Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny

Transkrypt

Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny
1
Strona
Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny
2
Strona
Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny
Opowieść o harcerzu Władysławie Jasińskim,
legendarnym ''Jędrusiu''
Motto:
''Nie zdobi nas mundur, nie chwali nas sztab,
Ni krzyżem z nas żaden znaczony,
Śmierć tylko odznakę bojową nam da,
My szare Odwetu plutony...'
O ile major Dobrzański, legendarny ''Hubal'', był po
klęsce
wrześniowej
pierwszym
partyzantem
Rzeczypospolitej
dowodzącym
''wydzielonym
oddziałem'', o tyle do tytułu drugiego partyzanta
okupowanej Ojczyzny w pełni pretenduje harcerz,
Władysław Jasiński, który przybrał sobie pseudonim
''Jędruś'', od imienia swojego, wówczas 4letniego synka.
Pseudonim ten stał się z biegiem czasu
synonimem wszystkich ''chłopców z lasu'',
nawet tych którzy nie tylko że nie podlegali
''Jędrusiowi'', ale nawet nie widzieli go na
oczy.
Władysław Jasiński urodził się w wiosce
Sadkowa Góra 18 sierpnia 1909 r. w rodzinie
nauczycielskiej Piotra Jasińskiego i Marii z
Halardzińskich. Średnie wykształcenie zdobył
w gimnazjum im. Stanisława Konarskiego w
Mielcu, gdzie uczył jego ojciec. Duży wpływ
na kształtowanie się jego charakteru wywarło
harcerstwo, szkolna drużyna im. Tadeusza
Kościuszki (Władek jako młodzik należał do
zastępu Sokołów).
Przygotowanie wojskowe, tak bardzo mu
potem przydatne w partyzantce, otrzymał w
hufcu szkolnym przysposobienia wojskowego,
który prowadził jego ojciec. Po maturze (28
maja 1928r.) podjął studia na Uniwersytecie
Jagiellońskim, które ze względu na trudne
warunki materialne wkrótce przerwał.
Następnie podjął obowiązki nauczyciela w
Albinówce na Wileńszczyźnie. Pod wpływem
perswazji swojej narzeczonej, również
nauczycielki, harcerki z Mielca - Stefanii
Antoszówny - oraz rodziny zapisał się na
Wydział Prawa Uniwersytetu Warszawskiego.
Jeszcze w okresie studiów, w roku 1936,
bierze ślub z Antoszówną, która w rok później
urodziła synka Andrzeja.
W 1939 r. już jako magister z bratem
Stanisławem, przybocznym tarnobrzeskiego
hufca harcerzy, w szeregach obrony
narodowej, bierze udział w obronie
Tarnobrzegu. Bezpośrednio po wrześniowej
klęsce, Jasiński zakłada tajną organizację o
wiele mówiącej nazwie – ''Odwet''. Podstawą
''Odwetu'' stali się tarnobrzescy harcerze,
którzy nie mogąc pogodzić się z klęską i
Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny
3
hm. Władysław Andrusikiewicz
okupacją, w październiku zawiązali kilka konspiracyjnych
''piątek''. Pierwszy etap działalności ''Odwetu'' to
zabieganie o broń i jej konserwacja, podjęcie wydawania
od marca 1940 r. gazetki ''Odwet'', nasłuch audycji radia
zachodniego, a także kompletowanie dokumentalnych
zdjęć rozstrzeliwanych na dziedzińcu więzienia w
Tarnobrzegu. Datą graniczną tego okresu jest 17 marca
1942 roku. W tym dniu Gestapo likwiduje punkt
redakcyjny we wsi Wiśniówka koło Staszowa. W
nierównej walce giną wówczas: redaktor ''Odwetu''
Bolesław Czub (''Szary'', ''Antoni''), maszynotypistka
Karolina Stawiarz (''Lala'') i dwóch łączników.
Następują liczne aresztowania. Zaistniała sytuacja
zmusza ''Jędrusia'' do utworzenia oddziału partyzanckiego
w okolicach Sandomierza. Oddział ten przeprowadza
szereg akcji przeciwko administracji okupacyjnej:
rozbraja granatowych policjantów i żandarmów,
likwiduje zdrajców. Na pewno do najbardziej brawurowej
akcji należała rekwizycja gotówki w Komunalnej Kasie
Oszczędności w Staszowie w dniu 26 stycznia 1942 r.
Strona
Aby nie odeszli w mrok
Zabrano tam 40 tys. złotych, pozostawiając
pokwitowanie następującej treści: ''Potwierdzam odbiór
całej zawartości kasy KKO w Staszowie. ''Jędruś''.
Po akcji ''Jędrusiów'' na magazyn i bank ''Społem''
Centrali Handlowej w Mielcu 27 listopada 1942 r.
Niemcy rozplakatowali obwieszczenie ze zdjęciem
Jasińskiego.
Informowało ono, że za podanie miejsca pobytu
''Jędrusia'' alias Jasińskiego, wyznaczona została nagroda
w wysokości 5 tys. zł. Śmierć ''Jędrusia'' z rąk Niemców
nastąpiła zupełnie niespodziewanie w Trzciance 9
stycznia 1943 roku. Przebywał on tam służbowo, w
chacie Wiącków, z dwoma partyzantami. Miejsce jego
pobytu zdradził mieszkaniec wsi Tursko Wielkie, którego
przyjechali aresztować niemieccy żandarmi z osławionym
gestapowcem Gestapo w Tarnowie Andrzejem Reslerem,
popularnie zwanym ''krwawym Jędrusiem''. Chłopu
groziła kara śmierci za nielegalny ubój świni. Pragnąc
ratować swoje życie zdradził miejsce pobytu ''Jędrusia''.
Zaskoczony nagłym pojawieniem się Niemców
''Jędruś'' z dwoma swoimi partyzantami Antonim Tosiem
''Antkiem'' i Marianem Goryckim ''Polikierem'', usiłowali
w ostatniej chwili ratować się ucieczką, ale niestety
szybsze były od nich niemieckie kule.
Partyzanci zostali pomszczeni przez swoich kolegów,
którzy wykonali wyrok śmierci zarówno na Reslerze jak i
donosicielu. Po śmierci ''Jędrusia'' dowództwo nad
oddziałem przejął Józef Wiącek, pseudonim ''Sowa''.
Walka ''Jędrusiów'' trwała aż do ''wyzwolenia''.
Kosztowała jeszcze życie niejednego partyzanta, m. in.
Zdzisława de Ville, któremu po śmierci niemieccy
żandarmi zdarli z wiatrówki harcerski krzyż. Ale to już
dalsze dzieje. A późniejsze to jeszcze śmierć z rąk
mieleckiego UB Józefa Bika, Jerzego Doktorowicza i
Władysława Pezdy. Na cmentarzu w Sulisławicach w
powiecie sandomierskim jest zbiorowa mogiła.
Pochowany tam jest harcerz, legendarny ''Jędruś'' i jego
dzielni chłopcy. Postawiono tu w 1957 r. pomnik.
Umieszczono na nim nazwiska poległych i napis:
Strona
***
W czerwcu 1943 roku, na tak zwanych "Willach",
leśnym biwaku pomiędzy Staszowem, Połańcem a
Osiekiem, powstała pieśń "Kto życie ze śmiercią
sprzęga”, nazwana w jakiś czas potem Hymnem
Jędrusiów. I tym razem autorem słów był "Bobo" Zbigniew Kabata. Zrodziła się w okresie, gdy hitlerowcy
przygotowywali się do generalnej rozprawy z "bandytami
Jędrusiami", a więc przed jedną z największych obław na
lasy Turskie w dniu 29 czerwca. Była pieśnią niezwykle
bojową, o dużym ładunku treści społeczno-politycznej
(...) pisząc słowa „Bobo" zastanawiał się cały czas nad
doborem melodii.
Ostatecznie zdecydował się, i to w pełni świadomie, na
motywy zaczerpnięte z niemieckiej "Jedziemy na
Madagaskar"
"Jak szwaby usłyszą, trafi ich z miejsca szlag!" argumentował podczas prezentowania tekstu dowódcy i
kolegom.
Notka zaczerpnięta z książki Tadeusza Szewery "Niech
wiatr ją poniesie" Wyd II. str. 278
***
Kto życie ze śmiercią sprzęga,
Ten prawo ma gwizdać na ten świat,
Nam niestraszna germańska potęga,
A kula nam w czerepie wierny brat.
Naprzód! Naprzód wciąż dążymy,
Do celu wrót,
I śmierci w pysk wciąż patrzymy.
Naprzód! Naprzód! Naprzód!
Niech brzuchacze się pasą, a skąpcy biją trzos,
Dyplomata o sławie niech śni,
A my - Pełnym brzuchom i trzosom śmiejemy się w głos,
Bo sława leży nam jak pies u drzwi
My "bandyci Jędrusia"
więc wszystko jedno nam,
Dolę przyjmiem czy dobrą czy złą
Choć na drodze nam stanie rogaty diabeł sam,
Śpiewamy zawsze naszą piosnkę tą
Naprzód! Naprzód wciąż dążymy,
Do celu wrót,
I śmierci w pysk wciąż patrzymy.
Naprzód! Naprzód! Naprzód!
Niech brzuchacze się pasą, a skąpcy biją trzos...
4
''A gdy dzieci zapomną, że mieszkały w schronach,
że widziały dni straszne, ponure i krwawe,
niechaj tylko to jedno pamiętają o nas,
Hymn Jędrusiów
Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny
"leśnej” podchorążówce. Współpracowali na swoim
terenie z Batalionami Chłopskimi i Armią Krajową, a w
1944 roku nawiązali kontakt z czołówką czołgów
radzieckich płk Draguńskiego i współdziałali ściśle w
walkach toczących się o wyzwolenie przyczółka
Sandomiersko - Baranowskiego. W owym czasie oddział
"Jędrusiów” liczył ponad 250 partyzantów i jako 4
kampania wchodził w skład 2 pp AK Ziemi
Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny
5
"JĘDRUSIE” byli na Kielecczyźnie pierwszymi
partyzantami po "Hubalczykach”. Działalność zbrojną
podjęli wiosną 1941 roku. Legenda o ich bojowych
wyczynach niosła się szeroko po całej tzw. Generalnej
Guberni, a nazwa "Jędrusie” stała się synonimem
walczących z wrogiem żołnierzy Podziemia.
Organizatorem i pierwszym dowódcą "Jędrusiów” był
Władysław Jasiński. W październiku 1939 raku z jego
Strona
Konspiracyjna organizacja wojskowa założona w
końcu 1939 w Tarnobrzegu przez nauczyciela porucznika Władysława Jasińskiego - "Jędrusia".
Zrzeszała młodzież skupioną wokół tajnej gazetki Odwet.
Do wiosny 1940 nazywana Odwetem, następnie
Jędrusiami (od pseudonimu Jasińskiego). W 1940 jej
wpływy obejmowały powiaty: tarnobrzeski, opatowski,
sandomierski i mielecki. Akcje zbrojne rozpoczęła w
1941 od konfiskat w majątkach znajdujących się pod
zarządem niemieckim. Pierwsza z większych akcji
Jędrusiów przeprowadzona została 12 III 1943 (dowódcą
Jędrusiów był wówczas J. Wiącek - Sowa, który objął tę
funkcję po śmierci Jasińskiego 9 I 1943). Przy
współudziale miejscowej placówki Armii Krajowej
JĘDRUSIE rozbili wówczas więzienie w Opatowie i
uwolnili ponad 50 osób. 29 III 1943 w podobnej akcji w
Mielcu wraz z patrolem bojowym AK uwolnili 180
więźniów. W listopadzie 1943 Jędrusie jako zwarta
jednostka organizacyjna podporządkowani zostali
dowództwu AK, ale do końca zachowali nazwę i pełną
odrębność.
inicjatywy powstała grupa konspiracyjna, której zadaniem
było m. in. zbieranie, konserwowanie i ukrywanie broni
pozostawionej przez polskie oddziały WP na polach walk
we wrześniu 1939 r.
„JĘDRUSIE” wydawali także biuletyn prasowy, który
początkowo nosił nazwę "Wiadomości Radiowe”, a od
1940 roku - "Odwet”. Od tytułu tej tygodniowej gazetki
przyjęto nazwę dla całej organizacji, która skupiała w
swych szeregach w dużej mierze młodzież gimnazjalną,
należącą przed wojną do harcerstwa. "Odwet” objął siatką
konspiracyjną tereny obecnej Rzeszowszczyzny, część
Krakowskiego i Kielecczyznę, w tym: Tarnobrzeg,
Mielec, Szczucin i Dąbrowę Tarnowską, Sandomierz,
Opatów, Burko, Stopnicę, Chmielnik, Iłżę, itd.
Działalność "Jędrusiów” była wszechstronna. Prócz
akcji bojowych i sabotażowych, organizowali pomoc
materialną dla rodzin osób ukrywających się; punkty
wysyłkowe paczek do obozów jeńców wojennych i
więzień, punkty kolportażowe pisma "Odwet”, prowadzili
akcję zwalczania bandytyzmu, ochronę lasów przed
bezmyślnym wyrębem, zabezpieczenie wsi przed
hitlerowskimi pacyfikacjami, a od 1942 roku również
wprowadzili do swego programu samokształcenie, w
rezultacie czego wielu "chłopców z lasu” uzyskało
konspiracyjne małe matury i przeszło przeszkolenie w
Organizacja "Odwet" i Oddział
Partyzancki "Jędrusie"
Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny
6
spowodowały ogromny wzrost potrzeb finansowych
organizacji, nadal działającej samodzielnie i nie
dotowanej przez żaden z ośrodków politycznych.
Sytuacja ta skłoniła Jasińskiego do utworzenia oddziału
dywersyjno - bojowego, który od jego nowego
pseudonimu przyjął nazwę "Jędrusie". Pseudonim
pochodził od zdrobniałego imienia pięcioletniego syna
Jasińskiego - Andrzeja. Pierwszą akcje oddział
przeprowadził na leśnictwo Szczeka w powiecie
staszowskim. Od tego czasu "Jędrusie" przeprowadzają
szereg akcji rekwirując w administrowanym przez
Niemców terenie. Rekwirują żywność w majątkach
administrowanych przez Niemców, rozbijają gorzelnie,
dokonują napadu na kolejkę wąskotorową w Bogorii, w
której zbierają kilkadziesiąt ton cukru przygotowanego do
wysyłki do Niemiec. Poza tym "Jędrusie" likwidowali
niemieckich agentów, przywoływali do porządku
granatowych policjantów, wymierzali kary chłosty
wysługującemu się okupantowi. W akcjach tych
występowało około 60-ciu partyzantów. W sumie
przeprowadzają około 180-ciu różnych
akcji. Unikalną jak na warunki okupacji
i partyzantki, była prowadzona przez
"Jędrusiów"
akcja
charytatywna,
polegająca na niesieniu pomocy
aresztowanym i ich rodzinom oraz
organizowanie
sieci
punktów
wysyłkowych paczek żywnościowych
dla polskich jeńców w obozach
niemieckich. W dniu 9 stycznia 1943
roku w starciu z niemiecką żandarmerią
w Trzciance koło Połańca poległ
Władysław Jasiński "Jędruś", twórca
"Odwetu" i dowódca "Jędrusiów". Po
śmierci
dowódcy
dowodzenie
oddziałem przejmuje Józef Wiącek
"Sowa". W październiku 1943 roku
dochodzi do scalenia "Jędrusiów" z Armią Krajową na
szczeblu Inspektoratu Sandomiersko - Opatowskiego. W
dniu 12 czerwca 1944 roku do "Jędrusiów" dołączyli
partyzanci Lotnej Grupy AK "Orlicza" - łącznie 40-tu
partyzantów. W okresie "Burzy", "Jędrusie" tworzą 4
kompanię w 2 pp Legionów AK w sumie około 260
żołnierzy. Wraz z całym pułkiem idą na pomoc walczącej
Warszawie, dochodzą w Góry Świętokrzyski, potem do
Nowego Miasta nad Pilicą, tam 24 sierpnia cała 2 DP AK
dostaje rozkaz zaprzestania marszu. Odwrót znad Pilicy
kieruje 2 pułk, w skład którego wchodzi 4 kompania
"Jędrusiów" w kieleckie. W dniu 26 sierpnia II batalion,
w skład którego wchodzi 4 kompania, uderza na kwatery
artylerii niemieckiej w Dziebałowie, później walczy w
Radoszycach,
Miedzieży
i
Radkowie.
Po
rozczłonkowaniu pułku "Jędrusie" przechodzą w Góry
Świętokrzyskie, gdzie pozostają do stycznia 1945 roku,
do wkroczenia na te tereny Sowietów. Każdy wraca w
swe rodzinne strony. Następują represje i aresztowania
przez NKWD i UB. Spora grupa "Odweciarzy" i
"Jędrusiów" zostaje zesłana na Syberię, część otrzymała
długoletnie wyroki więzienia.
Dopiero po październiku 1956 roku "Jędrusie"
spotykają się legalnie, tworzą wspólnotę, której zadaniem
Strona
Sandomierskiej. Wśród nich byli także Francuzi,
Rosjanie, niemieccy antyfaszyści i Żydzi.
„Jędruś” - Władysław Jasiński poległ w styczniu 1943
roku. Po jego śmierci dowództwo sprawował "Jędruś II” Józef Wiącek ps. "Sowa”. W toku swej działalności na
przestrzeni lat 1939-1945 "Jędrusie” przeprowadzili
ponad 170 akcji bojowych, z których warto przypomnieć:
uderzenie na banki w Staszowie i Mielcu, zdobycie
transportu kolejowego na stacji w Bogorii, odbicie
więźniów politycznych z więzień w Opatowie i Mielcu,
obronę wsi Strużki przed hitlerowską pacyfikacją,
rozbicie taborów w Osieczku; walkę z batalionem
artylerii w Dziebałtowie, 2-dniową bitwę w obronie
ludności Radoszyc, bitwę z jednostkami dywizji
pancernej Waffen-SS pod Radkowem, walkę w lasach
siekierzyńskich (Góry Świętokrzyskie) z jednostkami
przeprowadzającymi obławę na partyzantów itd.
Z folderu wydanego z okazji nadania Imienia w 1982 r.
Bezpośrednio po klęsce wrześniowej 1939 roku w
Październiku
Władysław
Jasiński
utworzył
w
Tarnobrzegu i sąsiednich powiatach
tajną organizację, stawiając sobie za
cel walkę z niemieckim okupantem.
Ostatecznie
organizacja
ta
przyjęła nazwę "Odwet". Była
apolityczna, współpracowała jednak
z ZWZ (później AK), a także z
ludowcami i narodowcami. W
grudniu 1939 roku Jasiński rozpoczął
wydawanie "Biuletynu wiadomości
radiowych", a od marca 1940 roku
cotygodniowej gazety, pt. "Odwet".
Kolportaż gazety objął tereny
Polski centralnej i południowej i
opierał się w części na sieci własnej,
a na terenie powiatów Leżajsk,
Łańcut, Przeworsk, Jarosław i
Przemyśl także na sieci placówek ZWZ - AK. Do końca
września 1940 roku centrala "Odwetu" mieściła się w
Tarnobrzegu. We wrześniu 1940 roku Niemcy wpadli na
trop "Odwetu". Jasiński używający w tym czasie
pseudonimu "Kmitas" przeniósł centralę "Odwetu"
najpierw na teren powiatu mieleckiego (Krzemieńca), a
następnie za Wisłę, w rejon Trzcianki i Sulisławic.
Zlikwidował też centralny kolportaż tworząc punkty
przebitkowe w Tarnobrzegu, Krzemienicy, Mielcu,
Radomyślu, Trzciance, Sulisławicach, Sandomierzu,
Opatowie, na placówce "Zasanie", a także w
Opaleniskach i Lipniku oraz we Frysztaku, Bolesławiu i
Otfinowie nad Dolnym Dunajcem. Tajna gazeta "Odwet"
osiągnęła nakład około 10 tysięcy egzemplarzy
powielanych na 10-12 stronach formatu A4. Od lutego
1940 roku "Odwet" stał się "Biuletynem informacyjnym"
Okręgu ZWZ w Krakowie. Nadal zachował są
samodzielność i nie podlegał cenzurze B.I.P. (Biuro
informacji i Prasy).
W okresie marzec-czerwiec 1941 roku Niemcy
dokonali licznych aresztowań w siatce "Odwetu". Wielu
członków organizacji znalazło się w kaźniach gestapo,
wielu zbiegło przed aresztowaniem i rozpoczęło
ukrywanie się przed okupantem. Wydarzenia te
wychowanie w okresie odzyskanej po zaborach
niepodległości, znakomicie działające organizacje
społeczne, zwłaszcza młodzieżowe, wreszcie zachęta w
postaci okrywającego się legendarną chwalą oddziału mjr
Henryka Dobrzańskiego "Hubala" - wszystko 10 na
gruncie gorącego patriotyzmu -rodziło pilną potrzebę
działania, utrudniania wrogowi jego egzystencji na
obszarze
okupowanej
Polski,
z
jednoczesnym
podbudowywaniem ducha narodu w jego trudnych
przeżyciach wojennych.
Na terenie Tarnobrzega decydującą rolę w
kształtowaniu początków zorganizowanego ruchu oporu
odegrał Władysław JASIŃSKI.
Urodzony w Sadkowej Górze 18 sierpnia 1909 roku,
uczęszczał do gimnazjum w Mielcu. Po maturze
studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim, później zaś
przeniósł się na Uniwersytet w Warszawie, gdzie
skończył prawo. Po studiach, założywszy rodzinę, osiedla
Młodzież ukrywa broń, gromadzi materiały,
informacje
przydatne
potem
w
działalności
konspiracyjnej. Działalność grupy skupionej wokół
Jasińskiego w krótkim czasie rozszerza się na teren
powiatów
tarnobrzeskiego,
mieleckiego
i
sandomierskiego. Młodzi konspiratorzy prowadzą m.in.
regularny nasłuch radiowy, od grudnia 1939 roku
rozpowszechniany poprzez przepisywanie tekstów na
maszynie. Owe teksty, kolportowane początkowo w
wąskim kręgu, stały się początkiem "Odwetu" - pisma
konspiracyjnego jakie pojawiło się na przełomie marca i
kwietnia 1940 r. Początkowo drukowane i powielane w
Tarnobrzegu przy ul. Nadole 64 (dom W. Jasińskiego)
było redagowane przez zespół: W. Jasiński (redaktor
naczelny) oraz St. Jasiński, T. i E. Dąbrowscy, Z. de
Ville, K. Wojteczko oraz współpracownicy Z. Szewera,
W. Bobek, St. Maruszak, J. Biernat, H. Puziewicz i Cz.
Molenda.
Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny
7
się w Tarnobrzegu, gdzie podejmuje pracę aplikanta w
miejscowym Sądzie Grodzkim. Przez wiele lat, jeszcze od
czasów szkolnych, Jasiński jest aktywnym działaczem
organizacji młodzieżowych, zwłaszcza harcerstwa. Po
studiach pełni społecznie funkcję komendanta Związku
Młodej Polski. W okresie kampanii wrześniowej oraz
późną jesienią 1939 roku Jasiński organizuje dużą grupę
miejscowej młodzieży gimnazjalnej, która później stanic
się zalążkiem "Odwetu", a jeszcze później oddziału
partyzanckiego "JĘDRUSIE".
Strona
jest upamiętnianie ludzi z "Odwetu" i "Jędrusiów".
Powstają pomniki i tablice pamiątkowe, porządkowane są
mogiły poległych.
Bohaterska obrona Polski prowadzona we wrześniu
1939r., wobec potęg najeźdźców i zdrady sojuszników nic
mogła zapobiec klęsce II Rzeczypospolitej. Wielki
patriotyzm i bezgraniczna ofiarność wobec Ojczyzny,
potrzeba naturalnego przetrwania narodu zrodziły idee
uporczywej walki z okupantem, walki na wszystkich
frontach, wszelkimi dostępnymi sposobami. Wspaniałe
„Cyklop” - Zygmunt Szewera
Eugeniusz Dąbrowski
„Bez broni”
W drugiej połowie 1940 r. ZCZ, zainicjowany przez
lekarza por. Zbyszka Tychanowicza („Dzik”), złączył się
z ZWZ, zorganizowanym przez majora „Jagrę”, którego
nazwiska nie znaliśmy przez cały okres okupacji.
Komendantem Obwodu tarnobrzeskiego ZWZ „Twaróg”
został kpt. Adam Pokorny („Kamionka”), który z
„Odwetem” już współpracował, zasilając go w papier i
matryce, pracował bowiem w księgarni swego szwagra,
Kazimierza Szpilki. W skład Obwodu wchodzili mjr
Kazimierz Kowalski, inwalida wojenny, kpt. Kazimierz
Krasoń („Kriszna”), wciągnięty do konspiracji przez
Tychanowicza, dwaj bracia Malinowscy - Stanisław
(adwokat) i Józef (inżynier) oraz ja. W domu pełnej
poświęcenia Wiktorii Malinowskiej mieściła się kwatera
dla inspektora i przyjeżdżających z Okręgu ZWZ z
Krakowa. W kontakcie z Jasińskim pozostawał również
kpt. Krasoń, który komunikował się z nami i przysłał mu
swe artykuły do „Odwetu” przez specjalnego łącznika.
Ponieważ w powiecie tarnobrzeskim miałem duże
znajomości jako nauczyciel i jako członek Związku
Inwalidów Wojennych i ponieważ czynnie działałem w
wielu organizacjach społeczno-oświatowych, spadły na
mnie następujące funkcje: „referat” organizacyjny ZWZ,
służbowe wyjazdy do Komendy Okręgu w Krakowie
(koszty biletu pokrywał Inspektorat) oraz do Inspektoratu
w Mielcu, prowadzenie ewidencji placówek ZWZ i
kolportaż „Odwetu”. Adiutant bowiem Obwodu, por.
„Jurand”, nie był jeszcze dostatecznie zaznajomiony z
terenem.
Wskutek tego właśnie w moim jednoizbowym
mieszkaniu w Miechocinie koncentrowała się cała prasa
konspiracyjna Obwodu ZWZ, stąd rozchodził się
„Odwet” dostarczony przez Zdzicha de Ville, por.
Kazimierza Bogacza („Bławat”), niekiedy przez samego
„Kamionkę”, między poszczególne placówki i niektórych
konspiratorów. Stąd też wysyłano do Centrali „Odwetu”
artykuły przekazane mi przez konspiratorów oraz datki na
fundusz prasowy, każdorazowo kwitowane w „Odwecie”.
Wymieniano pseudonimy ofiarodawców i wysokość
kwot. W ogóle „Odwet” Jasińskiego na terenie Obwodu i
Inspektoratu ZWZ spełniał doniosłą rolę w zakresie
propagandowym oraz w dziedzinie podtrzymywania na
duchu miejscowego społeczeństwa.
Kolportaż „Odwetu” wśród członków ZWZ szedł
różnymi drogami. Numery „Odwetu” docierały do nas
przez ostatni kwartał 1940 r. na ogół normalnie, ale już na
przełomie r. 1940 i 1941 nastąpiło z niewiadomych mi
wtedy przyczyn pewne zahamowanie, tj. urwało się
chwilowo ich dostarczanie. Ponieważ kpt. Krasoń
pozostawał w kontakcie z Jasińskim, zjawili się u mnie
obaj 21 lutego 1941 r. wieczorem w mieszkaniu w
Miechocinie. Chwilę przed przybyciem Jasińskiego żona i
córka wyszły do sąsiadów, syn zaś, zaprzysiężony
członek ZWZ, piętnastoletni „Mały Tadek”, pozostał na
Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny
8
O współpracy z „Odwetem” i punkcie przebitkowym w
Miechocinie i pod Skopaniem
Strona
Druk pisma był możliwy dzięki pomocy ze strony
Księgarni K.Szpilki oraz Ubezpieczalni Społecznej (K.
Wiszniowski i J. Rosenblat).
W krótkim czasie nakład 12-stronicowcgo pisma
formatu A-4 osiągnął liczbę 1 500 egzemplarzy. Wiosną i
latem 1940 zorganizowano sieć kolportażu, dzięki której
"Odwet" docierał nic tylko do miejscowości z terenu
powiatu tarnobrzeskiego, ale także do Mielca,
Kolbuszowej, Tarnowa, Dąbrowy Tarnowskiej, Dębicy,
Krakowa, Rzeszowa, Łańcuta, Niska, Leżajska,
Przeworska, Jarosławia, Przemyśla, Janowa Lubelskiego,
Kraśnika, Sandomierza, Iłży, Opatowa, Ostrowca, Buska i
Stopnicy.
Niewątpliwie "Odwet" docierający do miejscowości na
tak rozległym terenie spełnił swoją rolę, nic tylko w
wymiarze informacyjnym. Przynosząc wiadomości,
podnosząc na duchu, kształtował sporą grupę młodzieży,
nabierającą z czasem nowych, potrzebnych w walce
umiejętności:
dobrej
organizacji
działań,
odpowiedzialności, solidarności wreszcie - wrażliwości
na ludzką krzywdę i niedolę. Powodzenie wydawanego w
skrajnie trudnych warunkach "Odwetu", przy coraz
większym terrorze Niemców', w sposób niejako naturalny
zrodziło konieczność podjęcia walki bardziej czynnej,
bezpośredniej. Kolejne akcje coraz bardziej śmiałe, w
większości udane, hartowały oddział, budując legendę
"Jędrusiów". Znamienne jest, że podejmowane akcje nic
były jedynie celem samym w sobie, tj. działaniem
przeciwko okupantowi. Niosły one bowiem - może nawet
przede wszystkim pomoc udręczonej ludności w postaci
uwalniania więźniów, pozyskania żywności i pieniędzy
dla potrzebujących, wysyłania paczek do obozów
koncentracyjnych, itp. Na obszarze swojego działania byli
też "JĘDRUSIE" grupą dającą poczucie pewnej
sprawiedliwości: likwidowali szczególnie wrogich
Polakom Niemców, konfidentów i zdrajców, udzielając
licznych "lekcji wychowania obywatelskiego" tym,
których postawa budziła zastrzeżenia. Nic zatem
dziwnego, ze ta na wskroś obywatelska i patriotyczna
postawa pozbawiona w gruncie rzeczy elementów
politycznych i ideologicznych - zrodziła podziw i
uznanie, a wreszcie szacunek i legendę wśród ludności
nic tylko terenów na których działali. Nie przemogła tego
nawet śmierć samego "Jędrusia" - Władysława
Jasińskiego. Ten dramat był ciosem dla każdego z
"Jędrusiów", ale też dawał nową motywację kontynuowania walki i jednocześnie wielkiej pracy dla
Ojczyzny. Wartość Oddziału potwierdziły następne akcje,
wreszcie - mimo formalnego włączenia do struktur Armii
Krajowej - zachowanie pełnej autonomii "Jędrusiów".
Znamiennym jest to, że częstokroć poruczano trudne
zadania właśnie "Jędrusiom", zwłaszcza takie, które
zakończyły się niepowodzeniem innych.
Niezwykła legenda "Jędrusiów", zrodzona jeszcze w
trakcie wojny, trwała przez całe następne półwiecze mimo
niesprzyjających okresów, zwłaszcza doby stalinowskiej.
Zawsze była bowiem przykładem patriotyzmu, ofiarności,
szlachetnej rycerskości, poświęcenia dla innych.
Mimo półwiecza jakie minęło od tamtych wydarzeń
wartości te nadal są nam bliskie.
***
Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny
9
potwornych czołgów; w gimnazjum narada niemieckich
generałów z hitlerowskim feldmarszałkiem Reichenauem
na czele, który kwaterował ze swoim sztabem w zamku w
Dzikowie. 22 czerwca o godz. 3 min. 5 rano atak Hitlera
na Związek Radziecki. Ale wśród tych doniosłych
wydarzeń nowy cios dla „Odweciarzy”. 25 czerwca
aresztowany dyrektor Ubezpieczalni K. Wiszniowski i
księgarz Szpilka oraz bliżej nie znany Kubski, który
jednak po 14 dniach został przez Gestapo z więzienia w
Nisku zwolniony. W 2 dni potem żandarmeria i
„granatowa” policja urządziła łapankę kąpiących się w
Wiśle osób do obierania kilku ton ziemniaków, które
obrane miały być w bekach przewiezione na front.
Między schwytanymi był także kpt. „Kriszna”. Za to, że
stawił opór i powiedział - jak mi to sam później mówił że oficer polski nie będzie obierał ziemniaków, został
przewieziony do więzienia w
Nisku, skąd wskutek starań
żony został zwolniony po 12
dniach, 9 lipca. Ponieważ
byłem przeświadczony, że
będzie
teraz
mocno
inwigilowany
przez
konfidentów i żandarmerię,
oświadczyłem mu, że nie
będziemy go angażować do
żadnej roboty i że musi jakiś
czas być na uboczu konspiracji
i że wszystkie agendy ZWZ
biorę w swoje ręce. Dlatego też
nie wtajemniczyłem go w to,
że
miałem
spotkanie
z
Jasińskim w lesie na Kamionce
i że mamy punkt przebitkowy
„Odwetu” w Miechocinie. W
lipcu bowiem tegoż roku 1941
(dokładnej daty dotąd nie udało
mi się ustalić) otrzymałem
przez Antoniego Urbaniaka z
Alfredówki,
który
wtedy
jeszcze
współpracował
z
„Odwetem” (bo potem się
poróżnili z Jasińskim, i to
nawet
mocno),
karteczkę
przywiezioną w ramie roweru, od Szefa Władka, ażebym
się z nim spotkał o godz. 5 po południu w lasku na
Kamionce, dokąd wiele ludzi, w tym i my, chodziło
zbierać z braku drzewa na opał - szyszki. O tym spotkaniu
tak pisze jedna z pierwszych łączniczek Szefa Władka
(„Jędrusia”), opiekunka jego matki, znająca skrytkę, gdzie
znajdował się powielacz, Kazimiera Wiąckówna, obecnie
Awchimieni, nauczycielka: „Sprawę o tyle pamiętam, że
znałam prof. Szewerę, no i Władysław Jasiński był sam,
tak że zmuszony był posłużyć się mną jako osłoną.
Dostałam wiadomość od małej dziewczynki, że mam
przyjść do Skiby, co też zrobiłam. Tam był Jasiński i
kazał mi jechać sprawdzić, czy droga wolna, on sam miał
się udać do prof. Szewery, a ja obserwowałam drogę. W
wypadku czegoś podejrzanego miałam stanąć koło
roweru, zdjąć drewniak i przybijać pasek, a następnie
udać się do domu i czekać, aż przyjdzie „Franek”„.
Strona
ganku wychodzącym na ulicę. Później o swym spotkaniu
z Jasińskim tak opowiadał: „Było ciemno i zimno, na
ulicy błoto. Jasiński był bez czapki. Szalik obwijał mu
szyję z brodą włącznie, wysoko aż po sam nos. Kiedy
wskazałem mu wejście do mieszkania, powiedział: Pilnuj dobrze. - Byłem bardzo tym wzruszony miałem
przecież bohatera przed sobą, o którego ucieczce z rąk
niemieckich tyle krążyło legend i o którym w ogóle już
tyle mówiono. Byłem dumny jak paw”.
Na tym spotkaniu omawialiśmy może przez jakąś
godzinę sprawy dalszej współpracy z „Odwetem” i
kolportażu na terenie powiatu, przy czym Jasiński
zapewnił, że postara się, aby pismo przychodziło
regularnie. W tym czasie do współpracy redakcyjnej
pozyskałem docenta Uniwersytetu Jagiellońskiego i
Bratysławskiego dr Władysława Bobka, który pisywał
artykuły do „Odwetu” pod
pseudonimem „Znicz” (np. Dwie
wiosny). Doc. Bobek ukrywał się
we Wrzawach, a kontakt z nim
utrzymywany był przez rządcę
folwarku
w
Miechocinie,
Samołyka („Żubr”), którego żona
była siostrą doc. Bobka. Zginął
zamordowany przez hitlerowców
w Oświęcimiu. Od spotkania z
Jasińskim zaczął „Odwet” jakoś
docierać na czas, chociaż w
mniejszych ilościach, ale znowu
na krótko. Powodem tego stało
się aresztowanie przez Gestapo
dwóch
„Odweciarzy”,
pracowników
Ubezpieczalni
Społecznej
w Tarnobrzegu.
Czując
się
zagrożony,
komendant Obwodu „Kamionka”
musiał
się
chwilowo
odseparować
od
pracy
konspiracyjnej,
funkcję
komendanta objął nominalnie do
jakiegoś czasu „Kriszna”. Była
to połowa marca 1941 r. Przez
Tarnobrzeg przeciągało mnóstwo
wojsk, sznury aut, chwilową
więc przerwę w dopływie „Odwetu” tłumaczyliśmy sobie
trudnościami
komunikacyjnymi
dla
kolporterów.
Księgarnia Szpilki ma oddać wszystkie książki polskie, a
na wystawie okiennej pod surowymi konsekwencjami dla
właściciela nie może pojawić się żadna książka polska
obok niemieckiej. Zanosi się na wojnę z Grecją i
Jugosławią. 13 kwietnia znowu niesamowity ruch aut
wszelkiego
rodzaju.
18
kwietnia
hitlerowska
„szczekaczka” ogłasza upadek Grecji i kapitulację
Jugosławii. I znowu wzmaga się ruch pojazdów
mechanicznych, ciągnących dniem i nocą w stronę
Sandomierza i Rozwadowa. Gestapo szaleje.
Wśród „Odweciarzy” znowu 3 ofiary. Rozumiemy
dobrze, dlaczego nie otrzymujemy „Odwetu”. Pod koniec
maja nakaz zaciemniania okien czarnym papierem od 9
wieczorem do 12 w nocy. 10 czerwca przez całą noc. W
następnych dniach olbrzymi ciąg ciężkiej artylerii i
Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny
10
„Twaróg”. Na razie w tej relacji podaję tylko to, jak
doszło do współpracy z Jasińskim oraz historię dwóch
punktów przebitkowych „Odwetu”: w Miechocinie i u
„Orlicza”, w pobliżu Skopania Baranowskiego. Punkt w
Miechocinie był tak zakonspirowany, że wiadomość o
nim nie dotarła - nic zresztą dziwnego - nawet do
„Jędrusiów”, w tym także i do autora tej książki.
Każdy, kto w obronie wolności podejmuje walkę z
wrogiem, orężną czy tylko słowem powielanym lub
drukowanym, musi być przygotowany na najgorsze, o ile
do niego - jak się to mówi poetycznie - nie uśmiechnie się
szczęście. Dziś z oddali czasowej epizod ten może się
wydać błahostką, ale wtedy... wpadka konspiratora z
plecakiem pełnym „Odwetów” stałaby się dla niego i jego
rodziny katastrofą. Więzienie, śledztwo, tortury, represje
wobec ludności cywilnej, egzekucje zakładników - oto
byłyby skutki takiej wpadki. Zdarzyło się raz tak, że na
punkcie przebitkowym pracowałem sam, Tadek bowiem
był chory na grypę i gorączkował. „Tur” zaś zajęty był
szatkowaniem i kiszeniem kapusty i tylko dorywczo mógł
mi pomóc. Powielanie „Odwetów” przeciągnęło się więc
poza godzinę policyjną. Z plecakiem wyładowanym
„Odwetami” znalazłem się akurat u wylotu uliczki
prowadzącej na stary cmentarz tarnobrzeski, gdy
usłyszałem gromkie kroki zbliżającego się niemieckiego
patrolu. W mig uskoczyłem w uliczkę i ukryłem się w
najciemniejszym miejscu. Patrol nie wysłał czujek, to
mnie ocaliło. Gdy przemaszerował, jak najciszej
przebiegłem odległość 150 kroków i szczęśliwie
wylądowałem w domu. Szczęśliwy zbieg okoliczności,
czyli szczęście się uśmiechnęło. „Odwety” schowałem w
skrytce i nazajutrz były już w kolportażu.
Zaraz po Nowym Roku, 2 lub 3 stycznia 1942, zjawił
się u mnie por. „Bławat” i oznajmił, że punkt przebitkowy
zostaje przeniesiony z Miechocina. Po powielacz
przyjechał sankami. Na wewnętrznej stronie pokrywy
„Tur” scyzorykiem wypisał swój pseudonim. Punkt
umieszczony został u Łopatowskiego („Orlicz”).
Łopatowscy posiadali duże gospodarstwo, oddalone
mniej więcej pół kilometra od toru kolejowego, położone
wśród drzew. Do stacji Baranów było chyba 1km.
Relację o pracy na tym punkcie przebitkowym miałem
od por. „Bławata”, por. „Śmiałego” (Józefa Motyki),
adiutanta inspektora „Jagry” na Obwód ZWZ Tarnobrzeg,
por. „Kuwaki” i od „Małego Tadka”, który tak o tym
napisał:
„Pierwszy numer biliśmy u „Orlicza” razem z
„Bławatem”. Było okropnie zimno. Przeżyliśmy na stacji
w Tarnobrzegu perypetie z Bahnschutzami, którzy chcieli
nas aresztować (mieliśmy jechać lokomotywą specjalnie
wysłaną w tym celu z Rozwadowa, ponieważ pociągi nie
chodziły, tory były zawiane). Uciekaliśmy, a potem
szliśmy torami aż do Skopania, niosąc ze sobą paczki
papieru, farby i matryce. Koło Chmielowa nadzialiśmy
się na patrol Wehrmachtu, który nas jakoś nie
legitymował, choć to było w nocy. Dobiliśmy do
Skopania gdzieś nad ranem. Odbijaliśmy numer w
okropnych warunkach, w nieogrzanym pokoju. Później
przyjechał saniami po nas „Śmiały”, zawiózł mnie do
Machowa i tam wysadził z uwagi na bezpieczeństwo,
obaj zaś z „Bławatem” pojechali na Ocice. Przyszedłem
Strona
Punktualnie o wyznaczonej godzinie zjawił się
Jasiński na rowerze. Usiedliśmy pod drzewami i
rozmawialiśmy o miejscu umieszczenia u nas punktu
przebitkowego „Odwetu”. Odpowiedziałem, że taki dobry
punkt mam w perspektywie i że mogę zorganizować u nas
odbijanie „Odwetu”. Nie wymieniłem jednak, gdzie i u
kogo, bez uprzedniego porozumienia się z odnośnym
konspiratorem. Wtem pojawili się w lesie na koniach 2
żandarmi, którzy widać jechali na przechadzkę i dlatego
nie zwrócili na nas najmniejszej uwagi, chociaż w lesie
poza nami nie było więcej nikogo. Mimo to trzeba było
czym prędzej wycofać się z Kamionki z uwagi na
Jasińskiego, poszukiwanego przez Gestapo. Jasiński
odjechał spokojnie, nie-zaczepiony. W jakiś czas potem
(notatka - niestety - kompletnie zbutwiała) por. „Kuwaka”
(Franciszek Stala) z kimś drugim, o ile mnie pamięć nie
myli, dostarczył mi powielacz. Punkt przebitkowy został
umieszczony w Miechocinie w domu nie pełniącego
służby urzędnika pocztowego Juliana Turbaka („Tur II”) i
tu pracowaliśmy wyłącznie w trójkę: „Tur II”, syn mój
Tadek i ja. W czasie pracy na punkcie służbę
obserwacyjną pełnili: żona „Tura” i córka (uczennica), od
strony zaś Wisły syn jego Marian („Tatar”), uczeń III
klasy gimnazjum. Zginął w Miechocinie w walce z
hitlerowcami, w momencie odwrotu Niemców. Matryce
przywoził „Mały Mietek” (mgr Mieczysław Koziara) lub
z oznaczonego miejsca odbierał ją „Mały Tadek”.
Niekiedy przywoził je także „Kuwaka”. Papier i farby
przychodziły również różnymi drogami. Najpierw z
papierniczego sklepu Szpilki, dostarczała je absolwentka
seminarium nauczycielskiego, pracująca w sklepie jako
ekspedientka, członkini ZWZ (służba kobiet) łączniczka
Stefania Wójcikowska, obecnie Pruszyńska. Przywoziła
je także z Krakowa i Mielca łączniczka Obwodu ZWZ z
Okręgiem w Krakowie i Inspektoratem w Mielcu
Weronika Weissowa, żona dyżurnego ruchu na stacji
kolejowej w Tarnobrzegu, z którym pozostawałem w
osobistym kontakcie. Ten „towar” (jak się mówiło wtedy)
przynosił najbliższy inspektora łącznik Roś („Jawor”),
najczęściej jednak zjawiał się po jego odbiór na stacji
„Mały Tadek”.
Powielaliśmy zrazu 80 numerów „Odwetu”, pod
koniec 1941 r. - 120. Najsprawniej pracował Tadek, toteż
z uznaniem nazywałem go „pierwszym Odweciarzem” w
naszej trójce. Paczkę „Odwetów”, nowe matryce
przeznaczone do dyspozycji Centrali wraz ze starą
przemytą po powielaniu matrycą zabierał oddany sprawie
„Mietek”, uczeń gimnazjum leżajskiego, bardzo „fajny” jak mówił Tadek - chłopak, który czekał u nas w domu,
przeważnie śpiąc, był bowiem zawsze setnie zmęczony,
ciągle przecież jeździł rowerem lub koleją wioząc
matryce z Centrali z jednego punktu przebitkowego do
drugiego. Kolportaż „Odwetu” szedł poprzez siatkę
organizacyjną ZWZ. Poszczególni dowódcy placówek
odbierali ode mnie lub Tadka, głównego kolportera,
określone według rozdzielnika ilości egzemplarzy i
zajmowali się już osobiście ich rozprowadzeniem na
terenie swej placówki. Siatka więc organizacyjna ZWZ
zazębiała się ściśle z siatką kolporterską, dlatego wymaga
to szczegółowego przedstawienia w osobnej pracy,
omawiającej całość działalności ZWZ w Obwodzie
Rozbicie więzienia w Mielcu
W 1943 roku w Mielcu w
więzieniu hitlerowskim było
więzionych
180
osób,
głównie inteligentów, w tym
komendanta tarnobrzeskiego
okręgu AK Kazimierza
Krasonia, jego zastępcę, a
zarazem
profesora
gimnazjum tarnobrzeskiego
Zygmunta Szewerę, a także
Franka Rutynę z Wielowsi i księży: Władysława Czopka i
Józefa Walczyna, nauczycieli tajnego nauczania – Jana
Lubera, Rudolfa Jakubca i małżeństwo Oberców z
Mielca. Dowódca Jędrusiów dowiedział się dzięki
wywiadowi, że mają być oni przewiezieni do Auschwitz.
Oto artykuł na ten temat, ze strony prawica.net,
pochodzący z biuletynu Informacyjnego AK.
Józef Wiącek opowiada: – 29 marca 1943 roku dzięki
zaufanemu człowiekowi przeprawiliśmy się przez Wisłę,
a następnie, z ciężką bronią maszynową, amunicją i
materiałami wybuchowymi przebyliśmy 20 kilometrów
do Złotnik pod Mielcem.
Ze Złotnik Józef Wiącek w towarzystwie Andrzeja
Skowrońskiego ps. "Konar" udał się do Mielca na
rozpoznanie. Opracował plan ataku, ubezpieczenia i
rozbicia więzienia, ale nie widział jeszcze drogi
bezpiecznego odwrotu z więźniami.
Wracając dotarli do wału nad Wisłoką i tu dopiero
Wiącek dostrzegł galar do spławu wikliny. Do "Konara"
powiedział: Tym galarem spłyniemy do Wisły,
przeprawimy się na drugą stronę i będziemy bezpieczni.
Po powrocie na punkt zborny w Złotnikach Wiącek
omówił plan akcji i podzielił oddział na grupy
uderzeniowe.
Padający w tym dniu deszcz sprzyjał powodzeniu
akcji, choć utrudniał widoczność. Na szczęście wielu
partyzantów znało dokładnie miasto, ponieważ chodzili tu
do gimnazjum. Pozostawał jeden problem – Józef Wiącek
będąc na rozpoznaniu zauważył przy mieleckim rynku
zmotoryzowaną
jednostkę
Wehrmachtu,
która
stacjonowała na drodze ich odwrotu.
Nieopodal
umieścił
zatem
pierwszą
grupę
ubezpieczającą, którą tworzyli: Zbigniew Modzelewski –
"Warszawiak", Stanisław Czub -"Inżynier", Stanisław
Kuraś – "Szkot" oraz Franciszek Stala – "Kuwaka".W
skład drugiej grupy, ubezpieczającej drogę do Dębicy
wchodzili: Jan Mazur – "Stalowy", Jan Działkowski –
"Jasio Mały", Michał Żarów -"Michałek" i Jan Mazur –
"Jasio Duży".
Mniejsza grupka chłopców pilnowała drogi od strony
Tarnobrzega, natomiast od strony znajdującego się obok
więzienia budynku Gestapo ubezpieczali Stanisław
Wiącek – "Inspektor" i Eugeniusz Dąbrowski -"Genek".
W grupie uderzeniowej na więzienie znaleźli się dowódca
Józef Wiącek- "Sowa", Zdzisław de Ville – "Zdzich",
Roman Szelest – "Uszaty", Zbigniew Kabata – "Bobo" i
Marian Lech – "Marian Wielki". Grupa ta posuwała się
cicho w kierunku więzienia, gdyż Józef Wiącek chciał
Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny
11
płk dr Mieczysław Korczak
Strona
do Tarnobrzega piechotą, mając ze sobą paczkę
„Odwetów”. Jeszcze raz biłem w tym punkcie „Odwet”,
po czym polecono mi jedynie kolportaż, od czasu jak na
punkt zaczęli przyjeżdżać „Kuwaka” razem z
„Mecenasem” czy „Sędzią”, którego nazywano
naczelnym redaktorem. Był to pan z suchą prawą ręką,
mgr Józef Bik („Brzezina”). Na punkt do pracy
przychodził także Michał Pitra („Szczapa”). Od tego
czasu odbierałem „Od-wet” z Nagnajowa od „Śmiałego”
albo ze skrytki na Kozielcu od „Bławata”. Roznosiłem
egzemplarze według starego rozdzielnika, a od kwietnia o ile się nie mylę - także za Wisłę, najpierw do starszego
kolegi, ucznia liceum, Mańka Wiśniewskiego, następnie
do przewoźnika Zycha i od nich to odbierali „Odwet”
Antek lub Jaś Tosiowie. Dwa, a może nawet 3 razy byłem
z „Odwetami” u Jasia Tosia w Koprzywnicy”.
W tym mniej więcej czasie wydarzyła się na stacji w
Baranowie następująca historia. Znam ją z opowiadania
„Kuwaki”. „Brzezina” w narzuconej na ramiona zarzutce
i „Kuwaka” wykupiwszy bilety wchodzili na peron,
pierwszy szedł „Brzezina”, za nim 2 lub 3 kroki
„Kuwaka”. Nagle między nich wszedł esesman. Nie
wiadomo, co mu się nie spodobało - czy to że „Brzezina”
miał zarzutkę na ramionach, czy to że nie usunął mu się z
drogi i nie zrobił wolnego przejścia przedstawicielowi
Herrenvolku - dość, że schwycił przez zarzutkę prawe
ramię „Brzeziny”, na co „Brzezina” zareagował tak, iż
pchnął serdecznie szwaba. Ten zatoczył się i byłby
niezawodnie się wywrócił, gdyby nie podtrzymał go
idący za nim „Kuwaka”, przez co umożliwił „Brzezinie”
czmychnięcie i ukrycie się. Ten gest „grzeczności” ocalił
obu konspiratorów. W ręku oszołomionego esesmana
pozostała jedynie zarzutka jako trofeum zdobyczne.
Niebawem jednak punkt u „Orlicza” wpadł
zadenuncjowany przez Octobra, kolczykarza, który
doniósł Niemcom, jakoby był tu tajny ubój i handel
skórami. Żandarmi znaleźli powielacz i sporo papierków
ze śladami palców. Łopatowscy uszli szczęśliwie za
Wisłę i tam się ukrywali. Na szczęście Niemcy nie wpadli
na niczyj trop, a z pozostałych w gospodarstwie nikt nic
nie powiedział. Punkt już w Tarnobrzeskie nie wrócił, ale
„Odwet” zaczął wychodzić na nowo, kolportaż zaś jego
szedł przez „Bławata”, który rulon „Odwetów” dla mnie
do dalszego kolportowania wrzucał rano na ganek przez
wybite okienko.
Na przełomie 1941/1942 r. Armia Radziecka przeszła
do kontrofensywy, stosując nową strategię. Właśnie na
ten temat ukazały się w „Odwecie” 2 fachowe artykuły
ppłk Zygmunta Wściślaka, który w kamieniczce obok
gimnazjum prowadził drobny sklepik tekstylny. W
artykułach tych wykazywał wyższość strategii radzieckiej
nad hitlerowską. Także autor niniejszej relacji zamieścił
w „Odwecie” w tym samym mniej więcej czasie artykuł
pt. „Bliski Wschód a obecna wojna, na temat, czy i kiedy
Turcja
wypowie
wojnę
Hitlerowi”.
Jednak
dotychczasowy kolportaż „Odwetu” przerwała tragedia,
jaka rozegrała się w Trzciance 9 stycznia 1943 r. - śmierć
Jasińskiego - i zaraz potem w marcu tegoż roku
aresztowanie kilku członków AK, następnie Komendy
Obwodu Tarnobrzeskiego „Twaróg”.
strzały. Co chwila z budynku Gestapo zrywał się krótki
seryjny ogień w kierunku więzienia, jednak "Stach" z
kolegami momentalnie i celnie odpowiadali ogniem.
W tym czasie pod więzienie chciała się przedrzeć
zmotoryzowana jednostka niemieckiej żandarmerii, która
kwaterowała na stacji PKP, ale na ulicy Kościuszki
przywitała ją ogniem grupa "Warszawiaka". Kierowca
stracił panowanie nad pojazdem i uderzył w pobliski
budynek. Wycofujących się w kierunku rynku
żandarmów ostrzelali od tyłu zdezorientowani żołnierze
nakarmili. Galar puściliśmy z prądem w kierunku
Sandomierza.
Niedługo
po
akcji
do
mojego
gabinetu
stomatologicznego w Połańcu zgłosił się z bólem zęba
pewien folksdojcz. Opowiadał mi o przerażeniu
Niemców, kiedy nocą cała armia Polaków wkroczyła do
Mielca, a potem gdzieś momentalnie znikła.
Fotografia z rekonstrukcji w dniu 25 maja 2013 r.
Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny
12
ze wspomnianej już, stacjonującej obok jednostki
Wehrmachtu.
Józef Wiącek opowiada: – Wielu z uwolnionych
więźniów uciekło na własną rękę przez pola do pobliskich
lasów. Chorzy i pobici wycofali się z nami na
przygotowany przez nas galar na Wisłoce.
Dopiero tutaj profesor Szewera odzyskał przytomność
i dowiedział się, że jest wolny. Popłynęliśmy z prądem
Wisłoki w kierunku Wisły. Wisłoka po obu stronach
zarosła wikliną i w ciemnościach ledwo było widać
koryto rzeki. Dwukrotnie osiadaliśmy na mieliźnie. Cały
czas padał deszcz, byliśmy przemoknięci do suchej nitki,
zmarznięci i głodni, ale zadowoleni z akcji.
Z daleka widzieliśmy olbrzymie reflektory, które
oświetlały okolicę. To Niemcy otoczyli Mielec w
poszukiwaniu "Jędrusiów" i uwolnionych więźniów. Na
szczęście nie wpadli na pomysł, że Wisłoka może być
najbezpieczniejszą drogą odwrotu.
Rozwidniało się, kiedy naszym oczom ukazał się
szeroki pas wody. Wisła! – Przepłynęliśmy na jej drugą
stronę do Niekurzy. Chłopi powitali nas serdecznie,
więźniów ubrali (niektórzy byli tylko w bieliźnie i
Strona
zaskoczyć więzienny patrol obchodowy bez strzału To się
nie udało. Partyzanci zostali zmuszeni do otwarcia ognia.
Na przemian skacząc lub czołgając się dotarli do bramy
więziennej, pod którą Wiącek podłożył kilogramową
kostkę trotylu
.
Wtedy z budynku Gestapo padły strzały z broni
maszynowej. Mimo to dowódca spokojnie odbezpieczył
granat, położył na kostce trotylu i odskoczył za mur. Silna
detonacja rozsadziła bramę. Droga do więzienia była
otwarta. Grupa uderzeniowa pod osłoną "Stacha",
"Genka" i "Jasia", którzy skutecznie ostrzeliwali okna
budynku Gestapo, wdarła się do więzienia i zdobyła
klucze do cel.
Uwolnieni więźniowie zgromadzili się w korytarzu,
ale nie wszyscy po okrutnych przesłuchaniach mogli
wychodzić o własnych siłach. Nieprzytomnego profesora
Szewerę wynieśli na rękach jego uczniowie. Bardzo
pobity był także Franek Rutyna.
Detonacja zbudziła nie tylko mieszkańców miasta, ale
również niemiecki garnizon, obstawiający fabrykę
samolotów. W różnych częściach Mielca słychać było
We wtorek, 17 marca, minęły 73 lata od bohaterskiej
śmierci redaktorów gazety "Odwet", którzy zginęli w
zasadzce przygotowanej przez Niemców w Wiśniówce.
W Zespole Szkół im. Jana Pawła II w Czajkowie
odbyły się uroczystości upamiętniające ofiarę redaktorów
podziemnej gazety. W okolicznościowym apelu
uczestniczyli między innymi starosta staszowski Michał
Skotnicki, Burmistrz Miasta i Gminy Staszów Leszek
Kopeć, płk. Wiesław Kuca - dowódca Polskich Drużyn
Strzeleckich w Staszowie, oraz Janusz Dulęba – prezes
staszowskiego Koła Światowego Związku Żołnierzy
Armii Krajowej i Andrzej Wawrylak regionalista i
inicjator dorocznych obchodów.
Ponadto do Czajkowa przyjechały delegacje szkół
noszących imię Jędrusiów, poczty sztandarowe oraz radni
z terenu gminy i powiatu staszowskiego. Uroczystości
poprowadziła dyrektor szkoły Maria Swatek, a uczniowie
w niespełna godzinnym programie opowiedzieli historię
bohaterskich "Jędrusiów" - redaktorów
"Odwetu"
.
Miłym
akcentem
tegorocznych
obchodów
było
uhonorowanie burmistrza Leszka
Kopcia
i
starosty
Michała
Skotnickiego kombatanckim krzyżem
pamiątkowym "Zwycięzcom 1945".
Odznaka ta została ustanowiona w
2010 roku przez naczelną władzę
Związku Kombatantów RP i Byłych
Więźniów Politycznych, z okazji 65.
rocznicy historycznego zwycięstwa
narodów sprzymierzonych w II wojnie
światowej. W imieniu prezesa
Związku Kombatantów RP i Byłych
Więźniów
Politycznych
odznaki
wręczył płk. Wiesław Kuca.
Konspiracyjna gazeta "Odwet"
została założona przez Władysława
Jasińskiego, zaraz po wybuchu II
Wojny Światowej. Jasiński na bazie
"Odwetu"
stworzył
siatkę
konspiracyjną a później oddział
dywersyjno - bojowy "Jędrusie".
"Odwet" ukazywał się początkowo raz
w tygodniu pod nazwą "Wiadomości
radiowe" i powstawał na bazie
nasłuchu radiowego.
Pismo
rozpowszechniano
na
południu oraz w centrum Polski.
Nakład sięgał nawet 10 tysięcy
egzemplarzy. W okresie od marca do
maja 1940 roku "Odwet" docierał
między innymi do Mielca, Dębicy,
Tarnowa,
Rozwadowa,
Niska,
Przeworska, a na zachód od Wisły
swym zasięgiem obejmował ziemię
Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny
13
Marcin Jarosz
www.staszow.pl
sandomierską z Opatowem i Ostrowcem oraz tereny
powiatu staszowskiego, buskiego i iłżeckiego. – Braliśmy
po kilka egzemplarzy i rozwoziliśmy do wyznaczonych
punktów. Gazetę trzeba było dobrze ukryć. Odkręcałem
kierownicę i wkładałem gazety w ramę roweru –
wspomina Władysław Dulęba ps. "Włóczęga", który był
kolporterem "Odwetu" między innymi na terenie Łubnic i
Orzelca. W czasie wojny wydano na niego wyrok śmierci,
przez 3,5 roku ukrywał się w lasach.
We wtorek, 17 marca 1942 roku, tarnowskie gestapo
wraz z lokalnymi żandarmami zorganizowało obławę na
dom w Wiśniówce, w którym mieściła się centrala
"Odwetu". Niemcy otoczyli dom i rozpoczęli ostrzał.
Czteroosobowa załoga broniła się przez kilka godzin, ale
ostatecznie partyzanci zginęli podczas próby ucieczki z
płonącego budynku. Podczas zasadzki zginęły cztery
osoby, które w tym czasie były w redakcji: Bolesław
Czub "Szary", Karolina Stawiarz "Lala" oraz Jan
Sobiegraj i Longin Zajączkowski. Jedynym redaktorem
"Odwetu", który wówczas uniknął śmierci był Zbigniew
Kabata "Bobo", który kilka dni przed pacyfikacją redakcji
został wysłany w okolice Iłży. Mieszkał na stałe w
Kanadzie. Zmarł 4 lipca 2014 roku.
Strona
Pamięci zamordowanych
redaktorów "Odwetu"
Pokryły się kirem proporce, a harcerze i instruktorzy
harcerskich drużyn i kręgów Jędrusiowych przepasali
Krzyże znakiem Żałoby.
4 lipca 2014 r. zmarł Zbigniew Kabata „Bobo”, ikona
harcerskich „Jędrusiów”, redaktor „Odwetu”, członek
oddziału partyzanckiego „Jędrusiów”, dowódca plutonu
ckm w 4 kompanii, 2 pułku piechoty Legionów Armii
Krajowej.
Nie znałem osobiście Zbigniewa Kabaty. Bliżej
zetknąłem się z Jego twórczością po śmierci mojej Mamy,
gdy korespondował z moim Tatą, pocieszając go po tej
ogromnej stracie. Listy bardzo osobiste, stały się mi
znane po śmierci Taty podczas porządkowania
dokumentów. Z tych listów wyłania się obraz, jak mocne
więzy emocjonalne utworzyły się wśród partyzantów
podczas wspólnego przebywania i w partyzanckich
bojach.
Każdy kończył się podpisem: „Twój leśny brat "Bobo”
„Bobo” miał wszystkie te cechy które chcielibyśmy
ukształtować w harcerzach drużyn Jędrusiowych. Był jak
byśmy dziś powiedzieli liderem, prawdziwym przywódcą,
który w trudnych chwilach potrafił pociągnąć zespół, jak
wtedy się mówiło był „pistoletem”. Tylko kilka
przykładów: brał udział w odbijaniu aresztowanych w
więzieniach w Opatowie i Mielcu, w grupach
szturmowych wchodzących do środka, był wykonawcą
Przez wiele lat kontaktował się z łódzkimi harcerzami,
którzy kontynuowali Jędrusiową tradycję. Wspierał ich
swoją wiedzą i mądrością życiową.
Zachęcam
wszystkich
zainteresowanych
do
przeczytania wydanej prywatnym sumptem książki
Zbigniewa Kabaty „Boba” „Byłaś radością i dumą” w
której szukałem potwierdzenia wiadomości zasłyszanych
wcześniej od kolegów Taty.
W marcu 2015 roku Rada Miasta i Gminy Opatów
imieniem prof. ppłk Zbigniewa Kabaty nazwała Pasaż
łączący budynek Władz Miasta i byłe więzienie Gestapo.
W Pasażu wmurowano pamiątkową tablicę.
(dop. Red.)
Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny
14
hm. Wojciech Pawlikowski
Środowiska Harcerskie „Jędrusie”
wyroku na szpiclu na
stadionie
pełnym
Niemców, zaskoczony
przez
czterech
Niemców na furmance
uzbrojonych w dwa
pistolety maszynowe i
karabiny, mając tylko
pistolet Vis zdołał ujść
z życiem, zabijając
czterech hitlerowców.
Po wojnie „wytargował
” szpital dla rannego
dowódcy udając się do
siedziby UB.
To świadczy o Jego odwadze i
bohaterstwie. A o jego mądrości świadczy ukończenie w
czasie okupacji podchorążówki i małej matury, zdaniu po
wojnie eksternistycznej matury, aby móc studiować
biologię morza na uniwersytecie w Aberdeen. Bo morze
było jego pasją. Zrobił w tej dziedzinie karierę naukową,
ale
również
był
autorytetem
moralnym
dla
międzynarodowego personelu naukowego, który uczynił
go swoim mężem zaufania.
Strona
Leśny Brat
19 września 2007 roku w godzinach porannych zmarł
TADEUSZ SZEWERA, jeden z ostatnich legendarnych
„Jędrusiów". Pomimo iż urodził się w Leżajsku (w 1925
roku), a większość życia spędził w Łodzi, niewątpliwie
najbardziej związany był z Tarnobrzegiem, stając się
jedną z wielkich postaci tego miasta.
Wraz z rodziną przybył tu w 1934 roku, kiedy to jego
ojciec, Zygmunt, otrzymał posadę nauczyciela historii i
łaciny w Liceum i Gimnazjum im. Hetmana Jana
Tarnowskiego. Przed wybuchem wojny Tadeusz zdążył
skończyć dwie klasy tej szkoły, która w dużej mierze,
podobnie jak harcerstwo i wzorce rodzinne, uformowała
jego osobowość. Praw dziwą jednak szkołę życia
stanowiły dlań lata hitlerowskiej okupacji.
W czasie wojny dom Szewerów tętnił życiem
konspiracyjnym. Tu mieściła się komenda obwodu ŻWZAK, w skład której wchodził jego ojciec. Żołnierzami AK
byli również jego matka i siostra. Z konspiracją związał
się również Tadeusz, zostając jednym z kolporterów
„Odwetu", pisma wydawanego przez Władysława
Jasińskiego, legendarnego, Jędrusia".
Kiedy w 1943 roku gestapo aresztowało
Zygmunta Szewerę i osadziło go w
mieleckim więzieniu, skąd uwolnili go
,JĘDRUSIE",
jego
przedwojenni
uczniowie, Tadeusz wraz z całą rodziną
zmuszony został do ukrywania się.
Wstąpił do oddziału „JĘDRUSIE" i był
jednym z najmłodszych jego żołnierzy.
„Tadek-Łebek", taki pseudonim nosił
Tadeusz Szewera. W konspiracji zdał
„leśną" małą maturę i ukończył
Podchorążówkę AK. Jako dowódca
drużyny wziął udział we wszystkich
najważniejszych akcjach oddziału. Należał
również do zespołu redakcyjnego pisma
"Jędrusiów" - "Odwet". Ostatnim akordem
jego żołnierskiej drogi był marsz już jako
żołnierza 2, pp. Leg. AK - na pomoc
walczącej
powstańczej
Warszawie.
Należał do najdzielniejszych żołnierzy,
czego
najlepszym
dowodem
był
przyznany mu Krzyż Walecznych i
pamiątka z wojny, która towarzyszyła mu
przez całe życie odłamek granatu noszony
we własnym ciele. W 1944 roku powrócił
do Tarnobrzega wypełniając swoisty
testament swojego szefa, Władysława
Jasińskiego, zdał egzamin dojrzałości, po
czym wyruszył w świat, by kontynuować
naukę.
Dotarł do Łodzi, gdzie również wraz z
nim trafiło kilku kolegów z konspiracji.
Tu ukończył studia dziennikarskie i
rozpoczął pracę, najpierw w redakcji
gazety, a następnie w Polskim Radiu.
Bardzo szybko stał się jednym z
najlepszych
i
najbardziej
Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny
15
prof. Tadeusz Zych
rozpoznawalnych dziennikarzy. W radiu przepracował
ponad 30 lat, stając się legendą łódzkiej rozgłośni. Jego
reportaże do dziś stanowią nie tylko wzór warsztatu, ale
także mistrzostwa w doborze tematyki i prowadzeniu
narracji. Poruszał często tematy trudne oraz ulubione
przez siebie tematy historyczne. Za zasługi dla łódzkiej
kultury miasto zaliczyło
go do grona 50
najwybitniejszych postaci minionego stulecia. Był
mistrzem potrafiącym wychować swoich następców,
którzy zawsze pamiętali, by wyrazić mu wdzięczność i
szacunek.
Ten łodzianin z wyboru, duchem i myślami był zawsze
w Tarnobrzegu. Tu czuł się najlepiej, powtarzał, iż
chciałby tu wrócić. Nasze miasto odwdzięczyło się za tę
miłość, nadając mu najwyższe odznaczenie - „Sigillum
Civis Virtuti". Był niewątpliwie bohaterem, potrafiącym
wtedy, gdy było to najtrudniejsze, wykazać się odwagą.
Jednak to, co go wyróżniało najbardziej, to ogromna
wrażliwość i delikatność. Lubił towarzystwo ludzi i
potrafił swoim urokiem nimi zawładnąć, uwielbiały go
kobiety za jego szarmanckość i klasę. Był cudownym
gawędziarzem i równie świetnym pisarzem. Pozostawił
po sobie kilka ważnych książek. Są wśród nich zarówno
bajka napisana dla jego jedynego, ukochanego syna, jak i
Strona
Tadeusz Szewera – Tadek Łebek
zbiór reportaży i niewątpliwie dzieło życia, jakim była
monumentalna antologia pieśni z lat wojny i okupacji
„Niech wiatr ją poniesie".
Przez całe życie był piewcą legendy Jędrusiów",
publikując jako pierwszy prawdziwy o nich tekst w
tygodniku „Po prostu" w czasie „odwilży" 1956 roku. Był
także długoletnim szefem ich kombatanckiego
środowiska, ludzi, których łączyła postać Władysława
Jasińskiego. Jeszcze w czasach szkolnych zetknął się z
tarnobrzeskim harcerstwem, zostając do końca życia
wierny ideałom polskiego skautingu. Zawsze w
oficjalnych wystąpieniach na jego zielonej bluzie
błyszczał srebrny krzyż harcerski.
Miałem ogromny honor być zaliczonym do grona jego
przyjaciół, wspólnie wydaliśmy dwie ostatnie jego książki
o polskich kolędach czasu wojny oraz pieśni i piosenki
Powstania Warszawskiego. W czerwcu tego roku w jego
łódzkim mieszkaniu snuliśmy plany wizyty w
Tarnobrzegu. Obaj jednak chyba wiedzieliśmy, że są to
tylko tak ważne dla życia piękne marzenia. Tadeusz od
wielu miesięcy był przykuty do łóżka, otoczony
wspaniałą opieką jego ukochanej Agnisi.
Zamiast do Tarnobrzega, wybrał się w podróż o wiele
dalszą, do krainy, gdzie czekają nań jego Ojciec,
umiłowana Mateńka i wierni druhowie z lasu.
Jego radość ze spotkania z tymi, których tak bardzo
ukochał, i z którymi tak wiele przeżył, miesza się ze
smutkiem tych, którzy go znali i których musiał opuścić.
List Tadeusza Szewery do harcerzy
Moi Kochani !
Dawno, bardzo dawno temu, wcale nie za siedmioma
górami i lasami, wcale nie za morzami i rzekami (jak to
bywa zazwyczaj w opowieściach bajkowych), prawie
ćwierć wieku temu splotły się nasze ręce przy ognisku i
przy wieczornej pieśni: "idzie noc, słońce już..."
Przeglądam właśnie mój stareńki (jak ja) album, w
którym każda karta zapisana jest Waszą i moją
opowieścią o pięknej "Jędrusiowej" przygodzie
harcerskiej. A zaczęła się ona wtedy, kiedy mój syn,
Włodek uczęszczał do Technikum, a jego klasy
wychowawczynią była Pani magister Elżbieta Malińska
zakochana w polskiej historii.
Odwracam poszczególne karty albumu, oglądam
Wasze i moje fotki, czytam publikacje prasowe o naszych
wędrówkach
szlakami
"Jędrusiów"
po
Ziemi
Tarnobrzeskiej, Sandomierskiej i po Kielecczyźnie, ziemi
ukochanej przez Stefana Żeromskiego (Ciekoty) i tam,
gdzie w Oblęgorku stoi biały dworek Henryka
Sienkiewicza, i tam gdzie wśród łąk ossalskich trwa do
dziś domek Adama Bienia - ministra Polski Podziemnej w
latach wojny, wędruję na kartach albumu po ziemi, dla
której oddali swe życie w boju o niepodległość Polski "Hubal" major Wojska Polskiego Henryk Dobrzański i
partyzant "Jędruś", porucznik Władysław Jasiński,
bohater naszego Szczepu ZHP.
Szkoda, że nie przeżywamy w dniach majowych 2003
roku razem tego, co zostało zatrzymane na kartach w
albumach moim i waszych. Tak to już jest, że mijają lata i
zmieniają się czasy. Ale tego, co nas łączyło przy
ogniskach i na szlakach Jędrusiowych, ani "czas nie
zaćmi, ani niepamięć", nawet po wielu latach. Więc
gdziekolwiek teraz jesteście, Druhny i Druhowie z
tamtych lat, wiem, że pamiętacie o naszych
"Jędrusiowych” ideałach tak samo, jak ja nie zapomnę
nigdy Was wędrujących partyzanckimi szlakami.
Wiem, że będziecie pamiętać o nas, "chłopakach z
lasu", którzy w czasach walki o niepodległość na
partyzanckich mundurach nosili z dumą Kotwicę - symbol
Polski Walczącej, tak jak Wy na swoich mundurkach
harcerskich.
Życzę Wam wszystkim, abyście pozostali w życiu
codziennym i w pracy dla Ojczyzny wiernymi
przyrzeczeniu harcerskiemu i Jędrusiowemu.
Dołączam serdeczności od Waszych starszych
kolegów i serdecznych przyjaciół - "Jędrusiów".
Czuwaj !!!
Strona
Sny mam niespokojne, wciąż surmy mi grają,
"Ponury" z "Jędrusiem" po lesie strzelają
Więc stena pod łóżkiem trzymam sobie w domu,
Strzeżonego Bóg strzeże - bo nic nie wiadomo
16
Łódź - w maju 2003 r.
Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny
2 Dywizja Piechoty Legionów A.K. po walkach w
Dziebałtowie, Radoszycach i pod Radkowem w sierpniu i
wrześniu 1944 r. wskutek zatrzymania się frontu
radziecko - niemieckiego i zbliżającej się zimy uległa na
rozkaz dowódcy - Komendanta Okręgu Radomsko Kieleckiego AK „Jodła” ppłk Jana Zientarskiego
stopniowej demobilizacji. W pierwszej kolejności
rozwiązano dywizję jako związek taktyczny, a
poszczególne pułki dywizji miały działać w różnych
rejonach działania. Wykonując polecenia dowódców w 2.
p. p. Leg. Armii Krajowej, do którego należała 4
kompania „Jędrusiów” urlopowano na czas zimy i
zwolniono do konspiracji część żołnierzy, zwłaszcza tych,
którzy mogli przetrwać ten niesprzyjający okres dla
partyzantki w rodzinach i u znajomych.
Rozkwaterowano też rannych. Dalsze rozkazy
nakazywały, by samodzielne bataliony miały przejść w
wyznaczone rejony w inspektoracie częstochowskim.
Nowy dowódca pułku, którym został cichociemny mjr
„Nurt” (Eugeniusz Kaszyński) uwzględniając postulaty
żołnierzy kompanii zreorganizował bataliony, tak, że
kompanie z jednego obwodu połączył w jedno
zgrupowanie. „Jędrusie” znaleźli się w większości w
batalionie (zgrupowaniu) dowodzonym przez mjr
„Kaktusa” (Tadeusz Struś), które jako
docelowy miało rejon rozlokowania tereny
przyległe do Łysogór.
Zgrupowanie to pokonując umocnienia
niemieckie na linii komunikacyjnej Kielce Skarżysko koło wsi Ostojów przeszło w lasy
siekierzyńskie w dniu 24 października 1944 r.
Przyjęto taktykę wchodzenia na noc do wsi
Siekierno, na wypoczynek i wyżywienie, dzień
spędzając na biwakowaniu w lesie.
Następowały oddelegowania żołnierzy i
oficerów na kwatery do krewnych i znajomych,
przyjaciół, gdyż warunki biwakowania w lesie
stawały się bardzo trudne, mimo pobudowania
prowizorycznych szałasów. Rozprowadzanie
ludzi na kwatery zostało przerwane przez
obławę niemiecką na lasy suchedniowskie i
siekierzyńskie nad rankiem 13 listopada.
Zgrupowaniu mjr. Kaktusa udało się nocą w
rejonie wsi Ciecierówka przebić w lasy
starachowickie, gdzie biwakowało do 17
listopada. Warunki były skrajnie trudne, gdyż
wszystkie okoliczne wsie zajęte były przez
Niemców. Noc, całe zgrupowanie w tym
czasie liczące ok. 200 żołnierzy, mogło spędzać
w gajówce Dąbrowa i w czterech małych
domkach podleśnych wyjątkowo nie zajętych
przez hitlerowców. Partyzanckie ubezpieczenia
w zasięgu głosu miały żołnierzy niemieckich.
Mrozy, śnieg i brak ciepłego wyżywienia
bardzo dokuczały partyzantom zgrupowania.
W celu zmiany warunków bytowania
zgrupowanie marszem ubezpieczonym 17
Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny
17
hm Wojciech Pawlikowski
Środowiska Harcerskie „Jędrusie”
listopada 1944 r. udało sie na wschód i po przekroczeniu
szosy Starachowice -Tychów Stary poniżej gajówki
Tychów wpadło w zasadzkę zorganizowaną przez
żołnierzy dywizji pancernej Waffen SS. Mimo bardzo
silnego ognia broni maszynowej idąca w szpicy kompania
„Jędrusiów” nie dała się zepchnąć na otwartą przestrzeń i
kontratakując rozproszyła oddział niemiecki prowadząc
pościg w kilku grupach.
Major „Struś” wydał rozkaz oderwania się od
nieprzyjaciela, ale nie do wszystkich grup on dotarł.
Jedna z nich z mjr. „Szerszeniem” zapędziła się, aż na
skraj lasu i zebrała informacje o siłach niemieckich.
Wieczorem w gajówce Gatka zebrało się całe
zgrupowanie. Godzinny bój kosztował życie dwóch
partyzantów „Jędrusiów”, „Junak II” - Józef Pęcek i
„Kokoszka” - Jan Krala oraz 7 rannych, w tym pięciu od
„Jędrusiów” (wśród nich Francuz „Jerzy” - Charles
Roesch). Po bitwie w nocy z 17 na 18 listopada wśród
szalejącej
śnieżycy
zgrupowanie
przeszło
do
bezpieczniejszych
lasów
siekierzyńskich,
gdzie
przebywało do 5 grudnia 1944 r. Tego dnia resztkowy
batalion został rozwiązany, a byli partyzanci po ukryciu
broni rozprowadzeni do konspiracyjnych melin w rejonie
Bodzentyna.
Z tego boju w Tychowskim Lesie pozostał już tylko
samotny Grób „Jędrusiów”, „Junaka” i „Kokoszki”.
Strona
Bój pod Tychowem
Czy zastanawialiśmy się kiedyś, kim dla nas jest Druh
„Mizerny"?
Drobny, szczuplutki. prawdziwy „mizerota, ale nie
dajcie się zwieść pozorom, w tym „mizernym" facecie
siedzi niezmordowany duch i wielka moc. o której Wam
o „wielcy” nawet się nie śniło.
Odkąd pamiętam swoja przygodę z „Jędrusiami", a
trochę lat minęło, Mizerny był z nami zawsze.
Na imprezach rocznicowych, na Rajdzie „Szlakami
Jędrusiów” i przede wszystkim na Harcerskim Rajdzie
Świętokrzyskim organizowanym już od 57 lat przez nasz
hufiec.
Od ponad 30 lat na tym rajdzie jest specyficzna Trasa.
Trasa nazwana „Jędrusiową” bo skupiła na swych
szlakach i przede wszystkim samych Jędrusiów, którzy
fundują od tylu lat puchar na tej trasie. Puchar dla tych,
którzy są najlepsi, najwytrwalsi. Od. kilku
lat patronat nad trasą przejął Prezydent
Miasta Starachowice., ale mimo to, co roku
na zlot rajdu przyjeżdża piękny (co roku
inny, puchar „Jędrusiowy” przywożony i
sponsorowany
przez
„Mizernego".
Otrzymuje go patrol wybierany przez
uczestników trasy - to taka „nagroda
publiczności” VII trasy.
Przez tyle lat „Jędrusie" wędrowali z
nami po świętokrzyskiej ziemi, jedli
ziemniaki z ogniska. wspominali stare
czasy, uczyli nas historii i przede
wszystkim pięknie śpiewali. Czas mijał,
odchodzili od nas na wieczną wartę, a
„Mizerny" trwał i trwa przy nas
niezmiennie w naszych harcerskich
poczynaniach. Kiedy zbliża się Rajd
Świętokrzyski wiemy, że na zlocie na
pewno zobaczymy jego uśmiechniętą
twarz. I wierzcie mi zawsze przyjeżdża,
nigdy nie wiemy, kiedy się pojawi i kiedy
odjedzie. On po prostu... pojawia się i
znika...
Zawsze
chodzi
własnymi
ścieżkami i nigdy nie chce się
podporządkować naszym prośbom, że
może
go
odprowadzimy,
gdzieś
podwieziemy. Pamiętam, jak któregoś roku
przyjechał na Rajd „Jędrusiowy” w
listopadzie.
W hufcu czekała na niego „Czajka" Agnieszka Czaja-Szewera. Uparł się. że
pójdą pod tychowską mogiłę piechotą. W
trakcie tej wędrówki zabłądzili. ponieważ
kazano im iść im, drogą ze względu na
odstrzał lisów, jaki w trakcie wędrówki
odbywał się na szlaku. My byliśmy przy
Mogile
tychowskiej
i
czekaliśmy
cierpliwie, no ale ile można, Zimno, długo
(niestety nic było wtedy komórek, wiec nic
Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny
18
hm Małgorzata Ślaska
Hufiec ZHP Starachowice
wiedzieliśmy co się stało), w końcu postanowiliśmy
zakończyć zlot. zapaliliśmy znicze (wiązankę miała
„Czajka), mamy zamiar odchodzić i nagle od strony
leśniczówki słychać znajomy glos...
- A co myśleliście. że zapomniałem i nie przyjadę?
Trochę nam z Agnieszką zeszło, bo zwiedzaliśmy las.
bytem ciekawy czy się bardzo zmienił.
Przyjaciel, opiekun, mentor, słowem legenda
„Jędrusiowa", zawsze uśmiechnięty, pełny życia i chęci
pomocy innym. Uczy nas historii i przypomina, że my nic
musimy „pięknie umierać", ale musimy nauczyć się
pięknie żyć, zgodnie z Prawem i Przyrzeczeniem
Harcerskim.
Mieszka w ukochanym przez siebie Krakowie.
Mieliśmy okazję zwiedzać z Nim to piękne miasto i
wierzcie mi, niech się schowają wszyscy przewodnicy z
papierami. Nadal pomaga nam przy rajdach i przede
wszystkim JEST… ZAWSZE
Kim dla nas jest, zapytam raz jeszcze?
ON PO PROSTU JEST.
Strona
Mizerny
pwd Jarosław Dybowski.
HGRH „Odwet”
Walenty Ponikowski „Walek”
Wakacje w 2008 roku postanowiliśmy spędzić nie w
Strużnicy, ale odwiedzić Bieszczady. Nieco dalej, mniej
znane tereny, a trochę i zmęczenie „obozowymi
atrakcjami lokalowymi” spowodowało, że taka zapadła
decyzja. Dwa tygodnie nad Zalewem Solińskim minęło
szybko i powracaliśmy do Łodzi.
Powrót ten był dość skomplikowany, bo po drodze
mieliśmy plany „Jędrusiowe”, odwiedziliśmy Doktora
Korczaka w Tarnowie i gościliśmy u Pani Teresy
Majczak w Koprzywnicy, zwiedzaliśmy Zamek
Krzyżtopór w Ujeździe i Sandomierską starówkę.
Kilka
godzin
spędzonych
w
Sandomierzu,
wspomnienia Rajdu z 1983 roku, gdy nocowaliśmy wtedy
w budynku PTTK przy Rynku, spacery po Wąwozach i
uliczkach nie zapowiadały nic szczególnego.
Ja kręciłem się po Rynku robiąc zdjęcia, a moja
Małżonka przysiadła na ławce przy starszym panu
wygrzewającym się na słońcu.
Nagle zawołała mnie podnieconym głosem do ławki
- Słuchaj, Pan mówi że jest synem jednego z
Jędrusiów!
Zaskoczenie jakie mnie dosięgło spowodowało, że
przez chwilę odebrało mi mowę. Po krótkim powitaniu
szybko zadałem pytanie:
- Przepraszam, jak pańska godność?
- Klusek
- „Fugas-Jastrząb” - wypaliłem bez chwili namysłu…
Potem rozmawialiśmy o moim spotkaniu z Ojcem
pana Alfreda, Stanisławem Kluskiem ps. Fugas-Jastrząb,
saperem w Kompanii Jędrusiów w 1944 roku.
O nadaniu imienia, o mym niedawnym spotkaniu z
Doktorem Korczakiem, o Bobie, Tadeuszu Szewerze i
tym wszystkim co z Jędrusiami łączyło nasze przeżycia .
Jak to mawiają – „góra z górą…”
Czerwiec 1943 r rozpoczął się piękną pogodą. Staliśmy
w lasach turskich, między wsiami Strużki i Tursko Małe,
w
pow.
Sandomierz
(obecnie
Staszów), gdzie
pobudowaliśmy
sobie
prymitywne baraki, nazywane
dumnie przez nas „willami”.
W dniu 3 czerwca 43, po
południu, stoczyliśmy walkę z
żandarmerią z Rytwian, którą
rozbiliśmy w lesie, kiedy
powracała ze swojej wyprawy na
terenie gminy Osiek. Noc po tym
boju spędzaliśmy w naszych
„willach”, oddalonych od wsi
Strużki około 2 km. Trzymałem
wartę koło naszych baraków,
czuwając nad snem kolegów. Świtało, kiedy usłyszałem
strzał. Po nim kilka następnych, jakby odleglejszych,
które padały gdzieś z kierunku wsi Strużki.
Ponieważ byłem w tej chwili najbliższej baraku, w
którym spał Stach „Inspektor” (Stanisław Wiącek),
obudziłem go więc słowami:
- Panie Stachu! Niemcy gdzieś w okolicy strzelają.
Otrzymałem jego fragmentaryczną odpowiedź:
- Idź pan spać. To kłusownik na pewno poluje.
W tym mniej więcej momencie posłyszałem głos
nawołujący po dukcie leśnym:
- Panie szefie! Panie szefie!...
Ostrożnie z „Visem” w ręku, gotowym do strzału,
zacząłem podchodzić w kierunku wołającego.
Ostrożność była konieczna, gdyż nigdy nie było
pewności, czy to nieprzyjaciel nie chce nas przypadkiem
wyprowadzić w pole. Zaskoczyłem wołającego od tyłu z
okrzykiem: „Stój! Co tu robisz? Czemu krzyczysz?
Zdyszany człowiek z przerażeniem w oczach wykrztusił z
siebie: „Gruby Józek” (Józef Bień z Ossali), komendant
placówki B.Ch. przysłał mnie z meldunkiem, że Niemcy
palą Strużki i wrzucają ludzi żywcem w ogień”. Słowa te
uderzyły we mnie jak grom, zapomniałem o
regulaminowych powinnościach.
- Wracaj – odpowiedziałem – i zamelduj, że zaraz tam
będziemy.
Nie oglądając się, czy goniec wraca, natychmiast
wpadłem do baraku, gdzie spał nasz dowódca oddziału
„Jędrusiów”- Józef Wiącek „Sowa” i melduję mu, co się
dzieje i jakie otrzymałem wiadomości.
„Sowa” zerwał się z posłania.
- Zarządzić natychmiast alarm! Ale jak najciszej!
Momentalnie (.... stawiam?) wszystkich na nogi. Wszyscy
za chwilę są w pełnym szyku bojowym. Na zbiórce
stanęło wraz z dowódcą ośmiu ludzi, gdyż reszta była w
terenie, na rozmaitych zadaniach.
Niektórzy penetrowali teren, nieraz ponoć sto
kilometrów od kwater. A przed nami Niemcy (...
liczniejsi?) i uzbrojeni po zęby.
Tymczasem „Sowa” wydaje dalsze rozkazy: „Zindap”
(Kazimierz Żola) zostaje w barakach. Reszta z bronią za
Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny
19
Dzień Śmierci
Strona
Spotkanie na Rynku
Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny
20
poderwało się do lotu. Cisza, której w takich wypadkach
nie da się zmierzyć czasem. U Niemców nastąpiła
konsternacja. Przywarli do ziemi, a kiedy ochłonęli i
może po locie ptaków zorientowali się skąd pochodzi
nasz ogień, otworzyli huraganowy ogień z taką siłą, że
drzewa o średnicy 30cm i grubsze padały na ziemię jak
ścinany łan zboża. Niemcy rzucili do walki wszystką
broń, jaką ich oddział dysponował. Siły nieprzyjaciela
ocenialiśmy na kompanię.
Nieprzyjaciel po wyczuciu
kierunku naszego ognia, ruszył do ataku. My przeszliśmy
do obrony, broniąc dostępu do lasu, ale wróg uporczywie
parł do przodu bez względu na straty. Największą moją
tragedią były niewypały, gdyż na (83 ?) pocisków nie
wystrzeliła była na pewno połowa co stawiało mnie w
trudnej sytuacji.
Walka trwała już
około półtorej godziny.
Zamierzałem dojść do
naszych
ludzi
i
zaopatrzyć się w nową
amunicję, aby następnie
powrócić
na
swoje
stanowisko,
kiedy
usłyszałem
trzask
łamanych gałęzi. Gdzieś
w pobliżu spokojnie
kukała
kukułka.
Wpatrując się uważnie w
las dojrzałem zbliżającą
się w moim kierunku
tyralierę niemiecką. Jak
się okazało, Niemcy
prócz frontalnego ataku
przenikali do lasu, żeby
nas
obejść,
a
umówionym ich hasłem
było kukanie w czasie
podrywania
się
do
skoków ku przodowi.
Jednocześnie usłyszałem
z
prawego
naszego
skrzydła
okrzyk
„Hurraa!...” i (...bulę?)
wybuchających
granatów. Pomyślałem,
że idziemy do ataku, ale
z
czym?
Rzuciłem
granat
w
kierunku
zbliżającej się zgrai nieprzyjacielskiej, bagnet na broń, ale
o dalszym oporze nie ma mowy. Według planu walki, w
razie otoczenia, po wybuchu granatów mamy skupiać się
w jednym punkcie, aby wspólnie przedrzeć się przez
kordon nieprzyjacielski. Poderwałem się więc i biegnę w
stronę, gdzie nasi zażarcie stawiają opór. Z gościńca
dostaję serię z karabinu maszynowego. Na szczęście
Niemiec spudłował i tylko gałęzie i liście padały na
ziemię, a ja dalej kieruję się w stronę swoich i widzę
wycofującego się Stacha „Inspektora”. Obejrzałem się w
prawo w las i zauważyłem w odległości około 50 metrów
okrążającą nas tyralierę niemiecką. Krzyknąłem: „Stachu!
Niemcy z tyłu!”.
Strona
mną! Brać amunicję, ile kto uniesie, broń krótką i
granaty”.
Wyruszyliśmy w składzie: Stach „Inspektor”
(Stanisław Wiącek) z erkaemem, „Franek” (Franciszek
Rutyna), „Książę Balii” (Edward Kabata), „Rzeźnik”
(Józef
Sekuła)
i
„Warszawiak”
(Aleksander
Modzelewski) - jako obsługa CKM-u (...wzór ...?)
„Walek” (Walenty Ponikowski) i „Sowa” (Józef Wiącek)
z RKM-em, Była chyba godzina (...05-ta ?), może dalej –
nikt nie myślał, która jest godzina. Czas naglił.
Skradaliśmy się ostrożnie na brzeg lasu. Pot zalewał
nam oczy. Był przecież upał i dźwigaliśmy ciężkie
ładunki broni i amunicji, prócz tego to podniecenie i
niepewność losu. Kiedy dotarliśmy na skraj lasu,
przedstawił
nam
się
straszny w swej grozie
widok. Wieś płonęła, a
kłęby dymu i jęzory ognia
miotały się ku niebu.
Tu i ówdzie padały
pojedyncze
strzały.
Podeszliśmy
bliżej.
„Sowa” i „Książę Balii”
znali
ten
las,
jak
przysłowiową,
własną
kieszeń. Nietrudno więc
było
znaleźć
(...najwygodniejsze
miejscówki ?) Zajęliśmy
je w leśnym cyplu, w
kształcie
prostokąta
wysuniętego w kierunku
wsi Strużki. Na środku
tego cypla opodal rowu i
ciemnego
wykopu
ustawiono CKM. Przy
nim
„Franek”,
jako
celowniczy,
doświadczony w walkach
w 1939r w Modlinie. Przy
nim
„Warszawiak”,
„Książę
Balii”
i
„Rzeźnik”. „Inspektor” z
RKM-em – stanowisko
ogniowe narożnikowo, po
lewej stronie CKM-u, a
„Sowa”
z
RKM-em
osadził się po prawej
stronie CKM-u. Na koniec ja zająłem posterunek
obserwacyjny z lewa od stanowisk KM-ów z zadaniem
zabezpieczenia naszych stanowisk przed ewentualnym
obejściem przez nieprzyjaciela naszych stanowisk od tyłu.
Kiedy już wszystkie stanowiska były przez nas zajęte,
a Niemcy zbierali się na trakcie Osiek – Połaniec z
zamiarem zniszczenia wsi Ossala i Tursko Wielkie, padł
rozkaz „Sowy”: „Ognia!”.
Zaszczekały karabiny maszynowe, odezwał się mój
kb, zaczęła się nierówna walka na śmierć i życie. Teren
otwarty, widoczność dobra, nieprzyjaciel gromadził się
grupkami, nasz ogień był celny. Po pierwszych strzałach
nastała śmiertelna cisza, tylko ptactwo spłoszone
Tekst odzyskany z częściowo nieczytelnego rękopisu przez
p. Sławomira Ponikowskiego.
Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny
21
(ale?) pomyślałem (...), że wy możecie źle ten strzał
zrozumieć, że (...) (...), więc (żem?) zrezygnował. A lisie
żre kiełbasę i (sera?) to ja myślę, trzeba przepędzić lisią
familię, ale kiedym zobaczył jakie te małe (...głodne?) i
jak z ufnością ślepiami zerkają, pomyślałem sobie, (niech
im?) będzie na zdrowie (...) (...) (...) (...) lisie”.
Inaczej było w Strużkach. Tam pełne zaufania oczy
niemowląt nie rozczuliły hitlerowskich morderców.
Sześciodniową córkę Ludwika Drożdża hitlerowiec
nadział na bagnet i wrzucił w płomienie,
kilkunastomiesięczne dzieci: Leona Tworka i Annę
Wieruszewską Niemcy
zamordowali
rozdeptując im głowy
podkutymi butami. W
płomieniach zginęła 6miesięczna
Teresa
Robak i 5-miesięczny
Miecio Woś i wiele
innych
dzieci.
Ci
mordercy dzieci byli
jednak tchórzami w
obliczu
bohaterstwa.
Opowiadano mi później,
jak w pewnym domku
jego właścicielka stoi
gotowa na śmierć.
Ale żołdak Hitlera
chciał się rozkoszować
widokiem
żywcem
płonącego
człowieka.
Chwycił więc kobietę z
zamiarem wrzucenia w
płomienie. Źle jednak
trafił.
Kobieta
w
porywie
rozpaczy
złapała Niemca w swoje
ręce i wpycha go do
płonącego domu. Niech
zginą oboje. Morderca i
ofiara.
Wtedy
hitlerowiec klękając na
kolana błagał ją o
darowanie życia. O
strasznej zbrodni ludobójstwa w Strużkach mogliśmy się
przekonać, kiedy weszliśmy do wsi po wycofaniu się
Niemców. Zginęło tu 73 osoby, przeważnie starcy, dzieci
i młodzież.
Kiedy dziś sądzi się hitlerowskich zbrodniarzy,
nasuwa mi się pytanie, co się stało z najgorliwszym
zbrodniarzem ze Strużek – Heinrichem Heslerem, synem
komunisty z Przeczowa? Czy sądzony zbrodniarz Kruger
nie jest tym samym Krugerem, który będąc komendantem
żandarmerii palił domy w Iwaniskach i mordował ich
mieszkańców w sierpniu 1942 r.
Strona
„Inspektor” serią z RKM-u na chwilę ostudził ich
zapał, przywarli do ziemi, a my mieliśmy możność
odskoku i tak już w trzech – Stach, Edek i ja – atakowani
przez hordę, wycofywaliśmy się dalej. Ostrzeliwaliśmy
się z RKM-u w walce z nieprzyjacielem na odległość
może 30m. Druga grupa wycofywała się obsada CKM-u
prowadzona i osłaniana przez „Sowę”. CKM nie miał
podstawy, której nie można było i nie było czasu wyrwać
z jeżyn, w których się zaplątała. „Franek” niósł CKM na
ramieniu, „Rzeźnik ładował taśmę a „Warszawiak”
osłaniał tyły i tak strzelając do tyłu z ramienia
wycofywali się w naszym
kierunku.
Kule
nieprzyjacielskie
brzęczały,
jak
roje
natrętnych os, padając
nam pod nogi, ścinając
gałęzie drzew i krzewów.
W
takim
szyku
wycofywaliśmy się około
600m. torując sobie drogę
w bezpośredniej walce,
aby nie pozwolić się
zamknąć w kotle. Tylko
dzięki przysłowiowemu
szczęściu – bo męstwo to
za mało – udało nam się
wyjść z tego piekła nie
ponosząc żadnych ran,
obrażeń i strat.
W czasie walki z
przeważającym
nieprzyjacielem jeden z
miejscowych chłopów Władysław Woś z Turska
Wielkiego – szedł nam z
pomocą z karabinem w
ręce, ale dostał się do
zamkniętego
kotła
niemieckiego
i
tam
poległ.
Kiedy wyrwaliśmy się
ostatkiem sił z okrążenia
niemieckiego wraz ze
Stachem i Edkiem wróciliśmy do „willi” po amunicję.
Pociski niemieckie padały, aż (... tutaj?) uderzając w
baraki. Na ramach rowerów, które stały w naszym obozie,
widać było ślady kul. Tu „Zindap” trwał na swym
stanowisku równie niebezpiecznym i dręczony
niepewnością. Zaopatrzywszy się w dostateczną ilość
amunicji (wybraliśmy?) się wraz z „Zindapem” do
pozostałych ludzi z naszej grupy, którzy brali udział w
walce i razem udaliśmy się do wsi Zawada, gdzie
zatrzymaliśmy się u Henryka Liśkiewicza, nie wiedząc
gdzie jest grupa z Józkiem na czele.
Po drodze „Zindap” opowiedział nam swoje przygody
w barakach. „Pany” - ciągnął „Zindap” - wy się tam (...)
ze szkopami, a ja tu słucham jak bzykają kule. Wtem
lisica przychodzi ze swoimi młodymi i zabiera się do
kiełbasy, co wisiała na drążku i do (...sera?) co mieliśmy
mieć na śniadanie. Z (...) już miałem kropnąć i spłoszyć ją
Droga
Dzień zgasł,
hm Janusz Boissé
Dzień zgasł,
Cicho noc dłonią daje znak,
Że już związać krąg przyszedł czas,
Kołysanki swej słów uczy stary las,
Myślą, jak iskrą wzleć aż do gwiazd,
Dzień zgasł,
Opowieści o tamtych dniach,
We wspomnieniach powrócą nieraz,
A legendę "Jędrusiów" poniosą w świat,
Z ognisk dym i przyjaciel nasz wiatr.
"Jędrusiów" my spadkobiercy,
słowa: Zbigniew Kabata "Bobo"
melodia - "Choć biedy dwie"
Piosenka napisana specjalnie dla Szczepu "Jędrusie" przy
Technikum Włókienniczym nr 1 w Łodzi w 1974 roku
Hej Bracia wraz.
Niechaj zabrzmi nam pieśń,
Dziś na nas czas,
Poprzez świat płomień nieść.
Równajmy krok,
Chociaż pokus jest sto,
Pod nogi mrok,
I zwątpienie i zło,
„Jędrusiów” my spadkobiercy,
Rzucił nam pióro srebrzysty ptak,
Jak kiedyś chłopców walczących
On nas dziś wiedzie w zwycięski szlak.
Braterski krąg,
Jeden cel, jedna myśl
Krąg twórczych rąk Nasze hasło na dziś.
Strona
22
Poprzez ogień, poprzez dym, poprzez żar
Zwykłą ścieżką każdej polskiej chaty
Choć się w serca kruk zwątpienia wdarł
Choć krwi zapach miały nasze kwiaty
Poprzez lata skąpane we łzach
Blask nadziei w jasnych oczach nieśli
Chłopcy szli, chłopcy szli
Krzyż harcerski drogę im wykreślił
Szli w powodzi ironicznych słów
Poprzez lata pogardy przenieśli
Gorzki uśmiech i kamienną twarz
Nasłuchując z mogił opowieści
Poprzez lata skąpane we łzach...
I mijali gorzkiej nędzy dno
Czas nieludzki duszę im omroczył
Lecz drużyna za drużyną szła
Chociaż czas im popiół sypał w oczy
Poprzez lata skąpane we łzach...
Ale przyjdzie kiedyś taki dzień
Gdy się słońce roziskrzy w potoku
Kiedy ogień, kiedy skry, kiedy dym
Śpiew harcerski obudzi o zmroku
Poprzez lata skąpane we łzach
Blask nadziei w ognisku przynieśli
Idą wciąż, idą wciąż
Krzyż harcerski drogę im wykreślił
Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny
Polnische Banditen
56 Harcerski Rajd Świętokrzyski
Rajd Szlakami Jędrusiów 2013
Pokaz filmu „Powstanie Warszawskie”
Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny
23
Piknik Techniczny w ZSP nr 19 w Łodzi
Strona
W styczniu 2014 roku
rozkazem
Komendantki
Hufca ZHP Łódź-Polesie
powołana została do życia
„Harcerska
Grupa
Rekonstrukcyjno
Historyczna „ODWET”.
Zadaniem
H.G.R.H.
„ODWET”
jest
propagowanie i promowanie „żywej” historii Oddziału
„JĘDRUSIE”, Organizacji „ODWET” i Armii Krajowej,
poprzez prezentację „oddziału partyzanckiego” w realiach
II Wojny Światowej.
Grupa dla realizacji swych celów współpracuje z
właściwymi Komendami Hufców ZHP na terenie swego
działania, Światowym Związkiem Żołnierzy Armii
Krajowej, oraz z innymi Grupami Rekonstrukcji
Historycznych. Działania Grupy prowadzone są „pro
publico bono”, głównie na rzecz Związku Harcerstwa
Polskiego. Grupa prowadzi działania edukacyjne na rzecz
innych jednostek, organizacji harcerskich i skautowych,
szkół i organizacji społecznych.
Podstawowym założeniem działania Grupy jest
tworzenie „oddziału” o wyglądzie, uzbrojeniu i
wyposażeniu partyzantów Armii Krajowej z lat 19391945 z naciskiem na oddziały leśne biorące udział w
Akcji „Burza” w 1944 roku.
Działalność członków Grupy polega przede wszystkim
na uczestnictwie w rekonstrukcjach historycznych i
uroczystościach patriotycznych, zbieraniu wszelkich
informacji i pamiątek związanych z historią Oddziału
Partyzanckiego „JĘDRUSIE i Organizacji „ODWET”.
Nieodłącznym elementem metodyki Grupy jest
poznawanie historii i Tradycji Armii Krajowej i Polskiego
Państwa Podziemnego.
W 2014 r. Grupa wzięła udział w pokazach dla WOŚP,
Harcerskiego Rajdu Świętokrzyskiego, Rajdu Szlakami
Jędrusiów, Hufców ZHP Chorągwi Łódzkiej, Kina
Charlie (Pokaz specjalny filmu Powstanie Warszawskie),
Zespołu Szkół Ponadgimnazjalmnych Nr 19 w Łodzi.
Dziś grupa liczy 12 osób, harcerzy ZHP, ZHR,
Strzelca,
współpracuje
ze
Stowarzyszeniami
Kombatantów,
szkołami,
Muzeum
Tradycji
Niepodległościowych w Łodzi.
Grupa posiada wyposażenie, umundurowanie i
„uzbrojenie” wystarczające do wystawienia 10
osobowego „oddziału” partyzanckiego i dwóch żołnierzy
niemieckich (Wehrmacht i Waffen-SS) z okresu 1944
roku.
„Uzbrojenie” Grupy to profesjonalne repliki ASG
broni z okresu II Wojny Światowej, Walther PPK, Colt
1911, Walther P-38, Luger P-08, Tulskij Tokariew, MP40, STEN MK II, Mauser Kar 98, Browning M1918 km
BAR i repliki granatów ręcznych.
W najbliższych planach jest zdobycie repliki MG-42,
która dopełni wyposażenia.
Dowódcą Grupy jest Instruktor Hufca ZHP ŁódźPolesie – pwd Jarosław Dybowski
24
Strona
Odwet – czerwiec 2015 – Numer specjalny

Podobne dokumenty