Łączenie kropek (VI)
Transkrypt
Łączenie kropek (VI)
Łączenie kropek (VI) Czy laptop nadaje się do grupowej improwizacji? Piotr Tkacz o Christofie Kurzmannie Kiedy w 2008 roku organizatorzy festiwalu Music Unlimited dali Christofowi Kurzmannowi możliwość zrealizowania przy ich udziale dowolnego projektu, ten skorzystał z okazji, by oddać hołd argentyńskiej pisarce Alejandrze Pizarnik. Przedsięwzięcie wzięło swoją nazwę od jej ostatniego tomu wierszy, „El Infierno Musical”, a wszystkie teksty powstały na bazie jej tekstów. Efekt jest interesującym rozszerzeniem formy piosenkowej przez free jazz, wymyślne rockowe struktury i abstrakcyjną elektronikę. Może nie jest to tak, jak praktykuje to Scott Walker, ale jeśli chodzi o dobór instrumentarium, to Kurzmann mógłby mu dorównać. Na saksofonie i klarnecie gra Ken Vandermark, perkusista Martin Brandlmayr używa również wibrafonu, nietypowe brzmienia zapewniają viola da gamba i flet kontrabasowy Evy Reiter, a składu dopełniają kontrabasista Clayton Thomas oraz sam Kurzmann (wokal, elektronika, gitara). Ze względu na szeroki zasób instrumentów, jak i pewnie dzięki zróżnicowanym temperamentom zaproszonych gości, muzyka operuje wieloma nastrojami i stylistykami: bywa liryczna, ale też bywa ciężkim bluesem. Szybkie perkusyjne przebiegi sąsiadują z nieco medytacyjnymi partiami, do tego jeszcze można doszukać się nawiązań do tanga. Przedtem: Kurzmann, urodzony w Wiedniu, jest muzykiem bardzo zasłużonym dla tamtejszej sceny muzyki improwizowanej i „nowej” w ogóle. Ma też długi staż: zaczął udzielać się pod koniec lat 80., a pierwsze nagrania z jego udziałem ukazały się w roku 1990. Kurzmann był spiritus movens wielu projektów, m.in. inspirującej się awangardą Orchester 33 1/3, czy wiecznie poszukującego Shabotinskiego. Udzielał się też w zespołach bliższych rockowi (The Year Of) i elektronicznemu popowi (Static). Co ciekawe, Kurzmann też z wykształcenia jest klarnecistą, jednak ostatnio (tak i w opisywanym przypadku) koncentruje się na laptopie i sprawdza, czy można go wykorzystywać jako narzędzie do muzycznej komunikacji. Jednym z jego najciekawszych artystycznie spotkań jest duet Schnee z Burkhardem Stanglem grającym na gitarze. Panowie przyjaźnili się od wielu lat, jednak dopiero w 1999 zagrali razem po raz pierwszy. Wyszło im to tak dobrze, że postanowili kontynuować, co zaowocowało trzema albumami dla cenionej amerykańskiej wytwórni Erstwhile Records. Płyta koncertowa, która ukazała się w 2005, pokazuje, że duet nie stroni od muzyki popularnej: jest to wykonanie półgodzinnego specyficznego coveru „Sometimes it Snows in April” Prince’a. Potem: 24 lutego w poznańskim klubie Dragon wystąpiło trio Vandermark, Brandlmayr, Kurzmann. O ile tego pierwszego można często usłyszeć w naszym kraju, to już dwaj pozostali nie są stałymi bywalcami (Kurzmann był w Poznaniu pierwszy raz od 12 lat!). Koncert na pewno można uznać za udany, jednak niektóre utwory (część z nich była zaplanowana, a niektóre były zupełnymi improwizacjami) kończyły się zbyt szybko. Jakby trio było zadowolone z przedstawienia pomysłów, pewnych koncepcji czy chwytów, ale już niekoniecznie zainteresowane rozwijaniem ich, zagłębieniem się w nie, co sprawiało wrażenie pospiesznego „odhaczania” kolejnych punktów. Nieco problemów sprawiała mi też (nad)aktywność Vandermarka, któremu zdarzało się mocno odlatywać w swoich freejazzowych frazach. Choć były to raczej wyjątki i zwykle jednak zważał na partnerów. Wydawało mi się, że swój styl grania dostosowywał Brandlmayr. Jego występy solowe, czy udział w zespołach Radian lub Trapist, przyzwyczaiły do bardzo wyważonego, oszczędnego podejścia do perkusji, gdzie każdy dźwięk jest przemyślany i na swoim miejscu. Nie byłem więc przekonany, czy takie gęste, potoczyste granie, to coś w czym czuje się najlepiej. Kurzmann oprócz obsługiwania laptopa wziął na siebie obowiązki konferansjera i wokalisty. Wśród piosenkowych utworów był jeden z tekstem amerykańskiego poety e.e. cummingsa oraz inny ze słowami autorstwa amerykańskiego saksofonisty Joe McPhee. Koncert był nagrywany, miejmy nadzieję, że zgodnie z zapowiedziami wyjdzie kiedyś na płycie. Tymczasem pozostaje słuchanie bootlegów z internetu. Piotr Tkacz