroziła. - Jasne! … Zuziaaaaaa kocham Cię! Marek tymczasem szedł bez celu, co jakiś czas kopiąc leżący na drodze kamień. Po raz kolejny wyszedł na kompletnego kretyna, znowu potraktowała go jak użyteczną rzecz, która w końcu ląduje na śmietniku. Pewnie teraz mają z Zuzią nowy temat do plotek – Brodecki, ten tępy naiwniak, który ośmielił się zakochać w podkomisarz Storosz! Nie sądził, że dla miłości będzie w stanie znieść aż tyle upokorzenia. I nie chodzi tu o słowa, bo słowa często są puste i nie wyrażają nic – przecież ostatnio obrzucali się najgorszymi epitetami, mieszali z błotem, ale oboje w głębi ducha wierzyli, że te słowa nie mają żadnej wartości. Ważna była miłość – to szaleństwo, zryw serca , wiatr we włosach ... Ale widocznie tylko on w swojej naiwnej rzeczywistości stworzył jakiś wyimaginowany obrazek tego, co podobno ich łączyło. Ten wyjazd pomógł mu zrozumieć, że związek z Baśką był jego największym życiowym błędem. Gardło ściskały mu łzy, ale postanowił, że tym razem nie pokaże światu jak bardzo jest mu źle ... Usiadł na pomoście i bezmyślnie patrzył w taflę jeziora ... - Wreszcie… - jego rozmyślania przerwał w końcu znajomy głos. Nie odwrócił się jednak. – Przebiegłam chyba maraton, wszędzie Cię szukam, a ty sobie tutaj siedzi, jak gdyby nigdy nic? Palant! – mruknęła, zajmując miejsce tuż obok niego. - Co ty tutaj robisz? – zapytał sucho, w dalszym ciągu na nią nie patrząc. - Daj mi dłoń! – porosiła, ale kiedy nie zareagował, szarpnęła jego ręką. Rozłożyła jego ściśniętą dłoń i na środku położyła pierścionek. – Nie chcę nie pamiętać twoich oświadczyn. Więc bardzo Cię proszę… uklęknij przede mną jeszcze raz! - Co?! – prychnął, myśląc, że po raz kolejny się z niego nabija. – Nie mam ochoty na żarty, ani na kolejną sprzeczkę. Wracam! – wstał, otrzepując spodenki. - Marek! – krzyknęła, kiedy odszedł. – Zuzia mi wszystko powiedziała, rozumiesz? … Byłam zalana, a dzisiaj… Marek proszę Cię, stój. - Po co? Zostaw mnie w spokoju! To już naprawdę koniec! - Nie! … - podbiegła do niego. – Byłam zalana, a dzisiaj pomyślałam, że to była kolejna z tych nic nie znaczących nocy! - Czyli nic dla Ciebie nie znaczyły? - Tak… znaczy nie! – poprawiła się szybko. – Były jednym szczęściem od tych kilkunastu tygodni, kiedy nie jesteśmy razem! … I żałuję, że nie pamiętam niczego z wczorajszego wieczoru! Naprawdę! … Marek, kocham Cię! - A te wszystkie kłótnie? - Chciałam zabić nasze uczucie… Marek, dzisiaj jestem trzeźwa! Wiem, co czuję i wiem, co chcę Ci powiedzieć! - To nie ma sensu… - pokręcił przecząco głową. – Myślisz, że przybiegniesz za mną, powiesz, co masz powiedzieć, żeby mnie ułaskawić i wpadnę Ci w ramiona? - A nie? – zaśmiała się. - Nie! … Nie wiem! … Może kiedyś, na razie chyba musimy odpocząć od naszych kłótni. – wzruszył ramionami, a po dłuższej ciszy po prostu odwrócił się i odszedł. - Marek?! – do oczu napłynęły jej łzy. – Marek, kocham Cię! – wrzasnęła, mając nadzieję, że jeszcze wróci. Zrezygnowana usiadła z powrotem na pomoście i ukryła twarz w dłoniach. - Ale to ty przede mną klęczałaś! – usłyszała po chwili, a kiedy tylko podniosła wzrok, zobaczyła jak się do niej uśmiecha. Siedział obok z wyciągniętym do góry pierścionkiem. – Wyjdziesz za mnie? … Pytam ostatni raz! - Tak! – wyszeptała. – Tak… - dodała głośniej, z radości oplatając mu ręce na szyi. - Ździra! - Cham! KONIEC