Lipiec-Sierpień 2013

Transkrypt

Lipiec-Sierpień 2013
CENA 5,00 ZŁ (w tym 5% VAT)
NR 7–8 (467) LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY
ROK ZAŁOŻENIA 1963
ROK
KS. JANUSZA ST. PASIERBA
www.miesiecznikpomerania.pl
Gdańsk
– dwukrotnie
wolne miasto
s. 21
POMORZE LATEM
s. 10, 51
Numer wydano dzięki dotacji Ministra Administracji i Cyfryzacji
oraz Samorządu Województwa Pomorskiego.
Dofinansowano ze środków Miasta Gdańska
W NUMERZE:
2 Od redaktora
3 Kòpc Kaszëbów. Hel – początek Polski
4 Bëtowsczé bëlné mòdło
Elżbiéta Prëczkòwskô
6 Nadzwëkòwi albùm
A.N.
10 Pomorski szlak ks. Pasierba
12 Rozwój królowej polskich rzek?
Andrzej Busler
14 Żegluga Breogana (część 12)
Jacek Borkowicz
16 Ùmiérelë z głodu jak mùchë
Z Alfónksã Blockã gôdô Eùgeniusz Prëczkòwsczi
18 Wielojęzyczne Pomorze (część 1)
Cezary Obracht-Prondzyński
21 Siedem lat z Napoleonem
Marek Adamkowicz
24 Wëszłô ze Stëdzyńc. Z Łësniewa wëszłô.
Tómk Fópka
26 W świecie chabrów, dzwonków i niezapominajek
Z Edmundem Szymikowskim rozmawia A.M.
27 Kaszubszczyzna w sferze publicznej
Bogusław Breza
30 Historia zamknięta w książkach
Sławomir Lewandowski
32 Przyjaciół miej blisko
Maria Pająkowska-Kensik
33 Pasierbowe świętowanie
Bogdan Wiśniewski
34 Coraz dalej od morza
Witosława Frankowska
36 „Pokorny sługa muzyki“
Rajmund Knitter
39 Za zasługi w działalności publicznej
Andrzej Busler
40 Chlebnickie perełki
Marta Szagżdowicz
41 Kaszëbsczi dlô wszëtczich.
Ùczba 24. Latné ferie
Róman Drzéżdżón, Danuta Pioch
43 Goręczyno. Od najdawniejszego osadnictwa
do roku 1650 (część 1)
Krzysztof Kowalkowski
46 47 48 51 53 54 56 60 62 64 64 66 69 71 72 74 76 80 82 83 85 91 92 Wieści z gdańskiego oddziału ZKP
Teresa Juńska-Subocz
Leno jeden taczi
Matéùsz Bùllmann
Tak o nas pisali...
Józef Belgrau
Na Kaszubach jest wszystko
Jadwiga Bogdan
Mój azyl w Borach
Dominika Piotrowska
Idol na nowi ôrt
Matéùsz Bùllmann
Kronikarz z kaszubskich lasów
Maya Gielniak
Z Alzacji do kroniki Pręgowa?
Jerzy Łukaszewski
Od Gduńska do Roztoczi bróm...
Tomasz Szymański
Prace mistrza Antoniego
Kazimierz Ostrowski
Prôce méstra Antona
Tłóm. Ludmiła Gòłąbk
Akòrdionista z Sëlëczëna
Tatiana Slowi
Kamienie
Piotr Smoliński
Wiersze. Marian Selin
Z drugiej ręki
Listy
Lektury
Wiedno Kaszëbë
Eùgeniusz Prëczkòwsczi
Finał konkursu genealogicznego
Krzysztof Kowalkowski
Trzecy najôzd Kaszëbów
Katarzëna Główczewskô
Klëka
Tak na òkò
Tómk Fópka
Pëlckòwskô malëna
Rómk Drzéżdżónk
POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
Od redaktora
W przedostatni weekend czerwca odbyły się kolejne warsztaty dla
piszących po kaszubsku organizowane przez „Pomeranię” i Biuro
Zarządu Głównego Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Dzięki
finansowemu wsparciu Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji
20 obecnych lub przyszłych dziennikarzy już po raz trzeci mogło
wspólnie pracować, pozbierać ciekawe materiały i wysłuchać rad
bardziej doświadczonych kolegów.
Tym razem spotkaliśmy się w Chojnicach. O szczegółach
napiszemy szerzej w kolejnym numerze, ale już teraz warto
zaznaczyć, że na wszystkich uczestnikach warsztatów wielkie wrażenie wywarł rozmach,
z jakim działają ostatnio zrzeszeńcy i inni miłośnicy Pomorza na południu Kaszub, np.
w pobliskiej Tucholi.
Zwłaszcza dziennikarze z północnych Kaszub podkreślali, że nie spodziewali się, iż idea
kaszubsko-pomorska jest tu tak silna. Wydawałoby się, że u nas łatwiej się pracuje na rzecz
kaszubszczyzny, bo dookoła jeszcze sporo ludzi mówi po kaszubsku, procent Kaszubów jest
o wiele wyższy niż w Chojnicach, ale tutaj ludzie wydają się bardziej niż my zafascynowani
pomorską kulturą – mówiła znana z anteny Radia Kaszëbë Agnieszka Łukasik.
Już teraz zapraszamy do lektury powarsztatowych tekstów, które będą się ukazywać
w tegorocznych „Pomeraniach”. Może to być zarówno ciekawe, jak i pouczające zwłaszcza
dla Kaszubów z północnej czy środkowej części naszego regionu. Warto poznać południowe
Pomorze, zapaleńców, którzy bezinteresownie pracują na rzecz małej ojczyzny. Może także
warto zrobić sobie rachunek sumienia i odpowiedzieć na pytanie, czy aby nie jesteśmy za
bardzo rozpieszczeni, bo porównując się np. z oddziałem ZKP w Tucholi czy tamtejszym
Bractwem Kurkowym, mamy cieplarniane warunki, a nie zawsze robimy więcej albo
chociaż tyle samo...
A regionalistom z południa dziękujemy za ich ciężką społeczną pracę i za pomoc przy
organizacji warsztatów.
Dariusz Majkowski
PRENUMERATA
OGŁOSZENIE
Koszt prenumeraty rocznej krajowej z bezpłatną dostawą do
domu: 55 zł. W przypadku prenumeraty zagranicznej: 150 zł.
Podane ceny sa cenami brutto i uwzględniają 5% VAT.
Instytut Polonistyki Akademii Pomorskiej w Słupsku zaprasza
do wzięcia udziału w kolejnej edycji Studiów Podyplomowych
Kwalifikacyjnych Metodyczno-Kulturoznawczych Nauczania
Języka Kaszubskiego.
Aby zamówić prenumeratę, należy
• dokonać wpłaty na konto: PKO BP S.A. 28 1020 1811
0000 0302 0129 35 13, ZG ZKP, ul. Straganiarska 20–23,
80-837 Gdańsk, podając imię i nazwisko (lub nazwę
jednostki zamawiającej) oraz dokładny adres
• zamówić w Biurze ZG ZKP, tel. 58 301 27 31, e-mail:
[email protected]
• Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na
prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie
www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: [email protected]
lub kontaktując się z Infolinią Prenumeraty pod numerem:
22 693 70 00 – czynna w dni robocze w godzinach 7–17.
Koszt połączenia wg taryfy operatora.
2
Zajęcia będą się odbywały przez trzy semestry (2 semestry
w SP nr 2 w Bytowie oraz 1 semestr na Wydziale Filologiczno-Historycznym Akademii Pomorskiej w Słupsku) w trybie
zjazdów piątkowo-sobotnich, co dwa tygodnie. Zaczynamy od
połowy września 2013 roku. Płatność za semestr 1600 zł.
Komplet dokumentów, tj. podanie, kwestionariusz osobowy,
CV, odpis dyplomu ukończenia studiów wyższych, dwa zdjęcia, kserokopię dowodu osobistego (aplikacje dostępne są na
stronie www.apsl.edu.pl), należy składać do końca lipca 2013
roku na adres:
prof. nadzw. dr hab. Adela Kuik-Kalinowska
Instytut Polonistyki, Akademia Pomorska w Słupsku
ul. Arciszewskiego 22 a, 76-200 Słupsk
Tel. (59) 84 05 326, 507 518 993, E-mail: [email protected]
ADRES REDAKCJI
80-837 Gdańsk
ul. Straganiarska 20–23
tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31
e-mail: [email protected]
REDAKTOR NACZELNY
Dariusz Majkowski
ZASTĘPCZYNI RED. NACZ.
Bogumiła Cirocka
ZESPÓŁ REDAKCYJNY
(WSPÓŁPRACOWNICY)
Danuta Pioch (Najô Ùczba)
Karolina Serkowska
Maciej Stanke (redaktor techniczny)
KOLEGIUM REDAKCYJNE
Edmund Szczesiak
(przewodniczący kolegium)
Andrzej Busler
Roman Drzeżdżon
Piotr Dziekanowski
Aleksander Gosk
Wiktor Pepliński
Tomasz Żuroch-Piechowski
TŁUMACZENIA
NA JĘZYK KASZUBSKI
Ludmiła Gołąbek
Karolina Serkowska
FOT. NA OKŁADCE
Piotr Januszewski
WYDAWCA
Zarząd Główny
Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego
80-837 Gdańsk
ul. Straganiarska 20–23
DRUK
DRUKARNIA
Waldemar Grzebyta
Redakcja zastrzega sobie prawo
skracania i redagowania artykułów
oraz zmiany tytułów.
Za pisownię w tekstach w języku kaszubskim,
zgodną z obowiązującymi zasadami,
odpowiadają autorzy i tłumacze.
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności
za treść ogłoszeń i reklam.
Wszystkie materiały objęte są
prawem autorskim.
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
PERYPETIE SPISOWE
Ludu mój pomorski, niemy, wykowany
Jak pomnik przeddziejowy z skandynawskich głazów,
Piorunami dziejowej burzy poorany (...)
(Aleksander Majkowski, 1911)
Kamienny symbol przynależności Helskiej Kosy do Kaszub, do Pomorza, i długiego trwania tu
„pomorskiego ludu” stanął nareszcie na wydartym morzu fragmencie helskiego cypla.
O idei i historii budowy Kopca Kaszubów na krańcu Mierzei Helskiej pisaliśmy w majowym numerze naszego
pisma. I oto w niedzielę 23 czerwca idea
została urzeczywistniona. Na nowym lądzie, powstałym w wyniku umacniania
morskiego brzegu, został usypany Kòpc
Kaszëbów – rodzaj kurhanu z głazów,
kamienny monument przypominający
o tym, że w tym miejscu zaczynają się
należące do polskiego państwa Kaszuby, czyli że jest to „Początek Polski”, jak
napisano na pomniku. O kaszubskości
monumentu-kopca świadczy i materiał,
z jakiego został wykonany (pochodzące
z Kaszub głazy – dzieło lodowca, a może
stolemów?), i umieszczony w centralnym
miejscu herb naszego regionu – Gryf Kaszubski.
Przypomnijmy raz jeszcze, że autorem
powstałego w 2007 roku projektu Kopca
Kaszubów jest nieżyjący już architekt Bruno Wandtke, a głównymi pomysłodawcami: Tadeusz Muża i Zbigniew Chmaruk.
Przedsięwzięcie udało się zrealizować
dzięki wielu ludziom i instytucjom, sponsorami monumentu są bowiem Miasto
Hel, Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie,
Urząd Morski w Gdyni, koło partnerskie z miasta Hermeskeil, Hydrobudowa
Gdańsk S.A., Nadleśnictwo Wejherowo,
Restauracja Kutter, Kancelaria adwokacka Kopoczyński adwokaci i radcowie
prawni oraz Przedsiębiorstwo Usługowo-
-Transportowe OLTRANS. Samą jego organizacją zajęli się natomiast Mirosław
Wądołowski – burmistrz Helu, Andrzej
Królikowski – dyrektor Urzędu Morskiego
w Gdyni, oraz Łukasz Grzędzicki – prezes
Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Wizerunek gryfa został wykonany przez
Pracownię Kowalstwa Artystycznego
Henryka Krolla, a napisy na kamieniach
są dziełem należącej do Aleksandry i Tomasza firmy Kamieniarstwo-Lilla.
Patronat honorowy nad projektem
objęli Ryszard Stachurski, wojewoda pomorski, Mieczysław Struk, marszałek województwa pomorskiego, oraz ks. prof.
Jan Perszon, organizator kaszubskich
pielgrzymek z Helu na Jasną Górę.
Lësatô kania. Òdjimk z ùczbòwnika
Bëtowsczé
bëlné mòdło
ELŻBIÉTA PRËCZKÒWSKÔ
W òstatnëch miesądzach szkólny
kaszëbsczégò jãzëka mają wiele do ùczinkù z témą sparłãczoną z nowim przedmiotã „Włôsnô historiô i kùltura”, jaczi
wchôdô do szkòłów òd séwnika latoségò
rokù. Bądze to dodôwkòwi przedmiot
dlô ùczniów zapisónëch na kaszëbsczi
w piąti klasë spòdleczny szkòłë, w drëdżi
klasë gimnazjum a téż w drëdżi klasë
wëżigimnazjalnëch szkòłów. Òcena
z niegò bądze liczonô do strzédny.
Żebë szkólny bëlë przërëchtowóny do
prowadzeniégò nowégò przedmiotu,
Centrum Edukacyjnëch Inicjatiw w Kartuzach zòrganizowało czile kùrsów na
tã témã prowadzonëch przez Dareka
Szëmikòwsczégò. Je to jednakò leno
dzélëk robòtë. Kò nót przëszëkòwac programë naùczaniégò, rozkładë materiałów, systemã òceniwaniô a òsoblëwie
– ùczbòwniczi, chtërne szkólny mòglëbë
wëzwëskac w swòji robòce.
W tim môlu wôrt je sã bëlno przezdrzec na dokôz, jaczi mô przëgòtowóny
part Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô w Bëtowie. Je to ùczbòwnik Bëtowskô zemia. Swój ùdzél w jegò wëdanim
miałë téż gminë bëtowsczégò krézu.
Przërëchtowóny je òn przez karno lëdzy,
4
chtërny są – jak czëtómë w przedesłowim
– „mòckò zrzeszony pò warkù i familiowò
z tim dzélã Pòmòrzô”. Redaktorama są
prof. dr hab. Cezari Òbracht-Prondzyńsczi
– prôcownik Gduńsczégò Ùniwersytetu,
i Pioter Dzekanowsczi – gazétnik i dzejôrz
kaszëbsczi z Bëtowa.
Ùczbòwnik przëcygô piãknym wëzdrzatkã. Snôżé òdjimczi bëtowsczi nôtërë,
mapë, wëkresë, a téż, co òsoblëwie je wôrt
pòdczorchniãcô, zdjãca z dzysdniowégò
żëcégò lëdzy w tëch stronach, dôwają
òbrôz, że kaszëbizna je tam wcyg żëwô
i baro wiele dzejaniów je z nią sparłãczonëch. Widzec je na nich téż, że w niejednëch sprawach bëtowsczi Kaszëbi
mają dzél wikszé dobëca, jak jinszi. Przikładowò pòlską gwiôzdą w spiéwie je
gwës Nataliô Szroeder, znónô czedës na
całëch Kaszëbach chòcbë le z ùczbów
kaszëbsczégò jãzëka w programie „Rodnô Zemia”.
Tekstë tikającé sã geògrafii i przirodë
są napisóné baro prostim jãzëkã, tak że
niżódnégò jiwru ni ma w jich òdebranim
i przekôzanim ùcznióm. Przë ùżëcym
mapów, wëkresów mòżna w baro wizjowi i òbrôzowi spòsób przekazac dzecóm
wiédzã, czemù Kaszëbë dzys wëzdrzą tak,
jak je widzymë kòżdégò dnia. Òdjimczi
nôtërë smiało mòglëbë wëzwëskac szkólny z jinszich dzélów Kaszëb, dze wiele
z nëch roscënów ë zwierzãtów téż żëje.
To je wiôlgô wôrtosc negò ùczbòwnika.
Dobrze téż, że dodôwkã do ksążczi je platka, na chtërny zapisóné są tresce w PDF-ie.
Mòżna je tej pùscëc na tôblëcã mùltimedialną i razã z dzecama òbgadac. Dôwô
to dzél lepszé mòżnoscë nigle sóm ùczbòwnik na łôwce.
W dzélu historicznym, òkróm krótkò
przedstawionëch pradzejów naszi zemi,
aùtór prima pòkôzôł drãdżé dzeje negò
môla, chtëren colemało béł pògrańczną
zemią. Jak napisóné je w ùczbòwnikù:
„wszãdze ù naju nëkają jaczés dôwné
grańce”, chtërne „wcyg żëją w pamiãcë
i swiądze ùszłëch i dzysdniowëch mieszkańców naszich strón”. Bëlnym òbrazã
tegò są mapë, z rozmajitëch cządów historicznëch, dzãka chtërnym letkò mòżna
sã dokònac, jak nierôz drãgò sã tu żëło.
Historiô bëtowsczi zemi ùsadzonô je na
òglowëch dzejach Kaszëb i Pòmòrzégò,
dlôte pò przeczëtanim całégò dzélu
czëtińc mô pòdstawòwą wiédzã ò historie
swòji Môłi Tatczëznë.
W dzélu „Rodnô mòwa” nalézemë
wiadła ò pochòdzënkù kaszëbsczi mòwë,
wëapartnionëch dialektach ti zemi
a téż òpisóné dzejania sparłãczoné z dzysdniowim rozwijã kaszëbsczégò jãzëka.
Mómë na przëmiar artistów, jaczi wëszlë
z bëtowsczi zemi. Trzeba tu wëmienic
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
ZE SZKÒŁOWI PÒLËCË
chòcle pòétã Wacława Pòmòrsczégò,
artistkã wësziwôrkã Ingã Mach czë żłobiôrzów Piotra Janka i Henrika Lepaka. Na
òdjimkach je wiele dzecy i młodëch lëdzy,
co swiôdczi ò tim, że kaszëbizna corôz
barżi je achtnionô przez młodé pòkòlenié,
òsoblëwie temù, że corôz mòcni wkrôczô
do szkòłów. Cekawi je téż dzél „Gôdczi”,
dze mómë krótczé wëjimczi dokazów
rozmajitëch ùtwórców, co mô bëc taką
zôchãcbą do sygniãcô pò wicy.
W tim môlu nachôdô mësla, czemù
nen dzél ò naszi mòwie mô leno z wiksza dzesãc strón, czej prziroda i historiô
mają pò przeszło sztërdzescë. Do te je
baro mało òpisënkù, a jesz dotikô òn
òsoblëwie le dzejów lëteraturë. A kò je
to ùczbòwnik ò bëtowsczi zemi pisóny
z mëslą ò ùczbie dzôtk ti zemi – przecã
nié blós z kaszëbsczich familiów. Tej nót
bë bëło ùdokaznic, że kaszëbskô mòwa
bëła i je na bëtowsczi zemi wôżnô. Temù
dzëwùje inscenizowóny òdjimk z dôwny
szkòłowi klasë na zôczątkù rozdzélu, jaczi pòkazywô, że je to cos, co bëło dôwno
i wierã zadżinãło. Pòcwierdzywają to dalszé zdjãca, na chtërnëch wicy je kùlturë,
jak dzejaniów kòle zachòwaniô i rozwiju
rodnégò jãzëka (notabene szkòda, że w taczim przëtrôfkù nen rozdzél nie nazéwô
sã równak „Rodnô mòwa i kùltura”).
A trzeba doch mòcno rzec, że rodnô mòwa
na bëtowsczi zemi je wiôlgą dzysdniową
wôrtnotą, zaczinającë òd bùrméstra, co
piãkno i chãtno pò kaszëbskù gôdô (a je
to dosc rzôdczé na całëch Kaszëbach, pòza
Kòscérzną), pò tôfle dwajãzëkòwé, co stoją
kòle miast i wsów, jaż pò wiele zjawiszczów, co bëlno dozérają kaszëbiznã. Tu
bëtowskô zemia mòcno téatrã stoji (to je
w ksążce, le dze jindze i kąsk za mało), są
tam bëlno rëchtowóné kònkùrsë „Rodny
Mòwë”, chtërne dałë ju wiele laùreatów,
są snôżé festiwale spiéwù, jak chòcbë
„Współczesne aranżacje kaszubskie”,
kùreszce rozwijô sã lëteratura. Jãzëk
z lëteraturą to je fùńdameńt kaszëbiznë.
Temù – chòc bëtowskô zemia donëchczôs
nie bëła znónô z wielenë kaszëbsczich
lëteratów – tim barżi wôrt je szerzi
pòkazac wszëtczé te dzejania. Prowadzą je: Wacłôw Pòmòrsczi, Zbigniew Talewsczi i Robert Żmùda-Trzebiatowsczi
ze swòjima wiérztama, Jón Natrzecy
(Pioter Dzekanowsczi) z science fiction
i kòmiksama, Ana Glëszczińskô i Józef
Brusczi z pòwiôstkama, téż w dzélëkù
Inga Mach, Teréza Tréder czë Adela Kuik-Kalënowskô. Przënôlégô kąsk żałowac, że
POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
zafelało redaktora do bëlnégò òbrobieniô
negò dzéla.
Znajôrz rodny mòwë gwës bë téż dôł
so pòkù z dzywnym i niepòtrzébnym
słowã „apendiks” (ang. appendix), skòrno
w kaszëbiznie mómë tak bëlné słowa, jak
„dodôwk” abò „doparłãcznik”, ewentualno „dodatk”. Kùreszce lepszi je z łacëznë
wzãti „aneks”. Trzeba tu rozmiôc, że nie je
letkò òddac tëli tekstu pò kaszëbskù, kùli
je w tim dzele. Nie wchôdómë tu głãbòk
w jãzëkòwą stronã. To bë wëmôgało barżi
gruńtowny analizë. Równak ju z wiérzkù
je widzec wiôlgą i drãgą robòtã, za co
chwała aùtoróm.
Niżódné fele nie są w sztãdze òdebrac
ksążce znanczi dobrégò dokazu dlô
szkòłowi ùczbë. Temù chcã baro zachãcëc
wszëtczé krézë kaszëbsczégò regionu,
żebë téż pòspólno przërëchtowałë taczi – a mòże jesz përznã lepszi – dokôz
ò swòjich stronach, jakno bëlną pòmòc
do rozwiju kaszëbiznë i swòji lokalny
pòdmiotowòscë.
Bëtowskô zemia, redakcjô: Cezari Òbracht-Prondzyńsczi, Pioter Dzekanowsczi, aùtorzë:
Adóm Mòhr, Macéj Kwaskiewicz, Tomôsz Semińsczi, Kamil Kajkòwsczi, Cezari Òbracht-Prondzyńsczi, Alina Werochòwskô, Pioter Dzekanowsczi. Dolmaczenié: Pioter Dzekanowsczi.
Òdjimczi: Kazmiérz Rolbiecczi, Adóm Mòhr,
Wacłôw Turzińsczi, Lészk Szarzińsczi, Ludwik
Szréder. Wëdôwcë: Bëtowsczi Part Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô, „Kurier” s.c. Bëtowò
5
Nadzwëkòwi albùm
Zemia Swiãtô – taką nazwą òpisëje Biblëjô historiczné teritorium Palestinë. Są to place, na jaczich dzejałë sã wôżné wëdarzenia znóné nama z Pismionów Stôrégò i Nowégò Testameńtu. Dlô
chrzescëjanów je to przede wszëtczim Òjczëzna Jezësa Christusa. A dlô Kaszëbów? Dzysdniowé
teritoria zajimóné przez Palestinã, Izrael czë Jordaniã, to swiãté môle, do chtërnëch pielgrzimùją
rzmë z Pòmòrzégò wëprosëwac brëkòwné łasczi i téż dzãkòwac Bògù ë Nôswiãtszi Matince za
dobro bëlnëch przemianów w Pòlsce pò 1989 r. Dlôte nie dzëwi kaszëbsczé pielgrzimòwanié do
Zemi Swiãti, ùmieszczenié tam tôflów z „Òjcze nasz” (2000) i himnã „Magnificat” (2013) w jãzëkù
kaszëbsczim.
6
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
MAGNIFICAT KASZËBÓW
Òd wiôldżégò „Magnificatu Kaszëbów” w zemi Zbôwcë (10–17.03.2013)
minãłë ju trzë miesące. Wëdarzenié to,
szerok opisóné w pòmòrsczich mediach,
doczekało sã całowny dokumeńtacje.
Wëdowizna Kaszëbskò-Pòmòrsczégò
Zrzeszeniégò òpùblikòwa wiôldżi, farwny albùm, do chtërnégò òstôł dołączony dokùmeńtalny film przërëchtowóny
przez TTM.
Albùm mô sto dwadzesce stronów.
Jak mòże chùtkò pòstrzéc, òstôł òn
pòmëszlóny nié le jakno relacjô z jedny
pielgrzimczi, ale i òglowi prowadnik pò
swiãtëch placach. Òkã przëzércë zarô je
widzec bògaté w òdjimczi starnë, cekawie
złożoné. Cwiardô òprawa a zastosowóny
fòrmat pionowi A4 sprôwiają, że knéga
robi widzałé wrażenié. Człowiekòwi jaż
chce sã zazdrzec bënë. Jedna jesz chwila zastanowieniégò. Cëż taczégò je na
òbkłôdce? Nawetka jeżlë chtos nie biwôł
w Zemi Swiãti, to pewno sã domësli, że
pierszi òbkłôdkòwi òdjimk przedstôwiô
nôwôżniészi z wszëtczich kòscołów na
swiece – bazylikã Zmartwëchwstaniégò.
Redakcjowô starna nie òstôwiô niżódnëch wątplëwòsców, że nad drëkã
albùmù robiło niemôłé karno lëdzy.
Ò kaszëbsczé słowò zadbôł przédny redaktór cządnika „Pomerania” Dark Majkòwsczi, chtëren prowadzy czëtińców
pò wôżnëch placach w Zemi Swiãti. Słowa nie są le òpisanim samëch môlów
a ùmëslënków aùtora, ale i mają swòje
pòcwierdzenié w Swiãtëch Pismionach,
chtërnëch wëjimczi aùtór mô ùdało
wëbróné. Tekst òstôł pòdzelony na szesc
dzélów. Pierszi pòswiãcony je „szlachóm
Christusa…” Pózni przeczëtómë ò „zemi,
gdze Bóg przëszedł na swiat”, „na jaką
padło Bòżé Słowò”, ò „zemi żëwi i ùmarłi
wòdë”, ò „Jerozolëmie, zemi smiercë i zmartwëchwstaniégò” i ò „môlach mãczi”.
Piãknym dofùlowanim repòrtażu
są kòmeńtarze i òpisë òdjimków, zrobioné przez dr Terézã Klein. Òsoblëwie
ùceszą sã z nich lëdze, co jesz nie zdążëlë
wëùczëc sã kaszëbiznë. Tekstë te są wej
napisóné pò pòlskù. Bëlno ùbògacywają
òne repòrtôż òprzez pòkazëwanié cekawëch faktów historicznëch. A że materiał przëszëkòwa teòlog, ùczennica sw.
pamiãcë bpa prof. dr hab. Jana Bernarda
Szladżi, tej mòżemë bëc gwës, że w ti
prôcë mia wiôlgą starã ò rzetelnosc historiczną ë teòlogiczną prôwdã. Niemałą
rolã w dobranim òdjimków òdegrôł ks.
dzekón Marión Miotk, dëchòwi prowad-
POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
nik pò Zemi Swiãti, tej i jegò zasłëdżi wôrt
je pòdsztrichnąc.
Całosc graficzno zaprojektowôł ë zrobił kòmpùtrowé łómanié Macéj Stanke,
chtëren na co dzéń skłôdô „Pòmeraniã”.
Zadanié nie bëło letczé. Kò na sto dwadzesce stronach mùszôł ùmieszczëc wicy jak
150 òdjimków, tematiczno przëpisónëch
do tekstu repòrtażu D. Majkòwsczégò
a òpisënków T. Klein.
Samò òbzéranie zdjãców nie je zmùdné. Widzec je, a barżi jesz czëc: dinamikã.
Òb czas łómaniô òstało zastosowóné cziles techników, dzãka chtërnym mòżemë
ùzdrzec tak detale, jak panoramë czë wiôl-
dżé òdjimczi na rozkłôdónëch stronach,
w fòrmace łączonym A3. Na kùńcu je téż
mòżnosc wëcąc kôrtkã z kòpią tôflë, na
jaczi je wëpisóny tekst himnu „Magnificat”, mòże pòtemù ùmieszczëc jã w ramce
ë pòwiesëc na scanie.
Wôrt téż dac bôczenié na ùżëcé w òznaczeniach ë òpisënkach kòdu QR. Dlô tëch
nieòbeznónëch jesz z tą techniką wëjasniwóm, że jidze tu ò zapisanié w specjalnym kòdze adresów internetowëch,
dzãka chtërnym nasz smartfón, parłãczącë sã przez internet, pòkôże nama plac na
kôrce google (Google Maps) i pòkôże nama
m.jin. szaséje Jerozolëmë. Bãdzemë mòglë
7
MAGNIFICAT KASZËBÓW
téż w òriginale òdsłëchac kôzania wëgłoszoné przez biskùpa Wiesława Smigla
i ksãżi!
W albùmie òstało wëkòrzistóné wiele òdjimków zrobionëch przez pielgrzimów – aùtorów tekstów i téż przez Areka
Gòlińsczégò, Bògdana Czedrowsczégò,
ks. Mariana Miotka.
Przezérającë albùm a czëtającë tekstë repòrtażu, w òsmë placach nalézemë
wëgłoszoné kôzania. Szesc z nich je aùtorstwa ks. bpa Wiesława Smigla, biskùpa
pòmòcniczégò pelplińsczi diecezje ë pò
jednym – ks. dzekana Mariana Miotka
z Gniewina ë ks. Bartłomienia Wittbrodta z Pruszcza Gduńsczégò (òbadwa pò
kaszëbskù). Cekawòstką je mòżebnota
òdsłëchaniégò jich w òriginale przë
ùżëcym mòbilczi.
Pòdrechòwùjącë, dokôz ten je dobrze
ë nowòczasno wëdóny. Mô ùniwersalną
fòrmùłã. Je bëlnym prowadnikã pò
Zemi Swiãti. Mòżemë sã z niegò baro
wiele dowiedzec ò chrzescëjańsczi tradicji w Palestinie, ò dzejach zemi najégò
Pana. Dokùmeńtëje téż nasze dzejanié,
robòtã Kaszëbów. Dzãka technicznym
nowiznóm mòże òn bëc czekawi téż dlô
nômłodszégò pòkòleniégò Kaszëbów,
chtërno mòże na przëmiar pòkazac
swòjim starkóm, jak òdczëtac kòd QR.
Materiał ten w rãkach szkólnégò mòże sã
stac dobrim nôrzãdzã w codniowi edukacje, òsoblëwie na lekcjach religii, tak pò
pòlsku, jak w kaszëbsczim jãzëkù.
Nad redakcją całoscë czuwôł Arkadiusz Gòlińsczi, kòòrdinatór „Magnifi-
catu Kaszëbów”. Ju na pierszich trzech
stronach albùmù mòżemë przeczëtac
ò deji, jakô przëswiéca òrganizatoróm ti
dzãkòwny rézë. Czë ùdało sã zjiscëc plan
pielgrzimczi – wiôldżé pòdzãkòwanié za
to, co jakno Kaszëbi jesmë zrobilë? Czë
albùm béł dobrą ùdbą ë sã ùdôł? Na to pitanié niech so kòżdi òdpòwié sóm pò jegò
przeczëtanim i òbezdrzenim.
A.N.
ALBUM
MAGNIFICAT
KASZUBÓW
W ZIEMI ŚWIĘTEJ
DO NABYCIA
W KSIĘGARNI INTERNETOWEJ
www.kaszubskaksiazka.pl
8
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
9
POMORSKI SALON KULTURALNY
10
Pomorski szlak
ks. Pasierba
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
PROPOZYCJA NA LATO
LUBAWA
PELPLIN
– 7 stycznia 1929 r. urodził się tu Janusz
Stanisław Pasierb, na chrzcie świętym
otrzymał imiona Janusz Stanisław Antoni. Miasto leży w województwie warmińsko-mazurskim.
– w latach 1947–1952 Janusz St. Pasierb
odbywał w tym mieście studia filozoficzno-teologiczne w Wyższym Seminarium
Duchownym. Na tutejszym cmentarzu
znajduje się jego grób.
WARTO ZOBACZYĆ:
zabytkowy kościół pw. Nawiedzenia NMP
zbudowany w 1861 r., kościół parafialny
pw. św. Anny z 1330 r. z kaplicą Mortęskich z 1581 r., sanktuarium Matki Boskiej Lipskiej (przy parafii działa Muzeum
Ziemi Lubawskiej), drewniany kościół pw.
św. Barbary z 1673 r., pozostałości murów
obronnych, ruiny zamku biskupów chełmińskich z XIV w., zespół szpitala miejskiego pw. św. Jerzego z II poł. XIX wieku.
WARTO ZOBACZYĆ:
zespół opactwa pocysterskiego z XIII–
XIV w. z bogatym wyposażeniem, klasycystyczny pałac biskupi z ok. 1837 r.,
Muzeum Diecezjalne z bogatymi zbiorami sztuki gotyckiej (szczególnym eksponatem jest jedyny w Polsce egzemplarz
Biblii Gutenberga), gotycki kościół pw.
Bożego Ciała z ok. 1417 r.
GRUDZIĄDZ
– w 1952 r. ks. Pasierb został wikariuszem
w tutejszym kościele pw. św. Mikołaja.
Miasto zostało założone w 1291 r. (z tego
roku pochodzi akt lokacji na prawie chełmińskim), ale najstarsze ślady bytności
człowieka na tym terenie sięgają okresu
późnego paleolitu, ok. 8000 lat p.n.e. Grudziądz jest położony na Pomorzu Nadwiślańskim, na prawym brzegu Wisły.
WARTO ZOBACZYĆ:
średniowieczny układ urbanistyczny Starego Miasta, mury miejskie z XIV/XV w. (m.in.
Brama Wodna), na wzgórzu zamkowym
pozostałości zamku krzyżackiego z 2. poł.
XIII w., kamienice na Starym Mieście, od strony Wisły zespół spichrzów z XIII–XVII w.,
gmach dawnego Seminarium Nauczycielskiego, barokowy zespół poklasztorny benedyktynek: budynki klasztorne z XVII–XVIII
w., tzw. Pałac Opatek z XVIII w. i kościół św.
Ducha z XVI w., przebudowany w wieku
XVII, Muzeum im. ks. Stanisława Łęgi.
TYMAWA
WARTO ZOBACZYĆ:
zespół klasztorny pocysterski, gotycki
z XIV–XV w. z bogatym skarbcem (cenny
zbiór haftów liturgicznych z XVII–XVIII w.).
TCZEW
– w 1936 r. Janusz St. Pasierb rozpoczął
tu naukę w szkole powszechnej. Jego
ojciec był profesorem łaciny w miejscowym gimnazjum. W 1947 r. Janusz Pasierb zdał maturę w tutejszym Liceum
Ogólnokształcącym.
WARTO ZOBACZYĆ:
gotycki farny kościół pw. Podwyższenia
Krzyża Świętego z XIII w., podominikański kościół pw. św. Stanisława Kostki
z XIV w., fragmenty murów obronnych
z XIV w., most kratowniczy z XIX w.,
Muzeum Wisły, Fabrykę Sztuk, budynek
pierwszej w Polsce Państwowej Szkoły
Morskiej z 1911 r., wiatrak typu holenderskiego z 1806 r.
REDA
– ks. Janusz St. Pasierb został tu wikariuszem w roku 1953. Miasto w Pradolinie
Redy-Łeby. Na zachód od miasta znajduje się rozległa nizina, zwana Mościmi
Błotami, a na północ – Kępa Rekowska.
Przez miasto przebiegają ważne szlaki
komunikacji drogowej i kolejowej.
– miejscowość często pojawiająca się
w twórczości ks. Pasierba. Wieś kociewska położona w gminie Gniew. Otoczona
jest nadwiślańskimi wzgórzami, które
oddzielają Tymawę od Wisły, płynącej
w odległości niecałych 2 km na wschód.
WARTO ZOBACZYĆ:
neogotycki kościół pw. Wniebowzięcia
NMP oraz św. Katarzyny Aleksandryjskiej, powstał w latach 1901–1903.
WARTO ZOBACZYĆ:
kościół parafialny pw. św. Michała Archanioła z XVII w., wyposażenie renesansowe i barokowe z XVII–XVIII w.
– w tej miejscowości ks. Pasierb był ojcem duchownym w zakonie benedyktynek; wielokrotnie przebywał tutaj na
wakacjach, wspomnienie pewnego lata
POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
w tej wiosce przywołał w jednej z miniatur zamieszczonych w książce Haiku
żarnowieckie.
Pomorski szlak kulturowo-turystyczny
ks. Pasierba to kolejna cegiełka społeczności
tczewskiego ekonomika do budowania wiedzy
o postaci ks. Janusza St. Pasierba – twórcy w przestrzeni kultury polskiej i europejskiej.
Zespołowi Szkół Ekonomicznych w Tczewie 18 grudnia 1998 r. nadano imię ks. Janusza Stanisława Pasierba. Odtąd co roku odbywa się tu Święto Patrona.
Z tej okazji organizowane są liczne konkursy: recytatorski, literacki, plastyczny, gastronomiczny, wiedzy
o sztuce, a także o życiu i twórczości Patrona. Szkoła
współpracuje z Fundacją im. ks. Janusza St. Pasierba w Warszawie. Co roku liczna grupa nauczycieli
i wyróżniających się uczniów wyjeżdża do stolicy
na uroczystości rocznicowe ku czci Patrona. Wśród
działań wiążących się z osobą ks. Pasierba należy
wymienić szkolne publikacje: Ks. Janusz St. Pasierb
w anegdocie, Ks. Janusz St. Pasierb – Myśli, Ks. Janusz
St. Pasierb – Patron Szkoły oraz płytę pt. „Nie czekaj
na życie” z utworami poety w interpretacji uczniów,
absolwentów i chóru szkolnego.
Uczniowie wielokrotnie zwiedzali miejsca powiązane z Patronem lub te, które opisywał w swoich
utworach. Skłoniło to dyrektora tczewskiego ZSE
Jerzego Cisewskiego do nawiązania współpracy
z Piotrem Kończewskim, dyrektorem biura Lokalnej Organizacji Turystycznej KOCIEWIE, w celu rozpoczęcia budowy szlaku kulturowo-turystycznego
śladami ks. Janusza Stanisława Pasierba.
ŻARNOWIEC
11
POMORSKA GOSPODARKA
Rozwój królowej
polskich rzek?
Dlaczego nie wykorzystujemy potencjału transportowego Wisły? Odpowiedzi na to pytanie szukali uczestnicy konferencji „Po drugie: Autostrada wodna na Wiśle”.
ANDRZEJ BUSLER
Rozpoczynamy batalię,
ale nie szukamy wrogów
Konferencja została zorganizowana przez „Dziennik Bałtycki” i Urząd
Marszałkowski Województwa Pomorskiego. To jeden z punktów rozpoczętej
w marcu kampanii na rzecz ożywienia
gospodarczego królowej polskich rzek.
Przez pierwsze trzy miesiące trwania
akcji poparli ją m.in.: Marszałek Senatu
RP Bogdan Borusewicz, prezydent Lech
Wałęsa, Jan Ryszard Kurylczyk (były wojewoda pomorski, jeden z inicjatorów
akcji związanej z autostradą A1 w 2003
roku), 21 posłów, wiele osób prywatnych, urzędów, stowarzyszeń, w tym
także Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie.
Wśród około 200 uczestników debaty, która odbyła się 3 czerwca w gdańskim Dworze Artusa, znaleźli się m.in.
wiceminister transportu Anna Wypych-Namiotko, europoseł Jarosław Wałęsa,
posłowie Teresa Hoppe, Tadeusz Aziewicz
i Stanisław Lamczyk, senator Leszek Czarnobaj, marszałek województwa pomorskiego Mieczysław Struk i wicewojewoda
pomorski Michał Owczarczak. Otwierający
konferencję redaktor naczelny „Dziennika
Bałtyckiego” Mariusz Szmidka nawiązał do
historycznego gmachu, w którym zgromadzili się dyskutanci: Czujcie się jak królowie
w odbudowie królowej polskich rzek. Marszałek Mieczysław Struk wspomniał, że
dawną, XV- i XVI-wieczną siłę gospodarczą
Gdańsk zawdzięczał właśnie Wiśle. Rozpoczynamy batalię, ale nie szukamy wrogów.
Niestety powszechnie brakuje przeświadczenia, że Wisła jest potrzebna. Nie może się ona
kojarzyć tylko z problemem powodziowym
– mówił marszałek.
12
Konferencja przyciągnęła około dwustu uczestników. Fot. Sławomir Lewandowski
Przykład idzie z Niemiec i Holandii
W dalszej części spotkania szukano
odpowiedzi na pytanie, dlaczego przez
lata nie wykorzystujemy potencjału
transportowego Wisły. Referaty przedstawili naukowcy z pomorskich uczelni (gdańskich i bydgoskich): prof. dr
hab. Krystyna Wojewódzka-Król, prof.
dr. hab. inż. Adam Bolt, prof. Zygmunt
Babiński oraz Zbigniew Ptak z Urzędu
Marszałkowskiego, Michał Górski z Regionalnej Izby Gospodarczej Pomorza
i Halina Czarnecka – dyrektor Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej
w Gdańsku. Zaprezentowano dokładną
analizę korzyści, jakie może przynieść
ożywienie ruchu transportowego na
Wiśle. Już za parę lat, po zwiększeniu
mocy przeładunkowej portów morskich
w Gdańsku i w Gdyni, będzie to już nie
tylko ewentualność, lecz konieczność,
aby zachować płynność transportowania towaru na południe. Obecnie Wisła
jest żeglowna jedynie w okolicy Gdańska i Krakowa. Najbardziej zaniedbana
pozostaje jej środkowa część, przez lata
nie poczyniono tam żadnych większych
inwestycji. Od 140 lat następuje stopniowa degradacja komunikacyjna tej rzeki.
Z przytoczonych prognoz statystycznych
wynika, że w następnych latach popyt
na transport znacząco wzrośnie. Już dziś
zatem trzeba się przygotować na te wyzwania. Ożywienie transportowe Wisły
mogłoby być jednym z narzędzi, które
odciążyłyby transport kołowy – podkreślali uczestnicy konferencji.
Jako pozytywne przykłady rozwoju
transportu rzecznego podano świetnie
rozbudowaną sieć dróg wodnych w Niem-
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
POMORSKA GOSPODARKA
Goście konferencji pod Dworem Artusa w Gdańsku. Fot. Andrzej Busler
czech i Holandii, gdzie przewożenie towarów rzekami jest sporym odciążeniem
dla transportu samochodowego. W Niemczech funkcjonuje około trzystu portów
rzecznych. Przewożenie towarów drogą
wodną jest tańsze i bardziej ekologiczne
zarówno od transportu samochodowego
jak i kolejowego. Szlaki wodne zajmują
mniejszą powierzchnię komunikacyjną. Jednak jak pokazują doświadczenia
innych, wysoko rozwiniętych państw,
konieczny jest zrównoważony rozwój
wszystkich rodzajów transportu. Tylko
wtedy możliwy będzie płynny przepływ
towarów. Już za kilka lat, po znacznym
zwiększeniu mocy przeładunkowej portów kontenerowych DCT w Gdańsku
i BCT w Gdyni, Trójmiastu może grozić
paraliż komunikacyjny. Dziennie oba
porty będą opuszczać tysiące samochodów ciężarowych. Obecna sieć komunikacyjna Trójmiasta nie zdoła udźwignąć
takiego natężenia ruchu. Inną, równoległą potrzebą jest stworzenie potężnych
centrów logistycznych, mogących magazynować ogromne ilości towarów. Dawniej poważnym problemem było zbudowanie portów i wyładunek, dziś w dobie
przewozów kontenerowych większe wy-
POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
zwanie stanowi uruchomienie potężnych
centrów logistycznych. Według planów
zaprezentowanych podczas konferencji jedno z takich centrów połączonych
z Wisłą mogłoby powstać w okolicy Bydgoszczy. Obecne porty rzeczne na Wiśle
są przestarzałe i nieprzystosowane do
nowoczesnego transportu. W momencie
powstania wodnej autostrady na Wiśle
konieczna będzie ich modernizacja lub
tworzenie nowych.
Ograniczyć zagrożenie powodziowe
Kolejnym pozytywnym aspektem
gospodarczego ożywienia Wisły byłby
rozwój turystyki, i to szczególnie dla terenów słabo rozwiniętych, dotkniętych
sporym bezrobociem. Obecnie przepłynięcie Wisły z południa na północ jest
prawie niemożliwe. Królowa polskich
rzek stoi otworem jedynie przed wyczynowcami. Z pewnością wielu czytelników „Pomeranii” pamięta wyprawę
Wisłą znanego pomorskiego podróżnika
Marka Kamińskiego.
Ważnym tematem poruszonym podczas dyskusji było zagrożenie powodziowe, które potęguje brak uregulowania
Wisły. Zabezpieczenie przeciwpowo-
dziowe Wisły jest bardzo słabe, by nie
powiedzieć: beznadziejne. Podczas ostatnich 40 lat rzeka wylała 45 razy, wyrządzając wielomiliardowe straty. Zdarzały
się przypadki, że dotknięte powodzią
miejscowości były zalane przez 49 dni.
Ostatnia wielka powódź w 2010 roku
kosztowała państwo polskie kilkanaście
miliardów złotych. Uregulowanie Wisły
ograniczyłoby do minimum zagrożenie
powodziowe. Niestety przez lata środki
z budżetu państwa na tego typu inwestycje są niewystarczające.
Wszystko to przemawia za stworzeniem kompleksowego planu wykorzystania gospodarczego Wisły. Warto rozpocząć te prace już teraz, w 2013 roku,
przygotowując się do realizacji nowych
programów UE na lata 2014–2020. Pierwszym krokiem na drodze do osiągnięcia tego celu powinno być porozumienie marszałków województw. Podczas
konferencji pojawiły się głosy, że obecny
czas to ostatni moment na ratowanie
transportu wodnego w Polsce, a dalsze
zaniechania mogą spowodować totalną zapaść w tej kwestii w przyszłości.
Podobnego problemu doświadcza dziś
transport kolejowy. Obecnie modernizowane sieci kolejowe potrzebują do
obsługi wysokiej klasy specjalistów,
których mimo sporego bezrobocia trudno znaleźć. Jest to przykre następstwo
likwidowania szkół kolejowych.
Podczas konferencji wysunięto pomysł powołania ministerstwa odpowiedzialnego za gospodarkę wodną.
Obecnie sprawami wodnymi zajmuje się
sześć ministerstw, powoduje to często
spory chaos biurokratyczny. Z pewnością lepszym modelem byłoby powołanie
jednego gospodarza. Spotkanie zostało
zakończone uchwaleniem stanowiska
końcowego konferencji – dokumentu
podsumowującego, w którym znalazły
się zapisy dotyczące dalszych działań,
jakie powinny podjąć rząd i samorządy.
Organizatorzy zapowiedzieli, że zostanie
on przesłany do premiera Donalda Tuska
i kilku ministrów.
13
FENOMEN POMORSKOŚCI
W 90-LECIE MIASTA KARTUZY
Żegluga Breogana
(część 12)
Nad wybrzeżem Atlantyku, w galicyjskim mieście A Coruña, wznosi się masywny stołp zwany
Wieżą Heraklesa. To w istocie najstarsza czynna morska latarnia świata: prawie dwa tysiące lat
temu zbudowali ją Rzymianie. Z Heraklesem wspólnego ma niewiele. Znacznie lepiej umocowana
w miejscowych legendach jest stojąca pod nią kamienna postać krzepkiego starca z mieczem
i okrągłą tarczą. To król Breogan, miejscowy władca, król królów, który według podania, stojąc
na czele 49 pomniejszych królów, podbił Irlandię.
J A C E K B O R KO W I C Z
Nie pytajmy, kiedy to się stało – mówimy wszak o postaci mitycznej. Jednak
mit o Breoganie stanowi intrygujący
trop dla historyka, znany jest bowiem
także w Irlandii, od której A Corunię
dzieli przecież tysiąc kilometrów oceanu. Breogan to zresztą imię pochodzące
z północy: pod takim mianem zapisała
króla średniowieczna „Księga podboju
Irlandii”. W okolicach A Corunii bohater
znany był początkowo jako Mnich Trezenzon, ale obecnie wszyscy nazywają
go już Breoganem.
Według opowieści król ten zbudował
na nadmorskim klifie wieżę, tak wysoką, że z jej szczytu widać było na północnym horyzoncie niebieskawozielony
pasek nieznanego brzegu. Młody Ith,
syn króla, zapragnął poznać tamto miejsce i popłynął w jego kierunku. Niestety nie wrócił już do ojca, gdyż zabili go
wyspiarze pochodzący z ludu Tuatha Dé
Dannan. Wtedy to właśnie król Breogan,
w akcie zemsty za śmierć syna, najechał
i podbił ich wyspę.
14
Iberowie przed Celtami
Irlandzkie kroniki, skrupulatnie notujące miejscowe wydarzenia do czterech tysięcy lat wstecz, konsekwentnie
wskazują północno-zachodnią część
Półwyspu Iberyjskiego jako miejsce,
z którego dokonano inwazji na Zieloną
Wyspę. Tych najazdów miało być kilka:
od pierwszej wyprawy wodza Parthalona, poprzez Nemeda (który przybył tu
aż ze Scytii, pokonując po drodze całe
Morze Śródziemne), aż po Milezjan, nazywanych też Skotami. Te kronikarskie
wzmianki o starożytnej genezie mogą
być echem rzeczywistych fal najezdniczych, jakie być może dzielił od siebie
kilkusetletni szmat czasu. Mitycznego
Breogana zazwyczaj identyfikuje się
z Milezjanami.
Jeśli chodzi o fakt, że Irlandię przed
Celtami zamieszkiwali Iberowie, to historycy w zasadzie zgodni są ze średniowiecznymi skrybami, aczkolwiek trwają
spory, co należy przez ową nazwę rozumieć. Nie wchodząc w szczegóły, zwrócę
tylko uwagę, że lud ten dał nazwę wspomnianemu już Półwyspowi Iberyjskiemu, na którym leży dzisiejsza Hiszpania
z La Corunią. Iberowie pozostawili też
swój ślad na terenie Irlandii: pod plemiennym mianem Erainn notowani są
w jej średniowiecznej historii.
Pan z Castro
Kraina wokół miasta to (należąca
do Hiszpanii) Galicja, stare królestwo,
w którego herbie mszalny kielich nasuwa natrętne skojarzenia ze Świętym
Graalem. Ten kraniec europejskiego
kontynentu, a więc – wydawałoby się
– totalna peryferia, paradoksalnie pełni
ważną rolę w historii jego kultury i jego
symboli: niedaleko A Corunii odnajdziemy przecież Santiago de Compostela,
miejsce pielgrzymek równe w tradycji
Rzymowi i Jerozolimie. Galicja to także
zagłębie etniczności, lokalnej, a jednocześnie wspólnej korzeniami z resztą
Europy. Jeszcze do końca XVIII w. miejscowe parafie nosiły starożytne nazwy
plemion zamieszkujących ich terytoria.
A gaita, galicyjska odmiana dud, to nic
innego, jak nasze żywieckie gajdy, na
których gra Joszko Broda. Obie nazwy
oznaczają „kozę”, czyli umocowany do
piszczałek miech z koziej skóry. Ową
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
FENOMEN POMORSKOŚCI
kozę przyprowadzili ze sobą, ciągnąc ją
nad Atlantyk aż z Beskidu, Wizygoci.
Galicja to także strome skalne klify,
od strony morza niebotyczne, bo sięgające nieraz 600 metrów wysokości. W głębi lądu, na wzgórzach, sterczą w niebo
menhiry, resztki pradawnej świetności
tej krainy. Menhiry, dolmeny… jest ich
tutaj mnóstwo. Na początku XVII w. hiszpański król, któremu nie wystarczało
złoto przywożone doń z Ameryki, rozkazał szukać go w „grobach szlachetnych
Galicyjczyków”. Tutejsi chłopi rozkopali
wtedy i zniszczyli kilka tysięcy tych megalitów. Ale większość pozostała nienaruszona.
Nietrudno tu także trafić na ruiny
budowanej z kamienia obronnej osady,
zwanej przez miejscowych castro, zamkiem. W San Xiao, najbardziej na północ wysuniętym galicyjskim przylądku
(znanym też jako Ortegal), zachowała
się legenda o jednym z mieszkańców
takich twierdz. Pan z Castro dołączył
do irlandzkiej wyprawy Breogana, być
może był jednym z towarzyszących mu
49 królów. Czciciele Luga
Kim byli Tuatha Dé Dannan, których
pokonali przybysze z Iberii? Historia zapewne nigdy nie odpowie jednoznacznie
na to pytanie. Jednak archeologia wskazuje na ciekawy szczegół: duża część
szkieletów osób pochowanych w okresie
odpowiadającym mitycznej epoce tego
ludu ma krótkie czaszki typu „lapońskiego” – takie same, jakie odnajdujemy
w neolitycznych grobach naszego Pomorza. Tuatha Dé Dannan zapamiętani
zostali jako jasnowłosi żeglarze, którzy
oddawali cześć bogu Lugowi. Imię tego
bóstwa, pana światła, przywodzi skojarzenia z Lugiami, ongiś zamieszkującymi
ziemie dzisiejszej Polski. Ci Lugiowie, inaczej Ligowie z sienkiewiczowskiego Quo
vadis, zapewne przekazali swe imię swoim następcom, dobrze nam znanym pod
nazwą Lechici. Pierwotnie znaczyło ono
„jaśni” albo „świetliści”, co może wskazywać na to, że mieli jasne, zapewne
długie włosy. Jasnowłosi Albiones mieszkali też na północnym wybrzeżu Galicji,
sąsiadując tam z mieszkającymi w głębi
lądu Lougei, czcicielami boga Luga.
Fot. commons.wikimedia.org
Szczątki Lugiów odnajdujemy w grobach kultury przeworskiej. Pod względem antropologicznym nie byli pokrewni Finom ani Lapończykom, jednak nie
to jest tutaj najważniejsze. Uparcie
sugerując istnienie prehistorycznych
kontaktów morskich między Morzem
Śródziemnym a Bałtykiem, mówimy
przecież o szlaku wędrówek mogących
trwać długo, nawet kilka tysięcy lat.
Przed Breoganem był Nemed i Parthalon. W tych wędrówkach mogły nadto
brać udział – w osobnych falach lub jednocześnie – plemiona o różnym pocho-
AKTUALNOŚCI Z ŻYCIA
TWOJEGO ODDZIAŁU ZKP
POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
dzeniu i języku, w pamięci potomnych
zapewne identyfikowane wspólnie jako
przybysze od strony morza.
Kamienny król spod Wieży Heraklesa nie patrzy w kierunku Irlandii, lecz
w drugą stronę, ku odległemu Morzu
Śródziemnemu. Trudno powiedzieć, czy
takie właśnie były intencje rzeźbiarza,
ale jego Breogan, świadomie lub nie,
zwraca się tam, skąd przybyli jego przodkowie, których odległych imion nie przekazały nam nawet legendy. A miejsce,
gdzie stoi, to zaledwie połowa przebytej
przez nich drogi…
http://www.kaszubi.pl/listapartow
15
WÒJNOWI KASZËBI
Ùmiérelë z głodu jak mùchë
Alfónks Block mieszkô w Bólszewie jesz òd przedwòjnowégò czasu. Mô bez dzewiãcdzesąt lat.
Wëchòwôł czwòro dzecy, mô wnuków i prawnuków. Ùrodzył sã 12 strëmiannika 1923 rokù
w Wiczlënie kòle Gdini (dzys dnia to je dzél tegò miasta) z matczi Marii i òjca Józefa. Òjc robił w cementowni, mëmka gòspòdarza doma i wëchòwiwa jesz piãc bracy i sostrã Alfónksa.
Dlô Was wòjna zaczãła sã tak pò prôwdze dopiérze w 1940 rokù…
Przed wòjną më ju so spòkójno gòspòdarzëlë na gòspòdarstwie w Bólszewie.
Na pòczątkù bëło tu wiele czëc ò mòrdach
w Piôsznicë. Nama na szczescé nicht nic
nie robił. Ale ju wczas na zymkù 1940
rokù szôłtës Roeske, to béł Miemc, sczerowôł mie na robòtë na Żuławë, do wsë
Grabina Zameczek. Më ni mielë żódnëch
papiorów. Mòglë z nama robic, co le
chcelë. Tam bëło baro lëchò. Jô ni mógł
strzëmac i tej na jeséń jô wërwôł. Òd te
czasu jô sã mùszôł ùkrëwac. Ale to bëło
téż lëchò, bò ti Miemcëska dërch najéżdżelë mòjich doma. Òni mëslelë mie tam
dostac. Jô tej szedł précz, nôpierwi do Wejrowa, a tej do Czelna. Pózni jô rëgnął do
brata, chtëren mieszkôł na Żuławach. Ale
stąd jô mët mùszôł ale flot wërëwac, bò
òni téż tam zazérelë. Tej – to ju béł marc
1941 rokù – jô szedł do niemiecczégò
gbùra Hermana Jeszke w Kòstkòwie. Òn
mie przëjął do robòtë. To béł dobri człowiek. Òn zameldowôł mie ù se i mie chronił.
Tej delë òni Wami kùreszce bezpiek czë
dali trzeba bëło sã jich strzéc?
Na jaczis sztërk delë mie pòkù. Jô kòl te
gbùra przerobił jaż bez trzë lata. Ale tej
jô béł ju ùstny i zaczãlë mie dali nachadac. Òni chcelë, żebë jô pòdpisôł trzecą
grëpã. Jô wiedzôł, czim to grozy, temù jô
nie pòdpisôł. Ale tej téż jô tam ju ni miôł
bezpiekù. Jô rôz wieczór jachôł na kòle
òd starszich w Bólszewie do Kòstkòwa.
16
W Kniewie mie zatrzimelë szandarzë.
Jeden sã nazéwôł Mielke. Òni mie wzãlë
kòło i rzeklë, że reno móm so je halac ù
tegò szandarë w Kniewie. Jô béł gwës, że
òni mie chcą tam przëskrzënic, tej jô nie
jachôł za tim kòłã. Wnet ò tim ju bëło wiedzec w Gniewinie. Mie krómòwi – òn sã
nazéwôł Kranzus – rzekł, czemù jô te kòła
nie halôł. To przëszło tej do szkalindżi. Za
pôrã dni mie zatrzimelë na drodze. Òni
znôwù sã pitelë, czemù jô nie pòdpisôł,
a jô jima, że jô jem Pòlôchã i wiedno nim
bądã. Tej òni mie pòbilë. Zrobilë rewizjã
w mòji jizbie i dali bilë. Nalezlë òni dwa
lëstë òd sëna Jeszczi, co béł przë niemiecczim wòjskù. To bëło zakôzóné pisac z niemiecczim żôłniérzã. Na szczescé dlô mie
Jeszka sã wstawił za mną i mie wëbronił.
Ale za to òni jemù corôz barżi psocëlë.
To doch nie bëło mòżebné, żebë tak
przedërchac ten czas. Kò jima tedë felowało żôłniérzów. Òni brelë mòcą.
Jo, dwie niedzele pózni – to bëło w pòłowie maja 1944 rokù – bëła òbława. Òni
mie téż schwôcëlë. Zawiozlë nas do
sôdzë w Lãbòrgù. Nas bëło szesnôsce
razã. Tam bëłë przesłëchë ò partizanach,
ò naszi robòce, ò kòntaktach z Ruskama,
wszëternôstkò òni pitelë. To miało wierã
téż związk z tim, że czile dni rëchli partizani rozkrącëlë torë kòle Wejrowa. Jô
téż przë tim béł. Nicht sã do niczegò nie
przëznôł. Pò trzech niedzelach przesłëchów më mùszelë pòdpisac protokół,
chòc më gò nie rozmielë. 9 czerwińca òni
nas skłódkòwelë i zawiozlë do Gduńska,
a pòtemù do lagru w Stutthofie. Alfónks Block
To bëło tak samò lëché abò i gòrszé, jak
niemiecczé wòjskò…
Jo, kò to bëło straszné. Jô dostôł numer
36669. W tim czasu kòmendantã lagru
béł Paul Hoppe. Na samim pòczątkù òni
nas wnëkelë do łazni i lelë gòrącą wòdã.
Jedny ùcékelë, a jô sã skùlił. Wòda mie
mòcno òparza. Jô to zgłosył i òni mie delë
do szpitala. To bëło jaż dzywno. Kò òni
mòglë mie zarô dac do kòmòrë, le jô jesz
wnenczas nie wiedzôł, co òni pòtrafią
zrobic z człowiekã. Jô miôł tej wiele
szczescégò. Pò miesądzu mie zanëkelë do
robòtë przë pasykach plotłëch z szôtorów.
Mòjich drëchów ju nie bëło. Òni z nima
jachelë do lagru Police. Òni wszëtcë
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
WÒJNOWI KASZËBI
zdżinãlë. Na jeséń jô dostôł zapôlenié
płëc. Jô znôwù béł w szpitalu, ale sã jakòs
wëdostôł nazôd. Do jedzeniô më dostelë
le përznã chleba z nôgòrszi mączi i kąsk
kawë bez cëkru. Do te përznã margarinë
i marmòladë. Zupë bëłë ze zlëszałi kapùstë
abò wrëków i na pół zgnitëch bùlew. Lëdze ùmiérelë z głodu jak mùchë. Jô téż béł
ju prawie wëkùńczony.
Në a tej przëszło to nôgòrszé – marsz
smiercë. Jak Wë to pamiãtôce?
To bëło 25 stëcznika 1945 rokù. Ò gòdzënie czwiôrti reno òni nas znëkelë na
apelowim placu. Tam nas zortowelë na
kòlonë. Jô trafił do szósti kòlonë. Tam bëło
nôwicy Pòlôchów i Rusków. Razã kòl 1500
lëdzy. Wszëtczich razã szło kòl dwanôsce
tësący. Më szlë kòżdégò dnia tak dwadzesce kilométrów w sniegù, w smiotach
i strasznym mrozu. A wszëtcë doch
ledwie żëlë. Më bëlë czësto wëgłodzałi
i bez mòców. Czãsto më szlë téż òb noc
bòcznyma drogama, bò główné bëłë dlô
wòjska. Nocniczi bëłë w stodołach abò
w kòscołach.
Jak ti wachmani sã zachòwiwelë pòdług
waji?
To bëlë szalbiérze nad szalbiérzama. Jak
chto le wëszedł, żebë złapac bùlwã czë
wrëka z kòpca, tej òni zarô strzélelë. Tak
òni zabilë kòl 70 lëdzy z mòji kòlonë. Jinszi ùmiérelë w drodze z głodu i mrozu.
Dopiérze jak më doszlë do Niestãpòwa,
tej przëszła nôdzeja, bò Kaszëbi zaczãlë
nosëc nama jedzenié. W Żukòwie më
dostelë cepłi môltëch. Dali më szlë przez
Przedkòwò, Pòmieczëno, Łebnie, Lëzëno. Wszãdze më dostelë jesc. Wachmani téż sã zmienilë. Nie strzélelë ju
do nas. Òni wierã dostelë strach, że to
jich mòrdowanié sã wnet skùńczi. Tak
a tak wiedno pòrenë z kòscołów wënôszelë czile trupów. Jak më doszlë do
Rëbna, tej nas bëło ju ò sztërësta mni.
Tam òni nas wpùscëlë w trzë baraczi.
Jak doszła nastãpnô kòlona z trzësta
Żëdama, tej zrobiło sã ò wiele gòrzi. Panowałë rozmajité chërë, do te straszny
głód. Më jedlë nawetka zdechłé kònie.
To miãso le bëło përznã pòdgòtowóné
i zjadłé. W drëdżi pòłowie lutégò nastôł
tifùs. Kòżdégò dnia ùmiérało òd 20 do
30 lëdzy. Dzys w tim placu je wiôldżi
smãtôrz. Bez piãc niedzél ùmarło tam
kòl òsmëset lëdzy, w tim dwasta Żëdów.
POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
Rodzëna Blocków. Alfónks stoji w tële na westrzódkù.
Jak Wami sã ùdało wińc z tegò piekła?
9 marca kòl trzësta piãcdzesąt z piãcset, co
òstało przë żëcym, rëszëło dali w drogã. Jô
òstôł, bò jô nie béł ju zdatny do jidzeniô.
Jô mëslôł, że jô w kòżdi chwilë ùmrzã. Le
w tim nadeszlë Ruscë i nas wëzwòlëlë. Jô
béł krótkò dodomù. Kò Rëbno nie je dalek òd Bólszewa, ale jô ni mógł tu jic, bò
dërch tu szłë wòjska. Tej jô sã dostôł resztkama mòców do znajomëch w Kòstkòwie.
Wszãdze szło fùl stutthofòwëch. Przede
mną bëło jesz sztërzech jinszich Kaszëbów. To przódë tam wszëtcë pò kaszëbskù
gôdelë. Ta gòspòdëni gôda, że òna ni mô
placu. Òna mia téż wierã strach. A jô stojôł
z tëłu nich i jô rzekł: „Grënczënô, a mie wë
nie òtrzimôce?”. Tej òna sã przëzdrza na
mie i rzekła: „Jes të to?. „Jo, jô to jem!”. Në
i tak jô òstôł zretóny. Tam jô doszedł do
se. Jak front przeszedł, tej mòji domôcy
sã dowiedzelë, że jô tam jem, i halelë mie
dodóm.
Z Alfónksã Blockã z Bólszewa gôdôł Eùgeniusz
Prëczkòwsczi.
Òdjimczi z archiwùm EP
17
NASZE BOGACTWA
Wielojęzyczne Pomorze (część 1)
Zapis wystąpienia, które zostało wygłoszone podczas konferencji „Dwujęzyczność i wielojęzyczność
bogactwem regionu” zorganizowanej przez Centrum Edukacji Nauczycieli w Gdańsku.
CE Z A RY
OBRACHT-PRONDZYŃSKI
Językowe wyróżniki regionu
Pomorze (Gdańskie, Wschodnie,
dzisiejsze województwo pomorskie)
było, historycznie rzecz ujmując, regionem wielojęzycznym. Nie wyróżniało
się pod tym względem spośród innych
części starego kontynentu, dla którego
typowe i powszechne było wymieszanie językowe, sąsiedztwo języków,
a z czasem także rywalizacja językowa,
będące efektem ruchów migracyjnych,
celowych działań państwa (władzy
świeckiej), kościołów czy też procesów
ekonomicznych (wymiana handlowa,
pojawienie się rynku etc.). Z jednej strony na Pomorzu, podobnie jak w całej
Europie i na wielu obszarach poza nią
(choć może w nieco późniejszym okresie), wpływ na sytuację językową miało
także, prócz czynników przywołanych
wyżej, wynalezienie i upowszechnienie druku, a następnie rozwój mediów,
wprowadzenie powszechnej edukacji,
zwłaszcza zaś edukacji organizowanej przez narodowe, scentralizowane
państwa, rozwój nauki odchodzącej
od powszechnego języka wymiany
naukowej, jakim była łacina, i zaczynającej używać języków narodowych
(z dominacją okresowo francuskiego
czy współcześnie angielskiego), wreszcie: rozwinięcie globalnej infosfery.
Z drugiej jednak strony Pomorze zachowało swój specyficzny charakter
pod względem językowym, na który
składały się takie elementy, jak:
- fenomen trwania społeczności
kaszubskiej, posługującej się własną,
choć wewnętrznie dość zróżnicowaną,
mową (a także toczone od XIX wieku
18
Fot. Maciej Stanke
spory wokół statusu i charakteru tej
mowy, co z pewnością wpływało i na
witalność języka, i na jego prestiż);
- kolejne fale osadnictwa niemieckiego od wczesnego średniowiecza aż
po wiek XX (żywotność różnych dialek-
tów niemieckich przynoszonych i upowszechnianych przez osadników oraz
upowszechnianie standardów języka
niemieckiego);
- utrzymujące się zróżnicowanie
dialektalne polskiej społeczności Po-
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
NASZE BOGACTWA
morza, zachowane – choć w ograniczonym, można powiedzieć, szczątkowym
stanie – do dnia dzisiejszego (głównie
gwary kociewskie i borowiackie);
- trwały syndrom językowego sąsiedztwa słowiańsko- (polsko- i kaszubsko-)-germańskiego (procesy mieszania
języków, zapożyczeń, dyfuzji, tworzenia lokalnych hybryd językowych etc.);
- polityka językowa realizowana na
terenie Pomorza przez władze świeckie
i kościelne, w fazie nowoczesności i nacjonalizmu odznaczająca się wielokierunkową presją asymilacyjną;
- nadmorskie położenie i rozwój dużych ośrodków miejskich na wybrzeżu
oraz wzdłuż głównych rzek, co stanowiło element przyciągający różnych
imigrantów, niosących także własny
język;
- historycznie ukształtowana zróżnicowana przestrzennie koncentracja
grup językowych w regionie.
Sytuacja językowa
u progu współczesności
Ostra i zdecydowana polityka realizowana przez państwo prusko-niemieckie od przynajmniej połowy XIX wieku, wspierana przez obydwa kościoły
(ewangelicki przede wszystkim, a w dużej mierze także katolicki), spowodowała, że pod koniec wieku XIX i na początku wieku XX ukształtowała się
specyficzna sytuacja językowa. Na terenie Pomorza (ówczesnej prowincji Prusy
Zachodnie) funkcjonowały dwa języki
standardowe o różnym prestiżu i społecznej pozycji, o różnej witalności
i zakresie używalności, o różnym stopniu „widoczności” w sferze publicznej,
wreszcie o różnym potencjale jako narzędzia awansu społecznego.
Z całą pewnością uprzywilejowany,
poprzez wsparcie państwa i jego agendy (system szkolny, administrację każdego typu, wojsko), ale także przez zakres używalności w niemal wszystkich
sferach życia publicznego, był literacki
język niemiecki. Był on też językiem
awansu społecznego, szczególnie dla
młodych ludzi chcących robić karierę
w aparacie państwowym.
W zupełnie innej sytuacji była literacka polszczyzna, której na Pomorzu
w zasadzie – poza niewielkim kręgiem
inteligencji – nie znano. Choćby z tego
powodu, że nie była ona nauczana
w szkołach (z nielicznymi wyjątkami,
POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
np. Collegium Marianum). Wielką rolę
odegrała tu polska prasa, o czym pisał
Jan Karnowski: „Ta poczytność gazet
świadczy także dobitnie o powszechnej umiejętności czytania. Wszak
szkoła ludowa pruska przyswaja przynajmniej dzieciom znajomość liter łacińskich (polskich), dwuletnia nauka
przygotowawcza do sakramentów św.,
a potem czytanie gazety, owego nowoczesnego elementarza, dokonuje reszty.
Natomiast nieumiejętność pisania po
polsku jest między ludnością wprost zastraszająca” (Ludność kaszubska w ubiegłem stuleciu, Kościerzyna 1911, s. 33).
Pisać literacką polszczyzną po prostu
na Pomorzu w szerszych warstwach
społecznych nie umiano (nawet młodzi
aspiranci do grupy inteligenckiej musieli się tego w trudzie i znoju uczyć).
Szczególnie było to widoczne na Kaszubach: „Dzisiaj temu brakowi zaradzić trudno, gdyż u Kaszuby co do tego
punktu trudność podwójna, tj. różnica
dźwięków kaszubskich i polskich; nawet dość inteligentny Kaszuba rzadko
poprawnie pisze; gdyż trudno pisać poprawnie, skoro poprawnych dźwięków
nie ma się w uchu” (op. cit.).
Pojawia się tu więc problem znacznego dialektalnego zróżnicowania językowego Pomorza, ale nie tylko ono
miało znaczenie. Oto trzeba pamiętać,
że w Kościele katolickim obowiązywała łacina, która po części pozostawała także językiem nauki i językiem
nauczanym. W kościele ewangelickim
dominowała niemczyzna, ale jeszcze
w II połowie XIX wieku funkcjonowały
parafie na Pomorzu Środkowym, gdzie
nauczano i prawiono Słowo Boże po polsku (staropolszczyzną z naleciałościami
kaszubskimi). Oprócz tego na Pomorzu
powszechnie się posługiwano przynajmniej dwoma etnolektami niestandardowymi, o zróżnicowanych ambicjach,
uznaniu społecznym i licznych wariantach lokalnych oraz środowiskowych.
Pierwszym był plattdeutsch, który miał
dodatkowo swoje specyficzne lokalne
odmiany, np. kosznajderską, gdańską
czy też mennonicką, z pozostałościami z języka niderlandzkiego. Zresztą
mennonici, podobnie jak Żydzi, byli na
Pomorzu bardzo dobrym przykładem
pełnej asymilacji językowej i przyjęcia
języka niemieckiego jako własnego.
Bardziej skomplikowane było zróżnicowanie dialektalne, jeśli idzie o dia-
lekty polskie Pomorza, badane skrupulatnie m.in. przez Kazimierza Nitscha.
Można bowiem mówić na Pomorzu
o dialektach po prawej strony Wisły:
grudziądzkim, malborskim, lubawskim i chełmińskim, oraz po lewej stronie Wisły: krajniackim (złotowskim),
borowiackim, kociewskim (K. Nitsch,
Dialekty polskie Prus Zachodnich,
„Materiały i Prace Komisji Językowej
Akademii Umiejętności”, t. 3, 1907,
s. 101–284, 305–395).
Granice między tymi językowymi
grupami/obszarami były w realiach
ówczesnego Pomorza bardzo trudne do
wytyczenia. Zachodziły procesy przenikania i zapożyczeń, tworzyły się lokalne
inwarianty, hybrydy językowe, a jeszcze dochodziła do tego zróżnicowana
świadomość językowa, silnie konfrontowana z praktyką życia publicznego,
wymuszającą jednoznaczne deklaracje
narodowe (dla których język właśnie
miał być podstawą).
Zmiany w I połowie XX wieku
Dla sytuacji językowej Pomorza znaczenie zasadnicze miały dramatyczne
wydarzenia, jakie zaszły w pierwszej
połowie XX wieku. Bodaj nigdy w swoich dziejach region nasz nie przeżył tak
głębokich zmian politycznych, ekonomicznych, narodowych, a w konsekwencji także językowych.
Pierwszą odsłoną były skutki podziału Pomorza, będącego efektem
traktatu pokojowego w Wersalu. Część
pomorskich ziem przypadła Niemcom, część stała się Wolnym Miastem
Gdańsk, a część weszła w skład odrodzonego państwa polskiego. Zmiany
te wywołały masowe ruchy ludnościowe – migracje ludności polskiej z terenów przyznanych Niemcom, a przede
wszystkim exodus Niemców z terenów,
które znalazły się w województwie pomorskim.
Jak głęboka zmiana zaszła, obrazują wyniki spisu powszechnego z 1931
roku, kiedy to właśnie pytano o język.
Zdecydowana większość mieszkańców
województwa pomorskiego deklarowała jako swój język ojczysty polski: na
łączną liczbę mieszkańców 1 080 138 aż
969 386, czyli 89,7 proc. Spośród pozostałych najczęściej wskazywano język
niemiecki – 105 400 oraz żydowski (jidysz) – 1822. Pozostałe języki występowały w zasadzie w śladowych ilościach,
19
NASZE BOGACTWA
ale nie umniejsza to ich znaczenia. Tak
czy inaczej region w pewnym stopniu
pozostał wielojęzyczny, chociaż dawną
dominację języka niemieckiego zastąpiła
polszczyzna. Choć… była przecież ona
nadal bardzo zróżnicowana, a w okresie
tym spór wokół kaszubszczyzny wcale
nie wygasł, jeśli wręcz nie nabrał nowej
mocy (co zresztą wynikało z powodów
zupełnie pozajęzykowych, mianowicie
ekonomicznych i politycznych). Co więcej, w tym czasie mamy do czynienia
z napływem na Pomorze sporej grupy
migrantów z innych ziem polskich, co
prowadziło do różnorodnych zderzeń językowych (Pomorzanie, nie tylko Kaszubi, byli w tych relacjach bardzo wyczuleni
na podważanie jakości ich polszczyzny
i częste przypadki wyśmiewania różnych gwarowych naleciałości, co zresztą
robili ludzie, którzy sami posługiwali się
elementami gwarowymi, jednak ich zdaniem „bardziej polskimi”, bo z Galicji czy
też okolic Warszawy; sporo tego jeszcze
pozostało w opowieściach rodzinnych
na Pomorzu, choć szkoda, że nie stało się
obiektem naukowych badań).
Pamiętać trzeba, że utrzymywało się
też zróżnicowanie dialektalne niemczyzny (Pomorze opuszczali głównie wojskowi, urzędnicy, osadnicy świeżej daty
– dawni Pomorzanie niemieccy w zasadzie woleli pozostać, zwłaszcza jeśli na
tym terenie mieli majątki).
Zmienił się, co oczywiste, status
języków polskiego i niemieckiego. Na
terenie województwa pomorskiego
polszczyzna literacka stała się językiem
państwowym: administracji, wojska,
szkolnictwa powszechnego (co szczególnie ważne). Jednak – co należy podkreślić
– język niemiecki zachował silną pozycję.
Istniało szkolnictwo niemieckie różnego
typu i poziomu, niemczyzna była cały
czas obecna w życiu ekonomicznym (co
wiązało się z silną pozycją gospodarczą
Niemców na Pomorzu), także w życiu
kulturalnym. Niemczyzna dominowała
też zdecydowanie w Wolnym Mieście
Gdańsku i, oczywiście, na pomorskich
terenach pozostawionych w Niemczech.
Tu z kolei język polski był stale dyskryminowany, a losy polskiego szkolnictwa na
ziemi bytowskiej są tego najlepszym dowodem (niezwykle silna była też presja
asymilacyjna, skierowana głównie na
młodych).
Z językowego punktu widzenia dramatyczne były skutki wojny. Przede
20
Zdjęcie z konferencji „Dwujęzyczność i wielojęzyczność bogactwem regionu”. Fot. Beata Kwaśniewska
wszystkim dyskryminacyjna polityka językowa okupantów, w skali niespotykanej nigdzie indziej na ziemiach polskich
uderzająca w język polski (a w dużej mierze także w kaszubski).
Efektem wojny były też ucieczki, a następnie wysiedlenie Niemców. Miało to
dramatyczne skutki – język niemiecki
obecny w krajobrazie kulturowym Pomorza od setek lat niemal zanika! Na pewno
zaś znika ze sfery publicznej (na Pomorzu Zachodnim funkcjonowały szkoły
niemieckie, ale zakończyły swój żywot,
gdy po 1956 roku ruszyła fala migracji do
Niemiec). Niemczyzna staje się językiem
domowym, prywatnym, często wstydliwym, a czasami językiem rodzinnych tajemnic. Wysiedlenia i pełna dezintegracja
pomorskiej wspólnoty niemieckiej oznaczała zanik dialektów niemieckich.
Z kolei w wyniku Akcji Wisła pojawiła
się na Pomorzu ludność ukraińska, także
zróżnicowana dialektalnie, co było efektem celowej polityki władz polskich, aby
osiedlać obok siebie osoby wywodzące się
różnych części ziem ukraińskich.
Z czasem pojawiły się także inne, choć
niezbyt liczne grupy mniejszościowe.
Do tego dodajmy migracje Polaków
z różnych stron, co tworzyło specyficzną,
lokalnie unikatową mieszankę gwarową.
Przy czym – co należy podkreślić – powojenna polityka edukacyjna, ale też upowszechniający się model kulturowy powodowały, że naleciałości gwarowe były
traktowane jako coś wstydliwego (efekt
kompleksu wiejskiego), co prowadziło do
szybkiego zanikania cech gwarowych
w mowie osadników. Dotyczyło to także, a może szczególnie gwar pomorskich
oraz kaszubszczyzny (siła tzw. kompleksu
kaszubskiego). Jednocześnie jednak każda
kolejna dekada oznaczała wzrost samoświadomości językowej Kaszubów, pojawianie się nowych praktyk językowych
(szczególnie literackich) oraz rozwijające się
badania i publikacje poświęcone głównie
kaszubszczyźnie, ale także innym pomorskim odmianom gwarowym (monumentalny Atlas Językowy Kaszubszczyzny,
słowniki ks. B. Sychty itd.).
Dokończenie w następnym numerze.
NAJŚWIEŻSZE
INFORMACJE Z ŻYCIA ZKP
W TWOJEJ SKRZYNCE MEJLOWEJ
ZAPISZ SIĘ DO NEWSLETTERA NA WWW.KASZUBI.PL/NEWSLETTER
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
Z HISTORII GDAŃSKA
Siedem lat z Napoleonem
Kiedy ktoś mówi o Wolnym Mieście Gdańsku, zazwyczaj przychodzą nam na myśl lata międzywojenne. Mniej osób wie, że podobny twór istniał u ujścia Wisły już wcześniej, u progu XIX wieku.
Jego żywot, co prawda, był krótki, lecz określił gdańską rzeczywistość na wiele następnych
dekad.
M A R E K A D A M KO W I C Z
W czerwcu br. w Ratuszu Głównego
Miasta otwarto wystawę „Życie miasta
w cieniu wojny i wielkiej polityki, czyli
Wolne Miasto Gdańsk 1807–1813/14”.
Ekspozycja, która będzie czynna do
końca roku, przypomina o ważnym,
acz mało znanym rozdziale w dziejach
nadmotławskiego grodu. Jest to zarazem
próba zbilansowania okresu, w którym
rządy w stolicy Pomorza sprawowali
Francuzi.
Historycy, by wspomnieć chociażby
dr. Andrzeja Nieuważnego, przypominają, że epoka napoleońska była dla Gdańska ostatnim momentem, w którym odgrywał on jeszcze istotną rolę na mapie
Europy. Znaczenie miasta definiowało
jego strategiczne położenie. Było ono
bowiem kluczem do Bałtyku, ale też terenów położonych we wschodniej części
kontynentu. Mimo to przez lata wrogie
armie nie zapuszczały się w te okolice.
Ostatni poważny konflikt toczył się tu
w 1734 r. Potem był dopiero pierwszy
rozbiór Polski w 1772 r., który doprowadził do otoczenia miasta pruskim kordonem, a po kolejnych 21 latach, na mocy
drugiego rozbioru, wcielono je do Prus.
Pod względem dramaturgii były to wydarzenia „błahe” w porównaniu z tym,
co miało nastąpić w XIX w.
Pierwsze oblężenie
Jak zauważa dr Ewa Barylewska-Szymańska, kierownik Domu Uphagena
w Gdańsku, pojawienie się w 1807 r. armii napoleońskiej było dla mieszkańców
dużym zaskoczeniem. Wstrząs, jaki przeżyli, był tym silniejszy, że na własne oczy
zobaczyli blitzkrieg swoich czasów. 14
października 1806 r. Napoleon pokonał
POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
Otwarcie wystawy poprzedziła inscenizacja wjazdu Napoleona do Gdańska.
wojska Fryderyka Wilhelma III pod Jeną
i Auerstedt, po czym rozpoczął triumfalny marsz w głąb państwa pruskiego.
W ciągu kilku tygodni padł Berlin, Poznań, Warszawa. Fryderyk Wilhelm III
musiał uciekać z rodziną, patrząc z przerażeniem, jak Napoleon zapuszcza się coraz
dalej – aż za jeziora mazurskie. Cesarskie
wojska stanęły też u wrót Gdańska. Tutaj
pierwszą ofiarą konfliktu były podmiejskie osady. Dotkliwym ciosem było m.in.
zrujnowanie Nowych Ogrodów i Siedlec,
a więc terenów, które w XVIII w. pełniły
funkcję rekreacyjnego zaplecza miasta.
Swoje rezydencje miała w tej okolicy polska arystokracja, dla której Gdańsk, w dobie niepokojów targających Rzeczpospolitą, był prawdziwym azylem.
W miarę postępów oblężenia coraz
więcej zniszczeń odnotowywano w ob-
rębie murów. Panikę wśród mieszkańców miasta wywołało bombardowanie,
które Francuzi przeprowadzili nocą z 23
na 24 kwietnia. Wyrywani ze snu gdańszczanie byli przerażeni, widząc, jak
armatnie kule spadają na Stare Miasto,
ale też okolice Targu Węglowego i Targu
Drzewnego.
Mimo waleczności obrońców i prób
przyjścia miastu z odsieczą, pod koniec
maja 1807 r. pruski garnizon skapitulował. Rozpoczęło się wielkie sprzątanie.
Napraw wymagały ulice i umocnienia,
przede wszystkim zaś domy. Szacuje się,
że zniszczonych zostało 700 budynków,
a niemal 2000 zostało uszkodzonych.
Francuskie porządki
Napoleon, o którym często się mówi
jako o wybawicielu Polski, w Gdańsku
21
Z HISTORII GDAŃSKA
pozostawił po sobie jak najgorsze wspomnienie, i to mimo wielkich nadziei, jakie
wiązano z jego osobą. Gdańszczanie spodziewali się, że miasto zostanie włączone
do Księstwa Warszawskiego, będącego
skądinąd skromną namiastką dawnej
Rzeczpospolitej. Powód tych pragnień był
całkiem przyziemny. Pomyślność miasta
była możliwa tylko dzięki handlowi produktami (głównie zbożem) pochodzącymi
z głębi Polski, Litwy i Ukrainy. Napoleon
nie przejmował się tą prostą zależnością,
dlatego negocjując w Tylży warunki pokojowe, wybrał dla Gdańska rozwiązanie
zgoła karkołomne. Utworzył Wolne Miasto pod zwierzchnictwem króla saskiego i księcia warszawskiego Fryderyka
Augusta oraz króla pruskiego Fryderyka
Wilhelma III. W rzeczywistości władzę
nad Motławą powierzył mianowanemu
przez siebie gubernatorowi, gen. Jeanowi
Rappowi.
Zgodnie z polityką Paryża, miasto zostało włączone do systemu blokady kontynentalnej. Wymierzony w Anglię zakaz
handlu okazał się dla gdańskich kupców
przysłowiowym gwoździem do trumny. Przez wieki Wyspy Brytyjskie były
bowiem dla nich głównym kierunkiem
eksportu, a skoro nie mogli z nimi handlować, tracili majątki. W ślad za tym umierało też miasto. O postępującym upadku
najwięcej mówią liczby. O ile w 1805 r. do
portu gdańskiego zawinęły 1194 statki, to
za czasów francuskich, w 1811 r., wpłynęło ich... 50. Rok później, kiedy rozgorzała
wojna z Rosją, Gdańsk odwiedziły już
tylko 34 jednostki. Podobną tendencję
zauważono w odniesieniu do statków
wypływających. W 1805 r. było ich 1294
(rok wcześniej: 1478!), a w 1811 r. Gdańsk
opuściło tylko 46 jednostek.
Gdańszczanie imali się rozmaitych
sposobów, żeby ominąć restrykcyjne
przepisy, jednak nie poprawiło to ich
losu. Trudno zresztą, żeby było inaczej.
Na miasto nałożono kontrybucję w wysokości 20 mln franków, do której doszło
10 mln tytułem obietnicy połączenia
miasta z Księstwem Warszawskim. Perspektywa zjednoczenia była mglista, za
to pieniądze realne. Żeby je zdobyć, trzeba było wyprzedawać majątek i zaciągać
zagraniczne pożyczki, ale najgorsze miało dopiero nadejść.
Rok ze śmiercią
Prawdziwie tragiczny okazał się rok
1813, kiedy po wyprawie do Rosji losy
22
W dniu otwarcia ekspozycji przewodnikiem po niej był dr Andrzej Nieuważny.
tzw. drugiej wojny polskiej odwróciły się
i armia napoleońska poszła w rozsypkę.
Wielonarodowej ekspedycji dotkliwe
straty zadali Rosjanie, jednak straszniejsza okazała się zima. Generał Mróz pokonał Napoleona.
Na przełomie 1812 i 1813 roku część
niedobitków zamknęła się w gdańskiej
twierdzy, którą rychło otoczyli Rosjanie
i Prusacy. Na Bałtyku oblegającym sekundowali Anglicy. Ale śmierć w Gdańsku
stała się codziennością, zanim jeszcze
walki rozgorzały na dobre. Mieszkańców
i wojskowych dziesiątkowały choroby,
do których niebawem dołączył głód. Był
on tak wielki, że zaczęto polować na psy
i koty (dopóki ich nie zabrakło), a także
mikroskopijne rybki z Raduni, na które
w innych okolicznościach nikt by nawet
nie spojrzał. Zdesperowani ludzie używali jako tłuszczu łoju ze świec, a dla
zdobycia soli palono deski ze spichlerzy.
W czerwcu walczące strony podpisały zawieszenie broni, które utrzymało się do sierpnia. Wtedy też rozpoczęła
się ostatnia faza batalii. Była ona tym
cięższa, że wojska rosyjsko-pruskie
otrzymały działa oblężnicze. Miasto pustoszyły bomby, użyto również rac kongrewskich, czyli broni nowego typu. Według dr Ewy Barylewskiej-Szymańskiej,
w trakcie walk z 1813 r. zniszczonych
zostało niemal 1000 domów, z czego jedna trzecia nie nadawała się do odbudowy. Co ważne, spłonęło niemal 200 spichlerzy na Wyspie Spichrzów. Obrońcy
stracili ostatnie zapasy, kupcy – resztki
majątku. Kapitulacja była przesądzona;
Polakom w służbie Napoleona pozwolono wrócić do domów, Francuzi poszli do
niewoli.
Jak podsumowuje wybitny znawca
tych czasów, prof. Władysław Zajewski,
Gdańsk w epoce napoleońskiej był miastem ostrych kontrastów społecznych,
„gdzie życie codzienne ludności uboższej, utrzymującej się z pracy własnych
rąk, było uciążliwe, ciężkie niedożywienie zaś szerokich grup społecznych,
nasilające się choroby, zgony i ucieczki
były stałym zjawiskiem. A jednak mimo
tych ciężarów, rosnących trudności, inflacji i stagnacji gospodarczej spowodowanej przez blokadę kontynentalną
tliła się w mieście iskra nadziei, iż przyszły pokój zmieni całkowicie sytuację
Gdańska, a odrestaurowane związki
z Księstwem Warszawskim zainaugurują nową epokę dobrobytu i pokoju.
Dlatego Gdańsk czynił wszystko, aby
przedłużyć obronę w 1813 r., bardzo
lojalnie współpracując z gubernatorem
Rappem”.
W świetle relacji z epoki ocena prof.
Zajewskiego wydaje się nazbyt optymistyczna. Nieprzypadkowo okres rządów
francuskich doczekał się w późniejszej
niemiecko-gdańskiej historiografii porównania z biblijnymi siedmioma chudymi latami. Z kolei dr Andrzej Nieuważny
podkreśla, że Gdańsk był jedynym miastem w Europie, które w czasie wojen napoleońskich było dwukrotnie oblegane.
Nie mogło to pozostać bez wpływu na
sytuację miasta, ale też nastroje mieszkańców.
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
Z HISTORII GDAŃSKA
Napoleon w gablotce
Możliwość wyrobienia sobie własnego zdania o wydarzeniach z początku XIX w. daje wspomniana wystawa
„Życie miasta w cieniu wojny i wielkiej
polityki, czyli Wolne Miasto Gdańsk
1807–1813/14”. To już druga w ostatnich
latach ekspozycja, którą na podobny temat przygotowało Muzeum Historyczne Miasta Gdańska (MHMG). W 2007 r.
prezentowano tu wystawę „Gdańsk napoleoński”. Zarówno wtedy, jak i teraz
wernisaż poprzedziła inscenizacja wjazdu Napoleona do Gdańska. Pora ku temu
była jak najbardziej stosowna, cesarz
bowiem rzeczywiście odwiedzał miasto
w czerwcu. Za pierwszym razem bawił
tu w 1807 r. wkrótce po zdobyciu twierdzy, następnie spędził w Gdańsku kilka
dni przed wyprawą na Moskwę.
Obok tej historycznej postaci, na otwarciu wystawy zjawiły się osobistości
całkiem współczesne – Marszałek Senatu
RP Bogdan Borusewicz, który sprawuje
honorowy patronat nad tą ekspozycją,
przedstawiciel ambasady Republiki Francuskiej w Warszawie oraz urzędujący
w Gdańsku konsule Federacji Rosyjskiej
i Niemiec. Ich obecność miała wymiar
symboliczny. Oto bowiem ludzie reprezentujący niegdysiejszych wrogów dzielili się refleksjami na temat wydarzeń
sprzed 200 lat.
Zgromadzone na wystawie przedmioty skłaniają do przemyśleń nie tylko
dyplomatów. Dzięki nim można zobaczyć,
jak wyglądała polityczna i gospodarcza
sytuacja Wolnego Miasta, co wystawiano
w teatrach, jakie były sprzęty codziennego użytku. Z racji wojennego tła epoki nie
mogło zabraknąć militariów. Prezentowane eksponaty pochodzą
z muzeów polskich, rosyjskich i francuskich. Są też obiekty należące do prywatnych kolekcjonerów, ale szczególne
wrażenie robią przedmioty udostępnione przez potomków żołnierzy i oficerów,
którzy brali udział w wojnach napoleońskich.
Dopełnieniem ekspozycji w salach Ratusza Głównego Miasta jest inscenizacja
na dziedzińcu. Odtworzono tam scenę
walki o fragment miejskich umocnień.
Zdaniem Adama Koperkiewicza,
dyrektora MHMG, ekspozycja nie tylko
przybliża wydarzenia sprzed wieków,
ale może też być inspirująca dla współczesnych. Pokazuje bowiem, że nawet
w najtrudniejszych czasach gdańszczaPOMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
Na dziedzińcu Ratusza Głównego Miasta odtworzono scenę walki o gdańskie umocnienia.
Niektóre pamiątki udostępnili potomkowie żołnierzy napoleońskich.
nie potrafili wykazać się przedsiębiorczością, a miasto zdolne było podnieść
się z ruin.
Pielęgnowanie pamięci W kontekście wystawy warto zauważyć, że w ostatnich latach obserwuje
się wzrost zainteresowania napoleońskim
Wolnym Miastem, co zresztą wpisuje się
w szerszą, ogólnopolską, a nawet europejską tendencję. W Gdańsku działają grupy
rekonstrukcyjne odtwarzające wojsko
polskie i pruskie, jest też grono osób wcielających się w postacie mieszczan z początku XIX stulecia. Unikatowa w skali
kraju jest inscenizacja bitwy o Twierdzę
Wisłoujście, w której udział biorą statki
stylizowane na dawne okręty. Systematycznie przybywa też publikacji na temat
epoki. Warto tu wymienić zbiór materiałów pokonferencyjnych Napoleon i Gdańsk.
Pierwsze Wolne Miasto Gdańsk 1807–1813/14
i napisaną przez Andrzeja Nieuważnego
monografię księcia Gdańska François
Lefebvre’a Napoleoński marszałek i alzacka
praczka, natomiast jesienią ma się ukazać
kolejna publikacja tego autora „Miasto
w ogniu”, będąca opisem pierwszego Wolnego Miasta. Dzięki takim działaniom być
może utrwali się w społecznej świadomości wiedza, że Gdańsk w swoich dziejach
był wolnym miastem dwa razy. Fot. Marek Adamkowicz
23
NÓTAMA PRZËKRËTÉ
Wëszłô ze Stëdzéńc.
Z Łësniewa wëszłô
Jem zaczął pisac, bò ni mógł zgarac na to, co czuł jem w radio – pòwiedzôł ks. Antoni Peplińsczi
dlô radia (pewno jinégò). To nagranié, razã z czilenôsce jegò frantówkama, jaczé przë gitarze zaspiéwa ze swòjim wùjã ksãdzã Celina Rubin, z d. Leszczińskô – nalazło sã na kaséce, jaką wëdało
w 1990 rokù bëdgòsczé Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié.
TÓMK FÓPKA
Kasétã òtmikô jedna z nôchãtni nóconëch kaszëbsczich piesniów: „Kaszëbë
wòłają nas”, znónô téż jakno „Kaszëbsczé
jezora”. Ksądz aùtór wëkònôł jã razã
ze wspòmnióną miéwcką jednégò
z nôsnôżniészich kaszëbsczich głosów.
Ò ji spiéwie tak wspòmnął czile lat
temù Leszk Szmëtka z Radia Gduńsk:
Czej ji głos sã rozlégł przë òrganach
w żukòwsczim kòscele, lëdze dorazu nie
spiéwelë jak to z òrganistą – le słëchelë, jak
òna spiéwô…
Słëchajã kasétë i trzimiã w kòżdi
rãce nótë ti piesnie. W lewi: spiéwniczk
Kaszëbë wòłają nas z 1988, wëdóny
przez gduńsczé zrzeszenié. W prawi,
pòwstóną 21 lat pózni za sprawą gminë
Serakòjce Antologiã lëteracczich dokôzów
bracy Antóna i Aleksa Peplińsczich.
Pòzéróm i merkóm. Tekst wëdrëkòwóny je ten sóm, chòcô w nowszi
wersji ju pòdług terôczasnëch, pisënkòwëch wskôzów. I tu, i tuwò je „chto chce
przeżëc” na pòczątkù. W nagranim duetu i wszëtczich jinëch je „kto chce spãdzëc”…
KASZËBË WÒŁAJĄ NAS
Chto chce przeżëc dobré wczasë,
niech w stëdzyńsczé jedze lasë.
Tam kaszëbsczi dobri lëdze
pòmògą mù w kòżdi biédze.
Refr. Stëdzyńsczé jezoro, stëdzyńsczi las,
stëdzyńsczé Kaszëbë wòłają nas.
Stëdzyńsczé jezoro, stëdzyńsczi las,
Kaszëbë wòłają nas.
24
Chtëren nie wié, gdze to leżi,
ten niech do Bëtowa bieżi.
I na rénkù tupnie nogą,
to mù kòżdi drogã pòdô.
Òbùj sobie dłudżé bótë,
zajedz do kaszëbsczi chôtë.
I pros starkã, bë cë dała,
swòje dzéwczã, żëlë chcała.
Refr. Stëdzyńsczé jezoro…
Refr. Stëdzyńsczé jezoro…
Chto chce pòznac piãkné brutczi,
niech wëjimnie swòje dëtczi.
I wëjedze na Kaszëbë,
roscą brutczi czejbë grzëbë.
Chòc w Kaszëbach stôré chôtë,
w nich dzéwczãta do robòtë.
Z nich pòcecha je, jak trzeba,
nie zafelô nigdë chleba.
Refr. Stëdzyńsczé jezoro…
Refr. Stëdzyńsczé jezoro…
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
NÓTAMA PRZËKRËTÉ
W niedzelã, przed pôłnim, zwòniã
do Celinë. W słëchùlce czëjã kòscelné
òdpòwiescë wiérnëch. Mszô. Za sztót ju
wiém: To tak samò wëszło. A wùjek nigdë nie
zabróniôł zmieniac swòjich tekstów. Kòżdą
pòsobną wersjã brôł „za swòją” – gôdô.
W drëdżi sztrófce piesnie mòże tej
wstawic swòje miasto abò wies, dze
mùszi „tupnąc nogą”.
Òriginalno je „Bëtowò” i „stëdzyńsczé jezoro”. To jezoro to Kłączno, nad
jaczim leżi wies Stëdzéńce w pòwiôce
bëtowsczim.
Wklepiwóm „Kaszëbë wòłają nas”
do mòji kòmpùtrowi bazë nagraniów
i wëskakiwô… jedna wersjô – kòscerskò-fòlkloristicznô.
Wpisywóm „Kaszëbsczé jezora”
i móm… jedenôsce. Kòżdé karno mô co
jinégò w drëdżi sztrófce:
Szkòłowé karno Bławatki – pòd
Chònice. Werónka Kòrthals, kapela Plesta
i Kaszubianki – do Pùcka. Nasze Stronë
z Wierzchùcëna za to do… Kartuz. Kapela Bas (ze Serakòjc) – dokładno na rondo
w Kartuzach. Na rénk w tim miesce rôczi téż karno Kaszuby z Kartuz prawie
i Kòmpanijô Wãdzëbôków zez Brus.
Nadolanie – do Wejerowa na rénk. The
Rozmish – do Stãżëcë, téż na rénk (dze
tam je rénk?). Na sopòcczim hipòdromie
z leżnotë pòtkaniô z JP II Kaszëbi pòspólno
zabédowelë jaczés „Kaszërowò” – tëli czëc
na platce „Zôrno słowa”…
Do te kòl Plestë „jedze Zielka z fórą
sana”... Kaszubianki spiéwią „Kaszëbsczé
jezora, MÒRZE i las” i kąsk zmieniają melodią w refrenie. Damroka K. wëwrôcô
„jezora” czësto na rãbë…
Je jesz jedna piesniô tegò aùtora,
„W łësniewsczich pùstkach”, w jaczi
zmieniwô sã słowa zanôleżno òd te, chto
jã spiéwie.
W ŁËSNIEWSCZICH PÙSTKACH
W łësniewsczich pùstkach cemny las.
W łësniewsczich pùstkach cemny las.
Kaszëbë do se wòłają nas.
Kaszëbë wòłają nas.
Refr. Tam jezora, pòla, piãkny las,
tam le Kaszëbë wòłają nas.
Tam Kaszëbë wòłają nas.
W łësniewsczich pùstkach stôrô chëcz.
W łësniewsczich pùstkach stôrô chëcz.
W kaszëbsczi chëczë jô chcôłbëm bëc.
W ti chëczë jô chcôłbëm żëc.
POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
Refr. Tam jezora, pòla…
W łësniewsczich pùstkach brutczi są.
W łësniewsczich pùstkach brutczi są.
A do òżenczi to sã jaż rwią.
A do òżenczi sã rwią.
Refr. Tam jezora, pòla…
Co tidzéń mùlcë z wszëtczich strón.
Co tidzéń mùlcë z wszëtczich strón.
Tam nas wòłają na wiôldżi zgón.
Na wiôldżi wòłają zgón.
Refr. Tam jezora, pòla…
Ksądz Peplińsczi dostowôł ùdbã na
piesniã w rozmajitëch môlach, czãsto
w lese, na pòlach, na pùstkach... Czej jem ni miôł ani òłówka czë pióra…
wzął jem sztëk kórë, chòcle brzozowi, i szpileczką kropkòwôł słowa i nótë, całą drogã
nócył a doma grôł przë klawiérze – gôdô
ksądz Peplińsczi we wspòmniónym
wëwiadze.
Łësniewò kòl Serakòjc. Pùstczi. A na
tëch pùstkach „brutczi, co do òżenczi to
sã jaż rwią” i dze: „co tidzéń wòłają na
wiôldżi zgón”. Nick dzywnégò, że przë
taczi zôchãcbie w ti gminie rodzy sã
nôwiãcy dzecy w Pòlsce.
Chcemë pòsłëchac, jak karna to
spiéwią. Tej piszemë do sznëkrownika „pustka”. Trzë wskôzë. Kaszubianki i „pùstczi nadmòrsczé”. Redzanie
i „kaszëbsczé pùstczi”. Kaszuby Wiele-Karsin – „pùstczi głodowsczé”…
Wpisywóm: „stronach”. Sétmë dokazów. Koleczkowianie – w „szemùdzczich
stronach”. Bas ze Serakòjc, Stolem
z Chwaszczëna, chór Lutnia z Lëzëna,
karno Kościerzyna – „w kaszëbsczich”.
„W krokòwsczich stronach” – Nasze
Stronë z Wierzchùcëna. Kaszuby z Kartuz – jak mëslita? – jo, „w kartësczich”.
Cekawé, skądka sã bierze taczi dobiér słowów przë môlowim zjinacziwaniu piesniów probòszcza z Mscëszejc…? Miasto z rénkã, dze sã tupie, to colemało taczé – pòwiatowé. Czej ju rénk nie
je brëkòwny – mòże to bëc nômiészô
chòcle wies. Czë je to jaczé spòdlé do
diskùsje ò kaszëbsczich stolëcach?
Wierã nié. Równak kòżdi spiéwający te
dwie frantówczi mòże pòdczorchnąc
swój nômilszi plac na Kaszëbach. Swòją
môłą òjczëznã. Przeprôszóm: Môłą
Òjczëznã.
NALÉZESZ NAJU NA FACEBOOK'U
www.facebook.com/kaszubi
25
HAFT WCIĄŻ ATRAKCYJNY
W świecie chabrów,
dzwonków i niezapominajek
Jedną z najbardziej prestiżowych wystaw haftu kaszubskiego jest coroczna, pokonkursowa ekspozycja w Lini. To pokłosie Wojewódzkiego Konkursu Haftu Kaszubskiego, który w tym roku
odbył się już po raz osiemnasty. O tym wydarzeniu rozmawiamy z Edmundem Szymikowskim,
wybitnym hafciarzem, pomysłodawcą i organizatorem konkursu.
Na konkurs zgłaszają się hafciarze z całego Pomorza, reprezentanci różnych
szkół haftu. Czy można stwierdzić, że
niektóre prace są lepsze niż inne? Co
o tym decyduje?
W hafcie kaszubskim są pewne kanony.
Atrakcyjność danej pracy polega na umiejętności komponowania tych stałych elementów. Jury bierze pod uwagę dobrze
i atrakcyjnie wykonaną kompozycję. Liczy się też technika wykonania. Bardzo
ważne jest to, aby hafty były zgodne z kanonami danej szkoły, nie można zatem
dowolnie zmienić np. koloru.
Jakie szkoły są reprezentowane podczas
konkursu?
Właściwie wszystkie. Zwiedzający ekspozycję pokonkursową może zachwycić
się m.in. haftem szkoły puckiej. Wielką
sztuką jest skomponowanie wzorów tej
szkoły. Są tutaj przede wszystkim trzy dominujące, wyróżniające się elementy, czyli
sieć, fale i mikołajek nadmorski. W hafcie
szkoły żukowskiej odnajdziemy siedem
kolorów, czyli trzy odcienie niebieskiego,
żółty, czerwony, zielony, czarny. Zdarza
się, że w tym hafcie pojawiają się elementy w kolorze brązowym, w sytuacji kiedy
wyszyty jest koszyk lub wazon, w którym znajdują się kwiaty. Ciekawa wydaje
się również szkoła borowiacka, w której
haft wykonuje się w odcieniach bursztynu lub starego złota. W hafcie tym może
się pojawić koronka. Piękny i oryginalny
jest też haft najmłodszej szkoły, słupskiej.
Prezentuje on głównie barwy zielone
i niebieskie. Duża gama kolorów zdobi
haft szkoły wdzydzkiej. W kompozycjach
tych pojawia się pomarańczowy, czerwo-
26
ny, brązowy, nawet fioletowy. Natomiast
w hafcie wejherowskim wypatrzeć można np. żółtą niezapominajkę (w żukowskim niebieską!). A w hafcie z Tucholi
znajdujemy element typowy tylko dla
tego regionu, czyli motyw rogu obfitości. Tegoroczna edycja Wojewódzkiego
Konkursu Haftu Kaszubskiego jest już
osiemnastą. Jakie tym razem było zainteresowanie konkursem?
Z roku na rok to zainteresowanie rośnie.
W tym roku, oprócz stałych uczestników,
swoje prace dostarczyło około dwudziestu nowych osób dorosłych. Przed konkursem wysyłamy do hafciarzy zaproszenia. Oni często przekazują informacje
innym miłośnikom haftu, którzy potem
zgłaszają swój udział w konkursie. Niektórzy dowiadują się o naszym konkursie
haftu w internecie.
W jakich kategoriach oceniano prace?
Komisja oceniała hafty w grupach wiekowych, osobno prace dzieci, młodzieży
i dorosłych. W tym roku najliczniejszą
grupą stanowiły osoby dorosłe, w konkursie uczestniczyło 83 dorosłych hafciarzy.
Uczniów ze szkół podstawowych było 50,
a gimnazjalistów ok. 20.
Od wielu lat podczas konkursu pracuje
stała komisja...
To prawda. W skład jury wchodzą:
Ewa Gilewska – pracownik Muzeum
Etnograficznego w Gdańsku, Elżbieta
Szymroszczyk-Ball – etnograf, Joanna
Cichocka – kustosz adiunkt Muzeum
Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Po-
Zdobywczynie pierwszego miejsca w XVIII Wojewódzkim
Konkursie Haftu Kaszubskiego. Fot. Paulina Bigus
morskiej w Wejherowie, Jadwiga Sommer – przewodnicząca Komisji Kultury
i Oświaty Rady Gminy w Lini, i ja.
Skąd pochodzą uczestnicy konkursu?
Gdzie skupiają się twórcy haftu kaszubskiego?
Hafciarki i hafciarze przysyłają prace nie
tylko z województwa pomorskiego, ale
i z kujawsko-pomorskiego, z Tucholi i okolic.
Proszę przypomnieć, jakie są cele tego
konkursu?
Pamięć o tym, że sztuka Kaszub jest piękna. Szczególnie sztuka haftu kaszubskiego. Od samego początku celem konkursu
było przypomnienie i zwrócenie uwagi,
że coś takiego istnieje. Konkurs i jakość
przysyłanych prac podnosi też nasz haft
kaszubski do rangi sztuki.
Bardzo dziękuję.
Rozmawiała A.M.
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
POMORZE W MIĘDZYWOJNIU
Kaszubszczyzna w sferze
publicznej
Często podkreślamy, że współcześnie język kaszubski jest coraz bardziej obecny w licznych
sferach życia publicznego, a w swoich dziejach był jedynie mową domową, używaną do komunikacji w rodzinie i w kontaktach sąsiedzkich. Jednak takiemu poglądowi przeczy m.in. wiele
przekazów źródłowych z okresu przedwojennego. W dodatku są to informacje nie tylko o działaniach znanych twórców i aktywistów kaszubskich, ale także zwykłych obywateli. B O G U S Ł AW B R E Z A
Język kaszubski jako atrakcja?
Patrząc przez pryzmat doniesień
prasowych i różnych sprawozdań administracyjnych, można powiedzieć, że
w okresie międzywojennym najczęściej
publicznie kaszubszczyzna brzmiała
podczas wystawianych amatorsko sztuk
scenicznych, co niewątpliwie wpisywało się w ówczesne prądy kulturalne
w ogóle. Co ciekawe, nie były to wyłącznie utwory znanych i docenianych do
dziś autorów. Między innymi w 1930 r.
w Kębłowie w powiecie wejherowskim
pod kierunkiem miejscowych nauczycieli „wystawiono sztukę w języku kaszubskim »Nowa stodoła«” (w informacji
prasowej nie podano jej autora). Niekiedy w polskojęzyczne utwory wplatano
dialogi bądź monologi kaszubskie. Tak
zrobiono na przykład w przedstawieniu amatorskim w Wielkim Klinczu pod
Kościerzyną w roku 1935. Rok później
wejherowski hotel Metropol przyciągał
klientów reklamą, że podczas dancingu
będzie przygrywał specjalny zespół, mający w repertuarze piosenki kaszubskie.
Pokazuje to atrakcyjność języka kaszubskiego dla różnych środowisk ówczesnych Kaszub i fakt, że nie obawiano
się wykorzystywać go publicznie przy
wielu okazjach. Namacalnym tego dowodem była próba uatrakcyjnienia działalności Towarzystwa Ludowego w Kielnie.
Otóż w 1929 r. postanowiło ono urozmaicić swoje zebrania poprzez „deklamację
wyjątków dzieł w języku kaszubskim”,
„aby dorastającą młodzież zachęcić do
POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
wstępowania” do tej organizacji. Mogło to być skuteczne, skoro deklamacje
w języku kaszubskim były obecne także w innych organizacjach związanych
z Kościołem, także tych nastawionych na
pracę z młodzieżą, w tym w Katolickim
Stowarzyszeniu Młodzieży.
Atrakcyjność tę – zarówno w odniesieniu do mówiących po kaszubsku, jak
i ich słuchaczy – potwierdza również
fakt, że okazjonalnie i wybiórczo używano języka kaszubskiego na różnych spotkaniach, uroczystościach, nawet przygotowywanych przez organizacje, które
wcześniej podejmowały działania (lub
wystosowywały apele w tej sprawie)
na rzecz wyeliminowania używania
„zepsutej polszczyzny”, „języka gminu”,
jak niekiedy określano kaszubszczyznę.
Szczególnie moją uwagę zwróciło to,
że na odbywających się w 1930 r. w kilkunastu miejscowościach dzisiejszego
powiatu puckiego i wejherowskiego
akademiach ku czci dziesiątej rocznicy
powrotu Pomorza do Polski odśpiewano hymn kaszubski („Marsz kaszubski”
Hieronima Derdowskiego) i jedna osoba
wygłaszała po kaszubsku przemówienie.
W Rewie był to „sołtys”, w Rumi „rolnik
Zwara”. W Luzinie dodatkowo zaprezentowano kaszubskojęzyczny skecz P. Miotka. Najprawdopodobniej była to więc
zorganizowana odgórnie akcja.
Pierwsza lekcja kaszubskiego?
Wśród okazjonalnych kaszubskich
wystąpień warto wspomnieć jeszcze
przynajmniej o dwóch wydarzeniach,
gdyż dużo wskazuje na to, że miały one
pionierski charakter. Podczas lokalnej
konferencji nauczycielskiej w Kuźnicy
w 1928 r. jeden z nauczycieli o nazwisku „Cejnowa” (na pewno był to znany
kaszubski pisarz Józef Ceynowa, przed
wojną m.in. nauczyciel w tej miejscowości) przeprowadził lekcję pokazową pt.
„Mieszkańcy powiatu morskiego”, która „wzbudziła ogólne zainteresowanie,
zwłaszcza znajomość narzecza kaszubskiego, którym posługiwał się lekcjodawca”. Czyżby więc była to pierwsza
lekcja odbyta w języku kaszubskim i to
w czasie, kiedy daleko jeszcze było do regionalizacji nauczania i wprowadzenia
kaszubszczyzny do szkół?
Z kolei w 1930 r. na zjeździe Związku
Powiatów Województwa Pomorskiego
27
POMORZE W MIĘDZYWOJNIU
w Wejherowie, w obecności trzydziestu
starostów i kilkunastu innych ówczesnych dygnitarzy, urodzony w nieodległym Strzebielinie (jego ojciec był właścicielem ziemskim w pobliskim Donimierzu) pierwszy polski starosta wejherowski Stefan Dąbrowski, wówczas
poseł na Sejm Rzeczpospolitej, „wygłosił przemówienie w języku kaszubskim [wytłuszczenie w oryginale – BB],
za co podziękowano mu rzęsistymi brawami”. Skądinąd wiadomo, że używał
on języka kaszubskiego również w kampanii przedwyborczej i przy innych okazjach już jako parlamentarzysta. Według
wszelkiego prawdopodobieństwa był
więc S. Dąbrowski pierwszym tak wysokiej rangi politykiem publicznie posługującym się kaszubszczyzną.
W nurt okazjonalnego wykorzystywania języka kaszubskiego można wpisać jeszcze co najmniej podania, legendy
i felietony publikowane w tym języku na
łamach polskojęzycznej prasy regionalnej oraz kaszubskojęzyczne słuchowiska
nadawane przez toruńską rozgłośnię Polskiego Radia. To między innymi one skłoniły niektórych polskich dziennikarzy,
działaczy itp. do podkreślania „piękna
języka kaszubskiego”. Przestrzegałbym
jednak przed uznaniem tych wypowiedzi za przejaw rzeczywistego określenia
przez nich kaszubszczyzny jako samodzielnego, odrębnego języka. Raczej
należy przyjąć, że w tych przypadkach
słowa „język” używano jako synonimu
„mowy”, i służyło to nie tyle zaznaczeniu odrębności kaszubszczyzny, ile podkreśleniu miłej atmosfery panującej podczas kaszubskich wypowiedzi i faktu jej
publicznego zaistnienia w ogóle.
Niezwykle trudno precyzyjnie określić, w jakim stopniu publiczne wykorzystywanie języka kaszubskiego przyciągało Kaszubów, wprowadzało ich w dumę
szczepową i nastawiało przychylniej do
rzeczywistości panującej w II Rzeczpospolitej. Jedną z tego przyczyn są sprzeczne
relacje o przebiegu tego typu wydarzeń.
Były one bowiem często uzależnione od
wielu czynników, także pozamerytorycznych. Dobrym tego przykładem są sprawozdania prasowe z wystawienia sztuki
Jana Karnowskiego „Òtrok Swiãtowida”
w Kartuzach w 1934 r. Według pisma
„Zrzesz Kaszëbskô”, z którego w części
wywodzili się organizatorzy tego przedsięwzięcia, była to bardzo udana inscenizacja, ciesząca się uznaniem publiczności.
28
Natomiast „Gazeta Kaszubska”, konkurująca i krytykująca to pierwsze czasopismo,
informowała, że nie dopisała na niej miejscowa publiczność, bo „jeszcze nie docenia należycie znaczenia i wartości kultury
regionalnej”.
Problemy językowe w samorządach
Nie można dać się zwieść wszystkim
miłym dla Kaszubów i ich języka wypowiedziom także z innego powodu. Na
ogół kończyły się one bowiem, kiedy język kaszubski przestawał być pewnym
ozdobnikiem estetycznym, nadającym regionalnego kolorytu różnym ówczesnym
przedsięwzięciom. Problemy (ze względów politycznych nie nagłaśniano ich)
zaczynały się wtedy, gdy w koniecznych
i bardzo licznych kontaktach pomiędzy
Kaszubami a Polakami z głębi kraju strony przestawały się rozumieć. W 1936 r.
policyjny sprawozdawca z przebiegu sądowego procesu członków jednej z organizacji mniejszości niemieckiej żalił się, że
„Niektórzy świadkowie zeznają przed sądem po kaszubsku. Padają jędrne, twarde
słowa, które niekiedy trudno zrozumieć”.
Można sobie łatwo wyobrazić, że przez
podobne trudności przechodziły także
inne osoby, które w swojej pracy stykały
się z Kaszubami posługującymi się wyłącznie językiem kaszubskim, chociażby
sądowi protokolanci.
Jednocześnie ta sytuacja jasno ukazuje, że w zasadzie kaszubszczyzna
w życiu publicznym była traktowany
tak, jak język polski. W każdym urzędzie Kaszuba mógł wypowiadać się po
kaszubsku, chociaż jego wypowiedzi
urzędnicy zapisywali w literackiej polszczyźnie. Pomijając w tym miejscu zagadnienia tożsamości etnicznej, było to
zrozumiałe i oczywiste także dlatego,
że tylko poprzez uznanie, że Kaszubi są
Polakami, a kaszubszczyzna jest częścią
języka polskiego, można było wykazać,
że ludność polska przeważa liczbowo
na terenie Kaszub nad społecznością
niemiecką. Dodatkowo dawało to odpór
niemieckiej propagandzie wykazującej
odrębność Kaszubów i kaszubszczyzny
od Polaków i polszczyzny. Nie można
mieć wątpliwości, że temu ostatniemu
celowi mogła służyć też akceptacja polskich władz państwowych dla różnych
kaszubskich przedsięwzięć, w tym wspomnianych scenicznych przedstawień kaszubskich utworów i pionierskich wypowiedzi kaszubskojęzycznych.
Ta jedność języka kaszubskiego i polskiego była jednak też przyczyną trudności polskiej administracji na Kaszubach
i pewnej dwoistości jej zachowań. Moim
zdaniem było to najbardziej kłopotliwe
i jednocześnie najwyrazistsze w funkcjonowaniu przedwojennego samorządu lokalnego. Przedstawiciele polskiego
państwa, w tym przede wszystkim starostowie, mieli czuwać, by organy tego
samorządu poprawnie stosowały normy
polskiego języka literackiego, zarówno
w mowie, jak i w piśmie. W praktyce,
szczególnie w latach dwudziestych ubiegłego wieku, okazało się to niemożliwe.
Większość wybranych przez mieszkańców poszczególnych kaszubskich gmin
(miejscowości) sołtysów i członków zarządów gminnych (ławników) znała wyłącznie język kaszubski i często niemiecki,
a polskim językiem literackim nie była
w stanie posługiwać się w stopniu zasługującym na akceptację przez urzędników
wyższego stopnia. Gdzie mieli posiąść
umiejętność mówienia literacką polsczyzną? W zaborczych szkołach, w których
tępiono wszelkie przejawy polskości, czy
na przykład w urzędach niemieckich,
gdzie język polski był zakazany?
W konsekwencji starostowie kaszubskich powiatów nagminnie odmawiali
zatwierdzenia dokonanych wyborów
sołtysów oraz ławników i zarządzali ponowne wybory, które przebiegały
z takim samym skutkiem. Po prostu nie
było tylu mieszkańców Kaszub, którzy by
byli w stanie spełnić pod tym względem
oczekiwania władz. Doszło więc do niepisanego kompromisu. Starostowie – nie
mogąc znaleźć lepszego rozwiązania – zatwierdzali wcześniej kwestionowanych
członków lokalnych samorządów. Z kolei
zatwierdzeni szukali pomocy (także odpłatnej) wśród osób, które znały język polski, szczególnie, by prowadziły im w tym
języku korespondencję. Jednocześnie się
dokształcały, głównie na specjalnych
kursach języka polskiego, prowadzonych
niemalże we wszystkich kaszubskich
szkołach.
Niedostateczne władanie polszczyzną przez „gorliwych Polaków”
Jak kruchy był to kompromis, najlepiej
pokazuje sprawa Franciszka Górskiego,
sołtysa w Koleczkowie (w powiecie wejherowskim) i jego współpracowników.
W zasadzie była ona typowa dla wielu
sporów pomiędzy członkami kaszubskich
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
POMORZE W MIĘDZYWOJNIU
społeczności samorządowych a ich organami nadzoru. Jej wyjątkowość polegała
jedynie na długotrwałości, gdyż ciągnęła
się co najmniej cztery lata, a strony konfliktu dotarły z nią aż do Najwyższego
Trybunału Administracyjnego w Warszawie, najwyższej instancji ówczesnego
polskiego sądownictwa rozstrzygającego
sprawy administracyjne.
Otóż F. Górski sprawował urząd sołtysa od 1921 r., a jego postawa narodowa
zyskiwała duże uznanie wśród oceniających go urzędników i funkcjonariuszy.
W świetle późniejszego przebiegu wydarzeń warto zaznaczyć, że w poufnej opinii
policji z 1924 r. uznano go za „gorliwego
Polaka”. Mimo to w 1929 r. starosta nie
zatwierdził jego ponownego wyboru na
sołtysa (i dwóch innych koleczkowian
jako ławników), „ponieważ nie władają
dostatecznie językiem polskim”. Można
domniemywać, że był to jedynie pretekst
i coś innego stanowiło rzeczywisty powód niezatwierdzenia, ale znamienne,
iż w taki sposób starosta uzasadnił swoją
decyzję. Zarówno ówczesna Rada Gminy
w Koleczkowie, jak i cała trójka niezatwierdzonych samorządowców wniosła
odwołania do Wojewody Pomorskiego,
a gdy ten podtrzymał stanowisko starosty, skierowała sprawę na drogę postępowania sądowego. Podnieśli w skardze
między innymi następujące kwestie:
1. „rodowici Kaszubi byli zmuszeni za
czasów pruskich uczęszczać do szkół
pruskich, w których uczono nas jedynie
w języku niemieckim i srogo katowano za
mowę polską, a raczej w tym wypadku za
gwarę kaszubską, przez zaborcę uznaną
za mowę polską. Zaś mowy polskiej uczyli
nas rodzice (…), dzięki czemu zdołaliśmy
zachować gwarę kaszubską, którą dotychczas uważaliśmy za mowę polską”,
2. „nikt z nas w całej gminie nie włada
dostatecznie językiem polskim tak w mowie, jak i piśmie, bo język nasz macierzyński jest językiem kaszubskim, a tego
się nikt tak łatwo nie oduczy”*. Jak sądzę,
starosta w wyniku tych twierdzeń zrozumiał, że jego dotychczasowa argumentacja może godzić w polską rację stanu, bo
w kolejnych pismach chociaż podtrzymał
opinię, że skarżący „słabo włada językiem
polskim”, to – już po wydaniu zaskarżonej
decyzji – uzupełnił jej uzasadnienie także
o pozajęzykowe, obecnie trudne do weryfikacji, argumenty.
Najbardziej żałuję, że Najwyższy Trybunał Administracyjny po piłatowsku
POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
umył ręce, ze względów formalnych umarzając postępowanie, bez merytorycznego rozstrzygnięcia sprawy. Dla historyka
i prawnika byłaby to prawdziwa gratka
poznać stanowisko najwyższego sądu
administracyjnego II Rzeczpospolitej
w kwestii, czy znajomość języka kaszubskiego była wystarczającym warunkiem,
by móc pełnić funkcje w lokalnym samorządzie mimo nieznajomości polszczyzny.
Historycznie skutkiem takiej postawy
Trybunału było podtrzymanie w mocy
decyzji starosty i wojewody, co na pewno
nie przyczyniło się do umocnienia zaufania koleczkowskich Kaszubów do polskiego państwa.
„Chamska mowa”
zrujnowała mu karierę
Żeby przedstawić od strony ludzkiej
– niekiedy daleko idące – konsekwencje
decydowania o przyszłości przedwojennych Kaszubów zależnie od stopnia znajomości przez nich literackiej polszczyzny, przytoczę nieco dłuższy fragment
interesujących wspomnień Konstantego
Bączkowskiego: „U mojej siostry został
wtedy zakwaterowany młody aspirant
oficerski (podchorąży) Jutrzenka-Trzebiatowski, Kaszuba z powiatu chojnickiego, który jako plutonowy zdobył stopień
aspiranta oficerskiego za waleczność
na froncie. Był odznaczony kilkakrotnie
Krzyżem Walecznych i orderem Virtuti
Militari. Był to urodzony żołnierz (…) i za
wszelką cenę chciał poświęcić się służbie wojskowej. Dokształcał się pilnie,
w czym – jeśli chodzi o język polski
– trochę mu pomagałem. Tak jak mój
brat Władek nie był w stanie opanować
języka niemieckiego, tak on z mowy polskiej nie potrafił wyeliminować dialektu
kaszubskiego (»chamskiej mowy«), co
jego pokojowi dowódcy – pochodzący
spoza Pomorza – określali jako brak inteligencji, dyskwalifikujący go jako oficera, mimo że był bardzo popularny wśród
szeregowców. Przy powojennych awansach oficerskich pomijano go demonstracyjnie, aby go zmusić do opuszczenia wojska, aż wreszcie w roku 1922 lub
1923 dano mu ultimatum – albo odejść
do życia cywilnego w stopniu aspiranta, albo zostać w wojsku w najstarszym
wówczas stopniu podoficerskim chorążego zawodowego. Całe jego młodzieńcze
marzenia o skromnej karierze oficerskiej
w Wojsku Polskim zostały rozbite. Tego
jego wrażliwa psychika, podważona
prawdopodobnie już nerwicą frontową,
nie wytrzymała. Podczas jego ostatniej
służby oficera służbowego garnizonu
ogarnął go obłęd. Nad ranem znalazł
go podoficer służbowy zapłakanego
w jakimś kącie podwórza koszarowego.
Po wyjściu ze szpitala dla chorych umysłowo znalazł przytułek u swego brata,
właściciela małego gospodarstwa rolnego odziedziczonego po rodzicach i tam
pasał krowy. Żadnej renty inwalidzkiej
mu nie przyznano, gdyż »jego niezdolność do pracy nie stała w żadnym związku ze służbą wojskową«. Wszystko, co
otrzymał ze Skarbu Państwa, to 200 zł za
order Virtuti Militari. Czasami odwiedzał
nasz dom. Przychodził w swoim starym,
rozwianym płaszczu wojskowym (…)
i uśmiechając się łagodnie, opowiadał
swoje przygody z życia pastucha. O wojnie i wojsku nie mówił tak, jakby ten rozdział w jego życiu nigdy nie istniał. Dla
mnie był on prawdziwą personifikacją
jakiegoś z walecznych rycerzy sienkiewiczowskich”.
Wiem, że podobnych przypadków
nie można uogólniać. Wiem też, że
w międzywojniu byli ludzie – pochodzący również spoza Pomorza – którzy
potrafili docenić zalety Kaszubów, nawet niewładających w pełni literacką
polszczyzną, pomagający im w drodze
życiowej. Nie może to jednak zmienić
faktu, że za dużo w tym wszystkim
było przypadku, szczęścia, za mało jednolitej, stałej polityki, właściwego podejścia, nie tylko ze strony państwa.
Przede wszystkim – w moim odczuciu
– II Rzeczpospolita nie potrafiła uczynić
z kaszubszczyzny prawdziwego skarbca, ubogacającego wszystkie dziedziny
ówczesnego życia publicznego. Dla dzisiejszego pokolenia Kaszubów pocieszeniem może być, że dzięki temu publiczne
funkcjonowanie kaszubszczyzny w międzywojniu jest kolejnym pasjonującym
tematem naszej regionalnej historii,
pełnym niejednoznacznych meandrów
i możliwości interpretacyjnych.
* W tych cytatach poprawiono ortografię i styl, gdyż
ich oryginały sporządziły osoby nieznające w pełni
norm literackiej polszczyzny. Dodatkowo ich język
jest już nieco archaiczny, mogłby być trudno zrozumiały dla współczesnego Czytelnika.
Śródtytuły pochodzą od redakcji
29
INTERNETOWE SKARBY
Historia zamknięta
w książkach
Niedawno pewien mój znajomy znalazł na jednym z portali aukcyjnych bardzo interesujące
pozycje książkowe. To kilkunastostronicowy angielskojęzyczny przewodnik Polish Pomerania
(Pomorze) oraz Kalendarz Morski z 1946 roku.
SŁAWOMIR LEWANDOWSKI
Pierwsza wspomniana publikacja
została wydana w Nowym Jorku w 1933
roku sumptem Polish Information Service.
80-letnie wydawnictwo zakupione zostało
za kilkanaście złotych i choć widać na nim
ślady użytkowania (co nie powinno dziwić), jednak towar wart jest swojej ceny.
Przewodnik po Pomorzu, którego cena
przed ośmioma dekadami wynosiła 10
centów, skupia się na podstawowych sprawach charakterystycznych dla tego rodzaju wydawnictw, a więc przedstawione zostało położenie geograficzne Pomorza, jego
populacja i oczywiście historia. O ile zawartość merytoryczna dwóch pierwszych rozdziałów nie budzi większych wątpliwości,
o tyle zarys historyczny, choć przedstawiony bardzo ogólnie, pozostawia już nieco
do życzenia. Zauważył to już poprzedni
właściciel (być może ten, od którego został
zakupiony przewodnik), i podkreślił błędną
treść, m.in. to, że pierwszym królem Polski
był… Mieczysław I. Tak więc zagłębiając
się w lekturę angielskojęzycznego przewodnika po Pomorzu, trzeba podejść do
niektórych zawartych tam wiadomości
z lekką rezerwą. Niemniej wydawnictwo
jest bardzo ciekawe, ilustrowane wieloma
mapami z różnych epok i nawet znalezione
w tekście błędy nie umniejszają wartości
znaleziska.
Kolejny skarb odkryty w internecie,
to Kalendarz Morski wydany przez Ligę
Morską w Gdyni w 1946 roku. Wydawnictwo, rozpoczynające się kilkoma
propagandowymi hasłami i fragmen-
tem przemówienia Bolesława Bieruta
(ówczesnego prezydenta KRN), skupia
się przede wszystkim na sprawach morskich. Znajdziemy tam charakterystykę
polskich portów i podstawowe dane na
ich temat oraz krótką encyklopedię największych portów świata. Zaznajomimy
się m.in. ze słownikiem „często spotykanych wyrazów morskich”, poznamy
rodzaje chmur, wiatrów, a także objaśnienia kategorii okrętów. Wartością dodaną tej publikacji, interesującą zapewne
szczególnie gdynian, jest kilka ostatnich
stron. Znajdziemy na nich m.in. reklamy
przedsiębiorców związanych z miastem,
takich jak KSIĘGARNIA Danuta Laskowicz, Gdynia, ul. Kwiatkowskiego 13 (róg
facebook.com/kaszubi
30
Świętojańskiej) i „AUTO-WOSZ” – Akcesoria Samochodowe i Motocyklowe, Gdynia, ul. Abrahama 41. Jest tam również
reklama PRZEMYSŁOWYCH ZAKŁADÓW
RYBNYCH „SPOŁEM”, Gdynia, ul. Śledziowa 2, tel. 220-97, czy też wybrzeżowych
oddziałów BANKU SPÓŁDZIELCZEGO
„SPOŁEM”. Reklamie nie oparła się także
„Gazeta Morska” – reklamująca się jako
jedyny Morski Dziennik Wojskowy.
Choć dzisiaj jesteśmy bombardowani
reklamami z każdej strony, to jednak te
sprzed ponad pół wieku czyta się i ogląda z niekłamaną przyjemnością. Warto rozejrzeć się wokół siebie lub
zajrzeć do sieci w poszukiwaniu książkowych skarbów.
DOŁĄCZ DO NAS
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
widzałé radio na Kaszëbach
800 000 słëchińców na Pòmòrzim
dzéń w dzéń wôżné wiadła
twòja òblubionô mùzyka
pòzdrówczi ë kònkùrsë
POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
31
Z KOCIEWIA
Przyjaciół miej blisko
MARIA
PA J Ą KO W S K A - K E N S I K
W ostatnich latach jesteśmy świadkami tworzenia, a właściwie mnożenia się,
różnych form świeckiej tradycji. Chodzi mi
na przykład o Dzień Przytulania (co akurat warto robić, bo podobno takie dobre,
szczere przytulanie się do kogoś – Bliskiego – przedłuża życie o jeden dzień, zatem nie brońmy się przed tym) czy
o Dzień Pocałunków (to jeszcze poważniejsza sprawa). Dzień Sprzątania Biurka
– prawie rozbawia, choć przypomina o…
codziennej konieczności. Jest i Dzień Pisania Listów. Oj, potrzebny, bo sztuka epistolarna rzeczywiście zanika. Na szczęście są jeszcze tacy, którzy piszą, nawet po
kociewsku (tu dziękuję ci, Zyto)! Był też
niedawno Dzień Sąsiada. Wtedy pomyślałam: jak dobrze mieć sąsiada, dobrego
oczywiście, za miedzą, za ścianą. Oprócz
prywatnych, indywidualnych są też zbiorowi, na przykład sąsiadują ze sobą regiony, kraje. I tu koniecznie warto trzymać
się mądrej zasady: przyjaciół miej blisko,
wrogów daleko…
Z Kaszubami sąsiaduje Kociewie. Jest
taka kraina, choć jeden historyk próbował mi ostatnio zepsuć humor na lato,
przysyłając złośliwego e-maila, w którym
stwierdził, „(...) że Kociewia nie ma, bo on
w książkach nie znalazł (...)”. Póki co przemilczałam tę niedorzeczność (mówiąc najdelikatniej, co jest w mojej naturze), bo na
kolejne piękne polskie lato chcę zachować
prawdziwą pogodę ducha.
Później będę musiała odpisać, bo nie
mogę zostawić kogoś w takiej głębokiej
niewiedzy. Właściwie, zajmowanie się
przez lata czymś, czego nie ma, jest nawet ekscytujące. Można mieć dużo dobrej
woli, wyrozumiałości, ale wszystko ma
swoje granice.
Wróćmy jednak do dobrego sąsiedztwa. Od zawsze bardzo cieszyło mnie
to, że naszymi (tj. Kociewiaków, ładny
etnonim – Kociewian – nie chce się przy-
32
jąć) najbliższymi sąsiadami są Kaszubi.
Moje zauroczenie Kaszubami to inna
sprawa. W tym wypadku chodzi o to, że
powinniśmy o sobie wiedzieć, przyjaźnie
współistnieć w obszarze polskiej kultury.
Jak dobrzy sąsiedzi. Mogłabym tu podać
wiele pozytywnych przykładów, na przykład ostatnio senator Kazimierz Kleina był
życzliwie obecny na spotkaniu delegacji
reprezentującej „Kociewski Magazyn Regionalny” z Parlamentarnym Zespołem
Kociewskim. To ciekawe spotkanie, które zaszczycił marszałek i wicemarszałek
senatu, jest zasługą senatora Andrzeja
Grzyba.
A wszystko to w ramach świętowania
srebrnego jubileuszu „Kociewskiego Magazynu Regionalnego”. Nieco ponad 80
numerów tego bogatego w treści i ważnego dla regionalistów społeczno-kulturalnego magazynu zajmuje szczególne miejsce na półkach moich regionaliów. Teraz
przygotowuję omówienie roli czasopisma
w edukacji regionalnej. Wiele artykułów
KMR ma charakter popularnonaukowy,
więc powinny być znane wszystkim, którzy poważnie zajmują się historią, kulturą
i życiem społecznym tego regionu – sąsiada Kaszub. Kociewscy działacze wiedzą,
mówią o „Pomeranii”. Zastanawiam się,
ilu Kaszubów zna nasz regionalny magazyn. Może warto to zbadać. Póki co,
u progu kolejnego (kalendarzowego) lata
cieszę się, że na początku lipca będę mogła uczestniczyć w Zjeździe Kaszubów we
Władysławowie, a w sierpniu odbędzie się
II Spotkanie Kociewiaków w Pelplinie. Będzie też dwudniowy Przegląd Zespołów
Folklorystycznych (kociewskich, później
pomorskich) w Piasecznie. No i na południu regionu, w Grucznie, kolejny Festiwal Smaku zorganizowany z rozmachem.
W Polsce znalazł wielu naśladowców.
I dobrze, swojskie jadło na to zasługuje.
Organizatorem festiwalu jest Towarzystwo Przyjaciół Dolnej Wisły, które właśnie świętuje swoje 15-lecie, a jego zasługi
w ochronie dziedzictwa kulturowego
Pomorza są naprawdę duże. Podczas jubileuszowej konferencji zagraniczni goście
(głównie mennonici) z Niemiec, Kanady,
Holandii usłyszeli, że w Polsce jest też Kociewie. Jak miło było to usłyszeć… regionalistce.
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
ROK KS. JANUSZA ST. PASIERBA
Pasierbowe świętowanie
Kiedy w 1996 r. w pelplińskim Liceum Ogólnokształcącym po raz pierwszy zorganizowano konkurs recytatorski poezji ks. Janusza St. Pasierba nikt zapewne nie przypuszczał, że z biegiem lat
rozrośnie się on do dwudniowego Pomorskiego Festiwalu Poetyckiego – jednego z najważniejszych wydarzeń kulturalnych w regionie.
BOGDAN WIŚNIEWSKI
Tegoroczna – już osiemnasta – edycja
wpisała się w obchody Roku ks. Pasierba.
Do Pelplina przyjechało ponad 180 młodych ludzi z 36 szkół, głównie z Pomorza
(m.in. z Gdańska, Słupska, Władysławowa, Lęborka, Tczewa, Torunia, Starogardu
Gd., Malborka i Kwidzyna). Po kilkuletniej
przerwie pojawili się także uczniowie noszącego imię ks. Pasierba Zespołu Szkół
Ponadgimnazjalnych w Żabnie k. Tarnowa, skąd pochodzili rodzice poety. „Takie
małe Żabno, a tyle skrzyżowań dróg” – te
słowa ks. Pasierba stały się główną myślą
bardzo interesującego programu, w którym za pomocą tekstów swojego patrona
i multimedialnej prezentacji młodzież
przybliżyła aurę swojego (niegdyś galicyjskiego) miasteczka.
Największy sukces odnieśli w tym
roku reprezentanci Publicznego Gimnazjum nr 3 w Starogardzie Gdańskim. Dokonała tego grupa przygotowana przez
Bogusławę Karankowską. Wielu wzruszeń dostarczył przygotowany przez nich
program „Zatrzymaj się”, traktujący o roli
czasu w życiu człowieka. Agnieszka Schleser z tej szkoły zdobyła I miejsce w kategorii recytacji, a jej koleżanki odniosły
sukces w poezji śpiewanej (Weronika Jatkowska – I miejsce, Paulina Konieczka – III
miejsce).
I miejsce wśród recytatorów-licealistów zdobyła Elwira Płaczek (I LO Starogard Gd.). Bezkonkurencyjny w kategoriach literackich (juwenilia poetyckie
i eseje) okazał się alumn Wyższego Seminarium Duchownego w Pelplinie Adam
Ryński. Wśród laureatów znaleźli się
ponadto: Daniela Pawłowska i Wiktoria
Dąbrowska (Ognisko Pracy Pozaszkolnej
w Starogardzie Gd.) oraz Sergiusz Mizera
i Paweł Tomasik (I LO Kwidzyn) – ex aequo
II i III miejsce wśród recytatorów, Milena
POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
Fot. Roman Hudzik
Wiśniewska (ZSP nr 2 Malbork) – II miejsce w kategorii poezja śpiewana, Zespół
Szkół Ponadgimnazjalnych nr 2 w Malborku oraz Miejski Ośrodek Kultury w Pelplinie – II i III miejsce w kategorii programów poetycko-muzycznych. Nagrody
literackie powędrowały do Krakowa (Arkadiusz Stosur – II miejsce w juweniliach
poetyckich i III miejsce wśród eseistów),
Wrocławia (Disa Witkowska – II miejsce
za esej), Torunia (Natalia Niciejewska – III
miejsce za esej) i Lęborka (Weronika Krużycka – III miejsce za juwenilia poetyckie).
Laureaci trzech pierwszych miejsc w czterech kategoriach (recytacje, poezja śpiewana, juwenilia poetyckie i esej) otrzymali nagrody Marszałka Województwa
Pomorskiego.
Festiwal to nie tylko rywalizacja konkursowa. Prezes Fundacji im. ks. Janusza
St. Pasierba Maria Wilczek wygłosiła referat ukazujący ks. Pasierba jako przewodnika na drodze wiary, a diakon Krzysztof
Kranicki mówił o różnych sposobach interpretacji twórczości poety. Festiwalowa
publiczność miała też możliwość zapozna-
nia się z twórczością Jarosława Jakubowskiego, m.in. z jego najnowszym tomikiem
poezji Święta woda. Wielkie zainteresowanie wzbudził koncert gdańskiego zespołu
Kutabuk, złożonego z poety Artura Nowaczewskiego oraz instrumentalistów: Jacka
Stromskiego i Jacka Nogi.
Nie zabrakło stałych punktów programu, czyli wieczornego spotkania przy
grobie ks. Pasierba i projekcji poświęconych mu filmów. Wydawnictwo „Bernardinum” przygotowało kiermasz książek.
Ostatni akord tegorocznego Festiwalu
miał miejsce w pelplińskiej bazylice katedralnej, o której ks. Pasierb pisał, że żadna
z katedr świata nie przysłoniła jej w jego
sercu. Najpierw odbył się koncert w wykonaniu Emanuela Bączkowskiego – jednego z najlepszych polskich organistów
młodego pokolenia. Następnie teksty ks.
Pasierba o Pomorzu czytał gdański aktor
Jerzy Kiszkis (długoletni przewodniczący
jury). A w krużgankach otwarto wystawę „Galilejska uroda Kociewia i Kaszub”,
przygotowaną przez Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie.
33
FESTIWAL PIEŚNI O MORZU
Coraz dalej od morza
Po pięcioletniej przerwie zabrzmiały w Wejherowie uroczyste dźwięki hejnału skomponowanego
przez Henryka Hubertusa Jabłońskiego. Począwszy od lat 70. hejnał ten otwiera Ogólnopolski
Festiwal Pieśni o Morzu. Tegoroczny XXI festiwal odbył się w dniach 7–8 czerwca w gmachu
nowo wybudowanej Filharmonii Kaszubskiej.
WITOSŁAWA FRANKOWSKA
Do udziału w koncercie inauguracyjnym zaproszono cztery chóry realizujące projekt Wyszehradzkie Nuty – ze
Słowacji, Czech, Węgier i Polski. Podczas
gdy wszystkie zespoły zagraniczne wykorzystały możliwość zaprezentowania
rodzimej kultury, zespół polski obrał
kierunek... kosmopolityczny. Nie dość,
że w jego repertuarze zabrakło pozycji
związanych z charakterem festiwalu, to
pominięto w nim kompozytorów polskich. Szkoda.
Jak się nazajutrz okazało, problem
z odpowiednim skonstruowaniem programu miały także niektóre chóry biorące udział w konkursie. Obok zespołów,
które znakomicie dostosowały swój repertuar do formuły festiwalu, prezentując głównie utwory marynistyczne lub
kaszubskie, były też takie, które ograniczyły się do wykonania utworu obowiązkowego na tle pozycji odległych od
tematyki przewodniej o wiele mil, niekoniecznie morskich. A trzeba pamiętać,
że ideą przewodnią festiwalu jest promowanie pieśni marynistycznej, pieśni
Pomorza, pieśni regionu kaszubskiego.
Publiczność oczekuje więc od wykonawców świeżego spojrzenia na muzykę
tego regionu, odkrywczej interpretacji, dotarcia do mało znanych pozycji
z kręgu tytułowej tematyki i sięgania po
nowe kompozycje (w tym roku pojawiły
się dwie: „Mała suita kaszubska” Szymona Godziemby-Trytka oraz utwór Anny
Rocławskiej „Mòdlëtwa ò ùsmiéwk” do
słów T. Fopkego). Podczas gdy w Polsce
nie brakuje liczących się konkursów
chóralnych o profilu uniwersalnym, Festiwal Pieśni o Morzu jest tylko jeden. Co
za tym idzie, jest zbyt dużą szansą pro-
34
Zespół Wokalny Art’n’Voices podczas koncertu plenerowego w Parku im. A. Majkowskiego w Wejherowie.
Fot. Dominika Studnicka (WCK)
mocji dla pomorskich pieśni ludowych,
by zastępować je – skądinąd bardzo
pięknymi – pieśniami kurpiowskimi czy
sieradzkimi, które pojawiły się w repertuarze niektórych chórów.
Podczas prezentacji konkursowych
zaznaczyła się ciekawa prawidłowość.
Okazało się bowiem, że niejednokrotnie
lepszą wymowę kaszubską prezentują
zespoły spoza regionu aniżeli formacje
lokalne. Do tych, które ze szczególnym
pietyzmem podeszły do kwestii poprawności wymowy, należały Chór Młodzieżowy Canto z Zespołu Szkół Muzycznych
im. Cz. Niemena we Włocławku, Chór
Kameralny Akolada przy Bydgoskiej
Szkole Wyższej oraz chór dziecięcy Państwowej Szkoły Muzycznej I st. w Wejherowie i Zespół Wokalny Art’n’Voices. W XXI festiwalu wystąpiło osiem
chórów. Niewiele to, zważywszy na lata,
gdy było ich nawet kilkanaście. Jak to
zwykle bywa w czasie konkursowych
przesłuchań, muzycznym wzruszeniom
towarzyszyły także nieporozumienia artystyczne, np. wykonanie przez chór dziecięcy nastrojowej pieśni o miłości i roz-
staniu dojrzałych ludzi („Òddzëkòwanié”
Jana Trepczyka) w rytmie podniosłego…
poloneza, gdzie towarzyszący fortepian
dodatkowo jeszcze pogłębiał rozdźwięk
między przesłaniem utworu a wizją (lub
raczej jej brakiem) ze strony dyrygenta.
Najpiękniej wykonanym utworem
obowiązkowym w kategorii chórów
mieszanych była bez wątpienia „Barkarola” Karola M. Prosnaka w finezyjnej interpretacji młodego zespołu Art’n’Voices.
Utwór ten wykonany został z perfekcyjną intonacją, z racji kameralnej obsady
– niemal ażurowo, mienił się całą gamą
odcieni agogicznych, dynamicznych, kolorystycznych. Mówiąc krótko – zachwycił. Na słowa uznania zasłużył także chór
z Włocławka, który doskonale poradził
sobie z niełatwym opracowaniem pieśni „Të z Dargòlewa jes dzéwczã” Leona
Łukaszewskiego czy chór dziecięcy PSM
I st. w Wejherowie zmagający się z niełatwą harmoniką pieśni Andrzeja Hundziaka „Spôdô sniég”.
Koncert finałowy, który odbył się
przy szczelnie wypełnionej (mieszczącej blisko 370 osób) sali, przyniósł ze
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
FESTIWAL PIEŚNI O MORZU
sobą kolejny występ „Grupy Wyszehradzkiej”. Tym razem wszystkie chóry
połączone wykonały pieśń słowacką,
węgierską, czeską i polską. Pięknie zabrzmiał „Hymn do Bałtyku” Feliksa
Nowowiejskiego wykonany przez gości
zza południowej granicy z bardzo dobrą
wymową polską i równie wielkim zaangażowaniem.
Płynny charakter wieczoru, pogodną
atmosferę przesłuchań i samego koncertu zawdzięczał festiwal znakomitemu
prowadzeniu Beaty Felczykowskiej, która z właściwą sobie swadą i wdziękiem
nawiązała bliski kontakt z publicznością.
Godnie sekundował jej prof. Zbigniew
Bruna, w niebanalny sposób prezentujący werdykt jury. Choć wedle formuły festiwalu zwycięzcami są wszyscy chórzyści, jednak
prawdziwy deszcz nagród spadł na wejherowski zespół Art’n’Voices. Wszystkie nagrody w pełni zasłużone, zespół
bowiem wykazał się nie tylko sztuką
ciekawego budowania programu, cechowała go również świetna dykcja, dbałość
o oryginalną wymowę, wspomniana już
czystość intonacji, wreszcie to, co cenię
u wykonawców najbardziej – zabawa
konwencją. Ta szczególnie zaznaczyła się
podczas wykonywania ostatniej pozycji
wieczoru – utworu „Masterpiece” Paula
Draytona. Pozostaje tylko mieć nadzieję,
że zespół nie spocznie na laurach (nawet
zasłużonych) i podąży szlakiem swoich
świetnych poprzedników, prawdziwych
mistrzów gatunku w rodzaju The King’s
Singers czy poznańskiego zespołu Affabre Concinui. Serdecznie im tego życzę.
Na koniec kilka uwag z perspektywy
miejskiej. Pamiętając poprzednie edycje festiwali, trzeba odnotować, że wiele rzeczy
się zmieniło. Zabrakło uroczystego przemarszu chórów, w jego miejsce pojawiły
się nie zawsze sprzyjające wykonawcom
koncerty plenerowe. Zamiast banerów,
które skutecznie zapraszały mieszkańców miasta do udziału w koncertach festiwalowych – zainwestowano w zbyt
mało widoczne plakaty. Zabrakło też tradycyjnego wystroju witryn sklepowych,
które w latach 80. konkurowały z sobą
w dziedzinie marynistycznej pomysłowości. Znakomitym pomysłem było za
to zaproszenie do filharmonicznego foyer
wejherowskich hafciarek prezentujących
urodę regionalnych haftów i kunszt własnych rąk (w tym także kulinarny). Zważywszy na nieduży budżet festiwalu, jego
gospodarze bardzo dobrze poradzili sobie
z organizacją imprezy.
Przyglądając się tegorocznej edycji
festiwalu, nie sposób oprzeć się refleksji
nad przemijaniem starych formuł i narodzinami tzw. nowej tradycji. Zważywszy na kilkuletnią przerwę w historii
festiwalu, myślę, że trzeba dać mu czas
na powrót do niegdysiejszego rozmachu,
wyjście ponad region północny, szersze
zainteresowanie miłośników pieśni chóralnej, utrwalenie krajowej rangi. Do
tego potrzebne są jednak wyraźniejsze
zapisy w regulaminie, bardziej ekspansywna reklama, odpowiednie środki.
Oby dzięki organizacji tego rodzaju imprez miasto Wejherowo – nie darmo
zwane duchową stolicą Kaszub – wykorzystało swą szansę, by być znane
w Polsce nie tylko z Kalwarii, ale także
z nowocześnie pojętej promocji kultury
regionalnej. W końcu co jak co, ale nazwa obiektu o nazwie Filharmonia Kaszubska zobowiązuje. Jak to kiedyś mawiano: noblesse oblige.
Połączone chóry Słowacji, Czech, Węgier i Polski. Fot. Dominika Studnicka (WCK)
Jury w składzie: prof. Zbigniew Bruna (AM w Gdańsku), prof. Waldemar Górski (AM w Gdańsku, AS w Szczecinie), prof. Krzysztof Kusiel-Moroz (UM w Warszawie), prof.
Przemysław Pałka (AM w Poznaniu), prof. Janusz Stanecki
(AM w Bydgoszczy) ogłosiło następujący werdykt:
Kategoria chórów dziecięcych
• Brązowy Dyplom: Chór dziewczęcy Cantabile przy Zespole Szkół nr 1 w Redzie (dyr. Barbara Tańska) oraz
Chór dziecięcy Szkoły Podstawowej nr 9 w Wejherowie (dyr. Olga Tomaszewska)
Grand Prix Festiwalu
• Zespół Wokalny Art’n’Voices
Kategoria chórów szkół muzycznych
• Srebrny Dyplom: Chór młodzieżowy Canto Zespołu
Szkół Muzycznych im. Cz. Niemena we Włocławku
(dyr. Marian Szczepański) oraz Chór dziecięcy PSM
I st. im. F. Chopina w Wejherowie (dyr. Ewa Rocławska)
Kategoria chórów mieszanych
• Złoty Dyplom: Chór Sceny Muzycznej w Gdańsku
(dyr. Beata Śnieg) oraz Zespół Wokalny Art’n’Voices
• Srebrny Dyplom: Chór Kameralny Akolada przy
Bydgoskiej Szkole Wyższej (dyr. Renata Szerafin-Wójtowicz)
POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
Wyróżnienia
• dla Chóru Kameralnego Akolada z Bydgoszczy
(dyr. Renata Szerafin-Wójtowicz) za najciekawszą
prezentację utworu kaszubskiego, nagroda ufundowana przez oddział ZKP w Wejherowie
• dla Beaty Śnieg (dyr. Chóru Sceny Muzycznej
w Gdańsku) – najlepszego dyrygenta festiwalu
• dla Zespołu Wokalnego Art’n’Voices za najlepiej
wykonany utwór obowiązkowy, nagroda PZChiO
• dla Zespołu Wokalnego Art’n’Voices za najlepszą
prezentację utworu z towarzyszeniem fortepianu,
nagroda ufundowana przez Towarzystwo Miłośników Muzyki w Wejherowie.
Nagroda publiczności
• Zespół Wokalny Art’n’Voices
35
POMORSCY ARTYŚCI
„Pokorny sługa muzyki”
W maju bieżącego roku przypadła 100. rocznica urodzin Lubomira Szopińskiego, pochodzącego
z Kościerzyny wybitnego dyrygenta, pedagoga i kompozytora. Warto przypomnieć postać i dokonania tego wielkiego patrioty, społecznika-regionalisty i jednego z najlepszych powojennych
chórmistrzów Polski.
RAJMUND KNITTER
Muzyka ważniejsza niż matura
Lubomir Alojzy Szopiński przyszedł
na świat 13 maja 1913 r. w Kościerzynie,
w kupieckiej rodzinie o ziemiańskim
rodowodzie Aleksandra Szopińskiego
i Katarzyny z domu Weber. Dzieciństwo
i młodość Lubomir spędził w rodzinnym
mieście, pobierając naukę w szkole powszechnej, a następnie w gimnazjum,
gdzie zaczynała się kształtować jego
muzyczna pasja. Nieprzeciętny talent
ujawnił się już w kilkuletnim Lubosiu,
który bardzo szybko opanował umiejętność czytania nut, aby w ślad za matką
i starszymi braćmi móc grać na fortepianie, snując także pierwsze własne
melodie. To mu jednak nie wystarczało,
i w krótkim czasie opanował także grę
na skrzypcach i wiolonczeli.
Pierwsze spotkanie Lubomira z amatorsko-zawodowym muzykowaniem
miało miejsce w kościerskim gimnazjum, gdzie tak bardzo się zaangażował
w działalność istniejącej tam orkiestry
symfonicznej prowadzonej przez prof.
Dawida Bruskiego, że zaniedbywał
przedmioty obowiązkowe. Doprowadziło to do zatargów z dyrekcją szkoły
i ostatecznie jej nieukończenia.
Mimo braku świadectwa maturalnego w roku 1934 zostaje przyjęty do
Polskiego Konserwatorium Muzycznego
Macierzy Szkolnej w Wolnym Mieście
Gdańsku. Tam jego nauczycielem jest
prof. Kazimierz Wiłkomirski (1900–
1995), znany i ceniony wiolonczelista,
dyrygent i kompozytor, który dojrzawszy tkwiący w młodzieńcu potencjał muzyczny, wprowadza go w arkana gry na
wiolonczeli, dyrygentury oraz harmonii
i kompozycji.
36
Rozpoczynając studia muzyczne, nie
opuścił jednak Kościerzyny, nadal angażował się w pracę na rzecz amatorskiego
ruchu muzycznego w tym mieście. Efektem jego działań było założenie w 1935 r.
Towarzystwa Muzycznego organizującego liczne koncerty oraz kursy umuzykalnienia. Ta inicjatywa spotkała się
z dezaprobatą miejscowej parafii i pewnej części kościerskiej społeczności, jako
groźna konkurencja wobec kościelnego
Chóru św. Cecylii. O sile i determinacji
Szopińskiego na rzecz umuzykalniania
mieszkańców Kościerzyny może świadczyć fakt, że w strukturach towarzystwa
już w roku 1937 działały ok. 40-osobowa
orkiestra symfoniczna (pod dyr. L. Szopińskiego) oraz chór mieszany (pod dyrekcją T. Janeckiego). Nie lada wyróżnieniem dla 23-letniego Lubomira było powierzenie mu
najpierw funkcji dyrygenta, a później od
1937 r., kierownika polonijnego chóru
Lutnia w Sopocie (wcześniej kierowanego przez prof. Kazimierza Wiłkomirskiego), którym dyrygował do wybuchu
II wojny światowej. Nie był to jednak
jedyny chór, którym Szopiński wówczas
kierował. W swoim życiorysie napisał,
że przed wojną prowadził jednocześnie
6 chórów w trzech miastach (Kościerzyna, Sopot i Gdańsk).
Zwycięstwo pieśni
Dobrze zapowiadającą się karierę
muzyczną Lubomira Szopińskiego przerwał wybuch II wojny światowej. Nazwisko studenta z Kościerzyny znalazło
się na niemieckiej liście proskrypcyjnej
w związku z jego działalnością patriotyczną w Wolnym Mieście Gdańsku.
8 września 1939 r. zostaje aresztowany
i poprzez obóz przejściowy w Gdańsku-Nowym Porcie oraz więzienie Schies-
stange trafia w listopadzie 1939 r. do
obozu koncentracyjnego w Stutthofie. Tu
jest więziony do kwietnia 1940 r., kiedy
to wraz z kilkoma tysiącami więźniów
zostaje przetransportowany do obozu
w Sachsenhausen, aby po dwumiesięcznej kwarantannie ostatecznie znaleźć się
w obozie koncentracyjnym Mauthausen-Gusen w Austrii, gdzie przeżył kolejne
lata wojennej zawieruchy. Życie obozowe Szopińskiego dosyć
obszernie zostało opisane w książce Leona Roppla pt. Zwycięstwo pieśni. W nieludzkich warunkach rozwijał obozowe
muzykowanie, tworząc chóry (liczące nawet 200 osób różnych narodowości) i orkiestry, w czym widział istotny element
ułatwiający przetrwanie więźniów. Pomimo chorób oraz ciężkich warunków
bytowania wiele czasu i energii poświę-
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
POMORSCY ARTYŚCI
cał komponowaniu. W 1940 r. współtworzy jedną z najpopularniejszych pieśni
obozowych śpiewanych po wojnie w całym kraju pt. „Sen więźnia”. Kompozycja
ta, do słów Zdzisława Karr-Jaworskiego
(1908–1941), poety, którego Szopiński
spotkał w Stutthofie, stała się dla Polaków uwięzionych w Mauthausen-Gusen
pieśnią narodową, pieśnią o odległej
ojczyźnie. O powstaniu tej kompozycji
zachowała się ciekawa opowieść przytoczona w książce Leona Roppla. Lubomir
Szopiński po przebyciu ciężkiej choroby
(zapalenie płuc, do którego później dołączyło zapalenie ucha) został skierowany
do pracy w pokojach obozowych SS-manów, gdzie cyklinował parkiety:
„Tu pewnego razu zauważył w kącie
pokoju wiolonczelę, swój ulubiony instrument. Jakżeby mógł powstrzymać
się od wypróbowania instrumentu i zagrania nowo skomponowanej melodii?
Wtem słyszy kroki. Wszedł SS-man. Szopiński odskoczył i skulił się. Spodziewał
się co najmniej kopniaka i paru wyzwisk
– a tu stało się inaczej. SS-man zapytał:
– Co grałeś, Brahmsa czy Beethovena?
– Ani jednego, ani drugiego – odpowiedział Lubomir. – To była moja kompozycja, którą sam stworzyłem tu w obozie.
To Haftlingstraum… I stało się, że muzyka przemówiła sobie właściwym językiem. Być może, że piękno melodii oraz
jej wykonanie do tego stopnia urzekły
SS-mana, że nie wybuchnął gniewem,
a Szopiński uzyskał nawet pozwolenie
na dalsze działanie w tej dziedzinie połączone z możliwością zorganizowania
małego zespołu śpiewaczego”.
Oprócz „Snu więźnia” do bardziej
znanych kompozycji Szopińskiego
z okresu obozowego należą: „Elegia”,
„Dumka – Od Dunaju sinych fal”, „Pieśń
o szczęściu”, „Pieśń o piosence”, oraz
marsz gusenowców „Dla nas słońce
nie zachodzi”. Trudno określić, ile razy
i ile osób pieśni Szopińskiego uratowały
od śmierci, moc jego muzyki nie tylko
bowiem dodawała otuchy i siły wielonarodowej rzeszy więźniów obozów
koncentracyjnych, ale także zmiękczała
skamieniałe serca oprawców, którzy niejednokrotnie pod jej wpływem potrafili
pokazać ludzką twarz.
Jedną z wielu relacji odnoszących się
do obozowego życia w Gusen i ówczesnej działalności Szopińskiego są wspomnienia Szczepana Hamfela z 1947 r.,
znajdujące się w spuściźnie po Lubomi-
POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
L. Szopiński – pierwszy z prawej – z rodzicami.
rze Szopińskim przechowywanej w Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej w Wejherowie.
„Na tle krwiożerczych recydywistów
i szalejącego terroru jak pięknie wyglądała garstka Polaków, których życie
kulturalne przeczyło zasadzie »Homo
homini lupus est«. Entuzjazm tych kulturalnych jednostek budził w ludziach
wiarę w znaczenie dóbr kulturalnych
jak: muzyka, literatura, malarstwo. Tej
grupie ludzi przewodził niewątpliwie
kol. Szopiński. On, jak bohater, nigdy
o sobie nie myślał, w najgorszych warunkach zawsze widział obok siebie
biedniejszych, których ciągle ratował
i pocieszał. (…) Jego wybitne zdolności muzyczne, uprzejmość i uczynność
zrobiły go od samego początku bardzo
popularnym w całym obozie. Posiadając
głęboką wiarę w potęgę pieśni, skupił
wokół siebie grupę ludzi o pewnym wyrobieniu kulturalnym i uczył ich śpiewu.
Początkowo w obozie wolno nam było
tylko umierać – nic więcej; a jednak
ten miłośnik muzyki i śpiewu nie zwracał uwagi na żadne trudności. Nocami
w ustępach z umówioną garstką ludzi,
mimo głodu i wycieńczenia pracą wytrwale ćwiczył śpiew. (...) Pierwszy jego
występ zdumiał wszystkich, a przedstawiciele wszystkich narodów Europy
znajdujących się w Gusen nie mogli nawet
rywalizować z Polakami. (…) A ile on sił
poświęcił na kompozycje obozowe, które
się tam cieszyły tak wielkim uznaniem,
gdyż w nich odtworzone były nasze najskrytsze myśli i pragnienia. (…)
Przez jakiś czas miałem szczęście pomagać kol. Szopińskiemu w pracy kulturalnej, dzięki czemu poznałem gruntowniej jego ogromne możliwości i stał się
dla mnie wzorem życia”.
Powrót do Kościerzyny
5 maja 1945 r. Szopiński doczekał się
oswobodzenia obozu w Gusen. Wśród
radości więźniów dało się usłyszeć
gromkie „Jeszcze Polska nie zginęła”
i jakże wymowny w tym momencie
hymn gusenowców „Dla nas słońce nie
zachodzi” – śpiewane już nie tylko przez
chórzystów Szopińskiego.
Lubomir wraz z przyjaciółmi jeszcze
przez kilka miesięcy pozostaje w Austrii
i odwiedza główne ośrodki muzyczno-wokalne tamtejszej części Europy (Wiedeń, Ratyzbona, Mediolan), pogłębiając
przez to swą wiedzę i zdobyte doświadczenie muzyczne.
Zgodnie ze złożonym jeszcze w okresie obozowym przyrzeczeniem wraca
jesienią 1945 r. do rodzinnego miasta.
W tymże roku obejmuje kierownictwo
nad kościerskim Chórem św. Cecylii
oraz angażuje się w prowadzenie lokalnych chórów szkolnych i świetlicowych. Już w styczniu 1946 r. dyryguje
100-osobowym chórem podczas I Kongresu Kaszubskiego odbywającego się
w Wejherowie. Rok później chór pod dyrekcją Szopińskiego wyśpiewuje sobie
37
POMORSCY ARTYŚCI
na Zjeździe Kaszubskiego Okręgu Śpiewaczego w Lęborku pierwszą nagrodę – Wędrowną Lirę im. Augustyna
Westphala. Wydarzenia te stanowią
początek kariery zespołu oraz uznania
dla samego dyrygenta, dając przepustkę do sal koncertowych w całej Polsce
(Bydgoszcz, Gdańsk, Sopot, Warszawa,
Wrocław, Zakopane). Chór św. Cecylii
(występujący już wówczas w strojach
kaszubskich) intensywnie się rozwija.
W 1947 r. zostaje przy nim utworzona
sekcja tańca kaszubskiego oraz kaszubska kapela ludowa. Tym samym tworzą się zręby przyszłego Zespołu Pieśni
i Tańca Ziemi Kaszubskiej (ZPiTZK), który
w latach 50. swym poziomem dorównuje państwowym Zespołom Pieśni i Tańca
Mazowsze oraz Śląsk. Kościerski zespół
oraz dyrygent mają wówczas aspiracje, aby stać się w przyszłości zespołem
państwowym, reprezentującym region
Kaszub i Pomorza. Niestety plany te
nigdy nie zostają zrealizowane, a sam
Szopiński, poirytowany napotykanymi
trudnościami tworzonymi przez władzę
oraz współpracowników z kościerskiego środowiska kulturalnego, decyduje
się w 1950 r. na opuszczenie Kościerzyny. Przenosi się wówczas do Poznania,
gdzie obejmuje stanowisko kierownika
i dyrygenta Chóru Rozgłośni Polskiego
Radia w Poznaniu, który prowadzi do
chwili jego rozwiązania w 1953. Kolejnym wyzwaniem dla Szopińskiego
było objęcie w kwietniu 1955 r. stanowiska chórmistrza i kierownika chóru
w Ośrodku Instruktorów Artystycznych
Centralnej Rady Związków Zawodowych
(CRZZ) w Skolimowie, gdzie pracował do
połowy 1956 r. Nie zerwał jednak kontaktów z rodzinnym miastem i Pomorzem, dokąd
dojeżdżał, nadal prowadząc chór ZPiTZK
i angażując się jako instruktor artystyczny w placówkach kulturalno-oświatowych.
„Żył dla muzyki
i cierpiał dla muzyki”
Ostatecznie Kościerzynę i pracę
na rzecz jej mieszkańców pozostawia
w grudniu 1958 r., kiedy to przenosi się
do Wrocławia, przyjmując stanowisko
dyrygenta Chóru Polskiego Radia we
Wrocławiu, które sprawuje do października 1960 r. Już wówczas na jego zdrowiu
zaczynają odciskać swe piętno przeżycia
obozowe oraz choroba nowotworowa.
Po długotrwałych cierpieniach umiera
5 listopada 1961 roku, mając 48 lat. Pogrzeb Lubomira Szopińskiego odbył się
w Kościerzynie cztery dni później. Stał się
spóźnioną manifestacją uznania społeczności miasta dla zasług niedocenionego za
życia dyrygenta, znakomitego kaszubskiego kompozytora i działacza. W ostatniej
drodze życia towarzyszyli mu członkowie
Chóru św. Cecylii, działacze i artyści z całego kraju, rodzina oraz współwięźniowie z obozu koncentracyjnego w Gusen,
którzy nad mogiłą pożegnali „pokornego
sługę muzyki”. Treściwym wyrazem jego
życia jest nagrobne epitafium: „Żył dla
muzyki i cierpiał dla muzyki”.
Dla Lubomira Szopińskiego muzyka nie była jedynie profesją, ale także
sposobem indywidualnej wypowiedzi
jako człowieka oraz narzędziem jego
działania. Nie pojmował jej wyłącznie
w kategoriach estetycznych, lecz przede
wszystkim w kategoriach egzystencjal-
nych. Uważał, że muzyka współtworzy
dobro, rozwija człowieczeństwo i poczucie jedności.
Był człowiekiem, który patriotyzm
rozumiał jako służbę i pracę na rzecz
najbliższego otoczenia, zarówno obozowego jak i lokalnej społeczności kaszubskiej. Miłość do swej małej ojczyzny okazywał aktywną pracą na rzecz
utrwalenia dorobku muzycznego Kaszub
i podniesienia kultury muzycznej regionu, przedkładając to ponad indywidualną karierę w stołecznych ośrodkach czy
też poza granicami kraju. Kościerzacy nie zapomnieli o Lubomirze Szopińskim. Jego imieniem została nazwana jedna z miejskich ulic oraz
sala widowiskowa. Zostały mu również
poświęcone dwie wystawy. Pierwszą,
zorganizowaną przez Towarzystwo
Śpiewacze im. Lubomira Szopińskiego
(powstało w 10. rocznicę śmierci muzyka z inicjatywy jego byłych uczniów), zaprezentowano w Kościerzynie w 1974 r.
Kolejna, pt. „Moja luba to piosenka. Życie i działalność Lubomira Szopińskiego
(1913–1961)”, przygotowana przez Muzeum Ziemi Kościerskiej w Kościerzynie,
została otwarta w listopadzie 2011 r.
z okazji 50. rocznicy jego śmierci.
WIRTUALNE KASZUBY
KONKURS NA
FILM EDUKACYJNY
SZCZEGÓŁY ZNAJDZIESZ NA: WWW.KASZUBI.PL/O/WIRTUALNEKASZUBY
38
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
MEDAL SREBRNA TABAKIERA ABRAHAMA
Za zasługi w działalności
publicznej
W roku 2013, w którym przypada 90. rocznica śmierci Antoniego Abrahama, gdyński oddział
Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego uhonorował Medalami Srebrna Tabakiera Abrahama dwie
osoby zasłużone dla Kaszub.
ANDRZEJ BUSLER
Oksywie jest częścią Gdyni, w której
można odnaleźć wiele znaków dawnej historii – to obszar dawnego oksywskiego
grodziska i jedna z najstarszych parafii na
Pomorzu. Na tutejszym przykościelnym
cmentarzu spoczywają zasłużone dla
Kaszub postaci, m.in. Antoni Abraham
i Bernard Chrzanowski. 21 czerwca, dwa
dni przed wspomnianą rocznicą, odbyła
się uroczystość wręczenia Medali Srebrna
Tabakiera Abrahama. Poprzedziła ją msza
święta z kaszubską liturgią słowa w kościele pw. Michała Archanioła w Gdyni-Oksywiu, odprawiona przez ks. Grzegorza
Milocha. Przy oksywskim ołtarzu stanęły
poczty sztandarowe ZKP Oddział w Gdyni
oraz ze Szkoły Podstawowej nr 6 im. Antoniego Abrahama. Po mszy świętej złożono kwiaty na grobie Abrahama i jego żony
Matyldy. Zebrani odśpiewali hymn kaszubski, a ks. Miloch poprowadził modlitwę. Następnie w Szkole Podstawowej nr 6,
w sąsiedniej dzielnicy Gdyni-Obłużu, odbyła się uroczystość wręczenia Medali
Srebrna Tabakiera Abrahama za zasługi
w działalności publicznej na rzecz Kaszub.
Kapituła przyznała w tym roku dwa
medale. Przypadły one śp. Zygmuntowi
Rompie – muzykowi, opiekunowi zespołów
Krosniãta i Delfinki, oraz Tomaszowi Fopke
– muzykowi, regionaliście i działaczowi
kaszubskiemu. Po raz pierwszy w dwudziestoletniej historii tego wyróżnienia medal
został przyznany pośmiertnie.
Na galę wręczenia Medali przybyło blisko 150 osób z Gdyni, Gdańska,
Chwaszczyna i Kołobrzegu. Na jednym
z zaszczytnych miejsc przeznaczonych
dla tegorocznych laureatów spoczęło
zdjęcie śp. Zygmunta Rompy wraz z czerwoną różą. Uroczystość poprowadzili
prezes gdyńskiego oddziału Zrzeszenia
POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
Gdyńscy Kaszubi pod pomnikiem Antoniego Abrahama. Fot. Ewelina Kroll
Kazimierz Zorn i wiceprzewodniczący
Rady Miasta Gdyni Jerzy Miotke. Laudację
Zygmunta Rompy wygłosiła Ewa Andrzejewska, dyrektorka Szkoły Podstawowej
nr 6. To właśnie w tej szkole Zygmunt
Rompa przez wiele lat prowadził, z dużymi sukcesami, zespół Krosniãta, którego
działalność jest kontynuowana. Laudację
drugiego z laureatów – Tomasza Fopke
– zaprezentował Andrzej Busler, wiceprezes ZKP Oddział w Gdyni. Po tej części nastąpiło wręczenie medali. W imieniu Zygmunta Rompy wyróżnienie odebrała jego
żona – Bożena Rompa, która zwracając
się do zebranych, dziękowała Kapitule za
uhonorowanie jej męża tym zaszczytnym
wyróżnieniem. Tomasz Fopke, zabierając
głos, podziękował Kapitule oraz rodzinie,
a w szczególności swej żonie za wspieranie go w działalności kaszubskiej.
Kolejnym punktem uroczystości
było uhonorowanie stypendiami dziennikarskimi im. Izabelli Trojanowskiej.
Tegorocznymi stypendystami zostali
Magdalena Świerczyńska-Dolot z Radia
Gdańsk i Adam Hebel z Twojej Telewizji
Morskiej. Nagrody wręczyli członkowie
Rady Funduszu Stypendialnego im. Izabelli Trojanowskiej – Artur Jabłoński i Andrzej Busler. Pierwszy z nich opowiedział
o historii Funduszu, a także przedstawił
życiorys Izabelli Trojanowskiej, jego patronki. W części artystycznej wystąpił
zespół Krosniãta, prezentując kilka pieśni
i tańców kaszubskich.
23 czerwca – w dziewięćdziesiątą
rocznicę śmierci Antoniego Abrahama
– gdyńscy Kaszubi i członkowie oddziału
ZKP Dębogórze-Kosakowo spotkali się na
Placu Kaszubskim w Gdyni przy pomniku
króla Kaszubów. Wartę wystawiła Młodzieżowa Drużyna Pożarnicza działająca
przy Kole ZKP Gdynia Północ. Uroczystość
rozpoczęto od odśpiewania hymnu kaszubskiego. Następnie prezes gdyńskiego
oddziału ZKP przybliżył postać Abrahama, po czym delegacje oddziałów i kół
ZKP złożyły kwiaty pod pomnikiem. Uroczystość uświetnił występ Zespołu Pieśni
i Tańca Gdynia. Po jego zakończeniu część
uczestników udała się do kościoła pw. Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski na
mszę z kaszubską liturgią słowa w intencji Antoniego Abrahama.
39
GDAŃSK MNIEJ ZNANY
Chlebnickie perełki
Ulica Chlebnicka leży pomiędzy najsłynniejszymi traktami Głównego Miasta – Długim Targiem
i Mariacką. Kryje historie, których niejedna uliczka mogłaby jej pozazdrościć.
M A RTA S Z A G Ż D O W I C Z
Na zakupy
Spacer zaczynamy od strony ulicy
Piwnej. Chlebnicka rozpoczyna się przy
jej skrzyżowaniu z ulicą Kramarską.
Biegnie w kierunku Długiego Pobrzeża. Jej nazwa wzmiankowana była już
w 1337 roku, ale jako Piekarska. Znajdowały się tu ławy chlebowe, czyli kramy,
gdzie można się było zaopatrzyć w świeże pieczywo. Część ulicy zwana była
Targiem Wąchanym. Sprzedawano tu
między innymi mięso. Kiedyś, by przekonać się, czy jest świeże, trzeba je było
po prostu powąchać
W cieniu gotyku
Pod numerem 14 znajduje się wyjątkowy dom. Możemy tu zobaczyć
późnogotycką fasadę z 1520 roku. Jest
nietypowa, bo choć gotycka, jednak
ma kamienne dekoracje. Wzbudzała
w Gdańsku wiele emocji. W XIX wieku
władze miejskie nie zgodziły się, by sfinansować remont zaniedbanej wtedy
kamienicy. Wyrok wywoływał oburzenie – fasada miała zostać rozebrana.
I wtedy stał się cud. Losem nieszczęsnego domu zainteresował się sam król
Prus Fryderyk Wilhelm III. Zakupił za
300 talarów rozłożoną na części fasadę.
Do Poczdamu popłynął statek z ładunkiem 3700 kg, na który składało się 287
elementów kamieniarki. W 1825 roku
słynny architekt Karl Friedrich Schinkel
wkomponował je w Dom Rycerski na
Wyspie Pawiej w Poczdamie. Tym sposobem gdańska fasada przetrwała do dziś.
Na Chlebnickiej możemy podziwiać rekonstrukcję, którą wykonano w latach
siedemdziesiątych XX wieku. Na attyce
widnieje herb dawnych właścicieli domu
– rodu Schlieffów. Byli właścicielami kamienicy w latach 1616–1752. Najwybitniejszy z tego rodu, Valentinus Schlieff
40
Fasady domów ulicy Chlebnickiej – z lewej Dom Anielski/Angielski, z prawej Dom Schlieffów. Fot. MS
był historykiem i bibliografem. Zasłynął
dzięki swym zbiorom, na które składało
się 9 tysięcy druków. Po jego śmierci trafiły do Biblioteki Rady Miejskiej.
żył Radę Miasta o złamanie glejtu. Tym
razem młodzieniec odniósł sukces. Komisja królewska przyznała mu rację i nareszcie kochankowie mogli być razem.
Miłość w opałach
Nad ulicą góruje potężna kamienica
numer 16. Mieszkała tu kiedyś piękna
Barbara Rosenberg. Gdy do Gdańska zawitał młody kupiec z Londynu, zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia.
Jednak zgodnie z ówczesnym prawem
patrycjuszka nie mogła wyjść za cudzoziemca. A rodzice Barbary nie zamierzali łamać tej zasady. Młodzi spotykali
się jednak mimo to i snuli marzenia
o wspólnej przyszłości. Zdecydowali się
pojechać do samego króla. Zygmunt August, widząc ich wielkie uczucie, wręczył
Jakubowi list żelazny. Niestety gdańska
Rada Miasta, nie zważając na łamanie
prawa, oskarżyła Jakuba o porwanie
młodej gdańszczanki. Zakochani zostali
rozdzieleni – ku rozpaczy Barbary Jakub
wtrącony został do Wieży Więziennej.
Ale nawet tak tragiczny obrót sprawy
nie złamał upartego londyńczyka. Oskar-
Drapacz chmur
Kamienica, w której się pierwszy raz
spotkali, to Dom Anielski lub Angielski.
Jest najwyższa w Gdańsku, ma aż osiem
kondygnacji. Wzniesiona została w latach 1568–1570 na podstawie projektu
Hansa Kramera. Właścicielem posiadłości był kupiec z Westfalli Dirck Lygle. Jednak choć szczyt jego domu zdobi figura
anioła, nie ustrzegł on Lygle'a przed bankructwem. W XVII wieku kamienica służyła kupcom z Anglii, dlatego zwana jest
również Angielską. Spotykali się tutaj na
nabożeństwa. W 1772 roku na Chlebnickiej 16 urządzono hotel. Do znanych
gości należał Julian Ursyn Niemcewicz,
a także Jadwiga Łuszczewska – autorka
Panienki z okienka. W 1945 roku kamienica została zniszczona, ale odbudowano
ją w latach 1957–1959. Dziś Dom Anielski służy jako dom studencki Akademii
Sztuk Pięknych.
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
KASZËBSCZI DLÔ WSZËTCZICH
ÙCZBA 24
Latné ferie
RÓMAN DRZÉŻDŻÓN, DANUTA PIOCH
Lato to pò pòlskù lato. Latowé ferie to wakacje letnie. Òb lato, to znaczi latem, lëdze jadą na wiwczasë,
to je wczasy, żebë òdpòcząc òd robòtë. Taczich lëdzy nazéwómë letnikama, to je wczasowiczami. Równak
niejedny miast òb lato òdpòczëwac – robią…
Cwiczënk 1
Cwiczënk 2
Przeczëtôj gôdkã i przełożë jã na pòlsczi jãzëk.
Wëzwëskôj do te słowôrz kaszëbskò-pòlsczi (Przeczytaj rozmowę i przetłumacz ją na język polski. Wykorzystaj do tego słownik kaszubsko-polski).
Nalézë w teksce słowa, chtërne gôdają ò tim, co
mòże robic òb lato. Wëpiszë je. (Znajdź w tekście
słowa mówiące o tym, co można robić latem.
Wypisz je).
– Witôjtaż, bëńlowie!
– Bóg zapłac.
– Cëż wa robita?
– Nick… rozmiszlómë, co mómë robic òb lato.
– Dopiérze terô wa rozmiszlôta? Kò to je ju lëpińc…
– Zôczątk lëpińca. Do kùńca latowëch feriów jesz, jesz…
– Cëż wa môta wëmëszloné?
– Jakbë to Wasce rzec… nick.
– Wa le mùdzyta czas. Jô wama rzekã, cëż òb lato mòże
robic.
– Co?
– Bawic sã, rézowac…
– To sã tak fejn rzecze – bawic sã, rézowac, ale za co?
– Jakùż za co? Za dëtczi.
– Chtëż nama je dô?
– Wa sami, tec mòże je zarobic. Òb lato je wiele robòtë,
chòcbë nad mòrzã. W gòspòdach, wiwczasowëch dodomach. Mòże sprzedawac rëbë, pamiątczi abò lodë i pòpkòrn.
– Bez całé lato robic? Jesce Wë czësto…!
– Jô doch nie gôdôł, że całé lato, le jeden miesąc. W lëpińcu
jic do robòtë, a w zélnikù za ne zarobioné dëtczi mòże dze
wëjachac.
– To bë bëła baro dobrô ùdba, leno dze më terô robòtã dostóniemë? Pewno wszëtczé place są ju zajãté.
– Wierã nié… Zresztą, jô prawie do waju przëszedł w ti sprawie. Brëkùjã młodëch, mòcnëch w nogach a gãbie, lëdzy do
robòtë…
– Jo! A cëż më bë mielë robic?
– Szpacérowac pò sztrądze a sã pieglëc.
– Wasta ale bôjczi pòwiôdô. Za szpacérowanié a pieglenié
jesz nicht nie płacy.
– Jak wa mdzeta pò tim sztrądze szpacérowa, tej kòl ti leżnoscë wa bë letnikóm lodë a pòpkòrn sprzedôwa.
– To nie je takô lëchô ùdba… słunuszkò, piôsk, wiaterk òd
mòrza. Jo, jo, leno czë më bëlno na tim zarobimë?
– Ò to wa sã ni mùszita jiscëc. Dëtka wa mdzeta mia jak…
lodu.
Pierszô pòzwa zajãcô to bawic sã. Zdrzë, jaczé
znaczenia krëją sã pòd słowã „bawic”. (Pierwsza
nazwa zajęcia to bawić się. Zobacz, jakie znaczenia się pod nią kryją).
POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
1) bawić kogo: Òna sã zajimô bawienim dzecy.
2) przebywać, zatrzymać się gdzie: Më bawilë ù cotczi dwa dni.
3) trwać: To baro długò bawiło.
Przełożë zdania na pòlsczi jãzëk (przełóż zdania
na język polski):
Nié wszëtcë lubią bawic dzecë.
Nick tak długò nie bawi, jak żdanié na ferie.
Jak długò të bawił ù drëcha?
- Jinszé znaczenia krëją sã w fòrmie bawic sã (inne znaczenia kryją się w formie bawić się):
1) bawić się: Kòtczi sã bawią.
2) bawić się, hulać, używać życia: Niejedny nie chcą robic,
le sã bawic.
3) zatrzymać się, nie spieszyć się, ociągać się: Co të sã tak
bawisz z tą robòtą?
Ùłożë i zapiszë zdania, w chtërnëch ùżëjesz słowa
„bawic sã” w kòżdim z trzech znaczeniów. (Ułóż
i zapisz zdania, w których użyjesz słowa „bawic
sã” w każdym z trzech znaczeń).
Cwiczënk 3
W niechtërnëch jãzëkach tak to ju je, że òd czasnika mòże twòrzëc pòstapné czasniczi. Sygnie
dodac do niegò przedrostk i je ju słowò w nowim
znaczenim.
41
KASZËBSCZI DLÔ WSZËTCZICH
(Tak to już jest w niektórych językach, że od czasownika
można tworzyć czasowniki pochodne.Wystarczy dodać do
niego przedrostek i już mamy słowo w nowym znaczeniu).
bawic: 1) pòbawic, 2) wëbawic, 3) zabawic, 4) zbawic
bawic sã: 1) pòbawic sã, 2) ùbawic sã, 3) zabawic sã
- Przełożë zdania na kaszëbsczi jãzëk (przetłumacz zdania
na język kaszubski):
Lubię się bawić.
Dawno już się tak nie ubawiłem, jak dziś.
Jeszcze trochę się pobawcie, potem pójdziecie spać.
Po skończeniu pracy zabawimy się.
Pobaw chwilę dziecko, a potem połóż je spać.
U nich nikt długo nie zabawi.
Pan Bóg chce wszystkich zbawić.
Od powietrza, głodu, ognia i wojny wybaw nas Panie.
Przeczëtôj i dokùńczë zdania (przeczytaj i dokończ zdania):
Bòjã sã rézowac…
Baro lubiã rezã na…
…nie je bezpiecznym ôrtã rézowaniô.
Nôchùtczi sã rézëje…
Cwiczënk 7
Czej jedny sã bawią i rézëją, jinszi mùszą robic. (Gdy jedni
się bawią i podróżują, inni muszą pracować).
Przë ùżëcym słowarza wëpiszë pòzwë warków, jaczich miéwcë òb lato ni mają czasu na bawienié sã
i rézowanié.(Posługując się słownikiem, wypisz nazwy zawodów, których wykonawcy nie mają czasu
latem na zabawę i podróżowanie).
Cwiczënk 4
Òd słowa „bawic” mòże twòrzëc familiã słów (od słowa „bawic” można utworzyć rodzinę wyrazów):
Cwiczënk 8
Przeczëtôj i wëłożë znaczenia zapisónëch niżi
przësłowiów (przeczytaj i objaśnij znaczenia zapisanych niżej przysłów):
bawidło, zabôwka, bawibiôłk, zabawa
Pòdsztrëchnij słowa, jaczé pasëją do „bawibiôłka” (nôprzódka nalézë jich znaczenia w słowarzu).
(Podkreśl słowa pasujące do „bawidamka” – najpierw znajdź ich znaczenia w słowniku).
tuńcowanié, seczenié, spiéwanié, kôrbienié, szëcé, grabienié, rézowanié, szpilowanié, parfimòwanié, mùrowanié,
strojenié sã, kòpanié
Cwiczënk 5
Jak sã òb lato bawią wiôldżi, a jak dzecë? Co mògą
robic razã? Rzeczë ò tim czile zdaniów. Nôprzódka
równak przëszëkùj pòtrzébną słowiznã. Niechtërne czasniczi ju znajesz, nôleżi w słowarzach wëszukac pasowné jistniczi i jesz jinszé czasniczi. (Jak bawią się latem dorośli,
a jak dzieci? Co mogą robić razem? Powiedz o tym w kilku
zdaniach. Najpierw jednak przygotuj potrzebne słownictwo.
Niektóre czasowniki już znasz, w słownikach należy znaleźć
odpowiednie rzeczowniki i inne czasowniki).
Robòta jesz nikòmù nie ùcekła, bò ni mô nóg.
Chto reno wstaje, temù Pan Bóg daje, a chto długò spi,
temù kòza bzdzy.
Robòta sama sã nie zrobi.
Chto chce co sprawic, mùszi sã zabawic.
Kòt w rãkawicach mëszów nie chwôtô.
Ùtrzëmac ster w rãce je nierôz cãżi, jak do niegò duńc
SŁOWÔRZK
Przë ùżëcym pòlskò-kaszëbsczégò słowarza zapiszë pòzwë bawidłów dlô dzecy. (Używając
słownika polsko-kaszubskiego, zapisz nazwy dziecięcych zabawek).
bawibiôłk – bawidamek; bawidło – zabawka, bëńlowie
– kawalerowie, tu: młodzi, młodzież; chtëż – któż, kto; dëtczi
– pieniądze; jiscëc sã – martwić się; leżnosc – okazja; mùdzëc
czas – marnować czas; nick – nic; òb lato – latem; pieglëc
sã – opalać się; plac – miejsce; prawie – właśnie; rézowac
– podróżować; szpacérowac – spacerować; ùdba – pomysł; wasta
– pan; zôczątk – początek; żdanié – czekanie
UCZ SIĘ ONLINE
Cwiczënk 6
Òb lato mòże téż wiele rézowac. Rézowanié wiedno sã
òdbiwô przë ùżëcym jaczégòs sprzãtu: kòło, mòtór, bana, fliger, òkrãt, bôt, aùtobùs, aùto, tramwaj, trolejbùs, żôglówc,
lotniô, balón. (Latem można też wiele podróżować. Podróżowanie zawsze odbywa się przy użyciu jakiegoś sprzętu…).
42
www.skarbnicakaszubska.pl
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
GORĘCZYNO – Z BADAŃ NAD HISTORIĄ WSI
Od najdawniejszego (część 1)
osadnictwa do roku 1650
Nazwa wsi Goręczyno, jak pisze Edward Breza w pracy Miejscowości gminy Somonino, pochodzi od imienia Gorzęta, utworzonego od dwuczłonowego imienia Gorzysław. Po raz pierwszy
nazwę tę odnotowano w zapisie księcia Sambora II z 1241 r., który wymienia wieś Goranchino
i Goruchino.
KRZYSZTOF KOWALKOWSKI
się lodu tworzyły pierwsze szlaki odpływu oraz wypełniały wszelkie zagłębienia
terenu. W ten sposób powstały dzisiejsze
rzeki i strumienie, jeziora rynnowe oraz
oczka polodowcowe i tereny podmokłe.
Pomiędzy Wysoczyzną Koszowatki a Wysoczyzną Jastrzębia znajduje się Rynna
Ostrzycko-Rątowska. To tu przez Jezioro
Ostrzyckie przepływa Radunia (biorąca
swój początek w Jeziorze Stężyckim), nad
którą znajduje się Goręczyno. Liczne zakola, jakie tworzy rzeka na całym odcinku,
nadają temu regionowi uroku i tajemniczości.
Region z bogatą siecią
hydrograficzną
Zabudowana w kształcie widlicy sołecka wieś Goręczyno leży w dolinie rzeki
Raduni, u stóp wzniesień zwanych Wzgórzami Szymbarskimi, w otulinie Kaszubskiego Parku Krajobrazowego. Wschodnią
część Goręczyna ograniczają mokradła po
dawnych strumieniach wpływających do
Raduni. Region, w którym położone jest
Goręczyno, odznacza się bardzo bogatą
i różnorodną siecią hydrograficzną, której
początki sięgają czasów ostatniego zlodowacenia skandynawskiego (XIV–XIII tys. Ślady osadnictwa z różnych epok
Nieznana jest data powstania wsi.
p.n.e.). Szczególne znaczenie w jego kształtowaniu miały okresy cofania się lądolo- Liczne wykopaliska we wsiach leżących
du, kiedy wody pochodzące z wytapiania wokół Goręczyna mogą sugerować, że
POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
i ono z dawna było zamieszkane. W wielu miejscach pętli jezior kaszubskich
znajdowano ślady osadnictwa pochodzące z różnych epok. Najstarsze z nich,
z okolic Chmielna i Stężycy (stanowiące
pojedyncze znaleziska), pochodzą ze
środkowej epoki kamienia (IV tys. p.n.e.).
Kolejne, z epoki neolitu (III–II tys. p.n.e.),
znajdowano m.in. na terenie gmin Stężyca i Somonino. Właśnie w tej ostatniej
(do której należy Goręczyno) odkryto
różne zabytki gliniane w stanowiskach
archeologicznych w Wyczechowie. Dotychczasowe badania archeologiczne
dotyczące epoki brązu i wczesnej epoki
żelaza (ok. 500–400 p.n.e.) wskazują, że
osadnictwo tego okresu lokowane było
przede wszystkim pomiędzy jeziorami
raduńskimi lub po ich zachodniej stronie.
43
GORĘCZYNO – Z BADAŃ NAD HISTORIĄ WSI
Kolejne odkrycia odnoszące się do wsi będących w obrębie dawnej parafii goręczyńskiej dotyczą okresu wpływów rzymskich
(II wiek p.n.e.). Groby skrzynkowe ludności
pomorskiej odnajdowano w Goręczynie
i Somoninie już w XIX wieku.
Badania archeologiczne wskazują
zatem na liczne osadnictwo istniejące od wieków w okolicach Goręczyna
i w samej wsi. Brak jednak informacji
potwierdzających ciągłość osadnictwa,
a biorąc pod uwagę zmiany klimatyczne
i idące za tym zmiany środowiska, można przyjąć, że miejsca, w których ludzie
się osiedlali, nie były stałe. Dlatego też
trudno jednoznacznie odpowiedzieć na
pytanie, kiedy przybyli tu osadnicy, którzy dali początek dzisiejszej wsi.
Najstarsza zapisana informacja
o Goręczynie
Sądząc z pierwszego zapisu dotyczącego wsi, a pochodzącego z 1241 r., Goręczyno miało już w tym czasie formę
zorganizowanego osadnictwa o regionalnym znaczeniu, więc jego początków należy szukać znacznie wcześniej.
Jednak aby ustalić konkretne daty, potrzebne jest przeprowadzenie prac archeologicznych, które pozwoliłyby na
określenie rodzaju i zasięgu osadnictwa.
Utrzymuje się przekonanie, potwierdzane przez wielu znawców dziejów
Pomorza, że kasztelania goręczyńska
we wczesnym średniowieczu była książęcą jednostką administracyjną, siedzibą kasztelana. W Goręczynie miał też
znajdować się gród obronny, z którego
kasztelan książęcy zawiadywał ziemiami obejmującymi wzgórza po obu stronach Raduni, ciągnące się od Ostrzyc do
Żukowa. Co prawda w latach dwudziestych odkryto prawdopodobne miejsce
lokalizacji grodu, lecz co dziwne, nigdy
nie przeprowadzono badań archeologicznych, które potwierdziłyby te przypuszczenia. Opinia na temat istnienia
w Goręczynie książęcej jednostki administracyjnej utrzymywała się jeszcze
w latach siedemdziesiątych XX w. Dopiero badania Karola Modzelewskiego
opublikowane w 1980 r. wykazały, że
używany w XIII-wiecznych dokumentach termin „castellania” nie musi oznaczać tylko okręgu grodowego. Uważa on,
że zwrot „castellania ecclesiae” (kasztelania kościelna) należy rozumieć jako
kompleks dóbr kościelnych (biskupich)
i wiążące się z tym uprawnienia biskupie.
44
Pierwsza pisana informacja o Goręczynie i ziemiach wkoło niego leżących,
uznawanych za kasztelanię goręczyńską, związana jest z Samborem II. Pochodzi ona, jak już była mowa, z 1241 r.,
kiedy to Sambor II oddał wieś Goręczyno
wraz z innymi wsiami oraz łowiskami
biskupowi kujawskiemu Michałowi
w zamian za zaległe dziesięciny.
Jak pisze Błażej Śliwiński, znane są
w tej sprawie dwa dokumenty wystawione 21 lutego 1241 r. w Toruniu, zawierające wykaz wsi i osad: jeden z 14, a drugi
z 18 miejscowościami. Ten pierwszy wymieniał je w następującej kolejności: Ostriche, Goranchino, Vanckovo, Zakonici, Lessno,
Vagnino, Semagnino, Kopino, Karlikouo,
Rainikouo, Darganche, Raanei, Mieskouo,
Slaucouo. Natomiast wedle drugiego dokumentu: Goruchino, Waccouo, Zaconici,
Lesno, Kelpyno, Vazino, Dersino, Karlicouo,
Borzce, Sadobardi, Vissecechouo, Semanino,
Slavcovo, Borechouo, Ranei, Ranicovo, Darganze, Ostrice. Niektóre z ww. wsi istnieją
do dziś, jak Goręczyno (Goranchino/Goruchino), Kiełpino (Kopino/Kelpyno), Dzierżążno (Dersino), Borcz (Borzce), Wyczechowo
(Vissecechouo), Somonino (Semagnino/Semanino), Sławki (Slaucouo/Slavcovo), Rąty
(Raanei/Ranei), Ostrzyce (Ostriche/Ostrice).
Rozszyfrowując nazwy innych wsi, po
analizie kolejnych dokumentów Błażej
Śliwiński uważa wsie Waccouo, Zaconici,
Lessno/Lesno, Sadobardi, Rainikouo/Ranicovo i Darganche/Darganze za zaginione
już na przełomie XIII/XIV wieku. Vazino
zostało wchłonięte przez Mezowo. Karlikouo/Karlicouo to wieś istniejąca jeszcze
w 1558 r. w okolicy Żukowa i Sitna. Borechouo to późniejsze Worzechowo, dziś
w obrębie wsi Sławki. Dokument pierwszy zaczynał się od wsi Ostrzyce i wymieniał tylko 14 osad, miał natomiast
tę zaletę, że opatrzony był podpisami
świadków i posiadał cztery pieczęcie.
Świadkami byli: legat papieski Wilhelm
z Modeny, krzyżacki mistrz krajowy
pruski Poppon van Osterna, gwardian
franciszkanów z Inowrocławia Mikołaj,
scholastyk włocławski Jan, tamtejszy kanonik Wawrzyniec, kanonik kruszwicki
Rodger i archidiakon pomorski Wacław.
Drugi dokument, wymieniający 18 wsi,
wśród których pierwszą było Goręczyno, nie zawierał listy świadków, a jedynie jedną taśmę pieczęci z odciśniętą
pieczęcią Sambora II. Ponadto pierwszy
dokument dawał mniejszy zakres władzy nad ofiarowanymi wsiami niż drugi.
W drugim też darowany teren określa się
jako kasztelanię goręczyńską. Profesor
Śliwiński uważa, że najprawdopodobniej
dokument drugi stanowi falsyfikat, a zatem jako wiarygodny należy przyjąć ten
pierwszy, w którym wymieniono jedynie
14 wsi darowanych biskupowi, a więc
bez Dzierżążna, Wyczechowa i Borcza,
a z Ostrzycami jako wsią dominującą.
Kasztelania książęca czy kościelna?
Wracając do kwestii „kasztelanii goręczyńskiej” i koncepcji, że była to kasztelania kościelna, czyli kompleks dóbr
kościelnych (biskupich) i związane z tym
uprawnienia biskupie, należy raz jeszcze
podkreślić, że w dokumencie Sambora II
z 1241 r. – tym uznanym za prawdziwy
– nie Goręczyno, a Ostrzyce wymieniane
są jako pierwsze. Kolejny z naukowców
Józef Spors, potwierdzając te spostrzeżenia, stwierdził, że gdyby już wcześniej
istniała kasztelania goręczyńska, to Goręczyno jako gród wymienione byłoby jako
pierwsze. Stwierdził również, że w falsyfikacie z 1241 r. opisana została każda
wieś z osobna, a gdyby istniała wówczas
kasztelania, to miałaby wcześniej ustalony zasięg terytorialny, jego zdaniem
zatem użyte określenie „kasztelania”
miało oznaczać uprawnienia biskupa na
tym terenie.
Przyjmując taki tok rozumowania za
uzasadniony, należy stwierdzić, że kasztelania goręczyńska nie istniała przed
1241 r. Dopiero biskup Michał musiał
zdecydować, aby centralnie położona
wieś Goręczyno została siedzibą zarządcy gospodarującego otrzymanym terenem. Wówczas dopiero powstały tam
zabudowania będące siedzibą zarządcy,
na pewno stanowiące miejsce obronne.
Także wtedy właśnie mogła powstać parafia goręczyńska i drewniany kościół. Są
jednak zwolennicy teorii, że fundatorką
kościoła była księżniczka Damroka, która w niedalekim Chmielnie miała swoją
siedzibę. Przeor kartuzów Jerzy Schwengel (1697–1766), historyk i kronikarz,
utrwalając to podanie, pisał, że pierwszy
kościół (drewniany) został ufundowany
przez księżniczkę Damrokę przed 1223 r.
Jednak ta data nie jest udokumentowana, co więcej budzi kontrowersje, jako że
śmierć Damroki przez część naukowców
datowana jest na ok. 1280 r., co wykluczałoby ufundowanie przez nią kościoła przed 1223 r. (Interesującej analizy
możliwych wariantów daty urodzenia
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
GORĘCZYNO – Z BADAŃ NAD HISTORIĄ WSI
Damroki oraz jej rodziców dokonał Mirosław Konarski-Mikołajewicz w artykule
„Księżniczka Damroka”, w numerze 7–8
„Pomeranii z roku 2003).
Jak już wspomniano, ten pierwszy
kościół w Goręczynie był drewniany
i nosił wezwanie św. Agaty. Jego bardzo
dawną budowę wywodzi przeor Schwengel z napisu na dzwonie z datą 1270 r.: Vetustatem ecclesiae campana major indieat
et hodiedum personat in campanili ibidem
referens aeri incisum sive infusum dignoscilibus literis Annum Domini MCCLXX. Podana
tu rzymska data to rok 1270. Jednak fakt
tak dawnego odlania dzwonu neguje ks.
Romuald Frydrychowicz, pisząc w pracy
Dzwony kościelne w diecezji chełmińskiej
(Roczniki TNT, rocznik 32, Toruń 1925,
s. 213), że chodziło tu prawdopodobnie
o dzwon z przełomu XIV i XV w. Natomiast schematyzm diecezji chełmińskiej
z 1904 r. wymienia parafię jako jedną z 25
najstarszych na Pomorzu, potwierdzając,
że pierwszą patronką goręczyńskiej świątyni była św. Agata.
Na skutek wojen pomiędzy Świętopełkiem i Samborem biskup na kilka lat
utracił kasztelanię i odzyskał ją dopiero
po powrocie Sambora na stolec książęcy. Jednak sama kasztelania wówczas
i podczas następnych walk musiała zostać zniszczona, a że zlokalizowana była
w terenie lesistym i pagórkowatym, nigdy nie przynosiła dobrych dochodów.
Większą rolę gospodarczą mogło tu odgrywać jedynie rybołówstwo. Na podstawie ugody zawartej w Świeciu nad Wisłą
4 października 1282 r. ziemia goręczyńska powróciła we władanie Mestwina II,
tracąc przy tym rolę kasztelanii. W zamian za to biskup Albierz uzyskał zgodę
na bezpośrednie pobieranie dziesięciny
od całej ludności dawnej dzielnicy lubiszewsko-tczewskiej. Biorąc pod uwagę
wszystkie wyżej podane informacje,
można przyjąć, że kasztelania goręczyńska istniała tylko w latach 1241–1282.
Pod krzyżackim panowaniem
Po śmierci Mściwoja II Pomorze, zgodnie z zawartą w Kępnie umową, przeszło
w 1294 r. pod panowanie księcia wielkopolskiego Przemysła II, który w 1295 r.
koronował się na króla Polski. Gdy Przemysł został rok później zamordowany,
Pomorze (chyba tylko formalnie) należało do Władysława Łokietka (1296–1300)
i Wacława II (1300–1306). Okres walk
i ciągłych zmian władców wykorzystali
POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
Plebania w Goręczynie
Brandenburczycy, zajmując Gdańsk i okoliczne ziemie. Sprowadzeni przez Łokietka Krzyżacy, mając pomóc w wypędzeniu
Brandenburczyków, sami zajęli miasto,
mordując jego znaczniejszych mieszkańców. W 1308 r. Pomorze zostało opanowane przez Krzyżaków. Gdy w 1323 r.
z komturstwa gniewskiego wydzielono
samodzielne wójtostwo tczewskie, podległe bezpośrednio Wielkiemu Mistrzowi
w Malborku, Goręczyno z okolicznymi
wsiami znalazło się w jego granicach.
W 1357 r. wymieniany jest jedyny ważny w tej okolicy trakt wiodący z Żukowa
przez Mezowo, Kiełpino, Goręczyno, Kościerzynę do Bytowa. Łączył więc ten szlak
zamek krzyżacki w Bytowie z Gdańskiem,
a przez Tczew z Malborkiem.
W 1380 r. Wielki Mistrz Krzyżacki
Winrich von Kniprode nadał wieś Somonino (60 włók) i pół wsi Goręczyno (30
włók) dwóm braciom: Nitschin i Berczelow. Drugą część wsi Goręczyno wraz
z sądownictwem otrzymał Claucken. Według przywilejów byli oni fry von Ku und
swyn von Hewgelde (wolni od krów i świń
oraz opłat). Mieli także prawo sądu tak,
jak i inni właściciele. W zamian za to
mieli służyć podczas wojny, gdzie tylko
potrzeba, uzbrojeni, z konie, także zamki
będą nam pomagali budować na zawołanie
(Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego,
s. 705). Gdy Goręczyno przeszło na własność rycerską, parafia w tej wsi została
objęta patronatem właścicieli wsi.
W Goręczynie, jak przystało na wieś
o tak dużym znaczeniu, była na pewno
w tym okresie co najmniej jedna karczma. O goręczyńskim karczmarzu
mówi się przy okazji przekazywania
w 1385 r. karczmy w Kiełpinie niejakiemu Staszkowi. W 1392 r. komtur gdański
Beffard nadał Januszowi Koschalitz i jego
potomkom, na zasadach prawa chełmińskiego, młyn nad Radunią we wsi Goręczyno, z wolnym prawem połowu ryb na
swoje potrzeby. Kolejny raz informacje
o wsi Goręczyno występują w 1422 r.,
gdy w obecności sędziego ziemskiego
oraz dwóch ławników została wyznaczona granica pomiędzy Goręczynem
a wsią Ostrzyce (Ostritz).
Pierwszym znanym z imienia proboszczem goręczyńskiej parafii był Christian (Krystian) wymieniany w 1429 r.
W 1432 r. jako współwłaściciel Goręczyna
wymieniany jest Jaśko, który był świadkiem lokacji wsi Gołubie. W tym miejscu
należy dodać, że wg Śliwińskiego pierwsza udokumentowana wzmianka o parafii w Goręczynie pochodzi z 1387 r.
W 1436 r. bracia z Goręczyna – Jeszke
(Jaśko), Petrasch (Pietrasz), Swantke (Świętek), Mattis (Maciej) i Rudiger (Bartosz)
– nadają nowy przywilej na prawie chełmińskim na swój młyn położony nad
Radunią z łąką i rolą. Jako granica gruntu
młynarza wymieniana była rzeczka Nietrzic (Nietrzyca). Nadanie przywileju należy tu rozumieć jako zawarcie nowego
kontraktu z klasztorem w sprawie młyna
we wsi. Najstarszy z braci Jaśko (Jeszke/
Jesko) od 1440 r. był ławnikiem ziemskim
w okręgu tczewskim. Trzeba tu dodać, że
bracia byli zwolennikami zakonu w okresie jego konfliktu ze Związkiem Pruskim.
Dokończenie w kolejnych numerach, tam także wykaz źródeł i literatury przedmiotu.
Fot. ze zbiorów autora
45
Wieści z gdańskiego
oddziału ZKP
25–28 kwietnia – Członkowie ZKP Oddział w Gdańsku wybrali się na wycieczkę krajoznawczo-historyczną do
Meklemburgii-Pomorza Przedniego,
aby zapoznać się ze śladami cywilizacji i kultury Słowian Zachodnich.
11 maja – Przedstawiciele naszego oddziału uczestniczyli w uroczystości
zawarcia związku małżeńskiego
w katedrze oliwskiej przez Małgorzatę Bądkowską i Andrzeja Buslera. Ślub
miał piękną kaszubską oprawę mszy
św. (lektor J. Nacel, śpiew w wykonaniu A. Kucharskiej-Szefler oraz Zespołu Pieśni i Tańca Gdynia).
18 maja – W Szymbarku XX gody kapłaństwa wspólnie ze 120 zaproszonymi
gośćmi (wśród których byli członkowie
naszego oddziału) obchodził ks. kanonik Roman Skwiercz. Uroczystość jubileuszową rozpoczęto koncelebrowaną
mszą św. z kaszubską liturgią słowa
(w drewnianym kościółku w Centrum
Edukacji i Promocji Regionu). Słowo
Boże wygłosił oraz przedstawił kapłańską drogę jubilata ks. prałat W. Chistowski – proboszcz parafii pw. Bożego
Ciała w Gdańsku-Morenie.
20–23 maja – członkowie naszego oddziału z prezesem P. Trawickim wzięli udział w projekcie Tydzień Kultury
Kaszubskiej, przygotowanym przez A.
Nowak-Tymińską w SP nr 16 na Oruni. Celem projektu była popularyzacja
wiedzy o regionie, zapoznanie młodzieży z językiem (J. Nacel), historią
Kaszub (P. Trawicki), haftem, obyczaja-
46
mi i smakami kuchni kaszubskiej (E.Ł.
Rogalewscy, T. Subocz i H. Piekarek)
oraz spotkanie z wybitnym Kaszubą
H. Musą. Cieszy fakt, że przeprowadzone zajęcia zaowocowały zainteresowaniem nie tylko uczniów, ale też
dyr. Niny Markiewicz-Sobieraj, otwartej na wprowadzenie do szkoły nauki
języka kaszubskiego oraz rozważenie
propozycji nadania szkole imienia Sługi Bożego bpa Konstantyna Dominika.
22 maja – W wieku 88 lat zmarła Gertruda Richert z Firogi, ur. w Rębiechowie,
pochowana w Matarni. Na uroczystość pogrzebową zjechali wszyscy
mieszkańcy Firogi, Klukowa, Bysewa
i Matarni, bliżsi i dalsi sąsiedzi, wysiedleni z powodu budowy lotniska
i linii kolejowej. Przywiodła ich tęsknota za miejscem urodzenia, koleżeństwem, językiem, za Kaszubami z jednej szkoły i parafii.
29 maja – W holenderskiej gazecie „De
Stentor” ukazał się artykuł Benny'ego
Koerhussa pt. „Boek eerbetoon aan
Polen” (Książka w hołdzie dla Polski),
będący relacją z uroczystości wręczenia burmistrzowi gminy Raalte
Pietowi Zoonowi biografii polskiego
pilota Alojzego Gusowskiego. Autor
książki Krzysztof Kowalkowski (członek gdańskiego oddziału ZKP) oraz
jego małżonka Elżbieta – bratanica
A. Gusowskiego – w ten sposób chcieli podziękować mieszkańcom Raalte
za pielęgnowanie znajdujących się
na miejscowym cmentarzu grobów
czterech polskich pilotów, którzy
zginęli w katastrofie z 20 czerwca
1942 r. w okolicach Schoonheten po
zbombardowaniu Osnabrück. Bratanica pilota podziękowała Appiemu
Wassingowi – członkowi raaltowskiego Stowarzyszenia „Przyjaciół
Polskiego Dziecka” za to, że historia II
wojny światowej jest przekazywana
uczniom. Burmistrz Piet Zoon planuje
zaprosić rodziny poległych polskich
pilotów na wspólne obchody Dnia
Zwycięstwa w 2014 lub 2015 roku.
30 maja – Kaszubów biorących udział
w procesji Bożego Ciała na Głównym
i Starym Mieście abp Sławoj L. Głódź
nazwał „solą gdańskiej ziemi”. Na podkreślenie zasługuje fakt, że w procesji
brała udział – w strojach kaszubskich
– czteropokoleniowa rodzina Ewy
i Łucjana Rogalewskich urodzonych
w Gdańsku, z prababcią Ewą, w asyście sztandaru naszego oddziału.
W kwietniu, maju i czerwcu – Z inicjatywy naszego oddziału w szkołach
gdańskich, w Klukowie, Jasieniu, Migowie, Osowie, Wrzeszczu i Śródmieściu, oraz w Rumi prowadzone były
zajęcia pt. „Język i kultura kaszubska”,
współfinansowane przez Urząd Miejski w Gdańsku. Prowadzącymi naukę
byli: historyk Iwona Joć, studentka Wioletta Dejk (prezes „Pomoranii”), Stowarzyszenie Twórców Ludowych, Oddz.
Gdańsk (w zakresie rzeźby w glinie,
haftu i malarstwa na szkle).
Teresa Juńska-Subocz
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
Òdj. Matéùsz Bùllmann
Leno jeden
taczi
Wszëtcë znajemë òbrôz żôłniérzów Czerwiony Armie jakno bùsznëch dobiwców. Na Nordze nawetka w ti témie nalézemë równak cos nowégò, jinégò. Tim razã chcemë zazdrzec do Môlégò
Starzëna (z pòlska: Starzyńskiego Dworu) – tam pòtkac mòżna rusczégò żôłniérza, chtërnégò
henëtny zwią Smùtnym.
M AT É Ù S Z B Ù L L M A N N
Smùtny stoji na westrzódkù wsë
ë w całim òkòlim kòżdi dobrze gò znaje. Chòc pò prôwdze jegò historiô nie
je jasnô, nie je dobrze pòznónô. Jidze tu
ò pòmnik rusczégò żôłniérza, ale w czësto jiny fòrmie jak ne òglowò znóné.
Ten je bezbronny, bez nôdzeje, z głową
spùszczoną w dół, przësadłi ë z piscą zacësnioną za krzeptã. Nie je dobiwcą – to,
zdôwô sã, leno jedna takô szlachòta.
Pòmnik òstôł pòstawiony w latach
50. XX stalata. Dlô kògò? Tegò do kùńca
POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
nie je wiedzec, bò nie zachòwa sã niżódnô tôfla. Równak wersje są dwie.
Niechtërny gôdają, że jidze tu ò żôłniérzów wzãtëch do niewòlë w rokù
1920 ë przëwiozłëch do robòtë w ne
stronë. Drëgô wersjô mô w se chëba
wicy prôwdë. We wspòmnieniach
nôstarszich mieszkańców wsë zachòwa
sã pamiãc ò tim, że do Môlégò Starzëna
trafilë òb czas II swiatowi wòjnë sowiecczi żôłniérze wzãti do niewòlë przez
Niemców. Tu mielë bëc zamkłi w stodole, co stojała le 20 métrów òd placu, gdzë
dzysô je szlachòta. Mieszkańcóm wsë
òsta zakôzóné kòntaktowanié sã z nima
(pòdóbno nimò to ùdało sã pòdrzëcëc
jima chleba). Czej Niemcë są wëcopiwelë,
tej pòdług pamiãcë starszich spôlëlë
stodołã raza z pòjmańczikama zamkłima
bënë.
Żódnô z nëch pòwiôstków nie je
równak pòcwierdzonô. Pòmnik przez
lata niszczôł ë dożdôł sã renowacje dopiérze w 2005 rokù. Tej nalôzł sã na nim
téż nôdpis: „Umęczonym żołnierzom Armii Czerwonej – jeńcom hitlerowskiego
reżimu 1942–1945”.
Tak czë jinaczi pòmnik je òsoblëwi
ë bëlno pòkazëje przede wszëtczim
tragediã lëdzy òb czas wòjnë.
47
KASZUBY W ENCYKLOPEDII
Tak o nas pisali…
W bieżącym roku mija 150 lat od ukazania się tomu XIV monumentalnego, 28-tomowego dzieła
Samuela Orgelbranda Encyklopedyja Powszechna (1859–1868). Jest to pierwsza wielka polska
encyklopedia. W tomie XIV znajduje się obszerne, bo 10-stronicowe, hasło Kaszuby (s. 353–362).
JÓZEF BELGRAU
Kaszuby Dolne i Górne
Samuel Orgelbrand (1810–1868) był
warszawskim Żydem, absolwentem
Rządowej Szkoły Rabinów, jednym
z najwybitniejszych polskich wydawców i drukarzy. Wydana przez niego
encyklopedia ma duże znaczenie dla
mieszkańców Pomorza, choćby dzięki
wspomnianemu hasłu. Obejmuje ono
ciekawe i w miarę całościowe spojrzenie na Kaszuby z perspektywy połowy
XIX wieku i ma charakter mocno polonocentryczny. Autorem hasła Kaszuby
jest Franciszek Maxymilijan Sobieszczański (1813–1878), osoba o skomplikowanym życiorysie. Pochodzi z Bychawy
na Lubelszczyźnie. Historyk, bibliofil,
redaktor, drukarz, powstaniec listopadowy i więzień Cytadeli Warszawskiej.
W zamian za darowane życie został
agentem, a następnie cenzorem carskim. Nie przeszkadzało mu to w byciu
polonocentrykiem. Opracowując podczas powstania styczniowego hasła
w encyklopedii i wydając inne pisma,
jako były cenzor bez problemu publikował treści propolskie.
Encyklopedyczne hasło zaczyna się
tak: „Kaszuby, tak zwana część ziemi
dawnego polskiego Pomorza, zamieszkała przez ludność pochodzenia polskiego,
która dociera na północ do Morza Bałtyckiego, na południe sięga do źródeł rzeki
Fersy [Wierzycy], na wschód oddziela ją
Radauna [Radunia] od ziemi Gdańskiej,
na zachód graniczną rzeką jest Słupa
(Stolpe) [Słupia] w Pomeranii” [w cytatach
zachowano pisownię oryginału – przyp.
red.]. Następnie autor dokonuje ciekawego podziału tego regionu. Powiaty lębor48
ski, bytowski i północna część powiatu
wejherowskiego (do którego wówczas
należała także ziemia pucka) tworzą
u niego Kaszuby Dolne, a południe wejherowskiego, kartuski i kościerski należą jego zdaniem do Kaszub Górnych.
Nazwy te nie przyjęły się w dalszej perspektywie czasowej, a Kaszuby Górne po
20 latach zostały zastąpione przez bardziej malownicze określenie Szwajcaria
Kaszubska, zapożyczone (podobnie jak
powyższy podział) także z cywilizacji
niemieckiej.
Puck stolicą Kaszub
W haśle zamieszczono taki opis
krajobrazu kaszubskiego: „Cały ten kraj
należy do najpiękniejszych okolic dawnej Polski; rozkoszne doliny, poprzerzynane czystemi strumieniami i rzekami,
otoczone łańcuchem pagórków, ustrojonych w miłą zieloność gęstych lasów,
nadają tej ziemi ową uroczystość, która
oko widza zachwyca i umysł jego rozwesela. Niektóre miejsca, jako to: góra
Karola pod Oliwą, widok z Oksefskiej
i Rurawskiej kępy na dalekie morze,
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
KASZUBY W ENCYKLOPEDII
czarowne okolice Kartuz, należą do najpiękniejszych punktów Europy, które
wspaniałością i powabem widoku stają
się przedmiotem podziwu i zachwycenia
wędrowców. Stolicą niejako kaszubskiej
dzielnicy jest Puck (Putzig), nad zatoką
od niego nazwaną położone, dość handlowe, ludne i historyję swą posiadające
miasto”. Określenie kresowego Pucka
jako stolicy Kaszub dziś może się wydawać zaskakujące. Jednak nadmorskie
położenie dawało mu dostęp do świata,
poza tym jedyną wówczas „twarzą” Kaszub był pochodzący z puckiej ziemi Florian Ceynowa. Autor artykułu hasłowego prezentuje też bogatą historię miasta
wielokrotnie odgrywającego ważną rolę
w dziejach Polski.
Liczba Kaszubów
Z artykułu dowiadujemy się, że „Od
wschodu i zachodu mają Kaszubi za
sąsiadów Niemców i tylko od południa
wązkim klinem po nad Wisłą stykają się
z resztą polskiej ludności”. Nazwę Kaszuby autor wywodzi od szuby, rodzaju
kożucha.
W dziejach regionu autor zwraca
uwagę na bardzo trudne położenie Kaszubów będących już wcześniej w kleszczach zgermanizowanych książąt zachodniopomorskich i Krzyżaków. Podkreśla (do
czego wrócimy niżej), że po reformacji na
Kaszubach zachodnich także religia luterańska stała się czynnikiem germanizacji.
„Ludność kaszubska w ziemi Labyborskiej
i Bytowskiej, już prawie całkiem ustąpić
musiała naciskowi żywiołów germańskich, tak, iż zaledwie 7 do 8 tysięcy teraz
tylko liczą takich, którzy mowę i wyznanie religijne swoich ojców zachowali.
W pozostałych atoli powiatach, które dopiero w r. 1773 przeszły pod panowanie
pruskie, dość gęsto jest jeszcze zasiadły
szczep Kaszubów. Na zasadzie najnowszych statystycznych danych, mieszkańcy
podług wyznania dzielą się jak następuje
(...) czyli w ogóle w tych trzech powiatach
[wejherowskim, kartuskim i kościerskim]
katolików jest 98 088, ewangelików
39 234 i żydów 1 116, razem 134 438. Katolików Niemców nie ma więcej jak 3 000:
odliczywszy tych, a doliczywszy 8 000
Kaszubów pomorskich, liczba Kaszubów
wyniesie 103 088”.
Powiatowszczyzna
Nieco kontrowersyjny, ale i trochę zabawny wydaje się akapit dotyczący języPOMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
ka kaszubskiego. „Mowa Kaszubów jest
mową polską. Nie jest ona narzeczem,
lecz tylko powiatowszczyzną, odróżnia
się ona od mowy czysto polskiej tém:
1) że jej brak ogłady, bo nie była nigdy
językiem piśmiennictwa, 2) że zepsutą
jest zwrotami i wyrazami niemieckiemi, np. mówią tak: jestem przejechany,
pięć dwadzieścia, halac (holen), 3) że przechowała dużo wyrazów starych czysto
polskich np. skórznie (buty), 4) że prowincyjonalizmy posiada różne (...). Spółgłosek miękkich nie mają, a zatém mówią:
sebe, lądze, dzece (...); k przed spółgłoską zamieniają zwykle w ch, np. chterzy
(którzy); dopełniacz przymiotników, jak
w rosyjskim kończy się na ho, np. dawneho. (...) Prowincyjonalizmy te głównie się
znajdują w mowie Kaszubów dolnych,
nie zaś w mowie Kaszubów górnych,
którzy, trzeba przyznać, dość czystą mówią polszczyzną. (…) zamiast krótkiego
i twardego y kładą przeciągłe e, mówią
beli zamiast byli, dla tego Kaszubów dolnych, a mianowicie nad morzem mieszkających »Belokami« nazywają”.
„Literatury kaszubskiej
prawie wcale niema”
Lata, w których powstała Encyklopedia, były dla Kaszub epoką narodzin
tożsamości i powstawania języka pisanego. Nazwę Kaszuby zaczęto powszechnie
stosować dopiero w I połowie XIX wieku.
Dlatego też dalej czytamy: „Literatury
kaszubskiej prawie wcale niema. Przed
kilkunastu laty wyszły w Gdańsku: Rozmowa Polocha z Kaszebą przez Sena Wojkwojca ze Sławoszewa; Książeczka dla Kaszebów przez Wojkasena, i Kile słów wo
Kaszebach o ich ziemi przez Wojkasena.
Autorem tych pisemek jest doktór Ceynowa”. W encyklopedii wymienia się
także „Mały katechizm od Marcina Lutra
(…) przez Michała Pontana. (…)” z uwagą: „Pomimo iż na tytule powiedziano
jest, że katechizm ten tłómaczony jest
po słowiańsku, widać jednakże jest on
pisany w polskim języku. Właściwości
mowy kaszubskiej są tu bardzo rzadkie
(...)”. Autor hasła formułuje następnie taki
wniosek: „Ze wszystkich tych pomników najdowodniej przekonać się można, iż (...) mowa kaszubska (…) jest prowincyjonalizmem polskim. Kaszuba też
każdy Polaka rozumie jak rodaka swego,
mówiącego czysto narzeczem polskiém,
bo to jest jego język własny. (...) I Polak
również rozumie Kaszubę (...)”.
„Postęp germanizacyji
wstrzymują kobiety”
Dalej autor analizuje żywotność
„narodowego pierwiastku” u górnych
i dolnych Kaszubów, u tych ostatnich,
w przeważającej mierze protestantów
z powiatów zachodnich, ów pierwiastek (czyli przywiązanie do polskości),
„dogorywa i prawdopodobnie przed
upływem lat pięćdziesięciu wyginie
bez śladu”. Zdaniem autora dzieje się
tak właśnie z powodu protestantyzmu,
którego „Krzewicielem (...) jest tu żywioł
niemiecki, północno-niemiecką cywilizacyję w około siebie rozpościerający. Słabe,
zemdlałe plemię słowiańskie przyjmując
protestantyzm, oddawało się niejako pod
panowanie niemieckich idei i wykształcenia, a tém samém wrychle stawało się
zdolnem przyjąć i język”. Odmienną rolę
odgrywa natomiast, jego zdaniem, „katolicyzm, [który] jest nierozdzielną własnością polskiego żywiołu w tych stronach, a duchowieństwo dla samego już
uchronienia swej owczarni od wpływów
protestantyzmu, stara się stawiać odpór
niemieckiemu parciu. (...) Z największą
szybkością narodowość szczególnie
niknie w Bytowskim powiecie. (...) Lud
sam pojmuje ten stan rzeczy, lecz chociaż starcom smutno widzieć znikanie
rodzinnej mowy, chociaż wiedzą dobrze
i mówią o tém, że na wytępienie jej silnie
Niemcy nastają, szemrania przecież na
49
KASZUBY W ENCYKLOPEDII
to nie usłyszysz”. W powiatach wschodnich (katolickich) „Nauka w szkołach, do
których każde dziecię uczęszczać bezwarunkowo musi, odbywa się po niemiecku,
poczém każdy mężczyzna odbywając
trzechletnią służbę wojskową, tém silniej
wystawionym zostaje na działanie niemczyzny. Jakkolwiek jednak, w ten sposób
wszyscy młodzi ludzie umieją już po niemiecku, postęp germanizacyji wstrzymują kobiety, zapominające wprędce
czego się w szkole niemieckiej nauczyły,
i używanie polskiego języka w kościele
katolickim, do którego wszyscy Kaszubi
pruscy należą”. Warto tu zwrócić uwagę
na rolę kaszubskich kobiet w zachowaniu
rodzimej mowy. Dzisiaj też pośród aktywistów i działaczy kaszubskich liczebnie
przeważają kobiety, co mogą poświadczyć
listy obecności w oddziałach ZKP.
Następnie autor pisze o uchwale
sejmu prowincji pruskiej w Królewcu
z 1843 roku, „ażeby język polski, jako nie
będący kaszubskim, w kościele usunąć,
co zaś do kaszubskiego, jako niepiśmiennego i do dalszego rozwoju niezdolnego,
takowy wszelkiemi możebnemi środkami wytępić”. Jednak Mrongowiusz,
pastor w Gdańsku, popisał się swym intelektualnym sprytem oraz „korzystając
ze swej naukowej powagi i zachowania
u przeszłego króla pruskiego, upomniał
się o krzywdę polskiemu językowi wyrządzoną, wykazując, że kaszubskie
narzecze stoi do niego w podobnym,
a nawet bliższym stosunku, jak np.
mowa ludu w Bawaryi, lub Saxonii, do
piśmiennego niemieckiego języka. Na
zasadzie tej sentencyji, ministeryjum
pruskie powróciło w r. 1846 używanie
ojczystego języka do nauk religijnych
w parafijach kaszubskich, w sześć zaś
lat później poleciło używać go i w szkole,
jako pomocniczego do nauczania dzieci
po niemiecku”.
Kuchnia i ubiór
Opisując kuchnię kaszubską, autor
artykułu podaje: „Groch, kasza, kartofle, kluski, są ich zwyczajném pożywieniem; mięso szczególniej wieprzowe,
tylko w święta i uroczystości zjawia się
na stole. Chleb pieką na wpół z żyta, na
wpół z jęczmienia. Jest on czarny, twardy, ciężki i niezdrowy, ale nadaje zębom
ich białość i blask słoniowej kości”.
Ubiór Kaszubów sprzed 150 laty
różnił się od obecnego ludowego stroju
kaszubskiego. Nie ma tam mowy o ele50
mentach haftowanych, nieodzownych
w dzisiejszym, co warto podkreślić, uroczystym ubiorze kaszubskim. „Zwyczajne ubranie Kaszuba składa się: z wielkich,
całą stopę obejmujących, podwójnemi
podeszwami z sowitém podkuciem
uzbrojonych trzewików, włożonych na
grube, wełniane, do kolan dochodzące
pończochy, z krótkich, ciemnych płóciennych spodni, z sięgającego zaledwie do
biodra, na wpół z wełny i przędzy tkanego, harnieją zwanego kaftana i z okrągłej, futrzanej, na wierzchu suknem krytej czapki. W święta harnieja ustępuje
miejsca ciemno-brunatnej lub ciemno-granatowej, bez żadnych fałdów uszytej
kamizelce, podobnie jak u innych włościan polskich, na wrębach czerwoném
ozdobionej obszyciem i na haftki zamiast
guzików się zapinającej. Zimą wkłada Kaszub na wierzch rodzaj krótkiego, wielce
oryginalnego kożucha [szuba], złożonego
z dwóch skór owczych, z których jedna
przód, druga tył ciała okrywa. Kożuch
ten ma przyszyte rękawy (…). Kobiety
kaszubskie noszą wysoko na szyję zachodzące, gęsto na piersiach fałdowane koszule i niezbyt długie, czerwone lub białe
spódnice. Piersi okrywa czarny, z dzianej
w domu półwełnianej tkaniny, na przodzie kolorową wstążką sznurowany,
stanik, z pod którego czerwona wygląda
zakładka. Do świątecznego stroju wkłada
się na to również czarny, z krótkiemi połami, na haftę zapinany kabacik. Włosy
plotą w dwa warkocze, które obwiązują
w koło głowy. Dziewczęta kładą na nie
najprzód rodzaj białej zwitki, następnie
czarny, na szerokość dłoni wysoki, sztywny, często czerwono przyozdobiony kołpaczek, zagłówek zwany. Mężatki pod
zagłówkiem noszą biały czepiec, z suto
w koło głowy wystającemi falbanami”.
Serca czyste, ale w izbach brudno
Najbardziej jednak jest zaskakujący opis charakteru i relacji społecznych
Kaszubów. „Co do charakteru ludu, to
rzadko na świecie podobnie łagodny, nabożny, otwarty spotkać można. Usposobienie jego religijne najlepiej się ukazuje
z prawdziwej pokory, z jaką w kościele
słuchają słowa Bożego; z uszanowania
dla swego księdza lub pastora (...). Odznacza się on także swoją poczciwością
i dobrocią. Kaszubi u siebie nic nie zamykają, a jednak o kradzieży, równie jak
i o oszustwie, nigdy prawie we wsiach
ich nie słychać. (...) W ogólności gmin
kaszubski słynie z uczciwości swojej
i przechodzi nią kolonistów niemieckich
obok żyjących. W tych ostatnich daleko
też więcej widać bydlęcej przyrody, niż
w Kaszubach. Duchowieństwo ma na
nich wpływ niezmierny. Obyczaje ich nie
zepsute. Naruszenia wierności małżeńskiej prawie nigdy nie ma przykładów,
dziewczęta zaś wzorowo się prowadzą.
Co się tyczy społeczeńskiego ich bytu (...)
Uczucia gromadzkiego zgoła dopatrzeć
się u Kaszubów nie można. Bardziej
jeszcze niż Niemiec, Kaszub lubi samotne mieszkanie i przy pierwszej zdarzonej okazyi, stara się wydalić z wioski,
budując sobie odosobnioną zagrodę (...).
W ogóle bowiem Kaszubi obdarzeni
są bogatemi zdolnościami. Cokolwiek
obaczą, uczą się łatwo, posiadają także
w wysokim stopniu ducha przedsiębierczości i spekulacyji. Jak tylko czuje talara
w kieszeni, myśli zaraz o nabyciu drugiego. Każdy Kaszub jest w duszy kupcem
i przemysłowcem”.
Po tej pozytywnej prezentacji Kaszubów autor zauważa także złe cechy
w omawianej społeczności. „Jedną tylko
mają wadę Kaszuby, to jest zbyteczne
zamiłowanie w gorzałce, którą także
gorzałką nazywają. Czystością w izbach
także pochwalić się nie mogą (...)”.
Badacze kaszubszczyzny
Na koniec autor przechodzi do źródeł. „O ludzie tym, jego historyi, zwyczajach i obyczajach, dopiero od niedawna
pisać zaczęli”. Pośród badaczy Kaszub
wymienia m.in. pastora Lorka, hrabiego
Rumiańcowa, Mrongowiusza, dra Bryllowskiego i Preisa, którego pracę O języku
kaszubskim (sic) ze zdania sprawy Prajsa
(Kraków, 1850) prezentuje. Dodaje jeszcze, że w Listach z zagranicy o Kaszubach
pisał Jan Papłoński (1856) oraz „ (...) wyżej
wspominany, zasłużony i jedyny pisarz
kaszubski, doktor medycyny Floryjan
Ceynowa. (...) Najdokładniejszą atoli ze
wszystkich jest (...) rozprawa Alexandra
Hilferdinga po rossyjsku Ostatki Słowian
na południowym brzegu Bałtyckiego morza”, wydana w Petersburgu w 1862 r.
Taki był z grubsza obraz Kaszub i Kaszubów w czasach powstawania języka
pisanego, pojawiania się pierwszych
utworów literackich, utrwalania podań
ludowych oraz narodzin świadomości
etnicznej.
Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji.
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
WARTO OBEJRZEĆ
Na Kaszubach jest wszystko
Przedwojenny zakład wulkanizacyjny, karbidówka rowerowa czy maszyna do robienia płatków
owsianych – to tylko niektóre z zabytków zgromadzonych przez Kazimierza Kupera. Odwiedzając stworzone przez niego muzeum w Nowej Kiszewie-Chróstach, można zobaczyć, jak dawniej
wyglądało życie na Kaszubach, ale nie tylko w tym regionie. Jest tu też bowiem trochę Wysp
Brytyjskich, kozioł i fiat 126p.
J A D W I G A B O G DA N
Zbieram to, co pamiętam
z tamtych czasów
Nowa Kiszewa-Chrósty – niewielka
miejscowość oddalona o kilkanaście kilometrów od Kościerzyny, przy drodze wojewódzkiej nr 214. Wzrok kierowcy podróżującego tą trasą może przyciągnąć
ciekawa, dwuczłonowa nazwa wsi. Bardziej uważny znajdzie niewielki, trochę
ukryty wśród drzew baner z napisem
„Muzeum Sprzętu Rolniczego”. Zamieszczona na nim nazwa tylko w części oddaje to, co można dziś zobaczyć w muzeum
Kazimierza Kupera. Zaczęło się od połowy
lat 80. Pierwsza była brona, którą chciałem
postawić sobie na trawniku – mówi twórca muzeum. Pochodzi z Kościerzyny, ale
często bywał na gospodarstwie u swoich dziadków. To właśnie sentyment do
tamtych czasów wzbudził u pana Kazimierza zbieracką pasję. Całe dzieciństwo
i młodość spędziłem na kaszubskiej wsi,
mam bardzo dobre wspomnienia. Relacje
międzysąsiedzkie były wówczas zupełnie
inne niż teraz, wszyscy sobie pomagali, dziś
już tego nie ma – wspomina. – Zbieram
to, co pamiętam z tamtych czasów. Część
eksponatów mam po dziadku, który był kołodziejem. Jestem też częstym gościem na
złomowisku, gdzie już mnie znają, wiedzą,
co zbieram, zostawiają mi różne rzeczy, pytają, czy coś podobnego już mam.
Młotek z XV wieku
Jak kowal był samotny albo go żona
wypędziła z domu, to żeby nie umarł z głodu, robił sobie gofry – mówi Kuper, pokazując nietypową gofrownicę na długiej
POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
Tę żniwiarkę najtrudniej było pozyskać. Dziś jest powodem do dumy.
rączce, przystosowaną do wypiekania
ciasta na otwartym ogniu. Gofrownica
jest jednym z wielu eksponatów znajdujących się w kuźni. Na pierwszy plan wysuwają się, oczywiście, miech, kowadło
i kilka dawnych wiertarek. Wśród nich
najmłodszy eksponat w tym pomieszczeniu – wiertarka z 1914 roku, która
nie wywierca, ale wytacza potężne otwory. W kuźni znajdziemy też najstarsze
eksponaty z kolekcji zbieracza: To młotki
płatnerskie, do wykuwania zbroi, które
mogą pochodzić z XVI, a nawet XV wieku.
Przed budynkiem kolejne osobliwości:
podkowy miejskie i przedwojenny zakład wulkanizacyjny, który jak podkreśla
właściciel, jest czymś bardzo rzadkim na
naszym terenie.
Kilkaset, może tysiąc
Kuźnia jest jednym z trzech budynków przeznaczonych do wystawiania
i przechowywania zgromadzonych
przez kolekcjonera przedmiotów. Kolejny wypełniają narzędzia stolarskie,
rolnicze oraz wozy. W trzecim budynku,
którego wnętrze wystylizowane zostało
na izbę mieszkalną, znajdują się sprzęty
używane w gospodarstwie domowym:
maszynka do robienia makaronu, do
cięcia grochu i fasoli, do mielenia twarogu albo maku. Dalej centryfugi (czyli
51
WARTO OBEJRZEĆ
wirówki), masielnice, przyrząd do cięcia
tytoniu, a nawet forma do wypiekania
ciasta w kształcie grzybów... Bez pomocy
właściciela trudno byłoby wszystko zauważyć. Ile tego jest? Kilkaset, może tysiąc
przedmiotów – mówi Kazimierz Kuper
i prowadzi na zewnątrz, gdzie wyeksponowane są maszyny wykorzystywane
do uprawy roli, w tym żniwiarka, z której właściciel jest wyjątkowo dumny.
Dlaczego? Najtrudniej było ją zdobyć. To
wydaje się wręcz niemożliwe, żeby ją pozyskać, w dodatku – znaleźć w tak dobrym
stanie – podkreśla muzealnik-amator.
Kaszuby w miniaturce
Krajobraz utkany przez wystawione na sporej części działki maszyny
rolnicze, których pozazdrościłoby pewnie niejedno muzeum, dopełniają trzy
wybudowane przez Kazimierza Kupera
budynki, przeznaczone dla odwiedzających gospodarstwo gości – młyn, chata
gburska i oczywiście rybaczówka. We
wnętrzu pierwszego z nich – niespodzianka. Ci, którzy do mnie przyjeżdżają,
uczą się języka kaszubskiego, czyli łączą
przyjemne z pożytecznym – mówi kolekcjoner, wskazując na stół z rysunkiem
Kaszubskich Nut.
Ten kaszubski krajobraz zdają się
zakłócać ogromne głazy, przypominające fragment słynnego Stonehenge, czy
też kamienny... bałwan. Pozory jednak
mylą, przecież chyba każdy zna legendę
o stworzeniu Kaszub, w której to naszemu regionowi przypadło to, co zostało po
powstaniu reszty świata. Mamy więc na
Kaszubach coś z Wysp Brytyjskich i Skandynawii – mówi Kazimierz Kuper, wskazując
na kamiennego bałwana. – A to są głazy
z ośmiotysięczników w Himalajach – dodaje
z przymrużeniem oka gospodarz, wskazując na siedem znajdujących się przed
kuźnią ogromnych kamieni. A na dowód,
że na Kaszubach wszystko było, nawet życie
prehistoryczne, mam to – mówi, pokazując
znaleziony na swojej ziemi kamień z tajemniczą skamieliną.
Przedwojenny zakład wulkanizacyjny.
Sporą część działki państwa Kuperów zajmują zabytkowe maszyny rolnicze.
Tu na tle zbudowanego 3 lata temu wiatraka. Fotografie JB
Jakie jeszcze atrakcje przygotował
dla zwiedzających właściciel muzeum
w Nowej Kiszewie-Chróstach? Miłośników zwierząt ucieszy perspektywa
pogłaskania oswojonych danieli, ko-
zła i kuca. Ja zaś swoją wizytę w tym
miejscu zakończyłam przejażdżką po
malowniczej okolicy stuletnim wozem
zaprzężonym w 25 koni mechanicznych
Fiata 126p.
XIX Chojnicka Noc Poetów
3 sierpnia 2013
52
Fosa Miejska w Chojnicach
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
ULUBIONE MIEJSCE NA POMORZU
Mój azyl w Borach
Pierwsze upały mogą być dokuczliwe, wybijać nasz organizm z rytmu. Często wtedy czujemy
się gorzej. Przesilenie letnie szczególnie dotkliwie odczuwa moja babcia Brygida. Według niej
lekarstwem na złe samopoczucie jest wizyta w pewnym miejscu...
DOMINIKA PIOTROWSKA
Tym miejscem jest bardzo mała wioska Młyńsk w Borach Tucholskich. Tak
mała, że nazywa się ją właściwie osadą. Przy wjeździe do niej – polną drogą
– nie ma żadnej tabliczki, na której na
zielonym tle białą czcionką byłoby napisane „Młyńsk”. Tabliczka z tą nazwą,
ale biała z czerwonym napisem, bardzo
stara i zniszczona, znajduje się na płocie
jednego z gospodarstw pośrodku wsi
i zapewne dla wielu przechodniów stanowi zagadkę...
Zagadką dla mnie, smutną, była ilość
martwych żab, które widziałam na drogach. Dziadek mówił mi zawsze, że nie
mam się martwić ich losem, że w tamtejszych lasach żyje bardzo dużo zwierząt.
Niezależnie od tego, czy było to dla mnie
pocieszeniem, miał rację, gdyż fauna
Borów Tucholskich jest bardzo bogata
i liczna.
Chociaż dotąd nie udało mi się zobaczyć bobrów, jednak pozostawiają one
po sobie tyle „dzieł” (niedaleko Młyńska
płynie rzeka Wda), że nie wątpię w ich tu
obecność. Bory Tucholskie to znakomite
miejsce na przygody ornitologów amatorów. Kiedyś chciałam zobaczyć klucz
żurawi, bo nie wiadomo dlaczego, ale
w mojej dziecięcej wyobraźni jawiły się
POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
Fot. Maciej Stanke
one jako ptaki i okazałe, i piękne. Kilka
dni czekałam na nie z dziadkiem niemalże o świcie i kiedy w końcu się udało, byłam zawiedziona, bo żurawie wyglądały
jak latające łabędzie. Nigdy natomiast nie
zawodziły mnie bociany, których na okolicznych polach zawsze jest bardzo wiele.
Niestety, jak wiadomo, zjadają żaby...
Roślinność tych terenów nie wydawała mi się już taka fascynująca, chociaż
jak podają źródła, Bory Tucholskie mogą
się pochwalić między innymi sosnami, dębami, grabami, osikami, lipami,
wrzosowiskami, żurawiną błotną czy
bagnem zwyczajnym. Polecam tutejsze
przepyszne jagody i maliny. Ale najbardziej Bory Tucholskie kojarzą mi się
z grzybami. Mój dziadek to grzybiarz
absolutny. Wciąż czuję zapach suszonych grzybów, których co roku pełno
jest wokół naszego domku letniskowego, i słyszę narzekanie babci, która ma
już dość jajecznicy z kurkami. Nigdy nie
będę zapalonym grzybiarzem jak mój
dziadek, ale dzięki niemu wiem przynajmniej, że na poranne grzybobranie nie
powinno się wkładać sandałów. Bory Tucholskie to raj dla grzybiarzy. Może nie
każdego roku obradzają równie obficie,
jednak tamtejsze zbiory można śmiało
nazwać zbiorami na skalę przemysłową.
Początkujący zbieracze powinni jednak
uważać, bo wśród wielu rosnących tu gatunków jadalnych można też spotkać na
przykład gołąbka wymiotnego, którego
spożycie, jak nazwa wskazuje, nie kończy się najlepiej.
Bardzo nie lubię plażowania w Trójmieście, bo tam można dostać w głowę
piłką lub niespodziewanie mieć oczy pełne piasku. Plaża przy Jeziorze Czechowskim niedaleko Młyńska jest tak mała, że
nie pomieści amatorów siatkówki plażowej. Jezioro jest bardzo czyste i gdyby
znalazło się tam miejsce na budkę z napojami czy kiełbasą, tamtejsi przedsiębiorcy mogliby zrobić niezły interes. Na
razie jedyną tego typu atrakcją jest maszyna do robienia waty cukrowej, którą
czasem można zobaczyć przy plaży.
Oprócz bobrów, grzybów, żab i wody
w Borach Tucholskich są też ludzie.
Mieszkają tu Zaboracy (nazwa pochodzi
od słów „za borami”), Borowiacy Tucholscy oraz Kociewiacy. Jednak w moich
kontaktach z miejscowymi nigdy nie
usłyszałam żadnej z tych nazw. Kontakty te zresztą ograniczały się głównie do
pytania o drogę. Zawsze gdy tam jestem,
wydaje mi się, że wieś jest podzielona fizycznie na dwie części – gospodarstwa
miejscowych i domki letniskowe przyjezdnych, a obie z nich oddziela nie tylko
leśna ścieżka.
53
KASZËBIZNA W MÙZYCE
Idol na nowi ôrt
Latos Kaszëbsczégò Idola mòżemë òbzerac w pòzmienionym wëzdrzatkù. Téż òb czas Zjazdu
Kaszëbów. Nen kònkùrs, jaczi wiele młodëch lëdzy òtemknął na kaszëbiznã, stónie sã mést jesz
barżi przëcygający...
M AT É Ù S Z B Ù L L M A N N
Drësznota ë bëlnô zôbawa – tak mógłbë so pòmëslec ò kònkùrsu Kaszëbsczi
Idol, czej sã pòsłëchô jegò ùczãstników.
To gwës dobrze swiôdczi ò ti rozegracji. Pò prôwdze je to równak dlô spiéwôrzów – jesz amatorów – dosc drãgô
robòta, leżnota do rozwiju ë téż dlô
niechtërnëch wôżny pùnkt w karierze.
Nié wiedno leno mùzyczny.
Kònkùrs je òrganizowóny przez
Radio Kaszëbë ju òd 2008 rokù. Dosc
chùtkò zrobiło sã z niegò czësto wiôldżé
medialné ë mùzyczné wëdarzenié. Ùdba
szlachùjącô za òglowòpòlsczim „Idolã”
przëcygô młodëch òd zôczątkù, bò dôwô
stegnã, żebë sã pòkazac, sprôwdzëc,
a wszëtkò na zôczątkù w fòrmie castingów, taczich jak znajemë z telewizjowëch
programów. Ë tak samò bëło przë tim
wiele smiéchù ë pewno téż kąsk nerwów
dlô biôtkùjącëch sã ò plac w programie.
Ti, co mielë szczescé, ë do te òstelë bëlno òbsądzony przez jury, mòglë w kòżdi
edicje rechòwac na warkòwnie (żebë
pòdnaszac swòje mòżlewòtë), medialną
promòcjã, në i jednã z nôdgrodów. Kòżdi
finalista brôł téż ùdzél w nagrëwanim
platczi z kònkùrsowima sztëczkama.
Kònkùrs mô swòje dwie starnë. Tã
dlô jegò ùczãstników ë tã dlô nas wszëtczich – to je dlô òdbiérców. Chcemë zaczic òd pôrã słów ò ti drëdżi. Kaszëbsczi
Idol gwës je jedną z ùdbów, chtërna
rëszëła do przódkù kaszëbską mùzykã.
Ùtwórcowie mielë dlô kògò ùsôdzac
sztëczczi, te bëłë nagriwóné na platkach,
przedstôwiele je w radio, pòwstôwałë do
nich teledisczi. Kò to téż je ùbògacanié
naszi kùlturë. Do tegò Kaszëbsczi Idol
dôł nama cos nowòczasnégò. Kaszëbsczi
kònkùrs dlô młodëch ë to taczi, że
ni mùszelë jich do niegò wëpëchac
54
Òdj. Wérónika Kòrthals
szkólny. Kònkùrs zòrganizowóny téż
na nowòczasny ôrt. Bëło ò nim czëc
w radio, mogł gò widzec w zdrzélnikù,
bëło mòżna przińc na kòncertë w rozmajitëch môlach a głosowac na swòjich
ùlubionëch spiéwôrzów, sélającë smsë.
Jistno jak w wiôldżich, òglowòpòlsczich
telewizjowëch produkcjach. A tegò kòl
nas – trzeba przëznac – kąsk felowało.
Na pierszô starna – dlô ùczãstników,
to nié leno ju wspòmniónô wëżi promòcjô ë warkòwnie. To téż danié jima
pòczëcô, że mòżna sparłãczëc swòje
planë z jãzëkã kaszëbsczim ë z naszą
kùlturą. Że mòżna wzerac na swòjã
przińdnotã przez kaszëbskòsc. Jak gôdają
lëdze, co brelë ùdzél w slédnëch edicjach
Idola – dlô wiele z nich to téż béł plac,
gdze biôtkòwelë sã ze swòjima słabòscama. Chòcbë ze strachã przed pùblicznyma wëstãpama. Pòdczorchiwô to
latosy dobiwca nôdgrodë słëchińców
– Kazmiérz Pòppel: Na casting jô szedł
ze wzglãdów psychòlogicznëch, krótëchno gôdając, żebë przełómac pòstãpną
greńcã. Wëstãpë na binie nie bëłë mie cëzé,
ale to równak bëło cos czësto jinszégò.
Nen kònkùrs miôł cësk na jich wëbiérë
w żëcym: na jaczé sztudia szlë, gdze
szukelë robòtë. A czerowôł òn nié blós
do mùzyczi, ale téż do gazétnictwa czë
szkòłowiznë. To dlôte – jak gôdô Wérónika Kòrthals, spiéwôczka òd zôczątkù
związónô z kònkùrsã jakno prowadzącô
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
KASZËBIZNA W MÙZYCE / WAŻNE DATY
DZIAŁO SIĘ
w lipcu i sierpniu
Òdj. z archiwùm Radia Kaszëbë
warsztatë abò jakno juror – że dôwô òn
snôżé doswiôdczenié. Młodi lëdze mają
mòżlewòtã prezentowaniô sã na binie
przed lëdzama. Biorą ùdzél w ùczbach
wòkalnëch, tuńcownëch, dôwają wëwiadë,
mają profesjonalną òdjimkòwą sesjã, a do te
są w nôlepszim towarzëstwie.
Latos Radio Kaszëbë nie òrganizëje
swòjégò nôwôżniészégò kònkùrsu w taczim sztôłce, jaczi më znajemë. Mómë za
to jegò rozwiniãcé – Kaszëbsczi Idol Live.
Jak gôdô direktorka ë przédnô redaktorka Radia Kaszëbë Ana Kòscukewicz-Jabłońskô: projekt wzął sã z tegò, że përznã
më czëlë, że czegòs felowało w ùszłëch edicjach Kaszëbsczégò Idola. Zdôwa sã nama,
że mòżlëwòtë, jaczé ùdało sã wëzwòlëc
dzãka kònkùrsowi, nie òstałë w całoscë
wëzwëskóné. Dlôte ùrodzył sã Kaszëbsczi Idol
POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
Live, projekt, chtëren mô wlac wicy żëcégò,
wicy energie w donëchczasną ùdbã.
Nowô rozegracjô to cyg kòncertów,
sparłãczoné z tim próbë ë warkòwnie,
do chtërnëch òstelë wcygniãti finaliscë
ùszłëch edicjów (to prawie òni zaprezentëją sã òb czas zjazdu we Wiôldżi
Wsë). Spiéwôrzë ju z jaczims doswiôdczenim prezentëją dokazë pò kaszëbskù
ë pò pòlskù. W tim téż kaszëbsczé wersje
swiatowëch hitów. Mô to bëc baro bëlny
bédënk dlô òdbiérców.
Ju dzysô projekt Kaszëbsczi Idol,
w dôwny ë nowi swòji wersji, to
przënômni cziledzesąt lëdzy w niegò
zaangażowónëch. To równak téż wiele,
wiele wicy tëch, do chtërnëch docarł jegò
brzôd. Zdôwô sã, że wôrt sprôwdzëc, co
je przërëchtowóné dlô nas tim razã…
• 1 VII 1913 – z inicjatywy Aleksandra Majkowskiego przy ul. Morskiej (obecnie ul. Bohaterów
Monte Cassino) w Sopocie otwarto Muzeum
Kaszubsko-Pomorskie.
• 7 VII 1883 – w Kościerzynie urodził się Józef
Magnus, kupiec, przemysłowiec, społecznik, filantrop, działacz społeczny, twórca pierwszej na
Kaszubach fabryki cukierków, czekolady, konfitur i wafli „Magna”. Zmarł 28 kwietnia 1937
w Wejherowie.
• 9 VII 1953 – w Łodzi zmarł Józef Jakóbkiewicz,
lekarz, założyciel pierwszych harcerskich drużyn
morskich, twórca Zakładu Dzieci Syberyjskich
w Wejherowie, organizator Instytutu Medycyny
Morskiej i Tropikalnej w Gdyni. Urodził się 16
września 1892 w Permie na Uralu (Rosja).
• 13 VII 2003 – w Słupsku zmarła Anna Łajming,
pisarka. Pisała głównie po polsku, ale treść
i dialogi kaszubskie w utworach wyznaczają
jej wysokie miejsce w literaturze kaszubskiej
i ogólnopolskiej. Urodziła się 24 lipca 1904
w Przymuszewie.
• 2 VIII 1993 – w Kaszubskim Uniwersytecie
Ludowym w Wieżycy rozpoczęło się I Sympozjum Polonii Pomorskiej. W następnych latach
Sympozja przekształciły się w Spotkania Polonii
Kaszubsko-Pomorskiej.
• 3 VIII 1983 – w Gdyni zmarł Leon Jan Łuka,
archeolog, muzeolog, bibliograf, założyciel
i redaktor periodyku Muzeum Archeologicznego w Gdańsku „Pomorania Antiqua”, autor wielu
publikacji z zakresu archeologii, laureat i kawaler
wielu honorowych wyróżnień oraz odznaczeń,
m.in. Medalu Stolema. Jego pasją było przede
wszystkim propagowanie wiedzy archeologicznej z terenu Kaszub i Pomorza. Urodził się
1 kwietnia 1918 w Międzyrzeczu Lubuskim.
• 10 VIII 1873 – w Jastarni urodził się Wawrzyniec
Konke, rybak, szyper Żakowej Maszoperii Konkowej, szkutnik i stolarz. Konke jest m.in. bohaterem
książki Augustyna Necla Z deszczu pod rynnę.
Zmarł w Gdyni 14 października 1934 i pochowany
został na cmentarzu parafialnym w Jastarni.
• 14 VIII 1873 – w Brzeźnie Szlacheckim urodził się Augustyn Lew-Kiedrowski, rolnik, wójt,
działacz społeczno-narodowy na Gochach. 24
października 1939 został aresztowany przez
hitlerowców i po krótkim pobycie w więzieniu
w Chojnicach rozstrzelany w Dolinie Śmierci
koło tego miasta.
Źródło: Feliks Sikora,
Kalendarium kaszubsko-pomorskie
55
Kronikarz
z kaszubskich lasów
M AYA G I E L N I A K
Przez ostatnie 45 lat zapisał ponad 12 000 stron. Dla kogoś, kto w dalekiej przyszłości będzie
się interesował historią, i to nie tylko leśnictwa, kroniki leśniczego Wojciecha Gwizdały będą
stanowiły kopalnię informacji.
56
Fot. Maciej Stanke
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
SYLWETKI POMORZAN
Początek w technikum
W leśniczówce zamieszkać głuchej
Pośród buków, leszczyn i dębów
Pod stopami trzask gałązek suchych
Górą słońce w prześwitach wyrębu
W leśniczówce z marzeń wyjętej
Nieobecny od wszystkiego innego
Myśli nasze na klucz zamknięte
Szumią cicho jak cynkowe rynny
Tym wierszem Gałczyńskiego rozpoczyna się XXVIII tom kronik Wojciecha
Gwizdały.
Dalej autor zapisał tak: „19 stycznia
1981 roku, godzina 21.54, leśniczówka
Dywan: Od tego momentu zacząłem
pisać zeszyt inny nieco, bo tematyczny,
poświęcony jednemu tylko zagadnieniu – leśnictwu, a ściślej, mojej pracy
na terenie leśnictwa z uwzględnieniem
wszystkich ważniejszych prac, planów
i ludzi (...). Być może nie będzie to tylko
informacyjny zapis tego, co robię. Może
uda mi się wzbogacić ten tomik o inne
dodatki, które zależeć będą od mojej
inwencji i pomysłów. Przy okazji opiszę
warunki przyrodnicze i siłę roboczą. A co
z tego wyjdzie, okaże się na końcu”.
Trzydzieści lat później, pod datą 25
października 2011 roku, napisał: „W dniu
wczorajszym minęła 45-ta rocznica rozpoczęcia pisania kroniki. Dla mnie jest to
ważna data (...). Nie sądziłem, że uda mi
się dociągnąć z tym kronikarzowaniem
aż tyle lat. I póki co, nie zamierzam zakończyć”.
Pasją leśniczego Wojciecha Gwizdały
jest pisanie. Zaczął pisać w II klasie technikum leśnego w Tucholi. Początkowo
notował na bieżąco wszystko, co się działo. Chwila refleksji przyszła, gdy na lekcji
polskiego usłyszał o pisarzu, który był
autorem 32 tomów powieści. Zastanowił
się, czy dałby radę tyle napisać. Wtedy to
z dwoma kolegami postanowiliśmy, że będziemy lepsi od tego pisarza. Co to jest, 32
tomy przez całe technikum? – wspomina
Wojciech Gwizdała. Pisaliśmy razem, na
zmianę, tak więc często ta sama sytuacja
jest opisana z paru punktów widzenia. Do
dziś mam te zeszyty. Po szkole pisałem dalej. Nawet więcej, gdyż miałem dużo czasu
i mnóstwo się działo.
Miłość do lasu i książek
Zawsze lubił literaturę. Dużo czytał. Był świetny z historii i z polskiego.
Dlaczego został leśnikiem? Za nic nie
POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
Fot. M. Gielniak
chciałem być nauczycielem jak moi rodzice,
poloniści. Wystarczył mi codzienny widok
stert zeszytów do poprawiania. Wybrałem
las. I to był dobry wybór. W lesie też można
przecież czytać światową literaturę. I pisać.
Nikt nie zabrania, a i czasu jest więcej.
Po technikum, w roku 1970, został
leśniczym w leśnictwie Dywan w Nadleśnictwie Lipusz.
Od lat prenumeruje „Literaturę na
świecie”, śledzi nowości literackie, stara
się być na bieżąco. Interesuję się literaturą
– podkreśla W. Gwizdała. O książce „Imię
Róży” wiedziałem pięć lat wcześniej, zanim
się zrobił szum wkoło niej. Zawsze muszę
w mojej kronice coś o aktualnym literackim Noblu napisać i lubię mieć jakąś rzecz
danego noblisty na półce. Przeczytałem
wielu modernistów amerykańskich, „Ulissesa”, dzieła filozofów. Mam masę książek
i wszystkie przeczytałem. Gdy mieliśmy remont, to największy problem był, co z książkami zrobić. Te 60 zapisanych zeszytów,
to zawsze gdzieś zmieszczę, ale książki?
Z tym było gorzej.
ze śmiechu. Zapisywałem wtedy wszystko, przepisy, jak się kaszki gotuje, ile razy
pieluchy zmieniałem, co dzieci zbroiły,
wszystko.
Zapiski Wojciecha Gwizdały to skarbnica wiedzy o tym, jak się żyło dawniej,
od lat 60. ubiegłego wieku do dziś. Autor mówi o nich: Nie jest to dziennik ani
pamiętnik, to kronika. Od początku to była
kronika.
Początkowo pisał w grubych zeszytach. Po jakimś czasie zaczął wklejać do
nich widokówki, bilety, programy teatralne, wszystkie ciekawe rzeczy. Kartki żywnościowe, kartki do głosowania,
kartki na paliwo. Jest tu cała historia lat
80. Wszystko porządnie opisane, z datami.
Kiedyś ze zdumieniem policzyłem, że
mam już ponad 12 000 stron! Nie żebym
miał bić jakieś rekordy, tak po prostu
sam dla siebie byłem ciekaw, jak daleko
w to pisanie zabrnąłem. Wpadłem w to
i nie mogę przestać. To jest jak nałóg
– mówi.
Nałóg pisania
Leśniczy Gwizdała pisze codziennie.
Gdy dzieci były małe, pisał dla nich opowiadania, wierszyki, próbował wszystkiego z wyjątkiem sztuk teatralnych.
Niedawno córki dobrały się do zapisków
sprzed lat – opowiada – i czytając, płakały
Kopalnia informacji
Trudno jest oderwać się od czytania
tych kronik. Są różnorodne i bardzo bogate w treść. Czytając je, wyobrażałam
sobie, co znajdzie w nich kiedyś, może
za 100, może za 200 lat, hipotetyczny
badacz.
57
SYLWETKI POMORZAN
Fot. M. Gielniak
Przeczyta notatki z dnia codziennego, np. z 6.01.2011: „W tym roku 6 stycznia będzie pierwszym, od 1960 roku,
Dniem Objawienia Pańskiego (potocznie
nazywany Świętem Trzech Króli) wolnym od pracy (...)”, następnie znajdzie
przytoczoną za Marco Polo legendę
o trzech mędrcach oraz opis roślinki zwanej kadzidłem Cartera. Albo tę: „wtorek
29.11.2011. Tak jak wczoraj o 7.10 do lasu,
by wydać drewno. Odbiorca – Complex.
I tak jak wczoraj ciemno w domu i chłodno. A wszystko z powodu niedzielno-poniedziałkowej wichury, która nawiedziła północ kraju. Dawno nie było takich
wichur. Mogłem zobaczyć w oddz. 92f,
gdzie odbierałem dłużyce, jak wiatr potraktował nieosłoniętą ścianę lasu. Znowu będzie robota przy usuwaniu szkód.
(...) Światło wróciło dopiero po 16.30 (od
niedzieli – 18.00). Dobrze, że wypłatę
zdajemy po 02.12. Odwykłem od pisania
przy świecach”.
Znajdzie informacje o pogodzie,
opisy prac leśnych, opisy wywożonych asortymentów, telefonogramy
z nadleśnictwa, programy balów leśnika, dotyczące różnych spraw decyzje
nadleśniczego, inwentaryzacje zwie-
58
rząt łownych, opisy zakresu kontroli
i szkoleń, opisy firm transportowych,
firm tartacznych, stawki na usługi leśne, informacje o wszelkich zmianach
na stanowiskach – od prostych leśniczych po dyrektorów generalnych i ministrów. Wśród tych wiadomości będzie
miał dokładne opisy parków krajobrazowych, rezerwatów, rezerwatów biosfery, roślin, dziko żyjących zwierząt czy
ptaków, np.: „Czajka – gnieździ się na
podmokłych łąkach i pastwiskach o niskiej roślinności, z dostępem do płytkiej
wody i odsłoniętej, miękkiej gleby, którą
sonduje dziobem w poszukiwaniu drobnych bezkręgowców (...)”, lub „Arboretum Wirty położone jest na Pojezierzu
Starogardzkim, na terenie nadleśnictwa
Kaliska, leśnictwo Borzechowo, oddz. 37.,
zajmuje powierzchnię 33,61 ha, na której zgromadzono przeszło 450 gat. drzew
i krzewów”.
Zyska też szczegółowe informacje
o nadleśnictwach, przykładowo: „Nadleśnictwo Kędzierzyn Koźle położone
jest w środku kompleksu leśnego. Zabudowania, w skład których wchodzą dom,
stajnia, stodoła i wieża, powstały w 1876
roku. Gospodarzem obiektu był do II woj-
ny światowej łowczy książęcego rodu
Hohenzollernów. (...) W latach 2005–2006
obiekt został pieczołowicie wyremontowany, z zachowaniem wszystkich istniejących jeszcze detali i obecnie znajduje się
w nim siedziba nadleśnictwa (tu następuje dokładne wyszczególnienie wszystkich budynków) (…). Budynki N-ctwa,
a szczególnie 35-metrowa wieża, górują nad okolicą i są widoczne z daleka”.
Inny przykład: „Nadleśnictwo Miastko
gospodaruje obecnie na pow. blisko
23 tys. ha, siedliska lasowe stanowią
46% powierzchni, najczęściej występującym typem siedliskowym jest BMśw,
(…) mocno zróżnicowana rzeźba terenu,
pokaźna ilość jezior – 54 i naturalnych
cieków wodnych (...)”
Wszystko to przeplatane wierszami
znanych poetów – Szymborskiej, Leśmiana, Gałczyńskiego, Ejsmonda, Tetmajera
i cytatami z literatury.
Zbieranie folderów,
map, widokówek
Polskie parki narodowe to oczko
w głowie leśniczego Gwizdały. Dokładnie je w swoich kronikach opisał, ilustrując wklejanymi mapkami, folderami,
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
SYLWETKI POMORZAN
nadleśnictw, jedzie tam. Prosi o pieczątkę
pod zdjęciem i jakiś wpis. Potem własnoręcznie opisuje to miejsce. Na jednym ze
zdjęć widzimy budynek nadleśnictwa
Trzebciny. Pod nim pieczątka i wpis: „Miło
spotkać pasjonata. Dobrze, że jest ktoś,
kto dokumentuje leśną teraźniejszość.
Z życzeniami wytrwania w tej żmudnej
pracy serdecznie pozdrawiam”. Dalej opis
sporządzony przez kronikarza: „W 1880 r.,
w ówczesnym zaborze pruskim zostaje
powołane do życia n-two Trzebciny. Jest
jedną z najwcześniej utworzonych jednostek. Dzisiejsza siedziba nadleśnictwa
mieści się w zabytkowym budynku. (...)
Ogólna powierzchnia n-ctwa wynosi 16,6
tys. ha (…). 8588 ha terenu nadleśnictwa
podlega ochronie w ramach Wdeckiego
Parku Krajobrazowego (...)”
Fot. z archiwum W. Gwizdały
widokówkami. Kroniki uzupełnione są
ogromnym zbiorem opracowań, albumów, informatorów. Wszystkim, co tylko udało mu się na dany temat zdobyć. Jest też notatka o zwycięzcach konkursu dla nadleśnictw „Zachwycać folderem” z dopiskiem: „ciekawe, czy uda
mi się zebrać wszystkie foldery nadleśnictw”. Obecnie już prawie wszystkie
konkursowe foldery ma na półce. Jak to
gromadzę? Wysyłam list, a w nim piszę,
że mam leśną kronikę i proszę o materiały. To mi przysyłają. A jak zwiedzam
w czasie urlopu jakiś park czy inne miejsce, to idę do dyrektora, rozmawiam, pieczątkę do mojej kroniki biorę, zostawiam
adres i potem mi regularnie różne promocyjne rzeczy przysyłają, kalendarze,
widokówki, książki. Mam dzięki temu
albumy, których w ogóle w sprzedaży
się nie dostanie. Jak ktoś jest hobbystą,
jak się czymś interesuje, to ludzie zawsze
chętnie coś dadzą! – opowiada Wojciech
Gwizdała.
Dokumentowanie leśnej
teraźniejszości
W różnych miejscach kroniki znajduje się mnóstwo wpisów leśniczych,
strażników leśnych, nadleśniczych, dyrektorów parków narodowych, kolegów
z pracy, sekretarek, księgowych, dziennikarzy, lekarzy, strażaków. Chciałbym
mieć wpisy wszystkich pracowników nadleśnictwa Lipusz. Jeszcze mi kilku brakuje
– zwierza się.
Od dwóch lat zeszyty zastąpiły pięknie ilustrowane kalendarze: leśny i myśliwski – prezent od Jarosława Czarneckiego, nadleśniczego nadleśnictwa
Osusznica. Dopiero dzięki nim nasz
kronikarz naprawdę rozwinął skrzydła.
Kalendarze są duże, jest wiele miejsca
do pisania pod każdą datą, a ilustracje
związane z leśnictwem dały W. Gwizdale
nowe pole do popisu. Stara się dotrzeć do
ludzi widniejących na zdjęciach, prosi, by
coś od siebie pod zdjęciem napisali. Gdy
na zdjęciu są leśniczówki lub budynki
Zabawa w Galla Gwizdałę
W kronikach są też zamieszczane
ciekawostki. Na przykład najkrótsza nazwa miejscowości w Polsce „Oś”, wpisy
leśniczych o tym samym nazwisku,
a czasem i imieniu: „leśniczy W. Gwizdała z pozdrowieniami dla leśniczego W.
Gwizdały”. Albo relacja ze znalezienia
„swojej” wioski: „Nie do końca mamy
przegwizdane! Mamy swoją wioskę.
Przypadkiem odkryłem miejscowość
o nazwie Gwizdały. Jest tam jedyne
w Europie muzeum gwizdków. Pojechaliśmy tam z żoną Teresą w czasie urlopu.
Poszedłem do pani sołtys i od drzwi mówię: Ja jestem Gwizdała i należy mi się
połowa podatków zbieranych w tej wsi!
Śmiała się. Dostałem oczywiście pieczątkę i wpis do kroniki”.
Wojciech Gwizdała mówi o sobie, że
jest czymś w rodzaju reportera. Zadaje
sobie jakiś temat, żeby go opisać, i pracuje
nad nim. Opisuje miejsca, w których był,
miejsca, które chce zwiedzić. Dzięki swojej pasji spotyka ciekawych ludzi, poznaje
wiele interesujących miejsc, słyszy wiele
historii, które potem opisuje.
Czytał kroniki Jana Długosza, Wincentego Kadłubka i Galla Anonima. Mówi: Jestem jak ten Gall, ale nie Anonim, tylko Gwizdała. Ja się tym pisaniem po prostu bawię. No
bo nie dlatego przestajemy się bawić, że się
starzejemy, tylko dlatego się starzejemy, że
przestajemy się bawić.
A MOŻE PRENUMERATA?
POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
s. 2
59
ŚLADAMI BAŚNI
Z Alzacji do kroniki Pręgowa?
Na całym świecie baśnie wędrują z okolicy do okolicy, z kraju do kraju. Zwykle autorzy takich
przenosin bywają anonimowi, a literaturoznawcy mogą jedynie domyślać się czasu, dróg i okoliczności zachodzenia owego procesu. Tym ciekawsze jest, kiedy uda nam się na taki ślad trafić.
JERZY ŁUKASZEWSKI
Skąd się wzięły stolemy
W 1923 roku Zachodniopruskie Wydawnictwo w Gdańsku wydało drukiem kronikę Pręgowa, napisaną przez
tamtejszego proboszcza Brunona Lemke, a będącą owocem kwerendy źródeł
niemieckojęzycznych, jakiej duchowny
dokonał. Omawiając na wstępie czasy
zasiedleń tych terenów po epoce lodowcowej, przytacza dwie opowieści. Jedna
mówi o olbrzymach leżących w bursztynowych trumnach.
Czy to tylko baśń? Tak, ale baśń
mająca całkiem racjonalne i materialne
źródło. Przede wszystkim należy pamiętać, czym w zamierzchłych czasach
były dla ludzi baśnie, mity, sagi itp. Były
to próby zrozumiałego opisania świata,
co jak się wydaje, jest i zawsze było jedną z najistotniejszych potrzeb ludzkiej
psychiki. Zrozumienie świata oznaczało dla człowieka uwolnienie się od lęku
przed nieznanym, wytworzenie w sobie
przekonania o przewidywalności zjawisk. Znane jest to już z kart Biblii, gdzie
w księdze Genesis mamy scenę przedstawiającą Boga pokazującego Adamowi
stworzony przez siebie świat. Charakterystyczne, że to nie Bóg, ale właśnie
Adam nadaje rzeczom i istotom imiona.
Nadanie imienia oznacza bowiem zrozumienie istoty danej rzeczy.
Ten sam mechanizm stworzył kaszubskich stolemów. Ludzie mieszkający
na terenie, na którym występuje duża
ilość ogromnych głazów narzutowych,
chcieli wiedzieć, skąd one się tam wzięły.
Nic prostszego, jak obarczenie odpowiedzialnością za ich istnienie i rozmieszczenie olbrzymich istot, które dałyby
sobie radę z wielotonowymi ciężarami.
Od niepamiętnych czasów znajdowano na Kaszubach groby kultury
pomorskiej zawierające wiele ozdób
60
Stolemka z Kaszubskiego Oka w Gniewinie. Fot. D.M.
z bursztynu. Wydaje się więc, że proces
zaistnienia w świadomości obrazu olbrzymów spoczywających w „bursztynowych” trumnach jest stosunkowo
łatwy do odtworzenia. Tym bardziej, jeśli weźmiemy pod uwagę znajdowanie
w grobach urn twarzowych, mogących
w procesie „ubaśniowienia” zmienić się
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
ŚLADAMI BAŚNI
w głowy zmarłych. Zważywszy rozmiary tych ceramicznych skarbów, zmarły
musiałby być (proporcjonalnie) olbrzymiego wzrostu.
Ale opowieści mające swe źródło
w przetworzonej informacji o rzeczywistych znaleziskach mogły również
stanowić rodzaj identyfikacji terenowej,
być czymś w rodzaju pierwotnej geografii politycznej. Jeśli dwaj obcy ludzie,
spotykając się, mówili: „Jestem stamtąd,
gdzie stolemy zarzuciły bród głazami”,
„Jestem stamtąd, gdzie olbrzymy śpią
w bursztynowych trumnach”, to oprócz
wszystkiego innego rozumieli się nawzajem i przestawali być sobie obcy.
Na podstawie takich właśnie opowieści
tworzone były często toponimy.
Na wartość takich legend zwracał
uwagę Godfryd Ossowski, pisząc, że często wskazują one na teren, którym warto się zainteresować.
Alzacka legenda
Dodatkowym argumentem jest fakt
występowania opowiadań o olbrzymach
w całym pasie ostatniego europejskiego
zlodowacenia, gdzie rzeźba terenu zawierała elementy możliwe do opisania
za pomocą postaci obdarzonych nadludzkimi rozmiarami, tak jak na Kaszubach. Trudno uznać to za przypadek.
Nic więc dziwnego, że czasem trafi
się na ślad transponowania podań z jednego końca Europy na drugi, jeśli treścią
niezbyt odbiegają od miejscowych, a ujęciem tematu pasują do istniejącego już
zbioru. Taka jest właśnie druga opowieść
wspomniana przez proboszcza z Pręgowa, a którą lokuje on w dolinie Raduni.
Nie znajdujemy tej legendy w kaszubskiej literaturze. Nie wspomina o niej
Ramułt, nie odnotowuje jej Lorentz. Jest
to o tyle ciekawe, że opowieść już w XIX
wieku była dość znana i wykorzystywana przez najsławniejszych autorów,
z braćmi Grimm włącznie
Adelbert von Chamisso, opierając się
na wersji Grimmów, napisał poemat,
który przedstawia sprawę tak: W dolinie
rzeki Hasel (Alzacja) wciąż widać ruiny
starego zamku znanego jako Nideck.
Płodna wyobraźnia ludowa nie omieszkała opleść go legendami. Opowiadano,
że w dawnych czasach Nideck był zamieszkany przez rasę olbrzymów, do których należały okoliczne ziemie. Dobrzy
to byli panowie i nigdy mieszkańcy równiny nie skarżyli się na ich rządy. Jednak
pewnego dnia Gredel, nudząca się w ponurych murach zamku córka kasztelana, zmyliła czujność matki i wymknęła
się do doliny, by zakosztować uroków
swobody. Biegnąc i radośnie podskakując, nie zdawała sobie nawet sprawy
z tego, że jej stopy druzgoczą całe połacie
świerkowych lasów i niszczą wszystkie
plony. Ach, ileż wrażeń dostarczała jej
ta przechadzka! Miasteczko Haslach, do
którego wkrótce dobiegła, wydało jej się
najwspanialszą z zabawek. Zachwycił
ją srebrzysty dźwięk dzwonów kościelnych, a domy wydawały się czekać, aż
zamieszkają w nich jej lalki. Czubkiem
palca otwierała okiennice, podczas gdy
przerażeni mieszkańcy biegli skryć się
w piwnicach.
Gredel nie chciała wracać do rodzinnego zamku, nie zabrawszy ze sobą
kilku z tych fascynujących drobiazgów.
Pokazałaby je rodzicom i rozweselałyby
one jej codzienną samotność. Rozpostarła więc na polu róg fartucha i szybkim
ruchem zgarnęła na niego pług zaprzężony w woły i paru nieszczęsnych chłopów, którzy na próżno próbowali uciec.
W paru susach wspięła się z powrotem
na szczyt góry i, cała szczęśliwa, zaprezentowała ojcu swoje znalezisko. Postawiwszy na ogromnym zamkowym stole
zaprzęg i ludzi, olbrzymka zabawiała się,
popychając ich palcem i zmuszając do podążania w wybranym przez nią kierunku. Ale pan na zamku Nideck srodze się
rozgniewał i grzmiącym głosem oznajmił: – To nie są zabawki, moja córko,
a to, co robisz, jest bardzo złe. Gdyby ci
mali ludzie nie uprawiali ziemi i nie siali zboża w dolinie, my, olbrzymy z gór,
nie mielibyśmy co jeść. Dalej, pospiesz
się! Zawiń zaprzęg i ludzi z powrotem
w fartuch i jak najdelikatniej odstaw ich
w miejsce, gdzie ich znalazłaś.
Zawstydzona i skruszona Gredel pospieszyła wypełnić polecenie ojca. Tego
dnia zrozumiała, jak bardzo wielcy tego
świata potrzebują pracy skromnych
i maluczkich.
Piękna, bajka, która nie straciła aktualności. Zamek Nideck leży w Alzacji,
w dolinie rzeki Hasel, daleko od Kaszub.
Inspiracja nie tylko
dla artystów
Jak wspomniałem, von Chamisso
opierał się na wersji Grimmów. Okazuje
się jednak, że i ona nie jest najstarsza.
Baśń o królewnie olbrzymce („Riesenspielzug”) zaczerpnęli z pisanej po alzacku opowieści autorstwa Charlotte
Engelhardt-Schweighaeuser, wydanej
w 1808 roku. Sama autorka powoływała
się na opowiadanie znanego sobie gajowego z lasów w Nideck.
Tekst Engelhardt-Schweighaeuser
i kronikę Lemkego dzieli ponad sto lat.
Czy możliwe, aby pręgowski proboszcz
nie znał tej baśni? Można w to powątpiewać. Był człowiekiem na owe czasy stosunkowo dobrze wykształconym, a opowieść, jak się okazuje – znana. A może
po prostu słysząc lokalne podania o stolemach, stwierdził, że znana mu alzacka baśń pasuje do tutejszej literatury?
Kaszuby nie leżą w górach, ale teren jest
mocno pofałdowany, co krok głazy narzutowe, przepiękny i głęboki jar Raduni
z powodzeniem może zastąpić dolinę
Hasel, a stolemy są tutaj codziennością.
Wszystko do siebie pasuje. Dlaczego nie
włączyć do tego nurtu pięknej alzackiej
baśni z ponadczasowym morałem?
Źródeł informacji Lemkego prawdopodobnie nigdy nie poznamy, ale to, że
usiłował przenieść alzacką opowieść na
teren Kaszub, świadczy o jego stosunku
do miejsca duszpasterskiej pracy. Kaszuby nie mogły być mu obojętne, skoro nie
wystarczył mu sam opis na podstawie
źródeł, lecz postanowił go wzbogacić
nowym elementem.
Dla porządku odnotujmy tylko, że
opowieść o królewnie olbrzymce inspirowała wielu artystów plastyków, co zaowocowało sporą ilością obrazów, rycin,
rysunków i litografii. Wykorzystywano
je nawet jako pocztówki, wydawane
w dużych, jak na owe czasy, nakładach.
Niewykluczone, że to właśnie one, jako
docierające do największej ilości odbiorców, były źródłem, z którego czerpał pręgowski proboszcz.
WWW.KASZUBI.PL WWW.KASZUBI.PL WWW.KASZUBI.PL WWW.KASZUBI.PL WWW.KASZUBI.PL WWW.KASZUBI.PL
PORTAL INFORMACYJNY ZRZESZENIA KASZUBSKO-POMORSKIEGO
WWW.KASZUBI.PL WWW.KASZUBI.PL WWW.KASZUBI.PL WWW.KASZUBI.PL WWW.KASZUBI.PL WWW.KASZUBI.PL
POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
61
WIELKIE POMORZE
Òd Gduńska do Roztoczi
bróm…
Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie Oddział w Gdańsku zorganizowało w tym roku wyprawę do Meklemburgii-Pomorza Przedniego. Relację z tego wydarzenia przysłali do naszej redakcji Tomasz
Szymański oraz Jan Kulas. Tę pierwszą prezentujemy poniżej, a drugi z wymienionych tekstów
znajdą Państwo na naszej stronie internetowej oraz w kolejnym numerze „Tek Kociewskich”.
TOMASZ SZYMAŃSKI
W tym roku wybraliśmy się do krainy, w której każda nazwa miejscowości
przypomina o słowiańskiej przeszłości
tych ziem. Na mapie Meklemburgii-Pomorza Przedniego znajdziemy zarówno
zwyczajne Gnojno, jak i dumny Kraków
(obecnie zwany Krakow am See), w którym jak na miejscowość o takiej nazwie
przystało, odbywały się sejmy rycerstwa
meklemburskiego.
Gryfia – Strzałów – Arkona
Nazwa „Meklemburgia” pochodzi od
miana słowiańskiego grodu Mechlin lub
Mechelin, nieodparcie kojarzącego się
z naszymi Mechelinkami.
Wycieczkę rozpoczęliśmy od przejazdu przez wyspę Uznam, a głównym
celem był Greifswald (Gryfia). Rytm życia miasta wyznacza założony w 1456 r.
uniwersytet, znany nam przede wszystkim ze studiów Aleksandra Majkowskiego. Po latach tak wspominał swój pobyt
w Gryfii: „Wielkie wrażenie wywarło na
mnie pierwsze odwiedzenie krużganków
starego uniwersytetu: w ścianie wmurowane widniały tam medaliony średnicy
1 metra z portretami książąt pomorskich,
w kamieniu wyciosane. Nie mogę opisać
siły wrażenia, jakie na mnie wywarły napisy umieszczone na tych medalionach,
w których się często powtarzał ustęp: dux
Pomeranum et Cassuborum – albo – et
Cassubiae. Przypuszczam, że z tych napisów »Książę Kaszubów« strzeliła pierwsza
iskra budząca mnie do pracy na polu politycznym” (J. Borzyszkowski, Aleksander
62
Majkowski (1876–1938). Biografia historyczna, Gdańsk – Wejherowo 2002).
Drugi dzień wycieczki rozpoczęliśmy
od zwiedzania Stralsundu (Strzałowa).
Miasto jest szczególnie związane z naszymi dziejami. Tutaj 11 kwietnia 1254 r.
zmarł nagle niespełna 20-letni Sobiesław
III, jedyny syn księcia tczewskiego Sambora II. Patrząc z perspektywy dziejów, można rzec, iż był to przysłowiowy początek
końca naszej rodzimej dynastii.
Następnie udaliśmy się do Arkony,
niegdyś najświętszego miejsca Słowiańszczyzny zachodniej, gdzie czczono Swantewita – Świętowita. Dzisiaj ze sławnego
gardu pozostały jedynie resztki wałów. Patrząc na te skromne pozostałości, natychmiast przypomina się fragment powieści
Majkowskiego „Żëcé i przigòdë Remùsa”
o knowaniach Smętka:
„Duńsczégò żôłniérza rãkama jô spôlił
Rujańską Stannicã, a Swiãtowita stolëmny
pòsąg rznął jem na zemiã, a z jegò rzezbą pokrëtëch człónków ùtłukł jem wiórë
w òdziń pòd grónczi żôłniérsczi strawë”
(wszystkie cytaty z powieści Majkowskiego pochodzą z wydania opublikowanego
przez Oficynę Czec w 2010 r.).
Wracając z Arkony, przejeżdżaliśmy
nieopodal Altenkirchen (Cerkwica lub Kościelec Rański). W tej miejscowości znajduje się kościół, jeden z najstarszych na Rugii (jego budowę rozpoczęto ok. 1185 r.
W ścianę tej świątyni – podobnie jak
w mur bazyliki w Bergen auf Rügen (Góra)
– została wmurowana tajemnicza płaskorzeźba. Istnieje wiele hipotez na ich
temat, ale najpewniej przedstawione
na nich postaci były związane z kultem
Swantewita. Umieszczenie płaskorzeźb
w chrześcijańskich świątyniach zapewne
miało symbolizować triumf nowej wiary,
ale i zachęcić głęboko przywiązanych
do tradycji Słowian do odwiedzania nowych miejsc kultu. Zaryzykować można
twierdzenie, że jeszcze przez długie lata
Rugianie wewnątrz kościołów modlili
się do boga najeźdźców, a na zewnątrz,
po staremu, w ojczystej mowie wzywali
Swantewita.
Bë òżëlë znôwù w mòcë i chwale...
Wielu wrażeń dostarcza wizyta w Parku Narodowym Jasmund na Rugii. Godne podziwu są wspaniałe kredowe klify
z najsłynniejszą skałą zwaną Königsstuhl
– Tron Królewski – wysokości 118 m.
Dzisiaj te urwiska noszą nazwę Stubbenkammer, miano to wywodzi się od słowiańskiej nazwy Stopienne skały. Przypominają się słowa Ormuzda:
„(...) rozeżglã płomiéń òd biôłégò Hélu
pò Stopienny Kamiéń, bë òżëlë znowù
w mòcë i chwale”.
Kolejnego dnia opuściliśmy Pomorze
Przednie, historyczną część dawnego księstwa zachodniopomorskiego. Symbolem
Pomorza Zachodniego – zjednoczonego
przez Bogusława X Wielkiego na początku XVI wieku – stała się dziewięciopolowa tarcza, składająca się z herbów ziem
wchodzących w skład jego państwa.
Znajduje się na niej również czarny Gryf
Kaszubski. Książęta zachodniopomorscy używali jednak także innego godła
– gryfa dzierżącego w prawych szponach
miecz, a w lewych otwartą Biblię z dewizą Pro Deo et Patria (Za Boga i Ojczyznę).
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
WIELKIE POMORZE
Przypuszczalnie ten herb zainspirował
Aleksandra Majkowskiego do napisania
ważkich słów, hasła Wid i Miecz, wielokrotnie pojawiającego się w powieści
o Remusie.
Patrząc na Rostock, nieodparcie przypomina się inny fragment największego
kaszubskiego dzieła literackiego, w którym Pan Józef pokazuje Remusowi symboliczną mapę kaszubskiej ziemi i wspomina jej dawną chwałę oraz wielkość od
Gduńska jaż do Roztoczi.
Tragiczne dzieje zachodniej
słowiańszczyzny
Stolicą niemieckiego landu Meklemburgia-Pomorze Przednie jest Schwerin
(Zwierzyn). Główną atrakcją miasta jest
niesamowity, wręcz bajkowy zamek książąt meklemburskich. Główny wjazd do budynku jest zwieńczony konnym posągiem
Niklota, władcy Obodrytów, wybitnego
polityka i wodza, który w 1147 r. pokonał
wyprawę krzyżową zorganizowaną przeciwko Słowianom połabskim. Brutalne metody nawracania sprawiły, że książę Niklot
oraz Obodryci trzymali się starych wierzeń
i pokładali nadzieję w rodzimych bogach.
Krwawe i długotrwałe walki wyczerpały
jednak siły Słowian, a o klęsce Związku
Obodryckiego przesądziła secesja dwóch
plemion oraz śmierć Niklota. Następcą
księcia był Przybysław, założyciel dynastii
władającej Meklemburgią do 1918 r., za którego panowania rozpoczął się gwałtowny
proces germanizacji tych ziem. Ostatni
męski potomek Przybysławiców Fryderyk
Franciszek V zmarł w 2001 r.
Tragiczne dzieje zachodniej słowiańszczyzny przypomina grodzisko w Gross
Raden. Według niektórych hipotez jest to
przesławna Radogoszcz, przed wiekami
bardzo ważny ośrodek kultu, w którym
czczono Swarożyca. Gród wraz z chra-
Fot. ze zbiorów K. Kowalkowskiego
mem został zmieciony z powierzchni ziemi w 1125 r. przez króla niemieckiego Lotara III. Ostateczny cios Swarożycowi zadał
Burchard, biskup Halberstadtu, podczas
wyprawy na przełomie lat 1067–1068. Duchowny upokorzył pokonanych Słowian,
dosiadając i uprowadzając świętego rumaka bóstwa.
Echo dawnych czasów
w architekturze
Przejeżdżając przez Meklemburgię
i Pomorze Przednie, dość często spotyka
się stare chaty kryte słomą lub trzciną (na
ogół bardzo starannie utrzymane). Dachy
większości budynków wieńczą tzw. śparogi, mające oprócz walorów estetycznych,
przede wszystkim znaczenie magiczne.
Podobne wykończenie chat było stosowane na ziemiach polskich, w szczególności
na Kurpiach i Podlasiu. Meklembursko-pomorskie śparogi wyróżnia ich kształt – na
ogół są wycinane w formie końskich głó-
wek. Przypuszczać należy, że jest to echo
dawnych słowiańskich czasów, wszak to
koń był świętym zwierzęciem większości
rodzimych bogów.
Wyprawa do Meklemburgii i Pomorza Przedniego dostarczyła nam wielu
wspaniałych wrażeń. Koniecznie trzeba
wrócić do tej, jakże nam bliskiej! krainy.
Zostało przecież jeszcze tyle przepięknych
i godnych zwiedzenia miejsc. Koniecznie trzeba odwiedzić dawne pomorskie
stolice: Bardo (Barth), Dymin (Demmin)
i Wołogoszcz (Wolgast). Należałoby też
zobaczyć m.in. ruiny sławnego i ongiś
potężnego cysterskiego klasztoru Eldena,
nieopodal Gryfii.
Bardzo miło było nam gościć na naszej wyprawie przedstawicieli oddziałów
Zrzeszenia w Redzie oraz Tczewie, serdecznie im dziękuję.
Szczegółową relację z wyprawy można znaleźć na stronie naszego oddziału:
www.kaszubi.pl/o/gdansk.
Pod rozwagę…
Oto kilka postulatów, które po zakończeniu wyprawy do Meklemburgii-Pomorza Przedniego zgłosił Jan Kulas:
•
Region Meklemburgia-Pomorze Przednie powinien być partnerskim regionem dla naszego województwa. Wskazane byłyby także bezpośrednie porozumienia o współpracy
miast pomorskich i miast meklemburskich
•
Przedstawiciele naszych władz w strukturach Unii Europejskiej w Brukseli powinni nadal wspierać kierowanie środków unijnych na rekonstrukcję i promocję dziedzictwa
Słowian Zachodnich na terenie Meklemburgii.
•
Trzeba jak najszybciej opracować i upowszechnić polsko-niemiecki przewodnik historyczno-krajoznawczy po Meklemburgii, w wersji językowej niemieckiej i polskiej. W ramach
wzajemności byłoby warto podobny przewodnik o naszym regionie opracować w wersji niemieckiej, z myślą o turystach z Meklemburgii oraz innych części Niemiec.
•
Zachodzi pilna potrzeba opracowania i wydania monografii (biografii) Świętopełka II Wielkiego i księżniczki pomorskiej Małgorzaty Samborówny, późniejszej królowej Danii.
•
W szkołach naszego województwa jedną z podstawowych lektur powinna być historyczno-literacka książka Zofii Kossak-Szczuckiej pt. Troja Północy.
POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
63
Z POŁUDNIA
Prace mistrza Antoniego
KAZIMIERZ OSTROWSKI
Patrząc na ołtarz św. Antoniego lub ambonę zwieńczoną wo przybierała kształt figury naturalnej wielkości albo jak scefigurą św. Jana Chrzciciela, myślę jak starożytni: Dzieło chwa- na biblijna czy rodzajowa scenka myśliwska przeistaczały się
li mistrza. Prawdziwie mistrzem nad mistrze był twórca tych w piękne, głęboko żłobione płaskorzeźby. Za następną wizytą
dzieł (i innych w chojnickiej bazylice) Antoni Łangowski. Kościół podziwiać mogłem gotowe już dzieło, a często też nowe, właśzostał w 1945 r. niemal doszczętnie wypalony, Łangowski uległ nie rozpoczęte prace. Wspominam te spotkania jako rzadką okawówczas prośbom konserwatora zabytków i podjął się przez zję obserwowania procesu twórczego, osobliwe lekcje sztuki,
kilka lat pracować nad wypoktórym towarzyszyły gawędy
sażeniem świątyni w wytwory
o wykonanych dawniej praswego talentu. Miał w tej dziecach, a przede wszystkim o nieAle mówiąc słowami gdysiejszym życiu w rodzinnym
dzinie niemałe doświadczenie,
bo już w latach trzydziestych
Horacego: Nie wszystek Czersku.
pod okiem artysty Mikołaja CiUrodzony w 1911 r., szkołę
umarł. Twórcy powszechną ukończył Antoni
chosza z Pelplina pracował był
nad wystrojem nowego kościoła
pozostawiają cząstkę Łangowski już w wolnej Polw Jastarni, który do dziś budzi
sce, po czym wstąpił na naukę
siebie potomnym. zawodu do zakładu stolarskieuznanie jako wzór estetycznej
harmonii w sztuce sakralnej.
go Józefa Sowy. Każdy stolarz
W 1957 r. założył pracownię
w owym czasie zdobywał też
usług rzeźbiarskich i pracował odtąd na własny rachunek. Kilka- umiejętność snycerstwa, nie tylko meble bowiem, lecz także
naście lat później, bywając w Czersku w ramach reporterskich boazerie, ramy i inne przedmioty powszechnego użytku wyobowiązków, często odwiedzałem warsztat przy ul. Piaskowej. magały artystycznego zdobnictwa. Od indywidualnego talentu
Przyglądałem się, jak narysowana na kartonie postać stopnio- snycerza zależało, jak później wykorzysta zdobytą sprawność,
Prôce méstra Antona
Zdrząc na wôłtôrz sw. Antoniégò abò kazalnicã, nad chtërną
górëje figùra sw. Jana Chrzcëcela, mëszlã tak, jakno môwielë
starożëtny: Dzeło chwôli méstra. Prôwdzëwie méstrã nad
méstrama béł ùtwórca nëch dokôzów (i jinszich w chònicczi
bazylice) Antón Łangòwsczi. Kòscół béł w 1945 r. wnet czësto
wëpôlony, Łangòwsczi ùlégł w nen czas prosbóm kònserwatora zabëtków i pòdjął sã przez czile lat robic nad wëpòsażenim
swiątini w wëtwòrë swégò talentu. Miôł òn w tim òbrëmim
niémôłé doswiôdczenié, kò ju w latach trzëdzestëch pòd òkã artistë Mikòłaja Cëchòsza z Pelplina miôł òn robioné nad wëòzdobą
nowégò kòscoła w Jastarni, chtëren do dzys dnia je ùznôwóny
za wzór esteticzny harmónii w sakralnym kùńszce.
W 1957 r. założił òn prôcowniã rzezbiarską i òdnądka robił
na włôsny rechùnk. Czilenôsce lat pózni, biwając w Czerskù
z leżnotë mòjich repòrtersczich òbrzészków, czãsto òdwiédzôł
jem warkòwniã przë sztrasë Piôskòwi. Przëzérôł jem sã, jak
nacéchòwónô na kartonie pòstac krok za krokã przeòblôkô sã
w sztôłt figùrë nôtëralny wiôlgòscë abò jak biblijnô scena, abò
rodzajowi òbrôzk ò jachce przemieniwałë sã w snôżé, głãbòk
żłobioné plaskatorzezbë. Przë nastãpnëch òdwiedzënach mógł
jem pòdzëwiac gòtowé ju dzeło, a czãsto téż nowé, prawie
rozpòczãté robòtë. Wspòminóm te spòtkania jakò rzôdką spò-
64
sobnosc do pòdzéraniô procesu twórczégò, òsoblëwé ùczbë
kùńsztu, przë jaczich kôrbała jesma so ò wëkònónëch dôwni
prôcach, a przede wszëtczim ò tim, jakno przódë wëzdrzało żëcé
w jegò rodzynnym Czerskù.
Antón Łangòwsczi, ùrodzony w 1911 r., szkòłã pòwszechną
ùkùńcził ju w wòlny Pòlsce, pò czim wstąpił na szkòłã fachù
do zakładu stolarsczégò Józefa Sowë. Kòżdi stolôrz w nen
czas zdobiwôł téż ùmiejãtnoscë rzezbiarsczégò zdobnictwa,
kò nié leno méble, ale téż bòazerie, ramë i jinszé przedmiotë
pòwszechnégò ùżëtkù wëmôgałë artisticzny wëòzdobë. Òd
indiwidualnégò talentu rzezbiarza zanôleżało, jak pózni wëzwëskô òn zdobëtą zrãcznosc, czë mdze w stanie przekroczëc
cenką greńcã pòmidzë méstrowsczim rzemiãsłã a bëlnym
kùńsztã. Łangòwsczimù przëszło to nad zwëk letkò, ju jakno
młodi człowiek przed wòjną wërobił so nôzwëskò (taką samą
drogã przeszedł jiny artista z Czerska Francëszk Mãczëkòwsczi). Nôrechli docenilë jegò kùńszt probòszczowie i bùdownicë
kòscołów, timczasã żłobienié dekòracyjné òn òstawił na stronã,
chòc i taczich ùsłëgów w miarã wòlnégò czasu nie òdmôwiôł.
W 1973 r. chònicczi mùzealnik Julión Ridzkòwsczi pragnął
ùtcëc Rok Kòpernikòwsczi i ùfùńdowôł dlô Parkù Tësąclecô
w Chònicach pòpiersé wiôldżégò astronoma – robòtë
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
Z PÔŁNIA
czy zdoła przekroczyć cienką granicę pomiędzy mistrzowskim
rzemiosłem a prawdziwą sztuką. Łangowskiemu udało się to
nad wyraz łatwo, już jako młody człowiek przed wojną zdobył sobie nazwisko (taką samą drogę przeszedł inny artysta
z Czerska Franciszek Menczykowski). Najwcześniej docenili jego kunszt proboszczowie i budowniczowie kościołów, natomiast
snycerstwo dekoracyjne zeszło na margines, choć i takich usług
w miarę wolnego czasu nie odmawiał.
W 1973 r. chojnicki muzealnik Julian Rydzkowski pragnął
uczcić Rok Kopernikowski i ufundował dla Parku Tysiąclecia
w Chojnicach popiersie wielkiego astronoma – roboty Łangowskiego. Minęło 40 lat, a pomniczek ów stoi tam nadal. Nieco później poprosiłem mistrza o wykonanie portretu Rydzkowskiego
na jego 85. urodziny; nadzwyczaj udana płaskorzeźba została
potem wykorzystana do sporządzenia odlewu na pomnik nagrobny. Niestety, brązowa kopia padła łupem złodzieja, lecz na
szczęście jest oryginał. Współpraca chojnickiego oddziału Zrzeszenia z Antonim Łangowskim zaowocowała licznymi pamiątkami, które są świadectwem kaszubsko-pomorskiej historii. Są
to m.in. pomnik ku czci Ceynowy, medalion na obelisku Jana
Sobieskiego, pomnik Obrońców Chojnic przy ul. Świętopełka, tablica Pomordowanych Więźniów Zakładu Poprawczego
1939–1945, tablice pamiątkowe Józefa Słomińskiego w Lipnicy
i wydarzeń z 1920 r. w Borowym Młynie, a także nagrobek Albina Makowskiego na chojnickim cmentarzu komunalnym. Prace
z betonu wykonywał z synem Krzysztofem, który po ojcu przejął
pracownię rzeźbiarską.
Wiosną 1988 r. redakcja „Pomeranii” uhonorowała Łangowskiego Skrą Ormuzdową, ja zaś miałem wielką satysfakcję,
wręczając artyście to wyróżnienie w imieniu redakcji. Było to
Łangòwsczégò. Minãło 40 lat, a pòmniczk nen wcyg tam stoji.
Kąsk pózni pòprosył jem méstra ò wëkònanié pòrtretu Ridzkòwsczégò na jegò 85. ùrodzëznë; nad zwëk ùdónô plaskatorzezba òstała pòtemù wëzwëskónô jakno mòdło do wëkònaniô
òdlewù na pòmnik nagrobny. Niestetë, kòpia z brąksu stała sã
zdobëczą złodzeja, na szczescé równak zachòwôł sã òriginał.
Wespółrobòta chònicczégò partu KPZ z Antonã Łangòwsczim
zabrzadowa wiele pamiątkama, chtërne są swiadectwã kaszëbskò-pòmòrsczi historii. Są to m.jin. pòmnik na czesc Cénôwë,
medalion na òbeliskù Jana Sobiesczégò, pòmnik Òbrońców
Chòniców przë ùlëcë Swiãtopôłka, tôfla ùpamiãtniwającô
Pòmòrdowónëch Sôdzewëch Zakładu Pòprawczégò 1939–1945,
tôfle pamiątkòwé Józefa Słomińsczégò w Lëpińcach i wëdarzeniów z 1920 r. w Bòrowim Młinië, a téż nagróbk Albina
Makòwsczégò na chònicczim smãtôrzu kòmùnalnym. Prôce
z betonu wëkònywôł ze sënã Krzisztofã, chtëren pò òjcu przejął
prôcowniã rzezbiarską.
Òb zymk 1988 r. redakcjô „Pòmeranii” ùtcëła Łangòwsczégò
Skrą Òrmùzdową, jô zôs miôł jem wiôlgą satisfakcjã, czej jem
wrãcziwôł artisce to wëróżnienié w jimieniu redakcji. Bëło
to równak mòje òstatné z nim spòtkanié, bò ùmarł òn 14
czerwińca 1988 r., w wiekù 77 lat. Ale gôdając słowama Hòracégò: Nié wszeden ùmarł. Ùtwórcë òstôwiają sztëczk sebie pòtomnym. Piszã tej to wspòmnienié w dniu 25. roczëznë smiercë
człowieka, chtërnégò szlachetnosc i serdecznosc, rozëmnosc
i artizm bëłë nôwëższi próbë, a pòòstałë w pamiãcë wiele lëdzy.
POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
Jedna z rzeźb z chojnickiej bazyliki. Fot. Maciej Stanke
jednak moje ostatnie z nim spotkanie, zmarł bowiem 14 czerwca 1988 r., przeżywszy 77 lat. Ale mówiąc słowami Horacego: Nie
wszystek umarł. Twórcy pozostawiają cząstkę siebie potomnym.
Piszę więc to wspomnienie w dniu 25. rocznicy śmierci człowieka, którego szlachetność i serdeczność, mądrość i artyzm były
najwyższej próby, a pozostały w pamięci wielu. Przypominają
mi pana Antoniego dzieła, z którymi mam możność stale obcować – na co dzień mam przed oczami jego relief według ryciny
Daniela Chodowieckiego „Postój we wsi kaszubskiej”.
Przëbôcziwają mie wastã Antona dokôzë, z jaczima móm spòsobnosc wcyg przestawac – na co dzéń móm przed òczama jegò
relief wedle rëcënë Daniela Chòdowiecczégò „Pòstój we wsë
kaszëbsczi”.
Tłómaczenié Ludmiła Gòłąbk
Piersny òbrôz Kòpernika w Parkù Tësąclecô. Òdj. Maciej Stanke
65
Akòrdionista
z Sëlëczëna
TAT I A N A S L O W I
Zwëczajno je tak, że snienim artistë je wiôlgô bina,
cziletësãcznô pùblika, ùrma
gazétników na kòńcertach,
nôlepszi kòńcertowé zale
z jasnyma widama a akùstiką,
w jaczi nick ju nie je do
pòprawieniô. Zwëczajno artista – òsoblëwie młodi – chce
wlezc w nen artistny swiat
ë leno grac, grac, grac... Òn
jednakò nie jë zwëczajnym
artistą. Miast wiôldżégò gardu, w jaczim lżi je doprzińc
do słëchińców a kriticzi, òn
wëbrôł wies skrëtą strzód
kaszëbsczich lasów, w jaczi
kùlturalny żëcé krący są wkół
remizë. W taczim placu chcôł
żëc i twòrzëc. A że nie bëło
do te warënków, tej ùmëslôł
so je stwòrzëc. Nawetka
żle òznacziwało to scygnienié na ną wies nôwiãkszich
gwiôzdów jazzu, klasyczi
a klezmersczi mùzyczi. Bò
wedle niegò ta wies na to
zasługòwała.
66
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ
2013
Òdj. Maciej Stanke
SKRA ÒRMÙZDOWÔ 2012
Do szczescô leno nen môl...
Paùla Nowaka w Sëlëczënie a òkòlim
znają wnetka wszëtcë. Gôdają ò nim
,,akòrdionista z Sëlëczëna” abò ,,nen òd
festiwalu”. Nié wszëtcë jednakò wiedzą,
że nie je òn rodzony w nym placu.
Na swiat je òn przëszłi we Gduńsku ë tamò razã ze starszima mieszkôł,
równak ju òd nômłodszich lat jezdzył
z nima do Sëlëczëna. W dzecnëch latach
jegò snienim bëło robic jakno banowi
a mieszkac w ny wsë. Dzysô nad jezorã
Môùsz mô dodóm, w jaczim mieszkô
z białką Magdą a rocznym synkã, tej jak
je widzec, jedno z jegò snieniów zjiscëło
sã w całoscë.
Za dzecka, czej jô wiedzôł, że jedzemë ze
starszima na Kaszëbë, tej ju dzéń chùdzy jô
miôł spakòwóné mòje zôbawczi a òb noc ni
mógł spac, tak ni mógł żem so dożdac na no
Sëlëczëno. Tedë do szczescô leno nen môl béł
mie brëkòwny – gôdô Nowak. Nôwiãkszą
mòją pasją w nym czasu bëłë banë. Përznã
z tegò òstało mie do dzysô, ale kòlejôrzã
kù reszce jô nie òstôł, nie wiém leno, czë na
szczescé – smieje sã akórdionista.
Chòcle słowò ò akòrdionie
Jednakò wiôlgô zmiana jegò zainteresowaniów nie je przëpôdkòwô. Mùzyka
bëła w jegò familëji òd wiedno. Na rozmajitëch instrumeńtach grelë – jegò ópa,
òjc a téż rodzeństwò òjca. Paùel Nowak
na muzyczną szkòłã zdecydowôł so ju
pò nabòrze, jednakò dzãka pòmòcë òjca
ùdało mù sã rëgnąc ùczbë.
Na zôczątkù jô chcôł grac na fortepianie, jednakò tak wiôldżi instrumeńt
béł drodżi a do te jesz nie zmiescyłbë sã
w najim mieszkanim w blokù, tej stanãło na
akòrdionie – òpòwiôdô. – Pòczątczi nie bëłë
letczé, w drëdżim rokù nôùczi jô ju nie chcôł
grac. Przë akòrdionie òstôł jem leno dzãka
pòmòcë mòjégò òjca, chtëren jakno mùzyk
wiedzôł, jak ze mną sadnąc a rozpëzglëc
mój tôczel. Pòtemù szło ju lepi, a czej żem
béł w mùzycznym liceùm, tej pòjachôł żem
na akòrdionowé warkòwnie do Wejrowa,
ë tej wëbùchła richtich pasja. Tedë zaczãła
mie interesowac nié leno sama mùzyka,
ale wszëtkò, co je zrzeszoné z akòrdionã
– przëbôcziwô so Nowak. Dzysô wspòminô òn, że z gazétów wëcynôł wszëtczé
artikle, w jaczich bëło chòcle słowò
o akòrdionie. Do dzysô pamiãtô òn
z jaczis wëdowiznë infòrmacjã, że cobë
spalëc kalorie pò zjedzenim jednégò
batona, nót je bez gòdzënã grac na
akòrdionie.
POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
Òdj. Krzysztof Bernardyn
Kòlekcjonéra nié le instrumeńtów
W 1999 rokù dostôł jem przedwòjnowi
akòrdión Tatra. Pò krótczim czasu taczich wëjątkòwëch instrumeńtów bëło ju
10, pòtemù 100, a pózni jesz wiãcy. Czej
ùtrzimanié rosnący kòlekcje w mieszkanim
w blokù stało sã drãdżé, zbiór zawãdrowôł
do... sëszarni mieszczący sã na 11 piãtrze
blokù. Terô Paùel Nowak mô jich ju trzësta. Dzél kòlekcje twòrzi ekspòzycjã Muzeum Akordeonu w Kòscérznie. Paùel Nowak to kòlekcjonéra nié leno
akòrdionów, ale téż...akòrdionowech
karnów. Béł abò je załóżcą abò nôleżnikã
wiele kapelów. Są to: Klezmoret, Djangology, Armonica Orfeo, Almost Jazz Group,
Milonga Baltica. Kòńcertëje téż z Tómka
Òlszewsczim.
Kù reszce ùczëc gò jidze na platce
Kaszëbsczé Bajania, jakô wëdónô bëła
łoni. Dlô ny slédny platczi w studiu Radia
Gduńsk spãdzył czile gòdzënów, cobë
stwòrzëc mùzyczną ilustracjã do kaszëbsczich bôjków. Wôrt je podsztrichnąc, że
swòjã robòtã wëkònôł za darmôka. Òn
sóm ò robòce nad platą òpòwiôdô tak: Jô
nie béł gwës, czë dóm radã. Òb jeden dzéń
nót bëło zrobic mùzykã do wnetka 20 bôjków, jaczé czuł jem pierszi rôz w żëcym. Ale
ùdało sã ë przëszło mie z tegò wiele redotë.
Czej słëchóm ti platë, ùsmiéchóm sã a gôdóm
z satisfakcją ,,Alano! Fejn to wëszło”.
Wëzwanié bëło tim wiãkszé, że
Paùel Nowak kaszëbsczégò nie wëniósł
z dodomù, bò ni miôł jak. Jem Kaszëbą samòzwańcã – deklarëje. Chòcô pò
kaszëbskù rozmieje terô ju wszëtkò,
a i rzeknąc mòże w nym jãzëkù wiele.
A wszëtkò to przez cësk drëchów z Sëlëczëna, z jaczima sã bawił w dzecnëch
latach: Czejbëm sã nie ùcził kaszëbsczégò,
tej nie rozmiôłbëm pòłowë rzeczów, ò jaczich
òni gôdelë.
Dzysô z Kaszëbama je òn zrosłi baro
mòckò. Widzec je to chòclebë òb czas
Dnia Jednotë Kaszëbów, gdze je dirigeńtã
nôwiãkszi akòrdionowi òrkestrë. Midzë
jinyma dzãka jegò robòce ju czile razy
ùdało sã pòbic rekòrd w jednoczasnym
granim na akòrdionie jak nôwiãkszi wielenë mùzykańtów. Na ròbòta nie je letkô
– w jeden dzéń na pôrã czilenôsceminutowëch próbach wnetka 200 sztëk lëdzy
mùszi naùczëc sã razã, w jednym karnie,
grac na akòrdionie. Ròbòta ta je tim barżi
drãgô, że Kaszëbi jak je wiedzec, to baro
ùpiarti lëdze: kòżden z nich graje nôlepi
ë kòżden wié nôlepi, jak grac mô reszta.
Cobë robic z taczim karnem, pò prôwdze nót je nalezc złoti westrzódk. Na
szczescé òd lat akòrdionisce z Sëlëczëna
to sã ùdôwô, co widzec bëło chòcle latos
w Kòscérznie.
Radiówc òd dzecnëch lat
Akòrdionową lëgótkã Paùla Nowaka
czëc je nié le w mùzyce, jaką graje, ale
i w tim, jak ò nym instrumeńce òpòwiôdô.
Przez trzë lata na antenie Radia Gduńsk
prowadzył aùdicjã ,,Jazz na akordeon”.
Rôz w miesądzu, pózno w nocë, czëc bëło
stôré abò òsoblëwé akòrdionowé nagrania, jaczé zbiérôł. Wszëtkò to zbògaconé
bëło jegò dopòwiescama. Radiowëch
67
SKRA ÒRMÙZDOWÔ 2012
szlifów jednakò nie zdobiwôł òn w gduńsczi radiostacje, ale w mieszkanim swòji
babczë, gdze w dzecnëch latach za radiowi mikrofón robia mù... przedwòjnowô
wiôlgô òstrzinka! Jô baro lubił sã tak zabôwiac, zresztą zamiłowanié do gôdaniô
òstało mie do dzysô. Mòja pùblika ju wié,
że òkróm graniô wiedno jesz cos òpòwiém
– gôdô Nowak. – Ë chòcô mòże to bë nawetka nie szło mie nôlepi, to wiedno pocészóm sã
tim, że politicë gôdają jesz wiãcy jak jô, a pò
prôwdze są to richtich farmazónë. Dzãka
taczémù przërównaniô ni móm kómpleksów – dodôwô.
Swiatowé sławë
w sëlëczińsczim lasu
Òd czedë gróm na akòrdionie, jô wiedno
chcôł zagrac kòńcert w Sëlëczënie – wdôrzô
so. W 2002 rokù direktór Gminnégò
Òstrzódka Kùlturë, Ireneùsz Kòrda, pòmógł
mie zòrganizowac pierszi wëstãp, jaczi
pòzwelësmë: Sulęczyńskie Spotkania Akordeonowe. Sukces sprawił, że jô pòmëslôł
o tim, cobë wôrt bëło cygnąc ną ùdbã. Tedë
jô jesz nawetka nie snił, że za dzesãc lat
do malinczégò Sëlëczëna na nen festiwal
przejeżdżiwac bãdą nôwiãkszi méstrowie
negò instrumeńtu. W nëch pierszich latach akòrdionowé zetkania, to bëłë przódë
mòje a mòjich drëchów kòńcertë. Znajemny mùzycë gòdzelë sã grac w Sëlëczënie
za symboliczné dëtczi a cos do zjedzeniô. Równak mòje ambicje bëłë corôzkã
wiãkszé a pò czile latach w môłi wsë strzód
kaszëbsczégò lasu, bez profesjonalny binë,
ùdało sã zòrganizowac kòńcertë gwiôzdów z zortu swiatowëch sławów, jaczich
reczitalów drãgò bë bëło szukac w wiôldżich pòlsczich gardach. Grelë w Sëlëczënie
Ludovic Beier, Kroke, Alpenkrainer cze Richard Galliano. Chòcô z nym slédnym nie
bëło tak letkò.
Czë lecy z nama Galliano?
Béł 2011 rok, strzódk lata – kôrbi Nowak
– wszëtkò bëło ju dopiãté na òstatny gùz. Jô
ju béł na latawiszczu, cobë òdebrac Richarda
Galliano a zawiezc na kòńcert. Tej jô òdebrôł
telefón, że naji gwiôzdë jednakò nie bãdze. Jô
jachôł nazôd do Sëlëczëna zmarachòwóny.
Z drodżi ju zazwònił jem do direktora, cobë
przërëchtowôł dlô mie krziż a kamë, cobë mie
na placu ùkrziżowelë a ùkaminiowelë.
Ireneùsz Kòrda namôwiôł mie, że skòrno
wszëtkò je przërëchtowóné na kòńcert, tej
móm zagrac. Dali z aùta jô zazwònił tedë
do Dorotë Lulczi, cobë zaspiéwa. To béł
pòniedzôłk ë w teatrze prawie mia wòlné,
68
Òdj. Krzysztof Bernardyn
tej sã zgòdza. Na placu bez niżódny próbë
zagralë jesmë jeden z nôlepszich najich
kòńcertów. Pò prôwdze drãgò je grac, czej
sã wié, że lëdze żdają na kògò jinszégò, ale
w Sëlëczënie słëchińcë przëjãlë naji baro
cepło. Pò wëstãpie wëlôz jem na kòscelną
kôzalnicã ë òbiecôł lëdzóm, że skòrno
móm jima òbiecóné, że Galliano mdze grac
w Sëlëczenie, tej tak bãdze.
Nôdłëgszi festiwal
Ë bëło. Kòńcert Galliano òdbéł sã
w sëlëczińsczim kòscele w niedzelã 23
rujana. Tim samim bëło to nôdłëgszé
z akòrdionowëch pòtkaniów, kò
dérowało òd zélnika. W Sëlëczënie
òkòma turistnégò sezóna wiedno je
pùsto, jednakò w dzéń przëjachaniô
francësczégò akòrdionistë w malińczi wsë nie bëło gdze pòstawic aùta.
Na wëstãp przëjachało fùl lëdzy. Richard Galliano zagrôł bëlno. Sëlëczëno
w nen dzéń dobëło z niejedną filharmónią w wiôldżim gardze. Co wôżné,
z Kùńsztã przez wiôldżé ,,K” mòżna bëło
pòtkac sã w kaszëbsczi wsë za darmôka,
tj. nie płacąc czileset złotëch za bilietë. To
dobrô strona akòrdionowëch pòtkaniów,
chòcô téż jejich nôwiãkszé wëzwanié,
jaczémù corôzkã barżi drãgò je sprostac.
Gminã corôz mni je stac na negò zortu
rozegracëjã, co rokù pojôwiô są tej nen
sóm, dëtkòwi tôczel. Wiôlgô pòpùlarnosc
sëlëczińsczégò festiwalu sprawiła, że
Nowak dostôł ju czile bédënków, cobë
,,przeprowadzëc” akòrdionowé pòtkania
do jinech gardów. Chcelëbë je miec tak
w Gdini, jak w Sopòce. W nëch gardach
z jich fùńduszama midzënôrodnô rozegracëjô mògłabë sã òdbiwac z wiãkszim
„rozmachã”. Wizjô przenieseniô kùsy, ale
dlô Paùla Nowaka sprawa je jasnô: Jô placu festiwalu nie mdã mieniôł. Miłota do mòji
wsë je za wiôlgô.
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
LITERATURA
Kamienie
Pamięci Mieczysława Czychowskiego
PIOTR SMOLIŃSKI
W Kartuzach, przy wejściu do podziemi Refektarza, dawnej jadalni zakonnej, leży kamień. Jest przymurowany do
fundamentu. Został odkopany niedawno, kiedy robiono tu remont. Spoczywał
pod ziemią ponad sześćset lat. Nie wiadomo, jak się tutaj znalazł.
Pozornie ten kamień nie różni się
niczym od dziesiątków innych, których
jest mnóstwo przy klasztorze. Dopiero
kiedy podejdzie się bliżej, widać na nim
dziwne ślady. Jest to pięć wgłębień, wąskich i nienaturalnych. Można w nie włożyć palce...
Było to w pierwszych latach istnienia
klasztoru kartuzów na Pomorzu. Za murami zakonu zamieszkał pewien artysta.
Mówił o sobie, że jest tutejszy, bo osiadł
na tej ziemi po długiej wędrówce, a potem zbudował dom. Żył samotnie. Kiedy
pytano go, komu służy, odpowiadał: „Jestem poddanym królowej Jadwigi”. Mówiono na niego Wincenty. Nikt jednak
nie wiedział, jak się nazywa naprawdę
– słowiańska wysepka na niemieckiej
ziemi.
Wincenty był zdolnym rzeźbiarzem,
ale nikt nigdy jego rzeźb nie widział.
Śmiano się z niego, że choć uważa się za
rzemieślnika, nie ma prawej dłoni. Ludzie mówili: „Jak możesz rzeźbić, skoro
nie masz prawej dłoni? Jak utrzymujesz
narzędzia? Twoje dzieła muszą być nic
nie warte. Nie chcemy ich oglądać”. Wincenty uspokajał się za każdym razem,
kiedy zamiast słuchać obelg, zamyślał się
i patrzył w niebo. Fascynowało go słońce.
Zastanawiał się, co jest za nim.
Nie wiodło mu się najlepiej, bo choć
pracy w zakonie było mnóstwo, nie
otrzymywał żadnych zleceń. Kartuzi zamawiali rzeźby w Gdańsku i Norymberdze, a o jego dziełach nie chcieli nawet
słyszeć. Płacili olbrzymie kwoty znanym
POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
„Baba”. Rzeźba w granicie. Mieczysław Czychowski, ok. 1965 r. Fot. M. Czychowski, z archiwum Wandy Czychowskiej.
Rzeźba znajduje się w Muzeum Kultury Kurpiowskiej w Ostrołęce.
niemieckim artystom, a z czasem jeszcze
bardziej wyzyskiwali okoliczną ludność.
Pomagali im Krzyżacy, którzy od ponad
stu pięćdziesięciu lat rządzili tą ziemią.
Rzeźby Wincentego wyglądały inaczej niż te, które kupowali zakonnicy.
Tamte figury były zazwyczaj drewniane, zawsze jednoznaczne i nieudolne,
69
LITERATURA
pomalowane tanim, złotym tłuszczem.
Jego – były głowami ludzkimi z surowego kamienia, jakby nieukończonymi.
Wincenty często zostawiał twarze wykute tylko do połowy, bez oczu. Głowy
wyglądały na przedwcześnie opuszczone, jak gdyby umarł rzeźbiarz, który
chciał je do końca stworzyć.
Drewniane postacie z klasztoru
udawały. Były fałszywe, ich twarze nie
wyrażały niczego: zazwyczaj brzydkie,
z nienaturalnie długimi, krzywymi nosami i zezowatymi oczami. Wincenty
widywał dwie takie rzeźby obok kościoła, kiedy raz do roku w Boże Ciało zakonnicy wpuszczali za bramy okoliczną
ludność.
Pierwszą była postać Maryi chodzącej po księżycu, odzianej w suknię
z gwiazd, drugą – Chrystus na kuli słońca. Obie figury, umocowane w niewielkiej odległości, były skierowane twarzami do siebie. Patrzyły w nieokreślonym
kierunku. Co roku Wincenty próbował
ustawić się tak, aby rzeźby spojrzały mu
w oczy, ale gdziekolwiek stanął, one zawsze oszukiwały.
„Figury braci są fałszywe, nie oddają wielkości Boga. Stworzę głowę
Chrystusa i podaruję ją zakonowi, aby
ujrzał to, co zakrywają nieudolne posągi” – pomyślał, gdy po raz kolejny stanął
na dziedzińcu. Zaraz uświadomił sobie,
że nie może rozpocząć pracy, bo nie ma
odpowiedniego kamienia – wszystkie,
które leżały w promieniu kilkunastu kilometrów, zebrano, aby umocnić ściany
świątyni. Praca nie była jeszcze skończona, więc głazy walały się pod murami,
były ich setki. „Pójdę do braci i poproszę,
aby dali mi okrągły kamień. Wtedy wyrzeźbię głowę, która pokaże wielkość
Stwórcy” – tak postanowił i poszedł.
Czekał kilka godzin, aż przeor go
przyjmie. Ten wysłuchał Wincentego
i powiedział: „Jak możemy dać ci głaz,
skoro pójdzie na zmarnowanie? Musimy umacniać klasztor, aby stał tutaj na
wieki i głosił chwałę Boga. Rzeźb, o których opowiadasz, nie chcę widzieć. Idź
w pokoju i módl się o łaskę Pana”.
Kiedy Wincenty wyszedł, była już
noc. Kroczył przez pusty dziedziniec jak
zbity pies. Polecono mu opuścić mury
klasztoru, ale nie zważał na to. Zatrzymał się przy figurach Maryi i Chrystusa.
Tym razem nie szukał ślepych spojrzeń,
które i tak zgubiły się w mroku. Stanął
pomiędzy rzeźbami. Podniósł głowę
70
i spojrzał w niebo z nienawiścią. Księżyc świecił. Z oczu Wincentego zaczęły
płynąć łzy. On sam zbuntował się po raz
pierwszy w życiu. Nagle podniósł uciętą
rękę, jakby komuś groził. Przyłożył kikut do księżyca. Odszedł, gdy ten już się
schował.
Poszedł w stronę domu. Zatrzymał
się nad rzeką, która łączyła dwa jeziora
opływające klasztor. Usiadł na brzegu
i zaczął wrzucać do wody małe kamienie. Obserwował, jak toną. Był już spokojny, wpatrywał się w biegnącą wodę,
jak gdyby widział w niej coś więcej.
Postanowił, że sam zdobędzie odpowiedni głaz, ale nie wiedział jeszcze jak.
Nie miał konia i wozu, aby przywieźć go
z daleka. Nie mógł iść piechotą, bo nie
udźwignąłby tak wielkiego ciężaru – kamień musiał być duży, wielkości co najmniej pięciu głów ludzkich. Wrzucając
kamienie do rzeki, myślał, że nie uda mu
się wyrzeźbić tej głowy, że nawet gdyby
chciał donieść głaz aż spod Gdańska, to
nie miałby tyle siły. Brakowało mu pieniędzy, żeby opłacić pomocników.
Siedział tak kilka godzin, niczego jednak nie wymyślił. W duchu poddał się.
Rozmyślał, czy którąś z jego rzeźb można by podarować zakonowi. „Są zbyt
niedoskonałe” – powiedział do siebie.
Chciał pójść do domu, żeby się wyspać.
Był już bardzo zmęczony. Wstał, chwycił
ostatni kamień, zamachnął się z całej siły
i wrzucił go do wody. Zdziwił się, gdy ten
nagle odskoczył, podleciał do góry i dopiero potem opadł na dno, ale w innym
miejscu.
Wincenty wszedł do rzeki. Bał się
spojrzeć. Schylił się tylko i jedyną dłonią
dotknął tego, co było obok. Sprawdzał
z niedowierzaniem kształt. Serce skoczyło mu do gardła, bo na dnie leżał ogromny głaz! Taki, którego potrzebował. Kamienia nie było widać wcześniej, kryła
go mętna woda. Prawie z niej wystawał.
Wincenty płakał ze szczęścia. Uniósł kikut i przyłożył go do słońca. Oślepiło go.
Poczuł się mały wobec wielkości Boga.
Ukląkł, oparł się na kamieniu i zaśpiewał
pieśń dziękczynną.
Zaczął myśleć, jak wydobyć głaz
z dna rzeki. Sam nie dałby rady. Poszedł
więc prosić o pomoc: najpierw swoich
sąsiadów, potem dalszych znajomych.
Wszędzie mu odmawiano. Tak przez
kilka dni. Słyszał, że zwariował, że nie
potrafi rzeźbić, że nie ma dłoni. Nie mógł
pójść po pomoc do klasztoru, bo zakon-
nicy zabraliby kamień. Zrezygnowany
poszedł więc nad rzekę i ukląkł przy głazie. Próbował go podnieść, ale nic z tego.
Nie płakał. Pomyślał tylko, że nie wyrzeźbi głowy Chrystusa...
Oparł się o głaz, ze zmęczenia przymknął oczy i zasnął. Śnił mu się Judasz,
który chciał się powiesić. Wsiadł na konia, przywiązał sznur do gałęzi i zacisnął na szyi. Koń ruszył. Oderwana głowa Judasza potoczyła się po czerwonym
dywanie i wpadła do kościoła braci kartuzów. Zajęła pustą wnękę w bocznej
ścianie, obok rzeźby świętego Tomasza.
Przez otwarte okno wleciał kruk, usiadł
na głowie i wydziobał z niej oboje oczu.
Z oczodołów trysnęła krew i woda.
Wincenty ocknął się z krzykiem.
Ptaki, które obsiadły brzeg, wzleciały
w niebo. Próbował walczyć ze snem,
ale znowu stracił przytomność. Tym razem zobaczył rzeźby z dziedzińca. Stał,
jak zwykle, pomiędzy nimi. Widział, jak
Maryja i Jezus schodzą z cokołów. Zbliżali się powoli, a kiedy stanęli już blisko,
szybkim ruchem połączyli go z sobą.
Powstała z nich jedna głowa. Świeciła
dziwnym światłem. Spojrzał w górę: zamiast słońca na niebie wisiał drewniany
księżyc, a obok niego była kula, podobna
do tej, na której wcześniej stał Chrystus.
Znowu się obudził. Próbował wstać,
ale nie mógł. Trzeci raz zasnął. Wydawało mu się, że widzi siebie w kaplicy.
Kartuzi modlili się nad jego ciałem.
Nad trumną wisiały trzy koguty. Płonęły, ale nie spalały się. Przyszedł Jezus
i powiedział: „Wstań rzeźbiarzu!”. Kiedy
Wincenty już miał się podnieść, koguty
nadleciały i wyłupiły mu jedno oko. Ziemia zaczęła drżeć, a z sufitu pospadały
kamienie. Jeden z nich zmiażdżył mu
głowę.
Wincenty otworzył oczy. Objął kamień i znowu spróbował go podnieść.
Stracił resztki sił. Zrozumiał, że powinien iść do domu, bo nie spał kilka dni.
Chciał odejść, ale poczuł, że nogi przymurowało mu do dna. Ręka zdrętwiała
z zimna, nie chciała puścić głazu.
Znowu uniósł kikut i spojrzał w słońce. Wydawało mu się, że kamień zamienił się w głowę Chrystusa. Taką samą,
jaką chciał wyrzeźbić.
Nagle Wincenty poczuł w sobie nadzwyczajną moc. Wykrzywił nienaturalnie palce i z nadludzką siłą zacisnął je na
kamiennej twarzy...
2012
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
Marian Selin
W nym rokù lato jesz barżi niż przódë parłãczi sã nama z mòrzã, a nôbarżi z Hélską Sztremlëzną,
kò to na ji kùńcu pòwstôł Kòpc Kaszëbów, a na pòczątkù – we Wiôldżi Wsë – òdbiwô sã w tim
miesądzu latosy, ju XV Zjôzd Kaszëbów. Dlôte aùtorã, chtërnégò wiérztë më bë chcelë w latnym
numrze pòkazac, mùszôł bëc mést nôbarżi znóny jastarnik, laùreat Medalu Stolema: Marian Selin.
Jegò żëcé i dokazë sã mòckò zrzeszoné z Bôłtã, a jesz barżi z mieszkańcama Hélsczi Kòsë, chtërny żëją z mòrza i na mòrzu – z rëbôkama. Selin bò wej przez wiele lat béł niedosygłim kùstoszã
rëbacczi chëczë-mùzeùm w Jastarnie, swòji rodzynny wsë. To bëło leno jedno z wiele zajãców
tegò chòreògrafa, aranżérë, spiéwôka, ùsôdzcë i zbiérôcza nordowy piesnie... në i pòétë. I to
slédné òbliczé Selina naji Czëtincë mògą ùzdrzec niżi.
Wiérztë pòchòdzą z wëdónégò w 1996 rokù zbiérkù Niech wiater niese piesń, ale më je mómë
przëpisóné z dwùch antologiów kaszëbsczi pòézji przërëchtowónëch przez Wëdowiznã Region:
Dzëczé gãsë (2004) i Skrë ùsôdzkòwi mòcë (2010).
Tobie mòrze
Môli bôcëk
Tobie mòrze himnów spiéwë!
Tobie czesc ë chwala nasza,
Të w pòtãdze ùwielbiony,
Chòc ë serce môsz Judasza.
Chòc môli mój bôcëk ë môli w nim wiosla
Na mòrze wëplënã – nie rzucã rzemiosla,
Na mòrze wëplënã, pòżegnajã krôj,
Bò rëbaczëc mùszã, to je mój rôj.
Dze walë brëzlëją, dze nordë wiéw czëjã,
Tam drëwie mój bôcëk, tam ster mój czerëjã.
Z dënëżką sã zybie malińczi mój bôt,
Ë dze są ribczi, prowadzy mie rôd.
Lat wiele ju kòżdô dënëżka mie znaje,
Wiesolo mie niese, a wiaterk wcyg graje,
Wiesolo mie niese, hen dalekò w swiat,
Ten môli mój bôcëk, jedérny mój brat.
Stark mój drodżi, brat ë òjce,
Co na bôtach wëplënãlë,
Bës jim mòrze żëcé dalo,
Ùfny séc swòjã rzucelë.
Le wezbróné twòje chrzebtë
Grozë widok rozszôlali,
Mòc pòtãżną òkôzelë
– Wscekli pòtok briże biôli.
(Dzëczé gãsë, s. 188–189)
Marënarzu, òkrãtnikù!
Të rëbôkù ë sternikù!
Mòrze wzewac ce zaczinô
Na Arkonë smiercë rëkù.
Tobie, mòrze, zawierzëlë,
Ti, co na tëch bôtach bieglë,
A dzys w slonëch glãbiach martwi,
Na gruńt twój, ò mòrze, leglë.
(Skrë ùsôdzkòwi mòcë, s. 73)
POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
Òdj. Maciej Stanke
71
Z TELETRONIKA
Wësziwónô fòtografiô
Spiéwné Ùczbë, 24.05.2013
[kôrbiónka młodzëznë z gòscã programù, Ingą Mach, dzél 2.]
[Inga Mach] (...) Mój zawód wëùczony
to je fotograf. Fòtografiô to bëło mòje Bòże
pòmagôj do dzysészi robòtë, bò to, co jô
zrobia, to je richtich fòtografiô wësziwanô.
[dzéwczã 1.] Dlô mie niepòjãté są te
wszëtczé cénie w wësziwkach. Tegò sã
ù jinëch artistów nie spòtikô. Przikładowò
ta Matka Bòskô Swiónowskô mô na twarzë czile farwów, pò prôwdze: céniów.
[IM] Bò to je wësziwanô fòtografiô,
i cénie na ni są tak ùkłôdané, jak we fòtografii. A dlô fòtografa dopasowanié céni
to je czësto mùzyka, jak mùzyka swiatła
i céni. I jich tuńc. (...)
[gôdka Eùgeniusza Prëczkòwsczégo
z gòscã]
– [EP] Inga Mach z Bëtowa, a tak pò
prôwdze terô z Mądrzechòwa kòl Bëtowa,
chtërna dzysô nama tak piãkno òpòwiôdô
w lekcji, tã swòjã taką drogã zrzeszoną
z sanktuarium swiónowsczim (...) zaczãła
òd pewnégò taczégò żëcowégò wëpôdkù,
chòrobë (...).
[IM] To béł rok, chtërny më zwiemë
czernobylski, czej miałam głowã jak swiãti
Antoni (...), diagnoza: nowotwór kostny, në
i tej trzeba bëło przestac fòtografòwac...
Në tak sã wzãłam za tã robòtã, wësziwanié. Czë jô sã z tim pòradzã, czë to mie dô
nié le jaką radosc, ale i zôróbk. I tak wolno, wolno, do przodu. Pierszé sztandarë,
jaczé jem zrobia, bëłë za darmò robioné,
społecznie. Miało to bëc sprôwdzenié, czë
jô sobie z tim pòradzã. (...)
– Rok czarnobilsczi, doktorzë gôdelë, że to wëzdrzi marnie ze zdrowim,
z żëcym nawetka, ale wszëtkò sã ùdało.
[IM] Nowotworu jem sã nie pozbëła,
òn je. (...) Niedawno miałam przerzut, ale to
trzeba pòtrafic pòkònac. Nié le że jô móm
72
tëli sëłë. Nigdë jô nie brała żódnëch przeciwbólowych, ani morfiny, którą miałam zapisane, i chiba to mie dało... i ta robòta téż
mie mobilizuje, tak kôże mie nawet ò tim
bólu zabôczëc.
– Dzysô nawet, jak przezérómë wszëtcze të knédżi, ksãdżi rozmajité, to ta Królewô Kaszëb òna je tu wszãdze widocznô,
nié blós tak sama, le téż na stanicach,
hewò w Bëtowie (Zrzeszenia Kaszëbskò-Pòmòrsczégò), w Baninie, w rozmajitëch
môlach. Pò prôwdze wiele tëch dzeł òstało
pòswiãconé dlô Ni (...).
[IM] A zaczãło sã to, jak më jachalë
do Czãstochòwë i widzałam tam dekã
na wôłtôrzu, chtërna mie sã nie widzała.
Bëłam tak nawet zaskòczonô, że to bëła
takô zwëkłô robòta, nié dosc dokładnô.
Jak jô wëzdrowiejã, jô pòwiedza, tej jô tu
zrobiã fajną dekã na wôłtôrz. Tak mijôł
czas i jak jô przejacha drëdżi rôz do Czãstochòwë, to jem widza, że òni mają te antepedia, z diamentami, bursztynami, perłami naszëté, całô bògatosc bëła pokôzanô.
Tej przeszlë do mie bëtowsczi Kaszëbë,
chtërny chcelë miec swòjã stanicã. I tak
sã zaczãło, że òni wëbrelë jakno patronkã
do sztandaru Matkã Bòską Swiónowską.
I terô trzeba bëło Ji szukac, gdze òna je.
(...) Pò znalezeniu tej Matki Boskiej Swiónowskiej, to tak mie ùrzekła ta figùra,
ta mésternô robòta (...). Jô widzałam ten
kòscółk taczi małi, biédny, i tak sobie pomëslałam, że chiba Matka Bòskô Czãstochòwskô mô tëli, że òna mie tu wësłała,
żebë jô tu robiała. (...)
Wsłëchac sã w melodiã rodny mòwë
Spiéwné Ùczbë, 31.05.2013
– [Eùgeniusz Prëczkòwsczi] Dzysô
naszim gòscã je ksądz profesor Jan Walkùsz, chtëren przejachôł tu, do Chmielna,
jaż z Lublëna, gdze òd lat robi na Katolëcczim Ùniwersytece Lubelsczim. Je tuwò
co rokù na tim kònkùrsu „Rodnô Mòwa”.
To je wierã kòl 20 lat (...). Czemù ksądz tu
przëjéżdżô, co ksãdza cygnie do Chmielna
w ten dzéń?
[ks. prof. Jan Walkùsz] Nôpiérwi
chcôłbëm rzec, że colemało jem kòżdégò rokù (...). A czemù przëjéżdżóm? To je
baro czãżkò na to òdpòwiedzec. Ale jak sã
człowiek tu wsłëchô w tã mùzykã, melodiã rodny mòwë, to tak z dala òna brzmi
czësto jinaczi. I człowiek (...) òdmikô òczë
i òd nowa (...) òdkriwô tą całą snôżotã naji
mòwë, kùlturë. A przede wszëtczim je rôd
z tegò, że dzôtczi sã garną do tegò, żebë
(...) tã mòwã rozwijac.
– (...) ksądz profesor, chtëren ju tëli lat
je w KUL-u, (...) tak piãkno téż tą mòwą
pòtrafi sã tuwò z nama pòwiadac.
[JW] Në to je ta, jakbë Niemcë rzeklë,
Muttersprache, i ti sã nie zabôczi, je wëpisónô w sercu. A na KUL-u jem ju òd
1984 rokù (...). Zajmùjã sã historią, zajmùjã sã téż lëteraturą (...), dzejama misji,
Kòscołã na misjach. A kòżden przëjôzd
tuwò, do Chmielna, to je téż takô leżnota dlô mie na nowò òdkrëc i (...) òbaczëc,
jak bije to kaszëbsczé serce, kaszëbsczi
mòwë, kùlturë. A Chmielno przez (...) te
dwa dni staje sã taką (...) stolëcą kaszëbiznë.
– I ksądz profesor zajmiwô sã sóm téż
pisanim pò kaszëbskù, je czile ksążków,
to je téż jaczis znak (...) przede wszëtczim
ùmiłowaniô tegò, co tu òstało, co tu je.
[JW] Je corôz mni czasu, żebë (...) pisac pò kaszëbskù, a zwłaszcza wiérztë,
bò tëch òbòwiązków je corôz wiãcy (...),
ale w jaczis mierze to je téż to zgłãbianié
tëch wôrtnotów i mòżna (...) do tegò sygac
wiedno.
– Ksãże profesorze (...) a czim je rodnô
mòwa dlô ksãdza (...)?
[JW] Rodnô mòwa to je, przede wszëtczim, ta nasza tożsamòsc, gdze człowiek
czëje, człowiek gôdô (...) człowiek (...) przez
tã mòwã (...) òdnajdiwô sebie. (...)
– I to słëchanié tëch dzecy i ti młodzëznë (...) to dôwô jaczis mòcë dlô dalszégò bëcégò, dzejaniô?
[JW] To je taczé apartné rozszerzenié
tegò pòla kùlturë (...). Ale jô tima dzôtkóm
tak właściwie përznã zazdroszczã, że më
taczi leżnotë ni mielë w naszich czasach,
że ta kaszëbizna, mòwa, wiérztë, to wszëtkò bëło tak pòd przëkrëcym, żebë nie
rzec, że bëło zakôzóné w ogóle. Tak że to
wiôldżé swiãto (...) w Chmielnie to je téż
dobri czas, żebë miec tã swiądnotã, że
to rzeczywiście je ta nasza wiôlgô mòc
i chwała. (...)
Wôżné je, żebë ta kaszëbizna sã rozkòscérza na codzéń. Prôwdą je, że më
żëjemë tą kaszëbizną òd swiãta (...). Kò
trzeba bë bëło jesz zazdrzec, jak wëzdrzi
nasza mòwa, nasz zwëk na codzéń. A jem
ti dbë (...), że na codzéń corôz mni sã gôdô
pò kaszëbskù. Piérwi bëło tak, że kaszëbizna òna bëła tak traktowónô, jak takô,
pòwiédzmë, mòwa bële jakô. To bëła
takô mòwa chłopskô. A dzys właśnie odwrotnie, że tam, w tëch chëczach ni ma ti
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
Z DRUGIEJ RĘKI
mòwë, a ta kaszëbizna, òna przëszła na
te wëższi rédżi i przëszła na te wiôldżé
ùroczëstoscë. (...)
O stołeczności Gdańska
Spiéwné Ùczbë, 7.06.2013
– [Eugeniusz Pryczkowski] Dzisiaj
rozmawiamy z Jerzem Naclem z Gdańska, działaczem Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w Gdańsku...
[Jerzy Nacel] Oddziału gdańskiego (...).
– Tak jest, oddziału gdańskiego, tego
stołecznego moglibyśmy powiedzieć (...).
Stołeczny gard czy nie? (...)
[JN] Różnie o tym mówią, znany jest
ten wierszyk Maryli Wolskiej, która jednak
Gdańsk umieściła na pierwszym miejscu
(...). Mnie się wydaje, że jednak Gdańsk jest
stolicą Kaszub. Dlaczego? Dlatego że tutaj
od zarania tego miasta istniały instytucje
związane z książętami kaszubsko-pomorskimi (...). I tutaj jest dużo akcentów związanych z kaszubskością...
– No chociażby wspomniani książęta
kaszubsko-pomorscy. A tu jesteśmy przy
pomniku upamiętniającym tego najsłynniejszego – Świętopełka Wielkiego. On tu
stoi od kilku lat, wreszcie stoi (...).
[JN] Ale muszę powiedzieć, że zanim powstał ten pomnik, w Oliwie już
w latach chyba pięćdziesiątych powstało
popiersie Świętopełka II. (...) Pomorzanie
nazywają go Świętopełkiem Wielkim
z uwagi na jego wielkie zasługi dla Pomorza (...). Ten pomnik powstał staraniem oddziału gdańskiego ZKP w 2010
roku. Było uroczyste odsłonięcie, związane to też było z 750. rocznicą powołania
przez Świętopełka II Wielkiego Jarmarku
świętego Dominika. (...) W 1227 właśnie
Świętopełk sprowadził dominikanów.
Tam w tle widać [ich] kościół św. Mikołaja, jeden z najstarszych kościołów gdańskich. Jeszcze może dodam: po śmierci
Świętopełka Wielkiego, w 1266 roku, nastąpiła taka perygrynacja, czyli wędrówka ze zwłokami księcia, zanim spoczął
w katedrze oliwskiej, to m.in. także tutaj
jego zwłoki przez dzień czy dwa były (...).
Jeżeli jesteśmy w katedrze oliwskiej, to
proszę zwrócić uwagę na lewą stronę
prezbiterium, gdzie są protoplaści nasi,
powiedzmy: Subisławowie, czyli ród
Subisławów, potem mamy Mszczuja I,
Świętopełka Wielkiego i Mszczuja II, tego
właśnie, który z Polską związał Pomorze,
Kaszuby.
POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
– Trzeba by powiedzieć, że troszeczkę
zapomniana jest ta historia, a ona jest tak
niezwykle istotna dla całej tej ziemi, dla
Kaszubów zwłaszcza, więc powinniśmy
do niej wracać, na lekcjach historii uczyć...
[JN] Jest to niezwykle barwna historia,
zwłaszcza sięganie do historii związanej
ze Świętopełkiem II. Przecież ten człowiek
sprawił to, że Pomorze stało się zupełnie
samodzielną jednostką terytorialną. Dopiero Mszczuj II, jak już wspomniałem,
w roku 1294 zmarł bezpotomnie i przekazał Pomorze Przemysłowi II [na mocy
układu w Kępnie z roku 1282].
– I trzeba wspomnieć, że to jest ten
moment szczególny w historii i dziejach
Polski, gdyby nie ta chwila, ta mądrość
kaszubskiego księcia, to kto wie, jakby
tutaj było.
[JN] Mogłoby tutaj być nawet w ten
sposób, że byśmy stanowili oddzielne
państwo. Nie wiadomo. Historycy na ten
temat mają różne opinie.
– Lub moglibyśmy też być całkowicie
zniemczeni.
[JN] Albo tak. Przeciwko temu zniemczeniu już od początku dużą rolę odegrał
Świętopełk Wielki, ponieważ on właśnie
najbardziej dokuczał Krzyżakom (sprowadzonym, jak wiadomo, w 1226 przez
Konrada Mazowieckiego). On tej nawale
krzyżackiej się przeciwstawił jako pierwszy (...). Ale musimy też pamiętać o tym,
że on otworzył się na Europę, przecież
(...) Gdańsk (...) otrzymał prawa według
systemu lubeckiego. I to było wielkie na
ówczesne czasy wydarzenie. My (...) – jeśli
byśmy spojrzeli na Polskę w kontekście,
w którym jest Pomorze – to odgrywaliśmy jedną z czołowych, uważam, ról
w Polsce. (...)
Wczoraj byłem na procesji w Gdańsku
i na zakończenie procesji ks. arcybiskup
Głódź w pięknych słowach podkreślił
właśnie tę odwieczną obecność Kaszubów w Gdańsku. (...)
Książki o dziejach Żukowa
Spiéwné Ùczbë, 21.06.2013
– [Eugeniusz Pryczkowski] Dzisiaj
naszym gościem jest pan profesor zwyczajny Andrzej Groth z Banina, związany
przez wiele lat z Uniwersytetem Gdańskim, Akademią Pomorską w Słupsku (...),
dziś emerytowany, ale cały czas aktywny twórczo. (...) tutaj mamy na stole sporo książek (...), a w nich ma pan profesor
wielki swój udział. (...) to wszystko dotyczy Żukowa (...).
[prof. Andrzej Groth] Rzeczywiście,
Żukowo i klasztor norbertanek w Żukowie ma to szczęście, że wielu historyków, wielu amatorów interesowało się
przeszłością tej miejscowości, ale takim
fenomenem był klasztor norbertanek,
i doczekał się wielu opracowań. Z tych
opracowań chciałbym wymienić tę
jedną z najstarszych i bardzo ważnych
[publikacji] w dotychczasowych badaniach nad (...) dziejami tego klasztoru (...),
wydaną jeszcze w 1963 roku. Autorem
jej był profesor Uniwersytetu Mikołaja
Kopernika w Toruniu (...) śp. Antoni Czachorowski. Napisał on wtedy (...) książkę dotyczącą uposażenia i organizacji
klasztoru norbertanek w Żukowie od
XIII do połowy XV wieku. (...) Dzięki niemu poznaliśmy tę najstarszą przeszłość.
(...) Naukowcy, badacze się na nią powołują, bo to jest niejako kamień węgielny
dla [prac o] przeszłości średniowiecznej
Żukowa.
– Również dla tych publikacji, które
potem powstawały (...).
[AG] Ja bym zwrócił uwagę na [książkę] sfinansowaną przez ówczesne władze miejskie Żukowa (... ), powstała licząca 500 stron monografia klasztoru, ale
także i samej miejscowości, poczynając
od tych najwcześniejszych informacji
potwierdzonych źródłowo aż po współczesne nam czasy. (...) [jej] redaktorem
naukowym był profesor (...) Uniwersytetu Gdańskiego Błażej Śliwiński (...).
(...) chciałbym zwrócić uwagę także
na tę książkę, pana Antoniego Grzędzickiego (...) ona była takim drogowskazem, w jakim kierunku badania miały
pójść. Klasztor norbertanek i samo Żukowo zawsze inspirowały historyków,
a zwłaszcza zbliżająca się 800. rocznica powstania miasta i powołania do
życia klasztoru norbertanek. Na grubo
jeszcze przed tą rocznicą historycy, ale
także lokalni miłośnicy historii (...) sami
badali i do badań zachęcali innych. I tutaj przypomnę o wielkim znaczeniu tej
książki [pokazuje pracę Norbertańska
siła Kaszub], ona jest plonem sesji naukowej (...) są tu materiały nad wyraz
godne polecenia. (...) Ona zawiera szereg
do tej pory nieznanych nam materiałów. (...)
[W dalszej części rozmowy prof.
Groth poleca jeszcze kilka publikacji dotyczących historii Żukowa].
73
Do Redaktora Naczelnego
„Pomeranii”
Ponieważ zostałem wywołany do
tablicy ze swego ustronia (z Konarzyn),
zmuszony zabrać jestem głos.
Moje pisanie dotyczy referatu P. Daniela Kalinowskiego „Môłé nié wiedno je
piãkné… Slédné piãc lat kaszëbsczi lëteraturë” zamieszczonego w majowym numerze „Pomeranii” (wygłoszonego przez
autora w debacie o stanie teraźniejszej
kaszubskiej literatury, która odbyła się
w marcu tego roku w Gdyni). I w referacie tym padło moje nazwisko razem z P.
B. Karczewskim. Co prawda P. Karczewskiego nie znam, nie zetknąłem się jeszcze z Nim, chociaż mam Jego dwa tomiki.
Ja, stary Kaszub, wychowany w Pucku,
gdzie wiały północne wiatry, które mnie
smagały, przyzwyczajony do tego wiatru,
przyzwyczajony jestem do krzyku, nie
tylko mew na złotej plaży, więc nie razi
mnie to, co P. Kalinowski napisał o mnie
w swym referacie.
Otrzymałem „Ormuzdową Skrę”,
która jest nagrodą przyznawaną od 1985
roku przez Kolegium Redakcyjne i zespół
miesięcznika „Pomerania” za szerzenie
wartości zasługujących na publiczne
uznanie, pasje twórcze, propagowanie
kultury kaszubskiej i innej pomorskiej,
działanie bez rozgłosu, przezwyciężanie
trudnych środowiskowych warunków,
społeczne inicjatywy w dziedzinie kultury. I zgodnie z tym przesłaniem oraz
z napisem na maczudze otrzymanej od
Daniela Czapiewskiego: „Ambasador kultury kaszubskiej Henryk Musa” propaguję literaturę, kulturę nie tylko w kraju, ale
i na świecie.
Wstępując do oddziału banińskiego
ZKP jako dwusetny członek, otrzymałem
takie podziękowanie: „Serdeczno téż gratulëjemë piãknëch dokôzów pòéticczich.
Dzãka Waszémù ùtwórstwù kaszëbskô
lëteratura je bògatszô, a rodnô mòwa
74
mòcniészô. Dzãkùjemë za to wszëtkò i żëczimë dalszich sukcesów na kaszëbsczi
niwie”. Czyli co, podziękowanie za „wierszyki” czy za porządną poezję kaszubską?
Ale autor tego referatu dotknął mego
„ojca chrzestnego” – P. Stanisława Pestkę, który niejako „błogosławił” mnie na
mej drodze poetyckiej i w superlatywach
oceniał mą „wierszomanię”. Genek Kupper, który w latach 80. prowadził razem
z Adrianą Nagórską Klub Literacki im.
Milczewskiego-Bruno na gdańskiej Morenie w swym tomiku mi ofiarowanym
napisał tak: „Abyś był nie tylko imieniem,
ale tych wierszy siłą, jak i świtem własnej
poezji”. Było to na początku mej drogi literackiej, co dziś się spełniło. Jak do tej pory
wydałem 9 tomików wierszy i 3 wydania
prozą Muszelek Pamięci.
Wiersze me religijne ukazały się w antologii A duch wieje kędy chce, byłem również obecny w antologii kaszubskiej poezji
Skrë ùsôdzkòwi mòcë. Wiersze me i eseje
ukazują się w kraju i za granicą w różnych
wydawnictwach. Tam piszą o mym dorobku literackim, drukują mnie, a w kraju
nie mogę „wejść” do ZLP, nawet nie mam
wzmianek w „Pomeranii”.
Ale nic to. Ważne, że robię swoje, jestem drukowany, wydawany, zapraszany i wszędzie propaguję Kaszuby, Puck
– miasto mej młodości, literaturę kaszubską czy to w kraju, czy za granicą.
Zostałem przyjęty do Międzynarodowego Stowarzyszenia Polskich Dziennikarzy, Pisarzy i Artystów z siedzibą
w Szwecji, jestem członkiem Związku
Pisarzy Polskich na Obczyźnie w Londynie oraz Zrzeszenia Literatów Polskich im.
Jana Pawła II w Chicago w USA (to moje
ostatnie członkostwo). W piśmie otrzymanym z zarządu tej ostatniej organizacji tak
napisano: Zrzeszenie Literatów Polskich
im. Jana Pawła II w Chicago przyznaje
Panu Henrykowi Musa członkostwo ZLP
im. Jana Pawła II za zasługi na rzecz literatury. Będzie zaszczytem dla naszego
Zrzeszenia Pańska obecność w naszych
szeregach. Znając znaczny dorobek twórczy, jak również wielką charyzmę pracy
na niwie kulturalnej wraz z wrażliwością,
dzięki Pańskiemu członkostwu Zrzeszenie
Literatów im. Jana Pawła II może na nowo
zaowocować. Niniejszym powiadamiamy, iż wniosek o przyjęcie, który padł 8
kwietnia 2013 roku na posiedzeniu Zrzeszenia, został przyjęty jednogłośnie”. Nie
wspominam tu o krajowych stowarzyszeniach pisarskich, których również jestem
członkiem... Czyżby i tam promowano
„wierszomanię”?
I jak do tej pory oprócz wyżej wspomnianej Skry Ormuzdowej (rok 2010)
otrzymałem za mą „wierszomanię”, jak
pisze P. Kalinowski, dwa razy nagrodę na
Kościerskich Targach Książki Kaszubskiej
i Pomorskiej. W 2011 roku otrzymałem za
me „wierszyki” Literacką Nagrodę Miasta
Puck. Nie wspomnę tu o wielu innych nagrodach, dyplomach, podziękowaniach za
owe „wierszyki”.
P. Kalinowski dotknął też moich Wydawców: Macieja Zarębskiego w Zagnańsku/Kielcach z wydawnictwa Świętokrzyskie Towarzystwo Regionalne – którego
jestem również członkiem, dotknął rów-
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
LISTY
nież Genka Pryczkowskiego z Banina
z Wydawnictwa ROST. Czyżby ci Wydawcy wydawali mierne utwory miernych
poetów?
Dotknął również mych recenzentów:
Zdzisława Łączkowskiego z Warszawy,
Zofię Korzeńską z Kielc, trzech księży:
Krzysztofa Lechowicza (Brat Wenanty)
ze Strzegomia/Kielc, Mariana Kosińskiego (prezesa mego oddziału SAP w Lewinie
Brzeskim), oraz proboszcza z Konarzyn,
w których teraz mieszkam, Michała
Mazurka. Czyżby wszyscy recenzenci,
wydawcy popierali, wydawali, oceniali
„wierszomanię”, a nie porządne utwory
literackie?
I czym się naraziłem P. Kalinowskiemu? Czyżbym napisał za dużo wierszy?
Czyżby te wiersze nie pasowały do obrazu
poezji P. Kalinowskiego? Czy P. Kalinowski
ma tylko „przysięgłych” swych autorów
wierszy i tekstów piosenek: Tomka Fopke, Hannę Makurat, Grzegorza Schramke? Może P. Kalinowski uważa, że moje
wiersze to jest „wierszomania”, ale na nie
zwrócili uwagę recenzenci, wydając pozytywne swe opinie. Skra Ormuzdowa była
przyznana za działanie bez rozgłosu, propagowanie kultury kaszubskiej, przezwyciężanie trudności (m.in. z wydawaniem
kolejnych tomików nie tylko wierszy, ale
i esejów czy innych form pisarskich).
Nie wiem, czy mój głos zostanie dostrzeżony, przeczytany. Ale nie o to chodzi. Będę dalej robił swoje jako „ambasador kultury kaszubskiej”.
Z poważaniem
Henryk Jerzy Musa KOT
(Do listu Autor załączył listę swoich publikacji
oraz wykaz stowarzyszeń literackich, do których
należy – przyp. red.)
Do PT Czytelnika
mojego zbiorku wierszy
Absolutnie nie zgadzam się z Panem
Profesorem, że Płaczebóg, bohater moich
wierszy, staje się Chrystusem Nazareńskim – to bardzo powierzchowna interpretacja tej postaci. Mój Płaczebóg ma
tylko jedną wspólną cechę z Jezusem cierpiącym w Ogrodzie Oliwnym – pocenie
POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
się krwią. Nawet słowo „bóg” zapisane
małą literą sugeruje jego politeiczne pochodzenie. Ewentualnie słowo „bożamęka”, we współczesnym rozumieniu „krzyż
Jezusa”, w poezji równie dobrze może to
być kamienny posąg cierpiącego boga
– patrona skazańców (wg A. Labudy).
W kontekście kultury pogańskiej nabiera ono nowego znaczenia – jest to zatem
swoista archaizacja słowa „bożamęka”.
A zatem zamiast osadzania w realiach
chrześcijańskich bardziej krystalizuje się
tu tworzenie mitu wokół Gdyni, Świętej
Góry, Klifu Oksywskiego. Oksywie w jednej z etymologii ludowych tłumaczone
jest jako „solne oko” (jeden z tytułów
wierszy Czôrnégò klédu), ponieważ mają
się tam znajdować złoża soli – wiersze
nawiązują do tej ludowej etymologii.
„Czôrny kléd” rozumiany wyłącznie
jako ubiór człowieka – to bardzo uproszczone tłumaczenie symbolicznego motywu przewijającego się przez wszystkie
trzy części tomiku. A może Ty, Czytelniku,
po prostu żartujesz?
Wiersz „Na wãdrë”/ „Wiatr w żagle”
nie jest umieszczony na żadną przeciwwagę „utyskiwaniom”. Gdzie te utyskiwania? Może w szukaniu przez czarownicę
ratunku u pogańskiego bożka Płaczeboga? A może w walce upiora o swój byt?
W tych wierszach nie ma ani użalania się
nad sobą, ani zawodzenia czy krytykowania czegokolwiek lub kogokolwiek, ani
też wyrzekania na cokolwiek podmiotu/
bohatera lirycznego. Wiersz „Na wãdrë”/
„Wiatr w żagle” jest puentą wydarzeń
zarysowanych w utworach tego tomiku.
Nie wiem, czy „w pisaniu Czai coś się
wypaliło”, jak sugeruje Czytelnik, ale nagromadzenie podobnie brzmiących fraz
w różnych sytuacjach i kontekstach jest celowe i bardzo istotne – przydane są w ten
sposób nowe znaczenia. Poprzez te powtórzenia przywołana jest ich wieloznaczność,
której być może nie zauważy czytelnik
pobieżnie przelatujący przez wiersze. Czytelnik ma, oczywiście, prawo chcieć od
poetki „tej miary, co Ida Czaja, poetyckich
zabiegów”, jednak autorka Czôrnégò kledu
ma bardzo wygórowaną świadomość wartości napisanego dzieła.
Chcã le sã sztridowac z Wastą Profesorã wedle pòstacji Płaczebòga z mòjich
wiérztów, cobë miôł bëc Nazareńsczim
Christusã. To je, hewò, taczé chùtczé
lôtanié pò wiérzkù lëtrów. Mój Płaczebóg le jednym merkã szlachùje za Jezësã
cerpiącym w Òliwnym Ògardze – wej
mòknienié krëwią. Nawetka słowò „bóg”
zapisóné môłą lëtrą nadczidô ò jegò
pòlitejiczny rózdze. Mòże téż prawie
słowò „bòżômãka”, w dzysészim rozmienim „krziż Jezësa”, w ùsôdzkach nie
brekùje bëc taczim wëjasnienim, a może
téż znaczëc kamianą sztaturã cerpiącégò
bòga – patróna skôzańców (wd. A. Labùdë).
Czej wzérôłbë na pògańską kùlturã, nabiérô nowégò znaczënkù – wej, gwësnô
archajizacjô słowa „bòżômãka”. Tedë barżi
jak ùmôlenié w chrzescëjańsczich realiach
dokònywô sã tuwò twòrzenie mitu wkół
Gdinie, Swiãti Górë, Òksëwsczégò Klifù.
Òksëwié wedle lëdowi etimòlodżi tłomaczoné je jakno „solné òkò” (jeden z titlów
ùsôdzków Czôrnégò klédu) temu, że bënë
mają tam bëc zleżënë solë – usôdzczi nawiązëją do ny lëdowi etimòlodżi.
„Czôrny kléd” miôłbë le bëc ruchnã
człowieka?! Hewò czësto prosté a nieòbmëslné tłomaczenié mòtiwu, jaczi
sztrichô sã we wszëtczich trzech dzélach
tomikù, do te jesz wëzeblokłé z symbólicznégò znaczënkù. Czëtińcu, Wë doch
so wëpkùjece!
Wiérzta „Na wãdrë”/ „Wiatr w żagle”
nie je w niżódny procëmnoce do całownotë – hewò je pùãta. Dze Wë môce nalazłé jaczés wëbòliwanié czë skãczenié?! Ni
ma niżódnëch, nawet czej czarzbóna szukô retënkù kòl Płaczebòga. Czarzbóna je
òbsądzonô w tëch wiérztach ò czarzenié?
Dëcht ni ma wiedzec, za co je skôzónô
czarzbóna – je le jedno nadczidniãcé, że
zôklãca są przicziną serbiznë w Gdinie:
„Bôłt/schłądzy cénie serbiznë/pògòrchã
zôklãców” „Bałtyk/pochłonie cienie szarugi/winę zaklęć”. Hewòtnô prziczina
skôzaniô czarzbónë nie je prawie wôżnô
dlô zamkłoscë.
Mòże pò prôwdze je tak, jak Wë
piszece, że w pisanim Idë Czajinë cos
sã wëskwarzëło. Wëtikôce skòpicą
szlachùjącëch frazów, le nie ùzdrzelë Wë,
że w tëch pòwtórzeniach je ùmëslny szëk,
jaczi nadôwô w rozmajitëch kòntekstach
i jeleżnoscach nowi znaczënk, co sztrichô
jich wieleznacznotã, jaczi Wë ni mòglë nalezc.
Czëtińcowi ksążka może sã widzec abò
nie brëkùje sã widzec, równak ji ùsôdzca
mô tã ùdbã, że naléze sã czetińc-interpretatór, chtërnémù nie mdze drãgò wmiknąc w symbólikã i wieleznacznotã jãzëka
Czôrnégò klédu. Ùsôdzca je tegò gwës.
Ida Czajinô
75
Toruński biuletyn
Należy się zgodzić z Bogdanem Chrzanowskim, że „»Biuletyn Fundacji Generał Elżbiety Zawackiej« na trwałe zapisał
się w upamiętnienie wydarzeń II wojny
światowej, lat okupacji i powojennych.
Zamieszczone na jego łamach artykuły
naukowe, popularnonaukowe, omówienia najważniejszych wydawnictw, kroniki wydarzeń (…) sprawiły, że periodyk
ten stał się ważnym wydawnictwem naukowym i edukacyjnym”. Stwierdzenie
to można ukonkretnić również spostrzeżeniem, że to wydawane od dwudziestu
czterech lat czasopismo jest także znaczącą serią dla poznania dziejów Kaszub
i Kaszubów oraz dla szeroko pojętej kaszubskiej edukacji regionalnej. Nie tylko
dlatego, że siłą rzeczy znajduje się w nim
wiele szczegółowych odniesień do naszego regionu, na ogół służących przykładowej ilustracji szerszych procesów.
Ponieważ zdecydowana większość
tekstów zamieszczanych w biuletynie
jest pisana z perspektywy ogólnopomorskiej bądź ogólnopolskiej, najciekawszym wydaje się, jak w jej świetle
są uwidaczniane zagadnienia związane
z naszą kaszubską małą ojczyzną i jej
mieszkańcami. Można to wyraźnie zaobserwować w najnowszym numerze
Biuletynu z 2012 r. Otwiera go referat
znamienitego znawcy problematyki,
Jana Szilinga pt. „Pomorzanie w Wehrmachcie” (opublikowany też w pracy
zbiorowej pod takim samym tytułem
i redakcją tegoż autora), czyli dotyczący
tematu stale gorącego, także na Kaszubach. Patronuje mu motto zaczerpnięte
ze wspomnień „kaszubskiego gbura”, Bolesława Jażdżewskiego z Lipuskiej Huty:
„Czy to nasza wina, że zmuszeni zostaliśmy, aby iść do Wehrmachtu?”. Nic więc
dziwnego, że w jego treści jest sporo informacji o kaszubskich miejscowościach
i kaszubskich wehrmachtowcach, od
Władysławowa po Chojnice. Znamienne
jednak, że ani razu nie użyto w nim słów
76
„Kaszuby”, „kaszubski” itp. Mimo to po
lekturze omawianego artykułu można
wysnuć interesujący wniosek właśnie
w odniesieniu do tego obszaru i jego
mieszkańców. Otóż według J. Szilinga
najbardziej, najmocniej unikali wpisu do
III grupy niemieckiej listy narodowościowej (NLN) i powołania do niemieckiego
wojska mieszkańcy powiatów chojnickiego, kartuskiego, kościerskiego, starogardzkiego, świeckiego i tucholskiego.
Dodatkowo autor powołał się na treść
pisma wyższego dowódcy SS i policji
w Gdańsku do H. Himmlera, w którym
ujęto informację, że wcielenia do Wehrmachtu unika najwięcej pomorskich
mężczyzn z terenu powiatów kartuskiego i wejherowskiego. W świetle tego nie
ulega wątpliwości, że Kaszuby należały
do tej części Pomorza, w której Niemcom
najtrudniej było przeprowadzać wpisywanie na NLN i skutecznie przymuszać
do walki w niemieckim mundurze. Nie
wiem, jak dalece przyczyną tego stanu
rzeczy była kaszubskość mieszkańców
poddawanych temu procederowi. Niech
tą kwestią zajmą się kolejni badacze
wgłębiający się w tę problematykę. Jednak – jak myślę – tego wniosku nie wolno pomijać w toczących się także współcześnie dyskusjach, sporach o postawie
Kaszubów podczas II wojny światowej,
o ich tożsamości i poczuciu narodowym.
Za drugi, obok „Pomorzan w Wehrmachcie”, temat wiodący omawianego
numeru Biuletynu można uznać działalność edukacyjną Muzeum Stutthof
w Sztutowie, upamiętniającego dawny
obóz koncentracyjny. Rzeczywiście jest
ona bardzo różnorodna, wręcz imponująca. Na szczególną uwagę zasługują
te spośród programów edukacyjnych,
które mocno nastawione są na skłonienie osób odwiedzających Muzeum, by
samodzielnie dochodziły do prawdy
historycznej poprzez wręcz namacalne
wczuwanie się w sytuację okupacyjną
panującą na Pomorzu, w tym głównie
w sztutowskim obozie. Temu celowi między innymi służy odbywana w grupach
narodowych, polskich i niemieckich,
analiza legalnej i nielegalnej korespondencji więźniów i kończąca ją wspólna
dyskusja. Patrząc z kaszubskiej perspektywy, lekturze informacji o edukacji muzealnej towarzyszy dwoista refleksja. Po
pierwsze warto zadać pytanie, w jakim
stopniu kaszubscy działacze i nauczyciele wykorzystują ofertę Muzeum w Sztu-
towie. Jestem pewien, że zdecydowanie
w zbyt małym stopniu, a przecież obóz
w Sztutowie to najczęstsze miejsce osadzania Kaszubów przez hitlerowców
podczas okupacji, tych „przeciętnych”,
jak również tych wybijających się, między innymi Jana Rompskiego. Z drugiej
strony w ofercie edukacyjnej Muzeum
jest wyraźnie za mało bezpośrednich
nawiązań do problematyki kaszubskiej.
Znalazłem tylko jedno – przygotowany
przez Dariusza Szymikowskiego scenariusz lekcji muzealnej: „Losy Kaszubów
w I połowie XX w. jako społeczności pogranicza polsko-niemieckiego”. A przecież na podstawie bogatych zbiorów
tego Muzeum można opracować wiele
pasjonujących kaszubskich tematów,
poczynając od przedstawienia ciekawszych kaszubianów, ukazania różnic
w podejściu okupanta do Kaszubów
w porównaniu do pozostałych Pomorzan, prezentacji indywidualnych losów
Kaszubów, których życie zmusiło do
wkładania mundurów kilku walczących
państw w czasie II wojny światowej itp.
Nie miejsce tutaj na przedstawienie
wszystkich „kaszubskich” refleksji, jakie
nasuwają się po przejrzeniu omawianego numeru Biuletynu. Jest ich zaskakująco dużo. Dotyczą każdego jego działu,
w tym też polemik, lektur, biogramów
zmarłych członków podziemia, sprawozdań z działalności Fundacji itp. Koniecznie natomiast warto je uogólnić.
Zawartość Biuletynu toruńskiej Fundacji
udowadnia, że chcąc poznać dobrze dziedzictwo kulturowe Kaszub i ich współ-
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
LEKTURY
czesność, nie można ograniczać się do
własnych opłotków, lecz warto wgłębiać
się też w to, co tylko z pozoru wydaje się
mniej lub bardziej dalekie. Tym bardziej,
że w ostatniej ofercie wydawniczej Fundacji znalazło się kilka interesujących
pozycji rozprowadzanych – w zasadzie
– nieodpłatnie, w tym ostatni numer Biuletynu i wspomniana książka Pomorzanie
w Wehrmachcie.
Bogusław Breza
„Biuletyn Fundacji Generał Elżbiety Zawackiej”,
rocznik XXIV, rok 2012.
Porządki w pręgowskich
metrykach
Księgi parafialne to bezcenne źródło
wiedzy o naszych przodkach. Niestety,
dostęp do nich najczęściej jest utrudniony – trzeba zmierzyć się z biurokracją
w archiwach albo prosić proboszczów
o pozwolenie na wgląd do dokumentów. Parafia Bożego Ciała w Pręgowie
ma to szczęście, że jej metryki z przełomu XVII i XVIII w. doczekały się starannego opracowania. Benedyktyńską
pracę wykonał Tadeusz Wilczewski,
emerytowany wykładowca Politechniki
Gdańskiej, który skoncentrował się na
dwóch księgach, znajdujących się obecnie w Archiwum Archidiecezjalnym
w Gdańsku. Zawarte w nich zapiski
obejmują śluby, chrzty i pogrzeby od
roku 1658 po 1710, choć zaznaczyć należy, że materiał ten jest niekompletny,
pozostaje też w nim sporo niejasności.
W ocenie Tadeusza Wilczewskiego liczne fakty wskazują na to, że wpisów
do ksiąg metrykalnych dokonywano
zwykle później, po ceremonii chrztu,
ślubu lub pogrzebu. Proboszcz opierał się wtedy na własnej pamięci albo
na notatkach. W takich przypadkach
zdarzały się braki w zapisie, przekreślano wcześniejsze pomyłkowe wpisy lub pozostawało wolne miejsce do
uzupełnienia – niekiedy na zawsze.
W takim stopniu, w jakim było to możliwe, dane w metrykach zostały zweryfikowane. Docenić trzeba zwłaszcza trud
związany z identyfikowaniem osób,
dzięki czemu udało się ustalić nazwiska
duchownych pełniących posługę w Pręgowie, ale przede wszystkim przywołać
z mroku dziejów parafian, o których istnieniu świadczą dziś już tylko kościelne
POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
księgi. Co ciekawe, mimo licznych zawieruch, jakie w ciągu wieków przetoczyły
się nad pomorską ziemią, część nazwisk
wciąż jest spotykana w tych okolicach.
Jakkolwiek pod względem poznawczym
opracowanie Tadeusza Wilczewskiego
wydaje się kierowane głównie do osób
zainteresowanych genealogią, to można w nim wyłowić również wiele ciekawostek obyczajowych. O niektórych
zresztą informuje sam autor, który na
przykład zauważa, że imię Maria w metrykach pręgowskich pojawia się po raz
pierwszy w 1665 r. Wydaje się, że to nic
takiego, tymczasem w XVII w. w katolickich księgach metrykalnych wpisywano jedynie imię Marianna, uważając
wpis imienia Maria za... bluźnierstwo.
Książka Tadeusza Wilczewskiego ukazała się w tradycyjnej, papierowej formie, ale osoby zainteresowane tematem
ucieszy informacja, że jest ona dostępna
również w internecie w ramach Federacji Bibliotek Cyfrowych.
(MA)
Tadeusz Wilczewski, Mieszkańcy parafii Pręgowo w drugiej połowie XVII wieku. Część 1. Źródła,
Gdańsk 2012.
Zasłużony kanonik
20 stycznia br. minęła pierwsza rocznica śmierci ks. Romana Lewandowskiego,
pierwszego proboszcza bazyliki mniejszej w Chojnicach i honorowego obywa-
tela tego miasta. Miłym i pożytecznym
akcentem obchodów tej rocznicy było
wydanie zbioru wspomnień o tym zasłużonym dla Kościoła i chojniczan kapłanie.
Cel przygotowania publikacji trafnie ujął
w przedmowie bp Wiesław Śmigiel: „pamięć ludzka jest zawodna, dlatego warto
utrwalać historię i przypominać osoby,
które ją tworzyły” (s. 4).
Ksiądz Lewandowski urodził się
w 1932 r. w Chełmży. W tym mieście
ukończył w 1951 r. liceum ogólnokształcące, a następnie odbył studia filozoficzno-teologiczne w Wyższym Seminarium
Duchownym w Pelplinie. Święcenia kapłańskie przyjął w wieku 25 lat, a później został wikariuszem w parafii św. Katarzyny w Brodnicy (1957–1967). Kolejna
placówka to parafia św. Jakuba Apostoła
w Żmijewie (dekanat brodnicki), gdzie
przez siedem lat był proboszczem. Zasłynął tam jako utalentowany i oddany
młodzieży katecheta. W tym okresie
ukończył studia z zakresu prawa kanonicznego w Stołecznym Instytucie Prymasowskim.
Pierwszego lipca 1975 r. dekretem
biskupa ordynariusza Bernarda Czaplińskiego przeniesiony został na probostwo do Chojnic, gdzie istniał wakat
po śmierci w 1974 r. ks. dra Arkadiusza
Lissa. W kościele farnym pod wezwaniem
Ścięcia św. Jana Chrzciciela i w chojnickiej
parafii służył wiernym jako proboszcz
przez 24 lata. Biskup diecezjalny prof. Jan
Bernard Szlaga przeniósł go w stan spoczynku 30 czerwca 1999 r., a następnego
dnia posługę kapłańską i administrowanie parafią przejął ks. Jacek Dawidowski.
Najważniejszym wydarzeniem w czasie sprawowania przez ks. Lewandowskiego funkcji proboszcza w Chojnicach
było wyniesienie miejscowej fary do rangi
bazyliki mniejszej. Nastąpiło to 11 marca
1993 r. (niedawno chojniczanie z rozmachem świętowali z okazji 20-lecia tego
doniosłego wydarzenia). Obok katedry
pelplińskiej i kolegiaty koronowskiej jest
to jedna z trzech bazylik w diecezji.
W uznaniu zasług dla rozwoju życia
religijnego i społecznego 9 października
2005 r. Rada Miejska podjęła uchwałę
o nadaniu ks. kanonikowi tytułu honorowego obywatela miasta Chojnice. Więcej
szczegółowych informacji na temat dokonań tego kapłana w Chojnicach znajdą
Czytelnicy „Pomeranii” w artykule Doroty Knopek „Duszpasterz z powołania.
Ksiądz kanonik Roman Lewandowski”
77
LEKTURY
pomieszczonym w „Zeszytach Chojnickich” 2003, nr 18, s. 114–115.
Rocznicowy tom wspomnień zawiera tuzin spisanych refleksji dotyczących
księdza Lewandowskiego (8 autorstwa
osób duchownych, m.in. biskupa J. Szamockiego, i 4 osób świeckich, m.in. prof.
J. Knopka). Zbiór ten, bogato ilustrowany, opublikowany został jako 26. tom
w serii wydawniczej Biblioteka Filomaty
(członkiem kolegium redakcyjnego tej
serii jest blisko związany z Chojnicami
bp W. Śmigiel).
Ks. prałat Jacek Dawidowski, od 14
lat zarządzający parafią Ścięcia św. Jana
Chrzciciela, zapowiada już wydanie kolejnego tomu wspomnień. Warto byłoby pokusić się o kontynuację tego przedsięwzięcia i ukazać zmarłego przed rokiem kapłana „wymagającego i surowego” (s. 38) również z innej strony, np.
jako nauczyciela religii wielu chojnickich
maturzystów i znakomitego organizatora zajęć edukacyjno-religijnych dla młodzieży.
Kazimierz Jaruszewski
Ksiądz kanonik Roman Lewandowski 1932–2012.
Pierwszy proboszcz bazyliki mniejszej, wyd. Bazylika pod wezwaniem Ścięcia św. Jana Chrzciciela
w Chojnicach, Chojnice 2013.
Średniowiecza uroki różne
Rok 2012 miał w kulturze kaszubskiej różnych patronów, choć w wyborze Zarządu Głównego Zrzeszenia
78
Kaszubsko-Pomorskiego byli to młodokaszubi. Warto jednak pamiętać, że dla
Rady Gminy Wejherowo patronem był
również Aleksander Labuda, którego
postać i twórczość kilkakrotnie doczekały się w 2012 roku głębszego omówienia i interpretacji. W działaniach
upamiętniających kaszubskiego felietonistę, publicystę i poetę od kilku lat
celuje Biblioteka Publiczna Gminy Wejherowo im. Aleksandra Labudy w Bolszewie, która we współpracy z Gminą
Wejherowo w 2005 roku wydała jego
zbiorek wierszowanych wyjątków (zapisów epizodów) z czterech ewangelii
pt. Ewanielskô spiéwa, w 2007 roku tom
esejów i artykułów zatytułowany Wokół Aleksandra Labudy. W 105. rocznicę
urodzin pod redakcją Sławomira Cholchy (we współpracy z Jakubem Mazgajczykiem), w 2008 roku religioznawczo-mitograficzne artykuliki zatytułowane
Bògòwie i dëchë naj przodków. Przëłożënk
do kaszëbsczi mitologii w opracowaniu
Bogusławy i Jaromiry Labuddówien,
a w 2011 roku opublikowano ten sam
materiał, tyle że z dodatkiem tekstów
pomorzoznawczych zatytułowanych
W kręgu mitologii kaszubskiej. Pokłosie
konferencji naukowej, którą to część przygotowali do druku Janina Borchmann
i Bartłomiej Wiszowaty. W tymże roku
pojawił się jeszcze opasły tom pt. Almanach Biblioteki Publicznej Gminy Wejherowo im. Aleksandra Labudy w Bolszewie, w którym obok informacji o samej
bibliotece odnajdziemy materiały o tym
kaszubskim twórcy autorstwa kilku pomorskich regionalistów. W 2012 roku
wyszły jeszcze dwie książki związane
z ideologiem zrzeszeńców: biografia
napisana przez córkę Jaromirę Twórcze
życie Aleksandra Labudy. Zarys monograficzny oraz jego utwór sceniczny Z czasów Swiãtopôłka Bëlnégò. Òbrôzk w trzech
aktach. Nieostatnie to propozycje wydawnicze z Labudą w roli głównej przygotowywane do druku przez bolszewską bibliotekę.
Z literaturoznawczego punktu widzenia patrząc, warto zwrócić uwagę
na wywołany tutaj dramat Z czasów
Swiãtopôłka Bëlnégò, ponieważ pojawia
się oto dla literatury kaszubskiej utwór
autora od trzydziestu lat już nieżyjącego, lecz wciąż obecnego w kulturze
kaszubskiej, co więcej twórcy „wciąż
piszącego”. Wydanie utworu scenicznego było możliwe, ponieważ odnaleziony
w zbiorach po Janie Trepczyku rękopis
sztuki przepisał Edmund Kamiński,
a tekst zweryfikował, wersję znormalizowaną i słowniczek przygotował Jerzy
Treder. W książce oprócz aktualnego,
standaryzowanego opracowania dramat pojawia się również w wersji autorskiej (oryginalnej), zapisanej w pisowni
zrzeszyńców, ponadto opublikowano
w niej skany rękopisu. Łącznie daje to
efekt ciekawej filologicznie książki,
która z jednej strony pokazuje nieznane wcześniej utwory klasyka literatury
kaszubskiej, z drugiej zaś zaświadcza,
że twórczość zrzeszyńców wciąż potrafi dziś inspirować nie tylko w zakresie
literatury pięknej, ale również w sferze
działalności edukacyjnej czy nawet plastyki…
Sam dramat Z czasów Swiãtopôłka
Bëlnégò nie jest utworem wybitnym,
świadcząc raczej o pewnej konsekwencji tematycznej oraz ideologicznej autora, nie zaś o jego talencie dramaturgicznym. Głównym bowiem zadaniem
sztuki jest wykreowanie obrazu rodziny kaszubskiej żyjącej w średniowieczu
z poczuciem narodowej świadomości
w państwie, którym zarządza władca idealny – książę Świętopełk. Takie
dążenie wywołuje określone konsekwencje w braku rozwinięcia strony
psychologicznej występujących tutaj
postaci scenicznych czy niepogłębieniu
tła historycznego i obyczajowego dla
przedstawianych realiów. Dramat nominalnie ma trzy akty, lecz ze względu
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
LEKTURY
na jego skrótowość bardziej należałoby
pisać o zarysach aktów aniżeli pełnoprawnych częściach kompozycyjnych.
Każdy z aktów ma po kilka scen, które
wprowadzają kolejne postaci sztuki lub
posuwają do przodu intrygę. Występuje
tutaj zaledwie siedem person, z których
najważniejszymi są Jónk Strëga – młody chłopak, który wyrusza na wojnę
w obronie tatczëznë, jego matka Anna
Strëżënô – czekająca od dwudziestu
lat na powrót swego męża i ojca Jónka,
wreszcie sam Florión Strëga, który wyruszył kiedyś na wojnę i został pojmany
do niewoli na długie lata. Drugoplanowymi bohaterami są w sztuce Labudy
sąsiad Strëdżi Szëmich Wòjk oraz Marichna – jego córka. W jeszcze mniejszym stopniu pojawiają się w dramacie
najeźdźcy Kaszub: krzyżacki Knecht
oraz woj Pòlôch.
Pierwszy akt sztuki jest statyczny,
ukazuje wnętrze chaty Strëgów, w której panuje nastrój smutku i tęsknoty.
Matka rodziny wciąż rozmyśla o zagubionym mężu, a wszystkie pozytywne
uczucia przelewa na syna Jónka. Sam
chłopak zmienił się już zresztą w młodego mężczyznę, który nawiązał miłosną więź z córką sąsiada Marichną.
Na tę sytuację nakłada się poczucie
zewnętrznego zagrożenia, pojawiła się
bowiem wiadomość o wojnie i konieczności obrony Pomorza przed atakiem
sprzymierzonych sił Krzyżaków i Polaków. Mimo sprzeciwu i próśb matki
Jónk w patriotycznym uniesieniu postanawia wyruszyć do wojów Świętopełka, aby bronić swej ojczyzny. Drugi
akt dramatu Labudy to zaledwie trzy
scenki, które ukazują niskie pobudki najazdu zewnętrznych wrogów na średniowieczne Kaszuby oraz przedstawiają
atak Knechta i Pòlôcha na Jónka. Potem
na ciężko zranionego młodzieńca natrafia stary Strëga. Opatruje rany chłopaka,
nie wiedząc, że to jego syn. W ostatnim
akcie dramatu dochodzi do rozwiązania
scenicznej intrygi. Do rodzinnej chaty
dociera Florión i zostaje rozpoznany
przez żonę i przyjaciół. Później okazuje
się, że Jónk nie umarł od poniesionych
ran, lecz trafił do oddziałów Świętopełka. Wreszcie na koniec sztuki następuje
moment rozpoznania ojca i syna, co pieczętuje wielką radość bohaterów.
W tak zarysowanej intrydze Labuda
umieścił kilka elementów ją wzbogacających, choć jednocześnie bierze to
POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
w nawias historyzm dramatu. W pierwszym akcie Marichna wyszywa chustkę
dla Jónka, wyjaśniając przy tym symbolikę kolorów oraz form haftu i sugerując, jakoby za czasów Świętopełka
istniał już skodyfikowany model haftu
kaszubskiego. Oprócz tego anachronizmu, w innym miejscu sztuki Labuda,
wymieniając wojów Świętopełka, wspomina również Dobrogosta – co można
odebrać jako intertekstualny akt nawiązania do poematu historycznego Leona
Heykego Dobrògost i Miłosława.
Najbardziej znacząco wygląda w dramacie kaszubska kwestia narodowotwórcza. Aby ją uwypuklić, Labuda
uwznioślił postać Świętopełka, przekonując, że książę ów prowadził konsekwentną politykę narodowościową, co
należy raczej do porządku mityzującej
rzeczywistość literatury, nie zaś dążącej
do obiektywizmu historii. Prowokacyjnie wygląda w dramacie scena, w której
Krzyżak i Polak jako agresorzy Pomorza
zastanawiają się nad dotychczasowymi
walkami o te tereny. Dość kuriozalnie
ułożył Labuda tę rozmowę, w której
Krzyżak szydzi z Polaka, że jego rodacy
nie potrafili zawładnąć Pomorzem. Gdyby Labuda był dobrym dramaturgiem,
pewnie by tę scenę rozwinął lub pokazał
także inną stronę, równie prowokacyjną: podziw Polaka dla Krzyżaków, że potrafili jednak złamać mieszkańców Pomorza, wypierając zarówno Kaszubów
jak i Polaków z ich siedlisk. Labuda jednak jest w omawianym tutaj dramacie
nie tyle artystą, co ideologiem, a zatem
interesują go łatwe efekty emocjonalno-akademijne. Stąd właśnie wywodzi się
ostatnie przesłanie sztuki:
„I tak Pón Bóg lëtoscëwi czerëje losã
lëdzy, zesylô smùtczi, chtërne pózni
wënadgrôdzô redoscą. Bòdôjże chcôłbë
tak czerowac losã nôrodu pòmòrsczégò,
chtëren pò sédmë wiekach pòniewiérczi
sã ze snu bùdzy, bë mógł zajasniec swim
bëtã i swiécëc wôrtoscą mòralną tima,
co zgrôwają i dulczą na òstatk naszégò
żëcô nôrodowégò. Tak niech sã stónie!”.
Owo przesłanie ukazuje zarówno
siłę, jak i mitotwórstwo Labudy-artysty.
Siłę, ponieważ nie można mu odmówić
umiejętności budowania przejrzystych
układów dobra i zła, pozytywów i negatywów, wzniosłego i niskiego. W takim
zestawieniu kwestie kaszubskie zawsze
są czymś nieskazitelnym i pięknym.
Operowanie mitem przez Labudę, widoczne tak w liryce, jak i w tym utworze, polega na budowaniu z rzeczywistości fragmentarycznej pozorów
bytów całościowych, z namiastek obrazów – niby to kompletnej panoramy.
W przywoływanym tu dramacie będzie
to operowanie terminem narodowość
w odniesieniu do średniowiecza, mimo
że tego typu konstrukt społeczny pojawił się dopiero w XIX wieku, lub wybór
z zawiłych losów polityczno-administracyjnych Pomorza Wschodniego jednego
z epizodów panowania księcia Świętopełka i podawania go jako stałej tendencji w relacjach z sąsiadami. Dla Labudy-artysty nie liczył się fakt, że Świętopełk
nie tylko zwalczał Krzyżaków, ale i tworzył z nimi koalicję polsko-krzyżacką
w najeździe na Prusów, że niewiele dla
niego znaczyły walki z własnymi synami, gdyż ważniejsza jest dla niego chęć
budowania ideału władcy i wykreowanie mitu kaszubskiego, średniowiecznego państwa. Dla takiego narodowotwórczego mitu poświęca Labuda historię.
Oczywiście artysta ma prawo korzystać
w swojej działalności z licentia poetica
i może nawet nie ma potrzeby tak rozliczać Labudy za obecność w jego utworach anachronizmów… Szkoda jednak,
że nie poświęcił czasu, aby swoje mity
obudować większą ilością zabiegów
literackich, może wówczas by tak nie
irytowały swoją naiwnością.
Daniel Kalinowski
Aleksander Labùda, Z czasów Swiãtopôłka Bëlnégò, Biblioteka Publiczna Gminy Wejherowo
im. Aleksandra Labudy w Bolszewie, Urząd Gminy Wejherowo, 2012.
NOWOŚCI PROMOCJE NOWOŚCI PROMOCJE NOWOŚCI
PROMOCJE NOWOŚCI PROMOCJE NOWOŚCI PROMOCJE
NOWOŚCI PROMOCJE NOWOŚCI PROMOCJE NOWOŚCI
PROMOCJE WWW.KASZUBSKAKSIAZKA.PL
NOWOŚCI PROMOCJE NOWOŚCI PROMOCJE
79
MÒST DRËSZBË
Wiedno Kaszëbë
Rézë Kaszëbów z Kanadë na pòmòrsczé Kaszëbë stałë sã ju tradicją. A wszëtkò sã zaczãło w 1858
rokù, czej do Kanadë wërëgnął pierszi dzél emigrantów, lëdzy ùpichónëch przez prësczégò
zôbòrcã. Dojachelë na òkrãce Agda do Quebec, stąd baną do Renfrew, a dali piechti. W rãce dostelë seczerë i hôczi. Pòsobné pòkòlenia Kaszëbów zaczãłë gòspòdarzëc w stanie Òntario. Dërch
trzimelë sã rodny mòwë i zwëków. Tak colemało bëło do piãcdzesątëch lat ùszłégò wiekù.
EÙGENIUSZ PRËCZKÒWSCZI
Òżëwianié łączbë
z pòmòrsczima Kaszëbama
Jak jô béł môłi, tej jô gôdôł blós pò
kaszëbskù. Tej jô szedł do szkòłë, në i jô sã zaczął ùczëc anielsczégò – wspòminô Dawid
Szulëst (David Shulist), wielelatny przédnik Wilno Heritage Society, to je stowôrë,
co zajimô sã dozéranim kaszëbsczi
spôdkòwiznë w Kanadze.
Zasłëdżi Szulësta, a rëchli jegò
ùmarłégò tatka Môrcëna, dlô òżëwieniô
łączbë z pòmòrsczima Kaszëbama są
baro wiôldżé. W latach 70., 80. i 90.
ùszłégò wiekù ti łączbë bëło równak baro
mało. Jesz nie bëło ww. stowôrë. Z piersza wëjéżdżelë tam naszi ksãża (Francëszk Grëcza, Władisłôw Szulëst, Zbigórz Kùlwikòwsczi), pòtemù ùczałi
i dzejôrze (prof. Édwôrd Bréza, prof.
Tadéùsz Linkner, prof. Jerzi Samp,
Wòjcech Etmańsczi, Francëszk Kwidzyńsczi z karnã Kaszuby z Kartuz, prof.
Józef Bòrzëszkòwsczi). Dzãka tim rézóm
pòwstôwałë wôrtné pùblikacje. Wiôldżé
miałë téż znaczenié dokazë ks. Alojsiusa
Rekòwsczégò, a òsoblëwie Shirley Mask-Connolly, laùreatczi Medalu im. Bernarda Chrzanowskiego „Poruszył wiatr od
morza”, czë téż wielelatné dzejanié Anë
Żurakòwsczi – laùreatczi Medalu Stolema z 1999 rokù i załóżcë, wespół z chłopã
Januszã, Institutu Kaszëbë w Barry’s Bay.
W nëch łączbach dzejałë le jednostczi.
To sã czësto zmieniło dopiérze w òstatnëch latach. W 2007 rokù przëjachelë
na Kaszëbë Dawid Szulëst i Édwôrd
Szczipiór (Edward Chippior), chtëren je
wiceprzédnikã Wilno Heritage Society.
80
Karno Ludowa Nuta z Hamilton w miszewkòwsczim Mùlkù. Òdj. z archiwùm EP
Édwôrd béł pierszi rôz w Pòlsce. Dzãka
jegò bëlny znajomòscë kaszëbsczégò sã
fejn ùdało nawiązac wiele kóntaktów.
Òb ten czas w Kanadze béł – zachãcony
przez redakcjã programù „Rodnô Zemia” – Marión Górlëkòwsczi, co robił
filmòwé òdjimczi. Pòtemù pòwstało
wiele repòrtażów w Telewizji Gduńsk,
pòkazywónëch nôwicy prawie w „Rodny
Zemi”.
Baro żëwô wespółprôca
Słabò rok pózni bëła V Wòjewódzkô
Kònferencjô Szkólnëch Regiónalëstów
w Żukòwie. To bëło dëcht czësto wëdarzenié przełómòwé dlô naszi łączbë. Przëbëło
na niã 20 sztëk delegatów Kaszëbów z Kanadë. Przemòwã ò kòniecznoscë dozéraniô jãzëka i kùlturë trzimôł Dawid Szulëst.
Tam téż béł zrzeszony symbòliczny mòst
drëszbë, jaczi je dërch wzmòcniwóny.
Dzys dnia tak baro żëwô wespółprôca
òpiartô je nôbarżi na spòdlim zagwësnieniów wërzekłëch na ti kònferencji.
Swiadectwò Kaszëbów z Kanadë, co
zachòwelë przez półtora wiekù swòjã
tradicjã, a òsoblëwie jãzëk, je bezcenną wôrtoscą. Je to piãkny przikłôd dlô
Kaszëbów z Pòmòrzégò, chtërny przerwelë jãzëkòwi pòkòleniowi przekôz. Jedinô szansa, żebë smùtné kónsekwencje
tegò przerwaniégò bëłë miészé, sedzy
w pòwszedny ùczbie kaszëbsczégò jãzëka
w szkòłach i w jegò pòwszednym ùżëtkù
w pùblicznym żëcym òkòma pòlsczégò
jãzëka.
Stón, w jaczim są kaszëbsczé tradicje i jãzëk w Kanadze, nôbëlni ùkôzało
fejrowanié 150 lat emigracji. Bëło òno
w zélnikù 2008 rokù. Jacha na nie zachtnô
delegacjô Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô. Bëło to wiôldżé wëdarzenié, jaczé
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
MÒST DRËSZBË
brewiter ùkôzało znaczenié łączbë téż na
niwiznie minysterialny i rządowi. Merkac
to bëło nôlepi pò rządowëch wëprzédnieniach i wielnëch pózniészich nôdgrodach,
chtërne dostelë Dawid Szulëst, Shirley
Mask-Connolly i jinszi.
Na fejrze béł téż Daniél Czapiewsczi,
chtërnémù pòznanié całi sprawë przëniosło ùdbã, żebë jednã z chëczi zbùdowónëch
dôwno temù przez Kaszëbów w Kanadze
sprowadzëc do Szimbarkù. Ji òtemkniãcé
bëło w pòsobnym rokù. Z sédmë kanadijsczich gòscy, co bëlë na ti ùroczëznie
òtemkniãcô chëczë pierszich kaszëbsczich
òsadników w Centrum Edukacji i Promòcji Regionu, jaż szesc bëlno gôdało pò
kaszëbskù.
W tatczëznie swòjich serc
Më mùszimë dërch wzmòcniwac ten
mòst midzë nama! – pòdsztrichiwelë
gòsce z Kanadë òbczas dosc dłudżégò
bëcégò tu. Kò òbezdrzelë òni wiele wsów
i miast, w tim pònorbertańsczi klôsztor
w Żukòwie, Kartuzë, Serakòjce – kòlébkã
rodu Szczipiórów, a òsoblëwie òkòlé Brus,
Lëpùsza, Lesna, Parchòwa, Kòscérznë.
Z tëch strón nôwicy jich wërézowało do
Kanadë.
Za kòżdą razą kanadijsczi Kaszëbi nawiedzają sanktuarium Królewi Kaszëb
w Swiónowie. Tak bëło pierszi rôz w 2007
rokù i tak je wiedno. Nen môl stôł sã jich
sanktuarium. Bez to kùlt Swiónowsczi
Pani mòcënkò rozwijô sã w Kanadze.
Nie bëło téż jinaczi òbczas òstatny jich
gòscënë, jakô dérowa òd 16 do 30 czerwińca 2010 rokù. W Swiónowie bëlë òni
na mszë swiãti 27 czerwińca. Òd kùstosza
sanktuarium dostelë w darënkù trzë
òbrazë z Królewą Kaszëb dlô szkòłów przë
parafiach w Wilnie, Round Lake i Barry’s
Bay.
Zôs nôwôżniészim sztërkã jich bëcégò
tu béł XII Zjôzd Kaszëbów w Pùckù, 26
czerwińca. Z rena bëlë na pielgrzimce
na bôtach z pòłòstrowù Hél do Pùcka. Je
to wëjątkòwi zwëk w Eùropie. Dzesątczi
płëwającëch jednostków, sta kaszëbsczich
fanów, czôrno-żôłté farwë, pòspólnô
mòdlëtwa z arcëbiskùpã na westrzódkù
wikù – to wszëtkò òstôwiô wrażenia nié
do zabëcô.
To je piãkny dlô nas czas – wzdichôł
Ben Bùrchardt, chtëren òjczëznã tatków
nawiédzôł ju drëdżi rôz.
Nen piãkny czas mielë òni téż kòle
fejrowaniô 20. roczëznë pismiona „Tatczëzna”, co bëła w Trzepòwie na farmie
POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
Kaszëbi z Kanadë na XII Zjezdze Kaszëbów w Pùckù. Òdj. z archiwùm EP
Wòjcecha Etmańsczégò, i w czile jinszich placach tatczëznë swòjich serc, jak
lubno gôdają ò rodny zemi. Bëlë téż na
kaszëbsczich sobótkach w Rãbiechòwie,
dze mòglë sã bëlno naceszëc zwãkã dzysdniowi kaszëbczi spiéwë, a nawetka
pòspiéwac òbczas wieczórnégò zéńdzeniô. Tego nama kąsk felëje. Mùszimë wiãcy
spiewac pò kaszëbskù ù se, w Kanadze
– ùznôł Dawid Szulëst. Kò terô bądze
to gwës barżi mòżebné, bò mają wicy
kaszëbsczich spiéwników i wiele ksążków.
Promòwanié kaszëbiznë spiéwã
Na kaszëbskô spiéwa òsoblëwi mô
zwãk w głosu chùrzistów karna Ludowa Nuta z Hamilton. Chùr skłôdô sã
z pòtómków emigrantów z Pòlsczi. Jesz
czile lat temù spiéwelë òni piesnie z jinszich dzélów naszégò kraju. Równak familijné łączbë czile chùrzistów z Kaszëbama z Kanadë i dôwné harcersczé òbòzë
na zemi kòle Wilna zdzejałë, że no karno
mòcno zazdrza do kaszëbsczégò repertuaru. Dëcht jedną z pierszich spiéwów
je „Mòdłów zwón”, jaczi béł zaspiéwóny
w Wilnie na fejrowanim 150 lat emigracji. Wnetka dostelë òni wszëternôstczé
kaszëbsczé ruchna. Òbrobilë nastãpné
rodné spiéwë. Robi to sóm zakòchóny
w Kaszëbach lider karna Sławòmir Dudalsczi, absolwent Mùzyczny Akade-
mii we Gduńskù. W łońsczim rokù bëlë
òni z chùrã na pòlsczich Kaszëbach.
Midzë jinszima wëstąpilë na Festiwalu Kaszëbsczich Filmów w Miszewkù.
W łżëkwiace i maju latoségò rokù
spiéwelë òni w Ottawie, Filadelfii, Doylestown (amerikańskô Czãstochòwa), Baltimore i czile jinszich môlach. Wszãdze
òstôwiają nôlepszé wrażenié i promùją
kaszëbiznã w dotądka jesz nieznóny
fòrmie i wiôlgòscë.
Witómë do nas!
Nastãpny akt wzmòcniwaniô mòstu
drëszbë to latosô gòscëna na pòlsczich
Kaszëbach dwanôsce kanadijsczich Kaszëbów, na przódkù z Dawidã Szulëstã, òd
25 czerwińca do 8 lëpińca. W planach je
midzë jinszima Truskawkobranie na Złoti Górze, òdwiedzënë w Chëczë Trapera
w Szimbarkù, mòdlëtwë w sanktuarium
Królewi Kaszëb w Swiónowie i przë papiesczim wôłtôrzu w Serakòjcach, Wdzydze, në i XV Zjôzd Kaszëbów w Wiôldżi
Wsë. Je wiedzec, że mdze téż wiele zéńdzeniów w priwatnëch chëczach, dze
pierszim jãzëkã gôdków mdze kaszëbsczi.
W czasu, czej drasticzno dżinie ùżiwanié
ny mòwë na Kaszëbach, te sztërczi dôwają nôdzejã, że – jak òni to chãtno gôdają:
„Jedno, wiedno i na wiedno Kaszëbë!”.
Westrzódtitle są òd redakcje.
81
„MOJA POMORSKA RODZINA”
Finał konkursu
genealogicznego
SZKOŁY PODSTAWOWE
Kategoria: drzewo genealogiczne
• I miejsce – Matylda Turska ze Szkoły
Podstawowej nr 81 w Gdańsku,
• II – Marianna Zacharska ze SP nr 82
w Gdańsku,
• III – Paulina Robotycka ze SP nr 81
w Gdańsku
Kategoria: korzenie rodziny
24 maja tradycyjnie w Gimnazjum
nr 1 im. Mikołaja Kopernika w Gdańsku odbył się finał VIII Konkursu Genealogicznego „Moja Pomorska Rodzina”, organizowany pod patronatem
Prezydenta Miasta Gdańska Pawła
Adamowicza i dofinansowany ze środków Miasta Gdańska. Organizatorem
konkursu było Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie Oddział w Gdańsku przy
współudziale Urzędu Miejskiego
w Gdańsku, gdańskiego Gimnazjum
nr 1, Stowarzyszenia Archiwistów Polskich Oddział Gdańsk oraz Pomorskiego Towarzystwa Genealogicznego.
Uroczystości rozpoczął program
artystyczny w wykonaniu młodzieży
z gimnazjum-gospodarza. Po przywitaniu gości i finalistów konkursu
przewodniczący jury Krzysztof Kowalkowski omówił prace konkursowe.
Podkreślił, że uczniowie szukając informacji, które posłużyły do stworzenia
zaprezentowanych prac, odwołali się
do pamięci rodziców, dziadków i innych
członków rodziny. Jest to bardzo cenne,
bo to oni właśnie zachowali w swojej
pamięci wspomnienia, które nieutrwalone odeszłyby wraz z nimi. Uczniowie
podawali zwykle informacje o miejscu
urodzenia swoich przodków, co pokaza-
82
ło, jak różnorodne jest pochodzenie dzisiejszych mieszkańców Gdańska. Wśród
nich są bowiem Kaszubi i Kociewiacy,
ale także osoby pochodzące z głębi
Polski, z rejonów takich, jak poznańskie, sądeckie, tarnowskie, rybnickie,
z terenów, które są dziś poza granicami Polski (Wilno, Lwów czy Kołomyja),
a nawet z takich miast, jak Petersburg,
które nigdy nie należały do Polski.
Podczas odczytywania protokołu jury
zwycięzcom wręczano dyplomy i nagrody, pozostałym uczniom dyplomy i drobne upominki, a nauczycielom dyplomy
z podziękowaniami za pomaganie uczniom w pracy.
Na zakończenie Maria Węgłowska,
dyrektor Gimnazjum nr 1 im. Mikołaja
Kopernika, zaprosiła wszystkich do obejrzenia wystawy pokonkursowej oraz ekspozycji „Tajna Organizacja Wojskowa Gryf
Pomorski”, przygotowanej przez Instytut
Pamięci Narodowej i Muzeum „Stutthof”
w Sztutowie.
Na finał wpłynęły 53 prace z 19 szkół.
Spośród nich konkursowa komisja,
w składzie: Krzysztof Kowalkowski, Edyta
Ulwan-Olfans, Stanisław Flis, Hanna Jaszkowska, Mariusz Momont i Joanna Niwińska, wybrała najlepsze. W tabeli obok lista
nagrodzonych.
• I miejsce – Maxymilian Raczkowski ze SP
nr 44 w Gdańsku,
• II – Magdalena Stankiewicz i Emilia
Lisius, obie ze SP nr 70 w Gdańsku,
• III – Klaudia Łapińska ze SP nr 17
w Gdańsku i Mikołaj Żachowski z Niepublicznej Szkoły Podstawowej
„Nasza Szkoła”
Kategoria: album „Historia mojej
rodziny”
• I miejsce – Anna Koczyk ze SP nr 44
w Gdańsku,
• II – Piotr Potrzebowski ze SP nr 58
w Gdańsku
Kategoria: prezentacja multimedialna
• I miejsce – Stanisław Brodowski ze SP nr 1 w Gdańsku,
• II – Jakub Makarewicz ze SP nr 81
w Gdańsku
GIMNAZJA
Kategoria: korzenie rodziny
• I miejsce – Adrian Polański z Gimnazjum
nr 15 w Gdańsku i Sandra Ciołek z Gimn. nr 1 w Gdańsku,
• III – Michał Gawroński z Gimn. nr 15
w Gdańsku
Kategoria: album „Historia mojej rodziny”
• Wyróżnienie – Rafał Markiewicz z Gimn. nr 1 (wpłynęła tylko jedna praca) Kategoria: prezentacja multimedialna
• Wyróżnienie – Julia Wojtczyk z Gimn.
nr 3 (wpłynęła tylko jedna praca)
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
Trzecy najôzd
Kaszëbów
Stolëca Eùropë parłãczi sã nama z Parlameńtã i òsobistoscama z òbrëmiégò pòliticzi. Le nie je
tak wiedno – Bruksela biwô czasã zaczarzonô przez Kaszëbów z leżnoscë òbchòdzonëch w ni
Kaszëbsczich Dniów. Westrzód farwnëch fanów eùropejsczich regionów czëc tedë kaszëbsczégò
dëcha.
KATARZËNA GŁÓWCZEWSKÔ
Pierszi rôz dzejało sã to w 2006 rokù,
czej môłi knôpiczk, symbòl Brukselë
– Manneken Pis, òstôł òblokłi w kaszëbsczé ruchna na pôrã dniów. Drëdżim razã,
łońsczégò rokù, òbôczëc i pòznac mòżna
bëło białczi z Karna Wiejsczich Gòspòdëniów z Żukòwa. Czej dwa razë, to czemù
nié trzecy? Ò tëch wszëtczich przëpôdkach miôł gôdóné Jón Kòzłowsczi. Jak
mòżna bëło widzec, eùrodepùtowóny
ni miôł tegò zabôczoné, bò z ùsmiéchã
wspòminôł ò najazdach Kaszëbów i pamiątkach, jaczé òstawilë, òsoblëwie ò tobace.
Kaszëbi nie dadzą sã tak chùtkò zabôczëc, tej kòżdô spòsobnosc je dobrô
do pòdczorchiwaniô naji kùlturë. Deją
Kaszëbsczich Dniów w Brukselë bëło
pòkôzanié òsoblëwòsców Kaszub i tegò,
że wôrt je nen region pòznac, a nôlepi
òdwiedzëc. Dlô òrganizatorów z Regionalnégò Bióra Wòjewództwa Pòmòrsczégò w Brukselë wôżné bëło, żebë
nie zabôcziwac ò kaszëbsczi krôjnie
wëstrzód eùropejsczich wëszëznów
POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
i głosno gadac ò swòji spôdkòwiznie
z ji apartną kùlturą, nôtërą i jãzëkã,
chtërnëch w pierszi rédze je mùsz bronic
i miec starã ò jich rozwij tak, jak ò sebie
samégò.
Kaszëbsczé jezora i kùltura
Pierszégò dnia òdbëło sã seminarium
pt. „Jezora – wôrtné òbstoje nôtërë. Jak
ùlepszëc stón jezórnëch ekòsystemów?”.
Ò tim mielë gôdóné w Pòlsczi Ambasadze w Brukselë Kaszëbi, przedstôwcowie Wòjewódzczégò Fùńduszu Òchronë
Strzodowiska i Wòdny Gòspòdarczi ze
Gduńska i téż gòsce i prelegeńcë. Snôżota jezorów je przédną témą z leżnoscë
òbchòdzeniégò latos Rokù Pòmòrsczich
Jezorów w najim wòjewództwie. Problematika ta bëlno wpisała sã téż w Eùropejsczi Zelony Tidzéń (Green Week
2013), jaczi prawie bawił w parlameńce.
To, że pòmòrsczé jezora są baro piãkné,
wiémë, leno nié wszëtcë mómë swiądã,
w jaczim niebezpiekù mògą sã nalezc za
chwilã. Dlôte prawie prelegeńcë gôdelë
ò tim, jak mòżemë (i mùszimë) chronic
piãkno Kaszëbsczégò Pòjezerzô, jegò
òsoblëwi ekòsystem, i czë rewitaliza-
cjô zdegradowónëch jezorów je wcyg
mòżebnô.
Òkróm seminarium pòswiãconégò
pòmòrsczim jezoróm bëtnicë mòglë
òbezdrzec w pòlsczi ambasadze wëstôwk pt. „Pòmòrsczé jezora òbstoją biorozmajitoscë”. Ju rëchli nen pòkôzk widzec bëło w Marszôłkowsczim Ùrzãdze
we Gduńskù, a terô w stolicë Belgii prezeńtowôł sã w anielsczim jãzëkù.
Pò pòchwôlenim sã bòkadnoscą swòji rodë i czëstëch jezorów przëszedł czas
na cos i dlô dëchã, i dlô cała. Kaszëbsczi
region mógł sã zaprezeńtowac mieszkańcóm Brukselë. Całi wieczór słëchôł
Kaszëbóm. Nie zafelowało tradicyjnégò
jestkù, picégò zbòżowi kawë czë naléwczi… Wierã nôlepi szmakôł òdwiedzającym malënowi mùs i wòrztë. Ò kaszëbsczé szmaczi miałë starã białczi
z dwùch stowôrów: Kaszubianki i Kobiet
Zgorzałego. Niejedny téż òstelë rôczony
tobaką, prosto z ùkrąconégò lësta. Kòl
tëch dobroców Kaszëbi prezeńtowelë sã
z lëdowim ùtwórstwã i rzezbą Zenona
Peplińsczégò, jaczi pòkôzôł téż, jak sã
żłobi w drewnie i graje na diôbelsczich
skrzëpicach. Wnetka 200 lëdzy przëszło
83
Z BRUKSELË
Òdj. Robert Włodarsczi
na nen wieczór, gwësno téż przez to, że
na zakùńczenié mòglë pòsłëchac folkòwi
mùzyczi, rodã zez Brus, w wëkònanim
karna Bubliczki.
Kaszëbsczi wieczór nie béł przërëchtowóny leno dlô starszich. Dlô nômłodszich zaplanowóné bëłë warkòwnie
z decoupage’u. Na pamiątkã dzecë wzãłë
so dodóm zrobioné przez sebie malinczé bùdelczi òbklejoné kaszëbsczima
mòdłama. A òb czas żdaniégò na wëschniãcé lakeru i kleju… pòsłëchałë bôjków i wiérztów w òriginalnym jãzëkù,
jaczi gwësno pierszi rôz w żëcym czëłë. Razã ze zrobionyma bùdeleczkama
dostałë dodóm platkã z kaszëbsczima
bôjkama a dlô starszich terôczasné nótë
„Młodi dlô Gduńska”.
W parlameńce
Pò wëdarzeniach z pierszégò dnia
przëszedł czas na òdwiedzenié eùropejsczégò parlameńtu. Karno kaszëbsczich
gòscy zarô wëapartniwało sã westrzód
kòritarzów, nôbarżi przez swòje ruchna czë jãzëk. Niejedny pitelë sã jidącëch:
„Skądka wa jesta?”. Zaczekawienié bëło
téż pò drëdżi starnie. Gòsce z Pòlsczi
zwiedzelë môl pòtkaniów eùropejsczich
pòlitików, zazdrzelë do bióra Jarosława
Wałãsë i do jinszich nórcëków wiôldżi
84
bùdowlë. Pò zwiedzanim czas béł i na
òbtaksowanié „Parlamentarium”, to je
bùdinkù, w chtërnym zaznajomic sã
mòglë z historią Ùnii a téż drogama
do wòlnotë w Eùropie, za pòmòcą rozmajitëch interaktiwnëch pòkôzków,
wëstawów, òdjimków czë filmików.
Kùlminacyjnym pòtkanim, wierã całi
rézë, bëła kònferencjô ò regionalnëch
jãzëkach zatitlowónô „Regionalné
jãzëczi w eùropejsczi pòlitice i krajach-nôleżnikach Eùropejsczi Ùnii”. W seminarium wëstąpilë pòsélcowie Eùropejsczégò Parlameńtu, przedstôwcowie
Eùropejsczi Kòmisji, gòsce z Belgii
i przedstôwcowie regionów ze Szwecji
i Włoch czë z Walii.
Na kaszëbsczi ôrt przëwitôł wszëtczich pòsélc Jón Kòzłowsczi, chtëren na
zôczątk swòji mòwë mùszôł so zażëc tobaczi. Pòczątk i kùńc negò seminarium
nôleżôł do przedstôwców Kaszëbów.
Dlô nich i dlô wszëtczich zéńdzonëch
wôżną sprawą béł jãzëk jakno jeden
z elemeńtów kùlturowi spôdkòwiznë
pòmòrsczégò wòjewództwa.
Pòtkanié przedstôwców rozmajitëch
regionów Eùropë miało pòkazac, jak rozwijają sã regionalné jãzëczi, z jaczima
problemama sã biôtkùją i jaczé rozwiązania mają wëmëszloné jich ùżëtkòwnicë.
Pòsłëchanié, jak so radzą Kaszëbi, jak
Frulianie a jak Walijczicë, miało bëc zôczątkã jaczis wikszi wespółrobòtë i wëmianë ùdbów. Jak miôł rzekłé Johan
Häggman: jãzëkòwô pòlitika nôleżi do
kòżdégò państwa, jaczé je w Ùnii, a nié do
Ùnii. Nie je to żódnô òbwina wedle tëch
państw, leno scwierdzenié faktu i szëkanié rozwiązaniégò dlô lepszégò rozwiju
jãzëków.
Jeżlë chòdzy ò Kaszëbów, ò jaczich
miôł gôdóné przédnik Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniégò Łukôsz Grzãdzëcczi,
nie je tak lëchò z kaszëbsczim jãzëkã
w Pòlsce, bò je ùznôwóny w ni jakno jediny regionalny jãzëk. Z rokù na rok je
wikszô lëczba ùczącëch sã kaszëbsczégò,
ale wcyg pòtrzébny je czerënk na ùniwersytece i kòmpetentny szkólny. Stądka téż przédnik Zrzeszeniégò chcôł wëmienic sã doswiôdczeniama ze swòjima drëchama z jinëch krajów. Wszëtczim zanôlégô na tim, żebë chronic swój
jãzëk, tej dlôcze i nie kòrzëstac z ùdbów
i rozwiązaniów ju sprôwdzonëch
w pòpùlarizacji jinëch jãzëków? A prawie jãzëk, jakno dzél naszi spôdkòwiznë,
stanowi ò naszi kùlturowi tożsamòscë
w Eùropie.
Wëdarzenié krótczé a wôżné?
Kaszëbsczé Dni w Brukselë trwałë
òd 4 do 5 czerwińca latoségò rokù i bëłë zòrganizowóné przez Regionalné
Bióro Wòjewództwa Pòmòrsczégò
w Brukselë, chtërno dzejô w ramach
Stowôrë „Pòmòrsczé w Eùropejsczi
Ùnii” (Stowarzyszenie „Pomorskie
w Unii Europejskiej”). W wëdarzenié
włączëło sã téż Zrzeszenié Kaszëbskò-Pòmòrsczé, Wòjewódzczi Fùndusz
Òchronë Strzodowiska i Gòspòdarczi
Wòdny ze Gduńska i Pòmòrsczi Zespół
Parków Krôjòbrazowëch. Patronat nad
Kaszëbsczima Dniama òbjãlë pòsélcowie do Eùropejsczégò Parlameńtu
z pòmòrsczégò wòjewództwa: Jón
Kòzłowsczi i Jarosłôw Wałãsa, a téż Ambasadór Pòlsczi w Królestwie Belgii Artur
Harazim.
Mòże i nie bëło to za wiele, żebë dobrze pòkazac kaszëbską spòlëznã, ale ti
mieszkańcowie Brukselë, co nigdë ni
miele widzóné Kaszëbów ani nawetkã czëté ò nich, mòglë jich pòznac
i òbezdrzec, pòszmakac kùchni czë pòsłëchac kaszëbsczégò słowa i mùzyczi.
Gwësno czas pòkôże, czë te wëdarzenia
dałë jaczis brzôd.
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
KLËKA
MISZEWÒ. NI MA TO JAK KASZËBSCZI SPIÉW…
tników bëło pòkôzanié dwùch dokazów
pò kaszëbskù, w tim jeden patrona miszewsczi szkòłë. W jury sedzelë: Werónika Kòrthals,
Tadéùsz Kòrthals i Eùgeniusz Prëczkòwski. Pò dłëdżich naradach wëbrelë
dobiwców:
Ùczniowie spòdlecznëch szkòłów z
całégò pòmòrsczégò wòjewództwa mielë
leżnosc brac ùdzél w VI Wòjewódzczim
Kònkùrsu Piesni m. Jana Trepczika, chtëren òdbéł sã 16 maja. Jegò òrganizatorã
bëła Spòdlecznô Szkòła m. Jana Trepczika
w Miszewie i Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié Part w Baninie. Zadanim ùczãs-
Kategòriô klas 0–I
I – môl Kinga Domaszk z Lësëch Jóm,
II – Wiktora Gùz i Filip Kąkól z Dzérzążna,
III – Melaniô Òstrowskô i Jagòda Òstrowskô z Miszewa.
Kategòriô klas II–III
I môl – Marta Dąbrowskô i Kòrneliô
Rożińskô z Żukòwa,
II – Alicjô Szmùda z Lëzëna,
III – Izabela Kùling z Dzérzążna;
wëprzédnienié: Aleksandra Biłanicz z Banina i Wiktora Płotka z Lësëch Jóm.
Kategòriô klas IV–VI
I môl – Juliô Recław z Bòrzestowa,
II – Patricjô Zgùtka z Brodnicë Górny,
III – Paùlëna Gòrlikòwskô z Lësëch Jóm;
wëprzédnienié: Magdaléna Malotka
Trzebiatowskô i Magdaléna Danio z Dzérzążna.
Wszëtcë, chtërny brelë ùdzél w kònkùrsu, dostelë diplomë i darënczi.
jd, tłóm. KS
Òdj. z archiwùm szkòłë w Miszewie
CHOJNICE – BORZYSZKOWY. POŻEGNANIE J. MARCHLEWICZ
17 maja zmarła Jadwiga Marchlewicz,
nestorka chojnickiego oddziału ZKP. Przeżyła cały wiek. Bardzo wielu krewnych,
przyjaciół i znajomych żegnało ją z żalem,
albowiem do ostatnich lat była czynna
w życiu społecznym, ciesząc się zasłużonym uznaniem. Nie założyła własnej
rodziny, lecz żyła wśród ludzi i nie była
osamotniona.
Urodziła się 11 lipca 1912 r. w Borzyszkowach (gm. Lipnica), tam spędziła młodość. W czasie wojny współpracowała
z partyzantami TOW Gryf Pomorski i tajnie nauczała kaszubskie dzieci. Nauczanie
stało się po wojnie jej zawodem i powołaniem. Zdobyła pedagogiczne wykształce-
nie, pracowała jako nauczycielka w szkołach wiejskich w powiecie złotowskim.
Najdłużej kierowała szkołą w miejscowości Trudna. W 1972 r. odeszła na emeryturę. Zamieszkała w Chojnicach i niezwłocznie włączyła się do działalności w różnych
środowiskach. Przez ponad 20 lat była
przewodniczącą Klubu Seniora przy Spółdzielni Mieszkaniowej. Działała w sekcji
emerytów Związku Nauczycielstwa Polskiego oraz w Związku Kombatantów RP
– za okupacyjną działalność otrzymała
nominację na ppor. WP oraz honorowe
odznaczenia. Udzielała się w życiu parafii
pw. Matki Bożej Królowej Polski, w miarę
możności niosąc pomoc charytatywną.
Była niestrudzoną śpiewaczką chóru Lutnia przy bazylice chojnickiej.
Nigdy nie zapomniała o swej kaszubskiej tożsamości, była długoletnią i aktywną członkinią Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego.
W ub. roku uroczyście obchodziła
w swej rodzinnej wsi 100. rocznicę urodzin, otrzymała z tej okazji bardzo wiele dowodów szacunku. Kochała ludzi
i ludzie odwzajemniali się jej tym samym
uczuciem. Pogrzeb Jadwigi Marchlewicz
odbył się 22 maja w Borzyszkowach. Nad
trumną pochyliły się sztandary, wśród
nich stanica oddziału ZKP w Chojnicach.
KO
KOSAKOWO – AUSTRIA. PROMOWANIE KASZUB
Grupy Kosakowianie i Dębogórskie
Kwiatki uczestniczyły w międzynarodowym przeglądzie zespołów regionalnych, który odbywał się od 23 do 25 maja
w Austrii. Zespoły prezentowały swoje
umiejętności m.in. w Salzburgu. W salzburskich ogrodach oprócz kaszubskich
śpiewaków i tancerzy występowały
grupy z Litwy, Włoch, Hiszpanii, Węgier
i Gruzji. W wolnych chwilach Kosakowianie i Dębogórskie Kwiatki mieli czas na
zwiedzanie i muzyczne spotkania z grupami z innych krajów.
POSŁUCHAJ POMERANII
POMERANIA LËPIŃC 2013
Prezentacja zespołów i promocja
Kaszub w Austrii była możliwa dzięki
pracom organizacyjnym T. Czerwińskiej
i H. Foltynowicz oraz wsparciu finansowemu Urzędu Gminy w Kosakowie. Danuta Tocke
www.miesiecznikpomerania.pl/audio
85
KLËKA
STARGARD SZCZECYŃSCZI. MSZÔ Z KASZËBSKĄ LËTURGIĄ
W wëfùlowóny skòpicą stargardzczi
kòlegiace pw. NMP Królewi Swiata 19
maja òsta òdprawionô mszô swiãtô z liturgią słowa w kaszëbsczim jãzëkù. Tegò
dnia kòscół òzdobiony béł w kaszëbsczé
stanice. Mszã swiãtą pòprowadzył ksądz
Gracjón Serocyńsczi. Rôczoné bëło téż
karno piesni i tuńca Sierakowice, chtërno zajãło sã mùzycznym dzélã mszë.
Psalm pò kaszëbskù zaspiéwôł solista
Szczecyńsczi Òperë i Òperetczi Édwôrd
Piotrowsczi. Mòdlëtwã wiérnëch w rodny mòwie przeczëtôł Riszard Stoltmann
– przédnik partu Kaszëbskò-Pòmòrsczé-
gò Zrzeszeniô w Szczecënie. Msza przëcygnãła wiele mieszkańców Stargardu i zachãcëła do òdkrëwaniô swòjich pòmòrskò-kaszëbsczich kòrzniów.
Na spòdlim tekstu Zdzysława Kòsykòwsczégò
(przédnika Kòła KPZ w Stargardze Szczecyńsczim),
tłóm. KS
Na òdjimkù: pò mszë sw. Sierakowice zaspiéwałë czile dokazów ze swòjégò repertuaru. Òdj.
z archiwùm stargardzczégò Kòła KPZ
WEJROWÒ. PÒKÔZK I KÒNFERENCJÔ W PAŁACU
W Mùzeùm Kaszëbskò-Pòmòrsczi Pismieniznë ë Mùzyczi we Wejrowie 21 maja,
w parce z projektã „Swiãti Kaszëb”, òdbëło sã ùroczësté zakùńczenié pòkôzkù
dokùmeńtëjącégò żëcé i spòlëznowé
dzejanié kaszëbsczich kapłanów i swiãté
môle Kaszëb. Na wëstôwkù bëłë pamiątczi z parafii, pùblicznëch institucjów i téż
zwëskóné òd priwatnëch lëdzy z całégò
Pòmòrzô: òdjimczi, dokùmeńtë, liturgiczné ruchna, przedmiotë codniowégò
ùżëtkù.
Przédnym wëdarzenim bëła nôùkòwô
kònferencjô pòd titlã „Błogòsławiony
i Bòżi Słëdżë – kandidace na wôłtôrze”.
Przedstawioné bëłë òsobë, chtërne zdżinãłë mãczelną smiercą òb czas II swiatowi wòjnë, a chtërne miałë mòcny cësk
na rozwij dëchòwégò, kùlturowégò,
spòlëznowégò i gòspòdarczo-pòliticznégò żëcô naji krôjnë. Bëlë to m.jin. błogòsławiony ksãża dzejający w Wòlnym
Gardze Gduńskù – F. Rogaczewsczi i B. Kòmòrowsczi czë Kònstantin Dominik.
Gôdóné bëło téż ò Bòżim kùlce w kaszëbsczich sanktuariach. Prelegeńtama bëlë: J.E. bp dr hab. Wiesłôw Smigel,
prof. KUL, ks. kan. dr Wiesłôw Mazurowsczi – przédny pòstulator II karna
pòlsczich mãczelników, ks. prałat dr
Pioter Tisler – przédny pòstulator w beatifikacyjnym i kanonizacyjnym procesu Bòżégò Słëdżi bp. K. Dominika, ks. dr
Krësztof Kòch – direktór Diecezjalny Bibloteczi w Pelplënie, ks. prałat Marión
Szczepińsczi – kùstosz Kòscersczich
Marijnëch Sanktuariów, ks. prałat Zdzysłôw Wirwicczi – probòszcz parafii pw.
Wszëtczich Swiãtëch w Brusach, ks. Jón
Flisykòwsczi – kùstosz Kalwarijsczégò
Sanktuarium we Wielu, dr Tomôsz Semińsczi i Gabriela Pluto-Prądzyńskô
– kùstosze z Zôpadnokaszëbsczégò
Mùzeùm w Bëtowie. Referat wëgłosëła
téż Izabela Katarzëna Bukòwskô, adiunkt
Mùzeùm Kaszëbskò-Pòmòrsczi Pismieniznë ë Mùzyczi we Wejrowie, chtërna
równoczasno bëła kùratorã pòkôzkù,
dała na niegò ùdbã i przédno òna gò
zjiscëwała. Pòtkanié dofùlowałë cekawé
wspòminczi i òpòwiescë pòzeszłëch lëdzy
z całégò kraju, familiów i znajemnëch
Błogòsławionëch i Bòżëch Słëgów.
Artisticznym dzélã òb czas kònferencji
zajãło sã karno sparłãczonëch kapelów
Zaboracy z Czyczków i Kaszuby z Wiela
i Kôrsëna. Ùroczëstosc skùńcził wëstãp
chóru Dantiscanus z Gòwidlëna.
M.B., tłóm. KS
Òdj. z archiwùm MPiMKP w Wejrowie
MIROCHÒWÒ. Z KÓMPASÃ W MIROCHÒWSCZICH LASACH
IV Kaszëbsczi Rajd na Òrientacjã
„Z Kómpasã”, òdbëwający sã 25 i 26 maja,
béł bëlną leżnoscą, żebë rëszno spãdzëc
czas przë piãkny nôtërze Kaszëbsczégò
Pòjezerzô. Drodżi prowadzëłë m.jin. przez
Mirochòwsczé Lasë, kòl jezorów Lëbigòsc,
Turzicowégò, Wiôldżégò, Kamianégò.
Wiôlgą atrakcją rajdu „Z kómpasã” béł
jeden z kòntrolnëch pùnktów w òkòlim
Parkù Miniatur w Strëszi Bùdze. Dlô bëtni-
WWW.KASZUBI.PL
86
ków miónków przërëchtowóné bëło tam
cepłé jestkù: żurk, kaszëbsczé sledze, arbata, kawa i worzta z ògniszcza, chtërno
pôlëło sã nimò deszczu.
j.b., tłóm. KS
Na òdjimkù: Nimò zëmna i deszczu na stegnach
rajdu bëło jaż 290 lëdzy. Òdj. ze zbiéru òrganizatorów
wiadomości / komunikaty / fotorelacje
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
KLËKA
CHMIELNO. SWIÃTO KASZËBIZNË
Hewò rezultatë kònkùrsu:
Kaszëbsczi deklamatorzë 25 maja
wzãlë ùdzél w finale 42. Kònkùrsu Recytatorsczégò Kaszëbsczi Lëteraturë „Rodnô Mòwa” m. Jana Drzéżdżona w Chmielnie. Ùczãstnicë biôtkòwelë sã w 6 wiekòwëch kategòriach. Żebë dostac sã do
slédnégò etapù, recytatorzë mùszelë
przeńc eliminacje, jaczé warałë ju òd
zôczątkù łżëkwiata w całim pòmòrsczim
wòjewództwie. Nadzwëkòwim gòscã
finału bëła białka patrona kònkùrsu
– Ùrszula Drzéżdżón. Pòkôzóny òstôł téż
wëstôwk òbrazów, jaczé pòwstałë pòd
cëskã ksążczi Jana Drzéżdżona Twarz
Smętka. Są to dokazë artistów dzejającëch
przë bólszewsczi bibliotece.
Przedszkòla i klasë „0”
I môl – Andrzéj Galińsczi z Samòrządowégò Przedszkòlô w Przedkòwie,
II – Òliwiô Depka Prądzyńskô z Zespòłu
Szkòłów w Bòrowim Młinie,
III – Agata Lessnaù ze Spòdleczny Szkòłë
w Swôrzewie, Adrianna Stal ze Szkòłowò-Przedszkòłowégò Zespòłu w Bùkòwinie
i Marta Melibruda ze Spòdleczny Szkòłë
w Miechùcënie.
Klasë I–III spòdlecznëch szkòłów
I môl – Marta Witos ze Spòdleczny Szkòłë
w Miechùcënie,
II – Aleksandra Bòjanowskô ze Szkòłowò-Przedszkòłowégò Zespòłu w Bùkòwinie,
III – Ana Bùrcon ze Spòdleczny Szkòłë nr 6
w Kòscérznie i Nataliô Kiedrowskô ze
Spòdleczny Szkòłë w Czëczkòwach.
Klasë IV–VI
I môl – Juliô Pioch ze Spòdleczny Szkòłë nr 8
w Lãbòrgù,
II – Judita Romahn ze Spòdleczny Szkòłë
w Tuszkòwach i Adóm Dradrach ze Spòdleczny Szkòłë w Miechùcënie,
III – Krësztof Czaja ze Spòdleczny Szkòłë
w Bòrzestowie.
Gimnazja
I môl – Wiktoriô Kòzykòwskô z Zespòłu
Szkòłów w Lëpùszu,
II – Marcelina Brëlowskô z Gimnazjum
w Chmielnie i Wòjcech Zielke z Zespòłu
Szkòłów w Starzënie,
III – Sylwiô Labùda z Zespòłu Spòdleczny
Szkòłë i Pùblicznégò Gimnazjum w Przedkòwie i téż Angelika Grubba z Gimnazjum
w Szëmôłdze.
Wëżigimnazjowé szkòłë
I môl – Wérónika Prëczkòwskô z X Òglowòsztôłcącégò Liceùm w Gdini,
II – Samùel Priebe z Kaszëbsczégò Òglowòsztôłcącégò Liceùm w Brusach.
Dozdrzeniałi
Specjalnô nôdgroda – Mariô Lis z Wiôldżich Roczitków.
j.b., tłóm. D.M. Òdj. j.b.
RËNOWÒ. MÒCNÔ RIWALIZACJÔ I BËLNÔ ZÔBAWA
I Mésterstwa Kaszub dlô Ridowników
Amatorów w skôkanim przez zôwadë
(Jeździeckie Mistrzostwa Kaszub Amatorów w skokach przez przeszkody) 25 maja
zòrganizowelë Pałac pòd Bòcónim Gniôzdã
i Kòniarniô Pałac Rënowò (Pałac pod Bo-
cianim Gniazdem i Stajnia Pałac Runowo). Przédnym célã wëdarzeniô bëła integracjô môlowi spòlëznë przez propagòwanié ridowaniô, kònny turisticzi i pòkôzanié ekònomiczno-przirodniczo-kùlturalnëch mòcnëch strón kaszëbsczi krôjnë.
Mésterstwa odbëłë sã w trzech kategòriach: „junior amator” (do 18 lat), „senior
amator” (wëżi 18 lat) i „open” – dlô warkòwëch z III spòrtową klasą w skòkach
przez zôwadë.
Miónczi sparłãczoné bëłë z wiôldżim
familiowim piknikã. Òb czas imprezë mógł
obzerac wiele wëstãpów môlowëch karnów piesni i tuńca z Gminnëch Òstrzódków
Kùlturë z Pòtãgòwa i Cewiców. Na placu
piknikù gòscëło téż wiele wëstôwców,
westrzód nich przirodniczé wôrtnotë naji
krôjnë pòkazywałë Nadlesyństwa Łupawa,
Lãbórg i Cewice, chtërne przërëchtowałë
baro cekawé stojiszcza i kònkùrsë na binie.
Wielno zeszlë sã artiscë i lëdowi ùtwórcë.
Razã z białkama z kòłów wiejsczich
gòspòdëniów prezentowelë kaszëbską
kùlturã. Na skùńczenié mésterstwów bëło
ùroczësté òzdôbianié dobiwców, dôwanié
nôdgrodów, medalów i pùcharów.
M.R., J.T., tłóm. KS
Na òdjimkù: na dobiwców żdałë bëlné dëtkòwé
i rzeczowé nôdgrodë. Òdj. ze zbiérów Pałacu pòd
Bòcónim Gniôzdã
WEJHEROWO. PO KASZUBSKU W PRAWIE CAŁEJ GMINIE
Gmina Wejherowo – jako dwunasta
w województwie pomorskim – będzie
miała kaszubskie witacze z nazwami miejscowości. W konsultacjach społecznych na
szesnaście sołectw zgodę na kaszubskie
napisy wyraziło trzynaście wsi sołeckich:
Bieszkowice, Bolszewo, Gościcino, Góra,
Kąpino, Kniewo, Łężyce, Orle, Reszki, Sopie-
videorelacje / wywiady / konkursy
POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
szyno, Ustarbowo, Warszkowo, Zbychowo.
Na razie zgody nie wyraziły: Gniewowo,
Gowino i Nowy Dwór Wejherowski.
sj
WWW.KASZUBI.PL
87
KLËKA
BÓLSZEWÒ. MÉSTROWIE SĄ WËBRÓNY!
W bólszewsczi biblotece 29 maja òdbéł
sã finał Krézowò-Gminnégò Kònkùrsu
„Méster Bëlnégò Czëtaniô”. Célã miónków je m.jin. rozkòscérzanié kaszëbsczi
lëteraturë i kùlturë a téż rozbùdzenié
chãcë czëtaniô pò kaszëbskù i ùlepszanié
ti rozmiałoscë. W finale wzãło ùdzél 28
ùczãstników: w kategòrii dlô ùczniów
ze spòdlecznëch szkòłów (klasë IV–VI)
– 12 lëdzy, w kat. dlô gimnazjalistów – 10,
w kat. dlô ùczniów z wëżigimnazjalnëch
szkòłów – 2, a w kat. dlô dozdrzeniałëch
– 4 òsobë.
Òrganizatorka kònkùrsu Janina Bòrchmann dlô kòżdi wiekòwi kategòrii mia
òsóbné zestôwczi tekstów. Nômłodszi
ùczãstnicë eliminacji pòkazywelë wëbróné
bôjczi Alojzégò Nôgla. Gimnazjaliscë mielë
za zadanié pòwiedzec, jak rozmieją wëbró-
né felietonë Aleksandra Labùdë ze zbiéru
Guczów Mack gôdô (z rozdzélu Kukuk).
Ùczniowie z wëżigimnazjalnëch szkòłów
mielë przedstawic wëbróné pòstacje bògów
i dëchów, jaczé nalezlë w ksążce Aleksandra
Labùdë Bògòwie i dëchë naj przodków.
Wëzwanim dlô dozdrzeniałëch lëdzy bëła
interpretacjô wëbrónëch tekstów aùtorstwa Rómana Drzéżdżona òpùblikòwónëch w ksążce Rómka&Tómka Kôrbiónka.
Z felietónowi pòlëcë i w cządnikù „Pomerania” w latach 2005–2012.
Pòwòłónô bëła kònkùrsowô kòmisjô
w taczim zestôwkù: Tomôsz Fópka – przédnik, nôleżnicë: Bògùsława Labùdda, Wanda
Lew-Czedrowskô, Ana Dunst i Téófil Sërocczi. Przë òbtaksowiwanim bëtników jury
dôwało bôczënk m.jin. na taczé sprawë,
jak: czëstosc i pòprawnosc wëmòwë, prawidłowé akceńtowanié, melodiã mòwë,
sprawnosc w gôdanim pò kaszëbskù.
W kategòrii dlô nômłodszich titel
Môłi méster bëlnégò czëtaniô dostała Juliô Kùntz z gminë Lëzëno; II môl – Iwóna
Fùrman z gm. Lëniô, a III Ana Miszke
z gm. Wejrowò. Wëprzédnienié przëznóné
bëło Mónice Barzowsczi z gm. Szëmôłd.
W kategòrii dlô ùczniów gimnazjów titel
Strzédny méster bëlnégò czëtaniô dosta
Ana Bónk z gm. Lëzëno, II môl – Patricjô
Bónk z gm. Wejrowo, a III reprezentëjącô
gm. Łãczëce Alicjô Labùda. Wëprzédnienié òstało przëznóné Faùstinie Dosz z gm.
Lëniô. W kategòrii wëżigimnazjalnëch
szkòłów kònkùrsowô kòmisjô nie przëzna
titla Méstra bëlnégò czëtaniô, le diplomë
za ùdzél w kònkùrsu dostałë: Małgòrzata
Lange z gm. Gòscëcëno i Dominika Halmann z Wejrowa. W kategòrii dlô dozdrzeniałëch titel Wiôldżi méster bëlnégò
czëtaniô dosta Henrika Albeckô z gm.
Wejrowò, II môl Lucyna Kòsznik z gm.
Wejrowò, a III Mariô Wittstock z gm. Lëzëno. Wëprzédnienié jury przëznało Hildegardze Ribakòwsczi z gm. Lëzëno. Dobiwcowie
dostelë nôdgrodë. Ti, co brelë ùdzél w finale
kònkùrsu, a téż òpiekùnowie, òbsądzëcele
i kòòrdinatorzë pierszégò etapù kònkùrsu
– pamiątkòwé diplomë i ksążkòwé darënczi. Przédnictwò Kaszëbskò-Pòmòrsczégò
Zrzeszeniô przëznało Julii Kùnz dodôwkòwą nôdgrodã – mòżlëwòsc ùdzélu w nagranim platczi Akademii Kaszëbsczi Bôjczi.
Òprac. Janina Bòrchmann, tłóm. KS
Òdj. z archiwùm Pùbliczny Bibloteczi Gminë
Wejrowò m. Aleksandra Labùdë
CHOJNICE. O KASZUBACH W PARLAMENCIE
Na program majowego zebrania oddziału ZKP w Chojnicach złożyły się promocja książki Pro memoria Stefan Bieszk
(red. Józef Borzyszkowski) oraz spotkanie
z wicemarszałkiem Senatu Janem Wyrowińskim.
Nowa książka Instytutu Kaszubskiego
z cyklu Pro memoria... powinna szczególnie zainteresować mieszkańców Chojnic,
ponieważ Stefan Bieszk – poeta, dramaturg, pedagog, działacz kaszubski – był
blisko i trwale z tym miastem związany. Przez 14 lat pracował jako nauczyciel
w tutejszym gimnazjum klasycznym,
był opiekunem harcerzy, orędownikiem
wodniactwa, zaskarbił sobie szacunek
i wdzięczność wychowanków. Historii
Chojnic poświęcił trzy utwory drama-
tyczne oraz kilka sonetów. Do końca życia miał w mieście wiernych przyjaciół.
Zawartość grubego tomu przystępnie
i interesująco zaprezentował słuchaczom
Kazimierz Jaruszewski.
Specjalnym gościem zrzeszeńców był
senator Jan Wyrowiński, który w Chojnicach czuje się swojsko, ponieważ cztery
lata uczył się tu w ogólniaku, dojeżdżając
z rodzinnych Brus. Wicemarszałek opowiedział o swojej działalności w opozycji antykomunistycznej oraz początkach
zaangażowania w polityce, o roli Senatu w procesie stanowienia prawa oraz
o działalności Kaszubskiego Zespołu Parlamentarnego, którego pracami kieruje
senator Kazimierz Kleina. Mówił także
m.in. o tym, że obecnie klimat politycz-
DOŁĄCZ DO NAS I BĄDŹ NA BIEŻĄCO!
88
ny jest dla Kaszubów bardzo pomyślny,
jeszcze nigdy w historii nie mieliśmy
tak licznej reprezentacji w parlamencie,
znacznie przewyższającej proporcje demograficzne. Status języka regionalnego,
kaszubszczyzna w szkole i w urzędzie,
pieniądze z budżetu państwa na edukację regionalną, dwujęzyczne nazwy miejscowości – to oznaki wielkiego postępu,
jaki się dokonał od czasu, gdy stał na czele
ZKP (w połowie lat 90.). Dano nam szansę,
którą winniśmy wykorzystać dla rozwoju
kultury i życia społecznego w naszej małej ojczyźnie. Gość odpowiedział na liczne
pytania, spotkanie upłynęło w sympatycznej atmosferze.
KO
www.facebook.com/kaszubi
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
KLËKA
WIERZCHUCINO. ŚPIEWALI I TAŃCZYLI
Miejscowy oddział ZKP zorganizował
2 czerwca Przegląd Dziecięcych Zespołów
Kaszubskich. Po raz dziewiąty odbył się
w Wierzchucinie. Przegląd rozpoczął się
mszą świętą i przemarszem ze strażacką
orkiestrą przez wieś na Plac Kaszubski.
W kategorii śpiew I miejsce zajął zespół Mùlczi z Miszewa, II miejsce – Ziemia Lęborska, III – Nasze Stronë z Wierzchucina.
W kategorii taniec I miejsce uzyskał
zespół Kaszëbskô Rôdzëzna z Lini, II – Lęborskie Słunuszka z Lęborka, III – Remusowe Skrzaty z Popowa.
Przyznano dwa wyróżnienia: za śpiew
– Luzińskim Dzwoneczkom, za taniec – zespołowi ze Szkoły Podstawowej z Ciekocina. W przeglądzie wystąpiło łącznie 207
osób.
Dodatkową atrakcją był występ zespołu Młodzëzna z Banina. Wszyscy
świetnie się bawili. Koncert prowadziła
Anna Miąskowska.
Jadwiga Kirkowska
Zdj. Radosław Kamiński
ŁUBIANA. DZÉŃ DZECKA Z HISTORIĄ
Harcersczé karno Remùsowô Kara
z Łubianë i môlowi part KPZ zòrganizowe-
lë 2 czerwińca Dzéń Dzecka. Ùroczëzna
zaczãła sã òd mszë swiãti i złożeniô kwiatów pòd pòmnikã pòstawionym na wdôr
biôtczi pòd Łubianą, chtërna òdbëła sã 26
maja 1944 rokù z ùdzélã żołniérzów TOW
Gryf Pomorski. Biôtkã òdegrelë harcerze
z Łubianë. Ùczãstnicë imprezë mielë leżnosc przeńc Szlach Biôtczi pòd Łubianą
i Remùsowëch Dołów – òpisónëch w romanie Aleksandra Majkòwsczégò.
Òb czas festinu rozegrónëch bëło wiele kònkùrsów dlô dzecy, midzë jinszima:
biedżi w miechach, quiz wiédzë ò Łubianie i familijné kònkùrencje. Ògniôrze
z OSP w Łubianie przërëchtowelë pòkôz
bòjowëch wòzów, a kòscersczé szandarowie pòkôzelë tresérkã służbòwégò
psa i zòrganizowelë kònkùrs wiédzë
ò bezpiekù. Czas dzecóm i mieszkańcóm
ùfarwniła kaszëbskô kapela z Kòscérznë
i kòncert Pawła Nowaka.
P.K., tłóm. KS
Òdj. Pioter Kwidzyńsczi
CHOJNICE. W STOLICY DIECEZJI
Trasa tegorocznej wycieczki chojnickiego partu ZKP wiodła na Kociewie.
Spełniając życzenie niektórych członków,
postanowiono odwiedzić bazylikę katedralną w Pelplinie. Z grupą chojnickich
Kaszubów spotkał się, jak zawsze serdeczny, biskup Wiesław Śmigiel, z którym
modliliśmy się przy grobie śp. biskupa
Jana Szlagi. Następnie pod opieką przewodnika zwiedzaliśmy katedrę, pogłębiając
swoją wiedzę o zgromadzonych w niej
dziełach sztuki, o historii opactwa cystersów oraz diecezji chełmińskiej i – od 21
lat – pelplińskiej. Skarby sztuki, od romańskich i gotyckich rzeźb po misterne dzieła złotników gdańskich, podziwialiśmy
w muzeum diecezjalnym.
Drugą połowę dnia wypełniła i pouczająca, i rekreacyjna wizyta w ogrodzie dendrologicznym w Wirtach k. Zble-
wa. Wspaniałe arboretum, założone
w 1875 roku, zdumiewa bogactwem gatunków i odmian roślin, rodzimych i egzotycznych, olbrzymich drzew i różnorodnych kwiatów. W tym parku nawet
ludzie mało wrażliwi stają się miłośnikami przyrody.
KO
GDAŃSK. LETNI JARMARK ETNOGRAFICZNY ROZPOCZĘTY
W mieszczącym się w Spichlerzu Opackim w Oliwie Oddziale Etnografii gdańskiego Muzeum Narodowego zainaugurowano 8 czerwca wakacyjne, weekendowe
spotkania ze sztuką ludową. Rozpoczęto
od otwarcia kiermaszu sztuki ludowej i rękodzieła Pomorza oraz ekspozycji poplenerowej rzeźby (figuralne ule kłodowe).
Muzeum zaplanowało na tegoroczne
wakacje m.in. spotkania z kulturą kociew-
POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
ską podczas tzw. Dnia Kociewskiego (25
sierpnia), na którym odbędą się prezentacje
i sprzedaż wyrobów regionalnych. Czeka
nas też prezentacja Kół Gospodyń Wiejskich z Kaszub i Kociewia podczas imprezy
„Plony lata”. Natomiast 15 września Muzeum zorganizuje Dzień Kaszubski, który zakończy letni jarmark w Oliwie. Ponadto do
10 listopada w salach muzealnych trwać
będzie wystawa prac Bogdana Lesińskiego
(1935–2005), tczewskiego malarza nieprofesjonalnego.
Warto śledzić wydarzenia odbywające się w Spichlerzu Opackim w Oliwie.
Niestety strona internetowa gdańskiego
Muzeum Narodowego oraz Oddziału Etnografii jest mało czytelna, dlatego lepiej
zdobyć informacje o wakacyjnych imprezach telefonicznie!
red.
89
KLËKA
ŻUKÒWÒ. GMINA ÒFICJALNO DWAJÃZËKÒWÔ
Òb czas nadzwëkòwi sesji Gardowi Radzëznë w Żukòwie 6 czerwińca
zgódno pòdjãté òstałë trzë ùchwôlënczi
tikającé sã taczich sprôw: ùstalenié
dodôwkòwëch tradicyjnëch pòzwów
môlów w kaszëbsczim jãzëkù, złożenié
prosbë ò wpisanié gminë Żukòwò do registru gminów, w jaczich ùżiwóné są pòzwë
w jãzëkach miészëznów, wëdanié zgòdë
na wprowadzenié w gminie Żukòwò
kaszëbsczégò jãzëka jakno pòmòcniczégò
i złożenié prosbë ò wpisanié gminë
Żukòwò do Ùrzãdowégò Registru Gminów,
w chtërnëch ùżiwóny je pòmòcniczi jãzëk.
Pismiono z wnioskã w ti sprawie òstało
złożoné 11 gromicznika w Ùrzãdze Gminë
w miono partów Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô z Chwaszczëno, Żukòwa
i Banina, chtërne chùdzy pòdjãłë pasowné ùchwôlënczi. Pòdjãté dzejania i ùchwôlënczi dôwają gminie Żukòwò wiele
ùstawòwëch mòżlëwòsców, w tim promòcjã przez pòkôzanié tôflów z pòlskò-kaszëbsczima pòzwama môlów.
T.F., tłóm. KS
CHWASZCZËNO. NÔLEPSZÔ STARNA W SÉCË
W Senace RP 7 czerwińca òdbéł sã
finał kònkùrsu „Sołectw@ w sieci”. Ò titel nôlepszi biôtkòwała sã m.jin. starna
szôłtëstwa Chwaszczëno, jakô dobëła
w wòjewódzczich eliminacjach i nalazła
sã westrzód szesnôsce òglowòpòlsczich
finalistów. Jurorzë òceniwelë przédno
esteticzné i meritoriczné znanczi starnów. W jich karnie bëlë: przédnik Krajewi
Stowôrë Szôłtësów senatór Ireneùsz Niewiarowsczi, przedstôwca Minysterstwa
Administracji i Cyfrizacji, przedstôwca
Związkù Wòjewództw RP, przedstôwca
bùtenrządowëch òrganizacji, co zajimają
sã infòrmacyjną spòlëzną na wsë, przedstôwca òkrãżô reklamòwëch agencjów
i téż przédnô redaktorka pismiona „Gazeta Sołecka” Joana Iwanickô.
Za nôlepszô òstała wëbrónô prawie
starna z Chwaszczëna (www.chwaszczyno.pl). II môl dobëła starna www.wojcieszyce.info (lubùsczé wòjewództwò),
a trzecy – www.mikolajewice.bnx.pl (starna szôłtëstwa z Wiôlgòpòlsczi).
j.b., tłóm. D.M.
Na òdjimkù: Michôł Witt (w westrzódkù)
ùtwórca starnë chwaszczyno.pl. Òdj. Katarzëna
Czerwińskô
PRUSZCZ GDUŃSCZI.„BŁOGÒSŁAWIONY JE CZAS DLÔ KASZËBÓW”
Ksądz, wanożnik, repòrtażista, fòtograf… dr Sławòmir Czalej béł głównym
gòscã zéńdzeniô nôleżników Zrzeszeniégò
w Pruszczu. 12 czerwińca w zalë parafie
pw. sw. M. Kozalë aùtor ksążczi Pomorskie
perły wnetka przez dwie gòdzënë prawił
ò tim, co je nôpiãkniészé ë nôwôżniészé
na Kaszëbach. Miłota do regionu, lëdze, co
swiôdczą ò jegò mòcë ë co sprôwiają, że
najô Tatczëzna mô w sobie walorë trudné
do przecenieniégò.
„Błogòsławiony je czas dlô Kaszëbów!” – z całą mòcą wëpòwiôdôł te słowa Czalej, môlowi ksądz wikary, ùczałi
metafizyk, gazétnik, specjalista òd PR,
absolwent szkòłë robieniô òdjimków
prowadzony przez National Geographic.
Przekònywôł téż, że na Kaszëbach je
wszëtkò, co człowiekòwi je brëkowné
do żëcégò i do zbawieniégò. Òpòwiôdôł
to òb czas òbzéraniégò slajdów z kaszëbsczich mòrsczich pielgrzimków do Pùcka, z pùsti nocë, z białkama na kómbajnach, òdjimków młodëch, stôrëch a niefùlsprawnëch, co mają starã żëc tak, jakbë nieszczescé jich nie spòtkało. Wicy jak
trzëdzesce sztëk lëdzy ni mògło ùwierzëc,
jak wiele cekawégò mòżna nalezc na
najich Kaszëbach, jak mô sã chãc słëchac
ë dobré òkò. Wszëtcë ju żdają na pòsobné
zéndzenié.
A. Gòlińsczi
Òdj. A.G.
BOLSZEWO. NOWA SIEDZIBA DLA BIBLIOTEKI
Znana z wielu inicjatyw kaszubskich
Biblioteka Publiczna Gminy Wejherowo
im. Aleksandra Labudy w Bolszewie uzyskała od Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego dotację na budowę
nowej siedziby – 2 mln zł. Ponad milion
zł dołoży samorząd gminny. Obecnie bi-
90
blioteka mieści się w pomieszczeniach
piwnicznych Samorządowego Gimnazjum im. Jana Pawła II w Bolszewie.
Książnica wydała liczne dzieła swojego patrona, inicjuje obchody jego urodzin. Ostatnio zapoczątkowała cenne coroczne wydarzenie – konkurs czytania
tekstów literatury kaszubskiej Méster
Bëlnégò Czëtaniô. Szefową biblioteki
jest Janina Borchmann, laureatka Skry
Ormuzdowej przyznawanej przez redakcję „Pomeranii”.
sj
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
SËCHIM PÃKÃ ÙSZŁÉ
Tak na òkò
TÓMK FÓPKA
Pón Hilari zôs jamrëje:
„Dze sã pòdza mòje brële?”
W bùksach szukô i w surduce
W prawim bóce, w lewim bóce
Wszëtkò w szafach pòprzewrôcôł
Maklô jupkã, ruchna nocné
A mariczné – skãczi – bùksë!
Chtos mie òkùlôrë ùkrôdł!
Tak bë pewno pisôł jeden z nôlepszich pòlsczich pòétów
Julian Tuwim, czejbë béł Kaszëbą.
Ò òkùlôrach w całoscë wiele sã nie pisze. Je sã prosto nosy.
Ale jak je nosëc, czej jich ni ma? A człowiek nie widzy. I mù
sã to nie widzy, że nie widzy.
Slépcëje. Blészczi sã abò czikrëje. Mrużi òczãta jak wnetkã
toczk jaczi. Za to, czej mù
zdrokù felô, tej jiné czëca mù sã
òstrzą. Lepi czëje. Maklô. Cknie
lepi. Ùszë szpëcëje, jãzëkã
szmakô, pôlcama tikô.
Òkùlôrë gwësno są z ła-cëznë przëjãté, kò „oculos”– to
„òczë”. A ne brële? Chcemë sã
przëzdrzec na zôpôd. Niemcë
gôdają: Jeder sieht durch seine eigene Brille– kòżdi zdrzi przez
swòje gwôsné brële. Pòzwã tej mómë rozgrëzłé.
Chcemë jic dali… A czejbë tak kòżdi mógł widzec przez
òkùlôrë to, co chce? Chcemë jachac do òkùlôrowégò krómù.
(W Kartuzach są Brillowscë, co pò kaszëbskù zachãcywają do
kùpieniô kòl nich… brëlów prawie).
Tej w pasownym krómie kùpiwôsz to, co brëkùjesz. Dlô
białk – snôżobrële. Zdrzą przez nie w zdrzadło i widzą sebie
piãkniészą. I młodszą. I w nowëch ruchnach, co jich niżódnô
jinô białka ni mô.
Dlô tëch, co ni mają dëtków – dëtkòbrële. Przez nie widzysz dwa zera wiãcy na kònce a miészk sã robi dzél pãkatszi.
A chłopi? Jaczé jima je wspòmòżenié pòtrzébné? Mòże
gòłobrële. Jidzesz, zdrzisz a tuwò samé „rosołowé”. Czasã bë
je mùsził wëłączëc. W kòscele chòcle…
W specòkùlôrach szkólny ùzdrzą grzeczné dzecë w łôwkach. Krowa – trôwã. Môłpa – banóna a żôłniérz – kanónã
(gôdajã tuwò ò niedodëtkòwiony pòlsczi armii).
Piãkno pisze Agnészka Òseckô w swòji frantówce ò òkùlôrnikach:
I te de, i te de, i te de…
I tedë jo! Òkùlôrnikã nie je letkò bëc. To mùszi czëszczëc,
bò ropą to zachòdzy. To sã wëczapie. Deszcz na to napadô.
Wiedno mùszi miec cos na wëcercé skłów. I do ùmëcô. (Nôlepszi je Ludwik, co kòżdi statk òmëje).
A jesz to sã pò nosu pùrgô. Spôdają tej taczé na zemiã.
Sã tłëką. Skło z òprawë wëpôdô. Czasã za ùchã cësnie. Nosowi krzept òbcérô. Za òstro tuńcowac ni mòże, bò spadną.
W kùszkanim przeszkôdzô – w całoscë, jak òbòje noszą.
Mòże sobie wsadzëc skła kòntaktowé. Prosto – taką
pléwkã na òkò. Kąsk szczipie. Òkò czerwienieje. Jak jaczi òpi,
òszi abò wieszczi wëzdrzisz. Ale zdrzisz i widzysz. I głową
mòżesz na bòczi òstro rëchac.
Gôdają, że Kaszëbi bez tidzéń pò ùrodzenim są czësto
slepi, ale czej ju òczë òtemkną,
tej kòżdégò bòségò Antka
przez sétmëcôlowi dél òbôczą.
Mëszlã, że nié leno bòségò, ale
i òbùtégò… Hmm, mòże tej
prôwdzëwi Kaszëbi brëlów
nie ùżiwają? Równak, czej
ju nakôże noszenié takcos
doktór òd òczów, je mùsz jic
do òptika. I nie je to nen z góralsczégò szpòrtu ò piãc bracynach:
– Wiele waji je bracynów i co robita?
– Piãc sztëk. Chëczë bùdëjemë. Szterzëch je cesloma a jeden òptik.
– Òptik?
– Jo. Ceslowie z bôlów stôwiają chëcz, a òptik jã mechã
òbtikô…
Pòdobno w brëlach sedzy taczé stwòrzenié – dioptria.
Nicht te nie widzôł i pewno temù je nót òkùlôrë nosëc. Na dôl
i na bliżą, bò te dioptrie są różné. Tak na òkò. I na chłopsczi
rozëm.
Òptik zabédëje całą régã pasownëch òprôwków. Grëbszich a zmiartëch. Z drótu a z plastikù. Czôrnëch a biôłëch.
Różewëch. Dlô białk i dlô chłopów. Dlô tëch, co nie wiedzą
kògùm są, téż. Òkùlôrë pòmògą zachòwac pòwôgã przë słëchanim szpetnëch mòwów a smiésznëch gôdków. Pòstarzą,
jak chto je za młodi. Òdmłodzą, czej chto… lubi młodze…
Człowiek w òkùlôrach wëzdrzi na mądrzészégò. Zarô lepi
prawi. Czasã brële wsôdzô i zesôdzô, jakbë klukã na jaje insztalowôł. Czasã miãgòli je w rãkach. Czasã przëgrizô…
Mòże miec pôrã zortów òkùlôrów na jeden nos.
Na czëtanié – jiné. Na w dôl wzeranié – jiné. Na słuńce
– jiné. Do płiwaniô – téż jiné. Do spaniô? Do spaniô mùszi
je scygnąc. Dac knérze òdpòcząc a òczoma. Leno dobrze je
zapamiãtac, dze sã je òdłożi, bò pózni, renuchno, przëbôcziwô sã nen wiersz ò Hilarim…
A czejbë tak kòżdi
mógł widzec
przez òkùlôrë to,
co chce?
(...) wiosną jakiś okularnik,
skradnie swej okularnicy pocałunek.
Wtem okular zajdzie mgłą,
przemarznięte dłonie drżą (…)
POMERANIA LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
91
Z BÙTNA
Pëlckòwskô malëna
RÓMK DRZÉŻDŻÓNK
Sedzôł jem so na łôwce przed mòją malinką chatinką a
– Bò pòtrôwnica ni mòże rosc w ògrodze, leno w lese!
òblizëjąc sã, pòdzérôł jem teskno na zôgónk, dze dozdrzeliwałë – krziknął lesny.
mòje pòtrôwnice.
– Hòla, hòla, wa mackòwie. Wa jesta dwaji pòmilony.
– Dozdrzeliwôjta, dozdrzeliwôjta, chùtczi, chùtczi – za- Przecã to je malëna.
klinôł jem je ùczëtą dzes mantrą. – Chùtczi, chùtczi, dozdrze– Jakô malëna? Pòtrôwnica!
liwôjta, dozdrzeliwôjta... Cëczer dożdac sã ni mòże, smiotana
– Matizer noga! To je truskawka!
za wama żdaje. Dozdrzeliwôjta, dozdrzeliwôjta…
– Nié! Malëna!
Wtim ùczuł jem lesnégò:
Żebë nié stôrô Truda, më bë trzeji mielë sã zabité. Nie wie– Do roscënów të gôdôsz? Z tobą to cë je ale lëchò.
dzec czedë a skąd, Truda stanãła midzë nama a zawrzeszcza:
– Sztël bądze, sadnij a pòw– Stôri a głupi! Jesta wa
tôrzôj: dozdrzeliwôjta, dozdrzeczësto òbarchniałi?! Cëż wa
Na pôłnim Pëlckòwa tak rikôta?
liwôjta, chùtczi, chùtczi.
Lesny skrzëwił mùniã, ale
– Fejn, że wë jesce, Trudkò
pòzéwają to truskawka. – rzekł
sôdł.
jem spòkójno. – Wë
– Do czegò të pòwiôdôsz?
Na nordze gôdają môce ju swòje lata…
Do nëch gùrków?
Jô cë dóm swòje lata! Jak
pòtrôwnica. Zôs na jô cë– zarôzka
Pòkrãcył jem przék głową.
jednégò pãknã,
– Do nëch truskawków?
westrzódkù to je të…
– Nié!
– Jô chcôł rzec, że wë môce
malëna. żëcowé
– Do pùrtka jaczégò, tej do
doswiôdczenié… Rzeczegò?! – znerwòwôł sã lesny.
czëce nama, jakùż zwie sã na
– Do mòjich pòtrôwniców!
roscëna, co tuwò na tim zôgónkù rosce.
– Jaczich pòtrôwniców?
Truda tak sã przezdrza, chwaca jeden fejn czerwòny brzôd,
Wstôł jem z łôwczi, pòdeszedł krócy zôgónka a pòkôzôł mù òszmaka a rzekła:
swòje pòtrôwnice.
– Na pôłnim Pëlckòwa pòzéwają to truskawka. Na nordze
– Hewò, nëch, co tuwò, na tim zôgónkù roscą!
gôdają pòtrôwnica. Zôs na westrzódkù to je malëna. Le tak
– Tec to są truskawczi!
pò prôwdze, prawie ną, co të tuwò môsz, bë miôł ùrzãdowò
– Sóm jes truskawka. To są pòtrôwnice.
pòzwac pëlckòwską malëną… jakô 27 lëstopadnika 2009 rokù
– Pòtrôwnice roscą w lese. Dwadzesce lat z grëpą jô jem òsta zarejestrowónô Rozpòrządzenim Eùropejsczi Kòmisje pòd
lesny a sã na tim znajã jak nicht! Pòtrôwnica, w łacëznie Fra- numrã 1155/2009…
garia vesca, rosce w lese, mackù jeden të!
Më stanãlë czësto baf.
– Ale dze! Pòtrôwnica rosce tuwò, kòl mie w ògrodze! Môsz
– Skądkaż wë to, Trudkò, wiéce?
të krótczi wid!?
– Kò móm smartfóna z internetã. Zdrzijta, tuwò le mùszi
Wtim na pòdwòrzé wparził brifka.
wcësnąc ną knąpã, wpisac słowò, jesz rôz knąpsnąc, a wùja
– Cëż wa dwaji sã sztridëjeta? Waju je czëc jaż kòl stôri Gógel wszëtkò wama pòwié – Trudka zerwa jesz jeden brzôd,
Trudë.
pòłkła bez grëzeniô (kò gëbisë zabëła) a pòmôgającë so Gógle
Nazôd sôdł jem na łôwkã, halôł lëftu a rzekł:
Maps, szła na szragò dodóm.
– Nen lesny je czësto… Jô tuwò mù pòkazëjã pòtrôwnicã,
a òn mie gôdô, że to je truskawka.
WWW.KASZUBI.PL
92
OFICJALNY PORTAL ZKP
POMERANIA LIPIEC–SIERPIEŃ 2013
EDUKACYJNY DODÔWK DO „PÒMERANII”, NR 6 (68), LËPIŃC–ZÉLNIK 2013
Janusz Mamelsczi
WDÔRË Z ÙSZŁËCH LAT
Zéńdzenié piąté:
z Janã Trepczikã
– Szimkù, wiész të co? Baro mie sã widzało kòl Aleksandra Labùdë – rzekła Mónika.
– Jo, mie téż. Temù w pòstãpną rézã më sã wëbierzemë
do jegò wiôldżégò drëcha, Jana Trepczika.
– Bãdze to długô réza, co?
– Nié, më pòjedzemë do Wejrowa. Tam pò wòjnie
zamieszkôł Trepczik, jak òn przëjachôł nazôd z wòjska
Andersa. Przedtim òn béł w Belgijsczi i we Włosczi, dze zajimôł sã
kòniama jakno żôłnérz w Wehrmahce.
– Wejle, we Wehrmahce, jak
Labùda – zawòła Mónika.
– Òni mają wiele wiãcy pòspólnégò. Trepczik béł sã ùrodzył
w Strëszi Bùdze, kòl Mirochòwa.
Do szkòłë, jak Labùda, chòdzył do
Mirochòwa. Pózni, jak Labùda,
chòdzył do Kòscérznë, do
seminarium dlô szkólnëch i tam
razã z Labùdą zetkł sã z Léónã
Hejką. A pózni Trepczik, tak jak
Labùda, òstôł szkólnym. Nôprzód
òn robił w Kartuzach, pózni w Miszewie.
– Pò prôwdze, baro wiele jich
parłãczi.
– A to jesz nie je wszëtkò.
Trepczik razã z Labùdą zakłôdôł
Regionalné Zrzeszenié Kaszëbów
w Kartuzach. Béł tam sekretérą. Razã z Labùdą zachôdôł
téż do Aleksandra Majkòwsczégò. Baro wiele pisôł do
rozmajitëch gazétów: do „Chëczë Kaszëbsczi”, „Grifa
Kaszëbsczégò” i „Zrzeszë Kaszëbsczi”. Òn tam pisôł
wiérztë, pòwiôstczi i rozmajité artikle. A pózni za swòje
Wëdanié ùdëtkòwioné przez
WËDANIÉ
ÙDËTKÒWIONÉi PRZEZ
Minystra
Administracji
Cyfrizacji
MINYSTRA ADMINISTRACJI I CYFRIZACJI
dzejanié dlô kaszëbiznë w 1934 rokù òstôł zesłóny do
Wiôlgòpòlsczi i tam mùszôł robic jaż do wòjnë.
– Jesz përznã a jô pòmëszlã, że Trepczik to je drëdżi
Labùda – rzekła Mónika.
– Nié, nié, wnetka sã dokònôsz, że to są czësto jiny
lëdze. We wiele sprawach òni sã jinaczą. Kò tej chcemë
le jachac.
Za niedłudżi czas òni ju bëlë we
Wejrowie i szlë sztrasą Dobëcô,
dze terô mieszkôł Trepczik. Nim
doszlë do dwiérzi dosc nowégò
bùdinkù, òni ùczëlë głosné
spiéwanié:
Zemia Rodnô,
pëszny kaszëbsczi kraju,
òd Gduńska tu,
jaż do Roztoczi bróm!
– Jo, jo, jô cë gôdôł, że Trepczik
jesz ce zadzëwùje – rzekł Szimón
do Móniczi, czej ta sã na niegò
znacząco przëzdrza. – A mùzyka
ù niegò doma je we wiôldżim
ùwôżanim.
– Czó! Òn nie spiéwie sóm.
– Nié, colemało òn spiéwie ze
swòją drëgą białką, ji córką i ji
chłopã. A przë tim jesz graje na
skrzëpicach abò na klawérze.
Òni mùszelë dosc długò klepac i zwònic do dwiérzi,
nim rozspiéwóné towarzëstwò jich ùczëło. Na òstatkù
òdemkła jim dwiérze paserzbica Trepczika, Zofiô.
– Ach, wëbaczta nama, më tu grelë i spiéwelë tak
głosno, że nic nie bëło czëc. Pòjta, pòjta dali!
NAJÔ ÙCZBA, NUMER 6 (68), DODÔWK DO „PÒMERANII”
I
WDÔRË Z ÙSZŁËCH LAT
– Lëchô to kòkòsz, co dobrze nie kôrkô. Dobrze, że szkólny
òd mùzyczi lubi spiewac – zasmiôł sã Szimk.
Òni wlezlë bënë, a przez niedomkniãté dwiérze Mónika
ùzdrza chłopa sedzącégò przë klawérze. Òna zarô szepnã
do Zofie:
– Jenë, waju òjc je nawetka përznã pòdobny do Labùdë.
Gãsté włosë zaczosóné do górë i do tëłu, dosc cenczi na
gãbie, a nad lëpama nié za wiôldżi wąs. Lica dosc wiesołé,
a w òczach rozëmnota i wiôlgô chãc do dzejaniô.
– Jo, leno to nie je mój òjc, a òjczim – òdrzekła Zosza.
– Tej Trepczik ni mô swòjich dzecy?
– Mô z pierszą białką, co je ùmarłô w 1951 rokù. Z Anielą
òn mô szesc dzecy: Bògùsławã, Mirosławã, Damrokã,
Sławã, Swiãtopôłka i nieżëjącégò Mestwina.
Timczasã Trepczik béł sã pòdniósł òd klawéra i zaprosył
gòscy do stołu:
– Sadnijta so tu, a më wama zaspiéwómë jesz jednã
piesniã.
Za sztót rozlégł sã znôwù wspaniałi spiéw:
Hej! mòrze, mòrze – lubòtné mòrze,
dze twòje grańce, dze twój kùńc?
Melodiô bëła statecznô jak wiôlgòsc mòrza i kòlibiącô jak
mòrsczé wałë. Mónika i Szimk czëlë sã, jakbë stojelë na
wësoczim sztrądze i wzérelë na piãkny Bôłt.
– Piãkno, baro piãkno – wòła Mónika, jak òni skùńczëlë,
i razã z Szimkã głosno jima kôska.
– Bóg zapłac wiele razy – òdrzekł Trepczik. – Piesniô je
piãknô, bò przedstôwiô snôżotã Kaszëb. Tak pò prôwdze
całi snôżotë Kaszëb nie òddô żódnô piesniô ani żódnô
wiérzta, ale trzeba próbòwac i robic to chòc w jaczims
dzélu. To jô zrozmiôł, jak jô béł dalek òd Kaszëb, we
Wiôlgòpòlsce. Kaszëbie gwësno nôlepi w òjczëznie. Tam
mie bëło tak pùsto za mòją tatczëzną, że jô wëdôł pierszi
zbiérk piesniów. I tak to sã zaczãło. A terô tëch zbiérków
zebrało sã wiãcy.
– To mie je dosc dzywno, że Wë tak sã zajimôce spiéwanim.
Wë doch ni môce żódny mùzyczny szkòłë dërch – rzekła
Mónika.
– Widzysz dzeckò. Jô móm mùzykã w swòjim sercu, tak
jak Kaszëbë. Jô do te nie brëkùjã ekstra szkòłów. To je
całé mòje żëcé: spiéwanié, ùkłôdanié melodiów i tekstów,
zakłôdanié chórów i spiéwającëch karnów, naùczanié
mùzyczi w szkòle, òrganizowanié festiwalów. Wszëtkò ù
mie sã krący wkół mùzyczi i Kaszëb.
– Przez wiele lat Wë bëlë szkólnym. A czegò Wë jesz ùczëlë?
– Jo, tak to bëło. Òkróm mùzyczi jô jesz ùcził plasticzi,
geògrafii i matematiczi. A terô trzënôsce lat jô ju jem na
emeriturze.
– Terô Wë mòżece so òdpòcząc – rzekła Mónika.
II
NAJÔ ÙCZBA, NUMER 6 (68), DODÔWK DO „PÒMERANII”
– Ale dzeż tam! Jô ni móm czasu na òdpòczink. Jô
wszëtczim gôdóm, pòjmë wprzódk z kaszëbizną, i sóm
dôwóm przikłôd, jak to robic. Mój òjc mie rzekł: Nikòmù
nie kładz na grzbiet miecha, co bës gò sóm nie chcôł
dwigac. Terô jô rëchtujã kaszëbsczi słowôrz. Mëszlã, że
taczi je baro pòtrzébny. Noczasnô kaszëbizna brëkùje
jesz wiele nowëch słów, wiele niemiecczich je trzeba
zastąpic naszima, kaszëbsczima. Wiele taczich słów móm
nalazłé, wiele wëmëszloné. Wôżné je téż, żebë sã dogadac
z pisënkã i żebë wszëtcë Kaszëbi piselë tak samò. Dopiérkù
jesz nie wiém, chto ten słowôrz wëdô, kò mëszlã, że chtos
taczi sã w kùńcu naléze.
– A co z wajima piesniama? Wë môce ò nich zabôczoné?
– Nié, nigdë na swiece, nié. Plech niemówny i kòt niełówny
niewiele wôrcy. W òstatnëch latach w kùńcu zaczãlë je
wëdawac. Dłudżi czas pò wòjnie béł z tim jiwer. A jesz na
nas wiedno wadzëlë i straszné pòmòwë roznosëlë. Przed
wòjną nie bëło wiele lepi. Kò cëż, ni ma so co do głowë
brac. Tec wilk sã nie bòji baraniégò blekù. Na szczescé òd
pôrã lat to sã zmieniło. W 1970 wëszedł zbiérk wiérztów
Mòja stegna, w 1974 spiéwnik Rodnô zemia, a w 1978
Mòja chëcz. W 1975 wiérztë dlô nômłodszich Ùkłôdk dlô
dzôtk, w 1977 zbiérk 80 wiérztów Òdecknienié. Na òstatkù
latos wëszedł spiéwnik Lecë chòrankò z bez 80 piesniama.
Jak widzyta, je tegò dosc wiele. Na jiné dzejanié jô ju jem
za stôri, kò na mùzykã jesz nié.
– Na jaczé dzejanié Wë jesce za stôri? – spitôł Szimk.
– Mój Të Panie! Na jaczé dzejanié jô jem za stôri! Kò pò
wòjnie më tu we Wejrowie òstro rëszëlë z kaszëbizną do
przódkù. Nôprzód gazétë: „Zrzesz Kaszëbskô”, „Echo Ziemi
Wejherowskiej”, a jak më założëlë Kaszëbsczé Zrzeszenié, tej
jô pisôł w „Kaszëbach”, a tej w cządnikù „Pomerania”. A do
te jesz dochôdało dzejanié jakno przédnik wejrowsczégò
partu. W wòlnym czasu jô jezdzył pò Kaszëbach i zbiérôł
dokazë kaszëbsczi kùlturë, a téż sztudérowôł kaszëbską
mòwã. Pózni ùdało sã nama założëc Mùzeùm Pismieniznë
i Mùzyczi Kaszëbskò-Pòmòrsczi. Taczé to bëło dzejanié!
A terô jô ju jem przë latach, chòcô jesz wiedno tëlé je do
zrobieniô.
– Në jo, terô më ju mùszimë sã zbierac dodóm – rzekł
Szimk.
– Pòczekôjta jesz, zaspiéwiemë cos razã na kùńc. Mòże
to, jô baro lubiã tã piesniã, mòże jã znajeta. Òna sã przëjã
w Swiónowie, w mòji rodzynny parafii, i tam jã terô czãsto
spiéwają.
Tim razã Trepczik chwëcył skrzëpczi i za chwilã òni wszëtcë
spiéwelë:
Kaszëbskô Królewô! Bòżi, snôżi kwiat!
Panëjesz ju nama hewò òd stalat...
ÙCZNIOWIE STARSZICH KLASÓW SPÒDLECZNY SZKÒŁË
Ludmiła Gòłąbk
Czemù Kaszëbi mają w herbie grifa?
Szkólny wëmieniwô rozmajité pòzwë zwierzãtów, dzecë mają za zadanié wczëc sã i zachòwëwac abò wëdawac
pògłosë tak, jak te zwierzãta.
2. Gôdka ò sprawach sparłãczonëch z tekstã. Szkólny pòdôwô
słowa-klucze: Pón Bóg, narada, królowie, ksążãta, céchë, grif.
Dzecë na spòdlim nich próbùją pòwiedzec, ò czim bãdze tekst.
3. Pòwiôstka czëtónô przez szkólnégò, ùczniowie ùwôżno
słëchają i sprôwdzają, kùli ze zdarzeniów ùdało jim sã przewidzec na spòdlim słów-kluczów.
Czemù Kaszëbi mają w herbie grifa?
Céle ùczbë
Ùczéń:
• czëtô i rozmieje kaszëbsczi tekst,
• òdpòwiôdô na pëtania na spòdlim tekstu,
• zabiérô głos w kôrbiónce, wëpòwiôdô swòje zdanié,
• òpòwiôdô ò sprawach wënalazłëch w zdrojach wiédzë,
• graje rolã przëszëkòwóną na spòdlim tekstu,
• dofùlowiwô zestôwczi,
• wëkazëje sã òglową wiédzą z dzysdniowego żëcégò
Eùropë,
• rozmieje sa pòsłużëc geògrafną kartą,
• znaje wëzdrzatk céchù Kaszëb.
Metodë robòtë
•
•
•
•
robòta z tekstã, internetã
kôrbiónka
cwiczënczi w karnach
drama
Didakticzné pòmòce
•
Tekst pòwiôstczi dlô kòżdégò ùcznia, zestôwk z pòzwama
mònarchiów dlô kòżdégò ùcznia, plansza ze zwrotama
z cwiczënku 7, przistãp do internetu, słowarze, céchùnk
grifa dlô kòżdégò ùcznia
Dôwno, dôwno temù Pón Bóg zwòłôł na naradã wszëtczich
królów, ksążãta i włodarzów z wszelejaczich kańtów swiata.
„Waji je wiele – rzekł Pón – ale kòżdi nôród je jinszi i czim
jinym sã w dzejach swiata òdznacził. Temù dzysô jô chcã
waji nôdgrodzëc i dac znanczi na wdôr tegò, że wa jesta
bëlnyma mòjima słëgama”.
I tak kôzôł Bóg wëżłobic królom, ksążãtóm i włodarzóm
miastów na jich tarczach przënôlégającé jim céchë. Jednëch
òdznacził jaką roscëną, jinszich jaczim zwierzãcã abò jaką
rzeczą. Włodarzowi Kòscérznë dôł Bóg w céchù miedwiedza
i rzekł: „Wa dôwôta mie co rok słodczi miód! Môta tej
miedwiedza”. Włodarzowi Gdini rzekł: „Wa dôwôta mie
i lëdzom w Pòlsce rëbë, niech bãdą wają znanką”. I wëżłobił
jim dwie rëbë. Czej przëszedł król Pòlsczi, Bóg rzekł: „Të jes
baro mądri i môsz wiele szëkù. Cebie nicht nie dobãdze, bò
të jes jak òrzéł – wòlny ptôch”. I wëżłobił królowi pòlsczémù
òrzła z rozcygnionyma skrzidłama. Czej przëszedł ksążã
kaszëbsczi Swiãtopôłk, Bóg namëslił sã i rzekł: „A co të bë
chcôł miec? Wa, Kaszëbi, jesta sparłãczony z Pòlską. Tej
mòże dostónieta téż òrzła – ale Pòlskô mô biôłégò, a wa
mdzeta mia czôrnégò”. „Panie Bòże! – rzekł Swiãtopôłk
– chòc më, Kaszëbi, sercã jesmë z Pòlską, to mómë nad
mòrzã swòjã zemiã i brónimë naszégò mòrza jak lwë!”.
„Môsz prôwdã, ksążã. Za tã dzyrskòsc wajim znakã niech
bãdze Grif – pół-lew, a pół-òrzeł”.
Tak hewò Kaszëbi mają swój céch – czôrnégò grifa na żôłtim
pòspòdlim.
Cyg ùczbë
4. Ùczniowie òpòwiôdają pò polskù, co przed sztótã ùczëlë. Robią to pò pòlskù – bò tak szkólny sprôwdzô, czë zrozmielë tekst.
1. Jigra na zaczątk: „Abrakadabra… Rôz dwa trzë, miedwiedzã
jes terô të!, Abrakadabra… Rôz dwa trzë, môłą mëszką / môłpą / òrzłã / kòniã / lwã / kòtã/ psã itp. jes terô të!”
5. Na spodlim pierszégò akapitu ùczniowie wëpisywają jistniczi nazéwającé lëdzy zawòłónëch przez Bòga na naradã
(królowie, ksążãta, włodarze).
Wëdanié ùdëtkòwioné przez
Minystra Administracji i Cyfrizacji
NAJÔ ÙCZBA, NUMER 6 (68), DODÔWK DO „PÒMERANII” III
ÙCZNIOWIE STARSZICH KLASÓW SPÒDLECZNY SZKÒŁË
- Szkólny przedstôwiô zestôwk, w chtërnym stoji ò tim,
gdze w dzysdniowi Eùropie są jesz mònarchie.
Królestwa
(pòlskô pòzwa)
Królestwa
(kaszëbskô pòzwa)
Ksãstwa
(pòlskô pòzwa)
Ksãstwa
(kaszëbskô pòzwa)
Anielskô
Andora
Belgijskô
Lëchtensztejn
Dëńskô
Luksembùrg
Hòlandzkô
Mònakò
Norwéskô
c
z
s
e
r
ù
K erie
f
Szpańskô
Szwédzkô
- Ùczniowie dopisywają pòlsczé pòzwë w zestôwkù i szukają
na karce Eùropë tëch môlów.
- Przë ùżëcym internetowi stronë sprôwdzają, jaczé fanë
mô kòżdô z mònarchiów i szukają ti nôbarżi juwerny
z pòlską faną. Òpòwiôdają téż ò tim, czim ta fana jinaczi sã
òd pòlsczi.
6. Na spòdlim drëdżégò akapitu ùczniowie robią zestawienié.
- Szukają pòzwë tëch, co przëszlë do Bòga, i wëpisywają
w zesziwkù (włodôrz Kòscérznë, włodôrz Gdini, król Pòlsczi,
ksążã Swiãtopôłk).
- W teksce pòwiôstczi ùczniowie pòdczorchiwają słowa,
jaczé Bóg gôdôł do kòżdégò z włodarzów. Na jich spòdlim
ùstaliwają, co Stwórca dôł kòżdémù z nich w céchù i ùmôlniwają to przë zapisóny rëchli pòzwie włodarza.
7. Ùczniowie szëkùją sã do òdegraniô dramë. Szkólny dzeli jich na sztërë karna, w kòżdim są osobë przëchôdającé
do Bòga i rozprôwiającé z nim ò darënkach. Nôleżi rëchli
przëpòmnąc wskôzë dobrégo wëchòwaniô, wspòmnąc
ò òbrzészkù dzãkòwaniô, a téż wprowadzëc zwrotë z fòrmą
„Wë” (mòże bëc pòdónô na planszë).
Baro Wóm dzãkùjã. Jaczi Wë jesce, Bòże, dobri! Jem
szczestlëwi, że Jesce chcelë mie òbdarowac. Baro mie sã
Waji darënk widzy.
8. Ùczniowie szukają w teksce wszëtczich wëjimków, z jaczich mòże dokònac òpisënkù grifa, i gôdają, jak nen céch
wëzdrzi. Przë leżnoscë wëjasniwają téż, czemù grif (wedle
słów pòwiôstczi) mô w se cos z òrzła, a cos z lwa.
9. Plasticznô prôca (zaczãtô na ùczbie i do dokùńczeniô
doma) – ùczniowie mają za zadanié pòfarwic abò wëklejic
céchùnk grifa mùrgloną bibùłą.
IV
NAJÔ ÙCZBA, NUMER 6 (68), DODÔWK DO „PÒMERANII”
ZI?
SÃ NE MALËNC
CZIM JINACZĄ SÃC ZNANKÓW.
NALÉZË DZE
ROZEGRACJE
ce
e
Ą:
RUKCJ
T
S
N
I
NO Z
ZGÓD na żôłto
K
N
Ë
L
–
A
WIJ M ńce, szorm na mòdro ono
–
PÒFAR
el
słu
a
– na z
, wòd
blónë wãbòruszk zerwòno
ka,
na c
żeglówsczi, bala – – na bruno iôło.
b
k
bù
, deka
wi na
latawc eńtów òsta
elem
resztã
JACZÉ P
R
ZËSŁOW
GÒDE
IÉ SÃ SK
RËŁO W
REBÙSU
ŁP
?
KÒ
E=É
K
LISZK
TOR
BA
AÙ
Wëdanié ùdëtkòwioné przez
Minystra Administracji i Cyfrizacji
NAJÔ ÙCZBA, NUMER 6 (68), DODÔWK DO „PÒMERANII”
V
ÙCZNIOWIE GIMNAZJUM
Lucyna Reiter-Szczigeł Projektowò o stolëmach
(prôca na trzë ùczbë)
Céle ùczbë
Ùczéń:
• czëtô ze zrozmienim kaszëbsczé tekstë,
• szukô wiadłów w dërżéniowëch tekstach,
• zabiérô głos w kôrbiónce, wëpòwiôdô swòje zdanié,
• rozmieje sã pòsłużëc mediama do wëkònaniô nadóny
robòtë,
• graje role przëszëkòwóné na spòdlim tekstu,
• rozmieje dokònac transfòrmacji tekstu pisónégò na
jiné ôrtë tekstów kùlturë,
• wëkazëje sã òglową wiédzą na tematë sparłãczoné
z kùlturą Kaszëb,
• rozmieje pòsłużëc sã słowarzama,
• rozmieje dokònac przekładu tekstu.
Metodë robòtë
•
•
•
•
•
•
robòta z rozmajitima ôrtama tekstów
prôca ze słowarzama
prôca w karnach
òdgrëwanié rolów
robòta z internetã
kôrbiónka
Didakticzné pòmòce
•
•
•
•
•
VI
tekstë legeńdów ò stolëmach (W stolëmòwi krôjnie,
Òstatnô bitwa stolëmów, w: Zaklęta Stegna, Gdańsk
1985)
słowôrz lëteracczich terminów
Bedeker kaszubski R. Òstrowsczi i I. Trojanowsczi
(zéwiszcze stolëmy)
internetowô starna Klubù Sztudérów Pomorania:
www.pomorania.pl
hasło stolem ze słowarza B. Sëchtë (B. Sychta, Słownik
gwar kaszubskich na tle kultury ludowej, t. V, Wrocław
– Warszawa – Kraków – Gdańsk 1972, s. 165)
NAJÔ ÙCZBA, NUMER 6 (68), DODÔWK DO „PÒMERANII”
Cyg ùczbë
1. GÒDZËNA
Ò stolëmach na spòdlim legeńdów
1. Szkólny kôrbi z ùczniama ò tim, co to je legeńda.
Szkòłownicë szukają hasła w słowarzu lëteracczich terminów. Przekłôdają definicjã na kaszëbsczi przë ùżëcym słowarzów, zapisëją pòspólno tekst na tôflë, przëbôcziwają
ÙCZNIOWIE GIMNAZJUM
przë leżnoscë ùstalenia tikającé sã gramaticzi i òrtografii
zapisywónégò tekstu.
4. Na zakùńczenié ti ùczbë ùczniowie òpòwiôdają ò wszëtczim, czegò sã dowiedzelë ò stolëmach.
2. Wszëtcë przëstãpiwają do robòtë nad przëszëkòwónyma
rëchli tekstama. Czile ùczniów zapòznało sã doma z rozdónyma przez szkólnégò tekstama i rozmieje je czëtac. Przedstôwiają je terôzka pòòstałim drëchóm (głosno czëtają).
3. GÒDZËNA
3. Ùczniowie pòdzelony na karna, w chtërnëch są ti, co
czëtelë dokazë, szëkùją prezentacje swòjich dzejaniów (cygną kawle, na jaczich są wëpisóné fòrmë przëszëkòwaniô
prezentacji: plan zdarzeniów, scygnienié tekstu, słowa-klucze). Pò skùńczenim robòtë wëbróny przedstôwca kòżdégò
karna prezentëje robòtã.
4. Na spòdlim tekstów ùczniowie òpisëją wëzdrzatk stolëmów.
5. Wszëtcë razã wëcygają swiądë na témã tegò, ò czim prawiłë ze sobą stolëmë i co bëło przëczënama jich sztridów.
Zapisanié notatczi z tegò dzejaniô (razã na tôblëcë, pózni
do zesziwków).
Ò stolëmach jinaczi
Na tim zajãcym ùczniowie w karnach szëkùją òpracowanié
wëbróny legeńdë ò stolëmach. (Wëbiér fòrmë z pòdónëch
niżi – przez cygnienié kawlów; tekst legeńdë wëbiérają
sami).
1. Legeńda o stolëmach – jakno rimòwónô wiérzta
2. Legeńda o stolëmach – scenarnik widzawiszcza
3. Legeńda o stolëmach – scenarnik kabaretowégò
przedstôwkù
4. Legeńda o stolëmach – kòmiks dlô młodzëznë
Pò zakùńczenim robòtë prezentëją ji wińdzënë. Jeżlë zafelô
na to czasu, robią to na postãpny ùczbie.
6. Szkólny prowadzy z ùczniama gôdkã ò tim, jakô je legeńdowô dejô pòchôdaniô wielnëch kamów na Kaszëbach.
(Mùszi też tuwò sã pòjawic wëjasnienié ò robòce lodnika, co te kamë przëniósł. Żelë je na to czas, mòże nalezc
w internece wiadła ò nôwikszich na Kaszëbach kamach abò
zlécëc tã robotã ùcznióm jakno domôcé zajãcé).
2. GÒDZËNA
(òdbiwô sã w kòmpùtrowi salë, gdze je przistãp do internetu)
Dzysdniowé fąksnérowanié terminu stolëm
1. Gôdka ò mòtiwie stolëmów w kaszëbsczi kùlturze na
spòdlim hasła z bedekera R. Òstrowsczi i I. Trojanowsczi
(pòdzél wiadłów na prôwdojuwerné i fantastné).
2. Ùczniowie zapòznôwają sã z internetową starną
Pòmòranie, na chtërny je zakładka Medal Stolema. Czëtają
ùmôlnioné tam infòrmacje.
- Ùczniowie piszą notatkã ò przëznôwanim nôdgrodë Medal Stolema. (Chto może jã dostac, za co, jak czãsto odbiwô
sã wrãcziwanié, òd czedë sã jã rozdôwô, chto jã przëznôwô,
wiele laùreatów tegò medalu bëło do dzysdnia).
3. Na spòdlim zéwiszcza stolem ze słowarza B. Sëchtë
ùczniowie wëpisywają zwrotë, wërażenia, frazeòlogizmë
i rzeczónczi sparłãczoné z tim słowã.
Wëdanié ùdëtkòwioné przez
Minystra Administracji i Cyfrizacji
NAJÔ ÙCZBA, NUMER 6 (68), DODÔWK DO „PÒMERANII” VII
GRAMATIKA
Hana Makùrôt
Słowòbùdowizna jistników. Jistniczi òdjistnikòwé
Dzél 3. Deriwatë prefiksalné
Hewòtny articzel je kòntinuacją pòprzédnëch tekstów
pòswiãconëch słowòbùdowiznie jistników mòtiwòwónëch
przez jiné jistniczi. W slédnëch artiklach òstałë òpisóné
taczé kategòrie, jak: białogłowsczé pòzwë, deminutiwné pòzwë, aùgmentatiwné pòzwë i pòzwë niedozdrzeniałëch jistotów. W tim numrze òstóną przedstawioné
jistniczi òdjistnikòwé ùtwòrzoné za pòmòcą prefiksów.
Òsoblëwò dóny mdze tuwò bôczënk na fòrmacje, jaczich
znaczënk w ùprocëmnienim do słowòbùdowiznowégò
spòdla bãdze sã jinacził z pòzdrzatkù na pòdrzãdnosc,
nadrzãdnosc zjawiszcza, wiôlgòsc przewëższającą normã,
dodôwkòwosc rzeczë, zjawiszcza czë znanczi, procëmnosc
abò pierwòsznosc rzeczë, zjawiszcza czë znanczi.
Kaszëbsczé fòrmacje prefiksalné mògą bëc twòrzoné
za pòmòcą domôcëch fòrmantów (np. procëm-, pòd-),
nié wiedno, chòc czãsto znónëch téż jinym słowiańsczim
mòwóm, abò téż rzadzy cëzëch fòrmantów, colemało internacjonalnëch (np. arcë-, anti-).
Znaczenié pòdrzãdnoscë je w kaszëbiznie wërôżóné znónym całi Słowianiznie, chòc w kaszëbsczim jãzëkù
fòneticzno zaadaptowónym, prefiksã pòd-, np. pòdkòmisjô,
pòdkòmitet, pòdòddzél. Nadrzãdnosc w kaszëbsczim jãzëkù
colemało je wskazywónô internacjonalnym, przëjãtim
przez kaszëbiznã za pòstrzédzëzną pòlaszëznë i zaadaptowónym fòneticzno, prefiksã arcë-, np. arcëksyżëc, arcëksyżëzna (deriwatë te fùnkcjonëją alternatiwno ze zesadzeniama: wiôlgòksyżëc, wiôlgòksyżëzna), arcëkapłanizna,
arcëbiskùp, abò domôcym (tipicznym téż dlô całi Słowianiznë, chòc nié wiedno pòkazywającym sã w jinëch jãzëkach
w jistnëch fùnkcjach) prefiksã nad-, np. nadinspektor.
Prefiks nad- mô téż w kaszëbsczim jãzëkù jiné znaczënczi,
m.jin. wërôżô jakąs wiôlgòsc przewëższającą normalną
miarã rzeczë, zjawiszcza czë znanczi, np. nadprodukcjô,
nadwrażlëwòta, abò òznôczô dodôwkòwòsc rzeczë, zjawiszcza czë znanczi, np. nadgòdzëna, nadbòkadnosc, naddostónk, nadwôga, nadwôrtnota (nót je dac bôczënk, że
we wszëtczich nëch fùnkcjach prefiks nad- je notérowóny
na òbéńdze całi zôpadny Słowianiznë). Fòrmacje ò znaczenim procëmnym do znaczeniô spòdlowégò słowa ùrôbióné
są za pòmòcą domôcégò kaszëbsczégò fòrmantu procëm-,
np. procëmdzejanié, procëmùderzënk, procëmwôrtnota,
procëmbédowanié, procëmatak, procëmmònarchista, abò
rzadzy przë ùżëcym internacjonalnégò prefiksu anti-, np.
antiklerikalëzna, antichrist, antiteza (chòc wëdôwô sã,
że dwa slédné przëmiarë mòże rozezdrzewac nié jakno
deriwatë, ale jakno pòżëczczi w całoscë przëjimniãté za
pòstrzédzëzną pòlaszëznë, a leno fòneticzno zaadaptowóné do kaszëbsczégò systemù). Na pierwòsznosc i genezã
zjawiszcza wskôzywô znóny téż wszëtczim słowiańsczim
jãzëkóm prefiks pra-, chtëren równak przódë dlô kaszëbiznë tipiczny nie béł i dostôł sã do kaszëbsczégò jãzëka
za pòstrzédzëzną pòlaszëznë, pòkazywający sã m.jin.
w nôslédnëch fòrmacjach: pragôdka, praczłowiek, pratatczëzna.
Kaszubskie Bajania to spòlëznowô kampaniô realizowónô
przez Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié i Radio Gduńsk. Pòwsta
òna z mëslą ò dzecach, żebë ju òd nômłodszich lat pòznôwałë
kùlturową spôdkòwiznã Kaszub. Jednym z célów kampanii je
pòdniesenié w spòlëznie swiądë tegò, jak wiôldżé znaczenié
mô czëtanié dzecóm.
wicy na
Redakcjô: Danuta Pioch. Òbrôzczi: Joana Kòzlarskô. Stałô wespółrobòta: Róman Drzéżdżón, Hana Makùrôt, Janusz Mamelsczi.
VIII NAJÔ ÙCZBA, NUMER 6 (68), DODÔWK DO „PÒMERANII”

Podobne dokumenty

Jesiań, Wszitke Śłante ji Zaduszki

Jesiań, Wszitke Śłante ji Zaduszki Aby zamówić roczną prenumeratę, należy • dokonać wpłaty na konto: PKO BP S.A. 28 1020 1811 0000 0302 0129 35 13, ZG ZKP, ul. Straganiarska 20–23, 80-837 Gdańsk, podając imię i nazwisko (lub nazwę ...

Bardziej szczegółowo

prof. Jerzy Samp (1951–2015)

prof. Jerzy Samp (1951–2015) • zamówić w Biurze ZG ZKP, tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31, e-mail: [email protected] • Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na str...

Bardziej szczegółowo

I Kaszëbsczi Ňdpůst w Pňlanowie s. 3–5

I Kaszëbsczi Ňdpůst w Pňlanowie s. 3–5 Aby zamówić roczną prenumeratę, należy • dokonać wpłaty na konto: PKO BP S.A. 28 1020 1811 0000 0302 0129 35 13, ZG ZKP, ul. Straganiarska 20–23, 80-837 Gdańsk, podając imię i nazwisko (lub nazwę ...

Bardziej szczegółowo

Październik 2013

Październik 2013 • Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: pr...

Bardziej szczegółowo

Grudzień 2013

Grudzień 2013 • Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: pr...

Bardziej szczegółowo

Witómë na Kaszëbach! KASZUBSKI SOPOT | ATRAKCJE ZJAZDOWE

Witómë na Kaszëbach! KASZUBSKI SOPOT |   ATRAKCJE ZJAZDOWE Friedrich Lorentz. Jest autorem m.in. takich dzieł, jak Teksty słowińskie, Zarys ogólnej pisowni i składni pomorsko-kaszubskiej, Zarys etnografii kaszubskiej. Założył Kaszubskie Towarzystwo Ludozna...

Bardziej szczegółowo

Lipiec-Sierpień 2012

Lipiec-Sierpień 2012 z prof. Jerzym Trederem, który w tym roku obchodził 70. urodziny, a 30 września uroczyście zakończy pracę na Uniwersytecie Gdańskim. Na szczęście zapewnia, że pracę dla kaszubszczyzny będzie kontyn...

Bardziej szczegółowo