xxxiii wystawa i giełda minerałów i wyrobów jubilerskich xxxiii
Transkrypt
xxxiii wystawa i giełda minerałów i wyrobów jubilerskich xxxiii
SRI LANKA – KRAJ SZAFIRÓW I HERBATY CZYTAJ IV-V WYDANIE SPECJALNE SOBOTA – NIEDZIELA, 18–19 PAŹDZIERNIKA 2008 R. W niewielu miejscach na świecie na tak niewielkim terenie występuje tak wielkie bogactwo kamieni szlachetnych. Ich urok oraz urok tej niezwykłej wyspy oglądamy oczami polskich podróżników. INTERSTONE Polski dinozaur – drapieżca ® W łódzkiej Hali Sportowej w dniach 18 i 19 października gościmy kolekcjonerów minerałów oraz producentów biżuterii z całej Polski, a także wystawców z Czech, Słowacji, Litwy, Rosji, Estonii, Armenii i po raz pierwszy wystawcę z Niemiec, oferującego minerały z całego świata. Zapraszamy do odwiedzenia ponad 180 atrakcyjnych stoisk. STRONA III Niezwykłe odkrycie zespołu Instytutu Paleobiologii PAN i Uniwersytetu Warszawskiego pod kier. profesora Jerzego Dzika w lipcu br. Szafiry z Wilczej Poręby STRONA VI Szafiry można znaleźć w polskich Sudetach, w Wilczej Porębie koło Karpacza... Pioruny, piorunki... STRONA VIII Co sekundę w naszą planetę uderza około 100 piorunów... ® XXXIII WYSTAWA I GIEŁDA MINERAŁÓW I WYROBÓW JUBILERSKICH FOT. ADAM JUŚKIEWICZ II 18–19 października 2008 r. REFLEKSJE DOŚWIADCZONEGO KOLEKCJONERA G dy na poprzednich targach INTERSTONE poproszono mnie o napisanie o moich zainteresowaniach mineralogicznych, pomyślałem, że napiszę o sobie, że mam 57 lat i od ponad trzydziestu lat interesują mnie cuda natury-minerały, że mam dużą ich kolekcję, a nadwyżki sprzedaję na giełdach. Po głębszym zastanowieniu postanowiłem jednak napisać coś więcej o tym wyjątkowym hobby. Kolekcjonowanie minerałów jest niezwykłe, bo okazy niekoniecznie trzeba kupować. Nie można ich też wyprodukować, choć próbki zdarza się znaleźć na giełdach. Dla prawdziwego miłośnika przyrody nieożywionej nie przedstawiają one jednak wartości. Okazy do kolekcji można też znaleźć na opuszczonej hałdzie, wykopać na polu lub w żwirowni. Można je odkuć ze skały w nieczynnym kamieniołomie. Osobiste odkrycia i znaleziska są dla każdego kolekcjonera najcenniejsze. Niestety, nie tylko w Czechach, ale i w całej Europie coraz więcej kopalni i kamieniołomów, zostało pozamykanych: w Czechach – w Górach Złotych, w Górach Kruszco- Minerały – moja fascynacja wych, w Polsce – Szklary, w Rumunii – cały okręg z Cavnikiem. Minęły lata 80., cudowne dla zbieraczy minerałów. Jeszcze 10 lat temu jeździłem po Europie, od Szwecji po Francję i zdobywałem ciekawe okazy. Część z nich trafiała do mojej kolekcji, a część sprzedawałem, by mieć środki na nowe wyprawy. Pozostałością bezcenną po tych eskapadach są ciekawi ludzie, których poznałem, a o wielu z nich mogę powiedzieć, że to moi przyjaciele. Pomagali mi w poszukiwaniu okazów, w poznawaniu nowych lokalizacji, podpowiadali mi jak je wydobywać. Dlaczego to już historia? Oprócz zamykania kopalni d Jak to się zaczęło? Dlaczego nie świnki czy króliki? – Postanowiłam zbierać figurki słoni, gdy w dzieciństwie dostałam ich kilka od bliskich. Wszyscy mówili, że słonie przynoszą szczęście, zwłaszcza te z uniesioną trąbą do góry. Gdy jedna z półek zapełniła się figurkami postanowiłam, że będę powiększać zbiory. Każda nowa figurka kupiona lub otrzymana sprawia mi niezwykłą radość. Dlatego zbieram słonie, a nie króliki. Czy ktoś słyszał, że króliki przynoszą Świadczą o tym europejskie giełdy. Coraz mniej na nich prawdziwie kolekcjonerskich okazów, a coraz więcej biżuterii i galanterii kamiennej oraz brazylijskich „cudownych” agatów o minerałach, podziwiamy swoje okazy, wymieniamy się. Poważnym problemem /Gazeta Targowa pisała na ten temat w jednym z poprzednich numerów – od redakcji/ są losy kolekcji. Ileż to razy po śmierci kolekcjonera żona wyrzucała wszystkie okazy na śmietnik, by się po śmierci zemścić na mężu, który całe życie według jej mniemania bardziej kochał kamienie niż ją. Czasem plotka była szybsza od decyzji wdowy i innemu kolekcjonerowi udało się uratować zbiory przez nią wyrzucone. Martwię się tym, że być może jestem już z ostatniej generacji, która kolekcjonuje minerały dla ich piękna i której zbiory kiedyś być może znajdą miejsce w jakimś muzeum. INŻ .TOMAS ADAMEC PRAGA utrudnieniem w pozyskiwaniu minerałów są coraz wyższe koszty podróży oraz coraz mniejsze zainteresowanie mineralogią. Rozmawiamy z Anną Śniady, kolekcjnerką figurek słoni. w niektórych kamieniołomach nie wstrzymywano pracy i dalej używano środków wybuchowych do uzyskiwania surowca skalnego, nawet wówczas, gdy kilka dni wcześniej odkryto w ścianie ciekawą kawernę z minerałami. Należałoby tak zabezpieczyć prawnie poszukiwanie okazów, by te najcenniejsze trafiały do muzeów, a te mniej cenne do prywatnych kolekcji. Nie odwiedzam już czeskich lokalizacji, nie kopię i nie poszukuję minerałów. Spotykam się z kolekcjonerami, szczególnie tymi starszymi ode mnie i rozm a wiam y i kwarców sprowadzanych całymi kontenerami. Potwierdzają to ludzie interesujący się minerałami. Pamiętam starego kolekcjonera z Bawarii, który opowiadał mi, że w samym Monachium w latach 60. było kilkadziesiąt sklepów oferują- cych tylko minerały. W latach 80. pozostały trzy. Dziś, z tego co wiem, nie ma ani jednego. Podobne zjawisko występuje w Czechach, gdzie kolekcjonowanie minerałów przestało być modne. Przyczynili się do tego i ekolodzy. Z jednej strony walczyli (słusznie!) z dewastacją środowiska podczas wydobywania minerałów, z drugiej strony nie przeszkadzało im, że na hałdach niszczeją unikaty, bo nie wolno ich zebrać. Nie przeszkadzało im, że Przynoszą szczęście i budzą wspomnienia Słonie, słonie, słonie... szczęście? d Ile okazów liczy Pani kolekcja? – Dokładnie 517. d Czy ma dla Pani znaczenie, z jakich kamieni wykonane są słoniki? – Większość z nich wykonana jest z kamieni ozdobnych z różnych stron świata. Ale mam też w mojej kolekcji najzwyklejsze słoniki z porcelany, szkła, drew- na, modeliny, słomy. Są to też słoniki, które są zapalniczkami, doniczkami, skarbonkami. Ważne, że każdy okaz to inna historia związana z osobą, od której ją dostałam albo ze zdarzeniem ważnym w moim życiu. Każdy kolekcjoner takie okazy szczególnie ceni. Ja również. d Mam nadzieję, że na dzisiejszych targach INTERSTONE Pani kolekcja jeszcze się powiększy i zakupiony kolejny słoń będzie się wiązał np. z naszą rozmową. ROZMAWIAŁ RYSZARD JUŚKIEWICZ FOT.ANNA ŚNIADY III SENSACYJNE ODKRYCIE NAUKOWCÓW 18–19 października 2008 r. Polski dinozaur – drapieżca Ta sensacyjna wiadomość obiegła Polskę pod koniec lipca tego roku. Na terenie naszego kraju znaleziono pierwszego drapieżnego dinozaura! Odkrycia jest zespół Instytutu Paleobiologii PAN i Uniwersytetu Warszawskiego pod kierunkiem profesora Jerzego Dzika, w składzie którego znaleźli się także dr Tomasz Sulej i mgr Grzegorz Niedźwiecki. Na pierwsze skamieniałości w cegielni w Lasowicach /a właściwie we wsi Lipie Śląskie/ natrafił przed laty kolekcjoner minerałów Robert Borzęcki. Do tej pory naukowcom penetrującym cegielnię nie udało się natrafić nawet na ślady wielkich gadów. Dzięki temu, że znalazca-kolekcjoner skontaktował się z dr Sulejem można było rozpocząć na pełną skale poszukiwania paleontologiczne na terenie cegielni Lisowice. Dlatego wydaje się słuszne, że i jego nazwisko powinno być umieszczone wśród odkrywców. Dinozaur miał do 5 m długości, ważył około 1 tony i był podobny do olbrzymiego tyranozaura. Żył około 200 mln lat temu, czyli pod koniec triasu. Dlaczego to znalezisko jest taką sensacją naukową? Od 200 lat szukano na terenie Polski szczątków dinozaurów, lecz bezskutecznie. Pod koniec triasu na terenie dzisiejszej Polski było morze, choć w niektórych miejscach stosunkowo płytkie. Nie dziwi zatem, że trudno było znaleźć choćby fragmenty zwierząt lądowych. Naukowcy, któ- rzy badali życie gadów jeździli do Mongolii, gdzie nietrudno było znaleźć szkielety dinozaurów. Czas, w którym żył smoka, bo tak nazwali odkrywcy gada, to czas zmiany warty. Stopniowo ginęły gady ssakokształtne, a do głosu zaczęły dochodzić olbrzymie dinozaury zarówno roślinożerne, jak i drapieżne. Znalezienie obok jego szczątków, kości gadów ssakokształtnych zaprzecza tezie, że wyginęły one gwałtownie z powodu jakiejś katastrofy kosmicznej. Od- krycie dowodzi, że egzystowały one równolegle z dinozaurami oraz, że dinozaury drapieżne żyły już 30 mln lat wcześniej niż dotychczas przypuszczano. Na przełomie lipca i sierpnia Grzegorz Niedźwiedzki odkrył szczątki dinozaura drapieżnego w Sołtykowie. Od lat na tym terenie znajdowano ślady gadów, ale dopiero w tym roku odkryto większe fragmenty ich szkieletu. Był to dinozaur zdecydowanie mniejszy od tego z Lisowic. Badania jego kości trwają. RYSZARD JUŚKIEWICZ DZIĘKI UPRZEJMOŚCI NATIONAL GEOGRAPHIC POLSKA FOT. WOJCIECH FRANUS O przyszłych losach kolekcji INTERNAUCI MAJĄ GŁOS: O przyszłych losach kolekcji Kiedyś wywołałem na internetowym forum temat: Smutne losy kolekcji. Bardzo interesującą wypowiedź wygłosił na ten temat profesor Wiesław Pusz, co opublikowała niezwłocznie nasza gazeta. Dziś – wypowiedzi innych internautów. Tomek Praszkier Są dwie postawy, z których wynikają dwa modele rozwoju sytuacji. Pierwszą reprezentują ludzie, którzy zbierają okazy o małej wartości, tzw. ziemniaki. To forma aktywnego wypoczynku i nie traktują hobby zbyt serio. Im jest wszystko jedno, co stanie się z ich zbiorami. Drugą grupę, którą nazwałbym „prawdziwymi kolekcjonerami”, stanowią ci, którzy zbierają okazy przez wiele lat, znają się dobrze na swoim hobby, starają się mieć jak najlepsze okazy, często o znacznej wartości materialnej. Tym ludziom na pewno nie jest wszystko jedno co stanie się z ich zbiorami. W przypadku pierwszej grupy – wiadomo – w prawie 100% przypadków ich okazy lądują na śmietniku. Jeżeli chodzi o drugą grupę – najwięcej zależy od jakości okazów i zbioru. Znane mi są pojedyncze przypadki w skali świata, aby okazy z naprawdę dobrych kolekcji lądowały na śmietniku. Najczęściej dobre okazy są sprzedawane przez rodzinę lub przekazywane do muzeów. W ten sposób większość muzeów w USA buduje swoje zbiory. Wiele do myślenia daje zastanowienie się bardziej generalne – co dzieje się z milionami ton okazów rocznie wydobywanych na świecie – setki ton „zeolitów” z Indii, tysiące ton geod z Brazylii, miliony okazów z Meksyku z lat 1980-tych, czy dziesiątki tysięcy okazów z np. Machowa? Oczywiście – je- żeli kolekcjonowanie minerałów to dla nas niedzielne hobby i nie traktujemy tego zbyt serio – jest nam wszystko jedno. Jeżeli jednak mamy zbiór, o którym wiemy, że stanowi obiektywną wartość to przeważnie myślimy o przyszłości naszej kolekcji. Jak pokazuje doświadczenie pokoleń najbezpieczniejsze są okazy zdeponowane w muzeach. Tak więc najlepiej chyba przekazać swoje zbiory do muzeum, które cenimy (tu może być problem w Polsce). Jedynie w przypadku najlepszych światowych okazów jest bezpieczniejsze miejsce – prywatne kolekcje. Czemu? A no jeżeli za- płaciłeś za okaz np. 200.000 $ to na pewno dbasz o ten okaz bardziej niż pani sprzątaczka w najlepszym muzeum. Te wnioski pochodzą z analiz i opracowań nad „niszczeniem kolekcji” opracowanym przez Mineralogical Record. A prywatnie? Mam nadzieję, że Towarzystwo Geologiczne „Spirifer” otworzy w ciągu najbliższych lat profesjonalne muzeum i tam będą zdeponowane i wystawione nasze zbiory. Mam również nadzieję, że do tego muzeum w przyszłości wy przekażecie swoje kolekcje. Andrzej Pełka Zawsze miałem tendencję do gromadzenia przedmiotów dziwnych, nadchodził jednak w końcu taki moment, kiedy zaczynałem się ich wyzbywać, a swoją uwagę przenosiłem na inne pożądane przeze mnie obiekty. Gdyby założyć, że cykl ten znów się powtórzy, to moje kamienie wylądują kiedyś w rozproszeniu u różnych ludzi dla których stanowić będą ciekawostkę. Jeśli stanie się to w sposób naturalny i z mojej własnej woli, żałować ich nie będę, bo przecież spełnią już najważniejszą rolę zaspokajając moją małpią ciekawość. Jednak tak serio myślę, że kiedyś sprokuruję dla nich jakąś solidną, metalową skrzynkę, zapakuję zbiór do środka i... przestanę się nim przejmować. Jeśli zostanie “przy rodzinie”, to może kiedyś mój syn wywlecze go z jakiegoś zakurzonego zakamarka i pokaże swojemu dzieciakowi... Jakub Witowski Czy swoją kolekcję pozostawić następnym pokoleniom mojej rodziny czy przekazać do muzeum – myślę, że poszedłbym na kompromis. W przyszłości mam nadzieję założyć własne muzeum, by zbiory mogły być podziwiane przez zwiedzających, ale też i pozostały w rodzinie. www.elementysrebrne.pl OPINIE ZEBRAŁ RYSZARD JUŚKIEWICZ IV OBRAZKI Z PODRÓŻY SYLWII I DOMINIKA ZAWADZKICH 18–19 października 2008 r. SRI LANKA – KRAJ HERBATY I SZAFIRÓW W yprawa na Sri Lankę (Ceylon) od lat była naszym marzeniem. Moja żona Sylwia chciała zwiedzić parki narodowe, sierociniec dla słoni Pinnawala oraz spędzić klika dni na cudownych plażach Oceanu Indyjskiego. Ja chciałem zasmakować w miejscowej kuchni oraz dostawałem gęsiej skórki na samą myśl o bogactwie mineralogicznym tej wyspy. Byliśmy tam na początku tego roku. W niewielu miejscach na świecie na tak niewielkim terenie występuje tak wielkie bogactwo kamieni szlachetnych. Stare prekambryjskie masywy górskie, które wznoszą się w środkowej części wyspy, zawierają niezliczoną ilość cennych minerałów. Na skutek erozji, skały te – głównie łupki, kwarcyty, m a r mu r y, a czasem także pegmatyty – były przez miliony lat niszczone. Cenny materiał skalny transportowany był rzekami, a następnie w niższych częściach dolin deponowany w postaci żwirów aluwialnych. Pier wotnie kamienie szlachetne wydobywane były z den rzek, jednakże górnicy szybko zorientowali się, że lepszym sposobem pozyskiwania jest eksploatacja paleokoryt. Niestety większość z nich znajduje się obecnie na terenach upraw roślin, co często skutkuje konfliktami pomiędzy rolnikami a górnikami. Głównym miejscem wydobycia i handlu kamieniami szlachetnymi są okolice miasta Ratnapura położonego około 100 kilometrów na południowy – wschód od stolicy Sri Lanki – Kolombo. Ratnapura w języku syngaleskim oznacza „miasto kamieni szlachetnych”. Dla wielu znawców i handlarzy kamieniami szlachetnymi to jedna z najważniejszych lokalizacji na świecie. Głównym kamieniem szlachetnym wydobywanym w okolicach Ratnapury jest oczy- wiście szafir. Korund tam pozyskiwany występuje w niesamowicie bogatej palecie barw: od niebieskiego przez żółty, fioletowy, zielony, różowy aż do niesamowitego różowo – pomarańczowego zwanego „padparadżą”. Poza szafirami występują tam cyrkony, chryzoberyle (także w niezwykle rzadkich odmianach takich jak aleksandryt czy „kocie oko”), granaty (spessartyny, grosulary, piropy oraz almandyny), spinele o różnorodnych barwach oraz wiele innych. żyje z handlu bogactwami natury. Codziennie rano w specjalnie wyznaczonym do tego miejscu zbierają setki handlarzy kamieniami. Są to głównie miejscowi, ale co jakiś czas można spotkać handlarzy z Zachodu. Do tego samego miejsca codziennie rano z pobliskich wiosek przyjeżdżają osoby, które w swoich biedaszybach wydobywają żwiry i po ich przebraniu oferują je handlarzom. Tak samo jak w podobn y c h miejscach na całym świe- Sama Ratnapura to mało ciekawe miasto, które omijane jest przez turystów, za wyjątkiem tych zainteresowanych kamieniami szlachetnymi. Oczywiście w innych miejscowościach w całej Sri Lance można kupić biżuterię i kamienie szlachetne, ale nigdzie nie jest to tak widoczne jak w Ratnapurze. Tutaj widać, że całe miasto 18.02.2008 Z Ratnapury ruszyliśmy w góry do Elli – wioski położonej wśród plantacji herbaty. W ogóle herbata jest wszechobecna – plantacje są gigantyczne. Odwiedziliśmy fabrykę założoną w 1890r. przez Sir Thomasa Liptona (wstrętnego kapitalistę). Tam obserwowaliśmy cały proces powstawania herbaty, od liścia do pakownia w torebki. Mogliśmy wszędzie wejść, wszystkiego dotknąć i wszystko obfotografować. Zła wiadomość dla miłośników herbaty – pracownicy chodzą po herbacie na boso, warunki higieniczne są dalekie od ideału, a w kątach ustawione są pułapki na szczury. Tak wiec życzymy smacznego przy następnej szklance herbaty. cie, gdzie wydobywa się minerały, górnicy są najsłabiej opłacaną grupą ludzi uwikłanych w ten interes. Często nie umiejący pisać i czytać są wyzyskiwani przez pośredników, którzy dobrze wiedzą, jakie są ceny kamieni szlachetnych na światowych rynkach. Ci ostatni przyjeżdżają na targ najnow- szymi modelami samochodów. W Ratnapurze znajduje się muzeum geologiczne stworzone przez lankijskiego mineraloga Purandara Sri Marapana. Niemniej jednak jest to mało ciekawe miejsce. Mimo, że okazy z całego świata, które się w nim znajdują są godne uwagi, ich piękno niknie pod kilkumilimetrową warstwą kurzu. Pożółkłe karteczki z podpisami lokalizacji mogą zniesmaczyć nawet najbardziej zainteresowanego minerałami zwiedzającego. Zdecydowanie ciekawszym miejscem jest centrum kamieni szlachetnych „National Gem & Jewellery Authority Head Office”, usytuowane tuż obok głównego placu miasta. Znajduje się tam niewielkie muzeum z fantastycznymi zbiorami z całej wyspy. Można zaobserwować jak przebiega V 18–19 października 2008 r. 10.02.2008 3.02.2008 Zorganizowaliśmy safari – było super. Widzieliśmy kilka słoni sporo innych zwierząt i króla parku narodowego Yala – leoparda. Co prawda siedział na skale oddalonej o jakieś 400 metrów, ale zawsze możemy powiedzieć, ze mieliśmy szczęście, bo jest ich tylko około 20. Wczoraj widzieliśmy pierwsza skolopendre, na szczęście nie w naszym pokoju tylko na drodze. Zdjęcie pokazuje, jak wygląda to przepiękne i ciekawe stworzenie. Dziś przenieśliśmy się na inna plażę. Fale mają po 5 m wysokości. Rano wyjechaliśmy z Kolombo na południe wyspy. Ta podróż kosztowała nas 2,50 zł za osobę, czyli mniej więcej tyle samo co bilet tramwajowy na 20 minut. A nasza podróż trwała... 3,5 godziny. Miejscowość Unawatuna, w której zatrzymaliśmy się, to raj znajdujący się w uroczej zatoczce. Jemy kokosy i pijemy piwo, jemy ryż dwa razy dziennie i robimy mnóstwo zdjęć. Jak zły sen pozostaje wczorajsza podróż do Kolombo. Podczas podróży poddawani byliśmy szczegółowym rewizjom, które były bardzo uciążliwe. Dopiero na miejscu okazało się, że miały one związek z wczorajszym wybuchem bomby w autobusie na północy wyspy. proces szlifowania kamieni szlachetnych oraz uzyskać cennych informacji o innych niż Ratnapura lokalizacjach. Jedną z ciekawszych lokalizacji jest niewielka miejscowość Kolonne znajdująca się w Górach Katukubura. W 2000 roku z tej lokalizacji został opisany dunilit – nowy minerał należący do grupy oliwinów. Poza tym znajdowane są tam piękne okazy niezwykle rzadkiego amfibolu – ferroedenitu. Niestety z braku czasu nie dotarliśmy do wioski Kolonne. Niemniej jednak w samej Ratnapurze udało mi się zakupić kilka okazów z tamtej lokalizacji. Głównie były to czarne pięknie wykształcone spinele oraz kilka sztuk ferro-edenitu. Okazy dunilitu osiągały absurdalnie wysokie ceny. 17.02.2008 Dziś odbyliśmy długą podróż rozklekotanym autobusem do Ratnapury, miasta, w którym wydobywa się i tnie kamienie szlachetne. Zainteresowani wiedzą, że Ratnapura to prawdziwa Mekka mineralogów. Cały dzień jeździliśmy po różnych miejscach i targowaliśmy się z miejscowymi. Dominik kupił sporo ciekawych okazów. Dwa dni spędzone w Ratnapurze zaowocowały wieloma ciekawymi okazami minerałów. Moja prywatna kolekcja powiększyła się o dwa piękne szafiry, spinel, rzadki ferro-edenit, apatyt z ciekawej lokalizacji oraz niewielki kryształ chryzoberylu. DOMINIK ZAWADZKI FOT: SYLWIA I DOMINIK ZAWADZCY ORAZ JAKUB WITKOWSKI VI W POLSCE BRAKUJE PISM DLA AMATORÓW MINERALOGII 18–19 października 2008 r. Zazdroszczę Czechom... ...że mają dużo więcej gór, gdzie można znaleźć ciekawe okazy minerałów. A jeszcze bardziej, że od kilkunastu lat co dwa miesiące mogą kupić nowy, ciekawy „Mineral –svet narostu a drahych kamenu” /uwaga: litery czeskie prosze skopiować ze zdjęcia/ Na 160 stronach, a w wydaniach poświęconych jednemu minerałowi na 260, można znaleźć artykuły dotyczące lokalizacji czeskich, a także ciekawych miejsc występowania minerałów i kamieni szlachetnych z całego świata. Opisywane są i polskie stanowiska. Część publikacji poświęcona jest czeskim kolekcjonerom minerałów, sprawozdaniom z giełd, recenzjom wydawnictw. Jedyną wadą tego wydawnictwa jest fakt, że barwne ilustracje są jedynie na okładce, w środku – tylko czarno białe zdjęcia i rysunki. Świetne są wydania specjalne, poświęcone jednemu minerałowi, np. ostatni o aragonicie. i Michałem Sachanbińskim. Po wydawnictwie pozostało wspomnienie. W styczniu 1991 r. ukazał się pierwszy numer kwartalnika „Kwarzec“ wydawany przez Ewę i Andrzeja Sobolewiczów z Katowic. Po trzech numerach – koniec. Pytałem A JAK JEST U NAS? Pierwsza była jednodniówka Sudeckiego Oddziału Polskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk o Ziemi „Minerały“ z lutego 1981 r. Wśród autorów i redaktorów same znakomitości z Wiesławem Heflikiem Ewę Sobolewicz: -Dlaczego? Odpowiedziała: brak czasu i trudności oraganizacyjne, brak też finansów na kontynuowanie przedsięwzięcia. Pod koniec tego samego roku ukazał się pierwszy numer dwumiesięcznika wydawanego przez Polskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk o Ziemi – Oddział w Krakowie „Kamienie“, gdzie część publikacji poświęcona była mineralogii, petrografii i paleontologii. Inicjatorem i twórcą wydawnictwa był profesor Zbylut Grzywacz. Do 1994 r. ukazały się 22 zeszyty i jeden specjalny. Potem ślad po nich zaginął. W 1998 roku wyszedł pierwszy numer II serii „Kamieni“, a w nim... ani słowa o minerałach. W 1996 roku ukazał się pierwszy numer jeszcze nienazwany, „Otoczaka“ jako „Darmowy Biuletyn Wewnętrzny Towarzystwa Przyjaciół Nauk o Ziemi“ w nakładzie 100 egzemplarzy. Autorem, pomysłodawcą i redak- torem był Tomasz Praszkier. Na czterech stronach formatu A5 zapraszał do współpracy, opisując ciekawe miejsca i publikacje. Przez lata „Otoczak“ rozrastał się, poprawiając swoją szatę graficzną i merytoryczną, by w chwili gdy przestał się ukazywać, osiągnąć niezwykle wysoki poziom edytorski i merytoryczny przy 2000 nakładzie. Może to „zabiło“ „Otoczaka“. Ostatni nu- mer 32 ukazał się 2005r. Być może wydawana od września 2007 roku Warszawska Gazeta Targowa „Minerały“ (przez ten sam zespół co „Otoczak“) będzie miała więcej szczęścia. Na placu boju pozostaje skromny Biuletyn Bractwa Zbieraczy Minerałów, Skał i Skamieniałości „Kamieniołaz“, pisany na maszynie i powielany przez Jacka Spychalskiego. Od 1999 roku ukazało się 26 numerów oraz 2 numery specjalistyczne. Ostatni numer nosi datę 26 kwietnia 2008r. Czy ktoś dołączy do tego samotnego wydawnictwa i utrzyma się na rynku dłużej niż parę miesięcy? Może tą gazetą będą “Minerały“? Zastanawiałem się często dlaczego Czechom się udało przez tyle lat wydawać praktycznie w niezmienionej formie tak cen- co nowego u nas, gdzie szukać nowości, gdzie mogę spotkać znajomych na giełdach. Pytałem kilku naszych kolekcjonerów, czy znają i czytają lub czytali jakieś periodyki dotyczące kolekcjonowaniu minerałów i skamieniałości. Odpowiedzią była cisza lub zmieszanie i czasem niepewna odpowiedź: -Żadne, a są takie? Może tu tkwi cały sekret? Zazdroszczę Czechom „Mineral“ – u. RYSZARD JUŚKIEWICZ ZDJĘCIA: ADAM JUŚKIEWICZ n e dla kolekcjonerów wydawnictwo. Pytałem raz znajomego Czecha, czy czyta „Mineral“? Nie bardzo rozumiał o co go pytam, a w końcu wypalił: – Jak to, ja kolekcjoner kamieni mam nie czytać?! A skąd będę wiedział Miejsca, które warto odwiedzić SZAFIRY Z WILCZEJ PORĘBY Miejsca, które warto odwiedzić Szafiry z Wilczej Poręby Jednym z najciekawszych wystąpień mineralogicznych w polskich Sudetach jest stanowisko korundów (szafirów), w pegmatycie Kruczych Skał w Wilczej Porębie koło Karpacza. Jest to jedyne miejsce w Polsce, gdzie pozyskać można centymetrowej wiel- kości kryształy korundów zabarwione na niebiesko. Krucze Skały to duża granitognejsowa skałka, położona na północno – zachodnim zboczu Kruczej Kopy, u wylotu Sowiej Doliny, na prawym brzegu potoku Płonicy. Budują ją gnejsy amfibolowe i biotytowe („granitognejsy”) przecię- te żyłą pegmatytową, w której występują niebiesko zabarwione korundy (szafiry) wraz z całą gamą minerałów towarzyszących. Opisywane pegmatyty udostępnione są dwiema niewielkimi sztolniami, pozostałymi po robotach górniczych prowadzonych w XVIII i XIX w. Dolna ma głębokość kilku metrów, górna – ok. 12 m długości i ok. 6 m szerokości. Pozostałości eks- ploatowanej tu niegdyś żyły pegmatytowej, zbudowanej głównie z biało – różowych skaleni widoczne są na ścianach górnej sztolni. W obrębie skaleniowego pegmatytu występują kuliste enklawy osiągające średnice do 30 cm zbudowane głównie ze skalenia potasowego (mikroklinu), łyszczyków (biotytu i muskowitu) oraz korundu i miejscami dumortierytu. Kryształy niebieskich korundów (szafirów) spotyka się w centralnych częściach enklaw, gdzie tkwią w skaleniowo – łyszczykowym tle. Obok nich, występuje tu cała gama innych minerałów, często rzadko spotykanych: anataz, beryl, brookit, dumortieryt, fluoryt, ilmenit, miki litonośne, rutyl, uraninit oraz produkty jego rozpadu (uranofan, uranopilit). Dodatkowo w partiach zewnętrznych enklaw, wzbogaconych w łyszczyki spotyka się apatyt, obok którego występują miki litonośne i uraninit. Wyjątkowo korundy znaleźć można poza opisywanymi owalnymi strefami („enklawami”). Współwystępują one wtedy często z fluorytem, ilmenitem i wymienionymi minerałami uranu. Opisane kryształy korundu ze stano- wiska w Kruczych mają pokrój tabliczkowy lub słupkowy oraz charakterystyczny, lekko perłowy połysk na powierzchniach ścian. Osiągają średnio wielkość od submikroskopowej do 2 cm. Największe opisane okazy dochodziły do ok. 5 cm. Dominują odmiany korundu zabarwione na biało („leukoszafiry”) lub niebiesko („szafiry”). Znalezienie korundów nie jest łatwe. Warto odwiedzić opisaną lokalizację, ze względu na jej unikalny charakter oraz duże walory poznawcze i spróbować szczęścia przy poszukiwaniu szafirów… KRZYSZTOF SADOWSKI OKAZY SZAFIRÓW Z KOLEKCJI AUTORA FOTO S. MADEJ VII 100 LAT PÓŹNIEJ, CZYLI CIĄGŁE POSZUKIWANIE „SPRAWCY” NIEZWYKŁEGO ZDARZENIA 18–19 października 2008 r. Zagadka katastrofy tunguskiej 30 czerwca 1908 roku o godzinie 7.17 nad środkową Syberią nad rzeką Podkamienna Tunguska rozległ się potężny huk słyszany w promieniu tysięcy kilometrów. Towarzyszyły mu wstrząsy sejsmiczne i trwające długie godziny zjawiska świetlne wywołane chmurą pyłu, która na dużych wysokościach odbijała promienie słoneczne. Powodowało to nocne świecenie nieba w wielu miejscach kuli ziemskiej. Wszystkie te zjawiska szczegółowo opisywały gazety w czerwcu 2008 roku w 100 rocznicę katastrofy tunguskiej. Nie podały jednak, co było przyczyną eksplozji, bo to do dziś pozostaje tajemnicą. Czas i miejsce wybuchu nie sprzyjały szybkiemu wyjaśnieniu przyczyny zjawiska. Z jednej strony bezludne miejsce, trudno dostępne nawet przy dzisiejszym postępie techniki, utrudniało zorganizowanie wyprawy do miejsca katastrofy. Z drugiej strony – spotkało nas nieprawdopodobne szczęście, bo gdyby stało się to w miejscu zaludnionym lub w pobliżu jakiejś światowej metropolii, trudno sobie nawet wyobrazić ogrom zniszczeń jaki wywołałaby wybuch. Europa była wówczas w przededniu I Wojny Światowej, niedawno zakończyła się wojna rosyjsko-japońska i rewolucja 1905 roku. Kto myślał wówczas o takich problemach jak organizowanie wyprawy badawczej na Syberię? Nie dziwi zatem fakt, że pierwsza naukowa ekspedycja udała się w miejsce eksplozji dopiero w 1927 roku. Po dotarciu do miejsca katastrofy zobaczono powalone drzewa na obszarze ponad 2000 km2. Pierwsza hipoteza przyczyn katastrofy, wysunięta przez kierownika ekspedycji Leonida Kulika, to upadek wielkiego meteorytu żelazno-niklowego lub komety. Niestety nie udało się ekspedycji znaleźć krateru, ani szczątków meteorytu. Po wyprawie został jednak wielki skarb, tysiące fotografii badanego miejsca i… szklane kuleczki o średnicy około 1 mm, przypominające tektyty. Nie znaleziono jednak odpowiedzi na pytanie, jak to się stało, że wybuch o sile 1000 razy większej niż wybuch bomby atomowej w Hiroszimie, powalił drzewa, ale ich nie spalił. Popatrzmy na zdjęcia Hiroszimy po wybuchu... A jeśli wybuch nastąpił 6-8 km nad ziemią, to skąd szklane kulki? Na skutek eksplozji został stopiony piasek, a pozostały nie spalone drzewa? Dziwne. Dyskusje trwają do dziś. W 2007 roku Giuseppe Longo z Uniwersytetu w Bolonii oświadczył, że znalazł krater pometeorytowy w rejonie Podkamiennej Tunguskiej i jest to jezioro Czako. Jako dowód podał, że nie ma go na mapach sprzed 1929 r. Ogłosił również, że w 2008 roku organizuje wyprawę, której celem jest zbadanie dna jeziora, oraz dokonanie wierceń poniżej jego najniższego poziomu, by znaleźć resztki meteorytu. Od razu odezwali się sceptycy, którzy podali, że na fotografiach lotniczych z 1938 r. nad brzegami jeziora widać rosnące wielkie drzewa. Czyżby meteoryt wpadł na ziemię nie niszcząc tych drzew? Jednocześnie zabrał głos jeden z fizyków amerykańskich, który wysunął tezę, że tunguski meteoryt nie liczył 50 km średnicy, jak do tej pory sądzono, ale tylko 30-50 m! Na dowód przedstawił odpowiednią symulację komputerową. Dyskusje nie ustają, a rozwiązania problemu jak nie było, tak nie ma. O zacietrzewieniu jej uczestników świadczy fakt, że na konferencję w Moskwie, której celem jest prze- gląd ostatnich badań i teorii dotyczących przyczyn katastrofy tunguskiej, wyznaczono dwa miejsca. Pierwsze dla zwolenników kosmicznego rodowodu katastrofy, drugie – dla tych, którzy twierdzą, że powodem wybuchu było przejście w tym miejscu czarnej dziury lub wybuch komina kimberlitowego. Poczekajmy na efekty obu spotkań. A tak na marginesie, ciekawe, gdzie spotkają się zwolennicy teorii, że to wina UFO lub, że była to próba jądrowa cywilizacji pozaziemskich? RYSZARD JUŚKIEWICZ Wykopane, znalezione – sensacyjne odkrycie METEORYT–GIGANT ZE SZWECJI Gdy przed kilkoma miesiącami agencja PAP podała wiadomość, że w osadzie Kitkiojarvi na północy Szwecji rolnik wykopał meteoryt ważący 1185 kg, czyli jeden z największych w Europie, początkowo uznałem to za sensację. Sprawdziłem jednak, że w miejscowości tej znajdowano meteoryty już od 100 lat. Wszystko zaczęło się od znalezienia w 1906 roku dziwnego kamienia przez dwójkę małych dzieci, bawiących się w lesie pod wioską Kitkiöjärvi na dalekiej północy Szwecji. Ważył on 7,5 kg i wyglądem przypominał kawał obtopionego, zardzewiałego metalu. Gdy wieść o dziwnym znalezisku dotarła do stolicy, A. G. Högbom zabrał go dla przeprowadzenia badań i w 1908 roku ogłosił, że jest to meteoryt żelazny i na- zwał go Muonionalusta. Na znalezienie w okolicy dalszych okazów trzeba było czekać wiele lat. W 1946 roku przy budowie drogi znaleziono 15 kilogramowy meteoryt o takiej samej budowie jak poprzedni, a w roku 1963 ponad 6 kilogramowy. Prawdziwa gorączka poszukiwania nowych okazów wybuchła w roku 2003. Kolejni poszukiwacze z wykrywaczami metalu ruszyli w teren, by znaleźć nowe okazy meteorytu Muonionalusta. Było to tym bardziej uzasadnione, gdyż ciągle na giełdach osiągały one dość wysokie ceny. W sumie do 2008 roku znaleziono kilkaset kilogramów tych „przybyszy z kosmosu”, z czego największy ważył 158 kg. To, że nie znaleziono tak wielkiego, ważącego ponad tonę okazu wcześniej, może świadczyć jedynie o trudnym tere- nie, w którym prowadzono poszukiwania. Na rynku kolekcjonerskim wartość najnowszego znaleziska może dojść do 700 tys. euro. Zawiadomieni o odkryciu naukowcy z Uniwersytetu Technicznego w Lulea chcą pozyskać meteoryt dla zbiorów uczelni, natomiast znalazca Thomas Oster- berg chce zaoferować kupno meteorytu sztokholmskiemu Muzeum Historii Naturalnej. RYSZARD JUŚKIEWICZ FOT: DANIEL SVENNSON/INTERNET VIII 18–19 października 2008 r. NIE TYLKO DLA POCZĄTKUJĄCYCH KOLEKCJONERÓW Pioruny, piorunki... W każdej chwili na świecie szaleje 1 800 burz. Co sekundę w naszą planetę uderza około 100 piorunów. Czy pozostawiają po sobie jakieś trwalsze ślady oprócz wznieconych pożarów, blizn na pniach drzew, czy uszkodzonych budynków? Czy są takie pozostałości, które mogą być rozpoznawalne po setkach tysięcy lat? Odpowiedź na te pytania może paść jedynie po tym, jak pokrótce prześledzimy zjawiska fizyczne, które towarzyszą piorunom i błyskawicom. Wyładowania atmosferyczne zwane piorunami są bardzo skomplikowanym zjawiskiem fizycznym, niestety nie do końca poznanym. Mimo podejmowanych badań przy użyciu coraz to nowych instrumentów naukowych, każda próba wyjaśnienia zjawiska, każda teoria, ma jakiś słaby punkt i nie potrafi opisać niektórych aspektów ciągłego bombardowania ładunkami elektrycznymi Ziemi. Jest to trudne również dlatego, że czas podróży pioruna z chmury na Ziemię jest niezwykle krótki. Większość wyładowań atmosferycznych następuje wewnątrz chmury, czę- ste są również wyładowania pomiędzy sąsiednimi chmurami, tylko niektóre z piorunów docierają na Ziemię. Elementem tego zjawiska jest wyładowanie główne, które trwa tysięczne części sekundy. W tym czasie kanał, którym błyskawica zmierza ku Ziemi z prędkością do 100 000 km/h nagrzewa się do temperatury 30 000o C. Podczas wyładowania głównego natężenie prądu błyskawicy dochodzi do 200 000A. Energia uderzenia jednego pioruna osiąga nawet 2 000 kWh. Można sobie tylko wyobrazić jakiemu ciśnieniu poddawane jest miejsce styku pioruna z Ziemią. Większość piorunów trafia w wysokie drzewa, wysokie konstrukcje i budynki, a tylko nieznaczna ich ilość uderza w akweny wod- ne i bezpośrednio w ziemię. Zdarza się, że trafia w piaszczysty teren. Olbrzymia temperatura w centralnym miejscu uderzenia najpierw topi, a potem powoduje wyparowanie stopionego piasku kwarcowego. Ten otwór ma do kilku milimetrów średnicy przeważnie zwężającej się na końcu i długość do kilkudziesięciu centymetrów. Czasem otwór zostaje zalany stopionym kwarcem, który nie zdążył odparować. W pewnej odległości od centrum uderzenia ziarna kwarcu tylko nadtapiają się, by po ochło- dzeniu zlepić się tworząc porowatą powierzchnię. Wokół centrum uderzenia stopiony kwarc, który nie zdążył odparować zaczyna zestalać się. Ponieważ czas trwania zjawiska jest bardzo krótki, a olbrzymie ciśnienie i wysoka temperatura dość szybko ustępuje ze stopionej masy nie może się wytworzyć jakaś forma kryształu, lecz szkliwo zwane lechatierytem. Występuje ono w formie owalnych ziaren o średnicy 4090 mikrometrów. Cały twór powstały w ten sposób nazywany jest piorunkiem lub XI Lwóweckie Lato Agatowe JAK CO ROKU w lipcu w Lwówku Śląskim spotkali się miłośnicy minerałów i skamieniałości. Mimo, że pogoda niezbyt dopisała jak zawsze było co oglądać. Miasto każdym rokiem coraz lepiej przygotowane jest do „mineralogicznego najazdu”. My, z Towarzystwa Miłośników Mineralogii przy Uniwersytecie Łódzkim, też byliśmy na tej imprezie. (R.J.) Dodatek przygotowali: Anna Bajer, Magdalena Jach, Ryszard Juśkiewicz, Janusz Nowak. Fot. Adam Juśkiewicz fulgurytem. Jego kształt przypomina sopel, rurkę lub gałązkę o długości do kilkudziesięciu centymetrów. Jest on niestety dość kruchy i podatny na wpływy atmosferyczne, toteż jak zostanie odsłonięty z piasku przez wiatr, to ulega prędzej czy później rozpadowi. Gdy ma więcej szczęścia i zostanie przysypany grubszą warstwą piasku, to może zostać odsłonięty nawet po setkach tysięcy lat, świadcząc o burzowej atmosferze w tamtych czasach. Gdzie go szukać? Najłatwiej na pustyni lub na piaszczystych terenach. Najwięcej znalezisk fulgurytów odnotowano w Polsce w okolicach Olkusza i Pustyni Błędowskiej oraz Kampinoskim Parku Narodowym, ale jak ktoś ma szczęście, to może znaleźć piorunek z przed setek tysięcy lat np. podczas kopania studni. Obecność lechatelierytu, czyli formy naturalnego szkliwa krzemionkowego świadczy o tym, że w trakcie jego powstawania było bardzo wysokie ciśnienie i równie wysoka temperatura. Takie zjawiska występują podczas uderzenia pioruna, ale także wtedy, gdy w Ziemię uderzy z wielką siłą jakieś ciało niebieskie /meteoryt, kometa/. Badania szkła Darwina i szkła libijskiego, czyli naturalnych szkliw znajdowanych w Australii i Afryce wykazały, że w ich składzie występuje lechatelieryt. To jednoznacznie świadczy o tym, że powstanie ich było skutkiem uderzenia jakiegoś „nieziemskiego gościa”.RYSZARD JUŚKIEWICZ FOT. ADAM JUŚKIEWICZ