bandycka robota? - Fundacja Picture Doc

Transkrypt

bandycka robota? - Fundacja Picture Doc
WARSZTATY DZIENNIKARSKIE
Jednodniówka
27 stycznia 2012 r.
Nr. 001
Wydawca:
Stołeczne Centrum Edukacji Kulturalnej
Fundacja Opowiedz To - Picture This
23-27 STYCZNIA 2012
BUSZ
WA R S Z AW S K I
TYLKO U NAS!
PROF. ANDRZEJ BLIKLE
w rozmowie
z redakcją Buszu
czytaj str. 6-7
BANDYCKA ROBOTA?
Handlowcy z przejścia pod Rondem Waszyngtona są rozżaleni. W niedzielę otwarcie Stadionu Narodowego.
A oni niemal do ostatniej chwili nie wiedzieli, czy będzie im wolno pracować. Dostali zgodę, bo przeciwnicy
ACTA zapowiedzieli protest na rondzie. Ale nie mają pewności, co dalej
Pani Justyna: Mam nadzieję, że
Stadion polepszy naszą sytuację
Pan Karol: Twierdzą, że tunel ma za
małą przepustowaść, a to nieprawda
Pan Karol: Czynsze w naszych
punktach wzrosły o 150 proc.
KOMENTARZ
Pan Karol sprzedaje kanapki:
– Pomysł jest taki, żeby przed
imprezami zamknąć przejścia
i wyłączać tunel. Czuję się oszukany.
Podnieśli nam czynsz, płaciliśmy
1500, a teraz 3400 zł. Wszyscy się
zgodzili. Liczyliśmy, że stadion
przyniesie pieniążki. A teraz
słyszymy, że chcą wprowadzić zakaz
sprzedawania jedzenia poza terenem
stadionu.
Podobno chodzi o zbyt małą
przepustowość przejścia. Pan Karol
uważa, że to nieprawda:
- Odbyły się już dwie imprezy,
handlarze rozstawili się tu
z czapeczkami. Ale policja przyszła
i rozgromiła towarzystwo. I była
przepustowość!
Pan Roman sprzedawał ścierki na
Jarmarku Europa: - Dziennie szło
25 paczek po 12 sztuk. Teraz
w przejściu pięć paczek schodzi mi
przez dwa tygodnie. Ale jak jednym
pociągnięciem zlikwidowali 90 tys.
miejsc pracy na Stadionie
Dziesięciolecia, to nie obejdzie ich
los kilku sprzedawców. To bandycka
robota.Handlowcy z przejścia stracili
nadzieję, że Stadion Narodowy
poprawi ich los. Mówią: - Będziemy
bidować.
Stadion Narodowy mieści prawie
60 tys. widzów. Dlatego każdy
obiekt, który ułatwi poruszanie się
po okolicy, powinien być otwarty.
Nawet przejście podziemne pod
Rondem Waszyngtona, mimo
małej przepustowości. Pamiętamy
o tragedii z 2010 r. w niemieckim
Duisburgu. Podczas Love Parade
na skutek paniki w tunelu zginęło
tam 21 osób, a ponad 500 zostało
rannych. Dlatego warszawscy
o r g a n i z a to r z y i m p r e z m u s z ą
zwrócić szczególną uwa gę na
bezpieczeństwo i koordynację
ruchu w przejściu.
1
WARSZTATY DZIENNIKARSKIE
23-27 STYCZNIA 2012
OD REDAKCJI
Busz za płotem
OTO JESTEM
PRZECIW
ACTA
Młodzi warszawiacy protestują.
Twierdzą, że podpisana przez rząd
umowa ACTA ogranicza wolność
w internecie. Zapowiedzieli:
- Na otwarciu Stadionu Narodowego
też będziemy demonstrować.
W niedzielę 29 stycznia impreza „Oto
jestem” z koncertami i pokazem
sztucznych ogni zgromadzi na
Kamionku 40 tys. ludzi.
Warszawa – miasto,
w którym żyjemy, które
kochamy. Ale czasem
czujemy się w nim jak
w niedostępnym buszu.
Pod mostem Poniatowskiego
przy arkadach straż miejska
spisuje młodzież za jazdę
na BMX-ie, to przecież teren
prywatny. A 10 metrów dalej
stylowa klubokawiarnia.
Na lemoniadę za 9 złotych
przychodzi tu Borys Szyc.
W eleganckim gmachu
na Mysiej hall z drzwiami,
nad którymi zachował się
napis: Urząd Kontroli Prasy,
Publikacji i Widowisk.
Ochroniarz krzyczy:
- Nie wolno fotografować.
Jakby wciąż istniała cenzura.
Po drugiej stronie Wisły
Stadion Narodowy za płotem
na dwa i pół metra. Niby ma
służyć ludziom,
a jednak za wstęp trzeba
płacić. Zburzono kino
Skarpa. Na jego miejscu
powstaje ogrodzony
apartamentowiec
z mieszkaniami za setki
tysięcy. Zwykły przechodzień
wie, że to nie dla niego.
Warszawski busz. Można się
zatracić w jego pięknie tylko,
gdy ma się pieniądze.
Karolina Czelej, Katarzyna
Czernichowska, Jan Domagalski,
Agnieszka Furmaniak, Jan
Kołodziejczyk, Ewa Kwiatkowska,
Alicja Newman, Roksana Portka,
Aleksandra Radzikowska, Sylwia
Rudnicka, Ewelina Szewczak,
Klaudia Wojtczak, Joanna Wyrwas,
Julia Ziółkowska, Paula
Zembrzuska, Justyna Żarkowska
SONDA
BYLE NIE Z WŁASNYCH
PIENIĘDZY
1945. Warszawa to ruiny. Każdy
Polak oddaje część swojego zarobku
na Społeczny Fundusz Odbudowy
Stolicy. Warszawiacy pracują
społecznie. Stolica powstaje na
nowo.
2012. Na fasadzie Empiku (róg Alej
Jerozolimskich i Nowego Światu)
pamiątkowy napis: „Cały naród
buduje swoją stolicę”. Czy dziś
w razie jakiegoś nieszczęścia Polacy
wznieśliby ją jeszcze raz?
Odpowiadają przechodnie.
Studentka:
- Myślę, że my, Polacy
odbudowalibyśmy stolicę,
ponieważ mamy dar
solidaryzowania się ze sobą
w trudnych chwilach.
Trzydziestoletnia blondynka:
- Trudno powiedzieć. Przecież nie
wiadomo, czy po wojnie ludzie
odbudowali Warszawę, bo sami
chcieli, czy to było inspirowane
przez władzę.
Nastolatek w glanach:
- Społeczeństwo odbudowało
Warszawę po wojnie. Ale gdyby
teraz Urząd Miasta chciał coś
odbudować, to ludzie nie
dołożyliby z własnych pieniędzy.
Polacy to przecież egoiści, więc od
razu by powiedzieli: „A niech sobie
miasto samo buduje”.
Młody mężczyzna w ruskiej
czapie:
Warszawę można kochać albo
nienawidzić… Ale w tych murach
wszyscy razem żyjemy i kiedy one
padną, z czystej powinności oraz
sentymentu odbudujemy je dla
siebie na nowo.
■
2
WARSZTATY DZIENNIKARSKIE
23-27 STYCZNIA 2012
ROZMOWA BUSZU
KINO SKARPA BYŁO FAJNE
Wchodziło się po schodkach na ogromny taras. Zbierały się tam gwiazdy
na premierach - mówi plastyczka Katarzyna Kobzdej
1960 r. Przed kinem Skarpa. Premiera Krzyżaków
Jak pani wspomina „Skarpę”?
-To jedno z ważnych warszawskich
kin, jak Moskwa, Luna czy Wars.
Lubiłam je, było wyjątkowe.
Chodziłam tam, zanim w 1974 r.
zamieszkałam obok. W „Skarpie”
odbywały się przeglądy filmów. Żeby
dostać bilety na wiosenne
Konfrontacje, już zimą stało się w
dzikich kolejkach. „Mechaniczną
pomarańczę” czy „Ucztę Babette”
niełatwo było w PRL zobaczyć.
Czemu niełatwo?
- Bo brakowało dewiz. Filmów,
które pobudzały do myślenia albo
krytykowały komunizm, nie
dopuszczała cenzura. Tak było
z serią o Jamesie Bondzie. Moi
rodzice dość często wyjeżdżali
zagranicę i po powrocie mieli
obowiązek opowiedzieć znajomym
ostatnią część. Bonda nawet
w „Skarpie” nie można było
obejrzeć, bo udaremniał misterne
plany rosyjskich służb.
2012 r. Nowy apartamentowiec
A co z cenami biletów?
- Były przystępne. Chyba, że się
kupowało u konika. Ci panowie
sprzedawali bilety nawet pięć razy
drożej.
„Skarpa” była ładna?
- To dobra architektura. Niski
budynek, zza którego widziało się
park, a dalej - drugi brzeg Wisły.
Wchodziło się do kina po
schodkach na ogromny taras od
ulicy Kopernika. Tam zbierały się
gwiazdy na premierach.
Żal jej pani?
- Pewnie, że tak! Kino towarzyszyło
mi przez całą młodość. Ale
rozumiem decyzję o rozbiórce.
„Skarpa” nie nadawała się na teatr
czy biuro. Tylko jedna sala, bez
porządnego zaplecza ani możliwości
rozbudowy. Obyło się bez protestów
sąsiadów. Sami nie potrafiliśmy
znaleźć perspektyw dla „Skarpy”.
Teraz z okna widzi pani
apartamentowiec, który
powstał na miejscu kina.
Ładny?
- Nijak się ma do poprzedniego
stylu! Budynek jest pretensjonalny,
architektura dla nowobogackich.
W dodatku teren po „Skarpie”
deweloper całkowicie odciął od
okolicy, otoczył go wysokim płotem.
Zniknęły trawniki, ławki i przejście
do parku. Ma się wrażenie, jakby
przyszli mieszkańcy tych
apartamentów utworzyli sobie
prywatną wysepkę. W budynku cena
za metr wynosi podobno 25 tys.
Niewiarygodne, prawda? Aż boję
się zgadywać, ile mogą kosztować
lokale na parterze. Martwię się,
że powstaną tu jedynie oddziały
banków, a w witrynach zawisną
obrzydliwe reklamy. Nowy budynek
zasłonił nam okna. Nie ma „Skarpy”,
ale najsmutniejsze jest to, straciliśmy
wspólne miejsce po niej.
■
Fotografia kina Skarpa - NAC
3
WARSZTATY DZIENNIKARSKIE
23-27 STYCZNIA 2012
REPORTAŻ
LEMONIADA NIE DLA HERBATKI
Pod mostem Poniatowskiego każdy ma swój raj
Powiśle dzieli od centrum zaledwie
kilka przystanków tramwajowych,
a od rzeki kilka kroków. Widok
z okna na Wisłę. Klubów tutaj masa.
Klimat i oryginalność wielu z nich
przyciąga ekscentryków i smakoszy
z całej Warszawy. To miejsce stało się
mekką streetartowców i designerów,
którzy dzięki imprezom i targom
organizowanym przez lokale mają
okazję zaprezentować się innym.
W 2009 r. architekci z grupy
projektowej Centrala odnowili kasę
biletową dworca PKP Warszawa
Powiśle. Bartek Kraciuk, Norbert
Redkie i Dawid Bednarski stworzyli
tu klubokawiarnię Powiśle, która
swoją wyjątkowość zawdzięcza
klientom.
- Rano przychodzą babcie
z pieskami po latte, wieczorem
młodziaki z ledwo zdobytym
dowodem, dla których jedno piwo
okazuje się zbyt dużym wyzwaniem
- opowiada barman i grafik Paweł
Cajgner.
Ikony polskiego show-biznesu
i gwiazdy filmowe też pojawiają się
w klubokawiarni.
Andrzej Chyra wpada na pogawędki,
a Borys Szyc pije lemoniadę za 9
złotych. Powiśle to symbol luksusu,
snobizmu i rozwoju. Powstają tu
ekskluzywne apartamentowce, a ich
ceny przyprawiają o ból głowy.
- Ale nie ma spiny – ciągnie Paweł.
– Wszyscy robimy taką samą kupę.
Kręci się tu filmy, seriale i programy
publicystyczne, co nie przeszkadza
kelnerom w podawaniu kawy.
- Dzisiaj ja jestem panem muzyki,
więc lecą Rolling Stonesi – rzuca
Paweł.
Wieczorem inny barman puszcza
Red Hot Chili Peppers. Wbijają się
nastolatki: - Bo to miejsce jest
hipsterskie i minimalistycznie
urządzone. Zajebiste i jeszcze można
popatrzeć na pociągi.
Kilka metrów od klubokawiarni
zupełnie inny klimat. Centrum
skejtów, którzy pod most
Poniatowskiego przyjeżdżają
z całej Warszawy i okolic.
Dla nich niedokończone arkady to
raj, jedyne miejsce w całym mieście,
gdzie na desce można pojeździć za
darmo. To przypomina, że na
Powiślu luksusowe apartamentowce
powstają na terenach zalewowych,
gdzie kiedyś mieszkali nędzarze.
- Ratusza i pani prezydent nie
obchodzą nasze problemy. Pisaliśmy
wiele próśb i listów, ale
w odpowiedzi dostawaliśmy jedynie
informacje o braku funduszy na
nowy skejt park – mówi jeden
z chłopaków. - Jeździ się nielegalnie,
są nawet mistrzostwa i deski
w nagrodę. Spisali nas wiele razy,
praktycznie codziennie to robią.
Hipstersko-offowi klienci klubu nie
mieszają się ze skejtami. - Na colę
chodzimy do Carrefour’a , bo jest
o wiele taniej niż po drugiej stronie
ulicy, w klubie – mówią skejci.
Wisła dzieli Warszawę, ale tu mała
uliczka okazuje się barierą. Czasem
jednak udaje się spotkać.
Pod mostem mieszka bezdomny.
W klubokawiarni nazywają go
uprzejmie pan Herbatka. Bo
menadżer pięć razy dziennie funduje
mu herbatę, kupuje też chleb
i ubrania. Opowiada: - Pomagam
panu Herbatce przetrwać zimę.
■
4
WARSZTATY DZIENNIKARSKIE
23-27 STYCZNIA 2012
SKEJT
POD
ARKADAMI
Pod Most Poniatowskiego
przychodzą codziennie, siedzą
od rana do wieczora,
to najlepsze darmowe miejsce
Janek robi kick-flipa - teraz skaczemy tylko na parterze, bo kiedyś była
afera, jeden chłopak spadł z pierwszego piętra - mówi
Przejście podziemne na dworcu PKP Warszawa Powiśle
Michał, Tomek i Janek odpoczywają po ostrej jeździe
5
WARSZTATY DZIENNIKARSKIE
23-27 STYCZNIA 2012
ROZMOWA BUSZU
CO DRUGI BLIKLE SIĘ BUNTOWAŁ
Rewolucji nie przewidujemy. Nie będziemy na każdym rogu sprzedawać tortów po złoty
dziewięćdziesiąt dziewięć - mówi prof. Andrzej Blikle
Na czym opiera się fenomen
firmy Blikle?
- Zarządza nią już piąte pokolenie.
W ciągu 142 lat tylko raz
zawiesiliśmy działalność - podczas
powstania warszawskiego. W Polsce
Ludowej pozostaliśmy cukiernią
prywatną zarządzaną rodzinnie.
Staramy się to podkreślać, na tym
budujemy wizerunek.
Żaden Blikle się nie buntował?
- Co drugi! Mój ojciec nie widział
świata poza rodzinną cukiernią.
Ja wybrałem matematykę i w ogóle
o niej nie myślałem. Mniej więcej
w 1990 roku postanowiłem
sprawdzić, czy nie mogę się do
czegoś przydać. I zostałem. Miałem
nawet plan, by poświęcać się
matematyce i cukierni zarazem,
ale biznes zawładnął całym moim
czasem. Na firmę potrzebowałem
całych tygodni, miesięcy, lat. Jak
mówiłem, Bliklowie o numerach
parzystych nie chcieli zajmować
się nią. Mój nieparzysty syn wdał
się w dziadka – dla niego liczy się
tylko firma. Ukończył prawo, ale
w ogóle nie brał pod uwagę żadnej
innej życiowej alternatywny.
trzymać się swojego, bo to scala
rodzinę i daje stabilizację biznesu.
Jak udało się wam przetrwać
wszystkie burze?
- Dzięki dobremu zarządzaniu
i oddaniu sprawie. Zysk jest
koniecznością, oczywiście.
Bez niego firma nie może istnieć,
Czemu pan zrezygnował z
ale nie to powinno być celem. Dla
nauki?
nas nie jest. Dobrze wiecie, że żeby
- Bo dobro firmy wzięło górę.
żyć, trzeba jeść. Kto nie je, ten
Pokolenie, które aktualnie nią
umrze. Ale żyć dla jedzenia? Ktoś
zarządza, ma poczucie
taki długo nie pociągnie.
odpowiedzialności za poprzednie.
Z przedsiębiorstwami podobnie.
I za to, które dopiero przyjdzie.
Jeżeli celem dla firmy jest zysk,
Ciągłość się liczy. Pamiętam, jak na
to żyje krócej.
początku lat 90., kiedy gospodarka
Ojciec mi powiedział: „Nigdy nie
żywiołowo się rozwijała, przychodzili możesz poświęcić renomy dla
zysku”. Firmy rodzinne mają
do mnie znajomi: „Będziemy robić
poczucie dumy, a z dobrego imienia
łóżka szpitalne. Wchodzisz?”. Nie,
bo ja robię ciasta. „Kino otwieramy. można żyć sto lat.
➞
Wchodzisz?”. Nie. Wiecie, trzeba
6
WARSZTATY DZIENNIKARSKIE
Dla kogo żyje firma?
- Dla wszystkich, którzy mają
interes w jej istnieniu. To właściciele,
pracownicy, dostawcy, ale również
- co bardzo ważne - klienci, państwo
i społeczeństwo. Trzymamy się tej
zasady i zostaliśmy za to nagrodzeni.
Dzięki temu pośrednio uniknęliśmy
upaństwowienia. Mimo że
zatrudnialiśmy więcej pracowników
niż przewidywała norma, władze
godziły się na to. Czemu? Cóż, miały
w tym interes. Wyroby naszej firmy
trafiały na stoły urzędników. Co
Festiwal Chopinowski, mówiło się
o pączkach Bliklego. Co występ
Mazowsza, wspominano o nas.
Chwalono za gest, bo posyłaliśmy
słodycze za darmo. Kupowały u nas
ambasady. Dlatego panowało
przekonanie, że upaństwowienie
zmieni cukiernię na gorsze. Mój
ojciec powiedział sobie: „Sam nigdy
nie oddam firmy. Jeśli zabiorą mi ją
siłą – trudno.” Nie dał się złamać.
Czy Blikle to tylko pączki?
- Pączek jest i zawsze był królem.
Wbrew temu, co się może wydawać,
najtrudniej go zrobić. Lukier musi
być trochę błyszczący, nie może za
bardzo się lepić, ale też nie może
pękać. Pączka nie można chłodzić.
Broń Boże, proszę go nie wkładać
do lodówki. Oprócz pączka mamy
tort generalski.
Zrobiony dla konkretnego
generała?
- Tak, ale nie dla Jaruzelskiego.
Podczas stanu wojennego musiałem
to nieustannie podkreślać. Wtedy dla
wielu „generał” był tylko jeden.W
latach 20. mieszkał w Rembertowie
kapitan de Gaulle. Nie był zbyt
zamożny, dlatego nie chodził do
kasyna oficerskiego. Przyjeżdżał do
Warszawy, spacerował i zaglądał do
naszej kawiarni. Jako że moja babka
pochodziła z francuskiej rodziny,
płynnie ze sobą rozmawiali. W tej
samej kamienicy, kilka pięter wyżej
mieszkała młoda dziewczyna,
w której podobno się podkochiwał.
Do rodziny dotarły plotki o tej
znajomości, nie spodobały się
i de Gaulle wrócił do Paryża. Do
Warszawy przyjechał w 1967 roku na
zaproszenie władz. Była to pierwsza
wizyta zachodniej głowy państwa od
zakończenia wojny. Wcześniej
udzielił wywiadu,
23-27 STYCZNIA 2012
w którym wspomniał o naszej
kawiarni. A ambasada francuska
zaprosiła rodziców do pałacu
w Wilanowie na uroczysty bankiet.
I to na osobistą prośbę generała.
Tata postanowił podkreślić swoją
wdzięczność.
Upiekł generałowi tort?
- Nawet dwa, marcepanowy
i czekoladowy. A że był zapobiegliwy,
przygotował po dwa zapasowe,
gdyby uszkodziły się podczas
transportu. Okazały się
niepotrzebne i zostały sprzedane
klientom. Spodobały się, więc
serwujemy je do dzisiaj. Teraz
pracujemy nad marcepanem
chopinowskim. Takie nasze kulki
Mozarta w kształcie klawiszy,
w artystycznym opakowaniu.
Inne plany?
- Rewolucji nie przewidujemy. Nie
będziemy na każdym rogu
sprzedawać tortów po złoty
dziewięćdziesiąt dziewięć. Chcemy
być firmą ciepłą, tradycyjną
i luksusową zarazem. Dla koneserów
i smakoszy.
■
7
WARSZTATY DZIENNIKARSKIE
23-27 STYCZNIA 2012
HISTORIA
Działo się
MIROSŁAW IKONOWICZ
BRACKA 6/8
Mirosław
Ikonowicz,
wybitny
dziennikarz i
przyjaciel Ryszarda
Kapuścińskiego,
pracuje w Polskiej
Agencji Prasowej.
Wyrosła z Polskiej Agencji
Telegraficznej, która powstała po
odzyskaniu niepodległości w 1918 r.
Dziś zatrudnia kilkuset dziennikarzy,
fotoreporterów i korespondentów
zagranicznych. Mieści się
w nowoczesnym budynku przy
Brackiej z imponującą serwerownią.
Kiedyś wyglądało tu inaczej.
„Trzydzieści aparatów ustawionych
w dwóch rzędach (…) wystukiwało
nieregularne rytmy, niektóre
nieruchomiały, milkły, ale koncert
mechanicznych cykad zaczynał się
na nowo (…). Sala dalekopisów
Polskiej Agencji Prasowej
znajdowała się na ostatnim trzecim
piętrze (…) secesyjnej kamienicy przy
ul. Foksal”. Tak pierwszą powojenną
siedzibę PAP w swojej najnowszej
książce „Hombre Kapuściński”
wspomina Mirosław Ikonowicz.
Dziś praca agencji jest łatwiejsza
i szybsza. Dzięki najnowszej
technologii, która przecież nadal się
rozwija, można przesyłać informacje
z każdego miejsca na Ziemi.
BUSZ
WA R S Z AW S K I
Redakcja:
ul. Boleść 2
00-259 Warszawa
Jeszcze niedawno korespondent
musiał czasem przemierzyć wiele
kilometrów, żeby nadać wiadomość.
Jednak według Mirosława
Ikonowicza taka forma pracy dawała
więcej swobody. - Teraz
korespondent jest w pewien sposób
ograniczony, na smyczy .
Redakcja w każdej chwili może
zażądać dostarczenia informacji.
PAP to miejsce, które świetnie
przygotowuje do pracy
dziennikarskiej. Jednak trudno
się tam dostać. Agencja stawia
kandydatom duże wymagania:
co najmniej dwa języki obce,
wszechstronna wiedza. - Tylko
prawdziwe talenty mogą liczyć
na pracę w PAP – mówi Mirosław
Ikonowicz.
Twierdzi jednak, że zarobki
dziennikarza nie zmieniły się
od czasów wojny. Ani rozwój
technologii, ani przełom polityczny
na to nie wpłynęły. Tymczasem
dziennikarze Polskiej Agencji
Telegraficznej byli dobrze
sytuowanymi osobistościami.
Ponoć przed wojną wynajmowali
apartamenty w Bristolu.
- Za czasów PAP nie do pomyślenia.
Teraz jesteśmy jak takimi szarymi
mrówkami – twierdzi Mirosław
Ikonowicz.
Redaguje zespół:
Karolina Czelej, Katarzyna Czernichowska,
Jan Domagalski, Agnieszka Furmaniak,
Jan Kołodziejczyk, Ewa Kwiatkowska,
Alicja Newman, Roksana Portka,
Aleksandra Radzikowska, Sylwia Rudnicka,
Ewelina Szewczak, Klaudia Wojtczak,
Joanna Wyrwas, Julia Ziółkowska, Paula Zembrzuska,
Justyna Żarkowska
O R G A N I Z A T O R Z Y WA R S Z T A T Ó W
PONIEDZIAŁEK
Wymyślamy tematy, dzielimy się
zadaniami.
WTOREK
Poranek z varsavianistą dr Markiem
Ostrowskim. W południe spacer
z Dariuszem Bartoszewiczem,
dziennikarzem stołecznej Gazety
Wyborczej.
ŚRODA
Z graficzką Katarzyną Kobzdej
rozmawiamy o dawnym kinie
Skarpa, z Pawłem Cajgnerem
- o modnym klubie Warszawa
Powiśle, z prof. Andrzejem Blikle
nie tylko o pączkach.
CZWARTEK
Mirosław Ikonowicz opowiada
o Ryszardzie Kapuścińskim
i Polskiej Agencji Prasowej.
Z pracownikami PKP Polskie Linie
Kolejowe Mirosławem Siemieńcem,
Janem Teleckim i Maciejem
Dutkiewiczem poznajemy stacje
Powiśle i Stadion - nadal w budowie.
PIĄTEK
Redagujemy jednodniówkę.
8

Podobne dokumenty