p-pdf - Retro Futbol
Transkrypt
p-pdf - Retro Futbol
RetroFutbol Nr 2 2014 m a g a z y n pierwszy w polsce magazyn o historii piłki nożnej | www.rfbl.pl Mecz Śmierci retro Od Sokoła do Sławy polska Preludium do legendy taktycznie 50 PONA D stron P rzed Wami kolejny, drugi numer miesięcznika Retro Futbol. Dzięki niezwykle ciepłemu przyjęciu październikowego wydania, jesteśmy jeszcze bardziej zmotywowani do pisania, co zdecydowanie przekłada się na poziom magazynu. Zapomnienie temat numeru str 18 Najstarszy niemiecki klub retro str 4 Śmierć na Superga retro str 9 Retro Finale retro finale str 12 Od małej kaczki DO PIĘKNEGO ŁABĘDZIA RetroFutbol magazyn | str 2 biografia str 51 Skład naszej redakcji został powiększony o wiele ciekawych nazwisk dla których piłka nożna to nie tylko pasja, lecz także sposób na życie. Więcej o nich, a także o „starych” członkach redakcji, przeczytacie w krótkiej charakterystyce, która znajduje się pod tekstem. Znajdziecie tam również odnośniki do naszych twitterów, gdzie wspólnie będziemy mogli komentować otaczającą nas rzeczywistość. Obecny numer w większości przenosi nas w okolice okresu II wojny światowej. Przeczytacie między innymi o sposobie na zapomnienie o codzienności życia obozowego w Terezinie, gdzie futbol był jednym z ważniejszych czynników. Kolejnym, ciekawym felietonem jest opowieść o bohaterskich zawodnikach Dynama Kijów, którzy przeciwstawili się niemieckiemu okupantowi w słynnym „meczu śmierci”. Poznacie też drogę reprezentacji Polski na pierwszy historyczny Mundial, który odbył się w 1938 roku. Od Sokoło do Sławy polska str 23 Oczywiście gorąco zachęcam do przeczytania wszystkich naszych tekstów, ponieważ prezentują one równy, wysoki poziom obok którego nie można przejść obojętnie. Papierowy człowiek biografia str 27 Zatem wsiadamy w nasz futbolowy wehikuł czasu i startujemy! Święta Wojna w Glasgow klasyk str 31 Mecz Śmierci retro str 38 Preludium do legendy taktycznie str 44 Damian Bednarz redaktor naczelny str 3 | RetroFutbol magazyn retro Najstarszy niemiecki klub Kiedy wielu z nas rozmyśla na temat historii piłki nożnej, a pierwszą myśl przychodzi nam angielskie podwórko i Sheffield Football Club bądź Notts County F.C. Jednak historia futbolu nie ogranicza się do jednego kręgu, tak jak miłośnik piłki nożnej nie powinien ograniczać się do jednej ligi. Wielu uważa to za populistyczne podejście, interesowanie się czymś, ze względu na coś. Jednak każda historia, każda liga ma swoje magiczne wątki, swoje podwaliny, dzięki którym zapoczątkowano niezwykły prolog sportu. Reasumując, nie wolno się ograniczać do utartych schematów. Dlatego zainteresowałem się podwalinami niemieckiej piłki, czymś, na co spoglądałem ogólnym okiem aktualnych wydarzeń. Historia niemieckiej piłki kopanej kryje swoje niuanse, długowieczność i uwiecznienie na kartach minionych wydarzeń. Od czego się zaczęło? B.F.C Germania 1888. RetroFutbol magazyn | str 4 J est to klub piłkarski mający swoją siedzibę w berlińskiej dzielnicy „Tempelhol”. Co jest warte uwagi? Jest to najstarszy, istniejący zespół piłkarski w Niemczech. Obecnie Germania występuje w berlińskiej lidze B. Jest to odpowiednikiem dziesiątego stopnia rozgrywkowego. Za oficjalną datę powstania przyjmuje się 15 kwietnia 1888 roku. Wcześniej wspominałem o wyjątkowości historii. Ten aspekt dotyczy właśnie tego klubu, który został założony przez wówczas 17-letniego Paula Jestrama i Fritza Waltera Jestrama, którzy de facto byli braćmi, oraz kilku przyjaciół. Należy również zaznaczyć, iż w tamtych ramach czasowych piłka nożna jako dyscyplina sportowa znajdywała się tak zwanej niszowej strefie zainteresowania życia społecznego u naszego zachodniego sąsiada. Mówiąc kolokwialnie uważano ten sport za zajęcie dla „biedaków” i „pospólstwa”. Piłkę nożną traktowano jako coś gorszego, na co nie warto w ogóle zwracać uwagi. Pierwsze mecze w Berlinie miały miejsce zimą 1881 i 1882 roku. Pod koniec XIX wieku nie po- wstała jeszcze struktura obiektów piłkarskich, toteż klub swoje pierwsze potyczki rozgrywał na polu, na którym później to powstał port lotniczy Berlin-Tempelhof. Teren pod budowę lotniska został wyznaczony i wybrany 8 października 1923 roku. Pamiętny 1980... W roku 1890 „Germiania” sięgnęła po pierwsze, nieoficjalne mistrzostwo Niemiec. Krótko po założeniu, bo w tym samym roku B.F.C Germiania Berlin była już członkiem BDF, czyli „Bund Deutcher Fußballspieler” (Federacja Niemieckich Piłkarzy). Pierwsze mistrzostwo, o którym mowa zdobyto w tak zwanym trybie „Pokalmodus” to jest w pucharowym systemie rozgrywek, który ograniczał się tylko do zespołów wywodzących się z Berlina. Turniej ten rozgrywany był tylko spośród miejscowych zespołów, mowa tutaj o BFC Vorwärts 1890, BFC Askania 1890, BFC Borussia 1890, BFC Concordia 1890, BFC Hellas 1890, BFC Tasmania 1890 oraz BFC Teutonia 1891. Wedle zapisów historycznych zespół obronił zdobyty tytuł str 5 | RetroFutbol magazyn w następnym roku. „BDF” był wtedy jedynym działającym związkiem, który zrzeszał piłkarzy, i który był wstanie potwierdzić obronienie trofeum. Do tej pory jednak nie znaleziono innych przesłanek za tymi zapiskami historycznymi. W niedługim czasie po tych wydarzeniach upadł BDF z dosyć prozaicznych przyczyn. W strukturach związku nie osiągnięto porozumienia w sprawie pozwolenia cudzoziemcom na udział w rozgrywkach. Kolejnym powodem był brak unormowania transferów pomiędzy klubami. Na zgliszczach Związki Niemieckich Piłkarzy w 1891 roku powstał twór o skrócie „DFuCB”, czyli Niemiecki Związek Piłki Nożnej i Krykieta. Większość zespołów z dawnego związku dołączyło do nowych rozgrywek, kilka z nich postanowiło w ramach protestu odmówić udziału. W tym momencie Germanię spotkało wiele nieprzyjemności. Klub kilkukrotnie starał się dołączyć do DfuCB, jednak za każdym razem spotykali się z odmową. Jako główne powody takiego postępowania wymieniano „trudny charakter zespołu”, nacjonalistyczne podejście”, oraz „niezdolność do współpracy z innymi klubami”. Ostatni argument dotyczył jeszcze partycypacji w BDF, jednak nie udokumentowano, aby takie zachowania miały miejsce. Germania do nowego układu została przyjęta dopiero w 1892 roku. Przez kolejne ponad sześć lat zespołowi nie udało się odnieść znaczącego sukcesu. Czterokrotnie zespół zajmował drugie miejsce. Rozgrywki zostały zdominowane przez BtuFC Viktorię 89. RetroFutbol magazyn | str 6 W 1899 roku zespół grał coraz gorzej. Wyższy poziom ligi spowodował, iż Germania systematycznie przesuwała się w dól tabeli. W 1904 roku ekipa z Tempelhof spada do drugiej klasy rozgrywkowej. Tylko rok trwał powrót berlińskiego zespołu do najwyższej klasy rozgrywkowej , jednak formę można opisać jako sinusoidalną. Kolejne spadki, trudniej było z powrotami. Udało się to tylko w latach 1911/1912 oraz 1917/1918. W każdym z tych sezonów klub zajmował przedostatnie miejsce, co oznaczało kolejny spadek. W czasach trwania III Rzeszy zespół miał znaczenie jedynie politycznej propagandy. W księdze pamiątkowej istnieje następujący wpis: „BFC Germania jest pierwszym niemieckim klubem, który po ustanowieniu władzy hitlerowskiej pozbył się ze swoich struktur wszelkich znaków żydowskich oraz odmówił żydom wstąpienia do zespołu.” Upaść by powstać z kolan Tylko raz klubowi udało się nieznacznie podnieść z kolan. Pod koniec sezonu 1952/1953 awansowali do drugiej ligi berlińskiej. NajGermania odznaczyła się dużym wpływem wyższym stopniem była wtedy „Berlin City na tworzenie się niemieckiego futbolu. League”, czyli Liga Berlińska Piłki Nożnej. Część piłkarzy należała również do ówcze- W tamtych latach wiele zespołów upadało snych związków. Georg Demmler oraz Fritz równie szybko jak powstało, nie były one w stanie utrzymać swojej Boxhammer tworzyli Berliński W czasach działalności dłużej niż rok. Związek Piłki Nożnej oraz Nietrwania III Rzeszy W sezonie 1953/1954 Germamiecką Federację Piłkarską zespół miał nii udało się uplasować w gór(DFB). Pierwszy międzynarodoznaczenie nej części tabeli w swojej lidze. wy mecz pod egidą DFB również miał swój pierwiastek Germanii. jedynie politycznej W kolejnych latach zespół miał do czynienia z tak zwanym W trykocie narodowej drużyny propagandy okresem suszy, który trwała bramki bronił Fritz Baumgarten. W kolejnych spotkaniach był to Hans przez długie lata. Po dziś dzień. Schmidt, Paul Eichelmann oraz Zierold. Brali oni udział w tak zwanych rozgrywkach ob- W niedawnej przeszłości klub zaznał cokrajowców. Mówiąc o wpływie berlińskie- tak zwanego syndromu yo-yo. W latach go zespołu nie można również zapomnieć o 2000/2001 oraz 2002/2003 zespół wskutek obecnie grającej w Bundeslidze BSC Hercie walkowerów znalazł się w Rejonowej Lidze Berlin. Zespół ten w pierwotnym nazewnic- Berlińskiej (odpowiednik 4 dywizji). Tak wytwie miał zawierać zajęty już człon Germa- soko klub nie plasował się od lat. Zdołał się nia. Hertha była wyjściem zapasowym, który tam utrzymać przez kolejne trzy lata, aby znów upaść. W 2007 roku zespół notował zagościł na na długie lata. kolejną fatalną passę, po to, aby w sezonie Po okresie II Wojny Światowej, Germanii ni- 2008/2009 znaleźć się w Okręgowej Lidze A. gdy już nie udało się powrócić do świetności Po zajęciu ostatniego miejsca we wcześniej z początków istnienia zespołu. Klub spa- wymienionych rozgrywkach zespół wylądodał do coraz niższych klas rozgrywkowych. str 7 | RetroFutbol magazyn wał z hukiem w Powiatowej Lidze B. Wielce ciekawym wątkiem jest również to, gdzie swoje miejsce na rozgrywanie spotkań na początku istnienia znalazł klub. Początkowo było to pole w dzielnicy Tempelhof. Jednak po utworzeniu się kolejnych, nazwijmy to klubików trzeba było poszukać nowego miejsca. W 1904 roku zespół wynajmował otwartą przestrzeń koszar wojskowych od pruskiego ministerstwa wojskowego i skarbu państwa. Teren ten znajdował się na pograniczu obwodnicy Berlina i terenu ćwiczebnego batalionu wojskowego. Po przygotowaniu murawy pod spotkania zdecydowano się na pominięcie budowy trybun z powodu braku zgody stosownych organów. Powracając do aspektów czysto piłkar- skich. Germania nie ograniczała się jedynie do spotkań w ówczesnej lidze. 18 grudnia 1904 roku zespół pokonał tak zwaną reprezentację środkowych Niemiec. 6:3. Dnia 29 kwietnia 1905 roku Germania mierzyła się z kadrą „Londyńskiej Służby Cywilnej”. Mecz ten okraszono spotkaniem na szczycie międzynarodowym. Spotkanie to obserwował również książę pruski Wilhelm II. Mecz zakończył się wygraną drużyny z Niemiec 3:2. RetroFutbol magazyn | str 8 Najstarszy istniejący niemiecki klub piłkarski Jakimi osiągnięciami może poszczycić się Germania? Dwa Mistrzostwa Ligi Berlińskiej w latach 1890 i 1891. Klub był również czterokrotnym wicemistrzem ligi w latach 1893, 1894, 1896, 1897. O zespole bardzo często mówi się, że jest to najstarszy niemiecki klub piłkarski, jednak można tutaj zaznać swoistego pomylenia pojęć, ponieważ przed powstaniem zespołu istniały już Drezno English Football Club (założony w 1874 roku), Berliner Football Club Frankfurt (założony w 1985 roku. Więc jak ująć prawidłowe nazewnictwo? B.F.C Germania 1888 jest najstarszym ISTNIEJĄCYM niemieckim klubem. Zespól obecnie występuje w Berlińskiej Lidze Okręgowej B, swoje mecze rozgrywa na obiekcie mieszczącym tysiąc osób, a w minionym sezonie zajął dwunaste miejsce w lidze. Wcześniej nadmieniłem efekt yo-yo w kontekście zespołu. Tyczy się on również obecnego sezonu. Germania na chwilę, w której piszę zajmuje trzecie miejsce w lidze, ma na swoim koncie 7 wygranych, dwa remisy oraz taką samą liczbę porażek. Paweł Klama Niepokorny kibic Manchesteru United, student Prawa. Nie boi się ostrego słowa i surowej krytyki. Miłośnik angielskiej piłki, archeolog historii, krnąbrny brodacz. Nie unika ciężkich tematów, kocha dyskusje. Klamecki MUFC rertro Śmierć na superga Wszyscy kibice piłkarscy na świecie słyszeli o katastrofie lotu 609, w której zginął kwiat Manchesteru United. Ta historia będzie jeszcze dotkliwsza, ponieważ w przeciwieństwie do „Czerwonych Diabłów” zespół, którego piłkarze odeszli ze świata, nie otrząsnął się z tej tragedii już nigdy. Była to śmierć na wzgórzu Superga. B yli nazywani „Grande Torino” czyli „Wielkie Torino”. Określenie to na pewno nie było nadane na wyrost. Drużyna grała futbol nadzwyczajny, nieosiągalny dla innych klubowych zespołów. W latach 1946-1948 zdobyli trzy tytuły mistrzowskie pod rząd, a podczas meczu reprezentacji Włoch z Węgrami, który odbył się 11 maja 1947 roku, aż 10 piłkarzy podstawowego składu „Squadra Azzurra” – grała właśnie w drużynie z Turynu. Na ławce rezerwowych tamtego dnia, był jeszcze bramkarz Valerio Bacigalupo. Najsławniejszymi zawodnikami tej drużyny byli: Mario Rigamonti, Valentino Mazzola i Guglielmo Gabetto. Do legendy przeszedł ich mecz z Romą, kiedy to przegrywając do przerwy 0:1, na drugą połowę wyszli tak zdeterminowani, że rozbili rywala 7:1. W tym samym sezonie str 9 | RetroFutbol magazyn (1947/1948) pokonali też drużynę Alessan- 4 maja 1949 dwuletni samolot włoskiego dria Calcio aż 10:0. Sezon ten skończyli ze towarzystwa A.L.I. wystartował z Lizbony o godzinie 9:52, rozpoczynając rejs do Tu125 zdobytymi bramkami! rynu. Na pokładzie znajdowało się 27 pasaW tamtych czasach Torino było jednym żerów i czteroosobowa załoga. W dzisiejz niewielu zespołów, który podróżował na szych czasach, pokonanie trasy z Lizbony mecze samolotem. Takiemu obrotowi spraw do Turynu odrzutowcem zajęłoby godzinę, sprzeciwiało się większość graczy, a także jednak trójsilnikowej maszynie w 1949 roku trener Ferrero. Zarząd jednak był nieugięty tylko pierwsza partia lotu do Barcelony – w twierdząc, że loty pozwalają znacznie obni- celu zatankowania paliwa – zajęła ponad żyć zmęczenie zawodników przed spotka- 3 godziny – zakończyła się o 13:15 czasu lokalnego. niem. W tamtych czasach nie było jeszcze europejskich pucharów, więc aby mierzyć się z drużynami z innych lig trzeba było rozgrywać spotkania towarzyskie. I na taki właśnie mecz ekipa „Grande Torino” została zaproszona do Lizbony. 16:41... Przelatując nad Savoną piloci maszyny połączyli się z kontrolerami z lotniska w Turynie. Widoczność była wtedy fatalna. Niski pułap chmur oraz rzęsisty deszcz i gęsta mgła tylko utrudniały pracę lotnikom. Była Mecz został rozegrany 3 maja 1949 roku, to godzina 16:41. a końcowy wynik brzmiał 4:3 dla Benfici. Jednak to nie on był najważniejszy. Był to Około 17:04 w momencie, gdy maszyna zniżała lot nastąpiło zderzenie z murami bazyostatni mecz zespołu Torino liki znajdującej się na wzgórzu Superga (675 poprzedników, tak naprawdę nigdy już nie nawiązali. Smutnym podsumowaniem tej historii jest przypadek niejakiego Pierluigi (Gigi) Meroniego, który w sezonie 1963/64 roku trafił do Torino z Genoi. Ten znakomicie zapowiadający się prawoskrzydłowy, będący nadzieJeszcze 6 godzin po tragedii nad Turynem ją Torino na lepsze dni, zginął pod kołami górowało pulsujący blado czerwony ogień. dwóch samochodów. Paradoksem jest to, że Ciszę przerywał stuk młotów pneumatycz- dokładnie tak samo nazywał się pilot feralnego samolotu, który rozbił się w 1949 roku nych. Musiało to być makabryczne! z piłkarzami turyńskiego klubu… Po katastrofie do końca ligi Jeszcze 6 godzin W 2005 roku z powodu kłopopozostawały jeszcze cztetów finansowych klub upadł. ry kolejki. Działacze i piłkapo tragedii Dzisiejszy zespół występujący rze Milanu (bezpośredni rywal nad Turynem w walce o zwycięstwo) zaapegórowało pulsujący w Serie A, jest już tak naprawdę inną drużyną. lowali do federacji piłkarskiej blado-czerwony o przyznanie tytułu mistrza ogień Włoch drużynie Torino, nikt nie wyraził sprzeciwu. W tych czterech meczach drużyna z Turynu wystawiła juniorów, zresztą tak samo postąpili ich rywale (Genoa, Palermo, Fiorentina i SampdoDamian Bednarz ria). Najtragiczniejszy sezon w Serie A doByły sędzia piłkarski, a obecnie biegł końca. redaktor naczelny Retro Futbol. m n.p.m). Z przebywających na pokładzie nie ocalał nikt. Z piłkarzy Grande Torino pozostali jedynie Sauro Toma, który nie poleciał do Lizbony z powodu kontuzji oraz Ladislao Kubala – jego z meczu wykluczyła choroba syna. Włosi bardzo przeżyli tę tragedię. W pogrzebie ofiar, który odbył się na cmentarzu Palazzo Madonna uczestniczyło ponad pół miliona ludzi z całego kraju. „Grande Torino” pomimo faktu, że w lidze deklasowało wszystkich – było chlubą całego narodu. Wielki pasjonat historii futbolu i Manchesteru United. Jak sam twierdzi – w Football Managerze wygrałby nawet z Alexem Fergusonem. d bednarz Początek końca RetroFutbol magazyn | str 10 Sezon później scudetto zdobył już Juventus Turyn, a Torino rozpoczęło marsz w dół, który zakończył się spadkiem do Serie B (1959). Co prawda w roku 1976 zostali jeszcze mistrzami Włoch, jednak do wielkich sukcesów str 11 | RetroFutbol magazyn retro finale Retro finale Retro Finale będzie stałym punktem programu, który pozwoli wam przenieść się w czasie i przypomnieć sobie atmosferę, okoliczności i przebieg wszelkich piłkarskich spotkań finałowych. 26 maja 2004 roku zespół FC Porto prowadzony przez charyzmatycznego Jose Mourinho ograł drużynę z księstwa Monaco - 3:0. Szkoleniowcem czerwono-białych był wówczas obecny selekcjoner reprezentacji Francji - Didier Deschamps, który został najmłodszym trenerem w historii finałów Ligi Mistrzów. I jest nim do dziś. A miał wtedy 36 lat. Mało kto pamięta, ale jest to wynik zupełnie nieadekwatny do sytuacji z boiska. Wybrany przeze mnie finał jest najmniej retro, spośród naszych wszystkich „retro tematów”, jednak uważam go za wyjątkowy, choćby dlatego, że wszystkie strzały celne znalazły swoje miejsce w bramce. Wątpię, żeby w jakimkolwiek finale zaistniała podobna sytuacja. Po końcowym gwizdku, wiele osób nazwało go „najnudniejszym”. Zobaczyliśmy w nim 20 (!) spalonych. Tak, to nie żart. 12 po stronie Monaco i 8 Porto. RetroFutbol magazyn | str 12 Od czasu nazwania rozgrywek Ligą Mistrzów (sezon 1992/1993) to jedyny przypadek, gdzie w finale nie znalazł się żaden z zespołów z czterech najsilniejszych lig świata (Anglia, Hiszpania, Niemcy, Włochy). Był to niezwykły sezon dla Arsene’a Wengera, bo jego Arsenal nie przegrał żadnego spotkania ligowego. To idący jak burza Kanonierzy byli więc głównym kandydatem do finału. Tak się jednak nie stało, a trener zakochany w swojej przydługiej kurtce wciąż czeka na upragniony tryumf. nostką płatniczą został „knapp”, który miał równowartość jednego euro. Nazwa waluty oczywiście nie jest przypadkowa, bo „knapp” to przecież górnik, a drużyna Schalke ma właśnie taki pseudonim. Powstało też wiele stoisk z pamiątkami. Tygodnik „Piłka Nożna” dawał 70% szans na zwycięstwo AS Monaco. Podobnie myślała większość ekspertów. Wszyscy bowiem pamiętali o 4 bramkach Dado Prso i zwycięstwie 8:3 z Deportivo w fazie grupowej, a także o niespodziewanym wyeliminowaniu Realu i Chelsea (kolejno w 1/4 i 1/2). Pamiętali też jednocześnie o dość szczęśliwym awansie FC Porto w ostatnich minutach, w meczu 1/8 z Manchesterem United. Portugalczycy grali agresywnie, atakując łokciami przy wyskokach, zdecydowanie bardziej skupiali się na defensywie i wyprowadzali świetne kontry – dziś powiemy, że to typowa taktyka The Special One. Giuly uniósł Puchar Europy. Morientes zachwycał skutecznością, a Jerome Rothen kreatywnością. Hiszpański as, wypożyczony z Realu Madryt o swoich przenosinach mówił: ,,Byłem zdołowany. Źle się czułem w Madrycie. Bardzo chciałem odejść. Tu, w Monaco jest zupełnie inaczej”. Florentino Perez popisał się swoim firmowym trikiem i postawił na produkt bardziej marketingowy. W ataku Realu miał grać Ronaldo i basta. Z kasy zarobionej na Ronaldo… Perez płacił pensję Morientesowi. Co musiał więc czuć długowłosy napastnik, który wyeliminował w 1/4 rozgrywek swojego pracodawcę? Retrospecja z boiska Jose Mourinho zaskoczył wszystkich już przed meczem, podając do wiadomości Chłopcy Deschampsa grali z kolei efektow- podstawowy skład, w którym doświadnie, pięknie dla oka. Logiczne więc, że jako czonego Alenitcheva zastąpił młodziutkim 11-latek bardzo chciałem, żeby to Ludovic Carlosem Alberto, grającym z charaktery- Przygotowania i przewidywania W Gelsenkirchen wydano aż 5 milionów euro na przygotowanie do finału, wprowadzając między innymi tzw. sztuczną walutę, czyli specjalną kartę chipową. Wszystko to w celu ułatwienia obsługi obiektu. Jedstr 13 | RetroFutbol magazyn stycznym plastrem na nosie. W ramach ciekawostki – był to plaster kondycyjny, który ułatwiał oddychanie. Z podobnym, przez całe życie grał chociażby Joao Pinto. Joker w talii Mourinho, zapowiadał się na wybuchowy talent, a skończył odbijając się od kolejnych klubów. Zrujnowany przez Werder Brema. „Wywożony” był na kolejne brazylijskie przystanki i gra tam do dziś, w klubie Botafogo. Wracając jednak do 2004 roku, to Mourinho się nie zawiódł. Młodziutki Brazylijczyk otworzył wynik spotkania. Swój charakter pokazał przy celebracji, po której został ukarany żółtą kartką. Wcześniej jednak, jeszcze przy stanie 0-0, pomysł Deschampsa na wykorzystanie szybkich skrzydłowych – Rothena i Giuly’ego, „spalił na panewce”, ponieważ ten drugi doznał kontuzji. Francuz musiał więc wprowadzić Chorwata Prso, który kilka razy w tym spotkaniu pokazał, że do zwrotności Giuly’ego wiele mu brakuje. W powietrznych pojedynkach też miał nie byle jakiego rywala, bo samego Ricardo Carvalho. Jeśli dodamy do tego dwie niesłuszne decyzje sędziego o spalonych, na których rzekomo znajdował się Fernando Morientes, to stwierdzić możemy, że los tego dnia wyjątkowo nie sprzyjał „czerwono-białym”. Posiadanie piłki też mieli też o 10% wyższe. Ale co z tego, skoro Mourinho po raz kolejny pokazał swój kunszt, wprowadzając na boisko Alenitcheva, który dwa razy pobiegł do zabójczych kontr: za pierwszym razem asystował, a za drugim posłał potężną bombę w kierunku Flavio Romy. Bramkarz Monaco, widząc składającego się do strzału Rosjanina, tak się przestraszył, że aż odwrócił głowę. Dwie kontry w przeciągu czterech minut. Strzał na 3-0 w 75. minucie właściwie przesądził o wszystkim. RetroFutbol magazyn | str 14 Mourinho kłamie jak telewizja. Rewanż nie udał się prawemu obrońcy Monaco. Hugo Ibarra, choć ogromnie starał się na swojej stronie, ponownie przegrał z Mourinho. Paradoks polega na tym, że Argentyńczyk był wówczas piłkarzem Porto, którego portugalski trener wypożyczył do Monaco. Vitor Baia został pierwszym Portugalczykiem, który tryumfował w trzech finałach: Pucharze Zdobywców Pucharów, Pucharze UEFA i Lidze Mistrzów. Jose Mourinho na konferencji pomeczowej powiedział: „Dziękuję moim piłkarzom. Był to prawdopodobnie mój ostatni mecz na ławce trenerskiej FC Porto. Chciałbym spróbować swoich sił w Anglii, jednak nie skomentuję doniesień o zatrudnieniu mnie w Chelsea” Cały Mourinho. Kłamie jak telewizja. Chociaż wszyscy wiedzieli, to i tak zaprzeczył. wielkich pieniędzy, za „drobniaki” sprowadzono chociażby młodziutkiego 16-letniego Andersona, współczesnego zabijakę Pepe, niespełniony talent – Ricardo Quaresmę, czy jednego z najlepszych teraźniejszych stoperów – Thiago Silvę. W Porto nie zmieniło się to, że mają nosa do transferów jak chyba nikt w Europie. Aha, no a gdzie gra dziś Ricardo Carvalho? Patryk Idasiak Student trzeciego roku dziennikarstwa w Szczecinie. Wierny, ale obiektywny kibic Manchesteru City, zakochany w pieniądzach Szejka Mansoura. Czasami napisze coś do portalu czasfutbolu.pl. Kto skorzystał po finale Po udanym sezonie – Ludo Giuly przeszedł do Barcelony, Jerome Rothen do PSG, natomiast Fernando Morientes wrócił z wypożyczenia i został sprzedany do Liverpoolu. Za to szeregi zespołu z księstwa, za niecałe 3 miliony funtów, zasilił wówczas 22-letni Brazylijczyk. Dziś, choć już wiekowy, ale jeden z najbardziej cenionych prawych obrońców. Chodzi oczywiście o Maicona. Mourinho z kolei „pociągnął” za sobą do Chelsea: Ricardo Carvalho i Paulo Fereirę, za łączną sumę 44 milionów funtów. Deco zaś dołączył do swojego finałowego przeciwnika, z którym spotkał się w Barcelonie. Młodego Carlosa Alberto już wtedy ciągnęło do Brazylii, bo jeszcze przed zainteresowaniem Werderu, dołączył do Corinthians, a z pozyskanych PatrykIdasiak 0 AS MONACO - 3 FC PORTO Carlos Alberto 39` Deco 71` Alenichev 75` str 15 | RetroFutbol magazyn foto Powódź na Gay Madow w 2000 roku Z racji usytuowania stadionu dosłownie na brzegu rzeki Severn , obiekt ten miał częste problemy z zalaniem. Tradycjonaliści upierali się, żeby nie się stąd nigdzie przenosić. Jednak to było nieuniknione. Zdołali jedynie przez kilka lat spowalniać proces przeniesienia obiektu na obrzeża miasta. Od 2007 roku Shrewsbury rozgrywa swoje spotkania na New Madow. RetroFutbol magazyn | str 16 Maskotka klubu – Lew Lenny wiosłuje na zalanym stadionie str 17 | RetroFutbol magazyn temat numeru Zapomnienie skich czy holenderskich) Żydów w nowej, nazistowskiej rzeczywistości. W 1944 roku nakręcono film propagandowy pt. „ Terezin. Dokument o żydowskim przesiedleniu.”, który miał ukazać „uroki” beztroskiego życia. Tak naprawdę pierwotnym celem było skupienie jak najliczniejszej żydowskiej elity, tak, by ich uwięzienie stanowiło przedmiot sporu z innymi państwami, które miały się rzyć, wpisało się to w obozową rzeczywistość i pomogło w szerzeniu nazistowskiej propagandy skierowanej na zachód. Także Judenrat „zarządzający” gettem określany był mianem swoistego „resortu kultury”. Bogate kulturalne życie w modelowym obozie miało przecież świadczyć o humanitarnym traktowaniu więzionych i zadawać kłam pogłoskom o rzekomych obozach zagła- za nimi wstawiać. Na zamkniętym terenie znajdowało się mnóstwo żydowskich przedstawicieli inteligencji, artystów czy sportowców - jedni z najsłynniejszych więźniów to rabin Leo Baeck, kompozytor Viktor Ullmann, Ester Adolphine - siostra Zygmunta Freuda czy Alfred Flatow, pierwszy żydowski zdobywca złotego medalu olimpijskiego. W pewnym momencie kulturalne życie zaczęło rozkwitać i przybierać formę zorganizowanych zajęć. Wykłady, dyskusje o Platonie, założeniach Majmonidesa, Talmudzie czy Biblii; recitale, wieczorki poetyckie czy koncerty jazzowe - choć trudno w to uwie- dy - choć z wywożenia do obozów zagłady i wcale nie zrezygnowano i widmo śmierci było stale obecne. W pełni zorganizowana piłkarska liga na terenie getta? Specjalna obozowa gazetka, redagowana przez kilkunastoletnich więźniów? Brzmi jak ponure zderzenie sacrum i profanum. Nie w Theresiensadt, kompleksie złożonym z obozu koncentracyjnego i getta. Tam piłka nożna dla więźniów nierzadko stanowiła wybawienie i ucieczkę od nazistowskiego terroru nawet, jeśli wybawienie trwało dwie trzydziestopięciominutowe połowy. F orteca w Terezinie (kraj ustecki, Czechy) została wzniesiona pod koniec XVIII wieku na rozkaz cesarza Józefa II i nazwano ją na cześć jego matki, cesarzowej Marii Teresy. Warto wspomnieć, że to tutaj przebywał skazany za zabójstwo arcyksięcia Franciszka Ferdynanda, Gawriło Princip. W 1939 roku, po wcześniejszym zajęciu Nadrenii i anschlussie Austrii, Hitler kontynuował swoją ekspansję i zajął tereny Czechosłowacji, w tym także Terezin. Cesarską twierdzę zaadaptował, według nazistowskiej propagandy, na „miejsce odosobnienia, w którym RetroFutbol magazyn | str 18 Żydzi będą wolni od wojny”. Cały kompleks dzielił się zasadniczo na dwie części: Małą Warownię (więzienie dla elit, członków ruchu oporu, przestępców) i Dużą Warownię - tą drugą stanowiły getto i obóz koncentracyjny. Bogate życie kulturalne Założeniem polityki prowadzonej w kompleksie było ukazanie modelowego życia społecznego niemieckich, czechosłowackich czy austriackich (później także duń- Na podstawie źródeł, którymi dysponowałem, trudno wskazać, czy ktokolwiek stworzył ligę w Terezinie ex officio, i ktoś za pomocą dyrektywy jednoznacznie zarządził, że takie rozgrywki mają powstać. Narodziny Ligi Terezin przypisać można raczej celowej i świadomej polityce SS, polegającej na stopniowym reformowaniu obyczajów, udostępnianiu kolejnych „udogodnień” i pozornego łagodzenia nazistowskiego reżimu. Za Boisko w Terezinie (foto na środku strony) str 19 | RetroFutbol magazyn jednego z takich reformatorów uważa się Alfreda Hirscha, jednego z więźniów wyznaczonych przez kierownictwo SS do opieki nad dziećmi., Był niemieckim Żydem - co powodowało, że był w pewnym stopniu szanowany przez część członków SS. To Hirsch był jednym z tych, którzy nalegali na utworzenie boiska dla dzieci, na udostępnienie im przyborów malarskich czy instrumentów - i choć kojarzony jest głównie jako opiekun, to jego działalności można przyznać spory wkład w rozwój sportu i kultury na terenie obozu. Starszy Brat Inną sylwetką godną przypomnienia jest Frantisek Maier. Był on 20-letnim madrichem, a więc młodszym opiekunem i jednym z ulubieńców w młodzieżowych kwaterach Theresienstadt. Dziecięce kwatery były oddzielone od dorosłych, tak by nie musiały patrzeć na zgoła inne, często znacznie brutalniejsze traktowanie starszych. Franta, jak go pieszczotliwie nazywano, zajmował się chłopcami z pokoju siódmego. Wspominany przez Pavla Weinera, jednego z podopiecznych, był niby starszy brat - ciepły, troskliwy, ale potrafiący utrzymać dyscyplinę. To on aktywizował młodzież i sprawiał, że - jak wspomina Weiner w swoim dzienniku - „ich życie w obozie było na swój sposób wyjątkowe”. Autor dziennika dodaje: „Franta ciągle wymyślał nam jakieś zabawy i aktywizował nas; do tego kładł silny nacisk na piłkę nożną” Nie działał jak bezduszny brygadzista czy majster, stworzył raczej silną, zwartą grupę przyjaciół - to pozwoliło chłopcom stworzyć drużynę młodzieżową, nazwaną przez nich Nesharim, co w języku hebrajskim oznacza „Orły”. Franta nie należał do Nesharim. Sam był bramkarzem w zespole Jugendfuersorge, czyli opiekunów młodzieży. To właśnie Maier widoczny jest na jednym z kadrów filmu propagandowego. Kreatywni i zaradni chłopcy w swojej fascynacji poszli jeszcze dalej - zaczęli redagować gazetkę Rim, Rim, Rim! , nazwaną tak od okrzyku motywacyjnego przed meczami i turniejami. Pierwszy numer, napisany na maszynie, ukazał się w sześciu kopiach i dotyczył głównie spraw związanych z futbolem i sylwetkami ulubionych sportowców. Łącznie zachowały się 23 numery czasopisma, a tematyka Rim, Rim, Rim! przestała ograniczać się wyłącznie do sportu. Chłopcy zaczęli poruszać tematy znacznie bardziej uniwersalne, dotyczące życia, sztuki czy osobistych doświadczeń. We wrześniu 1944 Maiera, wraz z chłopcami z pokoju siódmego wysłano do Auschwitz, a Rim, Rim, Rim! przestało się ukazywać. Z grupki przyjaciół przetrwał jedynie starszy brat. Kucharze kontra Wiedeń Większość sformowanych ekip stanowiły określone grupy robotnicze złożone z więźniów. Kucharze (Köche), elektrycy (Elektriker) czy krawcy, stanowili trzon całych rozgrywek. Jedną z gwiazd ligi był pomocnik olimpijskiej reprezentacji Czechosłowacji Pavel Mahrer. Jednak skład ligi nierzadko się zmieniał - podobnie jak zasady jej funkcjonowania - dzielono ją na ligę jesienną i wiosenną, a do tego grano o obozowy puchar. Oprócz wyżej wymienionych grup zawodowych istniały także drużyna lekarzy - Aeskulape, grupy skupiające członków organizacji syjonistycznej Blau-Weiß (młodzieżówka), reprezentacje Wiednia, Pragi, Czech czy Mo- RetroFutbol magazyn | str 20 Franta Maier (z prawej strony z piłką) raw. Prawdziwie eklektyczna liga, tworzona przez najrozmaitszych przedstawicieli różnych grup społecznych, profesji czy narodowości. W rozgrywkach uczestniczyli nawet strażnicy getta, tworzący drużynę Gettowache. Co ciekawe, z relacji świadków wynika, że nawet funkcjonariusze SS, mimo pozorów, jakie mieli zachowywać, gorąco kibicowali i wrzeszczeli podczas meczów. Wyniki w meczach pomiędzy drużynami były więcej niż hokejowe: 14:2, 9:1 czy 2:8 stanowiły rutynę. W jednym ze spotkań pomiędzy Kucharzami a SC Linden padł wynik 19:2! W jesiennych rozgrywkach w 1943 sam Hagibor Theresienstadt (nota bene ostatni w ligowej tabeli) w jedenastu meczach stracił łącznie 77 goli, a ekipa kucharzy przez tyle samo spotkań zdobyła 82 bramki. U kierownictwa getta można było ubiegać się o specjalne stroje dla swojej drużyny. Zwykle grano w systemie 6+1 a połowa spotkania trwała 35 lub 30 minut. Boisko (oczywiście bez murawy) o wymiarach 45 na 75 metrów znajdowało się na dziedzińcu na terenie koszar. Widzowie w czasie spotkania siedzieli na ławkach ustawionych wokół boiska. Wielu ściskało się w okropnej ciżbie w oknach i murach koszar, byleby tylko obejrzeć mecz. „Graliśmy w niedzielę po południu, oglądało nas 3500 osób, byliśmy prawdziwymi idolami” - wspominał Jirka Taussig - Tesar, bramkarz młodzieżowej reprezentacji Czechosłowacji , który także przebywał w Terezinie. Świadectwo Tesara to bardzo mocny dowód na ogromne zainteresowanie obozowej społeczności futbolem - jedną z możliwości zapomnienia str 21 | RetroFutbol magazyn rech lat. Czy piłka nożna potrafiła całkowicie wyzwolić z doświadczania okrucieństwa? Czy nadchodzący mecz i zwycięstwo dawały cień szansy na przeżycie? Oczywiście, że nie. Maier wspominał zastrzelenie fotografa podczas meczu pomiędzy reprezentacjami Czech i Moraw. Dlaczego go zastrzelono? Ot o beznadziejnym położeniu. „Kiedy tam tratak, po prostu. fiłem, wiele drużyn walczyło o mnie jakbym był częścią przetargu, ale zdecydowałem Historia Franty i jego kilkudziesięciu podże dołączę do Kleiderkammer (odzieżówki). opiecznych to opowieść o sile, nadziei i praMiałem dzięki temu gdzie zanocować i pragnieniu przetrwania i - co chyba najważniejcować, a to na pewno pomogło mi przetrwać sze - o niewątpliwym braterstwie, którego Futbol spoiwem był futbol w najbardziej pierwotnej nie umarł postaci; nie ten współczesny, tak dobrze nam znany, oparty na rywalizacji i wyścigu w getcie” - tu znów Tesar. - futbol w Theresienstadt stanowił czystą rozrywkę i dawał radość. Nie był wyścigiem. Do twierdzy na północno-zachodnim krańcu Był ucieczką. Czech przewieziono łącznie około 140-150 tysięcy Żydów, z czego co najmniej 15 tysięPozwalał zapomnieć. cy stanowiły dzieci. Różne są informacje na Nawet gdy zapomnienie trwało chwilę. temat ofiar - liczba zmarłych na skutek fatalnych warunków waha się od 30 do 60 tysięcy. Do obozów śmierci (Auschwitz-BirkeMariusz Jaroń nau, Mały Trościeniec) wysłano co najmniej Niereformowalny pasjonat 80 tysięcy osób. Mimo zręcznych działań Primera Division i madridista, hitlerowskiej propagandy, nikt nie miał wątnaznaczony w dzieciństwie koszulką Roberto Carlosa. pliwości. „W Theresienstadt dostawałeś Mimo najszczerszych chęci wszystko, o co tylko poprosiłeś, ale cała i najrozsądniejszych argumentów tragedia polegała na tym, że to była jedynie nie przekonasz mnie, że Premier League jest lepsza. Student. przykrywka i ludzie nie przestawali ginąć” mariuszjaron mówił Franta po latach. Franta Maier po wojnie zmienił zapis imienia na amerykańskie „Francis” i wyjechał do Stanów. Zmarł w listopadzie ubiegłego roku. George, czyli Jiri Tesar nie żyje już od czte- RetroFutbol magazyn | str 22 Tabela wyników (foto na górze strony) polska Od Sokoła do sławy Każdego roku dzień 11 listopada skłania wszystkich Polaków do refleksji i świętowania jednej z najważniejszych rocznic w historii naszego kraju. Czasy rozbiorów to czarna karta w historii Polski, ale 123 lata niewoli to nie tylko regres i zacofanie na wielu polach, ale także rozwój, który szczególnie dotyczył sportu na polskich ziemiach. G dy mówimy o XIX-wiecznym futbolu, Najpierw WF, wszyscy jesteśmy zapatrzeni w Wielką Brytanię i w sumie całkiem słuszpotem futbol nie. To tam rodził się futbol, który Pisząc o początkach futbolu szybko zainspirował resztę w Polsce, a dokładniej na świata. Te wątki są doziemiach polskich, nie skonale znane w przemożna nie wspomnieć ciwieństwie jednak do o szeroko pojętej kulnaszego podwórka, turze fizycznej, która którego historia była dzięki wprowadzezdecydowanie mniej niu do szkół średnich znana. Pierwszy prozajęć wychowania fiblem podsuwała pozycznego w Poznaniu lityka, bo jak można już w 1843 roku, a dwie mówić o polskiej piłce, dekady później w Króleskoro na każdej mapie stwie Polskim i Galicji, zaczęEuropy XIX-wieku nigdzie ła się prężnie rozwijać i stanowinie uświadczymy nazwy naszego kraju? ła podwaliny pod powstające w podobnym Edmund Cenar str 23 | RetroFutbol magazyn czasie towarzystwa gimnastyczne. Mając na uwadze polską piłkę szalenie istotne jest Towarzystwo Gimnastyczne Sokół, które powstało najpierw w Czechach w 1862 roku i akcentowała tam odrodzenie narodowe poprzez sport. Takie hasła na ziemiach polskich trafiły na podatny grunt i ruch sokoli wkrótce dotarł do Polski, a pierwsze gniazdo założono we Lwowie już pięć lat od powstania całego ruchu w Czechach. Trzeba oczywiście pamiętać, że pod zaborami ziemie polskie rozwijały się bardzo różnie i doskonale to widać także na przykładzie TG Sokół, które do zaboru pruskiego dotarło w 1884, a do zaboru rosyjskiego dopiero w 1906 roku. Jak się miała później okazać, miało to także ogromny wpływ na rozwój futbolu w poszczególnych regionach już odrodzonej Polski. „Sokół” w drugiej połowie XIX wieku bezpośrednio przyczynił się nie tylko do powstania piłki nożnej, bo już wcześniej, do roku 1870 miał ogromny wpływ na gimnastykę, kolarstwo, lekkoatletykę, pływanie i szermierkę. Piłka nożna, choć pojawiła się najpóźniej, szybko zdobyła jednak dużą popularność. Szalenie istotne znaczenie dla piłki nożnej oprócz lekcji wychowania fizycznego w szkołach miały także powstałe bliżej końca XIX wieku ogrody gier i zabaw. Pierwszy taki ośrodek założył na Błoniach Krakowskich w 1889 roku prof. Uniwersytetu Jagiellońskiego Henryk Jordan. Powierzchnia takiego ogrodu gier i zabaw wynosiła osiem hektarów, na których znajdowało się dwanaście boisk do ćwiczeń kultury fizycznej, a boisko nr 8 było przeznaczone do RetroFutbol magazyn | str 24 Włodzimierz Chomicki strzelec pierwszego „oficjalnego” gola w historii polskiej piłki nożnej gry w piłkę nożną. Takie ogrody zaczęły powstawać także w innych miastach - na samym początku XX wieku w Płocku, Lublinie, Kaliszu, Włocławku, a do wybuchu I wojny światowej tylko w samej Warszawie funkcjonowało ich piętnaście. Rozwój TG Sokół oraz założenie przez prof. Henryka Jordana w Krakowie „Parku Gier i Zabaw” 12 marca 1889 roku dało początek nowej dyscypliny sportu na ziemiach polskich - piłce nożnej. Jordan w czasie podróży do Wielkiej Brytanii zapoznawał się z silnie rozwijającym się sportem piłkarskim, po czym zamierzał wzorce z zachodniej Europy przenieść na polski grunt. Według teorii Henryka Jordana sport piłkarski miał stanowić głównie metodę rozruchu, stać się elementem zabaw ruchowych na świeżym powietrzu, a nie jeszcze miejscem do rozgrywania widowiskowych meczów jako samodzielna dyscyplina sportu. Boiska też wówczas jeszcze nie przypominały tych, któe znamy dziś, przede wszystkim były one okrągłe i w większości pokryte piaskiem, ale musiały być naprawdę sporych rozmiarów, skoro w jednym czasie grało na każdym z nich jednocześnie co najmniej kilka drużyn. Pierwszy mecz, pierwszy klub Pierwsze udokumentowane spotkanie na ziemiach polskich odbyło się co prawda 14 lipca 1894 roku, ale są przesłanki, które mogą potwierdzać teorie, że regularne mecze odbywały się już wcześniej. Pismo „Przewodnik Gimnastyczny” już w 1891 roku informowało, iż 30 sierpnia rozegrano mecz piłkarski między starszymi uczniami a chórem rzemieślniczymi. 1891 rok to również przełomowa data z uwagi na wydaną wówczas książkę przez lwowskiego działacza Sokoła prof. Edmunda Cenara, w której przedstawił i opisał on podstawowe zasady dotyczące gry w piłkę. Warto również zaznaczyć, że to również Edmund Cenar wracając z podróży przywiózł do Lwowa pierwsza prawdziwą piłkę „footballową” jaka pojawiła się na polskich terenach. nam standardów - trwał zaledwie sześć minut, a to z uwagi na gol zdobyty przez Włodzimierza Chomickiego z Lwowa. Można nieco żartem stwierdzić, że wyprzedził on świat o ponad 100 lat, kiedy złota bramka decydowała o mistrzostwie podczas EURO 1996. Ten historyczny mecz nie wpłynął jednak w wielkim stopniu od razu na dalszy rozwój futbolu, o czym dobrze świadczy fakt braku rozgrywania podobnych meczów w kolejnych latach. Oczywiście istniały drużyny Sokoła zarówno we Lwowie jak i Krakowie, ale do spotkania między tymi miastami w XIX wieku już nie doszło. Oprócz Edmunda Cenara rozwój lwowskiego futbolu trzeba koniecznie kojarzyć z prof. Eugeniuszem Piaseckim, wybitnym teoretykiem wychowania fizycznego i gimnastyki. To właśnie Piasecki po rozpoczęciu pracy w IV Gimnazjum w 1899 roku wprowadził piłkę nożną do zajęć uczniowskich, na każdym kroku popularyzował ciągle formujący się sport, który przyciągał coraz większe rzesze wśród szkolnej młodzieży. Rok później dzięki publikacjom w „Gazecie Sportowej” Lwów poznał przepisy angielskiej Football Association i po raz pierwszy zobaczył sprawozdanie prasowe z piłkarskiego spotkania. W tym czasie dzięki pracy Piaseckiego, wydawcy „Gazety Sportowej” Kazimierza Hemmerlinga oraz poradom Czecha Josefa Vejtruby to właśnie Lwów pełnił główny ośrodek rozwoju futbolu i nic dziwnego, że to w tym mieście powstał pierwszy klub. 14 lipiec 1894 roku. To wtedy na boisko wybiegły we Lwowie dwie drużyny, czyli lwow- Po kolejnych pojedynczych meczach naski i krakowski Sokół, jednak sam mecz turalnym krokiem było stworzenie pewnej znacznie odbiegał od współcześnie znanych stabilności organizacyjnej. Wielkim zwolenstr 25 | RetroFutbol magazyn nikiem zakładania klubów sportowych był szczególnie Edmund Cenar. Ten rozwój organizacyjny przypadł w końcu na rok 1903, kiedy najpierw powstało Kółko Footballistów przy lwowskim Sokole, ale przede wszystkim, gdy uczniowie I Szkoły Realnej założyli I. Lwowski Klub Piłki Nożnej Sława. Przewodniczącym pierwszego i najstarszego klubu piłkarskiego na ziemiach polskich został Kazimierz Sołtyński, skarbnikiem wybrano zaś Waleriana Pappiusa. Pierwsze mecze w swojej historii Sława rozegrała we wrześniu - oba z uczniami lwowskich szkół średnich, które wygrała 3:0 i następnie 2:0. Niedługo po tym doszły jeszcze barwy klubowe i od 1904 roku zawodnicy Sławy występowali w strojach czarno-czerwonych, natomiast Pappius oprócz funkcji skarbnika zaczął też pełnić rolę kapitana zespołu. Tak Sława Lwów stała się pierwszym zorganizowanym klubem, który powstał na ziemiach polskich. Pod tą nazwą nie przetrwał długo, wszak niebawem pojawiło się słowo Czarni, ale pamiętajmy, że dziś nieco już zapomniane organizacje jak Sokół i Sława położyły ogromne podwaliny pod rozwój futbolu w jakże trudnej sytuacji politycznej jaka dotknęła nasz naród w dziewiętnastym stuleciu. Piotr Grabowski Z wykształcenia historyk z wyboru pasjonat sportu pod każdą postacią, szczególnie koszykówki i piłki nożnej. Obecnie redaktor portalu Ofens.Co, historią futbolu zajmował się m.in. w swoich pracach naukowych. PiotrPGR RetroFutbol magazyn | str 26 Polska dała światu Deynę, Bułgarzy mieli Asparuchowa, Północna Irlandia była ojczyzną Georgiego Besta. Austriacy też mieli swoją legendę. Zawodnik ten po dziś dzień pozostaje niedoścignionym wzorem w swoim kraju. Poznajcie Matthiasa Sindelara, jednego z najlepszych i zarazem najbardziej tajemniczych piłkarzy w historii futbolu. niesamowita historia Matthiasa Sindelara biografia Papierowy człowiek kapitan wunderteamu M atthias Sindelar urodził się na terenie ówczesnych Austro-Węgier na początku XX wieku. W roku 1905, dwa lata po narodzinach przyszłej legendy, czesko-żydowska rodzina Sindelarów postanowiła przenieść się do Wiednia. Tam też dorastający w biedzie zawodnik zdobywał pierwsze piłkarskie szlify w lokalnej Hercie. Postura na pewno nie pomagała mu straszyć rosłych rywali drużyn przeciwnych. Ze względu na filigranową budowę ciała, nazywany był „papierowym piłkarzem”. Pozory jednak bardzo często mylą i tak było w tym przypadku. Złudnym było wrażenie, iż ten przedwojenny piłkarz nie miał atutów do straszenia pod bramką rywali. Straszył… i to jak! Eksplozja Jego talentu nastąpiła po przejściu Sindelara do Austrii Wiedeń w roku 1924. Swoją grą przykuwał uwagę coraz szerszego grona kibiców. Ceniono go za swobodę w prowadzeniu piłki, niecodzienny drybling i wrodzony dryg do strzelania bramek. Z czasem zaczęło być o nim głośno na terenie całego kraju. Reprezentacja Austrii z końca lat 20-tych i początku następnego dziesięciolecia nazywana była Wunderteamem. Drużyna prowadzona przez legendarnego Hugo Meisla miała wszelkie atuty, by rywalizować z najlepszymi. Można porównać ją do niesamowitej reprezentacji Węgier lat 50-tych, z Puskasem, Kocsisem i Cziborem. Niesamowita węgierska armata stawiana była w gronie faworytów na Mundialu w roku 1954, ale ostateczstr 27 | RetroFutbol magazyn czas dumnych Szkotów aż 5-0, dwukrotnie ograno Niemców w stosunku 6-0 (w Berlinie!) i 5-0. Koniec passy przypieczętowano zwycięstwem nad Włochami 2-1. Nie dziwi więc fakt, iż oczekiwania kibiców były wielkie a naturalną koleją rzeczy miał być zdobyty Puchar Rimeta na Mundialu w Italii. Porażka w meczu o III miejsce była tylko początkiem lawiny nieszczęść, która wkrótce miała nawiedzić austriacki futbol jak i cały kraj. nie zawiodła w decydującym momencie. Podobnie było z Austriakami na mistrzostwach świata, które wskutek zabiegów Benito Mussoliniego zorganizowano we Włoszech dokładnie 20 lat przed tymi wydarzeniami. Częścią tego wspaniałego zespołu był właśnie Sindelar. Trener Meisl dał mu pierwszą szansę już w roku 1926 w meczu z Czechosłowacją, a sam napastnik odwdzięczył się za zaufanie golem strzelonym w debiucie. Osiem lat później Jego pozycja w drużynie była już niepodważalna. Matthias był wówczas kapitanem Wunderteamu, którego określano jako głównego faworyta do zdobycia tytułu mistrzowskiego. Niespodziewanie, Austriacy zakończyli swoje zmagania w turnieju na etapie półfinałowym, gdzie musieli uznać wyższość gospodarzy i jak się później okazało – przyszłych mistrzów świata. Pokonani mocno narzekali po tym spotkaniu na warunki atmosferyczne i stan murawy, który utrudniał wymianę podań piłki po ziemi, co było znakiem firmowym tamtego zespołu. Włosi swoje zwycięstwo dosłownie wywalczyli, RetroFutbol magazyn | str 28 dopuszczając się przy tym wielu brutalnych i nieprzepisowych zagrań. Od tego momentu na zawsze zakończyła się p r z y j a ź ń trenerów obu reprezentacji – Hugo Meisla i Vittorio Pozzo. Czarę goryczy przelało spotkanie z piłkarzami III Rzeszy, które podopieczni Hugo Meisla przegrali 2-3. Kluczowa okazała się bramka zdobyta już w pierwszej minucie przez Niemców, którzy po I połowie spotkania schodzili z boiska przy stanie 3-1. Warto nadmienić, iż Austria była drugim krajem po Anglii, gdzie wprowadzono futbolowe zawodowstwo. Jednym z największych ojców tego sukcesu był właśnie Meisl. Bez wątpienia, nie należał on do typowego grona trenerów. Był również pomysłodawcą pierwszego turnieju klubowego na skalę europejską (Puchar Mitropa) oraz rozgrywek międzypaństwowych (Puchar Dr Gero). Ponadto, prowadzona przez niego reprezentacja, zapoczątkowała meczem z Czechosłowacją w roku 1931, wspaniałą serię 14 meczów bez porażki. W międzyczasie, pokonano wów- Dwa lata po Mundialu we Włoszech, los znów skrzyżował zwaśnione reprezentacje, tym razem w finale wielkiej imprezy. Na Igrzyskach Olimpijskich w Berlinie (1936) ponownie zwyciężyli piłkarze z Italii, choć znów nie obyło się bez skandali. Spotkanie to tylko w łudzący sposób przypominało rozgrywki sportowe. W tych jakże dramatycznych czasach doskonale zadbano, by to faszyści wygrali na terenie nazistowskich Niemiec. Nie trudno więc zgadnąć, że praca sędziowska nie miała wiele wspólnego z ideami, które z definicji powinny iść w parze ze sportem. W roku 1938, kiedy wojna wisiała na włosku, miał miejsce Anschluss. Matthias Sindelar był wielce związany z Austrią i nie mógł pogodzić się z utratą niezależności swojego kraju. Od tego momentu piłkarze żydowskiego pochodzenia nie mogli więcej reprezentować Austrii a każdy mecz musiał rozpoczynać się od hitlerowskiego pozdrowienia. Dochodziło do wielu kuriozalnych sytuacji. Były zawodnik słynnego Wunderteamu – Walter Nausch – musiał rozwieść się ze swoją żoną, gdyż miała żydowskie pochodzenie. Sindelar, choć był wielkim bohaterem oraz patriotą, nie mógł zbyt wiele w tej sytuacji zrobić. Swoje możliwości wykorzystał najlepiej jak umiał, poprzez świetną grę. To, co zrobił z innymi austriackimi zawodnikami w kwietniu tego samego roku, w którym Austria została zaanektowana przez Trzecią Rzeszę, przeszło do historii. Władze nazistowskich Niemiec postanowiły zorganizować propagandowy mecz pomiędzy tymi zespołami. Reklamowano je jako „Anschlusspiel”. Wydarzenie to zostało już na samym początku popsute przeważającym na trybunach nazistom. Drużyna „Mozarta futbolu” wybiegła na murawę w czerwono-białych strojach, zamiast tradycyjnych biało-czarnych. Austriacy wygrali ten mecz 2-0, po golach Sindelara i Sesty. Filigranowy napastnik skorzystał z okazji i bez oznak strachu celebrował w dobitny sposób wygrany mecz przed rozjuszonymi trybunami. Nie był to odosobniony przypadek, w którym Matthias Sindelar utarł nosa nazistom. Po wcieleniu Austrii do Niemiec, zawodnik odmówił opuszczenia swojego kraju oraz reprezentowania Trzeciej Rzeszy. Swoją decyzję tłumaczył podeszłym wiekiem i przewlekłą kontuzją kolana. Ludzie otaczający „Mozarta” wiedzieli jednak, że nigdy nie zrobiłby tego ze względu na swój patriotyzm. Sam piłkarz miał być również rozdarty na skutek plotek, które roznosiły się po ojczyźnie. Jeżeli wierzyć ówczesnym doniesieniom, matka Sindelara bardzo entuzjastycznie przyjęła wiadomość o Anschlussie i przyjaźnie witała żołnierzy Wehrmachtu. Po zawieszeniu butów na przysłowiowym kołku, legendarny napastnik zajął się prowadzeniem kawiarni w Wiedniu. Pomagał również swoim dawnym kolegom z boiska pochodzenia żydowstr 29 | RetroFutbol magazyn skiego, którym zakazano uprawiania sportu, czym zyskał wielki szacunek rodaków. Historia wielkiego patrioty i dawnego bohatera piłkarskich boisk zakończyła się jednak tragicznie. 29 stycznia 1939 roku znaleziono go martwego wraz z włoską Żydówką – Camillą Castagnoli. W oficjalnym komunikacie, za przyczynę zgonu podano zatrucie tlenkiem węgla. Do dziś pozostaje wiele wątpliwości a sprawa tak naprawdę nigdy nie została wyjaśniona. Przyjmuje się wiele wersji, spośród których najbardziej prawdopodobne wydaje się samobójstwo. Nie wyklucza się również zamordowania austriackiego patrioty, który był zwyczajnie niewygodny dla nazistów. W oficjalny komunikat nikt tak naprawdę nie uwierzył. Prawdy nigdy się nie dowiemy. W ten oto sposób zakończył życie jeden z najlepszych piłkarzy w historii futbolu, który stanowił wzór godny do naśladowania na boisku, jak i poza nim. Jego legenda, podobnie jak sama śmierć, do dziś pozostaje być owiana tajemnicą. Pogrzeb Sindelara przerodził się w wielką manifestację patriotyczną. Kamil Kijanka Jestem wielkim pasjonatem (historii) futbolu. Kocham radio i sport – myślę, że to bardzo kompatybilny zestaw. Pierwszy praktykant u Pana Tomasza Zimocha w redakcji sportowej Polskiego Radia od wielu lat. Współzałożyciel Piłkarskich Konfrontacji (fb) oraz wiceprezes Koła Dziennikarstwa Sportowego w Łodzi. KamilKijanka RetroFutbol magazyn | str 30 Święta klasyk Krótka historia konfliktu wojna w glasgow Gdy myślimy o najpopularniejszych piłkarskich derbach świata, miasto Glasgow, mimo iż stolicą Szkocji nie jest, wymieniamy jednym tchem obok takich metropolii jak: Londyn, Mediolan, Rzym czy Buenos Aires. We wszelkich subiektywnych rankingach piłkarskich derbów — „Old Firm” — zajmuje czołowe miejsce w TOP10. I choć obecnie fani tego piłkarskiego święta przeżywają głód spowodowany degradacją Rangersów, to bardzo możliwe, że już od przyszłego sezonu szkockiej ekstraklasy na ekrany telewizorów na stałe powróci serial „Święta Wojna” w wydaniu nie śląskim, a glasgowskim. R ywalizacja, emocje sięgające zenitu, pieniądze, fanatyzm — to zaledwie kilka z kilkunastu przymiotów, które kryją się pod pojęciem „Old Firm Derby”, czyli grubo ponad stuletniej rywalizacji pomiędzy dwoma klubami z Glasgow. Celtic i Rangers, bo o nich oczywiście mowa, spotkały się ze sobą już 399 razy (ostatnio 29.IV.2012). Po ponad dwuipółrocznej przerwie „Święta Wojna” powróci 30 stycznia 2015 roku. Wtedy to odwieczni rywale zmierzą się ze sobą w półfinale Pucharu Ligi Szkockiej i zapewne rozpoczną nowy rozdział w historii derbów „Old Firm”. Bardzo prawdopodobnym jest, że od sezonu 2014/15 Rangersi, którzy ostatnie kilka lat spędzili na banicji w niższych ligach, powrócą na szkocki, piłkarski salon. Tyle tytułem wstępu. str 31 | RetroFutbol magazyn Wielki głód w Irlandii i jego następstwa Każdy konflikt ma swoje przyczyny. Nieważne, czy weźmiemy pod uwagę konflikt militarny, handlowy czy społeczny. Nawet piłkarski. Relację pomiędzy kibicami i klubami z Glasgow można nazwać konfliktem, jednak znacznie trudniej określić, jakiego typu on jest. Ciężko również wyznaczyć oficjalną datę jakiegokolwiek wydarzenia, od którego otwarcie moglibyśmy mówić o tym, że kibice Celtiku, łagodnie rzecz ujmując, nie darzą sympatią fanów zespołu Rangers FC (obecna nazwa zespołu; poprzednia to Glasgow Rangers) i odwrotnie. Gdzieś jednak trzeba szukać początków. Genezę konfliktu bezpiecznie jest umieścić w połowie XIX wieku, mimo iż w tamtych czasach nie istniały jeszcze oba interesujące nas kluby. Dosyć humorystycznie można powiedzieć, że konflikt zielono-białych z niebieskimi zaczął się od ziemniaków, których nie było. Gdzie? W Irlandii. Nie było ich w tym czasie również w Szkocji, ale ważniejsze są dla nas te „irlandzkie”. Chodzi oczywiście o Wielki Głód w Irlandii, który datuje się na lata 1845-1849. Choroba ziemniaków, przywieziona ze Stanów Zjednoczonych, spowodowała zniszczenie znacznej części zbiorów kartoflanych, które były w tamtym okresie podstawą żywieniową Irlandczyków. W wyniku następstw tego wydarzenia duża część mieszkańców Zielonej Wyspy emigrowała. Ci bogatsi przepływali Atlantyk i osiedlali się w Stanach Zjednoczonych. Biedniejsi z kolei wędrowali między innymi do Szkocji. Oczywiście Irlandczycy już wcześniej osiedlali się w północnej części Wielkiej Brytanii, RetroFutbol magazyn | str 32 jednak pewnym jest, że nie na aż tak dużą skalę, jak robili to w czasie klęski głodu w połowie XIX wieku. Warto w tym miejscu również dodać, że Szkocję już w roku 1846 nawiedziło to samo nieszczęście, w wyniku którego kraj opuściły rzesze Szkotów. Większość Irlandczyków, którzy emigrowali do Szkocji, była katolikami. Nie osiedlali się oni w różnych częściach kraju, co sprzyjałoby asymilacji. Zamiast tego zaczęli tworzyć lokalne społeczności w niektórych rejonach Kaledonii. I tak na przykład w 1851 roku 1/5 mieszkańców Dundee to byli ludzie, którzy urodzili się w Irlandii. Zarówno wyznanie jak i niski poziom majętności napływających Irlandczyków nie pozostał bez znaczenia. Pierwszym powodem do patrzenia nieprzychylnie na imigrantów z Zielonej Wyspy było to, że około 2/3 z nich to katolicy, podczas gdy Szkoci to w więk- szości protestanci. Nieliczne kościoły katolickie w północnej części Wielkiej Brytanii nie radziły sobie z rosnącą ilością wiernych, toteż sprowadzano dodatkowych Irlandczyków — księży. Ubogość mieszkańców jeszcze nie niepodległej wtedy Irlandii miała z kolei przełożenie szczególnie na sytuację w będącym w okresie uprzemysłowienia Glasgow. Irlandczycy bowiem mogli pracować za o wiele mniejsze pieniądze w powstających coraz to nowych fabrykach. Tym samym zabierali pracę Szkotom, a to powodowało naturalny wzrost niechęci ludności rodzimej do imigrantów. Słowa jednej z przyśpiewek kibiców Rangers brzmią: „The famine is over, why don’t you go home?” (Głód się skończył, dlaczego nie wrócicie do domu?). Być może zrodziła się ona jeszcze w latach 50. lub 60. XIX wieku. A nawet jeżeli nie, to na pewno ich dotyczy. Powstanie Rangers i Celtic Glasgow Mimo iż do 1890 roku żadna oficjalna liga piłkarska w Szkocji nie istniała, kluby powstawały. Rangers został założony w 1872 roku i przez kolejnych 15 lat był obok Queen’s Park najpopularniejszym klubem w Glasgow. Gdy 6 grudnia 1887 roku grupa Irlandczyków założyła katolicki klub Celtic, najprawdopodobniej ogólna opinia Szkotów na ten temat brzmiała: jeszcze jeden szkocki klub z irlandzko-katolickim podłożem. Nowa drużyna na mapie piłkarskiej Szkocji nie była bowiem pierwszą tego rodzaju w historii. Już wcześniej, w Edynburgu, założony został Hibernian, a w Dundee działała drużyna Dundee Harps. W kolejnym roku Celtic i Rangers zagrali pierwszy mecz. Z racji tego, że liga jeszcze nie istniała, drużyny grały ze sobą albo w Pucharze Szkocji, albo towarzysko. Obie drużyny po raz pierwszy spotkały się ze sobą bez zobowiązań 28 maja 1888 roku, a górą był irlandzki Celtic, który wygrał 5:2. Wraz z pojawieniem się oficjalnych rozgrywek ligowych w sezonie 1890/91, rozpoczął się kilkuletni okres dominacji „The Bhoys” w szkockiej piłce. Przez pierwszych osiem sezonów piłkarze Celtiku zdobyli cztery tytuły mistrzowskie, trzy wicemistrzowskie oraz jeden Puchar Szkocji. Zespół Rangers został odsunięty w cień, jednak wraz z końcem dominacji zielono-białych w sezonie 1897/98 rozpoczął się czas prosperity „The Blues”. Na dobrą sprawę taka wymiana ciosów w postaci zdobywania tytuły mistrzowskie- Glasgow Rangers 1877 r. str 33 | RetroFutbol magazyn go pomiędzy Celtikiem i Rangersami trwała aż do końca I Wojny Światowej. Tym, co jednak charakterystyczne dla tych pierwszych trzydziestu lat rywalizacji, jest fakt, że jakiekolwiek różnice polityczne lub religijne nie były aż tak widoczne, jak w okresie międzywojennym. Lata 1888-1918 to czas, w którym zarządy klubów dosyć szybko wyczuły korzyści finansowe płynące ze „zdrowej” rywalizacji pomiędzy drużynami, więc dbano o to, aby relacje były jak najlepsze. Dosyć popularnym stał się nawet wyjazd obu klubów na Nowy Rok do Anglii, gdzie grano specjalny, noworoczny mecz. Początki konfliktu unaoczniać zaczęło się coś, co dzisiaj nazywamy „sekciarstwem” (ang. sectarianism). Meczom Celtiku i Rangersów towarzyszyły coraz częściej hasła dyskryminujące, głównie na tle religijnym, a powszechna stała się w protestanckim klubie z Glasgow praktyka „sign no Catholic”, która nie dopuszczała do zatrudniania ani zawodników, ani menedżerów, którzy byli katolikami. Bójki na trybunach w czasie spotkań „Old Firm” nie były zjawiskiem częstym, jednak tylko dlatego, że na ulicach miast trwały wojny gangów szkockich z irlandzkimi, których de facto członkami bardzo często byli kibice Celtiku lub Rangers. Brutalność zarówno na boisku jak i na trybunach stała się częstym elementem doKonflikt na linii Celtic-Rangers rozpoczął się piero w okresie II Wojny Światowej, kiedy na dobre po zakończeniu I Wojny Światowej, rozgrywki ligowe zostały zawieszone i grano kiedy to Irlandczycy najpierw dążyli do niepodległości swojego kraju, a w 1921 roku otrzymali ją. Dla Szkotów ten fakt był dobrym pretekstem do tego, aby pozbyć się Irlandczyków ze swojej ziemi, skoro oficjalnie mają już swoją własną. Okres międzywojenny był czasem, kiedy nastroje anty-katolickie brały górę w Kaledonii. Dosyć częstą praktyką było chociażby to, że jeżeli właściciel jakiegoś zakładu był Szkotem, to zatrudniał innych Szkotów, byle tylko nie tych, którzy są irlandzkiego pochodzenia, a już na pewno nie katolików. Dla celtyckiego klubu o jawnych tradycjach katolickich, jak i dla jego fanów, okres pomiędzy dwiema światowymi wojnami był trudny. Dość powiedzieć, że nawet piłkarsko „The Bhoys” zostali zdominowani w tamtym czasie przez „The Blues”. Najprawdopodobniej właśnie w tym okresie RetroFutbol magazyn | str 34 głównie mecze towarzyskie. Przez całe lata 40. XX wieku trybuny obu drużyn były wykorzystywane przez kibiców do propagandy zarówno religijnej, jak i politycznej. Sytuacja stała się na tyle poważna, że w 1952 roku prawie cała Szkocja, włączając w to prasę i władze ligi piłkarskiej, uznali Celtic za główne źródło wszystkich problemów dotyczących spotkań „Old Firm”. W szczególności potępiono irlandzkie flagi, którymi trzepotali podczas meczu kibice „The Bhoys”. Dodajmy przy tym, że obnoszenie się kibiców „The Blues” z flagami Union Jack (flaga Wielkiej Brytanii) nie było niczym złym. Aby uniknąć podobnych problemów, pierwszy protestancki menedżer Hibernians rozpoczął odcinanie klubu od tradycji zarówno irlandzkich, jak i katolickich. za spisek mający na celu usunięcie ich klubu. Drużyna nie zerwała ze swoimi katolicko-irlandzkimi tradycjami i przetrwała najgorszy okres w swojej historii, a od 1965 roku zaczęła z kolei swój najlepszy czas — ukoronowany dziewięciokrotnym z rzędu zdobyciem tytułu mistrza kraju oraz Pucharu Europy (obecnie Liga Mistrzów) w roku 1967. Graeme Souness Człowiekiem, który zaczął przełamywać bariery stojące pomiędzy protestanckim Rangers a katolickim Celtikiem, bez wątpienia był Graeme Souness. Katolik szkockiego pochodzenia objął funkcję grającego menedżera „The Blues” w 1986 roku i sprawował Władze Celtiku z kolei uznały całą sytuację ją przez kolejnych pięć lat. Po raz pierwszy w historii istnienia zespołu Rangers opiekę nad nim sprawował nie-protestant. Zapoczątkowana w okresie międzywojennym praktyka „sign no Catholic” została przerwana. Mało tego — Souness był na tyle zdeterminowany do przerwania konfliktu na linii Celtic-Rangers, że zakupił byłego zawodnika „The Bhoys”, katolika — Maurice’a „Mo” Johnstona. Był on zadeklarowanym Celtem, co wywołało falę oburzenia kibiców „The Blues”. Co prawda zarówno Souness jak i Johnstonn do samego końca pobytu w klubie zmagali się z problemami ze strony kibiców, jednak po ich odejściu w 1991 roku zmieniło się podejście do polityki Rangersów. Od tego momentu najważniejsze były zwycięstwa drużyny, a nie to, jakimi środkami zostaną osiągane i czy będą w to zaangażowani katolicy czy nie. Celtic Glasgow 1908 r. str 35 | RetroFutbol magazyn przerwał „protestancką passę” Rangersów, jak i powolnym rozmywaniem się różnic pomiędzy kibicami obu klubów. Na chwilę obecną fani zarówno „The Bhoys” jak i „The Blues” nie są tylko katolikami lub tylko protestantami. Albo tylko Irlandczykami lub tylko Szkotami. Kibicem Celtiku może być zarówno protestancki Szkot, jak i kibicem Rangersów katolicki Szkot irlandzkiego pochodzenia. Nie jest jednak tak, że konflikt całkowicie ustał. Echa „starych dni” pozostają żywe, jednak nie są aż tak silne, jak kiedyś. Konotacje Celtiku z katolicyzmem i Rangersów z protestantyzmem nie mają obecnie miejsca. Jedyny argument, jaki pozostał w tym temacie, to religijne podłoże powstania obu klubów. Zagadką pozostaje fakt, jak zachowają się kibice obu klubów w trakcie pierwszych „Old Firm Derby” po niemal dwuipółletniej przerwie. Środki bezpieczeństwa z pewnością zostaną zachowane tak, jak było to dotychczas. Kibice obu drużyn będą wpuszczani na stadion osobnymi wejściami, a spotkanie zostanie zorganizowane w takiej porze, kiedy szkockie puby są zamknięte. Wraz z powrotem „Old Firm Derby” powróci „Święta Wojna”. Jedno jest jednak pewne: będzie ona bardziej „cywilizowana” w stosunku do rywalizacji z XX wieku. „Święta Wojna” dzisiaj Paweł Wilamowski Od lat 90. XX wieku konflikt irlandzkiego Celtiku z protestanckim Rangers zaczął się powoli zacierać. Spowodowane to było zarówno osobą Graeme’a Sounessa, który Dumny z bycia humanistą. Z wykształcenia nauczyciel i badacz dziejów minionych, z pasji historyk sportu, ze szczególnym uwzględnieniem piłki nożnej. Nie istnieje dla niego temat, którego by nie podjął. Jego wymarzone miejsce do życia? Odległe Wyspy Owcze lub włoska Toskania. RetroFutbol magazyn | str 36 P Wilu str 37 | RetroFutbol magazyn retro Mecz śmierci 9 sierpnia 1942 roku rozegrano spotkanie piłkarskie, okoliczności którego nawet dziś pozostają niejasne. Pojedynek pomiędzy Startem Kijów i reprezentującą lokalną jednostkę Luftwaffe drużyną Flakelf, przeszedł do historii jako „mecz śmierci”. Z powojennych relacji dowiadujemy się, że dzielni piłkarze Startu pomimo gróźb odmówili pozdrowienia przeciwników nazistowskim „heil Hitler”, nie ulegli presji zgromadzonych wokół boiska niemieckich żołnierzy i upokorzyli jedenastkę wroga, pomimo faktu, że oprócz piłkarzy pokonać musieli także sędziego – Niemca, oficera SS. Po tym wydarzeniu piłkarze mieli zostać aresztowani, torturowani i osadzeni w obozie koncentracyjnym. Zwycięstwo nad Flakelf co najmniej czwórka z nich przypłaciła życiem. Tyle legenda. A co naprawdę wydarzyło się w Kijowie w 1942 roku? RetroFutbol magazyn | str 38 W latach trzydziestych dwudziestego wieku piłka nożna była jedna z najpopularniejszych dyscyplin sportowych w Związku Radzieckim. W 1936 roku władze radzieckiej piłki postanowiły po raz pierwszy zorganizować rozgrywki zwane Mistrzostwami Związku Radzieckiego w Piłce Nożnej. Pierwszymi mistrzami kraju zostali piłkarze Spartaka Moskwa, a tuż za nimi na podium uplasowała się drużyna założonego w 1927 roku Dynama Kijów, która w składzie miała wysoko cenionych zawodników, takich jak bramkarz Mykoła Trusewicz, napastnik Makar Honczarenko, czy obrońca Ołeksuj Kłymenko. Kijowianie pozostawali jedną z najlepszych drużyn Związku Radzieckiego aż do 1941 roku, kiedy w wyniku ataku wojsk niemieckich na kraj, rozgrywki ligowe zostały zawieszone. Mykoła Trusewicz Jednym z najlepszych przedwojennych zawodników Dynama był niewątpliwie Mykoła Trusewicz, bramkarz reprezentacji Kijowa, a także reprezentant Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Kiedy w 1941 roku wojska niemieckie zajęły terytorium dzisiejszej Ukrainy, wielu rodaków Trusewicza potraktowało to wydarzenie, jako wyzwolenie spod buta sowieckiej okupacji i rozpoczęło kolaborację z najeźdźcą. Jednak bramkarz Dynama, zwolennik ustroju komunistycznego, nie zamierzał z hitlerowcami współpracować. Po wywiezieniu swojej żony, żydówki, do Odessy, przyłączył się do obrońców Kijowa. Raniony w nogę tuż przed upadkiem miasta, został pojma- ny i trafił do obozu jenieckiego. Zwolniony w niejasnych okolicznościach, Trusewicz powrócił do Kijowa. Ponieważ jego mieszkanie zostało kompletnie zniszczone w trakcie walk o miasto, został bez dachu nad głową. Praktycznie bezdomny bramkarz przez kilka miesięcy imał się różnych zajęć, niejednokrotnie sypiając pod gołym niebem. Los Trusewicza odmienił się, kiedy przechodzącego koło jednej z kijowskich kawiarni bramkarza rozpoznał Josif Kordik, przed wojną zagorzały kibic Dynama. Urodzony na terytorium dzisiejszych Czech Kordik, który podczas Pierwszej Wojny Światowej służył w niemieckiej armii, po zajęciu ziem ukraińskich przez nazistów otrzymał status Volksdeutscha i został mianowany kierownikiem jednej z kijowskich piekarni. Po rozmowie z Trusewiczem, Kordik postanowił zaoferować mu pracę i dach nad głową. Szybko okazało się, że podobny los spotkał kilku innych byłych piłkarzy Dynama, którzy także znaleźli zatrudnienie w piekarni prowadzonej przez Czecha. Pierwszym kolegą Trusewicza, który trafił do zakładu Kordika był Makar Honczarenko. Aby zjednać sobie ludność cywilną Kijowa, wiosną 1942 roku niemieccy okupanci postanowili zezwolić na rozgrywanie meczów piłkarskich. W mieście szybko powstało kilka klubów. Swoją drużynę postanowił zgłosić do rozgrywek także piekarz Kordik. Trusewicz sceptycznie odnosił się do pomysłu występów w zawodach organizowanych przez Niemców, widząc w takim działaniu formę kolaboracji z wrogiem. Ostatecznie dał się jednak przekonać argumentowi, że str 39 | RetroFutbol magazyn dobra, odnosząca sukcesy drużyna piłkarska, byłaby świetnym narzędziem inspirującym i jednoczącym mieszkańców miasta. Zespół nowo powstałego Startu utworzyli – obok Trusewicza – byli piłkarze Dynama i Lokomotiwu Kijów. 32:7 droga do Flakelf Dwa dni po zwycięstwie odniesionym nad PGS, Trusewicz i jego koledzy pokonali węgierski MSG aż 5:1, pomimo faktu, że w szeregach przeciwników wystąpiło kilku byłych zawodowych futbolistów. Opisujący mecz dziennikarz nie omieszkał wspomnieć o kontuzji jednego z zawodników MSG, odniesionej na początku spotkania. Z powodu urazu Start przez większą część dziewięćdziesięciu minut grał w przewadze liczebnej. Kilka dni później, na wniosek kapitana węgierskiej jedenastki, rozegrano rewanż. Ukraińcy szybko wyszli na trzy bramkowe prowadzenie, zwyciężając ostatecznie 3:2. W tym samym dniu drużyna Flakelf, reprezentująca Luftwaffe, spotkała się z proniemieckim Ruchem w spotkaniu, które dla Niemców miało być rozgrzewką przed oczekiwanym przez całe miasto pojedynkiem ze Startem. Flakelf – podobnie jak drużyna garnizonu węgierskiego – miał w swoim składzie kilku byłych zawodowców. Niemcy łatwo pokonali nacjonalistów z Ruchu. W walce o udowodnienie wyższości rasy germańskiej nad słowiańskimi „podludźmi” został im jeszcze tylko jeden przeciwnik. Tym przeciwnikiem była drużyna Startu. Swoje pierwsze spotkanie futboliści Startu rozegrali 7 czerwca 1942 roku, pokonując związany z organizacjami nacjonalistycznymi Ruch aż 7:2. Założona przez Kordika drużyna biła wszystkich przeciwników na swojej drodze, szybko zyskując na popularności. Z meczu na mecz na trybunach pojawiało się coraz więcej widzów. Po rozbiciu Ruchu, piłkarze Startu pokonali reprezentację stacjonującego w Kijowie garnizonu węgierskiego w stosunku 6:2, a następnie strzelili aż 11 bramek żołnierzom garnizonu rumuńskiego. 17 lipca Start pokonał PGS – jedenastkę reprezentującą niemiecką jednostkę wojskową stacjonująca w mieście. W pomeczowym raporcie, który ukazał się w „Nowym Ukraińskim Słowie”, sprawozdawca tłumaczył porażPierwszy mecz pokę Niemców brakami między tymi dwiema treningowymi, błędrużynami rozegrano dami rumuńskiego w czwartek 6 sierpnia. sędziego i nierówną Ponieważ spotkanie odmurawą. Z artykułu w sprzyjającej okupantom gazecie jasno było się w środku tygodnia, na trybunach wynikało, że przegrana niemieckiej drużyny stadionu Zenitu zjawiła się tylko garstka kibiców. Ukraińcy wygrali 5:1. Niestety po była solą w oku władz miasta. spotkaniu w lokalnej prasie nie pojawiło się Dziś trudno przedrzeć się przez warstwy legend, którymi obrósł „mecz śmierci” i dotrzeć do faktów. RetroFutbol magazyn | str 40 żadne sprawozdanie, w związku z tym niewiele wiadomo o przebiegu pojedynku. Już następnego dnia w centrum Kijowa rozlepione zostały plakaty, zapraszające na zaplanowany na niedzielę 9 sierpnia rewanż. Legenda kontra mgliste fakty... Dziś trudno przedrzeć się przez warstwy legend, którymi obrósł „mecz śmierci” i dotrzeć do faktów. Wiadomo, że tym razem stadion wypełnił się niemal po brzegi. Wydaje się wielce prawdopodobne, że sędzią spotkania był Niemiec, choć wersja z arbitrem – oficerem SS, płynnie władającym językiem rosyjskim - jest zapewne nieco ubar- wiona. Nie do końca jasne jest także, czy ukraińscy piłkarze rzeczywiście odmówili pozdrowienia przeciwników nazistowskim „heil Hitler”, zamiast tego klaszcząc w dłonie i wykrzykując „fiz – kult – hura”. Niemcy grali dużo ostrzej, niż w pierwszym meczu, a wiele nieprzepisowych zagrań umykało uwadze arbitra. Piłkarze Flakelf wyszli na prowadzenie, jednak do przerwy Start prowadził 3:1. W Przerwie spotkania do szatni piłkarzy startu miały zajrzeć dwie osoby. Jedną z nich był rzekomo trener Ruchu i organizator rozgrywek – Georgij Swetsow, a drugą sędzia spotkania. Obydwaj panowie mieli podobno ostrzec Trusewicza i jego kolegów przed konsekwencjami ewentualnego zwycięstwa. Jeżeli tak było naprawdę, to pogróżki nie zrobiły na zawodnikach Startu większego wrażenia. Na cztery minuty przed końcem regulaminowego czasu gry drużyna ukraińska prowadziła 5:3. Wtedy to obrońca Ołeksij Kłymenko, w sytuacji sam na sam z niemieckim golkiperem ominął go, a następnie zatrzymał piłkę na linii bramkowej, wbiegł do bramki, po czym wykopał futbolówkę na środek boiska. Na trybunach zaczęły się przepychanki, a arbiter, świadomy upokorzenia zawodników Flakelf, zakończył spotkanie przed czasem. Nieprawdą jest, jakoby piłkarze Startu zostali aresztowani tuż po meczu. W rzeczywistości drużyna Trusewicza tydzień po „meczu śmierci” pokonała Ruch w stosunku 8:0. W przeciągu kolejnego tygodnia Niemcy aresztowali dziewięciu zawodników Startu. Współcześni ukraińscy historycy zaprzeczają jednak wersji, jakoby aresztowania miały jakikolwiek związek z meczem piłkar- Afisz zapowiadający rewanż Startu z Flakelf str 41 | RetroFutbol magazyn skim. Ci zawodnicy Startu, którzy przeżyli wojnę, podczas powojennych przesłuchań sprawiali wrażenie przekonanych, że zatrzymania miały związek z rzekomym donosem Georgija Swetsowa – trenera Ruchu – niezadowolonego z wysokiej porażki jego piłkarzy. To on miał poinformować niemieckie władze Kijowa o współpracy zawodników Startu z NKWD. Gestapo aresztowało więc piłkarzy, których – jako domniemanych członków NKWD – oskarżono o próby zorganizowania aktów sabotażu na terenie Kijowa. był członkiem Partii Komunistycznej, a w latach 1932 – 34 przeszedł szkolenie wojskowe w jednostce NKWD w Iwanowie. Po trzech tygodniach spędzonych w gestapowskich piwnicach, pozostałych ośmiu piłkarzy przetransportowanych zostało do obozu koncentracyjnego w Syretsku. Trusewicz, Kłymenko i Kuźmenko pracowali tutaj jako budowlańcy, Komarow (zawodnik Startu, nie brał udziału w „meczu śmierci”), Putystin i Tiutczew pełnili rolę elektryków, a Honczarenko i Swidrowski zostali obozowymi szewcami. Po pewnym czasie KomaPodczas przesłuchań w kijowskiej kwaterze row został obozowym Kapo. gestapo niektórzy z aresztowanych poddawani byli torturom. Na śmierć zamęczony Na początku 1943 roku przyobozowe zakłazostał Mykoła Korotkych, którego nazwisko dy zajmujące się naprawą sprzętu wojskowidniało na listach byłych członków NKWD, wego, stały się celem ataku partyzantów. dostarczonych niemieckim okupantom 24 lutego, w odwecie za partyzancki atak, przez kolaborantów. Korotkych nie był jed- strażnicy rozstrzelali co trzeciego więźnia nym z pracowników piekarni Kordika. Przed obozu. Wśród zabitych znaleźli się Kuźmenpowstaniem Startu pracował w kuchni nie- ko, Kłymenko i Trusewicz. Ich ciała wrzucomieckiej stołówki oficerskiej. Przed wojną ne zostały do masowego grobu wykopane- RetroFutbol magazyn | str 42 go w Babim Jarze – miejscu kaźni, w którym stali w żaden sposób ukarani. hitlerowcy zamordowali około 70 000 osób, Prawdopodobnie nigdy nie uda się ustalić głównie mieszkańców Kijowa. rzeczywistego przebiegu wydarzeń. Każda PÓŁ WIEKU LEGENDY wersja opowieści o piłkarzach Startu i „meZ PROPAGANDY czu śmierci” ma swoich zwolenników i przeciwników. Po jednej stronie barykady stoją Powojenne władze Związku Radzieckiego historycy niepodległej Ukrainy, pragnący raz początkowo unikały wspominania historii na zawsze rozprawić się z sowieckimi mipiłkarzy Startu, traktując rozgrywanie me- tami, po drugiej ludzie, którzy te mity wciąż czów piłkarskich z okupantem jako akt ko- pielęgnują. Jeszcze w 2012 roku do kin trafił laboracji. Z czasem jednak „mecz śmierci” film „Mecz” w reżyserii Rosjanina Andriestał się narzędziem sowieckiej propagandy, ja Maliukowa, zawierający niemal wszysta zawodnicy, którzy wzięli w nim udział zo- kie elementy opowieści o „meczu śmierci”, stali bohaterami narodowymi. Z tych, którzy znane z powojennej sowieckiej propagandy. przeżyli najbardziej znanym stał się niewąt- Jedno jest pewne. Żadna z wersji historii pliwie Honczarenko, powtarzający dzien- Trusewicza i jego kolegów w żaden sposób nikarzom oficjalną wersję wydarzeń, aż do nie umniejsza tragedii zawodników Starupadku Związku Radzieckiego. Dopiero tu i obywateli Kijowa. Mieszkańcy miasta, w latach dziewięćdziesiątych Honczarenko a wśród nich i piłkarze, znaleźli się w potrzaw wywiadzie radiowym przyznał, że mecz sku, w samym środku konfliktu pomiędzy odbywał się w przyjacielskiej atmosferze dwoma państwami totalitarnymi. Podobnie i nikt nie próbował wpłynąć na jego wy- jak czterej piłkarze, tak i Kijów opłacił ten nik. Zaprzeczył też, jakoby istniał jakikol- konflikt krwią. Dziesiątki tysięcy mieszkańwiek związek pomiędzy „meczem śmierci” ców miasta zostało zamordowanych w Bai aresztowaniami zawodników Startu. Zwią- bim Jarze i innych miejscach kaźni. Wśród zek ten wydaje się jeszcze bardziej niepraw- nich znaleźli się Mykoła Korotkych, Mykoła dopodobny, jeżeli przyjrzymy się rezultatom Trusewicz, Oleksij Kłymenko i Iwan Kuźbadań ukraińskiego historyka Władimira menko. Hyndy. Wynika z nich, że w kontrolowanej Jakub Budny przez Niemców ukraińskiej prasie z czasów okupacji, odnaleźć można ponad 150 Niedoszły magister kulturoznawstwa, z zamiłowania sprawozdań z meczów piłkarskich, rozegrahistoryk, zainteresowany nych pomiędzy drużynami składającymi się zwłaszcza dziejami futbolu brytyjskiego. Od 2006 roku z obywateli przedwojennego Związku Ramieszka na Wyspach, właściciel dzieckiego i reprezentantami wojsk okupacałkiem pokaźnej i wciąż rosnącej cyjnych. Spośród 111 meczów, których wykolekcji książek i magazynów o futbolu. niki udało się ustalić, Ukraińcy wygrali 60. Pisze także dla zzapolowy.com. W ani jednym przypadku zwycięzcy nie zokbudny25 Piłkarze Startu i Flakelf - 9 sierpnia 1942 str 43 | RetroFutbol magazyn taktycznie Preludium do legendy Polską reprezentację w latach 30. ubiegłego stulecia ciężko było zaliczyć do grona europejskich potentatów, o skali światowej nie wspominając. Ranga naszej kadry jednak rosła, zaś zwieńczeniem tej drogi był awans do ostatnich międzywojennych Mistrzostw Świata. Jedyny mecz na francuskich boiskach przeszedł do legendy i rozpisywano się o nim na wszelkie możliwe sposoby. Same jednak okoliczności awansu na turniej już tak szerokiej dokumentacji się nie doczekały. Czas rzucić na nie nieco więcej światła... Historia pierwszego awansu Polski na Mistrzostwa Świata. RetroFutbol magazyn | str 44 P o latach 20., kiedy Polacy byli głównie chłopcami do bicia, zbierającymi dopiero międzynarodowe doświadczenia, kolejna dekada zaczęła przynosić pierwsze pozytywne rezultaty. Organizacja rozgrywek w kraju poprawiła się na tyle, że w 1933 roku po raz pierwszy postanowiono powalczyć z najlepszymi w eliminacjach do Mistrzostw Świata. Wtedy los nie był jednak zbyt łaskawy. Przyszło nam grać z jedną z najsilniejszych wówczas ekip globu, późniejszym wicemistrzem świata – Czechosłowacją. W pierwszym spotkaniu w Warszawie rywale byli zdecydowanie lepsi, choć zwyciężyli tylko 2-1. Do rewanżu z powodu napiętej sytuacji politycznej między oboma krajami nie doszło. Polacy oddali mecz walkowerem. Na kolejne starcia o stawkę przyszło czekać blisko 3 lata. W 1936 r. wystartowaliśmy w Igrzyskach Olimpijskich. Choć osiągnięcie półfinału może się wydawać sukcesem, trzeba pamiętać, że ścieraliśmy się tam z zupełnymi amatorami. Mimo, że w składzie Austrii próżno więc było szukać Sindelara, to i tak piłkarze znad Dunaju odprawili naszych z kwitkiem. Na Igrzyskach zaczęły jednak kształtować się zręby reprezentacji, która już kilka lat później miała odnosić pierwsze międzynarodowe sukcesy. O miejsce w pierwszym składzie z doświadczonym Albańskim zaczynał walczyć Madejski. W obronie rezerwowym był Szczepaniak, czekający na schedę po kończącym karierę reprezentacyjną Martynie. Także ofensywa była już dość wyraźnie ukształtowana. Ryszard Piec, Wodarz i Scherfke nie wypadli z obiegu w kadrze przez najbliższe lata. Wilimowskiego zabrakło w tym towarzystwie tylko przez problemy dyscyplinarne. Domniemaną przyczyną braku napastnika Ruchu Wielkie Hajduki na Igrzyskach było pijaństwo. W jednym z meczów ligowych ekipa spod Chorzowa miała się pojawić w stanie wskazującym na tyle, że „Peterek w ogóle nie widział piłki, zaś Wilimowski widział cztery”. Faktyczną były jednak jego fałszywe zeznania w trakcie wyjaśniania „problemu” zawodowstwa w jego klubie. Z tegoż powodu Wilimowski został w domu, a Polacy – bez medalu. Eliminacje W 1936 roku Wilimowski został zrehabilitowany, zaś kadra trenera Kałuży rozpoczęła kolejny długi cykl ogrywania się przed kolejnymi meczami o stawkę. O ile dziś selekcja Adama Nawałki może budzić zastrzeżenia w związku z dużą liczbą powoływanych zawodników, tak wtedy gra dwóch meczów dwoma jedenastkami w tym samym czasie nikogo nie dziwiła. Taka sytuacja przytrafiła się naszej kadrze kilkukrotnie. W równolegle toczonym meczu pod okiem jednego ze współpracowników Kałuży prezentowali się zawodnicy z bezpośredniego zaplecza kadry. Pozawalało to nieustannie mieć na oku potencjalnych dublerów dla graczy pierwszego składu. Rezultatu Igrzysk nie uznano w kraju za spektakularny sukces, jednak trener Kałuża pozostał na stanowisku i mógł kontynuować swoją pracę. Wyniki w kolejnych miesiącach to klasyczna „kratka”, charakterystyczna dla str 45 | RetroFutbol magazyn Polski z początku lat 30. Dobre występy nasi zawodnicy przeplatali fatalnymi – remisem z rosnącymi w siłę Niemcami potrafili zamazywać wrażenie z podobnego rezultatu kilka dni wcześniej ze słabą Łotwą. Oczekiwania w momencie zgłaszania kadry do eliminacji nie były zbyt wielkie. a potem – stosunek bramek. Regulaminowo brzmiało to zawile, jednak ograniczało się do konieczności wygrania dwumeczu. Jedynym rywalem Polaków na drodze do francuskiego mundialu stała się Jugosławia. Piłkarze z Bałkanów mogli się poszczycić trzecim miejscem przywiezionym z Urugwaju. Podobnie jak Polacy, ponieśli jednak klęskę w eliminacjach do kolejnych mistrzostw. W grupie ze Szwajcarią i Rumunią, ich jedynym dorobkiem był punkt w starciu z tym pierwszym zespołem. Mimo, że z trzech drużyn (czwarta Norwegia wycofała się jeszcze przed rozpoczęciem rozgrywek) awansowały dwie, Jugosłowianie nie znaleźli się pośród nich. Sam system kwalifikacji był pokręcony. W Europie (do której geograficznie podłączono Egipt i Palestynę) 11 miejsc miało zostać rozdzielonych pomiędzy 23 drużyny. Ponieważ ciężko dobrać klucz przy takich proporcjach, grupy mocno różniły się od siebie i jakością drużyn i systemem rozgrywek. Jeśli idzie o to drugie – Polacy trafili najprościej jak się dało. Przynajmniej w praktyce. W teorii była to czterodrużynowa „subgrupa”, składająca się z nas, Jugosławii, Irlandii Polacy mimo to w żadnym wypadku nie i Norwegii. Docelowo jednak zespoły podzie- byli faworytem „grupy”. Piłkarze lono na dwie pary. Powstały w ten sposób z Bałkanów byli dwie dwudrużynowe grupy, gdzie o awansie decydowała większa liczba zdobytych punktów, częstym rywalem biało-czerwonych, a większość z 8 rozegranych wcześniej meczów kończyła się gradem bramek. Ostatnie lata należały jednak do przeciwnika, który odniósł trzy kolejne zwycięstwa. Nieco ponad rok przed zaplanowanym na 10. października 1937 pierwszym meczem rozgromili Polaków w Belgradzie 9-3. Jednak rezultaty z początku lat 30., kiedy to biało-czerwoni triumfowali nad trzecią wówczas drużyną świata, dawały powody do optymizmu. Ostatnia wyjazdowa klęska z Jugosławią nie była tak zupełna, jak wskazywałby wynik. Jak donoszą reporterzy, rywalom „wszystko szło i prowadziło do celu”. Atmosfera daleka była od optymizmu, mimo, że Kałuża powoli osiągał optimum w swoich poszukiwaniach. Szczepaniak nie dość, że godnie zastępował Martynę, to dodatkowo stał się kapitanem zespołu. Więcej znaków zapytania pojawiało się w pomocy. Z reprezentacją powoli żegnał się Kotlarczyk, nie przebił się też próbowany tuż przed eliminacjami Kryszkiewicz. Wobec tych okoliczności pozycja Waszkiewicza, Dytki i Góry wydawała się niepodważalna. Mecz, od którego wszystko się zaczęło Dość jednak nieoczekiwanie Waszkiewicz został oddelegowany w dniu meczu z Jugosławią do rozgrywanego równolegle starcia z Łotwą. Podobny los spotkał Ryszarda Pieca i Kotlarczyka. Tego pierwszego zastąpił Nyc. Drugiego – absolutny debiutant Habowski. pomocnika przemawiała jego elastyczność taktyczna. Polacy grali wtedy w dominującym na świecie 2-3-5, jednak zawodnik Polonii Warszawa bardzo chętnie schodził między dwójkę stoperów. Zbliżało to nasze ustawienie do święcącego wówczas triumfy na Wyspach Brytyjskich „WM”, wymyślonego przez szkoleniowca Arsenalu Herberta Chapmana. Mniejsze uzasadnienie miało użycie Habowskiego w roli prawego napastnika. Relacje są tu skrajnie różne, Andrzej Gowarzewski donosi w Encyklopedii Piłkarskiej Fuji, że „znakomicie zastąpił starszego z braci Pieców”. Z kolei pomeczowy „Przegląd Sportowy” pisze o zawodzie, obwieszczając, że jego słaby występ przeszedł niezauważony, bo rozmył się w korzystnym wyniku. Ta druga relacja wydaje się bliższa rzeczywistości, prawoskrzydłowy Wisły zagrał w kadrze jeszcze tylko raz. WODARZ WILIMOWSKI DYTKO GAŁECKI Ustawienie taktyczne meczu Polska - Jugosławia 4:0 HABOWSKI PIĄTEK NYC Na korzyść tego Nyca w roli środkowego RetroFutbol magazyn | str 46 WOSTAL GÓRA SZCZEPANIAK krzyk str 47 | RetroFutbol magazyn Mecz zaczął się dla Polaków znakomicie. Już w 3 minucie po rogu Habowskiego piłkę wypiąstkował Glaser. Dopadł do niej Dytko, który ponowną wrzutką idealnie obsłużył Piątka. Jego strzału głową w lewy dolny róg golkiper Jugosłowian nie był w stanie sięgnąć. Polacy poszli za ciosem, zamykając rywala w kolejnych minutach, jednak kolejnych bramek to nie przynosiło. Wilimowski strzelał niecelnie, zaś Habowski gubił się w dryblingach na swojej stronie. Kiedy stopniowo do głosu zaczęli dochodzić rywale, podwyższyliśmy prowadzenie. Klepka Wodarza z Wilimowskim zakończyła się ostrym strzałem tego drugiego. Glaser sparował piłkę prosto pod nogi Piatka, który z łatwością wykończył. To dodało skrzydeł naszym, którzy w pierwszej połowie mieli kilkanaście strzałów (wbrew pozorom, jak na tamte czasy nie jest to rzadka liczba). W końcówce jednak do głosu zaczęli dochodzić rywale. Problemy w środku miał Nyc, jednak cała trójka pomocników wycofująca się głęboko utrudniała grę Jugosłowianom przy naszym polu karnym. Zmuszaliśmy rywali do oddawania strzałów z dystansu, które nie były groźne dla bramki. zu gry, a ataki Jugosłowian były coraz groźniejsze. Polacy jednak mieli z przodu Wilimowskiego, zdolnego do stworzenia przewagi swoimi indywidualnymi akcjami. W 57. minucie po dwójkowej akcji z Wostalem wyszedł na sam na sam. Glazer interweniuje tylko na tyle, żeby wybić piłkę pod nogi niedoszłego asystenta, który kieruję piłkę do pustej bramki. Wynik 3-0 nie oznaczał jednak w żadnym wypadku, że Polacy mieli w tym spotkaniu miażdżącą przewagę. Jak w większości przypadków starć tych drużyn w międzywojniu, była to wielka bitwa z jednostronnie brzmiącym wynikiem, na korzyść drużyny, której w tym meczu wychodziło wszystko. Dowody? Valjarević seryjnie ostrzeliwał świątynię Krzyka z niewielką celnością, zaś Marjanović po wypuszczeniu piłki przez naszego bramkarza znalazł się w identycznej sytuacji, co Piątek i Wostal. Mając przed sobą tylko pustą bramkę, koszmarnie spudłował. Dzieła zniszczenia dopełnił najlepszy na boisku Wilimowski. Dał on przedsmak swoich popisów w meczu z Brazylią, świetnie gasząc górną piłkę od Wodarza, przedryblowując dwóch rywali strzelając koło bezradnie obserwującego całe zdarzenie Glazera. Po Druga połowa nie zmieniła jednak obra- spotkaniu jego, Krzyka i Wostala tłum odno- RetroFutbol magazyn | str 48 Bilet na mecz z Jugosławią łem” selekcjonera, co u nas Habowski. Dodatkowo Jugosłowianie ostatnie 10 minut Choć może się to dziś wydawać kuriozalne, grali w dziesiątkę. Higl po starciu z Wostawyjazdowe 0-4 uznawane było jedynie za lem nie był w stanie kontynuować gry. solidną zaliczkę. Były to czasy, kiedy wyniki hokejowe zdarzały się nader często, więc Obrona Częstochowy ten sam wynik w Belgradzie w drugą stronę nikogo by nie mógł zdziwić. Szef delegacji Polacy mieli też swoje problemy. Przede jugosłowiańskiej, inżynier Andrejević na po- wszystkim zawodziły skrzydła. Stąd też meczowym bankiecie podkreślał, że liczy na głównym rozgrywającym stał się Wilimowski, a większość zagrożenia tworzono akodrobienie strat w rewanżu. cjami środkiem. W jedynym rozegranym Tym bardziej, że na drugi taki słaby mecz ry- między spotkaniami dwumeczu z Jugosławala ciężko było liczyć. Przeciwnicy często wią starciu, przeciwko Szwajcarii, Habowmieli problem z wyprowadzeniem piłki, tra- skiego ponownie zastąpił Piec. Pozostałymi cąc ją po nieudanych wykopach obrońców. zmianami było wskoczenie jego brata za Stevović, który zastąpił na środku pomo- Dytkę oraz Madejskiego za Krzyka. Prawocy świetnego kilka dni wcześniej w meczu skrzydłowy i bramkarz utrzymali miejsce w z Czechosłowacją Geyera, słabo regulował składzie na wyjazd do Belgradu. W rewanżu grę i okazał się podobnie nieudanym „strza- w pomocy ponownie zagrał Dytko. si do szatni na rękach. WODARZ WOSTAL WILIMOWSKI DYTKO PIĄTEK NYC GAŁECKI R.PIEC GÓRA SZCZEPANIAK MADEJSKI Jugosłowianie mimo klęski w pierwszym meczu nie tracili nadziei. Nad miastem miały krążyć samoloty, kreślące w powietrzu piątki, sugerując rozmiary porażki biało-czerwonych. Skład naszych rywali uległ zmianom aż na sześciu pozycjach. Na nic jednak się to wszystko zdało, nieoczekiwanie w pierwszych minutach inicjatywę przejęli Polacy, a sytuacje stworzyli sobie Wodarz i Wilimowski. Po raz kolejny widoczny był jednak problem naszych zawodników z balansem między ofensywą i defensywą. Napastnicy nie mieli problemów z wychodzeniem na pozycję, odbywało się to jednak kosztem obrony. Do głosu zaczynali dochodził Jugosłowianie. Nie dziwi, że po takim początku, selekcjo- Ustawienie taktyczne meczu Jugosławia-Polska 1:0 str 49 | RetroFutbol magazyn ner Kałuża i trener Spoida nakazali głębsze wycofywanie się linii pomocy. Mimo naporu rywala, udało się zakończyć pierwszą połowę bez strat własnych. Kontry Polaków były nieliczne, skupialiśmy się na uważnej grze w obronie. Zwłaszcza Góra rzadko podczepiał się pod atak, po zrobieniu kilku kroków z piłką, oddawał ją kolegom. Nie mogło to przynieść ładnej gry. Jugosłowianie dwoili się i troili, aby sforsować defensywę, udało się to tylko jednokrotnie. Tuż przed linią pola karnego ręką zagrał Gałecki, Marjanović nie dał szans Madejskiemu z rzutu wolnego. I ten gol nie zmienił nic w przebiegu gry. Mając nadal przewagę trzech goli, Polacy w miarę spokojnie dotrwali do końca spotkania. Selekcja Mimo, że oba mecze wygrał praktycznie ten sam skład, zespół Kałuża-Spoida, wzmoc- RetroFutbol magazyn | str 50 niony drugim trenerem Forysiem, nadal wahał się nad kilkoma nazwiskami. Nie przekonywał Nyc, w kolejnym meczu z Irlandią do łask wrócił Wasiewicz. Los chciał jednak, żeby na Mistrzostwa pojechał zawodnik, który brał udział w wyeliminowaniu Jugosławii. Wasiewicz nabawił się kontuzji i Nyc był nie do zastąpienia. W drugą stronę potoczyły się losy Wostala, którego po urazie zastąpił Scherfke, będący wcześniej rezerwowym. od Kadra składać się jednak miała z 22 osób, więc siłą rzeczy musiał znaleźć się ktoś mniej spodziewany. Największymi zaskoczeniami byli 18-letni pomocnik Baran i 17-letni (do dziś najmłodszy zgłoszony) bramkarz Brom. Obaj znaleźli się w ekipie wyjazdowej na mecz z Brazylią, którą okrojono do 15 osób. Ławkę uzupełnili wszechstronny Wilhelm Piec (dzięki niemu i jego bratu Naprzód Lipiny miał dwóch reprezentantów na Mistrzostwach) oraz obrońca Giemsa. Taka właśnie piętnastka stawiła się na stadionie w Strasburgu, aby 5. czerwca 1938 r. stoczyć pierwszy w historii Polski pojedynek na Mistrzostwach Świata. Ale to już materiał na inną historię. Wszyscy młodzi chłopcy zarażeni baskijskim patriotyzmem, chcieli tak jak on zdobywać mnóstwo bramek. Pozostaje idolem do dziś. Możemy narzekać, że jego sława opiera się w dużym stopniu na zasadzie przedwczesnej śmierci. Andrzej Gomołysek Ojciec chrzestny pisania o taktyce piłkarskiej, założyciel taktycznie. net i analityk InStat Football. O taktyce nudzi też w wielu innych miejscach. Fan historii futbolu, starszej i nowszej. taktycznie klasyk „MAŁEJ KACZKI” DO PIĘKNEGO ŁABĘDZIA Jednak trofea pozostają wieczne i przemawiają na jego korzyść. W czasach swojej świetności dumnie reprezentował tylko jeden klub – Athletic Bilbao. Każdy pasjonat przyodziany w białoczerwone, pionowe pasy wyobraża sobie jak Rafael Moreno Aranzadi lub po prostu „Pichichi” sto lat temu mijał obrońców. str 51 | RetroFutbol magazyn K olczyk w uchu, różnokolorowe buty, idealnie nażelowane, pofarbowane lub przystrzyżone w wymyśle wzory włosy, koszulki rozchodzące się jak świeże bułeczki w sklepiku osiedlowym – zarówno te oryginalne, jak i tanie podróby (koszulki, nie bułki!). Własna firma najwygodniejszych na rynku (podobno) bokserek, zdjęcia wrzucane najnowszym IPhonem 6 na Instagrama, fanpage, mający blisko 20 milionów polubień i unikanie paparazzich, mknąc naprzód swoim Astonem Martinem One-77 z silnikiem V12. Takie życie być może w dzisiejszych czasach wiódłby Rafael w jednej z dzielnic Bilbao (o ile nie skusiłby się na grube pieniądze szejków). Ponad sto lat temu wyróżnić mógł się zaledwie białą chustką na głowie, co umożliwiało rozpoznanie go na boisku,w jednej chwili. Zakochany w Athleticu Aranzadi kochał Bilbao od zawsze. Tutaj się urodził i wychował. Ludzie mówili, że ma intelektualny potencjał, jednak on nie chciał się kształcić. Nie marzył, żeby pójść w ślady ojca, który był prawnikiem, a z czasem został burmistrzem miasta. Wujek Rafaela (brat matki) był bardzo znanym hiszpańskim filozofem i pisarzem, ale i to do niego nie przemawiało. Do inżynierii też nigdy nie ciągnęło, choć tym zajmował się jego brat Raymond. Wolał kopać szmacianą piłkę z kolegami i wracać późno do domu. Dołączył do Athleticu w 1911 roku, mając 19 lat. Wówczas uzyskał przydomek „Pichichi” (mała kaczka) z racji swoich warunków fizycznych. Szybko awansował do pierwszego zespołu. Najważniejszym trofeum w Hiszpanii był w tamtym czasie Puchar Króla. Brały w nim udział drużyny z całego kraju. Ceniono go ponad wszelkie mistrzostwa regionalne. Finał Copa del Rey (przeciwko Racing Club de Irun) w 1913 roku, Aranzadi przegrał, ale szybko im się zrewanżował kilka miesięcy później – strzelając historyczną, pierwszą bramkę na stadionie San Mames, już w 5. minucie. RetroFutbol magazyn | str 52 „Pichichi” w dużym stopniu przyczynił się do zdobycia czterech Pucharów Króla, trzech mistrzostw północy, oraz dwóch Mistrzostw Vizcayan. W finale Copa del Rey 1915 ustrzelił nawet hat-tricka, a Athletic pokonał Espayol, aż 5 do 0. Znakomita część tych trofeów jest też zasługą angielskiego trenera Billy’ego Barnesa. Szkoleniowiec rozumiał doskonale pozycję Rafaela. Szczególnie, że nie minął rok, odkąd sam przestał grać w piłkę. Grał jako skrajny lewy napastnik w drużynie Queens Park Rangers. Skupiał się więc najmocniej na pozycji „Pichichiego”. Wówczas grano na pięciu, czy nawet sześciu napastników, zupełnie nie dbając o środek pola. „Pichichi” grał na tej samej pozycji, co jego trener w przeszłości. Stąd bardzo dobrze się rozumieli. Często schodził do środka i pełnił poniekąd rolę mediapunta. Znakomity drybling, zwrotność, dobra gra obiema nogami, i silny strzał – to cechy, które pomagały mu bardzo często kończyć akcję indywidualnie. Pichichi był więc jednocześnie mediapuntą i lisem pola karnego. Teraz trudno to sobie wyobrazić, jednak wtedy proporcje obrońców w stosunku do napastników były jak w piłkarzykach stołowych – atakujący mieli przewagę. „Pichichi”, zdobył też srebro olimpijskie w 1920 r., strzelając na turnieju jedną bramkę. Kariera reprezentacyjna jednak nie zdążyła rozkwitnąć, bo licznik zatrzymał się na 5 spotkaniach. za jego życia. Wówczas był bez żalu krytykowany. Fani domagali się tego samego piłkarza, który jeszcze niedawno był piłkarskim czarodziejem. W maju 1921 roku postanowił zostać piłkarskim sędzią. To zabolało fanów jeszcze bardziej niż zawieszenie butów na kołku. Sędziowski debiut wypadł mu na stadionie… San Mames. Jednak w wieku 29 lat, zmarł w swoim mieszkaniu na tyfus. Przyczyną było prawdopodobnie zjedzenie nieświeżych ostryg. Paradoksalnie więc – „Pichichi” znów stał się ulubieńcem i ikoną Bilbao. Dziś legenda jeszcze bardziej urosła. Jest wymieniany naprzemiennie z Telmo Zarrą (także istnieje nagroda nazwana jego imieniem – Utracenie i pośmiertne odzyskanie statusu legendy Pod koniec swojego życia (nikt tak wtedy nie przypuszczał) przestał imponować formą. Ikona „Pichichiego” nie była tak silna str 53 | RetroFutbol magazyn Trofeo Zarra – przyznawana najlepszemu hiszpańskiemu strzelcowi Primera Division i Segunda Division) jako najwybitniejszy zawodnik w historii baskijskiego klubu. Od 1926 r. na cześć snajpera powstało popiersie z brązu, które od tamtego zdobi San Mames. W 1953. roku „Marca” postawiła „Pichichiemu” najbardziej trwały pomnik, nazywając nagrodę najlepszego strzelca Primera Division jego imieniem, a właściwie przydomkiem. To hołd dla bramkostrzelnego gracza, który paradoksalnie nigdy nie był królem strzelców ligi, bo ta powstała przecież w 1929 roku. Na setną rocznicę powstania klubu Athletic Bilbao, został odkryty wielki pomnik „Pichichiego” wraz z jego małżonką Aveliną Rodriguez. Umieszczenie białej chusty na głowie było obowiązkiem twórców. Ten „gigante” możemy podziwiać w muzeum Euskal Museoa Bilbao Museo Nasco. Redakcja Redaktor naczelny: Damian Bednarz Skład i łamanie tekstu: Lorem Ipsum Design www.facebook.com/loremipsumdesign www.rfbl.pl facebook.com/futbolwretro twitter.com/retro_magazyn RetroFutbol magazyn | str 54 W świątyni San Mames istnieje pewna tradycja. Jeśli drużyna gra na tym stadionie pierwszy raz – to jej kapitan składa kwiaty przy popiersiu Pichichiego, które od 2013 roku, czyli od powstania nowego San Mames, znajduje się przy wyjściu z tunelu. Dziś w lidze hiszpańskiej Cristiano Ronaldo i Lionel Messi konsekwentnie walczą o „małą kaczkę”. Patryk Idasiak Student trzeciego roku dziennikarstwa w Szczecinie. Wierny, ale obiektywny kibic Manchesteru City, zakochany w pieniądzach Szejka Mansoura. Czasami napisze coś do portalu czasfutbolu.pl. PatrykIdasiak Zespół redakcyjny: Jakub Budny Andrzej Gomołysek Piotr Grabowski Patryk Idasiak Mariusz Jaroń Kamil Kijanka Pawel Klama Paweł Wilamowski Kontakt: [email protected] str 55 | RetroFutbol magazyn RetroFutbol m a g a z y n RetroFutbol magazyn | str 56