Cały numer 16 w jednym pliku PDF
Transkrypt
Cały numer 16 w jednym pliku PDF
19-Wrz-2006 Pro Libris Nr 16 Ok³adka I + IV C M Y K C M Y K Na ok³adce: Jacek Weso³owski, Czas / Zeit, druga wersja 2006 (pierwsza wersja 2005, idea i prarealizacja jako Pamiêæ / Gedächnis 1994) Redakcja czasopisma „Pro Libris” przed³u¿a termin konkursu literackiego pt. „W poszukiwaniu talentów” Pro Libris Nr 16 Ok³adka II + III Konkurs adresowany jest do ludzi m³odych, w wieku do 30 lat, z terenów pogranicza i ma na celu popularyzacjê autorów tekstów prozatorskich i poetyckich z Polski i Niemiec. Konkurs trwa od 1 wrzeœnia 2005 r. do 31 grudnia 2006 r. Teksty dotychczas nie publikowane, o objêtoœci do 10 stron, nale¿y przesy³aæ na adres Redakcji przez ca³y czas trwania konkursu. Wartoœciowe i ciekawe prace bêd¹ sukcesywnie drukowane w kolejnych numerach Pisma. Przyznane te¿ zostan¹ nagrody za najlepsze teksty. Publikacja bedzie nominacj¹ do nagrody. Nades³anych tekstów Redakcja nie zwraca, o zamiarze publikacji autor zostanie powiadomiony. Die Redaktion der Zeitschrift „Pro Libris” Verlängert den Termin 19-Wrz-2006 literarischen Wettbewerb „Auf der Suche nach Talenten” aus. Zrealizowano w ramach Programu Operacyjnego Promocja Czytelnictwa og³oszonego przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Der Wettbewerb richtet sich an junge Menschen im Alter bis 30 Jahren aus den deutsch-polnischen Grenzgebieten. Sein Ziel ist es, Verfasser von Prosa- und Dichtungstexten aus Polen und Deutschland zu popularisieren. Der Wettbewerb beginnt am 1. September 2005 und endet am 31. Dezember 2006. Bisher unveröffentlichte Texte von einem Umfang bis 10 Seiten sollen an die Redaktionsadresse während der Wettbewerbsdauer geliefert werden. Wertvolle und interessante Arbeiten werden allmählich in laufenden Zeitschriftnummern gedruckt. Die besten Arbeiten werden preisgekrönt. Veröffentlichung in der Zeitschrift bedeutet Preisnominierung. Lubuskie Pismo Literacko-Kulturalne Lubuskie Pismo Literacko-Kulturalne Pro Libris Nr 3(16) - 2006 Prace plastyczne wykorzystane w numerze Jacek Weso³owski Copyright by Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna im. C. Norwida, Zielona Góra 2006 Redaktor naczelny S³awomir Kufel Redaktor naukowy Anna Szóstak Redaktor graficzny Magdalena Gryska Sekretarz redakcji Ewa Mielczarek Korekta Ewa Mielczarek Cz³onkowie redakcji: Grzegorz Gorzechowski, Leszek Kania, Czes³aw Sobkowiak, Maria Wasik Stali wspó³pracownicy: Krystyna Kamiñska, Ireneusz K. Szmidt, Andrzej K. Waœkiewicz, Jacek Weso³owski Fotografie: Maik Altenburg, Grzegorz Gorzechowski, Susanne Lambrecht, Monika Simonjetz, Jan Wasiñski Wydawca Pro Libris - Wydawnictwo Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Cypriana Norwida, al. Wojska Polskiego 9, 65-077 Zielona Góra Sk³ad komputerowy: Agencja Reklamowa GRAF MEDIA, tel. 068 451 72 78 Druk i oprawa: IMAR-DRUK, ul. Wiejska 4, 65-763 Zielona Góra Nak³ad - 350 egz. ISSN 1642-5995 Nr indeksu 370754 Adres Redakcji: WiMBP im. Cypriana Norwida w Zielonej Górze, al. Wojska Polskiego 9, 65-077 Zielona Góra (z dopiskiem Pro Libris); e-mail: [email protected] http://www.wimbp.zgora.pl Od Redakcji Vorwort des Herausgebers Kolejny ju¿, szesnasty numer Pro Libris, wzbudza rozmaite refleksje. Oto bowiem dok³adnie piêæ lat temu ukaza³ siê pierwszy numer naszego czasopisma. Wtedy nikt nie przewidywa³, ¿e ta literacka przygoda potrwa tak d³ugo. Mamy sta³e ju¿ grono wspó³pracowników, ustalone dzia³y i elementy pisma, a tak¿e okreœlon¹ jego liniê. Powie ktoœ, ¿e to konserwatyzm i stagnacja. Ale na rynku lubuskim jest przecie¿ miejsce na pismo nowoczesne, eksploruj¹ce przede wszystkim postmodernistyczne wydarzenia artystyczne. My pozostaniemy bardziej akademiccy, a ka¿d¹ inicjatywê przyjmiemy nie jako konkurencjê, lecz jako znacz¹ce urozmaicenie naszego ¿ycia kulturalnego. Minione piêæ lat zaowocowa³o te¿ sta³¹ wspó³prac¹ polsko-niemieck¹. Nie jest to dziœ bez znaczenia, gdy na naszych oczach zmienia siê dotychczasowy porz¹dek europejski (a mo¿e i œwiatowy). Od paru lat mamy XXI wiek. Im d³u¿ej pozostaniemy normalni, tym d³u¿ej bêdziemy tworzyæ kulturê na zamieszkiwanych przez nas ziemiach. A jest co robiæ. W niniejszym numerze zaczynamy, tak¹ mamy nadziejê, dyskusjê o dotychczasowej kondycji kultury na Ziemi Lubuskiej. Inauguruj¹ j¹ wypowiedzi Eugeniusza Kurzawy i Czes³awa Markiewicza. Redakcja nie jest tu stron¹, ale nie ukrywamy, ¿e taka wymiana pogl¹dów jest o¿ywcza i inspiruj¹ca. Mamy nadziejê na dalsze g³osy osób zainteresowanych wspomnian¹ problematyk¹. Poza tym sporo tego, co zwykle – tym razem chcia³bym zwróciæ szczególn¹ uwagê na prezentacjê twórczoœci Jacka Weso³owskiego, ciekawy tekst Mateusza Marczewskiego, urokliwe rozwa¿ania Moniki Simonjetz, relacjê Rainera Vangermaina z X Nocy Poezji we Frankfurcie oraz wype³niaj¹ce niema³¹ czêœæ 16. numeru Pro Libris wiersze. Mi³ej lektury. Die neue, schon sechzehnte Ausgabe von „Pro Libris” regt zum Nachdenken an. Vor genau fünf Jahren erschien nämlich die erste Nummer unserer Zeitschrift. Niemand glaubte damals, dass dieses literarische Abenteuer so lange dauern würde. Wir haben inzwischen einen Kreis ständiger Mitarbeiter, festgelegte Bereiche und Teile der Zeitschrift, auch eine bestimmte Linie. Jemand könnte einwenden, dies ist Konservatismus und Stagnation. Aber auf dem Lebuser Markt gibt es doch auch Platz für eine moderne Zeitschrift, die vor allem postmoderne künstlerische Ereignisse verfolgt. Wir bleiben eher akademisch und würden jede solche Initiative nicht als Konkurrenz ansehen, sondern als eine bedeutende Abwechslung in unserem Kulturleben. Die letzten fünf Jahre brachten auch eine ständige deutsch-polnische Zusammenarbeit mit sich. Es ist nicht ohne Bedeutung, heute, wenn wir eine Änderung der bisherigen europäischen (und vielleicht sogar der Welt-) Ordnung beobachten. Vor ein Paar Jahren hat das 21. Jahrhundert angefangen. Je länger wir normal bleiben, desto länger können wir Kultur auf den von uns bewohnten Gebieten schaffen. Und zu tun gibt es jede Menge. In der vorliegenden Ausgabe beginnen wir, so unsere Hoffnung, eine Diskussion über die bisherige Verfassung der Kultur im Lebuser Land. Sie wird von Eugeniusz Kurzawas und Czes³aw Markiewiczs Beiträgen eingeleitet. Wir als Herausgeber ergreifen hier keine Partei, wir sind aber der Meinung, dass ein solcher Meinungsaustausch belebend und inspirierend ist. Wir hoffen auf weitere Stimmen von Menschen, die sich für dieses Problem interessieren. Sonst – viel des Üblichen – diesmal möchten wir Sie vor allem auf die Vorstellung des Schaffens von Jacek Weso³owski, den interessanten Text von Mateusz Marczewski, die zauberhaften Überlegungen von Monika Simonjetz, den Bericht von Rainer Vengermain zur 10. Nacht der Poesie in Frankfurt und die in der 16. Aufgabe von „Pro Libris” so zahlreichen Gedichte aufmerksam machen. Viel Spaß beim Lesen! Od Redakcji 3 Spis treœci Zbigniew Czarnuch, Waschmaschinewsky, królewski b³azen profesor Grundling, köpenikiada i inne przypadki specyfiki zaodrzañskiego poczucia humoru (Waschmaschinewsky, der Hofnarr Professor Grundling, die Köpenickiade und andere Fälle des spezifischen Sinns für Humor von der anderen Seite der Oder) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. FilmFestival Cottbus – Festival des osteuropäischen Films (FilmFestival Cottbus – festiwal filmu wschodnioeuropejskiego) . . . . . . . . . . . . . . str. Rainer Vangermain, Die 10. Nacht der Poesie in Frankfurt (Oder), am 18.08.06 im „Oderspeicher” (X Noc Poezji we Frankfurcie nad Odr¹ 18 sierpnia 2006 w „Spichlerzu Odrzañskim”) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. Zapraszam Ciê Helmut do pisania Odr¹... Z Helmutem Preisslerem rozmawia Romuald Szura . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. Cezary Galek, Ko³ysanka dla Brajana . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. Czes³aw Sobkowiak, Zapiski o poranku . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. Anna Szewczuk, Wiersze [Woda pitna w Barcelonie, Zajrza³am, Madonna uœmiechniêta, Flamenco] . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. Mateusz Marczewski, Bia³y i czarny ptak . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. Bartosz Pi¹tkowski, Wiersze[***miêdzy dwoma mostami, *** wpisany w cieñ, zdarte oko, wiersz z kolejowym charakterem] . . . . . . . . . . . str. 6 22 32 35 37 41 50 52 56 SYLWETKI . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 58 Anna Szóstak, Poetycka silva rerum Ireneusza Krzysztofa Szmidta (Die poetischen silvae rerum Ireneusz Krzysztof Szmidts) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 58 Ireneusz K. Szmidt, Wiersze [Poetyka (Poetik), G³os w dyskusji o poezji wspó³czesnej (Stimme in der Diskussion über moderne Dichtung), S³uchaj¹c koncertu rostockiego nonetu w Sali Barokowej (Das Konzert des Rostocker Nonetts im Barocksaal hörend), *** Istniejesz jeszcze (Du weilst noch)] . . . . . . . . str. 66 MA£Y LEKSYKON POETÓW LUBUSKICH . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 71 Andrzej K. Waœkiewicz, Robotnicy pisz¹cy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 71 Wald Gerson Rak, Wiersze [Oli, maleñkiej, Bez Oli, *** Ptactwo w ogrodach, *** S¹d, *** Zmrok, *** W œniegu, *** Nie piszesz] . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 76 PREZENTACJE „Pro Libris” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Jacek Weso³owski . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Tomasz Zalejski-Smoleñ, Do Granicy. Dzien-Nik Jacka Weso³owskiego (Bis zur Grenze. Das Tage-Buch von Jacek Weso³owski) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Susanne Lambrecht, Einmaliges Projekt: KottbusKunst (Wyj¹tkowy projekt: KottbusKunst) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 4 str. 78 str. 78 str. 81 str. 95 PRZYPOMNIENIA LITERACKIE . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Czes³aw Markiewicz, Czytanie Ÿróde³ V. Czego Maranda nie nauczy³ siê od Tutki - eksperyment z proz¹ Janusza Olczaka) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Janusz Koniusz, Pomiêdzy Mêcin¹ a Gubinem (wspomnienie o Tadeuszu Firleju) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Zenon £ukaszewicz, Pamiêæ i nostalgia (wspomnienie o Stanis³awie Grochowiaku) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 101 str. 101 str. 105 str. 108 VARIA BIBLIOTECZNE . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 111 Grzegorz Chmielewski, Biblioteka i archiwum Herminy von Reuss . . . . . . . . . . str. 111 W³adys³aw £azuka, Wiersze [W £asku, *** Jezioro jak sto³u blat, *** Ile jest krzyku, Powiedz, *** W cieniu jab³oni, Trzeba iœæ] . . . . . . . . . . . . . . str. 117 Maximilian Dragon, Kaltes Schweigen (Ch³odne milczenie) . . . . . . . . . . . . . . . . str. 120 Robert Rudiak, Wiersze [Senne wizje, Wyrocznia] . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 123 Mareike Dottschadis, Rotes Fahrrad im Regen (Czerwony rower w deszczu) . . . str. 124 KRAJOBRAZY LUBUSKIE . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 125 Monika Simonjetz, Znów najpiêkniejszy w Polsce jest lipiec nad wod¹... Zabór i okolice (Und wieder einmal ist der Juli am Wasser in Polen am schönsten… Zabór und Umgebung) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 125 FORUM DYSKUSYJNE . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 139 Eugeniusz Kurzawa, W³asnoœæ czasu przesz³ego . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 139 Czes³aw Markiewicz, Daleko od szosy - czyli o nieskonsumowanym awansie . . str. 144 RECENZJE I OMÓWIENIA . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Bartosz Pi¹tkowski, leitmotiv (Czes³aw Markiewicz) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . W³adys³aw Klêpka, Siedmiokr¹g (Czes³aw Sobkowiak) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Ewa Lipska, Drzazga (Anna Szóstak) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Stanis³aw ¯yburt, Historia Górzyna (Monika Simonjetz) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. str. str. str. str. 148 148 149 150 153 KRONIKA LUBUSKA . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 154 KSI¥¯KI NADES£ANE . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 157 AUTORZY NUMERU . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 158 Spis treœci 5 6 Zbigniew Czarnuch Zbigniew Czarnuch Waschmaschinewsky, królewski b³azen profesor Grundling, köpenikiada i inne przypadki specyfiki zaodrzañskiego poczucia humoru Waschmaschinewsky, der Hofnarr Professor Grundling, die Köpenickiade und andere Fälle des spezifischen Sinns für Humor von der anderen Seite der Oder Przed rokiem goœci³a w witnickim browarze ekipa znanego programu brandenbursko-berliñskiej telewizji poœwiêconego pog³êbieniu wiedzy o Polsce o nazwie „Kowalski trifft Schmidt”. Nagrany reporta¿ zosta³ wyemitowany. Zawiera³ informacjê, ¿e browar produkuje miêdzy innymi piwo wed³ug stuletniej niemieckiej receptury. Obejrza³ go Robert Skuppin, dziennikarz berliñskiego radia, który siê w³aœnie ogl¹da³ za lokat¹ zgromadzonych oszczêdnoœci w jakimœ intratnym handlowym przedsiêwziêciu w rodzaju piwiarni. Mia³ ju¿ nawet upatrzony mi³y lokal. Jako sympatyk Polaków zamierza³ mu nadaæ polski charakter i piwiarnia w jego zamyœle mia³a powiêkszyæ w Berlinie liczbê miejsc, w których siê zabiega o pog³êbianie procesu topnienia gór lodowych wzajemnych uprzedzeñ . - To jest to - stwierdzi³ po obejrzeniu audycji i ruszy³ do Witnicy na wizjê lokaln¹. Na miejscu piwo zdegustowa³ i po uznaniu, ¿e nie jest z³e, zawar³ z browarem kontrakt na sta³¹ jego dostawê do Berlina. I tak statystycy tego miasta w tabelach pod has³em „Vergüngungslokal” wœród placówek rozrywkowych robotniczej dzielnicy wschodniego Berlina Friedrichshein mogli zamieœciæ kolejn¹. Tym razem by³ to lokal o charakterze misyjnym. Vor einem Jahr verweilte in der Witnicer Brauerei das Team der bekannten Brandenburger-Berliner Fernsehsendung zur Vertiefung des Wissens über Polen unter dem Titel „Kowalski trifft Schmidt”. Die aufgenommene Reportage wurde ausgestrahlt. Dort fand sich die Information, dass die Brauerei das Bier u.a. nach einer hundertjährigen deutschen Rezeptur herstellt. Robert Skuppin, ein Journalist eines Berliner Radiosenders, der gerade nach einer Möglichkeit Ausschau hielt, seine Ersparnisse in ein einträgliches Handelsunternehmen, z.B. einen Bierkeller, anzulegen, hat diese Sendung gesehen. Er hatte sich schon sogar ein nettes Lokal ausgesucht. Als ein Polenfreund wollte er ihm einen polnischen Charakter verleihen – der Bierkeller sollte nach seinem Plan die Zahl der Orte in Berlin vergrößern, in denen man die Eisberge der gegenseitigen Vorurteile schmelzen lässt. „Das ist es”, stellte er fest, nachdem er die Sendung gesehen hatte und machte sich auf den Weg zu einem Lokaltermin nach Witnica. An Ort und Stelle verkostete er das Bier, überzeugte sich, das es nicht schlecht schmecke und schloss mit der Brauerei einen Vertrag über Lieferungen nach Berlin ab. Und so konnten die Statistiker dieser Stadt in ihren Tabellen unter dem Stichwort „Vergnügungslokal” im Ostberlins Arbeiterviertel Friedrichshein eine neue Kneipe Dowiedzia³em siê o istnieniu knajpki od znajomego poczdamskiego historyka sztuki, który by³ u mnie w zwi¹zku ze zbieraniem materia³ów do pracy o pa³acu w D¹broszynie. W podziêkowaniu za udzielon¹ pomoc przys³a³ mi wycinek na jej temat z berliñskiej gazety „Der Tagesspiegel” wraz z zaproszeniem do Berlina na kufelek witnickiego piwa. Gazeta informowa³a swych czytelników, ¿e lokal siê mieœci przy ulicy Bänschstraße 25, czynny jest od godziny 14, w koñcu tygodnia od 10, a nazywa siê „Waschmaschinewsky”. W wolnym t³umaczeniu znaczy to tyle co Pralkiewicz lub Maszynopralniewski albo Praczmaszyñski. Osobisty Anio³ Stró¿, odpowiedzialny miêdzy innymi za moje narodowo-moralne bezpieczeñstwo, wiadomoœæ o tym Waschmachinewskym, zakwalifikowa³ do kategorii zagro¿enia. Natychmiast uruchomi³ czujniki poczucia godnoœci Polaka, z tych co to boso ale w ostrogach, i z arsena³u pamiêci zacz¹³ wydobywaæ i podsuwaæ przed oczy duszy i jej urz¹dzenia audio rozmaite œrodki obrony z pó³ki dydaktyczno-patriotycznych wierszyków mojej mamy. Nasza kochana rodzicielka „urodzona w niewoli, okuta w powiciu”, prawdziwa Matka-Polka, w trosce o polskie dusze swych dzieci, szczepi³a nas ochronnie przeciw odwiecznym nieprzyjacio³om opowiadaj¹c do snu patriotyczne porzekad³a i wierszyki. Najpierw zabrzmia³o mi w g³owie, ¿e jak œwiat œwiatem, ten i tamten nigdy nie bêdzie naszym bratem. Potem, niczym sekwencja z jakiegoœ przedwojennego filmu, zobaczy³em szlachecki dworek, a na jego œcie¿ce dŸwiêkowej cytat z ballady o ksiêciu Józefie Poniatowskim, co to wêdruj¹c przez litewskie drogi napotka³ ubogi dworek, zza p³otu którego jasne trzy g³owiny na zapytanie o mo¿liwoœæ noclegu godnie, przytomnie i rezolutnie, jak przysta³o dziatwie polskiej, odpar³y - Czy pan tylko nie jest Moskal lub coœ podobnego, bo my wrogów nie przyjmujem do domu naszego. W tym argumencie mojego duchowego „goryla” (przepraszam Ciê najbardziej mój Anio³ku Stró¿u z oleodrukowego obrazka wisz¹cego nad moim ³ó¿eczkiem, ale dzisiaj tu, na Padole verzeichnen. Diesmal eine Kneipe mit Missionscharakter. Ich erfuhr über dieses Lokal von einem Bekannten, einem Kunsthistoriker aus Potsdam, der mich bei seiner Suche nach Unterlagen zu einem Beitrag über das Schloss Tamsel besuchte. Als Dankeschön für meine Hilfe schickte er mir einen Ausschnitt über die Bierstube aus dem Berliner „Tagesspiegel” – mitsamt einer Einladung nach Berlin, zu einem Krug Bier aus Witnica. Die Zeitung informierte ihre Leser, dass sich das Lokal in der Bänschstraße 25 befinde, ab 14 Uhr und am Wochenende ab 10 Uhr auf sei und den Namen „Waschmaschinewsky” trage. Mein persönlicher Schutzengel, zuständig unter anderem für meine national-moralische Sicherheit, stufte die Nachricht über diesen Waschmaschinewsky sofort als eine Gefahr ein. Unverzüglich schaltete er meine Sensoren der Würde eines Polen ein, desjenigen nämlich, der zwar barfuss läuft, aber mit Sporen 1, und vom Arsenal meines Gedächtnisses holte er vor die Augen meiner Seele – und deren Audio-Geräte – verschiedene Verteidigungsmittel aus dem Fach „didaktisch-patriotische Gedichte meiner Mutter”. Unsere liebe Erzeugerin, „in Gefangenschaft geboren, in Ketten erzogen”, eine wahre polnische Mutter impfte uns in Sorge um unsere polnischen Seelen Hass gegen unsere Erzfeinde, indem sie uns mit patriotischen Sprichwörtern und Gedichten in den Schlaf wog. Zuerst hörte ich meine innere Stimme sagen, dass solang die Welt sich dreht, wird dieser oder jener niemals unser Bruder sein. Dann sah ich – wie eine Szene aus einem Vorkriegsfilm – ein Gutshaus eines polnischen Edelmanns und hörte – wie die Tonspur dieses Filmes – das Zitat aus einer Ballade über den Fürsten Józef Poniatowski, der unterwegs irgendwo in Litauen auf ein armes Gutshaus stieß, und als er drei hellhaarige Köpfchen hinter dem Zaun sah und nach Nachtquartier fragte, hörte er die würdige, hellwache und gescheite Antwort, wie sie sich bei polnischen Kindern 1 Anspielung an ein polnisches Sprichwort (Anm. des Übersetzers). Zbigniew Czarnuch 7 £ez takich jak ty ludzi odpowiedzialnych za nasze bezpieczeñstwo niestety tak siê w³aœnie nazywa…, o tempora! o mores!) dopatrzy³em siê jednoznacznej sugestii, bym tego Waschmaschinewskiego zakwalifikowa³ do kategorii „Moskal lub coœ podobnego”. Wreszcie mój Tajny Wspó³pracownik zagra³ na najczulszej strunie. Ten agent Œwiata Racji Ostatecznej, mistrz w urabianiu umys³ów, odwo³a³ siê do najczulszej struny, wydobywaj¹c z niepamiêci wierszyk, którego nauczy³a mnie w latach wojny mama, bym zadeklamowa³ go w dniu imienin kilkuletniej siostrzyczce Mirce. Wymowa wierszyka jest jakby trochê démodé, jako bezwstydnie seksistowska - jak to siê dziœ w nowomowie m³odego pokolenia powiada, ale mora³ wydawa³ siê byæ o wydŸwiêku ogólnop³ciowym. Wierszyk brzmi jak nastêpuje: Jesteœ Polk¹ b¹dŸ dumn¹, / bo na ca³ym œwiecie, / Polka wœród piêknych kwiatów / najpiêkniejsze kwiecie./ Niewinna jak fio³ek, / jak ¿elazo twarda, / czu³a, sta³a, wierna, / pokorna i harda. / Polka wstydu nie zniesie, / bo ma dumê ojczyst¹./ Polka zbrojnie umiera,/ i umiera czyst¹! Rozumia³em, ¿e powinienem byæ hardym, pielêgnowaæ ojczyst¹ dumê, nie znosiæ wstydu i byæ gotowym oddania ¿ycia ojczyŸnie w stanie czystym. W wyniku tych operacji dokonywanych w rejonach podprogowych mej œwiadomoœci, Roberta Skupina sposób na rozwijanie niemiecko-polskiej sympatii przy pomocy piwa z pralki wydawa³ mi siê byæ wielce podejrzany. Pe³en niepokoju postanowi³em udaæ siê do Berlina. Czuj¹c „jajcarsk¹” (och ta nowomowa!) pu³apkê, na wszelki wypadek nie poprosi³em historyka sztuki o dotrzymanie s³owa i na jej poszukiwanie na wszelki wypadek uda³em siê sam. Jak siê mia³o okazaæ, by³o to rozs¹dne posuniêcie z mojej strony. Znalezienie piwiarni, wbrew pierwszym moim k³opotom, nie jest trudne, bowiem gdy od wschodu Frankfurterallee wje¿d¿amy do Berlina, wystarczy w miejscu, gdzie zaczyna siê tutejszy odpowiednik warszawskiej MDM (zakoñczony Frankfurter Tor czyli dwoma 8 gehört: „Sollst du Moskowiter sein, geh doch wieder raus, wir lassen keine Feinde in unser Elternhaus” 2. In diesem Argument meines seelischen „Bodyguards” (verzeihe mir, mein lieber Schutzengel aus dem Öldruck über meinem Kinderbett, aber hier, im Jammertal, werden Menschen, die für unsere Sicherheit sorgen, eben so genannt... o tempora! o mores!) bemerkte ich den eindeutigen Hinweis, dieser Waschmaschinewsky sei in die Kategorie „Moskowiter oder Ähnliches” einzustufen. Die empfindlichste Saite ließ aber mein Inoffizieller Mitarbeiter erklingen. Dieser Agent aus der Welt des Ultimativen Arguments, dieser Meister der Gehirnwäscherei, schlug die empfindlichste Saite an und holte aus der Vergessenheit ein Gedicht, das mir meine Mutter während des Krieges beibrachte, damit ich es zum Namenstag meiner ein Paar Jahre alten Schwester Mirka deklamieren kann. Die Aussage des Gedichtes scheint ein bisschen dèmodè zu sein, sie ist ja schamlos sexistisch – wie es die junge Generation heute politisch korrekt bezeichnet – die Lehre daraus kann doch gut auf beide Geschlechter bezogen werden. Das Gedicht geht so: „Du bist eine Polin – sei stolz darauf / denn in der ganzen Welt / ist Polin die schönste / von allen Blumen. / Unschuldig wie ein Veilchen / wie das Eisen hart / zärtlich, fest, treu / demutsvoll und stark. / Eine Polin verträgt keine Schande / ihr Stolz gehört dem Vaterland. / Eine Polin stirbt mit Waffen in der Hand / und sie stirbt rein!” 3 Ich verstand soviel, dass ich stark sein soll, meinen Vaterlandsstolz pflegen, keine Schande vertragen und bereit sein, mein Leben im reinen Zustand für das Vaterland zu opfern. All diese sich an der Grenze meines Bewusstseins abspielenden Operationen ließen mir Robert Skupinas Versuch, die deutsch-polnischen Sympathien mit dem Bier aus einer Waschmaschine zu entwickeln, als durch und 2 „Czy pan tylko nie jest Moskal lub coś podobnego, bo my wrogów nie przyjmujem do domu naszego” 3 „Jesteś Polką bądź dumną, / bo na całym świecie, / Polka wśród pięknych kwiatów / najpiękniejsze kwiecie./ Niewinna jak fiołek, / jak żelazo twarda, / czuła, stała, wierna, / pokorna i harda./ Polka wstydu nie zniesie, / bo ma dumę ojczystą./ Polka zbrojnie umiera, / i umiera czystą!” budynkami zwieñczonymi wie¿ami) skrêciæ Proskauerstrasse w prawo, by na drugim skrzy¿owaniu ulic byæ na miejscu. Identyfikacjê u³atwiaj¹ reklamowe parasole z napisem BROWAR WITNICA S.A. „BOSS”. Jest to usytuowana na skrzy¿owaniu uliczek typowa piwiarnia „Kiezu” albo „Kietzu”, czyli ma³ego fragmentu dzielnicy, gdzie mieszkañcy s¹ u siebie i gdzie spotykaj¹ siê by pogadaæ z s¹siadami. Oczywiœcie z obowi¹zkowym „Stammtisch” czyli wydzielonym miejscem dla sta³ych goœci. Obyty z normami tamtejszego „pijaru” w³aœciciel z zamiarem trafienia w gusty potencjalnych goœci, postanowi³ nadaæ jej polski klimat, co jak s¹dzi³ uzyska³ wstawiaj¹c do lokalu konfesjona³ i wieszaj¹c obok niego obrazek z Matk¹ Bosk¹. Konfesjona³ zosta³ zakupiony na aukcji internetowej. Siadaj¹c w nim i ujawniaj¹c swe antypolskie czy antyniemieckie grzechy, goœcie mog¹ uzyskaæ rozgrzeszenie papie¿aPolaka poprzez uruchomienie telewizora z filmem video z odpowiednimi papieskimi gestami b³ogos³awieñstwa. Poza tym na œcianach zawieszono wystawê fotografii z krajobrazami kraju nad Wis³¹. W rogu stoi rega³ miêdzy innymi z polskimi wydawnictwami. W toalecie stworzono warunki wykorzystania wolnego czasu do nauki jêzyka polskiego. Okaza³o siê, ¿e postaæ w bia³ej sukni ze skrzyd³ami u ramion z obrazka znad mego dziecinnego ³ó¿eczka ostrzega³a mnie nie bez kozery… W oczekiwaniu na kelnerkê przegl¹dam kartê dañ. Jest nietuzinkowa, bowiem poza menu wydrukowano w niej opowiastkê wyjaœniaj¹c¹ osobliw¹ nazwê lokalu. Ju¿ w „Der Tagesspiegel” przeczyta³em, ¿e w Zag³êbiu Ruhry okreœleniem Waschmaschinewsky nazywano Polaków przyje¿d¿aj¹cych tam „na saksy”, pragn¹cych po zgromadzeniu pierwszych oszczêdnoœci nadrabiaæ zaleg³oœci cywilizacyjne, co czynili zaczynaj¹c od kupna mechanicznej pralki. Zapewne pod wp³ywem przytyków na temat przys³owiowej polskiej czystoœci. Przytyków utrwalonych jeszcze w erze, w której schorzenie niemytej g³owy w Polsce zwane ko³tunem, nazywano na Zachodzie „polsk¹ chorob¹”. durch verdächtig erscheinen. Voller Unruhe begab ich mich nach Berlin. Da ich eine sophisticatede (mein Gott! Ist Denglisch doch schwer!) Falle ahnte, beschloss ich den Kunsthistoriker nicht beim Wort zu nehmen, sondern begann nach der Kneipe alleine zu suchen. Wie es sich herausstellen sollte, war das eine kluge Entscheidung. Auch wenn ich selbst damit zuerst Probleme hatte, ist es nicht schwierig, den Bierkeller zu finden, man muss nur, kommt man vom Osten her mit der Frankfurtallee nach Berlin, am Frankfurter Tor (also dort, wo zwei mit Türmen bekrönte Gebäude stehen) in die Proskauerstrasse rechts einbiegen, um sich an der zweiten Kreuzung an Ort und Stelle zu finden. Die Identifizierung ist dank den Werbeschirmen BROWAR WITNICA S.A. „BOSS” erleichtert. Es ist ein an einer Straßenkreuzung liegender, typischer Bierkeller einer Kiez, wo sich deren Einwohner zu Hause fühlen und eintreffen, um mit den Nachbarn zu plaudern. Pflichtgemäß steht hier natürlich auch ein Stammtisch, wo die Stammgäste ihre Stammplätze haben. Mit den Normen des hiesigen „PR” vertraut, versuchte der Besitzer die Gunst seiner potentiellen Gäste durch die Verleihung dem Lokal des polnischen Charakters zu gewinnen, was er sich wähnte erreicht zu haben, indem er dorthin einen Beichtstuhl stellte und daneben ein Bild mit der Gottesmuter hängte. Den Beichtstuhl kaufte er bei einer Internetversteigerung. Setzen sich die Gäste auf den Stuhl und beichten ihre antipolnischen oder antideutschen Sünden, können sie eine Absolution von Hand des polnischen Papstes erhalten, indem sie sich einen Film mit entsprechenden päpstlichen Segengesten im an Ort und Stelle vorhandenen Fernseher anschauen. An den Wänden hängen Fotographien mit Landschaften aus dem Land an der Weichsel. In der Ecke steht ein Bücherregal, auch mit polnischen Büchern. Auf der Toilette wurden Bedingungen geschaffen, die Freizeit zum Polnischlernen auszunutzen. Nicht ohne Grund hatte mich also die Gestalt im weißen Kleid und mit Flügeln aus dem Bild über meinem Kinderbett gewarnt... Ich warte auf die Kellnerin und blättere in der Speisekarte. Sie ist ungewöhnlich, weil neben der angebotenen Gerichte auch eine Zbigniew Czarnuch 9 W zamieszczonym w karcie opowiadaniu mowa jest o bli¿ej nie sprecyzowanym mieszkañcu Berlina, w³aœcicielu jednej koszuli, któr¹ po powrocie z pracy codziennie pierze w swym znakomitym urz¹dzeniu dobrej marki; „mercedesie wœród automatycznych pralek”. Czyni to sam, bo ¿ona pracuje o ró¿nych porach dnia. W oczekiwaniu na sygna³ maszyny informuj¹cy o zakoñczeniu procesu prania, ubrany w podkoszulkê z okna wypatruje w sinej dali „berliner Luft” swego lepszego jutra. Dzieciaki z kamienicy przezywaj¹ go „Waschmaschinewsky”. Smarkacze prawid³owo wprowadzeni przez swych rodziców we wzory miejscowej obyczajowoœci, zaczepia³y go pytaniami, ¿e skoro pierze sam, to czemu nie rozwiedzie siê z ¿on¹? Iks Ÿle siê tutaj czuje. Na dodatek wszystkie serwowane w pobliskich knajpach piwa s¹ bardzo pod³ej jakoœci. Ojciec, tak¿e niezadowolony z jakoœci tutejszych trunków opowiada³ mu, ¿e w Polsce niedaleko granicy jest miejscowoœæ Witnica, a w niej ma³y browar produkuje znakomite piwo wed³ug starej niemieckiej receptury. Zagapiony w widoczny miêdzy blokami skrawek horyzontu poddawa³ siê marzeniu, jak to któregoœ dnia jedzie do tej opiewanej przez ojca krainy dobrego z³otego trunku. Pewnego popo³udnia, gdy ¿ona i dzieciaki z podwórka szczególnie mu dopiek³y, rozz³oszczony na œwiat wsiad³ do starego opla i ruszy³ za Odrê. Gdy przekroczy³ granicê zauwa¿y³, ¿e ptaki tu œpiewaj¹ jakby piêkniej, a ludzie wydaj¹ siê byæ bardziej wobec siebie przyjaŸni. A gdy w pobli¿u browaru wysiad³ z wozu i zapach powietrza przesi¹kniêtego s³odem poruszy³ w jego nozdrzach czujki systemu nerwowego odpowiedzialnego za dobrostan ca³ostanu jego jestestwa, dozna³ ukojenia duszy. Pe³niê szczêœcia osi¹gn¹³, gdy w piwnicznej gospodzie browaru poczu³ smak tutejszego piwa. Berliñskie troski zniknê³y niczym bañki z bia³ej czapy piany w firmowym kuflu pysznego aromatycznego piwa. Tyle literatury. Karta ma w œrodku wyciête ko³o maj¹ce siê kojarzyæ z otworem pralki. Taki sam kszta³t ma naklejka na butelkê witnickiego piwa i tekturowa podstawka. Piwo 10 Geschichte gedruckt wurde, die den Namen des Lokals erklärt. Schon im „Tagesspiegel” hatte ich gelesen, dass man im Ruhrgebiet als Waschmaschinewsky jene Polen bezeichnete, die dorthin als Sachsengänger kamen und für ihre ersten Ersparnisse den Zivilisationsrückstand nachholen wollten, indem sie zuerst eine Waschmaschine kauften. Wohl unter dem Eindruck der Seitenhiebe über die sprichwörtliche polnische Sauberkeit. Seitenhiebe, die noch aus der Zeit stammen, in der die Krankheit eines lange nicht gewaschenen Kopfes, in Polen als „ko³tun” bekannt, im Westen als „die polnische Krankheit” bezeichnet wurde. In der Speisekarte gibt es also eine Erzählung von einem näher nicht bezeichneten Berliner, dem Besitzer eines einzigen Hemdes, des es jeden Tag nach der Arbeit in seiner hervorragenden Waschmaschine einer guten Marke wäscht, einem „Mercedes unter den Waschmaschinen”. Er tut das, weil seine Frau an unterschiedlichen Tageszeiten arbeitet. Er wartet auf das Ende des Waschvorgangs im Unterhemd vor dem Fenster, schaut nach der besseren Welt in der Weite der Berliner Luft. Die Kinder aus den Nachbarschaft nennen ihn „Waschmaschinewsky”. Die Rotznasen, in die lokalen Sitten und Verhältnisse früh eingeweiht, pflegten ihn zu fragen, warum er sich von seiner Frau nicht scheiden lasse, wo er sein Hemd ja sowieso selber waschen müsse? Der Protagonist fühlt sich hier unwohl. Dazu ist das hier ausgeschenkte Bier schlechter Qualität. Sein mit dem Geschmack der hiesigen Trünke auch unzufriedene Vater erzählte ihm, dass es in Polen, kurz hinter der Grenze das Städtchen Witnica gäbe, in dem eine kleine Brauerei ihr Bier nach einer alten deutschen Rezeptur mache. So guckte der Sohn in das Horizont und träumte, dass er eines Tages in dieses Land des goldenen Trunks fahren könne. Eines Tages, als ihn seine Frau und die Nachbarskinder besonders verärgerten, stieg er, böse über die ganze Welt, in seinen alten Open und fuhr hinter die Oder. Als er die Grenze passierte, sah er, dass die Vögel hier ein bisschen heller sängen, die Menschen ein bisschen freundlicher zueinander seien. Und als er in der Nähe der Brauerei seinen Wagen verließ, konnte er die Duft von Malz riechen und plötzlich war z Witnicy wystêpuje tu pod mark¹ Waschmaschinewsky i kosztuje 1,5 euro, podczas gdy inne marki wyszczególnione z nazwy w cenie 2 euro. W karcie dañ lokal oferuje codziennie miêdzy innymi bigos i ruskie pierogi, a w soboty i niedziele polskie œniadania: „Nix Wurstki” czyli danie z zestawem serów „bez kaine kie³basa” oraz du¿e danie „Warschauer Pakt”, co nie wymaga t³umaczenia. Mi³a, inteligentna kelnereczka, Polka, ma k³opoty z odpowiedzi¹ gdy pytam j¹ o samopoczucie. Dobra praca, mili goœcie, tylko ma pewne k³opoty z t¹ wersj¹ polskoœci jak¹ siê tu serwuje. Próbuje rozumieæ Niemców; „Oni maj¹ zupe³nie inne poczucie humoru ni¿ my” – stwierdza filozoficznie uogólniaj¹c swe przemyœlenia. Wyszed³em z restauracji z poczuciem dysonansu poznawczego. Nie wiedzia³em jak powinienem siê w takiej sytuacji zachowaæ? Co z tym fantem robiæ? Tajny Agent we mnie swymi podszeptami przejawia³ maksimum aktywnoœci. Tego dnia spotyka³em siê z kilkoma niemieckimi znajomymi, z którymi od wielu lat wspó³pracujê. Gdy im opisywa³em koncepcjê kulturowej to¿samoœci knajpy zarykiwali siê ze œmiechu przerywaj¹c mi spontanicznym „Toll” – w znaczeniu „wspaniale”. Gdy ich pyta³em czy nie widz¹ tu nietaktu, ba, swoistego braku kultury wspó³¿ycia, czy wrêcz prowokacji, nie za bardzo wiedzieli o co mi chodzi. Podj¹³em próbê zorganizowania grupy Polaków tu mieszkaj¹cych, którzy by podjêli siê uœwiadomienia w³aœcicielowi, ¿e nie têdy wiedzie droga do zbli¿enia z Polakami. Wyperswadowano mi to jako pomys³ bezsensowny, bowiem w³aœciciel lokalu to ktoœ w rodzaju naszego Majewskiego z TVN, czy s³awetnej pary dziennikarzy „Wprost”, którzy podobny program swego czasu prowadzili w telewizji publicznej, z wszystkiego robi¹c sobie kpinê i ¿e trzeba to wzi¹æ za dobr¹ monetê. Nocowa³em u berliñskich znajomych. Ogl¹daliœmy telewizjê, m.in. program kabaretowy. Jeden z satyryków przez pó³ godziny monologowa³ ku rozbawieniu publicznoœci, kpi¹c sobie z Matki Boskiej, Jezusa, Trójcy das Wohlbefinden wieder da, die Seele war geheilt. Das Glück war vollständig, als er im Bierkeller der Brauerei den Geschmack des hiesigen Biers fühlen durfte. Seine Berliner Probleme verschwanden wie der Schaum des hervorragenden, aromatischen Trunks. Soviel der Literatur. In der Speisekarte wurde ein Loch ausgeschnitten, das an die Öffnung einer Waschmaschine erinnern soll. Derselben Gestalt waren auch die Aufkleber auf den Flaschen des Witnicer Biers und die Bierdeckel. Das Bier wird hier unter der Marke Waschmaschinewsky zu 1,5 Euro verkauft, während alle anderen, in der Speisekarte genannten Marken, je 2 Euro kosten. Zu Essen wird hier tagtäglich u.a. „Bigos” und „reussische Teigtaschen” angeboten, während man samstags und sonntags polnisches Frühstück genießen kann: „Nix Wurstki” – eine Speise mit verschiedenen Käsesorten – und ein großes Gericht unter dem Namen „Warschauer Pakt”. Die kleine, intelligente Kellnerin, eine Polin, macht es sich schwer mit der Antwort auf die Frage nach dem Wohlbefinden. Ein guter Job, nette Gäste, nur habe sie bestimmte Probleme mit der Version des Polentums, die hier serviert wird. Sie macht sich Mühe, die Deutschen zu verstehen; „Ihr Sinn für Humor ist aber doch ganz anders”, stellt sie fest, indem sie ihre Gedanken philosophisch verallgemeinert. Ich verließ das Restaurant von einer kognitiven Dissonanz begleitet. Wie sollte ich mich in einer solchen Situation verhalten? Was soll ich damit machen? Der Inoffizielle Mitarbeiter arbeitete auf höchsten Touren. An diesem Tag traf ich mich mit einigen deutschen Bekannten, mit denen ich seit Jahren zusammenarbeite. Als ich ihnen das Konzept der kulturellen Identität in dieser Kneipe auseinander legte, brüllten sie vor Lachen und unterbrachen mich immer wieder mit einem spontanen „Toll!”. Ich fragte sie, ob sie hier keine Taktlosigkeit sehen, keinen Mangel an der Kultur des Miteinanders, ja keine Provokation, sie wussten aber nichts mit der Frage anzufangen. Ich unternahm den Versuch, eine Gruppe der hier lebenden Polen dazu zu bewegen, dem Besitzer der Kneipe klarzumachen, dass er auf dem Holzweg sei, wenn er so nach Annäherung Zbigniew Czarnuch 11 Œwiêtej, papie¿y, zakonników. Kamera ukazywa³a reakcjê sali: same rozbawione twarze! Co za kraj? Co za ludzie! Bo¿e, Ty widzisz i nie grzmisz? Po wymianie zdañ moi gospodarze poradzili mi bym dla dalszego pog³êbienia nurtuj¹cego mnie problemu, uda³ siê do König Wusterhausen i do Köpenick. Profesor Grundling prezydent akademii nauk i zarazem królewski b³azen Zgodnie z sugesti¹, nastêpnego dnia wybra³em siê do Königs Wusterhausen. Ju¿ dawno siê tu wybiera³em z innego powodu. Œledzê z uwag¹ dokonuj¹cy siê w Brandenburgii proces przewietrzania, przewartoœciowania i rehabilitacji pruskich tradycji. Bywam na ka¿dej kolejnej wystawie poczdamskiego Domu Historii BrandenburskoPruskiej. Po Hohenzollernach zosta³o wiele zamków i pa³aców, które po wojennych zniszczeniach s¹ pieczo³owicie odrestaurowywane. Ka¿dy z nich poœwiêcony jest innemu reprezentantowi dynastii. Nie by³em jeszcze w Königs Wusterhausen, w zamku poœwiêconym pamiêci króla, postaci frapuj¹cej z uwagi na niezwyk³¹ z³o¿onoœæ osobowoœci. By³ tyranem i duchowym prymitywem legitymizuj¹cym siê zarazem rewelacyjnymi osi¹gniêciami natury gospodarczej i administracyjnej. Choæ upañstwowi³ spo³eczeñstwo wt³aczaj¹c w g³owy poddanych paradygmat wspó³¿ycia oparty na wojskowych pryncypiach rozkazodawstwa i bezwzglêdnego pos³uszeñstwa, to jednoczeœnie uznawany bywa za jednego z g³ównych twórców nowoczesnego pañstwa. Z jednej strony fanatyczny mi³oœnik armii, a zw³aszcza przybocznej gwardii dryblasów, dla których pozby³ siê miêdzy innymi odziedziczonej po ojcu legendarnej bursztynowej komnaty, z drugiej zaœ stara³ siê ¿o³nierzy oszczêdzaæ przed wojennymi awanturami, jako ¿e gin¹c podczas bitew, zmniejszali liczbê potencjalnych podatników, a poza tym podczas wojny plami³y siê i niszczy³y piêkne kolorowe mundury, w które odzia³ swe rozliczne pu³ki, 12 zu Polen suche. Ich wurde davon abgebracht, die Idee als sinnlos abgestuft, der Besitzer sei nämlich ein bekannter Spötter und man müsse das alles für bare Münze nehmen. Bei den Berliner Bekannten verbrachte ich die Nacht. Wir sahen fern. Ein Kabarett. Einer der Kabarettisten spottete eine halbe Stunde lang vor einem amüsierten Publikum über die Mutter Gottes, über Jesus, über die heilige Dreifaltigkeit, über Päpste und Mönche. Die Kamera zeigte die Reaktion der Menschen: alle in bester Laune! Was ist das für ein Land? Was sind das für Menschen? Gott, Du siehst das und schweigst? Nach einem Meinungsaustausch mit meinen Gastgebern empfahlen sie mir, nach Königs Wusterhausen und Köpenick zu gehen, um dort dem mich nagenden Gedanken auf den Grund zu gehen. Professor Grundling: Präsident der Akademie der Wissenschaften und Hofnarr Gemäß dem Hinweis begab ich mich am nächsten Tag auf eine Reise nach Königs Wusterhausen. Ich wollte schon lange hin, freilich aus anderen Gründen. Ich beobachte aufmerksam die sich in Brandenburg vollziehende Durchlüftung, Umwertung und Rehabilitierung der preußischen Traditionen. Ich bin bei jeder Ausstellung des Potsdamer Hauses der Brandenburgisch-Preußischen Geschichte anwesend. Die Hohenzollern hatten viele Schlösser und Paläste hinterlassen, die sorgfältig nach den Kriegszerstörungen restauriert werden. Jedes Schloss ist einem anderen Vertreter dieser Dynastie gewidmet. Ich war noch nie in Königs Wusterhausen, in dem Schloss zum Gedenken an einen König, der mich auf Grund der ungewöhnlichen Komplexität seiner Persönlichkeit fasziniert. Er war Tyrann und ein geistiger Primitivling, der sich gleichzeitig mit hervorragenden wirtschaftlichen und verwaltungstechnischen Errungenschaften ausweisen konnte. Obwohl er die Gesellschaft verstaatlichte und seinen Untertanen ein Muster des gesellschaftlichen Lebens einprägte, das sich auf den militaristischen Prinzipien der Befehle und co w obu przypadkach nie by³o dla skarbu pañstwa po¿¹dane, nie mówi¹c ju¿ o innych wydatkach. Mowa o królu Fryderyku Wilhelmie. Czeka³a mnie tu siurpryza. Mój wczorajszy dysonans poznawczy spowodowany pobytem w Établissements przy Bänschstrasse 25, os³abiony nieco po obejrzeniu telewizyjnego satyrycznego programu, mia³ tutaj, w Königs Wusterhausen zostaæ podleczony zastrzykiem koñskiej dawki wiedzy o pruskim poczuciu humoru. Jakby za spraw¹ owej nieszczêsnej pralki, mój siermiê¿ny, zdrowy polski patriotyczny pogl¹d na œwiat rodem z maminych wierszyków oraz has³a grawerowanego na szlacheckich szablach: „Bóg, Honor i Ojczyzna”, poddany zosta³ dalszemu teraz ju¿ przyspieszonemu procesowi prania mózgu. Czu³em jak zatracam ochotê pójœcia w œlady Ksiêcia Józefa, któremu „Bóg powierzy³ honor Polaków”, by walczyæ jak on o godnoœæ ojczyzny a¿ do œmierci, w tym przypadku poprzez oprotestowanie specyfiki mentalnoœci s¹siada, natomiast potê¿nieje we mnie wola ods³aniania dot¹d ma³o nam Polakom znanego œwiata etnicznych odrêbnoœci, w tym przypadku w dziedzinie poczucia humoru, w imiê respektu dla staropolskiej m¹droœci ludowego porzekad³a: „co kraj to obyczaj”. Tu w Königs Wusterhausen znalaz³em tego tutejszego obyczaju kolejne ucieleœnienie, u nas zupe³nie niewyobra¿alne. Otó¿ ów w³adca, którego œwiat obraca³ siê wokó³ kategorii respektu dla w³adzy, prawa, pañstwa, z dyscyplin¹, gospodarnoœci¹ i wielk¹ armi¹ na czele, nie znosi³ artystów i uczonych, którzy burzyli mu œwiat oparty na Biblii i jej prawach naturalnych. A by³a to jak wiadomo z jednej strony epoka rozwijaj¹cego siê oœwiecenia, z drugiej zaœ kontrreformacji, która tutaj, w protestanckich Prusach, przybra³a postaæ pietyzmu, maj¹cego we Fryderyku Wilhelmie gorliwego protektora. Jego ojciec Fryderyk I, któremu Hohenzollernowie zawdziêczali presti¿owy awans z rangi ksi¹¿¹t elektorów do królów w Prusach, by³ piêknoduchem, któremu œni³a siê wielkoœæ kraju przejawiaj¹ca siê w blasku wspania³ych budowli, w bogactwie ich wnêtrz, w przepy- absoluten Gehorsams stützte, wird er doch als einer der Mitbegründer der modernen Staatsidee anerkannt. Einerseits war er ein fanatischer Freund der Armee, besonders seiner persönlichen Garde langer Lulatsche, für die er u.a. das von seinem Vater vererbte legendäre Bernsteinzimmer aufgab, andererseits versuchte er seine Soldaten vor Kriegsabenteuern zu schützen, weil sie, bei Schlachten getötet, die Zahl der potentiellen Steuerzahler verringerten; außerdem wurden während der Kriege die wunderschönen, bunten Uniforme seiner zahlreichen Regimente befleckt und beschädigt, was natürlich auch nicht gerade gut für den Staatsschatz war, geschweige denn andere damit verbundene Ausgaben. Die Rede ist vom König Friedrich Wilhelm. Hier wartete auf mich eine Überraschung. Meine gestrige, schon etwas durch das Fernsehprogramm geschwächte kognitive Dissonanz aus dem Etablissement in der Bänschstrasse 25 sollte hier, in Königs Wusterhausen, durch eine Spritze Pferdedosis preußischen Humors behandelt werden. Wie durch diese fatale Waschmaschine wurde meine einfache, gesunde, polnisch patriotische Weltanschauung aus den Gute-Nacht-Gedichten meiner Mutter und der seit Jahren auf den Säbeln des polnischen Adels gemeißelten Losung: „Gott, Ehre und Vaterland” einer weiteren, jetzt schon beschleunigten Gehirnwäsche unterzogen. Ich konnte fühlen, wie ich die Lust verliere, der Spur des Fürsten Józef zu folgen, dem „Gott die der Ehre der Polen anvertraute”, dass sie wie er für die Würde des Vaterlandes bis zum Tode kämpfen – diesmal freilich nur bis zum Protest gegen die Mentalität des Nachbarn – und wie in mir dagegen die Lust wächst, den Polen die bisher wenig bekannte Welt der ethnischen Eigenart zu enthüllen, und zwar im Bereich des Sinns für Humor, voller Respekt für die alte Weisheit des Sprichwortes „andere Länder – andere Sitten”. Hier in Königs Wusterhausen fand ich eine weitere Verkörperung dieser Sitten, die bei uns völlig unvorstellbar wären. Der oben erwähnte Herrscher, dessen Welt sich um das Respekt für die Macht, das Recht, den auf Disziplin, Wirtschaftlichkeit und große Armee gestützten Staat drehte, hasste Künstler Zbigniew Czarnuch 13 chu parad z³oconych karet, karnawa³owych zabaw czy w s³awie dworskich artystów i uczonych. Przejmuj¹c tron nowy król odziedziczy³ ca³¹ armiê architektów, malarzy, rzeŸbiarzy, aktorów, kucharzy, z wielk¹ liczb¹ s³u¿by dworskiej, któr¹ rozpêdzi³ tworz¹c pañstwo ¿o³nierzy, przedsiêbiorców i urzêdników. Ojciec mia³ wspania³y dwór - mawia³ - niech mi zatem bêdzie wolno mieæ wspania³¹ armiê. Nowy król nie chcia³ mieæ nic wspólnego z berliñskim dworem i jego zepsutym moralnie towarzystwem i za ulubione miejsce zamieszkania wybra³ skromny, niewielki podberliñski pa³acyk myœliwski Wusterhausen. Tu mieœci³ siê jego sztab, w postaci s³ynnego Tabakskollegium, w którym zadecydowano o zmianie kierunku dalszego rozwoju Prus. Zrezygnowano z drogi wiod¹cej ku projektowi przemiany Berlina w Ateny Pó³nocy, i skierowano siê ku szlakowi, który zamienia³ go w Spartê Pó³nocy. Fryderyk I by³ za³o¿ycielem Towarzystwa Naukowego, które da³o pocz¹tek póŸniejszej Pruskiej Akademii Nauk. Na jego czele ustanowi³ wielkiego uczonego i filozofa Gottfrieda Wilhelma Leibniza. Po jego œmierci to presti¿owe stanowisko obj¹³ wywodz¹cy siê z rodziny pastorskiej wybitny historyk pañstwa i prawa, reprezentant oœwiecenia, ateista Jacob Paul von Grundling. Nowy król wymaga³ od urzêdników, by nie opowiadali mu o tym co na dany temat powiedzia³ Arystoteles czy inny autorytet, ale jaki jest jego w³asny pogl¹d w danej sprawie. Do ulubionych powiedzonek w³adcy nale¿a³o „Obedieren nich raisonieren” – („S³uchaæ a nie rezonowaæ”). Nowy w³adca pe³en pogardy wobec wszelkich ludzi popisuj¹cych siê sw¹ erudycj¹, dla zaznaczenia wy¿szoœci zdrowego rozs¹dku nad naukow¹ refleksj¹ z jej sk³onnoœci¹ do relatywizmu ze swym „tak ale”, mianowa³ prezesa Towarzystwa Naukowego swym… nadwornym b³aznem! Ciesz¹cy siê miêdzynarodow¹ s³aw¹ uczony zosta³ w³¹czony do grona 8–12 najbli¿szych wspó³pracowników króla zasiadaj¹cych w Tabakskollegium. Do jego obowi¹zków nale¿a³o referowanie przegl¹du prasy miêdzynarodowej i rozœmieszanie zebranych. 14 und Wissenschaftler, die seine von der Bibel und deren Naturgesetze geprägte Weltanschauung störten. Es ist ja bekannt, dass es einerseits die Zeiten der sich entwickelnden Aufklärung, andererseits – der Konterreformation waren, die hier, im protestantischen Preußen die Gestalt des Pietismus annahm und in Friedrich Wilhelm ihren eifrigen Schirmherrn fand. Sein Vater, Friedrich I., dem die Hohenzollern den für ihr Prestige wichtigen Aufstieg von den Kurfürsten auf „Könige in Preußen” verdankten, war ein Schöngeist, der von einem Staat träumte, dessen Größe sich durch den Glanz prachtvoller Gebäude, das Reichtum deren Innenräume, die Pracht vergoldeter Karossen und der Karnevalspiele oder den Ruhm der Hofkünstler und -wissenschaftler äußern würde. Als der neue König den Thron übernahm, erbte er eine ganze Armee von Architekten, Malern, Bildhauern, Schauspielern, Köchen, eine zahlreiche Hofdienerschaft – die er alle auseinander jagte, um einen Soldaten-, Unternehmer- und Beamtenstaat zu schaffen. Mein Vater hatte einen herrlichen Hof – pflegte er zu sagen – ich soll doch eine herrliche Armee haben dürfen. Der neue König wollte mit dem Berliner Hof und dessen moralisch verfallener Gesellschaft nicht zu tun haben und machte das bescheidene, recht kleine Jagdschloss in Wusterhausen bei Berlin zu seinem Lieblingssitz. Hier befand sich sein Stab in der Gestalt des berühmten Tabakskollegiums, in dem über die neue Richtung in der weiteren Entwicklung Preußens entschieden wurde. Der Weg, auf dem sich Berlin in das Athen des Nordens verwandeln sollte, wurde verlassen, gewählt wurde jener, durch den Berlin zum Sparta des Nordens wurde. Friedrich I. gründete die Societät der Wissenschaften, die der späteren Preußischen Akademie der Wissenschaften zu Grunde lag. An ihre Spitze stellte er den großen Wissenschaftler und Philosophen, Gottfried Wilhelm Leibniz. Nach dessen Tod übernahm der aus einer Pastorenfamilie stammende hervorragende Staats- und Rechtshistoriker, Vertreter der Aufklärung, Atheist Jacob Paul Grundling diesen Prestigeposten. Der neue König erwartete nicht von seinen Beamten, dass Wszyscy nosili na g³owie modne krótkie, bia³e peruczki, natomiast Grundling mia³ obowi¹zek noszenia staroœwieckiej œmiesznej d³ugiej peruki. Król kaza³ mu tak¿e uszyæ odrêbny b³azeñski ubiór noszony przez tego typu ludzi na innych dworach. Podczas posiedzeñ Tabakskollegium, wypalano jedn¹ fajkê i wypijano jeden kufel piwa. Upokorzony profesor szuka³ ratunku w alkoholu, od którego siê uzale¿ni³, co jeszcze bardziej wzmog³o wobec niego pogardê króla. Zamówi³ jego portret w b³azeñskim stroju, z kuflem piwa oraz fajk¹ w rêku w otoczeniu ma³p, symboli b³azenady i zaj¹ców symbolizuj¹cych tchórzostwo, z ¿on¹ bij¹c¹ go po g³owie pantoflem. Portret wisi w królewskim zamku. To swoiste poczucie królewskiego humoru udziela³o siê poddanym, którzy pewnej nocy przy drzwiach sypialni profesora przywi¹zali dwa m³ode niedŸwiedzie, a okna zabarykadowali koszami artyleryjskimi. Ku uciesze gawiedzi profesor z trudem przez te kosze wydostawa³ siê na zewn¹trz budynku. Maj¹c doœæ upokorzeñ Grundling podj¹³ próbê ucieczki do austriackiego Wroc³awia, by st¹d udaæ siê na dwór Habsburgów, gdzie by³ ceniony jako uczony. Próba siê nie powiod³a. W otoczeniu dwu pruskich oficerów zosta³ ponownie sprowadzony na dwór, do Poczdamu. Gdy zmar³, król kaza³ go pochowaæ w sarkofagu o kszta³cie beczki piwa, na którym umieszczono nastêpuj¹cy tekst: Tu le¿y cudo natury, pó³ cz³owiek, pó³ œwinia, ale bez s³oniny, w m³odoœci œmieszny, na staroœæ wariat, rano m¹dry, wieczorem pe³en etc. etc. z czego smuci siê Bachus, ¿e straci³ kompana, a gdyby czytelnik chcia³ wiedzieæ kogo on op³akuje niech wie, ¿e Grundlinga. Profesor zmar³ w roku 1731 w Poczdamie. Zgon stwierdzono o godz. 11 i ju¿ po po³udniu wystawiono w sarkofagu-beczce na widok publiczny jego zw³oki. Zosta³ ubrany w swój przepisowy b³azeñski strój z na³o¿on¹ na g³owê œmieszn¹ peruk¹. Ca³emu ceremonia³owi pogrzebowemu, z biciem w dzwony, nadano formê karnawa³owej b³azenady, w której obowi¹zkowo wzi¹æ mieli udzia³ wszyscy dostojnicy pañstwowi i koœcielni. sie wissen, was zu dem jeweiligen Thema Aristoteles oder eine andere Autorität meinte, sondern was seine eigene – des Königs – Meinung dazu wäre. Zu den Lieblingssprüchen des Herrschers gehörte: „Obedieren – nicht raisonieren”. Der neue König, voller Missachtung für alle, die sich mit ihrer Gelehrsamkeit wichtig taten, wollte die Überlegenheit des gesunden Menschenverstandes gegenüber der wissenschaftlichen Reflexion und deren Neigung zum Relativismus, zu dem ewigen „ja, aber” zum Ausdruck bringen und ernannte den Präsidenten der Societät der Wissenschaften zu seinem... Hofnarren! Der international berühmte Wissenschaftler wurde der Gruppe von 8-12 nächsten Mitarbeitern des Königs im Tabakskollegium eingegliedert. Zu seinen Aufgaben gehörte es, die internationale Presseschau darzulegen und die Versammelten zum Lachen zu bringen. Alle trugen modische, kurze, weiße Perücken, nur Gundling war verpflichtet, eine altmodische, lächerliche lange Perücke zu tragen. Der König ließ für ihn auch ein Narrenkleid nähen, wie es von Männern dieser Profession auf anderen Höfen getragen wurde. Während der Sitzungen des Tabakskollegiums wurden je eine Pfeife geraucht und je ein Krug Bier getrunken. Der erniedrigte Professor suchte Rettung im Alkohol, nach dem er süchtig wurde, was die Missachtung des Königs noch vergrößerte. Dieser ließ ein Porträt des Professors im Narrenkleid fertigen, mit einem Bierkrug in der einen und einer Pfeife in der anderen Hand, inmitten von Affen – Symbolen des Narretei, und Hasen – Symbolen der Feigheit, in Gesellschaft der Frau, die ihn mit ihrem Pantoffel auf den Kopf schlägt. Das Porträt hängt immer noch im königlichen Schloss. Des Königs besonderer Sinn für Humor teilte sich seinen Untertanen mit, die einer Nacht zwei junge Bären an die Schlafzimmertür des Professors anbanden und die Fenster mit Artilleriekörben verbarrikadierten. Zur Freude der Gaffer musste er sich durch die Körbe nach draußen herausdrängen. Der Demütigungen überdrüssig versuchte Grundling ins österreichische Breslau zu fliehen, um von dort aus zum Hof der Habsburger zu gelangen, wo er als Zbigniew Czarnuch 15 Jego nastêpc¹ na stanowisku królewskiego b³azna zosta³ tak¿e uczony, filozof i historyk Salomon Jacob Morgenstern. Ten nie prze¿ywa³ jak Grundling duchowej rozterki i nie szuka³ schronienia w alkoholu. Pogodzi³ siê ze swym losem pe³ni¹c równoczeœnie rolê b³azna i uczonego, co zosta³o przez króla docenione. Zosta³ mianowany wicekanclerzem Uniwersytetu we Frankfurcie nad Odr¹. Z tak¹ oto lekcj¹ historii na temat pruskiego poczucia humoru wyniesion¹ z König Wusterhausen, za spraw¹ opowieœci przewodnika oraz lektury zakupionych opracowañ, wraca³em do Witnicy, z postanowieniem ponownego przyjazdu do Berlina. Tym razem w celu zapoznania siê z kolejnym s³awnym przypadkiem specyfiki poczucia humoru partnerów naszego dialogu kultur. Przypadkiem rozs³awionym przez niemieckiego komediopisarza Carla Zuckmayera w sztuce „Kapitan z Köpenick”. Wyprawa do miejsca, w którym z pietyzmem kultywuje siê pamiêæ rzezimieszka Fundamenty pañstwa opartego na wojskowych pryncypiach rozkazu i pos³uszeñstwa wystawione przez „króla sier¿anta” mia³y z czasem przekszta³ciæ siê w potê¿ny gmach pruskiego pañstwa i spo³eczeñstwa, których ponure cienie tak groŸnie zapisa³y siê w dziejach Europy. Jak to bywa z ci¹gotkami do mocarstwowoœci, jednym to budowanie chwa³y i s³awy w³asnego narodu opartej na demonstrowaniu si³y podbija³o bêbenek patriotycznej dumy, innych niepokoi³o i ratunku szukali w antymilitarnej publicystyce, w opozycyjnej aktywnoœci politycznej lub satyrze. Niekiedy takie satyryczne sytuacje stwarza³o samo ¿ycie. Tak by³o ze s³awn¹ szar¿¹ pospolitego z³odziejaszka na ratusz w podberliñskim wtedy (1906) miasteczku Köpenick. Szewc z zawodu, rodem z Tyl¿y, Friedrich Wilhelm Vogt, nie pozbawiony inteligencji ³otrzyk trudni¹cy siê profesj¹ rzezimieszka ju¿ od czternastego roku ¿ycia, po spêdzeniu 30 lat w krymina³ach, w tym tak¿e w S³oñsku, 16 Wissenschaftler geschätzt war. Der Versuch misslang. Begleitet von zwei preußischen Offizieren wurde er zurück zum Hof, nach Potsdam geholt. Als er starb, ließ ihn der König in einem Sarkophag in der Form eines Bierfasses bestatten, auf dem sich der folgende Text befand: „Hier liegt ein Wunder-Ding, halb Mensch, halb Schwein, doch ohne Haut; in der Jugend witzig,im Alter toll; des Morgens klug, des abends voll etc. etc. Bachus traure darüber, dass er gestorben und wenn es der Leser wissen wolle, wer es sey, so say das traute Kind der Grundling.” Der Professor starb 1731 in Potsdam. Sein Tod wurde um 11 Uhr festgestellt und schon um Mittag war er im Sarkophag aus Fass zur Schau gestellt. Gekleidet war er in sein vorschriftgemäßes Narrenkleid mit der lächerlichen Perücke auf dem Kopf. Der ganzen Bestattungszeremonie, mit Glockenschlägen, wurde die Gestalt einer Karnevalsnarretei verliehen, an der alle staatlichen und kirchlichen Würdeträger teilnehmen mussten. Zum Nachfolger des Professors auf dem Posten des königlichen Narren wurde auch ein Wissenschaftler, der Philosoph und Historiker Salomon Jacob Morgenstern. Dieser empfand keinen geistigen Zwiespalt und suchte keine Zuflucht im Alkohol. Er war mit seinem Schicksal einverstanden, spielte den Narren und arbeitete gleichzeitig als Wissenschaftler, was der König auch zu schätzen wusste. Morgenstern wurde nämlich zum Vizekanzler der Universität in Frankfurt an der Oder ernannt. Nach einem solchen Geschichtsunterricht zum Thema „der preußische Sinn für Humor”, den mir der Museumsführer erteilte und der mir von den eingekauften Unterlagen bestätigt wurde, kehrte ich nach Witnica mit dem feste Vorsatz zurück, wieder nach Berlin zu kommen. Und diesmal, um mich mit einem weiteren wohl bekannten Fall des Sinns für Humor bekannt zu machen, der für unsere Partner im Dialog der Kulturen charakteristisch ist. Mit einem Fall, der vom deutschen Komödiendichter Carl Zuckmayer in dem Spiel „Der Hauptmann von Köpenick” verewigt wurde. wpad³ na b³yskotliwy pomys³ kolejnego skoku na kasê. Tym razem wykorzystuj¹c efekty patriotycznej edukacji narodu w duchu rozkazu i pos³uszeñstwa, czyli wed³ug „das Princip Befehl und Gehorsam”. Vogt kupi³ sobie w sklepie ze starzyzn¹ mundur kapitana piechoty i ubrawszy go zatrzyma³ w Berlinie ma³y oddzialik ¿o³nierzy wracaj¹cy z æwiczeñ, wydaj¹c im rozkaz udania siê wraz z nim na stacjê kolejow¹ i pojechania do Köpenick, z zadaniem wykonania rozkazu w³adz zwierzchnich. ¯o³nierze ze swym dowódc¹ rozkaz wykonali, w ratuszu miejskim zaaresztowali burmistrza i wraz z innym urzêdnikiem zawieŸli do s³ynnej Schinklowskiej kordegardy Neuen Wache stoj¹cej przed cesarskim pa³acem. Natomiast Vogt zabra³ kasetkê z kwot¹ 4 tys. marek i ulotni³ siê. Ca³y ówczesny cywilizowany œwiat zarykiwa³ siê ze œmiechu szydz¹c z pañstwa pruskiego, którego obywateli wytresowano na wzór oddzia³u wojska. W Prusach jedni tworzyli komitety zbieraj¹ce pieni¹dze na wsparcie zaaresztowanego Vogta, inni, a wœród nich sam cesarz, z dum¹ chwalili siê wynikami pruskiej pedagogiki spo³ecznej, która mog³a siê poszczyciæ takim zdrowym, zdyscyplinowanym narodem. W roku 2006 dzielnica Berlina Wschodniego Köpenick uroczyœcie obchodzi³a stulecie tamtej kpiny z w³adzy. Bogaty program jubileuszu zatytu³owano „Köpenikiada”. Ciekawi³o mnie, jak pamiêæ tych wydarzeñ jest tam kultywowana. Bo czy mo¿na czciæ pamiêæ w³amania do ratusza dokonanego przez pospolitego z³odzieja, kompromituj¹cego pañstwo na arenie miêdzynarodowej? Okaza³o siê, ¿e nie tylko mo¿na, ale ¿e znajduje to spo³eczne przyzwolenie i poparcie i jest okazj¹ do pysznej zabawy. Wybraliœmy siê tam w ramach cyklu wycieczek organizowanych przez PolskoNiemieckie Stowarzyszenie EDUCATIO dzia³aj¹ce w euroregionie Pro Europa Viadrina. Nasi cz³onkowie mieszkaj¹cy w Köpenick najpierw zaprowadzili nas do usytuowanego w ratuszu muzeum Vogta, miêdzy innymi do sali z sejfem, z którego zawartoœci¹ nasz bohater znikn¹³ w t³umie. Der Ausflug zu einem Ort, wo eines Beutelschneiders mit Pietät gedenkt wird Der auf militärischen Prinzipien des Befehls und des Gehorsams gestützte Staat des „Soldatenkönigs” sollte zum Fundament des riesigen Baus eines Staates und einer Gesellschaft werden, deren schwarze Schatten auf die Geschichte Europas fielen. Wie es so immer mit den aufkommenden Mächten ist, werden manche durch den Aufbau des Ruhmes und der Ehre der eigenen Nation in ihrem Patriotismus bestärkt, während andere sich dadurch bedroht fühlen und ihre Rettung in der antimilitärischen Publizistik, in der Opposition oder in der Satire suchen. Manchmal kreiert das Leben solche satirischen Situationen selbst. So war es auch mit dem gemeinen Dieb, der sich an dem Rathaus der damals (1906) noch selbständigen Stadt bei Berlin – Köpenick – vergriff. Der ausgebildete Schuster aus Tilsit, Friedrich Wilhelm Vogt, ein intelligenter Halunke, der sich mit dem Beutelscheiden schon seit dem vierzehnten Lebensjahr beschäftigte und 30 Jahre in Gefängnissen – unter anderem auch in Sonnenburg (heute S³oñsk) – verbrachte, kam auf eine neue geistreiche Idee, ans Geld zu kommen. Dieses Mal nutzte er die Ergebnisse der patriotischen Erziehung der Nation im Geiste des Prinzips „Befehl und Gehorsam” aus und kaufte sich in einem Trödelgeschäft die Uniform eines Infanteriehauptmanns. Nachdem er sie angezogen hatte, hielt er in Berlin ein kleines Trupp Soldaten an, die von den Übungen zurückkehrten und gab ihnen den Befehl, dass sie ihm zum Bahnhof und dann nach Köpenick folgten, um dort weitere Anweisungen der Behörden zu erfüllen. Die Soldaten taten, wie befohlen, im Rathaus des Städtchens nahmen sie den Bürgermeister und andere Beamte fest und führten sie zur berühmten, von Schinkel entworfenen, vor dem Kaiserpalast stehenden Neuen Wache, während sich Vogt mit einem Kästchen mit 4.000 Mark aus dem Staub machte. Die ganze damalige zivilisierte Welt brüllte vor Lachen über einen preußischen Staat, dessen Bürger wie ein Trupp Soldaten trainiert waren. Zbigniew Czarnuch 17 Ratusz jest solidnym gmachem w stylu wilhelmiñskim, którego budowê zakoñczono tu¿ przed t¹ nies³ychan¹ akcj¹. Na schodach wiod¹cych do ratusza widaæ miejsce po jego pomniku, który jakiœ prawdziwy patriota pruski w trosce o godnoœæ miasta i narodu uszkodzi³ i rzeŸba naturalnej wielkoœci opryszka, zabrana zosta³a do naprawy. Na œcianie widaæ tak¿e uszkodzon¹ tablicê informacyjn¹ na temat ca³ego zdarzenia. Przypomnia³o mi to gorzowskie perypetie „Œwinstera” z którym walkê tocz¹ tamtejsi stra¿nicy cnoty pryncypialnego ponuractwa. W oczekiwaniu na spektakl uliczny, odtwarzaj¹cy dwa razy w tygodniu owe œmia³e przedsiêwziêcie Vogta, udaliœmy siê do pobliskiej knajpki, która jest punktem zbornym aktorów ulicznego widowiska, granego przed wejœciem do restauracji urz¹dzonej w ratuszowych podziemiach. Byliœmy œwiadkami jak cz³onek personelu przytulnej pijalni, który dopiero co nam podawa³ piwo, odwi¹zuje s³u¿bowy fartuch i wdziewa mundur oraz zak³ada pikielhaubê, co czyni¹ tak¿e inni cz³onkowie artystycznej trupy przechowuj¹cy tu swe stroje i karabiny. Gdy uformowali siê w oddzia³, ruszyliœmy za nimi. Przed wejœciem do restauracji ratuszowej ustawiono symboliczn¹ dekoracjê w postaci wieszaka, na którym g³ówny aktor widowiska ulicznego teatrum utrzymanego w konwencji farsy, wcielaj¹cy siê w coraz to inn¹ postaæ i graj¹cy zarazem rolê Vogta, zawiesza w miarê rozwoju akcji kolejne tabliczki z nazwami miast, dworca kolejowego czy ulic, w których rzecz siê dzieje. Zebra³ siê t³um ludzi. Obserwowa³em ich uœmiechniête, rozbawione twarze. Rzecz dzieje siê na terenie dawnego NRD. W œwiadomoœci wielu mych polskich znajomych mieszkañcy Berlina Wschodniego to pryncypialni stra¿nicy tradycji pruskiej pychy i pryncypialnoœci. Jakoœ tego tutaj nie widzê. Widzê natomiast wolê wyszydzania pamiêci pruskiej armii i zmilitaryzowanej mentalnoœci rodaków. Nawet za cenê kpiny z w³asnego miasta, które ten Beutelschneider i Spitzbube skompromitowa³ na skalê œwiatow¹. Jak wynika z folderu zatytu³owanego „100 Jahre 18 In Preußen bildete der eine oder andere ein Komitee, um Geld zur Unterstützung des inzwischen festgenommenen Vogt zu sammeln, andere, darunter der Kaiser selbst, prahlten mit den Ergebnissen der preußischen Sozialpädagogik, die aus den Preußen eine so gesunde und disziplinierte Nation machte. Im Jahre 2006 beging Köpenick, heutige ein Stadtviertel Berlins, feierlich den 100. Jahrestag dieses Scherzes über Behörden. Das an Ereignissen reiche Jubiläum wurde als „Köpenickiade” bezeichnet. Mich interessierte, wie diesen Geschehnissen dort gedenkt wird. Denn wie kann man schon einem Einbruch ins Rathaus durch einen gemeinen Dieb gedenken, der den Staat international der Lächerlichkeit preisgab? Es stellte sich heraus, dass es nicht nur möglich ist, sondern noch von der Gesellschaft gebilligt wird und eine Gelegenheit zum besten Spaß sein kann. Wir begaben uns dorthin im Rahmen der Ausflüge, die von der Deutsch-Polnischen Gesellschaft EDUCATIO der Euroregion Pro Europa Viadrina organisiert werden. Unsere in Köpenick lebenden Mitglieder brachten uns zuerst ins im Rathaus befindliche Vogt-Museum, unter anderem in den Raum mit dem Tresor, mit dessen Inhalt sich unser Protagonist in der Menge auflöste. Das Rathaus ist ein solides Gebäude im wilhelminischen Stil, dessen Bau erst kurz vor dieser unerhörten Aktion abgeschlossen wurde. Auf der Treppe zum Rathaus konnte man die Stelle sehen, wo sich Vogts Denkmal befand, das aber von einem echten preußischen Patrioten in Sorge um die Würde der Stadt und des Volkes beschädigt wurde, so das die naturgroße Skulptur des Räubers zur Reparatur gebracht werden musste. An der Wand konnte man eine auch beschädigte Tafel mit der Information über dieses Ereignis sehen. Es erinnerte mich an die Gorzower Abenteuer von „Œwinster”, einer Skulptur, gegen welche die dortigen Wächter der Tugend und der prinzipiellen Humorlosigkeit kämpfen. In Erwartung auf das Straßentheater, das das kühne Abenteuer Vogts zweimal die Woche vor dem Ratskellereingang nachspielt, gingen wir in die nah liegende Kneipe, die als Treffpunkt der Schauspieler dieses Theaters gilt. Wir waren Köpnickiade” miasto przygotowa³o bogaty program obchodów jubileuszu. Znajdujê tu miêdzy innymi otwarcie w gmachu ratusza jeszcze jednej wystawy na temat Vogta, tym razem w sali tradycji tutejszej restauracji zwanej „izb¹ gwardyjsk¹”. Potem mowa jest o wystawach plakatów, karykatur i znaczków pocztowych na ten temat. Przewidziano wycieczki z³odziejskim szlakiem w towarzystwie Vogta, burmistrza i innych przebierañców, z posi³kiem w knajpce, w której nasz wydrwigrosz postawi³ piwo nabitym w butelkê ¿o³nierzom. Mo¿na by³o wzi¹æ udzia³ w tej wycieczce w wersji pieszej i autokarowej. Zaplanowano festyn „Hauptmanns Kneipen – Musik – Fest, spektakle sztuki Zuckmeyera i wieczory literacko-muzyczne pod tytu³em „Jeszcze dziœ z tego œmieje siê ca³y œwiat”. Taaak. Mieli racjê moi przyjaciele gdy radzili, bym swój dysonans poznawczy wywo³any pobytem w knajpie w dzielnicy Freidrichshein leczy³ tak¿e kufelkiem w piwiarni w Köpenick. * * * Podczas dalszej wêdrówki po Berlinie opowiadano nam o lokalu, zorganizowanym przez tutejszych Polonusów dla œrodowisk twórczych Berlina. Nosi on nazwê „Klub Polskich Nieudaczników” i jest miejscem prezentacji wybitnych polskich i nie tylko polskich projektów teatralnych, muzycznych, plastycznych, fotograficznych. Tu tak trzeba. To jest ten jêzyk i ten styl. Jak wleziesz miêdzy wrony… RozluŸniæ siê. Podchodziæ do ¿ycia nie ca³kiem serio, bo uczy nas ono, ¿e na takie dostojne traktowanie po prostu nie zas³uguje. Nie tylko tam. Tak¿e tu. A mo¿e szczególnie tu? Wkrótce po powrocie do domu byliœmy œwiadkami wybuchu kolejnego skandalu w Warszawie. Tym razem na temat kartofli z „Tageszeitung”, na ³amach której w satyrycznym tekœcie pokpiwano z naszych s³ynnych bliŸniaczych or³ów, a mo¿e raczej or³a dwug³owego? Polak wstydu nie zniesie, bo ma dumê ojczyst¹ i nie pozwoli by mu Zeugen, wie ein Personalmitglied dieser gemütlichen Bierstube, das uns gerade eben Bier einschenkte, seine Dienstschürze ablegte und eine Uniform an- und eine Pickelhaube aufzog, gefolgt von anderen Mitgliedern der Gruppe von Künstlern, die hier ihre Kleider und Karabiner aufbewahrten. Als sie eine Einheit bildeten, gingen wir ihnen nach. Vor dem Ratskellereingang stand ein Kleiderständer als symbolische Dekoration, auf den der Hauptschauspieler der als eine Farce vorgeführten Vorstellung – mal als Vogt, mal als eine andere Gestalt – Tafeln mit den Namen von Städten, Bahnhöfen oder Strassen hängte, je nachdem, wo sich das Ganze gerade abspielte. Es sammelte sich eine Menge. Ich schaute mir die lachenden, amüsierten Gesichter an. Das ganze passiert auf dem Gebiet der ehemaligen DDR. Im Bewusstsein vieler meiner polnischen Bekannten gelten die Bewohner Ostberlins als prinzipielle Wächter des traditionellen preußischen Hochmuts und der Prinzipientreue. Ich kann hier weder den einen noch die andere sehen. Ich sehe dafür den Willen, die Erinnerung an die preußische Armee und die militaristische Mentalität der Landsleute zu verspotten. Auch wenn dies den Spott über die eigene Stadt bedeutet, die dieser Beutelschneider und Spitzbube vor der ganzen Welt blamierte. Aus dem Prospekt unter dem Titel „100 Jahre Köpenickiade” geht hervor, dass die Stadt ein reiches Programm zum Jubiläum vorbereitete. Es wird unter anderem eine weitere Ausstellung zu Vogt im Rathaus eröffnet, diesmal im Traditionssaal des hiesigen Restaurants, der „Gardekammer”. Dann wird noch eine Plakat-, Karikatur- und Briefmarkenausstellung zu diesem Thema erwähnt. Vorgesehen wurde eine Diebestour in der Gesellschaft von Vogt, dem Bürgermeister und anderer verkleideter Gestalten, mit einem Imbiss in der Kneipe, in der unser Geldschneider den übers Ohr gehauten Soldaten Bier spendierte. Man konnte an der Tour zu Fuß oder mit einem Bus teilnehmen. Geplant waren auch ein „Hauptmanns Kneipen-Musik-Fest”, Vorführungen des Spiels von Zuckmeyer, Leseabende mit Musik unter dem Titel „Noch heute lacht die ganze Welt darüber”. Zbigniew Czarnuch 19 Niemiec plu³ w twarz. Tym razem jednak œwiat siê œmieje z naszego braku poczucia humoru. Zazdroszczê Czechom ich Szwejka w roli nieomal narodowego bohatera. My wci¹¿ wolimy Pana Wo³odyjowskiego, ku pocieszeniu dodajmy, ¿e w towarzystwie Zag³oby. Ma³a rzecz i mog³aby cieszyæ, ale ostatnio wolimy Józefa Kurasia. Tego od „ognia i miecza” na Podhalu. S³owianom nad Wis³¹, zamiast sielanek, dziœ bardziej bli¿sza jest zaciek³a zemsta. My tutaj nad Odr¹ i doln¹ Wart¹ z naszymi tradycjami pomarañczowej alternatywy, zielonogórskim zag³êbiem kabaretowym, czy gorzowsk¹ wojn¹ domow¹ o Œwinstera, w poszukiwaniu innej, bardziej uœmiechniêtej definicji œwiata nie mamy wiêkszych powodów do kompleksu na tym tle. Ku pocieszeniu siebie stwierdziæ muszê z radoœci¹, ¿e na polach naszej piêknej ziemi obok upraw kartoflanych i plantacji s³odkich buraków, pojawiaj¹ siê tak¿e coraz liczniejsze poletka pikantnych przypraw. Cieszy, ¿e pieczo³owicie pielêgnuj¹ na nich rozmaite kminki i kpinki tacy wytrawni eksperci od pieprzu i goryczki jak Szymon Majewski, Grzegorz Miecugow, Tomasz Sianecki, Artur Andrus, Krzysztof Daukszewicz i inni. Wybacz mi wiêc mój Tajny Wspó³pracowniku z oleodrukowego obrazka, zawieszonego troskliwymi rêkoma mamy nad moim dzieciêcym ³ó¿eczkiem, ¿e mora³ tej historii bêdzie nie po Twojej myœli. Jesteœ ze swymi pogl¹dami ju¿ staroœwiecki. Twe przemyœlenia tr¹c¹ myszk¹. Bêdê bowiem usi³owa³ przekonaæ mojego burmistrza i prezesa spó³ki Browar „BOSS” Witnica, by przestali siê boczyæ na konfesjona³ w berliñskiej knajpie „Waschmaschinewsky” i poszli w œlady Polskich Nieudaczników, czyni¹c lokal darmow¹ przestrzeni¹ promocji miasteczka, regionu i kraju, w najlepszym znaczeniu tych s³ów. Á propos poczucia humoru. Pamiêtacie tê anegdotê opowiedzian¹ przez ojca Wac³awa Oszajcê w jednym z programów, coraz bardziej klerykalnej, telewizji publicznej? Trwa w niebie narada na temat planów urlopowych: Bóg Ojciec: Z ochot¹ pojecha³- 20 Soooo. Da hatten schon meine Freunde Recht, als sie mir rieten, meine kognitive Dissonanz aus der Kneipe in Friedrichshein mit einem Bierchen in Köpenick zu heilen. * * * Während unserer Wanderung durch Berlin wurde uns von einer Kneipe der hiesigen Polen für Berlins Künstlerszene berichtet. Sie heißt „Der Club der Polnischen Versager” es werden dort hervorragende polnische – aber nicht nur polnische – Projekte aus dem Bereich Theater, Musik, bildende Kunst, Photographie vorgestellt. Hier muss es so sein. Das ist die Sprache und der Stil. Mit den Wölfen muss man... Sich entspannen. Das Leben nicht ganz ernst nehmen, denn es zeigt uns ja, dies gar nicht zu verdienen. Nicht nur dort. Auch hier. Vielleicht – eben gerade hier? Kurz nach der Rückkehr nach Hause waren wir Zeugen eines neuen Skandals in Warschau. Diesmal wegen der Kartoffel aus der „Tageszeitung”, wo in einem satirischen Text einer unserer Zwillingsadler – oder eher unser Doppelkopfadler? – verspottet wurde. Ein Pole verträgt keine Schande, denn sein Stolz gehört dem Vaterland und er lässt nicht zu, dass ihm ein Deutscher ins Gesicht spuckt. Diesmal aber lacht die Welt über unseren Mangel an Humor. Ich beneide die Tschechien um ihren Schwejk in der Rolle des beinahe-Nationalhelden. Wir ziehen immer noch Pan Wo³odyjowski vor, freilich erfreulicherweise in der Gesellschaft von Zag³oba. Eine Kleinigkeit, über die wir uns freuen könnten, nur gefällt uns letztens Józef Kuraœ irgendwie besser. Jener, der in Podhale mit dem Feuer und dem Schwert herumging. Die Slawen an der Weichsel schätzen heute verbissene Rache mehr als ein Idyll. Wir hier, an der Oder und der unteren Warthe, mit unserer Tradition der „Orangen Alternative”, mit dem Kabarettisten-Revier in Zielona Gora oder dem Bürgerkrieg um „Œwinster”, brauchen uns unserer Suche nach der anderen, lächelnden Definition der Welt nicht zu schämen. Zum Trost muss ich mit Freude feststellen, dass neben unseren schönen Kartoffel- und Zuckerrübenplantagen immer bym do Jerozolimy, nigdy tam nie by³em. Na to Jezus: Dziêkujê, raz by³em. Wystarczy. Duch Œwiêty: A ja nigdy jeszcze nie mia³em okazji byæ w Watykanie, chêtnie bym tam siê wybra³. Matka Boska: Patrzcie, tyle wêdrowa³am po œwiecie a ani razu nie by³am jeszcze w Czêstochowie. Czy to nie jest dziwne? öfter kleine Felder mit pikanteren Würzen entstehen. Es ist erfreulich, dass dort solche beschlagenen Experten des Pfeffers und des Enzians, wie Szymon Majewski, Grzegorz Miecugow, Tomasz Sianecki, Artur Andrus, Krzysztof Daukszewicz und andere ihre Sativia und Satiren sorgfältig pflegen. Du musst mir also verzeihen, mein Inoffizieller Mitarbeiter aus dem Öldruckbild, das meine liebevolle Mutter über mein Kinderbett hängte, du musst mir verzeihen, weil dir die Lehre aus dieser Geschichte nicht gefallen wird. Deine Ansichten sind heute altmodisch. Veraltet sind deine Überlegungen. Ich werde nämlich versuchen, meinen Bürgermeister und den Vorstand der Brauerei „BOSS” Witnica zu überzeugen, dass sie sich wegen des Beichtstuhls in der Berliner Kneipe „Waschmaschinewsky” nicht mehr schmollen, sondern den Polnischen Versagern folgen und aus dem Lokal einen Raum für eine freie Promotion der Stadt, der Region und des Landes machen, in der besten Bedeutung dieser Worte. Apropos Sinn für Humor. Erinnert ihr euch noch an die Anekdote vom Pater Wac³aw Oszajca aus einer Sendung des (immer klerikaler werdenden) öffentlich-rechtlichen Fernsehens? Da wird im Himmel über die Urlaubspläne beraten. Gott Vater: Ich würde gerne nach Jerusalem fahren, ich bin dort noch nie gewesen. Dazu sagt Jesus: Einmal war ich dort schon. Ich brauch’s nicht mehr. Der heilige Geist: Ich würde mal gerne nach Vatikan, die Gelegenheit hatte ich noch nie... Die Mutter Gottes: Schaut mal, ich bin viel durch die Welt gereist, und noch nie in Tschenstochau gewesen. Ist das nicht komisch? Übersetzt von Grzegorz Kowalski Zbigniew Czarnuch 21 22 FilmFestival Cottbus – Festival des osteuropäischen Films FilmFestival Cottbus – festiwal filmu wschodnioeuropejskiego Nur einhundert Kilometer von Zielona Gora entfernt, findet in der deutschen Partnerstadt Cottbus seit 1991 jährlich im Herbst das Festival des osteuropäischen Films statt. Ein kulturelles Großereignis der Stadt und der ganzen Region, das Besucher aus der ganzen Welt anzieht und Cottbus fünf Tage lang zur Begegnungsstätte für Freunde der osteuropäischen Kinematographie macht. Auch in diesem Jahr, wenn das Festival vom 14. bis 18. November bereits zum 16. Mal veranstaltet wird, erwartet die Gäste ein umfangreiches Filmprogramm mit mehr als einhundert Einzelbeiträgen, begleitet von einem vielfältigen Rahmenprogramm mit Lesungen, Workshops, Ausstellungen, Filmtalks, Live-Musik und Partys. Gegründet wurde das FilmFestival Cottbus in der unmittelbaren Nachwendezeit auf Initiative von Enthusiasten aus der Filmklubbewegung der früheren DDR. Von Anbeginn widmet sich das FilmFestival Cottbus dem Filmschaffen in den post-sozialistischen Ländern Europas (einschließlich der Nachfolgestaaten der früheren Sowjetunion sowie Ex-Jugoslawiens) und ist damit weltweit das erste, auf diese Region spezialisierte Festival. Seither bietet es den Kinematographien Osteuropas ein hinsichtlich Programmumfang und Ländervielfalt, Qualität und Aktualität der Filmauswahl einzigartiges Forum. Mit dem Beitritt der ersten Staaten Mittel- und Osteuropas zu Europäischen Union trat der spannungsreiche Transformationsprozess der osteuropäischen Filmszene in eine neue Phase, die der gesamten Region einen spürbar höheren Aufmerksamkeitswert bescherte und dem Festival somit vielfältige neue Perspektiven eröffnete. W odleg³oœci zaledwie stu kilometrów od Zielonej Góry, w jej niemieckim mieœcie partnerskim, Chociebu¿u (niem. Cottbus), od 1991 r. ka¿dej jesieni odbywa siê festiwal filmu wschodnioeuropejskiego. Jest to dla miasta i naszego regionu wielkie wydarzenie kulturalne, które przyci¹ga goœci z ca³ego œwiata i na piêæ dni czyni Chociebu¿ miejscem spotkañ przyjació³ kinematografii wschodnioeuropejskiej. Równie¿ w tym roku czeka na goœci festiwalu, który w dniach od 14 do 18 listopada odbêdzie siê ju¿ po raz szesnasty, bogaty program filmowy z ponad stu obrazami, a wraz z nim szeroki program towarzysz¹cy pe³en odczytów, warsztatów, wystaw, spotkañ filmowych, muzyki na ¿ywo i imprez tanecznych. FilmFestival Cottbus zosta³ zainicjowany wkrótce po przemianach politycznych przez entuzjastów kina klubowego w dawnej NRD. Od samego pocz¹tku festiwal by³ poœwiêcony twórczoœci z postkomunistycznych krajów Europy (w tym pañstw powsta³ych po upadku Zwi¹zku Radzieckiego oraz Jugos³awii), bêd¹c tym samym pierwszym w œwiecie festiwalem specjalizuj¹cym siê w tym regionie. Od tego czasu oferuje kinematografiom Europy wschodniej jedyne w swoim rodzaju forum o tak szerokim programie, takiej ró¿norodnoœci krajów, takiej jakoœci tak aktualnych filmów. Wraz z wst¹pieniem pierw- Mit seinem repräsentativen Überblick über die aktuelle Filmproduktion des gesamten mittel- und osteuropäischen Raumes hat es sich kontinuierlich zum führenden Festival dieser Region entwickelt. Die Einbeziehung von vielfältigen Formen der Präsentation, Reflexion und Diskussion, zu denen Workshops, Panels und Filmtalks zählen, machen die Veränderungen in den Ländern des Übergangs transparent und befördern nachhaltig die dortige filmkulturelle Entwicklung. Ein abwechslungsreiches Rahmenprogramm macht das Festival zu einem einmaligen Forum der Begegnung und des identitätsstiftenden Dialogs zwischen den Kulturen. An der geografischen Schnittstelle von Ost und West bietet Cottbus somit alljährlich ein hervorragendes Erfahrungsfeld für Menschen aus verschiedenen Kulturkreisen zum Abbau von Klischees im vereinten Europa. Mit der Preisskulptur „Lubina”, die erstmals während der Abschlussveranstaltung des 13. FilmFestival Cottbus 2003 verliehen wurde, betont das Festival einerseits seine Verankerung in der Region und andererseits seinen besonderen Charakter als wichtigstes Festival des osteuropäischen Films. Die dreifarbige Glasfigur, entworfen von der Künstlerin Beate Bolender, wurde auf den Namen „Lubina” getauft. Der beliebte sorbische Mädchenname bedeutet die „Liebreizende”. Das FilmFestival Cottbus erfreut sich stetig steigender Resonanz, sowohl seitens des Publikums aus Stadt und Umland als auch der in- und ausländischen Branchenvertreter. Im Jahr 2005 erreichte die Anzahl der Besucher mit insgesamt 16.200 einen neuen Rekord, darunter 400 akkreditierte Gäste aus nahezu 30 Ländern. Zudem wurde dem Festival Ende letzten Jahres eine besondere internationale Anerkennung zuteil – in Brüssel wurde der Grand Prix Neweuropeans an das FilmFestival Cottbus verliehen. Das Festival arbeitet eng mit Einrichtungen und Einzelpersonen in den jeweiligen Teilnehmerländern zusammen und pflegt den vertrauensvollen partnerschaftlichen Austausch. Ausdruck der besonderen Beziehungen zu den polnischen Nachbarn sind gren- szych pañstw Europy œrodkowej i wschodniej do Unii Europejskiej pe³en napiêæ proces transformacji wschodnioeuropejskiego filmu wszed³ w now¹ fazê, dziêki czemu region zacz¹³ wzbudzaæ wyraŸnie wiêksze zainteresowanie, a festiwal zyska³ ró¿norodne nowe perspektywy. Dziêki znakomitemu rozeznaniu w aktualnej produkcji filmowej ca³ego obszaru Europy œrodkowej i wschodniej twórcy festiwalu krok po kroku uczynili zeñ jeden z najwa¿niejszych festiwali tego regionu. Po³¹czenie ró¿norodnych form prezentacji, refleksji i dyskusji, takich jak warsztaty, panele czy publiczne rozmowy o filmie, pozwala zrozumieæ zmiany zachodz¹ce w tych krajach prze³omu i trwale wspiera rozwój tamtejszej kultury filmowej. Urozmaicony program towarzysz¹cy czyni z festiwalu jedyne w swoim rodzaju forum spotkañ i dialogu kultur, u³atwiaj¹cego identyfikacjê. Le¿¹c na granicy miêdzy Wschodem i Zachodem Cottbus oferuje wiêc rokrocznie wspania³e pole wymiany FilmFestival Cottbus 23 züberschreitende Projekte, die mittlerweile zu einem festen Bestandteil des Festivals geworden sind und weiter ausgebaut werden. In den voran gegangenen Jahren wurden bereits Filmpräsentationen in Guben und Gubin sowie in Frankfurt/Oder und Slubice im Rahmen des Cottbuser Festivals erfolgreich verwirklicht, welche die Spezifik des Standortes Brandenburg an der geographischen Schnittstelle von Ost und West authentisch erfahrbar machten. Positive Resonanz fanden ebenso diesjährige Filmpräsentationen des Festivals im Rahmen des Gubiner Stadtfestes und des Brandenburg-Tages beim Poznaner Johannismarkt. Weitere partnerschaftliche Aktivitäten werden aktuell mit Institutionen und Einrichtungen in Zielona Gora, der polnischen Partnerstadt von Cottbus, initiiert. Auch im Programm des Cottbuser Festivals spiegelt sich der besondere Stellenwert der polnischen Nachbarn wider. Mit erfolgreicher Bilanz sind alljährlich aktuelle polnische Produktionen in den Wettbewerben und weiteren Filmreihen vertreten. 2002 stand das polnische Filmschaffen im Fokus des Festivals, in dessen Rahmen die Kinematografie des Nachbarlandes umfangreich beleuchtet wurde. Bestandteil dieser Programmreihe war mit Beiträgen der Filmgruppe „Sky Piastowskie” und des Kurzfilmstudios A’YoY auch das kreative Filmschaffen aus der Cottbuser Partnerstadt Zielona Góra. Zu den internationalen Festivalbesuchern zählten bereits prominente polnische Gäste wie Katarzyna Figura, Marysia Góralczyk, Krzysztof Zanussi und Tadeusz Sobolewski. Um die Vernetzung mit den kollegial verbundenen Festivals in Mittel- und Osteuropa weiter auszubauen, wurde in Zusammenarbeit mit dem Internationalen Filmfestival Warschau das Netzwerk „CentEast – The Alliance of Central and Eastern European Film Festivals” im Jahr 2003 in Cottbus ins Leben gerufen. Zu den Koordinatoren von CentEast wurden die Direktoren des FilmFestival Cottbus und des Internationalen Filmfestival Warschau berufen. Das FilmFestival Cottbus ist darüber hinaus 24 doœwiadczeñ ludziom z ró¿nych krêgów kulturowych, przyczyniaj¹c siê do burzenia stereotypów w zjednoczonej Europie. Statuetk¹ o nazwie „Lubina”, która zosta³a po raz pierwszy wrêczona jako nagroda podczas XIII Festiwalu Filmowego Chociebu¿ 2003 (FilmFestival Cottbus 2003), organizatorzy z jednej strony podkreœlaj¹ zakorzenienie imprezy w regionie, a z drugiej podnosz¹ jej niezwyk³y charakter jako najwa¿niejszego festiwalu filmów wschodnioeuropejskich. Trójkolorowa szklana figurka, zaprojektowana przez artystkê Beate Bolender, otrzyma³a miano „Lubina”. To popularne ³u¿yckie imiê ¿eñskie znaczy „powabna”. FilmFestival Cottbus cieszy siê coraz wiêkszym oddŸwiêkiem, zarówno ze strony publicznoœci z miasta i okolic, jak i krajowych i zagranicznych przedstawicieli bran¿y. W roku 2005 liczba goœci przekroczy³a 16.200 osób, co jest nowym rekordem, w tym 400 akredytowanych goœci z niemal 30 krajów. Ponadto festiwal doczeka³ siê w zesz³ym roku szczególnego wyró¿nienia miêdzynarodowego – w Brukseli przyznano mu nagrodê Grand Prix Neweuropeans. Organizatorzy blisko wspó³pracuj¹ z instytucjami i indywidualnymi osobami w poszczególnych krajach regionu, dbaj¹c o pe³n¹ zaufania, partnersk¹ wymianê. Wyrazem szczególnych stosunków z polskimi s¹siadami s¹ projekty transgraniczne, które sta³y siê ju¿ trwa³ym elementem festiwalu i wci¹¿ siê rozwijaj¹. Ju¿ w minionych latach uda³o siê zorganizowaæ w ramach chociebuskiego festiwalu prezentacje filmowe w Guben i Gubinie oraz Frankfurcie nad Odr¹ i S³ubicach, co ich uczestnikom pozwoli³o naprawdê doœwiadczyæ, ¿e to w³aœnie w Brandenburgii przecinaj¹ siê szlaki Wschodu i Zachodu. Z pozytywnym oddŸwiêkiem spotka³a siê równie¿ tegoroczna prezentacja filmowa festiwalu w ramach Dni Gubina oraz Dnia Brandenburgii na poznañskim Jarmarku Œwiêtojañskim. Dalsze dzia³ania s¹ obecnie inicjowane we wspó³pracy z instytucjami i organizacjami z Zielonej Góry, polskiego miasta partnerskiego Chociebu¿a. Równie¿ program festiwalu odzwierciedla szczególn¹ Mitglied in der European Coordination of Film Festivals (ECFF). In Zusammenarbeit mit der ECFF entstand im Jahr 2005 das Kurzfilmprogramm „Europe in Shorts X”, dessen Premiere auf den Filmfestspielen in Cannes ein großer Erfolg war. Dieses Programm besteht aus sechs osteuropäischen Kurzfilmen, das bereits auf zahlreichen europäischen Filmfestivals präsentiert wurde und noch aktuell gezeigt wird. Das 16. FilmFestival Cottbus (14.-18.11.2006) Bereits das Plakatmotiv des 16. FilmFestival Cottbus kündigt mit CHOSEBUZ in großen Lettern hintergründig einen Schwerpunkt des diesjährigen Festivalprogramms an. Der Schriftzug, auf einer Pyramide aufgestellt, ist die sorbische Bezeichnung der Lausitzmetropole, die auch die Heimat einer slawischen Minderheit, der Sorben, ist. Auch Pyramiden gehören zu Cottbus – als ein Wahrzeichen der Stadt. Zu finden sind sie im Branitzer Park, einem von Hermann Fürst von Pückler-Muskau 1811 angelegten Gartenkunstwerkwerk von internationaler Bedeutung. Cottbus begeht in diesem Jahr sein 850jähriges Jubiläum - Anlass für das in der Stadt beheimatete Festival eine Retrospektive des sorbischen Films im Programm zu präsentieren. Mit den Festivaltagen im November erlebt der Jahrgang seinen Höhepunkt, auf den mit einer Reihe von Präsentationen im In- und Ausland ganzjährig aufmerksam gemacht rolê polskiego s¹siada. Produkcje filmowe z tego kraju co rok bior¹ z sukcesami udzia³ w konkursach i przegl¹dach. W roku 2002 na polskiej kinematografii spoczywa³ punkt ciê¿koœci festiwalu, w którego ramach by³a szeroko prezentowana. Czêœci¹ tych pokazów by³y tak¿e produkcje grupy filmowej „Sky Piastowskie” i studia filmów krótkometra¿owych A’YoY, reprezentuj¹ce twórczoœæ z miasta partnerskiego Chociebu¿a, Zielonej Góry. Wœród miêdzynarodowych goœci festiwalu byli ju¿ prominentni goœcie z Polski, tacy jak Katarzyna Figura, Marysia Góralczyk, Krzysztof Zanussi czy Tadeusz Sobolewski. W celu rozszerzenia wspó³pracy z zaprzyjaŸnionymi festiwalami z Europy œrodkowowschodniej wspólnie z Miêdzynarodowym Festiwalem Filmowym w Warszawie utworzono w Chociebu¿u w 2003 r. sieæ pod nazw¹ „CentEast – The Alliance of Central and Eastern European Film Festivals”. Do koordynowania CentEast powo³ano dyrektorów festiwalu w Chociebu¿u i Miêdzynarodowego Festiwalu Filmowego w Warszawie. FilmFestival Cottbus jest ponadto cz³onkiem European Coordination of Film Festivals (ECFF). We wspó³pracy z ECFF powsta³ w roku 2005 program filmów krótkometra¿owych „Europe in Shorts X”, którego premiera podczas festiwalu w Cannes okaza³a siê wielkim sukcesem. Program ten sk³ada siê z szeœciu wschodnioeuropejskich filmów krótkometra¿owych i by³ i jest nadal prezentowany na licznych europejskich festiwalach filmowych. XVI FilmFestival Cottbus (14-18 listopada 2006) Ju¿ motyw plakatu XVI Festiwalu Filmowego w Cottbus zapowiada wielkimi literami CHOSEBUZ w tle, co bêdzie g³ównym tematem tegorocznego programu festiwalowego. Napis ten, ustawiony na piramidzie, jest ³u¿yckim okreœleniem stolicy £u¿yc, bêd¹cej tak¿e ziemi¹ rodzinn¹ s³owiañskiej mniejszoœci, £u¿yczan. Równie¿ piramidy nale¿¹ do Chociebu¿a – s¹ symbolem miasta. Mo¿na je znaleŸæ w parku w Branitz, dziele sztuki FilmFestival Cottbus 25 wird. Auftakt zum 16. FilmFestival Cottbus 2006 war im Februar der schon traditionelle „East European Brunch” im Rahmen der Internationalen Filmfestspiele Berlin, welcher ebenso wie der Empfang auf dem Karlovy Vary International Film Festival im Juli immer mehr zum informellen, aber obligatorischen Treffpunkt von Branchenvertretern aus Ost und West wird. Mit Filmvorführungen ist Cottbus bei Festivals in Berlin, Leipzig, Lübeck, Saarbrücken und Wiesbaden vertreten. Auch beim lokalen und regionalen Publikum zeigte es Präsenz über das ganze Jahr: Bereits im April war eine WarmUp Party den Auftakt zur diesjährigen „Cottbuser FilmSchau”, die im Rahmen des 16. FilmFestival Cottbus . Der Publikumsandrang gibt wiederum Anlass zur Hoffnung auf spannende Filmbeiträge der Lokalmatadoren bei dieser Veranstaltung mit Kultcharakter. Ehrensache, dass sich das Festival, dessen Direktor einer der Kandidaten für den „Cottbuser des Jahres” war, auch am Festumzug aus Anlass des 850-jährigen Stadtjubiläums beteiligte. Einen Abstecher in den nahe gelegenen Spreewald unternimmt es mit der Präsentation einer Filmauswahl im Rahmen von ROHKUNSTBAU, dem etablierten Festival darstellender Künste. Den vorläufigen Höhepunkt der Aktivitäten in der Region wird am 2. September die erneut stattfindende Open Air Veranstaltung „OstLicht” bilden, bei dem es auf dem Gerichtsberg (vor dem Landgericht Cottbus) ein Wiedersehen mit dem Film TIME OF THE GYPSIES (Regie: Emir Kusturica, Musik: Goran Bregoviæ) sowie Live-Musik aus Zielona Góra (PL) und Cottbus geben wird. „Typisch Bulgarisch” präsentiert sich das FilmFestival in Kooperation mit der Internationalen Bauausstellung (IBA) am 9. September auf den IBATerrassen in Großräschen, wo es mit der Komödie „Die Zählung der Wildhasen” (Regie: Eduard Zacharijew) sowie bulgarischer Musik auf den diesjährigen Fokus einstimmen wird. Das Festival, vom 14. bis 18. November, erwartet seine Besucher mitten in der Cottbuser Innenstadt. Festivalzentrum und Hauptspielstätte ist die Stadthalle Cottbus, die 26 ogrodniczej o miêdzynarodowym znaczeniu, za³o¿onym w 1811 r. przez ksiêcia Hermanna von Pückler-Muskau. Chociebu¿ obchodzi w tym roku jubileusz 850-lecia. Jest to okazja, by festiwal, który ma siedzibê w tym mieœcie, zaprezentowa³ historyczny przegl¹d filmu ³u¿yckiego. Festiwalowe dni w listopadzie bêd¹ punktem szczytowym obchodów, zapowiadanym przez ca³y rok szeregiem prezentacji w kraju i za granic¹. Wstêpem do XVI Festiwalu Filmowego Chociebu¿ 2006 by³ w lutym tradycyjny „East European Brunch” w ramach Miêdzynarodowego Festiwalu Filmowego w Berlinie, impreza, która podobnie jak przyjêcie w Karlovych Varach na tamtejszym festiwalu w lipcu staje siê nieformalnym, ale coraz bardziej obowi¹zkowym miejscem spotkañ przedstawicieli bran¿y filmowej ze Wschodu i Zachodu. Chociebu¿ jest obecny dziêki pokazom filmowym na festiwalach w Berlinie, Lipsku, Lubece, Saarbrücken i Wiesbaden. Stara siê przypominaæ o sobie przez ca³y rok tak¿e publicznoœci lokalnej i regionalnej. Ju¿ w kwietniu mia³a miejsce WarmUp Party, bêd¹ca wstêpem do tegorocznego „Cottbuser FilmSchau”, odbywaj¹cego siê w ramach XVI Festiwalu Filmowego w Chociebu¿u. Ogromne zainteresowanie publicznoœci daje nadziejê na pojawienie siê interesuj¹cych filmów lokalnych twórców podczas tej imprezy o kultowym charakterze. By³o spraw¹ honoru, by festiwal, którego dyrektor by³ jednym z kandydatów na „Chociebu¿anina Roku”, zaznaczy³ sw¹ obecnoœæ na uroczystym pochodzie z okazji 850-lecia miasta. Pojawi siê tak¿e w nieodleg³ym Szprewaldzie, gdzie w ramach ROHKUNSTBAU, znanego festiwalu sztuk efemerycznych, zostanie zaprezentowany wybór filmów. Pierwszym punktem kulminacyjnym dzia³añ w regionie bêdzie organizowane ponownie 2 wrzeœnia widowisko Open Air „OstLicht” („Œwiat³o Wschodu”), podczas którego na górze Gerichtsberg (przed S¹dem Krajowym w Chociebu¿u) bêdzie mo¿na ponownie zobaczyæ film „Time of the Gypsies” (re¿yseria: Emir Kusturica, muzyka: Goran Bregoviæ), a tak¿e den Gästeservice, das Presse- und Informationszentrum sowie den Ticketverkauf beherbergt. Die feierliche Eröffnung des 16. FilmFestival Cottbus am 14. November findet im Großen Haus des Staatstheater Cottbus statt. Neben Filmvorführungen in der Stadthalle, werden auch in der Kammerbühne des Staatstheaters und im Obenkino des GladHouse Programmreihen präsentiert. Den Abschluss findet der 16. Festivaljahrgang mit der Preisverleihung in der Stadthalle am 18. November. Der zusätzliche „Publikumstag”, am 19. November, bietet noch einmal Gelegenheit dazu, die aktuellen Preisträgerfilme in der Stadthalle zu sehen. Den traditionellen Mittelpunkt der verschiedenen Programmsektionen bildet der Wettbewerb Spielfilm. Von einer unabhängigen Fachkommission werden zehn (bis maximal zwölf) Beiträge aus den beiden zurückliegenden Produktionsjahren zur Teilnahme nominiert, die beispielhaft den gegenwärtigen Leistungsstand insbesondere unter Filmemachern der jüngeren Generation widerspiegeln sollen. Die Preisskulptur „Lubina” wird von einer fünfköpfigen Internationalen Festivaljury in folgenden – jeweils von Sponsoren dotierten Geldpreisen – vergeben: Hauptpreis für den besten Film, Spezialpreis der Jury, Spezialpreis für eine künstlerisch herausragende Einzelleistung. Der Wettbewerb Kurzspielfilm widmet sich der Entdeckung und Förderung des Filmnachwuchses, der in diesem – zumeist kostengünstigen – Genre sein Talent häufig zum ersten Mal unter Beweis stellt. Die Selektion der zehn bis fünfzehn Beiträge (mit einer Laufzeit von jeweils maximal dreißig Minuten) liegt in den Händen einer eigenen Auswahlkommission (analog zum Wettbewerb Spielfilm). Aktuellen technischen und filmästhetischen Entwicklungen folgend bezieht dieser Wettbewerb bewusst auch neue Dreh- und Vorführformate mit ein. Prägend für das Gesamtprofil des jeweiligen Festivaljahrgangs ist der Fokus, der in jährlichem Wechsel ausgewählte filmische Regionen in einem breiteren Kontext vorstellt. In diesem Jahr wird dieser auf die im pos³uchaæ na ¿ywo muzyki z Zielonej Góry i Chociebu¿a. „Typowo po bu³garsku” FilmFestival zaprezentuje siê we wspó³pracy z Miêdzynarodow¹ Wystaw¹ Budownictwa (IBA) 9 wrzeœnia na tarasach IBA w Großräschen, gdzie komedia „Liczenie zajêcy” (re¿yseria Edward Zacharijew) i bu³garska muzyka wprowadz¹ w nastrój tegorocznego festiwalu. Organizatorzy oczekuj¹ goœci festiwalu w dniach 14-18 listopada w centrum Chociebu¿a. Centrum festiwalowe i g³ówn¹ salê filmow¹ stanowi Stadthalle Cottbus, w której znajd¹ siê: punkt obs³ugi goœci, centrum informacyjne i prasowe, a tak¿e kasy biletowe. Uroczyste otwarcie XVI Festiwalu Filmowego FilmFestival Cottbus odbêdzie siê 14 listopada w Wielkiej Sali Teatru Pañstwowego w Chociebu¿u. Filmy bêd¹ prezentowane nie tylko w Stadthalle, lecz tak¿e na scenie kameralnej Teatru Pañstwowego oraz w górnym kinie Glad-House. XVI Festiwal zakoñczy siê 18 listopada rozdaniem nagród w Stadthalle. Dodatkowy „dzieñ publicznoœci”, 19 listopada, bêdzie okazj¹ do ponownego zobaczenia w Stadthalle w³aœnie nagrodzonych filmów. Tradycyjnie najwa¿niejszym z wielu programów bêdzie konkurs filmu fabularnego. Niezale¿na komisja fachowców nominuje 10 (maksymalnie 12) produkcji z dwóch minionych lat, które bêd¹ najlepiej ukazywaæ mo¿liwoœci szczególnie filmowców m³odego pokolenia. Statuetka „Lubina” wraz z nagrodami pieniê¿nymi ufundowanymi przez sponsorów zostanie przyznana przez piêcioosobowe Miêdzynarodowe Jury Festiwalu w nastêpuj¹cych kategoriach: Nagroda G³ówna za najlepszy film, Nagroda Specjalna Jury, Nagroda Specjalna za film o wybitnych wartoœciach artystycznych. Celem Konkursu Filmu Krótkometra¿owego jest odkrywanie i wspieranie filmowego narybku, który w tym – zwykle niskobud¿etowym – gatunku czêsto po raz pierwszy sprawdza swój talent. Wybór dziesiêciu do piêtnastu filmów (o d³ugoœci do 30 minut) nale¿y do osobnej komisji (podobnie jak w konkursie filmu fabularnego). Zgodnie z aktu- FilmFestival Cottbus 27 Südosten Europas benachbarten Länder Bulgarien und Rumänien gerichtet sein. Damit erfährt die erfolgreich begonnene Vorstellung von Beitrittsländern zur Europäischen Union – nach Polen (2002), Tschechien (2004) und Ungarn (2005) – mit den beiden nunmehrigen neuen Kandidaten Bulgarien und Rumänien ihre konsequente konzeptionelle Fortführung. Unter dem Motto „Neues Kino aus Bulgarien und Rumänien” wird ein repräsentativer Querschnitt durch das Filmschaffen seit den radikalen gesellschaftlichen Umbrüchen Ende der 1980er, Anfang der 1990er Jahre vorbereitet. Obschon beide Länder auf eine traditionsreiche Kinematographie zurückblicken können, steht diese bis heute doch im Schatten kulturell vermeintlich attraktiverer Regionen. Das Bild dieser lange Zeit weitgehend verborgenen Filmlandschaften nachhaltig zu erhellen erscheint gerade zum gegenwärtigen Zeitpunkt besonderes reizvoll und lohnend. Wenngleich mit bezeichnender Verzögerung gegenüber anderen Ländern Mittel- und Osteuropas, bricht sich seit kurzem eine junge Generation mit überraschender Vehemenz Bahn, deren Stimme auch über die Landesgrenzen hinaus gehört zu werden verdient. Nicht zuletzt lieferte das FilmFestival Cottbus im vergangenen Jahr mit zwei Preisträgern aus Bulgarien und Rumänien („Gestohlene Augen” von Radoslaw Spassow bzw. „Ryna” von Ruxandra Zenide) einen eindrucksvollen Beleg für die derzeitige vielversprechende Aufbruchstimmung. Die diesjährigen Feierlichkeiten zu 850 Jahren Cottbus nimmt das Festival zum Anlass, erstmals eine umfangreiche Retrospektive zum sorbischen Filmschaffen vorzubereiten. Gegenwärtig leben mit den Zentren Cottbus/Choœebuz und Bautzen/Budyšin etwa 60.000 Sorben in der Lausitz. Sie besitzen neben einer Vielzahl von Dialekten zwei Schriftsprachen: Niedersorbisch und Obersorbisch. In einer wechselvollen Geschichte waren sie oft massiven Germanisierungsbestrebungen ausgesetzt, so in der Zeit des Nationalsozialismus. Obwohl sowohl die Gesetze der DDR als auch der Bundes- 28 alnymi trendami technicznymi i estetycznymi do konkursu tego organizatorzy œwiadomie w³¹czaj¹ równie¿ nowe formy tworzenia i pokazywania filmów. O ogólnym profilu danego festiwalu decyduje punkt ciê¿koœci, w ramach którego organizatorzy co roku wybieraj¹ inny region, by zaprezentowaæ go w szerszym filmowym kontekœcie. W tym roku w centrum uwagi znajd¹ siê kraje Europy po³udniowo-wschodniej, s¹siaduj¹ce ze sob¹ Bu³garia i Rumunia. Tym samym udana koncepcja prezentacji nowych krajów cz³onkowskich Unii Europejskiej – Polski (2002), Czech (2004) i Wêgier (2005) – bêdzie konsekwentnie kontynuowana pokazami filmów z Bu³garii i Rumunii. Pod has³em „Nowe kino z Bu³garii i Rumunii” przygotowywany jest reprezentatywny przegl¹d twórczoœci filmowej od radykalnego prze³omu z koñca lat 80. i pocz¹tku 90. Choæ obydwa kraje ciesz¹ siê kinematografi¹ o bogatych tradycjach, to jednak wci¹¿ pozostaj¹ w cieniu regionów rzekomo atrakcyjniejszych. Odkrycie na trwa³e tych dot¹d w wiêkszoœci nieznanych kinematografii wydaje siê w³aœnie w tej chwili szczególnie ciekawe i po¿yteczne. Choæ ze znacz¹cym opóŸnieniem wobec innych krajów Europy œrodkowo-wschodniej, m³ode pokolenie, którego g³os zas³uguje, by byæ s³yszalnym na arenie miêdzynarodowej, toruje sobie drogê z zaskakuj¹cym zapa³em. Zaledwie w zesz³ym roku dwa filmy z Bu³garii i Rumunii („Ukradzione oczy” Rados³awa Spassowa i „Ryna” Ruxandry Zenide) zdoby³y nagrody na Festiwalu Filmowym w Chociebu¿u, daj¹c tym imponuj¹cy dowód owego obiecuj¹cego prze³omu. Tegoroczne uroczystoœci z okazji 850-lecia Chociebu¿a s¹ dla organizatorów festiwalu okazj¹, by po raz pierwszy przygotowaæ obszerny historyczny przegl¹d filmu ³u¿yckiego. Obecnie na £u¿ycach, z centrami w Chociebu¿u (niem. Cottbus, ³u¿. Choœebuz) i Budziszynie (niem. Bautzen, ³u¿. Budyšin), mieszka oko³o 60.000 Serbo³u¿yczan. Obok licznych dialektów pos³uguj¹ siê dwoma jêzykami pisanymi: dolno- i górno³u¿yckim. republik ihnen Minderheitenrechte eingeräumt haben und sorbische Sprache und Kultur gefördert wurden und werden, stellt gerade der Braunkohlebergbau in der Lausitz eine ernste Gefahr für sie dar: Ihm fielen auch zahlreiche sorbische Dörfer in der Lausitz zum Opfer. In dieser ambivalenten Situation kommt im Ringen um eine Identität und Selbstbehauptung der sorbischen Kunst, dem sorbischen Film eine Schlüsselrolle zu. Die Kinematographie der in Brandenburg und Sachsen siedelnden Sorben und Wenden ist weitgehend unbekannt und dürfte über die Lausitz hinaus beträchtliche Beachtung finden, gerade auch im Kontext des osteuropäischen Filmschaffens. Dabei soll ein möglichst zeitgemäßes, durchaus auch urbanes Bild des künstlerischen Schaffens dieser slawischen Minderheit vermittelt werden. Dieses kann beispielhaft für das Ringen um kulturelle Identität und Integrität stehen und insofern einen wertvollen Beitrag zu aktuellen Debatten liefern. Die Filmreihe wird in enger Kooperation mit dem in Bautzen/Budysin ansässigen „Sorabia Film Studio” entwickelt und realisiert. Sie reicht vom frühen Stummfilm über sorbische Märchen, künstlerisch herausragende DEFA-Arbeiten bis hin zu jüngsten Produktionen des Bautzner Filmstudios „Sorabia” und bezieht alle Genres ein. Die Koproduktionen mit osteuropäischen Partnern oder das Schaffen ins Ausland emigrierter Sorben wird dabei ebenso reflektiert wie der Blick von außen, die Adaption sorbischer Stoffe, u.a. der bekannten Legende von Krabat, dem sorbischen „Faust”. Mit dieser Filmreihe, in begleitenden Gesprächen zu Produktionsbedingungen und Entstehungshintergründen und mit dem Katalog, der künftig als Kompendium zum Film der Lausitzer Sorben gelten kann, leistet das FilmFestival Cottbus auch einen entscheidenden Beitrag dazu, ein wenig bekanntes Kapitel Filmgeschichte endlich aufzuarbeiten. Maßgeblich unterstützt wird das anspruchsvolle Vorhaben durch die DEFA-Stiftung. Auf in ihren Entstehungsländern kommerziell erfolgreiche, im Ausland jedoch W ci¹gu burzliwych dziejów wielokrotnie byli poddawani czêsto silnemu naciskowi germanizacyjnemu, jak na przyk³ad w czasach narodowego socjalizmu. Mimo ¿e ustawodawstwo NRD, a tak¿e RFN, zapewni³o im prawa mniejszoœci, a kultura i jêzyk Serbów ³u¿yckich by³y i s¹ wspierane, prawdziwe zagro¿enie dla £u¿yc stanowi wydobycie wêgla brunatnego. Wiele ³u¿yckich wsi sta³o siê jego ofiar¹. W tej pe³nej sprzecznoœci sytuacji serbo³u¿yckiej sztuce, serbo³u¿yckiemu filmowi przypada kluczowa rola w walce o to¿samoœæ i znaczenie. Kinematografia Serbo³u¿yczan i S³owian po³abskich mieszkaj¹cych w Brandenburgii i Saksonii jest s³abo znana, a mog³aby wzbudziæ spore zainteresowanie, szczególnie w³aœnie w kontekœcie wschodnioeuropejskiej twórczoœci filmowej. Chodzi przy tym o to, aby przekazaæ widzom mo¿liwie wspó³czesny, równie¿ jak najbardziej miejski wizerunek tej s³owiañskiej mniejszoœci. Twórczoœæ taka mo¿e byæ wzorem w walce o to¿samoœæ i spójnoœæ kulturow¹, a jednoczeœnie stanowiæ wartoœciowy wk³ad w aktualn¹ debatê. Program pokazów jest przygotowywany i realizowany w œcis³ej wspó³pracy z „Sorabia Film Studio” w Budziszynie. Obejmuje wszystkie gatunki, od wczesnych, niemych interpretacji ³u¿yckich bajek, przez wybitne pod wzglêdem artystycznym filmy zrealizowane przez DEFA, a¿ po najnowsze produkcje budziszyñskiego studia filmowego „Sorabia”. Wspó³produkcje z partnerami wschodnioeuropejskimi czy twórczoœæ Serbo³u¿yczan na emigracji bêdzie brana pod uwagê tak samo, jako spojrzenie z zewn¹trz, adaptacje ³u¿yckich w¹tków, m.in. znanej legendy o Mistrzu Krabacie, „³u¿yckim Fauœcie”. Dziêki tej serii filmów, towarzysz¹cym prezentacji, rozmowom o warunkach i kulisach produkcji oraz katalogowi, który w przysz³oœci bêdzie móg³ staæ siê kompendium filmu serbo³u¿yckiego, FilmFestival Cottbus przyczynia siê w sposób decyduj¹cy do tego, ¿e ten ma³o znany rozdzia³ historii kina doczeka siê wreszcie swojego opracowania. Ten ambitny zamiar jest hojnie wspierany przez Fundacjê DEFA. FilmFestival Cottbus 29 kaum bekannte Produktionen macht die bei Publikum und Fachbesuchern gleichermaßen beliebte Sektion Nationale Hits aufmerksam. Den Überblick über aktuelle Trends im osteuropäischen Spielfilmschaffen komplettieren Werke bereits etablierter Regisseure sowie internationale Ko-Produktionen und im osteuropäischen Kontext relevante Produktionen nicht-osteuropäischer Provenienz in der Sektion Spektrum. Diese gewährleistet darüber hinaus – neben der filmkünstlerischen Qualität – die im Gesamtprogramm angestrebte Vielfalt an Sujets, Stilen und Herkunftsländern. Neben der Präsentation von aktuellen studentischen Arbeiten der Hochschule für Film und Fernsehen (HFF) Potsdam-Babelsberg, denen traditionell ein eigenes Programmfenster vorbehalten bleibt, bekräftigt die vor drei Jahren mit außerordentlichem Erfolg initiierte Cottbuser FilmSchau die lokale und regionale Verankerung des Festivals. Auch diese offene Leinwand für engagierte und talentierte Filmamateure wird sich in diesem Jahr verstärkt dem Stadtjubiläum widmen. Das Cottbuser Festival zieht alljährlich auch Kinder und Jugendliche in seinen Bann, nicht zuletzt bei den traditionellen Vorführungen vor den kleinen Patienten in der Kinderklinik des Carl-Thiem-Klinikums Cottbus. Mit dem Kinder- und Jugendprogramm werden jüngere und jüngste Zuschauerschichten unter medienpädagogischer Betreuung schrittweise an das Festival herangeführt. Wie bereits in den vergangenen Jahren orientiert sich das Programm thematisch an Fokus und Retrospektive und wird von Filmpublizist Klaus-Dieter Felsmann kuratiert. Andreas Dresens gleichnamiges Werk gab den Titel für die Jugendfilm-Reihe: „Raus aus der Haut”. Vor dem lokalen Hintergrund Brandenburgs geht es um ein Hinterfragen von Werthierarchien und um den Umgang mit kreativen Potenzialen einer Jugend, die hauptsächlich mit Negativ-Schlagzeilen von sich Reden macht. „Kombat Sechzehn” des gebürtigen Cottbusers Mirko Borscht, „Die Boxerin” von Catharina Deus und der DEFAFilm „Erscheinen Pflicht” von Helmut Dziuba ergänzen das Programm. 30 W ulubionej tak przez publicznoœæ, jak i goœci bran¿owych czêœci festiwalu pod nazw¹ Narodowe Hity prezentowane s¹ filmy, które w swych krajach osi¹gnê³y sukces komercyjny, lecz za granic¹ s¹ prawie nieznane. Przegl¹d aktualnych trendów we wschodnioeuropejskiej twórczoœci fabularnej uzupe³niaj¹ dzie³a znanych ju¿ re¿yserów, miêdzynarodowe koprodukcje, a tak¿e istotne w kontekœcie wschodnioeuropejskim filmy z innych rejonów – wszystkie one pokazywane s¹ w czêœci zwanej Spektrum. Czêœæ ta gwarantuje ponadto – obok wysokiej jakoœci artystycznej – wieloœæ tematów, stylów i krajów pochodzenia, co jest zdeklarowanym celem ca³ego festiwalu. Aby podkreœliæ lokalne i regionalne zakorzenienie festiwalu, organizatorzy prezentuj¹ aktualne prace studentów Wy¿szej Szko³y Filmu i Telewizji (HFF) w PoczdamieBabelsbergu, które tradycyjnie maj¹ ju¿ swoje okienko w programie imprezy, a tak¿e kontynuuj¹ zainicjowane przed trzema laty Cottbuser FilmSchau, które okaza³o siê wielkim sukcesem. Równie¿ ta, otwarta dla zaanga¿owanych i utalentowanych amatorów scena, skupi siê w tym roku na jubileuszu miasta. Festiwal chociebuski przyci¹ga tak¿e corocznie dzieci i m³odzie¿, choæby podczas tradycyjnych prezentacji dla ma³ych pacjentów kliniki dzieciêcej im. Karola Thiema w Chociebu¿u. Program dla dzieci i m³odzie¿y wprowadza pod opiek¹ pedagogów – specjalistów ds. mediów – m³odych i najm³odszych widzów krok po kroku w œwiat festiwalu. Podobnie jak w poprzednich latach festiwal bêdzie siê koncentrowa³ na swym g³ównym temacie i przegl¹dzie historycznym, a jego kuratorem bêdzie Klaus-Dieter Felsmann, publicysta filmowy. Dzie³o Andreasa Dresena pod tym samym tytu³em da³o nazwê serii filmów m³odzie¿owych „Raus aus der Haut” – „Wyjœæ ze skóry”. Na lokalnym tle Brandenburgii filmy te stawiaj¹ pytanie o hierarchiê wartoœci i mo¿liwoœci wykorzystania twórczego potencja³u m³odzie¿y, o której s³ychaæ g³ównie w negatywnym kontekœcie. „Kombat Sechzehn” („Kombat szesnaœcie”) rodo- In die reiche Märchen- und Sagenwelt der Sorben entführt das Kinderprogramm unter dem Titel „Wunder gibt es immer wieder”, so mit einem Beitrag vom Altmeister des DDRTrickfilms Jan Hempel. Neben einer Wiederaufführung von Celino Bleiweiss’ Verfilmung der Krabat-Legende aus dem Jahr 1975 gibt es märchenhafte Filmgrüße aus Bulgarien und Rumänien. Das facettenreiche Begleitprogramm, dessen Spektrum von FilmTalks, Ausstellungen und Lesungen bis zu Live-Konzerten, Empfängen und Partys reicht, bildet den kommunikativen Rahmen für Begegnungen der zahlreichen Gäste aus West und Ost. Auch hier bilden der diesjährige Fokus und die Retrospektive den Rahmen, an dem die Veranstaltungen inhaltlich ausgerichtet sind. Das parallel zum Festival stattfindende zweitägige filmwirtschaftliche Forum >Connecting Cottbus< wird ihre Aktivitäten besonders auf die beiden im Fokus des Festivals stehenden Kinematographien Bulgarien und Rumänien ausrichten. Zum achten Mal bietet vom 16. bis 17. November 2006 Connecting Cottbus ein informatives Programm rund um europäische Filmförderungen, Möglichkeiten bei der Entwicklung internationaler Koproduktionen sowie aktuelle Fragen der Zusammenarbeit mit Fernsehsendern und Weltvertrieben. Erfolgreich in Cottbus gepitchte Projekte werden nach ihrer Fertigstellung einen gebührenden Platz im Festivalprogramm erhalten. Ausführliche Programminformationen gibt es ab Mitte Oktober unter: www.filmfestivalcottbus.de witego chociebu¿anina, Mirko Borschta, „Die Boxerin” („Bokserka”) Cathariny Deus czy wyprodukowany przez DEFA film „Erscheinen Pflicht” („Obecnoœæ obowi¹zkowa”) Helmuta Dziuby uzupe³niaj¹ program. W bogaty œwiat bajek i legend ³u¿yckich uwiedzie nas program dla dzieci pod tytu³em „Cuda wci¹¿ siê zdarzaj¹”, a w nim dzie³a mistrza filmu animowanego z by³ej NRD, Jana Hempela. Obok ponownego pokazu adaptacji legendy o Mistrzu Krabacie Celino Bleiweissa z 1975 r. pojawi¹ siê bajeczne pozdrowienia filmowe z Bu³garii i Rumunii. Bogaty program towarzysz¹cy, którego spektrum rozci¹ga siê od dyskusji o filmie poprzez wystawy, odczyty, koncerty, a¿ po przyjêcia i imprezy taneczne, tworzy ramy komunikacji i spotkañ licznych goœci ze Wschodu i Zachodu. Równie¿ w tych przedsiêwziêciach nacisk bêdzie po³o¿ony na g³ówny temat festiwalu i retrospektywê. Odbywaj¹ce siê równolegle z festiwalem bran¿owe forum filmowe >Connecting Cottbus< tak¿e bêdzie siê koncentrowaæ na bêd¹ce w centrum uwagi festiwalu kinematografie Bu³garii i Rumunii. Connecting Cottbus w dniach 16-17 listopada 2006 ju¿ po raz ósmy bêdzie szeroko informowa³ o europejskich fundacji filmowych, mo¿liwoœci tworzenia koprodukcji miêdzynarodowych, a tak¿e wspó³pracy z nadawcami telewizyjnymi i dystrybutorami œwiatowymi. Projekty, które dojd¹ do skutku dziêki spotkaniom w Chociebiu¿u, znajd¹ godne miejsce w programach przysz³ych festiwali. Dok³adne informacje nt. programu bêd¹ dostêpne od po³owy paŸdziernika pod adresem: www.filmfestivalcottbus.de t³umaczenie Grzegorz Kowalski FilmFestival Cottbus 31 32 Rainer Vangermain Rainer Vangermain Die 10. Nacht der Poesie in Frankfurt (Oder), am 18.08.06 im „Oderspeicher” X Noc Poezji we Frankfurcie nad Odr¹ 18 sierpnia 2006 w „Spichlerzu Odrzañskim” Zum 10. Mal fand in Frankfurt (Oder) die Nacht der Poesie statt, eine langjährige Einrichtung, gewachsen über viele Jahre, angekommen auf einem hohen literarischen Niveau, wie es die Region hergibt. Immer wieder nahmen polnische Autoren an diesen Nächten der Poesie teil, denn der Organisator dieser öffentlichen, literarischen Veranstaltung, ist das Deutsch-Polnische Literaturbüro e. V., Oder-region, ein unabhängiger Literaturverein der Stadt. So gesehen können die Nächte der Poesie in Frankfurt auch immer als eine deutschpolnische Literaturveranstaltung im Oderland betrachtet werden. Der Frankfurter Autor Maik Altenburg war jahrelang als Einzelkämpfer der spiritus Rektor dieser Veranstaltung. In diesem Jahr lasen 11 Autoren und Autorinnen, der Oderregion, davon zwei Kollegen aus Zielona Gora, Janusz Koniusz und Wojciech Smigielski. Neu daran ist, das die deutsch-polnische Komponente dieser jüngsten Literatur- Pod raz dziesi¹ty odby³a siê we Frankfurcie nad Odr¹ Noc Poezji, impreza o d³ugoletniej tradycji, przez te lata coraz bardziej znacz¹ca, na coraz wy¿szym poziomie literackim, takim, na jaki staæ region. W Nocach Poezji zawsze uczestnicz¹ polscy autorzy, poniewa¿ organizatorem tej otwartej imprezy literackiej jest niezale¿ne miejskie stowarzyszenie pn. Niemiecko-Polskie Biuro Literatury. Z tego punktu widzenia Noce Poezji we Frankfurcie mo¿na uznaæ za polsko-niemieck¹ imprezê literack¹ Nadodrza. Maik Altenburg, autor z Frankfurtu, przez ca³e lata samotnie walczy³ o tê imprezê i by³ jej spiritus rector. W tym roku swoje utwory zaprezentowa³o 11 autorów z rejonu Nadodrza, w tym dwóch kolegów z Zielonej Góry, Janusz Koniusz i Wojciech Œmigielski. Nowoœci¹ jest przy tym, ¿e ten polsko-niemiecki element ostatniej Nocy Poezji jest wynikiem nawi¹zanej nacht einer noch jungen Zusammenarbeit, nämlich zwischen der Literatur-und Kulturzeitschrift „Pro Libris”, in Zielona Gora und dem DeutschPolnischen Literaturbüro in Frankfurt (Oder) entspringt. Im letzten Jahr haben regelmäßig Autoren aus Frankfurt (Oder) Texte in der polnischen Zeitschrift „Pro Libris” veröffentlicht, die gleichzeitig auch ins Polnische übertragen wurden. So verstand es sich beinahe von selbst das Kollegen aus Zielona Gora diesmal Gäste dieser Nacht der Poesie waren, denn nicht nur Autoren waren aus Zielona Gora gekommen, sondern auch die Leiterin der Wojewodschaftsbibliothek Frau Maria Wasik, der Redakteur Grzegorz Gorzechowski und die Dolmetscherin Frau Barbara Krzeszewska-Zmyœlony. Das Spektrum der gelesenen Texte war, wie zu erwarten, weit gesteckt und reichte vom heiter satirischen Text über Alltagsproblematik, bis zu den bohrenden, existenziell, biografisch, biblisch-mythischen Themen bei den polnischen Autoren. Die Gruppe „La Marche”, rahmte die gelesenen Texte musikalisch ein und spielte danach, für alle die es mochten, zum Tanz auf. Das regionale Fernsehen war eingeladen, kam aber nicht. Die Presse, obwohl informiert, blieb ebenfalls nicht. So werden sich wohl nur die an diese Nacht der Poesie erinnern, die direkt dabei waren, mit den Beteiligten, zwischen 70 und 80 Personen. Vielleicht war es für diese ein Gewinn, Literatur zu hören in der Spannungswelt zweier Kulturen, die hier an der Oder immer aufeinandertreffen werden, was einen Reiz aus- macht, was spannend und gegenseitig bereichernd ist. In einer Nacht der Poesie können wir uns Hören und Sehen, Wahrnehmen und aus wspó³pracy miêdzy Czasopismem LiterackoKulturalnym „Pro Libris” z Zielonej Góry i Niemiecko-Polskim Biurem Literackim z Frankfurtu nad Odr¹. W minionym roku literaci z Frankfurtu regularnie publikowali w tym polskim czasopiœmie swoje utwory, przek³adane przy tej okazji na jêzyk polski. Dlatego by³o nieomal oczywiste, ¿e tym razem goœæmi Nocy Poezji bêd¹ koledzy z Zielonej Góry. Na spotkanie przybyli nie tylko autorzy, lecz tak¿e dyrektor Biblioteki Wojewódzkiej, pani Maria Wasik, redaktor Grzegorz Gorzechowski i t³umacz, pani Barbara Krzeszewska-Zmyœlony. Zgodnie z oczekiwaniami, spektrum tematyczne czytanych utworów by³o szerokie i siêga³o od pogodnych tekstów satyrycznych dotycz¹cych dnia codziennego a¿ po boleœnie g³êbokie, biograficzne, biblijno-mistyczne tematy polskich autorów. Grupa „La Marche” wzbogaci³a prezentacje opraw¹ muzyczn¹, a potem tym wszystkim, którzy mieli ochotê, gra³a do tañca. Zaproszono lokaln¹ telewizjê, która jednak nie przyby³a. Zawiadomiono prasê, niestety - tak¿e bez odzewu. Dlatego ow¹ Noc Poezji zapamiêtaj¹ zapewne tylko ci, którzy w niej uczestniczyli, a by³o to ok. 70-80 osób. Byæ mo¿e odnieœli oni tak¿e korzyœæ z mo¿liwoœci przys³uchania siê tekstom literackim ze œwiata, w którym stykaj¹ siê dwie kultury obecne tu, nad Odr¹, wzbogacaj¹ce siê nawzajem i przekazuj¹ce sobie wiele emocji. Podczas Nocy Poezji mo¿emy siê S³yszeæ i Widzieæ, Postrzegaæ, a z tego spotkania, które jest dotkniêciem kultury, wyci¹gaæ w³asne wnioski bêd¹ce szans¹ na wzbogace- Rainer Vangermain 33 dieser Begegnung, die eine kulturelle Berührung ist, unsere eigenen Schlüsse ziehen, die die Chance für eine persönliche aber auch übergreifende Lebensbereicherung bietet. Und immer das Sprachproblem, die Sprachbarriere. Die ein Reiz ist, reiner Klang, „Musik” , aber auch ausschliesst, oder missversteht. So ist eine solche Literaturveranstaltung auch immer Aufforderung sich der Sprache des Anderen zu widmen. Hier gibt sicherlich einen Mangel anzumerken. Dem deutsch-polnischen Literaturbüro in Frankfurt mangelt es an polnischen Mitgliedern, an Mitgliedern, die Freunde der Literatur sind, Mitgliedern die in beiden Sprache, dem Polnischen, wie dem Deutschen, zu Hause sind, oder über einen bestimmten Grad der Sprachkompetenz verfügen. Wir wäre es also, wenn Autoren und Redakteure der Zeitschrift „Pro Libris” überlegen würden, Mitglieder im Deutsch-Polnischen Literaturbüro, in Frankfurt (Oder) zu werden. Wie könnten dann in Zukunft, die Nächte der Poesie aussehen? Eine Überlegung zur der ich alle Interessierten und Willigen ausdrücklich einladen möchte. nie wewnêtrzne, ale tak¿e pozaosobiste. I wci¹¿ ten problem z jêzykiem, ta jêzykowa bariera. Która mo¿e byæ zalet¹, gdy¿ jêzyk staje siê czystym dŸwiêkiem, „muzyk¹”, ale przecie¿ tak¿e wy³¹cza, prowadzi do nieporozumieñ. I tak oto impreza literacka staje siê poniek¹d wezwaniem do zwrócenia siê w stronê drugiego jêzyka. W tym miejscu pojawia siê niew¹tpliwie deficyt. Niemiecko-Polskie Biuro Literackie we Frankfurcie nie ma polskich cz³onków, cz³onków-mi³oœników literatury, którzy w obu jêzykach, polskim i niemieckim, czuliby siê „u siebie”, albo przynajmniej cieszyli siê pewnym poziomem kompetencji jêzykowej. A co by by³o, gdyby autorzy i redaktorzy czasopisma „Pro Libris” zastanowili siê nad cz³onkostwem w Polsko-Niemieckim Biurze Literackim we Frankfurcie nad Odr¹? Jak mog³yby wtedy wygl¹daæ przysz³e Noce Poezji? Chcia³bym wezwaæ wszystkich zainteresowanych i chêtnych, by zechcieli przemyœleæ ten pomys³. t³umaczenie Grzegorz Kowalski Z HELMUTEM PREISSLEREM, niemieckim lirykiem, dramaturgiem i eseist¹, zaprzyjaŸnionym z lubuskim œrodowiskiem literackim, mieszkañcem Bad Saarow, rozmawia Romuald Szura Zapraszam Ciê Helmut do pisania Odr¹... Czy pamiêta Pan pierwsze kontakty z polskimi kolegami po piórze, w regionie lubuskim? Rozpoczê³y siê w latach 60-tych i przetrwa³y do roku 1993. Po raz pierwszy spotkaliœmy siê w Eisenhüttenstadt, a nie w ówczesnej stolicy okrêgu - Frankfurcie nad Odr¹, który wci¹¿ jeszcze dŸwiga³ siê z powojennych ruin. W tym czasie przygraniczne Eisenhüttenstadt kwit³o, stanowi³o centrum ¿ycia kulturalnego w okrêgu frankfurckim. Znany nam obu - Janusz Koniusz - poeta, prozaik i reporta¿ysta twierdzi, ¿e pierwsze spotkanie literatów odby³o siê w Pana mieszkaniu w Eisenhüttenstadt, w roku 1962, rok po powstaniu w Zielonej Górze Oddzia³u Zwi¹zku Literatów Polskich. To Zarz¹d G³ówny ZLP zaproponowa³ zielonogórskim pisarzom aby nawi¹zali wspó³pracê ze stron¹ niemieck¹ Przyznam, ¿e nie zna³em tego, dziœ ju¿ historycznego faktu. W okrêgu frankfurckim istnia³ ju¿ wtedy Zwi¹zek Pisarzy NRD. Ju¿ wtedy by³ Pan znanym i cenionym w NRD lirykiem, autorem dramatów i s³uchowisk. Wyda³ Pan tak¿e kilka antologii poezji niemieckiej, a tak¿e próbowa³ Pan t³umaczyæ polskich poetów... Mówi¹c górnolotnie - by³ to okres eksplozji mojej twórczoœci w Eisenhüttenstadt. Rozpocz¹³em od pisania liryków. Potem przyszed³ czas na sta³¹ wspó³pracê dramaturgiczn¹ z teatrem im. Kleista we Frankfurcie, gdzie wspó³pracuj¹c z kompozytorem wystawia³em barwne rewie. Wyda³em kilka tomików wierszy. Dokona³em te¿ wyboru i wyda³em m.in. rymowane opowiastki i pieœni ludowe dla dzieci ze znanego w Niemczech zbioru „Cudowny róg ch³opca”. To w³aœnie wówczas w Eisenhüttenstadt dosz³o do spotkania z zielonogórskimi kolegami. T³umaczy³ Pan naszych poetów... Z przyjemnoœci¹ przet³umaczy³em na niemiecki kilka wierszy lubuskich liryków, przede wszystkim Zdzis³awa Morawskiego, Janusza Koniusza i innych, których nazwisk ju¿ nie pamiêtam. Nie znaj¹c jêzyka polskiego korzysta³em z tzw. przek³adu surowego, lingwistycznego tworzonego przez znajomych i dopiero potem nadawa³em wierszom w³aœciwy kszta³t. Przyznam, ¿e sprawia³o mi to prawdziw¹ radoœæ. Staraniem Lubuskiego Towarzystwa Kultury w 1965 r., w przek³adzie Eugeniusza Wachowiaka, poety i t³umacza literatury niemieckojêzycznej, ukaza³a siê pierwsza w Polsce miniaturowa antologia poezji NRD pt. „Dopóki serce bije”. Zawiera³a ona wiersze Hansa Cibulki, Heinza Kahlau, Rainera Kunze, Armina Müllera i... Helmuta Preisslera oczywiœcie. Niektóre z tych nazwisk zapomnia³em. Wiem natomiast, ¿e tomik przygotowa³ E. Wachowiak, który bardzo siê stara³, aby nazwiska liryków enerdowskich poznane zosta³y w Polsce. Myœlê, ¿e by³y to udane starania i - jak s³ysza³em - dobry przek³ad poezji niemieckiej. Zapamiêta³ Pan spotkania z lubuskimi literatami i czytelnikami? W jakich latach to by³o? Romuald Szura 35 Nie pamiêtam dok³adnych dat. Przypominam sobie, ¿e przyje¿d¿a³em w Lubuskie kilkakrotnie. Z kolegami z Frankfurtu goœciliœmy w Zielonej Górze, a potem w Gorzowie. Cieszy³o nas ka¿de spotkanie. W regionie lubuskim przebywaliœmy po dwa, trzy dni. Poza oficjalnymi prowadziliœmy tak¿e prywatne, serdeczne rozmowy. Zielona Góra nam imponowa³a. To piêkne miasto, które posiada ciekaw¹ historiê, tradycje winiarskie. Dochodzi³o równie¿ do wymiany spotkañ. Podejrzewam, ¿e nasi polscy przyjaciele czuli siê równie dobrze w nowo zbudowanym, goœcinnym Eisenhüttenstadt. Uczestniczyliœmy w seminariach literackich, spotkaniach w klubach i szko³ach. Rozmawialiœmy z czytelnikami, uczniami szkó³ œrednich ucz¹cych siê jêzyka niemieckiego. Staraliœmy siê zapoznaæ ich z najbardziej wartoœciowymi ksi¹¿kami pisarzy NRD. Spotkania te czêsto by³y dla nas inspiracj¹ do przek³adania utworów prozatorskich i poetyckich na jêzyk polski. Na pocz¹tku lat 70-tych przyje¿d¿a³ Pan z grup¹ pisarzy zza Odry. Byli to m.in. Hans Weber (póŸniejszy prezes frankfurckiego Oddzia³u Zwi¹zku Pisarzy NRD), pañstwo Hildegard i Siegfried Schumacher z Frankfurtu, Sieglinde Dick z Berlina. Potem pojawili siê u nas literaci z Cottbus. Dziêki nim poznaliœmy œrodowisko pisarskie Serbów £u¿yckich z Dolnych i Górnych £u¿yc. Tak. Z kolei do Niemiec, na spotkania autorskie przyje¿d¿ali: Janusz Koniusz, Zdzis³aw Morawski i Zbigniew Ryndak. Odwiedzali nawet tak ma³e miejscowoœci jak Seelow czy Lieberose. Co przynosi³y te kontakty? To by³y bardzo wa¿ne prze¿ycia. Poznawaliœmy punkt widzenia ludzi z obu stron Odry, wa¿ny we wzajemnych stosunkach spo³ecznych. Wówczas ta wspó³praca bardzo nas zwi¹za³a, dopiero po roku 1989 te relacje zosta³y chwilowo zerwane. W³aœnie wtedy zabrak³o jednoœci dzia³ania, poniewa¿ nasze przygraniczne tereny sta³y siê jakoby zmarginalizowane, zarówno w Polsce jak te¿ w Niemczech. Starania naszych pisarzy, ¿eby to zmieniæ nie da³y efektu. Jednak, mówi¹c trochê ironicznie, nasze prowincjonalne wspó³dzia³anie literackie bardzo nam odpowiada³o i podoba³o siê. Przynios³o to okreœlone korzyœci, czyli nowe znajomoœci i przyjaŸnie, 36 wzmocnienie si³ twórczych, nowe inicjatywy. Naszym ¿yczeniem by³o, ¿eby d¹¿yæ do zbli¿enia polsko-niemieckiego, piêkny wspólny cel. Myœlê, ¿e tego nam obecnie brakuje. Wiem, ¿e przyjaŸni³ siê Pan ze Zdzis³awem Morawskim, gorzowskim poet¹, prozaikiem i dramaturgiem. Owszem, nale¿eliœmy do tej samej generacji. On urodzony w roku 1926, ja - w 1925. Mieliœmy podobne, trudne prze¿ycia wojenne i z podobn¹ nadziej¹ wyszliœmy z tego tragicznego okresu. Zdzis³aw by³ wspania³ym, a przy tym bardzo sympatycznym cz³owiekiem, bliskim memu sercu, jakkolwiek prawie nie zna³em jego jêzyka, a on z trudem mówi³ parê s³ów po niemiecku. Byliœmy sobie bliscy poprzez nadziejê i podobne cele. Zmar³, niestety zbyt wczeœnie. Przypuszczam, ¿e nadmiernie prze¿ywa³ konflikty, które pojawi³y siê w nowej polskiej rzeczywistoœci. Stara³ siê przeszkodziæ powrotowi tego, co by³o z³e i urzeczywistniæ nowe nadzieje. Na pocz¹tku lat 90-tych, kiedy powsta³o Niemiecko-Polskie Stowarzyszenie Regionu Nadodrzañskiego we Frankfurcie nad Odr¹ i Polsko-Niemieckie Stowarzyszenie Literackie w Gorzowie, utworzono dwujêzyczne czasopismo „Prom” („Phäre”). W jednym z numerów Zdzis³aw Morawski wydrukowa³ poemat poœwiêcony Panu, który zaczyna siê s³owami: Zapraszam Ciê Helmut do pisania Odr¹... Tak by³o. W czasopiœmie „Prom” napisa³em we wstêpie jak dosz³o do wymiany wierszy ze Zdzis³awem. Spoœród wielu ¿yczliwoœci z jego strony jedna by³a bardzo wa¿na. Któregoœ dnia przys³a³ mi wiersz, jak powiedzia³, pisany Odr¹, d³ugi poemat, w którym wezwa³ mnie do poetyckiej wymiany myœli przez rzekê. Wspania³e by³o u Zdzis³awa to, ¿e wyczuwa³ moje nastroje. Po zjednoczeniu Niemiec w 1989 roku kwestionowano, negowano moj¹ twórczoœæ powsta³¹ w czasach NRD. By³am przybity, ca³kiem wypalony, nie mog³em pisaæ. Wtedy Morawski przys³a³ mi swój wiersz i wezwa³, wrêcz sprowokowa³ do pisania. To dziêki niemu wróci³em do tworzenia. Kilka moich wierszy ukaza³o siê w „Promie”. Wyda³em tak¿e niewielk¹ ksi¹¿kê zawieraj¹c¹ eseje. Wieloletnie kontakty z polskimi literatami, prze¿ycia wi¹¿¹ce siê z nimi s¹ dla mnie bardzo cenne. Tego siê nie da zapomnieæ. Dziêkujê za rozmowê Cezary Galek Ko³ysanka dla Brajana Historiê 6-letniego Brajana pozna³a ca³a Polska. Wzywaj¹c przez telefon pomoc, uratowa³ przed po¿arem mieszkañców jednej z ³ódzkich kamienic i ¿ycie w³asnego ojca p³ac¹c za to najwy¿sz¹ cenê. Prezydent RP odznaczy³ ch³opca poœmiertnie medalem „Za Ofiarnoœæ i Odwagê”. Opowieœæ o ma³ym bohaterze nie koñczy siê jednak na ³ódzkim cmentarzu, gdzie rok temu ¿egna³a go rodzina i kilkaset innych osób. Brajan w pewnym sensie ¿yje nadal, tak d³ugo jak pamiêæ tych, którym podarowa³ nadziejê. Mieszkanie zastêpcze w przedwojennej kamienicy. Rodzice Brajana godz¹ siê na rozmowê pomimo z³ych doœwiadczeñ z mediami i wrogich reakcji otoczenia, których doœwiadczali przez ostatni rok. Matka: Uwielbia³ samochody. Samochody i rejestracje. Gdy mia³ trzy latka potrafi³ przeczytaæ z nich wszystko: litery i numerki. By³ œwietny z polskiego. Czyta³ biegle z gazety. Co jeszcze...? A! Wszystkie znaki drogowe zna³... Ojciec: Wie Pan, pierwsze s³owa jakie wypowiedzia³, to by³o „tata”... Matka: Tak, to by³o: „tata” Ojciec: Ja naprawdê go wychowywa³em. Ju¿ naprawdê mnie to denerwuje i chcia³bym ¿eby ludzie dowiedzieli siê w koñcu jaka jest prawda. Bo media poda³y, ¿e nasze dziecko o godzinie trzeciej w nocy zim¹ biega³o po ulicy Narutowicza! We mnie rzucano kamieniami tu na ulicy... Naprawdê. Zosta³em parê razy pobity. Dlatego, ¿e komuœ po prostu nie chcia³o siê sprawdziæ wszystkiego. Matka: A to s¹ obrazki, które Brajan narysowa³... Dla babci i dla dziadka i nie zd¹¿y³ im daæ... To jest rysunek Brajana, który przedstawia jego samego i to jest w³aœnie ostatni dzieñ w przedszkolu... Tak, pamiêtam, faktycznie mia³ czarne spodnie w kratkê i tak¹ pomarañczow¹ bluzê z kapturem... Co wydarzy³o siê w mieszkaniu przy ul. Dowborczyków w £odzi? Matka: Ja raczej nie miewam przeczuæ, ale wtedy, o pierwszej godzinie chcia³am ju¿ wyjœæ do domu. Akurat skoñczy³am partiê, któr¹ mia³am do uszycia i tak mnie coœ ci¹gnê³o do domu... No, ale ¿e to akurat by³a moja nowa praca, to wstydzi³am siê powiedzieæ szefowi, ¿eby mnie zwolni³ godzinê wczeœniej. Zosta³am... Dziennikarz: ¯ona by³a w pracy, a Pan? Ojciec: W domu, z dzieckiem... Dziennikarz: Co siê wtedy wydarzy³o? Ojciec: Tak naprawdê? Pope³ni³em b³¹d... Wielki.... Dziecko mnie zawo³a³o - Tata, pali siê! No, a reszta by³a ju¿ inna... Co mam panu powiedzieæ i tak pan w to nie uwierzy... Gasi³em ten po¿ar w kuchni, a Brajan dzwoni³ po pomoc. Powiedzia³em, ¿e sytuacja jest opanowana. Dziennikarz: Dlaczego Brajan zosta³ w œrodku? Ojciec: Bo gasi³em ten po¿ar... Matka: M¹¿ po prostu myœla³, ¿e dobrze robi... Dziennikarz: Pan gasi³ ogieñ w kuchni, tak? Ojciec: Tak, bo to siê dzia³o w kuchni. Od prokuratora siê dowiedzia³em, ¿e zaprószy³em ogieñ., ¿e z popielniczki wyrzuci³em papierosy i zaczê³o siê paliæ... Dziennikarz: Pan gasi³ ogieñ w kuchni, a Brajan by³ w tej chwili...? Ojciec: ...w pokoju. Dziennikarz: Co by³o póŸniej? Ojciec: Te¿ bym chcia³ wiedzieæ... Stra¿ak z jednostki PSP w £odzi, uczestnik akcji: Gdy wchodziliœmy na klatkê Cezary Galek 37 schodow¹, by³o tam ju¿ du¿e zadymienie i temperatura. Ogieñ wydostawa³ siê przez uchylone drzwi. Na schodach przed drzwiami, odnaleŸliœmy mê¿czyznê, który by³... no, jakby nieprzytomny. Zosta³ ewakuowany na dó³, z dala od zagro¿enia. Musieliœmy sprawdziæ dalej, przygasiæ ogieñ, wejœæ do mieszkania. Dos³ownie pe³zaj¹c na kolanach szukaliœmy, czy kogoœ tam nie ma. Na pod³odze natrafiliœmy na ch³opca, za tym pomieszczeniem gdzie siê pali³o. Dziecko le¿a³o na brzuchu. Ratownik szybciutko wzi¹³ go na rêce i wyniós³. Ch³opca przeniesiono do karetki pogotowia. Tam przywrócono mu procesy ¿yciowe. Matka: Id¹c do domu, widzia³am pêdz¹cy samochód stra¿acki. Jak tylko wesz³am na podwórko, to zaraz dowiedzia³am siê, ¿e siê u mnie pali. Od razu zapyta³am o Alka i Brajana. Synek w karetce, m¹¿ stoi na klatce schodowej. Ja naprawdê nie myœla³am, ¿e z Brajanem jest a¿ tak Ÿle. Stra¿ak: Przera¿ona, zas³ab³a. Udzieliliœmy jej pomocy. Ojciec na dole, no... w takim stanie, ¿e nie kontaktowa³. Nie wiem czy to by³ wp³yw alkoholu, ale niczego nie mo¿na by³o siê od niego dowiedzieæ. Prawdopodobnie wydosta³ siê wczeœniej, przed po¿arem, albo w trakcie, bo te¿ by³ czêœciowo poparzony – twarz i w³osy mia³ popalone. Myœlê, ¿e on chyba zlekcewa¿y³ sytuacjê. Nie wiadomo, co jeszcze siê tam wewn¹trz zdarzy³o. Ojciec (p³acz¹c): Nie potrafi³em uratowaæ swojego dziecka... Pan kiwa g³ow¹..., pan tak udaje, ¿e mnie rozumie... Nie... Wie pan, co prze¿ywam? Na pewno nie! Œciana ognia, œciana... Dos³ownie. Wszystko by³o z paneli zrobione. Gasz¹c, ja naprawdê myœla³em, ¿e jemu siê nic nie stanie. To niestety nieprawda... Matka: Nie chcieli mnie nawet dopuœciæ do karetki. Powiedzieli, ¿e go ratuj¹. Wiêc odesz³am... Jak karetka odjecha³a, to póŸniej przez radio us³ysza³am, ¿e Brajanowi wróci³a akcja serca... Ale jak by³am u niego w szpitalu, to mia³ takie martwe oczy. Ja ju¿ tutaj wiedzia³am, ¿e bêdzie Ÿle. Jego oczy w ogóle nie funkcjonowa³y... Stra¿ak: Po tej tragedii dowiadywaliœmy siê w szpitalu o los ch³opca. Chcieliœmy bardzo ¿eby dziecko ¿y³o. Tym bardziej, ¿e na miejscu reanimowa³a je ekipa pogotowia ratunkowego i zaraz odwieziono Brajana do szpitala. A jednak traf chcia³, ¿e zmar³. 38 Dziennikarz: Spraw¹ póŸniej zaj¹³ siê prokurator. Ojciec: No..., trzy lata w zawieszeniu na szeœæ. Za nieumyœlne spowodowanie œmierci i nara¿enie innych ludzi na œmieræ. Po rozprawie - nie wiem sk¹d, bo numer telefonu mamy zastrze¿ony, wiêc adresu nikt nie powinien podaæ dzwonek do drzwi. Otworzy³em je, a tam krêc¹... By³em w stacji TVN, jak w³aœnie im drzwi zamykam... Sk¹d to siê wziê³o? Dlaczego stacja Polsat dzwoni do mnie na numer zastrze¿ony? Sk¹d go maj¹? Dlaczego np. jak Brajanek mówi³ do stra¿aków - ja rozumiem, tu chodzi o pieni¹dze - jest podane nazwisko? Gdzie ochrona danych osobowych? O co tu chodzi? Matka: Ja te¿ najlepiej nie wypad³am... Ojciec: W gazetach pisali, ¿e ¿ona sprzeda³a narz¹dy wewnêtrzne Brajana, dos³ownie. I ¿e mia³em ponad trzy promile alkoholu. Matka: 0,6 (zero szeœæ) Ojciec: No tak, wypi³em jedno piwo, wiêc nie mog³em mieæ trzech promili... Matka: Tym bardziej, ¿e m¹¿ ma cukrzycê... Dziennikarz: Nie ma Pan sobie nic do zarzucenia? Ojciec: Mam. Gdybym inaczej post¹pi³ Brajan by ¿y³. Chcia³bym ¿eby ¿y³, ¿eby teraz do mnie przyszed³ i powiedzia³ - Kocham ciê mój tato. Matka: Zrobiliœmy w ¿yciu du¿o b³êdów, ale nie nie mo¿na by³o nas tak gnêbiæ i deptaæ z b³otem. Nie ka¿dy jest z³y, nie mo¿na wszystkich jedn¹ miark¹ mierzyæ... Ojciec: To by³ mój najwiêkszy b³¹d..., to ¿e inaczej nie post¹pi³em... Ja jestem z³y... Pozwoli³em umrzeæ swojemu dziecku... Matka: M¹¿, wie, ¿e mam do niego pretensje... Mam... Tylko, ¿e po prostu próbujê postawiæ siê na jego miejscu. Czy ja bym akurat tak zrobi³a, jak teraz myœlê? W¹tpiê.... W takim zagro¿eniu, to cz³owiek po prostu drêtwieje i nie wie, co ma zrobiæ. Tak mi siê przynajmniej wydaje. NOWE ¯YCIE BRAJANA Ewa Danielewska, koordynator pobierania i przeszczepów organów w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie : Dostaliœmy zg³oszenie z Poltransplantu, ¿e jest dziecko zmar³e w wyniku zaczadzenia i rodzina wyrazi³a zgodê na pobranie narz¹dów. Jak zwykle spakowaliœmy siê, wezwaliœmy biorców, pojechaliœmy. Nie znaliœmy ca³ej otoczki tej sprawy. O zaistnia³ej sytuacji dowiedzieliœmy siê nastêpnego dnia z gazet i z telewizji. Zaczêli do nas dzwoniæ dziennikarze, wypytywaæ. Nic rozs¹dnego nie potrafiliœmy wtedy powiedzieæ. To by³a dla nas tak samo nowa sytuacja, jak dla wszystkich innych. Œmieræ dziecka, jaka by nie by³a, zawsze jest bezsensowna. Ta by³a wyj¹tkowo bezsensowna! Tym bardziej, ¿e zawiniona przez ojca. Nie odwa¿ê siê skomentowaæ jego postêpowania. I nie odwa¿ê siê oceniaæ tego w ogóle, w jakikolwiek sposób. Musia³abym powiedzieæ coœ, co siê nie nadaje do prezentacji publicznej. Myœlê, ¿e najwiêksz¹ tragediê prze¿y³a matka. Matce jest bardzo trudno pogodziæ siê ze œmierci¹ w³asnego dziecka. Myœlê, ¿e ten gest pozwoli³ jej odnaleŸæ jakiœ sens w tym dramacie. Ojciec i matka (mówi¹ przerywaj¹c sobie): Podpisaliœmy zgodê na przeszczep, 8 lutego, rano... W ogóle nie zastanawialiœmy siê... Jeœli mo¿na tylko uratowaæ czyjeœ ¿ycie... Ojciec: Czêœæ naszego dziecka gdzieœ ¿yje... Matka (p³acze): A mój syn, wiadomo, nie ¿yje... Tu siê nie by³o nad czym zastanawiaæ... Ewa Danielewska: To, co robiê, jest o tyle trudne, ¿e po³owa mojej pracy to kontakt ze zmar³ymi i ich rodzinami – jest to traumatyczna strona tej pracy... Nie ma schematu, ka¿dy cz³owiek jest inny. Trzeba znaleŸæ klucz i podaæ jakiœ argument, dziêki któremu bêdzie móg³ swoj¹ decyzjê przemyœleæ. Dla jednego jest to wiara, dla innego wizja tego, ¿e cz¹stka jego bliskiego bêdzie ¿y³a w innym cz³owieku. Po prostu nie ma recepty na tak¹ rozmowê. Dziennikarz: Nie ma pani wewnêtrznych oporów? E. Danielewska: Mam, bo ka¿dy myœl¹cy cz³owiek, niezale¿nie od tego co robi, ma zawsze jakiœ niepokój w sobie. Czy to co robi ma sens i czy to, do czego namawia jest dobre dla tych, którzy s¹ namawiani. Dziennikarz: Ma sens? E. Danielewska: Jeœli siê tak jak ja widzi drug¹ stronê medalu - dzieci, które umar³yby, gdyby nie to, ¿e ktoœ okaza³ siê humanitarnym cz³owiekiem. Potem te dzieci id¹ do domu, chodz¹ do szko³y, je¿d¿¹ na wakacje, studiuj¹, rodz¹ dzieci – to jest ten sens! Pobraliœmy nerki i w¹trobê do przeszczepu, a poniewa¿ w Polsce nie by³o ma³ego dziecka na liœcie czekaj¹cych na przeszczep serca – pobraliœmy serce na zastawki, które potem stosuj¹ lekarze do operacji kardiochirurgicznych ma³ych dzieci. Gdy wracaliœmy ju¿ z pobranymi narz¹dami, po drodze okaza³o siê, ¿e do Poltransplantu zosta³ zg³oszony m³ody cz³owiek z ostr¹ niewydolnoœci¹ w¹troby, któremu bardzo pilnie potrzebny by³ narz¹d. Pobran¹ przez nas w¹trobê jemu oddaliœmy. Ten cz³owiek ¿yje nadal w dobrym zdrowiu! Natomiast nerki zosta³y przeszczepione w naszym szpitalu dwójce dzieci. Dzieci te prze¿y³y i czuj¹ siê dobrze! Centrum Zdrowia Dziecka, Klinika Chirurgii Ogólnej i Transplantacji Narz¹dów Oddzia³, na którym przebywaj¹ dzieci po przeszczepie, pozornie przypomina zwyk³y szpital, w którym matki i personel medyczny opiekuj¹ siê ma³ymi pacjentami. Ka¿dy przypadek jest tu jednak wyj¹tkowy, bowiem krótkie ¿yciorysy tych dzieci, to poruszaj¹ce opowieœci o walce nadziei ze œmierci¹ i uciekaj¹cym czasem, który nie jest ich sprzymierzeñcem. Trafi³y tu, bo nigdzie indziej w Polsce nie dawano im ju¿ ¿adnych szans. Mog¹ liczyæ na fachowoœæ, wiedzê personelu, a tak¿e szczêœliwy los, który dla innych czêsto jest wyrokiem na osobê najbli¿sz¹. Anna, mama dwuletniego Kacpra: Kacper jest dzisiaj na mnie obra¿ony i to powa¿nie. Wczoraj mia³ zamkniêcie pow³ok brzusznych i zosta³ na oddziale pooperacyjnym, dzisiaj wróci³, wiêc nie odzywa siê do mnie. Ale myœlê, ¿e to jeszcze troszkê potrwa i zacznie ze mn¹ rozmawiaæ... Le¿eliœmy w tym czasie tu w szpitalu, a o Brajanie dowiedzieliœmy siê z telewizji. Powiedzieli, ¿e mama Brajana odda³a organy do przeszczepu, ka¿dy wiedzia³, ¿e ktoœ dostanie w¹trobê, ¿e jakieœ dziecko zostanie uratowane... No i dwie nerki, ¿e trójka dzieci mia³a szanse. Ta mama to wspania³a kobieta.... O przeszczepach nie wiedzia³am nic, dopóki Kacperek nie zachorowa³. U synka wykryto nowotwór i dowiedzia³am siê, ¿e musi byæ przeszczep, bo guz jest na œrodku w¹troby i trzeba j¹ ca³¹ wyci¹æ. To by³a prawdziwa tragedia. Zaczê³a siê walka. Kacper jest po trzech przeszczepach w¹troby. Moje dziecko umiera³o... Ta rodzina, która odda³a w¹trobê dla Kacpra, du¿o dla nas zrobi³a. Walczymy nadal o niego.... To ju¿ dwa lata i piêæ miesiêcy... W sali obok trwa lekarska narada. Na szpitalnym ³ó¿ku lewo widoczna spod wenflonów, Cezary Galek 39 cewników i kroplówek, le¿y nastoletnia Kamila. Od czterech dni ma now¹ w¹trobê. Dziennikarz: Cztery dni temu zdarzy³o siê coœ wa¿nego w twoim ¿yciu? Kamila: No w³aœnie, mia³am przeszczep. Moja mama powiedzia³a póŸniej, ¿e niez³y ma prezent na Dzieñ Matki – now¹ w¹trobê dla córki... Moja choroba zaczê³a siê jakieœ dziewiêæ czy dziesiêæ lat temu. W naszych szpitalach nie mogli nam pomóc. Skierowano nas tutaj. W¹troba zaczê³a siê psuæ, pozosta³o czekanie, a¿ do momentu, kiedy wszystko padnie. Zosta³am miesi¹c temu wpisana na listê. Nie ba³am siê zanadto przeszczepu. Mia³am œwiadomoœæ, ¿e byæ mo¿e uratuje mi ¿ycie. Przed sam¹ operacj¹ poczu³am coœ niesamowitego, poczu³am, ¿e teraz bêdzie wszystko OK. Dziennikarz: Co czu³aœ po przeszczepie? Co myœla³aœ? Kamila: To by³a radoœæ, ¿e ju¿ jest... Chcia³am siê dowiedzieæ, od kogo j¹ dosta³am. Wiem, ¿e od jakiejœ m³odej osoby, najprawdopodobniej od jakiegoœ ch³opaka... Pewnie i tak du¿o wiêcej siê nie dowiem... To bardzo trudne - ktoœ zgin¹³, a ja bêdê dziêki temu ¿y³a! Ale je¿eli czyjeœ narz¹dy mog¹ pomóc komuœ innemu, to przecie¿ to jest niesamowite. Albo ta rodzina – zgadzaj¹ siê aby narz¹dy oddaæ do przeszczepu. To jest przecie¿ ratowanie ¿ycia... Teraz w¹troba jest ju¿ moja i nikomu jej nie oddam... Ale ta œwiadomoœæ, ¿e jest jeszcze czyjaœ na pewno zostanie do koñca... S¹ jednak dobrzy ludzie œwiadomi tego, ¿e mog¹ uratowaæ komuœ ¿ycie. Dziennikarz: Jak smakuje ¿ycie? Kamila: Bardzo fajnie! Chcia³abym ju¿ st¹d wyjœæ, zacz¹æ chodziæ, jeœæ i w ogóle... Ju¿ nied³ugo.... Liczê tylko godziny. Uratowanie ¿ycia drugiemu cz³owiekowi, to jest niesamowita sprawa. No, tak. Ja ¿yjê i ¿yj¹ wszystkie dzieci le¿¹ce tu na oddziale. Zreszt¹ nie tylko tutaj, bo ju¿ mnóstwo przeszczepów siê uda³o i dzieciaki s¹ ju¿ w domach. Bardzo, bardzo dziêkujê... 40 Szczególnie dlatego, ¿e by³a to m³oda osoba... Na pewno jest tym rodzicom bardzo smutno. Wydaje mi siê, ¿e powinni uwzglêdniæ ten fakt, ¿e ja ¿yjê dziêki nim... No i w³aœnie za to bardzo dziêkujê! Ogólnopolskie Stowarzyszenie „¯ycie po przeszczepie” postanowi³o ustanowiæ nagrodê imienia Brajana Chlebowskiego za wybitne osi¹gniêcia na rzecz popularyzacji idei transplantacji. Po raz pierwszy zostanie wrêczona w listopadzie tego roku. Magdalena Sroczyñska–Ko¿uchowska, prezes warszawskiego oddzia³u Stowarzyszenia: Jest takie stare porzekad³o, ¿e cz³owiek tak d³ugo ¿yje, jak d³ugo trwa o nim pamiêæ. My jako stowarzyszenie chcielibyœmy, ¿eby w osobie Brajana ¿y³a pamiêæ o naszych dawcach. My siê za nich modlimy, zamawiamy msze œwiête. Jest mnóstwo osób, które czekaj¹ w kolejce a¿ znajdzie siê dla nich odpowiedni narz¹d. Ten czas oczekiwania jest rzecz¹ bardzo trudn¹. Ja to rozumiem bardzo dobrze, dlatego, ¿e sama czeka³am na przeszczep ponad rok. Ju¿ w³aœciwie nie chodzi³am, w³aœciwie pe³za³am. By³am koloru pomarañczy, mêczy³am siê byle czym. To by³a walka o to, aby do¿yæ do przeszczepu. To by³o moje podstawowe zadanie! Oczekiwanie jest nieraz wieloletnie, a na pewno wielomiesiêczne. Dlatego to, co siê sta³o z Brajanem, mimo, ¿e by³a to tragedia, napawa mnie ogromnym optymizmem, ¿e ludzie potrafi¹ zachowaæ siê tak bohatersko, tak przyzwoicie, tak rozs¹dnie, mimo, ¿e sami s¹ w rozpaczy. Mam nadziejê, ¿e pamiêæ o Brajanie dziêki temu nie zaginie. Matka: Mam tak¹ proœbê do wszystkich ludzi. Je¿eli komuœ przytrafi siê tragedia, ¿eby pomóc innym... ¯eby œmieræ kogoœ, naszego bliskiego, nie posz³a na marne. Wiem, ¿e kawa³ek, cz¹stka mojego syna ¿yje. To tak jakbyœmy kawa³ek serca oddawali... Tak. Poza tym, co tu du¿o mówiæ... - jest ³atwiej, o wiele l¿ej... Czes³aw Sobkowiak Zapiski o poranku S³owo „Nic” Jeszcze niedawno w wierszach poetów, czêsto mo¿na by³o spotkaæ w gruncie rzeczy trywialne s³owo „nic” (z ma³ej lub du¿ej litery), którym starali siê owi autorzy czytaj¹c¹ publikê epatowaæ, daj¹c jednoznacznie filozoficzne uogólnienie swojego pogl¹du na œwiat. Na szczêœcie minê³a fala tej tendencji, maj¹ca na celu usprawiedliwienie zbêdnoœci zmagania siê z konkretem ¿ycia. Bo oczywiœcie, po có¿ wysi³ek poznawczy i wartoœciuj¹cy, jeœli ka¿da rzecz, zjawisko i zdarzenie sprowadza siê do braku jakiegokolwiek sensu. Nie by³oby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, ¿e od potwierdzania pustki (jakiejœ takiej totalnej) do nihilizmu, z którego bierze siê obojêtnoœæ, a wrêcz przyzwolenie, na ró¿ne postaci z³a, zadawania bólu cz³owiekowi, niszczenia œwiata, gorliwego pogardzania, droga niemal prosta. Lipiec Jest lato, które mi pomaga, lipiec pe³en s³onecznych dni, taki upalny miesi¹c, jakiego moja pamiêæ jeszcze nie odnotowa³a, ale nie ma lata, bo nie ma chwil beztroski, powszechnej zgody, zrozumienia i porozumienia ani szansy na ³agodnoœæ wytchnienia i uwolnienia siê od niepokoju. Upa³ pod ka¿d¹ postaci¹ daje o sobie znaæ. Gwiazdy spadaj¹ obficie. Jak w czasie zmiany sezonów. Nakrêca siê dziwna spirala. Nastaj¹ nowe mody, np. moda na zabijanie. Tak to uk³adaj¹ siê, a raczej rozk³adaj¹, rzeczy i ludzkie postêpowania. Coœ z tego zapewne jeszcze wyniknie. Coraz rzadziej ktoœ ma ochotê wchodziæ na jak¹œ górê, która prawie dotyka nieba. A mog³oby to byæ niebanalnie interesuj¹ce. Poza tym i na dodatek. Ju¿ wiem, co to zmêczenie. I jaka droga za mn¹. Ju¿ po sielskiej prowincji, po marzycielskim, jak to potrafi¹ tylko dzieci, i ja potrafi³em, zapatrzeniu w ob³oki, rozkoszowaniu siê zapachem siana albo iskrzeniem porannej rosy, szelestami tkliwych k³osów zbo¿a. Kogo jeszcze cieszy, zachwyca, taki nag³y widok krowy, która dostojnie na ³¹ce rozwa¿a swoje problemy. I sk³onna by³aby podzieliæ siê swoimi przemyœleniami. Ale ty, ja, ju¿ na innej drodze, jakby nie dostosowany. Stajesz, patrzysz i nie wiesz, co z tym zrobiæ. Krowa, tyle w ka¿dym jej ruchu m¹droœci. Coœ dociera, w koñcu dociera. To jest to, co chcesz widzieæ. Nareszcie jest taki moment ods³ony sekretu, i nawet byœ siebie nie podejrzewa³, ¿e jest to dla ciebie wa¿ne. Tylko nie umiesz czytaæ tych liter napisanych nie na kartce. A mo¿e poprzestawia³eœ zbyt ³atwo i za du¿o w swoim patrzeniu. Teraz, gdy coraz mniej istotnie obracaj¹ siê rzeczy, ró¿ne g³upstwa z ³atwoœci¹ przedstawiaj¹ siê jako obowi¹zuj¹ce. Cudzys³owem opatrzone s¹ idee i deklaracje, cudzys³ów towarzyszy wypowiadanym myœlom i obrazom, do których, gdyby nie ten drobiazg, zw¹tpienie, ca³¹ dusz¹ chcia³oby siê po prostu lgn¹æ. Jak do objawiaj¹cego siê piêkna. A tu niemal wszystko na niby. Wa¿ne na niby. Jutro, za godzinê, ju¿ ani jedno s³owo aktualne. Na drzwiach wszêdzie wywieszki o przecenie. Ca³e sterty przeceny. Targowisko. Czes³aw Sobkowiak 41 Mi³oœæ na niby. Prawda do uzgodnienia. Wytargowania, czasami przy u¿yciu groŸby. Mo¿na to kupiæ, ale po co. Wiêc co zosta³o? Chaos, œmietnik, na który nie mogê siê zgodziæ. Nie jestem, nigdy nie by³em, wyznawc¹ jedynie s³usznej idei, z któr¹ sta³o siê coœ nie tak, ¿eby próbowaæ j¹ reanimowaæ. Wysypa³y siê wszystkie znaczone w tej grze karty. Najedliœmy siê i wystarczy. Teraz dla niektórych pustkowie, ja³owoœæ, œmieræ krajobrazu, œmieræ wszystkiego, co próbuje ocalaæ sens. Wielu, nazbyt wielu, zadowala³o siê faktem, ¿e im ktoœ ci¹gle coœ poleca i podpowiada, co trzeba, i komu trzeba oddaæ. Dobrze poinformowani niewolnicy podchwytywali przewodnie wskazania. Zawsze mnie dziwi³o, ¿e nawet nie zaj¹knêli siê ze swoimi w¹tpliwoœciami, a dzisiaj, gdy wszystko wolno, z tak¹ natarczywoœci¹ kpi¹ i z³orzecz¹. Wypada³oby mieæ dla siebie odrobinê szacunku. Jak ustala³em bêdê ustala³ swoj¹ drogê. Wiem, ¿e z trudem, ale mo¿e to lepiej, ¿e z trudem. Zreszt¹ nigdy nie by³o inaczej. Prowadzi³a mnie intuicja. Nikt mnie niczego w tej materii nie uczy³. Potrafi³em zaledwie omijaæ ciemny, grz¹ski grunt. Nie umia³em, tak, po prostu by³o mi to obce, wybraæ ³atw¹ korzyœæ. Zdecydowaæ siê natychmiast. I powinienem ca³kowicie przegraæ. Przepaœæ ze swoimi myœlami o ob³okach i wzgórzach, których wysoka trawa obdarza³a mnie ciep³em, muzyk¹ œwierszczy, symfoni¹ zapachów, co nie jest dla nikogo argumentem ani atutem. Bo czego ja siê podejmowa³em, robienia zbêdnych rzeczy. Prawie wstydzi³em siê swojego zajêcia. Tych kilku kartek. Ucieka³em od groŸnych twarzy. Tak¿e od twarzy niczego nie zdradzaj¹cych w swoim wygl¹dzie i spojrzeniu, a potrafi³y byæ bardzo podstêpne. Zastanawiam siê teraz, jak to by³o mo¿liwe, ¿e udawa³o mi siê unikaæ zastawianych side³. ¯e wytrzyma³em. To prawda, by³em czasami przybity do ziemi, tak jak str¹cone z drzewa liœcie. Nie da siê tego nawet opowiedzieæ. A có¿ dopiero zrozumieæ. Jednak mia³em siê podnosiæ. Musia³ byæ ktoœ, kto to sprawia³. Tak czêsto Ktoœ. Bo jak inaczej móg³bym byæ tu, gdzie teraz jestem. Jeszcze w miarê posk³adany. Siêgam w³aœnie 42 po szklankê z herbat¹ i tabletki. Odk³adam na brzeg sto³u okulary i przecieram senne ju¿ oczy. Myœlê o tym, czy zyska³em, czy straci³em. Gdyby znaleŸæ taki œwiat, gdzie nie dociera ten œwiat, wszystkie jego okropne newsy, mniejsze i wiêksze niegodziwoœci, szaleñstwa, zdrady i k³amstwa, to mo¿na by³oby dzieciêco sobie wmówiæ, ¿e jest ca³kiem dobrze. A przecie¿ nie w tym rzecz, nie taka nadzieja, by by³o dobrze w kosmicznym pyle i rytmie. Piæ spokojnie wodê. Kroiæ chleb. Nie przekreœlaæ rzeczy zwyczajnych. Nie zadawaæ sobie ani na przyk³ad temu ¿ó³temu kamykowi z leœnej dró¿ki, który obracam w palcach, ¿adnych retorycznych pytañ. Dlaczego gwiazdy, królestwa na ziemi, ludzkie losy i co jeszcze poza tym wszystkim. Co jeszcze? Co przyprawia mnie niekiedy o lêk i ból do szpiku koœci. Nie tylko tu i teraz, pchaj¹ce siê drzwiami i oknami. „Termin up³yn¹³” - krzepko og³asza w³adca g³ównego mocarstwa. Czyli ¿yjemy po „terminie”. Obracaj¹ siê ko³a historii i nie jest wiadomy wynik tego zmagania. Odkryje siê karta, to siê j¹ odczyta. I tyle. Bêd¹ kolejne, nie daj¹ce siê przewidzieæ wydarzenia. Doprawdy. Bêdzie wraca³o marzenie o ¿yciu, które niechby toczy³o siê ³agodnie, prosto, zwyczajnie. Polatuj¹ce nad traw¹ bia³e i ¿ó³te motyle, pies szczekaj¹cy d³ugo w nocy, dojrzewaj¹ce w sadzie jab³ka. Niebiesko kwitn¹ce bratki. Kobieta rozwieszaj¹ca pranie. Gospodarze wracaj¹cy z pól. Zapach chleba z piekarni, który o czymœ powiadamia. Uzmys³awia tak¹ niewyra¿aln¹ czu³oœæ bycia i doznawania. Dni wolne od ognia, wojny i g³odu. Jak w modlitwie. Pamiêtam wieczorne modlitwy przy kapliczce w Jaromierzu. Kwit³ bez. Ludzie zanurzeni w mroku œpiewali. Ile wysi³ków podejmowano, ile nadziei zatraci³o siê. Zatracano. I zatraca. Urz¹dzano z wielkim poœwiêceniem i zapa³em œwiat. Morderczy raj na ziemi. Czyli wszystko na opak. Widzia³em pysznych ludzi. By³o, minê³o… Teraz nowe bestie powitajmy. Wiêc ju¿ nie bêdzie prawdziwego lata. O czym tu rozmawiaæ. Lodówka cicho pracuje, w³¹cza siê i wy³¹cza. W lodówce ch³odzi siê kompot z wiœni. W telewizji program o wodzie, po¿arach, suszy, piosenkach i kie³baskach z grilla. Pó³nagie dziewczyny, kobiety tak¿e ma³o co ubrane, w ka¿dym wejœciu temat seksu. Tañce. Orkiestra. Majtki. Zaraz jednak bêdzie dok³adnie widaæ wybuchy, ruiny, cia³a zabitych i umieraj¹cych, niesionych poœród krzyku i ³ez. Lodówka pracuje cicho. Co z tym zrobiæ? Czytam jak¹œ ksi¹¿kê nie wart¹ czytania. Patrzê za okno, mur stoi. Kiedyœ wdrapywa³em siê na ten ceglany mur, nieco omsza³y, i patrzy³em stamt¹d daleko na œwiat. Wydawa³o mi siê, ¿e tak wiele ogarniam. I ogarnê, zdobêdê jeszcze wiêcej. ¯ycie mia³o byæ mo¿liwe. Wielkie i piêkne. Pies po³o¿y³ siê w poprzek korytarza i œpi. Wolny od œwiata, utrudzony upa³em. W piaskownicy szalej¹ dzieci, co zaznaj¹ szczêœliwoœci dnia. Poza tym, jak to mówi¹, jest jak jest. Doskwiera upa³. I zapewne nie mam racji. Duszno, upalnie, pot wystêpuje na czo³o, szyjê. Z trudem pracuje serce. Doœwiadczam skutków czyjejœ arogancji. No có¿. Ani tu dobroæ, ani piêkno, ani m³odoœæ. Trzeba to zrozumieæ. Przelatuje nad Polsk¹, ju¿ przelecia³, nad Ba³tykiem prezydent G. Bush na spotkanie pañstw Grupy G 8 w Sankt Petersburgu. Przygotowywane s¹, ju¿ zosta³y zjedzone, bajeczne smako³yki. Kryszta³y i z³ocenia lœni³y. Wiêc bêdzie dobrze. Niepotrzebnie, niepoprawnie tak siê niecierpliwiê i zamyœlam. Tyle wszêdzie œwiat³a. Piêkny ten lipiec. Die Tageszeitung Mo¿na powiedzieæ, ¿e potraficie siê pokazaæ od nie byle jakiej strony. Ale nie zazdroszczê. Ten styl, ta wasza zdolnoœæ o¿ywiania, nie licuj¹cego z dobrymi obyczajami, wzoru wywy¿szania siê i pogardy, daje jednak du¿o do myœlenia. Mnie, mieszkaj¹cemu w kraju nieustannie w przesz³oœci nêkanym, prawie zupe³nie to nie dziwi. Ale oczywiœcie nie w tym rzecz teraz akurat, tylko w sposobie patrzenia na œwiat. Chodzi w³aœnie o ten sposób patrzenia, który móg³by mieæ znaczenie. W naszej polskiej kulturze, mowie, s¹ ró¿ne tropy, wœród których pewne ciemne poczynania nie uchodz¹. Gdybyœcie to mogli zrozumieæ. Znowu chwila w ogrodzie Wychodzê do ogrodu, który obok domu. Tu uciekam w seledynowe zacisze po tlen. Moje krzewy i kwiaty. Pó³cienie i œwiat³o. Jak na obrazach Cezanne’a. Staram siê przypatrywaæ i wpatrywaæ w ka¿dy refleks, poruszenie zieleni, formy kwiatów, które mnie zadziwiaj¹ i zadziwiaj¹. Jakbym chcia³ siê upewniæ i sprawdza³, czy nadal funkcjonuj¹ prawa natury. Czy coœ ci¹gle naprawdê obowi¹zuje, coœ jest wa¿ne, gdy niemal wszystkiemu ju¿ postarano siê odmówiæ racji i znaczenia. Trwania. Sensu. Wype³niania drogi. W rozchwianym œwiecie niechby siê coœ liczy³o, co jest w jakiœ sposób sprawdzalne. Warte pochwa³y. Bowiem bez tej pewnoœci, jak, i po co ¿yæ. Klêska Nie patrz tak wrogo, jak w³aœnie patrzysz, coraz bardziej prozaicznie, banalnie, nie nasycisz siê tym, nie próbuj przebieg³oœci, nie oszukuj, tylko dlatego, ¿e masz tak¹ mo¿liwoœæ i nawyk. A ten cz³owiek przed tob¹ s³aby, bezradny, skazany na twoj¹ pychê. Ju¿ za twoimi plecami klêska. Wszystko spl¹drowane. Zgubione. Koniec zdania. Rozbije siê lustro w z³oconych ramach. Talerz siê rozbije. Lampa zgaœnie. Jeszcze ci siê wydaje, ¿e nic takiego nawet do pomyœlenia. Nawet nie wchodzi w grê. O tak, dzisiaj to bzdura. Ale ju¿ za twoimi plecami klêska. Któregoœ dnia wytr¹ci ci ³y¿kê z rêki. Niewinne miasto Raczej czerwone to miasto ni¿ zielone. Mimo wielu drzew i krzewów. Ozdobnych winoroœli. Nic tu od dawna siê nie sta³o, jest jak by³o, choæ niby sta³o siê bardzo wiele i ¿yjemy mimo wszystko w innym œwiecie. A tu tak cicho, spokojnie, ¿adnych rewelacji. Odkryæ. I byleby zanadto nie dyskutowaæ ani mieæ w³asne zdanie w jakiejœ sprawie. Przerw¹ ci w pó³ s³owa. I nie tylko. Nie okazuje siê, kto kim by³ lub nie by³ i brano go za kogoœ innego. Trochê to dziwne. Sami porz¹dni obywatele. Czes³aw Sobkowiak 43 Ulice jak ulice, fasady jak fasady, niektóre odnowione farb¹. Ksi¹¿ê Czasami w³¹czam telewizor, w którym podaj¹, kto kogo porwa³, zabi³, dokona³ gigantycznego oszustwa, przynale¿a³ do organizacji przestêpczej. Czasami patrzê w œcianê. Czasami idê nie wiadomo dok¹d. Akurat czytam jak to w³oskiemu ksiêciu, pod lazurowym niebem Italii, znudzi³o siê bycie ksiêciem. Có¿ za bajka. Jak poda³a gazeta, wda³ siê w lukratywny handel kobietami i narkotykami. Czytam, otwieram oczy. No tak. Stoi napisane czarne na bia³ym. Handel kobietami. No i co tu jeszcze mo¿na. Kropka nad „i” postawiona. Zapewne nudno we wspó³czesnym œwiecie byæ ksiêciem, mieæ pa³ac, park, fontannê, jacht, luksusowe auta i mieszkania, obnosiæ siê z królewskim pierœcieniem, trwaæ w nastrojach imituj¹cych szlachetnoœæ, gdy mo¿na robiæ fascynuj¹ce interesy, które lubi ta epoka. Naiwniacy i tak bêd¹ spieszyæ z poddañczymi pok³onami. Czasami gdzieœ telefonujê, to znowu staram siê coœ praktycznego robiæ, chodzê tam i z powrotem. Do sklepu i ze sklepu. Godziny p³yn¹. Jak to godziny. Którym nie jest smutno. Matka umar³a Matka umar³a. Wczoraj. Po dok³adnie ustalonej godzinie swojej œmierci sprz¹ta pokój ze zbêdnych rzeczy. Po œmierci matki najlepiej siê wyk¹paæ. Zapaliæ papierosa. Pomyœleæ o tym, o czym nigdy wczeœniej siê nie myœla³o. Chocia¿ by³o gdzieœ zapisane. Na przyk³ad na oparciu krzes³a, na krawêdzi sto³u, na maleñkiej karteczce zgiêtej w kostkê. Myœli wtedy przychodz¹ same. I mo¿na odnieœæ wra¿enie, ¿e staraj¹ siê byæ wolne od nadmiaru. Ta, która nie ¿yje, matka, ma teraz tyle nieznanych s³ów do powiedzenia. A one obywaj¹ siê bez ust. Idzie wolno szpitalnym korytarzem albo patrzy b³agalnie na syna siadaj¹cego na krzeœle, przy ³ó¿ku, który ot tak pyta: - Mamo, czy coœ ci jeszcze trzeba. Trzeba. Jeszcze trzeba. Op³aciæ tego, który 44 dzwon koœcielny wprawi³ w dzwonienie, który ziemiê w lipcowym skwarze kopa³, w trumnie cia³o uk³ada³, który siê modli³, bo tak wypada. Nic wiêcej. Poza tym, w restauracji zostan¹ zjedzone zamówione roso³y, drugie dania, ciasta, a mê¿czyŸni wypij¹ zimn¹ wódkê, co w takiej okolicznoœci jest naprawdê konieczne. Trzeba zap³aciæ nale¿ny rachunek. Ale to ju¿ inna sprawa. Wtedy ca³kiem rozs¹dny mo¿e siê wydaæ wyjazd na zas³u¿one wakacje. Lampa Obok kartki lampa. Która œwieci. Tej lampie sk³onny jestem przypisaæ ca³¹ moc tworzenia. Pragnienie piêkna ¿ycia Wypada siê zgodziæ, ¿e nie tylko skomplikowane sublimacje literackie, budowanie metaforycznych znaczeñ, ale te¿ determinacja, by zapisaæ, oddaæ w s³owach, konkretnoœæ wszystkiego tego, co siê osobiœcie prze¿y³o, doœwiadczy³o, zobaczy³o, zrobi³o lub nie zrobi³o, jest, mo¿e byæ w literaturze cenne. Ca³a bezpoœrednioœæ przekazu ¿yciowego. Na prowincji i w stolicy. Jednak pisanie z perspektywy w³asnego, prywatnego ¿ycia nie jest zadaniem ³atwym. W koñcu rzecz siê sprowadza do tego, by nadaæ wartoœæ sprawom, które tylko podmiotowi s¹ dok³adnie znane, nadaæ literackie w³aœnie znaczenie. Mo¿na wiele pisaæ o swoich prze¿yciach, k³opotach wewnêtrznych, niejako sobie a muzom, czasami w formie pamiêtnikarskiego zapisu, prezentowaæ swoje emocje, ale nie da siê omin¹æ wymogu uogólnienia, jeœli chce siê wejœæ na pozaosobiste pole znaczeñ. Jeœli ktoœ autentycznie obdarzony jest iskr¹ bo¿¹, to niemal bezwiednie osi¹ga wszystkie tego typu walory. Od niczyjej decyzji one nie zale¿¹, ale wy³¹cznie od dozy jego talentu. Bêdzie pisa³ mniej lub wiêcej udane utwory, tak jak ka¿dy twórca, ale to jego pisanie w ka¿dym przypadku bêdzie wa¿ne, dotycz¹ce artystycznej wartoœci. Mo¿e za wiele tych oczywistych dywagacji. Nasunê³y mi siê jed- nak na marginesie zbioru wierszy Ireneusza Kozio³a „Tam i z powrotem”, o którym wiosn¹ tego roku, ni st¹d ni zow¹d, dowiedzia³em siê, ¿e pisze poezje, ¿e jest te¿ dramaturgiem. Od tamtego czasu (wiosennego) wysz³a w³aœnie wspomniana wy¿ej ksi¹¿ka, kolejna „¿arska”, a zarazem, co mo¿e jeszcze cenniejsze, w Lubuskim Teatrze zosta³a wystawiona jego sztuka „Spuœcizna”. Autor ma w planach wystawienie kolejnych swoich dramatów. Kiedyœ przyjdzie zapewne czas na ich ocenê. Jakby nie patrzeæ, jest w tym wszystkim doza wydarzenia. Autor metrykalnie m³ody ju¿ nie jest. Widaæ to w wierszach, mówi: „I widzê nadzieje umykaj¹ce”. Widzia³em tak¿e jak w letni, upalny dzieñ pot niemal p³yn¹³ ca³ymi strumieniami po jego twarzy. Ale do rzeczy. Poetê interesuje jednak nie tyle sama ekspresja prze¿yæ, ch³oniêcie œwiata, napawanie siê jego zmys³owoœci¹, co uporanie siê raczej ze wszystkimi swoimi ¿yciowymi doœwiadczeniami, których by³o wiele, uwolnienie siê od destruktywnego ich aspektu. Interesuje go dojrza³oœæ w³asnego spojrzenia. Znaczenie tu ma rozwa¿enie sensu i bezsensu ¿yciowego. Mo¿na rzec, i¿ autor jest ju¿ kimœ po burzy, nie ca³kiem na pewno, ale bardziej od buntu zdaje sobie ju¿ ceniæ „wiedzê niezbêdn¹” o ¿yciu jako takim, bo chce w ogóle coœ sensownego wiedzieæ i powiedzieæ o œwiecie, co przekracza incydentalne wy³¹cznie myœlenie. Wolne od automitologizacji. Niekoniecznie zawsze oznacza to wybór stabilizacji, stagnacji, ustatkowania siê, bo nie rezygnuje siê zbyt ³atwo z pewnego „bogactwa” sytuacji („Wiedza”), nawet – jak sam zauwa¿a – „knajpianych”. One pozostaj¹ w tle tych wierszy. £¹czy siê z nimi na pewno jakaœ egzotyka, koloryt, ¿ywoœæ relacji, porozumienia z drugim cz³owiekiem, ta obecna w jego wierszach równie¿ bezpoœrednioœæ przekazu. Poeta wie, ¿e nie obywa siê to wszystko bez okreœlonej ceny. Ryzyka, zagro¿eñ. „Sprawdziæ poszed³em”, dotkn¹³em, zasmakowa³em. Przypomina raz po raz. Jest ze szko³y autentycznego ¿ycia, czêsto naznaczaj¹cego boleœnie, dotkliwie (o tym te¿ jest „Spuœcizna”), który odbiera jego skutki, ale te¿ sam jest przyczyn¹ okreœlonych skutków w relacjach spo³ecznie najbli¿szych. Myœlê, ¿e potrafi Ireneusz Kozio³ radziæ sobie z ukazywaniem ca³ej dramaturgii lirycznych napiêæ, które na tym styku siê rodz¹. Po jednej stronie jest on, w ró¿norakiej funkcji, po drugiej stronie bliska mu kobieta. Dwie wa¿ne sfery, które wiod¹ ze sob¹ dialog, spotykaj¹ siê, o czym te wiersze zaœwiadczaj¹ tak¿e faktograficznie, jak o czymœ co rozstrzyga w sprawach wa¿nych. Zreszt¹ wa¿nych ró¿norako. Prezentuje (niekiedy a¿ nader szczerze - „Przed drzwiami w kolejce do ciebie stojê”) ca³y ten œwiat jakby doœæ banalny: „S³owa przys³a³a. S³ów kilka”, odpowiedŸ te¿ jest w konwencji smsowej: „¯yjê jeszcze” („Profanum”), w innym miejscu: „Na po¿egnanie podarowa³a mu d³ugopis” czy sytuacje rodzinne, domowe, ale prezentuje jednak niebanalnie. I to jest tu wa¿ne, znacz¹ce, to siê liczy. To wyznacza zarys, kszta³t, pomys³y indywidualnej stylistyki, naprawdê maj¹cej niekiedy walory subtelnej wirtuozerii lingwistycznej. Zapewne nie bez znaczenia jest tu wp³yw cenionych przez siebie poetów, np. Edwarda Stachury. Wp³yw, a nie naœladownictwo. Wa¿niejsze okazuje siê stworzenie podmiotowego jêzyka, w którym (warto zauwa¿yæ) blask odzyskuj¹ raz po raz s³owa wielkie, jak mi³oœæ, zdrada, szczêœcie. Przypomnê tylko, ¿e trzeba byæ ostro¿nym w ich eksploatowaniu. W ka¿dym razie to otwarcie poetyckie jest udane. Mo¿e siê podobaæ zawarta w nim egzystencjalna prawda i nasycenie ksi¹¿ki tak bardzo cenion¹ przez poetê zmys³owoœci¹ obrazowania. Poza tym cenna jest (jakby z ducha Norwida) zw³aszcza autorefleksyjna konkluzja zawarta w wierszu „Czekaj¹c na œwiadomoœæ”: „Nie z piêknem mi ¿yæ a piêknie. / Przecie¿ o to zawsze mi sz³o. / Czy¿ sam wówczas nie stanê siê piêkny? / Na nowo wiêc odkrywam piêkno, kobiety i siebie”. Kiedy siê pisze takie wiersze? Na pewno wtedy, gdy coœ ju¿ wewnêtrznie siê przewartoœciowuje, kiedy chce siê postawiæ w ¿yciu nowy krok, bo „ju¿ czasu brak”, a zarazem wyzwala siê silna determinacja doznania czegoœ nowego, jasnego. Bez w¹tpienia „Gdzieœ dnieje” – odpowiadam Poecie jego s³owami. Ach, chcê Czes³aw Sobkowiak 45 jeszcze pochwaliæ oprawê plastyczn¹ w tym tomiku. Ireneusz Kozio³, Tam i z powrotem, ¯ary 2006, 72 s. Pies Pies œpi na krzeœle, przy moim biurku. Ca³¹ noc gdzieœ biega³ i poszczekiwa³ wokó³ domu, tak, ¿e budzi³em siê co chwilê. A teraz ja nad kartk¹ papieru, a on raz po raz przez sen coœ sobie pomrukuje. Gdy tylko oderwê siê od kartki, dok¹dkolwiek siê ruszê, zaraz chêtny pod¹¿yæ za mn¹. Mimo, ¿e nocnym wêdrowaniem utrudzony. Po³udnie w Zawadzie Od rana gor¹co, wysokie niebo, zupe³nie czyste, œródziemnomorskie. Œwiat siê otwiera. Rozk³adam kartki. Marek siad³ na kamieniu i liczy grosiki na piwo. Za chwilê ruszy do sklepiku. Ludzie poszli do koœcio³a. Oko³o po³udnia nap³ynê³y ogromne ob³oki. Moje myœli uciekaj¹ na pola, gdzie za moment ¿niwa. Wszêdzie susza. Prawie jak we wspó³czesnej poezji. Ludzie wracaj¹ z po³udniowej mszy. Lekko stawiaj¹ kroki. Niektórzy milcz¹, inni o czymœ ze sob¹ rozmawiaj¹. Patrzê na nich przez okno. Ci¹gle nad kartk¹, modlê siê o jedno ziarenko s³owa. Naprawdê modlê siê. Woda czyli realnoœæ Z wyschniêtego Ÿród³a nie da siê czerpaæ wody. Do niewielu ta oczywistoœæ dociera. Ta postaæ trywialnej prawdy, ¿e za du¿o sobie wyobra¿amy, maj¹c za nic realnoœæ. Która czasami jak nieproszony goœæ ostro przypomina o swoim istnieniu, tak, ¿e wprawia w zaskoczenie. Jest taka lub inna. Jej to obojêtne. Nie wiemy, co o niej s¹dziæ, wiec zastêpczo dyskutujemy. A ona istnieje. Mo¿e to niezbyt du¿o, jak na realnoœæ, ale zaprawdê wystarczaj¹co. Na dodatek zbêdna jej jakakolwiek argumentacja. Wiadomo, ludzie maj¹ z ni¹ zawsze podstawowy problem. 46 Oni Oni bêd¹ zmieniaæ œwiat w ruinê. A ja bêdê budowa³. Widok który mówi Stuka, kopytami stuka pod lipowymi drzewami, o asfalt. Mocny kasztan. W letnim zmierzchu wolno ci¹gnie wóz za³adowany sianem. Na wozie przygarbiony, w podesz³ym wieku ch³opinka. Jeden to z ostatnich, wiejskich widoków, który mnie akurat wiele mówi. I nie mo¿e byæ inaczej, bo choæ lata dzieciñstwa daleko, ojciec, matka dawno umarli, to wyraŸnie, bardzo wyraŸnie widzê te wszystkie dni, wiosny, jesienie, lata, tak¿e zimy. Nie omija³y mnie ¿adne piaszczyste drogi, pio³uny, osty, ka³u¿e, b³oto ³¹kowych grzêzawisk, smaki jab³ek, woda w rzeczce, w niej odbite topole i ob³oki, a na niej pojedyncze liœcie, które spad³y. I up³ywa³y. Nie omin¹³ mnie tamten blask i ciemnoœæ. Z kolegami wspina³em siê na drzewa do wronich gniazd. Z kolegami biega³em to tu to tam. Blisko by³ pies, kamienne schody, wielka drewniana stodo³a kryta s³om¹, pompa zamarzaj¹ca w mrozy, mleczarz codziennie wczeœnie rano wioz¹cy banki z mlekiem do najbli¿szej mleczarni, zadyszany stary cz³owiek po powrocie z Syberii, z³amane drzewo po burzy. Zna³em imiona wszystkich ludzi od najm³odszego do najstarszego. Gdzie u kogo kuchnia, gdzie pokoje. Kto ciê¿ko chory. Jaka bieda lub dostatek. Jak to na wsi. Wie siê wszystko o wszystkich. Zawsze blisko by³y gospodarskie konie. Wytê¿ona ich praca. P³ugi, brony, kosiarki. Stwarzanie œwiata. Konie budzi³y zachwyt i respekt. Mój ojciec, który kiedyœ w³asnorêcznie zrobi³ skrzypce i grywa³ na nich, czasami œpiewa³, teraz ca³ymi dniami naprawia³ ich uprzê¿e. Gospodarze z wielu wiosek czêsto otwierali drzwi naszego domu. Ka¿dy z nich coœ o sobie opowiada³, jak siê ¿yje. Jak ciê¿ko. Jak gnêbi w³adza. U kogo co w polu uros³o. Wysch³o lub wymok³o. Pili kawê zbo¿ow¹, czasami coœ zjedli. Ogrzali siê, osuszyli z deszczu, otrzepali ze œniegu. S³ucha³em ich opowieœci. Z niektórych wy³ania³a siê œmieræ i wojna. Ojciec zszywa³ smolon¹ dratw¹ chom¹ta i lejce. Ci¹gnê³y konie w leœnej ciszy przez g³êbokie œniegi s¹gi powalonych drzew sosnowych, a z ich chrapów unosi³y siê k³êby pary, niekiedy by³y wrêcz umêczone. Niekiedy wygl¹da³y jakby sk¹pa³y siê we w³asnym pocie. Ka¿dy wiedzia³, ¿e trzeba je w takich sytuacjach okrywaæ specjalnymi derkami, bo mog¹ ciê¿ko na mrozie przeziêbiæ siê i chorowaæ. Nie trzeba by³o nikomu t³umaczyæ powodów tej troski. Od ich ¿ycia zale¿a³o codzienne ¿ycie ludzi. To, czy by³ w domu chleb, miêso, drewno w piecu. Gwar i smutek. Chodzi³em póŸnym latem, a tak¿e jesieni¹ z ochot¹, ca³ymi godzinami, prowadzi³em konia, w mane¿u podczas m³ocki. Ci¹gle w kó³ko. Bose nogi dzieciêco brodzi³y w pyle wysuszonej ziemi. Ca³e lato boso. Czasami stopê zrani³ kawa³ek szk³a lub drut kolczasty. Tak bardzo chcia³em mieæ swój udzia³ w dookolnej powszednioœci. Rwa³em siê do tego zajêcia, w gruncie rzeczy jednego z ³atwiejszych. Czu³em, ¿e dostêpujê zaszczytu robienia czegoœ wa¿nego poœród wa¿nych ¿niwnych robót, które by³y domen¹ doros³ych, i mogê liczyæ na smakowit¹ kolacjê wieczorem, na równi z innymi. Jaka to radoœæ zasi¹œæ za sto³em. Siêgaæ po skibkê smacznego chleba z w¹trobiank¹ i zajadaæ siê ca³ymi ³y¿kami sa³atk¹ z pomidorów. S³uchaæ jak rozmawiaj¹ o m³ócce, snopach zbo¿a i swoich ¿yciowych k³opotach. Ach, jak to by³o, kiedy charakterystycznie monotonnie i monotonnie, stale w jednej tonacji, melodii, na ca³e gospodarskie podwórze bucza³a m³ockarnia, sypa³o ziarno do worków i sypa³y siê plewy i szed³ kurz na stodo³ê. I poza stodo³ê. Daleko, a¿ na poblisk¹ ³¹kê. A na tej ³¹ce wierzby oraz liczne domowe ptactwo. Urasta³a wysoko wielka sterta s³omy. Dzieci póŸniej mia³y w tej s³omie niez³¹ zabawê. Jak to by³o? Jaki by³ zapach dojrzewaj¹cych œliwek, zapach i smak najwczeœniejszych, delikatnych bia³ych papierówek, jab³ek pierwszych dni lata. Jak kwit³a koniczyna, jak zieleni³y siê i okrywa³y dywanem niebieskich i bia³ych kwiatków pola kartoflane. Jak lustro stawu gêsto zarasta³a zielona kasza, któr¹ siê zgarnia³o dla kaczek. Czasem nagle poruszy³a spokój tej wody ryba. O poranku snu³y siê nisko, przy samej ziemi pasma mg³y. O poranku. Albo jesiennym wieczorem pasma dymu, id¹ce z ognisk, w których oczywiœcie piek³y siê kartofle, tak¿e jab³ka, a obok my, ch³opcy. Którzy jeden przez drugiego opowiadali sobie ró¿ne rewelacje o tym, co na ziemi i niebie. Co w nocy, co w czasie dnia, w œwietle i ciemnoœci. Skakaliœmy ponad ogniskiem, wbiegaliœmy w k³êby dymu. Tak. Lubi³em patrzeæ na pas¹ce siê na ³¹ce konie, krowy, owce. Na sosny zrzucaj¹ce szyszki. Na lipy i akacje ton¹ce w kwiatach.. Na wybuchaj¹ce wczesn¹ wiosn¹ z³ote kaczeñce. Chodzi³em tu ze swoimi marzeniami, które spe³ni³y siê. A¿ trudno mi w to wszystko uwierzyæ. Lubi³em jak konie pos³usznie, cierpliwie, wolno ci¹gnê³y p³ugi i œcierniska pokrywa³y siê równo, czarno od³o¿onymi skibami. Prawie po sam horyzont, na którym by³ las. Z tamtego kierunku niekiedy dobiega³o bicie koœcielnego dzwonu. By³y tory kolejowe, druty telefoniczne z charakterystycznym brzêczeniem, któremu nadawa³em magiczn¹ funkcjê. Przyk³ada³em ucho do szyny i próbowa³em zgadywaæ, czy jakiœ poci¹g jedzie. Jak daleko jest. I gdzie ja jestem. Gdzie mogê jeszcze w ¿yciu byæ i kim mogê byæ. Kiedy nadjecha³, liczy³em wagony, zw³aszcza towarowe wagony, zazwyczaj by³o ich du¿o, czasami to by³y niespieszne poci¹gi z ¿o³nierzami, ci¹gniête najczêœciej przez dwie smoliste, ciê¿ko sapi¹ce lokomotywy. Niekiedy jakiœ podró¿ny rzuci³ cukierek. Pomacha³ rêk¹. Bieg³em te¿ sprawdziæ, co zosta³o po kamykach lub monecie po³o¿onej na szynie. Z wysokoœci torów mo¿na by³o szeroko oczami obj¹æ ca³y rozleg³y krajobraz. Nap³ywaj¹ce fale zapachów od zbó¿, które wiosennie kwit³y. Dalekie, samotne drzewa owocowe. Nabrzmiewaj¹ca delikatnie m³odoœæ k³osów obsypanych mlecznymi p³atkami, co tuli³y siê do siebie jak rozbawione dziewczêta. Dr¿¹ce powietrze, pe³ne mglistych smug i œpiewu skowronka pionowo id¹cego w niebo. Do Boga. Nagle, bezszelestnie spadaj¹cego w milczenie, gdzie uwite w darni jego ptasie gniazdo. Wraz z tym dawa³o Czes³aw Sobkowiak 47 o sobie znaæ doznanie lekkoœci istnienia. Moja dusza fruwa³a, a chwilami na pewno i ja sam unosi³em siê nad trawy, pola, rowy. Lecia³em. Wiem wiêc, jak to jest. Wiem, czym s¹ skrzyd³a. Rozleg³e widoki. Intensywnie wzrastaj¹ce oziminy, szarzej¹ce œcierniska. Nikt inny, prócz mnie, nie potrafi³ tak wznieœæ siê ponad dachy, lasy, ³¹ki, wy¿ej ni¿ dym z kominów, wy¿ej nad wszelk¹ przyziemnoœæ, tylko ja chcia³em tê krainê jeszcze dok³adniej zobaczyæ i przyj¹æ. Mieæ dla niej coœ specjalnego. Owocuj¹ca morwa warta by³a zapisu w zeszycie. Stawy odnajdowa³y swoje zaciszne miejsca. Bywa³o, ¿e stawa³em siê niewidzialny. Czasami z dala s³ysza³em ponaglaj¹ce pokrzykiwanie oracza. Za nim na b³yszcz¹cych, wilgotnych skibach zaoranej ziemi natychmiast pojawia³y siê ptaki. Przymykam powieki i widzê je. Niemal biegn¹ tu¿ za p³ugiem. Nieustannie ze skiby na skibê przeskakuj¹. Jedne przed drugie. Niecierpliwe szukaj¹ czegoœ smakowitego. To zrywaj¹ siê do lotu ca³¹ gromad¹. I znikaj¹ w przestrzeni. Widzê konie uwi¹zane u p³otu, które parskaj¹c w cieniu akacji czekaj¹ a¿ je podkuje kowal, siêgaj¹ce raz po raz po garœæ owsa lub sieczki w przyczepionym do szyi worku. ¯elazna podkowa rozpala siê w ogniu do czerwonoœci. Woda w wiadrze syczy. Wracam w³aœnie ze szko³y, g³odny, i z ciekawoœci¹ przez ga³êzie bzu przygl¹dam siê tym wszystkim mêskim, kowalskim czynnoœciom. Có¿ to takiego. Proste czynnoœci tego œwiata, który ju¿ odszed³. Zgas³ jak wypalone wêgle w piecu. Zjedzone chleby, wypite wino z jab³ek, wytañczone wesela. Z zapamiêtaniem ws³uchujê siê w wyraŸny dŸwiêk metalu na kowadle. Ach, jaki to dŸwiêk, taki wyraŸny, czysty, który s³ychaæ z daleka. Jakie mocne rêce. Konie uwa¿nie patrz¹, kiedy ktoœ do nich podchodzi. Chc¹ wiedzieæ, co siê dzieje. To w prawo, to w lewo obracaj¹ swoje g³owy. Potrz¹saj¹ nimi. Pachn¹ ostrym, ale przyjemnym potem. Codzienne wracaj¹ do swych stajni, zmêczone, w grzywach nios¹ coraz wiêcej posiwia³ych lat. By³a mi³oœæ do koni, a one potrafi³y w wielkim poœwiêceniu zdobywaæ siê na niewyobra¿alny wysi³ek wyci¹gania grzêzn¹cego w piachu ciê¿kiego wozu. A jak 48 lekko lœni³y konie zaprzêgniête do odœwiêtnych, weselnych powozów z piêknymi g³owami kobiet i mê¿czyzn, bryczek, karet. Niemal uskrzydlone. Tak, chcia³o siê patrzeæ. Biec za nimi. Radoœnie krzyczeæ. Albo w zimê ci¹gn¹ce sanie, sanki. DŸwiêcz¹ce dzwoneczkami. Albo smutno wioz¹ce trumnê z umar³ym. Ich maœci czarne, pstrokate, siwe, bia³e, kasztanowe, które tarza³y siê na trawie, ³apczywie pi³y wodê z wiadra lub wprost z rzeczki, daj¹ce siê g³askaæ i poklepywaæ, ³agodne przy zaprzêganiu, czasami narowiste. Piêkne konie, ich niewypowiedziane zas³ugi. A teraz jeden konik, samotnie ci¹gn¹cy wóz, dezerter minionego czasu. Na miejsce tamtych, jego pobratymców, terkot traktora. I nietrudno wyobraziæ sobie, co by to by³o, gdyby do tego traktora nagle, któregoœ dnia, zabrak³o paliwa, bo koni ju¿ nie ma. Ksi¹¿ka Jolanty Pytel Niedawno Jola Pytel urz¹dzi³a sobie jubileusz pracy twórczej. Spotkanie z tej okazji w Bibliotece prowadzi³ Czes³aw Markiewicz. Nie bardzo widzia³bym sens takiej imprezy, ale… nie moja sprawa. Debiutowa³a wierszem w 1970 roku, wyda³a kilka zbiorków poetyckich, otrzyma³a laur Wawrzynu Literackiego (2003). Jej egzaltowany stosunek do pisania wierszy i egzaltacje oko³opoetyckie, stanowi¹ nieod³¹czn¹ cechê jej osobowoœci, jej fascynacji i zafrapowania ró¿nymi dzia³aniami w zielonogórskim œrodowisku. Wymyœli³a sobie Stowarzyszenie Jeszcze ¯ywych Poetów, które z kolei powo³a³o Uniwersytet Poezji. Odbywa³y siê doœæ sukcesywnie warsztatowe spotkania literackie dla chêtnych nauczenia siê sztuki pisania. PóŸniej kilka zbiorków indywidualnych wydano jego cz³onkom, a raczej cz³onkiniom. Oczekiwania i zapowiedzi by³y bardzo du¿e (nawet prof. Czes³aw Dutka w nie uwierzy³ i zgodzi³ siê byæ „rektorem”), ale talentu wielkiej miary przez te wszystkie lata jednak jakoœ nie uda³o siê wykreowaæ. Zreszt¹, jakiegokolwiek zauwa¿alnego. Teraz postara³a siê we wspó³pracuj¹cym ze Stowarzyszeniem Wydawnictwie „Organon” wydaæ sobie ksi¹¿kê „Wejœæ w niebo”, z³o¿on¹ z prozy i poezji. Jest to pozycja doœæ dziwna. Sk³adaj¹ siê na ni¹ bardzo ró¿ne prozy i wiersze ju¿ po wiêkszoœci publikowane. Do³o¿y³a autorka trochê nowych rzeczy, czyli jak to niekiedy bywa. Generalnie trudno mi jednak zdobyæ siê na recenzjê pochwaln¹, gdy¿ rzecz nierówna jest, gdy idzie o poziom stylistyczny. Zaledwie dwa ma³e opowiadania, zwi¹zane z biografi¹ wojenn¹ jej ojca Alojzego tchn¹ powag¹ problemu i stylu. S¹ to kilkustronicowe ods³ony. Pamiêtam, ¿e kiedyœ autorka zapowiada³a napisanie powieœci o ¿yciu ojca. Wysz³o tylko tyle. Poza tym, có¿, zwróci³bym uwagê na opowiadania autobiograficzne, z silnym uwzglêdnieniem osobistych, bolesnych doœwiadczeñ „romantycznych”, ale tak¿e, co mog³o byæ jak¹œ lokaln¹ szans¹ literack¹ autorki, w¹tków miejscowego ¿ycia literackiego. Jego mitologii, klimatu, faktografii. Gdyby napisa³a wiêcej opowiadañ w rodzaju „Wejœæ w niebo”, nawet niekoniecznie nacechowanych wysokim stylem, ale szkicowo, uwzglêdniaj¹c wymóg pewnego minimum realnoœci, to bez w¹tpienia dzisiaj po te okruchy przepuszczonych przez filtr wyobraŸni podmiotowych narracji (to nic, ¿e tylko dla zawartej w nich anegdoty), z pewnoœci¹ by siê siêga³o. Ale nie napisa³a. Szkoda, ¿e Jola Pytel nie wykorzysta³a tej mo¿liwoœci. Widaæ tak naprawdê go³ym okiem, ¿e zabrak³o tej ksi¹¿ce przemyœlenia koncepcji literackiej. Co siê chce powiedzieæ. Niczemu nie s³u¿¹ce s¹, np. prozy oparte o zasadê groteskowej, surrealnej, sennej fikcji, rodzaj fantastyki onirycznej: „Z pok³adu UFO”. Pobrzmiewaj¹ pretensjonalnoœci¹. Jeœli siê pokazuje czytelnikowi siebie na zdjêciu z samym Czes³awem Mi³oszem, zrobione zreszt¹ w jego domu w Krakowie, to mog³aby taka ekspozycja na poszczególnych stronicach byæ czymœ po- twierdzona. Chyba tego siê ma prawo oczekiwaæ. I na dodatek ten bezlik zdjêæ rodzinnych, siêgaj¹cych a¿ do babci z roku 1897. Gdyby chocia¿ chronologicznie u³o¿one. Rozumiem ich wartoœæ sentymentaln¹, ale có¿ poza tym? W albumie s¹ zapewne skarbem. W ksi¹¿ce nie s³u¿¹ niczemu. Mamusia, tatuœ, ciotki, siostry… To tylko ma³e obrazki, niezbyt efektowne technicznie. Ale autorka, wykorzystuj¹c pewne predylekcje do budowania fikcji, mog³aby z powodzeniem przecie¿ stworzyæ w oparciu o nie jak¹œ prozê, prozê w³asnych korzeni, w³asnej historii. W³aœnie wykorzystuj¹c ducha tych zdjêæ. Nie piszê jak widaæ recenzji pochwalnej, ale nie chcê te¿ niszczyæ tej ksi¹¿ki. Jeœli coœ w niej potrafi siê broniæ, to jest to raczej poezja. Bo Jolanta Pytel, jeœli kimœ naprawdê bywa, to g³ównie nadwra¿liw¹, nie pozbawion¹ obsesyjnej wyobraŸni, oddaj¹c¹ siê tonacji marzycielskiej poetk¹. Z biegiem lat jej s³owo sta³o siê nieco bardziej precyzyjne i uwzglêdniaj¹ce zewnêtrzn¹ realnoœæ. Tak¹, jak¹ potrafi zobaczyæ z perspektywy swojej ulicy S³onecznej. Jolanta Pytel, Wejœæ w niebo, Zielona Góra 2006, 112 s. Znaczenia W literaturze znaczy tylko s³owo, które ma ciê¿ar. Wagê. Zawiera dramat istnienia. Które jest jak kamieñ, niepodwa¿alne i wiarygodne. Wszystko inne jest udawaniem. Wiêc warto siê staraæ. Na jego poszukiwaniu spêdzaæ bezsenne noce, trawiæ godziny, by zdobyæ taki kruszec. P³aciæ cenê, wiadomo jak¹ cenê. Bejrut, 25 lipca „W po³udniowych dzielnicach Bejrutu niszczony jest dom po domu”. Itp. Czes³aw Sobkowiak 49 Anna Szewczuk Woda pitna w Barcelonie woda pitna w Barcelonie jest w ka¿dym kroku jak taniec œwi¹tynia ulicy wielbiona oklaskami mê¿czyŸni i kobiety pij¹ wodê a potem graj¹ na gitarze morskie fale odbijaj¹ odg³osy æwicz¹cych na bêbenkach obmywam rêce po i przed tañcem przed wejœciem i wyjœciem z katedry Barcelona czêstuje goœci wod¹ pitn¹ i winem ³atwo jest pomyliæ dzbany Zajrza³am zajrza³am pod stó³ to ciekawe zobaczy³am zwyczajne nogi w zwyczajnych kapciach a jednak by³ to widok niezwyk³y i takim chcia³am go widzieæ tak¹ ze wszech mocy ubóstwiam i do niebios unoszê wielk¹ codziennoœæ 50 Anna Szewczuk Madonna uœmiechniêta lekko uœmiechniêta madonna spogl¹da na mnie z obrazu jego t³o nie przys³ania tego co w niej siê mieœci ramy obrazu ledwo wytrzymuj¹ napiêcie ta madonna jest moja zawsze szczera zawsze otwarta zawsze prawdziwa zawsze modl¹ca siê za mnie za nas Flamenco pomiêdzy flamenco zdarzaj¹ nam siê niew³aœciwe kroki rumby lub samby w zale¿noœci od nastroju pomiêdzy flamenco zdarza nam siê upuœciæ spojrzenie z walca albo tanga czasem dziwne bywa flamenco pomiêdzy nami 51 Mateusz Marczewski Bia³y i czarny ptak Jest jak u Breughla. Œnieg, granatowe niebo i ciep³e œwiat³o lej¹ce siê z okien koœcio³a. Jest wieczór, ale od le¿¹cego wszêdzie œniegu jest nadal jasno. Ludzie id¹ do koœcio³a bia³¹ drog¹, po bokach le¿¹ zaspy. Potem znikaj¹ w jego jasnym wnêtrzu. Koœció³ ma fasadê z pruskiego muru. Stoi w parku pomiêdzy czarnymi drzewami. Drzewa nie maj¹ liœci. Koœció³ nie ma wie¿y. Autor obrazu: Armin Müller. Tytu³: „Friedenskirche zu Schweidnitz”. Po polsku: „Koœció³ Pokoju w Œwidnicy”. Obraz przypomina nastrojem szopkê bo¿onarodzeniow¹. Œwiat³o rozchodzi siê w nim od œrodka i przenika ciemnoœci. ¯adnej gradacji barw, ¿adnej gradacji emocji. Szaroœci nie wystêpuj¹. Tak widzi œwiat dziecko i tak pokazuje œwiat malarz naiwny. Ten budynek, ¿ywcem wyjêty z wyobraŸni nadal istnieje. Takich koœcio³ów postawiono trzy. W Œwidnicy, Jaworze i G³ogowie. Wybudowali je protestanci w latach 1656-57 poza murami ówczesnych miast. U¿ywali tylko drewna i gliny. Zgodnie z warunkami zawartymi w zezwoleniu wydanym przez cesarza po pokoju westfalskim z 1648 r., trzy koœcio³y nie mog³y mieæ wie¿. Œwidnica przed II wojn¹ œwiatow¹ nazywa³a siê Schweidnitz. W Schweidnitz urodzi³ siê Armin Müller. By³ rok 1928. Jeszcze przed wojn¹ umiera jego ojciec. Matka Armina mieszka nieopodal Koœcio³a Pokoju. W roku 1944 w jego ¿yciu koñczy siê etap dzieciêcej czerni i bieli. Pojawiaj¹ siê pierwsze szaroœci. Trwa wojna i szesnastoletni Armin zostaje zmobilizowany do Wehrmachtu. Dostaje mundur i karabin. Ma iœæ i wal- 52 czyæ. Pierwsze i ostatnie starcie z wrogiem zakoñczy³o siê ¿a³oœnie. Wziêli ich na muszki, dzieci w mundurach dr¿¹cymi rêkoma oddawa³y karabiny. Rosjanie œmiali siê i ³amali broñ na kolanie. Zapamiêta³ upokarzaj¹ce kopniêcie w ty³ek i komendê - Szukaj swojej matki! To ju¿ by³ inny Œl¹sk. Pe³en strachu. Tak go zapamiêta³. Na polskich Ziemiach Odzyskanych, mówi¹cy po niemiecku ch³opak, zaraz po przejœciu Armii Czerwonej. Ukrywa³ siê przez ca³¹ drogê do Œwidnicy. Poci¹g jecha³ i jecha³, a on le¿a³ zagrzebany w stercie opon samochodowych. W Œwidnicy koœció³ sta³, matki nie by³o. Odnalaz³ j¹ póŸniej. Pod Weimarem. Ta podró¿ utkwi³a mu w pamiêci. Wyry³a siê w niej. To przecie¿ dziwne, wêdrowaæ przez ojczyst¹ ziemiê i czuæ siê na niej zupe³nie obcym. Zwykle obcym cz³owiek czuje siê na cudzej ziemi. Ale na swojej? Rodzi siê pytanie: Je¿eli to nie jest moja ziemia, to gdzie ona jest? Czy mo¿na mieæ swoje dwie ojczyste ziemie? Czy jestem jeszcze w moim domu? To ostatnie pytanie - cytat z Gerharta Hauptmanna pojawi³o siê na wstêpie powieœci Müllera „Lalkarz König i ja. Powrót na Dolny Œl¹sk”. Kiedy j¹ pisa³ mia³ ko³o szeœædziesi¹tki. Na kartach ksi¹¿ki przez Ziemie Odzyskane, bohater – m³ody Niemiec wêdruje w towarzystwie swojego rówieœnika – Polaka. Jeden pomaga drugiemu, Niemiec udaje g³uchoniemego, ¿eby mow¹ nie zdradziæ swojego pochodzenia. Zawi¹zuje siê przyjaŸñ, która jest silniejsza ani¿eli okolicznoœci i obustronna, powojenna trauma. Mówi o swojej ksi¹¿ce, ¿e jest to rzecz o nadziei. Czy w trakcie tej rzeczywistej wêdrówki do Œwidnicy Müller mia³ towarzysza? Nigdy o tym nie wspomnia³. ¯ycie jednak tworzy swój w³asny, zupe³nie nieoczekiwany plan. Taka przyjaŸñ, ¿ywcem wyjêta z wyobraŸni narodzi³a siê w rzeczywistoœci. Rok 1958. Poci¹g osobowy leniwie sunie równinami Wielkopolski. Krajobraz jaki ogl¹da podró¿ny przez okna poci¹gu jad¹cego z Poznania do Leszna mo¿e mu siê szybko znudziæ: bo oto po obu stronach widzi równinê, pola, kêpy drzew i lasy, przede wszystkim sosnowe, a po œrodku wsie, szare i niepozorne jak wszystkie miejscowoœci na Wschodzie, konne zaprzêgi, linie wysokiego napiêcia, czasem na kominie bocianie gniazdo. W przedziale dwóch m³odych mê¿czyzn siedzia³o naprzeciw siebie. Jeden z nich czyta³ ksi¹¿kê z czarn¹ ok³adk¹ i du¿ymi bia³ymi literami, drugi od³o¿y³ czytan¹ gazetê i zerka³ na cz³owieka z przeciwka. Tamten mia³ w rêku ksi¹¿kê niemieck¹, co wtedy, w latach piêædziesi¹tych nie by³o takie oczywiste w tym kraju – relacjonuje Armin Müller. Mê¿czyzna z przedzia³u z ksi¹¿k¹ w rêce: Niemiec, by³y oficer Wehrmachtu jad¹cy do Wroc³awia. Po zakoñczeniu wojny zosta³ dziennikarzem. Jedzie do Wroc³awia zobaczyæ miasto, w którym kiedyœ, przed wojn¹ ¿y³. Mówi o nim Breslau. Ten, który od³o¿y³ gazetê: Eugeniusz Wachowiak. Poeta urodzony w Lesznie w roku 1929. Pisze i t³umaczy, pracuje w zak³adach WUKO we Wschowie. Regularnie jeŸdzi do Poznania na spotkania Grupy Poetyckiej Wierzbak, któr¹ wspó³tworzy³, miêdzy innymi z Maciejem Mari¹ Koz³owskim i Marianem Grzeœczakiem. Ma czwórkê dzieci. W jego pokoju stoi maszyna do pisania Torpedo Werke AG, na œcianach fotografie ludowych rzeŸb Chrystusa. Jego pierwszy tomik wydany w 1958 roku to rzecz o potêdze wyobraŸni. Nosi tytu³ „Afryka poety”. Jest jeszcze trzeci bohater sceny w przedziale poci¹gu. Ksi¹¿ka z czarn¹ ok³adk¹ i du¿ymi bia³ymi literami: „Czarny popió³ bia³e ptaki” Armina Müllera. W tym czasie Müller mieszkaj¹cy w Weimarze jest ju¿ twórc¹ z dorobkiem. Po wojnie odnalaz³ tam matkê. Zosta³ z ni¹, o¿eni³ siê z córk¹ gospodarzy. Dziewczyna ma na imiê Melania. W 1949 roku debiutuje tomem poetyckim „Hallo, Bruder aus Krakau” („Halo, bracie z Krakowa”). Cztery lata póŸniej ukazuje siê tom reporta¿y o Polsce „Letnia podró¿ do s¹siedniego kraju”. Koresponduje z Tadeuszem Borowskim. Po dwóch latach, w roku 1960 Müller wyjmuje ze skrzynki grub¹ kopertê. Odrêcznego pisma nie poznaje. W œrodku jest egzemplarz polskiej gazety i list. Eugeniusz Wachowiak przedstawia siê, powiadamia, ¿e pozwoli³ sobie przet³umaczyæ i opublikowaæ w 179 numerze „Tygodnika Zachodniego” poemat Müllera pochodz¹cy z ksi¹¿ki, któr¹ dosta³ od pewnego Niemca w poci¹gu relacji PoznañLeszno. Polski tytu³ poematu brzmi „Zjad³em tuñczyka” i jest debiutem translatorskim Wachowiaka. Zaskoczony Müller zaprasza t³umacza wraz z ¿on¹ do Weimaru. Jest maj 1963 roku. Nocny poci¹g z Polski wje¿d¿a na dworzec w Lipsku. Obaj myœl¹, ¿e pope³nili b³¹d - nie wymienili siê zdjêciami, nie wiedz¹ jak wygl¹da ten drugi. Wy³awiaj¹ siê jednak w t³umie ludzi bez problemu. „Dzieñ dobry”, „Guten Tag”. Müller pisze we wspomnieniach: Para naszych goœci zna³a Niemców jedynie z czasów wojny, a wiêc jako okupantów: ¿o³nierzy, prze³o¿onych, urzêdników. I bardzo nas wzruszy³o, gdy po pierwszym spacerze po ulicach Weimaru i drobnych zakupach Janka powiedzia³a, i¿ nie mo¿e uwierzyæ w to, i¿ mowa jak¹ tu s³yszy jest niemieck¹ mow¹. Brzmi ona inaczej, ani¿eli jêzyk, który s³ysza³a w dzieciñstwie, brzmi ³agodnie, niemal melodyjnie. Od tego spotkania zaczynaj¹ korespondowaæ. Potem zaczynaj¹ siê wêdrówki po Polsce. Karkonosze, Poznañ, Leszno. W 1964 roku odwiedzaj¹ wspólnie Zakopane, Wroc³aw, Œwidnicê. Je¿d¿¹ poci¹gami i z ich okien ogl¹daj¹ przesuwaj¹ce siê pola i wsie. Rozmawiaj¹ o przynale¿noœci do ziemi i o podzia³ach zbyt sztucznych, zbyt mecha- Mateusz Marczewski 53 nicznie przeprowadzonych. Szukaj¹ tropu, klucza. Chc¹ roz³o¿yæ historiê na czynniki, aby z niej wydestylowaæ samych siebie. Jednostka przecie¿ jako element historii nie istnieje. Istniej¹ spo³eczeñstwa. A pojedynczy cz³owiek to pojedynczy baga¿ emocji. Próbuj¹ uchwyciæ zwiewn¹ istotê w³asnej to¿samoœci. Analogia z „Lalkarzem Königiem” Müllera nie jest przypadkowa. Na kartach ksi¹¿ki Polak i Niemiec docieraj¹ do Wschowy. Oni te¿ tam dotarli. Mieszka tam od roku 1961 Eugeniusz Wachowiak. „Lalkarz König i ja”: Miasteczko, które le¿y przy granicy o ileœ tam kilometrów st¹d. Niemcy nazywali je Lissa. Przy ³adnej pogodzie albo krótko przed nadejœciem deszczu mo¿na by³o stamt¹d zobaczyæ wie¿ê na horyzoncie. To by³a wie¿a z Fraustadt, ze Wschowy, jak je nazywali Polacy, cienka jak szyd³o. Ale pomiêdzy mn¹ a wie¿¹ by³ las, zaœ w tym lesie by³o coœ, o czym wtedy nie mia³em zielonego pojêcia, coœ obcego, co siê nazywa granica. Wie¿a dla mnie by³a nieosi¹galna a mimo to przyci¹ga³a jak magnes. Czasem widzia³em j¹ jeszcze w nocy, we œnie. W mojej wyobraŸni wie¿a ta by³a pe³na tajemnic jak wie¿a z baœni. Obaj chc¹ zdefiniowaæ istotê granicy i ubraæ w s³owa fakt istnienia, które jakiekolwiek granice ma za nic. Omijaj¹ w tej przyjaŸni wszystko to, co ich dzieli. Dlatego w ich relacjach zaledwie majaczy fakt istnienia NRD i Polski jako pañstw komunistycznych, zwi¹zanych polityczn¹ przyjaŸni¹. W tej znajomoœci nie ma ¿adnej partii i przynale¿noœci. Jest poszukiwanie pog³êbione. Poszukiwanie œwiata, o którym opowiada³ w ksi¹¿ce Lalkarz König (Lalkarz Król). Œwiat, który istnia³ zanim wszystko nast¹pi³o. Œwiat przejrzysty i szczery wobec jego bohaterów. Armin Müller: Chodziliœmy we czworo ulicami starych miast, w których kiedyœ mieszkali Niemcy. Byliœmy u matki Janki (¿ony Wachowiaka), której niemczyzna brzmia³a tak samo jak niemczyzna mojej babci w Œwidnicy. Pojechaliœmy tak¿e do Allstedt, niedaleko Weimaru, gdzie ojciec Genka jako robotnik przymusowy z oznak¹ „P” na ubraniu czeka³ 54 na koniec wojny. Rozmawialiœmy i milczeliœmy. Eugeniusz Wachowiak: Odwiedziliœmy miejsce, gdzie kiedyœ by³ obóz koncentracyjny w Buchenwaldzie. To niedaleko Weimaru. Obóz za³o¿ono na wzgórzu i plac apelowy usytuowany by³ tak, ¿e przed wiêŸniami rozci¹ga³ siê niczym nie zak³ócony widok. Z tamtego miejsca nie widzieli wie¿yczek, drutów kolczastych, pasów œmierci. To wszystko by³o w dole. WiêŸniowie patrzyli w przestrzeñ. Potem odwiedzili Œwidnicê. To by³a pierwsza powojenna wizyta Müllera. Wi¹zankê kupili na rynku od kwiaciarki. Poszli na cmentarz niemiecki. Wszystko porasta³y chwasty i bluszcz. Od czasu, gdy Niemcy opuœcili miasto nikt siê grobami nie opiekowa³. Pomniki poprzewracane, wdeptane w ziemiê. Chodzili œcie¿kami w milczeniu za Müllerem, który próbowa³ przypomnieæ sobie miejsce spoczynku ojca. Nazwiska nigdzie nie by³o. W jednym miejscu od³o¿y³ kwiaty i pochyli³ siê nad przewrócon¹ p³yt¹. Postawi³ j¹. Litery wci¹¿ by³y z³ote. Wstrz¹s musia³ nast¹piæ. Armin Müller wraca do Weimaru i pisze. W roku 1965 wydaje tom poezji „Podró¿ do S.” ilustrowany polskimi grafikami. Nie ma w nim ¿alu, jest têsknota za krajem dzieciñstwa. Nie ma rozliczeñ, jest zrozumienie. Pojawia siê zas³yszany gdzieœ bluesowy refren „Matka Boska, sto gram”, s¹ rzeŸby Hasiora, polskie hotele. Jeden z wierszy nosi tytu³ „Mój przyjaciel Genek”. Ksi¹¿ka spotyka siê z agresywn¹ krytyk¹. O Müllerze w Niemczech pisze siê, ¿e „jako poeta ulega nowatorskim wp³ywom swoich polskich przyjació³”. Zostaje skazany na niebyt. Objêty zakazem publikacji. Zamyka usta i odk³ada pióro. Zaczyna malowaæ. Malarstwo jest ³atwiejsze. Bardziej przejrzyste. Nie trzeba oddawaæ œwiata takim jakim on jest. W obrazach nie ma zbêdnej gradacji kolorów. Jest biel i czerñ. Wszystko jest ¿ywe i pe³ne tajemnicy. Jak u dziecka. Œwiat na obrazach jest prosty. Tak pokazuje go Armin Müller. Takie malarstwo nazywa siê malarstwem dnia siódmego. Albo naiwnym. Tak rodzi siê obraz „Koœció³ Pokoju w Œwidnicy”. W roku 1970 Eugeniusz Wachowiak wydaje tom „Turyngia”. Jeden z wierszy dedykowany jest przyjacielowi. Nosi tytu³ „Dwie mowy”. „Choæ mowa brzmi ró¿nie / s³owo jest za s³owo / które budowie s³u¿y / tak jak rusztowanie / wbite swobodn¹ rêk¹ / pod sam b³êkit nieba / ... i prawda za prawdê”. Historia przyjaŸni dwóch poetów, Polaka i Niemca, zainteresowa³a niemieckich filmowców. W roku 1972 nakrêcony zostaje film. Tytu³ „Mój przyjaciel Genek” pochodzi od tytu³u wiersza Müllera. Dwóch mê¿czyzn spaceruje po Wschowie i Lesznie. Z rêkoma za³o¿onymi do ty³u ogl¹daj¹ p³yty nagrobne na poniemieckim cmentarzu we Wschowie. Je¿d¿¹ w kó³ko na po¿yczonym od m³odego ch³opaka tandemie. Eugeniusz Wachowiak: Ekipa filmowców telefonowa³a przed tym ujêciem do wytwórni DEFA w Berlinie po wskazówki: który z poetów ma siedzieæ przy kierownicy? W jednej scenie wchodz¹ na wie¿ê we Wschowie. Tê wie¿ê z baœni. Armin Müller wspomina w roku 1995: Mam w szufladzie dwa, trzy zdjêcia z planu. Na jednym z nich, ku radoœci dzieci, jeŸdzimy na dwuosobowym rowerze. Te dzieci s¹ dziœ doros³ymi ludŸmi, my obaj nie jeŸdzimy ju¿ w kó³ko, ale nasze listy wci¹¿ wêdruj¹ tam i z powrotem. Widzê uœmiech na twarzy mojego przyjaciela. Czas mija. W latach osiemdziesi¹tych Niemcy Wschodnie odmawiaj¹ Wachowiakowi prawa wjazdu. Nale¿y do Solidarnoœci. W roku 1994 spotykaj¹ siê w Weimarze. Nie wiedz¹, ¿e jest to ich ostatnie spotkanie. W roku 2003 Müller wydaje tom „Moje œl¹skie wiersze”. W 2004 roku w Œwidnicy zaproszony przez w³adze miasta - otwiera wystawê swojego malarstwa. W tym samym roku 2004 Eugeniusz Wachowiak przek³ada na polski ksi¹¿kê „Lalkarz König i ja”. Ma do niej bardzo osobisty stosunek. Mówi, ¿e to najwa¿niejsza ksi¹¿ka Müllera. W lutym 2005 Armin Müller umiera. „Lalkarz König i ja”: Nagle wpad³o mi do g³owy, ¿e jesteœmy ptakami. Jeden czarny drugi bia³y. Wznieœliœmy siê w powietrze. Pozostawiliœmy za sob¹ las i jezioro, zabitych ¿o³nierzy, ³azik i obcych jeŸdŸców. Lecieliœmy poœród chmur z cukrowej waty. Z g³oœników dolatywa³a muzyka, nad nami i obok nas, bujaliœmy siê na konikach z karuzeli, kobiety kiwa³y do nas z konewkami pe³nymi malin i œmietany. Publikowany tekst znalaz³ siê w finale polskoniemieckiego konkursu na reporta¿ „Polska - Niemcy: Instrukcja obs³ugi” (fina³ 18 maja br.), zorganizowanego przez Instytut Adama Mickiewicza w Warszawie i Instytut Goethego w Monachium. 55 Bartosz Pi¹tkowski *** miêdzy dwoma mostami: drogowym na poznañ a kolejowym na berlin pomyli³em siê zgodnie z planem w mieœcie które kiedyœ by³o moim choæ rzeczywiœcie wcale siê tu nie urodzi³em ju¿ tu nie mieszkam ju¿ nie ma Robakowej spod trójki a Edyta kogoœ ma bo zaczê³a malowaæ usta nie pamiêtam podwórka wiem ¿e mówiono tu czasem po niemiecku widzia³em jak wykopano kilkaset marek w drobnych monetach ostatnio rozebrano garnizon teraz ponoæ bior¹ siê za dworzec miêdzy dwiema rzekami: Wart¹ i Odr¹ pomyli³em siê zgodnie z planem *** wpisany w cieñ podró¿ujê gdzieœ w dal co niesie mnie tam gdzie jasnoœæ jest przeplatam przez palce nitki babiego lata wczorajszy dzieñ jak ci¹g zdarzeñ nieskoñczonych i ³apiê za koniec przeci¹gam do pocz¹tku i na odwrót wci¹¿ zawsze w z³¹ stronê 56 Bartosz Pi¹tkowski zdarte oko wyciskam pomarañczê zatapiam widokówki karmiê znane mi miejsca zdarte oko kalendarza czuwa nade mn¹ zamykam tydzieñ czerwon¹ liczb¹ gdy by³em ma³y chodzi³em z go³êbiem na g³owie siada³em pod kolumn¹ na tym placu i by³em pokornym sprawc¹ mia³em byæ kolejarzem nie znaj¹ mnie po nazwisku zajmujê siê teraz niepisaniem wiersz z kolejowym charakterem w przedziale drugiej klasy krêpuj¹ce bycie wzroku ucieczka przed jutrem z ³z¹ w przeci¹gu poœpieszne osobowe myœli zamieszkuje w tym przedziale podatny na podró¿y kapryœny los tak chcia³ na stacyjkach zamykam oczy opuszczone semafory dobrze byæ choæ przez chwile tym co p³ynie 57 SYLWETKI 58 Poetycka silva rerum Ireneusza Krzysztofa Szmidta Die poetischen silvae rerum I. K. Szmidts Anna Szóstak Anna Szóstak Biografia twórcza i zawodowa Ireneusza Krzysztofa Szmidta wskazuje a¿ nadto wyraŸnie, ¿e jego muz¹-przewodniczk¹ zawsze by³a Melpomene - nie Erato, bo w³aœnie teatr sta³ siê jego g³ówn¹ ¿yciow¹ pasj¹ i powo³aniem. Na niwie teatralnej odniós³ równie¿ najwiêksze sukcesy jako autor sztuk i scenariuszy, re¿yser, animator ruchu teatralnego. Niespo¿yta energia i niespokojna artystyczna dusza kaza³y mu inicjowaæ wci¹¿ nowe, interesuj¹ce przedsiêwziêcia kulturalne i edukacyjne, aktywizuj¹ce lokalne, regionalne (najpierw Szczecina, a póŸniej Gorzowa) œrodowiska ma³ych ojczyzn, z jakimi by³ i jest zwi¹zany, a których niedocenione walory propaguje wraz z ¿on¹, Krystyn¹ Kamiñsk¹, miêdzy innymi w albumach (S³oñsk, czyli Sowohl die berufliche Biographie wie im Übrigen auch das gesamte Werk Ireneusz Krzysztof Szmidts deutet darauf hin, dass er stets der Muse Melpomene und nicht der Erato folgte, da eben das Theater zu seiner ganzen Leidenschaft, ja Berufung wurde. Auf diesem Gebiet feierte er gleichsam – als Autor zahlreicher Stücke, Inszenierungen und Regiebücher, als Regisseur und Choreograph – seine größten Erfolge. Seine schier unerschöpfliche Energie und der Szmidt kennzeichnende, unruhige künstlerische Geist ließen ihn ständig neue, immer interessantere Unternehmungen auf kulturellem und erzieherischem Feld in Angriff nehmen, die bei alle dem stets auf die Aktivierung der lokalen wie regionalen Gemeinschaft seiner zunächst Szczeciner, und später Gorzower Heimat abzielen. Gerade mit ihnen fühlte er sich eng verbunden und war es auch, gerade für sie und all ihre, nicht in einem ihnen zuste- woda, ziemia, powietrze i s³oñce) i przewodnikach turystycznych (Lubniewice i okolice, S³oñsk i okolice). Jak mo¿na siê domyœlaæ, poezja tworzona by³a „gdzieœ i kiedyœ”, okazjonalnie, jakby „pomiêdzy” kolejnymi aktami i scenami, ¿e pos³u¿ê siê bêd¹c¹ tu bardzo na miejscu terminologi¹ teatraln¹, niezwykle pracowitego i owocnego ¿ycia pisarza, stanowi¹c daj¹cy chwile wytchnienia antrakt na krótki i szybki bo taki narzuca konwencja wiersza - zapis notowanych z potrzeby serca doznañ i refleksji nad w³asnym ¿yciem i œwiatem. Na zapis ten z³o¿y³o siê, jak dot¹d, piêæ w wiêkszoœci niewielkich objêtoœciowo tomików poetyckich rozrzuconych na obejmuj¹cej ponad czterdzieœci lat (z wyraŸnym podzia³em na dwa okresy przypadaj¹ce na pocz¹tek i schy³ek dzia³alnoœci zawodowej) po³aci czasu: od debiutanckiego tomu Kreska na twarzy z 1961 roku - dwudziestoszeœcioletniego wówczas poety - poczynaj¹c, poprzez tomy Cz³owiek, ziemia i morze (1964) i List z zimy (1966) a¿ do wydanych po przesz³o trzydziestoletniej przerwie zbiorach Spoza milczenia (1999) i Ludzkie pojêcie (2005) koñcz¹c. Ka¿dy z tych tomików nosi charakterystyczne znaki czasu, w jakim powsta³, œlady atmosfery i klimatu rzeczywistoœci, o której jednak zwykle nie pisze Szmidt wprost, skupiaj¹c siê na w³asnych odczuciach i emocjach. Debiutancki tomik - pod warunkiem, ¿e zamilczymy nad irytuj¹c¹ kakofoni¹ niespójnych metafor, brakami warsztatowymi i m³odzieñczym, wydumanym i mocno przesadzonym weltschmertzem ich autora - przeniesie nas do pe³nej gor¹cych m³odych g³ów i rodz¹cego siê w nich twórczego fermentu kawiarni lat szeœædziesi¹tych - czasu popaŸdziernikowego prze³omu, m³odzieñczych kontestacji dzisiejszych rodziców i dziadków, którzy wówczas, s³uchaj¹c zakazanego jazzu, toczyli przy knajpianych stolikach nie koñcz¹ce siê egzystencjalistyczne z ducha dysputy o poczuciu beznadziei i zagubienia w obezw³adniaj¹cej pustce otaczaj¹cego œwiata, o rozpieraj¹cej ich energii, co sz³a na marne, o gniewie rodz¹cym bunt. To wtedy po ulicach snuli siê m³odzi intelektualiœci bez ¿yciowych henden Maße gewürdigter Werte wirbt er gemeinsam mit seiner Frau Krystyna Kamiñska unter anderem in Alben S³oñsk, czyli woda, ziemia, powietrze i s³oñce [S³oñsk, also Wasser, Erde, Luft und Sonne] und Reiseführern Lubniewice i okolice [Lubniewice und Umgebung], S³oñsk i okolice [S³oñsk und Umgebung]. Wie man sich hinsichtlich der in diesem Artikel zu besprechenden, eigenen literarischen Gattung denken kann, entstand die Dichtung stets „irgendwo und irgendwann”, bei Gelegenheit, sozusagen „zwischen” den nach- und aufeinander folgenden Akten und Szenen – um sich der hier sehr angebrachten Theaterterminologie zu bedienen – des unglaublich arbeitsamen und früchtetragenden Lebens des Schriftstellers, gleichsam eine Notiz, kurz und schnell – dies erfordert allein die Konvention der Gattung – entstanden in einem Augenblick des Verweilens, Aufatmens während der Großen Pause, festgehalten aus dem Herzensbedürfnis nach bewusster Empfindung und Reflexion über das eigene Leben sowie die Welt an sich. Diese Notizen brachten es – zumindest bislang – auf eine Anzahl von, zumeist kleineren, Poesiebändchen, erwachsen in einer Spanne von über vierzig Jahren, die sich darüber hinaus noch in zwei, sich deutlich voneinander abgrenzenden Schaffensperioden am Anfang und am Ende seines beruflichen Lebens trennen lässt: vom Erstlingswerk Kreska na twarzy [Strich im Gesicht] aus dem Jahre 1961 des damals 26 Lenze zählenden Poeten, über die Bändchen Cz³owiek, ziemia i morze [Mensch, Erde und Meer] (1964) und List z zimy [Brief aus dem Winter] (1966) bis hin zu den nach einer über dreißigjährigen Pause herausgegebenen Sammelbändchen Spoza milczenia [Außerhalb des Schweigens] (1999) und Ludzkie pojêcie [Menschliches Begreifen] (2005). Ein jedes dieser Bändchen trägt die charakteristischen Merkmale der Zeit, in der es entstand, Spuren der Atmosphäre und des Klimas der gesellschaftlichen Wirklichkeit, über die Szmidt gewöhnlich jedoch nicht gerade heraus schreibt, sondern sich auf seine eigenen Empfindungen und Emotionen konzentriert. Das Auftaktwerk – unter der Voraussetzung des Verschweigens einer irritierenden Kakophonie eines uneinheitlich wirkenden Metapherngewirrs, einem eindeutigen Fehlen handwerklichen Geschicks und einem jugendlichen, weithin imaginären und in der Tat stark übertriebenem Weltschmerz des Autors – führt den Leser mitten hinein in die Cafés der 60er Jahre, überfüllt von jungen, hitzigen Köpfen und SYLWETKI 59 perspektyw - owi s³ynni okularnicy z piosenki Agnieszki Osieckiej, a Marek H³asko w swoich dramatycznych opowiadaniach rozlicza³ rówieœników ze wszystkich ¿ywionych przezeñ z³udzeñ. Znajdziemy w wierszach Szmidta typow¹ dla reprezentantów pokolenia`56 têsknotê za normalnoœci¹, zwyczajnym ¿yciem, mi³oœci¹, s³owem - przywilejami m³odoœci, utraconymi w zmaganiach z szaroœci¹, obskurantyzmem, brakami i codziennym absurdem realnego socjalizmu. Próba realizacji idea³ów m³odoœci ma tu wymiar gestu Don Kichota, któremu odmówiono nawet po¿ywki dla wyobraŸni, wiêc jedyn¹ rzecz¹, jaka mu pozostaje, jest wypalenie siê w ogniu w³asnych rojeñ: chcia³ kochaæ zabrak³o Dulcynei mia³ walczyæ nie by³o ju¿ wiatraków poszed³ przed siebie pustym traktem lecz œladów ¿ycia te¿ nie by³o raz jeszcze oczy uniós³ w górê zobaczy³ serce gorej¹ce skoczy³ uderzy³ cia³em i tak ju¿ zosta³ po pas wbity w s³oñce (Don Kichot, Kreska na twarzy) Artystyczna nieporadnoœæ wiêkszoœci wczesnych wierszy Ireneusza Szmidta, bana³ metafor i gramatycznych rymów czêœciej dziœ rozbraja ni¿ dra¿ni, bo przetrwa³y w nich pozosta³oœci wielu autentycznych wzruszeñ oddanych niekiedy bardzo szczerze w swej naiwnoœci i bezpretensjonalnym wdziêku, zw³aszcza mi³osnych, wyznañ i uniesieñ. Zatem zwyk³e „kocham twoj¹ obecnoœæ przy stole” (Stó³, Kreska na twarzy ) brzmi o niebo lepiej 60 eines in ihnen keimenden künstlerischen Ferments, in die Zeit nach dem revolutionären, aufständischen Oktober und der Umbrüche, die er mit sich brachte, letztendlich des jugendlichen Protestes der heutigen Eltern und Großeltern, die sich damals, den verbotenen Jazz hörend, an den Kneipentischen drängelnden, vertieft in nicht enden wollenden, existentialistischen Disputen über das Gefühl der Ohnmacht und des Verlorenseins in der lähmenden Leere der sie umgebenden Welt, über die sie erfüllende Energie, die ins Leere laufen musste sowie über den Ärger, der in ihnen Aufrührertum emporkommen ließ. Eben damals wandelten junge Intellektuelle ohne Lebensperspektiven umher – jene berühmten Brillenträger aus dem bekannten Lied von Agnieszka Osiecka – und Marek H³asko rechnete mit sämtlichen von seiner Generation gehegten Illusionen ab. In den Gedichten von Szmidt ist die für die Vertreter der ’56er Generation typische Sehnsucht nach Normalität, einem normalen Leben und einer normalen Liebe zu finden; mit einem Wort: eine Sehnsucht nach jenen Privilegien der Jugend, die im Kampf mit der Eintönigkeit, dem Obskurantismus und den Mängeln sowie den alltäglichen Absurditäten des real existierenden Sozialismus verloren gegangen sind. Der Versuch, die eigenen Jugendideale umzusetzen, erhält hier das Ausmaß einer Geste des Don Quichotte, dem man sogar die Nahrung für seine Phantasie verwehrte, und das einzige, was ihm nun blieb, ist das Sich-Ausbrennen im Feuer der eigenen Träumereien: er wollte lieben es fehlte Dulzinea er sollte kämpfen es gab keine Windmühlen mehr er zog los entlang des leeren Traktes aber Spuren eines Lebens gab es auch nicht noch einmal richtete er seine Augen gen Himmel erblickte ein entbranntes Herz und sprang stieß mit dem ganzem Körper und blieb schon so bis zum Gürtel in der Sonne steckend (Don Kichot [Don Quichotte], Kreska na twarzy) ni¿ silenie siê na oryginalnoœæ, której pró¿no tutaj szukaæ, i znacznie lepiej ni¿ dziwol¹gi leksykalno-stylistyczne w rodzaju: „Jesteœ jak coœ czego nie ma / wszêdzie gdzie by³em sam / spogl¹dasz tak / jak byœ by³a z obrazu van Gogha / i s¹dzisz...” (Œmiech, Kreska na twarzy), których nie oszczêdza autor czytelnikowi, sam gubi¹c siê i motaj¹c w bezskutecznych czêsto wysi³kach uczynienia poezj¹ wierszowanych zapisów w³asnych doznañ i prze¿yæ. Podstawowym b³êdem m³odego Szmidta by³ bez w¹tpienia brak œwiadomoœci rozdŸwiêku pomiêdzy pojmowaniem poezji jako romantycznej wiwisekcji duszy tragicznej, samotnej, pe³nej cierpienia i jaskó³czego niepokoju a rzeczywistym obrazem tej duszy, posiadaj¹cej odmienne zgo³a predylekcje i predyspozycje: cechuje j¹ bowiem witalizm, energia, radoœæ ¿ycia i spo³ecznikowska pasja dzia³ania, a ju¿ bynajmniej nie liryczne uduchowienie i sk³onnoœæ do gubienia siê w oniryczno-surrealistycznych przestrzeniach metafizyki. Szmidta nie wahaj¹cego siê byæ sob¹, nie goni¹cego za wizj¹, której nie potrafi sprostaæ, odnajdziemy dopiero w drugim, póŸniejszym (i w istocie póŸnym) okresie twórczoœci - w obszerniejszych nieco zbiorach Spoza milczenia i Ludzkie pojêcie. Dopiero w tych wierszach poznajemy prawdzie oblicze Ireneusza Szmidta - pasjonata teatru, wielbiciela piêknych kobiet i uroków przyrody, umiej¹cego czerpaæ radoœæ ze wszystkich chwil, jakie niesie ¿ycie - i tych zwyczajnych, jak zabawa z córk¹ i tych odœwiêtnych, jak obcowanie ze sztuk¹: zarówno poetyckie notatki ze spaceru z dzieckiem, jak i koncert muzyki dawnej po³¹czony z uwag¹ poœwiêcon¹ jego s³uchaczom czyta siê jak pisany ze swad¹ pamiêtnik czy diariusz ³¹cz¹cy opowieœæ o w³asnym ¿yciu z migawkami z otaczaj¹cego œwiata. W zimny jak dzisiaj listopadowy dzieñ najbardziej brak mi lata gor¹cej pla¿y œcierniska sianem pachn¹cej ³¹ki Die künstlerische Unbeholfenheit der meisten seiner frühen Gedichte, die Banalität der Metaphern und grammatischen Reime wirkt heute eher entwaffnend als irritierend, da in ihnen Spuren zahlreicher authentischer Affekte überdauerten – in ihrer Naivität und unprätentiösem Charme oft sehr ehrliche – insbesondere Liebeserklärungen und verzückungen. Daher klingt auch ein schlichtes „kocham twoj¹ obecnoœæ przy stole” [ich liebe deine Anwesenheit am Tisch] (Stó³ [Tisch], Kreska na twarzy) himmelweit besser als eine erzwungene Originalität, nach der man hier ohnehin im Übrigen vergeblich sucht, und auch wesentlich besser als lexikalisch-stilistische Albernheiten im Sinne „Jesteœ jak coœ czego nie ma / wszêdzie gdzie by³em sam / spogl¹dasz tak / jak byœ by³a z obrazu van Gogha / i s¹dzisz...” [Du bist wie etwas, das es nicht gibt / überall dort, wo ich allein war / schaust du so / als ob du aus einem Gemälde von van Gogh wärst / und richtest…] (Œmiech [Das Lachen], Kreska na twarzy), mit denen der Autor nicht gerade sparsam umgeht und sich bei den häufig erfolglosen Bemühungen, die gereimten Notizen über die eigenen Empfindungen und Erlebnisse zu poetisieren, selbst in ihnen verliert und verwickelt. Der grundsätzliche Fehler des jungen Schmidt bestand zweifelsohne in seiner Unkenntnis der Dissonanz zwischen dem Begreifen der Dichtung als einer romantischen Vivisektion einer tragischen, einsamen, leidenden Seele voller Unruhe und dem tatsächlichen Bild dieser Seele, die von so vollkommen anderen Vorlieben und Prädestinierungen geprägt ist: Ihre Kennzeichen sind nämlich Vitalität, Energie, Lebensfreude und gemeinnütziger Tatendrang, und keineswegs eine lyrische Vergeistigung und die Neigung zum Umherirren in träumerisch-surrealen Räumen der Metaphysik. Einen Szmidt, der nicht mehr zögert, sich selbst zu sein, der nicht mehr einer Vision, der er nicht gewachsen ist, hinterher jagt, findet man erst in der späteren (und in der Tat späten), zweiten Schaffensperiode in den etwas umfangreicheren Bänden Spoza milczenia und Ludzkie pojêcie. Erst in diesen Gedichten kommt Szmidts wahres Gesicht zum Vorschein – als theaterbegeisterter Liebhaber schöner Frauen sowie der Natur, der seine Lebensfreude aus jedem Augenblick, jedem Tropfen des Lebens zu schöpfen imstande ist, gleichwohl aus den ganz alltäglichen Momenten – wie dem Spielen mit seiner Tochter – genauso wie aus den feierlichen – wie dem bewussten oder unbewussten Erfahren der Kunst: dies betrifft die poetischen Notizen über einen Spaziergang mit seinem Kinde in gleichem Maße wie jene über ein Konzert Alter SYLWETKI 61 To na niej ma³a Kinga - wielka artystka przed obiektywem taty bez wstydu flirtuje ze s³onkiem (Po co s¹ artyœci?, Spoza milczenia) Dopiero teraz smyczki spadaj¹ na struny a te z cichym jêkiem skar¿yæ siê poczynaj¹ na stosunki dworskie (Kto ich œmia³ zaprosiæ?) - to o nas zas³uchanych g³os z galerii panów Ksi¹¿ê w perukê strojny i ciê¿kie ordery drugi nie mniej puszysty z napuszon¹ min¹ inni tak¿e z pogard¹ wargi na nas pusz¹ Na œcianie przeciwleg³ej panie jak lilie bia³e wyrastaj¹ z dekoltów jak cukrowe g³owy (S³uchaj¹c koncertu rostockiego nonetu w Sali Barokowej, Spoza milczenia) Prostota s³ów i poetyckiego opisu, kryj¹ce sensy i znaczenia wykraczaj¹ce poza dos³ownoœæ, zdecydowanie s³u¿¹ wierszom Szmidta, którego odkrywamy jako bystrego obserwatora i komentatora rzeczywistoœci. Sensualizm i obrazowa metafora sprawdzaj¹ siê w jego przypadku nawet w wierszach autotematycznych, kiedy - jak w Poetyce - charakter i istotê swego wierszopisarstwa przyrównuje do zachowania ogarów wêsz¹cych za tropem rzeczywistoœci, które, gdy zmêcz¹ siê biegiem, Tak trwaj¹ jakby w wiecznej drzemce tymczasem wszystko dobrze s³ysz¹ na dworze lekko furtka skrzypi na strychu szelest kroczków mysich A zewsz¹d oddech boskiej ciszy 62 Musik. Gerade in letzterem Beispiel schenkt der Autor seine Aufmerksamkeit auch den Zuhörern, wobei die Notizen sind wie Einträge in einem Tagebuch wirken, die eine Erzählung über das eigene Leben mit Momentaufnahmen aus der ihn umgebenden Welt verbinden. An einem kalten Novembertag wie dem heutigen fehlt mir am meisten der Sommer der heiße Strand das Stoppelfeld die nach Heu duftende Wiese Auf diese Wiese liebäugelt vor dem Objektiv des Vaters die kleine große Künstlerin Kinga schamlos mit der Sonne (Po co s¹ artyœci? [Wozu gibt es Künstler?], Spoza milczenia) Erst jetzt fällt der Bogen von der Saite und beginnt mit leisem Wehleiden über die Verhältnisse am Hofe zu klagen (Kto ich œmia³ zaprosiæ? [Wer hat es gewagt, sie einzuladen?]) - es ist eine über uns im Hören versunkene Stimme aus der Männergalerie ein Fürst prächtig in Perücke gewandet und schwere Orden ein zweiter nicht weniger mollig mit einem eingebildeten Gesichtsausdruck andere ebenso verächtlich die Lippen über uns spitzen Auf der Gegenwand Damen weiß wie Lilien erwachsen den Dekolletés wie Zuckerköpfe (S³uchaj¹c koncertu rostockiego nonetu w Sali Barokowej [Beim Hören des Rostocker Nonets im Barocken Saal], Spoza milczenia) Die Einfachheit der Wörter und der poetischen Beschreibung, die mit ihrem Sinn und ihrer Bedeutungen über die wortwörtliche Deutung hinausgeht, kommen Szmidts Gedichten eindeutig zum Wohle, zeigen ihn nunmehr als einen scharfsichtigen Beobachter und Wirklichkeitskommentator. Der Sensualismus und die bildliche Metapher gehen jak z paruj¹cej wokó³ ziemi jak z mi³ych uchu s³ów, gdy wieczór zmru¿ywszy oko we mnie drzemie (Poetyka, Spoza milczenia) S³ychaæ w tym wierszu bardzo dalekie pog³osy wielkich wspó³debiutantów Szmidta: trochê tu grochowiakowej ¿artobliwie zamyœlonej groteski, trochê harasymowiczowskiego dystansu wobec œwiata, trochê nowakowego rozumienia i przeczuwania natury i jej zwi¹zków z cz³owiekiem. Jest wreszcie spór o poezjê (zob. wiersz G³os w dyskusji o poezji wspó³czesnej z tomu Spoza milczenia) z nie¿yj¹cym rówieœnym poet¹ buntownikiem - Andrzejem Burs¹, którego wo³anie o wiersze jak najbli¿sze ¿yciu nawet w jego najbrutalniejszych przejawach, zderza siê ze Szmidtow¹ staroœwieck¹ têsknot¹ za utrwalaniem w poezji tego, co piêkne i dobre, bo tylko to uznaje prawdziwe. Poetycki pamiêtnik Szmidta pozwoli zajrzeæ równie¿ za intymn¹ zas³onê prywatnoœci, przynosz¹c liczne, niektóre wcale udane erotyki, wiersze - impresje z pierwszych chwil ojcostwa po narodzinach córki, której kolejne etapy dorastania znacz¹ kolejne kartki zapisane poetyckimi tekstami ojca; coraz czêstsze s¹ te¿ wiersze o przemijaniu i nieuchronnym up³ywie czasu, jak ten w pomys³owej konwencji dziadowskiej ballady o torbie i kiju, w którym ¿ycie siê starzeje, nie poeta: Starzejesz ty siê, ¿ycie moje, Ka¿dego roku z koñcem lata coraz ciê mniej mam w torbie swojej co tylko w ³aty jest bogata (Torba i kij, Ludzkie pojêcie) Coraz wiêksze te¿ zdumienie nad zwariowanym œwiatem przynosz¹ póŸne wiersze rozmyœlania nad skomplikowan¹ natur¹ rzeczywistoœci i miêdzyludzkich relacji, które nie zmieni³y siê od czasów biblijnych powtarzaj¹c w nieskoñczonoœæ casus Kaina i Abla, wie¿y Babel, piek³a i raju. sogar in autothematischen Gedichten auf, in denen er – wie in Poetyka [Poetik] – den Charakter und das Wesen seiner Dichtung mit Bracken vergleicht, die der Realität auf der Spur umher schnüffeln, und wenn sie vom Laufen ermüden: Fortdauern, als ob sie in ein ewiges Nickerchen verfielen wären derweil jedoch gut hören draußen quietscht sanft die Pforte auf dem Dachboden ein Geräusch von Mäusetrappeln Und von ringsum der Atem der göttlichen Stille weht wie von dampfender Erde wie von netten Worten, wenn der Abend das Auge geschlossen in mir schlummert (Poetyka, Spoza milczenia) In diesem Gedicht ist ein sehr entfernter Nachhall Szmidts großer Mitdebütanten zu vernehmen: es klingt ein wenig der scherzhaft-nachdenklichen Groteske eines Grochowiaks, ein wenig der Distanz eines Harasymowicz’ zur Welt, ein wenig des Verstehens und Vorahnens der Natur und ihrer Bande zum Menschen eines Nowaks an. Und es ist schließlich ein wenig vom Streit um die Dichtung (vgl. hierzu das Gedicht G³os w dyskusji o poezji wspó³czesnej [Beitrag zur Diskussion um die gegenwärtige Dichtung] aus dem Band Spoza milczenia) mit dem gleichaltrigen, bereits verstorbenen Dichterrebellen Andrzej Bursa zu entnehmen, dessen Verlangen nach Gedichten, die dem Leben, auch in seinen brutalsten Erscheinungsformen, so nah wie nur irgend möglich stehen sollen, mit Szmidts altmodischen Sehnsüchten nach einem poetischen Festhalten all jenem, was gut und schön erscheint – und allein dies ist das einzig Wahre für ihn –, jedoch diametral entgegen stehen. Das dichterische Tagebuch Szmidts gestattet es gleichfalls, einen verschmitzten Blick hinter die intimen Kulissen des Privaten zu werfen, indem es zahlreiche, einige recht gelungene erotische Gedichte oder auch dichterische Impressionen aus den ersten Augenblicken seiner Vaterschaft nach der Geburt der Tochter beinhaltet, deren nacheinander folgende Etappen des Erwachsenwerdens dann in den poetischen Texten des Vaters festgehalten werden; immer häufiger anzutreffen sind daneben Gedichte über Vergänglichkeit und über den unaufhaltsamen Lauf der Zeit, wie bspw. in einem einfallsreichen Gedicht – gehalten in der Konvention einer Bettlerballade – über den Bettelsack und den SYLWETKI 63 Problemy wspó³czesnego œwiata: terroryzm, wojny i konflikty narodowoœciowe, nietolerancja, wszechw³adny konsumpcjonizm i komercjalizacja wypieraj¹ce idea³y i autorytety, polskie piekie³ko politycznych rozliczeñ i k³ótni s¹ wiêc w tekstach Szmidta niejako programowo obecne, czyni¹c zadoœæ publicystycznemu zaciêciu autora tej poezji, deklaruj¹cego, ¿e: Nie dana by³a mi przez Boga obojêtnoœci s³odka cecha bym siê nie miesza³ do spraw innych ludzi œni³ sen anielski na brudnej poœcieli (Podró¿e z ojcem, Ludzkie pojêcie) I chwa³a mu za tê nieobojêtnoœæ. „Czy nie jest szczytnym zadaniem literatury - pyta³ bowiem retorycznie, aczkolwiek sceptycznie, Józef Wittlin w swojej znakomitej diagnozie naszych czasów Orfeusz w piekle XX wieku wskazywaæ cz³owiekowi, jakim on byæ powinien, wmawiaj¹c mu, niejako na kredyt, cnoty, których chwilowo mu brak?” W przypadku Ireneusza Szmidta jednak, wznios³e cele stawiane poezji maj¹ charakter raczej deklaratywny, gdy¿ jest to poezja intymnego wyznania i osobistej refleksji, a nie wielkich idei i uniwersalnych problemów. Ta nieobojêtnoœæ objawi³a siê za to niew¹tpliwie w ca³ej pe³ni w jego dzia³alnoœci teatralnej szczególnie w pracy z m³odzie¿¹, dla której kontakt ze scen¹ i udzia³ w warsztatach mog³y byæ pierwszym krokiem rozbudzaj¹cym humanistyczne potrzeby i zainteresowania, a tym samym zmierzaj¹cym w kierunku odzyskania utraconych wartoœci i sensów. Próby czy raczej zapiski poetyckie Ireneusza Szmidta okreœli³abym zaœ mianem twórczoœci domowej - jak szlacheckie, staropolskie sylwy - „lasy rzeczy” - zbiory najprzeró¿niejszych tekstów, notatek, uwag, refleksji i przemyœleñ, stanowi¹ce wdziêczne przyczynki - szkice do obrazu epoki, bêd¹c jej dalekim, realizuj¹cym siê w pojedynczym istnieniu, echem i t³em w³aœciwego wizerunku, 64 Bettelstab: hier altert jedoch das Leben, und nicht der Dichter. Du wirst alt, mein Leben, Jedes Jahr mit dem Ende des Sommers hab ich dich immer weniger in meinem Sack der nur an Flicken reich ist (Torba i kij [Sack und Stab], Ludzkie pojêcie) Ein stetig anwachsendes Erstaunen über die Verrücktheit der Welt zeigt sich in den späten Gedichten, in denen der Autor über die komplizierte Natur der Wirklichkeit und der zwischenmenschlichen Beziehungen sinnt. Diese unterlagen, so Szmidt, seit den biblischen Zeiten keinerlei Veränderungen, wiederholen sich seit jeher in der Unendlichkeit des stets gleichen Musters, des casus Kain und Abels, des Turms zu Babel, des Paradieses und der Hölle. Die Probleme der heutigen Welt, der Terrorismus, Kriege und nationale Konflikte, Intoleranz, jedwede Ideale und Autoritäten verdrängende, allmächtige Konsumstreben sowie die damit einhergehende Kommerzialisierung wie auch die kleine polnische Hölle politischer Abrechnungen, Streite und Spiele sind in den Texten Szmidts zumindest programmatisch vertreten und verweisen gleichsam auf die publizistische Ader des Autors, der erklärt: Von Gott ward es mir nicht gegeben der Gleichgültigkeit süßer Geschmack um mich nicht einzumischen in anderer Leute Angelegenheiten den Engelstraum zu träumen auf schmutziger Bettwäsche (Podró¿e z ojcem [Reisen mit dem Vater], Ludzkie pojêcie) Diese Ungleichgültigkeit reicht ihm zur Ehre. „Ist es nicht die ehrenhafte Aufgabe der Literatur – so fragte einst, zwar rhetorisch, aber stets skeptisch zugleich Józef Wittlin in seiner hervorragenden Diagnose unserer Gegenwart Orfeusz w piekle XX wieku [Orpheus in der Hölle des 20. Jahrhunderts] – dem Menschen zu zeigen, wie er zu sein hat, indem sie ihm, sozusagen auf Kredit, all jene Tugenden einredet, die ihm derzeitig fehlen mögen?” Im Falle von Ireneusz Szmidt jedoch tragen diese erhabenen Ziele der Dichtung eher deklarativen Charakter, da es sich hier um eine Dichtung intimer Erklärungen und persönlicher Reflektion handelt, und nicht großer Ideen und universeller Problemstellungen. Diese Ungleichgültigkeit trat zweifel- na jaki sk³adaj¹ siê charakteryzuj¹ce j¹ d¹¿noœci i tendencje, kierunki, pr¹dy, style i mody. Poetycka sylwa Szmidta pozostanie zawsze cenn¹ rodzinn¹ pami¹tk¹, dla postronnych jednak mo¿e staæ siê jedynie sentymentaln¹ podró¿¹, w której przez chwilê towarzyszy siê komuœ obcemu, nie podzielaj¹c emocjonalnego zaanga¿owania, ale ¿yczliwie i z ciekawoœci¹ œledz¹c koleje jego losu, co wynagradza brak artystycznych wzruszeñ i wzlotów. O wiele mniej wyrozumia³ymi czytelnikami twórczoœci Szmidta, który jest te¿ autorem adresowanego do milusiñskich poemaciku zatytu³owanego Tata ma ma³ego fiata, bêd¹ zaœ dzieci, które nie odnajduj¹c w nim ¿ywego i jêdrnego jêzyka na miarê jeœli nie Jana Brzechwy to choæby Tadeusza Kubiaka, na pewno nie zechc¹ potraktowaæ go jako ¿artobliwej historii polskiej motoryzacji, co pewnie uczyniliby doroœli, wzdychaj¹c przy okazji nad nieub³aganymi - dla ludzi, rzeczy i wielu ksi¹¿ek - prawami bezlitoœnie weryfikuj¹cego wszystko czasu... sohne in ihrem vollem Umfang in der Theaterarbeit Szmidts zum Vorschein. Insbesondere in seiner Arbeit mit den Jugendlichen, für die der Kontakt mit der Bühne und die Teilnahme an Theaterworkshops ein erster Schritt hätten sein können in Richtung eines Erwachens humanistischer Bedürfnisse und Interessen und damit einhergehend in ein Wiedergewinnen verloren gegangener Werte und Inhalte. Die poetischen Versuche – oder wohl eher: Notizen – des Ireneusz Szmidt würde ich hingegen eher einer Literatur für den hauseigenen Gebrauch einordnen, ganz in der Tradition der adligen, altpolnischen silvae – der „Wälder der Dinge” –, also von Sammlungen so unterschiedlicher Texte wie Notizen, Anmerkungen, Reflexionen und Überlegungen, dankbare Beiträge und Skizzen zum Bild der jeweiligen Epoche. Sie bilden zugleich ihr weites Echo, das sich im einzelnen Sein verwirklicht, und den Hintergrund ihres „wahren Antlitzes”, welches sich wiederum aus dem es charakterisierenden Streben sowie den vorherrschenden Tendenzen, Richtungen, Strömungen, jeweiligen Stilrichtungen und Moden zusammensetzt. Die poetischen silvae rerum Szmidts verbleiben ein wertvolles Familienandenken, für Außenstehende jedoch kann es einzig zu einer sentimentalen Reise werden, auf der man für eine kleine Weile jemanden Fremden begleitet, ohne dabei aber sein emotionales Engagement zu teilen vermag, jedoch – freundlich und mit Interesse – sein weiteres Schicksal verfolgt, was den Leser für das Fehlen künstlerischer Ergriffenheit und Höhenflüge belohnt. Zu den wesentlich weniger nachsichtigen Lesern des Schaffens Szmidts werden die Kinder zählen, an die zum Beispiel das kleine Gedichtchen Tata ma ma³ego fiata [Papa hat einen kleinen Fiat] gerichtet ist. Sie werden dort keine lebhafte und kernige Sprache – wenn schon nicht eines Jan Brzechwa, dann wenigstens schon eines Tadeusz Kubiak – finden, und es sicherlich auch nicht als eine scherzhaft gemeinte Geschichte der polnischen Motorisierung lesen wollen, wie es wohl die Erwachsenen tun würden, und die bei dieser Gelegenheit über die – für Menschen, Dinge und viele Bücher – unerbittlichen Rechte der erbarmungslos alles verifizierenden Zeit stöhnen. Übersetzung aus dem Polnischen Grzegorz Za³oga SYLWETKI 65 Ireneusz K. Szmidt Poetyka Poetik Jak te ogary, kiedy w izbie wieczór przyczai siê pod progiem i gdy im tryskaj¹cy ¿arem sierœæ wyczesuje mi³y p³omieñ, zmru¿ywszy oczy drzemi¹ we mnie rogate s³owa... o krew moj¹ grzej¹ siê wdziêczne za goœcinê w sercu, gdzie przecie¿ najgorêcej Wie die Jagdhunde, wenn in der Stube Abend unter der Schwelle lauert und angenehme Flamme glutschiessend ihr Fell striegelt mit halbgeschlosenen Augen schlummern in mir stechende Worte... an meinem Blut wärmen sich dankbar für die Bewirtung im Herzen, wo am wärmsten Co chwila wznosz¹ ³by znu¿one i znów je k³ad¹ miêdzy ³apy zgonione dniem i polowaniem na siwych polach za ogrodem ich pyski ociekaj¹ pian¹ a nozdrza drgaj¹ niespokojnie jakby w drapie¿nym jeszcze szale szczu³y na miedzy strofê rann¹ Jeden Augenblick erheben ihre müde Köpfe und wieder legen sie zwischen Pfoten abgehetzt mit Tag und Jagd auf grauen Feldern hinter dem Garten ihre Schnauzen mit Schaum bedeckt und Nasen unruhig wittern wie sie in noch blutrünstigem Wahn eine verwundete Strophe am Rain hetzten Jak wiatr uciekn¹ mi niekiedy na pró¿no wtedy gwi¿d¿ê, wo³am rozbieg³y siê nie do schwytania w zaroœla i op³otki stare Tak potem skoml¹ winne zgryzot ¿e d³u¿ej nie byæ mi zgniewanym bo prawdê mówi¹c bardzo lubiê ich boki wzdête, prêgowane Wie der Wind entlaufen sie mir manchmal ich pfeife dann vergebens, rufe sie zerstreuten sich ungreifbar im Gebüsch und alten Flechtzäunen Dann winseln des Kummers schuldig so ward ich nicht länger zornig denn offen gesagt ich mag sehr ihre aufgeblähte, gestreifte Flanken Niepewne skrobi¹ do serc ludzi spokój im nios¹ i psi¹ wiernoœæ lecz bywa – odbieraj¹ spokój a potem cicho le¿¹ w budzie Na gbura z dala zêby szczerz¹ na nikczemnika jednym skokiem prêdzej ni¿ schyli siê po kamieñ okiem nie mrugn¹ na tupanie Unsicher kratzen sie an den Menschenherzen bringen ihnen Ruhe und hündische Treue aber es kommt vor – sie rauben die Ruhe und dann liegen still in der Hundehütte Den Flegel aus der Ferne anblecken auf den Gauner mit einem Sprung schneller als er nach den Stein bückt beim Trampeln mit keiner Wimper zucken Tak trwaj¹ jakby w wiecznej drzemce tymczasem wszystko dobrze s³ysz¹ na dworze lekko furtka skrzypi na strychu szelest kroczków mysich A zewsz¹d oddech boskiej ciszy jak z paruj¹cej wokó³ ziemi jak z mi³ych uchu s³ów, gdy wieczór zmru¿ywszy oko we mnie drzemie So liegen sie als ob im ewigen Schlummer während sie alles gut hören im Hof das Pförtchen leise knirscht auf dem Dachboden Mäusetritte Und überallher Atem der göttlichen Stille wie der rundum dämpfenden Erde wie der netten Worten, wenn der Abend sein Auge einkneifend in mir schlummert Übertragen von Ernest Dyczek 66 Ireneusz K. Szmidt Stimme in der Diskussion über moderne Dichtung Es gibt, für denen Dichtung kein herzhafter Moment sei der beflügelt in die irreale Welten versetzt – aber Reden darüber aber Schreiben darüber... Ich weiß etwas davon denn knüpfe ich manchmal Geflechte aus ihren wahren Wörter, ohne denen wäre sie ärmer um eines oder zweites unnötiges Gedicht Es gibt, für denen Dichtung ein Taschentuch sei mit dem putzen sie ihre verrotzte vom Riechen daran Nasen mit Gift bespuckte boshafte Munde... Ich weiß etwas davon bin selber neidisch auf Talent zum schmerzlosen Streichen dessen Gott der unübertrefflicher Meister sei Es gibt, die Gedichte wie modische Buxe tragen mit Verachtung strafen die alten schönen Poeten... Ich weiß etwas davon bin schon alt und ganz unschön Aber vielleicht diese Schöne gibt es nicht mehr? G³os w dyskusji o poezji wspó³czesnej S¹, dla których poezja to nie ta chwila serdeczna co uskrzydla w nierealne œwiaty przenosi – ale gadanie o niej ale pisanie o niej... Wiem coœ o tym bo czasem tworzê sploty z jej s³ów rzeczywistych, bez których mniej by jej by³o o jeden czy drugi niepotrzebny wiersz S¹, dla których poezja jest chusteczk¹ któr¹ wycieraj¹ zasmarkane od jej w¹chania nosy zaplute jadem z³oœliwe usta... Wiem coœ o tym bom sam zawistny o talent bezbolesnego skreœlania którego Bóg jest niedoœcig³ym mistrzem S¹, którzy wiersze jak modne portki nosz¹ w pogardzie mijaj¹c starych piêknych poetów... Wiem coœ o tym bom stary ju¿ i ca³kiem niepiêkny Ale mo¿e tych piêknych ju¿ nie ma? Übertragen von Ernest Dyczek 67 Ireneusz K. Szmidt S³uchaj¹c koncertu rostockiego nonetu w Sali Barokowej Siedz¹ skupieni oprawieni w bia³e fotele kryszta³owe lustro prawi im wdziêczne dusery wiêc uœmiechaj¹ siê do siebie uprzejmie Stroj¹ instrumenty... gipsowe girlandy wyrastaj¹ jak rogi z tych g³ów meklemburskich obok niej dojrza³a – t³uszczu i godnoœci pe³na ze zrozumieniem kiwa wykszta³con¹ g³ow¹ Tamta zgrabna i œliczna by³a i ca³owaæ dawa³a doln¹ wargê jak ¿adna... Teraz orkiestra w nostalgiê popad³a Kto tutaj w blask odziewa œwiece na estradzie? Wchodz¹ lokaje w liberiach sztywnych jak œwieczniki Zgas³ plafon œwietlny sztych w kryszta³owe lustro... Dopiero teraz smyczki spadaj¹ na struny a te z cichym jêkiem skar¿yæ siê poczynaj¹ na stosunki dworskie Kto ich œmia³ zaprosiæ? – to o nas zas³uchanych g³os z galerii panów Ksi¹¿ê w perukê strojny i ciê¿kie ordery drugi nie mniej puszysty z napuszon¹ min¹ inni tak¿e z pogard¹ wargi na nas pusz¹ Na œcianie przeciwleg³ej panie jak lilie bia³e wyrastaj¹ z dekoltów jak cukrowe g³owy tej w czerwonych szatach biust prawie ju¿ zakwit³ 68 Przez okienny muœlin z³o¿ony w draperiê zakwitaj¹ kolorowe neony Rostocku „... stokrotka ros³a polna...” z szelestu trawy wyskoczy³a nutka komara i zamilk³a przera¿ona – to pomyli³ siê skrzypek i przeprosi³ Schuberta Pan z w¹sami siê zdrzemn¹³ s¹siad te¿ ju¿ chrapie Ksiêciu pierœ od orderów za ramê obwis³a Muzycy wstaj¹ z krzese³ gor¹co klaszczemy Wychodzimy a w Sali Barokowej miêdzy portretami rodz¹ siê nowe zdrady i koneksje Ireneusz K. Szmidt Das Konzert des Rostocker Nonetts im Barocksaal hörend Sie sitzen gesammelt eingerahmt von weißen Sesseln Kristallspiegel schmeichelt ihnen anmutig so lächeln sie sich an höflich ihr Busen fast erblühte neben ihr eine reife – voll des Fettes und Würde nickt verständnisvoll mit gebildetem Kopf Instrumente stimmen... Gipsgirlanden sprießen wie Hörner aus diesen mecklemburgischen Köpfen Jene fesch und hübsch war und gab zum Küssen ihre Unterlippe wie Keine... Wer kleidet da Kerzen in Schimmer auf der Bühne? Jetzt das Orchester in Nostalgie verfiel Lakaien kommen in Livree steif wie Leuchter Plafond erlosch Lichtstich in den Kristallspiegel... Erst jetzt fallen Streicher auf die Saiten und diese mit leisem Seufzer beginnen zu klagen über die Hofzustände Wer wagte sie einzuladen? – dies über uns ganz Ohr Stimme aus der Herrengalerie Prinz geschmückt mit der Perücke und schweren Orden zweiter nicht weniger bauschig mit mürrischer Miene andere auch mit Verachtung ihre Lippen gen uns wölben Auf der Wand gegenüber Frauen wie weiße Lilien sprießen aus Dekolletes wie Zuckerhüte dieser im roten Gewand Durch den Fenstermusselin gefaltet zur Draperie erblühen Rostocker Neonlichter „...Rösslein auf der Heide...“ aus dem Grasrauschen sprang eine Mückennote und verstummte erschrocken – es irrte sich Geiger und entschuldigte bei Schubert Herr mit dem Schnurrbart nickte ein Nachbar schnarrcht schon auch Dem Prinzen seine Brust voller Orden aus dem Rahmen fiel Musiker stehen von Stühlen auf wir klatschen stürmisch Gehen aus und im Barocksaal zwischen den Porträts entstehen neue Verrate und Beziehungen Übertragen von Marek Feliks Nowak 69 Ireneusz K. Szmidt *** *** Istniejesz jeszcze w dŸwiêku strun tak dalekim od czasu w którym by³aœ harf¹ Du weilst noch im Saitenklang so fern von der Zeit wann du eine Harfe warst Teraz tylko cisza gra adagio stóp za szybami pe³nymi deszczu Jetzt nur Stille spielt Adagio der Füßen hinter der Scheiben voller Regen W dŸwiêkach harfy jesteœ ju¿ metafor¹ obc¹ wyobraŸni... In Harfenklängen bist du schon eine Metaphor der Phantasie fremd... Istniejesz jeszcze w pamiêtaniu tej ciszy kiedy d³onie twoje jak liœcie w jesieñ opada³y zmêczone liœcie po koncercie na wiatr i deszcz Du weilst noch im Erinnern dieser Stille als deine Hände wie Blätter in den Herbst fielen müde Blätter nach dem Konzert für Wind und Regen Übertragen von Marek Feliks Nowak 70 MAŁY LEKSYKON POETÓW LUBUSKICH Andrzej K. Waœkiewicz Robotnicy pisz¹cy Skoro było w całym kraju, to było i tutaj. Tyle że jakby mniej ofensywnie, a bardziej zwyczajnie. Dziś zdaje się ośrodek zielonogórski już nie istnieje, dość prężnie natomiast działa ośrodek gorzowski. Wiem coś o tym, bo przez parę kolejnych lat zatrudniałem się tam jako tzw. konsultant. Organizacja nazywa się Robotnicze Stowarzyszenie Twórców Kultury. Po prawdzie w tym czasie, gdy konsultowałem ich wiersze, robotników raczej nie było, a jeśli – to emerytowani. W ciągu bowiem lat, które upłynęły, organizacja przeszła dość radykalne przemiany i dziś tym różni się od innych, że jest rodzajem zrzeszenia ludzi „trzeciego wieku”. Co tu kryć – w III RP jest to jedna z grup uprzywilejowanych, dysponuje czasem, ma – to nic, że niewielkie – wolne pieniądze, może więc opłacić należną część kosztów pobytu na warsztatach twórczych. Jeśli nie uda się uzyskać dotacji lub wsparcia – sami pokryją koszty wydania tomiku. Przed laty było całkiem inaczej. Gdy w połowie lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia (brzmi to dostojnie, ale takie są konsekwencje upływu czasu) Paweł Soroka po zorganizowaniu Centrum Literackiego „Gremium” powołał wpierw Warszawski Klub Robotników Piszących potem zaś wielką ogólnopolską organizację szło o Sprawę Wielką. „Chodzi między innymi o uspołecznienie treści – mówił w 1987 roku na naradzie programowej organizacji (materiały z niej opublikowano w Poznaniu rok później w broszurze zaty- MA£Y LEKSYKON POETÓW LUBUSKICH 71 tułowanej Robotnicy i twórczość) – bo gdybyśmy analizowali piśmiennictwo robotników, to są w nim treści, którymi żyje nie tylko klasa robotnicza, ale całe społeczeństwo. A więc jest to piśmiennictwo różne od nurtów typowo estetyzujących. Ja ich nie neguję, bo też bogacą naszą kulturę, ale my uznajemy za szczególnie istotne te nurty w piśmiennictwie robotników, które są nośnikiem społecznych treści, demokratyzujących proces wytwarzanie kultury”. To brzmi jeszcze łagodnie, ale w dyskusjach mówiło się o tym, że pisarze mają się uczyć od robotników, robotnicy zaś mają szansę stworzenia prawdziwie demokratycznej kultury (literatury także). Ona wyrazi ich etos, ten zaś – z definicji – jest przodujący. Och, nawet nazwę dla owego nurtu, który miał się zrodzić z fuzji dążeń młodych i środowisk robotniczych wymyślono – miał to być „romantyzm realny”. W owych heroicznych czasach, bywało, toczyłem spory i z Pawłem Soroką, i jego kompanionami. Po pierwsze więc, zgodnie zresztą z Doktryną, zastanawiałem się dlaczegóż to o świadomości klasy mam wnioskować na podstawie tego, co sądzą poszczególne indywidua? Niewykluczone, że ich teksty skażone są fałszywą świadomością i niekoniecznie trafnie rozeznają rzeczywistą sytuację. Po drugie zaś wzorcotwórcza rola owych wytworów wydawała mi się co najmniej podejrzana. Tłumaczyłem więc Pawełkowi, że zatrzymał się na etapie myśli tow. Bogdanowa, zapoznając to, co w podobnych kwestiach formułował tow. Lenin. Bogdanow mianowicie sądził, iż proletariat sam z siebie wytworzy nowe normy kultury (sztuki także), Lenin zaś – że wchłonie i przetworzy cały kulturalny dorobek ludzkości i na tym gruncie stworzy nową kulturę. Nawet w kwestii, którą również w tych kręgach rozważano, mianowicie roli inteligencji, też miałem odpowiedź. Z lat chyba jeszcze wcześniejszych. Mianowicie twierdzenie o wnoszeniu świadomości z zewnątrz. Co prawda 72 zdanie Lenina odnosiło się do ruchu związkowego, ale – w ujęciu Lukácsa – uzyskało obszerną eksplikację także w odniesieniu do zjawisk kulturalnych. Pamiętałem też, że doświadczenia Proletkultu po latach usiłowano reaktywować w NRD po postaci tzw. bitterfeldzkiej drogi do literatury. Efekty nie były imponujące. Dyskusje dyskusjami, ale w tym wszystkim, co tu kryć, czaiła się groźba. Ta mianowicie, że ruch ten – jeśli by pojawiła się realna potrzeba – mógł być użyty, właśnie przeciw twórcom. Jak ich nazywał Soroka „typowo estetyzującym”, bądź, jak formułowali inni teoretycy ruchu, oderwanym od życia narodu i podlegającym rozmaitym zdrożnościom. Jak to w praktyce mogło wyglądać – przekonałem się naocznie. Było tak oto, że – po ustaleniach na wysokich szczeblach – warunkiem odbycia jednego z kolejnych seminariów z cyklu „O sztukę czasu, w którym żyjemy” poświęconych młodej literaturze, było włączenie do programu referatu o działalności „Gremium” (wygłosił go Krzysztof Kuczkowski). Referat jak referat, zdaje się, że traktował o „realnym romantyzmie”. Ważniejsza była dyskusja. Oprócz bowiem twórców z „Gremium” na salę przybyła spora grupa piszących robotników. Młodzi twórcy ubrani byli raczej na luzie, ci zaś w garniturach i przy orderach. Referenci rozprawiali o młodej literaturze, a to w kategoriach światoobrazu, a to wtórnego systemu modelującego, a to znów zapośredniczeń. I wtedy wstawał któryś z tych panów i krzyczał, że nie po to walczyliśmy o Polskę Ludową, by teraz o jakichś zapośredniczeniach gadać, my, mówił, tworzymy literaturę związaną z życiem kraju, klasą robotniczą, z tym, czym żyje naród, a tu o zapośredniczeniach się gada... Nie, wtedy groźnie nie było, raczej śmiesznie. Ruch rósł w siłę. Rada Konsultacyjna RSTK afiliowała się przy Narodowej Radzie Kultury, powstało centralne pismo „Twórczość Robotników” (wychodzi do dziś), były też pisma regionalne i lokalne, kluby powstawały w zakładach pracy, w ośrodkach miejskich i wojewódzkich. Że równolegle, prócz licznych książek z wierszami i opowiadaniami, powstawało piśmiennictwo teoretyczne (lub parateoretyczne) to oczywiste. Tyle że nic z niego na dobrą sprawę nie wynikało. Choć przecież sprawa była poważna. Skoro klasa robotnicza była, z definicji, przodująca, to jej wytwory też powinny prezentować świadomość awangardową. Rzecz w tym, że w swej masie prezentowały raczej ariergardę. Literacka świadomość autorów była niewielka, a prócz tego nie bardzo wiadomo czego od nich oczekiwano. Czy raczej tego, by kontynuowali dziewiętnastowieczną poezję protestu społecznego, czy – wprost przeciwnie – opiewali dokonania PRL. Z licznego grona autorów gorzowskich dwoje w publikacjach programowych tego kręgu funkcjonowało na prawach swoistego wzorca. Kazimierz Jankowski i Maria Przybylak. Oboje pracowali w gorzowskim „Stilonie”. Jankowski był aparatowym polimeryzacji, Przybylak – robotnicą. On skończył technikum chemiczne, ona szkołę zawodową. Pokoleniowo różnili się. Ona urodziła się w 1929 r. w biednej rodzinie chłopskiej, on w 1945. Ale przecież genealogia jest podobna. Pisze Maria Przybylak: Która ja jestem ta ważniejsza, prawdziwa? – bo robię w Stilonie swe wiersze fabryczne a w herbie mam gniazdo bocianie Na hak prawdy chwytasz mnie czytelniku – myślisz że ci się nie przyznam? Do hal w rzędy maszyn spod strzechy trafiłam Bo tam i tu moja ojczyzna. (Właściwe miejsce) U Jankowskiego jest podobnie: Moja Ojczyzna – to dom rodzinny to barwy wspomnień z lat dziecinnych siano na łące, lasy bez skazy i pierwsze życia drogowskazy moja Ojczyzna to mała szkoła to woźny który na lekcję wołał To wioska której na mapie nie ma łaciata krowa i czarna ziemia moja ojczyzna – to panorama okiem wieżowca w dzień oglądana... (Ojczyzna) W zasadzie też podobne są wspomnienia dzieciństwa i młodości, tyle że umiejscowione w nieco innych realiach. U Przybylak są to wspomnienia międzywojennej nędzy wielodzietnej rodziny, u Jankowskiego coś, co wtedy nazywano „trudnościami startu”: Czy pamiętasz smak margaryny w pokoiku za pół wypłaty i ten wścibski wzrok gospodyni za zasłoną w najtańsze kwiaty? (Kryształowe wspomnienia) Dalszym etapem jest „zastępcze szczęście”, „dwie walizki w pokoju pustym”, kolejnym, gdy „minęło długich lat trzydzieści / w tym siedemnaście trudnej pracy” – „M-3”. Skądinąd ten wiersz (Cygańska wróżba) ukazuje coś, co możnaby nazwać pułapem marzeń. Mieści się w nim „domek murowany”, „Ogród kwiatem wysadzony”, „samochód [...] w garażu”, „w domu telefon i kominek”, „wczasy w Bułgarii lub na Krymie”, „w szafce maszyna do pisania”, przy tym wszystkim „ambitna żona, dobre dzieci”, a także „dużo awansów i angaży”. Co tu kryć – nic nie stoi na przeszkodzie, by zakwalifikować je jako mieszczańskie z ducha. A skoro tak, to zdanie „Bo cóż mi daje moja praca / i grosz za który nic nie kupię” może być traktowane podobnie. Powiemy wówczas, że tak jak drobnomieszczanin (sklepikarz na przykład) chce MA£Y LEKSYKON POETÓW LUBUSKICH 73 uzyskać możliwie najwyższą cenę za sprzedawaną przez siebie pietruszkę, tak robotnik, który ma na zbyciu jedyny towar – swoją pracę – chce ją sprzedać za możliwie najwyższą cenę. Jak to się ma do etosu przekształceń, zmiany społecznych struktur, wyzwolenia pracy, nie rozstrzygali ani sami autorzy, ani teoretycy ruchu. Osobliwość druga była taka, że gdy przychodziło do konkretów, pracę opisywano trybem znanym z poezji dziewiętnastowiecznej. Praca jako udręka, „koszmarne godziny”. Prządki Na spuchniętych nogach chodzą wciąż zmęczone wokół swej maszyny, która goni wściekle I nie wiedzą czemu im jest przeznaczone życie w bezustannym trzyzmianowym piekle (Trzyzmianowe piekło) Skądinąd – to co jest poza pracą opisywane jest podobnym trybem, zmienne są tylko realia. „W myślach spłacają swe zaległe raty / Inne wciąż czekają na klucz od mieszkania”, „myślami są [...] przy swojej rodzinie”, „przy córce co miejsce zajęła w kolejce / lub przy czekającym na posiłek synie”. Owszem, pojawi się motyw zakładu pracy jako „drugiego domu”, coś w rodzaju dumy z rozbudowy miasta, ba – nawet odwołanie do rewolucyjnych tradycji wiatr goniący martwe liście poderwał do szturmu flagi za tych którym w siedemnastym starczyło odwagi (Drugi dom) Wszystko to jednak – tak powiedzmy – osobno. W wierszach Marii Przybylak te motywy są na bardzo dalekim planie. Pierwszy jej tomik nosił wprawdzie „produkcyjny” 74 tytuł Polimer granulowany (1980), ale praca – traktowana zresztą poważnie – była tylko jednym z elementów świata przedstawionego. Nie odczuwała jej jako szczególnej dolegliwości, być może dlatego, że dysponowała skalą porównawczą. Zgodnie zresztą z przesłaniem matki, która – jak pisze – „z gęstwy zajęć / kierowała / do mnie / troskliwość / zakochaj się dziecko / zakochaj w robocie / żmudnej / uciążliwej / z czystością intencji / bo tylko taka pozbawia nas hańby”. Tak naprawdę jej tematem była codzienność. Życie rodzinne, obserwowane sytuacje i – własna twórczość, która to wszystko w swoisty sposób uwznioślała. Jeden z późnych wierszy zatytułowany Remanent jest taką właśnie próbą życiowego bilansu: lubiłam te balie z pieluszkami karmienie soczki herbatki kaftaniki rajtuzki co rok prorok elementarz dnia minęły zmartwienia zapalenia odry koklusze była radość ze stopni z matmy religii polskiego za mną śluby wnuczęta dalszy ciąg rodowodu jestem na drugim końcu mostu spokojna o bezpieczne dojście do b r z e g u W wierszach „fabrycznych” było podobnie: worki zużyte po kaprolaktamie myję z wielką dbałością jak świątynne naczynia po sakralnym odcelebrowaniu albo jak synowskie koszule czekające na niedzielny spacer na spotkania w te worki pójdzie polimer zrobiony na błysk lub głęboki mat według zamówień (W fabryce) Zapewne – był w tym rodzaj dumy z „przykładnego używania rąk”, przeświadczenie, że „fabryka to nie dom biesiadny”. Coś w rodzaju poczucia własnej wartości mającej swe źródło – po równi – z poczucia wartości pracy, jak i spełnienia się w życiu rodzinnym. Przybylak była pogodzona, Jankowski buntowniczy. Ich wiersze społeczne pisane już po transformacji (Jankowski zmarł w 1992 r., Przybylak w 2005) są wszakże zaskakująco podobne. Jankowski: Dziś dla ciebie pracy zabrakło Jutro będziesz pukał do bramy A nad głową miało być światło i zdjąć mieli wszystkie kajdany (inc. „Nieprzespanych nocy tysiące”) Przybylak: – owocuje dziś lumpeksami niedonoszonych zagranicznych szmat, gwałtem kpiarstwem i rozbojem bez przywileju dla uczciwie przepracowanych dziesiątków lat – po dożywienie pójdę pod kościół (Żeby Polska...) Co – jednak – zostało jej oszczędzone, tyle że ostatni tomik (Takie szczęście, 2001) ukazał się dzięki pomocy finansowej ks. biskupa Adama Dyczkowskiego, ordynariusza dziecezji zielonogórsko-gorzowskiej. O tyle to nie dziwi, że i Pawła Sorokę, który prócz przewodniczenia RSTK jest także sekretarzem Polskiego Lobby Przemysłowego oglądam w telewizji „Trwam” i słucham w Radio Maryja. Przesadziłbym mówiąc, iż – z czysto literackiego punktu widzenia – są to wiersze ważne. Jeszcze bardziej minąłbym się z prawdą, gdybym twierdził, że teoretyczny dorobek ruchu pozostał czymś więcej niż świadectwem omyłek i uroszczeń. W wierszach wszelako zapisany został spory kawał polskich doświadczeń. Są świadectwem przemian półwiecza, nadziei, rozczarowań, a także zwykłego bytowania, ukazanych z perspektywy ich – tak nazwijmy – szeregowych uczestników. Wiemy co sądzili o sobie, swym miejscu w strukturach społecznych. Zdołali zapisać swój los, nadzieje i spełniania, a także rozczarowania. Im bardziej zwyczajnie, bez uroszczeń – tym lepiej. Bo, co tu dużo mówić, efektem społecznych przemian jest to także, że różnicują się role. Klasy i warstwy społeczne generują ze swego łona specjalistów wyrażających ich aspiracje, potrzeby i świadomość; także – świadomych artystów. Na tym, zdaje się, polegał błąd ruchu, że mniemał, iż zastąpią ich szlachetni amatorzy twórczość artystyczną uprawiający na marginesie swych zawodowych zatrudnień. VIII 2006 MA£Y LEKSYKON POETÓW LUBUSKICH 75 Wald Gerson Rak Oli, maleñkiej Ty jesteœ taka maleñka, œwiat wokó³ gorzki, ¿ar, p³omieñ – uniosê ciebie na rêkach, przeniosê przez wodê i ogieñ. ____ kamieniu, tul. Schroñ wietrze. Grzej, cieniu. Wo³am ciê g³upim sercem. _____ Kamieñ i cia³o. W piasku p y ³ . Jak¿e ma³o. Bez Oli _____ J a h w e Baal – szem – towa, Arka jest gotowa. Bo¿e Mandelsztama, wezmê Sarê. Sama. Z córeñk¹. (Daleka. Nie mówi, ¿e czeka). Z domu I z a a k a szum traw i robaka. Wysoko. W firmament. Halelujah! Amen. 76 Wald Gerson Rak *** Ptactwo w ogrodach. Sad. W œniegu kwiecia w maju. Tak mi nas szkoda. *** S¹d. Sprawiedliwy? Nie wolno jej pragn¹æ, gdy pierwszy w³os siwy? *** Zmrok. trzeba ju¿ iœæ. zamkn¹æ wczoraj, jak drzwi. Przesz³oœæ to jutro dziœ. *** W œniegu jab³oni. Wiosna krzyczy ptakami. Za nic kochani. *** Nie piszesz. Milczysz. S³owem poraniony znasz smak jagód wilczych. 77 PREZENTACJE Jacek Weso³owski Artysta i teoeretyk sztuki, literaturoznawca, doktor nauk humanistycznych. Rocznik 1943, od 1981 w RFN, mieszka obecnie w Berlinie i w Bia³owicach w Lubuskiem. Künstler und Kunsttheoretiker, Literaturwissenschaftler, Dr. phil. Jahrgang 1943, seit 1981 in der BRD, gegenwärtig lebt er in Berlin und in Bialowice im polnischen Niederlausitz. Wystawy (wybór) / Ausstellungen (Auswahl) Wystawy indywidualne, w³asne projekty / Einzelaustellungen und eigene Projekte: Tagebuch, pod tym tytu³em ok. 30 wystaw, m.in. w / mit diesem Titel etwa 30 Ausstellungen, u.a. in: Galerie Contempora, Münster 1984, Stadtbücherei Kiel 1985, Galerie am Bürgerpark, Bremerhaven 1985, Beletage – Galerie im Studio, Düsseldorf 1985, Werkkunstschule Lübeck 1986, Theater in der Kunsthalle Hamburg (Käfig) 1986, Galerie Nawrocki, Dortmund 1986, FernUniversität Hagen 1987, Polnisches Theater Kiel 1987, Galerie Calico, Essen 1987, Galerie Tina Schwichtenberg (Geschichte), Kiel 1988, Galerie Nawrocki, Köln 1990, STS-n Galeriassa (Päiväkirja), Tampere 1993, Galerie Calico (P. Uppe), Essen 1993, Städtische Galerie im Cranach-Haus, Lutherstadt Wittenberg 1993; Dziennik 1983– 93, Muzeum Kinematografii w £odzi 1993; Arca, Burgkloster zu Lübeck 1994, Muzeum Historii Miasta £odzi 1995; Krám, Hradcanska Galeria, Praha 1995; Arsena³, Muzeum Historyczne we Wroc³awiu, Arsena³ Miejski 1996; Frühlingsnachtstraum (projekt z udzia³em Kiloñskiego Kwartetu Smyczkowego / mit Teilname des Kieler Geigequartets), Jüdisches Museum Rendsburg 1996; Inter Wencja (projekt z / mit: Bernhard Schwichtenberg), Muzeum Historii Miasta £odzi 1997 (nastêpnie / dann) Textilmuseum Neumünster 1997, Städtische Galerie im Elbeforum, Brunsbüttel 1998; Merry Christmas!, Galerie im Lutterbecker, Lütterbek 1997; Boot, Schifffahrtmuseum Rostock1999; Grenzen (wystawa-performance z / mit: Wolfgang Friedrich), Kunsthalle Rostock 1999; Arca – Appendix, Muzeum Ziemi Lubuskiej, Zielona Góra 1999; Wirk-lich (projekt z udzia³em / mit Teilnahme: 78 Johannes Maria Bienemann, Anke Mellin, Bernhard Schwichtenberg, Tina Schwichtenberg), Brunswiker Pavillon Kiel, 1999; K. Opf, Kunstverein Roter Pavillon, Bad Doberan 2000; Domi, (projekt „na granicy sztuki” / ein Projekt „an der Kunstgrenze”), Stara Plebania w Bia³owicach, od 2000 corocznie / seit 2000 jedes Jahr, w ramach projektu Domi m.in. wystawa / im Rahmen des Projektes Domi die Ausstellung Jehsen – zaginiona wieœ. Projekt idei (z udzia³em / mit Teilnahme: Rados³aw Czarkowski, Renate Hampke, Paulina Komorowska-Birger, Klaas Krüger, Alicja Lewicka, Anne Ochmann, Zenon Polus, Markus Wirthmann, wspó³autorka projektu Izabela Andrzejewska), druga wersja wystawy, pt. / die zweite Ausstellungversion betitelt Jehsen in Berlin, Atelierhaus Bizetstraße, Berlin 2005; Inter Vention – Berlin (z / mit Bernhard Schwichtenberg), Polski Instytut Kultury w Berlinie 2001; GrenzeGranica, wystawy w / Ausstellungen in: Galerie am Alten Markt der Hansestadt Rostock 2001, Burgkloster zu Lübeck 2002, Zamek Ksi¹¿¹t Pomorskich w Szczecinie 2002; Kunst-Werk i / und Prace Bia³owickie, Biuro Wystaw Artystycznych w Zielonej Górze i Stara Plebania w Bia³owicach 2005; Granica – Zwi¹zki (z udzia³em / mit Teilnahme von: Jan Berdyszak, Leif Draeby, Stanis³aw Dró¿d¿, Wolfgang Friedrich, Ryszard Hunger, Klaas Krüger, Ellen Lehmann, Bernhard Schwichtenberg, D¹brówka Sobocka, Jerzy Treliñski), Muzeum Historii Miasta £odzi, 2006 Udzia³ w wystawach i projektach zbiorowych / Ausstellungs- und Projektbeteiligungen: Drei polnische Künstler, Kultur- und Kommunikationszentrum Kiel 1985; Die Schrecken des Krieges. Kriegs- und Revolutionsdarsellungen aus fünf Jahrhunderten, Galerie im Flottbek, Hamburg 1985 i / und Kommunale Galerie Berlin-Wilmersdorf 1986; Murales Internationale (coroczne sympozjum artystyczne, udzia³ w / jährliches Kunstsymposion, Teilnahme in:) Commune Calvi dell´Umbria 1986, Mill-Partit Nazzjonalista, Malta 1988, Societa Arte per Natura, Verona 1989, Socjeta Kulturali, Malta 1990; Kunst um Emil Schumacher, Galerie Nawrocki, Dortmund 1987; Flaggen der Solidarität, Kulturzentrum Alte Hauptfeuerwache, Mannhein 1988; Art Against AIDS, Deutsche AIDS-Stiftungen, Köln – Bonn 1990; Tuchomie (wystawy miêdzynarodowego sympozjum artystycznego w / Kunstsymposionausstellungen in:) Muzeum Zachodnio-Kaszubskie, Bytów 1994, Rathaus Dortmund 1994, Dom Sztuki i Architektury, Koszalin 1997; Landeschau der Schleswig-Holsteinischen Künstlerinnen und Künstler (doroczna wystawa w muzeach Szlezwika-Holsztynu, udzia³ w / jährliche Ausstellung in den SH-Museen, Beteligung in:) Landesmuseum Schleswig 1995, Burgkloster zu Lübeck 1999, Landeskulturzentrum Schloss Salzau 2000, Kunsthalle Kiel 2001 (wystawa prezentowana nastêpnie w Pañstwowej Galerii Sztuki w Sopocie / auch in Sopot 2002 gezeigt), Burgkloster zu Lübeck 2006; Verbotene Städte (projekt Ministerstwa Kultury Landu Szlezwik-Holsztyn / Kunstprojekt des SHKultursministerium), CAP Kiel 1998; Kopf..., Galerie am Park, Schloss Haseldorf 1999, Brunswiker Pavillon Kiel 2000; Allmeni – Internationale Sculpture Manifest (wystawy miêdzynarodowego sympozjum artystycznego, Jyske Mark) Silkeborg 2000, Aarhus 2001; Kunst+Kirche=Dialog (projekt Evangelischer Flensurger Kirchenkreis w koœcio³ach na granicy niemiecko-duñskiej / ein deutsch-dänisches Projekt, instalacja Artysty w Songs Kirker, Rinkenaes), 2000; Konzept ´03 (projekt Zwi¹zku Artystów Plastyków w Szlezwiku-Holsztynie / BBK SH-Projekt), wystawy w / Ausstellungen in: Landesinneministerium Kiel 2003, Landesvertretung SH in Berlin 2004, Landesvertretung SH in Bruxelles 2005, Industrie- und Handelskammer Kiel (z udzia³em Norwegów), 2005; Goetzen – Ich und die Anderen. Internationales interdisziplinäres Kunstprojekt, Stadt Frankfurt/Oder 2004 (instalacja Artysty Vota w / in: Friedenskirche, Frankfurt/Oder) Bibliografia (wybór) / Bibliographie (Auswahl) Katalogi (dokumentacja projektów w³asnych) / Ausstellungskataloge (Dokumentation der eigenen Projekte): Dziennik 1983 –93 (poln. / deutsch), £ódŸ 1993, teksty / Texte: Jacek Weso³owski, Henryk Pustkowski, Jaros³aw Warzecha; Arca, (deutsch / poln.), Lübeck – £ódŸ 1994, teksty: Jacek Weso³owski, Ryszard Czubaczyñski, Ingaburgh Klatt, Ulrich Meyenborg, Bernhard Schwichtenberg, Jerzy Treliñski; Arsena³ (poln. / deutsch), Wroc³aw 1996, tekst: Jacek Weso³owski; Inter Wencja (poln. / deutsch), £ódŸ 1997, teksty Jacek Weso³owski, Ryszard Czubaczyñski; Arca – Appendix, Zielona Góra 1999, (poln. / deutsch), teksty: Jacek Weso³owski, Leszek Kania; K.Opf (deutsch) Bad Doberan 2000, teksty: Jacek Weso³owski, Andreas von Randow; Inter Vention – Berlin (deutsch / poln.), Berlin 2001, teksty: Jacek Weso³owski, Björn Engholm, S³awomir Tryc; Arsena³ Nowy (poln.), Poznañ 2001, tekst: Jacek Weso³owski; GrenzeGranica (deutsch / poln.), Rostock – Lübeck – Szczecin 2002, teksty: Jacek Weso³owski, Heinz-Werner Arens, Urszula Benka, Bo¿ena Chrz¹stowska, Gesine Karge, Ingaburgh Klatt, Joachim Marzahn, Andreas von Randow, Seweryna Wys³ouch; Kunst-Werk (poln. / deutsch), teksty: Jacek Weso³owski, Grzegorz Dziamski, Markus Meckel; Granica – Zwi¹zki (poln. / deutsch), teksty; Jacek Weso³owski, Ryszard Czubaczyñski, Tomasz Zalejski-Smoleñ PREZENTACJE 79 Publikacje w³asne / Eigene Schriften: O poezji obrazkowej, „Nowy Wyraz” 6/1972; Zjawiska awangardowe... Sztuka konceptualna, poezja konkretna, „Sprawozdania £ódzkiego Towarzystwa Naukowego”, XXVII (1973); Konkretna poezja, „Zagadnienia Rodzajów Literackich”, XVII (1974), Przedruk w / Abdruck in: Poezja konkretna. Wybór tekstów polskich i dokumentacja z lat 1967-1977, Wroc³aw 1978; O poezji eksperymentalnej w Anglii, „Poezja” 6/1976; Czasoprzestrzeñ s³owa, „Nowy Wyraz” 10/1977; Maszynopisarze, „Odra” 11/1977; Polskie visualium, „Teksty” 4/1978; Wizualnoœæ tekstu a tekst wizualny, w / in Pogranicza i korespondencje sztuk, seria IBL PAN, Ossolineum 1980; Wo ist der Teufel begraben? Deutsch-polnische Fragen in der polnischen und in der deutschen Nachkriegsliteratur. Sechs Essays, Kiel – Wroc³aw 1998 (jeden z esejów, Niemiec czy Polak?!, ukaza³ sie po polsku w kwartalniku „Zbli¿enia” / Annäherungen”, 1 i 2/1995; Cmentarz na Srebrzyñskiej, w / in: £ódzkie sentymenty, £ódŸ 1998; Artysta jako cz³owiek i jako rzecz. Uwagi obserwatora uczestnicz¹cego (mit engl. Zusammenfassung), w / in: Cz³owiek i rzecz. Problemy reifikacji w filozofii, literaturze i sztuce, Poznañ 1999; Wurm. Abstammungslehre, w / in: Animal Farm. Kunstlandschaft VIII, Berlin 2001; J.Ehsen – by³em/jestem/bêdê (mit deutscher Übersetzung), w / in: Jehsen – zaginiona wieœ, Bia³owice – Berlin 2002, Na Granicy (esej w odcinkach), „Pro Libris” 1 i 2/2003, 2 i 3/2004, 1/2006; Niemcy w nas. Optyka i dynamika obrazu Niemca w literaturze polskiej od 1945 r. (mit dt. Übers.),w: „Zeszyty Kulickie / Külzer Hefte”, 3, 4/2004; S³owo wobec obrazu. Od problemów „literatury wizualnej” do zagadek „nowej sztuki”, w / in: S³owo do ogl¹dania. Napis i zapis w przekazie artystycznym, Zielona Góra 2004; Trzy polskie poetyki „conrete verse”: Dró¿d¿, Grzeœczak, Bia³oszewski, „Odra” 3/2005; Genius tempi, „Odra” 4/2005 Opracowania w ksi¹¿kach i czasopismach / Beiträge zum Werk in Bücher und Zeitschriften: Beate Lemcke, Weso³owski in Lodz, „neue bildende kunst. Zeitschrift für Kunst und Kritik” 5/1993; Sabine Schmidt, Puppenkunst und Kunstobjekt, „Puppen & Spielzeug” 4/1996; Bo¿ena Chrz¹stowska, Znaki tradycji we wspó³czesnej plastyce – Roman Cieœlewicz, Jacek Weso³owski, „Polonistyka”, 3/1998 (przedruk w / Abdruck in: W klasie maturalnej. Ksi¹¿ka nauczyciela polonisty, Poznañ 1999); Urszula Benka, Meta-obrazy Jacka Weso³owskiego (mit engl. Zusammenfassung), „Format. Pismo Artystyczne”, 30 (1999); Seweryna Wys³ouch, Paradoksy reifikacji w literaturze i sztuce (mit engl. Zusammenfassung.), w / in: Cz³owiek i rzecz, op. cit. (przedruk w / Abdruck in: Seweryna Wys³ouch, Literatura i semiotyka, Poznañ 2001); Urszula Benka, Pionowa granica (mit engl. Übers.), „Exit. Nowa Sztuka w Polsce” 4/2002; Tomasz Zalejski-Smoleñ, Metafora w twórczoœci Jacka Weso³owskiego, rozprawa magisterska w Instytucie Historii Sztuki Uniwersytetu Wroc³awskiego (wydruk w Bibliotece UWr.) / Magisterarbeit im Institut für Kunstgeschichte der Uniw. in Wroc³aw, 2003; Michael Nungesser, Jacek Weso³owski: Vota (z polskim t³umaczeniem), w / in: Goetzen – Ich und die Anderen, Berlin 2005; Anke Kowalski, Kunst-Welt (mit engl. Übers.), „Exit. Nowa Sztuka w Polsce”, 2/2006 Film: Dziennik Jacka Weso³owskiego 1983 – 93, Telewizja Polska / Polnisches Fernsehen, £ódŸ, 1993, realizacja / Realisation Jadwiga Wileñska, zdjêcia / Aufnahme Dariusz G¹sowski, muzyka / Music Jolanta Grzybowska, 30 min. 80 19-Wrz-2006 C M Y K Pro Libris nr 16 kolor 01 str. 4-1 Granica / Grenze, koncept w rozwoju 1999, pierwsza realizacja 2001, na zdjêciu fragment wystawy Granica - Zwi¹zki w Muzeum Historii Miasta £odzi 2006 Bez tytu³u. Dwa przedmioty znalezione / Ohne Titel. Zwei Fundsachen (1993), przedmioty, p³omieñ (symulacja elektryczna), instalacja wariantowa od 2001 C M Y K 19-Wrz-2006 Pro Libris nr 16 kolor 01 str. 2-3 Cia³o / Körper, zbiór obiektów z tekstami 1984-1988 i 1993 (20 zrealizowanych do 1993, inne w opisach i szkicach); na zdjêciu od lewej T. Warz, W. Oreczek-¯ó³ciowy, N. Askórek / G. Esicht, G. Alle, O. Berhaut Dzien-Nik – Dokumentacja / Tage-Buch - Dokumentation, detal ekspozycji w Muzeum Historii Miasta £odzi, 2006 Fragment wystawy Granica – Zwi¹zki / Grenze – Verbindungen w Muzeum Historii Miasta £odzi 2006 (Rzeczy), w œrodku na regale Pom-Niki (wybór ze zbioru 1987–2006) Jacek Weso³owski w Muzeum Historii Miasta £odzi, próba performance Granica – Zwi¹zki, 17.05.2006 C M Y K 19-Wrz-2006 Pro Libris nr 16 kolor 01 str. 2-3 Cia³o / Körper, zbiór obiektów z tekstami 1984-1988 i 1993 (20 zrealizowanych do 1993, inne w opisach i szkicach); na zdjêciu od lewej T. Warz, W. Oreczek-¯ó³ciowy, N. Askórek / G. Esicht, G. Alle, O. Berhaut Dzien-Nik – Dokumentacja / Tage-Buch - Dokumentation, detal ekspozycji w Muzeum Historii Miasta £odzi, 2006 Fragment wystawy Granica – Zwi¹zki / Grenze – Verbindungen w Muzeum Historii Miasta £odzi 2006 (Rzeczy), w œrodku na regale Pom-Niki (wybór ze zbioru 1987–2006) Jacek Weso³owski w Muzeum Historii Miasta £odzi, próba performance Granica – Zwi¹zki, 17.05.2006 19-Wrz-2006 C M Y K Pro Libris nr 16 kolor 01 str. 4-1 Granica / Grenze, koncept w rozwoju 1999, pierwsza realizacja 2001, na zdjêciu fragment wystawy Granica - Zwi¹zki w Muzeum Historii Miasta £odzi 2006 Bez tytu³u. Dwa przedmioty znalezione / Ohne Titel. Zwei Fundsachen (1993), przedmioty, p³omieñ (symulacja elektryczna), instalacja wariantowa od 2001 Tomasz Zalejski-Smoleñ Tomasz Zalejski-Smoleñ Do Granicy. Dzien-Nik Jacka Weso³owskiego Bis zur Grenze. Das Tage-Buch von Jacek Weso³owski W przeci¹gu ostatnich miesiêcy Jacek Weso³owski zrealizowa³ dwie kolejne wystawy swego „konceptu w sztuce” pt. DzienNik: w maju - lipcu 2006 Granicê – Zwi¹zki w pa³acowej galerii Muzeum Historii Miasta £odzi, i wczeœniej, w paŸdzierniku-listopadzie ubieg³ego roku Kunst-Werk w „bunkrze” Biura Wystaw Artystycznych w Zielonej Górze. Wymienione wystawy ³¹czy fakt, ¿e obie wywiedzione zosta³y z najszerzej jak dot¹d zakrojonego projektu artysty: Grenze/Granica (2001-2002, wystawy kolejno w Rostoku, Lubece i Szczecinie), oraz ¿e druga (Kunst-Werk) pokazana zosta³a w jego „miejscu dojœcia” (dojœcia na dzieñ dzisiejszy: Zielonogórskie, gdzie od paru lat posiada adres obok berliñskiego), pierwsza w „miejscu wyjœcia” (£ódŸ, „miasto jego korzeni”). „Problem granicy, granicznoœci, podzia³u na to i na tamto, odzielenia czegoœ od czegoœ – jak i kogoœ od kogoœ we mnie samym i wobec Tego Drugiego – przewija siê w ca³ej mojej twórczoœci, powiedzmy artystyczno-filozoficznej; zaczê³o siê to ju¿ w moich zainteresowaniach „granicami literatury i sztuk plastycznych”, czyli stosunkiem s³owo a obraz w czasie moich studiów uniwersyteckich w £odzi, a mo¿e jeszcze wczeœniej. Ca³a moja twórczoœæ naukowa w Polsce do roku 1981 krêci siê wokó³ tego kompleksu tematycznego”– mówi artysta. W Niemczech doktor teorii literatury Jacek Weso³owski rozpocz¹³ w³asn¹, oryginaln¹ twórczoœæ artystyczn¹: „koncept w sztuce” pn. Dzien-Nik. W komentarzu do wystawy Arsena³ Nowy w poznañskiej In den letzten Monaten zeigte Jacek Weso³owski zwei neue Ausstelungsprojekte, die zu seinem Kunstkonzept Tagebuch gehören: von Mai bis Juli 2006 GrenzeVerbindungen in dem Palastgebäude des Museums zur Geschichte der Stadt Lodz und früher, von Oktober bis November letztes Jahres, Kunst-Werk in der „Bunker” - Galerie des BWA in Zielona Góra. Die beide Ausstellungen sind durch zwei Faktoren verbunden. Erstens, dass beide aus dem weit angelegten Weso³owski-Projekt Grenze/ Granica (in Rostock, in Lübeck und in Szczecin 2001-2002 gezeigt) entwickelt wurden und zweitens, dass die zweite (Kunst-Werk) machte der Künstler in seiner letzten Aufenthaltsort (wohin er noch kommt, ist ungewiss, für heute hat er einen Nebenwohnsitz in der Umgebung von Zielona Góra, wobei sein Hauptwohnort Berlin ist), die erste Ausstellung (Grenze-Verbindungen) hingegen zeigte er in seiner Heimatstadt Lodz. „Das Problem der Grenze, der Grenzmäßigkeit, der Einteilung in Diese und Jene, der Abgrenzung, was Meins und was Deins ist, taucht in meinem, sagen wir künstlerischphilosophischen Schaffen, wieder und wieder auf – angefangen von meinem Interesse für die „Grenze der Literatur und der bildenden Kunst”, für die Beziehungen zwischen Bild und Wort in Zeiten meines Studium an der Lodzer Universität und vielleicht noch Jahre davor. Mein ganzes wissenschaftlisches Schaffen bis 1981 dreht sich um diesem Themenkreis” – so der Künstler. In Deutschland begann der Dr. phil. Jacek Weso³owski ein eigenes und eigenständiges PREZENTACJE 81 Miejskiej Galerii Arsena³ (2001) pisze: „Od 1983 roku snujê swój ´koncept w sztuce´, który nazwa³em Dzien-Nik. Dziennik ka¿demu wolno pisaæ – powiedzia³ Oskar Wilde czy Albert Camus, bo chyba nie Gombrowicz. Baz¹ i ram¹ tak nazwanej mojej twórczoœci jest tekst datowanego raptularza, w którym zapisujê zdarzenia, myœli, refleksje z lektur, pomys³y artystyczne; niektóre realizujê, s¹ inne, co siê zapisa³o. Pisany tekst wi¹¿e sob¹ ogó³ ´dzie³ sztuki plastycznej´, które powstaj¹ w ramach Dzien-Nika. Poniewa¿ u podstaw mojej twórczoœci le¿y doznanie mentalne i emocjonalne, dzie³a owe s¹ genologicznie bardzo ró¿norodne: od rysunku i malarstwa, rzeŸby, przez obiekty i instalacje do performance i dokumentu foto- czy wideograficznego; œrodki, których u¿ywam, wynikaj¹ w naturalny sposób z idei, któr¹ chcê wyartyku³owaæ”. Pojêcie „pisania” przenosi wiêc artysta na ca³oœæ swojej twórczoœci. Dziennik jako forma piœmiennicza staje siê podstaw¹, ram¹ i zasad¹ ca³oœciowej struktury „konceptu w sztuce” pod nazw¹ Dziennik (póŸniej artysta przyjmie zapis: Dzien-Nik). Dzie³o jego jest procesualne, addytywne, otwarte – jak ka¿dy dziennik przez kogokolwiek pisany – dopóki siê pisze. Dzien-Nik jako koncept wywiedziony z formy piœmienniczej, jêzykowej, dziennika mianowicie, wch³ania nastêpnie tê formê, która go urodzi³a i w ten sposób wszystko, co robi jego autor mo¿e staæ siê „zapisem”. Wielu komentatorów dzie³a Weso³owskiego podkreœla totalny i ca³oœciowy charakter Dzien-Nika: Andreas von Randow, Katrin Arrieta, Joahim Marzahn, Grzegorz Dziamski, Anke Kowalski. Dzien-Nik Jacka Weso³owskiego to ca³oœæ (Das Ganze – tytu³ szkicu K. Arriety w katalogu Grenze/ Granica). I dzie³o totalne. Trudno w nim rozdzieliæ „sztukê” od „¿ycia”. W diariuszu pomieszczonym w Arce (Lübeck – £ódŸ 1994) pisze artysta: „Dziennik to jest wszystko razem, i dziennik-tekst, który tu wystukujê (...), i te rzeŸby, obiekty, obrazy, rysunki, instalacje i inscenizacje i te teksty teoretyczne, co kiedyœ osobno publikowa³em, i tych wystaw urz¹dzanie i ca³e to moje zajmowanie sie tym, to wszystko Dziennik Jacka Weso³owskiego jest. Ja ca³y w tym jestem i jestem przez to. Bo inaczej by mnie nie by³o. Scripta manet”. 82 Schaffen als Künstler. Im Kommentar zur Ausstellung Arsenal Neu schreibt er: „Seit 1983 webe ich dieses mein Kunstkonzept, dem ich den Titel Tage-Buch gegeben habe. Es steht jedem frei, ein Tagebuch zu schreiben – sagte Oscar Wilde oder Albert Camus, denn eher nicht Gombrowicz. Seit 20 Jahren stützt sich mein so betiteltes Gesamtwerk auf ein Schmierbuch, eine Kladde, in der ich Ereignisse, Gedanken, Reflexionen zur Buchlektüre, künstlerische Ideen aufschreibe; es gibt solche, die realisiert werden, andere, die man notiert hat. Der datiert geschriebene Text bindet die „Werke der bildenden Kunst”, die im Rahmen des Tage-Buchs laufend entstehen, in ein Gesamtwerk. Die so geschaffenen Werke sind gattungsmäßig sehr unterschiedlich: von Zeichnungen, Gemälden und Skulpturen, über Objekte und Installationen bis zur Performance und Foto- oder Videodokumentation; die von mir verwendeten Ausdruckmittel resultieren auf natürliche Weise aus der Idee, die ich gerade zu artikulieren trachte”. Den Begriff ”schreiben” überträgt also der Künstler auf sein gesamtes Schaffen. Das Tagebuch, eine Gattung des Schrifttums wurde zur Grundlage, zum Rahmen und zur Methode des Kunstkonzeptes Tagebuch (die Schreibweise TageBuch kommt später). Das Werk Weso³owskis ist im Prozess, es wächst ständig und ist offen – wie jedes von irgendjemandem geschrieben Tagebuch – und so lange, wie man schreibt. Tage-Buch, ein Konzept das in schriftlicher, sprachlicher Form seinen Anfang nimmt, und zwar aus dem Tagebuch, schließt dann in sich diese ursprüngliche Form ein und damit alles, was sein Autor tut, kann – in dem weitesten Sinne, – zur „Aufzeichnung” werden. Viele Kommentatoren des Schaffens von Weso³owski, wie Andreas von Randow, Katrin Arrieta, Joachim Marzahn, Grzegorz Dziamski, Anke Kowalski, sehen im Tage-Buch eine konsequente Ganzheit (Das Ganze – so betitelte K. Arrieta seinen Beitrag im Katalog Grenze/Granica): Es ist auch ein Totalwerk; es ist schwer in ihm „Kunst” und „Leben” voneinander zu trennen. Im Diarium des Künstlers, dessen Fragmente er im Katalog Arca (Lübeck-Lodz 1994) publizierte, schreibt er: „Tagebuch ist doch alles, was ich mache, alles – also das Tagebuch, das ich hier (...) hämmere, und diese Skulpturen, Objekte, Bilder, Zeichnungen, Installationen, Inszenierungen und diese Ausstellungsgestaltung und Scribo ergo sum – tak formu³uje Weso³owski swoje credo artystyczne i filozoficzne. Scribo rozumiane jako creatio. Przetransponowanie kartezjañskiej formu³y cogito ergo sum na „tworzê wiêc jestem” stanowi alternatywn¹ argumentacjê œwiadomoœci ontycznej artysty. Twórczoœæ nadaje i organizuje sens indywidualnemu istnieniu. Vincent van Gogh pisa³ w listach do brata: „Nie mogê w ¿yciu i malowaniu obejœæ siê bez czegoœ, co jest wiêksze ode mnie, co jest moim ¿yciem – bez zdolnoœci tworzenia”. Weso³owski w swojej apokryficznej rozprawce 2 (Dwa). O obrazach/tekstach Jacka Weso³owskiego. Œci¹gawka dla prasy, radia i telewizji, której podrozdzia³ki zbudowane s¹ na planie czterech funkcji zaczerpniêtych z logiki matematycznej (koniunkcja, alternatywa, implikacja, równowa¿noœæ), implikuje: J e ¿ e l i tworzê, to ¿yjê (p –> q, je¿eli p, to q). Tworzê wiêc ¿yjê, co nale¿y rozumieæ jako argument per se. Przy tym je¿eli twórczoœæ ma byæ stanem czy aktem œwiadomoœci, a ka¿dy akt twórczy jest bytem intencjonalnym (wg Ingardena) i jako taki wymaga refleksji, namys³u, to jest „wykonania myœli”, zanim zostanie zrealizowany w jakikolwiek sposób, to bezpoœrednio dokonuje siê tu przejœcie ku Kartezjañskiemu cogito. Bowiem: jeœli „ja tworzê”, to znaczy, ¿e „ja myœlê”, jeœli myœlê, znaczy, ¿e „ja istniejê”. I z powrotem: Jeœli istniejê, to dziêki temu, ¿e myœlê, a jeœli myœlê, to tworzê. Istnienie zobowi¹zuje do myœlenia, myœlenie, by tworzyæ. Nie chodzi tu o pisanie poematów, malowanie obrazów czy komponowanie muzyki. Twórczoœæ pojmuje autor Dzien-Nika w sensie Beuysowskim: twórca to cz³owiek o aktywnym stosunku do œwiata, do ¿ycia, do innych ludzi. Grzegorz Dziamski w katalogu Weso³owskiego Kunst-Werk (Zielona Góra 2005) pisze: „twórczoœæ Jacka Weso³owskiego jawi siê jako (...) ostrze¿enie przed urzeczowieniem w³asnej egzystencji, przed zamian¹ jej w bezosobowe Siê (das Man), podporz¹dkowanie instytucjonalnym strukturom (zob. Manifest Sztuki Osobowej). Gipsowe g³owy, szmaciane lalki, odlewy twarzy stale nam o tym przypominaj¹. Napominaj¹ nas, byœmy nie zamieniali swego ¿ycia w tandetny teatrzyk, nie odgrywali ze œmierteln¹ powag¹ podsuniêtych nam przez kogoœ innego ról, byœmy zawsze potrafili zdj¹æ z twarzy maskê, meine ganze Beschäftigung damit, das alles ist Jacek Wesolowskis Tagebuch. Ich bin ganz darin und dadurch. Weil es mich andernfalls nicht gäbe. Scripta manet”. Scribo ergo sum – so formuliert Weso³owski sein künstlerisches und philosophisches credo. Scribo im Sinne creatio. Verwandlung der Kartesianischen Formel cogito ergo sum in „ich schaffe, also bin ich” weist auf die ontologische Alternative des Daseins im Sinne des Künstlers hin. Das Schaffen gibt dem individuellen Sein ein Sinn und eine Struktur. Vincent van Gogh schrieb in seinen Briefen an dem Bruder Theo: „Ich kann sowohl im Leben als auch in der Malerei ohne schaffen zu können nicht existieren; es ist mein Sein”. In seiner meister- und scherzhaften „Selbsterörterung” 2 (Zwei). Über meine Bilder/Texte. (Spickzettel für Presse, Rundfunk und Fernsehen), die auf dem Plan der vier Funktionen der mathematischen Logik gebaut ist (Verbindung, Alternative, Implikation und Äquivalenz) impliziert Weso³owski: W e n n ich schaffe, d a n n lebe ich (p –>q, wenn p, dann q). Der Satz ist ein Argument per se. Und, wenn das Schaffen ein intentionaler Akt des Bewusstseins sei (nach Ingarden), der also überlegt sein muss, d.h. „in Gedanken vollgezogen” werden, bevor er realisiert, real wird, dann gibt es hier einen direkten Übergang zum Kartesianischen cogito. Weil: Wenn „ich schaffe”, dann „denke ich”, und wenn ich denke, bedeutet das, dass ich existiere, ich bin da. Und wieder zurück: Wenn ich da bin, dann dank dessen, dass ich denke, und wenn ich denke, dann schaffe ich. Dasein verpflichtet zum Denken, das Denken zum Schaffen. Es geht nicht darum, Gedichte zu schreiben, Bilder zu malen oder Musik zu komponieren. „Schaffen” versteht der Tage-Buch-Autor in dem Beuysschen Sinne: ein Schaffender ist derjenige, der aktiv der Welt, dem Leben, den anderen Menschen gegenüber steht. Grzegorz Dziamski schreibt in seinem jüngsten Beitrag (im Weso³owskis Katalog Kunst-Werk, Zielona Góra 2005): „Von diese Warte aus betrachtet wirkt Jacek Weso³owskis Werk (...) wie eine Warnung, die eigene Existenz zu verdinglichen, sie in ein unpersönliches Man zu verwandeln, sich institutionellen Strukturen unterzuordnen (siehe das Manifest der Personenkunst). Köpfe aus Gips, Puppen aus Lumpen, Abgüsse von Gesichtern erinnern uns ständig daran. Sie mahnen uns, unser Leben nicht in ein Schmier- PREZENTACJE 83 ¿eby maska nie przyros³a nam do twarzy, nie sta³a siê nasz¹ drug¹ natur¹”. Terenem twórczej, aktywnej postawy w ¿yciu i w sztuce autora Dzien-Nika – artysty, filozofa i cz³owieka (a mo¿e w odwrotnej kolejnoœci) – jest jego Dzien-Nik. „Dzie³o w ruchu”, w procesie, Weso³owski „pisze” je ju¿ ponad dwie dekady. O jego skali, metodzie i charakterze, daje pojêcie przegl¹d wiêkszych wystaw indywidualnych, kolejnych ekspozycji – chcia³oby siê powiedzieæ: edycji, wydañ Dzien-Nika, wydañ „zmienionych i poprawionych”. Wystawom towarzysz¹ katalogi (od pewnego czasu u¿ywa Weso³owski chêtniej okreœlenia: publikacje do projektów). S¹ one z regu³y wydawane w dwóch jêzykach, niemieckim i polskim, artysta ¿yje i tworzy równoczeœnie w dwóch kulturach. Za³o¿eniem autora niniejszego szkicu jest obfite cytowanie z tego materia³u, zw³aszcza wypowiedzi samego artysty: fragmentów tekstu pisanego dziennika i jego „kon-tekstów” (wyra¿enie Weso³owskiego) – s¹ one dowodem twórczoœci œwiadomej, autorefleksyjnej, o g³êbokiej podbudowie teoretycznej i erudycyjnej. W katalogach kolejnych wystaw œwiadomie i celowo eksponowany jest uzus dziennika jako formy piœmienniczej. Dziennik W roku 1981, tu¿ przed stanem wojennym, 38-letni wówczas wyk³adowca Uniwersytetu £ódzkiego dr Jacek Weso³owski, znalaz³ siê w ramach wymiany naukowej z zagranic¹ na Uniwersytecie Christiana Albrechta w Kilonii jako Gastdozent. „Z powodu nadmiaru wolnego czasu oraz dlatego, ¿e poczu³em siê dojrza³y do samodzielnej wypowiedzi artystycznej, powiedzmy literacko-plastycznej, na gnêbi¹ce mnie tematy, zacz¹³em robiæ wystawy. Pod ogólnym tytu³em Dziennik”. Tytu³ ten utrzyma³ siê do pocz¹tków lat 90. Jednak ju¿ od 1986 roku zaczynaj¹ pojawiaæ siê tytu³y tematyczne lub problemowe: Klatka – 1986, Zgromadzenie, Osoba – 1987, Historia – 1988, L. Alka – 1993. £ódzka wystawa w Muzeum Kinematografii okaza³a siê pod tym wzglêdem prze³omowa, a rok 1993, kiedy wystawiony zosta³ w £odzi Dziennik 1983–93, sta³ siê dat¹ graniczn¹, ustanawiaj¹c¹ cezurê istotn¹ dla dalszego rozwoju konceptu artysty. Od tego bowiem 84 entheater zu verwandeln, nicht mit tödlichem Ernst Rollen zu spielen, die uns andere untergeschoben haben, stets in der Lage zu sein, die Maske abzunehmen, damit sie uns nicht am Gesicht festwächst und nicht zu unserer zweiten Natur wird”. Die Domäne der aktiven, kreativen Einstellung im Leben und in der Kunst für den Autor des Tage-Buchs, eines Künstlers, Philosoph und Menschen (und vielleicht in umgekehrter Reihenfolge) ist sein Tage-Buch. Es ist ein „Werk im Prozess”; Weso³owski „schreibt” es schon über zwei Jahrzehnten. Um seinen Maß, seiner Methode und seinen Charakter zu erkennen, kann ein Überblick über die größere Einzelnausstellungen Weso³owskis zunutze werden; ein Überblick über seine nachfolgende Projekte – man wollte sagen: die nachfolgende „veränderten und erneuten” Editionen, Auflagen des Tage-Buchs. Die Projekte werden durch Ausstellungskataloge begleitet (seit einiger Zeit benutzt Weso³owski öfter den Ausdruck „Publikationen zum Projekt”). In der Regel sind sie zweisprachig: deutsch und polnisch – der Künstler lebt und arbeitet in zwei Kulturen. Der Autor dieser Skizze will umfangreich das Material zitieren, besonders die Aussagen des Künstler in den publizierten Fragmenten seines Tagebuchs und seiner „Kon-Texte” (Terminus Weso³owskis); sie bezeugen ein bewusstes, tief reflektierendes, auf humanistischen Wissen fundiertes Schaffen. In den Katalogen wird immer das Tagebuch als Schreibform manifestiert. Tagebuch Im Jahr 1981, kurz vor dem „Ausnahmezustand” in Polen, wurde Dr. Jacek Weso³owski, ein 38jähriger Dozent der Universität in Lodz, im Rahmen der deutschpolnisches wissenschaftliches Austausches zum Gastdozenten der Christian-AlbrechtsUniversität zu Kiel. „Weil ich wenig Beschäftigung hatte und weil ich mich reif zu eigener künstlerischer Aussage zu Themen, die mir quälten, fühlte, sagen wir zu einer „sprachlich-bildnerischen” Aussage, begann ich Ausstellungen zu machen. Unter dem allgemeinen Titel Tagebuch” Der Titel galt bis Anfang der 90er Jahre. Schon seit 1986 aber erscheinen die Thementitel: Käfig – 1986, Versammlung, Person – 1987, Geschichte – 1988, P. Uppe – 1993. Die Ausstellung in Lodzer Museum der Kinematographie war ein czasu wszystkie ju¿ wystawy maj¹ charakter tematyczny lub problemowy. Z czasem nazywaæ je bêdzie artysta projektami. Od pocz¹tku chêtnie mówi o swoich wystawach jako o „inscenizacjach”: „S¹ one ´dzie³ami sztuki´ jako ca³oœciowe koncepty, interpretuj¹ce ogóln¹ ideê Dzien-Nika; zbudowane s¹ wokó³ okreœlonego tematu czy problemu i z regu³y zwi¹zane z miejscem wystawy, obiektem wystawowym i jego kontekstami” (katalog Arsena³ Nowy). Nie s¹, jak to by³o dotychczas, prezentacj¹ sumarycznego zbioru prac, wg diariuszowego porz¹dku Dzien-Nika, lecz w³aœnie rodzajem inscenizacji, maj¹cej na celu takie zorganizowanie poszczególnych dzie³, ustawienie ich w takim porz¹dku, grupach i konfiguracjach, aby realizowa³y temat, czy problem nazwany w tytule wystawy. I choæ Dzien-Nik powstaje chronologicznie, to na jego porz¹dek – diachroniczny – nak³ada siê inny porz¹dek: synchroniczny. Objawia sie on przez nowe integracje, modyfikacje, przesuniêcia poszczególnych prac, wypadanie niektórych (choæby wskutek sprzeda¿y) na rzecz innych. Z ró¿nych pojedynczych prac powstaj¹ nowe ca³oœci. „W ten sposób – pisze Weso³owski w dzienniku w ksi¹¿ce (katalogu) Grenze/ Granica (Rostok – Lubeka – Szczecin, 2002) – pojedyncze prace trac¹ sw¹ autonomiê, staj¹ siê elementami w formowanej ad hoc ekspozycji, rozpadaj¹ siê i tworz¹ nowe ca³oœci, stosownie do celu zmieniaj¹ siê tytu³y prac, data powstania danego dzie³a sumuje siê z datami kolejnych jego ´przystosowañ´ do tematu wystawy”. Temat zaœ zwykle koresponduje z miejscem, obiektem wystawienniczym, który w znacz¹cy sposób determinuje charakter ekspozycji. Nie bez znaczenia jest architektura, historia i funkcja, jak¹ obiekt pe³ni³ kiedyœ lub jak¹ sprawuje obecnie. Arca Wyrazistym przypadkiem zanga¿owania genius loci by³ projekt Arca, obejmuj¹cy dwie wystawy, zorganizowane w kooperacji polsko-niemieckiej: w muzeum Burgkloster w Lubece w 1994 roku (jest to rok przyjêcia artysty do niemieckiego Federalnego Zwi¹zku Artystów Plastyków, BBK), druga w Muzeum Historii Miasta £odzi w roku nastêpnym. W obu przypadkach by³y to miejsca znacz¹ce z racji swej architektury i pe³nionych w przesz³oœci funkcji. Burg- entscheidender Bruchpunkt und das Jahr 1993, in dem der Künstler sein Tagebuch 1983-93 ausstellte, wurde zum Grenzdatum in der weiteren Entwicklung seines Konzepts. Seit dem betitelt er seine Ausstellungen ausschließlich nach Themen oder Problemen, die er in den exhibitions zum Ausdruck bringt. Mit der Zeit wird er sie „Projekte” nennen. Vom Anfang an sagt er über seine Ausstellungen: „Inszenierungen”. „Es sind ´Kunstwerke´ en bloc, sie interpretieren der allgemeine Idee des Tage-Buchs als ganzheitliche Konzepte, als Installationen tout court; sie sind um einen Thema oder Problem herumkonstruiert, die etliche sind mit dem Ausstellungsort mit seinen Kontexten gebunden” (Katalog Arsenal Neu). Sie sind keine, wie es bisher war, Präsentationen von nach dem Tagebuchsprinzip chronologisch entstandenen Arbeiten, sondern eben einer Art Inszenierungen, in denen die einzelne Werke so ausgewählt, gruppiert und konfiguriert werden, dass sie das Titelthema oder -problem darzustellen und interpretieren. Und – obwohl das Gesamtwerk Tage-Buch weiter chronologisch entsteht, auf seine diachronische Struktur eine andere Ordnung aufgelegt wird –, eine synchronische. Sie zeigt sich durch neue Zusammenstellungen, Modifikationen, Verschiebungen der einzelnen Arbeiten; manche Arbeiten fallen weg (auch etwa durch Verkäufe), es kommen andere, neue dazu. Aus verschiedenen einzelnen Arbeiten entstehen neue Ganzheiten. „So eben – schreibt Weso³owski im Tagebuchtext in Grenze/Granica (Rostock – Lübeck – Szczecin, 2002) die einzelnen Arbeiten verlieren oft ihre Autonomie, werden zu Elementen der ad hoc entstehenden Ausstellung. Zweckentsprechend ändern sich die Titel; zum Entstehungsdatum eines bestimmtes ´Kunstgegenstandes´ kommen die neuen Daten seiner ´Anpassung´ an das jeweilige Ausstellungsthema hinzu”. Das Ausstellungsthema wiederum bezieht sich für gewöhnlich auf den Ort der Ausstellung und wird dadurch semantisch angefärbt. Bedeutend sind Architektur, Geschichte und Nutzung des Ausstellungsgebäudes einst und heute. Arca Genius loci tauchte besonders stark und deutlich im Projekt Arca auf, das in zwei Ausstellungen realisiert wurde: im Museum Burgkloster zu Lübeck 1994 (in diesem Jahr wurde Weso³owski in den Bundesverband der PREZENTACJE 85 kloster – œredniowieczny klasztor obronny, w czasach hitlerowskich mieœci³ s¹d i wiêzienie, zapada³y tu wyroki œmierci na niepokornych systemowi, m.in. w 1943 roku os¹dzono tu i stracono czterech duchownych lubeckich w nastêpstwie ich dzia³alnoœci kaznodziejskiej. W pompierskim, eklektycznym pa³acu fabrykanckim z pocz. XX wieku, obecnym Muzeum Historii Miasta £odzi, przez kilka powojennych dziesiêcioleci rezydowa³ jakiœ miejscowy organ w³adzy ludowej. „Na temat w³adzy zwiedzaj¹cy wystawê Arca sporo mieli dane do myœlenia” – pisze Markus Meckel, pose³ do niemieckiego Bundestagu, w katalogu Kunst-Werk. W Arce eksponowana by³a forma i symbolika skrzyni. Wokó³ niej organizowa³o siê przes³anie, ona by³a g³ównym motywem ekspozycji i „noœnikiem” znaczeñ. Ingaburgh Klatt, dyrektor muzeum Burgkloster, objaœnia w ksi¹¿ce do Arki: „´Arca´ oznacza po ³acinie skrzyniê i odnosi siê znaczeniowo przede wszystkim do arki Noego (niem. Arche Noah). Ale mo¿e oznaczaæ tak¿e szafê, ladê lub witrynê sklepow¹, sejf, kasê, wóz, ³ódŸ czy arkê przymierza ze Starego Testamentu, równie¿ urnê, trumnê, a wiêc Skrzynie, które w ¿yciu cz³owieka, w historii i we wspó³czesnoœci, odgrywaj¹ rolê przedmiotów-symboli. Arca jest równie¿ metafor¹ ¿ycia cz³owieka, cz³owieka w sobie samym”. Wokó³ tytu³owej Arki, wielkiej skrzyni, która stanowi³a centralny eksponat obu wystaw, rozstawione czy rozwieszone by³y inne dzie³a, obrazy, obiekty i instalacje których treœæ, forma czy funkcja odnosi³a siê do skrzyni w ró¿nych jej postaciach. Tak powsta³a ca³oœæ formalna i treœciowa. Projekt Arca w nowej wersji opracowal Weso³owski w 1999 roku dla Muzeum Ziemi Lubuskiej w Zielonej Górze pod tytu³em Arca – Appendix. By³ to pocz¹tek jego fizycznej i kulturotwórczej obecnoœci „przy granicy”, na Ziemi Lubuskiej. Wg woli autora ów „appendix-dodatek” odnosi³ siê równie¿ do starego domu na wsi w Lubuskiem, który artysta „wirtualnie” w³¹czy³ do projektu (zob. w katalogu fragmenty dziennika i dwustronicowe zdjêcie). Arsena³ Wiosn¹ 1996 roku w dawnym Arsenale Miejskim we Wroc³awiu (czêœæ wroc³awskiego Muzeum Historycznego) artysta 86 Bildenden Künstlern aufgenommen) und im Museum zur Geschichte der Stadt Lodz 1995. Burgkloster, ein Baukomplex aus dem Mittelalter, diente zur Zeit des „dritten Reichs” als Gericht und Gefängnis; es fielen hier harte Urteile gegen Gegner und „Unzufriedenen”; u.a. 1941 wurden hier vier Lübecker Geistlichen, die sich von der Kanzel gegen das Regime äußerten, zum Tode verurteilt. Der pompöse, im eklektischen Stil Anfang des 20. Jahrhunderts erbaute Fabrikantenpalast, heute Museum zur Geschichte der Stadt Lodz, war lange Jahre Residenz eines Lokalorgans der „Macht des Volkes” der Volksrepublik Polen. „Über die Ausübung von Macht konnten die Besucher der Ausstellung Arca viel erfahren” – schrieb Markus Meckel, MdB, im Katalog Kunst.-Werk. In Arca kamen Form und Symbolik des Kastens zum Ausdruck. Ingaburgh Klatt, die Direktorin des Museum Burgkloster, erklärt im Ausstellungskatalog: „´Arca´ ist das lateinische Wort für Kasten. ´Arka Noego´ bezeichnet auf polnisch die Arche Noah. Außerdem kann ´Arca´ bedeuten: Schrank, Tresen, Kasse, Vitrine, Wagen, Boot, Schatztruhe – die Bundeslade des Alten Testaments ebenso wie Urne oder Sarg – also die ´Kästen´, die im Leben des Menschen, in der Geschichte wie auch in der Gegenwart, eine wichtige Rolle spielen. ´Arca´ ist gleichsam ein Synonym für das Leben des Menschen, für den Menschen an sich”. Um das Titelwerk Arca wurden hängend, stehend und liegend Bilder, Objekte und Installationen im Ausstellungsraum platziert, deren Form oder Funktion sich auf den Kasten bezieht. So entstand eine einheitliche Gesamtinstallation: Arca. In einer neuen Version zeigte Weso³owski das Projekt Arca im Jahr 1999 im Lebuser Museum in Zielona Gora: Arca – Appendix betitelt. Der Autor schloss „virtuell” in die Ausstellung ein altes Haus aus der Lebuser Land ein (s. Tagebuchfragmente und Foto im Katalog). Arsenal Im Frühling 1996 zeigte Weso³owski Arsenal im alten Städtischen Arsenal in Breslau (das Gebäude ist eine Filiale des Historischen Museums Breslau). Weso³owski im Tagebuch: „Jeder hat ein Waffenarsenal. Um sich zu verteidigen oder um sich an den Stahlbeton anzuhaken. In dem Breslauer Arsenal im Arsenal habe ich die Waffen in pokaza³ Arsena³: Wystawa pomyœlana by³a jako „magazyn broni”. Weso³owski w dzienniku: „Ka¿dy ma jakiœ magazyn broni. ¯eby siê broniæ, a jak¿e, a tak¿e zaczepiæ o beton zbrojony”. We wroc³awskim Arsenale w Arsenale eksponaty podzielone by³y na Obrazy i RzeŸby. Pierwsze – prace naœcienne, drugie – wolno stoj¹ce: nale¿a³y tu tak¿e du¿e obiekty i instalacje. Te dwa „rodzaje broni” by³y znów podzielone na Du¿e, Œrednie i Ma³e. Rz¹dzi³y w tym magazynie (przecie¿ wojskowym) rygor i dyscyplina. „Rzecz zrobiona w sposób prosty – pisze w dzienniku Weso³owski – w duchu armijnym, po wojskowemu. Nic nie by³o wieszane na œcianach, w magazynie broni mog¹ obrazy staæ pod œcianami. By³y skrzynie, skrzynki, szafki po Arce, rega³y, wieszaki, trochê sprzêtu do dyspozycji dosta³em od dyrekcji muzeum. Rysunki, druki te¿ by³y roz³o¿one na pod³odze”. Raz jeszcze od¿y³ Arsena³ w 2001 roku. Wystawa Arsena³ Nowy, pokazana w Miejskiej Galerii Arsena³ w Poznaniu, by³a now¹ interpretacj¹ idei sprzed piêciu lat. „Pomys³ wystawy jak we Wroc³awiu 1996, ´magazyn broni´ (...). Tym razem nie w ujêciu grubym, ´wojskowoœciowym´, lecz cienkim, ´uniwersyteckim´; tam by³ rzeczywisty budynek dawnego arsena³u, (...) tu mamy galeriê, która ´Arsena³´ (czy ´Ars – ena³´) siê nazywa. Zwana wymowa ogólna mojej wystawy: umownoœæ wszelkich podzia³ów w sztuce? nazw formalnych?; nie formy lecz ludzkie treœci i idee stanowi¹ o sensie sztuki. Dzien-Nik i jego realizacja pt. Arsena³ Nowy jako osobowa (Jacka Weso³owskiego) wypowiedŸ w sztuce o sztuce i przez sztukê o œwiecie i o cz³owieku”. W Arsenale Nowym „broñ” podzieli³ artysta wg kryterium zaczerpniêtego z ontologii reizmu Tadeusza Kotarbiñskiego (trochê ironiczne). Tak oto t³umaczy ów podzia³ w dzienniku, przygotowujac siê do wystawy: „1. Rzeczy. Prace ´skoñczone´, ´zamkniête´. Tu daæ parê obrazów reliefowych, obrazki na papierze, niektóre obiekty w rodzaju Pom-Ników, pojed. rzeŸby, du¿e obiekty w rodzaju £odzi. 2. Stosunki. Tu by³yby prace „doraŸne”, których elementy s¹ wymienne (mo¿na je wy³owiæ przez porównanie ilustracji w kolejnych katalogach). ´Rzeczy´ jako dzie³a, po³¹czone z innymi ´rzeczami´ oraz z przedmiotami realnymi z mego codziennego Bilder und Skulpturen sortiert und dann nochmals diese in Große, Mittlere und Kleine. Die erste waren Werke für die Wand, die zweite stehende und liegende, es gehörten zu Skulpturen auch Objekte und Installationen. Die Sache war auf eine militärische Art angefertigt: grob und einfach. Nichts wurde an der Wand aufgehängt, in einem Waffenlager können die Bilder an der Wand angelehnt stehen. Es gab Kisten und Kästen, kleine Schränke von Arca, Regale, Ständer. Etwas Gerümpel stellte mit die Museumsdirektion zur Verfügung. Zeichnungen und Drucke lagen auf dem Boden”. Arsenal wurde im Jahr 2001 noch ein Mal wiederbelebt. Die Ausstellung Arsenal Neu in der Städtischen Galerie Arsenal in Posen war eine Neuinterpretierung der Idee des „Waffenlager des Künstlers”: „Die Idee wie in Breslau 1996: ein ´Waffenlager´ (...). Diesmal aber nicht auf ´grobe militärische´ Weise interpretiert, sondern auf feine, ´intellektuelle´ Art. Dort gab es den realen Bau eines Arsenals (...), hier haben wir eine Galerie, die ´Arsenal´ (oder ´Ars-enal´) genannt wurde. Was will ich damit sagen: dass die gesamte ´Kunstart- und Gattungslehre´, diese formale Namen belanglos sind? Nicht die Formen, sondern die menschliche Inhalte und Ideen entscheiden über das Wesen der Kunst. Tage-Buch und seine Formung in Arsenal Neu als ´Personenaussage´ (von Jacek Weso³owski) in der Kunst und durch die Kunst über den Menschen in der Welt”. In Arsenal Neu teilte der Künstler seinen „Waffenstand” in drei Kategorien auf, nach der Ontologie des Reismus von Tadeusz Kotarbiñski (etwas ironisch gemeint). So wird diese Teilung im Weso³owskis Tagebuch erklärt: „1. Dinge: „vollendete”, „abgeschlossene” Arbeiten. Hinzu kommen ein paar Reliefsbilder und Arbeiten auf Papier, einige kleine Objekte der Art wie Denk-Mäler, einzelne Skulpturen oder größere Objekte, wie Boot oder kompakte Installationen; 2. Verhältnisse: hier kämen ad hoc zusammengestellte Installationen; ihre Elemente sind austauschbar (vergleiche Abbildungen in nachfolgenden Katalogen). ´Dinge´ als Werke in Verbindung mit anderen ´Dingen´ und realen Gegenständen werden zu Installationen (Bemerkung: neue Zusammenstellungen mit manchen Reliefsbilder und Papierarbeiten machen). Schließlich: 3. Erscheinungen: Es sind ´Aufzeichnungen´ der Ideen, momentane Arrangements, solche PREZENTACJE 87 otoczenia staj¹ siê czêœciami instalacji czy zbiorów: tu okazy Pom-Ników na regale, lalkiobiekty zbioru Cia³o z opisami – w skrzyni (lub w ³ó¿ku!); zrobiæ nowe po³¹czenia z wykorzystaniem niektórych obrazów reliefowych i studiów na papierze. Wreszcie by³yby Zjawiska (3): ´zapisy´ pomys³ów, chwilowych aran¿acji, takie ´dzie³a-nie-dzie³a´, które zjawi³y siê artyœcie i znik³y. Pozosta³y œlady: fotografia, jakieœ szcz¹tki materialne. Przyk³ad takiej mojej pracy (...) Flaga. Zjawisko: jest to refleks rozszczepionego œwiat³a s³onecznego na gipsowym odlewie g³owy, jakby obraz (œwietlny) flagi w trzech kolorach na rzeŸbie. RzeŸba ta znów mo¿e byæ prezentowana jako samodzielna praca, kiedy indziej stanowi czêœæ zbioru czy instalacji; tu pokazana jest jako indicium, za³¹cznik do fotografii, dokumentuj¹cej dzie³o-zjawisko”. Ta idea wzglêdnoœci statusu dzie³a i wahliwy (a wiêc umowny) podzia³ dzie³ na takie i inne i jeszcze inne stanie siê podstaw¹ architektury wewnêtrznej wystawy Grenze/ Granica. Z poznañskiego Arsena³u Nowego przeniesie te¿ artysta do Granicy „stoisko” (czy „instalacjê”?) Dzien-Nik. Dokumentacja. S¹ to owiniête w foliê paczki papieru maszynowego z tekstem dziennika, plakaty wystawowe, katalogi, ksi¹¿ki, note-booki, telewizor pokazuj¹cy z odtwarzacza film o twórczoœci artysty, zrealizowany przy okazji jego wystawy w Muzeum Kinematografii w 1993 roku (Dziennik Jacka Weso³owskiego, TVP £ódŸ, 30 min., realizacja Jadwiga Wileñska). Sen nocy wiosennej W kilka miêsiêcy po Arsenale we Wroc³awiu pokaza³ Weso³owski nastêpny projekt: Sen nocy wiosennej. Od maja do paŸdziernika 1996 artysta przebywa³ na stypendium rz¹dowym landu SzlezwikHolsztyn w Dr. Bamberger-Haus w Rendsburgu. W Muzeum ¯ydowskim w Rendsburgu – dawnej synagodze – „zainstalowa³” wystawê na temat holokaustu. Sta³a siê ona terenem odniesieñ miêdzy przesz³oœci¹ a teraŸniejszoœci¹, jaw¹ a snem, miêdzy ¿yciem a œmierci¹, pamiêci¹ a zapomnieniem. Weso³owski o swoim projekcie: „Tytu³ nawi¹zuje do komedii Szekspira Sen nocy letniej, która, jak wiadomo, dzieje siê na granicy rzeczywistoœci i snu (m³odym ludziom snem jawi siê dziœ jawa hitlerowskiego 88 Werke-Nicht-Werke, die dem Künstler für einen Moment erschienen sind und dann wieder verschwanden. Es bleiben Fotodokumente oder materielle Reste, Spuren. (...) Ein Beispiel dafür ist Flagge. Erscheinung. Es ist ein fotodokumentierter Lichtreflex auf einem Gipskopf (das Licht ging übers Aquarium), quasi das Lichtbild einer Flagge auf einer Skulptur. Die Skulptur selbst kann einmal als eine selbständige Arbeit und ein anderes Mal als Teil einer Installation betrachtet werden – hier wurde sie an das Foto als indicium angeheftet”. Diese Idee der Relativität des Werkstatus und Teilung der Werke nach diesen oder anderen und noch anderen Kriterien wird zur architektonische Grundlage der Ausstellung Grenze/Granica. Aus dem Posenschen Arsenal Neu überträgt auch der Künstler in die Grenze der „Stand” (oder ist das „Installation”?) Dzien-Nik. Dokumentation: es handelt sich um mit Folie umgewickelte Pakete mit Tagebuchtext, Ausstellungsplakate, Kataloge, Bücher, Laptops, einen Fernseher mit dem Videoprojektion des Films, der vom Polnischen Fernsehen (Jacek Weso³owskis Tagebuch, TVP Lodz, 30. min., Realisation Jadwiga Wileñska) im Museum der Kinematographie 1993 gedreht wurde. Frühlingsnachtstraum Einige Monate nach Arsenal in Breslau zeigte Weso³owski das nächste Projekt: Frühlingsnachtstraum. Vom Mai bis Oktober 1996 war der Künstler Stipendiat des Landes Schleswig-Holstein im Dr. Bamberger-Haus in Rendsburg. Im Jüdischen Museum Rendsburg (alte Synagoge) installierte er eine Ausstellung zum Thema Holocaust. Er berührte damit die Spannen zwischen Gestern und Heute, Traum und Realität, Leben und Tod, Erinnern und Vergessen. Der Autor über sein Projekt: „Der Titel knüpft an Shakespeares Komödie Sommernachtstraum an, deren Handlung bekanntlich an der Grenze zwischen Wirklichkeit und Traum spielt (so wie die heutige Jugend die Zeit des Nationalsozialismus als einen bösen Traum empfinden kann) und an die Ereignisse im Frühjahr 1943, als im Rahmen der Endlösung der Judenfrage in Warschau das Getto liquidiert wurde. Einige Wochen später bin ich in der Nähe des Ortes der Handlung geboren worden. Auf der Vernissage (...) hatte ich auf dem Fußboden der Synagoge einfache Gegenstände des persönliches porz¹dku) i do wiosny 1943, kiedy to w Warszawie wykonywano program tzw. ostatecznego rozwi¹zania kwestii ¿ydowskiej (Endlösung der jüdischen Frage). W parê tygodni potem urodzi³em siê w pobli¿u miejsca wydarzeñ. Na wernisa¿u (...) na pod³ogê synagogi wyk³ada³em drobne przedmioty, oznaki ludzkiej egzystencji; koledzy muzycy kiloñscy grali na smyczkach kwartet Mendelssohna, po sali kr¹¿y³y moje dzieci, nieœwiadome k³êbi¹cych siê znaków i znaczeñ”. Spektakl rozgrywaj¹cy siê w murach synagogi pobudza³ myœli i emocje widzów – œwiadków „zdarzenia artystycznego”. Przestrzeñ, obiekty i dzia³ania artystyczne, muzyka, wszystko to wywo³ywa³o z³o¿ony, wielosekwencyjny, szybko tocz¹cy siê ci¹g skojarzeñ i wizji. Inter Wencja by³a projektem (rok 1997), w którym miejsce nie odgrywa³o szczególnej roli. Wystawa, opatrzona katalogiem, zosta³a przygotowana dla Muzeum Historii Miasta £odzi. Zamys³em artysty by³o przedstawienie w³asnej twórczoœci i pokrewnego mu pogl¹dami na sztukê kiloñskiego artysty Bernharda Schwichtenberga we wzajemnym do siebie odniesieniu. Wspólna „inter (³ac. ´miêdzy´) wencja” obu artystów, wyznacza³a oœ porozumienia dwóch ludzi tego samego pokolenia (wojennego), przynale¿nych dwom ró¿nym kulturom narodowym i ukszta³towanych w odmiennych warunkach polityczno-spo³ecznych. Ryszard Czubaczyñski, dyrektor ³ódzkiego Muzeum, organizator wystawy, pisa³ w katalogu: „Do mnie osobiœcie zamierzenie to przemawia jak specyficzny teatr ubrany w kostiumy skojarzeñ, odnosz¹cych siê czasem do historii, czasem do rzeczywistoœci wspó³czesnej. I maj¹cy na uwadze przysz³oœæ naszego œwiata. Konflikty i kontrasty polityczne i spo³eczne, nietolerancja, okrucieñstwo, zagro¿enie œrodowiska naturalnego, powszechna w³adza pieni¹dza, wszechobecna mechanizacja – i nade wszystko pozycja sztuki wobec tej ´nieartystycznej´ problematyki – oto pola Inter Wencji”. W tym samym 1997 roku jeszcze i na wiosnê 1998 wystawê dwóch artystów pokaza³y dwie galerie miejskie w pó³nocnych Niemczech (w Neumünster i w Brunsbüttel). Mia³a ona szeroki oddŸwiêk w prasie, radiu i telewizji w Szlezwiku-Holsztynie. Bedarfs ausgelegt: Zeichen menschlicher Existenz. Musikerkollegen aus Kiel spielten ein Quartett Mendelssohns, im Saal liefen meine Kinder herum, ohne von der Bedeutung der zusammengetragenen Zeichen und Sachen etwas zu ahnen”. Inter Vention war ein Projekt (1997), in dem der Ort keine besondere Rolle spielte. Die Ausstellung, mit ausdruckskräftigem Katalog, wurde für das Museum zur Geschichte der Stadt Lodz vorbereitet. Die Idee des Künstlers war, seine eigene Kunst und des Kielers Bernhard Schwichtenberg aufeinander in einer Ausstellung zu beziehen. Diese gemeinsame Inter (inter = auf Latein zwischen) Vention war der solidarische Auftritt zweier Menschen einer Generation (des Krieges), die anderen Traditionen und Kulturen angehören und in unterschiedlichen gesellschaftlich-politischen Systemen aufgewachsen waren. Ryszard Czubaczyñski, der Direktor des Lodzer Museums, schrieb über die Ausstellung: „Mich persönlich spricht dieses Unternehmen an wie ein spezifisches Theater mit seinen Kostümen, mit denen wir mal die Vergangenheit, mal die Gegenwart assoziieren können. Und das die Zukunft unserer Welt vor sich hat. Die politischen und gesellschaftlichen Konflikte und Kontraste, Intoleranz, Gnadenlosigkeit, Umweltbedrohung, allgemein geltende Macht des Geldes und die totale Automatisierung – und vor allem die Einstellung der Kunst zu dieser „nichtkünstlerischen” Problematik – sind die Felder der Inter Vention”. Noch im derselben Jahr 1997 und im Frühling 1998 wurde die Ausstellung zweier Künstler von zwei Städtischen Galerien in Norddeutschland (Neumünster und Brunsbüttel) gezeigt. Die Ausstellungen hatten großen Resonanz in den schleswig-holsteinischen Medien. Im Jahr 2001 erarbeitete Jacek Weso³owski zusammen mit Schwichtenberg eine neue Version des Lodzer Projektes, mit dem Titel Inter Vention – Berlin, für das Polnische Kulturinstitut in Berlin. In dem neuen Katalog, den das Auswärtige Amt der Republik Polen finanzierte, schreibt Weso³owski über das inzwischen 5 Jahre lebende Projekt: „Für mich persönlich war das gemeinsam mit Bernhard Schwichtenberg über Jahre entwickelte Projekt eine Erfahrung der Nähe und das Zusammentuns mit dem Anderen. Erfahrung in der Kunst und durch die Kunst”. Und Björn PREZENTACJE 89 W roku 2001, we wspó³pracy ze Schwichtenbergiem, Weso³owski przygotowa³ now¹ wersjê ³ódzkiego projektu, pod tytu³em Inter Wencja – Berlin, dla Polskiego Instytutu Kultury w Berlinie. W nowym katalogu, który sfinansowa³o Ministerstwo Spraw Zagranicznych w Warszawie, tak oto podsumowa³ 5 lat projektu: „Dla mnie osobiœcie ten wspólnie z Bernhardem Schwichtenbergiem przez lata realizowany projekt jest g³êbokim doœwiadczeniem wspó³odczuwania i wspó³dzia³ania z Drugim Cz³owiekiem – w sztuce i poprzez sztukê”. Björn Engholm pisze zaœ w swoim szkicu krytycznym: „Ci dwaj artyœci zapewne siê nie szukali, lecz to, ¿e siê odnaleŸli wzajemnie, stanowi niezwykle szczêœliw¹ okolicznoœæ. (...) Sztuka Schwichtenberga i Weso³owskiego jest wyrazem wiary w idee humanizmu i tolerancji, pochwa³¹ rozumu, wezwaniem do czujnoœci w obronie wartoœci europejskiej kultury”. W zgodzie z t¹ ocen¹ jedna z prac Jacka Weso³owskiego z wystawy Inter Wencja znalaz³a si¹ w podrêczniku jêzyka polskiego Literatura wspó³czesna (Bo¿ena Chrz¹stowska, wspó³aut., Poznañ 1998); autor niniejszego szkicu przygotowywa³ siê z niej do matury. Warto wspomnieæ, ¿e z projektem Inter Wencja wi¹¿e siê inicjatywa Jacka Weso³owskiego zorganizowania wystawy w galerii BBK (zwi¹zku plastyków w Niemczech) w Kilonii w 1999 roku. W wystawie, pt. Wirk-lich (Rzeczy-wiœcie) poza autorem konceptu i Bernhardem Schwichtenbergiem wziê³o udzia³ jeszcze troje artystów szlezwicko-holsztyñskich. G. £owa W nastêpstwie pobytu Weso³owskiego na stypendium w Rostoku w roku 1999 Kunstverein Bad Doberan zaproponowa³ artyœcie wystawê indywidualn¹ w swojej siedzibie w centrum miasta – w Roter Pavillon. Weso³owski przygotowa³ projekt G.£owa (2000). Motywem wystawy by³a g³owa – „najwa¿niejsza czêœæ cz³owieka, das Haupt, po niemiecku „g³owa” w sensie „g³ównoœæ”, oraz cz³owiek, który nazywa siê G. £owa (czyli jakiœ ktoœ o imieniu zaczynaj¹cym siê na literê G. i nazwisku £owa). Jeden z nas. G³ównymi eksponatami by³y rzeŸby g³ów z gipsu i betonu, buduj¹ce w inscenizacjach przestrzennych rzeczywis- 90 Engholm bemerkt in seiner Skizze: „Die zwei Künstler haben sich vielleicht nicht gesucht, aber dass sie sich gefunden haben, ist ein äußerst glücklicher Umstand. (...) Schwichtenbergs und Weso³owskis Arbeiten sind Aufforderungen: der Nächstenliebe und Toleranz Auftrieb zu geben, den wachen Verstand alltäglich einzusetzen, die Sinne zu schärfen, nicht alle europäischen Traditionen beliebig zu verscherbeln”. Im Einklang mit dieser Bewertung fand sich eine der Jacek-Weso³owski-Arbeiten der Inter Vention im Polnischlehrbuch für die Abiturklasse, Die Gegenwartsliteratur (Literatura wspólczesna, Bo¿ena Chrz¹stowska u. Mitautorinnen, Poznañ 1998); Autor dieser Skizze kennt das Buch aus seiner Schulzeit. Es ist noch erwähnungswert, dass 1999 ein Nebenprodukt des Projektes Inter Vention zustande kam: die Ausstellung Wirk-lich in der Galerie BBK (Bundesverband der Bildenden Künstler) in Kiel. Außer dem Autor des Konzeptes und Schwichtenberg nahmen an der Ausstellung noch drei schleswig-holsteinischen KünstlerInnen teil. K.Opf Infolge des Stipendiumsaufenthalts 1999 in Rostock organisierte der Kunstverein Bad Doberan im Jahr 2000 eine Weso³owskiAusstellung in Roter Pavillon im Zentrum des mecklenburgischer Kurorts. Das Projekt betitelte der Künstler K. Opf . Das Hauptmotiv war der Kopf, der Hauptteil eines Menschen, man sagt auch: das Haupt. Sein Held war K. Opf, d.h. ein Mensch dessen Nachname Opf lautet und dessen Vorname mit der Buchstabe K beginnt. Einer von uns. Die meiste Exponate waren Köpfe aus Gips und Beton. Zusammen mit Bildern, Zeichnungen und plastischen Werken bildeten sie eine bildnerische Wirklichkeit, die zum Nachdenken bewegte. Auf der Vernissage zeigte der Künstler eine Performance mit dem Titel Mister Jekyll und Doctor Hyde. Es ist hier vielleicht zu erwähnen, dass Weso³owski seit 1993 oft (in verschiedenen Versionen) Performance G. Schichte wiederholt –, auf Zweideutigkeit dieser orthographischen Idee beruht auch K. Opf. Domi Im Jahr 2000 wurde im historischen Pfarrhaus (Barock, Baujahr 1765, Weso³owski hat das Haus mit Hilfe von Freunden 1997 erworben) in Bia³owice (dt. toœæ plastyczn¹, która dziêki symbolice „g³owy” i podmiotowym odniesieniom do G. £owy, dzia³a³a metaforycznie i asocjacyjnie. Na wernisa¿u odby³ siê performance: Mister Jekyll and Doctor Hyde. Wypada tutaj wspomnieæ, ¿e od roku 1993 Weso³owski powtarza czêsto (w rozmatych wersjach) performance G.Schichte (H.Istoria) – na dwuznacznoœci tego ortograficznego pomys³u oparta jest i G. £owa. Domi W 2000 roku w dawnej plebanii w Bia³owicach (barok, rok budowy 1765), któr¹ w 1997 roku kupi³ z pomoc¹ rodziny i przyjació³ Weso³owski, przedstawiony zosta³ projekt Domi. £aciñskie domi znaczy „w domu”. Odtworzone i zinterpretowane przy u¿yciu artystycznych œrodków wyrazu przedstawione zostaly w Starej Plebanii Dzieje rodziny pastora Rudolfa Morý 19331945 (podtytu³ wystawy), ostatniego pastora Bia³owic, wówczas Billendorf. Wystawa sta³a siê kanw¹ i pretekstem spotkania dawnych i dzisiejszych mieszkañców wsi, Niemców i Polaków. W samym projekcie – pisa³ poŸniej Weso³owski (kat. Grenze/ Granica) - „wa¿niejsze by³o spotkanie dawnych i obecnych mieszkañców, ni¿ wystawa, i spotkanie to sta³o siê w³aœciwym ´dzie³em´, moim, i ludzi w nim uczestnicz¹cych”. Wspólne rozmowy, refleksje i wspomnienia jako ca³oœæ tworzy³y „dzie³o”, jednocz¹ce kultury – niemieck¹ i polsk¹, doœwiadczenia ró¿nych pokoleñ oraz ¿ycie i sztukê. Ideê Domi kontynuuje artysta do dziœ, ka¿dego roku we wrzeœniu odbywaj¹ siê w Starej Plebanii spotkania kulturalne niemiecko-polskie przy poparciu miejscowych i niemieckich instytucji samorz¹dowych. Szeroki rozmach mia³a zw³aszcza impreza w 2002 roku. Zrealizowany zosta³ projekt Jehsen – zaginiona wieœ (wspó³autork¹ konceptu by³a Izabela Andrzejewska), do którego Jacek Weso³owski zaprosi³ piêcioro artystów z Zielonej Góry i czworo z Berlina, sam zajmuj¹c pozycjê ³¹cz¹c¹ oba zespo³y. Projekt, jak wiêkszoœæ dotychczasowych projektów Weso³owskiego, wspar³a finansowo Fundacja Wspó³pracy Polsko-Niemieckiej. Artyœci opracowali koncepty na temat historii i uwik³anych w ni¹ losów ludzkich. Wystawa Jehsen pod Billendorf) das Projekt Domi realisiert. Auf Latein bedeutet das Wort „zu Hause”. Der Künstler hat die Geschichte der Familie Pastor Rudolf Morý 1933-1945 (Untertitel des Projektes) rekonstruiert und mit künstlerischen Mittel interpretiert. Pastor Morý war der letzte evang. Geistliche im Dorf, seine Familie lebte im Pfarrhaus bis 1945 (er selbst starb 1943 in Afrika). Die Ausstellung wurde zum Anlass für eine Begegnung von den einstigen und heutigen Bewohner, von Deutschen und Polen. „In dem Projekt – schrieb später Wesolowski –, war mir die Begegnung der beiden Parteien wichtiger als die Ausstellung selbst und diese Begegnung wurde hier zum eigentlichen ´Kunstwerk´, meinem und der Leuten, die an dem Ereignis teilgenommen haben”. Gespräche, Erinnerungen und Reflexionen bildeten ein „Werk”, in dem sich die Kulturen – die deutsche und die polnische –, die Erfahrungen von verschiedenen Generationen und das Leben mit der Kunst vermischt und vereinigt haben. Die Domi-Idee setzt der Künstler bis heute fort. Jedes Jahr im September wird im Alten Pfarrhaus in Bialowice/Billendorf eine deutsch-polnische Begegnung mit kulturellen Programm organisiert und institutionell von beiden Seiten unterstützt. Besonders weit angelegt war die Veranstaltung im Jahr 2002. Wesolowski konzipierte (Mitautorin war Isabella Andrzejewska) ein Projekt mit Teilname von fünf KünstlerInnen aus Zielona Gora und vier aus Berlin – er selbst war eine Verbindung zwischen den beiden Gruppen. Das Projekt hieß Jehsen – verschollenes Dorf und wurde, wie auch mehrere Projekte von Wesolowski, von der Stiftung für die deutschpolnische Zusammenarbeit teilfinanziert. Die Künstler bearbeiteten Konzepte zur Geschichte und menschlicher Schicksale. Die Ausstellung Jehsen wurde 2005 in Berlin in einer neuen Version gezeigt (J. Ehsen in Berlin). Bei der Organisation wurde Weso³owski von dem Verein KunstGrenzen e.V. Berlin unterstützt. Zur Vernissage waren die polnische Teilnehmer de Projektes und Gäste aus Zielona Góra angereist. Grenze Am Projekt Grenze arbeitete der Künstler seit 1999. Es wurde in Zusammenarbeit von drei Ostsee-Städte realisiert, Initiator war das Kulturamt der Hansestadt Rostock. In Rostock wurde die Ausstellung Grenze/Granica 2001 PREZENTACJE 91 zmienionym tytu³em J.Ehsen in Berlin zosta³a pokazana raz jeszcze w 2005 roku w galerii Atelierhaus Bizetstr. 102 w Berlinie, zorganizowana przez Weso³owskiego przy pomocy stowarzyszenia kulturalnego KunstGrenzen e.V. Na wernisa¿u obecni byli tak¿e artyœci i goœcie z Polski. Granica Nad projektem Granica pracowa³ artysta od 1999 roku. Zrealizowa³y go trzy miasta ba³tyckie dawnej Hanzy we wzajemnej wspó³pracy, z inicjatywy Miasta Hanzeatyckiego Rostoku. W Rostoku pokazany zosta³ w 2001, w Lubece i Szczecinie w 2002 roku. Osnuty by³ wokó³ pojêcia granicy. W ksi¹¿ce-katalogu (100 stron, 88 ilustracji) Weso³owski i dziewiêcioro zaproszonych przez niego autorów wielostronnie reflektuj¹ „koncept w sztuce” Dzien-Nik ze szczegó³nym uwzglêdnieniem tematu-problemu Granicy. Katrin Arrieta, dyrektor Kunsthalle Rostock, pisze o sztuce Weso³owskiego w perspektywie jego „granicznego” projektu: „Zamiast oddzielnych dzie³, Weso³owski prezentuje ca³oœæ swojej pracy jako zbiór rekwizytów inscenizacji na zadany sobie temat. Stawia sprawê jasno: chodzi nie tyle o poszczególne dzie³a, co o zasadê, lub inaczej: o zasadê, która prowadzi do rozumienia poszczególnych dzie³. Tak jest w przypadku wystawy Granica. Zanim przyst¹pimy do dyskusji nad jakimiœ konkretnymi granicami, musimy sobie zdaæ sprawê z istoty samego pojêcia: „granica” oznacza rozgraniczenie czegoœ od czegoœ, jest to coœ, co stwarzane jest przez nas, ludzi, aby umo¿liwiæ nam orientacjê w œwiecie, w labiryncie bytu”. Granica jest lini¹ dziel¹c¹. Granic¹ mo¿e byæ kres mo¿liwoœci, dzia³añ. Mo¿na mieœciæ siê w granicach lub przekraczaæ granice. Kluczow¹ dla problemu wszelkich poszczególnych granic jest dla Weso³owskiego „granica porozumienia” miêdzy ludŸmi, miêdzy jednym, a drugim podmiotem ludzkim. W dzienniku publikowanym w katalogu pyta: „Czy i w jakim stopniu jeden cz³owiek mo¿e porozumieæ siê z innym cz³owiekiem? Gdzie tkwi i na czym polega ´granica´ porozumienia, warunkowego porozumienia, czasowego porozumienia i tak dalej”? Warto jeszcze dodaæ, ¿e ksi¹¿ka Grenze/Granica nie jest tylko katalogiem – 92 gezeigt, in Lübeck und Stettin 2002. Im Katalog-Buch (100 Seiten, 88 Abbildungen) wird das Kunstkonzept Tage-Buch und das Projekt Grenze von neun von Weso³owski eingeladenen Autoren, sechs deutschen und drei polnischen, erörtert und interpretiert. Weso³owski verfasst für den Katalog einen eigenen umfangreichen Text, in dem er verschiede Schreibformen in ein wissenschaftlich-literarisches Werk zusammentut. Katrin Arrieta, Direktorin der Kunsthalle Rostock schreibt über Weso³owkis Kunst und über sein DreiStädte-Projekt: „Statt Einzelstücke zum Thema zu schaffen, macht Weso³owski sein Gesamtwerk zur Requisite – die Inszenierung ist es, die dieses an Thema bindet. Damit wird deutlich: Es geht weniger um spezielle Phänomene als um Prinzipien, oder besser: Es sind die Prinzipien, die zur Wahrnehmung der Phänomene führen. So bei Grenze. Bevor es daran geht, die Realität bestimmter Grenze zu diskutieren, steht das Prinzip der Abgrenzung zur Debatte: fühlbar zu machen, dass Grenzen eben Abgrenzungen sind –, etwas von Menschen Gemachtes und in die Welt Gesetztes, Konstrukte, die der Orientierung dienen”. Die Grenze ist eine Abgrenzungslinie. Die Grenze kann das Ende einer Möglichkeit oder einer Tätigkeit sein. Man kann in der Grenzen bleiben oder die Grenzen überschreiten. Für Weso³owski hat die „Grenze der Verständigung” zwischen der Menschen, zwischen den einen und einen anderen menschlichen Subjekt eine Schlüsselbedeutung für alle andere Grenzen. Im Tagebuch fragt er: „Wie weit kann sich ein Mensch mit den anderen Menschen verständigen? Wo haftet und worauf beruht die ´Grenze´ der Verständigung, der NichtVerständigung, einer Teilverständigung, einer bedingter Verständigung u.s.w. zwischen uns?” Es muss noch gesagt werden, dass das Buch Grenze/Granica nicht nur ein Katalog – eine Ausstellungsdokumentation ist. Sie ist auch ein selbständiges künstlerisches Faktum; in ihm wird realisiert, eben in der Form vom Buch-Album und auf eine sehr ausführlich durchdachte Weise, die Idee und das Thema des Projektes. Und „das Thema des Projektes Grenze – schreibt Weso³owski – ist das Grenzmäßigkeit an sich´”. Die „Grenzmäßigkeit an sich” überträgt der Künstler aus dem Buch weiter in die Kulturzeitschrift „Pro Libris”: ab dokumentacj¹ wystawy. Jest ona rownie¿ samodzielnym zamierzeniem artystycznym, realizuj¹cym, w³aœnie w formie ksi¹¿ki-albumu, w sposób drobiazgowo przemyœlany przez autora, ideê i temat projektu: zaœ „tematem projektu Granica jest sama ´granicznoœæ´, die Grenzmäßigkeit an sich” – pisze Weso³owski. „Granicznoœæ tekstu” z ksi¹¿ki przenios³a siê artyœcie na „esej w odcinkach” pt. Na Granicy, publikowany w czasopiœmie kulturalnym „Pro Libris” od numeru 2/2003. W zwi¹zku z projektem Grenze/Granica Jacek Weso³owski zosta³ zaproszony do udzia³u w szeroko zakrojonym Miêdzynarodowym Interdyscyplinarnym Projekcie „Goetzen” Udo C. Cordesa we Frankfurcie nad Odr¹ z w³¹czeniem S³ubic (realizacja 2004). O randze tego wydarzenia artystycznego mo¿e œwiadczyæ fakt osobistej nad nim opieki ministra kultury i mediów Republiki Federalnej pani Christiny Weiss oraz obecnoœæ w nim takich artystów jak Tim Ulrichs czy Urs Jaeggi. Na lata 2005/2006 Jacek Weso³owski zaplanowa³ natomiast w³asne dwie wystawy, które wywiód³ z idei Granicy: „Mam pomys³y, które z Granicy wysnuwaj¹ siê mi: Kunst-Werk i Z-Wi¹zki. Pierwszy jako dementi, drugi jako continuum idei Granicy. Razem jako jedno i drugie (...) W Kunst-Werku eksponaty poustawiam czy pouwieszam raczej rzadko, z odstêpami, to jest tu i to, to jest tamto tam; z tytu³ami, z datami, ponazywane: „instalacja”, „rzeŸba” „fotografia”. By by³o wiadomo, by by³o. Die Sprache schafft das Sein / Jako rzecze Wittgenstein” – pisze w dzienniku w katalogu Kunst-Werk. Wystawa Kunst-Werk zosta³a pokazana w galerii BWA w Zielonej Górze w paŸdzierniku 2005 roku. Dla planowanego dla Muzeum Historii Miasta £odzi konceptu Z-wi¹zki artysta przy poparciu dyrektora Muzeum szuka³ partnera w Berlinie, mia³o byæ nim jedno z muzeów miejskich. Rozmowy przeci¹ga³y siê, Weso³owski zdecydowa³ siê w 2006 roku pokazaæ w £odzi Granicê, rozszerzon¹ o nowy element, zal¹¿ek byæ mo¿e nastêpnego projektu: Zwi¹zki. W Zwi¹zkach pokazanych w „mieœcie jego korzeni” Jacek Weso³owski przekracza granice interpersonalne nie tylko wobec widza („nie-artysty”), tak jak tego chcia³ w Granicy nad Ba³tykiem, lecz ³¹czy w spójn¹ Nr. 2/2004 publiziert er dort einen „Fortgesetzten Essay” mit dem Titel: An der Grenze. Im Bezug zum Projekt Grenze/Granica wurde Jacek Weso³owski zur Teilname an den Internationalen interdisziplinären Kunstprojekt „Goetzen” von Udo C. Cordes in Frankfurt/ Oder und Slubice (realisiert 2004) eingeladen. Über der Rang des Projektes bezeugt die persönliche Schirmherrschaft der Bundesministerin für Medien und Kultur, Frau Christina Weiss und dieTeilnahme solcher Künstler wie Tim Ulrichs oder Urs Jaeggi. Für 2005/2006 plante Jacek Weso³owski zwei eigene Einzelnausstellungen, die er aus dem Grenze-Projekt herausführte. „Ich habe Ideen, die aus Grenze ausspringen: Kuntst-Werk und Ver-Bindungen (fair- Bindungen!, T.Z.S.). Die Erste als dementi, die zweite als continuum der Grenze-Idee. Zusammen genommen ist das Beides (...) In Kunst-Werk werde ich die Exponate voneinander ordentlich entfernt stellen, hängen, legen: das ist hier und das und jenes ist dort und wieder; betitelt, datiert, mit dem Gattungsnamen: „Installation”, „Skulptur”, „Foto” versehen. (...) Damit man weiß, es ist. Die Sprache schafft das Sein / Sagte Ludwig Wittgenstein – so Weso³owski im Tagebuch im Katalog Kunst-Werk. Die Ausstellung KunstWerk wurde in der BWA-Galerie in Zielona Gora im Oktober 2005 gezeigt. Für das Konzept Ver-Bindungen, das der Künstler im Museum zur Geschichte der Stadt zeigen wollte, suchte er mit der Unterstützung des Lodzer Museum einen Partner in Berlin, es solle ein der historischen Stadtmuseen sein. Die Gespräche dauerten zu lange und Weso³owski hat beschlossen, in Lodz die Grenze 2006 zu zeigen. In einer neuen Version und um Verbindungen erweitert, die sich möglicherweise zu einem neuen Projekt entwickelt. In Verbindungen, in der Heimatstadt Weso³owskis ausgestellt, überschreitet der Künstler nicht nur die Grenzen zwischen Künstler und Betrachter (den „NichtKünstler”), was er in Grenze an der Ostsee wollte, sondern er verbindet seine eigene Arbeiten mit Werken von anderen Künstlern, von Freunden und Bekannten aus der fast fünfundzwanzigjährigen Geschichte des TageBuchs (in der Lodzer Ausstellung beteiligten sich u.a. Stanis³aw Dró¿d¿, Klaus Staeck, Jan Berdyszak). So überschreitet der Autor von PREZENTACJE 93 ca³oœæ swe prace z pracami innych artystów: znajomych i przyjació³ z okresu prawie æwieræwiecza Dzien-nika (w wystawie ³ódzkiej uczestnicz¹ m.in. Stanis³aw Dró¿dz, Klaus Staeck, Jan Berdyszak).Tak oto rozszerza autor Dzien-Nika granice pojedynczego Ja o zwi¹zki z Innymi. 94 Tage-Buch die Grenzen des einzelnen Ichs hin zu Verbindungen mit den Anderen. Übersetzt von Christmar Horn Susanne Lambrecht Susanne Lambrecht Einmaliges Projekt: KottbusKunst Wyj¹tkowy projekt: KottbusKunst Ende Juli trafen sich im Kunstmuseum Dieselkraftwerk Cottbus 1 Ausstellungsmacher und Kunstinteressierte, um in einer lockeren Gesprächsrunde ein vorläufiges Fazit zu einem für Cottbus bislang einmaligen Ausstellungsprojekt zu ziehen: anlässlich der 850-JahrFeier der Stadt waren an sieben Standorten Ausstellungen zum Thema „KottbusKunst. Bildende Kunst in der Stadt” zu sehen gewesen. Ein reichbebildertes Katalogbuch unter demselben Titel, das im Cottbuser ALfA Verlag dank des Sponsorings der Ostdeutschen Sparkassenstiftung und der lokalen Sparkasse Spree-Neiße 2 zum äußerst günstigen Preis von 18,90 Euro erscheinen konnte, dokumentiert das Panorama zu Kultur- und Kunstgeschichte der Stadt 3. Drei Jahre, so berichtete Jörg Sperling, Kustos des Kunstmuseums, hatte man gemeinsam an diesem Projekt gearbeitet und mit Blick auf das regionale Umfeld die Kunstszene bewusst „in die Breite” erforscht. Eine Kunststadt, da war man sich einig, in der kontinuierlich und innovativ künstlerisch gearbeitet wurde, ist Cottbus nicht. Aber, so Steffen Krestin, Leiter des Stadtmuseums, es Pod koniec lipca w Kunstmuseum Dieselkraftwerk Cottbus 1 spotkali siê organizatorzy wystaw i mi³oœnicy sztuki, by w luŸnej rozmowie sformu³owaæ wstêpne wnioski z, jak dot¹d, wyj¹tkowego dla Chociebu¿a projektu wystawowego – z okazji 850-lecia miasta w siedmiu miejscach mo¿na by³o zobaczyæ wystawy pod nazw¹ „KottbusKunst. Sztuki plastyczne w mieœcie”. Bogato ilustrowany katalog pod tym samym tytu³em, wydany przez wydawnictwo Cottbuser ALfA Verlag dziêki finansowemu wsparciu Ostdeutsche Sparkassenstiftung i lokalnej kasy oszczêdnoœciowej Sparkasse Spree-Neiße 2, dostêpny w bardzo korzystnej cenie 18,90 euro, dokumentuje panoramê historii kultury i sztuki miasta 3. Jak opowiada Jörg Sperling, kustosz Muzeum Sztuki (Kunstmuseum), wspólna praca nad projektem, podczas którego podjêto œwiadom¹ próbê zaprezentowania mo¿liwie szerokiego spektrum twórczoœci plastycznej w regionie, trwa³a trzy lata. Efektem by³ wspólny wniosek, ¿e Chociebu¿ nie jest miastem wielkiej sztuki, w której pojawia³yby siê trwa³e nurty i innowacje. Ale, 1 Die Brandenburgischen Kunstsammlungen Cottbus wurden im Vorgriff auf den Umzug in das neue Ausstellungshaus im Dieselkraftwerk, das derzeit zum Museum umgebaut und Anfang 2008 eröffnet werden wird, bereits jetzt umbenannt in „Kunstmuseum Dieselkraftwerk Cottbus”. 2 Die Sparkassen in Deutschland sind gemeinnützige Anstalten des öffentlichen Rechts, die einen Teil ihrer Gewinne einsetzten im Bereich Sponsoring und damit maßgeblich auch kulturelle Projekte unterstützen. 3 ISBN 3-935513-18-6 1 Brandenburskie Zbiory Sztuki Chociebuż zostały już teraz przemianowane na „Muzeum Sztuki Dieselkraftwerk Chociebuż” w związku z planowaną na początek 2008 r. przeprowadzką do nowej siedziby w byłej elektrowni spalinowej, przebudowywanej obecnie na cele galerii. 2 Kasy oszczędności (Sparkassen) w Niemczech są instytucjami pożytku publicznego opartymi na prawie publicznym, które część swoich zysków przeznaczają na sponsoring i w ten sposób znacząco wspierają projekty kulturalne. 3 ISBN 3-935513-18-6 PREZENTACJE 95 gab und gibt in der Stadt doch mehr Kunst, als man gedacht hatte und „immer wieder Inseln”, die beachtenswert und weiter zu erforschen sind. Was war in diesen Sommermonaten in Cottbus nun zu sehen: Für die Foyers im Technischen und im Neuen Rathaus waren informative Ausstellungen erarbeitet worden. Auf Stelltafeln entfaltete sich zum einen die Geschichte der Gartenkultur und Kunst in den verschiedenen Parkanlagen der Stadt neben Fürst Pücklers international bekanntem Landschaftsgarten um Schloss Branitz. Entscheidend für die Entwicklung zur bis heute „grünen Stadt” war das bürgerliche Engagement zur Gründerzeit in einem sogenannten „Verschönerungsverein”, der zum Beispiel auch die Gestaltung und Begrünung um den Schlossberg, die nach der Wende wieder hergestellt wurden, initiierte. Zu DDRZeiten wuchs die Stadt vor allem an den Stadträndern mit weiteren weitläufigen Parkanlagen. Kunst am Bau und im öffentlichen Raum galt die zweite Informationsausstellung. Zu modernen „KunstZeichen” wie der am Cottbuser Bahnhof installierten Skulptur „Energetische Reflektionen”, für die Manfred Vollmert und Heinz Gardzella 1987 Mooreichenstämme zu einem konkaven, stelenartigen Stahlelement stellten, sind in den vergangenen Jahren markante 96 jak twierdzi Steffen Krestin, dyrektor Muzeum Miejskiego (Stadtmuseum), by³o i jest w mieœcie wiêcej sztuki, ni¿ mo¿na by³o siê spodziewaæ, a tak¿e „wci¹¿ pojawiaj¹ siê wyspy”, które warto zauwa¿aæ i badaæ. Có¿ mo¿na by³o zobaczyæ w te letnie miesi¹ce w Chociebu¿u? W korytarzach ratuszów – Technicznego i Nowego – prezentowano wystawy informacyjne. Ustawiono tablice, na których pokazano historiê kultury ogrodowej i sztuki w ró¿nych miejskich parkach, w tym w parku krajobrazowym o miêdzynarodowej s³awie za³o¿onym przez ksiêcia Pücklera wokó³ pa³acu w Branitz. Decyduj¹ce znaczenie dla rozwoju miasta, które do dziœ cieszy siê mianem „zielonego”, mia³o zaanga¿owanie obywatelskie okresu „Gründerzeit” w tak zwanym „Towarzystwie Upiêkszania Miasta”, które zapocz¹tkowa³o, wznowione po prze³omie politycznym, prace np. nad ukszta³towaniem terenu i kultywacj¹ zieleni wokó³ wzgórza pa³acowego. W czasach NRD miasto rozrasta³o siê przede wszystkim na peryferiach, gdzie zak³adano kolejne rozleg³e parki. Druga wystawa informacyjna poœwiêcona by³a sztuce w architekturze i przestrzeni publicznej. Nowoczesne „znaki sztuki”, takie jak zainstalowana na chociebuskim dworcu rzeŸba „Energetyczne refleksje”, w którym w 1987 r. Manfred Vollmert i Heinz Gardziella po³¹czyli pnie Brunnen gekommen: zentral am Heron Buchhaus hat Heidemarie Dreßler aus Dresden 2004 Stahlstäbe wie lange Zweige über Wasserspielen zu einem Tor gefügt. Dass das Medienzentrum der Brandenburgischen Technischen Universität (Entwurf: Herzog & de Meuron) mit seiner geschwungenen und mit weißen Schriftzügen bemalten Glasfassade zugleich Bau und Kunst am Bau ist, bleibt einzigartig. Museale Ausstellungen standen natürlich im Mittelpunkt der Ausstellungsfolge. In Schloss Branitz hat Beate Scheider, die dort u.a. die Blechen-Sammlung betreut, eine Gegenüberstellung von Carl Blechens und Hermann Fürst von Pückler-Muskaus Landschaftsauffassungen erarbeitet unter dem Titel „Wilde Landschaften – Gestaltete Landschaften”. Der romantische Landschaftsmaler Carl Blechen, 1798 in Cottbus geboren, verließ seine Heimatstadt früh und entfaltete sein künstlerisches Talent schließlich in Berlin, wo er 1840 verstarb. Anfang des 20. Jahrhunderts besann sich die Stadt Cottbus auf ihren berühmten Sohn und begann mit Augenmaß eine eigene Sammlung finanzierbarer Werke Blechens aufzubauen, die heute den Kern der Sammlung in Schloss Branitz ausmacht und die auch zu DDR-Zeiten weiter wachsen sollte. Den Kern von „KottbusKunst” stellten jedoch die Kunstausstellungen im Stadtmuseum und im Kunstmuseum Dieselkraftwerk dar. Steffen Krestin holte sich für den historischen Überblick zu Kunst und Künstlern zwischen 1800 und 2000 den Historiker und Kenner der Region Siegfried Kohlschmidt an seine Seite, der diesen Ausstellungsteil federführend betreute. Hier ging es zuerst um die Entstehung einer eigenen städtischen Sammlung um 1913 sowie Einblicke in privates Sammeln, das ins 19. Jahrhundert zurück zu verfolgen ist. Manche Raritäten waren hier zu entdecken, die stilistisch so weit auseinander lagen wie der zeitliche Bogen in dieser Ausstellung weit gespannt war. Als herausragend ist die gezeigte Szene aus einer zimmerfüllenden, französisch-klassizistischen Tapetenausstattung von 1810/20 zur Geschichte von Amor und Psyche zu nennen. Die illusionistische, mit verschiedenen Druckstöcken in Grau-Weiß-Tönen gedruckte Tapete hing Anfang des 20. Jahrhunderts im Festsaal eines Cottbuser Großkaufmanns. Rund 170 Jahre später entstand die „Ausbeute einer Nacht”: während einer gemeinsam durchzechten Nacht malten die jungen Künstler Thomas Hermann und Manfred Reuter 1988 dêbu kopalnego z wklês³ymi, pionowymi elementami stalowymi, zosta³y uzupe³nione niezwyk³ymi fontannami: w centrum, przy ksiêgarni Heron Heidemarie Dreßler z Drezna poprowadzi³a ku jednej z bram stalowe prêty niczym d³ugie ga³êzie ponad wodotryskami. Wyj¹tkowy jest równie¿ budynek Centrum Medialnego Politechniki Brandenburskiej (projekt: Herzog & de Meuron), którego zakrzywione, zdobione bia³ymi napisami szklane fasady, s¹ jednoczeœnie architektur¹ i sztuk¹ w architekturze. Najwa¿niejsz¹ czêœci¹ projektu by³y oczywiœcie wystawy muzealne. W Pa³acu Branitz Beate Schneider, która opiekuje siê tam m.in. zbiorami Blechena, dokona³a konfrontacji idei kszta³towania krajobrazu Carla Blechena i ksiêcia Hermanna von PücklerMuskau, nadaj¹c swej wystawie tytu³ „Dzikie krajobrazy – ukszta³towane krajobrazy”. Malarz krajobrazów, Carl Blechen, urodzony w 1798 r. w Chociebu¿u, wczeœnie opuœci³ miasto rodzinne i ostatecznie rozwin¹³ talent artystyczny w Berlinie, gdzie zmar³ w 1840 r. Na pocz¹tku XX wieku miasto Chociebu¿ przypomnia³o sobie o s³ynnym synu i zaczê³o z wyczuciem tworzyæ zbiór finansowo dostêpnych dzie³ Blechena, powiêkszony jeszcze za czasów NRD, a dziœ stanowi¹cy rdzeñ zbiorów Pa³acu w Branitz. Jednak najwa¿niejsze dla KottbusKunst by³y wystawy sztuki w Muzeum Miejskim i w Muzeum Sztuki Dieselkraftwerk. Steffenowi Krestinowi uda³o siê namówiæ do wspó³pracy nad tym historycznym przegl¹dem sztuki i artystów z lat 1800 do 2000 historyka i znawcê regionu, Siegfrieda Kohlschmidta, który mia³ decyduj¹cy g³os przy kszta³towaniu swojej czêœci wystawy. Jej celem by³o przede wszystkim ukazanie powstania w³asnego miejskiego zbioru z roku 1913, a tak¿e wgl¹d w prywatne zbiory, siêgaj¹ce nawet XIX wieku. Mo¿na tu by³o odkryæ wiele rzadkich eksponatów, tak dalekich sobie stylistycznie, jak szerokie by³y ramy czasowe tej wystawy. Jako wybitn¹ nale¿y okreœliæ scenkê z pokojowej tapety w stylu francuskiego klasycyzmu z 1810/20 r. obrazuj¹c¹ epizod z historii Amora i Psyche. Ta iluzjonistyczna tapeta, drukowana przy pomocy ró¿nych klisz w szaro-bia³ych tonacjach, wisia³a na pocz¹tku XX wieku w sali balowej pewnego chociebuskiego kupca. Oko³o 170 lat póŸniej powsta³ „Urobek jednej nocy”: podczas pewnej pijanej nocy m³odzi artyœci Thomas Hermann i Manfred Reuter zamalowali PREZENTACJE 97 eine Folge von Blättern – einmal das Thema Paar, einmal das Thema Kopf umkreisend – in gedeckten, expressiven Farbzügen, die voller Sehnsucht, Zweifel und Aufbegehren waren und eindrucksvolles Zeitzeugnis sind. Ansichten der Stadt Cottbus und ihrer führenden Persönlichkeiten dominieren natürlich in der chronologischen Kunst-Geschichte einer Stadt wie Cottbus. Professionell wurde Kunst in Cottbus erst im 20. Jahrhundert: „Der erste Künstler war einer Frau”, so lautete das Kapitel zu Elisabeth Wolf (1873-1964), deren Werk durch einen eigenen Katalog gut dokumentiert ist. Sie studierte ab 1901 in Berlin in verschiedenen, meist privaten Kunstschulen, unter anderem auch bei Lovis Corinth. In einer frühen, jugendstilartig durchgestalteten Berliner Stadtansicht, die Figuren wie Dinge in einer eindrucksvoll stummen Szene stilisiert, ist ihr Talent zu erkennen. Ihre Selbstporträts sind ein Stück innerer Biografie. Neben artigen, bürgerlich respektablen Selbstdarstellungen, die mitunter auch charakterisiert sind durch den melancholischen Gestus der nachdenklich den Kopf in die Hand gestützten Haltung, zeigt sie sich immer wieder auch von ihrer erotischen Seite – mal um 1908 mit entblößten Schultern und den weich hochgesteckten Haaren, mal – im Alter 53 Jahren mit keckem rotem Hut und kess nach hinten geworfenem Blick. Ihr künstlerisches Talent kann sich in Cottbus jedoch nicht zu einem eigenen Stil hin entwickeln. Ihre Stadt- und Naturlandschaften sowie die Stillleben spielen verschiedene Stile durch und verflachen. Für die heutige Wahrnehmung der Kunst in der Stadt gab die Kulturpolitik der DDR ab den 50er Jahren den entscheidenden Impuls: die DDR siedelte gezielt Studienabgänger der Kunsthochschulen in den neuen Industriegebieten und –städten an. Namen wie Dieter Dreßler, Günther Friedrich und Rudolf Graf verbinden sich mit dieser Phase sowie Künstler wie Günther Rechn oder Rainer Mersiowsky, der mit seinen minutiös gemalten Bildern ebenfalls zu einer unverwechselbaren Bildsprache fand. Die älteren Künstler setzten sich nachhaltig für die Einrichtung eines Kunstmuseum in der Stadt ein, das schließlich 1977 gegründet wurde und heute als Kunstmuseum Dieselkraftwerk geführt wird. In den späten 70er und den 80er Jahren drängte jedoch eine neuen Künstlergeneration vor, die eine freie, expressive, eigene Ausdrucksweise sich erkämpfte. An dieser Stelle berühren sich die Ausstellungen in Stadt- und Kunstmuseum und verknüpfen sich über Namen wie Hans 98 szereg kartek – tematem by³a to „para”, to np. „g³owa” – pokrywaj¹c je ekspresyjnymi poci¹gniêciami farby i czyni¹c z nich wyraziste, pe³ne têsknoty, w¹tpliwoœci i po¿¹dania œwiadectwo czasu. Widoki miast i portrety jego najwa¿niejszych osobistoœci dominuj¹ oczywiœcie w chronologicznej historii sztuki takiego miasta, jak Chociebu¿. Sztuka nabra³a tu cech profesjonalizmu dopiero w XX wieku: „Pierwszym artyst¹ by³a kobieta” – tak brzmi tytu³ rozdzia³u dotycz¹cego Elisabeth Wolf (1873-1964), której dzie³a s¹ dobrze udokumentowane w odrêbnym katalogu. Od 1901 roku studiowa³a w ró¿nych, najczêœciej prywatnych szko³ach artystycznych, miêdzy innymi u Lovisa Corintha. Jej talent objawia siê we wczesnym, secesyjnym widoku Berlina, gdzie ludzkie postaci wpisane s¹ wyraziœcie jak przedmioty w nieme sceny. Jej autoportrety s¹ obrazami wewnêtrznej biografii. Obok grzecznych, mieszczañskich wizerunków, charakteryzuj¹cych siê czêsto tak¿e melancholijnym gestem opieraj¹cej siê w zamyœleniu na rêku g³owy, artystka prezentuje siebie raz po raz tak¿e od erotycznej strony – czy to w 1908 r. z nagimi ramionami i miêkko podniesionymi w³osami, czy – w wieku 53 lat – w figlarnym czerwonym kapeluszu i œmia³ym, skierowanym do ty³u spojrzeniem. Jej artystyczny talent nie móg³ jednak rozwin¹æ siê w Chociebu¿u na tyle, by nabraæ cech niezale¿nego stylu. Jej widoki miasta czy krajobrazów, a tak¿e martwe natury, malowane s¹ w ró¿nych stylach i trac¹ si³ê wyrazu. Decyduj¹ca dla dzisiejszego postrzegania sztuki w mieœcie by³a polityka kulturalna NRD pocz¹wszy od lat 50. – ówczesne rz¹dy celowo osiedla³y absolwentów szkó³ artystycznych w nowych centrach i miastach przemys³owych. Z okresem tym ³¹cz¹ siê takie nazwiska, jak Dieter Dreßler, Günther Friedrich i Rudolf Graf, a tak¿e tacy artyœci jak Günther Rechn czy Rainer Mersiowsky, który w pe³nych najdrobniejszych szczegó³ów obrazach odnalaz³ swój wyj¹tkowy jêzyk malarski. Starsi artyœci konsekwentnie walczyli o utworzenie w mieœcie muzeum sztuki, które zosta³o w koñcu za³o¿one w 1977 r., i którego kontynuacj¹ jest dzisiejsze Kunstmuseum Dieselkraftwerk. W póŸnych latach 70. i 80. na scenê wesz³o jednak nowe pokolenie twórców, którzy wywalczyli sobie prawo do u¿ywania wolnych, ekspresyjnych, indywidualistycznych œrodków wyrazu. W tym miejscu wystawy w Muzeum Scheuerecker oder Dieter Zimmermann, die bis heute ihre ganz eigene Ästhetik beibehalten und weiter entfalten. Die „Aufbrüche in den 1980er Jahren” arbeitete Jörg Sperling für die Galerie Haus 23 auf. Es war die Zeit von Hans Scheuereckers’ Body-Painting-Aktionen und der Rollo-Bilder, welche vor der Wende in Ausstellungen in der Cottbuser Schlosskirche präsentiert wurden. Die Brisanz der Ausstellung dieser dicht an dicht gehängten Faltbilder ist noch heute in der Fotodokumentation zu spüren. Sperling, langjähriger Kenner der hiesigen Kunstszene, war es auch, der für „KottbusKunst” die Ausstellung im Kunstmuseum entwickelte unter dem Titel „Aktuelle Kunstpositionen seit 1990”. Im Unterschied zum großen historischen Überblick im Stadtmuseum mit rund 450 Künstler sind die hierfür ausgewählten 45 Künstler jeweils mit mehreren, meist großformatigen Werken zu sehen. Allein zehn Werke entstanden direkt für die Schau. Verzichtet hat Jörg Sperling auf die aktive Cottbuser Fotografen-Szene, darunter bedauerlicherweise auch auf Förderpreisträger der Galerie Haus 23 wie Birgit Dworak und Kathrin Langheinrich. Nur der herausragende Cottbuser Fotograf Thomas Kläber fand mit seinen großartigen Porträt- und Landschaftsstudien Berücksichtigung. Einen Schwerpunkt zum Thema Fotografie stellte, um auch die siebte Ausstellung zu KottbusKunst anzuführen, die Präsentation „Blickwinkel Fotokunst – Sorbisches in Cottbus und Umgebung” im nahe gelegenen Wendischen Museum mit einem historischen Überblick dar. Zu Gunsten der aktuellen Fotografie vor Ort bezog Jörg Sperling eine Reihe von Künstlern in die Ausstellung mit ein, die an der Brandenburgischen Technischen Universität lehren oder lehrten und mit ihren avantgardistischen Arbeiten provokant für die hiesige Kunstszene sind – eine Entscheidung, die zu begrüßen ist, weil Künstler wie Nora Fuchs vor einigen Jahren und heute Roland Kohlhaas mit eigenen Ausstellungsinitiativen sich aktiv ins Cottbuser Kunstgeschehen einbrachten bzw. einbringen und Impulse geben. Nora Fuchs’ Hundehaus aus verschiedenfarbigen Hundekuchen mit dem daneben über Video eingespielten Erziehungstraining-vor-dem-Fressnapf war denn auch der erste „Stolperstein” in der Ausstellung. Inmitten von bekannten malerischen Handschriften wie Matthias Körner, Mona Höke, Sigrid Noack, Eckhart Böttger oder P.M.TORI sowie aktuellen Arbeiten von Scheuerecker und Zimmermann Sztuki i w Muzeum Miejskim znajduj¹ punkt wspólny i ³¹cz¹ siê w nazwiskach Hansa Scheuereckera czy Dietera Zimmermanna, którzy do dziœ pos³uguj¹ siê w³asn¹ estetyk¹ i wci¹¿ j¹ rozwijaj¹. „Odnowa lat 1980” to wystawa przygotowana przez Jörga Sperlinga dla Galerii Haus 23. By³y to czasy happeningów body painting Hansa Scheuerckera i zwijanych obrazów prezentowanych jeszcze przed politycznym prze³omem na wystawach w chociebuskim koœciele pa³acowym. Do dziœ wyczuwa siê kontrowersyjnoœæ tej wystawy pe³nej blisko jeden obok drugiego wystawionych sk³adanych obrazów. Sperling, który od wielu lat zna tutejsze œrodowisko artystyczne, jest równie¿ autorem przygotowanej na KottbusKunst wystawy w Kuntmuseum pod tytu³em „Aktualne kompozycje od 1990 r.” W odró¿nieniu od wielkiego historycznego przegl¹du w Muzeum Miejskim, gdzie obecnych jest ok. 450 artystów, do tej wystawy wybrano, w wiêkszoœci wielkoformatowe, dzie³a 45 twórców. Dziesiêæ z nich powsta³o specjalnie na ten pokaz. Jörg Sperling zrezygnowa³ z prezentacji dzie³ aktywnego chociebuskiego œrodowiska fotograficznego, w tym niestety tak¿e z prac takich laureatów stypendiów Galerii Haus 23, jak Birgit Dworak czy Kathrin Langheinrich. Uwzglêdniony zosta³ tylko wybitny chociebuski fotograf Thomas Kläber i jego wspania³e portrety i krajobrazy. Jeœli chodzi o fotografiê, to najwa¿niejsza by³a prezentacja „Spojrzenie na sztukê fotografii – ³u¿yckoœæ w Chociebu¿u i okolicach” w niedalekim Muzeum Wendyjskim – to ju¿ siódma wystawa w ramach KottbusKunst. Z korzyœci¹ dla tej prezentacji aktualnej lokalnej fotografii Jörg Sperling œci¹gn¹³ na ni¹ szereg artystów, którzy nauczaj¹ lub nauczali na Brandenburskiej Politechnice, a swymi awangardowymi pracami prowokuj¹ tutejsze œrodowisko – decyzja warta pochwa³y, poniewa¿ artyœci tacy, jak dawniej Nora Fuchs, a dziœ Roland Kohlhaas wpisywali siê i wpisuj¹ w chociebuskie ¿ycie artystyczne organizuj¹c w³asne wystawy i nadaj¹c nowe impulsy. Pierwszym „trudnym do prze³kniêcia” dzie³em okaza³a siê psia buda autorstwa Nory Fuchs wykonana z wielokolorowej psiej karmy i zaprezentowana w towarzystwie filmu wideo ukazuj¹cego tresurê psa przed misk¹ z jedzeniem. Poœród znanych malarskich autografów Matthiasa Körnera, Mony Höke, Sigrid Noack, Eckharta Böttgera czy P.M.TORI, PREZENTACJE 99 wirkten die spröden Holzbrett-Installationen des Schweizer Professors Jo Achermann (Lehrstuhl für Plastisches Gestalten) insbesondere auch neben der expressiven Plastik von Chris Hinze und Hans-Georg Wagner wie ein Fremdkörper. Wie mit einem überdimensionalen Zollstock, den er in unterschiedlichen Zackenformen in den Raum hinein ragen lässt, lotet Achermann den Raum aus – eine radikalrationale Position, die die Ausstellung bereicherte ebenso wie das komplett inszenierte Schlafzimmer des ehemaligen AchermannAssistenten Heinrich Weid im letzten Raum der Schau, der heute eine Professur in Wuppertal hat. Weid ironisiert mit seinem bis zu Deckenlampe und Tapete in altmodischen Brauntönen und Formen der 60er und 70er Jahren durchgestylten Raum die heute schick gewordene Bewunderung eben immer zeitgebundenen Designs. Zwischen diesen künstlerischen Ansätzen begeisterte Solveig K. Bolduan mit ihrer skurrilen Luxus-Dame und ihren trendigen Hunden wie auch die Textilkünstlerin Christina Köster, die die kleine Teeküche im Obergeschoss mit ihren quer durch den Raum gespannten Fäden neu vermaß und erlebbar machte. Eigens für die Ausstellung hat Nadia Schmidt die sorbische Sage der Mittagsfrau in eine zauberhafte Installation gefasst: über aufgeschüttetem märkischen Sand lässt sie die Sagengestalt als Vision entstehen, indem sie auf Angelsehnen aufgezogene Schrotbleikugeln zur schwebenden Frauengestalt werden lässt. Mit den Jubiläumsausstellungen ist KottbusKunst kein abgeschlossenes Kapitel. Thomas Richert, Chefredakteur des Cottbuser Stadtmagazins „hermann”, der während der Gesprächsrunde im Kunstmuseum mit auf dem Podium saß, kündigte an, mit einem Kunstevent in Cottbus den Kunstdiskurs fort zu führen. Die Idee hat sich nun konkretisiert: An mehreren Ausstellungsorten zwischen Mensa und Galerie Haus 23 soll es vom 18.27.05 2007 ein Kunstfestival geben, bei dem rund zwanzig Künstler aus der Region beteiligt sein werden zusammen mit einer Hand voll überregionaler Künstler, die thematisch Cottbus im Blick haben sollen. Malerei, Fotografie, Performance – jede künstlerische Ausdrucksform wird vertreten sein. Als Veranstalter steht der Kunst- und Kulturförderverein Cottbus für die Organisation. In der Arbeitsgruppe mit Jörg Sperling und Matthias Körner arbeiten neben Thomas Richert und Steffen Krestin die zwei Künstler Roland Kohlhaas und Tobias Richter mit. 100 a tak¿e nowych prac Scheuereckera i Zimmermanna czy szczególnie ekspresyjnych rzeŸb Chrisa Hinze i Hansa-Georga Wagnera surowe instalacje z drewnianych desek szwajcarskiego profesora Jo Achermanna (z Katedry Sztuk Plastycznych) wydawa³y siê wrêcz obcym cia³em. Ponadwymiarow¹, pogiêt¹ calówk¹, któr¹ Achermann wprowadza do pomieszczenia, artysta mierzy je – z radykalnie racjonalnej pozycji, która wzbogaci³a wystawê podobnie jak w pe³ni odwzorowana w ostatnim pomieszczeniu wystawy sypialnia by³ego asystenta Achermanna, Heinricha Weida, dzisiaj profesora w Wuppertalu. Prezentacj¹ tego pokoju, a¿ po lampê i tapetê wype³nionego br¹zami i formami stylu lat 60. i 70., pokpiwa z modnego dziœ podziwu dla wzornictwa, które przecie¿ zawsze tkwi w swoim w³asnym czasie. Poœród tych artystycznymi prób zachwyt budz¹ Solveig K. Bolduan i jego dziwna luksusowa dama z modnymi psami, a tak¿e zajmuj¹ca siê tkanin¹ artystyczn¹ Christina Köster, która swymi niæmi, rozwieszonymi po ca³ej kuchence na pierwszym piêtrze, nada³a jej nowy wymiar i nowe ¿ycie. Specjalnie na tê wystawê Nadia Schmidt stworzy³a instalacjê opowiadaj¹c¹ ³u¿yck¹ legendê o „kobiecie po³udniowej pory”: nad rozsypanym marchijskim piaskiem g³ówna bohaterka pojawia siê jako wizja, postaæ kobiety stworzona z kulek o³owiu zawieszonych na wêdkach. Wystawy jubileuszowe nie zamykaj¹ KottbusKunst. Thomas Richert, redaktor naczelny chociebuskiego magazynu miejskiego „hermann”, który podczas dyskusji panelowej w Muzeum Sztuki siedzia³ na podium, zapowiedzia³, ¿e chociebuski dyskurs o sztuce znajdzie kontynuacjê w pewnym wydarzeniu artystycznym. Pomys³ ju¿ siê wykrystalizowa³: w kilku miejscach wystawowych miêdzy Mens¹ a Galeri¹ Haus 23 odbêdzie siê w dniach 18-27.05 2007 festiwal sztuki, w którym weŸmie udzia³ oko³o 20 artystów z regionu oraz kilku artystów o znaczeniu ponadregionalnym, a którego g³ównym tematem ma byæ Chociebu¿. Obecne bêd¹ wszystkie formy wyrazu artystycznego – malarstwo, fotografia, performance. Organizatorem bêdzie Towarzystwo Wspierania Kultury i Sztuki w Chociebu¿u. Grupê robocz¹ tworz¹ Jörg Sperling, Matthias Körner, Thomas Richert i Steffen Krestin, a tak¿e dwaj artyœci - Roland Kohlhaas i Tobias Richter. t³umaczenie Grzegorz Kowalski PRZYPOMNIENIA LITERACKIE Czytanie Ÿróde³ V Czego Maranda nie nauczy³ siê od Tutki - eksperyment z proz¹ Janusza Olczaka Czes³aw Markiewicz „Baœñ o wielkim Marandzie”, „Jubileusz Marandy” i wreszcie „Wesele Marandy”. Postaæ hochsztaplera albo absurdalnie uzdolnionego i nieoczekiwanie optymistycznie usposobionego tytu³owego bohatera zosta³a wiêc nobilitowana a¿ trzema powieœciowymi poci¹gniêciami Janusza Olczaka. Przy okazji: w informatorze biograficznym „Miejsce zmagañ” pod redakcj¹ Alfreda Siateckiego b³êdnie podano datê wydania „Wesela Marandy”; ostatnia powieœæ cyklu ukaza³a siê bowiem w 1983 r., a nie jak anonsuje siê w „Miejscu zmagañ” w1985 r. I jeszcze jeden doœæ ma³o istotny, ale wa¿ny szczegó³: jedyny raz, na listku „Wesela Marandy”, epitet „wielki” w tytule „Baœñ o wielkim Marandzie” pisany jest du¿¹ liter¹. Ma to o tyle znaczenie, ¿e w cyklu opowiadañ o profesorze Tutce Jerzego Szaniawskiego, które tutaj pos³u¿¹ jako „lustro” opowieœci o Marandzie, tytu³ „profesor” pisany jest zawsze du¿¹ liter¹. Osobiœcie wiêc optowa³bym za pisowni¹ „Wielki Maranda” – choæby z racji wyniesienia tej postaci do rangi kluczowych w moim, lubuskim kanonie archetypów literackich. Od wydania pierwszej powieœci cyklu Janusza Olczaka, „Baœni o Wielkim Marandzie” (1974) do ostatniej „Wesela Marandy (1983) minê³a tako¿ blisko dekada. Dekada, w której obywatelsko okrzepliœmy ju¿ po wydarzeniach grudnia ’70, okrzepliœmy równie¿ po PRZYPOMNIENIA LITERACKIE 101 „euforii” hase³ typu „Polak potrafi”, a i wreszcie pewnie sam pisarz móg³ byæ ju¿ ofiar¹ albo beneficjantem wydarzeñ sierpnia ’80 i grudnia ’81. Chocia¿, znaj¹c funkcjonowanie ówczesnego rynku wydawniczego, mo¿liwe jest przypuszczenie, ¿e „Wesele Marandy” powsta³o tu¿ przed sierpniem 80’ albo b³yskawicznie po, na tyle „b³yskawicznie”, ¿e wszelkie „aluzje” do wydarzeñ tamtego lata i tamtej zimy nale¿y traktowaæ w sposób umiarkowanie komplementarny. Opowiadania Jerzego Szaniawskiego powstawa³y najpierw jako bie¿¹ce, gazetowe dzie³ka drukowane w ró¿nych czasopismach. Pierwszy, ju¿ zwarty zbiór, ukaza³ siê jako ksi¹¿kowy tytu³ „Profesor Tutka” w 1954 r., a wiêc przed paŸdziernikiem 1956 r. Nastêpny zbiór „Profesor Tutka, nowe opowiadania” ukaza³ siê w absolutnie, albo, jakby powiedzia³ Alfred Jarry absurdalnie neutralnym 1960 r. Natomiast trzecia pozycja zwi¹zana z postaci¹ Profesora Tutki to „Opowiadania Profesora Tutki” wydane siedem lat po œmierci autora w 1977 r., jako „LEKTURA DLA KLASY ÓSMEJ SZKO£Y PODSTAWOWEJ”. Nawet gdyby nadu¿yciem by³o uznanie obu cykli za osobliwe triady literackie – to ten naci¹gniêty fakt bezsprzecznie je ³¹czy. Ponadto, gdyby przyj¹æ, a to bardzo przystaje do mojej mitotwórczej aksjologii literackiej, ¿e owe triady maj¹ coœ wspólnego z Heglem, to mo¿na potraktowaæ ostatnie w cyklu powieœci obu autorów („Wesele Marandy” i „Opowiadania Profesora Tutki”), jako syntezy poprzedzaj¹cych tez i antytez. Z tego punktu widzenia kluczowe znaczenie ma w obu przypadkach sposób odniesienia siê autorów do sytuacji zewnêtrznej, do tego, czego akurat nie ma w ich œwiatach przedstawionych. Z jakiegoœ dziwnie rdzennego powodu obaj uciekaj¹ w uniwersalny œwiat mentorskiego autorytetu tytu³owych postaci. Zarówno Maranda jak i Tutka – te dwie podmiotowe kategorie literackie albo po prostu nazwiska bohaterów - mocno wbijaj¹ siê w œwiadomoœæ czytelników. Powstaje pytanie: czy obaj... panowie na to sobie zas³u¿yli. Jeœli chodzi o Profesora Tutkê, ten przypominaj¹cy trochê bohatera „Kabaretu Starszych Panów”, bywalec kawiarni, z pewnoœci¹ budzi respekt i rezon. Czuæ, ¿e reprezentuje ten rodzaj inteligencji polskiej, której korzeni nale¿y siê spodziewaæ w rzeczywistoœci dwudziestolecia miêdzywojennego. Jego maniery, kultura osobista i konotacje kulturowe, œwietnie tako¿ dopasowuj¹ siê do tego, co jakoœ tam uniwersalnie obowi¹zywa³o w ówczesnej Europie. Przys³uchuj¹c siê dok³adniej opowieœciom Profesora mamy jednak wra¿enie, ¿e t³o, scenografia tych monologów s¹ dosyæ swobodnie, albo nazbyt luŸno zwi¹zane z bezbarwn¹ rzeczywistoœci¹ kulturow¹ szerszego ju¿ otoczenia. Maranda, natomiast, to figura przynajmniej dwuznaczna. Jeœli „zahacza” o jak¹œ tradycjê dwudziestolecia miêdzywojennego, to przychodzi do g³owy tylko jedna postaæ: Nikodem Dyzma. Rzecz jasna Maranda jest bardziej wykszta³cony, bardziej elokwentny, bardziej obyty, chocia¿ z gruntu powiatowy. Nie „operuje” w samej Warszawie, lecz gdzieœ na obrze¿ach g³ównych nurtów. Czyli jakby gdzieœ tutaj, u nas – maj¹c na uwadze rodowód topograficzny samego Janusza Olczaka (Skwierzyna). Ale to wykszta³cenie, obycie i elokwencja Marandy krojone s¹ ju¿ wed³ug powojennej sztancy; mówi¹c ordynarnie: bez greki, ³aciny i tego w³aœciwego, romantycznego patriotyzmu, który kojarzy³ siê pok¹tnie z Józefem Pi³sudskim. Maranda jest sukcesem powojennej polityki kulturalnej. Jest te¿ ofiar¹ dziwnego jêzyka, który zyskiwa³ ¿mijowaty kszta³t rozdwojenia miêdzy oficjalnoœci¹ i prywatnoœci¹. Jêzyka niezas³u¿enie okreœlanego ezopowym; zdemaskowany i zdemistyfikowany ju¿ dzisiaj, pozbawiony to¿samoœci adresatów tamtejszych aluzji, brzmi wszak¿e jak balzakowskie szczegó³y w sprawie Dryfusa. Jeœli zapamiêta³em urokliw¹ frazê „Wesela Marandy” to tylko dziêki niedocenionemu talentowi Janusza Olczaka. Jêzyk Marandy ³¹czy jednak z jêzykiem Profesora Tutki mentorstwo i sk³onnoœæ do teatralnego pointowania sytuacji, zdarzeñ, okolicznoœci zrêczn¹ facecj¹, anegdot¹ itp. O ile „gadanie” Tutki mia³o wyraz sokratejskich dialogów, to jêzyk Marandy, bêd¹cy najwyraŸniej jedynym dowodem jego kondycji cz³owieczej, konkretyzuje siê wy³¹cznie literacko, albo nawet jest jak ¿ycie Marandy, prawdziwe czy wymyœlone, najczêœciej w³aœnie anegdotyczny. 102 Mimo tych ró¿nic, które paradoksalnie zbli¿aj¹ te postacie, nigdy nie mog³em oprzeæ siê nachalnym porównaniom. Zawsze kiedy myœla³em Tutka, zaraz pojawia³ siê w przedpokoju Maranda. Kiedy ju¿ w salonie, a raczej pokoju telewizyjnym rozwala³ siê na tapczanie nieproszony Maranda, do drzwi wejœciowych delikatnie puka³ Profesor Tutka. Zawsze razem, jeden po drugim i odwrotnie. Jak zawoalowana tradycja mieszaj¹ca siê ze zbyt ostentacyjnie oficjaln¹ teraŸniejszoœci¹. O ile w nieznanej, trafnie niedookreœlonej przez Szaniawskiego biografii Profesora, mo¿na dogrzebaæ siê tylko do jakichœ endeckich antenacji albo porozbiorowych antysowieckich resentymentów, to ju¿ Maranada idealnie nadaje siê do lustracji, w takim kszta³cie jak ona dzisiaj wygl¹da, gdzie materialistyczne idee godz¹ siê z dogmatyczn¹ wiar¹ w Boga Wszechmog¹cego. Uwzglêdniaj¹c te wszystkie konteksty zaaplikowa³em sobie niedopuszczalny dotychczas w swojej praktyce czytelniczo-krytycznej eksperyment. Otó¿ sformu³owa³em powy¿sze hipostazy przywo³uj¹c jedynie z pamiêci, zapamiêtane z pierwszego, odleg³ego czytania, wra¿enia. Po czym siêgn¹³em powtórnie, ju¿ w rozkwicie pierwszej dekady nowego wieku po „Wesele Marandy” i „Opowiadania Profesora Tutki”. Wra¿enie piorunuj¹ce! Szczególnie w kontakcie z histori¹ niejakiego Marandy. Zrazu zrozumia³em, ¿e Olczak przez nagromadzenie drobnych szczegó³ów z ¿ycia codziennego jakiejœ wyimaginowanej z pozorów prowincji, owych banalnych realiów, osi¹gn¹³ ten sam stopieñ paradoksalnej magicznoœci, któr¹ znamy z nowofalowych filmów Francois Truffaut. Oto dowody Ÿród³owe. W pierwszej ods³onie „Wesela Marandy”, zatytu³owanej prowokuj¹co „PIÊÆDZIESIÊCIOLETNI NASTOLATEK” czytamy: „Maranda ma³o kiedy wyk³ada³ na uczelni, poniewa¿ jako archeolog ca³ymi latami przebywa³ na odludziu, które jest prowincj¹ ju¿ w formie nie modelowej, ale wrêcz kryszta³owej. W tym roku nie zanosi³o siê na ¿adn¹ wyprawê, wiêc podj¹³ siê wyg³oszenia cyklu wyk³adów. Przygotowywa³ siê do nich bardzo starannie, gdy¿ wiedzia³, ¿e g³upie s³owa wy³a¿¹ z nêdznej gêby. Prawdê tê wyczyta³ niedawno z inskrypcji wykutej nad przepaœciami Himalajów przez staro¿ytnych Gogów i Magogów”. Sam Olczak, o prowincji, tej jednak modelowej, wiedzia³ wiêcej, ni¿ ka¿dy inny prowincjusz (Skwierzyna). Jeœli przypomnimy, ¿e Szaniawski niemal ca³e swoje ¿ycie spêdzi³ w rodzinnym dworku, praktycznie nie opuszczaj¹c Zegrzynka - to owe „Himalaje” zabrzmi¹ tyle¿ metaforycznie, co demagogicznie, jeœli przypuœcimy, ¿e ów jakiœ Magog jest arystokrat¹ w rodzaju Profesora Tutki i ma prawo pos³ugiwaæ siê przed nazwiskiem prefiksem „de”. Sam Maranda, jego sensacyjne wyk³ady, nie bêd¹ce nawet prawdopodobnymi, s¹ jednak tylko osi¹ dla pokazania okreœlonej panoramy postaci i tworz¹cej osnowê ¿ycia tych postaci rzeczywistoœci. Przerzucam ca³e rozdzia³y „Wesela Marandy”, w których nie pojawia siê tytu³owy bohater. Chocia¿ zawsze jego postaæ jest punktem odniesienia dla historii Azbesta, Brandenbury, Czuja i innych. Otoczenie Profesora Tutki natomiast, stanowi byæ mo¿e tylko ¿yw¹ scenografiê jego opowieœci. To kolejna ró¿nica. Ale znowu tylko pozorna. Szaniawski pos³uguje siê bowiem sta³ym schematem. Najpierw nastêpuje ekspozycja owego „¿ywego otoczenia”: „Kilku mi³oœników muzyki rozmawia³o o instrumentach”, „Sêdzia opowiada³ o swoim szeœcioletnim wnuku”, „Mecenas, cz³owiek solidny, ale - powiedzmy szczerze - trochê snob, opowiada³, jak bêd¹c w Londynie, poszed³ do pierwszorzêdnego krawca, zamówi³ sobie ubranie, zap³aci³ za to du¿o i - wygl¹da³ jak król”, „Sêdzia, na ogó³ malkontent, twierdzi³, i¿ w sprawozdaniach oceniaj¹cych ksi¹¿ki czyta siê czêsto jakieœ okreœlenia, które nic nam nie mówi¹” itp. Po czym w wiêkszoœci fragmentów pojawia siê fraza: „Na to odezwa³ siê Profesor Tutka”, „Uciszono siê, bowiem Profesor Tutka zacz¹³ opowiadaæ”, „Profesor Tutka s³ucha³, a potem opowiedzia³ wypadek ze swego ¿ycia” itd. Olczak równie¿ wykorzystuje autorytarny chwyt w rodzaju: „Na nastêpnym wyk³adzie Maranda opowiada³ studentom o latach rozkwitu i upadku wysokogórskiej stolicy”, „Studenci w skupieniu wys³uchali tego sensacyjnego wyk³adu, a potem otoczyli go ko³em i zadawali mnóstwo ró¿nych pytañ” itp. Po czym, albo przed, nastêpuj¹ owe „wyk³ady”. Przytoczmy pojedynczo: wyk³ad Marandy i opowieœæ Profesora Tutki. „Ekspedycja Marandy natrafi³a w koñcu tak¿e na inne dramatyczne œlady tragedii sprzed wieków. Kilka osób schowa³o siê w podziemiach œwi¹tyni, sk¹d usi³owali przekopaæ siê do zbocza góry. Znaleziono ich szkielety oraz ³opaty, wiadra PRZYPOMNIENIA LITERACKIE 103 i siekiery. Jeden z nich w czasie po¿aru chwyci³ amforê z kilkuset paciorkami wystarczaj¹cymi na sto naszyjników. Na ostatnim stopniu garnek wymkn¹³ mu siê z r¹k i paciorki rozsypa³y siê, czekaj¹c setki lat na swoje odkrycie. Znaleziono tak¿e grób starca i m³odej ¿ony, uduszonej i pochowanej razem z mê¿em. W chwili duszenia oczy wysz³y jej z orbit i odbi³y siê na cudownie ocala³ej chusteczce, któr¹ przykryto jej twarz.”, „Zacz¹³ opowiadaæ Profesor Tutka: - Oczywiœcie wszyscyœmy potracili. (...) Jednak¿e wojna, jako taka, by³a dla nas prze¿yciem i wstrz¹sem tak silnym, ¿e straty, jakie ponieœliœmy, jakby zmala³y. Ta sama strata podczas pokoju wydawa³aby siê wiêksza. Zna³em przed wojn¹ cz³owieka, który mia³ w swym starokawalerskim mieszkaniu sporo ³adnych rzeczy, ale najwiêcej ceni³ szablê tureck¹, zdobyt¹ przez jednego z przodków podczas wyprawy wiedeñskiej. Szabla ta z zatartym nieco napisem tureckim, mieszcz¹cym w sobie dewizê: „Pó³ksiê¿yc i honor”, czy coœ w tym rodzaju, wysadzana drogimi kamieniami przy rêkojeœci, nale¿a³a zapewne do jakiegoœ tureckiego dostojnika. (...) I oto dnia pewnego podczas nieobecnoœci gospodarza zakradli siê z³odzieje. Skradli tê cenn¹ szablê. (...) Znajomy mój by³ niepocieszony. Rozpacza³, jakby po stracie najbli¿szej istoty”. Porównajmy: z jednej strony absurd, z drugiej przewrotnoœæ. W rezultacie podobny efekt: pogodny humor, „pe³na zrozumienia dla œwiata filozofia ¿ycia” - jak oceniaj¹ prozê Olczaka krytycy, a nie powstydzi³by siê takiej oceny z pewnoœci¹ Szaniawski. Prawd¹ tycz¹c¹ obu autorów jest równie¿ zdanie, ¿e groteskowa wizja œwiata nie jest zbudowana przez deformacjê rzeczywistoœci, ile przez wy³uskiwanie z niej absurdalnych szczegó³ów. Nie wszystko bowiem musi od razu byæ „wielkie”. Przys³uchajmy siê na sam koniec choæby jednej myœli Azbesta, goœcia na uroczystoœci weselnej samego Marandy: „Azbest poklepa³ studenta po plecach i skupi³ swoj¹ uwagê na innych goœciach Marandy. Ci ludzie te¿ mieli wiele ciekawego do powiedzenia. Przede wszystkim poruszali bardzo wiele najró¿niejszych zagadnieñ. Zdania by³y czasem podzielone, ale nikt nie upiera³ siê przy swoim drobiazgu z wytrwa³oœci¹ godn¹ lepszej sprawy. Po co przypadkowy drobiazg rozdmuchiwaæ do rzêdu romantycznych gigantów? Przeklête problemy, ca³a ta wa³kowana od stulecia dostojewszczyzna nie pasuje do imieninowej herbatki. A jednak chwilami trudno jest doprawdy s³uchaæ g³upot”. Dlatego moje powtórne czytanie polega³o na delektowaniu siê ka¿dego jednego, po kolei, innego wieczoru jedn¹ opowieœci¹ Tutki, nicowan¹ jedn¹ histori¹ z otoczenia „weselników” Marandy. Utrzymuj¹c w mocy pierwotne wra¿enia, jedno spotêgowa³o siê w odkrycie: Olczak dorównuje oryginalnoœci¹ ujêcia i uniwersalnoœci¹ przes³añ Szaniawskiemu - tylko nieco mniej zapomnianemu od skwierzyñskiego emigranta do Lublina. 104 Janusz Koniusz Pomiêdzy Mêcin¹ a Gubinem (wspomnienie o Tadeuszu Firleju) Mia³ kilka pasji. Pisa³ wiersze, hodowa³ roœliny egzotyczne, o których opowiada³ z wielkim znawstwem, filmowa³, fotografowa³, odbywa³ wycieczki rowerowe, chodzi³ po górach, marzy³a mu siê wyprawa do Kaszmiru, stale coœ inicjowa³, urz¹dza³, organizowa³, po prostu dzia³a³. Dla mnie pozostanie przede wszystkim poet¹. Poet¹ i regionalist¹. Poznaliœmy siê w kole m³odych pisarzy, które w po³owie ubieg³ego wieku dzia³a³o przy Zwi¹zku Literatów w Katowicach. Nasz wspólny przyjaciel z tamtych lat nie¿yj¹cy ju¿ œl¹ski poeta i prozaik, mi³oœnik £u¿yc - Boles³aw Lubosz zwyk³ powtarzaæ, ¿e zawsze i wszêdzie ci, którzy pisz¹ wiersze, stanowi¹ bractwo poetyckie, swoisty cech poetów. By³ mi zatem przez ponad piêædziesi¹t lat Tadeusz Firlej bratem w tym cechu. £¹czy³o nas nie tylko zapisywanie s³ów, uk³adanie wierszy, wymyœlanie metafor. Fascynowa³a prowincja, spaja³o jakieœ pierwotne, trudne do wyjaœnienia, przywi¹zanie do tego samego, wskazanego przez przypadek, cz³owieka, do tego samego domu, tej samej ulicy. W rozmowach czêsto powracaliœmy w nasze nowogródzkie strony. Ka¿dy, chc¹c czy nie chc¹c, nosi w sobie swój Nowogródek. On powraca³ do Mêciny, gdzie siê urodzi³ w Prima Aprilis 1926 r. Ja do Niwki, dawniej gminy górniczej, dziœ po³udniowej dzielnicy Sosnowca, kopalniano-fabrycznej miejscowoœci, która przez sto lat le¿a³a w Trójk¹cie Trzech Cesarzy. St¹d jednym spojrzeniem mo¿na by³o ogarn¹æ granice wszystkich zaborców. Zbiega³y siê w wid³ach Przemszy Bia³ej i Przemszy Czarnej, moich domowych rzek. Mêcina roz³o¿y³a siê w dolinie, przez któr¹ przep³ywa Smolnik, ni rzeczka, ni potok. Czasem gwa³townie wzbiera i wtedy staje siê groŸna. Jeden z pierwszych obrazów, jakie Tadeusz wyraziœcie zapamiêta³, to walka mieszkañców wsi z rozszala³ym Smolnikiem. Wodnym ¿ywio³em. Po wielu latach do tego wydarzenia powróci w miniaturze poetyckiej „PowódŸ”. Z Mêciny, s³awnej z wytwarzania kijów do gry w hokeja, niedaleko do Nowego S¹cza i Limanowej, wiêc Tadeusz uwa¿a³ siê trochê za górala, za bacê. „Bacê z Mêciny” Jego ojciec zgin¹³ w szybie wiertniczym. Mama sprzeda³a chatê, maleñk¹ jak sza³as górski – napisa³ w miniaturze „Sk¹d jestem?” – i ruszy³a na Ziemie Zachodnie. Na Œl¹sku ukoñczy³ studium prawa. W styczniu 1952 roku znalaz³ siê z nakazem pracy w Gubinie. S¹dzi³, ¿e bêdzie to nieco d³u¿szy przystanek w podró¿y przez ¿ycie. – Ale gdy wyszed³em wiosn¹ na spacer po Wzgórzach Gubiñskich, widok kwitn¹cych sadów, wiosenne zapachy i radosne kwilenia zaw³adnê³y moim sercem – powiedzia³ kilka tygodni przed œmierci¹ w rozmowie opublikowanej na ³amach „Wiadomoœci Gubiñskich”. Znalaz³ tutaj to, co chcia³. Potrojony Smolnik czyli Nysê, na któr¹ móg³ patrzeæ z okien swego mieszkania. Pomiêdzy urokliw¹ kamienic¹ a rzek¹ ulica, zwana swojsko Piastowsk¹. Œrodkiem nie tylko tej ulicy przez ca³a lata przebiega³y zasieki z drutu kolczastego. Granica. Dos³owny koniec, albo - jak uwa¿ali inni - pocz¹tek Polski. Od podwórka wznosi siê wzgórze. Miniaturka Jaworza, pierwszej prawie tysi¹cmetrowej góry, na któr¹ siê wyprawia³ PRZYPOMNIENIA LITERACKIE 105 w dzieciñstwie. Pod szczytem tego wzgórza zbudowa³ opisan¹ póŸniej w kilku reporta¿ach altanê, gdzie do koñca hodowa³ roœliny. W tej altanie rozmawia³o siê nam najlepiej, bo ¿adne pomruki i ha³asy tego œwiata tam nie dochodz¹. W Gubinie mia³ byæ prokuratorem, ale za du¿o ludzi chcia³o mu mieszaæ w s³u¿bowych papierach, polecaæ, nakazywaæ, wiêc przy pierwszej okazji zrezygnowa³. Zosta³ stró¿em w pewnym przedsiêbiorstwie, stra¿nikiem sadów, co ju¿ by³o bli¿sze jego mentalnoœci i zainteresowaniom. Gdy kilka lat póŸniej, tak¿e z nakazem pracy, przez Sulechów trafi³em do Zielonej Góry i odwiedzi³em go, pracowa³ ju¿ w domu kultury. Zapuœci³ brodê. To od opisu tej brody zaczyna siê portret Tadeusza utrwalony znakomitym piórem Mariana Brandysa. Mia³ wiêc du¿o, ale nie wszystko. – Brakowa³o mi literackiej atmosfery, sporów i dyskusji, artystycznego zaanga¿owania, do czego by³em przyzwyczajony, gdy nale¿a³em do ko³a m³odych pisarzy w Katowicach – powiedzia³ w cytowanej tu rozmowie. W Zielonej Górze odczuwa³em identycznie. Ci¹gle zatem z Tadeuszem odbieraliœmy na tych samych falach. Wiêc z przyjació³mi za³o¿y³ jeden z pierwszych w kraju – klub inteligencji, który po latach t³ustych i chudych zmieniaj¹c nazwy i charakter dzia³a do dziœ jako Gubiñskie Towarzystwo Kultury. Najpierw zbierano siê w pracowni fotograficznej domu kultury, któr¹ Tadeusz zawiadywa³. O dziesi¹tej wieczorem dom kultury w przygranicznej miejscowoœci musia³ byæ obowi¹zkowo zamkniêty, wiêc rozdyskutowane towarzystwo przenosi³o siê do mieszkania Firleja, na co jego wyrozumia³a i niebywale goœcinna ma³¿onka, cudem uratowana z ogarniêtego rzezi¹ i po¿arami Wo³ynia, pani Leokadia, po prostu Lodzia, zezwala³a. Zbierano siê w du¿ym pokoju, tym od ulicy – granicy – Nysy, pokoju z piêknym kaflowym piecem, który wobec naszego pieca kaflowego w Niwce jest prawdziwym dzie³em sztuki. I tak powsta³, wed³ug okreœlenia Mariana Brandysa, ostatni salon literacki Rzeczypospolitej. Gubiñscy poeci i wierszokleci, a wszêdzie tacy siê znajduj¹, fotograficy, plastycy, poloniœci, historycy, architekci, ludzie z ró¿n¹ okupacyjn¹ przesz³oœci¹, zastanawiali siê tutaj nad jutrem tego nadgranicznego miasta, w którym przysz³o im ¿yæ. S³uchali muzyki. Czytali swoje utwory, nads³uchiwali wieœci z Warszawy. Z ró¿nych stron. By³y to lata, kiedy nad Odr¹ i Nys¹ jeszcze wielu siedzia³o na walizkach. Firlej pe³ni³ nie tylko funkcjê gospodarza tego salonu, ale równie¿ lidera. W sztuce pisania by³ w tym gronie najbardziej zaawansowany. Salon odkry³ i opisa³ Marian Brandys, znakomity reporta¿ysta i pisarz historyczny, który pod koniec lat piêædziesi¹tych ubieg³ego wieku przybli¿a³ Polakom w Polsce centralnej, w tak zwanej centrali, ziemie odzyskane, ziemie zachodnie. Czu³ do tych ziem szczególny sentyment. Jako jeniec w oflagu w Woldenbergu, w dzisiejszym Dobiegniewie, prze¿y³ kilka swoich mêskich lat. Mariana Brandysa (Kazimierza tak¿e) wtedy i póŸniej czyta³y tysi¹ce. Dla problemów, które porusza³, ludzi, których opisywa³. Reporta¿ o Firleju i ostatnim salonie literackim najpierw ukaza³ siê w „Nowej Kulturze”. Potem w zbiorze „O królach i kapuœcie”, który mia³ cztery wydania. Po tym reporta¿u Firlej poczu³ twardszy grunt pod stopami. Tak¿e ci, którzy salon stanowili. Kto póŸniej zapuszcza³ siê w ten zak¹tek Polski, Janusz Krasiñski, Jerzy Lovell, Alojzy Sroga i kilku innych pisarzy i dziennikarzy - spotyka³ siê z Firlejem, szed³ œladami jego rozlicznych dzia³añ. Firlej Gubin fotografowa³, utrwala³ na w¹skiej taœmie amatorsk¹ kamer¹, co wtedy by³o prawdziw¹ rzadkoœci¹. Z takimi jak on wymyœli³ „Œwiêto Magnolii”, które przekszta³cono w „Wiosnê nad Nys¹”. Nale¿a³ do tych, którzy nawi¹zali wspó³pracê kulturaln¹ z Guben. Aby dostaæ siê do miasta po drugiej stronie kilkunastometrowej Nysy, granicê musieli przekroczyæ a¿ w Œwiecku. Zrobili dziesi¹tki kilometrów. Tadeusz z tamtego brzegu pomacha³ rêk¹ znajomym, którzy stali po polskiej stronie. Chcia³ na ten œmieszny temat nakrêciæ film, ale da³ spokój. Nad sam¹ Nys¹, przy granicznym moœcie gospodarczym sposobem z gronem osób zakochanych w turystyce ze zrujnowanego obiektu stworzy³ Dom Turysty. Odwiedza³em go tam 106 kilkakrotnie. By³ wszystkim - murarzem, stolarzem, elektrykiem, stró¿em. Zawsze zajêty, rozrywany. – Nie mam g³owy do pisania – mówi³. Gubin, wybrany przez przypadek, od samego pocz¹tku sta³ siê po rodzinnej Mêcinie najwa¿niejszym dla Tadeusza miejscem. Jak siê mia³o okazaæ – na ca³e ¿ycie. Na zawsze. W wierszu „Moje ty miasto”, byæ mo¿e pierwszym napisanym po przyjeŸdzie do Gubina, przeczuwa³ jego lepsze dni. Powoli obejmowa³ go w swoje duchowe posiadanie. Zakorzenia³ siê. Pod tym wzglêdem nie by³ tutaj odosobniony. Tak postêpowali wszyscy autentyczni pionierzy. W swoich wierszach odwo³ywa³ siê do lokalnego szczegó³u historycznego, lokalnego krajobrazu, lokalnej przyrody, jak¿e bujnej i ró¿norodnej w tych okolicach. Przyrody, któr¹ od dzieciñstwa do koñca by³ zafascynowany, któr¹ dobrze pozna³ jako przyrodnik – amator, przyrodnik – mi³oœnik. Niejedn¹, rzadk¹ roœlinê w Gubinie, dos³ownie, uchroni³ od zag³ady. – Zaj¹³em siê roœlinami – powiedzia³ w tej ostatniej rozmowie – i to one teraz, na emeryturze, wyznaczaj¹ mój rytm ¿ycia. Na pytanie, które drzewo czci najbardziej, odpowiedzia³, ¿e jod³ê. Œwiête drzewo górali. W swojej twórczoœci, niezbyt obfitej, pamiêta³ tak¿e o ludziach, którzy wiele dla Gubina zrobili. O tych wszystkich „Antkach”, „Stefanach”, którym w Gubinie kazano wysi¹œæ, bo dalej by³a granica i koñczy³a siê Polska. Dziœ potomków Antków i Stefanów traumatyczna przesz³oœæ miasta ma³o albo wcale nie interesuje. Nie mo¿na ni¹ i z niej ¿yæ. Up³yw czasu jest nieodwo³alny, ostateczny. Tylko Tadeusz – poeta dos³ownie i w przenoœni s³ysza³ dzwony z obu stron Nysy, które mo¿e siê pozdrawiaj¹ jak Polacy i Niemcy w sklepach i restauracjach w Gubinie i w Guben. W Gubinie ¿y³, pracowa³, dzia³a³. Za Mêcin¹ têskni³. Mêcin¹ siê szczyci³. Z satysfakcj¹ pokazywa³ otrzymywan¹ z Mêciny gazetkê wiejsk¹. O Mêcinie pisa³: Czy to jest du¿o pó³ wieku dla bosych stóp kiedy st¹pa³y po œciernisku? Czy to jest obraz nieba z Panem Bogiem na szczycie Jaworza co w zimow¹ noc szed³ po kolêdzie przebrany za kolêdnika? Na kilkadziesi¹t dni przed œmierci¹, jakby na po¿egnanie, wyda³ skromniutk¹ ksi¹¿eczkê „Dolina pe³na s³oñca – MÊCINA”. Ktoœ przyszed³ – napisa³ – ktoœ odszed³ tam na nieba wy¿yny, a s³oñce ci¹gle chodzi po swojej dolinie, Mêcinie. Gdy w jego osiemdziesiêciolecie œpiewaliœmy mu „sto lat”, nikt nie przypuszcza³, ¿e nie prze¿yje nawet stu dni. Zmar³ po kilkugodzinnej nag³ej nieprzytomnoœci w lipcowy poranek 2006 r. gdy obojêtne na nasze losy s³oñce, jak zawsze sz³o po swojej dolinie, Mêcinie. Tak¿e i po jego dolinie, od której patrz¹c na po³udnie zaczynaj¹ siê góry. Coraz wy¿sze. PRZYPOMNIENIA LITERACKIE 107 Zenon £ukaszewicz Pamiêæ i nostalgia (wspomnienie o Stanis³awie Grochowiaku) We wrzeœniu br. mija 30 lat od œmierci Stanis³awa Grochowiaka. Zmar³ w Warszawie po d³ugiej chorobie w wieku 42 lat. By³ pisarzem o wszechstronnych uzdolnieniach – znakomitym poet¹, prozaikiem, dramaturgiem, publicyst¹. Biblioteka w rodzinnym Lesznie przyjê³a go za patrona. Chocia¿ nie ma go ju¿ tak d³ugo wœród ¿ywych, to dla mnie pozostaje wci¹¿ takim, jakiego zna³em w m³odzieñczych latach. Niewysokiej postury, z nieco sardonicznym ale zawsze ¿yczliwym uœmiechem. I bardzo dba³ym o ubiór, o b³ysk eleganckich pó³butów. Uporz¹dkowanym i solidnym. Te cechy wyniós³ z rodzinnego domu. No, tak. Ale przecie¿ to natura obdarzy³a go nieposkromion¹ wyobraŸni¹ i ogromnym talentem, eksploduj¹cymi wieloma utworami przedniej klasy. Napisa³em „eksploduj¹cymi”, bo te¿ Grochowiak mia³ niezwyk³¹ umiejêtnoœæ twórcz¹ – pisa³ szybko, bez poprawek. Gdy kiedyœ ofiarowa³ mi rêkopis „Szachów”, który przekaza³em do Muzeum Literatury w Warszawie, by³em zdumiony. Nie by³o na nim ¿adnych poprawek, skreœleñ. Sk¹d siê wziê³a moja osobliwa fascynacja osobowoœci¹ Staszka, jakie s¹ Ÿród³a nie stygn¹cej latami nostalgii za nim? Czêœciowo nasze pierwsze zwi¹zki serdeczne, a póŸniej wieloletnie przyjaŸnie opisa³em w ksi¹¿ce „Mój alfabet albo pstryczki i potyczki”, wydanej w 1993 roku. Fakty siê zgadzaj¹, co potwierdzi³ Jacek £ukasiewicz, równie¿ wywodz¹cy siê z Leszna i przyjaciel Grochowiaka z lat szkolnych. No, poza tym, ¿e w czasie moich odwiedzin w Lesznie, na stadionie ¿u¿lowym ju¿ nie jeŸdzi³ legendarny Smoczyk. To gwoli sprostowania. Ale to drobiazg. Wa¿ne s¹ korzenie naszej przyjaŸni. Po krótkim epizodzie poznañskim i d³u¿szym pobycie we Wroc³awiu, gdzie pisa³ swoj¹ debiutanck¹ powieœæ „Plebania z magnoliami”, o której zreszt¹ póŸniej wola³ nie wspominaæ, Grochowiak osiad³ w Warszawie, by wkrótce staæ siê jednym z czo³owych twórców g³oœnego ongiœ pokolenia „Wspó³czesnoœci” i redaktorem pisma, które powsta³o po odwil¿y 1956 roku i skupi³o wokó³ siebie wielu utalentowanych twórców. Staszek pisa³ bardzo du¿o, animowa³ ¿ycie literackie, zabiera³ g³os jako publicysta na wa¿ne spo³eczne tematy. W 1956 roku wydaje wspomnian¹ „Plebaniê z magnoliami” oraz debiutancki tom wierszy „Ballada rycerska”. Te wiersze zwracaj¹ uwagê krytyki i zapewniaj¹ mu miejsce w gronie g³oœnych debiutantów tego roku. £atwo zauwa¿yæ, ¿e m³ody poeta rozpoczyna³ swoj¹ wêdrówkê liryczn¹ pod auspicjami Tuwima, Lieberta i Ga³czyñskiego. Zarazem jednak pracowicie buduje zrêby w³asnej drogi twórczej, opartej na manifestacyjnym antyestetyzmie, upodobaniu do groteski i zarazem parodystyczno-ironicznego ³amania konwencji poetyckiej, a tak¿e – do odwo³ywania siê do literatury dawnej, zw³aszcza baroku, co s³usznie podkreœla w swoich opracowaniach Janusz Maciejewski. Kolejne tomy wierszy to „Menuet z pogrzebaczem”(1958), „Rozbieranie do snu” (1959) i „Agresty”(1963). W tych dzie³ach poeta, szukaj¹c w³asnego oryginalnego kanonu estetycznego, zbli¿a materiê i brzydotê do odczuæ estetycznych cz³owieka jakby nobilituj¹c wszystko, 108 co odra¿aj¹ce, szpetne i antyestetyczne, ale stanowi¹ce sk³adniki ca³ej ludzkiej egzystencji. Dopiero póŸniej, w miarê dojrzewania, stwierdza i¿ „bunt siê ustateczni³”, tedy czas na ukojenie, szukanie ratunku m.in. w klasycyzmie, co widoczne jest np. w poemacie „Rok polski” i tomie „Bilard” (1975). Warto nieco d³u¿ej zatrzymaæ siê przy turpizmie poety. Tak wed³ug Przybosia wygl¹da szlak poetycki Grochowiaka. Nazywany przezeñ turpizmem w s³ynnym poemacie „Oda do turpitów” z 1962 r. Dowody tych turpistycznych fascynacji mo¿na odnaleŸæ m.in. w tomie „Rozbieranie do snu”. Oto pocz¹tek „Introdukcji”: „Nie ca³y minê / Choæ zostanie owo / Kochanie ziemi w bajorku i w oœcie / I przeœwiadczenie ¿e œledŸ bywa w poœcie / Zarówno piêkny jak po jesieñ owoc”. I jeszcze jakby deklaracja poety: „Wolê brzydotê / Jest bli¿ej krwiobiegu / S³ów gdy przeœwietlaæ / Je i udrêczaæ” / „Czyœci”. Nic tedy dziwnego, ¿e Przyboœ wysy³a³ m³odego poetê do lazurowych krain basenu œródziemnomorskiego po naukê ³adu estetycznego, po harmoniê i tradycyjne piêkno... W okresie, gdy Grochowiak kierowa³ dzia³em poezji w warszawskiej „Kulturze”, doradza³ m³odym adeptom pióra, nigdy nie narzucaj¹c im w³asnej poetyki. Nie raz odwiedza³ Zielon¹ Górê. Tutaj, za dyrekcji Zbigniewa Stoka by³ krótko kierownikiem literackim Teatru, spotyka³ siê te¿ z m³odymi twórcami. Podczas jednego z takich spotkañ w 1965 r. utrwali³em na taœmie magnetofonowej niektóre refleksje poety. Oto ich fragmenty. „Wytworzy³a siê u nas moda na tak zwan¹ poezjê intelektualn¹, filozofuj¹c¹ czy coœ w tym rodzaju. Prawie ka¿dy m³ody poeta zaczyna od [...] uogólnieñ, wielkich aspiracji filozoficznych, a tutaj, kiedy jeszcze brak doœwiadczenia ¿yciowego, pojawia siê coœ w rodzaju falstartu, mutacji. To jest takie jakieœ zapiewanie. Mnie najbardziej uderza odejœcie od konkretu tak zwanej m³odej poezji, w stronê abstraktu, w stany pojêciowoœci. Jest rzecz¹ prawie pewn¹, ¿e poezja dwudziestowieczna jest znacznie bardziej konkretna i realna ni¿ poezja dziewiêtnastowieczna. W tym siê kryje pewnego rodzaju szansa. A tymczasem aspiracje m³odych poetów id¹ w innym kierunku, bez szukania w³asnej formy, w³asnej formu³y poezji. /.../ Inna sprawa, czysto zreszt¹ techniczna. I to dziwne, bo w³aœciwie ja tu nie bêdê wyg³asza³ w³asnego s¹du, raczej bêdê cytowa³ s¹d Przybosia, z którym siê w tej materii zgadzam, a raczej jest o tyle osobliwa, ¿e przyk³ad Przybosia podzia³a³ pobudzaj¹co w stosunku do tego niebezpieczeñstwa, a równoczeœnie Przyboœ pierwszy je spostrzeg³. To jest sprawa kondensacji wiersza wspó³czesnego. Wszyscy w³aœciwie chorujemy na chorobê wynikaj¹c¹ z dogmatu „najmniej s³ów”. Otó¿ to „najmniej s³ów” u nas siê przerodzi³o w przezabawne eksperymenty sk³adniowe. Dzisiaj poeta operuje w wierszu nie zdaniem polskim, ale – s³owem. W³aœciwie elipsisy polegaj¹ na tym, ¿e siê zupe³nie rozbija normalny tok zdania. I Przyboœ bardzo s³usznie napisa³, ¿e jednak w poezji równie¿ zdanie powinno byæ zbudowane tak, jak nas uczyli na lekcjach gramatyki, to znaczy, ¿e powinno mieæ podmiot, orzeczenie, dope³nienie etc. A tymczasem w³aœnie obecnie najbardziej unika siê orzeczenia, to znaczy czasowników. Powstaje jakiœ taki be³kocik, który ma œwiadczyæ o niezwyk³ej œwiadomoœci i ekonomii wyrazu, a tymczasem jest to sprzeczne z duchem jêzyka./.../”. Myœlê, ¿e te jak¿e dawne uwagi Grochowiaka brzmi¹ i dzisiaj bardzo aktualnie. Ale oto jeszcze fragment wypowiedzi poety, dotycz¹cy wspomnianego powy¿ej turpizmu. „Tutaj chyba wracamy do tego sporu o turpizm, nie turpizm. Otó¿ jestem w stanie siê zgodziæ, ¿e – ale chyba nie w „Agrestach” mo¿e w „Menuecie z pogrzebaczem” – istotnie stara³em siê epatowaæ czytelnika sprawami takimi jak miêso, œmieræ itd. Byæ mo¿e wynika³o to z tego, ¿e ja siê tych spraw bojê, stara³em siê je sobie oswoiæ. I to jest chyba z³e w mojej poezji. Jest to zal¹¿ek pewnego rodzaju maniery, z tego niebezpieczeñstwa zdajê sobie sprawê i dlatego chyba w wierszach moich ostatnich samych takich drastycznych rekwizytów nie ma. Równie¿ z wiekiem, kiedy siê sta³em dojrzalszym cz³owiekiem staram siê ich unikaæ. Byæ mo¿e, ¿e z wtórnego strachu, dlatego, ¿e czym bardziej siê posuwamy w wieku, tym bardziej jesteœmy przywi¹zani PRZYPOMNIENIA LITERACKIE 109 do ¿ycia i tym bardziej siê boimy okrucieñstwa, które chyba tam wynika³o z nadu¿ywania pewnego rodzaju maniery. Natomiast nie jest tak, ¿e okrucieñstwo by³o podstaw¹ w ogóle mojej postawy poetyckiej.” Przytoczy³em te refleksje poety, nie zapominaj¹c, i¿ jest on autorem innych tomów wierszy, w których nie mo¿na znaleŸæ turpistycznych ci¹got. Myœlê tu o „Kanonie” (1965), wspomnianym ju¿ „Bilardzie”, „Polowaniu na cietrzewie” (1972) czy „Haiku-images” (1978). A tak¿e o zbiorach, w których znajdujemy wyraŸne odwo³ania do wspó³czesnych doœwiadczeñ narodu polskiego; „Totentanz in Polen” – poemacie o wojnie wrzeœniowej 39 roku (1969) czy „Nie by³o lata” (1969). W dorobku twórczym Staszka jest wiele znakomitych dramatów, wystawianych na scenach polskich oraz realizowanych na antenie radiowej i w przekazie telewizyjnym. Równie¿ lubuskie teatry wprowadza³y jego utwory na swoje sceny. I tak np. mo¿na by³o ogl¹daæ przedstawienia œwietnych „Ch³opców”, „Dulie Griet”, „Króla IV” czy adaptacjê jego powieœci pt. „Karabiny”. Dodamy, ¿e jego utwory by³y t³umaczone na wiele jêzyków, wszêdzie wzbudzaj¹c zrozumia³e zainteresowanie. Dramaturgiczny dorobek Grochowiaka to równie¿ „Szachy”, „Partia na instrument drewniany”, „Okapi”, „Po tamtej stronie œwiec”, „Lêki poranne”. Inscenizacje tych utworów zawsze by³y przyjmowane z ogromnym aplauzem. I wreszcie kilka s³ów o prozatorskich osi¹gniêciach Staszka. Tworz¹ one takie tytu³y jak „Lamentnice” (1958), „Trismus” (1963) czy wspomniane ju¿ „Karabiny” (1965). Jest to proza realistyczna, wype³niona szczegó³owo realiami, ukazuj¹ca odra¿aj¹ce i brutalne sfery naszego ¿ycia w œcis³ym zwi¹zku z g³êbokim psychologizmem i problematyk¹ eschatologiczn¹. Autor opowiada w narracjach o œmierci i przemijaniu, upadkach i godnoœci ludzkiej, o potrzebie wyborów moralnych i ideowych cz³owieka znajduj¹cego siê w sytuacjach ostatecznych. Znajdujemy tu te¿ czêste odniesienia do lat wojny i okupacji. O twórczoœci Grochowiaka pisali m.in. Kazimierz Wyka, Jan B³oñski, Jerzy Kwiatkowski, Janusz Maciejewski, Jacek £ukasiewicz, Andrzej Lam i W. P. Szymañski. Niestety, do dzisiaj nie ukaza³y siê jego dzie³a zebrane, brakuje pe³nej monografii pisarza a – jak wyczyta³em niedawno w prasie – jego grób pozostaje na warszawskich Pow¹zkach w zaniedbaniu. Oto los poœmiertny poety w czasach marnych! 110 VARIA BIBLIOTECZNE Biblioteka i archiwum Herminy von Reuss Grzegorz Chmielewski Wœród dóbr kultury, jakie w 1945 r. przejê³a polska administracja na obszarze œrodkowego Nadodrza, znalaz³y siê liczne biblioteki: samorz¹dowe, szkolne, organizacji politycznych i spo³ecznych oraz urzêdów, a tak¿e gromadzone w dworach, pa³acach i zamkach. Obowi¹zek zabezpieczenia ksi¹¿ek poniemieckich na Ziemi Lubuskiej Ministerstwo Kultury i Sztuki wyznaczy³o Bibliotece Uniwersyteckiej w Poznaniu. Ju¿ w 1945 r. ekipa pracowników uniwersyteckich rozpoczê³a dzia³alnoœæ. Zabezpieczenie zbiorów poniemieckich, a tak¿e podworskich w Wielkopolsce, sprowadza³o siê do przewiezienia ksi¹¿ek do Biblioteki UAM. Ich zmagazynowanie ze wzglêdu na skalê zbiorów nastrêcza³o znaczne trudnoœci, tym bardziej, ¿e w S³awie natrafiono na licz¹ce dziesi¹tki tysiêcy jednostek centralne zbiory judaików i masoników, zwiezione tam z obszarów Europy opanowanych przez Niemców. W 1950 r. zasoby poniemieckie i polskie podworskie zgromadzone w Bibliotece Uniwersyteckiej liczy³y kilkaset tysiêcy jednostek wszelkich kategorii materia³ów bibliotecznych: rêkopisów, kartografii, starodruków oraz druków nowszych. Kiedy w 1955 r. podj¹³em pracê w poznañskiej Bibliotece Uniwersyteckiej, a po VARIA BIBLIOTECZNE 111 pewnym czasie powierzono mi nadzór nad ksiêgozbiorami zabezpieczonymi, sterty ksi¹¿ek zalega³y nie tylko piwnice i strychy, lecz równie¿ biblioteczne kory- tarze. Cenne starodruki, a nawet inkunabu³y, przemieszane by³y z propagandowym piœmiennictwem nazistowskim, zabytkowe atlasy z geograficznymi podrêcznikami szkolnymi. Na wielu ksi¹¿kach natrafia³em na ekslibrisy, miêdzy innymi na ekslibris biblioteki w Zaborze i dwa inne oznaczone liter¹ H. Zainteresowany g³ównie znakami w³asnoœciowymi polskich kolekcji, nie kojarzy³em inicja³u H z konkretnym imieniem. Sytuacja zmieni³a siê, kiedy kilkanaœcie lat póŸniej, kieruj¹c zielonogórsk¹ ksi¹¿nic¹ (WiMBP), natrafi³em w miejscowym antykwariacie na ksi¹¿ki oznaczone znanymi mi ekslibrisami biblioteki w Zaborze i dwoma dalszymi z liter¹ H. Wiedzia³em, ¿e pani¹, na Zaborze by³a Hermina von Reuss starszej linii, primo voto von Schönaich, druga ¿ona Wilhelma II, ostatniego cesarza Niemiec, 112 która nale¿¹ce do niej ksi¹¿ki sygnowa³a ekslibrisem z inicja³em swojego imienia. Poniewa¿ odrzuci³em ewentualn¹ wersjê kradzie¿y ksi¹¿ek ze zbiorów Biblioteki Uniwersyteckiej w Poznaniu, nale¿a³o przyj¹æ, ¿e ekipa poznañskich bibliotekarzy nie przejê³a ca³ego ksiêgozbioru z pa³acu w Zaborze i jakaœ jego czêœæ pozostaje w rêkach prywatnych. ¯yczliwa kierowniczka antykwariatu ujawni³a mi nazwisko pana, który odda³ ksi¹¿ki w komis. - Starszy pan, emeryt, mieszka w Zielonej Górze, nazywa siê Jan Paœciak powiedzia³a. Podj¹³em próbê skontaktowania siê z panem Paœciakiem na p³aszczyŸnie prywatnej. Doœwiadczenie bowiem nauczy³o mnie, ¿e moje oficjalne wyst¹pienie jako dyrektora biblioteki pañstwowej z pytaniem o pochodzenie ksi¹¿ek mog³oby podzia³aæ zniechêcaj¹co na indagowanego. Zacz¹³em pytaæ o pana Paœciaka w krêgu przyjació³ i znajomych. Po nied³ugim czasie jedna z zielonogórskich bibliotekarek poinformowa³a mnie, ¿e zna go dobrze i chêtnie zaaran¿uje nasze spotkanie. Do spotkania jednak nie dochodzi³o, a dalszych ksi¹¿ek z Zaboru do antykwariatu ju¿ nie dostarczono. Kiedy - z ¿alem - na ca³ej sprawie postawi³em krzy¿yk, pewnego jesiennego przedpo³udnia 1971 r. us³ysza³em pukanie do gabinetu. W otwartych drzwiach ukaza³ siê pan doœæ w¹t³ej postury. - Paœciak jestem - oznajmi³, uœmiechaj¹c siê. Poczêstowa³em d³ugo oczekiwanego goœcia kaw¹. - Nasza wspólna kole¿anka - rozpocz¹³em dyplomatycznie rozmowê - powiedzia³a mi, ¿e zgromadzi³ Pan interesuj¹ce ksi¹¿ki, a poniewa¿ i ja mam w swej kolekcji wiele bibliofilskich druków s¹dzê wiêc, ¿e nasza znajomoœæ mo¿e dla ka¿dego z nas okazaæ siê korzystna. Dyplomacja nie by³a jednak konieczna. Kiedy J. Paœciak dowiedzia³ siê, ¿e interesuj¹ mnie ksi¹¿ki z Zaboru, chêtnie opowiedzia³, jak sta³ siê ich w³aœcicielem: - Latem, kiedy dopisuje pogoda, siadam na „komara” i jadê do tych miejscowoœci, gdzie znajdowa³y siê, albo s¹ jeszcze, poniemieckie dwory, zamki lub pa³ace. Tak trafi³em w zesz³ym roku do D¹browy. Powiedziano mi, ¿e w tej niewielkiej wsi, oddalonej oko³o 5 kilometrów od Zaboru, rolnik, Longin Jakubowski ma du¿o niemieckich ksi¹¿ek. Okaza³o siê, ¿e mój goœæ kupi³ od Jakubowskiego tylko czêœæ ksi¹¿ek, pozosta³o ich jeszcze kilkaset. - S¹ te¿ w skrzyni jakieœ niemieckie papiery, bardzo du¿o listów - doda³. Nadarzaj¹c¹ siê okazjê nale¿a³o niezw³ocznie wykorzystaæ. Zaproponowa³em mojemu informatorowi wspólny wyjazd do D¹browy, na co chêtnie przysta³. Po kilku minutach siedzieliœmy w towarowo-osobowej nysie jad¹c w kierunku Zaboru. - Jakubowski traktuje te poniemieckie ksi¹¿ki jako makulaturê - kontynuowa³ sw¹ opowieœæ Paœciak. Za kilogram makulatury p³ac¹ w skupie 1 z³, ja dajê mu 2 - 3 z³. Wzi¹³em te¿ od niego jakieœ 5 kg tych papierów i listów i zanios³em do muzeum. Z opowiadania Paœciaka wynika³o, ¿e z zagrody Jakubowskiego wywióz³ równie¿ pewn¹ iloœæ ksi¹¿ek starych, które odda³ w komis do antykwariatu. By³y wœród nich dzie³a astronomiczne. Rzeczywiœcie! Tak¹ XVI-wieczn¹ ksi¹¿kê astronomiczn¹, ilustrowan¹, z elementami ruchomymi sfer niebieskich, zakupi³a zielonogórska Biblioteka za 700 z³, kwotê znacznie ni¿sz¹ od wartoœci starodruku. Wkrótce zajechaliœmy pod dom Longina Jakubowskiego. Gospodarza nie by³o w obejœciu. - To tu - powiedzia³ Paœciak, wskazuj¹c na stajniê. Odchyli³em wrota. Wewn¹trz sta³y dwa perszerony, za nimi - w pewnej odleg³oœci - stos ksi¹¿ek, obok skrzynia, a w³aœciwie, jak siê póŸniej okaza³o, du¿a i pojemna, szuflada pe³na papierów (dokumentów), o których mówi³ Paœciak. Nie bez obawy przecisn¹³em siê miêdzy koñmi i zacz¹³em przegl¹daæ ksi¹¿ki. W wiêkszoœci by³y na nich ekslibrisy biblioteki w Zaborze i biblioteki Herminy. Nadszed³ gospodarz. Wyrazi³em chêæ zakupienia ksi¹¿ek wraz z dokumentami i poprosi³em o wyznaczenie ceny. Ksi¹¿ki niszczej¹ i nied³ugo nikt nie bêdzie chcia³ ich wzi¹æ, nawet w sk³adzie makulatury doda³em. Jakubowski waha³ siê, w koñcu zdecydowa³, bym sam poda³ odpowiedni¹ kwotê. Zaproponowa³em 500 z³. Ostatecznie stanê³o na 600 z³, gdy¿ 100 z³ Jakubowski za¿¹da³ za skrzyniê-szufladê, w której chcia³em zabraæ „papiery”. Gdy ³adowano ksi¹¿ki i archiwalia do nysy, zauwa¿y³em w obejœciu, tu¿ przy gnojowisku, ksi¹¿kê ma³ych rozmiarów, przywodz¹c¹, na myœl format stosowany przez Elzevirów, s³ynnych holenderskich drukarzy, ksiêgarzy i nak³adców ksi¹¿ek, dzia³aj¹cych w XVI i XVII w. Podnios³em ksi¹¿kê, by³a jednak tak zawilgocona, ¿e VARIA BIBLIOTECZNE 113 zlepione karty uniemo¿liwia³y ods³oniêcie jej tytulatury. - Mo¿e pan j¹ wzi¹æ - powiedzia³ Jakubowski. Po chwili doda³ - Potrzebowa³em kawa³ek skóry do naprawy uprzê¿y, wzi¹³em wiêc z oprawy. Ju¿ w domu, po wysuszeniu ksi¹¿ki, ods³oni³em jej kartê tytu³ow¹. Mia³em przed sob¹ Erasmii Roterdami „Epitome”, zawieraj¹ce wyimki z literatury klasycznej, dotycz¹ce ró¿norakich zagadnieñ i sentencji, metodycznie opracowanych w jêzyku ³aciñskim. Dzie³ko zachowane niestety w fatalnym stanie wydane zosta³o w 1663 r. w oficynie Elzevirów w Amsterdamie. Zakupiony u L. Jakubowskiego zbiór ksi¹¿ek liczy³ oko³o 300 woluminów: wiêkszoœæ (ok. 220) oznakowana by³a ekslibrisami Herminy i biblioteki w Zaborze, pozosta³e wykazywa³y inne proweniencje. Na ekslibrisie biblioteki w Zaborze, o wymiarach 8,7 x 6 cm, widzimy drogê 114 wysadzan¹ topolami, a pod ni¹ napis „Bücherei-Saabor”. Pod ramk¹ sygnatury: E. v. Berlepsch, O. Feising, Berlin. Ekslibrisy Herminy (niesygnowane, pierwszy o wymiarach 9,5 x 7, drugi 8,8 x 6,8 cm) prezentuj¹ dwie wersje. W pierwszej przedstawiono pagórkowaty krajobraz z wy³aniaj¹cym siê z lesistego poszycia zespo³em budowli krytych dwuspadowymi dachami; inicja³ H - w owalnym tondzie - zwieñczony koron¹ rangow¹ wystêpuje w prawym, dolnym naro¿niku. W wersji drugiej ukazano okolony drzewami i krzewami pa³ac w Doorn, z opisanym ju¿ inicja³em Herminy w tondzie, umieszczonym w lewym, dolnym naro¿niku. Oba ekslibrisy Hermina stosowa³a po zawarciu zwi¹zku ma³¿eñskiego z Wilhelmem i, chocia¿ nigdy nie by³a koronowana, nad swym inicja³em umieœci³a cesarsk¹, najwy¿sz¹ w hierarchii koronê rangow¹, na co wskazuje jej forma: obrêcz z kwiatonami zamkniêta podwójnym kab³¹kiem i zwieñczona jab³kiem z krzy¿em. Znany jest równie¿ superekslibris Herminy, który wyt³aczany by³ na ksi¹¿kach oprawnych w skórê. Stanowi go wy³¹cznie inicja³ H z koron¹ cesarsk¹. Taki superekslibris t³oczony z³otem zdobi zewnêtrzn¹ ok³adkê oprawnej w delikatny safian powieœci J. d’Orliac „Le deuxième Mari de Lady Chatterley” z 1934 r. Sporadycznie na ksi¹¿kach pochodz¹cych z Zaboru wystêpuje równie¿ znany ekslibris Wilhelma II z or³em Rzeszy Niemieckiej zwieñczonym cesarsk¹ koron¹, ksiêgami i okalaj¹c¹ herb banderol¹ z napisem „Ex libris Wilhelmi II imperatoris regis”. Biblioteka Herminy posiada³a strukturê rzeczow¹ dzia³owo-numeryczn¹. Jak na to wskazuj¹ sygnatury umieszczane na trzeciej stronie ok³adek, dzia³y oznaczano wersalikami, poddzia³y pierwszego stopnia cyframi rzymskimi, a dalszych ma³ymi literami. W ostatecznej kolejnoœci wystêpuje uk³ad numeryczny z zastosowaniem cyfr arabskich. Hermina zgromadzi³a ksiêgozbiór wielotysiêczny. Brak ksi¹g inwentarzowych, które niew¹tpliwie istnia³y, nie pozwala na dok³adniejsze okreœlenie jego zasobów. Wed³ug opisów wspó³czesnych, biblioteka Herminy von Reuss zaliczana by³a do najwiêkszych bibliotek ksi¹¿êcych w Niemczech. Obok bogato prezentowanego dzia³u literatury piêknej – prozy i poezji – zarówno niemieckiej, jak równie¿ francuskiej i angielskiej, rozbudowany by³ tak¿e dzia³ historyczny, zw³aszcza dotycz¹cy genealogii i biografii rodzin panuj¹cych. Wœród zachowanych w zielonogórskiej WiMBP ksi¹¿ek zwraca uwagê znaczna proporcjonalnie liczba pozycji uwzglêdniaj¹cych zagadnienia spo³eczne, polityczne i gospodarcze, zarówno w skali ogólnoœwiatowej, jak i europejskiej, szczególnie odnosz¹cych siê do pañstw oœciennych, zw³aszcza Francji i Polski. Równie¿ sytuacja w Zwi¹zku Radzieckim by³a tematem sporej iloœci ksi¹¿ek; nale¿a³o do nich obszerne opracowanie Hansa von Eckardta „Russland” z 1930 r. Problematyka niemiecka, co jest rzecz¹ oczywist¹, we wszystkich dzia³ach by³a szczególnie eksponowana. Wœród ksi¹¿ek w Zaborze nie zabrak³o równie¿ os³awionej biblii nazizmu „Mein Kampf” Hitlera (wyd. z 1939 r.). Bie¿¹ce nabytki Hermina sygnowa³a autografem, który umieszcza³a w górnej czêœci wyklejki lub na karcie przedtytu³owej. Czêsto pod autografem, kreœlonym niebiesk¹ lub czerwon¹ kredk¹, umieszcza³a nazwê miejscowoœci oraz datê lektury. Najczêœciej powtarzaj¹c¹ siê nazw¹ miejscowoœci jest Doorn. Na ksi¹¿kach liczne s¹ œlady ich lektury pozostawione przez Herminê. Widzimy podkreœlenia poszczególnych wierszy, a na marginesach zakreœlenia pionowe ca³ych akapitów, a tak¿e krótkie glosy. Biblioteka Herminy jako jednolita kolekcja ksi¹¿ek przesta³a istnieæ w 1945 r. Przewieziona do Poznania (w niewielkiej czêœci do D¹browy) uleg³a rozproszeniu. Znaczna iloœæ ksi¹¿ek, szczególnie pozycji o znaczeniu naukowym, w³¹czona zosta³a do zbiorów Biblioteki Uniwersyteckiej. Nie zaznaczono jednak, ani w inwentarzach, ani na kartach katalogowych, ¿e s¹ czêœci¹ wiêkszej kolekcji. W tej sytuacji „zaginê³y” wœród setek tysiêcy woluminów zgromadzonych w poznañskiej ksi¹¿nicy. Pewn¹ iloœæ ksi¹¿ek-dubletów przekazano miejscowemu Antykwariatowi Naukowemu. Stworzy³o to mo¿liwoœæ nabycia przez zielonogórsk¹ WiMBP kilkudziesiêciu pozycji, które powiêkszy³y kolekcjê zakupion¹ od L. Jakubowskiego. Nie wiemy ile ksi¹¿ek wywióz³ z Zaboru. Trzeba jednak wyraziæ mu uznanie, ¿e nie zniszczy³ nieprzydatnej mu zdobyczy, lecz - chocia¿ ma³o pieczo³owicie - przechowa³ przez æwieræ wieku ksi¹¿ki i archiwalia Herminy. W tym czasie ich czêœæ uleg³a niew¹tpliwie rozproszeniu, a pewna iloœæ zniszczeniu wskutek zawilgocenia i dzia³alnoœci gryzoni, niektóre ksi¹¿ki pozyskane od Jakubowskiego J. Paœciak rozda³ znajomym, a zapewne i inni poszukiwacze staroci korzystali z tego Ÿród³a, na co zdaje siê wskazywaæ okolicznoœæ, ¿e ksi¹¿ki z Zaboru pojawiaj¹ siê sporadycznie w zielonogórskim antykwariacie (K.K. Ujmów w 2005 r.). Dwa lata po œmierci pierwszego mê¿a J.G. Schönaicha, w 1922 r. Hermina zawar³a zwi¹zek ma³¿eñski z Wilhelmem II, który po ucieczce z Niemiec osiad³ w holenderskim Doorn, gdzie zrzek³ siê korony cesarskiej. Zamieszka³a w pa³acu eks-cesarza, utrzymywa³a liczne kontakty z literatami i artystami niemieckimi i austriackimi, wiele czasu poœwiêca³a lekturze. Tu zleci³a wykonanie dwóch wersji znanych nam ekslibrisów z inicja³em H i cesarsk¹ koron¹. Powszechnie tytu³owana by³a cesarzow¹ i królow¹ - cesarzow¹ Niemiec i królow¹ Prus. Gdy odwiedza³a nazistowskie ju¿ Niemcy, w korespondencji z burmistrzami w zakoñczeniu listów ¿egna³a ich zwrotem „Heil Hitler”. VARIA BIBLIOTECZNE 115 Gromadzi³a dokumenty dotycz¹ce rodu Reussów starszej linii, Schönaichów, a tak¿e Wilhelma II. Z zainteresowaniem œledzi³a informacje dotycz¹ce jej samej oraz osoby Wilhelma II, publikowane w prasie. Teksty odnosz¹ce siê pozytywnie do osoby ex cesarza w³¹cza³a do swego zbioru. Skrupulatnie przechowywa³a skierowan¹ do niej korespondencjê, zachowuj¹c równie¿ w wiêkszoœci przypadków kopie w³asnych listów. W pa³acu w Doorn przebywa³a do œmierci Wilhelma w 1941 r. W okresie apogeum sukcesów hitlerowskiej armii, przekonana, ¿e nic nie mo¿e jej zagroziæ w pa³acu odziedziczonym przez pierwszego mê¿a, przenios³a siê do Zaboru. Kontynuowa³a ¿ycie towarzyskie. Goœci³a przedstawicieli artystycznej bohemy, osoby zas³u¿one dla kultury i nauki, jak równie¿ spokrewnione z rodami Reussów i Schönaichów. Te towarzyskie kontakty uleg³y ograniczeniu wraz ze zbli¿aniem siê frontu wschodniego. Hermina podjê³a decyzjê o ewakuacji, do której jednak nie dosz³o. Wed³ug nie sprawdzonych relacji mieszkañców Zaboru Herminê zawiód³ zarz¹dca jej w³oœci, który przygotowanymi przez siebie podwodami wywióz³ z maj¹tku - uciekaj¹c przed Rosjanami w³asny dobytek, pozostawiaj¹c na pastwê wroga dobra swej pani. W bli¿ej nieznanych okolicznoœciach Hermina zosta³a internowana przez Rosjan i osadzona w skromnej willi we 116 Frankfurcie nad Odr¹, gdzie zmar³a w 1947 r. Wœród rzeczy przygotowanych przez Herminê do ewakuacji znalaz³a siê wzmiankowana ju¿ - szuflada wyjêta z du¿ej komody, wype³niona gromadzonymi przez ni¹ dokumentami. Pozyskana przez zielonogórsk¹ Ksi¹¿nicê jej zawartoœæ liczy oko³o 2 500 listów i innych dokumentów. Nie jest to jednak zbiór kompletny. Jeszcze przed J. Paœciakiem zawartoœæ szuflady by³a penetrowana przez osoby niepowo³ane, domoros³ych filatelistów i poszukiwaczy staroci. Pewn¹ iloœæ zdjêæ pochodz¹cych z tego zbioru posiada wroc³awski bibliofil. Wspomniane ju¿ piêæ kilogramów archiwaliów, które Jan Paœciak pozostawi³ w Muzeum Ziemi Lubuskiej, przekazano Wojewódzkiemu Archiwum Pañstwowemu w Zielonej Górze. Ponadto pan Jan oko³o kilograma listów ze zbioru Herminy ofiarowa³ swojej znajomej, która - zachêcona nagrod¹ przekaza³a listy norwidowskiej Bibliotece. Zbiór uporz¹dkowa³, uwzglêdniaj¹c uk³ad rzeczowo-chronologiczny, historyk, mgr Jan Sczaniecki. Informacja o odnalezieniu archiwum Herminy odbi³a siê szerokim echem w polskiej i niemieckiej prasie. NRD-owskie pismo „Zenit” oraz „Stern” w FRN poœwiêci³y omówieniu archiwum obszerne artyku³y. Jego zasobem zainteresowali siê równie¿ niemieccy historycy, a tak¿e synowie Herminy, wykonuj¹c kopie wielu dokumentów. W³adys³aw £azuka W £asku Siedzieliœmy na progu, gawêdziliœmy W dolince ³¹ka – chór owadów nowe wci¹¿ g³osy w zagajniku i w starodrzewiu dalej za nim Jezioro z brzegiem siê uk³ada za p³otem hucz¹ pszczele ule Milkniemy ¿eby dziœ wys³uchaæ rozgadanego k r a j o b r a z u… *** Jezioro jak sto³u blat ju¿ wieczór Usi¹dŸmy Porozmawiajmy o snach w które noc nas zabierze… 117 W³adys³aw £azuka *** Ile jest krzyku w kamieniu a ile ciszy rozmyœlam id¹c poln¹ drog¹ Tak dawno tu nie by³em… Powiedz Wodo co w krêtych brzegach rwiesz powiedz co w tobie zapisane Buku co trzymasz w swych korzeniach ziemiê pagórków okolicznych £¹ko soczysta o œwitaniu Strumyku co dnem jaru b³¹dzisz mnie zdro¿onemu powiedz Dok¹d…? 118 W³adys³aw £azuka *** W cieniu jab³oni zosta³a ³aweczka - murszeje z dnia na dzieñ S³owa rozmów roztrwoni³ wiatr Œcie¿kê trawa poros³a Czasami niebo p³acze… Trzeba iœæ Ze Ÿródlisk na zboczu sp³ywaj¹ stru¿ki wody w dolinie splataj¹ siê w warkocz strumienia wszystko ma swój pocz¹tek trzeba iœæ… 119 120 Maximilian Dragon Maximilian Dragon Kaltes Schweigen Ch³odne milczenie Der Schnee liegt auf der Stadt, wie auf einer kalt werdenden Leiche. Er ist schon vor einigen Tagen gefallen, zur Seite gekehrt wird er nun hart. Zusätzlich legt sich die Nacht als zweite eisige Schicht über die Erde. Eine Frau parkt ihr Auto, das im Gegensatz zu ihr noch neu und unverbraucht aussieht, in einem Parkhaus. Als sie aussteigt, halt das Klacken ihre Hackenschuhe durch die erste Etage. Es ist das einzige Geräusch, neben dem Surren der Deckenlampen. Laut wirft die Frau die Autotür zu. Dann steckt sie den Schlüssel ins Loch und dreht ihn geräuschvoll um. Das Klicken der Verriegelung trennt sie endgültig von der Wärme und dem Licht das Autos. Bevor sie sich zum Gehen abwendet, streicht sie sich, im Seitenspiegel prüfend, mit der Hand durch die roten, stark nach hinten gekämmten Haare und versucht, einige der grauen unter den roten zu verbergen. Weit ausschreitend begibt sie sich in Richtung Ausgang. Stark, fast energisch, zieht sie den beruhigenden Rauch einer Zigarette ein, die sie seit der Autofahrt im Mundwinkel trägt. Den Stummel schnippt sie unter ein Auto. Draußen lauert die Nacht und wartet. Im Lichtkegel der letzten Deckenlampe bleibt sie stehen, überlegt, blickt prüfend in die Finsternis vor der Tür. Doch es gibt keine andere Möglichkeit zu parken. Wie ein Stein schlägt ihr die eisige Luft ins Gesicht. Besonders die Schläfen fangen an zu schmerzen. Die Haut zieht sich zu Œnieg le¿y w mieœcie jak na zastyg³ych zw³okach. Spad³ kilka dni temu. Teraz, zmieciony na bok, zd¹¿y³ ju¿ stwardnieæ. Do tego noc przykrywa ziemiê, niczym druga warstwa lodu. Jakaœ kobieta zaparkowa³a samochód w gara¿u wielopiêtrowym. Samochód w przeciwieñstwie do niej wygl¹da³ jeszcze na doœæ nowy i niezu¿yty. Kiedy wysiad³a, huk obcasów rozleg³ siê na pierwszym piêtrze. To by³ jedyny ha³as, nie licz¹c brzêczenia podwieszonych pod sufitem lamp. Kobieta zatrzasnê³a g³oœno drzwi od samochodu. Potem wsadzi³a klucz do dziurki, ha³aœliwie go przekrêcaj¹c. Trzask zamykanego zamka ca³kowicie odci¹³ j¹ od ciep³a i œwiat³a samochodu. Zanim odwróci³a siê, by odejœæ, sprawdzaj¹c w lusterku, odgarnê³a rêk¹ czerwone, zaczesane mocno do ty³u w³osy. Kilka szarych próbowa³a schowaæ pod tymi czerwonymi. St¹paj¹c szeroko uda³a siê w kierunku wyjœcia. Mocno, niemal energicznie, zaci¹gnê³a siê uspakajaj¹cym dymem z papierosa, trzymaj¹c go w k¹ciku ust jeszcze od czasu jazdy samochodem. Prztyknê³a niedopa³ek pod auto. Na zewn¹trz czyha³a noc. Stanê³a, namyœlaj¹c siê w zasiêgu œwiat³a ostatniej lampy. Spojrza³a niepewnie w ciemnoœci przed drzwiami. Nie by³o jednak¿e innej mo¿liwoœci zaparkowania. Lodowate powietrze uderzy³o w twarz z kamienn¹ si³¹. Skronie odczu³y do szczególnie dotkliwie. Twarz œci¹gnê³a siê w tward¹ maskê. Szybko pokona³a kilka schodków, docieraj¹c do pierwszej latarni na skraju drogi. einer harten Maske zusammen. Zügig geht sie die wenigen Treppenstufen hinab, zur ersten Laterne am Wegesrand. Der Schnee gleicht einem sich vom Weg entfernenden Teppich in die Dunkelheit. Krüpplige Büsche stehen, zu Schreckensgestalten werdend, abseits des Pfades und strecken ihre knochigen Zweige nach der Frau aus, die von Laterne zu Laterne huscht, um so kurz wie nur möglich im Schatten der Nacht bleiben zu müssen. Dunkelgrau und breiig hängt der Himmel über der Szenerie. Langsam nähert die Frau sich dem Wald, der unbeleuchtet vor ihr liegt. Schwarze Giganten ragen aus ihm heraus. Am Laternenpfahl der Weggabelung bleibt sie stehen. Die Raben, die geierartig auf sie hinab schauen, verfolgen sie mit ihrem Blicken und warten. Sie entscheidet sich doch für den kürzeren Weg durch den Wald nach Hause. Das Klacken ihrer Hackenschuhe verstummt auf dem Sandpfad, der sich in die Nacht schlängelt. Der noch verbleibende Schimmer der Laternen haftet am Schnee, wie aufgemalt. Immer schwerer und steifer fühlt sich ihre Haut an und es kommt ihr vor, als müsse sie durch ein dickes Tuch vor ihrem Mund atmen. Die Frau stellt den Kragen auf und rammt ihre Hände tief in die Jackentaschen. Sie fühlt sich von tausenden, starrenden, wartenden Schatten beobachtet. Sind es nur die Raben? Die Lautlosigkeit scheint sich von hinten anzuschleichen. Die Frau traut sich nicht, über ihre Schultern zu sehen, da sie befürchtet, dass da etwas ist, was nicht da sein darf. Die Dunkelheit verfolgt sie mit ihrem kalten Atem, scheint sie einzuholen, sie umschließen und für immer verschlucken zu wollen. ,Das ist albern‘, versucht sie sich einzureden. Trotzdem beschleunigt die Frau ihre Schritte, am anderen Ende des Waldes, das weiß sie genau, erwartet sie wieder das Licht, dieses würde sie aufnehmen und beschützen. Hektisch blickt sie zu beiden Seiten, an Œnieg przypomina³ w ciemnoœci jakiœ oddalaj¹cy siê od drogi dywan. Z boku dró¿ki sta³y niewielkie, poskrêcane drzewka przybieraj¹ce przera¿aj¹ce kszta³ty. Wyci¹ga³y swoje koœciste ga³êzie po przemykaj¹cego od latarni do latarni przechodnia, uciekaj¹cego nocnym cieniom. Niebo zwisa³o nad sceneri¹ szare i papkowate. Kobieta zbli¿a³a siê powoli do lasu, który ciemny rozci¹ga³ siê przed ni¹. Ponad nim piêtrzy³y siê czarne giganty. Zatrzyma³a siê ko³o latarni przy rozstaju dróg. Kruki spogl¹da³y na ni¹ z sêpi¹ ciekawoœci¹, czeka³y, œledz¹c j¹ wzrokiem. Zdecydowa³a siê jednak na krótsz¹ drogê do domu - przez las. Trzaskanie obcasów ucich³o w piasku wij¹cej siê w noc œcie¿ki. Pojawiaj¹ce siê jeszcze przeb³yski latarni przylgnê³y do œniegu jak malowid³o. Jej skóra by³a coraz twardsza i stê¿a³a, wydawa³o jej siê, jakby oddycha³a przez jakiœ gruby materia³ na ustach. Postawi³a ko³nierz i wcisnê³a rêce g³êboko w kieszenie. Czu³a siê obserwowana przez tysi¹ce czekaj¹cych i gapi¹cych siê cieni. Czy to tylko kruki? Cisza zdawa³a siê zakradaæ od ty³u. Kobieta nie mia³a odwagi obejrzeæ siê, ba³a siê, ¿e zobaczy coœ, czego nie powinno tam byæ. Ciemnoœæ œciga³a j¹ zimnym oddechem, zdawa³a siê j¹ doganiaæ, osaczaæ po to, by po³kn¹æ j¹ na zawsze. „To niedorzecznoœæ”, stara³a siê sama siebie przekonaæ. Nagle kobieta przyspieszy³a kroku, na drugim koñcu lasu, wie o tym doskonale, czeka na ni¹ œwiat³o, które j¹ przygarnie i ochroni. Gor¹czkowo rozgl¹da siê na boki, spogl¹da na nieprzebyte mury z kszta³tów cieni, które zbli¿aj¹ siê, pêkaj¹ i wal¹ na ni¹. Spiesznie zd¹¿a w kierunku ³agodnych przeb³ysków, jasnoœæ nie wydaje siê jednak zbli¿aæ. Przesz³a jeszcze kilka metrów, nagle stanê³a. Zdawa³o jej siê, ¿e s³yszy za sob¹ jakiœ szmer. Wytê¿y³a s³uch, nic tylko jej dziko bij¹ce serce. Wci¹¿ coraz szybciej pod¹¿a dalej, wzrok sztywno kieruje przed siebie. Ciê¿ko VARIA BIBLIOTECZNE 121 den unüberwindbaren Mauern aus Schattengestalten hinauf, die auf sie zukommen, auseinanderbrechen und auf sie einstürzen. Sie hastet auf das sanfte Schimmern zu, welches aber nicht näherzukommen scheint. Wenige Meter geht sie noch weiter, bleibt plötzlich stehen. Sie meint, hinter sich ein Geräusch gehört zu haben. Angestrengt lauscht sie, außer ihrem wild pochenden Herz ist nichts. Immer schneller werdend läuft sie weiter, den Blick starr geradeaus gerichtet. Da sie tief einatmen muss und ihr Herz in den Ohren schlägt, hört sie nichts. Die Angst presst sich wie eine Faust aus Glasscherben in ihren Magen. Sie hält abermals an. Urplötzlich greift eine Hand nach ihrem Mund und ihrer Nase, reißt ihren Kopf ruckartig nach hinten. In blinder Panik tritt sie um sich, windet sich und versucht zu schreien, doch der dumpfe Ton, der ihren Mund verlässt, schreckt nicht einmal die Raben auf. Es fällt ihr immer schwerer, sich zu wehren, der fehlende Sauerstoff raubt die letzte Kraft aus Armen und Beinen. Es wird in ihrem Kopf genauso schwarz, wie um sie herum. Die Frau zuckt einige Male noch, bevor sie zu Boden gleitet. Inzwischen beginnt es wieder zu schneien. Der Schnee liegt auf der kalt werdenden Leiche und wird hart. Die Nacht deckt die Frau mit einer zweiten eisigen Schicht zu. (die Erzählung wurde zum literarischen Wettbewerb „Auf der Suche nach Talenten” der Redaktion der Zeitschrift Pro Libris zugesandt) 122 oddycha, a serce wali jej w uszach, nic innego nie jest w stanie us³yszeæ. Strach wciska siê w ¿o³¹dek jak piêœæ ze szklanych od³amków. Znów staje. Raptem jakaœ rêka chwyta j¹ za twarz, ci¹gnie jej g³owê nerwowo do ty³u. W œlepej panice kobieta przebiera nogami, wije siê, próbuj¹c krzyczeæ. G³uchy ton jednak¿e, jaki z siebie dobywa nie robi wra¿enia na krukach. Coraz trudniej jest jej siê broniæ, brak powietrza pozbawia jej cia³o resztek si³. Przed oczami robi siê ciemno jak wszêdzie wokó³. Kobieta drgnê³a jeszcze raz, drugi i osunê³a siê na ziemiê. W miêdzyczasie znów zacz¹³ padaæ œnieg. Œnieg le¿y na zastyg³ych zw³okach, powoli twardnieje. Noc przykrywa kobietê drug¹ warstw¹ lodu. (opowiadanie nades³ane na konkurs pt. „W poszukiwaniu talentów” redakcji Pro Libris) t³umaczenie Grzegorz Gorzechowski Robert Rudiak Senne wizje Nie po³o¿ê siê spaæ dopóki wódka nie zacznie dzia³aæ dopóki nie sprawi ¿e zacznê wierzyæ ¿e jesteœ obok ¿e g³aszczesz dotykasz ca³ujesz pieœcisz Nie zasnê dopóki wódka nie uko³ysze do snu nie pozwoli œniæ o tobie w czasie teraŸniejszym i zacznê marzyæ ¿e rano obudzê siê przy tobie Nie zmru¿ê oka dopóki wódka nie dokona cudu nie zamieni realnego koszmaru w oniryczn¹ jawê nie uczyni przemiany mojego s³owa w twoje cia³o Wyrocznia Mamo! Moja mamo przywi¹zana do laski zamiast do ramion syna przykuta do wózka miast do moich d³oni tak Bóg wywróci³ nasz los nieopatrznie pope³ni³ niewybaczalny b³¹d ale na pohybel jemu i boskim zamiarom dopóki jesteœ – jestem – bêdziemy poradzimy sobie z niedow³adem lask¹ wózkiem ze spartaczonym œwiatem w dniu jego poczêcia 123 Mareike Dottschadis Mareike Dottschadis Rotes Fahrrad im Regen Czerwony rower w deszczu Sie fährt auf ihrem roten Fahrrad durch die Pfützen der verregneten Straßen und singt. Ihr Fahrrad ist so leuchtend rot, dass sich alle Leute nach ihr umblicken. Ihr kleiner Bruder, der auf ihrem Gepäckträger sitzt, stützt die Ellenbogen auf den noch freien Teil des Sattels und lauscht ihrem Gesang. Sie singt ein französisches Lied. Immer und immer wieder zum wolkenverhangenen Himmel hinauf. Es ist das einzige französische, das sie kennt. Es handele von Tautropfen in Spinnennetzen, sagt sie. Von Spinnennetzen, in denen sich Sonnenstrahlen verfangen. Von weißen Tauben und Fischen im Ozean, die schwimmen können, wohin sie wollen. Sie singt mit so klarer Stimme, dass sich die Leute vielleicht auch deshalb nach ihr umschauen. Ihr kleiner Bruder blickt in den grauen Himmel und sagt: „Es ist so dunkel”. Sie unterbricht ihr Lied und lächelt. „Nein”, antwortet sie, „es ist nicht dunkel”. Sie nimmt seine rechte Hand und legt sie ihm über beide Augen. Nun spürt er, wie das Fahrrad über das Pflaster fährt. Dann hört er seine Schwester das Lied wieder anstimmen. Und auf einmal ist es nicht mehr dunkel. Jetzt kann er die Tautropfen in den Spinnennetzen und die weißen Tauben sehen. Und die Fische, die schwimmen können, wohin sie wollen. Przeje¿d¿a na swoim czerwonym rowerze przez ka³u¿e na zalanych deszczem uliczkach, œpiewa. Czerwony rower b³yszczy z daleka, tak ¿e ka¿dy obraca siê w jej stronê. Jej ma³y braciszek, jad¹c na baga¿niku, opiera ³okcie na wolnym skrawku siode³ka i s³ucha piosenki. Dziewczyna œpiewa po francusku. Œpiewa, kieruj¹c g³os w górê ku obwieszonemu chmurami niebu. To jedyna francuska piosenka, jak¹ zna. Opowiada o kroplach w pajêczych sieciach, mówi. O pajêczych sieciach, w których uwiêz³y promienie s³oñca. O bia³ych go³êbiach i rybach w oceanie, które mog¹ p³ywaæ, gdzie chc¹. Œpiewa tak czystym g³osem, ¿e byæ mo¿e tak¿e dlatego ludzie ogl¹daj¹ siê za ni¹. Jej ma³y braciszek spogl¹da w szare niebo i mówi: „jest tak ciemno”. Dziewczyna przestaje œpiewaæ, uœmiecha siê. „Nie”, odpowiada, „nie jest ciemno”. Ujmuje jego praw¹ r¹czkê, k³ad¹c mu j¹ na oczy. Ch³opiec czuje jak rower pêdzi po bruku. Znów s³yszy, jak siostra nuci piosenkê. I nagle nie jest ju¿ ciemno. Ogl¹da krople rosy w pajêczych sieciach i bia³e go³êbie. I ryby, które p³ywaj¹ gdzie chc¹. (die Erzählung wurde zum literarischen Wettbewerb „Auf der Suche nach Talenten” der Redaktion der Zeitschrift Pro Libris zugesandt) 124 (opowiadanie nades³ane na konkurs pt. „W poszukiwaniu talentów” redakcji Pro Libris) t³umaczenie Grzegorz Gorzechowski KRAJOBRAZY LUBUSKIE Znów najpiêkniejszy w Polsce jest lipiec nad wod¹... Zabór i okolice Und wieder einmal ist der Juli am Wasser in Polen am schönsten… Zabór und Umgebung Monika Simonjetz Monika Simonjetz Zapada zmrok. Stojê nad brzegiem jeziora Liwno, upajam siê spokojem, ch³onê odg³osy nieujarzmionej, niemal dzikiej przyrody. Przypominam sobie jeden z wierszy, a w³aœciwie tytu³ tomiku ks. Jana Twardowskiego, w myœlach powtarzam za poet¹: znów najpiêkniejszy w Polsce jest lipiec nad wod¹. Zabór kojarzy siê przede wszystkim z barokowym pa³acem. Obiekt ma ciekaw¹ historiê, bez koñca mo¿na snuæ opowieœci o losach jego w³aœcicieli. Nie oœmieli³abym siê nie wspomnieæ o „rezydencji za borem”, ale walorem tej miejscowoœci jest te¿ krajobraz i w³aœnie od przyrody zaczniemy spacer po Zaborze i okolicach. Abenddämmerung zieht übers Land. Ich stehe am Ufer des Liwno-Sees, genieße die Stille und berausche mich an den Klängen der ungezähmten, geradewegs wilden Natur. Ich erinnere mich an ein Gedicht, eigentlich nur an den Titel eines Gedichtbändchens von Pfarrer Jan Twardowski und wiederhole in Gedanken die Worte des Dichters: und wieder einmal ist der Juli am Wasser im Polen am schönsten. Zabór verbindet man vor allem mit seinem barocken Schloss. Es kann auf eine äußerst interessante Historie zurückblicken und man könnte endlos Geschichten über die Schicksale seiner einstigen Eigentümer spinnen. Ich würde mich nicht trauen, diese „Residenz hinter dem KRAJOBRAZY LUBUSKIE 125 Najstarsze zapisy dotycz¹ce Zaboru Osada ta wzmiankowana by³a ju¿ w 1306 r. jako Sabir lub Saborin, nazwa wywodzi siê od Wald” unerwähnt zu lassen, aber der eigentliche Vorzug dieser Ortschaft ist nun einmal seine Naturlandschaft, und mit dieser möchte ich auch einen Streifzug durch Zabór und seine Umgebung beginnen. Die ältesten schriftlichen Quellen rund um Zabór okreœlenia „za borem”, co nale¿y ³¹czyæ z za³o¿eniem wsi na skraju ówczesnych borów, b¹dŸ w otoczeniu sosnowego lasu. W roku 1556 Zabór otrzyma³ prawa miejskie, ale nigdy nie osi¹gn¹³ rangi miasta, stanowi³ jedynie tzw. Marktflecken czyli osiedle posiadaj¹ce tylko pewne uprawnienia targowe. August Förster w swoim opracowaniu „Geschichtliches von dem Dörfern des Grünberger Kreises” z 1905 roku notuje, i¿ po spisie w 1900 r. Zabór liczy³ 930 mieszkañców i by³ podzielony na kilka czêœci: wioska – 391 mieszkañców, okrêg maj¹tku – 134, okrêg miejski – 405, z tego zaledwie 80 osadników wyznawa³o wiarê katolick¹, pozostali byli ewangelikami. Autor zaznacza, ¿e nie mo¿na udowodniæ, kiedy dok³adnie powsta³a wieœ, najprawdopodobniej zosta³a za³o¿ona przez rodzinê Tschammer. Gmina Zabór – po³o¿enie i warunki naturalne Dzisiaj Zabór jest siedzib¹ w³adz samorz¹dowych gminy, po³o¿on¹ w po³udniowowschodniej czêœci województwa lubuskiego, w malowniczej pradolinie rzeki Odry. Gminê zamieszkuje ponad 3 000 osób we wsiach: Czarna, D¹browa, Przytok, Droszków, £az, Milsko, Tarnawa oraz w przysió³kach i osadach: Wielob³ota, Mielno, Rajewo, Proczki, 126 Die ältesten Erwähnungen einer Siedlung des Namens Sabir oder Saborin stammen aus dem Jahre 1306. Die Namensgebung bezieht sich auf den Begriff „za borem” (zu deutsch: hinter dem Wald), der auf eine Gründung der Siedlung am Rande der sich hier damals erstreckenden, ausgedehnten alten Wälder oder inmitten eines Kiefernwaldes hindeutet. Im Jahre 1556 wurden Zabór zwar die Stadtrechte verliehen, den Status einer Stadt erlangte die Ortschaft jedoch nicht. Der Ort blieb lediglich ein Marktflecken, also eine Siedlung, die über gewisse Marktrechte verfügte. August Förster verzeichnet in seiner Abhandlung „Geschichtliches von den Dörfern des Grünberger Kreises” aus dem Jahre 1905, dass nach der im Jahre 1900 erfolgten Volkszählung Zabór (Saabor) 930 Einwohner zählte und aus mehreren Ortsteilen bestand: dem Dorf mit 391 Einwohnern, dem Gut mit 134 und dem Stadtbezirk mit 405 Einwohnern. Davon bekannten sich gerade einmal 80 Siedler zum katholischen Glauben, der gesamte Rest hingegen waren Protestanten. Der Autor betont, dass hinsichtlich der Gründungszeit kein eindeutiger Beweis zu führen sei und dass die Gründung höchstwahrscheinlich auf die Familie Tschammer zurückgehe. Die Gemeinde Zabór – ihre geographische Lage und natürlichen Bedingungen Die Ortschaft Zabór ist im südöstlichen Teil der Wojewodschaft Lubuskie, im malerischen Urstromtal der Oder, gelegen. In Zabór hat auch die Kommunalverwaltung der Gemeinde ihren Sitz. Heute zählt sie über 3.000 Einwohner, die in den Amtsgemeinden Czarna, D¹browa, Przytok, Droszków, £az, Milsko, Tarnawa Przytoczki. W Zaborze mieszka prawie 1 000 osób. Jest to miejscowoœæ atrakcyjna dla budownictwa indywidualnego, st¹d liczba ludnoœci wci¹¿ siê zmienia. Teren gminy obejmuje oko³o 10 000 hektarów, niemal 50% to tereny leœne, a prawie 3% powierzchni stanowi¹ rzeki i jeziora. Urozmaicona rzeŸba terenu, liczne pagórki, wzniesienia i zag³êbienia tworz¹ ciekawe punkty widokowe. Pradolina Odry miejscami otoczona jest stromymi stokami. Wzgórza ci¹gn¹ce siê od Zaboru do Czarnej osi¹gaj¹ wysokoœæ do 110 m n.p.m. Krajoznawczym wêdrówkom s³u¿¹ liczne, piesze szlaki turystyczne. Lasy, jeziora i stawy – tyle tego, ¿e nie mo¿na siê po³apaæ Przyje¿d¿aj¹c autobusem z oddalonej o 16 km Zielonej Góry, wysiadamy na przystanku i kierujemy siê ku Alei Spacerowej. Porastaj¹ j¹ bujne okazy lip, topoli, kasztanów i olch. T¹ droga dochodzimy do akwenów stworzonych na bazie poeksploatacyjnej kopalni kredy jeziornej, popularnych „Wapnianek”. Powsta³e w wyrobiskach zbiorniki wodne rozci¹gaj¹ siê na ³¹cznej powierzchni ok. 75 ha. Latem spotkamy tu nie tylko mieszkañców Zaboru, ale tak¿e Nowej Soli, Zielonej Góry i innych okolicznych miej- leben. Daneben gehören die Weiler und Siedlungen Wielob³ota, Mielno, Rajewo, Proczki und Przytoczki zum Gebiet der Gemeinde. Zabór selbst zählt 1.000 Einwohner. Die Ortschaft scheint besonders für die individuellen Häuslebauer interessant zu sein, daher ändert sich auch stets die Einwohnerzahl. Das Gebiet der Gemeinde umfasst insgesamt etwa 10.000 ha, wovon 50% Waldgebiete ausmachen und nahezu 3% Flüsse und Seen. Das von zahlreichen Hügeln, Anhöhen und Senken gekennzeichnete, mannigfaltige Relief schafft interessante, natürliche Aussichtspunkte. Das Urstromtal der Oder umgeben steile Böschungen, die sich zwischen Zabór und Czarna erstreckenden Hügel erreichen eine Höhe von 110 m über dem Meeresspiegel. Dank zahlreicher touristischer Wanderpfade lässt sich das Gebiet gut zu Fuß erkunden. Wälder, Seen und Teiche – so viel davon, dass man leicht den Überblick verlieren kann scowoœci. To popularne miejsce na wakacyjny, zw³aszcza weekendowy odpoczynek w otoczeniu natury. Piêkne zak¹tki sprawdzaj¹ siê, zarówno w przypadku romantycznych spacerów przy blasku ksiê¿yca, jak i rodzinnych Das nur 16 km von Zielona Góra entfernt gelegene Zabór ist – neben dem privaten Verkehrsmittel – auch leicht per Bus zu erreichen. Entscheidet sich der Gast für die letztere Beförderungsart, so geht es, die Bushaltestelle hinter sich lassend, zunächst in Richtung der von eindrucksvollen Linden, Pappeln, Kastanien und Erlen umsäumten Aleja Spacerowa [Spazierallee]. Entlang dieser Allee erreicht man einige kleine und größere Seen, die einst eigentlich eine Förderstätte zum Abbau von Seekreide darstellte und nun eben als KRAJOBRAZY LUBUSKIE 127 wyjazdów z dzieæmi. Spacerowiczów zreszt¹ nie brakuje, bez wzglêdu na porê roku. Sta³ymi bywalcami w tych okolicach s¹ tak¿e wêdkarze, zachêceni mo¿liwoœci¹ z³owienia leszcza czy szczupaka. Nale¿y pamiêtaæ jednak, i¿ na wêdkowanie trzeba mieæ pozwolenie. W siedzibie PZW mo¿na nabyæ abonament na ca³y sezon lub pozwolenie weekendowe. Za „Wapniankami” ci¹gn¹ siê lasy, w g³ównej mierze s¹ to bory sosnowe z domieszk¹ brzozy i dêbu na glebach piaszczystych. W obni¿eniach terenu spotyka siê rzadkie na Œrodkowym Nadodrzu lasy ³êgowe z jesionem i olsz¹. Podszycie obfituje w grzyby, jagody, borówki czerwone i roœliny zielarskie. Bogactwo i piêkno tych obszarów trafnie oddaje fragment wiersza ks. Twardowskiego z cytowanego na wstêpie tomiku: (...) i wszystkie inne jeszcze bo¿e zielska na liœciach których s³oñce staje siê pokarmem tyle tego, ¿e nie mo¿na siê po³apaæ przy nich nawet ka¿dy uczony – niedouczony zw³aszcza w lipcu kiedy wy³a¿¹ maœlaki i rydze 128 Baggerseen, die weithin bekannten „Wapnianki” [Kalklöcher], zum Entspannen einlädt. Die gesamte Fläche dieser „Baggerseen” umfasst eine Fläche von etwa 75 ha. Im Sommer erholen sich hier nicht nur die Einheimischen, sondern auch Ausflügler aus Nowa Sól, Zielona Góra und anderen benachbarten Ortschaften. So entstand hier in Zabór ein sehr beliebter Ort, um seinen Urlaub, besonders an Wochenenden, in der freien Natur zu verbringen. Das wunderschöne Fleckchen eignet sich für romantische Spaziergänge bei Mondschein genauso gut wie für Familienausflüge mit Kindern. An Wanderern und Spaziergängern mangelt es im Übrigen auch nicht, ganz unabhängig von der Jahreszeit. Zu den Dauergästen in dieser Gegend gehören gleichsam die Anglerfreunde, die hier die Aussicht auf eine kapitale Brasse und einen Hecht anlockt. Vergessen darf man bei aller Vorfreude jedoch nicht, dass auch in Polen das Angeln einer Genehmigung bedarf. Diese Anglerkarte ist aber im Sitz des polnischen Anglerverbandes PZW – für die gesamte Saison oder für ein Wochenende – käuflich zu erwerben. Hinter den „Kalklöchern” erstrecken sich ausgedehnte Wälder, deren Baumbestand hauptsächlich aus Kiefern besteht, zwischen denen einzelne Birken und Eichen auf sandigen Böden gen Himmel emporragen. In den Senken sind die hier am mittleren Oderlauf nur selten auftretenden Auenwälder mit einem kleinen Bestand an Eschen und Erlen anzutreffen. Im Unterholz verbergen sich Pilze, Blau- und Preiselbeeren sowie zahlreiche Kräuter. Diesen Reichtum und die unverkennbare Schönheit dieser Gegend beschreibt recht zutreffend ein kleiner Ausschnitt aus einem Gedicht des eingangs zitierten Gedichtbandes von Pfarrer Twardowski: und noch all dies andere, Gottes’ Grünzeug auf deren Blättern die Sonne zur Speise wird so viel davon, dass man leicht den Überblick verlieren kann und neben dem jeder Gelehrte ach so ungelehrt erscheint ganz besonders im Juli, wenn die Butterpilze und Reizker sprießen Miejscowi myœliwi natomiast szczyc¹ siê zasobnoœci¹ terenów w zwierzynê ³own¹: dziki, sarny, lisy, zaj¹ce. Niektórzy mówi¹ o jeleniach, a nawet ³osiach. Mijaj¹c „Wapnianki” dochodzimy do rozwidlenia dróg. Skrêcamy w prawo i id¹c wzd³u¿ lasu w kierunku wsi Czarna, docieramy do stawów hodowlanych. Tutaj mamy okazjê obserwowaæ ciekawe okazy ptaków wodnych: czaple, bociany czarne, b¹ki, kormorany. Zawsze mo¿emy te¿ liczyæ na spotkanie z ³abêdziami. Szlakiem przez las dotrzemy do utwardzonej drogi, mo¿emy ni¹ dojœæ do Czarnej. Atrakcj¹ miejscowoœci jest hodowla strusi. Warto obejrzeæ równie¿ d¹b szypu³kowy posadzony w 1813 roku, mierz¹cy w obwodzie 3 m (koniec wsi, przy zakrêcie, rozwidlenie dróg do Niedoradza i Bobrownik). Zainteresowanych d³u¿szym pobytem zaprasza pani Jolanta Jarmoch, w³aœcicielka gospodarstwa agroturystycznego. Przed³u¿eniem Alei Spacerowej jest droga prowadz¹ca do ma³ej miejscowoœci Proczki. U kresu wêdrówki ujrzymy iœcie baœniowy widok - 6 gospodarstw rozlokowanych Die hiesigen Jäger hingegen rühmen sich des schier unerschöpflichen Reichtums der Wälder an Jagdwild: Wildschwein, Reh, Fuchs und Hase. Einige sprechen auch von Hirschen und sogar Elchen. Hinter den „Kalklöchern” erreicht man eine Straßengabelung. Nach rechts, in Richtung der Ortschaft Czarna sowie am Waldrand entlang, führt der Weg zu Zuchtteichen, die gleichsam ein Eldorado solch interessanter Wasservögel wie Reiher, Schwarzstörche, Rohrdommeln und Kormorane sind. Garantiert ist ein Treffen mit Schwänen. Auf einem Waldpfad geht es nun in Richtung einer befestigten Straße, die weiter nach Czarna führt. Die große Attraktion der Ortschaft ist eine Straußenfarm. Sehenswert ist ebenfalls eine im Jahre 1813 gepflanzte Stileiche mit einem Umfang, der schon jetzt 3 m beträgt (kurze Wegbeschreibung: am Ende des Dorfes an einer Biegung an der Straßengabelung nach Niedoradz und Bobrowniki). Auf einen längeren Aufenthalt lädt Sie gern Jolanta Jarmoch ein, die eine Landwirtschaft führt und Urlaub auf dem Bauernhof anbietet. Die Verlängerung der bereits erwähnten Aleja Spacerowa ist eine in die kleine Ortschaft Proczki führende Straße. Am Ende der Wanderung eröffnet sich ein wahrlich märchenhafter Blick: 6 von Wäldern und kleinen Hügelchen umgebene Bauernhöfe, gelegen in einem malerischen Tal. Von hier aus führt nach links ein Pfad hinunter zum sog. Kleinen See. Gleich daneben erstreckt sich der Liwno-See, der seiner Fläche von über 30 ha wegen auch der Große See, oder auch einfach der Zaborskie-See genannt wird. Er ist ein flacher Grundmoränensee, der zu einem KRAJOBRAZY LUBUSKIE 129 w malowniczej dolinie, otoczonej lasami i wzgórzami. Skrêcaj¹c w lewo dojdziemy do niewielkiego akwenu wodnego, zwanego Ma³ym Jeziorkiem. Tu¿ obok rozci¹ga siê jezioro Liwno, z racji swojej ponad 30. ha powierzchni zwane te¿ Jeziorem Du¿ym lub po prostu Jeziorem Zaborskim. Jest to rozlewisko dennomorenowe, p³ytkie, zarastaj¹ce na znacznej przestrzeni, pokryte du¿ymi liœæmi i piêknymi kwiatami gr¹¿eli. Od strony po³udniowej opasuj¹ je trzcinowo-oczeretowe szuwary. ¯yje tu wiele gatunków kaczek, a na ³owy zlatuje orze³ bielik. W 1987 roku w bagnistej czêœci wsiedlono bobra europejskiego. Ten gin¹cy gatunek najwiêkszego gryzonia rozmna¿a siê pomyœlnie i rozprzestrzenia na inne wody w okolicy. Du¿e Jezioro to prawdziwy raj dla wêdkarzy. Mo¿na tu z³owiæ wêgorza, szczupaka, amura, leszcza oraz dorodnego, nawet kilkudziesiêciokilogramowego suma. Trzeba posiadaæ jedynie kartê wêdkarsk¹. Mieszkañcy i goœcie z rozrzewnieniem wspominaj¹ lata 70., kiedy nad jeziorem rozci¹ga³a siê piaszczysta pla¿a, a przy pomoœcie funkcjonowa³a wypo¿yczalnia sprzêtu p³ywaj¹cego. 130 großen Teil zunehmend verlandet. Auf der Wasseroberfläche schwimmen große Blätter und herrliche Teichrosenblüten. Das südliche Ufer umsäumt ein Schilfgürtel. Hier fanden zahlreiche Entenarten ihr Refugium. Der Seeadler geht auf Jagd. Im Jahre 1987 wurde im versumpften Teil der europäische Biber angesiedelt. Diese aussterbende Art des größten Nagetiers vermehrt sich in dieser Umgebung prächtig und besiedelt ebenso benachbarte Wassergebiete. Der Große See ist ein wahres Anglerparadies: Aale, Hechte, Graskarpfen, Brassen sowie prächtige, sogar bis zu einige Dutzend Kilo schwere Welse. Zu vergessen ist aber auch hier nicht die Anglerkarte. Mit einer Träne im Auge erinnern sich die Einheimischen und Gäste noch an die 70er Jahre, als sich am Ufer des Sees entlang ein weiter Sandstrand erstreckte und am Steg Boote und anderes Gerät zur Erkundung des Gewässers ausgeliehen wurden. Heute erinnert hingegen schon nichts mehr an diese – wie man sagt – Blütezeit des Wassertourismus. Der vernachlässigte, aber nichts desto trotz noch immer zauberhafte Ort wartet geduldig auf seine Investoren. Am Ufer entlang in Richtung Zabór, und später entlang des rot markierten Wanderpfades in Richtung Milsk, erreicht man einen Waldpfad, den man „Napoleonsweg” nennt. Die Bennennung klingt an den vermutlichen Durchmarsch der Napoleonischen Armee auf ihrem Weg gen Osten an. Den Legenden nach soll sich der große Feldherr unter einer mächtigen Eiche ausgeruht haben. Seit jenem erhabenen Ereignis trägt auch sie den Namen „Napoleonseiche”. Das 750-jährige Exemplar mit einem Umfang von etwa 10 m steht seit 1966 auf der Liste der geschützten Naturdenkmäler. Fast ein halbes Jahrhundert zuvor verlieh ihm Prinzessin Hermine von Schönaich-Carolath feierlich den Namen des berühmten Naturforschers Theodor Schube, der auch dieses ungewöhnliche Prachtexemplar entdeckte. Heute finden in der Baumhöhle mehrere erwachsene Personen problemlos Platz. Sein Inneres ist seit 1985 betretbar, als zu Zwecken des Erhalts und weiteren Schutzes die Höhle vergrößert wurde. Die Eiche hatte in ihrem Leben so einiges durchzumachen. Am Stamm ist bspw. deutlich Obecnie nie ma znaku po dawnym, jak mówi¹, okresie œwietnoœci, zaniedbane choæ wci¹¿ urokliwe miejsce czeka na inwestora. Id¹c brzegiem jeziora w stronê Zaboru, a póŸniej czerwonym szlakiem turystycznym w kierunku Milska, docieramy do leœnej dró¿ki, zwanej „Napoleonk¹”. Nazwa wi¹¿e siê z domniemanym przejœciem armii Napoleona. Wed³ug jednej z legend odpoczywa³ on pod wielkim dêbem, zwanym od tego donios³ego wydarzenia Dêbem Napoleona. 750-letnie drzewo, o obwodzie ok. 10 m, od 1966 r. jest wpisane na listê pomników przyrody. Niemal pó³ wieku wczeœniej ksiê¿na Hermina von Schönaich-Carolath nada³a mu uroczyœcie imiê znanego badacza przyrody – Teodora Schube, który by³ odkrywc¹ tego niezwyk³ego okazu. Dziœ w jego dziupli mieœci siê kilka doros³ych osób. Do wnêtrza mo¿na wejœæ od 1985 roku. Wtedy powiêkszono dziuplê w celach konserwacyjnych. D¹b wiele prze¿y³, na pniu ³atwo dostrzec m. in. œlady uderzenia pioruna. W 2004 roku nieznani sprawcy podpalili drzewo. Pomimo natychmiastowej akcji gaœniczej nie uda³o siê unikn¹æ uszkodzeñ. Sêdziwy Napoleon jednak przetrwa³ i kolejny raz udowodni³ swoj¹ potêgê, ku radoœci mi³oœników przyrody wiosn¹ na wielu ga³êziach pokaza³y siê m³ode liœcie. Mieszkañcy twierdz¹, ¿e sw¹ d³ugowiecznoœæ drzewo zawdziêcza korzystnemu po³o¿eniu, roœnie u zbocza skarpy chroni¹cej je przed niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi, przede wszystkim silnymi wiatrami. Do „Napoleonki” mo¿na te¿ dojœæ bezpoœrednio ze wsi, od zbiegu ulic: Akacjowej i Kwiatowej. Na tej trasie, w pobli¿u przedszkola znajduje siê tzw. „koñski stawek”, który swoj¹ nazwê zawdziêcza innej miejscowej legendzie. Niegdyœ mia³ przeje¿d¿aæ têdy orszak weselny. WoŸnica, skracaj¹c sobie drogê do Milska nie zauwa¿y³ wodnego rozlewiska i z³ocona karoca zaprzê¿ona w piêkne konie z impetem wjecha³a do stawu. Wszyscy weselnicy utonêli, a ¿e rodzina by³a bogata, na dnie mog¹ jeszcze le¿eæ skarby. Do „Napoleonki” dochodzimy przez mostek, który przed drug¹ wojn¹ œwiatow¹ okreœlany by³ „Muster Brücke”. Nazwa nawi¹zywa³a do die Spur eines Blitzeinschlages zu erkennen. Unbekannte hatten im Jahre 2004 den Baum in Brand gesteckt. Trotz der unverzüglich in Angriff genommenen Rettungsmaßnahmen gelang es leider nicht, Beschädigungen gänzlich zu verhindern. Der greise Napoleon überlebte jedoch auch diesen Angriff und stellte ein erneutes Mal seine Stärke unter Beweis. Zur außerordentlichen Freude der Naturliebhaber treibt er im Frühling frische Zweige mit jungen Blättern aus. Die Einheimischen meinen, dass der Baum seine Langlebigkeit der günstigen Lage am Fuße eines Abhanges verdankt, die ihn insbesondere vor widrigen Wettereinflüssen wie vor allem vor starken Winden schützt. Zum „Napoleonsweg” gelangt man ebenso direkt vom Dorf aus, entlang des Akazien- und Blumenweges (zur Orientierungshilfe auf polnisch: ul. Akacjowa und ul. Kwiatowa). Auf dieser Trasse kommt der Wanderer auch – in der Nähe des Kindergartens – am sog. Pferdeteich vorbei, der seinen Namen einer anderen Dorflegende verdankt. Einst sollte hier entlang ein Hochzeitszug geführt haben. Der Kutscher, der den Weg nach Milsko kurzerhand abkürzen wollte, bemerkte aber den Teich nicht und so landete die vergoldete Kutsche samt der prächtigen Pferde mit voller Wucht einfach in den Fluten. Alle Hochzeitsgäste ertranken, und da die Familie reich war, können auf dem Grund des Teiches durchaus noch einige Schätze verborgen liegen. Zum „Napoleonsweg” führt dann eine Brücke, die vor dem Zweiten Weltkrieg auch „Musterbrücke” genannt wurde. Der Name knüpft an die Rekrutierungsversuche Einheimischer zur Napoleonischen Armee an, die aller Wahrscheinlichkeit nach der Feldherr selbst vorgenommen haben soll. Am Westufer des Liwno-Sees erstreckt sich ein zur Schlossanlage gehörender Park. Er wurde kurz nach der Errichtung des Schlosses angelegt und konnte bis heute seine einstige geometrisch angelegte Form beibehalten. Symmetrisch führen kleine Alleen in den weitläufigen Park hinein. Sie bilden eine kompositorische Einheit mit dem an der Hauptachse angelegten See. Heute bewuchern den Park natürlich ausgesäte Bäumchen, aber entlang der Hauptallee gelangt man noch immer direkt an KRAJOBRAZY LUBUSKIE 131 werbunku wojskowego okolicznych mieszkañców, którego najprawdopodobniej mia³ dokonywaæ sam Napoleon. Nad zachodnim brzegiem jeziora Liwno rozci¹ga siê park nale¿¹cy do zespo³u pa³acowego. Za³o¿ony wkrótce po wzniesieniu pa³acu, do dzisiaj zachowa³ swój geometryczny uk³ad. Symetrycznie rozmieszczone alejki, zwi¹zane s¹ kompozycyjnie z le¿¹cym na g³ównej osi jeziorem. Dziœ ogród zarasta samosiejkami, ale g³ówn¹ alej¹, tak jak dawniej, dojdziemy wprost do akwenu. Dobrze zachowany jest starodrzew. Na specjaln¹ uwagê zas³uguje 12 dêbów, z których ka¿dy liczy oko³o 350. lat, 300-letnie jesiony i ponad 30-metrowe a tylko o 50 lat m³odsze lipy. Liczne odmiany srebrzystych œwierków, klony, wi¹zy, kasztanowce, topole bia³e i ró¿norodne krzewy nadal podnosz¹ urodê tego zdewastowanego parku. Warto tu przybyæ zw³aszcza wiosn¹, kiedy wszystko budzi siê do ¿ycia nape³niaj¹c ogród woni¹ œwie¿ych roœlin, barw¹ dzikich kwiatów i dŸwiêkiem ptactwa lêgowego. Niestety, nie mo¿na siê k¹paæ w niegdyœ piêknym jeziorze, ale mo¿liwe jest ³owienie ryb, o czym wspomniano wczeœniej. Zespó³ pa³acowo-ogrodowy To najcenniejszy zabytek architektury w rejonie zielonogórskim. Najstarsz¹ bu- dowl¹ jest pa³ac, wzniesiony w latach 16771683 staraniem ówczesnego grafa Henryka Dünnewalda. Legenda mówi, ¿e rezydencjê 132 das Wasser. Gut erhalten ist ebenfalls der alte Baumbestand. Einer besonderen Aufmerksamkeit verdienen 12 Eichen, von denen jede etwa 350 Jahre alt ist, 300-jährige Eschen sowie gerade einmal 50 Jahre jüngere und bereits 30 m hohe Linden. Zahlreiche Silberfichten, Ahornbäume, Ulmen, Kastanien, Weißpappeln und unterschiedlichste Sträucher unterstreichen noch immer die Schönheit des vernachlässigten Parks. Besonders empfehlenswert ist ein Besuch im Frühjahr, wenn die Natur also zum neuen Leben erwacht und der gesamte Garten vom Duft frischer, emporsprießender Keimlinge und den Farben der Wildblumen sowie dem wohlklingenden Vogelgezwitscher erfüllt ist. Leider ist das Baden im einst herrlichen See nirgendwo mehr möglich, der Angelsport aber darf – wie bereits angemerkt – nach wie vor gefrönt werden. Die Garten- und Schlossanlage Sie ist das wohl wertvollste Architekturdenkmal in der gesamten Region um Zielona Góra. Das Schloss selbst – es wurde zwischen 1677 und 1683 auf Bemühungen des Grafen Johann Heinrich Dünnewald erbaut – stellt dabei das älteste der Gebäude dar. Die Legende besagt, dass die Residenz mit dem Lösegeld für einen türkischen Pascha erbaut wurde. Der Graf soll ihn so lange in Gefangenschaft gehalten haben, bis die Familie ein so riesiges Lösegeld zahlte, dass mit dem „Erlös” nun die gesamte Investition getätigt werden konnte. An die frühbarocken französischen Residenzen anknüpfend entwarf der Architekt ein eindrucksvolles Schloss mit drei Flügeln, einer Säulengalerie sowie einer Terrasse. Eine Allee inmitten des geometrisch angelegten Gartens führte vom Schloss direkt zum nahe gelegenen See. Das Zaborer Schloss erinnert in seiner Bauweise recht deutlich an das ebenso aus Backsteinen auf dem Grundriss eines Hufeisens mit einem rechteckigen Innenhof errichtete Schloss im unweiten ¯agañ. In den Innenhof mit seinem zentral angelegten Springbrunnen hinein führt ein Tor, das auf von Steinvasen umzäunten Säulen ruht. Das Schloss umgibt ein 15 m breiter Wassergraben, den vom Innenhof und vom wybudowano kosztem wziêtego do niewoli tureckiego paszy. Pozostawa³ on wiêŸniem grafa do czasu z³o¿enia przez rodzinê olbrzymiego okupu, w kwocie pokrywaj¹cej koszty inwestycji. Architekt, wzoruj¹cy siê na wczesnobarokowych rezydencjach francuskich, zaprojektowa³ okaza³¹, trzyskrzyd³ow¹ siedzibê z arkadow¹ galeri¹ i tarasem. Geometryczny ogród z alej¹ poœrodku po³¹czy³ obiekt z po³o¿onym nieopodal jeziorem. Pa³ac w Zaborze jest uk³adem wyraŸnie nawi¹zuj¹cym do pa³acu w ¯aganiu, murowany z ceg³y, na rzucie podkowy z prostok¹tnym dziedziñcem. Na podwórzec z usytuowan¹ poœrodku fontann¹ prowadzi brama wjazdowa z filarami zwieñczonymi kamiennymi wazonami. Pa³ac otacza szeroka na 15 metrów fosa. Od strony podwórca i ogrodu przerzucono murowane mosty. Fosa, chocia¿ obecnie sucha jest dobrze zachowana. W 1744 roku w³aœcicielem Zaboru zosta³ hrabia Fryderyk Cosel, syn Augusta II Mocnego i jego faworyty Anny Konstancji Hoym, zwanej hrabin¹ Cosel, znanej chocia¿by z powieœci Kraszewskiego. Ju¿ w nastêpnym roku rozpocz¹³ on przebudowê rezydencji, dostawiaj¹c wie¿ê i przekszta³caj¹c wnêtrza w duchu rokoka. W tym samym czasie ukszta³towany zosta³ po³o¿ony przed pa³acem dziedziniec, otoczony szeœcioma murowanymi, parterowymi oficynami. Zosta³y one znacznie przekszta³cone i dostosowane do potrzeb sanatorium, które w pa³acu funkcjonowa³o od 1956 r. Hrabia zmar³ w 1770 roku na skutek ran odniesionych w pojedynku. Pochowany zosta³ w nieistniej¹cej ju¿ kaplicy w £azie. W 1778 roku majêtnoœæ naby³a rodzina Schönaich-Carolath, wywodz¹ca siê z pobliskiego Siedliska. Zabór by³ w ich posiadaniu a¿ do roku 1945. ¯on¹ jednego z potomków tego rodu by³a ostatnia cesarzowa Niemiec - Hermina. U wjazdu do Zaboru znajduje siê zabytkowy cmentarz, w jego najstarszej czêœci ujrzymy siedem g³azów narzutowych z tekstami psalmów i krótkimi notkami biograficznymi – tu spoczywaj¹ potomkowie rodu Schönaichów. Dawny zamek sp³on¹³ w 1745r. Nowy, wzorowany na pa³acowo-ogrodowych rezy- Garten aus zwei gemauerte Brücken überspannen. Der Graben, obgleich trockengelegt, ist gut erhalten. Im Jahre 1744 wurde Graf Friedrich August von Cosel, Sohn August des Starken und seiner Mätresse Anna Constanze Hoym, die 1707 zur Gräfin von Cosel erhoben wurde (in Polen ist sie zumindest aus gleichnamigen Roman des Schriftstellers Józef Kraszewski bekannt). Er nahm sich gleich im Folgejahr einem umfassenden Umbau der Residenz an, baute einen Turm an und passte das Innere dem damals modernen Rokoko-Stil an. Zu dieser Zeit entstand vor dem Schloss ein von sechs gemauerten, eingeschossigen Wirtschaftsgebäuden eingefasster Schlosshof. Seit 1956 wurden sie als Sanatorium genutzt, zuvor jedoch im Sinne dieser Nutzung ganz erheblich umgestaltet. Der Graf verstarb im Jahre 1770 infolge von Verletzungen, die er in einem Duell davongetragen hatte. Beigesetzt wurde er in der bereits nicht mehr existenten Kapelle in £azie. Im Jahre 1778 übernahm die Familie SchönaichCarolath aus dem nahe gelegenen Carolath (poln. Siedlisko) das Anwesen. Es blieb bis 1945 ihr Eigentum. Die Gattin eines der Nachfahren des Geschlechts war die Prinzessin Hermine Reuss, die später, bereits verwitwet, den letzten deutschen Kaiser im holländischen Exil ehelichte und so den Titel der letzten deutschen Kaiserin erwarb. Gleich am Ortseingang ist ein historischer Friedhof verortet, in dessen ältesten Teil sieben Findlinge mit Psalmentexten und kurzen biographischen Noten – hier fanden die Nachfahren des Schönaich Geschlechtes ihre letzte Ruhe – zu besichtigen sind. Das alte Schloss fiel im Jahre 1745 einem Brand zum Opfer. Das neue Schloss, es erinnert an die typischen Schloss- und Gartenanlagen eines Residenzschlosses, wurde auf Geheiß des Grafen Cosel im Rokoko-Stil errichtet. Ein erneuter Brand zerstörte das Schloss im Jahre 1956. Sorgfältig und gewissenhaft wurde es auf die Bemühungen des Verwaltungsdirektors des späteren Kurhauses, Herrn W³adys³aw Kukanów, wieder aufgebaut. Zum großen Teil bleibt das Schloss ein Gebäude aus dem 17. Jahrhundert, obwohl einen großen KRAJOBRAZY LUBUSKIE 133 dencjach, poleci³ wznieœæ hrabia Cosel. Zbudowany zosta³ w stylu rokoko. Ponownemu zniszczeniu pa³ac uleg³ w po¿arze w 1956, odbudowywany pieczo³owicie dziêki staraniom dyrektora administracyjnego póŸniejszego prewentorium – W³adys³awa Kukanowa. W zasadniczym zrêbie obiekt pozostaje budowl¹ 17-wieczn¹, choæ du¿y wp³yw na obecn¹ bry³ê, wystrój elewacji i wnêtrz mia³a przebudowa w XVIII w. Obecnie w zespole mieœci siê Centrum Leczenia Dzieci i M³odzie¿y. Placówka wchodzi w sk³ad sieci publicznych zak³adów psychiatrycznej opieki zdrowotnej. Zabór pod panowaniem Herminy - historia wci¹¿ ¿ywa Do dziœ w wiosce ¿yj¹ ludzie, którzy pamiêtaj¹ Herminê, ostatni¹ w³aœcicielkê Zaboru. Choæ minê³y ponad 62 lata od jej pamiêtnego wyjazdu z Zaboru, s³uchaj¹c wspomnieñ miejscowych gospodarzy wydaje siê, jakby to by³o wczoraj i chyba dziêki temu w du¿ej mierze zamek nadal roztacza swój czar potêgi i nieodkrytych tajemnic, mimo i¿ blask jego œwietnoœci ju¿ dawno zgas³. Hermina von Reuss zamieszka³a w Zaborze w roku 1907, po poœlubieniu jednego 134 Einfluss auf die heutige Gestalt sowie auf die Außenfassaden und die Innenausstattung der Umbau im 18. Jh. ausübte. Heute beherbergt die Schloss- und Parkanlage eine Heilanstalt für Kinder und Jugendliche, die Teil des staatlichen Netzes von Psychiatrischen Anstalten der Gesundheitsfürsorge ist. Zabór und Hermine – eine Geschichte, die noch immer lebendig ist… Bis heute leben im Dorf Menschen, die sich noch an Hermine, der letzten Eigentümerin von Zabór, erinnern. Obgleich nun bereits 62 Jahre seit der denkwürdigen Abreise der Prinzessin aus Zabór verstrichen sind, so fühlen sich die Erzählungen der Ortsansässigen an, als ob es gestern gewesen wäre. Und vielleicht gerade deshalb ist das Schloss vom Zauber der Macht und verborgener Geheimnisse umgeben. Die Pracht der vergangenen Zeiten indes ist längst verblasst. Hermine von Reuss zog nach ihrer Heirat mit einem der Nachkommen des Adelsgeschlechtes derer von Schönaich-Carolath im Jahre 1907 im Schloss Saabor ein. Ihr Mann – Johann Georg Ludwig Ferdinand August – übernahm die Güter drei Jahre später von seinem Vater. Zwei Jahre nach dem Tod ihres Mannes, im Jahre 1922, ehelichte Hermine den abgedankten, verwitweten Kaiser Wilhelm II. Infolge dieser Eheschließung verließ Hermine die Besitzungen für nahezu 19 Jahre und lebte mit ihrem Mann in dessen holländischem Exil Doorn, kam jedoch alljährlich für jeweils einige Wochen nach Saabor zurück. 1939 wurde mit allem der Familie nun zustehenden Prunk die Hochzeit des ältesten Sohnes von Hermine, Hans Georg, mit der Gräfin Sybille von Mellendorf gefeiert. An diese erhabene Festlichkeit erinnern sich die ältesten Einwohner noch heute. Als Kinder beobachteten sie den Hochzeitszug, der vom Schloss in die evangelische Kirche führte. Die Schlossherrin kehrte bereits nach dem Tod Wilhelm II., kurz nach dem Überfall Hitlerdeutschlands auf die UdSSR nach Zabór zurück und blieb vorerst. Trotzdem sie die Nazis und Hitlers Politik unterstützte, vertraute ihr die Obrigkeit des Dritten Reiches nicht. Sie z potomków magnackiego rodu von Schönaich Carolath. Jej m¹¿: Johann Georg Ludwig Ferdynand August przej¹³ Zabór po ojcu w 1910 roku. Dwa lata po œmierci mê¿a, w r. 1922, Hermina poœlubi³a owdowia³ego cesarza Niemiec Wilhelma II. Po kolejnym zam¹¿pójœciu opuœci³a posiad³oœæ na blisko 19 lat, zamieszkuj¹c w Doorn w Holandii, ale co roku kilka tygodni spêdza³a w Zaborze. W 1939 roku odby³ siê huczny œlub najstarszego syna Herminy, Hansa Georga z hrabiank¹ Sybill¹ von Mellendorf. Tê donios³¹ uroczystoœæ pamiêtaj¹ mieszkañcy wsi. Jako dzieci obserwowali orszak weselny id¹cy z pa³acu do koœcio³a ewangelickiego. Hermina powróci³a na sta³e do Zaboru tu¿ po najeŸdzie Niemiec hitlerowskich na ZSRR, ju¿ po œmierci Wilhelma II. Mimo ¿e popiera³a nazistów i politykê Hitlera, w³adze III Rzeszy jej nie ufa³y. Obawiano siê, ¿e Zabór mo¿e staæ siê centrum arystokratycznej organizacji zmierzaj¹cej do restauracji monarchii. W 1942 roku wziêto do wojska wszystkich urzêdników eks-cesarzowej, do pracy w maj¹tku sprowadzono zaœ jeñców wojennych i robotników przymusowych. Ksiê¿na opuœci³a posiad³oœæ na prze³omie grudnia 1944 i stycznia 1945. Zmar³a dwa lata póŸniej we Frankfurcie nad Odr¹. Najstarsi mieszkañcy, autochtoni, pamiêtaj¹ wiele z tamtego okresu, w prywatnych zbiorach przechowuj¹ zdjêcia Herminy i jej rodziny, z sentymentem gromadz¹ wszelkie materia³y dotycz¹ce historii ich wioski a ukazuj¹ce siê na przestrzeni tak wielu ju¿ lat. Ich ojcowie pracowali w ksi¹¿êcym fürchtete, dass Zabór zu einem Zentrum aristokratischer Bestrebungen zur Wiedererrichtung der Monarchie werden könnte. 1942 wurden sämtliche bei ihr tätigen Beamten in die Wehrmacht eingezogen, zur Arbeit auf den Gütern allerdings erhielt sie Kriegsgefangene und Zwangsarbeiter. Die Fürstin verließ die Besitzungen Ende Dezember 1944, Anfang Januar 1945. Sie verstarb zwei Jahre später in Frankfurt an der Oder. Die ältesten der Einwohner erinnern sich an Vieles aus jener Zeit. In privaten Sammlungen bewahren sie alte Fotographien von Hermine auf und tragen gefühlvoll sämtliche, die Geschichte ihrer Ortschaft dokumentierende Materialien zusammen, die über all die Jahre hinweg erschienen sind und auch weiterhin erscheinen. Ihre Väter arbeiteten auf dem fürstlichen Gut, auch sie selbst besuchten nicht nur einmal das Schloss, insbesondere zur Weihnachtszeit sowie der eigens organisierten Feier. Von der ExKaiserin eingeladen, wurden sie mit Süßigkeiten reichlich beschenkt. Hermine behielten sie als eine bescheidene und freundliche Frau im Gedächtnis, und sie erzählen, dass sie von all ihren Untergebenen gemocht wurde. Heute pflegen sie ihre Erinnerungen, um so viel wie irgend möglich an die kommenden Generationen weiterzugeben. Daher sprechen sie gern nicht nur mit den Historikern, sondern auch mit Journalisten und den von der Pracht und Schönheit der Residenz überwältigten Touristen. In ihren Häusern heißen sie die ehemaligen Bewohner Zabórs – häufig ihre Schulkameraden – willkommen, die heute in Berlin, Calau, Halle, Neuhaus, München leben. Gerade die letzteren KRAJOBRAZY LUBUSKIE 135 maj¹tku, oni niejednokrotnie bywali w pa³acu, zw³aszcza z okazji œwi¹t Bo¿ego Narodzenia. Zapraszani przez eks-cesarzow¹, hojnie obdarowywani s³odyczami. Wspominaj¹ Herminê jako skromn¹ i ¿yczliw¹ kobietê, mówi¹, ¿e by³a lubiana przez wszystkich poddanych. Dziœ pielêgnuj¹ wspomnienia, by jak najwiêcej przekazaæ nastêpnym pokoleniom. I chêtnie rozmawiaj¹, nie tylko z historykami, dziennikarzami, ale i z turystami zauroczonymi zaborsk¹ rezydencj¹. W swoich domach goszcz¹ dawnych mieszkañców Zaboru, czêsto swoich kolegów ze szkolnej ³awy, dziœ osiedlonych w Berlinie, Calau, Halle, Neuhaus, Monachium. Ci ostatni chêtnie wracaj¹ do miejsca urodzenia, odwiedzaj¹ gospodarstwa, w których spêdzili dzieciñstwo, przywo¿¹ dzieci i wnuki. Te kontakty s¹ tak ¿ywe i serdeczne, ¿e ma siê poczucie, i¿ tutaj zacieraj¹ siê granice, i choæ mijaj¹ lata, nic siê nie zmienia. Zabór pozostaje ich ma³¹ ojczyzn¹, bez wzglêdu na to, gdzie mieszkaj¹, „liebe Heimatstadt” – jak czytamy w jednym z wierszy dawnego mieszkañca. W 1993 roku do wioski przyjecha³ wnuk Herminy, potomek jej najstarszego syna dziœ mieszkaj¹cy w Monachium Prinz Georg Dietrich. W towarzystwie mieszkañców pamiêtaj¹cych jego babkê odwiedzi³ groby swoich przodków. W czasie II wojny œwiatowej dzia³ania zbrojne oszczêdzi³y Zabór, ale tu¿ po niej pa³ac by³ grabiony przez sowietów i szabrowników. Wiele dóbr wywo¿ono w g³¹b ZSRR. Turyœci mog¹ porozmawiaæ z tymi, którzy staraj¹c siê ocaliæ ksi¹¿êcy dobytek, z sali kryszta³owej, jednej z najwiêkszych komnat pa³acu, przenieœli ogromny ¿yrandol do miejscowego koœcio³a, gdzie jest do dzisiaj. Od dnia zakoñczenia wojny a¿ do 1956 roku pa³ac podlega³ pod resort rolnictwa. W 1956 powsta³o Prewentorium PrzeciwgruŸlicze dla Dzieci, póŸniej przekszta³cono je w Sanatorium Dzieciêce, a po reformie s³u¿by zdrowia powo³ano Centrum Leczenia Dzieci i M³odzie¿y. Nie nale¿y siê zra¿aæ szyldem: „nieupowa¿nionym wstêp wzbroniony”. Zawsze mo¿na wejœæ na dziedziniec, obejrzeæ 136 kehren umso lieber an ihren Geburtsort zurück und besuchen jene Höfe, auf denen sie ihre Kindheitsjahre verbracht hatten. Auch ihre Kinder und Enkel reisen mit ihnen. Diese Kontakte sind so lebhaft, so herzlich, dass man den Eindruck gewinnen möchte, dass hier die Grenzen verwischen und – trotz all der Jahre – die Zeit wie stehen geblieben erscheint. Saabor bleibt ihre Heimat, unabhängig davon, wo sie heute wohnen und leben, eben ihre „liebe Heimatstadt” – wie in einem Gedicht eines ehemaligen Einwohners zu lesen ist. Im Jahre 1993 besuchte der heute in München lebende Enkel Hermines und Nachfahre ihres ältesten Sohnes, Prinz Georg Dietrich, das Dorf. In Begleitung der Einwohner, die noch seine Großmutter kannten, besuchte er die Grabstätten seiner Vorfahren. Die Kriegshandlungen des Zweiten Weltkrieges verschonten Zabór, jedoch gleich nach dem Krieg wurde das Schloss von den Sowjets und anderen Plünderern ausgeraubt. Viele Güter wurden in die Tiefen des Sowjetreiches verfrachtet. Man kann sich noch heute mit denjenigen unterhalten, die sich redlich bemühten, das fürstliche Gut zu retten und aus dem Kristallsaal – einem der größten Säle des Schlosses – einen riesigen Kronleuchter in die hiesige Kirche brachten. Dort ist er noch heute. Vom Ende des Zweiten Weltkrieges bis zum Jahre 1956 stand das Schloss unter der Verwaltung des Landwirtschaftsministeriums. Dann entstand hier ein Sanatorium für TBCgefährdete Kinder, dass später in ein Kindersanatorium umgestaltet wurde und nun – nach der Reform des Gesundheitswesens – eine Heilanstalt für Kinder und Jugendliche beherbergt. Man sollte sich nicht von dem Schild „Unbefugten ist der Zutritt untersagt” einschüchtern lassen: stets ist es gestattet, den Innenhof zu betreten, das Schloss und den Garten zu besichtigen und durch den Park zum See und weiter zu den „Kalklöchern” zu gehen. Die Schlossanlage hinter sich lassend gelangt man nun an die über der Ortschaft thronenden St.-Josephs-Pfarrkirche. Im Inneren zieht unweigerlich jener riesige Kronleuchter die Aufmerksamkeit auf sich. Den Grundstein zum Bau der Kirche legte im Jahre 1907 Fürst zamek i ogród, dojœæ do jeziora i dalej na „Wapnianki”. Opuszczaj¹c okolice pa³acu, dojrzymy góruj¹cy nad wsi¹ koœció³ parafialny pod wezwaniem œw. Józefa. Wewn¹trz zwraca uwagê ocalony kryszta³owy ¿yrandol. Kamieñ wêgielny pod budowê œwi¹tyni w 1907 roku wmurowa³ ksi¹¿ê Johann Georg von Carolath z ¿on¹. Budowê nadzorowa³ pierwszy proboszcz Pfarrer Kühnert, pochowany w Milsku. Pocz¹tkowo uwa¿ano, i¿ gotycki koœció³ nie pasuje do miejscowej architektury, ale z czasem jednonawowa, ceglana budowla, z wie¿¹ od zachodu i apsyd¹ prezbiterialn¹ od wschodu wkomponowa³a siê w tutejszy krajobraz, staj¹c siê ozdob¹ nie tylko Zaboru, ale ca³ego powiatu zielonogórskiego. W centrum wsi znajduje siê koœció³ ewangelicki wyœwiêcony w 1922 roku, a wzniesiony na miejscu starej drewnianej œwi¹tyni. Obecnie obiekt jest w remoncie w ramach przystosowania do dzia³alnoœci u¿ytkowej. Zabór nale¿y do miejscowoœci, które mog¹ zachwyciæ zarówno histori¹, jak i przyrod¹. Mieszkaj¹ tu wspaniali, goœcinni ludzie, ¿yj¹ œwiadkowie historii dla wiêkszoœci z nas Johann Georg von Carolath mit seiner Frau. Den Bau beaufsichtigte der erste Pfarrer der Gemeinde, Herr Kühnert. Er liegt in Milsko begraben. Anfangs glaubte man, dass die gotisch anmutende Kirche so gar nicht zur sonstigen Architektur des Dorfes passte, aber mit der Zeit fügte sich das einschiffige, aus Ziegeln errichtete Gebäude mit einem Turm im Westen und der Apside im Osten in das Landschaftsbild ein. Sie wurde nicht nur zum ganzen Schmuck Zabórs, sondern gleichfalls des gesamten Landkreises Zielona Góra. Im Zentrum der Ortschaft befindet sich darüber hinaus eine 1922 eingeweihte evangelische Kirche, die an dem Ort einer alten Holzkirche errichtet wurde. Derzeit befindet sie sich im Umbau, um wieder von der hiesigen Gemeinde genutzt werden zu können. Zabór gehört zu den Ortschaften, die sowohl mit ihrer Geschichte, wie auch mit ihrer wundervollen Natur verzaubern. Hier leben wunderbare, gastfreundliche Menschen, die Zeugen einer für die Mehrheit unter uns längst vergangenen Geschichte sind. Schon allein deshalb lohnt es sich, der Ortschaft einen Besuch abzustatten, und wer einmal seinen Weg hierher gefunden hat, wird mit Freuden unabhängig von KRAJOBRAZY LUBUSKIE 137 ju¿ bardzo odleg³ej, dlatego warto tu przyjechaæ, a kto raz zawita, z przyjemnoœci¹ bêdzie wraca³ i to bez wzglêdu na porê roku. Niewiele potrzeba, by zakochaæ siê w tej okolicy, wystarczy tylko patrzeæ i s³uchaæ... tylko szeœæ pór roku a tyle siê zmieœci kuku³ka na wiosnê czajka co w marcu siê zjawia a w lipcu odleci buty mokre od deszczu rak ciemnoniebieski a potem czerwony buk g³adki obojêtny ¿e siê mrówka gniewa d¹b co siê zawala wa¿ka co przetrwa³a poziomka za ma³a ¿eby siê uk³oniæ dusza stale zdumiona wielkim smutkiem cia³a i cisza taka jak kropka po œmierci 1 Bibliografia 1. Förster August, Geschichtliches von dem Dörfern des Grünberger Kreises. Aus den besten vorhandenen Quellen und eigener Beobachtung und erfahrung zusammengestellte Erinnerungsbilder, Grünberg: E. Weller 1905. 2. Kowalski Stanis³aw, Zabytki województwa zielonogórskiego, Zielona Góra 1987. 3. Schwartz Antoni, Zmiany krajobrazu krainy zielonogórskiej na tle rozwoju osadnictwa od XI do XX wieku, Poznañ 1966. 4. Worobiec Antoni, Zielona Góra: praktyczny przewodnik po mieœcie i okolicy, Zielona Góra 1999. 5. Zielona Góra i okolice: wêdrówka œladami przesz³oœci, oprac. red. Mieczys³aw Ostrowski, Zielona Góra 1999. 1 Wiersz tylko podobnie jak dwa wcześniej cytowane fragmenty, pochodzi z tomiku ks. Jana Twardowskiego znów najpiękniejszy w Polsce jest lipiec nad wodą, Katowice 1996. 138 der Jahreszeit immer wieder einkehren. Man braucht nicht viel dazu, um sich in diese Gegend zu verlieben, man braucht nur zu schauen und zu hören… nur sechs Jahreszeiten und so unendlich viel passt hinein der Kuckuck im Frühjahr im März der Kiebitz erscheint und im Juli von dannen zieht vom Regen nasses Schuhwerk dunkelblauer Krebs und später dann errötend die Buche, glatt und gleichgültig gegenüber der Ameise Ärger die Eiche, die fällt die Libelle, die überlebte die Walderdbeere, zu klein sich zu verneigen die Seele, stets verdutzt der großen Traurigkeit des Körpers und eine solche Stille herrscht wie ein Punkt nach dem Tod 1 Bibliographie: 1. Förster, August (1905) Geschichtliches von den Dörfern des Grünberger Kreises. Aus den besten vorhandenen Quellen und eigener Beobachtung und Erfahrung zusammengestellte Erinnerungsbilder, Grünberg: E. Weller. 2. Kowalski Stanis³aw (1987) Zabytki województwa zielonogórskiego, Zielona Góra. 3. Schwartz, Antoni (1966) Zmiany krajobrazu krainy zielonogórskiej na tle rozwoju osadnictwa od XI do XX wieku, Poznañ. 4. Worobiec, Antoni (1999) Zielona Góra: praktyczny przewodnik po mieœcie i okolicy, Zielona Góra. 5. Ostrowski Mieczys³aw (Hrsg., 1999) Zielona Góra i okolice: wêdrówka œladami przesz³oœci, Zielona Góra. Übersetzung aus dem Polnischen Grzegorz Za³oga 1 Das Gedicht mit dem Titel tylko [nur] ist ähnlich wie die beiden vorangegangenen Zitate dem Bändlein Pfarrers Jan Twardowski znów najpiękniejszy w Polsce jest lipiec nad wodą (Katowice 1996) entnommen. FORUM DYSKUSYJNE W³asnoœæ czasu przesz³ego Eugeniusz Kurzawa Przyznaję, swego czasu „Res Publica Nowa” podeszła mnie przysyłając eleganckie zaproszenie do prenumeraty dla starych, byłych czytelników „Res Publiki” (tak naprawdę to chyba dałem się skusić niespodzianką obiecaną jeśli zaprenumeruję pismo). Wypełniłem przysłany formularz i „Nową” zaprenumerowałem. Kiedy jednak przyszło, pierwsze po latach nie czytania, wydanie (lipcowe 2002 r.) przeżyłem - jak określić skojarzenia związane z tym numerem, z profilem pisma, którego od paru lat nie widywałem? - chyba poważne rozczarowanie! Byłem po prostu zdegustowany, zwłaszcza początkowymi tekstami, łącznie z publikacją redaktora naczelnego Marcina Króla, z pozytywnym wyjątkiem publikacji Jerofiejewa. Powiem szczerze, przeszła mi od ręki ochota na dalszą lekturę „Res Publiki Nowej”. Kolejne numery, ku mojemu rozczarowaniu, potwierdziły pierwsze odczucia. Wreszcie ta „przyjemność” skończyła się, ale pozostały pewne refleksje. I o tym co z nich wynikło - niżej. Czy mogłem podejrzewać siebie, że będę kiedyś bronił „niesłusznych” dziś lat PRL-u, a zwłaszcza tych, w których przyszło mi (bywało z problemami, wezwaniami na „dywanik” i nie tylko) istnieć i działać, i które jakoś kształtowały, lecz i złościły mnie? Teraz to wydaje się oczywiste, gdyż nie zamierzam się wypierać siebie, swojej przeszłości i zaciemniać obrazu epoki. Przeszłości ciekawej, do której wracam z coraz większym senty- FORUM DYSKUSYJNE 139 mentem, ale i pewnym szacunkiem dla ludzi i niektórych zwyczajów, i mechanizmów kulturalnych i społecznych tamtych lat. Ale gdybym – o czym dalej – dał się w pewnym okresie porwać ideologii „respublikańskiej”, to kto wie, jak reagowałbym na tę przeszłość, „z jakich pozycji” patrzył na nią? Ale zostawmy gdybania... W latach, gdy „wpadłem w szpony” Jerzego Leszina i Andrzeja K. Waśkiewicza zdarzył się mój debiut poetycki, potem liczne spotkania, dyskusje, seminaria; wszystko liczone w setkach. To, dla dziecka robotniczo-chłopskiego był niemal uniwersytet (bo uczelnię skończyłem raczej taką sobie, przyznaję). Nie wiem czy w innych warunkach społecznych, politycznych miałbym okazję czytać o sobie recenzje lub polemiki w krajowej prasie literackiej, a tym bardziej potem do niej regularne pisywać. Nie uciekam tu myślą od panujących wówczas warunków politycznych, wciąż pamiętam gdzie żyłem i czego doświadczyłem. Ale też nie sposób nie porównywać (moich) przeszłych lat 70. zeszłego stulecia z tym, co w życiu kulturalnym, literackim „nosi się” dzisiaj. I zaiste nie wiem kiedy było więcej pluralizmu w kulturze, a szczególnie w myśleniu artystów. Czy większe szkody czynił wówczas monopol partii lub cenzura, czy obecnie monopol „Gazety Wyborczej” i okolic tzw. unijnych (wraz z „Res Publiką”) oraz kościoła rzymskokatolickiego z całą tzw. kruchtą i przylegającym doń partyjkami i koniunkturalnymi politykami. Smutne jest, że obecne siły nacisku dominujące w kulturze plus moda „poprawnościowa”, zwłaszcza warszawki, „wycierają” to, co pozytywnego zdarzyło się w PRL-u; ich zdaniem wówczas nic dobrego stać się nie mogło. PRL się nie broni, bo nie istnieje, nie ma już jego struktur. A ludzie funkcjonujący w nich kiedyś, obecnie są, bywa, w grupie niszczącej obiektywną prawdę o Polsce Ludowej, jej kulturze, działaniach artystycznych. Zatem do wierzenia pozostaje (zwłaszcza dla 140 młodzieży) system informacji spreparowanych przez teraźniejsze „źródła prawdy”. Być może machnąłbym na to zjawisko ręką, zachowując przy tym swoją wiedzę i przekazując ją bliskim, znajomym, pisząc wiersze (nic więcej bowiem dziś się w prasie nie przemyci), gdyby „Res Publica Nowa” nie nadepnęła mi na odcisk. Gdyby nie okazało się, że ktoś chce mi udowodnić, że mimo iż żyłem biologicznie, to istniałem w nieprawdziwym, nierealnym, a zwłaszcza „niesłusznym” świecie. Że to, co przeżyłem było nieprawdą. A może, że mnie tam nie było?! Musiałem zatem bronić swego istnienia. Powiem zatem skąd rozczarowanie tymże tytułem. Otóż sądzę, iż byłbym niezłym (a może nawet interesującym) materiałem badawczym dla jednego z autorów „Res Publiki Nowej”, socjologa Pawła Śpiewaka (dziś, jak wyszło, prawicowego polityka, a nie obiektywnego naukowca, za jakiego chciał w pewnym okresie uchodzić, na co się też nabrałem). Krótko wyjaśniam. W latach 90. byłem niezaangażowanym zwolennikiem Tadeusza Mazowieckiego i Unii Demokratycznej. Na tę opcję oddawałem głosy chyba, nie pamiętam zbyt dokładnie - do 1993 r. włącznie. Czytałem od pierwszych numerów „Gazetę Wyborczą” (zresztą jak dużo wcześniej - mimo odbywania wówczas służby wojskowej - „Tygodnik Solidarność”, ten pod redakcją Tadeusza Mazowieckiego), obejrzałem z zainteresowaniem pewnie wszystkie telewizyjne „Rozmowy w Res Publice”; notabene nie tylko były ciekawe, ale i technicznie dobrze, dynamicznie (kamera!) zrealizowane. Jakoś tak w roku 1991 albo 92 wydrukowałem nawet tekst w starej „Res Publice”. Wówczas wydawało mi się, że Polska, a w niej tzw. scena polityczna i jej otoczenie, poza tym nauka, kultura, a także światek dziennikarski będą się konstruktywnie zmieniać, że tak szumnie powiem, w imię demokracji i zdrowego rozsądku. „Res Publika” była dla mnie wówczas dobrym tego przykładem, m.in. wychodząc z podziemia. Dlaczego więc dziś wszystko to, dobrze się zapowiadające, co według moich wyobrażeń miało się zmieniać na lepsze, zastygło na pozycjach z lat 90.? Zatrzymało się na mechanicznym jednostronnym dokopywaniu lewicy (w tym wyśmiewanym wartościom lewicowym), którego efektem może być - gdy idzie o prasę - tylko publicystyczna satysfakcja autorów, redakcji, czy parę głosów wyborczych w przypadku polityków. I nic więcej. Żadna mądrość, żadna sensowna perspektywa dla kraju się za tym nie kryje. Poza jednym - żądzą dominacji ideologicznej, ergo - żądzą władzy. Ale ten wątek zostawiam nie chcąc ze sfery myśli wdepnąć w sferę polityki. W konkretnym przypadku tamtego irytującego mnie numeru „Nowej Res Publiki” też nic, poza „obnażaniem” lewicy, ani w materiałach, ani w dyskusji redakcyjnej nie znalazłem. Sergiusz Kowalski analizuje w nim dziennik „Trybuna” wytykając mu - zresztą słusznie - felietonistykę wałęsającą parę lat temu po wszystkich niemal kolumnach gazety. Nie przeprowadził jednak „zimnej” analizy naukowej tylko... felietonową, także z komentarzami nie oddzielonymi od podawanych treści, co sam analityk wytykał (też słusznie - wtedy) „Trybunie”. Po pewnych większych fragmentach tejże publikacji czytelnik dowiaduje się (wprost lub niekoniecznie), jak „właściwie” powinien zareagować na różnorakie „wybryki” lewicowej gazety. Choć pod koniec publicysta cytuje opinię Marcina Króla na temat liberalnej tolerancji... I jeszcze coś. Był też felieton Jacka Podsiadły, który odebrałem jako żenujący. Pogarda „dla jakiegoś tam” „Życia Literackiego”, „Radaru” czy „Poezji”... Nie powiem, gdyż nie byłaby to prawda, że trzeba mieć co najmniej taki dorobek jak Andrzej Zaniewski lub Andrzej K. Waśkiewicz (i takiż krytyczny łeb jak ten drugi!), żeby ich atakować. Dziś taka moda, ba, prawo wręcz, by hasać po wybitnych twórcach, gdyż w ten sposób robi się nazwisko. I niech to (ewentualnie) Podsiadle, którego dorobku akurat nie znam, a słyszałem tu i ówdzie nazwisko, wyjdzie na dobre. Choć kłania się tutaj „kwestia smaku”. Wracam do myśli, że byłbym może dobrym obiektem do badań socjologicznych (choć niechętnie oddałbym się akurat w ręce „respublikańskiego” P. Śpiewaka). Otóż minęły lata 90. i jakoś tak dziwnie, acz naturalnie, „stoczyłem się” na pozycje sympatii - analogicznie jak w wypadku UD i Mazowieckiego, niezaangażowanych, aczkolwiek już - chyba nazwałbym je: lewicujących. Odłożyłem „Wyborczą”, której nieustanne moralizatorstwo i wytykanie ludziom PRL-u w biografiach zaczęło mnie denerwować, zaprzestałem lektury i prenumeraty „Res Publiki” oraz głosowania na centrum w postaci UD, potem Unii Wolności. Skąd mi się to wzięło? No właśnie, sam jestem ciekaw. Sądzę, iż pewne sygnały tej zmiany znalazły się już w mojej publikacji w starej „Res Publice” z początku lat 90. Nie traktowałem bowiem i nie traktuję życia (zdaje się, iż w przeciwieństwie do członków redakcji i ich przyjaciół), jako walki idei, a więc w kategoriach ideologicznych. To, co minęło, to normalny fragment mojej przeszłości, mojego ja, do czego, jak każdy myślący człowiek jestem przywiązany; ja chyba akurat mocniej niż inni. Stąd obserwując przez kilkanaście już lat dokopywanie tej „mojej przeszłości” w postaci dajmy na to „Kultury” (ale nie paryskiej), „Poezji”, „Radaru” i jeszcze w paru różnych innych postaciach niekoniecznie prasowych, zacząłem zauważać w sobie opór wobec takiego świata, w którym ktoś chce mnie pozbawić fragmentu biografii, nieistotne czy bezpośredniej, czy pośredniej. „Radar” był, na przykład, ważnym elementem mojego młodzieńczego życiorysu; dojeżdżałem do szkoły średniej pociągiem i raz w miesiącu miałem święto FORUM DYSKUSYJNE 141 czytając sobie w przedziale wiersze, prozę, oceny krytyczne Leszka Bugajskiego, „kawałki psychologiczne” Zuzanny Celmer (patrzcie państwo, pamiętam nazwisko, a minęło już z kilkadziesiąt lat!), czy dzięki adresom nawiązując kontakt z rówieśnikiem w Anglii, Indonezji (mam listy do dziś). I chciałbym - powołując się raz jeszcze na zasadę tolerancji Marcina Króla - prosić, żeby uznano moje prawo do tej „własności” czasu przeszłego. Tymczasem „Nowa Res Publika” (i nie tylko, jak zaznaczyłem wyżej) chce mnie jej pozbawić. Właśnie! Nie tylko to pismo zachowuje się w ten sposób; od lat trwa cała kampania na rzecz wyłuskania z mojej przeszłości niektórych, „niesłusznych” elementów („Trybuna” jest jaka jest, ale to aktualnie jedyny (!) ogólnopolski dziennik lewicowy. Być może broni się przed podobnym mechanizmem „amnezjowania przeszłości” rękami i nogami, a stąd wrażenie takie, jakie odniósł „analityk” Sergiusz Kowalski.). Otóż nie dam sobie ich zabrać. Jeśli uznałem 30 lat temu „Radar” za ciekawy, uczący periodyk, to chociażby Jerzy Klechta (dawny naczelny „Radaru”) zmienił poglądy i zamienił się w klęcznik jasnogórski, pozostanę przy tym zdaniu. Tym bardziej, że jakoś nie czuję, iżbym został wówczas nieodwracalnie zindoktrynowany (wręcz przeciwnie - patrz wyżej przypadek z Mazowieckim etc). Także, powiedzmy przykładowo, „Pan Samochodzik” nie oddziaływał w swoim czasie na mnie negatywnie i to do tego stopnia, że po dziesiątkach lat - w ramach akcji czytania dzieciom - przeczytałem wszystkie tomy córce. Przeżyła, ma się zdrowo. A przecież gdzieś znalazłem wywody, że książki Zbigniewa Nienackiego propagują PRL. Opisują, to fakt, lecz czy należy je spalić? Wracam do czasu, gdy pojawili się na mojej scenie, przede wszystkim artystycznej, Waśkiewicz i Leszin; mowa o połowie lat 70. Był to chyba najbardziej dynamiczny okres w moim życiu. Wcho- 142 dziłem do życia literackiego, ocierałem się o „nazwiska”, a dzięki okresowemu wyłuskiwaniu po 1976 r. podziemnych pisemek (i opinii) miałem możność poznania także innych poglądów. Co istotne, chyba cały nurt sporów pokoleniowych i międzypokoleniowych Nowych Roczników opierał się na tym, żeby nie polemizować, nawet w sprawach artystycznych, z poprzednikami z Nowej Fali, na których po 1976 r. istniał cenzorski zapis. Dziś widzę, jakie to było naiwne. Chcieliśmy być jako pokolenie moralni, co wyszło nam bokiem. Nowa Fala niespodziewanie wypłynęła powtórnie w 1980 r. i bez oporów wykopała nas z życia literackiego. Nie wróciliśmy już jako generacja na scenę artystyczną. Choć propozycja Nowej Prywatności zdawała się być dużo ciekawsza od publicystycznej poezji nowofalowej. I dziś, jak twierdzi Waśkiewicz, często nieświadomie kontynuowana przez młodych poetów. Liczne zjazdy, seminaria literackie (oficjalne, studenckie) tamtych lat, zwłaszcza ich kuluary sprzyjały wymianie myśli. Fakt, życie artystyczne, szerzej – społeczne, odbywało się przez cały PRL w „specyficznych warunkach”, ale pora już u licha oderwać się od wątków „martyrologicznych” i porównywania tamtego czasu z „demokracjami zachodu”. Dziś, gdy niemal całym światem rządzi kapitalizm nie mający żadnych hamulców, gdy wpadamy w czarną dziurę globalizmu, widać wyraźnie „ludzką twarz” panującego nam ustroju. W istniejącym wówczas socjalizmie mechanizmy życia kulturalnego, w tym literackiego mimo cenzury były w miarę czytelne, a na pewno nie można powiedzieć, iż nie sprzyjały promocji twórców i to dobrych, znakomitych. Przykładem długoletnia działalność Leszina i Waśkiewicza, którzy wylansowali niemal wszystkich ważnych dziś poetów od lat 60. do 80. i to w skali kraju, mając wybitnie skromne możliwości. Czy można wskazać ile wartościowych nazwisk pominęli? Nie bardzo... Przy czym działając przez długie lata pod skrzydłami „reżimowej” organizacji studenckiej (ZSP i SZSP), a potem nie mniej „reżimowej” Młodzieżowej Agencji Wydawniczej nie występowali jako monopoliści, nie mieli glejtu na prawdę absolutną (z czym mamy do czynienia obecnie). Jeśli przejrzeć dziś niepowtarzalną serię poetycką „Generacje”, potem „Pokolenie, które wstępuje”, wydawnictwa jak „Orientacje” lub „Integracje”, liczne antologie, dzieła okolicznościowe (wszystkie wydane przez ZSP i SZSP!), łatwo zauważyć jak różne osobowości w nich występowały i jak różnie ułożyły się ich drogi po przełomie sierpniowym. Zatem można było wówczas, mimo panującego „totalitaryzmu”, uprawiać pluralizm kulturowy i to na dodatek za „reżimowe” pieniądze. Ciągle o tym wszystkim pamiętam. I teraz wydaje mi się, iż osoby, które z zamkniętymi oczyma atakują tamte czasy i ludzi, po prostu nie znają (lub nie chcą przyjąć do wiadomości) mechanizmów wówczas panujących. Bo tak naprawdę skąd mieliby je znać, jeśli w nich nie uczestniczyli? Z drugiej ręki, na podstawie mitów i domniemań? Chyba nikt po 1980 r. nie badał naukowo spraw, o których piszę, natomiast wiele padających tzw. argumentów publicystycznych to jednostronne odczucia i emocje, wśród których dominuje, lekko mówiąc, niechęć do tego co było, gdyż to „nie było nasze” (z dzisiejszych pozycji, oczywiście). Ja nie widzę tamtych lat ani jako „nie naszych”, a w kategoriach biało-czarnych, stąd opory wobec „ściemniania”, „wciskania kitu” przez kogokolwiek. Bo pamięć mam jeszcze niezłą. A także liczne materiały źródłowe z tamtych lat, książki, wycinki, wydawnictwa. Żałuję, iż chyba nikt z mojej generacji nie podjął się opisu sytuacji pokoleniowej Nowych Roczników. Generacja owa, mam po latach takie wrażenie, jakby się wstydziła sama siebie. Czemu to przypisać? Wpędzeniem w kompleksy przez (po)wtórną Nową Falę? Pozostaje fakt, że brak jest opracowań do, szumnie mówiąc, całościowych dziejów Nowej Prywatności. A nawet do przyczynków. I, zdaje się, tak to już pozostanie, chyba, że A.K. Waśkiewicz przysiądzie fałdów, bo na rówieśników nie liczę... Czy zatem było aż tak źle, że mam zapominać o swoim czasie? Wypierać się go, jak uczyniło to co najmniej paru twórców? Nie zamierzam. Postscriptum W swej świętej naiwności zakładam w tym tekście, że chcemy, my Polacy, mówić poważnie o sprawach poważnych, o ideach, jak i zwykłej przyzwoitości, i o trzymaniu się pewnych prostych zdawałoby się zasad. Pomijam zaś tutaj (czyli jakbym nie przyjmował do wiadomości), że w Polsce, także na świecie, toczy się normalna, brutalna walka o władzę. W marszu po nią zasady obowiązują tylko w formie deklaratywnej, a nigdy na poważnie, w życiu. Bo życie jest dla wielu polityką, czyli sposobem zdobywania przewagi nad innymi. Chciałem tutaj o tym na chwilę zapomnieć. FORUM DYSKUSYJNE 143 Czes³aw Markiewicz Daleko od szosy - czyli o nieskonsumowanym awansie Tekst Eugeniusza Kurzawy („Własność czasu przeszłego”) można byłoby sobie podarować, jako kliniczny dowód frustracji „poety nieobecnego” albo zagubionego w ferworze historii „działacza kulturalnego”, gdyby nie dość charakterystyczne nuty pojawiające się od jakiegoś czasu wśród wielu rodaków, a najczęściej byłych pracowników upadłych zakładów przemysłowych. Przez pomieszanie porządków, kulturowego z politycznym, Kurzawa w obronie „swojego czasu” przypomina trochę bohaterów „Stygmatyków” Nowakowskiego. I o ile rozumiem „zwykłego” bezrobotnego, który wzdycha „komuno wróć”, to nijak nie przekonują mnie, choć szczere, to naiwne argumenty Kurzawy, tym bardziej jego „demokratyczno-prawicowe” alibi w stylu partyjnej samokrytyki. Bo w zasadzie, o co chodzi? Że „jakiś” Podsiadło dokopał „guru” Waśkiewiczowi? Że w „Wyborczej” opluwają bezrefleksyjnie PRL, w którym chłopak ze Zbąszynka (Zbąszynia?) dostał się na studia, zwiększając swoje szanse punktami za pochodzenie? Że ktoś tam schlastał „Radar” za rubryki spod znaku „pisać każdy może”? Że gdzieś tam pominięto „dokonania” Nowej Prywatności albo nie skonfrontowano ich z pseudodokonaniami Nowej Fali? I tak dalej, i tak dalej - bo tak mi się po wierzchu, jak to zwykle w tekstach literackich Eugeniusza, rekapitulują jego niezborne argumenty. 144 Otóż - tak się składa, że jestem rówieśnikiem Kurzawy, „otarłem” się niemal bliźniaczo o tę samą rzeczywistość, pomijając przygodę z „Radarem”, którego od początku nie lubiłem za psucie smaku literackiego; poza bodaj jedną różnicą, że urodziłem się i zostałem w Zielonej Górze, co było i jest dla mnie bardziej klęską, niż awansem. Moja ocena „tamtych” i „tych” lat takoż wygląda zgoła inaczej. Po pierwsze w ogóle mnie nie obchodzi optyka polityczna, nie wierzę w bezpośrednie przełożenie przełomu sierpniowego na „politykę kulturalną” „Gazety Wyborczej”, w spiskowej wersji, że istnieje jakiś monopol wyżej wymienionego dziennika. Bynajmniej, powiem skromnie, nawet gdyby, to nie ma to wpływu na moją „karierę”, a chyba tym bardziej Eugeniusza Kurzawy - bo to nie ta liga. Znam opinie, że „monopol” na „wyroki literackie” ma „Polityka”, gdzie indziej mówi się, że „Rzeczpospolita” ostatnio do gry wchodzi „Dziennik” - a wszystko zależy od tego, kto to mówi. A, że teoria spiskowa jest tak przyrodzona naszej nacji jak biel i czerwień na fladze, jestem w stanie przyjąć do wiadomości, że „monopol” na wyroki literackie w Zielonej Górze ma (o zgrozo!) „Gazeta Lubuska”. A gdyby nawet, to co z tego? Po prostu trzeba „skokietować” ową mitologiczną „Wyborczą” albo zatrudnić się w „Lubuskiej” - i już! Otóż - ów Podsiadło, którego twórczości Kurzawa nie zna (a szkoda; może to nawet wstyd się do tego przyznawać, będąc prezesem oddziału Związku Literatów), to akurat poeta, który jest dla wielu młodzianków takim samym guru, jak dla Kurzawy Waśkiewicz. To, że Podsiadło „tyka” Waśkiewicza wynika być może z jakiejś gry pokoleniowej, tak przecież normalnej w życiu literackim, jak przywalanie Wyki Słonimskiemu, do tego stopnia, że ten pierwszy nie zauważał w ogóle twórczości tego drugiego. Jeśli już o jakimś „prymacie” mówimy, to akurat duet Waśkiewicz-Leszin, w określonym czasie rzeczywiście monopolizował tzw. rynek młodoliteracki. Ale nikt ze zdrowym rozsądkiem nie zakwestionuje jakości krytycznej choćby „Modeli i formuły” Waśkiewicza. Wielu młodzianków pastwiących się nad „rajem komuny” z zachwytem cytuje z pamięci fragmenty rewelacyjnego „Widmowego światła wspólnoty”. Jeśli natomiast Kurzawa czuje się „pogrzebany” jako przedstawiciel Nowej Prywatności (sic!) albo „wykolegowany” przez cwaniaków spod szyldu Nowa Fala - to czyja to wina? A może te podziały pokoleniowe były po prostu fałszywe? Nikt przecież ich nie dekretował, jako jedynie słuszne - chyba, że o to Kurzawie chodzi, żeby ktoś „zaklepał” to i owo raz na zawsze, jak to... dawniej bywało. Milczenie czołowych ideologów, typologistów Nowej Prywatności (Chwina i Rośka), w tym kontekście, jest symptomatyczne, bo tylko patrzeć jak o reinkarnację kategorii Nowy Romantyzm upomni się Soroka, ze „sztandarową” ideologicznie poezją Broniewskiego. Co zresztą nikogo trzeźwo myślącego nie zraża do sprawności i geniuszu poetyckiego współautora „Trzech salw”. Tak, jak Broniewski ma swoje miejsce w literaturze, tak jak nikt myślący nie dyskwalifikuje genialnych nowel Iwaszkiewicza tylko dlatego, że ich autor był marszałkiem reżimowego sejmu, tak Chwin i Rosiek robią swoje w nowej rzeczywistości, oddając co prywatne Nowej Prywatności, i co nowe Nowej Fali. Rzecz w tym, że ja najzwyczajniej biorę najnowszą lub starszą książkę Zagajewskiego i patrzę czy jest dobra, inaczej ją odkładam, podobnie z Chwinem i całą resztą. Oceniając te twórczości w ogóle mnie nie obchodzi cała hucpa rozrachunkowa. Otóż - jedynym jasnym punktem istnienia cenzury, był fakt, że literatura narodowa powstawała za granicą, co było jawnym nawiązaniem do tradycji romantycznej, ale wtedy przynajmniej wszystko było jasne: zabory! Ale nawet Kurzawa wie, że żaden numer „Faktora” nie mógł ukazać się bez stosownego materiału ideologicznego. Kogo z nas obchodził test o młodości Lenina albo gniot o laicyzacji życia? A te wszystkie dodatki przed wyborami do władz lokalnych SZSP? A czym, jak nie „kubańską” pralką mózgów była akcja Chełm’80 i wiele podobnych? Tylko, co z tego wynika dla literatury? Nic! Zupełnie nic, bo nikt ze zdrowym rozsądkiem nie zakwestionuje jakości wierszy Maja, Zawistowskiego, Sommera, Jurewicza, Benki itp. - powstałych dokładnie obok Akcji Chełm’80 i innych du-peerelowych sytuacji. Powtórzę: Eugeniusz Kurzawa miesza porządki. Ponadto, ja to rozumiem: ktoś (jakaś „Nowa Res Publica”, „Wyborcza” i Podsiadło) dobrali się do „ołtarzyków” Eugeniusza („Radaru” i Waśkiewicza). Stąd cała artyleria przeciw... no właśnie, przeciw czemu, przeciw komu? Porównywanie spustoszeń cenzury, do obecnych zawirowań w świecie literackim - darujmy sobie słowa, ja pozostaję przy westchnieniu. Otóż - życie literackie, twórczość literacka toczy się po przełomie własnym torem, w trybie, o którym Kurzawa nie mógł marzyć, nawet jako jeden z namaszczonych przez guru Waśkiewicza i jego totumfackiego Leszina. Więcej: Eugeniusz i jemu podobni, sentymentalnie powstrzymani w czasie, nie są w stanie tego ogarnąć. A to wprowadza niepokój, bo przecież... kiedyś wszystko dało się FORUM DYSKUSYJNE 145 ogarnąć, ba, wszystko musiało być ogarnięte według rozdzielnika i preliminarza. Czy mówiąc, że dzięki przełomowi, Stasiuk, Tokarczuk, Krynicki, Rosiek itp. nie muszą nikogo pytać, a tym bardziej niczego „załatwiać” w Naczelnym Zarządzie Wydawnictw i omijając ułomności nowego porządku założyli własne wydawnictwa, że to lepsze niż Krajowa Agencja Wydawnicza - naruszam święte prawo własności czasu Eugeniusza Kurzawy? Czy mówiąc, że dziś „wolną” tzn. dostępną dla grafomanów rubryczkę w „Radarze” zastąpiły setki witryn internetowych („Namida”, „Poezja polska”, „Nieszuflada”, „Fabrica Librorum”, „Literackie.pl.” itp., itd.) obrażam „uczucia literackie” Kurzawy? Czy mówiąc, że w czasach tak twórczych dla Eugeniusza, niemożliwy byłby międzynarodowy sukces niepoprawnej Masłowskiej, prowincjuszki z Wejherowa, awansowanej na „pieszczoszkę” takich i owakich „monopolistów”, chociaż debiutowała w małym, niemal alternatywnym, tak sobie wpływowym wydawnictwie dyskredytuję twórczość tegoż Eugeniusza? Jak się mają tamte liczne „zjazdy”, „sympozja”, „ocieranie się o wielkie nazwiska” do sukcesu rynkowego książek Kuczoka, Odiji, Huelle, Gretkowskiej, Grocholi? Jeśli porównam spęd pod nazwą „Festiwal Kultury Studentów PRL” z lat siedemdziesiątych z zakończonym niedawno zjazdem 120 poetów na „Manifestacje poetyckie”, ze wskazaniem na twórcze dyskusje o awangardzie podczas tego ostatniego, w opozycji do fasadowych ideologicznie „dyskusji” tamtego Festiwalu – to sprofanuję idylliczną wizję Kurzawy? Chociaż wystąpienie na tamtym dętym Festiwalu Jacka Kaczmarskiego w niczym nie umniejsza szacunku, jakim darzę „barda rewolucji”. Dalej: co ma do „monopolu” „Wyborczej” np. autorytet krytyczny Karola Maliszewskiego - super skromnego nauczyciela z Nowej Rudy, tak schlastanego onegdaj przez „Rzeczpospolitą”, a ferującego obowiązujące wyroki literackie? Jeśli 146 dodam, że beatyfikowana przez Kurzawę seria „Pokolenie, które wstępuje”, jako jedyna i przewodnia, nijak się ma do kilkunastu znakomitych literacko inicjatyw dzisiejszych (Tyskie serie „Po debiucie”, seria debiutów im. Bieriezina, seria krakowskiego Śródmiejskiego Ośrodka Kultury itd.) - to obrażę Kurzawę, jako debiutanta tamtej serii? I o jakiej „warszawce” mówi Kurzawa, skoro „trendy” dyktują dziś między innymi choćby wrocławskie „Biuro literackie”, środowisko w maleńkim Mikołowie albo twórcy skupieni wokół sopockiego „Toposu” (gdzie świetnie sobie radzi mumifikowany bez sensu przez Kurzawę Waśkiewicz). A czyż wobec dawnych inicjatyw zaiste „centralnych” zwykle „klepanych” przez stosownie umocowane ideowo organizacje, nie sytuuje się fenomenalnie w opozycji dzisiejszy, niezależny od niczego i nikogo pomysł Jacka Dehnela skupienia w grupę twórców z Białegostoku, Gdańska, Wrocławia, Warszawy (Adamowski, Domarus, Wolny-Hamkało, Tomaszewska)? Jeśli wyznam, że od sporu Nowej Prywatności z Nową Falą bardziej przemawia do mnie dyskurs o „klasycystach” i „barbarzyńcach” (K. Maliszewski „Nasi klasycyści, nasi barbarzyńcy”) - to sprzeniewierzam się swojemu „pokoleniu”? Tym bardziej, że dotyczy to zarówno mnie, jak i Kurzawy, tyle, co rozmowa o NBA w kontekście drużyny koszykarskiej ze Starej Kopernii. Bo ani ze mnie Chwin, tak jak z Kurzawy Kornhauser. A dopóki nie jesteśmy nominowani do Nagrody Nike, dopóty „monopol” „Wyborczej” znaczy dla mnie tyle, co monopol dla abstynenta. I co z tym wszystkim ma wspólnego Mazowiecki, „Res Publica” i kościół rzymsko-katolicki, nie wspominając o Podsiadle, „Wyborczej” i całej reszcie? Na koniec: dziwi mnie, że akurat Kurzawa porywa się na obronę „swojego czasu”, tego czasu, który po prostu minął. Tym bardziej, że mówi to człowiek „władzy” literackiej (prezes oddziału ZLP) i czynny redaktor poczytnego (jedynego) dziennika w regionie? Cóż przeszkadza Kurzawie w odtworzeniu, przynajmniej w proporcjach prowincji, całego tego „cudownego czasu” z „Radarem Odrzańskim” na czele? Cóż przeszkadza Kurzawie w zdobyciu nagrody Nike, skoro otrzymał takie „szlachetne” przygotowanie literackie w peerelowskim raju literackim (te sympozja, te kontakty, te publikacje, te nazwiska....)? Że nie ma już takich błogosławionych duetów (Waśkiewicz-Leszin) i Krajowej Agencji Wydawniczej? Ależ są! Zapewniam Eugeniusza, że są. Tylko dzisiaj nie pomoże już żadne namaszczenie, no, z wyjątkiem... „Wyborczej”. Rzeczywiście ten dziennik ma jakiś cholerny autorytet. Cóż, Gieniu, trzeba napisać coś, co zrecenzują pozytywnie w „Wyborczej, następnie ludzie to kupią, a potem ewentualnie przeczytają. Czy o to chodzi? Każdy ma taką „komunę” w sobie, na jaką zasłużył. Ergo: Eugeniusz Kurzawa znalazł się nagle w dyskotece hip-hopowej i tańczy tam coś w rodzaju walca. Ani to powód do dyskusji, ani nawet do polemiki. Można się tylko uśmiechnąć. Wreszcie: Kurzawa, wyciągając Waśkiewicza z rękawa, jak królika, robi mu chyba koło pióra albo wyrządza niedźwiedzią przysługę, bo nie sądzę żeby tak wytrawny i „obity” literacko krytyk i poeta popłakiwał po kątach za utraconym rajem literackiej hegemonii, w określonym stosownym dekretem zakresie. A młodość? Cóż, skończyła się, jak PRL. Moja matka i tak twierdzi, że najpiękniej, najmądrzej i najszczęśliwiej było przed wojną, tą drugą, światową. Nie wiem, ale chyba nawet wydrukowała wtedy jakiś wiersz... A my przecież wiemy: bezrobocie, Bereza Kartuska, faszyzująca endecja, zapałki dzielone na czworo itp., itd. FORUM DYSKUSYJNE 147 RECENZJE I OMÓWIENIA Bartosz Pi¹tkowski, leitmotiv, Kostrzyñskie Centrum Kultury 2005, 36 s. Ktoœ, obyty literacko i niebanalnie oczytany w poezji wszelkiej „bia³oœci”, powiedzia³, ¿e w liryce najwa¿niejsze jest to, czego siê nie napisa³o. Trochê to tr¹ca idiotyczn¹ m¹droœci¹ ludow¹, ¿e „milczenie jest z³otem”, ale jeœli ktoœ taki „milcz¹cy” weŸmie nieostro¿nie do rêki tomik Bartosza Pi¹tkowskiego pt. „Leitmotiv”, to mo¿na uwierzyæ jeœli nie w g³upotê, to w niewiedzê na pewno. Bo to ksi¹¿eczka dla smakoszy poezji, a nie dla tych, co to literaturê w ogóle smagaj¹ „potrzeb¹ serca”. Oto bowiem poeta zaczyna i koñczy swoj¹ robotê przede wszystkim wymyœlaniem „miejsc niedookreœlonych” - jak chcia³ Ingarden. Zwyczajnie mówi siê przecie¿: „Czytaj miêdzy wierszami”. Eco zrobi³ z tej czynnoœci jêzykoznawcz¹ wartoœæ, zapisan¹ naukowo, jako „pozaznaczeniowe funkcje jêzyka”. „Leitmotiv” trzeba wiêc czytaæ od koñca, najlepiej czytaæ przez „trz”, ¿eby nie pomyliæ opatrznoœci z opacznoœci¹. Bo to na koñcu, a nie jak „normalnie” w „Panu Tadeuszu” inwokacja jest na pocz¹tku, autor poeta Pi¹tkowski umieœci³ tytu³owy wiersz, który standardowo winien byæ rodzajem „ars poetica”. Wiersz nosi tytu³ „leitmotiv”, pisany zreszt¹ ma³¹ liter¹, tak jak tytu³ ca³ego tomiku. Zaczyna siê od serii kropek, bo trudno nazwaæ kilkadziesi¹t kropek wielokropkiem, chocia¿ liczebnikowo rzecz traktuj¹c to jedno i to samo. Ale nie w poezji, w której nie liczy siê ju¿ sylab, nie tropi siê stóp, ani tym bardziej nie precyzuje umiejscowienia œredniówki. Ca³y tekst wygl¹da tak: ...a tam,/ ¿e szewc sobie ucho obci¹³, to mnie/ zupe³nie nie interesuje.// (us³ugi szewskie. ulica œwiêtych cyryla/ i metodego. numer nieczytelny.)// zanim otworzysz - wstrz¹œnij. da siê/ odczytaæ. w marcu siê wydam. potem/ podró¿ a) do meksyku b) do moskwy./ obra¿ony na w³asne ¿ycie// nie strojê siê na kwadratowe rozmowy./ leitmotiv. i jadê do/ przodu. Tyle. S³owa zwyczajnie, choæ niezwyczajnie poustawiane obok siebie, niepokoj¹ nieposk³adaniem, ¿e niby sens siê pl¹cze, kategoria „zrozumienia” domaga siê jakiejœ nowej definicji, ¿e niby „hymn z jedwabiu ponad okrucieñstwem z cukru” Peipera to pikuœ. I teraz recenzent zg³upia³: nie wie, jak siê pisze PIKUŒ (ma³a, czy du¿a litera na pocz¹tku?). Ratunku: co to jest PIKUŒ? A tu w „leitmotivie” tyle odniesieñ (obciête ucho - van Gogh; szewc?; zdaje siê, ¿e Holender malowa³ z biedy stare buty; „wstrz¹œnij” - mo¿e idzie o Bonda?; „kwadratowe rozmowy” - to chyba aluzja do „okr¹g³ego gadania”. Mówi¹c powa¿nie: nie o to chodzi. W ogóle pytanie: „O co chodzi?” jest prawdê mówi¹c tym dla poety, czym dla przypadkowo spotkanej kobiety propozycja natychmiastowej mi³oœci za... powiedzmy szeœædziesi¹t piêæ z³otych przez... dajmy na to pó³ godziny. W poezji s¹ wa¿ne tylko s³owa, czasami jêzyk, a ju¿ na pewno nie idee, które zosta³y sflancowane przez media elektroniczne i religiê, nie brudz¹c sobie klawiatury polityk¹. Jeœli o poezji, w jakimkolwiek jêzyku, bêdziemy 148 mówili w kategoriach „idei” mo¿emy dojœæ do bardzo trendy pogl¹du, który podziela zreszt¹ Daniel, najmodniejszy w tym sezonie bohater z „Mo¿liwoœci wyspy” Houellebecqa, ¿e „poezja jest powrotem do stanów pierwotnych”. Domyœlam siê, ¿e Pi¹tkowski uwzglêdniaj¹c podejrzenie o takie „stany” napisa³ wiersz o robociarskim tytule „a ja zapierdalam przy tym wierszu”, który koñczy siê egzystencjalnym has³em o eisteinowskiej proweniencji: uwzglêdniæ siê. a jak¿e. I tak POEZJÊ (PIKUŒ!) rozumian¹ w kategoriach „idei” uprawiaj¹ wiêc dzisiaj wy³¹cznie kopyrajterzy, autorzy hase³ wyborczych i mówcy na ambonach. Pi¹tkowski o tym wie i pewnie nie chce mu siê t³umaczyæ, dlaczego pisze takie „niezrozumia³e” wiersze. Mnie te¿ to nie obchodzi. Odpowiem jak poeta (Pi¹tkowski zreszt¹): Za ka¿dym razem unoszê rêkê. Modlê siê/ staj¹c na palce. Czekam na niecud. Nie/ wpisujê - text - select. (...) Niezwykle przedwczesne zakoñczenie. Porzucam/ abakus. Czes³aw Markiewicz W³adys³aw Klêpka, Siedmiokr¹g, Zielona Góra, Wydawnictwo „Organon”, 72 s. Pisz¹c o poezji Anny Szewczyk zauwa¿y³em, ¿e g³ównym tematem jej wierszy jest mi³oœæ i nie ma sobie równej w naszym œrodowisku, gdy idzie o tego typu ujêcia. Podobnie mo¿na rzec o poezji W³adys³awa Klêpki, co potwierdza jego ostatnio wydany zbiór „Siedmiokr¹g” (siódmy w jego dorobku). Z tym tylko, ¿e w tym przypadku rzecz dotyczy fascynacji natur¹. Jej wewnêtrznymi zale¿noœciami. Jako poeta nie przywo³uje jej zjawisk i ca³ego bogactwa obrazów sporadycznie, epizodycznie, tak jak to czyni wielu poetów, którzy buduj¹ swój œwiat tak¿e czerpi¹c ze œwiata przyrody. Jego podmiot, a da siê obserwowaæ jak z tomiku na tomik ta dominanta narasta, wrêcz bezgranicznie lokuje siê wœród wielorakich bytów bli¿szej i dalszej natury. Niejako chce byæ w samym wnêtrzu i œrodku. Wszystko dok³adnie ogl¹daæ i doznawaæ ca³ego jej bogactwa, cudu istnienia i oczywistej zmiennoœci. Zjawiska dziej¹ siê, funkcjonuj¹ (¿e siê tak wyra¿ê), bezpoœrednio w jego obecnoœci, a on sam jest uwa¿nym ich obserwatorem: „pleszka i kopciuszek / w dobros¹siedzkiej zgodzie / przywo³uja atrakcje / s³onecznej pogody / na przywitanie / zielonego ogrodu”. Z tego powodu Klêpka konsekwentnie nasyca ka¿dy wers, ka¿dy obraz odpowiedni¹ doz¹ realnoœci oraz ca³¹ gam¹ przyrodniczych konkretów. W zasadzie pe³na skala naturalnego ¿ywio³u w tej poezji siê uobecnia, pory dnia i roku. Na jedn¹, jakby sobie najbli¿sz¹, ptasi¹ jej czêœæ, w swoich wierszach rezerwuje najwiêcej miejsca. Zachowuje siê przy tym niemal jak wytrawny ornitolog, który zdaje siê nie mieæ wiêkszego problemu z rozpoznawaniem wygl¹dów i g³osów poszczególnych ptaków, z przywo³ywaniem ich nazw. W wierszu „Ulotne” wymienia ich kilkanaœcie. Owszem zawsze mo¿na zrobiæ taki wypis, ale Klêpka zna nie tylko nazwy, zna te wszystkie ptaki z autopsji, z podmiotowych obserwacji , z wyjazdów do lasu, nad jezioro, na ³¹kê i codziennych spacerów, jest znawc¹ ich obyczajów. To siê liczy, bo stanowi¹ jego œwiat i krajobraz. Potrafi im nadaæ wartoœæ liryczn¹. Dlaczego ptaki maj¹ tak wysok¹ pozycjê? Chocia¿ i œwiat roœlinny delikatnie zaznaczony ma tu swoje znaczenie: „szepcz¹ trawy i drzewa”. Ma znaczenie, gdy¿ gwarantuje trwanie, jednak ptaki uosabiaj¹ coœ ponadto, wy¿sz¹ wartoœæ istnienia, ponadprzyziemn¹, naznaczon¹ w najwy¿szym stopniu duchowoœci¹, s¹ najbli¿ej Boga, który za ich poœrednictwem - ten „zwierzyniec niebieski” stworzony „dnia pi¹tego” - „radoœæ niesie stworzeniu”. W³aœciwie widzenie natury dokonuje siê w znacznym stopniu przez ten ornitologiczny pryzmat np. : „ Brzeg brzeziniaka przes³aniaj¹ dêby / zielony dziêcio³ stra¿nik zielonoœci / sfrun¹³ na ziemiê na kopiec mrowiska”. Przyk³adów tego typu obrazowania mo¿na by³oby przytoczyæ bardzo wiele. Jakby w myœl zasady, ¿e bez ptaków martwa jest przyroda. Pasja, która cechuje poetê na pewno nale¿y uznaæ za autentyczn¹. Oczywiœcie mo¿na zapytaæ, czy nie przewa¿a tu podejœcie ilustracyjne, czy kr¹g zmys³ów zanadto nie wyznacza perspektywy tym wierszom? Zdaje sobie zapewne sprawê poeta z tego niebezpieczeñstwa i na tyle, na ile jest to mo¿liwe, z umiarem, dyskretnie, co uznajê za walor tych poetyckich starañ, wyposa¿a swoje strofy w odniesienia kulturowe („Neolit”), egzystencjalne, literackie (styl poetyckiej baœni, bajki). RECENZJE I OMÓWIENIA 149 Dobre efekty uzyskuje w erotykach czy w próbach wplecenia nici metafizycznej: „Tu zza ka¿dego drzewa spoziera oko Boga”. Nie ma w takim ogrodzie g³êbszych dramatów istnienia, fundamentalnych niepokojów, raczej uobecnia siê rytm spokojnych przemian. Zgoda na nie. Akceptacja bytu w jego poznawalnoœci i niepoznawalnoœci, takiego jakim jest. Mia³o na to wp³yw zapewne przejœcie W. Klêpki przez szko³ê haiku i towarzysz¹c¹ tej formie literackiej filozofiê. Drugim ¿ywio³em, jaki ma wp³yw na o¿ywianie siê weny twórczej, s¹ inspiruj¹ce podró¿e w bli¿sz¹ lub dalsz¹ stronê. S¹ to swoiste widokówki poetyckie: „Lubelska Starówka”, „£agów wiosn¹”, zapisy pobytu np. w Kopenhadze „raz mimochodem” - „Nostalgia”, w których raz dok³adnoœæ topograficzna, a innym razem do g³osu dochodzi czysta, subiektywna wra¿eniowoœæ: „Ko¿uchów”. Ambicj¹ tego zbiorku jest zachowanie poetyckoœci widzenia œwiata. Autor jednak rozgrywa wa¿n¹ dla siebie kartê. Na jej treœæ sk³adaj¹ siê tak¿e pomieszczone w tym zbiorku t³umaczenia z poezji gruziñskiej oraz czeskiej. W sumie jest to dobrze skonstruowany tomik, ³adne wydany przez zielonogórskie wydawnictwo „Organon”. Czes³aw Sobkowiak Ewa Lipska, Drzazga, WL, Kraków 2006, 56 s. Pojêcie problematyki obrachunkowej - w jakimkolwiek kontekœcie - historiozoficznym, literackim, jednostkowym, filozoficznym - oznacza, nie zawsze sformu³owan¹ wprost i zwerbalizowan¹ - perspektywê koñca, kresu: wieku, cywilizacji, poezji, pojedynczego ¿ycia, istnienia w sensie uniwersalnym. Ten mit Koñca, naznaczony zwykle tonacj¹ elegijn¹, zrodzony z refleksji zamykaj¹cej stulecie XX, pojawi³ siê u poetów bardzo ró¿nych generacyjnie i œwiadomoœciowo: najstarsi to Jaros³aw Iwaszkiewicz, Miron Bia³oszewski, Zbigniew Herbert czy Tadeusz Ró¿ewicz, œredniego pokolenia Wiktor Woroszylski, Jaros³aw Marek Rymkiewicz, Rafa³ Wojaczek, Ryszard Krynicki, Stanis³aw Barañczak, Ewa Lipska czy Bronis³aw Maj i Jan Polkowski, a najm³odsi - Wojciech Wencel, rocznik 1972. Nie tylko u tego ostatniego ton elegijny wydawa³ siê krytykom przedwczesny. W wydanym w 1999 roku znakomitym studium Anny Lege¿yñskiej Gest po¿egnania. Szkice o poetyckiej œwiadomoœci elegijno - ironicznej autorka kategoriê elegijnoœci przedwczesnej przypisuje tak¿e pokoleniu 1968, miêdzy innymi analizuj¹c pod tym k¹tem poezjê Stanis³awa Barañczaka i Ewy Lipskiej. Up³ywaj¹cy czas coraz bardziej jednak uprawnia roczniki urodzone krótko przed lub tu¿ po zakoñczeniu II wojny œwiatowej do zadumy nad przemijaniem, zbli¿aj¹c je nie tylko do wieku emerytalnego, ale i obdarzaj¹c dystansem koniecznym do podejmowania rozliczeñ i podsumowañ, umo¿liwiaj¹cym wyci¹ganie wniosków i dokonywanie bilansów. Przypadek Ewy Lipskiej jest doœæ z³o¿ony, gdy¿ tematyka przemijania i œmierci obecna by³a od pocz¹tku w jej poetyckim dorobku, bêd¹c w owym m³odzieñczym okresie przede wszystkim konsekwencj¹ dorastania i dojrzewania w epoce t³umienia wszelkich przejawów myœli wolnej i niezale¿nej, w czasie rozkwitu cenzury i totalitarnego jedynow³adztwa we wszystkich dziedzinach ¿ycia. To w³aœnie wtedy rodzi siê w poezji Lipskiej tak dla niej charakterystyczne pojêcie bezdomnoœci pojmowanej jako zachwiane poczucia bezpieczeñstwa, niemo¿noœæ znalezienia schronienia i azylu, który zastêpuj¹ kalekie, instytucjonalne formy opieki, jak przedszkola, sierociñce, szpitale, sanatoria, przytu³ki, hotele, domy starców. Najnowszy tomik Drzazga przynosi - mimo zmienionych, a wywalczonych w du¿ym stopniu w³aœnie przez generacjê `68 uwarunkowañ spo³eczno-politycznych - równie nieradosn¹ diagnozê sytuacji cz³owieka w œwiecie wspó³czesnej cywilizacji. Wobec trudnoœci z odnalezieniem w rzeczywistoœci wytêsknionej i wymarzonej w poprzednim zbiorze wyimaginowanej krainy dobrostanu i duchowego piêkna - Gdzie Indziej, poszukiwania Lipskiej skupiaj¹ siê wokó³ mo¿liwoœci zastanych i potencjalnie wskazuj¹cych drogi wyjœcia z g³êbokiego kryzysu wartoœci i cz³owieczeñstwa u progu nowego millenium, w którym najchêtniej czytana jest „Poezja z wisz¹c¹ metk¹ / i przepisem na pranie”, m³odzi ludzie na spotkaniach autorskich w sali gimnastycznej pytaj¹ 150 [...] czy znam Poker Texas i czy zalogujê siê z nimi na nastêpne spotkanie. (Lekcja poezji), a dziwactwo poezji tkwi dla nich w „pu³apkach ontologii”, „¿wirze mi³oœci” i „innych zawrotach g³owy”. Lipska, wbrew wszystkiemu, wierzy jednak w moc sprawcz¹ poezji, ale - tylko takiej z pierwiastkiem nieœmiertelnoœci u¿yczanym poecie: Warto umrzeæ dla takiego wiersza któremu nie dowierza œmieræ (*** Warto umrzeæ...), i tylko takiej, co siêga nieba, pozwalaj¹c wyraziæ niewyra¿alne i zatrzymaæ czas: Problemy zaczynaj¹ siê z wbit¹ w pamiêæ drzazg¹. Trudno j¹ wyj¹æ jeszcze trudniej opisaæ. Lec¹ wióry. Ogryzki anio³ów. Py³ do samego nieba. (Drzazga) Poezja Lipskiej to wci¹¿ poezja z etycznym przes³aniem, poezja, która - o czym poetka zawsze pamiêta - jest funkcj¹ przesz³oœci. Nie znajdziemy tu jednak ani moralizatorstwa jako przywileju wieku mocno dojrza³ego, ani zwi¹zanego z nim poczucia wy¿szoœci wynikaj¹cego z superaty lat i doœwiadczeñ. Dystans jest tu raczej prób¹ zrozumienia, po³¹czon¹ z autoironiczn¹ œwiadomoœci¹ ró¿nicy w czasie, nie tym jednak co min¹³, lecz tym, który jeszcze pozosta³. ¯artobliwa „samochodowa” metafora staroœci w postaci opisu maj¹cego swoje lata auta zostawianego w tyle przez przekraczaj¹cy dozwolon¹ prêdkoœæ „pe³noletni kabriolet” uzmys³awia nietrwa³oœæ i zawodnoœæ maszynerii ludzkiego cia³a, które ko³em zapasowym poezji broniæ siê próbuje przed nicoœci¹: A ja holowana przez zdyszan¹ ciê¿arówkê macham do was testamentem w którym zapisujê wam zapasow¹ rzeczywistoœæ. A wy wype³nieni po brzegi m³odoœci¹ wyprzedzacie mnie na ca³y g³os zag³uszaj¹c arytmiê silnika i zu¿yty pisk opon. (Ja - oni) Œwiadomoœæ pokoleniowa z programowych wierszy My ( z tomu Wiersze, 1967 ) i My 1998 (z tomu 1999, 1999) zosta³a przez Lipsk¹ zast¹piona œwiadomoœci¹ jednostkowego ja mówi¹cego RECENZJE I OMÓWIENIA 151 ju¿ tylko w swoim imieniu i konfrontowanym z pe³nym witalnoœci i si³y zbiorowym oni m³odych, do których kieruje swe przes³anie, bo do nich nale¿y przysz³oœæ. Wyobcowane pokolenie rocznik 1945, w imieniu jakiego Lipska ¿a³owa³a, ¿e nie dane im by³o przej¹æ w sukcesji od ojców mitu bohaterstwa i walki, w póŸnej twórczoœci ustêpuje miejsca wyobcowanemu i w dalszym ci¹gu choremu na ¿ycie ja, które w tomie Drzazga odnajduje wreszcie lekarstwo na swoj¹ chorobê w bliskoœci z ukochanym cz³owiekiem, realizuj¹c receptê wypisywan¹ przez mi³oœæ - medyka maj¹cego remedia na wszelkie dolegliwoœci, ³¹cznie z takimi, jak „toksyczna historia” i „nadczynnoœæ zbrodni”. Przedawkowanie tej mi³oœci nie wchodzi³o w grê. Pisali do siebie recepty z nadmorskich uzdrowisk. [...] W stanach zapalnych kiedy brakowa³o im s³ów trzymali siê za rêce. (Apteka) Ponura wizja bezdusznych instytucji stanowi¹cych namiastkê domu w zorganizowanych formach opieki wyparta zostaje przez przyjazny Koœció³ Gotowych Leków i wiarê, ¿e [...] jeœli bóg nie przepisze inaczej podziwiaæ bêd¹ jeszcze ¿ó³te w¹tki liœci przed up³ywem terminu wa¿noœci. (Apteka) Nadziejê daje wci¹¿ niewygas³y ¿ar uczucia nie zgnuœnia³ego w przebrzmia³ej frazeologii, otwartego na nowe okolicznoœci s³owa: „Moja ty myszo optyczna mówi do niej on” w wierszu Grudzieñ. Stare mity od¿ywaj¹ w nowoczesnej oprawie - Noe nie podró¿uje ju¿ ark¹, ale „wykupuje tanie bilety easyJet” na Airbusa A380 z czterema silnikami Rolls - Royce`a, a œmieræ to komputerowy przypadek Live Update, kiedy nie da siê ju¿ uruchomiæ ¿adnego programu. Niech nas jednak nie zwiedzie cywilizacyjny sztafa¿ wspó³czesnych pojêæ i rekwizytów i nie podejrzewajmy Lipskiej o chêæ dogonienia w ten sposób uciekaj¹cej m³odoœci. Poezja Lipskiej to wyrafinowana w swej pozornej prostocie filozoficzna przypowieœæ o ludzkiej naturze niezmiennie zamkniêtej w paradoksalnych koniecznoœciach ¿ycia i œmierci, wzajemnie ¿ywi¹cych siê swoim przeciwieñstwem po to tylko choæby, by obraz kruka z³owrogo kr¹¿¹cego nad wysypiskiem œmierci zyska³ przeciwwagê w postaci objawienia, ¿e Kiedy nad ranem utkn¹³eœ w martwym punkcie [...] [...] lampka nocna z twojego pokoju awansowa³a do stopnia gwiazdy. (Martwy punkt) Czytelnika zaœ poezji Lipskiej w ka¿dym tomie wci¹¿ na nowo zaskakuje odkrycie, ¿e sposób obrazowania poetki odwo³uj¹cy siê do zasobu s³ów i pojêæ potocznych i codziennych, kryje wieloznaczn¹ uniwersaln¹ refleksjê nad wzglêdnoœci¹ istnienia cz³owieka w darowanym mu warunkowo i na kredyt wycinku równie wzglêdnej jak on czasoprzestrzeni. Anna Szóstak 152 Stanis³aw ¯yburt, Historia Górzyna, Górzyn 2005, 200 s. W edukacji szkolnej i czytelniczej obserwuje siê obecnie du¿e zainteresowanie tematyk¹ regionaln¹, poœwiêca siê jej coraz wiêcej uwagi. Mo¿na by rzec, i¿ ¿yjemy w dobie „ma³ych ojczyzn”. Dlatego te¿ cieszy kolejna publikacja poruszaj¹ca tê problematykê. „Historia Górzyna” obejmuje okres od czasu za³o¿enia wsi do roku 1990. Autor, absolwent Uniwersytetu Zielonogórskiego, górzynianin zapoznaje czytelnika z przesz³oœci¹ i teraŸniejszoœci¹ swojej ma³ej Ojczyzny; w pos³owiu czytamy: ...jaka¿ jest radoœæ w cz³owieku, gdy uwiecznia siê po raz pierwszy historiê na papierze a zw³aszcza, gdy jest to historia miejscowoœci, z której siê pochodzi. Ksi¹¿ka sk³ada siê z 6. rozdzia³ów, szczegó³owego wykazu wykorzystanych Ÿróde³ i opracowañ oraz streszczenia w jêzyku niemieckim ujmuj¹cego wybrane elementy historii Górzyna. W uporz¹dkowanych chronologicznie podrozdzia³ach, znajdziemy m.in. „Górzyn i okolice w XVIII w.”, „Spór o pastora i wielki po¿ar z 1763 r.”, „W³aœciciele maj¹tku Górzyn po baronie Blombergu, do 1818 r.”, „Pierwszy poci¹g w Górzynie”, „Niektóre dawne zwyczaje i obyczaje”, „Osadnicy polscy i kwestia Niemców”, „90. urodziny najstarszego Koœciuszkowca w Polsce”. Niew¹tpliwym walorem ksi¹¿ki jest jasnoœæ przekazu. Umiejêtnie prowadzona narracja powoduje, ¿e nie czujemy siê zagubieni wœród wielu faktów, dat i postaci. Wiadomoœci systematyzuje kalendarium zarówno w jêzyku polskim, jak i niemieckim. Uwagê zwracaj¹ te¿ zdjêcia pochodz¹ce z zasobów archiwalnych Szko³y Podstawowej w Górzynie oraz prywatnych zbiorów mieszkañców i autora. Cenne s¹ komentarze do fotografii podkreœlaj¹ce, co siê zmieni³o na przestrzeni lat. Dziêki temu stare i nowe obrazy tworz¹ swoisty pomost ³¹cz¹cy odleg³¹, nawet XVIII-wieczn¹ przesz³oœæ ze wspó³czesnoœci¹. Ra¿¹, niestety, b³êdy redakcyjne, choæ nie przekreœlaj¹ walorów publikacji jako dokumentu faktograficznego. Mimo niedoci¹gniêæ stylistycznych, ksi¹¿ka jest wartoœciowym przewodnikiem po dziejach Górzyna i okolicy, nie tylko tych znanych ju¿ z innych, publikowanych opracowañ, ale i tych stosunkowo najnowszych (lata 1945-1990). Historia Górzyna mo¿e te¿ stanowiæ rzeteln¹ bazê do szczegó³owych studiów obejmuj¹cych okres po roku 1990, do czego w zakoñczeniu zachêca autor. Wydanie zosta³o czêœciowo sfinansowane ze œrodków Unii Europejskiej, w ramach projektu Historia Górzyna naszym wspólnym dobrem i korzeniami naszej ma³ej Ojczyzny. Warto przestudiowaæ tê ksi¹¿kê, nie tylko w kontekœcie dzia³añ podejmowanych przez biblioteki czy szko³y w ramach edukacji regionalnej. Autor zabiera nas bowiem na kolejn¹ fascynuj¹c¹ wêdrówkê œladami przesz³oœci. Szkoda by³oby z niej nie skorzystaæ. Monika Simonjetz RECENZJE I OMÓWIENIA 153 KRONIKA LUBUSKA czerwiec - sierpieñ 2006 • Oddzia³ dla Dzieci WiMBP im. C. Norwida goœci³ Zbigniewa Koz³owskiego, autora ksi¹¿ek historycznych dla dzieci i m³odzie¿y. Impreza odby³a siê w Dniu Dziecka. Tego samego dnia, na Czwartku Lubuskim literat promowa³ sw¹ najnowsz¹ ksi¹¿kê pt. „Legendy lubuskie”. • Amfiteatr gorzowski by³ aren¹ 2-dniowej imprezy muzycznej pn. Reggae nad Wart¹. Koncerty poprzedzone otwarciem wystawy fotograficznej pt. „Sztuka Muru Berliñskiego” Berlinera Mauera Kunsta trwa³y od 2 do 3 czerwca. • II Miêdzynarodowe Gorzowskie Spotkania Teatralne przebiega³y w terminie 3-4 czerwca. Wyst¹pi³o 6 teatrów z Polski, Niemiec, S³owacji i Bia³orusi. • Muzeum Etnograficzne w Ochli zorganizowa³o 4 czerwca pokaz gin¹cych zawodów i umiejêtnoœci o¿ywionych w skansenie. Prezentacjom towarzyszy³y wystêpy wokalne i taneczne oraz jarmark sztuki ludowej i rêkodzie³a. • Tegoroczne XII Spotkania na Starym Trakcie w Witnicy przebiega³y w terminie 3-4 czerwca. W ramach debaty witnickiej dyskutowano o antagonizmach miêdzy Zielon¹ Gór¹ a Gorzowem. Ponadto odby³ siê koncert fina³owy powiatowego przegl¹du zespo³ów „O Z³oty Puzon”, wystêp „Abry” i Iwony Wêgrowskiej, praskiego zespo³u „Crazy Lady” i widowisko plenerowe w Parku Drogowskazów. • Koncertem w wykonaniu kwartetów smyczkowych zakoñczy³ siê miêdzynarodowy festiwal muzyczny. Koncert fina³owy z utworami Szymanowskiego, Mozarta i Ravela zorganizowano w katedrze gorzowskiej (4 czerwca). • 8 czerwca gorzowska Galeria Nowych Mediów zaprezentowa³a prace wielkich twórców polskiej sztuki wspó³czesnej (m.in.: A. Miko³ajczyk, J. Rybakowski, Z. Rytka). Wernisa¿owi towarzyszy³ pokaz filmów. Wystawa trwa³a do 30 lipca. • 20. urodziny Ma³ej Akademii Jazzu œwiêtowano 9 czerwca koncertem w Teatrze im. Osterwy. Na jubileusz przybyli wybitni muzycy z Polski i œwiata. Goœciem specjalnym obchodów by³a Urszula Dudziak. • 9 czerwca, w Miêdzynarodowym Centrum Muzycznym w Zielonej Górze koncertowa³ 154 • • • • • • • • • Jaros³aw Nadrzycki, utalentowany skrzypek z ¯agania, jeden z laureatów Miêdzynarodowego Konkursu Skrzypcowego im. H. Wieniawskiego. W amfiteatrze gorzowskim Piotr Rubik i Zbigniew Ksi¹¿ek zaprezentowali oratorium „Tu es Petrus” (9 czerwca). Zielonogórska poetka, Jolanta Pytel, obchodzi³a jubileusz 35-lecia pracy twórczej. 9 czerwca na spotkaniu w Bibliotece Norwida zaprezentowa³a z tej okazji najnowszy tomik poetycki „Wejœæ w piek³o”. Tego samego dnia w Gorzowie Wlkp. zorganizowano wernisa¿ prac Lubuskiej Zachêty Sztuki Wspó³czesnej. Wystawiono prace 14 znanych artystów reprezentuj¹cych ró¿ne szko³y, pr¹dy i kierunki (m.in. N. Lach-Lachowicz, Z. Kulik, E. Jab³oñska, J. Modzelewski, J. D³u¿ewski, P. Jarodzki). 10 czerwca w Teatrze Lubuskim odby³a siê premiera sztuki Henryka Ibsena „Heddy Gabler”, w re¿yserii Eweliny Pietrowiak. Fundacja Judaika zorganizowa³a w Muzeum Ziemi Lubuskiej Dni Kultury ¯ydowskiej (10-11 czerwca). W programie obchodów m.in.: wyk³ad z historii polskich ¯ydów po II wojnie œwiatowej, wystawa fotografii, nauka pisania alfabetu hebrajskiego i spacer œladami zielonogórskich ¯ydów, koncerty pieœni i psalmów hebrajskich w wykonaniu Tovy Ben-Zvi. W Auli Uniwersytetu Zielonogórskiego 11 czerwca wyst¹pi³ kabaret Ani Mru Mru. Starostwo zielonogórskie oraz Lubuskie Muzeum Wojskowe zorganizowa³y 11 czerwca w Drzonowie festyn „Bezpieczne wakacje w UE”. Imprezie towarzyszy³y wystêpy teatrów dzieciêcych, zespo³ów tanecznych, grup folklorystycznych (Dolno³u¿ycki Zespó³ Dzieciêcy oraz grupa z Cottbus), grup œpiewaczych. 12 czerwca w Lubuskim Teatrze zorganizowany zosta³ koncert wieñcz¹cy jubileuszowy 10. plebiscyt na najpopularniejszych aktorów Leony 2006. W ramach uroczystoœci jubileuszowych Filharmonii Zielonogórskiej 14 czerwca melomani wys³uchali koncertu ponadczasowej muzyki Straussów. • 14 czerwca w galerii BWA w Zielonej Górze zrealizowano pokazy XIV Europejskiego Festiwalu Fabu³y, Dokumentu i Reklamy – Euroshorts. • Barwny korowód ulicami Gorzowa rozpocz¹³ 16 czerwca XIII Ogólnopolski Festiwal Zespo³ów Tanecznych Dzieci i M³odzie¿y Szkolnej. Impreza, z udzia³em 18 zespo³ów, trwa³a do 20 czerwca. • Gorzowski Miejski Oœrodek Sztuki zrealizowa³ 16 czerwca noc filmow¹ pod kryptonimem „Œciœle tajne”. • Lady Pank koncertowa³ 9 czerwca w Filharmonii Zielonogórskiej. • Od 19 czerwca do 2 lipca realizowany by³ Projekt „Herostrates”. Na s³upach og³oszeniowych Zielonej Góry oraz w ma³ej sali BWA eksponowane by³y plakaty grupy Two¿ywo oraz Wojciecha Parkiera. • 20 czerwca w ZOK wrêczono Eurydyki, nagrody artystyczne za twórczy rozwój talentu m³odych w dziedzinie teatru, muzyki, piosenki, tañca i plastyki. • Lubuski Teatr 21 czerwca goœci³ artystów widowiska tanecznego: formacjê Studia Tañca „Trans”, The Positive, Mateusza Krautwursta oraz Mario Szabana. • Przedstawiciele Gminy Babimost promowali swój region 21 czerwca w Ksi¹¿nicy Zielonogórskiej. Prezentowano walory gminy i osi¹gniêcia jej mieszkañców poprzez projekcjê filmu „Babimost. Tradycja i nowoczesnoœæ”, wystêpy zespo³ów artystycznych, serwowanie wyrobów kuchni regionalnej. Ekspozycje „Gmina Babimost. Historia, tradycja, dokonania” w salonie wystawowym oraz „Babimost – wspó³czesne oblicze” w hallu Biblioteki mo¿na by³o ogl¹daæ do koñca sierpnia. • W ko¿uchowskiej galerii Krzywe Zwierciad³o 22 czerwca otwarto wystawê rysunku satyrycznego Bretislava Kovarika, czeskiego karykaturzysty. Wernisa¿ by³ równoczeœnie fina³em otwartego Miêdzynarodowego Konkursu na Rysunek Satyryczny. • 22 czerwca w BWA w Zielonej Górze zaprezentowano prace malarzy, rzeŸbiarzy i fotografików z partnerskiego miasta Bistrity w Rumunii. • Filharmonia Zielonogórska zakoñczy³a 22 czerwca sezon artystyczny i cykl wydarzeñ jubileuszowych koncertem, w programie którego zagrano utwory Bacha, Webera, Dworzaka. • 24 czerwca w Salonie Wystaw Artystycznych ¯arskiego Domu Kultury zaprezentowana zosta³a wystawa pokonkursowa XXVII Biennale Tkaniny Artystycznej ¯ary 2006. • W³adze miejskie Gorzowa 23 czerwca zorganizowa³y zabawê na powitanie lata: koncerty na wolnym powietrzu, popisy rodzimych DJ-ów, itp. • Bogdaniecki Azyl Artystyczny trwa³ od 24 do 25 czerwca. Atrakcjami tegorocznej edycji by³y: obchody 180-lecia m³yna - Muzeum Kultury i Techniki Wiejskiej, warsztaty wikliniarskie, bêbniarskie, plastyczne, fotograficzne; koncerty w wykonaniu Zespo³u Muzyki Dawnej Preambulum, Twist, El¿biety Kuczyñskiej, Zespo³u Tañca Ludowego Mali Gorzowiacy, inscenizacja obrzêdu nocy œwiêtojañskiej, wystawa „Bogdanieckie m³yny”. • 29 czerwca w Galerii Nowych Mediów zorganizowano wernisa¿-happening. Robert Kuœmirowski przedstawi³ instalacjê, prace W. Hasiora, fotografie J. Szalbierza i W. Nowogórskiej. • Najstarszy w kraju przegl¹d kultury cygañskiej odby³ siê 30 czerwca w Gorzowie. Na XVIII edycjê Miêdzynarodowych Spotkañ Zespo³ów Cygañskich „Romane Dyvesa” z³o¿y³y siê: koncerty, sesja cyganologiczna, ods³oniêcie tablicy dedykowanej poetce Bronis³awie Wajs-Papuszy, wieczór poezji cygañskiej. Na zakoñczenie trzydniowego œwiêta odby³ siê koncert fina³owy z udzia³em zespo³u Cygañski Teatr Muzyczny Terno pod kier. Edwarda Dêbickiego. • 30 czerwca Ma³a Galeria GTF na wystawie „Krajobrazy” zaprezentowa³a zdjêcia Ireneusza Lindego, przedwczeœnie zmar³ego artysty z Sierakowa. • W czerwcu, w hallu zielonogórskiej Biblioteki eksponowane by³y fotograficzne prace pt. „Uroki Ziemi Augustowsko-Suwalskiej w obiektywie gimnazjalistki Agnieszki Malawko”. • W Lubiêcinie k. Nowej Soli koncertowa³y zespo³y w ramach II Lubiêciñskich Reggulacji Letnich „Regulator” (1 lipca). • Koncert Izabelli Trojanowskiej, 1 lipca, rozpocz¹³ cykl imprez w ramach Lata Muz Wszelakich. Przez letnie miesi¹ce miasto têtni³o przedsiêwziêciami muzycznymi, filmowymi plastycznymi, teatralnymi, kabaretowymi. Z ciekawszych imprez odby³y siê: festiwal kultury ¿ydowskiej, mozartowskie koncerty w konkatedrze pw. œw. Jadwigi, I Letni Festiwal Off Teatru w Winiarni i Bluesowe Noce w Blues Expressie. • 2 lipca rozpoczê³o siê XXXVI Lubuskie Lato Filmowe w £agowie. Pokazano kilkadziesi¹t filmów reprezentuj¹cych kinematografiê Europy Œrodkowej i Wschodniej. Otwarcie festiwalu uœwietni³ koncert Free Blues Band. • W Klubie Jazzowym „U Ojca” w koncercie dedykowanym pamiêci Johna Hicksa wyst¹pi³y KRONIKA LUBUSKA 155 • • • • • • • • • • • 156 najwiêksze gwiazdy jazzu: Piotr Baron, Eddie Henderson, Darek Oleszkiewicz, Kevin Hays, Billy Hart (2 lipca). W terminie 2-9 lipca w Zb¹szyniu zorganizowano VI miêdzynarodowy przegl¹d twórczoœci Experyment. W ró¿nych punktach miasta odbywa³y siê spektakle, prezentacje i projekcje, koncerty, pokazy filmów niezale¿nych, wystawy malarstwa, instalacji i rzeŸby. W Witnicy, 3 lipca zorganizowano spotkanie z okazji wydania piêtnastego numeru Pro Libris. Cz³onkowie redakcji, czytelnicy, w³adze miasta, autorzy tekstów (przybyli tak¿e z Niemiec) dyskutowali o profilu pisma, o dwujêzycznych wydawnictwach, a tak¿e o wspó³pracy polskoniemieckiej. Spektakl „Znieczuleni” Ryszarda Cholewiñskiego w wykonaniu gorzowskich aktorów w re¿yserii Rafa³a Mateusza wystawiono 6 lipca. W katedrze gorzowskiej 8 lipca odby³ siê koncert galowy wieñcz¹cy tygodniowe warsztaty muzyki dawnej. Muzeum Etnograficzne w Ochli zorganizowa³o 9 lipca Œwiêto Miodu. W gorzowskiej „Dekoratorni” 9 lipca otwarto wystawê Anety Boruch pt. „Portret grany”. Artystka tworzy portrety znanych muzyków. W Mierzêcinie k. Dobiegniewa koncertem na carillionie (instrument z³o¿ony z samych dzwonów) rozpocz¹³ 13 lipca letni festiwal muzyki organowej. 14 lipca na pla¿y w £ugach k. Strzelec Krajeñskich zorganizowano £emkowsk¹ Watrê, spotkania £emków z Polski zachodniej. XI Festiwal Muzyki Organowej i Kameralnej rozpocz¹³ siê 21 lipca w drezdeneckim koœciele pw. Przemienienia Pañskiego. W programie kompozycje Schumanna, Moniuszki i Regera. 26 lipca Biblioteka Norwida goœci³a organizatorów Festiwalu Filmów Europy Wschodniej w Cottbus. Na spotkaniu uzgodniono w³¹czenie siê strony polskiej w promocjê imprezy. Teatr im. Osterwy w Gorzowie Wlkp. pracowa³ tak¿e w lipcu. Prezentowano l¿ejszy repertuar: sztuki Fredry, C. Goldoniego, rewia ze szlagierami Hanki Ordonówny w wykonaniu Ewy Kukliñskiej i Tomasza Stockingera, koncert pieœni ¿ydowskiej. Krystyna Sienkiewicz zaprezentowa³a program „Chachary wiecznie ¿ywe”. • W terminie od 28 do 29 lipca w Kostrzynie n. Odr¹ odby³a siê najwiêksza muzyczna impreza plenerowa w Europie Przystanek Woodstock. • 30 lipca w Klubie Uniwersyteckim Kot³ownia koncertowa³ Henry McCullough, irlandzki gitarzysta, legenda rocka. • W ramach Letniej Sceny Artystycznej 30 lipca wokó³ ratusza zielonogórskiego zaprezentowano 78 reprintów starych pocztówek i fotografii w du¿ym powiêkszeniu. Zorganizowano tak¿e pokaz starych kronik filmowych. • 3 sierpnia w ma³ej galerii GTF otwarto wystawê fotograficzn¹ Piotra Chojnackiego pn. „Kontury realnoœci aura niepewnoœci”. • W programie tegorocznej gorzowskiej „Serenady” od 3 do 6 sierpnia prezentowane by³y utwory muzyczne od œredniowiecza do wspó³czesnoœci. • W D³ugiem ko³o Strzelec Krajeñskich od 5 do 6 sierpnia trwa³ X Polsko-Niemiecki Festiwal Piosenki ¯eglarskiej. • 8 sierpnia w Galerii BWA w Zielonej Górze zaprezentowano pracê Anity Pasikowskiej artystyczny reporta¿ o mieœcie. • 11 sierpnia w Przytoku zakoñczy³ siê XV Ogólnopolski Plener Nauczycieli Plastyków. Na finalnej wystawie pokazano dorobek dwutygodniowych warsztatów. • W Salonie Wystaw Artystycznych ¯arskiego Domu Kultury 12 sierpnia zorganizowano wernisa¿ wystawy – pok³osia XVI Wojewódzkiego Konkursu Fotograficznego. • 14 sierpnia rozpoczê³o siê XIV Barlineckie Lato Teatralne. Fina³ imprezy zakoñczy³ 19 sierpnia koncert Kwartetu Jorgi. • W muzeum Zagroda M³yñska w Bogdañcu od 18 do 19 sierpnia odbywa³y siê imprezy w ramach XI Œwiêta Chleba. Obchody poprzedzone by³y warsztatami koŸlarskimi. • 24 sierpnia w pa³acu w Mierzêcinie koncertowa³a œpiewaczka operowa, Iwona Hossa-Derewecka. W programie utwory mistrzów bel canta. • 25 sierpnia Muzeum Etnograficzne w Ochli zorganizowa³o imprezê „Ziemniaki, kartofle, pyry... • 26 sierpnia w Goœcikowie zakoñczy³o siê œwiêto muzyki dawnej pn. IV Festiwal Muzyka w Raju. • Dni Twierdzy Kostrzyn n. Odr¹ zainaugurowano 26 sierpnia koncertem, sesj¹ naukow¹ i pokazami sztuki rycerskiej. • Fina³ Miêdzynarodowych Plenerowych Spotkañ ze Sztuk¹ odby³ siê w ¯arach 27 sierpnia. KSI¥¯KI NADES£ANE Archeologia Œrodkowego Nadodrza, t. 4, Muzeum Archeologiczne Œrodkowego Nadodrza w Zielonej Górze z siedzib¹ w Œwidnicy, Zielona Góra 2005, 239 s. Babimost. Historia, tradycja, wspó³czesnoœæ, Nowy Tomyœl [2006], 32 s. Zbigniew Czarnuch, Witnicki Park Drogowskazów, Towarzystwo Przyjació³ Witnicy, Witnica 2006, 68 s. II polsko-niemieckie spotkania archeologiczne. Odra – przeszkoda czy pomost w ekspansji kulturowej?, Stowarzyszenie Naukowe Archeologów Polskich Oddzia³ Lubuski, Zielona Góra 2004, 400 s. [tyt. i tekst równol. w jêz. pol. i niem.] II Zielonogórskie Forum Winiarskie, Bimex, Zielona Góra 2006, 20 s. Dziedzictwo kulturowe regionu gorzowskiego. Materia³y z interdyscyplinarnej konferencji naukowej, t. 1, IMEDIA, Gorzów Wlkp. 2003, 179 s. Beata Patrycja Klary, Imaginacje. imaginations, „Arsena³” Wydawnictwo Artystyczno-Graficzne, Zwi¹zek Literatów Polskich Oddzia³ w Gorzowie, Gorzów 2006, 80 s. Lubuskie materia³y konserwatorskie 2005-2006, t. 3, Wojewódzki Urz¹d Ochrony Zabytków w Zielonej Górze, Zielona Góra 2006, 257 s. Ryszard £ukianowski, Ze strzelb¹ w tajdze i kniei lubuskiej, Wydawnictwo MAjUS s.c., Zielona Gora 2006, 174 s. W³adys³aw £azuka, W zwierciadle rzeki, Urz¹d Miejski w Choszcznie, Choszczno 2002, 39 s. Miêdzynarodowy Festiwal Kina Autorskiego FILMOWA GÓRAeuropa, Zielona Góra 2006, 38 s. Nowosolska Fabryka Nici 1816-2006, Muzeum Miejskie w Nowej Soli, Nowa Sól 2006, 16 s. Ocalone wspomnienia. Przewodnik po wystawie, Muzeum Lubuskie im. Jana Dekerta w Gorzowie Wlkp., Gorzów Wlkp. 2005, 28 s. Marek Ordy³owski, Szkice z dziejów kultury fizycznej, Uniwersytet Zielonogórski, Zielona Góra 2005, 195 s. Przyroda Gminy Lubsko, ZAPOL Dmochowski, Sobczyk, Szczecin [2006], 96 s. [tyt. i tekst równol. w jêz. pol., niem., ang.] Realizacja Lubuskiego Planu Dzia³añ na Rzecz Zatrudnienia na rok 2005, Wojewódzki Urz¹d Pracy w Zielonej Górze, Zielona Góra 2006, 40 s. Rynek pracy województwa lubuskiego w 2005 roku, Wojewódzki Urz¹d Pracy w Zielonej Górze, Zielona Góra 2006, 98 s. Weekend w £agowie. Przewodnik turystyczny, Urz¹d Gminy w £agowie, Zielona Góra 2006, 32 s. Jerzy Ryszard Zieliñski. Wytnie nas czas, Oficyna Malarska, Warszawa 2006, 20 s. KSI¥¯KI NADES£ANE 157 AUTORZY NUMERU Grzegorz Chmielewski Urodzony w 1929 r. w Radomiu. Historyk sztuki, bibliotekoznawca i bibliograf, autor publikacji popularyzatorskich i naukowych. By³y dyrektor (1960-1991) WiMBP w Zielonej Górze. Zbigniew Czarnuch Historyk, publicysta, regionalista, znawca dziejów Ziemi Lubuskiej, promotor cennych przedsiêwziêæ promuj¹cych star¹ i now¹ historiê regionu (m.in. Debat Witnickich). Zorganizowa³ i przez wiele lat prowadzi³ szczep harcerski „Makusyny”. Mieszka w Witnicy. Mareike Dottschadis Uczestnik Literaturwoche Winter 2006 w Trebnitz. Mieszka w Berlinie. Maximilian Dragon Uczestnik Literaturwoche Winter 2006 w Trebnitz. Mieszka w Schöneiche. Cezary Galek Kierownik Dzia³u Kultury „Radia Zachód”, reporta¿ysta, laureat presti¿owych nagród, m.in. Polsko-Niemieckiej Nagrody Dziennikarzy, Grand Prix KRRiTV. Janusz Koniusz Urodzony w 1934 r. Poeta, prozaik, dramaturg, felietonista. Opublikowa³ m.in. kilkanaœcie tomików poetyckich, kilka zbiorów opowiadañ i s³uchowisk radiowych. Mieszka w Zielonej Górze. Eugeniusz Kurzawa Poeta, dziennikarz. Prezes Lubuskiego Oddzia³u ZLP. Pracuje w „Gazecie Lubuskiej”. Mieszka w Wilkanowie pod Zielon¹ Gór¹. Susanne Lambrecht Dziennikarka, krytyk sztuki; wspó³pracuje z ukazuj¹cymi siê w Cottbus pismami „hermann” i „Märkische Oderzeitung” we Frankfurcie n. Odr¹. Mieszka w Cottbus. W³adys³aw £azuka Urodzony w 1946 r. Poeta, prozaik, laureat nagród i wyró¿nieñ literackich. Czêsto publikuje w prasie, a tak¿e wystêpuje na antenie PR i TVP. Autor zbiorów wierszy. Mieszka w Choszcznie. Zenon £ukaszewicz Urodzony w 1934 r. na WileñszczyŸnie. Krytyk literacki, emerytowany dziennikarz, by³y zastêpca redaktora naczelnego dwutygodnika spo³eczno-kulturalnego „Nadodrze”. Mateusz Marczewski Urodzony w 1976 r. Dziennikarz, reporta¿ysta. Publikowa³ m.in. w „Polityce”, „Tygodniku Powszechnym”, „Znaku” i „Przegl¹dzie Powszechnym”. Autor tomu poetyckiego i libretta do p³yt. Mieszka w Poznaniu. Czes³aw Markiewicz Urodzony w 1954 r. w Zielonej Górze. Poeta, prozaik, krytyk literacki, eseista, dziennikarz „Radia Zachód” w Zielonej Górze. Bartosz Pi¹tkowski Urodzony 1980 r. w Gorzowie Wlkp. Poeta, absolwent Wy¿szej Szko³y Biznesu w Gorzowie Wlkp., debiutowa³ w 1999 r. Mieszka w Kostrzynie. 158 Wald Gerson Rak Urodzony w 1964 r. Poeta, autor trzech radiowych ksi¹¿ek poetyckich w „Radiu Zachód”, redaktor tomu „Gorzki oddech”, animator ¿agañskiego œrodowiska poetyckiego. Mieszka w ¯aganiu. Robert Rudiak Urodzony w 1966 r. w Zielonej Górze. Poeta, prozaik, publicysta, krytyk literacki, historyk literatury i regionalista. Autor ksi¹¿ek poetyckich; autor i wspó³autor wystaw instalacji plastycznych oraz spektakli parateatralnych i monta¿y poetyckich. Laureat wielu konkursów poetyckich. Monika Simonjetz Urodzona w 1976 r. Bibliotekarz, pracownik dzia³u instrukcyjno-metodycznego WiMBP im. C. Norwida. Czes³aw Sobkowiak Urodzony w 1950 r. Poeta, krytyk literacki, wspó³pracownik regionalnych i ogólnopolskich pism literackich. Anna Szewczuk Urodzona w 1967 r. w Sulechowie. Poetka, dziennikarka, absolwentka polonistyki i rusycystyki w WSP w Zielonej Górze, cz³onek ZLP, autorka tomików poetyckich. Mieszka w Zielonej Górze. Ireneusz K. Szmidt Poeta, prozaik, wydawca, redaktor. Pracuje i mieszka w Gorzowie Wlkp. Anna Szóstak Urodzona w 1965 r. Historyk literatury polskiej, adiunkt Uniwersytetu Zielonogórskiego. Mieszka i pracuje w Zielonej Górze. Romuald Szura Poeta, t³umacz, autor s³uchowisk, germanista, redaktor „Radia Zachód” w Zielonej Górze. Rainer Vangermain Urodzony w 1952 r. Poeta, prozaik. Mieszka w Berlinie. Prezes Polsko-Niemieckiego Biura Literackiego we Frankfurcie nad Odr¹. Andrzej K. Waœkiewicz Urodzony w 1941 r. w Warszawie. Poeta, krytyk, historyk literatury, edytor. Mieszka i pracuje w Gdañsku. Tomasz Zalejski-Smoleñ Urodzony w 1979 r. Historyk i teoretyk sztuki, doktorant w Instytucie Historii Sztuki i student filozofii na Uniwersytecie Wroc³awskim. AUTORZY NUMERU 159 C M Y K Na ok³adce: Jacek Weso³owski, Czas / Zeit, druga wersja 2006 (pierwsza wersja 2005, idea i prarealizacja jako Pamiêæ / Gedächnis 1994) Redakcja czasopisma „Pro Libris” przed³u¿a termin konkursu literackiego pt. „W poszukiwaniu talentów” Pro Libris Nr 16 Ok³adka II + III Konkurs adresowany jest do ludzi m³odych, w wieku do 30 lat, z terenów pogranicza i ma na celu popularyzacjê autorów tekstów prozatorskich i poetyckich z Polski i Niemiec. Konkurs trwa od 1 wrzeœnia 2005 r. do 31 grudnia 2006 r. Teksty dotychczas nie publikowane, o objêtoœci do 10 stron, nale¿y przesy³aæ na adres Redakcji przez ca³y czas trwania konkursu. Wartoœciowe i ciekawe prace bêd¹ sukcesywnie drukowane w kolejnych numerach Pisma. Przyznane te¿ zostan¹ nagrody za najlepsze teksty. Publikacja bedzie nominacj¹ do nagrody. Nades³anych tekstów Redakcja nie zwraca, o zamiarze publikacji autor zostanie powiadomiony. Die Redaktion der Zeitschrift „Pro Libris” Verlängert den Termin 19-Wrz-2006 literarischen Wettbewerb „Auf der Suche nach Talenten” aus. Zrealizowano w ramach Programu Operacyjnego Promocja Czytelnictwa og³oszonego przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Der Wettbewerb richtet sich an junge Menschen im Alter bis 30 Jahren aus den deutsch-polnischen Grenzgebieten. Sein Ziel ist es, Verfasser von Prosa- und Dichtungstexten aus Polen und Deutschland zu popularisieren. Der Wettbewerb beginnt am 1. September 2005 und endet am 31. Dezember 2006. Bisher unveröffentlichte Texte von einem Umfang bis 10 Seiten sollen an die Redaktionsadresse während der Wettbewerbsdauer geliefert werden. Wertvolle und interessante Arbeiten werden allmählich in laufenden Zeitschriftnummern gedruckt. Die besten Arbeiten werden preisgekrönt. Veröffentlichung in der Zeitschrift bedeutet Preisnominierung. 19-Wrz-2006 Pro Libris Nr 16 Ok³adka I + IV C M Y K