w tym miejscu
Transkrypt
w tym miejscu
WYWIAD Z FINALISTĄ III EDYCJI „VOICE OF POLAND”-ERNESTEM STANIASZKIEM Rozmawiały uczennice klasy 3g z naszego gimnazjum Monika Saj i Monika Cyculeńko Monika Saj: Powiedz nam kiedy wziąłeś pierwszy raz instrument do ręki? Jaki to był instrument? Ernest Staniaszek: Dokładnie nie pamiętam, to było bardzo dawno temu. Myślę, że pierwszym „instrumentem” był mój głos, kiedy zacząłem śpiewać. Uważam, że każda osoba, która planuje śpiewać, wiąże z tym swoją przyszłość od dziecka. Mam też kasety, nagrywane przez rodziców, gdy miałem rok i siedem miesięcy. Już wtedy zaczynałem śpiewać i właśnie to były moje początki, te bardzo dalekie. Pierwszy mój kontakt z instrumentami to czas, kiedy zacząłem brać udział w konkursach wokalnych, czyli około 11 lat temu. Monika Cyculeńko: Czy już wtedy poczułeś, że to jest to, co chcesz robić w życiu? Ernest Staniaszek: Szczerze mówiąc, nie pamiętam dokładnie daty czy też momentu w swoim życiu, który pokazał mi, że to jest droga, którą chciałbym podążać. Myślę, że cały czas systematycznie nad tym pracowałem. Chęć grania koncertów i bycia na scenie ciągle się rodziła, aż do późniejszych lat. To wszystko trwało, z pewnością, bardzo długo. Monika Saj: Czy początki Twojej kariery były trudne? Ernest Staniaszek: Na pewno były to trudne momenty, ponieważ dla osoby, która śpiewa na konkursach w Miejskim Ośrodku Kultury, a ja od takich konkursów zaczynałem śpiewać, to był wielki stres, aby wyjść do ludzi, stanąć na scenie. Biorąc pod uwagę to, że wcześniej śpiewałem tylko na apelach szkolnych i na rożnych przedstawieniach. To było bardzo stresujące i właściwie w tym wszystkim najtrudniejsze. Monika Cyculeńko: A jaki był Twój pierwszy zespół muzyczny? Ernest Staniaszek: Amnezja, od prawie 11 lat ten sam. Dokładnie 16. marca minie 11 lat, odkąd zaczęliśmy razem grać. Monika Saj: Jakie uczucia ogarniały Cię, kiedy zaczynałeś swoją przygodę ze sceną? A jak jest teraz? Ernest Staniaszek: Moje odczucia są bardzo podobne. Myślę, że dla każdej osoby, która prezentuje siebie na scenie, jest to bardzo intymne. Bynajmniej dla mnie, ale uważam, że każda osoba stresuje się przed każdym wyjściem tak samo. Nieważne czy gra się dla 20 osób, czy dla kilkuset lub kilku tysięcy osób, jak mieliśmy okazję zagrać na Ursynaliach w Warszawie. Stres jest zawsze podobny. To trema, która mija wraz z pierwszymi zaśpiewanymi dźwiękami. Monika Cyculeńko: Jak wiadomo, dla każdego wsparcie rodziny jest ważne. Czy Ty mogłeś liczyć na swoją, czy woleli żebyś został na przykład prawnikiem albo lekarzem? Ernest Staniaszek: Myślę, że rodzice po cichu chcieliby, żebym uprawiał zawód bardziej stateczny, żebym miał pewność każdego następnego dnia i pracował jako lekarz albo prawnik itp. Jednak ja wybrałem taką drogę. Stwierdziłem, że to jest coś, w czym się spełniam. Nie chciałbym robić w życiu czegoś, co nie sprawia mi przyjemności, więc granie muzyki jest dla mnie najcenniejsze. Myślę, że rodzice w pewnym sensie tak by chcieli, ale tak czy inaczej, wspierają mnie przez całą drogę, przez te wszystkie lata, kiedy graliśmy z chłopakami. Przede wszystkim wtedy, kiedy zaczynaliśmy, bo to były najważniejsze momenty. Monika Saj: Czy masz jakiegoś idola, z którego czerpiesz inspirację muzyczną? Ernest Staniaszek: Tak, takich idoli mam naprawdę wielu. Z tego względu, że słucham bardzo różnej muzyki- od bluesa, wręcz po black metal. Również wszystkie inne zespoły czy też gatunki muzyczne, które składają się, przede wszystkim, z żywych instrumentów. Jeżeli jest to muzyka, która trafia do mojego serca, to po prostu jestem fanem takiej muzyki, więc rozpiętość gatunkowa jest tu, na pewno, bardzo szeroka. Ciężko byłoby mi wymienić teraz kilka nazwisk, bo to nie o to chodzi. Myślę, że całokształt tego, czego się słucha, tworzy w pewnym momencie zacisk wszystkiego. Monika Cyculeńko: A co robisz poza muzyką, poza występami? Ernest Staniaszek: Piorę, gotuję, sprzątam… Jestem „kurą domową”. A tak poważnie to staram się teraz, przede wszystkim, poświęcić muzyce, bo mam na to czas i możliwości. Tak naprawdę, po programie bardzo wiele rzeczy się zmieniło. Zaczęło dziać się wiele pozytywnych rzeczy, związanych z muzyką, w moim życiu. Wcześniej, przez wszystkie lata, dopóki nie udało nam się osiągnąć takiego miejsca, w jakim teraz jesteśmy z chłopakami, robiłem w swoim życiu bardzo różne rzeczy. Pracowałem w Call Center, byłem barmanem, montowałem czujniki antypożarowe w szpitalach, więc tych zajęć było wiele. Monika Saj: Jak z nauką? Studiujesz gdzieś? Ernest Staniaszek: Program Voice of Poland stanął na przeszkodzie studiowaniu dalej… Z tego względu, że w momencie, kiedy zaczęły się występy na żywo, przez cały tydzień mieliśmy próby, a w weekendy był program, więc studiowałem tylko zaocznie realizację dźwięku. Biorąc pod uwagę, że teraz gramy koncerty, przede wszystkim, w weekendy, niestety nie byłbym w stanie pogodzić jednego z drugim. Miałem do wyboru albo skończyć szkołę, albo spełniać swoje marzenia. Wybrałem to drugie… Monika Saj: Sylwestra spędziłeś występując na wrocławskim rynku. Zapewne było to dla Ciebie niesamowite przeżycie, ale powiedz czy nie wolałbyś spędzić go z dziewczyną albo gronem znajomych? Ernest Staniaszek: Spędzałem Sylwestra z dziewczyną i gronem znajomych, także wszystko się zgadzało. Gdybym zastanowił się kilka miesięcy wcześniej i pomyślał, że będę mógł stanąć na scenie wrocławskiej podczas Sylwestra, że cały ten koncert będzie emitowany na żywo w TVP 2, to dość mocno puknąłbym się wtedy w głowę, ale to też było, w pewnym sensie, spełnienie moich marzeń. Dzięki programowi udało mi się naprawdę kilka marzeń spełnić m.in. miałem możliwość zaśpiewania z Markiem Piekarczykiem na jednej scenie- coś, o czym marzyłem od wielu lat. Ponadto mogłem zagrać na Sylwestrze, na tak dużej scenie, we wspaniałej atmosferze i z tak wspaniałymi muzykami. Również spędzałem go z bliskimi, z dziewczyną, więc wszystko było tak, jak być powinno. Monika Cyculeńko: Oglądając „Voice of Poland”, zauważyłam, że jesteś niezwykle wrażliwym człowiekiem. Świadczą o tym nawet teksty Twoich piosenek. Pomaga Ci to w pracy czy może przeszkadza? Ernest Staniaszek: Nie sądzę, że przeszkadza. Gdyby przeszkadzało, to dawno temu wszystko by się skończyło. Myślę, że osoba, która pokazuje część siebie, poprzez muzykę czy jakikolwiek inny wyraz sztuki, musi być osobą wrażliwą. Moim zdaniem inaczej się nie da. Wydaje mi się, że wrażliwcy„romantycy” to osoby, które inaczej odczuwają rzeczy, na które inni ludzie nie zwracają uwagi. Wracając do tekstów piosenek, są to teksty bardzo życiowe. Opowiadają historie o tym, co się w moim czy też w naszym życiu, jeżeli chodzi o zespół, ważnego wydarzyło. Nie są to historyjki wymyślone, siedząc na kanapie. Każda historia o czymś opowiada, ma jakiś swój początek i koniec w życiu. Monika Saj: W programie „Voice of Poland” byłeś w drużynie Marka Piekarczyka. Bez wątpienia wiele się od niego nauczyłeś, prawda? Ernest Staniaszek: Tak, bardzo wiele. Marek jest niesamowitą, wspaniałą osobą. Zadziwiające jest, że ma już kilka lat na karku, a ciągle jest niesamowicie energetyczną osobą, pod względem zachowania na scenie i zachowania poza nią. Tę energię przekazuje również ludziom, z którymi ma możliwość współpracować czy też przebywać. To jest bardzo cenne. Najfajniejsza w Marku jest jego szczerość. Zawsze mówi to, co myśli. Nigdy nie owija w bawełnę, stara się pomóc we wszystkich kwestiach, jeżeli chodzi o program. Współpraca z Markiem…wszystko było tak, jak być powinno. Monika Cyculeńko: Powiedz nam, gdybyś nie wybrał Marka, to którego z trenerów? Ernest Staniaszek: Ciężko gdybać. Przez życie ogólnie idę z zamysłem, żeby improwizować bardzo wiele rzeczy, więc planu B w tej kwestii nie było. Myślę, że to los pokazał jakąś drogę. Jednak wszystko udało się tak, jak sobie to zaplanowałem. Wręcz marzyłem o tym, żeby fotel Marka się odwrócił i to właśnie Marek odwrócił się jako pierwszy. Monika Saj: Kierowałeś się tym, że Marek ma podobne gusta muzyczne, tak? Ernest Staniaszek: Tak… to znaczy kierowałem się tym, że ja mam takie gusta. Wychowywałem się muzycznie na TSA, na Dżemie. To były początki, kiedy zaczynałem słuchać muzyki, kiedy zaczynałem śpiewać. Marek przez wiele lat był, w pewnym sensie dalej jest, moim idolem. Inspirowałem się jego tekstami i jego muzyką. Stwierdziłem, że to jest osoba, u której najbardziej będę mógł się odnaleźć, jeżeli chodzi o klimat i współpracę. Wyczuwałem to. Myślę, że podświadomie. Monika Cyculeńko: A gdybyś Ty dostał propozycję bycia jurorem w takim programie, jak „Voice of Poland”? Ernest Staniaszek: Do tego jest jeszcze bardzo daleka droga. Nie zastanawiałem się nad czymś takim, więc nie chcę gdybać. Na dzień dzisiejszy, gdybym dostał taką propozycję, na pewno bym się nie zgodził. Monika Saj: Z pewnością, masz czasami gorsze dni. Nie masz ochoty wtedy tego wszystkiego rzucić i zająć się czymś innym? Ernest Staniaszek: W tym zawodzie jest bardzo wiele takich dni, które do końca nie są pewne. Niestety cały czas trzeba bardzo ciężko pracować na to, żeby się utrzymać, żeby ta praca, którą włożyło się wcześniej w rozpoznawalność, muzykę i wszystkie rzeczy, które składają się na to, co robimy, nie przepadła. Musimy cały czas wkładać dużo pracy, aby to wszystko utrzymać i to jest bardzo trudne. Ciągle trzeba żyć na pełnych obrotach, pracować i myśleć o tym bardzo często. Jest wiele rzeczy na głowie, które trzeba ogarnąć. Są oczywiście słabsze dni, których jest naprawdę dużo. Jednak zawsze jest tak, że wszystko układa się, w późniejszym rozrachunku, pozytywnie i tak, jak to wcześniej zaplanuję. Póki co, wszystko idzie do przodu, więc staram się cieszyć z małych rzeczy, które powodują, że to wszystko jest i mam nadzieje będzie, jeszcze przez wiele lat. Monika Cyculeńko: Gdzie widzisz siebie w przyszłości? Na scenie? Chcesz wrócić na studia czy może jako ojciec dwojga dzieci w dużym domu? Ernest Staniaszek: Myślę, że wszystkie te rzeczy nie wykluczają siebie nawzajem. Każda droga, biorąc pod uwagę to, co powiedziałaś, jest istotna. To nie jest tak, że osoba, która występuje na scenie, nie może mieć dwojga dzieci ani skończyć studiów, w tym samym czasie. Wydaje mi się, że każdy marzy o takich rzeczach, żeby ,chociaż dla własnej świadomości, ukończyć szkołę i mieć wykształcenie. Jeżeli oczywiście zdrowie mi pozwoli i będę mógł dalej śpiewać, to chciałbym zostać na scenie i robić to, co sprawia mi największą przyjemność w życiu.