kwiecień 2013 / nr 40 ISSN 1898–3480 egzemplarz bezpłatny
Transkrypt
kwiecień 2013 / nr 40 ISSN 1898–3480 egzemplarz bezpłatny
facebook.com/redakcjaPDF www.pdf.edu.pl kwiecień 2013 / nr 40 ISSN 1898–3480 egzemplarz bezpłatny gazeta studencka Instytutu Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego www.pdf.edu.pl PDF gazeta studencka – kwiecień 2013 www.facebook.com/redakcjaPDF PDF gazeta studencka – kwiecień 2013 Trendy Na wejściu Diler informacji Mądrze wybieraj studia Jesteś pomysłowy, dobrze zorganizowany, systematyczny, łatwo nawiązujesz kontakty i świetnie posługujesz się nowoczesnymi technologiami? Jeśli, tak to zostań infobrokerem – specjalistą od wyszukiwania, selekcjonowania i udostępniania informacji. Profesja brokera informacji jest w Polsce stosunkowo nowa i mało znana. Jak nietrudno się domyślić zjawisko infobrokeringu przybyło do nas zza oceanu. W Stanach Zjednoczonych zawód ten zaczął się kształtować w latach 60. ubiegłego wieku na gruncie nauk bibliotekoznawstwa i informacji naukowej. Kluczowy wpływ na powstanie tej profesji miał gwałtowny rozwój społeczeństwa informacyjnego. Upowszechnienie się sprzętu komputerowego, coraz szybszy i większy przepływ danych, spowodował, że informacja stała się towarem rynkowym. Ludzie w USA oraz w Europie Zachodniej zdali sobie sprawę, że informację można reklama 2 traktować jako produkt, wykorzystywany w biznesie. By podkreślić skalę rozwoju infobrokeringu na świecie wystarczy powiedzieć, że obecnie największe i najbardziej wpływowe stowarzyszenie infobrokerskie na świecie czyli The Associacion of Independent Information Professional (AIIP) skupia ponad 700 firm z 20 państw. Infobrokering nad Wisłą dopiero raczkuje, polscy biznesmeni nadal uczą się, że informacja jest czynnikiem konkurencyjności we wszelkich gałęziach gospodarki. Nasze zacofanie w tej materii idealnie obrazuje fakt, że w Japonii już w latach 70. XX wieku ponad 50 proc. PKB wytwarzał sektor informacyjny. Polska to wciąż kraj rozwijający się, mający wiele do nadrobienia względem szeroko pojętego Zachodu. Jednak nasza gospodarka jest w ogromny stopniu zależna od gospodarki światowej i procesów nią rządzących. W związku z tym infobrokering wraz z ekspansją polskich firm za granicę, staje się niezbędną sferą ich działalności. Szymon Cydzik: Czym jest „Świadome studiowanie”? Tomasz Piotrowski: To inicjatywa społeczna, której celem jest ułatwianie licealistom wyboru odpowiedniego k ierunku s tudiów. Z moich doświadczeń wynika, że prawdziwa refleksja nad wyborem kierunku przychodzi dopiero w trakcie studiów, zwykle na trzecim roku. Często wybrana droga jest niezwiązaną z licealnym profilem klasy i wtedy trzeba uczyć się przedmiotów maturalnych praktycznie od nowa lub kombinować na inne sposoby. Obecny system nie sprzyja podejmowaniu przez młodych ludzi dobrych decyzji dotyczących własnej przyszłości. Dlatego licealiści potrzebują wsparcia. Kim właściwie jest broker informacji? W świecie, gdzie informacja jest czynnikiem decydującym o sukcesie lub klęsce firmy, trudno wyobrazić sobie poważne przedsiębiorstwo nie zatrudniające brokerów informacji. Knowledge broker, cyberian, freelance librarian, data dealer te wszystkie tajemniczo brzmiące określenia to tak naprawdę jeden zawód, który wbrew pozorom nie jest łatwym kawałkiem chleba. Broker informacji musi zajmować się wieloma różnymi rzeczami. Do jego obowiązków należy m.in. monitorowanie mediów (drukowanych jak i elektronicznych), zbieranie i selekcjonowanie danych zgodnie z zamówieniem złożonym przez klienta, a także przygotowywanie raportów czy analiz. Infobroker musi nieustannie trzymać rękę na pulsie, to człowiek, który w zasadzie nie ma wolnego. Jego obowiązkiem jest być cały czas na bieżąco. Często musi analizować tak skomplikowane dane jak raporty bankowe czy analizy gospodarc ze. Pow inien ce c h o w a ć s i ę wszechstronną wiedzą, działać systematycznie i metodycznie. Broker odpowiada za jakość prezentowanej informacji, jego błąd może mieć katastrofalne skutki dla firmy, słowem ciąży na nim ogromna odpowiedzialność. fot. sxc.hu Trochę historii Prawie 30 procent absolwentów wyższych uczelni nie ma pracy. Jedną z przyczyn tak dużego bezrobocia jest fakt, iż ludzie często wybierają kierunek studiów pochopnie i bez dostatecznego namysłu. Licealistom brak często dostatecznej wiedzy, aby dokonać świadomego wyboru ścieżki zawodowej. Pomóc w takim wyborze ma akcja „Świadome Studiowanie” organizowana przez stowarzyszenie „Tea Club”. Z Tomaszem Piotrowskim, wiceprezesem stowarzyszenia „Tea Club” rozmawia Szymon Cydzik. Infobroker powinien potrafić w mgnieniu oka odnaleźć to, co w danej chwili jest niezbędne. Profesjonalny łowca danych przedziera się przez internetowy śmietnik informacji i wyławia te, których nie poda mechanicznie działająca wyszukiwarka internetowa. Komputer jest tylko narzędziem, to człowiek selekcjonuje dane i potrafi odrzucić to co nieprzydatne. Tworzenie baz danych jest umiejętnością absolutnie podstawową dla brokera informacji. Znajomość języków obcych jest także niezbędna. W zależności od projektu, ilość pozyskiwanych danych z zagranicy może osiągać nawet 90 proc. Infobrokering to często sposób na życie, to coś co całkowicie pochłania. Doskonały infobroker musi łączyć w sobie wiele trudnych do pogodzenia cech m.in. powinien być zarówno dokładny jak i szybki. Jest to więc praca dla ludzi wytrwałych i pracowitych. Opłaca się jednak podjąć ten trud bowiem brokerzy informacji zarabiają w Polsce godne pieniądze. Oczywiście ich wynagrodzenie zależne jest od stopnia trudności projektu, jednak nawet za mało wymagające zlecenie w kilka dni infobroker może zarobić 600 złotych. W przypadku zleceń czasochłonnych i o wysokim stopniu trudności zarobki kształtują się na poziomie 15 tysięcy złotych za jeden projekt. Gdzie pracują infobrokerzy? Obecnie w Polsce działa około 60 firm zajmujących się wyłącznie infobrokeringiem (m.in. InfoBrokering czyli jedna z najstarszych agencji tego typu w naszym kraju oraz Agencja Infotimes). Firmy infobrokerskie działające w Polsce dzielą się na dwie kategorie: pierwsze z nich powstały w naszym kraju a drugie to filie dużych międzynarodowych korporacji infobroker- skich. Poza tym istnieje także grupa freelancerów czyli osób, które nie są nigdzie na stałe zatrudnione a zarabiają realizując projekty na zlecenie. To jednak nie wszystko bowiem brokerzy informacji znajdują zatrudnienie także w agencjach reklamowych czy też firmach badających rynek. Infobrokering w Polsce Jak zostać infobrokerem? Dotychczas żadna z polskich uczelni nie ma w swoim programie tego typu kierunku studiów. Można zdecydować się na bibliotekoznawstwo i informację naukową jednak jest to kierunek w zbyt dużym stopniu bazujący na analizie literatury i pomijający techniki analizy danych. Oczywiście wielce przydatne są kursy oraz szkolenia. Jednymi z ciekawszych inicjatyw są coroczne seminaria Infobroker, organizowane od 2006 roku przez Centrum Promocji Informatyki w Warszawie oraz Permanentny Kurs Infobrokera Systemowego, stworzony przez Ogólnopolską Inicjatywę Infobrokerów Systemowych w Warszawie. Dodatkowo na kilku polskich uczelniach można ukończyć studia podyplomowe z zakresu infobrokeringu. Do grona placówek oferujących taką możliwość należą m.in. Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu, Uniwersytet Jana Kochanowskiego w Kielcach oraz Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie. Tak naprawdę jednak najlepszą nauką jest praktyka, co podkreślają sami infobrokerzy. Najważniejsze, by rozumieć potrzeby klientów i dostosować się do rynku, wszelkich technicznych umiejętności można nauczyć się z czasem. Adam Figurski Na czym takie wsparcie miałoby polegać? Przede wszystkim na udzieleniu odpowiednich informacji. Obecnie w tej dziedzinie mamy do czynienia z istnym „bagnem informacyjnym”. Są oczywiście media, które często piszą o różnych kierunkach studiów, ale one skupiają się głównie na tym, aby nagłówek był przyciągający albo obiecują „świetne perspektywy”, albo twierdzą że studiowanie na danym kierunku nie ma sensu. Nie należy więc ufać tym opiniom, tym bardziej, że najczęściej tworzą je ludzie, którzy na opisywanym kierunku nie studiowali i nie wiedzą jak tam naprawdę jest. Drugie źródło, z którego często korzystają młodzi ludzie, to fora internetowe. W takich miejscach wyrażają swoje opinie głównie osoby, które chcą ponarzekać. Na najczęściej zadawane pytania: „Czy opłaca się iść na ten kierunek” albo „Czy będzie po tym praca” młody człowiek otrzymuje zwykle odpowiedzi z rodzaju: „Mój znajomy to skończył i jeździ teraz TIR-em, to zupełnie bezsensowne, zajmij się czymś innym”. Trzecie źródło informacji to same uczelnie, które opisują proponowane kierunki i przedstawiają tzw. „profil absolwenta”. Te informacje są najmniej wiarygodne. Zdarza się, że to wynik wyrachowania, bo wiadomo, że uczelniom zależy na tym, aby mieć jak najwięcej studentów. Czasem przyczyną podawania mylących informacji jest jednak kompletny brak refleksji i wynikające z lenistwa uciekanie się do wyklepanych formułek. A skąd Wy czerpiecie informacje, które potem przekazujecie licealistom? Opieramy się na doświadczeniach własnych oraz naszych znajomych. W ten sposób otrzymujemy informację najwyższej jakości, zarówno o studiach, jak i o rynku pracy, ponieważ staramy wie i okolicach. Myśleliśmy też nad organizacją szkoleń, lub nad rozszerzeniem skali akcji kosztem indywidualnych rozmów, czyli skupieniu się na samych wystąpieniach, które są bardzo pożyteczne. Najważniejsze, że motywują słuchaczy do tego, żeby wybrać kierunek studiów zawczasu i dobrze to przemyśleć. To nabiera jeszcze większej aktualności teraz, gdy zmieniła się podstawa programowa w szkołach średnich. Wielu przyszłych licealistów, będąc w gimnazjum, musi już wybrać profil, których ich mocno zdeterminuje ich późniejszą ścieżkę edukacyjną i zawodową, ponieważ wiele przedmiotów licealnych odpada w drugiej klasie. W moim liceum były osoby które wydawały ogromne pieniądze na korepetycje z biologii czy chemii, gdyż, będąc w klasie humanistycznej, postanowiły iść na medycynę. Kiedyś to wyglądało inaczej, uczyliśmy się tak samo przez dwie klasy, a w trzeciej wybieraliśmy fakultety przygotowujące nas do matury. Teraz, nie do końca wiadomo dlaczego, ustawodawca zmusił młodych ludzi do wybierania drogi życiowej już na etapie gimnazjum. fot. Mirek Kaźmierczak się zgromadzić wiadomości od jak największej ilości studentów i absolwentów warszawskich uczelni. W jaki sposób przekazujecie uczniom zebrane informacje? Pierwszą szkołą, w jakiej działaliśmy było II Liceum Ogólnokształcące w Łowiczu. Akcja składała się z dwóch etapów. Pierwszym były wystąpienia w klasach, podczas których przekazywaliśmy uczniom podstawowe informacje oraz wskazówki, któr ymi powinni się kierować. Drugą częścią akcji są indywidualne rozmowy z uczniami, niestety tylko z wybranymi, gdyż nie mogliśmy sobie pozwolić na rozmowy ze wszystkimi ze względu na czas i środki. W pierwszej szkole te rozmowy również miały charakter dwuetapowy. Podczas pierwszej rozmowy słuchamy ucznia – dowiadujemy się w czym jest dobry, co go interesuje, co umie i lubi robić, jakimi kierunkami jest zainteresowany. Podczas kolejnej rozmowy, mówimy przede wszystkim my. Przekazujemy komplet informacji o kierunkach, które uznaliśmy za najbardziej odpowiednie dla danego ucznia, wspólnie z nim formułujemy plan rozwoju i ścieżkę kariery, informując o działaniach, które może podjąć, aby już od początku studiów zdobywać doświadczenie oraz umiejętności. A co robicie poza wystąpieniami w szkołach? Prowadzimy oczywiście fanpage’a na Facebooku. A ponadto organizujemy Targi Przedsiębiorczości i Edukacji dla licealistów oraz Ruch Kół Zainteresowań. Na Targach uczniowie otrzymują od nas w przystępnej formie informacje na temat studiów, kariery i przedsiębiorczości. Przy naszej pomocy uczniowie sami zakładają koła zainteresowań, których tematyka nie koncentruje się na szkolnych przedmiotach, ale na przyszłych zawodach. Mamy więc licealne koło prawnicze, koło psychologii czy nowoczesnych technologii. Dzięki ty inicjatywom, które można określić jako III etap akcji, uczniowie zaczynają działać, a działanie to przecież bezwzględny warunek zmiany, o którą nam chodzi. Jak dobieraliście uczniów, z którymi przeprowadzicie rozmowę? Drogą losowania. W czasie wystąpień, rozdawaliśmy uczniom kwestionariusze z testami predyspozycji i pytaniami opracowanymi przez psychologa. Spośród osób, które wypełniły taki kwestionariusz, losowaliśmy tych, którzy mieli wziąć udział w II etapie akcji. założone przez piętnaście osób. Wystąpienia prowadziłem z moim kolegą Michałem Szymańskim, który studiuje resocjalizację. Ten kierunek ułatwia mu zadanie, bo dzięki niemu Michał ma już duże doświadczenie w pracy terapeutycznej oraz w kontaktach z młodzieżą. Rozmowy indywidualne także prowadziliśmy we dwóch – każdy z innym uczniem. Mamy także innych ścisłych współpracowników, którzy są dla nas nieocenioną pomocą. Staramy się również, w miarę możliwości, angażować w te działania samych licealistów, gdyż pozwala im to zdobyć cenne doświadczenie już w szkole średniej. Prócz tego zachęcamy też do takich aktywności, jak wolontariat czy działalność społeczna. Obecnie w przygotowaniu są trzy projekty, w tym dwa wymyślone przez uczniów liceum, których wybraliśmy w drodze konkursu. Nazywamy ich liderami młodzieżowymi. My, jako bardziej doświadczeni, pomagamy im w realizacji ich ambitnych planów. To dla nich bardzo rozwijające i korzystne, gdyż stanowi pierwszy kontakt z odpowiedzialnością za własne działania, z zarządzaniem ludźmi, pieniędzmi i pracą projektową. Ile osób jest zaangażowanych w „Świadome Studiowanie”? Stowarzyszenie „Tea Club” zostało Jakie macie plany na przyszłość? W najbliższym czasie planujemy akcję w kolejnych szkołach w Warsza- Są to jakieś próby dążenia do modelu zachodniego. Tam jest podobnie. Tak, tam również decyzję podejmuje się w młodym wieku, ale uczeń dostaje wsparcie, zarówno państwa jak i rodziny. np.: w Danii, uczeń w porozumieniu z rodzicami i specjalnie do tego powołaną instytucją, formułuje plan kariery. Dlatego też jego decyzje częściej są przemyślane i satysfakcjonujące. A jak sami licealiści oceniają Waszą działalność? Bardzo pozytywnie, dosłownie wszystkie osoby, które poprosiliśmy o wyrażenie opinii, były zadowolona z wzięcia udziału w akcji. Myślę że wynika to z tego, że należymy do jednego pokolenia. Choć dzieli nas kilka lat, to jesteśmy dużo bliżej uczniów niż Biuro Karier albo nauczyciel czy inna osoba dużo starsza, która radzi uczniom albo mówi, co mają zrobić. Mówimy podobnym językiem, jesteśmy im bliscy, uczniowie mogą nam więcej powiedzieć, łatwiej nam ufać. Dzięki tak niewielkiej różnicy wieku możemy z jednej strony przyjąć rolę eksperta i autorytetu, a z drugiej strony rozmawiać z nimi jak znajomi. Z racji tego, że należymy do jednego pokolenia, lepiej ich rozumiemy i możemy przynajmniej próbować się wczuć w ich sytuację, (niedawno sami byliśmy w podobnej) aby następnie pomóc im odnaleźć życiową drogę. 3 www.pdf.edu.pl PDF gazeta studencka – kwiecień 2013 www.facebook.com/redakcjaPDF PDF gazeta studencka – kwiecień 2013 Na mieście Media Nowoczesność – niewygodny projekt Chcemy być nowocześni! – ogłosiła Agnieszka Morawińska, obejmując stanowisko dyrektorki Muzeum Narodowego w Warszawie. Obecnie, pod presją czasu i mimo ograniczeń przestrzennych, kontynuuje proces modernizacji i otwiera nową Galerię Sztuki XX i XXI wieku. Klasyczne prace, jasne podziały i chronologiczna narracja mają przekonać widzów, że sztuka nowoczesna nie musi być niezrozumiała. Dla warszawskich muzeów nowoczesność to niewyczerpane źródło cierpień. Muzeum Sztuki Nowoczesnej od lat nie może opuścić zaplecza salonu meblowego „Emilia”, Muzeum Warszawskiej Pragi organizuje swoją działalność wokół naprawiania skutków katastrof budowlanych, dla Muzeum Narodowego zaś jego własna kolekcja sztuki XX wieku była dotąd powodem nie do dumy, lecz milczącej konsternacji. Nieprzypadkowo tytuł pierwszej wystawy, zorganizowanej w MNW po wyborze na stanowisko dyrektorki Agnieszki Morawińskiej, brzmiał Chcemy być nowocześni!, a flagowym projektem zreorganizowanej instytucji obwołano stworzenie Galerii Sztuki XX i XXI Wieku. Brak bowiem stałej kolekcji sztuki najnowszej wyróżniał Warszawę niechlubnie spośród innych dużych miast, jak Kraków, Poznań czy Wrocław. Tego braku nie mogły wypełnić ani czasowe wystawy kolekcji Centrum Sztuki Współczesnej, ani działania galerii prywatnych. Łatwo argumentować, że największą zaletą nowego działu Muzeum jest sam fakt jego powstania i uzupełnienia dotychczasowych braków. Strategia nadrabiania zaległości przez władze instytucji, każe z zadowoleniem przyjąć, że Warszawa dołączyła wreszcie do grona miast mogących poszczycić się stałą ekspozycją dzieł sztuki nowoczesnej. Zwłaszcza, że towarzyszy jej reklama 4 asekurancka uwaga, że kształt Galerii będzie jeszcze modyfikowany. Takie podejście odsuwa przy okazji na plan dalszy pytania o koncepcję kuratorską, sposób ekspozycji prac i samą ich wartość artystyczną. Jeśli jednak poddać te kwestie namysłowi, dojdzie się do wniosku, że w obecnym kształcie Galeria Sztuki XX i XXI Wieku MNW w sposób niezupełnie udany godzi prezentację niekompletnych zbiorów Muzeum z ograniczeniami przestrzennymi oraz zachowawczo chronologiczną i obliczoną na funkcję edukacyjną koncepcją kuratorską. Narracja galerii rozpisana została dwutorowo. Pierwszą oś otwiera ciąg zapętlonych filmów z początków XX stulecia, autorstwa m.in. George’a Melièsa. Dalej – na drodze do przyciemnionego aneksu z pracami tworzonymi w czasie okupacji przez m.in. Mariana Bogusza czy Władysława Strzemińskiego – ukazano znaną opowieść o przedwojennych ugrupowaniach artystycznych, poszukiwaniach nowoczesnej formy oraz polaryzacji na linii salon-awangarda. Różnic w podejściu do nowoczesności nie dało się wyrazić dobitniej, niż zrobił to tutaj kurator Piotr Rypson, wieszając w każdej z sal po jednej stronie prace przedstawicieli awangardy, po drugiej zaś malarstwo mieszczańskie i salonowe. W pierwszej sali mamy zatem formistów z autoportretami Witkacego i grafikami Paris Hilton z Leningradu Znana z tego, że jest sławna. Piękna i bogata. Kojarzona ze skandali, romansów z oligarchami i bycia celebrytką. Ostatnio Ksenia Sobczak stała się aktywną opozycjonistką. fot. Karolina Miszczak Brunona Schulza oraz przeciwstawione ich kubistyczno-ekspresjonistycznym zapędom dekoracyjne malarstwo kapistów. Międzywojnie reprezentują w kolejnej sali, po lewej – Henryk Berlewi i członkowie radykalnie lewicowej grupy „Blok” – po prawej zaś surrealizujący Tadeusz Makowski czy należący do Szkoły Paryskiej Mojżesz Kisling. Podział na salon i awangardę nie daje się utrzymać na drugiej osi wystawy, obejmującej okres powojenny. Nie bez powodu otwiera ją jedyna niechronologicznie zaaranżowana sala, wypełniona rzeźbami, grafikami i płótnami poświęconymi przeżyciu wojennej traumy, zamyka zaś grupa prac autorstwa m.in. Wilhelma Sasnala czy Jadwigi Sawickiej, których jedynym wspólnym mianownikiem jest data powstania późniejsza niż rok 2000. W drugiej połowie XX i u progu XXI wieku brakuje jednej tendencji artystycznej, spajającej narrację o zmaganiach sztuki z projektem nowoczesności. W jednym czasie – a teraz w obrębie jednej sali muzealnej – współistnieją abstrakcja geometryczna, późny koloryzm i wideozapisy performansów. Różnorodność nurtów punktowana jest za to przy użyciu klucza politycznego. Współzależność sztuki i władzy uzmysławiają prace takie, jak nakręcony w przestrzeniach Muzeum komunistyczny film propagandowy czy płótno 13 grudnia 1981 rano Łukasza Korolkiewicza. Analizując sposób aranżacji prac i samą ich wartość artystyczną, należy mieć w pamięci ograniczenie tak przestrzeni Galerii, jak zawartości muzealnych magazynów. Przepołowienie dodatkową ścianką korytarza zawierającego dorobek ostatnich lat XX w. jest przykładem desperackiej próby powiększenia przestrzeni ekspozycyjnej. Prace powstałe w latach 80. i późniejsze stłoczono nieefektownie w jednym hallu, podczas gdy koloryści zapełniają kilka ścian z tego prostego powodu, że Muzeum zgromadziło ich imponujący zbiór. Część prac wydobytych z magazynowych czeluści pozytywnie zaskakuje. Są to m. in. mało znane „Kineformy” Andrzeja Pawłowskiego czy niefortunnie wysoko zawieszony szklany relief Jerzego Rosołowicza. Część z nich jednak nie tyle broni się szczególnym poziomem artystycznym, co po prostu dobrze ilustruje chronologiczną narrację wystawy. Stąd duża liczba prac przecenianego Zygmunta Waliszewskiego. Nowoczesność Muzeum według Morawińskiej to nie dyskursywny projekt, jak w przypadku koncepcji jej kontrowersyjnego poprzednika, Piotra Piotrowskiego. Nad dyskusje ideowe dyrektorka stawia działalność popularyzatorską i edukacyjną. Jest w tym – jak dotąd – nad wyraz skuteczna, a tłumy odwiedzających nowo otwartą Galerię potwierdzają słuszność jej intuicji. Zgodnie z planem, atrakcyjna wizualnie i opatrzona narracją czytelną nawet dla osób niegustujących w artystycznej modernie Galeria przyciąga zwiedzających. Kuratorska zachowawczość i ekspozycyjne niedociągnięcia najwyraźniej nie rażą, póki proces przekształcania Muzeum w miejsce nowoczesne i przyjazne trwa. Karolina Miszczak Ksenia Sobczak podczas prezentacji magazynu Pionner / fot. Vladimir Astapkovich ITAR-TASS/PAP Miała zostać pierwszą rosyjską turystką w kosmosie, pozowała dla Playboya, była w związkach z oligarchami i gwiazdami muzyki. Napisała bestseller „Wyjść za mąż za milionera”, a sama zapewniała, że przed ołtarzem stanie tylko z miliarderem. Posiada serię magazynów o modzie, kolumny w kolorowych czasopismach i jeździ wyłącznie Porsche. Ksenia Sobczak ma 30 lat, licencjat z politologii i magisterkę ze stosunków międzynarodowych, majątek, który Forbes wycenił na 3 miliony dolarów oraz wielkie nadzieje, że dożyje wolnej Rosji. Córka mera Ksenia Sobczak jest córką nieżyjącego już pierwszego mera Petersburga Anatolija Sobczaka oraz Ludmiły Narusowej, lojalnej wobec władz pani senator. Ksenia urodziła się jeszcze w Leningradzie, w rodzinie związanej przyjacielsko z Putinem i najwyższymi kręgami władzy. Wychowywała się już w Petersburgu, w odizolowaniu od innych dzieci. Widywała je tylko podczas zajęć, na które pod same drzwi była odprowadzana przez swoich ochroniarzy. Kolegów ani koleżanek nie miała. Ksenia chodziła na lekcje gry na fortepianie, tenis i balet. Na koleżanki nie było nawet czasu. Rodzice Ksenia Sobczak podczas ogromnego wiecu w Moskwie, Rosja, 24 grudnia 2012 roku. Dziesiątki tysięcy demonstrantów zgromadziło się w miastach w całej Rosji, aby zaprotestować domniemanych oszustw głosowania w ostatnich wyborach parlamentarnych i wezwać do usunięcia odpowiedzialnych urzędników / fot. Sergei Chirikov, EPA/PAP też go dla niej wiele nie mieli. Matka – historyczka, zawsze częściej siedziała w książkach i na wykładach niż przy zabawkach z córką. Ojciec natomiast był bratnią duszą Kseni, ale bycie merem wiązało się z ograniczonym czasem dla rodziny. Niedługo po końcach rządów zmarł na zawał serca. Ponoć sam Putin płakał na jego pogrzebie. Ksenia miała wtedy 19 lat. Ksenia wychowała się sama, tęskniąc i za rodzicami, i za towarzystwem rówieśników. A ż przyszedł czas studiów, Moskwa, wolność i pierwsze okładki kolorowych magazynów. Kradzież zegarka z brylantami i biznes się kręci Rok po śmierci ojca, Ksenia dostała się na prestiżową uczelnię – Moskiewski Państwowy Instytut Stosunków Międzynarodowych. Ojciec kupił jej mieszkanie w centrum Moskwy, w jednej z droższych dzielnic. Ksenia zaczęła korzystać z wolności, której nie miała w Petersburgu. Mediów nie interesowała, do czasu, gdy jej mieszkanie nie zostało okradzione. Zginęła biżuteria za 600 tysięcy dolarów. Od razu plotkarskie gazety podłapały temat i zaczęły dochodzić, skąd studentka może mieć tak drogą biżuterię. Próbowano zrobić z Kseni córeczkę bogatego mera, który wszystko jej kupuje, a ona trwoni pieniądze na imprezy i rozrywkę. To był moment przełomowy w życiu Kseni. Stała się celebrytką. Tabloidy zaczęły bić się o jej zdjęcia z imprez, z zakupów i randek, ona z kolei nie broniła się przed pokazywaniem swojej prywatności. Tabloidowa popularność przyniosła jej pierwszą pracę – została prowadzącą najdłuższego rosyjskiego telewizyjnego show „Dom 2”, czyli rosyjskiej wersji Big Brothera, które zresztą okrzyknięto największym ciosem w rosyjską kulturę od czasu najazdu mongolsko–tatarskiego. Ksenia zaczęła zarabiać własne pieniądze, więc nikt już nie mógł nazwać jej bogatą panną z towarzystwa, częściej natomiast zaczęły p ojaw ia ć s i ę określenia „blondynka o ciętym języku” czy „dziewczyna o zepsutej reputacji”. Zatrudnienie Kseni było strzałem w d z i e s i ą t kę . Wzrosła oglądalność, a atmosfera w „Domu” stała się coraz ciekawsza. W pewnym momencie w 2005 roku moskiewscy politycy złożyli wniosek do Prokuratury Generalnej o zdjęcie talk show z anteny, sugerując, że „bazuje on tylko na zainteresowaniu seksem”, a Sobczak zarzucili „sutenerstwo”. Program się wybronił, a kariera Kseni nabrała tempa. Wystąpiła jeszcze w rosyjskiej edycji „Cyrku z gwiazdami”, poprowadziła „Top Model” i dostała własny program „Blondynka w czekoladzie”. Miłość Kseni – powodzenie w interesach Ksenia zawsze obracała się w towarzystwie elit. Ojciec jako mer Petersburga był jednym z ważniejszych polityków w kraju. Przyjaźnił się z Władymirem Putinem o którym nieoficjalnie mówiło się, że jest ojcem chrzestnym Kseni. Polityka i biznes zawsze były blisko domu Sobczaków. Nikogo więc nie dziwiło, że dwudziestolatka na swoje pierwsze miłości wybiera samą elitę finansową Moskwy. Krążyły historie, że kto zasłuży na miłość Kseni, temu dobrze wiedzie się w interesach. Tak się zawsze zdarzało, że chłopaka, z którym Ksenia się spotykała zawsze omi- jały kłopoty finansowe. Czy był to zwykły przypadek, czy wpływowi przyjaciele ojca, tego nikt nie wie. Ostatnią miłością Kseni jest Ilija Jaszyn, lider partii wolności narodowej. I to właśnie będąc z nim Ksenia włączyła się w walkę opozycji. Przełom nastąpił, gdy pewnego dnia do mieszkania „chrześnicy” Putina wkroczyły służby specjalne i zaczęły przeszukiwać dom. Po kilku godzinach agenci wynieśli 1,5 miliona euro w gotówce. Zaczęły się dochodzenia i śledztwa, skąd u Kseni Sobczak tyle pieniędzy. Zarzucano jej unikanie płacenia podatków i ukrywanie dochodów. Ona sama dowiedziała się od wysoko postawionych osób, że gdyby znalazła sobie normalnego chłopca od gazu czy ropy, to by wszystko było dobrze. A Ksenia zakochała się w opozycjoniście. – Albo więzienie, albo zesłanie. – pisała na swojej stronie – Postanowili zamknąć mi usta. Droga prostytutka Ksenia nie zamierzała tylko rzucać w stronę władz słów pełnych rozgoryczenia. Postawiła wszystko na jedną kartę i rozpoczęła aktywne życie opozycjonistki. Zaczęło się od zdemaskowania jednego z przywódców prokremlowskiej młodzieżówki „Nasi” – Wasilija Jakiemienki. Ksenia będąc w ekskluzywnej restauracji spotkała polityka, który świetnie bawił się przy suto zastawionym stole. Sobczak nie miała oporów i nagrała spotkanie. – Patrzcie, kogo ja tu widzę! Szampan „Bellini”, 1300 rubli za lampkę, świeże ostrygi, 500 rubli za sztukę. Ja jestem lwicą salonową, no ale Pan! – komentowała Ksenia. Film natychmiast zdobył olbrzymią popularność w internecie. Sekretarz prasowy „Naszych”, Kristina Potupczyk, od razu wystosowała ostrą odpowiedź na prowokację. Na swoim blogu nazwała Sobczak „tanią prostytutką”. Niedługo potem sprostowała swoją wypowiedź na Twitterze: „Kseniu, przepraszam, pomyliłam się. Oczywiście nie jest Pani tanią prostytutką, ale drogą!”. Wiele do stracenia Początki Kseni jako opozycjonistki były trudne. Wciąż dla wielu pozostawała dziewczyną o wątpliwej reputacji, sprytnym dzieckiem sowieckich przywilejów czy rozpustnicą z wątpliwymi talentami. Jej pierwsze wystąpienie na wiecu przeciwko Kremlowi spotkało się z nieprzychylnością tłumu i została wygwizdana. Samo środowisko opozycji nie było do niej przekonane. Ksenia była blond celebrytką, która dotąd zasłynęła jedynie z siusiania przed kamerą w swoim programie czy całowania się na scenie z prowadzącą. – Rozumiem ich strach, widzą niebezpieczeństwo i mówią, że Sobczak zszarga reputację opozycji. Możliwe, że mają rację. Ale ja nie mogę już zmienić tego, co zrobiłam, tak jak nie mogę zmienić swojej biografii – komentowała w wywiadzie dla rosyjskiej gazety „Kommersant” Ksenia. Przemiana Sobczak nie przekonywała wszystkich. Długo trwało, aż ludzie zbierający się na placach zaakceptowali nową przywódczynię ruchu. Sama przyznaje, że pierwsza demonstracja była dla niej trudna. – Ryzykowałam status gwiazdy medialnej i komfortowe życie. Ale nie chcę żyć w skorupie, nawet jeśli to złota skorupa. Walka na poważnie Ksenia aktywnie włączyła się w działania opozycyjne. Z pisania głupiutkich felietoników o dobieraniu torebek pod kolor włosów zaczęła prowadzić własny program publicystyczny do którego chętnie przychodzą politycy. Przed wyborami prezydenckimi nagrała kilka spotów, w których znane osoby jako zakładnicy wychwalają Kreml i namawiają do głosowania na jedynego słusznego kandydata – Putina. Zimą nie waha się marznąć na placach i przekonywać ludzi do zmian. Po wyborach parlamentarnych nosiła koszulkę „146 procent bawełny”, nawiązującą do nietypowych wyników głosowania. Ksenia nie odcina się od kolorowej przeszłości i nie udaje, że skandale nigdy się nie zdarzyły. Pytana w wywiadzie dla „Newsweeka” o swój poprzedni wizerunek odpowiada: Byłam również i tą wulgarną głupią dziewczyną z tandetnymi różowymi kokardkami wplecionymi w blond włosy, ale to mimo wszystko jest część mojego życia, wesoła i beztroska. Ksenia wymieniła kokardki we włosach na poważne okulary w czarnych oprawkach, a skąpe różowe sukienki na eleganckie koszule. Pracę w państwowych stacjach zamieniła na mniejsze programy w niezależnej telewizji. Udziela wywiadów dla zagranicznych mediów, w których daje się poznać jako inteligentna, oczytana i światowa kobieta. Jeden z głównych opozycyjnych blogerów, Anton Nosik, mówi, że Putin ma siłę i władzę na Kremlu. Sobczak ma coś, czego jemu brak, fanów – pisał Nosik. Sama Ksenia wie, że jest symbolem „pokolenia zero” dorastającego w nowej Rosji. – Dla młodych Rosjan prezydent Putin nigdy nie będzie najważniejszym celebrytą. To ja jestem ich idolką. Alicja Skorupko 5 www.pdf.edu.pl PDF gazeta studencka – kwiecień 2013 www.facebook.com/redakcjaPDF PDF gazeta studencka – kwiecień 2013 Kultura Fotografia Rany kłute black metalu Varg Vikernes, twórca black metalowego projektu Burzum, brutalnie zabija kolegę po fachu - Aarsetha Euronymousa Oysteina. Choć do zbrodni doszło dwadzieścia lat temu, black metal do dziś kojarzony jest z satanizmem i agresją. Legenda norweskiego black metalu, Burzum, to w zasadzie one-man-show. Jedynym stałym członkiem przedsięwzięcia jest Varg Vikernes. Burzum to jego skarb i narzędzie, dzięki któremu wcielił w życie własną, metafizyczną ideę muzyki. Geneza Burzum nie przypomina początków innych zespołów. Nie chodziło o fascynację metalem, jakimś zespołem czy gitarzystą. Wszystko zaczęło się gdy Vikernes poznał prozę Tolkiena i zainteresował się historią wikingów. Istoty ciemności, pragnące zawładnąć Śródziemiem, Varg utożsamiał ze swymi walecznymi przodkami, palącymi w VIII wieku pierwsze skandynawskie kościoły. Varg wspólnie z przyjaciółmi urządzał leśne bitwy z wykorzystaniem średniowiecznych broni. Nie były to poważne rekonstrukcje, raczej młodzieńcza zabawa. Biegając z bronią po sosnowych lasach, wśród zabytków, spuścizny cza- reklama sów pogan, Vikernes czuł coś czego nie był w stanie wyrazić słowami. Postanowił zawrzeć to w muzyce. Najpierw koncepcję Varga starał się realizować zespół Uruk-hai, później Old Funeral. Vikernes grając z nastolatkami postrzegającymi ciężką muzykę jedynie w kategoriach jej fajności, nie odczuwał satysfakcji. Chciał bardziej zagłębić się w muzykę. Jego wizja to stara sztuka dla sztuki - nie chciał tak jaki inni „grać w zespole o cool angielskiej nazwie, po to by być sławnym, mieć kasę i mnóstwo dziewczyn w swoim łóżku”. Nie interesowały go także występy na żywo. Wolał by ludzie słuchali jego mrocznej muzyki po zachodzie słońca, najlepiej w swych łóżkach i, jakkolwiek groteskowo to brzmi, by przy niej zasypiali. Burzum miało być zaklęciem, portalem do innego świata - magii, ciemności i snu. Termin burzum nie pochodzi, jak mogłoby się wydawać, z norweskiego. Varg Vikernes zaczerpnął go z „Władcy Pierścieni”, gdzie pojawia się w „Wierszu o Pierścieniu”. W wymyślonej przez autora czarnej mowie oznacza ciemność. Vikernes stwierdził, że swoje muzyczne założenia lepiej będzie mu wprowadzić w życie, gdy pozostanie anonimowy. Przyjął pseudonim Count Grishnackh, który również zaczerpnął z Władcy Pierścieni. Było to imię kapitana orków. O dwóch takich, co się nie lubili Znajomość Varga i Euronymousa rozwinęła się gdy zespół Mayhem poszukiwał nowego gitarzysty. W grupie, której początku należy doszukiwać się w roku 1983, często dochodziło do personalnych zawirowań. Najpierw muzycy pozbyli się poprzednika Varga - Occultusa (Stian Johannsen). Nie bardzo wiedząc jak się za to zabrać, 6 czerwca 1991 roku w nocy zdewastowali jego dom i podpalili krzyż w ogrodzie. Owocem współpracy Varga z zespołem są partie basu na pierwszym studyjnym albumie grupy - De Mysteriis Dom Sathanas. Varg i Euronymous kontaktowali się zarówno jako członkowie tej samej grupy oraz jako klient i wydawca. Aarseth miał bowiem własną, niezależną wytwórnię płytową Deathlike Silence Productions. Wydawała ona albumy tylko tych grup, które wydawca uznał za true metal. W czasie swojego funkcjonowania (90-94) DSP wydała 9 płyt. Między muzykami nie układało się za dobrze. Mieli różne temperamenty i poglady polityczne. Podczas gdy Euronymousa pociągał komunizm, był zafascynowany Mao Zedongiem i Stalinem, Varg Vikernes był nazistą, opowiadającym się za eugeniką i antysemityzmem. Vargowi nie zależało na poklasku, ale na robieniu dobrej muzyki, a Aarseth brylował w black-metalowym środowisku i był jego nieoficjalnym królem z którym każdy się liczył. Aarseth otwarcie mówił, ze czci Szatana i chce szerzyć na świecie zło i smutek. Varga zaś denerwowały oskarżenia metalowców o satanizm bo sam był poganinem - irytowało go, gdy ktoś nie dostrzegał różnicy. Różnice w zachowaniu nie były jedynymi powodami napięć w relacji Vikernes - Aarseth. Wspólną niechęć podsycił konflikt w 1991 roku, gdy Eu- ronymous, dla wsparcia działań DSP, otworzył w centrum Oslo sklep z metalowymi płytami nazwany Helvete (po norwesku „piekło”) - dziś mieści się tam wietnamska kawiarenka. Varg chcąc pomóc znajomemu w interesach, postanowi, jako lider Burzum, udzielić wywiadu do gazety. Kontrowersyjne wypowiedzi Varga miały nagłośnić black-metalową sprawę jak najsilniej. Dziennikarz poszedł jednak na policję a ta zaaresztowała Varga pod zarzutem podpalenia kilku zabytkowych kościołów w Bergen - miał się do tego przyznać w wywiadzie. Media nagłośniły sprawę, do Helvete przychodziło więcej klientów, ale z niezrozumiałych powodów, Euronymous zamknął sklep. Poświęcający się na próżno Varg był oburzony. Twierdził, że „to rodzice kazali zamknąć swemu maminsynkowi sklep”. W 1992, po kilku latach szacunku, metalowcy przestali sądzić, że Euronymous jest kimś wyjątkowym. DSP miało problemy finansowe i brakowało pieniędzy na wydanie płyty Burzum. Aarseth musiał zadłużyć się u Varga by móc wydać jego album. W Euronymousie rosła frustracja. Winą za swoje niepowodzenia obarczał Varga. Ostatni rok konfliktu, 1993, przyniósł Vargowi zaskakujacą wiadomość - Euronymous postanawia go zabić. Dowiedział się o tym od Snorre’a - muzyka Burzum, przyjaciela obu panów. Euronymous miał dokładny plan - zwabić Varga, pozbawić przytomności, wywieźć do lasu i torturować do śmierci. Pretekstem do spotkania Aarseth chciał uczynić podpisanie kontraktu na nową płytę Burzum. Kilkakrotnie usilnie namawiał Varga na spotkanie, ale ten od- Fotograf straconych szans? Ze zdjęciami Feliksa Łukowskiego zetknęłam się prawie cztery lata temu, pisząc pracę magisterską. Wtedy prawie nikt o nich nie słyszał. Dzisiaj jest tak samo. Varg Vikernes, one-man-show Burzum fot. z oficjalnej strony zespołu Burzum mawiał. Dopiero letniej nocy z 10 na 11 sierpnia, koło godziny 21 Varg razem ze Snorre’m wyruszyli z Bergen do Oslo by wręczyć Euronymousowi podpisany kontrakt. Dojechali koło trzeciej. Snorre zostając na dole odpalił papierosa, a Varg wbiegł klatką schodową na piąte piętro. Szamotanina z korytarza przeniosła się do wnętrza mieszkania. Euronymous próbował uciekać do sypialni, gdzie najprawdopodobniej trzymał broń palną. Varg dopadł go i trzy razy ugodził nożem w lewe ramię. Spanikowany Euronymous wybiegł z mieszkania w bieliźnie, krwawiąc i krzycząc. Uciekał klatką w dół, wzywał pomocy, tłukł pięściami w ściany i drzwi sąsiadów. Miał świadomość, że Varg podąża za nim. „Dosyć!” krzyknął, jednocześnie na nowo rzucając się na Varga. Próbował go kopnąć, ale osiem centymetrów stali z upiorną siłą raniło jego czaszkę. Po chwili wyzionął ducha. Syntezator za kratami Sąd nie uwierzył Vargowi Vikernesowi w jego opowieść o zabójczym planie Euronymousa i w sytuację obrony koniecznej. W maju 1994 roku skazano go na 21 lat więzienia za zabójstwo i podpalenia zabytkowych kościołów. Media rozpisywały się o sataniście mordercy a black metal w Norwegii okrył się złą sławą. Varg chciał, by Burzum dalej funkcjonowało, ale wiązało się to ze zmianą stylu na dark ambient. Powód tej stylistycznej zmiany był prozaiczny nie pozwolono Vargowi na posiadanie w więzieniu gitary ani perkusji. Zgodzono się za to na syntezator. W więzieniu Varg nagrał dwa albumy. Odsiedział piętnaście lat (do 2009 roku). Jeden raz uciekł, ale w krótkim czasie go odnaleziono. Po opuszczeniu więzienia zamieszkał wraz z żoną i dziećmi na farmie w okolicach Telemark. Kamil Wąsik 6 blowanie drewna na ramy okienne, podkuwanie konia. Jego zdjęcia mają również znaczenie w szerszym kontekście – historii naszego kraju. Widzimy na nich Niemców z Reichu i Besarabii, Kozaków z Armii Czerwonej podkreślających swoją siłę eksponując broń, partyzantów, sceny ekshumacji grobów. Łukowski musiał się ukrywać z ich powodu tych zdjęć. Fotografię traktował też jako hobby, rozrywkę, pretekst do zabawy i przyłączania się do spotkań znajomych. Często wkraczał nagle do upozowanej grupy ludzi oczekujących z powagą na naciśnięcie spustu migawki. Wyraźnie zaznaczał swoją obecność komicznym wyrazem twarzy, gwałtowaną gestykulacją. Podobną teatralizację gestów, zabawę wizerunkiem (zdjęcie w habicie, założenie ludowej chusty) obserwujemy w autoportretach. ...chłopska Przyjaciel z dzieciństwa Obu łączyła przyjaźń i fotografia. Jerzy Lewczyński mieszkał w Tomaszowie Lubelskim i często odwiedzał swojego przyjaciela w pobliskich Siemnicach (województwo lubelskie). Feliks Łukowski urodził się w 1919 roku. Do wybuchu wojny w 1939 roku ukończył cztery klasy gimnazjum przyklasztornego oo. bernardynów w Radecznicy. W 1946 roku zakończył roczny kurs pedagogiczny i został nauczycielem dzieci greckich emigrantów na Dolnym i Opolskim Śląsku. W latach 50. XX wieku powrócił na Lubelszczyznę jako nauczyciel w szkole w Krynicach. Związał się z tym miejscem na stałe, został dyrektorem placówki. Jako pedagog skoncentrował się na działaniach społecznych (zainicjował powstanie nowego budynku szkoły) poświęcając znacznie mniej czasu fotografii. To dość przykre zważywszy, że do 1950 roku praktycznie nie rozstawał się z aparatem. Zmarł w 1985 roku w Tomaszowie Lubelskim. Zdjęcia przechowywane w muzeum w Zamościu pochodzą z okresu 19401950. W albumie (Świat chałup, stodół i opłotków. Wieś w obiektywie Feliksa Łukowskiego z Siemnic, pow. Tomaszów Lubelski. Fotografie z lat 40. i 50. XX wieku, Zamość, 2005) wydanym przez instytucję, czytamy, że muzeum przechowuje 1500 szklanych negatywów Łukowskiego przekazanych przez Jerzego Lewczyńskiego. W 1986 roku Lewczyński otrzymał, od żony fotografa, Marii Łukowskiej, sto szklanych negatywów 6 x 9 cm oraz trzydzieści fil- mów 6 x 9 cm i małoobrazkowych. Trafiły do niego w ciężkim stanie, spowodowanym brakiem bieżącej wody podczas wywoływania. Zasiarczone, zlepione i niekiedy zupełnie zniszczone, zostały przez Lewczyńskiego zabezpieczone. Dzięki jego pracy i zaangażowaniu, niewielką część odbitek mogłam zaprezentować na wystawie w 2009 roku („Ocalone wspomnienia. Fotografie Feliksa Łukowskiego”, Akademickie Centrum Kultury „Chatka Żaka”, Lublin, 14.12.09-10.01.2010). Jak dotąd prace Łukowskiego były pokazywane na wystawach głównie w kontekście fotografii dokumentalnej. W 2010 roku w Instytucie Pamięci Narodowej w Lublinie otwarto wystawę jego zdjęć („Wojenne ślady dwóch fotografów. Dwie perspektywy Kurta Goldmanna i Feliksa Łukowskiego”, Instytut Pamięci Narodowej, Lublin, 7 lutego-31 marca 2010 roku) oraz niemieckiego żołnierza Kurta Goldmanna. Prezentacja miała przede wszystkim cel edukacyjny. Zestawiono dwa kontrastowe obrazy Lubelszczyzny z 1939 roku. Zdjęcia Kurta zostały przewrotnie określone przez pracowników IPN jako „zdjęcia turysty”. Żołnierz fotografował uśmiechnięte dzieci w Zamościu, budynki, kolegów z Wehrmachtu i unikał scen związanych z wojną. Natomiast Łukowski wykonywał zdjęcia partyzantów, pogrzebów, ekshumacji. W prezentacji fotografii posłużono się wielkoformatowymi wydrukami z plotera, rezygnując zupełnie z odbitek wykonanych przez Jerzego Lewczyńskiego. Ograniczenie archiwum Łukowskiego do zdjęć ze scenami wojennymi było niewłaściwe, nie podano nawet informacji o tematach pozostałych istniejących prac. Takie działanie służy utrwaleniu postrzegania go jako fotografa dokumentującego wydarzenia związane z wojną. To spłyca różnorodność zbioru. Za właściwe i ciągle jeszcze nieobecne w artykułach i tekstach wystaw, uważam określenie go jako fotografa chłopskiego. Termin „fotografia chłopska” pojawił się podczas opracowywania zdjęć wykonanych na terenach wiejskich, które zostały nadesłane w 1985 roku na konkurs „Fotografia polskiej wsi do 1948 roku”. Zdjęcia Łukowskiego doskonale odpowiadają charakterystyce tego rodzaju fotografii, przedstawionej w książce Joanny Bartuszek (Joanna Bartuszek, Między reprezentacją a „martwym papierem”. Znaczenie chłopskiej fotografii rodzinnej, Warszawa, 2005). Są to zdjęcia wykonane przez członka społeczności lub osobę spoza warstwy chłopskiej: nauczyciela, księdza, działacza społecznego. Utrwalone są na nich wydarzenia istotne dla społeczności: wesela, pogrzeby, procesje, wojna. W portretach rodzinnych jest określony sposób upozowania członków (rodzice siedzą, ojciec opiera ręce na udach, za nim stoją synowie, po stronie matki stoją córki). Te wszystkie cechy znajduję w fotografiach Feliksa Łukowskiego. Co ciekawe, Jerzy Lewczyński namawiał przyjaciela, aby wysłał swoje zdjęcia na konkurs w 1985 roku. Łukowski nie chciał się na to zgodzić. Gdyby postąpił inaczej zapewne jego prace byłyby dziś równie znane, co prace Józefa Szymańczuka z Polesia. Gdy myślę o tym wszystkim pojawia się we mnie lekka obawa, czy Feliks Łukowski nie jest fotografem straconych szans. Zdjęcia Feliksa Łukowskiego zostały zamieszczone dzięki uprzejmości Muzeum Zamojskiego. Beata Mielcarz Fotografia pamiątkowa, dokumentalna Feliks Łukowski fotografował głównie ludzi w swoich rodzinnych Siemnicach. W albumie wydanym przez muzeum, Lewczyński pisze, że sam z powodu młodzieńczej nieśmiałości wykonywał głównie zdjęcia krajobrazowe. Feliks był osobą otwartą, nie czuł skrępowania podczas fotografowania mieszkańców. Pełnił funkcję miejscowego fotografa, wykonywał fotografie rodzinne, utrwalał przy pomocy aparatu: śluby, pogrzeby, pierwsze komunie święte, procesje kościelne. Zachowała się duża grupa portretów wykonanych na tle białego płótna. Są to głównie zdjęcia do dowodów osobistych, przy czym warto zaznaczyć, że liczne są w tej grupie zdjęcia dzieci. Miał świadomość dokumentalnej roli zdjęcia, o czym świadczą na przykład fotografie codziennych prac: przędzenie wełny na kołowrotku, szycie na maszynie, młócenie zboża cepami, he- 7 www.pdf.edu.pl PDF gazeta studencka – kwiecień 2013 Kultura Podsłuchane w moskiewskiej restauracji A gdyby nasze prywatne rozmowy w knajpie zostały podsłuchane przez dziennikarkę i przekazane reżyserowi, który materiał zamieniłby na film? Tak właśnie powstał ukazujący rosyjską wyższą sferę „Zanim noc nas nie rozdzieli” Borisa Khlebnikova. Film przedstawia wydarzenia z jednej zmiany w modnej moskiewskiej restauracji. Przy stołach zajadają i ostro piją biznesmeni, artyści i bogacze innej proweniencji. Niekochające się małżeństwo potajemnie spiskuje przeciwko sobie na oczach dwójki dzieci. Kilku rosyjskich (i zagranicznych) przedsiębiorców w oryginalny, lokalny sposób próbuje dojść do biznesowego porozumienia. Znudzony producent, coraz bardziej poirytowany muzyczną ofertą lokalu, po kolei wysłuchuje potencjalnych pomysłów różnych ludzi sztuki. Ze względu na to, że żadna z postaci gości restauracyjnych nie dostała wiele miejsca w scenariuszu, głównymi bohaterami są dwaj kelnerzy. A ci, skrajnie odmienni (młody – w średnim wieku, kochanek – mąż, wesołek – pesymista), w przerwach między obsługiwaniem gości rozwiązują przez telefon swoje problemy sercowe. Co więcej, film jest właśnie wtedy najciekawszy, gdy na krótkie momenty opuszcza główną salę i ukazuje to, co dzieje się w garderobie i kuchni. Tam zaś znajduje nieznoszących się kelnerów, którzy nie zamieniają ze sobą ani słowa, a także kucharzy-imigrantów z Dalekiego Wschodu, nad którymi stara się zapanować arabski szef kuchni Malik. Jemu spada na głowę dodatkowy problem – jego współpracownik i jedyny pobratymiec został zatrzymany przez policję, która planuje teraz go deportować. Ewolucję metod, jakie Malik stosuje, by telefonicznie przekonać funkcjonariusza do wypuszczenia rodaka, ogląda się z niewątpliwą przyjemnością. Ciężko jednoznacznie ocenić „Zanim noc nas nie rozdzieli”, który był zapowiadany, i prawdopodobnie zamierzony jako komedia. W rzeczywistości widz dostaje film obyczajowy zakropiony nutką czarnego humoru. Fragmentaryczność (a w zasadzie brak) fabuły nie ułatwia śledzenia niepowiązanych ze sobą rozmów między gośćmi. Do żadnego z nich nie jesteśmy też w stanie się przywiązać, gdyż najzwyczajniej nie ma na to czasu (cała projekcja trwa 71 minut). Boris Khlebnikov jest jednak dobrym reżyserem (po mistrzowsku wręcz operuje kontrastem w wielu następujących po sobie scenach), co powoduje, że film ostatecznie się broni. Zręcznie budowane napięcie przy wszystkich stolikach, a także na zapleczu restauracji, płynnie przechodzi w pełną absurdu , nieau tent yc zną (co ju ż udokumentowano) scenę finałową, w której wszystkie postacie okazują się nie bardziej dystyngowane niż pogardzany przez nich plebs. Zatem, „Zanim noc nas nie rozdzieli” przekonująco, ale bez gracji obnaża rosyjskich nowobogackich i ich obyczaje, a kto jest zainteresowany tym tematem, powinien film zobaczyć. Fakt autentyczności większości rozmów i zdarzeń tylko przydaje obrazowi smaczku. Dodatkowo, na zachętę – przed pokazami tego niezwykle krótkiego filmu wyświetlany będzie 10-minutowy polski erotyk „Wspomnienie poprzedniego lata” Ivo Krankowskiego i Kuby Gryżewskiego, zdobywca nagrody Jury konkursu „Sex w szortach”. Stanowi to świetną wiadomość, gdyż ów krótki metraż aż promienieje bezpretensjonalnym humorem i czułą miłością. Naprawdę warto. Projekcje obu filmów od 19 kwietnia. Marcin Łuszniewicz Zanim noc nas nie rozdzieli / Poka noch ne razluchit, (2012), 71 min. reżyseria: Boris Khlebnikov premiera: 19 kwietnia 2013 roku Przegląd kina francuskiego Już po raz czwarty Instytut Francuski w Polsce i Gutek Film zapraszają na Przegląd Nowego Kina Francuskiego, który będzie można zobaczyć w dniach 8-15 maja w warszawskim kinie Muranów, a od 10 maja w całej Polsce. Gazeta STUDENCKA REDAKCJA redaktor naczelny: Paweł H. Olek z-ca redaktora naczelnego: Mirek Kaźmierczak 8 W programie przeglądu najnowsze i najciekawsze filmy zabiorą widza w podróż po współczesnej Francji. Filmowe obrazy staną się tłem do opowieści o życiu, dorastaniu, tolerancji, kobiecości, kryzysie finansowym, przyjaźni i miłości. Historia tego kraju zostanie przybliżona za pośrednictwem codziennych spraw (nie)zwykłych ludzi. Zostaną zaprezentowane filmy takich reżyserów jak: Claude Miller (Thérèse Desqueyroux, film prezentowany na ceremonii zamknięcia podczas Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Cannes 2012), Claire Denis (35 rumów, - w rolach głównych Grégoire Colin, znany między innymi z filmu Agnieszki Holland Olivier Olivier), Amos Gitaï (Róże na kredyt), Costa-Gavras (Żądza bankiera, Costa-Gavras zdobywca Złotej zespół redakcyjny: Szymon Cydzik, Sylwester Dąbrowski, Adam Figurski, Maciek Główka, Piotr Hummel, Krzysztof Lepczyński, Marcin Łuniewski, Marcin Łuszniewicz, Lucyna Margańska, Beata Mielcarz, Karol Leon Pantelewicz, Agnieszka Prochowicz, Mariusz Rutkowski, Alicja Skorupko, Magdalena Sołodyna, Kinga Szewczyk, Kamil Wąsik, Wioletta Witkowska grafika i skład DTP: Karol Grzywaczewski / www.grafikadtp.com korekta: Maciej Główka, Paweł H. Olek druk: Polskapresse Sp .z o.o., nakład 5 tys. oddano do druku 14 kwietnia 2013 roku Palmy za film Zaginiony oraz Oscara), jak i młodych, nie odkrytych talentów francuskiego kina. Na ekranach będzie można zobaczyć cenionych aktorów: Audrey Tautou, Jean-Pierre Bacri, Isabelle Carré, Pierre Arditi, czy Gad Elmaleh, oraz twarze debiutantów. Po raz pierwszy w Przeglądzie zostaną pokazane dwa filmy animowane – przepiękny Obraz Jeana-Françoisa Laguione dla dorosłych oraz Kot w Paryżu dla dzieci (choć nie tylko), wyprodukowany przez słynne francuskie studio animacji Folimage. Kot w Paryżu był nominowany do OSCARA 2012 oraz do Europejskiej Nagrody Filmowej. Gościem Przeglądu będzie Hervé Lasgouttes, reżyser filmu otwarcia Kraul (film otwarcia Przeglądu) zdobywcy nagrody Europa Cinema na zeszłorocznym festiwalu filmowym w Wenecji. WYDAWCA: współpraca z serwisem foto: Instytut Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego koordynator wydawcy: Grażyna Oblas adres redakcji: PDF – redakcja studencka Instytutu Dziennikarstwa UW ul. Nowy Świat 69, pok. 51, IV piętro, 00–046 Warszawa, tel. 022 5520293, [email protected] Zdjęcie na okładce: Maciek Głowka Więcej tekstów na: www.pdf.edu.pl Wydanie ukazało się dzięki wsparciu Fundacji na rzecz Rozwoju Szkolnictwa Dziennikarskiego. ul. Nowy Świat 69 p. 307, 00-046 Warszawa www.facebook.com/redakcjaPDF stała współpraca: