Pokochaj ucznia, nauczanie i muzykę. Najpiękniejszym z zawodów
Transkrypt
Pokochaj ucznia, nauczanie i muzykę. Najpiękniejszym z zawodów
Pokochaj ucznia, nauczanie i muzykę. Najpiękniejszym z zawodów jest zawód nauczyciela. To właściwie więcej niż zawód; słusznie mówi się często o nim jako o powołaniu. Bez tego wewnętrznego poczucia powołania - bez miłości swojej profesji, uczniów i wszystkich dzieci - nie można myśleć o prawdziwych sukcesach pedagogicznych; wcześniej czy później nadejdzie frustracja. Z książeczki pt. Wyjątkowemu nauczycielowi (To a very special Teacher) pióra Pam Brown, wynotowałem kilka myśli dedykowanych dobrym pedagogom: Jeden dobry nauczyciel może zmienić świat. Początki wielkich karier można często odnaleźć w oddziaływaniu jednego nauczyciela. Jeżeli nauczyciel naprawdę troszczy się o uczniów, wtedy troska ta rozwija się i "pomnaża" w każdym dziecku. Dobrzy nauczyciele potrafią przekonać swoich uczniów, że nauka nie jest narzuconym ciężarem, ani ograniczeniem swobody, lecz fascynującą przygodą i kluczem do wolności większej, niż dotąd doświadczali. Dobry nauczyciel widzi, kiedy dziecko się stara - nawet jeśli rezultaty są mizerne. I pokazuje, że zauważa ten wysiłek. Uczniowie i ich nauczyciel, którzy właśnie rozwiązali jakiś trudny problem, promienieją radością. A wtedy powietrze wypełnia się niewidzialnym uściskami. Dziękujemy ci za to, że uczysz nas cenić różnice miedzy ludźmi, zamiast się ich obawiać. Jesteśmy bardziej wdzięczni nauczycielom za to, kim dla nas byli, niż za to, czego nas nauczyli. Tych osiem myśli wybranych (z wielu) w sposób aforystyczny ujmuje najważniejsze cechy dobrego nauczyciela, a zarazem jego zadania. Zwłaszcza pierwsze trzy wyznaczają główny kierunek działania. Nauczyciele - tak jak wielcy naukowcy, duchowni i artyści - zmieniają świat, bo kształtują jego przyszłość i przyszłość ludzi, ich wrażliwość, postawy moralne i społeczne. A przynajmniej tak byłoby, gdyby spełniali kolejne zasady: 1. Umieli przekonać ucznia, że nauka może być "fascynującą przygodą, a nienarzuconym ciężarem", prowadzić do doświadczania wolności większej niż dotąd odczuwanej. 2. Doceniali nawet mniej efektywne wysiłki dziecka i nigdy nie okazywali mu dezaprobaty. 3. Nie skrywali radości z uzyskanych dobrych rezultatów, co buduje atmosferę sprzyjającą kolejnym wyzwaniom (wtedy powietrze wypełnia się niewidzialnym uściskami). Przedostatnia z ośmiu maksym, choć dotyczy ogólnych postaw społecznych, jest także bardzo ważna, zwłaszcza w obecnych czasach: "uczysz nas cenić różnice miedzy ludźmi, zamiast się ich obawiać". Wychowywanie do społeczeństwa pluralistycznego, tłumaczenie zła płynącego z postaw ksenofobicznych, docenianie w ogóle inności, kształcenie empatii - bardzo ubogaca każdego człowieka z osobna i całe wychowywane przez takich nauczycieli społeczności. Ubogaca, bo otwiera naszą wrażliwość na inność piękna i wartości inne niż nasze, pozwala lepiej zrozumieć innych ludzi, wreszcie - chroni nas przed rasizmem, nacjonalizmem, ksenofobią, które zawsze ograniczają nasz umysł i prowadzą do niepożądanych, a nawet zbrodniczych czynów. Ma to podstawowe znaczenie również w kształceniu muzycznym, które jest mi najbliższe. Dam przykład z własnego życia. W czasach szkolnych, kiedy najbliższa mi była muzyka Chopina, potem też Beethovena, Mozarta, Bacha i Liszta, wydawało mi się, że to cały (skończony) świat muzyczny. Studia muzykologiczne wyswobodziły mnie z tego gorsetu europocentryzmu, a praca w poznańskim Muzeum Instrumentów Muzycznych otworzyła zupełnie na inność piękna muzyki i kultur egzotycznych, zwłaszcza hinduskiej, japońskiej, chińskiej. Hinduskie ragi, czy wirtuozeria i ezoteryczność dźwięków wydobywanych z dwustrunowych chińskich "skrzypiec" er-hu, japońskiej "cytry" koto, wreszcie wspaniałe "orkiestry" jawajskie - gamelany - dzisiaj są dla mnie równie piękne jak muzyka Debussy'ego, Chopina czy Lutosławskiego. Stałem się całkowicie otwarty na inne kultury z najodleglejszych stron naszego globu. Ale i ta najbliższa - chociaż z innych warstw kulturowych - ludowa muzyka naszych górali, Kurpiów, Mazowszan, Wielkopolan itd. - jest mi bardzo bliska i też potrafię ją przeżywać, jak Brahmsa czy Mahlera. Co więcej ta otwartość przenosi się na empatyczne traktowanie ludzi wszystkich narodów, wyznań i ras. Gdyby dobrzy nauczyciele byli wszędzie, jakże inaczej wyglądałby dzisiejszy świat i ludzie. Zastanawiając się nad ostatnią, ósmą maksymą dojdziemy do wniosku, że nauczyciel nie może sam być inny niż to, czego stara się nauczyć. Najlepiej wychowuje się (i uczy) własnym przykładem. Każdy młody człowiek bez trudu wychwyci sprzeczność między osobowością swego mistrza a jego naukami. Nie można wpoić miłości do muzyki, samemu jej nie kochając. W mojej długiej praktyce pedagogicznej zetknąłem się z przykładem absolwenta PSM I st., który zapytany, czy chce uczyć się muzyki dalej, odkrzyknął, że prędzej spali swoje skrzypce. On po całym cyklu nauczania znienawidził muzykę! To przykład ekstremalny, ale prawdziwy. Iluż absolwentów, którzy nie podjęli dalszej nauki muzyki, nie czuje żadnego z nią związku: nie słuchają muzyki w domu, nie chodzą na koncerty muzyka jest im do niczego niepotrzebna. Wiem, że jest ich wielu. To bardzo źle świadczy o szkołach, które nie potrafiły (nie chciały) odpowiednio ich wykształcić, ale i wychować - wpoić miłość do muzyki. Pokrótce opowiem - kierując się własnym doświadczeniem jako ucznia, pedagoga, dyrektora i kolegi wielu pedagogów - o różnych postawach pedagogicznych. Miałem pedagoga fortepianu, który bez wątpienia może być wzorem do naśladowania przez wszystkich nauczycieli. Była to Profesor Zofia Frankiewicz (patrz. artykuł Zofia, Helena, Jadwiga Frankiewicz w dziale PUBLICYSTYKA). Oto jej przymioty: 1. Kochała muzykę, uczniów i samo nauczanie. Nie szczędziła czasu na pracę z uczniem - szkolne dzwonki dla niej nie istniały 2. Była pianistką koncertującą, solistką i kameralistką, 3. Umiała zmobilizować ucznia, zarówno gdy przekazywała umiejętności solistyczne, jak i podczas akompaniowania - właściwie dopiero wtedy (niestety) utwór nabierał wartości artystycznych. 4. Przywiązywała równie wielką wagę zarówno do ekspresji utworu jak i do nabycia swobody technicznej, zalecając przeróżne wprawki palcowe, gimnastykę dłoni i uprawianie odpowiednich sportów - jednym słowem utrzymanie również ciała w dobrej kondycji, gotowości do najwyższej sprawności. Mówiła o zdrowym, efektywnym oddychaniu; to chyba był wynik kontaktów z kolegą ze studiów - Witoldem Małcużyńskim. 5. Umiała nauczyć (i przekonać), że przed pierwszą próbą wykonania każdej kompozycji, trzeba przeprowadzić jej wszechstronną analizą: formalną, ekspresyjną (tempo, agogika dynamika, artykulacja), techniczną (palcowanie). Najlepiej byłoby tak wnikliwie i dogłębnie analizować (bez instrumentu) każdy utwór, by móc go w całości przenieść do pamięci. To zapewniało dokładne i trwałe zapamiętanie utworu i uodporniało na tzw. luki pamięciowe. Pani profesor zadawała nam takie ćwiczenia: polecała analizę fragmentu utworu przez kilkanaście minut (bez instrumentu), a następnie wykonanie go bez nut (z pamięci). Zawsze opowiadała, jak to robił jej dawny uczeń, Jerzy Maksymiuk, czym bardzo nas - uczniów mobilizowała. Oczywiście nie był to jej wynalazek; takie zadanie musiał już wykonać ośmioletni Henryk Wieniawski - jako warunek przyjęcia do Konserwatorium Paryskiego (1843). Zadanie dotyczyło jednego z koncertów Rudolpha Kreutzera, który skrzypek musiał wykonać po dwutygodniowym studiowaniu bez instrumentu. 6. Pani Profesor Zofia Frankiewicz była kimś więcej, niż tylko doskonałym pedagogiem. Troszczyła się o zdrowie swych uczniów jak własnych dzieci, których nie miała (siostry Frankiewicz pozostały do końca swych dni singielkami; wydawały się zaślubione muzyce i pedagogice muzycznej). Pamiętam, jak przed ważnymi koncertami z orkiestrą symfoniczną, czy wyjazdami na konkursy zalecała nam spożywanie mieszanki miodu i drożdży. O innych cechach dobrego nauczyciela, dobrej szkoły - w kolejnych odcinkach mego poradnika.