kwiecień 2013 / nr 40 ISSN 1898–3480 egzemplarz bezpłatny

Transkrypt

kwiecień 2013 / nr 40 ISSN 1898–3480 egzemplarz bezpłatny
facebook.com/redakcjaPDF
www.pdf.edu.pl
kwiecień 2013 / nr 40
ISSN 1898–3480
egzemplarz bezpłatny
gazeta studencka
Instytutu Dziennikarstwa
Uniwersytetu Warszawskiego
www.pdf.edu.pl
PDF gazeta studencka – kwiecień 2013
www.facebook.com/redakcjaPDF
PDF gazeta studencka – kwiecień 2013
Trendy
Na wejściu
Diler informacji
Mądrze wybieraj studia
Jesteś pomysłowy, dobrze zorganizowany, systematyczny, łatwo nawiązujesz
kontakty i świetnie posługujesz się nowoczesnymi technologiami? Jeśli, tak
to zostań infobrokerem – specjalistą od wyszukiwania, selekcjonowania i
udostępniania informacji.
Profesja brokera informacji jest w Polsce stosunkowo nowa i mało znana. Jak
nietrudno się domyślić zjawisko infobrokeringu przybyło do nas zza oceanu. W Stanach Zjednoczonych zawód
ten zaczął się kształtować w latach 60.
ubiegłego wieku na gruncie nauk bibliotekoznawstwa i informacji naukowej. Kluczowy wpływ na powstanie tej
profesji miał gwałtowny rozwój społeczeństwa informacyjnego. Upowszechnienie się sprzętu komputerowego,
coraz szybszy i większy przepływ danych, spowodował, że informacja stała się towarem rynkowym. Ludzie
w USA oraz w Europie Zachodniej zdali sobie sprawę, że informację można
reklama
2
traktować jako produkt, wykorzystywany w biznesie. By podkreślić skalę
rozwoju infobrokeringu na świecie
wystarczy powiedzieć, że obecnie największe i najbardziej wpływowe
stowarzyszenie infobrokerskie na świecie czyli The Associacion of Independent Information Professional (AIIP)
skupia ponad 700 firm z 20 państw.
Infobrokering nad Wisłą dopiero
raczkuje, polscy biznesmeni nadal uczą
się, że informacja jest czynnikiem konkurencyjności we wszelkich gałęziach
gospodarki. Nasze zacofanie w tej materii idealnie obrazuje fakt, że w Japonii już w latach 70. XX wieku ponad 50
proc. PKB wytwarzał sektor informacyjny. Polska to wciąż kraj rozwijający
się, mający wiele do nadrobienia względem szeroko pojętego Zachodu. Jednak nasza gospodarka jest w ogromny
stopniu zależna od gospodarki światowej i procesów nią rządzących.
W związku z tym infobrokering wraz
z ekspansją polskich firm za granicę, staje się niezbędną sferą ich działalności.
Szymon Cydzik: Czym jest
„Świadome studiowanie”?
Tomasz Piotrowski: To inicjatywa
społeczna, której celem jest ułatwianie licealistom wyboru odpowiedniego k ierunku s tudiów. Z moich
doświadczeń wynika, że prawdziwa
refleksja nad wyborem kierunku przychodzi dopiero w trakcie studiów, zwykle na trzecim roku. Często wybrana
droga jest niezwiązaną z licealnym
profilem klasy i wtedy trzeba uczyć
się przedmiotów maturalnych praktycznie od nowa lub kombinować na
inne sposoby. Obecny system nie
sprzyja podejmowaniu przez młodych
ludzi dobrych decyzji dotyczących
własnej przyszłości. Dlatego licealiści
potrzebują wsparcia.
Kim właściwie jest broker
informacji?
W świecie, gdzie informacja jest czynnikiem decydującym o sukcesie lub klęsce firmy, trudno wyobrazić sobie
poważne przedsiębiorstwo nie zatrudniające brokerów informacji. Knowledge broker, cyberian, freelance librarian,
data dealer te wszystkie tajemniczo
brzmiące określenia to tak naprawdę jeden zawód,
który wbrew pozorom nie jest łatwym kawałkiem
chleba. Broker informacji musi zajmować się wieloma różnymi rzeczami. Do jego
obowiązków należy m.in. monitorowanie mediów
(drukowanych jak
i elektronicznych),
zbieranie i selekcjonowanie danych zgodnie
z zamówieniem
złożonym przez
klienta, a także
przygotowywanie
raportów czy analiz. Infobroker
musi nieustannie
trzymać rękę na
pulsie, to człowiek, który w zasadzie nie ma
wolnego. Jego
obowiązkiem jest
być cały czas na
bieżąco. Często
musi analizować
tak skomplikowane dane jak raporty bankowe czy
analizy gospodarc ze. Pow inien
ce c h o w a ć s i ę
wszechstronną
wiedzą, działać
systematycznie
i metodycznie.
Broker odpowiada za jakość
prezentowanej
informacji, jego
błąd może mieć
katastrofalne
skutki dla firmy,
słowem ciąży na
nim ogromna odpowiedzialność.
fot. sxc.hu
Trochę historii
Prawie 30 procent absolwentów wyższych uczelni nie ma pracy. Jedną z przyczyn tak dużego bezrobocia jest fakt, iż ludzie
często wybierają kierunek studiów pochopnie i bez dostatecznego namysłu. Licealistom brak często dostatecznej wiedzy, aby
dokonać świadomego wyboru ścieżki zawodowej. Pomóc w takim wyborze ma akcja „Świadome Studiowanie” organizowana przez
stowarzyszenie „Tea Club”. Z Tomaszem Piotrowskim, wiceprezesem stowarzyszenia „Tea Club” rozmawia Szymon Cydzik.
Infobroker powinien potrafić w mgnieniu oka odnaleźć to, co w danej chwili
jest niezbędne. Profesjonalny łowca
danych przedziera się przez internetowy śmietnik informacji i wyławia te,
których nie poda mechanicznie działająca wyszukiwarka internetowa. Komputer jest tylko narzędziem, to człowiek
selekcjonuje dane i potrafi odrzucić to
co nieprzydatne. Tworzenie baz danych
jest umiejętnością absolutnie podstawową dla brokera informacji. Znajomość języków obcych jest także
niezbędna. W zależności od projektu,
ilość pozyskiwanych danych z zagranicy może osiągać nawet 90 proc.
Infobrokering to często sposób na
życie, to coś co całkowicie pochłania.
Doskonały infobroker musi łączyć w
sobie wiele trudnych do pogodzenia
cech m.in. powinien być zarówno dokładny jak i szybki. Jest to więc praca
dla ludzi wytrwałych i pracowitych.
Opłaca się jednak podjąć ten trud bowiem brokerzy informacji zarabiają
w Polsce godne pieniądze. Oczywiście
ich wynagrodzenie zależne jest od
stopnia trudności projektu, jednak nawet za mało wymagające zlecenie
w kilka dni infobroker może zarobić
600 złotych. W przypadku zleceń
czasochłonnych i o wysokim stopniu
trudności zarobki kształtują się na
poziomie 15 tysięcy złotych za jeden
projekt. Gdzie pracują infobrokerzy?
Obecnie w Polsce działa około 60 firm
zajmujących się wyłącznie infobrokeringiem (m.in. InfoBrokering czyli jedna z najstarszych agencji tego typu w
naszym kraju oraz Agencja Infotimes).
Firmy infobrokerskie działające
w Polsce dzielą się na dwie kategorie:
pierwsze z nich powstały w naszym
kraju a drugie to filie dużych międzynarodowych korporacji infobroker-
skich. Poza tym istnieje także grupa
freelancerów czyli osób, które nie są
nigdzie na stałe zatrudnione a zarabiają realizując projekty na zlecenie.
To jednak nie wszystko bowiem brokerzy informacji znajdują zatrudnienie także w agencjach reklamowych
czy też firmach badających rynek.
Infobrokering w Polsce
Jak zostać infobrokerem? Dotychczas
żadna z polskich uczelni nie ma w swoim programie tego typu kierunku studiów. Można zdecydować się na
bibliotekoznawstwo i informację naukową jednak jest to kierunek w zbyt
dużym stopniu bazujący na analizie literatury i pomijający techniki analizy
danych. Oczywiście wielce przydatne
są kursy oraz szkolenia. Jednymi z ciekawszych inicjatyw są coroczne seminaria Infobroker, organizowane od 2006
roku przez Centrum Promocji Informatyki w Warszawie oraz Permanentny
Kurs Infobrokera Systemowego, stworzony przez Ogólnopolską Inicjatywę
Infobrokerów Systemowych w Warszawie. Dodatkowo na kilku polskich
uczelniach można ukończyć studia podyplomowe z zakresu infobrokeringu.
Do grona placówek oferujących taką
możliwość należą m.in. Uniwersytet
Mikołaja Kopernika w Toruniu, Uniwersytet Jana Kochanowskiego w Kielcach
oraz Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie. Tak naprawdę jednak
najlepszą nauką jest praktyka, co podkreślają sami infobrokerzy. Najważniejsze, by rozumieć potrzeby klientów
i dostosować się do rynku, wszelkich
technicznych umiejętności można nauczyć się z czasem.
Adam Figurski
Na czym takie wsparcie
miałoby polegać?
Przede wszystkim na udzieleniu odpowiednich informacji. Obecnie w tej
dziedzinie mamy do czynienia z istnym „bagnem informacyjnym”. Są
oczywiście media, które często piszą
o różnych kierunkach studiów, ale one
skupiają się głównie na tym, aby nagłówek był przyciągający albo obiecują „świetne perspektywy”, albo
twierdzą że studiowanie na danym
kierunku nie ma sensu. Nie należy
więc ufać tym opiniom, tym bardziej,
że najczęściej tworzą je ludzie, którzy na opisywanym kierunku nie
studiowali i nie wiedzą jak tam naprawdę jest.
Drugie źródło, z którego często korzystają młodzi ludzie, to fora internetowe. W takich miejscach wyrażają
swoje opinie głównie osoby, które chcą
ponarzekać. Na najczęściej zadawane
pytania: „Czy opłaca się iść na ten kierunek” albo „Czy będzie po tym praca” młody człowiek otrzymuje zwykle
odpowiedzi z rodzaju: „Mój znajomy
to skończył i jeździ teraz TIR-em, to
zupełnie bezsensowne, zajmij się
czymś innym”.
Trzecie źródło informacji to same
uczelnie, które opisują proponowane
kierunki i przedstawiają tzw. „profil
absolwenta”. Te informacje są najmniej
wiarygodne. Zdarza się, że to wynik
wyrachowania, bo wiadomo, że uczelniom zależy na tym, aby mieć jak najwięcej studentów. Czasem przyczyną
podawania mylących informacji jest
jednak kompletny brak refleksji i wynikające z lenistwa uciekanie się do
wyklepanych formułek.
A skąd Wy czerpiecie informacje,
które potem przekazujecie licealistom?
Opieramy się na doświadczeniach
własnych oraz naszych znajomych. W
ten sposób otrzymujemy informację
najwyższej jakości, zarówno o studiach,
jak i o rynku pracy, ponieważ staramy
wie i okolicach. Myśleliśmy też nad
organizacją szkoleń, lub nad rozszerzeniem skali akcji kosztem indywidualnych rozmów, czyli skupieniu się
na samych wystąpieniach, które są
bardzo pożyteczne. Najważniejsze, że
motywują słuchaczy do tego, żeby
wybrać kierunek studiów zawczasu
i dobrze to przemyśleć. To nabiera
jeszcze większej aktualności teraz,
gdy zmieniła się podstawa programowa w szkołach średnich. Wielu przyszłych licealistów, będąc w gimnazjum,
musi już wybrać profil, których ich
mocno zdeterminuje ich późniejszą
ścieżkę edukacyjną i zawodową, ponieważ wiele przedmiotów licealnych
odpada w drugiej klasie. W moim liceum były osoby które wydawały
ogromne pieniądze na korepetycje
z biologii czy chemii, gdyż, będąc w
klasie humanistycznej, postanowiły
iść na medycynę. Kiedyś to wyglądało inaczej, uczyliśmy się tak samo
przez dwie klasy, a w trzeciej wybieraliśmy fakultety przygotowujące nas
do matury. Teraz, nie do końca wiadomo dlaczego, ustawodawca zmusił
młodych ludzi do wybierania drogi życiowej już na etapie gimnazjum.
fot. Mirek Kaźmierczak
się zgromadzić wiadomości od jak największej ilości studentów i absolwentów warszawskich uczelni.
W jaki sposób przekazujecie
uczniom zebrane informacje?
Pierwszą szkołą, w jakiej działaliśmy było II Liceum Ogólnokształcące
w Łowiczu. Akcja składała się z dwóch
etapów. Pierwszym były wystąpienia
w klasach, podczas których przekazywaliśmy uczniom podstawowe informacje oraz wskazówki, któr ymi
powinni się kierować. Drugą częścią
akcji są indywidualne rozmowy
z uczniami, niestety tylko z wybranymi, gdyż nie mogliśmy sobie pozwolić
na rozmowy ze wszystkimi ze względu na czas i środki. W pierwszej szkole te rozmowy również miały charakter
dwuetapowy. Podczas pierwszej rozmowy słuchamy ucznia – dowiadujemy się w czym jest dobry, co go
interesuje, co umie i lubi robić, jakimi
kierunkami jest zainteresowany. Podczas kolejnej rozmowy, mówimy przede
wszystkim my. Przekazujemy komplet
informacji o kierunkach, które uznaliśmy za najbardziej odpowiednie dla
danego ucznia, wspólnie z nim formułujemy plan rozwoju i ścieżkę kariery,
informując o działaniach, które może
podjąć, aby już od początku studiów
zdobywać doświadczenie oraz umiejętności.
A co robicie poza wystąpieniami
w szkołach?
Prowadzimy oczywiście fanpage’a
na Facebooku. A ponadto organizujemy Targi Przedsiębiorczości i Edukacji dla licealistów oraz Ruch Kół
Zainteresowań. Na Targach uczniowie
otrzymują od nas w przystępnej formie informacje na temat studiów, kariery i przedsiębiorczości. Przy naszej
pomocy uczniowie sami zakładają koła
zainteresowań, których tematyka nie
koncentruje się na szkolnych przedmiotach, ale na przyszłych zawodach.
Mamy więc licealne koło prawnicze,
koło psychologii czy nowoczesnych
technologii. Dzięki ty inicjatywom,
które można określić jako III etap akcji, uczniowie zaczynają działać, a działanie to przecież bezwzględny warunek
zmiany, o którą nam chodzi.
Jak dobieraliście uczniów, z którymi przeprowadzicie rozmowę?
Drogą losowania. W czasie wystąpień,
rozdawaliśmy uczniom kwestionariusze z testami predyspozycji i pytaniami
opracowanymi przez psychologa. Spośród osób, które wypełniły taki kwestionariusz, losowaliśmy tych, którzy mieli
wziąć udział w II etapie akcji.
założone przez piętnaście osób. Wystąpienia prowadziłem z moim kolegą
Michałem Szymańskim, który studiuje
resocjalizację. Ten kierunek ułatwia
mu zadanie, bo dzięki niemu Michał ma
już duże doświadczenie w pracy terapeutycznej oraz w kontaktach z młodzieżą. Rozmowy indywidualne także
prowadziliśmy we dwóch – każdy z innym uczniem. Mamy także innych ścisłych współpracowników, którzy są dla
nas nieocenioną pomocą.
Staramy się również, w miarę możliwości, angażować w te działania samych licealistów, gdyż pozwala im to
zdobyć cenne doświadczenie już
w szkole średniej. Prócz tego zachęcamy też do takich aktywności, jak wolontariat czy działalność społeczna.
Obecnie w przygotowaniu są trzy
projekty, w tym dwa wymyślone przez
uczniów liceum, których wybraliśmy
w drodze konkursu. Nazywamy ich liderami młodzieżowymi. My, jako bardziej doświadczeni, pomagamy im
w realizacji ich ambitnych planów. To
dla nich bardzo rozwijające i korzystne, gdyż stanowi pierwszy kontakt
z odpowiedzialnością za własne działania, z zarządzaniem ludźmi, pieniędzmi i pracą projektową.
Ile osób jest zaangażowanych
w „Świadome Studiowanie”?
Stowarzyszenie „Tea Club” zostało
Jakie macie plany na przyszłość?
W najbliższym czasie planujemy akcję w kolejnych szkołach w Warsza-
Są to jakieś próby dążenia
do modelu zachodniego.
Tam jest podobnie.
Tak, tam również decyzję podejmuje
się w młodym wieku, ale uczeń dostaje
wsparcie, zarówno państwa jak i rodziny. np.: w Danii, uczeń w porozumieniu
z rodzicami i specjalnie do tego powołaną instytucją, formułuje plan kariery.
Dlatego też jego decyzje częściej są
przemyślane i satysfakcjonujące.
A jak sami licealiści
oceniają Waszą działalność?
Bardzo pozytywnie, dosłownie
wszystkie osoby, które poprosiliśmy
o wyrażenie opinii, były zadowolona
z wzięcia udziału w akcji. Myślę że wynika to z tego, że należymy do jednego pokolenia. Choć dzieli nas kilka lat,
to jesteśmy dużo bliżej uczniów niż
Biuro Karier albo nauczyciel czy inna
osoba dużo starsza, która radzi uczniom
albo mówi, co mają zrobić. Mówimy
podobnym językiem, jesteśmy im bliscy, uczniowie mogą nam więcej powiedzieć, łatwiej nam ufać. Dzięki tak
niewielkiej różnicy wieku możemy
z jednej strony przyjąć rolę eksperta
i autorytetu, a z drugiej strony rozmawiać z nimi jak znajomi. Z racji tego,
że należymy do jednego pokolenia, lepiej ich rozumiemy i możemy przynajmniej próbować się wczuć w ich
sytuację, (niedawno sami byliśmy
w podobnej) aby następnie pomóc im
odnaleźć życiową drogę.
3
www.pdf.edu.pl
PDF gazeta studencka – kwiecień 2013
www.facebook.com/redakcjaPDF
PDF gazeta studencka – kwiecień 2013
Na mieście
Media
Nowoczesność – niewygodny projekt
Chcemy być nowocześni! – ogłosiła Agnieszka
Morawińska, obejmując stanowisko dyrektorki
Muzeum Narodowego w Warszawie. Obecnie, pod
presją czasu i mimo ograniczeń przestrzennych,
kontynuuje proces modernizacji i otwiera nową
Galerię Sztuki XX i XXI wieku. Klasyczne prace,
jasne podziały i chronologiczna narracja mają
przekonać widzów, że sztuka nowoczesna nie musi
być niezrozumiała.
Dla warszawskich muzeów nowoczesność to niewyczerpane źródło cierpień. Muzeum Sztuki Nowoczesnej od
lat nie może opuścić zaplecza salonu
meblowego „Emilia”, Muzeum Warszawskiej Pragi organizuje swoją działalność wokół naprawiania skutków
katastrof budowlanych, dla Muzeum
Narodowego zaś jego własna kolekcja
sztuki XX wieku była dotąd powodem
nie do dumy, lecz milczącej konsternacji. Nieprzypadkowo tytuł pierwszej
wystawy, zorganizowanej w MNW po
wyborze na stanowisko dyrektorki
Agnieszki Morawińskiej, brzmiał Chcemy być nowocześni!, a flagowym projektem zreorganizowanej instytucji
obwołano stworzenie Galerii Sztuki XX
i XXI Wieku. Brak bowiem stałej kolekcji sztuki najnowszej wyróżniał Warszawę niechlubnie spośród innych
dużych miast, jak Kraków, Poznań czy
Wrocław. Tego braku nie mogły wypełnić ani czasowe wystawy kolekcji Centrum Sztuki Współczesnej, ani działania
galerii prywatnych.
Łatwo argumentować, że największą zaletą nowego działu Muzeum jest
sam fakt jego powstania i uzupełnienia dotychczasowych braków. Strategia nadrabiania zaległości przez władze
instytucji, każe z zadowoleniem przyjąć, że Warszawa dołączyła wreszcie
do grona miast mogących poszczycić
się stałą ekspozycją dzieł sztuki nowoczesnej. Zwłaszcza, że towarzyszy jej
reklama
4
asekurancka uwaga, że kształt Galerii
będzie jeszcze modyfikowany. Takie
podejście odsuwa przy okazji na plan
dalszy pytania o koncepcję kuratorską,
sposób ekspozycji prac i samą ich wartość artystyczną. Jeśli jednak poddać
te kwestie namysłowi, dojdzie się do
wniosku, że w obecnym kształcie
Galeria Sztuki XX i XXI Wieku MNW
w sposób niezupełnie udany godzi prezentację niekompletnych zbiorów Muzeum z ograniczeniami przestrzennymi
oraz zachowawczo chronologiczną
i obliczoną na funkcję edukacyjną koncepcją kuratorską.
Narracja galerii rozpisana została
dwutorowo. Pierwszą oś otwiera ciąg
zapętlonych filmów z początków XX
stulecia, autorstwa m.in. George’a
Melièsa. Dalej – na drodze do przyciemnionego aneksu z pracami tworzonymi w czasie okupacji przez m.in.
Mariana Bogusza czy Władysława Strzemińskiego – ukazano znaną opowieść
o przedwojennych ugrupowaniach artystycznych, poszukiwaniach nowoczesnej formy oraz polaryzacji na linii
salon-awangarda. Różnic w podejściu
do nowoczesności nie dało się wyrazić dobitniej, niż zrobił to tutaj kurator
Piotr Rypson, wieszając w każdej z sal
po jednej stronie prace przedstawicieli awangardy, po drugiej zaś malarstwo
mieszczańskie i salonowe. W pierwszej sali mamy zatem formistów z autoportretami Witkacego i grafikami
Paris Hilton z Leningradu
Znana z tego, że jest sławna. Piękna i bogata. Kojarzona ze skandali,
romansów z oligarchami i bycia celebrytką. Ostatnio Ksenia Sobczak
stała się aktywną opozycjonistką.
fot. Karolina Miszczak
Brunona Schulza oraz przeciwstawione ich kubistyczno-ekspresjonistycznym zapędom dekoracyjne malarstwo
kapistów. Międzywojnie reprezentują
w kolejnej sali, po lewej – Henryk Berlewi i członkowie radykalnie lewicowej grupy „Blok” – po prawej zaś
surrealizujący Tadeusz Makowski czy
należący do Szkoły Paryskiej Mojżesz
Kisling.
Podział na salon i awangardę nie daje
się utrzymać na drugiej osi wystawy,
obejmującej okres powojenny. Nie bez
powodu otwiera ją jedyna niechronologicznie zaaranżowana sala, wypełniona rzeźbami, grafikami i płótnami
poświęconymi przeżyciu wojennej traumy, zamyka zaś grupa prac autorstwa
m.in. Wilhelma Sasnala czy Jadwigi Sawickiej, których jedynym wspólnym
mianownikiem jest data powstania późniejsza niż rok 2000. W drugiej połowie XX i u progu XXI wieku brakuje
jednej tendencji artystycznej, spajającej narrację o zmaganiach sztuki z projektem nowoczesności. W jednym
czasie – a teraz w obrębie jednej sali
muzealnej – współistnieją abstrakcja
geometryczna, późny koloryzm i wideozapisy performansów. Różnorodność nurtów punktowana jest za to przy
użyciu klucza politycznego. Współzależność sztuki i władzy uzmysławiają
prace takie, jak nakręcony w przestrzeniach Muzeum komunistyczny film propagandowy czy płótno 13 grudnia 1981
rano Łukasza Korolkiewicza.
Analizując sposób aranżacji prac
i samą ich wartość artystyczną, należy mieć w pamięci ograniczenie tak
przestrzeni Galerii, jak zawartości muzealnych magazynów. Przepołowienie
dodatkową ścianką korytarza zawierającego dorobek ostatnich lat XX w.
jest przykładem desperackiej próby
powiększenia przestrzeni ekspozycyjnej. Prace powstałe w latach 80. i późniejsze stłoczono nieefektownie w
jednym hallu, podczas gdy koloryści
zapełniają kilka ścian z tego prostego
powodu, że Muzeum zgromadziło ich
imponujący zbiór.
Część prac wydobytych z magazynowych czeluści pozytywnie zaskakuje. Są to m. in. mało znane „Kineformy”
Andrzeja Pawłowskiego czy niefortunnie wysoko zawieszony szklany relief
Jerzego Rosołowicza. Część z nich jednak nie tyle broni się szczególnym poziomem artystycznym, co po prostu
dobrze ilustruje chronologiczną narrację wystawy. Stąd duża liczba prac
przecenianego Zygmunta Waliszewskiego.
Nowoczesność Muzeum według Morawińskiej to nie dyskursywny projekt,
jak w przypadku koncepcji jej kontrowersyjnego poprzednika, Piotra Piotrowskiego. Nad dyskusje ideowe
dyrektorka stawia działalność popularyzatorską i edukacyjną. Jest w tym
– jak dotąd – nad wyraz skuteczna,
a tłumy odwiedzających nowo otwartą Galerię potwierdzają słuszność jej
intuicji. Zgodnie z planem, atrakcyjna
wizualnie i opatrzona narracją czytelną nawet dla osób niegustujących
w artystycznej modernie Galeria przyciąga zwiedzających. Kuratorska zachowawczość i ekspozycyjne niedociągnięcia najwyraźniej nie rażą, póki
proces przekształcania Muzeum w
miejsce nowoczesne i przyjazne trwa.
Karolina Miszczak
Ksenia Sobczak podczas prezentacji magazynu
Pionner / fot. Vladimir Astapkovich ITAR-TASS/PAP
Miała zostać pierwszą rosyjską turystką w kosmosie, pozowała dla Playboya,
była w związkach z oligarchami i gwiazdami muzyki. Napisała bestseller
„Wyjść za mąż za milionera”, a sama
zapewniała, że przed ołtarzem stanie
tylko z miliarderem. Posiada serię magazynów o modzie, kolumny w kolorowych czasopismach i jeździ wyłącznie
Porsche.
Ksenia Sobczak ma 30 lat, licencjat
z politologii i magisterkę ze stosunków
międzynarodowych, majątek, który
Forbes wycenił na 3 miliony dolarów
oraz wielkie nadzieje, że dożyje wolnej Rosji.
Córka mera
Ksenia Sobczak jest córką nieżyjącego już pierwszego mera Petersburga
Anatolija Sobczaka oraz Ludmiły Narusowej, lojalnej wobec władz pani senator. Ksenia urodziła się jeszcze
w Leningradzie, w rodzinie związanej
przyjacielsko z Putinem i najwyższymi kręgami władzy. Wychowywała się
już w Petersburgu, w odizolowaniu od
innych dzieci. Widywała je tylko podczas zajęć, na które pod same drzwi
była odprowadzana przez swoich
ochroniarzy. Kolegów ani koleżanek
nie miała. Ksenia chodziła na lekcje gry
na fortepianie, tenis i balet. Na koleżanki nie było nawet czasu. Rodzice
Ksenia Sobczak podczas ogromnego wiecu
w Moskwie, Rosja, 24 grudnia 2012 roku.
Dziesiątki tysięcy demonstrantów zgromadziło
się w miastach w całej Rosji, aby zaprotestować domniemanych oszustw głosowania w
ostatnich wyborach parlamentarnych i wezwać
do usunięcia odpowiedzialnych urzędników
/ fot. Sergei Chirikov, EPA/PAP
też go dla niej wiele nie mieli. Matka –
historyczka, zawsze częściej siedziała
w książkach i na wykładach niż przy
zabawkach z córką. Ojciec natomiast
był bratnią duszą Kseni, ale bycie merem wiązało się z ograniczonym czasem dla rodziny. Niedługo po końcach
rządów zmarł na zawał serca. Ponoć
sam Putin płakał na jego pogrzebie.
Ksenia miała wtedy 19 lat.
Ksenia wychowała się sama, tęskniąc i za rodzicami, i za towarzystwem
rówieśników. A ż przyszedł czas studiów, Moskwa, wolność i pierwsze
okładki kolorowych magazynów.
Kradzież zegarka z brylantami
i biznes się kręci
Rok po śmierci ojca, Ksenia dostała się
na prestiżową uczelnię – Moskiewski
Państwowy Instytut Stosunków Międzynarodowych. Ojciec kupił jej mieszkanie w centrum Moskwy, w jednej
z droższych dzielnic. Ksenia zaczęła
korzystać z wolności, której nie miała
w Petersburgu. Mediów nie interesowała, do czasu, gdy jej mieszkanie nie
zostało okradzione. Zginęła biżuteria
za 600 tysięcy dolarów. Od razu plotkarskie gazety podłapały temat i zaczęły dochodzić, skąd studentka może
mieć tak drogą biżuterię. Próbowano
zrobić z Kseni córeczkę bogatego mera,
który wszystko jej kupuje, a ona trwoni pieniądze na imprezy i rozrywkę. To
był moment przełomowy w życiu Kseni. Stała się celebrytką. Tabloidy zaczęły bić się o jej zdjęcia z imprez,
z zakupów i randek, ona z kolei nie broniła się przed pokazywaniem swojej
prywatności.
Tabloidowa popularność przyniosła
jej pierwszą pracę – została prowadzącą najdłuższego rosyjskiego telewizyjnego show „Dom 2”, czyli rosyjskiej
wersji Big Brothera, które zresztą
okrzyknięto największym ciosem w rosyjską kulturę od czasu najazdu mongolsko–tatarskiego. Ksenia zaczęła zarabiać własne pieniądze, więc nikt już
nie mógł nazwać jej bogatą panną z towarzystwa,
częściej natomiast zaczęły
p ojaw ia ć s i ę
określenia
„blondynka o
ciętym języku”
czy „dziewczyna o zepsutej
reputacji”. Zatrudnienie Kseni było strzałem
w d z i e s i ą t kę .
Wzrosła oglądalność, a atmosfera w „Domu” stała się coraz ciekawsza. W pewnym momencie w 2005
roku moskiewscy politycy złożyli
wniosek do Prokuratury Generalnej o
zdjęcie talk show z anteny, sugerując,
że „bazuje on tylko na zainteresowaniu seksem”, a Sobczak zarzucili „sutenerstwo”. Program się wybronił, a
kariera Kseni nabrała tempa. Wystąpiła jeszcze w rosyjskiej edycji „Cyrku z
gwiazdami”, poprowadziła „Top Model” i dostała własny program „Blondynka w czekoladzie”.
Miłość Kseni – powodzenie
w interesach
Ksenia zawsze obracała się w towarzystwie elit. Ojciec jako mer Petersburga był jednym z ważniejszych polityków
w kraju. Przyjaźnił się z Władymirem
Putinem o którym nieoficjalnie mówiło się, że jest ojcem chrzestnym Kseni. Polityka i biznes zawsze były blisko
domu Sobczaków. Nikogo więc nie dziwiło, że dwudziestolatka na swoje
pierwsze miłości wybiera samą elitę
finansową Moskwy. Krążyły historie,
że kto zasłuży na miłość Kseni, temu
dobrze wiedzie się w interesach. Tak
się zawsze zdarzało, że chłopaka, z którym Ksenia się spotykała zawsze omi-
jały kłopoty finansowe. Czy był to
zwykły przypadek, czy wpływowi przyjaciele ojca, tego nikt nie wie.
Ostatnią miłością Kseni jest Ilija Jaszyn, lider partii wolności narodowej.
I to właśnie będąc z nim Ksenia włączyła się w walkę opozycji. Przełom nastąpił, gdy pewnego dnia do mieszkania
„chrześnicy” Putina wkroczyły służby
specjalne i zaczęły przeszukiwać dom.
Po kilku godzinach agenci wynieśli 1,5
miliona euro w gotówce. Zaczęły się
dochodzenia i śledztwa, skąd u Kseni
Sobczak tyle pieniędzy. Zarzucano jej
unikanie płacenia podatków i ukrywanie dochodów. Ona sama dowiedziała
się od wysoko postawionych osób, że
gdyby znalazła sobie normalnego
chłopca od gazu czy ropy, to by wszystko było dobrze. A Ksenia zakochała się
w opozycjoniście. – Albo więzienie,
albo zesłanie. – pisała na swojej stronie – Postanowili zamknąć mi usta.
Droga prostytutka
Ksenia nie zamierzała tylko rzucać w
stronę władz słów pełnych rozgoryczenia. Postawiła wszystko na jedną kartę
i rozpoczęła aktywne życie opozycjonistki. Zaczęło się od zdemaskowania
jednego z przywódców prokremlowskiej młodzieżówki „Nasi” – Wasilija Jakiemienki. Ksenia będąc w ekskluzywnej restauracji spotkała polityka, który
świetnie bawił się przy suto zastawionym stole. Sobczak nie miała oporów
i nagrała spotkanie. – Patrzcie, kogo ja
tu widzę! Szampan „Bellini”, 1300 rubli
za lampkę, świeże ostrygi, 500 rubli za
sztukę. Ja jestem lwicą salonową, no ale
Pan! – komentowała Ksenia. Film natychmiast zdobył olbrzymią popularność w internecie. Sekretarz prasowy
„Naszych”, Kristina Potupczyk, od razu
wystosowała ostrą odpowiedź na prowokację. Na swoim blogu nazwała Sobczak „tanią prostytutką”. Niedługo
potem sprostowała swoją wypowiedź
na Twitterze: „Kseniu, przepraszam, pomyliłam się. Oczywiście nie jest Pani tanią prostytutką, ale drogą!”.
Wiele do stracenia
Początki Kseni jako opozycjonistki były
trudne. Wciąż dla wielu pozostawała
dziewczyną o wątpliwej reputacji,
sprytnym dzieckiem sowieckich przywilejów czy rozpustnicą z wątpliwymi talentami. Jej pierwsze wystąpienie
na wiecu przeciwko Kremlowi spotkało się z nieprzychylnością tłumu i została wygwizdana. Samo środowisko
opozycji nie było do niej przekonane.
Ksenia była blond celebrytką, która
dotąd zasłynęła jedynie z siusiania
przed kamerą w swoim programie czy
całowania się na scenie z prowadzącą. – Rozumiem ich strach, widzą niebezpieczeństwo i mówią, że Sobczak
zszarga reputację opozycji. Możliwe,
że mają rację. Ale ja nie mogę już zmienić tego, co zrobiłam, tak jak nie mogę
zmienić swojej biografii – komentowała w wywiadzie dla rosyjskiej gazety
„Kommersant” Ksenia.
Przemiana Sobczak nie przekonywała wszystkich. Długo trwało, aż ludzie
zbierający się na placach zaakceptowali nową przywódczynię ruchu. Sama
przyznaje, że pierwsza demonstracja
była dla niej trudna. – Ryzykowałam
status gwiazdy medialnej i komfortowe życie. Ale nie chcę żyć w skorupie,
nawet jeśli to złota skorupa.
Walka na poważnie
Ksenia aktywnie włączyła się w działania opozycyjne. Z pisania głupiutkich
felietoników o dobieraniu torebek pod
kolor włosów zaczęła prowadzić własny program publicystyczny do którego chętnie przychodzą politycy. Przed
wyborami prezydenckimi nagrała kilka spotów, w których znane osoby jako
zakładnicy wychwalają Kreml i namawiają do głosowania na jedynego słusznego kandydata – Putina. Zimą nie waha
się marznąć na placach i przekonywać
ludzi do zmian. Po wyborach parlamentarnych nosiła koszulkę „146 procent
bawełny”, nawiązującą do nietypowych
wyników głosowania.
Ksenia nie odcina się od kolorowej
przeszłości i nie udaje, że skandale
nigdy się nie zdarzyły. Pytana w wywiadzie dla „Newsweeka” o swój poprzedni wizerunek odpowiada: Byłam
również i tą wulgarną głupią dziewczyną z tandetnymi różowymi kokardkami
wplecionymi w blond włosy, ale to
mimo wszystko jest część mojego życia, wesoła i beztroska.
Ksenia wymieniła kokardki we włosach na poważne okulary w czarnych
oprawkach, a skąpe różowe sukienki
na eleganckie koszule. Pracę w państwowych stacjach zamieniła na mniejsze programy w niezależnej telewizji.
Udziela wywiadów dla zagranicznych
mediów, w których daje się poznać jako
inteligentna, oczytana i światowa kobieta.
Jeden z głównych opozycyjnych blogerów, Anton Nosik, mówi, że Putin ma
siłę i władzę na Kremlu. Sobczak ma
coś, czego jemu brak, fanów – pisał Nosik. Sama Ksenia wie, że jest symbolem „pokolenia zero” dorastającego w
nowej Rosji. – Dla młodych Rosjan prezydent Putin nigdy nie będzie najważniejszym celebrytą. To ja jestem ich
idolką.
Alicja Skorupko
5
www.pdf.edu.pl
PDF gazeta studencka – kwiecień 2013
www.facebook.com/redakcjaPDF
PDF gazeta studencka – kwiecień 2013
Kultura
Fotografia
Rany kłute black metalu
Varg Vikernes, twórca
black metalowego
projektu Burzum,
brutalnie zabija kolegę
po fachu - Aarsetha
Euronymousa Oysteina.
Choć do zbrodni
doszło dwadzieścia lat
temu, black metal do
dziś kojarzony jest z
satanizmem i agresją.
Legenda norweskiego black metalu,
Burzum, to w zasadzie one-man-show.
Jedynym stałym członkiem przedsięwzięcia jest Varg Vikernes. Burzum to
jego skarb i narzędzie, dzięki któremu
wcielił w życie własną, metafizyczną
ideę muzyki.
Geneza Burzum nie przypomina początków innych zespołów. Nie chodziło o fascynację metalem, jakimś
zespołem czy gitarzystą. Wszystko zaczęło się gdy Vikernes poznał prozę
Tolkiena i zainteresował się historią
wikingów. Istoty ciemności, pragnące
zawładnąć Śródziemiem, Varg utożsamiał ze swymi walecznymi przodkami,
palącymi w VIII wieku pierwsze skandynawskie kościoły. Varg wspólnie
z przyjaciółmi urządzał leśne bitwy
z wykorzystaniem średniowiecznych
broni. Nie były to poważne rekonstrukcje, raczej młodzieńcza zabawa.
Biegając z bronią po sosnowych lasach, wśród zabytków, spuścizny cza-
reklama
sów pogan, Vikernes czuł coś czego nie
był w stanie wyrazić słowami. Postanowił zawrzeć to w muzyce.
Najpierw koncepcję Varga starał się
realizować zespół Uruk-hai, później Old
Funeral. Vikernes grając z nastolatkami postrzegającymi ciężką muzykę jedynie w kategoriach jej fajności, nie
odczuwał satysfakcji. Chciał bardziej
zagłębić się w muzykę.
Jego wizja to stara sztuka dla sztuki
- nie chciał tak jaki inni „grać w zespole o cool angielskiej nazwie, po to by
być sławnym, mieć kasę i mnóstwo
dziewczyn w swoim łóżku”. Nie interesowały go także występy na żywo. Wolał by ludzie słuchali jego mrocznej
muzyki po zachodzie słońca, najlepiej
w swych łóżkach i, jakkolwiek groteskowo to brzmi, by przy niej zasypiali. Burzum miało być zaklęciem, portalem do
innego świata - magii, ciemności i snu.
Termin burzum nie pochodzi, jak mogłoby się wydawać, z norweskiego. Varg
Vikernes zaczerpnął go z „Władcy Pierścieni”, gdzie pojawia się w „Wierszu
o Pierścieniu”. W wymyślonej przez autora czarnej mowie oznacza ciemność.
Vikernes stwierdził, że swoje muzyczne założenia lepiej będzie mu
wprowadzić w życie, gdy pozostanie
anonimowy. Przyjął pseudonim Count
Grishnackh, który również zaczerpnął
z Władcy Pierścieni. Było to imię kapitana orków.
O dwóch takich,
co się nie lubili
Znajomość Varga i Euronymousa rozwinęła się gdy zespół Mayhem poszukiwał nowego gitarzysty. W grupie,
której początku należy doszukiwać się
w roku 1983, często dochodziło do personalnych zawirowań. Najpierw muzycy pozbyli się poprzednika Varga
- Occultusa (Stian Johannsen). Nie bardzo wiedząc jak się za to zabrać, 6
czerwca 1991 roku w nocy zdewastowali jego dom i podpalili krzyż w ogrodzie. Owocem współpracy Varga
z zespołem są partie basu na pierwszym studyjnym albumie grupy - De
Mysteriis Dom Sathanas.
Varg i Euronymous kontaktowali się
zarówno jako członkowie tej samej grupy oraz jako klient i wydawca. Aarseth
miał bowiem własną, niezależną wytwórnię płytową Deathlike Silence Productions. Wydawała ona albumy tylko
tych grup, które wydawca uznał za true
metal. W czasie swojego funkcjonowania (90-94) DSP wydała 9 płyt.
Między muzykami nie układało się
za dobrze. Mieli różne temperamenty
i poglady polityczne. Podczas gdy Euronymousa pociągał komunizm, był
zafascynowany Mao Zedongiem i Stalinem, Varg Vikernes był nazistą, opowiadającym się za eugeniką i antysemityzmem. Vargowi nie zależało na
poklasku, ale na robieniu dobrej muzyki, a Aarseth brylował w black-metalowym środowisku i był jego nieoficjalnym królem z którym każdy się
liczył. Aarseth otwarcie mówił, ze czci
Szatana i chce szerzyć na świecie zło
i smutek. Varga zaś denerwowały
oskarżenia metalowców o satanizm bo
sam był poganinem - irytowało go,
gdy ktoś nie dostrzegał różnicy.
Różnice w zachowaniu nie były jedynymi powodami napięć w relacji Vikernes - Aarseth. Wspólną niechęć
podsycił konflikt w 1991 roku, gdy Eu-
ronymous, dla wsparcia działań DSP,
otworzył w centrum Oslo sklep z metalowymi płytami nazwany Helvete (po
norwesku „piekło”) - dziś mieści się tam
wietnamska kawiarenka. Varg chcąc pomóc znajomemu w interesach, postanowi, jako lider Burzum, udzielić wywiadu
do gazety. Kontrowersyjne wypowiedzi Varga miały nagłośnić black-metalową sprawę jak najsilniej. Dziennikarz
poszedł jednak na policję a ta zaaresztowała Varga pod zarzutem podpalenia
kilku zabytkowych kościołów w Bergen
- miał się do tego przyznać w wywiadzie. Media nagłośniły sprawę, do Helvete przychodziło więcej klientów, ale
z niezrozumiałych powodów, Euronymous zamknął sklep. Poświęcający się
na próżno Varg był oburzony. Twierdził,
że „to rodzice kazali zamknąć swemu
maminsynkowi sklep”.
W 1992, po kilku latach szacunku,
metalowcy przestali sądzić, że Euronymous jest kimś wyjątkowym. DSP miało problemy finansowe i brakowało
pieniędzy na wydanie płyty Burzum.
Aarseth musiał zadłużyć się u Varga by
móc wydać jego album. W Euronymousie rosła frustracja. Winą za swoje niepowodzenia obarczał Varga.
Ostatni rok konfliktu, 1993, przyniósł
Vargowi zaskakujacą wiadomość - Euronymous postanawia go zabić. Dowiedział się o tym od Snorre’a - muzyka
Burzum, przyjaciela obu panów. Euronymous miał dokładny plan - zwabić
Varga, pozbawić przytomności, wywieźć do lasu i torturować do śmierci.
Pretekstem do spotkania Aarseth chciał
uczynić podpisanie kontraktu na nową
płytę Burzum. Kilkakrotnie usilnie namawiał Varga na spotkanie, ale ten od-
Fotograf straconych szans?
Ze zdjęciami Feliksa Łukowskiego zetknęłam się
prawie cztery lata temu, pisząc pracę magisterską.
Wtedy prawie nikt o nich nie słyszał. Dzisiaj jest
tak samo.
Varg Vikernes, one-man-show Burzum
fot. z oficjalnej strony zespołu Burzum
mawiał. Dopiero letniej nocy z 10 na
11 sierpnia, koło godziny 21 Varg razem ze Snorre’m wyruszyli z Bergen do
Oslo by wręczyć Euronymousowi podpisany kontrakt. Dojechali koło trzeciej. Snorre zostając na dole odpalił
papierosa, a Varg wbiegł klatką schodową na piąte piętro.
Szamotanina z korytarza przeniosła
się do wnętrza mieszkania. Euronymous próbował uciekać do sypialni, gdzie
najprawdopodobniej trzymał broń palną. Varg dopadł go i trzy razy ugodził
nożem w lewe ramię. Spanikowany Euronymous wybiegł z mieszkania w bieliźnie, krwawiąc i krzycząc.
Uciekał klatką w dół, wzywał pomocy, tłukł pięściami w ściany i drzwi sąsiadów. Miał świadomość, że Varg
podąża za nim. „Dosyć!” krzyknął, jednocześnie na nowo rzucając się na Varga. Próbował go kopnąć, ale osiem
centymetrów stali z upiorną siłą raniło
jego czaszkę. Po chwili wyzionął ducha.
Syntezator za kratami
Sąd nie uwierzył Vargowi Vikernesowi
w jego opowieść o zabójczym planie
Euronymousa i w sytuację obrony koniecznej. W maju 1994 roku skazano
go na 21 lat więzienia za zabójstwo
i podpalenia zabytkowych kościołów.
Media rozpisywały się o sataniście mordercy a black metal w Norwegii okrył
się złą sławą.
Varg chciał, by Burzum dalej funkcjonowało, ale wiązało się to ze zmianą stylu na dark ambient. Powód tej
stylistycznej zmiany był prozaiczny nie pozwolono Vargowi na posiadanie
w więzieniu gitary ani perkusji. Zgodzono się za to na syntezator. W więzieniu Varg nagrał dwa albumy.
Odsiedział piętnaście lat (do 2009
roku). Jeden raz uciekł, ale w krótkim
czasie go odnaleziono. Po opuszczeniu
więzienia zamieszkał wraz z żoną i dziećmi na farmie w okolicach Telemark.
Kamil Wąsik
6
blowanie drewna na ramy okienne,
podkuwanie konia.
Jego zdjęcia mają również znaczenie w szerszym kontekście – historii naszego kraju. Widzimy na nich Niemców
z Reichu i Besarabii, Kozaków z Armii
Czerwonej podkreślających swoją siłę
eksponując broń, partyzantów, sceny
ekshumacji grobów. Łukowski musiał
się ukrywać z ich powodu tych zdjęć.
Fotografię traktował też jako hobby,
rozrywkę, pretekst do zabawy i przyłączania się do spotkań znajomych. Często wkraczał nagle do upozowanej
grupy ludzi oczekujących z powagą na
naciśnięcie spustu migawki. Wyraźnie
zaznaczał swoją obecność komicznym
wyrazem twarzy, gwałtowaną gestykulacją. Podobną teatralizację gestów,
zabawę wizerunkiem (zdjęcie w habicie, założenie ludowej chusty) obserwujemy w autoportretach.
...chłopska
Przyjaciel z dzieciństwa
Obu łączyła przyjaźń i fotografia. Jerzy
Lewczyński mieszkał w Tomaszowie Lubelskim i często odwiedzał swojego
przyjaciela w pobliskich Siemnicach
(województwo lubelskie). Feliks Łukowski urodził się w 1919 roku. Do wybuchu wojny w 1939 roku ukończył
cztery klasy gimnazjum przyklasztornego oo. bernardynów w Radecznicy.
W 1946 roku zakończył roczny kurs pedagogiczny i został nauczycielem dzieci greckich emigrantów na Dolnym i
Opolskim Śląsku. W latach 50. XX wieku powrócił na Lubelszczyznę jako nauczyciel w szkole w Krynicach. Związał
się z tym miejscem na stałe, został dyrektorem placówki. Jako pedagog skoncentrował się na działaniach społecznych (zainicjował powstanie nowego
budynku szkoły) poświęcając znacznie
mniej czasu fotografii. To dość przykre
zważywszy, że do 1950 roku praktycznie nie rozstawał się z aparatem. Zmarł
w 1985 roku w Tomaszowie Lubelskim.
Zdjęcia przechowywane w muzeum
w Zamościu pochodzą z okresu 19401950. W albumie (Świat chałup, stodół
i opłotków. Wieś w obiektywie Feliksa
Łukowskiego z Siemnic, pow. Tomaszów
Lubelski. Fotografie z lat 40. i 50. XX
wieku, Zamość, 2005) wydanym przez
instytucję, czytamy, że muzeum przechowuje 1500 szklanych negatywów
Łukowskiego przekazanych przez Jerzego Lewczyńskiego. W 1986 roku
Lewczyński otrzymał, od żony fotografa, Marii Łukowskiej, sto szklanych negatywów 6 x 9 cm oraz trzydzieści fil-
mów 6 x 9 cm i małoobrazkowych.
Trafiły do niego w ciężkim stanie, spowodowanym brakiem bieżącej wody
podczas wywoływania. Zasiarczone,
zlepione i niekiedy zupełnie zniszczone, zostały przez Lewczyńskiego zabezpieczone. Dzięki jego pracy i zaangażowaniu, niewielką część odbitek
mogłam zaprezentować na wystawie w
2009 roku („Ocalone wspomnienia. Fotografie Feliksa Łukowskiego”, Akademickie Centrum Kultury „Chatka Żaka”,
Lublin, 14.12.09-10.01.2010).
Jak dotąd prace Łukowskiego były
pokazywane na wystawach głównie w
kontekście fotografii dokumentalnej.
W 2010 roku w Instytucie Pamięci Narodowej w Lublinie otwarto wystawę
jego zdjęć („Wojenne ślady dwóch fotografów. Dwie perspektywy Kurta
Goldmanna i Feliksa Łukowskiego”, Instytut Pamięci Narodowej, Lublin, 7 lutego-31 marca 2010 roku) oraz niemieckiego żołnierza Kurta Goldmanna.
Prezentacja miała przede wszystkim
cel edukacyjny. Zestawiono dwa kontrastowe obrazy Lubelszczyzny z 1939
roku. Zdjęcia Kurta zostały przewrotnie określone przez pracowników IPN
jako „zdjęcia turysty”. Żołnierz fotografował uśmiechnięte dzieci w Zamościu,
budynki, kolegów z Wehrmachtu i unikał scen związanych z wojną. Natomiast
Łukowski wykonywał zdjęcia partyzantów, pogrzebów, ekshumacji. W prezentacji fotografii posłużono się wielkoformatowymi wydrukami z plotera, rezygnując zupełnie z odbitek wykonanych
przez Jerzego Lewczyńskiego. Ograniczenie archiwum Łukowskiego do zdjęć
ze scenami wojennymi było niewłaściwe, nie podano nawet informacji o tematach pozostałych istniejących prac.
Takie działanie służy utrwaleniu postrzegania go jako fotografa dokumentującego wydarzenia związane z wojną. To spłyca różnorodność zbioru.
Za właściwe i ciągle jeszcze nieobecne w artykułach i tekstach wystaw, uważam określenie go jako fotografa
chłopskiego. Termin „fotografia chłopska” pojawił się podczas opracowywania zdjęć wykonanych na terenach
wiejskich, które zostały nadesłane w
1985 roku na konkurs „Fotografia polskiej wsi do 1948 roku”. Zdjęcia Łukowskiego doskonale odpowiadają
charakterystyce tego rodzaju fotografii, przedstawionej w książce Joanny
Bartuszek (Joanna Bartuszek, Między reprezentacją a „martwym papierem”. Znaczenie chłopskiej fotografii rodzinnej,
Warszawa, 2005).
Są to zdjęcia wykonane przez członka społeczności lub osobę spoza warstwy chłopskiej: nauczyciela, księdza,
działacza społecznego. Utrwalone są
na nich wydarzenia istotne dla społeczności: wesela, pogrzeby, procesje, wojna. W portretach rodzinnych jest
określony sposób upozowania członków (rodzice siedzą, ojciec opiera ręce
na udach, za nim stoją synowie, po stronie matki stoją córki). Te wszystkie cechy znajduję w fotografiach Feliksa
Łukowskiego.
Co ciekawe, Jerzy Lewczyński namawiał przyjaciela, aby wysłał swoje zdjęcia na konkurs w 1985 roku. Łukowski
nie chciał się na to zgodzić. Gdyby postąpił inaczej zapewne jego prace byłyby dziś równie znane, co prace
Józefa Szymańczuka z Polesia. Gdy myślę o tym wszystkim pojawia się we
mnie lekka obawa, czy Feliks Łukowski
nie jest fotografem straconych szans.
Zdjęcia Feliksa Łukowskiego zostały zamieszczone dzięki uprzejmości Muzeum
Zamojskiego.
Beata Mielcarz
Fotografia pamiątkowa,
dokumentalna
Feliks Łukowski fotografował głównie
ludzi w swoich rodzinnych Siemnicach.
W albumie wydanym przez muzeum,
Lewczyński pisze, że sam z powodu
młodzieńczej nieśmiałości wykonywał
głównie zdjęcia krajobrazowe. Feliks
był osobą otwartą, nie czuł skrępowania podczas fotografowania mieszkańców. Pełnił funkcję miejscowego
fotografa, wykonywał fotografie rodzinne, utrwalał przy pomocy aparatu:
śluby, pogrzeby, pierwsze komunie
święte, procesje kościelne.
Zachowała się duża grupa portretów
wykonanych na tle białego płótna. Są
to głównie zdjęcia do dowodów osobistych, przy czym warto zaznaczyć, że
liczne są w tej grupie zdjęcia dzieci.
Miał świadomość dokumentalnej
roli zdjęcia, o czym świadczą na przykład fotografie codziennych prac: przędzenie wełny na kołowrotku, szycie na
maszynie, młócenie zboża cepami, he-
7
www.pdf.edu.pl
PDF gazeta studencka – kwiecień 2013
Kultura
Podsłuchane w moskiewskiej restauracji
A gdyby nasze prywatne rozmowy w knajpie zostały podsłuchane przez
dziennikarkę i przekazane reżyserowi, który materiał zamieniłby na film?
Tak właśnie powstał ukazujący rosyjską wyższą sferę „Zanim noc nas nie
rozdzieli” Borisa Khlebnikova.
Film przedstawia wydarzenia z jednej
zmiany w modnej moskiewskiej restauracji. Przy stołach zajadają i ostro
piją biznesmeni, artyści i bogacze innej proweniencji. Niekochające się
małżeństwo potajemnie spiskuje przeciwko sobie na oczach dwójki dzieci.
Kilku rosyjskich (i zagranicznych)
przedsiębiorców w oryginalny, lokalny sposób próbuje dojść do biznesowego porozumienia. Znudzony
producent, coraz bardziej poirytowany muzyczną ofertą lokalu, po kolei
wysłuchuje potencjalnych pomysłów
różnych ludzi sztuki.
Ze względu na to, że żadna z postaci
gości restauracyjnych nie dostała wiele miejsca w scenariuszu, głównymi bohaterami są dwaj kelnerzy. A ci, skrajnie
odmienni (młody – w średnim wieku,
kochanek – mąż, wesołek – pesymista),
w przerwach między obsługiwaniem
gości rozwiązują przez telefon swoje
problemy sercowe. Co więcej, film jest
właśnie wtedy najciekawszy, gdy na
krótkie momenty opuszcza główną salę
i ukazuje to, co dzieje się w garderobie
i kuchni. Tam zaś znajduje nieznoszących się kelnerów, którzy nie zamieniają ze sobą ani słowa, a także kucharzy-imigrantów z Dalekiego Wschodu, nad
którymi stara się zapanować arabski
szef kuchni Malik. Jemu spada na głowę dodatkowy problem – jego współpracownik i jedyny pobratymiec został
zatrzymany przez policję, która planuje teraz go deportować. Ewolucję metod, jakie Malik stosuje, by telefonicznie
przekonać funkcjonariusza do wypuszczenia rodaka, ogląda się z niewątpliwą przyjemnością.
Ciężko jednoznacznie ocenić „Zanim noc nas nie rozdzieli”, który był
zapowiadany, i prawdopodobnie zamierzony jako komedia. W rzeczywistości widz dostaje film obyczajowy
zakropiony nutką czarnego humoru.
Fragmentaryczność (a w zasadzie brak)
fabuły nie ułatwia śledzenia niepowiązanych ze sobą rozmów między gośćmi. Do żadnego z nich nie jesteśmy
też w stanie się przywiązać, gdyż najzwyczajniej nie ma na to czasu (cała
projekcja trwa 71 minut).
Boris Khlebnikov jest jednak dobrym
reżyserem (po mistrzowsku wręcz operuje kontrastem w wielu następujących po sobie scenach), co powoduje,
że film ostatecznie się broni. Zręcznie
budowane napięcie przy wszystkich
stolikach, a także na zapleczu restauracji, płynnie przechodzi w pełną absurdu , nieau tent yc zną (co ju ż
udokumentowano) scenę finałową, w
której wszystkie postacie okazują się
nie bardziej dystyngowane niż pogardzany przez nich plebs. Zatem, „Zanim
noc nas nie rozdzieli” przekonująco,
ale bez gracji obnaża rosyjskich nowobogackich i ich obyczaje, a kto jest
zainteresowany tym tematem, powinien film zobaczyć. Fakt autentyczności większości rozmów i zdarzeń tylko
przydaje obrazowi smaczku.
Dodatkowo, na zachętę – przed pokazami tego niezwykle krótkiego filmu wyświetlany będzie 10-minutowy
polski erotyk „Wspomnienie poprzedniego lata” Ivo Krankowskiego i Kuby
Gryżewskiego, zdobywca nagrody Jury
konkursu „Sex w szortach”. Stanowi to
świetną wiadomość, gdyż ów krótki
metraż aż promienieje bezpretensjonalnym humorem i czułą miłością. Naprawdę warto. Projekcje obu filmów
od 19 kwietnia.
Marcin Łuszniewicz
Zanim noc nas nie rozdzieli
/ Poka noch ne razluchit,
(2012), 71 min.
reżyseria: Boris Khlebnikov
premiera: 19 kwietnia 2013 roku
Przegląd kina francuskiego
Już po raz czwarty Instytut
Francuski w Polsce i Gutek
Film zapraszają na Przegląd
Nowego Kina Francuskiego,
który będzie można zobaczyć
w dniach 8-15 maja w
warszawskim kinie Muranów,
a od 10 maja w całej Polsce.
Gazeta STUDENCKA
REDAKCJA
redaktor naczelny:
Paweł H. Olek
z-ca redaktora naczelnego:
Mirek Kaźmierczak
8
W programie przeglądu najnowsze i najciekawsze filmy zabiorą widza w podróż po współczesnej Francji. Filmowe obrazy staną się tłem do
opowieści o życiu, dorastaniu, tolerancji, kobiecości, kryzysie finansowym, przyjaźni i miłości. Historia tego kraju zostanie przybliżona
za pośrednictwem codziennych spraw (nie)zwykłych ludzi.
Zostaną zaprezentowane filmy takich reżyserów jak: Claude Miller (Thérèse Desqueyroux, film prezentowany na ceremonii zamknięcia
podczas Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Cannes 2012), Claire Denis (35 rumów,
- w rolach głównych Grégoire Colin, znany między innymi z filmu Agnieszki Holland Olivier Olivier), Amos Gitaï (Róże na kredyt), Costa-Gavras
(Żądza bankiera, Costa-Gavras zdobywca Złotej
zespół redakcyjny:
Szymon Cydzik, Sylwester Dąbrowski, Adam Figurski,
Maciek Główka, Piotr Hummel, Krzysztof Lepczyński, Marcin
Łuniewski, Marcin Łuszniewicz, Lucyna Margańska, Beata
Mielcarz, Karol Leon Pantelewicz, Agnieszka Prochowicz,
Mariusz Rutkowski, Alicja Skorupko, Magdalena Sołodyna,
Kinga Szewczyk, Kamil Wąsik, Wioletta Witkowska
grafika i skład DTP:
Karol Grzywaczewski / www.grafikadtp.com
korekta: Maciej Główka, Paweł H. Olek
druk:
Polskapresse Sp .z o.o., nakład 5 tys.
oddano do druku 14 kwietnia 2013 roku
Palmy za film Zaginiony oraz Oscara), jak i młodych, nie odkrytych talentów francuskiego kina.
Na ekranach będzie można zobaczyć cenionych aktorów: Audrey Tautou, Jean-Pierre Bacri,
Isabelle Carré, Pierre Arditi, czy Gad Elmaleh,
oraz twarze debiutantów.
Po raz pierwszy w Przeglądzie zostaną pokazane dwa filmy animowane – przepiękny Obraz
Jeana-Françoisa Laguione dla dorosłych oraz Kot
w Paryżu dla dzieci (choć nie tylko), wyprodukowany przez słynne francuskie studio animacji
Folimage. Kot w Paryżu był nominowany do OSCARA 2012 oraz do Europejskiej Nagrody Filmowej.
Gościem Przeglądu będzie Hervé Lasgouttes,
reżyser filmu otwarcia Kraul (film otwarcia Przeglądu) zdobywcy nagrody Europa Cinema na zeszłorocznym festiwalu filmowym w Wenecji.
WYDAWCA:
współpraca z serwisem foto:
Instytut Dziennikarstwa
Uniwersytetu Warszawskiego
koordynator wydawcy: Grażyna Oblas
adres redakcji:
PDF – redakcja studencka
Instytutu Dziennikarstwa UW
ul. Nowy Świat 69, pok. 51,
IV piętro, 00–046 Warszawa,
tel. 022 5520293, [email protected]
Zdjęcie na okładce: Maciek Głowka
Więcej tekstów na: www.pdf.edu.pl
Wydanie ukazało się
dzięki wsparciu Fundacji
na rzecz Rozwoju Szkolnictwa Dziennikarskiego.
ul. Nowy Świat 69 p. 307,
00-046 Warszawa
www.facebook.com/redakcjaPDF
stała współpraca:

Podobne dokumenty