Piotr Cieciura "Piękno biżuterii etnicznej czyli fenomen spinki
Transkrypt
Piotr Cieciura "Piękno biżuterii etnicznej czyli fenomen spinki
Piotr Cieciura "Piękno biżuterii etnicznej czyli fenomen spinki góralskiej" Noszenie stroju ludowego na Podhalu w początkach XXI wieku może być uzasadniane wieloma powodami. Może wynikać z autentycznego, silnego przywiązania do przeszłości, potrzeby zamanifestowania przynależności do określonej grupy etnicznej, lub, co bardziej prawdopodobne, chęci zachowania lokalnej tradycji. Może służyć także podkreśleniu odrębności, inności będącej konsekwencją przeniesienia z Wołoszczyzny, obcych dla mieszkańców polskich nizin, zachowań i wzorców kulturowych. Tę konserwatywną, tradycyjną postawę utrwalała kilkusetletnia izolacja wynikająca z niedostępności gór, z braku dróg dojazdowych i niesprzyjającego klimatu. Obecnie noszenie przez cały tydzień stroju odświętnego może być także elementem intuicyjnej, dobrze pojętej, strategii marketingowo-reklamowej mającej na celu przyciągnięcie rzesz turystów. Tłumy wczasowiczów „ceprów” oczekują, przy okazji urlopu, spotkania z autentycznym folklorem i odmienną fascynującą góralską kulturą materialną. Fascynacja ta może po części wynikać z podświadomej chęci zaspokojenia własnych potrzeb przez „miastowych” będących mieszkańcami miast dopiero w pierwszym lub drugim pokoleniu. Te potrzeby to chęć samookreślenia, identyfikacji, to próba odnalezienia swych wiejskich korzeni. Nieodłącznym elementem odświętnego stroju górali, nie tylko podhalańskich, ale również górali po słowackiej stronie, jest noszona na piersiach spinka koszulowa dawniej zwana także ”sprzęczkami”, potocznie często, nawet w literaturze popularnonaukowej, nazwana błędnie „parzenicą”. Ten rozbudowany i spektakularny element biżuteryjny jest wyjątkiem nie tylko w polskich strojach ludowych, a jego archetypem, według mnie, jest turkmeński amulet „dagan”. Zainteresowanych odsyłam do mojego artykułu Spinka góralska-turkmeński amulet? opublikowanego w materiałach VIII Sesji Naukowej pt. Dawna i nowsza biżuteria w Polsce z cyklu Rzemiosło artystyczne i wzornictwo w Polsce. O fenomenie spinki decyduje kilka czynników; pierwszy, że to biżuteria męska, rzadko spotykany przykład nie mający wielu odpowiedników w biżuterii etnicznej Europy czy Bliskiego Wschodu. Powód drugi, i jest to fenomenem, że jest to jedyny w Polsce rodzaj biżuterii ludowej wytwarzany przez twórców ludowych do dzisiaj (choć zdarzały się przerwy w ich wytwórstwie, po których wydawało się, że tradycja ta się nie odrodzi). Te przerwy to obie wojny światowe, a więc czas zupełnie nie sprzyjający tego rodzaju zajęciom. Paradoksalnie, to w czasach powojennych wytwórstwo spinek przeżyło swój renesans. Miało to związek, między innymi, z niewyczerpanym źródłem tworzywa do ich wyrobu jakim były pozostawiane w wyniku działań wojennych łuski po pociskach artyleryjskich. Wykonane z wysokiej jakości mosiądzów, doskonale sprawdzały się jako podstawowy materiał przy produkcji spinek. Dodatkowo plastyczność tej blachy była ułatwieniem w pracy, w której stosowano podstawowe techniki złotnicze takie jak wycinanie „majzelkiem” i „puncowanie”. Spinki były przedmiotem badań polskich i słowackich etnografów, a najlepszą pracę pt. Metalowe spinki góralskie opublikował w 1928 roku prof. Włodzimierz Antoniewicz. W swoim opracowaniu obszernie zajmuje się on wszystkimi aspektami tematu; użytkowaniem spinek, obszarem występowania, techniką wyrobu, typologią, motywami, ornamentyką, a nawet ich genezą. Odwiedził on ówczesne główne ośrodki wytwórcze - Ratułów i Dzianisz. Po II Wojnie Światowej, w czasach stalinowskiego reżimu nastąpił renesans wytwórstwa spinek na Podhalu. Niemała w tym zasługa mojego krewnego Mieczysława Cieciury, założyciela i wieloletniego dyrektora zakopiańskiej „Cepelii”, który w latach 50. był organizatorem kursów metalowych prowadzonych przez krakowską „Oświatę”. Kursy te kształciły przyszłych, często działających do dziś, twórców ludowych z Zakopanego i Bukowiny Tatrzańskiej. Jednym z najwybitniejszych, współczesnych twórców, do dziś aktywnie działających, jest bukowianin Józef Koszarek „Benkowy”, uczeń znanego spinkarza Józefa Bigosa z Brzegów . Odwiedziłem artystę w jego domu w czasie letniego urlopu. Nie mając adresu zapytałem o Koszarka w sklepie spożywczym w Dolnej Bukowinie, sklepowa jak się potem okazało miejscowa, nie miała problemów ze wskazaniem domu popularnego w Bukowinie artysty. Typowa dla współczesnej zabudowy Podhala willa „amerykanka”, z regionalnej architektury pozostał tylko strzelisty dach pod, którym zostałem serdecznie przyjęty przez gospodarza. Początki były trudne, z pewną nieufnością zostały przyjęte wyjaśnienia „cepra” z centralnej Polski o jego zainteresowaniach biżuterią etniczną, a zwłaszcza spinką będącą pretekstem do spotkania. Temat tak obszerny, że z żoną wynajęliśmy pokój w sąsiadującej chałupie i przez dwa kolejne dni wizytowałem Józefa w jego domu- pracowni. Rozmawialiśmy oczywiście głównie o spinkarstwie rzemiośle wydawałoby się zaginionym, choć tak szczęśliwie ocalonym od zapomnienia dzięki pewnym zabiegom administracyjnym, dużej podaży i autentycznym zapotrzebowaniu mieszkańców Podhala. Nie sposób było pominąć także roli kulturowej spinki jako swoistego znaku rozpoznawczego, symbolu góralszczyzny, a także popularnej i charakterystycznej pamiątki regionalnej. W jednym z pokoi na parterze została urządzona galeria prezentująca najciekawsze artystyczne dokonania gospodarza. Wśród rodzinnych zdjęć, wyeksponowano różne rodzaje spinek metalowych dokumentujących pracowitość i spory oryginalny dorobek twórcy. Pomiędzy rozwieszonymi na ścianach dyplomami i pamiątkami imponująco prezentowały się pachnące świeżą skórą pasy zbójnickie, również autorstwa gospodarza - wytwórstwo pasów jest bowiem rzemiosłem blisko powiązanym ze spinkarstwem, gdzie wykorzystuje się podobne narzędzia, takie jak punce służące do wygniatania ornamentów ciągłych w skórze. Nieodłącznym elementem pasów są podłużne charakterystyczne klamry spinające, wykonywane przez artystę z blachy mosiężnej techniką puncowania ornamentów i repusowania. Podstawowym tworzywem do wykonywania współczesnych spinek pozostaje nadal mosiądz i alpaka, nazywana przez miejscowych bakwunem lub bakfonem. To jedyny region Polski gdzie zachowała się ta stara nazwa stopu wynalezionego przez Chińczyków, będącego w rzeczywistości miedzioniklem, nazwanym przez nich „Pakfong” co oznacza białą miedź. Stosowana obecnie hutnicza blacha mosiężna o grubościach 0,8-1.5 mm ułatwia pracę, a jej dostępność i stabilna cena nie powodują ograniczeń produkcyjnych. W przeszłości trudności zakupu blachy fabrycznej zmuszały wytwórców spinek do wykonywania blachy we własnym zakresie. Po stopieniu w glinianym tyglu złomu rożnych metali kolorowych (czasem z niewielkim udziałem srebra) w ognisku kowalskim wylewano płynny metal na płaski kamień i po zastygnięciu i przekuciu pozyskiwano blachę do dalszej przeróbki. Jest bardzo możliwe, że opisana powyżej praktyka jest pozostałością zapomnianej dziś na Podhalu techniki wyrobu spinek tzw. „lejek” metodą odlewania. Prawdopodobnie wykonywano je stosując, znaną od starożytności, technologię odlewania w formach kamiennych. Pewnym nowym zjawiskiem jest zapoczątkowane w latach 70 tych XX wieku użycie srebra do wykonywania spinek, w okresie międzywojennym praktyka prawie nie spotykana. Dziś realizacja takich zamówień jest oczywiście możliwa dzięki zamożności podhalańskich gazdów. Sposoby wykonywania współczesnych spinek praktycznie się nie zmieniły i są podobne do tych z lat 20. XX wieku opisanych przez Antoniewicza .W dalszym ciągu jest to warsztat o skromnym wyposażeniu w profesjonalne narzędzia złotnicze. Wzorem średniowiecznych złotników nadal większość narzędzi wykonywana jest własnoręcznie dotyczy to zwłaszcza puncyn. Te proste, jednocześnie jedne z najstarszych, narzędzi wypiłowywane są za pomocą iglaków z rozmaitych poniewierających się w gospodarstwie i nadających się do tego celu kawałków stali. Czasami bywa to stary śrubokręt, choć najbardziej cenione były podobno połamane zęby przedwojennych wideł do rozrzucania gnoju! Umiejętność obróbki termicznej czyli rozhartowywania i zahartowania końcówki roboczej puncy jest trudną sztuką i wymaga wieloletniej praktyki i jedynej skutecznej w tym przypadku metody prób i błędów. Innym zapewniającym powodzenie narzędziem jest znalezienie odpowiedniego kawałka stali o stosownej masie pełniącego funkcję kowadła. W blaszanym pudełku przechowywane są papierowe szablony spinek zbierane przez lata metodą odrysowywania ze starych historycznych spinek i stanowiące jednocześnie bank wzorów do powielania ich w metalu. Służą też z powodzeniem jako oferta handlowa, wzornik przedstawiany klientom ułatwiając im podjęcie decyzji co do zamówienia. Po wytrasowaniu linii wzoru na blasze rzemieślnik przystępuje do wyżynania spinki za pomocą laubzegi. To jedno z niewielu odstępstw od tradycyjnej metody jaką było jeszcze w okresie powojennym wycinanie za pomocą” majzelka” Narzędzie (jak sama nazwa wskazuje) to mały precyzyjny przecinak na tyle wąski, że z powodzeniem można było nim wycinać skomplikowane kształty, ciasne łuki i ażury. Część spinek pozostających w kolekcji Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem nosi ślady wycinania tą starożytną metodą. Ślady te świadczą, jak rzadkim zjawiskiem było wówczas posiadanie pilnika. Współczesne spinki są starannie obrobione pilnikami, dzisiaj nabycie kompletu pilników iglaków nie stanowi problemu zwłaszcza, że można je zakupić bez większych trudności. Po opiłowaniu ostrych i nierównych krawędzi spinkarz przystępuje do najtrudniejszej operacji jaką jest nabicie zmultiplikowanych ornamentów na powierzchni spinki za pomocą puncy o różnych kształtach części roboczej. Mogą to być półłuki, gwiazdki, kółka, trójkąty i kompilacje tych kształtów. Jestem pod wrażeniem dla precyzji z jaką podhalańscy spinkarze potrafią wykonać te kształty – jako stary złotnik potrafię docenić trudność opanowania tej czynności i zdaję sobie sprawę ile godzin ćwiczeń trzeba by osiągnąć perfekcję. Dla wyjaśnienia podam podstawowe zagrożenia jakie trzeba pokonać by osiągnąć zadawalający efekt. Pierwsze to umiejętność rozliczenia przerw między kolejnymi śladami po puncy tak by zmieściły się bez „reszty” w zaprojektowanym wcześniej okręgu. Dodatkową trudność sprawia „płynięcie” i deformacja blachy, które powoduje suma uderzeń i powstający naddatek materiału rozpychanego zagłębiającym się narzędziem. Wreszcie prosta wydawałoby się czynność jaką jest wyczucie i umiejętność uderzania młotkiem z taką samą siłą – do nabicia czystego pojedynczego zagłębienia pożądane jest jedno silne i pewne uderzenie. Wszystko komplikuje świadomość, że cały końcowy efekt może zniweczyć jedno nieudane uderzenie i praktycznie nie ma możliwości naprawienia spartaczonej roboty. Po serii kilkuset uderzeń materiał pręży i twardnieje, by przywrócić mu pierwotną kowalność trzeba go poddać procesowi „glijowania” i również tę czynność podhalańscy spinkarze opanowali do perfekcji. Pozostaje tylko wykonać otwory do zawieszenia ”brembolców” zwanych też „brymbolcami”, symetrycznie zawieszonymi po obu bokach spinki łańcuszkami i centralnemu zawieszeniu z tzw. „przekolacem”. Kiedyś takie otwory wykonywało się stalowym wybijakiem, dziś używa się do tego elektrycznej wiertarki. Jedną z ostatnich czynności jest repusowanie czyli nadanie płaskiej blaszanej spince plastyczności. Z pomocą młotka o zaokrąglonym obuchu na kawałku twardego drewna podkuwa się od tyłu centralny ażur wycięcia o sercowatym kształcie nadając przy okazji spince lekką wypukłość. Elementy dekoracyjne górnych krawędzi tzw. „bulki” zostają uwypuklone z użyciem puncy o kulistym kształcie na twardym drewnie. O technologii wykonywania łańcuszków bez lutowania i o zapięciach z uwagi na szczupłość niniejszego tekstu nie napiszę. Ostatnią czynnością jest wypolerowanie gotowego wyrobu. Tu kolejne odstępstwo od tradycyjnej ręcznej metody, będącej wynikiem postępu cywilizacyjnego. Obecnie powszechne jest do nadania „poloru” (błysku) zastosowanie silnika elektrycznego z zamocowaną na jego osi tarczą polerską. Z zainteresowaniem śledzę ciągłe próby modyfikacji tradycyjnych wzorów spinek i wprowadzanie do ich dekoracji coraz to nowych symboli i ikonografii. Inwencja i pomysłowość współczesnych twórców zaskakuje mnie wprowadzaniem nie stosowanych wcześniej motywów, na przykład realistycznych, grawerowanych przedstawień ptaków czy jeleni. Zaskoczeniem jest umieszczanie na ich płaszczyźnie wizerunku Jana Pawła II. W spince góralskiej dostrzegam rzadką w biżuterii syntezę elementów pochodzących z odległych kulturowo obszarów. Spotykają się w niej bowiem wołoski magiczny amulet, wywodzący się, w moim przekonaniu, z amuletu turkmeńskiego z symbolami chrześcijańskimi, współcześnie pod postacią choćby podobizny papieża. Wprowadzanie tych innowacji świadczy, moim zdaniem, o żywotności tradycji i autentycznym, stale żywym procesie twórczym, skutecznie opierającym się procesom globalizacji. Ta optymistyczna obserwacja pozwala mieć nadzieję, że kultura góralska dzięki jednoczącej mieszkańców Podhala wspólnej tradycji znajdzie kontynuatorów rzemiosła spinkarskiego w następnych pokoleniach.