Pobierz plik
Transkrypt
Pobierz plik
Jan Maciejewski przekleństwo uległości. wstęp do psychoterapii narodowej Polityczność jest zjawiskiem organicznie środków do jej przezwyciężenia, ale wczei wyłącznie ludzkim, tylko człowiek ma do śniej pokażemy jej funkcjonowanie w prakniej prawo i pociąg. Zdanie to nie wygląda tyce. Uległość jest stanem, który teoretycy odkrywczo. Przy bliższym spojrzeniu może postkolonializmu zwykli przypisywać sposię jednak okazać mniej banalne i mniej oczy- łeczeństwom skolonizowanym, jest efektem wiste niż na pierwszy rzut oka. Celem tego „złożonego i wielopoziomowego oddziaływatekstu jest wychwycenie natury i dynamiki nia struktur dominacji” (Skórczewski 2013: nowoczesnej polityczności przy użyciu na- 29). To właśnie postkolonializm jest pierwrzędzi i z perspektywy psychologii. Pokażę, szym przystankiem na naszej drodze, a w zaże wspólnoty polityczne podlegają takim sa- sadzie nie sam postkolonializm, co fałsz, czy, mym, lub co najmniej podobnym, procesom używając psychologicznego żargonu, przejak pojedyncze jednostki. Będę starał się udo- niesienie, jakie jest rdzeniem całej tej teorii. wodnić, że rewolucja kulturowa, jaką wywo- Wersja oficjalna głosi, że jego powstanie było łały narodziny psychoanalizy na początku XX efektem poczucia winy Zachodu, który w akw., jest rewolucją permanentną, wciąż roz- cie skruchy za całe wieki kolonialnej agresji wijającą się i ewoluującą, rewolucją również i podbojów postanowił dopuścić skolonizow sensie politycznym; rewolucją, której skut- wanych do głosu, przyjrzeć się ich kondycji kom wciąż podlegamy i z faktu istnienia któ- i stanowi ducha, sprawdzić społeczne i kulturowe rezultaty utrzymywania się obcej dorej powinniśmy wreszcie wyciągnąć wnioski. minacji, przekonać się, czy możliwe jest po tym wszystkim odnalezienie autentycznego, pierwotnego sposobu istnienia postkolonialI. To wszystko nie tak nych wspólnot. W wariancie literaturoznawStirlitz patrzy na Postkolonializm czym przedmiotem postkolonializmu jest Uległość. To wokół niej wszystko w tym dyskurs kolonialny, czyli „«gwałt zadawany tekście będzie się obracać. Będziemy szukać rzeczom» – […] system praktyk nadawania 10 PRESSJE 2015, TEKA 43 znaczenia, który prowadzi do wytworzenia i oswojenia hierarchicznych struktur władzy sprawowanej (zainstalowanej) przez imperium” (tamże: 91). Ma to być coś w rodzaju daru prezentowanego wyzwolonym, ale zdezorientowanym tubylcom, którzy za pomocą postkolonialnej teorii mają odzyskać siłę sprawczą i moc działania, czyli, mówiąc Maurycym Mochnackim, uznać się w swoim jestestwie. Żeby zrozumieć na czym polega fałszywa świadomość postkolonialnych teoretyków, odwołajmy się do jednego z najlepszych seriali w historii telewizji, to jest do Siedemnastu mgnień wiosny w reżyserii Tatiany Lioznowej, z Wiaczesławem Tichonowem w roli pułkownika radzieckiego wywiadu, który dzięki wybitnej inteligencji i wszystkim innym możliwym zaletom przenika w szeregi SS w randze Standartenfürhera jako Max Otto von Stirlitz. Ważniejsze od fabuły są jednak pewne szczegóły tworzenia tej produkcji. Głównym konsultantem Siedemnastu mgnień wiosny był ówczesny zastępca przewodniczącego KGB Siemion Cwigun. Sposób funkcjonowania SS, którego zobrazowanie jest jedną z osi fabuły, został w całości oparty na doświadczeniach KGB. Co ciekawe, za jedno z częściej występujących na ekranie wnętrz, siedzibę RSHA (Reichssicherheitshauptamt, Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy), posłużył budynek KGB na Butyrkach. W ten sposób oglądamy więc tak naprawdę działanie radzieckich, a nie niemieckich służb. Stirlitz to rosyjski agent udający Niemca w podwójnym, fabularnym i rzeczywistym, sensie. Radziecki widz mógł poznać faktyczny sposób funkcjonowania KGB, jednak tylko dlatego, że był on cały czas przekonany, że ogląda w akcji SS. Tak samo jest z teorią postkolonialną. Inni, mieszkańcy byłych kolonii, są nam potrzebni do tego, by przyjrzeć się nam samym. Nasze współczucie wobec ich sytuacji jest de facto wynikiem troski o nas samych, dlatego teoria postkolonialna mówi więcej o badających niż o badanych. Jej faktycznym przedmiotem jest zachodni lęk, a nie trauma byłych kolonii. Skąd wziął się lęk, który zrodził teorię postkolonialną, i czego tak naprawdę możemy się dzięki niej dowiedzieć? Żeby odpowiedzieć na te pytania będziemy musieli przenieść się do Wiednia początku XX w., miejsca i czasu narodzin psychoanalizy. Nudny, ale istotny fragment Żeby jednak zrozumieć w pełni sens przełomu, który spowodowała myśl Zygmunta Freuda, będziemy musieli się wcześniej chwilę pomęczyć i spojrzeć na architekturę budowli, którą zniszczył ojciec psychoanalizy. Żeby to zrobić, cofniemy się jeszcze bardziej w czasie i przeniesiemy kilkaset kilometrów na północ, do Królewca drugiej połowy XVIII w., do wizji oświecenia autorstwa Immanuela Kanta. Definiując oświecenie, Kant stwierdził, że jest to autonomia bądź też wyzwolenie się spod narzuconej samemu sobie niedojrzałości. Chodziło mu o to, by wydobyć człowieka spod władzy rządzących czy duchownych, a z drugiej wskazać mu drogę do wzniesienia się ponad swoje pragnienia i kierowania się normami moralnymi stworzonymi za pomocą rozumu; co ważne, normy te miały mieć uniwersalne, ogólnoludzkie zastosowanie. W ten sposób uzyskana autonomia moralna miałaby zapewnić człowiekowi zupełnie przekleńst wo uległości • jan maciejewski 11 nową jakościowo relację z samym sobą. Autonomia ta, jak rozumiał ją Kant, oznaczała konieczność zdystansowania się zarówno od kontekstu społecznego, jak i od skłonności, jakim podlegał konkretny człowiek. Wola musi być czysta – oczyszczona z wszystkich konkretnych intencji, pobudzana tylko przez szacunek dla siebie samej i dla formalnej zasady woli w ogólności, czyli szacunek dla prawa jako takiego (Hassner 2010: 600). Chodziło przecież, zgodnie z imperatywem kategorycznym, o to, by kierować się tylko taką maksymą, co do której moglibyśmy jednocześnie chcieć, by stała się ona prawem powszechnym – człowiek ma działać tylko w oparciu o takie maksymy, jakie dają się zuniwersalizować. Kant postanowił radykalnie rozdzielić sfery moralności i przyrody. „Świat fenomenalny jest tym, co może poznać nauka; świat noumenalny jest sferą, która odsłania się dopiero dzięki moralności. To właśnie w tej sferze rozum osiąga całkowitą wolność od warunkujących, a tym samym ograniczających go wpływów naturalnego świata rzeczy. […] Właśnie tu człowiek uzyskuje całkowitą autonomię – wolność do posłuszeństwa narzuconemu sobie prawu przez samo poszanowanie powszechności (lub bezstronności) prawa jako takiego” (tamże: 592). Rozdzielenie przyrody, świata zewnętrznego, od sfery noumenalnej (w wizji kantowskiej jest to rdzeń rzeczywistości – sfera „rzeczy samych w sobie”) oznacza też rozdzielenie szczęścia i cnoty. Szczęście należy do porządku świata fenomenalnego, przyrodniczego – świata naturalnych skłonności. Cnota natomiast jest wynikiem posłuszeństwa prawu moralnemu, którego warunkiem jest wyzwolenie się od naturalnych, „przyrodniczych” 12 skłonności. „Szczęście należy do porządku przyrody, cnota zaś – do porządku wolności” (tamże). Sednem każdej filozofii politycznej jest określona wizja człowieka. To, co definiuje nasze człowieczeństwo, ma bezpośrednie przełożenie na to, jak staramy się ułożyć porządek naszego współżycia z innymi ludźmi. Między tymi dwoma punktami może jednak również dojść do sprzężenia zwrotnego – to, co polityczne, może zacząć wpływać na naszą wizję tego, co ludzkie. Tak stało się w przypadku kantowskiej etyki i wizji nowoczesnego państwa, którą stworzył w Lewiatanie Thomas Hobbes. Tytułowy Lewiatan ma być jedyną racjonalną odpowiedzią na wrodzone spaczenie i wywrotowość natury ludzkiej. Miejscem, w którym zaczyna się droga do jego powstania, jest strach panujący w stanie natury – strach, którego źródłem jest nieprzewidywalność człowieka jako takiego. Lewiatan, nowoczesne państwo, ma tak naprawdę tylko jeden cel – zapewnić bezpieczeństwo ludziom, ochronić ich przed nimi samymi. „W stanie «cywilnym», państwowym, wszyscy obywatele są pewni swej fizycznej egzystencji; panują wówczas spokój, bezpieczeństwo i porządek” (Schmitt 2008: 41). Carl Schmitt w książce Lewiatan w teorii państwa Thomasa Hobbesa pokazuje, jak logika Lewiatana, sztucznego, bo skonstruowanego przez samych ludzi mocą umowy zawartej między nimi, wytworu prowadzi do zmechanicyzowania myślenia o polityce. Państwo jest ocenianie w logice zerojedynkowej – działa albo nie. Albo chroni nas przed tym, co w nas samych niepewne i niebezpieczne, albo nie jest w stanie tego zrobić. Ten ostatni przypadek jest jedynym, na mocy PRESSJE 2015, TEKA 43 którego można wymówić nowoczesnemu państwu posłuszeństwo. „Nie chodzi bowiem o osobową reprezentację, ale rzeczywistą ochronę jako pewien fakt, dokonany tu i teraz. Reprezentacja jest niczym, jeżeli nie jest ciągła ochroną. Gwarantuje to jednak wyłącznie sprawnie funkcjonujący mechanizm panowania” (tamże: 46). W tym sensie Lewiatan jest „prototypowym wytworem nowej epoki technicznej”. Skupmy się właśnie na „sztuczności” nowoczesnego państwa. Powiedzieć, że jego logika jest różna od logiki człowieczeństwa, to jak nic nie powiedzieć. Ta wewnętrzna logika Lewiatana została stworzona w sposób najbardziej dosłowny przeciwko naturze ludzkiej, przeciw człowiekowi jako takiemu. Najsłabszym ogniwem tej teorii jest jej „materiał”, czyli ludzie. W tej sytuacji należy rzecz jasna przedefiniować naturę ludzką tak, by stała się ona na tyle uległa wobec Lewiatana, żeby cała ta konstrukcja miała w ogóle rację bytu. Schmitt pokazuje nam ten ruch myśli, przywołując wykład Karla Eschericha z 1934 r. zatytułowany Szaleństwo termitów. „Podczas gdy państwo mrówek, termitów i pszczół jest możliwe tylko pod warunkiem pełnego zanegowania seksualności tych zwierząt, problem ze stworzeniem państwa przez ludzi jest o wiele cięższy, ponieważ człowiek nie rezygnuje ze swojej seksualności, a tym samym zachowuje cały swój wywrotowy indywidualizm. Człowiek jednak dysponuje umysłem, intelektem, a ten pozwala zbudować państwo także bez odrzucenia seksualności. «W przypadku tworzenia państwa przez ludzi – powiada Escherich – podstawę stanowi silnie rozwinięty mózg. Dopiero dzięki temu centralnemu organowi, obdarzonemu niemal nieograniczoną plastycznością, stało się możliwe pokonanie ogromnych przeszkód, stojących na drodze do stworzenia państwa” (tamże: 50). Rozwarstwienie porządku politycznego (racjonalnego, pewnego i mechanicznego) z jednej oraz ludzkiego (wywrotowego i niebezpiecznego) z drugiej strony odnajdujemy również w koncepcji Kanta. Tyle tylko że u niego ruch myśli wykonał pełny obrót i z powrotem wrócił do człowieka, na płaszczyznę antropologii. Instancją racjonalną, tym, co Escherich nazywa „silnie rozwiniętym mózgiem”, jest u Kanta czysta, niepodlegająca naturalnym skłonnościom wola. Oczywiście, nie da się z człowieka wyrwać ostatecznie całej „przyrodniczej” strony jego osobowości. Pytanie brzmi jednak: co definiuje człowieczeństwo jako takie, kiedy człowiek jest autentyczny i wolny? Kant odpowiada: wtedy, kiedy jest on posłuszny prawu. Posłuszeństwo to jest jednak najwyższym stadium wolności, jak przecież pamiętamy, prawo to ma źródło w samym podmiocie. Racjonalność prawa przynależy do sfery noumenalnej, tej samej, w której funkcjonuje czysta wola. Człowiek jako istota moralna podlega więc nie tylko tak naprawdę samemu sobie, ale wyzwala się również od naturalnych, pochodzących ze sfery fenomenalnej, skłonności. Zobaczmy teraz, jak kantowska antropologia działa w praktyce. Jej dwoma najwyraźniejszymi politycznymi konsekwencjami są idee praw człowieka oraz koncepcja wiecznego pokoju. Prawa człowieka są oparte na tym, co w ludziach uniwersalne, w opozycji do tego, co ich od siebie odróżnia. Godność człowieka wynika z jego moralności, a ta z kolei opiera się na formalnej i powszechnej regule czystości woli. „Prawo jednostki do przekleńst wo uległości • jan maciejewski 13 tego, by traktować ją jako równą, lub przynajmniej respektować określone aspekty jej godności, nie opiera się na tym, że jednostka ta faktycznie jest równa pozostałym lub godna szacunku, ale na obowiązku traktowania wszystkich ludzi jako równych i godnych szacunku. […] Treść moralności jawi się jako wydedukowana (a priori) z uniwersalności będącej formą moralności” (Hassner 2010: 599). Prawa człowieka są pomysłem w całości opartym na tym, co we wszystkich ludziach wspólne (czystej, niepodlegającej naturalnym skłonnościom woli), ignorując jednocześnie to wszystko, co ludzi od siebie odróżnia (różnice charakterów, doświadczenia, osobowości, kontekstu społecznego, w jakim dana osoba się wychowała). Cała ta wizja ma rację bytu o tyle, o ile rzeczywiście ta formalnie rozumiana moralność, mówiąc za Escherichem, „silnie rozwinięty mózg”, jest w stanie sprawować kontrolę nad pozostałą częścią naszej osobowości. Oczywiście, jeżeli to właśnie wola i intelekt są tym, co sprawia, że jesteśmy ludźmi. Jak za chwilę zobaczymy, Freud obalił oba te twierdzenia. Zanim jednak do tego przejdziemy, przyjrzyjmy się drugiej wielkiej idei Kanta, jaką jest postulat wiecznego pokoju. Jest ona bezpośrednią konsekwencją wszystkiego, czemu od kilku chwil się przyglądamy. W idei tej napięcie między czystym, rozumowym pierwiastkiem w człowieku a szaleństwem „przyrody” (czyli całej reszty rzeczywistości) zostaje ostatecznie uśmierzone. Okazuje się bowiem, że w całym tym szaleństwie jest metoda, co dostrzec jednak możemy dopiero z perspektywy historii. Przyroda wykorzystuje samolubną skłonność ludzkiej natury, by osiągnąć kiedyś uświęcony stan wiecznego pokoju. „Egoizm sprzyja wojnom 14 i żądzy posiadania, ale równocześnie wytwarza środki zaradcze przeciw agresji i chciwości, prowadzące do pokojowego i pomyślnego postępu. Zarówno w toku dziejów, jak i w jego przeróżnych punktach kulminacyjnych porządek powstaje z konfliktu, pokój z wojny, a korzyści publiczne z prywatnych przywar” (tamże: 610). Nawet przyroda zostaje ostatecznie oswojona, zaczyna jawić się jako przewidywalna i nawet nieco moralna. Co prawda dopiero w perspektywie filozofii historii, ale jednak. „Luksus, nierówności oraz przemoc nie mogą być oddzielone od postępu moralnego. Oddalając człowieka od przyrody, muszą one prowadzić go ku społeczeństwu opartemu na «umowie społecznej», do punktu, w którym «sztuka, osiągając doskonałość, staje się znów przyrodą»” (tamże: 611). Przyjrzyjmy się uważnie temu ostatniemu zdaniu. Jest ono kulminacją całej politycznej wizji Kanta. Sztuka, a więc to, co stworzone przez człowieka, może choćby w najdalszej perspektywie „skolonizować” przyrodę, czyli całość doświadczanej empirycznie rzeczywistości. Ujmując to bardziej wprost, człowiek jest w stanie ucywilizować, poddać moralnym nakazom rozumu, cały świat. Oczywiście, to tylko postulat. Kant był bardzo ostrożny w nakreśleniu perspektywy, w jakiej miałoby do tego dojść, jeśli ostatecznie kiedykolwiek do tego dojdzie. To jednak nie jest najważniejsze. Najistotniejszy jest fakt, że postęp historyczny przygotowuje moralną odnowę rodzaju ludzkiego. Optymizm tej wizji wydawał się więcej niż kuszący. Samokontrola, porządek, prawo, postęp, wieczny pokój. Dziedzictwem politycznym Kanta jest wszczepienie tego pojęciowego pięciokąta w wyobraźnię zachodniego świata. Figura ta przeżyła samo oświecenie. Rozbić ją miał dopiero Zygmunt Freud. PRESSJE 2015, TEKA 43 „Gdy niebo mi oporne, piekło wzruszę do dna” Psychoanaliza jest pełnoprawnym dzieckiem epoki modernizmu. O ile oświecenie przyniosło wizję człowieka jako źródła rozumu, w sensie prawd koniecznych i uniwersalnych, o tyle w modernizmie człowiek jest już bytem dużo bardziej konkretnym – umiejscowionym w danym czasie i przestrzeni, kształtowanym przez historyczne uwarunkowania, a ponadto wyposażonym w niepowtarzalne życie wewnętrzne. Tak jak symbolem oświecenie stała się filozofia, tak symbolem modernizmu została psychoanaliza (Zaretsky 2009: 13). To ona w najbardziej radykalny sposób opisała, wyzwoliła i nadała doniosłość indywidualności i wyjątkowości poszczególnego człowieka. Freud za fundament osobowości uznał nieświadomość indywidualną, przestrzeń nieuświadomionych pragnień i impulsów. Kluczowe dla narodzin tej wizji było wydanie w 1900 r. jego pracy Objaśnianie marzeń sennych. „Kwestia nieświadomości to […] nie tyle jakaś tam kwestia psychologiczna, lecz właśnie ta, z którą powinna się zmierzyć psychologia” (Freud 2015: 511). Nieświadomość, która aż do tego momentu wydawała się czymś oswojonym, czymś, co albo mogło być kontrolowane przez moc intelektu, albo było spychane na margines jako wyraz obłędu, stawała się „celowym i dobrze uzasadnionym wyrazem istniejącego faktu” (tamże). „Nieświadomość […] trzeba uznać za ogólną bazę życia psychicznego”. Sfera nieświadomości jest szersza i bogatsza od świadomości; ta pierwsza zawiera w sobie tę drugą. „Nieświadomość to właściwie realna psychiczność, podług swej natury we- wnętrznej nieznana nam w równym stopniu, jak realność świata zewnętrznego, dana nam podług danych świadomości w sposób równie niepełny, jak świat zewnętrzny dany jest nam podług danych naszych narządów zmysłowych” (tamże). To właśnie nieświadome pragnienia mają stanowić „rdzeń naszego istnienia”. Są one źródłem kreatywności i odpowiadają za intensywność wszelkich procesów psychicznych, sprawiając, że nasze codzienne życie jest tak niezwykłe i nieprzewidywalne. Tam, gdzie oświecenie widziało racjonalność i uniwersalność, tam modernizm, dzięki psychoanalizie, dostrzegł przypadkowość i jednostkowość. To właśnie marzenia senne doprowadziły Freuda do odkrycia potęgi nieświadomości, dzięki czemu mógł on stwierdzić, że „poważanie, jakim marzenia senne cieszyły się u ludów starożytnych, to ugruntowany na słusznym przeczuciu psychologicznym wyraz czci dla tego, co nieokiełznane i niezniszczalne w duszy ludzkiej, dla tego, co demoniczne, co rodzi życzenia senne, co zaś odnajdujemy w naszej nieświadomości” (tamże: 513). Objaśnianie marzeń sennych to próba wstąpienia w głąb ludzkiej duszy. Otwierał je cytat z Wergiliusza: „Flectere si nequeo superos, Acheronta movebo” – „Gdy niebo mi oporne, piekło wzruszę do dna”. Jak pisał Thomas Mann: „Jako badacz głębi i psycholog popędu, Freud jako żywo […] wbrew racjonalizmowi, intelektualizmowi, klasycyzmowi, jednym słowem: spirytyzmowi XVIII i częściowo XIX wieku podkreślał, kultywował i badał nocny aspekt natury i duszy jako to, co tak naprawdę określa i tworzy życie” (cyt. za: Roudinesco 2005: 210). Znaczący był już sam przedmiot Objaśniania marzeń sennych. Człowiek pogrążony we śnie przekleńst wo uległości • jan maciejewski 15 jest przecież dokładnym przeciwieństwem racjonalnego, poddanego wewnętrznej kontroli oświeceniowego podmiotu. Jeżeli mielibyśmy w trzech punktach zdefiniować sen jako taki, byłyby to kolejno: wycofanie się ze świata zewnętrznego, omnipotencja myśli oraz głęboko ukryte i zawiłe procesy spełniania pragnień (Zaretsky 2009: 39). Freudowska nieświadomość była dynamitem włożonym w sam środek wyobraźni Zachodu – wizji racjonalnego podmiotu będącego w stanie w pełni kontrolować swoje zachowanie. Po odkryciu Freuda nie dało się już dłużej utrzymywać mitu rozumu będącego w stanie poskromić szaleństwo w człowieku. Teraz chodzi o to, by odnaleźć rozum w szaleństwie – dzięki szaleństwu działający i z niego czerpiący. Freud umiejscowił instancję mającą kierować naszym zachowaniem nie w zdystansowanym wobec samego siebie formalnym instynkcie etycznym, ale w ego, które było nie tylko strukturą racjonalną, ale odpowiadało także za skłonności, popędy, wybór obiektu miłości czy identyfikacje (tamże: 190). Projekt Freuda nie tylko kwestionował oświeceniowy ideał racjonalizacji, planowania i kontroli. Jego sednem jest alternatywna wobec oświeceniowej definicja dojrzałości. Człowiek dojrzały w perspektywie psychoanalizy nie musi już tylko kontrolować samego siebie, ale raczej wypracować stan równowagi między różnymi, bardzo często sprzecznymi i wzajemnie skonfliktowanymi wymaganiami. To wizja, która wprowadziła „prymat podmiotu zamieszkanego przez świadomość własnej nieświadomości, a także przez świadomość własnego wywłaszczenia. Inaczej mówiąc, Freudowski podmiot jest możliwy 16 jedynie dlatego, że jest w stanie przemyśleć istnienie swojej nieświadomości – to co najbardziej właściwe dla tej nieświadomości. W ten sam sposób jest wolny jedynie dlatego, że akceptuje podjęcie wyzwania tej krępującej wolności i odbudowuje jej znaczenie. Tym samym psychoanaliza […] połączyła filozofię wolności z teorią psychiki” (Roudinesco 2014: 64). Nie ma chyba drugiej tak gruntownie i zajadle krytykowanej teorii naukowej jak psychoanalityczny projekt Freuda. Bardzo często te zarzuty są słuszne, a sama teoria psychoanalityczna w ogromnej części jest już nieaktualna. Jednakże rdzeń psychoanalizy, czyli nowa wizja podmiotu, który jest w stanie odkryć i przynajmniej częściowo zrozumieć tragedię sprzecznych pragnień i nakazów i swoją dojrzałość budować na kruchej równowadze między nimi, a nie represji i tłumieniu całej nie-intelektualnej części naszej osobowości, jest jej nieprzemijalnym dziedzictwem. Jak pisała Françoise Giroud: „Analiza to ciężka sprawa i boli. Ale kiedy uginamy się pod ciężarem wypartych słów, wymuszanych zachowań, twarzy do uratowania, kiedy wyobrażenie jakie mamy o sobie, staje się nie do zniesienia, tu znajduje się lekarstwo. […] Przestać się czerwienić z powodu siebie to wolność wprowadzona w życie. Tego dobrze prowadzona psychoanaliza uczy tych, którzy zwracają się do niej po ratunek” (cyt. za: Roudinesco 2014: 29). Autentyczny podmiot to już nie człowiek Kanta, zdystansowany wobec siebie i świata, kierujący się formalną etyką czystej woli, ale czerpiący ze swej natury, świadomy swej nieświadomości podmiot tragiczny, otwarty na to wszystko, co w nim ludzkie, również – co PRESSJE 2015, TEKA 43 w epoce Freuda było najbardziej przełomowe – na swą seksualność. Dzięki psychoanalizie zaczęła być ona postrzegana, jak pisał Max Weber, jako „brama do najbardziej irracjonalnego, a przez to realnego jądra życia… wiecznie wymykającego się jakimkolwiek racjonalnym dążeniom” (cyt. za: Zaretsky 2009: 47). Podważenie fundamentu oświeceniowej budowli spowodowało rozbicie jej w pył. Wiara w idee wiecznego pokoju jest po psychoanalizie tak samo możliwa, jak przekonanie o prawdziwości teorii geocentrycznej po Koperniku. Nie przez przypadek erupcja popularności freudowskiej teorii przypada na czas po I wojnie światowej. Teraz możemy wreszcie wrócić do agenta Wyzwolenie „rdzenia człowieczeństwa” spod Stirlitza i fałszu zawartego w teorii post- niejako zewnętrznej kontroli intelektu rodzi kolonialnej. Wydaje się ona być reakcją jednak naturalne pytanie o to, jak sobie radzić Zachodu na freudowską rewolucję. Przypo- z tą wolnością? I czy przypadkiem podmiot mnijmy sobie konstrukcje „kantowskiego uległy jeszcze przed momentem rozumowi pięciokąta”: idea wiecznego pokoju mogła nie wpada teraz w nowy rodzaj zależności, się pojawić jako perspektywa polityczna bardziej złożonej i przez to trudniejszej do w wyobraźni Zachodu, ponieważ poprze- przezwyciężenia, uległości wobec własnego dzała ją antropologiczna wizja jednostki wnętrza. To właśnie zjawisko nazywamy kontrolującej swe naturalne instynkty. „przekleństwem uległości”. Spróbujmy uscheW ten sposób wprowadzała ona porządek matyzować dynamikę psychoanalitycznego we własną egzystencję, a w dalszej kolej- przełomu. Dla zachowania przejrzystości ności uporządkowany mógł być również posłużmy się znów figurą pięciokąta. Wyświat zewnętrzny – przyroda mogła zostać zwolenie, szaleństwo (nieracjonalność), kon„ucywilizowana”. Kamieniem węgielnym fuzja (wewnętrzne rozdarcie), równowaga projektu politycznego, który Kant nazwał w obrębie sprzecznych pragnień i nakazów, ideą wiecznego pokoju, było więc przeko- niepewność przyszłości. Skonfrontowane nanie, że „rdzeniem istnienia” podmiotu pary pojęć kantowskiego z jednej, a freujest jego zdolność do poddania represji dowskiego z drugiej strony wyglądałyby swojej „naturalności” – tego wszystkiego, więc następująco: samokontrola–wyzwoleco w człowieku nieracjonalne, nieczyste nia, porządek–szaleństwo, prawo–konfuzja, (w takim sensie, w jakim czysta mogła być postęp–równowaga, wieczny pokój–niepewsama wola). Psychoanaliza zanegowała ność przyszłości. fundament projektu Kanta. Freud pokazał, że rdzeniem człowieczeństwa jest, czyniąc Czy widać już, jak to wszystko ma się do długą historię krótką, to wszystko, czego postkolonializmu? Nasza teza brzmi: wyw naszym człowieczeństwie nie jesteśmy zwolenie spod kolonialnej opresji, a przede w stanie pojąć. Z irracjonalnością ludzkiego wszystkim jej następstwa – jak wewnętrzny istnienia trzeba współpracować, próbując nieład, nieumiejętność uporania się z wolodnaleźć „rozum w szaleństwie”, a nie pod- nością, konieczność wyzwolenia się spod dawać jej restrykcyjnej kontroli. Ta ostatnia nowych struktur dominacji, co prawda już niewidocznych zewnętrznie, tylko raczej jest bowiem źródłem nerwic i psychoz. przekleńst wo uległości • jan maciejewski 17 umiejscowionych wewnątrz, a szczególnie szansa na zbudowanie autentycznej, czerpiącej z pełni swoich „zasobów” podmiotowości – są dla Zachodu pretekstem do przyjrzenia się samemu sobie. Syndrom postkolonialny jest jak nazistowski mundur Maxa Otto von Stirlitza: odsłania, zasłaniając, stwarzając pozorny dystans, pozwala tak naprawdę zobaczyć to, czemu za bardzo boimy się spojrzeć prosto w oczy. Zachód nie jest w stanie przyznać wprost, że perspektywa wiecznego pokoju została bezpowrotnie utracona, nie potrafi spojrzeć w oczy przestrzeni własnego szaleństwa. Posługuje się więc w tym celu politycznymi podmiotami z terytoriów zdekolonizowanych. II. Naród na kozetce W drugiej części tekstu spróbujemy zdekonspirować agenta Stirlitza. Pokażemy na dwóch przykładach, jak Europa radzi sobie ze swoim szaleństwem, które uświadomiła jej psychoanaliza. Przyjrzymy się Francji w perspektywie lacanowskiej psychoanalizy oraz Rosji w kontekście psychologii indywidualnej Alfreda Adlera. Na koniec postaramy się zaproponować trzecią wersję psychoterapii, logoterapię Viktora Frankla, która wydaje się najodpowiedniejsza dla polskiej wspólnoty politycznej. Przecież wiadomo, że w tym wszystkim chodzi tak naprawdę cały czas o Polskę. Lacan, Houellebecq, Francja Jacques’a Lacana zwykło się nazywać francuskim Freudem. Stworzona przez niego wersja psychoanalizy jest jednym z najbardziej 18 wpływowych projektów intelektualnych współczesnej nauki. Na początek zarysujmy podstawowe napięcia obecne w myśli Lacana. Jak twierdzi Élisabeth Roudinesco, autorka jego biografii, jest to refleksja nacechowana wzajemną dialektyką niemożności i prawdy (przejawiającą się w stosunku podmiotu do prawdy), na którą nakłada się napięcie między tym, co indywidualne, a tym, co społeczne (Roudinesco 2005: 119). W tym kontekście powinniśmy spojrzeć na najważniejszą lacanowską typologię: podział na Symboliczne, Wyobrażeniowe i Realne. To właśnie ona będzie dla nas kluczowa. Definiując symboliczne, Lacan oparł się w dużej mierze na strukturalizmie Claude’a Lévi-Straussa, czyli teorii bazującej na przekonaniu, że cała aktywność człowieka jest regulowana przez nieświadome mechanizmy symboliczne. Wszyscy należymy do ładu symbolicznego, w który każdy z nas jest w sposób naturalny wpisany. Jednak fakt tej przynależności jest dla podmiotu źródłem „pierwotnego rozszczepienia i przyczyną nieuniknionej nerwicy” (tamże: 309). Symboliczne jest wszystkim tym, co „się” robi. Nie przychodzi „się” nago do restauracji, nie zaprasza „się” wdowy do tańca, kiedy na pogrzebie jej męża orkiestra gra marsz żałobny, a przychodząc do czytelni pracuje „się”, zamiast przeglądać bezmyślnie internet. Porządek symboliczny jest jednak w pewnym sensie pusty, co bynajmniej nie oznacza, że jest on niepotrzebny. Slavoj Žižek w tym miejscu określa jego charakter mianem „niepsychologicznego” (Žižek 2010: 51). Chodzi tu o to, że symboliczne jest domeną rzeczy, które robimy, nie biorąc ich do końca poważnie – w tym sensie, że przychodzą nam one w sposób automatycz- PRESSJE 2015, TEKA 43 ny, nie zastanawiamy się nad nimi. „Dlatego odrzucamy fundamentalistów jako «barbarzyńców», antykulturalnych i stanowiących zagrożenie dla kultury. Oni mają czelność brać swoje wierzenia serio” (tamże: 50). Do symbolicznego zaliczają się również wszystkie formy instytucjonalizacji religii. W tym sensie Žižek proponuje rozumieć symboliczne jako odwrócenie formuły Blaise’a Pascala, który radził osobom niewierzącym, to jest niebędącym w stanie zdecydować się na „skok w wiarę”: uklęknij, módl się, działaj, jakbyś wierzył, a wiara przyjdzie sama. „Dziś w naszej wierności kulturowemu stylowi życia odwracamy jednak pascalowską logikę: «Wierzysz zbyt mocno i zbyt bezpośrednio? Uważasz, że twoja wiara jest zbyt opresyjna w swojej surowej bezpośredniości? Uklęknij zatem, działaj, jakbyś wierzył, a pozbędziesz się swojej wiary – już nie będziesz musiał wierzyć, ponieważ twoja wiara zostanie zobiektywizowana w akcie modlitwy!» […] Wiara – bezpośrednia, pozbawiona mediacji – jest opresywnym ciężarem, który na szczęście możemy zrzucić na kogoś innego dzięki praktykowaniu rozmaitych rytuałów” (tamże). cji Francuskiej, wielokrotnie spotykał się też z samym Maurrasem (Roudinesco 2005: 29). To właśnie za pośrednictwem tego myśliciela Lacan wpisał się we francuską tradycję, sięgającą od Augusta Comte’a do Louisa de Bonalda, tradycję „człowieka zewnętrznego”, istniejącego jedynie w sieci stosunków społecznych (tamże: 210). Zatrzymajmy się na moment przy Maurrasie i jego stosunku do katolicyzmu, który ostatecznie zakończył się nałożeniem na niego przez Piusa X ekskomuniki i umieszczeniem siedmiu jego książek na indeksie. Najkrócej moglibyśmy go streścić w stwierdzeniu „Kościół tak, Jezus nie”. Oddajmy głos samemu Maurrasowi: „Nie znam innego Jezusa, jak z naszej tradycji katolickiej, i nie wyrzeknę się jasnego porządku Ojców, Soborów i Papieży, oraz wszystkich ludzi współczesnej elity, dla zaufania pismom czterech ciemnych Żydów. […] Rzecz prosta, że powinniśmy za każdą cenę bronić Kościoła. Nie dlatego abyśmy byli wierzący. Przeciwnie, bronimy Kościoła jako organizacji, bez której monarchia francuska jest nie do pomyślenia. Jestem katolikiem – ateuszem” (cyt. za: Kimla 2003: 163–167). Nawiązanie do religii odsyła nas do jednej Symboliczne Lacana, które Žižek określił jaz bardziej intrygujących inspiracji Lacana, ko „niepsychologiczne”, bardzo przypomina to jest jego fascynacji Charles’em Maurra- więc chrześcijaństwo Maurrasa, chrześcisem. Maurras był najbardziej wpływowym jaństwo „niewierzące”. Symboliczne to sfera francuskim monarchistą pierwszej poło- „człowieka zewnętrznego” – potrzebującego wy XX w., twórcą koncepcji nacjonalizmu ładu, a nie wiary, kultury jako mechanizmu integralnego. Założył i kierował skrajnie pomagającego nam poruszać się w świecie, prawicową Akcją Francuską. W latach dwu- a nie źródła egzystencjalnych doznań. To dziestych, a więc na samym początku jego słowa ze Ślubu Gombrowicza, które nie my intelektualnej drogi, idee Maurrasa przy- mówimy, ale które „mówią nas”. Ważne kuwały uwagę Lacana znacznie bardziej niż jest, abyśmy zwrócili uwagę na radykalizm pisma Freuda, które właśnie zaczynał po- tej wizji, pozwoli nam on bowiem za chwiznawać. Lacan brał udział w zebraniach Ak- lę zrozumieć moc lacanowskiego napięcia przekleńst wo uległości • jan maciejewski 19 i tragizm jego wizji współczesnego człowieka. „Porządek symboliczny, niepisana konstytucja społeczeństwa, jest drugą naturą każdej mówiącej istoty: kieruje wszystkimi naszymi działaniami, jest morzem, w którym pływamy, a jednak ostatecznie pozostaje nieprzenikniony – nie da się stanąć przed nim i objąć go wzrokiem. Wygląda to tak […] jakby nasze słowa i gesty zostały podyktowane przez jakąś bezimienną, wszechmocną instancję” (Žižek 2010: 24). Drugiemu elementowi lacanowskiej triady, Wyobrażeniowemu, poświęcimy już mniej miejsca, rezerwując ten czas na zajęcie się najciekawszym, zamykającym tę typologię pojęciem Realnego. W kategorii Wyobrażeniowego Lacan zgromadził wszystkie zjawiska związane z konstrukcją „ja”: uprzedzenia, antycypacje, złudzenia (Roudinesco 2005: 309). Žižek w objaśnieniu typologii Lacana odwołuje się do czytelnej metafory, jaką jest gra w szachy. I tak Symboliczne oznaczałoby zasady, których przestrzegamy, grając w szachy: pionek, goniec czy wieża są w znaczeniu Symbolicznego określone przez ruchy, jakie można wykonać daną figurą. Z kolei na poziomie Wyobrażeniowego figury charakteryzuje się przez ich nazwy. Gońca można nazwać równie dobrze laufrem czy posłańcem. Jeżeli dokonamy takiego przesunięcia, to wprowadzimy zmianę właśnie na poziomie wyobrażeniowym. W tej metaforze Realnym są wszystkie przygodne okoliczności wpływające na przebieg gry (inteligencja graczy; pogoda, którą jeden z nich może znosić lepiej od swego przeciwnika; kot, który nagle wskoczy na szachownicę, wywracając figury). Realne Lacana przypomina realność psychiczną u Freuda – przestrzeń nieświadomych 20 życzeń i fantazji podmiotu. Tyle tylko że o ile Freud postrzegał tę sferę jako rzeczywistość spójną (podobnie jak spójna jest rzeczywistość materialna, zewnętrzna), o tyle Lacan wprowadził do pojęcia Realnego element chorobliwości, nieciągłości. „Tam, gdzie Freud skonstruował zasadzającą się na fantazji rzeczywistość subiektywną, Lacan wzniósł pożądliwą realność, wyłączoną z wszelkiej symbolizacji i niedostępną jakiemukolwiek myśleniu subiektywnemu: czarny cień czy fantom umykający rozumowi” (Roudinesco 2005: 309). Žižek proponuje nam rozumieć Realne jako „substancję rzeczywistości”. Lęk, ucieczka przed Realnym byłyby w tym sensie jedną z cech współczesności. W sklepach kupujemy kawę bez kofeiny, śmietankę bez tłuszczu, piwo bez alkoholu. Colin Powell wprowadził doktrynę wojny bez ofiar (wojny bez wojny), politykę najchętniej rozumielibyśmy jako sztukę administrowania (politykę bez polityki) (Žižek 2010: 59). „Wszystko jest dozwolone, możesz cieszyć się wszystkim – pod warunkiem, że jest pozbawione substancji, która czyni je niebezpiecznym” (tamże). Jesteśmy przerażeni realnością. A co jest bardziej realne, głębiej dotykające istoty naszego człowieczeństwa od miłości, seksualnego wymiaru człowieczeństwa? Rozkosz seksualna jest wedle Lacana realnością par excellence, „czymś traumatycznym w swojej zapierającej dech intensywności, a jednak niemożliwym w tym sensie, że nie potrafimy nigdy tego pojąć” (tamże: 73). Seksualności nie potrafimy nie tylko pojąć, ale też znieść – ona jest nie do wytrzymania, dlatego też Realne oddziela od Symbolicznego i Wyobrażeniowego zbawienna dla nas luka. Realności nie da się wpleść, zintegrować z porządkiem symbolicznym, tym, co porządkuje nasze za- PRESSJE 2015, TEKA 43 chowanie w porządku zewnętrznym. Jeżeli podejdziemy zbyt blisko tej esencji naszego istnienia, podzielimy los Ikara, który upojony lotem za bardzo zbliżył się do słońca. Lacan nazywa to, co się wtedy z nami dzieje, mianem aphanasis (samowymazaniem) podmiotu, oznaczającym wewnętrzne rozbicie, utratę „spójności symbolicznej”. Z tego powodu podmiot lacanowski jest bytem „zdecentrowanym”, „nie-całym”. Przyjrzyjmy się teraz lacanowskiej konstrukcji podmiotu. Dzieli się on na „ja idealne”, „Ideał ja” oraz „nad-ja”. Ten trójpodział odpowiada ściśle wcześniejszej typologii, (Symboliczne – ja idealne, Wyobrażeniowe – Ideał ja, Realne – nad-ja). Ja idealne określa Lacan mianem „małego innego”, czyli ja takim, jakim chciałbym zobaczyć się w lustrze, wyidealizowany obraz samego siebie. To ja taki, jakim chciałbym być widziany przez innych ludzi. To w tym miejscu dokonuje się identyfikacja symboliczna (wplecenie Symbolicznego w moją tożsamość). Ideał ja to z kolei „wielki Inny” – obraz mnie taki, jaki dopiero chciałbym zobaczyć w lustrzanym odbiciu, ideał, który dopiero mam urzeczywistnić, stan, do jakiego dążę, miejsce, z którego dokonuję obserwacji i oceny samego siebie. Nad-ja jest w pewnym sensie podobne do Ideału ja. Jest ono jednak „mściwe, sadystyczne i karzące”. „Nad-ja jest realne, to okrutna i nienasycona instancja bombardująca mnie niemożliwymi żądaniami i wyśmiewająca moje kulawe próby ich spełnienia” (tamże: 109). Nad-ja odpowiada Realnemu, czerpie z jego zasobów. Jest tym, co pilnuje nas byśmy nie zdradzili, nie wyparli się istoty naszego człowieczeństwa, jego esencji; tym, co karze Ikarowi wzbijać się coraz wyżej. Dynamikę, która kieruje (choć bardziej pasowałoby tu słowo „szarpie”) nad-ja określa Lacan „prawem pragnienia”. „Wina, której doświadczamy pod wpływem nad-ja nie jest iluzoryczna, ale faktyczna – «jedyną rzeczą, której można być winnym, […] jest odstąpienie od własnego pragnienia», a presja nad-ja wskazuje, że ostatecznie jesteśmy winni tej zdrady” (tamże). Uściślijmy, za tę zdradę odpowiada obecne w nas napięcie między Ideałem ja (racjonalną, dopasowaną do społecznych oczekiwań, „dorosłą” wersją nas samych) a nad-ja. Lacan postawił znak równości między nad-ja a jouissance (okrutną, bolesną rozkoszą), do spełniania nakazów której czujemy się w dziwnie „etyczny” sposób zobowiązani. To zobowiązanie do pozostania w kontakcie (bolesnym i raniącym) z istotą rzeczywistości, sednem i sensem życia. „Prawo pragnienia” kierowało lotem Ikara – spełniał on swoją powinność względem realności własnego człowieczeństwa. Na koniec czeka nas zła wiadomość. Ideał ja i nad-ja są nie do pogodzenia. To napięcie jest niezmazywalne, a tym samym nasza podmiotowość jest skazana na stan rozbicia. To właśnie dlatego projekt francuskiego Freuda był dużo mniej optymistyczny od projektu Freuda oryginalnego. Ten ostatni zakończył swój wykład Rozszczepienie osobowości psychicznej zdaniem „Gdzie było «to», tam ma być «ja»” (Freud 1995: 92). Oznaczało to, że świadome ego musi zarządzać, gospodarować zasobami nieświadomego id (czyli przestrzenią realności psychicznej). Tymczasem ego, „ja” lacanowskie nie jest czymś zewnętrznym wobec obszaru nieświadomości, realności psychicznej (id), ale samo jest nim „skażone” – uwikłane w demoniczność przekleńst wo uległości • jan maciejewski 21 tej rzeczywistości. „Powstała w epoce kryzysu społeczeństwa zachodniego, psychoanaliza – w tej formie, w jakiej przedstawia ją Lacan – nigdy nie stanie się narzędziem przystosowania człowieka do społeczeństwa. Ponieważ zrodziła się ze świata, który wypadł z posad, jej losem jest życie w świecie i przedstawianie nieładu świata jako nieładu świadomości” (Roudinesco 2005: 308). rowanymi na seks i libertyński sposób bycia. Zadziwiające jest na przykład, że można tu zobaczyć sklepik z pieczywem i mały sklep samoobsługowy tuż obok sklepu z ubraniami, oferującego głównie przezroczyste minispódniczki, bieliznę z lateksu i sukienki uszyte tak, że biust i pośladki są całkowicie odsłonięte. Zadziwiające jest także to, że przyjeżdżają tu samotne kobiety i pary, z dziećmi lub bez, i nie okazując żadnego skrępowania, wybierają przedmioty wystawione na półkach tego typu sklepów. I wreszcie dziwny jest też fakt, że w tej letniskowej miejscowości kioski z gazetami oferują, poza zwykłymi dziennikami i pismami, niezmiernie bogaty wybór gazet z ogłoszeniami dotyczącymi wymiany partnerów i innych propozycji o charakterze pornograficznym, jak i najrozmaitsze gadżety służące do celów erotycznych, a wszystko to nie wywołuje u żadnego z konsumentów najmniejszego poruszenia. Zobaczymy teraz dwie konkretne wizje świata ruszonego z posad. To jak lacanowska wizja pracuje w praktyce. Jakie są jej konsekwencje dla konkretnych (choć fikcyjnych) postaci, pozwoli nam zobaczyć Michel Houellebecq. Bruno, jeden z głównych bohaterów Cząstek elementarnych, uzależniony od seksu znawca literatury francuskiej, wybiera się ze swoją partnerką na przylądek Agde, gdzie funkcjonuje pewna wspólnota oparta na specyficznych regułach. Swoje obserwacje opisał on w artykule Wydmy plaży Marseillan: o estetykę dobrej woli. Oddajmy teraz na dłuższą chwilę głos Houellebecqowi Ośrodki wypoczynkowe prowadzone przez i zapoznajmy się z artykułem Bruna. „W wio- firmy mogą zazwyczaj organizować różne sce naturystów znajdują się co prawda trzy atrakcje dla wczasowiczów według ustalonedomy towarowe, małe pole golfowe i wypo- go schematu, od zajęć w stylu «rodzinnym» życzalnia rowerów, ale letników przyciągają (Mini Club czy Kid’s Club dla małych dzietu przede wszystkim najprostsze przyjem- ci, miejsce, gdzie można podgrzać butelkę ności plaży i seksu. Jest to właściwie bar- z mlekiem, stoliki do przewijania niemowląt) dzo specyficzna z socjologicznego punktu po imprezy «dla młodzieży» (sporty zimowe widzenia oferta, tym bardziej zadziwiająca, albo wodne, wieczorki taneczne trwające że jej podstawowa zasada sytuuje się poza do rana, niepolecane dla młodzieży poniżej wszelkimi ustalonymi uprzednio regułami dwunastu lat). Wioska naturystów na przyi opiera się na współgrających ze sobą ini- lądku Agde w znacznym stopniu wymyka się cjatywach indywidualnych. To, co uderza na tej dychotomicznej regule, a to dlatego, że przylądku Agde to współistnienie banalnych odwiedzają ją głównie rodziny, a rozrywki miejsc konsumpcji, analogicznych do tych, seksualne, oddzielone od zwykłego kontekjakie spotkać można w miejscowościach let- stu «podrywania», odgrywają tu najważniejniskowych w całej Europie, z innymi punk- szą rolę. Jest to także ośrodek różniący się tami handlowymi, bardzo wyraźnie nakie- – i to jest dla gości niespodzianką – od trady- 22 PRESSJE 2015, TEKA 43 cyjnych miejscowości naturystycznych. Te kładą bowiem nacisk na koncepcję «zdrowej» nagości, wykluczając w ten sposób jakąkolwiek bezpośrednią interpretację seksualną; jada się tam zdrową żywność, papierosy są praktycznie zakazane. Uczestnicy tego typu turnusów mają często podobne podejście do problemów ekologii, uprawiają wspólnie jogę, gimnastykę wschodnią, uczą się malować na jedwabiu; chętnie zadowalają się prymitywnymi warunkami w oddalonej od cywilizacji wiosce. Mieszkania wynajmowane w Agde odpowiadają natomiast standardowym dla miejscowości wakacyjnych normom wygody; przyroda jest tam obecna głównie w postaci trawników i rosnących gęsto kwiatów. Wyżywienie, dość klasyczne, zapewniają sąsiadujące ze sobą pizzerie, restauracje specjalizujące się w owocach morza, punkty sprzedaży frytek i kioski z lodami. Nagość przybiera tu, jeśli się tak można wyrazić, inny charakter. W tradycyjnym ośrodku naturystycznym jest ona obowiązkowa zawsze wtedy, gdy pozwalają na to warunki atmosferyczne; ten obowiązek jest skrupulatnie przestrzegany i kontrolowany, a jakiekolwiek zachowanie, które mogłoby zostać potraktowane jako podglądactwo, surowo krytykowane. Na przylądku Agde przeciwnie, mamy do czynienia z pokojowym współistnieniem, tak w sklepach samoobsługowych, jak i w barach, niezwykle różnorodnych ubrań, od całkowitej nagości do ubioru tradycyjnego, poprzez stroje o charakterze wyraźnie erotycznym (koronkowe minispódniczki, frywolna bielizna, boty sięgające pachwiny). Poza tym podglądactwo jest tu za cichą zgodą dozwolone: często można zauważyć na plaży mężczyzn obserwujących szeroko otwarte na ich spojrzenia kobiece łona; wiele kobiet, dzięki starannej depilacji, ułatwiającej badanie wzrokiem łechtaczki i dużych warg, nadaje nawet tej uważnej obserwacji bardziej intymny charakter. Wszystko to, nawet jeśli nie uczestniczy się bezpośrednio w specyficznych zajęciach, jakie oferuje wczasowiczom ten ośrodek, nadaje niezwykle charakterystyczny nastrój, daleki zarówno od erotycznej i narcystycznej atmosfery włoskich dyskotek, jak i od «podejrzanego» klimatu panującego w niektórych dzielnicach wielkich miast, uważanych za niebezpieczne i «gorące». Mamy właściwie do czynienia z klasyczną, spokojną i rodzinną nadmorską wioską, z tym wyjątkiem, że przyjemności uprawiania seksu zajmują tu, za pełną aprobatą uczestników, bardzo ważne miejsce. Można by stwierdzić, iż panuje tam, jeśli idzie o seks, coś na kształt atmosfery «socjaldemokratycznej», tym bardziej że wśród cudzoziemców nawiedzających masowo to miejsce większość stanowią Niemcy, a także spory jest procent Holendrów i Skandynawów […]. Można oczywiście umrzeć, pamiętać o śmierci i surowo oceniać ludzkie przyjemności. Jeśli jednak odrzucić ten ekstremalny pogląd, wydmy na plaży w Marseillan stanowią – i to właśnie chciałbym tu udowodnić – miejsce odpowiednie dla pełnej humanizmu propozycji na pewien sposób życia, propozycji mającej na celu osiągnięcie przez każdego maksymalnej przyjemności, bez wywoływania tak nieznośnego moralnego cierpienia. Rozkosz, jaką daje seks (największa z wszystkich rozkoszy znanych istocie ludzkiej), polega przede wszystkim na doznawaniu wrażeń dotykowych. Zwłaszcza na świadomym pobudzaniu niektórych obszarów skóry, pokrytych ciałkami Krausego, które to ciałka pozostają w kontakcie z neuronami odpowiedzialnymi za wywołanie w podwzgórzu przekleńst wo uległości • jan maciejewski 23 mózgowym nagłego uwolnienia endorfin. Do tego prostego procesu dołącza powstawanie w części kory mózgowej, dzięki wytworom kulturowym kolejnych generacji, pewnej konstrukcji mentalnej odwołującej się do fantazmatów i (głównie u kobiet) do miłości. Wydmy plaży Marseillan – taką przynajmniej stawiam hipotezę – nie powinny być traktowane jako miejsce wybujałych i szalonych erotycznych fantazji, lecz przeciwnie, mogą one służyć do unormowania seksualnych gier, jako geograficzna pomoc w pewnej próbie powrotu do normalności – opartej głównie na zasadzie okazywania dobrej woli. W praktyce każda z par znajdujących się w przestrzeni oddzielającej linię wydm od brzegu wody może na oczach wszystkich podjąć inicjatywę zbliżenia; często to kobieta masturbuje swojego towarzysza lub mu obciąga, mężczyzna odwzajemnia się z nawiązką. Sąsiednie pary niezwykle uważnie obserwują te pieszczoty, podchodzą bliżej, by lepiej się wszystkiemu przyjrzeć, wkrótce potem idą za tym przykładem. I tak od tej pierwszej pary w krótkim czasie rozchodzi się po całej plaży niezwykle podniecająca fala pieszczot i rozwiązłości. Seksualne szaleństwo zwiększa się z każdą chwilą i wiele par zbliża się do siebie, by się wzajemnie dotykać; jednak – warto to zapamiętać – na każde zbliżenie wyrażona jest uprzednio w sposób wyraźny zgoda. Jeśli kobieta nie życzy sobie jakiejś pieszczoty, daje to do zrozumienia w bardzo prosty sposób zwykłym ruchem głowy, wywołując natychmiastowe ceremonialne i niemal komiczne przeprosiny mężczyzny. Wyjątkowo grzeczne maniery uczestniczących w tym mężczyzn można dostrzec jeszcze wyraźniej, jeśli udamy się w głąb plaży, 24 poza linię wytyczoną przez wydmy. Strefa ta jest bowiem tradycyjnie zarezerwowana dla amatorów gang bang i dla męskiej większości. Tutaj także wszystko zaczyna się od jednej pary oddającej się intymnym pieszczotom – na ogół jest to fellatio. Wkrótce partnerów otacza grupa dziesięciu czy dwudziestu samotnych mężczyzn. Siedząc, stojąc czy kucając na piętach, uczestniczą oni w scenie, jednocześnie się masturbując. Czasami na tym wszystko się kończy, para wraca do poprzedniego uścisku, a widzowie powoli się oddalają. Czasami któraś z kobiet daje znać ruchem ręki, że życzy sobie masturbować lub ssać innych mężczyzn albo też chce, aby któryś z nich w nią wszedł. Wówczas oni robią to jeden po drugim bez zbędnego pośpiechu. Gdy kobieta życzy sobie, aby zaprzestano, daje po prostu odpowiedni znak. Nie pada ani jedno słowo; można dosłyszeć gwiżdżący na wydmach wiatr, który gnie krzewy i trawy. Chwilami wiatr cichnie; panuje wówczas absolutna cisza, zakłócana jedynie jękami rozkoszy. W opisie tej miejscowości dla naturystów nie chodzi wcale o nadanie jej idyllicznego aspektu, właściwego jakiemuś fourierowskiemu falansterowi. W Agde, jak wszędzie indziej, kobieta o młodym i dobrze zbudowanym ciele, muskularny i pełen uroku mężczyzna otrzymują wiele pochlebiających propozycji. W Agde, jak wszędzie indziej, osoba otyła, starzejąca się czy brzydka będzie musiała zadowolić się masturbacją – z tą jedynie różnicą, że uprawianie tej czynności, na ogół potępiane i zakazywane w miejscach publicznych, tu spotka się z życzliwością i sympatią. Zadziwiające jest jednak, że te praktyki seksualne, tak zróżnicowane, o wiele bardziej ekscytujące niż to, co pokazują PRESSJE 2015, TEKA 43 filmy pornograficzne, mogą odbywać się bez najmniejszego objawu przemocy czy agresji, najdrobniejszego nietaktu z czyjejkolwiek strony. Jeśli wprowadzić pojęcie «seksualności socjaldemokratycznej», można tu dostrzec zastosowanie tych samych cech utrzymujących dyscyplinę i szacunek, które charakteryzują każdą umowę i które pozwoliły Niemcom na prowadzenie dwóch – z zaledwie jednopokoleniową przerwą – potwornie morderczych wojen światowych, a potem na odbudowanie, w doszczętnie zrujnowanym kraju, świetnie prosperującej gospodarki. Interesująca byłaby w tej optyce konfrontacja mieszkańców krajów, gdzie takie właśnie wartości kulturowe są niezwykle cenione i mają długą tradycje (Japonia, Korea), z propozycjami socjologicznymi, jakie zastosowano na przylądku Agde. Ta legalistyczna i przepełniona szacunkiem dla jednostki postawa, zapewniająca każdemu, kto przestrzega warunków kontraktu, przeżycie wielu momentów spokojnej i pogodnej rozkoszy, zdaje się w każdym razie posiadać sporą siłę przekonywania, rozprzestrzenia się ona bowiem bez trudu wśród elementów mniejszościowych przebywających w tej miejscowości (głupawych zwolenników Frontu Narodowego przybyłych z Langwedocji, arabskich kryminalistów, Włochów z Rimini)” (Houellebecq 2015a: 265-274). Ten fragment Cząstek elementarnych jest najdoskonalszym znanym mi literackim opisem podjęcia straceńczej próby przywrócenia wewnętrznej jedności lacanowskiemu podmiotowi zdecentrowanemu. Ta kwadratura koła – pogodzenie Symbolicznego, Wyobrażeniowego i Realnego dokonuje się z jednej strony przez zredefiniowanie obszaru tego, co symboliczne (tego, co „się” robi), a z dru- giej przez wykastrowanie Realnego. Zwróćmy uwagę na te fragmenty artykułu Bruna, w których podkreśla różnice między zwyczajami panującymi na przylądku Agde a tym, według jakich reguł skonstruowana są „tradycyjne” ośrodki naturystyczne. W tych ostatnich nagość jest czymś odgórnie nakazanym – jest ona elementem budowy konkurencyjnej wobec powszechnie panującej sfery symbolicznej. Jako taka jest ona skażona piętnem zbytniego radykalizmu. Przylądek Agde jest natomiast próbą zredefiniowania panującego w „świecie zewnętrznym” Symbolicznego tylko na tyle, by umożliwić Realnemu pełne, harmonijne i bezbolesne spełnienie. Stąd zwykłe restauracje i kioski funkcjonujące w pełnej harmonii z sex shopami i całkowita swoboda w doborze ubioru: od zwykłego, przez bardziej wyzywający, aż po zupełną nagość. Ten projekt, który Bruno określa mianem „seksualności socjaldemokratycznej”, jest integralną wizją polityczną opartą na umowie społecznej, wolności jednostek i poszanowaniu godności ludzkiej. Jest on skazany na porażkę nie przez to, co być może wydaje się w tekście Bruna jakoś tam szokujące, to jest właśnie tę redefinicję sfery symbolicznej zbudowanej na imperatywie rozkoszy i seksualnego spełnienia. Myślę, że taka redefinicja jest czymś możliwym, niewykraczającym poza granicę elastyczności Symbolicznego. Prawdziwy gwałt dokonuje się na tej przestrzeni, której wymogom rzekomo wszystko jest tu podporządkowane. Najbardziej poturbowane zostaje nie Symboliczne, ale Realne. Realne, którym włada prawo pragnienia, jouissance, które nie jest po prostu pragnieniem seksualnego spełnienia, ale rozkoszą bolesną i tragiczną. Bruno natomiast stara przekleńst wo uległości • jan maciejewski 25 się nas przekonać, że lacanowskie prawo myślę, że możemy być szczęśliwi, razem, do pragnienia może zostać wypełnione przez końca. W każdym razie mam ochotę spróbo„pobudzania niektórych obszarów skóry, po- wać. Wydaje mi się, że cię kocham” (tamże: krytych ciałkami Krausego, które to ciałka 275). Kilka miesięcy później okazuje się, że pozostają w kontakcie z neuronami odpo- Christine cierpi na nieodwracalną martwicę wiedzialnymi za wywołanie w podwzgórzu kręgów lędźwiowych, do końca życia będzie mózgowym nagłego uwolnienia endorfin”. miała sparaliżowane nogi. „Zanim [Bruno] Zwróćmy uwagę na fakt, że na przylądku do niej zadzwonił wahał się o kilka dni za Agde satysfakcja seksualna zostaje odsepa- długo; wiedział, że jest sama z synem w sworowana od całej „gry w miłość” – uwodzenia, im mieszkaniu komunalnym, wyobrażał sozazdrości, niepewności, oczekiwania, zako- bie jak siedzi w fotelu inwalidzkim koło techiwania się. Tak wydestylowana substancja lefonu. Nic nie zmuszało go do zajmowania nie jest rzeczywista; to ubogie, wykastro- się inwalidką, tak właśnie powiedziała, i wiewane Realne. Chcąc pozbawić jouissance, te- dział, że umarła, nie żywiąc nienawiści. Fotel, go, co w nim bolesne i groźne, pozbawiono który rozleciał się na kawałki, znaleziono koje realności. Pierwsze spotkanie spojrzeń, ło skrzynek na listy, na samym dole schodów. przypadkowe muśnięcie dłoni, niepewność Christine miała potłuczoną twarz i złamany i oczekiwanie na kolejne spotkanie – to kark. Nazwisko Brunona figurowało w ruwszystko jest przecież nieraz doznaniem bryce «osoba, którą należy zawiadomić w raintensywniejszym od zbliżenia seksualnego. zie wypadku»; zmarła podczas przewożenia Cała ta sfera jest jednak tak fascynująca wła- do szpitala” (tamże: 309). śnie dlatego, że nie da się jej poddać kontroli i regulacji, nie może zostać wpleciona w po- Wracając z pogrzebu Christine, Bruno przyrządek „seksualności socjaldemokratycznej”. jeżdża pod mieszkanie, w którym żyją jego Niepoddające się kontroli i nie mniej inten- syn i żona, z którą wcześniej się rozwiódł. sywne jest również uczucie zazdrości, rywa- „Nie musiał długo czekać: po dziesięciu milizacji, na które również nie ma miejsca na nutach jego syn z tornistrem na plecach powydmach plaży Marseillan. Jouissance albo jawił się przy końcu alei Ernest-Reyer. Wydapozostanie nieoswojone i raniące, albo nie wał się czymś zatroskany, mówił po drodze sam do siebie. O czym mógł tak myśleć? Był będzie go wcale. chłopcem raczej samotnym, mówiła mu AnZ horyzontu jouissance nie można również ne; zamiast jeść obiad w szkole z kolegami, usunąć perspektywy śmierci. Każda rzeczy- wolał wrócić do domu i odgrzać sobie danie, wista rozkosz jest czymś chwilowym, ulot- które mu przygotowała przed wyjściem do nym i przemijającym. Pod koniec pobytu pracy. Czy cierpiał z powodu jego nieobecnow owej „krainie rozkoszy” Bruno mówi do ści? Prawdopodobnie tak, ale nic o tym nie swej partnerki Christine: „Wydaje mi się, mówił. Dzieci znoszą świat, który dorośli im że jestem szczęśliwy. […] Mam ochotę żyć zbudowali, usiłują przystosować się do niego z tobą. Mam wrażenie, że już wystarczy, że najlepiej, jak potrafią; a później w większości już za długo byliśmy nieszczęśliwi. Później wypadków powielają ten sam wzorzec. Vicprzyjdą choroby, inwalidztwo i śmierć. Ale tor podszedł do bramy, wystukał kod domo- 26 PRESSJE 2015, TEKA 43 fonu; stał kilka metrów od samochodu, ale go nie widział. Bruno położył rękę na klamce drzwiczek, uniósł się na siedzeniu. Brama zamknęła się za dzieckiem; Bruno pozostał przez kilka sekund nieruchomo w tej samej pozycji, potem ciężko opadł na fotel. Cóż mógł powiedzieć swojemu synowi, co ważnego miał mu do przekazania? Nic. Nie było nic takiego. Wiedział, że jego życie jest skończone, ale nie rozumiał na czym ten koniec polega. Wszystko jawiło mu się jako ponure, bolesne i mgliste” (tamże: 312). Prosto stamtąd Bruno udał się do kliniki psychiatrycznej dla pracowników oświaty, gdzie jego seksoholizm zostaje farmakologicznie wyleczony; Bruno ma już więcej nie odczuć popędu seksualnego. To wszystko, co przed chwilą przeczytaliśmy, to opis zemsty Realnego. Jouissance wcześniej czy później upomni się o swoje, pokaże swą karzącą i okrutną twarz. Jej ofiarami są nie tylko Bruno i Christine, z których każde popełniło samobójstwo, choć pewnie to dokonane przez Bruna jest aktem okrutniejszym i prawdziwszym od czynu Christine, ale również żona i syn Bruna. Rozkosz wydestylowana, bezpieczna, „socjaldemokratyczna” jest nie tylko nieprawdziwa, ale również cierpliwa i pamiętliwa. W końcu upomni się o spłatę zaciągniętego wcześniej długu. Przegrana na przylądku Agde bitwa nie jest jednak końcem „wojny o jedność”, jaką prowadzi zdecentrowany lacanowski podmiot. Drugą, zdaje się, że przynajmniej chwilowo zwycięską, potyczkę relacjonuje Houellebecq w Uległości. Jest to jednak zwycięstwo, w najgłębszym sensie tego powiedzenia, pyrrusowe. W swojej ostatniej powieści Houellebecq opisuje proces uginania się Francji przed islamem. Chwilowe konwulsje, jakie towa- rzyszą temu procesowi, są jednakowoż dość niewielkie, a przejęcie władzy przez Bractwo Muzułmańskie dokonuje się w zadziwiająco płynny i delikatny sposób. Spójrzmy teraz na ten proces przez lacanowskie okulary. Główny bohater Uległości tak opisuje swój spacer po centrum handlowym chwilę po przejęciu władzy przez muzułmańskiego prezydenta, Ben Abbesa: „Kobiety zaczęły się ubierać nieco inaczej, co natychmiast dostrzegłem, choć nie potrafiłem określić, na czym dokładnie polega różnica; liczba islamskich chust wzrosła w niewielkim stopniu, więc nie o to chodziło; dopiero po godzinie uświadomiłem sobie, co się zmieniło: wszystkie kobiety chodziły w spodniach. Zerkanie na kobiece uda i wyobrażanie sobie cipki na ich złączeniu to proces, którego siła podniecania jest wprost proporcjonalna do długości odsłoniętej partii nóg; u mnie był on tak nieświadomy i machinalny, w pewnym sensie genetyczny, że nie od razu to do mnie dotarło; niemniej fakt był faktem – sukienki i spódnice znikły. Pojawił się za to nowy strój: luźna bluza bawełniana do połowy uda, odejmująca wszelką rację bytu obcisłym spodniom, które część kobiet mogłaby ewentualnie nosić; no i oczywiście nie było już mowy o szortach. Kontemplacja kobiecych tyłeczków, marna pociecha marzyciela, stała się tym samym niemożliwa. Tak więc zmiany ewidentnie były w toku; rozpoczął się obiektywny proces transformacji. Kilka godzin skakania po kanałach TNT nie pozwoliło mi wykryć żadnych innych różnic, ale telewizyjne programy erotyczne i tak wiele lat temu wyszły z mody” (Houellebecq 2015c: 173). Dokonuje się więc reforma Symbolicznego, ale dużo bardziej subtelna i przemyślana niż przekleńst wo uległości • jan maciejewski 27 to, z czym mieliśmy do czynienia na przylądku Agde. Islam dokonuje poskromienia i kanalizacji pragnień obecnych w Realnym, zamiast próbować oszukać „prawo pragnienia”, podejmując z nim niebezpieczną grę. „Wystarczy mężczyznę poddać pokusie erotycznej (choćby najbardziej banalnej; dekolty i minispódniczki zawsze działają, tetas y culo, jak mówią obrazowo Hiszpanie), a zacznie odczuwać chuć; pozbawcie go tej pokusy, a w ciągu kilku miesięcy – ba! tygodni – przestanie ją odczuwać, utraci wręcz wszelkie wspomnienia o seksualności; ta sprawa nigdy nie stanowiła najmniejszego problemu ani dla mnichów, ani zresztą dla mnie; od czasu, gdy nowy reżim islamski narzucił skromniejsze stroje dla kobiet, mój popęd zaczął się wyciszać; czasami całymi dniami nie dochodził do głosu” (tamże: 267–268). Równolegle z procesem poskromienia Realnego dochodzi do jego kanalizacji poprzez konserwatywną w swej naturze reformę Symbolicznego. „Wszystkie te zmiany pchały Francję w stronę nowego modelu społecznego, tyle że ewolucja przebiegała w ukryciu – aż do dnia publikacji głośnego eseju młodego socjologa, Daniela Da Silvy, ironicznie zatytułowanego Pewnego dnia, synu, wszystko to będzie twoje i opatrzonego bardziej wymownym podtytułem W kierunku rodziny z rozsądku. We wstępie autor powoływał się na inny esej, opublikowany kilkanaście lat wcześniej przez Pascala Brucknera, filozofa, który głosił upadek małżeństwa z miłości, a jednocześnie pochwałę małżeństwa z rozsądku. Da Silva również twierdził, że więzi rodzinne, zwłaszcza między ojcem i synem, w żadnym razie nie powinny być oparte na miłości, lecz tylko na przekazywaniu wiedzy i majątku” (tamże: 196–197). 28 Zauważmy, że w ten sposób islam realizuje praktycznie wszystkie społeczne postulaty tradycyjnego katolicyzmu, a przynajmniej tej jego wersji, jaką reprezentował wspominany wcześniej Charles Maurras. Możemy zaryzykować stwierdzenie, że gdyby urodził się on sto lat później, dostrzegłby niepodważalne atuty leżące po stronie islamu: zapewnienie ładu, porządku, przestrzegania prawa, a przede wszystkim realizację jego wizji społeczeństwa, w której dzieli się ono nie na indywidua, ale na rodziny. W książce Houellebecqa to nie islam zalewa Francję, ale to Francja ucieka się do islamu. Nowy rektor paryskiej Sorbony, Robert Rediger, w ten sposób przedstawia swoją decyzję o konwersji na islam: „Tamta Europa [początku XX w.], będąca szczytowym osiągnięciem ludzkiej cywilizacji, popełniła trwające kilka dekad samobójstwo – ciągnął ze smutkiem Rediger. – W całej Europie pojawiały się ruchy anarchistyczne i nihilistyczne, wezwania do przemocy, negowanie jakichkolwiek zasad moralnych. Kilka lat później wszystko się zakończyło niepojętym szaleństwem Pierwszej Wojny Światowej. I Freud doskonale to zrozumiał, podobnie jak Tomasz Mann: skoro dwa najbardziej rozwinięte, najbardziej cywilizowane narody świata, francuski i niemiecki, mogły sobie zgotować tak bezsensowną rzeź, Europa jest już martwa. Tak więc spędziłem ten ostatni wieczór w barze hotelu Metropole aż do jego zamknięcia. Wróciłem do domu na piechotę, szedłem przez całą Brukselę, przez dzielnice europejskich instytucji, przez tę posępną, otoczoną slumsami fortecę. Następnego dnia pojechałem spotkać się z pewnym imamem na lotnisku Zaventem. A dzień później, w Poniedziałek Wiel- PRESSJE 2015, TEKA 43 kanocny, w obecności kilkunastu świadków wyrzekłem rytualną formułę konwersji na islam” (tamże: 246). Zwróćmy uwagę na to, że Rediger mówi o swoim przerażeniu tym samym szaleństwem, które odsłonił przed nami Freud w Objaśnianiu marzeń sennych, szaleństwem irracjonalnej, demonicznej strony natury ludzkiej. Pierwsza wojna, jak pamiętamy, spowodowała nagły wzrost zainteresowania psychoanalizą – odsłoniła pokłady nieprzewidywalności i szaleństwa obecne w człowieku. Psychoanaliza była próbą stawienia temu szaleństwu czoła; zachowanie Redigera jest przed tym szaleństwem kapitulacją. Tym samym rezygnacja z budowy autentycznej, integralnej tożsamości – z tego, co cytowana wcześniej Giroud określała jako szansa na to, by przestać się czerwienić z powodu siebie. „– Chodzi o uległość – powiedział cicho Rediger. – Oszałamiająca, a zarazem prosta myśl, nigdy dotychczas niewyrażona z taką mocą, że szczytem ludzkiego szczęścia jest bezwzględna uległość. […] Widzi pan, islam akceptuje świat, akceptuje go w jego integralności, świat jako taki, używając języka Nietzschego. Czym w gruncie rzeczy jest Koran, jeśli nie mistyczną pieśnią pochwalną? Pochwałą stwórcy i uległością wobec Jego praw” (tamże: 249). Uległość jest również książką o nieudanej próbie nawrócenia się jej głównego bohatera na chrześcijaństwo. Początkowo tytuł tej książki miał brzmieć nie Soumission (Uległość) a Conversion (Nawrócenie). Ostatecznie jednak powieść zamyka scena aktu konwersji jej bohatera na islam, aktu uległości. Stało się tak ze względu na fundamentalną różnicę między tym, jak z jednej strony w islamie, a z drugiej w katolicyzmie postrzega się Boga. Różnicę, o której mówi nie tylko Rediger w Uległości, ale którą analizował również w słynnym wykładzie ratyzbońskim Benedykt XVI. W islamie Bóg ma naturę absolutnie transcendentną – jak stwierdza: „[Bóg islamu] nie jest w ogóle związany swoim słowem i nic nie zobowiązuje Go do objawiania nam prawdy. Gdyby taka była Jego wola, człowiek musiałby uprawiać także bałwochwalstwo”. Racjonalność boska i ludzka są w islamie czymś zupełnie różnym: bez punktów przecięcia, bez analogii, bez wspólnych punktów odniesienia. Fakt ten sprawia nie tylko, że Allah jest zupełnie niepoznawalny, ale że również sam akt wiary jest zupełnie nieintelektualny. Katolicyzm wymaga od nas znacznie więcej niż islam; umożliwiając nam poznanie Boga, zobowiązuje nas również do tego, byśmy starali sie go poznać – zarówno przez akt wiary, jak i intelektu. Islam jest natomiast nie tylko religią irracjonalną. Jest on również religią „człowieka zewnętrznego”, jak w ideale Charles’a Maurrasa. Jedyne czego od nas wymaga, to przestrzegania reguł, realizowania określonego zewnętrznie modelu ładu. W tym sensie jest to doskonałe Symboliczne – „niepsychologiczne” w warstwie kultury, „niewierzące” w przestrzeni wiary. Islam jest nowym wcieleniem Lewiatana. Kolejną próbą zbudowania porządku społecznego na zasadzie państwa termitów opisanego przez Eschericha; próbą zapewnienia ładu przez wyeliminowania wywrotowego charakteru natury ludzkiej, wynikającego z naszej niepowtarzalności i seksualności. W tej konstrukcji zapala się nie tylko świeczkę Symbolicznemu, ale i poprzez instytucję wielożeństwa ogarek dla Realnego. Jest przekleńst wo uległości • jan maciejewski 29 to jednak podobnie, choć – trzeba to przy- z psychoanalityczną ortodoksją, ogłosił, że znać – subtelniej wykastrowane Realne, jak „psychoanaliza stanowi odwołujące się do w utopijnej wizji Bruna w Cząstkach elemen- pojęcia instynktu dopełnienie marksizmu. tarnych. Mimo wszystko podmiot uzyskuje Wrażliwość na zniewagi tworzyła zdaniem tu jedność kosztem autentyczności; zostaje Adlera realne podstawy świadomości klasozaciągnięty kolejny dług. To, kiedy Realne wej” (tamże). Trzy filary adlerowskiej wersji upomni się i tutaj o swoje, pozostaje jedynie psychoanalizy, nazwanej przez niego samego „psychologią indywidualną”, to: poczucie niekwestią czasu. pełnowartościowości, dążenie do kompensacji i poczucie wspólnoty (Adler 1986: 51). Adler, Aleksijewicz, zsrs „Być człowiekiem znaczy: czuć się niepełnoRozejście Alfreda Adlera i Zygmunta Freuda wartościowym” (tamże: 99). Poczucie niżw 1911 r. było pierwszą wielką schizmą ro- szości jest podstawową siłą napędową nadzącego się ruchu psychoanalitycznego, dla szego rozwoju. Właściwie nie samo poczucie, którego wówczas Freud przewodniczącym co drugi element adlerowskiej triady – wyniruchu, a Adler redaktorem naczelnym jego kające z niepełnowartościowości dążenie do centralnego organu prasowego. Obaj pa- kompensacji. Adler przytaczał na dowód tej nowie już nigdy nie mieli poczuć do siebie tezy ułomności wielkich postaci historyczi swoich teorii mięty. Freud zarzucał Adle- nych: niski wzrost Napoleona, garb króla rowi umysłowe prostactwo i zdradę ideałów Ryszarda czy kalectwo Talleyranda i Roosepsychoanalitycznych, Adler Freudowi zbyt- velta. Jeżeli poczuliśmy się w tym momencie nie skupienie się na nieświadomości i ce- niepewnie, nie odnajdując w sobie żadnej chach indywidualnych jednostki, a przez to narzucającej się niedoskonałości, to psyutratę perspektywy zdeterminowania osoby chologia indywidualna uspokaja: „Już samo długie i bezradne dojrzewanie jest niepełnoprzez historię i wspólnotę. wartościowością z punktu widzenia roli człoDla intelektualnej drogi Adlera kluczowe by- wieka dorosłego” (tamże: 19). Nawet jeżeli ło zetknięcie się z marksizmem. Spotkanie to nie mamy problemów z cerą, obie nasze nogi miało charakter nie tylko indywidualny, ale są tej samej długości, a indeks BMI utrzymurównież osobisty. Jego żoną była urodzoną je się w normie, to przez sam fakt, że byliśmy w Rosji socjalistka Raissa Epstein. Adler był dziećmi, jesteśmy dotknięci kompleksem terapeutą prominentnego bolszewika Adolfa niższości. Poczucie niepełnowartościowości Joffego; przyjaźnił się też blisko z przeby- jest cechą uniwersalną dla rodzaju ludzkiego. wającym w Wiedniu na uchodźstwie Lwem Trockim. Regularnie publikował w socja- Jak już wspomnieliśmy, uczucie to wyzwala listycznym dzienniki „Arbeiter Zeitung”, dynamikę, która kształtuje nas jako ludzi a pierwszą swoją książkę poświęcił ekono- – decyduje o tym, że się rozwijamy. „Nie istmicznemu i społecznemu podłożu chorób nieje żadna, bardziej uniwersalna zasada dopsychicznych (Zaretsky 2009: 111). W 1909 tycząca ludzkich relacji, niż zasada podziału r., dwa lata przed ostatecznym rozstaniem na tych, którzy są «na szczycie» oraz tych 30 PRESSJE 2015, TEKA 43 stojących «poniżej»” (cyt. za: Zaretsky 2009: 112). Prawem naszego rozwoju rządzą reguły podobne do zasad fizyki. Im większe są nasze trudności, im dotkliwszych prześladowań i upokorzeń doznajemy, tym większemu napięciu ulęga „sprężyna” naszego dążenia do kompensacji, wydobycia się ze stanu niższości. W ten sposób, kiedy już zaczniemy sobie kompensować wcześniejsze upokorzenia, kiedy już zwolnimy naszą „wewnętrzną sprężynę”, możemy zajść dalej i wyżej niż to wynikałoby z naszych uprzednich planów i możliwości. Aby jednak kompensować sobie własne braki mądrze i skutecznie, trzeba to robić we wspólnocie i na jej rzecz. W tym momencie dochodzimy do zamykającej triadę psychologii indywidualnej reguły, jaką jest poczucie wspólnoty. „Jedynym ratunkiem istnienia ludzi i ludzkości jest doskonalenie zgodne z poczuciem wspólnoty. Rodząc się zastajemy to, co zrobili inni przed nami, naszym sensem jest uzupełnić to, co dla ludzi korzystne […] dobro ogółu to jedyna gwiazda przewodnia, która jedynie zdoła ustrzec nas od zginięcia na krzyżu szkodliwej fikcji. Zawsze chodzi o przezwyciężenia, zawsze o zachowanie jednostki, rasy ludzkiej, zawsze o wytworzenie sprzyjającego stosunku między jednostką a światem zewnętrznym. Ten przymus osiągnięcia lepszego przystosowania nie może nigdy się skończyć” (Adler 1986: 10). Rdzeniem naszego istnienia jest więc poczucie niższości, ale wyłącznie przez to, że rodzi w nas potrzebę wspólnoty. Frazę Adlera „Być człowiekiem znaczy: czuć się niepełnowartościowym” powinniśmy usłyszeć uzupełnioną o stwierdzenie „i dążyć do przezwyciężenia tej niepełnowartościowości w ramach wspólnoty”. Jest tylko jedna negatywna cecha człowieka, która nie może zostać zużytkowana dla większego i doskonalszego jego rozwoju – egoizm, brak poczucia wspólnoty. Grzech wrogości wobec społeczeństwa jest karany bezwzględnie i natychmiastowo, „tak jak karane jest w toku ewolucji posiadanie przez zwierzę cechy dezadaptacyjnej” (tamże: 23). Patrząc na rozwój ludzkości z perspektywy historii, a nie tylko stanu obecnego, także egoiści nie są elementem zupełnie bezwartościowym. „Dążący budują i przyczyniają się do szczęścia ludzkości. Ale także oporni nie są całkiem bez wartości. Ich błędy i pomyłki, przynoszące szkodę mniejszym i większym grupom ludzi, zmuszają innych do spotęgowania wysiłków” (tamże: 105). Ewolucjonizm jest jedną z cech psychologii indywidualnej – patrzy ona na „ruch życia” z perspektywy ewolucyjnej, ustala prawa przechodzenia od prymitywizmu do doskonałości, od słabości do siły, od poczucia niższości do poczucia wspólnoty. „Że jeszcze dzisiaj musimy myśleć o wzmocnieniu poczucia wspólnoty, o samym poczuciu wspólnoty, w celu zdobycia go, wynika to z osiągniętego dotąd niskiego stopnia naszej ewolucji. Niepodobna wątpić, że przyszłe pokolenia wcielą je do swego życia tak samo, jak my wcieliliśmy oddychanie i postawę wyprostowaną” (tamże: 106). O ile Freud starał się rozumieć człowieka w kontekście przeszłości i tego, co w nim niewidoczne, głębokie (wzruszenie piekła do dna), Adler rozumie ludzkość (zbiorowość) w perspektywie przyszłości i tego, jak wygląda ona z zewnątrz – jej stanu jako wspólnoty. Przyszłość ta w jego pracach nie jest żadnym określonym momentem historycznym, ale raczej kategorią podobną do wieczności – ruch w kierunku budowania przekleńst wo uległości • jan maciejewski 31 poczucia wspólnoty nie może się zatrzy- (Kołakowski 2009: 415). Wspólnota w tej mać, aż nie ogarnie całej ludzkości. „Poczu- romantycznej wizji jest autentyczna dzięki cie wspólnoty oznacza przede wszystkim i poprzez jej oparcie na autentyczności osoby. dążenie do takiej formy zbiorowości, którą „Zniszczenie kapitalizmu jest więc powrotem należy uważać za wieczną i tak jak można do wspólnoty i powrotem do osobowości by ją sobie było wyobrazić, gdyby ludzkość jednocześnie, nie zaś realizacją wspólnoty osiągnęła cel doskonałości. Nie chodzi nigdy kosztem osobowości” (tamże: 417). Marks o obecną zbiorowość lub społeczność ani też atakuje teoretyczną podstawę filozofii lio formy polityczne lub religijne, gdyż cel naj- beralnej – koncepcję umowy społecznej lepiej nadający się do doskonałości musiałby Hobbesa, jako wizję, która rozdziela osobę być celem oznaczającym idealną zbiorowość i wspólnotę, wprowadza i uzasadnia ich jacałej ludzkości, ostatnie dokonanie ewolu- kościową odrębność (tamże: 415). Państwo, cji” (tamże: 248). Wyprzedzając porządek Lewiatan, który poskramia autentyczność naszych rozważań, zauważmy, jak dokładnie osoby w imię ładu i porządku jest wrogiem ta psychologiczna wizja rozwoju ludzkości Marksa, tak jak i wrogiem psychoanalityczpasuje do idei permanentnej rewolucji przy- nej wizji człowieka. Marks, podobnie jak Adjaciela Adlera – Lwa Trockiego; rewolucji, ler, wierzy jednak w przyszłą jedność, w któktóra ze względu na swą wewnętrzną naturę rej jednostka będzie bezpośrednio traktować nigdy nie może się zatrzymać, aż nie ogarnie własne siły jako siły społeczne; obaj wierzą, „że w przyszłym świecie wszelka mediacja mięcałego świata. dzy jednostką i ludzkością zostanie zniesiona”, Skoro już o tym mowa, sprawdźmy, czy rze- co nie unicestwi jednak autentyczności jedczywiście koncepcja Adlera może być psycho- nostki, ale właśnie przywróci jej życiu osobologicznym uzupełnieniem marksizmu; czyli wemu autentyzm (tamże: 416). na ile psychologia indywidualna i marksizm są do siebie faktycznie podobne. Odwołamy Drugim motywem obecnym w marksizmie się tutaj do rekapitulacji filozoficznej idei jest według Kołakowskiego motyw promemarksistowskiej, jakiej dokonał Leszek Ko- tejsko-faustyczny. Kolektywnym wcieleniem łakowski pod koniec pierwszego tomu swych Prometeusza był rzecz jasna proletariat, Głównych nurtów marksizmu. Wymienia który miał we wszechwyzwalającej rewolucji w niej on trzy główne motywy występujące znieść sprzeczność między interesem jedw marksizmie. Pierwszym z nich jest motyw nostki i interesem gatunku. Tym, co nadaje romantyczny. Marks czerpał z romantyzmu właśnie tej klasie jej wielką historyczną rolę przede wszystkim na potrzeby swej krytyki jest jej uciemiężenie i zadane jej cierpienia. społeczeństwa kapitalistycznego – rozbija- Zło i cierpienia, jakiego doznają proletającego „organiczne” więzi i lojalności mię- riusze, są dźwignią przyszłego wyzwolenia. dzy ludźmi. Romantyzm Marksa polegał na „Kapitalizm jest zwiastunem socjalizmu: marzeniu o powrocie do doskonałej jedności, […] kapitalizm tworzy cywilizację, w któw której zbiorowość opiera się na bezpośred- rej człowiek dopiero zdolny jest pokazać, nich związkach i zniesiona zostaje wszelka co umie, choć zdolny jest do tego, na razie, mediacja między osobowością a wspólnotą tylko w nieludzkich i antyludzkich formach” 32 PRESSJE 2015, TEKA 43 (tamże: 419). Zło i cierpienie są w szerszej, historycznej i wspólnotowej perspektywie dobre, ponieważ wywołują ruch naciągający „sprężynę postępu”. W miejsce kapitalizmu wstawmy egoizm, za cierpienia proletariatu – niepełnowartościowość jednostki, a otrzymamy praktycznie ten sam schemat rozwoju ludzkości. Rozwoju, który prowadzi do jej zbawienia – będącego, jak pisze Kołakowski, „marszem konkwistadora, który zwycięża naturę i samego siebie” (tamże: 420). Trzecim i ostatnim motywem wyróżnionym przez Kołakowskiego jest wątek oświeceniowy, deterministyczny i racjonalistyczny. Oznacza on podporządkowanie życia ludzkiego prawom społecznym, działającym na podobieństwo praw natury. Prawom, które „względem osobników ludzkich występują jako zewnętrzna konieczność, równie nieodparta i fatalna, jak obsuwanie się lawiny i tajfuny” (tamże). Ten wątek podkreślał szczególnie mocno w swym odczytaniu marksizmu Engels, który sformułował słynną definicję wolności jako zrozumienia konieczności. Człowiek byłby więc na tyle wolny, na ile potrafiłby wykorzystać prawa przyrody na własny użytek. Marksowskiemu determinizmowi odpowiada adlerowski ewolucjonizm – przekonanie o konieczności, wynikającej z konstrukcji przyrody, wytworzenia poczucia wspólnoty jako naturalnego punktu wyższego w porządku rozwoju. Wspólnoty ludzkie były według niego zbudowane na wzór istot biologicznych i podlegały prawom podobnym do praw natury. Dynamika prowadząca od prymitywizmu do doskonałości, od słabości do siły, od poczucia niższości do poczucia wspólnoty jest koniecznością obiektywną, której podlegają wszystkie jednostki ludzkie. Adler może nam nie tylko pomóc dostrzec psychologiczne podłoże marksizmu, ale również udzielić odpowiedzi na pytanie, dlaczego marksizm znalazł tak podatny grunt właśnie w Rosji. Na początku XX w. była ona przecież, według kategorii marksistowskich, zupełnie na komunizm niegotowa. Niezindustrializowana, ze śladowymi ilościami proletariatu w społeczeństwie i z gospodarką na przedkapitalistycznym stopniu rozwoju. Odpowiedzią na to pytanie może być adlerowska koncepcja „kompleksu niższości”, jako zjawiska motywującego, poprzez kompensację niepełnowartościowości, do rozwoju i postępu. Wedle zasad tej logiki marksizm mógł się przyjąć w Rosji nie pomimo faktu, że była ona na niego niegotowa, ale właśnie z tego powodu. Jeżeli psychologia społeczna faktycznie kieruje działaniem narodu, to kompleks niższości, będący fundamentem i wstępem do działania według reguł psychologii indywidualnej, może być również odpowiedzią na rosyjską podatność na marksizm w szerszym kontekście. Ten rys rosyjskiej psychologii narodowej był bowiem obecny w niej już od dłuższego czasu. Zjawisko to opisywała w Trubadurach imperium Ewa Thompson. Pokazuje ona, że rosyjski kolonializm, panowanie nad podbitymi terytoriami, opierał się na samej władzy, a nie, jak w przypadku kolonializmu angielskiego, francuskiego czy wielu innych, na połączeniu władzy i wiedzy. Rosyjska wyższość opierała się na sile i potencjale militarnym, ale już nie na przewadze kulturowej. Milan Kundera i Jaan Kross, współcześni pisarze czeski i estoński, dają liczne dowody, iż pod rządami Rosjan skolonizowani czuli wyższość w stosunku do kolonizatorów” (Thompson 2000: 28). Podlegli imperialnej władzy członkowie narodów skolonizowanych nie darzyli przekleńst wo uległości • jan maciejewski 33 Rosjan szacunkiem jako narodu cywilizacyjnie mniej rozwiniętego. Skutkiem tego był resentyment, jaki Rosjanie, czując, że nie są wystarczająco szanowani, odczuwali wobec podbitych narodów. Resentyment ten dał o sobie znać m.in. w Braciach Karamazow Dostojewskiego, gdzie Dymitr Karamazow natyka się dwóch Polaków, którzy są dość żałosnymi i godnymi pogardy kreaturami. Thompson przytacza również opublikowany 18 września 1939 r. w Prawdzie, dzień po sowieckiej inwazji na Polskę, wiersz sowieckiego poety Mikołaja Asiejewa, który z wyraźną satysfakcją przyjmował klęskę militarną Polski: „Z Polski został tylko proch i pył… Polakom nie podobały się nasze zwyczaje; / owi gentlemani uważali, że zachowujemy się wulgarnie…” (tamże: 29). Dzięki Kołakowskiemu mogliśmy ujrzeć zbieżność między marksizmem a psychologią indywidualną na poziomie idei. Zobaczmy teraz, jak funkcjonuje w praktyce społeczeństwo determinowane poczuciem niższości i dążeniem do jej kompensacji na poziomie wspólnoty – totalitarnego państwa. Białoruska noblistka, Swietłana Aleksijewicz, pozwoli nam przyjrzeć się funkcjonowaniu psychologii indywidualnej w Rosji na poziomie biograficznego konkretu, człowieka sowieckiego, któremu poświęciła zbiór reportaży Czasy secondhand. Koniec czerwonego człowieka. Z tej perspektywy zobaczymy podstawowe ograniczenia i mielizny, na jakie natykamy się, realizując w swym życiu założenia koncepcji Adlera. Aleksijewicz we wstępie do swej książki pisze: „Szukałam tych, którzy na stałe przy- 34 rośli do idei, wchłonęli ją w siebie tak, że już nie dało się jej z nich wyrwać – państwo stało się całym ich światem, zastąpiło im wszystko, nawet własne życie. Nie potrafili opuścić wielkiej historii, pożegnać się z nią, być szczęśliwymi w inny sposób. Zanurzyć się… rozpłynąć w prywatnej egzystencji, jak to się dzieje teraz, kiedy małe awansowało do rangi wielkiego. Człowiek chce dzisiaj żyć zwyczajnie, bez wielkiej idei” (Aleksijewicz 2015: 8). Historia Rosji w XX w. pokazuje, że próba zniesienia mediacji między wspólnotą a osobą okupiona zostaje bardzo wysoką ceną. Państwo, wspólnota zastępuje jednostkom ich życie prywatne. Adlerowskie „poczucie społeczne” wyparło, zabiło poczucie tożsamości. Nie ma piękniejszych filmów o miłości niż te nakręcone w ZSRS. Opierają się one zazwyczaj na schemacie, w którym uczucie dwojga ludzi jest zagrożone i poddane próbie opresji przez rzeczywistość państwa, polityki czy historii. Przykładowo w Lecą żurawie jest to wielka wojna ojczyźniana, a w Dworcu dla dwojga niesprawiedliwe działanie wymiaru sprawiedliwości. Oczywiście opresja ta praktycznie nigdy nie została przedstawiona przez radzieckich filmowców jako coś złego, raczej jako odwzorowanie oczywistego faktu. Tak już po prostu jest. Jest to tym mocniejszy dowód na rzecz tezy o faktycznym rozbiciu rzeczywistości na dwie odrębne, skonfliktowane sfery: tego, co państwowe (wspólnotowe), i tego, co indywidualne (osobowe). Lacanowskie jouissance mogło być właśnie dlatego zobrazowane w tak poruszający sposób, ponieważ rzeczywistość radziecka ujawniała jego tragiczny, okrutny PRESSJE 2015, TEKA 43 charakter – kruchość, niepewność, bycie w obliczu śmierci. W ZSRS okazało się, wbrew zarówno Adlerowi, jak i Marksowi, że te dwie rzeczywistości są jednak jakościowo różne, skonfliktowane – zniesienie mediacji między nimi dokonało się kosztem autentyczności życia osobowego. Symbioza rzeczywistości społecznej i osobowej utrzymana została wyłącznie represją totalitarnego systemu. Reakcją na nią był wybuch partykularyzmu, jaki nastąpił w momencie rozpadu sowieckiego imperium. „No i mamy wreszcie tę wolność! Czy takiej właśnie oczekiwaliśmy? Byliśmy gotowi umrzeć za swoje ideały. A zaczęło się życie «jak u Czechowa». Bez historii. Upadły wszystkie wartości poza wartością życia. Życia w ogóle. Nowe marzenia: zbudować dom, kupić dobry samochód, posadzić agrest… Wolność okazała się […] wolnością Jej Królewskiej Mości Konsumpcji. Majestatu masy. Masy pragnień, instynktów – utajonego życia człowieka, o którym mieliśmy tylko przybliżone wyobrażenie. […] Sam człowiek też jest inny. Barwniejszy, bardziej odrębny… Monolit wysadzono w powietrze i życie rozpadło się na wysepki, atomy, komórki” (tamże: 12). Książka Aleksijewicz jest świadectwem osamotnienia człowieka sowieckiego. Poza państwem nie potrafi on nadać sensu swojemu życiu. Rozwarstwienie rosyjskiego społeczeństwa, które opisuje Aleksijewicz, nie polega na podziale na biednych i bogatych, ale na dychotomii wobec niego pierwotnej: podziale na nostalgię i konsumpcję. Obie te postawy są wynikiem utraty poczucia sensu, które zapewniało sowieckie imperium. To poczucie sensu dawała kompensacja kompleksu niższości wobec Zachodu, którą gwarantowała potęga imperium. „– Kochałem imperium… Po jego upadku życie przestało mnie interesować. Nudno jest. […] – Socjalizm zmuszał człowieka do życia w historii… do obecności przy czymś wielkim…” (tamże: 40). „Kolejki i puste sklepy idą w zapomnienie szybciej niż czerwony sztandar nad Reichstagiem” (tamże: 43). „Niczego się nie wypieram! Niczego się nie wstydzę! Nie zmieniłam barw i nie przemalowałam się z czerwonej na szarą” (tamże: 49). „Nie po wolność pobiegli, ale po dżinsy… do supermarketów… […] Nasz naród był wielki! A zrobili z niego handlarzy i spekulantów… sklepikarzy i menedżerów…” (tamże: 54). „W mojej głowie wszystko urządzone jest po radziecku. Do czegoś innego trzeba się jeszcze doczołgać. Ludzie rzadko teraz wspominają to, co złe, czują za to dumę ze Zwycięstwa, czy też z tego, że pierwsi polecieliśmy w kosmos” (tamże: 150). Zwycięstwo w wielkiej wojnie ojczyźnianej i lot Gagarina w kosmos to dwa najczęściej przewijające się motywy w opowieściach ludzi radzieckich, z którymi rozmawia Aleksijewicz. To dla nich dwa koronne dowody na rzecz słuszności idei komunistycznych i wielkości imperium. Oba nie mają absolutnie nic wspólnego z ideałami marksistowskimi, nie są w żadne sposób związane z koncepcją walki klas. Oba natomiast są wydarzeniami kompensującymi poczucie niższości narodu rosyjskiego, czy właściwie radzieckiego. Są dowodami wyższości ZSRS nad Zachodem i to dowodami za każdym razem uzyskanymi w bezpośrednim starciu z zachodnią cywilizacją, w jednym wypadku reprezentowaną przez nazistowskie Niemcy, w drugiej przez USA. Ten skrywany kompleks niższości dał o sobie znać z pełną siłą przekleńst wo uległości • jan maciejewski 35 w latach dziewięćdziesiątych, kiedy nie było już radzieckiego imperium. „Poszedłem z kumplami do restauracji. Zamówiliśmy martini i wódkę Royal – wtedy to było coś! Mieliśmy po prostu ochotę potrzymać kieliszek w ręku. Poszpanować. Zapaliliśmy marlboro. Wszystko tak, jak wyczytaliśmy u Remarque’a. Długo żyliśmy według obrazków. Nowe sklepy, restauracje… jak dekoracje z cudzego życia…” (tamże: 177). „Pierwsze kolorowe magazyny czytali jak klasykę, pełni szczerej wiary, że za tą okładką, tą skórką, znajdą piękne życie. Do pierwszego McDonalda stały kilometrowe kolejki… Telewizja robiła reportaże. Dorośli, kulturalni ludzie zabierali stamtąd serwetki i torebki papierowe, żeby je przechować. Potem z dumą pokazywali gościom” (tamże: 178). Wspólnota budowana na kompensacji poczucia niższości ponosi w Rosji podwójną klęskę. Kompleksu niższości nie udało się wyleczyć, został on tylko na kilkadziesiąt lat stłumiony; dopuszczony znowu do głosu okazał się silniejszy niż kiedykolwiek wcześniej. Sama wspólnota natomiast okazała się bardziej żarłocznym i antyosobowym Lewiatanem od tego, którego stworzyła zachodnia Europa. Adler przegrał w Rosji, tak samo jak Lacan we Francji. Frankl, Mesjanizm integralny, Polska Byliśmy już na Zachodzie (Francja), Wschodzie (Rosja), Północy (Królewiec) Południu (Wiedeń). Wiedeń będzie teraz naszą ostatnią stacją przesiadkową przed dotarciem do Polski. To tutaj żył i tworzył Viktor Frankl, twórca logoterapii. W dosłownym tłuma- 36 czeniu termin ten oznacza „uzdrawianie poprzez sens”. Przyjrzyjmy się sposobowi, w jaki logoterapia przekracza ograniczenia, na jakie natknęliśmy się w przypadku lacanowskiej psychoanalizy i adlerowskiej psychologii indywidualnej. Będzie to dla nas wstęp do pokazania, dlaczego nad polskością położoną na kozetce powinien pochylić się właśnie Viktor Frankl. Logoterapia powstała na bazie doświadczeń i odkryć psychoanalizy i psychologii indywidualnej. Frankl pisał o sobie, że jest karłem siedzącym na barkach olbrzymów, Freuda i Adlera. Dla zobrazowania perspektywy przekroczenia tych dwóch teorii posłużył się metaforą miasta. „Cóż widzi robotnik oczyszczający kanały podziemne miasta? Widzi on tylko przewody gazowe i wodociągowe oraz kable elektryczne. To jest wszystko co widzi on z całego miasta, dopóki przebywa w świecie kanałów. Gdyby nie widział uniwersytetów, kościołów i domów modlitw, teatrów i muzeów miasta, nie wiedziałby nic o jego życiu kulturalnym. Wszystko to poznaje on jednak tylko w czasie wolnym od pracy, kiedy sam wychodzi na miasto; dopóki znajduje się w kanałach, dopóki przebywa w podziemiu miasta, dopóty obraca się w świecie energii zasilających życie kulturalne. Ale życie kulturalne to nie gaz, prąd i woda” (Frankl 1984: 33). Psychoanaliza skupia się tylko na życiu podziemnym miasta; Freud w liście do Ludwiga Binswangera napisał: „Zawsze ograniczałem się do badania parteru i piwnicy gmachu zwanego człowiekiem” (Binswanger 1957: 96). Z kolei psychologia indywidualna patrzy na miasto bez dostrzeżenia tkwiącej pod ziemią energii, która napędza jego ruch; ignoruje sferę podświadomości, obecnych w niej pragnień PRESSJE 2015, TEKA 43 i popędów. Celem logoterapii jest przedstawienie człowiekowi jego istnienia jako integralnej całości – wykorzystanie popędów psychicznych jako energii napędzającej budowanie i tworzenie jego człowieczeństwa. Energia ta ma być jednak środkiem, a nie celem. Człowiek logoterapii jest bytem dynamicznym, przekraczającym samego siebie. „Byt ludzki urzeczywistnia się w napięciu między tym, co jest, a tym, co być powinno, i napięcie to jest potrzebne. Człowiek bowiem nie istnieje po to, by być, ale po to, by się stawać” (Frankl 1984: 44). Perspektywa dynamiczności natury ludzkiej była obecna również we wcześniej rozpatrywanych przez nas teoriach. Tym, co odróżnia logoterapię od psychoanalizy i psychologii indywidualnej, nie jest odkrycie dynamiczności człowieczeństwa, ale jej ukierunkowanie. W wizji psychoanalitycznej energia człowieka wyczerpywała się w wewnętrznej walce – sporze czy też przechodzeniu id w ego. Szczególnie dramatyczny przebieg walka ta miała w lacanowskim wariancie psychoanalizy, gdzie, jak pamiętamy, „ja idealne”, „Ideał ja” i „nad-ja” były niezdolne do osiągnięcia stanu równowagi, homeostazy. Z kolei psychologia indywidualna ukierunkowywała naszą energię „na zewnątrz” i „wszerz” – jej celem było dobro wspólnoty, utożsamienie się z nią; osiągnięcie „poczucia społecznego” było ukoronowaniem rozwoju osobowego. Psychoterapia w wariancie franklowskim dąży do wykorzystania zasobu podziemnej energii człowieka, by umożliwić mu ruch „w górę”. Zobaczmy, jak Frankl próbuje tego dokonać. Do tradycyjnie rozróżnianych przez psychiatrię nerwic psychogennych (nerwic w trady- cyjnym sensie tego słowa, powstających na poziomie psychiki) i somatogennych (będących efektem działania organizmu, np. agorafobia jako wynik nadczynności tarczycy) Frankl dodał pojęcie nerwicy noogennej. Powstaje ona nie na płaszczyźnie psychicznym czy fizycznym, ale duchowym; jest efektem frustracji fundamentalnej ludzkiej potrzeby, jaką jest wola sensu; logoterapia widzi ludzkie życie jako przepojone dążeniem nie do rozkoszy (psychoanaliza), ani do mocy, wyższości (psychologia indywidualna), ale do sensu. Skonkretyzujmy nieco tę kategorię, odwołując się za Franklem do Hansa Ursa von Balthasara, który stwierdził, że „sens bytu zawiera się w miłości”. Frankl rozumiał przez to, że do samozrozumienia może dojść jedynie dzięki zbliżeniu; człowiek może zrozumieć siebie tylko poprzez i w relacji do drugiej osoby. Freudowski schemat, w którym tam, gdzie jest id (nieświadomość), powinno być ego, Frankl uzupełniał w następujący sposób: „gdzie było id, tam powinno stać się ego, ale ego może stać się ego jedynie poprzez Ty” (Frankl 2010: 23). Miłość jest najbardziej konkretnym i osobowym zjawiskiem, jakie może mieć miejsce w świecie ludzi. Kocham kogoś za jego konkretne cechy, wartości, ale nie kocham samych tych wartości, ale osobę, która w swoim istnieniu je konkretyzuje, pozwala im zaistnieć; miłość albo jest miłością między „ja” i „ty”, albo w ogóle jej nie ma. „Powiedziałbym nawet, że tylko w takim stopniu, w jakim Ja skłania się ku Ty, ego może się połączyć z id, włączając seksualność w osobowość człowieka” (tamże: 32). Zarówno psychoanaliza, jak i psychologia indywidualna przegapiły ten oczywisty fakt, sprowadzając miłość do wypadkowej bezosobowych sił. Psychoanalityczne dążenie przekleńst wo uległości • jan maciejewski 37 do rozkoszy, lacanowskie jouissance, „prawo pragnienia” jest rozdarte między Realnym (freudowskim id) a Symbolicznym (tym, co „się” robi). Nie jest stosunkiem „ja”–„ty”, ale „to”–„się”. Miłość psychologii indywidualnej realizuje się z kolei w bezosobowym „poczuciu wspólnoty”. Jak widzieliśmy na przykładzie społeczeństwa rosyjskiego, relacja „ja”–„my” (wspólnota, państwo) kończy się zawładnięciem wspólnoty nad życiem osobowym; nie pozostawia przestrzeni dla autentycznego związku dwojga ludzi, który powstać może tylko w ukryciu przed wspólnotą i trwać w stanie permanentnego zagrożenia jej działaniem. Miłość jest modelem, najdoskonalszą realizacją woli sensu. Widzimy w niej wyraźnie wszystkie cechy definicyjne sensu jako podstawowej kategorii logoterapii. Ma ona charakter osobowy; jest konkretna („ja” i „ty” są zawsze konkretnymi, określonymi bytami); polega na przekraczaniu samego siebie, poświęcaniu się dla drugiej osoby; oznacza wzięcie na siebie odpowiedzialności; jest wystawieniem się na cierpienie (rozstanie, choroba, śmierć) i gotowością do jego znoszenia; przede wszystkim jednak jest szansą na intensywne doświadczenie rzeczywistości – łączy nasze życie osobowe ze światem, wyprowadza nas z samych siebie. Sens życia można odnaleźć, zrealizować jednak nie tylko w miłości, ale również poprzez twórczą pracę lub działanie, doświadczenie dobroci oraz piękna, poprzez bezpośredni kontakt z przyrodą lub kulturą (tamże: 95). Wciąż jednak franklowskie pojęcie sensu nie zostało przez nas wystarczająco objaśnione. Nie odpowiedzieliśmy jeszcze między innymi na pytanie, dlaczego wyraża ono ducha 38 naszego czasu; nie zadaliśmy pytania, na które sens jest odpowiedzią. „Po pierwsze, w przeciwieństwie do zwierzęcia, człowiek nie ulega w życiu instynktowi w kwestii tego, jak musi postępować. Po drugie, w przeciwieństwie do poprzednich pokoleń, człowiek współczesny nie kieruje się już ogólnie przyjętymi konwencjami, tradycjami oraz wartościami w kwestii tego, jak powinien postępować” (tamże: 111). Efektem tego stanu rzeczy jest „egzystencjalna pustka”, określana również przez Frankla „doświadczeniem otchłani”. Wielość możliwości i potencjalnie otwartych dróg budowania swojej osobowości nie przekłada się na poczucie spełnienia współczesnego człowieka. Przeciwnie, ulega on nerwicy noogennej. Perspektywa wolności i autentyczności, jaką otworzyło przed nami odkrycie Freuda, wyzwolenie nas z zewnętrznej opresji systemu nakazów i represji wtrąciło nas w stan dezorientacji i niepewności, sprawiło, że doświadczyliśmy pustki i otchłani; nie wyzwoliliśmy się z przekleństwa uległości. Spotkanie z pustką i otchłanią jest punktem wyjścia logoterapii. Droga z otchłani do realizacji woli sensu liczy trzy stopnie. Centralne pojęcie sensu uzupełnione jest przez poprzedzającą je kategorię homo patiens (człowiek cierpiący) i następujący po nim nad-sens (sens absolutny). Kompletna triada logoterapeutyczna przedstawia się więc następująco: Homo patiens (cierpienie), sens (działanie), nad-sens (Bóg). Wszystkie jej elementy funkcjonują we wzajemnej relacji, oddziaływaniu i harmonii. Zobaczmy, jak do tego dochodzi. Cierpienie jest według Frankla jedną z form naszej komunikacji ze światem. Właściwie przeżywane cierpienie, które traktujemy ja- PRESSJE 2015, TEKA 43 ko nasze zadanie i powinność, pozwala nam sytuacji sens kierunku. Unikać powinniśmy przekraczać samych siebie. Sprawia ono, że nie cierpienia, ale rozpaczy – postawy nie„jak drzewa w gęstym lesie, stojące blisko sie- intencjonalnej, skupienia się na nas samych bie, nie mogąc rosnąć wszerz, zmuszone są i naszym bólu, a nie na zadaniu do zrealizorosnąć w górę […]” (Frankl 1984: 73). Cier- wania którego ten ból nas zobowiązuje. pienie, aby było przeżywane we właściwy sposób, musi być intencjonalne – wskazywać Kategorię sensu omówiliśmy już wcześniej, na określony obiekt, na coś, o co w nim cho- teraz więc jedynie ją doprecyzujmy. Każdy dzi. Staje się ono wtedy ofiarą. Nie można z nas zobowiązany jest do wypełnienia swoprzed nim uciekać, ale przyjąć je i zreali- im życiem jedynego rodzaju sensu, jest to zować – odwaga cierpienia, o której pisze cel główny naszego życia. „Jeśli ja tego nie Frankl, oznacza konieczność jego afirmacji. uczynię, to któż to uczyni? A jeśli nie uczyW tym kontekście cytuje on słowa Rainera nię tego teraz, to kiedy? Jeśli jednak uczyMarii Rilkego: „Kto kiedykolwiek podej- nię to wyłącznie przez wzgląd na samego mując ostateczną decyzję nie zaaprobuje siebie, kim wówczas będę?” (Frankl 2010: okropności życia, a nawet ich nie przyjmie 77). Celem logoterapii nie jest jedynie wyz ochotą, ten nigdy nie posiądzie ogrom- prowadzenie człowieka z jego choroby, ale nych pełnomocnictw, jakimi istnienia nasze przede wszystkim doprowadzenie go do jerozporządza, ten przejdzie skrajem swego go prawdy (Frankl 1984: 15). Prawdą tą jest bytu i w rozstrzygającej chwili nie będzie ani człowiek taki, jakim może się stać i jakim żywym, ani umarłym” (cyt. za: tamże: 78). stać się powinien. Naczelnym przesłaniem W cyklu Elegie duińskie Rilke pisał: „My, mar- Frankla w jego pracy terapeutycznej było: „Nie opuszczę cię dopóki nie staniesz się sonotrawcy cierpień”. bą” (tamże). Praktyczną realizację postawy homo patiens Frankl przedstawia w jednej ze swoich ostat- Przytoczmy teraz fragment rozmowy teranich książek, Bogu ukrytym. Przywołuje on peutycznej Frankla z jego pacjentką, która historię jednego ze swoich pacjentów, star- pokaże nam, jak te założenia funkcjonują szego mężczyzny załamanego śmiercią żony. w praktyce. „Frankl: Przeżywasz kryzys. Nie może on pogodzić się z jej stratą, dręczy Konkretna diagnoza nie powinna być w tej go pytanie, dlaczego to ona musiała odejść chwili dla ciebie istotna; wystarczy, jeżeli na pierwsza. Frankl proponuje mu myśleć o je- razie powiem po prostu, że jest to kryzys. go cierpieniu w kategoriach ofiary. „Pozosta- […] Obecnie znajdujesz się na etapie, na któjąc przy życiu, mężczyzna oszczędził swojej rym czeka cię ważne zadanie – odbudowa żonie identycznego cierpienia, powinien za- twojego życia. Nie zdołasz go jednak odbutem spojrzeć na swój ból jak na dar złożony dować, nie mając konkretnego celu, nie stakomuś, kogo kochał najbardziej na świecie” wiając czoła konkretnym wyzwaniom. (Frankl 2013: 11). Logika homo patiens nie jest nakierowana na zmniejszenie intensyw- Pacjentka: Rozumiem, doktorze Frankl, ale ności cierpienia, ale na skierowanie „impetu” nie daje mi spokoju pytanie: co właściwie tego uczucia w określonym, nadającym całej dzieje się w mojej głowie? przekleńst wo uległości • jan maciejewski 39 F: Nie rozmyślaj o tym, nie próbuj odnaleźć przyczyny swoich problemów. Zostaw to lekarzom. […] Liczy się nie to, co czai się gdzieś w głębi, lecz to, co czeka na ciebie w przyszłości, czeka, abyś to zrealizowała. […] Nie pytaj, co się dzieje w twoim umyśle – pytaj raczej, co możesz osiągnąć. […] w tej chwili liczy się przede wszystkim to, że masz na imię Anna, a los ma dla ciebie coś w zanadrzu. Zamiast myśleć o sobie, pomyśl o nienarodzonym jeszcze dziele, jakie musisz stworzyć. Dopiero, kiedy tego dokonasz, zrozumiesz, kim tak naprawdę jesteś” (Frankl 2010: 165–166). na ruchu w górę we wszystkich sytuacjach, z jakimi spotykamy się w życiu, doprowadza nas do pojęcia Absolutu. Bóg Frankla nie jest Bogiem żadnej określonej religii. Jest on koniecznym z perspektywy woli sensu elementem logoterapeutycznego systemu. Uściślając, dwoma kluczowymi dla tego paradygmatu elementami ludzkiego bycia w świecie są przekonanie o potencjale sensu obecnym w każdej przydarzającej się nam sytuacji oraz wizja człowieczeństwa jako żywiołu twórczego, zdolnego do przemieniania siebie i świata. Oba te elementy, a wraz z nimi całe „górne napięcie” obecne w logoterapii, odsyłają do przestrzeni stojącej ponad człowiekiem, ponad sensem, który realizuje on w swoim osobistym życiu – do nad-sensu, przestrzeni zajmowanej przez Absolut. Fakt, że logoterapeutyczna triada pozostaje w stanie harmonii, a nie konfliktu, wynika z dynamiki, jaka ją napędza – ruchu w górę. Cierpienie, zobowiązania nałożone na nas przez życie, miłość – to wszystko ma nas Teraz zastosujmy franklowskie kategorie do wyprowadzać z nas samych i przemieniać analizy polskości. Pomocna w tym będzie – dorastać do nas samych takich, jakimi po- teoria mesjanizmu integralnego, stworzona winniśmy być. Na tym polega najgłębszy przez Pawła Rojka. Triadę Frankla: homo sens człowieczeństwa jako twórczości – na- patiens (cierpienie), sens (działanie), nadszym podstawowym tworzywem jesteśmy -sens (Bóg), przyłożymy do integralnie memy sami. W tym miejscu dochodzimy do sjanistycznej koncepcji Rojka, wedle której ostatniego elementu franklowskiej typologii, elementami tej idei są: pasjonizm, misjonizm nad-sensu¸ Boga. „Człowiek nie może więc i millenaryzm. Dla każdego z tych elementów stworzyć nawet obrazu tego, kim ma być – znajdziemy też ilustrację w polskiej literatunie mówiąc o tym, że nie mógłby stworzyć rze i kulturze. siebie takim, jakim ma być – bez poznania siebie jako istoty stworzonej i zrozumienia Zacznijmy od pasjonizmu. Tutaj podobieńswej zdolności twórczej. Pełna świadomość stwo triad Frankla i Rojka jest w najwięktego zapewnia mu najwyższe właściwości szym stopniu oczywiste. Pasjonizm polega twórcze. Człowiek albo uzna się za stwo- po prostu na uznaniu szczególnej wartości rzonego na podobieństwo Boga, albo jego cierpienia zbiorowego. „Ludzie mogą nadaobraz zniekształci się w karykaturę” (Frankl wać swoim cierpieniom związanym z nie1984: 106). Zdolność twórczego przemie- szczęściami narodowymi taki sam sens, jaki niania naszego życia, umiejętność wzrasta- nadają cierpieniom związanym z osobistymi nia i wychodzenia ponad siebie otwiera nas nieszczęściami. Mogą je akceptować, ofiarona wizję nad-sensu. Dynamika polegająca wywać za kogoś, traktować jako słuszną karę, 40 PRESSJE 2015, TEKA 43 znak, przestrogę, uszlachetniać się dzięki zanie działało w życiu samego Rymkiewicza, nim […]. Jeśli cierpienia jednostek mają widzimy w otwierających Kinderszenen fragsens, mogą je mieć także cierpienia narodów” mentach: (Rojek 2012: 40–41). Pasjonizm, podobnie jak postawa homo patiens polega więc na „Kto decyduje się na zamieszkanie w wielintencjonalnym potraktowaniu cierpienia – kim mieście, a szczególnie w centralnych dostrzeżenia w nim wymiaru zadania, któ- dzielnicach wielkiego miasta, […] ten musi rego realizacja umożliwi nam wzniesienie pogodzić się z tym, że […] będzie chodził po się ponad siebie samych. Intencjonalność to cmentarzu, jeździł przez cmentarz i spał na jeden wymiar franklowskiego homo patiens. cmentarzu. Nie należy tego rozumieć w senDrugą, wydaje się, że znacznie ważniejszą, sie metaforycznym. […] Czy gdybym wiejego funkcją, jest zakorzenienie człowieka dział, że tam krew zalała mury do wysokości w istnieniu – nadanie jego życiu, głębszego, trzeciego piętra, to tłumaczyłbym w tym mocniejszego i bardziej konkretnego statu- moim małym pokoiku Calderona – i zasysu. Jest szansą na to, by, cytując Rilkego, nie piając rozmyślał o świętym Janie od Krzyża? przejść skrajem swego bytu i w rozstrzyga- Więc po co żeśmy tam z Ewą zamieszkali? jącej chwili nie być ani żywym, ani umarłym. Nie wiem, chyba po to, żeby te dwa miłe pokoje z ciemną kuchnią […] przemieniły Ten wymiar cierpienia odsłania przed nami nasze życie, sekretnie, nie pytając nas o zdanajwybitniejszy polski pasjonista, Jarosław nie, nic nam o tym nie mówiąc, po cichu. […] Marek Rymkiewicz w Kinderszenen, opo- Ewa była w długiej jasnoseledynowej sukni wieści o sensie i oddziaływaniu powstania do kostek i w białych sandałkach. […] Niosła warszawskiego w historii Polski. „Powstanie przed sobą swój wielki brzuch – w brzuchu Warszawskie było największym wydarze- był Wawrzek, który miał się urodzić tego niem w historii Polski, […] jednym z takich właśnie dnia. […] Było to dokładnie w tym wydarzeń, z którymi sąsiadują (z łaski losu) miejscu, w którym dwa dni później i dwawszystkie polskie pokolenia, przeszłe i przy- dzieścia siedem lat wcześniej, 13 sierpnia szłe […]. Podobnie było też i jest z Chrztem 1944 roku, dwa niemieckie Tygrysy wyjechaPolski – to też jest takie wydarzenie, które ły z Krakowskiego Przedmieścia i skręciły nadal ma swoje ważne skutki, pozostaje w lewo – w kierunku powstańczej barykady przyczyną różnych polskich wydarzeń, bo- […]. Otworzyłem drzwiczki i jakoś umieściwiem wciąż się tajemniczo odnawia i jest łem Ewę w taksówce. – O mój Boże – pomyprzez nas odnawiane […]” (Rymkiewicz ślałem – jaka ona jest piękna z tym swoim 2008: 159). Ten ponadczasowy sens powsta- wielkim brzuchem, w tej swojej jasnoseledynia polega na tym, że przez swoją spekta- nowej sukni i w białych sandałkach. Przecież kularność i wielkość jest ono wydarzeniem to mi się wcale nie należy” (tamże: 15–18). trwale przywiązującym wszystkie przyszłe pokolenia Polaków do polskości; cierpienie Misjonizm, drugi element mesjanizmu inte1944 r., skąpanie naszej historii we krwi po- gralnego, będzie odpowiadał franklowskiej wstańców, jest zobowiązaniem i przywiąza- kategorii sensu. Misjonizm głosi, że każdy naniem Polaków do polskości. Jak to przywią- ród ma swoją, sobie tylko przypisaną misję, przekleńst wo uległości • jan maciejewski 41 „swoje powołanie w świecie, odpowiadające wy czarny nurt – mętny, niezrozumiały, pojego szczególnej indywidualności” (Rojek rywający nas i wyrywający ze zrozumiałości 2012: 38). Misję narodu można zrekonstru- pierwszego świata. Kluczowa jest trzecia ować na podstawie jego historii, położenia przestrzeń, którą Markowski nazywa świageograficznego czy charakteru narodowego tem niesamowitym. To właśnie on jest sce(tamże: 39). Zobaczmy teraz, jak pojęcie ną, na której występują bohaterowie książek sensu nadaje misjonizmowi wymiaru psycho- Gombrowicza, a także sceną, na której on logicznego i egzystencjalnego. Dzięki temu sam odgrywał swoje życie. Tutaj próbujemy zobaczymy, kiedy odnalezienie i spełnienie wyrwać się z ciemności kosmosu i nadać na swojej misji przez naród staje się możliwe; nowo sens i znaczenie rzeczom i własnemu innymi słowy, jakie są warunki możliwości życiu. „Niesamowitość to zwykłość podszysensownego działania narodu. Odwołamy ta demonicznością” (tamże: 88). To świat, się w tym celu do Gombrowicza, a konkret- o który modli się Gombrowicz w Dzienniku: nie do odczytania twórczości tego pisarza, „Boże, wybaw od rzeki z zewnątrz opływajakiego dokonał Michał Paweł Markowski jącej i gorszej jeszcze rzeki, która środkiem moim pędzi – od wiru wewnętrznego – od w książce Czarny nurt. rozproszenia mojego na tysiąc momentów! Struktura pisarstwa Gombrowicza, jego wi- Od mgławicy mojej! Tumanu mego! Od pozja świata, jest bardzo podobna do tej, jaką płochu, którym jestem” (cyt. za: Markowski stworzyła psychoanaliza. Dzieli się ona na 2004: 155). Trzeci świat w sensie ścisłym trzy części. Pierwszą z nich jest świat „na- tak naprawdę nie istnieje i nigdy istniał iwnych i niewinnych relacji”. To świat taki, nie będzie. Musi się on cały czas stawać, jakim jawi się on nam na pierwszy rzut oka – a właściwie to my musimy go tworzyć, przebezpieczny, zrozumiały, pewny; świat trady- prowadzając „intrygę sensu” (tamże: 156). cji, która – jak pisał Frankl – kieruje naszym Fundamentalny gombrowiczowski imperadziałaniem – pokazuje nam, jak powinniśmy tyw – nie być, a stawać się – powinniśmy ropostępować. To jednak tylko powierzchnia, zumieć właśnie w tym kontekście: istnienie pod którą buzuje druga przestrzeń – świat autentyczne jest zadaniem, rolą, którą mugombrowiczowskiego kosmosu – „świat wy- simy cały czas odgrywać. Krytyka tradycji trącony z siebie samego, ze zrozumiałości i polskości, jaką przeprowadza Gombrowicz gwarantującej stabilność poszczególnych uderza w polską tęsknotę za pierwszym ról, pozbawiony łaski, czyli możliwości na- z trzech światów: światem, prostym i niewiązania relacji […]” (Markowski 2004: 37). skomplikowanym. Tymczasem ta polska noTa druga przestrzeń jest światem, jak pisze stalgiczność zamyka drogę do trzeciego Markowski, hermetycznym, wsobnym, de- świata, który w nowoczesności jest jedynym monicznym. To demoniczna, „nocna” strona mogącym zapewnić autentyczność istnienia. naszej natury, którą odkrył i opisał Freud; Gombrowicz krytykuje polskość, która po niezrozumiała i niepewna, sprawiająca, że prostu jest, zamiast się stawać. „Człowiek, rzeczy nie są już tym, czym wydawały się naród, kontynent, dopiero tworząc dowiabyć w pierwszym, niewinnym i bezpiecznym duje się kim jest, twórczość go wyprzedza” świecie naiwnych relacji. To właśnie tytuło- (Gombrowicz 2011: 603). 42 PRESSJE 2015, TEKA 43 Przejście od demoniczności do niesamowitości, przywrócenie „światu jego światowości, rzeczom sensu” może się dokonać jedynie poprzez nawiązanie relacji – intryga sensu jest próbą przedostania się do drugiego człowieka, nawiązania porozumienia, zawiązania więzi. Z czarnego nurtu można wydostać się na brzeg zrozumiałości i sensowności tylko we dwójkę. Stół można nazwać sensownie stołem, krzesło krzesłem, miłość miłością tylko wtedy, kiedy co najmniej dwie osoby będą rozumiały te słowa w ten sam sposób. To przedzieranie się do drugiej osoby musi się dokonać bez pośredniczenia, bez pomocy tradycji, zwyczaju, społecznego konsensusu; muszę zrozumieć, że ten drugi, abym poznał go i pojął w jego prawdzie, również jest porwany przez czarny nurt. „Istota tedy zagadnienia sprowadza się do zerwania z abstrakcją i nawiązania z owym zgubionym konkretem[…]” (tamże: 536). „Ja, jak Mojżesz, wyprowadzam Polaków z niewoli tego kształtu, Polaka z niego samego wyprowadzam” (tamże: 57). Gombrowiczowska gra w świat ma te same reguły na poziomie życia osobowego i kultury – lacanowskiego Symbolicznego. Także tu musimy odnaleźć zbawczy konkret, wybić się na niesamowitość. „Styl szopenowski to organizacja duszy szopenowskiej, a styl Rabelais’go to rozwiązanie osobowości Rabelais’go. […] muszę odnaleźć tego, kto opowiada, jako – zrozumcie to – jedyną rzeczywistość, jedyny konkret” (tamże: 537). Gombrowicz sprzeciwia się lacanowskiej wizji Symbolicznego jako sfery „niepsychologicznej”. Więcej nawet, wydaje się, że jego przerażenie formą, która osacza i kieruje podmiotem poza jego aktami woli, jest właśnie przerażeniem Symbolicznym; przestrzenią, w której „to nie my mówimy słowa, ale to słowa mówią nas”. Gombrowicz żąda od nas, byśmy byli „aktorami świadomymi gry” (tamże: 61); chcę, żebyśmy podjęli grę z formą, z Symbolicznym, poszukiwali w nim konkretu, osoby, niesamowitości. Widzimy teraz, jak – wydawałoby się banalne zdanie Balthasara – „sens bytu zawiera się w miłości”, nabiera dramatyczności i powagi. Miłość jest u Frankla wzorcem sensu w bardzo podobny sposób jak u Gombrowicza. To wydobycie się z otchłani, nabranie autentyczności dzięki zbliżeniu, wytworzenie niesamowitej oazy na kosmicznej pustyni. Najważniejszą misją człowieka w świecie jest nadawanie mu sensu. Trwanie w wyczerpującym napięciu między Symboliczny z jednej, a demonicznym z drugiej strony nie jest możliwe w pojedynkę. Pierwszym aktem intrygi sensu jest więc powiedzenie do kogoś „ty”, odkrycie jego konkretności i autentyczności. To z tej formy usensownienia świata czerpią wszystkie inne. Jej wagę widzimy dopiero wtedy, kiedy zostajemy jej pozbawieni – stan ten nazywa Markowski piekłem. „Piekło to ból, który jest bez sensu, bo jest poza światem, piekło to ja sam, zamknięty w sobie samym, «pozbawiony wszelkiego oparcia», pozbawiony kogoś innego. Piekło wreszcie to rzecz pozbawiona odniesień, zamknięta w sobie samej, nieczytelna, ekscentryczna i odrębna, jak powieszony wróbel w Zakopanem” (Markowski 2004: 111). Miłość, jako pierwotna forma nadania światu zrozumiałości i odkrycia własnej autentyczności, otwiera możliwość dalszego działania. Działanie to musi miłość przypominać również w tym sensie, że wyprowadza nas przekleńst wo uległości • jan maciejewski 43 ponad samych siebie, jest działaniem twórczym nie tylko w kontekście zewnętrznym, ale i wewnętrznym, osobowym. nerację życia ziemskiego, określaną w języku religijnym jako Królestwo Boże na ziemi” (cyt. za: Rojek 2012: 24). Rojek twierdzi, że „spełnienie celów ludzkości i nastanie Królestwa Bożego na ziemi nie jest tożsame z osiągnięciem zbawienia, choć stanowi przypuszczalnie jego warunek wstępny” (tamże: 31). Podobnie dostrzeżenie w swoim życiu działania nad-sensu nie oznacza osiągnięcia świętości, stanu doskonałości, a jedynie ugruntowanie swojego osobistego sensu na poziomie szerszej, wyższej perspektywy. W tym sensie Frankl definiuje wiarę jako ufność w istnienie ostatecznego, wszechogarniającego sensu (Frankl 2013: 28). „Chcesz wiedzieć kim jesteś? Nie pytaj. Działaj. Działanie cię określi i ustali. Z działania swojego się dowiesz. Ale działać musisz jako «ja», jako jednostka, bo tylko własnych potrzeb, skłonności, namiętności, konieczności możesz być pewny. Tylko takie działanie jest bezpośrednie, jest prawdziwym wydobywaniem siebie z chaosu, autostwarzaniem. Reszta - czyż to nie recytowanie, wypełnianie schematów, tandeta, kicz?” (Gombrowicz 2011: 522). Prawdziwe działanie jest wypełnianiem sensu, do zrealizowania którego tylko my zostaliśmy powołani. Przypo- Aby zrozumieć właściwie koncepcję nad-sensu mnijmy sobie Frankla: Jeśli ja tego nie uczy- zrekonstruujmy religijny wymiar logoterapii. nię, to któż to uczyni? Na tym ma polegać Frankl uzupełnił freudowską definicję nieindywidualność nie tylko poszczególnych świadomości, stwierdzając, że istnieje nie tyljednostek, ale i narodów. Naśladownictwo, ko nieświadomość popędowa, ale i duchowa. patrzenie na siebie oczami innych jest złe „To, co duchowe, również może być nieświadonie dlatego, że wpędza nas w kompleksy. me; co więcej, byt jest ze swej istoty nieświaJest ono naszą tragedią, ponieważ z powo- domy, jako że same podstawy egzystencji wydu tych kompleksów nie zrealizowaliśmy mykają się refleksji, a co za tym idzie, byt nie sensów, do których wypełniania jesteśmy może być w pełni siebie świadomy” (Frankl zobowiązani. Misjonizm oznacza nie tylko 2013: 43). Fenomenem wyrastającym na potrzebę wykonania określonego zadania gruncie duchowej nieświadomości jest suprzez naród, ale przede wszystkim zobowią- mienie. Frankl uważał, że decyzje w sposób zuje on go do nadania sobie przez działanie najpełniejszy egzystencjalne, najbardziej określonego kształtu. Jak pisał Frankl: „je- doniosłe i autentyczne, zapadają w sposób stem, kim będę”. Dzięki Gombrowiczowi bezrefleksyjny. Nie są więc one wynikiem i Franklowi zobaczyliśmy, że misjonizm to działania, jak chciałby Kant, czystej woli, coś więcej niż zobowiązanie do działania. To ale duchowego wymiaru nieświadomości, szansa na stworzenie autentycznej tożsa- a konkretnie zanurzonego w nim sumienia. mości, wyrwanie się przekleństwu uległości, Sumienie jest więc w pewnym sensie zjawiskiem irracjonalnym. „Czyż jednak sumienie nadanie swojemu istnieniu sensu. nie przypomina miłości? Czy miłość nie jest Na koniec porównajmy pojęcia millenary- w równym stopniu irracjonalna, co intuicyjzmu i nad-sensu. „Istotą millenaryzmu jest na? Miłość w rzeczy samej posługuje się intunadzieja na wielką przemianę, totalną rege- icją, wyobrażając sobie coś, co się jeszcze nie 44 PRESSJE 2015, TEKA 43 urzeczywistniło. Nie jest to jednak konieczność etyczna, ale raczej potencjał osobisty. Miłość odkrywa w ukochanej osobie ukryte możliwości, które ta dopiero może urzeczywistnić” (tamże: 54). Widzimy tu, jak bardzo sumienie jest przepojone logoterapeutyczną logiką, opierającą się na kategoriach twórczości, dynamiczności i relacyjności. Frankl apeluje do nas: „Bądź panem swojej woli i sługą swojego sumienia” (tamże: 75). Nie można być jednak sługą samego siebie, sumienie musi być czymś wyższym niż ten, kto tylko słucha jego głosu. Żeby stać się naprawdę sługą swojego sumienia, muszę zacząć prowadzić z nim dialog, wejść w relację „ja”–„ty”. Musimy niniejszym uznać, że sumienie wykracza poza moje „ja” – występuje w imieniu kogoś innego. Ten rys charakterystyki sumienia nazywa Frankl jego transcendencją. „Jedynie transcendentny charakter sumienia pozwala zrozumieć człowieka w całej jego głębi, a dokładniej – zrozumieć jego byt osobowy. W tym świetle już samo to słowo – osoba – nabiera nowego znaczenia, można bowiem powiedzieć, że poprzez sumienie osoby ludzkiej rozbrzmiewa głos jakiejś siły pozaludzkiej” (tamże: 76). I tak, jak relacja z drugim człowiekiem pozwalała nam odkryć sens, tak relacja (sumienie byłoby w tym znaczeniu relacją, rozmową) z tą siłą pozaludzką umożliwia nam odkrycie nad-sensu. Aby jednak mógł to być prawdziwy, zachowujący naszą osobową godność dialog, druga jego strona również musi być osobą. Tak więc Absolut nie jest jakąś nieokreśloną pozaludzką siłą, ale osobą. Dzięki temu nasza relacja jest oparta na schemacie „ja”–„ty”. Będąc sługą swojego sumienia, uwalniam się z przekleństwa uległości – nasza służba ma bowiem taki sam charakter, jak „usługiwa- nie” kochanej osobie, które jest wolnością, realizacją naszego potencjału, wyprowadzeniem nas z samych siebie. Tak, jak warunkiem możliwości misjonizmu było zbudowanie relacji z drugim człowiekiem, co pozwalało odkryć sens (właściwe tylko nam zadanie) naszego życia i podjąć działanie, tak warunkiem możliwości millenaryzmu jest zbudowanie (poprzez sumienie) relacji z Bogiem. Odkrywamy wtedy nad-sens, sens absolutny naszego istnienia, ostatecznie wyzwalamy się z przekleństwa uległości. Kluczowe w definicji millenaryzmu przytaczanej przez Rojka („nadzieja na zbudowanie Królestwa Bożego na ziemi”) jest słowo „nadzieja”. Oznacza ono dążenie, istnienie potencjalności, która musi być cały czas wypełniana; toczenie rozmowy, która pozwala nam odkrywać i przekraczać samych siebie. Nie ma większego znaczenia, czy Królestwo Boże rzeczywiście kiedykolwiek zaistnieje na ziemi. Najważniejsza jest dynamika, jaką sama jego perspektywa nadaje naszemu życiu. Aby wyzwolić się z przekleństwa uległości musimy usłyszeć obecne w polskości wołanie o sens; poszukiwać go w cierpieniu, działaniu, miłości i religii. Tylko wtedy staniemy się tymi, którymi będziemy. Tekst ten dedykuję mojemu dziadkowi, Juliuszowi Gamży. Po zakończeniu II wojny światowej był on komendantem głównym antykomunistycznej organizacji, Tajne Harcerstwo Krajowe – Szeregi Wolności. W 1953 r. został aresztowany przez Urząd Bezpieczeństwa i skazany na 10 lat więzienia. Nigdy nie ukończył przerwanych z powodu aresztowania studiów psychologicznych. 45