bandycka robota? - Fundacja Picture Doc
Transkrypt
bandycka robota? - Fundacja Picture Doc
WARSZTATY DZIENNIKARSKIE Jednodniówka 27 stycznia 2012 r. Nr. 001 Wydawca: Stołeczne Centrum Edukacji Kulturalnej Fundacja Opowiedz To - Picture This 23-27 STYCZNIA 2012 BUSZ WA R S Z AW S K I TYLKO U NAS! PROF. ANDRZEJ BLIKLE w rozmowie z redakcją Buszu czytaj str. 6-7 BANDYCKA ROBOTA? Handlowcy z przejścia pod Rondem Waszyngtona są rozżaleni. W niedzielę otwarcie Stadionu Narodowego. A oni niemal do ostatniej chwili nie wiedzieli, czy będzie im wolno pracować. Dostali zgodę, bo przeciwnicy ACTA zapowiedzieli protest na rondzie. Ale nie mają pewności, co dalej Pani Justyna: Mam nadzieję, że Stadion polepszy naszą sytuację Pan Karol: Twierdzą, że tunel ma za małą przepustowaść, a to nieprawda Pan Karol: Czynsze w naszych punktach wzrosły o 150 proc. KOMENTARZ Pan Karol sprzedaje kanapki: – Pomysł jest taki, żeby przed imprezami zamknąć przejścia i wyłączać tunel. Czuję się oszukany. Podnieśli nam czynsz, płaciliśmy 1500, a teraz 3400 zł. Wszyscy się zgodzili. Liczyliśmy, że stadion przyniesie pieniążki. A teraz słyszymy, że chcą wprowadzić zakaz sprzedawania jedzenia poza terenem stadionu. Podobno chodzi o zbyt małą przepustowość przejścia. Pan Karol uważa, że to nieprawda: - Odbyły się już dwie imprezy, handlarze rozstawili się tu z czapeczkami. Ale policja przyszła i rozgromiła towarzystwo. I była przepustowość! Pan Roman sprzedawał ścierki na Jarmarku Europa: - Dziennie szło 25 paczek po 12 sztuk. Teraz w przejściu pięć paczek schodzi mi przez dwa tygodnie. Ale jak jednym pociągnięciem zlikwidowali 90 tys. miejsc pracy na Stadionie Dziesięciolecia, to nie obejdzie ich los kilku sprzedawców. To bandycka robota.Handlowcy z przejścia stracili nadzieję, że Stadion Narodowy poprawi ich los. Mówią: - Będziemy bidować. Stadion Narodowy mieści prawie 60 tys. widzów. Dlatego każdy obiekt, który ułatwi poruszanie się po okolicy, powinien być otwarty. Nawet przejście podziemne pod Rondem Waszyngtona, mimo małej przepustowości. Pamiętamy o tragedii z 2010 r. w niemieckim Duisburgu. Podczas Love Parade na skutek paniki w tunelu zginęło tam 21 osób, a ponad 500 zostało rannych. Dlatego warszawscy o r g a n i z a to r z y i m p r e z m u s z ą zwrócić szczególną uwa gę na bezpieczeństwo i koordynację ruchu w przejściu. 1 WARSZTATY DZIENNIKARSKIE 23-27 STYCZNIA 2012 OD REDAKCJI Busz za płotem OTO JESTEM PRZECIW ACTA Młodzi warszawiacy protestują. Twierdzą, że podpisana przez rząd umowa ACTA ogranicza wolność w internecie. Zapowiedzieli: - Na otwarciu Stadionu Narodowego też będziemy demonstrować. W niedzielę 29 stycznia impreza „Oto jestem” z koncertami i pokazem sztucznych ogni zgromadzi na Kamionku 40 tys. ludzi. Warszawa – miasto, w którym żyjemy, które kochamy. Ale czasem czujemy się w nim jak w niedostępnym buszu. Pod mostem Poniatowskiego przy arkadach straż miejska spisuje młodzież za jazdę na BMX-ie, to przecież teren prywatny. A 10 metrów dalej stylowa klubokawiarnia. Na lemoniadę za 9 złotych przychodzi tu Borys Szyc. W eleganckim gmachu na Mysiej hall z drzwiami, nad którymi zachował się napis: Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk. Ochroniarz krzyczy: - Nie wolno fotografować. Jakby wciąż istniała cenzura. Po drugiej stronie Wisły Stadion Narodowy za płotem na dwa i pół metra. Niby ma służyć ludziom, a jednak za wstęp trzeba płacić. Zburzono kino Skarpa. Na jego miejscu powstaje ogrodzony apartamentowiec z mieszkaniami za setki tysięcy. Zwykły przechodzień wie, że to nie dla niego. Warszawski busz. Można się zatracić w jego pięknie tylko, gdy ma się pieniądze. Karolina Czelej, Katarzyna Czernichowska, Jan Domagalski, Agnieszka Furmaniak, Jan Kołodziejczyk, Ewa Kwiatkowska, Alicja Newman, Roksana Portka, Aleksandra Radzikowska, Sylwia Rudnicka, Ewelina Szewczak, Klaudia Wojtczak, Joanna Wyrwas, Julia Ziółkowska, Paula Zembrzuska, Justyna Żarkowska SONDA BYLE NIE Z WŁASNYCH PIENIĘDZY 1945. Warszawa to ruiny. Każdy Polak oddaje część swojego zarobku na Społeczny Fundusz Odbudowy Stolicy. Warszawiacy pracują społecznie. Stolica powstaje na nowo. 2012. Na fasadzie Empiku (róg Alej Jerozolimskich i Nowego Światu) pamiątkowy napis: „Cały naród buduje swoją stolicę”. Czy dziś w razie jakiegoś nieszczęścia Polacy wznieśliby ją jeszcze raz? Odpowiadają przechodnie. Studentka: - Myślę, że my, Polacy odbudowalibyśmy stolicę, ponieważ mamy dar solidaryzowania się ze sobą w trudnych chwilach. Trzydziestoletnia blondynka: - Trudno powiedzieć. Przecież nie wiadomo, czy po wojnie ludzie odbudowali Warszawę, bo sami chcieli, czy to było inspirowane przez władzę. Nastolatek w glanach: - Społeczeństwo odbudowało Warszawę po wojnie. Ale gdyby teraz Urząd Miasta chciał coś odbudować, to ludzie nie dołożyliby z własnych pieniędzy. Polacy to przecież egoiści, więc od razu by powiedzieli: „A niech sobie miasto samo buduje”. Młody mężczyzna w ruskiej czapie: Warszawę można kochać albo nienawidzić… Ale w tych murach wszyscy razem żyjemy i kiedy one padną, z czystej powinności oraz sentymentu odbudujemy je dla siebie na nowo. ■ 2 WARSZTATY DZIENNIKARSKIE 23-27 STYCZNIA 2012 ROZMOWA BUSZU KINO SKARPA BYŁO FAJNE Wchodziło się po schodkach na ogromny taras. Zbierały się tam gwiazdy na premierach - mówi plastyczka Katarzyna Kobzdej 1960 r. Przed kinem Skarpa. Premiera Krzyżaków Jak pani wspomina „Skarpę”? -To jedno z ważnych warszawskich kin, jak Moskwa, Luna czy Wars. Lubiłam je, było wyjątkowe. Chodziłam tam, zanim w 1974 r. zamieszkałam obok. W „Skarpie” odbywały się przeglądy filmów. Żeby dostać bilety na wiosenne Konfrontacje, już zimą stało się w dzikich kolejkach. „Mechaniczną pomarańczę” czy „Ucztę Babette” niełatwo było w PRL zobaczyć. Czemu niełatwo? - Bo brakowało dewiz. Filmów, które pobudzały do myślenia albo krytykowały komunizm, nie dopuszczała cenzura. Tak było z serią o Jamesie Bondzie. Moi rodzice dość często wyjeżdżali zagranicę i po powrocie mieli obowiązek opowiedzieć znajomym ostatnią część. Bonda nawet w „Skarpie” nie można było obejrzeć, bo udaremniał misterne plany rosyjskich służb. 2012 r. Nowy apartamentowiec A co z cenami biletów? - Były przystępne. Chyba, że się kupowało u konika. Ci panowie sprzedawali bilety nawet pięć razy drożej. „Skarpa” była ładna? - To dobra architektura. Niski budynek, zza którego widziało się park, a dalej - drugi brzeg Wisły. Wchodziło się do kina po schodkach na ogromny taras od ulicy Kopernika. Tam zbierały się gwiazdy na premierach. Żal jej pani? - Pewnie, że tak! Kino towarzyszyło mi przez całą młodość. Ale rozumiem decyzję o rozbiórce. „Skarpa” nie nadawała się na teatr czy biuro. Tylko jedna sala, bez porządnego zaplecza ani możliwości rozbudowy. Obyło się bez protestów sąsiadów. Sami nie potrafiliśmy znaleźć perspektyw dla „Skarpy”. Teraz z okna widzi pani apartamentowiec, który powstał na miejscu kina. Ładny? - Nijak się ma do poprzedniego stylu! Budynek jest pretensjonalny, architektura dla nowobogackich. W dodatku teren po „Skarpie” deweloper całkowicie odciął od okolicy, otoczył go wysokim płotem. Zniknęły trawniki, ławki i przejście do parku. Ma się wrażenie, jakby przyszli mieszkańcy tych apartamentów utworzyli sobie prywatną wysepkę. W budynku cena za metr wynosi podobno 25 tys. Niewiarygodne, prawda? Aż boję się zgadywać, ile mogą kosztować lokale na parterze. Martwię się, że powstaną tu jedynie oddziały banków, a w witrynach zawisną obrzydliwe reklamy. Nowy budynek zasłonił nam okna. Nie ma „Skarpy”, ale najsmutniejsze jest to, straciliśmy wspólne miejsce po niej. ■ Fotografia kina Skarpa - NAC 3 WARSZTATY DZIENNIKARSKIE 23-27 STYCZNIA 2012 REPORTAŻ LEMONIADA NIE DLA HERBATKI Pod mostem Poniatowskiego każdy ma swój raj Powiśle dzieli od centrum zaledwie kilka przystanków tramwajowych, a od rzeki kilka kroków. Widok z okna na Wisłę. Klubów tutaj masa. Klimat i oryginalność wielu z nich przyciąga ekscentryków i smakoszy z całej Warszawy. To miejsce stało się mekką streetartowców i designerów, którzy dzięki imprezom i targom organizowanym przez lokale mają okazję zaprezentować się innym. W 2009 r. architekci z grupy projektowej Centrala odnowili kasę biletową dworca PKP Warszawa Powiśle. Bartek Kraciuk, Norbert Redkie i Dawid Bednarski stworzyli tu klubokawiarnię Powiśle, która swoją wyjątkowość zawdzięcza klientom. - Rano przychodzą babcie z pieskami po latte, wieczorem młodziaki z ledwo zdobytym dowodem, dla których jedno piwo okazuje się zbyt dużym wyzwaniem - opowiada barman i grafik Paweł Cajgner. Ikony polskiego show-biznesu i gwiazdy filmowe też pojawiają się w klubokawiarni. Andrzej Chyra wpada na pogawędki, a Borys Szyc pije lemoniadę za 9 złotych. Powiśle to symbol luksusu, snobizmu i rozwoju. Powstają tu ekskluzywne apartamentowce, a ich ceny przyprawiają o ból głowy. - Ale nie ma spiny – ciągnie Paweł. – Wszyscy robimy taką samą kupę. Kręci się tu filmy, seriale i programy publicystyczne, co nie przeszkadza kelnerom w podawaniu kawy. - Dzisiaj ja jestem panem muzyki, więc lecą Rolling Stonesi – rzuca Paweł. Wieczorem inny barman puszcza Red Hot Chili Peppers. Wbijają się nastolatki: - Bo to miejsce jest hipsterskie i minimalistycznie urządzone. Zajebiste i jeszcze można popatrzeć na pociągi. Kilka metrów od klubokawiarni zupełnie inny klimat. Centrum skejtów, którzy pod most Poniatowskiego przyjeżdżają z całej Warszawy i okolic. Dla nich niedokończone arkady to raj, jedyne miejsce w całym mieście, gdzie na desce można pojeździć za darmo. To przypomina, że na Powiślu luksusowe apartamentowce powstają na terenach zalewowych, gdzie kiedyś mieszkali nędzarze. - Ratusza i pani prezydent nie obchodzą nasze problemy. Pisaliśmy wiele próśb i listów, ale w odpowiedzi dostawaliśmy jedynie informacje o braku funduszy na nowy skejt park – mówi jeden z chłopaków. - Jeździ się nielegalnie, są nawet mistrzostwa i deski w nagrodę. Spisali nas wiele razy, praktycznie codziennie to robią. Hipstersko-offowi klienci klubu nie mieszają się ze skejtami. - Na colę chodzimy do Carrefour’a , bo jest o wiele taniej niż po drugiej stronie ulicy, w klubie – mówią skejci. Wisła dzieli Warszawę, ale tu mała uliczka okazuje się barierą. Czasem jednak udaje się spotkać. Pod mostem mieszka bezdomny. W klubokawiarni nazywają go uprzejmie pan Herbatka. Bo menadżer pięć razy dziennie funduje mu herbatę, kupuje też chleb i ubrania. Opowiada: - Pomagam panu Herbatce przetrwać zimę. ■ 4 WARSZTATY DZIENNIKARSKIE 23-27 STYCZNIA 2012 SKEJT POD ARKADAMI Pod Most Poniatowskiego przychodzą codziennie, siedzą od rana do wieczora, to najlepsze darmowe miejsce Janek robi kick-flipa - teraz skaczemy tylko na parterze, bo kiedyś była afera, jeden chłopak spadł z pierwszego piętra - mówi Przejście podziemne na dworcu PKP Warszawa Powiśle Michał, Tomek i Janek odpoczywają po ostrej jeździe 5 WARSZTATY DZIENNIKARSKIE 23-27 STYCZNIA 2012 ROZMOWA BUSZU CO DRUGI BLIKLE SIĘ BUNTOWAŁ Rewolucji nie przewidujemy. Nie będziemy na każdym rogu sprzedawać tortów po złoty dziewięćdziesiąt dziewięć - mówi prof. Andrzej Blikle Na czym opiera się fenomen firmy Blikle? - Zarządza nią już piąte pokolenie. W ciągu 142 lat tylko raz zawiesiliśmy działalność - podczas powstania warszawskiego. W Polsce Ludowej pozostaliśmy cukiernią prywatną zarządzaną rodzinnie. Staramy się to podkreślać, na tym budujemy wizerunek. Żaden Blikle się nie buntował? - Co drugi! Mój ojciec nie widział świata poza rodzinną cukiernią. Ja wybrałem matematykę i w ogóle o niej nie myślałem. Mniej więcej w 1990 roku postanowiłem sprawdzić, czy nie mogę się do czegoś przydać. I zostałem. Miałem nawet plan, by poświęcać się matematyce i cukierni zarazem, ale biznes zawładnął całym moim czasem. Na firmę potrzebowałem całych tygodni, miesięcy, lat. Jak mówiłem, Bliklowie o numerach parzystych nie chcieli zajmować się nią. Mój nieparzysty syn wdał się w dziadka – dla niego liczy się tylko firma. Ukończył prawo, ale w ogóle nie brał pod uwagę żadnej innej życiowej alternatywny. trzymać się swojego, bo to scala rodzinę i daje stabilizację biznesu. Jak udało się wam przetrwać wszystkie burze? - Dzięki dobremu zarządzaniu i oddaniu sprawie. Zysk jest koniecznością, oczywiście. Bez niego firma nie może istnieć, Czemu pan zrezygnował z ale nie to powinno być celem. Dla nauki? nas nie jest. Dobrze wiecie, że żeby - Bo dobro firmy wzięło górę. żyć, trzeba jeść. Kto nie je, ten Pokolenie, które aktualnie nią umrze. Ale żyć dla jedzenia? Ktoś zarządza, ma poczucie taki długo nie pociągnie. odpowiedzialności za poprzednie. Z przedsiębiorstwami podobnie. I za to, które dopiero przyjdzie. Jeżeli celem dla firmy jest zysk, Ciągłość się liczy. Pamiętam, jak na to żyje krócej. początku lat 90., kiedy gospodarka Ojciec mi powiedział: „Nigdy nie żywiołowo się rozwijała, przychodzili możesz poświęcić renomy dla zysku”. Firmy rodzinne mają do mnie znajomi: „Będziemy robić poczucie dumy, a z dobrego imienia łóżka szpitalne. Wchodzisz?”. Nie, bo ja robię ciasta. „Kino otwieramy. można żyć sto lat. ➞ Wchodzisz?”. Nie. Wiecie, trzeba 6 WARSZTATY DZIENNIKARSKIE Dla kogo żyje firma? - Dla wszystkich, którzy mają interes w jej istnieniu. To właściciele, pracownicy, dostawcy, ale również - co bardzo ważne - klienci, państwo i społeczeństwo. Trzymamy się tej zasady i zostaliśmy za to nagrodzeni. Dzięki temu pośrednio uniknęliśmy upaństwowienia. Mimo że zatrudnialiśmy więcej pracowników niż przewidywała norma, władze godziły się na to. Czemu? Cóż, miały w tym interes. Wyroby naszej firmy trafiały na stoły urzędników. Co Festiwal Chopinowski, mówiło się o pączkach Bliklego. Co występ Mazowsza, wspominano o nas. Chwalono za gest, bo posyłaliśmy słodycze za darmo. Kupowały u nas ambasady. Dlatego panowało przekonanie, że upaństwowienie zmieni cukiernię na gorsze. Mój ojciec powiedział sobie: „Sam nigdy nie oddam firmy. Jeśli zabiorą mi ją siłą – trudno.” Nie dał się złamać. Czy Blikle to tylko pączki? - Pączek jest i zawsze był królem. Wbrew temu, co się może wydawać, najtrudniej go zrobić. Lukier musi być trochę błyszczący, nie może za bardzo się lepić, ale też nie może pękać. Pączka nie można chłodzić. Broń Boże, proszę go nie wkładać do lodówki. Oprócz pączka mamy tort generalski. Zrobiony dla konkretnego generała? - Tak, ale nie dla Jaruzelskiego. Podczas stanu wojennego musiałem to nieustannie podkreślać. Wtedy dla wielu „generał” był tylko jeden.W latach 20. mieszkał w Rembertowie kapitan de Gaulle. Nie był zbyt zamożny, dlatego nie chodził do kasyna oficerskiego. Przyjeżdżał do Warszawy, spacerował i zaglądał do naszej kawiarni. Jako że moja babka pochodziła z francuskiej rodziny, płynnie ze sobą rozmawiali. W tej samej kamienicy, kilka pięter wyżej mieszkała młoda dziewczyna, w której podobno się podkochiwał. Do rodziny dotarły plotki o tej znajomości, nie spodobały się i de Gaulle wrócił do Paryża. Do Warszawy przyjechał w 1967 roku na zaproszenie władz. Była to pierwsza wizyta zachodniej głowy państwa od zakończenia wojny. Wcześniej udzielił wywiadu, 23-27 STYCZNIA 2012 w którym wspomniał o naszej kawiarni. A ambasada francuska zaprosiła rodziców do pałacu w Wilanowie na uroczysty bankiet. I to na osobistą prośbę generała. Tata postanowił podkreślić swoją wdzięczność. Upiekł generałowi tort? - Nawet dwa, marcepanowy i czekoladowy. A że był zapobiegliwy, przygotował po dwa zapasowe, gdyby uszkodziły się podczas transportu. Okazały się niepotrzebne i zostały sprzedane klientom. Spodobały się, więc serwujemy je do dzisiaj. Teraz pracujemy nad marcepanem chopinowskim. Takie nasze kulki Mozarta w kształcie klawiszy, w artystycznym opakowaniu. Inne plany? - Rewolucji nie przewidujemy. Nie będziemy na każdym rogu sprzedawać tortów po złoty dziewięćdziesiąt dziewięć. Chcemy być firmą ciepłą, tradycyjną i luksusową zarazem. Dla koneserów i smakoszy. ■ 7 WARSZTATY DZIENNIKARSKIE 23-27 STYCZNIA 2012 HISTORIA Działo się MIROSŁAW IKONOWICZ BRACKA 6/8 Mirosław Ikonowicz, wybitny dziennikarz i przyjaciel Ryszarda Kapuścińskiego, pracuje w Polskiej Agencji Prasowej. Wyrosła z Polskiej Agencji Telegraficznej, która powstała po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. Dziś zatrudnia kilkuset dziennikarzy, fotoreporterów i korespondentów zagranicznych. Mieści się w nowoczesnym budynku przy Brackiej z imponującą serwerownią. Kiedyś wyglądało tu inaczej. „Trzydzieści aparatów ustawionych w dwóch rzędach (…) wystukiwało nieregularne rytmy, niektóre nieruchomiały, milkły, ale koncert mechanicznych cykad zaczynał się na nowo (…). Sala dalekopisów Polskiej Agencji Prasowej znajdowała się na ostatnim trzecim piętrze (…) secesyjnej kamienicy przy ul. Foksal”. Tak pierwszą powojenną siedzibę PAP w swojej najnowszej książce „Hombre Kapuściński” wspomina Mirosław Ikonowicz. Dziś praca agencji jest łatwiejsza i szybsza. Dzięki najnowszej technologii, która przecież nadal się rozwija, można przesyłać informacje z każdego miejsca na Ziemi. BUSZ WA R S Z AW S K I Redakcja: ul. Boleść 2 00-259 Warszawa Jeszcze niedawno korespondent musiał czasem przemierzyć wiele kilometrów, żeby nadać wiadomość. Jednak według Mirosława Ikonowicza taka forma pracy dawała więcej swobody. - Teraz korespondent jest w pewien sposób ograniczony, na smyczy . Redakcja w każdej chwili może zażądać dostarczenia informacji. PAP to miejsce, które świetnie przygotowuje do pracy dziennikarskiej. Jednak trudno się tam dostać. Agencja stawia kandydatom duże wymagania: co najmniej dwa języki obce, wszechstronna wiedza. - Tylko prawdziwe talenty mogą liczyć na pracę w PAP – mówi Mirosław Ikonowicz. Twierdzi jednak, że zarobki dziennikarza nie zmieniły się od czasów wojny. Ani rozwój technologii, ani przełom polityczny na to nie wpłynęły. Tymczasem dziennikarze Polskiej Agencji Telegraficznej byli dobrze sytuowanymi osobistościami. Ponoć przed wojną wynajmowali apartamenty w Bristolu. - Za czasów PAP nie do pomyślenia. Teraz jesteśmy jak takimi szarymi mrówkami – twierdzi Mirosław Ikonowicz. Redaguje zespół: Karolina Czelej, Katarzyna Czernichowska, Jan Domagalski, Agnieszka Furmaniak, Jan Kołodziejczyk, Ewa Kwiatkowska, Alicja Newman, Roksana Portka, Aleksandra Radzikowska, Sylwia Rudnicka, Ewelina Szewczak, Klaudia Wojtczak, Joanna Wyrwas, Julia Ziółkowska, Paula Zembrzuska, Justyna Żarkowska O R G A N I Z A T O R Z Y WA R S Z T A T Ó W PONIEDZIAŁEK Wymyślamy tematy, dzielimy się zadaniami. WTOREK Poranek z varsavianistą dr Markiem Ostrowskim. W południe spacer z Dariuszem Bartoszewiczem, dziennikarzem stołecznej Gazety Wyborczej. ŚRODA Z graficzką Katarzyną Kobzdej rozmawiamy o dawnym kinie Skarpa, z Pawłem Cajgnerem - o modnym klubie Warszawa Powiśle, z prof. Andrzejem Blikle nie tylko o pączkach. CZWARTEK Mirosław Ikonowicz opowiada o Ryszardzie Kapuścińskim i Polskiej Agencji Prasowej. Z pracownikami PKP Polskie Linie Kolejowe Mirosławem Siemieńcem, Janem Teleckim i Maciejem Dutkiewiczem poznajemy stacje Powiśle i Stadion - nadal w budowie. PIĄTEK Redagujemy jednodniówkę. 8