Cały numer 16 w jednym pliku PDF

Transkrypt

Cały numer 16 w jednym pliku PDF
19-Wrz-2006
Pro Libris Nr 16
Ok³adka
I + IV
C M Y K
C M Y K
Na ok³adce: Jacek Weso³owski, Czas / Zeit, druga wersja 2006
(pierwsza wersja 2005, idea i prarealizacja jako Pamiêæ / Gedächnis 1994)
Redakcja czasopisma „Pro Libris”
przed³u¿a termin
konkursu literackiego
pt. „W poszukiwaniu talentów”
Pro Libris Nr 16
Ok³adka
II + III
Konkurs adresowany jest do ludzi m³odych, w wieku do 30 lat, z terenów pogranicza i ma na celu popularyzacjê autorów tekstów prozatorskich
i poetyckich z Polski i Niemiec.
Konkurs trwa od 1 wrzeœnia 2005 r. do 31 grudnia 2006 r. Teksty dotychczas nie publikowane, o objêtoœci do 10 stron, nale¿y przesy³aæ na adres
Redakcji przez ca³y czas trwania konkursu.
Wartoœciowe i ciekawe prace bêd¹ sukcesywnie drukowane w kolejnych
numerach Pisma. Przyznane te¿ zostan¹ nagrody za najlepsze teksty.
Publikacja bedzie nominacj¹ do nagrody.
Nades³anych tekstów Redakcja nie zwraca, o zamiarze publikacji autor
zostanie powiadomiony.
Die Redaktion der Zeitschrift „Pro Libris”
Verlängert den Termin
19-Wrz-2006
literarischen Wettbewerb
„Auf der Suche nach Talenten” aus.
Zrealizowano w ramach Programu Operacyjnego Promocja Czytelnictwa
og³oszonego przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Der Wettbewerb richtet sich an junge Menschen im Alter bis 30 Jahren
aus den deutsch-polnischen Grenzgebieten. Sein Ziel ist es, Verfasser von
Prosa- und Dichtungstexten aus Polen und Deutschland zu popularisieren.
Der Wettbewerb beginnt am 1. September 2005 und endet am 31.
Dezember 2006. Bisher unveröffentlichte Texte von einem Umfang
bis 10 Seiten sollen an die Redaktionsadresse während der Wettbewerbsdauer geliefert werden.
Wertvolle und interessante Arbeiten werden allmählich in laufenden
Zeitschriftnummern gedruckt. Die besten Arbeiten werden preisgekrönt.
Veröffentlichung in der Zeitschrift bedeutet Preisnominierung.
Lubuskie Pismo Literacko-Kulturalne
Lubuskie Pismo Literacko-Kulturalne
Pro Libris
Nr 3(16) - 2006
Prace plastyczne wykorzystane w numerze
Jacek Weso³owski
Copyright by
Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna im. C. Norwida, Zielona Góra 2006
Redaktor naczelny
S³awomir Kufel
Redaktor naukowy
Anna Szóstak
Redaktor graficzny
Magdalena Gryska
Sekretarz redakcji
Ewa Mielczarek
Korekta
Ewa Mielczarek
Cz³onkowie redakcji:
Grzegorz Gorzechowski, Leszek Kania, Czes³aw Sobkowiak, Maria Wasik
Stali wspó³pracownicy:
Krystyna Kamiñska, Ireneusz K. Szmidt, Andrzej K. Waœkiewicz, Jacek Weso³owski
Fotografie:
Maik Altenburg, Grzegorz Gorzechowski, Susanne Lambrecht, Monika Simonjetz, Jan Wasiñski
Wydawca
Pro Libris - Wydawnictwo Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Cypriana Norwida,
al. Wojska Polskiego 9, 65-077 Zielona Góra
Sk³ad komputerowy:
Agencja Reklamowa GRAF MEDIA, tel. 068 451 72 78
Druk i oprawa:
IMAR-DRUK, ul. Wiejska 4, 65-763 Zielona Góra
Nak³ad - 350 egz.
ISSN 1642-5995
Nr indeksu 370754
Adres Redakcji:
WiMBP im. Cypriana Norwida w Zielonej Górze,
al. Wojska Polskiego 9, 65-077 Zielona Góra (z dopiskiem Pro Libris);
e-mail: [email protected]
http://www.wimbp.zgora.pl
Od Redakcji
Vorwort des Herausgebers
Kolejny ju¿, szesnasty numer Pro Libris,
wzbudza rozmaite refleksje. Oto bowiem
dok³adnie piêæ lat temu ukaza³ siê pierwszy
numer naszego czasopisma. Wtedy nikt nie
przewidywa³, ¿e ta literacka przygoda potrwa
tak d³ugo. Mamy sta³e ju¿ grono wspó³pracowników, ustalone dzia³y i elementy pisma,
a tak¿e okreœlon¹ jego liniê. Powie ktoœ, ¿e to
konserwatyzm i stagnacja. Ale na rynku
lubuskim jest przecie¿ miejsce na pismo
nowoczesne, eksploruj¹ce przede wszystkim
postmodernistyczne wydarzenia artystyczne.
My pozostaniemy bardziej akademiccy,
a ka¿d¹ inicjatywê przyjmiemy nie jako
konkurencjê, lecz jako znacz¹ce urozmaicenie
naszego ¿ycia kulturalnego.
Minione piêæ lat zaowocowa³o te¿ sta³¹
wspó³prac¹ polsko-niemieck¹. Nie jest to dziœ
bez znaczenia, gdy na naszych oczach
zmienia siê dotychczasowy porz¹dek europejski (a mo¿e i œwiatowy). Od paru lat mamy
XXI wiek. Im d³u¿ej pozostaniemy normalni,
tym d³u¿ej bêdziemy tworzyæ kulturê na
zamieszkiwanych przez nas ziemiach.
A jest co robiæ. W niniejszym numerze
zaczynamy, tak¹ mamy nadziejê, dyskusjê
o dotychczasowej kondycji kultury na Ziemi
Lubuskiej. Inauguruj¹ j¹ wypowiedzi Eugeniusza Kurzawy i Czes³awa Markiewicza.
Redakcja nie jest tu stron¹, ale nie ukrywamy,
¿e taka wymiana pogl¹dów jest o¿ywcza
i inspiruj¹ca. Mamy nadziejê na dalsze g³osy
osób zainteresowanych wspomnian¹ problematyk¹.
Poza tym sporo tego, co zwykle – tym razem chcia³bym zwróciæ szczególn¹ uwagê na
prezentacjê twórczoœci Jacka Weso³owskiego,
ciekawy tekst Mateusza Marczewskiego,
urokliwe rozwa¿ania Moniki Simonjetz,
relacjê Rainera Vangermaina z X Nocy Poezji
we Frankfurcie oraz wype³niaj¹ce niema³¹
czêœæ 16. numeru Pro Libris wiersze.
Mi³ej lektury.
Die neue, schon sechzehnte Ausgabe von „Pro
Libris” regt zum Nachdenken an. Vor genau fünf
Jahren erschien nämlich die erste Nummer unserer
Zeitschrift. Niemand glaubte damals, dass dieses
literarische Abenteuer so lange dauern würde. Wir
haben inzwischen einen Kreis ständiger Mitarbeiter, festgelegte Bereiche und Teile der Zeitschrift,
auch eine bestimmte Linie. Jemand könnte einwenden, dies ist Konservatismus und Stagnation. Aber
auf dem Lebuser Markt gibt es doch auch Platz für
eine moderne Zeitschrift, die vor allem postmoderne künstlerische Ereignisse verfolgt. Wir bleiben
eher akademisch und würden jede solche Initiative
nicht als Konkurrenz ansehen, sondern als eine
bedeutende Abwechslung in unserem Kulturleben.
Die letzten fünf Jahre brachten auch eine
ständige deutsch-polnische Zusammenarbeit mit
sich. Es ist nicht ohne Bedeutung, heute, wenn wir
eine Änderung der bisherigen europäischen (und
vielleicht sogar der Welt-) Ordnung beobachten.
Vor ein Paar Jahren hat das 21. Jahrhundert angefangen. Je länger wir normal bleiben, desto länger
können wir Kultur auf den von uns bewohnten
Gebieten schaffen.
Und zu tun gibt es jede Menge. In der vorliegenden Ausgabe beginnen wir, so unsere Hoffnung,
eine Diskussion über die bisherige Verfassung der
Kultur im Lebuser Land. Sie wird von Eugeniusz
Kurzawas und Czes³aw Markiewiczs Beiträgen
eingeleitet. Wir als Herausgeber ergreifen hier
keine Partei, wir sind aber der Meinung, dass ein
solcher Meinungsaustausch belebend und inspirierend ist. Wir hoffen auf weitere Stimmen von
Menschen, die sich für dieses Problem interessieren.
Sonst – viel des Üblichen – diesmal möchten
wir Sie vor allem auf die Vorstellung des Schaffens
von Jacek Weso³owski, den interessanten Text von
Mateusz Marczewski, die zauberhaften Überlegungen von Monika Simonjetz, den Bericht von
Rainer Vengermain zur 10. Nacht der Poesie in
Frankfurt und die in der 16. Aufgabe von „Pro
Libris” so zahlreichen Gedichte aufmerksam
machen.
Viel Spaß beim Lesen!
Od Redakcji
3
Spis treœci
Zbigniew Czarnuch, Waschmaschinewsky, królewski b³azen profesor Grundling,
köpenikiada i inne przypadki specyfiki zaodrzañskiego poczucia humoru
(Waschmaschinewsky, der Hofnarr Professor Grundling, die Köpenickiade
und andere Fälle des spezifischen Sinns für Humor von der anderen Seite
der Oder) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str.
FilmFestival Cottbus – Festival des osteuropäischen Films
(FilmFestival Cottbus – festiwal filmu wschodnioeuropejskiego) . . . . . . . . . . . . . . str.
Rainer Vangermain, Die 10. Nacht der Poesie in Frankfurt (Oder),
am 18.08.06 im „Oderspeicher” (X Noc Poezji we Frankfurcie nad Odr¹
18 sierpnia 2006 w „Spichlerzu Odrzañskim”) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str.
Zapraszam Ciê Helmut do pisania Odr¹...
Z Helmutem Preisslerem rozmawia Romuald Szura . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str.
Cezary Galek, Ko³ysanka dla Brajana . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str.
Czes³aw Sobkowiak, Zapiski o poranku . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str.
Anna Szewczuk, Wiersze [Woda pitna w Barcelonie, Zajrza³am,
Madonna uœmiechniêta, Flamenco] . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str.
Mateusz Marczewski, Bia³y i czarny ptak . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str.
Bartosz Pi¹tkowski, Wiersze[***miêdzy dwoma mostami,
*** wpisany w cieñ, zdarte oko, wiersz z kolejowym charakterem] . . . . . . . . . . . str.
6
22
32
35
37
41
50
52
56
SYLWETKI . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 58
Anna Szóstak, Poetycka silva rerum Ireneusza Krzysztofa Szmidta
(Die poetischen silvae rerum Ireneusz Krzysztof Szmidts) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 58
Ireneusz K. Szmidt, Wiersze [Poetyka (Poetik), G³os w dyskusji o poezji
wspó³czesnej (Stimme in der Diskussion über moderne Dichtung), S³uchaj¹c
koncertu rostockiego nonetu w Sali Barokowej (Das Konzert des Rostocker
Nonetts im Barocksaal hörend), *** Istniejesz jeszcze (Du weilst noch)] . . . . . . . . str. 66
MA£Y LEKSYKON POETÓW LUBUSKICH . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 71
Andrzej K. Waœkiewicz, Robotnicy pisz¹cy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 71
Wald Gerson Rak, Wiersze [Oli, maleñkiej, Bez Oli, *** Ptactwo w ogrodach,
*** S¹d, *** Zmrok, *** W œniegu, *** Nie piszesz] . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 76
PREZENTACJE „Pro Libris” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Jacek Weso³owski . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Tomasz Zalejski-Smoleñ, Do Granicy. Dzien-Nik Jacka Weso³owskiego
(Bis zur Grenze. Das Tage-Buch von Jacek Weso³owski) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Susanne Lambrecht, Einmaliges Projekt: KottbusKunst
(Wyj¹tkowy projekt: KottbusKunst) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
4
str. 78
str. 78
str. 81
str. 95
PRZYPOMNIENIA LITERACKIE . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Czes³aw Markiewicz, Czytanie Ÿróde³ V. Czego Maranda nie nauczy³ siê
od Tutki - eksperyment z proz¹ Janusza Olczaka) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Janusz Koniusz, Pomiêdzy Mêcin¹ a Gubinem
(wspomnienie o Tadeuszu Firleju) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Zenon £ukaszewicz, Pamiêæ i nostalgia
(wspomnienie o Stanis³awie Grochowiaku) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
str. 101
str. 101
str. 105
str. 108
VARIA BIBLIOTECZNE . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 111
Grzegorz Chmielewski, Biblioteka i archiwum Herminy von Reuss . . . . . . . . . . str. 111
W³adys³aw £azuka, Wiersze [W £asku, *** Jezioro jak sto³u blat,
*** Ile jest krzyku, Powiedz, *** W cieniu jab³oni, Trzeba iœæ] . . . . . . . . . . . . . . str. 117
Maximilian Dragon, Kaltes Schweigen (Ch³odne milczenie) . . . . . . . . . . . . . . . . str. 120
Robert Rudiak, Wiersze [Senne wizje, Wyrocznia] . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 123
Mareike Dottschadis, Rotes Fahrrad im Regen (Czerwony rower w deszczu) . . . str. 124
KRAJOBRAZY LUBUSKIE . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 125
Monika Simonjetz, Znów najpiêkniejszy w Polsce jest lipiec nad wod¹...
Zabór i okolice (Und wieder einmal ist der Juli am Wasser in Polen
am schönsten… Zabór und Umgebung) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 125
FORUM DYSKUSYJNE . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 139
Eugeniusz Kurzawa, W³asnoœæ czasu przesz³ego . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 139
Czes³aw Markiewicz, Daleko od szosy - czyli o nieskonsumowanym awansie . . str. 144
RECENZJE I OMÓWIENIA . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Bartosz Pi¹tkowski, leitmotiv (Czes³aw Markiewicz) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
W³adys³aw Klêpka, Siedmiokr¹g (Czes³aw Sobkowiak) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Ewa Lipska, Drzazga (Anna Szóstak) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Stanis³aw ¯yburt, Historia Górzyna (Monika Simonjetz) . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
str.
str.
str.
str.
str.
148
148
149
150
153
KRONIKA LUBUSKA . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 154
KSI¥¯KI NADES£ANE . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 157
AUTORZY NUMERU . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . str. 158
Spis treœci
5
6
Zbigniew Czarnuch
Zbigniew Czarnuch
Waschmaschinewsky,
królewski b³azen profesor
Grundling, köpenikiada
i inne przypadki
specyfiki zaodrzañskiego
poczucia humoru
Waschmaschinewsky,
der Hofnarr Professor
Grundling,
die Köpenickiade
und andere Fälle
des spezifischen Sinns
für Humor von der anderen
Seite der Oder
Przed rokiem goœci³a w witnickim
browarze ekipa znanego programu brandenbursko-berliñskiej telewizji poœwiêconego
pog³êbieniu wiedzy o Polsce o nazwie
„Kowalski trifft Schmidt”. Nagrany reporta¿
zosta³ wyemitowany. Zawiera³ informacjê, ¿e
browar produkuje miêdzy innymi piwo
wed³ug stuletniej niemieckiej receptury.
Obejrza³ go Robert Skuppin, dziennikarz
berliñskiego radia, który siê w³aœnie ogl¹da³
za lokat¹ zgromadzonych oszczêdnoœci
w jakimœ intratnym handlowym przedsiêwziêciu w rodzaju piwiarni. Mia³ ju¿ nawet
upatrzony mi³y lokal. Jako sympatyk Polaków
zamierza³ mu nadaæ polski charakter i piwiarnia w jego zamyœle mia³a powiêkszyæ
w Berlinie liczbê miejsc, w których siê zabiega o pog³êbianie procesu topnienia gór
lodowych wzajemnych uprzedzeñ . - To jest to
- stwierdzi³ po obejrzeniu audycji i ruszy³ do
Witnicy na wizjê lokaln¹. Na miejscu piwo
zdegustowa³ i po uznaniu, ¿e nie jest z³e,
zawar³ z browarem kontrakt na sta³¹ jego
dostawê do Berlina. I tak statystycy tego
miasta w tabelach pod has³em „Vergüngungslokal” wœród placówek rozrywkowych robotniczej dzielnicy wschodniego Berlina
Friedrichshein mogli zamieœciæ kolejn¹. Tym
razem by³ to lokal o charakterze misyjnym.
Vor einem Jahr verweilte in der Witnicer
Brauerei das Team der bekannten Brandenburger-Berliner Fernsehsendung zur Vertiefung
des Wissens über Polen unter dem Titel
„Kowalski trifft Schmidt”. Die aufgenommene
Reportage wurde ausgestrahlt. Dort fand sich die
Information, dass die Brauerei das Bier u.a. nach
einer hundertjährigen deutschen Rezeptur herstellt. Robert Skuppin, ein Journalist eines
Berliner Radiosenders, der gerade nach einer
Möglichkeit Ausschau hielt, seine Ersparnisse in
ein einträgliches Handelsunternehmen, z.B.
einen Bierkeller, anzulegen, hat diese Sendung
gesehen. Er hatte sich schon sogar ein nettes
Lokal ausgesucht. Als ein Polenfreund wollte er
ihm einen polnischen Charakter verleihen – der
Bierkeller sollte nach seinem Plan die Zahl der
Orte in Berlin vergrößern, in denen man die
Eisberge der gegenseitigen Vorurteile schmelzen
lässt. „Das ist es”, stellte er fest, nachdem er die
Sendung gesehen hatte und machte sich auf den
Weg zu einem Lokaltermin nach Witnica. An
Ort und Stelle verkostete er das Bier, überzeugte
sich, das es nicht schlecht schmecke und schloss
mit der Brauerei einen Vertrag über Lieferungen
nach Berlin ab. Und so konnten die Statistiker
dieser Stadt in ihren Tabellen unter dem
Stichwort „Vergnügungslokal” im Ostberlins
Arbeiterviertel Friedrichshein eine neue Kneipe
Dowiedzia³em siê o istnieniu knajpki od
znajomego poczdamskiego historyka sztuki,
który by³ u mnie w zwi¹zku ze zbieraniem
materia³ów do pracy o pa³acu w D¹broszynie.
W podziêkowaniu za udzielon¹ pomoc
przys³a³ mi wycinek na jej temat z berliñskiej
gazety „Der Tagesspiegel” wraz z zaproszeniem do Berlina na kufelek witnickiego piwa.
Gazeta informowa³a swych czytelników, ¿e
lokal siê mieœci przy ulicy Bänschstraße 25,
czynny jest od godziny 14, w koñcu tygodnia
od 10, a nazywa siê „Waschmaschinewsky”.
W wolnym t³umaczeniu znaczy to tyle co
Pralkiewicz lub Maszynopralniewski albo
Praczmaszyñski.
Osobisty Anio³ Stró¿, odpowiedzialny
miêdzy innymi za moje narodowo-moralne
bezpieczeñstwo, wiadomoœæ o tym Waschmachinewskym, zakwalifikowa³ do kategorii
zagro¿enia. Natychmiast uruchomi³ czujniki
poczucia godnoœci Polaka, z tych co to boso
ale w ostrogach, i z arsena³u pamiêci zacz¹³
wydobywaæ i podsuwaæ przed oczy duszy i jej
urz¹dzenia audio rozmaite œrodki obrony
z pó³ki dydaktyczno-patriotycznych wierszyków mojej mamy. Nasza kochana rodzicielka „urodzona w niewoli, okuta w powiciu”,
prawdziwa Matka-Polka, w trosce o polskie
dusze swych dzieci, szczepi³a nas ochronnie
przeciw odwiecznym nieprzyjacio³om opowiadaj¹c do snu patriotyczne porzekad³a
i wierszyki. Najpierw zabrzmia³o mi
w g³owie, ¿e jak œwiat œwiatem, ten i tamten
nigdy nie bêdzie naszym bratem. Potem,
niczym sekwencja z jakiegoœ przedwojennego
filmu, zobaczy³em szlachecki dworek, a na
jego œcie¿ce dŸwiêkowej cytat z ballady
o ksiêciu Józefie Poniatowskim, co to
wêdruj¹c przez litewskie drogi napotka³ ubogi
dworek, zza p³otu którego jasne trzy g³owiny
na zapytanie o mo¿liwoœæ noclegu godnie,
przytomnie i rezolutnie, jak przysta³o dziatwie polskiej, odpar³y - Czy pan tylko nie jest
Moskal lub coœ podobnego, bo my wrogów nie
przyjmujem do domu naszego. W tym argumencie mojego duchowego „goryla” (przepraszam Ciê najbardziej mój Anio³ku Stró¿u
z oleodrukowego obrazka wisz¹cego nad
moim ³ó¿eczkiem, ale dzisiaj tu, na Padole
verzeichnen. Diesmal eine Kneipe mit
Missionscharakter.
Ich erfuhr über dieses Lokal von einem
Bekannten, einem Kunsthistoriker aus Potsdam,
der mich bei seiner Suche nach Unterlagen zu
einem Beitrag über das Schloss Tamsel
besuchte. Als Dankeschön für meine Hilfe
schickte er mir einen Ausschnitt über die
Bierstube aus dem Berliner „Tagesspiegel” –
mitsamt einer Einladung nach Berlin, zu einem
Krug Bier aus Witnica. Die Zeitung informierte
ihre Leser, dass sich das Lokal in der
Bänschstraße 25 befinde, ab 14 Uhr und am
Wochenende ab 10 Uhr auf sei und den Namen
„Waschmaschinewsky” trage.
Mein persönlicher Schutzengel, zuständig
unter anderem für meine national-moralische
Sicherheit, stufte die Nachricht über diesen
Waschmaschinewsky sofort als eine Gefahr ein.
Unverzüglich schaltete er meine Sensoren der
Würde eines Polen ein, desjenigen nämlich, der
zwar barfuss läuft, aber mit Sporen 1, und vom
Arsenal meines Gedächtnisses holte er vor die
Augen meiner Seele – und deren Audio-Geräte –
verschiedene Verteidigungsmittel aus dem Fach
„didaktisch-patriotische Gedichte meiner
Mutter”. Unsere liebe Erzeugerin, „in Gefangenschaft geboren, in Ketten erzogen”, eine
wahre polnische Mutter impfte uns in Sorge um
unsere polnischen Seelen Hass gegen unsere
Erzfeinde, indem sie uns mit patriotischen
Sprichwörtern und Gedichten in den Schlaf
wog. Zuerst hörte ich meine innere Stimme
sagen, dass solang die Welt sich dreht, wird
dieser oder jener niemals unser Bruder sein.
Dann sah ich – wie eine Szene aus einem
Vorkriegsfilm – ein Gutshaus eines polnischen
Edelmanns und hörte – wie die Tonspur dieses
Filmes – das Zitat aus einer Ballade über den
Fürsten Józef Poniatowski, der unterwegs
irgendwo in Litauen auf ein armes Gutshaus
stieß, und als er drei hellhaarige Köpfchen hinter dem Zaun sah und nach Nachtquartier fragte,
hörte er die würdige, hellwache und gescheite
Antwort, wie sie sich bei polnischen Kindern
1 Anspielung an ein polnisches Sprichwort (Anm. des Übersetzers).
Zbigniew Czarnuch
7
£ez takich jak ty ludzi odpowiedzialnych za
nasze bezpieczeñstwo niestety tak siê w³aœnie
nazywa…, o tempora! o mores!) dopatrzy³em
siê jednoznacznej sugestii, bym tego Waschmaschinewskiego zakwalifikowa³ do kategorii „Moskal lub coœ podobnego”. Wreszcie
mój Tajny Wspó³pracownik zagra³ na najczulszej strunie. Ten agent Œwiata Racji
Ostatecznej, mistrz w urabianiu umys³ów,
odwo³a³ siê do najczulszej struny, wydobywaj¹c z niepamiêci wierszyk, którego
nauczy³a mnie w latach wojny mama, bym
zadeklamowa³ go w dniu imienin kilkuletniej
siostrzyczce Mirce. Wymowa wierszyka jest
jakby trochê démodé, jako bezwstydnie seksistowska - jak to siê dziœ w nowomowie
m³odego pokolenia powiada, ale mora³ wydawa³ siê byæ o wydŸwiêku ogólnop³ciowym.
Wierszyk brzmi jak nastêpuje: Jesteœ Polk¹
b¹dŸ dumn¹, / bo na ca³ym œwiecie, / Polka
wœród piêknych kwiatów / najpiêkniejsze
kwiecie./ Niewinna jak fio³ek, / jak ¿elazo
twarda, / czu³a, sta³a, wierna, / pokorna
i harda. / Polka wstydu nie zniesie, / bo ma
dumê ojczyst¹./ Polka zbrojnie umiera,/
i umiera czyst¹!
Rozumia³em, ¿e powinienem byæ hardym,
pielêgnowaæ ojczyst¹ dumê, nie znosiæ wstydu i byæ gotowym oddania ¿ycia ojczyŸnie
w stanie czystym.
W wyniku tych operacji dokonywanych
w rejonach podprogowych mej œwiadomoœci,
Roberta Skupina sposób na rozwijanie
niemiecko-polskiej sympatii przy pomocy
piwa z pralki wydawa³ mi siê byæ wielce
podejrzany. Pe³en niepokoju postanowi³em
udaæ siê do Berlina. Czuj¹c „jajcarsk¹” (och
ta nowomowa!) pu³apkê, na wszelki wypadek
nie poprosi³em historyka sztuki o dotrzymanie s³owa i na jej poszukiwanie na wszelki
wypadek uda³em siê sam. Jak siê mia³o
okazaæ, by³o to rozs¹dne posuniêcie z mojej
strony.
Znalezienie piwiarni, wbrew pierwszym
moim k³opotom, nie jest trudne, bowiem gdy
od wschodu Frankfurterallee wje¿d¿amy do
Berlina, wystarczy w miejscu, gdzie zaczyna
siê tutejszy odpowiednik warszawskiej MDM
(zakoñczony Frankfurter Tor czyli dwoma
8
gehört: „Sollst du Moskowiter sein, geh doch
wieder raus, wir lassen keine Feinde in unser
Elternhaus” 2. In diesem Argument meines seelischen „Bodyguards” (verzeihe mir, mein lieber
Schutzengel aus dem Öldruck über meinem
Kinderbett, aber hier, im Jammertal, werden
Menschen, die für unsere Sicherheit sorgen,
eben so genannt... o tempora! o mores!) bemerkte ich den eindeutigen Hinweis, dieser
Waschmaschinewsky sei in die Kategorie
„Moskowiter oder Ähnliches” einzustufen. Die
empfindlichste Saite ließ aber mein Inoffizieller
Mitarbeiter erklingen. Dieser Agent aus der Welt
des Ultimativen Arguments, dieser Meister der
Gehirnwäscherei, schlug die empfindlichste
Saite an und holte aus der Vergessenheit ein
Gedicht, das mir meine Mutter während des
Krieges beibrachte, damit ich es zum Namenstag
meiner ein Paar Jahre alten Schwester Mirka
deklamieren kann. Die Aussage des Gedichtes
scheint ein bisschen dèmodè zu sein, sie ist ja
schamlos sexistisch – wie es die junge
Generation heute politisch korrekt bezeichnet –
die Lehre daraus kann doch gut auf beide
Geschlechter bezogen werden.
Das Gedicht geht so: „Du bist eine Polin –
sei stolz darauf / denn in der ganzen Welt / ist
Polin die schönste / von allen Blumen. /
Unschuldig wie ein Veilchen / wie das Eisen hart
/ zärtlich, fest, treu / demutsvoll und stark. / Eine
Polin verträgt keine Schande / ihr Stolz gehört
dem Vaterland. / Eine Polin stirbt mit Waffen in
der Hand / und sie stirbt rein!” 3
Ich verstand soviel, dass ich stark sein soll,
meinen Vaterlandsstolz pflegen, keine Schande
vertragen und bereit sein, mein Leben im reinen
Zustand für das Vaterland zu opfern.
All diese sich an der Grenze meines
Bewusstseins abspielenden Operationen ließen
mir Robert Skupinas Versuch, die deutsch-polnischen Sympathien mit dem Bier aus einer
Waschmaschine zu entwickeln, als durch und
2 „Czy pan tylko nie jest Moskal lub coś podobnego, bo my
wrogów nie przyjmujem do domu naszego”
3 „Jesteś Polką bądź dumną, / bo na całym świecie, / Polka
wśród pięknych kwiatów / najpiękniejsze kwiecie./ Niewinna jak fiołek, / jak żelazo twarda, / czuła, stała, wierna, /
pokorna i harda./ Polka wstydu nie zniesie, / bo ma dumę
ojczystą./ Polka zbrojnie umiera, / i umiera czystą!”
budynkami zwieñczonymi wie¿ami) skrêciæ
Proskauerstrasse w prawo, by na drugim
skrzy¿owaniu ulic byæ na miejscu. Identyfikacjê u³atwiaj¹ reklamowe parasole z napisem
BROWAR WITNICA S.A. „BOSS”. Jest to
usytuowana na skrzy¿owaniu uliczek typowa
piwiarnia „Kiezu” albo „Kietzu”, czyli
ma³ego fragmentu dzielnicy, gdzie mieszkañcy s¹ u siebie i gdzie spotykaj¹ siê by pogadaæ
z s¹siadami. Oczywiœcie z obowi¹zkowym
„Stammtisch” czyli wydzielonym miejscem
dla sta³ych goœci. Obyty z normami tamtejszego „pijaru” w³aœciciel z zamiarem trafienia
w gusty potencjalnych goœci, postanowi³
nadaæ jej polski klimat, co jak s¹dzi³ uzyska³
wstawiaj¹c do lokalu konfesjona³ i wieszaj¹c
obok niego obrazek z Matk¹ Bosk¹.
Konfesjona³ zosta³ zakupiony na aukcji internetowej. Siadaj¹c w nim i ujawniaj¹c swe
antypolskie czy antyniemieckie grzechy, goœcie mog¹ uzyskaæ rozgrzeszenie papie¿aPolaka poprzez uruchomienie telewizora
z filmem video z odpowiednimi papieskimi
gestami b³ogos³awieñstwa. Poza tym na
œcianach zawieszono wystawê fotografii
z krajobrazami kraju nad Wis³¹. W rogu stoi
rega³ miêdzy innymi z polskimi wydawnictwami. W toalecie stworzono warunki wykorzystania wolnego czasu do nauki jêzyka polskiego. Okaza³o siê, ¿e postaæ w bia³ej sukni
ze skrzyd³ami u ramion z obrazka znad mego
dziecinnego ³ó¿eczka ostrzega³a mnie nie bez
kozery…
W oczekiwaniu na kelnerkê przegl¹dam
kartê dañ. Jest nietuzinkowa, bowiem poza
menu wydrukowano w niej opowiastkê wyjaœniaj¹c¹ osobliw¹ nazwê lokalu. Ju¿ w „Der
Tagesspiegel” przeczyta³em, ¿e w Zag³êbiu
Ruhry okreœleniem Waschmaschinewsky
nazywano Polaków przyje¿d¿aj¹cych tam „na
saksy”, pragn¹cych po zgromadzeniu pierwszych oszczêdnoœci nadrabiaæ zaleg³oœci
cywilizacyjne, co czynili zaczynaj¹c od kupna
mechanicznej pralki. Zapewne pod wp³ywem
przytyków na temat przys³owiowej polskiej
czystoœci. Przytyków utrwalonych jeszcze
w erze, w której schorzenie niemytej g³owy
w Polsce zwane ko³tunem, nazywano na Zachodzie „polsk¹ chorob¹”.
durch verdächtig erscheinen. Voller Unruhe begab ich mich nach Berlin. Da ich eine sophisticatede (mein Gott! Ist Denglisch doch schwer!)
Falle ahnte, beschloss ich den Kunsthistoriker
nicht beim Wort zu nehmen, sondern begann nach
der Kneipe alleine zu suchen. Wie es sich herausstellen sollte, war das eine kluge Entscheidung.
Auch wenn ich selbst damit zuerst Probleme
hatte, ist es nicht schwierig, den Bierkeller zu
finden, man muss nur, kommt man vom Osten
her mit der Frankfurtallee nach Berlin, am
Frankfurter Tor (also dort, wo zwei mit Türmen
bekrönte Gebäude stehen) in die Proskauerstrasse rechts einbiegen, um sich an der zweiten
Kreuzung an Ort und Stelle zu finden. Die
Identifizierung ist dank den Werbeschirmen
BROWAR WITNICA S.A. „BOSS” erleichtert.
Es ist ein an einer Straßenkreuzung liegender,
typischer Bierkeller einer Kiez, wo sich deren
Einwohner zu Hause fühlen und eintreffen, um
mit den Nachbarn zu plaudern. Pflichtgemäß
steht hier natürlich auch ein Stammtisch, wo die
Stammgäste ihre Stammplätze haben. Mit den
Normen des hiesigen „PR” vertraut, versuchte
der Besitzer die Gunst seiner potentiellen Gäste
durch die Verleihung dem Lokal des polnischen
Charakters zu gewinnen, was er sich wähnte
erreicht zu haben, indem er dorthin einen
Beichtstuhl stellte und daneben ein Bild mit der
Gottesmuter hängte. Den Beichtstuhl kaufte er
bei einer Internetversteigerung. Setzen sich die
Gäste auf den Stuhl und beichten ihre antipolnischen oder antideutschen Sünden, können sie
eine Absolution von Hand des polnischen
Papstes erhalten, indem sie sich einen Film mit
entsprechenden päpstlichen Segengesten im an
Ort und Stelle vorhandenen Fernseher anschauen. An den Wänden hängen Fotographien
mit Landschaften aus dem Land an der
Weichsel. In der Ecke steht ein Bücherregal,
auch mit polnischen Büchern. Auf der Toilette
wurden Bedingungen geschaffen, die Freizeit
zum Polnischlernen auszunutzen. Nicht ohne
Grund hatte mich also die Gestalt im weißen
Kleid und mit Flügeln aus dem Bild über
meinem Kinderbett gewarnt...
Ich warte auf die Kellnerin und blättere in
der Speisekarte. Sie ist ungewöhnlich, weil
neben der angebotenen Gerichte auch eine
Zbigniew Czarnuch
9
W zamieszczonym w karcie opowiadaniu
mowa jest o bli¿ej nie sprecyzowanym mieszkañcu Berlina, w³aœcicielu jednej koszuli,
któr¹ po powrocie z pracy codziennie pierze
w swym znakomitym urz¹dzeniu dobrej
marki; „mercedesie wœród automatycznych pralek”. Czyni to sam, bo ¿ona pracuje o ró¿nych
porach dnia. W oczekiwaniu na sygna³
maszyny informuj¹cy o zakoñczeniu procesu
prania, ubrany w podkoszulkê z okna wypatruje w sinej dali „berliner Luft” swego lepszego jutra. Dzieciaki z kamienicy przezywaj¹ go „Waschmaschinewsky”. Smarkacze
prawid³owo wprowadzeni przez swych rodziców we wzory miejscowej obyczajowoœci,
zaczepia³y go pytaniami, ¿e skoro pierze sam,
to czemu nie rozwiedzie siê z ¿on¹? Iks Ÿle siê
tutaj czuje. Na dodatek wszystkie serwowane
w pobliskich knajpach piwa s¹ bardzo pod³ej
jakoœci. Ojciec, tak¿e niezadowolony z jakoœci
tutejszych trunków opowiada³ mu, ¿e
w Polsce niedaleko granicy jest miejscowoϾ
Witnica, a w niej ma³y browar produkuje
znakomite piwo wed³ug starej niemieckiej
receptury. Zagapiony w widoczny miêdzy
blokami skrawek horyzontu poddawa³ siê
marzeniu, jak to któregoœ dnia jedzie do tej
opiewanej przez ojca krainy dobrego z³otego
trunku. Pewnego popo³udnia, gdy ¿ona
i dzieciaki z podwórka szczególnie mu
dopiek³y, rozz³oszczony na œwiat wsiad³ do
starego opla i ruszy³ za Odrê. Gdy przekroczy³ granicê zauwa¿y³, ¿e ptaki tu
œpiewaj¹ jakby piêkniej, a ludzie wydaj¹ siê
byæ bardziej wobec siebie przyjaŸni. A gdy
w pobli¿u browaru wysiad³ z wozu i zapach
powietrza przesi¹kniêtego s³odem poruszy³
w jego nozdrzach czujki systemu nerwowego
odpowiedzialnego za dobrostan ca³ostanu
jego jestestwa, dozna³ ukojenia duszy. Pe³niê
szczêœcia osi¹gn¹³, gdy w piwnicznej gospodzie browaru poczu³ smak tutejszego piwa.
Berliñskie troski zniknê³y niczym bañki
z bia³ej czapy piany w firmowym kuflu
pysznego aromatycznego piwa.
Tyle literatury. Karta ma w œrodku wyciête
ko³o maj¹ce siê kojarzyæ z otworem pralki.
Taki sam kszta³t ma naklejka na butelkê witnickiego piwa i tekturowa podstawka. Piwo
10
Geschichte gedruckt wurde, die den Namen des
Lokals erklärt. Schon im „Tagesspiegel” hatte
ich gelesen, dass man im Ruhrgebiet als
Waschmaschinewsky jene Polen bezeichnete,
die dorthin als Sachsengänger kamen und für
ihre ersten Ersparnisse den Zivilisationsrückstand nachholen wollten, indem sie zuerst eine
Waschmaschine kauften. Wohl unter dem
Eindruck der Seitenhiebe über die sprichwörtliche polnische Sauberkeit. Seitenhiebe, die
noch aus der Zeit stammen, in der die Krankheit
eines lange nicht gewaschenen Kopfes, in Polen
als „ko³tun” bekannt, im Westen als „die polnische Krankheit” bezeichnet wurde.
In der Speisekarte gibt es also eine
Erzählung von einem näher nicht bezeichneten
Berliner, dem Besitzer eines einzigen Hemdes,
des es jeden Tag nach der Arbeit in seiner hervorragenden Waschmaschine einer guten Marke
wäscht, einem „Mercedes unter den Waschmaschinen”. Er tut das, weil seine Frau an unterschiedlichen Tageszeiten arbeitet. Er wartet auf
das Ende des Waschvorgangs im Unterhemd vor
dem Fenster, schaut nach der besseren Welt in
der Weite der Berliner Luft. Die Kinder aus den
Nachbarschaft nennen ihn „Waschmaschinewsky”. Die Rotznasen, in die lokalen Sitten
und Verhältnisse früh eingeweiht, pflegten ihn
zu fragen, warum er sich von seiner Frau nicht
scheiden lasse, wo er sein Hemd ja sowieso selber waschen müsse? Der Protagonist fühlt sich
hier unwohl. Dazu ist das hier ausgeschenkte
Bier schlechter Qualität. Sein mit dem Geschmack der hiesigen Trünke auch unzufriedene
Vater erzählte ihm, dass es in Polen, kurz hinter
der Grenze das Städtchen Witnica gäbe, in dem
eine kleine Brauerei ihr Bier nach einer alten
deutschen Rezeptur mache. So guckte der Sohn
in das Horizont und träumte, dass er eines Tages
in dieses Land des goldenen Trunks fahren
könne. Eines Tages, als ihn seine Frau und die
Nachbarskinder besonders verärgerten, stieg er,
böse über die ganze Welt, in seinen alten Open
und fuhr hinter die Oder. Als er die Grenze
passierte, sah er, dass die Vögel hier ein bisschen
heller sängen, die Menschen ein bisschen freundlicher zueinander seien. Und als er in der
Nähe der Brauerei seinen Wagen verließ, konnte
er die Duft von Malz riechen und plötzlich war
z Witnicy wystêpuje tu pod mark¹
Waschmaschinewsky i kosztuje 1,5 euro, podczas gdy inne marki wyszczególnione
z nazwy w cenie 2 euro. W karcie dañ lokal
oferuje codziennie miêdzy innymi bigos
i ruskie pierogi, a w soboty i niedziele polskie
œniadania: „Nix Wurstki” czyli danie
z zestawem serów „bez kaine kie³basa” oraz
du¿e danie „Warschauer Pakt”, co nie wymaga t³umaczenia. Mi³a, inteligentna kelnereczka, Polka, ma k³opoty z odpowiedzi¹ gdy
pytam j¹ o samopoczucie. Dobra praca, mili
goœcie, tylko ma pewne k³opoty z t¹ wersj¹
polskoœci jak¹ siê tu serwuje. Próbuje rozumieæ Niemców; „Oni maj¹ zupe³nie inne
poczucie humoru ni¿ my” – stwierdza filozoficznie uogólniaj¹c swe przemyœlenia.
Wyszed³em z restauracji z poczuciem
dysonansu poznawczego. Nie wiedzia³em jak
powinienem siê w takiej sytuacji zachowaæ?
Co z tym fantem robiæ? Tajny Agent we mnie
swymi podszeptami przejawia³ maksimum
aktywnoœci.
Tego dnia spotyka³em siê z kilkoma
niemieckimi znajomymi, z którymi od wielu
lat wspó³pracujê. Gdy im opisywa³em koncepcjê kulturowej to¿samoœci knajpy zarykiwali siê ze œmiechu przerywaj¹c mi spontanicznym „Toll” – w znaczeniu „wspaniale”.
Gdy ich pyta³em czy nie widz¹ tu nietaktu, ba,
swoistego braku kultury wspó³¿ycia, czy
wrêcz prowokacji, nie za bardzo wiedzieli
o co mi chodzi. Podj¹³em próbê zorganizowania grupy Polaków tu mieszkaj¹cych, którzy
by podjêli siê uœwiadomienia w³aœcicielowi,
¿e nie têdy wiedzie droga do zbli¿enia
z Polakami. Wyperswadowano mi to jako
pomys³ bezsensowny, bowiem w³aœciciel
lokalu to ktoœ w rodzaju naszego Majewskiego z TVN, czy s³awetnej pary dziennikarzy
„Wprost”, którzy podobny program swego
czasu prowadzili w telewizji publicznej,
z wszystkiego robi¹c sobie kpinê i ¿e trzeba to
wzi¹æ za dobr¹ monetê.
Nocowa³em u berliñskich znajomych.
Ogl¹daliœmy telewizjê, m.in. program kabaretowy. Jeden z satyryków przez pó³ godziny
monologowa³ ku rozbawieniu publicznoœci,
kpi¹c sobie z Matki Boskiej, Jezusa, Trójcy
das Wohlbefinden wieder da, die Seele war
geheilt. Das Glück war vollständig, als er im
Bierkeller der Brauerei den Geschmack des
hiesigen Biers fühlen durfte. Seine Berliner
Probleme verschwanden wie der Schaum des
hervorragenden, aromatischen Trunks.
Soviel der Literatur. In der Speisekarte
wurde ein Loch ausgeschnitten, das an die Öffnung einer Waschmaschine erinnern soll.
Derselben Gestalt waren auch die Aufkleber auf
den Flaschen des Witnicer Biers und die
Bierdeckel. Das Bier wird hier unter der Marke
Waschmaschinewsky zu 1,5 Euro verkauft,
während alle anderen, in der Speisekarte genannten Marken, je 2 Euro kosten. Zu Essen wird
hier tagtäglich u.a. „Bigos” und „reussische
Teigtaschen” angeboten, während man samstags
und sonntags polnisches Frühstück genießen
kann: „Nix Wurstki” – eine Speise mit verschiedenen Käsesorten – und ein großes Gericht
unter dem Namen „Warschauer Pakt”. Die
kleine, intelligente Kellnerin, eine Polin, macht
es sich schwer mit der Antwort auf die Frage
nach dem Wohlbefinden. Ein guter Job, nette
Gäste, nur habe sie bestimmte Probleme mit der
Version des Polentums, die hier serviert wird.
Sie macht sich Mühe, die Deutschen zu verstehen; „Ihr Sinn für Humor ist aber doch ganz
anders”, stellt sie fest, indem sie ihre Gedanken
philosophisch verallgemeinert.
Ich verließ das Restaurant von einer kognitiven Dissonanz begleitet. Wie sollte ich mich in
einer solchen Situation verhalten? Was soll ich
damit machen? Der Inoffizielle Mitarbeiter
arbeitete auf höchsten Touren.
An diesem Tag traf ich mich mit einigen
deutschen Bekannten, mit denen ich seit Jahren
zusammenarbeite. Als ich ihnen das Konzept der
kulturellen Identität in dieser Kneipe auseinander legte, brüllten sie vor Lachen und unterbrachen mich immer wieder mit einem spontanen „Toll!”. Ich fragte sie, ob sie hier keine
Taktlosigkeit sehen, keinen Mangel an der
Kultur des Miteinanders, ja keine Provokation,
sie wussten aber nichts mit der Frage anzufangen. Ich unternahm den Versuch, eine Gruppe
der hier lebenden Polen dazu zu bewegen, dem
Besitzer der Kneipe klarzumachen, dass er auf
dem Holzweg sei, wenn er so nach Annäherung
Zbigniew Czarnuch
11
Œwiêtej, papie¿y, zakonników. Kamera ukazywa³a reakcjê sali: same rozbawione twarze!
Co za kraj? Co za ludzie! Bo¿e, Ty widzisz
i nie grzmisz?
Po wymianie zdañ moi gospodarze
poradzili mi bym dla dalszego pog³êbienia
nurtuj¹cego mnie problemu, uda³ siê do
König Wusterhausen i do Köpenick.
Profesor Grundling
prezydent akademii nauk
i zarazem królewski b³azen
Zgodnie z sugesti¹, nastêpnego dnia
wybra³em siê do Königs Wusterhausen. Ju¿
dawno siê tu wybiera³em z innego powodu.
Œledzê z uwag¹ dokonuj¹cy siê w Brandenburgii proces przewietrzania, przewartoœciowania i rehabilitacji pruskich tradycji.
Bywam na ka¿dej kolejnej wystawie poczdamskiego Domu Historii BrandenburskoPruskiej. Po Hohenzollernach zosta³o wiele
zamków i pa³aców, które po wojennych
zniszczeniach s¹ pieczo³owicie odrestaurowywane. Ka¿dy z nich poœwiêcony jest
innemu reprezentantowi dynastii. Nie by³em
jeszcze w Königs Wusterhausen, w zamku
poœwiêconym pamiêci króla, postaci frapuj¹cej z uwagi na niezwyk³¹ z³o¿onoœæ
osobowoœci. By³ tyranem i duchowym prymitywem legitymizuj¹cym siê zarazem rewelacyjnymi osi¹gniêciami natury gospodarczej
i administracyjnej. Choæ upañstwowi³ spo³eczeñstwo wt³aczaj¹c w g³owy poddanych
paradygmat wspó³¿ycia oparty na wojskowych pryncypiach rozkazodawstwa i bezwzglêdnego pos³uszeñstwa, to jednoczeœnie
uznawany bywa za jednego z g³ównych twórców nowoczesnego pañstwa. Z jednej strony
fanatyczny mi³oœnik armii, a zw³aszcza przybocznej gwardii dryblasów, dla których
pozby³ siê miêdzy innymi odziedziczonej po
ojcu legendarnej bursztynowej komnaty,
z drugiej zaœ stara³ siê ¿o³nierzy oszczêdzaæ
przed wojennymi awanturami, jako ¿e gin¹c
podczas bitew, zmniejszali liczbê potencjalnych podatników, a poza tym podczas wojny
plami³y siê i niszczy³y piêkne kolorowe
mundury, w które odzia³ swe rozliczne pu³ki,
12
zu Polen suche. Ich wurde davon abgebracht, die
Idee als sinnlos abgestuft, der Besitzer sei nämlich ein bekannter Spötter und man müsse das
alles für bare Münze nehmen.
Bei den Berliner Bekannten verbrachte ich
die Nacht. Wir sahen fern. Ein Kabarett. Einer
der Kabarettisten spottete eine halbe Stunde lang
vor einem amüsierten Publikum über die Mutter
Gottes, über Jesus, über die heilige Dreifaltigkeit, über Päpste und Mönche. Die Kamera
zeigte die Reaktion der Menschen: alle in bester
Laune! Was ist das für ein Land? Was sind das
für Menschen? Gott, Du siehst das und
schweigst?
Nach einem Meinungsaustausch mit meinen
Gastgebern empfahlen sie mir, nach Königs
Wusterhausen und Köpenick zu gehen, um dort
dem mich nagenden Gedanken auf den Grund zu
gehen.
Professor Grundling:
Präsident der Akademie
der Wissenschaften und Hofnarr
Gemäß dem Hinweis begab ich mich am
nächsten Tag auf eine Reise nach Königs
Wusterhausen. Ich wollte schon lange hin,
freilich aus anderen Gründen. Ich beobachte
aufmerksam die sich in Brandenburg vollziehende Durchlüftung, Umwertung und
Rehabilitierung der preußischen Traditionen. Ich
bin bei jeder Ausstellung des Potsdamer Hauses
der Brandenburgisch-Preußischen Geschichte
anwesend. Die Hohenzollern hatten viele
Schlösser und Paläste hinterlassen, die sorgfältig
nach den Kriegszerstörungen restauriert werden.
Jedes Schloss ist einem anderen Vertreter dieser
Dynastie gewidmet. Ich war noch nie in Königs
Wusterhausen, in dem Schloss zum Gedenken
an einen König, der mich auf Grund der
ungewöhnlichen Komplexität seiner Persönlichkeit fasziniert. Er war Tyrann und ein
geistiger Primitivling, der sich gleichzeitig mit
hervorragenden wirtschaftlichen und verwaltungstechnischen Errungenschaften ausweisen
konnte. Obwohl er die Gesellschaft verstaatlichte und seinen Untertanen ein Muster des
gesellschaftlichen Lebens einprägte, das sich auf
den militaristischen Prinzipien der Befehle und
co w obu przypadkach nie by³o dla skarbu
pañstwa po¿¹dane, nie mówi¹c ju¿ o innych
wydatkach. Mowa o królu Fryderyku
Wilhelmie. Czeka³a mnie tu siurpryza. Mój
wczorajszy dysonans poznawczy spowodowany pobytem w Établissements przy
Bänschstrasse 25, os³abiony nieco po obejrzeniu telewizyjnego satyrycznego programu,
mia³ tutaj, w Königs Wusterhausen zostaæ
podleczony zastrzykiem koñskiej dawki
wiedzy o pruskim poczuciu humoru. Jakby za
spraw¹ owej nieszczêsnej pralki, mój siermiê¿ny, zdrowy polski patriotyczny pogl¹d na
œwiat rodem z maminych wierszyków oraz
has³a grawerowanego na szlacheckich
szablach: „Bóg, Honor i Ojczyzna”, poddany
zosta³ dalszemu teraz ju¿ przyspieszonemu
procesowi prania mózgu. Czu³em jak zatracam ochotê pójœcia w œlady Ksiêcia Józefa,
któremu „Bóg powierzy³ honor Polaków”, by
walczyæ jak on o godnoœæ ojczyzny a¿ do
œmierci, w tym przypadku poprzez oprotestowanie specyfiki mentalnoœci s¹siada,
natomiast potê¿nieje we mnie wola ods³aniania dot¹d ma³o nam Polakom znanego œwiata
etnicznych odrêbnoœci, w tym przypadku
w dziedzinie poczucia humoru, w imiê
respektu dla staropolskiej m¹droœci ludowego
porzekad³a: „co kraj to obyczaj”. Tu w Königs
Wusterhausen znalaz³em tego tutejszego obyczaju kolejne ucieleœnienie, u nas zupe³nie
niewyobra¿alne.
Otó¿ ów w³adca, którego œwiat obraca³ siê
wokó³ kategorii respektu dla w³adzy, prawa,
pañstwa, z dyscyplin¹, gospodarnoœci¹
i wielk¹ armi¹ na czele, nie znosi³ artystów
i uczonych, którzy burzyli mu œwiat oparty na
Biblii i jej prawach naturalnych. A by³a to jak
wiadomo z jednej strony epoka rozwijaj¹cego
siê oœwiecenia, z drugiej zaœ kontrreformacji,
która tutaj, w protestanckich Prusach, przybra³a postaæ pietyzmu, maj¹cego we Fryderyku Wilhelmie gorliwego protektora. Jego
ojciec Fryderyk I, któremu Hohenzollernowie
zawdziêczali presti¿owy awans z rangi ksi¹¿¹t
elektorów do królów w Prusach, by³ piêknoduchem, któremu œni³a siê wielkoœæ kraju
przejawiaj¹ca siê w blasku wspania³ych
budowli, w bogactwie ich wnêtrz, w przepy-
absoluten Gehorsams stützte, wird er doch als
einer der Mitbegründer der modernen Staatsidee
anerkannt. Einerseits war er ein fanatischer
Freund der Armee, besonders seiner persönlichen Garde langer Lulatsche, für die er u.a. das
von seinem Vater vererbte legendäre
Bernsteinzimmer aufgab, andererseits versuchte
er seine Soldaten vor Kriegsabenteuern zu
schützen, weil sie, bei Schlachten getötet, die
Zahl der potentiellen Steuerzahler verringerten;
außerdem wurden während der Kriege die wunderschönen, bunten Uniforme seiner zahlreichen
Regimente befleckt und beschädigt, was natürlich auch nicht gerade gut für den Staatsschatz
war, geschweige denn andere damit verbundene
Ausgaben. Die Rede ist vom König Friedrich
Wilhelm. Hier wartete auf mich eine Überraschung. Meine gestrige, schon etwas durch das
Fernsehprogramm geschwächte kognitive
Dissonanz aus dem Etablissement in der
Bänschstrasse 25 sollte hier, in Königs
Wusterhausen, durch eine Spritze Pferdedosis
preußischen Humors behandelt werden. Wie
durch diese fatale Waschmaschine wurde meine
einfache, gesunde, polnisch patriotische
Weltanschauung aus den Gute-Nacht-Gedichten
meiner Mutter und der seit Jahren auf den
Säbeln des polnischen Adels gemeißelten
Losung: „Gott, Ehre und Vaterland” einer weiteren, jetzt schon beschleunigten Gehirnwäsche
unterzogen. Ich konnte fühlen, wie ich die Lust
verliere, der Spur des Fürsten Józef zu folgen,
dem „Gott die der Ehre der Polen anvertraute”,
dass sie wie er für die Würde des Vaterlandes bis
zum Tode kämpfen – diesmal freilich nur bis
zum Protest gegen die Mentalität des Nachbarn
– und wie in mir dagegen die Lust wächst, den
Polen die bisher wenig bekannte Welt der ethnischen Eigenart zu enthüllen, und zwar im
Bereich des Sinns für Humor, voller Respekt für
die alte Weisheit des Sprichwortes „andere Länder – andere Sitten”. Hier in Königs Wusterhausen fand ich eine weitere Verkörperung dieser Sitten, die bei uns völlig unvorstellbar
wären.
Der oben erwähnte Herrscher, dessen Welt
sich um das Respekt für die Macht, das Recht,
den auf Disziplin, Wirtschaftlichkeit und große
Armee gestützten Staat drehte, hasste Künstler
Zbigniew Czarnuch
13
chu parad z³oconych karet, karnawa³owych
zabaw czy w s³awie dworskich artystów
i uczonych. Przejmuj¹c tron nowy król
odziedziczy³ ca³¹ armiê architektów, malarzy,
rzeŸbiarzy, aktorów, kucharzy, z wielk¹ liczb¹
s³u¿by dworskiej, któr¹ rozpêdzi³ tworz¹c
pañstwo ¿o³nierzy, przedsiêbiorców i urzêdników. Ojciec mia³ wspania³y dwór - mawia³
- niech mi zatem bêdzie wolno mieæ wspania³¹
armiê. Nowy król nie chcia³ mieæ nic wspólnego z berliñskim dworem i jego zepsutym
moralnie towarzystwem i za ulubione miejsce
zamieszkania wybra³ skromny, niewielki podberliñski pa³acyk myœliwski Wusterhausen.
Tu mieœci³ siê jego sztab, w postaci s³ynnego
Tabakskollegium, w którym zadecydowano
o zmianie kierunku dalszego rozwoju Prus.
Zrezygnowano z drogi wiod¹cej ku projektowi przemiany Berlina w Ateny Pó³nocy,
i skierowano siê ku szlakowi, który zamienia³
go w Spartê Pó³nocy.
Fryderyk I by³ za³o¿ycielem Towarzystwa
Naukowego, które da³o pocz¹tek póŸniejszej
Pruskiej Akademii Nauk. Na jego czele
ustanowi³ wielkiego uczonego i filozofa
Gottfrieda Wilhelma Leibniza. Po jego œmierci to presti¿owe stanowisko obj¹³ wywodz¹cy
siê z rodziny pastorskiej wybitny historyk
pañstwa i prawa, reprezentant oœwiecenia,
ateista Jacob Paul von Grundling. Nowy król
wymaga³ od urzêdników, by nie opowiadali
mu o tym co na dany temat powiedzia³
Arystoteles czy inny autorytet, ale jaki jest
jego w³asny pogl¹d w danej sprawie. Do ulubionych powiedzonek w³adcy nale¿a³o „Obedieren nich raisonieren” – („S³uchaæ a nie
rezonowaæ”). Nowy w³adca pe³en pogardy
wobec wszelkich ludzi popisuj¹cych siê sw¹
erudycj¹, dla zaznaczenia wy¿szoœci
zdrowego rozs¹dku nad naukow¹ refleksj¹
z jej sk³onnoœci¹ do relatywizmu ze swym
„tak ale”, mianowa³ prezesa Towarzystwa
Naukowego swym… nadwornym b³aznem!
Ciesz¹cy siê miêdzynarodow¹ s³aw¹ uczony
zosta³ w³¹czony do grona 8–12 najbli¿szych
wspó³pracowników króla zasiadaj¹cych
w Tabakskollegium. Do jego obowi¹zków
nale¿a³o referowanie przegl¹du prasy miêdzynarodowej i rozœmieszanie zebranych.
14
und Wissenschaftler, die seine von der Bibel und
deren Naturgesetze geprägte Weltanschauung
störten. Es ist ja bekannt, dass es einerseits die
Zeiten der sich entwickelnden Aufklärung,
andererseits – der Konterreformation waren, die
hier, im protestantischen Preußen die Gestalt des
Pietismus annahm und in Friedrich Wilhelm
ihren eifrigen Schirmherrn fand. Sein Vater,
Friedrich I., dem die Hohenzollern den für ihr
Prestige wichtigen Aufstieg von den Kurfürsten
auf „Könige in Preußen” verdankten, war ein
Schöngeist, der von einem Staat träumte, dessen
Größe sich durch den Glanz prachtvoller
Gebäude, das Reichtum deren Innenräume, die
Pracht vergoldeter Karossen und der
Karnevalspiele oder den Ruhm der Hofkünstler
und -wissenschaftler äußern würde. Als der neue
König den Thron übernahm, erbte er eine ganze
Armee von Architekten, Malern, Bildhauern,
Schauspielern, Köchen, eine zahlreiche
Hofdienerschaft – die er alle auseinander jagte,
um einen Soldaten-, Unternehmer- und
Beamtenstaat zu schaffen. Mein Vater hatte
einen herrlichen Hof – pflegte er zu sagen – ich
soll doch eine herrliche Armee haben dürfen.
Der neue König wollte mit dem Berliner Hof
und dessen moralisch verfallener Gesellschaft
nicht zu tun haben und machte das bescheidene,
recht kleine Jagdschloss in Wusterhausen bei
Berlin zu seinem Lieblingssitz. Hier befand sich
sein Stab in der Gestalt des berühmten
Tabakskollegiums, in dem über die neue Richtung in der weiteren Entwicklung Preußens
entschieden wurde. Der Weg, auf dem sich
Berlin in das Athen des Nordens verwandeln
sollte, wurde verlassen, gewählt wurde jener,
durch den Berlin zum Sparta des Nordens
wurde.
Friedrich I. gründete die Societät der
Wissenschaften, die der späteren Preußischen
Akademie der Wissenschaften zu Grunde lag.
An ihre Spitze stellte er den großen
Wissenschaftler und Philosophen, Gottfried
Wilhelm Leibniz. Nach dessen Tod übernahm
der aus einer Pastorenfamilie stammende hervorragende Staats- und Rechtshistoriker,
Vertreter der Aufklärung, Atheist Jacob Paul
Grundling diesen Prestigeposten. Der neue
König erwartete nicht von seinen Beamten, dass
Wszyscy nosili na g³owie modne krótkie,
bia³e peruczki, natomiast Grundling mia³
obowi¹zek noszenia staroœwieckiej œmiesznej
d³ugiej peruki. Król kaza³ mu tak¿e uszyæ
odrêbny b³azeñski ubiór noszony przez tego
typu ludzi na innych dworach. Podczas
posiedzeñ Tabakskollegium, wypalano jedn¹
fajkê i wypijano jeden kufel piwa.
Upokorzony profesor szuka³ ratunku w alkoholu, od którego siê uzale¿ni³, co jeszcze
bardziej wzmog³o wobec niego pogardê króla.
Zamówi³ jego portret w b³azeñskim stroju,
z kuflem piwa oraz fajk¹ w rêku w otoczeniu
ma³p, symboli b³azenady i zaj¹ców symbolizuj¹cych tchórzostwo, z ¿on¹ bij¹c¹ go po
g³owie pantoflem. Portret wisi w królewskim
zamku.
To swoiste poczucie królewskiego humoru
udziela³o siê poddanym, którzy pewnej nocy
przy drzwiach sypialni profesora przywi¹zali
dwa m³ode niedŸwiedzie, a okna zabarykadowali koszami artyleryjskimi. Ku uciesze
gawiedzi profesor z trudem przez te kosze
wydostawa³ siê na zewn¹trz budynku. Maj¹c
doœæ upokorzeñ Grundling podj¹³ próbê
ucieczki do austriackiego Wroc³awia, by st¹d
udaæ siê na dwór Habsburgów, gdzie by³
ceniony jako uczony. Próba siê nie powiod³a.
W otoczeniu dwu pruskich oficerów zosta³
ponownie sprowadzony na dwór, do Poczdamu. Gdy zmar³, król kaza³ go pochowaæ
w sarkofagu o kszta³cie beczki piwa, na
którym umieszczono nastêpuj¹cy tekst: Tu
le¿y cudo natury, pó³ cz³owiek, pó³ œwinia, ale
bez s³oniny, w m³odoœci œmieszny, na staroœæ
wariat, rano m¹dry, wieczorem pe³en etc. etc.
z czego smuci siê Bachus, ¿e straci³ kompana,
a gdyby czytelnik chcia³ wiedzieæ kogo on
op³akuje niech wie, ¿e Grundlinga.
Profesor zmar³ w roku 1731 w Poczdamie.
Zgon stwierdzono o godz. 11 i ju¿ po
po³udniu wystawiono w sarkofagu-beczce na
widok publiczny jego zw³oki. Zosta³ ubrany
w swój przepisowy b³azeñski strój z na³o¿on¹
na g³owê œmieszn¹ peruk¹. Ca³emu ceremonia³owi pogrzebowemu, z biciem w dzwony,
nadano formê karnawa³owej b³azenady,
w której obowi¹zkowo wzi¹æ mieli udzia³
wszyscy dostojnicy pañstwowi i koœcielni.
sie wissen, was zu dem jeweiligen Thema
Aristoteles oder eine andere Autorität meinte,
sondern was seine eigene – des Königs –
Meinung dazu wäre. Zu den Lieblingssprüchen
des Herrschers gehörte: „Obedieren – nicht
raisonieren”. Der neue König, voller
Missachtung für alle, die sich mit ihrer
Gelehrsamkeit wichtig taten, wollte die Überlegenheit des gesunden Menschenverstandes
gegenüber der wissenschaftlichen Reflexion und
deren Neigung zum Relativismus, zu dem
ewigen „ja, aber” zum Ausdruck bringen und
ernannte den Präsidenten der Societät der
Wissenschaften zu seinem... Hofnarren! Der
international berühmte Wissenschaftler wurde
der Gruppe von 8-12 nächsten Mitarbeitern des
Königs im Tabakskollegium eingegliedert. Zu
seinen Aufgaben gehörte es, die internationale
Presseschau darzulegen und die Versammelten
zum Lachen zu bringen. Alle trugen modische,
kurze, weiße Perücken, nur Gundling war
verpflichtet, eine altmodische, lächerliche lange
Perücke zu tragen. Der König ließ für ihn auch
ein Narrenkleid nähen, wie es von Männern
dieser Profession auf anderen Höfen getragen
wurde. Während der Sitzungen des
Tabakskollegiums wurden je eine Pfeife geraucht und je ein Krug Bier getrunken. Der
erniedrigte Professor suchte Rettung im
Alkohol, nach dem er süchtig wurde, was die
Missachtung des Königs noch vergrößerte.
Dieser ließ ein Porträt des Professors im
Narrenkleid fertigen, mit einem Bierkrug in der
einen und einer Pfeife in der anderen Hand,
inmitten von Affen – Symbolen des Narretei,
und Hasen – Symbolen der Feigheit, in
Gesellschaft der Frau, die ihn mit ihrem
Pantoffel auf den Kopf schlägt. Das Porträt
hängt immer noch im königlichen Schloss.
Des Königs besonderer Sinn für Humor
teilte sich seinen Untertanen mit, die einer Nacht
zwei junge Bären an die Schlafzimmertür des
Professors anbanden und die Fenster mit
Artilleriekörben verbarrikadierten. Zur Freude
der Gaffer musste er sich durch die Körbe nach
draußen herausdrängen. Der Demütigungen
überdrüssig versuchte Grundling ins österreichische Breslau zu fliehen, um von dort aus
zum Hof der Habsburger zu gelangen, wo er als
Zbigniew Czarnuch
15
Jego nastêpc¹ na stanowisku królewskiego
b³azna zosta³ tak¿e uczony, filozof i historyk
Salomon Jacob Morgenstern. Ten nie
prze¿ywa³ jak Grundling duchowej rozterki
i nie szuka³ schronienia w alkoholu. Pogodzi³
siê ze swym losem pe³ni¹c równoczeœnie rolê
b³azna i uczonego, co zosta³o przez króla
docenione. Zosta³ mianowany wicekanclerzem Uniwersytetu we Frankfurcie nad Odr¹.
Z tak¹ oto lekcj¹ historii na temat
pruskiego poczucia humoru wyniesion¹
z König Wusterhausen, za spraw¹ opowieœci
przewodnika oraz lektury zakupionych opracowañ, wraca³em do Witnicy, z postanowieniem ponownego przyjazdu do Berlina. Tym
razem w celu zapoznania siê z kolejnym
s³awnym przypadkiem specyfiki poczucia
humoru partnerów naszego dialogu kultur.
Przypadkiem rozs³awionym przez niemieckiego komediopisarza Carla Zuckmayera
w sztuce „Kapitan z Köpenick”.
Wyprawa do miejsca,
w którym z pietyzmem kultywuje siê
pamiêæ rzezimieszka
Fundamenty pañstwa opartego na wojskowych pryncypiach rozkazu i pos³uszeñstwa
wystawione przez „króla sier¿anta” mia³y
z czasem przekszta³ciæ siê w potê¿ny gmach
pruskiego pañstwa i spo³eczeñstwa, których
ponure cienie tak groŸnie zapisa³y siê w dziejach Europy. Jak to bywa z ci¹gotkami do
mocarstwowoœci, jednym to budowanie
chwa³y i s³awy w³asnego narodu opartej na
demonstrowaniu si³y podbija³o bêbenek patriotycznej dumy, innych niepokoi³o i ratunku
szukali w antymilitarnej publicystyce,
w opozycyjnej aktywnoœci politycznej lub
satyrze. Niekiedy takie satyryczne sytuacje
stwarza³o samo ¿ycie. Tak by³o ze s³awn¹
szar¿¹ pospolitego z³odziejaszka na ratusz
w podberliñskim wtedy (1906) miasteczku
Köpenick.
Szewc z zawodu, rodem z Tyl¿y, Friedrich
Wilhelm Vogt, nie pozbawiony inteligencji
³otrzyk trudni¹cy siê profesj¹ rzezimieszka
ju¿ od czternastego roku ¿ycia, po spêdzeniu
30 lat w krymina³ach, w tym tak¿e w S³oñsku,
16
Wissenschaftler geschätzt war. Der Versuch
misslang. Begleitet von zwei preußischen
Offizieren wurde er zurück zum Hof, nach
Potsdam geholt. Als er starb, ließ ihn der König
in einem Sarkophag in der Form eines
Bierfasses bestatten, auf dem sich der folgende
Text befand:
„Hier liegt ein Wunder-Ding, halb Mensch,
halb Schwein, doch ohne Haut; in der Jugend
witzig,im Alter toll; des Morgens klug, des
abends voll etc. etc. Bachus traure darüber, dass
er gestorben und wenn es der Leser wissen
wolle, wer es sey, so say das traute Kind der
Grundling.”
Der Professor starb 1731 in Potsdam. Sein
Tod wurde um 11 Uhr festgestellt und schon um
Mittag war er im Sarkophag aus Fass zur Schau
gestellt. Gekleidet war er in sein vorschriftgemäßes Narrenkleid mit der lächerlichen
Perücke auf dem Kopf. Der ganzen
Bestattungszeremonie, mit Glockenschlägen,
wurde die Gestalt einer Karnevalsnarretei verliehen, an der alle staatlichen und kirchlichen
Würdeträger teilnehmen mussten.
Zum Nachfolger des Professors auf dem
Posten des königlichen Narren wurde auch ein
Wissenschaftler, der Philosoph und Historiker
Salomon Jacob Morgenstern. Dieser empfand
keinen geistigen Zwiespalt und suchte keine
Zuflucht im Alkohol. Er war mit seinem
Schicksal einverstanden, spielte den Narren und
arbeitete gleichzeitig als Wissenschaftler, was
der König auch zu schätzen wusste.
Morgenstern wurde nämlich zum Vizekanzler
der Universität in Frankfurt an der Oder
ernannt.
Nach einem solchen Geschichtsunterricht
zum Thema „der preußische Sinn für Humor”,
den mir der Museumsführer erteilte und der mir
von den eingekauften Unterlagen bestätigt
wurde, kehrte ich nach Witnica mit dem feste
Vorsatz zurück, wieder nach Berlin zu kommen.
Und diesmal, um mich mit einem weiteren wohl
bekannten Fall des Sinns für Humor bekannt zu
machen, der für unsere Partner im Dialog der
Kulturen charakteristisch ist. Mit einem Fall, der
vom deutschen Komödiendichter Carl
Zuckmayer in dem Spiel „Der Hauptmann von
Köpenick” verewigt wurde.
wpad³ na b³yskotliwy pomys³ kolejnego
skoku na kasê. Tym razem wykorzystuj¹c
efekty patriotycznej edukacji narodu w duchu
rozkazu i pos³uszeñstwa, czyli wed³ug „das
Princip Befehl und Gehorsam”. Vogt kupi³
sobie w sklepie ze starzyzn¹ mundur kapitana
piechoty i ubrawszy go zatrzyma³ w Berlinie
ma³y oddzialik ¿o³nierzy wracaj¹cy z æwiczeñ, wydaj¹c im rozkaz udania siê wraz
z nim na stacjê kolejow¹ i pojechania do
Köpenick, z zadaniem wykonania rozkazu
w³adz zwierzchnich. ¯o³nierze ze swym
dowódc¹ rozkaz wykonali, w ratuszu miejskim zaaresztowali burmistrza i wraz z innym
urzêdnikiem zawieŸli do s³ynnej Schinklowskiej kordegardy Neuen Wache stoj¹cej przed
cesarskim pa³acem. Natomiast Vogt zabra³
kasetkê z kwot¹ 4 tys. marek i ulotni³ siê.
Ca³y ówczesny cywilizowany œwiat zarykiwa³ siê ze œmiechu szydz¹c z pañstwa
pruskiego, którego obywateli wytresowano na
wzór oddzia³u wojska. W Prusach jedni
tworzyli komitety zbieraj¹ce pieni¹dze na
wsparcie zaaresztowanego Vogta, inni,
a wœród nich sam cesarz, z dum¹ chwalili siê
wynikami pruskiej pedagogiki spo³ecznej,
która mog³a siê poszczyciæ takim zdrowym,
zdyscyplinowanym narodem.
W roku 2006 dzielnica Berlina Wschodniego Köpenick uroczyœcie obchodzi³a stulecie tamtej kpiny z w³adzy. Bogaty program
jubileuszu zatytu³owano „Köpenikiada”.
Ciekawi³o mnie, jak pamiêæ tych wydarzeñ
jest tam kultywowana. Bo czy mo¿na czciæ
pamiêæ w³amania do ratusza dokonanego
przez pospolitego z³odzieja, kompromituj¹cego pañstwo na arenie miêdzynarodowej?
Okaza³o siê, ¿e nie tylko mo¿na, ale ¿e znajduje to spo³eczne przyzwolenie i poparcie
i jest okazj¹ do pysznej zabawy.
Wybraliœmy siê tam w ramach cyklu
wycieczek organizowanych przez PolskoNiemieckie Stowarzyszenie EDUCATIO
dzia³aj¹ce w euroregionie Pro Europa
Viadrina. Nasi cz³onkowie mieszkaj¹cy
w Köpenick najpierw zaprowadzili nas do
usytuowanego w ratuszu muzeum Vogta,
miêdzy innymi do sali z sejfem, z którego
zawartoœci¹ nasz bohater znikn¹³ w t³umie.
Der Ausflug zu einem Ort,
wo eines Beutelschneiders
mit Pietät gedenkt wird
Der auf militärischen Prinzipien des Befehls
und des Gehorsams gestützte Staat des
„Soldatenkönigs” sollte zum Fundament des
riesigen Baus eines Staates und einer
Gesellschaft werden, deren schwarze Schatten
auf die Geschichte Europas fielen. Wie es so
immer mit den aufkommenden Mächten ist,
werden manche durch den Aufbau des Ruhmes
und der Ehre der eigenen Nation in ihrem
Patriotismus bestärkt, während andere sich
dadurch bedroht fühlen und ihre Rettung in der
antimilitärischen Publizistik, in der Opposition
oder in der Satire suchen. Manchmal kreiert
das Leben solche satirischen Situationen selbst.
So war es auch mit dem gemeinen Dieb, der
sich an dem Rathaus der damals (1906) noch
selbständigen Stadt bei Berlin – Köpenick – vergriff.
Der ausgebildete Schuster aus Tilsit,
Friedrich Wilhelm Vogt, ein intelligenter
Halunke, der sich mit dem Beutelscheiden schon
seit dem vierzehnten Lebensjahr beschäftigte
und 30 Jahre in Gefängnissen – unter anderem
auch in Sonnenburg (heute S³oñsk) – verbrachte,
kam auf eine neue geistreiche Idee, ans Geld zu
kommen. Dieses Mal nutzte er die Ergebnisse
der patriotischen Erziehung der Nation im
Geiste des Prinzips „Befehl und Gehorsam” aus
und kaufte sich in einem Trödelgeschäft die
Uniform eines Infanteriehauptmanns. Nachdem
er sie angezogen hatte, hielt er in Berlin ein
kleines Trupp Soldaten an, die von den Übungen
zurückkehrten und gab ihnen den Befehl, dass
sie ihm zum Bahnhof und dann nach Köpenick
folgten, um dort weitere Anweisungen der
Behörden zu erfüllen. Die Soldaten taten, wie
befohlen, im Rathaus des Städtchens nahmen sie
den Bürgermeister und andere Beamte fest und
führten sie zur berühmten, von Schinkel entworfenen, vor dem Kaiserpalast stehenden Neuen
Wache, während sich Vogt mit einem Kästchen
mit 4.000 Mark aus dem Staub machte.
Die ganze damalige zivilisierte Welt brüllte
vor Lachen über einen preußischen Staat, dessen
Bürger wie ein Trupp Soldaten trainiert waren.
Zbigniew Czarnuch
17
Ratusz jest solidnym gmachem w stylu wilhelmiñskim, którego budowê zakoñczono tu¿
przed t¹ nies³ychan¹ akcj¹. Na schodach
wiod¹cych do ratusza widaæ miejsce po jego
pomniku, który jakiœ prawdziwy patriota
pruski w trosce o godnoϾ miasta i narodu
uszkodzi³ i rzeŸba naturalnej wielkoœci
opryszka, zabrana zosta³a do naprawy. Na
œcianie widaæ tak¿e uszkodzon¹ tablicê informacyjn¹ na temat ca³ego zdarzenia.
Przypomnia³o mi to gorzowskie perypetie
„Œwinstera” z którym walkê tocz¹ tamtejsi
stra¿nicy cnoty pryncypialnego ponuractwa.
W oczekiwaniu na spektakl uliczny, odtwarzaj¹cy dwa razy w tygodniu owe œmia³e
przedsiêwziêcie Vogta, udaliœmy siê do pobliskiej knajpki, która jest punktem zbornym
aktorów ulicznego widowiska, granego przed
wejœciem do restauracji urz¹dzonej w ratuszowych podziemiach. Byliœmy œwiadkami jak
cz³onek personelu przytulnej pijalni, który
dopiero co nam podawa³ piwo, odwi¹zuje
s³u¿bowy fartuch i wdziewa mundur oraz
zak³ada pikielhaubê, co czyni¹ tak¿e inni
cz³onkowie artystycznej trupy przechowuj¹cy
tu swe stroje i karabiny. Gdy uformowali siê
w oddzia³, ruszyliœmy za nimi. Przed wejœciem do restauracji ratuszowej ustawiono
symboliczn¹ dekoracjê w postaci wieszaka,
na którym g³ówny aktor widowiska ulicznego
teatrum utrzymanego w konwencji farsy,
wcielaj¹cy siê w coraz to inn¹ postaæ
i graj¹cy zarazem rolê Vogta, zawiesza
w miarê rozwoju akcji kolejne tabliczki
z nazwami miast, dworca kolejowego czy
ulic, w których rzecz siê dzieje. Zebra³ siê
t³um ludzi. Obserwowa³em ich uœmiechniête,
rozbawione twarze.
Rzecz dzieje siê na terenie dawnego NRD.
W œwiadomoœci wielu mych polskich znajomych mieszkañcy Berlina Wschodniego to
pryncypialni stra¿nicy tradycji pruskiej pychy
i pryncypialnoœci. Jakoœ tego tutaj nie widzê.
Widzê natomiast wolê wyszydzania pamiêci
pruskiej armii i zmilitaryzowanej mentalnoœci
rodaków. Nawet za cenê kpiny z w³asnego
miasta, które ten Beutelschneider i Spitzbube
skompromitowa³ na skalê œwiatow¹. Jak
wynika z folderu zatytu³owanego „100 Jahre
18
In Preußen bildete der eine oder andere ein
Komitee, um Geld zur Unterstützung des
inzwischen festgenommenen Vogt zu sammeln,
andere, darunter der Kaiser selbst, prahlten mit
den Ergebnissen der preußischen Sozialpädagogik, die aus den Preußen eine so gesunde und
disziplinierte Nation machte.
Im Jahre 2006 beging Köpenick, heutige ein
Stadtviertel Berlins, feierlich den 100. Jahrestag
dieses Scherzes über Behörden. Das an
Ereignissen reiche Jubiläum wurde als „Köpenickiade” bezeichnet. Mich interessierte, wie
diesen Geschehnissen dort gedenkt wird. Denn
wie kann man schon einem Einbruch ins
Rathaus durch einen gemeinen Dieb gedenken,
der den Staat international der Lächerlichkeit
preisgab? Es stellte sich heraus, dass es nicht nur
möglich ist, sondern noch von der Gesellschaft
gebilligt wird und eine Gelegenheit zum besten
Spaß sein kann.
Wir begaben uns dorthin im Rahmen der
Ausflüge, die von der Deutsch-Polnischen
Gesellschaft EDUCATIO der Euroregion Pro
Europa Viadrina organisiert werden. Unsere in
Köpenick lebenden Mitglieder brachten uns
zuerst ins im Rathaus befindliche Vogt-Museum,
unter anderem in den Raum mit dem Tresor, mit
dessen Inhalt sich unser Protagonist in der
Menge auflöste. Das Rathaus ist ein solides
Gebäude im wilhelminischen Stil, dessen Bau
erst kurz vor dieser unerhörten Aktion abgeschlossen wurde. Auf der Treppe zum Rathaus
konnte man die Stelle sehen, wo sich Vogts
Denkmal befand, das aber von einem echten
preußischen Patrioten in Sorge um die Würde
der Stadt und des Volkes beschädigt wurde, so
das die naturgroße Skulptur des Räubers zur
Reparatur gebracht werden musste. An der
Wand konnte man eine auch beschädigte Tafel
mit der Information über dieses Ereignis sehen.
Es erinnerte mich an die Gorzower Abenteuer
von „Œwinster”, einer Skulptur, gegen welche
die dortigen Wächter der Tugend und der
prinzipiellen Humorlosigkeit kämpfen.
In Erwartung auf das Straßentheater, das das
kühne Abenteuer Vogts zweimal die Woche vor
dem Ratskellereingang nachspielt, gingen wir in
die nah liegende Kneipe, die als Treffpunkt der
Schauspieler dieses Theaters gilt. Wir waren
Köpnickiade” miasto przygotowa³o bogaty
program obchodów jubileuszu. Znajdujê tu
miêdzy innymi otwarcie w gmachu ratusza
jeszcze jednej wystawy na temat Vogta, tym
razem w sali tradycji tutejszej restauracji
zwanej „izb¹ gwardyjsk¹”. Potem mowa jest
o wystawach plakatów, karykatur i znaczków
pocztowych na ten temat. Przewidziano
wycieczki z³odziejskim szlakiem w towarzystwie Vogta, burmistrza i innych przebierañców, z posi³kiem w knajpce, w której nasz
wydrwigrosz postawi³ piwo nabitym
w butelkê ¿o³nierzom. Mo¿na by³o wzi¹æ
udzia³ w tej wycieczce w wersji pieszej i autokarowej. Zaplanowano festyn „Hauptmanns
Kneipen – Musik – Fest, spektakle sztuki
Zuckmeyera i wieczory literacko-muzyczne
pod tytu³em „Jeszcze dziœ z tego œmieje siê
ca³y œwiat”.
Taaak. Mieli racjê moi przyjaciele gdy
radzili, bym swój dysonans poznawczy
wywo³any pobytem w knajpie w dzielnicy
Freidrichshein leczy³ tak¿e kufelkiem
w piwiarni w Köpenick.
* * *
Podczas dalszej wêdrówki po Berlinie
opowiadano nam o lokalu, zorganizowanym
przez tutejszych Polonusów dla œrodowisk
twórczych Berlina. Nosi on nazwê „Klub
Polskich Nieudaczników” i jest miejscem
prezentacji wybitnych polskich i nie tylko
polskich projektów teatralnych, muzycznych,
plastycznych, fotograficznych. Tu tak trzeba.
To jest ten jêzyk i ten styl. Jak wleziesz
miêdzy wrony… RozluŸniæ siê. Podchodziæ
do ¿ycia nie ca³kiem serio, bo uczy nas ono,
¿e na takie dostojne traktowanie po prostu nie
zas³uguje. Nie tylko tam. Tak¿e tu. A mo¿e
szczególnie tu?
Wkrótce po powrocie do domu byliœmy
œwiadkami wybuchu kolejnego skandalu
w Warszawie. Tym razem na temat kartofli
z „Tageszeitung”, na ³amach której w satyrycznym tekœcie pokpiwano z naszych
s³ynnych bliŸniaczych or³ów, a mo¿e raczej
or³a dwug³owego? Polak wstydu nie zniesie,
bo ma dumê ojczyst¹ i nie pozwoli by mu
Zeugen, wie ein Personalmitglied dieser
gemütlichen Bierstube, das uns gerade eben Bier
einschenkte, seine Dienstschürze ablegte und
eine Uniform an- und eine Pickelhaube aufzog,
gefolgt von anderen Mitgliedern der Gruppe von
Künstlern, die hier ihre Kleider und Karabiner
aufbewahrten. Als sie eine Einheit bildeten, gingen wir ihnen nach. Vor dem Ratskellereingang
stand ein Kleiderständer als symbolische Dekoration, auf den der Hauptschauspieler der als
eine Farce vorgeführten Vorstellung – mal als
Vogt, mal als eine andere Gestalt – Tafeln mit
den Namen von Städten, Bahnhöfen oder
Strassen hängte, je nachdem, wo sich das Ganze
gerade abspielte. Es sammelte sich eine Menge.
Ich schaute mir die lachenden, amüsierten
Gesichter an.
Das ganze passiert auf dem Gebiet der ehemaligen DDR. Im Bewusstsein vieler meiner
polnischen Bekannten gelten die Bewohner
Ostberlins als prinzipielle Wächter des traditionellen preußischen Hochmuts und der
Prinzipientreue. Ich kann hier weder den einen
noch die andere sehen. Ich sehe dafür den
Willen, die Erinnerung an die preußische Armee
und die militaristische Mentalität der Landsleute
zu verspotten. Auch wenn dies den Spott über
die eigene Stadt bedeutet, die dieser
Beutelschneider und Spitzbube vor der ganzen
Welt blamierte. Aus dem Prospekt unter dem
Titel „100 Jahre Köpenickiade” geht hervor,
dass die Stadt ein reiches Programm zum
Jubiläum vorbereitete. Es wird unter anderem
eine weitere Ausstellung zu Vogt im Rathaus
eröffnet, diesmal im Traditionssaal des hiesigen
Restaurants, der „Gardekammer”. Dann wird
noch eine Plakat-, Karikatur- und Briefmarkenausstellung zu diesem Thema erwähnt.
Vorgesehen wurde eine Diebestour in der
Gesellschaft von Vogt, dem Bürgermeister und
anderer verkleideter Gestalten, mit einem Imbiss
in der Kneipe, in der unser Geldschneider den
übers Ohr gehauten Soldaten Bier spendierte.
Man konnte an der Tour zu Fuß oder mit einem
Bus teilnehmen. Geplant waren auch ein
„Hauptmanns Kneipen-Musik-Fest”, Vorführungen des Spiels von Zuckmeyer, Leseabende mit
Musik unter dem Titel „Noch heute lacht die
ganze Welt darüber”.
Zbigniew Czarnuch
19
Niemiec plu³ w twarz. Tym razem jednak
œwiat siê œmieje z naszego braku poczucia
humoru. Zazdroszczê Czechom ich Szwejka
w roli nieomal narodowego bohatera. My
wci¹¿ wolimy Pana Wo³odyjowskiego, ku
pocieszeniu dodajmy, ¿e w towarzystwie
Zag³oby. Ma³a rzecz i mog³aby cieszyæ, ale
ostatnio wolimy Józefa Kurasia. Tego od
„ognia i miecza” na Podhalu. S³owianom nad
Wis³¹, zamiast sielanek, dziœ bardziej bli¿sza
jest zaciek³a zemsta.
My tutaj nad Odr¹ i doln¹ Wart¹ z naszymi tradycjami pomarañczowej alternatywy,
zielonogórskim zag³êbiem kabaretowym, czy
gorzowsk¹ wojn¹ domow¹ o Œwinstera,
w poszukiwaniu innej, bardziej uœmiechniêtej
definicji œwiata nie mamy wiêkszych powodów do kompleksu na tym tle. Ku pocieszeniu
siebie stwierdziæ muszê z radoœci¹, ¿e na
polach naszej piêknej ziemi obok upraw
kartoflanych i plantacji s³odkich buraków,
pojawiaj¹ siê tak¿e coraz liczniejsze poletka
pikantnych przypraw. Cieszy, ¿e pieczo³owicie pielêgnuj¹ na nich rozmaite kminki
i kpinki tacy wytrawni eksperci od pieprzu
i goryczki jak Szymon Majewski, Grzegorz
Miecugow, Tomasz Sianecki, Artur Andrus,
Krzysztof Daukszewicz i inni.
Wybacz mi wiêc mój Tajny Wspó³pracowniku z oleodrukowego obrazka, zawieszonego troskliwymi rêkoma mamy nad moim
dzieciêcym ³ó¿eczkiem, ¿e mora³ tej historii
bêdzie nie po Twojej myœli. Jesteœ ze swymi
pogl¹dami ju¿ staroœwiecki. Twe przemyœlenia tr¹c¹ myszk¹. Bêdê bowiem usi³owa³
przekonaæ mojego burmistrza i prezesa spó³ki
Browar „BOSS” Witnica, by przestali siê
boczyæ na konfesjona³ w berliñskiej knajpie
„Waschmaschinewsky” i poszli w œlady
Polskich Nieudaczników, czyni¹c lokal darmow¹ przestrzeni¹ promocji miasteczka,
regionu i kraju, w najlepszym znaczeniu tych
s³ów.
Á propos poczucia humoru. Pamiêtacie tê
anegdotê opowiedzian¹ przez ojca Wac³awa
Oszajcê w jednym z programów, coraz
bardziej klerykalnej, telewizji publicznej?
Trwa w niebie narada na temat planów
urlopowych: Bóg Ojciec: Z ochot¹ pojecha³-
20
Soooo. Da hatten schon meine Freunde
Recht, als sie mir rieten, meine kognitive
Dissonanz aus der Kneipe in Friedrichshein mit
einem Bierchen in Köpenick zu heilen.
* * *
Während unserer Wanderung durch Berlin
wurde uns von einer Kneipe der hiesigen Polen
für Berlins Künstlerszene berichtet. Sie heißt
„Der Club der Polnischen Versager” es werden
dort hervorragende polnische – aber nicht nur
polnische – Projekte aus dem Bereich Theater,
Musik,
bildende
Kunst,
Photographie
vorgestellt. Hier muss es so sein. Das ist die
Sprache und der Stil. Mit den Wölfen muss
man... Sich entspannen. Das Leben nicht ganz
ernst nehmen, denn es zeigt uns ja, dies gar nicht
zu verdienen. Nicht nur dort. Auch hier.
Vielleicht – eben gerade hier?
Kurz nach der Rückkehr nach Hause waren
wir Zeugen eines neuen Skandals in Warschau.
Diesmal wegen der Kartoffel aus der
„Tageszeitung”, wo in einem satirischen Text
einer unserer Zwillingsadler – oder eher unser
Doppelkopfadler? – verspottet wurde. Ein Pole
verträgt keine Schande, denn sein Stolz gehört
dem Vaterland und er lässt nicht zu, dass ihm ein
Deutscher ins Gesicht spuckt. Diesmal aber
lacht die Welt über unseren Mangel an Humor.
Ich beneide die Tschechien um ihren Schwejk in
der Rolle des beinahe-Nationalhelden. Wir
ziehen immer noch Pan Wo³odyjowski vor,
freilich erfreulicherweise in der Gesellschaft
von Zag³oba. Eine Kleinigkeit, über die wir uns
freuen könnten, nur gefällt uns letztens Józef
Kuraœ irgendwie besser. Jener, der in Podhale
mit dem Feuer und dem Schwert herumging. Die
Slawen an der Weichsel schätzen heute verbissene Rache mehr als ein Idyll.
Wir hier, an der Oder und der unteren
Warthe, mit unserer Tradition der „Orangen
Alternative”, mit dem Kabarettisten-Revier in
Zielona Gora oder dem Bürgerkrieg um
„Œwinster”, brauchen uns unserer Suche nach
der anderen, lächelnden Definition der Welt
nicht zu schämen. Zum Trost muss ich mit
Freude feststellen, dass neben unseren schönen
Kartoffel- und Zuckerrübenplantagen immer
bym do Jerozolimy, nigdy tam nie by³em. Na
to Jezus: Dziêkujê, raz by³em. Wystarczy.
Duch Œwiêty: A ja nigdy jeszcze nie mia³em
okazji byæ w Watykanie, chêtnie bym tam siê
wybra³. Matka Boska: Patrzcie, tyle wêdrowa³am po œwiecie a ani razu nie by³am jeszcze
w Czêstochowie. Czy to nie jest dziwne?
öfter kleine Felder mit pikanteren Würzen
entstehen. Es ist erfreulich, dass dort solche
beschlagenen Experten des Pfeffers und des
Enzians, wie Szymon Majewski, Grzegorz
Miecugow, Tomasz Sianecki, Artur Andrus,
Krzysztof Daukszewicz und andere ihre Sativia
und Satiren sorgfältig pflegen.
Du musst mir also verzeihen, mein
Inoffizieller Mitarbeiter aus dem Öldruckbild,
das meine liebevolle Mutter über mein
Kinderbett hängte, du musst mir verzeihen, weil
dir die Lehre aus dieser Geschichte nicht gefallen wird. Deine Ansichten sind heute altmodisch.
Veraltet sind deine Überlegungen. Ich werde
nämlich versuchen, meinen Bürgermeister und
den Vorstand der Brauerei „BOSS” Witnica zu
überzeugen, dass sie sich wegen des Beichtstuhls in der Berliner Kneipe „Waschmaschinewsky” nicht mehr schmollen, sondern den
Polnischen Versagern folgen und aus dem Lokal
einen Raum für eine freie Promotion der Stadt,
der Region und des Landes machen, in der
besten Bedeutung dieser Worte.
Apropos Sinn für Humor. Erinnert ihr euch
noch an die Anekdote vom Pater Wac³aw
Oszajca aus einer Sendung des (immer
klerikaler werdenden) öffentlich-rechtlichen
Fernsehens? Da wird im Himmel über die
Urlaubspläne beraten. Gott Vater: Ich würde
gerne nach Jerusalem fahren, ich bin dort noch
nie gewesen. Dazu sagt Jesus: Einmal war ich
dort schon. Ich brauch’s nicht mehr. Der heilige
Geist: Ich würde mal gerne nach Vatikan, die
Gelegenheit hatte ich noch nie... Die Mutter
Gottes: Schaut mal, ich bin viel durch die Welt
gereist, und noch nie in Tschenstochau gewesen.
Ist das nicht komisch?
Übersetzt von Grzegorz Kowalski
Zbigniew Czarnuch
21
22
FilmFestival Cottbus
– Festival
des osteuropäischen Films
FilmFestival Cottbus
– festiwal filmu
wschodnioeuropejskiego
Nur einhundert Kilometer von Zielona
Gora entfernt, findet in der deutschen
Partnerstadt Cottbus seit 1991 jährlich im
Herbst das Festival des osteuropäischen Films
statt. Ein kulturelles Großereignis der Stadt
und der ganzen Region, das Besucher aus der
ganzen Welt anzieht und Cottbus fünf Tage
lang zur Begegnungsstätte für Freunde der
osteuropäischen Kinematographie macht.
Auch in diesem Jahr, wenn das Festival vom
14. bis 18. November bereits zum 16. Mal
veranstaltet wird, erwartet die Gäste ein
umfangreiches Filmprogramm mit mehr als
einhundert Einzelbeiträgen, begleitet von
einem vielfältigen Rahmenprogramm mit
Lesungen, Workshops, Ausstellungen,
Filmtalks, Live-Musik und Partys.
Gegründet wurde das FilmFestival
Cottbus in der unmittelbaren Nachwendezeit
auf Initiative von Enthusiasten aus der
Filmklubbewegung der früheren DDR. Von
Anbeginn widmet sich das FilmFestival
Cottbus dem Filmschaffen in den post-sozialistischen Ländern Europas (einschließlich der
Nachfolgestaaten der früheren Sowjetunion
sowie Ex-Jugoslawiens) und ist damit
weltweit das erste, auf diese Region spezialisierte Festival. Seither bietet es den
Kinematographien Osteuropas ein hinsichtlich Programmumfang und Ländervielfalt, Qualität und Aktualität der
Filmauswahl einzigartiges Forum. Mit dem
Beitritt der ersten Staaten Mittel- und
Osteuropas zu Europäischen Union trat der
spannungsreiche Transformationsprozess der
osteuropäischen Filmszene in eine neue
Phase, die der gesamten Region einen spürbar
höheren Aufmerksamkeitswert bescherte und
dem Festival somit vielfältige neue
Perspektiven eröffnete.
W odleg³oœci zaledwie stu kilometrów od
Zielonej Góry, w jej niemieckim mieœcie partnerskim, Chociebu¿u (niem. Cottbus), od
1991 r. ka¿dej jesieni odbywa siê festiwal
filmu wschodnioeuropejskiego. Jest to dla
miasta i naszego regionu wielkie wydarzenie
kulturalne, które przyci¹ga goœci z ca³ego
œwiata i na piêæ dni czyni Chociebu¿
miejscem spotkañ przyjació³ kinematografii
wschodnioeuropejskiej. Równie¿ w tym roku
czeka na goœci festiwalu, który w dniach od
14 do 18 listopada odbêdzie siê ju¿ po raz
szesnasty, bogaty program filmowy z ponad
stu obrazami, a wraz z nim szeroki program
towarzysz¹cy pe³en odczytów, warsztatów,
wystaw, spotkañ filmowych, muzyki na ¿ywo
i imprez tanecznych.
FilmFestival Cottbus zosta³ zainicjowany
wkrótce po przemianach politycznych przez
entuzjastów kina klubowego w dawnej NRD.
Od samego pocz¹tku festiwal by³ poœwiêcony
twórczoœci z postkomunistycznych krajów
Europy (w tym pañstw powsta³ych po upadku
Zwi¹zku Radzieckiego oraz Jugos³awii),
bêd¹c tym samym pierwszym w œwiecie festiwalem specjalizuj¹cym siê w tym regionie.
Od tego czasu oferuje kinematografiom
Europy wschodniej jedyne w swoim rodzaju
forum o tak szerokim programie, takiej
ró¿norodnoœci krajów, takiej jakoœci tak aktualnych filmów. Wraz z wst¹pieniem pierw-
Mit seinem repräsentativen Überblick
über die aktuelle Filmproduktion des gesamten mittel- und osteuropäischen Raumes hat es
sich kontinuierlich zum führenden Festival
dieser Region entwickelt. Die Einbeziehung
von vielfältigen Formen der Präsentation,
Reflexion und Diskussion, zu denen
Workshops, Panels und Filmtalks zählen,
machen die Veränderungen in den Ländern
des Übergangs transparent und befördern
nachhaltig die dortige filmkulturelle Entwicklung. Ein abwechslungsreiches Rahmenprogramm macht das Festival zu einem einmaligen
Forum der Begegnung und des identitätsstiftenden Dialogs zwischen den Kulturen. An
der geografischen Schnittstelle von Ost und
West bietet Cottbus somit alljährlich ein hervorragendes Erfahrungsfeld für Menschen aus
verschiedenen Kulturkreisen zum Abbau von
Klischees im vereinten Europa.
Mit der Preisskulptur „Lubina”, die erstmals während der Abschlussveranstaltung des
13. FilmFestival Cottbus 2003 verliehen
wurde, betont das Festival einerseits seine
Verankerung in der Region und andererseits
seinen besonderen Charakter als wichtigstes
Festival des osteuropäischen Films. Die dreifarbige Glasfigur, entworfen von der Künstlerin Beate Bolender, wurde auf den Namen
„Lubina” getauft. Der beliebte sorbische
Mädchenname bedeutet die „Liebreizende”.
Das FilmFestival Cottbus erfreut sich
stetig steigender Resonanz, sowohl seitens
des Publikums aus Stadt und Umland als auch
der in- und ausländischen Branchenvertreter.
Im Jahr 2005 erreichte die Anzahl der
Besucher mit insgesamt 16.200 einen neuen
Rekord, darunter 400 akkreditierte Gäste aus
nahezu 30 Ländern. Zudem wurde dem
Festival Ende letzten Jahres eine besondere
internationale Anerkennung zuteil – in
Brüssel wurde der Grand Prix Neweuropeans
an das FilmFestival Cottbus verliehen.
Das Festival arbeitet eng mit Einrichtungen und Einzelpersonen in den jeweiligen
Teilnehmerländern zusammen und pflegt den
vertrauensvollen partnerschaftlichen Austausch. Ausdruck der besonderen Beziehungen zu den polnischen Nachbarn sind gren-
szych pañstw Europy œrodkowej i wschodniej
do Unii Europejskiej pe³en napiêæ proces
transformacji wschodnioeuropejskiego filmu
wszed³ w now¹ fazê, dziêki czemu region
zacz¹³ wzbudzaæ wyraŸnie wiêksze zainteresowanie, a festiwal zyska³ ró¿norodne nowe
perspektywy.
Dziêki znakomitemu rozeznaniu w aktualnej produkcji filmowej ca³ego obszaru
Europy œrodkowej i wschodniej twórcy festiwalu krok po kroku uczynili zeñ jeden
z najwa¿niejszych festiwali tego regionu.
Po³¹czenie ró¿norodnych form prezentacji,
refleksji i dyskusji, takich jak warsztaty, panele czy publiczne rozmowy o filmie, pozwala
zrozumieæ zmiany zachodz¹ce w tych krajach
prze³omu i trwale wspiera rozwój tamtejszej
kultury filmowej. Urozmaicony program towarzysz¹cy czyni z festiwalu jedyne w swoim
rodzaju forum spotkañ i dialogu kultur,
u³atwiaj¹cego identyfikacjê. Le¿¹c na granicy
miêdzy Wschodem i Zachodem Cottbus oferuje wiêc rokrocznie wspania³e pole wymiany
FilmFestival Cottbus
23
züberschreitende Projekte, die mittlerweile zu
einem festen Bestandteil des Festivals geworden sind und weiter ausgebaut werden. In den
voran gegangenen Jahren wurden bereits
Filmpräsentationen in Guben und Gubin
sowie in Frankfurt/Oder und Slubice im
Rahmen des Cottbuser Festivals erfolgreich
verwirklicht, welche die Spezifik des
Standortes Brandenburg an der geographischen Schnittstelle von Ost und West authentisch erfahrbar machten. Positive Resonanz
fanden ebenso diesjährige Filmpräsentationen
des Festivals im Rahmen des Gubiner
Stadtfestes und des Brandenburg-Tages beim
Poznaner Johannismarkt. Weitere partnerschaftliche Aktivitäten werden aktuell mit
Institutionen und Einrichtungen in Zielona
Gora, der polnischen Partnerstadt von
Cottbus, initiiert. Auch im Programm des
Cottbuser Festivals spiegelt sich der besondere Stellenwert der polnischen Nachbarn
wider. Mit erfolgreicher Bilanz sind
alljährlich aktuelle polnische Produktionen in
den Wettbewerben und weiteren Filmreihen
vertreten. 2002 stand das polnische
Filmschaffen im Fokus des Festivals, in
dessen Rahmen die Kinematografie des
Nachbarlandes umfangreich beleuchtet
wurde. Bestandteil dieser Programmreihe war
mit Beiträgen der Filmgruppe „Sky
Piastowskie” und des Kurzfilmstudios A’YoY
auch das kreative Filmschaffen aus der
Cottbuser Partnerstadt Zielona Góra.
Zu den internationalen Festivalbesuchern
zählten bereits prominente polnische Gäste
wie Katarzyna Figura, Marysia Góralczyk,
Krzysztof Zanussi und Tadeusz Sobolewski.
Um die Vernetzung mit den kollegial verbundenen Festivals in Mittel- und Osteuropa
weiter auszubauen, wurde in Zusammenarbeit
mit dem Internationalen Filmfestival
Warschau das Netzwerk „CentEast – The
Alliance of Central and Eastern European
Film Festivals” im Jahr 2003 in Cottbus ins
Leben gerufen. Zu den Koordinatoren von
CentEast wurden die Direktoren des
FilmFestival Cottbus und des Internationalen
Filmfestival Warschau berufen. Das
FilmFestival Cottbus ist darüber hinaus
24
doœwiadczeñ ludziom z ró¿nych krêgów kulturowych, przyczyniaj¹c siê do burzenia
stereotypów w zjednoczonej Europie.
Statuetk¹ o nazwie „Lubina”, która zosta³a
po raz pierwszy wrêczona jako nagroda podczas XIII Festiwalu Filmowego Chociebu¿
2003 (FilmFestival Cottbus 2003), organizatorzy z jednej strony podkreœlaj¹ zakorzenienie imprezy w regionie, a z drugiej podnosz¹
jej niezwyk³y charakter jako najwa¿niejszego
festiwalu filmów wschodnioeuropejskich.
Trójkolorowa szklana figurka, zaprojektowana przez artystkê Beate Bolender, otrzyma³a miano „Lubina”. To popularne ³u¿yckie
imiê ¿eñskie znaczy „powabna”.
FilmFestival Cottbus cieszy siê coraz
wiêkszym oddŸwiêkiem, zarówno ze strony
publicznoœci z miasta i okolic, jak i krajowych
i zagranicznych przedstawicieli bran¿y.
W roku 2005 liczba goœci przekroczy³a
16.200 osób, co jest nowym rekordem, w tym
400 akredytowanych goœci z niemal 30 krajów. Ponadto festiwal doczeka³ siê w zesz³ym
roku szczególnego wyró¿nienia miêdzynarodowego – w Brukseli przyznano mu nagrodê
Grand Prix Neweuropeans.
Organizatorzy blisko wspó³pracuj¹ z instytucjami i indywidualnymi osobami w poszczególnych krajach regionu, dbaj¹c o pe³n¹
zaufania, partnersk¹ wymianê. Wyrazem
szczególnych stosunków z polskimi s¹siadami s¹ projekty transgraniczne, które sta³y siê
ju¿ trwa³ym elementem festiwalu i wci¹¿
siê rozwijaj¹. Ju¿ w minionych latach uda³o
siê zorganizowaæ w ramach chociebuskiego
festiwalu prezentacje filmowe w Guben
i Gubinie oraz Frankfurcie nad Odr¹ i S³ubicach, co ich uczestnikom pozwoli³o naprawdê
doœwiadczyæ, ¿e to w³aœnie w Brandenburgii
przecinaj¹ siê szlaki Wschodu i Zachodu.
Z pozytywnym oddŸwiêkiem spotka³a siê
równie¿ tegoroczna prezentacja filmowa
festiwalu w ramach Dni Gubina oraz Dnia
Brandenburgii na poznañskim Jarmarku
Œwiêtojañskim. Dalsze dzia³ania s¹ obecnie
inicjowane we wspó³pracy z instytucjami
i organizacjami z Zielonej Góry, polskiego
miasta partnerskiego Chociebu¿a. Równie¿
program festiwalu odzwierciedla szczególn¹
Mitglied in der European Coordination of
Film Festivals (ECFF). In Zusammenarbeit
mit der ECFF entstand im Jahr 2005 das
Kurzfilmprogramm „Europe in Shorts X”,
dessen Premiere auf den Filmfestspielen in
Cannes ein großer Erfolg war. Dieses
Programm besteht aus sechs osteuropäischen
Kurzfilmen, das bereits auf zahlreichen
europäischen Filmfestivals präsentiert wurde
und noch aktuell gezeigt wird.
Das 16. FilmFestival Cottbus
(14.-18.11.2006)
Bereits das Plakatmotiv des 16. FilmFestival Cottbus kündigt mit CHOSEBUZ in
großen
Lettern
hintergründig
einen
Schwerpunkt des diesjährigen Festivalprogramms an. Der Schriftzug, auf einer Pyramide
aufgestellt, ist die sorbische Bezeichnung der
Lausitzmetropole, die auch die Heimat einer
slawischen Minderheit, der Sorben, ist. Auch
Pyramiden gehören zu Cottbus – als ein
Wahrzeichen der Stadt. Zu finden sind sie im
Branitzer Park, einem von Hermann Fürst von
Pückler-Muskau 1811 angelegten Gartenkunstwerkwerk von internationaler Bedeutung. Cottbus begeht in diesem Jahr sein 850jähriges Jubiläum - Anlass für das in der Stadt
beheimatete Festival eine Retrospektive des
sorbischen Films im Programm zu präsentieren.
Mit den Festivaltagen im November erlebt
der Jahrgang seinen Höhepunkt, auf den mit
einer Reihe von Präsentationen im In- und
Ausland ganzjährig aufmerksam gemacht
rolê polskiego s¹siada. Produkcje filmowe
z tego kraju co rok bior¹ z sukcesami udzia³
w konkursach i przegl¹dach. W roku 2002 na
polskiej kinematografii spoczywa³ punkt
ciê¿koœci festiwalu, w którego ramach by³a
szeroko prezentowana. Czêœci¹ tych pokazów
by³y tak¿e produkcje grupy filmowej „Sky
Piastowskie” i studia filmów krótkometra¿owych A’YoY, reprezentuj¹ce twórczoœæ z miasta partnerskiego Chociebu¿a, Zielonej Góry.
Wœród miêdzynarodowych goœci festiwalu
byli ju¿ prominentni goœcie z Polski, tacy jak
Katarzyna Figura, Marysia Góralczyk,
Krzysztof Zanussi czy Tadeusz Sobolewski.
W celu rozszerzenia wspó³pracy z zaprzyjaŸnionymi festiwalami z Europy œrodkowowschodniej wspólnie z Miêdzynarodowym
Festiwalem Filmowym w Warszawie utworzono w Chociebu¿u w 2003 r. sieæ pod
nazw¹ „CentEast – The Alliance of Central
and Eastern European Film Festivals”. Do
koordynowania CentEast powo³ano dyrektorów festiwalu w Chociebu¿u i Miêdzynarodowego Festiwalu Filmowego w Warszawie.
FilmFestival Cottbus jest ponadto cz³onkiem
European Coordination of Film Festivals
(ECFF). We wspó³pracy z ECFF powsta³
w roku 2005 program filmów krótkometra¿owych „Europe in Shorts X”, którego premiera podczas festiwalu w Cannes okaza³a siê
wielkim sukcesem. Program ten sk³ada siê
z szeœciu wschodnioeuropejskich filmów
krótkometra¿owych i by³ i jest nadal prezentowany na licznych europejskich festiwalach
filmowych.
XVI FilmFestival Cottbus
(14-18 listopada 2006)
Ju¿ motyw plakatu XVI Festiwalu Filmowego w Cottbus zapowiada wielkimi literami
CHOSEBUZ w tle, co bêdzie g³ównym tematem tegorocznego programu festiwalowego.
Napis ten, ustawiony na piramidzie, jest
³u¿yckim okreœleniem stolicy £u¿yc, bêd¹cej
tak¿e ziemi¹ rodzinn¹ s³owiañskiej mniejszoœci, £u¿yczan. Równie¿ piramidy nale¿¹
do Chociebu¿a – s¹ symbolem miasta. Mo¿na
je znaleŸæ w parku w Branitz, dziele sztuki
FilmFestival Cottbus
25
wird. Auftakt zum 16. FilmFestival Cottbus
2006 war im Februar der schon traditionelle
„East European Brunch” im Rahmen der
Internationalen Filmfestspiele Berlin, welcher
ebenso wie der Empfang auf dem Karlovy
Vary International Film Festival im Juli
immer mehr zum informellen, aber obligatorischen Treffpunkt von Branchenvertretern
aus Ost und West wird. Mit Filmvorführungen
ist Cottbus bei Festivals in Berlin, Leipzig,
Lübeck, Saarbrücken und Wiesbaden
vertreten. Auch beim lokalen und regionalen
Publikum zeigte es Präsenz über das ganze
Jahr: Bereits im April war eine WarmUp Party
den Auftakt zur diesjährigen „Cottbuser
FilmSchau”, die im Rahmen des 16.
FilmFestival Cottbus . Der Publikumsandrang
gibt wiederum Anlass zur Hoffnung auf spannende Filmbeiträge der Lokalmatadoren bei
dieser Veranstaltung mit Kultcharakter.
Ehrensache, dass sich das Festival, dessen
Direktor einer der Kandidaten für den
„Cottbuser des Jahres” war, auch am
Festumzug aus Anlass des 850-jährigen
Stadtjubiläums beteiligte. Einen Abstecher in
den nahe gelegenen Spreewald unternimmt es
mit der Präsentation einer Filmauswahl im
Rahmen von ROHKUNSTBAU, dem
etablierten Festival darstellender Künste. Den
vorläufigen Höhepunkt der Aktivitäten in der
Region wird am 2. September die erneut stattfindende Open Air Veranstaltung „OstLicht”
bilden, bei dem es auf dem Gerichtsberg (vor
dem Landgericht Cottbus) ein Wiedersehen
mit dem Film TIME OF THE GYPSIES
(Regie: Emir Kusturica, Musik: Goran Bregoviæ) sowie Live-Musik aus Zielona Góra (PL)
und Cottbus geben wird. „Typisch Bulgarisch” präsentiert sich das FilmFestival in Kooperation mit der Internationalen Bauausstellung (IBA) am 9. September auf den IBATerrassen in Großräschen, wo es mit der Komödie „Die Zählung der Wildhasen” (Regie:
Eduard Zacharijew) sowie bulgarischer Musik
auf den diesjährigen Fokus einstimmen wird.
Das Festival, vom 14. bis 18. November,
erwartet seine Besucher mitten in der
Cottbuser Innenstadt. Festivalzentrum und
Hauptspielstätte ist die Stadthalle Cottbus, die
26
ogrodniczej o miêdzynarodowym znaczeniu,
za³o¿onym w 1811 r. przez ksiêcia Hermanna
von Pückler-Muskau. Chociebu¿ obchodzi
w tym roku jubileusz 850-lecia. Jest to okazja,
by festiwal, który ma siedzibê w tym mieœcie,
zaprezentowa³ historyczny przegl¹d filmu
³u¿yckiego.
Festiwalowe dni w listopadzie bêd¹ punktem szczytowym obchodów, zapowiadanym
przez ca³y rok szeregiem prezentacji w kraju
i za granic¹. Wstêpem do XVI Festiwalu
Filmowego Chociebu¿ 2006 by³ w lutym
tradycyjny „East European Brunch” w ramach Miêdzynarodowego Festiwalu Filmowego w Berlinie, impreza, która podobnie jak
przyjêcie w Karlovych Varach na tamtejszym
festiwalu w lipcu staje siê nieformalnym, ale
coraz bardziej obowi¹zkowym miejscem
spotkañ przedstawicieli bran¿y filmowej ze
Wschodu i Zachodu. Chociebu¿ jest obecny
dziêki pokazom filmowym na festiwalach
w Berlinie, Lipsku, Lubece, Saarbrücken
i Wiesbaden. Stara siê przypominaæ o sobie
przez ca³y rok tak¿e publicznoœci lokalnej
i regionalnej. Ju¿ w kwietniu mia³a miejsce
WarmUp Party, bêd¹ca wstêpem do tegorocznego „Cottbuser FilmSchau”, odbywaj¹cego
siê w ramach XVI Festiwalu Filmowego
w Chociebu¿u. Ogromne zainteresowanie
publicznoœci daje nadziejê na pojawienie siê
interesuj¹cych filmów lokalnych twórców
podczas tej imprezy o kultowym charakterze.
By³o spraw¹ honoru, by festiwal, którego
dyrektor by³ jednym z kandydatów na
„Chociebu¿anina Roku”, zaznaczy³ sw¹ obecnoœæ na uroczystym pochodzie z okazji
850-lecia miasta. Pojawi siê tak¿e w nieodleg³ym Szprewaldzie, gdzie w ramach
ROHKUNSTBAU, znanego festiwalu sztuk
efemerycznych, zostanie zaprezentowany
wybór filmów. Pierwszym punktem kulminacyjnym dzia³añ w regionie bêdzie organizowane ponownie 2 wrzeœnia widowisko
Open Air „OstLicht” („Œwiat³o Wschodu”),
podczas którego na górze Gerichtsberg
(przed S¹dem Krajowym w Chociebu¿u)
bêdzie mo¿na ponownie zobaczyæ film
„Time of the Gypsies” (re¿yseria: Emir
Kusturica, muzyka: Goran Bregoviæ), a tak¿e
den Gästeservice, das Presse- und Informationszentrum sowie den Ticketverkauf
beherbergt. Die feierliche Eröffnung des 16.
FilmFestival Cottbus am 14. November findet
im Großen Haus des Staatstheater Cottbus
statt. Neben Filmvorführungen in der
Stadthalle, werden auch in der Kammerbühne
des Staatstheaters und im Obenkino des GladHouse Programmreihen präsentiert. Den
Abschluss findet der 16. Festivaljahrgang mit
der Preisverleihung in der Stadthalle am 18.
November. Der zusätzliche „Publikumstag”,
am 19. November, bietet noch einmal
Gelegenheit dazu, die aktuellen Preisträgerfilme in der Stadthalle zu sehen.
Den traditionellen Mittelpunkt der verschiedenen Programmsektionen bildet der
Wettbewerb Spielfilm. Von einer unabhängigen Fachkommission werden zehn (bis maximal zwölf) Beiträge aus den beiden zurückliegenden Produktionsjahren zur Teilnahme
nominiert, die beispielhaft den gegenwärtigen
Leistungsstand insbesondere unter Filmemachern der jüngeren Generation widerspiegeln sollen. Die Preisskulptur „Lubina”
wird von einer fünfköpfigen Internationalen
Festivaljury in folgenden – jeweils von
Sponsoren dotierten Geldpreisen – vergeben:
Hauptpreis für den besten Film, Spezialpreis
der Jury, Spezialpreis für eine künstlerisch
herausragende Einzelleistung.
Der Wettbewerb Kurzspielfilm widmet
sich der Entdeckung und Förderung des
Filmnachwuchses, der in diesem – zumeist
kostengünstigen – Genre sein Talent häufig
zum ersten Mal unter Beweis stellt. Die
Selektion der zehn bis fünfzehn Beiträge (mit
einer Laufzeit von jeweils maximal dreißig
Minuten) liegt in den Händen einer eigenen
Auswahlkommission (analog zum Wettbewerb Spielfilm). Aktuellen technischen und
filmästhetischen Entwicklungen folgend
bezieht dieser Wettbewerb bewusst auch neue
Dreh- und Vorführformate mit ein.
Prägend für das Gesamtprofil des jeweiligen Festivaljahrgangs ist der Fokus, der in
jährlichem Wechsel ausgewählte filmische
Regionen in einem breiteren Kontext
vorstellt. In diesem Jahr wird dieser auf die im
pos³uchaæ na ¿ywo muzyki z Zielonej Góry
i Chociebu¿a. „Typowo po bu³garsku”
FilmFestival zaprezentuje siê we wspó³pracy
z Miêdzynarodow¹ Wystaw¹ Budownictwa
(IBA) 9 wrzeœnia na tarasach IBA
w Großräschen, gdzie komedia „Liczenie
zajêcy” (re¿yseria Edward Zacharijew)
i bu³garska muzyka wprowadz¹ w nastrój
tegorocznego festiwalu.
Organizatorzy oczekuj¹ goœci festiwalu
w dniach 14-18 listopada w centrum
Chociebu¿a. Centrum festiwalowe i g³ówn¹
salê filmow¹ stanowi Stadthalle Cottbus,
w której znajd¹ siê: punkt obs³ugi goœci, centrum informacyjne i prasowe, a tak¿e kasy
biletowe. Uroczyste otwarcie XVI Festiwalu
Filmowego FilmFestival Cottbus odbêdzie siê
14 listopada w Wielkiej Sali Teatru Pañstwowego w Chociebu¿u. Filmy bêd¹ prezentowane nie tylko w Stadthalle, lecz tak¿e na
scenie kameralnej Teatru Pañstwowego oraz
w górnym kinie Glad-House. XVI Festiwal
zakoñczy siê 18 listopada rozdaniem nagród
w Stadthalle. Dodatkowy „dzieñ publicznoœci”,
19 listopada, bêdzie okazj¹ do ponownego
zobaczenia w Stadthalle w³aœnie nagrodzonych filmów.
Tradycyjnie najwa¿niejszym z wielu programów bêdzie konkurs filmu fabularnego.
Niezale¿na komisja fachowców nominuje 10
(maksymalnie 12) produkcji z dwóch minionych lat, które bêd¹ najlepiej ukazywaæ
mo¿liwoœci szczególnie filmowców m³odego
pokolenia. Statuetka „Lubina” wraz z nagrodami pieniê¿nymi ufundowanymi przez sponsorów zostanie przyznana przez piêcioosobowe Miêdzynarodowe Jury Festiwalu
w nastêpuj¹cych kategoriach: Nagroda
G³ówna za najlepszy film, Nagroda Specjalna
Jury, Nagroda Specjalna za film o wybitnych
wartoœciach artystycznych.
Celem Konkursu Filmu Krótkometra¿owego jest odkrywanie i wspieranie filmowego
narybku, który w tym – zwykle niskobud¿etowym – gatunku czêsto po raz pierwszy
sprawdza swój talent. Wybór dziesiêciu do
piêtnastu filmów (o d³ugoœci do 30 minut)
nale¿y do osobnej komisji (podobnie jak w konkursie filmu fabularnego). Zgodnie z aktu-
FilmFestival Cottbus
27
Südosten Europas benachbarten Länder
Bulgarien und Rumänien gerichtet sein.
Damit erfährt die erfolgreich begonnene
Vorstellung von Beitrittsländern zur Europäischen Union – nach Polen (2002),
Tschechien (2004) und Ungarn (2005) – mit
den beiden nunmehrigen neuen Kandidaten
Bulgarien und Rumänien ihre konsequente
konzeptionelle Fortführung. Unter dem Motto
„Neues Kino aus Bulgarien und Rumänien”
wird ein repräsentativer Querschnitt durch das
Filmschaffen seit den radikalen gesellschaftlichen Umbrüchen Ende der 1980er,
Anfang der 1990er Jahre vorbereitet. Obschon
beide Länder auf eine traditionsreiche
Kinematographie zurückblicken können, steht
diese bis heute doch im Schatten kulturell vermeintlich attraktiverer Regionen. Das Bild
dieser lange Zeit weitgehend verborgenen
Filmlandschaften nachhaltig zu erhellen
erscheint gerade zum gegenwärtigen Zeitpunkt besonderes reizvoll und lohnend.
Wenngleich mit bezeichnender Verzögerung
gegenüber anderen Ländern Mittel- und
Osteuropas, bricht sich seit kurzem eine junge
Generation mit überraschender Vehemenz
Bahn, deren Stimme auch über die
Landesgrenzen hinaus gehört zu werden verdient. Nicht zuletzt lieferte das FilmFestival
Cottbus im vergangenen Jahr mit zwei
Preisträgern aus Bulgarien und Rumänien
(„Gestohlene Augen” von Radoslaw Spassow
bzw. „Ryna” von Ruxandra Zenide) einen eindrucksvollen Beleg für die derzeitige vielversprechende Aufbruchstimmung.
Die diesjährigen Feierlichkeiten zu 850
Jahren Cottbus nimmt das Festival zum
Anlass, erstmals eine umfangreiche Retrospektive zum sorbischen Filmschaffen vorzubereiten. Gegenwärtig leben mit den Zentren
Cottbus/Choœebuz und Bautzen/Budyšin etwa
60.000 Sorben in der Lausitz. Sie besitzen
neben einer Vielzahl von Dialekten zwei
Schriftsprachen: Niedersorbisch und Obersorbisch. In einer wechselvollen Geschichte
waren sie oft massiven Germanisierungsbestrebungen ausgesetzt, so in der Zeit des
Nationalsozialismus. Obwohl sowohl die
Gesetze der DDR als auch der Bundes-
28
alnymi trendami technicznymi i estetycznymi
do konkursu tego organizatorzy œwiadomie
w³¹czaj¹ równie¿ nowe formy tworzenia
i pokazywania filmów.
O ogólnym profilu danego festiwalu decyduje punkt ciê¿koœci, w ramach którego organizatorzy co roku wybieraj¹ inny region, by
zaprezentowaæ go w szerszym filmowym
kontekœcie. W tym roku w centrum uwagi
znajd¹ siê kraje Europy po³udniowo-wschodniej, s¹siaduj¹ce ze sob¹ Bu³garia i Rumunia.
Tym samym udana koncepcja prezentacji
nowych krajów cz³onkowskich Unii
Europejskiej – Polski (2002), Czech (2004)
i Wêgier (2005) – bêdzie konsekwentnie kontynuowana pokazami filmów z Bu³garii
i Rumunii. Pod has³em „Nowe kino z Bu³garii
i Rumunii” przygotowywany jest reprezentatywny przegl¹d twórczoœci filmowej od
radykalnego prze³omu z koñca lat 80.
i pocz¹tku 90. Choæ obydwa kraje ciesz¹ siê
kinematografi¹ o bogatych tradycjach, to jednak wci¹¿ pozostaj¹ w cieniu regionów rzekomo atrakcyjniejszych. Odkrycie na trwa³e
tych dot¹d w wiêkszoœci nieznanych kinematografii wydaje siê w³aœnie w tej chwili
szczególnie ciekawe i po¿yteczne. Choæ ze
znacz¹cym opóŸnieniem wobec innych krajów Europy œrodkowo-wschodniej, m³ode
pokolenie, którego g³os zas³uguje, by byæ
s³yszalnym na arenie miêdzynarodowej, toruje sobie drogê z zaskakuj¹cym zapa³em.
Zaledwie w zesz³ym roku dwa filmy
z Bu³garii i Rumunii („Ukradzione oczy”
Rados³awa Spassowa i „Ryna” Ruxandry
Zenide) zdoby³y nagrody na Festiwalu
Filmowym w Chociebu¿u, daj¹c tym
imponuj¹cy dowód owego obiecuj¹cego
prze³omu.
Tegoroczne uroczystoœci z okazji 850-lecia
Chociebu¿a s¹ dla organizatorów festiwalu
okazj¹, by po raz pierwszy przygotowaæ obszerny historyczny przegl¹d filmu ³u¿yckiego.
Obecnie na £u¿ycach, z centrami w Chociebu¿u (niem. Cottbus, ³u¿. Choœebuz)
i Budziszynie (niem. Bautzen, ³u¿. Budyšin),
mieszka oko³o 60.000 Serbo³u¿yczan. Obok
licznych dialektów pos³uguj¹ siê dwoma
jêzykami pisanymi: dolno- i górno³u¿yckim.
republik ihnen Minderheitenrechte eingeräumt haben und sorbische Sprache und
Kultur gefördert wurden und werden, stellt
gerade der Braunkohlebergbau in der Lausitz
eine ernste Gefahr für sie dar: Ihm fielen auch
zahlreiche sorbische Dörfer in der Lausitz
zum Opfer. In dieser ambivalenten Situation
kommt im Ringen um eine Identität und
Selbstbehauptung der sorbischen Kunst, dem
sorbischen Film eine Schlüsselrolle zu. Die
Kinematographie der in Brandenburg und
Sachsen siedelnden Sorben und Wenden ist
weitgehend unbekannt und dürfte über die
Lausitz hinaus beträchtliche Beachtung finden, gerade auch im Kontext des osteuropäischen Filmschaffens. Dabei soll ein möglichst
zeitgemäßes, durchaus auch urbanes Bild des
künstlerischen Schaffens dieser slawischen
Minderheit vermittelt werden. Dieses kann
beispielhaft für das Ringen um kulturelle
Identität und Integrität stehen und insofern
einen wertvollen Beitrag zu aktuellen
Debatten liefern. Die Filmreihe wird in enger
Kooperation mit dem in Bautzen/Budysin
ansässigen „Sorabia Film Studio” entwickelt
und realisiert. Sie reicht vom frühen
Stummfilm über sorbische Märchen, künstlerisch herausragende DEFA-Arbeiten bis hin
zu jüngsten Produktionen des Bautzner
Filmstudios „Sorabia” und bezieht alle
Genres ein. Die Koproduktionen mit osteuropäischen Partnern oder das Schaffen ins
Ausland emigrierter Sorben wird dabei ebenso reflektiert wie der Blick von außen, die
Adaption sorbischer Stoffe, u.a. der bekannten Legende von Krabat, dem sorbischen
„Faust”. Mit dieser Filmreihe, in begleitenden
Gesprächen zu Produktionsbedingungen und
Entstehungshintergründen und mit dem
Katalog, der künftig als Kompendium zum
Film der Lausitzer Sorben gelten kann, leistet
das FilmFestival Cottbus auch einen
entscheidenden Beitrag dazu, ein wenig
bekanntes Kapitel Filmgeschichte endlich
aufzuarbeiten. Maßgeblich unterstützt wird
das anspruchsvolle Vorhaben durch die
DEFA-Stiftung.
Auf in ihren Entstehungsländern kommerziell erfolgreiche, im Ausland jedoch
W ci¹gu burzliwych dziejów wielokrotnie
byli poddawani czêsto silnemu naciskowi germanizacyjnemu, jak na przyk³ad w czasach
narodowego socjalizmu. Mimo ¿e ustawodawstwo NRD, a tak¿e RFN, zapewni³o im
prawa mniejszoœci, a kultura i jêzyk Serbów
³u¿yckich by³y i s¹ wspierane, prawdziwe
zagro¿enie dla £u¿yc stanowi wydobycie
wêgla brunatnego. Wiele ³u¿yckich wsi sta³o
siê jego ofiar¹. W tej pe³nej sprzecznoœci sytuacji serbo³u¿yckiej sztuce, serbo³u¿yckiemu
filmowi przypada kluczowa rola w walce
o to¿samoœæ i znaczenie. Kinematografia
Serbo³u¿yczan i S³owian po³abskich mieszkaj¹cych w Brandenburgii i Saksonii jest
s³abo znana, a mog³aby wzbudziæ spore zainteresowanie, szczególnie w³aœnie w kontekœcie wschodnioeuropejskiej twórczoœci filmowej. Chodzi przy tym o to, aby przekazaæ
widzom mo¿liwie wspó³czesny, równie¿ jak
najbardziej miejski wizerunek tej s³owiañskiej mniejszoœci. Twórczoœæ taka mo¿e
byæ wzorem w walce o to¿samoœæ i spójnoœæ
kulturow¹, a jednoczeœnie stanowiæ wartoœciowy wk³ad w aktualn¹ debatê. Program
pokazów jest przygotowywany i realizowany
w œcis³ej wspó³pracy z „Sorabia Film Studio”
w Budziszynie. Obejmuje wszystkie gatunki,
od wczesnych, niemych interpretacji ³u¿yckich bajek, przez wybitne pod wzglêdem
artystycznym filmy zrealizowane przez
DEFA, a¿ po najnowsze produkcje budziszyñskiego studia filmowego „Sorabia”.
Wspó³produkcje z partnerami wschodnioeuropejskimi czy twórczoœæ Serbo³u¿yczan na
emigracji bêdzie brana pod uwagê tak samo,
jako spojrzenie z zewn¹trz, adaptacje
³u¿yckich w¹tków, m.in. znanej legendy
o Mistrzu Krabacie, „³u¿yckim Fauœcie”.
Dziêki tej serii filmów, towarzysz¹cym prezentacji, rozmowom o warunkach i kulisach
produkcji oraz katalogowi, który w przysz³oœci bêdzie móg³ staæ siê kompendium
filmu serbo³u¿yckiego, FilmFestival Cottbus
przyczynia siê w sposób decyduj¹cy do tego,
¿e ten ma³o znany rozdzia³ historii kina
doczeka siê wreszcie swojego opracowania.
Ten ambitny zamiar jest hojnie wspierany
przez Fundacjê DEFA.
FilmFestival Cottbus
29
kaum bekannte Produktionen macht die bei
Publikum und Fachbesuchern gleichermaßen
beliebte Sektion Nationale Hits aufmerksam.
Den Überblick über aktuelle Trends im osteuropäischen Spielfilmschaffen komplettieren
Werke bereits etablierter Regisseure sowie
internationale Ko-Produktionen und im osteuropäischen Kontext relevante Produktionen
nicht-osteuropäischer Provenienz in der Sektion Spektrum. Diese gewährleistet darüber
hinaus – neben der filmkünstlerischen Qualität
– die im Gesamtprogramm angestrebte Vielfalt
an Sujets, Stilen und Herkunftsländern.
Neben der Präsentation von aktuellen studentischen Arbeiten der Hochschule für Film
und Fernsehen (HFF) Potsdam-Babelsberg,
denen traditionell ein eigenes Programmfenster vorbehalten bleibt, bekräftigt die vor
drei Jahren mit außerordentlichem Erfolg initiierte Cottbuser FilmSchau die lokale und
regionale Verankerung des Festivals. Auch
diese offene Leinwand für engagierte und talentierte Filmamateure wird sich in diesem
Jahr verstärkt dem Stadtjubiläum widmen.
Das Cottbuser Festival zieht alljährlich
auch Kinder und Jugendliche in seinen Bann,
nicht zuletzt bei den traditionellen Vorführungen vor den kleinen Patienten in der Kinderklinik des Carl-Thiem-Klinikums Cottbus.
Mit dem Kinder- und Jugendprogramm werden jüngere und jüngste Zuschauerschichten
unter medienpädagogischer Betreuung schrittweise an das Festival herangeführt. Wie bereits in den vergangenen Jahren orientiert sich
das Programm thematisch an Fokus und
Retrospektive und wird von Filmpublizist
Klaus-Dieter Felsmann kuratiert.
Andreas Dresens gleichnamiges Werk gab
den Titel für die Jugendfilm-Reihe: „Raus aus
der Haut”. Vor dem lokalen Hintergrund
Brandenburgs geht es um ein Hinterfragen
von Werthierarchien und um den Umgang mit
kreativen Potenzialen einer Jugend, die hauptsächlich mit Negativ-Schlagzeilen von sich
Reden macht. „Kombat Sechzehn” des gebürtigen Cottbusers Mirko Borscht, „Die
Boxerin” von Catharina Deus und der DEFAFilm „Erscheinen Pflicht” von Helmut Dziuba
ergänzen das Programm.
30
W ulubionej tak przez publicznoϾ, jak
i goœci bran¿owych czêœci festiwalu pod
nazw¹ Narodowe Hity prezentowane s¹ filmy,
które w swych krajach osi¹gnê³y sukces
komercyjny, lecz za granic¹ s¹ prawie nieznane. Przegl¹d aktualnych trendów we
wschodnioeuropejskiej twórczoœci fabularnej
uzupe³niaj¹ dzie³a znanych ju¿ re¿yserów,
miêdzynarodowe koprodukcje, a tak¿e istotne
w kontekœcie wschodnioeuropejskim filmy
z innych rejonów – wszystkie one pokazywane s¹ w czêœci zwanej Spektrum. Czêœæ ta
gwarantuje ponadto – obok wysokiej jakoœci
artystycznej – wieloœæ tematów, stylów i krajów pochodzenia, co jest zdeklarowanym
celem ca³ego festiwalu.
Aby podkreœliæ lokalne i regionalne zakorzenienie festiwalu, organizatorzy prezentuj¹
aktualne prace studentów Wy¿szej Szko³y
Filmu i Telewizji (HFF) w PoczdamieBabelsbergu, które tradycyjnie maj¹ ju¿ swoje
okienko w programie imprezy, a tak¿e kontynuuj¹ zainicjowane przed trzema laty Cottbuser FilmSchau, które okaza³o siê wielkim
sukcesem. Równie¿ ta, otwarta dla zaanga¿owanych i utalentowanych amatorów scena,
skupi siê w tym roku na jubileuszu miasta.
Festiwal chociebuski przyci¹ga tak¿e
corocznie dzieci i m³odzie¿, choæby podczas
tradycyjnych prezentacji dla ma³ych pacjentów kliniki dzieciêcej im. Karola Thiema
w Chociebu¿u. Program dla dzieci i m³odzie¿y wprowadza pod opiek¹ pedagogów –
specjalistów ds. mediów – m³odych i najm³odszych widzów krok po kroku w œwiat
festiwalu. Podobnie jak w poprzednich latach
festiwal bêdzie siê koncentrowa³ na swym
g³ównym temacie i przegl¹dzie historycznym,
a jego kuratorem bêdzie Klaus-Dieter
Felsmann, publicysta filmowy.
Dzie³o Andreasa Dresena pod tym samym
tytu³em da³o nazwê serii filmów m³odzie¿owych „Raus aus der Haut” – „Wyjœæ ze
skóry”. Na lokalnym tle Brandenburgii filmy
te stawiaj¹ pytanie o hierarchiê wartoœci
i mo¿liwoœci wykorzystania twórczego
potencja³u m³odzie¿y, o której s³ychaæ
g³ównie w negatywnym kontekœcie. „Kombat
Sechzehn” („Kombat szesnaœcie”) rodo-
In die reiche Märchen- und Sagenwelt der
Sorben entführt das Kinderprogramm unter
dem Titel „Wunder gibt es immer wieder”, so
mit einem Beitrag vom Altmeister des DDRTrickfilms Jan Hempel. Neben einer
Wiederaufführung von Celino Bleiweiss’
Verfilmung der Krabat-Legende aus dem Jahr
1975 gibt es märchenhafte Filmgrüße aus
Bulgarien und Rumänien.
Das facettenreiche Begleitprogramm,
dessen Spektrum von FilmTalks, Ausstellungen und Lesungen bis zu Live-Konzerten,
Empfängen und Partys reicht, bildet den kommunikativen Rahmen für Begegnungen der
zahlreichen Gäste aus West und Ost. Auch
hier bilden der diesjährige Fokus und die
Retrospektive den Rahmen, an dem die
Veranstaltungen inhaltlich ausgerichtet sind.
Das parallel zum Festival stattfindende
zweitägige
filmwirtschaftliche
Forum
>Connecting Cottbus< wird ihre Aktivitäten
besonders auf die beiden im Fokus des
Festivals stehenden Kinematographien Bulgarien und Rumänien ausrichten. Zum achten
Mal bietet vom 16. bis 17. November 2006
Connecting Cottbus ein informatives Programm rund um europäische Filmförderungen, Möglichkeiten bei der Entwicklung internationaler Koproduktionen sowie aktuelle
Fragen der Zusammenarbeit mit Fernsehsendern und Weltvertrieben. Erfolgreich in
Cottbus gepitchte Projekte werden nach ihrer
Fertigstellung einen gebührenden Platz im
Festivalprogramm erhalten.
Ausführliche Programminformationen
gibt es ab Mitte Oktober unter: www.filmfestivalcottbus.de
witego chociebu¿anina, Mirko Borschta, „Die
Boxerin” („Bokserka”) Cathariny Deus czy
wyprodukowany
przez
DEFA
film
„Erscheinen Pflicht” („Obecnoœæ obowi¹zkowa”) Helmuta Dziuby uzupe³niaj¹ program.
W bogaty œwiat bajek i legend ³u¿yckich
uwiedzie nas program dla dzieci pod tytu³em
„Cuda wci¹¿ siê zdarzaj¹”, a w nim dzie³a
mistrza filmu animowanego z by³ej NRD,
Jana Hempela. Obok ponownego pokazu
adaptacji legendy o Mistrzu Krabacie Celino
Bleiweissa z 1975 r. pojawi¹ siê bajeczne
pozdrowienia filmowe z Bu³garii i Rumunii.
Bogaty program towarzysz¹cy, którego
spektrum rozci¹ga siê od dyskusji o filmie
poprzez wystawy, odczyty, koncerty, a¿ po
przyjêcia i imprezy taneczne, tworzy ramy
komunikacji i spotkañ licznych goœci ze
Wschodu i Zachodu. Równie¿ w tych przedsiêwziêciach nacisk bêdzie po³o¿ony na
g³ówny temat festiwalu i retrospektywê.
Odbywaj¹ce siê równolegle z festiwalem
bran¿owe forum filmowe >Connecting
Cottbus< tak¿e bêdzie siê koncentrowaæ na
bêd¹ce w centrum uwagi festiwalu kinematografie Bu³garii i Rumunii. Connecting
Cottbus w dniach 16-17 listopada 2006 ju¿ po
raz ósmy bêdzie szeroko informowa³
o europejskich fundacji filmowych, mo¿liwoœci tworzenia koprodukcji miêdzynarodowych, a tak¿e wspó³pracy z nadawcami
telewizyjnymi i dystrybutorami œwiatowymi.
Projekty, które dojd¹ do skutku dziêki
spotkaniom w Chociebiu¿u, znajd¹ godne
miejsce w programach przysz³ych festiwali.
Dok³adne informacje nt. programu bêd¹
dostêpne od po³owy paŸdziernika pod
adresem: www.filmfestivalcottbus.de
t³umaczenie Grzegorz Kowalski
FilmFestival Cottbus
31
32
Rainer Vangermain
Rainer Vangermain
Die 10. Nacht der Poesie
in Frankfurt (Oder),
am 18.08.06
im „Oderspeicher”
X Noc Poezji
we Frankfurcie nad Odr¹
18 sierpnia 2006
w „Spichlerzu Odrzañskim”
Zum 10. Mal fand in Frankfurt (Oder) die
Nacht der Poesie statt, eine langjährige
Einrichtung, gewachsen über viele Jahre,
angekommen auf einem hohen literarischen
Niveau, wie es die Region hergibt. Immer
wieder nahmen polnische Autoren an diesen
Nächten der Poesie teil, denn der Organisator
dieser öffentlichen, literarischen Veranstaltung,
ist das Deutsch-Polnische Literaturbüro e. V.,
Oder-region, ein unabhängiger Literaturverein
der Stadt. So gesehen können die Nächte der
Poesie in Frankfurt auch immer als eine deutschpolnische Literaturveranstaltung im Oderland
betrachtet werden. Der Frankfurter Autor Maik
Altenburg war jahrelang als Einzelkämpfer der
spiritus Rektor dieser Veranstaltung.
In diesem Jahr lasen 11 Autoren und Autorinnen, der Oderregion, davon zwei Kollegen
aus Zielona Gora, Janusz Koniusz und Wojciech
Smigielski. Neu daran ist, das die deutsch-polnische Komponente dieser jüngsten Literatur-
Pod raz dziesi¹ty odby³a siê we Frankfurcie nad Odr¹ Noc Poezji, impreza o d³ugoletniej tradycji, przez te lata coraz bardziej
znacz¹ca, na coraz wy¿szym poziomie literackim, takim, na jaki staæ region. W Nocach
Poezji zawsze uczestnicz¹ polscy autorzy,
poniewa¿ organizatorem tej otwartej imprezy
literackiej jest niezale¿ne miejskie stowarzyszenie pn. Niemiecko-Polskie Biuro
Literatury. Z tego punktu widzenia Noce
Poezji we Frankfurcie mo¿na uznaæ za polsko-niemieck¹ imprezê literack¹ Nadodrza.
Maik Altenburg, autor z Frankfurtu, przez
ca³e lata samotnie walczy³ o tê imprezê i by³
jej spiritus rector.
W tym roku swoje utwory zaprezentowa³o
11 autorów z rejonu Nadodrza, w tym dwóch
kolegów z Zielonej Góry, Janusz Koniusz
i Wojciech Œmigielski. Nowoœci¹ jest przy
tym, ¿e ten polsko-niemiecki element ostatniej Nocy Poezji jest wynikiem nawi¹zanej
nacht einer noch jungen Zusammenarbeit, nämlich zwischen der Literatur-und Kulturzeitschrift
„Pro Libris”, in Zielona Gora und dem DeutschPolnischen Literaturbüro in Frankfurt (Oder)
entspringt. Im letzten Jahr haben regelmäßig
Autoren aus Frankfurt (Oder) Texte in der polnischen Zeitschrift „Pro Libris” veröffentlicht,
die gleichzeitig auch ins Polnische übertragen
wurden. So verstand es sich beinahe von selbst
das Kollegen aus Zielona Gora diesmal Gäste
dieser Nacht der Poesie waren, denn nicht nur
Autoren waren aus Zielona Gora gekommen,
sondern auch die Leiterin der Wojewodschaftsbibliothek Frau Maria Wasik, der Redakteur
Grzegorz Gorzechowski und die Dolmetscherin
Frau Barbara Krzeszewska-Zmyœlony. Das
Spektrum der gelesenen Texte war, wie zu
erwarten, weit gesteckt und reichte vom heiter
satirischen Text über Alltagsproblematik, bis zu
den bohrenden, existenziell, biografisch, biblisch-mythischen Themen bei den polnischen
Autoren. Die Gruppe „La Marche”, rahmte die
gelesenen Texte musikalisch ein und spielte
danach, für alle die es mochten, zum Tanz auf.
Das regionale Fernsehen war eingeladen, kam
aber nicht. Die Presse, obwohl informiert, blieb
ebenfalls nicht. So werden sich wohl nur die an
diese Nacht der Poesie erinnern, die direkt dabei
waren, mit den Beteiligten, zwischen 70 und 80
Personen. Vielleicht war es für diese ein Gewinn, Literatur zu hören in der Spannungswelt
zweier Kulturen, die hier an der Oder immer
aufeinandertreffen werden, was einen Reiz aus-
macht, was spannend und gegenseitig bereichernd ist. In einer Nacht der Poesie können wir
uns Hören und Sehen, Wahrnehmen und aus
wspó³pracy miêdzy Czasopismem LiterackoKulturalnym „Pro Libris” z Zielonej Góry
i Niemiecko-Polskim Biurem Literackim
z Frankfurtu nad Odr¹. W minionym roku
literaci z Frankfurtu regularnie publikowali
w tym polskim czasopiœmie swoje utwory,
przek³adane przy tej okazji na jêzyk polski.
Dlatego by³o nieomal oczywiste, ¿e tym
razem goœæmi Nocy Poezji bêd¹ koledzy
z Zielonej Góry. Na spotkanie przybyli nie
tylko autorzy, lecz tak¿e dyrektor Biblioteki
Wojewódzkiej, pani Maria Wasik, redaktor
Grzegorz Gorzechowski i t³umacz, pani
Barbara Krzeszewska-Zmyœlony. Zgodnie
z oczekiwaniami, spektrum tematyczne czytanych utworów by³o szerokie i siêga³o od
pogodnych tekstów satyrycznych dotycz¹cych dnia codziennego a¿ po boleœnie
g³êbokie, biograficzne, biblijno-mistyczne
tematy polskich autorów. Grupa „La Marche”
wzbogaci³a prezentacje opraw¹ muzyczn¹,
a potem tym wszystkim, którzy mieli ochotê,
gra³a do tañca. Zaproszono lokaln¹ telewizjê,
która jednak nie przyby³a. Zawiadomiono
prasê, niestety - tak¿e bez odzewu. Dlatego
ow¹ Noc Poezji zapamiêtaj¹ zapewne tylko
ci, którzy w niej uczestniczyli, a by³o to ok.
70-80 osób. Byæ mo¿e odnieœli oni tak¿e
korzyœæ z mo¿liwoœci przys³uchania siê
tekstom literackim ze œwiata, w którym
stykaj¹ siê dwie kultury obecne tu, nad Odr¹,
wzbogacaj¹ce siê nawzajem i przekazuj¹ce
sobie wiele emocji.
Podczas Nocy Poezji mo¿emy siê S³yszeæ
i Widzieæ, Postrzegaæ, a z tego spotkania,
które jest dotkniêciem kultury, wyci¹gaæ
w³asne wnioski bêd¹ce szans¹ na wzbogace-
Rainer Vangermain
33
dieser Begegnung, die eine kulturelle Berührung
ist, unsere eigenen Schlüsse ziehen, die die
Chance für eine persönliche aber auch übergreifende Lebensbereicherung bietet. Und immer das Sprachproblem, die Sprachbarriere. Die
ein Reiz ist, reiner Klang, „Musik” , aber auch
ausschliesst, oder missversteht. So ist eine solche
Literaturveranstaltung auch immer Aufforderung sich der Sprache des Anderen zu widmen.
Hier gibt sicherlich einen Mangel anzumerken. Dem deutsch-polnischen Literaturbüro
in Frankfurt mangelt es an polnischen
Mitgliedern, an Mitgliedern, die Freunde der
Literatur sind, Mitgliedern die in beiden
Sprache, dem Polnischen, wie dem Deutschen,
zu Hause sind, oder über einen bestimmten Grad
der Sprachkompetenz verfügen. Wir wäre es
also, wenn Autoren und Redakteure der
Zeitschrift „Pro Libris” überlegen würden,
Mitglieder im Deutsch-Polnischen Literaturbüro, in Frankfurt (Oder) zu werden. Wie
könnten dann in Zukunft, die Nächte der Poesie
aussehen? Eine Überlegung zur der ich alle
Interessierten und Willigen ausdrücklich einladen möchte.
nie wewnêtrzne, ale tak¿e pozaosobiste.
I wci¹¿ ten problem z jêzykiem, ta jêzykowa
bariera. Która mo¿e byæ zalet¹, gdy¿ jêzyk
staje siê czystym dŸwiêkiem, „muzyk¹”, ale
przecie¿ tak¿e wy³¹cza, prowadzi do
nieporozumieñ. I tak oto impreza literacka
staje siê poniek¹d wezwaniem do zwrócenia
siê w stronê drugiego jêzyka.
W tym miejscu pojawia siê niew¹tpliwie
deficyt. Niemiecko-Polskie Biuro Literackie
we Frankfurcie nie ma polskich cz³onków,
cz³onków-mi³oœników literatury, którzy
w obu jêzykach, polskim i niemieckim, czuliby siê „u siebie”, albo przynajmniej cieszyli
siê pewnym poziomem kompetencji jêzykowej. A co by by³o, gdyby autorzy i redaktorzy
czasopisma „Pro Libris” zastanowili siê nad
cz³onkostwem w Polsko-Niemieckim Biurze
Literackim we Frankfurcie nad Odr¹? Jak
mog³yby wtedy wygl¹daæ przysz³e Noce
Poezji? Chcia³bym wezwaæ wszystkich zainteresowanych i chêtnych, by zechcieli przemyœleæ ten pomys³.
t³umaczenie Grzegorz Kowalski
Z HELMUTEM PREISSLEREM,
niemieckim lirykiem, dramaturgiem i eseist¹,
zaprzyjaŸnionym z lubuskim œrodowiskiem literackim,
mieszkañcem Bad Saarow, rozmawia Romuald Szura
Zapraszam Ciê Helmut
do pisania Odr¹...
Czy pamiêta Pan pierwsze kontakty
z polskimi kolegami po piórze, w regionie
lubuskim?
Rozpoczê³y siê w latach 60-tych i przetrwa³y
do roku 1993. Po raz pierwszy spotkaliœmy siê
w Eisenhüttenstadt, a nie w ówczesnej stolicy
okrêgu - Frankfurcie nad Odr¹, który wci¹¿
jeszcze dŸwiga³ siê z powojennych ruin. W tym
czasie przygraniczne Eisenhüttenstadt kwit³o,
stanowi³o centrum ¿ycia kulturalnego w okrêgu
frankfurckim.
Znany nam obu - Janusz Koniusz - poeta,
prozaik i reporta¿ysta twierdzi, ¿e pierwsze
spotkanie literatów odby³o siê w Pana
mieszkaniu w Eisenhüttenstadt, w roku 1962,
rok po powstaniu w Zielonej Górze Oddzia³u
Zwi¹zku Literatów Polskich. To Zarz¹d
G³ówny ZLP zaproponowa³ zielonogórskim
pisarzom aby nawi¹zali wspó³pracê ze stron¹
niemieck¹
Przyznam, ¿e nie zna³em tego, dziœ ju¿ historycznego faktu. W okrêgu frankfurckim istnia³
ju¿ wtedy Zwi¹zek Pisarzy NRD.
Ju¿ wtedy by³ Pan znanym i cenionym
w NRD lirykiem, autorem dramatów
i s³uchowisk. Wyda³ Pan tak¿e kilka antologii
poezji niemieckiej, a tak¿e próbowa³ Pan
t³umaczyæ polskich poetów...
Mówi¹c górnolotnie - by³ to okres eksplozji
mojej twórczoœci w Eisenhüttenstadt. Rozpocz¹³em od pisania liryków. Potem przyszed³ czas
na sta³¹ wspó³pracê dramaturgiczn¹ z teatrem im.
Kleista we Frankfurcie, gdzie wspó³pracuj¹c
z kompozytorem wystawia³em barwne rewie.
Wyda³em kilka tomików wierszy. Dokona³em te¿
wyboru i wyda³em m.in. rymowane opowiastki
i pieœni ludowe dla dzieci ze znanego w Niemczech zbioru „Cudowny róg ch³opca”. To
w³aœnie wówczas w Eisenhüttenstadt dosz³o do
spotkania z zielonogórskimi kolegami.
T³umaczy³ Pan naszych poetów...
Z przyjemnoœci¹ przet³umaczy³em na niemiecki kilka wierszy lubuskich liryków, przede
wszystkim Zdzis³awa Morawskiego, Janusza
Koniusza i innych, których nazwisk ju¿ nie pamiêtam. Nie znaj¹c jêzyka polskiego
korzysta³em z tzw. przek³adu surowego, lingwistycznego tworzonego przez znajomych
i dopiero potem nadawa³em wierszom w³aœciwy
kszta³t. Przyznam, ¿e sprawia³o mi to prawdziw¹
radoϾ.
Staraniem Lubuskiego Towarzystwa
Kultury w 1965 r., w przek³adzie Eugeniusza
Wachowiaka, poety i t³umacza literatury
niemieckojêzycznej, ukaza³a siê pierwsza
w Polsce miniaturowa antologia poezji NRD
pt. „Dopóki serce bije”. Zawiera³a ona wiersze Hansa Cibulki, Heinza Kahlau, Rainera
Kunze, Armina Müllera i... Helmuta Preisslera oczywiœcie.
Niektóre z tych nazwisk zapomnia³em. Wiem
natomiast, ¿e tomik przygotowa³ E. Wachowiak,
który bardzo siê stara³, aby nazwiska liryków
enerdowskich poznane zosta³y w Polsce. Myœlê,
¿e by³y to udane starania i - jak s³ysza³em - dobry
przek³ad poezji niemieckiej.
Zapamiêta³ Pan spotkania z lubuskimi literatami i czytelnikami? W jakich latach to by³o?
Romuald Szura
35
Nie pamiêtam dok³adnych dat. Przypominam
sobie, ¿e przyje¿d¿a³em w Lubuskie kilkakrotnie. Z kolegami z Frankfurtu goœciliœmy
w Zielonej Górze, a potem w Gorzowie.
Cieszy³o nas ka¿de spotkanie. W regionie lubuskim przebywaliœmy po dwa, trzy dni. Poza oficjalnymi prowadziliœmy tak¿e prywatne,
serdeczne rozmowy. Zielona Góra nam imponowa³a. To piêkne miasto, które posiada ciekaw¹
historiê, tradycje winiarskie. Dochodzi³o równie¿ do wymiany spotkañ. Podejrzewam, ¿e nasi
polscy przyjaciele czuli siê równie dobrze
w nowo zbudowanym, goœcinnym Eisenhüttenstadt. Uczestniczyliœmy w seminariach literackich, spotkaniach w klubach i szko³ach.
Rozmawialiœmy z czytelnikami, uczniami szkó³
œrednich ucz¹cych siê jêzyka niemieckiego.
Staraliœmy siê zapoznaæ ich z najbardziej wartoœciowymi ksi¹¿kami pisarzy NRD. Spotkania te
czêsto by³y dla nas inspiracj¹ do przek³adania
utworów prozatorskich i poetyckich na jêzyk
polski.
Na pocz¹tku lat 70-tych przyje¿d¿a³ Pan
z grup¹ pisarzy zza Odry. Byli to m.in. Hans
Weber (póŸniejszy prezes frankfurckiego
Oddzia³u Zwi¹zku Pisarzy NRD), pañstwo
Hildegard i Siegfried Schumacher z Frankfurtu, Sieglinde Dick z Berlina. Potem pojawili siê u nas literaci z Cottbus. Dziêki nim
poznaliœmy œrodowisko pisarskie Serbów
£u¿yckich z Dolnych i Górnych £u¿yc.
Tak. Z kolei do Niemiec, na spotkania autorskie przyje¿d¿ali: Janusz Koniusz, Zdzis³aw
Morawski i Zbigniew Ryndak. Odwiedzali nawet
tak ma³e miejscowoœci jak Seelow czy Lieberose.
Co przynosi³y te kontakty?
To by³y bardzo wa¿ne prze¿ycia. Poznawaliœmy punkt widzenia ludzi z obu stron Odry,
wa¿ny we wzajemnych stosunkach spo³ecznych.
Wówczas ta wspó³praca bardzo nas zwi¹za³a,
dopiero po roku 1989 te relacje zosta³y chwilowo
zerwane. W³aœnie wtedy zabrak³o jednoœci
dzia³ania, poniewa¿ nasze przygraniczne tereny
sta³y siê jakoby zmarginalizowane, zarówno
w Polsce jak te¿ w Niemczech. Starania naszych
pisarzy, ¿eby to zmieniæ nie da³y efektu. Jednak,
mówi¹c trochê ironicznie, nasze prowincjonalne
wspó³dzia³anie literackie bardzo nam odpowiada³o i podoba³o siê. Przynios³o to okreœlone
korzyœci, czyli nowe znajomoœci i przyjaŸnie,
36
wzmocnienie si³ twórczych, nowe inicjatywy.
Naszym ¿yczeniem by³o, ¿eby d¹¿yæ do zbli¿enia polsko-niemieckiego, piêkny wspólny cel.
Myœlê, ¿e tego nam obecnie brakuje.
Wiem, ¿e przyjaŸni³ siê Pan ze Zdzis³awem
Morawskim, gorzowskim poet¹, prozaikiem
i dramaturgiem.
Owszem, nale¿eliœmy do tej samej generacji.
On urodzony w roku 1926, ja - w 1925. Mieliœmy podobne, trudne prze¿ycia wojenne i z podobn¹ nadziej¹ wyszliœmy z tego tragicznego
okresu. Zdzis³aw by³ wspania³ym, a przy tym
bardzo sympatycznym cz³owiekiem, bliskim
memu sercu, jakkolwiek prawie nie zna³em jego
jêzyka, a on z trudem mówi³ parê s³ów po niemiecku. Byliœmy sobie bliscy poprzez nadziejê
i podobne cele. Zmar³, niestety zbyt wczeœnie.
Przypuszczam, ¿e nadmiernie prze¿ywa³ konflikty,
które pojawi³y siê w nowej polskiej rzeczywistoœci. Stara³ siê przeszkodziæ powrotowi tego, co
by³o z³e i urzeczywistniæ nowe nadzieje.
Na pocz¹tku lat 90-tych, kiedy powsta³o
Niemiecko-Polskie Stowarzyszenie Regionu
Nadodrzañskiego we Frankfurcie nad Odr¹
i Polsko-Niemieckie Stowarzyszenie Literackie
w Gorzowie, utworzono dwujêzyczne czasopismo „Prom” („Phäre”). W jednym z numerów Zdzis³aw Morawski wydrukowa³ poemat
poœwiêcony Panu, który zaczyna siê s³owami:
Zapraszam Ciê Helmut do pisania Odr¹...
Tak by³o. W czasopiœmie „Prom” napisa³em
we wstêpie jak dosz³o do wymiany wierszy ze
Zdzis³awem. Spoœród wielu ¿yczliwoœci z jego
strony jedna by³a bardzo wa¿na. Któregoœ dnia
przys³a³ mi wiersz, jak powiedzia³, pisany Odr¹,
d³ugi poemat, w którym wezwa³ mnie do poetyckiej wymiany myœli przez rzekê. Wspania³e by³o
u Zdzis³awa to, ¿e wyczuwa³ moje nastroje. Po
zjednoczeniu Niemiec w 1989 roku kwestionowano, negowano moj¹ twórczoœæ powsta³¹
w czasach NRD. By³am przybity, ca³kiem
wypalony, nie mog³em pisaæ. Wtedy Morawski
przys³a³ mi swój wiersz i wezwa³, wrêcz
sprowokowa³ do pisania. To dziêki niemu
wróci³em do tworzenia. Kilka moich wierszy
ukaza³o siê w „Promie”. Wyda³em tak¿e niewielk¹
ksi¹¿kê zawieraj¹c¹ eseje.
Wieloletnie kontakty z polskimi literatami,
prze¿ycia wi¹¿¹ce siê z nimi s¹ dla mnie bardzo
cenne. Tego siê nie da zapomnieæ.
Dziêkujê za rozmowê
Cezary Galek
Ko³ysanka dla Brajana
Historiê 6-letniego Brajana pozna³a ca³a
Polska. Wzywaj¹c przez telefon pomoc, uratowa³ przed po¿arem mieszkañców jednej
z ³ódzkich kamienic i ¿ycie w³asnego ojca p³ac¹c za to najwy¿sz¹ cenê. Prezydent RP odznaczy³ ch³opca poœmiertnie medalem „Za
Ofiarnoœæ i Odwagê”. Opowieœæ o ma³ym
bohaterze nie koñczy siê jednak na ³ódzkim
cmentarzu, gdzie rok temu ¿egna³a go rodzina
i kilkaset innych osób. Brajan w pewnym sensie
¿yje nadal, tak d³ugo jak pamiêæ tych, którym
podarowa³ nadziejê.
Mieszkanie zastêpcze w przedwojennej
kamienicy. Rodzice Brajana godz¹ siê na rozmowê pomimo z³ych doœwiadczeñ z mediami
i wrogich reakcji otoczenia, których doœwiadczali przez ostatni rok.
Matka: Uwielbia³ samochody. Samochody
i rejestracje. Gdy mia³ trzy latka potrafi³ przeczytaæ z nich wszystko: litery i numerki. By³
œwietny z polskiego. Czyta³ biegle z gazety. Co
jeszcze...? A! Wszystkie znaki drogowe zna³...
Ojciec: Wie Pan, pierwsze s³owa jakie
wypowiedzia³, to by³o „tata”...
Matka: Tak, to by³o: „tata”
Ojciec: Ja naprawdê go wychowywa³em. Ju¿
naprawdê mnie to denerwuje i chcia³bym ¿eby
ludzie dowiedzieli siê w koñcu jaka jest prawda.
Bo media poda³y, ¿e nasze dziecko
o godzinie trzeciej w nocy zim¹ biega³o po ulicy
Narutowicza! We mnie rzucano kamieniami tu
na ulicy... Naprawdê. Zosta³em parê razy pobity.
Dlatego, ¿e komuœ po prostu nie chcia³o siê
sprawdziæ wszystkiego.
Matka: A to s¹ obrazki, które Brajan
narysowa³... Dla babci i dla dziadka i nie zd¹¿y³
im daæ... To jest rysunek Brajana, który przedstawia jego samego i to jest w³aœnie ostatni dzieñ
w przedszkolu... Tak, pamiêtam, faktycznie mia³
czarne spodnie w kratkê i tak¹ pomarañczow¹
bluzê z kapturem...
Co wydarzy³o siê w mieszkaniu przy
ul. Dowborczyków w £odzi?
Matka: Ja raczej nie miewam przeczuæ, ale
wtedy, o pierwszej godzinie chcia³am ju¿ wyjœæ
do domu. Akurat skoñczy³am partiê, któr¹
mia³am do uszycia i tak mnie coœ ci¹gnê³o do
domu... No, ale ¿e to akurat by³a moja nowa
praca, to wstydzi³am siê powiedzieæ szefowi,
¿eby mnie zwolni³ godzinê wczeœniej.
Zosta³am...
Dziennikarz: ¯ona by³a w pracy, a Pan?
Ojciec: W domu, z dzieckiem...
Dziennikarz: Co siê wtedy wydarzy³o?
Ojciec: Tak naprawdê? Pope³ni³em b³¹d...
Wielki.... Dziecko mnie zawo³a³o - Tata, pali siê!
No, a reszta by³a ju¿ inna... Co mam panu
powiedzieæ i tak pan w to nie uwierzy...
Gasi³em ten po¿ar w kuchni, a Brajan
dzwoni³ po pomoc. Powiedzia³em, ¿e sytuacja
jest opanowana.
Dziennikarz: Dlaczego Brajan zosta³
w œrodku?
Ojciec: Bo gasi³em ten po¿ar...
Matka: M¹¿ po prostu myœla³, ¿e dobrze
robi...
Dziennikarz: Pan gasi³ ogieñ w kuchni, tak?
Ojciec: Tak, bo to siê dzia³o w kuchni. Od
prokuratora siê dowiedzia³em, ¿e zaprószy³em
ogieñ., ¿e z popielniczki wyrzuci³em papierosy
i zaczê³o siê paliæ...
Dziennikarz: Pan gasi³ ogieñ w kuchni,
a Brajan by³ w tej chwili...?
Ojciec: ...w pokoju.
Dziennikarz: Co by³o póŸniej?
Ojciec: Te¿ bym chcia³ wiedzieæ...
Stra¿ak z jednostki PSP w £odzi, uczestnik akcji: Gdy wchodziliœmy na klatkê
Cezary Galek
37
schodow¹, by³o tam ju¿ du¿e zadymienie i temperatura. Ogieñ wydostawa³ siê przez uchylone
drzwi. Na schodach przed drzwiami,
odnaleŸliœmy mê¿czyznê, który by³... no, jakby
nieprzytomny. Zosta³ ewakuowany na dó³, z dala
od zagro¿enia. Musieliœmy sprawdziæ dalej,
przygasiæ ogieñ, wejœæ do mieszkania.
Dos³ownie pe³zaj¹c na kolanach szukaliœmy, czy
kogoœ tam nie ma. Na pod³odze natrafiliœmy na
ch³opca, za tym pomieszczeniem gdzie siê pali³o.
Dziecko le¿a³o na brzuchu. Ratownik szybciutko
wzi¹³ go na rêce i wyniós³. Ch³opca przeniesiono
do karetki pogotowia. Tam przywrócono mu procesy ¿yciowe.
Matka: Id¹c do domu, widzia³am pêdz¹cy
samochód stra¿acki. Jak tylko wesz³am na podwórko, to zaraz dowiedzia³am siê, ¿e siê
u mnie pali. Od razu zapyta³am o Alka
i Brajana. Synek w karetce, m¹¿ stoi na klatce
schodowej. Ja naprawdê nie myœla³am, ¿e
z Brajanem jest a¿ tak Ÿle.
Stra¿ak: Przera¿ona, zas³ab³a. Udzieliliœmy
jej pomocy. Ojciec na dole, no... w takim stanie,
¿e nie kontaktowa³. Nie wiem czy to by³ wp³yw
alkoholu, ale niczego nie mo¿na by³o siê od
niego dowiedzieæ. Prawdopodobnie wydosta³ siê
wczeœniej, przed po¿arem, albo w trakcie, bo te¿
by³ czêœciowo poparzony – twarz i w³osy mia³
popalone. Myœlê, ¿e on chyba zlekcewa¿y³ sytuacjê. Nie wiadomo, co jeszcze siê tam wewn¹trz
zdarzy³o.
Ojciec (p³acz¹c): Nie potrafi³em uratowaæ
swojego dziecka... Pan kiwa g³ow¹..., pan tak
udaje, ¿e mnie rozumie... Nie... Wie pan, co prze¿ywam? Na pewno nie! Œciana ognia, œciana...
Dos³ownie. Wszystko by³o z paneli zrobione.
Gasz¹c, ja naprawdê myœla³em, ¿e jemu siê nic
nie stanie. To niestety nieprawda...
Matka: Nie chcieli mnie nawet dopuœciæ do
karetki. Powiedzieli, ¿e go ratuj¹. Wiêc odesz³am... Jak karetka odjecha³a, to póŸniej przez
radio us³ysza³am, ¿e Brajanowi wróci³a akcja
serca... Ale jak by³am u niego w szpitalu, to mia³
takie martwe oczy. Ja ju¿ tutaj wiedzia³am, ¿e
bêdzie Ÿle. Jego oczy w ogóle nie funkcjonowa³y...
Stra¿ak: Po tej tragedii dowiadywaliœmy siê
w szpitalu o los ch³opca. Chcieliœmy bardzo ¿eby
dziecko ¿y³o. Tym bardziej, ¿e na miejscu reanimowa³a je ekipa pogotowia ratunkowego i zaraz
odwieziono Brajana do szpitala. A jednak traf
chcia³, ¿e zmar³.
38
Dziennikarz: Spraw¹ póŸniej zaj¹³ siê
prokurator.
Ojciec: No..., trzy lata w zawieszeniu na
szeœæ. Za nieumyœlne spowodowanie œmierci
i nara¿enie innych ludzi na œmieræ. Po rozprawie
- nie wiem sk¹d, bo numer telefonu mamy zastrze¿ony, wiêc adresu nikt nie powinien podaæ dzwonek do drzwi. Otworzy³em je, a tam krêc¹...
By³em w stacji TVN, jak w³aœnie im drzwi
zamykam... Sk¹d to siê wziê³o? Dlaczego stacja
Polsat dzwoni do mnie na numer zastrze¿ony?
Sk¹d go maj¹? Dlaczego np. jak Brajanek mówi³
do stra¿aków - ja rozumiem, tu chodzi o pieni¹dze - jest podane nazwisko? Gdzie ochrona
danych osobowych? O co tu chodzi?
Matka: Ja te¿ najlepiej nie wypad³am...
Ojciec: W gazetach pisali, ¿e ¿ona sprzeda³a
narz¹dy wewnêtrzne Brajana, dos³ownie. I ¿e
mia³em ponad trzy promile alkoholu.
Matka: 0,6 (zero szeϾ)
Ojciec: No tak, wypi³em jedno piwo, wiêc
nie mog³em mieæ trzech promili...
Matka: Tym bardziej, ¿e m¹¿ ma cukrzycê...
Dziennikarz: Nie ma Pan sobie nic do
zarzucenia?
Ojciec: Mam. Gdybym inaczej post¹pi³
Brajan by ¿y³. Chcia³bym ¿eby ¿y³, ¿eby teraz do
mnie przyszed³ i powiedzia³ - Kocham ciê mój
tato.
Matka: Zrobiliœmy w ¿yciu du¿o b³êdów, ale
nie nie mo¿na by³o nas tak gnêbiæ i deptaæ
z b³otem. Nie ka¿dy jest z³y, nie mo¿na wszystkich jedn¹ miark¹ mierzyæ...
Ojciec: To by³ mój najwiêkszy b³¹d..., to ¿e
inaczej nie post¹pi³em... Ja jestem z³y...
Pozwoli³em umrzeæ swojemu dziecku...
Matka: M¹¿, wie, ¿e mam do niego pretensje... Mam... Tylko, ¿e po prostu próbujê postawiæ siê na jego miejscu. Czy ja bym akurat tak
zrobi³a,
jak
teraz
myœlê?
W¹tpiê....
W takim zagro¿eniu, to cz³owiek po prostu
drêtwieje i nie wie, co ma zrobiæ. Tak mi siê
przynajmniej wydaje.
NOWE ¯YCIE BRAJANA
Ewa Danielewska, koordynator pobierania i przeszczepów organów w Centrum
Zdrowia Dziecka w Warszawie :
Dostaliœmy zg³oszenie z Poltransplantu, ¿e
jest dziecko zmar³e w wyniku zaczadzenia
i rodzina wyrazi³a zgodê na pobranie narz¹dów.
Jak zwykle spakowaliœmy siê, wezwaliœmy biorców, pojechaliœmy. Nie znaliœmy ca³ej otoczki tej
sprawy. O zaistnia³ej sytuacji dowiedzieliœmy siê
nastêpnego dnia z gazet i z telewizji. Zaczêli do
nas dzwoniæ dziennikarze, wypytywaæ. Nic
rozs¹dnego nie potrafiliœmy wtedy powiedzieæ.
To by³a dla nas tak samo nowa sytuacja, jak dla
wszystkich innych. Œmieræ dziecka, jaka by nie
by³a, zawsze jest bezsensowna. Ta by³a
wyj¹tkowo bezsensowna! Tym bardziej, ¿e zawiniona przez ojca. Nie odwa¿ê siê skomentowaæ jego postêpowania. I nie odwa¿ê siê oceniaæ tego w ogóle, w jakikolwiek sposób.
Musia³abym powiedzieæ coœ, co siê nie nadaje do
prezentacji publicznej. Myœlê, ¿e najwiêksz¹
tragediê prze¿y³a matka. Matce jest bardzo trudno pogodziæ siê ze œmierci¹ w³asnego dziecka.
Myœlê, ¿e ten gest pozwoli³ jej odnaleŸæ jakiœ
sens w tym dramacie.
Ojciec i matka (mówi¹ przerywaj¹c sobie):
Podpisaliœmy zgodê na przeszczep, 8 lutego,
rano... W ogóle nie zastanawialiœmy siê... Jeœli
mo¿na tylko uratowaæ czyjeœ ¿ycie...
Ojciec: Czêœæ naszego dziecka gdzieœ ¿yje...
Matka (p³acze): A mój syn, wiadomo, nie
¿yje... Tu siê nie by³o nad czym zastanawiaæ...
Ewa Danielewska: To, co robiê, jest o tyle
trudne, ¿e po³owa mojej pracy to kontakt ze
zmar³ymi i ich rodzinami – jest to traumatyczna
strona tej pracy... Nie ma schematu, ka¿dy
cz³owiek jest inny. Trzeba znaleŸæ klucz
i podaæ jakiœ argument, dziêki któremu bêdzie
móg³ swoj¹ decyzjê przemyœleæ. Dla jednego jest
to wiara, dla innego wizja tego, ¿e cz¹stka jego
bliskiego bêdzie ¿y³a w innym cz³owieku. Po
prostu nie ma recepty na tak¹ rozmowê.
Dziennikarz: Nie ma pani wewnêtrznych
oporów?
E. Danielewska: Mam, bo ka¿dy myœl¹cy
cz³owiek, niezale¿nie od tego co robi, ma zawsze
jakiœ niepokój w sobie. Czy to co robi ma sens
i czy to, do czego namawia jest dobre dla tych,
którzy s¹ namawiani.
Dziennikarz: Ma sens?
E. Danielewska: Jeœli siê tak jak ja widzi
drug¹ stronê medalu - dzieci, które umar³yby,
gdyby nie to, ¿e ktoœ okaza³ siê humanitarnym
cz³owiekiem. Potem te dzieci id¹ do domu,
chodz¹ do szko³y, je¿d¿¹ na wakacje, studiuj¹,
rodz¹ dzieci – to jest ten sens! Pobraliœmy nerki
i w¹trobê do przeszczepu, a poniewa¿ w Polsce
nie by³o ma³ego dziecka na liœcie czekaj¹cych na
przeszczep serca – pobraliœmy serce na zastawki,
które potem stosuj¹ lekarze do operacji kardiochirurgicznych ma³ych dzieci. Gdy wracaliœmy ju¿ z pobranymi narz¹dami, po drodze
okaza³o siê, ¿e do Poltransplantu zosta³
zg³oszony m³ody cz³owiek z ostr¹ niewydolnoœci¹ w¹troby, któremu bardzo pilnie potrzebny by³
narz¹d. Pobran¹ przez nas w¹trobê jemu oddaliœmy. Ten cz³owiek ¿yje nadal w dobrym
zdrowiu! Natomiast nerki zosta³y przeszczepione
w naszym szpitalu dwójce dzieci. Dzieci te
prze¿y³y i czuj¹ siê dobrze!
Centrum Zdrowia Dziecka, Klinika
Chirurgii Ogólnej i Transplantacji Narz¹dów
Oddzia³, na którym przebywaj¹ dzieci po
przeszczepie, pozornie przypomina zwyk³y szpital, w którym matki i personel medyczny opiekuj¹
siê ma³ymi pacjentami. Ka¿dy przypadek jest tu
jednak wyj¹tkowy, bowiem krótkie ¿yciorysy tych
dzieci, to poruszaj¹ce opowieœci o walce nadziei
ze œmierci¹ i uciekaj¹cym czasem, który nie
jest ich sprzymierzeñcem. Trafi³y tu, bo nigdzie
indziej w Polsce nie dawano im ju¿ ¿adnych
szans. Mog¹ liczyæ na fachowoœæ, wiedzê
personelu, a tak¿e szczêœliwy los, który
dla innych czêsto jest wyrokiem na osobê najbli¿sz¹.
Anna, mama dwuletniego Kacpra: Kacper
jest dzisiaj na mnie obra¿ony i to powa¿nie.
Wczoraj mia³ zamkniêcie pow³ok brzusznych
i zosta³ na oddziale pooperacyjnym, dzisiaj
wróci³, wiêc nie odzywa siê do mnie. Ale myœlê,
¿e to jeszcze troszkê potrwa i zacznie ze mn¹
rozmawiaæ... Le¿eliœmy w tym czasie tu w szpitalu, a o Brajanie dowiedzieliœmy siê z telewizji.
Powiedzieli, ¿e mama Brajana odda³a organy do
przeszczepu, ka¿dy wiedzia³, ¿e ktoœ dostanie
w¹trobê, ¿e jakieœ dziecko zostanie uratowane...
No i dwie nerki, ¿e trójka dzieci mia³a szanse. Ta
mama to wspania³a kobieta.... O przeszczepach
nie wiedzia³am nic, dopóki Kacperek nie zachorowa³. U synka wykryto nowotwór i dowiedzia³am siê, ¿e musi byæ przeszczep, bo guz jest
na œrodku w¹troby i trzeba j¹ ca³¹ wyci¹æ. To
by³a prawdziwa tragedia. Zaczê³a siê walka.
Kacper jest po trzech przeszczepach w¹troby.
Moje dziecko umiera³o... Ta rodzina, która
odda³a w¹trobê dla Kacpra, du¿o dla nas zrobi³a.
Walczymy nadal o niego.... To ju¿ dwa lata i piêæ
miesiêcy...
W sali obok trwa lekarska narada. Na szpitalnym ³ó¿ku lewo widoczna spod wenflonów,
Cezary Galek
39
cewników i kroplówek, le¿y nastoletnia Kamila.
Od czterech dni ma now¹ w¹trobê.
Dziennikarz: Cztery dni temu zdarzy³o siê
coœ wa¿nego w twoim ¿yciu?
Kamila: No w³aœnie, mia³am przeszczep.
Moja mama powiedzia³a póŸniej, ¿e niez³y ma
prezent na Dzieñ Matki – now¹ w¹trobê dla
córki... Moja choroba zaczê³a siê jakieœ dziewiêæ
czy dziesiêæ lat temu. W naszych szpitalach nie
mogli nam pomóc. Skierowano nas tutaj.
W¹troba zaczê³a siê psuæ, pozosta³o czekanie, a¿
do momentu, kiedy wszystko padnie. Zosta³am
miesi¹c temu wpisana na listê. Nie ba³am siê
zanadto przeszczepu. Mia³am œwiadomoœæ, ¿e
byæ mo¿e uratuje mi ¿ycie. Przed sam¹ operacj¹
poczu³am coœ niesamowitego, poczu³am, ¿e teraz
bêdzie wszystko OK.
Dziennikarz: Co czu³aœ po przeszczepie? Co
myœla³aœ?
Kamila: To by³a radoœæ, ¿e ju¿ jest... Chcia³am siê dowiedzieæ, od kogo j¹ dosta³am. Wiem,
¿e od jakiejœ m³odej osoby, najprawdopodobniej
od jakiegoœ ch³opaka... Pewnie i tak du¿o wiêcej
siê nie dowiem... To bardzo trudne - ktoœ zgin¹³,
a ja bêdê dziêki temu ¿y³a! Ale je¿eli czyjeœ
narz¹dy mog¹ pomóc komuœ innemu, to przecie¿
to jest niesamowite. Albo ta rodzina – zgadzaj¹
siê aby narz¹dy oddaæ do przeszczepu. To jest
przecie¿ ratowanie ¿ycia... Teraz w¹troba jest ju¿
moja i nikomu jej nie oddam... Ale ta œwiadomoœæ, ¿e jest jeszcze czyjaœ na pewno zostanie
do koñca... S¹ jednak dobrzy ludzie œwiadomi
tego, ¿e mog¹ uratowaæ komuœ ¿ycie.
Dziennikarz: Jak smakuje ¿ycie?
Kamila: Bardzo fajnie! Chcia³abym ju¿ st¹d
wyjœæ, zacz¹æ chodziæ, jeœæ i w ogóle... Ju¿
nied³ugo.... Liczê tylko godziny. Uratowanie
¿ycia drugiemu cz³owiekowi, to jest niesamowita sprawa. No, tak. Ja ¿yjê i ¿yj¹ wszystkie dzieci
le¿¹ce tu na oddziale. Zreszt¹ nie tylko tutaj, bo
ju¿ mnóstwo przeszczepów siê uda³o i dzieciaki
s¹ ju¿ w domach. Bardzo, bardzo dziêkujê...
40
Szczególnie dlatego, ¿e by³a to m³oda osoba...
Na pewno jest tym rodzicom bardzo smutno.
Wydaje mi siê, ¿e powinni uwzglêdniæ ten fakt,
¿e ja ¿yjê dziêki nim... No i w³aœnie za to bardzo
dziêkujê!
Ogólnopolskie Stowarzyszenie „¯ycie po
przeszczepie” postanowi³o ustanowiæ nagrodê
imienia Brajana Chlebowskiego za wybitne
osi¹gniêcia na rzecz popularyzacji idei transplantacji. Po raz pierwszy zostanie wrêczona
w listopadzie tego roku.
Magdalena Sroczyñska–Ko¿uchowska,
prezes warszawskiego oddzia³u Stowarzyszenia: Jest takie stare porzekad³o, ¿e cz³owiek
tak d³ugo ¿yje, jak d³ugo trwa o nim pamiêæ. My
jako stowarzyszenie chcielibyœmy, ¿eby w osobie Brajana ¿y³a pamiêæ o naszych dawcach. My
siê za nich modlimy, zamawiamy msze œwiête.
Jest mnóstwo osób, które czekaj¹ w kolejce a¿
znajdzie siê dla nich odpowiedni narz¹d. Ten
czas oczekiwania jest rzecz¹ bardzo trudn¹. Ja to
rozumiem bardzo dobrze, dlatego, ¿e sama
czeka³am na przeszczep ponad rok. Ju¿ w³aœciwie nie chodzi³am, w³aœciwie pe³za³am. By³am
koloru pomarañczy, mêczy³am siê byle czym. To
by³a walka o to, aby do¿yæ do przeszczepu. To
by³o moje podstawowe zadanie! Oczekiwanie
jest nieraz wieloletnie, a na pewno wielomiesiêczne. Dlatego to, co siê sta³o z Brajanem,
mimo, ¿e by³a to tragedia, napawa mnie ogromnym optymizmem, ¿e ludzie potrafi¹ zachowaæ
siê tak bohatersko, tak przyzwoicie, tak
rozs¹dnie, mimo, ¿e sami s¹ w rozpaczy. Mam
nadziejê, ¿e pamiêæ o Brajanie dziêki temu nie
zaginie.
Matka: Mam tak¹ proœbê do wszystkich
ludzi. Je¿eli komuœ przytrafi siê tragedia, ¿eby
pomóc innym... ¯eby œmieræ kogoœ, naszego
bliskiego, nie posz³a na marne. Wiem, ¿e
kawa³ek, cz¹stka mojego syna ¿yje. To tak jakbyœmy kawa³ek serca oddawali... Tak. Poza tym,
co tu du¿o mówiæ... - jest ³atwiej, o wiele l¿ej...
Czes³aw Sobkowiak
Zapiski o poranku
S³owo „Nic”
Jeszcze niedawno w wierszach poetów,
czêsto mo¿na by³o spotkaæ w gruncie rzeczy
trywialne s³owo „nic” (z ma³ej lub du¿ej
litery), którym starali siê owi autorzy
czytaj¹c¹ publikê epatowaæ, daj¹c jednoznacznie filozoficzne uogólnienie swojego pogl¹du
na œwiat. Na szczêœcie minê³a fala tej tendencji, maj¹ca na celu usprawiedliwienie
zbêdnoœci zmagania siê z konkretem ¿ycia. Bo
oczywiœcie, po có¿ wysi³ek poznawczy
i wartoœciuj¹cy, jeœli ka¿da rzecz, zjawisko
i zdarzenie sprowadza siê do braku jakiegokolwiek sensu. Nie by³oby w tym nic
nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, ¿e od
potwierdzania pustki (jakiejœ takiej totalnej)
do nihilizmu, z którego bierze siê obojêtnoœæ,
a wrêcz przyzwolenie, na ró¿ne postaci
z³a, zadawania bólu cz³owiekowi, niszczenia
œwiata, gorliwego pogardzania, droga niemal
prosta.
Lipiec
Jest lato, które mi pomaga, lipiec pe³en
s³onecznych dni, taki upalny miesi¹c, jakiego
moja pamiêæ jeszcze nie odnotowa³a, ale nie
ma lata, bo nie ma chwil beztroski, powszechnej zgody, zrozumienia i porozumienia ani
szansy na ³agodnoœæ wytchnienia i uwolnienia
siê od niepokoju. Upa³ pod ka¿d¹ postaci¹ daje
o sobie znaæ. Gwiazdy spadaj¹ obficie. Jak
w czasie zmiany sezonów. Nakrêca siê dziwna spirala. Nastaj¹ nowe mody, np. moda na
zabijanie. Tak to uk³adaj¹ siê, a raczej
rozk³adaj¹, rzeczy i ludzkie postêpowania.
Coœ z tego zapewne jeszcze wyniknie. Coraz
rzadziej ktoœ ma ochotê wchodziæ na jak¹œ
górê, która prawie dotyka nieba. A mog³oby to
byæ niebanalnie interesuj¹ce. Poza tym i na
dodatek. Ju¿ wiem, co to zmêczenie. I jaka
droga za mn¹. Ju¿ po sielskiej prowincji, po
marzycielskim, jak to potrafi¹ tylko dzieci, i ja
potrafi³em, zapatrzeniu w ob³oki, rozkoszowaniu siê zapachem siana albo iskrzeniem porannej rosy, szelestami tkliwych k³osów zbo¿a.
Kogo jeszcze cieszy, zachwyca, taki nag³y
widok krowy, która dostojnie na ³¹ce rozwa¿a
swoje problemy. I sk³onna by³aby podzieliæ siê
swoimi przemyœleniami. Ale ty, ja, ju¿ na
innej drodze, jakby nie dostosowany. Stajesz,
patrzysz i nie wiesz, co z tym zrobiæ. Krowa,
tyle w ka¿dym jej ruchu m¹droœci. Coœ
dociera, w koñcu dociera. To jest to, co chcesz
widzieæ. Nareszcie jest taki moment ods³ony
sekretu, i nawet byœ siebie nie podejrzewa³, ¿e
jest to dla ciebie wa¿ne. Tylko nie umiesz czytaæ tych liter napisanych nie na kartce. A mo¿e
poprzestawia³eœ zbyt ³atwo i za du¿o w swoim
patrzeniu. Teraz, gdy coraz mniej istotnie
obracaj¹ siê rzeczy, ró¿ne g³upstwa z ³atwoœci¹ przedstawiaj¹ siê jako obowi¹zuj¹ce.
Cudzys³owem opatrzone s¹ idee i deklaracje,
cudzys³ów towarzyszy wypowiadanym
myœlom i obrazom, do których, gdyby nie ten
drobiazg, zw¹tpienie, ca³¹ dusz¹ chcia³oby siê
po prostu lgn¹æ. Jak do objawiaj¹cego siê
piêkna. A tu niemal wszystko na niby. Wa¿ne
na niby. Jutro, za godzinê, ju¿ ani jedno s³owo
aktualne. Na drzwiach wszêdzie wywieszki
o przecenie. Ca³e sterty przeceny. Targowisko.
Czes³aw Sobkowiak
41
Mi³oœæ na niby. Prawda do uzgodnienia.
Wytargowania, czasami przy u¿yciu groŸby.
Mo¿na to kupiæ, ale po co. Wiêc co zosta³o?
Chaos, œmietnik, na który nie mogê siê zgodziæ. Nie jestem, nigdy nie by³em, wyznawc¹
jedynie s³usznej idei, z któr¹ sta³o siê coœ nie
tak, ¿eby próbowaæ j¹ reanimowaæ. Wysypa³y
siê wszystkie znaczone w tej grze karty.
Najedliœmy siê i wystarczy. Teraz dla niektórych pustkowie, ja³owoœæ, œmieræ krajobrazu, œmieræ wszystkiego, co próbuje ocalaæ
sens. Wielu, nazbyt wielu, zadowala³o siê faktem, ¿e im ktoœ ci¹gle coœ poleca i podpowiada, co trzeba, i komu trzeba oddaæ. Dobrze
poinformowani niewolnicy podchwytywali
przewodnie wskazania. Zawsze mnie dziwi³o,
¿e nawet nie zaj¹knêli siê ze swoimi w¹tpliwoœciami, a dzisiaj, gdy wszystko wolno,
z tak¹ natarczywoœci¹ kpi¹ i z³orzecz¹.
Wypada³oby mieæ dla siebie odrobinê szacunku. Jak ustala³em bêdê ustala³ swoj¹ drogê.
Wiem, ¿e z trudem, ale mo¿e to lepiej, ¿e z trudem. Zreszt¹ nigdy nie by³o inaczej.
Prowadzi³a mnie intuicja. Nikt mnie niczego
w tej materii nie uczy³. Potrafi³em zaledwie
omijaæ ciemny, grz¹ski grunt. Nie umia³em,
tak, po prostu by³o mi to obce, wybraæ ³atw¹
korzyœæ. Zdecydowaæ siê natychmiast.
I powinienem ca³kowicie przegraæ. Przepaœæ
ze swoimi myœlami o ob³okach i wzgórzach,
których wysoka trawa obdarza³a mnie
ciep³em, muzyk¹ œwierszczy, symfoni¹
zapachów, co nie jest dla nikogo argumentem
ani atutem. Bo czego ja siê podejmowa³em,
robienia zbêdnych rzeczy. Prawie wstydzi³em
siê swojego zajêcia. Tych kilku kartek.
Ucieka³em od groŸnych twarzy. Tak¿e od
twarzy niczego nie zdradzaj¹cych w swoim
wygl¹dzie i spojrzeniu, a potrafi³y byæ bardzo
podstêpne. Zastanawiam siê teraz, jak to by³o
mo¿liwe, ¿e udawa³o mi siê unikaæ zastawianych side³. ¯e wytrzyma³em. To prawda,
by³em czasami przybity do ziemi, tak jak
str¹cone z drzewa liœcie. Nie da siê tego nawet
opowiedzieæ. A có¿ dopiero zrozumieæ.
Jednak mia³em siê podnosiæ. Musia³ byæ ktoœ,
kto to sprawia³. Tak czêsto Ktoœ. Bo jak
inaczej móg³bym byæ tu, gdzie teraz jestem.
Jeszcze w miarê posk³adany. Siêgam w³aœnie
42
po szklankê z herbat¹ i tabletki. Odk³adam na
brzeg sto³u okulary i przecieram senne ju¿
oczy. Myœlê o tym, czy zyska³em, czy
straci³em. Gdyby znaleŸæ taki œwiat, gdzie nie
dociera ten œwiat, wszystkie jego okropne
newsy, mniejsze i wiêksze niegodziwoœci, szaleñstwa, zdrady i k³amstwa, to mo¿na by³oby
dzieciêco sobie wmówiæ, ¿e jest ca³kiem
dobrze. A przecie¿ nie w tym rzecz, nie taka
nadzieja, by by³o dobrze w kosmicznym pyle
i rytmie. Piæ spokojnie wodê. Kroiæ chleb. Nie
przekreœlaæ rzeczy zwyczajnych. Nie zadawaæ
sobie ani na przyk³ad temu ¿ó³temu kamykowi
z leœnej dró¿ki, który obracam w palcach,
¿adnych retorycznych pytañ. Dlaczego
gwiazdy, królestwa na ziemi, ludzkie losy i co
jeszcze poza tym wszystkim. Co jeszcze? Co
przyprawia mnie niekiedy o lêk i ból do szpiku
koœci. Nie tylko tu i teraz, pchaj¹ce siê
drzwiami i oknami. „Termin up³yn¹³” - krzepko og³asza w³adca g³ównego mocarstwa. Czyli
¿yjemy po „terminie”. Obracaj¹ siê ko³a historii i nie jest wiadomy wynik tego zmagania.
Odkryje siê karta, to siê j¹ odczyta. I tyle.
Bêd¹ kolejne, nie daj¹ce siê przewidzieæ
wydarzenia. Doprawdy. Bêdzie wraca³o
marzenie o ¿yciu, które niechby toczy³o siê
³agodnie, prosto, zwyczajnie. Polatuj¹ce nad
traw¹ bia³e i ¿ó³te motyle, pies szczekaj¹cy
d³ugo w nocy, dojrzewaj¹ce w sadzie jab³ka.
Niebiesko kwitn¹ce bratki. Kobieta rozwieszaj¹ca pranie. Gospodarze wracaj¹cy
z pól. Zapach chleba z piekarni, który o czymœ
powiadamia. Uzmys³awia tak¹ niewyra¿aln¹
czu³oœæ bycia i doznawania. Dni wolne od
ognia, wojny i g³odu. Jak w modlitwie.
Pamiêtam wieczorne modlitwy przy kapliczce
w Jaromierzu. Kwit³ bez. Ludzie zanurzeni
w mroku œpiewali. Ile wysi³ków podejmowano, ile nadziei zatraci³o siê. Zatracano.
I zatraca. Urz¹dzano z wielkim poœwiêceniem
i zapa³em œwiat. Morderczy raj na ziemi. Czyli
wszystko na opak. Widzia³em pysznych ludzi.
By³o, minê³o… Teraz nowe bestie powitajmy.
Wiêc ju¿ nie bêdzie prawdziwego lata. O czym
tu rozmawiaæ. Lodówka cicho pracuje, w³¹cza
siê i wy³¹cza. W lodówce ch³odzi siê kompot
z wiœni. W telewizji program o wodzie,
po¿arach, suszy, piosenkach i kie³baskach
z grilla. Pó³nagie dziewczyny, kobiety tak¿e
ma³o co ubrane, w ka¿dym wejœciu temat
seksu. Tañce. Orkiestra. Majtki. Zaraz jednak
bêdzie dok³adnie widaæ wybuchy, ruiny, cia³a
zabitych i umieraj¹cych, niesionych poœród
krzyku i ³ez. Lodówka pracuje cicho. Co z tym
zrobiæ? Czytam jak¹œ ksi¹¿kê nie wart¹ czytania. Patrzê za okno, mur stoi. Kiedyœ wdrapywa³em siê na ten ceglany mur, nieco omsza³y,
i patrzy³em stamt¹d daleko na œwiat.
Wydawa³o mi siê, ¿e tak wiele ogarniam.
I ogarnê, zdobêdê jeszcze wiêcej. ¯ycie mia³o
byæ mo¿liwe. Wielkie i piêkne. Pies po³o¿y³
siê w poprzek korytarza i œpi. Wolny od œwiata, utrudzony upa³em. W piaskownicy szalej¹
dzieci, co zaznaj¹ szczêœliwoœci dnia. Poza
tym, jak to mówi¹, jest jak jest. Doskwiera
upa³. I zapewne nie mam racji. Duszno, upalnie, pot wystêpuje na czo³o, szyjê. Z trudem
pracuje serce. Doœwiadczam skutków
czyjejœ arogancji. No có¿. Ani tu dobroæ,
ani piêkno, ani m³odoœæ. Trzeba to zrozumieæ.
Przelatuje nad Polsk¹, ju¿ przelecia³,
nad Ba³tykiem prezydent G. Bush na spotkanie pañstw Grupy G 8 w Sankt Petersburgu.
Przygotowywane s¹, ju¿ zosta³y zjedzone,
bajeczne smako³yki. Kryszta³y i z³ocenia
lœni³y. Wiêc bêdzie dobrze. Niepotrzebnie,
niepoprawnie tak siê niecierpliwiê i zamyœlam. Tyle wszêdzie œwiat³a. Piêkny ten
lipiec.
Die Tageszeitung
Mo¿na powiedzieæ, ¿e potraficie siê pokazaæ od nie byle jakiej strony. Ale nie zazdroszczê. Ten styl, ta wasza zdolnoœæ o¿ywiania, nie licuj¹cego z dobrymi obyczajami,
wzoru wywy¿szania siê i pogardy, daje jednak
du¿o do myœlenia. Mnie, mieszkaj¹cemu
w kraju nieustannie w przesz³oœci nêkanym,
prawie zupe³nie to nie dziwi. Ale oczywiœcie
nie w tym rzecz teraz akurat, tylko w sposobie
patrzenia na œwiat. Chodzi w³aœnie o ten
sposób patrzenia, który móg³by mieæ znaczenie. W naszej polskiej kulturze, mowie, s¹
ró¿ne tropy, wœród których pewne ciemne
poczynania nie uchodz¹. Gdybyœcie to mogli
zrozumieæ.
Znowu chwila w ogrodzie
Wychodzê do ogrodu, który obok domu.
Tu uciekam w seledynowe zacisze po tlen.
Moje krzewy i kwiaty. Pó³cienie i œwiat³o. Jak
na obrazach Cezanne’a. Staram siê przypatrywaæ i wpatrywaæ w ka¿dy refleks, poruszenie
zieleni, formy kwiatów, które mnie zadziwiaj¹
i zadziwiaj¹. Jakbym chcia³ siê upewniæ
i sprawdza³, czy nadal funkcjonuj¹ prawa
natury. Czy coœ ci¹gle naprawdê obowi¹zuje,
coœ jest wa¿ne, gdy niemal wszystkiemu ju¿
postarano siê odmówiæ racji i znaczenia.
Trwania. Sensu. Wype³niania drogi. W rozchwianym œwiecie niechby siê coœ liczy³o, co
jest w jakiœ sposób sprawdzalne. Warte
pochwa³y. Bowiem bez tej pewnoœci, jak, i po
co ¿yæ.
Klêska
Nie patrz tak wrogo, jak w³aœnie patrzysz,
coraz bardziej prozaicznie, banalnie, nie nasycisz siê tym, nie próbuj przebieg³oœci, nie
oszukuj, tylko dlatego, ¿e masz tak¹
mo¿liwoœæ i nawyk. A ten cz³owiek przed tob¹
s³aby, bezradny, skazany na twoj¹ pychê. Ju¿
za twoimi plecami klêska. Wszystko spl¹drowane. Zgubione. Koniec zdania. Rozbije siê
lustro w z³oconych ramach. Talerz siê rozbije.
Lampa zgaœnie. Jeszcze ci siê wydaje, ¿e nic
takiego nawet do pomyœlenia. Nawet nie
wchodzi w grê. O tak, dzisiaj to bzdura. Ale
ju¿ za twoimi plecami klêska. Któregoœ dnia
wytr¹ci ci ³y¿kê z rêki.
Niewinne miasto
Raczej czerwone to miasto ni¿ zielone.
Mimo wielu drzew i krzewów. Ozdobnych
winoroœli. Nic tu od dawna siê nie sta³o, jest
jak by³o, choæ niby sta³o siê bardzo wiele
i ¿yjemy mimo wszystko w innym œwiecie.
A tu tak cicho, spokojnie, ¿adnych rewelacji.
Odkryæ. I byleby zanadto nie dyskutowaæ ani
mieæ w³asne zdanie w jakiejœ sprawie. Przerw¹
ci w pó³ s³owa. I nie tylko. Nie okazuje siê, kto
kim by³ lub nie by³ i brano go za kogoœ innego.
Trochê to dziwne. Sami porz¹dni obywatele.
Czes³aw Sobkowiak
43
Ulice jak ulice, fasady jak fasady, niektóre
odnowione farb¹.
Ksi¹¿ê
Czasami w³¹czam telewizor, w którym
podaj¹, kto kogo porwa³, zabi³, dokona³ gigantycznego oszustwa, przynale¿a³ do organizacji
przestêpczej. Czasami patrzê w œcianê. Czasami idê nie wiadomo dok¹d. Akurat czytam
jak to w³oskiemu ksiêciu, pod lazurowym
niebem Italii, znudzi³o siê bycie ksiêciem. Có¿
za bajka. Jak poda³a gazeta, wda³ siê
w lukratywny handel kobietami i narkotykami.
Czytam, otwieram oczy. No tak. Stoi napisane
czarne na bia³ym. Handel kobietami. No i co
tu jeszcze mo¿na. Kropka nad „i” postawiona.
Zapewne nudno we wspó³czesnym œwiecie
byæ ksiêciem, mieæ pa³ac, park, fontannê,
jacht, luksusowe auta i mieszkania, obnosiæ
siê z królewskim pierœcieniem, trwaæ w nastrojach imituj¹cych szlachetnoœæ, gdy mo¿na
robiæ fascynuj¹ce interesy, które lubi ta epoka.
Naiwniacy i tak bêd¹ spieszyæ z poddañczymi
pok³onami. Czasami gdzieœ telefonujê, to
znowu staram siê coœ praktycznego robiæ,
chodzê tam i z powrotem. Do sklepu i ze
sklepu. Godziny p³yn¹. Jak to godziny.
Którym nie jest smutno.
Matka umar³a
Matka umar³a. Wczoraj. Po dok³adnie
ustalonej godzinie swojej œmierci sprz¹ta
pokój ze zbêdnych rzeczy. Po œmierci matki
najlepiej siê wyk¹paæ. Zapaliæ papierosa.
Pomyœleæ o tym, o czym nigdy wczeœniej siê
nie myœla³o. Chocia¿ by³o gdzieœ zapisane. Na
przyk³ad na oparciu krzes³a, na krawêdzi
sto³u, na maleñkiej karteczce zgiêtej w kostkê.
Myœli wtedy przychodz¹ same. I mo¿na
odnieœæ wra¿enie, ¿e staraj¹ siê byæ wolne od
nadmiaru. Ta, która nie ¿yje, matka, ma teraz
tyle nieznanych s³ów do powiedzenia. A one
obywaj¹ siê bez ust. Idzie wolno szpitalnym
korytarzem albo patrzy b³agalnie na syna
siadaj¹cego na krzeœle, przy ³ó¿ku, który ot tak
pyta: - Mamo, czy coœ ci jeszcze trzeba.
Trzeba. Jeszcze trzeba. Op³aciæ tego, który
44
dzwon koœcielny wprawi³ w dzwonienie, który
ziemiê w lipcowym skwarze kopa³, w trumnie
cia³o uk³ada³, który siê modli³, bo tak wypada.
Nic wiêcej. Poza tym, w restauracji zostan¹
zjedzone zamówione roso³y, drugie dania,
ciasta, a mê¿czyŸni wypij¹ zimn¹ wódkê, co
w takiej okolicznoœci jest naprawdê
konieczne. Trzeba zap³aciæ nale¿ny rachunek.
Ale to ju¿ inna sprawa. Wtedy ca³kiem
rozs¹dny mo¿e siê wydaæ wyjazd na zas³u¿one
wakacje.
Lampa
Obok kartki lampa. Która œwieci. Tej
lampie sk³onny jestem przypisaæ ca³¹ moc
tworzenia.
Pragnienie piêkna ¿ycia
Wypada siê zgodziæ, ¿e nie tylko skomplikowane sublimacje literackie, budowanie
metaforycznych znaczeñ, ale te¿ determinacja,
by zapisaæ, oddaæ w s³owach, konkretnoœæ
wszystkiego tego, co siê osobiœcie prze¿y³o,
doœwiadczy³o, zobaczy³o, zrobi³o lub nie
zrobi³o, jest, mo¿e byæ w literaturze cenne.
Ca³a bezpoœrednioœæ przekazu ¿yciowego. Na
prowincji i w stolicy. Jednak pisanie z perspektywy w³asnego, prywatnego ¿ycia nie jest
zadaniem ³atwym. W koñcu rzecz siê
sprowadza do tego, by nadaæ wartoœæ sprawom, które tylko podmiotowi s¹ dok³adnie
znane, nadaæ literackie w³aœnie znaczenie.
Mo¿na wiele pisaæ o swoich prze¿yciach,
k³opotach wewnêtrznych, niejako sobie
a muzom, czasami w formie pamiêtnikarskiego zapisu, prezentowaæ swoje emocje, ale
nie da siê omin¹æ wymogu uogólnienia, jeœli
chce siê wejœæ na pozaosobiste pole znaczeñ.
Jeœli ktoœ autentycznie obdarzony jest iskr¹
bo¿¹, to niemal bezwiednie osi¹ga wszystkie
tego typu walory. Od niczyjej decyzji one nie
zale¿¹, ale wy³¹cznie od dozy jego talentu.
Bêdzie pisa³ mniej lub wiêcej udane utwory,
tak jak ka¿dy twórca, ale to jego pisanie
w ka¿dym przypadku bêdzie wa¿ne, dotycz¹ce
artystycznej wartoœci. Mo¿e za wiele tych
oczywistych dywagacji. Nasunê³y mi siê jed-
nak na marginesie zbioru wierszy Ireneusza
Kozio³a „Tam i z powrotem”, o którym
wiosn¹ tego roku, ni st¹d ni zow¹d,
dowiedzia³em siê, ¿e pisze poezje, ¿e jest te¿
dramaturgiem. Od tamtego czasu (wiosennego) wysz³a w³aœnie wspomniana wy¿ej
ksi¹¿ka, kolejna „¿arska”, a zarazem, co mo¿e
jeszcze cenniejsze, w Lubuskim Teatrze
zosta³a wystawiona jego sztuka „Spuœcizna”.
Autor ma w planach wystawienie kolejnych
swoich dramatów. Kiedyœ przyjdzie zapewne
czas na ich ocenê. Jakby nie patrzeæ, jest
w tym wszystkim doza wydarzenia. Autor
metrykalnie m³ody ju¿ nie jest. Widaæ to
w wierszach, mówi: „I widzê nadzieje
umykaj¹ce”. Widzia³em tak¿e jak w letni,
upalny dzieñ pot niemal p³yn¹³ ca³ymi strumieniami po jego twarzy. Ale do rzeczy. Poetê
interesuje jednak nie tyle sama ekspresja
prze¿yæ, ch³oniêcie œwiata, napawanie siê jego
zmys³owoœci¹, co uporanie siê raczej ze
wszystkimi swoimi ¿yciowymi doœwiadczeniami, których by³o wiele, uwolnienie siê od
destruktywnego ich aspektu. Interesuje go
dojrza³oœæ w³asnego spojrzenia. Znaczenie tu
ma rozwa¿enie sensu i bezsensu ¿yciowego.
Mo¿na rzec, i¿ autor jest ju¿ kimœ po burzy,
nie ca³kiem na pewno, ale bardziej od buntu
zdaje sobie ju¿ ceniæ „wiedzê niezbêdn¹”
o ¿yciu jako takim, bo chce w ogóle coœ sensownego wiedzieæ i powiedzieæ o œwiecie, co
przekracza incydentalne wy³¹cznie myœlenie.
Wolne od automitologizacji. Niekoniecznie
zawsze oznacza to wybór stabilizacji, stagnacji, ustatkowania siê, bo nie rezygnuje siê
zbyt ³atwo z pewnego „bogactwa” sytuacji
(„Wiedza”), nawet – jak sam zauwa¿a – „knajpianych”. One pozostaj¹ w tle tych wierszy.
£¹czy siê z nimi na pewno jakaœ egzotyka,
koloryt, ¿ywoœæ relacji, porozumienia
z drugim cz³owiekiem, ta obecna w jego wierszach równie¿ bezpoœrednioœæ przekazu. Poeta
wie, ¿e nie obywa siê to wszystko bez okreœlonej ceny. Ryzyka, zagro¿eñ. „Sprawdziæ
poszed³em”, dotkn¹³em, zasmakowa³em.
Przypomina raz po raz. Jest ze szko³y autentycznego ¿ycia, czêsto naznaczaj¹cego boleœnie,
dotkliwie (o tym te¿ jest „Spuœcizna”), który
odbiera jego skutki, ale te¿ sam jest przyczyn¹
okreœlonych skutków w relacjach spo³ecznie
najbli¿szych. Myœlê, ¿e potrafi Ireneusz
Kozio³ radziæ sobie z ukazywaniem ca³ej dramaturgii lirycznych napiêæ, które na tym styku
siê rodz¹. Po jednej stronie jest on,
w ró¿norakiej funkcji, po drugiej stronie bliska
mu kobieta. Dwie wa¿ne sfery, które wiod¹ ze
sob¹ dialog, spotykaj¹ siê, o czym te wiersze
zaœwiadczaj¹ tak¿e faktograficznie, jak
o czymœ co rozstrzyga w sprawach wa¿nych.
Zreszt¹ wa¿nych ró¿norako. Prezentuje
(niekiedy a¿ nader szczerze - „Przed drzwiami w kolejce do ciebie stojê”) ca³y ten œwiat
jakby doœæ banalny: „S³owa przys³a³a. S³ów
kilka”, odpowiedŸ te¿ jest w konwencji smsowej: „¯yjê jeszcze” („Profanum”), w innym
miejscu: „Na po¿egnanie podarowa³a mu
d³ugopis” czy sytuacje rodzinne, domowe, ale
prezentuje jednak niebanalnie. I to jest tu
wa¿ne, znacz¹ce, to siê liczy. To wyznacza
zarys, kszta³t, pomys³y indywidualnej stylistyki, naprawdê maj¹cej niekiedy walory subtelnej wirtuozerii lingwistycznej. Zapewne nie
bez znaczenia jest tu wp³yw cenionych przez
siebie poetów, np. Edwarda Stachury. Wp³yw,
a nie naœladownictwo. Wa¿niejsze okazuje siê
stworzenie podmiotowego jêzyka, w którym
(warto zauwa¿yæ) blask odzyskuj¹ raz po raz
s³owa wielkie, jak mi³oœæ, zdrada, szczêœcie.
Przypomnê tylko, ¿e trzeba byæ ostro¿nym
w ich eksploatowaniu. W ka¿dym razie to
otwarcie poetyckie jest udane. Mo¿e siê
podobaæ zawarta w nim egzystencjalna prawda i nasycenie ksi¹¿ki tak bardzo cenion¹
przez poetê zmys³owoœci¹ obrazowania. Poza
tym cenna jest (jakby z ducha Norwida)
zw³aszcza autorefleksyjna konkluzja zawarta
w wierszu „Czekaj¹c na œwiadomoœæ”: „Nie
z piêknem mi ¿yæ a piêknie. / Przecie¿ o to
zawsze mi sz³o. / Czy¿ sam wówczas nie stanê
siê piêkny? / Na nowo wiêc odkrywam piêkno,
kobiety i siebie”. Kiedy siê pisze takie wiersze? Na pewno wtedy, gdy coœ ju¿
wewnêtrznie siê przewartoœciowuje, kiedy
chce siê postawiæ w ¿yciu nowy krok, bo „ju¿
czasu brak”, a zarazem wyzwala siê silna
determinacja doznania czegoœ nowego, jasnego. Bez w¹tpienia „Gdzieœ dnieje” –
odpowiadam Poecie jego s³owami. Ach, chcê
Czes³aw Sobkowiak
45
jeszcze pochwaliæ oprawê plastyczn¹ w tym
tomiku.
Ireneusz Kozio³, Tam i z powrotem, ¯ary
2006, 72 s.
Pies
Pies œpi na krzeœle, przy moim biurku. Ca³¹
noc gdzieœ biega³ i poszczekiwa³ wokó³ domu,
tak, ¿e budzi³em siê co chwilê. A teraz ja nad
kartk¹ papieru, a on raz po raz przez sen coœ
sobie pomrukuje. Gdy tylko oderwê siê od
kartki, dok¹dkolwiek siê ruszê, zaraz chêtny
pod¹¿yæ za mn¹. Mimo, ¿e nocnym
wêdrowaniem utrudzony.
Po³udnie w Zawadzie
Od rana gor¹co, wysokie niebo, zupe³nie
czyste, œródziemnomorskie. Œwiat siê otwiera.
Rozk³adam kartki. Marek siad³ na kamieniu
i liczy grosiki na piwo. Za chwilê ruszy do
sklepiku. Ludzie poszli do koœcio³a. Oko³o
po³udnia nap³ynê³y ogromne ob³oki. Moje
myœli uciekaj¹ na pola, gdzie za moment
¿niwa. Wszêdzie susza. Prawie jak we
wspó³czesnej poezji. Ludzie wracaj¹
z po³udniowej mszy. Lekko stawiaj¹ kroki.
Niektórzy milcz¹, inni o czymœ ze sob¹ rozmawiaj¹. Patrzê na nich przez okno. Ci¹gle
nad kartk¹, modlê siê o jedno ziarenko s³owa.
Naprawdê modlê siê.
Woda
czyli realnoϾ
Z wyschniêtego Ÿród³a nie da siê czerpaæ
wody. Do niewielu ta oczywistoϾ dociera. Ta
postaæ trywialnej prawdy, ¿e za du¿o sobie
wyobra¿amy, maj¹c za nic realnoœæ. Która
czasami jak nieproszony goœæ ostro przypomina o swoim istnieniu, tak, ¿e wprawia
w zaskoczenie. Jest taka lub inna. Jej to obojêtne. Nie wiemy, co o niej s¹dziæ, wiec
zastêpczo dyskutujemy. A ona istnieje. Mo¿e
to niezbyt du¿o, jak na realnoœæ, ale zaprawdê
wystarczaj¹co. Na dodatek zbêdna jej jakakolwiek argumentacja. Wiadomo, ludzie maj¹
z ni¹ zawsze podstawowy problem.
46
Oni
Oni bêd¹ zmieniaæ œwiat w ruinê. A ja bêdê
budowa³.
Widok który mówi
Stuka, kopytami stuka pod lipowymi
drzewami, o asfalt. Mocny kasztan. W letnim
zmierzchu wolno ci¹gnie wóz za³adowany
sianem. Na wozie przygarbiony, w podesz³ym
wieku ch³opinka. Jeden to z ostatnich, wiejskich widoków, który mnie akurat wiele mówi.
I nie mo¿e byæ inaczej, bo choæ lata dzieciñstwa daleko, ojciec, matka dawno umarli, to
wyraŸnie, bardzo wyraŸnie widzê te wszystkie
dni, wiosny, jesienie, lata, tak¿e zimy. Nie
omija³y mnie ¿adne piaszczyste drogi,
pio³uny, osty, ka³u¿e, b³oto ³¹kowych grzêzawisk, smaki jab³ek, woda w rzeczce, w niej
odbite topole i ob³oki, a na niej pojedyncze liœcie, które spad³y. I up³ywa³y. Nie omin¹³ mnie
tamten blask i ciemnoϾ. Z kolegami
wspina³em siê na drzewa do wronich gniazd.
Z kolegami biega³em to tu to tam. Blisko by³
pies, kamienne schody, wielka drewniana
stodo³a kryta s³om¹, pompa zamarzaj¹ca
w mrozy, mleczarz codziennie wczeœnie rano
wioz¹cy banki z mlekiem do najbli¿szej
mleczarni, zadyszany stary cz³owiek po
powrocie z Syberii, z³amane drzewo po burzy.
Zna³em imiona wszystkich ludzi od najm³odszego do najstarszego. Gdzie u kogo
kuchnia, gdzie pokoje. Kto ciê¿ko chory. Jaka
bieda lub dostatek. Jak to na wsi. Wie siê
wszystko o wszystkich. Zawsze blisko by³y
gospodarskie konie. Wytê¿ona ich praca.
P³ugi, brony, kosiarki. Stwarzanie œwiata.
Konie budzi³y zachwyt i respekt. Mój ojciec,
który kiedyœ w³asnorêcznie zrobi³ skrzypce
i grywa³ na nich, czasami œpiewa³, teraz ca³ymi dniami naprawia³ ich uprzê¿e. Gospodarze
z wielu wiosek czêsto otwierali drzwi naszego
domu. Ka¿dy z nich coœ o sobie opowiada³, jak
siê ¿yje. Jak ciê¿ko. Jak gnêbi w³adza. U kogo
co w polu uros³o. Wysch³o lub wymok³o. Pili
kawê zbo¿ow¹, czasami coœ zjedli. Ogrzali siê,
osuszyli z deszczu, otrzepali ze œniegu.
S³ucha³em ich opowieœci. Z niektórych
wy³ania³a siê œmieræ i wojna. Ojciec zszywa³
smolon¹ dratw¹ chom¹ta i lejce. Ci¹gnê³y
konie w leœnej ciszy przez g³êbokie œniegi s¹gi
powalonych drzew sosnowych, a z ich
chrapów unosi³y siê k³êby pary, niekiedy by³y
wrêcz umêczone. Niekiedy wygl¹da³y jakby
sk¹pa³y siê we w³asnym pocie. Ka¿dy
wiedzia³, ¿e trzeba je w takich sytuacjach
okrywaæ specjalnymi derkami, bo mog¹
ciê¿ko na mrozie przeziêbiæ siê i chorowaæ.
Nie trzeba by³o nikomu t³umaczyæ powodów
tej troski. Od ich ¿ycia zale¿a³o codzienne
¿ycie ludzi. To, czy by³ w domu chleb, miêso,
drewno w piecu. Gwar i smutek. Chodzi³em
póŸnym latem, a tak¿e jesieni¹ z ochot¹,
ca³ymi godzinami, prowadzi³em konia,
w mane¿u podczas m³ocki. Ci¹gle w kó³ko.
Bose nogi dzieciêco brodzi³y w pyle wysuszonej ziemi. Ca³e lato boso. Czasami stopê
zrani³ kawa³ek szk³a lub drut kolczasty. Tak
bardzo chcia³em mieæ swój udzia³ w dookolnej powszednioœci. Rwa³em siê do tego zajêcia, w gruncie rzeczy jednego z ³atwiejszych.
Czu³em, ¿e dostêpujê zaszczytu robienia
czegoœ wa¿nego poœród wa¿nych ¿niwnych
robót, które by³y domen¹ doros³ych, i mogê
liczyæ na smakowit¹ kolacjê wieczorem, na
równi z innymi. Jaka to radoœæ zasi¹œæ za
sto³em. Siêgaæ po skibkê smacznego chleba
z w¹trobiank¹ i zajadaæ siê ca³ymi ³y¿kami
sa³atk¹ z pomidorów. S³uchaæ jak rozmawiaj¹
o m³ócce, snopach zbo¿a i swoich ¿yciowych
k³opotach. Ach, jak to by³o, kiedy charakterystycznie monotonnie i monotonnie, stale
w jednej tonacji, melodii, na ca³e gospodarskie podwórze bucza³a m³ockarnia, sypa³o
ziarno do worków i sypa³y siê plewy i szed³
kurz na stodo³ê. I poza stodo³ê. Daleko, a¿ na
poblisk¹ ³¹kê. A na tej ³¹ce wierzby oraz liczne
domowe ptactwo. Urasta³a wysoko wielka
sterta s³omy. Dzieci póŸniej mia³y w tej s³omie
niez³¹ zabawê. Jak to by³o? Jaki by³ zapach
dojrzewaj¹cych œliwek, zapach i smak najwczeœniejszych, delikatnych bia³ych papierówek, jab³ek pierwszych dni lata. Jak kwit³a
koniczyna, jak zieleni³y siê i okrywa³y
dywanem niebieskich i bia³ych kwiatków pola
kartoflane. Jak lustro stawu gêsto zarasta³a
zielona kasza, któr¹ siê zgarnia³o dla kaczek.
Czasem nagle poruszy³a spokój tej wody ryba.
O poranku snu³y siê nisko, przy samej ziemi
pasma mg³y. O poranku. Albo jesiennym
wieczorem pasma dymu, id¹ce z ognisk,
w których oczywiœcie piek³y siê kartofle, tak¿e
jab³ka, a obok my, ch³opcy. Którzy jeden przez
drugiego opowiadali sobie ró¿ne rewelacje
o tym, co na ziemi i niebie. Co w nocy, co
w czasie dnia, w œwietle i ciemnoœci.
Skakaliœmy ponad ogniskiem, wbiegaliœmy
w k³êby dymu. Tak. Lubi³em patrzeæ na pas¹ce
siê na ³¹ce konie, krowy, owce. Na sosny zrzucaj¹ce szyszki. Na lipy i akacje ton¹ce
w kwiatach.. Na wybuchaj¹ce wczesn¹ wiosn¹
z³ote kaczeñce. Chodzi³em tu ze swoimi
marzeniami, które spe³ni³y siê. A¿ trudno mi
w to wszystko uwierzyæ. Lubi³em jak konie
pos³usznie, cierpliwie, wolno ci¹gnê³y p³ugi
i œcierniska pokrywa³y siê równo, czarno
od³o¿onymi skibami. Prawie po sam horyzont,
na którym by³ las. Z tamtego kierunku
niekiedy dobiega³o bicie koœcielnego dzwonu.
By³y tory kolejowe, druty telefoniczne
z charakterystycznym brzêczeniem, któremu
nadawa³em magiczn¹ funkcjê. Przyk³ada³em
ucho do szyny i próbowa³em zgadywaæ, czy
jakiœ poci¹g jedzie. Jak daleko jest. I gdzie ja
jestem. Gdzie mogê jeszcze w ¿yciu byæ i kim
mogê byæ. Kiedy nadjecha³, liczy³em wagony,
zw³aszcza towarowe wagony, zazwyczaj by³o
ich du¿o, czasami to by³y niespieszne poci¹gi
z ¿o³nierzami, ci¹gniête najczêœciej przez dwie
smoliste, ciê¿ko sapi¹ce lokomotywy.
Niekiedy jakiœ podró¿ny rzuci³ cukierek.
Pomacha³ rêk¹. Bieg³em te¿ sprawdziæ, co
zosta³o po kamykach lub monecie po³o¿onej
na szynie. Z wysokoœci torów mo¿na by³o szeroko oczami obj¹æ ca³y rozleg³y krajobraz.
Nap³ywaj¹ce fale zapachów od zbó¿, które
wiosennie kwit³y. Dalekie, samotne drzewa
owocowe. Nabrzmiewaj¹ca delikatnie m³odoœæ k³osów obsypanych mlecznymi p³atkami,
co tuli³y siê do siebie jak rozbawione dziewczêta. Dr¿¹ce powietrze, pe³ne mglistych
smug i œpiewu skowronka pionowo id¹cego
w niebo. Do Boga. Nagle, bezszelestnie
spadaj¹cego w milczenie, gdzie uwite w darni
jego ptasie gniazdo. Wraz z tym dawa³o
Czes³aw Sobkowiak
47
o sobie znaæ doznanie lekkoœci istnienia. Moja
dusza fruwa³a, a chwilami na pewno i ja sam
unosi³em siê nad trawy, pola, rowy. Lecia³em.
Wiem wiêc, jak to jest. Wiem, czym s¹
skrzyd³a. Rozleg³e widoki. Intensywnie
wzrastaj¹ce oziminy, szarzej¹ce œcierniska.
Nikt inny, prócz mnie, nie potrafi³ tak wznieœæ
siê ponad dachy, lasy, ³¹ki, wy¿ej ni¿ dym
z kominów, wy¿ej nad wszelk¹ przyziemnoœæ,
tylko ja chcia³em tê krainê jeszcze dok³adniej
zobaczyæ i przyj¹æ. Mieæ dla niej coœ specjalnego. Owocuj¹ca morwa warta by³a zapisu
w zeszycie. Stawy odnajdowa³y swoje
zaciszne miejsca. Bywa³o, ¿e stawa³em siê
niewidzialny. Czasami z dala s³ysza³em
ponaglaj¹ce pokrzykiwanie oracza. Za nim na
b³yszcz¹cych, wilgotnych skibach zaoranej
ziemi natychmiast pojawia³y siê ptaki.
Przymykam powieki i widzê je. Niemal biegn¹
tu¿ za p³ugiem. Nieustannie ze skiby na skibê
przeskakuj¹. Jedne przed drugie. Niecierpliwe
szukaj¹ czegoœ smakowitego. To zrywaj¹ siê
do lotu ca³¹ gromad¹. I znikaj¹ w przestrzeni.
Widzê konie uwi¹zane u p³otu, które parskaj¹c
w cieniu akacji czekaj¹ a¿ je podkuje kowal,
siêgaj¹ce raz po raz po garœæ owsa lub sieczki
w przyczepionym do szyi worku. ¯elazna podkowa rozpala siê w ogniu do czerwonoœci.
Woda w wiadrze syczy. Wracam w³aœnie ze
szko³y, g³odny, i z ciekawoœci¹ przez ga³êzie
bzu przygl¹dam siê tym wszystkim mêskim,
kowalskim czynnoœciom. Có¿ to takiego.
Proste czynnoœci tego œwiata, który ju¿
odszed³. Zgas³ jak wypalone wêgle w piecu.
Zjedzone chleby, wypite wino z jab³ek,
wytañczone wesela. Z zapamiêtaniem ws³uchujê siê w wyraŸny dŸwiêk metalu na kowadle. Ach, jaki to dŸwiêk, taki wyraŸny, czysty,
który s³ychaæ z daleka. Jakie mocne rêce.
Konie uwa¿nie patrz¹, kiedy ktoœ do nich podchodzi. Chc¹ wiedzieæ, co siê dzieje. To
w prawo, to w lewo obracaj¹ swoje g³owy.
Potrz¹saj¹ nimi. Pachn¹ ostrym, ale przyjemnym potem. Codzienne wracaj¹ do swych stajni, zmêczone, w grzywach nios¹ coraz wiêcej
posiwia³ych lat. By³a mi³oœæ do koni, a one
potrafi³y w wielkim poœwiêceniu zdobywaæ
siê na niewyobra¿alny wysi³ek wyci¹gania
grzêzn¹cego w piachu ciê¿kiego wozu. A jak
48
lekko lœni³y konie zaprzêgniête do odœwiêtnych, weselnych powozów z piêknymi g³owami kobiet i mê¿czyzn, bryczek, karet.
Niemal uskrzydlone. Tak, chcia³o siê patrzeæ.
Biec za nimi. Radoœnie krzyczeæ. Albo w zimê
ci¹gn¹ce sanie, sanki. DŸwiêcz¹ce dzwoneczkami. Albo smutno wioz¹ce trumnê z umar³ym. Ich maœci czarne, pstrokate, siwe, bia³e,
kasztanowe, które tarza³y siê na trawie,
³apczywie pi³y wodê z wiadra lub wprost
z rzeczki, daj¹ce siê g³askaæ i poklepywaæ,
³agodne przy zaprzêganiu, czasami narowiste.
Piêkne konie, ich niewypowiedziane zas³ugi.
A teraz jeden konik, samotnie ci¹gn¹cy wóz,
dezerter minionego czasu. Na miejsce tamtych, jego pobratymców, terkot traktora.
I nietrudno wyobraziæ sobie, co by to by³o,
gdyby do tego traktora nagle, któregoœ dnia,
zabrak³o paliwa, bo koni ju¿ nie ma.
Ksi¹¿ka Jolanty Pytel
Niedawno Jola Pytel urz¹dzi³a sobie jubileusz pracy twórczej. Spotkanie z tej okazji
w Bibliotece prowadzi³ Czes³aw Markiewicz.
Nie bardzo widzia³bym sens takiej imprezy,
ale… nie moja sprawa. Debiutowa³a wierszem
w 1970 roku, wyda³a kilka zbiorków poetyckich, otrzyma³a laur Wawrzynu Literackiego
(2003). Jej egzaltowany stosunek do pisania
wierszy i egzaltacje oko³opoetyckie, stanowi¹
nieod³¹czn¹ cechê jej osobowoœci, jej fascynacji i zafrapowania ró¿nymi dzia³aniami
w zielonogórskim œrodowisku. Wymyœli³a
sobie Stowarzyszenie Jeszcze ¯ywych Poetów, które z kolei powo³a³o Uniwersytet
Poezji. Odbywa³y siê doœæ sukcesywnie
warsztatowe spotkania literackie dla chêtnych
nauczenia siê sztuki pisania. PóŸniej kilka
zbiorków indywidualnych wydano jego
cz³onkom, a raczej cz³onkiniom. Oczekiwania
i zapowiedzi by³y bardzo du¿e (nawet prof.
Czes³aw Dutka w nie uwierzy³ i zgodzi³ siê
byæ „rektorem”), ale talentu wielkiej miary
przez te wszystkie lata jednak jakoœ nie uda³o
siê wykreowaæ. Zreszt¹, jakiegokolwiek zauwa¿alnego. Teraz postara³a siê we wspó³pracuj¹cym ze Stowarzyszeniem Wydawnictwie
„Organon” wydaæ sobie ksi¹¿kê „Wejœæ
w niebo”, z³o¿on¹ z prozy i poezji. Jest to
pozycja doœæ dziwna. Sk³adaj¹ siê na ni¹
bardzo ró¿ne prozy i wiersze ju¿ po wiêkszoœci publikowane. Do³o¿y³a autorka trochê
nowych rzeczy, czyli jak to niekiedy bywa.
Generalnie trudno mi jednak zdobyæ siê na
recenzjê pochwaln¹, gdy¿ rzecz nierówna jest,
gdy idzie o poziom stylistyczny. Zaledwie dwa
ma³e opowiadania, zwi¹zane z biografi¹
wojenn¹ jej ojca Alojzego tchn¹ powag¹ problemu i stylu. S¹ to kilkustronicowe ods³ony.
Pamiêtam, ¿e kiedyœ autorka zapowiada³a
napisanie powieœci o ¿yciu ojca. Wysz³o tylko
tyle. Poza tym, có¿, zwróci³bym uwagê na
opowiadania autobiograficzne, z silnym
uwzglêdnieniem osobistych, bolesnych doœwiadczeñ „romantycznych”, ale tak¿e, co
mog³o byæ jak¹œ lokaln¹ szans¹ literack¹
autorki, w¹tków miejscowego ¿ycia literackiego. Jego mitologii, klimatu, faktografii.
Gdyby napisa³a wiêcej opowiadañ w rodzaju
„Wejœæ w niebo”, nawet niekoniecznie nacechowanych wysokim stylem, ale szkicowo,
uwzglêdniaj¹c wymóg pewnego minimum
realnoœci, to bez w¹tpienia dzisiaj po te
okruchy przepuszczonych przez filtr wyobraŸni podmiotowych narracji (to nic, ¿e tylko
dla zawartej w nich anegdoty), z pewnoœci¹ by
siê siêga³o. Ale nie napisa³a. Szkoda, ¿e Jola
Pytel nie wykorzysta³a tej mo¿liwoœci. Widaæ
tak naprawdê go³ym okiem, ¿e zabrak³o tej
ksi¹¿ce przemyœlenia koncepcji literackiej. Co
siê chce powiedzieæ. Niczemu nie s³u¿¹ce s¹,
np. prozy oparte o zasadê groteskowej, surrealnej, sennej fikcji, rodzaj fantastyki
onirycznej: „Z pok³adu UFO”. Pobrzmiewaj¹
pretensjonalnoœci¹. Jeœli siê pokazuje czytelnikowi siebie na zdjêciu z samym Czes³awem
Mi³oszem, zrobione zreszt¹ w jego domu
w Krakowie, to mog³aby taka ekspozycja na
poszczególnych stronicach byæ czymœ po-
twierdzona. Chyba tego siê ma prawo oczekiwaæ. I na dodatek ten bezlik zdjêæ rodzinnych,
siêgaj¹cych a¿ do babci z roku 1897. Gdyby
chocia¿ chronologicznie u³o¿one. Rozumiem
ich wartoœæ sentymentaln¹, ale có¿ poza tym?
W albumie s¹ zapewne skarbem. W ksi¹¿ce
nie s³u¿¹ niczemu. Mamusia, tatuœ, ciotki,
siostry… To tylko ma³e obrazki, niezbyt efektowne technicznie. Ale autorka, wykorzystuj¹c pewne predylekcje do budowania fikcji,
mog³aby z powodzeniem przecie¿ stworzyæ
w oparciu o nie jak¹œ prozê, prozê w³asnych
korzeni, w³asnej historii. W³aœnie wykorzystuj¹c ducha tych zdjêæ. Nie piszê jak widaæ
recenzji pochwalnej, ale nie chcê te¿ niszczyæ
tej ksi¹¿ki. Jeœli coœ w niej potrafi siê broniæ,
to jest to raczej poezja. Bo Jolanta Pytel, jeœli
kimœ naprawdê bywa, to g³ównie nadwra¿liw¹, nie pozbawion¹ obsesyjnej wyobraŸni,
oddaj¹c¹ siê tonacji marzycielskiej poetk¹.
Z biegiem lat jej s³owo sta³o siê nieco bardziej
precyzyjne i uwzglêdniaj¹ce zewnêtrzn¹
realnoœæ. Tak¹, jak¹ potrafi zobaczyæ z perspektywy swojej ulicy S³onecznej.
Jolanta Pytel, Wejœæ w niebo, Zielona Góra
2006, 112 s.
Znaczenia
W literaturze znaczy tylko s³owo, które ma
ciê¿ar. Wagê. Zawiera dramat istnienia. Które
jest jak kamieñ, niepodwa¿alne i wiarygodne.
Wszystko inne jest udawaniem. Wiêc warto
siê staraæ. Na jego poszukiwaniu spêdzaæ
bezsenne noce, trawiæ godziny, by zdobyæ taki
kruszec. P³aciæ cenê, wiadomo jak¹ cenê.
Bejrut, 25 lipca
„W po³udniowych dzielnicach Bejrutu
niszczony jest dom po domu”. Itp.
Czes³aw Sobkowiak
49
Anna Szewczuk
Woda pitna w Barcelonie
woda pitna w Barcelonie
jest w ka¿dym kroku
jak taniec
œwi¹tynia ulicy
wielbiona oklaskami
mê¿czyŸni i kobiety
pij¹ wodê a potem graj¹ na gitarze
morskie fale odbijaj¹
odg³osy æwicz¹cych na bêbenkach
obmywam rêce po i przed tañcem
przed wejœciem i wyjœciem z katedry
Barcelona czêstuje goœci
wod¹ pitn¹ i winem
³atwo jest pomyliæ dzbany
Zajrza³am
zajrza³am pod stó³
to ciekawe
zobaczy³am zwyczajne nogi
w zwyczajnych kapciach
a jednak
by³ to widok niezwyk³y
i takim chcia³am go widzieæ
tak¹ ze wszech mocy ubóstwiam
i do niebios unoszê
wielk¹ codziennoœæ
50
Anna Szewczuk
Madonna uœmiechniêta
lekko uœmiechniêta madonna
spogl¹da na mnie z obrazu
jego t³o nie przys³ania
tego co w niej siê mieœci
ramy obrazu ledwo wytrzymuj¹ napiêcie
ta madonna jest moja
zawsze szczera
zawsze otwarta
zawsze prawdziwa
zawsze modl¹ca siê
za mnie
za nas
Flamenco
pomiêdzy flamenco
zdarzaj¹ nam siê
niew³aœciwe kroki
rumby lub samby
w zale¿noœci od nastroju
pomiêdzy flamenco
zdarza nam siê upuœciæ spojrzenie
z walca albo tanga
czasem dziwne bywa
flamenco pomiêdzy nami
51
Mateusz Marczewski
Bia³y i czarny ptak
Jest jak u Breughla. Œnieg, granatowe
niebo i ciep³e œwiat³o lej¹ce siê z okien koœcio³a. Jest wieczór, ale od le¿¹cego wszêdzie
œniegu jest nadal jasno. Ludzie id¹ do koœcio³a
bia³¹ drog¹, po bokach le¿¹ zaspy. Potem
znikaj¹ w jego jasnym wnêtrzu. Koœció³ ma
fasadê z pruskiego muru. Stoi w parku
pomiêdzy czarnymi drzewami. Drzewa nie
maj¹ liœci. Koœció³ nie ma wie¿y.
Autor obrazu: Armin Müller. Tytu³:
„Friedenskirche zu Schweidnitz”. Po polsku:
„Koœció³ Pokoju w Œwidnicy”.
Obraz przypomina nastrojem szopkê
bo¿onarodzeniow¹. Œwiat³o rozchodzi siê
w nim od œrodka i przenika ciemnoœci. ¯adnej
gradacji barw, ¿adnej gradacji emocji.
Szaroœci nie wystêpuj¹. Tak widzi œwiat
dziecko i tak pokazuje œwiat malarz naiwny.
Ten budynek, ¿ywcem wyjêty z wyobraŸni
nadal istnieje.
Takich koœcio³ów postawiono trzy.
W Œwidnicy, Jaworze i G³ogowie. Wybudowali je protestanci w latach 1656-57 poza
murami ówczesnych miast. U¿ywali tylko
drewna i gliny. Zgodnie z warunkami zawartymi w zezwoleniu wydanym przez cesarza po
pokoju westfalskim z 1648 r., trzy koœcio³y nie
mog³y mieæ wie¿.
Œwidnica przed II wojn¹ œwiatow¹ nazywa³a siê Schweidnitz. W Schweidnitz urodzi³
siê Armin Müller. By³ rok 1928. Jeszcze przed
wojn¹ umiera jego ojciec. Matka Armina
mieszka nieopodal Koœcio³a Pokoju.
W roku 1944 w jego ¿yciu koñczy siê etap
dzieciêcej czerni i bieli. Pojawiaj¹ siê pierwsze szaroœci. Trwa wojna i szesnastoletni
Armin zostaje zmobilizowany do Wehrmachtu. Dostaje mundur i karabin. Ma iϾ i wal-
52
czyæ. Pierwsze i ostatnie starcie z wrogiem
zakoñczy³o siê ¿a³oœnie. Wziêli ich na muszki,
dzieci w mundurach dr¿¹cymi rêkoma oddawa³y karabiny. Rosjanie œmiali siê i ³amali
broñ na kolanie. Zapamiêta³ upokarzaj¹ce kopniêcie w ty³ek i komendê - Szukaj swojej matki!
To ju¿ by³ inny Œl¹sk. Pe³en strachu. Tak
go zapamiêta³. Na polskich Ziemiach Odzyskanych, mówi¹cy po niemiecku ch³opak, zaraz
po przejœciu Armii Czerwonej. Ukrywa³ siê
przez ca³¹ drogê do Œwidnicy. Poci¹g jecha³
i jecha³, a on le¿a³ zagrzebany w stercie opon
samochodowych. W Œwidnicy koœció³ sta³,
matki nie by³o. Odnalaz³ j¹ póŸniej. Pod
Weimarem.
Ta podró¿ utkwi³a mu w pamiêci. Wyry³a
siê w niej. To przecie¿ dziwne, wêdrowaæ
przez ojczyst¹ ziemiê i czuæ siê na niej
zupe³nie obcym. Zwykle obcym cz³owiek
czuje siê na cudzej ziemi. Ale na swojej?
Rodzi siê pytanie: Je¿eli to nie jest moja
ziemia, to gdzie ona jest? Czy mo¿na mieæ
swoje dwie ojczyste ziemie? Czy jestem
jeszcze w moim domu?
To ostatnie pytanie - cytat z Gerharta
Hauptmanna pojawi³o siê na wstêpie powieœci
Müllera „Lalkarz König i ja. Powrót na Dolny
Œl¹sk”. Kiedy j¹ pisa³ mia³ ko³o szeœædziesi¹tki. Na kartach ksi¹¿ki przez Ziemie Odzyskane, bohater – m³ody Niemiec wêdruje
w towarzystwie swojego rówieœnika – Polaka.
Jeden pomaga drugiemu, Niemiec udaje
g³uchoniemego, ¿eby mow¹ nie zdradziæ swojego pochodzenia. Zawi¹zuje siê przyjaŸñ,
która jest silniejsza ani¿eli okolicznoœci
i obustronna, powojenna trauma.
Mówi o swojej ksi¹¿ce, ¿e jest to rzecz
o nadziei.
Czy w trakcie tej rzeczywistej wêdrówki
do Œwidnicy Müller mia³ towarzysza? Nigdy
o tym nie wspomnia³. ¯ycie jednak tworzy
swój w³asny, zupe³nie nieoczekiwany plan.
Taka przyjaŸñ, ¿ywcem wyjêta z wyobraŸni
narodzi³a siê w rzeczywistoœci.
Rok 1958. Poci¹g osobowy leniwie sunie
równinami Wielkopolski.
Krajobraz jaki ogl¹da podró¿ny przez
okna poci¹gu jad¹cego z Poznania do Leszna
mo¿e mu siê szybko znudziæ: bo oto po obu
stronach widzi równinê, pola, kêpy drzew
i lasy, przede wszystkim sosnowe, a po œrodku
wsie, szare i niepozorne jak wszystkie miejscowoœci na Wschodzie, konne zaprzêgi, linie
wysokiego napiêcia, czasem na kominie
bocianie gniazdo. W przedziale dwóch
m³odych mê¿czyzn siedzia³o naprzeciw siebie.
Jeden z nich czyta³ ksi¹¿kê z czarn¹ ok³adk¹
i du¿ymi bia³ymi literami, drugi od³o¿y³ czytan¹ gazetê i zerka³ na cz³owieka z przeciwka.
Tamten mia³ w rêku ksi¹¿kê niemieck¹, co
wtedy, w latach piêædziesi¹tych nie by³o takie
oczywiste w tym kraju – relacjonuje Armin
Müller.
Mê¿czyzna z przedzia³u z ksi¹¿k¹ w rêce:
Niemiec, by³y oficer Wehrmachtu jad¹cy do
Wroc³awia. Po zakoñczeniu wojny zosta³
dziennikarzem. Jedzie do Wroc³awia zobaczyæ
miasto, w którym kiedyœ, przed wojn¹ ¿y³.
Mówi o nim Breslau.
Ten, który od³o¿y³ gazetê: Eugeniusz
Wachowiak. Poeta urodzony w Lesznie w roku 1929. Pisze i t³umaczy, pracuje w zak³adach WUKO we Wschowie. Regularnie jeŸdzi
do Poznania na spotkania Grupy Poetyckiej
Wierzbak, któr¹ wspó³tworzy³, miêdzy innymi
z Maciejem Mari¹ Koz³owskim i Marianem
Grzeœczakiem. Ma czwórkê dzieci. W jego
pokoju stoi maszyna do pisania Torpedo
Werke AG, na œcianach fotografie ludowych
rzeŸb Chrystusa.
Jego pierwszy tomik wydany w 1958 roku
to rzecz o potêdze wyobraŸni. Nosi tytu³
„Afryka poety”.
Jest jeszcze trzeci bohater sceny w przedziale poci¹gu. Ksi¹¿ka z czarn¹ ok³adk¹
i du¿ymi bia³ymi literami: „Czarny popió³ bia³e ptaki” Armina Müllera.
W tym czasie Müller mieszkaj¹cy
w Weimarze jest ju¿ twórc¹ z dorobkiem. Po
wojnie odnalaz³ tam matkê. Zosta³ z ni¹,
o¿eni³ siê z córk¹ gospodarzy. Dziewczyna ma
na imiê Melania. W 1949 roku debiutuje
tomem poetyckim „Hallo, Bruder aus Krakau”
(„Halo, bracie z Krakowa”). Cztery lata
póŸniej ukazuje siê tom reporta¿y o Polsce
„Letnia podró¿ do s¹siedniego kraju”.
Koresponduje z Tadeuszem Borowskim.
Po dwóch latach, w roku 1960 Müller wyjmuje ze skrzynki grub¹ kopertê. Odrêcznego
pisma nie poznaje. W œrodku jest egzemplarz
polskiej gazety i list. Eugeniusz Wachowiak
przedstawia siê, powiadamia, ¿e pozwoli³
sobie przet³umaczyæ i opublikowaæ w 179 numerze „Tygodnika Zachodniego” poemat
Müllera pochodz¹cy z ksi¹¿ki, któr¹ dosta³ od
pewnego Niemca w poci¹gu relacji PoznañLeszno. Polski tytu³ poematu brzmi „Zjad³em
tuñczyka” i jest debiutem translatorskim
Wachowiaka.
Zaskoczony Müller zaprasza t³umacza
wraz z ¿on¹ do Weimaru.
Jest maj 1963 roku. Nocny poci¹g z Polski
wje¿d¿a na dworzec w Lipsku. Obaj myœl¹, ¿e
pope³nili b³¹d - nie wymienili siê zdjêciami,
nie wiedz¹ jak wygl¹da ten drugi. Wy³awiaj¹
siê jednak w t³umie ludzi bez problemu.
„Dzieñ dobry”, „Guten Tag”.
Müller pisze we wspomnieniach: Para
naszych goœci zna³a Niemców jedynie z czasów wojny, a wiêc jako okupantów: ¿o³nierzy,
prze³o¿onych, urzêdników. I bardzo nas wzruszy³o, gdy po pierwszym spacerze po ulicach
Weimaru i drobnych zakupach Janka powiedzia³a, i¿ nie mo¿e uwierzyæ w to, i¿ mowa jak¹
tu s³yszy jest niemieck¹ mow¹. Brzmi ona
inaczej, ani¿eli jêzyk, który s³ysza³a w dzieciñstwie, brzmi ³agodnie, niemal melodyjnie.
Od tego spotkania zaczynaj¹ korespondowaæ. Potem zaczynaj¹ siê wêdrówki po
Polsce. Karkonosze, Poznañ, Leszno.
W 1964 roku odwiedzaj¹ wspólnie
Zakopane, Wroc³aw, Œwidnicê.
Je¿d¿¹ poci¹gami i z ich okien ogl¹daj¹
przesuwaj¹ce siê pola i wsie.
Rozmawiaj¹ o przynale¿noœci do ziemi
i o podzia³ach zbyt sztucznych, zbyt mecha-
Mateusz Marczewski
53
nicznie przeprowadzonych. Szukaj¹ tropu,
klucza. Chc¹ roz³o¿yæ historiê na czynniki,
aby z niej wydestylowaæ samych siebie.
Jednostka przecie¿ jako element historii nie
istnieje. Istniej¹ spo³eczeñstwa. A pojedynczy
cz³owiek to pojedynczy baga¿ emocji. Próbuj¹
uchwyciæ zwiewn¹ istotê w³asnej to¿samoœci.
Analogia z „Lalkarzem Königiem” Müllera nie jest przypadkowa. Na kartach ksi¹¿ki
Polak i Niemiec docieraj¹ do Wschowy. Oni
te¿ tam dotarli. Mieszka tam od roku 1961
Eugeniusz Wachowiak.
„Lalkarz König i ja”: Miasteczko, które
le¿y przy granicy o ileœ tam kilometrów st¹d.
Niemcy nazywali je Lissa. Przy ³adnej
pogodzie albo krótko przed nadejœciem
deszczu mo¿na by³o stamt¹d zobaczyæ wie¿ê
na horyzoncie. To by³a wie¿a z Fraustadt, ze
Wschowy, jak je nazywali Polacy, cienka jak
szyd³o. Ale pomiêdzy mn¹ a wie¿¹ by³ las, zaœ
w tym lesie by³o coœ, o czym wtedy nie mia³em
zielonego pojêcia, coœ obcego, co siê nazywa
granica. Wie¿a dla mnie by³a nieosi¹galna
a mimo to przyci¹ga³a jak magnes. Czasem
widzia³em j¹ jeszcze w nocy, we œnie. W mojej
wyobraŸni wie¿a ta by³a pe³na tajemnic jak
wie¿a z baœni.
Obaj chc¹ zdefiniowaæ istotê granicy
i ubraæ w s³owa fakt istnienia, które jakiekolwiek granice ma za nic. Omijaj¹ w tej przyjaŸni wszystko to, co ich dzieli. Dlatego w ich
relacjach zaledwie majaczy fakt istnienia
NRD i Polski jako pañstw komunistycznych,
zwi¹zanych polityczn¹ przyjaŸni¹. W tej
znajomoœci
nie
ma
¿adnej
partii
i przynale¿noœci. Jest poszukiwanie pog³êbione. Poszukiwanie œwiata, o którym
opowiada³ w ksi¹¿ce Lalkarz König (Lalkarz
Król). Œwiat, który istnia³ zanim wszystko
nast¹pi³o. Œwiat przejrzysty i szczery wobec
jego bohaterów.
Armin Müller: Chodziliœmy we czworo ulicami starych miast, w których kiedyœ mieszkali
Niemcy. Byliœmy u matki Janki (¿ony
Wachowiaka), której niemczyzna brzmia³a tak
samo jak niemczyzna mojej babci w Œwidnicy.
Pojechaliœmy tak¿e do Allstedt, niedaleko
Weimaru, gdzie ojciec Genka jako robotnik
przymusowy z oznak¹ „P” na ubraniu czeka³
54
na koniec wojny. Rozmawialiœmy i milczeliœmy.
Eugeniusz Wachowiak: Odwiedziliœmy
miejsce, gdzie kiedyœ by³ obóz koncentracyjny
w Buchenwaldzie. To niedaleko Weimaru.
Obóz za³o¿ono na wzgórzu i plac apelowy
usytuowany by³ tak, ¿e przed wiêŸniami
rozci¹ga³ siê niczym nie zak³ócony widok.
Z tamtego miejsca nie widzieli wie¿yczek,
drutów kolczastych, pasów œmierci. To
wszystko by³o w dole. WiêŸniowie patrzyli
w przestrzeñ.
Potem odwiedzili Œwidnicê.
To by³a pierwsza powojenna wizyta Müllera.
Wi¹zankê kupili na rynku od kwiaciarki.
Poszli na cmentarz niemiecki. Wszystko
porasta³y chwasty i bluszcz. Od czasu, gdy
Niemcy opuœcili miasto nikt siê grobami nie
opiekowa³. Pomniki poprzewracane, wdeptane
w ziemiê. Chodzili œcie¿kami w milczeniu za
Müllerem, który próbowa³ przypomnieæ sobie
miejsce spoczynku ojca. Nazwiska nigdzie nie
by³o. W jednym miejscu od³o¿y³ kwiaty
i pochyli³ siê nad przewrócon¹ p³yt¹. Postawi³
j¹. Litery wci¹¿ by³y z³ote.
Wstrz¹s musia³ nast¹piæ.
Armin Müller wraca do Weimaru i pisze.
W roku 1965 wydaje tom poezji „Podró¿ do
S.” ilustrowany polskimi grafikami. Nie ma
w nim ¿alu, jest têsknota za krajem dzieciñstwa. Nie ma rozliczeñ, jest zrozumienie.
Pojawia siê zas³yszany gdzieœ bluesowy refren
„Matka Boska, sto gram”, s¹ rzeŸby Hasiora,
polskie hotele. Jeden z wierszy nosi tytu³ „Mój
przyjaciel Genek”.
Ksi¹¿ka spotyka siê z agresywn¹ krytyk¹.
O Müllerze w Niemczech pisze siê, ¿e „jako
poeta ulega nowatorskim wp³ywom swoich
polskich przyjació³”. Zostaje skazany na
niebyt. Objêty zakazem publikacji. Zamyka
usta i odk³ada pióro. Zaczyna malowaæ.
Malarstwo jest ³atwiejsze. Bardziej przejrzyste. Nie trzeba oddawaæ œwiata takim jakim
on jest. W obrazach nie ma zbêdnej gradacji
kolorów. Jest biel i czerñ. Wszystko jest ¿ywe
i pe³ne tajemnicy. Jak u dziecka. Œwiat na
obrazach jest prosty. Tak pokazuje go Armin
Müller. Takie malarstwo nazywa siê malarstwem dnia siódmego. Albo naiwnym.
Tak rodzi siê obraz „Koœció³ Pokoju
w Œwidnicy”.
W roku 1970 Eugeniusz Wachowiak wydaje tom „Turyngia”. Jeden z wierszy dedykowany jest przyjacielowi. Nosi tytu³ „Dwie
mowy”.
„Choæ mowa brzmi ró¿nie / s³owo jest za
s³owo / które budowie s³u¿y / tak jak rusztowanie / wbite swobodn¹ rêk¹ / pod sam
b³êkit nieba / ... i prawda za prawdê”.
Historia przyjaŸni dwóch poetów, Polaka
i Niemca, zainteresowa³a niemieckich filmowców. W roku 1972 nakrêcony zostaje film.
Tytu³ „Mój przyjaciel Genek” pochodzi od
tytu³u wiersza Müllera. Dwóch mê¿czyzn
spaceruje po Wschowie i Lesznie. Z rêkoma
za³o¿onymi do ty³u ogl¹daj¹ p³yty nagrobne
na poniemieckim cmentarzu we Wschowie.
Je¿d¿¹ w kó³ko na po¿yczonym od m³odego
ch³opaka tandemie.
Eugeniusz Wachowiak: Ekipa filmowców
telefonowa³a przed tym ujêciem do wytwórni
DEFA w Berlinie po wskazówki: który z poetów ma siedzieæ przy kierownicy?
W jednej scenie wchodz¹ na wie¿ê we
Wschowie. Tê wie¿ê z baœni.
Armin Müller wspomina w roku 1995:
Mam w szufladzie dwa, trzy zdjêcia z planu.
Na jednym z nich, ku radoœci dzieci, jeŸdzimy
na dwuosobowym rowerze. Te dzieci s¹ dziœ
doros³ymi ludŸmi, my obaj nie jeŸdzimy ju¿
w kó³ko, ale nasze listy wci¹¿ wêdruj¹ tam
i z powrotem. Widzê uœmiech na twarzy
mojego przyjaciela. Czas mija.
W latach osiemdziesi¹tych Niemcy
Wschodnie odmawiaj¹ Wachowiakowi prawa
wjazdu. Nale¿y do Solidarnoœci.
W roku 1994 spotykaj¹ siê w Weimarze.
Nie wiedz¹, ¿e jest to ich ostatnie spotkanie.
W roku 2003 Müller wydaje tom „Moje
œl¹skie wiersze”. W 2004 roku w Œwidnicy zaproszony przez w³adze miasta - otwiera
wystawê swojego malarstwa. W tym samym
roku 2004 Eugeniusz Wachowiak przek³ada na
polski ksi¹¿kê „Lalkarz König i ja”. Ma do
niej bardzo osobisty stosunek. Mówi, ¿e to
najwa¿niejsza ksi¹¿ka Müllera.
W lutym 2005 Armin Müller umiera.
„Lalkarz König i ja”: Nagle wpad³o mi do
g³owy, ¿e jesteœmy ptakami. Jeden czarny
drugi bia³y. Wznieœliœmy siê w powietrze.
Pozostawiliœmy za sob¹ las i jezioro, zabitych
¿o³nierzy, ³azik i obcych jeŸdŸców. Lecieliœmy
poœród chmur z cukrowej waty. Z g³oœników
dolatywa³a muzyka, nad nami i obok nas,
bujaliœmy siê na konikach z karuzeli, kobiety
kiwa³y do nas z konewkami pe³nymi malin
i œmietany.
Publikowany tekst znalaz³ siê w finale polskoniemieckiego konkursu na reporta¿ „Polska - Niemcy:
Instrukcja obs³ugi” (fina³ 18 maja br.), zorganizowanego
przez Instytut Adama Mickiewicza w Warszawie
i Instytut Goethego w Monachium.
55
Bartosz Pi¹tkowski
***
miêdzy dwoma mostami:
drogowym na poznañ a kolejowym
na berlin pomyli³em siê zgodnie z planem
w mieœcie które kiedyœ by³o moim choæ
rzeczywiœcie wcale siê tu nie urodzi³em
ju¿ tu nie mieszkam
ju¿ nie ma Robakowej spod trójki
a Edyta kogoœ ma bo zaczê³a malowaæ usta
nie pamiêtam podwórka wiem ¿e mówiono
tu czasem po niemiecku widzia³em jak wykopano
kilkaset marek w drobnych monetach
ostatnio rozebrano garnizon
teraz ponoæ bior¹ siê za dworzec
miêdzy dwiema rzekami:
Wart¹ i Odr¹
pomyli³em siê zgodnie z planem
***
wpisany w cieñ
podró¿ujê gdzieœ w dal
co niesie mnie tam
gdzie jasnoϾ jest
przeplatam przez palce nitki babiego lata
wczorajszy dzieñ
jak ci¹g zdarzeñ nieskoñczonych
i ³apiê za koniec
przeci¹gam do pocz¹tku
i na odwrót wci¹¿
zawsze w z³¹ stronê
56
Bartosz Pi¹tkowski
zdarte oko
wyciskam pomarañczê
zatapiam widokówki
karmiê znane mi miejsca
zdarte oko kalendarza
czuwa nade mn¹
zamykam tydzieñ czerwon¹ liczb¹
gdy by³em ma³y
chodzi³em z go³êbiem na g³owie
siada³em pod kolumn¹ na tym placu
i by³em pokornym sprawc¹
mia³em byæ kolejarzem
nie znaj¹ mnie po nazwisku
zajmujê siê teraz niepisaniem
wiersz z kolejowym charakterem
w przedziale drugiej klasy
krêpuj¹ce bycie
wzroku ucieczka przed jutrem
z ³z¹ w przeci¹gu
poœpieszne
osobowe
myœli
zamieszkuje w tym przedziale
podatny na podró¿y
kapryœny los tak chcia³
na stacyjkach zamykam
oczy
opuszczone semafory
dobrze byæ choæ przez chwile
tym co p³ynie
57
SYLWETKI
58
Poetycka silva rerum
Ireneusza Krzysztofa
Szmidta
Die poetischen
silvae rerum
I. K. Szmidts
Anna Szóstak
Anna Szóstak
Biografia twórcza i zawodowa Ireneusza
Krzysztofa Szmidta wskazuje a¿ nadto wyraŸnie, ¿e jego muz¹-przewodniczk¹ zawsze by³a
Melpomene - nie Erato, bo w³aœnie teatr sta³ siê
jego g³ówn¹ ¿yciow¹ pasj¹ i powo³aniem. Na
niwie teatralnej odniós³ równie¿ najwiêksze
sukcesy jako autor sztuk i scenariuszy, re¿yser,
animator ruchu teatralnego.
Niespo¿yta energia i niespokojna artystyczna dusza kaza³y mu inicjowaæ wci¹¿ nowe,
interesuj¹ce przedsiêwziêcia kulturalne i edukacyjne, aktywizuj¹ce lokalne, regionalne
(najpierw Szczecina, a póŸniej Gorzowa)
œrodowiska ma³ych ojczyzn, z jakimi by³ i jest
zwi¹zany, a których niedocenione walory
propaguje wraz z ¿on¹, Krystyn¹ Kamiñsk¹,
miêdzy innymi w albumach (S³oñsk, czyli
Sowohl die berufliche Biographie wie im Übrigen auch das gesamte Werk Ireneusz Krzysztof
Szmidts deutet darauf hin, dass er stets der Muse
Melpomene und nicht der Erato folgte, da eben das
Theater zu seiner ganzen Leidenschaft, ja Berufung
wurde. Auf diesem Gebiet feierte er gleichsam – als
Autor zahlreicher Stücke, Inszenierungen und
Regiebücher, als Regisseur und Choreograph –
seine größten Erfolge.
Seine schier unerschöpfliche Energie und der
Szmidt kennzeichnende, unruhige künstlerische
Geist ließen ihn ständig neue, immer interessantere
Unternehmungen auf kulturellem und erzieherischem Feld in Angriff nehmen, die bei alle dem stets
auf die Aktivierung der lokalen wie regionalen
Gemeinschaft seiner zunächst Szczeciner, und
später Gorzower Heimat abzielen. Gerade mit ihnen
fühlte er sich eng verbunden und war es auch, gerade für sie und all ihre, nicht in einem ihnen zuste-
woda, ziemia, powietrze i s³oñce) i przewodnikach turystycznych (Lubniewice i okolice,
S³oñsk i okolice).
Jak mo¿na siê domyœlaæ, poezja tworzona
by³a „gdzieœ i kiedyœ”, okazjonalnie, jakby
„pomiêdzy” kolejnymi aktami i scenami, ¿e
pos³u¿ê siê bêd¹c¹ tu bardzo na miejscu terminologi¹ teatraln¹, niezwykle pracowitego
i owocnego ¿ycia pisarza, stanowi¹c daj¹cy
chwile wytchnienia antrakt na krótki i szybki bo taki narzuca konwencja wiersza - zapis
notowanych z potrzeby serca doznañ i refleksji
nad w³asnym ¿yciem i œwiatem. Na zapis ten
z³o¿y³o siê, jak dot¹d, piêæ w wiêkszoœci
niewielkich objêtoœciowo tomików poetyckich
rozrzuconych na obejmuj¹cej ponad czterdzieœci lat (z wyraŸnym podzia³em na dwa
okresy przypadaj¹ce na pocz¹tek i schy³ek
dzia³alnoœci zawodowej) po³aci czasu: od debiutanckiego tomu Kreska na twarzy z 1961 roku
- dwudziestoszeœcioletniego wówczas poety
- poczynaj¹c, poprzez tomy Cz³owiek, ziemia
i morze (1964) i List z zimy (1966) a¿ do
wydanych po przesz³o trzydziestoletniej przerwie zbiorach Spoza milczenia (1999) i Ludzkie
pojêcie (2005) koñcz¹c.
Ka¿dy z tych tomików nosi charakterystyczne znaki czasu, w jakim powsta³, œlady
atmosfery i klimatu rzeczywistoœci, o której
jednak zwykle nie pisze Szmidt wprost, skupiaj¹c siê na w³asnych odczuciach i emocjach.
Debiutancki tomik - pod warunkiem, ¿e
zamilczymy nad irytuj¹c¹ kakofoni¹ niespójnych metafor, brakami warsztatowymi i m³odzieñczym, wydumanym i mocno przesadzonym weltschmertzem ich autora - przeniesie
nas do pe³nej gor¹cych m³odych g³ów
i rodz¹cego siê w nich twórczego fermentu
kawiarni lat szeœædziesi¹tych - czasu popaŸdziernikowego prze³omu, m³odzieñczych kontestacji dzisiejszych rodziców i dziadków,
którzy wówczas, s³uchaj¹c zakazanego jazzu,
toczyli przy knajpianych stolikach nie koñcz¹ce
siê egzystencjalistyczne z ducha dysputy
o poczuciu beznadziei i zagubienia w obezw³adniaj¹cej pustce otaczaj¹cego œwiata,
o rozpieraj¹cej ich energii, co sz³a na marne,
o gniewie rodz¹cym bunt. To wtedy po ulicach
snuli siê m³odzi intelektualiœci bez ¿yciowych
henden Maße gewürdigter Werte wirbt er gemeinsam mit seiner Frau Krystyna Kamiñska unter
anderem in Alben S³oñsk, czyli woda, ziemia, powietrze i s³oñce [S³oñsk, also Wasser, Erde, Luft und
Sonne] und Reiseführern Lubniewice i okolice
[Lubniewice und Umgebung], S³oñsk i okolice
[S³oñsk und Umgebung].
Wie man sich hinsichtlich der in diesem Artikel
zu besprechenden, eigenen literarischen Gattung
denken kann, entstand die Dichtung stets „irgendwo
und irgendwann”, bei Gelegenheit, sozusagen
„zwischen” den nach- und aufeinander folgenden
Akten und Szenen – um sich der hier sehr
angebrachten Theaterterminologie zu bedienen
– des unglaublich arbeitsamen und früchtetragenden Lebens des Schriftstellers, gleichsam
eine Notiz, kurz und schnell – dies erfordert allein
die Konvention der Gattung – entstanden in einem
Augenblick des Verweilens, Aufatmens während
der Großen Pause, festgehalten aus dem
Herzensbedürfnis nach bewusster Empfindung und
Reflexion über das eigene Leben sowie die Welt
an sich. Diese Notizen brachten es – zumindest
bislang – auf eine Anzahl von, zumeist kleineren,
Poesiebändchen, erwachsen in einer Spanne
von über vierzig Jahren, die sich darüber hinaus
noch in zwei, sich deutlich voneinander abgrenzenden Schaffensperioden am Anfang und am
Ende seines beruflichen Lebens trennen lässt:
vom Erstlingswerk Kreska na twarzy [Strich
im Gesicht] aus dem Jahre 1961 des damals
26 Lenze zählenden Poeten, über die Bändchen
Cz³owiek, ziemia i morze [Mensch, Erde
und Meer] (1964) und List z zimy [Brief aus dem
Winter] (1966) bis hin zu den nach einer über
dreißigjährigen Pause herausgegebenen Sammelbändchen Spoza milczenia [Außerhalb des
Schweigens] (1999) und Ludzkie pojêcie [Menschliches Begreifen] (2005).
Ein jedes dieser Bändchen trägt die charakteristischen Merkmale der Zeit, in der es entstand,
Spuren der Atmosphäre und des Klimas der
gesellschaftlichen Wirklichkeit, über die Szmidt
gewöhnlich jedoch nicht gerade heraus schreibt,
sondern sich auf seine eigenen Empfindungen und
Emotionen konzentriert.
Das Auftaktwerk – unter der Voraussetzung des
Verschweigens einer irritierenden Kakophonie eines
uneinheitlich wirkenden Metapherngewirrs, einem
eindeutigen Fehlen handwerklichen Geschicks und
einem jugendlichen, weithin imaginären und in der
Tat stark übertriebenem Weltschmerz des Autors –
führt den Leser mitten hinein in die Cafés der 60er
Jahre, überfüllt von jungen, hitzigen Köpfen und
SYLWETKI
59
perspektyw - owi s³ynni okularnicy z piosenki
Agnieszki Osieckiej, a Marek H³asko w swoich
dramatycznych opowiadaniach rozlicza³
rówieœników ze wszystkich ¿ywionych przezeñ
z³udzeñ.
Znajdziemy w wierszach Szmidta typow¹
dla reprezentantów pokolenia`56 têsknotê za
normalnoœci¹, zwyczajnym ¿yciem, mi³oœci¹,
s³owem - przywilejami m³odoœci, utraconymi
w zmaganiach z szaroœci¹, obskurantyzmem,
brakami i codziennym absurdem realnego
socjalizmu.
Próba realizacji idea³ów m³odoœci ma tu
wymiar gestu Don Kichota, któremu odmówiono nawet po¿ywki dla wyobraŸni, wiêc
jedyn¹ rzecz¹, jaka mu pozostaje, jest wypalenie siê w ogniu w³asnych rojeñ:
chcia³ kochaæ
zabrak³o Dulcynei
mia³ walczyæ
nie by³o ju¿ wiatraków
poszed³ przed siebie
pustym traktem
lecz œladów ¿ycia
te¿ nie by³o
raz jeszcze oczy
uniós³ w górê
zobaczy³ serce gorej¹ce
skoczy³
uderzy³ cia³em
i tak ju¿ zosta³
po pas wbity w s³oñce
(Don Kichot, Kreska na twarzy)
Artystyczna nieporadnoœæ wiêkszoœci
wczesnych wierszy Ireneusza Szmidta, bana³
metafor i gramatycznych rymów czêœciej dziœ
rozbraja ni¿ dra¿ni, bo przetrwa³y w nich
pozosta³oœci wielu autentycznych wzruszeñ oddanych niekiedy bardzo szczerze w swej naiwnoœci i bezpretensjonalnym wdziêku, zw³aszcza mi³osnych, wyznañ i uniesieñ. Zatem
zwyk³e „kocham twoj¹ obecnoœæ przy stole”
(Stó³, Kreska na twarzy ) brzmi o niebo lepiej
60
eines in ihnen keimenden künstlerischen Ferments,
in die Zeit nach dem revolutionären, aufständischen
Oktober und der Umbrüche, die er mit sich brachte,
letztendlich des jugendlichen Protestes der heutigen
Eltern und Großeltern, die sich damals, den verbotenen Jazz hörend, an den Kneipentischen drängelnden, vertieft in nicht enden wollenden, existentialistischen Disputen über das Gefühl der Ohnmacht
und des Verlorenseins in der lähmenden Leere der
sie umgebenden Welt, über die sie erfüllende
Energie, die ins Leere laufen musste sowie über den
Ärger, der in ihnen Aufrührertum emporkommen
ließ. Eben damals wandelten junge Intellektuelle
ohne Lebensperspektiven umher – jene berühmten
Brillenträger aus dem bekannten Lied von Agnieszka
Osiecka – und Marek H³asko rechnete mit
sämtlichen von seiner Generation gehegten
Illusionen ab.
In den Gedichten von Szmidt ist die für die
Vertreter der ’56er Generation typische Sehnsucht
nach Normalität, einem normalen Leben und einer
normalen Liebe zu finden; mit einem Wort: eine
Sehnsucht nach jenen Privilegien der Jugend, die im
Kampf mit der Eintönigkeit, dem Obskurantismus
und den Mängeln sowie den alltäglichen
Absurditäten des real existierenden Sozialismus verloren gegangen sind.
Der Versuch, die eigenen Jugendideale
umzusetzen, erhält hier das Ausmaß einer Geste des
Don Quichotte, dem man sogar die Nahrung für
seine Phantasie verwehrte, und das einzige, was
ihm nun blieb, ist das Sich-Ausbrennen im Feuer der
eigenen Träumereien:
er wollte lieben
es fehlte Dulzinea
er sollte kämpfen
es gab keine Windmühlen mehr
er zog los
entlang des leeren Traktes
aber Spuren eines Lebens
gab es auch nicht
noch einmal
richtete er seine Augen gen Himmel
erblickte ein entbranntes Herz
und sprang
stieß mit dem ganzem Körper
und blieb schon so
bis zum Gürtel in der Sonne steckend
(Don Kichot [Don Quichotte], Kreska na twarzy)
ni¿ silenie siê na oryginalnoœæ, której pró¿no
tutaj szukaæ, i znacznie lepiej ni¿ dziwol¹gi
leksykalno-stylistyczne w rodzaju: „Jesteœ jak
coœ czego nie ma / wszêdzie gdzie by³em sam
/ spogl¹dasz tak / jak byœ by³a z obrazu van
Gogha / i s¹dzisz...” (Œmiech, Kreska na
twarzy), których nie oszczêdza autor czytelnikowi, sam gubi¹c siê i motaj¹c w bezskutecznych czêsto wysi³kach uczynienia
poezj¹ wierszowanych zapisów w³asnych doznañ i prze¿yæ.
Podstawowym b³êdem m³odego Szmidta by³
bez w¹tpienia brak œwiadomoœci rozdŸwiêku
pomiêdzy pojmowaniem poezji jako romantycznej wiwisekcji duszy tragicznej, samotnej,
pe³nej cierpienia i jaskó³czego niepokoju
a rzeczywistym obrazem tej duszy, posiadaj¹cej odmienne zgo³a predylekcje i predyspozycje: cechuje j¹ bowiem witalizm, energia,
radoœæ ¿ycia i spo³ecznikowska pasja dzia³ania,
a ju¿ bynajmniej nie liryczne uduchowienie
i sk³onnoœæ do gubienia siê w oniryczno-surrealistycznych przestrzeniach metafizyki.
Szmidta nie wahaj¹cego siê byæ sob¹, nie
goni¹cego za wizj¹, której nie potrafi sprostaæ,
odnajdziemy dopiero w drugim, póŸniejszym
(i w istocie póŸnym) okresie twórczoœci
- w obszerniejszych nieco zbiorach Spoza milczenia i Ludzkie pojêcie. Dopiero w tych wierszach poznajemy prawdzie oblicze Ireneusza
Szmidta - pasjonata teatru, wielbiciela piêknych kobiet i uroków przyrody, umiej¹cego
czerpaæ radoœæ ze wszystkich chwil, jakie
niesie ¿ycie - i tych zwyczajnych, jak zabawa
z córk¹ i tych odœwiêtnych, jak obcowanie ze
sztuk¹: zarówno poetyckie notatki ze spaceru
z dzieckiem, jak i koncert muzyki dawnej
po³¹czony z uwag¹ poœwiêcon¹ jego s³uchaczom czyta siê jak pisany ze swad¹ pamiêtnik
czy diariusz ³¹cz¹cy opowieœæ o w³asnym ¿yciu
z migawkami z otaczaj¹cego œwiata.
W zimny jak dzisiaj
listopadowy dzieñ
najbardziej brak mi lata
gor¹cej pla¿y
œcierniska
sianem pachn¹cej ³¹ki
Die künstlerische Unbeholfenheit der meisten
seiner frühen Gedichte, die Banalität der Metaphern
und grammatischen Reime wirkt heute eher entwaffnend als irritierend, da in ihnen Spuren zahlreicher authentischer Affekte überdauerten – in ihrer
Naivität und unprätentiösem Charme oft sehr
ehrliche – insbesondere Liebeserklärungen und verzückungen. Daher klingt auch ein schlichtes
„kocham twoj¹ obecnoœæ przy stole” [ich liebe deine
Anwesenheit am Tisch] (Stó³ [Tisch], Kreska na
twarzy) himmelweit besser als eine erzwungene
Originalität, nach der man hier ohnehin im Übrigen
vergeblich sucht, und auch wesentlich besser als
lexikalisch-stilistische Albernheiten im Sinne
„Jesteœ jak coœ czego nie ma / wszêdzie gdzie by³em
sam / spogl¹dasz tak / jak byœ by³a z obrazu van
Gogha / i s¹dzisz...” [Du bist wie etwas, das es nicht
gibt / überall dort, wo ich allein war / schaust du so
/ als ob du aus einem Gemälde von van Gogh wärst
/ und richtest…] (Œmiech [Das Lachen], Kreska na
twarzy), mit denen der Autor nicht gerade sparsam
umgeht und sich bei den häufig erfolglosen
Bemühungen, die gereimten Notizen über die eigenen Empfindungen und Erlebnisse zu poetisieren,
selbst in ihnen verliert und verwickelt.
Der grundsätzliche Fehler des jungen Schmidt
bestand zweifelsohne in seiner Unkenntnis der
Dissonanz zwischen dem Begreifen der Dichtung als
einer romantischen Vivisektion einer tragischen,
einsamen, leidenden Seele voller Unruhe und dem
tatsächlichen Bild dieser Seele, die von so vollkommen anderen Vorlieben und Prädestinierungen
geprägt ist: Ihre Kennzeichen sind nämlich Vitalität,
Energie, Lebensfreude und gemeinnütziger
Tatendrang, und keineswegs eine lyrische
Vergeistigung und die Neigung zum Umherirren in
träumerisch-surrealen Räumen der Metaphysik.
Einen Szmidt, der nicht mehr zögert, sich selbst
zu sein, der nicht mehr einer Vision, der er nicht
gewachsen ist, hinterher jagt, findet man erst in der
späteren (und in der Tat späten), zweiten
Schaffensperiode in den etwas umfangreicheren
Bänden Spoza milczenia und Ludzkie pojêcie. Erst in
diesen Gedichten kommt Szmidts wahres Gesicht
zum Vorschein – als theaterbegeisterter Liebhaber
schöner Frauen sowie der Natur, der seine
Lebensfreude aus jedem Augenblick, jedem Tropfen
des Lebens zu schöpfen imstande ist, gleichwohl
aus den ganz alltäglichen Momenten – wie dem
Spielen mit seiner Tochter – genauso wie aus den
feierlichen – wie dem bewussten oder unbewussten
Erfahren der Kunst: dies betrifft die poetischen
Notizen über einen Spaziergang mit seinem Kinde in
gleichem Maße wie jene über ein Konzert Alter
SYLWETKI
61
To na niej ma³a Kinga
- wielka artystka
przed obiektywem taty
bez wstydu flirtuje ze s³onkiem
(Po co s¹ artyœci?, Spoza milczenia)
Dopiero teraz smyczki spadaj¹ na struny
a te z cichym jêkiem
skar¿yæ siê poczynaj¹
na stosunki dworskie
(Kto ich œmia³ zaprosiæ?)
- to o nas zas³uchanych
g³os z galerii panów
Ksi¹¿ê w perukê strojny
i ciê¿kie ordery
drugi nie mniej puszysty
z napuszon¹ min¹
inni tak¿e z pogard¹
wargi na nas pusz¹
Na œcianie przeciwleg³ej
panie jak lilie bia³e
wyrastaj¹ z dekoltów
jak cukrowe g³owy
(S³uchaj¹c koncertu rostockiego nonetu
w Sali Barokowej, Spoza milczenia)
Prostota s³ów i poetyckiego opisu, kryj¹ce
sensy i znaczenia wykraczaj¹ce poza dos³ownoœæ, zdecydowanie s³u¿¹ wierszom Szmidta,
którego odkrywamy jako bystrego obserwatora i komentatora rzeczywistoœci. Sensualizm
i obrazowa metafora sprawdzaj¹ siê w jego
przypadku nawet w wierszach autotematycznych, kiedy - jak w Poetyce - charakter
i istotê swego wierszopisarstwa przyrównuje
do zachowania ogarów wêsz¹cych za tropem
rzeczywistoœci, które, gdy zmêcz¹ siê biegiem,
Tak trwaj¹ jakby w wiecznej drzemce
tymczasem wszystko dobrze s³ysz¹
na dworze lekko furtka skrzypi
na strychu szelest kroczków mysich
A zewsz¹d oddech boskiej ciszy
62
Musik. Gerade in letzterem Beispiel schenkt der
Autor seine Aufmerksamkeit auch den Zuhörern,
wobei die Notizen sind wie Einträge in einem
Tagebuch wirken, die eine Erzählung über das
eigene Leben mit Momentaufnahmen aus der ihn
umgebenden Welt verbinden.
An einem kalten Novembertag
wie dem heutigen
fehlt mir am meisten der Sommer
der heiße Strand
das Stoppelfeld
die nach Heu duftende Wiese
Auf diese Wiese
liebäugelt vor dem Objektiv des Vaters
die kleine große Künstlerin Kinga
schamlos mit der Sonne
(Po co s¹ artyœci? [Wozu gibt es Künstler?],
Spoza milczenia)
Erst jetzt fällt der Bogen von der Saite
und beginnt mit leisem Wehleiden
über die Verhältnisse am Hofe
zu klagen
(Kto ich œmia³ zaprosiæ?
[Wer hat es gewagt, sie einzuladen?])
- es ist eine über uns im Hören versunkene
Stimme aus der Männergalerie
ein Fürst prächtig in Perücke gewandet
und schwere Orden
ein zweiter nicht weniger mollig
mit einem eingebildeten Gesichtsausdruck
andere ebenso verächtlich
die Lippen über uns spitzen
Auf der Gegenwand
Damen weiß wie Lilien
erwachsen den Dekolletés
wie Zuckerköpfe
(S³uchaj¹c koncertu rostockiego nonetu
w Sali Barokowej [Beim Hören des Rostocker Nonets
im Barocken Saal], Spoza milczenia)
Die Einfachheit der Wörter und der poetischen
Beschreibung, die mit ihrem Sinn und ihrer
Bedeutungen über die wortwörtliche Deutung hinausgeht, kommen Szmidts Gedichten eindeutig zum
Wohle, zeigen ihn nunmehr als einen scharfsichtigen Beobachter und Wirklichkeitskommentator. Der
Sensualismus und die bildliche Metapher gehen
jak z paruj¹cej wokó³ ziemi
jak z mi³ych uchu s³ów, gdy wieczór
zmru¿ywszy oko we mnie drzemie
(Poetyka, Spoza milczenia)
S³ychaæ w tym wierszu bardzo dalekie
pog³osy wielkich wspó³debiutantów Szmidta:
trochê tu grochowiakowej ¿artobliwie zamyœlonej groteski, trochê harasymowiczowskiego dystansu wobec œwiata, trochê nowakowego rozumienia i przeczuwania natury i jej
zwi¹zków z cz³owiekiem. Jest wreszcie spór
o poezjê (zob. wiersz G³os w dyskusji o poezji
wspó³czesnej z tomu Spoza milczenia)
z nie¿yj¹cym rówieœnym poet¹ buntownikiem
- Andrzejem Burs¹, którego wo³anie o wiersze
jak najbli¿sze ¿yciu nawet w jego najbrutalniejszych przejawach, zderza siê ze Szmidtow¹
staroœwieck¹ têsknot¹ za utrwalaniem w poezji
tego, co piêkne i dobre, bo tylko to uznaje
prawdziwe.
Poetycki pamiêtnik Szmidta pozwoli zajrzeæ
równie¿ za intymn¹ zas³onê prywatnoœci,
przynosz¹c liczne, niektóre wcale udane erotyki, wiersze - impresje z pierwszych chwil
ojcostwa po narodzinach córki, której kolejne
etapy dorastania znacz¹ kolejne kartki zapisane
poetyckimi tekstami ojca; coraz czêstsze s¹ te¿
wiersze o przemijaniu i nieuchronnym up³ywie
czasu, jak ten w pomys³owej konwencji dziadowskiej ballady o torbie i kiju, w którym ¿ycie
siê starzeje, nie poeta:
Starzejesz ty siê, ¿ycie moje,
Ka¿dego roku z koñcem lata
coraz ciê mniej mam
w torbie swojej
co tylko w ³aty jest bogata
(Torba i kij, Ludzkie pojêcie)
Coraz wiêksze te¿ zdumienie nad zwariowanym œwiatem przynosz¹ póŸne wiersze rozmyœlania nad skomplikowan¹ natur¹
rzeczywistoœci i miêdzyludzkich relacji, które
nie zmieni³y siê od czasów biblijnych powtarzaj¹c w nieskoñczonoœæ casus Kaina i Abla,
wie¿y Babel, piek³a i raju.
sogar in autothematischen Gedichten auf, in denen
er – wie in Poetyka [Poetik] – den Charakter und das
Wesen seiner Dichtung mit Bracken vergleicht, die
der Realität auf der Spur umher schnüffeln, und
wenn sie vom Laufen ermüden:
Fortdauern, als ob sie in ein ewiges Nickerchen
verfielen wären
derweil jedoch gut hören
draußen quietscht sanft die Pforte
auf dem Dachboden ein Geräusch
von Mäusetrappeln
Und von ringsum der Atem der göttlichen Stille
weht
wie von dampfender Erde
wie von netten Worten, wenn der Abend
das Auge geschlossen in mir schlummert
(Poetyka, Spoza milczenia)
In diesem Gedicht ist ein sehr entfernter
Nachhall Szmidts großer Mitdebütanten zu
vernehmen: es klingt ein wenig der scherzhaft-nachdenklichen Groteske eines Grochowiaks, ein wenig
der Distanz eines Harasymowicz’ zur Welt, ein wenig
des Verstehens und Vorahnens der Natur und ihrer
Bande zum Menschen eines Nowaks an. Und es ist
schließlich ein wenig vom Streit um die Dichtung
(vgl. hierzu das Gedicht G³os w dyskusji o poezji
wspó³czesnej [Beitrag zur Diskussion um die gegenwärtige Dichtung] aus dem Band Spoza milczenia)
mit dem gleichaltrigen, bereits verstorbenen
Dichterrebellen Andrzej Bursa zu entnehmen,
dessen Verlangen nach Gedichten, die dem Leben,
auch in seinen brutalsten Erscheinungsformen, so
nah wie nur irgend möglich stehen sollen, mit
Szmidts altmodischen Sehnsüchten nach einem
poetischen Festhalten all jenem, was gut und schön
erscheint – und allein dies ist das einzig Wahre für
ihn –, jedoch diametral entgegen stehen.
Das dichterische Tagebuch Szmidts gestattet es
gleichfalls, einen verschmitzten Blick hinter die intimen Kulissen des Privaten zu werfen, indem es
zahlreiche, einige recht gelungene erotische
Gedichte oder auch dichterische Impressionen aus
den ersten Augenblicken seiner Vaterschaft nach der
Geburt der Tochter beinhaltet, deren nacheinander
folgende Etappen des Erwachsenwerdens dann in
den poetischen Texten des Vaters festgehalten werden; immer häufiger anzutreffen sind daneben
Gedichte über Vergänglichkeit und über den unaufhaltsamen Lauf der Zeit, wie bspw. in einem einfallsreichen Gedicht – gehalten in der Konvention einer
Bettlerballade – über den Bettelsack und den
SYLWETKI
63
Problemy wspó³czesnego œwiata: terroryzm, wojny i konflikty narodowoœciowe,
nietolerancja, wszechw³adny konsumpcjonizm
i komercjalizacja wypieraj¹ce idea³y i autorytety, polskie piekie³ko politycznych rozliczeñ
i k³ótni s¹ wiêc w tekstach Szmidta niejako
programowo obecne, czyni¹c zadoœæ publicystycznemu zaciêciu autora tej poezji,
deklaruj¹cego, ¿e:
Nie dana by³a mi przez Boga
obojêtnoœci s³odka cecha
bym siê nie miesza³
do spraw innych ludzi
œni³ sen anielski
na brudnej poœcieli
(Podró¿e z ojcem, Ludzkie pojêcie)
I chwa³a mu za tê nieobojêtnoœæ. „Czy nie
jest szczytnym zadaniem literatury - pyta³
bowiem retorycznie, aczkolwiek sceptycznie,
Józef Wittlin w swojej znakomitej diagnozie
naszych czasów Orfeusz w piekle XX wieku wskazywaæ cz³owiekowi, jakim on byæ powinien, wmawiaj¹c mu, niejako na kredyt, cnoty,
których chwilowo mu brak?”
W przypadku Ireneusza Szmidta jednak,
wznios³e cele stawiane poezji maj¹ charakter
raczej deklaratywny, gdy¿ jest to poezja intymnego wyznania i osobistej refleksji, a nie wielkich idei i uniwersalnych problemów. Ta
nieobojêtnoœæ objawi³a siê za to niew¹tpliwie
w ca³ej pe³ni w jego dzia³alnoœci teatralnej szczególnie w pracy z m³odzie¿¹, dla której
kontakt ze scen¹ i udzia³ w warsztatach mog³y
byæ pierwszym krokiem rozbudzaj¹cym
humanistyczne potrzeby i zainteresowania,
a tym samym zmierzaj¹cym w kierunku
odzyskania utraconych wartoœci i sensów.
Próby czy raczej zapiski poetyckie
Ireneusza Szmidta okreœli³abym zaœ mianem
twórczoœci domowej - jak szlacheckie, staropolskie sylwy - „lasy rzeczy” - zbiory najprzeró¿niejszych tekstów, notatek, uwag,
refleksji i przemyœleñ, stanowi¹ce wdziêczne
przyczynki - szkice do obrazu epoki, bêd¹c jej
dalekim, realizuj¹cym siê w pojedynczym
istnieniu, echem i t³em w³aœciwego wizerunku,
64
Bettelstab: hier altert jedoch das Leben, und nicht
der Dichter.
Du wirst alt, mein Leben,
Jedes Jahr mit dem Ende des Sommers
hab ich dich immer weniger
in meinem Sack
der nur an Flicken reich ist
(Torba i kij [Sack und Stab], Ludzkie pojêcie)
Ein stetig anwachsendes Erstaunen über die
Verrücktheit der Welt zeigt sich in den späten
Gedichten, in denen der Autor über die komplizierte
Natur der Wirklichkeit und der zwischenmenschlichen Beziehungen sinnt. Diese unterlagen, so Szmidt,
seit den biblischen Zeiten keinerlei Veränderungen,
wiederholen sich seit jeher in der Unendlichkeit des
stets gleichen Musters, des casus Kain und Abels,
des Turms zu Babel, des Paradieses und der Hölle.
Die Probleme der heutigen Welt, der Terrorismus, Kriege und nationale Konflikte, Intoleranz,
jedwede Ideale und Autoritäten verdrängende,
allmächtige Konsumstreben sowie die damit einhergehende Kommerzialisierung wie auch die kleine
polnische Hölle politischer Abrechnungen, Streite
und Spiele sind in den Texten Szmidts zumindest
programmatisch vertreten und verweisen gleichsam
auf die publizistische Ader des Autors, der erklärt:
Von Gott ward es mir nicht gegeben
der Gleichgültigkeit süßer Geschmack
um mich nicht einzumischen
in anderer Leute Angelegenheiten
den Engelstraum zu träumen
auf schmutziger Bettwäsche
(Podró¿e z ojcem [Reisen mit dem Vater], Ludzkie pojêcie)
Diese Ungleichgültigkeit reicht ihm zur Ehre.
„Ist es nicht die ehrenhafte Aufgabe der Literatur –
so fragte einst, zwar rhetorisch, aber stets skeptisch
zugleich Józef Wittlin in seiner hervorragenden
Diagnose unserer Gegenwart Orfeusz w piekle XX
wieku [Orpheus in der Hölle des 20. Jahrhunderts] –
dem Menschen zu zeigen, wie er zu sein hat, indem
sie ihm, sozusagen auf Kredit, all jene Tugenden
einredet, die ihm derzeitig fehlen mögen?”
Im Falle von Ireneusz Szmidt jedoch tragen
diese erhabenen Ziele der Dichtung eher deklarativen
Charakter, da es sich hier um eine Dichtung intimer
Erklärungen und persönlicher Reflektion handelt,
und nicht großer Ideen und universeller Problemstellungen. Diese Ungleichgültigkeit trat zweifel-
na jaki sk³adaj¹ siê charakteryzuj¹ce j¹
d¹¿noœci i tendencje, kierunki, pr¹dy, style
i mody.
Poetycka sylwa Szmidta pozostanie zawsze
cenn¹ rodzinn¹ pami¹tk¹, dla postronnych jednak mo¿e staæ siê jedynie sentymentaln¹
podró¿¹, w której przez chwilê towarzyszy siê
komuœ obcemu, nie podzielaj¹c emocjonalnego zaanga¿owania, ale ¿yczliwie i z ciekawoœci¹ œledz¹c koleje jego losu, co wynagradza
brak artystycznych wzruszeñ i wzlotów. O wiele
mniej wyrozumia³ymi czytelnikami twórczoœci
Szmidta, który jest te¿ autorem adresowanego
do milusiñskich poemaciku zatytu³owanego
Tata ma ma³ego fiata, bêd¹ zaœ dzieci, które nie
odnajduj¹c w nim ¿ywego i jêdrnego jêzyka na
miarê jeœli nie Jana Brzechwy to choæby
Tadeusza Kubiaka, na pewno nie zechc¹
potraktowaæ go jako ¿artobliwej historii polskiej motoryzacji, co pewnie uczyniliby doroœli,
wzdychaj¹c przy okazji nad nieub³aganymi - dla
ludzi, rzeczy i wielu ksi¹¿ek - prawami bezlitoœnie weryfikuj¹cego wszystko czasu...
sohne in ihrem vollem Umfang in der Theaterarbeit
Szmidts zum Vorschein. Insbesondere in seiner Arbeit mit den Jugendlichen, für die der Kontakt mit
der Bühne und die Teilnahme an Theaterworkshops
ein erster Schritt hätten sein können in Richtung
eines Erwachens humanistischer Bedürfnisse und
Interessen und damit einhergehend in ein Wiedergewinnen verloren gegangener Werte und Inhalte.
Die poetischen Versuche – oder wohl eher:
Notizen – des Ireneusz Szmidt würde ich hingegen
eher einer Literatur für den hauseigenen Gebrauch
einordnen, ganz in der Tradition der adligen, altpolnischen silvae – der „Wälder der Dinge” –, also von
Sammlungen so unterschiedlicher Texte wie
Notizen, Anmerkungen, Reflexionen und Überlegungen, dankbare Beiträge und Skizzen zum Bild der
jeweiligen Epoche. Sie bilden zugleich ihr weites
Echo, das sich im einzelnen Sein verwirklicht, und
den Hintergrund ihres „wahren Antlitzes”, welches
sich wiederum aus dem es charakterisierenden
Streben sowie den vorherrschenden Tendenzen,
Richtungen, Strömungen, jeweiligen Stilrichtungen
und Moden zusammensetzt.
Die poetischen silvae rerum Szmidts verbleiben
ein wertvolles Familienandenken, für Außenstehende jedoch kann es einzig zu einer sentimentalen
Reise werden, auf der man für eine kleine Weile
jemanden Fremden begleitet, ohne dabei aber sein
emotionales Engagement zu teilen vermag, jedoch –
freundlich und mit Interesse – sein weiteres
Schicksal verfolgt, was den Leser für das Fehlen
künstlerischer Ergriffenheit und Höhenflüge
belohnt. Zu den wesentlich weniger nachsichtigen
Lesern des Schaffens Szmidts werden die Kinder
zählen, an die zum Beispiel das kleine Gedichtchen
Tata ma ma³ego fiata [Papa hat einen kleinen Fiat]
gerichtet ist. Sie werden dort keine lebhafte und
kernige Sprache – wenn schon nicht eines Jan
Brzechwa, dann wenigstens schon eines Tadeusz
Kubiak – finden, und es sicherlich auch nicht als
eine scherzhaft gemeinte Geschichte der polnischen
Motorisierung lesen wollen, wie es wohl die
Erwachsenen tun würden, und die bei dieser
Gelegenheit über die – für Menschen, Dinge und
viele Bücher – unerbittlichen Rechte der erbarmungslos alles verifizierenden Zeit stöhnen.
Übersetzung aus dem Polnischen
Grzegorz Za³oga
SYLWETKI
65
Ireneusz K. Szmidt
Poetyka
Poetik
Jak te ogary, kiedy w izbie
wieczór przyczai siê pod progiem
i gdy im tryskaj¹cy ¿arem
sierœæ wyczesuje mi³y p³omieñ,
zmru¿ywszy oczy drzemi¹ we mnie
rogate s³owa... o krew moj¹
grzej¹ siê wdziêczne za goœcinê
w sercu, gdzie przecie¿ najgorêcej
Wie die Jagdhunde, wenn in der Stube
Abend unter der Schwelle lauert
und angenehme Flamme
glutschiessend ihr Fell striegelt
mit halbgeschlosenen Augen schlummern in mir
stechende Worte... an meinem Blut
wärmen sich dankbar für die Bewirtung
im Herzen, wo am wärmsten
Co chwila wznosz¹ ³by znu¿one
i znów je k³ad¹ miêdzy ³apy
zgonione dniem i polowaniem
na siwych polach za ogrodem
ich pyski ociekaj¹ pian¹
a nozdrza drgaj¹ niespokojnie
jakby w drapie¿nym jeszcze szale
szczu³y na miedzy strofê rann¹
Jeden Augenblick erheben ihre müde Köpfe
und wieder legen sie zwischen Pfoten
abgehetzt mit Tag und Jagd
auf grauen Feldern hinter dem Garten
ihre Schnauzen mit Schaum bedeckt
und Nasen unruhig wittern
wie sie in noch blutrünstigem Wahn
eine verwundete Strophe am Rain hetzten
Jak wiatr uciekn¹ mi niekiedy
na pró¿no wtedy gwi¿d¿ê, wo³am
rozbieg³y siê nie do schwytania
w zaroœla i op³otki stare
Tak potem skoml¹ winne zgryzot
¿e d³u¿ej nie byæ mi zgniewanym
bo prawdê mówi¹c bardzo lubiê
ich boki wzdête, prêgowane
Wie der Wind entlaufen sie mir manchmal
ich pfeife dann vergebens, rufe
sie zerstreuten sich ungreifbar
im Gebüsch und alten Flechtzäunen
Dann winseln des Kummers schuldig
so ward ich nicht länger zornig
denn offen gesagt ich mag sehr
ihre aufgeblähte, gestreifte Flanken
Niepewne skrobi¹ do serc ludzi
spokój im nios¹ i psi¹ wiernoœæ
lecz bywa – odbieraj¹ spokój
a potem cicho le¿¹ w budzie
Na gbura z dala zêby szczerz¹
na nikczemnika jednym skokiem
prêdzej ni¿ schyli siê po kamieñ
okiem nie mrugn¹ na tupanie
Unsicher kratzen sie an den Menschenherzen
bringen ihnen Ruhe und hündische Treue
aber es kommt vor – sie rauben die Ruhe
und dann liegen still in der Hundehütte
Den Flegel aus der Ferne anblecken
auf den Gauner mit einem Sprung
schneller als er nach den Stein bückt
beim Trampeln mit keiner Wimper zucken
Tak trwaj¹ jakby w wiecznej drzemce
tymczasem wszystko dobrze s³ysz¹
na dworze lekko furtka skrzypi
na strychu szelest kroczków mysich
A zewsz¹d oddech boskiej ciszy
jak z paruj¹cej wokó³ ziemi
jak z mi³ych uchu s³ów, gdy wieczór
zmru¿ywszy oko we mnie drzemie
So liegen sie als ob im ewigen Schlummer
während sie alles gut hören
im Hof das Pförtchen leise knirscht
auf dem Dachboden Mäusetritte
Und überallher Atem der göttlichen Stille
wie der rundum dämpfenden Erde
wie der netten Worten, wenn der Abend
sein Auge einkneifend in mir schlummert
Übertragen von Ernest Dyczek
66
Ireneusz K. Szmidt
Stimme in der Diskussion
über moderne Dichtung
Es gibt, für denen Dichtung
kein herzhafter Moment sei
der beflügelt
in die irreale Welten versetzt –
aber Reden darüber
aber Schreiben darüber...
Ich weiß etwas davon
denn knüpfe ich manchmal Geflechte
aus ihren wahren Wörter, ohne denen
wäre sie ärmer
um eines oder zweites
unnötiges Gedicht
Es gibt, für denen Dichtung
ein Taschentuch sei
mit dem putzen sie ihre verrotzte
vom Riechen daran Nasen
mit Gift bespuckte
boshafte Munde...
Ich weiß etwas davon
bin selber neidisch
auf Talent zum schmerzlosen Streichen
dessen Gott
der unübertrefflicher Meister sei
Es gibt, die Gedichte
wie modische Buxe tragen
mit Verachtung strafen
die alten schönen Poeten...
Ich weiß etwas davon
bin schon alt und ganz
unschön
Aber vielleicht diese Schöne gibt es
nicht mehr?
G³os w dyskusji o poezji wspó³czesnej
S¹, dla których poezja
to nie ta chwila serdeczna
co uskrzydla
w nierealne œwiaty przenosi –
ale gadanie o niej
ale pisanie o niej...
Wiem coœ o tym
bo czasem tworzê sploty
z jej s³ów rzeczywistych, bez których
mniej by jej by³o
o jeden czy drugi
niepotrzebny wiersz
S¹, dla których poezja
jest chusteczk¹
któr¹ wycieraj¹ zasmarkane
od jej w¹chania nosy
zaplute jadem
z³oœliwe usta...
Wiem coœ o tym
bom sam zawistny
o talent bezbolesnego skreœlania
którego Bóg jest
niedoœcig³ym mistrzem
S¹, którzy wiersze
jak modne portki nosz¹
w pogardzie mijaj¹c
starych piêknych poetów...
Wiem coœ o tym
bom stary ju¿ i ca³kiem
niepiêkny
Ale mo¿e tych piêknych
ju¿ nie ma?
Übertragen von Ernest Dyczek
67
Ireneusz K. Szmidt
S³uchaj¹c koncertu rostockiego nonetu
w Sali Barokowej
Siedz¹ skupieni
oprawieni w bia³e fotele
kryszta³owe lustro
prawi im wdziêczne dusery
wiêc uœmiechaj¹ siê do siebie
uprzejmie
Stroj¹ instrumenty...
gipsowe girlandy
wyrastaj¹ jak rogi
z tych g³ów meklemburskich
obok niej
dojrza³a –
t³uszczu i godnoœci pe³na
ze zrozumieniem kiwa
wykszta³con¹ g³ow¹
Tamta zgrabna
i œliczna by³a
i ca³owaæ dawa³a
doln¹ wargê jak ¿adna...
Teraz orkiestra w nostalgiê popad³a
Kto tutaj w blask odziewa œwiece na estradzie?
Wchodz¹ lokaje
w liberiach sztywnych jak œwieczniki
Zgas³ plafon
œwietlny sztych w kryszta³owe lustro...
Dopiero teraz smyczki spadaj¹ na struny
a te z cichym jêkiem
skar¿yæ siê poczynaj¹
na stosunki dworskie
Kto ich œmia³ zaprosiæ?
– to o nas zas³uchanych
g³os z galerii panów
Ksi¹¿ê w perukê strojny
i ciê¿kie ordery
drugi nie mniej puszysty
z napuszon¹ min¹
inni tak¿e z pogard¹
wargi na nas pusz¹
Na œcianie przeciwleg³ej
panie jak lilie bia³e
wyrastaj¹ z dekoltów
jak cukrowe g³owy
tej w czerwonych szatach
biust prawie ju¿ zakwit³
68
Przez okienny muœlin
z³o¿ony w draperiê
zakwitaj¹ kolorowe neony Rostocku
„... stokrotka ros³a polna...”
z szelestu trawy wyskoczy³a nutka komara
i zamilk³a przera¿ona
– to pomyli³ siê skrzypek
i przeprosi³ Schuberta
Pan z w¹sami siê zdrzemn¹³
s¹siad te¿ ju¿ chrapie
Ksiêciu pierœ od orderów
za ramê obwis³a
Muzycy wstaj¹ z krzese³
gor¹co klaszczemy
Wychodzimy
a w Sali Barokowej
miêdzy portretami
rodz¹ siê nowe zdrady
i koneksje
Ireneusz K. Szmidt
Das Konzert des Rostocker Nonetts
im Barocksaal hörend
Sie sitzen gesammelt
eingerahmt von weißen Sesseln
Kristallspiegel
schmeichelt ihnen anmutig
so lächeln sie sich an
höflich
ihr Busen fast erblühte
neben ihr
eine reife –
voll des Fettes und Würde
nickt verständnisvoll
mit gebildetem Kopf
Instrumente stimmen...
Gipsgirlanden
sprießen wie Hörner
aus diesen mecklemburgischen Köpfen
Jene fesch
und hübsch war
und gab zum Küssen
ihre Unterlippe wie Keine...
Wer kleidet da Kerzen in Schimmer auf der
Bühne?
Jetzt das Orchester in Nostalgie verfiel
Lakaien kommen
in Livree steif wie Leuchter
Plafond erlosch
Lichtstich in den Kristallspiegel...
Erst jetzt fallen Streicher auf die Saiten
und diese mit leisem Seufzer
beginnen zu klagen
über die Hofzustände
Wer wagte sie einzuladen?
– dies über uns ganz Ohr
Stimme aus der Herrengalerie
Prinz geschmückt mit der Perücke
und schweren Orden
zweiter nicht weniger bauschig
mit mürrischer Miene
andere auch mit Verachtung
ihre Lippen gen uns wölben
Auf der Wand gegenüber
Frauen wie weiße Lilien
sprießen aus Dekolletes
wie Zuckerhüte
dieser im roten Gewand
Durch den Fenstermusselin
gefaltet zur Draperie
erblühen Rostocker Neonlichter
„...Rösslein auf der Heide...“
aus dem Grasrauschen sprang eine
Mückennote
und verstummte erschrocken
– es irrte sich Geiger
und entschuldigte bei Schubert
Herr mit dem Schnurrbart nickte ein
Nachbar schnarrcht schon auch
Dem Prinzen seine Brust voller Orden
aus dem Rahmen fiel
Musiker stehen von Stühlen auf
wir klatschen stürmisch
Gehen aus
und im Barocksaal
zwischen den Porträts
entstehen neue Verrate
und Beziehungen
Übertragen von Marek Feliks Nowak
69
Ireneusz K. Szmidt
***
***
Istniejesz jeszcze w dŸwiêku strun
tak dalekim od czasu
w którym by³aœ harf¹
Du weilst noch im Saitenklang
so fern von der Zeit
wann du eine Harfe warst
Teraz tylko cisza
gra adagio stóp
za szybami pe³nymi deszczu
Jetzt nur Stille
spielt Adagio der Füßen
hinter der Scheiben voller Regen
W dŸwiêkach harfy
jesteœ ju¿ metafor¹
obc¹ wyobraŸni...
In Harfenklängen
bist du schon eine Metaphor
der Phantasie fremd...
Istniejesz jeszcze w pamiêtaniu
tej ciszy kiedy d³onie twoje
jak liœcie w jesieñ opada³y
zmêczone liœcie po koncercie
na wiatr
i deszcz
Du weilst noch im Erinnern
dieser Stille als deine Hände
wie Blätter in den Herbst fielen
müde Blätter nach dem Konzert
für Wind
und Regen
Übertragen von Marek Feliks Nowak
70
MAŁY LEKSYKON POETÓW LUBUSKICH
Andrzej K. Waœkiewicz
Robotnicy pisz¹cy
Skoro było w całym kraju, to było
i tutaj. Tyle że jakby mniej ofensywnie,
a bardziej zwyczajnie. Dziś zdaje się
ośrodek zielonogórski już nie istnieje,
dość prężnie natomiast działa ośrodek
gorzowski. Wiem coś o tym, bo przez parę
kolejnych lat zatrudniałem się tam jako
tzw. konsultant. Organizacja nazywa się
Robotnicze Stowarzyszenie Twórców Kultury. Po prawdzie w tym czasie, gdy konsultowałem ich wiersze, robotników raczej
nie było, a jeśli – to emerytowani. W ciągu
bowiem lat, które upłynęły, organizacja
przeszła dość radykalne przemiany i dziś
tym różni się od innych, że jest rodzajem
zrzeszenia ludzi „trzeciego wieku”. Co tu
kryć – w III RP jest to jedna z grup uprzywilejowanych, dysponuje czasem, ma – to
nic, że niewielkie – wolne pieniądze, może
więc opłacić należną część kosztów pobytu na warsztatach twórczych. Jeśli nie uda
się uzyskać dotacji lub wsparcia – sami
pokryją koszty wydania tomiku.
Przed laty było całkiem inaczej. Gdy
w połowie lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia (brzmi to dostojnie, ale takie są
konsekwencje upływu czasu) Paweł Soroka po zorganizowaniu Centrum Literackiego „Gremium” powołał wpierw Warszawski Klub Robotników Piszących
potem zaś wielką ogólnopolską organizację szło o Sprawę Wielką. „Chodzi między
innymi o uspołecznienie treści – mówił
w 1987 roku na naradzie programowej
organizacji (materiały z niej opublikowano
w Poznaniu rok później w broszurze zaty-
MA£Y LEKSYKON POETÓW LUBUSKICH
71
tułowanej Robotnicy i twórczość) – bo
gdybyśmy analizowali piśmiennictwo
robotników, to są w nim treści, którymi
żyje nie tylko klasa robotnicza, ale całe
społeczeństwo. A więc jest to piśmiennictwo różne od nurtów typowo estetyzujących. Ja ich nie neguję, bo też bogacą
naszą kulturę, ale my uznajemy za
szczególnie istotne te nurty w piśmiennictwie robotników, które są nośnikiem
społecznych treści, demokratyzujących
proces wytwarzanie kultury”.
To brzmi jeszcze łagodnie, ale w dyskusjach mówiło się o tym, że pisarze mają
się uczyć od robotników, robotnicy zaś
mają szansę stworzenia prawdziwie demokratycznej kultury (literatury także). Ona
wyrazi ich etos, ten zaś – z definicji – jest
przodujący. Och, nawet nazwę dla owego
nurtu, który miał się zrodzić z fuzji dążeń
młodych i środowisk robotniczych wymyślono – miał to być „romantyzm realny”.
W owych heroicznych czasach, bywało, toczyłem spory i z Pawłem Soroką,
i jego kompanionami. Po pierwsze więc,
zgodnie zresztą z Doktryną, zastanawiałem się dlaczegóż to o świadomości
klasy mam wnioskować na podstawie
tego, co sądzą poszczególne indywidua?
Niewykluczone, że ich teksty skażone są
fałszywą świadomością i niekoniecznie
trafnie rozeznają rzeczywistą sytuację. Po
drugie zaś wzorcotwórcza rola owych wytworów wydawała mi się co najmniej
podejrzana. Tłumaczyłem więc Pawełkowi,
że zatrzymał się na etapie myśli tow. Bogdanowa, zapoznając to, co w podobnych
kwestiach formułował tow. Lenin. Bogdanow mianowicie sądził, iż proletariat
sam z siebie wytworzy nowe normy kultury (sztuki także), Lenin zaś – że wchłonie
i przetworzy cały kulturalny dorobek
ludzkości i na tym gruncie stworzy nową
kulturę. Nawet w kwestii, którą również
w tych kręgach rozważano, mianowicie
roli inteligencji, też miałem odpowiedź.
Z lat chyba jeszcze wcześniejszych.
Mianowicie twierdzenie o wnoszeniu
świadomości z zewnątrz. Co prawda
72
zdanie Lenina odnosiło się do ruchu
związkowego, ale – w ujęciu Lukácsa –
uzyskało obszerną eksplikację także
w odniesieniu do zjawisk kulturalnych.
Pamiętałem też, że doświadczenia Proletkultu po latach usiłowano reaktywować
w NRD po postaci tzw. bitterfeldzkiej drogi
do literatury. Efekty nie były imponujące.
Dyskusje dyskusjami, ale w tym
wszystkim, co tu kryć, czaiła się groźba.
Ta mianowicie, że ruch ten – jeśli by
pojawiła się realna potrzeba – mógł być
użyty, właśnie przeciw twórcom. Jak ich
nazywał Soroka „typowo estetyzującym”,
bądź, jak formułowali inni teoretycy ruchu,
oderwanym od życia narodu i podlegającym rozmaitym zdrożnościom.
Jak to w praktyce mogło wyglądać –
przekonałem się naocznie. Było tak oto,
że – po ustaleniach na wysokich szczeblach – warunkiem odbycia jednego z kolejnych seminariów z cyklu „O sztukę czasu,
w którym żyjemy” poświęconych młodej
literaturze, było włączenie do programu
referatu o działalności „Gremium” (wygłosił go Krzysztof Kuczkowski). Referat jak
referat, zdaje się, że traktował o „realnym
romantyzmie”. Ważniejsza była dyskusja.
Oprócz bowiem twórców z „Gremium” na
salę przybyła spora grupa piszących
robotników. Młodzi twórcy ubrani byli
raczej na luzie, ci zaś w garniturach i przy
orderach. Referenci rozprawiali o młodej
literaturze, a to w kategoriach światoobrazu, a to wtórnego systemu modelującego, a to znów zapośredniczeń. I wtedy
wstawał któryś z tych panów i krzyczał, że
nie po to walczyliśmy o Polskę Ludową,
by teraz o jakichś zapośredniczeniach
gadać, my, mówił, tworzymy literaturę
związaną z życiem kraju, klasą robotniczą, z tym, czym żyje naród, a tu o zapośredniczeniach się gada... Nie, wtedy
groźnie nie było, raczej śmiesznie.
Ruch rósł w siłę. Rada Konsultacyjna
RSTK afiliowała się przy Narodowej
Radzie Kultury, powstało centralne pismo
„Twórczość Robotników” (wychodzi do
dziś), były też pisma regionalne i lokalne,
kluby powstawały w zakładach pracy,
w ośrodkach miejskich i wojewódzkich.
Że równolegle, prócz licznych książek
z wierszami i opowiadaniami, powstawało
piśmiennictwo teoretyczne (lub parateoretyczne) to oczywiste. Tyle że nic z niego
na dobrą sprawę nie wynikało.
Choć przecież sprawa była poważna.
Skoro klasa robotnicza była, z definicji,
przodująca, to jej wytwory też powinny
prezentować świadomość awangardową.
Rzecz w tym, że w swej masie prezentowały raczej ariergardę. Literacka świadomość autorów była niewielka, a prócz
tego nie bardzo wiadomo czego od nich
oczekiwano. Czy raczej tego, by kontynuowali dziewiętnastowieczną poezję
protestu społecznego, czy – wprost przeciwnie – opiewali dokonania PRL.
Z licznego grona autorów gorzowskich
dwoje w publikacjach programowych tego
kręgu funkcjonowało na prawach swoistego wzorca. Kazimierz Jankowski i Maria
Przybylak. Oboje pracowali w gorzowskim
„Stilonie”. Jankowski był aparatowym
polimeryzacji, Przybylak – robotnicą. On
skończył technikum chemiczne, ona
szkołę zawodową. Pokoleniowo różnili
się. Ona urodziła się w 1929 r. w biednej
rodzinie chłopskiej, on w 1945. Ale przecież genealogia jest podobna. Pisze Maria
Przybylak:
Która ja jestem ta ważniejsza,
prawdziwa?
– bo robię w Stilonie swe wiersze
fabryczne
a w herbie mam gniazdo bocianie
Na hak prawdy chwytasz mnie
czytelniku
– myślisz że ci się nie przyznam?
Do hal w rzędy maszyn spod strzechy
trafiłam
Bo tam i tu moja ojczyzna.
(Właściwe miejsce)
U Jankowskiego jest podobnie:
Moja Ojczyzna – to dom rodzinny
to barwy wspomnień z lat dziecinnych
siano na łące, lasy bez skazy
i pierwsze życia drogowskazy
moja Ojczyzna to mała szkoła
to woźny który na lekcję wołał
To wioska której na mapie nie ma
łaciata krowa i czarna ziemia
moja ojczyzna – to panorama
okiem wieżowca w dzień oglądana...
(Ojczyzna)
W zasadzie też podobne są wspomnienia dzieciństwa i młodości, tyle że
umiejscowione w nieco innych realiach.
U Przybylak są to wspomnienia międzywojennej nędzy wielodzietnej rodziny,
u Jankowskiego coś, co wtedy nazywano
„trudnościami startu”:
Czy pamiętasz smak margaryny
w pokoiku za pół wypłaty
i ten wścibski wzrok gospodyni
za zasłoną w najtańsze kwiaty?
(Kryształowe wspomnienia)
Dalszym etapem jest „zastępcze
szczęście”, „dwie walizki w pokoju
pustym”, kolejnym, gdy „minęło długich lat
trzydzieści / w tym siedemnaście trudnej
pracy” – „M-3”. Skądinąd ten wiersz
(Cygańska wróżba) ukazuje coś, co
możnaby nazwać pułapem marzeń. Mieści się w nim „domek murowany”, „Ogród
kwiatem wysadzony”, „samochód [...]
w garażu”, „w domu telefon i kominek”,
„wczasy w Bułgarii lub na Krymie”,
„w szafce maszyna do pisania”, przy tym
wszystkim „ambitna żona, dobre dzieci”,
a także „dużo awansów i angaży”. Co tu
kryć – nic nie stoi na przeszkodzie, by
zakwalifikować je jako mieszczańskie
z ducha. A skoro tak, to zdanie „Bo cóż mi
daje moja praca / i grosz za który nic nie
kupię” może być traktowane podobnie.
Powiemy wówczas, że tak jak drobnomieszczanin (sklepikarz na przykład) chce
MA£Y LEKSYKON POETÓW LUBUSKICH
73
uzyskać możliwie najwyższą cenę za
sprzedawaną przez siebie pietruszkę, tak
robotnik, który ma na zbyciu jedyny towar
– swoją pracę – chce ją sprzedać za możliwie najwyższą cenę. Jak to się ma do
etosu przekształceń, zmiany społecznych
struktur, wyzwolenia pracy, nie rozstrzygali ani sami autorzy, ani teoretycy ruchu.
Osobliwość druga była taka, że gdy
przychodziło do konkretów, pracę opisywano trybem znanym z poezji dziewiętnastowiecznej. Praca jako udręka, „koszmarne godziny”. Prządki
Na spuchniętych nogach chodzą
wciąż zmęczone
wokół swej maszyny, która goni
wściekle
I nie wiedzą czemu im jest
przeznaczone
życie w bezustannym trzyzmianowym
piekle
(Trzyzmianowe piekło)
Skądinąd – to co jest poza pracą
opisywane jest podobnym trybem, zmienne są tylko realia. „W myślach spłacają
swe zaległe raty / Inne wciąż czekają na
klucz od mieszkania”, „myślami są [...]
przy swojej rodzinie”, „przy córce co
miejsce zajęła w kolejce / lub przy czekającym na posiłek synie”.
Owszem, pojawi się motyw zakładu
pracy jako „drugiego domu”, coś w rodzaju dumy z rozbudowy miasta, ba – nawet
odwołanie do rewolucyjnych tradycji
wiatr goniący martwe liście
poderwał do szturmu flagi
za tych którym w siedemnastym
starczyło odwagi
(Drugi dom)
Wszystko to jednak – tak powiedzmy –
osobno.
W wierszach Marii Przybylak te motywy są na bardzo dalekim planie. Pierwszy
jej tomik nosił wprawdzie „produkcyjny”
74
tytuł Polimer granulowany (1980),
ale praca – traktowana zresztą poważnie
– była tylko jednym z elementów świata
przedstawionego. Nie odczuwała jej jako
szczególnej dolegliwości, być może dlatego, że dysponowała skalą porównawczą. Zgodnie zresztą z przesłaniem matki,
która – jak pisze – „z gęstwy zajęć /
kierowała / do mnie / troskliwość /
zakochaj się dziecko / zakochaj w robocie
/ żmudnej / uciążliwej / z czystością intencji
/ bo tylko taka pozbawia nas hańby”. Tak
naprawdę jej tematem była codzienność.
Życie rodzinne, obserwowane sytuacje i –
własna twórczość, która to wszystko
w swoisty sposób uwznioślała. Jeden
z późnych wierszy zatytułowany Remanent
jest taką właśnie próbą życiowego bilansu:
lubiłam te balie z pieluszkami
karmienie soczki herbatki
kaftaniki rajtuzki
co rok prorok
elementarz dnia
minęły zmartwienia
zapalenia odry koklusze
była radość ze stopni
z matmy religii polskiego
za mną śluby wnuczęta
dalszy ciąg rodowodu
jestem na drugim
końcu mostu spokojna
o bezpieczne
dojście do b r z e g u
W wierszach „fabrycznych” było podobnie:
worki zużyte po kaprolaktamie
myję
z wielką dbałością
jak świątynne naczynia
po sakralnym odcelebrowaniu
albo jak
synowskie koszule czekające
na niedzielny spacer
na spotkania
w te worki
pójdzie polimer
zrobiony na błysk
lub głęboki mat
według zamówień
(W fabryce)
Zapewne – był w tym rodzaj dumy
z „przykładnego używania rąk”, przeświadczenie, że „fabryka to nie dom biesiadny”. Coś w rodzaju poczucia własnej
wartości mającej swe źródło – po równi –
z poczucia wartości pracy, jak i spełnienia
się w życiu rodzinnym.
Przybylak była pogodzona, Jankowski
buntowniczy. Ich wiersze społeczne pisane już po transformacji (Jankowski zmarł
w 1992 r., Przybylak w 2005) są wszakże
zaskakująco podobne. Jankowski:
Dziś dla ciebie pracy zabrakło
Jutro będziesz pukał do bramy
A nad głową miało być światło
i zdjąć mieli wszystkie kajdany
(inc. „Nieprzespanych nocy tysiące”)
Przybylak:
– owocuje dziś
lumpeksami niedonoszonych
zagranicznych szmat,
gwałtem
kpiarstwem i rozbojem
bez przywileju dla uczciwie
przepracowanych
dziesiątków lat –
po dożywienie
pójdę pod kościół
(Żeby Polska...)
Co – jednak – zostało jej oszczędzone, tyle że ostatni tomik (Takie
szczęście, 2001) ukazał się dzięki pomocy
finansowej ks. biskupa Adama Dyczkowskiego, ordynariusza dziecezji zielonogórsko-gorzowskiej. O tyle to nie dziwi,
że i Pawła Sorokę, który prócz przewodniczenia RSTK jest także sekretarzem
Polskiego Lobby Przemysłowego oglądam w telewizji „Trwam” i słucham
w Radio Maryja.
Przesadziłbym mówiąc, iż – z czysto
literackiego punktu widzenia – są to wiersze ważne. Jeszcze bardziej minąłbym
się z prawdą, gdybym twierdził, że teoretyczny dorobek ruchu pozostał czymś
więcej niż świadectwem omyłek i uroszczeń. W wierszach wszelako zapisany
został spory kawał polskich doświadczeń.
Są świadectwem przemian półwiecza,
nadziei, rozczarowań, a także zwykłego
bytowania, ukazanych z perspektywy
ich – tak nazwijmy – szeregowych
uczestników. Wiemy co sądzili o sobie,
swym miejscu w strukturach społecznych.
Zdołali zapisać swój los, nadzieje
i spełniania, a także rozczarowania. Im
bardziej zwyczajnie, bez uroszczeń – tym
lepiej.
Bo, co tu dużo mówić, efektem
społecznych przemian jest to także,
że różnicują się role. Klasy i warstwy
społeczne generują ze swego łona
specjalistów wyrażających ich aspiracje,
potrzeby i świadomość; także –
świadomych artystów. Na tym, zdaje
się, polegał błąd ruchu, że mniemał,
iż zastąpią ich szlachetni amatorzy
twórczość artystyczną uprawiający na
marginesie swych zawodowych zatrudnień.
VIII 2006
MA£Y LEKSYKON POETÓW LUBUSKICH
75
Wald Gerson Rak
Oli, maleñkiej
Ty jesteœ taka maleñka,
œwiat wokó³ gorzki, ¿ar, p³omieñ –
uniosê ciebie na rêkach,
przeniosê przez wodê i ogieñ.
____
kamieniu, tul. Schroñ
wietrze. Grzej, cieniu. Wo³am
ciê g³upim sercem.
_____
Kamieñ i cia³o. W piasku p y ³ .
Jak¿e ma³o.
Bez Oli
_____
J a h w e Baal – szem – towa,
Arka jest gotowa.
Bo¿e Mandelsztama,
wezmê Sarê. Sama.
Z córeñk¹. (Daleka.
Nie mówi, ¿e czeka).
Z domu I z a a k a
szum traw i robaka.
Wysoko. W firmament.
Halelujah! Amen.
76
Wald Gerson Rak
***
Ptactwo w ogrodach.
Sad. W œniegu kwiecia w maju.
Tak mi nas szkoda.
***
S¹d. Sprawiedliwy?
Nie wolno jej pragn¹æ, gdy
pierwszy w³os siwy?
***
Zmrok. trzeba ju¿ iœæ.
zamkn¹æ wczoraj, jak drzwi.
Przesz³oœæ to jutro dziœ.
***
W œniegu jab³oni.
Wiosna krzyczy ptakami.
Za nic kochani.
***
Nie piszesz. Milczysz.
S³owem poraniony znasz
smak jagód wilczych.
77
PREZENTACJE
Jacek Weso³owski
Artysta i teoeretyk sztuki, literaturoznawca, doktor nauk humanistycznych. Rocznik 1943, od 1981
w RFN, mieszka obecnie w Berlinie i w Bia³owicach w Lubuskiem.
Künstler und Kunsttheoretiker, Literaturwissenschaftler, Dr. phil. Jahrgang 1943, seit 1981 in der
BRD, gegenwärtig lebt er in Berlin und in Bialowice im polnischen Niederlausitz.
Wystawy (wybór) / Ausstellungen (Auswahl)
Wystawy indywidualne, w³asne projekty / Einzelaustellungen und eigene Projekte:
Tagebuch, pod tym tytu³em ok. 30 wystaw, m.in. w / mit diesem Titel etwa 30 Ausstellungen, u.a. in:
Galerie Contempora, Münster 1984, Stadtbücherei Kiel 1985, Galerie am Bürgerpark, Bremerhaven
1985, Beletage – Galerie im Studio, Düsseldorf 1985, Werkkunstschule Lübeck 1986, Theater in der
Kunsthalle Hamburg (Käfig) 1986, Galerie Nawrocki, Dortmund 1986, FernUniversität Hagen 1987,
Polnisches Theater Kiel 1987, Galerie Calico, Essen 1987, Galerie Tina Schwichtenberg (Geschichte),
Kiel 1988, Galerie Nawrocki, Köln 1990, STS-n Galeriassa (Päiväkirja), Tampere 1993, Galerie Calico
(P. Uppe), Essen 1993, Städtische Galerie im Cranach-Haus, Lutherstadt Wittenberg 1993; Dziennik
1983– 93, Muzeum Kinematografii w £odzi 1993; Arca, Burgkloster zu Lübeck 1994, Muzeum Historii
Miasta £odzi 1995; Krám, Hradcanska Galeria, Praha 1995; Arsena³, Muzeum Historyczne we
Wroc³awiu, Arsena³ Miejski 1996; Frühlingsnachtstraum (projekt z udzia³em Kiloñskiego Kwartetu
Smyczkowego / mit Teilname des Kieler Geigequartets), Jüdisches Museum Rendsburg 1996; Inter
Wencja (projekt z / mit: Bernhard Schwichtenberg), Muzeum Historii Miasta £odzi 1997 (nastêpnie /
dann) Textilmuseum Neumünster 1997, Städtische Galerie im Elbeforum, Brunsbüttel 1998; Merry
Christmas!, Galerie im Lutterbecker, Lütterbek 1997; Boot, Schifffahrtmuseum Rostock1999;
Grenzen (wystawa-performance z / mit: Wolfgang Friedrich), Kunsthalle Rostock 1999; Arca –
Appendix, Muzeum Ziemi Lubuskiej, Zielona Góra 1999; Wirk-lich (projekt z udzia³em / mit Teilnahme:
78
Johannes Maria Bienemann, Anke Mellin, Bernhard Schwichtenberg, Tina Schwichtenberg),
Brunswiker Pavillon Kiel, 1999; K. Opf, Kunstverein Roter Pavillon, Bad Doberan 2000; Domi, (projekt
„na granicy sztuki” / ein Projekt „an der Kunstgrenze”), Stara Plebania w Bia³owicach, od 2000
corocznie / seit 2000 jedes Jahr, w ramach projektu Domi m.in. wystawa / im Rahmen des Projektes
Domi die Ausstellung Jehsen – zaginiona wieœ. Projekt idei (z udzia³em / mit Teilnahme: Rados³aw
Czarkowski, Renate Hampke, Paulina Komorowska-Birger, Klaas Krüger, Alicja Lewicka, Anne Ochmann,
Zenon Polus, Markus Wirthmann, wspó³autorka projektu Izabela Andrzejewska), druga wersja wystawy,
pt. / die zweite Ausstellungversion betitelt Jehsen in Berlin, Atelierhaus Bizetstraße, Berlin 2005; Inter
Vention – Berlin (z / mit Bernhard Schwichtenberg), Polski Instytut Kultury w Berlinie 2001;
GrenzeGranica, wystawy w / Ausstellungen in: Galerie am Alten Markt der Hansestadt Rostock 2001,
Burgkloster zu Lübeck 2002, Zamek Ksi¹¿¹t Pomorskich w Szczecinie 2002; Kunst-Werk i / und Prace
Bia³owickie, Biuro Wystaw Artystycznych w Zielonej Górze i Stara Plebania w Bia³owicach 2005; Granica
– Zwi¹zki (z udzia³em / mit Teilnahme von: Jan Berdyszak, Leif Draeby, Stanis³aw Dró¿d¿, Wolfgang
Friedrich, Ryszard Hunger, Klaas Krüger, Ellen Lehmann, Bernhard Schwichtenberg, D¹brówka
Sobocka, Jerzy Treliñski), Muzeum Historii Miasta £odzi, 2006
Udzia³ w wystawach i projektach zbiorowych / Ausstellungs- und Projektbeteiligungen:
Drei polnische Künstler, Kultur- und Kommunikationszentrum Kiel 1985; Die Schrecken des Krieges.
Kriegs- und Revolutionsdarsellungen aus fünf Jahrhunderten, Galerie im Flottbek, Hamburg 1985 i /
und Kommunale Galerie Berlin-Wilmersdorf 1986; Murales Internationale (coroczne sympozjum
artystyczne, udzia³ w / jährliches Kunstsymposion, Teilnahme in:) Commune Calvi dell´Umbria 1986,
Mill-Partit Nazzjonalista, Malta 1988, Societa Arte per Natura, Verona 1989, Socjeta Kulturali, Malta
1990; Kunst um Emil Schumacher, Galerie Nawrocki, Dortmund 1987; Flaggen der Solidarität,
Kulturzentrum Alte Hauptfeuerwache, Mannhein 1988; Art Against AIDS, Deutsche AIDS-Stiftungen,
Köln – Bonn 1990; Tuchomie (wystawy miêdzynarodowego sympozjum artystycznego w /
Kunstsymposionausstellungen in:) Muzeum Zachodnio-Kaszubskie, Bytów 1994, Rathaus Dortmund
1994, Dom Sztuki i Architektury, Koszalin 1997; Landeschau der Schleswig-Holsteinischen
Künstlerinnen und Künstler (doroczna wystawa w muzeach Szlezwika-Holsztynu, udzia³ w / jährliche
Ausstellung in den SH-Museen, Beteligung in:) Landesmuseum Schleswig 1995, Burgkloster zu Lübeck
1999, Landeskulturzentrum Schloss Salzau 2000, Kunsthalle Kiel 2001 (wystawa prezentowana
nastêpnie w Pañstwowej Galerii Sztuki w Sopocie / auch in Sopot 2002 gezeigt), Burgkloster zu Lübeck
2006; Verbotene Städte (projekt Ministerstwa Kultury Landu Szlezwik-Holsztyn / Kunstprojekt des SHKultursministerium), CAP Kiel 1998; Kopf..., Galerie am Park, Schloss Haseldorf 1999, Brunswiker
Pavillon Kiel 2000; Allmeni – Internationale Sculpture Manifest (wystawy miêdzynarodowego sympozjum
artystycznego, Jyske Mark) Silkeborg 2000, Aarhus 2001; Kunst+Kirche=Dialog (projekt Evangelischer
Flensurger Kirchenkreis w koœcio³ach na granicy niemiecko-duñskiej / ein deutsch-dänisches Projekt,
instalacja Artysty w Songs Kirker, Rinkenaes), 2000; Konzept ´03 (projekt Zwi¹zku Artystów Plastyków
w Szlezwiku-Holsztynie / BBK SH-Projekt), wystawy w / Ausstellungen in: Landesinneministerium Kiel
2003, Landesvertretung SH in Berlin 2004, Landesvertretung SH in Bruxelles 2005, Industrie- und
Handelskammer Kiel (z udzia³em Norwegów), 2005; Goetzen – Ich und die Anderen. Internationales
interdisziplinäres Kunstprojekt, Stadt Frankfurt/Oder 2004 (instalacja Artysty Vota w / in:
Friedenskirche, Frankfurt/Oder)
Bibliografia (wybór) / Bibliographie (Auswahl)
Katalogi (dokumentacja projektów w³asnych) / Ausstellungskataloge (Dokumentation der eigenen
Projekte): Dziennik 1983 –93 (poln. / deutsch), £ódŸ 1993, teksty / Texte: Jacek Weso³owski, Henryk
Pustkowski, Jaros³aw Warzecha; Arca, (deutsch / poln.), Lübeck – £ódŸ 1994, teksty: Jacek
Weso³owski, Ryszard Czubaczyñski, Ingaburgh Klatt, Ulrich Meyenborg, Bernhard Schwichtenberg,
Jerzy Treliñski; Arsena³ (poln. / deutsch), Wroc³aw 1996, tekst: Jacek Weso³owski; Inter Wencja (poln.
/ deutsch), £ódŸ 1997, teksty Jacek Weso³owski, Ryszard Czubaczyñski; Arca – Appendix, Zielona Góra
1999, (poln. / deutsch), teksty: Jacek Weso³owski, Leszek Kania; K.Opf (deutsch) Bad Doberan 2000,
teksty: Jacek Weso³owski, Andreas von Randow; Inter Vention – Berlin (deutsch / poln.), Berlin 2001,
teksty: Jacek Weso³owski, Björn Engholm, S³awomir Tryc; Arsena³ Nowy (poln.), Poznañ 2001, tekst:
Jacek Weso³owski; GrenzeGranica (deutsch / poln.), Rostock – Lübeck – Szczecin 2002, teksty: Jacek
Weso³owski, Heinz-Werner Arens, Urszula Benka, Bo¿ena Chrz¹stowska, Gesine Karge, Ingaburgh
Klatt, Joachim Marzahn, Andreas von Randow, Seweryna Wys³ouch; Kunst-Werk (poln. / deutsch), teksty: Jacek Weso³owski, Grzegorz Dziamski, Markus Meckel; Granica – Zwi¹zki (poln. / deutsch), teksty;
Jacek Weso³owski, Ryszard Czubaczyñski, Tomasz Zalejski-Smoleñ
PREZENTACJE
79
Publikacje w³asne / Eigene Schriften:
O poezji obrazkowej, „Nowy Wyraz” 6/1972; Zjawiska awangardowe... Sztuka konceptualna, poezja
konkretna, „Sprawozdania £ódzkiego Towarzystwa Naukowego”, XXVII (1973); Konkretna poezja,
„Zagadnienia Rodzajów Literackich”, XVII (1974), Przedruk w / Abdruck in: Poezja konkretna. Wybór
tekstów polskich i dokumentacja z lat 1967-1977, Wroc³aw 1978; O poezji eksperymentalnej w Anglii,
„Poezja” 6/1976; Czasoprzestrzeñ s³owa, „Nowy Wyraz” 10/1977; Maszynopisarze, „Odra”
11/1977; Polskie visualium, „Teksty” 4/1978; Wizualnoœæ tekstu a tekst wizualny, w / in Pogranicza
i korespondencje sztuk, seria IBL PAN, Ossolineum 1980; Wo ist der Teufel begraben? Deutsch-polnische Fragen in der polnischen und in der deutschen Nachkriegsliteratur. Sechs Essays, Kiel – Wroc³aw
1998 (jeden z esejów, Niemiec czy Polak?!, ukaza³ sie po polsku w kwartalniku „Zbli¿enia” /
Annäherungen”, 1 i 2/1995; Cmentarz na Srebrzyñskiej, w / in: £ódzkie sentymenty, £ódŸ 1998;
Artysta jako cz³owiek i jako rzecz. Uwagi obserwatora uczestnicz¹cego (mit engl. Zusammenfassung),
w / in: Cz³owiek i rzecz. Problemy reifikacji w filozofii, literaturze i sztuce, Poznañ 1999; Wurm.
Abstammungslehre, w / in: Animal Farm. Kunstlandschaft VIII, Berlin 2001; J.Ehsen –
by³em/jestem/bêdê (mit deutscher Übersetzung), w / in: Jehsen – zaginiona wieœ, Bia³owice – Berlin
2002, Na Granicy (esej w odcinkach), „Pro Libris” 1 i 2/2003, 2 i 3/2004, 1/2006; Niemcy w nas.
Optyka i dynamika obrazu Niemca w literaturze polskiej od 1945 r. (mit dt. Übers.),w: „Zeszyty Kulickie
/ Külzer Hefte”, 3, 4/2004; S³owo wobec obrazu. Od problemów „literatury wizualnej” do zagadek
„nowej sztuki”, w / in: S³owo do ogl¹dania. Napis i zapis w przekazie artystycznym, Zielona Góra 2004;
Trzy polskie poetyki „conrete verse”: Dró¿d¿, Grzeœczak, Bia³oszewski, „Odra” 3/2005; Genius tempi,
„Odra” 4/2005
Opracowania w ksi¹¿kach i czasopismach / Beiträge zum Werk in Bücher und Zeitschriften:
Beate Lemcke, Weso³owski in Lodz, „neue bildende kunst. Zeitschrift für Kunst und Kritik” 5/1993;
Sabine Schmidt, Puppenkunst und Kunstobjekt, „Puppen & Spielzeug” 4/1996; Bo¿ena Chrz¹stowska,
Znaki tradycji we wspó³czesnej plastyce – Roman Cieœlewicz, Jacek Weso³owski, „Polonistyka”, 3/1998
(przedruk w / Abdruck in: W klasie maturalnej. Ksi¹¿ka nauczyciela polonisty, Poznañ 1999); Urszula
Benka, Meta-obrazy Jacka Weso³owskiego (mit engl. Zusammenfassung), „Format. Pismo Artystyczne”,
30 (1999); Seweryna Wys³ouch, Paradoksy reifikacji w literaturze i sztuce (mit engl.
Zusammenfassung.), w / in: Cz³owiek i rzecz, op. cit. (przedruk w / Abdruck in: Seweryna Wys³ouch,
Literatura i semiotyka, Poznañ 2001); Urszula Benka, Pionowa granica (mit engl. Übers.), „Exit. Nowa
Sztuka w Polsce” 4/2002; Tomasz Zalejski-Smoleñ, Metafora w twórczoœci Jacka Weso³owskiego,
rozprawa magisterska w Instytucie Historii Sztuki Uniwersytetu Wroc³awskiego (wydruk w Bibliotece
UWr.) / Magisterarbeit im Institut für Kunstgeschichte der Uniw. in Wroc³aw, 2003; Michael
Nungesser, Jacek Weso³owski: Vota (z polskim t³umaczeniem), w / in: Goetzen – Ich und die Anderen,
Berlin 2005; Anke Kowalski, Kunst-Welt (mit engl. Übers.), „Exit. Nowa Sztuka w Polsce”, 2/2006
Film:
Dziennik Jacka Weso³owskiego 1983 – 93, Telewizja Polska / Polnisches Fernsehen, £ódŸ, 1993, realizacja / Realisation Jadwiga Wileñska, zdjêcia / Aufnahme Dariusz G¹sowski, muzyka / Music Jolanta
Grzybowska, 30 min.
80
19-Wrz-2006
C M Y K
Pro Libris nr 16 kolor 01 str. 4-1
Granica / Grenze, koncept w rozwoju 1999, pierwsza realizacja 2001, na zdjêciu fragment wystawy
Granica - Zwi¹zki w Muzeum Historii Miasta £odzi 2006
Bez tytu³u. Dwa przedmioty znalezione / Ohne Titel. Zwei Fundsachen (1993),
przedmioty, p³omieñ (symulacja elektryczna), instalacja wariantowa od 2001
C M Y K
19-Wrz-2006
Pro Libris nr 16 kolor 01 str. 2-3
Cia³o / Körper, zbiór obiektów z tekstami 1984-1988 i 1993 (20 zrealizowanych do 1993,
inne w opisach i szkicach); na zdjêciu od lewej T. Warz, W. Oreczek-¯ó³ciowy,
N. Askórek / G. Esicht, G. Alle, O. Berhaut
Dzien-Nik – Dokumentacja / Tage-Buch - Dokumentation, detal ekspozycji w Muzeum
Historii Miasta £odzi, 2006
Fragment wystawy Granica – Zwi¹zki / Grenze – Verbindungen w Muzeum Historii Miasta
£odzi 2006 (Rzeczy), w œrodku na regale Pom-Niki (wybór ze zbioru 1987–2006)
Jacek Weso³owski w Muzeum Historii Miasta £odzi, próba performance
Granica – Zwi¹zki, 17.05.2006
C M Y K
19-Wrz-2006
Pro Libris nr 16 kolor 01 str. 2-3
Cia³o / Körper, zbiór obiektów z tekstami 1984-1988 i 1993 (20 zrealizowanych do 1993,
inne w opisach i szkicach); na zdjêciu od lewej T. Warz, W. Oreczek-¯ó³ciowy,
N. Askórek / G. Esicht, G. Alle, O. Berhaut
Dzien-Nik – Dokumentacja / Tage-Buch - Dokumentation, detal ekspozycji w Muzeum
Historii Miasta £odzi, 2006
Fragment wystawy Granica – Zwi¹zki / Grenze – Verbindungen w Muzeum Historii Miasta
£odzi 2006 (Rzeczy), w œrodku na regale Pom-Niki (wybór ze zbioru 1987–2006)
Jacek Weso³owski w Muzeum Historii Miasta £odzi, próba performance
Granica – Zwi¹zki, 17.05.2006
19-Wrz-2006
C M Y K
Pro Libris nr 16 kolor 01 str. 4-1
Granica / Grenze, koncept w rozwoju 1999, pierwsza realizacja 2001, na zdjêciu fragment wystawy
Granica - Zwi¹zki w Muzeum Historii Miasta £odzi 2006
Bez tytu³u. Dwa przedmioty znalezione / Ohne Titel. Zwei Fundsachen (1993),
przedmioty, p³omieñ (symulacja elektryczna), instalacja wariantowa od 2001
Tomasz Zalejski-Smoleñ
Tomasz Zalejski-Smoleñ
Do Granicy.
Dzien-Nik Jacka
Weso³owskiego
Bis zur Grenze.
Das Tage-Buch von
Jacek Weso³owski
W przeci¹gu ostatnich miesiêcy Jacek
Weso³owski zrealizowa³ dwie kolejne wystawy swego „konceptu w sztuce” pt. DzienNik: w maju - lipcu 2006 Granicê – Zwi¹zki
w pa³acowej galerii Muzeum Historii Miasta
£odzi, i wczeœniej, w paŸdzierniku-listopadzie
ubieg³ego roku Kunst-Werk w „bunkrze”
Biura Wystaw Artystycznych w Zielonej
Górze. Wymienione wystawy ³¹czy fakt, ¿e
obie wywiedzione zosta³y z najszerzej jak
dot¹d zakrojonego projektu artysty:
Grenze/Granica (2001-2002, wystawy
kolejno w Rostoku, Lubece i Szczecinie),
oraz ¿e druga (Kunst-Werk) pokazana
zosta³a w jego „miejscu dojœcia” (dojœcia na
dzieñ dzisiejszy: Zielonogórskie, gdzie od
paru lat posiada adres obok berliñskiego),
pierwsza w „miejscu wyjœcia” (£ódŸ, „miasto
jego korzeni”). „Problem granicy, granicznoœci, podzia³u na to i na tamto, odzielenia
czegoœ od czegoœ – jak i kogoœ od kogoœ we
mnie samym i wobec Tego Drugiego –
przewija siê w ca³ej mojej twórczoœci,
powiedzmy artystyczno-filozoficznej; zaczê³o
siê to ju¿ w moich zainteresowaniach „granicami literatury i sztuk plastycznych”, czyli
stosunkiem s³owo a obraz w czasie moich
studiów uniwersyteckich w £odzi, a mo¿e
jeszcze wczeœniej. Ca³a moja twórczoœæ
naukowa w Polsce do roku 1981 krêci siê
wokó³ tego kompleksu tematycznego”– mówi
artysta.
W Niemczech doktor teorii literatury
Jacek Weso³owski rozpocz¹³ w³asn¹, oryginaln¹ twórczoœæ artystyczn¹: „koncept
w sztuce” pn. Dzien-Nik. W komentarzu do
wystawy Arsena³ Nowy w poznañskiej
In den letzten Monaten zeigte Jacek
Weso³owski zwei neue Ausstelungsprojekte,
die zu seinem Kunstkonzept Tagebuch
gehören: von Mai bis Juli 2006 GrenzeVerbindungen in dem Palastgebäude des
Museums zur Geschichte der Stadt Lodz und
früher, von Oktober bis November letztes
Jahres, Kunst-Werk in der „Bunker” - Galerie
des BWA in Zielona Góra. Die beide
Ausstellungen sind durch zwei Faktoren verbunden. Erstens, dass beide aus dem weit
angelegten Weso³owski-Projekt Grenze/
Granica (in Rostock, in Lübeck und in Szczecin
2001-2002 gezeigt) entwickelt wurden und
zweitens, dass die zweite (Kunst-Werk)
machte der Künstler in seiner letzten
Aufenthaltsort (wohin er noch kommt, ist
ungewiss, für heute hat er einen
Nebenwohnsitz in der Umgebung von Zielona
Góra, wobei sein Hauptwohnort Berlin ist), die
erste Ausstellung (Grenze-Verbindungen)
hingegen zeigte er in seiner Heimatstadt Lodz.
„Das Problem der Grenze, der Grenzmäßigkeit, der Einteilung in Diese und Jene,
der Abgrenzung, was Meins und was Deins ist,
taucht in meinem, sagen wir künstlerischphilosophischen Schaffen, wieder und wieder
auf – angefangen von meinem Interesse für die
„Grenze der Literatur und der bildenden
Kunst”, für die Beziehungen zwischen Bild und
Wort in Zeiten meines Studium an der Lodzer
Universität und vielleicht noch Jahre davor.
Mein ganzes wissenschaftlisches Schaffen bis
1981 dreht sich um diesem Themenkreis” –
so der Künstler.
In Deutschland begann der Dr. phil. Jacek
Weso³owski ein eigenes und eigenständiges
PREZENTACJE
81
Miejskiej Galerii Arsena³ (2001) pisze: „Od
1983 roku snujê swój ´koncept w sztuce´,
który nazwa³em Dzien-Nik. Dziennik
ka¿demu wolno pisaæ – powiedzia³ Oskar
Wilde czy Albert Camus, bo chyba nie
Gombrowicz. Baz¹ i ram¹ tak nazwanej
mojej twórczoœci jest tekst datowanego raptularza, w którym zapisujê zdarzenia, myœli,
refleksje z lektur, pomys³y artystyczne;
niektóre realizujê, s¹ inne, co siê zapisa³o.
Pisany tekst wi¹¿e sob¹ ogó³ ´dzie³ sztuki
plastycznej´, które powstaj¹ w ramach
Dzien-Nika. Poniewa¿ u podstaw mojej twórczoœci le¿y doznanie mentalne i emocjonalne, dzie³a owe s¹ genologicznie bardzo
ró¿norodne: od rysunku i malarstwa, rzeŸby,
przez obiekty i instalacje do performance
i dokumentu foto- czy wideograficznego;
œrodki, których u¿ywam, wynikaj¹ w naturalny sposób z idei, któr¹ chcê wyartyku³owaæ”.
Pojêcie „pisania” przenosi wiêc artysta na
ca³oœæ swojej twórczoœci. Dziennik jako
forma piœmiennicza staje siê podstaw¹,
ram¹ i zasad¹ ca³oœciowej struktury „konceptu w sztuce” pod nazw¹ Dziennik (póŸniej
artysta przyjmie zapis: Dzien-Nik). Dzie³o
jego jest procesualne, addytywne, otwarte –
jak ka¿dy dziennik przez kogokolwiek pisany –
dopóki siê pisze. Dzien-Nik jako koncept
wywiedziony z formy piœmienniczej, jêzykowej, dziennika mianowicie, wch³ania
nastêpnie tê formê, która go urodzi³a i w ten
sposób wszystko, co robi jego autor mo¿e
staæ siê „zapisem”.
Wielu komentatorów dzie³a Weso³owskiego podkreœla totalny i ca³oœciowy charakter Dzien-Nika: Andreas von Randow, Katrin
Arrieta, Joahim Marzahn, Grzegorz
Dziamski, Anke Kowalski. Dzien-Nik Jacka
Weso³owskiego to ca³oœæ (Das Ganze – tytu³
szkicu K. Arriety w katalogu Grenze/
Granica). I dzie³o totalne. Trudno w nim
rozdzieliæ „sztukê” od „¿ycia”. W diariuszu
pomieszczonym w Arce (Lübeck – £ódŸ
1994) pisze artysta: „Dziennik to jest wszystko razem, i dziennik-tekst, który tu wystukujê (...), i te rzeŸby, obiekty, obrazy, rysunki,
instalacje i inscenizacje i te teksty teoretyczne, co kiedyœ osobno publikowa³em, i tych
wystaw urz¹dzanie i ca³e to moje zajmowanie sie tym, to wszystko Dziennik
Jacka Weso³owskiego jest. Ja ca³y w tym
jestem i jestem przez to. Bo inaczej by mnie
nie by³o. Scripta manet”.
82
Schaffen als Künstler. Im Kommentar zur
Ausstellung Arsenal Neu schreibt er: „Seit
1983 webe ich dieses mein Kunstkonzept,
dem ich den Titel Tage-Buch gegeben habe. Es
steht jedem frei, ein Tagebuch zu schreiben –
sagte Oscar Wilde oder Albert Camus, denn
eher nicht Gombrowicz. Seit 20 Jahren stützt
sich mein so betiteltes Gesamtwerk auf ein
Schmierbuch, eine Kladde, in der ich Ereignisse, Gedanken, Reflexionen zur Buchlektüre,
künstlerische Ideen aufschreibe; es gibt
solche, die realisiert werden, andere, die man
notiert hat. Der datiert geschriebene Text
bindet die „Werke der bildenden Kunst”, die im
Rahmen des Tage-Buchs laufend entstehen, in
ein Gesamtwerk. Die so geschaffenen Werke
sind gattungsmäßig sehr unterschiedlich: von
Zeichnungen, Gemälden und Skulpturen, über
Objekte und Installationen bis zur Performance
und Foto- oder Videodokumentation; die von
mir verwendeten Ausdruckmittel resultieren
auf natürliche Weise aus der Idee, die ich gerade zu artikulieren trachte”. Den Begriff
”schreiben” überträgt also der Künstler auf
sein gesamtes Schaffen. Das Tagebuch, eine
Gattung des Schrifttums wurde zur Grundlage,
zum Rahmen und zur Methode des Kunstkonzeptes Tagebuch (die Schreibweise TageBuch kommt später). Das Werk Weso³owskis
ist im Prozess, es wächst ständig und ist offen
– wie jedes von irgendjemandem geschrieben
Tagebuch – und so lange, wie man schreibt.
Tage-Buch, ein Konzept das in schriftlicher,
sprachlicher Form seinen Anfang nimmt, und
zwar aus dem Tagebuch, schließt dann in sich
diese ursprüngliche Form ein und damit alles,
was sein Autor tut, kann – in dem weitesten
Sinne, – zur „Aufzeichnung” werden.
Viele Kommentatoren des Schaffens von
Weso³owski, wie Andreas von Randow, Katrin
Arrieta,
Joachim
Marzahn,
Grzegorz
Dziamski, Anke Kowalski, sehen im Tage-Buch
eine konsequente Ganzheit (Das Ganze – so
betitelte K. Arrieta seinen Beitrag im Katalog
Grenze/Granica): Es ist auch ein Totalwerk; es
ist schwer in ihm „Kunst” und „Leben”
voneinander zu trennen. Im Diarium des
Künstlers, dessen Fragmente er im Katalog
Arca (Lübeck-Lodz 1994) publizierte, schreibt
er: „Tagebuch ist doch alles, was ich mache,
alles – also das Tagebuch, das ich hier (...)
hämmere, und diese Skulpturen, Objekte,
Bilder, Zeichnungen, Installationen, Inszenierungen und diese Ausstellungsgestaltung und
Scribo ergo sum – tak formu³uje
Weso³owski swoje credo artystyczne i filozoficzne. Scribo rozumiane jako creatio.
Przetransponowanie kartezjañskiej formu³y
cogito ergo sum na „tworzê wiêc jestem”
stanowi alternatywn¹ argumentacjê œwiadomoœci ontycznej artysty. Twórczoœæ nadaje
i organizuje sens indywidualnemu istnieniu.
Vincent van Gogh pisa³ w listach do brata:
„Nie mogê w ¿yciu i malowaniu obejœæ siê
bez czegoœ, co jest wiêksze ode mnie, co
jest moim ¿yciem – bez zdolnoœci tworzenia”.
Weso³owski w swojej apokryficznej rozprawce 2 (Dwa). O obrazach/tekstach Jacka
Weso³owskiego. Œci¹gawka dla prasy, radia
i telewizji, której podrozdzia³ki zbudowane s¹
na planie czterech funkcji zaczerpniêtych
z logiki matematycznej (koniunkcja, alternatywa, implikacja, równowa¿noœæ), implikuje: J e ¿ e l i tworzê,
to
¿yjê (p –> q,
je¿eli p, to q). Tworzê wiêc ¿yjê, co nale¿y
rozumieæ jako argument per se. Przy tym
je¿eli twórczoœæ ma byæ stanem czy aktem
œwiadomoœci, a ka¿dy akt twórczy jest bytem
intencjonalnym (wg Ingardena) i jako taki
wymaga refleksji, namys³u, to jest „wykonania myœli”, zanim zostanie zrealizowany
w jakikolwiek sposób, to bezpoœrednio
dokonuje siê tu przejœcie ku Kartezjañskiemu cogito. Bowiem: jeœli „ja tworzê”, to
znaczy, ¿e „ja myœlê”, jeœli myœlê, znaczy, ¿e
„ja istniejê”. I z powrotem: Jeœli istniejê, to
dziêki temu, ¿e myœlê, a jeœli myœlê, to
tworzê. Istnienie zobowi¹zuje do myœlenia,
myœlenie, by tworzyæ. Nie chodzi tu o pisanie
poematów, malowanie obrazów czy komponowanie muzyki. Twórczoœæ pojmuje autor
Dzien-Nika w sensie Beuysowskim: twórca
to cz³owiek o aktywnym stosunku do œwiata,
do ¿ycia, do innych ludzi. Grzegorz Dziamski
w katalogu Weso³owskiego Kunst-Werk
(Zielona Góra 2005) pisze: „twórczoœæ
Jacka Weso³owskiego jawi siê jako (...)
ostrze¿enie przed urzeczowieniem w³asnej
egzystencji, przed zamian¹ jej w bezosobowe Siê (das Man), podporz¹dkowanie
instytucjonalnym strukturom (zob. Manifest
Sztuki Osobowej). Gipsowe g³owy, szmaciane lalki, odlewy twarzy stale nam o tym
przypominaj¹. Napominaj¹ nas, byœmy nie
zamieniali swego ¿ycia w tandetny teatrzyk,
nie odgrywali ze œmierteln¹ powag¹ podsuniêtych nam przez kogoœ innego ról,
byœmy zawsze potrafili zdj¹æ z twarzy maskê,
meine ganze Beschäftigung damit, das alles ist
Jacek Wesolowskis Tagebuch. Ich bin ganz
darin und dadurch. Weil es mich andernfalls
nicht gäbe. Scripta manet”.
Scribo ergo sum – so formuliert Weso³owski sein künstlerisches und philosophisches
credo. Scribo im Sinne creatio. Verwandlung
der Kartesianischen Formel cogito ergo sum in
„ich schaffe, also bin ich” weist auf die ontologische Alternative des Daseins im Sinne des
Künstlers hin. Das Schaffen gibt dem individuellen Sein ein Sinn und eine Struktur. Vincent
van Gogh schrieb in seinen Briefen an dem
Bruder Theo: „Ich kann sowohl im Leben als
auch in der Malerei ohne schaffen zu können
nicht existieren; es ist mein Sein”. In seiner
meister- und scherzhaften „Selbsterörterung”
2 (Zwei). Über meine Bilder/Texte. (Spickzettel für Presse, Rundfunk und Fernsehen),
die auf dem Plan der vier Funktionen der mathematischen Logik gebaut ist (Verbindung,
Alternative, Implikation und Äquivalenz)
impliziert Weso³owski: W e n n ich schaffe, d
a n n lebe ich (p –>q, wenn p, dann q). Der
Satz ist ein Argument per se. Und, wenn das
Schaffen ein intentionaler Akt des Bewusstseins sei (nach Ingarden), der also überlegt
sein muss, d.h. „in Gedanken vollgezogen” werden, bevor er realisiert, real wird, dann gibt es
hier einen direkten Übergang zum Kartesianischen cogito. Weil: Wenn „ich schaffe”, dann
„denke ich”, und wenn ich denke, bedeutet das,
dass ich existiere, ich bin da. Und wieder
zurück: Wenn ich da bin, dann dank dessen,
dass ich denke, und wenn ich denke, dann
schaffe ich. Dasein verpflichtet zum Denken,
das Denken zum Schaffen. Es geht nicht
darum, Gedichte zu schreiben, Bilder zu malen
oder Musik zu komponieren. „Schaffen” versteht der Tage-Buch-Autor in dem Beuysschen
Sinne: ein Schaffender ist derjenige, der aktiv
der Welt, dem Leben, den anderen Menschen
gegenüber steht. Grzegorz Dziamski schreibt
in seinem jüngsten Beitrag (im Weso³owskis
Katalog Kunst-Werk, Zielona Góra 2005):
„Von diese Warte aus betrachtet wirkt Jacek
Weso³owskis Werk (...) wie eine Warnung, die
eigene Existenz zu verdinglichen, sie in ein
unpersönliches Man zu verwandeln, sich institutionellen Strukturen unterzuordnen (siehe
das Manifest der Personenkunst). Köpfe aus
Gips, Puppen aus Lumpen, Abgüsse von
Gesichtern erinnern uns ständig daran. Sie
mahnen uns, unser Leben nicht in ein Schmier-
PREZENTACJE
83
¿eby maska nie przyros³a nam do twarzy, nie
sta³a siê nasz¹ drug¹ natur¹”.
Terenem twórczej, aktywnej postawy
w ¿yciu i w sztuce autora Dzien-Nika –
artysty, filozofa i cz³owieka (a mo¿e
w odwrotnej kolejnoœci) – jest jego Dzien-Nik.
„Dzie³o w ruchu”, w procesie, Weso³owski
„pisze” je ju¿ ponad dwie dekady. O jego skali,
metodzie i charakterze, daje pojêcie
przegl¹d wiêkszych wystaw indywidualnych,
kolejnych ekspozycji – chcia³oby siê
powiedzieæ: edycji, wydañ Dzien-Nika, wydañ
„zmienionych i poprawionych”. Wystawom
towarzysz¹ katalogi (od pewnego czasu
u¿ywa Weso³owski chêtniej okreœlenia:
publikacje do projektów). S¹ one z regu³y
wydawane w dwóch jêzykach, niemieckim
i polskim, artysta ¿yje i tworzy równoczeœnie
w dwóch kulturach. Za³o¿eniem autora
niniejszego szkicu jest obfite cytowanie
z tego materia³u, zw³aszcza wypowiedzi
samego artysty: fragmentów tekstu
pisanego dziennika i jego „kon-tekstów”
(wyra¿enie Weso³owskiego) – s¹ one
dowodem twórczoœci œwiadomej, autorefleksyjnej, o g³êbokiej podbudowie teoretycznej i erudycyjnej. W katalogach kolejnych
wystaw œwiadomie i celowo eksponowany jest uzus dziennika jako formy piœmienniczej.
Dziennik
W roku 1981, tu¿ przed stanem wojennym, 38-letni wówczas wyk³adowca Uniwersytetu £ódzkiego dr Jacek Weso³owski,
znalaz³ siê w ramach wymiany naukowej
z zagranic¹ na Uniwersytecie Christiana
Albrechta w Kilonii jako Gastdozent.
„Z powodu nadmiaru wolnego czasu oraz
dlatego, ¿e poczu³em siê dojrza³y do
samodzielnej wypowiedzi artystycznej, powiedzmy literacko-plastycznej, na gnêbi¹ce
mnie tematy, zacz¹³em robiæ wystawy. Pod
ogólnym tytu³em Dziennik”. Tytu³ ten utrzyma³ siê do pocz¹tków lat 90. Jednak ju¿ od
1986 roku zaczynaj¹ pojawiaæ siê tytu³y
tematyczne lub problemowe: Klatka –
1986, Zgromadzenie, Osoba – 1987,
Historia – 1988, L. Alka – 1993. £ódzka
wystawa w Muzeum Kinematografii okaza³a
siê pod tym wzglêdem prze³omowa, a rok
1993, kiedy wystawiony zosta³ w £odzi
Dziennik 1983–93, sta³ siê dat¹ graniczn¹,
ustanawiaj¹c¹ cezurê istotn¹ dla dalszego
rozwoju konceptu artysty. Od tego bowiem
84
entheater zu verwandeln, nicht mit tödlichem
Ernst Rollen zu spielen, die uns andere
untergeschoben haben, stets in der Lage zu
sein, die Maske abzunehmen, damit sie uns
nicht am Gesicht festwächst und nicht zu
unserer zweiten Natur wird”.
Die Domäne der aktiven, kreativen Einstellung im Leben und in der Kunst für den Autor
des Tage-Buchs, eines Künstlers, Philosoph
und Menschen (und vielleicht in umgekehrter
Reihenfolge) ist sein Tage-Buch. Es ist ein
„Werk im Prozess”; Weso³owski „schreibt” es
schon über zwei Jahrzehnten. Um seinen
Maß, seiner Methode und seinen Charakter zu
erkennen, kann ein Überblick über die größere
Einzelnausstellungen Weso³owskis zunutze
werden; ein Überblick über seine nachfolgende
Projekte – man wollte sagen: die nachfolgende
„veränderten und erneuten” Editionen,
Auflagen des Tage-Buchs. Die Projekte werden
durch Ausstellungskataloge begleitet (seit
einiger Zeit benutzt Weso³owski öfter den
Ausdruck „Publikationen zum Projekt”). In der
Regel sind sie zweisprachig: deutsch
und polnisch – der Künstler lebt und arbeitet
in zwei Kulturen. Der Autor dieser Skizze
will umfangreich das Material zitieren,
besonders die Aussagen des Künstler in den
publizierten Fragmenten seines Tagebuchs
und
seiner
„Kon-Texte”
(Terminus
Weso³owskis); sie bezeugen ein bewusstes,
tief reflektierendes, auf humanistischen
Wissen fundiertes Schaffen. In den Katalogen
wird immer das Tagebuch als Schreibform
manifestiert.
Tagebuch
Im Jahr 1981, kurz vor dem „Ausnahmezustand” in Polen, wurde Dr. Jacek
Weso³owski, ein 38jähriger Dozent der
Universität in Lodz, im Rahmen der deutschpolnisches wissenschaftliches Austausches
zum Gastdozenten der Christian-AlbrechtsUniversität zu Kiel. „Weil ich wenig
Beschäftigung hatte und weil ich mich reif zu
eigener künstlerischer Aussage zu Themen,
die mir quälten, fühlte, sagen wir zu einer
„sprachlich-bildnerischen” Aussage, begann
ich Ausstellungen zu machen. Unter dem allgemeinen Titel Tagebuch” Der Titel galt bis
Anfang der 90er Jahre. Schon seit 1986 aber
erscheinen die Thementitel: Käfig – 1986,
Versammlung, Person – 1987, Geschichte –
1988, P. Uppe – 1993. Die Ausstellung in
Lodzer Museum der Kinematographie war ein
czasu wszystkie ju¿ wystawy maj¹ charakter
tematyczny lub problemowy. Z czasem nazywaæ je bêdzie artysta projektami. Od
pocz¹tku chêtnie mówi o swoich wystawach
jako o „inscenizacjach”: „S¹ one ´dzie³ami
sztuki´ jako ca³oœciowe koncepty, interpretuj¹ce ogóln¹ ideê Dzien-Nika; zbudowane
s¹ wokó³ okreœlonego tematu czy problemu
i z regu³y zwi¹zane z miejscem wystawy,
obiektem wystawowym i jego kontekstami”
(katalog Arsena³ Nowy). Nie s¹, jak to by³o
dotychczas, prezentacj¹ sumarycznego
zbioru prac, wg diariuszowego porz¹dku
Dzien-Nika, lecz w³aœnie rodzajem inscenizacji, maj¹cej na celu takie zorganizowanie
poszczególnych dzie³, ustawienie ich w takim
porz¹dku, grupach i konfiguracjach, aby
realizowa³y temat, czy problem nazwany
w tytule wystawy. I choæ Dzien-Nik powstaje
chronologicznie, to na jego porz¹dek –
diachroniczny – nak³ada siê inny porz¹dek:
synchroniczny. Objawia sie on przez nowe
integracje, modyfikacje, przesuniêcia
poszczególnych prac, wypadanie niektórych
(choæby wskutek sprzeda¿y) na rzecz innych.
Z ró¿nych pojedynczych prac powstaj¹ nowe
ca³oœci. „W ten sposób – pisze Weso³owski
w dzienniku w ksi¹¿ce (katalogu) Grenze/
Granica (Rostok – Lubeka – Szczecin, 2002)
– pojedyncze prace trac¹ sw¹ autonomiê,
staj¹ siê elementami w formowanej ad hoc
ekspozycji, rozpadaj¹ siê i tworz¹ nowe
ca³oœci, stosownie do celu zmieniaj¹ siê
tytu³y prac, data powstania danego dzie³a
sumuje siê z datami kolejnych jego ´przystosowañ´ do tematu wystawy”. Temat zaœ
zwykle koresponduje z miejscem, obiektem
wystawienniczym, który w znacz¹cy sposób
determinuje charakter ekspozycji. Nie bez
znaczenia jest architektura, historia i funkcja, jak¹ obiekt pe³ni³ kiedyœ lub jak¹
sprawuje obecnie.
Arca
Wyrazistym przypadkiem zanga¿owania
genius loci by³ projekt Arca, obejmuj¹cy dwie
wystawy, zorganizowane w kooperacji polsko-niemieckiej: w muzeum Burgkloster
w Lubece w 1994 roku (jest to rok przyjêcia
artysty do niemieckiego Federalnego
Zwi¹zku Artystów Plastyków, BBK), druga
w Muzeum Historii Miasta £odzi w roku
nastêpnym. W obu przypadkach by³y to
miejsca znacz¹ce z racji swej architektury
i pe³nionych w przesz³oœci funkcji. Burg-
entscheidender Bruchpunkt und das Jahr
1993, in dem der Künstler sein Tagebuch
1983-93 ausstellte, wurde zum Grenzdatum
in der weiteren Entwicklung seines Konzepts.
Seit dem betitelt er seine Ausstellungen ausschließlich nach Themen oder Problemen, die
er in den exhibitions zum Ausdruck bringt. Mit
der Zeit wird er sie „Projekte” nennen. Vom
Anfang an sagt er über seine Ausstellungen:
„Inszenierungen”. „Es sind ´Kunstwerke´ en
bloc, sie interpretieren der allgemeine Idee des
Tage-Buchs als ganzheitliche Konzepte, als
Installationen tout court; sie sind um einen
Thema oder Problem herumkonstruiert, die
etliche sind mit dem Ausstellungsort mit
seinen Kontexten gebunden” (Katalog Arsenal
Neu). Sie sind keine, wie es bisher war,
Präsentationen von nach dem Tagebuchsprinzip chronologisch entstandenen Arbeiten,
sondern eben einer Art Inszenierungen, in
denen die einzelne Werke so ausgewählt,
gruppiert und konfiguriert werden, dass sie
das Titelthema oder -problem darzustellen und
interpretieren. Und – obwohl das Gesamtwerk
Tage-Buch weiter chronologisch entsteht, auf
seine diachronische Struktur eine andere
Ordnung aufgelegt wird –, eine synchronische.
Sie zeigt sich durch neue Zusammenstellungen, Modifikationen, Verschiebungen
der einzelnen Arbeiten; manche Arbeiten fallen
weg (auch etwa durch Verkäufe), es kommen
andere, neue dazu. Aus verschiedenen einzelnen Arbeiten entstehen neue Ganzheiten.
„So eben – schreibt Weso³owski im
Tagebuchtext in Grenze/Granica (Rostock –
Lübeck – Szczecin, 2002) die einzelnen
Arbeiten verlieren oft ihre Autonomie, werden
zu Elementen der ad hoc entstehenden
Ausstellung. Zweckentsprechend ändern sich
die Titel; zum Entstehungsdatum eines bestimmtes ´Kunstgegenstandes´ kommen die
neuen Daten seiner ´Anpassung´ an das jeweilige Ausstellungsthema hinzu”. Das Ausstellungsthema wiederum bezieht sich für gewöhnlich auf den Ort der Ausstellung und wird
dadurch semantisch angefärbt. Bedeutend
sind Architektur, Geschichte und Nutzung des
Ausstellungsgebäudes einst und heute.
Arca
Genius loci tauchte besonders stark und
deutlich im Projekt Arca auf, das in zwei
Ausstellungen realisiert wurde: im Museum
Burgkloster zu Lübeck 1994 (in diesem Jahr
wurde Weso³owski in den Bundesverband der
PREZENTACJE
85
kloster – œredniowieczny klasztor obronny,
w czasach hitlerowskich mieœci³ s¹d i wiêzienie, zapada³y tu wyroki œmierci na niepokornych systemowi, m.in. w 1943 roku
os¹dzono tu i stracono czterech duchownych lubeckich w nastêpstwie ich dzia³alnoœci kaznodziejskiej. W pompierskim,
eklektycznym pa³acu fabrykanckim z pocz.
XX wieku, obecnym Muzeum Historii Miasta
£odzi, przez kilka powojennych dziesiêcioleci
rezydowa³ jakiœ miejscowy organ w³adzy
ludowej. „Na temat w³adzy zwiedzaj¹cy wystawê Arca sporo mieli dane do myœlenia” –
pisze Markus Meckel, pose³ do niemieckiego
Bundestagu, w katalogu Kunst-Werk.
W Arce eksponowana by³a forma i symbolika skrzyni. Wokó³ niej organizowa³o siê
przes³anie, ona by³a g³ównym motywem
ekspozycji i „noœnikiem” znaczeñ. Ingaburgh
Klatt, dyrektor muzeum Burgkloster, objaœnia w ksi¹¿ce do Arki: „´Arca´ oznacza po
³acinie skrzyniê i odnosi siê znaczeniowo
przede wszystkim do arki Noego (niem.
Arche Noah). Ale mo¿e oznaczaæ tak¿e
szafê, ladê lub witrynê sklepow¹, sejf, kasê,
wóz, ³ódŸ czy arkê przymierza ze Starego
Testamentu, równie¿ urnê, trumnê,
a wiêc Skrzynie, które w ¿yciu cz³owieka,
w historii i we wspó³czesnoœci, odgrywaj¹
rolê przedmiotów-symboli. Arca jest równie¿
metafor¹ ¿ycia cz³owieka, cz³owieka
w sobie samym”. Wokó³ tytu³owej Arki,
wielkiej skrzyni, która stanowi³a centralny
eksponat obu wystaw, rozstawione czy
rozwieszone by³y inne dzie³a, obrazy, obiekty
i instalacje których treœæ, forma czy funkcja
odnosi³a siê do skrzyni w ró¿nych jej postaciach. Tak powsta³a ca³oœæ formalna i treœciowa.
Projekt Arca w nowej wersji opracowal
Weso³owski w 1999 roku dla Muzeum
Ziemi Lubuskiej w Zielonej Górze pod tytu³em
Arca – Appendix. By³ to pocz¹tek jego fizycznej i kulturotwórczej obecnoœci „przy granicy”, na Ziemi Lubuskiej. Wg woli autora ów
„appendix-dodatek” odnosi³ siê równie¿ do
starego domu na wsi w Lubuskiem, który
artysta „wirtualnie” w³¹czy³ do projektu (zob.
w katalogu fragmenty dziennika i dwustronicowe zdjêcie).
Arsena³
Wiosn¹ 1996 roku w dawnym Arsenale
Miejskim we Wroc³awiu (czêœæ wroc³awskiego Muzeum Historycznego) artysta
86
Bildenden Künstlern aufgenommen) und im
Museum zur Geschichte der Stadt Lodz 1995.
Burgkloster, ein Baukomplex aus dem
Mittelalter, diente zur Zeit des „dritten Reichs”
als Gericht und Gefängnis; es fielen hier harte
Urteile gegen Gegner und „Unzufriedenen”;
u.a. 1941 wurden hier vier Lübecker
Geistlichen, die sich von der Kanzel gegen das
Regime äußerten, zum Tode verurteilt. Der
pompöse, im eklektischen Stil Anfang des 20.
Jahrhunderts erbaute Fabrikantenpalast,
heute Museum zur Geschichte der Stadt Lodz,
war lange Jahre Residenz eines Lokalorgans
der „Macht des Volkes” der Volksrepublik
Polen. „Über die Ausübung von Macht konnten
die Besucher der Ausstellung Arca viel
erfahren” – schrieb Markus Meckel, MdB, im
Katalog Kunst.-Werk. In Arca kamen Form und
Symbolik des Kastens zum Ausdruck.
Ingaburgh Klatt, die Direktorin des Museum
Burgkloster, erklärt im Ausstellungskatalog:
„´Arca´ ist das lateinische Wort für Kasten.
´Arka Noego´ bezeichnet auf polnisch die
Arche Noah. Außerdem kann ´Arca´ bedeuten:
Schrank, Tresen, Kasse, Vitrine, Wagen,
Boot, Schatztruhe – die Bundeslade des Alten
Testaments ebenso wie Urne oder Sarg – also
die ´Kästen´, die im Leben des Menschen, in
der Geschichte wie auch in der Gegenwart,
eine wichtige Rolle spielen. ´Arca´ ist gleichsam ein Synonym für das Leben des
Menschen, für den Menschen an sich”. Um
das Titelwerk Arca wurden hängend, stehend
und liegend Bilder, Objekte und Installationen
im Ausstellungsraum platziert, deren Form
oder Funktion sich auf den Kasten bezieht. So
entstand eine einheitliche Gesamtinstallation:
Arca.
In einer neuen Version zeigte Weso³owski
das Projekt Arca im Jahr 1999 im Lebuser
Museum in Zielona Gora: Arca – Appendix
betitelt. Der Autor schloss „virtuell” in die
Ausstellung ein altes Haus aus der Lebuser
Land ein (s. Tagebuchfragmente und Foto im
Katalog).
Arsenal
Im Frühling 1996 zeigte Weso³owski
Arsenal im alten Städtischen Arsenal in
Breslau (das Gebäude ist eine Filiale des
Historischen Museums Breslau). Weso³owski
im Tagebuch: „Jeder hat ein Waffenarsenal.
Um sich zu verteidigen oder um sich an den
Stahlbeton anzuhaken. In dem Breslauer
Arsenal im Arsenal habe ich die Waffen in
pokaza³ Arsena³: Wystawa pomyœlana by³a
jako „magazyn broni”. Weso³owski w dzienniku: „Ka¿dy ma jakiœ magazyn broni. ¯eby
siê broniæ, a jak¿e, a tak¿e zaczepiæ o beton
zbrojony”. We wroc³awskim Arsenale
w Arsenale eksponaty podzielone by³y na
Obrazy i RzeŸby. Pierwsze – prace naœcienne, drugie – wolno stoj¹ce: nale¿a³y tu
tak¿e du¿e obiekty i instalacje. Te dwa
„rodzaje broni” by³y znów podzielone na
Du¿e, Œrednie i Ma³e. Rz¹dzi³y w tym magazynie (przecie¿ wojskowym) rygor i dyscyplina. „Rzecz zrobiona w sposób prosty –
pisze w dzienniku Weso³owski – w duchu
armijnym, po wojskowemu. Nic nie by³o
wieszane na œcianach, w magazynie broni
mog¹ obrazy staæ pod œcianami. By³y
skrzynie, skrzynki, szafki po Arce, rega³y,
wieszaki, trochê sprzêtu do dyspozycji
dosta³em od dyrekcji muzeum. Rysunki,
druki te¿ by³y roz³o¿one na pod³odze”.
Raz jeszcze od¿y³ Arsena³ w 2001 roku.
Wystawa
Arsena³
Nowy,
pokazana
w Miejskiej Galerii Arsena³ w Poznaniu, by³a
now¹ interpretacj¹ idei sprzed piêciu lat.
„Pomys³ wystawy jak we Wroc³awiu 1996,
´magazyn broni´ (...). Tym razem nie w ujêciu
grubym, ´wojskowoœciowym´, lecz cienkim,
´uniwersyteckim´; tam by³ rzeczywisty
budynek dawnego arsena³u, (...) tu mamy
galeriê, która ´Arsena³´ (czy ´Ars – ena³´) siê
nazywa. Zwana wymowa ogólna mojej wystawy: umownoœæ wszelkich podzia³ów
w sztuce? nazw formalnych?; nie formy lecz
ludzkie treœci i idee stanowi¹ o sensie sztuki.
Dzien-Nik i jego realizacja pt. Arsena³ Nowy
jako osobowa (Jacka Weso³owskiego)
wypowiedŸ w sztuce o sztuce i przez sztukê
o œwiecie i o cz³owieku”. W Arsenale Nowym
„broñ” podzieli³ artysta wg kryterium zaczerpniêtego z ontologii reizmu Tadeusza
Kotarbiñskiego (trochê ironiczne). Tak oto
t³umaczy ów podzia³ w dzienniku, przygotowujac siê do wystawy: „1. Rzeczy. Prace
´skoñczone´, ´zamkniête´. Tu daæ parê
obrazów reliefowych, obrazki na papierze,
niektóre obiekty w rodzaju Pom-Ników,
pojed. rzeŸby, du¿e obiekty w rodzaju £odzi.
2. Stosunki. Tu by³yby prace „doraŸne”,
których elementy s¹ wymienne (mo¿na je
wy³owiæ przez porównanie ilustracji w kolejnych katalogach). ´Rzeczy´ jako dzie³a,
po³¹czone z innymi ´rzeczami´ oraz z przedmiotami realnymi z mego codziennego
Bilder und Skulpturen sortiert und dann
nochmals diese in Große, Mittlere und Kleine.
Die erste waren Werke für die Wand, die
zweite stehende und liegende, es gehörten zu
Skulpturen auch Objekte und Installationen. Die
Sache war auf eine militärische Art angefertigt: grob und einfach. Nichts wurde an der
Wand aufgehängt, in einem Waffenlager können die Bilder an der Wand angelehnt stehen.
Es gab Kisten und Kästen, kleine Schränke von
Arca, Regale, Ständer. Etwas Gerümpel stellte
mit die Museumsdirektion zur Verfügung.
Zeichnungen und Drucke lagen auf dem
Boden”.
Arsenal wurde im Jahr 2001 noch ein Mal
wiederbelebt. Die Ausstellung Arsenal Neu in
der Städtischen Galerie Arsenal in Posen war
eine Neuinterpretierung der Idee des
„Waffenlager des Künstlers”: „Die Idee wie in
Breslau 1996: ein ´Waffenlager´ (...). Diesmal
aber nicht auf ´grobe militärische´ Weise interpretiert, sondern auf feine, ´intellektuelle´ Art.
Dort gab es den realen Bau eines Arsenals
(...), hier haben wir eine Galerie, die ´Arsenal´
(oder ´Ars-enal´) genannt wurde. Was will ich
damit sagen: dass die gesamte ´Kunstart- und
Gattungslehre´, diese formale Namen belanglos sind? Nicht die Formen, sondern die menschliche Inhalte und Ideen entscheiden über
das Wesen der Kunst. Tage-Buch und seine
Formung in Arsenal Neu als ´Personenaussage´ (von Jacek Weso³owski) in der Kunst
und durch die Kunst über den Menschen in der
Welt”. In Arsenal Neu teilte der Künstler
seinen „Waffenstand” in drei Kategorien auf,
nach der Ontologie des Reismus von Tadeusz
Kotarbiñski (etwas ironisch gemeint). So wird
diese Teilung im Weso³owskis Tagebuch erklärt: „1. Dinge: „vollendete”, „abgeschlossene”
Arbeiten. Hinzu kommen ein paar Reliefsbilder
und Arbeiten auf Papier, einige kleine Objekte
der Art wie Denk-Mäler, einzelne Skulpturen
oder größere Objekte, wie Boot oder kompakte
Installationen; 2. Verhältnisse: hier kämen ad
hoc zusammengestellte Installationen; ihre
Elemente sind austauschbar (vergleiche
Abbildungen in nachfolgenden Katalogen).
´Dinge´ als Werke in Verbindung mit anderen
´Dingen´ und realen Gegenständen werden zu
Installationen (Bemerkung: neue Zusammenstellungen mit manchen Reliefsbilder und
Papierarbeiten machen). Schließlich: 3.
Erscheinungen: Es sind ´Aufzeichnungen´ der
Ideen, momentane Arrangements, solche
PREZENTACJE
87
otoczenia staj¹ siê czêœciami instalacji czy
zbiorów: tu okazy Pom-Ników na regale, lalkiobiekty zbioru Cia³o z opisami – w skrzyni
(lub w ³ó¿ku!); zrobiæ nowe po³¹czenia z wykorzystaniem niektórych obrazów reliefowych
i studiów na papierze. Wreszcie by³yby
Zjawiska (3): ´zapisy´ pomys³ów, chwilowych
aran¿acji, takie ´dzie³a-nie-dzie³a´, które
zjawi³y siê artyœcie i znik³y. Pozosta³y œlady:
fotografia, jakieœ szcz¹tki materialne.
Przyk³ad takiej mojej pracy (...) Flaga.
Zjawisko: jest to refleks rozszczepionego
œwiat³a s³onecznego na gipsowym odlewie
g³owy, jakby obraz (œwietlny) flagi w trzech
kolorach na rzeŸbie. RzeŸba ta znów mo¿e
byæ prezentowana jako samodzielna praca,
kiedy indziej stanowi czêœæ zbioru czy instalacji; tu pokazana jest jako indicium,
za³¹cznik do fotografii, dokumentuj¹cej
dzie³o-zjawisko”.
Ta idea wzglêdnoœci statusu dzie³a
i wahliwy (a wiêc umowny) podzia³ dzie³ na
takie i inne i jeszcze inne stanie siê podstaw¹
architektury wewnêtrznej wystawy Grenze/
Granica. Z poznañskiego Arsena³u Nowego
przeniesie te¿ artysta do Granicy „stoisko”
(czy „instalacjê”?) Dzien-Nik. Dokumentacja.
S¹ to owiniête w foliê paczki papieru
maszynowego z tekstem dziennika, plakaty
wystawowe, katalogi, ksi¹¿ki, note-booki,
telewizor pokazuj¹cy z odtwarzacza film
o twórczoœci artysty, zrealizowany przy okazji
jego wystawy w Muzeum Kinematografii
w 1993 roku (Dziennik Jacka Weso³owskiego, TVP £ódŸ, 30 min., realizacja
Jadwiga Wileñska).
Sen nocy wiosennej
W kilka miêsiêcy po Arsenale we
Wroc³awiu pokaza³ Weso³owski nastêpny
projekt: Sen nocy wiosennej. Od maja do
paŸdziernika 1996 artysta przebywa³ na
stypendium rz¹dowym landu SzlezwikHolsztyn w Dr. Bamberger-Haus w Rendsburgu. W Muzeum ¯ydowskim w Rendsburgu – dawnej synagodze – „zainstalowa³” wystawê na temat holokaustu. Sta³a siê ona
terenem odniesieñ miêdzy przesz³oœci¹
a teraŸniejszoœci¹, jaw¹ a snem, miêdzy
¿yciem a œmierci¹, pamiêci¹ a zapomnieniem. Weso³owski o swoim projekcie: „Tytu³
nawi¹zuje do komedii Szekspira Sen nocy letniej, która, jak wiadomo, dzieje siê na granicy rzeczywistoœci i snu (m³odym ludziom
snem jawi siê dziœ jawa hitlerowskiego
88
Werke-Nicht-Werke, die dem Künstler für
einen Moment erschienen sind und dann
wieder verschwanden. Es bleiben Fotodokumente oder materielle Reste, Spuren. (...)
Ein Beispiel dafür ist Flagge. Erscheinung. Es
ist ein fotodokumentierter Lichtreflex auf
einem Gipskopf (das Licht ging übers
Aquarium), quasi das Lichtbild einer Flagge auf
einer Skulptur. Die Skulptur selbst kann einmal
als eine selbständige Arbeit und ein anderes
Mal als Teil einer Installation betrachtet werden – hier wurde sie an das Foto als indicium
angeheftet”.
Diese Idee der Relativität des Werkstatus
und Teilung der Werke nach diesen oder
anderen und noch anderen Kriterien wird zur
architektonische Grundlage der Ausstellung
Grenze/Granica. Aus dem Posenschen
Arsenal Neu überträgt auch der Künstler in die
Grenze der „Stand” (oder ist das „Installation”?)
Dzien-Nik. Dokumentation: es handelt sich um
mit
Folie
umgewickelte
Pakete
mit
Tagebuchtext, Ausstellungsplakate, Kataloge,
Bücher, Laptops, einen Fernseher mit dem
Videoprojektion des Films, der vom Polnischen
Fernsehen (Jacek Weso³owskis Tagebuch,
TVP Lodz, 30. min., Realisation Jadwiga
Wileñska) im Museum der Kinematographie
1993 gedreht wurde.
Frühlingsnachtstraum
Einige Monate nach Arsenal in Breslau
zeigte Weso³owski das nächste Projekt:
Frühlingsnachtstraum. Vom Mai bis Oktober
1996 war der Künstler Stipendiat des Landes
Schleswig-Holstein im Dr. Bamberger-Haus in
Rendsburg. Im Jüdischen Museum Rendsburg
(alte Synagoge) installierte er eine Ausstellung
zum Thema Holocaust. Er berührte damit die
Spannen zwischen Gestern und Heute, Traum
und Realität, Leben und Tod, Erinnern und
Vergessen. Der Autor über sein Projekt: „Der
Titel knüpft an Shakespeares Komödie
Sommernachtstraum an, deren Handlung
bekanntlich an der Grenze zwischen Wirklichkeit und Traum spielt (so wie die heutige
Jugend die Zeit des Nationalsozialismus als
einen bösen Traum empfinden kann) und an die
Ereignisse im Frühjahr 1943, als im Rahmen
der Endlösung der Judenfrage in Warschau
das Getto liquidiert wurde. Einige Wochen
später bin ich in der Nähe des Ortes der
Handlung geboren worden. Auf der Vernissage
(...) hatte ich auf dem Fußboden der Synagoge
einfache Gegenstände des persönliches
porz¹dku) i do wiosny 1943, kiedy to
w Warszawie wykonywano program tzw.
ostatecznego rozwi¹zania kwestii ¿ydowskiej
(Endlösung der jüdischen Frage). W parê
tygodni potem urodzi³em siê w pobli¿u miejsca wydarzeñ. Na wernisa¿u (...) na pod³ogê
synagogi wyk³ada³em drobne przedmioty,
oznaki ludzkiej egzystencji; koledzy muzycy
kiloñscy grali na smyczkach kwartet
Mendelssohna, po sali kr¹¿y³y moje dzieci,
nieœwiadome k³êbi¹cych siê znaków
i znaczeñ”. Spektakl rozgrywaj¹cy siê
w murach synagogi pobudza³ myœli i emocje
widzów – œwiadków „zdarzenia artystycznego”. Przestrzeñ, obiekty i dzia³ania
artystyczne, muzyka, wszystko to wywo³ywa³o z³o¿ony, wielosekwencyjny, szybko
tocz¹cy siê ci¹g skojarzeñ i wizji.
Inter Wencja
by³a projektem (rok 1997), w którym
miejsce nie odgrywa³o szczególnej roli.
Wystawa, opatrzona katalogiem, zosta³a
przygotowana dla Muzeum Historii Miasta
£odzi. Zamys³em artysty by³o przedstawienie
w³asnej twórczoœci i pokrewnego mu
pogl¹dami na sztukê kiloñskiego artysty
Bernharda Schwichtenberga we wzajemnym do siebie odniesieniu. Wspólna „inter
(³ac. ´miêdzy´) wencja” obu artystów, wyznacza³a oœ porozumienia dwóch ludzi tego
samego pokolenia (wojennego), przynale¿nych dwom ró¿nym kulturom narodowym
i ukszta³towanych w odmiennych warunkach
polityczno-spo³ecznych. Ryszard Czubaczyñski, dyrektor ³ódzkiego Muzeum, organizator wystawy, pisa³ w katalogu: „Do mnie
osobiœcie zamierzenie to przemawia jak
specyficzny teatr ubrany w kostiumy skojarzeñ, odnosz¹cych siê czasem do historii,
czasem do rzeczywistoœci wspó³czesnej.
I maj¹cy na uwadze przysz³oœæ naszego
œwiata. Konflikty i kontrasty polityczne
i spo³eczne, nietolerancja, okrucieñstwo,
zagro¿enie
œrodowiska
naturalnego,
powszechna w³adza pieni¹dza, wszechobecna mechanizacja – i nade wszystko pozycja
sztuki wobec tej ´nieartystycznej´ problematyki – oto pola Inter Wencji”. W tym
samym 1997 roku jeszcze i na wiosnê
1998 wystawê dwóch artystów pokaza³y
dwie galerie miejskie w pó³nocnych
Niemczech (w Neumünster i w Brunsbüttel).
Mia³a ona szeroki oddŸwiêk w prasie, radiu
i telewizji w Szlezwiku-Holsztynie.
Bedarfs ausgelegt: Zeichen menschlicher
Existenz. Musikerkollegen aus Kiel spielten ein
Quartett Mendelssohns, im Saal liefen meine
Kinder herum, ohne von der Bedeutung der
zusammengetragenen Zeichen und Sachen
etwas zu ahnen”.
Inter Vention
war ein Projekt (1997), in dem der Ort
keine besondere Rolle spielte. Die Ausstellung,
mit ausdruckskräftigem Katalog, wurde für
das Museum zur Geschichte der Stadt Lodz
vorbereitet. Die Idee des Künstlers war, seine
eigene Kunst und des Kielers Bernhard
Schwichtenberg aufeinander in einer Ausstellung zu beziehen. Diese gemeinsame Inter
(inter = auf Latein zwischen) Vention war der
solidarische Auftritt zweier Menschen einer
Generation (des Krieges), die anderen
Traditionen und Kulturen angehören und in
unterschiedlichen gesellschaftlich-politischen
Systemen aufgewachsen waren. Ryszard
Czubaczyñski, der Direktor des Lodzer
Museums, schrieb über die Ausstellung: „Mich
persönlich spricht dieses Unternehmen an wie
ein spezifisches Theater mit seinen Kostümen,
mit denen wir mal die Vergangenheit, mal die
Gegenwart assoziieren können. Und das die
Zukunft unserer Welt vor sich hat. Die politischen und gesellschaftlichen Konflikte und
Kontraste,
Intoleranz,
Gnadenlosigkeit,
Umweltbedrohung, allgemein geltende Macht
des Geldes und die totale Automatisierung –
und vor allem die Einstellung der Kunst zu
dieser „nichtkünstlerischen” Problematik – sind
die Felder der Inter Vention”. Noch im derselben Jahr 1997 und im Frühling 1998 wurde
die Ausstellung zweier Künstler von zwei
Städtischen Galerien in Norddeutschland
(Neumünster und Brunsbüttel) gezeigt. Die
Ausstellungen hatten großen Resonanz in den
schleswig-holsteinischen Medien.
Im Jahr 2001 erarbeitete Jacek
Weso³owski zusammen mit Schwichtenberg
eine neue Version des Lodzer Projektes, mit
dem Titel Inter Vention – Berlin, für das
Polnische Kulturinstitut in Berlin. In dem neuen
Katalog, den das Auswärtige Amt der Republik
Polen finanzierte, schreibt Weso³owski über
das inzwischen 5 Jahre lebende Projekt: „Für
mich persönlich war das gemeinsam mit
Bernhard Schwichtenberg über Jahre entwickelte Projekt eine Erfahrung der Nähe und das
Zusammentuns mit dem Anderen. Erfahrung
in der Kunst und durch die Kunst”. Und Björn
PREZENTACJE
89
W roku 2001, we wspó³pracy ze
Schwichtenbergiem, Weso³owski przygotowa³ now¹ wersjê ³ódzkiego projektu, pod
tytu³em Inter Wencja – Berlin, dla Polskiego
Instytutu Kultury w Berlinie. W nowym katalogu, który sfinansowa³o Ministerstwo
Spraw Zagranicznych w Warszawie, tak oto
podsumowa³ 5 lat projektu: „Dla mnie osobiœcie ten wspólnie z Bernhardem
Schwichtenbergiem przez lata realizowany
projekt jest g³êbokim doœwiadczeniem
wspó³odczuwania i wspó³dzia³ania z Drugim
Cz³owiekiem – w sztuce i poprzez sztukê”.
Björn Engholm pisze zaœ w swoim szkicu krytycznym: „Ci dwaj artyœci zapewne siê nie
szukali, lecz to, ¿e siê odnaleŸli wzajemnie,
stanowi niezwykle szczêœliw¹ okolicznoœæ.
(...) Sztuka Schwichtenberga i Weso³owskiego jest wyrazem wiary w idee humanizmu i tolerancji, pochwa³¹ rozumu,
wezwaniem do czujnoœci w obronie wartoœci
europejskiej kultury”.
W zgodzie z t¹ ocen¹ jedna z prac Jacka
Weso³owskiego z wystawy Inter Wencja
znalaz³a si¹ w podrêczniku jêzyka polskiego
Literatura wspó³czesna (Bo¿ena Chrz¹stowska, wspó³aut., Poznañ 1998); autor
niniejszego szkicu przygotowywa³ siê z niej
do matury.
Warto wspomnieæ, ¿e z projektem Inter
Wencja wi¹¿e siê inicjatywa Jacka
Weso³owskiego zorganizowania wystawy
w galerii BBK (zwi¹zku plastyków w Niemczech) w Kilonii w 1999 roku. W wystawie,
pt. Wirk-lich (Rzeczy-wiœcie) poza autorem
konceptu i Bernhardem Schwichtenbergiem
wziê³o udzia³ jeszcze troje artystów
szlezwicko-holsztyñskich.
G. £owa
W nastêpstwie pobytu Weso³owskiego
na stypendium w Rostoku w roku 1999
Kunstverein Bad Doberan zaproponowa³
artyœcie wystawê indywidualn¹ w swojej
siedzibie w centrum miasta – w Roter
Pavillon. Weso³owski przygotowa³ projekt
G.£owa (2000). Motywem wystawy by³a
g³owa – „najwa¿niejsza czêœæ cz³owieka, das
Haupt, po niemiecku „g³owa” w sensie
„g³ównoœæ”, oraz cz³owiek, który nazywa siê
G. £owa (czyli jakiœ ktoœ o imieniu zaczynaj¹cym siê na literê G. i nazwisku £owa).
Jeden z nas. G³ównymi eksponatami by³y
rzeŸby g³ów z gipsu i betonu, buduj¹ce
w inscenizacjach przestrzennych rzeczywis-
90
Engholm bemerkt in seiner Skizze: „Die zwei
Künstler haben sich vielleicht nicht gesucht,
aber dass sie sich gefunden haben, ist ein
äußerst glücklicher Umstand. (...) Schwichtenbergs und Weso³owskis Arbeiten sind
Aufforderungen: der Nächstenliebe und
Toleranz Auftrieb zu geben, den wachen
Verstand alltäglich einzusetzen, die Sinne zu
schärfen, nicht alle europäischen Traditionen
beliebig zu verscherbeln”.
Im Einklang mit dieser Bewertung fand sich
eine der Jacek-Weso³owski-Arbeiten der Inter
Vention im Polnischlehrbuch für die Abiturklasse, Die Gegenwartsliteratur (Literatura
wspólczesna, Bo¿ena Chrz¹stowska u.
Mitautorinnen, Poznañ 1998); Autor dieser
Skizze kennt das Buch aus seiner Schulzeit.
Es ist noch erwähnungswert, dass 1999
ein Nebenprodukt des Projektes Inter Vention
zustande kam: die Ausstellung Wirk-lich in der
Galerie BBK (Bundesverband der Bildenden
Künstler) in Kiel. Außer dem Autor des
Konzeptes und Schwichtenberg nahmen an
der Ausstellung noch drei schleswig-holsteinischen KünstlerInnen teil.
K.Opf
Infolge des Stipendiumsaufenthalts 1999
in Rostock organisierte der Kunstverein Bad
Doberan im Jahr 2000 eine Weso³owskiAusstellung in Roter Pavillon im Zentrum des
mecklenburgischer Kurorts. Das Projekt
betitelte der Künstler K. Opf . Das Hauptmotiv
war der Kopf, der Hauptteil eines Menschen,
man sagt auch: das Haupt. Sein Held
war K. Opf, d.h. ein Mensch dessen
Nachname Opf lautet und dessen Vorname mit
der Buchstabe K beginnt. Einer von uns. Die
meiste Exponate waren Köpfe aus Gips und
Beton. Zusammen mit Bildern, Zeichnungen
und plastischen Werken bildeten sie eine bildnerische Wirklichkeit, die zum Nachdenken
bewegte. Auf der Vernissage zeigte der
Künstler eine Performance mit dem Titel
Mister Jekyll und Doctor Hyde. Es ist hier vielleicht zu erwähnen, dass Weso³owski seit 1993
oft (in verschiedenen Versionen) Performance
G. Schichte wiederholt –, auf Zweideutigkeit
dieser orthographischen Idee beruht auch
K. Opf.
Domi
Im Jahr 2000 wurde im historischen
Pfarrhaus
(Barock,
Baujahr
1765,
Weso³owski hat das Haus mit Hilfe von
Freunden 1997 erworben) in Bia³owice (dt.
toœæ plastyczn¹, która dziêki symbolice
„g³owy” i podmiotowym odniesieniom do
G. £owy, dzia³a³a metaforycznie i asocjacyjnie. Na wernisa¿u odby³ siê performance:
Mister Jekyll and Doctor Hyde. Wypada
tutaj wspomnieæ, ¿e od roku 1993
Weso³owski powtarza czêsto (w rozmatych
wersjach)
performance
G.Schichte
(H.Istoria) – na dwuznacznoœci tego
ortograficznego pomys³u oparta jest
i G. £owa.
Domi
W 2000 roku w dawnej plebanii
w Bia³owicach (barok, rok budowy 1765),
któr¹ w 1997 roku kupi³ z pomoc¹ rodziny
i przyjació³ Weso³owski, przedstawiony
zosta³ projekt Domi. £aciñskie domi znaczy
„w domu”. Odtworzone i zinterpretowane
przy u¿yciu artystycznych œrodków wyrazu
przedstawione zostaly w Starej Plebanii
Dzieje rodziny pastora Rudolfa Morý 19331945 (podtytu³ wystawy), ostatniego pastora Bia³owic, wówczas Billendorf. Wystawa
sta³a siê kanw¹ i pretekstem spotkania
dawnych i dzisiejszych mieszkañców wsi,
Niemców i Polaków. W samym projekcie –
pisa³ poŸniej Weso³owski (kat. Grenze/
Granica) - „wa¿niejsze by³o spotkanie
dawnych i obecnych mieszkañców, ni¿ wystawa, i spotkanie to sta³o siê w³aœciwym
´dzie³em´, moim, i ludzi w nim uczestnicz¹cych”. Wspólne rozmowy, refleksje
i wspomnienia jako ca³oœæ tworzy³y „dzie³o”,
jednocz¹ce kultury – niemieck¹ i polsk¹,
doœwiadczenia ró¿nych pokoleñ oraz ¿ycie
i sztukê.
Ideê Domi kontynuuje artysta do dziœ,
ka¿dego roku we wrzeœniu odbywaj¹ siê
w Starej Plebanii spotkania kulturalne
niemiecko-polskie przy poparciu miejscowych i niemieckich instytucji samorz¹dowych. Szeroki rozmach mia³a zw³aszcza
impreza w 2002 roku. Zrealizowany zosta³
projekt Jehsen – zaginiona wieœ (wspó³autork¹ konceptu by³a Izabela Andrzejewska), do którego Jacek Weso³owski
zaprosi³ piêcioro artystów z Zielonej Góry
i czworo z Berlina, sam zajmuj¹c pozycjê
³¹cz¹c¹ oba zespo³y. Projekt, jak wiêkszoœæ
dotychczasowych projektów Weso³owskiego, wspar³a finansowo Fundacja Wspó³pracy Polsko-Niemieckiej. Artyœci opracowali koncepty na temat historii i uwik³anych
w ni¹ losów ludzkich. Wystawa Jehsen pod
Billendorf) das Projekt Domi realisiert. Auf
Latein bedeutet das Wort „zu Hause”. Der
Künstler hat die Geschichte der Familie Pastor
Rudolf Morý 1933-1945 (Untertitel des
Projektes) rekonstruiert und mit künstlerischen Mittel interpretiert. Pastor Morý war
der letzte evang. Geistliche im Dorf, seine
Familie lebte im Pfarrhaus bis 1945 (er selbst
starb 1943 in Afrika). Die Ausstellung wurde
zum Anlass für eine Begegnung von den einstigen und heutigen Bewohner, von Deutschen
und Polen. „In dem Projekt – schrieb später
Wesolowski –, war mir die Begegnung der beiden Parteien wichtiger als die Ausstellung selbst und diese Begegnung wurde hier zum
eigentlichen ´Kunstwerk´, meinem und der
Leuten, die an dem Ereignis teilgenommen
haben”. Gespräche, Erinnerungen und
Reflexionen bildeten ein „Werk”, in dem sich die
Kulturen – die deutsche und die polnische –, die
Erfahrungen von verschiedenen Generationen
und das Leben mit der Kunst vermischt und
vereinigt haben.
Die Domi-Idee setzt der Künstler bis heute
fort. Jedes Jahr im September wird im Alten
Pfarrhaus in Bialowice/Billendorf eine
deutsch-polnische Begegnung mit kulturellen
Programm organisiert und institutionell von
beiden Seiten unterstützt. Besonders weit
angelegt war die Veranstaltung im Jahr 2002.
Wesolowski konzipierte (Mitautorin war
Isabella Andrzejewska) ein Projekt mit
Teilname von fünf KünstlerInnen aus Zielona
Gora und vier aus Berlin – er selbst war eine
Verbindung zwischen den beiden Gruppen. Das
Projekt hieß Jehsen – verschollenes Dorf und
wurde, wie auch mehrere Projekte von
Wesolowski, von der Stiftung für die deutschpolnische Zusammenarbeit teilfinanziert.
Die Künstler bearbeiteten Konzepte zur
Geschichte und menschlicher Schicksale. Die
Ausstellung Jehsen wurde 2005 in Berlin in
einer neuen Version gezeigt (J. Ehsen
in Berlin). Bei der Organisation wurde
Weso³owski von dem Verein KunstGrenzen
e.V. Berlin unterstützt. Zur Vernissage waren
die polnische Teilnehmer de Projektes und
Gäste aus Zielona Góra angereist.
Grenze
Am Projekt Grenze arbeitete der Künstler
seit 1999. Es wurde in Zusammenarbeit von
drei Ostsee-Städte realisiert, Initiator war das
Kulturamt der Hansestadt Rostock. In Rostock
wurde die Ausstellung Grenze/Granica 2001
PREZENTACJE
91
zmienionym tytu³em J.Ehsen in Berlin
zosta³a pokazana raz jeszcze w 2005 roku
w galerii Atelierhaus Bizetstr. 102
w Berlinie, zorganizowana przez Weso³owskiego przy pomocy stowarzyszenia kulturalnego KunstGrenzen e.V. Na wernisa¿u
obecni byli tak¿e artyœci i goœcie z Polski.
Granica
Nad projektem Granica pracowa³ artysta
od 1999 roku. Zrealizowa³y go trzy miasta
ba³tyckie dawnej Hanzy we wzajemnej
wspó³pracy, z inicjatywy Miasta Hanzeatyckiego Rostoku. W Rostoku pokazany zosta³
w 2001, w Lubece i Szczecinie w 2002
roku. Osnuty by³ wokó³ pojêcia granicy.
W ksi¹¿ce-katalogu (100 stron, 88 ilustracji) Weso³owski i dziewiêcioro zaproszonych przez niego autorów wielostronnie
reflektuj¹ „koncept w sztuce” Dzien-Nik ze
szczegó³nym uwzglêdnieniem tematu-problemu Granicy. Katrin Arrieta, dyrektor
Kunsthalle Rostock, pisze o sztuce
Weso³owskiego w perspektywie jego
„granicznego” projektu: „Zamiast oddzielnych dzie³, Weso³owski prezentuje ca³oœæ
swojej pracy jako zbiór rekwizytów inscenizacji na zadany sobie temat. Stawia sprawê
jasno: chodzi nie tyle o poszczególne dzie³a,
co o zasadê, lub inaczej: o zasadê, która
prowadzi do rozumienia poszczególnych
dzie³. Tak jest w przypadku wystawy Granica.
Zanim przyst¹pimy do dyskusji nad jakimiœ
konkretnymi granicami, musimy sobie zdaæ
sprawê z istoty samego pojêcia: „granica”
oznacza rozgraniczenie czegoœ od czegoœ,
jest to coœ, co stwarzane jest przez nas,
ludzi, aby umo¿liwiæ nam orientacjê
w œwiecie, w labiryncie bytu”. Granica jest
lini¹ dziel¹c¹. Granic¹ mo¿e byæ kres
mo¿liwoœci, dzia³añ. Mo¿na mieœciæ siê
w granicach lub przekraczaæ granice.
Kluczow¹
dla
problemu
wszelkich
poszczególnych granic jest dla Weso³owskiego „granica porozumienia” miêdzy
ludŸmi, miêdzy jednym, a drugim podmiotem
ludzkim. W dzienniku publikowanym w katalogu pyta: „Czy i w jakim stopniu jeden
cz³owiek mo¿e porozumieæ siê z innym
cz³owiekiem? Gdzie tkwi i na czym polega
´granica´ porozumienia, warunkowego
porozumienia, czasowego porozumienia
i tak dalej”?
Warto jeszcze dodaæ, ¿e ksi¹¿ka
Grenze/Granica nie jest tylko katalogiem –
92
gezeigt, in Lübeck und Stettin 2002. Im
Katalog-Buch (100 Seiten, 88 Abbildungen)
wird das Kunstkonzept Tage-Buch und das
Projekt Grenze von neun von Weso³owski eingeladenen Autoren, sechs deutschen und drei
polnischen, erörtert und interpretiert. Weso³owski verfasst für den Katalog einen eigenen umfangreichen Text, in dem er verschiede
Schreibformen in ein wissenschaftlich-literarisches Werk zusammentut. Katrin Arrieta,
Direktorin der Kunsthalle Rostock schreibt
über Weso³owkis Kunst und über sein DreiStädte-Projekt: „Statt Einzelstücke zum Thema
zu schaffen, macht Weso³owski sein
Gesamtwerk zur Requisite – die Inszenierung
ist es, die dieses an Thema bindet. Damit wird
deutlich: Es geht weniger um spezielle
Phänomene als um Prinzipien, oder besser: Es
sind die Prinzipien, die zur Wahrnehmung der
Phänomene führen. So bei Grenze. Bevor es
daran geht, die Realität bestimmter Grenze zu
diskutieren, steht das Prinzip der Abgrenzung
zur Debatte: fühlbar zu machen, dass Grenzen
eben Abgrenzungen sind –, etwas von
Menschen Gemachtes und in die Welt
Gesetztes, Konstrukte, die der Orientierung
dienen”. Die Grenze ist eine Abgrenzungslinie.
Die Grenze kann das Ende einer Möglichkeit
oder einer Tätigkeit sein. Man kann
in der Grenzen bleiben oder die Grenzen
überschreiten. Für Weso³owski hat die
„Grenze der Verständigung” zwischen der
Menschen, zwischen den einen und einen
anderen
menschlichen
Subjekt
eine
Schlüsselbedeutung für alle andere Grenzen.
Im Tagebuch fragt er: „Wie weit kann sich ein
Mensch mit den anderen Menschen verständigen? Wo haftet und worauf beruht die
´Grenze´ der Verständigung, der NichtVerständigung, einer Teilverständigung, einer
bedingter Verständigung u.s.w. zwischen
uns?”
Es muss noch gesagt werden, dass das
Buch Grenze/Granica nicht nur ein Katalog –
eine Ausstellungsdokumentation ist. Sie ist
auch ein selbständiges künstlerisches Faktum;
in ihm wird realisiert, eben in der Form vom
Buch-Album und auf eine sehr ausführlich
durchdachte Weise, die Idee und das Thema
des Projektes. Und „das Thema des Projektes
Grenze – schreibt Weso³owski – ist das
Grenzmäßigkeit an sich´”. Die „Grenzmäßigkeit
an sich” überträgt der Künstler aus dem Buch
weiter in die Kulturzeitschrift „Pro Libris”: ab
dokumentacj¹ wystawy. Jest ona rownie¿
samodzielnym zamierzeniem artystycznym,
realizuj¹cym, w³aœnie w formie ksi¹¿ki-albumu, w sposób drobiazgowo przemyœlany
przez autora, ideê i temat projektu: zaœ
„tematem projektu Granica jest sama
´granicznoœæ´, die Grenzmäßigkeit an sich” –
pisze Weso³owski. „Granicznoœæ tekstu”
z ksi¹¿ki przenios³a siê artyœcie na „esej
w odcinkach” pt. Na Granicy, publikowany
w czasopiœmie kulturalnym „Pro Libris” od
numeru 2/2003.
W zwi¹zku z projektem Grenze/Granica
Jacek Weso³owski zosta³ zaproszony do
udzia³u w szeroko zakrojonym Miêdzynarodowym Interdyscyplinarnym Projekcie
„Goetzen” Udo C. Cordesa we Frankfurcie
nad Odr¹ z w³¹czeniem S³ubic (realizacja
2004). O randze tego wydarzenia artystycznego mo¿e œwiadczyæ fakt osobistej nad
nim opieki ministra kultury i mediów
Republiki Federalnej pani Christiny Weiss
oraz obecnoœæ w nim takich artystów jak
Tim Ulrichs czy Urs Jaeggi. Na lata
2005/2006 Jacek Weso³owski zaplanowa³
natomiast w³asne dwie wystawy, które
wywiód³ z idei Granicy: „Mam pomys³y, które
z Granicy wysnuwaj¹ siê mi: Kunst-Werk
i Z-Wi¹zki. Pierwszy jako dementi, drugi jako
continuum idei Granicy. Razem jako jedno
i drugie (...) W Kunst-Werku eksponaty
poustawiam czy pouwieszam raczej rzadko,
z odstêpami, to jest tu i to, to jest tamto
tam; z tytu³ami, z datami, ponazywane:
„instalacja”, „rzeŸba” „fotografia”. By by³o
wiadomo, by by³o. Die Sprache schafft das
Sein / Jako rzecze Wittgenstein” – pisze w
dzienniku w katalogu Kunst-Werk. Wystawa
Kunst-Werk zosta³a pokazana w galerii BWA
w Zielonej Górze w paŸdzierniku 2005 roku.
Dla planowanego dla Muzeum Historii
Miasta £odzi konceptu Z-wi¹zki artysta przy
poparciu dyrektora Muzeum szuka³ partnera w Berlinie, mia³o byæ nim jedno
z muzeów miejskich. Rozmowy przeci¹ga³y
siê, Weso³owski zdecydowa³ siê w 2006
roku pokazaæ w £odzi Granicê, rozszerzon¹
o nowy element, zal¹¿ek byæ mo¿e nastêpnego projektu: Zwi¹zki.
W Zwi¹zkach pokazanych w „mieœcie
jego korzeni” Jacek Weso³owski przekracza
granice interpersonalne nie tylko wobec
widza („nie-artysty”), tak jak tego chcia³
w Granicy nad Ba³tykiem, lecz ³¹czy w spójn¹
Nr. 2/2004 publiziert er dort einen
„Fortgesetzten Essay” mit dem Titel: An der
Grenze.
Im Bezug zum Projekt Grenze/Granica
wurde Jacek Weso³owski zur Teilname an den
Internationalen interdisziplinären Kunstprojekt
„Goetzen” von Udo C. Cordes in Frankfurt/
Oder und Slubice (realisiert 2004) eingeladen.
Über der Rang des Projektes bezeugt die persönliche Schirmherrschaft der Bundesministerin für Medien und Kultur, Frau
Christina Weiss und dieTeilnahme solcher
Künstler wie Tim Ulrichs oder Urs Jaeggi. Für
2005/2006 plante Jacek Weso³owski zwei
eigene Einzelnausstellungen, die er aus dem
Grenze-Projekt herausführte. „Ich habe Ideen,
die aus Grenze ausspringen: Kuntst-Werk und
Ver-Bindungen (fair- Bindungen!, T.Z.S.). Die
Erste als dementi, die zweite als continuum der
Grenze-Idee. Zusammen genommen ist das
Beides (...) In Kunst-Werk werde ich die
Exponate voneinander ordentlich entfernt
stellen, hängen, legen: das ist hier und das und
jenes ist dort und wieder; betitelt, datiert, mit
dem Gattungsnamen: „Installation”, „Skulptur”,
„Foto” versehen. (...) Damit man weiß, es ist.
Die Sprache schafft das Sein / Sagte Ludwig
Wittgenstein – so Weso³owski im Tagebuch im
Katalog Kunst-Werk. Die Ausstellung KunstWerk wurde in der BWA-Galerie in Zielona
Gora im Oktober 2005 gezeigt. Für das
Konzept Ver-Bindungen, das der Künstler im
Museum zur Geschichte der Stadt zeigen
wollte, suchte er mit der Unterstützung des
Lodzer Museum einen Partner in Berlin, es
solle ein der historischen Stadtmuseen sein.
Die Gespräche dauerten zu lange und
Weso³owski hat beschlossen, in Lodz die
Grenze 2006 zu zeigen. In einer neuen Version
und um Verbindungen erweitert, die sich
möglicherweise zu einem neuen Projekt
entwickelt.
In Verbindungen, in der Heimatstadt
Weso³owskis ausgestellt, überschreitet der
Künstler nicht nur die Grenzen zwischen
Künstler und Betrachter (den „NichtKünstler”), was er in Grenze an der Ostsee
wollte, sondern er verbindet seine eigene
Arbeiten mit Werken von anderen Künstlern,
von Freunden und Bekannten aus der fast fünfundzwanzigjährigen Geschichte des TageBuchs (in der Lodzer Ausstellung beteiligten
sich u.a. Stanis³aw Dró¿d¿, Klaus Staeck, Jan
Berdyszak). So überschreitet der Autor von
PREZENTACJE
93
ca³oœæ swe prace z pracami innych artystów: znajomych i przyjació³ z okresu prawie
æwieræwiecza Dzien-nika (w wystawie ³ódzkiej
uczestnicz¹ m.in. Stanis³aw Dró¿dz, Klaus
Staeck, Jan Berdyszak).Tak oto rozszerza
autor Dzien-Nika granice pojedynczego Ja
o zwi¹zki z Innymi.
94
Tage-Buch die Grenzen des einzelnen Ichs hin
zu Verbindungen mit den Anderen.
Übersetzt von Christmar Horn
Susanne Lambrecht
Susanne Lambrecht
Einmaliges Projekt:
KottbusKunst
Wyj¹tkowy projekt:
KottbusKunst
Ende Juli trafen sich im Kunstmuseum
Dieselkraftwerk Cottbus 1 Ausstellungsmacher
und Kunstinteressierte, um in einer lockeren
Gesprächsrunde ein vorläufiges Fazit zu einem
für Cottbus bislang einmaligen Ausstellungsprojekt zu ziehen: anlässlich der 850-JahrFeier der Stadt waren an sieben Standorten
Ausstellungen zum Thema „KottbusKunst.
Bildende Kunst in der Stadt” zu sehen gewesen. Ein reichbebildertes Katalogbuch unter
demselben Titel, das im Cottbuser ALfA Verlag
dank des Sponsorings der Ostdeutschen
Sparkassenstiftung und der lokalen Sparkasse
Spree-Neiße 2 zum äußerst günstigen Preis
von 18,90 Euro erscheinen konnte, dokumentiert das Panorama zu Kultur- und
Kunstgeschichte der Stadt 3.
Drei Jahre, so berichtete Jörg Sperling,
Kustos des Kunstmuseums, hatte man
gemeinsam an diesem Projekt gearbeitet und
mit Blick auf das regionale Umfeld die
Kunstszene bewusst „in die Breite” erforscht.
Eine Kunststadt, da war man sich einig, in der
kontinuierlich und innovativ künstlerisch gearbeitet wurde, ist Cottbus nicht. Aber, so
Steffen Krestin, Leiter des Stadtmuseums, es
Pod koniec lipca w Kunstmuseum
Dieselkraftwerk Cottbus 1 spotkali siê organizatorzy wystaw i mi³oœnicy sztuki, by
w luŸnej rozmowie sformu³owaæ wstêpne
wnioski z, jak dot¹d, wyj¹tkowego dla
Chociebu¿a projektu wystawowego – z okazji
850-lecia miasta w siedmiu miejscach
mo¿na by³o zobaczyæ wystawy pod nazw¹
„KottbusKunst. Sztuki plastyczne w mieœcie”. Bogato ilustrowany katalog pod tym
samym tytu³em, wydany przez wydawnictwo
Cottbuser ALfA Verlag dziêki finansowemu
wsparciu Ostdeutsche Sparkassenstiftung
i lokalnej kasy oszczêdnoœciowej Sparkasse
Spree-Neiße 2, dostêpny w bardzo korzystnej cenie 18,90 euro, dokumentuje
panoramê historii kultury i sztuki miasta 3.
Jak opowiada Jörg Sperling, kustosz
Muzeum Sztuki (Kunstmuseum), wspólna
praca nad projektem, podczas którego podjêto œwiadom¹ próbê zaprezentowania
mo¿liwie szerokiego spektrum twórczoœci
plastycznej w regionie, trwa³a trzy lata.
Efektem by³ wspólny wniosek, ¿e Chociebu¿
nie jest miastem wielkiej sztuki, w której
pojawia³yby siê trwa³e nurty i innowacje. Ale,
1 Die Brandenburgischen Kunstsammlungen Cottbus wurden im Vorgriff auf den Umzug in das neue Ausstellungshaus im Dieselkraftwerk, das derzeit zum Museum
umgebaut und Anfang 2008 eröffnet werden wird, bereits
jetzt umbenannt in „Kunstmuseum Dieselkraftwerk Cottbus”.
2 Die Sparkassen in Deutschland sind gemeinnützige
Anstalten des öffentlichen Rechts, die einen Teil ihrer
Gewinne einsetzten im Bereich Sponsoring und damit
maßgeblich auch kulturelle Projekte unterstützen.
3 ISBN 3-935513-18-6
1 Brandenburskie Zbiory Sztuki Chociebuż zostały już teraz
przemianowane na „Muzeum Sztuki Dieselkraftwerk Chociebuż” w związku z planowaną na początek 2008 r.
przeprowadzką do nowej siedziby w byłej elektrowni
spalinowej, przebudowywanej obecnie na cele galerii.
2 Kasy oszczędności (Sparkassen) w Niemczech są instytucjami pożytku publicznego opartymi na prawie publicznym, które część swoich zysków przeznaczają na
sponsoring i w ten sposób znacząco wspierają projekty
kulturalne.
3 ISBN 3-935513-18-6
PREZENTACJE
95
gab und gibt in der Stadt doch mehr Kunst, als
man gedacht hatte und „immer wieder Inseln”,
die beachtenswert und weiter zu erforschen
sind.
Was war in diesen Sommermonaten in
Cottbus nun zu sehen: Für die Foyers im
Technischen und im Neuen Rathaus waren
informative Ausstellungen erarbeitet worden.
Auf Stelltafeln entfaltete sich zum einen die
Geschichte der Gartenkultur und Kunst in den
verschiedenen Parkanlagen der Stadt neben
Fürst Pücklers international bekanntem
Landschaftsgarten um Schloss Branitz.
Entscheidend für die Entwicklung zur bis heute
„grünen Stadt” war das bürgerliche
Engagement zur Gründerzeit in einem sogenannten „Verschönerungsverein”, der zum
Beispiel auch die Gestaltung und Begrünung
um den Schlossberg, die nach der Wende
wieder hergestellt wurden, initiierte. Zu DDRZeiten wuchs die Stadt vor allem an den
Stadträndern mit weiteren weitläufigen
Parkanlagen. Kunst am Bau und im
öffentlichen
Raum
galt
die
zweite
Informationsausstellung. Zu modernen „KunstZeichen” wie der am Cottbuser Bahnhof installierten Skulptur „Energetische Reflektionen”,
für die Manfred Vollmert und Heinz Gardzella
1987
Mooreichenstämme
zu
einem
konkaven, stelenartigen Stahlelement stellten,
sind in den vergangenen Jahren markante
96
jak twierdzi Steffen Krestin, dyrektor
Muzeum Miejskiego (Stadtmuseum), by³o
i jest w mieœcie wiêcej sztuki, ni¿ mo¿na by³o
siê spodziewaæ, a tak¿e „wci¹¿ pojawiaj¹ siê
wyspy”, które warto zauwa¿aæ i badaæ.
Có¿ mo¿na by³o zobaczyæ w te letnie
miesi¹ce w Chociebu¿u? W korytarzach
ratuszów – Technicznego i Nowego – prezentowano wystawy informacyjne. Ustawiono
tablice, na których pokazano historiê kultury
ogrodowej i sztuki w ró¿nych miejskich
parkach, w tym w parku krajobrazowym
o miêdzynarodowej s³awie za³o¿onym przez
ksiêcia Pücklera wokó³ pa³acu w Branitz.
Decyduj¹ce znaczenie dla rozwoju miasta,
które do dziœ cieszy siê mianem „zielonego”,
mia³o zaanga¿owanie obywatelskie okresu
„Gründerzeit” w tak zwanym „Towarzystwie
Upiêkszania Miasta”, które zapocz¹tkowa³o,
wznowione po prze³omie politycznym, prace
np. nad ukszta³towaniem terenu i kultywacj¹
zieleni wokó³ wzgórza pa³acowego. W czasach NRD miasto rozrasta³o siê przede
wszystkim na peryferiach, gdzie zak³adano
kolejne rozleg³e parki. Druga wystawa informacyjna poœwiêcona by³a sztuce w architekturze i przestrzeni publicznej. Nowoczesne
„znaki sztuki”, takie jak zainstalowana na
chociebuskim dworcu rzeŸba „Energetyczne
refleksje”, w którym w 1987 r. Manfred
Vollmert i Heinz Gardziella po³¹czyli pnie
Brunnen gekommen: zentral am Heron Buchhaus hat Heidemarie Dreßler aus Dresden
2004 Stahlstäbe wie lange Zweige über
Wasserspielen zu einem Tor gefügt. Dass das
Medienzentrum der Brandenburgischen Technischen Universität (Entwurf: Herzog & de Meuron) mit seiner geschwungenen und mit weißen
Schriftzügen bemalten Glasfassade zugleich
Bau und Kunst am Bau ist, bleibt einzigartig.
Museale Ausstellungen standen natürlich
im Mittelpunkt der Ausstellungsfolge. In
Schloss Branitz hat Beate Scheider, die dort
u.a. die Blechen-Sammlung betreut, eine
Gegenüberstellung von Carl Blechens und
Hermann Fürst von Pückler-Muskaus
Landschaftsauffassungen erarbeitet unter
dem Titel „Wilde Landschaften – Gestaltete
Landschaften”. Der romantische Landschaftsmaler Carl Blechen, 1798 in Cottbus
geboren, verließ seine Heimatstadt früh und
entfaltete sein künstlerisches Talent schließlich
in Berlin, wo er 1840 verstarb. Anfang des
20. Jahrhunderts besann sich die Stadt
Cottbus auf ihren berühmten Sohn und begann
mit Augenmaß eine eigene Sammlung
finanzierbarer Werke Blechens aufzubauen,
die heute den Kern der Sammlung in Schloss
Branitz ausmacht und die auch zu DDR-Zeiten
weiter wachsen sollte.
Den Kern von „KottbusKunst” stellten
jedoch die Kunstausstellungen im Stadtmuseum und im Kunstmuseum Dieselkraftwerk dar. Steffen Krestin holte sich für den historischen Überblick zu Kunst und Künstlern
zwischen 1800 und 2000 den Historiker und
Kenner der Region Siegfried Kohlschmidt an
seine Seite, der diesen Ausstellungsteil federführend betreute. Hier ging es zuerst um die
Entstehung einer eigenen städtischen
Sammlung um 1913 sowie Einblicke in privates Sammeln, das ins 19. Jahrhundert
zurück zu verfolgen ist. Manche Raritäten
waren hier zu entdecken, die stilistisch so weit
auseinander lagen wie der zeitliche Bogen in
dieser Ausstellung weit gespannt war. Als herausragend ist die gezeigte Szene aus einer zimmerfüllenden, französisch-klassizistischen
Tapetenausstattung von 1810/20 zur Geschichte von Amor und Psyche zu nennen. Die
illusionistische, mit verschiedenen Druckstöcken in Grau-Weiß-Tönen gedruckte Tapete
hing Anfang des 20. Jahrhunderts im Festsaal
eines Cottbuser Großkaufmanns. Rund 170
Jahre später entstand die „Ausbeute einer
Nacht”: während einer gemeinsam durchzechten Nacht malten die jungen Künstler
Thomas Hermann und Manfred Reuter 1988
dêbu kopalnego z wklês³ymi, pionowymi elementami stalowymi, zosta³y uzupe³nione
niezwyk³ymi fontannami: w centrum, przy
ksiêgarni Heron Heidemarie Dreßler
z Drezna poprowadzi³a ku jednej z bram
stalowe prêty niczym d³ugie ga³êzie ponad
wodotryskami. Wyj¹tkowy jest równie¿
budynek Centrum Medialnego Politechniki
Brandenburskiej (projekt: Herzog & de
Meuron), którego zakrzywione, zdobione bia³ymi napisami szklane fasady, s¹ jednoczeœnie architektur¹ i sztuk¹ w architekturze.
Najwa¿niejsz¹ czêœci¹ projektu by³y oczywiœcie wystawy muzealne. W Pa³acu Branitz
Beate Schneider, która opiekuje siê tam
m.in. zbiorami Blechena, dokona³a konfrontacji idei kszta³towania krajobrazu Carla
Blechena i ksiêcia Hermanna von PücklerMuskau, nadaj¹c swej wystawie tytu³ „Dzikie
krajobrazy – ukszta³towane krajobrazy”.
Malarz krajobrazów, Carl Blechen, urodzony
w 1798 r. w Chociebu¿u, wczeœnie opuœci³
miasto rodzinne i ostatecznie rozwin¹³ talent
artystyczny w Berlinie, gdzie zmar³
w 1840 r. Na pocz¹tku XX wieku miasto
Chociebu¿ przypomnia³o sobie o s³ynnym
synu i zaczê³o z wyczuciem tworzyæ zbiór
finansowo dostêpnych dzie³ Blechena, powiêkszony jeszcze za czasów NRD, a dziœ
stanowi¹cy rdzeñ zbiorów Pa³acu w Branitz.
Jednak najwa¿niejsze dla KottbusKunst
by³y wystawy sztuki w Muzeum Miejskim
i w Muzeum Sztuki Dieselkraftwerk.
Steffenowi Krestinowi uda³o siê namówiæ
do wspó³pracy nad tym historycznym
przegl¹dem sztuki i artystów z lat 1800 do
2000 historyka i znawcê regionu, Siegfrieda
Kohlschmidta, który mia³ decyduj¹cy g³os
przy kszta³towaniu swojej czêœci wystawy.
Jej celem by³o przede wszystkim ukazanie
powstania w³asnego miejskiego zbioru
z roku 1913, a tak¿e wgl¹d w prywatne zbiory, siêgaj¹ce nawet XIX wieku. Mo¿na tu by³o
odkryæ wiele rzadkich eksponatów, tak dalekich sobie stylistycznie, jak szerokie by³y
ramy czasowe tej wystawy. Jako wybitn¹
nale¿y okreœliæ scenkê z pokojowej tapety
w
stylu
francuskiego
klasycyzmu
z 1810/20 r. obrazuj¹c¹ epizod z historii
Amora i Psyche. Ta iluzjonistyczna tapeta,
drukowana przy pomocy ró¿nych klisz
w szaro-bia³ych tonacjach, wisia³a na
pocz¹tku XX wieku w sali balowej pewnego
chociebuskiego kupca. Oko³o 170 lat póŸniej
powsta³ „Urobek jednej nocy”: podczas
pewnej pijanej nocy m³odzi artyœci Thomas
Hermann i Manfred Reuter zamalowali
PREZENTACJE
97
eine Folge von Blättern – einmal das Thema
Paar, einmal das Thema Kopf umkreisend – in
gedeckten, expressiven Farbzügen, die voller
Sehnsucht, Zweifel und Aufbegehren waren
und eindrucksvolles Zeitzeugnis sind.
Ansichten der Stadt Cottbus und ihrer
führenden Persönlichkeiten dominieren natürlich in der chronologischen Kunst-Geschichte
einer Stadt wie Cottbus. Professionell wurde
Kunst in Cottbus erst im 20. Jahrhundert:
„Der erste Künstler war einer Frau”, so lautete
das Kapitel zu Elisabeth Wolf (1873-1964),
deren Werk durch einen eigenen Katalog gut
dokumentiert ist. Sie studierte ab 1901 in
Berlin in verschiedenen, meist privaten Kunstschulen, unter anderem auch bei Lovis Corinth. In einer frühen, jugendstilartig durchgestalteten Berliner Stadtansicht, die Figuren wie
Dinge in einer eindrucksvoll stummen Szene
stilisiert, ist ihr Talent zu erkennen. Ihre Selbstporträts sind ein Stück innerer Biografie.
Neben artigen, bürgerlich respektablen Selbstdarstellungen, die mitunter auch charakterisiert sind durch den melancholischen Gestus
der nachdenklich den Kopf in die Hand gestützten Haltung, zeigt sie sich immer wieder auch
von ihrer erotischen Seite – mal um 1908 mit
entblößten Schultern und den weich hochgesteckten Haaren, mal – im Alter 53 Jahren mit keckem rotem Hut und kess nach hinten
geworfenem Blick. Ihr künstlerisches Talent
kann sich in Cottbus jedoch nicht zu einem
eigenen Stil hin entwickeln. Ihre Stadt- und
Naturlandschaften sowie die Stillleben spielen
verschiedene Stile durch und verflachen.
Für die heutige Wahrnehmung der Kunst in
der Stadt gab die Kulturpolitik der DDR ab den
50er Jahren den entscheidenden Impuls: die
DDR siedelte gezielt Studienabgänger der
Kunsthochschulen in den neuen Industriegebieten und –städten an. Namen wie Dieter
Dreßler, Günther Friedrich und Rudolf Graf
verbinden sich mit dieser Phase sowie Künstler wie Günther Rechn oder Rainer
Mersiowsky, der mit seinen minutiös gemalten
Bildern ebenfalls zu einer unverwechselbaren
Bildsprache fand. Die älteren Künstler setzten
sich nachhaltig für die Einrichtung eines Kunstmuseum in der Stadt ein, das schließlich 1977
gegründet wurde und heute als Kunstmuseum
Dieselkraftwerk geführt wird. In den späten
70er und den 80er Jahren drängte jedoch
eine neuen Künstlergeneration vor, die eine
freie, expressive, eigene Ausdrucksweise sich
erkämpfte. An dieser Stelle berühren sich die
Ausstellungen in Stadt- und Kunstmuseum und
verknüpfen sich über Namen wie Hans
98
szereg kartek – tematem by³a to „para”, to
np. „g³owa” – pokrywaj¹c je ekspresyjnymi
poci¹gniêciami farby i czyni¹c z nich
wyraziste, pe³ne têsknoty, w¹tpliwoœci
i po¿¹dania œwiadectwo czasu.
Widoki miast i portrety jego najwa¿niejszych osobistoœci dominuj¹ oczywiœcie
w chronologicznej historii sztuki takiego
miasta, jak Chociebu¿. Sztuka nabra³a tu
cech profesjonalizmu dopiero w XX wieku:
„Pierwszym artyst¹ by³a kobieta” – tak brzmi
tytu³ rozdzia³u dotycz¹cego Elisabeth Wolf
(1873-1964), której dzie³a s¹ dobrze
udokumentowane w odrêbnym katalogu. Od
1901 roku studiowa³a w ró¿nych, najczêœciej prywatnych szko³ach artystycznych,
miêdzy innymi u Lovisa Corintha. Jej talent
objawia siê we wczesnym, secesyjnym
widoku Berlina, gdzie ludzkie postaci
wpisane s¹ wyraziœcie jak przedmioty
w nieme sceny. Jej autoportrety s¹ obrazami wewnêtrznej biografii. Obok grzecznych,
mieszczañskich wizerunków, charakteryzuj¹cych siê czêsto tak¿e melancholijnym
gestem opieraj¹cej siê w zamyœleniu na rêku
g³owy, artystka prezentuje siebie raz po raz
tak¿e od erotycznej strony – czy to w 1908 r.
z nagimi ramionami i miêkko podniesionymi
w³osami, czy – w wieku 53 lat – w figlarnym
czerwonym kapeluszu i œmia³ym, skierowanym do ty³u spojrzeniem. Jej artystyczny talent nie móg³ jednak rozwin¹æ siê w Chociebu¿u na tyle, by nabraæ cech niezale¿nego
stylu. Jej widoki miasta czy krajobrazów,
a tak¿e martwe natury, malowane s¹
w ró¿nych stylach i trac¹ si³ê wyrazu.
Decyduj¹ca dla dzisiejszego postrzegania sztuki w mieœcie by³a polityka kulturalna
NRD pocz¹wszy od lat 50. – ówczesne rz¹dy
celowo osiedla³y absolwentów szkó³ artystycznych w nowych centrach i miastach przemys³owych. Z okresem tym ³¹cz¹ siê takie
nazwiska, jak Dieter Dreßler, Günther
Friedrich i Rudolf Graf, a tak¿e tacy artyœci
jak Günther Rechn czy Rainer Mersiowsky,
który w pe³nych najdrobniejszych szczegó³ów
obrazach odnalaz³ swój wyj¹tkowy jêzyk
malarski. Starsi artyœci konsekwentnie walczyli o utworzenie w mieœcie muzeum sztuki,
które zosta³o w koñcu za³o¿one w 1977 r.,
i którego kontynuacj¹ jest dzisiejsze
Kunstmuseum Dieselkraftwerk. W póŸnych
latach 70. i 80. na scenê wesz³o jednak
nowe pokolenie twórców, którzy wywalczyli
sobie prawo do u¿ywania wolnych, ekspresyjnych, indywidualistycznych œrodków
wyrazu. W tym miejscu wystawy w Muzeum
Scheuerecker oder Dieter Zimmermann, die
bis heute ihre ganz eigene Ästhetik beibehalten
und weiter entfalten.
Die „Aufbrüche in den 1980er Jahren”
arbeitete Jörg Sperling für die Galerie Haus 23
auf. Es war die Zeit von Hans Scheuereckers’
Body-Painting-Aktionen und der Rollo-Bilder,
welche vor der Wende in Ausstellungen in der
Cottbuser Schlosskirche präsentiert wurden.
Die Brisanz der Ausstellung dieser dicht an
dicht gehängten Faltbilder ist noch heute in der
Fotodokumentation zu spüren. Sperling,
langjähriger Kenner der hiesigen Kunstszene,
war es auch, der für „KottbusKunst” die
Ausstellung im Kunstmuseum entwickelte
unter dem Titel „Aktuelle Kunstpositionen seit
1990”. Im Unterschied zum großen historischen Überblick im Stadtmuseum mit rund
450 Künstler sind die hierfür ausgewählten 45
Künstler jeweils mit mehreren, meist großformatigen Werken zu sehen. Allein zehn Werke
entstanden direkt für die Schau. Verzichtet hat
Jörg Sperling auf die aktive Cottbuser
Fotografen-Szene, darunter bedauerlicherweise auch auf Förderpreisträger der Galerie
Haus 23 wie Birgit Dworak und Kathrin
Langheinrich. Nur der herausragende Cottbuser Fotograf Thomas Kläber fand mit seinen
großartigen Porträt- und Landschaftsstudien
Berücksichtigung. Einen Schwerpunkt zum
Thema Fotografie stellte, um auch die siebte
Ausstellung zu KottbusKunst anzuführen, die
Präsentation „Blickwinkel Fotokunst –
Sorbisches in Cottbus und Umgebung” im nahe
gelegenen Wendischen Museum mit einem
historischen Überblick dar.
Zu Gunsten der aktuellen Fotografie vor Ort
bezog Jörg Sperling eine Reihe von Künstlern
in die Ausstellung mit ein, die an der
Brandenburgischen Technischen Universität
lehren oder lehrten und mit ihren avantgardistischen Arbeiten provokant für die hiesige
Kunstszene sind – eine Entscheidung, die zu
begrüßen ist, weil Künstler wie Nora Fuchs vor
einigen Jahren und heute Roland Kohlhaas mit
eigenen Ausstellungsinitiativen sich aktiv ins
Cottbuser Kunstgeschehen einbrachten bzw.
einbringen und Impulse geben. Nora Fuchs’
Hundehaus aus verschiedenfarbigen Hundekuchen mit dem daneben über Video eingespielten Erziehungstraining-vor-dem-Fressnapf
war denn auch der erste „Stolperstein” in der
Ausstellung.
Inmitten
von
bekannten
malerischen Handschriften wie Matthias
Körner, Mona Höke, Sigrid Noack, Eckhart
Böttger oder P.M.TORI sowie aktuellen
Arbeiten von Scheuerecker und Zimmermann
Sztuki i w Muzeum Miejskim znajduj¹ punkt
wspólny i ³¹cz¹ siê w nazwiskach Hansa
Scheuereckera czy Dietera Zimmermanna,
którzy do dziœ pos³uguj¹ siê w³asn¹ estetyk¹
i wci¹¿ j¹ rozwijaj¹.
„Odnowa lat 1980” to wystawa przygotowana przez Jörga Sperlinga dla Galerii
Haus 23. By³y to czasy happeningów body
painting Hansa Scheuerckera i zwijanych
obrazów prezentowanych jeszcze przed politycznym prze³omem na wystawach w chociebuskim koœciele pa³acowym. Do dziœ
wyczuwa siê kontrowersyjnoœæ tej wystawy
pe³nej blisko jeden obok drugiego wystawionych sk³adanych obrazów. Sperling, który
od wielu lat zna tutejsze œrodowisko artystyczne, jest równie¿ autorem przygotowanej
na KottbusKunst wystawy w Kuntmuseum
pod tytu³em „Aktualne kompozycje od 1990 r.”
W odró¿nieniu od wielkiego historycznego
przegl¹du w Muzeum Miejskim, gdzie obecnych jest ok. 450 artystów, do tej wystawy
wybrano, w wiêkszoœci wielkoformatowe,
dzie³a 45 twórców. Dziesiêæ z nich powsta³o
specjalnie na ten pokaz. Jörg Sperling
zrezygnowa³ z prezentacji dzie³ aktywnego
chociebuskiego œrodowiska fotograficznego,
w tym niestety tak¿e z prac takich laureatów
stypendiów Galerii Haus 23, jak Birgit
Dworak czy Kathrin Langheinrich. Uwzglêdniony zosta³ tylko wybitny chociebuski
fotograf Thomas Kläber i jego wspania³e
portrety i krajobrazy. Jeœli chodzi o fotografiê, to najwa¿niejsza by³a prezentacja
„Spojrzenie na sztukê fotografii – ³u¿yckoœæ
w Chociebu¿u i okolicach” w niedalekim
Muzeum Wendyjskim – to ju¿ siódma wystawa w ramach KottbusKunst.
Z korzyœci¹ dla tej prezentacji aktualnej
lokalnej fotografii Jörg Sperling œci¹gn¹³ na
ni¹ szereg artystów, którzy nauczaj¹ lub
nauczali na Brandenburskiej Politechnice,
a swymi awangardowymi pracami prowokuj¹ tutejsze œrodowisko – decyzja warta
pochwa³y, poniewa¿ artyœci tacy, jak dawniej
Nora Fuchs, a dziœ Roland Kohlhaas wpisywali siê i wpisuj¹ w chociebuskie ¿ycie
artystyczne organizuj¹c w³asne wystawy
i nadaj¹c nowe impulsy. Pierwszym „trudnym do prze³kniêcia” dzie³em okaza³a siê psia
buda autorstwa Nory Fuchs wykonana
z wielokolorowej psiej karmy i zaprezentowana w towarzystwie filmu wideo ukazuj¹cego
tresurê psa przed misk¹ z jedzeniem.
Poœród znanych malarskich autografów
Matthiasa Körnera, Mony Höke, Sigrid
Noack, Eckharta Böttgera czy P.M.TORI,
PREZENTACJE
99
wirkten die spröden Holzbrett-Installationen
des Schweizer Professors Jo Achermann
(Lehrstuhl für Plastisches Gestalten) insbesondere auch neben der expressiven Plastik von
Chris Hinze und Hans-Georg Wagner wie ein
Fremdkörper. Wie mit einem überdimensionalen Zollstock, den er in unterschiedlichen
Zackenformen in den Raum hinein ragen lässt,
lotet Achermann den Raum aus – eine radikalrationale Position, die die Ausstellung bereicherte ebenso wie das komplett inszenierte
Schlafzimmer des ehemaligen AchermannAssistenten Heinrich Weid im letzten Raum
der Schau, der heute eine Professur in
Wuppertal hat. Weid ironisiert mit seinem bis
zu Deckenlampe und Tapete in altmodischen
Brauntönen und Formen der 60er und 70er
Jahren durchgestylten Raum die heute schick
gewordene Bewunderung eben immer zeitgebundenen Designs.
Zwischen diesen künstlerischen Ansätzen
begeisterte Solveig K. Bolduan mit ihrer skurrilen Luxus-Dame und ihren trendigen Hunden
wie auch die Textilkünstlerin Christina Köster,
die die kleine Teeküche im Obergeschoss mit
ihren quer durch den Raum gespannten Fäden
neu vermaß und erlebbar machte. Eigens für
die Ausstellung hat Nadia Schmidt die sorbische Sage der Mittagsfrau in eine zauberhafte
Installation gefasst: über aufgeschüttetem
märkischen Sand lässt sie die Sagengestalt als
Vision entstehen, indem sie auf Angelsehnen
aufgezogene Schrotbleikugeln zur schwebenden Frauengestalt werden lässt.
Mit den Jubiläumsausstellungen ist
KottbusKunst kein abgeschlossenes Kapitel.
Thomas Richert, Chefredakteur des Cottbuser
Stadtmagazins „hermann”, der während der
Gesprächsrunde im Kunstmuseum mit auf
dem Podium saß, kündigte an, mit einem
Kunstevent in Cottbus den Kunstdiskurs fort
zu führen. Die Idee hat sich nun konkretisiert:
An mehreren Ausstellungsorten zwischen
Mensa und Galerie Haus 23 soll es vom 18.27.05 2007 ein Kunstfestival geben, bei dem
rund zwanzig Künstler aus der Region beteiligt
sein werden zusammen mit einer Hand voll
überregionaler Künstler, die thematisch
Cottbus im Blick haben sollen. Malerei,
Fotografie, Performance – jede künstlerische
Ausdrucksform wird vertreten sein. Als Veranstalter steht der Kunst- und Kulturförderverein
Cottbus für die Organisation. In der Arbeitsgruppe mit Jörg Sperling und Matthias
Körner arbeiten neben Thomas Richert und
Steffen Krestin die zwei Künstler Roland
Kohlhaas und Tobias Richter mit.
100
a tak¿e nowych prac Scheuereckera i Zimmermanna czy szczególnie ekspresyjnych
rzeŸb Chrisa Hinze i Hansa-Georga Wagnera surowe instalacje z drewnianych desek
szwajcarskiego profesora Jo Achermanna
(z Katedry Sztuk Plastycznych) wydawa³y siê
wrêcz obcym cia³em. Ponadwymiarow¹, pogiêt¹ calówk¹, któr¹ Achermann wprowadza do pomieszczenia, artysta mierzy je
– z radykalnie racjonalnej pozycji, która wzbogaci³a wystawê podobnie jak w pe³ni odwzorowana w ostatnim pomieszczeniu wystawy
sypialnia by³ego asystenta Achermanna,
Heinricha Weida, dzisiaj profesora w Wuppertalu. Prezentacj¹ tego pokoju, a¿ po
lampê i tapetê wype³nionego br¹zami i formami stylu lat 60. i 70., pokpiwa z modnego
dziœ podziwu dla wzornictwa, które przecie¿
zawsze tkwi w swoim w³asnym czasie.
Poœród tych artystycznymi prób zachwyt
budz¹ Solveig K. Bolduan i jego dziwna luksusowa dama z modnymi psami, a tak¿e zajmuj¹ca siê tkanin¹ artystyczn¹ Christina
Köster, która swymi niæmi, rozwieszonymi
po ca³ej kuchence na pierwszym piêtrze,
nada³a jej nowy wymiar i nowe ¿ycie.
Specjalnie na tê wystawê Nadia Schmidt
stworzy³a instalacjê opowiadaj¹c¹ ³u¿yck¹
legendê o „kobiecie po³udniowej pory”: nad
rozsypanym marchijskim piaskiem g³ówna
bohaterka pojawia siê jako wizja, postaæ
kobiety stworzona z kulek o³owiu zawieszonych na wêdkach.
Wystawy jubileuszowe nie zamykaj¹
KottbusKunst. Thomas Richert, redaktor
naczelny chociebuskiego magazynu miejskiego „hermann”, który podczas dyskusji
panelowej w Muzeum Sztuki siedzia³ na podium, zapowiedzia³, ¿e chociebuski dyskurs
o sztuce znajdzie kontynuacjê w pewnym
wydarzeniu artystycznym. Pomys³ ju¿ siê
wykrystalizowa³: w kilku miejscach wystawowych miêdzy Mens¹ a Galeri¹ Haus 23
odbêdzie siê w dniach 18-27.05 2007 festiwal sztuki, w którym weŸmie udzia³ oko³o
20 artystów z regionu oraz kilku artystów
o znaczeniu ponadregionalnym, a którego
g³ównym tematem ma byæ Chociebu¿.
Obecne bêd¹ wszystkie formy wyrazu
artystycznego – malarstwo, fotografia, performance. Organizatorem bêdzie Towarzystwo Wspierania Kultury i Sztuki w Chociebu¿u. Grupê robocz¹ tworz¹ Jörg Sperling,
Matthias Körner, Thomas Richert i Steffen
Krestin, a tak¿e dwaj artyœci - Roland
Kohlhaas i Tobias Richter.
t³umaczenie Grzegorz Kowalski
PRZYPOMNIENIA LITERACKIE
Czytanie Ÿróde³ V
Czego Maranda nie nauczy³ siê od Tutki
- eksperyment z proz¹ Janusza Olczaka
Czes³aw Markiewicz
„Baœñ o wielkim Marandzie”, „Jubileusz Marandy” i wreszcie „Wesele Marandy”. Postaæ
hochsztaplera albo absurdalnie uzdolnionego i nieoczekiwanie optymistycznie usposobionego
tytu³owego bohatera zosta³a wiêc nobilitowana a¿ trzema powieœciowymi poci¹gniêciami
Janusza Olczaka. Przy okazji: w informatorze biograficznym „Miejsce zmagañ” pod redakcj¹
Alfreda Siateckiego b³êdnie podano datê wydania „Wesela Marandy”; ostatnia powieœæ cyklu
ukaza³a siê bowiem w 1983 r., a nie jak anonsuje siê w „Miejscu zmagañ” w1985 r. I jeszcze
jeden doœæ ma³o istotny, ale wa¿ny szczegó³: jedyny raz, na listku „Wesela Marandy”, epitet
„wielki” w tytule „Baœñ o wielkim Marandzie” pisany jest du¿¹ liter¹. Ma to o tyle znaczenie,
¿e w cyklu opowiadañ o profesorze Tutce Jerzego Szaniawskiego, które tutaj pos³u¿¹ jako „lustro” opowieœci o Marandzie, tytu³ „profesor” pisany jest zawsze du¿¹ liter¹. Osobiœcie wiêc
optowa³bym za pisowni¹ „Wielki Maranda” – choæby z racji wyniesienia tej postaci do rangi
kluczowych w moim, lubuskim kanonie archetypów literackich.
Od wydania pierwszej powieœci cyklu Janusza Olczaka, „Baœni o Wielkim Marandzie”
(1974) do ostatniej „Wesela Marandy (1983) minê³a tako¿ blisko dekada. Dekada,
w której obywatelsko okrzepliœmy ju¿ po wydarzeniach grudnia ’70, okrzepliœmy równie¿ po
PRZYPOMNIENIA LITERACKIE
101
„euforii” hase³ typu „Polak potrafi”, a i wreszcie pewnie sam pisarz móg³ byæ ju¿ ofiar¹ albo
beneficjantem wydarzeñ sierpnia ’80 i grudnia ’81. Chocia¿, znaj¹c funkcjonowanie ówczesnego
rynku wydawniczego, mo¿liwe jest przypuszczenie, ¿e „Wesele Marandy” powsta³o tu¿ przed
sierpniem 80’ albo b³yskawicznie po, na tyle „b³yskawicznie”, ¿e wszelkie „aluzje” do wydarzeñ
tamtego lata i tamtej zimy nale¿y traktowaæ w sposób umiarkowanie komplementarny.
Opowiadania Jerzego Szaniawskiego powstawa³y najpierw jako bie¿¹ce, gazetowe dzie³ka
drukowane w ró¿nych czasopismach. Pierwszy, ju¿ zwarty zbiór, ukaza³ siê jako ksi¹¿kowy tytu³
„Profesor Tutka” w 1954 r., a wiêc przed paŸdziernikiem 1956 r. Nastêpny zbiór „Profesor
Tutka, nowe opowiadania” ukaza³ siê w absolutnie, albo, jakby powiedzia³ Alfred Jarry
absurdalnie neutralnym 1960 r. Natomiast trzecia pozycja zwi¹zana z postaci¹ Profesora Tutki
to „Opowiadania Profesora Tutki” wydane siedem lat po œmierci autora w 1977 r., jako „LEKTURA DLA KLASY ÓSMEJ SZKO£Y PODSTAWOWEJ”.
Nawet gdyby nadu¿yciem by³o uznanie obu cykli za osobliwe triady literackie – to ten
naci¹gniêty fakt bezsprzecznie je ³¹czy. Ponadto, gdyby przyj¹æ, a to bardzo przystaje do mojej
mitotwórczej aksjologii literackiej, ¿e owe triady maj¹ coœ wspólnego z Heglem, to mo¿na
potraktowaæ ostatnie w cyklu powieœci obu autorów („Wesele Marandy” i „Opowiadania
Profesora Tutki”), jako syntezy poprzedzaj¹cych tez i antytez.
Z tego punktu widzenia kluczowe znaczenie ma w obu przypadkach sposób odniesienia siê
autorów do sytuacji zewnêtrznej, do tego, czego akurat nie ma w ich œwiatach przedstawionych.
Z jakiegoœ dziwnie rdzennego powodu obaj uciekaj¹ w uniwersalny œwiat mentorskiego autorytetu tytu³owych postaci. Zarówno Maranda jak i Tutka – te dwie podmiotowe kategorie literackie albo po prostu nazwiska bohaterów - mocno wbijaj¹ siê w œwiadomoœæ czytelników.
Powstaje pytanie: czy obaj... panowie na to sobie zas³u¿yli. Jeœli chodzi o Profesora Tutkê, ten
przypominaj¹cy trochê bohatera „Kabaretu Starszych Panów”, bywalec kawiarni, z pewnoœci¹
budzi respekt i rezon. Czuæ, ¿e reprezentuje ten rodzaj inteligencji polskiej, której korzeni nale¿y
siê spodziewaæ w rzeczywistoœci dwudziestolecia miêdzywojennego. Jego maniery, kultura osobista i konotacje kulturowe, œwietnie tako¿ dopasowuj¹ siê do tego, co jakoœ tam uniwersalnie
obowi¹zywa³o w ówczesnej Europie. Przys³uchuj¹c siê dok³adniej opowieœciom Profesora
mamy jednak wra¿enie, ¿e t³o, scenografia tych monologów s¹ dosyæ swobodnie, albo nazbyt
luŸno zwi¹zane z bezbarwn¹ rzeczywistoœci¹ kulturow¹ szerszego ju¿ otoczenia.
Maranda, natomiast, to figura przynajmniej dwuznaczna. Jeœli „zahacza” o jak¹œ tradycjê
dwudziestolecia miêdzywojennego, to przychodzi do g³owy tylko jedna postaæ: Nikodem
Dyzma. Rzecz jasna Maranda jest bardziej wykszta³cony, bardziej elokwentny, bardziej obyty,
chocia¿ z gruntu powiatowy. Nie „operuje” w samej Warszawie, lecz gdzieœ na obrze¿ach
g³ównych nurtów. Czyli jakby gdzieœ tutaj, u nas – maj¹c na uwadze rodowód topograficzny
samego Janusza Olczaka (Skwierzyna). Ale to wykszta³cenie, obycie i elokwencja Marandy krojone s¹ ju¿ wed³ug powojennej sztancy; mówi¹c ordynarnie: bez greki, ³aciny i tego w³aœciwego,
romantycznego patriotyzmu, który kojarzy³ siê pok¹tnie z Józefem Pi³sudskim. Maranda jest
sukcesem powojennej polityki kulturalnej. Jest te¿ ofiar¹ dziwnego jêzyka, który zyskiwa³
¿mijowaty kszta³t rozdwojenia miêdzy oficjalnoœci¹ i prywatnoœci¹. Jêzyka niezas³u¿enie
okreœlanego ezopowym; zdemaskowany i zdemistyfikowany ju¿ dzisiaj, pozbawiony to¿samoœci adresatów tamtejszych aluzji, brzmi wszak¿e jak balzakowskie szczegó³y
w sprawie Dryfusa. Jeœli zapamiêta³em urokliw¹ frazê „Wesela Marandy” to tylko dziêki
niedocenionemu talentowi Janusza Olczaka. Jêzyk Marandy ³¹czy jednak z jêzykiem Profesora
Tutki mentorstwo i sk³onnoœæ do teatralnego pointowania sytuacji, zdarzeñ, okolicznoœci
zrêczn¹ facecj¹, anegdot¹ itp. O ile „gadanie” Tutki mia³o wyraz sokratejskich dialogów, to
jêzyk Marandy, bêd¹cy najwyraŸniej jedynym dowodem jego kondycji cz³owieczej, konkretyzuje siê wy³¹cznie literacko, albo nawet jest jak ¿ycie Marandy, prawdziwe czy wymyœlone,
najczêœciej w³aœnie anegdotyczny.
102
Mimo tych ró¿nic, które paradoksalnie zbli¿aj¹ te postacie, nigdy nie mog³em oprzeæ siê
nachalnym porównaniom. Zawsze kiedy myœla³em Tutka, zaraz pojawia³ siê w przedpokoju
Maranda. Kiedy ju¿ w salonie, a raczej pokoju telewizyjnym rozwala³ siê na tapczanie nieproszony Maranda, do drzwi wejœciowych delikatnie puka³ Profesor Tutka. Zawsze razem, jeden po
drugim i odwrotnie. Jak zawoalowana tradycja mieszaj¹ca siê ze zbyt ostentacyjnie oficjaln¹ teraŸniejszoœci¹. O ile w nieznanej, trafnie niedookreœlonej przez Szaniawskiego biografii
Profesora, mo¿na dogrzebaæ siê tylko do jakichœ endeckich antenacji albo porozbiorowych
antysowieckich resentymentów, to ju¿ Maranada idealnie nadaje siê do lustracji, w takim
kszta³cie jak ona dzisiaj wygl¹da, gdzie materialistyczne idee godz¹ siê z dogmatyczn¹ wiar¹
w Boga Wszechmog¹cego.
Uwzglêdniaj¹c te wszystkie konteksty zaaplikowa³em sobie niedopuszczalny dotychczas
w swojej praktyce czytelniczo-krytycznej eksperyment. Otó¿ sformu³owa³em powy¿sze
hipostazy przywo³uj¹c jedynie z pamiêci, zapamiêtane z pierwszego, odleg³ego czytania,
wra¿enia. Po czym siêgn¹³em powtórnie, ju¿ w rozkwicie pierwszej dekady nowego wieku po
„Wesele Marandy” i „Opowiadania Profesora Tutki”. Wra¿enie piorunuj¹ce! Szczególnie w
kontakcie z histori¹ niejakiego Marandy. Zrazu zrozumia³em, ¿e Olczak przez nagromadzenie
drobnych szczegó³ów z ¿ycia codziennego jakiejœ wyimaginowanej z pozorów prowincji, owych
banalnych realiów, osi¹gn¹³ ten sam stopieñ paradoksalnej magicznoœci, któr¹ znamy
z nowofalowych filmów Francois Truffaut.
Oto dowody Ÿród³owe. W pierwszej ods³onie „Wesela Marandy”, zatytu³owanej
prowokuj¹co „PIÊÆDZIESIÊCIOLETNI NASTOLATEK” czytamy: „Maranda ma³o kiedy wyk³ada³
na uczelni, poniewa¿ jako archeolog ca³ymi latami przebywa³ na odludziu, które jest prowincj¹ ju¿ w formie nie modelowej, ale wrêcz kryszta³owej. W tym roku nie zanosi³o siê na ¿adn¹ wyprawê, wiêc podj¹³ siê wyg³oszenia cyklu
wyk³adów. Przygotowywa³ siê do nich bardzo starannie, gdy¿ wiedzia³, ¿e g³upie s³owa wy³a¿¹ z nêdznej gêby. Prawdê
tê wyczyta³ niedawno z inskrypcji wykutej nad przepaœciami Himalajów przez staro¿ytnych Gogów
i Magogów”. Sam Olczak, o prowincji, tej jednak modelowej, wiedzia³ wiêcej, ni¿ ka¿dy inny
prowincjusz (Skwierzyna). Jeœli przypomnimy, ¿e Szaniawski niemal ca³e swoje ¿ycie spêdzi³
w rodzinnym dworku, praktycznie nie opuszczaj¹c Zegrzynka - to owe „Himalaje” zabrzmi¹
tyle¿ metaforycznie, co demagogicznie, jeœli przypuœcimy, ¿e ów jakiœ Magog jest arystokrat¹
w rodzaju Profesora Tutki i ma prawo pos³ugiwaæ siê przed nazwiskiem prefiksem „de”. Sam
Maranda, jego sensacyjne wyk³ady, nie bêd¹ce nawet prawdopodobnymi, s¹ jednak tylko osi¹
dla pokazania okreœlonej panoramy postaci i tworz¹cej osnowê ¿ycia tych postaci rzeczywistoœci. Przerzucam ca³e rozdzia³y „Wesela Marandy”, w których nie pojawia siê tytu³owy bohater.
Chocia¿ zawsze jego postaæ jest punktem odniesienia dla historii Azbesta, Brandenbury, Czuja
i innych. Otoczenie Profesora Tutki natomiast, stanowi byæ mo¿e tylko ¿yw¹ scenografiê jego
opowieœci. To kolejna ró¿nica. Ale znowu tylko pozorna. Szaniawski pos³uguje siê bowiem
sta³ym schematem. Najpierw nastêpuje ekspozycja owego „¿ywego otoczenia”: „Kilku mi³oœników
muzyki rozmawia³o o instrumentach”, „Sêdzia opowiada³ o swoim szeœcioletnim wnuku”, „Mecenas, cz³owiek solidny,
ale - powiedzmy szczerze - trochê snob, opowiada³, jak bêd¹c w Londynie, poszed³ do pierwszorzêdnego krawca,
zamówi³ sobie ubranie, zap³aci³ za to du¿o i - wygl¹da³ jak król”, „Sêdzia, na ogó³ malkontent, twierdzi³, i¿ w sprawozdaniach oceniaj¹cych ksi¹¿ki czyta siê czêsto jakieœ okreœlenia, które nic nam nie mówi¹” itp. Po czym w wiêkszoœci fragmentów pojawia siê fraza: „Na to odezwa³ siê Profesor Tutka”, „Uciszono siê, bowiem Profesor
Tutka zacz¹³ opowiadaæ”, „Profesor Tutka s³ucha³, a potem opowiedzia³ wypadek ze swego ¿ycia” itd. Olczak
równie¿ wykorzystuje autorytarny chwyt w rodzaju: „Na nastêpnym wyk³adzie Maranda opowiada³ studentom o latach rozkwitu i upadku wysokogórskiej stolicy”, „Studenci w skupieniu wys³uchali tego sensacyjnego
wyk³adu, a potem otoczyli go ko³em i zadawali mnóstwo ró¿nych pytañ” itp. Po czym, albo przed, nastêpuj¹
owe „wyk³ady”. Przytoczmy pojedynczo: wyk³ad Marandy i opowieœæ Profesora Tutki.
„Ekspedycja Marandy natrafi³a w koñcu tak¿e na inne dramatyczne œlady tragedii sprzed wieków. Kilka osób schowa³o
siê w podziemiach œwi¹tyni, sk¹d usi³owali przekopaæ siê do zbocza góry. Znaleziono ich szkielety oraz ³opaty, wiadra
PRZYPOMNIENIA LITERACKIE
103
i siekiery. Jeden z nich w czasie po¿aru chwyci³ amforê z kilkuset paciorkami wystarczaj¹cymi na sto naszyjników. Na
ostatnim stopniu garnek wymkn¹³ mu siê z r¹k i paciorki rozsypa³y siê, czekaj¹c setki lat na swoje odkrycie. Znaleziono
tak¿e grób starca i m³odej ¿ony, uduszonej i pochowanej razem z mê¿em. W chwili duszenia oczy wysz³y jej z orbit
i odbi³y siê na cudownie ocala³ej chusteczce, któr¹ przykryto jej twarz.”, „Zacz¹³ opowiadaæ Profesor Tutka:
- Oczywiœcie wszyscyœmy potracili. (...) Jednak¿e wojna, jako taka, by³a dla nas prze¿yciem i wstrz¹sem tak silnym, ¿e
straty, jakie ponieœliœmy, jakby zmala³y. Ta sama strata podczas pokoju wydawa³aby siê wiêksza. Zna³em przed wojn¹
cz³owieka, który mia³ w swym starokawalerskim mieszkaniu sporo ³adnych rzeczy, ale najwiêcej ceni³ szablê tureck¹,
zdobyt¹ przez jednego z przodków podczas wyprawy wiedeñskiej. Szabla ta z zatartym nieco napisem tureckim,
mieszcz¹cym w sobie dewizê: „Pó³ksiê¿yc i honor”, czy coœ w tym rodzaju, wysadzana drogimi kamieniami przy rêkojeœci, nale¿a³a zapewne do jakiegoœ tureckiego dostojnika. (...) I oto dnia pewnego podczas nieobecnoœci gospodarza
zakradli siê z³odzieje. Skradli tê cenn¹ szablê. (...) Znajomy mój by³ niepocieszony. Rozpacza³, jakby po stracie
najbli¿szej istoty”.
Porównajmy: z jednej strony absurd, z drugiej przewrotnoœæ. W rezultacie podobny efekt:
pogodny humor, „pe³na zrozumienia dla œwiata filozofia ¿ycia” - jak oceniaj¹ prozê Olczaka krytycy, a nie powstydzi³by siê takiej oceny z pewnoœci¹ Szaniawski. Prawd¹ tycz¹c¹ obu autorów
jest równie¿ zdanie, ¿e groteskowa wizja œwiata nie jest zbudowana przez deformacjê rzeczywistoœci, ile przez wy³uskiwanie z niej absurdalnych szczegó³ów. Nie wszystko bowiem musi od
razu byæ „wielkie”. Przys³uchajmy siê na sam koniec choæby jednej myœli Azbesta, goœcia na
uroczystoœci weselnej samego Marandy: „Azbest poklepa³ studenta po plecach i skupi³ swoj¹ uwagê na innych
goœciach Marandy. Ci ludzie te¿ mieli wiele ciekawego do powiedzenia. Przede wszystkim poruszali bardzo wiele
najró¿niejszych zagadnieñ. Zdania by³y czasem podzielone, ale nikt nie upiera³ siê przy swoim drobiazgu z wytrwa³oœci¹
godn¹ lepszej sprawy. Po co przypadkowy drobiazg rozdmuchiwaæ do rzêdu romantycznych gigantów? Przeklête problemy, ca³a ta wa³kowana od stulecia dostojewszczyzna nie pasuje do imieninowej herbatki. A jednak chwilami trudno
jest doprawdy s³uchaæ g³upot”.
Dlatego moje powtórne czytanie polega³o na delektowaniu siê ka¿dego jednego, po kolei,
innego wieczoru jedn¹ opowieœci¹ Tutki, nicowan¹ jedn¹ histori¹ z otoczenia „weselników”
Marandy.
Utrzymuj¹c w mocy pierwotne wra¿enia, jedno spotêgowa³o siê w odkrycie: Olczak
dorównuje oryginalnoœci¹ ujêcia i uniwersalnoœci¹ przes³añ Szaniawskiemu - tylko nieco mniej
zapomnianemu od skwierzyñskiego emigranta do Lublina.
104
Janusz Koniusz
Pomiêdzy Mêcin¹ a Gubinem
(wspomnienie o Tadeuszu Firleju)
Mia³ kilka pasji. Pisa³ wiersze, hodowa³ roœliny egzotyczne, o których opowiada³
z wielkim znawstwem, filmowa³, fotografowa³, odbywa³ wycieczki rowerowe, chodzi³ po
górach, marzy³a mu siê wyprawa do Kaszmiru, stale coœ inicjowa³, urz¹dza³, organizowa³, po
prostu dzia³a³. Dla mnie pozostanie przede wszystkim poet¹. Poet¹ i regionalist¹.
Poznaliœmy siê w kole m³odych pisarzy, które w po³owie ubieg³ego wieku dzia³a³o przy
Zwi¹zku Literatów w Katowicach. Nasz wspólny przyjaciel z tamtych lat nie¿yj¹cy ju¿ œl¹ski
poeta i prozaik, mi³oœnik £u¿yc - Boles³aw Lubosz zwyk³ powtarzaæ, ¿e zawsze i wszêdzie ci,
którzy pisz¹ wiersze, stanowi¹ bractwo poetyckie, swoisty cech poetów. By³ mi zatem przez
ponad piêædziesi¹t lat Tadeusz Firlej bratem w tym cechu. £¹czy³o nas nie tylko zapisywanie
s³ów, uk³adanie wierszy, wymyœlanie metafor. Fascynowa³a prowincja, spaja³o jakieœ pierwotne,
trudne do wyjaœnienia, przywi¹zanie do tego samego, wskazanego przez przypadek, cz³owieka,
do tego samego domu, tej samej ulicy.
W rozmowach czêsto powracaliœmy w nasze nowogródzkie strony. Ka¿dy, chc¹c czy nie
chc¹c, nosi w sobie swój Nowogródek. On powraca³ do Mêciny, gdzie siê urodzi³
w Prima Aprilis 1926 r. Ja do Niwki, dawniej gminy górniczej, dziœ po³udniowej dzielnicy
Sosnowca, kopalniano-fabrycznej miejscowoœci, która przez sto lat le¿a³a w Trójk¹cie Trzech
Cesarzy. St¹d jednym spojrzeniem mo¿na by³o ogarn¹æ granice wszystkich zaborców. Zbiega³y
siê w wid³ach Przemszy Bia³ej i Przemszy Czarnej, moich domowych rzek.
Mêcina roz³o¿y³a siê w dolinie, przez któr¹ przep³ywa Smolnik, ni rzeczka, ni potok. Czasem
gwa³townie wzbiera i wtedy staje siê groŸna. Jeden z pierwszych obrazów, jakie Tadeusz wyraziœcie zapamiêta³, to walka mieszkañców wsi z rozszala³ym Smolnikiem. Wodnym ¿ywio³em. Po
wielu latach do tego wydarzenia powróci w miniaturze poetyckiej „PowódŸ”. Z Mêciny, s³awnej
z wytwarzania kijów do gry w hokeja, niedaleko do Nowego S¹cza i Limanowej, wiêc Tadeusz
uwa¿a³ siê trochê za górala, za bacê. „Bacê z Mêciny”
Jego ojciec zgin¹³ w szybie wiertniczym. Mama sprzeda³a chatê, maleñk¹ jak sza³as górski
– napisa³ w miniaturze „Sk¹d jestem?” – i ruszy³a na Ziemie Zachodnie. Na Œl¹sku ukoñczy³
studium prawa. W styczniu 1952 roku znalaz³ siê z nakazem pracy w Gubinie. S¹dzi³, ¿e bêdzie
to nieco d³u¿szy przystanek w podró¿y przez ¿ycie. – Ale gdy wyszed³em wiosn¹ na spacer po
Wzgórzach Gubiñskich, widok kwitn¹cych sadów, wiosenne zapachy i radosne kwilenia
zaw³adnê³y moim sercem – powiedzia³ kilka tygodni przed œmierci¹ w rozmowie opublikowanej
na ³amach „Wiadomoœci Gubiñskich”.
Znalaz³ tutaj to, co chcia³. Potrojony Smolnik czyli Nysê, na któr¹ móg³ patrzeæ
z okien swego mieszkania. Pomiêdzy urokliw¹ kamienic¹ a rzek¹ ulica, zwana swojsko
Piastowsk¹. Œrodkiem nie tylko tej ulicy przez ca³a lata przebiega³y zasieki z drutu kolczastego.
Granica. Dos³owny koniec, albo - jak uwa¿ali inni - pocz¹tek Polski. Od podwórka wznosi siê
wzgórze. Miniaturka Jaworza, pierwszej prawie tysi¹cmetrowej góry, na któr¹ siê wyprawia³
PRZYPOMNIENIA LITERACKIE
105
w dzieciñstwie. Pod szczytem tego wzgórza zbudowa³ opisan¹ póŸniej w kilku reporta¿ach
altanê, gdzie do koñca hodowa³ roœliny. W tej altanie rozmawia³o siê nam najlepiej, bo ¿adne
pomruki i ha³asy tego œwiata tam nie dochodz¹.
W Gubinie mia³ byæ prokuratorem, ale za du¿o ludzi chcia³o mu mieszaæ w s³u¿bowych
papierach, polecaæ, nakazywaæ, wiêc przy pierwszej okazji zrezygnowa³. Zosta³ stró¿em
w pewnym przedsiêbiorstwie, stra¿nikiem sadów, co ju¿ by³o bli¿sze jego mentalnoœci
i zainteresowaniom. Gdy kilka lat póŸniej, tak¿e z nakazem pracy, przez Sulechów trafi³em do
Zielonej Góry i odwiedzi³em go, pracowa³ ju¿ w domu kultury. Zapuœci³ brodê. To od opisu tej
brody zaczyna siê portret Tadeusza utrwalony znakomitym piórem Mariana Brandysa.
Mia³ wiêc du¿o, ale nie wszystko. – Brakowa³o mi literackiej atmosfery, sporów
i dyskusji, artystycznego zaanga¿owania, do czego by³em przyzwyczajony, gdy nale¿a³em do
ko³a m³odych pisarzy w Katowicach – powiedzia³ w cytowanej tu rozmowie.
W Zielonej Górze odczuwa³em identycznie. Ci¹gle zatem z Tadeuszem odbieraliœmy na tych
samych falach. Wiêc z przyjació³mi za³o¿y³ jeden z pierwszych w kraju – klub inteligencji, który
po latach t³ustych i chudych zmieniaj¹c nazwy i charakter dzia³a do dziœ jako Gubiñskie
Towarzystwo Kultury.
Najpierw zbierano siê w pracowni fotograficznej domu kultury, któr¹ Tadeusz zawiadywa³.
O dziesi¹tej wieczorem dom kultury w przygranicznej miejscowoœci musia³ byæ obowi¹zkowo
zamkniêty, wiêc rozdyskutowane towarzystwo przenosi³o siê do mieszkania Firleja, na co jego
wyrozumia³a i niebywale goœcinna ma³¿onka, cudem uratowana z ogarniêtego rzezi¹ i po¿arami
Wo³ynia, pani Leokadia, po prostu Lodzia, zezwala³a. Zbierano siê w du¿ym pokoju, tym od
ulicy – granicy – Nysy, pokoju z piêknym kaflowym piecem, który wobec naszego pieca
kaflowego w Niwce jest prawdziwym dzie³em sztuki. I tak powsta³, wed³ug okreœlenia Mariana
Brandysa, ostatni salon literacki Rzeczypospolitej. Gubiñscy poeci i wierszokleci,
a wszêdzie tacy siê znajduj¹, fotograficy, plastycy, poloniœci, historycy, architekci, ludzie
z ró¿n¹ okupacyjn¹ przesz³oœci¹, zastanawiali siê tutaj nad jutrem tego nadgranicznego miasta,
w którym przysz³o im ¿yæ. S³uchali muzyki. Czytali swoje utwory, nads³uchiwali wieœci
z Warszawy. Z ró¿nych stron. By³y to lata, kiedy nad Odr¹ i Nys¹ jeszcze wielu siedzia³o na walizkach. Firlej pe³ni³ nie tylko funkcjê gospodarza tego salonu, ale równie¿ lidera.
W sztuce pisania by³ w tym gronie najbardziej zaawansowany.
Salon odkry³ i opisa³ Marian Brandys, znakomity reporta¿ysta i pisarz historyczny, który pod
koniec lat piêædziesi¹tych ubieg³ego wieku przybli¿a³ Polakom w Polsce centralnej, w tak
zwanej centrali, ziemie odzyskane, ziemie zachodnie. Czu³ do tych ziem szczególny sentyment.
Jako jeniec w oflagu w Woldenbergu, w dzisiejszym Dobiegniewie, prze¿y³ kilka swoich mêskich lat. Mariana Brandysa (Kazimierza tak¿e) wtedy i póŸniej czyta³y tysi¹ce. Dla problemów,
które porusza³, ludzi, których opisywa³. Reporta¿ o Firleju i ostatnim salonie literackim najpierw
ukaza³ siê w „Nowej Kulturze”. Potem w zbiorze „O królach i kapuœcie”, który mia³ cztery
wydania.
Po tym reporta¿u Firlej poczu³ twardszy grunt pod stopami. Tak¿e ci, którzy salon stanowili.
Kto póŸniej zapuszcza³ siê w ten zak¹tek Polski, Janusz Krasiñski, Jerzy Lovell, Alojzy Sroga
i kilku innych pisarzy i dziennikarzy - spotyka³ siê z Firlejem, szed³ œladami jego rozlicznych
dzia³añ. Firlej Gubin fotografowa³, utrwala³ na w¹skiej taœmie amatorsk¹ kamer¹, co wtedy by³o
prawdziw¹ rzadkoœci¹. Z takimi jak on wymyœli³ „Œwiêto Magnolii”, które przekszta³cono
w „Wiosnê nad Nys¹”. Nale¿a³ do tych, którzy nawi¹zali wspó³pracê kulturaln¹
z Guben. Aby dostaæ siê do miasta po drugiej stronie kilkunastometrowej Nysy, granicê musieli
przekroczyæ a¿ w Œwiecku. Zrobili dziesi¹tki kilometrów. Tadeusz z tamtego brzegu pomacha³
rêk¹ znajomym, którzy stali po polskiej stronie. Chcia³ na ten œmieszny temat nakrêciæ film, ale
da³ spokój. Nad sam¹ Nys¹, przy granicznym moœcie gospodarczym sposobem z gronem osób
zakochanych w turystyce ze zrujnowanego obiektu stworzy³ Dom Turysty. Odwiedza³em go tam
106
kilkakrotnie. By³ wszystkim - murarzem, stolarzem, elektrykiem, stró¿em. Zawsze zajêty, rozrywany. – Nie mam g³owy do pisania – mówi³.
Gubin, wybrany przez przypadek, od samego pocz¹tku sta³ siê po rodzinnej Mêcinie
najwa¿niejszym dla Tadeusza miejscem. Jak siê mia³o okazaæ – na ca³e ¿ycie. Na zawsze.
W wierszu „Moje ty miasto”, byæ mo¿e pierwszym napisanym po przyjeŸdzie do Gubina,
przeczuwa³ jego lepsze dni. Powoli obejmowa³ go w swoje duchowe posiadanie. Zakorzenia³
siê. Pod tym wzglêdem nie by³ tutaj odosobniony. Tak postêpowali wszyscy autentyczni pionierzy. W swoich wierszach odwo³ywa³ siê do lokalnego szczegó³u historycznego, lokalnego
krajobrazu, lokalnej przyrody, jak¿e bujnej i ró¿norodnej w tych okolicach. Przyrody, któr¹ od
dzieciñstwa do koñca by³ zafascynowany, któr¹ dobrze pozna³ jako przyrodnik – amator, przyrodnik – mi³oœnik. Niejedn¹, rzadk¹ roœlinê w Gubinie, dos³ownie, uchroni³ od zag³ady. –
Zaj¹³em siê roœlinami – powiedzia³ w tej ostatniej rozmowie – i to one teraz, na emeryturze,
wyznaczaj¹ mój rytm ¿ycia. Na pytanie, które drzewo czci najbardziej, odpowiedzia³, ¿e jod³ê.
Œwiête drzewo górali.
W swojej twórczoœci, niezbyt obfitej, pamiêta³ tak¿e o ludziach, którzy wiele dla Gubina zrobili. O tych wszystkich „Antkach”, „Stefanach”, którym w Gubinie kazano wysi¹œæ, bo dalej
by³a granica i koñczy³a siê Polska. Dziœ potomków Antków i Stefanów traumatyczna przesz³oœæ
miasta ma³o albo wcale nie interesuje. Nie mo¿na ni¹ i z niej ¿yæ. Up³yw czasu jest
nieodwo³alny, ostateczny. Tylko Tadeusz – poeta dos³ownie i w przenoœni s³ysza³ dzwony z obu
stron Nysy, które mo¿e siê pozdrawiaj¹ jak Polacy i Niemcy w sklepach i restauracjach w Gubinie i w Guben.
W Gubinie ¿y³, pracowa³, dzia³a³. Za Mêcin¹ têskni³. Mêcin¹ siê szczyci³. Z satysfakcj¹
pokazywa³ otrzymywan¹ z Mêciny gazetkê wiejsk¹. O Mêcinie pisa³:
Czy to jest du¿o pó³ wieku
dla bosych stóp
kiedy st¹pa³y po œciernisku?
Czy to jest obraz nieba
z Panem Bogiem na szczycie Jaworza
co w zimow¹ noc szed³ po kolêdzie
przebrany za kolêdnika?
Na kilkadziesi¹t dni przed œmierci¹, jakby na po¿egnanie, wyda³ skromniutk¹ ksi¹¿eczkê
„Dolina pe³na s³oñca – MÊCINA”. Ktoœ przyszed³ – napisa³ – ktoœ odszed³ tam na nieba wy¿yny,
a s³oñce ci¹gle chodzi po swojej dolinie, Mêcinie. Gdy w jego osiemdziesiêciolecie œpiewaliœmy
mu „sto lat”, nikt nie przypuszcza³, ¿e nie prze¿yje nawet stu dni. Zmar³ po kilkugodzinnej
nag³ej nieprzytomnoœci w lipcowy poranek 2006 r. gdy obojêtne na nasze losy s³oñce, jak
zawsze sz³o po swojej dolinie, Mêcinie. Tak¿e i po jego dolinie, od której patrz¹c na po³udnie
zaczynaj¹ siê góry. Coraz wy¿sze.
PRZYPOMNIENIA LITERACKIE
107
Zenon £ukaszewicz
Pamiêæ i nostalgia
(wspomnienie o Stanis³awie Grochowiaku)
We wrzeœniu br. mija 30 lat od œmierci Stanis³awa Grochowiaka. Zmar³ w Warszawie po
d³ugiej chorobie w wieku 42 lat. By³ pisarzem o wszechstronnych uzdolnieniach – znakomitym
poet¹, prozaikiem, dramaturgiem, publicyst¹. Biblioteka w rodzinnym Lesznie przyjê³a go za
patrona.
Chocia¿ nie ma go ju¿ tak d³ugo wœród ¿ywych, to dla mnie pozostaje wci¹¿ takim, jakiego
zna³em w m³odzieñczych latach. Niewysokiej postury, z nieco sardonicznym ale zawsze ¿yczliwym uœmiechem. I bardzo dba³ym o ubiór, o b³ysk eleganckich pó³butów. Uporz¹dkowanym
i solidnym. Te cechy wyniós³ z rodzinnego domu. No, tak. Ale przecie¿ to natura obdarzy³a go
nieposkromion¹ wyobraŸni¹ i ogromnym talentem, eksploduj¹cymi wieloma utworami przedniej klasy. Napisa³em „eksploduj¹cymi”, bo te¿ Grochowiak mia³ niezwyk³¹ umiejêtnoœæ twórcz¹ – pisa³ szybko, bez poprawek. Gdy kiedyœ ofiarowa³ mi rêkopis „Szachów”, który
przekaza³em do Muzeum Literatury w Warszawie, by³em zdumiony. Nie by³o na nim ¿adnych
poprawek, skreœleñ.
Sk¹d siê wziê³a moja osobliwa fascynacja osobowoœci¹ Staszka, jakie s¹ Ÿród³a nie stygn¹cej
latami nostalgii za nim? Czêœciowo nasze pierwsze zwi¹zki serdeczne, a póŸniej wieloletnie
przyjaŸnie opisa³em w ksi¹¿ce „Mój alfabet albo pstryczki i potyczki”, wydanej w 1993 roku.
Fakty siê zgadzaj¹, co potwierdzi³ Jacek £ukasiewicz, równie¿ wywodz¹cy siê z Leszna i przyjaciel Grochowiaka z lat szkolnych. No, poza tym, ¿e w czasie moich odwiedzin w Lesznie, na
stadionie ¿u¿lowym ju¿ nie jeŸdzi³ legendarny Smoczyk. To gwoli sprostowania. Ale to drobiazg. Wa¿ne s¹ korzenie naszej przyjaŸni.
Po krótkim epizodzie poznañskim i d³u¿szym pobycie we Wroc³awiu, gdzie pisa³ swoj¹
debiutanck¹ powieœæ „Plebania z magnoliami”, o której zreszt¹ póŸniej wola³ nie wspominaæ,
Grochowiak osiad³ w Warszawie, by wkrótce staæ siê jednym z czo³owych twórców g³oœnego
ongiœ pokolenia „Wspó³czesnoœci” i redaktorem pisma, które powsta³o po odwil¿y 1956 roku
i skupi³o wokó³ siebie wielu utalentowanych twórców.
Staszek pisa³ bardzo du¿o, animowa³ ¿ycie literackie, zabiera³ g³os jako publicysta na wa¿ne
spo³eczne tematy. W 1956 roku wydaje wspomnian¹ „Plebaniê z magnoliami” oraz debiutancki
tom wierszy „Ballada rycerska”. Te wiersze zwracaj¹ uwagê krytyki i zapewniaj¹ mu miejsce
w gronie g³oœnych debiutantów tego roku. £atwo zauwa¿yæ, ¿e m³ody poeta rozpoczyna³ swoj¹
wêdrówkê liryczn¹ pod auspicjami Tuwima, Lieberta i Ga³czyñskiego. Zarazem jednak pracowicie buduje zrêby w³asnej drogi twórczej, opartej na manifestacyjnym antyestetyzmie,
upodobaniu do groteski i zarazem parodystyczno-ironicznego ³amania konwencji poetyckiej,
a tak¿e – do odwo³ywania siê do literatury dawnej, zw³aszcza baroku, co s³usznie podkreœla
w swoich opracowaniach Janusz Maciejewski.
Kolejne tomy wierszy to „Menuet z pogrzebaczem”(1958), „Rozbieranie do snu” (1959)
i „Agresty”(1963). W tych dzie³ach poeta, szukaj¹c w³asnego oryginalnego kanonu estetycznego, zbli¿a materiê i brzydotê do odczuæ estetycznych cz³owieka jakby nobilituj¹c wszystko,
108
co odra¿aj¹ce, szpetne i antyestetyczne, ale stanowi¹ce sk³adniki ca³ej ludzkiej egzystencji.
Dopiero póŸniej, w miarê dojrzewania, stwierdza i¿ „bunt siê ustateczni³”, tedy czas na ukojenie, szukanie ratunku m.in. w klasycyzmie, co widoczne jest np. w poemacie „Rok polski”
i tomie „Bilard” (1975).
Warto nieco d³u¿ej zatrzymaæ siê przy turpizmie poety. Tak wed³ug Przybosia wygl¹da szlak
poetycki Grochowiaka. Nazywany przezeñ turpizmem w s³ynnym poemacie „Oda do turpitów”
z 1962 r. Dowody tych turpistycznych fascynacji mo¿na odnaleŸæ m.in. w tomie „Rozbieranie
do snu”. Oto pocz¹tek „Introdukcji”: „Nie ca³y minê / Choæ zostanie owo / Kochanie ziemi
w bajorku i w oœcie / I przeœwiadczenie ¿e œledŸ bywa w poœcie / Zarówno piêkny jak po jesieñ
owoc”. I jeszcze jakby deklaracja poety: „Wolê brzydotê / Jest bli¿ej krwiobiegu / S³ów gdy
przeœwietlaæ / Je i udrêczaæ” / „Czyœci”. Nic tedy dziwnego, ¿e Przyboœ wysy³a³ m³odego poetê
do lazurowych krain basenu œródziemnomorskiego po naukê ³adu estetycznego, po harmoniê
i tradycyjne piêkno...
W okresie, gdy Grochowiak kierowa³ dzia³em poezji w warszawskiej „Kulturze”, doradza³
m³odym adeptom pióra, nigdy nie narzucaj¹c im w³asnej poetyki. Nie raz odwiedza³ Zielon¹
Górê. Tutaj, za dyrekcji Zbigniewa Stoka by³ krótko kierownikiem literackim Teatru, spotyka³
siê te¿ z m³odymi twórcami. Podczas jednego z takich spotkañ w 1965 r. utrwali³em na taœmie
magnetofonowej niektóre refleksje poety. Oto ich fragmenty.
„Wytworzy³a siê u nas moda na tak zwan¹ poezjê intelektualn¹, filozofuj¹c¹ czy coœ
w tym rodzaju. Prawie ka¿dy m³ody poeta zaczyna od [...] uogólnieñ, wielkich aspiracji filozoficznych, a tutaj, kiedy jeszcze brak doœwiadczenia ¿yciowego, pojawia siê coœ
w rodzaju falstartu, mutacji. To jest takie jakieœ zapiewanie. Mnie najbardziej uderza odejœcie od
konkretu tak zwanej m³odej poezji, w stronê abstraktu, w stany pojêciowoœci. Jest rzecz¹ prawie
pewn¹, ¿e poezja dwudziestowieczna jest znacznie bardziej konkretna i realna ni¿ poezja
dziewiêtnastowieczna. W tym siê kryje pewnego rodzaju szansa. A tymczasem aspiracje
m³odych poetów id¹ w innym kierunku, bez szukania w³asnej formy, w³asnej formu³y poezji. /.../
Inna sprawa, czysto zreszt¹ techniczna. I to dziwne, bo w³aœciwie ja tu nie bêdê wyg³asza³
w³asnego s¹du, raczej bêdê cytowa³ s¹d Przybosia, z którym siê w tej materii zgadzam, a raczej
jest o tyle osobliwa, ¿e przyk³ad Przybosia podzia³a³ pobudzaj¹co w stosunku do tego niebezpieczeñstwa, a równoczeœnie Przyboœ pierwszy je spostrzeg³. To jest sprawa kondensacji wiersza wspó³czesnego. Wszyscy w³aœciwie chorujemy na chorobê wynikaj¹c¹ z dogmatu „najmniej
s³ów”. Otó¿ to „najmniej s³ów” u nas siê przerodzi³o w przezabawne eksperymenty sk³adniowe.
Dzisiaj poeta operuje w wierszu nie zdaniem polskim, ale – s³owem. W³aœciwie elipsisy polegaj¹ na tym, ¿e siê zupe³nie rozbija normalny tok zdania. I Przyboœ bardzo s³usznie napisa³, ¿e
jednak w poezji równie¿ zdanie powinno byæ zbudowane tak, jak nas uczyli na lekcjach gramatyki, to znaczy, ¿e powinno mieæ podmiot, orzeczenie, dope³nienie etc. A tymczasem w³aœnie
obecnie najbardziej unika siê orzeczenia, to znaczy czasowników. Powstaje jakiœ taki be³kocik,
który ma œwiadczyæ o niezwyk³ej œwiadomoœci i ekonomii wyrazu, a tymczasem jest to
sprzeczne z duchem jêzyka./.../”.
Myœlê, ¿e te jak¿e dawne uwagi Grochowiaka brzmi¹ i dzisiaj bardzo aktualnie. Ale oto
jeszcze fragment wypowiedzi poety, dotycz¹cy wspomnianego powy¿ej turpizmu.
„Tutaj chyba wracamy do tego sporu o turpizm, nie turpizm. Otó¿ jestem w stanie siê zgodziæ, ¿e – ale chyba nie w „Agrestach” mo¿e w „Menuecie z pogrzebaczem” – istotnie stara³em
siê epatowaæ czytelnika sprawami takimi jak miêso, œmieræ itd. Byæ mo¿e wynika³o to z tego, ¿e
ja siê tych spraw bojê, stara³em siê je sobie oswoiæ. I to jest chyba z³e w mojej poezji. Jest to
zal¹¿ek pewnego rodzaju maniery, z tego niebezpieczeñstwa zdajê sobie sprawê i dlatego chyba
w wierszach moich ostatnich samych takich drastycznych rekwizytów nie ma. Równie¿ z wiekiem, kiedy siê sta³em dojrzalszym cz³owiekiem staram siê ich unikaæ. Byæ mo¿e, ¿e z wtórnego
strachu, dlatego, ¿e czym bardziej siê posuwamy w wieku, tym bardziej jesteœmy przywi¹zani
PRZYPOMNIENIA LITERACKIE
109
do ¿ycia i tym bardziej siê boimy okrucieñstwa, które chyba tam wynika³o z nadu¿ywania
pewnego rodzaju maniery. Natomiast nie jest tak, ¿e okrucieñstwo by³o podstaw¹ w ogóle mojej
postawy poetyckiej.”
Przytoczy³em te refleksje poety, nie zapominaj¹c, i¿ jest on autorem innych tomów wierszy,
w których nie mo¿na znaleŸæ turpistycznych ci¹got. Myœlê tu o „Kanonie” (1965), wspomnianym ju¿ „Bilardzie”, „Polowaniu na cietrzewie” (1972) czy „Haiku-images” (1978). A tak¿e o
zbiorach, w których znajdujemy wyraŸne odwo³ania do wspó³czesnych doœwiadczeñ narodu
polskiego; „Totentanz in Polen” – poemacie o wojnie wrzeœniowej 39 roku (1969) czy „Nie by³o
lata” (1969).
W dorobku twórczym Staszka jest wiele znakomitych dramatów, wystawianych na scenach
polskich oraz realizowanych na antenie radiowej i w przekazie telewizyjnym. Równie¿ lubuskie
teatry wprowadza³y jego utwory na swoje sceny. I tak np. mo¿na by³o ogl¹daæ przedstawienia
œwietnych „Ch³opców”, „Dulie Griet”, „Króla IV” czy adaptacjê jego powieœci pt. „Karabiny”.
Dodamy, ¿e jego utwory by³y t³umaczone na wiele jêzyków, wszêdzie wzbudzaj¹c zrozumia³e
zainteresowanie.
Dramaturgiczny dorobek Grochowiaka to równie¿ „Szachy”, „Partia na instrument drewniany”, „Okapi”, „Po tamtej stronie œwiec”, „Lêki poranne”. Inscenizacje tych utworów zawsze
by³y przyjmowane z ogromnym aplauzem.
I wreszcie kilka s³ów o prozatorskich osi¹gniêciach Staszka. Tworz¹ one takie tytu³y jak
„Lamentnice” (1958), „Trismus” (1963) czy wspomniane ju¿ „Karabiny” (1965). Jest to proza
realistyczna, wype³niona szczegó³owo realiami, ukazuj¹ca odra¿aj¹ce i brutalne sfery naszego
¿ycia w œcis³ym zwi¹zku z g³êbokim psychologizmem i problematyk¹ eschatologiczn¹. Autor
opowiada w narracjach o œmierci i przemijaniu, upadkach i godnoœci ludzkiej, o potrzebie
wyborów moralnych i ideowych cz³owieka znajduj¹cego siê w sytuacjach ostatecznych.
Znajdujemy tu te¿ czêste odniesienia do lat wojny i okupacji.
O twórczoœci Grochowiaka pisali m.in. Kazimierz Wyka, Jan B³oñski, Jerzy Kwiatkowski,
Janusz Maciejewski, Jacek £ukasiewicz, Andrzej Lam i W. P. Szymañski. Niestety, do dzisiaj
nie ukaza³y siê jego dzie³a zebrane, brakuje pe³nej monografii pisarza a – jak wyczyta³em
niedawno w prasie – jego grób pozostaje na warszawskich Pow¹zkach w zaniedbaniu.
Oto los poœmiertny poety w czasach marnych!
110
VARIA BIBLIOTECZNE
Biblioteka i archiwum
Herminy von Reuss
Grzegorz Chmielewski
Wœród dóbr kultury, jakie w 1945 r.
przejê³a polska administracja na obszarze
œrodkowego Nadodrza, znalaz³y siê
liczne biblioteki: samorz¹dowe, szkolne,
organizacji politycznych i spo³ecznych
oraz urzêdów, a tak¿e gromadzone
w dworach, pa³acach i zamkach. Obowi¹zek zabezpieczenia ksi¹¿ek poniemieckich na Ziemi Lubuskiej Ministerstwo Kultury i Sztuki wyznaczy³o
Bibliotece Uniwersyteckiej w Poznaniu.
Ju¿ w 1945 r. ekipa pracowników uniwersyteckich rozpoczê³a dzia³alnoœæ. Zabezpieczenie zbiorów poniemieckich, a tak¿e
podworskich w Wielkopolsce, sprowadza³o siê do przewiezienia ksi¹¿ek do
Biblioteki UAM. Ich zmagazynowanie ze
wzglêdu na skalê zbiorów nastrêcza³o
znaczne trudnoœci, tym bardziej, ¿e
w S³awie natrafiono na licz¹ce dziesi¹tki
tysiêcy jednostek centralne zbiory
judaików i masoników, zwiezione tam
z obszarów Europy opanowanych przez
Niemców. W 1950 r. zasoby poniemieckie
i polskie podworskie zgromadzone
w Bibliotece Uniwersyteckiej liczy³y
kilkaset tysiêcy jednostek wszelkich
kategorii materia³ów bibliotecznych:
rêkopisów, kartografii, starodruków oraz
druków nowszych.
Kiedy w 1955 r. podj¹³em pracê w poznañskiej Bibliotece Uniwersyteckiej, a po
VARIA BIBLIOTECZNE
111
pewnym czasie powierzono mi nadzór
nad ksiêgozbiorami zabezpieczonymi,
sterty ksi¹¿ek zalega³y nie tylko piwnice
i strychy, lecz równie¿ biblioteczne kory-
tarze. Cenne starodruki, a nawet inkunabu³y, przemieszane by³y z propagandowym piœmiennictwem nazistowskim,
zabytkowe atlasy z geograficznymi
podrêcznikami szkolnymi. Na wielu
ksi¹¿kach natrafia³em na ekslibrisy,
miêdzy innymi na ekslibris biblioteki
w Zaborze i dwa inne oznaczone liter¹ H.
Zainteresowany g³ównie znakami w³asnoœciowymi polskich kolekcji, nie
kojarzy³em inicja³u H z konkretnym imieniem.
Sytuacja zmieni³a siê, kiedy kilkanaœcie lat póŸniej, kieruj¹c zielonogórsk¹
ksi¹¿nic¹ (WiMBP), natrafi³em w miejscowym antykwariacie na ksi¹¿ki oznaczone znanymi mi ekslibrisami biblioteki
w Zaborze i dwoma dalszymi z liter¹ H.
Wiedzia³em, ¿e pani¹, na Zaborze by³a
Hermina von Reuss starszej linii, primo
voto von Schönaich, druga ¿ona
Wilhelma II, ostatniego cesarza Niemiec,
112
która nale¿¹ce do niej ksi¹¿ki sygnowa³a
ekslibrisem z inicja³em swojego imienia.
Poniewa¿ odrzuci³em ewentualn¹
wersjê kradzie¿y ksi¹¿ek ze zbiorów
Biblioteki Uniwersyteckiej w Poznaniu,
nale¿a³o przyj¹æ, ¿e ekipa poznañskich
bibliotekarzy nie przejê³a ca³ego ksiêgozbioru z pa³acu w Zaborze i jakaœ jego
czêœæ pozostaje w rêkach prywatnych.
¯yczliwa kierowniczka antykwariatu
ujawni³a mi nazwisko pana, który odda³
ksi¹¿ki w komis.
- Starszy pan, emeryt, mieszka w Zielonej Górze, nazywa siê Jan Paœciak powiedzia³a.
Podj¹³em próbê skontaktowania siê
z panem Paœciakiem na p³aszczyŸnie prywatnej. Doœwiadczenie bowiem nauczy³o
mnie, ¿e moje oficjalne wyst¹pienie jako
dyrektora biblioteki pañstwowej z pytaniem o pochodzenie ksi¹¿ek mog³oby
podzia³aæ zniechêcaj¹co na indagowanego. Zacz¹³em pytaæ o pana Paœciaka
w krêgu przyjació³ i znajomych. Po
nied³ugim czasie jedna z zielonogórskich
bibliotekarek poinformowa³a mnie, ¿e
zna go dobrze i chêtnie zaaran¿uje nasze
spotkanie.
Do spotkania jednak nie dochodzi³o,
a dalszych ksi¹¿ek z Zaboru do antykwariatu ju¿ nie dostarczono. Kiedy
- z ¿alem - na ca³ej sprawie postawi³em
krzy¿yk, pewnego jesiennego przedpo³udnia 1971 r. us³ysza³em pukanie do
gabinetu. W otwartych drzwiach ukaza³
siê pan doœæ w¹t³ej postury.
- Paœciak jestem - oznajmi³, uœmiechaj¹c siê.
Poczêstowa³em d³ugo oczekiwanego
goœcia kaw¹.
- Nasza wspólna kole¿anka - rozpocz¹³em dyplomatycznie rozmowê - powiedzia³a mi, ¿e zgromadzi³ Pan interesuj¹ce
ksi¹¿ki, a poniewa¿ i ja mam w swej
kolekcji wiele bibliofilskich druków s¹dzê
wiêc, ¿e nasza znajomoœæ mo¿e dla
ka¿dego z nas okazaæ siê korzystna.
Dyplomacja nie by³a jednak konieczna. Kiedy J. Paœciak dowiedzia³ siê, ¿e
interesuj¹ mnie ksi¹¿ki z Zaboru, chêtnie
opowiedzia³, jak sta³ siê ich w³aœcicielem:
- Latem, kiedy dopisuje pogoda,
siadam na „komara” i jadê do tych miejscowoœci, gdzie znajdowa³y siê, albo s¹
jeszcze, poniemieckie dwory, zamki lub
pa³ace. Tak trafi³em w zesz³ym roku do
D¹browy. Powiedziano mi, ¿e w tej niewielkiej wsi, oddalonej oko³o 5 kilometrów
od Zaboru, rolnik, Longin Jakubowski ma
du¿o niemieckich ksi¹¿ek.
Okaza³o siê, ¿e mój goœæ kupi³ od
Jakubowskiego tylko czêœæ ksi¹¿ek,
pozosta³o ich jeszcze kilkaset.
- S¹ te¿ w skrzyni jakieœ niemieckie
papiery, bardzo du¿o listów - doda³.
Nadarzaj¹c¹ siê okazjê nale¿a³o
niezw³ocznie wykorzystaæ. Zaproponowa³em mojemu informatorowi wspólny
wyjazd do D¹browy, na co chêtnie przysta³. Po kilku minutach siedzieliœmy
w towarowo-osobowej nysie jad¹c
w kierunku Zaboru.
- Jakubowski traktuje te poniemieckie
ksi¹¿ki jako makulaturê - kontynuowa³
sw¹ opowieœæ Paœciak. Za kilogram
makulatury p³ac¹ w skupie 1 z³, ja dajê
mu 2 - 3 z³. Wzi¹³em te¿ od niego jakieœ
5 kg tych papierów i listów i zanios³em
do muzeum.
Z opowiadania Paœciaka wynika³o, ¿e
z zagrody Jakubowskiego wywióz³
równie¿ pewn¹ iloœæ ksi¹¿ek starych,
które odda³ w komis do antykwariatu.
By³y wœród nich dzie³a astronomiczne.
Rzeczywiœcie! Tak¹ XVI-wieczn¹ ksi¹¿kê
astronomiczn¹, ilustrowan¹, z elementami ruchomymi sfer niebieskich, zakupi³a
zielonogórska Biblioteka za 700 z³, kwotê
znacznie ni¿sz¹ od wartoœci starodruku.
Wkrótce zajechaliœmy pod dom Longina Jakubowskiego. Gospodarza nie
by³o w obejœciu.
- To tu - powiedzia³ Paœciak, wskazuj¹c na stajniê.
Odchyli³em wrota. Wewn¹trz sta³y
dwa perszerony, za nimi - w pewnej
odleg³oœci - stos ksi¹¿ek, obok skrzynia,
a w³aœciwie, jak siê póŸniej okaza³o, du¿a
i pojemna, szuflada pe³na papierów
(dokumentów), o których mówi³ Paœciak.
Nie bez obawy przecisn¹³em siê miêdzy
koñmi i zacz¹³em przegl¹daæ ksi¹¿ki.
W wiêkszoœci by³y na nich ekslibrisy biblioteki w Zaborze i biblioteki Herminy.
Nadszed³ gospodarz. Wyrazi³em chêæ
zakupienia ksi¹¿ek wraz z dokumentami
i poprosi³em o wyznaczenie ceny. Ksi¹¿ki
niszczej¹ i nied³ugo nikt nie bêdzie chcia³
ich wzi¹æ, nawet w sk³adzie makulatury doda³em. Jakubowski waha³ siê, w koñcu
zdecydowa³, bym sam poda³ odpowiedni¹ kwotê. Zaproponowa³em 500 z³.
Ostatecznie stanê³o na 600 z³, gdy¿ 100 z³
Jakubowski za¿¹da³ za skrzyniê-szufladê,
w której chcia³em zabraæ „papiery”. Gdy
³adowano ksi¹¿ki i archiwalia do nysy,
zauwa¿y³em w obejœciu, tu¿ przy gnojowisku, ksi¹¿kê ma³ych rozmiarów,
przywodz¹c¹, na myœl format stosowany
przez Elzevirów, s³ynnych holenderskich
drukarzy, ksiêgarzy i nak³adców ksi¹¿ek,
dzia³aj¹cych w XVI i XVII w. Podnios³em
ksi¹¿kê, by³a jednak tak zawilgocona, ¿e
VARIA BIBLIOTECZNE
113
zlepione karty uniemo¿liwia³y ods³oniêcie jej tytulatury.
- Mo¿e pan j¹ wzi¹æ - powiedzia³ Jakubowski. Po chwili doda³ - Potrzebowa³em
kawa³ek skóry do naprawy uprzê¿y,
wzi¹³em wiêc z oprawy.
Ju¿ w domu, po wysuszeniu ksi¹¿ki,
ods³oni³em jej kartê tytu³ow¹. Mia³em
przed
sob¹
Erasmii
Roterdami
„Epitome”, zawieraj¹ce wyimki z literatury klasycznej, dotycz¹ce ró¿norakich
zagadnieñ i sentencji, metodycznie opracowanych w jêzyku ³aciñskim. Dzie³ko zachowane niestety w fatalnym stanie wydane zosta³o w 1663 r. w oficynie
Elzevirów w Amsterdamie.
Zakupiony u L. Jakubowskiego zbiór
ksi¹¿ek liczy³ oko³o 300 woluminów:
wiêkszoœæ (ok. 220) oznakowana by³a
ekslibrisami Herminy i biblioteki
w Zaborze, pozosta³e wykazywa³y inne
proweniencje.
Na ekslibrisie biblioteki w Zaborze,
o wymiarach 8,7 x 6 cm, widzimy drogê
114
wysadzan¹ topolami, a pod ni¹ napis
„Bücherei-Saabor”. Pod ramk¹ sygnatury:
E. v. Berlepsch, O. Feising, Berlin.
Ekslibrisy Herminy (niesygnowane,
pierwszy o wymiarach 9,5 x 7, drugi 8,8 x
6,8 cm) prezentuj¹ dwie wersje. W pierwszej przedstawiono pagórkowaty krajobraz z wy³aniaj¹cym siê z lesistego poszycia zespo³em budowli krytych dwuspadowymi dachami; inicja³ H - w owalnym
tondzie - zwieñczony koron¹ rangow¹
wystêpuje w prawym, dolnym naro¿niku. W wersji drugiej ukazano okolony
drzewami i krzewami pa³ac w Doorn,
z opisanym ju¿ inicja³em Herminy
w tondzie, umieszczonym w lewym, dolnym naro¿niku. Oba ekslibrisy Hermina
stosowa³a po zawarciu zwi¹zku ma³¿eñskiego z Wilhelmem i, chocia¿ nigdy
nie by³a koronowana, nad swym
inicja³em umieœci³a cesarsk¹, najwy¿sz¹
w hierarchii koronê rangow¹, na co
wskazuje jej forma: obrêcz z kwiatonami
zamkniêta podwójnym kab³¹kiem i zwieñczona jab³kiem z krzy¿em.
Znany jest równie¿ superekslibris
Herminy, który wyt³aczany by³ na
ksi¹¿kach oprawnych w skórê. Stanowi
go wy³¹cznie inicja³ H z koron¹ cesarsk¹.
Taki superekslibris t³oczony z³otem zdobi
zewnêtrzn¹ ok³adkê oprawnej w delikatny
safian powieœci J. d’Orliac „Le deuxième
Mari de Lady Chatterley” z 1934 r.
Sporadycznie na ksi¹¿kach pochodz¹cych z Zaboru wystêpuje równie¿
znany ekslibris Wilhelma II z or³em
Rzeszy Niemieckiej zwieñczonym cesarsk¹ koron¹, ksiêgami i okalaj¹c¹ herb banderol¹ z napisem „Ex libris Wilhelmi II
imperatoris regis”.
Biblioteka Herminy posiada³a strukturê rzeczow¹ dzia³owo-numeryczn¹. Jak
na to wskazuj¹ sygnatury umieszczane na
trzeciej stronie ok³adek, dzia³y oznaczano
wersalikami, poddzia³y pierwszego stopnia cyframi rzymskimi, a dalszych ma³ymi literami. W ostatecznej kolejnoœci
wystêpuje uk³ad numeryczny z zastosowaniem cyfr arabskich.
Hermina zgromadzi³a ksiêgozbiór
wielotysiêczny. Brak ksi¹g inwentarzowych, które niew¹tpliwie istnia³y, nie
pozwala na dok³adniejsze okreœlenie jego
zasobów. Wed³ug opisów wspó³czesnych,
biblioteka Herminy von Reuss zaliczana
by³a do najwiêkszych bibliotek ksi¹¿êcych w Niemczech. Obok bogato
prezentowanego dzia³u literatury piêknej
– prozy i poezji – zarówno niemieckiej, jak
równie¿ francuskiej i angielskiej, rozbudowany by³ tak¿e dzia³ historyczny,
zw³aszcza dotycz¹cy genealogii i biografii
rodzin panuj¹cych. Wœród zachowanych
w zielonogórskiej WiMBP ksi¹¿ek zwraca
uwagê znaczna proporcjonalnie liczba
pozycji uwzglêdniaj¹cych zagadnienia
spo³eczne, polityczne i gospodarcze,
zarówno w skali ogólnoœwiatowej, jak
i europejskiej, szczególnie odnosz¹cych
siê do pañstw oœciennych, zw³aszcza
Francji i Polski. Równie¿ sytuacja
w Zwi¹zku Radzieckim by³a tematem
sporej iloœci ksi¹¿ek; nale¿a³o do nich obszerne opracowanie Hansa von Eckardta
„Russland” z 1930 r. Problematyka niemiecka, co jest rzecz¹ oczywist¹, we wszystkich dzia³ach by³a szczególnie eksponowana. Wœród ksi¹¿ek w Zaborze nie
zabrak³o równie¿ os³awionej biblii nazizmu
„Mein Kampf” Hitlera (wyd. z 1939 r.).
Bie¿¹ce nabytki Hermina sygnowa³a
autografem, który umieszcza³a w górnej
czêœci wyklejki lub na karcie przedtytu³owej. Czêsto pod autografem, kreœlonym niebiesk¹ lub czerwon¹ kredk¹,
umieszcza³a nazwê miejscowoœci oraz
datê lektury. Najczêœciej powtarzaj¹c¹ siê
nazw¹ miejscowoœci jest Doorn.
Na ksi¹¿kach liczne s¹ œlady ich lektury
pozostawione przez Herminê. Widzimy
podkreœlenia poszczególnych wierszy,
a na marginesach zakreœlenia pionowe
ca³ych akapitów, a tak¿e krótkie glosy.
Biblioteka Herminy jako jednolita
kolekcja ksi¹¿ek przesta³a istnieæ w 1945 r.
Przewieziona do Poznania (w niewielkiej
czêœci do D¹browy) uleg³a rozproszeniu.
Znaczna iloœæ ksi¹¿ek, szczególnie pozycji
o znaczeniu naukowym, w³¹czona zosta³a
do zbiorów Biblioteki Uniwersyteckiej.
Nie zaznaczono jednak, ani w inwentarzach, ani na kartach katalogowych, ¿e
s¹ czêœci¹ wiêkszej kolekcji. W tej sytuacji
„zaginê³y” wœród setek tysiêcy woluminów zgromadzonych w poznañskiej
ksi¹¿nicy. Pewn¹ iloœæ ksi¹¿ek-dubletów
przekazano miejscowemu Antykwariatowi Naukowemu. Stworzy³o to mo¿liwoœæ nabycia przez zielonogórsk¹
WiMBP kilkudziesiêciu pozycji, które
powiêkszy³y kolekcjê zakupion¹ od
L. Jakubowskiego.
Nie wiemy ile ksi¹¿ek wywióz³
z Zaboru. Trzeba jednak wyraziæ mu
uznanie, ¿e nie zniszczy³ nieprzydatnej
mu zdobyczy, lecz - chocia¿ ma³o pieczo³owicie - przechowa³ przez æwieræ
wieku ksi¹¿ki i archiwalia Herminy.
W tym czasie ich czêœæ uleg³a niew¹tpliwie rozproszeniu, a pewna iloœæ zniszczeniu wskutek zawilgocenia i dzia³alnoœci
gryzoni, niektóre ksi¹¿ki pozyskane od
Jakubowskiego J. Paœciak rozda³ znajomym, a zapewne i inni poszukiwacze
staroci korzystali z tego Ÿród³a, na co
zdaje siê wskazywaæ okolicznoœæ, ¿e
ksi¹¿ki z Zaboru pojawiaj¹ siê sporadycznie w zielonogórskim antykwariacie
(K.K. Ujmów w 2005 r.).
Dwa lata po œmierci pierwszego mê¿a
J.G. Schönaicha, w 1922 r. Hermina
zawar³a zwi¹zek ma³¿eñski z Wilhelmem
II, który po ucieczce z Niemiec osiad³
w holenderskim Doorn, gdzie zrzek³ siê
korony cesarskiej. Zamieszka³a w pa³acu
eks-cesarza, utrzymywa³a liczne kontakty
z literatami i artystami niemieckimi i austriackimi, wiele czasu poœwiêca³a lekturze. Tu zleci³a wykonanie dwóch wersji
znanych nam ekslibrisów z inicja³em H
i cesarsk¹ koron¹. Powszechnie tytu³owana by³a cesarzow¹ i królow¹ - cesarzow¹ Niemiec i królow¹ Prus. Gdy
odwiedza³a nazistowskie ju¿ Niemcy,
w korespondencji z burmistrzami
w zakoñczeniu listów ¿egna³a ich zwrotem „Heil Hitler”.
VARIA BIBLIOTECZNE
115
Gromadzi³a dokumenty dotycz¹ce
rodu Reussów starszej linii, Schönaichów,
a tak¿e Wilhelma II. Z zainteresowaniem
œledzi³a informacje dotycz¹ce jej samej
oraz osoby Wilhelma II, publikowane
w prasie. Teksty odnosz¹ce siê pozytywnie do osoby ex cesarza w³¹cza³a do
swego zbioru. Skrupulatnie przechowywa³a skierowan¹ do niej korespondencjê, zachowuj¹c równie¿ w wiêkszoœci
przypadków kopie w³asnych listów.
W pa³acu w Doorn przebywa³a do
œmierci Wilhelma w 1941 r. W okresie
apogeum sukcesów hitlerowskiej armii,
przekonana, ¿e nic nie mo¿e jej zagroziæ
w pa³acu odziedziczonym przez pierwszego mê¿a, przenios³a siê do Zaboru.
Kontynuowa³a ¿ycie towarzyskie. Goœci³a
przedstawicieli artystycznej bohemy,
osoby zas³u¿one dla kultury i nauki, jak
równie¿ spokrewnione z rodami Reussów
i Schönaichów. Te towarzyskie kontakty
uleg³y ograniczeniu wraz ze zbli¿aniem
siê frontu wschodniego. Hermina podjê³a
decyzjê o ewakuacji, do której jednak nie
dosz³o. Wed³ug nie sprawdzonych relacji
mieszkañców Zaboru Herminê zawiód³
zarz¹dca jej w³oœci, który przygotowanymi przez siebie podwodami wywióz³
z maj¹tku - uciekaj¹c przed Rosjanami w³asny dobytek, pozostawiaj¹c na pastwê
wroga dobra swej pani.
W bli¿ej nieznanych okolicznoœciach
Hermina zosta³a internowana przez
Rosjan i osadzona w skromnej willi we
116
Frankfurcie nad Odr¹, gdzie zmar³a
w 1947 r.
Wœród rzeczy przygotowanych przez
Herminê do ewakuacji znalaz³a siê wzmiankowana ju¿ - szuflada wyjêta z du¿ej komody, wype³niona gromadzonymi
przez ni¹ dokumentami. Pozyskana przez
zielonogórsk¹ Ksi¹¿nicê jej zawartoœæ
liczy oko³o 2 500 listów i innych dokumentów. Nie jest to jednak zbiór kompletny. Jeszcze przed J. Paœciakiem zawartoœæ
szuflady by³a penetrowana przez osoby
niepowo³ane, domoros³ych filatelistów
i poszukiwaczy staroci. Pewn¹ iloœæ zdjêæ
pochodz¹cych z tego zbioru posiada
wroc³awski bibliofil. Wspomniane ju¿
piêæ kilogramów archiwaliów, które Jan
Paœciak pozostawi³ w Muzeum Ziemi
Lubuskiej, przekazano Wojewódzkiemu
Archiwum Pañstwowemu w Zielonej
Górze. Ponadto pan Jan oko³o kilograma
listów ze zbioru Herminy ofiarowa³ swojej znajomej, która - zachêcona nagrod¹ przekaza³a listy norwidowskiej Bibliotece.
Zbiór uporz¹dkowa³, uwzglêdniaj¹c
uk³ad rzeczowo-chronologiczny, historyk, mgr Jan Sczaniecki. Informacja
o odnalezieniu archiwum Herminy odbi³a
siê szerokim echem w polskiej i niemieckiej
prasie. NRD-owskie pismo „Zenit” oraz
„Stern” w FRN poœwiêci³y omówieniu
archiwum obszerne artyku³y. Jego zasobem zainteresowali siê równie¿ niemieccy
historycy, a tak¿e synowie Herminy,
wykonuj¹c kopie wielu dokumentów.
W³adys³aw £azuka
W £asku
Siedzieliœmy na progu, gawêdziliœmy
W dolince ³¹ka – chór owadów
nowe wci¹¿ g³osy w zagajniku
i w starodrzewiu dalej za nim
Jezioro z brzegiem siê uk³ada
za p³otem hucz¹ pszczele ule
Milkniemy ¿eby dziœ wys³uchaæ
rozgadanego
k r a j o b r a z u…
***
Jezioro jak sto³u blat
ju¿ wieczór
Usi¹dŸmy
Porozmawiajmy
o snach
w które
noc nas zabierze…
117
W³adys³aw £azuka
***
Ile jest krzyku
w kamieniu
a ile ciszy
rozmyœlam
id¹c
poln¹
drog¹
Tak dawno
tu nie by³em…
Powiedz
Wodo co w krêtych brzegach
rwiesz
powiedz co w tobie zapisane
Buku co trzymasz w swych korzeniach
ziemiê pagórków okolicznych
£¹ko soczysta o œwitaniu
Strumyku co dnem jaru b³¹dzisz
mnie zdro¿onemu powiedz
Dok¹d…?
118
W³adys³aw £azuka
***
W cieniu jab³oni
zosta³a ³aweczka
- murszeje
z dnia na dzieñ
S³owa rozmów
roztrwoni³ wiatr
Œcie¿kê trawa poros³a
Czasami niebo
p³acze…
Trzeba iϾ
Ze Ÿródlisk na zboczu
sp³ywaj¹ stru¿ki wody
w dolinie splataj¹ siê
w warkocz strumienia
wszystko
ma swój pocz¹tek
trzeba
iœæ…
119
120
Maximilian Dragon
Maximilian Dragon
Kaltes Schweigen
Ch³odne milczenie
Der Schnee liegt auf der Stadt, wie auf
einer kalt werdenden Leiche. Er ist schon
vor einigen Tagen gefallen, zur Seite
gekehrt wird er nun hart. Zusätzlich legt
sich die Nacht als zweite eisige Schicht
über die Erde.
Eine Frau parkt ihr Auto, das im
Gegensatz zu ihr noch neu und unverbraucht aussieht, in einem Parkhaus. Als
sie aussteigt, halt das Klacken ihre
Hackenschuhe durch die erste Etage. Es
ist das einzige Geräusch, neben dem
Surren der Deckenlampen. Laut wirft die
Frau die Autotür zu. Dann steckt sie den
Schlüssel ins Loch und dreht ihn
geräuschvoll um. Das Klicken der
Verriegelung trennt sie endgültig von der
Wärme und dem Licht das Autos. Bevor
sie sich zum Gehen abwendet, streicht sie
sich, im Seitenspiegel prüfend, mit der
Hand durch die roten, stark nach hinten
gekämmten Haare und versucht, einige
der grauen unter den roten zu verbergen.
Weit ausschreitend begibt sie sich in
Richtung Ausgang. Stark, fast energisch,
zieht sie den beruhigenden Rauch einer
Zigarette ein, die sie seit der Autofahrt
im Mundwinkel trägt. Den Stummel
schnippt sie unter ein Auto. Draußen
lauert die Nacht und wartet. Im
Lichtkegel der letzten Deckenlampe
bleibt sie stehen, überlegt, blickt prüfend
in die Finsternis vor der Tür. Doch es gibt
keine andere Möglichkeit zu parken. Wie
ein Stein schlägt ihr die eisige Luft ins
Gesicht. Besonders die Schläfen fangen
an zu schmerzen. Die Haut zieht sich zu
Œnieg le¿y w mieœcie jak na zastyg³ych
zw³okach. Spad³ kilka dni temu. Teraz,
zmieciony na bok, zd¹¿y³ ju¿ stwardnieæ.
Do tego noc przykrywa ziemiê, niczym
druga warstwa lodu.
Jakaœ kobieta zaparkowa³a samochód
w gara¿u wielopiêtrowym. Samochód
w przeciwieñstwie do niej wygl¹da³
jeszcze na doœæ nowy i niezu¿yty. Kiedy
wysiad³a, huk obcasów rozleg³ siê na
pierwszym piêtrze. To by³ jedyny ha³as,
nie licz¹c brzêczenia podwieszonych pod
sufitem lamp. Kobieta zatrzasnê³a g³oœno
drzwi od samochodu. Potem wsadzi³a
klucz do dziurki, ha³aœliwie go przekrêcaj¹c. Trzask zamykanego zamka ca³kowicie odci¹³ j¹ od ciep³a i œwiat³a samochodu. Zanim odwróci³a siê, by odejœæ,
sprawdzaj¹c w lusterku, odgarnê³a rêk¹
czerwone, zaczesane mocno do ty³u
w³osy. Kilka szarych próbowa³a schowaæ
pod tymi czerwonymi. St¹paj¹c szeroko
uda³a siê w kierunku wyjœcia. Mocno,
niemal energicznie, zaci¹gnê³a siê uspakajaj¹cym dymem z papierosa, trzymaj¹c
go w k¹ciku ust jeszcze od czasu jazdy
samochodem. Prztyknê³a niedopa³ek pod
auto. Na zewn¹trz czyha³a noc. Stanê³a,
namyœlaj¹c siê w zasiêgu œwiat³a ostatniej
lampy. Spojrza³a niepewnie w ciemnoœci
przed drzwiami. Nie by³o jednak¿e innej
mo¿liwoœci zaparkowania. Lodowate powietrze uderzy³o w twarz z kamienn¹ si³¹.
Skronie odczu³y do szczególnie dotkliwie. Twarz œci¹gnê³a siê w tward¹ maskê.
Szybko pokona³a kilka schodków, docieraj¹c do pierwszej latarni na skraju drogi.
einer harten Maske zusammen. Zügig
geht sie die wenigen Treppenstufen
hinab, zur ersten Laterne am Wegesrand.
Der Schnee gleicht einem sich vom
Weg entfernenden Teppich in die
Dunkelheit. Krüpplige Büsche stehen, zu
Schreckensgestalten werdend, abseits des
Pfades und strecken ihre knochigen
Zweige nach der Frau aus, die von
Laterne zu Laterne huscht, um so kurz
wie nur möglich im Schatten der Nacht
bleiben zu müssen. Dunkelgrau und breiig hängt der Himmel über der Szenerie.
Langsam nähert die Frau sich dem Wald,
der unbeleuchtet vor ihr liegt. Schwarze
Giganten ragen aus ihm heraus. Am
Laternenpfahl der Weggabelung bleibt
sie stehen. Die Raben, die geierartig auf
sie hinab schauen, verfolgen sie mit
ihrem Blicken und warten. Sie entscheidet sich doch für den kürzeren Weg
durch den Wald nach Hause. Das
Klacken ihrer Hackenschuhe verstummt
auf dem Sandpfad, der sich in die Nacht
schlängelt. Der noch verbleibende
Schimmer der Laternen haftet am Schnee,
wie aufgemalt. Immer schwerer und
steifer fühlt sich ihre Haut an und es
kommt ihr vor, als müsse sie durch ein
dickes Tuch vor ihrem Mund atmen. Die
Frau stellt den Kragen auf und rammt
ihre Hände tief in die Jackentaschen. Sie
fühlt sich von tausenden, starrenden,
wartenden Schatten beobachtet. Sind es
nur die Raben? Die Lautlosigkeit scheint
sich von hinten anzuschleichen. Die Frau
traut sich nicht, über ihre Schultern zu
sehen, da sie befürchtet, dass da etwas
ist, was nicht da sein darf. Die
Dunkelheit verfolgt sie mit ihrem kalten
Atem, scheint sie einzuholen, sie
umschließen und für immer verschlucken zu wollen. ,Das ist albern‘, versucht
sie sich einzureden. Trotzdem beschleunigt die Frau ihre Schritte, am anderen
Ende des Waldes, das weiß sie genau,
erwartet sie wieder das Licht, dieses
würde sie aufnehmen und beschützen.
Hektisch blickt sie zu beiden Seiten, an
Œnieg przypomina³ w ciemnoœci jakiœ
oddalaj¹cy siê od drogi dywan. Z boku
dró¿ki sta³y niewielkie, poskrêcane
drzewka przybieraj¹ce przera¿aj¹ce
kszta³ty. Wyci¹ga³y swoje koœciste
ga³êzie po przemykaj¹cego od latarni do
latarni przechodnia, uciekaj¹cego nocnym cieniom. Niebo zwisa³o nad sceneri¹
szare i papkowate. Kobieta zbli¿a³a siê
powoli do lasu, który ciemny rozci¹ga³
siê przed ni¹. Ponad nim piêtrzy³y siê
czarne giganty. Zatrzyma³a siê ko³o
latarni przy rozstaju dróg. Kruki
spogl¹da³y na ni¹ z sêpi¹ ciekawoœci¹,
czeka³y, œledz¹c j¹ wzrokiem. Zdecydowa³a siê jednak na krótsz¹ drogê do
domu - przez las. Trzaskanie obcasów
ucich³o w piasku wij¹cej siê w noc
œcie¿ki. Pojawiaj¹ce siê jeszcze przeb³yski
latarni przylgnê³y do œniegu jak malowid³o. Jej skóra by³a coraz twardsza
i stê¿a³a, wydawa³o jej siê, jakby oddycha³a przez jakiœ gruby materia³ na
ustach. Postawi³a ko³nierz i wcisnê³a rêce
g³êboko w kieszenie. Czu³a siê obserwowana przez tysi¹ce czekaj¹cych
i gapi¹cych siê cieni. Czy to tylko kruki?
Cisza zdawa³a siê zakradaæ od ty³u.
Kobieta nie mia³a odwagi obejrzeæ siê,
ba³a siê, ¿e zobaczy coœ, czego nie powinno tam byæ. Ciemnoœæ œciga³a j¹ zimnym
oddechem, zdawa³a siê j¹ doganiaæ,
osaczaæ po to, by po³kn¹æ j¹ na zawsze.
„To niedorzecznoœæ”, stara³a siê sama
siebie przekonaæ. Nagle kobieta przyspieszy³a kroku, na drugim koñcu lasu,
wie o tym doskonale, czeka na ni¹
œwiat³o, które j¹ przygarnie i ochroni.
Gor¹czkowo rozgl¹da siê na boki, spogl¹da na nieprzebyte mury z kszta³tów
cieni, które zbli¿aj¹ siê, pêkaj¹ i wal¹ na
ni¹. Spiesznie zd¹¿a w kierunku ³agodnych przeb³ysków, jasnoœæ nie wydaje siê
jednak zbli¿aæ. Przesz³a jeszcze kilka
metrów, nagle stanê³a. Zdawa³o jej siê, ¿e
s³yszy za sob¹ jakiœ szmer. Wytê¿y³a
s³uch, nic tylko jej dziko bij¹ce serce.
Wci¹¿ coraz szybciej pod¹¿a dalej, wzrok
sztywno kieruje przed siebie. Ciê¿ko
VARIA BIBLIOTECZNE
121
den unüberwindbaren Mauern aus
Schattengestalten hinauf, die auf sie
zukommen, auseinanderbrechen und auf
sie einstürzen. Sie hastet auf das sanfte
Schimmern zu, welches aber nicht
näherzukommen scheint. Wenige Meter
geht sie noch weiter, bleibt plötzlich stehen. Sie meint, hinter sich ein Geräusch
gehört zu haben. Angestrengt lauscht sie,
außer ihrem wild pochenden Herz ist
nichts. Immer schneller werdend läuft sie
weiter, den Blick starr geradeaus
gerichtet. Da sie tief einatmen muss und
ihr Herz in den Ohren schlägt, hört sie
nichts. Die Angst presst sich wie eine
Faust aus Glasscherben in ihren Magen.
Sie hält abermals an. Urplötzlich greift
eine Hand nach ihrem Mund und ihrer
Nase, reißt ihren Kopf ruckartig nach
hinten. In blinder Panik tritt sie um sich,
windet sich und versucht zu schreien,
doch der dumpfe Ton, der ihren Mund
verlässt, schreckt nicht einmal die Raben
auf. Es fällt ihr immer schwerer, sich zu
wehren, der fehlende Sauerstoff raubt die
letzte Kraft aus Armen und Beinen. Es
wird in ihrem Kopf genauso schwarz,
wie um sie herum. Die Frau zuckt einige
Male noch, bevor sie zu Boden gleitet.
Inzwischen beginnt es wieder zu
schneien.
Der Schnee liegt auf der kalt werdenden Leiche und wird hart. Die Nacht
deckt die Frau mit einer zweiten eisigen
Schicht zu.
(die Erzählung wurde zum literarischen
Wettbewerb „Auf der Suche nach Talenten”
der Redaktion der Zeitschrift Pro Libris zugesandt)
122
oddycha, a serce wali jej w uszach, nic
innego nie jest w stanie us³yszeæ. Strach
wciska siê w ¿o³¹dek jak piêœæ ze szklanych od³amków. Znów staje. Raptem
jakaœ rêka chwyta j¹ za twarz, ci¹gnie jej
g³owê nerwowo do ty³u. W œlepej panice
kobieta przebiera nogami, wije siê,
próbuj¹c krzyczeæ. G³uchy ton jednak¿e,
jaki z siebie dobywa nie robi wra¿enia na
krukach. Coraz trudniej jest jej siê broniæ,
brak powietrza pozbawia jej cia³o resztek
si³. Przed oczami robi siê ciemno jak
wszêdzie wokó³. Kobieta drgnê³a jeszcze
raz, drugi i osunê³a siê na ziemiê.
W miêdzyczasie znów zacz¹³ padaæ
œnieg.
Œnieg le¿y na zastyg³ych zw³okach,
powoli twardnieje. Noc przykrywa kobietê drug¹ warstw¹ lodu.
(opowiadanie nades³ane na konkurs pt.
„W poszukiwaniu talentów” redakcji Pro
Libris)
t³umaczenie Grzegorz Gorzechowski
Robert Rudiak
Senne wizje
Nie po³o¿ê siê spaæ dopóki wódka nie zacznie dzia³aæ
dopóki nie sprawi ¿e zacznê wierzyæ ¿e jesteœ obok
¿e g³aszczesz dotykasz ca³ujesz pieœcisz
Nie zasnê dopóki wódka nie uko³ysze do snu
nie pozwoli œniæ o tobie w czasie teraŸniejszym
i zacznê marzyæ ¿e rano obudzê siê przy tobie
Nie zmru¿ê oka dopóki wódka nie dokona cudu
nie zamieni realnego koszmaru w oniryczn¹ jawê
nie uczyni przemiany mojego s³owa w twoje cia³o
Wyrocznia
Mamo! Moja mamo przywi¹zana do laski
zamiast do ramion syna
przykuta do wózka miast do moich d³oni
tak Bóg wywróci³ nasz los nieopatrznie
pope³ni³ niewybaczalny b³¹d
ale na pohybel jemu i boskim zamiarom
dopóki jesteœ – jestem – bêdziemy
poradzimy sobie z niedow³adem lask¹ wózkiem
ze spartaczonym œwiatem w dniu jego poczêcia
123
Mareike Dottschadis
Mareike Dottschadis
Rotes Fahrrad
im Regen
Czerwony rower
w deszczu
Sie fährt auf ihrem roten Fahrrad
durch die Pfützen der verregneten
Straßen und singt. Ihr Fahrrad ist so
leuchtend rot, dass sich alle Leute nach
ihr umblicken. Ihr kleiner Bruder, der auf
ihrem Gepäckträger sitzt, stützt die
Ellenbogen auf den noch freien Teil des
Sattels und lauscht ihrem Gesang. Sie
singt ein französisches Lied. Immer und
immer wieder zum wolkenverhangenen
Himmel hinauf. Es ist das einzige französische, das sie kennt. Es handele von
Tautropfen in Spinnennetzen, sagt sie.
Von Spinnennetzen, in denen sich
Sonnenstrahlen verfangen. Von weißen
Tauben und Fischen im Ozean, die
schwimmen können, wohin sie wollen.
Sie singt mit so klarer Stimme, dass
sich die Leute vielleicht auch deshalb
nach ihr umschauen. Ihr kleiner Bruder
blickt in den grauen Himmel und sagt:
„Es ist so dunkel”. Sie unterbricht ihr
Lied und lächelt. „Nein”, antwortet sie,
„es ist nicht dunkel”. Sie nimmt seine
rechte Hand und legt sie ihm über beide
Augen. Nun spürt er, wie das Fahrrad
über das Pflaster fährt. Dann hört er seine
Schwester das Lied wieder anstimmen.
Und auf einmal ist es nicht mehr dunkel.
Jetzt kann er die Tautropfen in den
Spinnennetzen und die weißen Tauben
sehen. Und die Fische, die schwimmen
können, wohin sie wollen.
Przeje¿d¿a na swoim czerwonym
rowerze przez ka³u¿e na zalanych
deszczem uliczkach, œpiewa. Czerwony
rower b³yszczy z daleka, tak ¿e ka¿dy
obraca siê w jej stronê. Jej ma³y braciszek,
jad¹c na baga¿niku, opiera ³okcie na wolnym skrawku siode³ka i s³ucha piosenki.
Dziewczyna œpiewa po francusku. Œpiewa, kieruj¹c g³os w górê ku obwieszonemu chmurami niebu. To jedyna francuska
piosenka, jak¹ zna. Opowiada o kroplach
w pajêczych sieciach, mówi. O pajêczych
sieciach, w których uwiêz³y promienie
s³oñca. O bia³ych go³êbiach i rybach
w oceanie, które mog¹ p³ywaæ, gdzie
chc¹.
Œpiewa tak czystym g³osem, ¿e byæ
mo¿e tak¿e dlatego ludzie ogl¹daj¹ siê za
ni¹. Jej ma³y braciszek spogl¹da w szare
niebo i mówi: „jest tak ciemno”.
Dziewczyna przestaje œpiewaæ, uœmiecha
siê. „Nie”, odpowiada, „nie jest ciemno”.
Ujmuje jego praw¹ r¹czkê, k³ad¹c mu j¹
na oczy. Ch³opiec czuje jak rower pêdzi
po bruku. Znów s³yszy, jak siostra nuci
piosenkê. I nagle nie jest ju¿ ciemno.
Ogl¹da krople rosy w pajêczych sieciach
i bia³e go³êbie. I ryby, które p³ywaj¹ gdzie
chc¹.
(die Erzählung wurde zum literarischen Wettbewerb „Auf der Suche nach Talenten” der
Redaktion der Zeitschrift Pro Libris zugesandt)
124
(opowiadanie nades³ane na konkurs pt.
„W poszukiwaniu talentów” redakcji Pro
Libris)
t³umaczenie Grzegorz Gorzechowski
KRAJOBRAZY LUBUSKIE
Znów najpiêkniejszy
w Polsce
jest lipiec nad wod¹...
Zabór i okolice
Und wieder einmal
ist der Juli am Wasser
in Polen am schönsten…
Zabór und Umgebung
Monika Simonjetz
Monika Simonjetz
Zapada zmrok. Stojê nad brzegiem jeziora
Liwno, upajam siê spokojem, ch³onê odg³osy
nieujarzmionej, niemal dzikiej przyrody.
Przypominam sobie jeden z wierszy, a w³aœciwie tytu³ tomiku ks. Jana Twardowskiego,
w myœlach powtarzam za poet¹: znów
najpiêkniejszy w Polsce jest lipiec nad wod¹.
Zabór kojarzy siê przede wszystkim
z barokowym pa³acem. Obiekt ma ciekaw¹
historiê, bez koñca mo¿na snuæ opowieœci
o losach jego w³aœcicieli. Nie oœmieli³abym
siê nie wspomnieæ o „rezydencji za borem”,
ale walorem tej miejscowoœci jest te¿ krajobraz i w³aœnie od przyrody zaczniemy spacer
po Zaborze i okolicach.
Abenddämmerung zieht übers Land. Ich
stehe am Ufer des Liwno-Sees, genieße die
Stille und berausche mich an den Klängen der
ungezähmten, geradewegs wilden Natur. Ich
erinnere mich an ein Gedicht, eigentlich nur an
den Titel eines Gedichtbändchens von Pfarrer
Jan Twardowski und wiederhole in Gedanken
die Worte des Dichters: und wieder einmal ist
der Juli am Wasser im Polen am schönsten.
Zabór verbindet man vor allem mit seinem
barocken Schloss. Es kann auf eine äußerst
interessante Historie zurückblicken und man
könnte endlos Geschichten über die Schicksale
seiner einstigen Eigentümer spinnen. Ich würde
mich nicht trauen, diese „Residenz hinter dem
KRAJOBRAZY LUBUSKIE
125
Najstarsze zapisy dotycz¹ce Zaboru
Osada ta wzmiankowana by³a ju¿ w 1306 r.
jako Sabir lub Saborin, nazwa wywodzi siê od
Wald” unerwähnt zu lassen, aber der eigentliche
Vorzug dieser Ortschaft ist nun einmal seine
Naturlandschaft, und mit dieser möchte ich auch
einen Streifzug durch Zabór und seine
Umgebung beginnen.
Die ältesten schriftlichen Quellen
rund um Zabór
okreœlenia „za borem”, co nale¿y ³¹czyæ
z za³o¿eniem wsi na skraju ówczesnych
borów, b¹dŸ w otoczeniu sosnowego lasu.
W roku 1556 Zabór otrzyma³ prawa miejskie,
ale nigdy nie osi¹gn¹³ rangi miasta, stanowi³
jedynie tzw. Marktflecken czyli osiedle posiadaj¹ce tylko pewne uprawnienia targowe.
August Förster w swoim opracowaniu
„Geschichtliches von dem Dörfern des
Grünberger Kreises” z 1905 roku notuje, i¿ po
spisie w 1900 r. Zabór liczy³ 930 mieszkañców i by³ podzielony na kilka czêœci:
wioska – 391 mieszkañców, okrêg maj¹tku –
134, okrêg miejski – 405, z tego zaledwie 80
osadników wyznawa³o wiarê katolick¹,
pozostali byli ewangelikami. Autor zaznacza,
¿e nie mo¿na udowodniæ, kiedy dok³adnie
powsta³a wieœ, najprawdopodobniej zosta³a
za³o¿ona przez rodzinê Tschammer.
Gmina Zabór
– po³o¿enie i warunki naturalne
Dzisiaj Zabór jest siedzib¹ w³adz samorz¹dowych gminy, po³o¿on¹ w po³udniowowschodniej czêœci województwa lubuskiego,
w malowniczej pradolinie rzeki Odry. Gminê
zamieszkuje ponad 3 000 osób we wsiach:
Czarna, D¹browa, Przytok, Droszków, £az,
Milsko, Tarnawa oraz w przysió³kach i osadach: Wielob³ota, Mielno, Rajewo, Proczki,
126
Die ältesten Erwähnungen einer Siedlung
des Namens Sabir oder Saborin stammen aus
dem Jahre 1306. Die Namensgebung bezieht
sich auf den Begriff „za borem” (zu deutsch:
hinter dem Wald), der auf eine Gründung der
Siedlung am Rande der sich hier damals
erstreckenden, ausgedehnten alten Wälder oder
inmitten eines Kiefernwaldes hindeutet. Im
Jahre 1556 wurden Zabór zwar die Stadtrechte
verliehen, den Status einer Stadt erlangte die
Ortschaft jedoch nicht. Der Ort blieb lediglich
ein Marktflecken, also eine Siedlung, die über
gewisse Marktrechte verfügte. August Förster
verzeichnet in seiner Abhandlung „Geschichtliches von den Dörfern des Grünberger Kreises”
aus dem Jahre 1905, dass nach der im Jahre
1900 erfolgten Volkszählung Zabór (Saabor)
930 Einwohner zählte und aus mehreren
Ortsteilen bestand: dem Dorf mit 391
Einwohnern, dem Gut mit 134 und dem
Stadtbezirk mit 405 Einwohnern. Davon bekannten sich gerade einmal 80 Siedler zum katholischen Glauben, der gesamte Rest hingegen waren
Protestanten. Der Autor betont, dass hinsichtlich
der Gründungszeit kein eindeutiger Beweis zu
führen sei und dass die Gründung höchstwahrscheinlich auf die Familie Tschammer
zurückgehe.
Die Gemeinde Zabór
– ihre geographische Lage
und natürlichen Bedingungen
Die Ortschaft Zabór ist im südöstlichen Teil
der Wojewodschaft Lubuskie, im malerischen
Urstromtal der Oder, gelegen. In Zabór hat auch
die Kommunalverwaltung der Gemeinde ihren
Sitz. Heute zählt sie über 3.000 Einwohner, die
in den Amtsgemeinden Czarna, D¹browa,
Przytok, Droszków, £az, Milsko, Tarnawa
Przytoczki. W Zaborze mieszka prawie 1 000
osób. Jest to miejscowoœæ atrakcyjna dla
budownictwa indywidualnego, st¹d liczba
ludnoœci wci¹¿ siê zmienia.
Teren gminy obejmuje oko³o 10 000 hektarów, niemal 50% to tereny leœne, a prawie
3% powierzchni stanowi¹ rzeki i jeziora.
Urozmaicona rzeŸba terenu, liczne pagórki,
wzniesienia i zag³êbienia tworz¹ ciekawe
punkty widokowe. Pradolina Odry miejscami
otoczona jest stromymi stokami. Wzgórza
ci¹gn¹ce siê od Zaboru do Czarnej osi¹gaj¹
wysokoϾ do 110 m n.p.m. Krajoznawczym
wêdrówkom s³u¿¹ liczne, piesze szlaki
turystyczne.
Lasy, jeziora i stawy
– tyle tego, ¿e nie mo¿na siê po³apaæ
Przyje¿d¿aj¹c autobusem z oddalonej
o 16 km Zielonej Góry, wysiadamy na przystanku i kierujemy siê ku Alei Spacerowej.
Porastaj¹ j¹ bujne okazy lip, topoli, kasztanów
i olch. T¹ droga dochodzimy do akwenów
stworzonych na bazie poeksploatacyjnej kopalni kredy jeziornej, popularnych „Wapnianek”. Powsta³e w wyrobiskach zbiorniki
wodne rozci¹gaj¹ siê na ³¹cznej powierzchni
ok. 75 ha. Latem spotkamy tu nie tylko
mieszkañców Zaboru, ale tak¿e Nowej Soli,
Zielonej Góry i innych okolicznych miej-
leben. Daneben gehören die Weiler und
Siedlungen Wielob³ota, Mielno, Rajewo,
Proczki und Przytoczki zum Gebiet der
Gemeinde. Zabór selbst zählt 1.000 Einwohner.
Die Ortschaft scheint besonders für die individuellen Häuslebauer interessant zu sein, daher
ändert sich auch stets die Einwohnerzahl.
Das Gebiet der Gemeinde umfasst insgesamt
etwa 10.000 ha, wovon 50% Waldgebiete ausmachen und nahezu 3% Flüsse und Seen. Das
von zahlreichen Hügeln, Anhöhen und Senken
gekennzeichnete, mannigfaltige Relief schafft
interessante, natürliche Aussichtspunkte. Das
Urstromtal der Oder umgeben steile
Böschungen, die sich zwischen Zabór und
Czarna erstreckenden Hügel erreichen eine
Höhe von 110 m über dem Meeresspiegel. Dank
zahlreicher touristischer Wanderpfade lässt sich
das Gebiet gut zu Fuß erkunden.
Wälder, Seen und Teiche
– so viel davon, dass man leicht
den Überblick verlieren kann
scowoœci. To popularne miejsce na wakacyjny,
zw³aszcza weekendowy odpoczynek w otoczeniu natury. Piêkne zak¹tki sprawdzaj¹ siê,
zarówno w przypadku romantycznych spacerów przy blasku ksiê¿yca, jak i rodzinnych
Das nur 16 km von Zielona Góra entfernt
gelegene Zabór ist – neben dem privaten
Verkehrsmittel – auch leicht per Bus zu erreichen. Entscheidet sich der Gast für die letztere
Beförderungsart, so geht es, die Bushaltestelle
hinter sich lassend, zunächst in Richtung der von
eindrucksvollen Linden, Pappeln, Kastanien und
Erlen umsäumten Aleja Spacerowa [Spazierallee]. Entlang dieser Allee erreicht man
einige kleine und größere Seen, die einst
eigentlich eine Förderstätte zum Abbau von
Seekreide darstellte und nun eben als
KRAJOBRAZY LUBUSKIE
127
wyjazdów z dzieæmi. Spacerowiczów zreszt¹
nie brakuje, bez wzglêdu na porê roku.
Sta³ymi bywalcami w tych okolicach s¹ tak¿e
wêdkarze, zachêceni mo¿liwoœci¹ z³owienia
leszcza czy szczupaka. Nale¿y pamiêtaæ jednak, i¿ na wêdkowanie trzeba mieæ pozwolenie.
W siedzibie PZW mo¿na nabyæ abonament na
ca³y sezon lub pozwolenie weekendowe.
Za „Wapniankami” ci¹gn¹ siê lasy,
w g³ównej mierze s¹ to bory sosnowe
z domieszk¹ brzozy i dêbu na glebach
piaszczystych. W obni¿eniach terenu spotyka
siê rzadkie na Œrodkowym Nadodrzu lasy
³êgowe z jesionem i olsz¹. Podszycie obfituje
w grzyby, jagody, borówki czerwone i roœliny
zielarskie. Bogactwo i piêkno tych obszarów
trafnie oddaje fragment wiersza ks. Twardowskiego z cytowanego na wstêpie tomiku:
(...) i wszystkie inne jeszcze bo¿e zielska
na liœciach których s³oñce staje siê
pokarmem
tyle tego, ¿e nie mo¿na siê po³apaæ
przy nich nawet ka¿dy uczony
– niedouczony
zw³aszcza w lipcu kiedy wy³a¿¹ maœlaki
i rydze
128
Baggerseen, die weithin bekannten „Wapnianki”
[Kalklöcher], zum Entspannen einlädt. Die
gesamte Fläche dieser „Baggerseen” umfasst
eine Fläche von etwa 75 ha. Im Sommer erholen
sich hier nicht nur die Einheimischen, sondern
auch Ausflügler aus Nowa Sól, Zielona Góra
und anderen benachbarten Ortschaften. So entstand hier in Zabór ein sehr beliebter Ort, um
seinen Urlaub, besonders an Wochenenden, in
der freien Natur zu verbringen. Das wunderschöne Fleckchen eignet sich für romantische
Spaziergänge bei Mondschein genauso gut wie
für Familienausflüge mit Kindern. An Wanderern und Spaziergängern mangelt es im Übrigen auch nicht, ganz unabhängig von der
Jahreszeit. Zu den Dauergästen in dieser Gegend
gehören gleichsam die Anglerfreunde, die hier
die Aussicht auf eine kapitale Brasse und einen
Hecht anlockt. Vergessen darf man bei aller
Vorfreude jedoch nicht, dass auch in Polen das
Angeln einer Genehmigung bedarf. Diese
Anglerkarte ist aber im Sitz des polnischen
Anglerverbandes PZW – für die gesamte Saison
oder für ein Wochenende – käuflich zu erwerben.
Hinter den „Kalklöchern” erstrecken sich
ausgedehnte Wälder, deren Baumbestand hauptsächlich aus Kiefern besteht, zwischen denen
einzelne Birken und Eichen auf sandigen Böden
gen Himmel emporragen. In den Senken sind die
hier am mittleren Oderlauf nur selten auftretenden Auenwälder mit einem kleinen Bestand
an Eschen und Erlen anzutreffen. Im Unterholz
verbergen sich Pilze, Blau- und Preiselbeeren
sowie zahlreiche Kräuter. Diesen Reichtum und
die unverkennbare Schönheit dieser Gegend beschreibt recht zutreffend ein kleiner Ausschnitt
aus einem Gedicht des eingangs zitierten
Gedichtbandes von Pfarrer Twardowski:
und noch all dies andere, Gottes’ Grünzeug
auf deren Blättern die Sonne zur Speise
wird
so viel davon, dass man leicht
den Überblick verlieren kann
und neben dem jeder Gelehrte ach
so ungelehrt erscheint
ganz besonders im Juli, wenn
die Butterpilze und Reizker sprießen
Miejscowi myœliwi natomiast szczyc¹ siê
zasobnoœci¹ terenów w zwierzynê ³own¹:
dziki, sarny, lisy, zaj¹ce. Niektórzy mówi¹
o jeleniach, a nawet ³osiach.
Mijaj¹c „Wapnianki” dochodzimy do
rozwidlenia dróg. Skrêcamy w prawo i id¹c
wzd³u¿ lasu w kierunku wsi Czarna, docieramy do stawów hodowlanych. Tutaj mamy
okazjê obserwowaæ ciekawe okazy ptaków
wodnych: czaple, bociany czarne, b¹ki, kormorany. Zawsze mo¿emy te¿ liczyæ na
spotkanie z ³abêdziami. Szlakiem przez las
dotrzemy do utwardzonej drogi, mo¿emy ni¹
dojœæ do Czarnej. Atrakcj¹ miejscowoœci jest
hodowla strusi. Warto obejrzeæ równie¿ d¹b
szypu³kowy posadzony w 1813 roku, mierz¹cy w obwodzie 3 m (koniec wsi, przy
zakrêcie, rozwidlenie dróg do Niedoradza
i Bobrownik). Zainteresowanych d³u¿szym
pobytem zaprasza pani Jolanta Jarmoch, w³aœcicielka gospodarstwa agroturystycznego.
Przed³u¿eniem Alei Spacerowej jest droga
prowadz¹ca do ma³ej miejscowoœci Proczki.
U kresu wêdrówki ujrzymy iœcie baœniowy
widok - 6 gospodarstw rozlokowanych
Die hiesigen Jäger hingegen rühmen sich des
schier unerschöpflichen Reichtums der Wälder
an Jagdwild: Wildschwein, Reh, Fuchs und
Hase. Einige sprechen auch von Hirschen und
sogar Elchen.
Hinter den „Kalklöchern” erreicht man eine
Straßengabelung. Nach rechts, in Richtung der
Ortschaft Czarna sowie am Waldrand entlang,
führt der Weg zu Zuchtteichen, die gleichsam
ein Eldorado solch interessanter Wasservögel
wie Reiher, Schwarzstörche, Rohrdommeln und
Kormorane sind. Garantiert ist ein Treffen mit
Schwänen. Auf einem Waldpfad geht es nun in
Richtung einer befestigten Straße, die weiter
nach Czarna führt. Die große Attraktion der
Ortschaft ist eine Straußenfarm. Sehenswert ist
ebenfalls eine im Jahre 1813 gepflanzte
Stileiche mit einem Umfang, der schon jetzt 3 m
beträgt (kurze Wegbeschreibung: am Ende des
Dorfes an einer Biegung an der Straßengabelung
nach Niedoradz und Bobrowniki). Auf einen
längeren Aufenthalt lädt Sie gern Jolanta
Jarmoch ein, die eine Landwirtschaft führt und
Urlaub auf dem Bauernhof anbietet.
Die Verlängerung der bereits erwähnten
Aleja Spacerowa ist eine in die kleine Ortschaft
Proczki führende Straße. Am Ende der
Wanderung eröffnet sich ein wahrlich märchenhafter Blick: 6 von Wäldern und kleinen
Hügelchen umgebene Bauernhöfe, gelegen in
einem malerischen Tal.
Von hier aus führt nach links ein Pfad hinunter zum sog. Kleinen See. Gleich daneben
erstreckt sich der Liwno-See, der seiner Fläche
von über 30 ha wegen auch der Große See, oder
auch einfach der Zaborskie-See genannt wird. Er
ist ein flacher Grundmoränensee, der zu einem
KRAJOBRAZY LUBUSKIE
129
w malowniczej dolinie, otoczonej lasami
i wzgórzami.
Skrêcaj¹c w lewo dojdziemy do niewielkiego akwenu wodnego, zwanego Ma³ym
Jeziorkiem. Tu¿ obok rozci¹ga siê jezioro
Liwno, z racji swojej ponad 30. ha powierzchni zwane te¿ Jeziorem Du¿ym lub po prostu
Jeziorem Zaborskim. Jest to rozlewisko dennomorenowe, p³ytkie, zarastaj¹ce na znacznej
przestrzeni, pokryte du¿ymi liœæmi i piêknymi
kwiatami gr¹¿eli. Od strony po³udniowej opasuj¹ je trzcinowo-oczeretowe szuwary. ¯yje
tu wiele gatunków kaczek, a na ³owy zlatuje
orze³ bielik. W 1987 roku w bagnistej czêœci
wsiedlono bobra europejskiego. Ten gin¹cy
gatunek najwiêkszego gryzonia rozmna¿a siê
pomyœlnie i rozprzestrzenia na inne wody
w okolicy. Du¿e Jezioro to prawdziwy raj dla
wêdkarzy. Mo¿na tu z³owiæ wêgorza, szczupaka, amura, leszcza oraz dorodnego, nawet
kilkudziesiêciokilogramowego suma. Trzeba
posiadaæ jedynie kartê wêdkarsk¹. Mieszkañcy i goœcie z rozrzewnieniem wspominaj¹
lata 70., kiedy nad jeziorem rozci¹ga³a siê
piaszczysta pla¿a, a przy pomoœcie funkcjonowa³a wypo¿yczalnia sprzêtu p³ywaj¹cego.
130
großen Teil zunehmend verlandet. Auf der
Wasseroberfläche schwimmen große Blätter und
herrliche Teichrosenblüten. Das südliche Ufer
umsäumt ein Schilfgürtel. Hier fanden zahlreiche Entenarten ihr Refugium. Der Seeadler geht
auf Jagd. Im Jahre 1987 wurde im versumpften
Teil der europäische Biber angesiedelt. Diese
aussterbende Art des größten Nagetiers vermehrt sich in dieser Umgebung prächtig und
besiedelt ebenso benachbarte Wassergebiete.
Der Große See ist ein wahres Anglerparadies:
Aale, Hechte, Graskarpfen, Brassen sowie prächtige, sogar bis zu einige Dutzend Kilo schwere
Welse. Zu vergessen ist aber auch hier nicht die
Anglerkarte. Mit einer Träne im Auge erinnern
sich die Einheimischen und Gäste noch an die
70er Jahre, als sich am Ufer des Sees entlang ein
weiter Sandstrand erstreckte und am Steg Boote
und anderes Gerät zur Erkundung des Gewässers ausgeliehen wurden. Heute erinnert hingegen schon nichts mehr an diese – wie man sagt –
Blütezeit des Wassertourismus. Der vernachlässigte, aber nichts desto trotz noch immer zauberhafte Ort wartet geduldig auf seine Investoren.
Am Ufer entlang in Richtung Zabór, und
später entlang des rot markierten Wanderpfades
in Richtung Milsk, erreicht man einen
Waldpfad, den man „Napoleonsweg” nennt. Die
Bennennung klingt an den vermutlichen
Durchmarsch der Napoleonischen Armee auf
ihrem Weg gen Osten an. Den Legenden nach
soll sich der große Feldherr unter einer mächtigen Eiche ausgeruht haben. Seit jenem
erhabenen Ereignis trägt auch sie den Namen
„Napoleonseiche”. Das 750-jährige Exemplar
mit einem Umfang von etwa 10 m steht seit
1966 auf der Liste der geschützten
Naturdenkmäler. Fast ein halbes Jahrhundert
zuvor verlieh ihm Prinzessin Hermine von
Schönaich-Carolath feierlich den Namen des
berühmten Naturforschers Theodor Schube, der
auch dieses ungewöhnliche Prachtexemplar entdeckte. Heute finden in der Baumhöhle mehrere
erwachsene Personen problemlos Platz. Sein
Inneres ist seit 1985 betretbar, als zu Zwecken
des Erhalts und weiteren Schutzes die Höhle
vergrößert wurde.
Die Eiche hatte in ihrem Leben so einiges
durchzumachen. Am Stamm ist bspw. deutlich
Obecnie nie ma znaku po dawnym, jak
mówi¹, okresie œwietnoœci, zaniedbane choæ
wci¹¿ urokliwe miejsce czeka na inwestora.
Id¹c brzegiem jeziora w stronê Zaboru,
a póŸniej czerwonym szlakiem turystycznym
w kierunku Milska, docieramy do leœnej
dró¿ki, zwanej „Napoleonk¹”. Nazwa wi¹¿e
siê z domniemanym przejœciem armii
Napoleona. Wed³ug jednej z legend odpoczywa³ on pod wielkim dêbem, zwanym od tego
donios³ego wydarzenia Dêbem Napoleona.
750-letnie drzewo, o obwodzie ok. 10 m, od
1966 r. jest wpisane na listê pomników przyrody. Niemal pó³ wieku wczeœniej ksiê¿na
Hermina von Schönaich-Carolath nada³a mu
uroczyœcie imiê znanego badacza przyrody –
Teodora Schube, który by³ odkrywc¹ tego
niezwyk³ego okazu. Dziœ w jego dziupli mieœci siê kilka doros³ych osób. Do wnêtrza
mo¿na wejœæ od 1985 roku. Wtedy powiêkszono dziuplê w celach konserwacyjnych.
D¹b wiele prze¿y³, na pniu ³atwo dostrzec
m. in. œlady uderzenia pioruna. W 2004 roku
nieznani sprawcy podpalili drzewo. Pomimo
natychmiastowej akcji gaœniczej nie uda³o siê
unikn¹æ uszkodzeñ. Sêdziwy Napoleon jednak przetrwa³ i kolejny raz udowodni³ swoj¹
potêgê, ku radoœci mi³oœników przyrody
wiosn¹ na wielu ga³êziach pokaza³y siê m³ode
liœcie. Mieszkañcy twierdz¹, ¿e sw¹ d³ugowiecznoœæ drzewo zawdziêcza korzystnemu
po³o¿eniu, roœnie u zbocza skarpy chroni¹cej
je przed niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi, przede wszystkim silnymi wiatrami.
Do „Napoleonki” mo¿na te¿ dojœæ bezpoœrednio ze wsi, od zbiegu ulic: Akacjowej
i Kwiatowej. Na tej trasie, w pobli¿u przedszkola znajduje siê tzw. „koñski stawek”,
który swoj¹ nazwê zawdziêcza innej miejscowej legendzie. Niegdyœ mia³ przeje¿d¿aæ
têdy orszak weselny. WoŸnica, skracaj¹c
sobie drogê do Milska nie zauwa¿y³ wodnego
rozlewiska i z³ocona karoca zaprzê¿ona
w piêkne konie z impetem wjecha³a do stawu.
Wszyscy weselnicy utonêli, a ¿e rodzina by³a
bogata, na dnie mog¹ jeszcze le¿eæ skarby. Do
„Napoleonki” dochodzimy przez mostek,
który przed drug¹ wojn¹ œwiatow¹ okreœlany
by³ „Muster Brücke”. Nazwa nawi¹zywa³a do
die Spur eines Blitzeinschlages zu erkennen.
Unbekannte hatten im Jahre 2004 den Baum in
Brand gesteckt. Trotz der unverzüglich in
Angriff genommenen Rettungsmaßnahmen
gelang es leider nicht, Beschädigungen gänzlich
zu verhindern. Der greise Napoleon überlebte
jedoch auch diesen Angriff und stellte ein
erneutes Mal seine Stärke unter Beweis. Zur
außerordentlichen Freude der Naturliebhaber
treibt er im Frühling frische Zweige mit jungen
Blättern aus. Die Einheimischen meinen, dass
der Baum seine Langlebigkeit der günstigen
Lage am Fuße eines Abhanges verdankt, die ihn
insbesondere vor widrigen Wettereinflüssen wie
vor allem vor starken Winden schützt.
Zum „Napoleonsweg” gelangt man ebenso
direkt vom Dorf aus, entlang des Akazien- und
Blumenweges (zur Orientierungshilfe auf polnisch: ul. Akacjowa und ul. Kwiatowa). Auf
dieser Trasse kommt der Wanderer auch – in der
Nähe des Kindergartens – am sog. Pferdeteich
vorbei, der seinen Namen einer anderen
Dorflegende verdankt. Einst sollte hier entlang
ein Hochzeitszug geführt haben. Der Kutscher,
der den Weg nach Milsko kurzerhand abkürzen
wollte, bemerkte aber den Teich nicht und so
landete die vergoldete Kutsche samt der prächtigen Pferde mit voller Wucht einfach in den
Fluten. Alle Hochzeitsgäste ertranken, und da
die Familie reich war, können auf dem Grund
des Teiches durchaus noch einige Schätze verborgen liegen. Zum „Napoleonsweg” führt dann
eine Brücke, die vor dem Zweiten Weltkrieg
auch „Musterbrücke” genannt wurde. Der Name
knüpft an die Rekrutierungsversuche Einheimischer zur Napoleonischen Armee an, die
aller Wahrscheinlichkeit nach der Feldherr selbst vorgenommen haben soll.
Am Westufer des Liwno-Sees erstreckt sich
ein zur Schlossanlage gehörender Park. Er
wurde kurz nach der Errichtung des Schlosses
angelegt und konnte bis heute seine einstige
geometrisch angelegte Form beibehalten.
Symmetrisch führen kleine Alleen in den
weitläufigen Park hinein. Sie bilden eine kompositorische Einheit mit dem an der Hauptachse
angelegten See. Heute bewuchern den Park
natürlich ausgesäte Bäumchen, aber entlang der
Hauptallee gelangt man noch immer direkt an
KRAJOBRAZY LUBUSKIE
131
werbunku wojskowego okolicznych mieszkañców, którego najprawdopodobniej mia³
dokonywaæ sam Napoleon.
Nad zachodnim brzegiem jeziora Liwno
rozci¹ga siê park nale¿¹cy do zespo³u pa³acowego. Za³o¿ony wkrótce po wzniesieniu
pa³acu, do dzisiaj zachowa³ swój geometryczny uk³ad. Symetrycznie rozmieszczone
alejki, zwi¹zane s¹ kompozycyjnie z le¿¹cym
na g³ównej osi jeziorem. Dziœ ogród zarasta
samosiejkami, ale g³ówn¹ alej¹, tak jak
dawniej, dojdziemy wprost do akwenu.
Dobrze zachowany jest starodrzew. Na specjaln¹ uwagê zas³uguje 12 dêbów, z których
ka¿dy liczy oko³o 350. lat, 300-letnie jesiony
i ponad 30-metrowe a tylko o 50 lat m³odsze
lipy. Liczne odmiany srebrzystych œwierków,
klony, wi¹zy, kasztanowce, topole bia³e
i ró¿norodne krzewy nadal podnosz¹ urodê
tego zdewastowanego parku. Warto tu przybyæ zw³aszcza wiosn¹, kiedy wszystko budzi
siê do ¿ycia nape³niaj¹c ogród woni¹
œwie¿ych roœlin, barw¹ dzikich kwiatów
i dŸwiêkiem ptactwa lêgowego. Niestety, nie
mo¿na siê k¹paæ w niegdyœ piêknym jeziorze,
ale mo¿liwe jest ³owienie ryb, o czym
wspomniano wczeœniej.
Zespó³ pa³acowo-ogrodowy
To najcenniejszy zabytek architektury
w rejonie zielonogórskim. Najstarsz¹ bu-
dowl¹ jest pa³ac, wzniesiony w latach 16771683 staraniem ówczesnego grafa Henryka
Dünnewalda. Legenda mówi, ¿e rezydencjê
132
das Wasser. Gut erhalten ist ebenfalls der alte
Baumbestand. Einer besonderen Aufmerksamkeit verdienen 12 Eichen, von denen jede
etwa 350 Jahre alt ist, 300-jährige Eschen sowie
gerade einmal 50 Jahre jüngere und bereits 30 m
hohe Linden. Zahlreiche Silberfichten,
Ahornbäume, Ulmen, Kastanien, Weißpappeln
und unterschiedlichste Sträucher unterstreichen
noch immer die Schönheit des vernachlässigten
Parks. Besonders empfehlenswert ist ein Besuch
im Frühjahr, wenn die Natur also zum neuen
Leben erwacht und der gesamte Garten vom
Duft frischer, emporsprießender Keimlinge und
den Farben der Wildblumen sowie dem wohlklingenden Vogelgezwitscher erfüllt ist. Leider ist
das Baden im einst herrlichen See nirgendwo
mehr möglich, der Angelsport aber darf – wie
bereits angemerkt – nach wie vor gefrönt werden.
Die Garten- und Schlossanlage
Sie ist das wohl wertvollste Architekturdenkmal in der gesamten Region um Zielona
Góra. Das Schloss selbst – es wurde zwischen
1677 und 1683 auf Bemühungen des Grafen
Johann Heinrich Dünnewald erbaut – stellt dabei
das älteste der Gebäude dar. Die Legende
besagt, dass die Residenz mit dem Lösegeld für
einen türkischen Pascha erbaut wurde. Der Graf
soll ihn so lange in Gefangenschaft gehalten
haben, bis die Familie ein so riesiges Lösegeld
zahlte, dass mit dem „Erlös” nun die gesamte
Investition getätigt werden konnte. An die frühbarocken französischen Residenzen anknüpfend
entwarf der Architekt ein eindrucksvolles
Schloss mit drei Flügeln, einer Säulengalerie
sowie einer Terrasse. Eine Allee inmitten des
geometrisch angelegten Gartens führte vom
Schloss direkt zum nahe gelegenen See. Das
Zaborer Schloss erinnert in seiner Bauweise
recht deutlich an das ebenso aus Backsteinen auf
dem Grundriss eines Hufeisens mit einem
rechteckigen Innenhof errichtete Schloss im
unweiten ¯agañ. In den Innenhof mit seinem
zentral angelegten Springbrunnen hinein führt
ein Tor, das auf von Steinvasen umzäunten
Säulen ruht. Das Schloss umgibt ein 15 m breiter Wassergraben, den vom Innenhof und vom
wybudowano kosztem wziêtego do niewoli
tureckiego paszy. Pozostawa³ on wiêŸniem
grafa do czasu z³o¿enia przez rodzinê
olbrzymiego okupu, w kwocie pokrywaj¹cej
koszty inwestycji. Architekt, wzoruj¹cy siê na
wczesnobarokowych rezydencjach francuskich, zaprojektowa³ okaza³¹, trzyskrzyd³ow¹
siedzibê z arkadow¹ galeri¹ i tarasem.
Geometryczny ogród z alej¹ poœrodku
po³¹czy³ obiekt z po³o¿onym nieopodal
jeziorem. Pa³ac w Zaborze jest uk³adem
wyraŸnie nawi¹zuj¹cym do pa³acu w ¯aganiu,
murowany z ceg³y, na rzucie podkowy z prostok¹tnym dziedziñcem. Na podwórzec z usytuowan¹ poœrodku fontann¹ prowadzi brama
wjazdowa z filarami zwieñczonymi kamiennymi wazonami. Pa³ac otacza szeroka na 15
metrów fosa. Od strony podwórca i ogrodu
przerzucono murowane mosty. Fosa, chocia¿
obecnie sucha jest dobrze zachowana.
W 1744 roku w³aœcicielem Zaboru zosta³
hrabia Fryderyk Cosel, syn Augusta II Mocnego i jego faworyty Anny Konstancji Hoym,
zwanej hrabin¹ Cosel, znanej chocia¿by
z powieœci Kraszewskiego. Ju¿ w nastêpnym
roku rozpocz¹³ on przebudowê rezydencji,
dostawiaj¹c wie¿ê i przekszta³caj¹c wnêtrza
w duchu rokoka. W tym samym czasie ukszta³towany zosta³ po³o¿ony przed pa³acem
dziedziniec, otoczony szeœcioma murowanymi, parterowymi oficynami. Zosta³y one
znacznie przekszta³cone i dostosowane do
potrzeb sanatorium, które w pa³acu funkcjonowa³o od 1956 r. Hrabia zmar³ w 1770 roku
na skutek ran odniesionych w pojedynku.
Pochowany zosta³ w nieistniej¹cej ju¿ kaplicy
w £azie. W 1778 roku majêtnoœæ naby³a rodzina Schönaich-Carolath, wywodz¹ca siê
z pobliskiego Siedliska. Zabór by³ w ich posiadaniu a¿ do roku 1945. ¯on¹ jednego
z potomków tego rodu by³a ostatnia cesarzowa Niemiec - Hermina. U wjazdu do Zaboru
znajduje siê zabytkowy cmentarz, w jego
najstarszej czêœci ujrzymy siedem g³azów
narzutowych z tekstami psalmów i krótkimi
notkami biograficznymi – tu spoczywaj¹
potomkowie rodu Schönaichów.
Dawny zamek sp³on¹³ w 1745r. Nowy,
wzorowany na pa³acowo-ogrodowych rezy-
Garten aus zwei gemauerte Brücken überspannen. Der Graben, obgleich trockengelegt, ist gut
erhalten.
Im Jahre 1744 wurde Graf Friedrich August
von Cosel, Sohn August des Starken und seiner
Mätresse Anna Constanze Hoym, die 1707 zur
Gräfin von Cosel erhoben wurde (in Polen ist sie
zumindest aus gleichnamigen Roman des
Schriftstellers Józef Kraszewski bekannt). Er
nahm sich gleich im Folgejahr einem
umfassenden Umbau der Residenz an, baute
einen Turm an und passte das Innere dem
damals modernen Rokoko-Stil an. Zu dieser Zeit
entstand vor dem Schloss ein von sechs
gemauerten, eingeschossigen Wirtschaftsgebäuden eingefasster Schlosshof. Seit 1956
wurden sie als Sanatorium genutzt, zuvor jedoch
im Sinne dieser Nutzung ganz erheblich
umgestaltet. Der Graf verstarb im Jahre 1770
infolge von Verletzungen, die er in einem Duell
davongetragen hatte. Beigesetzt wurde er in der
bereits nicht mehr existenten Kapelle in £azie.
Im Jahre 1778 übernahm die Familie SchönaichCarolath aus dem nahe gelegenen Carolath
(poln. Siedlisko) das Anwesen. Es blieb bis
1945 ihr Eigentum. Die Gattin eines der
Nachfahren des Geschlechts war die Prinzessin
Hermine Reuss, die später, bereits verwitwet,
den letzten deutschen Kaiser im holländischen
Exil ehelichte und so den Titel der letzten
deutschen Kaiserin erwarb. Gleich am
Ortseingang ist ein historischer Friedhof
verortet, in dessen ältesten Teil sieben Findlinge
mit Psalmentexten und kurzen biographischen
Noten – hier fanden die Nachfahren des
Schönaich Geschlechtes ihre letzte Ruhe – zu
besichtigen sind.
Das alte Schloss fiel im Jahre 1745 einem
Brand zum Opfer. Das neue Schloss, es erinnert
an die typischen Schloss- und Gartenanlagen
eines Residenzschlosses, wurde auf Geheiß des
Grafen Cosel im Rokoko-Stil errichtet.
Ein erneuter Brand zerstörte das Schloss im
Jahre 1956. Sorgfältig und gewissenhaft wurde
es auf die Bemühungen des Verwaltungsdirektors des späteren Kurhauses, Herrn
W³adys³aw Kukanów, wieder aufgebaut. Zum
großen Teil bleibt das Schloss ein Gebäude aus
dem 17. Jahrhundert, obwohl einen großen
KRAJOBRAZY LUBUSKIE
133
dencjach, poleci³ wznieœæ hrabia Cosel.
Zbudowany zosta³ w stylu rokoko.
Ponownemu zniszczeniu pa³ac uleg³ w po¿arze w 1956, odbudowywany pieczo³owicie
dziêki staraniom dyrektora administracyjnego
póŸniejszego prewentorium – W³adys³awa
Kukanowa. W zasadniczym zrêbie obiekt
pozostaje budowl¹ 17-wieczn¹, choæ du¿y
wp³yw na obecn¹ bry³ê, wystrój elewacji
i wnêtrz mia³a przebudowa w XVIII w.
Obecnie w zespole mieœci siê Centrum
Leczenia Dzieci i M³odzie¿y. Placówka
wchodzi w sk³ad sieci publicznych zak³adów
psychiatrycznej opieki zdrowotnej.
Zabór pod panowaniem Herminy
- historia wci¹¿ ¿ywa
Do dziœ w wiosce ¿yj¹ ludzie, którzy
pamiêtaj¹ Herminê, ostatni¹ w³aœcicielkê
Zaboru. Choæ minê³y ponad 62 lata od jej
pamiêtnego wyjazdu z Zaboru, s³uchaj¹c
wspomnieñ miejscowych gospodarzy wydaje
siê, jakby to by³o wczoraj i chyba dziêki temu
w du¿ej mierze zamek nadal roztacza swój
czar potêgi i nieodkrytych tajemnic, mimo i¿
blask jego œwietnoœci ju¿ dawno zgas³.
Hermina von Reuss zamieszka³a w Zaborze w roku 1907, po poœlubieniu jednego
134
Einfluss auf die heutige Gestalt sowie auf die
Außenfassaden und die Innenausstattung der
Umbau im 18. Jh. ausübte. Heute beherbergt die
Schloss- und Parkanlage eine Heilanstalt für
Kinder und Jugendliche, die Teil des staatlichen
Netzes von Psychiatrischen Anstalten der
Gesundheitsfürsorge ist.
Zabór und Hermine – eine Geschichte,
die noch immer lebendig ist…
Bis heute leben im Dorf Menschen, die sich
noch an Hermine, der letzten Eigentümerin von
Zabór, erinnern. Obgleich nun bereits 62 Jahre
seit der denkwürdigen Abreise der Prinzessin
aus Zabór verstrichen sind, so fühlen sich die
Erzählungen der Ortsansässigen an, als ob es
gestern gewesen wäre. Und vielleicht gerade
deshalb ist das Schloss vom Zauber der Macht
und verborgener Geheimnisse umgeben. Die
Pracht der vergangenen Zeiten indes ist längst
verblasst.
Hermine von Reuss zog nach ihrer Heirat
mit einem der Nachkommen des Adelsgeschlechtes derer von Schönaich-Carolath im Jahre
1907 im Schloss Saabor ein. Ihr Mann – Johann
Georg Ludwig Ferdinand August – übernahm
die Güter drei Jahre später von seinem Vater.
Zwei Jahre nach dem Tod ihres Mannes, im
Jahre 1922, ehelichte Hermine den abgedankten,
verwitweten Kaiser Wilhelm II. Infolge dieser
Eheschließung verließ Hermine die Besitzungen
für nahezu 19 Jahre und lebte mit ihrem Mann in
dessen holländischem Exil Doorn, kam jedoch
alljährlich für jeweils einige Wochen nach
Saabor zurück. 1939 wurde mit allem der
Familie nun zustehenden Prunk die Hochzeit des
ältesten Sohnes von Hermine, Hans Georg, mit
der Gräfin Sybille von Mellendorf gefeiert. An
diese erhabene Festlichkeit erinnern sich die
ältesten Einwohner noch heute. Als Kinder
beobachteten sie den Hochzeitszug, der vom
Schloss in die evangelische Kirche führte. Die
Schlossherrin kehrte bereits nach dem Tod
Wilhelm II., kurz nach dem Überfall Hitlerdeutschlands auf die UdSSR nach Zabór zurück
und blieb vorerst. Trotzdem sie die Nazis und
Hitlers Politik unterstützte, vertraute ihr die
Obrigkeit des Dritten Reiches nicht. Sie
z potomków magnackiego rodu von
Schönaich Carolath. Jej m¹¿: Johann Georg
Ludwig Ferdynand August przej¹³ Zabór po
ojcu w 1910 roku. Dwa lata po œmierci mê¿a,
w r. 1922, Hermina poœlubi³a owdowia³ego
cesarza Niemiec Wilhelma II. Po kolejnym
zam¹¿pójœciu opuœci³a posiad³oœæ na blisko
19 lat, zamieszkuj¹c w Doorn w Holandii, ale
co roku kilka tygodni spêdza³a w Zaborze.
W 1939 roku odby³ siê huczny œlub najstarszego syna Herminy, Hansa Georga z hrabiank¹ Sybill¹ von Mellendorf. Tê donios³¹
uroczystoœæ pamiêtaj¹ mieszkañcy wsi. Jako
dzieci obserwowali orszak weselny id¹cy
z pa³acu do koœcio³a ewangelickiego.
Hermina powróci³a na sta³e do Zaboru tu¿ po
najeŸdzie Niemiec hitlerowskich na ZSRR,
ju¿ po œmierci Wilhelma II. Mimo ¿e
popiera³a nazistów i politykê Hitlera, w³adze
III Rzeszy jej nie ufa³y. Obawiano siê, ¿e
Zabór mo¿e staæ siê centrum arystokratycznej
organizacji zmierzaj¹cej do restauracji monarchii. W 1942 roku wziêto do wojska wszystkich urzêdników eks-cesarzowej, do pracy
w maj¹tku sprowadzono zaœ jeñców wojennych i robotników przymusowych. Ksiê¿na
opuœci³a posiad³oœæ na prze³omie grudnia
1944 i stycznia 1945. Zmar³a dwa lata póŸniej
we Frankfurcie nad Odr¹.
Najstarsi mieszkañcy, autochtoni, pamiêtaj¹ wiele z tamtego okresu, w prywatnych
zbiorach przechowuj¹ zdjêcia Herminy i jej
rodziny, z sentymentem gromadz¹ wszelkie
materia³y dotycz¹ce historii ich wioski
a ukazuj¹ce siê na przestrzeni tak wielu ju¿
lat. Ich ojcowie pracowali w ksi¹¿êcym
fürchtete, dass Zabór zu einem Zentrum aristokratischer Bestrebungen zur Wiedererrichtung
der Monarchie werden könnte. 1942 wurden
sämtliche bei ihr tätigen Beamten in die
Wehrmacht eingezogen, zur Arbeit auf den
Gütern allerdings erhielt sie Kriegsgefangene
und Zwangsarbeiter. Die Fürstin verließ die
Besitzungen Ende Dezember 1944, Anfang
Januar 1945. Sie verstarb zwei Jahre später in
Frankfurt an der Oder.
Die ältesten der Einwohner erinnern sich an
Vieles aus jener Zeit. In privaten Sammlungen
bewahren sie alte Fotographien von Hermine auf
und tragen gefühlvoll sämtliche, die Geschichte
ihrer Ortschaft dokumentierende Materialien
zusammen, die über all die Jahre hinweg
erschienen sind und auch weiterhin erscheinen.
Ihre Väter arbeiteten auf dem fürstlichen Gut,
auch sie selbst besuchten nicht nur einmal das
Schloss, insbesondere zur Weihnachtszeit sowie
der eigens organisierten Feier. Von der ExKaiserin eingeladen, wurden sie mit Süßigkeiten
reichlich beschenkt. Hermine behielten sie als
eine bescheidene und freundliche Frau im
Gedächtnis, und sie erzählen, dass sie von all
ihren Untergebenen gemocht wurde. Heute pflegen sie ihre Erinnerungen, um so viel wie irgend
möglich an die kommenden Generationen weiterzugeben. Daher sprechen sie gern nicht nur
mit den Historikern, sondern auch mit
Journalisten und den von der Pracht und
Schönheit der Residenz überwältigten Touristen.
In ihren Häusern heißen sie die ehemaligen
Bewohner Zabórs – häufig ihre Schulkameraden
– willkommen, die heute in Berlin, Calau, Halle,
Neuhaus, München leben. Gerade die letzteren
KRAJOBRAZY LUBUSKIE
135
maj¹tku, oni niejednokrotnie bywali w pa³acu, zw³aszcza z okazji œwi¹t Bo¿ego
Narodzenia. Zapraszani przez eks-cesarzow¹,
hojnie obdarowywani s³odyczami. Wspominaj¹ Herminê jako skromn¹ i ¿yczliw¹
kobietê, mówi¹, ¿e by³a lubiana przez wszystkich poddanych. Dziœ pielêgnuj¹ wspomnienia, by jak najwiêcej przekazaæ nastêpnym
pokoleniom. I chêtnie rozmawiaj¹, nie tylko
z historykami, dziennikarzami, ale i z turystami zauroczonymi zaborsk¹ rezydencj¹.
W swoich domach goszcz¹ dawnych
mieszkañców Zaboru, czêsto swoich kolegów
ze szkolnej ³awy, dziœ osiedlonych w Berlinie, Calau, Halle, Neuhaus, Monachium. Ci
ostatni chêtnie wracaj¹ do miejsca urodzenia,
odwiedzaj¹ gospodarstwa, w których spêdzili
dzieciñstwo, przywo¿¹ dzieci i wnuki. Te
kontakty s¹ tak ¿ywe i serdeczne, ¿e ma siê
poczucie, i¿ tutaj zacieraj¹ siê granice, i choæ
mijaj¹ lata, nic siê nie zmienia. Zabór
pozostaje ich ma³¹ ojczyzn¹, bez wzglêdu na
to, gdzie mieszkaj¹, „liebe Heimatstadt” – jak
czytamy w jednym z wierszy dawnego
mieszkañca.
W 1993 roku do wioski przyjecha³ wnuk
Herminy, potomek jej najstarszego syna dziœ
mieszkaj¹cy w Monachium Prinz Georg
Dietrich. W towarzystwie mieszkañców pamiêtaj¹cych jego babkê odwiedzi³ groby
swoich przodków.
W czasie II wojny œwiatowej dzia³ania
zbrojne oszczêdzi³y Zabór, ale tu¿ po niej
pa³ac by³ grabiony przez sowietów i szabrowników. Wiele dóbr wywo¿ono w g³¹b ZSRR.
Turyœci mog¹ porozmawiaæ z tymi, którzy
staraj¹c siê ocaliæ ksi¹¿êcy dobytek, z sali
kryszta³owej, jednej z najwiêkszych komnat
pa³acu, przenieœli ogromny ¿yrandol do
miejscowego koœcio³a, gdzie jest do dzisiaj.
Od dnia zakoñczenia wojny a¿ do 1956
roku pa³ac podlega³ pod resort rolnictwa. W
1956 powsta³o Prewentorium PrzeciwgruŸlicze dla Dzieci, póŸniej przekszta³cono je
w Sanatorium Dzieciêce, a po reformie s³u¿by
zdrowia powo³ano Centrum Leczenia Dzieci
i M³odzie¿y. Nie nale¿y siê zra¿aæ szyldem:
„nieupowa¿nionym wstêp wzbroniony”.
Zawsze mo¿na wejœæ na dziedziniec, obejrzeæ
136
kehren umso lieber an ihren Geburtsort zurück
und besuchen jene Höfe, auf denen sie ihre
Kindheitsjahre verbracht hatten. Auch ihre
Kinder und Enkel reisen mit ihnen. Diese
Kontakte sind so lebhaft, so herzlich, dass man
den Eindruck gewinnen möchte, dass hier die
Grenzen verwischen und – trotz all der Jahre –
die Zeit wie stehen geblieben erscheint. Saabor
bleibt ihre Heimat, unabhängig davon, wo sie
heute wohnen und leben, eben ihre „liebe
Heimatstadt” – wie in einem Gedicht eines ehemaligen Einwohners zu lesen ist.
Im Jahre 1993 besuchte der heute in
München lebende Enkel Hermines und
Nachfahre ihres ältesten Sohnes, Prinz Georg
Dietrich, das Dorf. In Begleitung der
Einwohner, die noch seine Großmutter kannten,
besuchte er die Grabstätten seiner Vorfahren.
Die Kriegshandlungen des Zweiten Weltkrieges verschonten Zabór, jedoch gleich nach
dem Krieg wurde das Schloss von den Sowjets
und anderen Plünderern ausgeraubt. Viele Güter
wurden in die Tiefen des Sowjetreiches verfrachtet. Man kann sich noch heute mit denjenigen unterhalten, die sich redlich bemühten, das
fürstliche Gut zu retten und aus dem Kristallsaal
– einem der größten Säle des Schlosses – einen
riesigen Kronleuchter in die hiesige Kirche
brachten. Dort ist er noch heute.
Vom Ende des Zweiten Weltkrieges bis zum
Jahre 1956 stand das Schloss unter der
Verwaltung des Landwirtschaftsministeriums.
Dann entstand hier ein Sanatorium für TBCgefährdete Kinder, dass später in ein
Kindersanatorium umgestaltet wurde und nun –
nach der Reform des Gesundheitswesens – eine
Heilanstalt für Kinder und Jugendliche
beherbergt. Man sollte sich nicht von dem
Schild „Unbefugten ist der Zutritt untersagt”
einschüchtern lassen: stets ist es gestattet, den
Innenhof zu betreten, das Schloss und den
Garten zu besichtigen und durch den Park zum
See und weiter zu den „Kalklöchern” zu gehen.
Die Schlossanlage hinter sich lassend
gelangt man nun an die über der Ortschaft thronenden St.-Josephs-Pfarrkirche. Im Inneren
zieht unweigerlich jener riesige Kronleuchter
die Aufmerksamkeit auf sich. Den Grundstein
zum Bau der Kirche legte im Jahre 1907 Fürst
zamek i ogród, dojœæ do jeziora i dalej na
„Wapnianki”.
Opuszczaj¹c okolice pa³acu, dojrzymy
góruj¹cy nad wsi¹ koœció³ parafialny pod
wezwaniem œw. Józefa. Wewn¹trz zwraca
uwagê ocalony kryszta³owy ¿yrandol.
Kamieñ wêgielny pod budowê œwi¹tyni
w 1907 roku wmurowa³ ksi¹¿ê Johann Georg
von Carolath z ¿on¹. Budowê nadzorowa³
pierwszy proboszcz Pfarrer Kühnert, pochowany w Milsku. Pocz¹tkowo uwa¿ano, i¿
gotycki koœció³ nie pasuje do miejscowej
architektury, ale z czasem jednonawowa,
ceglana budowla, z wie¿¹ od zachodu
i apsyd¹ prezbiterialn¹ od wschodu wkomponowa³a siê w tutejszy krajobraz, staj¹c siê
ozdob¹ nie tylko Zaboru, ale ca³ego powiatu
zielonogórskiego.
W centrum wsi znajduje siê koœció³ ewangelicki wyœwiêcony w 1922 roku, a wzniesiony na miejscu starej drewnianej œwi¹tyni.
Obecnie obiekt jest w remoncie w ramach
przystosowania do dzia³alnoœci u¿ytkowej.
Zabór nale¿y do miejscowoœci, które
mog¹ zachwyciæ zarówno histori¹, jak i przyrod¹. Mieszkaj¹ tu wspaniali, goœcinni ludzie,
¿yj¹ œwiadkowie historii dla wiêkszoœci z nas
Johann Georg von Carolath mit seiner Frau. Den
Bau beaufsichtigte der erste Pfarrer der
Gemeinde, Herr Kühnert. Er liegt in Milsko
begraben. Anfangs glaubte man, dass die gotisch
anmutende Kirche so gar nicht zur sonstigen
Architektur des Dorfes passte, aber mit der Zeit
fügte sich das einschiffige, aus Ziegeln
errichtete Gebäude mit einem Turm im Westen
und der Apside im Osten in das Landschaftsbild
ein. Sie wurde nicht nur zum ganzen Schmuck
Zabórs, sondern gleichfalls des gesamten
Landkreises Zielona Góra.
Im Zentrum der Ortschaft befindet sich
darüber hinaus eine 1922 eingeweihte evangelische Kirche, die an dem Ort einer alten
Holzkirche errichtet wurde. Derzeit befindet sie
sich im Umbau, um wieder von der hiesigen
Gemeinde genutzt werden zu können.
Zabór gehört zu den Ortschaften, die sowohl
mit ihrer Geschichte, wie auch mit ihrer wundervollen Natur verzaubern. Hier leben wunderbare, gastfreundliche Menschen, die Zeugen
einer für die Mehrheit unter uns längst vergangenen Geschichte sind. Schon allein deshalb
lohnt es sich, der Ortschaft einen Besuch abzustatten, und wer einmal seinen Weg hierher
gefunden hat, wird mit Freuden unabhängig von
KRAJOBRAZY LUBUSKIE
137
ju¿ bardzo odleg³ej, dlatego warto tu przyjechaæ, a kto raz zawita, z przyjemnoœci¹
bêdzie wraca³ i to bez wzglêdu na porê roku.
Niewiele potrzeba, by zakochaæ siê w tej
okolicy, wystarczy tylko patrzeæ i s³uchaæ...
tylko szeœæ pór roku
a tyle siê zmieœci
kuku³ka na wiosnê
czajka co w marcu siê zjawia
a w lipcu odleci
buty mokre od deszczu
rak ciemnoniebieski
a potem czerwony
buk g³adki obojêtny
¿e siê mrówka gniewa
d¹b co siê zawala
wa¿ka co przetrwa³a
poziomka za ma³a ¿eby siê uk³oniæ
dusza stale zdumiona
wielkim smutkiem cia³a
i cisza taka
jak kropka po œmierci 1
Bibliografia
1. Förster August, Geschichtliches von
dem Dörfern des Grünberger Kreises. Aus
den besten vorhandenen Quellen und eigener
Beobachtung und erfahrung zusammengestellte Erinnerungsbilder, Grünberg:
E. Weller 1905.
2. Kowalski Stanis³aw, Zabytki województwa zielonogórskiego, Zielona Góra 1987.
3. Schwartz Antoni, Zmiany krajobrazu
krainy zielonogórskiej na tle rozwoju osadnictwa od XI do XX wieku, Poznañ 1966.
4. Worobiec Antoni, Zielona Góra: praktyczny przewodnik po mieœcie i okolicy,
Zielona Góra 1999.
5. Zielona Góra i okolice: wêdrówka
œladami przesz³oœci, oprac. red. Mieczys³aw
Ostrowski, Zielona Góra 1999.
1 Wiersz tylko podobnie jak dwa wcześniej cytowane fragmenty, pochodzi z tomiku ks. Jana Twardowskiego znów
najpiękniejszy w Polsce jest lipiec nad wodą, Katowice
1996.
138
der Jahreszeit immer wieder einkehren. Man
braucht nicht viel dazu, um sich in diese Gegend
zu verlieben, man braucht nur zu schauen und zu
hören…
nur sechs Jahreszeiten
und so unendlich viel passt hinein
der Kuckuck im Frühjahr
im März der Kiebitz erscheint
und im Juli von dannen zieht
vom Regen nasses Schuhwerk
dunkelblauer Krebs
und später dann errötend
die Buche, glatt und gleichgültig
gegenüber der Ameise Ärger
die Eiche, die fällt
die Libelle, die überlebte
die Walderdbeere, zu klein sich zu verneigen
die Seele, stets verdutzt
der großen Traurigkeit des Körpers
und eine solche Stille herrscht
wie ein Punkt nach dem Tod 1
Bibliographie:
1. Förster, August (1905) Geschichtliches
von den Dörfern des Grünberger Kreises. Aus
den besten vorhandenen Quellen und eigener
Beobachtung und Erfahrung zusammengestellte
Erinnerungsbilder, Grünberg: E. Weller.
2. Kowalski Stanis³aw (1987) Zabytki
województwa zielonogórskiego, Zielona Góra.
3. Schwartz, Antoni (1966) Zmiany krajobrazu krainy zielonogórskiej na tle rozwoju
osadnictwa od XI do XX wieku, Poznañ.
4. Worobiec, Antoni (1999) Zielona Góra:
praktyczny przewodnik po mieœcie i okolicy,
Zielona Góra.
5. Ostrowski Mieczys³aw (Hrsg., 1999)
Zielona Góra i okolice: wêdrówka œladami
przesz³oœci, Zielona Góra.
Übersetzung aus dem Polnischen
Grzegorz Za³oga
1 Das Gedicht mit dem Titel tylko [nur] ist ähnlich wie die
beiden vorangegangenen Zitate dem Bändlein Pfarrers
Jan Twardowski znów najpiękniejszy w Polsce jest lipiec
nad wodą (Katowice 1996) entnommen.
FORUM DYSKUSYJNE
W³asnoœæ czasu przesz³ego
Eugeniusz Kurzawa
Przyznaję, swego czasu „Res Publica
Nowa” podeszła mnie przysyłając eleganckie zaproszenie do prenumeraty dla
starych, byłych czytelników „Res Publiki”
(tak naprawdę to chyba dałem się skusić
niespodzianką obiecaną jeśli zaprenumeruję pismo). Wypełniłem przysłany formularz i „Nową” zaprenumerowałem.
Kiedy jednak przyszło, pierwsze po latach
nie czytania, wydanie (lipcowe 2002 r.)
przeżyłem - jak określić skojarzenia
związane z tym numerem, z profilem
pisma, którego od paru lat nie widywałem? - chyba poważne rozczarowanie!
Byłem po prostu zdegustowany,
zwłaszcza początkowymi tekstami, łącznie z publikacją redaktora naczelnego
Marcina Króla, z pozytywnym wyjątkiem
publikacji Jerofiejewa. Powiem szczerze,
przeszła mi od ręki ochota na dalszą lekturę „Res Publiki Nowej”. Kolejne numery,
ku mojemu rozczarowaniu, potwierdziły
pierwsze odczucia. Wreszcie ta „przyjemność” skończyła się, ale pozostały pewne
refleksje. I o tym co z nich wynikło - niżej.
Czy mogłem podejrzewać siebie, że
będę kiedyś bronił „niesłusznych” dziś lat
PRL-u, a zwłaszcza tych, w których
przyszło mi (bywało z problemami,
wezwaniami na „dywanik” i nie tylko) istnieć i działać, i które jakoś kształtowały,
lecz i złościły mnie? Teraz to wydaje się
oczywiste, gdyż nie zamierzam się wypierać siebie, swojej przeszłości i zaciemniać obrazu epoki. Przeszłości ciekawej,
do której wracam z coraz większym senty-
FORUM DYSKUSYJNE
139
mentem, ale i pewnym szacunkiem dla
ludzi i niektórych zwyczajów, i mechanizmów kulturalnych i społecznych tamtych lat. Ale gdybym – o czym dalej – dał
się w pewnym okresie porwać ideologii
„respublikańskiej”, to kto wie, jak reagowałbym na tę przeszłość, „z jakich pozycji”
patrzył na nią? Ale zostawmy gdybania...
W latach, gdy „wpadłem w szpony”
Jerzego Leszina i Andrzeja K. Waśkiewicza zdarzył się mój debiut poetycki,
potem liczne spotkania, dyskusje, seminaria; wszystko liczone w setkach. To, dla
dziecka robotniczo-chłopskiego był niemal
uniwersytet (bo uczelnię skończyłem
raczej taką sobie, przyznaję). Nie wiem
czy w innych warunkach społecznych,
politycznych miałbym okazję czytać
o sobie recenzje lub polemiki w krajowej
prasie literackiej, a tym bardziej potem do
niej regularne pisywać.
Nie uciekam tu myślą od panujących
wówczas warunków politycznych, wciąż
pamiętam gdzie żyłem i czego doświadczyłem. Ale też nie sposób nie porównywać (moich) przeszłych lat 70. zeszłego
stulecia z tym, co w życiu kulturalnym,
literackim „nosi się” dzisiaj. I zaiste nie
wiem kiedy było więcej pluralizmu w kulturze, a szczególnie w myśleniu artystów.
Czy większe szkody czynił wówczas
monopol partii lub cenzura, czy obecnie
monopol „Gazety Wyborczej” i okolic tzw.
unijnych (wraz z „Res Publiką”) oraz kościoła rzymskokatolickiego z całą tzw.
kruchtą i przylegającym doń partyjkami
i koniunkturalnymi politykami.
Smutne jest, że obecne siły nacisku
dominujące w kulturze plus moda
„poprawnościowa”, zwłaszcza warszawki,
„wycierają” to, co pozytywnego zdarzyło
się w PRL-u; ich zdaniem wówczas nic
dobrego stać się nie mogło. PRL się nie
broni, bo nie istnieje, nie ma już jego struktur. A ludzie funkcjonujący w nich kiedyś,
obecnie są, bywa, w grupie niszczącej
obiektywną prawdę o Polsce Ludowej, jej
kulturze, działaniach artystycznych. Zatem
do wierzenia pozostaje (zwłaszcza dla
140
młodzieży) system informacji spreparowanych przez teraźniejsze „źródła prawdy”.
Być może machnąłbym na to zjawisko
ręką, zachowując przy tym swoją wiedzę
i przekazując ją bliskim, znajomym, pisząc
wiersze (nic więcej bowiem dziś się
w prasie nie przemyci), gdyby „Res Publica
Nowa” nie nadepnęła mi na odcisk. Gdyby
nie okazało się, że ktoś chce mi udowodnić, że mimo iż żyłem biologicznie, to istniałem w nieprawdziwym, nierealnym,
a zwłaszcza „niesłusznym” świecie. Że to,
co przeżyłem było nieprawdą. A może, że
mnie tam nie było?! Musiałem zatem
bronić swego istnienia.
Powiem zatem skąd rozczarowanie
tymże tytułem. Otóż sądzę, iż byłbym
niezłym (a może nawet interesującym)
materiałem badawczym dla jednego
z autorów „Res Publiki Nowej”, socjologa
Pawła Śpiewaka (dziś, jak wyszło, prawicowego polityka, a nie obiektywnego
naukowca, za jakiego chciał w pewnym
okresie uchodzić, na co się też nabrałem).
Krótko wyjaśniam. W latach 90. byłem
niezaangażowanym zwolennikiem Tadeusza Mazowieckiego i Unii Demokratycznej. Na tę opcję oddawałem głosy chyba, nie pamiętam zbyt dokładnie - do
1993 r. włącznie. Czytałem od pierwszych
numerów „Gazetę Wyborczą” (zresztą jak
dużo wcześniej - mimo odbywania wówczas służby wojskowej - „Tygodnik Solidarność”, ten pod redakcją Tadeusza
Mazowieckiego), obejrzałem z zainteresowaniem pewnie wszystkie telewizyjne
„Rozmowy w Res Publice”; notabene nie
tylko były ciekawe, ale i technicznie
dobrze, dynamicznie (kamera!) zrealizowane. Jakoś tak w roku 1991 albo 92
wydrukowałem nawet tekst w starej „Res
Publice”.
Wówczas wydawało mi się, że Polska,
a w niej tzw. scena polityczna i jej otoczenie, poza tym nauka, kultura, a także
światek dziennikarski będą się konstruktywnie zmieniać, że tak szumnie powiem,
w imię demokracji i zdrowego rozsądku.
„Res Publika” była dla mnie wówczas
dobrym tego przykładem, m.in. wychodząc z podziemia.
Dlaczego więc dziś wszystko to,
dobrze się zapowiadające, co według
moich wyobrażeń miało się zmieniać na
lepsze, zastygło na pozycjach z lat 90.?
Zatrzymało się na mechanicznym jednostronnym dokopywaniu lewicy (w tym
wyśmiewanym wartościom lewicowym),
którego efektem może być - gdy idzie
o prasę - tylko publicystyczna satysfakcja
autorów, redakcji, czy parę głosów wyborczych w przypadku polityków. I nic więcej.
Żadna mądrość, żadna sensowna perspektywa dla kraju się za tym nie kryje.
Poza jednym - żądzą dominacji ideologicznej, ergo - żądzą władzy. Ale ten
wątek zostawiam nie chcąc ze sfery myśli
wdepnąć w sferę polityki.
W konkretnym przypadku tamtego irytującego mnie numeru „Nowej Res Publiki” też nic, poza „obnażaniem” lewicy, ani
w materiałach, ani w dyskusji redakcyjnej
nie znalazłem. Sergiusz Kowalski analizuje w nim dziennik „Trybuna” wytykając mu
- zresztą słusznie - felietonistykę wałęsającą parę lat temu po wszystkich niemal
kolumnach gazety. Nie przeprowadził jednak „zimnej” analizy naukowej tylko... felietonową, także z komentarzami nie oddzielonymi od podawanych treści, co sam
analityk wytykał (też słusznie - wtedy)
„Trybunie”.
Po pewnych większych fragmentach
tejże publikacji czytelnik dowiaduje się
(wprost lub niekoniecznie), jak „właściwie”
powinien zareagować na różnorakie
„wybryki” lewicowej gazety. Choć pod
koniec publicysta cytuje opinię Marcina
Króla na temat liberalnej tolerancji...
I jeszcze coś. Był też felieton Jacka
Podsiadły, który odebrałem jako żenujący.
Pogarda „dla jakiegoś tam” „Życia Literackiego”, „Radaru” czy „Poezji”... Nie
powiem, gdyż nie byłaby to prawda, że
trzeba mieć co najmniej taki dorobek jak
Andrzej Zaniewski lub Andrzej K. Waśkiewicz (i takiż krytyczny łeb jak ten
drugi!), żeby ich atakować. Dziś taka
moda, ba, prawo wręcz, by hasać po
wybitnych twórcach, gdyż w ten sposób
robi się nazwisko. I niech to (ewentualnie)
Podsiadle, którego dorobku akurat nie
znam, a słyszałem tu i ówdzie nazwisko,
wyjdzie na dobre. Choć kłania się tutaj
„kwestia smaku”.
Wracam do myśli, że byłbym może
dobrym obiektem do badań socjologicznych (choć niechętnie oddałbym się akurat
w ręce „respublikańskiego” P. Śpiewaka).
Otóż minęły lata 90. i jakoś tak dziwnie,
acz naturalnie, „stoczyłem się” na pozycje
sympatii - analogicznie jak w wypadku UD
i Mazowieckiego, niezaangażowanych,
aczkolwiek już - chyba nazwałbym je:
lewicujących. Odłożyłem „Wyborczą”,
której nieustanne moralizatorstwo i wytykanie ludziom PRL-u w biografiach
zaczęło mnie denerwować, zaprzestałem
lektury i prenumeraty „Res Publiki” oraz
głosowania na centrum w postaci UD,
potem Unii Wolności. Skąd mi się to
wzięło? No właśnie, sam jestem ciekaw.
Sądzę, iż pewne sygnały tej zmiany
znalazły się już w mojej publikacji w starej
„Res Publice” z początku lat 90. Nie traktowałem bowiem i nie traktuję życia (zdaje
się, iż w przeciwieństwie do członków
redakcji i ich przyjaciół), jako walki idei,
a więc w kategoriach ideologicznych. To,
co minęło, to normalny fragment mojej
przeszłości, mojego ja, do czego, jak
każdy myślący człowiek jestem przywiązany; ja chyba akurat mocniej niż inni.
Stąd obserwując przez kilkanaście już lat
dokopywanie tej „mojej przeszłości”
w postaci dajmy na to „Kultury” (ale nie
paryskiej), „Poezji”, „Radaru” i jeszcze
w paru różnych innych postaciach niekoniecznie prasowych, zacząłem zauważać w sobie opór wobec takiego świata,
w którym ktoś chce mnie pozbawić fragmentu biografii, nieistotne czy bezpośredniej, czy pośredniej.
„Radar” był, na przykład, ważnym elementem mojego młodzieńczego życiorysu; dojeżdżałem do szkoły średniej
pociągiem i raz w miesiącu miałem święto
FORUM DYSKUSYJNE
141
czytając sobie w przedziale wiersze,
prozę, oceny krytyczne Leszka Bugajskiego, „kawałki psychologiczne” Zuzanny
Celmer (patrzcie państwo, pamiętam
nazwisko, a minęło już z kilkadziesiąt lat!),
czy dzięki adresom nawiązując kontakt
z rówieśnikiem w Anglii, Indonezji (mam
listy do dziś). I chciałbym - powołując się
raz jeszcze na zasadę tolerancji Marcina
Króla - prosić, żeby uznano moje prawo
do tej „własności” czasu przeszłego. Tymczasem „Nowa Res Publika” (i nie tylko,
jak zaznaczyłem wyżej) chce mnie jej
pozbawić.
Właśnie! Nie tylko to pismo zachowuje
się w ten sposób; od lat trwa cała kampania na rzecz wyłuskania z mojej przeszłości niektórych, „niesłusznych” elementów
(„Trybuna” jest jaka jest, ale to aktualnie
jedyny (!) ogólnopolski dziennik lewicowy.
Być może broni się przed podobnym
mechanizmem „amnezjowania przeszłości”
rękami i nogami, a stąd wrażenie takie,
jakie odniósł „analityk” Sergiusz Kowalski.). Otóż nie dam sobie ich zabrać. Jeśli
uznałem 30 lat temu „Radar” za ciekawy,
uczący periodyk, to chociażby Jerzy
Klechta (dawny naczelny „Radaru”)
zmienił poglądy i zamienił się w klęcznik
jasnogórski, pozostanę przy tym zdaniu.
Tym bardziej, że jakoś nie czuję, iżbym
został wówczas nieodwracalnie zindoktrynowany (wręcz przeciwnie - patrz wyżej
przypadek z Mazowieckim etc). Także,
powiedzmy przykładowo, „Pan Samochodzik” nie oddziaływał w swoim czasie
na mnie negatywnie i to do tego stopnia,
że po dziesiątkach lat - w ramach akcji
czytania dzieciom - przeczytałem wszystkie tomy córce. Przeżyła, ma się zdrowo.
A przecież gdzieś znalazłem wywody, że
książki Zbigniewa Nienackiego propagują
PRL. Opisują, to fakt, lecz czy należy je
spalić?
Wracam do czasu, gdy pojawili się na
mojej scenie, przede wszystkim artystycznej, Waśkiewicz i Leszin; mowa
o połowie lat 70. Był to chyba najbardziej
dynamiczny okres w moim życiu. Wcho-
142
dziłem do życia literackiego, ocierałem się
o „nazwiska”, a dzięki okresowemu
wyłuskiwaniu po 1976 r. podziemnych
pisemek (i opinii) miałem możność poznania także innych poglądów. Co istotne,
chyba cały nurt sporów pokoleniowych
i międzypokoleniowych Nowych Roczników opierał się na tym, żeby nie polemizować, nawet w sprawach artystycznych, z poprzednikami z Nowej Fali, na
których po 1976 r. istniał cenzorski zapis.
Dziś widzę, jakie to było naiwne.
Chcieliśmy być jako pokolenie moralni, co
wyszło nam bokiem. Nowa Fala niespodziewanie wypłynęła powtórnie w 1980 r.
i bez oporów wykopała nas z życia literackiego. Nie wróciliśmy już jako generacja na scenę artystyczną. Choć propozycja Nowej Prywatności zdawała się być
dużo ciekawsza od publicystycznej poezji
nowofalowej. I dziś, jak twierdzi Waśkiewicz, często nieświadomie kontynuowana
przez młodych poetów.
Liczne zjazdy, seminaria literackie
(oficjalne, studenckie) tamtych lat, zwłaszcza ich kuluary sprzyjały wymianie myśli.
Fakt, życie artystyczne, szerzej – społeczne, odbywało się przez cały PRL
w „specyficznych warunkach”, ale pora już
u licha oderwać się od wątków „martyrologicznych” i porównywania tamtego
czasu z „demokracjami zachodu”. Dziś,
gdy niemal całym światem rządzi kapitalizm nie mający żadnych hamulców, gdy
wpadamy w czarną dziurę globalizmu,
widać wyraźnie „ludzką twarz” panującego
nam ustroju.
W istniejącym wówczas socjalizmie
mechanizmy życia kulturalnego, w tym
literackiego mimo cenzury były w miarę
czytelne, a na pewno nie można powiedzieć, iż nie sprzyjały promocji twórców
i to dobrych, znakomitych. Przykładem długoletnia działalność Leszina i Waśkiewicza, którzy wylansowali niemal wszystkich
ważnych dziś poetów od lat 60. do 80. i to
w skali kraju, mając wybitnie skromne możliwości. Czy można wskazać ile wartościowych nazwisk pominęli? Nie bardzo...
Przy czym działając przez długie lata
pod skrzydłami „reżimowej” organizacji
studenckiej (ZSP i SZSP), a potem nie
mniej „reżimowej” Młodzieżowej Agencji
Wydawniczej nie występowali jako monopoliści, nie mieli glejtu na prawdę absolutną (z czym mamy do czynienia obecnie).
Jeśli przejrzeć dziś niepowtarzalną serię
poetycką „Generacje”, potem „Pokolenie,
które wstępuje”, wydawnictwa jak „Orientacje” lub „Integracje”, liczne antologie,
dzieła okolicznościowe (wszystkie wydane przez ZSP i SZSP!), łatwo zauważyć
jak różne osobowości w nich występowały
i jak różnie ułożyły się ich drogi po
przełomie sierpniowym. Zatem można
było wówczas, mimo panującego „totalitaryzmu”, uprawiać pluralizm kulturowy
i to na dodatek za „reżimowe” pieniądze.
Ciągle o tym wszystkim pamiętam.
I teraz wydaje mi się, iż osoby, które
z zamkniętymi oczyma atakują tamte
czasy i ludzi, po prostu nie znają (lub nie
chcą przyjąć do wiadomości) mechanizmów wówczas panujących. Bo tak
naprawdę skąd mieliby je znać, jeśli
w nich nie uczestniczyli? Z drugiej ręki, na
podstawie mitów i domniemań? Chyba
nikt po 1980 r. nie badał naukowo spraw,
o których piszę, natomiast wiele padających tzw. argumentów publicystycznych to
jednostronne odczucia i emocje, wśród
których dominuje, lekko mówiąc, niechęć
do tego co było, gdyż to „nie było nasze”
(z dzisiejszych pozycji, oczywiście). Ja nie
widzę tamtych lat ani jako „nie naszych”,
a w kategoriach biało-czarnych, stąd
opory wobec „ściemniania”, „wciskania
kitu” przez kogokolwiek. Bo pamięć mam
jeszcze niezłą. A także liczne materiały
źródłowe z tamtych lat, książki, wycinki,
wydawnictwa.
Żałuję, iż chyba nikt z mojej generacji
nie podjął się opisu sytuacji pokoleniowej
Nowych Roczników. Generacja owa, mam
po latach takie wrażenie, jakby się wstydziła sama siebie. Czemu to przypisać?
Wpędzeniem w kompleksy przez
(po)wtórną Nową Falę? Pozostaje fakt, że
brak jest opracowań do, szumnie mówiąc,
całościowych dziejów Nowej Prywatności.
A nawet do przyczynków. I, zdaje się, tak
to już pozostanie, chyba, że A.K. Waśkiewicz przysiądzie fałdów, bo na rówieśników nie liczę...
Czy zatem było aż tak źle, że mam
zapominać o swoim czasie? Wypierać się
go, jak uczyniło to co najmniej paru twórców? Nie zamierzam.
Postscriptum
W swej świętej naiwności zakładam
w tym tekście, że chcemy, my Polacy,
mówić poważnie o sprawach poważnych,
o ideach, jak i zwykłej przyzwoitości,
i o trzymaniu się pewnych prostych zdawałoby się zasad. Pomijam zaś tutaj (czyli
jakbym nie przyjmował do wiadomości),
że w Polsce, także na świecie, toczy się
normalna, brutalna walka o władzę.
W marszu po nią zasady obowiązują tylko
w formie deklaratywnej, a nigdy na
poważnie, w życiu. Bo życie jest dla wielu
polityką, czyli sposobem zdobywania
przewagi nad innymi. Chciałem tutaj o tym
na chwilę zapomnieć.
FORUM DYSKUSYJNE
143
Czes³aw Markiewicz
Daleko od szosy
- czyli o nieskonsumowanym awansie
Tekst Eugeniusza Kurzawy („Własność
czasu przeszłego”) można byłoby sobie
podarować, jako kliniczny dowód frustracji
„poety nieobecnego” albo zagubionego
w ferworze historii „działacza kulturalnego”, gdyby nie dość charakterystyczne
nuty pojawiające się od jakiegoś czasu
wśród wielu rodaków, a najczęściej byłych
pracowników upadłych zakładów przemysłowych. Przez pomieszanie porządków, kulturowego z politycznym, Kurzawa
w obronie „swojego czasu” przypomina
trochę bohaterów „Stygmatyków” Nowakowskiego. I o ile rozumiem „zwykłego”
bezrobotnego, który wzdycha „komuno
wróć”, to nijak nie przekonują mnie, choć
szczere, to naiwne argumenty Kurzawy,
tym bardziej jego „demokratyczno-prawicowe” alibi w stylu partyjnej samokrytyki.
Bo w zasadzie, o co chodzi? Że „jakiś”
Podsiadło dokopał „guru” Waśkiewiczowi?
Że w „Wyborczej” opluwają bezrefleksyjnie PRL, w którym chłopak ze Zbąszynka (Zbąszynia?) dostał się na studia,
zwiększając swoje szanse punktami za
pochodzenie? Że ktoś tam schlastał
„Radar” za rubryki spod znaku „pisać
każdy może”? Że gdzieś tam pominięto
„dokonania” Nowej Prywatności albo nie
skonfrontowano ich z pseudodokonaniami
Nowej Fali? I tak dalej, i tak dalej - bo tak
mi się po wierzchu, jak to zwykle w tekstach literackich Eugeniusza, rekapitulują
jego niezborne argumenty.
144
Otóż - tak się składa, że jestem
rówieśnikiem Kurzawy, „otarłem” się
niemal bliźniaczo o tę samą rzeczywistość, pomijając przygodę z „Radarem”,
którego od początku nie lubiłem za psucie
smaku literackiego; poza bodaj jedną
różnicą, że urodziłem się i zostałem
w Zielonej Górze, co było i jest dla mnie
bardziej klęską, niż awansem. Moja
ocena „tamtych” i „tych” lat takoż wygląda
zgoła inaczej. Po pierwsze w ogóle mnie
nie obchodzi optyka polityczna, nie wierzę
w bezpośrednie przełożenie przełomu
sierpniowego na „politykę kulturalną”
„Gazety Wyborczej”, w spiskowej wersji,
że istnieje jakiś monopol wyżej wymienionego dziennika. Bynajmniej, powiem
skromnie, nawet gdyby, to nie ma to wpływu na moją „karierę”, a chyba tym bardziej
Eugeniusza Kurzawy - bo to nie ta liga.
Znam opinie, że „monopol” na „wyroki
literackie” ma „Polityka”, gdzie indziej
mówi się, że „Rzeczpospolita” ostatnio do
gry wchodzi „Dziennik” - a wszystko
zależy od tego, kto to mówi. A, że teoria
spiskowa jest tak przyrodzona naszej
nacji jak biel i czerwień na fladze, jestem
w stanie przyjąć do wiadomości, że
„monopol” na wyroki literackie w Zielonej
Górze ma (o zgrozo!) „Gazeta Lubuska”.
A gdyby nawet, to co z tego? Po prostu
trzeba „skokietować” ową mitologiczną
„Wyborczą” albo zatrudnić się w „Lubuskiej” - i już!
Otóż - ów Podsiadło, którego twórczości Kurzawa nie zna (a szkoda; może
to nawet wstyd się do tego przyznawać,
będąc prezesem oddziału Związku Literatów), to akurat poeta, który jest dla wielu
młodzianków takim samym guru, jak dla
Kurzawy Waśkiewicz. To, że Podsiadło
„tyka” Waśkiewicza wynika być może
z jakiejś gry pokoleniowej, tak przecież
normalnej w życiu literackim, jak przywalanie Wyki Słonimskiemu, do tego stopnia, że ten pierwszy nie zauważał w ogóle
twórczości tego drugiego. Jeśli już
o jakimś „prymacie” mówimy, to akurat
duet Waśkiewicz-Leszin, w określonym
czasie rzeczywiście monopolizował tzw.
rynek młodoliteracki. Ale nikt ze zdrowym
rozsądkiem nie zakwestionuje jakości krytycznej choćby „Modeli i formuły” Waśkiewicza. Wielu młodzianków pastwiących
się nad „rajem komuny” z zachwytem
cytuje z pamięci fragmenty rewelacyjnego
„Widmowego światła wspólnoty”. Jeśli
natomiast Kurzawa czuje się „pogrzebany” jako przedstawiciel Nowej Prywatności (sic!) albo „wykolegowany” przez
cwaniaków spod szyldu Nowa Fala - to
czyja to wina? A może te podziały pokoleniowe były po prostu fałszywe? Nikt przecież ich nie dekretował, jako jedynie
słuszne - chyba, że o to Kurzawie chodzi,
żeby ktoś „zaklepał” to i owo raz na
zawsze, jak to... dawniej bywało. Milczenie czołowych ideologów, typologistów
Nowej Prywatności (Chwina i Rośka),
w tym kontekście, jest symptomatyczne,
bo tylko patrzeć jak o reinkarnację kategorii Nowy Romantyzm upomni się Soroka, ze „sztandarową” ideologicznie poezją
Broniewskiego. Co zresztą nikogo trzeźwo myślącego nie zraża do sprawności
i geniuszu poetyckiego współautora
„Trzech salw”. Tak, jak Broniewski ma
swoje miejsce w literaturze, tak jak nikt
myślący nie dyskwalifikuje genialnych
nowel Iwaszkiewicza tylko dlatego, że ich
autor był marszałkiem reżimowego sejmu,
tak Chwin i Rosiek robią swoje w nowej
rzeczywistości, oddając co prywatne
Nowej Prywatności, i co nowe Nowej Fali.
Rzecz w tym, że ja najzwyczajniej biorę
najnowszą lub starszą książkę Zagajewskiego i patrzę czy jest dobra, inaczej ją
odkładam, podobnie z Chwinem i całą
resztą. Oceniając te twórczości w ogóle
mnie nie obchodzi cała hucpa rozrachunkowa.
Otóż - jedynym jasnym punktem istnienia cenzury, był fakt, że literatura narodowa powstawała za granicą, co było
jawnym nawiązaniem do tradycji romantycznej, ale wtedy przynajmniej wszystko
było jasne: zabory! Ale nawet Kurzawa
wie, że żaden numer „Faktora” nie mógł
ukazać się bez stosownego materiału ideologicznego. Kogo z nas obchodził test
o młodości Lenina albo gniot o laicyzacji
życia? A te wszystkie dodatki przed wyborami do władz lokalnych SZSP? A czym,
jak nie „kubańską” pralką mózgów była
akcja Chełm’80 i wiele podobnych? Tylko,
co z tego wynika dla literatury? Nic!
Zupełnie nic, bo nikt ze zdrowym rozsądkiem nie zakwestionuje jakości wierszy
Maja, Zawistowskiego, Sommera, Jurewicza, Benki itp. - powstałych dokładnie
obok Akcji Chełm’80 i innych du-peerelowych sytuacji. Powtórzę: Eugeniusz
Kurzawa miesza porządki. Ponadto, ja to
rozumiem: ktoś (jakaś „Nowa Res Publica”, „Wyborcza” i Podsiadło) dobrali się do
„ołtarzyków” Eugeniusza („Radaru” i Waśkiewicza). Stąd cała artyleria przeciw... no
właśnie, przeciw czemu, przeciw komu?
Porównywanie spustoszeń cenzury, do
obecnych zawirowań w świecie literackim
- darujmy sobie słowa, ja pozostaję przy
westchnieniu.
Otóż - życie literackie, twórczość literacka toczy się po przełomie własnym
torem, w trybie, o którym Kurzawa nie
mógł marzyć, nawet jako jeden z namaszczonych przez guru Waśkiewicza i jego
totumfackiego Leszina. Więcej: Eugeniusz i jemu podobni, sentymentalnie
powstrzymani w czasie, nie są w stanie
tego ogarnąć. A to wprowadza niepokój,
bo przecież... kiedyś wszystko dało się
FORUM DYSKUSYJNE
145
ogarnąć, ba, wszystko musiało być ogarnięte według rozdzielnika i preliminarza.
Czy mówiąc, że dzięki przełomowi, Stasiuk, Tokarczuk, Krynicki, Rosiek itp. nie
muszą nikogo pytać, a tym bardziej
niczego „załatwiać” w Naczelnym Zarządzie Wydawnictw i omijając ułomności
nowego porządku założyli własne wydawnictwa, że to lepsze niż Krajowa Agencja
Wydawnicza - naruszam święte prawo
własności czasu Eugeniusza Kurzawy?
Czy mówiąc, że dziś „wolną” tzn. dostępną dla grafomanów rubryczkę w „Radarze” zastąpiły setki witryn internetowych
(„Namida”, „Poezja polska”, „Nieszuflada”,
„Fabrica Librorum”, „Literackie.pl.” itp.,
itd.) obrażam „uczucia literackie” Kurzawy? Czy mówiąc, że w czasach tak twórczych dla Eugeniusza, niemożliwy byłby
międzynarodowy sukces niepoprawnej
Masłowskiej, prowincjuszki z Wejherowa,
awansowanej na „pieszczoszkę” takich
i owakich „monopolistów”, chociaż debiutowała w małym, niemal alternatywnym,
tak sobie wpływowym wydawnictwie dyskredytuję twórczość tegoż Eugeniusza? Jak się mają tamte liczne
„zjazdy”, „sympozja”, „ocieranie się o wielkie nazwiska” do sukcesu rynkowego
książek Kuczoka, Odiji, Huelle, Gretkowskiej, Grocholi? Jeśli porównam spęd
pod nazwą „Festiwal Kultury Studentów
PRL” z lat siedemdziesiątych z zakończonym niedawno zjazdem 120 poetów
na „Manifestacje poetyckie”, ze wskazaniem na twórcze dyskusje o awangardzie
podczas tego ostatniego, w opozycji do
fasadowych ideologicznie „dyskusji” tamtego Festiwalu – to sprofanuję idylliczną
wizję Kurzawy? Chociaż wystąpienie na
tamtym dętym Festiwalu Jacka Kaczmarskiego w niczym nie umniejsza szacunku, jakim darzę „barda rewolucji”.
Dalej: co ma do „monopolu” „Wyborczej”
np. autorytet krytyczny Karola Maliszewskiego - super skromnego nauczyciela
z Nowej Rudy, tak schlastanego onegdaj
przez „Rzeczpospolitą”, a ferującego
obowiązujące wyroki literackie? Jeśli
146
dodam, że beatyfikowana przez Kurzawę
seria „Pokolenie, które wstępuje”, jako
jedyna i przewodnia, nijak się ma do kilkunastu znakomitych literacko inicjatyw
dzisiejszych (Tyskie serie „Po debiucie”,
seria debiutów im. Bieriezina, seria
krakowskiego Śródmiejskiego Ośrodka
Kultury itd.) - to obrażę Kurzawę, jako
debiutanta tamtej serii? I o jakiej „warszawce” mówi Kurzawa, skoro „trendy” dyktują dziś między innymi choćby wrocławskie
„Biuro literackie”, środowisko w maleńkim
Mikołowie albo twórcy skupieni wokół
sopockiego „Toposu” (gdzie świetnie
sobie radzi mumifikowany bez sensu
przez Kurzawę Waśkiewicz). A czyż
wobec dawnych inicjatyw zaiste „centralnych” zwykle „klepanych” przez stosownie umocowane ideowo organizacje, nie
sytuuje się fenomenalnie w opozycji
dzisiejszy, niezależny od niczego i nikogo
pomysł Jacka Dehnela skupienia w grupę
twórców z Białegostoku, Gdańska, Wrocławia, Warszawy (Adamowski, Domarus,
Wolny-Hamkało, Tomaszewska)? Jeśli
wyznam, że od sporu Nowej Prywatności
z Nową Falą bardziej przemawia do mnie
dyskurs o „klasycystach” i „barbarzyńcach” (K. Maliszewski „Nasi klasycyści,
nasi barbarzyńcy”) - to sprzeniewierzam
się swojemu „pokoleniu”? Tym bardziej,
że dotyczy to zarówno mnie, jak i Kurzawy, tyle, co rozmowa o NBA w kontekście
drużyny koszykarskiej ze Starej Kopernii.
Bo ani ze mnie Chwin, tak jak z Kurzawy
Kornhauser. A dopóki nie jesteśmy nominowani do Nagrody Nike, dopóty
„monopol” „Wyborczej” znaczy dla mnie
tyle, co monopol dla abstynenta.
I co z tym wszystkim ma wspólnego
Mazowiecki, „Res Publica” i kościół rzymsko-katolicki, nie wspominając o Podsiadle, „Wyborczej” i całej reszcie?
Na koniec: dziwi mnie, że akurat
Kurzawa porywa się na obronę „swojego
czasu”, tego czasu, który po prostu minął.
Tym bardziej, że mówi to człowiek
„władzy” literackiej (prezes oddziału ZLP)
i czynny redaktor poczytnego (jedynego)
dziennika w regionie? Cóż przeszkadza
Kurzawie w odtworzeniu, przynajmniej
w proporcjach prowincji, całego tego „cudownego czasu” z „Radarem Odrzańskim”
na czele? Cóż przeszkadza Kurzawie w
zdobyciu nagrody Nike, skoro otrzymał
takie „szlachetne” przygotowanie literackie w peerelowskim raju literackim (te
sympozja, te kontakty, te publikacje, te
nazwiska....)? Że nie ma już takich błogosławionych duetów (Waśkiewicz-Leszin)
i Krajowej Agencji Wydawniczej? Ależ są!
Zapewniam Eugeniusza, że są. Tylko
dzisiaj nie pomoże już żadne namaszczenie, no, z wyjątkiem... „Wyborczej”. Rzeczywiście ten dziennik ma jakiś cholerny
autorytet. Cóż, Gieniu, trzeba napisać coś,
co zrecenzują pozytywnie w „Wyborczej,
następnie ludzie to kupią, a potem ewentualnie przeczytają. Czy o to chodzi? Każdy
ma taką „komunę” w sobie, na jaką zasłużył.
Ergo: Eugeniusz Kurzawa znalazł się
nagle w dyskotece hip-hopowej i tańczy
tam coś w rodzaju walca. Ani to powód do
dyskusji, ani nawet do polemiki. Można
się tylko uśmiechnąć. Wreszcie: Kurzawa,
wyciągając Waśkiewicza z rękawa, jak
królika, robi mu chyba koło pióra albo
wyrządza niedźwiedzią przysługę, bo nie
sądzę żeby tak wytrawny i „obity” literacko
krytyk i poeta popłakiwał po kątach za
utraconym rajem literackiej hegemonii,
w określonym stosownym dekretem
zakresie. A młodość? Cóż, skończyła się,
jak PRL. Moja matka i tak twierdzi, że
najpiękniej, najmądrzej i najszczęśliwiej
było przed wojną, tą drugą, światową.
Nie wiem, ale chyba nawet wydrukowała
wtedy jakiś wiersz... A my przecież wiemy:
bezrobocie, Bereza Kartuska, faszyzująca
endecja, zapałki dzielone na czworo
itp., itd.
FORUM DYSKUSYJNE
147
RECENZJE I OMÓWIENIA
Bartosz Pi¹tkowski, leitmotiv, Kostrzyñskie Centrum Kultury 2005, 36 s.
Ktoœ, obyty literacko i niebanalnie oczytany w poezji wszelkiej „bia³oœci”, powiedzia³, ¿e w liryce
najwa¿niejsze jest to, czego siê nie napisa³o. Trochê to tr¹ca idiotyczn¹ m¹droœci¹ ludow¹, ¿e „milczenie jest z³otem”, ale jeœli ktoœ taki „milcz¹cy” weŸmie nieostro¿nie do rêki tomik Bartosza
Pi¹tkowskiego pt. „Leitmotiv”, to mo¿na uwierzyæ jeœli nie w g³upotê, to w niewiedzê na pewno.
Bo to ksi¹¿eczka dla smakoszy poezji, a nie dla tych, co to literaturê w ogóle smagaj¹ „potrzeb¹
serca”. Oto bowiem poeta zaczyna i koñczy swoj¹ robotê przede wszystkim wymyœlaniem „miejsc
niedookreœlonych” - jak chcia³ Ingarden. Zwyczajnie mówi siê przecie¿: „Czytaj miêdzy wierszami”.
Eco zrobi³ z tej czynnoœci jêzykoznawcz¹ wartoœæ, zapisan¹ naukowo, jako „pozaznaczeniowe
funkcje jêzyka”. „Leitmotiv” trzeba wiêc czytaæ od koñca, najlepiej czytaæ przez „trz”, ¿eby nie
pomyliæ opatrznoœci z opacznoœci¹. Bo to na koñcu, a nie jak „normalnie” w „Panu Tadeuszu”
inwokacja jest na pocz¹tku, autor poeta Pi¹tkowski umieœci³ tytu³owy wiersz, który standardowo
winien byæ rodzajem „ars poetica”. Wiersz nosi tytu³ „leitmotiv”, pisany zreszt¹ ma³¹ liter¹, tak jak
tytu³ ca³ego tomiku. Zaczyna siê od serii kropek, bo trudno nazwaæ kilkadziesi¹t kropek wielokropkiem, chocia¿ liczebnikowo rzecz traktuj¹c to jedno i to samo. Ale nie w poezji, w której nie liczy
siê ju¿ sylab, nie tropi siê stóp, ani tym bardziej nie precyzuje umiejscowienia œredniówki. Ca³y tekst
wygl¹da tak: ...a tam,/ ¿e szewc sobie ucho obci¹³, to mnie/ zupe³nie nie interesuje.// (us³ugi
szewskie. ulica œwiêtych cyryla/ i metodego. numer nieczytelny.)// zanim otworzysz - wstrz¹œnij. da
siê/ odczytaæ. w marcu siê wydam. potem/ podró¿ a) do meksyku b) do moskwy./ obra¿ony na
w³asne ¿ycie// nie strojê siê na kwadratowe rozmowy./ leitmotiv. i jadê do/ przodu. Tyle. S³owa
zwyczajnie, choæ niezwyczajnie poustawiane obok siebie, niepokoj¹ nieposk³adaniem, ¿e niby sens
siê pl¹cze, kategoria „zrozumienia” domaga siê jakiejœ nowej definicji, ¿e niby „hymn z jedwabiu
ponad okrucieñstwem z cukru” Peipera to pikuœ. I teraz recenzent zg³upia³: nie wie, jak siê pisze
PIKUŒ (ma³a, czy du¿a litera na pocz¹tku?). Ratunku: co to jest PIKUŒ? A tu w „leitmotivie” tyle
odniesieñ (obciête ucho - van Gogh; szewc?; zdaje siê, ¿e Holender malowa³ z biedy stare buty;
„wstrz¹œnij” - mo¿e idzie o Bonda?; „kwadratowe rozmowy” - to chyba aluzja do „okr¹g³ego gadania”. Mówi¹c powa¿nie: nie o to chodzi. W ogóle pytanie: „O co chodzi?” jest prawdê mówi¹c tym
dla poety, czym dla przypadkowo spotkanej kobiety propozycja natychmiastowej mi³oœci za...
powiedzmy szeœædziesi¹t piêæ z³otych przez... dajmy na to pó³ godziny. W poezji s¹ wa¿ne tylko
s³owa, czasami jêzyk, a ju¿ na pewno nie idee, które zosta³y sflancowane przez media elektroniczne
i religiê, nie brudz¹c sobie klawiatury polityk¹. Jeœli o poezji, w jakimkolwiek jêzyku, bêdziemy
148
mówili w kategoriach „idei” mo¿emy dojœæ do bardzo trendy pogl¹du, który podziela zreszt¹
Daniel, najmodniejszy w tym sezonie bohater z „Mo¿liwoœci wyspy” Houellebecqa, ¿e „poezja jest
powrotem do stanów pierwotnych”. Domyœlam siê, ¿e Pi¹tkowski uwzglêdniaj¹c podejrzenie o
takie „stany” napisa³ wiersz o robociarskim tytule „a ja zapierdalam przy tym wierszu”, który koñczy
siê egzystencjalnym has³em o eisteinowskiej proweniencji: uwzglêdniæ siê. a jak¿e. I tak POEZJÊ
(PIKUŒ!) rozumian¹ w kategoriach „idei” uprawiaj¹ wiêc dzisiaj wy³¹cznie kopyrajterzy, autorzy
hase³ wyborczych i mówcy na ambonach. Pi¹tkowski o tym wie i pewnie nie chce mu siê t³umaczyæ,
dlaczego pisze takie „niezrozumia³e” wiersze. Mnie te¿ to nie obchodzi. Odpowiem jak poeta
(Pi¹tkowski zreszt¹): Za ka¿dym razem unoszê rêkê. Modlê siê/ staj¹c na palce. Czekam na niecud.
Nie/ wpisujê - text - select. (...) Niezwykle przedwczesne zakoñczenie. Porzucam/ abakus.
Czes³aw Markiewicz
W³adys³aw Klêpka, Siedmiokr¹g, Zielona Góra, Wydawnictwo „Organon”, 72 s.
Pisz¹c o poezji Anny Szewczyk zauwa¿y³em, ¿e g³ównym tematem jej wierszy jest mi³oœæ i nie
ma sobie równej w naszym œrodowisku, gdy idzie o tego typu ujêcia. Podobnie mo¿na rzec o poezji
W³adys³awa Klêpki, co potwierdza jego ostatnio wydany zbiór „Siedmiokr¹g” (siódmy w jego
dorobku). Z tym tylko, ¿e w tym przypadku rzecz dotyczy fascynacji natur¹. Jej wewnêtrznymi
zale¿noœciami. Jako poeta nie przywo³uje jej zjawisk i ca³ego bogactwa obrazów sporadycznie, epizodycznie, tak jak to czyni wielu poetów, którzy buduj¹ swój œwiat tak¿e czerpi¹c ze œwiata przyrody. Jego podmiot, a da siê obserwowaæ jak z tomiku na tomik ta dominanta narasta, wrêcz bezgranicznie lokuje siê wœród wielorakich bytów bli¿szej i dalszej natury. Niejako chce byæ w samym
wnêtrzu i œrodku. Wszystko dok³adnie ogl¹daæ i doznawaæ ca³ego jej bogactwa, cudu istnienia
i oczywistej zmiennoœci. Zjawiska dziej¹ siê, funkcjonuj¹ (¿e siê tak wyra¿ê), bezpoœrednio w jego
obecnoœci, a on sam jest uwa¿nym ich obserwatorem: „pleszka i kopciuszek / w dobros¹siedzkiej
zgodzie / przywo³uja atrakcje / s³onecznej pogody / na przywitanie / zielonego ogrodu”. Z tego
powodu Klêpka konsekwentnie nasyca ka¿dy wers, ka¿dy obraz odpowiedni¹ doz¹ realnoœci oraz
ca³¹ gam¹ przyrodniczych konkretów. W zasadzie pe³na skala naturalnego ¿ywio³u w tej poezji siê
uobecnia, pory dnia i roku. Na jedn¹, jakby sobie najbli¿sz¹, ptasi¹ jej czêœæ, w swoich wierszach
rezerwuje najwiêcej miejsca. Zachowuje siê przy tym niemal jak wytrawny ornitolog, który zdaje siê
nie mieæ wiêkszego problemu z rozpoznawaniem wygl¹dów i g³osów poszczególnych ptaków,
z przywo³ywaniem ich nazw. W wierszu „Ulotne” wymienia ich kilkanaœcie. Owszem zawsze mo¿na
zrobiæ taki wypis, ale Klêpka zna nie tylko nazwy, zna te wszystkie ptaki z autopsji, z podmiotowych
obserwacji , z wyjazdów do lasu, nad jezioro, na ³¹kê i codziennych spacerów, jest znawc¹ ich obyczajów. To siê liczy, bo stanowi¹ jego œwiat i krajobraz. Potrafi im nadaæ wartoœæ liryczn¹. Dlaczego
ptaki maj¹ tak wysok¹ pozycjê? Chocia¿ i œwiat roœlinny delikatnie zaznaczony ma tu swoje znaczenie: „szepcz¹ trawy i drzewa”. Ma znaczenie, gdy¿ gwarantuje trwanie, jednak ptaki uosabiaj¹ coœ
ponadto, wy¿sz¹ wartoœæ istnienia, ponadprzyziemn¹, naznaczon¹ w najwy¿szym stopniu
duchowoœci¹, s¹ najbli¿ej Boga, który za ich poœrednictwem - ten „zwierzyniec niebieski” stworzony
„dnia pi¹tego” - „radoœæ niesie stworzeniu”. W³aœciwie widzenie natury dokonuje siê w znacznym
stopniu przez ten ornitologiczny pryzmat np. : „ Brzeg brzeziniaka przes³aniaj¹ dêby / zielony dziêcio³ stra¿nik zielonoœci / sfrun¹³ na ziemiê na kopiec mrowiska”. Przyk³adów tego typu obrazowania mo¿na by³oby przytoczyæ bardzo wiele. Jakby w myœl zasady, ¿e bez ptaków martwa jest przyroda. Pasja, która cechuje poetê na pewno nale¿y uznaæ za autentyczn¹. Oczywiœcie mo¿na zapytaæ, czy nie przewa¿a tu podejœcie ilustracyjne, czy kr¹g zmys³ów zanadto nie wyznacza perspektywy tym wierszom? Zdaje sobie zapewne sprawê poeta z tego niebezpieczeñstwa i na tyle, na ile
jest to mo¿liwe, z umiarem, dyskretnie, co uznajê za walor tych poetyckich starañ, wyposa¿a swoje
strofy w odniesienia kulturowe („Neolit”), egzystencjalne, literackie (styl poetyckiej baœni, bajki).
RECENZJE I OMÓWIENIA
149
Dobre efekty uzyskuje w erotykach czy w próbach wplecenia nici metafizycznej: „Tu zza ka¿dego
drzewa spoziera oko Boga”. Nie ma w takim ogrodzie g³êbszych dramatów istnienia, fundamentalnych niepokojów, raczej uobecnia siê rytm spokojnych przemian. Zgoda na nie. Akceptacja bytu
w jego poznawalnoœci i niepoznawalnoœci, takiego jakim jest. Mia³o na to wp³yw zapewne przejœcie W. Klêpki przez szko³ê haiku i towarzysz¹c¹ tej formie literackiej filozofiê. Drugim ¿ywio³em, jaki
ma wp³yw na o¿ywianie siê weny twórczej, s¹ inspiruj¹ce podró¿e w bli¿sz¹ lub dalsz¹ stronê. S¹
to swoiste widokówki poetyckie: „Lubelska Starówka”, „£agów wiosn¹”, zapisy pobytu np.
w Kopenhadze „raz mimochodem” - „Nostalgia”, w których raz dok³adnoœæ topograficzna, a innym
razem do g³osu dochodzi czysta, subiektywna wra¿eniowoœæ: „Ko¿uchów”. Ambicj¹ tego zbiorku
jest zachowanie poetyckoœci widzenia œwiata. Autor jednak rozgrywa wa¿n¹ dla siebie kartê. Na jej
treœæ sk³adaj¹ siê tak¿e pomieszczone w tym zbiorku t³umaczenia z poezji gruziñskiej oraz czeskiej.
W sumie jest to dobrze skonstruowany tomik, ³adne wydany przez zielonogórskie wydawnictwo
„Organon”.
Czes³aw Sobkowiak
Ewa Lipska, Drzazga, WL, Kraków 2006, 56 s.
Pojêcie problematyki obrachunkowej - w jakimkolwiek kontekœcie - historiozoficznym, literackim,
jednostkowym, filozoficznym - oznacza, nie zawsze sformu³owan¹ wprost i zwerbalizowan¹ - perspektywê koñca, kresu: wieku, cywilizacji, poezji, pojedynczego ¿ycia, istnienia w sensie uniwersalnym. Ten mit Koñca, naznaczony zwykle tonacj¹ elegijn¹, zrodzony z refleksji zamykaj¹cej stulecie XX, pojawi³ siê u poetów bardzo ró¿nych generacyjnie i œwiadomoœciowo: najstarsi to Jaros³aw
Iwaszkiewicz, Miron Bia³oszewski, Zbigniew Herbert czy Tadeusz Ró¿ewicz, œredniego pokolenia Wiktor Woroszylski, Jaros³aw Marek Rymkiewicz, Rafa³ Wojaczek, Ryszard Krynicki, Stanis³aw
Barañczak, Ewa Lipska czy Bronis³aw Maj i Jan Polkowski, a najm³odsi - Wojciech Wencel, rocznik
1972. Nie tylko u tego ostatniego ton elegijny wydawa³ siê krytykom przedwczesny. W wydanym
w 1999 roku znakomitym studium Anny Lege¿yñskiej Gest po¿egnania. Szkice o poetyckiej œwiadomoœci elegijno - ironicznej autorka kategoriê elegijnoœci przedwczesnej przypisuje tak¿e pokoleniu 1968, miêdzy innymi analizuj¹c pod tym k¹tem poezjê Stanis³awa Barañczaka i Ewy Lipskiej.
Up³ywaj¹cy czas coraz bardziej jednak uprawnia roczniki urodzone krótko przed lub tu¿ po
zakoñczeniu II wojny œwiatowej do zadumy nad przemijaniem, zbli¿aj¹c je nie tylko do wieku
emerytalnego, ale i obdarzaj¹c dystansem koniecznym do podejmowania rozliczeñ i podsumowañ,
umo¿liwiaj¹cym wyci¹ganie wniosków i dokonywanie bilansów.
Przypadek Ewy Lipskiej jest doœæ z³o¿ony, gdy¿ tematyka przemijania i œmierci obecna by³a od
pocz¹tku w jej poetyckim dorobku, bêd¹c w owym m³odzieñczym okresie przede wszystkim konsekwencj¹ dorastania i dojrzewania w epoce t³umienia wszelkich przejawów myœli wolnej i niezale¿nej, w czasie rozkwitu cenzury i totalitarnego jedynow³adztwa we wszystkich dziedzinach ¿ycia.
To w³aœnie wtedy rodzi siê w poezji Lipskiej tak dla niej charakterystyczne pojêcie bezdomnoœci
pojmowanej jako zachwiane poczucia bezpieczeñstwa, niemo¿noœæ znalezienia schronienia i azylu,
który zastêpuj¹ kalekie, instytucjonalne formy opieki, jak przedszkola, sierociñce, szpitale, sanatoria,
przytu³ki, hotele, domy starców. Najnowszy tomik Drzazga przynosi - mimo zmienionych,
a wywalczonych w du¿ym stopniu w³aœnie przez generacjê `68 uwarunkowañ spo³eczno-politycznych
- równie nieradosn¹ diagnozê sytuacji cz³owieka w œwiecie wspó³czesnej cywilizacji. Wobec trudnoœci
z odnalezieniem w rzeczywistoœci wytêsknionej i wymarzonej w poprzednim zbiorze wyimaginowanej krainy dobrostanu i duchowego piêkna - Gdzie Indziej, poszukiwania Lipskiej skupiaj¹ siê
wokó³ mo¿liwoœci zastanych i potencjalnie wskazuj¹cych drogi wyjœcia z g³êbokiego kryzysu wartoœci
i cz³owieczeñstwa u progu nowego millenium, w którym najchêtniej czytana jest „Poezja z wisz¹c¹
metk¹ / i przepisem na pranie”, m³odzi ludzie na spotkaniach autorskich w sali gimnastycznej pytaj¹
150
[...] czy znam
Poker Texas
i czy zalogujê siê z nimi
na nastêpne spotkanie.
(Lekcja poezji),
a dziwactwo poezji tkwi dla nich w „pu³apkach ontologii”, „¿wirze mi³oœci” i „innych zawrotach
g³owy”.
Lipska, wbrew wszystkiemu, wierzy jednak w moc sprawcz¹ poezji, ale - tylko takiej z pierwiastkiem nieœmiertelnoœci u¿yczanym poecie:
Warto umrzeæ
dla takiego wiersza
któremu
nie dowierza œmieræ
(*** Warto umrzeæ...),
i tylko takiej, co siêga nieba, pozwalaj¹c wyraziæ niewyra¿alne i zatrzymaæ czas:
Problemy zaczynaj¹ siê
z wbit¹ w pamiêæ drzazg¹.
Trudno j¹ wyj¹æ
jeszcze trudniej opisaæ.
Lec¹ wióry. Ogryzki anio³ów.
Py³ do samego nieba.
(Drzazga)
Poezja Lipskiej to wci¹¿ poezja z etycznym przes³aniem, poezja, która - o czym poetka zawsze
pamiêta - jest funkcj¹ przesz³oœci. Nie znajdziemy tu jednak ani moralizatorstwa jako przywileju
wieku mocno dojrza³ego, ani zwi¹zanego z nim poczucia wy¿szoœci wynikaj¹cego z superaty lat
i doœwiadczeñ. Dystans jest tu raczej prób¹ zrozumienia, po³¹czon¹ z autoironiczn¹ œwiadomoœci¹
ró¿nicy w czasie, nie tym jednak co min¹³, lecz tym, który jeszcze pozosta³. ¯artobliwa „samochodowa” metafora staroœci w postaci opisu maj¹cego swoje lata auta zostawianego w tyle
przez przekraczaj¹cy dozwolon¹ prêdkoœæ „pe³noletni kabriolet” uzmys³awia nietrwa³oœæ
i zawodnoœæ maszynerii ludzkiego cia³a, które ko³em zapasowym poezji broniæ siê próbuje przed
nicoœci¹:
A ja
holowana przez zdyszan¹ ciê¿arówkê
macham do was testamentem
w którym zapisujê wam
zapasow¹ rzeczywistoœæ.
A wy
wype³nieni po brzegi m³odoœci¹
wyprzedzacie mnie na ca³y g³os
zag³uszaj¹c arytmiê silnika
i zu¿yty pisk opon.
(Ja - oni)
Œwiadomoœæ pokoleniowa z programowych wierszy My ( z tomu Wiersze, 1967 ) i My 1998
(z tomu 1999, 1999) zosta³a przez Lipsk¹ zast¹piona œwiadomoœci¹ jednostkowego ja mówi¹cego
RECENZJE I OMÓWIENIA
151
ju¿ tylko w swoim imieniu i konfrontowanym z pe³nym witalnoœci i si³y zbiorowym oni m³odych, do
których kieruje swe przes³anie, bo do nich nale¿y przysz³oœæ.
Wyobcowane pokolenie rocznik 1945, w imieniu jakiego Lipska ¿a³owa³a, ¿e nie dane im by³o
przej¹æ w sukcesji od ojców mitu bohaterstwa i walki, w póŸnej twórczoœci ustêpuje miejsca
wyobcowanemu i w dalszym ci¹gu choremu na ¿ycie ja, które w tomie Drzazga odnajduje wreszcie lekarstwo na swoj¹ chorobê w bliskoœci z ukochanym cz³owiekiem, realizuj¹c receptê wypisywan¹ przez mi³oœæ - medyka maj¹cego remedia na wszelkie dolegliwoœci, ³¹cznie z takimi, jak
„toksyczna historia” i „nadczynnoœæ zbrodni”.
Przedawkowanie tej mi³oœci
nie wchodzi³o w grê.
Pisali do siebie recepty
z nadmorskich uzdrowisk.
[...]
W stanach zapalnych
kiedy brakowa³o im s³ów
trzymali siê za rêce.
(Apteka)
Ponura wizja bezdusznych instytucji stanowi¹cych namiastkê domu w zorganizowanych formach
opieki wyparta zostaje przez przyjazny Koœció³ Gotowych Leków i wiarê, ¿e
[...] jeœli bóg nie przepisze inaczej
podziwiaæ bêd¹ jeszcze ¿ó³te w¹tki liœci
przed up³ywem terminu wa¿noœci.
(Apteka)
Nadziejê daje wci¹¿ niewygas³y ¿ar uczucia nie zgnuœnia³ego w przebrzmia³ej frazeologii, otwartego na nowe okolicznoœci s³owa: „Moja ty myszo optyczna mówi do niej on” w wierszu Grudzieñ.
Stare mity od¿ywaj¹ w nowoczesnej oprawie - Noe nie podró¿uje ju¿ ark¹, ale „wykupuje tanie
bilety easyJet” na Airbusa A380 z czterema silnikami Rolls - Royce`a, a œmieræ to komputerowy
przypadek Live Update, kiedy nie da siê ju¿ uruchomiæ ¿adnego programu.
Niech nas jednak nie zwiedzie cywilizacyjny sztafa¿ wspó³czesnych pojêæ i rekwizytów i nie
podejrzewajmy Lipskiej o chêæ dogonienia w ten sposób uciekaj¹cej m³odoœci. Poezja Lipskiej to
wyrafinowana w swej pozornej prostocie filozoficzna przypowieϾ o ludzkiej naturze niezmiennie
zamkniêtej w paradoksalnych koniecznoœciach ¿ycia i œmierci, wzajemnie ¿ywi¹cych siê swoim
przeciwieñstwem po to tylko choæby, by obraz kruka z³owrogo kr¹¿¹cego nad wysypiskiem œmierci zyska³ przeciwwagê w postaci objawienia, ¿e
Kiedy nad ranem
utkn¹³eœ w martwym punkcie
[...]
[...] lampka nocna z twojego pokoju
awansowa³a do stopnia gwiazdy.
(Martwy punkt)
Czytelnika zaœ poezji Lipskiej w ka¿dym tomie wci¹¿ na nowo zaskakuje odkrycie, ¿e sposób
obrazowania poetki odwo³uj¹cy siê do zasobu s³ów i pojêæ potocznych i codziennych, kryje wieloznaczn¹ uniwersaln¹ refleksjê nad wzglêdnoœci¹ istnienia cz³owieka w darowanym mu warunkowo
i na kredyt wycinku równie wzglêdnej jak on czasoprzestrzeni.
Anna Szóstak
152
Stanis³aw ¯yburt, Historia Górzyna, Górzyn 2005, 200 s.
W edukacji szkolnej i czytelniczej obserwuje siê obecnie du¿e zainteresowanie tematyk¹ regionaln¹, poœwiêca siê jej coraz wiêcej uwagi. Mo¿na by rzec, i¿ ¿yjemy w dobie „ma³ych ojczyzn”.
Dlatego te¿ cieszy kolejna publikacja poruszaj¹ca tê problematykê. „Historia Górzyna” obejmuje
okres od czasu za³o¿enia wsi do roku 1990. Autor, absolwent Uniwersytetu Zielonogórskiego,
górzynianin zapoznaje czytelnika z przesz³oœci¹ i teraŸniejszoœci¹ swojej ma³ej Ojczyzny;
w pos³owiu czytamy: ...jaka¿ jest radoœæ w cz³owieku, gdy uwiecznia siê po raz pierwszy historiê na
papierze a zw³aszcza, gdy jest to historia miejscowoœci, z której siê pochodzi.
Ksi¹¿ka sk³ada siê z 6. rozdzia³ów, szczegó³owego wykazu wykorzystanych Ÿróde³ i opracowañ
oraz streszczenia w jêzyku niemieckim ujmuj¹cego wybrane elementy historii Górzyna.
W uporz¹dkowanych chronologicznie podrozdzia³ach, znajdziemy m.in. „Górzyn i okolice w XVIII
w.”, „Spór o pastora i wielki po¿ar z 1763 r.”, „W³aœciciele maj¹tku Górzyn po baronie Blombergu,
do 1818 r.”, „Pierwszy poci¹g w Górzynie”, „Niektóre dawne zwyczaje i obyczaje”, „Osadnicy
polscy i kwestia Niemców”, „90. urodziny najstarszego Koœciuszkowca w Polsce”. Niew¹tpliwym
walorem ksi¹¿ki jest jasnoœæ przekazu. Umiejêtnie prowadzona narracja powoduje, ¿e nie czujemy
siê zagubieni wœród wielu faktów, dat i postaci. Wiadomoœci systematyzuje kalendarium zarówno
w jêzyku polskim, jak i niemieckim. Uwagê zwracaj¹ te¿ zdjêcia pochodz¹ce z zasobów archiwalnych Szko³y Podstawowej w Górzynie oraz prywatnych zbiorów mieszkañców i autora. Cenne s¹
komentarze do fotografii podkreœlaj¹ce, co siê zmieni³o na przestrzeni lat. Dziêki temu stare i nowe
obrazy tworz¹ swoisty pomost ³¹cz¹cy odleg³¹, nawet XVIII-wieczn¹ przesz³oœæ ze wspó³czesnoœci¹.
Ra¿¹, niestety, b³êdy redakcyjne, choæ nie przekreœlaj¹ walorów publikacji jako dokumentu faktograficznego. Mimo niedoci¹gniêæ stylistycznych, ksi¹¿ka jest wartoœciowym przewodnikiem po
dziejach Górzyna i okolicy, nie tylko tych znanych ju¿ z innych, publikowanych opracowañ, ale i tych
stosunkowo najnowszych (lata 1945-1990). Historia Górzyna mo¿e te¿ stanowiæ rzeteln¹ bazê do
szczegó³owych studiów obejmuj¹cych okres po roku 1990, do czego w zakoñczeniu zachêca autor.
Wydanie zosta³o czêœciowo sfinansowane ze œrodków Unii Europejskiej, w ramach projektu
Historia Górzyna naszym wspólnym dobrem i korzeniami naszej ma³ej Ojczyzny. Warto przestudiowaæ tê ksi¹¿kê, nie tylko w kontekœcie dzia³añ podejmowanych przez biblioteki czy szko³y
w ramach edukacji regionalnej. Autor zabiera nas bowiem na kolejn¹ fascynuj¹c¹ wêdrówkê œladami przesz³oœci. Szkoda by³oby z niej nie skorzystaæ.
Monika Simonjetz
RECENZJE I OMÓWIENIA
153
KRONIKA LUBUSKA
czerwiec - sierpieñ 2006
• Oddzia³ dla Dzieci WiMBP im. C. Norwida
goœci³ Zbigniewa Koz³owskiego, autora ksi¹¿ek
historycznych dla dzieci i m³odzie¿y. Impreza
odby³a siê w Dniu Dziecka. Tego samego dnia,
na Czwartku Lubuskim literat promowa³ sw¹
najnowsz¹ ksi¹¿kê pt. „Legendy lubuskie”.
• Amfiteatr gorzowski by³ aren¹ 2-dniowej
imprezy muzycznej pn. Reggae nad Wart¹. Koncerty poprzedzone otwarciem wystawy fotograficznej pt. „Sztuka Muru Berliñskiego” Berlinera
Mauera Kunsta trwa³y od 2 do 3 czerwca.
• II Miêdzynarodowe Gorzowskie Spotkania
Teatralne przebiega³y w terminie 3-4 czerwca.
Wyst¹pi³o 6 teatrów z Polski, Niemiec, S³owacji
i Bia³orusi.
• Muzeum Etnograficzne w Ochli zorganizowa³o
4 czerwca pokaz gin¹cych zawodów i umiejêtnoœci o¿ywionych w skansenie. Prezentacjom
towarzyszy³y wystêpy wokalne i taneczne oraz
jarmark sztuki ludowej i rêkodzie³a.
• Tegoroczne XII Spotkania na Starym Trakcie
w Witnicy przebiega³y w terminie 3-4 czerwca.
W ramach debaty witnickiej dyskutowano
o antagonizmach miêdzy Zielon¹ Gór¹ a Gorzowem. Ponadto odby³ siê koncert fina³owy
powiatowego przegl¹du zespo³ów „O Z³oty
Puzon”, wystêp „Abry” i Iwony Wêgrowskiej,
praskiego zespo³u „Crazy Lady” i widowisko
plenerowe w Parku Drogowskazów.
• Koncertem w wykonaniu kwartetów smyczkowych zakoñczy³ siê miêdzynarodowy festiwal muzyczny. Koncert fina³owy z utworami
Szymanowskiego, Mozarta i Ravela zorganizowano w katedrze gorzowskiej (4 czerwca).
• 8 czerwca gorzowska Galeria Nowych Mediów
zaprezentowa³a prace wielkich twórców polskiej
sztuki wspó³czesnej (m.in.: A. Miko³ajczyk,
J. Rybakowski, Z. Rytka). Wernisa¿owi towarzyszy³ pokaz filmów. Wystawa trwa³a do 30 lipca.
• 20. urodziny Ma³ej Akademii Jazzu œwiêtowano
9 czerwca koncertem w Teatrze im. Osterwy. Na
jubileusz przybyli wybitni muzycy z Polski
i œwiata. Goœciem specjalnym obchodów by³a
Urszula Dudziak.
• 9 czerwca, w Miêdzynarodowym Centrum
Muzycznym w Zielonej Górze koncertowa³
154
•
•
•
•
•
•
•
•
•
Jaros³aw Nadrzycki, utalentowany skrzypek
z ¯agania, jeden z laureatów Miêdzynarodowego
Konkursu Skrzypcowego im. H. Wieniawskiego.
W amfiteatrze gorzowskim Piotr Rubik i Zbigniew Ksi¹¿ek zaprezentowali oratorium „Tu es
Petrus” (9 czerwca).
Zielonogórska poetka, Jolanta Pytel, obchodzi³a
jubileusz 35-lecia pracy twórczej. 9 czerwca na
spotkaniu w Bibliotece Norwida zaprezentowa³a
z tej okazji najnowszy tomik poetycki „Wejœæ
w piek³o”.
Tego samego dnia w Gorzowie Wlkp. zorganizowano wernisa¿ prac Lubuskiej Zachêty Sztuki
Wspó³czesnej. Wystawiono prace 14 znanych
artystów reprezentuj¹cych ró¿ne szko³y, pr¹dy
i kierunki (m.in. N. Lach-Lachowicz, Z. Kulik,
E. Jab³oñska, J. Modzelewski, J. D³u¿ewski,
P. Jarodzki).
10 czerwca w Teatrze Lubuskim odby³a siê premiera sztuki Henryka Ibsena „Heddy Gabler”,
w re¿yserii Eweliny Pietrowiak.
Fundacja Judaika zorganizowa³a w Muzeum
Ziemi Lubuskiej Dni Kultury ¯ydowskiej (10-11
czerwca). W programie obchodów m.in.: wyk³ad
z historii polskich ¯ydów po II wojnie œwiatowej,
wystawa fotografii, nauka pisania alfabetu hebrajskiego i spacer œladami zielonogórskich ¯ydów,
koncerty pieœni i psalmów hebrajskich w wykonaniu Tovy Ben-Zvi.
W Auli Uniwersytetu Zielonogórskiego 11 czerwca wyst¹pi³ kabaret Ani Mru Mru.
Starostwo zielonogórskie oraz Lubuskie Muzeum
Wojskowe zorganizowa³y 11 czerwca w Drzonowie festyn „Bezpieczne wakacje w UE”.
Imprezie towarzyszy³y wystêpy teatrów dzieciêcych, zespo³ów tanecznych, grup folklorystycznych (Dolno³u¿ycki Zespó³ Dzieciêcy oraz
grupa z Cottbus), grup œpiewaczych.
12 czerwca w Lubuskim Teatrze zorganizowany
zosta³ koncert wieñcz¹cy jubileuszowy 10.
plebiscyt na najpopularniejszych aktorów Leony
2006.
W ramach uroczystoœci jubileuszowych Filharmonii Zielonogórskiej 14 czerwca melomani
wys³uchali koncertu ponadczasowej muzyki
Straussów.
• 14 czerwca w galerii BWA w Zielonej Górze zrealizowano pokazy XIV Europejskiego Festiwalu
Fabu³y, Dokumentu i Reklamy – Euroshorts.
• Barwny korowód ulicami Gorzowa rozpocz¹³
16 czerwca XIII Ogólnopolski Festiwal
Zespo³ów Tanecznych Dzieci i M³odzie¿y
Szkolnej. Impreza, z udzia³em 18 zespo³ów,
trwa³a do 20 czerwca.
• Gorzowski Miejski Oœrodek Sztuki zrealizowa³
16 czerwca noc filmow¹ pod kryptonimem
„Œciœle tajne”.
• Lady Pank koncertowa³ 9 czerwca w Filharmonii
Zielonogórskiej.
• Od 19 czerwca do 2 lipca realizowany by³ Projekt
„Herostrates”. Na s³upach og³oszeniowych
Zielonej Góry oraz w ma³ej sali BWA
eksponowane by³y plakaty grupy Two¿ywo oraz
Wojciecha Parkiera.
• 20 czerwca w ZOK wrêczono Eurydyki, nagrody
artystyczne za twórczy rozwój talentu m³odych
w dziedzinie teatru, muzyki, piosenki, tañca
i plastyki.
• Lubuski Teatr 21 czerwca goœci³ artystów widowiska tanecznego: formacjê Studia Tañca
„Trans”, The Positive, Mateusza Krautwursta
oraz Mario Szabana.
• Przedstawiciele Gminy Babimost promowali
swój region 21 czerwca w Ksi¹¿nicy Zielonogórskiej. Prezentowano walory gminy i osi¹gniêcia jej mieszkañców poprzez projekcjê filmu
„Babimost. Tradycja i nowoczesnoœæ”, wystêpy
zespo³ów artystycznych, serwowanie wyrobów
kuchni regionalnej. Ekspozycje „Gmina Babimost. Historia, tradycja, dokonania” w salonie
wystawowym oraz „Babimost – wspó³czesne
oblicze” w hallu Biblioteki mo¿na by³o ogl¹daæ
do koñca sierpnia.
• W ko¿uchowskiej galerii Krzywe Zwierciad³o
22 czerwca otwarto wystawê rysunku satyrycznego Bretislava Kovarika, czeskiego karykaturzysty. Wernisa¿ by³ równoczeœnie fina³em
otwartego Miêdzynarodowego Konkursu na
Rysunek Satyryczny.
• 22 czerwca w BWA w Zielonej Górze zaprezentowano prace malarzy, rzeŸbiarzy i fotografików
z partnerskiego miasta Bistrity w Rumunii.
• Filharmonia Zielonogórska zakoñczy³a 22 czerwca sezon artystyczny i cykl wydarzeñ
jubileuszowych koncertem, w programie którego
zagrano utwory Bacha, Webera, Dworzaka.
• 24 czerwca w Salonie Wystaw Artystycznych
¯arskiego Domu Kultury zaprezentowana zosta³a
wystawa pokonkursowa XXVII Biennale
Tkaniny Artystycznej ¯ary 2006.
• W³adze miejskie Gorzowa 23 czerwca zorganizowa³y zabawê na powitanie lata: koncerty na
wolnym powietrzu, popisy rodzimych DJ-ów, itp.
• Bogdaniecki Azyl Artystyczny trwa³ od 24 do
25 czerwca. Atrakcjami tegorocznej edycji by³y:
obchody 180-lecia m³yna - Muzeum Kultury
i Techniki Wiejskiej, warsztaty wikliniarskie,
bêbniarskie, plastyczne, fotograficzne; koncerty
w wykonaniu Zespo³u Muzyki Dawnej Preambulum, Twist, El¿biety Kuczyñskiej, Zespo³u Tañca
Ludowego Mali Gorzowiacy, inscenizacja obrzêdu nocy œwiêtojañskiej, wystawa „Bogdanieckie
m³yny”.
• 29 czerwca w Galerii Nowych Mediów zorganizowano wernisa¿-happening. Robert Kuœmirowski przedstawi³ instalacjê, prace W. Hasiora,
fotografie J. Szalbierza i W. Nowogórskiej.
• Najstarszy w kraju przegl¹d kultury cygañskiej
odby³ siê 30 czerwca w Gorzowie. Na XVIII edycjê Miêdzynarodowych Spotkañ Zespo³ów
Cygañskich „Romane Dyvesa” z³o¿y³y siê: koncerty, sesja cyganologiczna, ods³oniêcie tablicy
dedykowanej poetce Bronis³awie Wajs-Papuszy,
wieczór poezji cygañskiej. Na zakoñczenie trzydniowego œwiêta odby³ siê koncert fina³owy
z udzia³em zespo³u Cygañski Teatr Muzyczny
Terno pod kier. Edwarda Dêbickiego.
• 30 czerwca Ma³a Galeria GTF na wystawie
„Krajobrazy” zaprezentowa³a zdjêcia Ireneusza
Lindego, przedwczeœnie zmar³ego artysty z Sierakowa.
• W czerwcu, w hallu zielonogórskiej Biblioteki
eksponowane by³y fotograficzne prace pt. „Uroki
Ziemi Augustowsko-Suwalskiej w obiektywie
gimnazjalistki Agnieszki Malawko”.
• W Lubiêcinie k. Nowej Soli koncertowa³y
zespo³y w ramach II Lubiêciñskich Reggulacji
Letnich „Regulator” (1 lipca).
• Koncert Izabelli Trojanowskiej, 1 lipca, rozpocz¹³ cykl imprez w ramach Lata Muz
Wszelakich. Przez letnie miesi¹ce miasto têtni³o
przedsiêwziêciami muzycznymi, filmowymi
plastycznymi, teatralnymi, kabaretowymi. Z ciekawszych imprez odby³y siê: festiwal kultury
¿ydowskiej, mozartowskie koncerty w konkatedrze pw. œw. Jadwigi, I Letni Festiwal Off Teatru
w Winiarni i Bluesowe Noce w Blues Expressie.
• 2 lipca rozpoczê³o siê XXXVI Lubuskie Lato
Filmowe w £agowie. Pokazano kilkadziesi¹t
filmów reprezentuj¹cych kinematografiê Europy
Œrodkowej i Wschodniej. Otwarcie festiwalu
uœwietni³ koncert Free Blues Band.
• W Klubie Jazzowym „U Ojca” w koncercie
dedykowanym pamiêci Johna Hicksa wyst¹pi³y
KRONIKA LUBUSKA
155
•
•
•
•
•
•
•
•
•
•
•
156
najwiêksze gwiazdy jazzu: Piotr Baron, Eddie
Henderson, Darek Oleszkiewicz, Kevin Hays,
Billy Hart (2 lipca).
W terminie 2-9 lipca w Zb¹szyniu zorganizowano VI miêdzynarodowy przegl¹d twórczoœci Experyment. W ró¿nych punktach miasta
odbywa³y siê spektakle, prezentacje i projekcje,
koncerty, pokazy filmów niezale¿nych, wystawy
malarstwa, instalacji i rzeŸby.
W Witnicy, 3 lipca zorganizowano spotkanie
z okazji wydania piêtnastego numeru Pro Libris.
Cz³onkowie redakcji, czytelnicy, w³adze miasta,
autorzy tekstów (przybyli tak¿e z Niemiec)
dyskutowali o profilu pisma, o dwujêzycznych
wydawnictwach, a tak¿e o wspó³pracy polskoniemieckiej.
Spektakl „Znieczuleni” Ryszarda Cholewiñskiego w wykonaniu gorzowskich aktorów
w re¿yserii Rafa³a Mateusza wystawiono 6 lipca.
W katedrze gorzowskiej 8 lipca odby³ siê koncert
galowy wieñcz¹cy tygodniowe warsztaty muzyki
dawnej.
Muzeum Etnograficzne w Ochli zorganizowa³o
9 lipca Œwiêto Miodu.
W gorzowskiej „Dekoratorni” 9 lipca otwarto
wystawê Anety Boruch pt. „Portret grany”.
Artystka tworzy portrety znanych muzyków.
W Mierzêcinie k. Dobiegniewa koncertem na carillionie (instrument z³o¿ony z samych dzwonów) rozpocz¹³ 13 lipca letni festiwal muzyki
organowej.
14 lipca na pla¿y w £ugach k. Strzelec
Krajeñskich zorganizowano £emkowsk¹ Watrê,
spotkania £emków z Polski zachodniej.
XI Festiwal Muzyki Organowej i Kameralnej
rozpocz¹³ siê 21 lipca w drezdeneckim koœciele
pw. Przemienienia Pañskiego. W programie kompozycje Schumanna, Moniuszki i Regera.
26 lipca Biblioteka Norwida goœci³a organizatorów Festiwalu Filmów Europy Wschodniej
w Cottbus. Na spotkaniu uzgodniono w³¹czenie
siê strony polskiej w promocjê imprezy.
Teatr im. Osterwy w Gorzowie Wlkp. pracowa³
tak¿e w lipcu. Prezentowano l¿ejszy repertuar:
sztuki Fredry, C. Goldoniego, rewia ze szlagierami Hanki Ordonówny w wykonaniu Ewy
Kukliñskiej i Tomasza Stockingera, koncert
pieœni ¿ydowskiej. Krystyna Sienkiewicz
zaprezentowa³a program „Chachary wiecznie
¿ywe”.
• W terminie od 28 do 29 lipca w Kostrzynie
n. Odr¹ odby³a siê najwiêksza muzyczna impreza
plenerowa w Europie Przystanek Woodstock.
• 30 lipca w Klubie Uniwersyteckim Kot³ownia
koncertowa³ Henry McCullough, irlandzki
gitarzysta, legenda rocka.
• W ramach Letniej Sceny Artystycznej 30 lipca
wokó³ ratusza zielonogórskiego zaprezentowano
78 reprintów starych pocztówek i fotografii
w du¿ym powiêkszeniu. Zorganizowano tak¿e
pokaz starych kronik filmowych.
• 3 sierpnia w ma³ej galerii GTF otwarto wystawê
fotograficzn¹ Piotra Chojnackiego pn. „Kontury
realnoœci aura niepewnoœci”.
• W programie tegorocznej gorzowskiej „Serenady” od 3 do 6 sierpnia prezentowane by³y utwory
muzyczne od œredniowiecza do wspó³czesnoœci.
• W D³ugiem ko³o Strzelec Krajeñskich od 5 do
6 sierpnia trwa³ X Polsko-Niemiecki Festiwal
Piosenki ¯eglarskiej.
• 8 sierpnia w Galerii BWA w Zielonej Górze
zaprezentowano pracê Anity Pasikowskiej artystyczny reporta¿ o mieœcie.
• 11 sierpnia w Przytoku zakoñczy³ siê XV
Ogólnopolski Plener Nauczycieli Plastyków. Na
finalnej wystawie pokazano dorobek dwutygodniowych warsztatów.
• W Salonie Wystaw Artystycznych ¯arskiego
Domu Kultury 12 sierpnia zorganizowano wernisa¿ wystawy – pok³osia XVI Wojewódzkiego
Konkursu Fotograficznego.
• 14 sierpnia rozpoczê³o siê XIV Barlineckie Lato
Teatralne. Fina³ imprezy zakoñczy³ 19 sierpnia
koncert Kwartetu Jorgi.
• W muzeum Zagroda M³yñska w Bogdañcu od
18 do 19 sierpnia odbywa³y siê imprezy
w ramach XI Œwiêta Chleba. Obchody poprzedzone by³y warsztatami koŸlarskimi.
• 24 sierpnia w pa³acu w Mierzêcinie koncertowa³a
œpiewaczka operowa, Iwona Hossa-Derewecka.
W programie utwory mistrzów bel canta.
• 25 sierpnia Muzeum Etnograficzne w Ochli zorganizowa³o imprezê „Ziemniaki, kartofle, pyry...
• 26 sierpnia w Goœcikowie zakoñczy³o siê œwiêto
muzyki dawnej pn. IV Festiwal Muzyka w Raju.
• Dni Twierdzy Kostrzyn n. Odr¹ zainaugurowano
26 sierpnia koncertem, sesj¹ naukow¹ i pokazami
sztuki rycerskiej.
• Fina³ Miêdzynarodowych Plenerowych Spotkañ
ze Sztuk¹ odby³ siê w ¯arach 27 sierpnia.
KSI¥¯KI NADES£ANE
Archeologia Œrodkowego Nadodrza, t. 4, Muzeum Archeologiczne Œrodkowego Nadodrza
w Zielonej Górze z siedzib¹ w Œwidnicy, Zielona Góra 2005, 239 s.
Babimost. Historia, tradycja, wspó³czesnoœæ, Nowy Tomyœl [2006], 32 s.
Zbigniew Czarnuch, Witnicki Park Drogowskazów, Towarzystwo Przyjació³ Witnicy, Witnica 2006, 68 s.
II polsko-niemieckie spotkania archeologiczne. Odra – przeszkoda czy pomost w ekspansji kulturowej?,
Stowarzyszenie Naukowe Archeologów Polskich Oddzia³ Lubuski, Zielona Góra 2004, 400 s.
[tyt. i tekst równol. w jêz. pol. i niem.]
II Zielonogórskie Forum Winiarskie, Bimex, Zielona Góra 2006, 20 s.
Dziedzictwo kulturowe regionu gorzowskiego. Materia³y z interdyscyplinarnej konferencji naukowej,
t. 1, IMEDIA, Gorzów Wlkp. 2003, 179 s.
Beata Patrycja Klary, Imaginacje. imaginations, „Arsena³” Wydawnictwo Artystyczno-Graficzne,
Zwi¹zek Literatów Polskich Oddzia³ w Gorzowie, Gorzów 2006, 80 s.
Lubuskie materia³y konserwatorskie 2005-2006, t. 3, Wojewódzki Urz¹d Ochrony Zabytków
w Zielonej Górze, Zielona Góra 2006, 257 s.
Ryszard £ukianowski, Ze strzelb¹ w tajdze i kniei lubuskiej, Wydawnictwo MAjUS s.c.,
Zielona Gora 2006, 174 s.
W³adys³aw £azuka, W zwierciadle rzeki, Urz¹d Miejski w Choszcznie, Choszczno 2002, 39 s.
Miêdzynarodowy Festiwal Kina Autorskiego FILMOWA GÓRAeuropa, Zielona Góra 2006, 38 s.
Nowosolska Fabryka Nici 1816-2006, Muzeum Miejskie w Nowej Soli, Nowa Sól 2006, 16 s.
Ocalone wspomnienia. Przewodnik po wystawie, Muzeum Lubuskie im. Jana Dekerta
w Gorzowie Wlkp., Gorzów Wlkp. 2005, 28 s.
Marek Ordy³owski, Szkice z dziejów kultury fizycznej, Uniwersytet Zielonogórski,
Zielona Góra 2005, 195 s.
Przyroda Gminy Lubsko, ZAPOL Dmochowski, Sobczyk, Szczecin [2006], 96 s.
[tyt. i tekst równol. w jêz. pol., niem., ang.]
Realizacja Lubuskiego Planu Dzia³añ na Rzecz Zatrudnienia na rok 2005, Wojewódzki Urz¹d Pracy
w Zielonej Górze, Zielona Góra 2006, 40 s.
Rynek pracy województwa lubuskiego w 2005 roku, Wojewódzki Urz¹d Pracy w Zielonej Górze,
Zielona Góra 2006, 98 s.
Weekend w £agowie. Przewodnik turystyczny, Urz¹d Gminy w £agowie, Zielona Góra 2006, 32 s.
Jerzy Ryszard Zieliñski. Wytnie nas czas, Oficyna Malarska, Warszawa 2006, 20 s.
KSI¥¯KI NADES£ANE
157
AUTORZY NUMERU
Grzegorz Chmielewski
Urodzony w 1929 r. w Radomiu. Historyk sztuki, bibliotekoznawca i bibliograf, autor publikacji
popularyzatorskich i naukowych. By³y dyrektor (1960-1991) WiMBP w Zielonej Górze.
Zbigniew Czarnuch
Historyk, publicysta, regionalista, znawca dziejów Ziemi Lubuskiej, promotor cennych przedsiêwziêæ
promuj¹cych star¹ i now¹ historiê regionu (m.in. Debat Witnickich). Zorganizowa³ i przez wiele lat
prowadzi³ szczep harcerski „Makusyny”. Mieszka w Witnicy.
Mareike Dottschadis
Uczestnik Literaturwoche Winter 2006 w Trebnitz. Mieszka w Berlinie.
Maximilian Dragon
Uczestnik Literaturwoche Winter 2006 w Trebnitz. Mieszka w Schöneiche.
Cezary Galek
Kierownik Dzia³u Kultury „Radia Zachód”, reporta¿ysta, laureat presti¿owych nagród,
m.in. Polsko-Niemieckiej Nagrody Dziennikarzy, Grand Prix KRRiTV.
Janusz Koniusz
Urodzony w 1934 r. Poeta, prozaik, dramaturg, felietonista. Opublikowa³ m.in. kilkanaœcie tomików
poetyckich, kilka zbiorów opowiadañ i s³uchowisk radiowych. Mieszka w Zielonej Górze.
Eugeniusz Kurzawa
Poeta, dziennikarz. Prezes Lubuskiego Oddzia³u ZLP. Pracuje w „Gazecie Lubuskiej”. Mieszka
w Wilkanowie pod Zielon¹ Gór¹.
Susanne Lambrecht
Dziennikarka, krytyk sztuki; wspó³pracuje z ukazuj¹cymi siê w Cottbus pismami „hermann”
i „Märkische Oderzeitung” we Frankfurcie n. Odr¹. Mieszka w Cottbus.
W³adys³aw £azuka
Urodzony w 1946 r. Poeta, prozaik, laureat nagród i wyró¿nieñ literackich. Czêsto publikuje w prasie,
a tak¿e wystêpuje na antenie PR i TVP. Autor zbiorów wierszy. Mieszka w Choszcznie.
Zenon £ukaszewicz
Urodzony w 1934 r. na WileñszczyŸnie. Krytyk literacki, emerytowany dziennikarz, by³y zastêpca
redaktora naczelnego dwutygodnika spo³eczno-kulturalnego „Nadodrze”.
Mateusz Marczewski
Urodzony w 1976 r. Dziennikarz, reporta¿ysta. Publikowa³ m.in. w „Polityce”, „Tygodniku
Powszechnym”, „Znaku” i „Przegl¹dzie Powszechnym”. Autor tomu poetyckiego i libretta do p³yt.
Mieszka w Poznaniu.
Czes³aw Markiewicz
Urodzony w 1954 r. w Zielonej Górze. Poeta, prozaik, krytyk literacki, eseista, dziennikarz
„Radia Zachód” w Zielonej Górze.
Bartosz Pi¹tkowski
Urodzony 1980 r. w Gorzowie Wlkp. Poeta, absolwent Wy¿szej Szko³y Biznesu w Gorzowie Wlkp.,
debiutowa³ w 1999 r. Mieszka w Kostrzynie.
158
Wald Gerson Rak
Urodzony w 1964 r. Poeta, autor trzech radiowych ksi¹¿ek poetyckich w „Radiu Zachód”, redaktor tomu
„Gorzki oddech”, animator ¿agañskiego œrodowiska poetyckiego. Mieszka w ¯aganiu.
Robert Rudiak
Urodzony w 1966 r. w Zielonej Górze. Poeta, prozaik, publicysta, krytyk literacki, historyk literatury
i regionalista. Autor ksi¹¿ek poetyckich; autor i wspó³autor wystaw instalacji plastycznych
oraz spektakli parateatralnych i monta¿y poetyckich. Laureat wielu konkursów poetyckich.
Monika Simonjetz
Urodzona w 1976 r. Bibliotekarz, pracownik dzia³u instrukcyjno-metodycznego WiMBP im. C. Norwida.
Czes³aw Sobkowiak
Urodzony w 1950 r. Poeta, krytyk literacki, wspó³pracownik regionalnych i ogólnopolskich pism
literackich.
Anna Szewczuk
Urodzona w 1967 r. w Sulechowie. Poetka, dziennikarka, absolwentka polonistyki i rusycystyki
w WSP w Zielonej Górze, cz³onek ZLP, autorka tomików poetyckich. Mieszka w Zielonej Górze.
Ireneusz K. Szmidt
Poeta, prozaik, wydawca, redaktor. Pracuje i mieszka w Gorzowie Wlkp.
Anna Szóstak
Urodzona w 1965 r. Historyk literatury polskiej, adiunkt Uniwersytetu Zielonogórskiego.
Mieszka i pracuje w Zielonej Górze.
Romuald Szura
Poeta, t³umacz, autor s³uchowisk, germanista, redaktor „Radia Zachód” w Zielonej Górze.
Rainer Vangermain
Urodzony w 1952 r. Poeta, prozaik. Mieszka w Berlinie. Prezes Polsko-Niemieckiego Biura Literackiego
we Frankfurcie nad Odr¹.
Andrzej K. Waœkiewicz
Urodzony w 1941 r. w Warszawie. Poeta, krytyk, historyk literatury, edytor. Mieszka i pracuje
w Gdañsku.
Tomasz Zalejski-Smoleñ
Urodzony w 1979 r. Historyk i teoretyk sztuki, doktorant w Instytucie Historii Sztuki i student filozofii
na Uniwersytecie Wroc³awskim.
AUTORZY NUMERU
159
C M Y K
Na ok³adce: Jacek Weso³owski, Czas / Zeit, druga wersja 2006
(pierwsza wersja 2005, idea i prarealizacja jako Pamiêæ / Gedächnis 1994)
Redakcja czasopisma „Pro Libris”
przed³u¿a termin
konkursu literackiego
pt. „W poszukiwaniu talentów”
Pro Libris Nr 16
Ok³adka
II + III
Konkurs adresowany jest do ludzi m³odych, w wieku do 30 lat, z terenów pogranicza i ma na celu popularyzacjê autorów tekstów prozatorskich
i poetyckich z Polski i Niemiec.
Konkurs trwa od 1 wrzeœnia 2005 r. do 31 grudnia 2006 r. Teksty dotychczas nie publikowane, o objêtoœci do 10 stron, nale¿y przesy³aæ na adres
Redakcji przez ca³y czas trwania konkursu.
Wartoœciowe i ciekawe prace bêd¹ sukcesywnie drukowane w kolejnych
numerach Pisma. Przyznane te¿ zostan¹ nagrody za najlepsze teksty.
Publikacja bedzie nominacj¹ do nagrody.
Nades³anych tekstów Redakcja nie zwraca, o zamiarze publikacji autor
zostanie powiadomiony.
Die Redaktion der Zeitschrift „Pro Libris”
Verlängert den Termin
19-Wrz-2006
literarischen Wettbewerb
„Auf der Suche nach Talenten” aus.
Zrealizowano w ramach Programu Operacyjnego Promocja Czytelnictwa
og³oszonego przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Der Wettbewerb richtet sich an junge Menschen im Alter bis 30 Jahren
aus den deutsch-polnischen Grenzgebieten. Sein Ziel ist es, Verfasser von
Prosa- und Dichtungstexten aus Polen und Deutschland zu popularisieren.
Der Wettbewerb beginnt am 1. September 2005 und endet am 31.
Dezember 2006. Bisher unveröffentlichte Texte von einem Umfang
bis 10 Seiten sollen an die Redaktionsadresse während der Wettbewerbsdauer geliefert werden.
Wertvolle und interessante Arbeiten werden allmählich in laufenden
Zeitschriftnummern gedruckt. Die besten Arbeiten werden preisgekrönt.
Veröffentlichung in der Zeitschrift bedeutet Preisnominierung.
19-Wrz-2006
Pro Libris Nr 16
Ok³adka
I + IV
C M Y K

Podobne dokumenty