wydawcy w epoce cyfrowej
Transkrypt
wydawcy w epoce cyfrowej
WYDAWCY W EPOCE CYFROWEJ Konieczna jest odpowiednia ochrona prawna, aby zapewnić zróżnicowanie prasy i przyszłość wysokiej jakości dziennikarstwa w Europie Gdybym to ja miał decydować, czy powinniśmy mieć rząd bez gazet czy gazety bez rządu, ani przez moment nie wahałbym się, aby wybrać to drugie. Thomas Jefferson, 1787 r. Dnia 14 września Komisja Europejska opublikowała pakiet związany z reformą praw autorskich, zawierający projekt tekstów prawnych oraz przyszłościowy komunikat dotyczący prawa pokrewnego dla wydawców prasy. To nowe prawo ma na celu zapewnienie prawnej ochrony poprzez wprowadzenie praw na poziomie UE chroniących przed nieuprawnioną reprodukcją oraz udostępnianiem publikacji wydawców prasowych w świecie cyfrowym. Aby utrzymać konkurencyjność i niezależne finansowanie w UE, wydawcy prasy muszą mieć możliwość skutecznego i przynoszącego dochody konkurowania na wszystkich platformach, co wymaga klarownych praw uznawanych na rynku. Obecny brak klarowności premiuje strony trzecie pragnące uprawiać „wolną amerykankę” na inwestycjach wydawców prasy. Wprowadzenie prawa wydawcy, w tak kluczowym okresie dla cyfrowej transformacji prasy, jest więc przyjęte z zadowoleniem przez polskie stowarzyszenia wydawców prasy – IWP i SDW REPROPOL – reprezentujące interesy wydawców gazet i czasopism w Polsce. Oto opis tego, o co ubiegają się nasze stowarzyszenia mówiąc o „prawie wydawcy”. Pragniemy ponadto odnieść się do pewnych mitów, które pojawiały się w ramach gorącej kampanii skierowanej przeciwko prawom autorskim, którą prowadzi się przeciwko jakiemukolwiek podobnemu wnioskowi w tej sprawie. PRAWO WYDAWCY: W SKRÓCIE Co rozumiemy pod pojęciem „prawo wydawcy” Obecnie wydawcy nie posiadają własnych praw, które broniłyby ich opublikowane wydania w ramach unijnego ustawodawstwa związanego z prawami autorskimi, tzn. nie są chronione zbiory materiałów dostarczonych przez dziennikarzy, fotografów, projektantów i edytorów. „Prawo wydawcy”, o które się ubiegamy, zapewniałoby wydawcom takie same prawa, jakie już przysługują producentom utworów muzycznych, filmów oraz programów komputerowych. Ich ukończone utwory chronione są prawami autorskimi w całości, dając im podstawę prawną do decydowania o tym, jak i gdzie dostępne będą ich treści. Każdy wydawca miałby prawo odstąpienia od prawa lub zarządzania nim indywidualnie lub zbiorowo, ale – co najważniejsze – decyzja należałaby wyłącznie do niego. 1 Wolna i niezależna prasa może istnieć jedynie wtedy, gdy będzie miała zapewnione odpowiednie przychody, aby móc płacić dziennikarzom, fotoreporterom oraz współpracownikom, a także finansować ich szkolenie i zapewnić im bezpieczeństwo. Dziś wymogi te są w coraz większym stopniu zagrożone, głównie z powodu utraty wpływów – większość przychodów z reklam wędruje do wyszukiwarek internetowych i mediów społecznościowych, prowadzących na szeroką skalę nieuprawnione i niewynagradzane wtórne wykorzystywanie treści wydawców, a brak jasności prawnej uniemożliwia dochodzenie roszczeń wobec masowych naruszeń przepisów. Dlaczego tak ważne jest wprowadzenie prawa wydawcy teraz? W epoce cyfrowej, kiedy ogromne ilości treści mogą być pozyskiwane, kopiowane i rozpowszechniane w mgnieniu oka (w przeciwieństwie do epoki analogowej), prawa autorskie wydawców prasy wymagają pilnej aktualizacji. Prawo wydawcy poprzez zapewnienie ochrony publikacji prasowej1 umożliwi większą elastyczność w licencjonowaniu oraz zagwarantuje większą jasność prawną pozwalającą na egzekwowanie praw w świecie cyfrowym. Krótko mówiąc, pozwoli wydawcom prasy na pozyskiwanie zwrotów od inwestycji i zachowanie stabilności biznesowej, tak aby mogli nadal wnosić podstawowy wkład w debatę publiczną oraz odgrywać ważną rolę w dostarczaniu informacji, rozrywki oraz opinii w naszym demokratycznym społeczeństwie, a także kontrolować tych, którzy sprawują władzę. Co postulują wydawcy prasy? Dodanie ich do listy podmiotów praw autorskich na poziomie UE Objęcie prawem wydawcy wszystkich treści dziennikarskich – dyskryminacja między rodzajami relacji dziennikarskich jest nieuzasadniona Niewprowadzanie rozróżnień między treściami online i offline (piractwo funkcjonuje w obu domenach; dwa systemy egzekwowania praw byłyby niepraktyczne i stanowiłyby obciążenie, zwłaszcza dla małych i średnich przedsiębiorstw) Uczciwe warunki ochrony, zgodne z ochroną przysługującą innym podmiotom praw pokrewnych. O co chodzi w prawie wydawcy i czego ono nie dotyczy? Wbrew temu, co głosi się w ramach kampanii skierowanej przeciwko prawom autorskim, „LINKI NIE SĄ ZAGROŻONE”. Wydawcy pragną i aktywnie zachęcają swoich czytelników do dzielenia się linkami do artykułów. To, o co zabiegamy, nie będzie miało wpływu na sposób, w jaki nasi czytelnicy uzyskują dostęp do treści wydawców ani dzielą się linkami na portalach społecznościowych, czy też w wiadomościach wysyłanych do przyjaciół i rodziny za pomocą aplikacji czy mailowo. Prawo wydawcy nie zmieni warunków umów zawartych z naszymi dziennikarzami, fotoreporterami i innymi współpracownikami, gdyż ubiegamy się o prawo pokrewne lub tak zwane pochodne, które funkcjonuje obok wyłącznych praw autorów. Prawo wydawcy nie jest „podatkiem od linku”, ani „podatkiem od Google”. Ubiegamy się o uznanie wydawców za podmioty praw w ramach unijnego ustawodawstwa dotyczącego praw autorskich, które da wydawcom legalne prawo do odstępowania od tego prawa lub zarządzania nim w sposób indywidualny lub zbiorowy, ale co najważniejsze – na podstawie własnej decyzji. A więc, jak to już zaznaczono wyżej – linki nie są zagrożone. 1Dyrektywawsprawiespołeczeństwainformacyjnego2001/29/WEArtykuły2i3,orazdyrektywawsprawie prawanajmuiużyczenia2006/115/WE,Artykuły3i9) 2 WYDAWCY W EPOCE CYFROWEJ MITY DOTYCZĄCE PRAW POKREWNYCH DLA WYDAWCÓW Mit 1: Niezależna, wolna prasa wspierająca różnorodność i podtrzymująca demokrację może przetrwać długo bez generowania przychodów Oczywiście, że nie. Wolna i niezależna prasa może istnieć jedynie wtedy, gdy dysponować będzie przychodami pozwalającymi na opłacanie dziennikarzy, fotoreporterów oraz współpracowników zewnętrznych oraz na finansowanie ich szkoleń oraz zapewnienie im bezpieczeństwa. Dziś wymogi te są w coraz większym stopniu zagrożone, głównie z powodu spadku przychodów ze sprzedaży prasy drukowanej, których nie rekompensują wpływy z wydań elektronicznych, mimo iż odnotowujemy wzrost czytelnictwa tych form. Powody są wielorakie, jednak istotą problemu jest to, że wyszukiwarki internetowe oraz inni dystrybutorzy treści udostępniają użytkownikom treści wydawców bezpłatnie, bez inwestowania w ich produkcję, utrudniając jednocześnie wydawcom możliwości pobierania opłat bezpośrednio od użytkowników za korzystanie z tych samych treści. Znaczące jest również zmniejszenie się wpływów z reklam. Większość przychodów z reklam wędruje teraz bezpośrednio do wyszukiwarek internetowych i sieci społecznościowych, przyciągających duże grupy użytkowników, w tym użytkowników docierających do treści wydawców na ich platformach. W efekcie, nieuprawnione i niewynagradzane oraz dokonywane na wielką skalę wtórne wykorzystywanie treści wydawców stanowią narastający problem, wymagający uregulowania. Mit 2: Mali wydawcy upadną Obecnie nawet duże korporacje medialne nie są w stanie wynegocjować uczciwych rozstrzygnięć z graczami dominującymi na rynku internetowym. Można żywić nadzieję, że prawo pokrewne wydawców może zapoczątkować wyrównywanie tej asymetrii i ułatwić w przyszłości wszystkim wydawcom – bez względu na wielkość ich firm – kapitalizację i uczciwy udział w wartości tworzonych przez nich treści. Wydawcy będą mieli także możliwość odstąpienia od tych praw, jeśli podejmą taką decyzję. Mit 3: Wydawcy wykorzystają to prawo do blokowania dostępu do ich treści Dlaczego mieliby to robić? Popularność treści wydawców nigdy nie była tak wielka, szczególnie wobec rosnącego czytelnictwa za pośrednictwem smartfonów i zwielokrotnieniu punktów dostępu do treści prasowych. 1 Mit 4: Ucierpią konsumenci, gdyż nie będą już mogli znajdować wiadomości i treści na różnych platformach Wydawcy aktywnie udostępniają swoje treści na wszystkich platformach dostępnych na dowolnym urządzeniu. Doceniają fakt, że konsumenci korzystają z łatwego dostępu do treści, gdziekolwiek ma to miejsce, zarówno na stronach internetowych wydawców, jak i na portalach społecznościowych czy stronach w wyszukiwarkach, gdzie gromadzone są wielorakie źródła treści. Korzystają na tym nie tylko konsumenci, ale także podmioty gospodarujące treści wydawców, którzy pozyskują wartości i czerpią korzyści ze zwiększonego ruchu, wpływów z reklam, a w niektórych przypadkach z opłat subskrypcyjnych. Wydawcy zdają sobie sprawę, że wyszukiwarki i platformy mediów społecznościowych są ważnymi partnerami dla organizacji informacyjnych i że ruch przez nie wywoływany przynosi korzyści, choć nie w takiej wysokości, o jakiej mówią niektórzy z nich. Aktualny system nie uwzględnia jednak wartości, jakie strony trzecie czerpią z treści, których powstanie sfinansowali wydawcy. Bez uczciwego udziału w przychodach, które inni czerpią z wykorzystywania treści wydawców, dalsze finansowanie wysokiej jakości dziennikarstwa stanie się dla wydawców ekonomicznie nieopłacalne i nierealne do utrzymania. Mit 5: Prawo pokrewne wydawcy to podatek od linku/Google Prawo pokrewne wydawcy nie oznacza ani „opodatkowania linku”, ani „opodatkowania Google”. Proponowana regulacja nie ma bowiem nic wspólnego z podatkiem, ani też bezpośrednio z jakąkolwiek indywidualną firmą. Jego zakres dotyczy jedynie konkretnego modelu, polegającego na odnoszeniu korzyści za pomocą wykorzystywania treści wydawców, przy równoczesnym braku ponoszenia jakichkolwiek kosztów wyprodukowania tych treści czy wypłaty wynagrodzenia lub rekompensat za ich wykorzystywanie. Wydawcy ubiegają się o przyznanie im prawa pokrewnego, czyli uznanie ich za podmioty praw w unijnych przepisach z zakresu praw autorskich – uprawnienia, z którego będą mogli – co najważniejsze – na podstawie własnej decyzji legalnie odstąpić czy zarządzać w sposób indywidualny lub zbiorowy. A więc, podobnie, jak ma to miejsce w ustawodawstwie hiszpańskim lub niemieckim, linki nie są zagrożone. Mit 6: Próbuje się wprowadzić prawo, które w Niemczech i Hiszpanii nie tylko nie działa, ale przyniosło tylko negatywne skutki To nieprawda. W odpowiedzi na wprowadzenie w Niemczech regulacji, największy z podmiotów oferujący usługi wyszukiwania i wyświetlania wiadomości prasowych wykluczył z obiegu internetowego strony pochodzące od danego wydawcy, chyba że ten wyraził zgodę na ich bezpłatne wykorzystanie. W konsekwencji wydawcy wyrazili taką zgodę, ale jest to jedynie zgoda warunkowa. Wydawcy czekają bowiem na rozstrzygnięcie sporu pomiędzy reprezentującą ich organizacją zbiorowego zarządzania VG Media, która miała pobierać stosowne opłaty w ich imieniu od wyszukiwarek i agregatorów treści, a Google. Sprawa ta toczy się przed niemieckim sądem i weszła obecnie w fazę apelacji. Nie wiadomo, jak się zakończy. Jeśli prawomocny wyrok będzie korzystny dla wydawców, wielu z nich zapowiedziało cofnięcie ww. zgody i konsekwentną egzekucję przysługującego im prawa. Nie można także twierdzić, iż hiszpańskie rozwiązanie nie działa. Wprawdzie w początkowym okresie od wprowadzenia regulacji, w związku z decyzją koncernu Google o zamknięciu usługi Google News, ruch na stronach wydawców zmalał, ale już trzy miesiące później zaczęła systematycznie rosnąć. Uzasadnione jest przypuszczenie, iż czytelnicy-użytkownicy internetu wchodzą obecnie na strony wydawców bezpośrednio poprzez wpisanie właściwego adresu do przeglądarki internetowej (dzięki czemu wydawcy nie tylko czerpią przychody z zamieszczanych reklam, ale dodatkowo uzyskują także wartościowe informacje o użytkownikach, co także przełożyć się może na dodatkowe przychody), względnie korzystają z innych agregatorów treści, które dalej prowadzą swoją działalność. Jedyną trudnością związaną z efektywnością wprowadzonego w Hiszpanii rozwiązania, jest fakt nieustalenia do tej pory stawek opłat, które miałyby być pobierane od agregatorów treści. Jest to jednak tylko kwestia czasu. 2 Mit 7: Prawo pokrewne wydawców doprowadzi do kryminalizacji użytkowników umieszczających w sieci linki Nic, o co zabiegają wydawcy, nie będzie miało wpływu na dostęp czytelników do treści ani dzielenie się linkami na portalach społecznościowych czy też w wiadomościach wysyłanych do przyjaciół i rodziny za pomocą różnorakich aplikacji czy wiadomości e-mail. Nie zmienią się także rozwiązania umowne wydawców ustalone z dziennikarzami, fotoreporterami i innymi współpracownikami. Mit 8: Prawo pokrewne wydawcy to nowe prawo, a zatem wydawcy są traktowani w szczególny sposób To znowu nieprawda. Prawo pokrewne wydawcy będzie podobne do praw pokrewnych, już od kilkunastu lat z powodzeniem wykorzystywanych przez nadawców oraz producentów utworów muzycznych i filmów, których ukończone utwory są w całości chronione. Tego właśnie domagają się wydawcy. Nawiasem mówiąc, od 1991 roku ochroną prawami autorskimi na poziomie UE objęte są programy komputerowe. Co więcej, to firmy, których pracownicy tworzą te programy, są posiadaczami wszystkich praw do programów i one sprawują pełną kontrolę nad tym, jak owe prawa są zarządzane i egzekwowane, dokładnie tak, jak ma to miejsce w przypadku producentów filmów czy nadawców. Żaden z użytkowników internetu nie kwestionuje konieczności płacenia za programy, gry czy ich rozszerzenia. Dlaczego zatem kwestionuje się płacenie za treści prasowe, których wyprodukowanie tak samo kosztuje? Mit 9: Prawo pokrewne wydawcy zdławi innowacyjność Nie. Prawo pokrewne wydawcy pomoże otworzyć możliwości w zakresie większej innowacyjności. Klaryfikacja prawa na poziomie UE poprawi pozycję przetargową wydawców prasy, jeśli chodzi o wykorzystywanie ich utworów przez strony trzecie. Więcej pewności prawnej odnośnie do praw na poziomie UE, pomoże w stymulowaniu inwestycji oraz zwiększy wydawcom europejskim różnej wielkości możliwości opracowywania nowych produktów, co korzystne będzie dla czytelników. Mit 10: Wydawcy chcą prawa wydawcy po to, aby chroniło ono ich „stare” modele biznesowe W ciągu ostatniej dekady wydawcy dokonali ważnego przejścia od świata analogowego do cyfrowego, wprowadzając wiele innowacji i odnotowując ogromny wzrost liczby odbiorców oraz popularności. Przystosowali się do epoki cyfrowej, a liczba pracowników technicznych dorównuje obecnie liczbie pracowników redakcyjnych. Wydawcy dostosowali swoje modele biznesowe do nowych potrzeb w zakresie sprzedawania publikacji czytelnikom oraz zapewniania reklamodawcom przestrzeni reklamowej w nowym środowisku cyfrowym, a także opracowali nowe rozwiązania w tym obszarze. Jednak masowa eksploatacja ich treści przez strony trzecie, bez wcześniejszej autoryzacji i wynagrodzenia, utrudnia wydawcom finansowanie niezależnego dziennikarstwa w harmonijny sposób. Dlatego kluczowe znaczenie ma to, aby unijny system praw autorskich dostosować do dzisiejszych realiów i skorygować poprzez wprowadzenie prawa pokrewnego wydawcy, tak jak ma to miejsce od dawna w odniesieniu do nadawców i producentów muzyki czy filmów. Mit 11: Tu chodzi po prostu o Google Nie. Nie chodzi tutaj konkretnie o żadną konkretną firmę tylko o model. To smutny fakt związany z internetem, że istnieje wiele firm, dużych i małych, starych i nowych, które systematycznie gromadzą i wtórnie publikują treści wydawców dla celów komercyjnych, bez zezwolenia i bez uiszczania należnych opłat. 3 WYSZUKIWARKI I AGREGATORY TREŚCI ROZWIĄZANIE NIEMIECKIE I HISZPAŃSKIE Tło zagadnienia Dynamiczny rozwój internetu i wywołana nim stopniowa zmiana konsumpcji mediów istotnie ograniczyły działalność prasy, co przyczyniło się znacznie do spadku przychodów ze sprzedaży i reklamy. Na ograniczenie to, zasadniczy wpływ – obok nielegalnego udostępniania tytułów prasowych przez portale „hostingowe” czy rozszerzającego się „pasożytnictwa” – ma działalność wyszukiwarek i agregatorów treści. Podmioty te wykorzystują treści, których powstanie zostało sfinansowane przez wydawców i prezentują je na swoich stronach w taki sposób, by coraz częściej w zasadniczej mierze zaspokoić potrzeby informacyjne użytkownika, a w konsekwencji też – zwiększyć atrakcyjność i dostępność swoich serwisów. Poprzez zamieszczanie treści pochodzących od wydawców w ramach usług wyszukiwarek i agregatorów treści, podmioty takie sprawiają, iż korzystanie z ich serwisów jest bardziej atrakcyjne dla użytkowników. Po takim zwiększeniu atrakcyjności dokonują dalszych działań biznesowych – z jednej strony zamieszczają reklamy, z drugiej zaś preferencyjnie traktują własne usługi, do których nie stosują tego samego algorytmu wyszukiwania. Użytkownik jest często nieświadomy tego faktu, przez co zostaje ukierunkowany do własnych serwisów operatora wyszukiwarki, zamiast do stron, których zawartość bardziej odpowiada konkretnemu zapytaniu. Wobec tego podjęto dwojakie działania. Z jednej strony skierowano skargę do Komisji Europejskiej, zarzucając dominującemu w Europie operatorowi wyszukiwarki Google nadużywanie pozycji dominującej i stosowanie praktyk naruszających zasady konkurencji. Z drugiej strony, Komisja Europejska dostrzegając potrzebę wprowadzenia stosownego uregulowania, opublikowało 14 września br. projekt dyrektywy w sprawie praw autorskich na Jednolitym Rynku Cyfrowym przewidującego uznanie wydawców prasy za posiadaczy praw. Wcześniej, dwa europejskie kraje – Niemcy i Hiszpania wprowadziły do swojego ustawodawstwa regulacje mające na celu ochronę twórczości finansowanej przez wydawców prasy. W związku z krytyką proponowanego rozwiązania KE, w której wykorzystuje się rzekome złe doświadczenia niemieckich i hiszpańskich wydawców, należy wyjaśnić dokładnie, jak faktycznie wygląda sytuacja w obu wspomnianych krajach. Sytuacja w Niemczech Pierwsze krajowe rozwiązanie w Europie wprowadziły Niemcy. Stosowna nowelizacja ustawy o prawie autorskim została uchwalona wiosną 2013 roku i trzy miesiące później weszła w życie (dokładnie 1 sierpnia). Niemieckie rozwiązanie, noszące nazwę Leistungschutzrecht für Presseverleger, od razu napotkało trudności praktyczne i – de facto – nie zostało ostatecznie wdrożone. Głównym zastrzeżeniem, na jakie należy zwrócić uwagę, jest zakazowy charakter wprowadzonego rozwiązania, zgodnie z którym wydawca jest jedynym uprawionym do dysponowania materiałami i tytułami prasowymi w internecie. Inne podmioty nie mogą korzystać z materiałów bez zgody wydawców, chyba że chodzi o pojedyncze słowa lub „najmniejsze 2 fragmenty tekstu”. Doprecyzowania tego ostatniego kryterium, jak i stawek opłat podjęła się tzw. Schiedstelle (Środowiskowa Polubowna Komisja ds. prawa autorskiego – taki środowiskowy odpowiednik polskiej Komisji Prawa Autorskiego). Zdaniem Komisji, prawo wydawców nie obejmuje fragmentów nie przekraczających siedmiu słów. W odpowiedzi na wprowadzoną regulację, największy z podmiotów oferujący usługi wyszukiwania i wyświetlania wiadomości prasowych wykluczył z obiegu internetowego strony pochodzące od danego wydawcy, chyba że ten wyraził zgodę na bezpłatne korzystanie ze swoich treści w usługach Google. Ze względu na spadek ruchu internetowego do stron wydawców, jaki został zaobserwowany, wydawcy (w tym też najwięksi wydawcy prasowi w Niemczech – m.in. Axel Springer, Burda, Frankfurter Allgemeine Zeitung) zgodzili się na warunki Google poprzez udzielenie stosownej licencji niewyłącznej na wykorzystywanie treści artykułów prasowych, wyłączając tym samym zastosowanie odpowiednich przepisów prawa autorskiego. Należy jednak zauważyć, iż zgoda ta jest jedynie warunkowa. Wydawcy czekają bowiem na rozstrzygnięcie sporu pomiędzy reprezentującą ich organizacją zbiorowego zarządzania VG Media, która miała pobierać stosowne opłaty w ich imieniu od wyszukiwarek i agregatorów treści, a Google. Reprezentant wydawców zarzuca Google wykorzystanie swojej pozycji dominującej na rynku (zgodnie z przepisami o takiej pozycji można mówić przy 40% udziale w rynku; Google ma 90% udział na rynku wyszukiwarek) i stosowanie praktyk mających na celu obejście prawa (swoisty szantaż – bez zgody na darmowe wykorzystywanie materiałów prasowych, wydawca znika z wyszukiwarki albo jest pozycjonowany bardzo nisko [co w praktyce oznacza to samo]). Sprawa ta toczy się obecnie przed sądem i weszła obecnie w fazę apelacji i nie wiadomo, jak się zakończy. Jeśli prawomocny wyrok będzie korzystny dla wydawców, wielu z nich zapowiedziało cofnięcie ww. zgody i konsekwentną egzekucję przysługującego im prawa. Nie można zatem jednoznacznie stwierdzić, iż wprowadzone w Niemczech rozwiązanie jest nieskuteczne. Nie jest ono na razie stosowane, ale sytuacja może zmienić się po ostatecznej decyzji sądu. Sytuacja w Hiszpanii Półtora roku później niż w Niemczech, w Hiszpanii wprowadzono nowelizację ustawy o prawie własności intelektualnej (popularnie określaną jako Ley Lasalle), która wdrażać miała, między innymi, odpłatną postać dozwolonego użytku przez agregatory treści fragmentów tekstów chronionych przez prawo autorskie. Podobnie jak w Niemczech, w odpowiedzi na wprowadzone rozwiązanie, Google wycofał w grudniu 2014 r. (nowelizacja wchodziła w życie od 1 stycznia 2015 r.) z wyników wyszukiwania strony internetowe hiszpańskich wydawców prasy i zamknął hiszpańska stronę Google News. Po pół roku od wejścia w życie nowelizacji, jedna z organizacji reprezentujących interesy wydawców prasy przedstawiła podsumowanie i wyniki badań analizujące (negatywny) wpływ wprowadzonej regulacji na rynek wydawniczy i prasowy1. 1 całość raportu (w j. hiszpańskim, z podsumowaniem w j. angielskim) dostępna jest na stronie internetowej: http://www.aeepp.com/pdf/InformeNera.pdf [dostęp na 15.10.2016 r.]. 3 Należy zauważyć, iż w Hiszpanii istnieje kilka organizacji reprezentujących wydawców, i tylko jedna z nich, która zleciła przeprowadzenie wspomnianych badań, silnie krytykuje wprowadzoną regulację2. Zgodnie z danymi, jakie uzyskano z innej organizacji reprezentującej wydawców – Asociación Revistavis, liczba odwiedzin stron wydawców, po zamknięciu przez Google swojego serwisu Google News, rzeczywiście zmalała w styczniu 2015 roku o 3-7% (co także wynika ze wspomnianego raportu), ale już trzy miesiące później zaczęła systematycznie rosnąć. Uzasadnione jest przypuszczenie, iż czytelnicy-użytkownicy internetu wchodzą obecnie na strony wydawców bezpośrednio poprzez wpisanie właściwego adresu do przeglądarki internetowej (dzięki czemu wydawcy nie tylko czerpią przychody z zamieszczanych reklam, ale dodatkowo uzyskują także wartościowe informacje o użytkownikach, co także przełożyć się może na dodatkowe przychody), względnie korzystają z innych agregatorów treści, które dalej prowadzą swoją działalność. Większe straty w liczbie odwiedzin własnych stron, jak podaje się w raporcie (nawet do 20-25%) mają mali wydawcy oraz wydawcy tytułów czysto internetowych i bezpłatnych, którzy jednak – pomimo zamknięcia Google News, dalej współpracują z amerykańskim koncernem. Uzasadniona jest supozycja, iż koncern był przynajmniej pośrednio zaangażowany finansowo w przygotowanie wspomnianego raportu, a co za tym idzie, może on obejmować tylko pewne, negatywne skutki wprowadzonej regulacji i nie obejmować pozytywnych aspektów nowelizacji (zwiększenie ruchu na stronach większych wydawców). Ponadto, nie należy zapominać, iż raport został opublikowany na początku lipca 2015 roku a zakres badań obejmował jedynie okres od stycznia do marca 2015 roku. Nie badano zatem okresu, w którym – jak wynika z informacji przekazanych nam przez Asociación Revistavis – ruch na stronach wydawców zaczął systematycznie zwiększać się. Jedyną trudnością związaną z efektywnością wprowadzonego w Hiszpanii rozwiązania, jest fakt nieustalenia do tej pory stawek opłat, które miałyby być pobierane od agregatorów treści (przyjmuje się obecnie, iż zwykłe wyszukiwarki nie są objęte przedmiotową regulacją). Nie można zatem twierdzić, iż hiszpańskie rozwiązanie miało jedynie negatywny wpływ na cały rynek prasowy – z pewnością pewna kategoria wydawców ucierpiała, zwłaszcza w pierwszym okresie po wprowadzeniu nowelizacji, ale równie pewne jest to, iż już po kilku miesiącach wielu wydawców na zmianie prawa zyskało. Podsumowanie Oponenci zaproponowanego przez Komisję Europejską rozwiązania zawartego w art. 11 projektu dyrektyw w sprawie praw autorskich na Jednolitym Rynku Cyfrowym, powołują się na złe doświadczenia Niemiec i Hiszpanii, które wprowadziły podobne regulacje. Dokładna analiza sytuacji, w jakiej znajdują się wydawcy w tych dwóch krajach, nie daje jednak uzasadnionych podstaw do negatywnej oceny „prawa (pokrewnego) wydawców”. Krytykujący proponowane rozwiązanie nie uwzględniają bowiem całej sytuacji, ale w sposób wybiórczy wykorzystują jedynie te aspekty, które popierają ich tezę, dokonując tym samym swoistej manipulacji. Brak jest rzetelnego przedstawienia faktów i konkretnych danych statystycznych. 2 Konkretnie chodzi o AEEPP (Asociación Española de Editoriales de Publicaciones Periódicas), zrzeszająca głównie wydawców prasy bezpłatnej, specjalistycznej oraz wydawców czysto internetowych. REDAKCJE I WYDAWCY W EPOCE CYFROWEJ Konieczna jest odpowiednia ochrona prawna, aby zapewnić zróżnicowanie prasy i przyszłość wysokiej jakości dziennikarstwa w Europie MANIFEST REDAKCJI I WYDAWCÓW My, niżej podpisani redaktorzy naczelni czołowych polskich tytułów prasowych, z zadowoleniem przyję- liśmy opublikowany przez Komisję Europejską 14 września 2016 r. projekt dyrektywy w sprawie praw autorskich na Jednolitym Rynku Cyfrowym, w którym przyznaje się wydawcom prasy należne im miejsce, uznając wydawców za podmioty praw autorskich w unijnym ustawodawstwie dotyczącym praw własności intelektualnej. Wprowadzenie prawa wydawcy na szczeblu Unii Europejskiej to konieczność i historycznie ważny krok w zagwarantowaniu pluralizmu mediów, jako fundamentalnej podstawy, jeśli chodzi o swobodę wyrażania opinii oraz demokrację w świecie cyfrowym. Projekt przedłożony przez KE zmierza do naprawy zachwianej równowagi ekonomicznej, wynikającej z wykorzystywania przez liczne platformy sieciowe wysokiej jakości treści tworzonych przez profesjonalne zespoły redakcyjne i finansowanych przez wydawców prasy. Platformy te, nie ponosząc kosztów wytworzenia treści, nie tylko nie dzielą się swoimi przychodami z twórcami, ale dodatkowo odbierają im należne przychody reklamowe, przez co uszczuplają środki, które wydawcy mogliby reinwestować w powstawanie nowych jakościowych treści. Komisja Europejska słusznie stwierdza, że bez odpowiedniej ochrony prawnej na poziomie UE zagrożona jest stabilność biznesowa naszej branży, a jej utrata wywołałaby negatywne konsekwencje dla pluralizmu mediów, demokratycznej debaty oraz jakości informacji. Tworzymy każdego dnia tysiące artykułów, które – w epoce cyfrowej – mogą być w części lub w całości kopiowane, poddawane recyklingowi oraz promowane przez podmioty trzecie w ciągu zaledwie kilku sekund. Dlatego powinniśmy mieć możliwość odzyskiwania ponoszonych inwestycji. W przeciwnym razie nie będzie można dalej inwestować w rozwój profesjonalnego dziennikarstwa i realizować ważnej roli prasy, polegającej na dostarczaniu informacji, opinii, materiałów publicystycznych i rozrywkowych w naszym demokratycznym społeczeństwie. Nadszedł czas, aby zapełnić istniejącą w prawie lukę i zagwarantować pewność prawną publikacjom prasowym w świecie cyfrowym. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, iż wprowadzenie „prawa wydawcy” – potwierdzającego należne wydawcom prawa – nie będzie miało wpływu na wolność internetu, a w szczególności na możliwość korzystania z linków. Nie wpłynie także na wszystkie standardowe wyjątki od praw autorskich, takie jak te odnoszące się do cytatów, ilustracji, badań i kopiowania na prywatny użytek, które nadal będą miały zastosowanie. W związku z powyższym, apelujemy do decydentów każdego szczebla, by zaproponowany projekt nie był osłabiany i aby obejmował wszystkie niezbędne prawa, umożliwiające nam dalszy rozwój, tworzenie i dystrybucję profesjonalnych treści prasowych. Warszawa, 19 września 2016 r. WYDAWCY W EPOCE CYFROWEJ Konferencja 3 listopada 2016 r.– PAP godz. 11:00 Tezy wystąpienia: dr Ewa Laskowska, LL.M.; Uniwersytet Jagielloński, Katedra Prawa Własności Intelektualnej. Punktem wyjścia dla rozważań jest oficjalny projekt dyrektywy w sprawie Jednolitego Rynku Cyfrowego. O jego prawnych aspektach oraz skutkach powiem w czterech głównych punktach. Po pierwsze: czym jest ten projekt? Z punktu widzenia prawa unijnego, omawiany projekt to dyrektywa, czyli pośredni sposób wpływu prawodawcy unijnego na prawo krajowe państwa członkowskiego. Oznacza to, że po przyjęciu takiego aktu, państwom członkowskim przysługuje prawo swobodnego wyboru co do środków oraz metody harmonizacji poszczególnych instytucji. Prawodawca unijny wyznacza ogólny kierunek tego, jak prawo ma wyglądać, natomiast państwa członkowskie samodzielnie decydują, jakich instrumentów użyją, aby ten cel wyznaczony przez dyrektywę osiągnąć. Projekt dyrektywy w sprawie Jednolitego Rynku Cyfrowego (dalej „dyrektywa”) zakłada jednak dość szczególne i daleko skonkretyzowane cele, jakie mają zostać implementowane do prawa krajowego. Jednym z nich jest, wspomniane już, prawo dla wydawców, ale nie jest to jedyny aspekt, na których chciałam zwrócić Państwu uwagę. Po drugie: po co ta dyrektywa w ogóle? Słusznie zwraca się uwagę, że zagwarantowanie możliwości zwrotu poniesionych inwestycji wymaga powzięcia pewnych zmian w prawie. Tak też sytuację tę ocenia Komisja Europejska: interwencja legislacyjna jest niezbędna, w szczególności z uwagi na organizacyjne i finansowe nakłady czynione przez wydawców na stworzenie i wprowadzenie do obrotu publikacji prasowej; dla zapewnienia stabilności branży wydawniczej należy na poziomie unijnym wprowadzić zharmonizowaną ochronę prawną wydawców (pkt. 34 preambuły dyrektywy). Podkreślę tutaj dwa aspekty: przede wszystkim, interwencję uzasadniają rozpoznane i podkreślane na poziomie paneuropejskim potrzeby ochrony w tym wypadku słabszej strony – wydawców – którzy wskutek zmian technologicznych i nieskuteczności systemu prawnego – tracą w środowisku internetowym; ponadto, konieczne jest zapewnienie spójności systemu. To jest to, o czym się wspomina: brak odpowiednich jednolitych środków ochrony w całej Europie prowadzić może do przeszkód w egzekwowaniu prawa, jak mogłoby się wydawać, miało początkowo miejsce co do Niemiec i Hiszpanii. Całego rynku unijnego już nie da się zignorować. Po trzecie: co ta dyrektywa wprowadza? Odpowiedź nie jest już taka prosta, ale postaram się ją podsumować w paru głównych tezach. Dyrektywa wprowadza prawo pokrewne. To znaczy prawo „podobne” do prawa autorskiego. O konstrukcji, przynajmniej u nas, podobnej jak np. prawo producentów fonogramów i wideogramów. Nie różni się to w istocie od tego, co już jest znane w prawie autorskim. Ogranicza się też do „publikacji prasowych”, czyli „zbioru utworów literackich o charakterze dziennikarskim”, które stanowić powinno odrębną całość „w ramach periodycznej lub regularnie aktualizowanej pod jednym tytułem publikacji, takiej jak gazeta lub czasopismo o tematyce ogólnej lub specjalistycznej, w celu dostarczenia informacji dotyczących wiadomości lub innej tematyki i publikowane w dowolnym medium z inicjatywy dostawcy usług, na jego odpowiedzialność i pod jego kontrolą” (art. 2 pkt. 4 dyrektywy). Prawo to dotyczyć będzie więc: - tylko publikacji dziennikarskich (cokolwiek to znaczy), periodycznych/regularnie aktualizowanych, pod jednym tytułem (wykluczona jest ochrona części zbiorów – będzie chodzić o publikację jako zbiór, jako całość, a nie poszczególne części składowe!) o tematyce ogólnej lub specjalistycznej (nieostre sformułowanie, budzi wątpliwości!) publikowanego w celach informacyjnych, dostarczania wiadomości. Prawo to, dodatkowo: - dotyczyć będzie tylko cyfrowego korzystania z publikacji (poza zakresem znajdzie się korzystanie z form analogowych, jak i np. zdigitalizowanych wersji papierowych wydań), - nie będzie dotyczyło korzystania z publikacji offline (wersje .pdf czasopism!) - zawężone zostało tylko do korzystania z publikacji na zasadzie zwielokrotnienia i udostępnienia publicznego (poza zakresem znajduje się najem/użyczenie, co oznacza wykluczenie np. e-lendingu, który został uznany za najem przez rzecznika generalnego w sprawie sygn. C-174/15). Co istotne jednak: - prawo to ma charakter autonomiczny, tzn. niezależny od praw autorskich twórców (dziennikarzy, autorów komentarzy i felietonów) – te powstają i funkcjonują niezależnie; - uwzględnia dotychczasowe wyjątki i ograniczenia w prawie autorskim, w szczególności dozwolony użytek prywatny, jak i publiczny; w żaden sposób nie wprowadza „podatku od linków”, - wydawcy powoływać się będą mogli na domniemanie z art. 12 dyrektywy, tzn. w razie przeniesienia praw dziennikarza na wydawcę, wydawca dochodzić będzie mógł w imieniu swoim i dziennikarza godziwej rekompensaty za korzystanie z publikacji w ramach dozwolonego użytku. - to prawo wygasa jednak po upływie 20 lat po opublikowaniu danej publikacji prasowej. Podsumowując: dyrektywa wprowadza dość skonkretyzowane prawo dla wydawców, dotyczące publikacji prasowej. Jest ono, z jednej strony, mocno ograniczone tylko do postaci cyfrowych i wykorzystania utworów online, z drugiej zaś – uwzględnia wszystkie wyjątki i ograniczenia, dotychczas wprowadzane w prawie autorskim. Co istotne, jest to też prawo autonomiczne, niezależne od ochrony przyznawanej twórcom. Po czwarte: to gdzie jest problem? Dyrektywa nie dotyczy jednak tylko praw wydawców do publikacji prasowych. Jednym z istotnych novum tej nowelizacji jest wyjątek na rzecz tzw. eksploaracji tekstów i danych (ang. text and data mining – art. 3 dyrektywy). Chodzi tu o informatyczne (techniczne) algorytmy do analizy tekstów i danych w postaci cyfrowej, w celu uzyskania informacji, takich jak wzorce, tendencje i korelacje (art. 2 pkt. 2 dyrektywy). Polegać to ma na przyznaniu wyjątku od praw autorskich oraz praw pokrewnych w odniesieniu do zwielokrotnienia i pobrania części bazy danych (np. bazy artykułów naukowych czy prasowych) przez instytucje badawcze, w celu przeprowadzenia takiej eksploaracji, do celów badań naukowych (to jest art. 3 ust. 1 dyrektywy). Proszę zwrócić uwagę, że: - jest to jeden z kolejnych, dodatkowych wyjątków od praw autorskich i praw pokrewnych, wobec którego stosowanie odmiennych postanowień umownych będzie bezskuteczne (innymi słowy: nie będzie można zakazać stosowania tego wyjątku w umowie licencyjnej – art. 3 ust. 2 dyrektywy); - beneficjentem tego wyjątku są formalnie instytucje badawcze (w dyrektywie dość szeroko zdefiniowane), aczkolwiek w preambule znajduje się wskazanie, że mogą to być również instytucje powiązane ze sobą na zasadzie partnerstwa biznesowego (pkt. 10), co nie zawsze wykluczy użytek komercyjny takiej eksploracji danych; - nie jest do końca dookreślone, czy wyjątek ten znajdzie zastosowanie w przypadku komercjalizacji wyników prac badawczych i czy w takim przypadku nie byłoby konieczne dopuszczenie uprawnionych z tytułu praw autorskich i pokrewnych do godziwej rekompensaty, w razie uzyskania korzyści majątkowych opartych o udostępniane przez nich teksty i dane.