Andrzej Chętko

Transkrypt

Andrzej Chętko
Andrzej Chętko
•
Po raz pierwszy spotkałem Wojtka Ledera ponad 20 lat temu. Wycinał w linoleum, z właściwą
sobie już wówczas skrupulatnością, siatki nakładających się rastrów. Dopiero na wydrukach
odkrywały się brutalne, obrazkowe inwektywy przeciw symbolom “powszechnie uznawanym
za słuszne”. Kontestacja, sztuka zaangażowana - taki wybór wydawał się oczywisty w tamtym
czasie chorym od niemocy wszelkiej przyzwoitości. I wtedy właśnie Wojtek pokazał mi swój
pierwszy obraz. Był to zerwany ze ściany autobusu płat odwarstwionej, elastycznej jak guma.
farby, z sinym tatuażem szablonowego druku. Położony na - dopiero później zauważalnym,
jakby przez to wszystko mniej ważnym - czarno-białym zdjęciu, na kruchej, błyszcząjcej powierzchni jego emulsji, pękniętej gdzieś w narożniku. Pamiętam też zmieszanie Wojtka wobec
energii, powołanego chyba trochę mimowolnie, artefaktu. Po tym zdarzeniu były jeszcze tylko
wielkie obiekty, przypominające totemy i nieustanna wspinaczka.
Każdy kolejny obraz Ledera utwierdza mnie w przekonaniu, że takim właśnie winien być rezultat malarskich zabiegów. Że nie ma istotnych powodów, by przedstawienie umieszczać w innym niż malarski kontekście. To integralna rzeczywistość prostokąta, z należnymi mu prawami
granic i terytorium. Płaszczyzna powołana po to, by mamić receptory naszego umysłu. Nawet
dopiero pomyślany zamysł uwikłany jest już w rygory ram, w dyscyplinę przestrzeni. Sposób
eksponowania obrazu, a także jego format i możliwość powtórzeń, związują go z przestrzenią,
jakiej nauczyła nas architektura. Choć malarstwo jest czterokrotnie od niej starsze, to w sposób oczywisty obraz przypisany jest do architektonicznego wnętrza. Zgromadzenie obrazów
na wystawie pozwala przeżyć tę szczególną przestrzeń. Tak zresztą zapamiętałem pierwszą
ekspozycję Ledera - otwarte cykle powtarzanych pytań, podzielonych czasem odliczanych
kroków, nieskończoności powtórzeń mantry. Niektóre z cykli ograniczają się do trzech obrazów.
Potrojony czworobok zwielokrotnia znak materii oczekującej dobrej nowiny. Pojawiająca się
figura trójki wyraża jej spełnienie. To spodziewane i oczywiste
spotkanie staje się tu początkiem zawrotnych ciągów niezwykłych liczb. Ich postęp wpisany
jest w porządek obrazu, w liczbę malarskich warstw, porządek kompozycji. Są tryptykami, choć
nie przynależą do porządku symetrii zwierciadła i nie mają cech zbioru zamkniętego. Zostały
zatrzymane jak w biblijnej wyliczance: “trzy są rzeczy niepojęte dla mnie, lecz naprawdę
cztery”. Wybitny filozof i logik, Kazimierz Twardowski, ostrzegał, że używanie terminu obraz
- w miejsce właściwszego, jego zdaniem, słowa malowidło - umacnia widza w przesądzie. Odnosi się on bowiem do przekonania, że można doświadczyć istoty malarskiego przekazu wyłącznie
przez zrozumienie semantycznej relacji znaczące - znaczone. Obraz wobec tego co obrazowane.
Słowo malowidło w przypadku Ledera także nie wydaje się celne. Przywołuje wyobrażenie
postępowania, gdzie realizacja zamierzenia dokonuje się przez dodawanie: kolejnych pociągnięć
pędzla, laserunków, faktur, aż po uznanie rezultatu. Obraz jest skończony, kiedy malarz zaniecha dalszego działania. Postępowanie i warsztat Ledera przywodzą na myśl raczej pracownię
alchemiczną. Tu przede wszystkim musi się wypełnić czas potrzebny do spełnienia narzuconych
materii procesów. Potrzebny, by popiół mógł powrócić do struktury kamienia, a proch odzyskał
barwę. Potem dopiero, często za pomocą specjalnie tworzonych narzędzi, po wielu tygodniach
żmudnych zabiegów obraz wydobywany jest z zastygłej lawy. A gdy opadnie kurz, wyparują
dym i toksyczne opary - nastąpi moment okazania.
Ostatnio odwiedziłem Wojtka w pracowni. Obraz, który miałem nadzieję podeirzeć, ukryty był
jeszcze wewnątrz chropowatej, twardej i brudnej skorupy. Tylko niewielkie odkrywki zdradzały
jego skalną powierzchnię. Właśnie te “kamienne obrazy” pamiętam jako szczególnie urodziwe.
Płyty o lekkości różowego marmuru, “drzwi do szafy filozofa” ze znakami czytelnymi w refleksach światła, czy posadzka z cieniem wykreślonego patykiem geometrycznego odkrycia. Na in-
2
nym sentencja o jaszczurce i zmartwychwstaniu wykopiowana z ogrodu patrycjusza. To jedyne obrazy w kolekcji, których tytuły odsyłają nas do innej, historycznej rzeczywistości. 0
nowym obrazie wiem tylko, że będzie od poprzednich większy i że ta wielkość będzie szczególnie znaczącym elementem formy. Prawdopodobnie każdy obraz zostanie ustawiony i będzie już
można się do niego zbliżyć, to właśnie dzięki formatowi ostrość krawędzi zacznie się zacierać w
peryferyjnym widzeniu, a czworokąt zanikać. Wrażeniu “rozmycia się” obrazu najpewniej służyć
będą: efekt perspektywy powietrznej, a może i inne zabiegi malarskie. Na koniec Leder stanie
oko w oko ze ścianą, którą wymyślił. Powierzchnią, której wyglądu od dawna wyczekiwał której
nadał już nawet imię. I jeśli uzna, “że jest to dobre, że tak miało się stać, przystąpi do ostatnich,
magicznych czynności. Zabiegami swoich umiejętności uporządkuje obszar, który powołał. Potem, niezależny już od woli twórcy, obraz może zostać pokazany.
3

Podobne dokumenty