Zdzisław Dobrowolski

Transkrypt

Zdzisław Dobrowolski
Zdzisław Dobrowolski
O przyszłości Internetu
Pisanie o przyszłości Internetu ma w sobie coś z magii - do tego stopnia jest ona trudna do
przewidzenia! Zawsze jednak pozostaje opisanie jego pryncypiów, które - jeśli wierzyć, iż ma on
własną dynamiką i pewnych procesów, raz uruchomionych, zatrzymać nie sposób - mogą być
punktem wyjścia do dalszych rozważań. Internet to bestia inteligentna, która niechętnie ujawnia
tajemnice i uwielbia spoglądać na swoje odbicie w krzywym zwierciadle. Niestałość Internetu ,
lepiej niż cokolwiek innego, oddaje charakter współczesnej cywilizacji, która odrzuciła sztywny
gorset kontroli informacji, tak charakterystyczny dla cywilizacji druku. Okazało się, że
żywiołem informacji jest zmiana. Inwazji mediów elektronicznych towarzyszy przekonanie, że
rodzaj i charakter zmian, które powodują, jest rewolucyjny. Idea postępu, która utraciła wiele ze
swojej uwodzicielskiej charyzmy, teraz się chowa za Internetem, nie bacząc, iż nie jest on wolny
od paradoksów. Dawna oświeceniowa wiara w postęp zachowała swój wigor już tylko w
technokratycznych wizjach informacyjnych autostrad. Kto w ten nowy, wspaniały świat nie
wierzy, ma do wyboru albo powieści cyberpunkowe, z głośnym Neuromancerem Williama
Gibsona na czele, albo eseje Stanisława Lema zebrane w tomie Bomba Megabitowa 1.
Ogromny, także propagandowy, sukces Internetu sprawił, iż dostęp do tej sieci uznany został za
cywilizacyjny standard, a wyszukiwanie on-line stało się podstawą poszukiwania informacji w
ogóle. Jednak Internet zaczyna być za duży i zbyt skomplikowany. Zawsze będzie budził pokusę
podzielenia go na kawałki, choćby udostępniając szybkie sieci uprzywilejowanym Sieci
wirtualne wcale nie muszą być uniwersalne. Zapowiedzią takiego ukierunkowania może być
rozwój ekstranetów. Za kontynuacją Internetu, w tym kształcie, który ma dzisiaj, przemawia
jednak, że zawsze był czymś więcej niż tylko technologią zestawiania komputerowych sieci.
Internet jest też, a może nawet przede wszystkim, zjawiskiem społecznym, związanym z
demokratyzacją dostępu do informacji.
Wprawdzie już komercyjny sukces komputerów osobistych zapowiadał ekspansję mediów
cyfrowych, to jednak dynamika wzrostu Internetu przeszła wszelkie oczekiwania. Mówimy tu o
zjawisku, które ledwie co się zaczęło - otwiera go bezpłatna dystrybucja pierwszej graficznej
przeglądarki stron WWW (Mosaic, 1993). Oczywiście cała niezbędna technologia, która stoi za
tym sukcesem, funkcjonowała już wcześniej i słusznie historię Internetu wywodzi się od
ARPANET-u; nie zmienia to jednak faktu, że Internet najwięcej zawdzięcza wynalazkowi
zwanemu World Wide Web. Gdyby nie on, mógłby na długo pozostać siecią akademicką. Ten
właśnie Internet, którego synonimem jest system WWW, stał się kanwą wielkiej współczesnej
narracji. Towarzyszy mu inne wielkie wydarzenie, koniec podziału powojennego świata na dwa
bloki. Tylko splot tych dwóch wydarzeń tłumaczy “karnawał”, jaki na temat Internetu zapanował
w mediach, kiedy nagle wszystko okazało się możliwe, a cyfrowy świat zaczął wyglądać, jakby
1
był zaklęty przez wielkiego czarodzieja. Nic dziwnego, że u końca magicznej dekady lat
dziewięćdziesiątych, którą śmiało można nazwać dekadą Internetu, największym bestsellerem
okazał się cykl powieści o małym czarodzieju, Harry Potterze.
Internet tworzą standardy, czyli odpowiednio zdefiniowane i opisane techniczne zasady jego
funkcjonowania. Standardy Internetu są społeczną własnością publicznie testowaną i
modyfikowaną. Podstawową zasadą Sieci jest otwartość. Przyszłość Internetu zależy więc nie
tylko od rozwoju technologii, ale i od kontynuacji społecznego charakteru Sieci.
Otwartość Internetu, oczywiście ma swoje wady. Piętą Achillesową Sieci są sprawy
bezpieczeństwa. Nasza prywatność oraz nasze dane są stale zagrożone. Włamania hackerów, co
jakiś czas obnażają słabość jego systemów zabezpieczeń. Internet nigdy nie będzie do końca
bezpieczny, bowiem otwartość ma swoją cenę. Niewątpliwie hamuje to rozwój elektronicznego
handlu i finansowych transakcji, bowiem zabezpieczenie danych przed włamaniem jest
kosztowne i skomplikowane. Powoduje to wzrost kosztów elektronicznego handlu i minie długi
czas nim zagrozi on tradycyjnej sprzedaży, dlatego wiele sklepów i sieci handlowych zajmuje
pozycję wyczekującą - rozszerza swoją ofertę o elektroniczny handel, ale nie planuje
zaniechania tradycyjnych form sprzedaży.
Przyszłość Internetu, tak jak rysuje się teraz, wzięła rozbrat z wcześniejszymi o niej
wyobrażeniami, a więc marzeniami o świecie pozbawionym ograniczeń. Okazało się, że Internet
jest repliką świata rzeczywistego w większym stopniu niż zakładano. Objęcie całego
społeczeństwa dostępem do szybkiej, szerokopasmowej sieci, czyli realizacja koncepcji
informacyjnych autostrad, wymaga ogromnych inwestycji, których podjęcie bez nadziei na
szybkie zyski jest niemożliwe. Tymczasem, z ekonomicznego punktu widzenia, celowość
szybkiego zastąpienia telefonów przez wideotelefony, książek i gazet drukowanych przez
książki i gazety elektroniczne, a wypożyczalni wideo przez interaktywną telewizję, jest
wątpliwa. Minie wiele czasu, zanim urządzenia komputerowe będą równie proste w użyciu jak
inne przedmioty codziennego użytku.
Niewątpliwie, technologia jest mitotwórcza. Jednym z jej wielkich mitów jest wiara, że
wyrównuje społeczne różnice. Internet dodał temu mitowi nowych nadziei, bowiem
rzeczywiście zdemokratyzował dostęp do informacji. Przyszłość elektronicznej technologii leży
w personalizacji serwisów informacyjnych. Internet i telefonia komórkowa wtedy osiągają
największe sukcesy, kiedy wychodzą naprzeciw naszym potrzebom społecznym i tworzą
serwisy będące przedłużeniem realnego życia.
Technologia jest najlepszym narzędziem propagandy, której podstawowym zabiegiem jest
mieszanie dwóch porządków - teraźniejszości, która poddaje się empirycznej analizie, i
przyszłości, która nie może być jej poddana. Na tym schemacie oparty jest marketing nowych
technologii, który przemawia do widowni. Chcemy się zmieniać, boimy się nudy i wierzymy, że
technologia jest prawdziwą podstawą współczesnej cywilizacji. Z drugiej strony, zmiana, jako
porządek rzeczy, powoduje reakcje skrajne. Ciekawe, że najgłośniejsze współczesne teorie
posługują się metaforyką wrogą pojęciu zmiany. Mamy więc do czynienia z "końcem historii",
z "końcem wielkich narracji" i ze "śmiercią autora". Jednak teza o "końcu wielkich narracji"
2
sama jest wielką narracją, teza o "końcu historii" natychmiast otworzyła debatę, którą śmiało
można nazwać historyczną, a o "śmierci autora" powiadomiła nie jego rodzina, ale Roland
Barthés - sam autor. Prowokacyjna z zamysłu problematyka "końca" natychmiast ujawniła skalę
społecznego zmęczenia zmianą, jako podstawą współczesnej cywilizacji.
Traktowanie Internetu jako narzędzia globalizacji opiera się na założeniu, że technologia
informacyjna prowadzi do westernizacji społeczeństw niezachodnich. Otóż pewności tutaj nie
ma, są zaś rosnące wątpliwości 2. Sieć jednak, choć z globalizmem politycznym łączona, jest od
niego zjawiskiem szerszym, ciekawszym i bardziej demokratycznym. Ten mariaż z globalizmem
zaczyna być dla rozwoju Internetu kłopotliwy, ponieważ pozbawia go dawnej “niewinności”.
Internet można potraktować jako próbę zbudowania cywilizacji uniwersalnej. Rzeczywiście,
jego narzędzia są uniwersalne, podobne serwisy rozwijają się we wszystkich częściach świataniezależnie od specyfiki lokalnej. Podobnie było, w swoim czasie, z koleją,jej dworcami i
miastami wyrastającymi jak grzyby po deszczu przy ważniejszych węzłach. Podróżni doskonale
znają poczucie tymczasowości towarzyszące pobytowi na dworcu i łatwość, z jaką ponownie
stajemy się koczownikami. Jeden z najstarszych naszych atawizmów – to wędrówka. - Nic więc
dziwnego, iż metafory opisujące Internet pełne są odniesień do podróży, że odwołują się do
naszych skrytych tęsknot: chęci przygód, nowych wrażeń i nowych znajomości.
Z globalizmem związane są możliwości politycznego wykorzystania Internetu. Pozwolę sobie
tutaj na wysunięcie pewnej hipotezy. Największym społecznym sukcesem gospodarki rynkowej
było powstanie i rozwój klasy średniej. Jeżeli prawdziwa jest teza, że globalizm powoduje jej
powolną erozję, to będziemy mieli do czynienia z odwróceniem długiego historycznego trendu,
który wywarł decydujący wpływ na strukturę społeczną krajów zachodnich3. Mylą się ci, którzy
sądzą, że odwrócenie tego procesu - bez wielkich wstrząsów społecznych – jest możliwe. Klasa
średnia to uśpiony olbrzym, tyle że z dostępem do Internetu i telefonem komórkowym. Kto chce
zobaczyć prawdziwe polityczne możliwości Siec niechaj go obudzi. A więc Internet może w
przyszłości wykorzystać klasa średnia do obrony swojej pozycji. Pewne tego symptomy mamy
już dzisiaj, Internet i telefony komórkowe były podstawą logistyki głośnych blokad rafinerii
przez firmy przewozowe we Francji i w Anglii w roku 2000. Sprawność organizacyjna tych
protestów była wzorowa, a ich paraliżująca skuteczność przekroczyła wszelkie oczekiwania.
Internet i media
Gdyby Internetu nie było, zostałby wymyślony przez media. Nigdy jeszcze żaden wynalazek nie
miał tak dobrej prasy. Zdaje się, że poszerzenie przestrzeni medialnej dobrze robi wszystkim
mediom. Nie ma prostej analogii pomiędzy tym wszystkim, co nastąpiło po wynalazku druku, a
tym, co spowodował wynalazek Internetu. Prognozowany przez teoretyków proces szybkiego
zastąpienia druku mediami elektronicznymi nie nastąpił.
Rozważania o Internecie wpisane są we współczesny dyskurs o mediach, na który największy
wpływ wywarł McLuhan. Prawdziwość jego niektórych sądów jest jednak wątpliwa, zwłaszcza
głośnej tezy, że za sprawą mediów elektronicznych świat stał się globalną wioską. Internet,
oczywiście, nie jest tym, czym - wedle McLuhana - powinien być, ale odwrotnie - monstrualnie
wielką przestrzenią informacji. Ponad miliard stron WWW, 200 tys. list dyskusyjnych, 30 tys.
grup Usenetu, kilkaset milionów internautów - oto liczby łamiące wszelkie nasze wyobrażenia o
3
sielskości, niechby nawet i globalnej, wioski. Większość internautów nigdy o sobie nie słyszała i
na wzajemne kontakty nie liczy. Internet nie ma jarmarku gromadzącego wszystkich,pod tym
względem nie przypomina telewizji, która potrafi skupić ogromną widownię wokół swoich
wielkich spektakli.
Internet stał się częścią - nastawionej na masową widownię - kultury popularnej. Za jego
sprawą wyszukiwanie informacji weszło w jej orbitę. Czy wpływ Internetu na kulturę masową
jest porównywalny z tym, który ma telewizja? Czy nasza uległość wobec mediów nie jest
świadectwem upodobania do narracji i suspensu? Medialny potwór zawsze jest głodny,
ponieważ dobrych, czyli wciągających fabuł nigdy nie jest za wiele. Film karmi się powieścią, a
telewizja filmem. Internet jest większą zagadką, ponieważ łatwiej niż stare media naśladuje
świat realny, z całym jego chaosem.
Błyskawiczny ekspansja Internetu stała się kanwą jeszcze jednej wielkiej narracji szybko
skonsumowanej przez mass media. Wszystko tam można znaleźć: fortuny rodzące się w jeden
dzień, "Wielkiego Brata" (Microsoft), wesołych kompanów z lasów Sherwoodu (Netscape,
AOL), święte bractwa (programistów Linuxa), wpływowych przyjaciół (Al Gore), wreszcie,
pełen rozmachu powrót amerykańskiego mitu o przesuwającej się granicy. Wylansowanie
Internetu nie byłoby możliwe bez wielkiego poparcia mediów.
Funkcją podstawową mediów jest dostarczanie informacji i rozrywki. Telewizja generalnie
więcej swojego programowego czasu poświęca rozrywce, zaś codzienna prasa - informacji. Jest
jeszcze wynalazek plotkarskiej prasy popularnej (tabloidów), której wygląd naśladuje wiele
Internetowych portali. Odwołują się one do przyzwyczajeń masowego odbiorcy, w ten sposób
szukając popularności. Jeżeli chodzi o rozrywkę, to Internet ma sukcesy przede wszystkim w
dwóch dziedzinach: pornografii i dystrybucji muzyki. Muzyka popularna nie oparła się
internetowej kulturze wolnego dostępu (Napster), która wywiera coraz większy wpływ na ten
rynek. Po raz pierwszy producenci i dystrybutorzy mediów (płyt CD) poczuli się zagrożeni i
zaczęli z Internetem walczyć.
Pomimo wcześniejszych przewidywań, Internet nie odebrał telewizji zbyt wielu widzów, z
jednym wyjątkiem - kanałów informacyjnych. Okazało się, że masowy odbiorca preferuje
oglądanie spektakli, że interaktywność nie jest dla niego aż tak ważna, jak sądzono.
Sekwencyjność nadal jest podstawą większości telewizyjnych i filmowych narracji.
Interaktywne gry komputerowe stworzyły własny świat, który ma wprawdzie wpływ na masową
kulturę, ale jej nie zdominował. Badania Reeves'a i Nassa obaliły przekonanie, że im bardziej
zaawansowana technologia, tym wiarygodniejsza symulacja rzeczywistości 4.
Meandry hipertekstowej rewolucji
World Wide Web spowodował rewolucję w sposobie dystrybucji informacji. W opartych na
druku systemach tradycyjnych kanały dystrybucji są wąskie i zależne od specyfiki lokalnej.
Wybór tytułów książek i czasopism zależy od oferty księgarskiej i bogactwa kolekcji
bibliotecznych miejscowych bibliotek. Media masowe, a więc radio i telewizja, przełamują
ograniczenia wąskich kanałów dystrybucji informacji, ale dają swoim użytkownikom jedynie
iluzję jej wyboru. Informacja jest teraz powszechnie dostępna, ale jej wybór zależy od ludzi
4
mediów. Elektroniczne dokumenty Internetu mają szeroki kanał dystrybucji oraz zasięg
globalny. Łatwość dostępu do informacji oraz swoboda jej wyboru nie ma żadnych
wcześniejszych analogii.
Dokumenty Internetu, a zwłaszcza systemu WWW, korzystają z wielu technik multimedialnych
komputerowego świata. Web jest kolorowy, graficzny, dźwiękowy, animowany i interaktywny.
WWW traktuje grafikę i animację jako formę tekstu. Technika taka jak Flash, która daje
zaawansowane możliwości graficzne, jest wykorzystywana na stronach WWW daleko poniżej
swoich możliwości, albowiem skomplikowane formy graficzne nie dają się łatwo przełożyć na
język tekstu, który, siłą rzeczy, musi być złożony z łatwo rozpoznawalnych graficznych znaków
(ikon). Kultura popularna niemal całkowicie oparta jest na obiektach, które są łatwo
rozpoznawalne.
Wynalazek WWW - niemal natychmiast - zyskał wielkie wsparcie przemysłu komputerowego.
Od czasu rewolucji mikrokomputerowej jego obsesją stało się wylansowanie urządzenia
komputerowego równie popularnego, jak telewizor. Wierzono, że urządzenia do obsługi Webu
podbiją masowy rynek, a nawet zastąpią telewizję. Zdarzenia potoczyły się inaczej - już we
wczesnej fazie rozwoju Web stał się Internetem, a Internet Webem, czyli uniwersalną, otwartą
przestrzenią informacji, która nie ma właściciela. Urządzeniem komputerowym, które
rzeczywiście zaczęło podbijać masowy rynek został telefon komórkowy, a nie PC.
Telekomunikacja wygrała wyścig z informacją. W głębi duszy pozostaliśmy nomadami; nawet,
kiedy nie wędrujemy, uwielbiamy wszystko, co podróż ułatwia: samochód, telefon komórkowy i
kartę kredytową. Nic więc dziwnego, że najbardziej ekscytującym komputerem osobistym jest
przenośny notebook, na jego przykładzie świetnie widać, gdzie leży źródło błędu popełnionego
przez przemysł komputerowy. Oddał się on produkcji przedmiotów drogich i skomplikowanych.
Zaczął produkować sprzęt dla biur i administracji, a nie dla masowego odbiorcy. Co za brak
wyobraźni! Wcale nie potrzebujemy jednego, uniwersalnego urządzenia komputerowego
obsługującego nasze wszystkie potrzeby - siłą rzeczy skomplikowanego i drogiego. Na co dzień
jesteśmy przyzwyczajeni do korzystania z wielu przedmiotów, które pełnią różne proste funkcje.
Jak się okazało, wynalazek Tima Bernersa-Lee miał wielki potencjał rozwojowy. Jego
największą zaletą jest harmonijne połączenie prostoty interfejsu z kompleksowością usług.
WWW wcale nie był nową technologią, tylko zręcznym wykorzystaniem tych technologii, które
Berners-Lee miał od dyspozycji. Analogia do wynalazku prasy drukarskiej jest tutaj uderzająca.
Web od początku zbierał informacje o użytkownikach (zapisy transakcji). O preferencjach
internatów świadczą również linki do zasobów sieciowych zamieszczone na stronach WWW.
Coraz częściej z informacji tych korzystają wyszukiwarki. Ogromna przewaga, jaką zyskał
Google (www.google.com) nad swoimi konkurentami, wynika z jego podejścia do linków.
Google umieszcza na szczycie hierarchii te dokumenty, do których prowadzi najwięcej linków, a
więc uznane przez społeczność Internetu za najważniejsze. Inny mechanizm stosuje serwis
Alexa (www.alexa.com), który wyłapuje najpopularniejsze strony analizując zapisy transakcji
serwerów proxy.
5
Znakomitym przykładem wykorzystywania otwartości i uniwersalności Webu są jego
metaserwisy. Chcąc udzielić odpowiedzi na pytania, korzystają one z wyszukiwarek, katalogów
tematycznych, innych metaserwisów, sieciowych encyklopedii oraz słowników. Dzięki
wszechstronnej odpowiedzi na pytania ułatwiają prowadzenie dalszych poszukiwań. Bez
otwartości oraz uniwersalności Internetu/Webu, funkcjonowanie takich serwisów nie byłoby
możliwe. Wielki, codzienny konkurs popularności stron ma stały wpływ na wynik naszych
poszukiwań. Okazuje się, że nasze potrzeby informacyjne są dość typowe, że mają charakter
społeczny.
System WWWW przechodzi znamienną ewolucję - ulega hierarchizacji. Bez portali,
wyszukiwarek i indeksów tematycznych trudno go sobie dzisiaj wyobrazić. Internet zaczyna się
zachowywać jak wielka uniwersalna baza danych. Algorytmy wyszukiwania szperaczek oraz
arbitralne decyzje klasyfikatorów narzucają dokumentom swoje hierarchie. Olbrzymia
nadprodukcja stron WWWW zniszczyła swobodne surfowanie jako metodę wyszukiwania.
Dokumenty hipertekstowe, teoretycznie oparte o wolną grę skojarzeń, podporządkowane zostały
wirtualnym kolekcjom. Ich symbolem są indeksy tematyczne, które pełnią funkcję wielkiego
filtra informacji. Obejmują one jedynie jedną tysięczną zasobu internetowych dokumentów,
mimo to należą do najpopularniejszych witryn. Internauci zachowują się bardziej
konserwatywnie niż wcześniej przypuszczano, poszukują informacji w formie dokumentów i nie
życzą sobie ich nadmiaru. Innymi słowy, preferują sekwencyjny, a nie asocjacyjny sposób
zbierania informacji.
Globalne serwisy wymagają teraz wielkich nakładów finansowych. Zagrożeniem samodzielności
wyszukiwarek, tych flagowych okrętów internetowej floty, są rosnące koszty ich utrzymania.
(Googla obsługuje 10 tys. serwerów!), dlatego łączą się z portalami i próbują zarabiać na swoich
serwisach. Część z nich pobiera opłaty za szybką aktualizację stron, inne - za wysoką pozycję
witryny w rankingach (www.goto.com). Wniosek z tego taki, że rosnące koszty utrzymania
globalnych serwisów mogą spowodować ich degenerację. A więc zagraża im nie tylko
ewentualna zmiana polityki wielkich graczy (AOL Warner, Microsoft), ale również - co
paradoksalne - szybki wzrost Internetu.
Wpływ na kłopoty finansowe wielu portali ma rosnące rozczarowanie reklamodawców
Internetem jako platformą reklamy. Okazało się, że jest on mniej skutecznym medium niż
telewizja. Było to do przewidzenia. Reklama z natury jest mało interaktywna - jej zadaniem jest
perswazja, a nie sztuka wyboru. Być może Internet w ogóle zapowiada zmierzch mediokracji i
ograniczenie zysków medialnych koncernów. W tej sytuacji będzie rosła rola serwisów
publicznych - finansowanych przez państwo i organizacje pozarządowe, a zatem częściowy
powrót Internetu do jego instytucjonalnego matecznika.
Większość witryn WWW ma charakter lokalny i może liczyć na niewielką liczbę odwiedzin.
Szybki wzrost Internetu wcale nie powiększa liczby najpopularniejszych witryn. Statystycznie
rzecz biorąc (według odwiedzin), Internet jest w takim samym stopniu globalny, jak i lokalny
takiej proporcji nie miało wcześniej żadne medium. Siła Internetu nie polega więc na tym, iż
stanowi medium globalne, ale że potrafi świetnie łączyć serwisy globalne z lokalnymi
potrzebami. Najlepszą wyszukiwarką polskich stron WWW jest globalny Google, chociaż żaden
6
z programistów Google'a specjalnie tego nie planował. Antynomia pomiędzy tym, co globalne, a
tym, co lokalne, w świecie Internetu nie istnieje - jego serwisy są uniwersalna.
Kłopoty wieku dojrzewania
Okres pionierski Internet ma już za sobą, nie dlatego, iż ujawnił wszystkie swoje magiczne
właściwości, ale dlatego, że zaczynamy być znużeni wrzawą medialną na jego temat. Poza tym,
chwalony bez umiaru, dotarł do rąk nowych użytkowników, którymi już nie są zachwyceni
dostępem do Sieci starzy wyjadacze - nieźle wyszkoleni w unikaniu różnych komputerowych
pułapek. Dla nowych użytkowników Internet jest za wielki i zbyt skomplikowany. Czeka ich
stresujący okres prób i błędów zanim nauczą się czerpać z niego korzyści.
Internet zaczyna powszednieć - bajeczna koniunktura, jaką miał w latach 1999-2000, nie mogła
trwać wiecznie. Najpierw giełda, a później media, zauważyły, że za sny na jawie również trzeba
płacić. Gdyby Internet pozbawić darmowych serwisów (portale, wyszukiwarki), to straciłby
wiele na swojej atrakcyjności. Realna rzeczywistość zaczyna więc brać górę nad rzeczywistością
wirtualną i Sieć wpadła we własne sidła: nie może pobierać opłat za korzystanie ze swoich
najpopularniejszych serwisów, bowiem grozi to zahamowaniem jej lawinowego wzrostu, który z
kolei, ma decydujący wpływ na giełdową wartość internetowych firm. Historia komercyjnych
serwisów online niech służy tu za przestrogę - chociaż przynoszą zyski, to nigdy nie podbiły
masowego rynku.
Przez wiele lat Internet był siecią uniwersytecką i przejął wiele z akademickich zwyczajów.
Przykładem niech będzie prawo autorskie. Uniwersytety nigdy nie dały sobie narzucić
kapitalistycznego prawa własności intelektualnej i do dzisiaj każda biblioteka uniwersytecka jest
z nim na bakier. Wiedza na uniwersytecie nadal jest własnością całej wspólnoty, a cytowanie
źródeł symbolem akademickiego stylu. Wszystkie te wartości przeniesione zostały do Internetu.
Na nich została oparta tak charakterystyczna dla Internetu kultura wolnego dostępu do
informacji i oprogramowania - jedna z podstaw jego wielkiego sukcesu. Radykalna zmiana tego
stanu rzeczy nie jest już możliwa, a to dlatego, że kulturę wolnego dostępu wspierają popularne
serwisy, które bez komercjalizacji Internetu doskonale mogą się obyć: poczta elektroniczna, listy
dyskusyjne, wiadomości Usenetu i pogawędki
Jeśli marzeniem każdego producenta jest znalezienie surowca w nadmiarze i za bezcen, to
producent informacji w takiej właśnie jest sytuacji i nie słychać, aby ją sobie chwalił. To samo
można powiedzieć o konsumencie, który narzeka nie na brak informacji, ale na jej nadmiar.
Informacja stała się tu towarem, jednak innych towarów pod wieloma względami nie
przypomina. Wiele naszych pytań pozostaje bez odpowiedzi, a na inne otrzymujemy odpowiedzi
sprzeczne. Kupując informację nie mamy pewności, czy będziemy potrafili ją wykorzystać.
Informacja traktowana jest jak towar na podstawie umowy społecznej, pomimo tych
paradoksów, rynki rosną teraz głównie dzięki wymianie informacji.
System WWW przedstawić można jako elektroniczne wydawnictwo, które w stałej ofercie ma
ponad miliard dokumentów. Otóż, ta zgoła industrialna nadprodukcja dokumentów, w której
Web szybko dogonił rynek książki drukowanej, wskazuje na pilną potrzebę następnej rewolucji
informacyjnej. Nastąpi ona wtedy, kiedy zostaną wynalezione narzędzia komputerowe do
7
merytorycznej oceny treści dokumentów. Narzędzia, którymi dysponujemy teraz, a więc katalogi
online, bazy danych i wyszukiwarki zapewniają tylko wstępną selekcję dokumentów i są
bezradne wobec ich zalewu. Dla przykładu: w samych Stanach Zjednoczonych opublikowano
blisko tysiąc książek zajmujących się przyszłością Internetu. Czy ktoś jest w stanie wszystkie je
przeczytać i poddać analizie? Tradycyjnych, opartych na lekturze metod studiowania zastosować
się tutaj nie da. Następna rewolucja informacyjna będzie więc związana z rozwojem
komputerowych narzędzi do merytorycznej oceny tekstów
Kiedy do tej rewolucji dojdzie i czy Internet ją zapowiada? Jak na razie, Internet rozwiązał
problem bezpośredniego dostępu do publikowanych w systemie WWW dokumentów, czyli
przełamał barierę, której systemy oparte na druku pokonać nie były w stanie. Internet ułatwia
również dostęp do informacji faktograficznej, a to za sprawą swoich systemów indeksowania
stron. Daleka jednak stąd droga do obsługi algorytmów, które będą musiały realizować przyszłe
systemy merytorycznej oceny informacji.
Przestrzeń medialna, telekomunikacja i wymiana informacji - z tych trzech żywiołów, w których
Internet uczestniczy, największe rezerwy ma wymiana informacji. Rosnące koszty utrzymania
serwisów informacyjnych mogą być powstrzymane przez inny model ich organizacji - wzorem
choćby Napstera (www.napster.com) mogą się stać serwisami partycypującymi, a więc
korzystającymi z przestrzeni dyskowej i procesorów swoich klientów. Opracowany przez
Napstera model współdzielenia zasobów jest uniwersalny, P gdyż połączenia modemowe, które
wciąż stanowią podstawę przyłączenia do Internetu większości komputerów, z czasem zostaną
zastąpione przez łącza bezpośrednie, a więc platforma niezbędna do obsługi takich serwisów
będzie powszechnie dostępna.
Nadmiar informacji powoduje demokratyzację serwisów informacyjnych, ponieważ pobudza
rozwój systemów samoorganizujących. Wydaje się więc, że Internet, pomimo wszelkie
paradoksy i niepewne źródła finansowania, zachowa w przyszłości swój charakter, i pozostanie
uniwersalną, otwartą dla wszystkich, przestrzenią informacji 5.
Przypisy:
1. William Gibson: Neuromancer. Poznań 1999; Stanisław Lem: Bomba megabitowa. Kraków 1999.
2. Samuel P. Huntington: Zderzenie cywilizacji i nowy kształt ładu światowego. Warszawa 2000.
3. Zygmunt Bauman: Globalizacja. Warszawa 2000.
4. Byron Revees, Clifford Nass: Media i ludzie. Warszawa 2000.
5. Metafory Internetu jako uniwersalnej, otwartej przestrzeni informacji często używa ojciec Webu - Tim
Berners-Lee. Jego poglądy w obszernym wyborze prezentuje witryna W3 Consortium (www.w3.org)..
8

Podobne dokumenty