Dzień 16 lipca rodzina carska spędziła jak zwykle

Transkrypt

Dzień 16 lipca rodzina carska spędziła jak zwykle
Richard Pipes
REWOLUCJA ROSYJSKA
FRAGMENT (z rozdziału 17)
Dzień 16 lipca rodzina carska spędziła jak zwykle. Sądząc po ostatnim zapisie w dzienniku
Aleksandry, dokonanym o godzinie 23, kiedy rodzina udawała się na spoczynek, nikt nie
przeczuwał, że ma się wydarzyć coś szczególnego.
Przez cały dzień Jurowski był bardzo zajęty. Po wybraniu miejsca, w którym zwłoki miały być
spalone i pochowane – był to nieczynny szyb w pobliżu wsi Koptiaki – kazał zaparkować
ciężarowego fiata za parkanem przed głównym wejściem do domu Ipatjewa. Przed zapadnięciem
zmroku polecił Miedwiediewowi odebrać strażnikom rewolwery. Miedwiediew zebrał dwanaście
siedmiostrzałowych rewolwerów typu Nagan, będących standardowym wyposażeniem oficerów
rosyjskich, i zaniósł je do pokoju dowódcy. O godzinie 18 Jurowski wezwał kuchcika, Leonida
Siedniewa, i kazał mu wyjść z domu; zaniepokojonym Romanowom powiedział, że chłopiec ma
się spotkać ze stryjem, kamerdynerem Iwanem Siedniewem. Było to kłamstwo, gdyż stary
Siedniew został rozstrzelany przez Czekę już kilka tygodni przedtem; był to jedyny w tych
dniach ludzki odruch Jurowskiego, gdyż uratował on chłopcu życie. Około godziny 22 rozkazał
Miedwiediewowi zakomunikować strażnikom, że tej nocy Romanowowie zostaną rozstrzelani i
żeby nie wpadali w popłoch, kiedy usłyszą strzały. Ciężarówka, która miała przyjechać o
północy, przybyła z półtoragodzinnym opóźnieniem, co odwlokło egzekucję.
O godzinie 1.30 nad ranem Jurowski obudził doktora Botkina i polecił mu zebrać pozostałych.
Oświadczył, że w mieście wybuchły rozruchy i dla własnego bezpieczeństwa wszyscy zostaną
przeniesieni na parter. Tłumaczenie to musiało wydać się przekonywające, gdyż mieszkańców
domu Ipatjewa często dochodziły odgłosy strzelaniny na ulicach; poprzedniego dnia Aleksandra
zanotowała, że w ciągu nocy słyszała salwę artyleryjską i kilka strzałów rewolwerowych. Przez
pół godziny jedenaścioro więźniów myło się i ubierało. Około godziny 2 zeszli po schodach.
Przodem szedł Jurowski. Za nim Mikołaj z Aleksym na rękach: obaj w wojskowych koszulach i
czapkach. Potem szła caryca z córkami, Anastazja z ulubionym spanielem Jemmym, rasy King
Charles, i doktor Botkin. Diemidowa niosła dwie poduszki; w jednej ukryta była szkatułka z
kosztownościami. Za nią szedł kamerdyner Trupp i kucharz Charitonow. W sąsiednim pokoju, o
czym rodzina nie wiedziała, był dziewięcioosobowy pluton egzekucyjny, złożony z sześciu
Węgrów i czterech Rosjan. Według relacji Miedwiediewa rodzina „sprawiała wrażenie
spokojnej, jakby nie spodziewając się żadnego niebezpieczeństwa”.
Po zejściu wewnętrznymi schodami wszyscy wyszli na dziedziniec i skręcili w lewo, aby zejść
do niższej kondygnacji. Zaprowadzono ich na przeciwległy koniec domu, do zajmowanego
przedtem przez strażników pokoju o wymiarach 5 na 6 metrów, z którego usunięto całe
umeblowanie. Pokój miał jedno okratowane, półkoliste okno, umieszczone wysoko pod sufitem,
na ścianie szczytowej oraz tylko jedne otwarte drzwi. Po przeciwległej stronie były drugie drzwi
prowadzące do pomieszczeń magazynowych, ale te były zaryglowane. Pokój był więc pułapką.
Aleksandra zdziwiła się, dlaczego nie ma krzeseł. Jurowski, jak zawsze uprzedzająco
grzeczny, rozkazał, aby wniesiono dwa krzesła: na jednym Mikołaj umieścił syna, drugie zajęła
Aleksandra. Pozostałym kazano ustawić się pod ścianą. Kilka minut później Jurowski wrócił do
pokoju w towarzystwie dziesięciu uzbrojonych mężczyzn. A oto jak opisuje scenę, która
nastąpiła potem:
Kiedy weszła straż, powiedziałem Romanowom, że wobec faktu, iż ich krewni prowadzą natarcie przeciw
Rosji Sowieckiej, Komitet Wykonawczy Uralskiej Rady postanowił ich rozstrzelać. Mikołaj odwrócił się
tyłem do plutonu i stanął przed rodziną. Później, jak gdyby starając się opanować, odwrócił się i zapytał:
„Co? Co?”. Szybko powtórzyłem to, co powiedziałem przedtem, i rozkazałem plutonowi stanąć na baczność.
Jego członkom już wcześniej powiedziano, do kogo mają strzelać i że mają mierzyć prosto w serce, aby
uniknąć większego rozlewu krwi i szybko sprawę zakończyć. Mikołaj nic więcej nie powiedział. Odwrócił się
ponownie twarzą do rodziny. Pozostali wydawali jakieś nieartykułowane okrzyki. Wszystko to trwało kilka
sekund. Potem zaczęła się strzelanina, która trwała dwie czy trzy minuty. Mikołaj zginął od razu – od mojego
strzału.
Od naocznych świadków wiemy, że caryca i jedna z jej córek ledwie zdążyły się przeżegnać;
one także zostały zabite natychmiast. Dopóki strażnicy nie wystrzelali wszystkich nabojów,
trwała straszliwa kanonada: według Jurowskiego odbijające się rykoszetem od ścian i podłogi
pociski jak grad skakały po całym pokoju. Dziewczęta krzyczały. Trafiony kulami Aleksy spadł z
krzesła. Charitonow „usiadł na podłodze i zmarł”.
To była ciężka praca. Każdemu oprawcy Jurowski przydzielił po jednej ofierze z rozkazem
strzelania prosto w serce. Mimo to kiedy strzelanina ucichła, sześć ofiar – Aleksy, trzy z
dziewcząt, Diemidowa i Botkin – jeszcze żyło. Aleksy leżał w kałuży krwi, jęcząc; Jurowski
dobił go dwoma strzałami w głowę. Diemidowa rozpaczliwie się broniła, zasłaniając się
poduszkami (w jednej z nich ukryte było metalowe pudełko), ale i ona padła na ziemię dobita
bagnetem. „Kiedy zadano cios jednej z dziewcząt, bagnet nie mógł przebić gorsetu” – skarżył się
Jurowski. Cała, jak ją nazwał, „procedura” trwała 20 minut. Miedwiediew tak wspominał tę
scenę: „Każdy miał po kilka ran postrzałowych w różnych częściach ciała; twarze były
zakrwawione, ubrania także przesiąkły krwią”78.
Strzały słychać było na ulicy, mimo że uruchomiono silnik ciężarówki, aby je zagłuszyć.
Jeden ze świadków zeznających przed Sokołowem, mieszkaniec domu Popowa po przeciwnej
stronie ulicy, wspominał:
Mogę z łatwością odtworzyć w pamięci noc z 16 na 17 lipca, ponieważ tej nocy nie zmrużyłem oka.
Przypominam sobie, że około północy wyszedłem na podwórze i podszedłem do szopy. Mdliło mnie, więc
przystanąłem tam. W chwilę później z oddali usłyszałem salwy. Było ich około piętnastu, a po nich
pojedyncze strzały: trzy albo cztery, ale nie z karabinów. Było już po godzinie 2 nad ranem. Strzały
dochodziły z domu Ipatjewa; sprawiały wrażenie przytłumionych, jak gdyby rozlegały się w piwnicy. Szybko
zawróciłem wtedy do siebie do pokoju, bo bałem się, że strażnicy z domu, w którym więziono byłego cara,
mogliby mnie dostrzec z góry. Kiedy wróciłem, mój najbliższy sąsiad spytał: „Słyszałeś?”. Odpowiedziałem:
„Słyszałem strzały”. „Rozumiesz?” „Tak, rozumiem”, powiedziałem i obaj zamilkliśmy.
Oprawcy przynieśli prześcieradła z pokojów na piętrze i po obrabowaniu zwłok z
kosztowności, które schowali do kieszeni, broczące krwią ciała ponieśli na zaimprowizowanych
noszach przez parter do zaparkowanej przed główną bramą ciężarówki. Na podłodze pojazdu
rozłożyli zwykłą wojskową plandekę, ułożyli zwłoki w stos i przykryli drugą taką samą plandeką.
Jurowski zażądał zwrotu zrabowanych kosztowności pod karą śmierci: skonfiskował złoty
zegarek, wysadzaną brylantami papierośnicę i kilka innych drobiazgów. Następnie odjechał
ciężarówką.
Jurowski polecił Miedwiediewowi, żeby jego ludzie posprzątali piwnicę. Aby usunąć ślady
krwi, strażnicy przynieśli miotły, wiadra z wodą i piach. Jeden z nich tak opisywał tę scenę:
Pokój wypełniało coś przypominającego opary prochu strzelniczego; pachniało prochem [...]. W ścianach i na
podłodze były dziury od kul. Szczególnie dużo pocisków (nie pocisków, ale dziur od kul) było na jednej
ścianie [...] Nigdzie na ścianach nie było śladów bagnetów. Tam, gdzie były ślady kul na ścianach i na
podłodze, dookoła pełno było krwi: na ścianach były rozpryski i plamy, a na podłodze niewielkie kałuże.
Krople i kałuże krwi były także we wszystkich innych pokojach, przez które przechodziło się w drodze z
pokoju z dziurami od kul na dziedziniec domu Ipatjewa. Podobne plamy krwi zostały na kamieniach
dziedzińca aż do bramy.
Jeden ze strażników, który następnego dnia wszedł do domu Ipatjewa, zastał tam kompletny
nieład: ubrania, książki, ikony leżały rozrzucone i przemieszane na stołach i podłogach,
porozrywane w poszukiwaniu ukrytych pieniędzy i klejnotów. Atmosfera była ponura, strażnicy
nieskorzy do rozmowy. Powiedziano mu, że czekiści nie zgodzili się spędzić reszty nocy w
swych kwaterach na parterze i przenieśli się na piętro. Jedyną żywą pamiątką po poprzednich
lokatorach był spaniel carewicza, Joy, którego jakoś przegapiono: stał przed drzwiami sypialni
księżniczek i czekał, by go wpuszczono. „Doskonale pamiętam – zeznawał jeden ze strażników –
jak sobie pomyślałem: nie masz na co czekać”.
Na razie strażników stojących przed budynkiem pozostawiono na posterunkach, stwarzając
pozory, że w domu Ipatjewa nic się nie zmieniło. Celem tego oszukaństwa było zorganizowanie
pozorowanej próby ucieczki więźniów podczas „ewakuacji”, w trakcie której członkowie rodziny
carskiej mieli rzekomo zostać zabici. 19 lipca najważniejsze rzeczy należące do cara i
Aleksandry, w tym ich prywatne papiery, załadowano do pociągu, a Gołoszczokin zawiózł je do
Moskwy.
Świadomi, że lud rosyjski przypisuje cudotwórcze właściwości relikwiom męczenników i
zdecydowani zapobiec kultowi Romanowów, jekaterynburscy bolszewicy dołożyli ogromnych
starań, aby zniszczyć wszelkie ślady zwłok. Miejsce wybrane w tym celu przez Jurowskiego i
jego zastępcę, Jermakowa, znajdowało się w lesie pod wsią Koptiaki, 15 kilometrów na północ
od Jekaterynburga, na bagnistym terenie, wśród torfowisk i opuszczonych szybów.
Kilka kilometrów za miastem wioząca zwłoki ciężarówka natknęła się na grupę 25 jeźdźców z
wozami:
Byli to robotnicy (członkowie Rady, jej Komitetu Wykonawczego itd.) skrzyknięci przez Jermakowa. Wołali:
„Po coście ich przywieźli martwych?” Myśleli, że to im zostanie zlecona egzekucja Romanowów. Zaczęli
przenosić zwłoki na wozy. [...] Natychmiast przystąpili do opróżniania kieszeni [ofiar]. Tu znów musiałem
zagrozić im karą śmierci przez rozstrzelanie i wystawić straże. Okazało się, że Tatiana, Olga i Anastazja
nosiły jakieś specjalne gorsety. Postanowiono rozebrać zwłoki do naga – ale nie tam, tylko w miejscu, gdzie
miały być pochowane.
Kiedy ekipa dotarła do opuszczonej kopalni złota z szybem o prawie trzymetrowej głębokości,
była już godzina 6–7 rano. Jurowski rozkazał zwłoki rozebrać i spalić.
Kiedy zaczęli rozbierać jedną z dziewcząt, zobaczyli gorset częściowo rozerwany przez kule: z rozcięć
przeświecały brylanty. Teraz oczy tych typów rzeczywiście rozbłysły. Musiałem rozpędzić całą bandę. [...]
Żołnierze w dalszym ciągu rozbierali i palili zwłoki. Okazało się, że Aleksandra Fiodorowna miała na sobie
pas pereł, sporządzony z kilku naszyjników obszytych płótnem. (Każda z dziewcząt miała na szyi amulet z
fotografią Rasputina i tekstem jego modlitwy.) Brylanty zebrano razem; ważyły około pół puda [8
kilogramów] [...]. Po zapakowaniu wszystkich kosztowności do woreczków resztę rzeczy znalezionych przy
zwłokach spalono, a same ciała wrzucono do szybu.
Szczegóły zbezczeszczenia zwłok sześciu kobiet musimy pozostawić wyobraźni czytelnika:
dość powiedzieć, że jeden z robotników uczestniczących w tej operacji przechwalał się później,
że teraz „może spokojnie umrzeć, gdyż uszczypnął carycę w...”.
W tym właśnie miejscu, przez miejscowych rolników zwanym „Czterema braćmi” od czterech
wysokich sosen, które wyrastały tam ze wspólnego pnia, Sokołow przez kilka miesięcy
prowadził wykopaliska w poszukiwaniu szczątków Romanowów. Znalazł sporo materiału
dowodowego – ikony, wisiorki, klamry od pasków, okulary i zapinki do gorsetów – które
zidentyfikowano jako należące do członków rodziny carskiej. Znaleziono też odrąbany palec –
sądzono, że był to palec carycy, przypuszczalnie odcięty, aby dało się zdjąć ciasno przylegający
pierścionek. Sztuczną szczękę zidentyfikowano jako należącą do doktora Botkina. Oprawcy nie
zadali sobie trudu spalenia zwłok psa Jemmy, którego szczątki w stanie rozkładu odnaleziono na
dnie szybu. Przeoczyli lub przypadkiem upuścili też 10-karatowy brylant należący do carycy,
prezent od jej małżonka, oraz krzyż eks-cara z platyny i brylantów; oba leżały w trawie.
Ale szczątków ofiar nie udało się znaleźć, co przez wiele lat rodziło domysły, że masakrę
przeżyła część, czy wręcz większość członków rodziny carskiej. Tajemnica wyjaśniła się dopiero
po opublikowaniu pamiętników Jurowskiego, z których wynika, że zwłoki tylko tymczasowo
pochowano pod „Czterema braćmi”.
Jurowski doszedł do wniosku, że szyb przy „Czterech braciach” jest za płytki, aby dobrze
ukryć grób. Wrócił do miasta, aby zasięgnąć języka, i dowiedział się o głębszych szybach przy
trakcie do Moskwy. Wrócił więc niebawem z zapasem nafty i kwasu siarkowego. 18 lipca w
nocy, po zablokowaniu okolicznych dróg dojazdowych, ludzie Jurowskiego przy pomocy
oddziału Czeki odkopali zwłoki i załadowali na ciężarówkę. Ruszyli traktem moskiewskim, ale
po drodze ciężarówka ugrzęzła w błocie. Zwłoki pogrzebano więc w pobliżu w płytkiej mogile.
Twarze i ciała ofiar oblano kwasem siarkowym, grób zaś zasypano ziemią i ściółką. Miejsce
pochówku pozostawało nie znane aż do 1989 roku.
Podczas gdy mordercy zacierali ślady zbrodni, w Ałapajewsku, 140 kilometrów na północny
wschód od Jekaterynburga, rozgrywał się inny akt tragedii Romanowów. Bolszewicy trzymali
tam internowanych od maja 1918 roku kilku członków rodu carskiego: wielkiego księcia
Sergiusza Michajłowicza, wielką księżnę Elżbietę Fiodorownę (wdowę po wielkim księciu
Sergiuszu Aleksandrowiczu zamordowanym przez terrorystów w 1905 roku, siostrę eks-carycy,
teraz mniszkę), księcia Władimira Pawłowicza Paleya i trzech synów wielkiego księcia
Konstantego – Igora, Konstantego i Iwana. W towarzystwie adiutantów i służby przebywali oni
w areszcie domowym w budynku szkoły na przedmieściu Ałapajewska, pod strażą Rosjan i
Austriaków.
Dwudziestego pierwszego czerwca – w tym samym czasie, kiedy więzieni w domu Ipatjewa
otrzymali pierwszy list od rzekomych wybawców – zmieniono status internowanych w
Ałapajewsku. Wprowadzono surowy regulamin więzienny. Z wyjątkiem dwojga zauszników –
sekretarza nazwiskiem Fiodor Riemiez i mniszki – wszystkie towarzyszące im osoby
wywieziono, skonfiskowano kosztowności i poważnie ograniczono swobodę ruchów. Wykonano
to na rozkaz Biełoborodowa, wysłany z Jekaterynburga rzekomo po to, aby zapobiec
powtórzeniu się próby „ucieczki” Michała z Permu, do której doszło tydzień przedtem.
Siedemnastego lipca, w dniu zamordowania rodziny carskiej, w Ałapajewsku więźniom
zakomunikowano, że zostaną przewiezieni w bezpieczne miejsce. Tego wieczoru władze
zainscenizowały atak na budynek szkoły, w której mieszkali Romanowowie; napastnikami była
uzbrojona banda przebrana za „białogwardzistów”. Twierdzono, że więźniowie chcieli skorzystać
z wynikłego zamieszania i usiłowali zbiec. W rzeczywistości przewieziono ich do miejscowości
Wierchniaja Siniaczicha, zaprowadzono do lasu, dotkliwie pobito i zamordowano.
Osiemnastego lipca o godzinie 3.15 nad ranem Rada Ałapajewska zadepeszowała do
Jekaterynburga, który reżyserował tę całą farsę, że uwięzieni Romanowowie zbiegli. Później tego
dnia Biełoborodow telegrafował do Swierdłowa w Moskwie i do Zinowjewa i Urickiego w
Piotrogrodzie:
Ałapajewski Komitet Wykonawczy dowiedział się, że 18 rano nie zidentyfikowana banda napadła na
budynek, w którym trzymano byłych wielkich książąt Igora Konstantynowicza, Konstantego
Konstantynowicza, Iwana Konstantynowicza, Siergieja Michajłowicza i Paleya stop Mimo oporu straży
książęta zostali porwani stop Ofiary po obu stronach, poszukiwania w toku.
Sekcja zwłok przeprowadzona przez białych ujawniła, że wszystkie ofiary z wyjątkiem
wielkiego księcia Sergiusza, który przypuszczalnie stawiał opór i został zastrzelony, jeszcze żyły,
kiedy wrzucano je do szybu. Pięciu członków rodziny wraz z towarzyszącą wielkiej księżnej
Elżbiecie mniszką zginęło z braku powietrza i wody, być może dopiero po upływie kilku dni.
Autopsja wykryła ślady ziemi w ustach i w żołądku wielkiego księcia Konstantego.
Gdyby nawet nie istniały niepodważalne dowody na to, że rozkaz wymordowania Romanowów
przyszedł z Moskwy, można by mieć poważne podejrzenia, że tak właśnie było, gdyż pierwszy
oficjalny komunikat o „egzekucji” Mikołaja wydano właśnie w stolicy, a nie Jekaterynburgu,
gdzie rzekomo miała zapaść decyzja w tej sprawie. Radzie Obwodu Uralskiego pozwolono na
ogłoszenie oficjalnej wersji wydarzeń dopiero pięć dni po zbrodni, o której powszechnie już
wiedziano za granicą.
Choć nie mamy na to niepodważalnych dowodów, wydaje się, że Moskwa nakazała
Jekaterynburgowi wstrzymać się z ogłoszeniem komunikatu ze względu na szczególnie delikatną
sprawę losów carycy i dzieci.
Problem stanowili Niemcy, o których względy bolszewicy w tym okresie szczególnie usilnie
zabiegali. Kajzer był kuzynem Mikołaja i ojcem chrzestnym carewicza. Gdyby zechciał, mógłby
domagać się wydania Niemcom eks-cara z rodziną jako warunku brzeskich układów
pokojowych: bolszewicy nie mieli żadnych możliwości odrzucenia takiego żądania. Ale kajzer
nie zrobił nic. Kiedy w początkach marca król Danii poprosił go o wstawienie się za rodziną
carską, kajzer odparł, że nie jest w stanie przyznać im azylu, gdyż bolszewicy potraktowaliby to
jako próbę restauracji monarchii. Odrzucił także prośbę króla Szwecji o spowodowanie
złagodzenia doli Romanowów. Najprawdopodobniejsze wyjaśnienie takiego postępowania
podaje Bothmer, którego zdaniem wynikało ono z obaw przed reakcją niemieckich partii
lewicowych.
Berlin był obojętny na losy Mikołaja, ale wykazywał pewne zaniepokojenie bezpieczeństwem
carycy, która była Niemką z pochodzenia, jej córek oraz kilku innych niemieckich dam na
dworze Romanowów, w tym Elżbiety Fiodorowny, siostry Aleksandry; o nich wszystkich
mówiono „niemieckie księżniczki”. 10 maja Mirbach poruszył ich sprawę w rozmowie z
Karachanem i Radkiem i wysłał do Berlina następujący raport:
Nie pozwalając sobie, rzecz jasna, na występowanie w roli obrońcy obalonego ustroju, w rozmowie z
komisarzami dałem mimo to wyraz naszym oczekiwaniom, że niemieckie księżniczki będą traktowane z
największym szacunkiem, a zwłaszcza nie będą poddawane żadnym drobnym szykanom, nie mówiąc już o
grożeniu im śmiercią. Karachan i Radek, którzy zastępowali niedysponowanego Cziczerina, przyjęli moje
uwagi życzliwie i ze zrozumieniem.
Siedemnastego lipca rano funkcjonariusz Rady w Jekaterynburgu – niemal na pewno jej
przewodniczący, Biełoborodow – wysłał depeszę na Kreml z raportem o wydarzeniach minionej
nocy. Niezmiernie drobiazgowa kronika życia Lenina, rejestrująca jego działania publiczne
niemal godzina po godzinie, pod tą datą odnotowuje dość zagadkowo: „Lenin otrzymuje (o 12 w
południe) list z Jekaterynburga i pisze na kopercie: «Otrzymałem. Lenin»”. Gdy się weźmie pod
uwagę, że między Jekaterynburgiem a Kremlem istniała bezpośrednia łączność telegraficzna,
można przyjąć, iż dokument, który otrzymał Lenin, był depeszą, a nie listem. Po drugie, kronika
z reguły podaje treść odnotowanej w niej korespondencji do Lenina. Pominięcie streszczenia
nasuwa przypuszczenie, że w tym wypadku chodziło o wymordowanie rodziny carskiej,
ponieważ była to sprawa, której literatura komunistyczna nigdy nie łączyła z imieniem Lenina.
Najwidoczniej w depeszy nie dość szczegółowo informowano o losie żony i dzieci Mikołaja,
gdyż Kreml zadepeszował do Jekaterynburga z prośbą o wyjaśnienia. Jeszcze tego samego dnia
Biełoborodow wysłał do Moskwy zaszyfrowaną depeszę, która sprawia wrażenie odpowiedzi na
pytanie. Odpis tej depeszy odnalazł Sokołow w urzędzie telegraficznym w Jekaterynburgu, ale
nie zdołał złamać szyfru. Dopiero dwa lata później dokonał tego rosyjski kryptolog w Paryżu.
Dokument ten ostatecznie wyjaśnił kwestię losu rodziny carskiej:
MOSKWA Kreml Sekretarz Rady Komisarzy Ludowych Gorbunow, z odwrotnym potwierdzeniem odbioru.
Zakomunikujcie Swierdłowowi, że cała rodzina podzieliła los głowy rodziny. Oficjalnie rodzina zginęła w
czasie ewakuacji. Biełoborodow.
Depesza Biełoborodowa dotarła do Moskwy tego wieczora. Nazajutrz Swierdłow
zakomunikował wiadomość prezydium Wszechrosyjskiego Centralnego Komitetu
Wykonawczego, starannie pomijając wzmiankę o tym, że rodzina Mikołaja nie żyje. Mówił o
poważnym zagrożeniu tym, że eks-car wpadnie w ręce Czechów, i otrzymał od prezydium
formalną aprobatę działań Rady Obwodu Uralskiego. Nie zadał sobie nawet trudu wyjaśnienia,
dlaczego rodziny carskiej nie przewieziono do Moskwy w czerwcu lub na początku lipca, kiedy
był czas, żeby to zrobić.
Później tego dnia Swierdłow pojawił się na posiedzeniu Rady Komisarzy Ludowych
odbywającym się właśnie na Kremlu. Jeden z naocznych świadków tak przedstawia tę scenę:
W trakcie dyskusji nad projektem dotyczącym ochrony zdrowia, który referował tow. Siemaszko, wszedł
Swierdłow i zajął miejsce na krześle za Iljiczem. Siemaszko skończył. Swierdłow zbliżył się, pochylił się nad
Iljiczem i coś mu szepnął.
– Towarzysz Swierdłow prosi o głos w celu złożenia oświadczenia.
– Mam wam do zakomunikowania – rozpoczął Swierdłow normalnym, opanowanym głosem – że
otrzymaliśmy informację, iż w Jekaterynburgu, na mocy decyzji Rady Obwodowej, został rozstrzelany
Mikołaj. Aleksandra Fiodorowna i jej syn przebywają w pewnych rękach. Mikołaj usiłował zbiec. Czesi
podchodzili coraz bliżej. Prezydium Komitetu Wykonawczego wyraziło aprobatę.
Powszechne milczenie.
– Przejdźmy teraz do czytania projektu, punkt po punkcie – zaproponował Iljicz.
Czytanie, punkt po punkcie, wznowiono, a potem nastąpiła dyskusja nad projektem w sprawie statystyki .
Bardzo trudno dociec, co miała znaczyć ta komedia, gdyż członkowie bolszewickiego
gabinetu musieli przecież ponad wszelką wątpliwość znać prawdę. Najwidoczniej bolszewicy
odczuwali potrzebę maskowania swoich gwałtów pozorami „poprawności”.
Następnie Swierdłow opracował projekt oficjalnego komunikatu, który przekazał gazecie
„Izwiestija” do publikacji nazajutrz, 19 lipca. Przekład tego komunikatu 22 lipca zamieścił
londyński „Times”:
Na pierwszej sesji Centralnego Komitetu Wykonawczego, wybranego przez V Zjazd Rad, opublikowano
posłanie otrzymane bezpośrednio drogą telegraficzną z Rady Obwodu Uralskiego w sprawie rozstrzelania
eks-cara Mikołaja Romanowa.
Jekaterynburg, stolica Czerwonego Uralu, był ostatnio poważnie zagrożony przez zbliżające się bandy
czechosłowackie. Jednocześnie wykryto kontrrewolucyjny spisek, którego celem było wyrwanie tyrana z rąk
Rady przy użyciu siły zbrojnej.
W świetle tego faktu prezydium Rady Obwodu Uralskiego postanowiło rozstrzelać eks-cara, Mikołaja
Romanowa. Decyzję wykonano 16 lipca.
Żonę i syna Romanowa odesłano w bezpieczne miejsce. Wykryte dokumenty dotyczące spisku wysłano do
Moskwy umyślnym kurierem.
W ostatnim czasie zapadła decyzja o postawieniu eks-cara przed trybunałem w celu osądzenia go za
przestępstwa przeciwko narodowi, a tylko późniejsze wydarzenia spowodowały zwłokę w wypełnieniu tego
postanowienia. Prezydium Centralnego Komitetu Wykonawczego, po przedyskutowaniu okoliczności, które
zmusiły Radę Obwodu Uralskiego do podjęcia decyzji o rozstrzelaniu Mikołaja Romanowa, przyjęło
następującą uchwałę: Rosyjski Centralny Komitet Wykonawczy, reprezentowany przez prezydium, akceptuje
decyzję Rady Okręgu Uralskiego jako właściwą.
Centralny Komitet Wykonawczy jest obecnie w posiadaniu niezmiernie doniosłych materiałów i dokumentów
dotyczących sprawy Mikołaja Romanowa: jego odręcznie pisanego dziennika, który prowadził niemal do
ostatnich dni; dzienników żony i dzieci; korespondencji, w tym listów Grigorija Rasputina do Romanowa i
jego rodziny. Wszystkie te materiały zostaną zbadane i w najbliższym czasie opublikowane.
Tak narodziła się oficjalna legenda: Mikołaj – i tylko on sam – został rozstrzelany, gdyż
usiłował zbiec, a decyzję podjął nie bolszewicki Komitet Centralny w Moskwie, lecz Rada
Obwodu Uralskiego.
Dziewiętnastego lipca i w następnych dniach, kiedy „Prawda” i „Izwiestija” drukowały
pierwsze doniesienia o rzekomych uchwałach Rady Jekaterynburskiej – wraz z dekretem o
upaństwowieniu mienia Romanowów, wydanym 13 lipca – Rada Jekaterynburska nadal
zachowywała kamienne milczenie.
Prasa światowa podała tę wiadomość zgodnie z oficjalną wersją bolszewicką. „New York
Times” zamieścił ją na czołowej stronie wydania niedzielnego z 21 lipca pod tytułem „Eks-car
Rosji zabity z rozkazu Rady Uralskiej. Mikołaj rozstrzelany 16 lipca z obawy, że mogliby go
porwać Czechosłowacy. Żona i następca tronu bezpieczni”. W towarzyszącym tej depeszy
nekrologu protekcjonalnie opisywano rozstrzelanego monarchę jako „sympatycznego, ale
słabego”. Zgodnie z trafnymi przewidywaniami Moskwy, wnioskującej na podstawie obojętności
towarzyszącej w poprzednim miesiącu pogłoskom o śmierci Mikołaja, świat nie przejął się
zbytnio tą egzekucją.

Podobne dokumenty