c1. suma summarum - 5-narodzin-i

Transkrypt

c1. suma summarum - 5-narodzin-i
C1. SUMA SUMMARUM
C1. SUMA SUMMARUM
1. Refleksje 2. Rodzina i Chata. 3 Upodobania, Rozrywka i Podróże
4. Pomysły , domysły i ‘widzimisie’. 5. Epilog
1. Refleksje.
Więc skąd 'JA'?
Przeglądając karty moich bytów, narzucają się refleksje, a może nawet, tak jak zalecał Platon, potrzeba analizy,
kto to 'JA'? Kim jestem i co zrobiłem? Co wyszło na dobre, co nawaliło, i dlaczego, i jak moznaby osiągnąć lepsze
wyniki?
Jak się wykazałem... Czy zdałem egzamin w tych pięciu zadań?
Moje marzenia, nadzieje, upodobania, myśli, plany, poglądy i przesądy...
Każdy z tych 5-ciu moich Bytów był wyzwaniem. W każdym próbowałem dostosować się do wymogów sytuacji
i środowiska.
Wywodzę się ze Wsi, z korzeni 'małorolnych' (gospodarzy), skąd wyniosłem wartości i mechanizmy, które mi
dobrze służyły poprzez całe życie. Przeżyłem Wojnę i Lagry, dzięki nim.
Pobyt w Anglii przygotował mnie należycie do sztuki życia i do mojej kariery.
W Kanadzie zapoczątkowałem Rodzinę i osiągałem szczyty swoich możliwości i sukcesów w mojej karierze.
Ostatnie 20 lat poświęciłem Mojej Małej Ojczyźnie, Ziemi Wrzesińskiej. Wyniosłem stąd dużo uniesień i
doświadczyłem dużo satysfakcji.
Zycie mnie pasjonowało. Pasjonuje mnie Rodzina, Chata, którą projektowałem i wciąż 'ustawicznie' buduję, Moja
Mała Ojczyzna . Pasjonowała mnie moja kariera, moje umiłowania, muzyka, pilotaż, golf, podróże...
Oczywiście doświadczyłem i wiele desperackich sytuacji. Wojny, Lagrów, rozwodu... Ale to daleka przeszłość...
Dopatrując się śladów, które towarzyszyły mi poprzez wszystkie etapy mego życia, te, które wywodzą się z
wczesnych lat obcowania rodzinnego, są chyba najbardziej wyraźne. Uważam, że cechy te są nabyte, ekogenami, a nie
genetyczne...
Jako najstarszy z spośród trzech braci, przywykłem do przewodzenia, i tak to pozostało. Od matki
odziedziczyłem poczucie dyscypliny, obowiązku, odpowiedzialności. Ciekawość i wnikliwość były zaletami, które jej
również zawdzięczam. Jej wstrzęmięźliwość w trybie życia dostrzegam u siebie w wielu odcieniach. Mógłbym chyba
powiedzieć, że motto Miesa van der Roe: 'Mniej jest więcej', jest i moim mottem
Nie jestem pewien czy jej zasada, ' kochać, ale tego nie pokazywać’, była moją zaletą?
Ojciec był małorolnym, gospodarzem, a więc, w moim pojęciu, przedsiębiorcą. A później sklepikarzem. Lubił
niezależność i lubił się bawić. Cechowała go odwaga i przekorność. W sumie tytoń i tortury w Gestapowskiej Cytadeli,
były powodem jego przedwczesnej śmierci. W takiej czy też innej formie widzę ojca osobliwości u siebie. W moich
karierach, a później w charytatywnej działalności, ustawicznie doszukiwałem się potrzeb i miałem zdolność dostrzegać
ich, w dziedzinie społecznej tak jak i rynkowej. Próbowałem je zaspa koić i służyć, z korzyścią dla innych, dla klienta,
dla bliskich i dla siebie.
Największą moją zabawą to była moja praca. Kochałem to, co robiłem i byłem bardzo dumny z moich osiągnięć.
Lubię także rozrywkę, muzykę i sztukę, komputer, podróże, sporty i gry. Jestem wdzięczny opatrzności, że nie stałem się
ofiarą nałogów, palenia, alkoholu czy też narkotyków.
C1. SUMA SUMMARUM 383
_________________________________
Bez wpływu mojej babci, czułbym się chyba upośledzonym, nagim, niekompletnym.
Od niej wyniosłem bogactwa duchowości. Jej prosta recepta, 'Rób tak, abyś podobał się Bogu i Ludziom',
okazała się dobrą radą dla dziecka, jak i dobrym życiowym drogowskazem. Na tych wartościach zbudowane są
fundamenty naszej cywilizacji, poszanowania dla Prawa i poszanowania dla wartości moralnych i uczuć
naszych bliskich. Dar empatii i emocjonalnej inteligencji wywodzi się chyba z tego samego źródła.
Zastanawiam się często skąd i jak powstało u mnie poczucie patriotyzmu. U moich rodziców, a nawet
w szkołach, te sentymenty były raczej niewyraźne. żyłem w kraju zaledwie siedemnaście lat, ale te uczucia
pozostały głęboko zakodowane w moim sercu. Podczas wojny byłem gotów poświęcić swoje życie 'Za Waszą i
Naszą Wolność'. Po wojnie, w miarę moich możliwości, pomagałem nie tylko rodzinie, ale i innym.
Później, kiedy wracałem do kraju, to każda wizyta była dla mnie niesamowitym przeżyciem. Każdy zabytek ,
każdy kościół, każdy krajobraz, góry i morze, jeziora, i rozległe polany to jakby własne, moje. Ale przede
wszystkim bliscy, Rodzina. To wszystko składało się na głębokie emocjonalne niepowtarzalne przygody.
Próbowałem w kraju zrobić coś konkretnego, zbudować coś, i to nawet przed politycznymi zmianami.
Bo braki i potrzeby, a stąd i możliwości, były duże i wyraźne. Nie wyszło tak jak się spodziewałem, ale w
konsekwencji, stąd powstała myśl Fundacji Dzieci Wrzesińskich, co było dla mnie źródłem niezwykłych
doświadczeń, dużo radości i wyjątkowej satysfakcji.
Po dzieciństwie przyszła wojna. Byłem więźniem, żołnierzem, pilotem, studentem, małżonkiem, ojcem,
inżynierem-architektem, przedsiębiorcą, fundatorem, benefaktorem.
Wydarzenia, środowiska i okoliczności narzucały mi te role.
Stopniowo jednak, jak 'dojrzewałem', nauczyłem się choegrafować i budować swoje własne 'sceny' i własne
'role'.
Kreowałem własne środowiska i kreowałem swoje własne 'Ja'.
Osiągałem szczyty, chociaż ich nie doceniałem, najczęściej nie byłem ich świadomy. Doznawałem też klęsk i
bólu. Jestem ich bardziej świadomy i towarzyszą mi one niemal bezustannie. Troszczę się bezustannie
o rodzinę, o moją Małą Ojczyznę, Fundację, o przyszłość, o tych, którzy cierpią, głodne dzieci w Afryce.
Smutne jest, że zabrakło mi czasu, aby pomóc i dokończyć wiele zadań, które zapoczątkowałem i tych, które
jeszcze mam w planach.
2. Rodzina, Chata i styl życia.
(Kultura Bytu, Upodobania.)
Rodzina.
Aż do małżeństwa z Patrycją,
widziałem siebie, mimo lat tułaczki,
jako część rodziny w kraju. Byłem w
ciągłym kontakcie i pomagałem im, w
miarę moich możliwości.
Później miałem dwie rodziny,
polską i kanadyjską, i tak to pozostało
do dzisiaj.
2001. Rodziny z Polski i z Kanady, razem w Chacie.
C1. SUMA SUMMARUM 384
_________________________________
Patrycja.
W 1956 roku, kiedy zawarliśmy z Patrycją nasz związek małżeński, byłem absolutnie przeświadczony,
że Patrycja była moim przeznaczeniem i to na zawsze. W następnych sześciu latach przybyło czworo dzieci, co
uzupełniło wiarę, że rodzina to święta rzecz, świat miłości, rodzinnego ciepła i szczęśliwości. Kochaliśmy się,
uwielbiałem dzieci, a one odwzajemniali się podwójnie. Były okresy, kiedy miałem obawy, że są tak
przywiązane do mnie i tak bardzo zależne ode mnie, że gdyby się coś stało, to nie dałyby sobie rady bez mnie.
Gdy były jeszcze małe, obserwując ich wczesne kroki, zapisałem, żartobliwie, co przewiduję w ich
przyszłości. Widziałem Stefana, jako Inżyniera, Marka, jako artystę, muzyka, Lyndę, jako lekarza. Nie mogłem
wyczuć niczego u Granta. A jak się myliłem...
Równolegle, jednak, i to od pierwszego dnia po powrocie z ’podróży poślubnej, zaczynałem swoją
karierę, jako niezależny przedsiębiorca, co również było moim marzeniem i przeznaczeniem. Byłem
przekonany, że oba te życiowe wyzwania były współzależne, i konieczne. Aby osiągać sukcesy w karierze
potrzebowałem natchnienia Rodziny, i aby zapewnić Rodzinie przyszłość potrzebowałem zasobów, które
udostępniała kariera.
Wkrótce potem zacząłem budować Chatę, moje rodzinne gniazdo.
Moja kariera osiągała nowe szczyty i narzucała nowe wyzwania. Rodzina dorastała. Po pierwszych
miesiącach ciąży, Pat przestała pracować, aby opiekować się dziećmi i domem. Później z początkiem lat
siedemdziesiątych, wszystkie dzieci były w szkołach. Stefan uczył się w katolickim liceum La Salle College,
Marek był w prywatnej szkole w Port Hope, Trinity College School, Lyndę dowoziłem do Branksome Hall w
Rosedale w Toronto, prywatnej szkoły dla dziewcząt, a Grant był wciąż w pobliskiej szkole podstawowej.
Patrycja w ciągu dnia zaczęła się czuć osamotnioną. Z usposobienia Pat była raczej niezależną i
napewno marzyła o powrocie do kariery. Ja nie zabardzo to popierałem, bo ktoś musi wciąż doglądać dzieci i
Chaty. Wydawało się jednak, że robiła to starannie, chociaż bez poświęcenia, wnikliwości i bez dyscypliny.
Rano zawoziłem Lyndę do szkoły. Wchodziła głównym wejściem i po kilku minutach wychodziła tylnym i
wracała do swego konia, którego utrzymywała, niedaleko naszego domu, w pobliskiej stajni. Ani Patrycja ani
ja tego nie zauważyliśmy. Lata później, dowiedzieliśmy się, że ta okolica, to nie Grzybowo, to nie tak
sielankowa wieś, jak sobie wyobrażaliśmy. W pobliżu, w sąsiedztwie, były gniazda 'nierobów' i 'yahoo', ludzi
bez ogłady, wykształcenia i ambicji...
Z czasem praca w domu i opieka nad dziećmi zaczęła Pat nudzić i męczyć.
Moja praca wymagała coraz więcej czasu. Dużo podróży. W tym czasie mieliśmy projekty na Bahamach, i
często bywałem tam dwa razy w tygodniu. Zaczynałem również London Towers, dwa wieżowce w pobliskim
London.
Pat, mimo, że nigdy wyraźnie nie wypowiadała się, myślała o pracy poza domem. Nie mogłem tego
zrozumieć, bo Grant dopiero zaczął szkołę. Nie doceniłem jednak jej uporu i determinacji.
W 1973 roku, pod niewielkim pretekstem, zdecydowała się mnie opóścić. Było to dla mnie
niespodziewanym i niesamowitym szokiem. Nie mogłem tego zrozumieć. Bo przecież kochaliśmy się. Mimo
perswazji i moich desperackich wysiłków uparła się przy swoim. Czy nie możnaby odczekać następne trzy
lata. Dzieci byłyby już wówczas w Internatach, pod opieką profesjonalistów?
Moja desperacja była tym większa, bo zabrała ze sobą Lyndę i Granta. Został przy mnie Marek. Stefan
już wówczas rzadko bywał w domu.
Po zaledwie kilku dniach dzieci wróciły. Nie na długo jednak. Gdy wymagałem dyscypliny, odchodziły,
lub groziły, że odejdą. Nauczyły się nas szantażować, nawzajem. Nie mieliśmy na tyle zrozumienia, lub
podłoża do ugody w interesie przyszłości naszych dzieci. Próbowałem to naprawić. Później wysłałem, i
Granta do Trinity College School w Port Hope. Stefan opuścił de La Salle po niecałym roku. Nigdy już do
szkoły nie powrócił. Lynda też nie chciała się uczyć, chociaż później, kilkanaście lat później, pod wpływem
Leny, wróciła na studia, i razem studiowali na uniwersytecie Torontońskim...
.
Hiatus - 8 lat zmagań .
Zmagałem się z tą sytuacją przez następne 8 lat. Były to ciężkie lata. Doznałem kilka innych ciosów.
C1. SUMA SUMMARUM 385
_________________________________
Opuścił mnie Harry Balodis. Straciłem mego najlepszego klienta Canadian Tire. Opuściła mnie również Lena.
Borykałem się z dwoma największymi projektami mojej kariery, London Towers i Regent Court. W tym to
czasie wykonaliśmy kilkadziesiąt innych projektów i to z nową kadrą. Trudno mi zrozumieć jak temu
podołałem...
Trwał ten okres hiatus aż do 1981 roku, kiedy, 13 grudnia, w dzień ogłoszenia stanu wojennego w kraju,
pobrałem się z Leną.
Od tego czasu zaczął się nowy etap mego życia, okres nowych wyzwań, nowych osiągnięć, nowych
przygód. Nie bez bólu i nie bez klęsk, bo te zawsze towarzyszą po drodze w życiu i w karierze. Mogłem
jednak teraz liczyć na wierną pomoc Leny, która z poświęceniem pilnuje interesów mojej kariery i interesów
swojej przybranej rodziny.
Lena, mój ‘Soul Mate’...
Lena, to moja żona od 28-iu lat. Stała się wymarzonym życiowym partnerem, jedynym człowiekiem w
moim życiu, który robi wszystko by mnie rozumieć. Jej ciągła nieustanna gotowość do pomocy mnie,
dzieciom, wnukom zadziwia mnie i wszystkich przyjaciół. Znosi bohatersko nasze powikłane rodzinne
kompleksy, i moje osobiste niedociągnięcia, a mnie ich nie brak. Lena rozumie, godzi i przebacza...
Lena to moja sekretarka, księgowa, administratorka od 40 lat, z małymi przerwami. To moja partnerka,
kochanka, przybrana matka moich dzieci i moich wnuków. Jednym słowem to Anioł-niewiasta...
Lena, jeśli jest 'przeznaczeniem', to, dlatego że to wymusiłem... Lena okazała się lepszą żoną, powiem,
bez wątpliwości, że i lepszą matką. Trości się i pomaga moim dzieciom i wnukom. Nazywają ją 'Lena Mom'.
W naszej wspólnej domenie połączyliśmy życie rodzinne, nasze kariery, nasze zabawy i naszą przyszłość,
naokoło naszej Chaty...
Lena nadaje sens memu życiu, jest częścią mnie...
Mamy podobne zainteresowania, lubimy tych samych przyjaciół, lubimy tą samą muzykę, gramy razem
w golfa. Chociaż nie lubi przegrywać, ...a ja
też nie... Lubimy sporty, tenis, narty,
spacery z naszym Kobe... Lubimy
podróżować... Chociaż urodziła się w
Szwecji, w Polsce czuje się lepiej niż w
swoim rodzimym kraju.
Towarzyszyła mi przez 40 lat we
wszystkich dramatach mego życia.
Lena to największe błogosławieństwo
jakim obdarzyła mnie Opatrzność...· ·Kiedy
zabraknie mi czasu, aby dokończyć moje
zadania, to już powierzyłem je Lenie, aby to
zrobiła...
Jej przekazuję te wszystkie
marzenia, zadania i przywileje, z których
sam korzystałem...
Lena
C1. SUMA SUMMARUM 386
_________________________________
Dzieci - niezależni, ale...
Dzisiaj wszystkie moje dzieci, chociaż są
niezależne, żadne nie osiągnęło swego potencjału i
swoich możliwości. żadne nie wykorzystało
mnóstwo wyraźnych okazji, które udostępniły
ostatnie dekady dobrobytu.
Dlaczego?...Nie sięgali, na pewno marzyli,
ale czy to wystarczy?... Chociaż były zrywy, ale
bez konsekwencji, bez zaparcia, i bez trwałych
wyników... żadne z nich nie skończyło
uniwersytetu, najstarszy, Stefan, nawet nie
próbował. A może obserwując moje boje, doszli do
wniosku, że nie warto tych poświęceń?
I rezygnowali, - zanim zaczęli...
Od lewej: - Stefan, Marek, Lynda i Grant.
Stefan, najstarszy, przystojny mężczyzna, silnie zbudowany, silne ramiona i ręce, które powinny dać
kobiecie i rodzinie poczucie bezpieczeństwa. Niestety, po dwudziestupięciu latach małżeństwa z Debbie,
rozchodzą się.
Choć starałem się dać Stefana dzieciom to, czego on nie mógł – najlepsze prywatne szkoły, a Lena
latami pomagała łagodzić konflikty w rodzinie i w szkołach, to i nam nie udało się prawie niczego
doprowadzić do końca.
Miał zaledwie 6 lat jak zacząłem budować moją Chatę. Stefan pomagał z entuzjazmem. Skupiał naokoło
siebie kolegów z sąsiedztwa, większość starszych od niego i dowodził. Nauczył się tego, jako najstarszy w
rodzeństwie, mógł stać się sprawnym liderem. Pózniej nauczyłem go programu 'krytycznej ścieżki'. Wciąż się
nim posługuje. Stefan potrafi wiele rzeczy, których przeciętny smiertelnik nie umie i za to go cenię. Jest
perfekcyjnym budowniczym, hydraulikiem, elektrykiem – tak zwaną “złotą raczką”('Jack of all trades') .
Na wycieczce okrętowej. Stoją od lewej: Stefan, Debbie i Ala. Siedzą Lena, ja i Matt.
C1. SUMA SUMMARUM 387
_________________________________
Miał 16 lat, kiedy roztaliśmy się z Patrycja. Przeżywał to boleśnie. W tym samym czasie zakochał się w
starszej od siebie Debbie, która dała mu troje dzieci, Richarda, Alicję i Matta.
Niestety, po wielu latach udręki, żar w domowym ognisku zagasł. Stefan cierpiał i robił różne dziwne
rzeczy, żeby sobie pomóc i wylezć z tego cierpienia. Pokusy życia obezwładniały go wiele razy i chyba tylko
fizyczna praca, jak lekarstwo, przywracała go do rzeczywistości.
Stefan nigdy nie przyszedł, nie usiadł ze mną do stołu i nie powiedział: „Ojcze, pomóż.” A pragnę i
próbuję pomoc, tak jak i zresztą wszystkim moim dzieciom.
Ostatnia z inicjatyw, którą mu wypracowałem to był ‘mini-golf' w London. Lubi golfa, nawet sam
zbudował małe prowizoryczne pole golfowe przy swoim domu, ale odmówił. Miał by tam zapewnioną karierę
w dziedzinie, która go porywała. Nie wiem i szukam za odpowiedzią, - dlaczego?
Marzyłem żeby został inżynierem, i nie mam wątpliwości, że mógłby zostać takim, i to doskonałym.
Wybrał jednak swoją, a nie moją, drogę do szczęścia. Kocham go i marzę, że się na nowo odnajdzie.
Cud Stefana.
W czasie publikacji pierwszego wydania tych wspomnień, Stefanowi przydażyła się największa tragedia
jego życia. Nabawił się ‘świńskiej grypy’, która kolejno przerodziła się w zapalenie płuc, najpierw wirusowe a
pózniej bakteryjne. Pózniej skrzepy krwi w nogach i płucach, i ostatecznie grzybica w płucach. W wyniku
stracił przytomność i pozostał w tym stanie przez następne trzy miesiące.
Dyrektor wydzialu, dr Simone i, niezależnie, dr Warner, uznali, że nie pozostało żadnych szans, aby to
przeżył. Rodzina niesamowicie to przeżywała. Grant i Małgosia zamówili Mszę świętą w jego imieniu, w ich
kościele Corpus Christi. Podobnie zrobili to również państwo Quilty w Midland.
Wkrótce przed swiętami Bozego Narodzenia, 2009 roku, Małgosia i Grant poprosili swego proboszcza,
Monsignora Bianco, aby dał Stefanowi ‘ostatnie namaszczenie’. Zgromadziliśmy się, chyba 17-tu z pośród
najbliższych, włącznie ze mną i Leną, i Patrycją, jego matką, jego żoną Debbie, dziećmi i wnuczką Clairą.
Pięciu z pośród nas to katolicy a reszta to protestanci, heretycy i ‘poganie’ bez wiary. Monsignor pragnął
zapoznać każdego z nas i przedstawić nam znaczenie tego tradycyjnego katolickiego obrządku. Bezpośrednio
po tym, przeszliśmy do Stefana pokoju, gdzie nieprzytomnego, podłączonego do kilku komputerów, wciąż
pilnowały bez przerwy pielęgniarki. Ksiądz zaczął modlitwy i rytuał namaszczenia, a my w objęciach i w łzach
otoczyliśmy go i Stefana. Bylo to niezwykłe i głębokie wydarzenie. Wszystkich wówczas, włącznie z
Monsignorem i tymi ‘poganami’ łączyła żarliwa modlitwa, apel do Boga, o ‘cud’...I tak się stało, stał się Cud!...
Stefan jakby zmartwywstał. Miesiąc pózniej wrócił do przytomności. Dzisiaj chodzi już, chociaż z pomocą
pulpitu. Modlimy i marzymy, aby doszedł do pełnego zdrowia, i żeby na nowo się narodził...
List Jakuba 5,14-15
‘Choruje ktoś wśród was? Niech sprowadzi kapłanów Kościoła, by się modlili nad nim i namaścili go olejem w imię Pana. A modlitwa
pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem i Pan go podźwignie, a jeśliby popełnił grzechy, będą mu odpuszczone’ .
Marek, może najzdolniejszy, mógł, rzeczywiście zostać dobrym artystą. Mogę nawet powiedzieć, że jest
artystą, i muzykiem. Pisał niezłą poezje, malował i rzeźbił. Mógłby zostać świetnym aktorem. Studiował na
Uniwersytetach w Toronto, Strasbourgu, we Francji i w Sudbury. Nie skończył żadnego. Ostatecznie obrał
muzykę na swoją karierę. Muzyka i sztuka najbardziej odzwierciedla wrażliwości jego duszy.
Komponował i nagrał kilka albumów. Niestety tak jak wielu w tej dziedzinie, rokowej kultury, uległ
pokusom narkomanii. Opanował to po wielu latach, powiem nawet, że bohatersko, ale ślady i blizny pozostały.
C1. SUMA SUMMARUM 388
_________________________________
Jest sam do dziś, nigdy się nie ożenił - stroni
od odpowiedzialności - chociaż przelewa się przez
jego serce wiele uroczych dziewczyn. W trudnych
miesiącach po moim rozwodzie z Patrycją stał
lojalnie przy moim boku. Przyglądał się z bliska tej
życiowej tragedii, i może to jest powodem, że unika
stałych węzow.
Dzisiaj ma małą firmę, Rox Construction, i
montuje ozdobne elementy architektoniczne, w
marmurze lub w granicie i piaskowcu. W Chacie
można znalezć wiele śladów jego twórczości i jego
artyzmu.
Dziedzince i tarasy naokolo basenu wyłożone
ozdobna cegła, betonowe stoły i ławki pokryte
tafelkami o ciekawych wzorach. W łazienkach
ogrzewane posadzki w marmurze i olustrzone
ściany. Nowe okna jak sceny, z drzewa, bo jest i
dobrym stolarzem-artysta. Mieszka w zaniedbałym
sklepie w zubożałej polskiej dzielnicy, blisko
'polskiego Ronces'. Urządził w nim swoje muzyczne
studio i biuro dla swojej firmy. Płaci duży czynsz.
Udostępniłem i zachęcałem go, aby zbudował swój
własny budynek na naszej posiadłości, na 185
Gerrard Street E. Wypracowałem nawet formułę,
która zapewniłaby mu, nietylko luksusowe
mieszkanie, ale poważny kilkusettysięczny zysk. Z
niezrozumiałych względow, nie odważył się, mimo,
ze zapewniałem go, że jak zajdzie potrzeba to
pomogę.
Wciąż jednak wraca do muzyki.
Co roku urządza koncerty, tutaj w 'Chacie' ,
gdzie ma szansę zaśpiewać i zagrać, i popisać się
swoimi utworami. Stało to się jednym z tradycyjnych
corocznych wydarzeń w naszej Chacie.
Jestem dumny z jego wszechstronnego
artyzmu, jego muzycznych utworów, rzeźb, poezji,
jak i z jego zaniedbanych talentów aktora. Jestem
mu wdzięczny, że stał przy moim boku, kiedy
potrzebowałem poparcia.
Kocham go też, dlatego że jest dumny ze
swego polskiego dziedzictwa i podkreśla to przy
każdej okazjii.
Popiersie Marka w brązie wykonane
przez jego szkolnego kolegę, Pat Birminghama.
C1. SUMA SUMMARUM 389
_________________________________
Marka rzeźba
Doroczny 'rock' koncert w Chacie.
Marek przy klawiaturze.
C1. SUMA SUMMARUM 390
_________________________________
Lynda, po trzech latach studiów, nie skończyła Uniwersytetu. Później wyszła zamąż i razem ze swoim mężem,
Markiem, muzykiem, prowadzili małe przedsiębiorstwo sprzedaży zabytkowych płyt i taśm. Inicjatywa upadła
i rozeszli się. Przez kilka lat pracowała, jako buchalterka, w szpitalu. A księgowość to nie medycyna.
Od roku próbuje szczęścia, jako konsultant w posiadłościach i księgowości, ale bez pasji. Działa pod
szyldem 'Kawartha Services'. Mieszka w pobliskim Peterborough.
Ma dwie urocze córki, ktore dobrze się uczą. Najstarsza, Rosalea(Rozalia), zaczęła studia
uniwersyteckie w Anglii, a w tym roku kontynuuje na Queen's University w Kingston, Ontario. Młodsza,
Celestine(Celestynka), ma w planach iść krokami swojej siostry.
Lynda jest bardzo dumna z nich, ja również.
Lynda i Patrycja
Wnuczki Celest i Rosalea tańczą na scenie
Lynda, rozwiedziona i zawiedziona. Rozstała się z miłościa swojego życia – mężczyzną, którego
charakter zniszczyłby nawet najsilniejszą kobietę. Mimo niemal zbrodniczych przeszkód z jego strony i wielu
przykrości i goryczy, ocalila swe córki.
Lena i ja poświęcamy dużo czasu i pomocy finansowej, aby jej pomóc. Liczymy na to, że blizny, które
pozostały z jej nieudanego małżeństwa, zagoją się i wkrótce wróci do normalności, i w jej oczach ujrzymy na
nowo promienie nadziei i uśmiech radości na jej twarzy.
Jestem dumny i wdzięczny, i kocham ją nietylko za to że jest moją jedyną córką, ale za to że była dobrą
matką i dała mi dwie wnuczki które osiagną, nie mam wątpliwości, wyższe wykształcenie, i odrodzą moje
nadzieje o godną przyszłość mego potomstwa
Grant, to mój najmłodszy syn, również przystojny jak jego bracia. Najlepszym atletą w naszej rodzinie.
Niepokonalny w tenisie, ping pongu, w żaglowaniu i w windsurfingu. W TCS, prywatnej szkole gdzie się uczył
przez 6 lat byl najlepszym graczem krykieta w 150 letniej historii tej szkołly. Grał tam również w hokeja i w
piłkę nożną.
Grant był małym chłopcem jak odeszła Pat. Wkrótce potem posłałem go do tej prywatnej uczelni. Tak
że nie dużo doswiadczył matczynego ciepła. Szukał za nim w jego pierwszym małżeństwie, z młodą
dziewczyną francuskiego pochodzenia, którą zapoznał na Uniwersytecie. Ale tam tego ciepła też nie zaznał.
Kiedy Grant dawał jej prezenty pod choinkę odwracała się plecami mówiąc: „To mi się nie podoba. Kup mi coś
innego”. Grant w tym związku byl przytłoczony i zniszczony.
Na jego drodze stanęła kolejna wielka miłość, zostawił, więc Lulu. Walczył przez lata o swoja córkę
Julie, z tego małżeństwa, sąd jednak uznał, że córką powinna opiekować się matka. Związał się ze starszą od
siebie dziewczyną, która dała mu ciepło i do dzisiaj jest jego żoną oraz matką małego Filipka, który jest
C1. SUMA SUMMARUM 391
_________________________________
czołowym uczniem i uczy mnie gier komputerowych. Ma już dwanaście lat.
Małgosia jest Polką. Grant i Małgosia przetrwali probę czasu, a po Lulu nie zostało w jego życiu wiele
śladu, – no może, oprócz spustoszenia finansowego.
Grant, Filip i Małgosia
Julia, córka Granta i Lulu
Grant, od którego najmniej się spodziewałem, okazał się najsprawniejszy. Studiował przez 3 lata na
York University w Toronto. Zdecydował się wziąć rok odpoczynku. Ostrzegałem go, że nie wróci, i tak się
stało.
Piętnaście lat temu Grant kupił, od Chata Holdings (naszej rodzinnej spólki), blok z 37 mieszkaniami.
Budynek ten, mimo, że od tego czasu, podwoił się na wartości, jest w kłopotach finansowych, bo zadłużył go
do maksimum. Więc pytam się ich, co zrobili z milionem dolarów? Bo na tyle się zadłużyli. Nie wiedzą,
uważają, że to nieprzyzwoite pytanie, i że to nie mój 'biznes'. Małgosia administratorką posiadłości, a Grant
prawie skończył 'biznes' na Yorku, i nie wiedzą, co się stało?
- Bo nie z Grzybowa...
Nie łatwo jest zrobić milion, ale łatwiej, bardzo łatwo, jest jego roztwonić!... - nawet trudno to
zauważyć...
Koniuktura się poprawia tak, że mam nadzieję, że nie stracą tego budynku, tym bardziej, że Grant tam
się urodził, a ja go zbudowałem
Grant jest wspaniałym ojcem, i wspaniałym synem. Opiekuje się mną bezinteresownie, zarządza El
Pueblo i moimi komputerami. Jak nas zabraknie, mnie i Leny, to mam zamiar powierzyć właśnie jemu losy
naszej rodziny. Jestem mu za to wdzięczny i kocham go tak jak wszystkich moich dzieci.
Zdrowie.
Chcę żyć... Życie mnie bawi. Dbam o zdrowie, czuję się dobrze. Nie spodziewałem się tak długo żyć...
'W zdrowym ciele, zdrowy duch'...
Dbam o zdrowie, fizyczne, umysłowe i duchowe... To są trzy podstawowe filary, na których można
budować ciekawe i urocze życie. Trzeba o nie troskliwie dbać.
C1. SUMA SUMMARUM 392
_________________________________
Ustawicznie chorowałem, gdy byłem dzieckiem, miałem częste bóle głowy, zębów, żołądka... W szóstej
klasie szkoły podstawowej, we Wrzesińskiej 'Jedynce' straciłem 80 dni zajęć. Wymiotowałem, słabłem,
nauczyciele zwalniali mnie z zajęć... Później malaria, raki, dyfteria, zapalenia płuc, wyrostek robaczkowy,
operacje...
A teraz sercowe kłopoty, no i wiek...
Ale żyję, bo chcę żyć!... Dbam o siebie... Ćwiczę ciało, umysł i duszę - na codzień...
Utrzymuję i pobudzam zainteresowania, umiłowania w sporcie, w komputerze i w muzyce.
Pomaga Lena, oboje lubimy nasz styl życia. Lubimy naszych przyjaciół., nasze podróże, golfa i
przechadzki z naszym przyjacielem Kobe.
Dobra dieta jest lekarstwem.
Lena dba o dietę. Unikamy smalcu, masła, wędlin, i innych zwierzęcych tłuszczów, cukru i soli. Nie
palimy i unikamy alkoholu w nadmiarze. Lubimy owoce, jarzyny, orzechy, grzyby i ryby. Lubię także pączki,
ale Lena zabrania.
Zła dieta jest trucizną, a dobra lekarstwem...
Uważam, że jesteśmy sami autorami naszego zdrowia, i sami za nie odpowiedzialni.
Lekarze leczą, a nie zapobiegają chorobom, a powinni...
C1. SUMA SUMMARUM 393
_________________________________
Chata.
Chata to moja
świątynia... Jest świątynią
moich marzeń, źródłem moich
inspiracji. Chata jest symbolem
mojej duszy...
Wciąż się odradza, wciąż
ją odkrywam, wciąż ją buduję, nie mam zamiaru nigdy jej
skończyć...
Jest dziełem w 'toku'...
W niej budowałem siebie i tu
budowałem swoją rodzinę...
Tu rodziły się, w
bezsennych nocach, moje
marzenia...
Tu głęboko zakorzeniły
się moje Ekogeny...
Chata, to więcej niż
dom... to rodzime gniazdo, to
forteca dla ducha, to kotwica...
To więcej niż budynek, to przestrzen, poza murami, - jej
integralnę częścią... to drzewa i
kwitnące krzewy, pachnące
wonią zioła i chwasty,
smakowite dzikie maliny,
jabłonie, borówki, agrest... sarny,
wiewiórki, czasem wilk,
zabłąkany dziki indyk, lub lis i
królik. Kolorowe ptaki,
dzięcioły, żarzące kolorem
kardynały i biało niebieskie
'blue jays',
...Nawet, gdy żmija, to
też w kolorach...
‘Ołtarzyk' w Chacie.
C1. SUMA SUMMARUM 394
_________________________________
‘Dżungla’ jesienią w dolinie poniżej
Klon kanadyjski zimą, w kryształach z lodu
Dbam o przyrodę, każde drzewo to ikona, a mam ich tu chyba tysiące... Przestrzenie wokół domu
planuje jakby to były pokoje, pokoje ze ścianami z rodzimych klonów, lip i tuji i morw, z ‘podniebieniem’
białych cumulusów i niebieskiego przestworza ...
Chata jest również i domem. Wątpię czy Corbusier odważyłby się nazwać ją 'maszyną do życia'? Nie
jest domem 'eleganckim', a raczej spartańskim, chociaż nie odpowiada przymiotnikom. Dla mnie jest ona
doświadczeniem, codzienną przygodą...
Starzeje się, tak jak ja, ma błędy tak jak ja. Dach przecieka od czasu do czasu. Pocieszam się bo
podobnie było u Corbusiego i Frank Lloyd Wrighta.
Są błędy, bo budowali go Emigranci, tacy jak ja, Włosi i Rosjanie i polscy mecenasi, którzy udawali
stolarzy... Ale w sumie, błędy czy nie, Chata rosła jakby 'naturalny twór’, jak to określił znajomy sąsiad
psycholog...
Wyrosła, wyrzeźbiona i wyryta z podziemia, i w symbozie z otoczeniem, z naturą, ekologią...
Zbudowana jest na skarpie, z widokiem na obszerną przyległą 'dżunglę', dolinę rzeki Rouge.
Niedaleko, również przylega do tej doliny ogród zoologiczny. Kiedyś uciekł z niego tygrys. Zabrało trzy dni
C1. SUMA SUMMARUM 395
_________________________________
zanim go znaleźli. Może ukrywał się niedaleko Chaty. Nie wiem, rzadko tam chodzę.
Mimo, że teren, który należy do Chaty to ponad 2.5 hektara, to było za ciasno aby znaleźć miejsce na
budowę. Wszędzie dominowały potężne świerki, kanadyjskie klony i rodzime tuje. W rezultacie znalazłem
gniazdo dla Chaty, chociaż ciasne. Jest pokrzywiona, bo tuli w swoich objęciach odwieczne tuje. Dlatego
trudno znaleźć główne wejście, bo mylą drzewa. Tym bardziej, że jest dziewięć zewnętrznych drzwi, a dzwonki
rzadko działają. Tak, że gość, aby dać znać o sobie, musi gwizdać, krzyczeć lub kopać w drzwi.
Chata jest jednak obszernym gniazdem. Wnętrze dominuje drewno. Na parterze sufit z drzewa a podłoga
z cegły, a więc lepsza niż w Łuszczanowie, gdzie się urodziłem, bo tam były podłogi z twardej gliny.
Większość umeblowania sam projektowałem i budowałem je sam, z resztek po budowie, z pomocą
Patrycji i dzieci, chociaż najmłodszy był jeszcze w pieluchach.
Wewnątrz, różne i dużo przestrzeni. Nie wiem dokładnie ile, bo często niewyraźne, a czasem to tylko
wnęka, lub oszklony wylot z panoramą na 'dżunglę'. Największa przestrzeń, to połączone trzy pokoje. 20
metrów długości. Salon, 'Sun Room' i pokój rozrywkowy, bilard 'cum ping-pong’, 'upokorzony' telewizor z
magnetowidem, w kącie.
Najmniejszy i najbardziej chyba popularny, szczególnie dla dzieci, to wnęka, 'Saloon'. Mierzy zaledwie
półtora metra na dwa metry długości. Dzieci, i Lena, lubią się tam tulić...
Trzy sypialnie dla dzieci mają wmurowane spartańskie prycze i stoły, zbudowane z 8 cm belek. Bo
młodzież i dzieci to rewolucjoniści, lubią burzyć. Prycze mają szuflady z materacami dla ich gości, a stoły,
również z podobnych belek, służyły dla ich zajęć domowych.
Lenie zbudowałem kuchnię ze sceną na dziedziniec z kwiatami, aby uczcić jej kulilanlne natchnienia.
Studwudziestoletnie dźwiczki dla półek, pochodzą z stupięćdziesięcioletniego domu z 592 Woodbine,
pierwszego mego własnego domu, (to tam urodził się Grant i gdzie później zbudowałem blok z mieszkaniami.
Grant jest dzisiaj jego właścicielem).
Jadalnia jest w stylu 'średniowiecza', jak zauważył dziesięcioletni Trystan, wnuk Jima MacKenzie,
których gościliśmy tu w ostatnim weekendzie. Tak, atmosfera i meble, raczej zakonne, klasztorne. Krzesła
niewygodne, trzeba siedzieć prosto, ...tak jak mnie nauczyli cywilizowani Anglicy... A może w zakątkach
mojej podświadomości pokutuje duch ascety?...
'Bazylika'.
Chata ma również swoją 'Bazylikę'...
Moja mama była tylko raz w Kanadzie. Miała z nami być tu przez sześć miesięcy, ale po trzech,
powiedziała, że chce wrócić, nawet 'na kolanach', aby jak najszybciej wrócić do swojej Małej Ojczyzny...
Były niewygody, bo do sypialni trzeba wówczas jeszcze wchodzić drabiną. Ale chyba nie o to jej
chodziło. Bo ‘tam’ była jej 'chata', chociaż jednopokojowa, ale jej. Tam w kościele modlą się po polsku, i
wnukowie mówią, i znajome plotkują po polsku, - na co dzień... A tutaj tylko ja, i tylko wieczorami. Niemniej
jednak w czasie jej pobytu przyglądała się z podziwem jak się rodziła Chata. Pracowaliśmy wówczas nad
ostanią częścią budowli, sześciokątnej obszernej komnaty z połamaną kopułą, z wylotem w środku dachu.
Sugerowało jej to chyba wnętrze kaplicy, i nazwała to dowcipnie 'Bazyliką' i tak to pozostało...
Do ‘Bazyliki’ wchodzi się przez żelazną bramę. Znalazłem ją, zaniedbaną w błocie, na złomowisku. Za
bramą przechodzi się przez ‘Galerię’ z panoramą na tylny dziedziniec, tarasy, drzewa i wodę, rożec z
kominkiem('Barbecue') i dżunglę. Kilka stopni poniżej, i 'Bazylika'. Sześciościenną przestrzeń. Podłoga i
ściany z cegły. Kopuła z sześciu trójkątnych płyt z drzewa, podpartymi sześcioma potężnymi belkami, które u
szczytu maleją i łamią się, i jakby ręce w modlitwie, ...sięgają do nieba... Kończą się jakby odcięte ramiona, bo
inaczej to chyba bluźnierstwo...
C1. SUMA SUMMARUM 396
_________________________________
'Bazylika' przed świętami.
W czasie budowy 'Bazyliki’ kupiłem kościelne organy. - Zabytkowe, miały ponad sto lat. Kościół chciał
ich się pozbyć, bo elektroniczne niby 'lepsze'. Kościelne organy wspaniale pasowałyby do Bazyliki. Zabrakło
jednak miejsca na 360 piszczałek, więc pogłębiłem piwnicę, aby je pomieścić, a ich głos dochodziłby wówczas
jak z podziemia. Mógłby być ciekawy efekt.
Nigdy jednak do tego nie doszło, bo Alek Baran, organista, syn mego pracownika, nie mógł znaleźć
sposobu, aby je odbudować i zremontować za mniej, niż 25 tysięcy dolarów. Tak, że piszczałki teraz
spoczywają w piwnicy, a klawiatura i pedały zdobią Bazylikę.
Marek, mój syn, obiecuje, że nagra dźwięk tych piszczałek 'cyfrowo' i odtworzy go na swoim
syntezatorze... Czekam...
W 1984, 'Bazylika’ rzeczywiście służyła, jako kaplica do ślubu Stefana i Debbie. Szkoda, że bez
organów. Przyjęcie było na przyległym tarasie kilka stopni poniżej, przy Bazylice pod wielkim namiotem.
Bawił nas zespół rockowy Marka....
C1. SUMA SUMMARUM 397
_________________________________
Chata. Galeria
Lena w kwiatach przy ‘Bazylice’
M
Mamy tu wiewiórki, Leny wiewiórki:
srebrne, czarne, rude a tu ‘chip-munk’
Szkarłatny kardynał
C1. SUMA SUMMARUM 398
_________________________________
Bazylika od Basenu
C1. SUMA SUMMARUM 399
_________________________________
Pokój rekreacyjny. Bilard ‘cum’ ping pong.
Kuchenna scena Leny
C1. SUMA SUMMARUM 400
_________________________________
Krzesło w jadalni.
.
„Zakonne” meble w jadalni
C1. SUMA SUMMARUM 401
_________________________________
‘Sun-Room’. ‘Pokój Słońca’ Najpopularniejszy pokój w Chacie, szczególnie zimą.
Na łyżwach na basenie
C1. SUMA SUMMARUM 402
_________________________________
Kolorowa żmija na tarasie
Sarna na dziedzińcu
na tarasie
Przyjaciel Kobe
Podarek od przyjaciela Rosa
C1. SUMA SUMMARUM 403
_________________________________
Basen z barem i kominkiem
Architektura i Chata.
Cztery lata temu, kiedy Jola, córka mego bratanka Leszka i Hani, jej wspaniałej mamy, zaczynała studia
architektoniczne, na Politechnice w Poznaniu, przysłała mi komputerowy szkic domu mieszkalnego.
Jestem 'fanem' Nowej Technologii, ale projektowanie domu 'CAD'em, programem komputerowym, wydaje mi
się nienaturalnym, sztucznym, nieomal bluźnierczym...
Więc tak jej odpisałem, po angielsku, bo uczyła się również angielskiego, i mnie też łatwiej po
angielsku. Więc przetłumaczę:’Po dekadach projektowania i budowy setek różnego rodzaju budynków, doszedłem do wniosku, że
projektowanie i budowa Domu jest największym i najbardziej satysfaksunującym wyzwaniem. Bo dom to więcej
niż budynek. To jest kogoś Dom. 'Moja Chata'. 'Mój Rodzimy Dom', miejsce (kogoś)moich najcenniejszych i
intymnych marzeń, i często najbardziej inspirujących.
Miejsce, gdzie jestem w symbiozie ze sobą i z bliskimi... Mój Dom, jest 'Moją świątynią'! Nie potrzebuje
być dużym, nie musi być luksusowym, lub kosztownym, - ale musi być osobistym (własnym), on musi być 'Moim'.
Dla Witolda Rybczyńskiego, profesora architektury na McGill University w Montrealu,
‘Najpiękniejszym domem na świecie’( 'The Most Beautiful House in the World'-napisał książkę pod tym
tytułem), jest jego 4-ro pokojowy Dom przy Wodzie. On go wymarzył, on go projektował i on go zbudował, i
mieszka w nim ze swoją żoną.
Oczywiście Dom jest również i budynkiem, miejscem posiłków, odpoczynku i gdzie śpisz, i coraz
częściej, miejscem pracy. Jest to schron, miejsce użytku, 'maszyna dla życia; ( 'a machine for living'), jak
powiedział Corbusier. Musi mieć dach nad głową i ściany. Musi mieć światło i ciepło, i być wygodnym, i mieć
wewnętrzne i zewnętrzne przestrzenie, pokoje. Powinien udostępnić widok i zapewnić prywatność...
Musi uwzględnić tryb życia jego domownika(mieszkańca), i jego kulturalne preferencje, jak i wymogi sąsiada i
C1. SUMA SUMMARUM 404
_________________________________
środowiska...
Dla szanującego się Architekta, projektowanie Domu dla kogoś innego, powinno zawsze być
wyzwaniem i nowym doświadczeniem. Frank Lloyd Wright mieszkał przez sześć miesięcy ze swoim klientem,
zanim uznał, że jest gotów zaprojektować jego 'Home' ('rodzinny dom').
Niestety nie wielu z nas posiada środki, aby móc zbudować, lub być właścicielem własnego domu. I
rzeczywiście jest to wielka szkoda.
Egipski Architekt Nathan Fathy, zalecał myśl prostego domu dla ludzi biednych krajów, który mogłyby
być zbudowany przez nich samych. Co za wspaniały pomysł! To zmieniło by byt milionów, z desperacji na
nadzieję, i stać się generatorem dobrobytu dla ich ojczyzn.
Co się stało z tą szlachetną myślą?
Pod pewnym względem, dla Architekta, projektowanie mieszkań dla komercjonalnego klienta jest
zupełnie innym zadaniem. Projektujesz dla klienta, który nie będzie w nim mieszkał i którego podstawowym
motywem będzie zysk. Te mieszkania będą domami dla anonimowych, dla wspólnego mianownika. Niemniej
jednak, dla Architekta z wyrozumieniem i z wyobraźnią, i przedsiębiorczego developera, to jest duże pole do
popisu. Rynek w postępowych krajach potwierdza to. To jest inna koncepcja Domu, gdzie 'swój' i 'mój' staje się
kompromisem dla komunalnego trybu życia, dla mieszkańców ze specyfistycznymi wymogami,
zainteresowaniami.. Twoja, Yolu, koncepcja 'bliźniaków' może być dobrym przykładem obu idei, w wypadku,
kiedy budowniczy chce mieszkać w jednym bliźniaku i wynająć drugi, aby pomagał mu w spłacaniu hipoteki...
Jak wiesz 'Chata’, (mój rodzimy dom('Home'), jest daleka od doskonałości, nie jest elegancką, i nie jest
nawet wygodną. Jest celowo spartańską, niemal ascetyczną, ma dach, który przecieka, ściany budowane przez
polskich stolarzy, więc nigdy proste, ma za dużo wejść i bez dzwonków. I jest zawsze niewykończona... To jest
'Myśl', która nigdy nie dojrzewa, to jest proces, żyjący proces, nurt ... ustawiczne wyzwanie... ale nigdy nie
marzeniem post-modernisty...
Tu jednak wychowały się moje dzieci, tu jest Lena, tutaj ja słucham Albinoniego, Haendla lub
Góreckiego, marzę, ubolewam nad swoimi klęskami, aspiruję za nowymi wyzwaniami, przyglądam się moim
wnukom fikającym w basenie, chodzę na spacery z Kobe... ...I najważniejsze, zbudowałem Ją sam.. i wciąż Ją
buduję...
'Chata' jest 'Moją Świątynią'...'
3. Upodobania. Rozrywka. Podróże.
Muzyka jest moim umiłowaniem...
www.youtube.com/watch?v=9Ud5wjHeyW8
To poezja bez słów... - język mojej duszy... Towarzyszy mi ustawicznie, na co dzień...
Gdybym miał wybór zawodu w następnej reinkarnacji, to wybrałbym chyba zawód kompozytora...
Lubię muzykę klasyczną, renesansu i baroku. Lubię Chopina i Beethovena, ale i Monteverdi, Vivaldi, Haendla,
Albinoniego i Symfonię Pieśni żałosnych Góreckiego. Lubię dobry Jazz, nawet i dobry Rock, i muzykę
ludową, polską, grecką, rosyjską i meksykańską...
Żałuję, że nigdy nie nauczyłem się grać na żadnym instrumencie. Organy byłyby moją preferencją. Ale
C1. SUMA SUMMARUM 405
_________________________________
muzycznie mówiąc jestem 'głuchym'. Odkrył to już dawno Szumiński, mój nauczyciel w Grzybowie. Na
lekcjach śpiewu, wypychał mnie do tyłu klasy, abym nie przeszkadzał...
Sporty zaspakajają moje fizyczne potrzeby...
Od kilkudziesięciu lat moim, i Leny, ulubionym sportem jest golf. Traktuję to, jako siedmiokilometrowy
spacer w 'raju'. Lasy, jeziorka, murawy i wiewiórki i ptaki...
Lubię też tenis i ping pong... Zbudowałem kort tenisowy i basen przy Chacie. Kiedyś lubiłem żaglówki i
pływać w basenie. Żaglówkę oddałem Grantowi, a on ją zaniedbał, a basen, dzisiaj, to zabawa dla wnuków i
dzieci, a dla mnie udręka ...
Gram nieźle w ping pong, na równi z moimi potomkami, z wyjątkiem chyba Granta i wnuka Matta.
Zimą, Lena i ja, lubimy narty, biegowe i zjazdowe. Biegowe w dolinie rzeki Rouge, poniżej Chaty.
Corocznie urządzamy rodziną tygodniową imprezę narciarską w pobliskim Collingwood.
Każdego roku próbujemy wycieczki na 'poważne' narty. Naszym ulubionym terenem jest Whistler i Blackcomb
w Kolumbii Brytyjskiej. Są to tereny następnej zimowej Olimpiady, w 2010 roku. Są tam wspaniałe zjazdy i
wspaniałe panoramy i blisko Vancouveru, gdzie mieszkają, mama i siostra Leny, Krysia. Byłem także na
nartach, z Leną, na Mt. Tremblant i Eastern Townships, w Quebeku, w Colorado i Lake Placid, w USA, i w
Zell am Zse, w Austrii. A poprzednio z dziećmi w Zakopanem, w Zermat w Szwajcarii i Banff w Albercie.
Tenis z Matt, moim wnukiem. Chata 2007.
Chata. Stół bilardowy służy również jako Stół Pingpongowy. Na zdjęciu Matt z kolegami
C1. SUMA SUMMARUM 406
_________________________________
Winchester Golf Club, moje ulubione pole golfowe.
Z góry, za ukrytym jeziorkiem, polana i kolory, i cel(‘Green’) na odległej murawie
Golf z Leną w Puerto Vallarta, Meksyk
C1. SUMA SUMMARUM 407
_________________________________
2007, - jeszcze w niezłej formie...
1971. Hokej przy Chacie.
1971. Hokej przy Chacie.
C1. SUMA SUMMARUM 408
_________________________________
Komputer.
Spędzam codziennie dużo czasu przy komputerze. Komputer jest moim warsztatem pracy. Jest on też
i moją rozrywką. W tej chwili, kiedy mozolę się nad tym Biogramem, to równocześnie, na tle, uspokaja mnie
Monteverdi.
Pracuje na dwóch ekranach, jeden przeznaczony na pracę, a drugi na materiały pomocnicze i źródła. A
w przerwach mojej pracy pokazuje się, automatycznie, galeria moich zdjęć, a mam ich tysiące załadowanych
na tym komputerze.
Dzięki Internetowi, mam na bieżąco dostęp do poczty elektronicznej, do bibliotek i encyklopedii, do
newsów, do forum ‘Wiadomości Wrzesińskich’, do ‘Przeglądu Powiatowego’, do ‘YouTube’, ‘FaceBook’ i do
ponad tysiąca kanałów telewizyjnych, z całego świata, w tym i polskich. Często, posługując się darmowym
programem 'Skype', rozmawiam z Piotrem Orwatem, we Wrześni, członkiem Zarządu Fundacji, lub z jego
ojcem. Podobnie z moimi bliskimi, po drugiej stronie Atlantyku. Z kilkoma, co mają podłączone kamery,
możemy się nawzajem widzieć, jeśli tego zechcemy.
Komputer to cud, który stworzyły i budowały, poprzez ostatniego półwieku, setki tysięcy naukowców i
amatorów ( 'geek'ów'). Intryguje, fascynuje i przeraża mnie to, tak jak i innych. Nie ma człowieka na świecie,
nawet Bill Gates, czy Steve Wozniak, aby móc pojąć to wszystko, co zawiera ta mała skrzynka...
Dla mnie to nadzwyczajne narzędzie, chociaż korzystam z niego zaledwie z mniej niż z
jednomilionowej części jego możliwości, jego potencjału...
Brydż, Szachy.
Lubię grać w brydża, lub w szachy. Mogę to robić na komputerze z wirtualnymi partnerami, lub z nieznanymi
rozsianymi po świecie, przez Internet. Nie zastępuje to jednak towarzyskiej grze w gronie przyjaciół, lub znajomych.
Nauczyłem się grać brydża na Isle de France, w drodze z Suezu do Durbanu. Później 'dokształcałem się' w Anglii, w
przerwach 'pilotowania' i podczas lat studenckich.
Nie zabardzo orientuję się w 'konwencjach', ale nieźle rozgrywam. Przy każdej wizycie do Ottawy, gram tam u
przyjaciół Hani i Andrzeja Sozańskich i Jacka i Marysi Fudakowskich. Lubię z nimi grać, mimo że grają o klasę ponad
moje możliwości. Nigdy nie mogę sobie wybaczyć, jak dwa lata temu, wylicytowałem z Jackiem pięć trefli .
A z moich kart i z licytacji wynikało, mimo że bez punktów, że możnaby pójść na szlemika. Zrobiłem szlema... A to jak
klęska, bo takie okazje zdarzają się tylko raz w życiu.
W tym komputerze, na którym pracuję, mam załadowanych kilka, innych gier, między innymi szachy i
pasjans. Unikam pasjansa, bo to 'atawistyczna' gra i łatwo wpaść w nałóg. Gdy zmęczony, dla odprężenia,
poddaje się jednak pokusie i gram jedną lub dwie rundki.
Nauczyłem się grać w szachy w pociągu w drodze z Otocznej do Wrześni. Tym samym pociągiem
dojeżdżali moi gimnazjalni koledzy ze Strzałkowa, Zimniewicz i Pawłowski. Pawłowski miał zawsze przy
sobie miniaturową szachownicę. Przypatrywałem się temu jak grali w pociągu i bardzo szybko opanowałem tą
pasjonującą grę..
W więzieniu w Kijowie, przez kilka miesięcy, w naszej celi, 'gościliśmy' mistrza szachów Andreyewskyego.
Grały przeciwko niemu całe zespoły, ale on zawsze wygrywał. Przyglądałem się jego grze z podziwem i dużo się od
niego nauczyłem. Dzisiaj gram coraz częściej, chociaż najczęściej na komputerze, bo trudno o partnerów, a młodzi wolą
gry elektroniczne.
C1. SUMA SUMMARUM 409
_________________________________
Filipek i Matt szachują w Bazylice ...
Podróże.
Podróże stanowiły i wciąż są nieodzowną częścią mego życia. Podróżowałem, jako harcerz, więzień,
żołnierz, pilot, pacjent, w służbowych celach, i jako turysta.
Podróżowałem często, w 1991 roku byłem w Polsce 11 razy. Podróżowałem na rowerze, pieszo, autem,
na ciężarówce, w bydlęcych wagonach i w pierwszej klasie za czasów komunistycznych w Polsce i koleją
magnetyczną z Madrytu do Sewilli na światową wystawę. Oboje, Lena i ja, lubimy podróże.
Najwięcej czasu w ostatnich dwudziestu latach podróżowania, spędzamy na statkach wycieczkowych, - i
w powietrzu. Ostatnio przeciętnie mamy dwie wycieczki każdego roku. Jedna to wizyta do Kliniki Mayo w
Ponte Vedra na Florydzie na moją coroczną kontrolę. Zawsze, nawet, gdy lekarze zabraniają, łączymy to z
golfem.
Największą pasją to jednak są wycieczki na statku. Ostatni rejs, w 2008 roku, był podwójny w Chinach,
jeden na oceanie, a drugi to kilka dni na rzece Jangcy.
Następną planujemy, z całą rodziną, na Karibijach, pod koniec listopada 2009 roku.
Pierwszą moją podróżą była wycieczka na obóz harcerski w Horodyszczach na Polesiu, w 1938 roku.
Po drodze zatrzymaliśmy się, na dwa dni, aby zwiedzić Warszawę. Noclegowaliśmy w wagonach. Podróż
koleją i pobyt w obozie harcerskim, była pierwszą niezapomnianą przygodą mojego życia..
C1. SUMA SUMMARUM 410
_________________________________
Rano, po noclegu, na dworcu kolejowym w Warszawie.
Stoi od lewej Marian Adamczak, mój gimnazjalny koleżka i ojciec dr Adamczak, która w 1999 roku uratowała moje życie.
A ja w oknie wagonu, po lewej. Obok mnie, Pawłowski, mój 'szachowy partner' ze Strzałkowa
Największą jednak epopeją mego życia, to 3 letnia wojenna odyseja, którą zapoczątkowałem zimą
1940 roku w Goniczkach. W sumie składała się ona z kilku podróży. Po 12 dniach podróży, na rowerze, pieszo,
w śniegu, poprzez pola, zasieki , i granice, zostałem aresztowany w Rawie Ruskiej. Stamtąd po tygodniach w
bydlęcych wagonach, i po kilku miesięcznych postojach w sowieckich więzieniach we Lwowie, w Kijowie i
w Starobielsku, spędziłem ponad rok w Lagrach Uchty. Pod koniec 1941 go roku, uwolniony, wstąpiłem do
Armii Andersa.
Z Buzułuku, poprzez Uzbekistan, i statkiem, który dla nas był zwiastunem wolności, a dla wielu stał się
grobowcem, poprzez Morze Kaspijskie, dotarłem do Persji, a później, ciężarówkami, przez Teheran, do
Khanakinu w Iraku. Stamtąd przez Palestynę do Egiptu. Po drodze, jak nadarzyła się okazja, zwiedzałem.
Bagdad, Palestynę i piramidy w Kairze, budowałem i pobudzałem moje zainteresowania w zabytkach i
architekturze.
Z Egiptu, po pięciotygodniowym rejsie na oceanicznym statku, Ile de France, męczony malarią, z Port
Said, po przez Aden, Durban, Rio de Janeiro, Freeport w Sierra Leone, wróciłem do Europy. Zakończyłem
wędrówkę poprzez 4 kontynenty, w Greennock w Szkocji, w maju 1943 roku.
C1. SUMA SUMMARUM 411
_________________________________
W Wielkiej Brytanii, wykorzystywałem każdy dzień urlopu na podróże i zwiedzanie. Koleje dla tych w
mundurach, były darmowe, tak, że podróżowałem często tylko, aby podróżować. Przez Anglię, Szkocję i Walię. Bawiłem
nawet przez kilka dni w Dublinie. Odkrywałem i wyżywałem się w darach nowo odkrytej wolności. Podziwiałem
panoramy i bogate pejzaże tego uroczego kraju. Gdziekolwiek zatrzymałem się, zwiedzałem zabytkowe katedry,
zamki, muzea i historyczne miejsca...
London Tower Bridge
Najbardziej jednak ulubionymi moimi 'wycieczkami', już jako
pilota, były moje przygody w Cumulusach.
W pierwszym roku po zakończeniu wojny wybraliśmy się, z moim kolegą-pilotem Kaczmarkiem, na
wycieczkę do Francji i do Włoch. W Paryżu obok Mony Lisy w Luwrze, odkryliśmy Folies Bergere.
C1. SUMA SUMMARUM 412
_________________________________
Zakochałem się w Wenecji. Zdjęcie powyżej z tarasu, na piętrze, Bazyliki św. Marka.
Podziwiając Michała Archanioła Pietę, w Bazylice św. Piotra, trudno oprzeć się wrażeniu, że w łonie tej skały nie cierpi dusza Matki
w bezradnym bólu... To jest testament geniusza...
W Rzymie nie wystarczyłby rok, aby wszystko zwiedzić...
Są różnego rodzaju podróże. W 1952 roku. Podróż z Anglii do Kanady zakończyła jeden ‘Byt’ i była
początkiem nowego. Było to smutne wydarzenie. Zegnałem się z krajem, który po dziewięciu latach pobytu
polubiłem. W styczniu tego roku opuściłem Londyn na małym statku 'RMS Scythia' i dwa tygodnie później
wylądowałem w Halifaksie.
C1. SUMA SUMMARUM 413
_________________________________
Równie doniosłymi były następne trzy wydarzenia. Podróż poślubna z Patrycją w 1956 na Bermudzie i
pierwsze dwie powrotne wizyty do kraju, w 1962 i w 1971, po 22 latach rozłąki z rodziną.
1971 Patrycja i ja, z dziećmi na Okęciu w Warszawie.
W 1960-tych dzieci dorastały, więc próbowałem odkryć dla nich nowe horyzonty i równocześnie
urozmaicić życie Patrycji jak i moje. W 1964 roku wynająłem dwa prywatne przedziały w pociągu na
wycieczkę do Nowego Jorku na światową wystawę(‘New York World Fair’). Była to niesamowita przygoda
dla dzieci.
W początkach 60-tych byliśmy z Patrycją w Meksyku, w stolicy, w Acapulco i w Taxco, gdzie zrodził
się pomysł El Pueblo.
Niezapomnianą była również podróż, z dziećmi, do Florydy, autem. Po drodze odkrywaliśmy wiele
historycznych miejsc, włącznie z Waszyngtonem i Cape Carnavel.
W latach 60-tych, także, zaczęliśmy wycieczki na narty, Mont-St-Anne w Quebek, Laurentides, na
północ od Ottawy, w Vermont w USA, i coroczne, do pobliskiego Collingwood, Moonstone, lub Snow Valley.
W 1967 roku, w 100tą rocznicę narodzin Kanady, byliśmy kilka razy na historycznym Expo w
Montrealu. Było one uznane, jako największa i najbardziej udana światowa wystawa. Wrażenia i przygody
trudne do opisania.
C1. SUMA SUMMARUM 414
_________________________________
Biosfera. Expo. Montreal
W tej też dekadzie miałem również chyba ponad setkę podróży służbowych, większość samolotami.
Projektowaliśmy i budowaliśmy wówczas w różnych częściach Kanady, w USA i na Bahamach.
Rok po wizycie do Polski, zimą w 1972 roku, wybraliśmy się z całą rodziną, na 10 dniową wycieczkę na
narty w Banff w Albercie. Zatrzymaliśmy się w znanym i zabytkowym hotelu, 'Banff Springs'. Znany jest on
również ze słynnego 'spa', zdrojowiska. W pobliżu są tam 3 duże zjazdy nartowe, Sunshine Village, Lake
Louise i Norquay. Na zmiany zjeżdżaliśmy na wszystkich.
W 1974 poleciałem z dziećmi na cały miesiąc do Wielkiej Brytanii. Bez Patrycji, bo rozstaliśmy się
rok wcześniej. Najmłodsi Lynda i Grant, poraz pierwszy spotkali tam swego drugiego dziadka Bernarda Dale,
który mieszkał w Londynie.
Olimpiada w Montrealu była dużym wydarzeniem. Byłem na niej kilka razy. Polska zdobyła tam
siedem złotych medali, co jest chyba rekordem.
Stadion Olimpijski. Montreal. Kosztowna
zabawka architekta, ale symbol...
C1. SUMA SUMMARUM 415
_________________________________
W tym samym roku, a więc 1976, wybraliśmy się z moimi szkockimi przyjaciółmi, Jean i Jim
MacKenzie, na golfa do Portugalii. Jim wreszcie przekonał mnie, że golf to sport nietylko dla starców,
podarował mi swoje antyczne kije golfowe i tak zaczęła się moja życiowa afera z Golfem.
Nie zaniedbałem jednak nart, tak że następną zimą polecieliśmy do Zakopanego, z Markiem i Grantem.
Spotkali nas tam rodziny moich braci. Pogoda nie sprzyjała, zjechałem ze szczytu tylko raz. Chłopcy, włącznie
z ich kuzynem Celkiem, byli odważniejsi, chociaż o mało się nie zagubili w śnieżycy.
W drodze powrotnej przydarzyła mi się ciekawa przygoda w Warszawie, o której pisałem już poprzednio.
Wiosną 1978 roku doszło do sukcesu w kwestii wywłaszczenia mojej parceli przez miasto. Oddałem tą
sprawę do Trybunału, którego decyzja okazała się korzystna dla mnie ponad wszelkie oczekiwania. W uznaniu
pracy moich doradców, zaproponowałem im wycieczkę gdziekolwiek na tym kontynencie. Był w tej grupie mój
prawnik Harold Elliott, jego pomocnik John Richardson i konsultant-rzeczoznawca Kellough. Wybrali New
Orleans, stolicę jazzu.
I tam właśnie zapoznałem się i polubiłem jazz.
16 października 1978 roku, był pierwszym dniem 27-miu lat pontyfikatu Jana Pawła II. Była to jedna z
najświetniejszych stron naszej historii, a może nawet najwznioślejsza. Okres ten niepomiernie wzbogacił życia
milionów rodaków rozsianych po całym świecie, tak jak i moje. W tym to dniu byłem świadkiem tych
uroczystości. Byłem jednym z pielgrzymów wycieczki zorganizowanej przez Kongres Polsko Kanadyjski, pod
przewodnictwem pani Kremblewskiej i mego kolegi Jana Kaszuby.
Jan Paweł II. Rzym. Dzień Inauguracji. 1978.
Po powrocie, pokazywałem, na zebraniu, taśmy wideo z tych obchodów, chociaż jeszcze
niezredagowanych - wielu widzów płakało ze wzruszenia... To były chwile niezwykłych uniesień w naszych
środowiskach.
C1. SUMA SUMMARUM 416
_________________________________
Kilka wydarzeń w latach 80-tych, dramatycznie urozmaiciło moje życie. Latem w 1980tym,
zdecydowaliśmy z Leną spotkać się w Vancouver, gdzie pracowała, a stamtąd polecieć na tydzień, na Hawaje.
Był to jakby 'miesiąc miodowy', tylko naodwtót. Zabrało Lenie jeszcze ponad rok zanim zdecydowała się
powrócić do Toronto. Pobraliśmy się w grudniu tego to roku.
W lipcu 1981 roku, zmarła moja matka. Byłem we Wrześni, na jej pogrzebie. Dla rodziny i dla mnie,
był to okres smutku i żałoby. Był to także okres niepewności w kraju, pierwsze kroki Solidarności, co w
konsekwencji, doprowadziło, tego samego roku, do ogłoszenia 'Stanu Wojennego'.
Ostatecznie, w 1989 roku, doszło do ugody 'Okrągłego Stołu', zwycięstwa rozsądku nad emocjami i
poświęceniami krwi i oręża. Byliśmy w sierpniu tego roku, z Leną, w kraju, aby uczestniczyć w tych
historycznych wydarzeniach. Były to dni celebracji i nadziei. Przed końcem roku byłem w Polsce jeszcze dwa
razy. Podczas ostatniego pobytu otworzyłem biuro w Warszawie.
W ciągu lat osiemdziesiątych, po powrocie Leny,
podróże się pomnożyły. W towarzystwie
MacKenzie byliśmy na dwóch bardzo udanych
wycieczek golfowych. Jedna w Las Hadas w
Meksyku a druga na Bermudach.
Z Leną i przyjaciółmi MacKenzie w Las Hadas, Meksyk.
1987.
Niezależnie, byliśmy na Bahamach i w Puerto Vallarta, gdzie odwiedziliśmy naszą znajomą, Maureen
Moore.
Nie zaniedbałem nart. W 1980tym byłem z Markiem, Grantem i ich kolegą, Malcolm, synem
MacKenzie, w Zermatt w Szwajcarii. Później z Leną byliśmy na Lake Placid w USA, a w 1989 roku w
Whistler w Kolumbi Brytyjskiej.
W połowie lat 80-tych piętrzyły się trudności podczas budowy Frontenac Village w Kingston , miastu
położonemu 200km na wschód od Toronto, - od Chaty. Aby dopilnować, przez kilka miesięcy dojeżdżałem
tam, codziennie, pociągiem. Wstawałem o 5tej rano, wyjeżdżałem o 6tej, tak, że o 8.30 byłem już na
posterunku. Wracałem po pracy, o 9 wieczorem. Dwie godziny podróży można było wykorzystać na pracę
lub drzemkę. Później przeprowadziliśmy się nawet na cały rok do Kingston.
W tym tez czasie odkryliśmy również urok wycieczek na statkach. King i Eileen Enright zaprosili nas
na trzy-dniowy rejs po rzece św. Wawrzyńca, na małym ciekawym statku, który należał do braci Bennett,
którzy byli również naszymi klientami. Dostaliśmy małą, ale pięknie umeblowaną kabinę. Było nas zaledwie
od 30 do 40tu pasażerów. Na drugim pokładzie była jadalnia i obszerny salon, który wieczorem służył
zabawom tanecznym.
C1. SUMA SUMMARUM 417
_________________________________
Rzeka św. Wawrzyńca zaczyna się u wylotu jeziora Ontario, blisko Kingston, i z miejsca przeobrażała
się w krainę czarów, obszar '1000 Wysp'(w rzeczywistości jest ich 1800). Na przełomie XIX wieku magnaci z
Nowego Jorku pobudowali na tych wyspach wspaniałe zamki i ośrodki letniskowe.
Rzeka św. Wawrzyńca.
Widok z lotu ptaka na
Boldt Castle i niektóre z
Tysiąca Wysp
Największy i najsłynniejszy z tych zamków, należał do multimilionera pruskiego pochodzenie, George Boldt.
Znany, jako Boldt Castle, nigdy nie został wykończony. Budowa została przerwana w 1904 roku, w dniu śmierci jego
żony. Dzisiaj, jako ośrodek turystyczny, po 17 milionach dolarów restauracji, wciąż jest niewykończony. Zwiedziliśmy
ten i kilka innych.
Jeden dzień poświęciliśmy na golfa po amerykańskiej stronie rzeki.
Pierwszą jednak wycieczką okrętową z prawdziwego wydarzenia, to podróż z Leną, do kolepki naszej
cywilizacji. do Grecji, w 1988 roku. Zaczęliśmy zwiedzaniem Aten, Saloniki i półwyspu Peloponezji. Później, jakby
'procesją', dotarliśmy do szczytu Akropolu, do Partenonu. Było to jakby religijne, niezapomniane, wydarzenie.
W drugiej fazie tej wycieczki przeprowadziliśmy się
na 'Stella Solaris', statku-hotelu. Ten pływający hotel
towarzyszył nam do końca naszych wakacji. Zwiedziliśmy
wyspy Kretę, Rodes, Mykonos, Delos i Santorini. A w
zachodniej Anatolii, starożytne greckie miejsca Pergamon i
Efez. Pod koniec naszej pielgrzymki popłynęliśmy również
do Instanbułu, dawnego Konstynapolu, stolicy Bizancjum.
Byłem uniesiony architekturą Hagia Sofia. Świątynia ta została
zbudowana w 5-ciu latach, między 532 i 537 rokiem . Wątpię
czy dzisiaj możnaby temu dorównać...
Hagia Sofia. Zbudowana w 5-ciu latach, między 532 do 537 roku.
Najpierw Kościół, później Meczet, a dzisiaj Muzeum .
C1. SUMA SUMMARUM 418
_________________________________
Od tego czasu mieliśmy ponad tuzin wycieczek morskich. Stały się one naszym ulubionym sposobem
podróżowania. W naszym ostatnim rejsie morskim, w 2008- ym, po Dalekim Wschodzie 'mieszkaliśmy' na
statku, Diamond Princess, który był sześć razy większy od Stella Solaris. To jest już małe pływające miasto,
na którym normalnie 'zamieszkuje' ponad 4 tysięcy ludzi. Jest na nim 19 pokładów( 'pięter'), 4 poniżej poziomu
wody i 15 powyżej. Jest tam Teatr, który mieści ponad tysiąc widzów, z spektaklami na miarę Hollywoodu,
5 basenów, Casino, centrum handlowe naokoło 4 piętrowego Atrium, galerie sztuki, własny szpital, ponad 10
restauracji, Disco-Club na najwyższym poziomie, kort tenisowy i nawet mini-golf. Większość kabin, tak jak i
nasza, miały pełną łazienkę z wanną, mały salonik z telewizorem, przy połączonej sypialni, i prywatny
wygodny taras.
Przeważnie, statek płynie nocami tak, że dni są przeznaczone na zwiedzanie.
Diamond Princess. Pływające miasto
O podróży do Chin mówiliśmy już od kilku lat. W planach mieliśmy polecieć tam na Olimpiadę.
Dowiedzieliśmy się jednak, że bilety dla obcokrajowców mają być w granicach 2 do 5 000 dolarów, za jeden
dzień. To mnie szybko przekonało, że zasadniczo chodziło nam więcej o zwiedzanie, architekturę, zabytki, ich
historię i kulturę, niż igrzyska. Tak, że poszerzyliśmy nasze plany i to z mniejszymi kosztami.
Zamiast wyłącznie do Chin, podróż składała się z trzech wycieczek, i to po różnych krajach Dalekiego
Wschodu. W Chinach podróżowaliśmy samolotami i autobusami po lądzie, a na rzece Jangcy, czekał na nas
czterodniowy rejs, a w trzecim etapie 10-cio dniowa morska podróż na 'Diamiond Princess'.
Zaczęliśmy podróż 27 września, i wróciliśmy dokładnie miesiąc później. Po 15-to godzinnym locie, nad
Jukon, Alaską i Kamczatką, dotarliśmy tego samego dnia, do Pekinu. Goniło za nami słońce.
Muszę tu podkreślić, że plany podróży są skrupulatnie przygotowane, co do godziny, przez firmy, które
organizują te wycieczki i przez agentów podróży, włącznie z przelotami, wizami, połączeniami, hotelami i
posiłkami.
Zawsze zatrzymywaliśmy sie w luksusowych hotelach, które dorównywały najlepszym na zachodzie.
Jedliśmy w najlepszych restauracjach, często połączonych z imponującymi folklorystycznymi spektaklami.
W Pekinie zatrzymaliśmy się tylko na dwa dni aby zwiedzić Wielki Mur i Pałac Letni .
Następnie samolotem przelecieliśmy do Xi'an, gdzie 'spotkaliśmy' Terakotową Armię, tysiące 'glinianych'
żołnierzy i setki koni, bardzo realistycznie wykonanych. W Chongqing, zanim załadowaliśmy się na statek
rzeczny, Victoria Rose, poszliśmy do miejscowego Zoo, aby zobaczyć urocze niedźwiadki Panda.
Yangtze jest najdłuższą rzeką Chin. W jej dorzeczu żyje ponad 400 milionów ludzi. Na niej kursują tysiące
statków, setki oceanicznych, 24 godziny dziennie. Zaczęliśmy czterodniową podróż, na Yangtze, na statku Victoria Rose,
od Chongqing. Nigdy nie słyszałem o tym mieście, a ma ono 32 miliony mieszkańców. Po drodze zwiedziliśmy
C1. SUMA SUMMARUM 419
_________________________________
historyczne miasta Fengdu. W Wushan przesiedliśmy się na prom, aby podziwiać spektakularne wąwozy i szczyty gór ,
na rzece Daning. Po przekroczeniu Zapory Trzech Przełomów, zakończyliśmy rejs w Yichang .
‘Victoria Rose’ służył nam przez następne cztery dni, jako Hotel-baza, z której organizowali nam
wycieczki do bardzo ciekawych obiektów. Płynęliśmy nocami a w dzień zwiedzaliśmy. W pierwszym dniu
podziwialiśmy zabytkowe miasto FengDu, miasto duchów. W następnym dniu, w Wuszan, przeprowadziliśmy
się na prom, a później nawet na tratwę, na zwiedzanie przepięknych wąwozów i cieśnin rzeki Daning, ze
stromymi górami po obu stronach, niektóre ponad 3000 metrów wysokości.
Flota rzeczna na Yangtze.
Największą atrakcją
to była jednak gigantyczna
Zapora Trzech Przełomów. Jest
to najdroższy projekt na świecie
i jest już największą
hydroelektrownią na świecie.
Zaoszczędzi ona 31 milionów
ton węgla rocznie. Przepływając
przez nią byliśmy świadkami
końcowych robót. Przed tamą widzieliśmy ludzi, którzy rozbierali swoje domy, cegła po cegle, aby je
odbudować kilka metrów wyżej. A poziom wody w zalewie rósł na naszych oczach.
Zapora Trzech Przełomów w czasie budowy.
C1. SUMA SUMMARUM 420
_________________________________
Po tej wycieczce, dojechaliśmy autobusem do Wuhan, gdzie się przenocowaliśmy. Następnego dnia
wróciliśmy do tego samego hotelu w Pekinie. W następnych dwóch dniach zwiedziliśmy Zakazane Miasto i
Plac Tiananmen. 6-go października pożegnaliśmy Pekin.
Chiny były dla nas rewelacją. Zwiedzaliśmy i podróżowaliśmy dużo, ale to tylko ułamek tego
olbrzymiego kraju, miliarda i trzystu milionów ludzi. To, co widzieliśmy to kraj kapitalistyczny. Niby ustrój
komunistyczny, ale nie spotkało nas nic podobnego, co doświadczyłem w Polsce przed 1989 rokiem. Miasta
takie jak Pekin, Szanghaj, Chongqing, Hongkong to nowoczesne miasta europejskie. Gdziekolwiek
spojrzeliśmy to jeden duży obóz budowy. Drapacze chmur, autostrady, tamy, metra. Budują dużo, sprawnie i
troszczą się o architekturę i środowisko.
Dumni są ze swojej kultury, ich cywilizacja jest starsza od naszej, i pod wieloma względami nawet
przewyższa naszą. Ludzie pracowici, sumienni i cierpliwi. Spotkaliśmy Chińczyka, w podeszłym wieku, który
pracował nad małą statułką wymiarów kciuka. Zapoczątkował to dzieło, kilkadziesiąt lat temu, jego ojciec.
Co mnie jednak przeraża, to nie komunizm, ale sygnały rodzącego się nacjonalizmu.
Pekin. Tiananmen Skwer. Na horyzoncie zanika portret Mao Tse-tung.
Z Pekinu, po 2 godzinach dotarliśmy do portu Xingang, gdzie na nas czekał Oceaniczny Okręt,
luksusowy pływający hotel, Diamond Princess.
Tego samego wieczoru zaczęliśmy trzecią część naszej wycieczki. Odwiedziliśmy Szanghaj, Okinawę,
Tajwan, Hong Kong, Wietnam, Singapur i Bangkok.
Dla wielu jednak, sam statek jest celem wycieczki. Jest tam na nim tyle ponęt i ciekawostek, że nie
wystarczy tydzień, aby to wszystko doświadczyć i zwiedzić.
C1. SUMA SUMMARUM 421
_________________________________
Więcej, bo całe to 'państewko' pędzi z szybkością 21 mil morskich na godzinę. Dla wielu nieważne,
dokąd...
Do innych równie ciekawych morskich przygód zaliczamy podróże po zachodnim Morzu Śródziemnym. W
1995 roku, nasi przyjaciele Martin i Helen O'Connell, zaprosili nas, aby im towarzyszyć w wycieczce po Morzu
Śródziemnym, z okazji 50-ej rocznicy ich małżeńskiego pożycia. Po drodze zwiedzaliśmy Rzym, Neapol, Maltę,
Korsykę, Barcelonę, Monte Carlo i Florencję.
W 2004 roku pływaliśmy po Bałtyku. Zaczęliśmy wprawdzie od Anglii, od Dover. Ale z stamtąd do Oslo,
Kopenhagi, Sztokholmu, Helsinek, Petersburga i Tallinna. Petersburg bezwzględnie był szczytem przygód podczas tej
wycieczki. Smutne, ale, mimo że po drodze, nie zatrzymaliśmy się w Gdańsku. Wróciliśmy do Anglii. a stamtąd do
Toronto.
Mieliśmy przynajmniej pół tuzina raidów po wyspach Karabiji i środkowej Ameryce. Bahamy, Barbados,
Trinidad, Jamajka, Martinique, Aruba, Antigua, Puerto Rico, kanał Panamy, Costa Rica, i Cancun w Meksyku. Podobnie
zapowiada się następna, po Karibijach, pod koniec listopada, z całą rodziną.
Dzisiaj taniej można wycieczkować na statkach, niż podróżować po lądzie.
W międzyczasie mieliśmy również kilka ciekawych wycieczek lotniczych i po lądzie. W 2004 roku byliśmy na
ślubie Kingi, córki Elżbiety i Piotra Michno na Kubie. Bardzo ciekawe i egzotyczne wydarzenie.
W następnym roku uczestniczyliśmy również w uroczystościach ślubnych Tomka Freymana, syna naszych
przyjaciół, w Devonshire, w Anglii. Tomek zapoznał swoją żonę, Alice Babington-Hill. kilka lat przedtem, jak pracowali
w Moskwie.
Wracając, chociaż nie było to po drodze, zatrzymaliśmy się w Paryżu, a później w Marbelli, w Hiszpanii, gdzie
zaprosili nas do swego imponującego Pied-a-Terre, państwo Marian i Ula Rzeźnik z Wrześni. Podczas tego pobytu
poświęciliśmy jeden dzień na wycieczkę do Gibraltaru i do Maroka.
Maroko. Od lewej, Ula, właściciel bazaru, Marian, Lena i ja
C1. SUMA SUMMARUM 422
_________________________________
Gibraltar. Przy pomniku Gen. Wł. Sikorskiego
Galeria zdjęć z podróży…
2003.Kanał Panamy.
Lena i ja z Kapitanem. 2003
C1. SUMA SUMMARUM 423
_________________________________
4 piętrowe Atrium. Oszklona winda po lewej.
Kabina z łazienką, tarasem, TV, mini-bar i biurkiem
2001. S tefan przy Basenie na 10 pokladzie
Matt, mój wnuk, wygrał pięć medali w ping pongu
Przystanek w Jamajce, ze Stefanem i jego rodziną
C1. SUMA SUMMARUM 424
_________________________________
Na tratwie, na rzece Daning. Chiny. 2008
2004. Na Bałtyku. Przy naszym stole wszyscy
Amerykanie(z Kalifornii i z Nowego Jorku). Trzech
prawników, dwie lesbijki(też ‘prawniczki’),
wszyscy przyjaciele Busha, a my nie...
2004. U Oleńki i Jana Faryaszewskich w Paryżu, z
Joanną Freyman.
C1. SUMA SUMMARUM 425
_________________________________
2004 ponownie w Rosji, chociaż nie łagiernik, ale turysta....
Przed Bazyliką w Petersburgu.
C1. SUMA SUMMARUM 426
_________________________________
2004. Lena w Sztokholmie. Urodziła się niedaleko stąd.
2004. A ja pod wieżą Eiffel
...a przedtem w Helsinkach.
C1. SUMA SUMMARUM 427
_________________________________
Marzymy o następnych podróżach. We wrześniu, mam nadzieje, odwiedzimy Wrześnię, Toruń i stolicę, i
mam nadzieję Wilno. A później jak już wspominałem rodzinna wycieczka statkiem po Karibijach. A w lutym
planujemy narty na Olimpiadzie w Whistler. I przejazd nową kolejką liniową ze szczytu Whistler na drugi
szczyt Blackcomb.
Gondola 'Peak 2 Peak' (ze szczytu na szczyt)ma największą rozpiętość między słupami(3,024m), i
najwyższy punkt ponad gruntem poniżej(436m), na świecie.
Peak 2 Peak Gondola. Whistler, Brytyjska Kolumbia, Kanada .
C1. SUMA SUMMARUM 428
_________________________________
2011. ‘Oasis on the Seas’.
Mozolę się nad tymi Pamiętnikami blisko 10 lat, a świat nie czeka.
W tym to czasie, w ostatnich 10-ciu latach, w małej Finlandii, zbudowano kilkanaście największych okrętów w
historii. Największy i najbardziej rewolucyjny, szczyt ludzkiej wyobraźni i twórczości, ‘Oasis on the Seas’, ma 226 000
ton, 16 pokładów nad wodą i 4 poniżej(w sumie sto akrów). Moloch, - pływające miasto... Mieszka w nim ponad 8
tysięcy ludzi. Jest na nim, teatr na 3000 ludzi, lodowisko na 1200 i teatr wodny na 1600. Casino, ponad 20 restauracji,
baseny, promenady, centra handlowe, parki(Cental Park ma ponad 12 000 drzew i egzotycznych krzewow) i korty
tenisowe.
W blokach hotelowych jest ponad 2700 kabin z pełnymi łazienkami, większość z dużymi tarasami.
Finnowie, mały naród, ale z dużą odwagą i polotem, zbudowali ten olbrzym w dwóch latach!
W marcu tego roku, bawiliśmy na tym statku 10 dni, niemal z całą naszą kanadyjską rodziną. W sumie 19-tu z
nas, włącznie z moją prawnuczką Clairą. Jesteśmy wciąż pod wrażeniem…
.
Brakuje na tym zdjęciu, Lyndy mojej córki(była wówczas na zabiegu w okrętowym szpitalu), i Czesi i Krysi, mamy i siostry Leny,
które mieszkają w dalekim Vancouver, nad Pacyfikiem(a my na Atlantyku).
C1. SUMA SUMMARUM 429
_________________________________
.Oasis on the Seas’. Promenada z widokiem na Teatr Wodny. Po obu stronach wieżowce hotelowe. Na horyzoncie Atlantyk.
Central Park. Tysiące egzotycznych drzew, krzewów i łany kwiatów. Ciekawe kawiarenki i ‘boutiqui’.
Następną morską wycieczkę planujemy na Adriatyku, dla naszych rodzin, - polskich i kanadyjskich.
C1. SUMA SUMMARUM 430
_________________________________
4. Pomysły, domysły i ‘widzimisie’.
Pomysły i Okazje, które wykorzystałem.
Zycie ta jakby kalejdoskop, ustawicznych okazji i pomysłów, do wyboru i do wykorzystania, jak i
również wydarzeń i wypadków które powinniśmy unikać. Kłopot w tym jak je rozpoznać, wykorzystać, lub
ominąć?
Decyzja ucieczki, w marcu 1940r, z pod niemieckiej okupacji, okazała się w wyniku szczęśliwą decyzją.
Przeżyłem, osiągnąłem moje marzenia, jako pilot i jako inżynier-architekt, i zawiązałem swoją rodzinę.
Wielu dopatrywałoby się w tym przeznaczenia i szczęścia, bo po drodze, mimo tylu ryzyk, zagrożeń i niezwykłych
sytuacji, przeżyłem.
A może odgrywała tu rolę intuicja, i siły duchowości i modlitwy?
Podobnie, interwencja u Generała Okulickiego, była kluczem do późniejszych moich losów. Dostałem się do
lotnictwa i dostałem się do Anglii, i stąd na studia.
Gdybym pozostał w Armii Andersa, nie wiem czy bym przeżył. Kompania, w której bym pozostał, miała
największe straty pod Monte Casino.
W 1956 założyłem rodzinę i zapoczątkowałem moją karierę niezależnego konsultanta. Tu już można zauważyć
wyraźniej wyniki własnej wyobraźni, przedsiębiorczości, emocjonalnej inteligencji i konsekwentnego wysiłku i pracy.
Osiągam...
Z klęski, w 1952, wyniosłem dobrą naukę, i do ponowienia próby, przygotowałem się konsekwentnie i należycie.
Kariera. – Multiwymiarowa.
W karierze ustawicznie szukałem nowych horyzontów, i 'sięgałem' ponad potoczność. Szukałem nowych
wyzwań, lub uprostrzeń istniejących.
Kreślarstwo, Inżynieria, Architektura, Budowa, Zarządzanie firmami i posiadłościami. Praca charytatywna.
U szczytu swojej kariery, osiągnąłem poziom energii, napięcia i sprawności, i pędu ,dzięki, którym działałem jakby na
kilku równoległych poziomach, Bytach. Jako konsultant, (Koncepcje i Projekty), jako budowniczy(Budowa), i jako
Inwestor(w posiadłościach i na giełdach), i jako benefaktor(darczyńca w pracy charytatywnej).
Tworzyłem jakby swoje 'alter-ego', prawne 'osobowości', firmy ze specyfistycznymi zadaniami. Tak, że 'L C
Bachorz Associates' była odpowiedzialna za projekty i rysunki, 'Total Engineering' za budowę, 'Rhydwen Apts Ltd' to
spółka z Mieńkowskim, która wybudowała blok mieszkań dla ubogich i zarządzała tym przedsięwzięciem, ‘Frontenac
Village' w Kingston to firma, która zbudowała 88 luksusowych mieszkań dla bogatszych klientów. Podobnie , ‘Laurentian
Village' w Sudbury, i kilkanaście innych.
Pieczęcie wielu moich firm(moich alter-ego)
Tworzyłem także swoich własnych klientów. Organizowałem grupy ludzi, które potrzebowały mieszkań
dla swoich rodzin. Znalazłem i załatwiałem dla nich kupno posiadłości, środki finansowe i prawne. Moja firma
C1. SUMA SUMMARUM 431
_________________________________
korzystała, bo projektowaliśmy i budowaliśmy dla nich.. A oni stawali się niezależnymi właścicielami tych
obiektów. Więc dużo satysfakcji dla wszystkich. W rezultacie wszyscy wygrani.
Podobnie z wynalazkami. Nie ubiegałem się szczególnie o to, aby moje pomysły były patentowane.
Ale przydarzyły się wypadki, kiedy wypracowywałem patenty 'na zamówienie'.
W pierwszym, dwoje młodych ludzi, Bill Gardiner i John Fleming zgłosili się do mnie, aby
zaprojektować im produkt, który powinien być ekskluzywny dla ich komercjonalnych potrzeb, a więc
opatentowany i aby oni mieli wyłączność w jego sprzedaż. Chodziło tu o produkt w dziedzinie budowlanej,
drewnianych wiązań na dachy.
Sam pomysł nie wymagał dużo wyobraźni. Oprócz opatentowania, wymagał jednak również i
zatwierdzenie przez władze federalne, które wymagały, aby ten system był dokładnie sprawdzony.
Wypracowałem prosty sposób testowania, na który władze, nie tylko się zgodziły, ale nawet pozwoliły nam
używać ich laboratorium na te cele. Sprzyjało to moim klientom, bo mieli ograniczenia finansowe.
Po kilku miesiącach produkt ten został zatwierdzony i opatentowany. Nazwali ten system Trussco i założyli
firmę pod tą nazwą. Rozbudowali ją, tak, że po kilku latach mieli ponad sto dwadzieścia placówek rozsianych
od oceanu do oceanu, które sprzedawały ten system. A moja firma miała kilkanaście lat zamówień, aby ich
obsługiwać. Dało to stałą pracą na te lata dla jednego inżyniera i jednego kreślarza.
W początkach 60-tych zbudowałem bardzo prosty system słonecznego ogrzewania basenu w Laurentian Village
w Sudbury. Powtórzyłem to w basenie przy Chacie. Wciąż funkcjonuje i zaoszczędza mi kilkaset dolarów rocznie
Rzetelność na sprzedaż.
Cenię swoją niezależność i nie umiem dzielić się autorytetem. Wielu klientów szukało we mnie partnera. Wydaje
mi się, że nie jestem dobrym materiałem na partnera. Mimo to miałem ich kilku, i zastanawiam się, dlaczego wszystkie z
tych partnerstw wyszły niezwykle pomyślnie, bez nieporozumień.
Rzetelność i wiarogodność stały się moim firmowym symbolem. Mógłbym nawet powiedzieć, że rzetelność była
moim podstawowym 'produktem'. Klienci powierzali mi swoje zadania i marzenia, bo mi ufali. Próbowałem również, tak
jak nakazała babcia, abym był lubiany. Ludzie wierzyli mi i mnie lubili.
Praca w otoczeniu ludzi, których się lubi i do których ma się dużo poważania i zaufania, jest przyjemnością i
owocuje w lepsze wyniki.
W doborze moich współpracowników, tak jak i doborze moich partnerów, a nawet i klientów, ich
uczciwość rzetelność była podstawową cechą, których sie u nich doszukiwywałem... Często zabrało mi
miesiące, aby wypełnić braki w moim zespole. Szukałem u nich tych samych cech, co ceniłem u siebie.
Rzetelność, praca, a później talent i doświadczenie.
Gdy miałem za dużo zamówień, to raczej niż powiększać swoją ekipę, oddawałem pracę innym firmom,
nawet konkurentom, raczej niż tworzyć zamieszanie w podstawowym zespole...
Jestem szczególnie dumny z tego, że udało mi się osiągnąć tyle, uczciwie, rzetelnie, bez łapówek.
Często wymagało to odwagi i poświęceń. Jednak udało mi się bez przekupstwa. Nigdy, również, nie
dopuściłem abym sam, lub też żaden z moich współpracowników, nie uległ pokusom i uległ 'zachętom' od
dostawców i kontraktorów...
Nienawidzę korupcji, łapówek, układów i szantaży.
C1. SUMA SUMMARUM 432
_________________________________
Kultura korupcji sięga daleko do historii. Michał Anioł zdecydował się przyjąć odpowiedzialność nad
budową Bazyliki św. Piotra, za jednego lira rocznie, pod warunkiem, że inni uchronią go od natręctwa
lichwiarzy.
Nie podejrzewałem, że w krajach cywilizowanych takich jak Anglia czy Niemcy, było miejsce na
łapówki. Jednak, mój ojciec zawdzięczał swoje życie temu, że jego kuzynka, Driemel, przekupiła Gestapo.
Ojciec Patrycji, mojej pierwszej żony, był masonem. Wypowiadał się poufnie jak, dzięki swoim wpływom i
układom, mogli się dzielić 'łupami'...
W Polsce musiałem zlikwidować swoje biuro, bo bez łapówek, czy też podejrzliwych układów, nie
można było nic zbudować. A potrzeby były bardzo wyraźne, i z korzyścią dla kraju i moich klientów.
Kanada również nie jest wyjątkiem. Spostrzegłem to wcześnie
w mojej karierze. Byłem tym zaskoczony i zacząłem kampanię, aby to
zwalczać. Nie upłynęło dużo czasu, kiedy mój klient Chris Stavro,
ostrzegł mnie: 'Les, albo chcesz mieć głowę na karku, albo zostaniesz
bez głowy'. Wygodniej oczywiście z głową, więc zaprzestałem...
Lata później przyglądywałem się losom naszych rodaków w
USA, Marcie Stewart i Denisowi Kozłowskiemu. Oboje dorobili się
setek milionów dolarów, ale oboje znaleźli się w więzieniach, w
konsekwencji swojej 'nierzetelności'...
L. Dennis Kozłowski urodził się, tak jak i Martha Stewart, w New Jersey, w USA.
Pochodzi z zubożałej rodziny średniej klasy. Skończył studia w mało znanym
katolickim Uniwersytecie. Ma 56 lat.
Moc Jednego. 1=2+
W naszym biurze, 'Studio', próbowałem stworzyć atmosferę wyzwania, twórczości. Każdy w swojej dziedzinie
był niezależnym i odpowiedzialnym za swoją pracę. Unikałem 'nad-talentów' i 'tłumu'. Każdy z współpracowników rościł
sobie prawo do 'własności' do 'swego' projektu. Projektant widział ten budynek, jako jego własny. I tak i kreślarz i ten, co
nadzorował budowę. Tak jak i ja.
Nasz system oparty na małym zespole ekspertów okazał się niezwykle sprawnym. Jednego roku w połowie
siedemdziesiątych, miałem sposobność porównać nasze wyniki z firmą budowlaną, która w tym to roku wybudowała,
normalnym tradycyjnym systemem, taka sama ilość projektów, jak myśmy wybudowali naszym systemem. Różnica w
tym, że u nich pracowało 52 pracowników, a u nas 9-ciu. Więcej, bo my projektowaliśmy wszystkie nasze projekty, gdy u
nich projekty były wykonywane przez niezależne firmy architektoniczne.
Koszty budowy w naszym systemie były również dramatycznie niższe. W kilku wypadkach ponad 40%
oszczędności.
Często, w umowach dodałem klauzulę, aby 20% lub 30% tych oszczędności, klient przeznaczył na charytatywne
cele, mego wyboru. Rzadko do tego dochodziło. Klient uznawał, że to jego pieniądze i przeznaczał je, jak uznał za
stosowne, albo, może, wcale.
Bolało nas to, bo pracowaliśmy z poświęceniem, aby to osiągać.
Jak wspomniałem już poprzednio, nasz system miał jednak ograniczenia. W naszym małym zespole
osiągnęliśmy maksimum sprawności. Powiększenie zespołu okazało się kontr produkcyjne. Pod koniec lat
1960tych, próbowałem, z pomocą zawodowych zarządców(MBA), pomnożyć ten podstawowy system, - nie
wyszło. Ostatecznie pomnażałem firmy, moje ‘alter-ego’, i powierzałem im specyfistyczne zadania. Wiele
zdezaktualizowało się i poszły na ‘wieczny odpoczynek’. Dwie lub trzy przekazuję moim potomkom
C1. SUMA SUMMARUM 433
_________________________________
Po co pośrednik?
Pracując u Anglin Norcross, spostrzegłem, że to firma pośredników, maklerów, a nie firma budowlana,
przynajmniej w tym sensie, jak ja sobie to wyobrażałem. Nie budowali, ale organizowali i pośredniczyli. A
Architekt, czy też Inżynier, który projektował te budynki, powierzał budowę, w imieniu właściciela, swego
klienta, pośrednikowi, który z kolei przekazuje to zadanie tym, którzy w końcu budowali. Stąd było wiele
miejsca do nieporozumień i nadużyć.
Mienkowski był swoim własnym budowniczym. Sprawdziłem, co może zbudować, przygotowałem
plany i dostałem pozwolenie budowy i pomagałem mu w budowie. Nie widzieliśmy potrzeby firmy
budowlanej, pośrednika. W Rhydwen, w 60-ciu mieszkaniowym bloku, gdzie byliśmy wspólnikami, znalazłem
działkę na budowę, przygotowałem plany, załatwiłem finansowanie, nadzorowałem nad budową, a później
zarządzałem tym projektem poprzez 40 lat. Chociaż tu miałem już własne biuro i pomoc współpracowników.
Cieszyłem się całkowitym zaufaniem Mienkowskiego, mego wspólnika.
Project Management. Zarządzanie Zadaniami. (także ‘B4.Kanada. Project Management’).
Pod koniec 50-ch i w początku 60-ch, zacząłem posługiwać się metodami zarządzania budowy, które później
nazwałem 'Project Management'.
Ten system budowy nie sprzyjał firmom budowniczym(‘General Contractors’) i widocznie skarżyli się
Stowarzyszeniu Inżynierów(APEO), że pracuję komercjonalnie, jako budowniczy, a nie, jako zawodowy Inżynier, a stąd
naruszam prawo(Engineering Act).
Dostałem od APEO list, który groził konsekwencjami utraty licencji, jeśli tego nie zaprzestanę.
W odpowiedzi podkreślałem, że nie pracuję, jako wykonawca, ale jako Inżynier-Konsultant, za honorarium ustalone w
przepisach Stowarzyszenia. że moim obowiązkiem, jako projektanta, jest nadzorowanie pracy firmy budowlanej. W
moim systemie robię to skuteczniej, bo mam bezpośredni dostęp do wykonawców, a nie do pośrednika. Również, moim
obowiązkiem w stosunku do klienta jest, aby wykonać to najbardziej ekonomicznie. A mój system miał w tym względzie
dramatyczne wyniki. Zaoszczędzaliśmy klientowi ponad 20% kosztów, a w kilku wypadkach nawet ponad 40%. Podobne
oszczędności były w czasie budowy.
Protesty nietylko ucichły, ale ciekawiej, bo kilka lat później Stowarzyszenie stworzyło nowy rodzaj dyscypliny
uprawniającej do członkowstwa - 'Project Managers', (Zarządców Projektów). Nie podziękowali mi za to...
W 1969 w USA powstał 'Project Management Insitute'.
Żałuję, że w naszym Stowarzyszeniu zabrakło pułkownika Medland, bo mógłbym spodziewać się od niego uznania za
mój wkład w tym tak ważnym sektorze gospodarki.
Dzisiaj, sprytnie, uzurpowali sobie ten system firmy budowlane. 'Pośrednicy' angażują Inżynierów i
Architektów i nazywają siebie 'Menadżerami Projektów'(' Project Managers').
1989 rok. Biuro w Warszawie.
W sierpniu 1989 roku, za radą, mego przyjaciela, Andrzeja Freymana, polecieliśmy z Leną do Polski. Pełen
entuzjazmu, oczekiwań i energii, otworzyłem biuro w centrum Warszawy jeszcze przed końcem tego roku. Nająłem
Architekta, Inżyniera i Konserwatora zabytków. Nazbierałem ponad siedemdziesiąt potencjalnych projektów.
Zdecydowana większość stanowiły zapuszczone pałace, klasztory lub inne historyczne obiekty. W planach miałem
odrestaurowanie ich, lub dobudowanie nowych elementów i przystosowanie ich na współczesne potrzeby, większość, na
rezydencje dla emerytów. Zapotrzebowanie było nadzwyczajne, bo wielu z zagranicy pragnęło wracać do kraju, lub
kupować ich dla swoich rodzin w kraju. A ceny wówczas były bardzo przystępne. Pomysł nie wypalił z przyczyn, o
których pisałem już w poprzednim rozdziale. Nie żałuję jednak tego. Poznałem dużo ciekawych i szlachetnych ludzi, i
odkryłem kraj.
W następnym roku wybór mego bratanka Celestyna na Burmistrza, skierował moją uwagę w strony rodzinne, do
Wrześni. I tu zaczął się następny mój Byt, następne moje Narodziny. Chyba najwznioślejszy z wszystkich...
C1. SUMA SUMMARUM 434
_________________________________
Fundacja Dzieci Wrzesińskich.
Pomysł Fundacji porwał mnie. Myśl ta zrodziła się podczas pobytu Celestyna, mego bratanka w Kanadzie.
Chociaż zapoznałem się z tym tematem jak pracowaliśmy z Henrykiem Gawrońskim w inicjatywie, obiektu sportowego
na Powiślu, który miął być realizowany z dzielnica Żoliborz.
Celestyn został wybrany na Burmistrza Wrześni zaledwie miesiąc przed przyjazdem do Kanady. Przyleciał, aby
poznać, jak funkcjonuje Demokracja i Wolny Rynek, i jak administratować w nowo stworzonym systemie samorządności.
Jego pobyt w Toronto wzbudził dużo zainteresowania. Miejscowi Polacy i Kanadyjczycy zgłaszali się, aby
pomóc. Byliśmy zaskoczeni. Elżbieta Wolska umówiła nas z dwoma burmistrzami pobliskich miejscowości , którzy byli
polskiego pochodzenia. Ewa Skórczyńska pisała o Wrześni w miejscowej prasie, a później nawet w Wiadomościach
Wrzesińskich.
Mr John Heleniak był wójtem ‘Oxford County’. Jego ojciec walczył pod Monte Casino. Na spotkanie z nim
dołączyła się do nas Elżbieta Wolska. Pomógł nam zawiązać partnerskie węzły między Wrześnią a miastem Woodstock,
gdzie burmistrzem był Ernie Herdeman. Dzisiaj Ernie jest Ministrem od spraw samorządowych.
Wątpię czy we Wrześni ktokolwiek o tym
pamięta?
W malowniczym miasteczku, Niagara on
the Lake, burmistrzem był 'Lord Mayor'
Yastrzemski. Umówiliśmy się na spotkanie.
Poprosiliśmy Ewę, aby się do nas dołączyła.
Burmistrz mówił słabo po polsku, ale poświęcił
nam dużo czasu. Kilka miesięcy przedtem skończył
budowę oczyszczalni ścieków. Zainteresowało to
Celestyna i notował skrupulatnie detale na ten
temat. Kilka lat później, z inicjatywy naszej
Fundacji, i oczywiście dzięki determinacji
Celestyna, Piotra Stankowskiego i Krystyny
Pośledniej, została zbudowana podobna
oczyszczalnia we Wrześni... Dostaliśmy za to
wyróżnienie i pomoc finansową, z najstarszej
organizacji kobiet w USA.
Ewa Wójcik, nee Skórczyńska
Dr Iwona Bogorya z Kongresu Polonii w
Toronto (pochodzi z Porajów i ma w swoim herbie
różę podobną do wrzesińskiej) szukała dla nas za
pomocą i za woluntariuszami. Pierwsi, państwo
Quilty, oboje nauczyciele, w 1991 roku, uczyli
angielskiego w naszym Studiu we Wrześni przez
pięć miesięcy. Później, ich syn Michael na tej
samej zasadzie uczył obsługi komputerów.
Państwo Quilty i Michael, tak jak i wielu innych kanadyjskich woluntariuszy, pokrywali całkowicie koszta
podróży związane z tymi programami.
C1. SUMA SUMMARUM 435
_________________________________
1990. Toronto. Od lewej: dr Szozda, Mary Jo Quilty, A Kennedy,
dr Iwona Bogorya, Paul Quilty, autor.
Później pojawiły się inne inicjatywy, konkursy piosenki religijnej emitowane na krajowej telewizji,
konkursy języków, konkursy upiększania Wrześni, programy dla niepełnosprawnych, Mojej Małej Ojczyzny,
Komputera i Internetu, Matko Buduj, Akademii Internetu, Eko Wrześnica, doroczne wyróżnienie 'Człowieka
Roku', itp.
Tyle energii, tyle entuzjazmu i tyle osiągnięć... Często zastanawiam się, pracując w swoim zawodzie,
jako Inżynier-Architekt, miałem nie tylko dużo satysfakcji i uznania, ale klienci zato mi płacili, a dlaczego
praca i poświęcenia w pracy charytatywnej dają mi więcej uciechy i zadowolenia? Mimo że to jest połączone z
poważnymi kosztami...
W mojej pracy dla Fundacji, dla MMO, chodziło mi przedewszystkiem o przekazywaniu pomysłów i
mechanizmów, z którymi zapoznałem się na Zachodzie. Niemniej jednak, utrzymanie Studia, komputerów, i
kosztów pomocy konkursów, były połączone z wydatkami.
Może nie wypada, o tym wspominać, ale mówiliśmy na temat kosztów utrzymania Fundacji przez
ostatnie kilkanaście lat, z Dyr. Suchorskim, wiceprezesem Fundacji. Oceniał je na 50 tys. zł. Moja kontrybucja,
jednak, była blisko dziesięć razy tyle, w gotówce, nie licząc pomocy z Kanadyjskiej Ambasady, Polskiej
Telewizji, Ligi Kobiet z USA, i pomocy z miejscowych źródeł i nie licząc kosztów hoteli, przelotów, kosztów
pracy moich pracowników w Toronto, i mego czasu... A ile jest wart mój czas? Mój doradca, prawnik, Martin
O'Brian liczy mi 550 dolarów za godzinę. Dodam, że płacę mu bez zastrzeżeń. W Polsce zabrało kilka lat aby
zarejestrować naszą Fundację, a Martin załatwił mi podobną tu w Kanadzie w trzech dniach. A mój czas, to mój
'produkt', i przepisy oceniają go na 300 dolarów za godzinę... Więc dodam, chociaż nieskromnie, biorąc to pod
uwagę, że mógłbym ocenić mój wkład do dobra interesów Mojej Małej Ojczyzny, w skali ponad miliona
złotych..Zależy mi aby Fundacja przeżyła, i kontynuowała swoją misję.
C1. SUMA SUMMARUM 436
_________________________________
Pomysły i Okazje, których nie wykorzystałem.
Są marzenia, są pomysły i są okazje.
Okazji dopatrywałem się na każdym kroku. Pomysły rodziły się, na co dzień.
Z biegiem czasu wypracowałem sobie prostą formułę jak je oceniać? Którym warto się przyjrzeć, a które wyrzucić do
kosza? 100:10:1. Przyjrzeć się stu, wypracować dziesięć, aby móc osiągnąć, lub zbudować jeden!
Zawsze, marzyłem (w czasie niesennych nocy), szukałem i dopatrywałem się pomysłów, inicjatyw, okazji.
Ubolewam jednak, że nie doceniłem najważniejszych. Tym bardziej, że ich obraz był nawet dość wyraźny. Trudno mi
nawet pojąć konsekwencje tego.
Kilka powoduje wyrzuty sumienia . Ubolewam nad tym nieomal każdego dnia.
Jedna dotyczy mojej rodziny, druga mojej kariery, a trzecia historii Mojej Małej Ojczyzny, Wrześni.
Sąsiad Prymasa.
W początkach 60-ych zacząłem szukać za małą farmą, blisko Toronto. Chciałem, aby moje dzieci wychowały się
na świerzym powietrzu, w naturalnym środowisku, na wsi, tak jak ja... Ale mój znajomy, klient, który zajmował się
pośrednictwem sprzedaży nieruchomości, Joe Skapura, namówił mnie abym kupił 2.5 hektarową działkę, 30 km od
centrum Toronto. W 1962 roku kupiłem tą działkę. Farmy już wówczas były za drogie, bo Toronto rozwijało się
dynamicznie i coraz bliżej. Były na tej parceli setki, tysiące tui i cedr, czarujący las, jakby katedralnych wieży. Uwiodło
mnie to i kupiłem, bardzo tanio(za 9, 500 dolarów) i zacząłem marzyć o moim domu, mojej 'świątyni', dla mojej żony
Patrycji, dla moich Dzieci, dla siebie...
Miałem już wstępne szkice, kiedy, wkrótce potem, pojawiła się w moim biurze pośredniczka z propozycją kupna
domu, również na 2.5 hektarowej działce, ale w samym centrum miasta, w najbardziej prestiżowej dzielnicy, Rosedale, na
Beaumont Road, po przeciwnej stronie doliny od mego studia. -15 minut spacerem do mojej pracy. Cena była przystępna,
i dogodne warunki, - 183 000 dolarów kanadyjskich. Właściciel, Walter Gordon, sprzedawał tą rezydencje, bo został
mianowany ministrem finansów w gabinecie Lester Pearson i zdecydował przeprowadzić się do Ottawy.
Podałem ofertę kupna, ale uwarunkowaną, że będę mógł podzielić tą parcelę na kilka działek. Oferta nie została
przyjęta. Pośredniczka nie dała mi szans na to, aby negocjować, dogadać się z właścicielem, chociaż byłem gotów
zapłacić pełną cenę, bez warunków, bo cena była bardzo przystępna. Moimi sąsiadami byłby Prymas Kanady, kardynał
Carter i popularna w Kanadzie gwiazda popularnej muzyki Gordon Lightfoot.
Później dowiedziałem się, że pośredniczka sama kupiła tą posiadłość, wbrew etycznym a może nawet prawnym
przepisom. Po kilku latach sprzedała tą posiadłość za 11 milionów dolarów...
Żal mi tu, nie tyle tych milionów, ile tego, że środowisko, gdzie tu przez ostatnie 40 lat buduję swoją 'Świątynię',
okazało się, jak się dowiedzieliśmy lata później( za późno), nie było sielankową wsią, ale podmiejskim gniazdem
nierobów i dilerów narkotykami. Zabrało nam lata zanim się zorientowaliśmy. Nie byliśmy na tyle czuli, aby to spostrzec.
Środowisko to pozostawiło wyraźne ślady u naszych dzieci aż do dzisiaj. Nie pomogły lata prywatnych szkół i setki
tysięcy dolarów, aby to naprawić...
Strumień pomysłów i okazji.
W latach sześćdziesiątych, moja kariera osiągała nowe horyzonty. Miałem w biurze coraz więcej zamówień.
Projektowaliśmy i budowaliśmy. Nabrałem nowej energii i dynamiki. Osiąganie stało się moim 'modus vivendi'. Pomysły
i inicjatywy zradzały się, na co dzień. Byłem w stanie ustawicznego naprężenia i gotowości na nowe inicjatywy i nowe
'przygody'.
W następnych kilku fragmentach pragnę przedstawić, jak z jednej zabawnej 'mrzonki', powstał cały
łańcuch innych. Bez oszałamiających wyników, ale przykładów, pomysłów, okazji i prób ich zrealizowania.
C1. SUMA SUMMARUM 437
_________________________________
Kapitan Nemo.
Pod koniec lat sześćdziesiątych, zakotwiczył w porcie Toronto, dwumasztowy szkuner, 'Captain
Knickle'. Był zbudowany w stoczni w Lunenburgu, w Nowej Szkocji, w 1926 roku. Łódź ta była bliźniacza z
'Bluenose', słynnym kanadyjskim żaglowcu, który zwyciężył wiele rejsów z Amerykańskimi szkunerami.
'Captain Knickle', tak jak i zresztą, Bluenose, byli statkami towarowy dla przewożenia drzewa. Teraz nie było
na to potrzeb. Bluenose stał
się narodowym zabytkiem i
pływającym muzeum.
A właściciele Captain
Knickle zdecydowali się
jego pozbyć. Przypłynął ten
szkuner tu do Toronto, z
Quebeku, gdzie był
wyposażony w nowe żagle.
Miał ponad 35 metrów
długości i blisko10 metrów
szerokości. Nie wiedziałem
o tych detalach aż
przypadkowo ujrzałem go
przy molo w porcie.
Od razu, jak na niego
spojrzałem, przyszedł mi na
myśl, Nautilus i Kapitan
Nemo. Miałem już
zabytkowe organy,
brakowało mi 'Nautilusa'.
'Bluenose', słynny Kanadyjski szkuner, bliźniaczy statek 'Captain Knickle'
Organy kupiłem kilka lat wcześniej, aby wmontować je do swojej 'bazyliki'. Polubiłem muzykę
organową chyba od momentu 'Ave Maria' w Farze, 30 lat temu. Nie nauczyłem się jednak grać, ale to później. Wyobrażałem sobie siebie przy tych organach, i - Toccatę Bacha...
Wizerunek Kapitana Nemo, przy organach, wciąż pozostał w zakamarkach moich marzeń... Chociaż
bardziej porywała mnie myśl pracy w tej to atmosferze. Co za wspaniałe środowisko dla naszego zespołu, dla
naszej pracy. Nowe spojrzenie na nasze kariery. Nadałoby to naszym zadaniom wymiar twórczej, raczej niż
zawodowej pracy, nowe źródła wyobraźni i polotu...
Dwa lub trzy razy do roku wypływalibyśmy, pod pełnymi żaglami, z naszymi rodzinami i naszymi
patronami, przez zatokę na szerokie wody jeziora Ontario. Co za wspaniała promocja dla dla nas , no i
dlaToronto. Bo nam jako zawodowym , przepisy nie pozwalały się reklamować.
Statek ten był na sprzedaż, za 35000 Dolarów. Pomysł, koncepcja, mnie uwiodła. Miałem do dyspozycji
prawie osiemset metrów! Na nasze Studio wystarczyłoby około 100 metrów, na 'kapitańską' kabinę, moje 'Pieda-Terre',(a może poprawniej, 'Pied-a- Mer') 60m, a reszta na salę i, - organy. Ta sala nadawałaby się na małe
ekspozycje, koncerty kameralne, oczywiście z organami, przyjęcia i podobne.
Dochody ze sprzedaży biurowego budynku, wystarczyłoby, aby wyposażyć ten statek na te cele. A
może nawet pozostałoby kilkadziesiąt tysięcy na inne ewentualności. Czynsz za molo byłby mniejszy niż
podatki własnościowe na Bloor str. Nie byłoby kłopotów z podłączeniem wody, kanalizacji i elektryczności i
telefonów.
Złożyłem ofertę na 29 tysięcy. Miałem wiele szans i dużo czasu, aby podnieść ta ofertę. Nie zrobiłem
tego. Poznańska sknera. Ponownie nawaliłem, nie wykorzystałem tak wyraźnej okazji. Zawiodłem swoje
marzenia i samego siebie..
C1. SUMA SUMMARUM 438
_________________________________
Znalazł się inny zapłacił pełną cenę.
A moje 368 organowych piszczałek, wciąż spoczywa w piwnicy, już teraz ponad czterdzieści lat i
czeka na następną okazję...
Szkunerowi, Captain Knickle, też się nie powiodło. Rok później rozbił się na rafach Bahamów, i
zatonął....
Zawiedziony, na pocieszenie, sprawiłem sobie 7.5 metrową żaglówkę, i nazwałem ją 'Fala'. Niestety za
mała na organy.
Ale myśl Nautilusa, mnie nie opuszczała. Szukałem za nim po Nowej Szkocji , Vancouverze, Florydzie
i Nowej Anglii. I w Bostonie, gdzie spotkałem Dawida Perott.
SS 'Cluade Debussy'.
Dawid ze swoim ojcem prowadzili biuro projektowania luksusowych jachtów. Pośredniczyli również w
sprzedaży nietylko jachtów, ale rozmaitych rodzaj statków, począwszy od łodzi ratunkowych do statków
oceanicznych. Dawid nie znalazł dla mnie Nautilusa, ale pewnego dnia prosił abym przyleciał do Bostonu, bo
ma ciekawą propozycję. Przyleciałem bezzwłocznie. Zawiózł mnie do portu i pokazał mi statek oceaniczny
'Claude Debussy'. Nie zrozumiałem, o co mu chodzi. To przecież nie Nautilus... Przywiózł mnie do biura i
zapoznał mnie ze swoim ojcem.
Mają ciekawą propozycję i chcą abym się do tego dołączył, jako partner.
Nie wiem skąd u nich to przekonanie, że mam aż takie środki, aby przymierzać się do takich multimilionowych
propozycji? Nie odmówiłem od razu, bo już wówczas miałem przeświadczenie, że jak pomysł dobry i projekt
dobrze opracowany i przygotowany, pieniądze zawsze się znajdą. Wielu klientów często się dopytywało czy
mam coś dla nich. Mój menadżer banku podobnie, często powtarzał, kiedy może mi 'dać' 'money'(pieniądze)?
Używałem najlepszych firm prawników i księgowych. Oni również reprezentowali 'duże pieniądze' starych
kanadyjskich rodów.
Claude Debussy był statkiem typu 'Ro-Ro'. Na swoim pokładzie mógł pomieścić 54 naczepy Tirów, bez
ciągników.
Bardzo dużo towarów z Europy z przeznaczeniem na północno-wschodnie Stany, przechodziło przez
Halifax. Porty w Bostonie i Nowym Yorku miały wysokie opłaty portowe i były opanowane przez
skorumpowane związki zawodowe. Z Halifaxu były one rozwożone pociągami towarowymi lub Tirami. Było
to jednak wciąż połączone z dużym kosztami.
Kilkadziesiąt mil na północ od Bostonu, Perottowie znaleźli mały port w Portland. Miał molo z
bocznicą kolejową, która idealnie nadawała się na 'Debussy'go'. - I bez związków zawodowych, i ....bez mafii.
Brakowało nam jednak dwóch podstawowych rzeczy: 'lokatorów', to znaczy firm transportowych, które
zgodziłyby się, aby korzystać z naszych usług, no i pieniędzy...
Zabrałem notatki i wróciłem do Toronto.
William Horsey.
Zgłosiłem się do Charlie Leonarda, menadżer mego banku. Mówi, że tego rodzaje projekty są poza jego
kompetencją, ale umówi mi spotkanie z kimś w centrali. Byłem zaskoczony, bo przyjął mnie zarządzający wice prezes
banku, William Horsey. Jego rodzina była właścicielem firmy Salada Foods i innych, chyba największych producentom
produktów żywnościowych w Kanadzie. I tak się złożyło, że była ona również naszym klientem. On o mnie nie słyszał,
bo tą firmą zarządzał jego syn Grant. Słyszał jednak o naszej pracy., a szczególnie o jednym bardzo prostym ale bardzo
skutecznym rozwiązaniu problemu który im dokuczał przez lata.
Jedna z ich wytwórni w Alliston niedaleko Toronto, produkowała frytki, a łupiny z tych ziemniaków wywozili na
pola blisko tego miasteczka. Kiedy te łupiny zaczęły fermentować to powstał fetor ciągnący się kilometrami od tych pól.
Gmina i mieszkańcy domagali się rozwiązania tej kłopotliwej sytuacji.
Zaproponowałem zbudowanie sieci galwanizowanych rur z otworami na powietrze, 30 cm poniżej powierzchni
C1. SUMA SUMMARUM 439
_________________________________
tego gnoju(błota) i ustawicznie pompować przez nie sprężone powietrze. I to grało. William Horsey o tym on wiedział i
pogratulował mi za to rozwiązanie.
Po tym się trochę rozgadał. Dowiedziałem się, że mimo swojego stanowiska, nie miał wyższego
wykształcenia. Dzisiaj to byłoby niemożliwe, mówi. Również, bardzo delikatnie, zwrócił mi uwagę, że
zaledwie kilka lat temu nie wyobrażał sobie, aby ktoś pracujący zawodowo odważyłby się ubrać w tak jasny
garnitur jak ja. Nie krytycznie, ale... Wszyscy w podobnych instytucjach, bankierzy, prawnicy, księgowi, wyżsi
urzędnicy, wszyscy pracowali w ciemno-niebieskich lub ciemnych garniturach, jakby w 'mundurach'.
Bo to niby symbol dyscypliny i obowiązkowości. Ja ubierałem się starannie, ale jako inżynier-architekt zawsze
z akcentem. Chciałem widocznie podkreślić, że mam trochę inne spojrzenie. A poza tym to przecież lato, tak że
jaśniejsze, - chyba logiczne...
Brygadier Matthews.
'Mr' Horsey żałuje, ale nie będzie mógł pomóc, bo bank nie jest upoważniony finansować tego rodzaju
działalności. Polecił mnie jednak swojemu znajomemu Brygadierowi Matthews. Brygadier był prezesem Canada
Permanent Trust, dość znanego funduszu powierniczego. Czułem się zaszczycony. Zameldowałem się niezwłocznie, w
jego wytwornym gabinecie, tym razem już w 'mundurze'. Był to bardzo przyjemny starszy dżentelmen, tak jak wówczas
przystało. na 'brygadiera', z angielskimi manierami i akcentem , chociaż z walijskim nazwiskiem. Zaproponował rytualną
'cup of tea'(filiżankę herbaty). A to sygnał, że ‘awansowałem’ w jego oczach. Zaczęliśmy 'gwarzyć'. Intrygowało mnie, że
on jak i 'Mr' Horsey to przecież ludzie 'establishmentu’, dlaczego więc marnują tyle czasu na błahe pomysły i na mnie.
Może na tyle bogaci, że nie potrzebują pracować?
Podczas tej pogawędki dowiedziałem się, że jest sąsiadem Horsey'a. Mieszkają w dzielnicy milionerów, Bayview
Av i Post Road. Mieszkał tam również, chociaż, później mój dawny pracodawca a później klient, Frank Lennox (alias
Franek Ziębowicz, kuzyn ks. Jankowskiego). Bo i on dorobił się dużych milionów.
Dom Brygadiera stał na blisko trzyhektarowej działce z kilkuset metrowym frontem na Bayview. Sama działka
była warta o wiele razy więcej niż jego dom. Mieszka na tej dużej posiadłości ze swoją żoną i myśli o emeryturze. Pyta,
co ja o tym myślę? Czułem się zaskoczony i uprzywilejowany, że mnie się radzi. Odpowiedziałem, ze jeśli pozwoli, to ja
sprawdzę rynek i przepisy budowlane i skontaktuję się za kilka dni.
Ze swojej strony mówi, że żałuje jednak i przeprasza, ale nie będzie mógł mi pomóc z Debussy. Polecił mi jednak
abym spotkał się z Andy Sarlos z Trade Trust.
Andy Sarlos.
Andy, Węgier z pochodzenia, był aresztowany w Budapeszcie podczas rozruchów w 1956 roku. Udało mu się
uciec i znalazł się w Kanadzie. Kiedy go spotkałem to już miał odpowiedzialne stanowisko w tej firmie. Później stał się
znany na światowych giełdach, jako 'Bay Street Budda'. Największą giełdę w Kanadzie popularnie nazywano 'Bay
Street', podobnie jak 'Wall Street' w Nowym Yorku. Zainteresowała go nasza inicjatywa, ale musimy znaleźć
użytkowników. David Perrot nawiązał już kontakty z trzema firmami transportowymi, dwie z nich kanadyjskie a jedna
amerykańska. Więc chodziło tu, aby sformalizować te układy.
Portland, Main. USA.
Poprosiłem mego prawnika Clay Hudson abyśmy polecieli do Bostonu i przypatrzyli się temu projektowi z bliska
i powiązali te luźne pętle. Zapytał czy może do nas przyłączyć się John Thompson, jego znajomy, który jest również
zainteresowany finansowaniem tego przedsięwzięcia.
W Bostonie spotkaliśmy się z Perrot, ojcem i synem, którzy zapoznali nas o postępach na bieżąco...
Po obiedzie David zawiózł nas do Portland. W Portland, Burmistrz z innymi prominentami, przyjęli nas niezwykle
uroczyście. Brakowało tylko flag i orkiestry. Byliśmy zaskoczeni. Upewniliśmy się o detalach, z którymi zapoznał nas
poprzednio David.
Wizyta to stuprocentowym sukcesem. Możemy liczyć na współpracę i pomoc lokalnej administracji.
C1. SUMA SUMMARUM 440
_________________________________
Halifax. Kanada.
Jeszcze tego samego dnia wylecieliśmy do Halifax, na wschodnim wybrzeżu Kanady. Następnego dnia
spotkaliśmy się z władzami portu. Bez niespodzianek, wszystko do uzgodnienia.
W budynkach portowych miał swoje biuro jeden z właścicieli kanadyjskiej firmy transportowej. Dawid zawiązał
z nim już wcześniej kontakty telefoniczne. Spotkaliśmy go tam przed obiadem. Tak, jest zainteresowany, ale nie gotowy
do żadnych formalnych układów. Dopytywał się o detale, ale nie dostaliśmy od niego nawet listu intencyjnego. A to dla
Sarlosa było minimum, i to przynajmniej od dwóch z tych trzech firm. Dawid był gotów złożyć ofertę kupna na ten statek,
nawet bez formalnych zobowiązań od tych firm. Wątpię jednak, czy jego ojciec by go w tym poparł.
Również w tych dniach skrystalizowałem swoją pozycję w tej grze. Zrozumiałem, że to jest wciąż nowe
terytorium dla mnie, za ryzykowne, wymaga głębokich kieszeni, a ja ich nie mam - i ja to 'Poznaniok'...
Wyczułem, że John Thompson to raczej pośrednik, a nie pryncypał. Podobnie Dawid, bez ojca. A Clay Hudson,
mimo, że to mój przedstawiciel, agent, za co mu płacę, ale raczej reprezentuje interesy swego kolegi.
Niemniej jednak zaproponowałem złożyć warunkową ofertę kupna tego statku. Zrobiliśmy to w imieniu firmy,
która miała powstać w przyszłości. David, John i ja podpisaliśmy intencyjną umowę, a Clay ma to sformalizować.
Po obiedzie spotkaliśmy się z prezydentem miasta. Przyjął nas z szacunkiem, ale nie tak uroczyście jak w Portland. Ze
statkiem będzie bez kłopotów.
Bardziej interesował go projekt odbudowy 'downtown' Halifaksu, zapuszczonej dzielnicy w śródmieściu, i
namawiał nas abyśmy się tym zainteresowali. Widocznie zrobiliśmy na nim dobre wrażenie.
Właściciele ‘Debussy’ nie zaakceptowali naszej oferty. Ostatecznie kupiły ten statek te trzy firmy
transportowe, które namawialiśmy, aby stały się naszymi klientami. Finansowała to przedsięwzięcie firma
Sarlosa . Projekt ten okazał się wyjątkowym sukcesem. Właściciele spłacili 'Debussy'go' w jednym roku.
A oto przykład mniej atraktywnego oblicza 'Wolnego Rynku'.
Mimo sukcesu tego przedsięwzięcia, nie żałuję jednak, że nie skorzystałem z tej okazji.
'Centrum' Ottawa.
W drodze powrotnej z Halifaksu do Toronto powróciliśmy do tematu, który chciał nam narzucić prezydent
Halifaksu, - odbudowy zapuszczonego śródmieścia tego miasta. Doszliśmy do przekonania, że nie tylko Halifax ale
wszystkie duże miasta Kanady, tak jak i w USA, mają podobne potrzeby, włącznie ze stolicą, Ottawą. Sam wyobrażałem
sobie coś w formie Centrum w Warszawie, setki sklepów pod jednym dachem z kilkadziesiąt piętrowymi biurowcami na
każdym końcu. Nazwałem tę ideę ' Centrum', tak jak w Warszawie. Porwała ich ta nazwa. Okazało się nawet, że
Federalny Rząd ostatnio przeznaczył na te cele poważne fundusze.
John Thompson znał osobiście prezydenta stolicy Ottawy. Zainteresował się tym tematem klient Clay'a, Brad
Chapman, który z kolei znał właściciela dużej posiadłości na głównej ulicy Ottawy, Bank Street, niedaleko od
Parlamentu. Po kilku dniach Brad zawiózł nas swoim samolotem do Ottawy. Spotkaliśmy się z burmistrzem i z
właścicielem tej dużej parceli. Na tej parceli stał duży supermarket z obszernym parkingiem. Okazała się ona kluczem
tego pomysłu. Imponowała im ta inicjatywa i spostrzegli, że wiarogodna. Widocznie znowuż zrobiliśmy dobre wrażenie.
Nazbierałem dużo planów i detali z Ratusza i tego samego dnia, chociaż po zmroku, wróciliśmy do Toronto .
W drodze powrotnej Brad zaproponował, abym przejął pilotaż samolotu. Był to dwusilnikowy
Beechcraft. Mimo, że było w nim dwa razy tyle instrumentów, co w Harvardzie, to szybko rozpoznałem te
zasadnicze. Z wyjątkiem startu i lądowania, kierowanie samolotem jest łatwiejsze niż autem. Nie ma tam ani
skrzyżowań, świateł lub korków. Tak że, po prostej, bez przeszkód, celowałem do Toronto. Kłopot jednak w
tym, że po półtorej godzinie lotu, zamiast nad lotniskiem w Toronto, znaleźliśmy się nad dużym jeziorem,
przypuszczalnie nad jeziorem Ontario.
Sytuację skomplikował dalej fakt że oprócz pilotażu, nawaliło i radio. Brad nie zdradzał paniki i po
kilku domysłach i próbach znalazł lotnisko i sam wylądował bezpiecznie w Toronto.
Wkrótce po tym sprzedał ten Beechcraft i kupił nowy, bezpieczniejszy i większy samolot, wciąż jednak
dwusilnikowy.
C1. SUMA SUMMARUM 441
_________________________________
‘Centrum Ottawa’ zapowiadało się obiecująco. Właściciel tej kluczowej parceli zdołał przekonać
sąsiadów, aby się dołączyli. Przygotowaliśmy koncepcyjne plany i sprawdziliśmy z miejskimi urbanistami żeby
nie zboczyć. Wydawało się, że byliśmy na dobrej drodze.
Niestety jednak projekt ten skończył się niespodziewanie i tragicznie. W kilka miesięcy później, właściciel tej
kluczowej posiadłości, jadąc na lotnisko swoim nowym Caddillac'iem, zjechał z jezdni, uderzył w drzewo i zabił się na
miejscu.
Pieds-a-Terre.
Nie zaniedbałem Brygadiera Matthewsa.
Przygotowałem interesującą propozycję Brygadierowi, która mogłaby służyć, jako prototyp serii nowych form
rezydencyjnych własności. Składała się ona z dwóch elementów.
Był to czas, kiedy już miałem wypracowaną koncepcję 'El Pueblo', wioski w śródmieściu.
W tym to czasie dojrzewała również i idea 'kondominium', formy spółdzielni mieszkaniowej.
W wyniku 'condo-wioska' na jego hektarach. Zbudowalibyśmy tam 'wioskę' z 82 raczej luksusowymi
rezydencjami, naokoło 3 lub 4 dziedzińców, z podziemnym parkingiem. Każda z nich miałaby kilka sypialni, salon,
jadalnie i kuchnię, minimum 3 łazienki, z małą biblioteczką i pokojem dla przyjęć z przyległym małym ogródkiem,
tarasem. Poza tym do wspólnego użytku byłby tam basen, pokoje do gier, bilard, mieszkania dla gości, większa sala dla
przyjęć, lub konferencji biznesowych. A więc mieszkania dla zamożnych takich jak on.
Ci zamożni mieli zwyczaj wyjeżdżać na zimowe wakacje najczęściej na Florydę, do Mexico, lub do Europy.
Tak się ciekawie złożyło, że i my, Patrycja i ja, byliśmy w wkrótce przedtem, w Mexico, jak i w Hiszpanii. W
Meksyku zatrzymaliśmy się w uroczym Taxco. Tam zrodziła się myśl El Pueblo. A kiedy zwiedzaliśmy Costa del Sol w
Hiszpanii, najpopularniejszym środkiem transportacji był tam wówczas jeszcze osiołek. A domek stylu 'adobe'(z cegły
suszonej) nad oceanem można było kupić za 2 000 dolarów.
Przypadkowo spotkaliśmy tam przedstawiciela holenderskiego Phillipsa. Phillips miał tam wówczas kilka
prosperujących wytwórni. General Franco nie pozwalał im jednak wywodzić zysków poza granice Hiszpanii.
Zdecydowali, więc inwestować te zyski w posiadłościach. Skupowali tysiące hektarów na Costa del Sol. Ich
przedstawiciel, którego zapoznaliśmy był odpowiedzialny za ten właśnie program.
Z Costa del Sol wywodzi się, więc druga część tej formuły. Komunalne 'Pied a Terre' dla właścicieli 'condowioski'... Byłyby one budowane w Mexico, na Florydzie lub w Europie w podobnej formie 'condo-wiosek', co w Toronto,
chociaż o skromniejszych wymiarach.
Brygadier, a przedewszystkiem jego żona, byli zachwyceni tym projektem. Zaledwie po kilku dniach
zainteresował tą ideą ponad dwudziestu potencjalnych klientów, z pośród swoich sąsiadów i znajomych.
W Meksyku proponowaliśmy zbudować to osiedle w małym miasteczku Asizi, nad jeziorem Chapala, niedaleko
Guadalajara. W tych terenach osiedliło się ponad 50 tysięcy Amerykanów i Kanadyjczyków. Tak, że wybór tej lokacji
wydawał nam się idealnym.
Późną wiosną przybył tu nawet Harold Elliott, mój prawnik, aby sprawdzić czy nie będzie
niespodziewanych przeszkód. Nie policzył mi za tę cenną usługę, mówił, że były to jego wakacje. Niestety nic z
tego nie wyszło. Pomysł był przedwczesny. Nie było jeszcze prawa regulującego kwestię kondominiów, a
lokalne władze nie były gotowe na to, by zmienić przepisy prawa przestrzennego i pozwolić na tego rodzaju
osadę.
Ironia w tym, że kilka lat później powstało na tym miejscu kondominium, nie skromne osiedle, jak w
mojej wizji, ale ośmiopiętrowy gmach.
Lekcja:, że pomysł wymaga odpowiednio trafnego terminu, nie za wcześnie i nie za późno. W języku
angielskim określa się to jednym słowem – timing – w odpowiednim czasie.
Dzisiaj na Costa del Sol budują tysiące, może setki tysięcy, podobnych pied-a-terre. Pola golfowe,
prestiżowe domy handlowe, nawet trasy narciarskie w pobliskich górach Sierra Nevada. Rano można jeździć na
nartach a po południu grać w golfa. W najbardziej ekskluzywnej Marbelli trudno znaleźć mieszkanie na
własność poniżej pięciuset tysięcy euro. Obok Kulczyka można tam znaleźć mieszkania przynajmniej trzech
Wrześnian. Mariana i Uli Rzeźników, naszych bliskich znajomych, którzy kupili tu jedno kilka lat temu i to nie
najtańsze.
C1. SUMA SUMMARUM 442
_________________________________
Gram w golfa w Costa del Sol, z Marianem Rzeźnikiem z Wrześni. 2004 rok.
Był jednak problem. Brygadier i ja byliśmy tego świadomi. Przepisy budowlane nie uznawały tego
rodzaju osiedli, 'condo-wiosek'. Wydawało mi się jednak, że Brygadier i jego wpływowi sąsiedzi mogą to
zmienić. Niestety tak się nie stało.
Później miałem podobne kłopoty z El Pueblo, ale znalazłem na to odpowiedź. Ale było to później...
Kilkanaście lat później powstał tam, na posiadłości Brygadiera, kilkupiętrowy blok - kondominium, - blok, ale
nie 'condo-wioska'. Każde z mieszkań sprzedawane były tam za ponad milion dolarów.
Jest to kolejny
dowód, że na sukces składa się
dobra lokacja i odpowiedni
czas. Mieliśmy idealną lokację,
i wspaniały pomysł, ale
przedwczesny. A na Costa del
Sol budują, dzisiaj setki
podobnych 'condo-wiosek’...
W jednej z nich, w Marbella,
gościli nas wcześniej tego roku
państwo Marian i Ula
Rzeźnikowie, nasi bliscy
znajomi z Wrześni.
Marian jest członkiem Rady
naszej Fundacji.
Condo-Wioska. Marbella. Costa del Sol,.Hiszpania
W tym wypadku, jednak, przedwczesny pomysł niezupełnie został zmarnowany. Projektowałem i
budowałem, później, kilka podobnych wiosek, chociaż bez 'Pied-a-Terre'...
C1. SUMA SUMMARUM 443
_________________________________
El Pueblo był pierwszym...
„Generał Patton”
Pozwolę sobie dodać jeszcze jedną ciekawostkę z tej kategorii okazji.
Clay Hudson był młodym prawnikiem i imponowały mu moje powiązania z takimi ludźmi, jak
brygadier i Horsey, chyba, dlatego, że były tam duże pieniądze.
Pewnego dnia zaprosił mnie do swojego biura z nową inicjatywą – wprost z Hollywood. Miał klienta,
który chciał sprzedać prawa do filmu o generale Pattonie, z gotowym scenariuszem i z kontraktem na
główną rolę, George’a C. Scotta. Myślał, że ja mógłbym stworzyć konsorcjum finansowe i wykupić tę licencję.
Bawiła mnie ta myśl, ale trudno było mi jednak wyobrazić siebie, jako producenta filmowego w
Hollywood. A gdybym odważył się wspomnieć o tym brygadierowi, straciłbym chyba całą swoją wiarogodność
a może nawet i swojego cennego klienta. Więc odmówiłem.
Sam film jednak okazał się niesamowitym sukcesem i zdobył siedem ‘Oscarów’, włącznie z nagrodą za
najlepszy film w 1970 roku.
'Wiadomości Wrzesińskie'.
Marshall McLuhan, kanadyjski uczony, znany jest ze stwierdzenia, że "medium jest przekazem"("the
medium is the message"), tj. środki komunikacji mają większy wpływ na ludzi niż sama przekazywana
wiadomość.
Ja bym nawet powiedział dobitniej: medium jest 'nakazem'...
W lutym 1990 roku mój bratanek Celestyn, zapoczątkował Wiadomości Wrzesińskie. Kilka miesięcy
później został wybrany burmistrzem. Pod koniec tego roku, on lub pani Maria Buta, której Celek przekazał
odpowiedzialność za tą publikację, proponowali mi, aby Fundacja Dzieci Wrzesińskich przejęła ten tygodnik.
Za symboliczna złotówkę...
Odmówiłem, bo uważałem, że wyłącznym zadaniem fundacji jest działalność charytatywna. Nie
wiedziałem wówczas, że ustawa pozwala fundacjom na działalność komercyjną, z tym, że zyski stąd
realizowane powinny być przeznaczone na cele charytatywne.
Miałem nawet trochę doświadczenia w tej dziedzinie, gdy w początkach osiemdziesiątych, jako prezes
Stowarzyszenia Polskich Inżynierów w Toronto, byłem odpowiedzialny za publikowanie i redakcję
kilkustronnego miesięcznika. Często też publikowałem promocyjne biuletyny i broszury informując klientów i
pracowników o statusie i postępach w planowaniu i budowie naszych projektów.
Odmówiłem, i to był mój kardynalny błąd, jedna z znaczących okazji, którą nie rozpoznałem i nie
wykorzystałem.
Przejął to pismo Waldemar Śliwczyński. Wkrótce dołączył się do niego jego 'koleżka' Maciej
Mikołajczyk. Mikołajczyk pisał pod pseudonimem Matte Satanescu i tak siebie widział, jakby 'szatana’. Stali
się nieodzownymi kumplami. Spotykali się regularnie w miejscowym 'browarku' skąd nabierali natchnienia na
snucie swoich złośliwych baśni...
Zabrało zaledwie kilka miesięcy, gdy 'Wiadomości ' stały się brukowcem... Satanescu obelżywie i
obrzydliwie zaczął atakować kościół, później władze, naszą Fundację i jej woluntariuszy, i mnie osobiście..
A pan Waldek, początkujący przedsiębiorca, dał się łatwo uwieść. Bardzo mu to odpowiadało, bo to
sprzedawało gazetę i nagle odkrytą obietnicę niespodziewanych milionów manny. A oto chyba
przedewszystkiem chodziło.
A abonentów rzeczywiście było coraz więcej.
Dwa pokolenia 'homo sovieticus' delektowały sie atakami na kościół, a reszcie imponowała nowo odkryta
wolność i 'anarchia' słowa, źle zrozumiana wolność prasy, przez redakcję i przez stada bezmyślnych
czytelników...
C1. SUMA SUMMARUM 444
_________________________________
Matte, wychowanek seminarium, i Waldek, 'niby Solidarnościowiec', powtarzali to, co robił Urban za
dawnych czasów, chociaż skuteczniej, bo grunt bardziej podatny...
Byłem bardzo świadomy tego i przerażało mnie to. Na jednym z zebrań Zarządu Fundacji w Ratuszu, z
Burmistrzem i ks. kanonikiem Głowem, przestrzegałem, że Wiadomości będą miały większy wpływ na życie
moralne, społeczne i kulturalne Wrześni, niż sam Kościół.
Waldek Śliwczyński.' Autorski Portret'. Populista, ‘Naczelny’ Wiadomości Wrzesińskich .
W miarę mych możliwości, próbowałem temu zapobiec i przekonać Śliwczynskiego, aby zaprzestał szkodzić.
Apelowałem nawet do jego ojca. Nie wiem wiele to pomogło.
Pan Waldek nie odkrył misji, którą mu udostępniła historyczna okazja. I tak zboczył przeznaczenie Wrześni...
Kilka lat temu pan Władek próbował, chociaż nie za bardzo wyraźnie, wyspowiadać się ze swoich grzechów.
Dzisiaj jest milionerem-populistą i de-facto włodarzem swojego królestwa.
A Matte też awansował, i to podwójnie. Zamiast wrzesińskiego browarku, teraz inspiracje czerpie w
warszawskiej 'Wyborowej', i służy w roli 'Stańczyka' przy tronie Urbana...
Mówiłem, powyżej że popełniłem kardynalny błąd. Dzisiaj z perspektywy czasu, widzę i nie mam
wątpliwości, że Wiadomości Wrzesińskie w rękach Fundacji, a może nawet pod przewodnictwem
Śliwczyńskiego, zapewniłyby rolę i przeznaczenie naszej Małej Ojczyzny, jako Europejskiej Krzemowej
Doliny. Powstałaby Akademia Internetu, nabrałyby dynamiki Małe Ojczyzny Ziemi Wrzesińskiej. PolOrbis
stałby się globalną Polonijną siłą...
Akademia Internetu.
Nie wykorzystałem tego chyba najlepszego z moich pomysłów. Wypłakałem i wypokutowałem się już chyba
należycie z mojej klęski w poprzednim rozdziale.
W czasie przygotowywania tego rozdziału zauważyłem jednak, że temat Akademii Internetu jest dzisiaj bardziej
popularny niż kiedykolwiek.
Zdecydowałem, więc podjąć kroki, aby odnowić tą inicjatywę, chociaż w innej formie i napewno z mniejszymi
wynikami niż było to możliwe 13 lat temu. Więcej na ten temat poniżej, w podrozdziale 'Rezurekcja Akademii Internetu'.
C1. SUMA SUMMARUM 445
_________________________________
Inne.
W 1989 dla przybyszy z Zachodu potrzeby i braki w kraju były bardzo łatwo spostrzegane, a stąd, jeśli ktoś miał
handlowe aspiracje, mógł je wykorzystać z pożytkiem dla siebie i konsumenta.
Pierwszym takim brakiem, który zauważyłem to książka telefoniczna (białe i żółte strony), i to jeszcze przed
zmianami. Aby dostać numer telefoniczny znajomego lub krewnego, wymagało niemal konspiracyjnej operacji.
Proponowałem druk takiej książki mojemu bratankowi Henrykowi i jego szwagrowi Andrzejowi Burzyńskiemu, ale
reagowali bez przekonania.
Wyczułem także, że są również duże potrzeby na codzienne produkty dla domu i dla auta.
Przypatrywaliśmy się Polmozbytowi. Henryk Gawroński zapoznał mnie z prezesem ogólnopolskiego
automobilklubu. Mieli oni ponad 1300 placówek rozsianych po całym kraju. Proponowałem gablotkę w każdej
z tych placówek z prostymi produktami dla auta i dla domu, takimi jak akumulator i elektryczny czajnik i
podobne. Produkty byłyby dostarczane na zamówienie. Podrzuciłem tą propozycję moim bratankom Leszkowi i
Henrykowi, bo oboje prowadzili małe warsztaty w branży samochodowej. Nawet znalazłem nazwę tej firmy,
która miała powstać w tym celu, 'Dom-Mot'.
Henryk w swoim warsztacie nietylko naprawiał, ale i kupował uszkodzone auta, odbudowywał je i
sprzedawał. Przyszła mi na myśl agencja sprzedaży jednej z zachodnich firm. Zadzwoniłem do Forda.
Skierowali mnie do samego dyrektora przedstawicielstwa na Europę, pana Eatona. Bawił wówczas w
Szwajcarii. Mówi, że jest gotów przylecieć do Polski, - jutro! Zaskoczyła nas ta gotowość, ale to Amerykanin,
- jak jest okazja to nie zwlekać. Poprosiłem żeby dał nam trochę czasu byśmy mogli przygotować kilka
lokalizacji do wyboru. Mieli zająć się tym zadaniem, Henryk i jego ojciec, mój brat Stefan. Przyleciałem
miesiąc później, nic nie znaleźli. Wątpię czy nawet szukali…
Po zmianach zaczęły odwiedzać Polskę fale turystów, a z tym i fale miejscowych złodziei i
przestępców, szczególnie w Warszawie. Mojej znajomej pani Ani Taylor na głównym dworcu w Warszawie,
dwoje eleganckich młodzieńców ofiarowało pomoc przeniesienia walizek do taksówki. Ani zaimponowała ta
grzeczność tych młodzieńców. Niestety to był ostatni raz, kiedy widziała swoje walizki i tych eleganckich
młodzieńców...
Doświadczenie Ani nie było odosobnione. Narzuciło mi to nowy pomysł.
Wynajmowanie wozów w Warszawie było 3 razy droższe niż w Toronto. Można wówczas łatwo dostać
przedstawicielstwo General Motors, lub innych, i kupować ich auta po cenach hurtowych i eksportować je do
Warszawy. W Warszawie proponowałem założyć agencję dla ich wynajmu. Każdy kierowca byłby nietylko
umundurowanym kierowcą, ale i przewodnikiem i ochraniaczem.
Po 6 miesiącach możnaby te wozy sprzedawać za podwójną cenę, mimo, że byłyby używane.
Niestety, między moimi bliskimi we Wrześni nie znalazłem chętnych, aby zdecydowali się na przeprowadzkę
do stolicy.
Wkrótce rynek ten opanowali obcy.
W początkach 1990-tych zapoznałem George'a Bonar'a, Kanadyjczyka, który wywodził się z Łodzi.
Wspaniale się prezentował. Mówił poprawnym i bogatym angielskim, bez akcentu.
George wykupił małą firmę na giełdzie w Vancouver, zmienił jej nazwę na International UNP, i
przeniósł ją na Giełdę w Toronto. Było to już samo w sobie duże osiągnięcie. Obrał sobie za zadanie
wykupywać ostatnio sprywatyzowane polskie spółki. Znalazł finansowe poparcie z kilku źródeł w Kanadzie i
w Wielkiej Brytanii. Wykupił ich aż dziewięć, między nimi Fadę, Polbitę, Biawar, Unipak w Gnieźnie, Ibis w
Bydgoszczy i Hutę Szkła w Antoninku.
Z Andrzejem Freymanem kupiliśmy po kilka udziałów, chyba z ciekawości, aby mu się przyglądać.
Skoro sam zbudował tą spółkę to wydawało mu się, podobnie jak u Denis'a Kozlowskiego, że należą mu się
specjalne przywileje. Udziałowcy i Rada Nadzorcza się z tym nie zgadzała i usunęli go z tego stanowiska.
Wartość firmy na Giełdzie spadła do pięciu milionów dolarów.
C1. SUMA SUMMARUM 446
_________________________________
W czasie jednej z wizyt do Polski spotkałem się z panem Nowakowskim prezesem Antoninka.
Doszedłem do przekonania, że sam Antoninek jest wart, może dwa razy tyle, co cała wartość International
UNP na Giełdzie.
Próbowałem zorganizować konsorcjum z pośród moich polskich klientów w Toronto, włącznie z moim
znajomym, prezesem PKO, Januszem, Szatobą, aby wykupić połowę tych udziałów i obrać kontrolę na tą
spółką. Nie znalazłem zainteresowania.
Później UNP sprzedało Hutę w Antoninku amerykańskiej firmie Owens-Illinois za 12 milionów
dolarów!...
Pomysły w trakcie...
(i do wykorzystania)
Ciepło z 'Auta do Domu'
Wydajność energetyczna silnika samochodowego to zaledwie niecałe 25%. Reszta energii cieplnej
chłodzi silnik i marnuje się przez rurę wydechową. Po półgodzinnej jazdy samochodem traci się więcej cieplnej
energii, niż potrzebne dla ogrzewanie 50-cio metrowego mieszkania na całą dobę.
Więc proste zadanie do wykorzystania. Do kaloryfera w aucie dołączyć zbiornik, baniak, najwygodniej w
bagażniku, wypełnionym płynem niezamarzającym. Po przyjeździe do domu, przełączyć ten baniak, wypełniony gorącą
cieczą, do podobnego kaloryfera (włącznie z wiatrakiem i pompką), w mieszkaniu i zamiast chłodzić silnik, w tym
wypadku, naodwrót, ogrzewać mieszkanie.
Pozostawiam detale estetyki i inżynierii, pomysłowcom, patentatom i przyszłym przemysłowcom-milionerom...
...Zastrzegam, 1%, to znaczy 10tysiecy złotych, dla Fundacji Dzieci Wrzesińskich z każdego miliona obrotów...
El Pueblo, 'Condo' w Poznaniu.
Ten pomysł opisałem w poprzednim rozdziale. Załączam natomiast wstępny szkic tego osiedla.
..
Schemat- przekrój . El Pueblo.
Karta Zadań.
Każde zadanie, począwszy od zadania szkolnego, do zadania tak ważnego, jakim jest samo życie,
wymaga planowania... Pomocnym, może nawet nieodzownym w tym jest harmonogram. Załączam jego kopię
w niniejszej książce (w rozdziale czwartym). Używałem ten, jako skomputeryzowanego Harmonogramu w
projektowaniu i budowie budowli. Wymaga przetłumaczenia. Łatwo może być skomputeryzowany.
C1. SUMA SUMMARUM 447
_________________________________
Urban Dreams.
Lubię marzyć. Na dużą skalę... Urbanistycznie.
Szanse na to, aby te marzenia się spełniły, są żadne, lub
znikome. Ale w tym dużo uciechy.
'Celestyn Promenade’.
Moje biuro było blisko skrzyżowania
najważniejszych dwóch ulic Toronto, Bloor i Yonge. Jest to
również węzeł dwóch linii Metro. Mimo, że Kanada jest
drugim największym krajem świata, to główne ulice dużych
miast są wąskie i w dobie obiadowej tak ciasno na
chodnikach, że trudno przejść nie narażając się na
samochody.
Dlaczego więc nie piętrowa ulica? To radykalny
pomysł, ale wypracowałem sposób finansowania. Drugim
atutem, który sprzyjał temu projektowi to fakt, że brakowało
parku w tej dzielnicy, a piętro miało być przeznaczone
wyłącznie dla pieszych.
Przygotowałem trzy krótkie strony 'Studium
wykonalności'(Feasibility Study'), a Piotr Michno
przygotował rysunki koncepcyjne i nazwał to 'Celestyn
Promenade'.
Uzbrojony w te materiały, aby wypróbować czy
ta myśl ma ręce i nogi, najpierw umówiłem się na spotkanie z największym magazynem towarowym, Hudson Bay.
Przyjął mnie sam prezes tej prestiżowej spółki, Pan Kosich. Z miejsca go to porwało. Dokładnie z tych powodów, na
które liczyłem. Nie przerażało go to, że przez kilka lat musiałby płacić wyższe podatki. Piętro stałoby się drugą ulicą,
podwójnym frontem, dla jego pięciu piętrowego budynku. Polecił abym spotkał się z prezesem lokalnego Stowarzyszenia
Kupców, panem Creed, właścicielem prestiżowego sklepu najwytrwolniejszych futr. Odłożyłem to spotkanie z dwóch
względów. Najpierw chciałem sprawdzić tą inicjatywę z władzami. Drugi powód to to, że jego sklep był na parterze, tak
że nie dużo by skorzystał, i podejrzewałem że by nie popierał tej inicjatywy
.
Radny Grys był polskiego pochodzenia, więc zacząłem od niego. Później spotkałem czworo innych, a w końcu
samego prezydenta Toronto John Sewell. Najbardziej intrygował ten pomysł Prezydenta. Dopytywał o detale i sugerował
zmiany, ale ostatecznie nie obwarzył się przyznać, że poprze. Podobnie jak z Radnymi.
Przed spotkaniem z p Creed rozmawiałem z kilkoma innymi właścicielami. Wszyscy popierali ten projekt.
Tak, jak się obawiałem, pan Creed uważał, że jego biznes by na tym ucierpiał, bo piesi zamiast na chodnikach
przy sklepie, spacerowaliby na piętrze. Nie pomogła zachęta, że zbudujemy ruchome schody przed jego sklepem. Nie
pomogło mu to, że nasz projekt nie doszedł do skutku, bo futra przestały być modne i firma później zbankrutowała.
Załuję, że nie nagłośniłem tej myśli w mediach. Przynajmniej miałbym z tego trochę reklamy. Tymbardziej, że
tak jak i lekarzom, prawnikom i innym 'profesjonalistom' nie wolno było się nam wówczas reklamować.
Projekt piętrowej ulicy. Bloor i Yonge, Toronto.
C1. SUMA SUMMARUM 448
_________________________________
'Błonia' w Ottawie.
Ottawa, stolica Kanady, jest bez serca. Jest jedną chyba z najbrzydszych stolic świata. Urbaniści od czasu do
czasu próbują to naprawić, ale nie zabardzo im to wychodzi. Brak talentu lub pieniędzy. Kilka lat temu urbaniści
zdecydowali, aby tak przebudować Bank Street(ulica, na której planowaliśmy kilka lat przedtem 'Centrum'), aby stała się
bramą do Wzgórza Parlamentu, podobnie jak Champs-Elysees, chociaż oczywiście nie na taką skalę. Politycy podziwiali
tą wizję i kolorowe obrazki tej propozycji, ale szybko zapomnieli o tym jak dowiedzieli się, że to ma kosztować ponad 4
miliardy dolarów!
Miasto ma ponad milion mieszkańców. Parlament, serce stolicy, jest zbudowany na skarpie ponad rzeką o tej
samej nazwie. Odgradza go od miasta i od innych placówek kulturalnych, miejskich i turystycznych, ruchliwa ulica
Wellington.
Plan, który mam zamiar przedstawić, z chwilą, kiedy znajdę trochę wolnego czasu, kosztował będzie
zaledwie jedną piątą. Uważam, że mógłby być bardziej pożyteczny i mógłby nadać stolicy bardziej typowo
kanadyjski charakter.
Większość największych atrakcji Ottawy zbudowana jest na skrzyżowaniu osi historycznej ulicy
Wellington i historycznego kanału Rideau. Parlament, Najwyższy Sąd, Pomnik Nieznanego Żołnierza, Hala
Konfederacji przy Wellington, i Ratusz, Centrum Kultury, Chateau Laurier Hotel, Amerykańska Ambasada i
Galeria Sztuk Pięknych przy kanale Rideau ...
Ulica Wellington odgradza jednak centrum miasta od Wzgórza Parlamentu...
Podstawą mej propozycji jest 'pogrzebać' Wellington, w tunelu od Bank Street do wylotu przed
wschodnią stroną Kanału. Skrzyżowanie Wellington i Elgin street zastąpiłbym podziemnym rondem wokół
Placu Nieznanego Żołnierza. W rezultacie wszystkie z tych turystycznych atrakcji byłyby dostępne dla
pieszych, a zimą nawet, dla narciarzy. Tak, że obok Festiwali Łyżwiarzy na Kanale Rideau, narciarze
mogliby dojeżdżać na nartach od Wzgórza Parlamentu do Galerii Sztuk Pięknych i do ‘Stołecznego Ośrodka
Kultury’...
Przestrzenna Galeria. Rynek w Toronto
Dwa lata temu zakończył się międzynarodowy konkurs na odbudowę rynku przy Torontońskim
Ratuszu. Do finału weszły cztery firmy architektów. Międzynarodowa Jura uznała projekt konsorcjum
kanadyjsko-amerkańskiego zespołu projektantów, z firmą Plant Architects, Inc. na czele, za najlepszy.
Nie natchnęło jednak to ojców miasta na tyle, aby przeznaczyć 40 milionów dolarów na wykonanie tego
projektu. - Więc odłożyli. Obserwowałem ten proces i byłem zawiedziony nietylko tym, ale kazadym z tych
czterech finalistów. Nie biorę udziału w konkursach, bo nie czuję się na siłach, aby dorównać przodującym.
C1. SUMA SUMMARUM 449
_________________________________
Pozatym nie umiem rysować i zawsze brak mi czasu. Ale lubię marzyć, w
nocach, na skalę urbanistyczną,. jako prelekcje do snu.
Rynek ten z nowym Ratuszem, został zbudowany w późnych latach
50-ych, w wyniku międzynarodowego konkursu, który wygrał Viljo
Revell, fiński architekt.
Jego wizja
zapoczątkowała erę Toronta, jako nowoczesnej, multikulturalnej
metropolii. Plac ten, otoczony po północnej stronie przez Ratusz Revell'a,
po wschodniej przez Stary Ratusz , po zachodniej przez zabytkowy
Osgoode Hall, a po południowej, po przeciwnej stronie Queen Street,
przez Sheraton Hotel i kilka wysokich biurowców, stał się centrum
miejskich wydarzeń. – Latem są tu wiece, koncerty, wystawy,
uroczystości, a zimą popularne dla dzieci lodowisko. Naokoło, na
obwodzie, Revell wybudował, wzniesiony na słupach deptak. Niestety
rzadko używany, bo ma niewygodne wejście.
Toronto. Rynek z Ratuszem..
W moim rozwiązaniu wzmocniłbym, poszerzył i ożywił te istniejące tematy i funkcje , aby stworzyć
atmosferę jakby ustawicznego Festivalu,
Galerii, dużej sceny Teatru.
Więc jak to sobie wyobażam?
Z deptaka stworzyłbym oszkloną Promenadę, Arkadię indywidualnych, ale odzielnych
dyskretnych butików, kiosków, galerii i kawiarenek, w kontrolowanych odstępach. Każdy z tych elementów,
byłby w formie 'kryształu' Libeskinda, a la Ontario Muzeum. Oczywiście w umiarkowanych wymiarach. W
rezultacie: - Promenada bylaby jakby pierścieniem z kryształami, tworząc obramowanie tego placu...
Kryształ Libeskind'a
Drugi element, co mam na myśli, to jakby niewidzialny dach, 15 do 20 metrów ponad placem. Siatka kabli z
nierdzewnej stali, podobnych do tych na wiszących mostach, lub w górskich kolejkach liniowych (kable te
byłyby prawie nie dostrzegalne) Siatka ta służyłaby jako platforma do ‘Przestrzennej Galerii Sztuki’. Szklane
piramidy na wzór Pei'a w Luwrze, globus Buckminster-Fuller, jak w Montrealu, lub brezentowe abstrakcyjne
żagle, lub namioty Otto Frei, nawet zawieszone 'babilońskie' kwietniki, oczywiście wszystko w odpowiedniej
skali i równowadze.
Mogłyby one służyć praktycznym celom. Tak, że z dachu istniejącego budynku, który mieści
kawiarnie i inne funkcje, możnaby stworzyć obszerny taras i połączyć go do promenady, a nad nim zawiesić tą
piramidę ze szkła, jakby baldachim, i z ozdobnym oświetleniem. Podobnie, podczas przerwy obiadowej ,
C1. SUMA SUMMARUM 450
_________________________________
ponad sceną koncertową możnaby zawiesić namiot, aby chronić przed deszczem lub upałem. Większość tych
elementów byłaby wymienna i łatwa do dostosowania, zależnie od potrzeb.
Ostatecznie, co równie istotne, połączyłbym tą Promenadę z 'PATH', - podziemnym Toronto.
Największe dwie turystyczne atrakcje w Toronto to wieża 'CN Tower', do 2007 roku najwyższa
budowla na świecie, a druga to 27 kilometrów połączonych podziemnych arkadii, uliczek i skwerów, z ponad
tysiącem sklepów, galerii, centrów handlowych, hali wystawowych, z klimatyzacją i z bezpośrednim dostępem
do Metra, dworca kolejowego i atubosowego, do setek wieżowców, biurowców i mieszkań, hoteli, do
stadionów, i teatrów. To jest właśnie PATH, największy na świecie podziemny kompleks handlowy.
Ratusz ma obecnie dostęp do PATH, ale przez ciemny miejski podziemny garaż. Istniejącą klatkę
schodową na północnej stronie Queen Street, która służy jako wejście do PATH , oszklił bym ją i połączył do
tej promenady. W innej wersji możnaby ten projekt przekazać ‘deweloperowi’ na 50 lub 40-to letnia dzierżawę.
W wyniku mogłoby to okazać się ekonomiczna inwestycja dla miasta.
W rezultacie: - pulsujący, zintegrowany, multi kolorowy i multi wymiarowy miejski krajobraz ..
Wydaje mi się, że to wszystko możnaby wykończyć w budżecie, a dochód z tych komercjonalnych ośrodków i
ze źródeł turystycznych pokryłby koszty tej inwestycji.
Sejm, Warszawa.
Sala Obrad Sejmu została zaprojektowana przez Kazimierza Skórewicza. Po raz pierwszy Sejm RP obradował w
niej 27 marca 1928. Jest jedną z najładniejszych sal Parlamentarnych, - z wyjątkiem podium. Wygląda ono
niewykończone, surowe, puste, o biurokratycznych odcieniach.
Sugerowałem zmiany pani minister Łybackiej, posłowi Dankowskiemu i wice-marszałkowi Janie Królowi,
którego miałem zaszczyt zapoznać w 1990 r. Żaden z nich nie zdradzał żadnego zainteresowania.
C1. SUMA SUMMARUM 451
_________________________________
Majestat, ale bez duszy.. Sala Posiedzeń Sejmu.
Nagie, surowe Podium.
Sejm w wersji Piotra Michno.
Propozycja, którą mam na myśli, polega na wyłożeniu wszystkich ścian i pochyłego stropu tego podium,
kasetonami z tego samego dębowego drewna, co są zbudowane meble sali. Wszystkie kasetony byłyby
wypełnione godłami polskich rejonów i miast, 'Naszych Małych Ojczyzn' . Największy skrzyniec, o
wyraźniejszym obramowaniu, o wymiarach około 3x8m, zawierałby polską flagę, poziomo, pięć do 6-iu m
powyżej poziomu podium. Przy ścianie stały by stoiska na sztandary wszystkich województw.
Najniższy metrowy pas ścian z obramowaniem, także z drzewa, służyłby, jako baza pod kasetonami.
Całość tego amfiteatru obramowany byłby dwu metrową zaokrągloną ramą, także z drewna.
Na nowego Orła ogłosiłbym konkurs. Orzeł powinien być trzy wymiarowy z napół przezroczystego
materiału, lub uformowany z siatki, o srebno-złotych odcieniach, podobnie jak w Reichstagu, w Berlinie.
Zawieszony na tej samej wysokości, co obecny, ale około 5-iu metrów do przodu.
- Aby z przestworzy pobudzał natchnienia naszym wybrańcom...
Załuję, ale nigdy nie nauczyłem się dobrze rysować. Więc powierzyłem, aby nakreślił tą koncepcję
Piotr Michno. On widzi to trochę inaczej, chociaż oboje uznaliśmy, że trzeba zmienić. Przyznam, że wersja
Piotra, architektonicznie jest lepsza. Doskonale symbolizuje majestetat tej instytucji. Wydaje mi się jednak, że
brak tam 'ciepła' drewna i tematu 'Moich Małych Ojczyzn'. Dwa elementy, które, na codzień, przypominały
by naszym skłóconym wybrańcom, kogo i co reprezentują.
Na przestrzeni mojej 50-cio letniej karierze zatrudniałem blisko 40-tu architektów. Piotr należy do
jednych z czterech najlepszych. Kończył architekturę w Krakowie. Troje następnych to Ron Ellis, Paul Roth,
którzy studiowali w Toronto, i Andrzej Drozdowicz , absolwent Politechniki w Warszawie.
Pomysły 'sciętej głowy'.
Marzyłem od dzieciństwa. Marzenie było zawsze moim ulubionym 'zajęciem', oczywiście po zajęciach.
Chociaż, gdy jako siedmioletni, doglądałem bydła, i budowałem szałas z torfu i z trzciny, moją pierwszą świątynię, to też
marzyłem.
W tym to czasie odkryłem magię magnesu..Wymyśliłem sanki, w których, myślałem, że jak wmontuję magnes z
przodu sanek, a z tyłu drugi o przeciwnym biegunie, to będę mógł ślizgać się za darmo. Zabrało mi kilka lat zanim
odkryłem, że to absurdalny pomysł.
Chociaż okazało się jednak, ze nie zupełnie tak absurdalny, bo dzisiaj przecież najszybsze pociągi magnetyczne,
pędzą z niewiarogodną szybkością, posługując się właśnie podobną technologią.
W 1989 roku wybraliśmy się z Leną na pierwszą wycieczkę okrętową:- Grecja, wyspy, Anatolia i
Instanbuł. Niesamowita przygoda. Statek, 'Stella Solaris' był nieduży, ale wygodny, w kabinie mieliśmy
niezależną łazienkę. Na lądzie odkrywaliśmy kolebkę naszej cywilizacji. Byliśmy pod wrażeniem.
Pobudzało to moje zmysły i moją wyobraźnię. Zacząłem marzyć o budowie super-okrętu. Miałby tysiąc
kabin, każda nietylko z własną łazienką, ale i z obszernym balkonem, oraz przestrzenne miejsca na restauracje,
sklepy, teatr i rekreacja, baseny itd.
Miałem na myśli katamaran, aby zapewnić każdej kabinie balkon. Miałem również na myśli
kondominium, a więc kabiny sprzedawałyby się podobnie jak mieszkania. Marzenia, oczywiście skończyły się
na marzeniami i kilku szkicach.
Chociaż znowu, 15 lat później, mamy dzisiaj katamarany, jako statki wycieczkowe('cruise-ships') i statki
z kabinami do wykupienia na własność ('condo-ships').
Brazylia proponuje, na 2016 Olimpiadę, 8500 kabin na sześciu statkach ('condo-cruise-ships')...
Głupstwa, których uniknąłem.
Jednym z projektów, do których się poważnie przymierzałem, był kompleks na rogu Placu Trzech Krzyży,
C1. SUMA SUMMARUM 452
_________________________________
między Alejami Ujazdowskimi a ulicą Mokotowską w Warszawie. Był to zabytkowy teren i było tam kilku właścicieli,
chociaż było trudno ustalić, kto jest prawowitym, a kto nie. Skończyłem na wstępnych szkicach i wycofałem się.
Później zainteresował się tym ktoś inny. Zabrało im to wiele lat udręki, z kosztami które kilkakrotnie
przewyższyły ich oczekiwania. Jestem przekonany, że spotkały i by mnie podobne doświadczenia, co w skutku mogłoby
zapobiec memu powrotowi do Mojej Małej Ojczyzny , co skolei zapobiegło by mi wiele uroczych lat w gronie moich
bliskich.
Hrabia Mycielski wycofał się z prawnej umowy sprzedaży swojej posiadłości. Ubolewałem na tym, bo
ten obiekt, mimo, że zaniedbany, wyśmienicie nadawał się na koncepcję Akademii Internetu. Mogłoby to
zmienić przeznaczenie Wrześni. Była to jednak niesamowita rudera. Aby to odrestaurować, mogłyby spotkać
mnie te same przygody, co spotkały deweloperów na Placu Trzech Krzyży. Nie wiem czy bym temu podołał?
Obecny właściciel pałacu, świadomie unika pracy nad tym pałacem. Przebudowuje poboczne magazyny
na restauracje i sale przyjęć, ale boi się dotknąć tej rudery...
Glupstwa, które popełniłem. (Sprzedaż 575 Bloor).
Popełniłem w życiu dużo głupstw.Większość bez dużych konsekwencji, chociaż zawsze się tym przejmowałem.
Jednym z największych, i to z konsekwencjami, to sprzedaż 575 Bloor Street, mojego Studia. Wydawało mi się, że po 50
– ciu latach kariery, że nadszedł czas na zmiany, więc sprzedałem.
Propozycja Granta(wypracował to programem CAD):- Odnowić budynek i zmienić adres z 575 na 555 Bloor Str E
Był to jednak błąd. To miejsce pracy stało sie kuźnią i warsztatem moich marzeń, mojej twórczości,
inspiracji, moich osiągnięć i moich sukcesów... Nie bez bólów, ale o nich juz zapomniałem. Tam zbudowałem
mechanizm i rytm, który, na co dzień inspirował i ułatwiał moje życiowe zadania...
Od tego tez czasu, oddalam sie również od mojej bliskiej Fundacji Dzieci Wrzesińskich, i Mojej
Małej Ojczyzny.
W tej decyzji był jeszcze inny błąd. Powinienem to biuro pozostawić moim dzieciom, chociaż poza
Grantem, żadnego to nie interesowało. Z czasem, możnaby jednak to zmienić. Decyzja bez wyobraźni. Nawet
sposób tej sprzedaży był oparty na złej ocenie.. Zła decyzja, nieodwracalna... - niestety.
Mam wciąż wyrzuty sumienia...
.
Nowe Wyzwania
Mój Testament. (sam jego wykonawcą).
Od samego początku mojej kariery próbowałem korzystać z rad najlepszych doradców. W sprawach prawnoC1. SUMA SUMMARUM 453
_________________________________
podatkowych, wypracowaliśmy system i zasady, które zapewniały mi giętkość i ochronę przed zagrożeniami ryzyka, na
kilku płaszczyznach mojej kariery.
Firmy LC Bachorz Associates Ltd, która reprezentowała moją pracę jako Inżyniera-Architekta, a Total
Engineering Ltd jako Zarządcy Projektami, były moją własnością. Mimo że firmy te ograniczały do pewnego stopnia
moja odpowiedzialność, nie chroniły mnie osobiście od odpowiedzialności za moje, moich pracowników i konsultantów
błędy, niedbałość, lub braki kompetencji.
Osobiście, jako inżynier, jestem za to odpowiedzialny do końca mego życia. Polisy ubezpieczeniowe też nie
obejmowały wszystkich ewentualności. Na szczęście w mojej karierze nie zdarzyło nic takiego, co wymagałoby
odwołania się do tych zabiezpieczeń.
Trudno było to jednak przewidzieć w początkach mojej kariery.
Tak, że stworzyliśmy wówczas firmę Chata Holdings Ltd, której właścicielami byli ówcześni i przyszłe moje
dzieci i wnuki. Ja, Patrycja i mój prawnik O'Brien, zostaliśmy powiernikami, z tym, że ja stałem się zarządcą tej firmy.
Skupiałem tam dochody, inwestycje z posiadłości, i z giełdy, i z innych spółek, które zawierałem z partnerami. Struktura
ta miała również poważne uboczne zalety, podatkowe i spadkowe.
Na działalność charytatywną w kraju, a przedewszystkiem na Fundację Dzieci Wrzesińskich, we Wrześni,
przeznaczyłem fundusze z moich osobistych zasobów.
Struktura ta podlegała dorywczym aktualizacjom, a równolegle z nimi oddźwierciadlały to zmiany w moim
testamencie. Chociaż możnaby by powiedzieć, że system ten był i jest jakby procesem wykonywania mego Testamentu,
mojej życiowej misji. Stałem się jakby wykonawcą swego własnego Testamentu...
Stało to się o wiele bardziej wyraźne w ostatnich dwóch latach.
CanRod Inc.
Począwszy od 1989 roku, poświęciłem nieproporcjonalnie dużo czasu i zasobów na pracę charytatywną
w kraju, tak jak wspomniałem powyżej. Działalność ta mnie tak porwała i uwiodła, że przeoczyłem i
zaniedbałem wiele moich obowiązków w stosunku do mojej najbliższej rodziny.
Trudno słów, jak bardzo byłem zawiedziony, że moje dzieci, mimo moich wysiłków, nie pokończyli
studiów. Stefan nawet nie próbował. Byli jednak już dorośli i zaczynali swoje kariery. Nie zabardzo im to
wychodziło. Czuję się winien, bo wydaje mi się, że jakbym dopilnował, to mógłbym im pomóc. Niezależnie,
był to okres rozkwitu gospodarczego, jakiego nie pamiętam od czasu mego pobytu w Kanadzie. 'Ulice Toronto
były pokryte złotem, wystarczyło tylko się zgiąć'. jak mawiał ,mój żydowski klient. Wątpię czy moi to
zauważyły, mimo że często im o tym mówiłem.
Może za późno, ale dwa lata temu zdecydowałem poświęcić cały mój wysiłek w tym celu. Zależało mi,
aby oni byli częścią tego procesu, aby nauczyli się i stali się sprawnymi przedsiębiorcami. Z pomocą mego
prawnika, Martina O'Brien i buchaltera Davida Colodny, wspólnie z Leną, wypracowaliśmy formułę, która
mogłyby być wspaniałą bazą, aby osiągnąć ten cel stosunkowo nie wielkim wysiłkiem.
C1. SUMA SUMMARUM 454
_________________________________
Na czym polegała ta formuła?
W ustrojach państw wolnego rynku, takich jak Kanada, ustawodawstwo popiera i zachęca do przedsiębiorczości.
Chata Holdings, od kilkudziesięciu lat, jest właścicielem kilku posiadłości, które nie przynoszą zysku i są obciążeniem w
jej budżecie. Można je sprzedać, nawet z dużym zyskiem, szczególnie jak koniunktura sprzyja, tak jak to było w ostatnich
kilkunastu latach. Ale w konsekwencji trzeba by zapłacić duże podatki dochodowe, Można ich uniknąć, lub odłożyć je na
długie lata, gdy się tą posiadłość ulepszy, lub zbuduje się na niej jakiś budynek, jakieś przedsięwzięcie. Niezależnie
prawa podatkowe udostępniają poważne ulgi dla przedsięwzięć rodzinnych. Tak, że naprzykład można przekazać majątek
z Chata Holdings do spółki, której właścicielami byliby moje dzieci, wspólnie lub indywidualnie, bez opłat podatkowych.
‘Urodziny’ Leny, 1984.· Od lewej: Stefan, Marek, Grant, Debby, Les, Lynda i Lena(siedzi)
Założyliśmy nową spółkę, pod nazwą CanRod, Inc, której udziałowcami są wyłącznie moje dzieci - cała
czwórka. Przeznaczyłem cztery posiadłości Chata Holdings, w ustalonej kolejności, począwszy od najłatwiejszej, każda o
różnej charakterystyce...
Ustaliliśmy, że sprzedaż, bez 'ulepszenia', lub
jakiejkolwiek formy powiększenia wartości tych
objektów, nie wchodzi w gre. Wyraźnie to podkreślałem,
bo sam nie wierzę w 'uszczęśliwianie dzieci słodyczami,
a dorosłych gotówką'. Pieniądz jest wspaniałem
narzędziem. Nie wolno go marnotrawić.
Zaczęliśmy od farmy. Około 40tu lat temu kupiłem około 60 hektarową farmę na wyspie
Amherst Island na jeziorze Ontario , 200 km na wschód
od Toronto. Myślałem wówczas o drugiej karierze, po
emeryturze, jako rolnik. Emeryturę jednak zastąpiły
wyzwania Fundacji Dzieci Wrzesińskiej. Tak, że
nadarzyla sie teraz okazja dla moich, aby coś wymyślili,
na tej farmie.
Wykombinowali niezły
plan. Farma ma kilka set metrów dostepu do jeziora,
które można podzielić na działki i sprzedać, a resztę
zatrzymać, jako grunt dla uprawy. Zainteresowana
dzierżawą tych terenów jest również spółka, która
buduje Turbiny Wiatrowe. Na nieszczęście mieszkańcy
tej wyspy oponują przeciw tego rodzaju planom, ale ta
możliwość jeszcze istnieje.
Niestety po dwóch latach dyskusji i dociekań nic
się nie dzieje.
Jak mawiają Kanadyjczycy: 'Za dużo wodzów, a za mało Indian'...
C1. SUMA SUMMARUM 455
_________________________________
Druga propozycja odnosi się do działki budowlanej w centrum Toronto. Kupiłem tą posiadłość również
w latach 60-tych. Dzisiaj jej wartość pomnożyła się chyba o 40 razy. Później przygotowałem tam plany na
budowę dwóch domów z podwójnymi mieszkaniami. Odłożyłem tą propozycję na później. Moje priorety
wówczas były bliżej Mojej Małej Ojczyzny...
Opiekował się tą działką Marek i namawiałem go, aby on wykorzystał i zbudował tam ten budynek, i
mógłby to zrobić. Zapewniałem, że jak zajdzie potrzeba to mu pomogę. Była to dla niego idealną okazją.
Gdyby to zbudował i mieszkał tam przez przynajmniej dwa lata przepisy pozwoliłyby mu sprzedać te
nieruchomości z poważnym zyskiem bez podatków. Mógłby na tym zarobić przynajmniej pół miliona
dolarów... Zabrakło mu odwagi, lub z jakiś innych powodów, zdecydował, wczoraj, że nie podejmie się tego.
Niedawno mieliśmy spotkanie, sześcioro(dzieci, Lena i ja) zapadła decyzja, abym powierzył działkę
Stasiowi Russockiemu by ja sprzedał. Przekonałem ich, że nie można dalej zwlekać, bo kryminalny Bush
zawalił tak na losach ekonomii, że grozi nam, lada chwila, katastrofa na miarę Wielkiej Depresji. W USA kilka
tygodni temu zbankrutował jeden z najstarszych i największych banków. Setki tysięcy właścicieli domów jest
w obliczu stracenia swoich domów, na które pracowali przez całe swoje życie...
Kolejna propozycja to klasyczny przykład jak łatwo, przy małej dozie wyobraźni i stosunkowo małego
wysiłku, i trochę czasu, można dorobić się bogactw. W tym wypadku odnosi się to do posiadłości w London.
Jest to prosperujęce miasto, z około 260 tysięcy mieszkańców, 160 km na zachód od Toronto. Od 1968 roku
Chata Holdings jest tam właścicielem prawie 5-hektarowej działki, blisko centrum tego miasta. Tylko jedna
trzecia hektara nadaje się na budowę 14 domów- bliźniaków. A reszta działki jest jakby odłogiem przy małym
jeziorku.
Na tym terenie przepisy nie pozwalają na żadną budowę, bo teren ten jest zagrożony powodzią.
Prawdopodobieństwo powodzi jest jednak bardzo małe, ostatnia była tam w 1926 roku. Wymyśliłem jednak, i
przekonałem władze i Towarzystwo Ochrony środowiska i sąsiadów, że najlepszym rozwiązaniem będzie
zbudować tam małe pole golfowe, t zw 'Pitch and Put Golf'. Skoro nie wolno było na tym terenie budować,
proponowałem zbudować siedzibę Klubu Golfowego na promie lub statku, który byłby zakotwiczony na tym
jeziorku. Właścicielem jeziora jest rząd Federalny, a ich przepisy na to pozwalały. Przygotowałem 'Studium
Wykonalności', które wykazało, że po dwóch lub trzech latach, możnaby przy tym zrobić karierę, która by
przynosiła roczny dochód, na czysto, ponad 200 tysięcy dolarów. Albo sprzedać z zyskiem za ponad miliona
dolarów.
Wypracowałem tą ideę mając na myśli Stefana, bo golf go porywał. Zbudował nawet sam przy swoim
domu i na sąsiadujących terenach, które należały do państwa, małe, prowizoryczne pole golfowe. Często tam
graliśmy, tym bardziej, bo darmowe. Nie miałem wątpliwości, że to go porwie. A jak się myliłem. Przestał go
porywać golf, i zaniedbał swoja karierę. Ulegl pokusom i znalazł umiłowanie w alkoholu...
Nigdy, w całej mojej karierze, nie pamiętam podobnych okazji. Smutno, że zabrakło mi lat. Golf jest
również moim ulubionym sportem. A tu mógłbym marzyć, projektować, budować, i malować i rzeźbić na
czterohektarowej palecie!
- A później grać tam i podziwiać...
Dzisiaj sprzedajemy ten teren Miastu. A więc strata ponad miliona nie wykorzystanych możliwości. Ile
głodujących dzieci w Afryce można by uratować przed ich przedwczesną śmiercią?!...
Ostatnim i największym projektem to Laurentian Village w Sudbury. Sudbury jest ponad 100tysięcznym miastem odległym o ponad 400 km na północ od Toronto. Miasto to jest także niklową stolicą
świata, i chyba najbardziej prosponującym miastem Kanady.
A Laurentian Village jest jedną z wielu 'wiosek', które projektowałem i często budowałem w centrach
różnych miast. W Sudbury zbudowaliśmy dwa takie osiedla. Jedno państwowe dla ubogich, a Laurentian
Village, bardziej prestiżowe, dla Chata Holdings Ltd. Jest w nim 45 dużych domów. Zarządza tym obiektem od
ponad 30tu lat Tony VanLoon. Zbliża się czas jego emerytury, podobnie jak i mojej...
Tutaj formuła polegała na prostej zasadzie sprzedania tych domów ich lokatorom, lub do innych jako
C1. SUMA SUMMARUM 456
_________________________________
inwestycje. Rynek i warunki hipotek temu sprzyjają. W wyniku, możnaby spodziewać sie wyraźnych dochodów
z tej tranzakcji. Tranzakcja ta wymaga pozwolenia władz, zaznajomieniem się z procesem finansowania,
promocji i marketingu.
Najbardziej zaangażowała się w tym Lynda i przygotowuje teraz 'analize wykonalnosci', aby ustalić
rynkową wartość tych domów. Na niedawnym zebraniu doszliśmy do konkluzji, że Bush'a kłopoty nie dadzą
nam na tyle czasu, aby tego dokonać. Tak, że i tu grozi nam ten sam los, co, powyżej, że będzie trzeba sprzedać
to, tak jak jest, za gotówkę. A więc za wiele mniej...
Po dwoch latach starań i prób, prawie nic z tych planów i z tej pracy, nie wyszło. Ostatecznie obawiam
się, dojdzie do tego, przed czym się broniłem. Ze zabraknie mi czasu i skończy się to wszystko przekazaniem
pieniędzy, ułamka tego co mogło i powinno być.
Tak, że moja spóścizna zamiast wzrastać, zubożeje...
Zastanawiam się często czy to brak woli, czy genów, czy też ekogenów?
żadna z moich teorii tu nie pasuje... Smutno...
MMO. FDW. (Moja Mała Ojczyzna. Fundacja Dzieci Wrzesińskich).
Dużo tego, co osiągnełem zawdzięczam moim korzeniom. Czuję, że muszę spłacić ten dług.
Pomagałem jednak rodzinie i bliskim, rozsianym na obszarach Ziemi Wrzesińskiej, zanim sobie to
uświadomiłem. Pomagałem od momentu , kiedy mogłem sobie na to pozwolić.
W 1990-tym, kiedy zaczynałem Fundację Dzieci Wrzesińskich, uświadomiłem sobie, że finansowa
pomoc ma ograniczenia. Po pierwsze, że moje zasoby są ograniczone, i że pieniądze zaspakajają potrzeby tylko
na krotką metę.
Te dramatyczne zmiany w kraju wymagały czegoś więcej niż materialnej pomocy.
Wymagały coś w rodzaju 'kulturowej wędki'. A więc zamiast przysłowiowej ryby, potrzeby są na to jak
przekazać umiejętności 'łowienia' i zaszczepić mechanizmy wolnego rynku i przedsiębiorczości.
Zabrało mi to prawie rok doświadczeń w Warszawie, aby to zrozumieć. W Warszawie nawet moi
pracowicy, pan Profesor-Architekt, pan Inżynier i pan Konserwator widzieli we mnie 'chłopa z Grzybowa który,
w pachnącej żywicą Kanadzie, znalazł wór forsy pod jabłonią, i nie wie co z tym zrobić. 'Daj nam chłopie ten
wór, bo my wiemy lepiej' . Nawet sam w to wierzyłem, że wiedzą lepiej. A jednak nie tak.
Wówczas nawet sam nie wiedziałem, że nie wiedziałem..
Uświadomiłem sobie jednak dość szybko, że trzeba zacząć od korzeni, od Mojej Małej Ojczyzny. Ze
chodzi nie tyle o pieniądze, ale wartości i narzędzia.
W Statucie Fundacji zapisałem jej misję. Akcent na Młodzież. Krzewić przedsiębiorczość, uczyć Nowej
Technologii, angielskiego i aktualizować Nową Oświatę.
Lata dziewięćdziesiąte to epokowe lata rewolucji. Nie brakowało energii i nie brakowało woluntariuszy.
Fundacja zdała egzamin ze swoich zadań z honorami.
Dzisiaj jest inna sytuacja i misja Fundacji się zaciera. Czekamy na nowe wyzwania...
C1. SUMA SUMMARUM 457
_________________________________
2002. Z Papieżem. Delegacja Fundacji DW na światowym Festiwalu Młodzieży w Toronto
Zależy mi jednak, aby Fundacja Dzieci Wrzesińskich przeżyła i osiągnęła ponowne szczyty świetności...
W tym to celu, od kilku lat próbuję stworzyć we Wrześni 'Fundusz Wieczysty'. Fundusze na ten cel już od lat
zdeponowałem w Banku PeKaO we Wrześni. Niestety ani bank ani sam nie znalazłem prawnika, aby mogli mi to
zformalizować. Kuratorami tego Funduszu ma być bieżący proboszcz Fary i przedstawiciel mojej rodziny w Polsce.
Mówiłem już na ten temat z ks kanonikiem Głowem i z Hanią Bachorz i oni się na to zgodzili. Tak że jak odejdę na
wieczną emeryturę, to przyszłość tego Funduszu , a stąd Fundacji będzie zapewniona .
Zasada działania tego Funduszu jest bardzo prosta. Kapitał tego Funduszu ma być nienaruszalny, a tylko zyski z
odsetek, dywidend i innych inwestycji będą przekazywane na cele charytatywne, a przedewszystkiem na cele Fundacji
Dzieci Wrzesińskich. Narazie sam zarządzam tym Funduszem, i stąd przekazuję pomoc dla Fundacji i na inne cele
charytatywne.
Na zachodzie tego rodzaju mechanizmy są bardzo popularne. Nie wiele Uniwersytetów, lub Szpitali, by się tu
utrzymało bez pomocy Funduszów Wieczystych. Harvard, najlepszy Uniwersytet na świecie ma 200 miliardów dolarów
w podobnym Funduszu. Są to darownizny z prywatnych źródeł, a przedewszystkiem od swoich absolwentów.
W latach 90-tych Fundacja była jakby sumieniem Mojej Małej Ojczyzny, Wrześni. Fundacja była pełna energii i z
poparciem Kościoła i Władz działaliśmy i tworzyliśmy. Mogliśmy zrobić więcej, ale później zabrakło nam poparcia
władz i lokalnych medii. Sam, przyznam, mimo tych przeszkód, mógłbym zrobić więcej...
Dzisiaj marzę, co by mogła Fundacja pozostawić po sobie,- jakieś wyraźne, konkretne ślady?
C1. SUMA SUMMARUM 458
_________________________________
Foundation of Children of Wrzesnia.
Od 1989 do 2006 roku większość mego czasu i wysiłku i poważnych zasobów, poświęciłem Fundacji Dzieci
Wrzesińskich, pracy dla sprawy Polski.
Wielu, szczególnie w polskim środowisku, posądza innych, a przedewszystkiem żydów, ze dorobili się w
Kanadzie, i zamiast 'odpłacić ' Kanadzie, wywożą pieniądze do Izraelu. A właśnie i ja tak robię! Chociaż nie do Izraelu,
ale do Wrześni... Wielu, z pośród Kanadyjczyków ma podobne zastrzeżenia i w stosunku do mnie.
Jakie mam na to wytłumaczenie? Polska i Moja Mała Oczyzna, wychowała mnie , stamtąd wyniosłem wartości
które później służyły innym. Byłem również przeświadczony, że Moja Ojczyzna , mimo poświęceń swoich synów, została
pokrzywdzona, i to nietylko w ostatniej wojnie. Jej się moja pomoc należy.
Anglia mnie wykształciła, ale widzę to, że to jako rekompesatę za gotowość poświęcenia mego życia 'Za Naszą
i Waszą Wolność', - za ich wolność.
Kanada dostała mnie 'gotowego', jakby za 'darmo'. Koszty wczesnego wychowania i koszty wyższego
wykształcenia (inżyniera), ponieśli inni. Doznałem jednak w Kanadzie więcej dobrodziejstw i możliwości, więcej
osiągnięć niż mogłem doświadczyć w jakimkolwiek innym kraju. Wykonałem tu ponad 650 projektów. Zdecydowana
większość z nich, oczywiście, powstałaby niezależnie od mojego wkładu. Byłem autorem wielu ···inicjatyw, program,
'Project Management' chyba najcenniejszy. Niemniej, chciałbym zrobić więcej. A dlatego więc 'Foundation of Children
of Września’, - ale z polskim akcentem,
...z wrzesińskim akcentem...
Więc co mam w planach dla 'Foundation of Children of Wrzesnia'?
Jest wiele możliwości i mam wiele planów. Szkoda jednak, że zabraknie mi czasu, aby je wykonać...
1. Jestem członkiem 'Toronto Board of Trade' od ponad 50-ciu
lat. Byłem również współautorem Polsko- Kanadyjskiej Izby
Handlowej. Zapoczątkowałem wówczas program , który mial
zmobilizować podobne placówki pod parasolem Board of Trade,
aby promować wymiany handlowe i kulturalne między Kanadą a
poszczególnymi krajami, które te Izby reprezentowały. Inicjatywa
ta została przyjęta przez Board of Trade z entuzjazmem.
Zamarło to jednak, kiedy przeniosłem swoje zainteresowania
do Wrześni.
To jest jedna z inicjatyw, którą chciałbym odnowić.
(Ostatnio, zostałem wyróżniony, za 50-siat lat służby, jako
'Honorowy Członek' tej instytucji)
Pierre Elliot Trudeau
2. Pokrewny z tą inicjatywą, jest program PolOrbis. Też
zasługuje na uwagę.
3. Programy, które zapoczątkowałem w ramach inicjatyw
Fundacji, we Wrześni, takich jak 'Matko Buduj
Geniusza', 'Internet dla Niepełnosprawnych i Seniorów',
wyłanianie 'Człowieka Roku', z pośród działaczy tutejszej
Polonii, itp.
4. Kursy 'Project Management' dla członków Stowarzyszenia Polskich Inżynierów.
5. ‘Urban Dreams’. Promowanie moich urbanistycznych 'mrzonek'. Bo, chociaż 'mrzonki’, ···ale
C1. SUMA SUMMARUM 459
_________________________________
realistyczne.(Ottawa, Celestyn Park, Rynek w Toronto)
6. Jednym z największych ludzi, których Kanada wydała był Pierre Elliot-Trudeau. On jest autorem nowej
Kanady. Ja wiem, co to była Kanada zanim on znalazł się na scenie. On przekształcił Kanadę w 'Multikulturalne
Społeczeństwo'. To on, który najwięcej przysłużył się nam, nowo przybyłym, Polonusom i podobnym. On jest
moim bohaterem.
Kilkanaście lat temu powstała inicjatywa 'Trans Canada Trail', ścieżki od Oceanu do Oceanu, dla
pieszych, narciarzy i rowerzystów, a na niektórych odcinkach dla sań śnieżnych i innych rekreacyjnych
powozów. Lena i ja wykupiliśmy kilka metrów, bo na tym polega ten pomysł. Od lat sugerowałem moim
znajomym posłom polskiego pochodzenia, Haidaszowi i Jesse Flisowi, jak i Martin ·O'Connell, aby zmienić
nazwę tej ścieżki na 'Trudeau Trans-Canada-Trail'. Bez poparcia. A Haidasz był ·nawet mianowany przez
Trudeau, pierwszym Ministrem Multikultury. Podobnie O'Connell był również ministrem w gabinecie
Trudeau.
Proponuję promować tą inicjatywę, mam nadzieje z poparciem Polsko Kanadyjskiego Kongresu, a może
nawet pod ich patronatem.
Rezurekcja
Akademii Internetu, MMO. PolOrbis.
Programy 'Mojej Małej Ojczyzny', 'Akademii Internetu i 'PolOrbis’, które zapoczątkowałem w
Fundacji były współzależne. Byłem przekonany, że były kluczem by zmienić przeznaczenie Wrześni. Czas
temu odpowiadał. świat, a szczególnie młodzież, porwała rewolucja Nowej Technologii, Komputer i Internet.
- 'Właściwa inicjatywa we właściwym czasie' Września, niestety, nie była na to gotowa. Osobiście boli mi to, bo uważam się za 'Project Manager'a'
(menedzera projektów), - co zaczynam to kończę...
Akademia Internetu byłaby wówczas jedyną i pierwszą. Dzisiaj znajdziemy na Internecie ponad milion
stron o podobnych tematach. świadczy to jednak, że temat ten jest teraz bardziej popularny niż kiedykolwiek.
Nawet mój Apel z 30 stycznia 2002 roku do obu Rad, Gminy i do Powiatu, jest jedną z dziesięciu najbardziej
popularnych stron z pośród tego miliona.
A więc to skłoniło mnie i zdecydowałem ponowić tą inicjatywę, chociaż w innej formie, a może powiem
poprawniej, w pierwotnej formie. Pamiętam w 1997 roku, w liście do profesora J Fisiaka, zwracałem się
retorycznie z pytaniem, które powtórzyłem ponownie w Apelu, który w całości przytoczyłem już w
poprzednim rozdziale tej książki.
‘Szkoły zmonopolizowały oświatę. Dzisiaj musimy spojrzeć się na Oświatę inaczej, poszerzyć jej znaczenie i
upowszechnić i pomnożyć jej skuteczność, jako narzędzia na odzień, w Karierze, i w Domu, i 'od kolebki do grobu'...
I dalej, podkreślam: - ‘Akademia Internetu musi być więcej niż Uczelnią. Musi być kuźnią Twórczości, gdzie Uczeń i
Profesor, wspólnie, w gronie innych, lub indywidualnie, będą uczyli się i budowali nowe inicjatywy, nowe spółki, nowe
przedsiębiorstwa, nowe warsztaty pracy, grupy konsultingowe, nowe laboratoria. -Nową Wiedzę, dla potrzeb swoich i
dla innych, oraz jako towar na sprzedaż, na tym gigantyntycznym nowym Rynku, jakim jest Internet.'
I nie tylko tworzyć, ale równie istotne, nauczyć sie jak zarządzać tą Nową Wiedzę i tymi nowo stworzonymi inowacjami.
A więc nie Uczelnia, a raczej Ośrodek Twórczości, - a dokładniej, dwa ośrodki, Ośrodek Ustawicznej
Oświaty i Ośrodek Twórczości. Więc podobnie, jak w poprzedniej wersji, ale bez wydziałów akademickich.
We Wrześni ostatnio powstały trzy wyższe uczelnie, które wypełnią te potrzeby.
Widzę to, jako Instytucję prywatną. Niestety, i żal mi, że młodzi z Grzybowa, Kołaczkowa, Niekielki, z
Rataji i Orzechowa, nie będą mieli tych samych możliwości, co przewidywałem poprzednio. Może da się
C1. SUMA SUMMARUM 460
_________________________________
zainteresować Brukselę, bo te tematy po ich linii zainteresowania. Nie liczę na miejscowych włodarzy, bo jak
nie znajdą w tym miejsca do swojej własnej nalepki, to nie pomogą.
Wątpię, czy pozostało mi jeszcze na tyle lat, aby to wypracować, ale mam na uwadze kogoś, kto jest w
stanie to osiągnąć, i nawet sprawniej. Pracuję nad nim...
Poglądy, Przesądy i Urojenia
Polacy. Kto to 'My'? Kim jesteśmy? Jak siebie widzimy, jak nas inni oceniają?
Czy Polak to biały murzyn?
W moich wędrówkach po świecie często spotykałem się z negatywnymi opiniami, stereotypami innych,
o nas. Niezmiernie nad tym ubolewałem.
Niemcy wyszydzali nas za niedbałość i brak czystości.. 'Polnische Wirtschaft', brak porządku,
dyscypliny, nie umiemy się rządzić.
Dla Rosjan, ‘Polaczok' to ktoś niepoważny, lubi się bawić zamiast pracować.
W Anglii wyczytałem w jednej z Encyklopedii, że Słowianie to rasa podrzędna, upośledzona.
Na pewno czytali 'Mein Kampf'.
W USA, widziano nas, jako 'białych murzynów', a 'polskie żarty'(‘Polish jokes’) stały się szczególnie
popularne wśród żydowskich komików.
Żydzi widzą nas, jako antysemitów, u których antysemityzm rodzi się w ‘mleku matki’(jak powiedział
Monachim Begin, premier Izraelu, który poprzednio, dzięki Armii Andersa, tak jak i ja, wydostał się z
sowieckich Lagrów).
Lub Bohater?
Podczas ostatniej wojny naprawiali, bolesnymi kosztami, te stereotypy, bohaterowie 'Bitwy o Anglię' i
Monte Casino.
Największy jednak wpływ na zmiany i na to jak nas świat spostrzega miał nasz Papież.
Miliard katolików dowiedziało się, i wkrótce cały świat, że to był Polak, pierwszy papież od czterystu lat
niewłoskiego pochodzenia. Każdego dnia przez dwadzieścia siedem lat jego pontyfikatu, świat był świadkiem
tego jak ten nasz wielki rodak zmieniał historię. Wkrótce inni zaczęli spostrzegać, że Kopernik to nie Niemiec,
że Chopin to Polak, że Marie Curie to Skłodowska, a Conrad to Korzeniowski. Staliśmy się godnymi
obywatelami świata, i znaleźliśmy się na mapach świata bez krwawych i bolesnych poświęceń.
Norman Davies napisał 'Boże Igrzysko', w 1981 roku... Chyba najlepszy podręcznik historii Polski.
Staliśmy się nagle modni...
C1. SUMA SUMMARUM 461
_________________________________
Najbardziej znani Polacy na świecie. Większość osiągnęła szczyty poza granicami kraju
‘Inni o nas’
Mało jest zalet, których by Polacy nie mieli, i mało błędów, których udałoby im się uniknąć.
Autor: Winston Churchill
Polacy są przede wszystkim patriotami. Wiele razy dowodzili, że są gotowi umierać za ojczyznę; tylko
nieliczni są jednak gotowi dla niej pracować.
Autor: Norman Davies,
Umiemy się tylko kłócić albo kochać, ale nie umiemy się różnić pięknie i mocno.
Autor: Cyprian Kamil Norwid
Zostawcie to Polakom. Dla nich nie ma nic niemożliwego.
Autor: Napoleon Bonaparte
Jeden Polak to istny czar, dwóch Polaków – to awantura, trzech Polaków – och, to już jest Polski
problem.
Autor: François-Marie Arouet (Wolter)
Polacy są najbardziej inteligentnym narodem ze wszystkich, z którymi spotkali się Niemcy podczas tej
wojny w Europie... Polacy () są jedynym narodem w Europie, który łączy w sobie wysoką inteligencję z
niesłychanym sprytem. Jest to najzdolniejszy naród w Europie, ponieważ żyją ciągle w niesłychanie
trudnych warunkach politycznych, wyrobił w sobie wielki rozsądek życiowy, nigdzie niespotykany.
Autor:- Adolf Hitler
Sami o sobie.
Jan Paweł, nasz Papież kochał swój naród i kochał i całował ziemię ojczystą. Nigdy nie powiedział
złego słowa o swoich krajanach, nawet o tych, którzy go nie lubili. Przebaczał tym, którzy go krzywdzili, i
zjednywał tych, którzy się z nim różnili. Walczył nieubłagalnie o każde życie.
Inaczej było z Marszałkiem Piłsudskim. Walczył o wolność swojej ojczyzny, ale mówił o swoich
rodakach jak by ich nienawidził: - ‘ Z (.....), tym narodem, który nigdy nie jest zdolny do żadnego czynu, który
jest hańbą dla Europy, i 30 milionową plamą ludzkości’, ...’naród idiotów'... Nie przekonywał i nie przebaczał,
C1. SUMA SUMMARUM 462
_________________________________
ale zmuszał, i wymagał krwi za 'swoją' rację.
Podziwiamy go, jako naszego wodza. Był dyktatorem, ale czy był dobrym, odpowiedzialnym
Włodarzem?
Czy się coś zmieniło?
Papież umarł, Davies wrócił do Oksfordu.
Czy dużo się zmieniło, czy to, czego nasz Papież nas uczył pozostawiło jakieś ślady?
Czy nastąpiły jakieś namacalne zmiany w naszej kulturze?
Modlimy się pod pomnikami Katynia i Auschwitz raczej niż naśladować Papieża.
Papież dal wspaniały model wychowania, powinien być obrany na Patrona Polski...
Lubimy bohatersko umierać, ale nie umiemy zwyciężać.
Na nowo się kłócimy, pogardzamy i nienawidzimy się. Lustracja to chyba zwyrodniały objaw masowego
zbiorowego masochizmu. Przecież od tego są sądy, aby zadośćuczynić sprawiedliwości i ukarać przestępców.
Gen Jaruzelski napewno popełnił dużo błędów, ale Stan Wojenny z 1981 roku nie był jednym z nich.
Byłem w tym to roku w kraju, na pogrzebie mojej matki we Wrześni. W Polsce panował wówczas stan anarchii,
kraj był na progu rewolucji, krwawego bratobójstwa na skalę późniejszej Jugosławii lub dzisiejszego Iraku. A
na około czekali na okazję, aby się 'odźwięczyć', Czesi, Honecker i 40 dywizji Breżniewa.
Dwadzieścia lat później, zaprzeczał temu, że nie tak, pijany Jelcyn i Waldek Śliwczyński we Wrześni...
Każdy broni swojej racji, tym bardziej, gdy blisko ‘browarku’...
Panie Waldku proszę przyjrzeć się historycznym faktom i dokumentom, które są powszechnie dostępne
choćby w Internecie i w Wikipedii. Nie plećmy, aby się przypodobać Bush'owi...
Dokonaliśmy dziejowej rewolucji, bez rozlewu krwi, dzięki Papieżowi i jego sojusznikom z
‘Solidarności’, i dzięki generałowi Jeruzalskiemu...
Za nasze braki, winimy 120 lat zaborów, a po drugiej Wojnie, Moskwę, a ostatnio nawet Brukselę. Nie
umiemy się rządzić, więc Bruksela nam pomaga. I stąd imponujące wyniki.
Mimo tego jednak, opuszczają kraj miliony przedsiębiorczych, wykształconych Młodych Polaków.
Dlaczego? Czy to dobrze wróży?
PolOrbis.
W XIX wieku nasza diaspora, w Paryżu, Wiedniu, Londynie i Nowym Yorku wzbogaciła naszą kulturę i
doprowadziła ja do największego rozkwitu w naszej historii. Jest to tym bardziej imponujące, że tak zwana
Wielka Emigracja liczyła zaledwie kilka tysięcy.
Była to historia bólu, tęsknoty i marzeń…
Dzisiaj nasza diaspora, Polonia, liczy ponad dwadzieścia milionów, rozsianych po wszystkich zakątkach
świata. Od 10 milionów w USA, do zaledwie 20-tu w Papui...
Dzisiaj nasza wykształcona młodzież, mimo poświęceń swoich ojców, (a może na odwrót, - za mało
poświęceń) gremialnie 'ucieka' ze swojej ojczyzny, nie przed zagrożeniem zaborców, ale w pogoni za
wygodami i przygodami... Ekonomiści szacują wartość wykształconej osoby na pół miliona złotych. Jeśli
przyjmiemy, że od czasów naszego 'wyzwolenia' w 1989 roku, opuściło Polskę(lub 'wyzwoliło' się) ponad 2
miliony ludzi, to w wyniku Polska poniosła straty, które wykraczają ponad naszą wyobraźnię.
Ale tak zawsze bywa w upośledzonych ekonomiach. Biedni kształcą i usprawniają młodych, którzy
później ich opuszczają, aby bogacić bogatych.
Temu nie da się zapobiec, ale, dzisiaj, można to wykorzystać na historyczną skalę.
To 'wyzwolone' 2 miliony 'zdrajców' pozostaną Polakami, przez jedno, a może nawet dwa lub trzy pokolenia.
Dobrzy czy źli, ale pozostaną związani ze swoimi bliskimi w kraju. Nowa Technologia, Internet, Komputer i
'komórkowy' będzie ich łączył z krajem, i to na co dzień. Globalizacja usprawni i wzbogaci ich i da niezwykłe
C1. SUMA SUMMARUM 463
_________________________________
możliwości i potencjał na rekompensatę.
Dzisiaj, musimy patrzeć się na nasz naród, jako Ojczyzna 60 milionową Polskę Cybernetyczną...
- Nie 'My, Wy i Oni'... Nie zdrajcy, nie obcy... Ale nasi, krajanie...
Gdziekolwiek bije Polskie serce tam nasza Ojczyzna...
Trzeba ją uzbroić w ostrze postępu XXI wieku. Dzisiaj dostęp do Internetu ma blisko 20 milionów
polskich Internautów, w kraju i zagranicą. Wykształconych i przedsiębiorczych... Niesamowity potencjał,
wymaga wizji i przewodnictwa ...
Program PolOrbis, który zapoczątkowałem w 1996 roku, ma służyć, jako baza danych, środowisk,
instytucji, placówek i jednostek polskich rozsianych po całym świecie i tych w kraju. Ale przede wszystkim
może służyć, jako platforma do wymian kulturalnych, oświatowych, społecznych i gospodarczych.
‘Nasi’, czy 'Obcy'?.
Żydzi towarzyszyli nam niemal przez całą przestrzeń naszej historii, i niewątpliwie mieli duży wpływ na
naszą kulturę i na to, kim jesteśmy. Ich wkład w nasze dzieje mógłby być jeszcze większy, gdyby nie opór, jaki
wzbudzali swym działaniem, a w konsekwencji, gdybyśmy – sprecyzujmy rzecz dokładniej – im nie zabraniali.
W genealogicznej historii naszych narodowych bohaterów, takich jak Piłsudski, Wałęsa, Kaczyński,
Czartoryski, możemy doszukać się żydowskich korzeni lub pokrewieństw. Nic w tym dziwnego, jeśli
posłuchamy genealogów, którzy uznają, Że jeśli sięgniemy, zaledwie siedem generacji wstecz, to wszyscy
jesteśmy spokrewnieni.
Żydzi są dynamicznym narodem, z niezwykłą wyobraźnią, energią i wzbudzającym podziw
dorobkiem w kulturze Zachodu.
Aby zachować swoja odrębność, Żydzi dobrowolnie skupiali się w swoich gminach(sztetlach),
często za murami i z własnymi władzami.
A więc, ‘Nasi’, chociaż 'Obcy?…
Pierwszym kronikarzem państwa Polan, Mieszka I, był Żyd na usługach arabskiego kalifatu
Kordoby, Ibrahim ibn Jakub. Prawdopodobnie był handlarzem, lub dyplomatą.
Polska stała sie rajem dla Żydów(‘paradisus ludaeorum’), od zarania naszej historii aż do czasu
rozbiorów. Szesnastowieczny rabin krakowski Mojżesz ben Israel Isserles podkreślał, że jeśliby Bóg nie dał
Żydom Polski, jako schronienia, los Izraela byłby rzeczywiście nie do zniesienia. W 1978 roku noblista, Isaac
Bashevis Singer, określił Polaków, jako naród najbliższy Żydom. Polska przed ostatnią wojną wciąż była
największym skupiskiem Żydów na świecie.
Skąd napływali? Do Polski napływały wiele fal uchodźców żydowskich z rożnych części Europy,
wschodniej i zachodniej. Pierwszą, a może największą falą, to był napływ Chazarów od wschodu, do krajów
wschodniej i środkowej Europy, dowodzi pisarz Artur Koestler, węgiersko-angielski Żyd. Chazarowie nie byli
rasą semicką, chociaż byli wyznawcami judaizmu. Zostali wyparci ze swego państwa pod nawałami najazdów
mongolskich. Osiedlili się oni w Polsce, tak jak i na Węgrzech, Austrii i w Niemczech, jeszcze przed czasami
Mieszka I. Koestler dowodzi, że bezwzględna większość Aszkenazyjczyków pochodzi właśnie z Chazarów.
Żydowskie ślady, w pierwszej stolicy Gniezna pochodzą przypuszczalnie z tych korzeni.
Pogromy dokonywane w czasie I krucjaty(1098r), spowodowały następne fale uchodźców
żydowskich na ziemie polskie. Byli to już prawdziwi Żydzi, Sefardyjczycy. II-a Krucjata, w Niemczech,
spowodowała kilka brutalnych rzeźni ludności żydowskiej. Wielu Żydów uciekło do Polski. W 1290 roku król
C1. SUMA SUMMARUM 464
_________________________________
Anglii Edward I, usunął wszystkich Żydów z Anglii (Nie wolno było Żydom powrócić do Anglii przez
następne 350 lat). Podobnie stało się we Francji w 1396 roku i w Austrii w 1421 r. W latach 1348-1349 do
Polski przybyła trzecia fala uchodźców żydowskich z zachodniej Europy. Była to najliczniejsza fala Żydów,
jaka napłynęła w Średniowieczu do Polski. Tysiące pozbawionych swoich dotychczasowych siedzib, znalazły
wówczas schronienie w Polsce.
W owym czasie, Żydzi w większości trudnili się handlem. Sprowadzali z zagranicy tkaniny,
narzędzia, broń, biżuterię, sól oraz przyprawy korzenne. Wysyłali natomiast produkty rolne i leśne. Handlowali
również niewolnikami - jeńcami wojennymi oraz niewypłacalnymi dłużnikami. Wkrótce po tym połączyli
działalność kupiecką z organizowaniem kredytów i bankierstwem. Najwięksi żydowscy bankierzy pochodzili z
Krakowa. Pożyczali u nich polscy królowie Kazimierz Wielki (panował 1333-1370), Ludwik Węgierski
(panował 1370-1382), Jadwiga (panowała 1384-1399), Władysław Jagiełło (panował 1386-1434). Często
udzielali pożyczek pod zastaw nieruchomości. Zapewne zdarzało się, że Żydzi stawali się właścicielami
majątku dłużnika. Mogły to być niewielkie dobra ziemskie, takie jak wsie należące do Żydów pod Wrocławiem.
Tak, że już w tych to czasach Królowie i Władcy uzależniali się od żydowskich bankierów z
Krakowa. Legenda nawet mówi, że w 1587r, podczas podwójnej elekcji Zygmunta III Wazy i Maksymiliana
Habsburga, z powodu braku porozumienia, królem na jedną noc w Lublinie został rabin Saul Wahl.
Więc jak to wytłumaczyć, że władcy i królowie uzależniali się od prześladowanych wygnańców,
swoich podwładnych?
Jak zrozumieć, że ci, mimo pogromów, prześladowań, rzezi, obozów koncentracyjnych, wygnań i
holaukastu, powstają, walczą i przodują, i ‘królują’?...
Dzisiaj, Żydzi, mimo że stanowią zaledwie 0.5 % ludności świata, mają 30% nagród Nobla w
matematyce i naukach, jak i 20% z pośród najbogatszych na świecie. Dzisiaj, bez poparcia Żydowskich ‘lobby’
w USA, jest prawie niemożliwe zostać prezydentem. Barack Obama miał więcej Żydów w swoim gabinecie niż
jakikolwiek poprzedni prezydent.
Jakimi narzędziami, środkami, i mechanizmami się oni posługują, aby osiągać te sukcesy?...
Wielu myśli, że to dzięki genom, a inni, że handlują i manipulują. Sami myślą, że są ‘narodem
wybranym’...
Dlaczego przodują?
Zygmunt Broniarek: ‘Przypomina mi to dowcip żydowski. Pyta goj rabina: ,,Dlaczego Żydzi
przodują w świecie w różnych dziedzinach - są świetnymi lekarzami, pisarzami, matematykami, szachistami,
pianistami, skrzypkami, bankierami, specjalistami od reklamy i rozrywki itd. ?". Na to rabin: ,,Gdy u nas rodzi
się dziecko, to my je obserwujemy. Jeżeli wykazuje się zdolnościami manualnymi, to idzie na pianistę, jeżeli
dużo krzyczy, to idzie do reklamy i rozrywki, jeżeli szybko uczy się liczyć, to idzie na bankiera itd.". ,,A co
robicie z dzieckiem, które nie wykazuje żadnych takich talentów? ,Od razu je chrzcimy`...
Ja widzę to trochę inaczej. Moje życiowe losy, pod wieloma względami dorównują gehennom,
które doświadczyli Żydzi. Znam ból prześladowanego, wygnańcy, ból obozu koncentracyjnego. Znam
wyzwanie poniżanego, a stąd nauczyłem się jak marzyć, pracować i osiągać. Zaznałem urok oświaty i urok
pracy. Znam ‘moc jednego’... Modlę się tak jak oni, chociaż, podobno, ich Tora i rabin, uczą ich sukcesów w
biznesie, a u mnie katecheta wynajdywał grzechy. Posługiwałem się, tak jak oni, narzędziami i mechanizmami,
C1. SUMA SUMMARUM 465
_________________________________
które opisałem na wstępie tej książki. Doznałem wiele sukcesów. Doznałbym ich chyba więcej, i mógłbym
pomóc innym więcej, gdybym miał za sobą poparcie i solidarność środowiska, któremu służyłem.
Tak jak ‘Loby Izraelu’ w USA i Tora, u nich...
A więc nie geny, nie naród `wybrany przez Boga’, ale wybrani przez samych siebie...
Żydzi posądzają nas, że jesteśmy antysemitami. Przed i podczas ostatniej wojny były poniżające,
nawet kryminalne, wypadki antysemityzmu. Były jednak i przykłady tysięcy, którzy narażając się na kare
śmierci, bohatersko ratowały Żydów. Nie możemy tez zaprzeczyć, że i dzisiaj, w wielu polskich
środowiskach istnieje antysemityzm, co z kolei jest przyczyną antypolonizmu w środowiskach żydowskich, w
Izraelu, - i w USA.
Nasz Papież, Jan Paweł, był pierwszym papieżem w historii, który modlił się w synagodze i szukał
pojednania z judaizmem. Nasze obecne władze robią podobnie.
Ciekawa jest wypowiedź Isaaca Bashevis Singera: - `Jeśli nie byłoby antysemityzmu, to Żydzi by
go sami stworzyli`(!)…
Więcej…
Żydzi są narodem wygnańców. Poprzez wieki prześladowań i pogromami i wrogością. Przez
cierpienia, wolę, pracę i wyobraźnię, i duchowość, nie tylko przetrwali, ale dzięki tym właśnie czynnikom,
osiągnęli poziom niezwykłej sprawności, i dzięki temu, stali się narodem 'wybranym'. Wybranym przez
cierpienia, wrażliwość, wolę i poświęcenia, przez wieki tułaczek, - przez samych siebie...
Mojżesz przez 40 lat szukał i marzył o Ziemi Obiecanej. Nigdy do niej nie dotarł, umarł marząc o
'Ziemi Obiecanej'. I tak ten biblijny nakaz powinien pozostać.
'Sięgaj gdzie wzrok nie sięga'. 'bo, po to Niebo'...
Rozumiem, bo sam tego doświadczyłem...
Przyszłość.
Postęp nabrał wykładniczych wymiarów. A więc przyszłość - coraz bliżej...
Jesteśmy przedmiotem Ustawicznej Rewolucji. Nowa Technologia i Internet zmienia naszą rzeczywistość,
nasze instytucje i nasz gatunek. Jesteśmy świadkami narodzin 'Homo-Komputera'. Homo Sapiens królował
przez milion lat i zdał egzamin. XXI wiek będzie wiekiem Bioinżynierii i Nanotechnologii. Postęp nie
koniecznie rozwija się po linii prostej. Często kończy się błędnym kołem. Nieustannie wynajdujemy koło.
Grecy (a dokładniej minojski szczep na Krecie, który przybył z Egiptu), mieli wewnętrzną kanalizację trzy
tysiące lat temu. A pałac w Wersalu, zbudowany zaledwie trzysta lat temu, i który ma ponad 700 pokoi, nie
miał ani jednej łazienki...
Jesteśmy również w obliczu przedwczesnej zagłady.. Bo Człowiek, aby bronić swojej zabobonnej Racji,
jest gotów rozpętać szatańskie żywioły Bomby Atomowej, co może skończyć się biblijnym Armagedonem...
Lęka mnie przyszłość i przeznaczenie w królestwie Homo-Komputera...
11 września.
Obserwuję, wnikliwie, tak jak i inni, i często trudno mi zrozumieć, co się dzieje za kulisami, za fasadą
tych dziejowych wydarzeń, co za siły, ukryte, podstępnie kierują, i decydują o naszych losach...
C1. SUMA SUMMARUM 466
_________________________________
Klasycznym tego przykładem i pierwszym dramatycznym sygnałem XXI wieku, to atak na USA, 11go
września 2001 roku. Intrygowało mnie to wydarzenie od samego początku. Od tego czasu powstały tysiące
tomów i dokumentalnych filmów, które potwierdzają, w przybliżeniu, moje spojrzenie na tę aferę.
A oto moja reakcja i moje uwagi, o które prosił mnie redaktor Sliwczyński, w dzień po tej tragicznym
wydarzeniu( 12 września 2001r).
Ukazały się one w następnym wydaniu Wiadomości Wrzesińskich:ATAK na USA.
NOWY śWIAT w NOWYM MILENIUM.
Dziesięciu desperackich, anonimowych terrorystów, uzbrojonych tylko w noże, zaatakowało największe
mocarstwo świata, USA. Forteca USA, u szczytu swojej potęgi i rozkwitu, zostało sparaliżowana, fizycznie i
psychicznie, przez niewidzialnego wroga, na oczach milionów obywateli Nowej Technologii, - Telewizora i
Internetu. Obraz ten, - na żywo, - i powtarzany w nieskończoność przez nieskończoną ilość kanałów TV i
Internetu...
... świat zmienił się; - nieodwracalnie...
Apokaliptyczna tragedia o historycznych wymiarach i surealistyczych obrazach, ponad pojęcie i granice
ludzkiej wyobraźni.
‘World Trade Centre’, Katedra globalnego Biznesu,- dwa, 110-piętrowe wieżowce, wyższe niż Wieża
Eiffel, gdzie normalnie pracowało 50 000 ludzi, zniknęły z panoramy Nowego Yorku, zburzone samolotamipociskami, i stały się w minutach grobowcem dla tysięcy niewinnych ofiar. Po 400-tu metrowych gmachach
pozostało trzy piętra gruzów... i, na pobliskich ulicach, pół metra pyłu i śmieci, pod którymi zagubiły się ludzkie
części ciał i zwłoki ofiar... Po nich przejeżdżały karetki pogotowia i służb bezpieczeństwa...
Na horyzoncie, w chmurach kurzu zaciera się sylwetka ‘Liberty Statue’...
Równocześnie kilka set kilometrów na południe inny pocisk-samolot, naładowany pasażerami trafił w
same serce największej militarnej potęgi świata, Pentagon, w Waszyngtonie. Jak dotychczas nie ugaszono
piekielnego żaru i nie zdołano ustalić ilości ofiar. Urzędnicy Pentagonu przypuszczają, że między 100 do 800.
CIA donosi, że 4-ty samolot-pocisk szukał w przestworzach prezydenckiego samolotu.
Z nieznanych powodów rozbił się na polach Pensylwanii. Prezydent Bush, może w obawie powrotu do
Waszyngtonu, zatrzymał się w fortecy NATO w Nebrasce, - zanim powrócił do ‘Białego Domu’.
Prezydent Bush zapewnia, że sprawców znajdzie i ukaże. Znaleźć ich bardzo łatwo, bo błogosławieni
przez Osamę bin Ladena, spoczywają oni już w objęciach Allacha... A karani będą następne, tysiące
niewinnych, w imieniu odwetu. Bo tak nakazuje prawo błędnego koła...
(W końcowej części tych uwag, nasuwają mi się niepokojące myśli... Czy jest możliwe, że ta tragedia ma jakieś
powiązania z tym, co obserwowaliśmy ostatnio na światowym forum?! Czy to obraz konspiracji o dziejowych
wymiarach?)
‘W ostatnich kilku latach, tysiące ‘anonimowych dusz’ (zlepek luźnych grup: studentów, profesorów,
’zielonych’, przedstawicieli różnych wyznań i związków zawodowych, anarchistów, chuliganów, komunistów,
itd) od Seattle i Pragi do Okinawy i Quebeku, atakowało i utrudniało życie przywódcom najpotężniejszych
mocarstw i liderom globalnych koncernów, w imieniu ‘nowego porządku’. Następne spotkanie jest planowane
w Kanakis w niedostępnym resorcie w Górach Skalistych.
Czy przywódcy ‘starego porządku’ czują się zagrożeni, czy 'Demokracja' jest w odwrocie?
Czy Atak na USA, nie jest również atakiem na Demokrację, na Zachodnią Cywilizację? Czy Nowe
Milenium, Era nieokiełzanego postępu i chaosu, to Epoka Ustawicznej Rewolucji?
C1. SUMA SUMMARUM 467
_________________________________
‘9/11’ Nowy Jork
Spisek.
Chociaż trudno się doczytać w powyższych uwagach, które przygotowałem, na gorąco, następnego dnia
po tej tragedii, ale z miejsca można by podejrzewać w tym makabrycznym wydarzeniu elementy spisku.
Perfidnego i wyrafinowanego spisku, i to wymyślonego nie przez ludzi z jaskiń Afganistanu, ale przez
konspiracyjną koalicję sił ‘Nowego Ładu,’( a może trafniej, ‘Starego Ładu’, -‘Novus Ordo Seclorum’ - z 1774 roku),
i…
Nie jestem odosobniony w tym spojrzeniu. Większość Amerykanów jest przekonanych, że wydarzenie
to było wynikiem spisku, w którym brały udział, lub byli świadomymi świadkami, albo współautorami, nawet
niektóre elementy władz Cheyne-Busha. W ciągu kolejnych kilku lat potwierdzają te teorie tysiące książek,
programów telewizyjnych, i filmów dokumentalnych. W Internecie można znaleźć ponad 40 milionów(!)
artykułów i stron na ten temat. Z tych najbardziej popularnym był film dokumentalny Michael Moore,
Fahrenheit 9/11.
C1. SUMA SUMMARUM 468
_________________________________
Kraksa 2008.
Prezydent Bush. Oligarchia Potentatów.
Kraksa 2008 jest największym kryzysem ekonomicznym od czasów Wielkiej Depresji z 1929 roku. Jest ona
spuścizną ośmiu lat kadencji Busha, wyraźnego obrazu dominacji Oligarchii Potentatów…
Dwie wojny w interesach Oligarchii, Haliburton-Cheyne i Szajki militarno-przemysłowej…
2001 i 2003 obniżki podatkowe, które wzbogaciły 1% najbogatszych o blisko 2 tryliony dolarów…
Dług publiczny podczas kadencji Busha podwoił się i wzrósł o 5 trylionów dolarów… Oprocentowanie
tego długu wynosi 454 miliardów dolarów rocznie, a wkrótce się podwoi. Długu tego nie da się spłacić, a
większość tego jest w rękach Oligarchii, co im zapewni dominacje na następne kilka pokoleń, a może na
zawsze…
W wyniku, pod koniec jego kadencji, pokazały się dramatyczne konsekwencje plądrowania, nieprawości i
nieudolności tej szajki i świat stał się ofiarą największej ekonomicznej kraksy od Wielkiej Depresji lat trzydziestych XX
wieku…
USA , najpotężniejsza ekonomia świata, jest jedynym krajem z pośród rozwiniętych ekonomii, który nie
ma opieki zdrowotnej dla ponad 50 milionów swoich obywateli… Więcej, bo mimo to, koszta ich programu są
dwa razy większe na łepka, niż uniwersalnej opieki zdrowotnej w Kanadzie…
Pod pozorem walki z terroryzmem, Bush wprowadził całą serię rozporządzeń ograniczających prawa i
wolność jednostki. USA dzisiaj jest już innym państwem, - jest narodem zniewolonym. Rządzi ‘Oligarchia
Potentatów’ z pomocą skorumpowanych polityków i skorumpowanych medii…
Jest powszechnie znane, że nad każdym członkiem Kongresu i Izby Reprezentatów, pilnuje około 70-ciu
lobbyistów, agentów Oligarchii Potentatów.
Tego nie da się już zmienić.
Tak jak powiedział Bertrand Russell: - ‘Bunt plebsu, będzie nie do pomyślenia (podobnie jak powstanie
owiec przeciw tym co jedzą baraninę)...’
Oligarchia Potentatów, 'Iluminaci', - czy to ci sami?
Iluminaci Bawarscy.
Zakon ‘Illuminati’ był założony przez Adama Weishaupta, pochodzącego z rodziny maranów. Urodził
się w Bawarii, później został jezuickim mnichem. Opuścił jednak Jezuitów, wstąpił do masońskiej loży i dwa
lata później, w 1776 roku, założył swój własny, tajny zakon ‘Illuminati’.
Idee Iluminatów, były oparte na założeniach i nurtach epoki oświecenia, które bardzo szybko
rozpowszechniły się w Europie. Wydarzenia takie jak Rewolucja Francuska i Rewolucja Amerykańska, a stąd
ich konstytucje, jak i również Konstytucja 3-go maja, są tego wynikami.
Formuła Iluminatów Bawarskich, tajnego zakonu wewnątrz tajnego zakonu, który zrzeszał w sobie
elitarnych ‘Super Masonów’ 33-go stopnia, bardzo porwała Amschela Rothschilda, który w tym to czasie dał
początek historycznej dynastii Rodziny Rotschildów. Amschel szybko opanował tą Lożę. W następnych 10-ciu
latach, Iluminaci zniknęli w ‘podziemiach’.
Dynastie Rothschildów.
W 2005 amerykański prestiżowy dwutygodnik Forbes, określił Mayera Amschel Rothschilda,
jako ‘ojca międzynarodowych finansów’.. Forbes widocznie uważa, że jego system i formuła przetrwały
do dzisiaj…
Więc przyjrzyjmy się historii tej niezwyklej rodziny.
Niezmiernie wymowną i pouczającą jest wypowiedź jego syna, Nathana Mayera Rothschilda,
głowy angielskiej dynastii Rothschildów, który w 1820 roku, powiedział: - ‘Nie przejmuję się tym, że
jakiś pajac jest posadzony na tronie Anglii, aby królować nad Imperium, nad którym słońce nigdy nie
C1. SUMA SUMMARUM 469
_________________________________
zachodzi. Ten, kto kontroluje dostęp do pieniędzy, kontroluje Brytyjskie Imperium, a ja kontroluje
brytyjski dostęp do pieniędzy’ ("I care not what puppet is placed upon the throne of England to rule the
Empire on which the sun never sets. The man who controls Britain's money supply controls the British
Empire, and I control the British money supply").
Równie wymowne jest, to, jak Nathan dorobił się tej potężnej fortuny?
O klęsce Napoleona pod Waterloo w 1815 roku, Nathan dowiedział się podobno o całą dobę zanim
ta wiadomość dotarła do Londynu. Nathan wykombinował plotkę, że Napoleon wygrał tą bitwę. Giełda
na Londyńskiej giełdzie spadła o 98%! Zanim prawda dotarła do Londynu, Nathan wykupił na tyle tej
giełdy, że w następnych kilku dniach, stał się nieomal wyłącznym właścicielem brytyjskiej ekonomii.
A teraz kilka słów na temat rodowodu tych wszechmocnych dynastii, bo jest ich aż pięć.
Patriarchą tych dynastii był ojciec Nathana, Mayer Amschel Rothschild. Mayer urodził się w 1743 w
Frankfurcie nad Menem, w miejscowym getto. Nabył się tajników kunsztu bańkowości pracując jako
czeladnik w domu handlowo-bankowym Oppenheimerów w Hamburgerze. Dzięki swojej wiedzy i
sprytowi wyrobił sobie zaufanie tamtejszych książąt , którzy stali się jego patronami i po zajęciu ich
księstwa przez wojska napoleońskie, powierzyli mu swoje bogactwa pod jego opiekę.
Mayer miał pięciu synów (i pięć córek) . Każdemu z synów powierzył mandat, aby stworzył swoją
dynastię w jednej z pięciu stolic Europy. Najstarszy Amschel pozostał w Frankfurcie , a Nathan jak
wspomniałem powyżej, odziedziczył Londyn, Salomon Wiedeń, Kalmann Neapol, a Jakub stał się
gigantem finansów w Paryżu.
Przez swoje układy, wpływy i zasługi zostali wynagrodzeni przez swoich królewskich patronów,
arystokratycznymi tytułami. Cesarz Franciszek I nadal nawet całej rodzinie Rothschildów, dziedziczne
tytuły Baronów. Nathan w Anglii został mianowany Lordem, ale ciekawe, że nie przyjął tego
wyróżnienia. A może widział siebie, jak można by wywnioskować z jego powyższej wypowiedzi, za
kogoś ponad tą rangę(!?)…
Rothschildowie stali się mocarstwem finansów nieporównywalnym w historii zachodniej cywilizacji.
Dominowali w 19tym i dwudziestym wieku, i, jeśli można by uwierzyć milionom podręczników,
artykułów, filmów i współczesnej wiedzy, ich namiestnicy dominują chyba i dzisiaj. Wszystkie duże
wojny i historyczne konflikty, począwszy od wojen napoleońskich, były finansowane, i to często po obu
stronach, przez Dynastie Rothschildów.
Aby zapewnić swoją dominacje, wywiad i ochronę, Rothschildowie posługiwali się siecią agentów i
kurierów, a przede wszystkim formułą Iluminatów, tajnych super-zakonów, wewnątrz tajnych organizacji,
lub lóż masońskich.
Za głównego finansjera Rewolucji Amerykańskiej jest uważany Haym Solomon, który pochodził z
Leszna. Opuścił Polskę po pierwszych rozbiorach. Przypuszczalnie stałl się agentem dynastii
Rothschildów. Nie wiadomo jak skończyłaby się wojna o niepodległość Ameryki bez ich wkładu.
Pomagali jednak i Brytyjczykom w finansowaniu 30 000 niemieckich najemników z Hesji. Podobnie, w
amerykańskiej Wojnie Domowej, finansowali Północ i Południe. Finansowali nawet Watykan od roku
1823, nieomal przez cały 19ty wiek, a moze i do dzisiaj.
C1. SUMA SUMMARUM 470
_________________________________
USA Federalny Bank jest bankiem prywatnym. Powstał w 1913 roku, i jego autorem był Baron
Alfred Rothschild, z Londynu. W 1962 Prezydent Kennedy podpisał dekret, aby ograniczyć jego monopol.
Został zamordowany zanim ta ustawa weszła w życie.
Setki tysięcy Internautów uważa, że dzisiejsza ‘Oligarchia Potentatów’ to namiestnicy Iluminatów i że
‘Kraksa 2008’, nie tylko wzbogaciła ich, i to z pomocą Baracka Obamy, o następne Trylion i 300 miliardów
dolarów, ale utrwaliło ich dominacje na następne pokolenia.
To jest sztuka ‘międzynarodowych i nowoczesnych finansów’, którego ojcem jest Mayer Amschel
Rothschild...
Obama.
To, że Obama wygrał wybory prezydenckie w 2008 roku to można
zaliczyć na miarę cudu… Cud ten był jednak krótkotrwałym. Obama nie może
wywiązać się z żadnych zobowiązań, które podjął w kampanii wyborczej, a były
one logiczne, realistyczne i miały poparcie społeczeństwa. Obiecał zakończyć
obie wojny i zamknąć Guatamano. Miał odwołać Busha tryliony ulg
podatkowych dla Oligarchów, miał udostępnić opiekę zdrowotną dla wszystkich
obywateli US, itd. Wygrał wybory, ale przegrał wojnę z Oligarchią Potentatów,
‘Iluminatami XXI wieku’… Wiecej, bo nawet wynagrodził ich w dodatkowy
jeden trylion 300 miliardów dolarów ulg podatkowych, co z kolei zwiększy
oprocentowanie tych długów o kilkadziesiąt miliardów rocznie.
Nie czeka go jednak przeznaczenie Lincolna i Kennedy, bo ulega i robi to
co nakazują…
Widzą to tak miliony internautów, i nie tylko…
Barak Obama, prezydent USA
5. Epilog – Dziękuję.
Książka ta powstała dzięki inicjatywie i osiem lat warty, dopingu, nacisku, nieomal nakazu, dr Adama
Marszałka, wydawcy. Zachęcał, dodawał otuchy i pilnował abym robił to ‘po swojemu’... Zmobilizował całą
swoją uroczą rodzinę, aby mnie motywowała i nakłaniała. A rodzina ta jest niezwykła. Doktorat jest minimum
kwalifikacji każdego członka tego wyjątkowego rodu. Nawet Zuzia, czteroletnia wnuczka, okazuje już ambicje
w tym to kierunku.
Adam powinien być mianowany Honorowym Ambasadorem Polski. Przyjmuje w swoim obszernym
grodzie, w Łysomicach, Prezydentów, Marszałków, Generałów, Profesorów, Ambasadorów z całego świata.
Oblatuje również kraje globu, aby promować nie tylko książki i autorów swego wydawnictwa, ale i krzewić
polską rację stanu.
Czuję się szczególnie zaszczycony przyjaźnią tej wyjątkowej rodziny.
Miałem i wciąż jednak mam, opór i zastrzeżenia, czy ta książka powinna być w ogóle opublikowana.
Autobiografia to jest przecież formą publicznego obnażania się, nietylko samego siebie, ale i swoich bliskich.
Nie żałuję jednak, że przyjrzałem się tym swoim Bytom i że ostatecznie zapoznałem się z samym sobą,
nawet mógłbym powiedzieć, że odkryłem siebie... Nauczyłem się także pisać po polsku, chociaż daleko od tego
C1. SUMA SUMMARUM 471
_________________________________
abym mógł nazwać się pisarzem, lub zadowolić redaktorów wydawnictwa. Niemniej jednak dziękuję im za
wnikliwą ocenę, a przede wszystkim redaktorowi Danielowi Kawie.
Jestem wdzięczny moim przyjaciołom, dr Konradowi Studnickiemu, dr Andrzejowi Pawłowskiemu, i
Ewie Skórczyńskiej-Wójcik, że zachęcali i pomagali mi podczas tej ośmioletniej mozolnej odysei. Argument
profesora Wincentego Kołodzieja z Krakowa, również okazał się bardzo przekonywującym, że to ‘jest moim
obowiązkiem’....
Dziękuje Tadeuszowi Biernotowi, że uszlachetnił mój atawistyczny pomysł okładki.
Dziękuję też Lenie, mojej żonie, że wyręczyła mnie od wielu obowiązków, tak, że mogłem poświęcić
dużo czasu temu tu zadaniu.
Przygotowując materiały do tego Biogramu, czerpałem z wielu źródeł. Najwięcej chyba ze stron
Internetu i encyklopedii Wikipedii. Mam nadzieję, że nie nadużyłem w tym ustalonych norm autorskich.
Następny Rozdział: C2. REQUIEM
Powróć do:- Home
Komentarze i Pytania
SKRÓT Rozdziału
TRANSLATION
C1. SUMA SUMMARUM 472
_________________________________

Podobne dokumenty

C1. SUMA SUMMARUM - Nowe Wydanie - 5-narodzin-i

C1. SUMA SUMMARUM - Nowe Wydanie - 5-narodzin-i marmurze i lustrzone ściany. Nowe okna jak sceny, z drzewa, bo jest i dobrym stolarzem-artystą. Mieszka w zaniedbałym sklepie w zubożałej polskiej dzielnicy, blisko „polskiego Ronces”. Urządził w n...

Bardziej szczegółowo